Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat Of A Different Color


ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Boże, nienawidzę zimy. Przeprowadziłbym się na Florydę gdyby nie te huragany....

Adrian zapukał do drzwi pokoju hotelowego i westchnął, przewracając oczami, na widok

pary, która wydobyła się z jego ust. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać

na

dziewczynę (Cheryl? Shelly? Nie, Sheri!). Zadrżał i rozpaczliwie zachciało mu się wrócić do

swojego własnego ciepłego domu, do trzeszczącego ognia w kominku i dobrej książki.

Został wyznaczony przez Maxa do przywiezienia nowego członka Dumy. Sheri miała być

dzisiaj wieczorem oficjalnie przydzielona do jej szeregów, mimo że została już zaakceptowana

przez Alfy i Bety. Tylko Max mógł nakazać Adrianowi by stał na zewnątrz w zimnie tak jak

teraz, ale w porządku - planował już swoją własną zemstę. Uśmiechnął się na myśl o tych

wszystkich sposobach, dzięki którym mógł pobudzić przedślubny obłęd Emmy.

Partnerka Alfy całkowicie zwariowała - zbombardowała gabinet samoprzylepnymi

karteczkami i listami „do zrobienia”. Albo zapomniała o tym, że dzielił biurko z Maxem, albo

uwielbiała dręczyć go zdjęciami ślubnego tortu. To wystarczyło by umocnić

w kawalerze

cukierkowe zgorszenie.

Adrian nie chciał mieć partnerki. Uśmiechnął się sam do siebie. Jego obaj najlepsi kumple

stali się pantoflarzami, a to wszystko w ciągu tygodni. Emma powiedziała „skacz!” a duża, silna

Alfa nie tylko spytała się jak wysoko, ale też w którym kierunku. A jeżeli chodzi o Simona, to

wystarczyło by Becky zbyt głęboko westchnęła aon już panikował. To całe obserwowanie, jak

dwóch najsilniejszych członków Dumy spinało się

pod Brygadą Cycków, zdeterminowało go do

pozostania singlem o zdrowych zmysłach.

- Chwileczkę - zawołał ze środka miękki głos. Brzmiał on nieśmiało i słodko, na co Puma

Adriana uniosła dziwnie swoją głowę. Poczuł jak jego penis stwardniał nieznacznie na dźwięk jej

aksamitnego głosu.

-Co jest, do cholery?-wymamrotał, marszcząc brwi ku zamkniętym drzwiom. Wzruszając

ramionami, próbował zlekceważyć reakcję swojego ciała.

- Kto tam jest?

Ten miękki głos wysłał promień

czystego pożądania prosto do jego żył. Ściągnął ramiona i

spróbował zlekceważyć

niski, warczący odgłos swojej Pumy. -Adrian Giordano. Jestem

przyjacielem Maxa, powiedział bym cię

podrzucił dzisiaj wieczorem. - był zbyt zajęty by

zapytać, dlaczego, do cholery, nie mogła sama się podrzucić.

Usłyszał jak przekręca zamki i napiął się. Jego Puma wydobyła z siebie niski warkot jakiego

nigdy wcześniej nie słyszał, musiał zatem zacisnąć

wargi, by nie przeszedł on przez jego usta.

Jego oczy błysnęły, kolory zachodzącego słońca zmieniły się

z czerwonego na złoty, gdy stracił

widmo czerwień/zieleń. Zamknął oczy, zmuszając je tym samym do przywrócenia normalnego

odcienia, gdy tylko drzwi się otworzyły.

- Cześć, doktorze Giordano. Jestem Sheri Montgomery.

Otworzył oczy by ujrzeć

stojącą

przed nim KrólewnęŚnieżkę. Miała najjaśniejsze,

najbardziej miękko wyglądające włosy jakie kiedykolwiek widział. Prawie białe loczki opadały na

jej ramiona. Blade, krystalicznie błękitne oczy, otoczone równie bladymi rzęsami, tak błyszczały

na twarzy, że doprowadziłyby do płaczu niejednego anioła. Była mała i delikatna, czubkiem

głowy zaledwie sięgała mu ramion. Jej piersi były doskonałe w stosunku do jej drobnej budowy.

Nabrał niewytłumaczalnego pragnienia, by przerzucić

sobie przez ramię

i zabrać

do swojej

pieczary, gdzie nikt by jej nie widział. Nikt by jej nie pożądał.

Moja.

Oczy Adriana rozszerzyły się, gdy jego Puma warknęła mu w piersi. - Bzdura.

Przechyliła swoją

głowę

na bok. Zabrała dłoń, której nawet nie zauważył, że miała ją

wyciągniętą na powitanie. - Przepraszam? Czy wszystko w porządku?

-Um, tak, wszystko ok. -modlił się

do Boga by nie zauważyła jego erekcji prężącej się

o

materiał jego spodni.

- Chciałbyś wejść na chwilkę? Założę tylko płaszcz.

Adrian przełknął ślinę, gdy uśmiechnęła się niepewnie, słodko.

Mogę

wejść

na rok? Albo dwa? A może po prostu wejdę? Dawał z siebie wszystko by zatłuc

na śmierć

ten głosik żądzy, ale on nie chciał umrzeć. Chciał rzucić

na ten brzydki, zielony

dywan i rżnąć

ją,aż

oboje nie wychodziliby przez tydzień. Może przez miesiąc. Spróbujemy przez

lata, zamruczała jego Puma. - Pewnie, dzięki.

Nie przyszło mu nawet do głowy, że będzie myślał o niej jak o swojej.

Otworzyła szeroko drzwi, odsuwając się i zapraszając go z kolejnym nieśmiałym uśmiechem.

Szybko przestąpił przez próg, wdzięczny kiedy zatrzasnęła za nim drzwi. Rozglądał się

po jej

hotelowym pokoju, patrzył na walizki, na cokolwiek byle nie patrzeć

na nią, bo przez moment

chciał rozebrać

do naga i zanurzyć

się

w niej. Kiedy odwróciła się

by chwycić

swój płaszcz,

prawie zajęczał na widok jej doskonałej pupy w kształcie serca.

Szybko wsunęła ręce w rękawy. Płaszcz wirował dookoła niej, wyłącznie biały kolor

podkreślał jej blady powab. Wtedy ruszyła w stronę

łóżka. Zmysłowe myśli goniły przez jego

głowę, gdy schyliła się, by podnieść

coś

z ziemi, naprawdę

uwydatniając swój tyłek. Nie widział

co podnosiła ponieważ:a). Było po drugiej stronie łóżka, b). Obiekt jego nagłej i całkowitej żądzy

właśnie pochylał się

przy łóżku i c). Ten tyłek. Nawet przykryty płaszczem powodował, że mu

stwardniał. Próbował nie wyobrażać

sobie jej nagiej, ale tak naprawdę

nie starał się

zbyt mocno.

Znowu prawie jęknął, a paskudny, zielony dywan zamienił się

w żółtawy brąz, dając mu do

zrozumienia, że jego oczy znowu się zmieniły.

-Tu jesteś

-zanuciła swoim miękkim głosem. W odpowiedzi jego penis szarpnął; przez

jedną, głupią

myśl, że mówiła do niego. Był zaskoczony, gdy zobaczył do czego mówiła, chociaż

nie powinien poprzez wszystkie te wizualne wskazówki. Przeszła dookoła łóżka, trzymając na

smyczy psa-przewodnika. Przygryzła nerwowo wargę. -Nic się

nie stanie jak wezmę

Jerry'ego,

prawda? Wiem jak niektórzy ludzie reagują na psy w swoich samochodach.

-Jasne, nie ma sprawy -powiedział, gapiąc się

na kobietę

stojącą

naprzeciwko niego.OCA,

prawdopodobnie typ pierwszy.1Białe blond włosy, blado-niebieskie oczy, prawie przeźroczysta

skóra… dlaczego wcześniej nie połączył tych faktów? Większość

ludzi z albinizmem pierwszego

typu byli prawie niewidomi i wymagali pomocy; jako optometrysta2 powinien uchwycić

te znaki,

ale był tak zajęty w ignorowaniu swojego penisa (i jej tyłka), że przegapił to, co oczywiste.

-Masz swoje okulary przeciwsłoneczne?-społeczeństwo albinosów było wrażliwe na

światło, ale niektórzy wybierali kapelusze z szerokim rondem zamiast okularów

przeciwsłonecznych, które osłabiały i tak już ograniczone pole widzenia.

Znowu się uśmiechnęła, tym pogodnym i ciepłym uśmiechem ze szczyptą ulgi.

-Tak, leżą

na kredensie. -przeszła do kredensu, zakładając parę

czarnych okularów. -Już.

Gotowa.

Gdy przeszła obok niego zaciągnął się, tak cicho jak to było możliwe. Boże, tak ładnie

pachnie; tak rześko i czysto, jak świeży śnieg, z posypką.. kokosów? Krem przeciwsłoneczny, no

tak. Słońce nadal znajdowało się

na niebie, więc potrzebowała dodatkowej ochrony dla swojej

bladej skóry. Odchrząknął i uregulował swój oddech; jeżeli jego penis stałby się

trochę

twardszy,

byłby w stanie wbijać nim gwoździe.

Wyszedł z nią

z pokoju hotelowego i czekał aż

zamknie drzwi. Jedną

ręką

mocno trzymała

się

Jerrego, gdy ją

prowadził, druga była wolna. Bez zastanowienia wsunąłją

sobie pod łokieć,

prowadząc ją do swojego samochodu.

- Więc pracujesz z Maxem?

1 OCA - bielactwo oczne i oczno-skórne, które dzieli się na 3 typy: typ 1(mleczno-biała skóra, białe włosy i

niebieskie oczy), typ 2(powszechne u afro amerykanów; żółte włosy, lekko brązowa skóra, szaro-brązowe oczy),

typ 3(podobny do typu 2, powszechny u Japończyków). Bielactwo oczne (Mutacja genu na chromosomie X,

zmiana koloru oka, pozostałe elementy ciała są normalnego koloru lub troszkę jaśniejsze).

2 Specjalista z dziedziny korekcji wad wzroku.

Zignorował nagłą falę zazdrości, spowodowaną słyszalną sympatią w jej głosie.

- Tak, Max wrócił do miasteczka i współpracuje ze mną od jakiś trzech miesięcy.

Uśmiechnęła się, znowu przechylając głowę na jedną stronę.

- Simon i Becky kilka dni temu zabrali mnie na kolację. Lubię ją. Pasuje do niego.

Adrian zadrżał. -Tak, wiem.

Sheri uśmiechnęła się do niego. - Dlaczego drżysz?

- Becky jest… no więc... Simon powiedział kiedyś, że myślał o niej jak o osobie „głośnej,

drażliwej i upartej”.

- Wydaje się, że trzyma go twardą ręką.

Adrian zignorował nić humoru zawartą w jej głosie i postanowił skupić się na jej słowach.

- Tak, trzyma.

Jej brwi uniosły się z zaskoczenia, gdy sięgał do swojego czarnego Mustanga. - Masz z tym

jakiś problem?

Otworzył tylne drzwi by Jerry mógł wskoczyć na tylne siedzenie.

- Tu bardziej chodzi o kawalerskie podejście. - pomógł jej wsiąść, zamknął drzwi i ruszył w

stronę miejsca dla kierowcy. Wlazł do środka i odpalił samochód. - Becky i Emma sąświetnymi

kobietami, a Simon i Max kochają je, ale całe to :„podskocz, bo ja tak mówię”nie podoba mi się.

- Więc wnioskuję, że nie szukasz partnerki?

Niee. Właśnie ją znalazłem. Jeszcze raz ujawnił się

ten malutki, drażniący głosik.

- Nie za bardzo.- wykręcił się.

- Dobrze - odpowiedziała pewnie. -To tak jak ja.

Jego Puma zaryczała w proteście. Adrian dał z siebie wszystko by to zignorować, ale to nie

było takie proste. Świat zmienił swoje kolory w ten subtelny sposób, który dał mu do

zrozumienia, że jego oczy się przemieniły. Zmusił je do powrotu w brąz, gdy wyjechał na drogę i

zmierzał do Maxaa i Emmy. - Pogłoski mówią, że Becky i Emma zaproponowały Ci pracę?

Kiwnęła głową. - Na pół etatu, ale na razie wezmę to, co dostanę, zanim znajdę sobie

miszkanie i otworzę własny interes.

- A czym się zajmujesz? - zapytał, gdy skręcał do domu Maxa.

- Jestem technicznym komunikatorem. Piszę dokumentację, specjalizuję się

w tworzeniu

oprogramowania do rozpoznawania głosu dla niewidomych.

Uśmiechnął się powoli. -Naprawdę?

- Nie udawaj zaskoczonego. Technologia stworzyła tyle łatwiejszych rzeczy dla osób

niepełnosprawnych.

- Nie powiedziałem, że nie. Po prostu myślę, że jest to ekstra.- urwał, zastanawiając się czy

obraziłaby się, gdyby zapytał. - Jak źle widzisz?

Znowu przechyliła na bok swoją głowę; wiedział wystarczająco dużo o jej stanie by sądzić,

że daje z siebie wszystko by wykorzystać swoje ograniczone pole widzenia. -Dwadzieścia na

dwieście.

By zobaczyć to, co inna osoba może z odległości dwustu stóp, ona musiałaby stanąć w

odległości dwudziestu stóp. Była to w sumie definicja prawie niewidomego. To by wyjaśniało

dlaczego nie jeździ samochodem. W większości stanów przyznawano ograniczone pozwolenie

tylko wtedy, jeśli zasięg wzroku osoby wynosiłby dwadzieścia do osiemdziesięciu ze

skorygowaniem.

Próbował z całych sił zignorować jej spojrzenie, gdy parkował na ulicy. Podjazd Maxa był

zapełniony; oni byli przedostatnimi przybyłymi. Wysiadł z wozu, okrążając go, pomagając jej

wysiąść zanim otworzył drzwi Jerry'emu. Gapił się

na psa, który gapił się na niego. - Tak przy

okazji, chciałem cię o coś

zapytać. - złapał ją za rękę i zacząłiść.

- O co?

-Sheri i Jerry?

- Zamknij się.- uśmiechnęła się szeroko, całkowicie zrelaksowana, idąc przy jego boku. Ten

mały gest zaufania ogrzał go aż do jego palców u stóp, pomimo chłodu listopadowego powietrza.Głupek.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dzięki Bogu, za jej ciemne okulary. Powiedziałaby, że u większości Pum oczy błyskają

złotem, gdy się

denerwują

(lub pobudzają

-jej wewnętrzny kotek zamruczał). Jej błyszczą

czerwienią. Ci biedni ludzie, gdyby to zauważyli, mogliby pomyśleć, że była czymś

w rodzaju

demona. Zapłonęły czerwienią, gdy wyczuła zapach Adriana za drzwiami jej hotelowego pokoju.

Kiedy usłyszała po raz pierwszy jego głos, jej pazury prawie się

wysunęły. Zdołała zmusić

swoją

Pumę

do posłuszeństwa, ale za każdym razem, gdy apetyczny doktor Giordano przemówił, mogła

wyczuć mruczenie jej wewnętrznego kotka, jakby go głaskał.

Och, pogłaszcz mnie, doktorze Adrianie!

Warknięcie jej Pumy nie pomogło. Deklaracja o tym, że nie będzie szukać

partnera brzmiała

niedorzecznie nawet dla niej.

Chociaż

technicznie rzecz biorąc, to była prawda. Wyglądało na to, że odnalazła swojego

partnera czy tego chciała czy nie.

Musiała wymyślić

sposób by uchronić

go przed Rudym -jakoś

wątpiła w to, żebędzie to

proste.

Drzwi wejściowe do domu Maxa uchyliły się. - Cześć Sheri!

Spięła się, gdy zachwycona partnerka Simona uścisnęła ją

jak starego, dobrego przyjaciela.

-Cześć

Becky.-mogła ujrzeć

ultra skręcone włosy i bladość

twarzy Betki. Rysy Becky były

wyraźne, ponieważ

stała tak blisko, jasny nefryt zielonych oczu Becky zamigotał radośnie.-Gdzie

jest Emma? - Sheri pragnęła poznać Curanę. Rozmawiała z nią przez telefon, a Becky obsypywała

szefową

pochwałami, ale to nie zmieniało faktu, że musiała stanąć

z Curaną

twarzą

w twarz i

zdobyć jej aprobatę, zanim pozostali członkowie Dumy ją zaakceptują.

-Tam -odpowiedział jej chrapliwy, żeński głos. Becky się

odsunęła i Sheri znowu się

spięła.

Mała kobietka szła w jej stronę

i musiała pochylić

głowę

by ją

dobrze widzieć. Ujrzała długie,

ciemne włosy i także ciemne oczy na złocistej skórze twarzy, ale o ile nie podeszła bliżej, jej rysy

były nadal zamazane. - Max... - wycedziła ochrypłym głosem.

- Tak? - przeciągnął znajomy głos Maxa.

- Jesteś pewien, że z nią nie spałeś?

-Emmo...-Max zaśmiał się, ruszając w stronę

małej kobiety. Jego znajomy zapach uniósł się

nad nią.

-Blondynka, cudowna.. wyjaśnij mi jak to możliwe, że z nią

nie spałeś? Do diabła, sama

bym się z nią przespała!

- Emmo!

- Nie chcieliśmy - odpowiedziała Sheri, nieco wystraszona jej powitaniem.

Poczuła jak uwaga Emmy ponownie skupia się

na niej. Cholera, jest silną

Curaną.

- Och?

-Bycie ściganą

przez wściekłego chłopaka, który chciał zmusić

mnie do godów,

spowodowało, żemężczyźni nie znajdują

się

wysoko na mojej liście priorytetów. Albo kobiety.uśmiechnęła

się

z ulgą

kiedy Curana zachichotała. Poczuła jak ramię

Adriana zesztywniało pod

jej ręką. - A poza tym, Max umawiał się...

- Emmo, może pozwolisz im wejść? Jest zimno. - przerwał jej Max.

Mogła prawie poczuć

rozbawienie Emmy kiedy ta się

cofnęła. -Pewnie, Sheri, wejdź.-

Curana pochyliła się

i szepnęła jej do ucha -Przypomnij mi, że musimy później pogadać, dobrze?

-Emma, daj spokój. -Max ponownie się

zaśmiał. -Naprawdę

chcesz wiedzieć

z kim spałem

w college'u?

-Nie za bardzo. -Sheri mogła usłyszeć

złośliwe rozbawienie w głosie Emmy. -Po prostu

lubię

jak się wykręcasz.

To był dźwięk delikatnego całusa. -Sprawię, żebędziesz się

później skręcać

-Max

wymruczał miękko do ucha Emmy. Oczywiście myślał, że nikt tego nie mógł usłyszeć, ale jej

słuch był bardziej wrażliwy od zwykłej Pumy.

Poczuła jak jej policzki zaczerwieniły się

od gorąca w jego głosie. Delikatne „O rany!”

Emmy wyrażało podobne emocje do tych, które czuła, gdy Adrian przesunąłrękę

po jej talii i

przyciągnął ją bliżej do siebie. Ułożył zaborczo dłoń na jej biodrze, gdy wchodzili do pokoju.

-O co chodziło z tym wściekłym chłopakiem? -spytał Adrian. Słyszalne było napięcie w

jego głosie. Spięty lub nie, kochała go słuchać.Brzmienie jego głosu było ciepłe i intensywne jak

stopiona czekolada, płynąca seksownie po jej skórze, powodującgęsią

skórkę

na jej rękach. Za

okularami jej oczy błysnęły czerwienią. Tylko nie to.

Stopiona czekolada dokładnie pasowała do zdolnego doktora. Intensywnie czekoladowe,

brązowe oczy, ciemnobrązowe włosy i opalona skóra, opinająca gładkie mięśnie, sprawiały, że

facet był smakowitym kąskiem, który koniecznie chciała spróbować, zwłaszcza od kiedy była

oddanym czekoladoholikiem.

Jaka szkoda, że nic z tego nie wyjdzie -Rudy jednym spojrzeniem zjadłby doktorka na lunch.

Dosłownie.

Max westchnął. -To długa historia, stary,i poruszymy ją

przy wszystkich. Dawajcie do

środka, zdejmijcie płaszcze i usiądźcie. Cześć Jerry.

Dała polecenie Jerry'emu, dzięki któremu wiedział, że ma wolne, więc kiedy Max pochylił

się

i pogłaskał go, to tak bardzo merdał ogonem, że prawie wyrwał jej z ręki uprząż. Zaśmiała się,

zadowolona z tego, że jej pies i Alfa lubią się nawzajem. - Lubi cię.

-To dobrze, bo będzie mnie często widywał. -wziął od niej jej płaszcz i wręczył go Emmie.

Adrian przypadkowo skierował ją

w stronę

dużej, skórzanej, bordowej kanapy. Widziała

przesuwające się

osoby, ale nie mogła rozpoznać

ich twarzy. Zapachy, z drugiej strony…

Była tam grupka osób, na szczęście żadne z nich nie użyło perfum lub wody kolońskiej.

Mieli zbyt wrażliwy węch. Żaden z tych zapachów nie był znajomy oprócz zapachu Maxa, Bet i

Adriana. Dzieci piszczały i śmiały się

na górze. Słyszała dźwięki gry wideo i doszła do wniosku,

że właśnie tam są dzieci.

Ponętny zapach pociągającego doktorka Pyszniutkiego unosił się blisko niej.

- Wściekły chłopak? - Adrian szepnął jej do ucha, gdy usiadł obok niej.

Westchnęła. - Chcę opowiedzieć

to tylko raz, dobrze?

Cisza.

-Proszę? -nie wiedziała dlaczego go błagała, ale ciężar jego spojrzenia zaczynał być

uciążliwy. I uciążliwie gorący, coś czego nie potrzebowała w pokoju pełnego drapieżników.

Mogła tylko zauważyć, że skinął i usłyszeć

jego „dobrze.” Pochylił się, szepcząc jej do ucha.

- Ale porozmawiamy o tym później.

Poczucie jego oddechu na szyi wywołało dreszcze w dół jej kręgosłupa, nawet jeśli jego

władczy ton ją rozjuszył.

Zmarszczyła brwi i zaczynała coś mówić, ale przerwał jej Max.

-W porządku, ludziska, słuchać. Poznamy dzisiaj nowego członka Dumy. To ktoś, kogo

znamy razem z Simonem z czasów college'u. Ktoś, kogo zmieniłem, kiedy był w potrzebie.

Nazywa się

Sheridan Montgomery. Jest dobrym człowiekiem, który przeżył ciężkie chwile.

Przybyła do nas, potrzebując pomocy, więc proszę o wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia.

Sheri słuchała Maxa, czuła jak moc Alfy w jego głosie rozchodzi się

po pokoju. Wszystkie

rozmowy natychmiast ucichły, gdy wstała i przeszła naprzód. Wyczuła obecność

Maxa i jego

partnerki, stojących obok kominka, z Simonem i Becky po jego prawej stronie. Odwróciła się

niechętnie by stanąć twarzą do pozostałych. Moment prawdy. Pomogą mi czy nie?

-Cześć

-zaczęła, zaciskając palce na smyczy Jerry'ego. Zareagował w pełni gotowy do

służby, usiadłszy obok niej w czujnej postawie. -Jestem Sheri.

Adrian rozsiadł się

tak swobodnie, jak to było możliwe i próbował rozluźnić

swoje napięte

mięśnie. Życie jego partnerki było zagrożone, a sposób w jaki Max i Simon się

zachowywali

dawał do zrozumienia, że to się

szybko nie zmieni. Jego Puma praktycznie drgała -jeśli miałby

teraz ogon, to chłostałby nim szybko powietrze. Do diabła, nawet jako człowiek zapragnął wstać i

ruszyć

w jej stronę, ale zmusił się

do pozostania na miejscu i wysłuchania tego, co Sheri miała do

powiedzenia.

-Dawniej, w college'u umawiałam się

z chłopakiem, który nazywał się

Rudy Parker. Byłam

na trzecim roku na oprogramowaniu komputerowym, on był absolwentem. Inżynierem mechaniki.

Chciał pracować

przy robotach. -uśmiechnęła się

smutno, ciągnąc dalej. -Był jak spełnienie

wszystkich marzeń.

Adrian prawie warknął. Myśl, że zależało jej na kimś

innym, sprawiła, że prawie wysunął

swoje zęby -a przecież

znał tę

kobietę

zaledwie godzinę. Każdy zaborczy instynkt zaczął się

rozciagać, jak kot budzący się

o świcie, cała jego uwaga skupiła się

na smukłej blondynce stojącej

przed nim.

-Na ostatnim roku zaczęły dziać

się

dziwne rzeczy, które mnie zmartwiły. Kazał mi zakładać

spódniczkę, ponieważ

uwielbiał mnie w spódniczkach i wściekał się, gdy miałam na sobie jeansy.

Kupował mi do picia gorącą

czekoladę

i obrażał się

za to, że nie okazywałam właściwie swojej

wdzięczności. Problemy zaczęły się nasilać zanim ukończyłam studia.

Miała silny głos, ale jej ręce się

trzęsły. Chciał wstać

i objąć

ramionami by wiedziała, że

jest z nim bezpieczna. Ten cały Parker ją

skrzywdził? Gdyby podniósł na nią

rękę, byłby martwy.

Adrian dorwałby go i własnoręcznie wypatroszył.

Poczuł na sobie czyjś

wzrok i odwrócił się. To był Simon. Facet patrzył na niego tak, jakby

dokładnie wiedział o czym myśli. Jego partnerka została zaatakowana i poważnie zraniona przez

członka Dumy, zanim została przemieniona. Becky pochyliła się

ku Simonowi i głaskała

uspokajająco jego ramię, ale jej oczy były wlepione w Sheri.

Adrian skupił swoją uwagę z powrotem na swojej Królewnie Śnieżce.

-Rudy wiedział, że nie widzę

zbyt dobrze. Jestem prawie niewidoma. Używałam laski kiedy

wychodziłam z terenu college'u i z domu. Znałam dobrze swoją

drogę, więc to nie było trudne, a

laska przydawała się

najbardziej przy przechodzeniu przez ulicę. Zabrał mi laskę

wmawiając, że

ukradły ją

jakieś

dzieciaki i wtedy zaoferował mi pomoc. Zaczął opuszczać

swoje zajęcia by

zaprowadzać

mnie na moje, co wtedy było bardzo słodkie. Jednak, gdy nie wchodziłam do

budynku lub jeśli sprawdził, że mnie tam nie było, wariował.

-Wtedy poznałam Maxa. -nie uśmiechała się

już

smutno, lecz psotnie. -Umawiał się

z

dziewczyną, która stawała się

zbyt upierdliwa i próbował zakończyć

ten związek, nie krzywdząc

jej przy tym. I, nie, nie było innej kobiety -po prostu czuł presję

i chciał odejść. Mieliśmy

podobne problemy. Powiedział wtedy, że chce się spotkać z Rudym a ja się zgodziłam.

Adrian wyczuł jej napięcie. Każdy, za wyjątkiem bawiących się

na górze dzieci, siedział

cicho.

-Nie muszę

mówić, że Rudy nie był zbyt szczęśliwy ze spotkania z Maxem. Tamtej nocy

poszliśmy na randkę

i on zaciągnął mnie w głąb lasu. Niczego nie podejrzewałam, ponieważ

już

tam chodziliśmy. To było jego ulubione miejsce, gdzie mogliśmy porozmawiać

o swoich

marzeniach, planach na życie, takiego typu rzeczy.

Westchnęła, przechylając głowę

na bok. Adrian miał wrażenie, że patrzy się

na niego.

Uchwycił blask czerwieni w jej oczach, zanim uniosła głowę, chowając swoje oczy za okularami.

-Tamtej nocy mnie zaatakował. Przedtem nie wierzyłam w wilkołaki lub w zmiennokształtne

Pumy.

-Wilkołaki? -zapytała Belinda. Stała blisko Becky, co było u niej nawykiem od czasu ataku

na Betkę. Oczy Becky się

zwęziły, Emma wyglądała na zamyśloną. Obaj liderzy Dumy wyglądali

na obojętnych i nie okazując żadnych emocji, stawiając Adriana na baczności. Jeszcze raz zwrócił

swoją uwagę na Sheri.

-Tak, wilkołaki. Rudy przemienił się

na moich oczach i zaatakował mnie. Przycisnął mnie

do ziemi i chciał mnie dosiąść. Moje skaleczenia były… poważne. -wzięła głęboki oddech,

oczywiście przybita wspomnieniami i Adrian nie mógł już

dłużej wytrzymać;wstał i podszedł do

niej, stając obok, łapiącją

za rękę, którą

nie trzymała Jerry'ego. Wydawało się, że zrelaksowała

się, czując jego dotyk -jej głos uspokoił się

i stał się

mocniejszy, a jego Puma zamruczała w

wyrazie satysfakcji. -Zdecydowałam, że ucieknę

od niego, ale naprawdę

poważnie krwawiłam.

Czasami myślę, że chciał bym uciekła by móc napawać

się

pogonią, ale myślę, że nie spodziewał

się

po mnie, że ucieknę

na drogę. -uśmiechnęła się

nieznacznie. -Wreszcie mój Anioł Stróż

się

ocknął, kiedy zostałam prawie potrącona przez Simona, wracąccego z imprezy.-Simon kiwnął

ponuro głową, potwierdzając jej historię. - Błagałam go by zawiózł mnie do szpitala. Zamiast tego

zabrał mnie do Maxa. Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co się

potem wydarzyło ale kiedy się

obudziłam byłam całkowicie wyleczona, pomijając znak po ugryzieniu. -podciągnęła brzeg

białego swetra, by ukazać

bliznę. Adrian kątem oka zauważył jak Becky potarła podobny znak.

Simon przytulił do siebie swoją

partnerkę

i spojrzał na nią

z zaciekłą

opiekuńczością

co, chociaż

raz, Adrian całkowicie rozumiał, bo on również chciał w ten sam sposób spojrzeć na Sheri.

Sheri puściła brzeg swetra i ponownie złapała Adriana za rękę. Nie był pewny czy była

świadoma tego co zrobiła. -Max ugryzł mnie i tym samym przemienił. W przeciwnym razie bym

umarła. Kiedy Rudy próbował znowu mnie skrzywdzić, byłam w stanie się

obronić. Zmusiłam

się do ucieczki przed nim i jego sforą.

Max zabrał głos, zanim Adrian zdążył zadać

pytanie typu : dlaczego nie jesteś

wilkiem? -W

tym momencie byłem pewien tego, że Parker zachował się

jak łajdak. Skontaktowałem się

z

lokalną

sforą

ale oni nie wiedzieli nic na jego temat albo grupki jego przyjaciół. Obiecali, że

zajmą

się

nim. Kiedy Parker próbował odpłacić

mi, zmieniając Sheri, razem z Simonem byliśmy

gotowi by z nimi walczyć. Cały czas ściga Sheri. Została zmuszona do tego by ukrywać

się

i nie

miećżadnego wsparcia, nawet ze strony członków Dumy, ze strachu, żebParker mógłby

wykorzystać

ich przeciwko niej. Poprosiła by mogła dołączyć

do naszej Dumy, co oznacza, że nie

będzie już

dłużej sama. -Max ogarnął pokój srogim spojrzeniem. -Poradzimy sobie teraz z tym

niebezpieczeństwem.

Alfa uśmiechnął się, kiedy członkowie jego Dumy mruknęli w aprobacie. Adrian poczuł jak

ręka Sheri zadrżała w jego.

-Teraz, do tych z kociętami, miejcie na uwadze, że Parker jest chorym człowiekiem, który

zrobi wszystko by dostać

Sheri. Chrońcie je, musicie wiedzieć

gdzie przebywają

przez cały czas.

Roześlę

do każdego e-maila ze zdjęciem Parkera, po to byście wiedzieli co robić

jak go

zobaczycie. Macie się skontaktować wtedy ze mną lub z Simonem...

-...lub ze mną. -wtrącił się

Adrian, ściskając uspokajająco dłoń

Sheri. Przestał natychmiast,

gdy zauważył grymas na jej twarzy, ale nie puścił jej, rozluźniając jednak uścisk.

-Lub z Adrianem. -Max kiwnął głową. - W żadnym wypadku nie pozwólcie na zbliżenie się

Parkera do waszych kociąt. Towarzyszą

mu trzy inne wilki. Możliwe, że potrafią

się

zmieniać.

Skontaktuję

się

ze sforą

z Pocono i zobaczę

czy nam pomogą. Z tego, co ostatnio słyszałem to

lider sfory martwi się tylko o własny tyłek, więc możemy liczyć tylko na siebie.

-Pomogę. -powiedziała Belinda. -Są

miejsca, do których będzie musiała chodzić

bez

partnera. Będę

tam z nią

chodzić.

-Nie jest Curaną, więc powinna być bezpieczna... -wymamrotała jedna z kobiet.

-Że co? -Adrian zadrżał, słysząc srogi ton głosu Emmy, gdy Curana Dumy zareagowała na

wypowiedź

kobiety. Otoczyła ją

cienka mgła, poważna oznaka jej wkurzenia. -Wątpisz w moje

słowo, że Belinda Campbell nie miała nic wspólnego z atakiem na Rebeccę Yaeger?

Oho, zaczyna się. Jeżeli kobieta była wystarczająco mądra, to szybko powinna się

wycofać

i

natychmiast przeprosić. Adrian obserwował jak kilka kobiet wzdrygnęło się

i odsunęło od

sprawczyni tego zamieszania.

- Nie, Curano. - kobieta pochyliła ulegle głowę.

-Dobrze. -Emma spojrzała na pozostałych członków Dumy. -Oczekuję, że ten nonsens się

zakończy. Belinda udowodniła zarówno Rebecce jak i mi, że nie miała nic wspólnego z atakiem

Livii na Rebeccę. Obarczanie jej odpowiedzialnością

za czyny Livii jest niewłaściwe i oczekuję

od was poprawy. Zrozumiano?

Adrian patrzył jak Max stanął obok swojej partnerki, ukazując chłodne ostrzeżenie w swoich

oczach każdemu, kto się

jej sprzeciwi. Sprzeciwianie się

Emmie, oznaczało sprzeciwianie się

Maxowi -do czego żaden mężczyzna w tym pomieszczeniu nie był zdolny, i dobrze o tym

wiedział. Dyskusja zakończyła się, kiedy Bety zajęły miejsca tuż

obok Alf z podobnym rażącym

spojrzeniem.

Wymamrotane szepty akceptacji ogarnęły cały pokój, co zrelaksowało Alfy.

-Sheri od jutra będzie pracować

na pół etatu we Wallflowers -dodała Emma cieplejszym

tonem.

-Może się

wprowadzić

do mieszkania Becky, znajduje się

przecież

nad sklepem -powiedział

Simon, jeszcze raz obejmując ręką swoją partnerkę.

Becky spojrzał na niego. - „Może”? Aco z osobą, która tam obecnie mieszka?

-Pomyślałem, że mogłaby wprowadzić

się

do mnie. Nie masz nic przeciwko, prawda? -

Simon uśmiechnął się

do swojej partnerki, Adrian zaś

musiał ukryć

uśmiech. Reszta osób nawet

się tym nie kłopotała. Kilkoro zachichotało, gdy Becky chrząknęła w odpowiedzi.

- Lubię moje mieszkanie.

- Tak będzie Sheri łatwiej, a Ty zrobiłabyś dobry uczynek dla nowej przyjaciółki.

Becky westchnęła. - To było poniżej pasa Simon.

- A poza tym, w nocy będzie mi zimno w nogi.

- Ach, cóż, przecież nie możemy pozwolić by zmarzły ci nogi, prawda Garfieldzie?

- Uznam to za zgodę. - Simon posłał jej szeroki uśmiech, gdy w pokoju rozległy sięśmiechy.

Ten moment, pełen śmiechu, pozwolił rozładować

napięcie. Ludzie usiedli wygodnie,oddając

się

dyskusjom na temat pomocy Sheri i poznając najnowszego członka Dumy. Adrian nie

odstępował jej na krok, zaskoczony tym, że Belinda również. Wyglądało na to, że przypadły sobie

do gustu. Rozsiadł się

i patrzył jak śmiały się

z czegoś

razem, następnie zaplanowały wyjście na

lunch następnego dnia, po pracy Sheri. Poczuł jak i w nim rozładowuje się

napięcie -jego

partnerka będzie bezpieczna z Belindą. A jutro od Maxa dowie się

całej historii.

ROZDZIAŁ TRZECI

-No dalej, pytaj. -Sheri próbowała się

nie uśmiechnąć, gdy Belinda odłożyła swoją

kanapkę

i odchyliła się na łokciach, patrząc zarówno z ciekawością jak i z poczuciem winy.

- Jak to jest być albinoską? - Belinda spytała cicho.

Sheri westchnęła, odkładając swoją

kanapkę. Nie czuła się

obrażona. Przyzwyczaiła się

poprawiać ludzi, ale ciągle przeszkadzało jej to, że pytali. - Naprawdę nienawidzę tego słowa.

-Dlaczego?

Czekała aż

ktoś

zada jej to pytanie po wczorajszym spotkaniu Dumy, ale Belinda była

pierwszą

osobą, która się

odważyła. Obydwie kobiety siedziały w barze „Kelly”, jedząc

hamburgery i frytki -oczywiście olewając swoje diety. To było jedno z najmilszych popołudni

jakie miała od dłuższego czasu. Fajnie było znowu mieć

przyjaciela. Miała nadzieję, że tego nie

zniszczą.

-Jestem osobą

z albinizmem. Mówiąc, że jestem albinoską

to tak jak twierdząc, że cierpię

na

zaraźliwą chorobę, jakbym była trędowata. To stan z jakim żyję, a nie to kim jestem.

- Ale nie jest to gorsze od nazywania mnie blondynką.

-Wątpię. -zaśmiała się. -Pomyśl o stereotypie „albinosa”. Jesteśmy zawsze złymi, tymi,

którzy robią

paskudne rzeczy kilku biednym niewiniątkom, którzy nie wiedzą, że albinosi to

diabły wcielone. A poza tym nikt się na ciebie nie gapi, bo jesteś blondynką.

Nastąpiła chwila ciszy. -W porządku -odpowiedziała w końcu Belinda. -Powiedz mi jakiś

dowcip o blondynce.

Sheri zatrzymała się

z hamburgerem w ustach, pochyliła głowę, próbując wychwycić

ekspresję

drugiej kobiety.

-Może to? Ruda wchodzi do gabinetu lekarza i mówi : „Doktorze, gdziekolwiek się

nie

dotknę, to mnie boli.” Doktor kazał jej dotknąć

się

w każdym miejscu, upewniając się, że za

każdym razem krzyknęła. Spytał czy jest naturalną blondynką... przerwij mi, jeśli znasz puentę?

Zaczerwieniła się,słyszała to już wcześniej, i śmiała się tak głośno jak jej przyjaciele.

- Doktor powiedział : „Tak myślałem, masz złamany palec.”

Usłyszała jak Belinda bierze łyk wody. -Pewnego wieczoru blondynka grała w Trivial

Pursuit ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy nadeszła jej kolej, wyrzuciła kości i stanęła na Nauce i

Naturze. Jej pytanie brzmiało : „Jeśli jesteś

w próżni i ktoś

cię

woła to czy go usłyszysz?”

Blondynka zastanawiała się przez chwilę i odpowiedziała: „A jest on włączony czy wyłączony?1”

Sheri przygryzła wargę by się nie śmiać, ale miała wrażenie, że Belinda to zauważyła.

-„Albo moje ulubione. Dlaczego blondynka uśmiecha się, gdy strzelają

pioruny? Bo myśli, że

robią

jej zdjęcie.”

Sheri nie dała rady dłużej powstrzymywać

swojego rozbawienia i ulżyło jej, gdy Belinda

również zachichotała.

-Mam licencjat z Zarządzania i Finansów, ale ludzie przez całe moje życie uważają

mnie za

idiotkę bo wyglądam jak lalunia.

Sheri mogła tylko wzruszyć ramionami. - Czasami tak postępuje z tobążycie, a czasami sama

jesteś

sobie winna. Więc, znam trochę

kawałów o blondynkach, śmieję

się

z nich i staram się,

żeby opinie innych ludzi nie wpływały na mnie. To nie zawsze działa, ale staram się.

- Wow. Przykro mi.

-W porządku. Mówię

tylko, żeby nie pozwolić

na to, by stereotypy cię

przytłoczyły. Jeśli tak

robisz, to skupiasz całą

swoją

energię

na czymś, co tak naprawdę

na dłuższą

metę

nie ma

zanczenia. Jeśli obrażałabym się

za każdy usłyszany dowcip o blondynce, to bym musiała się

złościć przez cały czas.

Belinda pochyliła się w stronę Sheri, by ta mogła zobaczyć jej szeroki uśmiech, i szepnęła:

1 Vacuum to zarówno próżnia jak i odkurzacz.

-Albo stałabym się rudzielcem, czczącym Ms. Clairol2.

Jadły chwilę w ciszy.

- Masz swoją własną firmę?”

-Nie -odpowiedziała Belinda z westchnieniem. -Pracowałam u Noego jako kelnerka,

planowałam zgłosić

aplikację

na stanowisko kierownika, ale... nie wypaliło. Jestem pewna, że

mogę

sobie pozwolić

na otwarcie własnego interesu, ale chciałam ująć

doświadczenie na

stanowisku kierownika w papierach przy staraniu się

o pożyczkę. Nie sądzę

bym się

bez tego

kwalifikowała.

Sheri usłyszała ból w głosie kobiety. - Przykro mi.

- W porządku. Rynek i tak zasysa teraz te biznesy, które i ja chcę

otworzyć.

- Jaki biznes?

- Razem z Livią… żartowałyśmy sobie, że stworzymy coś swojego. Ja chciałam otworzyć bar

lub restaurację, i nazwać

je „Blondynką” lub czymś

w tym stylu, ona chciała Spa. -Belinda

wzruszyła ramionami. - Dlatego uwielbiałam pracować u Noego. Kocham branżę restauracyjną.

- Co się stało z twoją pracą?

- Zostałam zwolniona.

- Dlaczego?

-Bo ludzie uważali, że współdziałałam z Livią. Zaatakowała Becky, dość

ciężko ją

raniąc,

podczas tegorocznej maskarady. Livia groziła Becky, by nakłonić

Emmę

do oddania jej

pierścienia Curany.

-Co? -Sheri nie mogła wierzyć

własnym uszom. -Ktoś

próbował wykorzystać

Becky by

dostać się do Emmy?

-Tak. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie zobaczyłam jak Simon niósł Becky by ją

uzdrowić

i

przemienić.

- I połączyć się z nią.

-I połączyć

się

z nią. -Usłyszała inny rodzaj bólu w głosie Belindy i zastanowiała się

czy ta

kobieta czuje coś

do Simona. Jeśli tak, to byłaby taka szkoda, Simon był przecież

oddany swojej

partnerce.

- Ale pierścień...

- Nie zrobi z ciebie Curany, prawda? Ale jeżeli Emma oddałaby go...

- ...byłaby uznana za słabą - Sheri dokończyła zamyślona.

- Dokładnie. Stałaby się pokarmem dla kota.

Sheri zaśmiała się. Zaczynało jej się tu podobać.

Adrian czekał na zewnątrz baru i obserwował dwie rozmawiające i śmiejące się

kobiety. Coś

w jego sercu się uspokoiło, gdy ujrzał ją po raz pierwszy tak zrelaksowaną, odkąd ją poznał.

-Może jeśli będziesz się

gapił wystarczająco długo to ciuchy same z niej spadną.-powiedział

Simon, podchodząc i patrząc na kobiety.

Adrian przewrócił oczami. - Jest moją partnerką.

Simon uśmiechnął się

szeroko. -I to ty będziesz osobą, która użyje wobec niej swojego

niezwykłego, rozpruwającego szmatki, spojrzenia mocy?

- Dupek.

Simon klepnął go po plecach i Adrian uśmiechnął się.

- Wydaje się, że się zadomawia. - powiedział Simon, opierając się o ceglanąścianę baru.

- No.

- Becky ufa Belindzie.

-A ty nie? -Adrian zatrzymał swoje spojrzenie na kobietach, ale jego uwaga była całkowicie

skupiona na Simonie.

- W pewnym sensie tak.

- Ufasz Becky i Emmie?

2 Producent farb do włosów. Ponoć najlepszy ;p i oczywiście nie dostępny w Polsce.

Simon westchnął. -Tak, niech to szlag. -To brzmiało tak, jakby już

odbył taką

rozmowę,

równie przegraną. Becky prawdopodobnie dała mu wykład. Zdecydował się

uspokoić

Simona.

Były sprawy na temat Belindy o których wiedział i mogłyby zaszokować Simona.

Adrian kiwnął głową. - Byłeś kiedykolwiek u Kelly kiedy i Belle tam była?

Simon spojrzał na Adriana, podniosząc jedną brew. - Belle?

Adrian kiwnął głową. -Tak tam nazywają Belindę, Belle.

- Nie, nie byłem tam, kiedy Belle była. A dlaczego pytasz?

- Mogłaby cię zaskoczyć.

Simon parsknął. -Umawiałem się

z nią, z przerwami, przez cztery lata. Nic, co by zrobiła nie

mogłoby mnie zaskoczyć, chyba że wyhodowałaby drugą komórkę

mózgu.

- Naprawdę? Wejdźmy.

Adrian otworzył drzwi i wepchnął do środka Simona. Simon, zaskakująco, pozwolił na to.

- Hej, Belle!

Brwi Simona uniosły się

do linii włosów, gdy Frank Kelly zawołał Belindę

po imieniu.

Adrian uśmiechnął się szeroko i czekał. Już wiedział co nastąpi.

-Tak, Frank?

- Co zrobisz gdy blondynka ciśnie w ciebie granatem?

-Złapię, wyciągnę zawleczkę i odrzucę.

W całym barze wybuchły śmiechy. -Hej, Belle! -zawołał jeden ze stałych klientów. -Czy

zaciął cię kiedyś jakimś kawałem?

- Nie. - Belle odpowiedziała dumnie.

- Pewnego dnia cię zaskoczę, Belle! - zaśmiał się Frank.

- Tak samo jak mojego małego pieseczka?

Więcej śmiechów. Adrian widział szok na twarzy Simona, gdy pchnął go z powrotem przez

drzwi. - Widzisz?

-Za każdym razem, gdy tylko ją

widziałem, była ze swoimi elitarnymi przyjaciółmi.powiedział

Simon. - Nie zachowywała się tak przy nich.

- Oczywiście, że nie, mogliby wykopać jej tyłek z ich klubu - odpowiedział Adrian.

Stanął znowu przy ścianie i obserwował bar, patrząc jak Sheri z Belle jedzą. -A poza tym,

każdy wie dlaczego umawiałeś się z Belindą

i to nie była dla niej rozmowa.

Simon wzdrygnął się. - Nie zachowywała się tak również przy mnie.

Adrian kiwnął głową. - Dała ci to, co myślała, że chciałeś.

- Puszczalską blondynkę - powiedział Simon w zamyśleniu.

-Nie chcę

byś

poczuł się

jeszcze gorzej, ale ona nigdy nie umawiała się

z nikim innym poza

tobą.

Simon znowu się wzdrygnął. -Jezu, dzięki.

Adrian wzruszył ramionami. - Nie wiem czy uważała cię za swojego partnera, czy nie, ale jak

już go znajdzie, to będzie wiedziała. Do tego czasu myślę, że Sheri jest bezpieczna z Belle.

- No dobra - Simon zgodził się z westchnieniem. - Zaufam jej.

***

-Gadaj.-Adrian spojrzał groźnie na swojego przyjaciela i wspólnika, krzyżując ramiona i

blokując mu wyjście z gabinetu. Właśnie zamknęli kliknikę

a z pomieszczenia było tylko jedno

wyjście.

-Przepraszam? -niebieskie oczy Maxa zalśniły na chwilę

złotem, wyczuwając wyzwanie

Adriana.

Adrian westchnął. -Max, ona jest moją

partnerką. Jak ty byś

się

czuł, gdyby Emma była w

niebezpieczeństwie? -odpowiedziało mu niskie warczenie. -Więc powiedz mi. Czego mam się

spodziewać?

Max westchnął i przeciągnął dłonią

po włosach. -Rudy Parker jest chorym skurwielem.

Próbował zgwałcić

jako wilk. Kiedy to się

mu nie udało, ugryzł ją. Gdyby mu nie uciekła

byłaby teraz w Sforze zamiast w Dumie.

-Takiego typu rzeczy dzieją

się

bardzo szybko, tak myślę. Jak ona zdołała mu przed tym

uciec?

Max wzruszył ramionami. -Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko rozerwany kawałek jej

ramienia.

Adrianowi wymknęło się

warczenie. - Oderwał jej kawałek ramienia?

Max kiwnął głową. -To dlatego ma tam blizny. Nawet magiczny napój Pumy nie mógłby

tego uzdrowić.

Adrian parsknął śmiechem, jego oczy wróciły do normalnego, brązowego odcienia.

- Magiczny napój Pumy?

- To stwierdzenie Becky, nie moje.

-Się

wie. -Adrian zaczął kroczyć. -No dobra, próbował ją

zgwałcić, zdołała mu uciec zanim

ją przemienił, a od tamtej pory ją goni. Ogólnie podsumowując, to tyle?

Max kiwnął powoli głową.

-Czego mi nie mówisz?

-Uciekła nietknięta3, zdążyła zanim sprawy nabrały nieciekawego obrotu. Ona wie jak bardzo

jest teraz niebezpieczny, a jeśli on dowie się, że jesteście partnerami to zrobi wszystko by cię

dorwać.

- Poradzę sobie z nim.

Max potrząsł głową. -Nie będzie sam. Użyje swojej sfory, a Pumy przeciwko watasze

wilków...

-Pumy przegrają. -Adrian zatrzymał się

i patrzył beznamiętnie na ścianę, jego myśli pędziły.

- Musimy zatem trzymać Dumę blisko nas.

-Sheri nie będzie sama. Simon został wyznaczony by pilnować

jej, gdy gdzieś

wyjdzie.

Belinda, Becky i Emma będą przy niej kiedykolwiek będzie to możliwe.

- A ja będę z nią w nocy.

- Jeśli ją do tego przekonasz.

-Wątpisz we mnie? -Adrian uśmiechnął się

do Maxa, pewny swoich uwodzicielskich

zdolności.

-Będzie próbowała cię

odepchnąć

dla twojego bezpieczeństwa. Jeśli mam być

szczery,

zdziwiłem się, kiedy w końcu się

z nami skontaktowała i poprosiła o dołączenie do Dumy.

Zaproszenie było aktualne odkąd ją ugryzłem.

-Co oznacza, że sprawy prawdopodobnie układają

się

jeszcze gorzej niż

nam mówi wymamrotał

Adrian, jego opiekuńczy instynkt zapłonął żywo. Ogarniało go pragnienie by pójść

do niej, podnieść

za ten jej boski tyłek i zanieść

do domu, do jego pieczary, gdzie byłaby

bezpieczna.

- Tak.

- Nie masz nic przeciwko temu, że Emma jej pilnuje?

Uśmiech Maxa był dziki, a jego oczy zabłysły złotem. -Jeśli ten dupek dotknie mojej

partnerki, psiakrew, niewłaściwie przy niej odetchnie to nakarmię go jego własnymi jajami.

Adrian kiwnął głową, napinając mięśnie, gdy moc Maxa przetoczyła się

przez pokój.

Potrzeba bezpieczeństwa stała się

jeszcze silniejsza, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego Alfy.

-Jeśli Emma nie zrobi tego pierwsza?

Max uśmiechnął się

rozluźniając, a Adrian odprężył się

razem z nim. -Raz połamała

facetowi nos.

-Wiem.

- Wiesz?

- Taaa, całe miasto wiedziało.

Max zamrugał. - Więc dlaczego ja nie wiedziałem?

Adrian wzruszył ramionami. - A dlaczego miałbyś

wiedzieć? Nie było cię w mieście kiedy to

się wydarzyło, a nikt nie podejrzewał, że zamienia się w twoją

partnerkę.

3 W seksualnym tego słowa znaczeniu;p

Max wypuścił powietrze. -Pokłóciłem się

ztą

kobietą

by się

dowiedzieć

tej całej historii…

W porządku. Nieważne. - warknął, widzącuśmiech Adriana. - Przekonamy się

czy zdołasz

wyciągnąć od Sheri resztę tej historii.

-Nie ma problemu. -Adrian odwrócił się

by wyjść

z gabinetu i zauważył jedno ze zdjęć

sukni ślubnej, które Emma przypięła do tablicy ogłoszeń. Zatrzymał się z szerokim uśmiechem.

- Tak w ogóle, to możesz przekazać

Emmie wiadomość ode mnie?

- Pewnie, co takiego?

Ciekawość

w głosie Maxa sprawiła, że prawie się

roześmiał. -Możesz jej powiedzieć, że

brakuje tutaj zdjęć

ze strojem kąpielowym? Jeśli planujecie swoją

podróż

poślubną

na Karaibach

to musi wybrać jakieś bikini.

- Próbujesz mnie wkurzyć?

- Możesz przynieść jej zdjęcia w bikini? Byłoby super.

-Wynocha! Dupek.

Adrian opuścił gabinet, śmiejąc się. Nadszedł czas by zapewnić sobie partnerkę.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Sheri bardzo ostrożnie wyjęła Sun-catcher1 z zapakowanego przez Simona pudła. Duży artysta

stał nad nią, obserwując jak jastrząb jej każdy ruch. Upewniła się, że jest wystarczająco ostrożna z

najdelikatniejszą

częścią.

Pracowała we Wallflowers od dwóch dni i jeszcze ani razu nie została sama choć

na chwilę.

Jeżeli Becky i Emma nie były obecne, to jakiś

inny członek Dumy „tylko zaglądał by zrobić

jakieś

zakupy”. Jakby kobieta taka jak Marie Howard mogła robić

zakupy w jednym sklepie przez trzy

godziny. Dzięki Ci Boże, za Belindę. W końcu nie udawała dlaczego tak naprawdę

tam przebywa i

dwie kobiety szybko stały się

przyjaciółkami. Może, jeśli Rudy odszedłby z jej życia, mogłaby

pomóc Belindzie w realizowaniu jej marzeń.

-Proszę, nie rozbij tego.

-Uważam - odpowiedziała, zaczynając się

powoli wkurzać.

-Bez urazy, ale zajmuje ci to całą

wieczność.

-Chciałbyś

sam to zrobić?

-Nieee, wygląda na to, że dajesz radę.-zaczął poruszać

się

niespokojnie wokół delikatnych

mebli, jak zamknięty w klatce… no cóż, górski lew. -Becky w tym tygodniu oficjalnie się

do mnie

przeprowadza.

-Wiem. Pomagam jej się

pakować. -włożyła delikatnie Sun-catchera do białego pudełka z

nadrukowaną

złotymi literami nazwą

sklepu i jego logiem. -Powiedziała, żebędę

mogła się

wprowadzić

pod koniec tygodnia. -co nastąpi szybko, biorąc pod uwagę

fakt, że był wtorek.

-Więc zapoznała cię

już

ze wszystkim?

-Taaa, znam układ i wszystko inne.

-Świetnie. Nie dlatego, żebędziesz tam mieszkać

długo, jeśli Adrian będzie miał coś

do

powiedzenia w tej kwestii.

-Simon?

-Taa?

-Opowiedz mi o Adrianie.-mogła ugryźć

się

wjęzyk, zanim te słowa wyślizgnęły się

z jej ust,

ale ciekawość

zżerała ją

jak oszalała.

-Jest w tym samym wieku co ja, więc o rok młodszy od Maxa. Uczęszczał do lokalnej szkoły,

jego rodzice nadal tu mieszkają

isą

szczęśliwą

parą

od jakiś

trzydziestu lat. On się

takim urodził, nie

został stworzony. Ma siostrę

i brata, oboje młodszych od siebie, oboje są

nadal w collegu poza

miastem. Ma swój własny dom i samochód, współpracuje z Maxem i nigdy nie złamał prawa.

-Kobiety?

-Żadnej na poważnie.

-Tak zepsuty jak ty?

Simon warknął. -Nie byłem tym zepsutym.

-Nie, no oczywiście, że nie. Sypialnia każdej miała obrotowe drzwi.

-Pocałuj mnie w tyłek. -odgryzł się.

Sheri uśmiechnęła się. -Więc jest podrywaczem?

-Nie za bardzo. Nie umawiał się

na poważnie, ale... Sheri? Powiedział mi, że jesteś

jego

partnerką, co oznacza, że w ogóle się

nie umawia.

-Myli się. -skłamała.

1 http://www.womansday.com/var/ezflow_site/storage/images/wd2/content/crafts/sun-catcher/7787-3-engUS/

Sun-Catcher_full_article_vertical.jpg

-Więc kiedy się

do ciebie zbliży, to potraktujesz go dobrze, ok? Jest jednym z moich najlepszych

przyjaciół.

-Walnę

go w głowę

pałką

od baseballa, jeśli spróbuje -odpowiedziała spokojnie.

-Jest dobrym facetem i zadba o ciebie.

-Potrafię

sama o siebie zadbać, dzięki bardzo.

-Jego mama cię

pokocha.

-Nigdy mnie nie pozna.

-Jest w Dumie, już

to zrobiła i daj wreszcie, do cholery, spokój.

-Nie wiem o czym mówisz -pociągnęła nosem, kończąc zawiązywać

ładną, złotą

kokardkę

na

pudle.

Odsunęła dłonie od kokardki. Spojrzała w górę, w ciemne oczy Simona.

-Jesteście partnerami. Zaufaj mi, nie możesz temu zaprzeczyć. Walczyłem o uwagę

Becky przez

sześć

miesięcy… psiakrew, jeśli mam być

szczery, to było to trochę

dłużej i była to czysta agonia.

-Więc?

-Więc jeśli z tym walczysz, to zaczną

się

sny. Gorące, spocone sny. Takie, przez które jesteś

obolała. I to się

pogarsza. Nie czujesz żadnego pociągu do nikogo innego, bo jeśli twoje ciało nie

będzie mogło mieć

autentyku, to przyjmie sny. Nie możesz odrzucić

swojego partnera.

Ściągnęła swoje ciemne okulary i próbowała nie mrużyć

oczu w świetle. Pozwoliła im zamienić

się

w czerwone. -Rudy go zabije. Jeśli go odrzucę, to go ochronię...

Gówno prawda.

Wzdrygnęła się; nie zwróciła uwagi na dźwięk dzwoneczeka, ogłaszający otwarcie się

drzwi.

Założyła z powrotem na nos swoje okulary. -Witam, doktorze Giordano.

-Zadzwoń

do Becky - powiedział Adrian do Simona.

-Po co?-zapytał Simon.

W odpowiedzi, Adrian przeskoczył przez szklany blat i przerzucił sobie Sheri przez ramię

w

strażackim stylu. Zignorował jej pełen protestu pisk, złapał za smycz Jerry'ego. Jerry, zdrajca,

natychmiast się

podporządkował, gdy Adrian wyszedł z nimi spokojnie z budynku.

-Na razie, Simon!

Simon wybuchnął śmiechem. -Na razie, ludziska.

-Postaw mnie -warknęła Sheri.

-Nie.

-Natychmiast mnie postaw, jełopie!

Oburzył się, jednocześnie uśmiechając. - Nie jesteś

pierwszą

osobą, która tak do mnie mówi.

Uspokoiła się, bezsensowna zazdrość

spowodowała, że widziała na czerwono. - Kto?

-Simon i Max.

Rozluźniła się. -Och.

-Ugryziesz mnie, to cię

skarcę. Tak dla twojej wiadomości.

Jego radosny ton głosu naprawdę

zaczynał grać

jej na nerwach. On, i jej pozycja do góry

nogami, zaczynały powodować

u niej ból głowy. - Ty i która armia, kolego?

-Myślisz, że sam sobie z tobą

nie poradzę, księżniczko?

Chrząknęła, gdy posadził ją

w swoim samochodzie, dając jej głośnego całusa w czubek głowy.

Czuła się

jak trzylatka. - Wiesz, jest kilka naprawdę

dobrych leków dla osób w twoim stanie.

Rozważałeś

może zażycie kilku?

-Nawet się

nie waż

wyjść

z samochodu.

-Nawet o tym nie myślałam. Masz mojego psa.-wymamrotała i skrzyżowała ramiona na piersi

gdy zamknął drzwi ze śmiechem. Przynajmniej nie spadły jej okulary. Oczywiście, doktor Jełop nie

kwapił się, by zabrać

jej kurtkę, także siedziała tam z zamarzającym tyłkiem w swojej czarnej bluzce

i spodniach. Palant.

Uśmiechnął się

szeroko, otworzył drzwi od strony kierowcy i posadził Jerry'ego na tylnym

siedzeniu. Zdrajca usiadł radośnie, machając swoim ogonem, gdy Adrian go głaskał. Potem usiadł za

kierownicą

i odpalił samochód.

-Gdzie jedziemy?

Mogła usłyszećśmiech w jego głosie. - Do mnie.

-Nie.

-„Nie” co?

-Nie, nie jadę

do ciebie.

-Oj, przepraszam.

-I dobrze. Zabierz mnie z powrotem.

-Nie.

-No to za co przepraszasz?

-Za to, że cię

rozczaruję. Jedziesz do mnie.

-Doktorze Giordano... -zaczęła mówić.

Przysłonił jej usta ręką. - Mam na imię

Adrian.

-Mph rr hmpf.

-Co? -zabrał swoją

dłoń

z jej ust.

-Dziękuję.

-Yy, nie ma za co.

-A teraz zabierz mnie z powrotem do sklepu -ponownie skrzyżowała ręce na piersi, spojrzała

wściekle na niego, desperacko starając się

nie drżeć

z zimna. Zauważył to jednak i włączył

ogrzewanie.

-Nie.

-Natychmiast.

-Nie.

-Ja nie żartuję!

-Nie.

Warknęła. Cholernie mocno warknęła na niego. - Adrian.

-Przepraszam, partnerko, nic z tego, przestań

prosić

- skręcił na podjazd. Gdy tylko, z

niewielkiej odległości, otworzył drzwi od garażu, wyszła z samochodu, gotowa do powrotu do

Wallflowers. Zdążyła zrobić

jedynie około dziesięciu kroków, zanim ją

złapał i przerzucił sobie przez

ramię.

Gdy warknęła na niego, poklepał ją

uspokajająco po tyłku.

-Oj nie, nie waż

się. Mam twojego psa, pamiętasz? - rozbawienie w jego głosie sprawiło, że jej

warknięcie pogłębiło się. Poczuła jak jej oczy zmieniają

się

w rozdrażnieniu w czerwone.

-Dzień

dobry, doktorze Giordano.

-Dzień

dobry, pani Anderson - poczuła jak zdjąłrękę

z jej tyłka, by komuś

pomachać.

-Czy to nie nowy członek Dumy? - starsza pani spytała ciekawskim tonem.

-Owszem, i jest też

moją

partnerką. - Adrian odpowiedział szeptem z grzesznym humorem.

Sheri znowu warknęła.

-Ooo, to dobrze! Witaj w sąsiedztwie, młoda damo!

-Zostałam porwana - odpowiedziała spokojnie, przecież

jedno z nich musiało być

zdrowe

psychicznie.

-To miło, kochana. Miłego dnia.

Poczuła na swoim brzuchu,jak on trzęsie się

ze śmiechu i uderzyła go w pośladek tak mocno,

jak tylko dała radę. Podwójny palant.

-Ała. -Klaps, jaki poczuła na swoim tyłku, zapiekł jak diabli. - Przestań.

-Postaw mnie!

-Pozwól mi tylko wypuścić

psa… proszę

bardzo. - powiedział, gdy Jerry wyskoczył z auta i

ustawił się

przy jego boku. Zamknął nogą

drzwi samochodu i zaniósł ją

do garażu.

Patrzyła wściekle na swojego psa i rozważała przerobienie go na karmę

dla kota. - Chcę

wrócić.

-Przykro mi, skarbie. Nic z tego. Witaj w domu. - wymruczał, zamykając drzwi od garażu.

-Zostawiłeś

na zewnątrz swoje auto. - zauważyła, trochę

szczękajączębami z zimna.

-Ale moja partnerka jest w środku. - przesunął dłonią

po jej pupie. - Hmm, stringi? Uwielbiam

stringi. - westchnął, zadowolony.

-Świnia - wymamrotała, wbrew sobie, rozbawiona.

-Masz z tym jakiś

problem? Kwik, kwik!

Zdusiła, urażona, śmiech, gdy niósł ją

do domu. Nie postawił jej, dopóki nie weszli do salonu.

Ujrzała ciemno-brązową, drewnianą

podłogę, ściany w kolorze spalonej sjeny i beżowe meble z

poduszkami koloru czekolady i palonej sjeny. Stolik był wyrzeźbiony z ciemnego drewna, ale nie

mogła ujrzeć

wyraźnie rzeźb. Wyglądało to tak bujnie, że zapragnęła przebiegnąć

po tym palcami, i

zbadać

to bardziej dokładnie. Byłaby w stanie to zobaczyć, gdyby tylko była bliżej, ale nie chciała by

myślał, że cokolwiek w jego domu ją

interesowało. Jego meble były nowoczesne i wygodne.

Przekonała się

o tym, gdy bezceremonialnie rzucił ją

na kanapę. Tkanina pod koniuszkami jej palców

była tak miękka jak jedwab, co oznaczało, że była prawdopodobnie z mikrofibry. Prawie zamruczała,

przebiegającręką, potem znów, zanim przypomniała sobie, że przecież

jest wkurzona. Zdecydowała

się

na kontratak.

-Nie jesteś

moim partnerem.

-Owszem, jestem. Woda czy sok?

Otworzyła usta, by odpowiedzieć

„sok”, jednak potrząsnęła głową

ze wstrętem. - Wychodzę,

teraz.

-Zrób jeden krok przez te drzwi wejściowe, a nie usiądziesz przez tydzień. - zawołał tym

samym radosnym tonem, którego użył, pytającją

o sok-Zadzwonię

po policję

i oskarżę

cię

o

porwanie mnie!

-Proszę

bardzo. Szeryf jest jednym z nas i wnukiem pani Anderson.

-Ugh!

-Tak, kochanie.-podał jej sok z szerokim uśmiechem, zdusiła pragnienie by rzucić

szklanką

w

jego zadowoloną

twarz.

Spróbowała czegoś

innego. - Nie chcesz mieć

partnerki. Powiedziałeś

mi to.

-Prawda, tak ci powiedziałem.

-Ja też

nie chcę.-warknęła.

-Taka szkoda, tak mi przykro. Utknęłaś

ze mną.

Obnażyła swoje zęby, gdy usiadł obok niej, kołysząc w dużej dłoni puszkę

z wodą

sodową.

- Nie, jeśli najpierw cię

zabiję.

Wyciągnąłrękę

i wyjął jej z dłoni szklankę

z sokiem. -Wiesz...- powiedział, stawiając puszkę

z

wodą

sodową

obok jej szklanki. -...jeszcze cię

nie oznaczyłem.

Podskoczyła, gdy pochylił się

ku niej. - Nawet o tym nie myśl!

Westchnął, rozpierając się

z powrotem na poduszkach. - Jesteś

moją

partnerką. Ja jestem twoim

partnerem. Ugryzę

cię, ty prawdopodobnie ugryziesz mnie...

-Ale nie tam, gdzie ty chcesz.

Spiorunował ją

wzrokiem, tracącw końcu część

swojego niedawnego rozbawienia. - Czy to

dlatego, że powiedziałem, że nie chcę

partnerki?

Przewróciła oczami. - Palant.

-Bo jeśli powiesz, że to dlatego, bo uchroni mnie to przed Parkerem, to naprawdę

skopię

ci

tyłek.

Pogroziła mu palcem. - Aż

nad to drażniłeś

dotykiem mój tyłek, ej! - rzucił się

w jej kierunku i

chwycił ją, chwytając obiema rękami za jej pośladki i przyciągającją

bliżej do siebie. Naparł swoimi

ustami na jej, pozwalając by poczuła erekcję

pod jego luźnymi spodniami. - O mój... - wydyszała.

Zdjął jej okulary, jego ciemne oczy zapłonęły złotem, gdy uchwycił jasną

czerwień

jej

spojrzenia. - Jesteś

tak kurewsko piękna, wiesz o tym?

-Nie jestem - wymamrotała.

Uśmiechnął się

powoli i zmysłowo. Patrzył na nią

jakby była miską

pełną

kremu, którą

chciałby

wylizać. - Och tak, jesteś.... - jedną

ręką

przytrzymywał ją

przed sobą

na kanapie, drugą

odkładając

jej okulary, by po chwili, unieść

i zacząć

pieścić

jej włosy. - Wiesz o czym pomyślałem, gdy

ujrzałem cię

po raz pierwszy?

-O gównie?

Zaśmiał się

z oburzeniem. - Nie. Pomyślałem, że wyglądasz jak Królewna Śnieżka.

-Królewna Śnieżka. Jak oryginalnie. - wyszydziła, próbując nie pozwolić

sobie na rozproszenie

się

przez jego bliskość

( i jego erekcję). Udałoby się

jej, gdyby tak bardzo nie drżał jej głos.

-Chciałem rzucić

cię

na podłogę

i pieprzyć, dopóki oboje byśmy nie zemdleli.

Jej kolana zadrżały.

-Potem chciałem cię

oznaczyć

i zabrać

gdzieś

daleko, by nikt cię

już

nigdy nie zobaczył, nie

zapragnął. Wiesz dlaczego?

-Feromony? - odpowiedziała słabo. Jej sutki stwardniały pod biustonoszem, jej oddech stał się

płytki.

Zaczął znowu pieścić

jej tyłek. - Bo jesteś

moja.

Zmarszczyła brwi. Gdyby nie jego przeklęty zapach, to skopałaby mu za to jaja. - Do nikogo nie

należę.

-Wszystko w porządku. Bo ja jestem twój. - szepnął, zanim zagarnął jej usta w pocałunku, przez

który prawie zsunęła się

na podłogę. To nie było żadne delikatne nakłanianie, ani pierwszo-randkowy

pocałunek. To był wojownik, żądający praw do swojej kobiety, najeżdżający gwałtownie na jej usta,

bez litości, zmuszając jej wargi i zęby do rozchylenia się

dla niego -z cała tą

finezją

wściekłości,

hormonalnego samca. A ona to kochała. Zacisnął dłoń

na jej pośladku, w rozkosznym bólu, a drugą

zacisnął na jej włosach i przyciągał ku sobie, dopóki jej usta nie znalazły się

dokładnie tam, gdzie

chciał.

Splądrował ją, przypisującją

sobie, nawet bez ugryzienia -a ona rozkoszowała się

w tym. W

przeszłości kochankowie traktowali ją

jakby była ze szkła, z delikatną

troską, jak gdyby obawiali się,

żeją

rozbiją. Lekceważyli jej siłę. Adrian nie tylko to uznał, rozkoszował się

tym. Praktycznie wbiła

się

w jego ciało, chowając obie dłonie w jego ciemnych, krótkich włosach i umieszczając jego usta

tam, gdzie pragnęła. Pomógł jej, tuląc obiema dłońmi jej tyłek, przyciągającją

mocniej do siebie.

Oplotła nogami jego talię

ijęknęła, gdy kontynuowali ustny atak na siebie.

Kiedy się

uniósł i ją

ugryzł, oznaczącją, doszła tak silnie, że ujrzała gwiazdy. Nie przejmował

się

nawet tym, by odchylić

kawałek jej bluzki. Ugryzł ją

poprzez materiał, brutalność

tego czynu

zwiększyła jej podniecenie, co wydawało jej się

niemożliwe.

-Do łóżka, teraz. - wymruczał.

-Mhmm.

Zaśmiał się

ochryple,słysząc jej słabą

i wydyszaną

odpowiedź, niosącją

po schodach. Wszystko

było zamazane -paloną

sjena z ciemnym drewnem -gdy ruszył z maksymalną

prędkością, prawie

roztrzaskując ich o ścianę

gdy skręcił do sypialni. -Nago. Nago będzie dobrze.

-Um. - odpowiedziała, gryząc zawzięcie jego szyję.

Zamarł na środku pokoju i zadrżał. Odchylił głowę

w tył by dać

jej lepszy dostęp, co łapczywie

przyjęła, oznaczając go w taki sam sposób w jaki on, oznaczył ją.

Dźwięk rozrywanego materiału był dla niej pierwszym sygnałem, że być

może przesadziła i

ugryzła go zbyt mocno. Jego pazury rozdarły jej spodnie, ich chłodny dotyk wysłał dreszcze ku

dołowi jej kręgosłupa, gdy poczuła jak zaczepiły się

o jej majteczki i zdarły je.

Kiedy pazurami rozdarł swoje własne spodnie, jęknęła -dobry, przyzwoity doktor urósł pod

swoimi bokserkami. Ledwie zdążyła poczuć

jak je kopnął, gdy wszedł w nią

na stojąco. To była

najbardziej cudowna rzecz, jaką

w życiu poczuła. Napełnił ją

prawie do granicy bólu.

-O ja pierdolę.-wymamrotał.

-Proszę, śmiało - wydyszała.

Złote oczy zabłyszczały. - Nie rozśmieszaj mnie, księżniczko.

Powoli poruszyła biodrami, co sprawiło, że zamknął oczy w rozkosznym jęku. - Rozpraszacz ze

mnie.

Podszedł do łóżka, z każdym krokiem zagłębiając się

w niej coraz bardziej. Delikatnie położył ją

na krawędzi łóżka, jego penis ani razu nie opuścił jej ciała. - Gotowa na mnie?

Zagapiła się

na niego. -Niee. Myślałam, że się

położymy i rozważymy pomalowanie sufitu.

Głupku.

Cofnął się

i naparł na nią

mocno, powodując, że musiała złapać

oddech. - Coś

mówiłaś?

-Jeśli odpowiem, to znowu tak zrobisz? - spytała z szeroko otwartymi oczami.

Użył pazurów by rozedrzeć

jej bluzkę

i stanik, rozsuwając strzępy i ukazując jej piersi swojemu

głodnemu spojrzeniu. - Chcę

widzieć

jak się

ruszają. - szepnął. Jego kły wysunęły się, jego oczy

błysnęły złotem a jego dłonie zdobiły pazury, które delikatnie ugniatały jej miękkie ciało. Lekki ból

sprawił tylko, że jeszcze mocniej odczuła jego obecność. Chwycił za jej biodra i zaczął pieprzyć,

mocno, szybko i wściekle 2, napierając na jej ciało -jego spojrzenie było przykute do jej piersi.

-C'mere - wydyszała, przyciągając go za ramiona. Potrzebowała wyraźnie widzieć

jego twarz,

gdy oboje sięgną

szczytu.

Pozwolił jej by przyciągnęła go do siebie. Wiedziała, że teraz to jego Puma była silniejsza niż

jej

własna. Obie były zbyt blisko wydostania się

na zewnątrz, gdy ich ludzie się

kochali -jego siła dała o

sobie znać, gdy zgiął jej blade ciało. Wiedza, że mogłaby rzucić

na kolana tak silnego mężczyznę

podnieciła ją

jeszcze bardziej. Przestał, gdy oparli się

czołami, patrząc bezpośrednio w jej czerwone

oczy, gdy wbił się

w nią

z całą

siłą. Wiedziała, żebędzie potłuczona, obolała od jego brutalnego

postępowania, ale, do diabła, nigdy jeszcze nie czuła się

tak dobrze.

Dłońmi przesuwał się

po jej ramionach, aż

nie sięgnął ku jej nadgarstkom, podciągającje z

niewielką

siłą

nie znalazły się

ponad jej głową. Była nim przykryta -od czubka głowy aż

po palce

u stóp. Jego oczy pozostały otwarte, przykute do jej, pełne zaborczej pasji -zajęczała, ponownie

dochodząc.

-Moja - warknął, rozlewając się

w niej, jeszcze raz wbijajączęby w swój znak. Widok i zapach

jego satysfakcji, zmieszał się

z przyjemnością

wywłaną

przez jego ukąszenie -sprawiając, że

szczytowała kolejny raz. Jej dłonie zacisnęły się

na jego włosach, gdy orgazm odebrał jej dech.

Wyginając ciało w łuk, otworzyła usta w cichym krzyku.

2 Wiedziałam, że ma coś z Vin Diesel'a :D

ROZDZIAŁ PIĄTY

A niech to, pomyślał Adrian, patrząc się na kobietęśpiącą na brzuchu obok niego. Gdyby

wiedział, że tak wyglądałby seks z partnerką to już cholernie dawno zacząłby jej szukać. Jeszcze

nigdy w swoim życiu nie doszedł tak intensywnie. Tak kurewsko. Intensywnie. A teraz było tyle

rzeczy, które chciał zrobić z jej ponętnym, kremowym ciałem. Na przykład, jeszcze nie ssał tych

brzoskwiniowych sutków, albo nie drasnął zębami jej brzucha. Nie wylizał jej kremowego ciała,

co zamierzał uczynić zaraz po jej przebudzeniu. Chciał zostawić znak na jednym z tych

doskonałych pośladków lub może na wewnętrznej części uda zanim posmakuje jej aż nie zacznie

krzyczeć jego imię. Nawet nie było cholernej mowy by odmówiła ich partnerstwa.

Jeśli opuściłaby go w jakiś niefortunny sposób by go ochronić, umarłby lub zwariował.

Nie. Wytropiłby ją i przyniósł z powrotem do swojej pieczary, tam gdzie było jej miejsce. Wtedy

związałby ją i rżnął aż nie mogłaby się ruszać.

Ta myśl, apelowała do niego nawet jeśli nie próbowałaby do zostawić.

Pozostawił siniaki na tych ładnych pośladkach i zadrapania od pazurów na jej biodrach.

Oparł się pragnieniu by poprawić pocałunkiem te znaki, wiedząc przy okazji, że oddychała tak

jakby była wyczerpana. Ten ścigający ją gnojek zapłaci za to, że tak bardzo ją

straszy aż nie może

spać. Zapłaci podwójnie za skrzywdzenie jej, za zostawienie znaku na tej doskonałej skórze.

Oparł się pragnieniu by warknąć wyzwanie do świata na myśl o Parkerze naruszającym

jego piękne wspomnienie. Zastanawiał się czy ten gnój był jeszcze w mieście i jak zaaraguje na

wieść, że Sheri ma partnera.

Pomyślał o swoim Mustangu na podjeździe i zdecydował, że lepiej będzie jak nim wjedzie

do garażu. Wstał ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać Sheri. Jego księżniczka potrzebowała snu.

Miał wobec niej plany jak tylko się obudzi. Idąc do szafy wyjął zniszczoną parę jeansów i ubrał

je, potem założył swoje najstarsze tenisówki i najcieplejszą flanelową koszulę. Podniósł swoje

rozerwane spodnie i zaniósł je na dół do pokoju gościnnego wyjmując swoje kluczyki najciszej

jak tylko mógł, potem otworzył kredens i wyjął stary rewolwer swojego ojca. Sprawdził ostrożnie

ją dzień wcześniej strzelając do tarczy by się upewnić czy działa poprawnie. Działała. Włożył ją

za sobą do spodni zakrywając koszulą. Wszedł do garażu i otworzył bramę.

Kurwa. Wygląda na to, że Parker tu był, pomyślał gapiąc się na cztery przebite opony.

Wyjął broń i zamknął bramę, skanując oczami obszar, by zobaczyć czy gnojek nadal tam był.

Kiedy nic się nie wydarzyło opuścił broń i wrócił do środka by zadzwonić do Gabriela

Andersona, Maxa i Simona.

Spojrzał w górę, gdy właśnie skończył rozmowę z Simonem, by ujrzeć Sheri zawiniętą w

jedną z jego koszul, stojącą na szczycie schodów, jej piękne błękitne oczy były pełne żalu.

A to go wkurzyło.

- Nawet o tym, kurwa, nie myśl.-Zawarczał, wchodząc po dwa schodki na raz.

- Adrian…

- Nie. - Wziął ją w ramiona, jej głowa spoczęła w kołyszących ją ramionach. W

porównaniu z nim była taka mała i delikatna, że czuł się jak jaskiniowiec. Pragnienie, by chronić

swoją partnerkę, było tak silne, że aż zadrżał. - Nigdzie nie idziesz.

- Nie mam żadnych ubrań

- powiedziała, uśmiechając się delikatnie. - Muszę iść po

jakieś.

Odsunął się

i spojrzał na nią. - Myślę, że wyglądasz przepięknie.

Przewróciła oczami. - Co się stało z twoim wozem?

- Ktoś postanowił naostrzyć

sobie pazury na oponach.

Jej szczęka się zacisnęła, oczy zabłysnęły czerwienią a plecy zesztywniały w gniewie.

Poczuł jak wbija w jego plecy swoje pazury.

- To jest kurewsko podniecające.

Zmarszczyła brwi. - Co takiego?

- Patrząc jaką jesteś wojowniczką. To sprawia, że chcę

cię ubrać w skórę i wygiąć cię nad

pniem drzewa.

Podniosła jedną

brew, żal uleciała z jej oczu gdy spojrzała na niego gniewnie. - Świnia.

- Czy już o tym nie rozmawialiśmy? Oink oink kochanie.

Jej wargi zadrżały.

- Idź na górę. Mam długi szlafrok, który możesz ubrać. Wisi na drzwiach w łazience.

Będziesz musiała zejść na dół i porozmawiać z Gabem oraz z pozostałymi, ale później będziemy

mogli pójść spać.

- A co z twoim autem?

- Max i Simon pomogą mi rano zmienić

opony. Belle może pójść z tobą do pracy.

- Powtarzam: w jakich ciuchach?

Zmarszczył brwi w zamyśleniu. - Dobra uwaga. Pozwól, że odzwonię do Maxa. Emma

może przywieść kilka twoich ubrań z pokoju hotelowego.

- Jeśli Rudy wie, że tu jestem to może to być niebezpieczne dla Emmy.

- Kolejna dobra uwaga. - Podniósł komórkę i wybrał numer do Maxa. - Hej Max? Zabierz

ze sobą Emmę. Sheri potrzebuje kilku swoich ubrań z hotelu.

-Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. - Odpowiedział Max - Jeżeli był właśnie u

Ciebie to prawdopodobnie wie gdzie się zatrzymała. Tam jest niebezpiecznie.

- Taa, wspomniała o tym. Zamierzałem się

ciebie spytać czy pojedziesz z nią. Jeśli

Parker może zaatakować

was dwoje to jesteśmy w większych kłopotach niż

myślałem. -

Spróbował zignorować dokuczliwą

myśl, że tak samo i on powinien tam być. Jego miejsce było u

boku jego partnerki, chroniącją, nie jego Alfa. To była robota Gabe'a.

- Mogę pojechać po jej rzeczy. Myślę, że wiem co zabrać. Koszulkę, spodnie, bieliznę,

tak?

- I kosmetyki - powiedziała Sheri, wiedząc, że Max ją słyszał.

- Kosmetyki?

- I psią karmę

dla Jerrego i jego miski - dodała.

- Coś jeszcze potrzebuje?

- Możliwe, dlatego powiedziałem żebyś wziął Emmę. - Położył dłoń na głośniku,

wiedząc, że i tak Max go usłyszy. - W tym związku Emma jest tą sprytniejszą.

- Dupek - zagderał Max.

Adrian usłyszał w tle Emmę. - Podaj mi telefon, lewku. Cześć Adrian. Wszystko tam w

porządku?

- Nie wliczając mojego Mustanga, nikomu nic nie jest.

- Oj. Porysował karoserię?

- Gdyby to zrobił, to tylko pogorszyłby swoją sytuację.

Emma prychnęła. - Jesteśmy już w drodze. Znajdę to co potrzebuje Sheri i przywiozę

dobra?

- Dobra. Na razie.

- Pa

Odłożył telefon i przyciągnął ją w swoje ramiona, masując łagodząco ręką

jej plecy. -

Widzisz? Wszystko załatwione. - Dał jej szybkiego buziaka w usta zanim się odsunął. - Idź

założyć ten szlafrok skarbie. Gabe powinien tu być lada chwila i nie ma potrzeby by zobaczył Cię

wyglądającą tak seksownie.

Zauważył jak obawa powraca w jej oczach zanim odwróciła się

i ruszyła do sypialni.

Ooo tak. Parker tego pożałuje.

- Więc jesteście z Adrianem parą?- Zapytała Belinda gdy następnego ranka szły do

Wallflowers.

Sheri próbowała by jej uśmiech nie wyglądał na zadowolonego. Opuszczając go,

przeciwstawiając się partnerstwu, nie wydawało się

już dłużej być dobrą opcją. Postawił sprawę

jasno, po tym co zaszło w poprzedzającą noc, że jeśli go zostawi to ją znajdzie, mamrocząc coś o

kajdankach i kolumienkach gdy niósł ją do łóżka. - Ugryzł mnie przez moją bluzkę.

Belinda pogwizdała. - Plotka mówi, że wyniósł cię ze sklepu, wsadził do swojego auta i

ruszył ku zachodzie słońca.

- Właśnie. Dupek.

Belinda się zaśmiała. - Co?

- Na zewnątrz jest zimno, a on zabrał mnie bez mojego płaszcza i torebki.

- Nie wziął twojej torebki?- Pokręciła głową w niewierze. - Faceci to idioci.

- Ty to powiedziałaś.

- Więc czyj płaszcz masz na sobie? - Śmianie się, wiedząc jaki wyraz twarzy ma Belinda

mówiło, że już zna odpowiedź.

Sheri pogłaskała ciemną, skórzaną kurtkę, którą założył na nią Adrian zanim pocałował ją

na pożegnanie. Zadowolony uśmiech, z którym tak walczyła, pojawił się na jej twarzy. - Jego.

- To jego ulubiona.

- Wiem. Groził mi surową, cielesną

karą jeżeli nie będę na nią uważać.

Belinda wsunęła jej rękę pod swój łokieć gdy zbliżyły się do skrzyżowania. Gdy tylko

kobiety zaczęły przechodzić przez ulicę

czarny samochód wyjechał z piskiem opon z zakrętu i

pruł w ich stronę z niesamowitą prędkością. Belinda zasapała, pchając Sheri z powrotem na

chodnik gdy tylko Jerry zaczął się

cofać, wyczuwając zbliżający się samochód. Straciła

równowagę i upadła, trzaskając głową o chodnik gdy samochód uderzył Belindę, wyrzucającją na

dobre dziesięć stóp.

Okulary Sheri spadły jej z nosa, rażące światło słoneczne ją oślepiło. Jerry piszczał i lizał

jej dłoń gdy samochód, ciemny sedan, popędził ulicą, ledwo mijając inny samochód zanim skręcił

za róg i zniknął z oczu.

- Belle? - wybełkotała. Zaskoczyło ją to jak trudno było jej mówić.

Żadnej odpowiedzi. Lub jeśli jakaś była to i tak nie mogła jej usłyszeć. Ból w czaszce

narastał gdy próbowała podnieść głowę, by znaleźć drugą kobietę, a świat stał się nagle czarny.

Adrian patrzał na swoją partnerkę i poczuł głębię wściekłości jak nigdy dotąd. Dosłownie

drżał przez to. Nie miał wątpliwości co do tego kto był odpowiedzialny za stan jego partnerki.

Rudy Parker był martwy.

-Belindzie nic nie będzie. Musieli zoperować

jej złamane biodro, ma też złamaną rękę

i

jest w szoku. Lekarz powiedział, że miała szczęście, mogło być o wiele gorzej. Ale będzie z nią

wszystko w porządku.- Powiedział cicho Simon gdy wchodził do pokoju.

Zabrzmiał zarówno zszokowany jak i wściekły. - Gabe przeprowadzi wywiad z

naocznymi świadkami, i wróci by porozmawiać z Sheri jak tylko się ocknie.

- Zabiję go - Śmiertelna lekkość jego głosu dziwnie rozbrzmiała w zaciemnionym pokoju.

Simon patrzył na niego osobliwie ale kiwnął głową. - Razem ze mną i Maxem.

Oznaczało to, że jeśli z jakiegoś powodu Adrian nie będzie mógł go wykończyć, to ci

dwaj się nim zajmą. Doskonale wiedział, że nie będzie takiej potrzeby.

Adrian czuł jak jego Puma warczała i rozchodziła się pod jego skórą. Nie mógł oderwać

oczu od swojej partnerki. - Chcę dla niej dwudziesto-cztero godzinnej ochrony zanim nie zabiorę

jej do domu. - Rozkaz w jego głosie był niewątpliwy.

Simon zmarszczył brwi. - To już załatwione, ale mógłbyś zechcieć spuścić trochę z tonu.

Adrian spojrzał na swojego Betę i wiedział, że jego oczy były złote z wściekłości. Czuł

jak parł na niewidzialną barierę, gdy obaj z Simonem patrzyli na siebie nawzajem.

Nigdy nie przekroczył granic, nigdy nie próbował się przekonać, która z ich Pum jest

silniejsza. Był absolutnie zadowolony ze statusu quo. Nigdy nie czuł potrzeby by przewodzić,

jedynie chronić. Ale jeśli jedynym sposobem na zapewnienie ochrony swojej partnerce było

przeciwstawienie się Simonowi, prawdopodobnie tracąc przy tym swojego najlepszego partnera…

to był gotowy walczyć.

- Uspokoić się. Obydwaj. - głos Maxa był napełniony kompletną władzą. Adrian i Simon

odwrócili się by zobaczyć

stojącego w drzwiach Alfę, światło dochodzące z korytarza przesączało

się przez tę dziwną

mgłę, która owinęła go kiedy musiał narzucić swoją wolę.

Adrian czuł się dziwnie oderwany gdy mgła go dotknęła. Simon wzdrygnął się i cofnął.

- Przepraszam, stary. Wiem, że się o nią

martwisz. Chryste, wszyscy się martwimy.

Adrian kiwnął głową, jego oczy były wlepione w Maxa. Dziwny uśmiech na twarzy

blondyna zaczął grać mu na nerwach. - Ochrona?

- Tak zdecydowałeś. Co sugerujesz?

Ton w głosie Maxa był mdły, mgła ciągle go otaczała. To był wyraźny rozkaz.

Adrian zmarszczył brwi, zaskoczony, ale mimo to odpowiedział. - Ochrona 24/7 dopóki

nie wyjdzie ze szpitala. Dwie Pumy przy wejściu, dwie na korytarzu. Trzeba ją przesunąć na sam

koniec pokoju i w końcu jedna Puma przez cały czas musi pilnować klatki schodowej. Tylko

mężczyźni, nie będziemy ryzykować kobiet. Nikt nie wejdzie do pokoju bez twojej zgody,

Simona bądź mojej. Jedna z kobiet zostanie tu z nią

dopóki się nie obudzi, w nagłym wypadku.

Ta, której ufamy.

- Sugeruję zrobić to samo dla pani Campbell - powiedział Gabriel Anderson za plecami

Alfy.(Aha! Chyba mamy kolejną część ;p) - Jeśli Parker zdecyduje, że jej ingerencja kosztowała

go chybienie pani Montgomery to pewnie będzie chciał się odwzajemnić.

Adriana ścisnęło. - Nie ma teraz nikogo w Dumie, komu mogę zaufać w sprawie Belle.

- Zajmę się tym.

Zdeterminowany ton głosu Gabriela przypominał mu jego własny; zastanowił się krótko,

czy ten facet zdawał sobie z tego sprawę.

Max kiwnął głową. - Dobrze. Zajmij się

tym. Wyznacz tego, komu ufasz, obydwaj

wyznaczcie. Współpracujcie ze sobą. Zanim opuszczą szpital, chcę się dowiedzieć o planach ich

ochrony po powrocie do domu. Simon, razem z Becky jedźcie to Poconos i porozmawiajcie z

nowym Alfą Sfory. Ma na imię Rysio Lowell. Zgodził się nam pomóc przy Parkerze. Dojazd

zajmie wam około dwóch godzin, wykluczając zmiany pogodowe. Emma zabezpieczy sklep;

Marie zgodziła się na zastępstwo dopóki Sheri i Belinda nie staną na nogi.

- Wchodzę w to. - Simon poklepał Adriana po ramieniu, wtedy zrobił to samo Maxowi

mijając go. Odszedł nie oglądając się za siebie.

- Może moglibyśmy zorganizować małe polowanko, znaleźć tego sukinsyna i zakończyć

to wszystko. -Niskie warczenie Gabe'a było echem jakie Adrian czuł wewnątrz siebie.

- Znasz jego zapach?

- Wyczułem powiew, ale nie wystarczający by robił za ślady. Mam częściowy poszlak i

opis pojazdu.

- Zatem czekamy.

Gabe pokiwał głową, akceptując bez namysłu wypowiedź Adriana.

Max nadal się

osobliwie uśmiechał gdy słuchał rozmowy pomiędzy Adrianem a Gabem. -

Twoja partnerka zaczyna się budzić.

Adrian się

odwrócił, skupił swoją całą uwagę na Sheri. Pochylił się nisko nad niążeby go

dokładnie widziała. - Cześć księżniczko.

Otworzyła mętne błękitne oczy i spojrzała na niego - Przepraszam.

- Za co? Za to, że prawie zginęłaś? - Zmusił się by ton jego głosu był delikatny podczas

gdy czuł się inaczej.

- Za zadrapania na twojej kurtce.

Powolny szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. - Dobrze. Za to masz później klapsa.

- Belle?

Jej smutny szept doprowadzał go do szału. To, że czuła niepokój było dla niego nie do

zniesienia. - Nic jej nie będzie. Nie martw się o nią.

-Żyje?

- Tak, skarbie, żyje. Ma złamane biodro i ramię, doznała też szoku, ale żyje.

- Uratowała mnie.

- Wiem kochanie, wiem. - I tym samym zapewniła sobie jego dozgonną lojalność.

Nie mógł oprzeć się dotykając jej przez jeszcze chwilę, głaskając delikatnie jej platynowe

blond włosy z twarzy, tak czule jak tylko było możliwe. - Śpij, kochanie. Jestem tu. Zapewnię, że

będziesz bezpieczna.

Kiedy trąciła nosem jego rękę z taką ufnością

i natychmiast zapadła w sen, dwie rzeczy

się wydarzyły. Jego serce pękło na pół, uzdrawiając się razem z nią od rdzenia.

A także postanowił zabić

Parkera zanim ponownie zaatakuje. Ten facet nie tylko zranił

jego partnerkę, zranił jego Dumę. Patrząc w ciemno- niebieskie oczy szeryfa, Adrian nareszcie

zrozumiał co skłoniło jego ojca do pozostania gliną. Ta sama dzika potrzeba chronienia paliła się

także w oczach Gabriela.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Max wprowadził w życie każdą

formę

ochrony, którą

zasugerował. Zaskakująco, Adrian

odnalazł się

i razem z Gabem stworzyli dobry zespół, prześcigali się

pomysłami dopóki nie postawili

na taki, który obydwaj zaakceptowali. Gabe zdołał zdobyć

pozwolenie szpitala na umieszczenie

strażników, na zmiany w pokoju, na wszystko, co chcieli.

I przez to Max ich obserwował, w ciszy, ten dziwny uśmiech na jego twarzy gościł bardziej niż

zwykle.

-Powiesz mi, do kurwy nędzy, z czego się

tak śmiejesz? - Następnego ranka Adrian w końcu nie

wytrzymał. To stało się

tuż

po otwarciu. Max przybył do pracy z tym cholernym uśmiechem na

swojej twarzy, który nie chciał zejść. To doprowadzało Adriana do szału.

Pierwszy raz Adrian poczuł siłę

Maxa w całej okazałości. Złotowłosy facet wyprostował się

do

swojego pełnego wzrostu, jego moc wyskakiwała z niego, napełniając zmysły Adriana dopóki nie

powinien upaść

na ziemię, czołgając się. Dlaczego go nie zaskoczył. Powinien znaleźć

się

na

podłodze całując tani dywan. Zamiast tego ciągle stał, patrząc na Maxa, z każdym ostrzegawczym

zmysłem w nieznanej groźbie. Nawet nie zorientował się, że walczył dopóki Max nie złagodniał,

nagle siła wycofała się

do niego, która sprawiła, że Adrian się

potknął, jakby opierał się

o ścianę,

która właśnie nagle zniknęła.

-Rozumiesz co się

z Tobą

stało?

Głos Maxa był delikatny.

-Nie - powiedział Adrian, przerażony. Czy prawie rzuciłem wyzwanie Alfie?

Max uśmiechnął się

szeroko. - przestań

do cholery.

Prawie rzuciłem wyzwanie Alfie, a on się

z tego śmieje? Obnażył gardło w geście uległości,

wbrew swojemu wcześniejszemu występkowi, który wydawał się

doskonale naturalny.

-Nie obnażaj przede mną

swojego gardła.

Rozkaz w głosie Maxa, bliski gniewu, zaskoczył go. Pękała mu głowa. - Dlaczego nie? Prawie

cię

wyzwałem, do kurwy nędzy.

Max zaśmiał się. - Dupek.

Jakoś, słysząc jak jego kumpel tak do niego mówi sprawiło, że poczuł się

dobrze. - W porządku,

lwiątku, dlaczego nie powiesz co się

ze mną

dzieje?

-Tylko Emma może tak do mnie mówić-zagderał Max, klapiąc na fotel. Wyciągnął przed siebie

swoje długie nogi, krzyżując je i kładąc swoje dłonie na brzuchu. Obrazował spokój ale nie zrobiło to

z Adriana głupka. Te niebiańsko błękitne oczy były zbyt ostre, by wydawały się

naprawdę

zrelaksowane.

-Dobrze. O wielki i wspaniały Władco, udziel mi swej mądrości. I pośpiesz się

z tym, mam za

godzinę

pacjenta.

Max przewrócił oczami. - pamiętasz jaką

pozycję

w Dumie miał Twój ojciec?

Adrian kiwnął głową; to nie był sekret. - Taa, był Marshalem.

-A jakie jest zadanie Marshala?

Adrian zmarszczył brwi. Max był wkurwiający. - Marshal czuwa nad bezpieczeństwem Alf i

Dumy. - wyrecytował jak papuga. - Dostanę

teraz ciastko?

-A kiedy ostatnim razem Duma była w niebezpieczeństwie? Max podniósł jedną

brew i gapił się

na niego wymagająco.

Adrian wypuścił powietrze. - Mój ojciec zabił wyrzutka, który skrzywdził członka Dumy.

Konkretnie kobietę. - dodał z małym warknięciem.

-Yhy. A kiedy to było? Dwadzieścia pięć

lat temu?

-Taa, no i?

-Więc twój tata nie jest już

Marshalem.

Adrian wzruszył ramionami. - Wiem. Zgodziłem się

by został nim Gabriel. Dlatego wrócił na

ten obszar. - Adrian przełknął ślinę

otwierając szeroko oczy. - Mówisz, że jestem zastępcą

Gabe'a?

Max przewrócił oczami. - Nie idioto. To Gabe jest tym drugim. Ty jesteś

Marshalem.

Adrian mrugnął. - nie ma kurwa mowy.

-Jest kurwa mowa.

-Jestem okulistą. Nie gliną.

Max uśmiechnął się

szeroko. - No i? Mówisz, że nie mogę

skopać

tyłka jednemu z najlepszych?

Oczy Adriana poszerzyły się. - Nie! Jasna cholera, nie. Czy wyglądam na głupka?

-Nie zamierzam na to odpowiadać.

-Dupek.

Max uśmiechnął się

szeroko. - A co z Simonem? Uważasz go za mięczaka?

-Nie - Adrian przyznał w zamyśleniu.

-W takim razie w porządku. Nie zauważyłeś

jak Gabe cię

słuchał, podążał za twoimi

instrukcjami, wprowadzał tylko te, które aprobowałeś?

Adrian ponownie mrugnął, przestraszony. Inny mężczyzna tak robił, prawda?

-Dlatego, bo instynktownie wiedział kim ty jesteś, a kim jest on. Było mu z tym dobrze.

Jasna cholera, może Max miał rację. Wypuścił powietrze gdy wszystkie te dziwne uczucia jakie

ostatnio odczuwał nabrały sensu. Wszyscy mężczyźni czuli potrzebę

chronienia swoich partnerek, to

zostało jakby wyhodowane w nich. Mężczyzna, który nie był gotowy oddaćżycia w obronie swojej

partnerki i kociaków nie zasługiwali na nie. Ale jego reakcja na ból Belle była prawie tak silna jak

reakcja na Sheri. Jego potrzeba, by zapewnić

bezpieczeństwo swojego Alfy i Dumy, pożerała go

przez ostatnie dwa dni, odkąd opony w jego samochodzie zostały pocięte. Adrian był zarówno

przerażony jak i zafascynowany. - Marshal?

Max westchnął. - Wiesz jak podąża hierarchia, Adrianie. Dlaczego jesteś

zaskoczony byciem

pierwszym na liście? Jesteś

prawie tak cholernie potężny jak ja i równie potężny jak Simon. A, do

diabła, wszyscy razem jesteśmy przyjaciółmi od lat. Musiałem się

tylko upewnić, że zaakceptujesz to

zanim zostanie to potwierdzone.

Alfa, Beta, Marshal, Omega; Tak jest ustawiona hierarchia. Alfa był władcą

Dumy, Marshal był

jego łapą, a Omega sercem. To były pozycje, z jakimi się

rodziło, a nie do których zostało się

stworzonym. Alfa mógł ci powiedzieć

jak ogólnie prosperuje Alfa, ale nie był w stanie zauważyć

wszystkich szczegółów, więc Marshal realizował fizyczne aspekty dla Alfy podczas gdy Omega

realizował te emocjonalne. Bez tej trójki Duma słabłaby i w końcu umarła.

Patrzał Maxowi w oczy i zauważył w nich zrozumienie. Max dźwigał podobny ciężar, ale jego,

jako Alfa, był nawet większy. W jego spojrzeniu nie było żadnego współczucia. Jak i on, Adrian był

tym kim był.

Kiwnął głową

na jego akceptację.

Poczuł jak powłoka Marshala osadziła się

na jego ramionach z zaskakującym spokojem gdy

Władza Maxa subtelnie go otoczyła. Czuł odprężenie, jakby zatracona część

jego nagle się

odnalazła.

Jego Puma zamruczała w zgodzie. Posiadał władzę

niezbędną

to zapewnienia bezpieczeństwa nie

tylko swojej partnerce ale i Alfie oraz całej Dumie. Chociaż

wiedział, że nadal nie było kompletu; nie

mieli Omegi, ale ,chyba że nie zauważył, Max już

wiedział kto nim będzie i po prostu czeka na

właściwy moment by go włączyć.

-Mogę

cię

o coś

zapytać?

Max wzruszył ramionami. - Pewnie.

Max podniósł jedną

brew i czekał.

I wtedy go to trafiło. - Nie była jeszcze wtedy w Dumie. - A skoro Liwia nie zagrażała

członkowi Dumy, jego „zmysł pająka” nie działał.

-I skoro tylko rzuciła Emmie wyzwanie nie atakując jej, to również

cię

nie przywołało.

-Ale przecież

Emma była w niebezpieczeństwie, prawda?

Max wzruszył ramionami. - Nie za bardzo. To było prowokacja o dominację. Uwierz mi, jeśli

Liwia chciałaby dorwać

Emmę

bez rzucania jej wyzwania, to zostałbyś

aktywowany.

-No dobra, teraz robisz ze mnie Wonder Twin1 -Adrian zadrżał.

Max zaśmiał się

oburzająco i wychylił się

na przód. - Taa, mogę

wyobrazić

sobie ciebie we

fioletowych rajtuzach. Chcesz wiedzieć

jak to działa czy nie?

-Przypuszczam, żebędę

lepszy. Nie chciałbym być

jakąś

ciotą

traktowaną

jak ściera.

Max wyszczerzył zęby. - Ok., wyluzuj. Pomyśl o Dumie jak o ogóle. Kto odczuwa teraz ból i

czy jest on naturalny czy przez coś

wymierzony?

Zmarszczył brwi. Jak do diabła miałby o tym wiedzieć?

Tylko, że wiedział. Becky bolał ząb; musiałaby dać

znać

Simonowi. Sarah Parker skaleczyła się

w palec, prawdopodobnie próbując gotować. Z kuchennymi nożami była trochę

niezdarna, a takżez

obojętnie czym w swoich dłoniach.(ciekawe z czym :P) Marie Howard miała potłuczone kolano od

upadku. Emma również

miała skaleczony palec.. i była…

Odwrócił się

do Maxa, przerażony. - Emma!!

Max wstał i wybiegł przez drzwi zanim jeszcze skończył. Adrian był tuż

za nim. Wallflowers

było tylko 5 bloków dalej ale obaj biegli przez całą

drogę.

Max stanął przed drzwiami. - Skurwiel.

Adrian warknął nisko gardłowo na widok tego co zostało po szybie w sklepie. Emma trzymała

kawałek szkła, które było jej widokowym oknem, Trochę

złotego napisu było nadal widoczne, krew

spływała z jej ręki, którą

sobie rozcięła.

Jej oczy błyszczały od łez gdy patrzyła na to wszystko. - Max?

Max ruszył przez wejście i przytulił swoją

partnerkę

zanim jeszcze kapnęła pierwsza kropla

krwi.

Złote oczy, które zatrzymały się

na Adrianie kipiały dzikością. - Znajdź

go.

Nie wypowiedziane zostały słowa, zabij go.

Sheri obudziła się

z najgorszym bólem głowy jaki kiedykolwiek czuła w swoim życiu. Jej głowa

pulsowała w rytm jej bicia serca, a nudności tańczyły tango w jej brzuchu. Czuła jakby coś

próbowało wydobyć

się

z jej głowy za pomocą

jackhammera.2 - Zabij mnie - szepnęła jęcząc.

Nawet ten lekki dźwięk sprawił, że jej skóra ścierpła.

-Hej księżniczko. Boli cię

głowa?

Otworzyła oczy. Adrian był pochylony prawie nosem w nos tak by mogła go wyraźnie zobaczyć.

Jego głębokie brązowe oczy były pełne troski.

-Ałć

- pisnęła.

Pocałował ją

w czoło, wyciągając się

nad nią

by włączyć

przycisk zawiadamiania. - Dam ci

jakąś

pigułkę

na ten ból dobrze?

Mogłaby kiwnąć

mu głową

ale przez to mogłaby jej odpaść. Więc zdecydowała, że tego nie

zrobi. Zamknęła oczy przez nieznaczny blask dochodzący przez okno. Adrian musiał zasunąć

rolety.

Błogosławiony facet.

-No dobrze, skarbie, pielęgniarka już

idzie.

Usłyszała piskliwe buty pielęgniarki stąpające po nadmiernie wywoskowanym korytarzu zanim

jeszcze on usłyszał, ale nie mogła nic powiedzieć. Mówienie za bardzo ją

bolało. Nawet chrząknięcie

było dla niej trudne w tej chwili.

Jeśli tylko mógłby ją

zabić

to przestałoby boleć. Byłaby mu wdzięczna na wieki.

1 http://1.bp.blogspot.com/_NOZ3Wv13Lxg/Sux63KW2UbI/AAAAAAAAFiQ/n4JuNlHCv_8/s400/wonder_twins1.jpg

2 Opatentowana amerykańska strzelba automatyczna.

Zamknęła oczy gdy zaczął głaskać

jej włosy, ostrożnie przy dużym guzie na boku jej głowy.

Usłyszała jka pielęgniarka wchodzi po cichu oraz Adriana wyjaśniającego co było nie tak. Kilka

minut później pielęgniarka wstrzyknęła coś

do jej kroplówki.

-Za chwilkę

poczujesz się

lepiej, skarbie.

Nie mogła nawet kiwnąć

głową. Słyszała jak woda spływała w łazience, a chwilę

później

chłodna ścierka okryła jej czoło i oczy. Zajęczała gdy zimno osłabiło ból.

-Chcę

byś

się

niczym nie martwiła księżniczko. Mam wszystko pod kontrolą. Zrelaksuj się

i

zaśnij.

-Jerry?

-Weterynarz się

nim zajął. Nic mu nie jest, tylko troszkę

poturbowany. Zatrzymali go na noc na

obserwacji. Teraz jest u mnie.

Jej usta drgnęły do góry. To nie był uśmiech, za bardzo ją

bolało, za to była oznaka jednego.

-Belinda się

przebudziła i rozmawia. Jest obolała i potrzebuje terapii psychicznej, ale będzie z

nią

ok. - jego ręka zawędrowała z powrotem do jej włosów, delikatnie je głaszcząc. - Gabe

dowiaduje się

kto ją

potrącił i umieściliśmy dla was ochronę. Ktoś

będzie z wami przez cały czas.

Poruszyła się, marszcząc brwi. Gdy tylko otworzyła usta, jego palec wylądował na jej wargach.

-Nie. To jest mi potrzebne kochanie. Nie wiń

mnie za to. Nie mogę

być

z tobą

przez cały czas

ale muszę

wiedzieć, że jesteś

bezpieczna albo stracę

swoje pierdolone zmysły.

W odpowiedzi pocałowała jego palec.

-Dziękuję

- Jego usta delikatnie dotknęły jej, w zaledwie czułej pieszczocie, która nie

wstrząsnęła jej głową. - Belle ma zapewniony ten sam stopień

ochrony, tak na wszelki wypadek.

Przegryzła swoją

wargę

i starała się

nie popłakać. Wiedziała, że to nie była jej wina ale nie

mogła nic zrobićże czuła się

inaczej. Środek jaki dostała od pielęgniarki zaczął działać, czyniącją

senną. Poczuła jak znowu zapada w sen gdy jeszcze raz musnął ustami jej usta.

-Śpij księżniczko. Będę

nad tobą

czuwał.

Nie była pewna ale zanim odpadła myślała że usłyszała jak szepnął. - Kocham cię.

Było dobrze ponieważ

i ona go kochała.

-Dzień

dobry, śpiochu!

Sheri rozważała czy nie zostawić

zamkniętych oczu przez jeszcze chwilkę. Może przez cztery

bądź

pięć

godzin. Dopóki pani Anderson sobie nie pójdzie.

-Wiem, że się

obudziłaś, panno McFaker3! Otwórz te oczy! Na zewnątrz jest przepięknie!

Oh, święty Boże, proszę

nie pozwól by odsłoniła rolety. Sheri otworzyła oczy i zamknęła z

piskiem gdy kilof lodu w postaci światła słonecznego dźgnął jej gałki oczne. - Proszę

zasłonić

rolety!

-Słodziutka, potrzebujesz więcej słońca. Jesteś

trochę

zbyt blada.

Sheri szła po omacku, próbując znaleźć

swoje okulary przeciwsłoneczne. - Możesz podać

mi

moje okulary przeciwsłoneczne, proszę, jeśli nie zasłonisz rolet?

-Te starocie? Są

zbyt ciemne. Powinnaś

nosić

niebieskie. Widziałabyś

przez nie więcej.

To zmieniłoby kilofy lodu w pałasze.4 Nie, dziękuję. -Mam albinizm, Pani Anderson. Światło

słoneczne jest dla mnie niebezpieczne. - wytłumaczyła tak cierpliwie jak tylko potrafiła.

-Oh? OH! - Sheri usłyszała grzechoczące zasuwanie rolet. Gdy tylko światło osłabło, westchnęła

w uldze. Ostrożnie otworzyła oczy.

Pokój znowu był komfortowo przyćmiony. Pani Andreson stała przy jej łóżku trzymając jej

okulary. - Przepraszam, kochaniutka. Nie zdałam sobie z tego sprawy.

3 Faker-fałszerka, nie chce mi się kombinować nazwiska ;p

4

http://www.militaria.pl/upload/wysiwyg/gfx/produkty/noze/ColdSteel/Palasz/Palasz_Horseman_Basket_Hilt_88HB

H.jpg

Sheri gapiła się

na nią, całkowicie oniemiała.

-Tak wiem. Nie jestem najbardziej spostrzegawczą

osobą

na świecie. Jesteś

głodna?

-Ah… tak?

Pani Anderson uśmiechnęła się

do niej, ciemno niebieskie oczy zaiskrzyły. - Dobrze. W takim

razie tylko przyniosę

ci twoje danie. - ruszyła do drzwi otwierając je. - Młoda dama się

obudziła i

jesteśmy głodne. - Zamknęła drzwi i przywędrowała z powrotem do łóżka. - Proszę. Twoje jedzenie

powinno niedługo być.

Sheri się

starała zdusić

chichot i zawiodła. - Transport na zamówienie huh?

Pani Anderson kiwnęła decydująco głową. - Oczywiście. Płaci się

za bycie babcią

szeryfa i

partnerką

Marshala, no wiesz. - opadła na krzesło obok szpitalnego łóżka, uśmiechając się. - Więc,

co chcesz wiedzieć?

Sheri myślała o tym przez chwilę. - Sekret nieśmiertelności?

Jedna biało-czarna brew uniosła się

do góry. - Kiedy uczysz się

czegoś

to upewnij się, że

podzielisz się

tym z resztą

klasy.

-Co z Belle?

Uśmiech zniknął z jej twarzy. - Musieli unieruchomić

jej biodro.

Sheri wzdrygnęła się

- Nie będzie w stanie się

zmienić

dopóki tego nie uzdrowią.

-Co trochę

potrwa, niestety. A Ty nie czuj się

winna. Belle powiedziała, że chce cię

zobaczyć

jak tylko dojdziesz do siebie. Martwi się

o ciebie.

-Dobrze. Jak tylko dostanę

pozwolenie na wyjście toją

odwiedzę.

-Nie bez ochroniarzy.

Sheri uśmiechnęła się. - Oczywiście, że nie.

-Zobaczmy, co jeszcze. - Pani Anderson stukała palcem o podbródek. - Oh! Ktoś

zniszczył

Wallflowers.

-Że Co?

-Yup. Ktoś

rzucił cegłą

w okno. Nie wiem dlaczego nie wyrządzili więcej szkód, ale Emma

pojechała i znalazła roztrzaskane szkło. Na szczęście ktokolwiek to zrobił uciekł, także nikt nie

oberwał.

Sheri wiedziała dlaczego nie wyrządzono więcej szkód. To było następne. Jeśli Emma i Becky

nadal będą

chronić, to sytuacja tylko się

pogorszy.

Starsza pani wypaplała jej wszystkie plotki Dumy. Większość

ludzi, o których wspominała, nie

były znane Sheri i poczuła jak jej umysł zaczyna odpływać

w sen.

-Lunch! - ogłosił męski głos od drzwi.

-Najwyższy czas - pani Anderson wstała i zabrała jedzenie, dwie duże torby pełne

hamburgerów, frytek i shake'ów. - Wiem, że to nie jest za bardzo zdrowe jedzenie na ziemi, ale

szczerze, moja droga, nigdy nie mogłam się

oprzeć

Big Mac'owi. - podzieliła się

zuśmiechem

winowajcy gdy wręczyła Sheri jej danie.

Wgryzając się

we własnego hamburgera, Sheri mogła tylko kiwnąć

w zgodzie. Pyszne.

Przepraszam za autorkę, że nie wtrąciła żadnych gorących scenek. ;p

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Siniak na jej biodrze był wielkości pieprzonej głowy. Widok tego na nowo wzbudził w nim

wściekłość

gdy delikatnie pomagał jej w wannie. Kupił kilka dużych świec w szklanych

dzbanuszkach, umieścił je zapalone na kontuarach i na brzegach wanny by miała delikatne

oświetlenie dla swoich wrażliwych oczu. Uśmiechnęła się

kiedy to zobaczyła i już

zaplanowała sobie

extra wycieczkę

do sklepu.

-Boże, tak mi dobrze - zajęczała zanurzając swoje kremowe ciało do gorącej, spienionej wody.

Była w domu od jakieś

godziny, a on nie mógł przestać

jej dotykać. Dwa dni w szpitalu -dwa

dni bólu dla Parkera. Każdy siniak, każdy ślad wyrył mu się

w pamięci, wizualne przypomnienie

zapłaty jaką

chciał zażądać. - Chcesz żebym umył Ci plecy, księżniczko?

Uśmiechnęła się

do niego, miękko i słodko, tymi niebieskimi tęsknymi oczyma. - Może później.

Na razie chcę

tylko wymoczyć

te bóle.

Uklęknął i, ostrożnie nie narażającją

na szwank, delikatnie przyciągnął jej usta do jego. Po raz

pierwszy od czasu ataku był w stanie tak naprawdę

pocałować

i w pełni to wykorzystał. Rozchylił

jej wargi, smakując jej usta jakby były wytworną

czekoladą, powoli i z dojmującą

troską. Kochał

sposób w jaki ją

smakował, słodka jak miód, cierpka jak jabłko. Mógłby tam zostać

i całować

przez długi czas.

Kiedy niechętnie odsunął się

zasapała a jej oczy się

zeszkliły. Oblizała wargi i przełknęła. -

Wiesz, czuję

się

teraz znacznie lepiej.

-Tak?

-Mhmm - objęła jego szyję

swoimi mokrymi rękoma próbując przyciągnąć

go do swoich ust.

-Więc, w takim razie, jeśli będziesz grzeczną

dziewczynką

to może pokąpieli zaniosę

cię

do

łóżka - wymruczał.

Jej oczy zabłysły czerwienią

gdy jego palce uszczypały spieniony sutek. - a co jeśli będę

niegrzeczna?

Warknął, złoto zalśniło w jego oczach. - To będę

musiał cię

ukarać

- wstał nagle, wykrzywiając

usta na jej zaskoczone sapnięcie. - A teraz bądź

grzeczna i weź

swoją

kąpiel.

-Świnia-nadęła wargi.

Śmiał się

przez całą

drogę

do schodów, jego serce się

rozpromieniło tak jak wtedy gdy słyszał jej

zadowolone westchnięcia.

Jak tylko jej mięśnie się

rozluźnią

i ocieplą

od relaksującej kąpieli miał zamiar widzieć

swoją

księżniczkę

bezpiecznie okrytą

w jego łóżku. Wtedy będzie lizał każdą

część

jej ciała. Wtuli się

w nią

i w końcu doczeka swojego snu za dnia.

Usłyszał jak dzwoni telefon i zdecydował się

go odebrać

w swoim biurze. - Halo?

Cisza.

-Halo?

Nic.

Znowu zadźwięczał ten jego głupi zmysł zagrożenia. - Czego do cholery chcesz Parker?

-Myślę, że znasz odpowiedź

Giordano.

Adrian oparł się

jednym biodrem o biurko, każdy zmysł w czujności. Słyszał jak Sheri pluskała

się

w wannie. Na zewnątrz domu panowała cisza. Słyszał przez telefon oddech Parkera i dźwięki

ruchu w tle. - Ona jest moją

partnerką, Parker.

Parker się

zaśmiał. - Na pewno.

-Nosi mój znak

-Nosi mój znak - warknął Parker1

-Sorry, Muttley2 ale musisz się

odpierdolić. Jest tylko moja.

Mógł prawie poczuć

uśmiech drugiego faceta. - Sheridan jest najsłodszą

kocicą

jaką

w życiu

pieprzyłem.-Puma Adriana warknęła zaborczo a jego oczy zabłysły w złocie. - A ona uwielbia robić

to od tyłu. Stawiam, że nadal jestem jedynym facetem, który ją

tak wziął. Wrzeszczy tak głośno i tak

mocno zaciska się

na twoim kutasie, że masz wrażenie jakby miała go rozgnieść.

Adrian warknął cicho, jego myśli goniły. Może był jakiś

sposób by Parker się

skupił na nim

zamiast na Sheri. Uśmiechnął się

chłodno. - Wiem - mruknął. Usłyszał jak oddech Parkera

przyspiesza. - Uwielbiam gdy te jej cudowne usta owijają

mojego kutasa. Wiedziałeś, że byłem w

niej kiedy mnie znaczyła? - Adrian zaśmiał się

gładko na warknięcie Parkera. - To prawda, Parker.

Noszę

jej znak.

-Zakurwię

cię3 - wysapał Parker.

-Jest na górze, naga, mokra i czeka na mnie Parker. Jak tylko odłożę

telefon pójdę

na górę

i

zerżnę

dopóki każde z nas nie padnie.

-Jesteś

trupem! - krzyknął Parker.

-Potem będę

spał z nią

wtuloną

w moich ramionach. Moich ramionach, Parker. - ryk Parkera nie

był już

nawet ludzki. Miał nadzieję, że facet potrafił kontrolować

swoją

przemianę, w przeciwnym

razie coś

okropnie strasznego mogło się

zdarzyć

bardzo szybko. - A wiesz co zamierzam zrobić

jutro

wieczorem?

-Co?

Srogi głos na końcu linii zaalarmował Adriana by z tym skończyć. - Te same cholerne rzeczy,

które mam zamiar zrobić

dzisiaj. Zerżnąć

moją

kobietę.

-Wiem gdzie mieszkasz.

Jeśli Parker myślał, że to go przestraszy, no to miał coś

jeszcze. - No to dawaj. I tak na koniec

mój kutas wyląduje w jej cipce.

Rozłączył się

i wziął głęboki oddech. Nie kontrolował się, grając z Parkerem w tą

gierkę;

mówiąc o swojej księżniczce jakby była jego pustą

eks było dla niego niewyobrażalnie trudne. Nawet

nie chciał by inny facet myślał o jej imieniu, a co dopiero o sprośnościach z jej udziałem.

-Jesteś

pewien, że to było mądre posunięcie?

Odwrócił się, nie był zaskoczony obecnością

Gabe'a. Facet zaproponował, że spędzi kilka nocy

razem z nimi. Jednak miał być

na zewnątrz w zamaskowanym samochodzie, tak myślał, a nie w

środku domu gdzie mogła go zobaczyć

Sheri.

-Chcężeby skupił się

na mnie. Nie na Sheri czy na Dumie.

Gabe kiwnął głową. - Taa. Przez to jak mówiłeś

mu jak bardzo lubisz pieprzyć

kobietę

pewnie

wciągnął się

obsesyjnie. - Przesunął się

niewygodnie. - Do diabła nawet mnie to wciągnęło. -

wymamrotał, uśmiechając się

chytrze.

Adrian przewrócił oczami - Masz lepszy pomysł?

Gabe wzruszył ramionami. - Nawet jeśli, to jest już

za późno. Będzie dobrze, jak pojawi się

nad

rankiem.

-Kiedy będzie Richard?

-Już

jest. Zatrzymał się

u pana Friedelinde.

Rezydencja Friedelindów była prawdopodobnie najbardziej komfortowym miejscem dla

odwiedzającego Alfy sfory i jego towarzyszów. - Zadzwoń

do nich i powiedz im co się

stało.

Zadzwonię

do Maxa.

Grabe skinął głową

i wyciągnął swoją

komórkę

kierując się

do wyjścia.

1 Bosh jak dzieci…;p

2 Pies z bajki „Dastardly i Muttley” nie podałam linka bo są dziwnie mega długie.

3 Proszę Lady :P

Adrian pokręcił głową, nadal jakoś

niepewny jak mógł być

podjarany Marshalem i Gabem jako

zastępcą. Władza tego kolesia promieniowała z każdej cząstki jego ciała. Jego luźno stawiane kroki i

odprężona postawa oszukałyby nie jednego. W jednej chwili te ciemno niebieskie oczy mogły stać

się

oziębłe jak arktyczny wiatr. Ta wielka postura, prawie tak wielka ja Simona, poruszała się

z gracją

i

zwinnością

jaką

mógł naśladować

jedynie profesjonalny atleta.

Ale kiedy oglądnął się

na niego, z zapytaniem w oczach, coś

w Adrianie nagle zareagowało. -

Co jest?

-Richard w to wchodzi.

Adrian westchnął i złapał się

za nos. Miał w planach spotkanie z Benem, Marshalem Sfory, nad

ranem by przy kawie pogadać

o strategii. Najwyraźniej szlag trafił jego plan - Kurwa.

-Taa. Powiedziałem mu, że oddzwonię.

-Ilu ma ze sobą?

-Czterech. Marshala, zastępcę

i dwóch pozostałych.

Adrian gapił się

pustym wzrokiem na obraz na ścianie. Plany wirowały w jego umyśle. -

Furgonetka?

Gabe kiwnąłiuśmiechnął się. - Zaparkuję

ich na rogu.

-Niech Simon się

tym zajmie. Chcężebyś

tu był.

-Robi się.

Pokręcił głową

i złapał za telefon. Streścił wszystko Maxowi, szybko wdrążając go w to co się

działo. Max zgodził się

na współpracę

Simona z Richardem, dopóki nie mieli jeszcze Omegi za to

odpowiedzialnej.

Potem poszedł na górę

do swojej mokrej, chętnej księżniczki.

Sheri właśnie wychodziła z wanny gdy usłyszała jak wchodził na górę. Słyszała całą

jego

rozmowę

z Rudym i właśnie chciała zabić

Adriana własnoręcznie. Owinęła się

ciaśniej szlafrokiem i

czekała, stukając niecierpliwie jedną

stopą.

Nie była głupia. Wiedziała dlaczego powiedział to co powiedział. Nie musiała słyszeć

jak

tłumaczył się

Gabe'owi. Jednak fakt, że robił z siebie cel sprawił, żeaż

wyskoczyła z wanny. Chciała

na niego wrzasnąć,wściekać

się

i wyć

dopóki nie zrezygnuje z tego idiotycznego planu. Ale było już

na to za późno. Rudy mógłby go teraz obserwować, a jeśli Adrian zginie przez nią

to nie przeżyje

tego. Myśl o Rudym zatapiającym swoje kły w Adrianie, ciągnącym jego zakrwawione ciało,

spowodowało, że widziała na czerwono. Zabije Rudy'ego własnoręcznie zanim skrzywdzi jej

partnera.

Mężczyzna wszedł do łazienki, rzucając spojrzenie na nią

stojącą

i zmarszczył brwi. - Dlaczego

się

nie kąpiesz?

-Wyszłam bo myślałam, że nie starczy miejsca dla mnie i dla ciebie głąbie.

-Hę?

Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego - Słyszałam twoją

rozmowę

z Rudym, Adrian.

Westchnął zmęczony. - Księżniczko…

-Nie księżniczkuj mi tu, Adrianie Giordano! Jak mogłeś

wplątać

się

w takie niebezpieczeństwo?

Przewrócił oczami i wziąłją

za rękę, delikatnie wyprowadzającją

do pokoju. - Poradzę

sobie z

Parkerem.

-No jasne. A poradzisz sobie z nim i jego pięcioma kumplami?

Przyprowadził ją

do sypialni i zdarł z niej szlafrok zanim zdążyła mrugnąć. -Włóżku z Tobą.-

Delikatnie ją

podniósł i ułożył na łóżku, ostrożnie by nie zrobić

jej krzywdy. Poza tym warknął kiedy

zasapała. - Stawię

czoło Parkerowi. Jego kumple staną

przez Maxem, Simonem, Gabem i Richardem

Lowellem, plus przed wilkami, które przyprowadził ze sobą

Richard.

-Więc dlaczego nie zostawisz Rudy'ego sforze?

Obserwowała jak rozbierał się

po cichu.-Ponieważ

- powiedział, w końcu wspinając się

na

prześcieradło - on jest mój.

-Adrian.

Zakrył jej usta palcem. - Nie próbuj mi tego wyperswadować.Będę

go osobiście rozrywać

za to

co Ci zrobił. Oddam mu za każdy siniak na twojej skórze, za każdy znak po ugryzieniu jaki po sobie

zostawił. A kiedy skończę

to sprawię, żebędzie krzyczał w agonii.

Spokojny ton jego głosu, rzeczowy sposób w jaki oświadczył co planuje zrobić

Rudy'emu,

sprawił, że stał się

jeszcze bardziej przerażający. - Nie tego chciałam - westchnęła.

Otarł delikatnie jej policzek swoim w pocieszającym geście. - Wiem. Miałaś

nadzieję, że

zobaczy cię

tutaj, bezpieczną

wśród ludzi i zostawi cię

w spokoju. - Patrzał głęboko w jej oczy, jego

nos dotykał jej tak by mogła rozczytać

każdy niuans jego ekspresji. - Ale tak się

nie stanie. Będzie

cię

tropił. Dzień

i noc. Wie gdzie mieszkasz, jak wygląda twój pies, kim są

twoi przyjaciele-a jesteś

tu zaledwie od tygodnia. Znając twój układ, nie zawaha się

użyć

go przeciwko tobie lub przeciwko

twoim przyjaciołom. Zwabi cię

tam gdzie będzie mógł cię

dorwać. A jeśli tak zrobi, to i tak będzie

trupem. Jeśli Max i Simon nie dorwą

go pierwsi i nie przekażą

go w ręce Richarda, który, tak przy

okazji, chce go zabić. Ja go zabiję.

-Zatrzymanie go nie jest twoim obowiązkiem.

-Owszem, jest. - Wsunął ostrożnie pod nią

rękę

- Kilka dni temu Max potwierdził, że jestem

Marshalem.

Zmarszczyła brwi. - Marshalem?

-Ciągle zapominam, że nie byłaś

wcześniej członkiem Dumy. Marshal jest tym, kto dba o

bezpieczeństwo Dumy. Gabe jest moim zastępcą, tak jak Simon jest zastępcą

Max'a.

-Myślałam, że pani Anderson została skojarzona z Marshalem?

-Dlaczego tak sądzisz?

-Kiedy wysłała strażników do McDonald's… o-oł - szepnęła gdy ukazał się

jego wściekły

wyraz twarzy.

-Wysłała strażników do McDonald's? - warknął przez zaciśnięte zęby.

-Byłyśmy głodne - Spiorunował ją

wzrokiem - A poza tym, nie wydaje mi się

by obaj poszli.

-Oh, w takim razie w porządku.

Zmarszczyła brwi na jego sarkastyczny ton - Daj im spokój Adrian. To nie tak, że zajmujesz się

żołnierzami albo glinami. Zajmujesz się

ludźmi, których poproszono o pilnowanie kogoś, prawie

całkowicie obcego człowieka, przed zagrożeniem z jakim nigdy wcześniej nie mieli do czynienia.

-No i?

-No i daj im spokój bo ja naprawdę

lubię

McDonald's.

Podniósł się

i patrzył na nią

gniewnie, trzymając obie ręce przed sobą

jakby miał coś

trzymać.-

Hmm, niech pomyślę. Twoje życie, Big Mac. Twoje życie, Big Mac. - machał w powietrzu obiema

rękoma4 - Hej, bez porównania prawda?

Przegryzła wargę

by się

nie śmiać. - To był naprawdę

dobry Bic Mac.

Warknął i postanowiła szybko zmienić

temat. Wyglądał jakby był gotowy wyjść

z łóżka, ubrać

się

i zapolować

na jej „strażników” by potraktować

ich swoimi ostrymi kłami.

-No więc wyjaśnij mi na nowo dlaczego twoim obowiązkiem jest dorwanie Rudy'ego?

Westchnął. - To robota Marshala, zlikwidować

zagrożenie Dumy.

-A Rudy jest zagrożeniem dla Dumy.

-Tak. W momencie kiedy ruszył za tobą

i Bellą

stał się

zagrożeniem dla Dumy.

Wiedziała, że decyzja o dołączeniu do Dumy będzie miała swoje konsekwencje. Cena jaką

zapłaciła Belle, według niej, była zbyt wysoka. Zamknęła oczy ponieważ

wina groziła jej

uduszeniem.

4 Tzn robił tzw niewidoczną „wagę” ;p

-Hej.

Otworzyła oczy i zauważyła jego gniew.

-Lepiej się

za tonie wiń.

-A cojeśli będę? - szepnęła.

Pokręcił głową. - Nie jesteś

odpowiedzialna za akcję

z Parkerem.

-Jeśli Belle nie poświęciłaby się

by mnie chronić

to nie byłaby teraz ranna.-Ulga rozświetliła

jego oczy na ton jej głosu, a ona wiedziała, że zrozumiał to, że nie była zmartwiona.

Była wkurwiona.

-Belle nic nie będzie. Masz moje słowo.

Sheri pokręciła głową. - jak może być

z nią

lepiej? Pani Anderson powiedziała mi, że

unieruchomili jej biodro! Jeśli tak zrobili to nie będzie w stanie się

zmienić, wiesz o tym.

Westchnął. - ta kobieta ma za długi język-wymamrotał.

-Opowiedz mi o tym.

Wykrzywił usta, reszta złości uleciała daleko. - Próbujemy temu zaradzić.

-A co ze sklepem Emmy?

Jego oczy powiększyły się

w szoku zanim ciemne rzęsy je zamknęły, chowając wyraz jego

twarzy. - Co ze sklepem Emmy?

-Wiem o oknie, doktorze oczywisty.

Zaśmiał się. - To coś

nowego.

Przewróciła oczami - no wbijaj mi dzieciaku, mam takich z milion.

-Przygotuję

się

- wymruczał, delikatnie kołysząc jej ciało swoim. Wyciągnąłrękę

i delikatnie

uszczypnął jeden z jej bladych sutków.

-Oh..

-Wiem tylko w co jeszcze chciałbym się

wbić.

Pomyślała by trzepnąć

go w głowę

ale za bardzo bolało ją

ruszanie się. - Po pierwsze, jestem

zbyt obolała by robić

to co masz na myśli. Po drugie, nie odwrócisz seksem mojej uwagi.

-Nie? - nadął wargi, oczy migotały w psocie.

-Nie.

-Jesteś

pewna? - zapytał gdy jego gorący język otarł się

o jej twardy sutek.

-Pewnie - wydyszała nie będąc już

do końca pewną

na co przytaknęła.

-Wyjdziesz za mnie? - szepnął tuż

przed tym jak pocałował ją

z niewyobrażalną

gruntownością.

-Pewnie.. czekaj, co?

-Za późno- uśmiechnął się

triumfalnie.

-Czekaj, czy nie walczyliśmy jakąś

minutę

temu?

-Nie

-Ale…

-Hej, żadnych odwrotów!

-Adrian! - zaśmiała się, kochając widok jego oczu iskrzących się

do niej.

Pokręcił głową. -Nie taki krzyk chciałem dzisiaj usłyszeć

kochanie. Domyślam się, żebędę

musiał się

bardziej postarać. - westchnął radośnie.

-Głupek - zaśmiała się

bez tchu gdy jego usta znowu wylądowały na jej piersi.

Delikatnie gładził ustami jej sutek, zaledwie ssąc go między swoimi wargami. - Hej, badania

wskazują, że orgazmy bardzo dobrze uśmierzają

ból. To ma związek z tymi cudownymi endorfinami

rozlewającymi się

przez całe twoje ciało. Trzymaj się

kochanie.

-Nie… pewnie.. mogę. - wysapała zdesperowana by zbliżyć

się

do niego. Ból w jej ciele wydał

się

ustępować

kiedy dotknąłją

tak, co możliwe, że miało coś

wspólnego z tymi endorfinami.

Albo może to był tylko jego dotyk. Wszystko wydawało się

lepsze gdy ją

dotykał.

-Jeśli nie wytrzymasz tego to będę

musiał wymyśleć

inny sposób by cię

uśpić

- szepnął,

uśmiechając się

tym jego niegodziwym, szerokim uśmiechem. Pocałował ją

w czubek nosa kiedy

pisnęła i zamarła - Dobra dziewczynka.

Skubał szlak po jej szyi do swojego znaku, nie ugryzł. Chciała by to zrobił, oh, tak desperacko,

ale ją

tylko uciszył i ruszył.

Motyle-pocałunki tworzyły swój szlak w dół jej ciała, zatrzymując się

przy każdej piersi, by

czule złożyć

im hołd. Usta, zęby i język grały na jej ciele gdy dawał z siebie wszystko by zapomniała

o bólu. Swoje ciało trzymał od niej na dystans, unosząc się

nad nią

gdy ruszył w dół, prawie jakby

obawiał się

jej dotknąć. Wlókł się

po siniaku na jej biodrze, zaledwie oddychając gdy warknął. Te

prawie-pocałunki bardziej złagodziły ból w jej sercu niż

ból w biodrze. Zamknęła oczy i zadrżała

gdy ruszył do jej nogi. Pocałował pełen szacunku jej obie stopy gdy skierował się

do drugiej nogi.

Rozsunął je, całując miękko wnętrze jej uda. Czekała, aż

tam uszczypnie, chciała czuć

jego zęby

ale znowu odmówił. Zamiast tego, zaczął długie, powolne, mokre liźnięcia jej cipki co uleczyło ją

w

ciągu sekund. Szlag trafił jej opory, by nie podążyć

za tym gorącym językiem gdy systematycznie

nad nią

pracował, z cipki do łechtaczki, nie zatrzymując się, przyspieszając lub spowalniając.

Zaczynało brakować

jej tchu, jej biodra pofalowały pomimo jej starań

by utrzymać

je na miejscu.

- Tak dobrze - szepnęła tuż

przed tym ja orgazm potoczył się

przez nią, gorący i rozkoszny jak

cukierek.

Otworzyła oczy gdy osunął się

na nią. Czuła każdy cal jego twardości napierającej nią

gdy się

powstrzymywał. - Kocham cię

- szepnął tuz przed tym jak wziął jej usta z dominacją

co wprawiło ją

w uczucie słabości i dreszczy.

Pieprzył ją

powoli, ostrożnie by nie szarpnąć. Widziała obietnicę

w jego oczach. Jak tylko ból

minie da jej wszystko to czego oboje chcieli, dobry, ostry seks, który pozbawi ich tchu, pełen potu i

bardzo, bardzo zadowalający.

Dzisiejszego wieczora, dał im to czego oboje potrzebowali.

Wyciągnęła ręce i owinęła nimi jego szyję, prawie chowając grymas jaki wywołał ten ruch. - też

cię

kocham.

Otworzył szeroko oczy i, jak gdyby te słowa były powodem, doszedł z jękiem.

Leżał tam gdy spała w jego ramionach i próbował zasnąć, ale przez każdy malutki hałas w domu

automatycznie otwierał oczy. Przez skrzypnięcie huśtawki na ganku prawie wyskoczył z łóżka.

Wiedział, że Gabriel ich strzegł, jednak jakaś

jego cząstka nie mogła się

po prostu zrelaksować. Nie

po jego rozmowie z Parkerem. Nie było cholernej mowy by dzisiaj zasnął i wiedział o tym. Byłby

szczęśliwy, gdyby się

trochę

zdrzemnął.

Sheri sapnęła we śnie i owinęła się

ciaśniej wokół niego. Wzdychając, ułożyła się

z powrotem, z

jedną

ręką

na jego brzuchu i jedną

nogą

narzuconą

na jego obie nogi.

Jeśli wkrótce nie schwytają

Rudy'ego to stanie się

potężnie zmęczonym koteczkiem. Pocałował

swoją

księżniczkę

w czoło i poddał się

w czuwaniu nad jej snem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Richard Lowell był ogromny i oszałamiający. Mężczyzna z łatwością

sięgajął dwóch metrów.

Szerokie, potężne ramiona dopełniały masywnie umięśnione ręce skrzyżowane na jego piersi. Bladoniebieskie

oczy na twarzy po przejściach patrzały chłodno na Adriana. Wzdłuż

lewego policzka

przebiegała blizna, której wściekła czerwień

sygnalizowała Adrianowi o swojej świeżości,

prawdopodobnie miała około kilku tygodni. Odkąd był nowym Alfą

Sfory, otrzymywał „kursy walki”

od pozostałych podczas wyzwań

o dominację. Długie jasno-czerwone włosy były ciasno splecione w

warkocz, który sięgał mu do pasa. Był ubrany w czarne jeansy i ciemno-niebieski sweter, który

naciągnął się

od jego umięśnionej klaty. - Co masz na myśli mówiąc, że jedziesz by przywieźć

inną

kobietę?

Belinda miała być

wypisana ze szpitala. Była tam o dzień

dłużej od Sheri. Odmówiła pójścia do

psychiatryka, wybierając zamiast tego terapię

psychiczną

ambulatoryjnie.

- Obie kobiety są

w niebezpieczeństwie, Belle również

bo uratowała Sheri od pędzącego

samochodu. Myślę, że najlepiej będzie mieć

je pod jednym dachem, zwłaszcza dopóki Belle nie

będzie mogła sama się

obronić. Gabriel będzie pilnował Sheri podczas gdy ja przywiozę

Belle.

-Nie wydaje mi siężeby to było mądre.

Adrian gapił się

na wielkiego Alfę

Sfory. - Jesteś

tu. Chcesz mi powiedzieć, że Parker jest w

stanie pokonać

ciebie, twojego Marshala, jego zastępcę, mojego zastępcę

i dwóch pozostałych

wilków by dostać

się

do mojej partnerki?

-Wyślę

jednego z moich wilków by przywiózł kobietę.

Adrian przewrócił oczami. - Jasne, spoko. Belle spojrzałaby na twojego kolesia i krzyczała w

niebogłosy. Bez urazy ale ona nie wie, że jesteście od Adama, a teraz ma powody by być

bardziej

ostrożną

jeżeli chodzi o wilki.

-Ale tobie ufa, odkąd jesteś

w Dumie. - Richard nadal patrzał na niego chłodno. - Zatem jeden z

moich ludzi pojedzie z tobą, albo wyślij swojego zastępcę.

Gabe zarumienił się. - Ze mną

też

nie będzie chciała pójść.

Richard spojrzał krótko na szeryfa zanim znowu powrócił chłodnym wzrokiem do Adriana.

- Masz na myśli to, że kobieta nie może ufać

członkowi Dumy?

Zacisnął czubek swojego nosa; ból głowy, z jakim się

rano obudził stawał się

coraz gorszy.

- Spójrz, między Belle a resztą

Dumy były jakieś

problemy, które nadal rozbrzmiewają

i nie są

jej winą. Ufa zaledwie kilku ludziom. Mam tylko nadzieję, że jestem jednym z nich. - Spojrzał

naokoło pokoju na pięciu wilków i trzy Pumy. - Sheri nie opuści tego domu i jest jedną

z osób,

którym ufa Belle. Emma i Becky robią

porządek z wandalizmem w ich sklepie. Max i Simon pójdą

ze

mną

po Belle i , nie, nie wyślę

ich samych; również

im grozi niebezpieczeństwo. Gabe będzie

pilnował mojej partnerki. Pytam czy zostaniesz tu i mu pomożesz. Jeśli nie to poczynię

inne starania.

Moc płynąca od Richarda była inna niż

moc, którą

Max emanował z taką

łatwością. Ten facet

był niewiarygodnie silny, ale ta różnica pomiędzy niezależnym, moc silnej woli Alfy Dumy i

dominujący młot, którym Alfa Sfory władał tak jakby próbował walnąć

Adriana do kompletnie innej

uległości. Richard miał gdzieś

to, czego chciał Adrian. Swoją

siłą

woli wymagał od niego

posłuszeństwa. Pewnie zawsze to dostawał.

Ale nie dzisiaj.

Adrian wiedział, ze miał rację. Postępował według swoich instynktów jak Marshal Dumy, a nie

jak Puma, którego partnerka jest w niebezpieczeństwie. Myśl o wysłaniu Maxa i Simona samych do

szpitala wzbudziła u niego panikę. Gapił się

na Alfę, nie ruszając się

o cal, podczas gdy Gabe chwycił

się

za głowę

i zajęczał. Sheri zwinęła się

w kulkę, piszcząc od siły płynącej przez pokój.

-Odpuść

sobie Rick, on się

nie ruszy. - powiedział z uśmiechem Marshal Sfory gdy jego

zastępca również

chwycił się

za głowę

ijęknął. Pozostałe wilki zupełnie skuliły się

na podłodze od

pokazu nastroju ich Alfy.

Władza, którą

władał Richard nagle ucięła. - Uparty z ciebie mężczyzna. - powiedział miękko

Richard.

-Jestem Marshalem swojej Dumy, a każdy mój instynkt podpowiada mi jak niebezpiecznie jest

wysłać

Max'a po Belle beze mnie.

Richard gapił się

na niego przez dłuższy czas po czym kiwnął głową. Odwrócił się

do swojego

Marshala. - Zabezpiecz teren, Ben. Daj znać

kiedy przyjadą

Alfa i Beta Dumy.

Mężczyzna kiwnął głową

i skinął na pozostałych wilków. Opuścili dom by przypuszczalnie

„zabezpieczyć

teren” dla satysfakcji swojego Alfy.

-Dziękuję.

Drugi mężczyzna w końcu się

uśmiechnął- Żaden problem.

Adrian pokręcił głową

i usiadł obok Sheri. Przyciągnąłją

blisko, nie zdziwiony gdy schowała

twarz w jego ramieniu. - Gdy tylko pozostali tu dotrą

ja wyjdę. Belle będzie tutaj spać, z nami,

dopóki nie rozprawię

się

z Parkerem. W porządku?

Kiwnęła głową.

-Boli cię

głowa księżniczko?

Pokręciła głową.

Richard uklęknął przed nimi, lodowato -niebieskimi oczami spojrzał miękko na drżącą

kobietę.

- Obiecuję, że Parker nie kiwnie na ciebie palcem dopóki jesteś

pod moją

opieką.

Sheri spojrzała na ogromnego mężczyznę. Ugryzła się

w wargę, z niepewnością

w oczach gapiła

się

na niego. - Mogę

na ciebie spojrzeć?

Puma Adriana zawarczała. „Spojrzeć” na Richarda oznacza być

z nim nos w nos, czyli coś

z

czym nie czuł się

komfortowo.

Richard spojrzał na Adriana, potem znów na Sheri. - Rozumiem twoje zdenerwowanie,

rozważając, że to wilki cię

zaatakowały. Jeśli przez to poczujesz się

lepiej, to oczywiście, um -

zmarszczył brwi, trochę

zmieszany - spójrz na mnie.

Adrian rozsiadł się

i zmusił siebie samego, by pozwolić

swojej partnerce zbliżyć

się

do

wielkiego, złego wilka.

Sheri gapiła się

na dużego rudego faceta i spróbowała zapamiętać, że był tu by pomóc. Fakt, że

pachniał jak wilk nie za bardzo pomógł. Jego chłód i potęga jedynie jeszcze bardziej ją

przestraszyły.

Ale kiedy klęknął przed nią

i spróbował ją

uspokoić, wiedziała, że zrozumiał. On tylko wydawał

się

zimny. Każdy jej instynkt podpowiadał jej, że ten facet szybciej ugryzłby się

w łapę

niż

skrzywdziłby kobietę. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała, po prostu wiedziała.

Może to było przez jego zapach albo przez sposób w jaki natychmiast uchwycił jej problem i

próbował go naprawić. Przez to jak otworzył się

przed nią, pozwolił jej zębom i pazurom zbliżyć

się

niebezpiecznie do swoich bezbronnych oczu i szyi, nigdy by nie zrobił czegoś

podobnego gdy

poczułby wewnątrz jakiekolwiek zagrożenie. Dodało jej to otuchy.

Wychyliła się

tak blisko, że nosem prawie go dotknęła. Poczuła napięcie Adriana i wiedziała, że

nie doceniłby tego gdyby doszło do kontaktu między nią

a innym mężczyzną.

Blado-niebieskie oczy patrzały na nią

od zniszczonej przez bitwy twarzy. Pod warstwą

lodu

ukrywał naturę

człowieka bardziej współczującego i opiekuńczego niż

kiedykolwiek widziała,

zmieszany z determinacją, by chronić

tych, których miał pod opieką. Łatwo było to ujrzeć. Zbyt

często widziała to w oczach Adriana by się

mylić.

Ale w tym mężczyźnie było to wyjątkowe. Podczas gdy specjalne zdolności Adriana

powiadamiały go o niebezpieczeństwie tylko wtedy gdy ono następuje, to ten facet był zawsze

„uświadomiony”, zawsze zorientowany co się

dzieje z ludźmi, których traktował jako swoich. Jeśli

groźba Parkera nie podsycałaby jej partnerowi mocy to jęczałby tak samo jak Gabe.

-Teraz widzę

dlaczego jest twoją

partnerką

- powiedział, patrząc jej w oczy. Co w nich

zobaczył, tego nie wiedziała, ale wydawało się

go to uspokajać

tak samo jak to, co zobaczyła w jego

oczach - Zauważa głębię, bardziej niż

ktokolwiek inny kogo spotkałem.

-Ale Rudy jednak mnie nabrał.

Znowu stał się

zimny, chowając się

za lodowatym spojrzeniem - Tylko dlatego, że widzisz

głębię

nie oznacza, że widzisz to co myślisz.

Wstał, górując nad nimi i patrzał na ich złączone dłonie. - Będzie z nami bezpieczna. Jedź

po

tamtą

kobietę.

Odwrócił się

i poszedł do kuchni bez oglądania się

za siebie.

Sheri stukała nerwowo palcem o swoją

nogę. Oglądała telewizję, próbując nie myśleć

zanim

pozostali nie wrócą. Całkowity bezruch Richarda nie pomagał, nie było zbytnio relaksująco. To był

bezruch drapieżnika czekającego by zaatakować

z odległości swoją

zdobycz. Stał z dala od okien i

drzwi, upewniając się, że zrobiła to samo i trzymał się

między nią

a drzwiami i oknami parę

razy jak

się

przenosiła. Sprawdził każde pomieszczenie zanim do niego weszła. Zarządził swojemu

Marshalowi i pozostałym odbycie warty. Marshal zgodził się

czując, że ochrona ich obojga było jego

robotą. W skrócie, zagrał doskonałego ochroniarza. Gabe był na zewnątrz z pozostałymi wilkami,

tylko on był zaznajomiony z leśnym terenem za domem Adriana.

Jej komórka zadzwoniła. Rozbawiony chichot doszedł zza jej ramienia gdy usłyszał melodyjkę.

- Skąd to wytrzasnęłaś?

-Ze strony Looney Tunes - odpowiedziała wyjmując telefon ze swojej torebki.

Zachichotał jeszcze bardziej gdy Sylwester kocim głosem powiedział raz jeszcze - Masz rację,

cwaniaczku. Widziałeś

koteczka!

-Halo?

-Cześć

Sheridan.

Poczuła jak jej krew zamarza gdy miękki, warczący głos Rudy'ego wypełnił jej uszy. Spojrzała

na Richarda, mając nadzieję, że jest w stanie zauważyć

wyraz jej twarzy, ale stał do niej tyłem.

- Cześć

Rudy.

-Słyszałem, że byłaś

zajętą, bardzo zajętą

dziewczynką, Sheridan.

Oblizała usta gdy Richard ruszył do jednego z kuchennych okien. - Tak, jestem.

-Chciałbym się

spotkać

i przedyskutować

to co wykombinowałaś. Może podczas lunchu.

-Sorry ale według mojego grafiku jestem zajęta do 2060 roku. Może innym razem.

-Naprawdę? Bo wiesz, Giordano byłby zachwycony gdybyś

do nas dołączyła.

Zamarła. - Adriana z tobą

nie ma.

-Nie? Rozmawiałaś

z nim odkąd pojechał do szpitala?

Richard odwrócił się

i gapił na nią

ale był zbyt daleko by mogła ujrzeć

wyraz jego twarzy. - Nie,

nie rozmawiałam.

-Powiem ci coś, Sheridan. Jestem hojnym facetem. Zadzwonisz do niego by wiedzieć

jak się

miewa. Zadzwonię

niedługo. Sprawdź

tylko czy dasz radę

się

z nim połączyć.

Połączenie zostało przerwane.

Z drżącymi rękoma i głosem wybrała numer do Adriana. Żądnej odpowiedzi. Próbowała

zadzwonić

do Max'a, a potem do Simona.

Bez skutku.

Jej serce łomotało ze strachu, zaczęła wybierać

numer do Emmy. Kiedy telefon ponownie

zadzwonił podskoczyła. - Słucham?

-No więc, Sheridan? Dodzwoniłaś

się

do kogoś?

-Nie - wyszeptała, przerażona nie dowierzając.

-To dziwne bo mógłbym przysiądź, że słyszałem jego telefon.

Napawający się

triumf w jego głosie wysyłał cząstki terroru po jej kręgosłupie.

-Czego chcesz?

-Hmm. No więc, moi ludzie zaczynają

być

głodni. Jesteś

pewna, że nie chcesz dołączyć

do nas

na lunch?

Pisnęła. Wiadome było, że wataha wilków na wolności żywiła się

samotnymi pumami.

-Powiem ci coś, skarbie. Zaplanowałem to sobie więc możesz opuścić

tego Neandertalczyka,

któremu wydaje się, że cię

ochroni. Opuścisz dom, pójdziesz ze mną, a może nie nakarmię

swoich

kumpli twoim Giordano. Umowa stoi?

Zanim zdołała odpowiedzieć

Rudy się

rozłączył.

-Nawet o tym nie myśl.

Spojrzała na wielkiego Alfę

Sfory. Groźba ulatywała od niego falami. - Nie mam wyboru.

-Więc nie oszukuj się

sądząc, że wydostaniesz się

stąd beze mnie. Dźwięk wystrzału zakłócił

wszystko co chciała powiedzieć. Krzyk agonii wił się

od kolejnego strzału.

-Cholera! Czekaj tu! - powiedział Richard. - To jest pewnie to o czym mówił. Rusz się

do

frontowych drzwi, będę

tuż

za tobą.

Zauważyła, że wyjął coś

zza pleców i zdała sobie sprawę, że była to broń. Naprawdę

miała

nadzieję, że była to broń.

Ruszyła naokoło kanapy by chwycić

za smycz Jerrego ale ręka Richarda ją

zatrzymała. - Zostaw

go. Będzie tu bezpieczniejszy. - skinęła mu na zgodę

i ruszyła do frontowych drzwi otwierając je

powoli.

Trzeci strzał zabrzmiał zanim je otworzyła, wstrząsając nią. Usłyszała jęk Richarda tuż

przed

tym jak upadł, pociągającją

za sobą.

-Wstawaj, Sheridan. Idziemy.

Rudy chwycił ją

za ramię

i zaciągnął do samochodu. - Bądź

wdzięczna, że mam mało czasu -

powiedział gdy pchnąłją

do samochodu. - w przeciwnym razie upewniłbym się, że ten wielki

skurwiel zdechł. - Wsiadł za nią, wciskając się

blisko niej. - Jedź

- warknął do kierowcy.

-Puszczaj mnie - powiedziała Sheri, starając się

odepchnąć

go od siebie. Kolejny strzał

wystrzelił i tym razem Rudy przeklął.

-Nigdy w życiu. Znowu jesteś

moja i za nic w cholerę

nie pozwolę

ci uciec.

Kiedy zaczął rozpruwać

jej ubrania zaczęła walczyć. Złośliwe klepnięcie ogłuszyło ją

na tyle, by

mógł rozerwać

jej sweter. Przez krótką

chwilę

pomyślała o przemianie ale nadal była za bardzo

ubrana. Plącząc się

w jeansach jeszcze bardziej naraziłaby swoje życie.

Więc walczyła z nim zębami i pazurami gdy warknął nad nią, modląc się

by Adrian przybędzie

zanim Rudy skończy to co zaczął.

Max zatrzymał się

przy domu Adriana i warknął. - problemy.

-No nie pierdol, Sherlocku, jaką

masz wskazówkę? -Odwarknął Simon, wyskakując z Durango.

- Co tu się

do cholery stało?

Gabe wyszedł na ganek z pistoletem w ręku. - Dwa strzały z tyłu, jeden od frontu. Richard padł

lecz żyje. Jeden trup, jeden ranny, obaj nasi.

-Sheri? - warknął Adrian.

Gabe pokręcił głową

- Nie jestem pewien co się

stało ale jak tylko strzały wystrzeliły wybiegła z

domu. Jeden z ludzi Rick'a widział ją

ale nie był wystarczająco blisko by się

do niej dostać. Rick

próbował ją

zatrzymać

ale padł. Mamy numery rejestracyjne, a wilk podążał za samochodem tak

długo jak mógł zanim nie musiał zawrócić.

-Gdzie ty do diabła byłeś?

-Próbowałem dorwać

snajpera.

-i?

-Uciekł gdy usłyszałem strzały od frontu. Strzelałem do samochodu jak tylko ruszyli ale nie

trafiłem w oponę.

-KURWA!! - Krzyknął Adrian. Obiema rękoma trzymał się

za głowę. - Co ona do cholery

sobie myślała? - Warknięcie pełne bólu wydobyło się

od Alfy Sfory siedzącego na ganku. - Rudy

powiedział jej, że cię

dopadł. Nie mogła się

z tobą

skontaktować

więc mu uwierzyła. Masz włączony

telefon? - Ścierka przyciśnięta do jego ramienia przesiąkła krwią.

-Będzie w cholernie wielkich tarapatach gdy ją

znajdę

- warknął Adrian sprawdzając swój

telefon - Tak, włączony.

-Wasze też? - Richard wskazał brodą

na Maxa i Simona.

-Taa.

-Po tym co wydarzyło się

we Wallflowers? Włączony do cholery.

-Sprawdź

w samochodzie czy nie ma tam żadnej zagłuszającej stacji RF-powiedział Gabe do

jednego z wilków. Facet kiwnął głową

i poszedł sprawdzić.

-Do diabła co to jest za zagłuszająca stacja RF ? - spytał Simon.

-Urządzenie zakłócające fale radiowe. Nielegalne ale dla inżyniera mechaniki łatwe do

zbudowania. - odpowiedział Gabe.

Wilk wrócił z małym żółtym urządzeniem wielkości karty. - Dlatego nikt nie mógł cię

złapać.

-No dobra, Adrian, myśl! Gdzie ona jest? - rozkazał Max.

-Skąd kurwa mam wiedzieć?

Max spiorunował go wzrokiem gdy Simon poszedł pomóc Belindzie wysiąść

z Durango. - Jesteś

Marshalem. Ona należy do Dumy. Gdzie ona jest?

Skoncentrował się

na swojej partnerce, jego oczy zamieniły się

w złote gdy poczuł gdzie Rudy ją

dotykał. - Zakurwię

go.

-Dobrze. Gdzie są?

-W samochodzie, jadą. On… - Adrian warknął, utrzymując z trudnością

wrzask swojej Pumy. -

Myślę, że chce ją

zgwałcić

a ona się

broni. - Zgubiła gdzieś

swoje okulary i ból spowodowany

światłem był nie do zniesienia. Czuł jakby jego oczy były dźgane nożem.

-Możesz cokolwiek poczuć?

Adrian znalazł się

na przednim siedzeniu Durango. Wielki, rudy wilk wskoczył na tylne miejsce,

krew z ran na jego ramieniu poplamiła całą

skórzaną

tapicerkę

Max'a. Kolejny wilk, ten mniejszy i

jasno-rudy (Marshal Ben wyszeptała jego Puma) dołączył do większego, zranionego. Węszył ale

zapach krwi i wilka prawie go ogarnął.

-Musisz posłużyć

się

jej zmysłami, nie swoimi. Co ona czuje?

-Dlaczego ty tego nie spróbujesz? Warknął Adrian.

-Zrobiłbym to gdybym tylko mógł, ale nie mogę. Nie jestem Marshalem.

Wziął głęboki wdech i jeszcze raz spróbował ją

namierzyć. Czuła zapach Parkera, kierowcy i

swojej własnej krwi gdy Parker pazurami rozpruł wszystko do jej miękkiego ciała…

A także zapach „Susquehanna River”.

-Cholera. Jest jakieś

piętnaście minut dalej, gdzieś

bliżej „Susquehanny”.

Max wystartował z piskiem opon. - Myślisz, że kierują

się

na Harrisburg?

-Nie jestem pewien. Jeśli zjedzie na I76 to skieruje się

na Ohio albo dalej na wchód do Philly.

-Musimy go złapać

zanim wjedzie na autostradę.

Zadzwonił mu telefon. - Gabe.

-Już

jadę

alternatywną

trasą. Zastanów się

nad eskortą

policji.

-Dzięki koleś.

-Żaden problem. Czuję

kurwa co on jej robi. Sukinsyn.

-Dorwiemy go zanim wjedzie na autostradę.

Gabe wciągnął powietrze. - Nigdy ich nie dopadniemy jeśli wywiozą

ze stanu.

-Nie pierdol.1

1 W sarkastycznym tego słowa znaczeniu ;p

-Kieruje się

na wchód i może zjechać

na I95.

-Wiem.

-Dzwonię

po posiłki. Zaufaj mi, nie pojedzie za daleko.

Adrian gapił się

na telefon w swoich dłoniach i zastanawiał się

co kombinuje jego Zastępca.

-Do jasnej cholery! Trzymaj się

kurwa drogi Steve!

-Próbuję

Rudy, ale tam jest jakaś

blokująca kolumna pierdolonych Yahoo z ciężarówkami!

Rudy podniósł z rykiem głowę

z nad jej biustu. Właśnie zdjął jej jeansy, zostawiającją

zupełnie

nagą.- Jedź

naokoło.

-Myślisz, że co ja do cholery robię?

Sheri pisnęła gdy rozbrzmiały strzały.

-Co do kurwy?

-Strzelają

do nas!

Rudy usiadł i wyciągnął swój pistolet. Zerknął nad zagłówkiem siedzenia i patrzał w przednią

szybę, a zapach Pumy się

rozprzestrzeniał. Tymi `yahoos' byli jej kumple z Dumy.

Sheri ledwo widziała także nie podnosiła się. Rozpoznała dźwięk strzelającego karabinu i zrobiła

tylko to co przyszło jej do głowy. Opadła na podłogę

samochodu i ukryła głowę

wrękach.

Kule roztrzaskały przednią

szybę, obsypując Sheri odłamkami. Rudy znowu przeklął i strzelał

gdy Steve desperacko próbował ominąć

blokadę.

-Kurwa!

-Co jest? - Warknął Rudy na swojego kierowcę.

-Przedziurawili opony.

Czuła jak samochód ślizgał się

gdy kierowca próbował nim wymanewrować.- Adrian! -

krzyknęła tak głośno jak tylko mogła, całkowicie pewna, że był za to odpowiedzialny i modląc się

by

usłyszał w tej strzelaninie.

Bo jeśli nie wydostanie jej stąd, to jej Puma owszem. A wtedy naprawdę

nastanie piekło.

Dźwięk krzyku jego partnerki przełamał coś

w Adrianie. - Tam - warknął rozpruwając już

swoje

ubranie. Wiedział, że ludzie, którzy zrobili blokadę

byli Pumami; Gabe zadzwonił do niego jak tylko

ich ustawił. Dawali z siebie wszystko by utrzymać

Rudego dopóki nie przyjedzie i nie zabije go.

Przekształcił się

na przednim siedzeniu, nie zważając na to, że pazurami rozrywał skórzany fotel

Max'a. Max wyciągnąłrękę

by otworzyć

mu drzwi a on wyskoczył, biegnąc prosto w stronę

samochodu Rudego, gdzie trzymał jego partnerkę.

Śnieżno-biała Puma wyskoczyła z tylnego okna z niewymagającym wysiłku wdziękiem, co

tylko go pobudziło. Jej lśniące czerwone oczy spojrzały na niego ze strachem, miłością, ulgą

i

nadzieją. Była prawie bezpieczna.

Usłyszeli strzały.

Zachwiała się

i upadła.

A jego serce, tracąc najważniejsze, przestało bić.

Spojrzał ze swojej leżącej partnerki na mężczyznę

w samochodzie, wilka owianego jej

zapachem, z dymiącą

jeszcze bronią

wręku i zdał sobie sprawę, że ma coś

jeszcze do załatwienia

zanim dołączy do swojej Sheri. Ale wielki czerwony wilk pojawił się

tuż

obok niego, skoczył do

samochodu i jednym pociągnięciem rozerwał gnojowi gardło.

Adrian podczołgał się

do swojej partnerki i schował twarz w jej ranie. Ku jego uldze zamruczała

a jego serce znowu zaczęło bić.

Żyła.

Skulił się

dookoła niej i pozwolił wilkom zając się

pozostałymi. Miał ważniejsze rzeczy do

zrobienia.

EPILOG

-Twoje serce stanęło.

-Myślałem, że moja partnerka nie żyje. To oczywiste, że stanęło.

-A co się

stało z tymi wspaniałymi zdolnościami Marshala? Można by pomyśleć, że powiedzieli

ci, że jestem jedynie oszołomiona.

Adrian przyciągnąłją

bliżej siebie. - Taa, więc, nie myślałem tak w tym momencie.

Przez godziny nie był w stanie pozwolić

jej odejść. Siedzieli na ganku, skuleni na jego huśtawce,

ciesząc się

nocnym powietrzem. Prawie czuł ten chłód. Trzymał w ramionach swoją

już

bezpieczną

królewnęśnieżkę, utrzymując swoje ciepło. Nie zaszkodziły też

cztery koce, którymi się

owinęli.

Wspomniała coś

o kupieniu chiminei na ganek. Musiała mu wytłumaczyć

co to było. Kiedy

powiedziała, że jest to przenośny kominek w meksykańskim stylu, jego Puma zamruczała zgadzając

się

z tym pomysłem.

Pomimo wszystkiego, jego księżniczka lubiła wychodzić

wieczorem na zewnątrz a on musiał

utrzymać

jej ciepło. Nie mógł doczekać

się

lata kiedy pokaże mu jak fajna jest „kąpiel w swietle

księżyca”.

Trąciła nosem jego szyję, darując mu mały pocałunek. - Nic mi nie jest. Gdy tylko zmieniłam się

ponownie w człowieka krwawienie ustało. Pozostała tylko rana na ciele. Chociaż, przyznaję, że

piekło jak jasna cholera.

Przyciągnąłją

jeszcze bliżej warcząc nisko.

-Nie mogę. Oddychać.

Poluzował uścisk z obrażonym śmiechem. - Nie wydaje mi siężebędę

w stanie spuścić

cię

z

wzroku przez jakiś

czas, kochanie. -Psiakrew, gdyby mógł to zaopatrzyłby się

w nosidło i nosił ją

wszędzie.

-Co się

stało z pozostałymi z watahy Rudy'ego?

Adrian warknął - nie żyją. - I bardzo dobrze. Adrian omal nie stał się

zdziczały do czasu, aż

nie

przywieźli Sheri do domu. Jeśli którykolwiek z tych palantów by przeżył, zjadłby go. Dosłownie.

-Nie powinnaś

chodzić. - powiedział głęboki, chłodny głos. Odwrócili się

i zauważyli, że okno

za nimi było lekko otwarte, prawdopodobnie by wywietrzyć

zapach krwi. Spojrzeli na siebie,

całkowicie pewni na kogo Richard tak warczał.

-No sorry uczęszczałeś

może na jakieś

nauki medyczne? Nie? To się

zamknij. - Belinda

wysapała, obolała i wkurwiona jednocześnie.

-Cierpisz.

Belinda zadyszała kpiąco. - Ja? Naprawdę? Nigdy bym się

nie domyśliła.

-Dlatego nie powinnaś

chodzić.

-Mój lekarz powiedział, że mam się

ruszać

tak często jak to tylko możliwe, bo przyspieszy to

proces leczenia.

-Śmiercionośna zadyszka, powodująca zawał serca przyśpieszy proces leczenia? W takim

wypadku wyleczysz się

błyskawicznie.

-Słuchaj, Dick2, teraz pewnie tłoczyliby we mnie litry morfiny ale jeśli chcę

się

zmieniać

to

muszę

pozbyć

się

tego usztywniacza. Jeśli chcę

się

go pozbyć

to muszę

wyzdrowieć. Aby

wyzdrowieć

muszę

to wychodzić. Więc siat. Zostań. Dobry piesek. Arf.

2 Dick to również zdrobnienie od imienia Richard. ;p

Adrian i Sheri patrzeli z szeroko otwartymi oczami. Belle była zgryźliwa dla wielkiego Alfy

Sfory?

-Musi ją

okropnie boleć. - wyszeptała Sheri.

-Siadaj zanim się

przewrócisz! - ryknął Richard.

-Połóż

na mnie choć

jedną

łapę

a odgryzę

ci ją! Zrozumiano Dick?!

-Przestań

mnie tak nazywać!

-To przestań

się

tak zachowywać! Nienawidzę

tak na ciebie mówić, Dick, ale nie jesteś

moim

szefem!

-Ooo tak? - nastąpiła chwila ciszy a potem Richard zawył. - Ała! Ugryzłaś

mnie!

Adrian zaczął sięśmiać, trząsł cicho ramionami. Sheri zakryła buzię

ręką, jej oczy wypełniło

przerażające rozbawienie.

-Odwal się

Fido. Tylko nie mów, że cię

nie uprzedzałam.

Kiedy wielki Alfa warknął, Adrian znalazł się

w domu zanim jeszcze zdążył mrugnąć. -Odsuń

się, Richard.

Alfa Sfory rzucił mu wściekłe spojrzenie. - Nie grożę

jej! W każdym razie nie za bardzo. -

wymamrotał piorunując spojrzeniem blondynkę

okrążającą

pokój Adriana. Używała obrotowego

chodzika, który polecił jej szpital. Ból trawił piękne linie jej bujnych ust a jej zielone oczy świeciły

na wielkiego rudzielca. Była ubrana w najnędzniejszy niebieski szlafrok jaki kiedykolwiek widział, a

na nogach miała niebieskie kapcie - króliczki.

Ben, Marshal Sfory, stał obok swojego Alfy, ukrywając buzię

w dłoni i próbując opanować

swój

śmiech.

-Czy to nie czas, byś

podreptał sobie z powrotem do swojej nory, Dick?

Uśmiech Richarda był zmysłowo chłodny - Nie bez swojej partnerki.

Belle zmarszczyła brwi. - Chyba ktoś

został nieszczęśliwie z Tobą

skojarzony. Biedna suka.

Przekaż

jej moje kondolencje.

Uśmiech spełzł z jego twarzy. Sheri stanęła przy Adrianie, wargi jej drżały.

-Belle? - powiedziała. Brzmiało to tak jakby dławiła się

ze śmiechu.

-Czego? - warknęła Belle, jej oczy zabłysły złotem gdy jej Puma się

wynurzyła.

-Wydaje mi się, że ma na myśli ciebie.

Oczy Belle poszerzyły się

gdy duży Alfa Sfory kiwnął głową.

-Popatrz na to z drugiej strony Belle. - Adrian udławił się

gdy próbował się

nie zaśmiać.

Belinda wyglądała jakby połknęła żywą

rybę. - To powinno rozwiązać

twoje problemy z Dumą.

-Później opowiesz mi o wszystkim. Nieprawdaż

- Alfa skrzyżował swoje umięśnione ręce na

klacie i spojrzał gniewnie na Belle.

To nie była prośba, a rozkaz, przez który Belle zesztywniała. Adrian zdecydował, że najwyższy

czas opuścić

linię

ognia. Kręcąc głową, chwycił Sheri za dłoń

i pociągnąłją

schodami do ich sypialni.

-Gdzie idziemy? - wyszeptała gdy na dole ponownie wybuchła kłótnia.

-No ej, do łóżka. - odszepnął.

-Myślisz, że bezpiecznie jest ich zostawić

samych?

-Nie martw się

skarbie - powiedział zamykając drzwi. - Jestem pewien, że Belle da sobie radę.

Zacząłją

rozbierać. - A poza tym, mam ważniejsze zmartwienia na głowie.

-Jakie? - starała się

nie uśmiechnąć

ale jej oczy zrobiły się

czerwone.

-Pieszcząc mojego koteczka.

-Świnia. - westchnęła.

Wycałował jej policzki - Kocham cię

- szepnął całkowicie poważnie. Prawie ją

dzisiaj stracił,

mimo, że dobrze to ukrywał, nadal był wstrząśnięty.

Z lekkim westchnięciem otoczyła ramionami jego szyję

i przytuliła się. Schowała twarz w jego

szyi a Adrian zamknął swoje oczy, napawając się

jej zapachem i miękkością

tak blisko siebie.

Zaczął głaskać

jej plecy, próbującją

uspokoić, wiedząc, że i ona była wstrząśnięta.

Gdy tylko jego dłoń

sięgnęła jej tyłka otworzył szeroko oczy. Zaniepokojony śmiech rozgrzmiał

od niego gdy bardzo miękko zaczęła sapać

w jego szyję.

-Ooo skarbie - powiedział gdy kołysał ją

chichoczącą

w swoich ramionach -Jesteś

w

tarapatach.

-Oh jejku - odpowiedziała gdy padł na nią

i zaczął trącać

nosem jej szyję

- Bo byłam bardzo

niedobrym koteczkiem.

Gdy tylko uspokoił się

nad nią, jego penis pulsował między nimi nawet przez ich jeansy,

westchnęła. Wygięła się

w górę

do niego, mruknęła - Bardzo złym koteczkiem.

Patrzał na nią

szerokimi, złotymi oczyma gdy podrapała go pazurami po bokach. Kiedy wryły

się

w jego tyłek ponownie ją

ugryzł przez jej koszulkę

podczas gdy wyciągnął pazury i rozpruł jej

jeansy. Szybko rozpiął swoje spodnie i jego penis był już

w domu, oboje zajęczeli od uczucia gorącej

stali w wilgotnym aksamicie. Przytrzymał ją

swoimi zębami i pieprzył ją, napierał na nią

na tyle

mocno, by wstrząsnąć

dębowym zagłówkiem. Uderzał on rytmicznie o ścianę, dając wszystkim do

zrozumienia co właśnie robili, ale nie mogła wykrzesać

z siebie energii by się

o to zamartwiać.

Warczał w jej ramię, jego zęby nadal były głęboko w niej zanurzone. Kombinacja bólu i

przyjemności była zbyt duża i doszła krzycząc pod nim. Zesztywniał nad nią, orgazm przedzierał się

przez jego jęk gdy wypełnił ją

sobą.

-Vegas ci pasuje? Mam ochotę

odwiedzić

kaplicę

Elvisa. - wysapał parę

minut później.

Rzuciła gniewne spojrzenie na jego czarną

głowę

spoczywającą

na jej piersi. - Nie zamierzam

braćślubu przed jakimś

grubym kolesiem w cekinach. Idiota.

Westchnął i przytulił się

bardziej, szczęśliwy szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. - Boże,

uwielbiam gdy tak brzydko mówisz. - otworzył oczy i patrzył z satysfakcją

jak znowu zaczęła

chichotać. Nawet trwająca na dole kłótnia Richarda i Belle nie mogłaby zepsuć

mu nastroju. Z

wyeliminowanym zagrożeniem Dumy i ze szczęśliwą

partnerką

w swoich ramionach, Adrian mógł

wreszcie pozwolić

sobie na sen.

KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat Of A Different Color
Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat Of A Different Color
Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat of a diferent color
Bell Dana Marie Halle Pumas 03 Cat Of a Different Color
Dana Marie Bell [Halle Pumas 03] Cat of a Different Color
Bell Dana Marie Halle Puma 02 Sweet dreams
Bell Dana Marie Halle Puma 1 5 The Ornament Max & Emma (Wersja poprawiona)
Bell Dana Marie Halle Puma 01 The Wallflower
Bell Dana Marie Halle Puma 02 Sweet Dreams
Bell, Dana Marie Halle Pumas 05 Only In My Dreams
bell dana marie figure of speech
bell dana marie fire within the
Bell Dana Marie Little Red
Dana Marie Bell Halle Puma 02 Sweet Dreams
Dana Marie Bell Halle Puma 01 The Wallflower
Cats of a diffren color 03 Dana Marie Bell
Dana Marie Bell True Destiny 02 Eye of the Beholder
Dana Marie Bell Halle Pumas 2 Sweet Dreams
Dana Marie Bell Halle Shifters 00 Bear with Me

więcej podobnych podstron