background image

LYNNE GRAHAM

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • 

Budapeszt  •  Hamburg  Madryt  •    Mediolan  •  Paryż  • 
Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

-  Ożenić   się   z   tobą?   -   powtórzył   za   nią   Luc

i   spojrzał   z   niedowierzaniem   ciemnymi,   błyszczącymi
oczami. - Dlaczego miałbym chcieć ożenić się z tobą?
Catherine zadrżała i odwaga opuściła ją.

-

Zastanawiałam   się   tylko, 

czy

 

kiedykolwiek

 

o

 

tym

myślałeś?   -   Drżącymi   palcami   przestawiła   cukiernicz-
kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie
pomysł.

-

Czyj pomysł? - przerwał 

jej

 

łagodnie.

 

-

 

Jesteś

przecież całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji.

Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo 

zadowolenie   nie   towarzyszyłoby   tym   myślom.   Na 
początku kochała go miłością szaloną, graniczącą  z 
rozpaczą,   która  uniemożliwiała  zachowywanie   się  jak 
równorzędna partnerka.

Przez minione dwa lata  żyła  na przemian w unie-

sieniu i rozpaczy, ale on na pewno nigdy o tym nie 
pomyślał.   Ten   piękny,   luksusowy   apartament   był   jej 
więzieniem.   Nie   jego.   Była   ślicznym,   śpiewającym 
ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącznej 
przyjemności Luca.

Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był 

zwodniczy.   Choć   nic   nie   mówił,   wrzał   gniewem   na 
jakiegoś   wyimaginowanego   kozła   ofiarnego,   który 
ośmielił  się podpowiedzieć  jej to, co dla niego było 
raczej sprawą kłopotliwą.

-

Catherine!   –   nalegał 

niecierpliwie.
Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń.

-

To   był   mój   własny 

pomysł i... zależy mi na

background image

6                                           SPOTKANIE PO LATACH

odpowiedzi. - Odważyła się na kłamstwo, bo w rzeczy-
wistości nie chciała jej znać.

Gdyby   imperium   Santiniego   nagle   zbankrutowało, 

wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niż w 
tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o dobrym 
wychowaniu.

-Nie   masz   ani   pochodzenia,   ani   wykształcenia,

jakie spodziewam się znaleźć u mojej żony. Teraz już
wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co
zawsze   wśród   jego   rozmówców   ze   świata   biznesu
wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się już dłużej
nad tym zastanawiać. .

Krew   powoli   odpłynęła   z   jej   twarzy.   Te   brutalnie 

szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie 
sprawę,   że   mimo   wszystko   żywiła   maleńką,  kruchą 
nadzieję, iż Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne 
uczucie.   Odwróciła   od   niego   spojrzenie  swych 
łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła głowę.

-

Nie, nie będę się nad tym 

zastanawiać

 

-

 

zdołała

wyszeptać.

-

To   nie   jest   temat   do 

rozmowy

 

przy

 

śniadaniu

-   mruknął   niewiele   łagodniej,   z   przykrą   szorstkością,
w której bez trudu odczuła naganę za to, że ośmieliła
się poruszyć tę sprawę. - Dlaczego pragniesz związku,
w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, że jako
kochanek   jestem   daleko   mniej   wymagający,   niż   był
bym jako mąż.

Zrozumiała, że już zadecydowano o jej życiu. Luc, 

opalonym   na   brąz   kciukiem,   muskał   białe   kostki   jej 
zaciśniętej dłoni. I chociaż wiedziała, że robił to przez 
zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją.

Z lekkim westchnieniem odwinął mankiet jedwabnej 

koszuli.   Spojrzał   na   zegarek   marki   Cartier   i   z   nieza-
dowoleniem zmarszczył brwi.

-Spóźnisz się na swoje spotkanie.

Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, że

background image

                         SPOTKANIE PO LATACH                                    7

Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do-

prowadzało ją to do łez, wylewanych w samotności. 
Luc spojrzał na nią bacznie:

- Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało?
-  Nie... cóż mogło się stać? - Odwróciła się zaru-

mieniona.

-  Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine 

milczała zaskoczona. Przeszedł przez
cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić 
dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. '

-   A może martwisz się o swoje zabezpieczenie? 

Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał
w niej wrażenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z 
właściwą   mu   pychą   poczuł,   że   Catherine   słabnie   i 
drży. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze.

-  Któregoś dnia nasze ścieżki się rozejdą - powie-

dział   cicho   szorstkim   tonem.   -   Ale   daleki   jestem 
jeszcze od takiego zamiaru.

Mój Boże, myślała Catherine, czy on zdaje sobie 

sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to 
dlaczego   miałby   się   tym   przejmować?   Mówił   pół-
głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała 
słuchać. Nie możesz kupić miłości, Luc. Ani też nie 
możesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz?

W ciągu tych kilku dni w miesiącu, które zimny 

Luc   przeznaczał   na   przyjemności,   musiała   bardzo 
uważać.   Luc   tak   powierzchownie   traktował   ich 
związek,   że   nawet   nie   domyślał   się,   jak   strasznym 
piekłem  były  dla  niej   minione  tygodnie.   Otrząsnęła 
się już z fantastycznych mrzonek, z którymi zaczęła 
budować   swoje   życie   dwa   lata   temu.   On   jej   nie 
kochał. Ani też nie obudzi się nagle któregoś dnia ze 
świadomością, że nie może bez niej żyć... To się nie 
stanie nigdy.

-Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu.
Przyciągnął ją bliżej do siebie, drugą ręką z chłod-

nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa-
jące na jej szyję.

background image

8                                     SPOTKANIE PO LATACH

-   Bella mia -  powiedział po włosku, ochrypłym 

głosem.   Pochylił   ciemną   głowę,   aby   pocałować   jej 
wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym 
sprawdzianem, który zawsze kończył się jej porażką.

Z   poczuciem   winy   cofnęła   się,   aby   nie   mógł 

zauważyć   dziwnego,   obojętnego   chłodu 
ogarniającego jej ciało.

-   Nie czuję się dobrze - szepnęła przerażona, że 

może się zdradzić.

-   Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po-

winnaś się położyć.

Z   łatwością   wziął   ją   w   ramiona   i   zaczaj   znowu 

całować,   a   potem   zaniósł   do   sypialni   i   ułożył   na 
łóżku.

Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i 

kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:'

-  Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych 

diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy 
wreszcie wbijesz sobie do głowy, że podobasz mi się 
taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę? 
Nie zniosę takich głupot, Catherine.

-   Oczywiście   -   odpowiedziała,   nie   widząc   nic 

zabawnego w jego pomyłce.
-  Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę 
o tym Stevensowi.

Na   wzmiankę   o   strażniku,   wynajętym   dla   jej 

ochrony, ale bardziej, jak przypuszczała, dla śledzenia 
każdego   jej   ruchu,   wtuliła   twarz   w   poduszkę.   Nie 
lubiła Stevensa.

-   A   nawiasem   mówiąc,   czy   dobrze   się   z   nim 

czujesz?

-   Zrozumiałam już dawno, że wcale nie chodzi o 

to, bym dobrze się czuła z twoim strażnikiem. Czy nie 
dlatego zwolniłeś Sama Halstona? - mruknęła zado-
wolona ze zmiany tematu.

-   Zbyt był zajęty flirtowaniem z tobą, żeby właś-

ciwie wykonywać swoje obowiązki - zimno i z nacis-
kiem odparł Luc.

-  To nieprawda. Był tylko dla mnie życzliwy - za-

protestowała.
     

background image

                           SPOTKANIE PO LATACH                                   

- Nie wynajmowałem go po to, żeby był życzliwy. 

Gdybyś go traktowała tylko jak służącego, pozostałby 
tutaj - uciął Luc. - A teraz naprawdę muszę już iść. 
Zadzwonię do ciebie z Mediolanu.

Powiedział to w taki sposób, jakby miało to być 

dowodem   jego   specjalnych   względów.   W 
rzeczywistości   dzwonił   do   niej   codziennie,   bez 
względu na to, w jakim był zakątku świata.

Gdy telefon odezwie się jutro, to będzie dzwonił i 

dzwonił   w   pustych   pokojach.   Leżała   jeszcze   przez 
lalka   dręczących   minut,   patrząc   tam,   gdzie   przed 
chwilą stał Luc. Ciemnowłosy i dynamiczny, straszny 
dla wrażliwej kobiety. Nie przebierając w środkach, 
zawsze stawiał na swoim. Jej nieśmiałe próby oporu 
zawsze   kończyły   się   bardzo   szybko   w  zetknięciu   z 
jego silniejszą osobowością.

Cieszył się sławą jednego z dziesięciu najbogat-

szych   ludzi   świata.   Dla   mężczyzny   w   wieku 
dwudziestu   dziewięciu   lat   było   to   imponujące 
osiągnięcie.   Wystartował   w   nowojorskiej   dzielnicy 
zwanej   Małymi   Włochami,   mając   do   dyspozycji 
jedynie   swoją   niezwykłą   inteligencję.   I   w   dalszym 
ciągu nie przestaje się wspinać w górę. O wszystko, 
co miał, musiał walczyć i dlatego to, co przychodziło 
łatwo, nie miało dla niego wartości.

W   niedawno   opublikowanym   artykule   „Time", 

próbując   zgłębić   tajemnicę   tego   samotnika   w   po-
spolitym tłumie świata sukcesu, nazwał go samotnym 
wilkiem.   Wilki   łączą   się   w   pary,   aby   żyć,   nie   dla 
chwilowej   przyjemności.   A   Luc   był   w   istocie 
zwierzęciem   twardo   trzymającym   się   ziemi   i   na 
pewno   nie   zimnokrwistym.   Zbudował   swoje 
imperium   nie   tylko   dzięki   niezwykłej   fachowości. 
Potrzebna była  również energia i przedsiębiorczość, 
połączone w pewnym stopniu z giętkością, niezbędną 
przy   tak   wielkiej   konkurencji   na   rynku.   Mogłaby 
powiedzieć   dziennikarzowi,   jaki   naprawdę   był   Luc 
Santini. Był to

background image

10

SPOTKANIE PO 

LATACH

człowiek   twardy,   okrutnie   twardy,   cyniczny,   mający 
głęboko   we   krwi   egoizm   i   ambicję.   Tylko   głupiec 
wchodził w drogę Lucowi... tylko bardzo głupia kobieta 
powierzyłaby mu swe serce.

Zacisnęła powieki w ogromnej udręce. Nigdy więcej nie 

zobaczy Luca. Żaden cud nie zdarzył się w ostatniej chwili. 
Nie ma mowy o małżeństwie obecnie, ani też nigdy nie 
będzie ono możliwe. Drobną dłonią pogładziła się po 
płaskim   jeszcze   brzuchu.   Przestała   być  lojalna   wobec 
Luca  od momentu,  gdy zaczęła  podejrzewać,  że   nosi 
jego dziecko.

Instynkt ostrzegł ją, iż ta nowina będzie potraktowana 

jako wyrachowana zdrada i bez wątpienia Luc uzna, że za 
tę   sytuację   ona,   i   wyłącznie   ona,   ponosi 
odpowiedzialność. Z dnia na dzień zwlekała z powie-
dzeniem mu o tym. Jeśli kiedyś ożeni się on z kobietą o 
odpowiednim   pochodzeniu   społecznym,   to   nie   będzie 
chciał   mieć   żadnych   niewygodnych   tajemnic 
rodzinnych.   Poczuła   lodowaty   chłód   i   mdłości,   gdy 
uświadomiła sobie, czego uniknęła.

Luc nigdy się o tym nie dowie i tak być musi. Dzięki 

Bogu udało się namówić Sama, aby pokazał, jak działa 
system   alarmowy.   Będzie   mogła   opuścić   mieszkanie 
tylnym wyjściem.

Czy   Luc   będzie   za   nią   tęsknił?   Będzie   czuł   się 

znieważony tym, że mogła go opuścić i że nie przewi-
dział takiej ewentualności. Bez trudu znajdzie kogoś  na 
jej   miejsce,   przecież   nie   była   nikim   nadzwyczajnym. 
Dlaczego   więc   tak   pociągała   Luca?   Pomyślała   ze 
wstydem, że wyczuł w mej dobry materiał na pokorną 
kochankę.

Cóż utraci, rezygnując z tej żałosnej egzystencji? Nie 

miała   żadnych   przyjaciół.   Tam,   gdzie   potrzebna   jest 
dyskrecja,   nie   ma   dla   nich   miejsca.   Luc   powoli,   ale 
dokładnie izolował ją tak, że cafe jej życie obracało się 
tylko wokół niego. Czasami czuła się tak samotna, że 
mówiła głośno sama do siebie. Miłość to przerażające

background image

                           SPOTKANIE PO LATACH                                 11 

uczucie,   pomyślała   i   wstrząsnął   nią   spazmatyczny 
dreszcz.

Arriyederci, Luc, grozie tanto -  nabazgrała szminką

w   poprzek   lustra.   Teatralny   gest,   powszechnie   stoso
wany. Obejdzie się bez skropionych łzami pięciu stron
banalnego listu.

Catherine   przekonała   się,   że   Luc   niezbyt   wysoko 

cenił miłość. Ale z całą świadomością używał miłości 
jako broni, igrając okrutnie z jej uczuciami.

-   Co   robisz   z   moimi   książkami?  Catherine 

wyprostowała się nad kartonowym pudłem i napotkała 
oburzone spojrzenie ciemnych oczu.

-  Pakuję je, chcesz mi pomoc? - zapytała z nadzieją

w glosie. - Moglibyśmy porozmawiać.

Daniel kopnął krzesło. Stał, patrząc na nią nieufnie.  - 

Nie chcę rozmawiać o przeprowadzce.

-  To niczego nie zmieni - ostrzegła go Catherine.

Daniel jeszcze raz kopnął ze złością nogę od krzesła
i włożył ręce w kieszenie - mały uparciuch, miniatura 
ojca. Catherine powoli policzyła do dziesięciu. Jeszcze 
trochę i zacznie przeraźliwie krzyczeć, dopóki ten mały 
mężczyzna w białym ubranku nie zostawi jej w spokoju. 
Jak długo jeszcze syn będzie traktował ją jak najgorszą 
matkę   na   świecie?   Ze   stanowczym   uśmiechem 
powiedziała:

-

Sytuacja nie jest tak zła, 

jak

 

myślisz.

Daniel spojrzał na nią podejrzliwie:

-

Czy   mamy   jakieś 

pieniądze?

Catherine, zaskoczona pytaniem, oblała się rumieńcem.

- A jakie to ma znaczenie?

-  Słyszałem,   jak   mama   Johna   mówiła   do   pani

Withers, że nie mamy pieniędzy, bo gdybyśmy mieli, to
kupilibyśmy ten dom:

Catherine chętnie udusiłaby tę kobietę za jej gadulstwo. 

Daniel miał tylko cztery lata, ale był niezwykle

background image

12             

SPOTKANIE PO LATACH

bystry, jak na swój wiek, rozumiał o wiele za dużo z 
tego, co się działo dokoła.

-  To   nieuczciwe,   ze   ktoś   może   zabrać   nam   nasz

dom   i   sprzedać   komuś   innemu,   chociaż   my   chcemy
zostać tu na zawsze! - wybuchnął niespodziewanie.

Cierpienie,   które   ujrzała   w   jego   błyszczących 

oczach,   zraniło   ją   okrutnie.   Niestety,   niewiele   mogła 
zrobić, aby je złagodzić.

-   Greyfriars   nigdy   do   nas   nie   należał   -   przypo

mniała mu. - Dobrze o tym wiesz, Danielu. Należał do
Harriet, a po jej śmierci, zgodnie z jej wolą, oddany
został   organizacji   charytatywnej.   A   teraz   ludzie,   któ
rzy   kierują   tą   organizacją,   chcą   go   sprzedać   i   prze
znaczyć pieniądze na...
Daniel spojrzał na nią ze złością:

-  Nic   mnie   nie   obchodzą   ci   ludzie   głodujący   w

Afryce. To nasz dom! Gdzie będziemy mieszkać?
- krzyknął rozpaczliwie.

- Drew znalazł dla nas mieszkanie w Londynie.
- Nie można przecież trzymać osiołka w Londynie!

-  ciskał   się   rozzłoszczony   Daniel.-   Dlaczego   nie
możemy mieszkać z Peggy? Ona mówiła, że możemy.

-

Peggy   naprawdę   nie   ma 

dla nas dość miejsca.

-

Ucieknę   i   możesz   sobie 

sama

 

mieszkać

 

w

 

Lon

dynie, bo ja nie wyjadę bez Clovera! -Daniel krzyczał
na nią w niepohamowanym wybuchu złości i rozpaczy.
-To wszystko twoja wina! Gdybym miał tatusia, to on
kupiłby   ten   dom   dla   nas,   jak   każdy   inny   tatuś!
I   zrobiłby   tak,   żeby   Harriet   nie   umarła.   Nienawidzę
ciebie, bo ty nic nie potrafisz!

Potępiwszy   ją   tak   bezlitośnie,   Daniel,   trzasnął 

drzwiami   Prawdopodobnie   schował   się   w   jednej   ze 
swoich kryjówek w ogrodzie.

Wzięła do ręki leżący na stole list agenta. Na pewno 

byłby dla niej bardziej wyrozumiały, gdyby wiedział, że 
niemożliwe   było   przedłużenie   ich   wakacji   na   f   armie 
rodziny Peggy.

background image

                                 SPOTKANIE PO LATACH                           13 

Czasami   -   tak   jak   teraz   -   Catherine   ogarniało 

przygnębiające   uczucie   całkowitej   bezsilności   wobec 
Daniela. Nie był dzieckiem podobnym do innych.  W 
wieku dwóch lat rozebrał na części radio i złożył  z 
powrotem, reperując je przy tej okazji. Gdy miał trzy lata, 
nauczył   się   sam   niemieckiego,   słuchając   w   telewizji 
programów   w   tym   języku.   Ale   przecież   był   ciągle 
jeszcze   za   mały,   żeby   godzić   się   na   konieczne   wy-
rzeczenia. Śmierć Harriet ugodziła go boleśnie, a teraz 
tracił swój dom, ukochanego osiołka, przyjaciół, z którymi 
się bawił... krótko mówiąc, wszystko, co do tej  pory 
składało się na jego bezpieczne życie. Czyż można było się 
dziwić, że był tak przerażony? Jak mogła go uspokoić, 
gdy sama bała się przyszłości?

Cztery lata temu uważała swoje życie za zmarnowane, 

zmierzające w karkołomnym tempie do nieuchronnego 
kresu.   Przyszłość   ukazywała   jej   tylko   los  pilota-
kamikaze. I wtedy pojawiła się Harriet - tak niedoceniana 
nawet przez tych, którzy znali ją bardzo dobrze. Harriet, 
którą  Drew w  rozdrażnieniu   nazwał  kiedyś   czarującą 
wariatką.   A   przecież   to   właśnie  Harriet   pomogła   jej 
stanąć  na nogi.  Z czasem stała  się  dla   niej   kimś   tak 
bliskim jak matka.

Spotkały się w pociągu. Ta podróż i to spotkanie 

odmieniły   całkowicie   życie   Catherine.   Jechały  w  tym 
samym   przedziale   i   Harriet   próbowała   wielokrotnie 
nawiązać rozmowę. Catherine, czuiąc się jak zamknięta w 
pułapce bez wyjścia,  nie miała  ophoty do rozmowy. 
Jednak uparta Harriet przełamała jej opory i nie minęło 
wiele   czasu,   gdy,   udręczona   przeżyciami  ponad   siły, 
opowiedziała o swoim nieszczęściu.

Czuła   się   potem   bardzo   zażenowana   i   szczerze 

pragnęła   uciec   od   towarzystwa   tej   starej   kobiety. 
Wysiadły z pociągu na tej samej stacji. Nie trafiły jej 
zupełnie do przekonania zapewnienia poczciwej Harriet, 
że   podjęła   właściwą   decyzję.   Jak   narkomanka, 
rozpaczliwie pragnęła usłyszeć głos Luca w telefonie.

background image

14

SPOTKANIE PO LATACH

Rzuciła Harriet pożegnalne do widzenia i skierowała się 
pośpiesznie do budki telefonicznej.

Co zdarzyłoby się, gdyby udało się jej zatelefono-

wać? Nie dowie się tego nigdy. Gdy jak szalona biegła do 
telefonu, wpadła pod samochód. Następne trzy miesiące 
spędziła   w   szpitalu.   Minęło   wiele   dni,   zanim  była  w 
stanie   rozpoznać   kojący   glos,   który   pojawiał   się  i 
rozpływał we mgle, wywołanej bólem i szokiem. Był to 
^os Harriet. To ona umieściła ją na oddziale intensywnej 
opieki, opowiadając o niej dziwne rzeczy. Catherine była 
przekonana, że gdyby Harriet nie było przy niej, nigdy nie 
udałoby się jej wydostać z tych ciemności i wyzdrowieć.

Jeszcze   przed   swoimi   przedwczesnymi   narodzinami 

Daniel musiał walczyć o przeżycie. Gdy przyszedł na 
świat,   zapłakał   przeraźliwie,   aby   zwrócić   na   siebie 
uwagę.   Był   maleńki   i   słaby,   ale   wiele   już   wówczas 
zapowiadało jego niezwykle silny charakter. Gdy był w 
inkubatorze, oczarował cały medyczny personel tym, że 
pokonywał   wszystkie   nawroty   choroby   w   rekordowo 
szybkim czasie. Wtedy to Catherine zdała sobie sprawę, iż 
syn jej wraz z genami odziedziczył niezwykłą  siłę, dzięki 
której nawet dziesięciotonowa ciężarówka  nie byłaby w 
stanie   pozbawić   go   życia,   a   cóż   dopiero  kolizja 
nieuważnej matki ze zwykłym samochodem osobowym.

- To wspaniały mały wojownik -oświadczyła dumnie 

Harriet,   rozkoszując   się   rolą   przy   branej   babci   z   taką 
intensywnością,   na   jaką   stać   było   jedynie   samotną 
kobietę. Drew szczerze lubił swoją starszą siostrę, ale jej 
dziwactwa   doprowadzały   go   do   wściekłości.   Annette, 
jego przemądrzała francuska żona i kilkunastoletnie dzieci 
nie miały wcale czasu dla Harriet. Posiadłość Greyfriars 
znajdowała się na peryferiach miasteczka w Orfordshire. 
Był   to   stary   dom,   w   opłakanym   stanie,  otoczony   ze 
wszystkich stron zaniedbanym, dzikim ogrodem. Harriet 
i Drew urodzili się tutaj i Harriet

background image

                                 SPOTKANIE PO LATACH                           15

głośno protestowała przy każdej wzmiance o odnowieniu 
domu. Catherine rozejrzała się po przytulnej kuchni. To 
ona uszyła pasiaste zasłony powiewające w oknie, ona 
pomalowała podniszczone szafki wesołą, czerwoną farbą 
w kolorze motopompy strażackiej. To  był ich dom, w 
pełnym   znaczeniu   tego   słowa.   Jak   mogła  przekonać 
Daniela, że będzie tak samo szczęśliwy  w maleńkim 
mieszkaniu, skoro sama w to nie wierzyła? Ale przecież nie 
mieli żadnego wyboru.

Ktoś lekko zapukał do tylnych drzwi. Peggy Dow-

nes,   jej   przyjaciółka,   nie   czekając   na   zaproszenie, 
wbiegła   do   środka.   Była   to   wysoka   kobieta,   około 
trzydziestki,   z   krótko   przyciętymi   rudymi   włosami. 
Opadła na stojącą pod ścianą zniszczoną kanapę i ze 
zdziwieniem spojrzała na kartonowe pudło.

-  Czy   trochę   nie   za   wcześnie   zabrałaś   się   do

pakowania?   Macie   przecież   jeszcze   dwa   tygodnie   do
wyjazdu.

-Nie mamy. - Catherine podała jej list agenta.
- Na szczęście Drew powiedział, żebyśmy zamieszkali

u niego, jeśli znajdziemy się w przymusowej sytuacji.

-  Psiakrew!   Nie   mogliby   ci   dać   jeszcze   jednego

tygodnia? 

widząc   na   twarzy   Peggy   wyraźne   oznaki   przy-

gnębienia  i poirytowania, Catherine  odwróciła się  i 
zabrała   do   szykowania   śniadania   w   nadziei,   że   jej 
przyjaciółka nie zacznie znowu swoim oratorskim tonem 
ostro krytykować testamentu Harriet

-

Nie   mamy   żadnych 

podstaw

 

prawnych,

 

aby

 

tu

pozostać przypomniała z naciskiem Catherine.

-

Ale   z   moralnego   punktu 

widzenia

 

macie

 

wszelkie

prawa   i   spodziewałam   się   po   organizacji   charytatyw
nej większej wyrozumiałości wobec samotnej matki!
-

buntowała się w obronie 

Catherine życzliwa Peggy.

-

A właściwie to nie wiem, 

dlaczego

 

ich

 

potępiam.

 

Ta

background image

sytuacja wynikła z winy twojej ukochanej Harriet!

- Peggy!

16             

SPOTKANIE PO LATACH

-

Wybacz,  ale   uważam,   iż 

trzeba

 

nazywać

 

rzeczy

po   imieniu.   Szczerze   mówiąc,   Catherine...  czasami 
myślę, że pojawiłaś się na tym świecie wyłącznie po to,
by   być   wykorzystywaną!   Jak   ci   podziękowano   za
zmarnowane   cztery   lata   twego   życia,   które   spędziłaś
biegając wokół spraw Harriet?

-

Harriet   dała   nam 

schronienie,

 

kiedy

 

nie

 

mieliśmy

się gdzie podziać. Nie miała mi nic do zawdzięczenia.

-

Prowadziłaś   ten   dom, 

byłaś

 

zawsze

 

na

 

zawołanie

i   tyrałaś   posłuszna   jej   zwariowanym,   charytatywnym
pomysłom   -   mówiła   wzburzona   Peggy.   -   I   za   to
wszystko   otrzymywałaś   wikt  i   mieszkanie  oraz   ubranie
kupione na wyprzedaży!

-

Harriet   była   najmilszą   i 

najuczciwszą

 

istotą,

 

jaką

kiedykolwiek znałam - odparła Catherine.

Doprowadzona do szału Peggy miała ochotę krzyczeć 

ze złości. Trzeba przyznać, że dziwaczne pomysły Harriet 
wydawały się nie drażnić Catherine tak, jak innych, mniej 
tolerancyjnych ludzi. Wyglądało na to,  że Catherine nie 
zauważała, kiedy Harriet głośno  mówiła do siebie lub 
hałaśliwie i ostentacyjnie opróżniała portmonetkę, dając 
ofiarę na tacę w kościele.  Nigdy nawet nie mrugnęła 
okiem,   kiedy   Harriet  przyprowadzała   na   herbatę 
brudnych, śmierdzących włóczęgów mówiąc, aby czuli się 
jak u siebie w domu.

Catherine   była   najlepszą   przyjaciółką,   jaką   Peggy 

kiedykolwiek   miała.   Uważała   ją   za   osobę   niezwykle 
życzliwą,   szlachetną   i   bezinteresowną,   a   była   to   naj-
wyższa   ocena   ze   strony   kobiety,   która   samą   siebie 
nazywała zatwardziałą cyniczką.

Peggy napotkała spojrzenie zamglonych, niebieskich 

background image

oczu   w   ślicznej   twarzy   Catherine,   i   mimo   woli 
pomyślała   o   niewinnym,   bezbronnym   dziecku   po-
rzuconym   w   zagmatwanym   świecie   dorosłych.   Przera-
żająca była naiwna skłonność Catherine do znajdowania 
w ludziach tylko tego, co najlepsze, i do  traktowania 
ich z ufnością. To jej niezmiennie op-

                                 SPOTKANIE PO LATACH                           17

tymistyczne   widzenie   świata   czyniło   ją   zupełnie   bez-
bronną.  Była  cudownym  słuchaczem  i przejmowała  się 
każdą wyciskającą łzy opowieścią. Nie umiała powie-
dzieć nie, gdy ludzie prosili ją o przysługę. Jeśli ktoś był w 
potrzebie,   Catherine   zawsze   gotowa   była   przyjść  z 
pomocą.   A   z   iloma   spotkała   się   dowodami   wdzięcz-
ności? Bardzo nielicznymi.

-  Harriet   powinna   była   zostawić   ci   przynajmniej

część swego majątku  - powiedziała  Peggy z naganą
w głosie.

Catherine postawiła na kuchence czajnik z wodą na 

herbatę.

-

A jak sądzisz, co o tym 

pomyśleliby

 

Drew

 

i

 

jego

rodzina?

-

Drew ma dość pieniędzy.

-

Firma   Huntingdon   nie 

jest

 

duża,

 

a

 

on

 

nie

 

jest

bogaty.

-

Ma   ogromny   dom   w 

Kencie

 

i

 

mieszkanie

 

w

 

cen

trum Londynu.  Czy to nie jest bogactwo? - zapytała
Peggy sucho.
Catherine jęknęła:

-

Jego   interesy   ostatnio 

nie

 

idą

 

dobrze.

 

Drew

zmuszony był  sprzedać niektóre ze swoich posiadłości
i, chociaż nie przyznałby się do tego głośno, bardzo
rozczarował go testament Harriet.

-

Rozwód   z   Annette 

prawdopodobnie

 

pozbawi

 

go

background image

resztek majątku - powiedziała w zadumie Peggy.

- Ona nie chciała tego rozwodu - mruknęła Catherine.

Peggy skrzywiła się.

-  A   jaka   to   różnica?   To   ona   miała   romans.   Ona

ponosi winę.

Catherine nalewając herbatę pomyślała, że nie można 

oczekiwać   ze   strony   Peggy   wyrozumiałości  w 
wypadku   zdrady   małżeńskiej-   Do   tej   pory   mocno 
przeżywała   nagie   zerwanie   własnego   małżeństwa.   Mąż 
Peggy był kobieciarzem. Annette nie można z nim

18             

SPOTKANIE PO LATACH

porównywać.   To  trudności   finansowe   i   kłopoty  z 
dwójką   niesfornych,   kilkunastoletnich   dzieci   do-
prowadziły   do   kryzysu   w   rodzinie   Huntingdonów. 
Annette miała romans, a Drew był tym załamany. Nie 
przyjął jej usilnych prób pojednania, wyprowadził się  i 
natychmiast   wystąpił   o   rozwód.   Ciekawe,   że   ludzie, 
którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, rzadko reagują tak, 
jak   się   tego   spodziewaliśmy.   Catherine   sądziła,   że  on 
przebaczy i zapomni. Myliła się.

-

W   dalszym   ciągu   mam 

nadzieję,

 

że

 

dojdą

 

do

porozumienia, zanim będzie za późno - zauważyła.

-

A   dlaczego   on   miałby 

tego

 

chcieć?

 

Ma

 

zaledwie

pięćdziesiąt lat... i jest przystojnym mężczyzną...

-

Chyba   tak   -   przyznała 

niepewnie

 

Catherine.

Lubiła   bardzo   Drewa,   ale   nigdy   nie   myślała   o   nim
w taki sposób.

-

Mógłby też znaleźć sobie 

coś

 

lepszego

 

do

 

roboty,

niż przyjeżdżać tutaj na weekend i bawić się z Danie
lem - skomentowała Peggy z udaną obojętnością.

Catherine,   nie   zauważając   ukrytej   ironii,   zaśmiała

się:
-

Jest   wolny,   nie   ma 

background image

rodziny.

-

A   nie   przyszło   ci   na 

myśl,

 

że

 

Drew

 

przyjeżdża

z bardziej osobistych powodów?
Catherine spojrzała na nią z pytaniem w oczach.

-

Och,   na   litość   boską! 

-jęknęła

 

Peggy.

 

-

 

Czy

 

mam

ci   to   wyraźnie   powiedzieć?   Jego   zachowanie   na   po
grzebie wywołało  nie tylko  moje zdziwienie. Ledwie
wziejaś do ręki coś trochę cięższego od filiżanki, on już
biegł na pomoc przez cały pokój! Myślę, że kocha się
w tobie.

-

Kocha   się   we   mnie?   - 

powtórzyła

 

Catherine.

     - Nigdy nie słyszałam nic tak absurdalnego.   

-

Może   się   mylę   - 

zawahała się Peggy.

-

Ależ oczywiście, że się 

mylisz!

 

-

 

powiedziała

Catherine z niezwykłą u niej gwałtownością.

-

No,   już   dobrze,   uspokój 

się westchnęła Peggy.

                                 SPOTKANIE PO LATACH                           19

-  W   dniu   pogrzebu   zapytałam   go,   dlaczego 

wynalazł inną starą damę, aby się nią opiekowała...

-  Ależ pani Anstey jest jego chrzestną matką!
-   Kiedy   poszłam   zobaczyć   to   mieszkanie   dla 

ciebie,   zmroziła   mnie   swą   miną.   Powiedziałam   to 
Drewowi.
      -  Peggy, jak mogłaś? Mam tylko robić jej zakupy 
i przynosić kolację co wieczór. Nie jest to wiele, w 
zamian za mieszkanie i symboliczny czynsz.

-  I dlatego coś w tym podejrzewam. Jakkolwiek...
- Peggy zawiesiła głos. Drew pocieszył mnie, że 

nie powinnam się martwić, bo chyba długo tam nie 
zostaniesz. No, jak myślisz, dlaczego tak powiedział?
     -  Może przypuszcza, że nie spodobam się jej - od-
rzekła Catherine.

background image

Peggy   obracała   w   ręku   list   agenta   i   zmartwiona 
powiedziała:

-  Jeśli musisz się wyprowadzić w tym tygodniu, to 

nie   będziemy   mogły   razem   pojechać   do   mojego 
domu.   A   tak   liczyłam   na   ciebie,   Catherine.   Moja 
matka i ty tak świetnie się ze sobą zgadzacie.

-  Daniel również nie jest tym zachwycony. Wtedy 

Peggy zaproponowała z uśmiechem:

-  A może zabrałabym go ze sobą?
-  Samego?
-  Dlaczego nie? Moi rodzice uwielbiają  Daniela. 

Zepsują   go   do   reszty.   A   ty   do   naszego   powrotu 
urządzisz   sobie   mieszkanie,   żeby   było   bardziej 
przytulne. Męczyło mnie poczucie winy, że nie jestem 
w stanie w niczym ci pomóc - wyznała Peggy.
      -  Nie mogę pozwolić, abyś ty...
       - Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Złagodzi to 
Danielowi wstrząs związany z przeprowadzką. Bieda-
czek,   tak   bierze   sobie   wszystko   do   serca 
-przekonywała Peggy. - Nie będzie go tu, gdy oddasz 
Clovera   do   schroniska   i   uniknie   przenosin   do 
mieszkania Drewa. Wydaje mi się, że on nie bardzo 
go lubi.
Catherine pomyślała ze smutkiem, że Daniel zdecy-

20

SPOTKANIE PO LATACH

dowanie   nic   lubi   tych   wszystkich,   którzy   mu   się 
sprzeciwiają. Szczególnie zaś nie cierpi być traktowany jak 
dziecko i gdy ktoś mówi, ze jest ładnym chłopcem.  A 
przecież, czy mu się to podoba, czy nie, jest to prawda: 
jest naprawdę ładny z czarnymi, kręconymi włosami, z 
długimi rzęsami i wielkimi ciemnymi oczami. Niezwykle 
hibił Peggy, ale nikogo więcej.

-

Ufasz mi? - Peggy ucięła 

jej wątpliwości.

-

Alei oczywiście...

-

W talom razie załatwione 

zdecydowała.

Catherine   zrezygnowała   więc   z   wynajdywania   dal-

szych trudności i nie powiedziała, ze nigdy dotąd nie 
rozstawała   się   z   synem.   Daniel   bardzo   lubił   farmę. 

background image

Spędzili   tam   razem   z   Peggy   kilka   tygodni   przez 
ostatnie lata.

Sześć   dni   później   Daniel,   uściskawszy  ją  radośnie, 

wsiadł do samochodu Peggy.
Catherine powiedziała do przyjaciółki:

-

Jeśli   będzie   tęsknić   za 

domem, zadzwoń do mnie.

-

Nie   mamy   już   domu   - 

przypomniał

 

Daniel.

     - Należy do Afryki.

Catherine wróciła do domu i oczami mokrymi od łez 

spojrzała na ustawione tam walizki i pudła. Nie za wiele 
tego,   jak   na   cztery   lata   życia.   Pudła   miały   być 
przeniesione do garażu Peggy. Jeden z sąsiadów obiecał 
przewieźć   je   w   następnym   tygodniu   do   mieszkania 
Drewa.   Przybita  otarła   łzy.   Daniel  wyjechał   tylko  na 
dziesięć dni, nie na sześć miesięcy!

Drew czekał na nią na peronie i poprowadził  w 

kierunku swojego samochodu. Był  dobrze zbudowanym 
mężczyzną o przyjemnych rysach twarzy. Wyglądał na 
bardzo zrównoważonego.

- Najpierw zostawimy w mieszkaniu twoje bagaże.

-

Najpierw?

Uśmiechnął się.

-

Zamówiłem   stolik   w 

Savoyu, zjemy tam lunch.

                               SPOTKANIE PO LATACH                           21

- Czy to jakaś okazja?

Catherine już wiele razy jadła lunch w towarzystwie 

Drewa   i   Harriet,   ale   wtedy   zapraszał   je   zawsze   do 
swojego klubu.

-

Moja   firma   jest   bliska 

zdobycia

 

wielkiego

 

kon

traktu - wyjawił nie bez dumy. - Właściwie mamy to
już w kieszeni. Dziś wieczór jadę do Niemiec, a poju
trze spisujemy umowę.

-

To

 

wspaniała 

background image

wiadomość

 

-

 

ucieszyła

 

się

 

Cat

herine.

-

Szczerzemówiąc, 

przychodzi

 

w

 

samą

 

porę.

 

Ostat

nio   firma   Huntingdon   balansowała   na   krawędzi   prze
paści. Ale to nie wszystko, co będziemy świętować
- powiedział.

-

Kiedy   wracasz   z 

Niemiec?

 

-

 

zapytała,

 

gdy

 

wy

chodzili z jego mieszkania.

- Za kilka dni, ale zamieszkam w hotelu.
-

 Dlaczego?   -   zdziwiła   się   Catherine.

Lekki rumieniec zabarwił jego policzki.

-  Kiedy   jest   się   w   trakcie   rozwodu,   trzeba   bardzo

uważać, Catherine. Dzięki Bogu, za miesiąc będzie po
wszystkim. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek wytykał
cię palcem, łącząc ze sprawą mego rozwodu.

Catherine   odczuła   nagle   ogromne   zażenowanie. 

Przyjęła   z   wdzięcznością   propozycję   tymczasowego 
schronienia się w jego mieszkaniu, nie zastanawiając się 
nad tym, w jakim go stawia położeniu.

-

Ogromnie   mi   przykro, 

Drew. Nigdy nie myślałam...

-

Oczywiście, że nie. Ty nie 

myślisz

 

o

 

ludziach

 

w

 

ten

sposób. - Drew uścisnął i przytrzymał jej rękę. - Gdy
tylko   zakończy   się   rozprawa   sądowa,   nie   będziemy
musieli zważać na złośliwe języki.

To ostatnie zdanie, zamiast uspokoić, wprawiło ją w 

jeszcze większe zakłopotanie. Wyglądało na to, że Drew 
inaczej rozumiał ich przyjaźń.

Nie   tak   dawno   oburzyły   ją   podejrzenia   Peggy. 

Tymczasem Drew wyraźnie zbliżył się do niej od

22             

SPOTKANIE PO LATACH

momentu   separacji   z   Annette.   Stał   się   częstszym 
gościem w domu swojej siostry.

-

Wezmę stek. Przynajmniej 

wiadomo,

 

co

 

to

 

takie

go.

background image

-

Masz swoje nawyki -udał 

niezadowolenie

 

Drew,

ale jednocześnie uśmiechnął się do niej. On też nie lubił
zmian.-A na przystawkę?
Zamówiła krewetki, jak zwykle.

-  Mogłem   z   góry   zamówić   to   dla   ciebie  -  zażar

tował.

Catherine rzuciła okiem w stronę holu i ujrzała przy 

drzwiach  wejściowych   wysokiego,   czarnowłosego  męż-
czyznę. Szybko obejrzała się po raz drugi, ale już go nie 
było. Zaskoczona zamrugała oczami, zła na siebie, że w 
tej krótkiej chwili rozpoznania odczuła lek, a ciałem  jej 
wstrząsnął dreszcz.

- Co się stało?

Napotkawszy zdziwione spojrzenie Drewa, wzdrygnęła 

się nienaturalnie.

-

To z zimna.

-

Teraz,   gdy   jesteś   w 

Londynie,

 

będziemy

 

mogli

widywać   się   częściej.   Próbuję   ci   powiedzieć,   może
niezbyt zręcznie, że... Wydaje mi się, że cię kocham.

Wyszarpnęła gwałtownie rękę, przewracając kieliszek z 

sherry. Mamrocząc słowa przeprosin, zaczęła szperać w 
torebce, w poszukiwaniu chusteczki. Drew patrzył na nią 
wyczekująco.

- Chciałem, abyś wiedziała,co czuję – westchnął
- Ja… ja nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia… 

- To było wszystko, co zdołała z siebie wykrztusić.

- Sądziłem, że musisz to przemyśleć – w jego głosie 

słychać było nutkę niezadowolenia. – Najwidoczniej 
nie było to tak oczywiste, jak myślałem. Catherine, 
nie rób takiej  tragicznej  miny.  Niczego od ciebie  nie 
oczekuję. Myślę, że trudno o właściwą odpowiedź 
w   takich   okolicznościach.   Byłem   niecierpliwy   i 
zachowałem się nietaktownie. Wybacz mi.

                               SPOTKANIE PO LATACH                           23

-  Mam   wrażenie,   jakbym   stanęła   między   tobą

background image

i Annette - szepnęła w poczuciu winy.
Nachmurzył się.

-

To   nonsens.   Dopiero   po 

odejściu

 

od

 

niej

 

zdałem

sobie sprawę, jak bardzo lubię być z tobą.

-

Tak, ale gdyby mnie nie 

było

 

w

 

pobliżu,

 

może

wróciłbyś  do niej - przekonywała z uporem. - Jesteś
wspaniałym przyjacielem, ale ja...

-

Ja   nie   poganiam   cię, 

Catherine.

 

Mamy

 

dużo

czasu - zapewnił ją, rezygnując z tematu, nad którym,
jak zrozumiał, nie było sensu dłużej dyskutować.

Byli w sali restauracyjnej River Room, gdy usłyszała 

ten głęboki głos z lekkim obcym akcentem, głos, który 
działał na nią jak kojący balsam. Natychmiast zakręciło 
się jej w głowie i ożyły dawne uczucia.  Wstrząśnięta, 
otworzyła   szeroko   oczy.   W   uszach   czuła  szalone 
pulsowanie. Drżącą ręką odstawiła kieliszek.
Luc!

O, Boże... Luc! To jego musiała zauważyć przedtem. 

Rozmawiając z dwoma towarzyszącymi mu mężczyznami, 
gestykulował opaloną ręką. Nie mogła oderwać od niego 
oczu. Ostro zarysowany nos, wydatne kości policzkowe, 
intensywność   spojrzenia,   wszystko   połączone   w 
oszałamiająco przystojnej twarzy.

Obrócił z lekka głowę o lśniących, ciemnych wło-

sach. Spojrzał wprost na nią. Zabrakło jej tchu i czas 
nagle   się   zatrzymał.   Rozsądek   nakazywał   wstać   na-
tychmiast   i   uciekać,   biec   tak   długo,   aż   pozostawi 
daleko   grożące   niebezpieczeństwo.   Poczuła   szarpiący 
wnętrzności   strach,   choć   nic   nie   wskazywało,   że   ją 
rozpoznał.

Luc   odwrócił   się.   Dał   znak   jednemu   ze   swych 

towarzyszy,  który natychmiast  zerwał   się z  szybkością 
wytresowanego   lokaja   i   słuchał   swego   pana   z   po-
chyloną głową.

-  Zepsułem   ci   humor   -   mruknął   Drew.   -   Powinie

nem był milczeć.

background image

24             

SPOTKANIE PO LATACH

Gwałtownie   opuściła   powieki.   Usłyszała   znowu 

szczek sztućców i szum głosów, ale w dalszym ciągu 
czuła się odrętwiała. Gdy patrzyła na Luca, nic i nikt nie 
był   w   stanie   odwrócić   jej   uwagi.   Mówi   się,   że   gdy 
człowiek tonie, to w ułamku sekundy widzi całe swoje 
życie. Och, gdyby tak znaleźć ukojenie na dnie basenu...

-

Catherine...

-

Boli mnie trochę głowa - 

powiedziała z trudem.

- Jeśli pozwolisz, pójdę wziąć jakiś proszek.

Wstała na trzęsących się nogach, stwierdzając z nie-

zmierną   ulgą,   że   nie   musi   przechodzić   obok   stolika, 
gdzie siedział Luc. Mimo to miała uczucie, jakby szła na 
śmierć. Choć nie miało to sensu, oczekiwała dotknięcia 
jego ręki na swym ramieniu. Weszła szybko do toalety i 
włożyła dłonie pod zimną wodę.

Gdy wycierała ręce, dotknęła cienkiej złotej obrączki 

na serdecznym palcu. Prezent od Harriet i jej  pomysł. 
Wszyscy prócz Peggy myśleli, że jest wdową.  Harriet 
rozpowiedziała to kłamstwo, zanim Catherine opuściła 
szpital.   Niesmakiem   i   wstrętem   napawało   ją  to,   że 
uchodziła   za   kogoś,   kim   naprawdę   nie   była,   choć  ze 
smutkiem szybko uświadomiła sobie, że gdyby nie  ta 
wzbudzająca szacunek historyjka, nie byłaby tak dobrze 
przyjęta przez miejscową społeczność.

Opanuj   się,   odetchnij   głęboko.   Dlaczego   ulegasz 

panice? Jednakże gdy w pobliżu jest Luc, panika jest 
uzasadniona. Trudno było przewidzieć jego reakcję, ale 
nie mogła tu tkwić wiecznie.

-  Myślę, że zanosi się na burzę - powiedziała  do

Drewa po powrocie na salę, starając się nie rozglądać.
     - Często mam bóle głowy przy takiej pogodzie.
Nie przestawała mówić jedząc.
Jeśli   Drew   był   nawet   trochę   oszołomiony   jej   gada-
tliwością, to na pewno nie zauważył, że straciła apetyt. 
Luc  obserwował ją. Czuła  to. Czuła  hipnotyczną  siłę 
utkwionych w niej brązowozłotych oczu. I nie mogła

background image

  

           SPOTKANIE PO LATACH                           25

tego wytrzymać. Było to jak chińska wodna tortura  - 
drążące, bezlitosne. Zaczynała ją ogarniać złość.

Luc był niewzruszony. To wbrew naturze, że potrafił 

pozostać opanowany, mimo że tak bardzo ją skrzywdził. Nie 
było miejsca na sprawiedliwość w świecie, w którym Luc w 
dalszym ciągu rósł w potęgę, jak wyjątkowo  zaborcza 
roślina tropikalna. Stratujesz ją, a ona znowu  wyrośnie, 
dwa razy silniejsza i równie groźna.

Skrupulatnie mieszała kawę: to w jedną, to w drugą 

stronę,   aż   wreszcie   wsypała   cukier.   W   głowie   czuła 
zamęt,   zagubiona   gdzieś   między   przeszłością   i   teraź-
niejszością. Była  tylko jedną z wielu na długiej liście 
ofiar  Luca  Santiniego.   Goryczą   napełniała   ją świado-
mość tej poniżającej prawdy.

-

Udał,   że   mnie   nie 

poznaje.

 

-

 

Drew

 

bezbarwnym

głosem przerwał jej paplaninę.

-

O   kim   mówisz?   - 

zapytała zdezorientowana.

-

O Lucu Santinim. Patrzył 

prosto

 

na

 

mnie,

 

gdy

przechodził obok nas.

Zaskoczyło ją odkrycie, że Drew zna Luca. A właś-

ciwie,   dlaczego   tak   się   dziwiła?   Wprawdzie   Drew 
należał do niższej kategorii, ale działał na tym samym 
polu, co Luc. Wytwórnia podzespołów elektronicznych 
Huntingdona.

-

Czy t-to t-takie ważne? - 

wyjąkała.

-

To   nauczy   mnie   nie 

zadzierać

 

nosa

 

-

 

odpowie

dział   Drew   z   kwaśną   miną.   -   Załatwiałem   z   nim
interesy, ale to było dawno temu. Nie należę dziś do
grupy Santiniego, możliwe, że mnie wcale nie pamięta.

Luc miał niezawodną pamięć. Nigdy nie zapominał raz 

widzianej twarzy. Uświadomiła sobie z poczuciem winy, 
że   Luc   udał,   iż   nie   rozpoznał   Drewa   z   powodu   jej 
obecności. Nie była też tak głupia, żeby udawać, iż nie 
wie, kim jest Luc. Mógł o nim nie słyszeć tylko jakiś 
analfabeta albo ktoś żyjący na bezludnej wyspie.

Drew popijał swoją kawę najwidoczniej zadowolony, 

że o nim zapomniano.

background image

26             

SPOTKANIE PO LATACH

-

To niezwykły facet. I jak 

musiał

 

ryzykować,

 

żeby

dojść do tego, co ma dzisiaj.

-

I   pomyśleć,   ile   ma   na 

swoim koncie kobiet.

-

Otóż   to-zadumał   się 

Drew.

 

-

 

O

 

ile

 

wiem,

 

wpadł

tylko   raz.   Niech   pomyślę,   to  było   około   czterech...
pięciu lat temu. Nie wiem, co się właściwie zdarzyło,
ale wtedy był diabelnie bliski bankructwa.

Zapewne   odbił  to  sobie  na  kimś   innym.  W  życiu 

kierował się twardą zasadą: oko za oko, ząb za ząb, no, i 
zysk w interesie.

Gdy   wychodzili   z   hoteli,   przybity   Drew   cicho

powiedział:

-

Chyba   zrobiłem   z   siebie 

cholernego głupca?

-

Ależ   skąd   -   pośpiesznie 

zaprzeczyła.

-

Czy   chcesz   jechać 

taksówką?

 

-

 

zapytał

 

stłumio

nym głosem. - Lepiej będzie, jak wrócę do biura.

-

Przejdę się trochę.

Czuła się zawstydzona, że nie umiała zachować się z 

większym taktem, ale jego wyznanie i nagle pojawienie 
się Luca pozbawiło ją zdolności rozumowania.

- Catherine?

Zanim zdążyła się odwrócić, Drew pochylił się  i 

zgniótł ustami jej pełne wargi.

-  Już wkrótce poproszę cię o rękę, czy chcesz tego,

czy nie - obiecał odzyskując pewność siebie. - Minęło
już prawie pięć lat, kiedy straciłaś męża. Nie możesz
strawić reszty życia na wspominaniu go.

Kilka sekund później odszedł szybko w przeciwnym 

kierunku.   Niepohamowane   łzy   popłynęły   z   jej  oczu. 
Przeżycia ostatnich godzin wybijały opóźnioną reakcję. 
Drew   był   mężczyzną   zupełnie   innego  rodzaju,   był 
dżentelmenem   starej   daty,   który   już   przy  pierwszym 
pocałunku   proponował   małżeństwo.  A   ona   - 
skończoną   oszustką.   Nie   była   kobietą,   za  jaką   ją 
uważał,   bolejącą   ciągle   nad   utratą   młodego   męża   i 
tragicznie zakończonym krótkim małżeństwem.

background image

           

    SPOTKANIE   PO 

LATACH                           27

Prawda mogłaby go zabić. I dla niej wspominanie 

przeszłości   było   straszne.   Przez   dwa   lata,   nawet   we 
własnym   mniemaniu,   była   dziwką   Luca   Santiniego. 
Karmiona  i ubierana  w zamian  za gorliwość w spra-
wianiu   mu   przyjemności   w   łóżku.   O   takiej   kobiecie 
mówi się w sposób bardziej elegancki, że jest czyjąś 
utrzymanką.   Tylko   że   utrzymaniu   bogatych   mężczyzn 
mogą   liczyć   na   publiczne   pokazywanie   się   u   boku 
swych opiekunów. A Luc wolał, by pozostawała  w 
cieniu. Nigdy nie okazał najmniejszej chęci, aby wziąć 
ją   ze   sobą   i   pokazać   światu.   Nie   miała   ani 
odpowiedniego wyglądu, ani oglądy, nie mówiąc już o 
pochodzeniu i wykształceniu. Jeszcze teraz wspomnienia 
paliły, raniąc boleśnie.

Wybór. Całe życie jest możliwością wyboru. W wieku 

osiemnastu   lat   Catherine   sądziła,   że   samodzielnie  / 
podejmuje   decyzje.   Tymczasem   decydowano   za   nią. 
Miłość w zastraszający sposób niszczy poczucie god-
ności   i   inteligencję   niedoświadczonej,   młodej   dziew-
czyny. Zanim spotkała Luca, nie wierzyła, że miłość do 
kogoś może być błędem. Okazało się, że może, i to 
jeszcze jak. Catherine  od dawien dawna rozpaczliwie 
pragnęła   być   kochana.   Zaraz   po   urodzeniu   została 
porzucona przez matkę, po której wszelki ślad zaginał. 
Wychowywała się w domu dziecka, gdzie ginęła w tłu-
mie.   Była   marzycielką   snującą   przez   lata   fantastyczne 
historie   o   nieznanej   matce,   która   miała   niespodzianie 
pojawić się i zabrać ją ze sobą. Ody miała dziesięć lat, 
nadzieja osłabła i zaczęła marzyć o szalonej miłości.

Po  ukończeniu  szkoły,  w  wieku  szesnastu  lat  pra-

cowała jako służąca w swoim domu dziecka, aż do jego 
zamknięcia   w   dwa   lata   później.   Do   kierowniczki 
zgłosili się wtedy państwo Goulds, młodzi właściciele 
małej   galerii   sztuki   w   Londynie.   Zatrudnili   ją   jako 
recepcjonistkę,   wykorzystywali   bez   skrupułów   i   płacili 
tylko tyle, że z trudem starczało jej na życie. Ponieważ ich 
dochody były małe, galeria często musiała być

background image

28             

SPOTKANIE PO LATACH

otwarta do późna i to Catherine pilnowała sklepu przez 
wiele wieczorów.

Pewnego   zimowego   wieczora,   gdy   już   zamykała 

sklep,  Luc, w drodze do swego hotelu, powodowany 
jakimś impulsem wszedł do galerii bez specjalnego celu, 
w białym trenczu narzuconym niedbale na ramiona. Wtedy 
to dokonała pierwszego wyboru, oślepiona i oszołomiona 
przelotnym uśmiechem... przerwała zamykanie sklepu.

Jej   rozmyślania   zakłócił   szum   motoru   srebrnej 

limuzyny,   stojącej   przy   krawężniku.   Tylne   drzwi   sa-
mochodu otworzyły się i wysiadł z niego Luc.

- Czy mogę panią podwieźć?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Catherine   patrzyła   na   niego   z   nieukrywanym   prze-
rażeniem w szeroko otwartych oczach. - Ja... ja nie idę 
nigdzie konkretnie.

-

Po prostu spaceruje pani 

zadrwił Luc.

-

Skąd   wiedziałeś,   gdzie 

jestem? - zapytała.

-

Jechałem   za   tobą   od 

samego

 

hotelu.

Poczuła, że braknie jej tchu. Czy naprawdę myślała,
że   to   drugie   spotkanie   to   kolejny   przypadek?   Czy 
sądziła, że on pozwoliłby jej odejść bez wyjaśnień?

-  Dlaczego   to   robisz?   -   szepnęła   w   napięciu.

Chmurnie spojrzały na nią ciemne, błyszczące oczy.

-  Może   chciałbym   powrócić   do   dawnych   czasów?

Sam nie wiem. To ty mi powiesz. Czy myślisz, że to
możliwe?

Odruchowo   cofnęła   się   do   balustrady,   przy   której 

stali.

-

Nie   jesteś   człowiekiem 

impulsywnym.

-

Dlaczego   drżysz?   - 

Podszedł   do   niej   bliżej,   a   ona
plecami   oparła   się   o   żelazną   balustradę,   usiłując
utrzymać pewien dystans miedzy nimi.

-

Pojawiasz   się   tak   nagle. 

Przestraszyłeś mnie.

-

Jak dziecko lubisz ciągle 

niespodzianki.

background image

-  Nie   zauważyłeś,   że   już   nie   jestem   dzieckiem.

Zebrała się na odwagę, żeby ostro odpowiedzieć, ale
był   to   błąd.   Luc   zmierzył   ją   wzrokiem,   szacując 
czerwoną, okrągłą klamrę spinającą jej jedwabiste włosy, 
bluzkę   z   koronkowym   kołnierzykiem   i   układaną, 
kwiecistą spódniczkę. Poczuła się jak obnażona.

-  Widzę,  że  firma   Laury  Ashley w dalszym   ciągu

świetnie się rozwija - zażartował z poważną miną.

30             

SPOTKANIE PO LATACH

Był teraz tak blisko, że mogłaby go dotknąć. Ale nie 

ośmieliła   się   podnieść   oczu   powyżej   poziomu   jego 
jedwabnego   krawata.   Szary,   o   stalowym   odcieniu 
garnitur nosił z elegancją, którą niewielu tylko mężczyzn 
mogłoby   naśladować.   Wysoką,   szczupłą   sylwetkę 
podkreślał doskonały krój ubrania człowieka z wyższych 
sfer. Ale to, co czuła w atmosferze wokół niego, dalekie 
było od uprzejmości ludzi z towarzystwa. Było  to coś 
wręcz przerażającego.

-  Nie mamy o czym mówić po tylu latach. - W sło

wach, które padły z bladych ust, można było wyczuć
nie wypowiedzianą prośbę.

Luc podniósł rękę i czubkiem palca przesunął powoli 

od delikatnego obojczyka, gdzie wyczuwalny był szalony 
rytm pulsu, aż do wygięcia dolnej wargi. Czuła, że pali 
ją skóra, a cale ciało oblewa żar.

-

Odpręż   się  -  poradził. 

Opuścił

 

rękę

 

sekundę

wcześniej,   zanim   szarpnęła   gwałtownie   głową,   nie
godząc się na tę poufałość. W jego oczach zabłysły
ogniki, a na ustach pojawił się uśmiech:

-

Nie   chciałem   cię 

przestraszyć.

 

Cóż

 

to...

 

jesteśmy

wrogami?

-

Ja...   ja   się   spieszę   - 

wyjąkała.

-

I   nie   chcesz,   żebym   cię 

podwiózł?

 

Zgoda.

 

Przejdę

się razem z tobą - odpowiedział łagodnie. - A może
wsiądziemy do samochodu i przejedziemy się... i tak

background image

pewnie utkniemy w korku ulicznym.  Zaufaj mi, jestem
dziś w łagodnym nastroju.

-

Dlaczego? - odsunęła się 

odważnie

 

od

 

balust

rady. - Czego chcesz?

-

Nie spodziewam się, abyś 

chciała

 

w

 

tłoku

 

ulicz

nym   robić   to,   co   zazwyczaj   robiliśmy.   -   Ciemnymi
zuchwałymi     oczami     przyglądał     się     rumieńcowi
oblewającemu   jej   twarz.   -   A   według   ciebie,   czego
mógłbym  chcieć? Czy to takie dziwne, że chciałbym
zaspokoić swoją naturalną ciekawość?

- Czego dotyczącą?

           

    SPOTKANIE   PO 

LATACH                           31

- Ciebie. A kogóż by innego?

Catherine zagryzła dolną wargę. Czuła narastającą  w 

niej   złość.   Był   czas,  że   gdy  Luc   mówił:   wsiadaj   do 
samochodu,   skwapliwie   wykonywała   jego   polecenie. 
Uśmiechał  się teraz, ale  nie można  ufać uśmiechowi 
Luca.  Mógł uśmiechać  się i jednocześnie  doszczętnie 
kogoś   zniszczyć   starannie   dobranymi   słowami.   Zdecy-
dowała   się   w   jednej   chwili   i   ruszyła   w   kierunku 
samochodu.   Luc   był   człowiekiem   wyjątkowo   inte-
resującym   dziennikarzy,   nie   mogła   wiec   dopuścić   do 
tego, by ją z nim widziano.

Jeden   z   goryli   Luca   otworzył   drzwiczki   limuzyny. 

.Wśliznęła   się   w   róg   samochodu   i   usiadła   na   obitej 
kremową skórą kanapie. Drzwiczki zatrzasnęły się.

-  Doprawdy,   Catherine...   czy   to   było   takie   trudne?

- zapytał Luc. - Napijesz się czegoś?
W gardle czuła suchość.

- Chętnie.

Nerwowo wygładzała fałdy spódniczki. Luc pochylił 

się,   aby   otworzyć   barek.   Przez   jeden   moment,   który 
wydał się jej najdłuższym w życiu, czarne, gęste włosy 
były w zasięgu jej palców. Nieuchwytny aromat płynu do 
płukania włosów, zmieszany z nieokreślonym, ale jakże 

background image

znajomym   jego   własnym   zapachem,   uderzył   w   jej 
rozszerzone   nozdrza.   Gdy   wyprostował   się,   zmieszana 
obserwowała ruch muskułów pod drogą tkaniną koszuli, 
okrywającej jego szerokie ramiona.

Luc podał jej szklankę, przytrzymując ją na tyle długo, 

że musiała na niego spojrzeć. Był to atak bardzo niewinny, 
jak na możliwości Luca, ale i tak poczuła, że  nad nią 
panuje. Szybko wypiła kilka łyków. Nie cierpiała smaku 
brandy,   która   z   trudem   przechodziła  przez   ściśnięte 
gardło.

- Czy teraz lepiej się czujesz? - zapytał. - Mieszkasz

w Londynie?

-  Nie  -  odpowiedziała   z  pośpiechem.  -  Jestem   tu

tylko chwilowo. Mieszkam w... Peterborough.

32             

SPOTKANIE PO LATACH

-  Widzę, że jesteś mężatką. Musi to być dla ciebie

źródłem wielkiej satysfakcji.

Obrączka ślubna zaciążyła jej jak ołów. Postanowiła 

pominąć milczeniem te złośliwą uwagę.

-

Kiedy wyszłaś za mąż?

-

Ponad cztery lata temu.

Napiła  się, dla dodania  sobie odwagi przed następ

nym kłamstwem.

-

Niedługo   po...   Był   to 

burzliwy,

 

krótkotrwały

romans - wyjaśniła szybko.

-

Na to wygląda -wycedził. 

-Opowiedz mi o tym.

-

Nic   nie   było   w   tym 

nadzwyczajnego

 

-

 

mruk

nęła. - Jestem pewna, że wcale cię to nie zainteresu
je.

-

Przeciwnie   -   zaprzeczył 

miękko

 

Luc.

 

-

 

Szalenie

jestem ciekaw. A czy twój mąż ma jakieś imię?

-

Luc, ja...

-

 Ach,   więc   moje   imię   pamiętasz?

Wbiła wzrok w swój kieliszek.

background image

-

Paul. Ma na imię Paul. - 

Pomimo

 

ogromnego,

strasznego   napięcia,   udało   się   jej   uśmiechnąć.   -   Na
prawdę nie ma o czym mówić!

-

Zaspokój   jednak   moją 

ciekawość.

 

Czy

 

jesteś

szczęśliwa tam... gdzie to jest? W Peterhaven?

-

Oczywiście.

-

Nie   wyglądasz   na 

szczególnie szczęśliwą.

-

To   nie   zawsze   jest 

widoczne

 

-

 

odcięła

 

się

 

zroz

paczona.

-

A   dzieci?   -   zapytał   od 

niechcenia.
Catherine zdrętwiała.

-

Nie, jeszcze nie mam.

Luc   był   bardzo   opanowany.   Zauważyła   to,   choć 

sama była zmieszana. Luc nagle uśmiechnął się.

- Co robiłaś z tym Huntingdonem?

Pytanie rzucone znienacka zbiło ją z tropu.

-  Ja... zatrzymuję się u niego, gdy przyjeżdżam na

zakupy - zawahała się, a potem ze zdecydowaniem,

         SPOTKANIE PO LATACH                           33

które miało świadczyć o jej absolutnej pewności siebie, 
dodała: - Mój mąż pracuje dla niego.

-  Wygląda na to, że dobrze spędziłaś dzień pełen

szczególnych   zbiegów   okoliczności   -   cudowne,   złote
oczy   patrzyły   wprost   na   jej   zarumienioną   twarz.
Najciekawsze jest to, co niespodziewane, czyż nie?
Odstawiła kieliszek.

-

Muszę...

 

naprawdę 

muszę

 

już

 

iść.

 

Bardzo

 

miło

było znowu cię spotkać.

-

Czuję się pochlebiony, że 

tak

 

uważasz

 

-

 

powie

dział półgłosem Luc. - Czego się tak boisz?

background image

-

Ja się boję? - powtórzyła 

niepewnie.

 

-Nie

 

boję

 

się

niczego. Nie mamy już o czym mówić.

-

A   ja   myślę,   że   mamy 

jeszcze

 

cały

 

dzień

 

przed

sobą.
Catherine pochyliła głowę.

-

Nie muszę odpowiadać na 

twoje

 

pytania

 

-

 

powie

działa   stanowczo,   usiłując   zapanować   nad   drżeniem
w głosie.

-

Potraktuj   to   jako   mały, 

nieco

 

spóźniony

 

objaw

uprzejmości - zaproponował Luc. - Cztery i pół roku
temu zniknęłaś jak kamfora. Bez słowa, bez listu lub
najmniejszej  próby wyjaśnienia.  Chciałbym  usłyszeć  je
teraz.
Ceglaste plamy wystąpiły na jej policzkach.

-

Związek   z   tobą   był 

najgłupszą

 

rzeczą,

 

jaką

 

kiedy

kolwiek zrobiłam.

-

A   to,   że   mi   to   teraz 

powiedziałaś,

 

może

 

okazać

 

się

drugą   najgłupszą   rzeczą   -   spojrzał   na   nią   pociem
niałymi oczami. - Spałaś ze mną w noc przed swoim
zniknięciem. Leżałaś w mooch ramionach i kochałaś się
ze mną, planując, że opuścisz mnie...

-

Z   przyzwyczajenia   - 

wyjąkała.

Chwycił silnie jej rękę i przyciągnął do siebie bliżej, 

wbrew jej woli.

-  Z przyzwyczajenia? - krzyknął szorstko j z niedo

wierzaniem w głosie.

34             

SPOTKANIE PO LATACH

Cofnęła   się   przed   niepohamowaną   złością   i   odrazą, 

które wyczytała w jego pełnych wyrazu oczach.

-

 Sprawiasz   mi   ból   -   szepnęła.

Z pogardą puścił jej rękę.

-  W   takim   razie   wyrazy   mojego   uznania,   za   takie

background image

przedstawienie,   należy   ci   się   nagroda   zwycięzcy.   Przy
zwyczajenie inspiruje cię do niecodziennego zapału.

Pod   wpływem   wspomnień   zaczerwieniła   się   po 

czubki włosów. Te wspomnienia budziły nienawiść do 
samej siebie. A tamtej nocy w głębi serca była przekonana, 
ze   nigdy   już   nie   będzie   znowu  z   Lucern.   O   świcie,  z 
niezwykłą u niej śmiałością, obudziła go pełna rozpaczy, 
która   jedynie   w   fizycznym   kontakcie   mogła  znaleźć 
ukojenie. Kochać kogoś, kto nie odwzajemnia miłości, to 
najokrutniejszy rodzaj cierpienia.

-

Nie   pamiętam   - 

skłamała

 

bez

 

przekonania,

z uczuciem rosnącej nienawiści. Zapłaciła zbyt  wysoką
cenę za miłość do Luca.

-

Przyzwyczajenie

 

powtórzył

 

znowu,

 

ale

 

już

spokojnie.

Mimo woli uraziła boleśnie jego męską ambicje. Nie 

była   jedyną,   która   szalała   na   punkcie   Luca.   Kobiety 
gotowe   były   na   wszystko,   byleby   tylko   zwrócić   na 
siebie jego uwagę. Zrobiłyby jeszcze więcej, aby tylko 
zatrzymać go przy sobie.

Dla   Luca   Santiniego   kobiety   były   zabawkami   po-

trzebnymi w wolnym czasie. Łatwo zdobywanymi i tak 
samo   łatwo   odrzucanymi.   Wznosząc   się   na   szczyty 
sukcesu,   Luc   nigdy   nie   pozwolił   sobie   na   utratę 
odrobiny   własnej   energii   dla   jakiejś   kobiety.   Był 
samcem o dużych potrzebach seksualnych, ale kobiety nie 
zajmowały ważnego miejsca w jego myślach.

-

Muszę   już   iść   - 

powtórzyła

 

i

 

ponownie,

 

gdy

napotkała   jego   błyszczące   oczy,   odczuła   dziwną   nie
chęć do zrobienia jakiegokolwiek ruchu.

-

Jak sobie życzysz.

Chłodnym wzrokiem, wprawiającym ją w zmiesza-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           35

background image

nie, obserwował, jak brała swoją torebkę i wydostawała się 
z samochodu na miękkich nogach, jak zachwiała  się na 
moment na bardzo wysokich obcasach.

Odwracając   nieposłuszne   oczy   od   jego   smagłej, 

męskiej  twarzy zamknęła  drzwiczki i przeszła na drugą 
stronę ulicy. Z poczuciem winy myślała o wszystkich 
tych kłamstwach, które powiedziała, aby uchronić syna. I 
nie   dlatego,   by   Luc   mógł   czymś   teraz   zagrozić 
Danielowi, ale czuła się bezpieczniej, gdy on o niczym 
nie   wiedział.   Luc   nie   lubił   żadnych   komplikacji   ani 
ewentualnych   kłopotów.   A   nieślubny   syn   mógł   być 
powodem jednego i drugiego.

Jeszcze   oszołomiona,   pomyślała,   że   poza   jednym 

niebezpiecznym momentem Luc był taki... taki chłodny. 
Mogłaby przysiąc, że w hotelu Savoy Luc był wyraźnie 
wściekły. Ale widocznie to tylko jej imaginacja. A poza 
tym, dlaczego miałby być wściekły? Cztery lata to dużo 
czasu, a jemu na niej nie zależało. Nie  można ciągle 
wspominać kogoś, kto nawet kiedyś był bliski, gdy żyje 
się już innymi sprawami.

Myślami powróciła do ich pierwszego spotkania.  Z 

wdzięczności za to tylko, że się pojawił, oprowadziła go 
po   galerii:   była   to,  par   exccllence,  wycieczka  z 
przewodnikiem.   Nigdy   jeszcze   nie   znajdowała   się   tak 
blisko mężczyzny tak pięknego, wykształconego i pod-
niecającego.   Luc,   znudzony   własnym   towarzystwem, 
chętnie przyjął rolę zabawianego gościa.

Uśmiechnął się do niej, a wtedy zgubiła całkowicie 

wątek. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Nie 
podał   nawet   swojego   nazwiska,   ale   przed   wyjściem 
powiedział do niej:

- Nie powinna pani zostawać tu sama. Nie powinna też 

pani być tak bezpośrednia wobec obcych mężczyzn. Widu 
z nich potraktuje to jako zachętę i wtedy, zapewne, nie 
będzie pani umiała sobie z tym poradzić.

Gdy   ruszył   schodami   w   dół,   objął   ją   ostatni   raz 

spojrzeniem błyszczących, złotych oczu. I cóż zoba-

36             

SPOTKANIE PO LATACH

czył? Ładną, zaokrągloną osiemnastolatkę, niezręczną i 

background image

naiwną jak dziecko.

Mimo   to   przez   następne   dni   nie   opuszczał   jej 

promienny   optymizm.   Jeśli   zdarzyło   się   raz,   może 
zdarzyć   i   drugi.   Minęły   dwa   miesiące,   zanim   Luc 
pojawił   się   znowu.   Tak   jak   poprzednim   razem   było 
późno i przyszedł sam. Niewiele mówiąc obejrzał nowe 
obrazy   z   widocznym   brakiem   zainteresowania,   gdy 
tymczasem   ona   paplała   z   całą   impulsywną   bezpośred-
niością, którą on zganił przy pierwszej wizycie. Gdy byli 
już blisko wyjścia, odwrócił się nagle.

-  Będę   czekał   na   panią   po   zamknięciu   galerii.   Po

trzebuję czyjegoś towarzystwa - wycedził.

Tak   długo   oczekiwane   zaproszenie   było   wypowie-

dziane   niedbale,   w   ostatniej   chwili,   z   niewybaczalną 
arogancją człowieka pewnego jej zgody. Czy przejęła się 
tym? Ani trochę!

-

Pracowałem   cały   dzień, 

Chciałem

 

się

 

przejść

-mruknął, gdy ona, zadyszana, dreptała u jego boku.

-

Bardzo chętnie się przejdę 

-

 

powiedziała.

 

Mógłby

jej nawet zaproponować kąpiel w Tamizie zimą i też by
się zgodziła bez wahania. Wziął od niej płaszcz i podał
jej zgrabnie, a jego eleganckie maniery zrobiły na niej
ogromne wrażenie.

Zmęczył   ją   bardzo   pierwszym   spacerem.   Potem 

postawił kawę w kawiarni na Piocadilly. Opowiadał jej  o 
swoim   dzieciństwie   w   Nowym   Jorku,   o   rodzinie  - 
ojcu,   matce   i   siostrze,   którzy   zginęli   rok   temu  w 
katastrofie lotniczej. Ona z kolei otworzyła przed nim serce i 
opowiedziała o swoim niepewnym pochodzeniu,  żartując 
nawet na temat nieznanych przodków.

- Może zadzwonię do pani.

Wsadził ją do taksówki nawet bez pocałunku.

Nie   zadzwonił.   Minęło   sześć,   a   właściwie   prawie 

siedem   męczących   tygodni.   Czuła   się   ogromnie   nie-
szczęśliwa. I gdy już straciła całkowicie nadzieję, zjawił się. 
Bez żadnego uprzedzenia. Na jego widok roz-

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           37

płakała się z radości i musiał ją pocałować, aby przestała 
szlochać.

Po tym  pocałunku  mógłby  nawet okazać  się nagle 

gangsterem...   nie   miałoby   to   żadnego   znaczenia.   Za-
kochała   się   szaleńczo   i   w   głębi   oszołomionej   duszy 
przekonana   była,   że   on   taksę   ją   pokochał.   Jakie   to 
romantyczne,   pomyślała,   gdy  dał   jej   jedną  białą   różę. 
Zasuszyła   później   ten   cudowny   kwiat,   żeby   mieć 
pamiątkę w przyszłości...

Jak wspomnienia mogą stać się przykre! Luc nie był ani 

trochę   romantyczny.   Postarał   się   tylko   o   zdobycie 
doskonałej   kochanki,   z   tym   samym   chłodnym   opano-
waniem i zręcznymi  intrygami, jakie stosował w inte-
resach. Etap pierwszy - pozbawić spokoju. Etap drugi
- przekonać ją, że nie może żyć bez niego. Etap trzeci
-  podbić   serce.   Została   uwiedziona   w   takim   stylu
i z takim mistrzostwem, że nawet nie zdawała sobie
sprawy, co się z nią dzieje.

Znaleźć zwykłą dziewczynę i omotać ją. To właśnie 

zrobił z nią Luc. Równie dobrze mogłaby położyć się na 
szynach   kolejowych   przed   pędzącym   ekspresem.  Od 
początku wszystko sprzysięgło się przeciw niej.

Gdy na zatłoczonej ulicy spojrzała na zegarek, była 

zaskoczona, że jest tak późno. Zatopiona  w myślach, 
chodziła bez celu całe popołudnie. Nie zastanawiając się 
dłużej, poszła w kierunku przystanku autobusowego.

Gospodyni   Drewa,   pani   Bugle,   właśnie   nakładała 

płaszcz, gdy Catherine weszła do mieszkania.

-

Proszę   wybaczyć,   panno 

Parrish,

 

ale

 

byłam

 

zbyt

zajęta,   żeby   przygotować   pani   obiad   -   powiedziała
zimno pani Bugle.

-

Och, nie szkodzi. Jestem 

przyzwyczajona

 

sama

siebie   obsługiwać.   - Catherine  była  jednak zaskoczona
zimną   uprzejmością   tej   kobiety   i   jej   pełnym   nagany
spojrzeniem.

-

Chcę,   żeby   pani 

wiedziała, że pani Huntingdon

background image

38            

SPOTKANIE PO LATACH

bardzo   przeżywa   sprawę   rozwodu   -   powiedziała   pani 
Bugle oskarżycielskim tonem. - Jeżeli pan Huntingdon 
ożeni się ponownie, poszukam innej posady.

Catherine nie miała możliwości powiedzenia czegoś na 

swoją   obronę.   Rzuciwszy   te   niemiłe   słowa   na 
pożegnanie,   pani   Bugle   wyszła   trzasnąwszy   drzwiami. 
Catherine, zła i zażenowana, uznała, że atak gospodyni 
był końcowym akcentem tego okropnego dnia.

Teraz   więc   stała   się   tą,   która   rozbiła   małżeństwo. 

Pewnie nie tylko pani Bugle tak myśli. Romans Annette 
Huntingdon był  trzymany w wielkiej  tajemnicy i tylko 
bardzo niewiele osób o nim wiedziało. Mój Boże, jak 
mogła być tak ślepa i nie zauważyć uczuć Drewa?

Harriet była przeciwna rozwodowi brata. Robiła mu 

wymówki, co jeszcze bardziej go rozdrażniało.

Może okazywała Drewowi za dużo sympatii, usiłując 

zrównoważyć brak delikatności Harriet? Może też  zbyt 
chętnie   słuchała   tego,   co   mówił?   Szczerze   mu 
współczuła, ale naprawdę nie chciała mieszać się w jego 
małżeńskie   problemy.   Na   litość   boską,   wszystko,   co 
zrobiła, to tylko to, że słuchała, a Drew... najwidoczniej 
odczytał to jako zachętę.

Teraz   powinna  natychmiast   się  wyprowadzić   z  tego 

mieszkania!   Ale   w   jaki   sposób?   Po   zapłaceniu   pani 
Anstey z góry za jeden miesiąc, zostało jej mniej niż 
trzydzieści funtów. Peggy wściekała się na nią często, że 
nie   domaga   się   jakiejś   zapłaty   za   prowadzenie   domu 
Harriet,   która   odprawiła   gospodynię   wkrótce   po 
wprowadzeniu się Catherine. Jednak sama Catherine nie 
potrafiła pogodzić się z myślą, iż mogłaby za swoje usługi 
otrzymywać pensję.

I nie miało to żadnego znaczenia, dopóki żyła Harriet. 

Catherine na różne sposoby udawało się wiązać koniec z 
końcem tym bardziej, że nie musiała się martwić ani  o 
mieszkanie, ani o jedzenie. Została zarejestrowana jako matka 
samotnie   wychowująca   dziecko,   ale   korzystała  z   tego 
rzadko. Uprawiała warzywa, szyła, karmiła

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           39

podopiecznych Harriet... jakoś sobie zawsze radzili, ona  i 
Daniel.   Ale   teraz   niepewność   co   do   ich   przyszłości 
zawisła nad nią jak ogromna, czarna chmura.

Gdy rozpakowywała swoje rzeczy, doszła do wniosku, 

że zmuszona będzie zgłosić się do pomocy społecznej z 
prośbą o wsparcie, dopóki znowu nie stanie na nogi. A 
po powrocie Drewa z Niemiec opowie mu  o swojej 
przeszłości.   I   jeśli   jego   uczucie   do   niej   jest,   jak 
przypuszczała, chwilową namiętnością, to szybko się  z 
niej wyleczy. Tak czy inaczej, straci dobrego przyjaciela. 
Drew będzie czuł się oszukany.

O   wpół   do   siódmej   zadzwonił   dzwonek   u   drzwi 

wejściowych. Miała ochotę go zignorować, w obawie, iż 
jest   to   ktoś,   kto   gotów   źle   wytłumaczyć   sobie   jej 
obecność   w   tym   mieszkaniu.   Niestety,   ten   ktoś   za 
drzwiami   był   uparty,   a   nerwy   nie   pozwoliły   jej   wy-
trzymać trzeciego, przeraźliwie ostrego dzwonka.

To był Luc. Przez kilka strasznych sekund myślała, że 

ma halucynacje. Gdy oprzytomniała, drżącymi  rękami 
otworzyła drzwi.

-

Luc...? - wyszeptała.

-

Jak   widzę,   nie   wróciłaś 

jeszcze

 

do

 

Peterborough.

A może Peterhaven?
Spojrzał złośliwie w jej przerażone, błękitne oczy.

-

Wygląda   na   to,   że   nie 

bardzo

 

wiesz,

 

gdzie

 

miesz

kasz.   Jesteś   nędzną   kłamczuchą,   moja   droga.   A   tak
naprawdę, to kłamiesz nieudolnie, dziwię się, że w ogó
le próbowałaś mnie oszukać. Kiedy siedziałaś w samo
chodzie, kłamałaś, kłamałaś  i kłamałaś...

-

Kłamałam? - wykrztusiła 

z

 

trudem,

 

nie

 

mogąc

pozbierać myśli.

-

Wiesz,

 

dlaczego 

pozwoliłem

 

ci

 

odejść

 

dziś

 

po

południu? - gwałtownym pchnięciem zamknął drzwi.

-

N-n-nie.

-

Byłem w takim stanie, że 

gdybyś

 

zmyśliła

 

jeszcze

jedno   kłamstwo,   udusiłbym   cię.   Skąd   w   tobie   tyle
śmiałości, żeby mnie okłamywać?

background image

40            

SPOTKANIE PO LATACH

Bezradnie patrzyła na niego. W ustach jej zaschło, a 

w żołądku czuła ucisk. Czy naprawdę przypuszczała,  że 
zdoła   zachować   obojętność?   Nic   nie   czuć   do   tego 
mężczyzny,   którego   kiedyś   kochała,   którego   dziecko 
urodziła w strasznej samotności?

Każda kobieta, która, tak jak ona, spotkałaby choć raz 

w życiu mężczyznę w rodzaju Luca Santiniego,  byłaby 
szczęśliwa. I odtąd, już na zawsze, czy podobałoby się jej 
to,   czy   nie,   byłby   on   wzorcem,   według  którego 
oceniałaby innych mężczyzn. Nagle z przerażeniem zdała 
sobie sprawę, że przez te wszystkie lata,  gdy opuściła 
apartament na Manhattanie, żaden inny mężczyzna nie 
wzbudził w niej podniecenia. Zrozumiała teraz, że to 
ponowne spotkanie z Lucern, twarzą w twarz, będzie 
decydującą próbą.
Milczenie przeciągało się...

-  Cristo,   cara!   -  odezwał   się   Luc   niepokojąco

niskim   głosem.   -   O   czym   myślisz?   Wyglądasz   tak,
jakbyś miała zaraz upaść na kolana i błagać o litość...
Podniosła oczy.

Tak uważasz?

To się nazywa grać na zwłokę, udając głupiego. Co on 

tu robi? Czego od niej chce? Które kłamstwa  odkrył? 
Mój Boże, czyżby  domyślał  się, że ma  dziecko?  Skąd 
miałby to wiedzieć? -zadawała sobie pytania. Na  samą 
myśl o tym zbladła z przerażenia.

Nie czekając na odpowiedź, Luc przeszedł obok niej, 

pchnął drzwi i zajrzał do kuchni. Z całkowitym zamętem 
w głowie obserwowała, jak otwierał po kolei  wszystkie 
pozostałe drzwi - wyglądało to na systematyczną rewizję 
lokalu. Czego szukał? Jakich świadków? Jej mitycznego 
męża? A może dziecka? Ze strachu zimny pot oblał jej 
ciało. W interesach Luc słynął z tego, że dowiadywał się 
wszystkiego w jakiś  niesamowity sposób. Zauważał to, 
czego inni nie zauważali. Potrafił wyjaśnić to, co było 
ukryte. Jeśli tylko poświęciłby trochę czasu i skupił swoją 
niezwykłą inte-

background image

    SPOTKANIE   PO 

LATACH                           41

lgencję,   aby   odgadnąć   przyczynę   jej   odejścia,   to 
zrozumiałby, że najprawdopodobniej była w dąży.

-

Czy tak cię to bawiło, że 

dziś

 

po

 

południu

 

przez

 

trzy

godziny ciągnęłaś za sobą przez całe miasto mojego
człowieka z ochrony? -zapytał Luc ze słodyczą w głosie.

-

Ciągnęłam

 

twojego 

człowieka?

 

-

 

powtórzyła,

 

a

 

za

skoczenie w jej głosie mówiło samo za siebie.

-

Zero   punktów   za 

spostrzegawczość,

 

moja

 

droga.

Nic się nie zmieniłaś.  Włóczyłaś  się jak lunatyczka
w oczekiwaniu, że coś się zdarzy. - Przeszedł się po
pokoju   z   nonszalancką   swobodą.   -   Nie   widać   żadnej
zieleni,   ani   zasłony   w   kwiaty,   ani   falbanki.   Albo
mieszkasz tu od niedawna, albo on narzucił ci swój
gust. Boże, miał więcej szczęścia niż ja...

To   ostatnie   zdanie,   powiedziane   szeptem,   było   tak 

samo  zaskakujące,  jak i słowa, które je poprzedzały. 
Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę ze złośliwości 
uwagi ojej sentymentalizmie, tak bardzo różniącym się od 
jego   upodobania   do   surowego   modernizmu.   Była   to 
aluzja,   przywołująca   niewyraźne   i   mimowolne   wspo-
mnienie kąpieli przy blasku palących się świec i łóżka z 
baldachimem, pokrytego koronkami.

Trudno byłoby znaleźć dwa charaktery, które bardziej by 

się   od   siebie   różniły.   Jej   marzenia   były   zwykłymi 
marzeniami o miłości, małżeństwie i dzieciach. A Luc nie 
miał marzeń. Kierował swoim życiem według własnego 
planu, my śląc tylko o osobistym sukcesie. Gdy osiągnął 
jeden cel, zmierzał do następnego. Możliwość niepowo-
dzenia nie przychodziła mu nawet do głowy. Na myśl o 
tym,  ile razy ona sama musiała rezygnować ze swoich 
marzeń, Catherine poczuła gorycz.

-  Nie   krepuj   się,   czuj   się   jak   u   siebie   w   domu.

Ten ironiczny ton tak do niej nie pasował, że Luc
obrócił się nagle i spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Nie mów tak do mnie - rzekł z naciskiem.

-  Będę   mówiła   tak,   jak   mi   się   spodoba   -   od

powiedziała z naglą determinacją.

background image

42            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Jak uważasz - zgodził się 

Luc.

 

-

 

Ale

 

nie

 

zrobisz

tego już więcej.

-

Chcesz się założyć?

Świadomość, że ani sam Daniel, ani żaden siad jego 

istnienia   nie   mogą   jej   zdradzić   w   tym   mieszkaniu, 
dodała jej odwagi i sił do przeciwstawienia się Lucowi.

-  Gdybym   był   tobą,   nie   zaryzykowałbym   tego

-odpowiedział   Luc.   -   Masz   przerażający   zwyczaj
stawiać   na   przegranego   konia.   A   zdecydowanie   nie
masz szans na wygraną.
       - Nie boję się ciebie. - Buńczucznie zadarła pod-
bródek.

-

A powinnaś.

-

Grozisz mi?

-

O   ile   mnie   pamięć   nie 

myli,

 

nigdy

 

jeszcze

 

nie

próbowałem   nikomu   grozić   -   zapewnił   z   niewzruszo
nym spokojem.
Opuściła głowę.

-

Nie   mam   ci   nic   do 

powiedzenia.

-

Za   to   ja   chciałbym   ci 

wiele powiedzieć.

-

Nie chcę tego słuchać.

Gwałtownym   ruchem   skrzyżowała   ramiona,   żeby 

ukryć drżenie rąk i zrobiła kilka kroków w kierunku okna, 
odwracając się do niego plecami.

-

Kiedy mówię do kogoś, 

to

 

chcę,

 

aby

 

na

 

mnie

patrzono - ironicznie dodał Luc.

-

Nie   chcę   patrzeć   na 

ciebie.

Z przerażeniem stwierdziła, że lada chwila wybuchnie 

płaczem. Gdybyż mogła być teraz tysiące kilometrów od 
tego miejsca!
Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego:

-

Chcę, żebyś wyszedł.

background image

Uniósł czarną brew:

-

Czy na pewno mówisz do 

mnie?

Miała na twarzy wyraz ogromnego napięcia, ale nie 

powiedziała   nic,   nie   chcąc   zdradzić   się   głosem,   ani 
spotkać się wprost z jego spojrzeniem.

    SPOTKANIE   PO 

LATACH                           43

-  Czy   możemy   obejść   się   bez   męża,   skoro   masz

takie  trudności  z  wymówieniem  jego  imienia?-   zapytał
bardzo spokojnie  Luc.- Nie  wierzę  w ogóle w jego
istnienie.

-  Nie   rozumiem,   skąd   ci   to   przyszło   do   głowy?

Całkowicie wytrącona z równowagi przez pytanie
rzucone bez żadnego uprzedzenia, uświadomiła sobie, że 
w jej odpowiedzi nie było przekonywającego zdziwienia ani 
zrozumiałej   w   takim   wypadku   irytacji.   Pod  wpływem 
spojrzenia   ciemnych   oczu,   które   ją   po   prostu 
unieruchamiały, poczuła się jak zwierzę złapane w sidła.

-  Zawsze i wszędzie w moim życiu postępowałem

uczciwie, ale z tobą nie mogę. Widziałem was z Huntin-
gdonem przed hotelem.
Zaczęła ją ogarniać rozpacz.

-

Fałszywie oceniłeś to, co 

widziałeś.

-

Naprawdę?   Nie   sądzę 

-mruknął

 

Luc.

 

-

 

Uspokój

się, niemu się jeszcze nie stało... jest dopiero w połowie
drogi   do   Niemiec,   ale   upragnionego   kontraktu   nie
dostanie.

-

Co mówisz?

-

Chyba   będę   zmuszony 

sprawić

 

ci

 

przykrość.

Zapytała z nienaturalnym spokojem:

-

A co ty masz wspólnego 

z tym kontraktem?

-

Mam   pewne   wpływy  

oświadczył.

background image

-

Ale   dlaczego?   Dlaczego 

chcesz

 

zniszczyć

 

Drewa?

- szepnęła w rozpaczy.

-

Tak się fatalnie dla niego 

składa,

 

że

 

jest

 

to

 

jego

mieszkanie.   -   Luc   spojrzał   na   nią   iskrzącym   się
wzrokiem,   z   nieukrywaną   groźbą.   -   A   gdy   jakiś
człowiek   wchodzi   na   moje   terytorium,   musi   za   to
zapłacić.   W   innym   wypadku,   kto   respektowałby   grani
ce przeze mnie wyznaczone? Chyba nie sądzisz, że będę
mu wdzięczny za uwiedzenie mojej kobiety?

ROZDZIAŁ TRZECI

Catherine  zbladła.  Luc zadał  jej  zbyt  wiele ciosów 

naraz. Czuła się jak człowiek, który tonie.

Luc   spoglądał   na   nią   bezlitośnie.   Z   jego   oczu 

promieniowała   dziwna,   zatrważająca   siła,   dzięki   której 
nigdy   nie   tracił   panowania   nad   sobą.   Ludzie,   którzy 
pozwalali,   by   zatriumfował   w   nich   gniew,   tracili 
kontrolę nad sytuacją. Luca nigdy nie można byłoby o to 
pbwinić. Przynajmniej do tej pory...

Nie   mogła   nawet   przełknąć   śliny   i   tylko   końcem 

jeżyka oblizała suche wargi.

-  Nie   jestem   twoją   kobietą   -   powiedziała   niepew

nie.
Przeszył ją ostrym spojrzeniem czarnych oczu.

-  Przez   dwa   lata   byłaś   moja,   bezdyskusyjnie   moja,

jak   żadna   przedtem.   Niektórych   faktów   nie   da   się

background image

zmienić. W Savoyu nie mogłaś oderwać ode mnie oczu.

Catherine była tak zaskoczona słowami Luca, że na 

chwilę zapomniała o pogróżkach pod adresem Drewa.

-

To nonsens!

-

Tak uważasz?

Luc utkwił w niej nieruchome, skrzące się spojrzenie. 

Wyobraziła sobie, że zapewne tak właśnie wygląda syty 
tygrys, dybiący na następną ofiarę,

-  Nie   wydaje   mi   się   to   nonsensem.   A   zresztą,

dlaczego mamy się o to kłócić? To jakieś  ne sais quoi,
nieproszone   i   jakże   często   niechciane,   istnieje   w  dal
szym   ciągu  pomiędzy   nami.  Chcę,   żebyś  wróciła   do
mnie, Catherine.

W śmiertelnej ciszy,  która zapadła po jego słowach, 

słyszała bicie własnego serca. Nie była w stanie wydać

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           45

dźwięku   ze   zduszonego   gardła.   Wreszcie,   gdy   minął 
szok, odzyskała mowę i panowanie nad sobą.

Luc podszedł do stołu i otworzył jedną ze stojących tam 

karafek, wziął kieliszek i nalał sobie brandy.

-

Aż   trudno   mi   uwierzyć, 

że

 

możesz

 

tak

 

do

 

mnie

mówić - wyszeptała.

-

Pociesz   się,   że   nie 

powiedziałem

 

nawet

 

jednej

czwartej tego, co chciałem powiedzieć.

Luc wsunął kieliszek pomiędzy jej bezwładne palce  i 

zacisnął   na   szkle   -   intymny   dotyk   jego   ręki   znów 
pozbawił ją spokoju.

-  Jestem  pewien, że  czujesz wdzięczność  za moją

powściągliwość.

Zrozumiała   teraz,   co   czuje   zając   na   autostradzie, 

zahipnotyzowany   światłami   reflektorów.   Te   złociste 
oczy byłyby w stanie zniewolić każdą kobietę.

-

Naprawdę   myślisz,   że 

jestem

 

na

 

utrzymaniu

Drewa? - zapytała wstrząsając się z niesmakiem. - Czy
to mi insynuujesz?

background image

-

Ja nic nie insynuuję, moja 

droga.

 

Ja

 

stwierdzam

fakt.

-  Jak   śmiesz?   -   wykrzyknęła   oburzona   Catherine.

Luc z kamiennym spokojem zmierzył ją wzrokiem.

-

Uważam,   że   jest   to 

wyjątkowo

 

niesmaczne,

 

bo

Drew to człowiek żonaty i dostatecznie stary, by być
twoim ojcem.

-

Nie

 

ma

 

nic 

niesmacznego   w   tym,   co   dotyczy
Drewa - zaprotestowała gwałtownie. - On jest jednym
z najprzyzwoitszych ludzi, jakich znam.

-

Tyle tylko, że jest zdolny 

zdradzać

 

swoją

 

żonę

z   kobietą   dwa   razy   od   siebie   młodszą.   -   Luc   pod
sumował   dobitnie.   -   A   teraz   małe   ostrzeżenie:   od
dzisiejszego  wieczora   nie  życzę  sobie,  żebyś   nawet
wymawiała jego imię.

Catherine tak się zapamiętała w obronie Drewa, że w 

ogóle nie dotarły do niej słowa Luca.

- On nie zdradził swojej żony. Już prawie od roku

46            

SPOTKANIE PO 

LATACH

są w separacji. W przyszłym  miesiącu będzie już po 
rozwodzie.

-

Wiem   o   tym   -   przerwał 

Luc,

 

łagodnie

 

uprzedza

jąc   jej   argumenty.   -   Jednakże   powinien   być   teraz
w domu ze swoją żoną, byłoby to dla niego znacznie
bezpieczniejsze.

-

Bezpieczniejsze?   Grozisz 

mu?

-

Nie. Ja tylko doręczyłem 

swoje

 

listy

 

intencyjne

z dużym udziałem.

- Nie mogłeś tego zrobić!- wykrzyknęła.

W zamyśleniu obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem.

background image

-  To twoje zdanie. - Wzruszył  ramionami, dając do

zrozumienia,   że   już   nie   chce   poruszać   tego   tematu.
     - Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia.

Uczuła niemiły ucisk w żołądku. To eleganckie, szyte 

na   miarę   ubranie   kryło   bezwzględnego   drania, 
prymitywnego neandertalczyka, któremu obce są wyrzuty 
sumienia.

-

Choć   to   absolutnie   nie 

twoja

 

sprawa,

 

przyjmij

 

do

wiadomości, że nie mam romansu z Drewem - powie
działa z naciskiem.

-

Wszystko,   co   ciebie 

dotyczy,

 

bardzo

 

mnie

 

ob

chodzi.

Nie   zaprotestowała,   skoncentrowana   ciągle   na 

obronie Drewa.

-

Dlaczego

 

chcesz 

doprowadzić

 

do

 

ruiny

 

wytwórnię

podzespołów Huntingdona? Co on ci takiego zrobił?

-

I ty mnie o to pytasz? - 

zapytał

 

opryskliwie,

z niedowierzaniem. - Mieszkasz u niego i jeszcze mnie
pytasz? To jest banalne i wstrętne.

-

A kim ja byłam,  żyjąc z 

tobą?

 

-

 

Nie

 

mogła

 

oprzeć

się porównaniu.

-

Cristol   -  W   nagłym 

porywie

 

gniewu

 

uniósł

 

do

góry obie ręce. - Jak możesz mówić mi coś takiego?
W   całym   moim   życiu   nigdy   nie   traktowałem   żadnej
kobiety tak jak ciebie!
W jego pewności siebie najgorsza była szczerość. On

         SPOTKANIE PO LATACH                           47

wierzył w to, co mówił. Zacisnęła zęby, powstrzymując 
cisnące się na usta słowa.

-  I co otrzymałem  w zamian? Odpowiedz! - Zaata

kował   ją   ostro,   brutalnie,   z   wściekłością   na   twarzy.
     - Głupie, cholerne bazgrały na lustrze, których nawet

background image

nie   mogłem   odczytać.   Ufałem   ci   tak,   jakbyś   była
członkiem   rodziny,   a   ty   nadużyłaś   mojego   zaufania
i wbiłaś mi nóż w plecy.

Jego   opanowanie   gdzieś   znikło,   odsłaniając   ogrom 

gniewu, który wywołała.

-

Luc, ja...

-

Nie   ruszaj   się!   -   Jak 

biczem

 

smagnął

 

tym

 

roz

kazem, nie pozwalając jej cofnąć się do drzwi. - Byłaś
ze   mną   dwa   lata,   Catherine.   Dwa   lata   -   powtórzył
z furią, a każdy nerw jego szczupłego, silnego ciała
drgał od miotającej nim złości. - Aż nagle rozpłynęłaś
się w powietrzu. I przez te pięć lat co otrzymałem? Co?
Nawet ani jednej pocztówki! Szukam cię. Martwię się,
czy gdzieś nie głodujesz. Zastanawiam się, jak sobie
radzisz w życiu. Myślę, że może miałaś jakiś wypadek,
może nie żyjesz. I gdzie cię znajduję? - podniósł glos
prawie do krzyku. - W Savoyu, z innym mężczyzną!

Stała osłupiała, nie mogąc się ruszyć, przygnieciona 

jego gwałtownym atakiem. Nigdy nie widziała Luca w 
takim stanie. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała, a cóż 
dopiero w jego słowa.

Martwił się o nią? I teraz, w tej chwili, również się

o   nią   martwi?   Była   zaskoczona.   Gdy   opuściła   go,
wymykając   się   chyłkiem,   jak   złodziej   drzwiami   dla
służby,   przewidywała   jego   reakcję   na   jej   znikniecie.
Niedowierzanie...   obraza...   pogarda...   pogodzenie   się
ze stanem rzeczy. Myśl, że może się o nią martwić, nie
przyszła jej nawet do głowy.

Gdy   teraz   zrozumiała,   uczuła   dziwny   niepokój  

i postanowiła nic mu nie mówić na swoją obronę. Jedno 
było   pewne:   Luc   nie   podejrzewał   istnienia   Daniela. 
Pozbywszy się tej obawy, mogła myśleć o Drewie.

48

SPOTKANIE   PO 

LATACH

-  Zostaw   Drewa   w   spokoju   -   powiedziała.   -   On 

potrzebuje tego kontraktu.

background image

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Brnęła 

dalej.

-  Utrata   tego   kontraktu   zrujnuje   go.   Złośliwy 

uśmieszek wykrzywił jego usta. -Wiem.

-  Wyładuj   swoją   złość   na   mnie.   Nie   wierzę,   że 

naprawdę chcesz skrzywdzić Drewa.

-  Uwierz w to - uciął stanowczo.
-  Myślę   też...   -   Bezradnie   skrzyżowała   dłonie, 

zdradzając tym swoje zakłopotanie. - Przychodzisz tu 
i mówisz... żądasz, żebym wróciła do ciebie, ale o tym 
absolutnie nie może być mowy - dokończyła drżącym 
głosem.

-  Nie?
- Nie! Nie rozumiem, dlaczego tak mnie traktujesz! 

-krzyknęła.

-  Może powinnaś spróbować?
-  Nie chcę próbować - powiedziała z godnością.
-  Byłeś   w   moim   życiu   epizodem,   o   którym   już 

dawno zapomniałam.

- Epizodem? - Zaśmiał się niedowierzająco. - Byłaś 

ze mną dwa lata!

- Dziewiętnaście miesięcy, a każdy miesiąc to mój 

błąd - poprawiła go Catherine.

-  Modre de Dio. -  Na jego policzkach wystąpiły 

czerwone plamy. -1 uważasz to za epizod, jakbyśmy 
spędzili ze sobą zaledwie jedną noc?

-   Nie wiem, ale nieraz chciałam, żeby to właśnie 

była tylko ta jedna noc.

- Jak możesz tak mówić? Przecież cię szanowałem

- zmienił ton Luc.

-  Ty to nazywasz szacunkiem? - Zaśmiała się ze 

wzburzeniem. - Gdy patrzę teraz na ciebie, dziwię się, 
dlaczego to tak długo trwało, zanim się opamiętałam.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           49

background image

-  Od chwili, kiedy tu przyszedłem, starasz się nie 

patrzeć na mnie - powiedział Luc sucho.
-  Nienawidzę cię, Luc. Nienawidzę cię tak bardzo, że 
gdybyś   w   tej   chwili   padł   martwy   u   mych   stóp, 
tańczyłabym z radości na twoim ciele!

-  A więc przyszłość zapowiada się interesująco.
-  Dla nas nie ma wspólnej przyszłości! Nie mam 

zamiaru   podporządkowywać   się,   jak   jakaś   służąca. 
Wrócić   do   ciebie?   Chyba   oszalałeś!   Już   raz   mnie 
wykorzystałeś i raczej umrę, niż pozwolę ci uczynić 
to po raz drugi. Kochałam cię, Luc. Kochałam cię o 
wiele bardziej, niż na to zasługiwałeś...

- Wiem - przerwał jej spokojnie.

Gorączkowy  rumieniec  zabarwił   jej  policzki,  a  nie-
pohamowany gniew wstrząsnął całym ciałem.

-  Co   ma   znaczyć   to   twoje   wiem?   Jak   śmiesz 

przyznawać się do tego?
Spojrzał   na   nią   przeciągle,   z   dziwnym   wyrazem   w 
złocistych oczach.

-  Myślałem,   że   to   będzie   przemawiało   na   moją 

korzyść.

-  Na twoją korzyść? Wziąłeś wszystko, co miałam 

do   dania   i   próbowałeś   za   to   płacić,   jakbym   była 
żebraczką z ulicy!
Zacisnął szczęki.

-   Mogłem się czasem mylić - przyznał po długim 

milczeniu - ale jeśli byłaś niezadowolona z naszego 
związku, powinnaś byk to okazać.

-  Co takiego? Okazać niezadowolenie? -Catherine 

była tak zdenerwowana, że z trudem wydusiła z siebie 
te słowa. - Niech Bóg ci wybaczy, bo ja ci wybaczyć 
nigdy nie będę mogła. Pozwól, że zwrócę ci uwagę na 
jedno.   Możesz   kupić   sobie,   co   tylko   zechcesz.   Ale 
mnie nie kupisz. Nie jestem towarem na sprzedaż.
Drżąc na całym ciele odwróciła się od niego, osłabła 
że wzruszenia. Nigdy nie sądziła, że będzie zdolna tak 
gwałtownie   wystąpić   przeciwko   Lucowi,   a   okazało 
się

50            

SPOTKANIE PO LATACH

background image

to nie tak trudne. Nie odczuwała jednak żadnej satys-
fakcji.  Tylko  ból.  Rozdzierający,   potworny ból.  Nagle 
runęła   wewnętrzna   tama,   którą   zbudowała   z   takim 
wysiłkiem. Powróciły nie chciane wspomnienia, choć tak 
gorąco pragnęła je zniszczyć.

Jakże   szczęśliwa   była   w   dniu,   kiedy   ofiarował   jej 

różę. Porwał ją w świat, który oglądała tylko w ilu-
strowanych  tygodnikach. Bawiły go jej naiwne, szeroko 
otwarte oczy, jej niewinność i to, że nie umiała ukryć, jak 
wielką   przyjemność   sprawiało   jej   przebywanie   w   jego 
towarzystwie.   Wciągu   kilku   dni   niezwykłych   emocji 
zatraciła się całkowicie, do utraty tchu. Luksusowe nocne 
kluby,   w   których   tańczyli   do   późnej   nocy,  wspólne 
kolacje w zaciszu dyskretnie oświetlonych  restauracji... i 
wreszcie ten ostatni wieczór w Londynie.

A przecież już wtedy Luc nie zasługiwał na zaufanie. I 

gdy   doprowadził   do   tego,   że   po   obiedzie,   mocno 
wtulona w jego ramiona, nie była w stanie rozsądnie 
myśleć, odsunął ją od siebie i powiedział lekko:

-  Wybieram   się  na   Boże   Narodzenie   do  Szwajcarii.

Pojedź ze mną.

Ta nieoczekiwana propozycja oszołomiła ją. Zawsze 

marzyła   o   prawdziwych   świętach.   W   pierwszej  chwili 
odmówiła, czując się niezręcznie na myśl, że Luc  będzie 
chciał opłacić jej podróż za granicę.

- Nie wiem, kiedy znowu będę w Londynie.

Nie wiedziała wówczas, że było to kłamstwo. W prze-

konaniu,   że   może   stracić   go   na   zawsze   z   powodu 
przestarzałych   zasad,   poddała   się.   Była   tak   głupia,   że 
oczekiwała,   iż   będą   mieszkać   w   hotelu   w   osobnych 
pokojach. Jednak i wtedy zdawała sobie sprawę z tego, że nie 
zna go dobrze. Luc wrócił do Nowego Jorku. Elaine Gould 
była zaskoczona widząc ją następnego dnia w gazecie, 
na zdjęciu obok Luca. Elaine, pełna najlepszych intencji, 
próbowała przemówić jej do rozsądku. Ale Catherine nie 
słuchała już żadnych mądrych rad.
Sześć godzin spędzonych w samotnym, alpejskim

SPOTKANIE   PO 

background image

LATACH                           51

schronisku   wystarczyło,   żeby   zapomniała   o   wszelkich 
swoich zasadach. Żadna kobieta nie została uwiedziona 
tak   łatwo.   Żadnej   panny   młodej   nie   zaniesiono   do 
małżeńskiego łoża z większym wdziękiem i pietyzmem, 
niż uczynił  to Luc. A w momencie, kiedy zabrał jej 
dziewictwo,   posiadł   jej   ciało   i   duszę.   Poddała   się 
wielkiej   namiętności,   miała   obok   siebie   mężczyznę 
swych   marzeń,   ale   o   ślubie   nie   było   nawet   mowy. 
Poświeciła wszystko dla miłości... Och, głupia, lekko-
myślna kobieto, gdzie miałaś wtedy rozum?

- Catherine!

Wstrząsnęła się, wracając do rzeczywistości.  - O czym 
myślisz?

Oślepiona   napływającymi   łzami,   niepewnie   zaczer-

pnęła do płuc powietrza.

-

To nic ciekawego.

-

Jeśli   wrócisz   do   mnie, 

nie

 

będę

 

przeszkadzał

Huntingdonowi w uzyskaniu tego kontraktu.

- Dobry Boże, nie możesz tak frymarczyć  życiem 

człowieka - wyszeptała z przerażeniem. -Mogę i będę.

-  Nienawidzę cię! Nie przeżyję, jeśli dotkniesz mnie

choć palcem! - krzyknęła.
Nieoczekiwany uśmiech wykrzywił jego usta:

-

Uwierzę,   jeśli   tak   się 

stanie.

-

Luc, proszę cię.

A więc tak się złożyło, że Catherine zmuszona była 

teraz odrzucić dumę i prosić. -Proszę cię, zastanów się, co 
robisz. Dla ciebie to tylko przygoda... Nie mogę do ciebie 
wrócić, Luc... Po prostu nie mogę. Błagam,  odejdź i 
zapomnij, że kiedykolwiek mnie widziałeś.
Luc przysunął się bliżej do niej.

-  Gdybym  mógł  zapomnieć,  nie byłoby  mnie  tutaj,

moja droga.
Catherine cofnęła się w popłochu.

-  Czy już zapomniałeś o tym wszystkim, co cię we

mnie irytowało? - wykrzyknęła w rozpaczy.

background image

52            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Okazało się to całkiem miłe, 

kiedy

 

zostałem

 

tego

pozbawiony.

-

Nie podchodź do mnie! - W 

miarę

 

jak

 

zbliżał

 

się

do   niej,   ogarniała   ją   coraz   większa   histeria.   -Jeśli   mnie
dotkniesz, umrę!

-

A ja umrę, jeśli nie wezmę cię 

w

 

ramiona.

 

I

 

muszę

ci   uprzytomnić,   że   jeszcze   żyję.   -   Złociste,   płonące
oczy   parzyły   ją   blaskiem   pożądania.   -   Jutro   nie
będziesz nawet pamiętać jego imienia.
Cofnęła się przed jego ręką, obcasem zaczepiając  o frędzle 
dywanu. Przewróciła się, uderzając głową  o coś twardego. 
Krzyknęła, a potem ciemność otuliła ją jak zasłoną i straciła 
przytomność.

-

Trudno   dostrzec   to 

miejsce,

 

o

 

którym

 

mówię

-   lekarz   wskazał   ciemną   plamę   na   kliszy   rentgeno
wskiej.   -   Poprzednie   obrażenie   wymagało   długiego
leczenia.   Tym   razem   jest   to   tylko   wstrząs   mózgu,   ale
chora   powinna   tu   zostać   na   całą   noc,   żebyśmy   mogli
nad nią czuwać.

-

Diabeinie długo nie wracała 

do przytomności.

-  Bo było to diabelnie silne uderzenie.

Napotkawszy twarde spojrzenie zwężonych oczu
stary lekarz zrozumiał, że swą żartobliwą odpowiedzią trafił jak 
kulą w płot.
Catherine rozpoznała głos Luca i choć nie zrozumiała ani 
słowa, natychmiast się uspokoiła. Czuła ostry, przenikliwy ból 
u   podstawy   czaszki,   a   kiedy  poruszyła   głową,   jęknęła   i 
otworzyła oczy.
Ujrzała Luca i uśmiechnęła się do niego.

- Widzę cię jak przez mgłę - powiedziała.

Stojący po drugiej stronie łóżka siwowłosy mężczyzna zaczął 
badać jej koordynację ruchów. Potem zapytał ją, jaki to dzisiaj 
dzień tygodnia. Zamknęła  oczy i zaczęła się zastanawiać. W 
mózgu miała jakby watę. Poniedziałek, wtorek, środa...
Lekarz powtórzył swoje pytanie.

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           53

-

Czy   nie   widzi   pan,   jak 

ona

 

cierpi?

 

-

 

zapytał

 

Luc

z rozpaczą w głosie. - Proszę pozwolić jej odpocząć.

-

Catherine! - To był  głos 

doktora,

 

zmuszający

 

do   ponownego   uniesienia   ciężkich   powiek.   -   Czy
pamięta pani, jak doszło do tego wypadku?

-

Już   mówitem   panu,   że 

upadła

 

-

 

przerwał

 

mu

 

po

raz   drugi   Luc.   -   Czy  to   wypytywanie   jest  naprawdę
konieczne?

-

Upadłam   -   szepnęła   z 

wdzięcznością

 

Catherine.

Chciała,   żeby   doktor   odszedł   i   przestał   ją   dręczyć.
Najwidoczniej irytował też Luca.

-

Jak pani upadła?

Gdy zadał to pytanie po raz trzeci, Luc nabrał głośno 

powietrza w płuca i właśnie w tym momencie rozległ się 
dźwięk   elektronicznego   przywoływacza.  Lekarz,   nie 
dopuszczając   Luca   do   głosu,   stanowczym  tonem 
oświadczył:

-  Obawiam   się,   że   będę   zmuszony   skończyć   bada

nie   rano.   Panna   Parrish   zostanie   przeniesiona   do   innej
sali. Może wróci pan do domu, panie Santini?

-  Zostanę   tutaj   -   padła   zdecydowana   odpowiedź.

Catherine sennym wzrokiem spojrzała na niego,
szczęśliwa,   że   jest   tu   i   pilnuje,   by   było   jej   dobrze. 
Zamknęła powieki i poczuła, że łóżko, na którym leży, jest 
gdzieś   przesuwane.   Nad   jej   głową   rozmawiały 
pielęgniarki,  prosząc na paskudną pogodę, a jedna  z 
nich  opisywała  sukienkę,  którą  zobaczyła   u Marksa  i 
Spencera. Wszystko to było tak pokrzepiająco normalne, 
że Catherine zapadła w drzemkę.

Gdy ponownie się obudziła, stwierdziła, że znajduje 

się   w   słabo   oświetlonym,   przyjemnie   umeblowanym 
pokoju, który nie pasował do jej wyobrażeń o szpitalu. 
Luc stał przy oknie i wpatrywał się w ciemność.

-

Luc? - szepnęła.

Odwrócił się gwałtownie.

-

Gdzie ja jestem?

background image

54           

SPOTKANIE PO LATACH

-

To   prywatna   klinika.   - 

Podszedł

 

do

 

łóżka.

 

-Jak

się czujesz?

-

Tak,   jakby   ktoś   rąbnął 

mnie

 

workiem

 

z

 

piaskiem,

ale  mogło  być  gorzej. - Poruszyła  głową na próbę
i skrzywiła się z bólu.

-   Leź   spokojnie. 

-Trochę za późno poradził jej Luc.
Zmarszczyła czoło.

-Nie   pamiętam   momentu,   kiedy   upadłam   -   szep

nęła oszołomiona... - Nic a nic.

Luc podszedł jeszcze bliżej. Nie wyglądał  tak ele-

gancko,   jak   zazwyczaj.   Czarne   włosy   miał   potargane, 
krawat   zmięty,   dwa   rozpięte   guziki   koszuli   odsłaniały 
opaloną szyję.

-

To   była   moja   wina   - 

przyznał.

-

Jestem pewna, że nie - 

pocieszyła

 

go

 

trochę

zdziwiona Catherine.

-

A   właśnie,   że   tak.   - 

Ciemne

 

oczy

 

patrzyły

 

na

 

nią

niespokojnie.   -   Nic   by   się   nie   stało,   gdybym   nie
usiłował cię objąć wbrew twojej woli.

-

Wbrew mojej woli? - Nie 

pamiętała

 

nic

 

takiego,

co uzasadniałoby te zaskakujące słowa.

-

Potknęłaś się o dywan i 

upadłaś.

 

Uderzyłaś

głową o stół. Modre de Dto. cara... Myślałem, że się
zabiłaś! - Luc przeżywał to na nowo, z niezwykłym
dla   niego   wzruszeniem,   a   w   kąciku   jego   ust   drgał
jakiś   nerw.   -   Myślałem,   że   nie   żyjesz...   Naprawdę
tak   myślałem   -   powtarzał,   nie   odzyskawszy   jeszcze
równowagi.

-  Tak   mi   przykro,   że   sprawiłam   ci   tyle   kłopotu.

Ogarnął ją jakiś dziwny, nieokreślony lęk. Gdyby

background image

nie obecność Luca, poddałaby mu się całkowicie. Poza 
tym, że nie mogła odtworzyć w pamięci okoliczności 
swego upadku, uświadomiła sobie jeszcze inne dziwne 
fakty. Pielęgniarki... lekarz... są w Anglii.

- Czy my jesteśmy w Anglii? - zapytała.

-  Czy   my   jesteśmy...?   -   Powtórzył   zaimek   my,

akcentując go w szczególny sposób, z widocznym

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           55

zaskoczeniem na twarzy. - Jesteśmy w Londynie. Nie 
wiesz o tym? - sondował ją ostrożnie.

-  Nie   pamiętam,   żebym   przyjechała   z   tobą   do

Londynu  - wyznała  Catherine  w nagłej  panice. - Dla
czego nie pamiętam?

Luc przyglądał się jej przez kilka sekund, a potem,  z 

uczuciem ulgi, usiadł obok niej na łóżku.

-

Uderzyłaś   się   mocno   i 

dlatego

 

masz

 

taki

 

zamęt

w głowie. To wszystko - powiedział cicho i spokojnie.
     - Absolutnie nie ma się czym martwić.

-

Jak   mogę   się   nie 

martwić! Boję się!

-

Nie masz się czego bać - 

Luc

 

zachowywał

 

się

 

jak

ktoś,   kto   troskliwie   usiłuje  skierować   w   innym   kierun
ku myśli osoby skłonnej do histerii.

Palcami dotknęła jego dłoni, szukając w niej oparcia.

-

Jak   długo   jesteśmy   w 

Londynie?
Luc zesztywniał.

-

Czy to takie ważne?

Gdy ujął jej rękę i podniósł do ust, nagle wszystko 

przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Obserwując ją spod gęstych, czarnych rzęs, koniuszkiem 

języka przeciągnął powoli, po kolei po każdym paku, aż 
wreszcie   pocałował   namiętnie   wnętrze   jej  dłoni. 
Wprawiający w omdlenie dreszcz rozkoszy przeniknął ją 
całą.

-Czy to takie ważne? - powtórzył.

-

Co... ważne? - wybąkała, 

niezdolna

 

do

 

racjonal

nego myślenia, wzburzona silnymi emocjami.
-

Jaka   jest   ostatnia   rzecz, 

którą pamiętasz?

Z ogromnym wysiłkiem zmusiła się do myślenia  i 

-udało się. Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie była 
tak łatwa, jak zjedzenie przysłowiowego ciastka.
-

Chorowałeś   na   grypę   - 

oznajmiła uradowana.

-

Na   grypę?   -   Luc   z 

niepokojem

 

ściągnął

 

brwi.

I   raptem,   jak   za   dotknięciem   różdżki   czarodziejskiej,
twarz mu się rozjaśniła:

background image

56            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Si,  grypa.   To   było   w 

tysiąc

 

dziewięćset

 

osiem

dziesiątym...
-

Wiem, w którym to było 

roku, Luc.

-

Senz   altro.  Pewnie,   że 

wiesz.

 

Lata

 

zyskują

 

na

wartości, jak dobre wino.

Gdy   spojrzała   na   niego,   nie   rozumiejąc,   o   czym 

mówi,   pochylił   się   z   uśmiechem   i   odgarnął   kosmyk 
kręconych włosów z jej zmarszczonego czoła.

- Wydaje mi się, że to było tak dawno, i gdy myślę

o tym, to widzę jakąś mgłę - poskarżyła się.

-

Nie   myśl   o   tym   - 

poradził Luc.

-

Chyba   już   późno?   - 

szepnęła.

-

Prawie północ.

-

Powinieneś   wrócić   do 

hotelu.

 

Czy

 

zatrzymaliśmy

się w hotelu? - zapytała, znów niespokojna.

-

Przestań   się   martwić. 

Wszystko

 

będzie

 

dobrze

- zapewnił ją miękko Luc.- Wcześniej lub później.

Kciukiem wodził machinalnie po przegubie jej ręki. 

Powodowana ogromną potrzebą dotknięcia go,  uniosła 
wolną rękę i pogłaskała twardą, mocną szczękę. Jego 
ciemna   skóra   o   niebieskawym   odcieniu  pociągała   ją 
swoją szorstkością. Pomyślała, że jego oczy hipnotyzują, 
ciemnieją   w   cieniu   hib   z   gniewu,  nabierają   złotego 
blasku w słońcu lub z pożądania.
I  nagle   zastanowiła   się,   dlaczego   jej   jeszcze   nie
pocałował.

W   tej   dziedzinie   Luc   nigdy   nie   potrzebował   ani 

zachęty, ani namowy. Gdy wracał ze swych podróży w 
interesach, wchodził do mieszkania i brał ją w ramiona, 
często nie panując nad swym pożądaniem na tyle, żeby 
dojść do sypialni. A gdy był z nią, miała wrażenie,  że 
gdyby   jej   co   jakiś   czas   nie   dotknął,   nie   byłaby  w 
stanie cokolwiek robić.

To dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Wierzyła, że 

tam, gdzie jest tyle namiętności i uczucia, tam musi być i 

background image

nadzieja.   Dopiero   znacznie   później   pojawiły   się 
wątpliwości.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           57

-

Zapomniałam   tylko   o 

kilku

 

tygodniach,

 

prawda?

- upewniła się.

-

To, o czym zapomniałaś, 

to

 

nic

 

ważnego

 

-

 

błysz

czącymi  oczami   objął  jej   uniesioną  do góry twarz
i   napotkał   spojrzenie   pełne   niespotykanego   u   niej
pożądania. Zmusił się do zachowania spokoju.

-

Luc   -   szepnęła 

niepewnie. - Co się stało?

-

Bardzo mnie podniecasz. 

Dio,

 jak

 

możesz

 

tak

 

na

mnie patrzeć? - odetchnął  głęboko. - Przecież jesteś
chora!

Nie wiedziała, które z nich zrobiło pierwszy ruch, ale 

niespodzianie   znalazła   się   tak   blisko   niego,   jak   tego 
chciała, a jej palce chciwie wplotły się w jego gęste, 
sprężyste włosy. Luc, zamiast jak zwykle zaatakować ją z 
całą   siłą,   jakby   odgadł   jej   życzenie,   wsunął   język 
pomiędzy   jej   pełne   wargi   i   z   widoczną   rozkoszą 
poruszał nim raz po raz, aż zakręciło się jej w głowie, w 
żyłach zaczęła pulsować krew, a w całym omdlałym ciele 
poczuła   tak   intensywne   pożądanie,   jakiego   nigdy 
przedtem nie zaznała.

Z głośnym jękiem rozkoszy Luc wziął ją w ramiona. 

Choć sprawiał jej tym ogromny ból, gotowa była mu 
ulec. Odrzucając niecierpliwie przykrywającą ją pościel, 
uniósł   ją   i   ułożył   na   swoich   twardych   udach,   nie 
odrywając   ani   na   chwilę   wpijających   się   w   nią   ust. 
Gwałtowne podniecenie,  które ich ogarnęło,  było  tak 
nagłe jak letnia błyskawica.
Catherine szepnęła gorączkowo:

- Zabierz mnie do hotelu.

Luc   potrząsnął   nią   i   zamknął   oczy,   mówiąc   coś, 

background image

czego   nie   była   w   stanie   zrozumieć.   Chwilę   później 
położył ją na łóżku, otulił lekkim kocem i westchnął:

-

Chiedo   scusa.  Wybacz. 

Nie jesteś zdrowa.

-

Czuję   się   doskonale   - 

zaprotestowała.

 

-

 

Nie

 

chcę

zostać tutaj.

-

Zostaniesz.   -   Otworzył 

okno,

 

aby

 

wpuścić

 

chłody

ne powietrze. - Tutaj będziesz bezpieczniejsza.

58            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Bezpieczniejsza?

-

Czy   wierzysz   w 

przeznaczenie, moja droga?

-

Oczywiście, że wierzę.

-

Nie   należy   walczyć   z 

przeznaczeniem

 

-

 

powie

dział Luc w zadumie i uśmiechnął się do niej promien
nie. - Ty też tak uważasz, prawda?

Nigdy nie odbyła z Lucern dziwniejszej rozmowy,  a 

była przy tym tak wyczerpana, że z trudem zbierała myśli.

-

Myślę,   że   nie   da   się 

walczyć z przeznaczeniem.

-

Toteż nie mam zamiaru z 

nim

 

walczyć.

 

Ja

 

mu

tylko  ułatwiam zadanie.  Śpij, moja droga - powiedział
miękko. - Rano lecimy do Włoch.

-

Do Włoch? - powtórzyła, 

czując

 

ogarniającą

 

słabość.

-

Czy   nie   uważasz,   że   już 

najwyższy

 

czas,

 

żebyśmy

uregulowali nasze stosunki?
Patrzyła   na   niego   w   osłupieniu.  Luc   podszedł 
ponownie   do   jej   łóżka   i   usiadł   na  fotelu   obok, 
wpatrując się w nią czarnymi oczami.

-

Proszę,   żebyś   za   mnie 

wyszła.

background image

-

Naprawdę?   -   Była   tak 

wstrząśnięta,

 

że

 

zdołała

tylko tyle powiedzieć.
Palcem musnął jej drżącą, górną wargę.

-

Powiedz coś - poprosił,

-

Czy   myślałeś   o   tym   od 

dawna?

 

 

zapytała

 

urywa

nym głosem.

-

Powiedzmy,   że   myśl   ta 

drążyła

 

mnie

 

od

 

jakiegoś

czasu.

Nie brzmiało to zbyt romantycznie. Miała wrażenie, 

że   wokół   niej   dzieje   się   coś   nierealnego.   Luc 
zaproponował   jej   małżeństwo.   Znaczyło   to,   że   żyła 
przez cale miesiące z człowiekiem, którego nie znała. 
Znaczyło też, że wszystkie jej nielojalne i nieżyczliwe 
myśli były okrutnie niesprawiedliwe. Łzy popłynęły po 
bladych policzkach.

- Co ja takiego powiedziałem? - zapytał Luc. - No

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           59

tak, oczywiście inaczej wyobrażałaś sobie moje oświad-
czyny.

-  W   ogóle   ich   sobie   nie   wyobrażałam   -   zatkała.

Wziął ją delikatnie na ręce i usadowił na swoich
kolanach,   owijając   starannie   lekkim   kocykiem.   Za-
chłysnęła   się   zimnym   powietrzem   i   instynktownie 
przytuliła do jego ciepłego ciała.

- Jestem taka szczęśliwa - powiedziała.
-  Okazujesz to w sposób tobie tylko właściwy. Ale

przecież   wiele   rzeczy   robisz   w   sposób   bardzo   in
dywidualny. Pobierzemy się we Włoszech. A teraz, gdy
już powzięliśmy tę decyzję, nie będziemy tracić czasu,
prawda?

Nic nie powiedziała, siedząc z głową przytuloną do 

jego piersi, a on odchylił się bardziej do tyłu, żeby i jej 
było wygodniej. Nigdy nie myślała, że może być taki 

background image

delikatny. Czyżby jej wypadek tak nim wstrząsnął?  Z 
całą   pewnością   coś   musiało   wpłynąć   na   tak   za-
dziwiającą zmianę w jego zachowaniu wobec niej...  a 
może to ona nigdy nie rozumiała Luca? Chciałaby go tak 
słuchać  przez  całą  noc, ale  śmiertelnie  zmęczona  już 
wkrótce zapadła w sen.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie   znała   tej   szykownej,   szafirowej   sukienki,   ale 

widocznie   została   kupiona,   żeby   sprawić   przyjemność 
Lucowi. A pantofelki? Catherine skrzywiła się na widok 
niskich obcasów. Musiała się strasznie śpieszyć,  kiedy je 
kupowała. Absolutnie nie były w jej guście, ale pasowały 
do sukienki. Zaskoczona była tym odkryciem, ponieważ 

background image

nie miała talentu do dopasowywania swej garderoby. Luc 
dobrze   musiał   przetrząsnąć   jej  bagaże,   żeby   dokonać 
takiej sztuki.

Kiedy się obudziła, nie byk) go przy niej. Ubranie 

przyniesiono po śniadaniu. Przebrała się natychmiast, choć 
wysiłek ten osłabił ją bardzo. Pielęgniarka miała  trochę 
pretensji o to, że nie poproszono jej o pomoc i dodała, 
że   zaraz   przyjdzie   doktor   Ladwin,   żeby   ją   zbadać. 
Catherine miała nadzieję, że Luc będzie tu  wcześniej. 
Denerwowała się w przewidywaniu pytań,  na które nie 
będzie w stanie odpowiedzieć.

Pocieszała   się,   że   okres,   którego   nie   pamięta,   to 

zaledwie kilka tygodni. A kilka tygodni to jeszcze nie jest 
całkowita utrata pamięci.

Niepokoiły   ją   jednak   pewne   drobne   fakty.   Kiedy 

ścięła włosy? Bóg jeden wie, kiedy była ostatni raz u 
fryzjera. Do tego te ręce! Chyba szorowała nimi podłogę! 
I ten zabawny, mały ślad na serdecznym palcu,  jakby po 
pierścionku, którego przecież nigdy nie nosiła.

Nie rozpoznawała też zawartości swojej torebki. Obca 

nawet była portmonetka, zawierająca mnóstwo  drobnych 
banknotów. Znalazła tam zarówno dolary, jak i funty, ale 
nie było w niej kart kredytowych, ani  żadnej fotografii 
Luca. Nawet kosmetyki różniły się od

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           61

tych,   których   zwykle   używała.   A   co   się   stało   z   jej 
paszportem?

Propozycja, jaką zrobił Luc poprzedniego wieczora, 

wydała się jej teraz nierealna, jak ze snu. Luc nie był taki, 
jakim go pamiętała i to było najbardziej oszałamiające ze 
wszystkiego.

Gdy w Szwajcarii skręciła nogę w kostce, Luc wpadł we 

wściekłość. Powiedział, że jest jedyną osobą, której udało 
się w Alpach skręcić nogę, nie dotykając nawet nart Stał 
przy niej w szpitalnym ambulatorium, czyniąc złośliwe 
uwagi   na   temat   jej   ulubionych   wysokich   obcasów. 
Pewnie   tamtejszy   lekarz   pomyślał,   że  Luc   to   jakiś 
okrutny potwór, ale sama Catherine była innego zdania.

Jej cierpienie zdenerwowało go i wytrącony z rów-

nowagi zareagował z wrodzoną agresją. Gdy mówił, że 

background image

zabije ją, jeśli zobaczy ją znowu na wysokich szpilkach, to 
wyrażał w ten szorstki sposób troskę o nią.

Ostatniego wieczora Luc nie był zły. Poprosił, żeby 

wyszła za niego za mąż. Czy to może być prawda? Nie 
mogła sobie przypomnieć, kiedy doszło do tak zaska-
kującej zmiany w ich związku. A właśnie jej obecność z 
nim w Londynie, podczas gdy zawsze podróżował sam, 
była   najlepszym   świadectwem   zmiany   w   jego 
zachowaniu. Ale co się do tego przyczyniło?
Drzwi otworzyły się. Wszedł Luc, a za nim lekarz.

Ginąca w obszernym fotelu, ze łzami lśniącymi  na 

drżących   rzęsach,   mimo   kosztownego   stroju   sprawiała 
wrażenie istoty samotnej i bezbronnej.
Luc podszedł szybko i przykucnął przy niej.

-  Dlaczego płaczesz? - zapytał. - Czy ktoś sprawił

ci przykrość?

Jeśliby tak było, ten ktoś zostałby stąd natychmiast 

wyrzucony.   Luc   reagował   gwałtownie,   jak   prawdziwy 
Włoch.   Opiekuńczy,   z   silnym   instynktem   posiadacza, 
gotów do natychmiastowej walki w jej obronie.

- Jeśli ktoś cię skrzywdził, muszę to wiedzieć.

62            

SPOTKANIE PO LATACH

- Jestem przekonany, że nie mógł tego zrobić nikt z 

naszego   personelu   -   doktor   Ladwin   zdecydowanie 
uprzedził jakiekolwiek sugestie.

Luc   podał  Catherine  czystą   chusteczkę,   wypros-

tował się i powiedział spokojnie:

- Ona jest bardzo wrażliwa.

Catherine   zmieszała   się   bardzo.   Pośpiesznie   otarła 
wilgotne policzki i powiedziała:

-  Tutejszy   personel   jest   wspaniały,   Luc.   Jestem 

trochę roztrzęsiona, to wszystko.

-  Jak już próbowałem panu wyjaśnić pół godziny 

temu,   panie   Santini   -   burknął   lekarz   -   amnezja 
wywołuje stany lękowe.

- A ja już także panu wyjaśniłem, że nie powinno 

to pana obchodzić.

background image

Catherine przyglądała się im niepewnie. Wyraźnie 

wyczuwało się tu wzajemny antagonizm. Luc każde 
słowo wypowiadał lodowatym tonem.
Doktor zwrócił się do niej:

-  Musi pani czuć się nie najlepiej, panno Parrish. 

Czy nie wolałaby pani tu pozostać i porozmawiać z 
jednym z moich kolegów?

Groźba, że coś może oddalić ślub, przeraziła Cat-

herine.

- Chcę wyjechać z Lucem - odpowiedziała z naci-

skiem.

- Czy jest pan zadowolony? - Luc spojrzał na

lekarza.

- Wygląda na to, że muszę.

Ladwin   podał   rękę   na   pożegnanie   i   wyszedł.   Luc 
uśmiechnął się do niej:

- Samochód czeka.
-  Nie mogę znaleźć mojego paszportu - wyznała, 

przygotowana   na   to,   że   uśmiech   zniknie   z   jego 
twarzy. Luc zawsze wpadał w złość, gdy coś gubiła.

- Uspokój się. Ja go mam. Odetchnęła z ulgą.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           63

-  Myślałam,   że   go   zgubiłam...   razem   z   naszymi 

kartami kredytowymi i kilkoma fotografiami.

- Zostawiłaś je w Nowym Jorku. Uśmiechnęła się 

wobec prostoty tego wyjaśnienia.
No tak, zawiniło jej zwykłe roztargnienie.

-  Dlaczego płakałaś? 
Zaśmiała się:
-  Nie wiem - skłamała. I pomyślała w duchu: Czy 

ktoś   mnie   skrzywdził?   Kochała   Luca,   ale   dobrze 
wiedziała, że może on ją i zranić, i uszczęśliwić.

-  Gdy   jestem   z   tobą,   nie   masz   się   czego   lękać 

-zapewnił.
Od   chwili,   kiedy   spotkała   Luca,   lęk   był   stałym 
elementem  jej  codziennej  egzystencji.  Dręczące  po-

background image

czucie   braku   bezpieczeństwa   z   czasu,   gdy   jako 
dziecko pozbawiona była domu rodzinnego, spędzało 
jej sen z powiek.

-  Dlaczego chcesz się ze mną ożenić? - zapytała, 

gdy byli już w windzie.

-  Nie   potrafię   wyobrazić   sobie   życia   bez   ciebie. 

Czy nie uważasz jednak, że moglibyśmy odłożyć tę 
tak   bardzo   prywatną   rozmowę   do   czasu,   gdy 
znajdziemy się w mniej publicznym miejscu?

Catherine  dopiero   teraz   spostrzegła   uśmiechającą 

się parę starszych ludzi, którzy razem z nimi jechali 
windą,   i   zaczerwieniła   się   aż   po   korzonki   włosów. 
Była   tak   zajęta   własnymi   przeżyciami,   że   nie 
zauważyła,   iż  mają  towarzystwo.  Catherine   Santini. 
W   myślach   sprawdzała,   jak   brzmi   to   nazwisko, 
rozkoszowała się nim.

Życie nie zaczyna się jak w bajce: „Dawno, dawno 

temu...”,   ani   się   nie   kończy:   „I   żyli   potem   długo   i 
szczęśliwie" - drwił kiedyś Luc. 

Ale teraz, nie bacząc na tamte słowa, dawał jej w 

prezencie   marzenia,   jak   podarek   z   piękną   wstążką. 
Najwidoczniej wszystko może się zdarzyć, gdy czło-
wiek nie traci nadziei i gorąco się modli.

Kiedy szła do samochodu, zaskoczył ją panujący na

64            

SPOTKANIE PO LATACH

zewnątrz upał. Oczy jej spoczęły na kwitnących różach 
wzdłuż muru szpitalnego i poczuła skurcz w żołądku.

- To już lato - szepnęła. - A ty chorowałeś na grypę

we wrześniu.

Luc zdecydowanie pchnął ją w kierunku samochodu. 

No tak, oczywiście, on wiedział, że to było więcej niż 
kilka tygodni zaniku pamięci, ale nie chciał jej niepokoić. 
Teraz wszystko wydawało się bardziej  zrozumiałe. Nic 
dziwnego, że Doktor Ladwin nie był zadowolony, że tak 
szybko   opuściła   szpital.   Nic   też  dziwnego,   że   nie 
rozpoznała ani swego ubrania, ani  uczesania, ani nie 
rozumiała zmiany, jaka zaszła w Lucu. Przecież to był 
prawie cały rok jej życia.

-

Luc, co się ze mną stało? 

background image

-

 

zapytała

 

urywanym

głosem. - Co się dzieje z moją głową?

-

Nie   zadręczaj   się   tym. 

Doktor

 

Ladwin

 

radził,

żebym   nie   usiłował   pomagać   twojej   pamięci.   Powie
dział,   że   potrzebujesz   spokoju   i   odpoczynku.   Napraw-
dopodobniej pamięć powróci ci stopniowo.

-

A jeśli nie?

-

Jakoś   to   przeżyjemy. 

Mnie

 

nie

 

zapomniałaś.

     - Przez chwilę w jego oczach widać było wyraźną
satysfakcję.

Nie urodziła się jeszcze taka kobieta, która mogłaby 

zapomnieć   o   Lucu   Santinim.   Można   go  było   kochać 
namiętnie   albo   nienawidzieć,   ale   w   żadnym   razie 
zapomnieć.

-

Czy   nie   myślisz   o 

odłożeniu

 

ślubu?

 

-

 

zapytała

z wymuszonym spokojem.

-

Chcesz tego?

Gwałtownie   potrząsnęła   przecząco   głową,   unikając

spojrzenia jego dociekliwych oczu. Dlaczego ciągle tak
boi się go utracić? Przecież zaproponował jej małżeń-
stwo. Co jeszcze mógłby zrobić? Czego więcej miałaby
chcieć?

l

On jej nie kochał i w dalszym ciągu nie kocha. Jeśli 

udało się jej przez to przejść, to tylko dzięki wytrwało-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           65

ści. Nie była wymagająca ani nieprzystępna, nie była też 
zepsuta   ani   żądna   władzy.   Była   lojalna,   nie   miała 
żadnych   kochanków.   A   w   łóżku...   Zaczerwieniła   się 
uświadamiając   sobie,   że   nigdy   nie   powiedziała   mu 
„nie", że z trudem panowała nad uczuciem rozkoszy, gdy 
tylko ją dotknął. Kochała go. I Luc zadowalał się tym, że 
jest kochany wiedząc, że Catherine nigdy nie poprosi go 

background image

o więcej, niż miał zamiar sam jej dać. Tak  więc może 
chodzi   mu   teraz   nie   tyle   o   małżeństwo,   co   o 
podniesienie jej rangi społecznej. Catherine buntowała 
się w duchu przeciwko takiej prozaicznej interpretacji, 
ale było to lepsze niż całkowita odprawa.

-  Ślub odbędzie się za kilka dni - powiedział Luc 

i podniósł słuchawkę telefonu.

Widząc, że Catherine mu się przygląda, uśmiechnął się 

do niej, wyciągnął rękę i przytulił do siebie.

-  Wyglądasz na szczęśliwą - stwierdził z zadowole-

niem.

Zrzuciła pantofelki, siedziała bezruchu rozkoszując się 

błogim   ciepłem   jego   ciała   i   myślała,   że   jest   chyba 
najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jeśli dołoży wszel-
kich starań, żeby być  doskonałą żoną, to, być może, 
Luc ją pokocha.

-  Utknęliśmy   w   korku   -   szepnęła   podniecająco

i   szarpnęła   koniec   jego  krawata,   zdając   sobie   sprawę,
że zachowuje się z o wiele większą swobodą niż kie-
dykolwiek   przedtem.   Przekonana,   że   już   wkrótce   będą
małżeństwem, pozbyła się zwykłych zahamowań.

Luc   nagle   zesztywniał,   z   trudem   kontynuując   roz-

mowę przez telefon. Catherine jedną ręką oparła się na jego 
udzie, a drugą ręką rozluźniła mu krawat.

- Catherine... co robisz?

Napotkawszy   spojrzenie   spokojnych,   złotych   oczu 

zaczerwieniła się i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. 
Zrozumiała   jego   niedowierzanie   i   uśmiechnęła   się 
figlarnie. Dotąd Luc pierwszy ją rozbierał. To do niego 
należała inicjatywa. Koniuszkami palców zaczęła pieś-

66            

SPOTKANIE PO LATACH

cić   ciepłą   skórę,   z   czarnym,   kędzierzawym   zarostem. 
Ledwie słyszalny,  przyśpieszony oddech i napięcie jego 
mięsni zachęciły ją do kontynuowania tej próby.

Znajdowała tyle  rozkoszy w samym  dotykaniu  Luca. 

-Jakie to wspaniale -pomyślała. I choć ze względu na stan 
zdrowia nie mogła się teraz z nim kochać, poczuła,  jak 
bardzo go pragnie. Gdy przybliżyła swoje gorące usta do 

background image

jego pałającego ciała i zaczęta całować go, gdzie się tylko 
dało,   począwszy   od   opalonej   szyi   aż   do  płaskiego, 
muskularnego brzucha, Luc gwałtownie drgnął i odrzucił 
słuchawkę telefonu.

-  Catherine...   -   mruknął   karcąco,   lecz   z   widocz-

nym podnieceniem.

Jej mała rączka pobłądziła w kierunku jego uda. Gdy 

go dotknęła, głośno jęknął, a ją ogarnęło cudowne uczucie 
panowania nad nim.

-

Catherine,   nie   powinnaś 

tego

 

robić.

 

-

 

Jego

 

od

dech był przyśpieszony i głośny, mówił niewyraźnie.

-

Mnie   to   sprawia 

przyjemność

 

-

 

wyznała

 

prawdę,

z lekka oszołomiona swoją śmiałością.

-

Per amor d i Dio,  co się 

ze

 

mną

 

dzieje?

 

-

 

Z

 

trudem

łapał   oddech,  gdy tymczasem   ona koniuszkiem  języka
musnęła jego brzuch powyżej paska.

-

A co się dzieje? - zapytała 

szeptem,

 

zatraciwszy

się w rozkoszy.

-

Cristo,  to   prawdziwe 

piekło!

 

-

 

Niespodziewanie,

gwałtownym   ruchem,   oderwał   się   od   niej.   -   Nie
możemy tego robić. Jesteśmy już prawie na lotnisku.

-

Jesteśmy   w   korku.   - 

Patrzyła

 

na

 

niego

 

swymi

pięknymi   oczami,   pociemniałymi   od   pożądania,   jakie
go nigdy przedtem nie zaznała.

Rzuciwszy   jakieś   niewyraźne   przekleństwo,   przy-

ciągnął ją blisko do siebie i ulegając gwałtownej żądzy, 
wycisnął   na   jej   ustach   zapierający   dech   pocałunek. 
Wydawało się, że w tym  mocnym  uścisku każdy jej 
nerw   ogarnęło   szaleństwo,   Przytuliła   się   do   niego 
całym ciałem, jego podniecenie, jego zapach, smak

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           67

pocałunku wywołały cudowny zamęt w głowie, silny, jak 

background image

odurzenie narkotykiem.

Odrywając   usta,   ukrył   płonącą   twarz   w   jej   roz-

sypanych   włosach.   Słyszała   bicie   jego   serca   na   swej 
piersi,   czuła   wyraźnie,   jak   walczy,   żeby   nie   stracić 
panowania nad sobą. Wreszcie odetchnął głęboko.

-

Nie   jesteś   jeszcze 

dostatecznie

 

silna,

 

Catherine.

Powinnaś   odpoczywać   -   przypomniał   jej   szorstkim
głosem. - A więc miej trochę litości dla mnie, dobrze?
Nie dręcz mnie.

-

Nie jestem chora. Czuję 

się

 

doskonale.

 

-

 

Sama

przed   sobą   udawała,   że   nie   czuje   pulsowania   u   pod
stawy czaszki.

Usadowił   ją   z   powrotem   wygodnie,   dając   do   zro-

zumienia, że ma swoje zdanie na ten temat

-

Mówisz   tak   myśląc,   że 

właśnie

 

to

 

chcę

 

usłyszeć.

Jak   możesz   czuć   się   doskonale?   Z-całą   pewnością
czujesz się paskudnie, i następnym razem, gdy cię o to
zapytam, tak właśnie masz odpowiedzieć. Jasne?

-

Jak słońce.

Chciało   jej   się   śmiać,   choć   ciało   buntowało   się. 

Przecież odmówił  spełnienia  tego, czego pragnęli. To 
wcale nie było zabawne. Ale gdyby nawet miał to być jej 
ostatni dzień życia, rozkosznie będzie wspomnieć  jego 
pełne   niedowierzania   spojrzenie,   gdy   to   właśnie   ona 
przejęła inicjatywę.

Zaskoczyła   go.   Czyż   kiedykolwiek   marzyła,   że 

potrafi tego dokonać? Jego reakcja sprawiła, że poczuła 
się   grzeszną,   wartą   pożądania   i   najbardziej 
uwodzicielską kobietą na świecie. I czyż  nie było to 
zadośćuczynieniem, że egocentryczny Luc zapanował nad 
swoją żądzą ze względu na jej dobro?

A  przecież   Luc   mógł   potraktować   jej   zachętę   do-

słownie i zaspokoić swoje naturalne pragnienie. Fakt, że 
jednak pomyślał o niej, to jej wielka wygrana. Czyż  ten 
objaw   troski   pozbawionej   egoizmu   nie   jest   już  w 
połowie miłością?

background image

68            

SPOTKANIE PO LATACH

Bezgranicznie szczęśliwa Catherine słuchała, jak Luc 

przekazywał zwiezie instrukcje jakiemuś nieszczęśliwcowi, 
drżącemu zapewne ze strachu po drugiej stronie telefonu.

Przejechali przez płytę lotniska z ogromną szybkością, 

roztrącając   niemal   znajdujących   się   tam   ludzi,  a 
człowiek z ochrony Luca gorliwie czuwał, żeby żaden  z 
reporterów ani fotografów nie zakłócił jego spokoju. Luc 
strzegł swej intymności, sprawiając tym zawód niejednej 
gazecie.

-  Kim jest ta blondynka, panie Santini? – wykrzyk-

nął ktoś ochryple.

Luc   odwrócił   się   i   bez   żadnego   ostrzeżenia   objął 

Catherine ramieniem.

-  To   przyszła   pani   Santini   -   oznajmił,   wprawiając

wszystkich w zdumienie.

Po chwili ciszy wybuchła wrzawa okrzyków i pytań, 

zamigotały flesze aparatów fotograficznych. Ale to był już 
koniec   niezwykłej   u   Luca   wspaniałomyślności   dla 
dziennikarzy.

Stało się to wtedy, gdy przez pole startowe szli do 

odrzutowca.  Coś  niepojętego,   strasznego   zmusiło   ją  do 
zatrzymania   się.   Zmroziło   ją   śmiertelne   przerażenie. 
Zobaczyła   nagle   starą,   siwą   kobietę   o   miłej   twarzy, 
która mówiła do niej błagalnie:

- Nie wolno ci tego zrobić... nie wolno!

Po chwili obraz ten znikł, a Catherine blada, osłabła od 

ogarniającego   ją   niezwykłego,   irracjonalnego   strachu, 
spojrzała na samolot.

-

Nie   mogę   tam   wejść   - 

wyjąkała.

-

Catherine   -   Luc   groźnie 

spojrzał na nią.

-

Nie mogę... nie mogę! Nie 

wiem

 

dlaczego,

 

ale

 

nie

mogę! -Z rękami uniesionymi  do góry,  w ogarniającej
ją histerii zaczęła się cofać.

Luc, pokonując siłą jej opór, uniósł ją w ramionach. Pod 

wpływem   niepojętego,   gwałtownego   strachu   walczyła 
zaciekle:

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           69

-

Nie   chcę   wsiąść   do 

samolotu!

-

Teraz nie masz już nic do 

gadania

 

-

 

Luc

 

trzymał

ją mocno w uścisku. - Porywam cię. Potraktuj to jako
ucieczkę   z   ukochanym.   Dzień   dobry,   kapitanie   Edgar.
Proszę nie zwracać uwagi na moją narzeczoną. Boi się
wszystkiego, co lata, a nie ma ptasich piór.

Pilot,   starając   się   nie   okazać   żadnego   zdziwienia, 

powiedział:

- Lot będzie spokojny, panie Santini.

Luc umieścił Catherine na siedzeniu, zapiął jej pas i 

poradził:

-   Odetchnij   teraz   głęboko   i   opanuj   się.   Pomyśl

sobie, że to pierwszy dzień twojego nowego życia.

Z  trudem  łapiąc  oddech  spojrzała  na  niego  szeroko 

otwartymi oczami.

-

Zobaczyłam   tę   kobietę. 

Coś

 

sobie

 

przypominam.

Powiedziała, że nie wolno mi tego robić...

-

Ale czego?

-

Nie wiem.

Zdając sobie sprawę ze śmieszności swego zachowania, 

mówiła dalej słabym głosem:

- Miałam takie uczucie, że nie powinnam wsiadać do 

samolotu, że coś za sobą zostawiam. Aż się przeraziłam.

- Czy teraz też się boisz?

-   Nie,   skądże!   -   Zaczerwieniła   się.   -   Wybacz. 

Zachowałam się idiotycznie.

-

To był przebłysk pamięci. 

Widać,

 

że

 

pamięć

 

ci

 

już

wraca.

-

Tak   myślisz?   -   Była 

zaskoczona

 

jego

 

chłodnym

tonem   i   twardym   spojrzeniem.   -   Dlaczego   tak   się
przeraziłam?

-

To   był   nagły   wstrząs   - 

wyjaśnił

 

spokojnie.

 

-

 

Nie

było to miłe przeżycie.

Lot   trwał   dwie   godziny.   W   samolocie   byli   też 

steward i stewardesa, dwaj ludzie z ochrony,  ugrzecz-
niony asystent, notujący wszystko, co mówił Luc,  i 
jego osobista, zgrabna sekretarka. Gdy Catherine

background image

70            

SPOTKANIE PO LATACH

napotykała   wzrokiem   kogoś   z   nich,   odwracali   po-
śpiesznie   oczy,   jakby   była   zadżumiona.  Gestem   ręki 
przywołała stewardesę:

-

Czy mogę prosić o jakieś 

pismo?

-

Nie mamy na pokładzie 

żadnej

 

prasy,

 

panno

Parrish.   Przykro   mi.   -   Stewardesa   powiedziała   to
w   sposób   nienaturalny,   unikając   jej   wzroku.  -  Może
zje pani teraz lunch?

-

Nie, dziękuję.

Dziwne, że na pokładzie nie było nawet miesięcz-

nika. Chociaż i tak mogłaby go tylko obejrzeć. Prędzej czy 
później   będzie   zmuszona   powiedzieć   Lucowi,   że  jest 
dyslektykiem.   Skuliła   się   na   samą   myśl   o   tym.   Nie 
przypuszczała nigdy, że uda jej się tak długo oszukiwać 
Luca. Ale właśnie on jakoś to jej ułatwiał.

Jeśli trzeba było wybrać coś z karty, robił to zawsze on. 

Godził   się   z   tym,   że   wolała   ustnie   przekazać   mu 
informację   telefoniczną,   niż   ją   zapisać,   i   zaskakująco 
cierpliwie   wybaczał   jej,   gdy   zapomniała   o   jakimś 
szczególe.   Kiedyś  kupiła  jedną  książkę   i  położyła   na 
widoku, ale Luc nigdy nie zapytał o jej treść.

Pamiętała,  że  w  szkole  często  nazywano  ją  głupią 

niedojdą, zanim odkryto prawdziwą przyczynę. Wszyscy 
nauczyciele   opuszczali   ręce   na   samą   wzmiankę  o 
dysleksji. Luc może jeszcze zmienić zdanie, gdy dowie 
się, że chce się ożenić z kobietą, dla której słowa pisane są 
tylko niewyraźną plamą.

Gdy wylądowali w Rzymie, powiedział jej, że dalej 

polecą helikopterem.

-

To

 

gdzie,

 

się 

zatrzymamy? - zdziwiła się.

-

Nie byle gdzie. Jedziemy 

do naszego domu.

-

Do   naszego   domu?   - 

powtórzyła

 

zaskoczona.

- Kupiłeś dom?

background image

Luc machnął ręką:

-

Poczekaj,

 

sama 

zobaczysz.

-

Nie   byłam   w   nim 

przedtem,

 

prawda?

 

To

 

nie

 

jest

jeszcze coś, o czym zapomniałam?

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           71

-  Nigdy przedtem nie byłaś  we Włoszech  - uspo-

koił ją.

Nie   znosiła   lotu   helikopterem   i   koniecznie   chciała 

siedzieć   z   tyłu,   rezygnując   z   oglądania   wspaniałych 
widoków.   Huk   wirników   i   ból   głowy   pogorszyły   jej 
samopoczucie.   Siedziała   pochylona   do   czasu,   kiedy 
znów dotknęli twardego gruntu.

Luc pomógł jej wydostać się z helikoptera i cicho 

zapytał:

- Paskudnie?

-

Paskudnie

 

odpowiedziała

 

ze

 

ściśniętym

 

gard-

łem.

-

Powinienem   był   to 

przewidzieć,

 

ale

 

chciałem,

żebyś zobaczyła Castelleone z góry.
Odprowadził ją kilka metrów i ostrożnie obrócił.

- To wspaniały widok, nie sądzisz?

     Upadłaby, gdyby jej nie podtrzymał, bo aż ugięły się
pod  nią  nogi.  Castellepne   był   jak  cudowny,   bajkowy 
pałac   z   mnóstwem   wieżyczek   i   iglic,   na   tle   wzgórz 
bujnie porośniętych drzewami. Było już późne popołudnie, 
słońce odbijało się w szybach niezliczonych  okien, a 
jasne,   kamienne   mury   rzucały   cień   na   lilie   wodne 
porastające fosę wokół zamku.

-

Gdy go odkryłem, nie był 

na

 

sprzedaż.

 

Nie

 

był

 

też

tak ładny, jak teraz.

-

Ładny? - zaprotestowała, 

odzyskując

 

zdolność

background image

mówienia. - Jest piękny! Musiał kosztować fortunę.

-

Miałem   pieniędzy   jak 

lodu   i   nie   było   na   co   ich
wydać - pogłaskał ją pieszczotliwie po włosach. - Bu-
dowla ta znajduje się na liście zabytków, co jest diablo
niewygodne.   Jej   odnowienie   musiało   być   właściwie
restauracją.   Eksperci   to   ludzie   wtrącający   się   do
wszystkiego, ale doszliśmy do porozumienia.

-

Powiedziałeś,   że   gdy 

zobaczyłeś

 

zamek

 

po

 

raz

pierwszy, nie był na sprzedaż.

-

Wszystko   ma   swoją 

cenę,

 bella

 

mia.

 

-

 Objął

 

ramieniem z czułym uśmiechem. - Ostatni właściciel

72            

SPOTKANIE PO LATACH

nie   był   specjalnie   przywiązany   do   tego   zamku. 
Zbytnio obciążał jego finanse.

- Czy już mi o tym kiedyś opowiadałeś?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Poprowadził ją 

do   pięknego,   kamiennego   mostku,   łączącego   dwa 
brzegi fosy. Przez otwarte wysokie drzwi weszli do 
holu pokrytego wspaniałymi freskami.

-  Nigdy   nie   widziałam   czegoś   równie   pięknego 

-szepnęła.

- Trzeba przyznać, ze nie w każdym domu można 

zobaczyć  tyle  cherubinów i nimf  z odkrytymi  pier-
siami. Tu się z tobą zgadzam bez zastrzeżeń - zażar-
tował Luc. - Pierwszy budowniczy nie odznaczał się 
najlepszym gustem.

-  Jeśli nie podoba ci się, to dlaczego go kupiłeś? 

Wzruszył ramionami.

- To lokata kapitału.                        '
-  Czy   to   oznacza,   że   zamierzasz   go   sprzedać?   - 

zapytała z wyraźnym przerażeniem.

- Nie, jeśli tylko chcesz zamieszkać z tymi wszyst-

kimi nagimi damami.

- One mi nie przeszkadzają.
- Miałem nadzieję, że właśnie to powiesz.

background image

Luc zauważył jej bladość i czarne sińce pod oczami.

- Myślę, że powinnaś się położyć.
- Jeszcze nie. Chcę zobaczyć cały zamek.

       Jeśli był to tylko sen, że Luc zamierza się z nią 
ożenić i zamieszkać w tej wspaniałej budowli, to nie 
chciała się budzić.

-  Dość   już   miałaś   wrażeń,   jak   na   jeden   dzień. 

Chociaż Catherine skierowała się już w stronę
otwartych   drzwi   wejściowych,   Luc   zdecydowanie 
wziął ją na ręce.

- Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo czuję się tak, jakbym umarła i dostała się do 

raju, i... - zawahała się, spoglądając na niego z uwiel-
bieniem - tak bardzo cię kocham.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           73

Silny   rumieniec   oblał   jego   policzki.   Luc   zacisnął 
szczeki.

-  Nie jestem święty.
-  Mogę żyć z twoimi wadami.
-  Będziesz   musiała.   O   rozwodzie   nie   masz   co 

marzyć.

- To nie jest zbyt romantyczne, mówić o rozwodzie 

przed ślubem.

-  Catherine... przecież powinnaś już wiedzieć, że 

nie   jestem   romantycznym   facetem.   Nie   jestem   ani 
poetyczny, ani sentymentalny, ani idealistyczny - po-
wiedział ponuro.            

-   Gdy   się   kochamy,   mówisz   po   włosku   - 

zauważyła cicho.

- Ależ to mój pierwszy jeżyk!
Z niezrozumiałego powodu pogorszył mu się hu-

mor.   Postanowiła   dać   spokój.   To   już   jego   sprawa, 
jeśli uważał, że porwanie jej, przywiezienie do zamku 
we Włoszech i poślubienie w ciągu kilku dni nie jest 
romantyczne. Zdecydowała, że lepiej okazywać mniej 
entuzjazmu. Tak, ale to takie trudne. Choć czuła się 
słaba i wyczerpana, nie mogła oprzeć się pragnieniu, 
żeby położyć się koło niego, kochać go i całować.

background image

Na szczycie schodów, które, zdawało się, nie miały 

końca, Luc przystanął i przedstawił ją niskiemu męż-
czyźnie o imieniu Bernardo, który był bardzo dumny 
z nadanego mu tytułu majordomusa. Catherine uśmie-
chnęła się do niego promiennie. 

v

Luc pchnął drzwi, wniósł ją do dużego pokoju i 

położył   na   łóżku.   Było   to   łóżko   z   przepysznym, 
brokatowym baldachimem z frędzlami Jęknęła z za-
chwytu. To łóżko było zdecydowanie w jej guście.

Z zadowoleniem na twarzy Luc powiedział:
-   Za pół godziny przyjdzie do ciebie lekarz. Po-

staraj się nie zrobić na nim wrażenia, jakbyś wypiła za 
dużo sherry.

-  Po co mi jeszcze jeden lekarz?
-  Amnezja jest trochę niebezpieczna, przynajmniej

74            

SPOTKANIE PO LATACH

niektórzy   tak   mówią.   Nigdy   nie   widziałem   cię   w 
takim stanie, jak teraz... a w każdym razie od dawna.

-  Nigdy przedtem nie prosiłeś mnie o rękę - szep-

nęła nieśmiało.

-  Poważne niedopatrzenie. Nigdy też nie próbowa-

łaś uwieść mnie w samochodzie. - Przyglądał się jej 
bacznie  złocistymi  oczami,  a  potem  nagle  odwrócił 
wzrok. - Mam nadzieję, że doktor Scipione nie wyda 
ci   się   zbyt   natrętny.   Według   niego   czas   leczy 
wszystkie   rany.   -   Luc   skierował   się   do   drzwi 
zwinnym   krokiem   lamparta   na   polowaniu.   -   Zaraz 
przyjdzie tutaj żona Bernarda, pomoże ci się rozebrać 
i położyć do łóżka.

- Ja nie potrzebuję...
-   Catherine   -   przerwał   jej   -   moja   przyszła   żona 

może przynajmniej liczyć na to, że nie będzie musiała 
absolutnie nic robić, zachowując siły do innych, waż-
niejszych spraw.

- Czy to będzie jedyna korzyść z małżeństwa? - 

zapytała z figlarnym błyskiem w oczach.

Obrzucił   ją   spojrzeniem   zmrużonych,   ciemnych 

oczu, tak że poczuła gorąco w całym ciele i ucisk w 
żołądku.

background image

- Zostawiam to twojej wyobraźni, bujnej, na ile cię 

znam. Buona sera, cara. Zobaczymy się jutro.

- Jutro? - Usiadła zaskoczona.
- Odpoczywaj i o nic się nie martw - nakazał jej 

Luc z uśmiechem i zamknął drzwi.

Patrzyła na wspaniały baldachim. Flirtowałaś z Lu-

cern - odezwał się w niej cichy wewnętrzny głos. Nie 
pamięta, żeby robiła to kiedykolwiek przedtem. Zwy-
kle bardzo się piklowała i starannie dobierała słowa w 
rozmowie z Lucern. Tylko na samym początku była 
tak naiwna, że zdradzała się z tym, co myśli.

Teraz już nie bała się Luca. Jak i kiedy do tego 

doszło? Bez wątpienia w ciągu ostatniego roku. Luc 
jednak powiedział, że dawno nie widział jej takiej. Co 
to znaczy? Przyciskając do bijącego serca poduszkę, 
pomyślała, że jest bardzo szczęśliwa.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Całe rzędy wieszaków w garderobie wprawiły w 

zdumienie   Catherine.   Pokojówka   Guilia,   zachęcona 
przez   nią,   otworzyła   szerzej   drzwi   szaf:   stroje   na 
dzień, stroje na wieczór, ubrania na weekend, półki 
pełne delikatnej jak pajęczyna, wspanialej bielizny i 
rzędy   pantofli,   wszystko   ułożone   według   odcieni 
poszczególnych   kolorów.   Ten   porządek   został 
zrobiony z myślą o kobiecie, która nie najlepiej radzi 
sobie z dobieraniem kolorów. Oszołomiona Catherine 
pomyślała, że to dla niej Luc kupił tę całą garderobę.

Tak ogromnej kolekcji nie dałoby się zebrać z dnia 

na dzień. Zaskoczona pomyślała, że Luc musiał już od 
miesięcy planować sprowadzenie jej do Włoch. Gdy 

background image

palcami głaskała jedwabną długą suknię, zaniepokojo-
na Guilia nieśmiało  napomknęła, w co powinna się 
teraz przebrać.

Grazzie, Guilia.
- Pręgo, signorina.
Guilia wyjęła z szafy bieliznę i pantofle. Catherine 

zrozumiała,   że   Guilia   też   była   częścią   uknutego 
wcześniej   planu.   Miała   w   jak   najbardziej   taktowny 
sposób nauczyć  ją ubierać się na różne okazje. Luc 
przemyślał wszystko aż do najmniejszego szczegółu.

Była ósma wieczór. Spała całą dobę, mając już za 

sobą pierwszy dzień pobytu w Castelleone. Poprzed-
niego wieczora żona Bernarda, Francesca, długo się 
koło niej krzątała troskliwie i z wielką życzliwością, 
aż   położyła   ją  wreszcie  do  łóżka.  Odwiedził   ją  też 
wtedy   po   raz   pierwszy   doktor   Scipione,   niski, 
korpulentny

76            

SPOTKANIE PO LATACH

mężczyzna,   podobny   do   Świętego   Mikołaja.   Sprawiał 
wrażenie; że wszystko doskonale rozumie.

Dopiero gdy wyszedł, uświadomiła sobie, jak wesoło 

paplała przez cały czas, gdy był u niej. Przez moment tylko 
poczuła się nieswojo, gdy powiedział:

-

Czasami mózg zapomina o 

czymś,

 

czego

 

nie

 

chce

pamiętać.   Zatrzaskują  się  w  nim  jakieś  drzwi  w  samo
obronie.

-

A przed czym ja miałabym 

się

 

bronić?

 

-

 

Zaśmiała

się.

-

Proszę   samą   siebie 

zapytać,

 

co

 

panią

 

najbardziej

przeraża, bo może właśnie tam jest odpowiedź. Może
gdy zda sobie pani sprawę z przyczyny tego lęku, pani
mózg otworzy te drzwi. Ale myślę, że nie jest jeszcze
pani gotowa na ten moment.

Czego   się   obawia   najbardziej?   Kiedyś   bała   się,   że 

utraci Luca, ale teraz, gdy Luc chce się z nią żenić, to 
dawne   uczucie   niepewności   powinno   zniknąć   na   za-
wsze. Jak dotąd jednak słabe sygnały napływające  z 

background image

zakamarków jej pamięci, chociaż niepokoiły, nie miały 
siły sygnałów ostrzegawczych.

Catherine,   w   dopasowanej   sukni   wiśniowego   koloru, 

usiadła przy pięknej toaletce w stylu gotyckim i uśmiechnęła 
się do leżących tam znajomych przedmiotów. Był  tam 
zegarek z wygrawerowaną datą ich pierwszego spotkania. 
Gdy nakładała go na rękę, zastanowiła się, jak długo go nie 
nosiła. A oto otwarte skórzane puzderko, a w nim piękny 
diamentowy naszyjnik i kolczyki. I drugie, z migoczącą 
bransoletką. Wspomniała z rozmarzeniem Boże Narodzenie 
w Szwajcarii i jej urodziny.

Wychodząc   z   sypialni   wyjrzała   na   taras   biegnącej 

wokół murów  galerii.  Daleko w dole  widniała  łysina 
Bernarda. Zeszła na dół i powiedziała po włosku:

- Buona sera, Bernardo. Dov'e signor Santini?

Bernardo   wyglądał   na   zaniepokojonego.   Załamywał 

ręce i mruczał coś niezrozumiale. W wielkim holu dudniły 
echem podniesione głosy dwóch osób.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           77

Otworzyły   się   jedne   z   licznych   drzwi.   Wysoka, 

czarnowłosa kobieta mówiła coś głośno najwidoczniej do 
Luca, którego nie było widać. A może o coś prosiła?

Catherine   wytężyła   słuch.   Natychmiast   rozpoznała 

glos   Rafaelli   Peruzzi.   Była   to   chyba   jedyna   kobieta, 
która miała odwagę dyskutować z Lucern i nie traciła 
pracy pod koniec dnia. Zajmowała w jego życiu miejsce 
bliżej nie określone, gdzieś pomiędzy dawną przyjaciółką a 
urzędniczką. Była zarazem jedną z najzdolniejszych  kobiet 
pracujących w firmie Santini Electronics.

Wychowała   się   razem   z   Lucern.   Była   uparta,   bez-

względna   i   absolutnie   oddana   jego   sprawom.   Na 
jakimś etapie dzieliła z nim również łóżko. Rafaella była 
cząstką przeszłości Luca.

- Masz sześć tygodni. Naciesz się nimi, na ile potrafisz 

-zadrwiła, gdy spotkały się po raz pierwszy. - U Luca 
nigdy nie trwa to dłużej niż trzy miesiące, a wziąwszy pod 
uwagę twój styl ubierania się, kochanie, następne sześć 

background image

tygodni byłyby dla niego ciężkim doświadczeniem.

Doszedł do niej cichy głos Luca. Rafaella wybuchła 

tłumionym  szlochem  i zaczęła  coś znowu mówić  po 
włosku   urywanym   głosem.   Catherine   cofnęła   się   za-
wstydzona, że nie uczyniła tego wcześniej. Wiedziała, co 
było   powodem   tej   tragedii.   Wczoraj   Luc   publicznie 
powiedział o swoich planach

Luc   był   słońcem,   wokół   którego   krążyła   Rafaella. 

Choć   teraz   zdawała   sobie   sprawę,   że   przekracza   wy-
znaczone   przez   Luca   granice,   jeszcze   próbowała   coś 
zmienić.   Była   uparta   i   wytrwała.   To,   co   najbardziej 
niepokoiło Catherine w Rafaelli, to jej podobieństwo do 
Luca. Nieraz myślała, że Luc i Rafaella przyszli na świat 
jako przeznaczeni dla siebie partnerzy.

Drzwi trzasnęły z hukiem. Bernardo błyskawicznie się 

ulotnił,   ale   Catherine   nie   była   dostatecznie   szybka. 
Rafaella obeszła ją wkoło jak rekin-morderca zwabiony 
świeżym   mięsem.   Z   jej   bezlitosnych   oczu   wyzierała 
wściekłość i nienawiść.

78            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Ty   dziwko!   -   rzuciła 

obelgę,

 

przechodząc

 

do

bezpośredniego ataku. - On nie chciał mi uwierzyć, ale
ja wrócę, jak tylko będę miała dowody. A gdy uda mi
się go przekonać, wyrzuci cię jak śmieć i nigdy ci nie
wybaczy!

-

Rafaela!   -   uciął   groźnie 

Luc.
Rzuciła mu ostre, pełne goryczy spojrzenie.

-  Przyjrzałam się dokładnie każdej  kobiecie, z któ-

rą miałeś do czynienia. Ona z pewnością jest najba-r
dziej niebezpieczna. I pamiętaj, mój  drogi -zakończyła
proroczo, idąc w kierunku drzwi - nacierpisz się przez
nią niemało.

Bernardo   znów   pojawił   się   jak   spod   ziemi   i   od-

prowadził ją do wyjścia. Catherine z wolna odzyskała 
oddech.   Okrutna   reakcja   nie   panującej   nad   sobą 
Rafaelli wstrząsnęła nią boleśnie. Była też zaskoczona jej 

background image

groźbami. W co nie chciał uwierzyć Luc? Co Rafaellą 
ma   zamiar   udowodnić?   Czego   Luc   ma   jej   nigdy  nie 
wybaczyć?

-

O   czym   ona,   na   litość 

boską,

 

mówiła?

 

 

wyszep-

tała roztrzęsiona.

-

To nie dotyczyło ciebie.

Wiedziała, że to nieprawda. Luc objął ją ramieniem i 

poprowadził do wspaniale urządzonego salonu. 

- Nie przejmuj się Rafaellą - dodał.

-

Dlaczego?   -   zapytała 

niespokojna.

-

Od dziś nie pracuje już u 

mnie

 

-

 

powiedział

 

Luc

zimno, bez jakichkolwiek sentymentów.

Catherine natychmiast poczuła się winna. Gdyby nie 

sterczała w holu, prawdopodobnie nie doszłoby do tego 
przykrego incydentu.

-  Luc,  weź pod uwagę, że  ona była  strasznie  zde

nerwowana.

-  O co ci chodzi? - z niedowierzaniem zapytał Luc.

- Ona na twoim miejscu bez wahania skoczyłaby ci do
gardła.   Wdziera   się   do   mego   domu,   obraża   mnie,
obraża ciebie... i ty chcesz, żebym to jej darował?

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           79

-  Straciła głowę, a w ogóle nie zdarzyłoby się to,

gdyby... gdyby...- usiłowała znaleźć właściwe słowo
- gdyby cię nie kochała.

-

Mogę   się   obyć   bez 

takiej miłości - odparł.

-

Czasami robisz wrażenie 

bardzo

 

niewrażliwego,

Luc - szepnęła.

-

A   więc   to   znaczy,   że 

jestem

 

bezwzględnym,

okrutnym draniem, tak? - mruknął przez zęby.

Nikt nigdy nie krytykował Luca. Rafaellą sprzeczała 

background image

się z nim, ale nie przyszłoby jej nawet do głowy, żeby go 
krytykować.   Luc   urodził   się,   jako   wybitnie   uzdol-
nione   dziecko   w   rodzinie   przeciętnej,   niewykształ-
conej, którą przerażał jego intelekt.  Bardzo szybko 
wydoroślał i nie odczuwał już potrzeby radzenia się 
kogokolwiek. Ale tym razem nie miał racji i Catherine 
starała mu się to jakoś uświadomić. Nie może tra-
ktować Rafaelli równocześnie jako starego przyjaciela 
i pokorną urzędniczkę. I nie było to szlachetne z jego 
strony, że pozwolił Rafaelli być tak blisko siebie, skoro 
wiedział,   jakie   żywiła   dla   niego   uczucia.   To   tylko 
rozbudzało jej nadzieje.

-  Nic takiego nie powiedziałam. I nie krzycz na

mnie.

- Nie krzyczę. Ale w jakim ty świecie żyjesz?

- powiedział szyderczo.
Catherine uniosła głowę.

-

Ja   tylko   uważam,   że 

Rafaellą

 

zasługuje

 

na

 

trochę

współczucia.

-

Współczucia?   Gdybyś 

leżała

 

przy

 

drodze

 

i

 

wy

krwawiała się na śmierć, ona nie ruszyłaby nawet
palcem. Zwolniłem ją, ponieważ już jej nie ufam. Znam
ją zbyt dobrze. Przy pierwszej nadarzającej się okazji
wbiłaby ci nóż w plecy, nawet gdyby miała stracić
wszystko, co ma. Temat skończony. Zjesz ze mną
obiad? - zapytał sucho.

-

A   czy   dasz   jej 

referencje?

Zapadła krótka, wymowna cisza. Luc odwrócił się,

80            

SPOTKANIE PO LATACH

spojrzał w jej pytające, niebieskie oczy utkwione w nim z 
nadzieją.

-  Per amor di Dio...  zgoda, jeśli sobie tego życzysz!

- Zacisnął zęby, tracąc cierpliwość.

Nie   uznawał   kompromisów.   Według   niego   każdy 

background image

kompromis narażał na straty, a strat Luc nie uznawał.

Catherine jadła obiad z niezmąconym spokojem. Za  to 

Luc   nie   miał   apetytu.   Krytykował   temperaturę   wina, 
nerwowo   bębnił   palcami   po   stole   i   upłynęło  sporo 
czasu, zanim się uspokoił.

-

Co   sądzisz   o   doktorze 

Scipione?

 

-

 

zapytał

 

przy

kawie.

.

-

Był bardzo miły. Czy to 

miejscowy lekarz?

-

Mieszka   w  Rzymie.   Jest 

jednym

 

ze

 

światowych

autorytetów w dziedzinie amnezji.

-

Ach tak! - Catherine nie 

mogła

 

ukryć

 

konster

nacji. - A ja go potraktowałam jakby był byle kim.

-

Catherine, jedną z twoich 

największych

 

zalet

 

jest

to,   że   każdego,   począwszy   od   najprostszej   sprzątaczki,
traktujesz   dokładnie   w   ten   sam   sposób   -   uśmiechnął
się dotykając jej ręki. - Zgódźmy się w końcu, że twój
sposób   patrzenia   na   ludzi   jest   o   niebo   lepszy   od
mojego.   A  przy   okazji:   jest   kilka   dokumentów,   które
powinnaś   podpisać   przed   ślubem.   Moglibyśmy   zająć
się tym teraz.

Poszła z nim do biblioteki, gdzie wcześniej był  z 

Rafaellą.  Były tam półki pełne książek, od podłogi do 
sufitu, i masywne biurko ustawione przy oknie.

Na  widok papierów,  które  jej   pokazał,   zmieszała  się 

bardzo. Ta straszna biurokracja... formularze, które trzeba 
wypełnić. Najgorszy nocny koszmar sprawdzi się w pełni 
w obecności Luca.

-  To jest...-Luc podał jej pióro, ale ona nie słyszała

jego   wyjaśnień.   Krew   gwałtownie   pulsowała   w   jej
uszach.   -   Podpisz   tu.   -   Palcem   wskazał   dokładnie
miejsce i czekał.

Widziała papier, jako szarobiałą, niewyraźną plamę.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           81

background image

- Mam tylko podpisać? - wyjąkała, myśląc z przera-

żeniem, że może jeszcze trzeba będzie coś pisać.

- Tylko podpisz.

Napisała   swoje   nazwisko   powoli   i   starannie.   Luc 

podał jej drugi dokument.

- I tutaj.

Tym razem podpisała się szybciej i mniej starannie.

- Czy to już wszystko?

Usiłowała   ukryć   ulgę,   jaką   odczuła,   gdy   skinął 

głową na znak potwierdzenia.

-  Mówiłeś mi kiedyś, żebym nigdy nie podpisywała

niczego bez czytania - zażartowała nie całkiem jeszcze
pewna siebie.

Obserwował  ją. Napięcie   widoczne  na  jej  delikatnej 

twarzy zaczęło ustępować, ale ręka ciągle drżała.

-

To   jest   po   włosku   - 

powiedział bardzo łagodnie.

-

Nawet   się   temu   nie 

przyjrzałam.

Zanim zdołała uczynić jakiś ruch, objął ją mocno  i 

odwrócił twarzą ku sobie.

-  A ja myślę, że chodzi tu o coś więcej - powiedział

spokojnym tonem. - Czy nie uważasz, że już najwyższy
czas, żebyśmy się przestali nawzajem oszukiwać? Wy-
wołuje to wiele nieporozumień pomiędzy nami.
Jej twarz stała się biała jak kreda.

- Oszukiwać?

Westchnął.

-

A jak myślisz, dlaczego to 

ja

 

zawsze

 

wybierałem

dla ciebie dania, gdy jedliśmy w restauracji?

-

Ja...   ja   za   długo   się 

namyślałam

 

i

 

w

 

ten

 

sposób

oszczędzałeś   czas   -   wymamrotała   i   gwałtownie   od
sunęła się od niego, ale on nie słuchał jej wyjaśnień.

-

A ja, oczywiście, jestem 

tak

 

niewrażliwy,

 

że

 

nie

przejmuję się tym,  na co akurat masz apetyt?  - roz-
gniewał się. - Catherine, już w pierwszym tygodniu naszej
znajomości w Londynie zauważyłem, że masz trudności
z czytaniem. Widziałem wszystkie twoje bolesne wysiłki
i muszę przyznać, że był to dla mnie ogromny szok.

background image

82            

SPOTKANIE PO LATACH

Opuściła głowę, a łzy popłynęły z jej oczu. Pragnęła, 

żeby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła ją. Gardło miała tak 
ściśnięte, że nie mogła wykrztusić ani słowa.  Chciała 
uciec stąd jak najdalej, ale jego ręce objęły jej  kibić w 
silnym jak stal uścisku.

-

Powiedzmy   sobie   teraz 

wszystko

 

jasno

 

i

 

otwarcie

- rzekł stanowczo Luc. - Dlaczego nie przyznałaś się
od razu, że jesteś dyslektykiem?  Nie zdawałem sobie
wtedy   z   tego   sprawy.   Ty   się   wstydziłaś,   a   ja   nie
chciałem   sprawić   ci   przykrości.   Nie   rozumiałem   całej
sytuacji   i   w  swej   ignorancji   miałem   nadzieję,   że   bę
dziesz próbowała coś z tym zrobić.

-

Nie   mogłam!

  - 

wybuchnęła.   -   W   szkole   robili   dla
mnie wszystko, co mogli, aleja nigdy nie będę w stanie
dobrze czytać!

-  Myślisz, że ja tego nie wiem? I nie wyrywaj mi się.

Wiem, że jesteś dyslektykiem, ale wtedy myślałem...

-

Myślałeś,   że   jestem 

analfabetką!

 

-

 

przerwała

 

ze

szlochem. - Nie wybaczę ci tego nigdy!

-

Musisz   mnie   teraz 

wysłuchać.

 

-

 

Przytrzymał

 

mocno.   -   Bardzo   się   myliłem.   Traktowałem   to   zbyt
lekko. Jeśli coś mi się nie podoba, wolę udawać, że tego
nie widzę. Powinienem był spróbować sam ci pomóc.
Ale ty powinnaś była mi o tym powiedzieć-zakończył.

-

Zostaw mnie! - krzyknęła 

upokorzona

 

i

 

jeszcze

bardziej się rozszlochała.

-

Czy   nie   rozumiesz,   co 

mówię

 

do

 

ciebie?

 

-

 

Luc

potrząsnął   nią   lekko   i   wtedy   trochę   się   opanowała.
-   Gdybym   wiedział,   gdybym   rozumiał,   nie   byłbym
wściekły,  że nic nie robisz, żeby poprawić ten stan
rzeczy! I nie mam zamiaru z tobą zrywać!

-  Ale wstydzisz się mnie! - krzyknęła z rozpaczą.

Przytulił ją do siebie w mocnym uścisku, głaszcząc  jej 
bujne, złote włosy. Spojrzał jej głęboko w oczy.

- Nie wstydzę się - zaprzeczył stanowczo. - Nie ma się 

czego wstydzić. Einstein był dyslektykiem, da Vinci też. 
Jeśli im to nie zaszkodziło, nie zaszkodzi również tobie!

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           83

-

Och, Luc! - uśmiechnęła 

się

 

do

 

niego,

 

powstrzy-

mując łkanie. - Nie zaszkodzi? Ale u mnie jest to chyba
w znacznie gorszym stopniu!

-

Nie   rozumiem,   jak 

mogłem

 

być

 

tak

 

długo

 

ślepy

- przyznał z poczuciem winy. - Nie odróżniasz w ogóle
kierunków,   strony   lewej   od   prawej,   czasem   jesteś
trochę zapominalska.

To ostatnie stwierdzenie nie było dla niej zbyt miłe. 

Ciągle jeszcze drżała, ale poczuła ulgę, że wyjawienie 
przynajmniej jednej ze swych tajemnic ma już za sobą.

-

Naprawdę   nie   masz   mi 

tego za złe? - zapytała.

-

Jedyne,   co   mani   ci   za 

złe,

 

to

 

brak

 

zaufania.

Myślałem, że powiesz mi o tym  sama, ale teraz już
możemy zwrócić się p pomoc do specjalisty.
Wyjął chusteczkę i z uśmiechem wytarł jej nos.

-

To   nie   było   mądre... 

cierpieć

 

w

 

milczeniu.

 

Przecież

zrozumiałbym   twoje   problemy.   Żyjemy   w   świecie,
w   którym   umiejętność   odczytywania   słowa   pisanego
jest   bardzo   potrzebna.   Jak   udało   ci   się   dostać   pracę
w galerii? Nieraz się nad tym zastanawiałem - przyznał.

-

Elaine   przygotowała   dla 

mnie specjalne katalogi.

-

Sekrety

 

rodzą 

nieporozumienia.

-

To   jedyny   sekret,   jaki 

miałam - westchnęła.

-

A   może   właśnie   to   mi 

się

 

podobało?

 

Czy

 

nie

pomyślałaś o tym? - drażnił się z nią.

Wydało się jej nagle, że w pokoju zabrakło powietrza. 

W   żołądku   poczuła   ucisk   wywołany   przypływem 
pożądania.   Skrępowana   jedwabną   sukienką   pierś  z 
trudem   oddychała,   w   całym   ciele   narastało   napięcie, 
brodawki   boleśnie   nabrzmiewały.   Drżała   od   tego 
silnego, obezwładniającego ją podniecenia.

background image

Luc przestał targać jej włosy i odsunął się trochę.

-  Późno już. Musisz iść do łóżka - mruknął ochryp-

le. - Jeśli nie odejdziesz, wezmę cię tu, w tym pokoju.

Gwałtowny rumieniec oblał jej policzki. Cofnęła się 

posłusznie, nogi miała jak z waty. W intensywnym

84           

SPOTKANIE PO LATACH

blasku   jego   oczu   odgadywała   dzikie   pożądanie 
kryjące   się   pod   maską   spokoju   i   opanowania. 
Pragnęła go do utraty świadomości. Nie pamięta, żeby 
kiedykolwiek opanowało ją równie silne podniecenie.

- Czekam na ważny telefon - powiedział Luc, a gdy 

spojrzała na niego ze zdziwieniem, dorzucił: - Ź innej 
strefy czasowej.

Nie   mogła   wyobrazić   sobie   Luca   siedzącego  

i czekającego na telefon, choćby nie wiadomo w jak 
ważnej   sprawie.   Ludzie   dzwonili   w   porach 
dogodnych dla niego, a nie dla siebie. Nie odrywając 
od niego oczu, raczej przypadkowo odnalazła drzwi i 
otworzyła je.

-  Czuję się naprawdę doskonale - zapewniła go  

z naciskiem, zanim zniknęła w holu.

Po odświeżającym prysznicu natarła ciało olejkiem 

znalezionym   w   łazience.   Włożyła   przezroczysty, 
brzoskwiniowy   szlafrok   i   wsunęła   się   miedzy 
prześcieradła. Czekała na Luca.

Mijały minuty. Myślała z wdzięcznością o tym, jak 

Luc spokojnie potraktował jej dysleksję. Miał rację, 
powinna była zwierzyć mu się już dawno. Na pewno 
by   ją   zrozumiał.   Żałowała   swojego   milczenia   i 
wykrętów, czuła się bardzo winna, że go tak długo 
oszukiwała.   W   trakcie   tych   rozmyślań   ogarnęła   ją 
senność. Śniło jej się, że pisała coś na lustrze płacząc i 
wymawiając głośno litery: Ah-rre-iv.... Co właściwie 
pisała   i   dlaczego   była   tak   nieszczęśliwa,   nie 
wiedziała. Tyle było cierpienia w tym śnie, że miała 
ochotę   zapłakać,   i   wtedy   obudziła   się   nagle   w 
ciemnościach z policzkami zalanymi łzami.

background image

Ktoś   zapalił   światło.   Ocknęła   się   i   wróciła   do 

teraźniejszości.   Opadła   z   powrotem   na   poduszki. 
Chciała, by ten sen powrócił, było w nim tak mało 
konkretów  i  tak  trudno  było   coś z  tego  zrozumieć. 
Najbardziej zapamiętała uczucie bólu i upokorzenia.

Wstała, poszła do łazienki, umyła twarz i wytarła 

ręcznikiem. Kto zapalił światło? To pewnie Luc był

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           85

u niej. A ona zasnęła. Podniosła rękę do czoła - pul-
sowanie w skroniach powoli ustępowało. Nie była w 
stanie stłumić nagłej, rozpaczliwej, niepohamowanej 
chęci, żeby być z nim.

Podeszła   do   drzwi   sypialni,   która,   o   czym   wie-

działa,   przylegała   do   jego   pokoju.   Były   jednak   za-
mknięte, musiała więc wyjść na zewnętrzną galerię. 
Jego sypialnia pogrążona była w ciemnościach, ale z 
otwartych   drzwi   łazienki   padał   snop   światła.   Usły-
szała szum wody i uśmiechnęła się do siebie. Nie jest 
chyba za późno. Wskoczyła do jego łóżka cicho jak 
myszka.

Szum   wody   ustał,   prawie   równocześnie   zgasło 

światło.   W   chwilę   potem   Luc   wszedł   do   sypialni, 
odsunął zasłony przy jednym z okien i otworzył je. 
Stał   tam   w   świetle   księżyca,   cudownie   nagi, 
wycierając ręcznikiem głowę.

Mógł   przecież   zaziębić   się   na   śmierć,   ale   nie 

chciała  zdradzić  swej obecności. Widziała  wyraźnie 
muskuły napięte pod jedwabistą, złotą skórą pleców. 
Jej wargi zrobiły się suche. Trochę skrępowana tym 
podglądaniem zamknęła oczy. Materac lekko ugiął się 
pod   jego   ciężarem,   a   on   pociągnął   do   siebie 
przykrywające ją prześcieradło.

Gdy owijał się nim i poprawiał poduszkę, nagle jej 

dotknął.

Dio. - Podskoczył i zapalił światło nad łóżkiem, 

zanim zdążyła go uprzedzić.
Z ręką na Oparciu łóżka patrzył na nią w osłupieniu.

-  Catherine?

background image

Czuła,   jak  gorący  rumieniec  wstydu  oblewa   falą 

cafe   jej   ciało.   W   jego   głosie   usłyszała   coś   jakby 
naganę   i   niemiłe   zdziwienie,   że   oto   znalazła   się   w 
jego łóżku.

- Nie mogłam zasnąć. 
Przyjrzał się jej uważnie.
-  I ja też. Przytul się do mnie.

   Wysunął zdecydowanym ruchem rękę i przyciągnął

86            

SPOTKANIE PO LATACH

ją do siebie, nie dając jej nawet czasu na zareagowanie na 
te słowa, które były raczej poleceniem niż prośbą.

-  Pragnę  de-wyznał   ochryple.  -  Czy zdajesz  sobie

sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę?

-  Jestem przy tobie - szepnęła raptem onieśmielona.

       Pochylając ciemną głowę, mruknął coś dziko po
włosku i gwałtownie przywarł wargami do jej ust. Była jak 
haust   powietrza   ratujący   życie   temu   mężczyźnie 
doprowadzonemu przez pożądanie do szczytu szaleństwa. 
Wpił się w jej wargi i całował namiętnie  i długo,  aż 
zabrakło jej tchu i nie mogła oddychać.

Rękami objęła jego ramiona. Płonął cały, jakby  w 

gorączce, jego skóra była sucha i gorąca, długim silnym 
dałem oplótł ją silnie. Palcami, z niezwykłym  u niego 
brakiem zręczności, szarpał jedwab oddzielający   ich   od 
siebie.   Z   tłumionym   jękiem   odsunął   się  i 
zniecierpliwiony rozerwał delikatny materiał.

- Luc!

Catherine,   zaskoczona   tym,   mimo   namiętnego   pra-

gnienia,   patrzyła   przerażona,   jak   klęcząc   zrywał   z   niej 
szlafrok. Gdy instynktownie próbowała zakryć się przed 
jego   palącym   spojrzeniem,   chwycił   przeguby   jej  rąk   i 
przycisnął do łóżka.

- Proszę cię!

Było  to słowo, którego używał bardzo rzadko,  i 

było coś w tej prośbie, co wywołało ból w jej sercu.

Namacalnie,   jak   dotyk,   odczuła   spojrzenie   błysz-

czących,   złocistych   oczu,   badających   jej   nabrzmiałe 
brodawki, gładkość piersi, zaokrąglenie bioder i miękkie 

background image

pukle włosów w trójkącie między udami.

-  Sąuisita...   perfetta   -  mruczał   urywanym   głosem,

znowu przyciskając  ją do siebie  i  ustami  przywierając
do jej piersi.

Leżeli   potem   mocno   przytuleni   do   siebie,   każde 

zatopione w swoich myślach. Catherine zastanawiała się, 
czy kiedykolwiek było im ze sobą tak dobrze?

Wspominała także z przykrością, że Luc natych-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           87

miast po tym szedł zawsze pod prysznic, broniąc się w 
ten sposób przed całkowitym zapomnieniem się, podczas 
gdy ona tak rozpaczliwie pragnęła, żeby pozostał jeszcze 
w jej ramionach.

A teraz obejmował ją mocno, jakby to ona za chwilę 

chciała  się uwolnić z jego ramion. Świadomość  tego 
rodziła   w   niej   ogromną   czułość   do   Luca.   Potarła 
delikatnie   podbródkiem   jego   silne,   opalone   ramię. 
Powoli, kocim ruchem, przeciągnął się pod wpływem tej 
pieszczoty,   bezwstydnie,   jak   dzikie   zwierzę,   okazując 
swoje zadowolenie.

-  Miałam   bardzo   dziwny   sen.   -   Przerwała   ciszę

z wahaniem, obawiając się, że czar pryśnie. - Może
właśnie było to coś, o czym zapomniałam?
W jego głosie czuło się pewne napięcie, kiedy spytał:

-

O czym śniłaś?

-

Pewnie   będziesz   się 

śmiał.

-

Obiecuję,   że   nie   będę. 

Opowiedz.

-

Pisałam coś na lustrze – 

szepnęła.

 

-

 

Wyobrażasz

sobie?   Nigdy   nie   potrafiłam   nic   napisać,   radziłam
sobie tylko z nazwiskiem. A w tym śnie pisałam na
lustrze.

-

Zdumiewające - mruknął 

łagodnie.

-

Czułam   się   strasznie   - 

background image

powiedziała

 

półgłosem,

z   trudem  oddychając.   -  Może   to  jednak  nie   ma  nic
wspólnego z moją amnezją? Co o tym sądzisz?

-

Myślę, że za dużo mówisz. 

-

 

Obejmując

 

cały

 

czas

Catherine,  przetoczył  się   wraz  z   nią  na  chłodniejsze
miejsce na łóżku. - Wolałbym raczej się kochać,  bella
mia. -  
Drażnił  ją, gryząc  delikatnie  w miękki  płatek
ucha   i   wyznaczając   językiem   zmysłową   ścieżkę   na
smukłej szyi, a ona mimowolnie poddawała się temu,
chcąc   sprawić   mu   przyjemność.   Przyjrzał   się   bacznie
jej włosom spływającym na poduszkę i powiedział:

-

Widzę,   że   znów   ścięłaś 

włosy.

-

Nie   wiem   właściwie, 

dlaczego

 

-

 

przyznała

 

się,

marszcząc czoło. - Pójdę jutro i uczeszę się.

88            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Fryzjerka może  cię uczesać 

tu,

 

na

 

miejscu

 

-

 

sprze

ciwił się.

-

Chciałabym

 

zobaczyć 

Rzym.

-

Potworny   ruch   na   ulicach, 

nieprawdopodobny
upał   i   zanieczyszczone   powietrze.   -   Długim,   przeciąg
łym   pocałunkiem   uniemożliwił   jej   próby   protestu.
A   potem   znów   zaczaj   ją   kochać.   Jedna   za   drugą
napływały   fale   rozkoszy,   przenikające   do   samej   głębi.
Choć   było   to   wręcz   nieprawdopodobne,   ale   tym   razem
odczuła jeszcze większe podniecenie.

Gdy otworzyła oczy, obok niej na poduszce leżała  biała 

róża. Odnalazła ją przypadkowo, gdy na oślep  macając ręką 
szukała Luca. Zamiast niego natknęła się  na   kolec,   syknęła   i 
usiadła,   ssąc   skaleczony   palec.  Z   zaskoczenia   omal   nie 
krzyknęła głośno. Na płatkach  widoczne jeszcze były krople 
rosy. Usiłowała wyobrazić sobie Luca, przedzierającego się 
przez  kłujące  róże   na   klombie,   ale   jakoś   to  do  niego   nie 
pasowało. Pewnie różę ściął ogrodnik. Wszystko jedno, liczy 

background image

się  intencja,   szczególnie   u   mężczyzny   tak   mało   roman-
tycznego.

ROZDZIAŁ 

SZÓSTY

Upał   wprawił   Catherine   w   stan   sennego   lenistwa. 

Usłyszała   kroki   i   rozpoznała   je.   Siedziała   w   cieniu 
wielkiego parasola osłaniającego ją od słońca. Odwróciła 
głowę, oparła podbródek na ręce i obserwowała, jak Luc 
siada obok niej. W białej koszulce z krótkimi rękawami, 
odsłaniającej szyję, w dopasowanych   dżinsach,  był   tak 
oszałamiający,   że   aż   dech  zapierało.   Mimo   uśmiechu 
wyglądał na zmęczonego.

background image

Przedweselna   gorączka   opanowała   już   Castelleone. 

Spokój   i   wspaniała   organizacja   tego   domu   zakłócone 
zostały nieustannym napływem gadatliwych dostawców 
żywności   i   kwiaciarzy   oraz   nieustannym,   ostrym 
brzęczeniem   telefonu.   Entuzjazm   Luca   zniknął,   gdy 
uświadomił sobie, co pociąga za sobą decyzja o wyda- 
niu przyjęcia na kilkaset osób.

-

Mam ochotę wyrzucić ich 

wszystkich!

 

-

 

wyznał

ponuro.

-

Sam chciałeś tej wielkiej 

pompy

 -

 przypomniała

mu niezbyt taktownie.

-

A ja myślałem, że ty tego 

chcesz!

-

Wystarczyłoby

 

mi 

dwóch

 

świadków

 

i

 

bukiet

kwiatów.
Podniósł do góry ręce w niemym proteście:

- I ona mi dopiero teraz o tym mówi!

Brzęk lodu w szklankach przerwał ich rozmowę. Luc 

poderwał się i wziął tacę od Bernarda, zanim zdołał on 
podejść bliżej. Catherine obserwowała Luca  z ukrytym 
rozbawieniem. Można było wybaczyć wszystko komuś, 
kto uznał, że jej obnażone plecy to nieprzyzwoity widok. 
Jak mogła tak długo nie zauwa-

90            

SPOTKANIE PO LATACH

żyć,   że   Luc   w   niektórych   sprawach   był   szokująco 
konserwatywny?

-  Uwielbiani   sposób,   w   jaki   się,   tu   rozkładasz, 

jakby   w   ogóle   nic   się   nie   działo   -   zauważył 
uszczypliwie.

Miała na końcu jeżyka złośliwą uwagę, że gdyby 

Luc zaniechał stałego wtrącania się i rozkazywania, 
ostatnie   przygotowania   potoczyłyby   się   znacznie 
sprawniej.   Chciał   osobiście   wszystko   sprawdzić   i 
ocenić   każdy   szczegół,   nie   miał   więc   chwili 
odpoczynku.

background image

Pomyślała   szczęśliwa,   że   to   już   jutro.   Już   jutro 

będzie żoną Luca, ślubując mu wierność „do śmierci i 
po śmierci". Przez te wszystkie dni po przyjeździe do 
Włoch żyła jak otumaniona miłością. Nigdy w życiu 
nic   była   tak   absolutnie   odprężona.   Jedynym   jej 
wkładem do przygotowań weselnych były dwie miary 
sukni   ślubnej.   Była   to   przepiękna   kreacja   z 
haftowanymi   ręcznie   koronkami.   To   wprost   nie   do 
wiary, ile w tak krótkim czasie można załatwić, jeśli 
ma się takie mnóstwo pieniędzy jak Luc.

-  Jutro i ja będę bogata - odezwała się w zadumie.
- Chyba jesteś jedyną kobietą na świecie, która ma 

odwagę powiedzieć mi to przed ślubem.

Uśmiechnęła się z roztargnieniem. Luc był cudow-

ny, fantastyczny, piękny, niezwykły, boski.. Nie znaj-
dując już innych superlatywów, utkwiła w nim wzrok 
pełen   uwielbienia,   a   on   odpowiedział   jej   takim 
ogniem w oczach,  aż ciarki  przeszły ją od stóp do 
głowy.

Poprzedniego wieczora Luc znów opowiadał jej o 

swojej   rodzinie.   Głęboko   wstrząsnęła   nim   śmierć 
rodziców   i   siostry   w  katastrofie   samolotowej,   i   tak 
naprawdę nigdy nie pogodził się z tym faktem. Ca-
therine była pewna, że Luc nigdy nie przyzna się do 
dręczącego go poczucia winy. W pogoni za sukcesem 
nie miał czasu dla rodziny. Dał im bogactwo, ale nie 
dał siebie. Interes był zawsze na pierwszym miejscu.
        Wysłał   ich   na   kosztowne   wakacje   w   ramach 
rekompensaty za jeszcze jedną odwołaną jego wizytę 
i już nigdy ich nie zobaczył żywych. Gdy z pozorną 
obojęt-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           91

nością   mówił   o   tym   ostatniej   nocy,   były   to   tego 
rodzaju   zwierzenia,   na   które   mógł   sobie   pozwolić 
tylko   pod   osłoną   ciemności,   w   sypialni.   Aż   do   tej 
chwili nie rozumiała, jak trudno było Lucowi wyrazić 
najskrytsze myśli i uczucia.

Podniósłszy   się   na   kolana,   zdjęła   górną   cześć 

bikini.   Jak   się   tego   spodziewała,   jego   ciemne   oczy 
powędrowały   pożądliwie   w   kierunku   obnażonych 

background image

piersi.   Gorący   rumieniec   oblał   jej   policzki,   a   gdy 
wygięła  plecy,  żeby odpiąć  klamerkę,  intensywność 
jego   spojrzenia   wzbudziła   w   niej   odwieczną 
satysfakcję Ewy.

- Lubisz, gdy ci się przyglądam - zauważył leniwie, 

nieco rozbawiony.

Powinieneś udawać, że tego nie widzisz.
- Jak mogę udawać, gdy jesteś tak słodka?
Pochylając   się   zręcznie,   uniósł   ją   z   łatwością   z 

leżaka.   Jedną   rękę   położył   na   jej   włosach,   a 
zmysłowymi  ustami szukał jej ust. Świat zawirował 
nagle, a w głowie jej się zakręciło. I nieważne, jak 
często   ją   dotykał,   za   każdym   razem   było   to   samo. 
Zawsze   przenikała   ich   oboje   ta   sama, 
obezwładniająca, fizyczna rozkosz. W ciągu długich, 
pełnych   namiętności   godzin,   zamieniających   noc   w 
dzień,   a   dzień   w   noc,   siła,   z   jaką   jej   pożądał, 
wyczerpywała ją do granic możliwości.
Z ociąganiem oderwał się od jej ust

-  Nie   mogę   się   tobą   nasycić.   -   Wyznaniu   temu 

towarzyszył zmysłowy pomruk, który bynajmniej nie 
ostudził jej rozpalonej krwi, gdy leżała dalej z głową 
w   jego   ramionach.   -   Zastanawiam   się   od   dawna, 
dlaczego nie zachodzisz w ciążę.

- W ciążę? - zapytała nieswoim głosem, odsuwając 

się od niego dziwnie przestraszona.

-  Tylko nie wmawiaj mi, że wierzysz w bociany 

-drażnił się z nią. - Możesz mi wierzyć lub nie, ale to, 
co   robiliśmy   przez   ostatnie   dni,   miało   na   celu   coś 
więcej niż samą tylko przyjemność.

Zadrżała.

92            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Tak, ale...

-

I   nie   stosowaliśmy 

żadnych

 

środków,

 

żeby

 

temu

zapobiec - przypomniał jej z całkowitym spokojem.

Catherine   była   zaskoczona,   ze   problem,   który   był 

kiedyś tak ważny, teraz całkiem uszedł jej uwagi. Nie 
miała   przy   sobie   pigułek   antykoncepcyjnych.   Naj-
widoczniej już ich nie używała. Konieczność pamiętania 

background image

o   nich   była   kiedyś   zmorą   jej   życia.   I   gdyby   Luc 
wiedział, jak często jej się to zdarzało, prawdopodobnie 
czułby się tak, jak ona teraz.

To   wszystko   sprawiało,   że   trudno   jej   było   tak   po 

prostu rozmawiać  z Lucern  o dzieciach.  Ale przecież 
skoro się pobiorą, będzie to rzecz naturalna.  W takiej 
sytuacji uznała, że jej paniczny lęk, gdy o tym wspo-
mniał, był całkiem nieuzasadniony.

Luc,   nieświadom   tych   rozterek,   pogłaskał   ją   piesz-

czotliwie po plecach i przytulił mocniej do siebie.

-

Nie   zauważyłaś   tego?   - 

zapytał łagodnie.

-

Nie   -   odpowiedziała 

cicho, z poczuciem winy.

-

Chcę mieć dzieci, dopóki 

jestem

 

wystarczająco

młody, żeby się nimi cieszyć.

Pomyślała,   że   mógłby   coś   jej   o   tym   wspomnieć, 

zanim   powziął   taką   decyzję.   Jednak   perspektywa 
urodzenia dziecka Lucowi była bardzo kusząca.

- Tak - zgodziła się pełna zadumy.

Wodząc ręką po obojczyku, co sprawiało jej zmy-

słową przyjemność, powiedział ochryple:

-

Wiedziałem,   że   się   ze 

mną

 

zgodzisz.

 

Teraz,

 

za

miast  zaglądać  do  każdego   mijanego   wózka   z  dziec-
kiem, będziesz mogła pomyśleć o własnym.

-

Czy

 

rzeczywiście 

zaglądam? - szepnęła.

-

Tak   -   odpowiedział 

krótko.

Kiedyś, w minionym okresie, Luc był zimny i obojętny 

wobec spraw związanych  z dziećmi. Naturalnie, zasko-
czyło ją teraz, że tak natychmiast chce mieć dziecko. Ak po 
chwili zastanowienia zaczęło to nabierać sensu.

Luc podchodził do małżeństwa tak, jak do plano-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           93

background image

wanego   interesu:   zarówno   z   jednym,   jak   i   z   drugim 
wiązał   pewne   nadzieje.   Chciał   mieć   dziedzica,   to 
wszystko;   nie   można   budować   imperium   bez   dynastii. 
Mimo to nie mogła zdobyć  się na uśmiech i pozbyć 
irracjonalnego łęku.

Było to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Kochała Luca. 

Lubiła dzieci. W czym więc problem? Ale uczucie leku 
pozostało, a w skroniach zaczynało pulsować. Rozległ 
się   dzwonek   telefonu   stojącego   na   stole   i   Luc 
niecierpliwie sięgnął po słuchawkę.

Rozmawiał   po   japońsku   z   opanowaniem   człowieka 

znającego   płynnie   kilkanaście   języków.   Unosząc   brwi 
westchnął i odłożył słuchawkę.

-  Muszę   iść   do   gabinetu,   żeby   zatelefonować   do

kilku osób. Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł.

Promienie  słońca odbijały się oślepiająco w basenie 

kilka   metrów   dalej.   Łagodny   wiaterek   musnął   wodę 
marszcząc z lekka jej powierzchnię. Ból głowy utrudniał 
Catherine myślenie. Czy to nie skutek zbyt  długiego 
przebywania na słońcu?

Jakiś   dźwięk   wyrwał   ją   z   niespokojnej   drzemki. 

Miedzy drzewami ukazało się dziecko: biegło na krótkich 
nóżkach w pogoni za piłką. Catherine, widząc, że piłka 
zmierza wprost do wody, zerwała się przerażona. Ale 
dziecko złapało piłkę, zanim doturlała się do krawędzi 
basenu. Od strony zamku nadbiegła jedna ze służących.

-  Scusi, signorina, scusi!  - tłumaczyła się, z trudem

łapiąc   oddech   i   obejmując   dziecko,   które   zapłakało
głośno   w   proteście.   Catherine   ze   wstrzymanym   od-
dechem patrzyła, jak uciekało z piłką w objęciach.

Pulsowanie w głowie przez chwilę stało się wprost 

nieznośne, ale wkrótce ustąpiło. Po stanie chwilowego 
odrętwienia poczuła, trudne do zniesienia, przerażenie. 
Daniel! Daniel! Gdy odzyskała pamięć, przestał dla niej 
istnieć cały otaczający ją świat

Chwyciła   słuchawkę   telefonu   i   nacisnęła   guzik 

wewnętrznej linii. Usłyszała głos sekretarki.

94            

SPOTKANIE PO LATACH

background image

-  Mówi   panna   Parrish.-   Musiała   odkaszlnąć,   żeby

głos wydobywający się z trudem ze ściśniętego ganiła był
wyraźniejszy. - Proszę połączyć mnie z Anglią. To pilne
- powiedziała z naciskiem, podając odtworzone w pamic-
ci nazwisko panieńskie Peggy i jej adres.

Dygocząc,   jak   w   gorączce,   usiadła,   zanim   nogi 

odmówiły   jej   posłuszeństwa.  Jaka   z   niej   matka,   skoro 
mogła  zapomnieć  o własnym  synku?  O, dobry Boże, 
pozwól mi obudzić się, nie daj, aby ten koszmar trwał 
dalej   -   modliła   się   gorączkowo.   Poderwała   się,   gdy 
zadzwonił telefon.

-

Halo!   Halo!   -   odezwała 

się Peggy.

-

Tu Catherine. Czy jest z 

tobą Daniel?

-

Nie   ma   go   tu, 

przerzuca

 

siano.

 

Właśnie

 

go

wołałam, żeby przyszedł coś wypić albo zjeść - traj-
kotała Peggy. - Nasz telefon nie działał przez kilka dni
i   nawet   tego   nie   zauważyliśmy.   Czy   bardzo   dener
wowałaś się, nie mogąc się z nami połączyć?

-

Słuchaj...

-

Wiedziałam,   że   się 

denerwujesz

 

-

 

przerwała

 

jej

niecierpliwa,   jak   zawsze,   Peggy.   -   Próbowałam   kilka
krotnie dodzwonić się do ciebie z budki telefonicznej,
ale bez skutku. Pewnie szukałaś pracy.

-

Ja...

-

Daniel bawi się cudownie. 

Pogoda

 

jest

 

wspaniała.

Mieliśmy zamiar  biwakować dziś w nocy pod gołym
niebem, ale, oczywiście, jeśli chcesz z nim mówić...

-

Nie, nie trzeba. Zostałam 

porwana.

 

Jestem

 

we

Włoszech. Jutro wychodzę za mąż.

Te rewelacje nie wywołały żadnej reakcji po drugiej 

stronie telefonu:

- Catherine, właśnie ktoś wjeżdża na podwórze. Co za 

wspaniały wóz! Czy mogę do ciebie zadzwonić potem?

-  Nie... nie, ja nie jestem... to znaczy, zadzwonię do

was z innego miejsca. Ucałuj ode mnie Daniela.

Rzuciła słuchawkę, jakby ją parzyła, i na chwiejnych 

nogach wróciła na leżak.

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           95

Ohydne,   nie   do   darowania,   wydarzenia   minionego 

tygodnia wywołały nagły chaos w jej głowie. Straszne 
upokorzenie   paliło   duszę.   Teraz   dopiero   zdała   sobie 
sprawę z tego, co Luc jej zrobił.

Prawdę   mówiąc,   nie  było   takiej   rzeczy,   której  nie 

byłby w stanie zrobić. Kiedy nie wiedziała, co się z nią 
dzieje,  posunął  się do ostateczności.  Spisek i intryga 
były rzeczą powszednią dla tego człowieka z charak-
terem Borgii. Było to dla niego tak łatwe, jak zabranie 
cukierka dziecku. Dziecko! Dziecko! Dygotała, próbując 
pozbyć się tych przerażających myśli.

Przez cały tydzień nie pamiętała o ostatnich czterech 

latach. Nie zostawił nic, co mogłoby pobudzić jej pamięć. 
Ani   gazety,   ani   telewizora,   ani   nawet   kalendarza   nie 
było w zasięgu ręki.

Każdy szczegół został przemyślany w sposób bez-

względny   i   nieludzki.   Luc   nie   popełnił   ani   jednego 
błędu. Została zwabiona, złapana na haczyk i złowiona 
jak   ryba,   ale   nawet   ryba   ma   więcej   instynktu 
samozachowawczego. Ryba dobrowolnie nie nadziałaby 
się   na   haczyk,   nie   poddałaby   się   masochistycznie 
patroszącemu nożowi i nie oczekiwałaby z nadzieją na żar 
piekarnika... A ona tak właśnie postępowała.

Luc dostał to, czego chciał. Koszty nie odgrywały 

żadnej roli. Interesował go tylko ostateczny wynik. Był 
przekonany, że zamierzała wyjść za Drewa, a ponieważ 
Drew miał być nieobecny tylko lalka dni, Luc nie  miał 
wiele czasu do namysłu. I nie ma wątpliwości, że gdyby 
tamtego   wieczora   rzuciła   mu   się   w   ramiona,  o 
małżeństwie nie byłoby w ogóle mowy. Jej opór był dla 
niego wyzwaniem.

Zacisnęła   zęby,   w   żołądku   czuła   nieznośny   ucisk. 

Dłonie zacisnęła  w pięści. Wstrząsała  nią  bezgraniczna 
wściekłość, wściekłość tak wielka, jakiej nigdy dotąd nie 
doświadczyła. W tym właśnie momencie pojawił się Luc. 
Zbiegał   po   schodach,   a   ona,   przypomniawszy  sobie 
epizod w jego limuzynie, pomyślała, że i śmierci

background image

96            

SPOTKANIE PO LATACH

byłoby dla niego za mało, żeby ją zadowolić. Zerwała się 
na równe nogi, chwyciła szklankę i rzuciła w Luca. Choć 
szklanka rozbiła się o kilka kroków ód niego, zachował 
spokój.

-

Ty   plugawa,   zepsuta, 

kłamliwa,

 

podstępna

 

świ-

nio! - wymyślała mu, chwytając drugą szklankę i rzu-
cając ją z całą siłą. - Ty szczurze! - krzyczała, ciskając
tym  razem  telefonem.  - Ty gnido! - Miotała  obelgi
doprowadzona   do   szału,   schylając   się,   żeby   zdjąć
pantofel, ale ze zdenerwowania i tym razem nie mogła
trafić   do   celu.   -   Ty   bękarcie!   -   Dała   upust   swej
nienawiści   i,   jakby  dla   podkreślenia   tego   słowa,  rzu-
ciła drugim pantoflem. - Chciałabym cię zabić!

-

Trucizna   byłaby   lepsza 

od

 

rewolweru.

 

-

 

Luc

rozejrzał   się   po   pobojowisku.   -   Jak   widać,   strzelanie
do celu nie jest jednym z twoich ukrytych talentów.

-

I   to   wszystko,   co   masz 

mi do powiedzenia?

-

Wygląda   na   to,   że 

odzyskałaś

 

pamięć

 

-

 

wy

cedził.   -   Nie  bardzo   wiem,   co  mógłbym   jeszcze   do
dać.

-

Nie wiesz! – Jego zimne 

opanowanie

 

rozwścieczy-

ło ją jeszcze bardziej. - Gdybyś umierał z pragnienia,
nie podałabym ci wody! Gdybyś umierał z głodu, nie
przyniosłabym ci nic do jedzenia. Gdybyś  był jedynym
mężczyzną   na   tej   ziemi,   a   ja   jedyną   kobietą,   rodzaj
ludzki wyginąłby do szczętu! Zasłużyłeś na to, żeby cię
obić szpicrutą i powiesić, i gdybym  była mężczyzną,
zrobiłabym to własnoręcznie!

-

Gdybyś   była   mężczyzną, 

nie

 

znalazłabyś

 

się

 

w

 

ta

kiej sytuacji - wtrącił Luc, gdy przerwała dla nabrania
oddechu.

-

Mam   zamiar   pójść   na 

policję

 

i

 

opowiedzieć

o   tobie!   -   Catherine   znów   wybuchnęła,   zadowolona,
że wreszcie znalazła właściwą groźbę.

-

A   co   masz   zamiar 

opowiedzieć?

-

C-co? - zająknęła się. - Co 

powiem?

 

Powiem,

 

że

mnie porwałeś.

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           97

-

Czy dałem ci jakiś środek 

odurzający?

 

Czy

 

uży-

łem siły fizycznej? Czy masz na to świadków?

-

Dowiodę   tego!   Będę 

kłamać!

-

A   dlaczego   na   lotnisku, 

gdy

 

ogłosiłem,

 

że

 

mamy

zamiar   się  pobrać,   stałaś   przy  mnie   całkiem   dobrowo-
nie?   -   zapytał   Luc   z   tym   samym   niewzruszonym,
nieprawdopodobnym chłodem.

-

Przez   cały   tydzień 

trzymałeś

 

mnie

 

tutaj,

 

jak

w   więzieniu!   -   W   rozpaczy   szukała   innego   punktu
zaczepienia,   zdecydowana   udowodnić   mu   naruszenie
prawa.
Czarne brwi uniosły się ze zdziwieniem:

-

Przy

 

otwartych 

drzwiach?

 

Nie

 

przypominam

sobie, żebym nie pozwolił ci gdzieś wyjść.

-

Zniewoliłeś

 

mnie 

fizycznie!

 

-

 

rzuciła

 

Catherine,

zgrzytając zębami. - Tym cię zniszczę!
Luc uśmiechnął się:

- O jakim fizycznym zniewoleniu mówisz?

      Catherine wyprostowała się na cale swoje sto pięć -
dziesiąt parę centymetrów i krzyknęła:

-

Wiesz   doskonale,   o 

czym

 

mówię!

 

Podczas

 

gdy

ja...   podczas   gdy   ja   nie   bardzo   jeszcze   doszłam
do siebie, ty wykorzystałeś mnie w obrzydliwy spo-
sób!

-

Czyżby?   -   mruknął.   - 

Catherine,

 

według

 

mnie

przez cały ubiegły tydzień byłaś zdrowsza na umyśle,
niż kiedykolwiek przedtem w ciągu pięciu lat.

-

Jak   śmiesz!   -   wrzasnęła 

background image

na

 

niego.

 

-

 

Jak

 

śmiesz

 

mi

to mówić!

Wzruszył lekceważąco ramionami:
-

Mówię   tak,   bo   to 

prawda.

-

Prawda,   która   komu 

odpowiada?

 

-

 

krzyknęła

rozwścieczona. - Cofnij to natychmiast!

-

Nie   mani   zamiaru 

zmieniać

 

tej

 

opinii.

 

Kiedy

 

się

uspokoisz, sama stwierdzisz, że to prawda.

-

Kiedy   się   uspokoję?   - 

wrzasnęła.

 

-

 

Czy

 

wyglądam

tak, jakbym miała się uspokoić?

98            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Gdybyś   umiała   lepiej 

pływać,

 

wrzuciłbym

 

de

 

do

basenu.

-

Nawet   nie   jest   ci 

przykro,

 

prawda?

 

-

 

To

 

najbardziej irytowało.

-

Dlaczego miałoby być mi 

przykro? - westchnął.

-

Dlaczego? Dlaczego? - Z 

trudem

 

powtarzała

 

za

nim. - Ponieważ mam zamiar zmusić cię do tego, zęby
ci było przykro. Powinnam była wiedzieć, ze nie masz
wyrzutów   sumienia   z   powodu   przywiezienia   mnie
tutaj!

-

Faktycznie, nie mam.

-

Postępujesz   tak,   jakbym 

była

 

jakimś

 

przedmio-

tem,   który  możesz  podnieść  lub   rzucić,   zależnie  od
twojego kaprysu.
Gdy   jego   usta   wykrzywił   uśmiech,   zrozumiała, 
dlaczego ludzie popełniają czasem morderstwa. Zmrużył 
oczy.

-  Jeśli   ty   jesteś   przedmiotem   dla   mnie,   to   równie

background image

dobrze ja jestem przedmiotem dla ciebie.

Przez   kilka   sekund   bezmyślnie   wybałuszała   na 

niego oczy, aż wreszcie zrozumiała, co miał na myśli.

-

Nie   chodzi   mi   o   seks   - 

wybuchnęła.

-

Nie   -   zgodził   się.   - 

Zauważyłem,

 

że

 

zarzut

fizycznej przemocy został już wycofany.

-

Nie   wycofałam   go!   - 

przerwała mu.

-

Sprytnie zmieniasz temat - 

zauważył.

 

-

 

Pragniesz

mnie równie silnie, jak ja ciebie.

-

Ty   zarozumiały   draniu! 

Byłam

 

chora!

 

Nienawi-

dzę cię!

-

Jakoś   będziesz   musiała 

się

 

z

 

tym

 

pogodzić

 

 

ospo-

koił ją.

-

Nie   mam   zamiaru   się   z 

tym

 

godzić!

 

Odchodzę,

opuszczam   cię,   wyjeżdżam...   -   wyrzucała   z   siebie
wzburzona.

-

Typowa   dla   ciebie 

reakcja,

 

gdy

 

sytuacja

 

staje

 

się

trudna, ale tym razem nie uda ci się zniknąć.

-

Opuszczam   cię!   - 

krzyczała jak oszalała.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                           99

-  Uważaj na szkło! - zawołał ostrzegawczo. 
Było już jednak za późno. Stopę przeszył tak ostry

ból, ze aż zaparło jej dech. Luc błyskawicznie znalazł 
się  przy  niej, posadził   na najbliższym   fotelu  i  ręką 
mocno ścisnął jej delikatną kostkę.

-   Nie ruszaj się! - krzyknął. - Bo szkło wbije się 

jeszcze głębiej.

background image

Szlochając z  upokorzenia  i bólu pozwoliła,  żeby 

wyciągnął   odłamek   szkła,   a   potem   zaczęła   mu 
złorzeczyć.

-  Wiedziałem, że tak mi podziękujesz.
-  Zostaw mnie! - powiedziała piskliwym głosem.
-  A to szkło dokoła? Chyba żartujesz. - Kpił z niej 

owijając   śnieżnobiałą   chusteczką   jej   bolącą   stopę.-
Kiedy miałaś robiony zastrzyk przeciwtężcowy?

-  Sześć miesięcy temu! - odpowiedziała ze złością. 
- Nie zmieniaj tematu! Czy słyszysz, co mówię?

Odchodzę od ciebie!

-  Nie pozwolę ci na to. - Podniósł leżący na ziemi 

sarong i zaczął ją nim owijać, tak jakby ubierał lalkę.
Odtrąciła jego ręce.

-  Nie   waż   się   mnie   dotykać!   Co   to   znaczy:   nie 

pozwolę ci odejść? Nie możesz mnie tu zatrzymać!

Odrzucając sarong, nieoczekiwanie podniósł ją do 

góry i choć walczyła zębami i paznokciami, wymachi-
wała nogami i rękami, zarzucał ją sobie na ramię.

-  Puść mnie! - krzyczała, tłukąc go pięściami po 

plecach. - Co masz zamiar zrobić?

-  Powstrzymać cię. Dla twojego własnego dobra. 

Jesteś histeryczką - odpowiedział ostro - i mam już 
tego dość.

- Ty masz dość. - W jej głosie brzmiało niedowie-

rzanie. - Postaw mnie!

- Bądź cicho! - ofuknął ją.

Skierował   się   na   kamienne   schody,   prowadzące   do 
oszklonych drzwi tarasu na pierwszym piętrze.

-  Nienawidzę cię! - Szlochała, a łzy upokorzenia, 

nie wyładowanej złości i zawodu zalewały jej oczy.

100            

SPOTKANIE PO LATACH

W minutę potem Luc rzucił ją na łóżko jak worek 

kartofli.

-

Przyznaj, ze nienawiść do 

mnie

 

nie

 

daje

 

ci

 

szczęś-

cia - zauważył drwiąco. -  Per Dio,  czy sama tego nie
widzisz?

-

Kiedyś

 

musiałam 

background image

wreszcie

 

zrozumieć,

 

że

 

jesteś

prymitywnym   łotrem   bez   skrupułów.   Odchodzę   od
ciebie!

-

Nigdzie nie odejdziesz.

-

Nie   możesz   mi 

przeszkodzić!

 

I

 

z

 

całą

 

pewnością

nie możesz mnie zmusić, żebym wyszła za ciebie!

Zsunęła się z łóżka i utykając podeszła do krzesła, 

żeby wziąć leżący na nim lekki szlafroczek, gdyż nagle 
poczuła się zbyt obnażona w samym kostiumie bikini.

-

Teraz, gdy Drew podpisał 

ten

 

swój

 

ważny

 

kon-

trakt, już nie możesz mnie tu dłużej zatrzymywać.

-

Podpisanie tego kontraktu 

nastąpi

 

w

 

godzinę

 

po

naszym ślubie.

Catherine zdrętwiała. Gwałtownie odwróciła się  w 

jego   stronę.   Błyszczące,   złote   oczy   patrzyły   na   nią 
prowokująco.

- Przewidziałem taką możliwość.
- To on... To on jeszcze nie ma tego kontraktu?

- zapytała z ogromnym wysiłkiem.

- Jak widzisz, jestem takim podstępnym draniem

mruknął Luc.

-

Nie możesz mnie chcieć, 

gdy ja ciebie nie chcę!

-

Udowodniłem

 

już 

wcześniej,   że   się   mylisz   -   od
parł sucho. - Jestem pewien, że humor ci się poprawi,
gdy jutro znajdziemy się w Anglii.

Do   Catherine   dotarło   to   jedno   magiczne   słowo: 

Anglia.

- Zabierzesz mnie po ślubie do Anglii?
- Taki jest zwyczaj.

           Najwyraźniej nie miał żadnych wątpliwości, że gdy

obrączka znajdzie się na jej palcu, będzie to miało taki sam 

skutek, jak przywiązanie skazańca łańcuchem do

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          101

background image

ściany lochu. Ale gdy ona znajdzie się już w Anglii, nie 
będzie w stanie jej zatrzymać.  Tu, we Włoszech, on 
miał   jej   paszport,   nie   miała   najmniejszych   szans   na 
ucieczkę z tego kamiennego zamku pilnowanego przez 
specjalną   ochronę   wspomaganą   przez   imponujące 
zabezpieczenia elektroniczne.

Jeśli   nie   dojdzie   do   ślubu,   ucierpi   na   tym   Drew. 

Perspektywa   powrotu   do   Anglii   już   jutro   bardzo   ją 
uspokoiła. Tam nie zmusi jej, żeby z nim pozostała.

-

Catherine - wycedził Luc - 

nawet nie myśl o tym.

-

Nie   mamy   o   czym 

mówić-odpowiedziała

 

stano-

wczo. - Wszystko już powiedziałam.
-

Musimy

 

jednak 

porozmawiać.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zignorował je.

-  Nie   chcę,   żebyś   zepsuła   uroczystość   ślubną.

Zakneblowana i przyprowadzona pod przymusem
narzeczona może zdziwić niejednego świadka ceremonii - 
pomyślała z zawziętością, gdy pukanie do drzwi  znów 
się powtórzyło.

-  Avanti!  -   wykrzyknął   Luc   z   rozdrażnieniem.

Ukazał się Bernardo.

-  Signorina   Peruzzi.  -   Podał   bezprzewodowy   tele-

fon w obronnym geście. - Mówi, że to sprawa bardzo
pilna i że koniecznie chce z panem rozmawiać, signor.

-  Nie będę z nią rozmawiał. Zostaw nas, Bernardo.

Majordomus wyszedł i drzwi zamknęły się za nim.

-

On mówi po angielsku - 

zauważyła

 

Catherine.

     - Czy to ty zabroniłeś mu mówić przy mnie w tym języku?

-

Służba   jest   przekonana, 

że

 

sama

 

o

 

to

 

prosiłaś,

chcąc sprawdzić się w języku włoskim.

Ukryła twarz w drżących dłoniach. Ileż trzeba było 

zimnej krwi, żeby nie stracić panowania nad sobą. -  

- Czuję wstręt do ciebie.

-

Po prostu jesteś na mnie 

zła.

 

I

 

przypuszczam,

 

że

masz jakiś szczególny powód ku temu.

-

Przypuszczasz?

 

Obrzuciła

 

go

 

wściekłym

 

spoj-

rzeniem.

background image

102            

SPOTKANIE PO LATACH

-  Należysz do mnie, Catherine. Użyj całego swego 

rozumu,   którym   cię   Bóg   obdarzył.   Byłaś   tu 
szczęśliwa,   szczęśliwszej   nigdy   cię   przedtem   nie 
widziałem.

- Żyłam w przeszłości!
-   Ale   dlaczego   wybrałaś   właśnie   ten   fragment 

przeszłości? W ironicznym uśmiechu skrzywił swoje 
zmysłowe usta. - Zapytaj o to samą siebie.

- Niczego   nie   wybierałam   -  zaprotestowała.
- A skończyło się czymś, co jest nierealne!
- Może być realne, jeśli tylko zechcesz. Catherine 

czuła się fatalnie. Luc zawiódł ją, ale
najgorsze, że zawiodła się na samej sobie. W ciągu 
jednego   tygodnia,   zniweczyła   cztery   lata   poczucia 
własnej godności i wszystkie bariery, które miały ją 
chronić.

-  Przez   cały   ten   tydzień   pękałeś   pewnie   ze 

śmiechu,   że   tak   łatwo   udało   ci   się   mnie   ogłupić   - 
stwierdziła gorzko.

-  To nie tak było miedzy nami.
-  Właśnie   tak   było   zawsze  -  zaatakowała   go, 

dygocąc   cała.  -  Spiskujesz,   knujesz   i  manipulujesz, 
żeby   wszystko   odbyło   się   tak,   jak   ty   sobie   tego 
życzysz.

-  Nie planowałem twojej utraty pamięci.
- Ale nie omieszkałeś ż niej skorzystać! I tak było 

zawsze. Kiedy wróciliśmy ze Szwajcarii, moi praco-
dawcy, ni stąd ni zowąd, zamknęli galerię i wyjechali, 
zostawiając mnie bez pracy. Zbieg okoliczności? Nie 
sądzę. To ty maczałeś w tym palce.
     Lekki rumieniec oblał jego policzki, był wyraźnie 
zmieszany.

- Kupiłem ten dom - przyznał się.
- Wtedy łatwiej było mnie namówić na wyjazd do 

Nowego Jorku. - W jej gardle uwiązł szloch.

- Bardzo cię pragnąłem. I nie mogłem czekać.
- Patrzył na nią z bezwstydną szczerością. - Jestem, 

jaki jestem,  bella  mia, i  niestety nie mogę  zmienić 
przeszłości. Catherine... co chcesz, żebym ci powie-

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          103

dział? Jeśli chcesz, żebym był uczciwy, będę. Z całej 
przeszłości   żałuję   tylko   jednego:   tego,   że   cię 
straciłem.

-  Nie   straciłeś   mnie...   ty  mnie   wyrzuciłeś!   -   za-

szlochała.
Rozłożył ręce.

-  Zgoda,   jeśli   słowa   mają   takie   znaczenie...   wy-

rzuciłem cię. Ale spróbuj na to wszystko spojrzeć z 
mojego   punktu   widzenia.   Zaskoczyłaś   mnie   waria-
ckim pytaniem, które spadło na mnie jak grom z jas-
nego nieba, tamtego ranka przy śniadaniu.

-  Tak,   rzeczywiście,   to   było   wariactwo   -   ucięła 

drżącym   głosem.   -   Absolutnym   idiotyzmem   była 
nadzieja,   że   mógłbyś   się   wtedy   zniżyć   do   mojego 
poziomu i ożenić ze mną,

-  Nie   wiedziałem,   że   nie   będę   miał   możliwości 

odwołania się do sadu apelacyjnego - odparł gwałtow-
nie. -Tak, nie miałem racji. To, co powiedziałem, było 
okrutne,   przyznaję.   Jeśli   chciałaś,   żebym   się 
usprawiedliwił,   to   trzeba   było   wówczas   zostać,   bo 
dziś nie będę już tego czynił. Wróciłem pół godziny 
później,   nie   pojechałem   do   Mediolanu.   A   gdzie   ty 
byłaś?

Wiadomość, że wrócił tamtego ranka, oszołomiła 

-  No,   właśnie,   gdzie   byłaś?   -   nastawa!   Luc 

bezlitośnie.   -   Odeszłaś.   Uciekłaś,   jak   obrażona 
primadonna,   zostawiając   wszystko,   co   ci 
kiedykolwiek dałem, i jeśli chciałaś się w ten sposób 
zemścić, w pełni ci się to udało.

Z   tłumionym   łkaniem   wpadła   do   łazienki   i   za-

mknęła drzwi. Siedząc na podłodze, płakała z twarzą 
ukrytą w dłoniach.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

W   chwili,   gdy   Luc   poprosił   ją   o   rękę,   straciła 

rozum.   Wiele   drobnych   faktów   nie   pasowało   do 
siebie,   ale   ona   nie   chciała   o   nich   wiedzieć.   Ufała 
Lucowi i zdecydowana była nie pozwolić na to, żeby 
cokolwiek   przeszkodziło   jej   szczęściu.   Jeśli   jego 
zamiarem było odwrócenie jej uwagi od amnezji, to. 
udało mu się to znakomicie.

Tamtego   wieczora,   w   mieszkaniu   Drewa   Luc 

złapał ją w potrzask, każąc dokonać niewykonalnego 
wyboru:   albo   poświecić   Daniela,   albo   Drewa.   Za 
wszelką cenę musiała walczyć o utrzymanie Daniela z 
dala od Luca.

Ale   i   wobec   Drewa   czuła   się   w  obowiązku   być 

lojalna, zarówno ze względu na niego samego, jak i 
na   jego   siostrę.   Wobec   Harriet   miała   dług   nie   do 
spłacenia za to, że pomogła jej, kiedy znalazła się na 
dnie.   Jak   miała   wybierać   pomiędzy   Danielem   i 
Drewem?

Luc   zatruwał   wszystko,   czego   się   tylko   dotknął. 

Ale   jeśli   gotów   był   ją   poślubić   tylko   po   to,   żeby 
zagwarantować sobie jej stałą obecność w łóżku, to 
dlaczego nie miałby zaakceptować również Daniela? 
Pomyślała z niepokojem, że teraz Luc chciałby mieć 
syna.   Pięć   lat   temu   Daniel   był   niepożądaną 
komplikacją.   Luc   nie   zdawał   sobie   jeszcze   sprawy, 
jak   ona   sama   była   ważna   dla   niego.   Z   pewnością 
chciałby wówczas, żeby pozbyła się dziecka, ale od 
tamtego czasu wiele się zmieniło...

Daniel był wrażliwym dzieckiem o niezwykłej in-

teligencji, z którą czasami trudno było sobie poradzić. 
Kiedyś i Luc był takim małym chłopcem, a jak się 
teraz   zmienił.   Jest   zimny,   wyrachowany, 
gruboskórny.

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          105

Daniel ma silną wolę i gdyby pozostawić go jego 

własnemu rozumowi, szedłby naprzód nie oglądając 
się   za   siebie,   jest   też   niezwykle   egocentryczny. 
Catherine przez cztery i pół roku dokładała wszelkich 
starań,   żeby   Daniel   wyrósł   na   normalne,   zdrowe 
dziecko.

Nienawidziła   Luca,   och,   Boże,   jakże   go 

nienawidziła! Uczepiła się desperacko tej nienawiści, 
która była jej siłą. Teraz próbowała nie dopuścić do 
siebie   myśli,   że   Luc   nie   był   jednak   tak   zimny   i 
gruboskórny, za jakiego uważała go przedtem, jakiś 
wewnętrzny głos napomykał nieśmiało, że Luc mógł 
się zmienić.

I cóż z tego, że najpierw musi przejść przez ten 

ślub?   Gdy   wylądują   w   Londynie,   będzie   mogła 
opuścić   Luca.   Zrobiła   to   już   raz   przedtem,   może 
zrobić   znowu,   ale   tym   razem   nie   będzie   już   tak 
głupia. Weźmie swoją biżuterię i sprzeda ją. Dzięki 
tym   pieniądzom   urządzi   nowe   życie   sobie   i 
Danielowi.

To   nie   może   się   spełnić,   nic   z   tego   nie   da   się 

zrealizować. Żyła fantazją. Przeszłość była tak okru-
tnie oczywista. Dla małej dziewczynki, która marzyła, 
że   zostanie   księżniczką,   był   ten   pałac.   Dla   młodej 
dziewczyny,  która wierzyła w szczęście małżeńskie, 
była ta ślubna biała suknia. Ale dla kobiety, jaką teraz 
była, nie pozostawało nic. I czy to jej wina? Dorosła 
kobieta   powinna   odróżniać   fantazję   od 
rzeczywistości.

Jakieś je ne soi quoi, jak mawiał Luc. Jednak jest 

takie słowo, które wyraża całą istotę rzeczy: seks. Dla 
bogatego   i   potężnego   Luca   irytująca   musi   być 
świadomość,   że   tak   bardzo   pożąda   pospolitej 
blondynki, pozbawionej cech pasujących do pięknego 
obrazu, jaki sobie wymarzył.

-  Catherine!   Dobrze   się   czujesz?   Drgnęła, 

usłyszawszy głos Luca.

- Ty przeklęty snobie! - wybuchnęła szlochem.
- O czym ty, u diabła, mówisz? - zdenerwował się 

Luc.   -   Jeśli   nie   wyjdziesz   natychmiast,   wyłamię 
drzwi.

-  Przemoc   jest   twoją   odpowiedzią   na   wszystko, 

tak?

background image

106            

SPOTKANIE PO LATACH

Tylko ten seks-pomyślała o Lucu ze wstrętem. Po 

pięciu latach jej akcje wyraźnie poszły w górę. W za-
mian za to, że niczego mu nie odmawiała, Luc gotów 
był się zniżyć i poślubić ją. No tak, ale czyż i dla niej 
nie jest to szczęście?

Nic   dziwnego,   że   Luc   nie   mógł   zrozumieć 

przyczyn   tej   awantury.   Był   przystojny,   nadzwyczaj 
bogaty   i   seksowny.   Dziewięć   na   dziesięć   kobiet 
zaakceptowałoby   jego   wady.   Niestety,   ona   była   tą 
dziesiątą.

Udało mu się zdobyć pannę młodą, ale nie będzie 

miał żony. Będzie żył żałując, że zmusił ją do ślubu. 
Gdy   opuści   go   po   kilku   godzinach,   będzie   to 
niezwykła   sensacja   publiczna.   Może   jest   to 
szaleństwo,   które   nic   jej   nie   da,   ale   przynajmniej 
odzyska   poczucie   własnej   godności.   Urządził   ją 
nieźle, ale i sam na tym straci.

Przyszedł   czas   zapłaty.   Ona   sama   przejdzie   do 

historii jako kobieta z zasadami, która porzuciła męża, 
jednego z najbardziej godnych pożądania.

Już wyobrażała sobie nagłówki w gazetach: „Dla-

czego  na  chciałam  żyć   z  Lucern   Santinim?”.   Pełna 
nowych sił wróciła do sypialni.

Rozległ   się,   podobny  do   strzału   z   pistoletu,   huk 

wylatującego   z   butelki   korka.   Przechylił   ciemną 
głowę,   aby   upić   lejącą   się   pianę   szampana   i   rozlał 
złocisto-miodowy   płyn   do   dwóch   kieliszków, 
ukazując w uśmiechu białe zęby:

- Przemoc nie jest moją odpowiedzią na wszystko. 

-   Spojrzał   na   nią   cudownymi,   jak   u   lwa,   złotymi 
oczami. -Byłaś w łazience tak długo, że chyba zużyłaś 
całą gorącą wodę, jaka była w zamku.

Nie   spodziewała   się,   że   będzie   jeszcze   na   nią 

czekał.   Rzuciła  mu  spojrzenie  pełne  pogardy,   które 
miało   go   zmiażdżyć.   Oczywiście,   nie   zrobiło   to  na 
nim   żadnego   wrażenia.   Zwinnym,   kocim   krokiem 
przeszedł po dywanie i podał jej kieliszek.

- Nie kochasz Huntingdona - wycedził.

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          107

Samo patrzenie na niego odbierało jej siły. Nerwy 

znowu odmówiły posłuszeństwa. Ręce drżały. Była to 
nierówna walka. Nie była gotowa na kolejną konfron-
tację   i   on   o   tym   wiedział,   podstępna   i   bezlitosna 
świnia!

-  Nie zdołałbyś zrozumieć takiego człowieka jak 

Drew, nawet gdybyś żył tysiąc lat. Policzki jej pło-
nęły,   wypiła   wiec   jednym   haustem   szampana   dla 
ochłody.

-  Drew pociąga cię, bo jest przegrany. Żal ci go. 

Zgrzytnęła zębami:

- Drew nie jest przegrany.
-  Doprowadził   do   ruiny   rodzinną   firmę   przez 

szereg   niefortunnych   decyzji   -   poinformował   ją 
zwięźle Luc.

-  Ale i tak jest szlachetniejszym człowiekiem niż 

ty! - cisnęła mu w złości.

Rysy jego dumnej twarzy stężały.
-  Jesteś na uprzywilejowanej pozycji,  cara.  Niko-

mu   innemu   nie   pozwoliłbym   bezkarnie   na   takie 
słowa.

Lodowaty ton słów, które sprowokowała, przestra-

szył  ją. Plecami jej wstrząsnął dreszcz. Poczuła się, 
jak niegrzeczne dziecko skarcone przez dorosłych za 
sprawianie im kłopotu. Ale jego pogarda dla Drewa 
złościła ją, choć w głębi serca wiedziała, że Luc miał 
rację.   Drew   nigdy   nie   był   tak   ambitny   ani 
zdecydowany,   żeby   osiągnąć   sukces.   Pozwolił,   aby 
jego   rodzina   żyła   ponad   stan,   marnotrawiąc   kapitał 
firmy przeznaczony na inwestycje. Jednakże te fakty 
nie umniejszały jej szacunku dla Drewa. Nie urodził 
się jako ktoś, kto idzie po trupach, i nigdy takim nie 
będzie. Bezwzględność Luca skrzywdziła go, co więc 
może się stać z Danielem?...

- Krzywdzisz Drewa - szepnęła. Nie widziała żad-

nego   powodu,   żeby   wyprowadzać   Luca   z   błędu   na 
temat   jej   związku   z   Drewem.   Doprowadzała   ją   do 
szału pewność siebie Luca i jego taksujący wzrok. -A 
poza tym nie jestem twoją własnością.

Zmieszała   się,  gdy Luc   uśmiechnął  się  niemalże 

czule i powiedział:

background image

108            

SPOTKANIE PO LATACH

-  Nie   musisz   być   moją   własnością.   Jesteś   moja 

ciałem   i   duszą,   a   teraz   wróciłaś   tu,   gdzie   twoje 
miejsce.

Zawrzała gniewem:
- Ja nie należę do ciebie!
- Dlaczego walczysz ze mną? - zapytał łagodnie.
- Dlaczego walczysz ze sobą?
Gdy napotkała spojrzenie jego czarnych jak heban 

oczu,   uczuła   świdrujący   ból   w   żołądku.   Strasznie 
trudno było oprzeć się jego pewności siebie.

- Ja nie walczę ze sobą.
-  Udowodnij   to   -   zaproponował   spokojnie. 

Catherine   zadrżała   z   obawy,   że   mu   ulegnie.   Serce 
zabiło jej mocniej. Przez głowę przebiegła idiotyczna 
myśl, że Luc powinien zostać wyklęty, jako osobnik 
niebezpieczny dla otoczenia.

Podszedł bliżej i znów napełnił jej kieliszek.
- Boisz się - zauważył.- Rzeczywiście, wygląda na 

to, że boisz się mnie. Wcale mi się to nie podoba. Nie 
mam ochoty znaleźć się jutro w łóżku z taką prze-
straszoną gęsią. Chcę, żebyś była kochającą, szalejącą 
z miłości istotą, taką, jaką byłaś przez ten tydzień.

Był teraz tak blisko, że wstrzymała oddech.
- Nie kocham cię.
-  Gdybym  nie był  pewien, że mnie  kochasz, nie 

żeniłbym się z tobą.

Cofnęła   się   pospiesznie,   aby   uniknąć   jego 

bliskości.

-  Nawet nie przypuszczałam, że ma to dla ciebie 

jakieś znaczenie.

-  Jeśli   znowu   uciekniesz   do   łazienki,   wyważę 

drzwi  -  powiedział   spokojnie.   -   Chcę   wiedzieć, 
dlaczego znowu odgradzasz się ode mnie.

-  Dlaczego?   -   powtórzyła   za   nim,   oddychając   z 

trudem. - Dlaczego? Po tym, co mi zrobiłeś?

-  A   co   ja   takiego   zrobiłem?   Całe   te   cztery   lata 

spędziłem   na   szukaniu   ciebie,   i   gdy   wreszcie   cię 
znalazłem, poprosiłem, żebyś wyszła za mnie za mąż. 
Czyż to nie dowód życzliwości?

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          109

- Życzliwości?
- To z pewnością nic obraźliwego, bella mia.
Aleja nie chcę wyjść za ciebie za mąż!
-  Jestem   ciekaw,   co   się   zmieniło   w   twojej   pod-

świadomości? - zapytał ochrypłym głosem.

Boże, jakże on jest nieprawdopodobnie przystojny. 

W   panice   pomyślała,   że   byłby   w   stanie   przekonać 
tłum żądny mordu. To, co teraz czulą, to tylko sprawa 
hormonów. To wszystko. Luc rozpalił jej namiętność, 
zdobywając   ją   podstępem.   Jeśli   choć   na   sekundę 
straci panowanie nad sobą, to znajdzie się z nim w 
łóżku.

- Nawet seksem nie uda ci się nakłonić mnie do 

zmiany zdania - przekonywała.

Rozbawionym   spojrzeniem,   z   widoczną   kpiną, 

przeszył   ją   na   wylot.   Wziął   kieliszek   z   jej   ręki   i 
odstawił na bok.

- Tu nie chodzi tylko o seks - zaoponował głębo-

kim głosem, delektując się słowami.

- Właśnie,  że seks! - powtórzyła  rozzłoszczona.- 

Czy słuchasz mnie?

-   Słuchałbym,   gdybyś   mówiła   coś,   co   chcę 

usłyszeć - stał bez ruchu zamiast zbliżyć się do niej, 
wywołując tym jej zmieszanie. - I nie mam zamiaru 
ułatwiać ci sytuacji przez namawianie do pójścia do 
łóżka.

Oderwała   się   gwałtownie   od   ściany   i   zaprotes-

towała:

- Nie udałoby ci się mnie namówić.
- Nie będę próbował. Oszczędzę cię na jutrzejszą 

noc - powiedział spokojnie, zanim zamknął za sobą 
drzwi.

Rzuciła się za nim i przekręciła klucz w zamku. I 

wtedy załamała się. Ocierając pot z czoła położyła się 
na łóżku, wyczerpana emocjami ostatnich godzin.

Obudziła się spocona, było jej gorąco i chciało się 

pić. Napełniła kieliszek szampanem i wypiła do dna, 
jakby to była lemoniada. Czy ktoś pukał przed chwilą 
do drzwi, czy tylko jej się zdawało?

background image

110            

SPOTKANIE PO LATACH

Wściekała  się, zmuszona  przyznać  sama,  że nie-

nawiść do Luca nie chroniła jej przed jego fizycznym 
urokiem. W tym tkwiło sedno sprawy. Przez tyle lat 
nie zdołała się uodpornić. Ody odbierał od niej ten 
kieliszek   z   szampanem,   gotowa   już   była   ustąpić, 
czekała na...

Spacerując   nerwowo   po   pokoju,   znowu   nalała 

sobie szampana. Gdy kochała Luca, mogła pogodzić 
się z tym, co z nią robił. Teraz jednak, gdy nie tylko, 
że go nie kocha, lecz wręcz gonie cierpi, nie jest w 
stanie mu wybaczyć.

Przeglądała   sukienki   w   ubieralni,   gdy   znów 

rozległo   się   pukanie   do   drzwi.   Otworzyła   je 
energicznie i zobaczyła Guilię, za którą stał Bernardo, 
trzymający   ogromny   pęk   kluczy.   Pokojówka   była 
podenerwowana i zarumieniona.

- Nie będziesz mi dziś potrzebna. Grazie, Guilia.
- Ale, signorina...
Obiad zostanie podany za pół godziny -wtrącił się 

Bernardo, z błagalnym wyrazem w oczacn.

-  Przykro  mi,  ale  obiad będzie musiał  poczekać. 

Catherine zamknęła za nimi drzwi. Jak oni świetnie 
mówią po angielsku! Przeklinała Luca, przypominając 
sobie,   jak   przez   cały   ubiegły   tydzień   rozmawiała   z 
nimi   na   migi.   Dlaczego   Bernardo   wyglądał   na   tak 
przestraszonego,   gdy   powiedziała   o   przesunięciu 
godziny podania obiadu?

Luc   prawdopodobnie   zrobi   awanturę.   No   i   co   z 

tego?   Nic   mu   się   nie   stanie,   jeśli   raz   poczeka. 
Jednakże służba nie powinna cierpieć z powodu jej 
spóźnienia   i   dlatego   postara   się   być   gotowa   jak 
najszybciej.

Najpierw wyciągnęła z szafy lśniącą czarną tunikę, 

część stroju wieczorowego. Akurat przykryje jej bio-
dra, a jeśli włoży ją tyłem naprzód, to zmniejszy tym 
samym   dekolt.   Przezroczyste,   czarne   pończochy   to 
żaden problem. Miała ich mnóstwo. Następnie wycia-

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          111

gnęła   parę   czarnych,   pantofli   na   bardzo   wysokich 
obcasach i długie, czarne rękawiczki.

Ubrana,   przeszła   trochę   niepewnie   do   łazienki. 

Oczy   podkreśliła   szafirem   i   fioletem,   na   rzęsy 
nałożyła   grubą   warstwę   niebieskiego   tuszu,   dekolt 
posmarowała   złotym   błyszczkiem,   usta   pomalowała 
szminką w kolorze truskawkowym. Była zadowolona 
z siebie. Niezbyt starannie ułożone włosy spływały na 
ramiona splątaną falą. Teraz mogła się zająć biżuterią.

Miała trzy diamentowe bransoletki. Jedną nałożyła 

na   kostkę   u   nogi,   dwie   pozostałe   na   przeguby, 
powyżej rękawiczek. Naszyjnik i kolczyki dopełniały 
całości. Zupełnie jak na choince. To zadziwiające, jak 
licho wyglądają diamenty, jeśli nałoży się ich za dużo. 
Okazało się też, że bez nadzoru Guilii jej garderoba 
dawała możliwości takiego przebierania się, o jakich 
Luc nawet nie marzył. Gdy spojrzała na swoje odbicie 
w lustrze, była w pełni usatysfakcjonowana.

Ostrożnie   zeszła   po   schodach,   czując   jeszcze   w 

głowie wypity szampan. Osłupiały Bernardo nie mógł 
od niej oderwać oczu, gdy przechodziła przez hol.

- Dobry wieczór, Bernardo - rzuciła mu radosnym 

głosem. - Ale dziś gorąco, prawda?

Pomyślała,   że   zaraz   będzie   jeszcze   goręcej.   W 

końcu   Bernardo   otworzył   szeroko   podwójne   drzwi 
salonu i oznajmił:

Signorina Parrish.
Dlaczego, u diabła, Bernardo ją zaanonsował? Czy 

pomyślał,   że   Luc   nie   pozna   jej   w   tym   przebraniu? 
Nabrała   głęboko   powietrza   i   śmiało   przekroczyła 
próg.   W   jej   stronę   zwróciły   się   oczy   sporej   grupy 
osób.   Catherine   sparaliżowało   przerażenie.   Jej   strój 
przeznaczony był na prywatny użytek ich dwojga.

Teraz, gdy zaczęła przytomniej myśleć, co zresztą 

wcale   nie   było   łatwe,   przypomniała   sobie,   że   Luc 
wspomniał o tym, że spodziewa się kilku przyjaciół i 
znajomych   w   wieczór   poprzedzający   ich   ślub.   Ale 
gdy

background image

112            

SPOTKANIE PO LATACH

zachowała się tak histerycznie, nie poruszał już tego 
tematu. Niewątpliwie teraz bardzo tego żałował. Przy-
pomniał sobie, że Catherinc ma pamięć jak sito. Gdy 
szedł w jej kierunku, jego oczy mówiły, że chętnie by 
ją   pokrajał   na   kawałki,   tak;   żeby   cierpiała   jak 
najdłużej.

- Myślałam, że to będzie fantastyczny strój - mruk-

nęła   próbując   przejść   bokiem,   ale   Luc   złapał   ją   za 
rękę.

- O, jaki awangardowy strój - odezwał się młody, 

dziewczęcy glos. - Mamusiu,  dlaczego ja nie mogę 
mieć nic takiego?

- Marna krawcowa - skomentował ktoś drugi.
- Ale przyciąga wzrok.                                    -
-  Luc,   rozumiem   teraz,   dlaczego   aż   do   ostatniej 

chwili trzymałeś tę czarującą damę w ukryciu. Jestem 
Christian... Christian Dennig - podszedł do niej wyso-
ki, bardzo przystojny blondyn.

Catherine z uśmiechem podała mu rękę. Luc zaczął 

przedstawiać jej wszystkich pozostałych gości. Było 
tu   około   trzydziestu   osób   różnych   narodowości, 
najczęściej przedstawicieli elity finansowej.

-  Ma   pani   wprost   bajeczne   nogi   -   powiedział 

Christian. - I mam takie wrażenie, że Luc wolałby ten 
widok zatrzymać wyłącznie dla siebie.

- Czy zna pan Luca od dawna? - zapytała.
- Od jakichś dziesięciu lat. Siedem lat temu widzia-

łem panią  z daleka  w Szwajcarii.  Na tyle  mi  tylko 
pozwolono.

-  Naprawdę?  -  zapytała,   starając  się, by  jej  głos 

brzmiał jak najbardziej obojętnie.,

-  Luc ma bardzo rozwinięty instynkt posiadania  - 

zażartował Christian.

Obok nich pojawił się Luc.
- Dobrze się bawisz, Christianie?
-  Znakomicie. Nie ma w tym pokoju mężczyzny, 

który by mi teraz nie zazdrościł. Dlaczego musiałem 
tak długo czekać, żeby ją poznać?

- Może przewidywałem twoją reakcję?

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          113

Luc wyciągnął rękę w stronę Catherine. Była już 

pora, by siąść do stołu.

-  Podobasz się wszystkim - wyszeptał, ukradkiem 

muskając ustami jej nagie ramię, a pakami delikatnie 
przesuwając   po   plecach.   -   Zapomniałaś,   że   mają 
przyjść, prawda?

Oszołomiona stwierdziła, że Luc uśmiecha się do 

niej.

-  Gdybyś  widziała  swoją twarz,  gdy  tu  weszłaś! 

Ale   w   tej   zbieraninie   ludzi   nie   wyglądasz   tak 
szokująco, jak się spodziewałaś.

Chyba miał rację. Właściwie nikt tu nie był ubrany 

konwencjonalnie. W tym towarzystwie kobiety przede 
wszystkim chciały się różnić jedna od drugiej. Mogła 
wyglądać szokująco sama dla siebie i dla tych, którzy 
ją znali, ale tutaj nikt nie okazał najmniejszego zdzi-
wienia  i nie  uznał,  że w tym  stroju wygląda  jakby 
uciekła z cyrku.

Po jej lewej stronie usiadła przy stole kobieta w 

średnim wieku, z haczykowatym nosem, i zapytała:

Gzy pani poluje?
- Catherine nie przepada za tym krwawym sportem 

- wyjaśnił Luc z wymuszonym uśmiechem.

-  Chyba więc zamierza zmienić ciebie-zauważyła 

złośliwie blondynka w wiśniowej, jedwabnej sukni. - 
Krwawe sporty to twoja najmocniejsza strona.

-  I twoja, droga siostro - wtrącił sucho Christian. 

To przyjęcie nie było tak ciężką próbą, jak się

obawiała. Luc był w wyjątkowo dobrym humorze, 

a   to   ją   peszyło.   Oklapła   zupełnie,   gdy   w   salonie 
podano kawę. Siostra Christiana usiadła obok niej, a 
Catherine   wytężyła   umysł,   żeby   przypomnieć   sobie 
jej imię. Georgina, tak właśnie się nazywała.

- Nie widziałam pani z Lucern w Nicei.
- Bo mnie tam nie było. Georgina udała zdziwioną:
-   Była   z   nim   Silwana   Lenzi.   Przypuszczałam… 

Och, Boże, czy powiedziałam coś niestosownego?

background image

114            

SPOTKANIE PO LATACH

-   Powiedziała   pani   dokładnie   to,   co   zamierzała 

pani   powiedzieć,   młoda   damo   -   odparła   lapidarnie 
miła kobieta z haczykowatym nosem i zmieniła temat.

W   drugim   kacie   pokoju  Luc   śmiał   się  w   grupie 

kilku   mężczyzn.   Gdy   napotkał   jej   spojrzenie, 
uśmiechnął się do niej czule. Pospiesznie odwróciła 
wzrok.   Wbiła   paznokcie   w   dłonie.   Czuła   się 
zdruzgotana. Luc nie był w stanie przeżyć czterech i 
pół roku bez kobiety. Celibat - to nie dla niego.

Ta aktorka filmowa z Ameryki Południowej była 

znana z głośnych przygód miłosnych. Jak na koloro-
wym   fiknie   wyobraziła   sobie   scenę   miłosną   z 
udziałem   tego   pięknego   mężczyzny   o   smukłym, 
muskularnym  ciele i tej rudowłosej aktorki. Zrobiło 
jej się-słabo. Poczuła się zdradzona.

Kilka   minut   potem   Luc   podszedł   do   niej   i   za-

proponował,   by   opuściła   gości.   Jest   zmęczona,   na 
pewno wszyscy to zrozumieją. Popatrzyła na niego z 
niechęcią.

-   Już za dziesięć minut północ - powiedział nie 

zrażony jej miną. - Czy będę miał szczęście zobaczyć 
cię po pomocy? - zapytał, obrzuciwszy ją władczym, 
prowokacyjnym spojrzeniem.

Catherine   bez   zastanowienia   uniosła   rękę   i 

uderzyła  go z taką siłą w twarz, że sama omal  nie 
upadła.

-   To za Niceę!  -  syknęła i pobiegła w kierunku 

schodów.   -   A   jeśli   przyjdziesz   po   pomocy,   to   nie 
tylko nie będziesz miał szczęścia, ale możesz stracić 
życie!

-   Buona   notte,   carissima   -  powiedział   miękko, 

nieledwie z rozbawieniem.

Nie wierząc własnym uszom, zatrzymała się i od-

wróciła. Luc stał i patrzył na nią.

-  Jesteś szalona, ale mnie się to podoba.
Na policzku Luca odcisnęły się bardzo wyraźnie 

jej   pakę.   Zawstydziła   się   nagle.   Naprawdę   nie 
wiedziała, co jej się stało.

-  Wybacz mi. Nie powinnam była tego robić.

background image

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          115

-   Dziś wieczór wybaczę ci wszystko, nawet jeśli 

nic dasz mi spać - powiedział ochryple.

Tego   było   już   za   wiele.   Pobiegła   do   swojego 

pokoju tak szybko, jakby goniła ją sfora psów.

Catherine   nie   oparła   się   wspaniałemu   śniadaniu 

przyniesionemu rano na tacy. Przybyła fryzjerka z ca-
łym orszakiem: z kosmetyczkami i manikiurzystkami. 
W miarę upływu godzin czuła się coraz bardziej jak 
lalka, nie musiała nic robić. Te kobiety wszystko za 
nią   robiły.   Aż   w   końcu   odstąpiły   od   niej,   z 
zachwytem   komentując   swoje   dzieło...   Lalka   była 
gotowa.

To nierealne, to nie może być prawda - powtarzała 

sobie   nieustannie,   patrząc   w   lustro.   To   co   w   nim 
widziała, było wiernym odtworzeniem jej dziewczę-
cych marzeń. Z całą pewnością nigdy przedtem nie 
wyglądała tak pięknie.

Mały   kościółek   znajdował   się   w   niedalekiej 

odległości   od   zamku.   Dziś   aż   jaśniał   od   kwiatów, 
których  ciężka  woń napełniała  powietrze. Catherine 
była olśniona. Szła wzdłuż ławek wsparta na ramieniu 
hiszpańskiego   księcia,   którego   poznała   dopiero 
wczoraj wieczorem. - Pięć lat za późno, pięć lat za 
późno,   teraz   to   nic   dla   mnie   nie   znaczy   -myślała 
uporczywie.   Luc   odwrócił   się,   żeby   przesłać   jej 
długie, zuchwałe spojrzenie. I od tego momentu nie 
była już w stanie rozsądnie myśleć.

-   Najpiękniejsza panna młoda, jaką kiedykolwiek 

widziałem. - Luc delikatnie musnął wargami jej usta.

Na twarzy czuła ciepło promieni  słonecznych,  w 

ich   blasku   skrzyła   się   platynowa   obrączka   na   jej 
palcu. Christian ucałował ją w czoło śmiejąc się, że 
Luc nie pozwolił mu nawet dotknąć jej ust.

W limuzynie Luc przyciągnął ją do siebie i zaczął 

całować z całą siłą hamowanego przedtem pożądania. 
Wiązanka   ślubna   wypadła   jej   z   rąk   na   podłogę, 
ramionami objęła go za szyję i przytuliła się mocno.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Catherine?
- Coo? - westchnęła sennie, wtulona w jego ramio-

na,   i   otwierając   nieprzytomne   jeszcze   oczy,   ze 
zdziwieniem   zauważyła,   że   pokój   zalany   jest 
sztucznym światłem ogromnych żyrandoli. Śniła, że 
tańczy walca pod rozgwieżdżonym niebem. - Świece 
byłyby   bardziej   nastrojowe-szepnęła,   a   po   chwili 
dodała - Pomyślałeś o niebezpieczeństwie pożaru i o 
tym, że świece kopcą.

- Starałem się nie o tym myśleć. Wiem, czego się 

po mnie oczekuje wyznał Luc. - Musimy jechać.

-  Jechać?   -   powtórzyła   zaskoczona   tą   nowiną. 

Kciukiem muskał jej rozchylone usta, a gdy dotknął 
nabrzmiałej od oczekiwania dolnej wargi, całym  jej 
ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. W tym nagłym 
połączeniu kobiecej słabości i podniecenia napięły się 
rozpalone namiętnością jej mięśnie.

- Tak, jechać. I to szybko.
- Ależ wszyscy są jeszcze tutaj.
Zadrżała,   gdy   spoczywająca   na   jej   plecach   ręka 

przyciągnęła ją mocniej  i gdy poczuła podniecającą 
twardość jego ud.

- Och!
- No, właśnie - zamruczał. - Nasi goście będą sobie 

tańczyć bez nas. Mam inne plany.

Leżała bezsilnie w twardym uścisku jego ramion. 

Zrobiłaby wszystko, żeby tu pozostać. Każda myśl o 
oderwaniu się od niego na dłuższy czas przerażała ją. 
Budziła   się   ze   snu,   w   którym   spędziła   cały   dzień. 
Przebudzenie to było straszne.

background image

Czy była rzeczywiście  wystarczająco wytrwała

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          117

w swojej nienawiści? Nie czuła jej, gdy zobaczyła go 
przy ołtarzu. Nie czuła też nienawiści, gdy ją dotykał. 
To była miłość. Miłość. Była wzburzona tą prawdą. 
Jej uczucia przetrzymały próbę bólu, rozczarowania i 
czasu.   Wszystko   zaczyna   się   dla   niej   od   Luca   i 
kończy na nim.

Zabrał   ją   z   sali   balowej   całkowicie   obojętny   na 

dowcipy i aluzje, które rzucano pod ich adresem. W 
cieniu   ogromnych   schodów,   napięty   i   niecierpliwy, 
musnął palcami  jej policzki. Pocałował ją, najpierw 
brutalnie,   a   potem   coraz   bardziej   czule,   stopniowo 
pokonując jej opór.

Ostry   gwizd   przeciął   powietrze.   Christian   przy-

glądał się im z odległości kilku kroków i uśmiechał z 
widocznym rozbawieniem. Luc poprowadził ją scho-
dami w górę tak troskliwie, jakby wątpił, czy zdoła 
tam wejść bez jego pomocy. A tam czekała już Guilia, 
żeby pomóc jej przy zdejmowaniu stroju ślubnego.

Dlaczego   tak   się   oszukiwała?   Jak   dziecko 

przygotowała przebiegły plan ucieczki,  jak dziecko, 
które   w   głębi   duszy   chciało   być   złapane,   zanim 
naprawdę   zrobi   sobie   krzywdę.   Prawie   siedem   lat 
temu oddała mu swoje serce, które i teraz należało do 
niego. Tej miłości nie mogła zapomnieć, bo była ona 
częścią   jej   samej,   czymś,   z   czym   walka   była 
bezcelowa.   Luc   zabezpieczał   ją   przed 
samounicestwieniem. Na myśl, że porzuciła go pięć 
lat temu, jeszcze dziś czuła się tak, jakby wyrywano 
jej serce z piersi.

- Potrzebuję ciebie - powiedział kiedyś w Szwaj-

carii, pod osłoną nocy.

To   wyznanie   zmieniło   wszystko.   Właśnie   za   te 

dwa słowa poszłaby za nim w ogień. Ale on nigdy ich 
nie powtórzył.

Nie upłynęło wiele czasu, a już zaczął jej dawać 

delikatnie do zrozumienia, że nie będą zawsze razem. 
Bardzo ją tym zranił. To przez niego krążyła nocami 
po pokoju, cierpiała z powodu obojętnego słowa lub

background image

118            

SPOTKANIE PO LATACH

spojrzenia, z lękiem czekała na spóźniony telefon... 
Żyła w nieustannej obawie, że go straci.

- Był bardzo niedobry dla ciebie-gderała Harriet. - 

I   zrobiłaś   to,   co   powinnaś   była   zrobić.   Ochroniłaś 
Daniela. Możesz być dumna, że okazałaś tyle zdrowe-
go rozsądku.

Ilekroć   wahała   się,   a   wahania   te   były   daleko 

silniejsze,   niż   chciała   to   przyznać,   Harriet   zawsze 
przestrzegała ją, żeby nie dała się ponieść emocjom. 
Jakże często chciała do niego zadzwonić! Ale zawsze 
tchórzyła.   Kiedyś,   przed   jego   urodzinami,   poszła 
nawet   na   pocztę   z   szalonym   zamiarem   wysłania 
życzeń, bo wiedziała, że od śmierci jego najbliższych 
nie   było   nikogo,   kto   by   o   tym   pamiętał.   Harriet 
zapobiegła wszystkim próbom tego rodzaju. I miała 
rację. Cały rok trzymała ją jak w zamknięciu, żeby nie 
dopuścić do kontaktu z Lucern.

Ale i tak Catherine była bardzo szczęśliwa -miała 

Daniela,   na   którym   mogła   skoncentrować   uczucia. 
Czy ktokolwiek był w stanie zrozumieć, co znaczył 
dla   niej   Daniel?   Gdy   pierwszy   raz   trzymała   go   w 
objęciach,   rozpłakała   się   z   żalu.   Tylko   Harriet   ją 
zrozumiała.   Nareszcie   miała   rodzinę:   Daniela   i 
Harriet, dwoje najbliższych ludzi.

Teraz już wiedziała, dlaczego chce znowu opuścić 

Luca.   Bała   się   powiedzieć   mu   o   Danielu,   tak   jak 
kiedyś ze strachu zataiła ciążę.

Wszystko   było   tak   skomplikowane   i   tak   wiele 

miała do stracenia. Daniel sądził, że jego ojciec nie 
żyje. Bardzo rzadko zadawał jej pytania i naprawdę 
nie   wiedziała,   na   ile   jest   nieszczęśliwy   bez   ojca. 
Dopiero   wtedy,   w   Greyfriars,   zaatakował   ją   ze 
złością,   zdradzając   się   ze   swą   naiwną,   dziecięcą 
wiarą, że gdyby żył jego ojciec, dokonałby cudu.

Daniel zaakceptowałby Luca bez większych trud-

ności, ale jak zareaguje  na prawdę? I czy mogłaby 
powierzyć   Daniela   Lucowi?   Łatwo   go   skrzywdzić. 

background image

Gdyby   Luc   nie   zaakceptował   go   całym   sercem, 
Daniel

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          119

odczuje to na pewno. A ponadto był dzieckiem nie-
ślubnym.   Tego   nie   da   de   ukryć   i,   wcześniej   czy 
później, zrobi się szum w gazetach. Dla Luca byłoby 
to nie do zniesienia.

Wczoraj myślała, że ma możliwość wyboru. Dziś 

przyznała, że ponowna ucieczka to zły pomysł. Dziś 
nie mogłoby się to udać. I, o ironio, wcale nie chciała, 
żeby   się   udało.   Kochała   Luca.   A   to   oznaczało,   że 
trzeba Lucowi powiedzieć o Danielu.

Nie   ma   już   czasu   do   stracenia.   Pojutrze   Peggy 

przyjedzie do Londynu. Jak ona mu to powie? Może 
w czasie lotu do Londynu? Chociaż nie, nie będzie to 
odpowiednie   miejsce.   Powie   mu   w   Londynie.   Im 
dłużej   myślała   o   czekającej   ją   konfrontacji,   tym 
bardziej była przerażona.

-  Jesteś bardzo blada.
W limuzynie nie czuła się na siłach, żeby znieść 

jego badawcze spojrzenie. Jak Luc zareaguje? Jedynie 
o   tym   mogła   myśleć.   Wczoraj   wmawiała   sobie,   że 
Luc jest zimny, wyrachowany i gruboskórny. Wczoraj 
była zdecydowana go nienawidzić, dostrzegać w nim 
zagrożenie   dla   syna.   Miało   to   usprawiedliwić   jej 
kłamstwo;   znów   poczuła   lęk.   Ci,   którzy   weszli   w 
drogę   Lucowi,   żałowali   tego   potem   całe   życie. 
Ponieważ nigdy przedtem nie była w takiej sytuacji, 
jak mogła przewidzieć jego reakcję?

-   Jesteś dziwnie milcząca - dodał Luc. Przełknęła 

łzy.

-  Rozmyślałam.
-  O czym?
-  O niczym szczególnym.
Powiedz   teraz,   powiedz   teraz   -   zachęcała   samą 

siebie. - Im dłużej zwlekasz, tym będzie ci trudniej.

-  O której godzinie przylatujemy do Londynu?
-   Nie mówiłem ci? Kontrolerzy ruchu na lotnisku 

w Rzymie mają dwudziestoczterogodzinną przerwę w 
pracy. Do Londynu polecony jutro rano.

background image

-  To nie jedziemy na lotnisko? - zapytała.

120            

SPOTKANIE PO LATACH

-   Mój przyjaciel zaoferował nam na tę noc swoją 

wille.

Konwulsyjnie zaciskała dłonie. Z tchórzliwą ulgą 

pomyślała, że to odroczenie wyroku. Jeszcze się na-
darzy   okazja,   że   będą   sami,   a   wtedy   mu   powie. 
Limuzyna skręciła w wysoką bramę.

Gospodyni   powitała   ich   na  ganku.   Gdy  Luc   od- 

rzucił   propozycję   zjedzenia   kolacji,   wskazano   im 
drogę   do   sypialni.   Było   w   niej   mnóstwo   luster, 
zasłony   ze   wspaniałego,   egzotycznego   jedwabiu   i 
ogromne łóżko. Pomyślała zrozpaczona, że to miała 
być   jej   noc   poślubna.   Jak   ma   mu   to   powiedzieć 
dzisiaj?   Bez   przekonania   .tłumaczyła   sobie,   że 
zepsuje to cały dzień.

Podszedł do niej z tyłu i przycisnął gorące usta do 

miękkiego, wrażliwego miejsca u nasady szyi, a pod 
nią ugięły się kolana.

- A może jednak zjedlibyśmy kolację? - powiedzia-

ła drżąc.

-  Jesteś głodna?
-  Chyba tak...
-  Kolacja   nie   zaspokoi   mojego   głodu.   -   Powoli 

obrócił ją ku sobie. - Co ci jest? zapytał bez żadnego 
wstępu.

-  Co mi jest?
-  Wyglądasz   jak   przestępca   złapany   na   gorącym 

uczynku - mruknął zamyślony. - A może mi się tylko 
tak wydaje?

-  Och, ta twoja wyobraźnia...
Spróbowała skierować uwagę Luca w inną stronę, 

sięgnęła do jego krawata i rozluźniła go.

Obserwował jej zmagania z krawatem. Z wymow-

nym westchnieniem położył rękę na jej drżącej dłoni.

-  Nie ufasz mi, prawda? Nie skrzywdzę cię znowu, 

bella mia. Przyrzekam.

Wzruszona   do   głębi,   w   nagłym   poczuciu   winy 

opuściła oczy.

background image

-  Miałem zaledwie dwadzieścia siedem lat, kiedy

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          121

cię   spotkałem.   -   Jednym   palcem   powiódł   po   jej 
policzku.   -   Traktowałem   cię   tak,   jak   było   mi 
wygodnie,   choć   wiedziałem,   że   zasłużyłaś   na   coś 
lepszego. Tak bardzo mnie kochałaś. Pozwalałaś na 
wszystko, wiec wykorzystałem to - na jego opalonej 
twarzy   zarysowały   się   wyraźnie   kości   policzkowe, 
oczy   pociemniały.   -   Myślałem,   że   zawsze   będziesz 
przy   mnie.   Aż   pewnego   dnia   zniknęłaś   i   dopiero 
wtedy   zrozumiałem,   że   i   ty   miałaś   swój   punkt 
widzenia. Zrozumiałem to za późno.

-  Luc, ja...
Pieszczotliwym   ruchem   położył   palec   na   jej 

ustach, żeby nic nie mówiła.

-   Nie chcę teraz mówić o przeszłości, to ponure 

wspomnienia. Może pojutrze, może jutro, ale nie dziś.

Pocałowała   ciepłe   wnętrze   jego   dłoni.   Po 

policzkach spływały jej łzy. Luc, choć nie było to w 
jego zwyczaju, prosił ją, żeby go zrozumiała. Na jego 
twarzy widoczne było napięcie. Ujawnił wreszcie to, 
co go boli.

Jednym szarpnięciem zerwał krawat, zrzucił mary-

narkę i objął ją mocno.

-   Niewiele spałm poprzedniej nocy - powiedział 

miękko. - I teraz ja za karę nie pozwolę ci zmrużyć 
oka przez całą noc.

Ciepłym  oddechem musnął  jej  policzki,  a potem 

wsunął   język   między   wargi.   Catherine   chętnie 
poddała się jego zaborczej pieszczocie. Tracąc grunt 
pod   nogami,   mocno   przytuliła   się   do   niego,   a   on 
całował   jej  usta  z  namiętną  gwałtownością.  Niemal 
nie   zauważyła,   kiedy   Luc   rozpiął   jej   suknię,   która 
opadła   na   dywan.   Gdy   smukłe   palce,   pieszcząc   jej 
biodra, usunęły delikatną barierę koronek, szarpnęła 
się z jękiem.

Roześmiał się gwałtownie i na chwilę przestał ją 

całować, po to tylko, by unieść ją do góry i zanieść na 

background image

łóżko. A potem, miękkim, płynnym ruchem opadł na 
nią   tak,   że   poczuła   najmniejszy   zakamarek   jego 
szczupłego ciała. Gdy zrzucił koszulę, objęta rękoma 
jego opalone plecy, wyczuwając pod palcami drganie 
na-

122            

SPOTKANIE PO LATACH

piętych mięśni. Zmysłowym, powolnym ruchem wsu-
nął się biodrami pomiędzy jej uda, a nią owładnęło 
nieprzytomne pożądanie.

Spojrzał na nią z góry, a w jego ciemnych oczach 

widziała blask zadowolenia i pragnienia.

-  Pamiętasz tę pierwszą noc w Szwajcarii? - wy-

szeptał chrapliwie. - Byłaś tak rozkosznie nieśmiała. 
Tak niewinna, a ja zachowałem się podle, bella mia. 
To wtedy powinna była być nasza poślubna noc.

- Dla mnie taką właśnie była.
Lekki   rumieniec   podkreślił   jeszcze   bardziej   jego 

uwodzicielski urok. Zanurzył palce w jej jedwabiste 
włosy i przywarł do nich ustami.

-  Nigdy   przedtem   nie   kochałem   się   z   dziewicą. 

Chciałem, zęby to było dla ciebie coś niezwykłego. I 
dlatego zabrałem cię do Szwajcarii.

-  To było  coś niezwykłego  - szepnęła.  - Bardzo 

niezwykłego.

-  Grazie...   grazie   tanio,   cara.  Dla   mnie   było   to 

niezwykłe dlatego, że miałem cię wyłącznie dla sie-
bie.

Nigdy   nie   widziała,   żeby   był   tak   rozluźniony, 

nawet w tym ostatnim tygodniu. Ale znów na sekundę 
przypomniała sobie Daniela. Te same piękne czarne 
oczy,   te   same   pełne   usta,   których   najdelikatniejszy 
nawet uśmiech wywoływał drżenie jej serca.

Wstrzymała oddech, gdy zsuwał koronkowy stani-

czek   z   jej   ramion,   a   następnie   językiem   i   ustami 
muskał  napięte  różowe brodawki. Wówczas straciła 
zupełnie zdolność myślenia i tylko zaciskała palce, w 
miarę jak rosło w niej napięcie. Pod wpływem jego 
pieszczot drgał każdy jej nerw.

Nad łóżkiem wisiało lustro. Obraz jego opalonych 

na brąz rąk na jej białej skórze i jego czarnej głowy 
pochylonej nad nią czule, był wzruszający.

background image

-  Nad nami jest lustro - szepnęła.
-  Niesłychane! - glos jego był niewyraźny i jakby

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          123

nieobecny. - Następnym razem, jak zobaczysz Chris-
tiana, powiedz mu, że ma okropny gust.

-  To jego willa?
Luc zsunął się z niej z ociąganiem, wstał i zaczął 

się   rozbierać.   Nie   mogła   oderwać   od   niego   oczu. 
Szerokie ramiona i klatka piersiowa, szczupłe biodra i 
muskularne   nogi...   Byt   bardzo   podniecony,   męski   i 
piękny.

-   Gdy patrzysz na mnie w ten sposób, tracę pano-

wanie nad sobą.

Znów   położył   się   obok,   zdjął   z   niej   jedwabne 

majtki i wziął w ramiona. Ciemne włosy, okrywające 
jego   klatkę   piersiową,   ocierały   się   ojej   delikatne 
piersi.

-  Nie powinnaś tego robić.
-  Czego?
-  Opuszczać mnie na lotnisku. Nie pozwolę ci na 

to. Czy myślisz, że nie wiedziałem o tym? Czasem już 
z góry znam twoje myśli.

Korzystając z jej ogromnego zaskoczenia, łapczy-

wie wpił się w jej usta. Doznana rozkosz rozproszyła 
wszelkie myśli i zatarła poczucie czasu. Upiła się jego 
pocałunkami. Owionął ją ciepły, męski zapach, przy-
prawiający o jeszcze większy zawrót głowy. Traciła 
kontrolę nad sobą. Oddychała z trudem. Nieświadoma 
była słów, jakie wypowiadały jej wargi, a jego piesz-
czoty doprowadzały ją do szaleństwa.

-  Dio - wyjęczał chrapliwie z zadowoleniem, drżąc 

w mocnym uścisku jej ramion i kryjąc wilgotną twarz 
w jej włosach. - Te amo - zamruczał, przygniatając ją 
całym swym ciężarem. - Te amo.

Nie odezwała się.
-  Scusi.
Położył   się   na   plecach.   Na   białym   prześcieradle 

odbijała się ciemna opalenizna jego rąk i nóg.

background image

-  Teraz wreszcie wiem, co to znaczy być obiektem 

seksualnego pożądania - westchnął, przyglądając się 
jej z uśmiechem. Przez ciebie straciłem kontrolę nad 
sobą. A to zawsze była moja domena.

124            

SPOTKANIE PO LATACH

Uśmiechnęła się zadowolona, jak kotka po wypiciu 

śmietanki. On nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, 
co powiedział. To było  wspaniałe. Sama za nic nie 
chciałaby   się   z   tym   zdradzić.   Prawie   dwa   lata 
przeżyła   bez   słów:   „Potrzebuję   ciebie”.   A   z 
wyznaniem:   „Kocham   cię”   przeżyłaby   nawet 
dziesięciolecia.   Uniosła   się   i   obsypując   go 
pocałunkami, szeptała gorąco:

-  Kocham cię... kocham cię... kocham cię. Położył 

rękę   na   jej   potarganych   włosach   i   powiedział 
żartobliwie:

-  Wiem, wiem, wiem.
Nie   złapał   przynęty.   Wiedziała,   że   tego   rodzaju 

wyznania,   wypływające   z   podniecenia   seksualnego, 
były   uznane   na   całym   świecie   za   zdawkowe   i   bez 
znaczenia.   Czy   jednak   nie   miała   poważniejszych 
zmartwień w tej chwili? Sprawa Daniela urosła w jej 
myślach do rozmiaru Mount Everestu.

-  Luc... co myślisz o dzieciach?
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, wyraźnie nie 

nastawiony na taki temat rozmowy.

- Nigdy o nich nie myślałem, aż do ostatnich dni.
- Czy... czy lubisz dzieci?   -
- Czy lubię? - Zmarszczył czarne brwi. - Cóż to za 

pytanie?   Przypuszczam,   że   własne   będę   lubił.   Inne 
mnie nigdy nie interesowały.

Wyznanie to nie było zbyt zachęcające. Nie zrobiła 

najmniejszego gestu sprzeciwu, gdy jego ręce zaczęły 
od nowa pieścić jej ciało.

-   Możesz   sobie   pospać   w   czasie   lotu   -   Luc 

uśmiechnął   się,   spoglądając   na   nią   z   satysfakcją   i 
szczyptą ironii.

Właśnie   mieli   opuścić   poczekalnię   dla   VIP-ów, 

gdy   wszedł   niski,   siwowłosy   mężczyzna   w 
towarzystwie człowieka z ochrony.

background image

-  Antonio?   -   Luc   podszedł   szybko   do   niego. 

Mówili półgłosem po włosku, ale Catherine zwróci-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          125

ła   uwagę   na   wyraźnie   nerwowy   ton   tej   rozmowy. 
Mężczyzna   podał   coś   Lucowi,   następnie   wyciągnął 
chusteczkę do nosa, by otrzeć spocone czoło. Widać 
było, że się z czegoś tłumaczy. Wyglądał tak, jakby 
przyniósł   wiadomość   o   czyjejś   śmierci.   Z   trudem 
opanowała ziewnięcie i przestała się nimi zajmować.

-   Kto to był? - zapytała, gdy wchodzili na pokład 

odrzutowca.

-   Jeden z moich adwokatów - odpowiedział Luc 

niezwykle ostrym tonem.

Nie   znosiła   startu   samolotu.   I   tym   razem   nie 

otworzyła oczu, dopóki nie znaleźli się w powietrzu. 
Luca   nie   było   przy   niej.   Siedział   w   drugim   kącie 
kabiny, przyglądając się uważnie jakiejś kartce. Gdy 
spojrzała   na   niego,   zmiął   tę   kartkę   w   palcach   i 
chwycił   jedną   z   leżących   na   stoliku   gazet. 
Pstryknięciem   palców   dał   znak   stewardowi. 
Przyniesiono mu dużą whisky. Po wypiciu jej jednym 
haustem   wstał,   przekazując   krótkie   polecenie 
stewardowi, który w pośpiechu opuścił kabinę.

- Catherine...  podejdź tu - i  zrobił  jakiś dziwnie 

nienaturalny ruch ręką.

Wstała, odpiąwszy pas. Luc miał twarz zamyśloną 

i skupioną. Wskazał jej miejsce naprzeciw.

-  Siadaj.
Gdy oczy jej napotkały jego wzrok; serce w niej 

zamarło,  a w gardle zaschło. Przeraziła ją tłumiona 
wściekłość, widoczna w przenikającym ją na wskroś 
spojrzeniu.

-   Nie stracę panowania nad sobą - zapewnił ją, 

starając   się   mówić   spokojnym   głosem.   -   Musi   być 
jakieś   wytłumaczenie.   Ciągle   jeszcze   ci   ufam,   ale 
moje zaufanie wisi na włosku.

background image

-  Przerażasz mnie.
- W zeszłym tygodniu Rafaella powiedziała mi coś, 

w co nie mogłem uwierzyć. Po twoim zniknięciu, pięć 
lat temu, mieszkała przez kilka tygodni w naszym

126            

SPOTKANIE PO LATACH

apartamencie.   Nie   chciałem,   żeby   nikogo   tam   nie 
było,   jeśli   zadzwonisz   lub   zdecydujesz   się   wrócić. 
Zmieszana Catherine słuchała tego bez słowa.

-  Poinformowała mnie, że zadzwoniono z gabinetu 

jakiegoś   ginekologa   z   zapytaniem,   dlaczego   nie 
zgłosiłaś się na kontrolę.

Catherine  pochyliła   głowę,  tępo   wpatrując   się  w 

blat   stolika.   Cierpła   jej   skóra   na   karku   od   świado-
mości nieuchronnie zbliżającego się nieszczęścia.

-   Na podstawie tego telefonu i drobnych szczegó-

łów, które odkryła w mieszkaniu - kontynuował Luc 
tym   samym   spokojnym   tonem   -  Rafaella  wywnios-
kowała, że kiedy mnie opuściłaś, byłaś w ciąży.

Siedziała bez ruchu, jak skamieniała  ze wzrokiem 

utkwionym w stolik.

-   Rafaella   przypuszcza,   że   zdecydowałaś   się   na 

aborcję.   Wówczas   nie   widziała   powodu,   żeby 
podzielić się ze mną tą wiadomością i szybko o tym 
zapomniała. Catherine zapragnęła, żeby Bóg porwał 
ją   stad   i   ukrył   gdzieś   daleko.   Nie   była   w   stanie 
wydobyć   z   siebie   dźwięku.   Mózg   przestał 
funkcjonować.

-   Naturalnie, sądziła, że to nie moje dziecko. Jej 

zdaniem winowajcą mógł być Halston - mówił dalej z 
coraz większym spokojem, wymawiając każde słowo 
powoli, dokładnie i precyzyjnie. - Chyba rozumiesz, 
dlaczego  wtedy byłem  na nią taki wściekły.  Po tak 
długim   czasie   historia   ta   wydała   mi   się   niepraw-
dopodobna. Nie uwierzyłem  ani jednemu jej słowu. 
Broniłem cię.

Czuła   ciężar   grzechów   całego   świata   na   swoich 

barkach.

-  Teraz przyszła pora, żebyś powiedziała, że żadne 

background image

słowo tej opowieści nie jest prawdziwe. Musisz wie-
dzieć,   że   Rafaella   jest   uparta.   Ody   nie   chciałem 
odpowiadać na jej telefony, skontaktowała się z jed-
nym   z   moich   adwokatów   w   Rzymie,   podając   mu 
szczegóły tego, co najwidoczniej odkryła w Anglii.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          127

Antonio spędził bezsenną noc, zanim zdecydował się 
przekazać mi te fakty. Zmuszony był pospieszyć się z 
tą  decyzją  z  powodu artykułu,   który na  twój  temat 
wydrukowała jedna z angielskich gazet.

-  Ja... ja nie chciałam, żeby tak się stało - wybuch-

neła nagle - miałam zamiar powiedzieć ci o tym po 
przyjeździe do Anglii... - Głos jej załamywał się.

-   Spójrz na mnie - rozkazał jej ostro. - A więc to 

prawda? Byłaś w ciąży? Masz dziecko?

Jak bezwolna kukła skinęła głową, czując, że Luc 

za chwilę wybuchnie wściekłością.

-  I ty... ty wyszłaś za mnie za mąż? - Powoli uniósł 

się z fotela.

-  A czego się spodziewałeś? - szepnęła zrozpaczo-

na.

-   Czego   się   spodziewałem?   -   ryknął,   ściskając 

mocno w przegubie jej rękę.

-  Sprawiasz mi ból!
-  Lepiej, żeby to dziecko nie było moje! - krzyknął 

strasznym głosem.

Nie wytrzymała dłużej napięcia i zaszlochała.
-   Oczywiście,   że   jest   twoje.   Jak   mogłoby   być 

inaczej? Uderzył  pięścią jednej ręki w otwartą dłoń 
drugiej i gwałtownie odskoczył od niej. Trzęsła nim 
szalona wściekłość.

-  Jeśli   mi   się   teraz   nawiniesz   pod   rękę,   zabiję, 

Cisto!

-  Luc, błagam - powiedziała załamana.
- Gdyby to dziecko nie było moje, być może... być, 

może   mógłbym   ci   wybaczyć,   bo   wtedy 
zrozumiałbym, dlaczego uciekłaś. Ale tak! Tego nie 
mogę pojąć.

background image

-  Gdybyś   zechciał   się   uspokoić   -   przerwała   mu 

błagalnie.

-  Uspokoić   się?   Dowiaduję   się,   że   mam   prawie 

pięcioletniego   syna,   którego   nie   znam,   a   ty  prosisz 
mnie, żebym się uspokoił?

-  Powinnam ci była powiedzieć ostatniej nocy.
- Ostatniej nocy? Ostatniej nocy, gdy zachowywa-

128            

SPOTKANIE PO LATACH

łaś się jak dziwka w moich ramionach, powinienem 
był  cię udusić! Nie mówię o tej przeklętej ostatniej 
nocy, ani o ostatnim tygodniu. Mówię o tym czasie 
sprzed pięciu lat, kiedy byłaś w ciąży!

-  Przestań krzyczeć.
- Jeśli nie będę krzyczeć, zrobię ci krzywdę! Do tej 

pory   nigdy   nie   uderzyłem   kobiety   i   nie   chcę   tego 
robić teraz - krzyknął na nią wściekły.

Nie   mogła   pojąć,   dlaczego   Luc   wolałby,   żeby 

Daniel okazał się dzieckiem innego mężczyzny.

-  Myślałam... Próbowałam ci o tym powiedzieć...
- Nie przypominam sobie, żebyś próbo wała - prze-

rwał jej brutalnie.

-  Bałam się.
Zaklął szpetnie, czego nigdy przedtem nie robił w 

jej obecności.

-   No dobrze - szepnęła, zbierając resztki sił. - Nie 

spodoba ci się to, co powiem...

-  Ty   mi   się   nie   podobasz.   -   Zmroził   ją   jego 

lodowaty   ton.   -   Nic,   co   mogłabyś   powiedzieć,   nie 
będzie gorsze od wstrętu, jaki czuję teraz do ciebie.

Nie panując nad sobą rozpłakała się.
-  Nie mogłam zmusić się do powiedzenia ci o tym, 

bo bałam się, że każesz mi się go pozbyć.

-   Ośmielasz   się   zrzucać   na   mnie 

odpowiedzialność?   -   Spojrzał   na   nią   wzrokiem 
pełnym pogardy.

-  Zawsze   jasno   stawiałeś   sprawę,   że   nie   chcesz 

mieć   wobec   mnie   żadnych   zobowiązań.   Naprawdę 
uważałam,  że usunięcie ciąży uznasz za najbardziej 
praktyczne rozwiązanie sprawy.

background image

- Gdy w grę wchodzi moje ciało i moja krew, nie 

jestem taki praktyczny. I co ty wiesz o moim zdaniu 
na temat aborcji? Czy rozmawialiśmy o tym? 

-  Ja...   ja...   tak   mi   się   zdawało   -   przyznała   się, 

niezdolna dłużej patrzeć na niego.

-  Do diabła z tobą i z tym, co ci się wydawało!
-  Wtedy myślałam, że postępuję słusznie-szepnęła.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          129

-   Czy mam ci powiedzieć, dlaczego tak myślałaś? 

Spójrz   na   mnie!   -   rozkazał   ostrym   tonem,   a   ona 
usłuchała  przerażona   zastanawiając   się,  jaki  jeszcze 
cios może na nią spaść. - Nie wiedziałem, jaki masz 
naprawdę   charakter.   Nie   przypuszczałem   nawet,   ile 
pod tą anielską twarzą kryje się zawziętości i uporu. 
Ale   teraz   już   wiem   i   nie   potrzebuję   twojej 
interpretacji, bo mam własną. Pozwól, że ci powiem, 
jak wygląda sytuacja: jeśli nie ożeniłbym się z tobą, 
mógłbym stracić moje dziecko!

-  Nie! - krzyknęła. - To nie było tak!
- To było dokładnie tak! Nie ma obrączki, nie ma 

dziecka.   Nie   wiedziałem,   że   wtedy   przy   śniadaniu 
grałem   w   rosyjską   ruletkę.   -   Spojrzał   na   nią   z 
nienawiścią. -1 pomyśleć, że zadręczałem się tym, co 
ci tego dnia powiedziałem. Nie miałaś prawa ukrywać 
prawdy przede mną! Powinienem wiedzieć, że nosisz 
moje   dziecko!   Cristo,   czy   aż   tak   bardzo   mnie 
nienawidziłaś, że nawet nie dałaś mi szansy?

-  Tak cię kochałam, tak bardzo cię kochałam!
-   Nazywasz to miłością? - Zaśmiał się chrapliwie. 

- W ciągu prawie dwóch lat tylko raz straciłem przy 
tobie panowanie nad sobą! Jeden raz! A płacę za to do 
tej pory. To był twój rewanż.

-  Ja nie myślę w taki sposób jak ty - broniła się.
-  Gdybyś myślała tak jak ja, to byłabyś moją żoną 

już pięć lat temu! Si, ożeniłbym się z tobą. - Z ponurą 
satysfakcją  spojrzał  na  jej  bladą  twarz.   -  Może   nie 
zrobiłbym tego zbyt chętnie, ale ożeniłbym się z tobą.

background image

Wstrząsnęła się, wyobrażając sobie swój los. Luc, 

zmuszony   do   małżeństwa   jej   ciążą.   To   byłby 
koszmar.

-   Nie chciałabym, żebyś żenił się ze mną z takimi 

uczuciami.

-   Dio!  A   co   mają   do   rzeczy   twoje   czy   moje 

uczucia, wobec mającego się urodzić dziecka?

Na jego twarzy pojawił się lodowaty grymas.
-  Jedyna, naprawdę uczciwa kobieta, tak oto po-

130            

SPOTKANIE PO LATACH

wiedziałem Rafaelli o tobie. Aż dziw, że nie parsknęła 
mi w twarz śmiechem!  Ona ma przynajmniej  jedną 
zaletę,   której   ty   nie   masz.   Jest   lojalna,   choć   tak 
okropnie potraktowałem ją w zeszłym tygodniu.

-   Wyjadę   z   Danielem   -   powiedziała   z   rozpaczą 

Catherine. - Już więcej o nas nie usłyszysz.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Nigdzie go nie zabierzesz!
- Przecież go nie chcesz. Nie chciałeś, żeby to było 

twoje   dziecko.   To   była   najpodlejsza   i   najbardziej 
okrutna rzecz, jaką mi kiedykolwiek powiedziałeś.

- Głos Catherine zadrżał niepokojąco.
-  Straciłem  pięć lat jego życia!  - krzyknął  Luc.- 

Jest   dzieckiem   nieślubnym.   Ile   się   nacierpi   w 
przyszłości? Czynie zdajesz sobie sprawy z tego, że 
będą   ci   potrzebne   dokumenty?   Czy   myślisz,   że 
będziesz   mogła   udawać   wdowę   z   dzieckiem   przez 
resztę życia? To wyszłoby na jaw, jak wtedy czułoby 
się   to   dziecko?   Co   sądziłoby   o   tobie,   o   mnie?   I 
dlatego   właśnie   pomyślałem,   że   wolałbym,   żeby   to 
nie   było   moje   dziecko.   Dla   jego   dobra.   Z 
dokumentów od razu będzie widać, że coś jest nie w 
porządku. Ale dlaczego on został w Anglii?

- Dokumenty? - Była śmiertelnie blada.
-  Nie sądzisz chyba,  że mogłabyś  odejść dokąd-

kolwiek, a ja żyłbym sobie dalej, ukrywając prawdę? 

background image

Gdyby nie Rafaella, jego twarz byłaby już na pierw-
szych stronach brukowej prasy! Gdy odnalazła go w 
domu twojej przyjaciółki w Lakę District, zabrała go 
stamtąd, zanim zjawili się fotoreporterzy.

- Zabrała go? Dokąd? - pytała gorączkowo, uświa-

damiając   sobie   jednocześnie,   że   zainteresowanie 
prasy jest znacznie groźniejsze, niż przypuszczała.

-   Czekają   na   nas   w   domu,   razem   z   twoją 

przyjaciółką.- W jakim domu? - wyjąkała zaskoczona.

- Kupiłem go dla ciebie jako prezent ślubny. Pięć 

lat   temu...   Pięć   długich,   pustych   lat!   -   wyrzucił   z 
siebie.

-  Byłem  takim  głupcem.  Ja, który pyszniłem  się 

moim

132            

SPOTKANIE PO LATACH

nadzwyczajnym   rozsądkiem.   Czy  jeszcze  tego   nie 
zrozumiałaś? Kochałem cię.

-  Pięć lat temu? - Zdruzgotana, nie mogła złapać 

tchu.

-  Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie 

odeszłaś. Miałem nadzieję, że wrócisz... zadzwonisz... 
wyślesz kartkę pocztową... Cokolwiek! Nie mogłem 
pogodzić się z myślą, ze odeszłaś na zawsze. Ja bym 
ci tego nie zrobił. - To wyznanie wywołało ponownie 
gwałtowny przypływ złości. - Wydałem fortunę, żeby 
odnaleźć twój ślad. Nękany wyrzutami sumienia po-
stanowiłem ożenić się z tobą, jak tylko cię odnajdę. 
Gotów byłem zacząć od nowa.

Łzy powoli toczyły się po jej policzkach, ale Luc 

jeszcze nie skończył.

- A gdy odnalazłem ciebie, przymknąłem oczy na 

to,  że się tak  zmieniłaś.  Usprawiedliwiałem  cię,  bo 
byłaś czymś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. 
Teraz mogę się do tego przyznać.

-  Nie mów tak! - błagała załamującym się głosem, 

widząc,   z jaką  determinacją   chce  zniszczyć   łączące 
ich więzy.

-   Raz ci się udało, ale nie pozwolę na to więcej - 

zabrzmiało to jak wyrok

- Co ja takiego zrobiłam? wyszeptała.
- Pięć lat temu ufałem ci bardziej niż komukolwiek 

na świecie, Catherine. A ty nadużyłaś tego zaufania. 

background image

Spędziłaś całą noc w moich ramionach, mówiąc, jak 
bardzo mnie kochasz, a potem odeszłaś...

-  To   było   moje   pożegnanie,   tyle   tylko   mogłam 

zrobić - powiedziała prawie bezgłośnie.

-  Oczywiście, nie przyszło ci na myśl, że między 

innymi  dlatego byłem taki zły na ciebie następnego 
ranka, bo zrozumiałem, że wpadłem.

- Co masz na myśli?
-  Co mam na myśli? Wtedy jeszcze nie chciałem 

się z tobą żenić, nie chciałem się żenić z nikim. Moi 
rodzice

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          133

nic dali mi zachęcającego przykładu małżeńskiego 
stadła. Nienawidzili się wzajemnie!

-  Nigdy mi tego nie mówiłeś!- powiedziała za-

skoczona.

-  Miałaś tak wiele złudzeń na temat szczęśliwego 

życia rodzinnego, że nie potrafiłem powiedzieć ci 
prawdy. Moi rodzice pobrali się, bo moja matka była 
w ciąży. Nie kochali się. Nawet się nie lubili. Uniesz-
cześliwili się na wiele lat. Jedyna rzecz, jakiej ode 
mnie chcieli, to pieniądze. Nie interesowali się, jak je 
zarobiłem. Minęło wiele czasu, zanim to 
zrozumiałem. W katastrofie lotniczej straciłem siostrę 
i oboje rodziców, którzy nigdy nie chcieli być 
rodzicami.

-  Zawsze myślałam, że twoja rodzina kochała cię.
-  Kochali to, co mogłem im dać odpowiedział 

ostro. - A ty niewiele się od nich różnisz. Dziesięć dni 
temu siedziałaś w mieszkaniu Huntingdona, gotowa 
go poślubić.

-  Poprosił mnie o rękę tego właśnie dnia, gdy nas 

zobaczyłeś. Niczego przedtem między nami nie było. 
Przynajmniej z mojej strony. Powinnam była znacznie 
wcześniej uczciwie mu to powiedzieć.

-  Uczciwie? - Zacisnął zęby. - Ty nie wiesz, co 

znaczy to słowo. Wyobrażam sobie, jak za kilka lat 
powiesz mojemu synowi, że dlatego tak późno 

background image

pojawiłem się w jego życiu, bo obawiałaś się mojej 
reakcji na wiadomość, że ma się urodzić. Co mu o 
mnie powiedziałaś?!

Poczuła się tak, jakby uczepiona była paznokciami 

urwistej ściany, a on odrywając kolejno jej palce 
przybliżał upadek. Zdecydowała się na skok:

-  Nic.
-  Nic! - wykrzyknął. - Musiałaś powiedzieć mu 

coś o jego ojcu!

Opowiedziała o historyjce wymyślonej przez Ha-

rriet. Zareagował gwałtownym wybuchem wściekło-
ści,   gdy   dowiedział   się,   że   Daniel   myśli,   że   jego 
ojciec

134            

SPOTKANIE PO LATACH

nie   żyje.   Była   to   ostatnia   kropla,   która   przepełniła 
czarę.   Już   wystarczająco   złe   było   to,   że   Luc   nie 
wiedział nic o istnieniu syna. Ale to, że Daniel nie 
wiedział nic o swoim ojcu, było niewybaczalne.

Catherine była zrozpaczona i wytrącona z równo-

wagi   słowami   Luca.   Wyznał,   że   kochał   ją   pięć   lat 
temu.   Wszystko   inne   stawało   się   nieważne   wobec 
tego   jedynego   faktu.   Miłość,   o   której   tak   marzyła, 
istniała, a ona była zbyt ślepa, żeby to dostrzec.

Dlaczego   usłuchała   Harriet?   Ale   to   nie   było 

uczciwe   oskarżać   Harriet,   która   osadziła   Luca   na 
podstawie tego, co Catherine o nim opowiedziała.

Luc miał rację pod jednym względem. Nie dała mu 

szansy.   Teraz   musiała   przyznać,   że   o   wiele   łatwiej 
było  uciec,  niż zdecydować  się na konfrontację. W 
tamtym   okresie   nie   znała   dobrze   Luca.   Nawet   nie 
przypuszczała, że utrata jej sprawi mu tyle bólu. Dziś 
ten ból wynikał z przekonania, że zawiodła go po raz 
drugi.

Dopiero   teraz   zrozumiała,   jaki   miał   naprawdę 

charakter. Gorący w sypialni, zimny na co dzień. Nie 
potrafił okazywać uczuć. Rodzice, według tego, co o 
nich mówił, nie szukali jego miłości. Inaczej pojmo-
wała teraz hojność, jaką okazywał jej w przeszłości, 
tak że czuła się jak przedmiot do kupienia. Luc przy-
zwyczaił się do obdarowywania swoich najbliższych. 

background image

Oczekiwali tego od niego. Gdy stracił rodzinę, na nią 
przeniósł to przyzwyczajenie.

Tyle miała obaw! Luc nie tylko rozczarował się do 

niej, był  urażony i zawiedziony.  Pięć lat temu, być 
może nieświadomie, wbiła ostatni gwóźdź do swojej 
trumny.   Lucowi   nawet   przez   myśl   nie   przeszło,   że 
Catherine może być w ciąży. Nigdy by też nie przewi-
dział, że posunie się ona do tego, by ukryć przed nim 
ten fakt.

Ale   jakim   byłoby   nieszczęściem,   gdyby   Luc 

poczuł się zmuszony do poślubienia jej, mówiąc sobie 
w duchu; że powtarza błąd swoich rodziców. To nie 
mogło

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          135

się udać. Teraz jednak Luc myślał tylko o Danielu. 
Chciał być ze swoim synem, ale nie mógł już patrzeć 
na jego matkę.

- Bardzo kocham Daniela- wyszeptała Catherine.
- Masz piękny sposób okazywania tego - zadrwił.
-  Zostawiasz go gdzieś na końcu świata, z jakąś 

wariatką feministką.

- Nie mów tak o Peggy! - przerwała mu gorąco.
- Jest wykładowcą na uniwersytecie i napisała trzy 

książki. Jest także wspaniałym przyjacielem.

Być może jednak, w tej koszmarnej sytuacji Peggy 

nie będzie już chciała być jej przyjaciółką. Nie wiado-
mo, co naopowiadała Rafaella...

Prezentem ślubnym dla Catherine był wiejski dom 

w stylu  elżbietańskim.  Nie był  specjalnie  duży,  ani 
zbyt   luksusowy,   ale   sprawiłby   jej   ogromną   radość, 
gdyby nie ten jej ponury nastrój... I gdyby u wejścia 
nie pojawiła się Rafaella z powitalnym uśmiechem na 
twarzy...

- Niezły, jak na prezent, wcale niezły.
Z rękami opartymi na biodrach Peggy przyglądała 

się domowi. Badawczym i pełnym podziwu wzrokiem 
oceniła przystrzyżone trawniki, las i błyszczącą w od-
dali taflę niewielkiego jeziora.

Catherine bezwiednie spojrzała na zegarek.

background image

Peggy była zbyt spostrzegawcza, żeby tego nie za-

uważyć.

-  Zaraz   się   zjawią.   Przestań   się   martwić.   Daniel 

poradzi   sobie.   To   moja   wina   -   westchnęła.   -   Nie 
powinnam była zostawiać go samego z Rafaella ani 
na sekundę. To okropna kobieta.

Catherine niechętnie wróciła myślami do chwili ich 

przyjazdu.   Luc   przywitał   się   od   razu   z   Rafaella. 
Catherine   nie   miała   pojęcia,   o   czym   mówili,   ale 
Rafaella rozpromieniła się i zaśmiała, roztaczając cały 
swój   urok.   Potem,   mówiąc,   że   nie   chce   tu   być 
intruzem,

136            

SPOTKANIE PO LATACH

wskoczyła do samochodu, bez wątpienia zadowolona 
z siebie i świadoma burzy, jaką wywołała pomiędzy 
mężem i żoną... miedzy matką i synem.

Daniel   siedział   bez   ruchu   w  jednym   z   pokoi   na 

dole. Gdy próbowała go objąć, szorstko odtrącił jej 
rękę:

-  Powiedziałaś mi, że mój tatuś nie żyje! Potępił ją 

i od tego momentu narastała  jego niechęć.  Rafaella 
dobrze wykonała swoją robotę. Choć

Daniel   był   dzieckiem   bardzo   inteligentnym,   nie 

znał przecież spraw dorosłych. Rozumiał jedynie, że 
matka   go   okłamała.   Zraniony   i   niepewny,, 
zdenerwowany przed spotkaniem z ojcem, o którym 
Rafaella   naopowiadała   mu   niezwykłych   rzeczy, 
Daniel   skierował   cały   swój   dziecięcy   żal   przeciw 
Catherine.

Luc, który wszedł w tej chwili, natychmiast przejął 

inicjatywę   i   przykucnąwszy   obok   syna   powiedział 
spokojnie:

-  Nie   wiedziałem,   że   jestem   ojcem.   Może   teraz 

zrobię coś nie tak. Musisz mi pomóc.

- Nie chcę tatusia, który by mi rozkazywał.
- I ja bym nie chciał - zgodził się z nim Luc.

background image

-  W   ogóle   nie   wiem,   czy   chcę   jakiegokolwiek 

tatusia   -   dodał   Daniel   tonem   już   mniej 
zdecydowanym.

- Rozumiem cię, ale ja na pewno chcę, żebyś to ty 

był moim synem.

-  A   czy   masz   jeszcze   innych   synów?   -   zapytał 

Daniel.

- Tylko ciebie. I dlatego jesteś specjalnym synem. 

Catherine   czuła   się   tu   całkiem   niepotrzebna.   Luc 
odegrał doskonale swoją rolę, rozpraszając wszelkie 
obawy   Daniela.   Rozumieli   się   świetnie.   Z   jednej 
strony ostrożny Luc, z drugiej - coraz bardziej ufny i 
ciekawy Daniel. Luc nie śpieszył się, nie posunął się 
też   za   daleko.   Wzajemnie   się   obserwowali.   Po 
godzinie   Daniel   szczebiotał   uszczęśliwiony,   że   Luc 
tak interesuje się jego osobą. Opowiedział o Cloverze. 
Lucowi wystarczyło pięć sekund, żeby zrozumieć, że 
sprowadzę-

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          137

nie starego osiołka ze schroniska dla zwierząt przy-
czyni się do umocnienia świeżej przyjaźni z synem.

-  Wiesz   co,   a   może   byśmy   teraz   po   niego 

pojechali?  -  zaproponował   Luc,   a   Daniel   z   oczami 
pełnymi leź rzucił mu się w objęcia.

Pojechali przed lunchem.
-  Jest pięknym dzieckiem - półgłosem powiedział 

Luc   do   Catherine,   odzywając   się   do   niej   po   raz 
pierwszy od przyjazdu. - I jestem bardzo dumny, że 
mam takiego syna.

Ciągle   nie   była   pewna,   czy   to   komplement, 

zakamuflowane   przeprosiny,   szczere   uznanie   dla 
urody   Daniela,   czy   też   żal,   że   musiał   tak   długo 
czekać.

-  Powinnaś była razem z nimi pojechać - powie-

działa Peggy.

- Nie zaproponowali mi. A poza tym - westchnęła - 

chciałam   z   tobą   porozmawiać.   Przypuszczam,   że 
bardzo ci się nie podoba to wszystko, co się tu dzieje.

- Chyba żartujesz! Te dwa ostatnie dni były bardzo 

podniecające! - Peggy zaśmiała się. - Byłam zdumio-
na, gdy Rafaella pokazała mi twoje zdjęcie z Lucem 

background image

na   lotnisku,   i   wtedy   zadzwonił   pierwszy   reporter. 
Ktoś w miasteczku udzielił mu informacji. Wiele osób 
wiedziało,   że  wzięłam   Daniela   do  moich   rodziców. 
Kiedy wrócę, będę się pławić w blasku twojej sławy...

-  Żeby ci to nie zaszkodziło - ostrzegła ją ponuro 

Catherine. - Kiedy to wszystko się skończy...

-  Kiedy się skończy? Nie przesadzaj - skarciła ją 

Peggy. -Żyłaś z nim, a teraz wyszłaś za niego za mąż. 
A Daniel jest jego synem. Koniec, kropka.

- To nie takie proste.
- Nie powiedziałaś mi wszystkiego o ojcu Daniela 

-zauważyła   Peggy.   -   Teraz,   gdy   go   zobaczyłam, 
jestem trochę mądrzejsza. Weź pod uwagę, że ma on 
trzy zalety, których nie wolno zlekceważyć. Po pierw-
sze, jest hojny. Nie muszę dodawać, że stać go na to. 
Po drugie, jest najprzystojniejszym facetem, jakiego 
kie-

138            

SPOTKANIE PO LATACH

dykolwick widziałam poza ekranem. Muszę przyznać 
bezwstydnie, że taka była moja pierwsza reakcja. Po 
trzecie,   ktoś,   kto   był   zdolny   oczarować   Daniela   i 
poradzić   sobie   tak   szybko   z   jego   złym   humorem, 
godny jest podziwu.

- Im więcej?
-  Założę  się, ze Luc nigdy przedtem nie widział 

osła z bliska.

Catherine roześmiała się, ale chwilę później wes-

tchnęła:

-  Gdybym  nie straciła pamięci, wcześniej powie-

działabym mu o Danielu.

- Myślę - mruknęła Peggy - że Luc dostał to, na co 

zasłużył.   Gdyby   zapewnił   ci   poczucie 
bezpieczeństwa,   ufałabyś   mu   na   tyle,   żeby   o   tym 
powiedzieć.   Mam   wrażenie,   że   jest   wystarczająco 
inteligentny i sam to zrozumie.

A jeśli nie będzie chciał zrozumieć? - pomyślała 

smutno  Catherine.  Nic  nie  wskazywało  na  to,  żeby 
miał być wobec niej bardziej wyrozumiały.

Pierwszy   pojawił   się   Clover,   jak   zwykle   był 

rozdrażniony i kłapał zębami na ogrodnika, który miał 

background image

go   odprowadzić   za   ogrodzenie.   Wraz   z   Cloverem 
przybyła   dama,   która   z   pewnym   zażenowaniem 
poinformowała Catherine, że Luc ofiarował znaczną 
sumę   na   jej   schronisko.   I   Catherine   poczuła   nagłe 
rozdrażnienie.   Dlaczego   Lucowi   wszystko   szło   tak 
łatwo?

Wrócił   po   dziesiątej,   trzymając   w   ramionach 

śpiącego Daniela. Choć bardzo była ciekawa, co robili 
cały   dzień,   powstrzymała   się   od   pytań.   Chłodne 
spojrzenie   Luca   kazało   jej   przypuszczać,   że 
odpowiedzi byłyby równie zimne. Wzięła Daniela na 
ręce.

- Położę go do łóżka.
Zaniosła   zmęczonego   syna   do   sypialni.   Obudził 

się,   gdy   go   rozbierała   i   otworzył   szeroko   oczy   w 
nagłym strachu.

- Gdzie tatuś?

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          139

- Jest na dole.
- Myślałem, że tylko mi się przyśnił. - Rozespany 

Daniel uśmiechnął się do niej słodko. - On nie wie nic 
o   dzieciach,   ale   za   to   dużo   o   komputerach   - 
powiedział   pojednawczym   tonem   i   pozwalając   się 
wziąć w objęcia, sam zarzucił jej ręce na szyję.

- Przepraszam, że byłem dla ciebie niedobry. W jej 

oczach ukazały się łzy.

- Tym razem ci wybaczam.
-  Tatuś wszystko mi wytłumaczył. To tylko jego 

wina, że byliśmy rozdzieleni - wyszeptał, ponownie 
zasypiając.

Poczuła   wdzięczność   dla   Luca.   Zapobiegł   w   ten 

sposób rozdźwiękowi pomiędzy nią i jej synem.

Zeszła   na   dół   do   salonu.   Choć   był   raczej   duży, 

robił wrażenie przytulnego i wygodnego. Brakowało 
w nim jednak oznak życia, od razu było widać, że nikt 
tu   nie   mieszkał   od   lat.   Gospodyni,   pani   Stokes, 
wspomniała, że Luc nie spędził pod tym dachem ani 
jednej nocy.

background image

- Śpi? - Luc stał na progu, pozornie niewzruszony. 

Z jego spojrzenia trudno było coś wyczytać.

-  Zasnął natychmiast, solidnie go zmęczyłeś. Nie-

często mu się to zdarza.

-  Był dla mnie bardzo miły, ale podejrzewam, że 

takie wybuchy złości, jakie widziałem przedtem, zda-
rzają mu się często.

- Był bardzo przybity - próbowała bronić syna.
-  Jest   niezwykle   inteligentnym   dzieckiem.   Powi-

nien jak najszybciej rozpocząć naukę w szkole.

. Zbladła z przerażenia.
- Nie chcę, żeby gdzieś wyjeżdżał.
-  A   czy   ja   coś   takiego   proponuję?   On   nie   po-

trzebuje   szkoły   z   internatem.   W   Rzymie   jest 
doskonała   szkoła   dla   dzieci   wybitnie   uzdolnionych. 
Możliwość współzawodnictwa z rówieśnikami dobrze 
mu   zrobi.   -   Luc   odetchnął   głęboko   i   rzucił   jej 
badawcze spojrzenie, ale ona wbiła wzrok w podłogę. 
- Jest już trochę

140            

SPOTKANIE PO LATACH

za   duży,   żeby   miewać   takie   humory.   Będzie   mógł 
lepiej wyładować nadmiar energii.

-  Jesteś   bardzo  krytyczny   wobec  niego   -  powie-

działa sucho.

- Nie miałem takiego zamiaru. Jest o wiele bardziej 

zrównoważonym   dzieckiem,   niż   ja   byłem   w   jego 
wieku,   ale   potrzebuje   większej   opieki.   Chyba   że 
chcesz, żeby dalej wychowywała go telewizja.

Catherine zaczerwieniła się ze zdenerwowania, ale 

nie zaprotestowała uznając, że miał podstawę, aby tak 
sądzić.

- Starałam się, jak mogłam.
-  W gruncie rzeczy jest on bardzo szczęśliwym i 

ufnym   dzieckiem.   Przyznaję,   że   dokonałaś   wielkiej 
rzeczy, szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę, że 
wychowywałaś go sama i jak to Daniel kilkakrotnie 
powtórzył, właściwie bez pieniędzy.

Ta pochwała tylko wzmogła jej napięcie. Luc był 

taki na dystans, taki opanowany. Nie znała go takim.

background image

- Czy prawdą jest to, co mówiłaś mi dzisiaj rano? 

A może wymyśliłaś to w ostatniej chwili? - zapytał 
niespodzianie   spokojnym   głosem.   -   Czy   naprawdę 
sądziłaś, że zażądam, żebyś usunęła ciążę?

Krew odpłynęła jej z twarzy:
- Pomyślałam, że jesteś...
- Okrutny, nieludzki, egoista? - wyrzucał z siebie, 

wpatrując   się   w   jej   nieszczęśliwą   twarz. 
Przypuszczalnie tak właśnie o mnie myślałaś.

Gwałtownie potrząsnęła głową:
- Nie, nie myślałam tak... kiedy coś staje na twojej 

drodze, pozbywasz się tego - wyjąkała, zdając sobie 
sprawę,   że   nie   wyraziła   właściwie   swoich   myśli.   - 
Myślałam,   że   jeśli   czegoś   zechcesz,   to   nie   będę   w 
stanie  ci przeszkodzić. Właśnie  tego najbardziej  się 
bałam.

Cała jego twarz stężała w ogromnym napięciu.
-  Per   amor   di   Dio,  co   ja  takiego   uczyniłem,   że 

mogłaś tak o mnie pomyśleć?

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          141

-  To nie było tak. Czy nie rozumiesz, że im dłużej 

milczałam, tym trudniej było mi powiedzieć ci o tym?

-   Rozumiem, iż bardzo się mnie bałaś, myśląc, że 

dla własnej wygody mógłbym zabić moje dziecko. A 
przecież   nawet   wtedy,   kiedy   nie   uświadamiałem 
sobie,   że   Cię   kochani,   zależało   mi   na   tobie   - 
powiedział półgłosem. - A nawet, gdybym nie kochał, 
to i tak nie zdecydowałbym się na takie rozwiązanie 
sprawy.

Łzy popłynęły jej z oczu.
- Wybacz mi! - Był to krzyk z głębi serca. Ponury 

grymas wykrzywił jego usta.

-  Sądzę,   że   to   ja   powinienem   przepraszać.   Do-

stałem to, na co zasłużyłem. Ale ty, nawet teraz, kiedy 
wychodziłaś   za   mnie   za   mąż,   nie   ufałaś   mi.   W 
dalszym ciągu nie potrafiłaś się zdobyć na odwagę i 
powiedzieć mi o Danielu.

background image

Jestem potwornym tchórzem... już teraz wiesz. A 

poza   tym,   nie   chciałam   psuć   ślubu   -   wymamrotała 
niewyraźnie.

Cisza   przedłużała   się,   a   Catherine   miała   nerwy 

napięte do granic wytrzymałości.

- Jakie mamy szansę, że po tym ostatnim tygodniu 

grozi   nam   powiększenie   rodziny?   -   zapytał   z 
wymuszonym spokojem.

Gdy zrozumiała znaczenie jego słów, oblizała ner-

wowo suche wargi.

- Bardzo niewielkie - odpowiedziała uczciwie, czu-

jąc się nieswojo, zażenowana zmianą tematu.

Luc był całkiem inny, niż wówczas przy basenie, a 

i tamten dzień wydawał się dziś bardzo odległy.

Nie   był   na   tyle   nietaktowny,   żeby   głośno 

odetchnąć z ulgą, ale widać było, że pozbył się obaw.

-  Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie myślałem o 

skutkach   tych   pierwszych   dni,   które   spędziliśmy 
razem   -   zapewnił   ją   ze   słabym   uśmiechem.   -   Nie 
planowałem ciąży.

- W porządku - zdołała wyszeptać Catherine, choć

142            

SPOTKANIE PO LATACH

 

czuła się urażona jego reakcją. Zrozumiała, że drugie 
dziecko skomplikowałoby sytuację, zwłaszcza po wy-
darzeniach ostatnich dni.

Należało jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
Jestem zmęczona. Idę się położyć - powiedziała.
- Nie będę ci przeszkadzać.
Nie   było   dla   niej   pociechą,   gdy   stwierdziła,   że 

rzeczy  Luca  zostały zabrane   z  sypialni.  Nie  dał  jej 
nawet   okazji,   żeby   mogła   go   wyrzucić!   Chwyciła 
poduszkę i ukryła w niej twarz, żeby stłumić łkanie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Czy mam coś jeszcze przynieść, pani Santini?
Catherine   z   poczuciem   winy   spojrzała   na   tacę. 

Jeden rogalik poszarpany na kilkanaście kawałków, a 
żaden nawet nie nadgryziony.

- Nie, dziękuję. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie 

jestem głodna.

Nie miała apetytu, bolało ją serce. Luc wczesnym 

rankiem zabrał Daniela do Paryża. Wrócą wieczorem. 
W   obecności   Daniela,   Luc   bez   entuzjazmu 
zaproponował,   żeby   im   towarzyszyła.   Jej   odmowa 

background image

była   tak   samo   obojętnie   przyjęta.   Zaproszenie   to 
padło tylko ze względu na Daniela.

Minione cztery dni były dla niej piekłem na ziemi. 

Luc  był  wyjątkowo   uprzejmy   i   uważny,   ale   widać 
było, że jej nie kocha. Jak mogła kiedykolwiek być 
tak  głupia   i  w  to  uwierzyć?  Gdy jej   nie  było,   Luc 
wyidealizował sobie jej wizerunek, a kiedy ją ponow-
nie odzyskał, niechęć i jawny opór, jakie okazała, gdy 
chciał   ją   zabrać   od   innego   mężczyzny,   stały   się 
powodem   jego   agresywnego   zachowania.   Zdobył 
wszystko,   na   czym   mu   zależało,   a   gdy   wygrał   tę 
batalię, zrozumiał, że nic warta była kosztów, jakie 
poniósł.

Znalazł  się teraz  w kłopotliwym  położeniu.  Wy-

glądałoby dziwnie, gdyby tak szybko zerwali małżeń-
stwo. Należało też brać pod uwagę Daniela.

Siedziała   w   jadalni   bez   ruchu,   a   burza   uczuć 

miotała jej słabym ciałem.

Nie   będzie   miała   jego   dziecka.   Nie   będzie   już 

niczego, co mogłoby ich do siebie zbliżyć. Zdrowy

144            

SPOTKANIE PO LATACH

rozsądek mówił, że to dobrze, ale coś wewnątrz niej 
buntowało się przeciwko tej chłodnej ocenie sytuacji.

Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez Luca. Im 

dalej był od niej, tym bardziej czuła się nieszczęśliwa. 
Nie mogła jeść, nie mogła spać, nie była zdolna do 
niczego. I co teraz będzie? - pytała samą siebie. - Co 
mi   pozostanie?   Daniel   uwielbiał   Luca.   Z   trudem 
znosił jego nieobecność.

Przyszłość   wydawała   się   jej   pusta   i   bezcelowa. 

Daniel   pojedzie   do   szkoły   w   Rzymie.   Małżeństwo, 
które od samego początku nie było udane, rozpadnie 
się i skończy separacją. Luc będzie odbywał długie 
podróże w interesach, a ona, zgodnie z jego oczekiwa-
niami, regularnie będzie odwiedzać Anglię.

To prawdziwa tortura być tak blisko i zarazem tak 

daleko, pragnąc go w nocy, leżąc samotnie w łóżku, a 

background image

w   dzień   zadręczać   się   udawaniem,   ze   jest   zupełnie 
szczęśliwa.

Wśród   tych   wszystkich   przepraszam   i   dziękuję, 

których słyszała teraz znacznie więcej niż przedtem, 
od czasu do czasu napotykała pytające spojrzenie. Luc 
chciał,   żeby   spokojnie   pogodziła   się   z 
rzeczywistością.  Życzył  sobie, by nie doprowadzała 
do melodramatycznych scen. Powstrzymując gniew i 
rozpacz,   żyła   jakby   w   żelaznym   jarzmie   ciszy,   ale 
wewnątrz   niej   toczyła   się   walka,   która   groziła 
zniszczeniem. Dlaczego nie zostawił jej w spokoju? 
Dlaczego   znowu   wdarł   się   w   jej   życie?   Dlaczego 
położył białą różę na poduszce? Dlaczego zmusił ją 
do przyznania się, że go kocha? Dlaczego? Dlaczego? 
Dlaczego?

Zła   na   samą   siebie   za   te   ponure   myśli,   wstała, 

zdecydowana nie marnować kolejnego dnia na błąka-
nie   się   bez   celu,   jak   zagubiona   dusza.   Najwyższy 
czas, żeby zobaczyć się z Drewem, nie może odkładać 
załatwienia tej sprawy. Skontaktowała się już wcześ-
niej  z jego chrzestną  matką.  Pani Anstey wygłosiła 
całą   tyradę   przez   telefon,   nie   chcąc   przyjąć 
usprawiedliwień

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          145

i   mówiąc   z   wielką   satysfakcją,   że   wynajęła 
mieszkanie   osobie,   która   na   pewno   zachowa   się   o 
wiele bardziej stosownie. Catherine wysłuchała tych 
wymówek   bez   słowa.   Rozmowa   ta   ulżyła   jej 
sumieniu.

Nie spodziewała się, by spotkanie z Drewcm było 

łatwe.   Czy   ma   mu   powiedzieć,   ze   ponosi   winę   za 
kłopoty, które miał w Niemczech? A może już o tym 
wie? Czy będzie chciał się z nią widzieć?

Jeszcze   przed   południem   weszła   do   biura   firmy 

Huntingdon Components. Sekretarka Drewa zadzwo-
niła, żeby oznajmić o jej przybyciu. Drew wyszedł ze 
swojego   gabinetu,   jego   zawsze   miła   twarz   była 
chłodna i obojętna.

- Co za niespodzianka!
- Musiałam się z tobą zobaczyć.

background image

Nie wiem, jak mam panią powitać, pani Santini.
-  Dla ciebie jestem w dalszym ciągu Catherine   - 

powiedziała stanowczo.

- Próbowałem dzwonić do ciebie z Niemiec. Moja 

gospodyni powiedziała, że zniknęłaś. Powiedziała też, 
że w sypialni był taki porządek, jakbyś wcale tam nie 
wchodziła.

Catherine   pochyliła   głowę.   Ludzie   Luca   dobrze 

wykonali swoją robotę.

-  Potem zobaczyłem twoje zdjęcie z Santinim na 

lotnisku. Było w każdej gazecie - westchnął. - Daniel 
jest jego lustrzanym odbiciem. Harriet mnie okłamała, 
domyśliłem się wszystkiego.

- Wybacz, że nie mogłam powiedzieć ci prawdy.
- Gdy cię poznałem, początkowo wcale mnie to nie 

interesowało. Ale wolałbym mieć za rywala zmarłego.

- Uśmiechnął się i dodał z wahaniem: - Odjechać z 

nim w taki sposób! Musisz szaleć na jego punkcie...

W takiej sytuacji zrezygnowała z pierwotnego za-

miaru opowiedzenia mu, jak się wszystko naprawdę 
odbyło. Nie wiadomo, dlaczego poczuła, że byłoby to 
nielojalne   wobec   Luca.   Drew   nie   musiał   tego 
wiedzieć.

146            

SPOTKANIE PO LATACH

- Tak - przyznała zmieszana, a po chwili spytała: - 

Czy otrzymałeś swój kontrakt?

Nieoczekiwanie uśmiechnął się szeroko.
- Nie ten, po który pojechałem. Zupełnie przypad-

kowo nadarzył się znacznie korzystniejszy. Na długi 
czas   zapewnił   firmie   bezpieczeństwo.   Jak   to   się 
mówi?   Kto   ma   szczęście   w   kartach,   ten   nie   ma 
szczęścia w miłości.

Drew   najwyraźniej   nie   zdawał   sobie   sprawy,   co 

groziło jego firmie. Nie przeżył żadnych niepokojów, 
a wiadomość, że drugi kontrakt uzyskał dzięki wpły-
wom Luca nie zachwyciłaby go.

Odchrząknął z zakłopotaniem.
-  Zgodziłem   się   na   spotkanie   z   Annette,   ale   nie 

wiem, czy to coś zmieni.

Uśmiechnęła się z ulgą.

background image

Cieszę się.
-  W dalszym ciągu uważam, że jesteś jak szczere 

złoto,   Catherińe.   -   Skrzywił   się   boleśnie.   -   I   mam 
nadzieję, że on docenia, jaki z niego szczęściarz.

To nie jest tak, jak sobie wyobrażasz - pomyślała z 

żalem,   wsiadając   znów   do   limuzyny.   Mężczyzna 
pijany ze szczęścia nie unikałby dobrowolnie małżeń-
skiego   łoża   i   jakiegokolwiek   kontaktu   fizycznego. 
Szalone   pożądanie   umaiło   wraz   z   iluzjami.   Ale   jej 
pożądanie nie umarło. Cierpiała, stale go pragnąc. Już 
wkrótce zacznie sobą pogardzać za tę słabość.

Ich małżeństwo było błędem.  Kontynuowanie go 

wyłącznie dla pozorów kosztowało ją zbyt wiele. Nie 
powinna poświęcać się dla dobra Daniela. Jest podob-
ny do Luca, poradzi sobie. Teraz chodzi o jej własne 
dobro. Nie może już dłużej poddawać się i pozwolić, 
żeby kierowano jej życiem nie pytając jej o zgodę.

Zmęczona poszła po południu do Harrodsa.
Gdy wróciła do samochodu, szofer odkładał właś-

nie słuchawkę telefonu.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          147

- Pan Santini wrócił z Paryża, madame. Powiedzia-

łem mu, że wrócimy mniej więcej za dwie godziny.

Mój Boże, jak ten Luc jej pilnuje, chociaż teraz nic 

dla niego nie była warta. Nagle odczuła niechęć na 
myśl   o   powrocie   do   domu.   Pomyślała,   że   lepiej 
wrócić później, kiedy Daniel będzie już w łóżku.

-  Wrócimy później  - powiedziała.  - Chcę się po 

drodze zatrzymać i coś zjeść.

Zdecydowała   się   na   hotelową   restaurację.   Długo 

wybierała   dania   proponowane   przez   szefa   sali, 
zjadając wszystko, co jej podawano. Zastanawiała się, 
co powie Lucowi, jak mu to powie, z jaką miną? Ma 
być   chłodna,   spokojna,   opanowana.   Nie   powinna 
ujawniać prawdziwych uczuć. Gdy oznajmi Lucowi, 

background image

że żąda natychmiastowej separacji, musi to zrobić z 
godnością.

Gdy   na   palcach   szła   po   schodach,   z   zamiarem 

odłożenia rozmowy do jutra, z salonu wyszedł Luc.

- Gdzie, u diabła, byłaś? - zapytał ostro.
-  W mieście  - mruknęła,  starannie  unikając jego 

wzburzonego spojrzenia. - Chcę separacji.

-  Prego!  - zapytał bardzo cichym głosem. Wtedy 

spojrzała  na  niego. W świetle  padającym  z  góry,  z 
okrutną   wyrazistością   ujrzała,  jak  nagle   zbladł.   Nie 
rozumiała, dlaczego wyglądał na tak wstrząśniętego tą 
wiadomością.   Dopiero   teraz   zauważyła,   jak   bardzo 
zeszczuplał w ciągu ostatnich dni.

-  Możemy porozmawiać o tym jutro.
Poruszona jego nieszczęśliwym wyglądem zapom-

niała   o   przemowie,   jaką   przygotowała   na   temat 
niemożliwości wzajemnego porozumienia się.

- Porozmawiamy teraz. Byłaś u Huntingdona!
- Jak biczem chlasnął ostrymi słowami potępienia.
-   Ledwie   wyjechałem,   natychmiast   poszłaś   do 

niego. Nie pozwolę ci odejść. Zabiję go, jeśli zbliży 
się do ciebie.

- Nie rozumiem, dlaczego. Po tym wszystkim?

148            

SPOTKANIE PO LATACH

-  Jesteś   moją   żoną   -   uciął   rozzłoszczony. 

Wzburzona, otworzyła drzwi swojego pokoju.

-  Ośmielani   się   przypomnieć,   że   twoja   sypialnia 

jest dalej -powiedziała, bo nic lepszego nie przyszło 
jej namyśl.

-  Byłem  głupi godząc się na to. Jak śmiesz wy-

rzucać   mnie   ze   swojego   łóżka?   -   krzyczał 
rozwścieczony,   wchodząc   za   nią   i   z   hukiem 
zamykając drzwi.

Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ja nie...
-  Nie powinienem był tego tolerować. Odgrywasz 

się na mnie.

background image

-   To   pewnie   pani   Stokes   zabrała   twoje   rzeczy  - 

powiedziała   zdziwiona.   -   Przypominam   sobie,   że 
pytała mnie, ile jest sypialni w zamku Castelleone.

- A cóż ma do rzeczy ta wasza rozmowa?
- Prawdopodobnie pani Stokes doszła do wniosku, 

że   mieliśmy   we   Włoszech   oddzielne   sypialnie   i   że 
tutaj ma być tak samo. - Uśmiechnęła się do niego. -A 
ty myślałeś, że to moje życzenie?

Ciemny rumieniec oblał jego policzki.
-  Tego wieczora wszedłem do sypialni, kiedy już 

spałaś, a moich rzeczy nie było.

-  Ja   zaś   byłam   przekonana,   że   to   ty   kazałeś   je 

zabrać.   -   Trudno   było   uwierzyć,   że   to   pomyłka 
gospodyni   stała   się   powodem   nieporozumienia 
pomiędzy nimi. - Dlaczego nic nie powiedziałeś?

Wyglądał na nieco oszołomionego.
-   Nie   wiedziałem,   co   powiedzieć.   Cały   dzień 

byłem pod wrażeniem tego, co usłyszałem od ciebie 
w samolocie. Coś takiego mogło mi się zdarzyć tylko 
z tobą - stwierdził w końcu.

Obserwowała, jak zwinnie chodził po pokoju, ni-

czym kot czatujący w nocy na swoją ofiarę.

- Co mogło się zdarzyć ze mną? Przez jego twarz 

przebiegł skurcz.

- Straciłem panowanie nad sobą i powiedziałem

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          149

coś, czego tak naprawdę wcale nie myślałem. Widać 
było, że jest bardzo zmieszany. Ale jakie to przykre, 
że tak mi nie ufałaś!

- Czułam się zagrożona, kiedy byłam w ciąży - za-

częła   niepewnie.   -   Nie   dawałeś   mi   poczucia 
bezpieczeństwa,   Luc.   Byłam   zagubiona.   Niemiałam 
odwagi stawić czoło komplikacjom, których sobie nie 
życzyłeś. Nie przyszło mi na myśl, że będziesz chciał 
ożenić się ze mną i wziąć na siebie odpowiedzialność 
za dziecko, którego oczekiwałam...

-  Nie musisz tłumaczyć  się ze swej decyzji. Nie 

winie   cię   za   to,   co   zrobiłaś  -  powiedział   prawie 

background image

niedosłyszalnie.   -   Utraciłem   cię,   bo   za   późno 
zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.

Miała ochotę podejść i przytulić go. Wiedziała, z 

jakim trudem Luc wyjawia swoje najgłębsze uczucia. 
Nie zdobyła się jednak na to.

- Gdybym wtedy nie wpadła pod samochód, zate-

lefonowałabym do ciebie.

Zbladł.
- Pod jaki samochód?
Opowiedziała mu o wypadku na parkingu i o mie-

siącach spędzonych w, szpitalu. Był tym najwyraźniej 
przerażony i wstrząśnięty, ale nie wziął jej w ramiona, 
jak tego skrycie pragnęła. Stanął przy oknie, patrząc 
na nią błyszczącymi, ciemnymi oczyma.

- Gdy Cię ujrzałem po raz pierwszy, przypominałaś 

mi  anioła z bożonarodzeniowej  choinki. Taka byłaś 
krucha, delikatna. Miałaś na sobie okropną sukienkę 
w róże. Gdy uśmiechnąłem się do ciebie, twoja twarz 
zajaśniała   niezwykłym   blaskiem   i   paplałaś   bez 
przerwy   przez   piętnaście   minut.   Straciłaś   wątek   w 
środku zdania. Nie słyszałaś, że dzwoni telefon. Byłaś 
oszołomiona i zafascynowana mną. Nigdy przedtem 
nie   spotkałem   nikogo   podobnego   do   ciebie. 
Chciałabyś   usłyszeć,   że   zakochałem   się   od 
pierwszego wejrzenia, ale tak nie było.

150            

SPOTKANIE PO LATACH

-   Nigdy   tak   nie   myślałam   -   policzki   paliły   ją 

ogniem.

- Gdy tamtego wieczora patrzyłem na ciebie, nie 

łączyłem cię z seksem - relacjonował dokładnie swoje 
wrażenia.

- Dzięki za szczerość! - mruknęła szorstko.
- Ale nigdy przedtem nie spotkałem nikogo z tak 

naturalnym wewnętrznym ciepłem. Przebywanie z to-
bą   było   podobne   do   przebywania   w  blasku   słońca. 
Gdy wyszedłem, czułem się tak, jakbym kopnięciem 
odtrącił   szczeniaka...   Zaskakująco   trudne   było   dla 
mnie to odejście -wyznał półgłosem. -Przez następne 

background image

dwa miesiące rozmyślałem o tobie w każdej wolnej 
chwili. Spałem z inną kobietą, a myślałem o tobie. To 
było nie do zniesienia.

- Ze mną działo się to samo! - wyrwało jej się.
- Gdy przyjechałem do Londynu następnym razem, 

nie   zamierzałem   cię   odwiedzać.   Towarzyszyła   mi 
wówczas pewna kobieta i umyślnie wybrałem hotel 
daleko od twojej galerii.

- Sądzisz, że chcę tego słuchać? Spojrzał na nią 

szybko i spuścił wzrok.

- Ta kobieta działała mi na nerwy i odesłałem ją do 

Nowego Jorku. Byłem grubiański wobec niej i wobec 
wszystkich   kobiet,   z   którymi   się   spotykałem. 
Wiedziałem   jednak,   że   wobec   ciebie   bym   się 
zachowywał   inaczej.   Miałaś   w   sobie   coś 
niewiarygodnie pociągającego. Do galerii poszedłem 
od razu z lotniska.

- Dlaczego?
- Sam nie wiedziałem. Na mój widok okazałaś tak 

niezwykłą   radość,   jakbyś   czekała   na   mnie.   Albo 
jakbyś wiedziała o czymś, czego ja nie wiedziałem. I 
może   tak   właśnie   było   -   uśmiechnął   się   prawie   z 
czułością.

-Pozbawiłaś   mnie   spokoju.   Bardzo   się   tym 

wzruszyłem. Chociaż byłem w podłym nastroju, cały 
czas mówiłaś, wcale tego nie zauważając. Byłaś tak 
uczciwa   i   rozbrajająco   młoda,   że   poczułem   się   - 
zawahał się - bardzo stary i aż nadto doświadczony.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          151

- Poczułeś się tak dobrze, że minęły następne dwa 

miesiące, zanim znowu się pojawiłeś -zaprotestowała.

Westchnął głośno.
- Miałaś zaledwie osiemnaście lat. Nie należałaś do 

mojego   świata.   Nie   chciałem   cię   zranić.   I   z   nikim 
nigdy nie pragnąłem tak się kochać, jak z tobą tego 
wieczora. Miałem dwadzieścia siedem lat, ale czułem 
się   jak   stary   rozpustnik   -   nieoczekiwanie   zgrzytnął 
zębami.- Postanowiłem już nigdy więcej nie spotykać 
się z tobą.

background image

- Czy potrafisz sobie wyobrazić, ile razy nie mog-

łam zasnąć czekając, aż zadzwonisz?

- Tak. Wiedziałem, że czekasz i nie mogłem prze-

stać myśleć  o tobie. Zrozumiałem też, że nie mogę 
żyć bez ciebie. Pomyślałem, że jeśli raz prześpię się z 
tobą, będę z tego wyleczony.

- Jakie to obrzydliwe!
-  Per Dio,  czego chcesz? Prawdy czy opowieści 

dobrej   wróżki?   -   odpowiedział   jej   ostro   w   nagłym 
wybuchu złości. - Myślisz, że łatwo przychodzą mi te 
wyznania? Kłamstwa, którymi się karmiłem? Ta pier-
wsza noc w Szwajcarii  - jak opisałabyś  tę euforię? 
Myślałaś, że umierasz i jesteś już w raju. No cóż, ja to 
samo czułem, gdy pierwszy raz kochałem się z tobą.

Na jej wzburzonej twarzy ukazał się lekki uśmiech.
- Ale, naturalnie, przekonywałem sam siebie, że to 

tylko   z   powodu   najwspanialszych   doznań   zmysło-
wych, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Zakochałem się 
w tobie, ale nie chciałem uznać tego faktu - przyznał 
brutalnie. - Z trudem znosiłem twoją nieobecność, ale 
jednocześnie nie chciałem brać cię ze sobą za granicę. 
Dziennikarze szybko by się o tym dowiedzieli.

- A czy miało to jakieś znaczenie?
-  Siedem lat temu  nie byłabyś  w stanie sprostać 

publicznym  obowiązkom  mego  życia.  Nie chciałem 
dzielić się tobą z nikim. Nie chciałem dopuścić, żebyś 
się stała obiektem złośliwości innych kobiet Nie

152            

SPOTKANIE PO LATACH

chciałem też, żeby gazety rozpowszechniały plotki na 
nasz temat.

- A może także bałeś się, żeby ktoś nie odkrył, że 

mam problemy z czytaniem i pisaniem?

- Tak, to wszystko wprawiało mnie w zakłopotanie 

i złościło - przyznał niechętnie. - Ale podszedłbym do 
tej sprawy inaczej, gdybym wiedział, że jesteś dyslek-
tyltiem. Powinienem był się tego domyślić. Mimo to 
mój dom był zawsze tam, gdzie byłaś ty. Przy tobie 
zapominałem   o   zmartwieniach   i   kłopotach.   Dopóki 

background image

nie odeszłaś, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak 
bardzo cię potrzebowałem.

Z wielkim wysiłkiem powstrzymywała się od pła-

czu. Przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.

- Winien ci jestem niejedne przeprosiny za to, jak 

się zachowywałem  wobec ciebie pięć lat temu. Ale 
jeśli będzie to dla ciebie pociechą, wiedz, że drogo za 
to zapłaciłem - powiedział z przejęciem. - Zapłaciłem 
za   to,   że   nie   umiałem   docenić   twojej   wartości. 
Gdybym   tego   ranka   przyszedł,   zanim   opuściłaś 
mieszkanie! Spóźniłem się nie więcej niż godzinę!

Skłoniła głowę na jego szeroką pierś, wdychając 

jego ciepły, męski zapach, bliska omdlenia.

- Opuszczając ciebie, cierpiałam katusze.
- Przez jakiś czas, bella mia, nienawidziłem cię za 

to - szczupłą ręką głaskał delikatnie jej włosy. - Był to 
jedyny   okres   w   moim   życiu,   kiedy   straciłem 
zainteresowanie   pieniędzmi.   Zacząłem   nieźle   popi-
jać...

- Ty? - spytała zdumiona.
- Ja. Czułem się bardzo nieszczęśliwy. Inne sprawy 

przestały mnie interesować.

Przypomniała sobie coś:
- Drew mówił mi, że kilka lat temu prawie wszyst-

ko straciłeś. Czy to prawda?

- Tak.
Przeze mnie? - wyszeptała z niedowierzaniem.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          153

-  Tęskniłem za tobą  -  powiedział ochrypłym gło-

sem - i czułem się bardzo samotny.

Z oczami pełnymi łez objęła go mocno, zbyt wzru-

szona, żeby móc coś powiedzieć.

-  Pozbierałem się znowu, bo miałem nadzieję, ze 

wrócisz do mnie. Gdy zobaczyłem cię dwa tygodnie 
temu,   nie   było   takiej   rzeczy,   której   nie   zrobiłbym, 
żeby ciebie odzyskać.

- Nie? - Aż zarumieniła się przy tych słowach.

background image

-  Ale nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie. 

Nie   miałaś   być   z   innym   mężczyzną.   Miałaś   być 
zadowolona, że mnie widzisz, a nie przerażona. Oba-
wiam się, że nie zachowałem się właściwie tamtego 
dnia - wyrzucił z siebie jednym tchem.

- Naprawdę?
-  Przeraziłem cię. Wykorzystałem twoją amnezję, 

żeby cię porwać. Przecież mogłaś być zakochana w 
Huntingdonie, ale ja byłem zdecydowany skończyć z 
tym. Kiedy zdałem sobie sprawę, że straciłaś pamięć, 
mogłem   wymyślić   tylko   to,   żeby   wywieźć   cię   z 
Anglii.

- Zawsze szybko wykorzystywałeś nadarzającą się 

okazję.- westchnęła z uznaniem.

Długimi palcami ujął jej podbródek.
- Catherine, to, co zrobiłem, było złe. Teraz, kiedy 

wiem   już   o   Danielu   i   uspokoiłem   się,   jest   mi 
naprawdę wstyd. Byłem bezwzględny wobec ciebie.

- Tak sadzisz? - Uniosła się na palce i zarzuciła mu 

ręce na szyję. - Ja uważam, że było to pasjonujące. 
Czekałam dwadzieścia cztery i pół roku na to, żeby 
być porwaną do włoskiego zamku i za nic na świecie 
nie chciałabym przegapić takiej okazji.

- Bądź poważna - poprosił. Im więcej mu przeba-

czała, tym bardziej był przygnębiony. - Bądź uczciwa 
wobec mnie. Czy naprawdę możesz wybaczyć mi to, 
co zrobiłem i powiedziałem?

- Przebaczam ci z własnej woli, całkowicie i raz na

154

SPOTKANIE   PO 

LATACH

zawsze.   A   chcesz   wiedzieć,   dlaczego?   -   szepnęła, 
drażniąc się z nim. - Bo szalejesz za mną... czyż nie?

Cofnęła   się   trochę,   żeby   spojrzeć   na   niego,   bo 

mimo wszystko poczuła nagłą niepewność.

Objął   jej   niespokojną   twarz   spojrzeniem   złotych 

oczu, pałających namiętnością.

- Oczywiście, że Cię kocham! - przyznał.

background image

- Nie chcę separacji... Nie chcę wcale oddzielnych 

sypialni - zapewniła go.

-  Uspokój się, nie grozi ci ani jedno, ani drugie. 

Jeśli już coś mam, to tak łatwo z tego nie rezygnuję. - 
Uniósł   ją   z   łatwością.   -   Ale   nie   powinienem   był 
kochać   się   z   tobą,   zanim   nie   odzyskałaś   pamięci. 
Niestety, tego wieczora zastałem cię w mym łóżku i 
nie mogłem się oprzeć.

- Ani ja.
Zanurzyła ręce w jego czarne włosy i przybliżyła 

usta do jego ust. Ułożył ją na łóżku, nie przerywając 
pocałunku. Trwało to kilka minut, zanim znów mogła 
odetchnąć.

- Torturą były dla mnie te samotne noce - wyznał 

ochryple.   -   Ale   sądziłem,   że   ty   tego   chcesz. 
Zorganizowałem   wyjazd   do   Paryża   w   nadziei,   że 
będziesz się chciała przyłączyć,  ale ty powiedziałaś 
nie.

- Dostało ci się za to, że byłeś taki obojętny. Drżał 

podniecony pieszczotą jej rąk.

- Nie rób tego - jęknął. - Gdy to robisz, reaguję jak 

smarkacz.

-  A jak myślisz, dlaczego to robię? - zamruczała 

figlarnie.

-  Dio,  pragnę cię bardzo - powiedział urywanym 

głosem, gwałtownie ściągając z niej sukienkę. Nagle 
zatrzymał się. - Czy to bezpieczne? Czy nie zajdziesz 
w ciążę?

- Najprzyjemniejsze rzeczy są zawsze niebezpiecz-

ne. Decyzja należy do ciebie - szepnęła.

SPOTKANIE   PO 

LATACH                          155

- Nie boisz się? - spojrzał zdziwiony. - Tego dnia 

przy   basenie   nie   wyglądałaś   na   zachwyconą,   gdy 
wspomniałem o dziecku. Martwiłem się, że może już 
jest za późno.

Położyła palec na jego ustach.

background image

-  Obawiam   się,   że   wszystkie   nasze   intensywne 

działania w Italii pozostały bezowocne.

Z cudownym uśmiechem na ustach złapał zębami 

jej palec.

- Daj mi miesiąc.
- Aż tyle?
Oblała   się   rumieńcem   pod   jego   spojrzeniem   i 

drżała z rozkoszy.

Zaczął   ją   całować   metodycznie,   bez   umiaru, 

gorąco,   i   żadne   z   nich   nie   było   już   w   stanie 
kontynuować rozmowy.

To, co potem nastąpiło, było szalone, namiętne i 

cudowne. A później mówił, jak ją kocha: po włosku, 
po angielsku, po francusku.

-  Masz  to swoje  je  ne sais quoi  - przypomniała 

Catherine przytulona do jego ramienia końcem języka 
muskając drażniąco jego gładką skórę.

Luc podniósł potarganą głowę, a jego przystojna 

twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.

- Zrozumiałem, że zrobiłem to z przyzwyczajenia.
-  Rzeczywiście - westchnęła z rozkosznym zado-

woleniem - jesteś nałogowcem. Nie mówiłam ci tego?