background image

Rozdział 5 

 

O wiele za dużo rzeczy do stracenia. Pomyślała posępnie Gabby. 

Jej dziewictwo. Jej świat. Jej życie. I to — jeśli wszystko pójdzie po jego podłej myśli — 

prawdopodobnie dokładnie w tej kolejności. 

W ostatnim momencie, tuż przed tym jak usta tego wzięły jej, jego uchwyt na jej twarzy 

rozluźnił się lekko i zrobiła jedyną rzecz, o której mogła pomyśleć. Walnęła go z główki. 

Szarpnęła głową w tył, potem znów do przodu i rąbnęła to prosto w twarz, tak mocno, jak 

mogła. 

W  rzeczywistości  tak  mocno,  że  to  przyprawiło  ją  o  zawroty  głowy  i  natychmiastową 

migrenę, sprawiając, że zastanawiała się jak Jean Claude Van Damme zawsze potrafił chłodno 
kontynuować walkę po takim wyczynie. Najwyraźniej filmy kłamały. 

Chciałaby to wiedzieć zanim spróbowała grać bohatera kina akcji. 

Na szczęście wydawało się, że zraniła to bardziej niż zraniła siebie, ponieważ szybciej doszła 

do siebie. 

Na tyle szybko by wyprowadzić bezpośrednie uderzenie kolanem w jego krocze, gdy nadal 

wyglądało na oszołomione. 

Dźwięk, który  wydało,  gdy zgięło się w pół,  wysłał czystą panikę przez jej żyły. To był 

dźwięk takiej obrazy, takiego zwierzęcego gniewu i bólu, że naprawdę, naprawdę nie chciała 
być w pobliżu do czasu, aż to dojdzie do siebie. 

Gdy  opadło  na  podłogę,  jęcząc  i  obejmując  twarz,  przebiegła  obok  tego,  gorączkowo 

ruszając  prosto  do  tylnych  drzwi.  Nie  było  sensu  zawracania  sobie  głowy  frontowymi 
drzwiami.  Nigdy  nie  byłaby  w  stanie  prześcignąć  tego  pieszo.  Potrzebowała  swojego 
samochodu. 

Wystrzeliła przez salon, okrążyła stół w jadalni i wpadła do kuchni. 

Przed nią majaczył — wolność — otwarty prostokąt drzwi, oblany porannym światłem. 

Gdy dotarła do progu, nadal  mogła usłyszeć przekleństwa trzy pokoje dalej. Do diabła z 

bagażem,  pomyślała,  przeskakując  nad  nim.  Będzie  miała  szczęście,  jeśli  uratuje  życie  i 
wiedziała o tym. 

Wyskakując przez otwarte drzwi — 

Znów uderzyła w twarde jak kamień ciało Adama Blacka. 

Wrzasnęła, gdy to złapało ją szorstko, unosząc ją, aż jej stopy zakołysały się bezradnie nad 

ziemią. Wyraz na jego oszałamiająco mrocznej twarzy był lodowaty i przerażający. Przygniotło 

background image

ją  do  swojego  ciała,  zaciskając  ramiona  wokół  niej,  aż  powietrze  świstało,  gdy  próbowała 
wciągnąć je do płuc. I wiedziała, że gdyby zacisnęło potężne ramiona tylko odrobinę więcej, 
jej tlen zostałby całkowicie odcięty. 

Trzymało ją tak przez długie, bolesne chwile, a ona znieruchomiała całkowicie, z twarzą 

zanurzoną w jego szyi i jego torquesem, wciskającym jej się w policzek, zmuszając się do bycia 
miękka i bezwładną, do wydzielania niegroźnej aury. Instynktownie wiedziała, że popchnęła to 
do krawędzi i gdyby pokazała choćby najmniejszy stopień oporu, to odpowiedziałoby jeszcze 
większą siłą. 

Jej ciało nie zniosłoby większej siły. 

Więc  to  prawda,  pomyślała  ponuro,  gdy  trzymało  ją,  unieruchomioną,  że  Wróżki  mogły 

poruszać się w mgnieniu oka. W jednej chwili to leżało trzy pokoje za nią, a w następnej było 
w drzwiach przed nią. Jak u licha miała uciec czemuś, co poruszało się w ten sposób? Co jeszcze 
mogło  zrobić?  Nagle  jej  umysł  wypełnił  się  po  brzegi  wszystkim,  co  babcia  kiedykolwiek 
uczyła  ją  o  Wróżkach,  wszystkich,  potwornych  mocach,  które  posiadały.  Zdolność  do 
hipnotyzowania ludzi, kontrolowania ich, naginania ludzi do każdego ich kaprysu. 

Czy mogła być w głębszym gównie? 

Po jak się wydawało, nieskończenie długim czasie, wzięło głęboki, drżący oddech. 

W chwili, gdy wciągała nierówny oddech, żeby zacząć przepraszać albo bardziej dokładnie, 

zacząć błagać o szybka i litościwą śmierć, to powiedziało z jedwabistą groźbą. — Teraz nie 
tylko moją wargę musisz pocałować, jeśli chcesz mi to wynagrodzić, Irlandko. 

 

***** 

 

Pięć minut później Gabby była pewnie przywiązana do jednego z krzeseł w jej jadalni, jej 

własnym sznurem do suszenia bielizny. 

Z  nadgarstkami  przywiązanymi  za  nią  do  drabinkowego  oparcia  krzesła  i  kostkami 

dokładnie przymocowanymi do jego nóg. 

Zniechęcona zastanawiała się jak to było możliwe, że czyjeś życie mogło tak całkowicie 

powędrować  do  piekła  w  tak  krótkim  czasie.  Tylko  wczoraj  rano  jej  największym 
zmartwieniem było jak ubrać się na rozmowę o pracę. Czy Panna Temple uzna czarny kostium 
za zbyt poważny, brązowy za zbyt skromny, różowy za zbyt frywolny. Wysokie obcasy zbyt 
zalotne? Niskie zbyt męskie? Włosy upięte czy rozpuszczone? 

Boże, czy ona naprawdę martwiła się o takie rzeczy? 

Poranki takie jak ten, z pewnością stawiały życie w perspektywie. 

background image

Przeciągając krzesło, żeby było naprzeciw niej, Adam Black opadł na nie z rozsuniętymi 

nogami, łokciami na kolanach, pochylając się naprzód, tylko cale od mniej. Długi, jedwabisty 
wodospad czarnych jak północ włosów rozlał się po jego umięśnionym ramieniu, muskając jej 
udko. Ta istota wyraźnie nie znała koncepcji przestrzeni osobistej. Była o wiele za blisko. W 
chwili, gdy to pomyślała, to uniosło rękę w jej kierunku. Wzdrygnęła się, ale to przesunęło 
tylko kłykciami po jej policzku, a potem powoli prześledziło opuszkiem kciuka jej dolną wargę. 

Buntowniczo  rzuciła  głową,  odwracając  twarz.  Palec  pod  jej  podbródkiem  zmusił  ją  do 

obrócenia się z powrotem. 

—  Ach  tak,  tak  lubię  cię  znacznie  bardziej.  —  Ciemne  oczy  istoty  błysnęły,  połyskując 

złotem. 

— Ja nie lubię cię w żaden sposób. — Wypychając szczękę, uniosła nos w górę. Godność, 

przypomniała sobie. Nie umrze bez niej. 

— Myślę, że to zrozumiałem, Irlandko. Najlepiej pamiętaj, że jesteś na mojej łasce. A w tej 

chwili nie czuję się szczególnie łaskawy. Być może powinnaś usiłować sprawić, żebym nadal 
cię lubił. 

Wymamrotała coś, co rzadko mówiła. Coś, za co babcia wymyłaby jej usta mydłem. 

Oczy tego rozbłysły natychmiastowym żarem. Potem zaśmiało się mrocznie, ocierając krew 

z wargi wierzchem dłoni. — To nie jest to, co mówiłaś kilka minut temu. 

— To nie jest to, co miałam na myśli i wiesz o tym. 

Uśmiech tego urwał się nagle a spojrzenie zrobiło się zimne. — Ach, ale obawiam się, że 

jestem  bardzo  dosłownym  mężczyzną,  ka-lyrra.  Nie  mówi  mi  tego  ponownie,  chyba,  że 
będziesz mieć to na myśli. Ponieważ wezmę cię za słowo. I nie dam ci szansy, żebyś je cofnęła. 
Tylko te dwa słowa. Powiedz je do mnie jeszcze raz, a znajdę się na tobie.

17

 Na podłodze. Ty i 

ja. Powiedz to. Śmiało. 

Gabby zacisnęła zęby i wpatrzyła się w drewnianą podłogę, licząc kłaczki kurzu. Nie więcej 

niż na to zasługujesz, Gabby. Strofowała Moira O’Callaghan w jej umyśle. Wychowałam cię 
lepiej

Świetnie, pomyślała zawzięcie, teraz wszyscy zbierali się przeciw niej. Nawet martwi ludzie. 

Palec wrócił pod jej podbródek, zmuszając ją do napotkania jego połyskującego spojrzenia. 

— Rozumiesz? 

— Rozumiem. — Ucięła. 

— Dobrze. — Pauza, oceniające spojrzenie. — Więc powiedz mi, Gabrielle O’Callaghan, 

co wierzysz, że mój lud robi z Sidhe-seers? 

                                                           

17

 Zapewne w grę wchodziło pierdol się. 

background image

Nonszalancko wzruszyła ramionami — na tyle ile była w stanie, tak pewnie związana — nie 

zamierzając przyznawać się do niczego. To nazwało ją sidhe-seer, archaiczna nazwa dla tego, 
czym była. Spotkała się z nią w Księgach Wróżek, ale nigdy nie słyszała jej, wypowiadanej 
głośno. — Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym mów — 

Wydało  zniecierpliwiony  odgłos  i  położyło  palec  na  jej  wargach,  uciszając  ją.  —  Nie 

oszukuj mnie, nie mam na to cierpliwości. Nie działa na ciebie féth fiada i nazwałaś mnie po 
imieniu. Przyznaję, gdy pierwszy raz złapałem cię, patrzącą na mnie, byłem skołowany, ale nie 
ma innego wyjaśnienia na twoje zachowanie. To, dlatego ze mną walczyłaś. Wiesz wszystko o 
mojej rasie, czyż nie? 

Po długiej chwili Gabby przełknęła ślinę i skinęła sztywno głową. Całkowicie się zdradziła, 

najpierw  patrząc  na  to,  a  potem  mówiąc  mu  po  imieniu  „idź  do  diabła.”  To  wiedziało.  I 
wyraźnie nie było w nastroju na gierki. — Więc, co teraz? — Zapytała sztywno. — Zabijesz 
mnie? 

— Nie mam zamiaru cię zabijać, ka-lyrra. Choć w rzeczy samej był czas, gdy życie sidhe-

seer  było  stracone,  jeśli  została  złapana,  mój  lud  nie  przelał  ludzkiej  krwi  od  czasów,  gdy 
Porozumienia, rządzące naszymi rasami zostały wynegocjowane. — Odsunął opadające włosy 
z jej oczu i założył je za jej ucho, jego dłoń pozostała i przesunęła się po krzywiźnie policzka. 
—  Ani  nie  planuję  zrobić  ci  krzywdy  chyba,  że  ty  znów  zrobisz  mi  krzywdę,  bo  wtedy 
wszystkie ustalenia tracą ważność. W tej chwili jestem chętny wyczyścić sprawy między nami, 
uznać twoją wrogość za nieporozumienie. Dopuścić, że tak małe stworzenie, jak ty — wierząc, 
że  twoje  życie  było  zagrożone  —  poczułaś  się  zmuszona  do  nieczystej  walki  z  mężczyzną 
takim, jak ja. Jednak, jeśli jeszcze raz mnie zranisz, zapłacisz dziesięciokrotnie. Rozumiesz? 

Gabby sztywno kiwnęła głową, pragnąc, żeby przestał jej dotykać. Samo muśnięcie jego 

palców sprawiało, że jej skóra mrowiła, sprawiało, że wszystkie mięśnie w dole jej brzucha 
zaciskały się. Jak uosobienie jej najgorszego koszmaru śmiało przychodzić opakowane jak jej 
najgorętsza fantazja? 

To odchyliło się w tył na krześle, przesunęło dłońmi przez długie, ciemne włosy, a potem 

splotło razem palce za głową. Potężne ramiona zafalowały przy tym ruchu, ramiona napięły się 
pod czarnym T-shirtem, bicepsy nabrzmiały, złote bransolety połyskiwały w porannym słońcu, 
wlewającym się przez wysokie okna. Trzeba było olbrzymiego wysiłku woli, żeby utrzymać 
jej wzrok pewnie utkwiony w twarzy istoty, powstrzymać go przed spływaniem w dół, po całej, 
tej, wróżkowej perfekcji. 

Księgi Wróżek zawierały dziesiątki opowieści o tym jak w dawnych dniach, nocami, gdy 

księżyc wisiał gruby i pełny na tle fioletowego zmroku i pędził Dziki Gon, młode panny biegły 
do lasów, mając nadzieję, że zostaną zabrane przez jednego z tych, egzotycznych mężczyzn 
Wróżek. Z własnej woli szły na potępienie. 

Gabby O’Callaghan nigdy nie będzie tak głupia. Cokolwiek miało dla niej przygotowane, 

ona będzie walczyć z tym na każdym calu tej drogi. 

background image

— Sidhe-seer. — Powiedziało, przyglądając jej się uważnie. — Nigdy nie przyszło mi do 

głowy by szukać jednej z was, że jakakolwiek z was może nadal tu być. Aoibheal wierzy, że 
Łowcy wyeliminowali ostatnią z was dawno temu, tak, jak ja w to  wierzyłem.  Ile innych z 
twojej linii ma wzrok? 

— Jestem ostatnia. — Po raz pierwszy w swoim życiu była wdzięczna, że nie miała innych 

członków rodziny, którzy dzielili jej przekleństwo. Nie było nikogo innego do chronienia: tylko 
jej własne przetrwanie było stawką. 

Gdy się jej przyglądało, rozważyła jego słowa. 

A-wil,  powiedziało:  Wysoka  Królowa  Seelie,  Dworu  Światła.  Łowcy:  samo  to  słowo 

zmroziło jej krew. Gdy była dzieckiem, byli boogeymanem

18

 w każdej jej szafie, potworem 

pod każdym łóżkiem. Osobiście wybrani przez królowa i wysłani by polować na sidhe-seers
byli bezlitosnymi, przerażającymi kreaturami, które pochodziły z piekielnego królestwa cienia 
i lodu Króla Unseelie. Mogła nie znać wszystkich Wróżek z imienia — było ich zbyt wiele i 
przybierały  na  to  zbyt  wiele  uroków  —  ale  babcia  nauczyła  ją  w  młodości  o  tych 
najpotężniejszych. 

— Twoja matka już nie żyje? 

— Ona nie ma wzroku. — Trzymaj się z daleka od mojej mamy, ty draniu

— Więc jak cię chroniła? 

Gabby wzdrygnęła się wewnętrznie. Nie mogę jej chronić, do cholery, matko! Jak mogę ją 

chronić przed czymś, czego nie widzę? Jilly wykrzyczała do Moiry O’Callaghan tej ciemnej, 
śnieżnej nocy tak dawno temu. Trzy dni później jej matka odeszła. 

— Kto cię nauczył jak się przed nami ukrywać? — Naciskało. — Nie, żeby wykonało z tym 

dobrą robotę. — Drwiący uśmiech wygiął jego zmysłowe wargi. — Ale znów, kobiety nigdy 
nie były w stanie utrzymać oczu z dala ode mnie. 

— Och, jesteś taki arogancki. Po prostu nie mogłam stwierdzić czy jesteś Wróżką, czy nie. 

— Warknęła Gabby. 

Ciemna brew wygięła się w łuk. — I myślałaś, że odpowiedź na to może być znaleziona w 

moich  spodniach?  To,  dlatego  tam  patrzyłaś?  —  Jego  ciemne  spojrzenie  zamigotało 
rozbawieniem. 

— Jedyny powód tego, że tam spojrzałam — Powiedziała, rumieniąc się. — był taki, że nie 

mogłam uwierzyć, że będziesz tak krzykliwie… przesuwał swojego… swojego — Urwała, a 
potem syknęła. — Co jest z mężczyznami? Kobiety nie robią takich rzeczy! Nie przesuwają 
swoich… swoich osobistych części publicznie. 

                                                           

18

 Wymyślony potwór/demon, używany do straszenia dzieci. 

background image

— Żałosne obyczaje. Ja na przykład, uważałbym to za całkiem fascynujące. — Spojrzenie 

stworzenia opadło do jej piersi. 

Surowy,  seksualny  żar  w  jego  spojrzeniu  sprawił,  że  jej  sutki  zesztywniały.  Sprawił,  że 

zadrżała.  Jak  zwykłe  spojrzenie  mogło  mieć  na  nią  tak  olbrzymi  wpływ,  jakby  przeciągnął 
aksamitnym językiem po jej skórze? — To twoje oczy mnie uderzyły. — Wyrzuciła z siebie. 
—  Myślałam,  że  wszystkie  Wróżki  mają  opalizujące  oczy.  Byłam  wytrącona  z  równowagi, 
próbując się zorientować, czym jesteś. 

— Moje oczy. — Powiedziało leniwie, przeciągając powoli spojrzeniem w górę, z powrotem 

do jej twarzy. — Rozumiem. Więc, w jaki sposób nauczyłaś się ukrywać? 

Gabby westchnęła. — Moja babcia też była sidhe-seer. Wychowała mnie. Ale teraz nie żyje. 

Ja jestem ostatnia. — Nie mogła się oprzeć pytaniu. — Więc, dlaczego nie masz opalizujących 
oczu? I dlaczego krwawisz? 

— Długa historia, ka-lyrra. I to taka, w którą będziesz bardzo zaangażowana. 

Kolejny  dreszcz  ucałował  jej  kręgosłup  na  to  stwierdzenie.  —  Naprawdę  nie  zamierzasz 

mnie  zabić?  —  Zapytała  ostrożnie.  Była  wyczerpana,  mentalnie,  fizycznie  i  emocjonalnie 
wykończona.  Jej  głowa  nadal  pulsowała  po  uderzeniu  Wróżki  z  główki  i  desperacko 
potrzebowała otuchy, jakiejkolwiek otuchy. Nawet, jeśli pochodziła od jej wroga. 

— O nie, ka-lyrra. — Wymruczało jedwabiście. — To byłoby takie marnotrawstwo. Mam 

dla ciebie znacznie lepsze zastosowania. 

Cóż, dostała swoją „otuchę.” 

Co za szkoda, że nie była ani trochę uspokajająca. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 6 

 

Zaiste znacznie lepsze zastosowania, pomyślał Adam, odchylając się na krześle, obserwując 

emocje  przebiegające  po  delikatnych  rysach  jak  słońce  na  powierzchni  falującego  jeziora. 
Gniew walczył z wyczerpaniem, frustracja pojedynkowała się ze strachem. 

Na Danu, była piękna. Samo jej piękno wystarczyłoby, żeby pobudzić jego zainteresowanie. 

Namiętność była jego magnesem. Śmiertelny ogień przyciągał jego nieśmiertelny lód. 

I  jaką  ognistą  istotą  była.  Buntownicza.  Odważna.  Agresywna.  Złocisty  blask  jej 

nieśmiertelnej  duszy,  oświetlający  ją  od  wewnątrz  był  żywszy,  bardziej  intensywny  niż  u 
większości ludzi, otaczała ją gorąca, bursztynowa aura, oznaczając ją, jako prawdziwą burzę 
pasji. Połowy jego rozmiaru i nadal walczyła z nim jak dzikie stworzenie, sycząca złośnica z 
zabójczo twardą głową i morderczymi kolanami. I mimo, że właśnie cierpiał więcej bólu w 
ciągu ostatniej pół godziny, niż w całej, swojej egzystencji, nie był szczególnie niezadowolony. 
Wkurwiony w fundamentalnie męski sposób, ale nie niezadowolony. 

Miał  swoją,  całkowicie  własną  sidhe-seer.  Taką,  która  sprawiała,  że  płonął  z  żądzy. 

Dotykanie  kobiety  w  ludzkim  ciele  było  nadzwyczajne.  Miał  rację:  seks  w  ludzkiej  postaci 
będzie niesamowity, nowe doświadczenie, rzadka rzecz w nieśmiertelnej egzystencji i przez to 
o  wiele  słodsza.  Samo  przyciskanie  jej  do  drzwi,  czucie  jej  wspaniałego,  słodkiego  tyłka 
naciskającego jego fiuta, sprawiło, że jego ciało zatrzęsło się z pożądania. 

Trząść się. On. On nie drżał nigdy w swoim życiu. Nigdy nie cierpiał z powodu choćby 

najłagodniejszego, mimowolnego dreszczu. 

Bezwstydny podglądacz, przez tysiąclecia szpiegował niezliczonych kochanków, chciwie 

obserwując  ich  łóżkową  grę.  Obserwował  gigantycznych  mężczyzn,  stwardniałych 
wojowników z ciałami pokrytymi bliznami i zamarzniętymi sercami, mężczyzn uczynionych 
brutalnymi  przez  wojnę,  głód  i  śmierć,  drżących  jak  niedoświadczeni  chłopcy,  zaledwie  od 
dotyku kobiety. 

Nigdy tego nie zrozumiał. Chciał to zrozumieć. Teraz rozumiał. 

Nacisk jej bioder na jego ciężkich lędźwiach zalał go surową, pierwotną agresją. Nigdy nie 

czuł  tak  przytłaczającego  popędu  do  połączenia  się.  Nigdy  nie  miał  tak  wrednej,  szalejącej 
erekcji. 

I  nawet  teraz,  pomimo  swojego,  pozostającego  bólu,  pragnął  jej  dotknąć.  Nienawidził 

samego powietrza, które rozdzielało ich ciała. Potrzebował znów ja poczuć. Przesuwając się na 
krześle, przeniósł swoje kolano między jej tak, że muskał wnętrze jej uda, nie przegapiając jak 
jej noga natychmiast się napięła. Ach, znacznie lepiej. Przez chwilę nie mógł oderwać wzroku 
od dojrzałego nacisku jej piersi na materiał koszuli. Jezu, nie mógł doczekać się, żeby położyć 
na nich swoje usta. 

background image

Ale  nie  siłą.  Mógł  kusić,  wabić  i  manipulować,  ale  nikt  nie  mógł  oskarżyć  wytrawnego 

uwodziciela o uciekanie się do czegoś tak banalnego, jak siła. Nie on. To była rzecz, którą się 
szczycił.  Ci,  którzy  padali  ofiarą  jego  machinacji,  padali  nią  przez  własne  działania.  Gdy 
decydowali się wziąć to, co oferował — a zawsze to robili — jakiekolwiek czarne znaki na ich 
duszach były ich własne. 

Sidhe-seer. Nigdy by nawet nie pomyślał, żeby jakiejś poszukać. 

Gabrielle O’Callaghan była dziką kartą najlepszego gatunku, możliwością, której Aoibheal 

nie wzięła pod uwagę, gdy użyła féth fiada przeciw niemu, wierząc, że wszystkie od dawna 
były martwe. 

Tak, jak on. 

Ostatnia sidhe-seer, którą spotkał,  była ponad dwa tysiące lat temu, w pierwszym  wieku 

naszej ery, głęboko w wysokim, bujnym lesie w Irlandii i była pomarszczoną i powykrzywianą, 
starą  wiedźmą.  Nie  zawracał  sobie  głowy  wzywaniem  Łowców,  i  tak  próbowała  uzyskać 
pocałunek Śmierci. Usiadł i przez jakiś czas opowiadał jej historie, odpowiedział na wiele jej 
pytań. Kilka lat później wrócił, wziął w ramiona kruchą, wysuszoną skorupę jej ciała i zabrał 
ją  na  odosobnioną  plażę  na  Wyspie  Morar.  Umarła  patrząc  na  ocean  tak  intensywnie, 
olśniewająco akwamarynowy, że ludzie płakali, gdy go widzieli. Umarła z zapachem jaśminu 
i  drzewa  sandałowego  w  nozdrzach,  nie  smrodem  brudnej,  jednoizbowej  chaty.  Umarła  z 
uśmiechem na ustach. 

Ale  ta  —  czy  mógłby  być  bardziej  pobłogosławiony  przez  Fortunę?  Młoda,  silna, 

buntownicza,  piękna.  I  dlaczego  nie?  Fortuna  była  kobietą,  a  kobiety  zawsze  pomagały 
Adamowi Blackowi. Tak, jak ta, gdy rozproszył jej obawy. 

Była wychowana by bać się i nienawidzić jego rodzaju i to będzie wymagało dogłębnego 

uwiedzenia. Kiedyś sam fakt, że był Wróżką wzbudziłby nieograniczone posłuszeństwo, ale 
świat bardzo się zmienił od takich czasów, podobnie jak natura kobiet. Były silniejsze, znacznie 
bardziej niezależne. Nie były już chętne spędzić życia, ukryte w lasach, porzucając możliwość 
posiadania dzieci by nie przekazać wizji i pewnego dnia obserwować jak ponurzy, koszmarni 
Łowcy zabijają ich potomstwo. 

Ach tak, czasy się zmieniły i  Tuatha  Dé  również się zmienili, zmuszeni do zmiany,  gdy 

Królowa Aoibheal zaakceptowała warunki i wiele ograniczeń świętych Porozumień, na korzyść 
ich  rasy.  Nie  wolno  im  już  było  przelewać  ludzkiej  krwi  by  Porozumienia  nie  zostały 
unieważnione, a każdy Tuatha Dé, który je złamał został skazany na najbardziej ponury los 
jednego z ich rodzaju: śmierć bez duszy.

19

 Choć, gdyby królowa lub ktokolwiek z jego razy, 

jeśli  już  o  to  chodziło,  usłyszał  wskazówkę  istnienia  Sidhe-seer,  Łowcy  zostaliby 
natychmiastowo wysłani, nie mieliby pozwolenia na zabijanie swojej zwierzyny. 

                                                           

19

 No, ale w Iced R’jan twierdzi, że oni po śmierci nadal w jakimś sensie istnieją, jeśli nie zostali zabici przez 

Króla Szronu. To, dlaczego taki ponury los? 

background image

Jednak  Gabrielle  O’Callaghan  o  tym  nie  wiedziała,  jako  że  warunki  Porozumień  były 

tajemnicą dla wszystkich śmiertelników, poza MacKeltarami, szkockim klanem ze starożytnej 
linii, wywodzącym się od pierwszych druidów i jedynych strażników ludzkiej strony układu. 

Stąd, gdy pojawił się w jej drzwiach, wierzyła, że walczy o swoje życie. Adam  pokręcił 

głową. Nawet w swych najgorszych dniach, w swych najgorszych wiekach, gdy był najgorszym 
rodzajem nieśmiertelnego, nierządzonym przez żadne Porozumienia, tej by nie zabił. Grał z nią 
twardo i brutalnie? Z pewnością. Zabił ją? Nigdy. 

Ka-lyrra,  tak  ją  nazwał,  nie  zdając  sobie  sprawy,  jak  celne  to  było.  Ka-lyrra  były 

stworzeniami  z  jego  rodzinnego  świata,  Danu.  Pokryte  jedwabistą  sierścią  ze  wspaniałymi 
wzorami,  z  wielkimi,  fosforyzującymi  oczami,  aksamitnymi  łapami  i  pręgowanym, 
zakończonym  pędzelkiem  ogonem.  Ich  delikatne  piękno  kusiło,  ale  ich  ugryzienie  było 
niebezpieczne nawet dla Tuatha Dé, nie zabijając, lecz powodując szaleństwo przez znaczący 
okres  czasu.  Mało  było  takich,  którzy  mogli  je  uwieść  i  mało  tych,  którzy  ośmielili  się 
spróbować. 

W rzeczy samej ta nazwa do niej pasowała. Z pewnością doprowadzała do szału, dopiero 

druga, śmiertelna kobieta, jaką kiedykolwiek spotkał, która nie roztopiła się dla niego w kałużę 
uległej, adorującej kobiecości. Nawet ta starucha Sidhe-seer była przy nim dziewczęco zalotna. 
Na końcu obdarował ją urokiem piękna i zabrał jej ostatni oddech z pocałunkiem. 

— Więc? — Warknęła, wyrywając go z jego zamyślenia. — Jakie zastosowania? 

Adam przyjrzał jej się uważnie. Gniew wygrał bitwę o kontrolę nad mięśniami jej twarzy, 

ściągając jej wargi w delikatny, szyderczy uśmiech, rozszerzając jej nozdrza. Jednak obawa 
zacieniała  jej  piękne  oczy.  Nie  chciał,  żeby  się  go  bała.  Strach  zakłóciłby  jego  plany 
doświadczenia  z  nią  ludzkiego  seksu  i  użycia  jej,  jako  jego  pośredniczki  do  odzyskania 
nieśmiertelności.  —  Powiedziałem  ci,  że  nie  mam  zamiaru  zrobić  ci  krzywdy  i  mówiłem 
poważnie. Szukam tylko twojej pomocy przy małym problemie. 

Przyjrzała mu się podejrzliwie. — Ty szukasz mojej pomocy? Jak niby miałabym pomóc 

wszechmocnej Wróżce? 

— W tej chwili nie jestem wszechmocny. — Teraz zacznie się odprężać. 

— Naprawdę. Powiedz. 

Jej oczy zmrużyły się trochę zbyt kalkulująco jak na jego gust. Odprężenie było jedną rzeczą, 

ale nie miał zamiaru chodzić w stałej ostrożności przed tymi, groźnymi kolanami. — Mogę nie 
być  wszechpotężny,  Gabrielle  —  Powiedział  miękko.  —  ale  nawet  umniejszony  jestem 
znacznie  silniejszy  od  ciebie.  W  rzeczy  samej  znacznie  silniejszy  od  większości  ludzi. 
Potrzebujesz przypomnienia. — Przeciągnął się leniwie na swoim krześle, w pełni świadomy 
jak jego ciało zafalowało i napięło się. 

Warknęła, naprawdę warknęła na niego nisko, z głębi gardła. 

background image

—  Tak  sądziłem.  —  Powiedział,  lekko  wyginając  wargi.  Mała  i  obecnie  bezbronna  jak 

kotka, ukazywała lwią ilość zawziętości, jej bujne ciało o wzroście pięciu stóp i czterech cali 
było wypchane sześcioma stopami temperamentu. — Słuchaj uważnie, Sidhe-seer… 

 

***** 

 

Gabby rzeczywiście słuchała uważnie, gdy mówił, mrużąc oczy i robiąc skrupulatne notatki 

w myślach. 

To, co jej powiedział, rozdmuchało iskrę nadziei w jej sercu, w płomień. Nie tylko nie był 

wszechmogący, ale w rzeczywistości był uwięziony w śmiertelnej formie. 

Całe to wspaniale męskie ciało jest ludzkie? Zamruczał zdyszany, zdradziecki głos w jej 

głowie. 

Och, zamknij się. Jak to było możliwe, że czternastoletnia wersja jej samej nadal czaiła się 

w jej głowie? 

I nie tylko był z krwi i kości — co wyjaśniało, dlaczego krwawił i nie miał typowych oczu 

Wróżki — ale został przeklęty potrójną mocą féth fiada, co jak jej powiedział, sprawiało, że 
ludzie nie mogli go postrzegać. Rzucało iluzję i wpływało na pamięć, tkając wokół niego chaos 
jak płaszcz. Z wyjątkiem jej — pochodzącej ze starożytnego rodu sidhe-seers, na które magia 
Wróżek nie działała w taki sposób, jak powinna. 

Dalej powiększając jego problem, nie mógł już przemierzać królestw. Utknął w ludzkim. 

Gabby nie mogła uwierzyć, że mówił jej to  wszystko.  Bez zahamowania ujawnił, że nie 

stanowił dla niej nadnaturalnego zagrożenia. Że nie mógł jej uprowadzić, nie mógł wezwać 
Łowców. I był całkowicie odarty z magii Wróżek! 

Choć odmówił odpowiedzi, gdy zapytała, za jaką obrazę królowa go ukarała, nie naciskała. 

Naprawdę  jej  to  nie  obchodziło.  Tym,  co  miało  znaczenie,  był  fakt,  że  w  swoim,  obecnym 
stanie nie stanowił większego zagrożenia niż dowolny ludzki mężczyzna — choć nadzwyczaj 
silny i wielki. 

Przeżyje. Naprawdę dzisiaj nie umrze! W końcu nie mógł jej zabić, była wszystkim, co miał, 

jedyną, która mogła go zobaczyć. Potrzebował jej

 

To zrozumienie zrobiło dużo by ukoić jej nerwy. Nie miała do czynienia ze zbliżającą się 

śmiercią, miała do czynienia ze zbliżającą się bitwą, a to były dwie, zupełnie różne rzeczy. 

Zaraz, pomyślała nagle, krzywiąc się, gdy jej umysł uczepił się tej nieścisłości. Twierdził, 

że był pozbawiony mocy, ale nadal był w stanie poruszać się w mgnieniu oka jak Wróżka. Jak 

background image

to było możliwe? Musiała wiedzieć dokładnie, z czym się mierzyła. — Myślałam, iż mówiłeś, 
że Aoibheal odebrała ci moce. Dlaczego nadal możesz poruszać się jak Wróżka? 

Wzruszył  ramionami.  —  To  jedyna  moc,  którą  mi  zostawiła  —  zdolność  przenikania 

krótkich dystansów. 

— Dlaczego miałaby zostawiać ci cokolwiek? — Naciskała, zastanawiając się czy mówił 

jej prawdę. 

—  Przypuszczam  —  odparł  sucho.  —  że  po  to  by  nie  rozjechały  mnie  autobusy,  gdy 

próbowałem przystosować się do mojej, nowej formy. Ona życzy sobie bym cierpiał, nie umarł. 

— Ale nie zostawiła ci niczego innego? 

Pokręcił głową i posłał jej karcące spojrzenie. — Nie myśl, że mi uciekniesz, Gabrielle. Nie 

pozwolę na to. Niemądrze byłoby myśleć o mnie, jako — Przerwał na moment, jak gdyby z 
uwagą  wybierał  następne  słowa  i  uśmiechnął  się  lekko.  —  impotencie…  pod  żadnym 
względem. 

—  A  dlaczego  chcesz,  żebym  porozmawiała  z  tym  Circennie,  Brodie’em?  —  Naciskała 

dalej,  nie  przyjmując  do  wiadomości  jego  słabo  zawoalowanej  groźby.  Uważać  go  za 
impotenta?
 Z całym tym testosteronem i męskością, wyciekającą z jego porów? Ha. Równie 
łatwo mogłaby pomylić Saharę z Biegunem Północnym. 

— Dlatego, że on ma moc by odesłać mnie do królestwa Wróżek. 

— On też jest Wróżką? — Natychmiast zesztywniała. Żadnych więcej Wróżek. Nie było 

mowy, żeby ujawniła się przed kolejną, zwłaszcza nie taką, która posiadała wszystkie, swoje 
moce. 

— W połowie Wróżka. Ale on woli zamieszkiwać w śmiertelnym świecie. 

Nadal zbyt niebezpieczny, nawet, jeśli tylko pół krwi. — A po tym, jak odegram twojego 

pośrednika i on zabierze cię z powrotem do królestwa Wróżek, co wtedy? 

— Wtedy wszystko zostanie naprawione i znów będę niezwyciężony. 

Przewróciła oczami. — Miałam na myśli, co stanie się ze mną? Podczas, gdy ty możesz być 

najważniejszą rzeczą dla twojego, egoistycznego, małego ja w twoim, małym, narcystycznym 
świecie, to wiesz, co — tak samo ja jestem w moim. 

Jego oczy zabłysły i zaśmiał się. Odrzucił w tył ciemną głowę, zęby połyskiwały, mieście w 

jego szyi napięły się, a ona stłumiła cichy, pełen podziwu jęk. Jego ciało mogło być ludzkie, 
ale było posypane egzotycznością Wróżek, od jego niesamowicie złotej, aksamitnej skóry, po 
te oczy, które błyskały połyskującymi, złotymi iskrami, których nie miał żaden człowiek, do 
tej,  zupełnie  onieśmielającej,  seksualnej  obecności.  Potężna,  ekscytująca  esencja    wróżki 
zabutelkowana  w  —nie  dokładnie  domkniętym  —ciele  śmiertelnika.  I  to  idealnym  ciele 
śmiertelnika. 

background image

Zwyczajnie zabójcze. Czysta Wróżka nie mogłaby jej tak kusić. Ciągle mówiłaby sobie, że 

to „istota.” Ale teraz, gdy wiedziała, że był całkowicie ludzkim mężczyzną pod czarnym T-
shirtem i spranymi, przylegającymi jeansami, wydawał się całkowicie innym — Błe! 

Jej kręgosłup zrobił się sztywny jak oparcie krzesła. Wyprostowała się tak gwałtownie, że 

prawie się przewróciła. 

Jak długo myślała o tym w swoim umyśle „on” i „jego?” 

Och! Chciała splunąć, zdrapać wstrętny smak własnej zdrady ze swojego języka! Czy jej 

babcia niczego jej nie nauczyła? Zamknęła oczy, odcinając to, starannie odbudowując w swoim 
umyśle jego bycie Tym. 

Po kilku chwilach znów je otwarła. To jeszcze jej nie odpowiedziało. — Powiedziałam. — 

Powtórzyła. — Co ze mną? 

— Cokolwiek zechcesz, ka-lyrra. — Zamruczało. — Musisz tylko to nazwać. — Wzrok 

tego  przesunął  się  po  jej  ciele,  podziwiający,  wygłodniały,  te  ciemne  oczy  obiecywały 
spełnienie każdej fantazji, jaką mogła trzymać najgłębiej w swoim sercu. To zwilżyło dolną 
wargę językiem, chwyciło ją zębami, a potem posłało jej najwolniejszy, najbardziej seksowny 
uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała. — Wyszepcz do mojego ucha, Ga-bry-jel, swe najgłębsze 
pragnienia, a sprawię, że będą twoje. 

Taa, pewnie, pomyślała kwaśno (stoicko odmawiając rozważenia, nawet przez chwilę, jego 

oferty nieograniczonej, seksualnej fantazji, która sprawiała, że ściskał jej się żołądek, ale wcale 
nie w nieprzyjemny sposób) to zapomniałoby o niej w uderzenie serca. W chwili, gdy znów 
byłoby niedostępnym, wszechpotężnym, nieśmiertelnym sobą. 

Ale była gotowa się założyć, że żadna, inna Wróżka by tego nie zrobiła. Jeśli to rzeczywiście 

sama Aoibheal ukarała to, odcinając to od królestwa Wróżek, czy nie chciałaby wiedzieć jak 
dokładnie Adam wrócił do Świata Wróżek bez jej, królewskiej zgody? 

A to doprowadziłoby przerażającą królową do Circenna Brodie’ego (zakładając, że ten cały 

Brodie natychmiast by jej nie przekazał) i ostatecznie do samej Gabby. A wtedy przybyliby 
Łowcy, grzmiąc koszmarnymi kopytami, żeby ją zabrać i — jeśli nie zabijali już ludzi, jak to 
twierdziło  —  mogłaby  zamiast  tego  oczekiwać  życia  w  służbie  aroganckich,  zimnych 
półbogów. 

Tak się nie stanie. 

— Co, jeśli tego nie zrobię? — Zapytała sztywno, przygotowując się na najgorsze. 

Wygięło ciemną brew. — Co, jeśli nie zrobisz, czego? 

— Co, jeśli ci nie pomogę? 

—  Dlaczego  miałabyś  mi  nie  pomóc?  Proszę  cię  o  tak  małą  rzecz.  Tylko,  żebyś  z  kimś 

porozmawiała. 

background image

— Och, proszę. Zdradzić się kolejnym z waszego rodzaju i zdać się na łaskę Wróżek? Tak, 

jakby to nie był oksymoron. Wierzyć, że po prostu pozwolicie sidhe-seer odejść i przeżyć swoje 
życie w spokoju? Nie jestem taka głupia. 

To pochyliło się naprzód z łokciami na kolanach, całe rozbawienie znikało z jego rysów, 

pozostawiając  rzeźbione  oblicze,  cicho  królewskie,  pełne  godności.  —  Daję  ci  moje  słowo, 
Gabrielle O’Callaghan. — Powiedziało miękko. — Ochronię cię. 

—  Racja.  Słowo  najmroczniejszej  Wróżki,  legendarnego  kłamcy,  wielkiego  oszusta.  — 

Zakpiła. Jak to śmiało oferować swoje słowo, jakby to rzeczywiście coś znaczyło? 

Mięsień na jego szczęce drgnął. — To nie wszystko, czym byłem, Gabrielle. Byłem i jestem 

wieloma rzeczami. 

— Och, oczywiście, ależ ja głupia. Zapomniałam o wytrawnym uwodzicielu i gwałcicielu 

niewinności. 

Oczy tego zmrużyły się. — Twojej nie zniszczyłem. Choć czuję jej zapach na tobie. I choć 

mógłbym z niewielkim wysiłkiem, skoro jestem dwa razy większy od ciebie. 

Och! Na pewno nie mógł poczuć, że była dziewicą, czyż nie? Takiego drobnego szczegółu. 

Rumieniąc się, warknęła. — A jaka mam gwarancję, że tego nie zrobisz? 

Niebezpieczny uśmiech rozpalił równie niebezpieczny błysk w jego oczach. — Żadnej. W 

rzeczywistości gwarantuję ci, że to zrobię. Ale obiecuję ci to: Gdy to zrobię, to będzie dlatego, 
że mnie o to poprosisz. Stojąc przede mną. Prosząc mnie, żebym cię pieprzył. 

Jego słowa uderzyły ją jak ceglana ściana, prawie wybijając jej powietrze z płuc dokładnie 

tak,  jak  to  zamierzało.  To  sprowadziło  męskie  onieśmielanie  do  poziomu  sztuki.  Ostro 
wciągnęła  powietrze,  się,  żeby  odwarknąć,  żeby  zaprzeczyć,  żeby  upierać  się,  że  to  będzie 
zimny dzień w piekle, ale to zerwało się z krzesła i stanęło nad nią. 

— Wystarczy. Zamierzasz mi pomóc czy nie, Gabrielle? 

Gabby  przełknęła  ciężko,  gorączkowo  przeglądając  jej  żałosne  opcje.  Niech  to  wszystko 

cholera, gdyby temu pomogła, po prostu wiedziała, że skończyłaby zabrana przez Wróżki. Nie 
było mowy by pozwoliły jej chodzić wolno. Nie ma mowy. Nie spędziły tysiące lat polując i 
niszcząc sidhe-seers tylko po to, żeby teraz jedną wypuścić. Zwłaszcza nie taką, wystarczająco 
młodą by urodzić całą, przyszłą linię sidhe-seers

I co, gdyby zdecydowały się zabrać też jej matkę? Co, gdyby odmówiły uwierzenia, że Jilly 

naprawdę  nie  posiadała  widzenia,  które  przekazała  swojej  córce?  Szczęśliwie  w  kolejnym 
małżeństwie, z trójką przybranych dzieci, jej mama nigdy by jej nie wybaczyła! Nie, żeby miały 
najlepsze relacje przy tym, jak stały sprawy między nimi, ale nie miała żadnego pragnienia ich 
pogarszać. 

A co, jeśli odkrywając, że ona je zwiodła — że myliły się, co do wymazania ostatnich sidhe-

seers  —  Wróżki  zaczęłyby  polować  na  nie  na  poważnie.  Gabby  nie  miała  wątpliwości,  że 

background image

gdzieś na świecie były inne takie, jak ona, ukrywające się, trzymające głowy nisko, próbujące 
prowadzić  normalne  życia.  W  Księgach  Wróżek  były  wpisy,  które  stanowiły  niejasne 
odniesienia do innych, podobnie przeklętych linii, twierdząc, że kiedyś było ich wiele. Gabby 
nie była wystarczająco głupia by sądzić, że tylko kobiety O’Callaghan wymyśliły jak przetrwać. 
Co, gdyby jej zdrada spowodowała, że wszystkie na nowo byłyby prześladowane? Gdyby choć 
jedna sidhe-seer została wytropiona i schwytana z jej powodu, byłaby odpowiedzialna za jej 
ponury los. 

Jakie zamieszanie spowodowała! 

Daję ci moje słowo, to powiedziało, ochronię cię. Ale Gabby nie była wychowana przez 

Walta Disney’a,  była karmiona  bajkami  najgorszego rodzaju  od urodzenia. Nie była zdolna 
temu zaufać. A nawet, gdyby przez jakąś, niedorzeczną szansę to naprawdę miało to na myśli, 
nie mogło obronić jej przed królową. Aoibheal sprawowała rządy nad wszystkimi, czterema 
królewskimi Domami Wróżek i dzierżyła największą władzę ze wszystkich. Gdyby Aoibheal 
jej chciała, Aoibheal by ją dostała. Kropka. 

Nie miała wyboru poza walką i opieraniem się do gorzkiego końca. 

Przygotowując się na jego gniew, na jakąkolwiek okropną rzecz, którą to jej zrobi, gdy ona 

potwierdzi  swoją  odmowę,  odchyliła  głowę  w  tył  i  jeszcze  bardziej  w  tył  by  spotkać  jego 
władcze spojrzenie. 

— Nie. Nie pomogę ci. — Wciągnęła płytki oddech i wstrzymała go z obawą. 

To  wpatrywało  się  w  nią  przez  niemożliwą  do  określenia  ilość  czasu,  enigmatycznym 

spojrzeniem, nie mówiąc nic, nie robiąc niczego. 

A ona czekała z nerwami napiętymi jak maleńkie druty, ciągnięte bezlitośnie przez lalkarza, 

prawie do punktu zerwania. 

Spięła się na uderzenie. W pełni oczekiwała, że to zrobi jej krzywdę, spróbuje przymusić ją 

fizyczną przemocą, być może nawet do stanu bliskiego śmierci i modliła się by była dość silna, 
żeby  to  znieść.  W  końcu  to  była  Wróżka.  Nie  miało  żadnego  sumienia,  żadnej  duszy. 
Spodziewała się, że zrobi cokolwiek, co musiało zrobić, żeby uzyskać czego chciało. 

Spodziewała się wszystkiego, poza tym, co następnie zrobiło. Skłoniło głowę. 

Pochyliło się do jej stóp i rozwiązało je. 

Sięgnęło potężnymi ramionami wokół niej, jego złote bransolety na ramiona zimne przy jej 

skórze, jego jedwabiste włosy muskające jej policzek, jego korzenny zapach otaczający ją. 

I uwolniło jej ręce. 

Gdy siedziała, zbyt zmieszana i wystraszona, żeby się ruszyć, cofnęło się, uniosło na całą, 

swoją wysokość ze słabym uśmiechem, igrającym na jego pewnych, zmysłowych wargach. 

I zniknęło. 


Document Outline