background image

Quo Vadis? 

seawolf, 1 września, 2011 - 19:42  

 

Mam pewien dylemat, bo z jednej strony chciałbym napisać o wstrząsającej wypowiedzi Pani 
Merty, która wprost mówi, że rzeczy jej ś. P. Męża, które jej oddano są jak sfabrykowane, że 
dowód osobisty jest jak zduplikowany, to jest naprawdę coś, co wprawia w osłupienie i 
wściekłość, z drugiej strony, rocznica Września wprawia w chwilę zadumy, w końcu kiedy 
będzie lepszy czas, by powspominać o naszych poległych bohaterach? 

Pisałem swego czasu o Wiznie, o kapitanie Raginisie, wkleiłem i to, zdaje się nie raz 
wspaniały teledysk Sabatonu, często go sobie słucham, jak mam czas... 

Cóż, jak też wielokrotnie pisałem, większość faktów, które znamy z historii działa się nieco 
inaczej, niż to piszą w podręcznikach, o wielu podręczniki nie piszą, a o wiele rzeczy, które sa 
w tych podręcznikach nie wydarzyła się w ogóle. No, ale istnieją w narodowej mitologii, 
pełnią niesłychanie ważną rolę w budowaniu naszej świadomości. 

Pięknie napisał o tym Coryllus, z którym nie będę się ścigać w wiedzy historycznej, więc 
niechaj sobie wszyscy zajrzą i przeczytają ze szczegółami przebieg tej obrony polskich 
Termopil. 

Pewnie, że fajnie brzmi 40 do jednego, i w końcu to prawda, niczego nie zmienia, że tych 40 
nie atakowało każdego polskiego obrońcy jednocześnie, lecz kolejne jednostki rozciągniętego 
korpusu Guderiana podciągały pod te bunkry. Więc w sumie liczba się zgadzała. 

Zgadza się, ża ta bitwa nie miała jakiegoś wielkiego znaczenia, podobnie, jak obrona 
Westerplatte. Ale i zgadza się, ze ci zamknięci w betonowych bunkrach ludzie oddali życie za 
coś, co dziś jakieś obszczymury wtykają w psie gówna, za polską flagę, za symbol Polski. 

Zgadza się, że obrońcy Westerplatte nie pomaszerowali, jak w wierszu, czwórkami prosto do 
nieba, lecz, przy niewielkich stratach i wielkich zapasach pozostawionej amunicji tymi 
samymi czwórkami pomaszerowali do niewoli. Zresztą słusznie, bo dalsza walka 
rzeczywiście nie miała już sensu, a niedługo naprawdę mogli zacząć ginąć masowo, gdyby 
Niemcy rzeczywiście zaczęli zmasowane naloty i ataki, uwolniwszy siły gdzie indziej. Akurat 
Westerplatte jest znakomitym przykładem, gdy Polacy sprytem i przygotowaniem zasadzek i 
krzyżowego ognia zadali atakującym wielkie straty przy prawie żadnych stratach własnych, 
większość zginęła w wyniku jednego bombardowania, gdy trafiona została jedna z wartowni. 
I dobrze, bo prawdę powiedział najwybitniejszy dowódca Drugiej Wojny, generał Patton- 
wojna nie polega na tym, by ginąć za swoją ojczyznę, wojna polega na tym, by tamte 
sukinsyny ginęły za swoją ojczyznę. 

background image

Spędzam wiele czasu za granicą. Nie spotkałem się , by ktoś wtykał, na przykład flagę USA 
w psie gówno. Owszem, swego czasu niezwykle modne było palenie tej flagi przez 
protestujące przeciwko czemuś tam lewactwo, ale , myślę, że to trochę co innego. Flagi wiszą 
nie od święta, ale codziennie, wielkie, przed domkami zwykłych Amerykanów. Nikt nie 
nazywa ich oszołomami, moherami, ksenofobami, wstecznikami, których należy się wstydzić 
przed światem. Włóczęga pcha przed sobą wózek ze złomem i jakimś badziewiem, z wózka 
sterczy wielka amerykańska flaga. Przed wszystkimi uroczystościami śpiewa się, nie dlatego, 
że ktoś każe, ale z oczywistej potrzeby serca- „Boże, błogosław Amerykę”. 

Pamiętam, jaki wstyd mnie ogarnął po 10 kwietnia, jak się zorientowałem, że w nowym domu 
zwyczajnie nie mamy flagi. Objeździliśmy pół Gdyni, by w końcu jakąś znaleźć w 
supermarkecie. 

Od tej pory zawsze wywieszam, choćbym miał być jedynym na swojej ulicy. 

Zastanawiam, się, czy znajdzie się ktoś, kto zechce umierać za Unię Europejską i jej błękitną 
flagę, raczej wątpię. Może za kilka generacji zaczniemy myśleć o Europie, jak o Ojczyźnie, 
tak, jak kiedyś o Francji zaczęli myśleć ludzie z Bretanii, Akwitanii, Burgundii, Jak o 
Niemczech zaczęli myśleć Prusacy, Bawarczycy, Meklemburczycy, czy obywatele tuzinów 
ksiąstewek. Na razie chyba nie za bardzo. Zresztą, są też przykłady odwrotne, bo niedawno o 
Hiszpanii przestali myśleć Katalończycy, a nigdy nie zaczęli Baskowie. 

Bo co nas w sumie łączy? Na razie Unia to piękna idea przechwycona przez wyalienowanych 
ze swoich społeczeństw biurokratów, których nikt nigdy nie wybierał, jak te , pożal się Boże 
wystrugane z banana figurki, pewien pan o charyzmie mopa i pewna pani o wyglądzie konia i 
jakimż IQ. No i zbiorowisko europosłów w sposób całkowicie świadomy uwikłanych 
wysokimi apanażami, dodatkami, dietami, emeryturami właśnie w taki sposób, by ich 
materialnie związać z ideą europejskego superpaństwa, by ich ewentualny sceptycyzm wobec 
biurokracji europaństwa był jednoznacznie sprzeczny z ich interesem osobistym, zatem był 
też skutecznie tłumiony pod koniec każdego miesiąca, jak przychodzi przelew. 

Na razie mamy swoje problemy i nikt za nas ich nie rozwiąże, nikt nie przybędzie na białych 
rumakach , by bronić kraju, który nie szanuje i nie potrafi bronić sam siebie. 

Na razie oddajmy cześć tym, którzy za Polskę walczyli. Może i nie wygrali samodzielnie 
bitwy pod Monte Cassino, ale pod tym Monte Cassino stracili zdrowie, może nie kierowali 
brytyjskim wywiadem, ale za ten wywiad odbito im nerki w komunistycznym więzieniu, czy 
za kołem podbiegunowym. Może nie zatopili osobiście „Bismarcka”, ani nie dowodzili 
konwojem do Murmańska, ale w tym konwoju odmrozili palce, a po powrocie kiblowali w 
ubeckiej piwnicy w wyrokiem śmierci. Nie mówiąc już o tych, którzy skończyli w 
bezimiennym masowym dole z wapnem, wśród góry trupów na jakimś podwórku na Woli, 
albo w stodole wysadzonej w powietrze pod Augustowem. 

Obyśmy kiedyś nie musieli zdawać tego samego egzaminu. Choć myślę, że byśmy zdali. 
Tylko musimy mieć już nóż na gardle i żadnego innego wyjścia. 

 

 

background image

Prośba do Prezydenta, czyli Gliwice. 

seawolf, 2 września, 2011 - 19:01  

 

Jak słyszę, Pan Prezydent Bul- Komorowski, oby żył wiecznie, ponownie przeprosił w 
imieniu Polaków za pomalowanie farbą pomnika pomordowanych w Jedwabnem. On to już 
ma chyba tak na stałe urządzone, że cokolwiek ktokolwiek coś zrobi, to on zaraz przeprasza. 
Skaza genetyczna? Także w moim imieniu, jako obywatela RP. Otóż ja ma taka prośbę do 
Pana Prezydenta, żeby już się tak bardzo w moim imieniu nie udzielał, sam sobie poradzę, jak 
trzeba, przeproszę, ba, nawet zadościuczynię. Akurat za jakichś bezmózgich idiotów, albo 
wyrachowanych prowokatorów ani przepraszać, ani zadościuczyniać nie zamierzam . 

Chociaż mogło być gorzej, bo i za napaść na radiostację w Gliwicach mógł Pan Prezydent 
przeprosić, bo niby czemu nie, skoro napastnicy byli w polskich mundurach? 

Teraz też, patrzcie- napisy po polsku, więc chyba oczywiste, że to Polacy zrobili, i to nie 
czytelnicy Gazety Wyborczej, gdzieżby tam, niechybnie prawactwo spod znaku zbrodniczych 
tulipanów i jątrzących fakelzugów, które sie nic, tylko przewalają ulicami polskich miast, 
wprawiając w drżenie kolan i moczenia nocne Bratkowskiego i Kuczyńskiego, o Wołku nie 
wspominając ( głównie z litości nie wspominając). 

Pamiętam, jak w USA była głośna sprawa biednej żydowskiej studentki, której jakieś 
faszystowskie zbiry malowały obraźliwe hasła na drzwiach w akademiku. Ileż było uczonych 
rozpraw, analiz, potępień, wyrazów solidarności! Po czym zamontowano kamerkę na 
korytarzu i okazało się, że hasła maluje sobie sama studentka, jak , nieco ( ale nie za bardzo) 
zmieszana wyjaśniła, chciała zwrócić uwagę na problem antysemityzmu, zagrożenie 
faszyzmem itp rzeczy. 

Otóż tak się głupio składa, że rzeczywisty dzisiejszy antysemityzm został zdominowany przez 
fanatyczne lewactwo popierające Palestyńczyków i nienawidzące Izraela. A Prawica, tak sie 

background image

zupełnie paradoksalnie składa, popiera Izrael i USA w walce z arabsko- islamskim 
fanatyzmem i terroryzmem. Przy czym dotyczy to także niżej podpisanego. Popieram Izrael, 
niekoniecznie zaś popieram paru cwaniaków – prawników z Nowego Jorku, którzy chcą 
naciąć mój kraj na 65 miliardów dolców za odszkodowania za ludzi, których nigdy w życiu 
nie widzieli na oczy, ale mów ją tym samym językiem. Na podobnej zasadzie ja mógłbym 
zażądać odszkodowania od państwa USA za mienie obywateli USA polskiego pochodzenia 
zmarłych bezpotomnie, powiedzmy, na początek w samym Chicago, potem pomyślimy o 
innych stanach. Kampania zohydzania Polski, kraju morderców, faszystów i antysemitów jest 
elementem tego planu. 

Gdybym był z „biuletynu Żydowskiej Organizacji Bojowej”, jak „Gazetę Wyborczą” określił 
redaktor Cichy, to bym raczej z pianą na ustach zwalczał kłamstwa Grossa, który zasługuje na 
miano Antysemity dziesięciolecia, bo nikt nie narobił w Polsce więcej antysemitów, jak on 
swoimi irytującymi kłamstwami. Redaktor Cichy akurat może coś na ten temat może 
powiedzieć, bo też tam pisał i to takie rzeczy, że tylko w mordę walić, jak ten o Powstaniu, co 
to wybuchło, by wymordować pozostałych Żydów- niedobitków z getta, ukrywających się w 
Warszawie. Akurat w rocznicę Powstania to wydrukowali, ot, każdy czci rocznicę, jak potrafi 
i jak czuje. 

Paradoksalnie, UWAGA, UWAGA, zgodzę się tu z Donaldem Tuskiem, który własnoustnie 
powiedział, co następuje: 

„Nie. Nie odczuwam żadnej solidarności z tymi, którzy palili Żydów. Odczuwam solidarność 
z tymi, którzy byli paleni – jeśli oczywiście mam do tego prawo. Źli ludzi zamordowali swoje 
ofiary. Buntuje się we mnie wszystko przeciwko oprawcom z Jedwabnego i przeciw 
usytuowaniu mnie w grupie tych oprawców. Nie chcę i nie czuję się za nich odpowiedzialny 
tylko z tego powodu, że mówię tym samym językiem.” 

Powiedział to Donald Tusk w lipcu 2001 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. 

Ale jego nikt sie za to nie czepia, winny jest natomiast Jarosław Kaczyński, bo milczy. I to, 
jak to Jarosław, milczy (zapewne) nienawistnie i jątrząco. 

Serce mi się ściska, jak pomyślę o strasznej śmierci tych ludzi, polskich obywateli tak samo, 
jak ja, czy wy. O ich strachu, rozpaczy, cierpieniu, bezradności, oczekiwaniu na śmierć, 
nadziei na cud znikającej z zatrzaśnięciem drzwi i pierwszym ogniem. Nie mogę sobie 
wyobrazić czegoś straszniejszego. Oddaję cześć ich pamięci i ich zwłokom. Chciałbym, by ci, 
którzy to zrobili zapłacili za to zarówno w życiu doczesnym i wiecznym, niezależnie od tego, 
kim byli, w jakim języku mówili. 

I chciałbym też, by nikt dla jakichkolwiek celów, uczciwych, czy nieuczciwych, 
szlachetnych, czy łajdackich nie próbował sugerować, że ja, moja rodzina, mój naród jako 
całość ma z tym cokolwiek wspólnego. Koniec, kropka. Jak wynika ze śledztwa, w mordzie 
brało udział parę tuzinów ludzi. W każdym mieście znajdzie się kilkudziesięciu takich ludzi. 
Podejrzewam, ze w Watykanie też by sie ich trochę znalazło i w Mekce i w Tybecie i 
gdziekolwiek indziej. Oświadczam, że ani ja, ani nikt z mojej rodziny nigdy w życiu nie 
przejeżdżał przez Jedwabne ani w czasie zabójstwa, ani przedtem, ani potem. Również na 
czas malowania tych haseł na nagrobku mam żelazne alibi, jestem poza krajem. 

Zatem mogę jedynie powtórzyć mój apel z poprzedniego felietonu na ten temat- Panie 
Prezydencie, proszę przepraszać za siebie i za swoją rodzinę ( nie chcę się czepiać, ale byłoby 

background image

za co), od mojej proszę się odczepić. To przepraszanie , to już nie incydent, to działanie 
uporczywe. 

Ukochany Przywódca i dzika opozycja  

seawolf, 3 września, 2011 - 19:34  

 

Jak wiadomo, za wszystko, co się PO nie udaje, odpowiada Jarosław Kaczyński, rzecz nie 
podlega dyskusji, to wiadomo i tyle. To znaczy wiadomo tym, którzy czytają właściwe gazety 
i oglądają właściwe telewizje. Bo inni może jeszcze nie do końca się zorientowali, ale, nie ma 
obawy, dotrzemy i do nich. Powoli, ale systematycznie. Ponoć, jak pisał Lem, nawet 
papieskie konklawe można skłonić do ludożerstwa, jeśli się postępuje systematycznie i 
cierpliwie. Jak mawiał inny klasyk, Łukaszewicz, propaganda to codzienne wbijanie miliona 
gwoździ w milion głów. Nie można, na razie dokonywać lobotomii, czy wstrzeliwać ludziom 
chipy za uchem, niestety, nie nadążamy technologicznie, a i prawo jeszcze nie pozwala. 
Kiedyś wstrzeliwano kawałek ołowiu, ale po takim zabiegu delikwent już do niczego się nie 
nadawał, chyba, że do dania przykładu, jakim to niezdrowym zajęciem jest wpychanie kija w 
szprychy postępu. Taka prewencja. 

Nadrabiamy za to zaangażowaniem, bezgraniczną miłością do Ukochanego Przywódcy, czy 
to jest Towarzysz Stalin, jak za młodych lat, czy tez Towa… to znaczy pan Premier, tfu, tfu, 
oczywiście, nie żaden towarzysz, przejęzyczyłem się. 

Przecież według nowej wykładni mądrości etapu to PiS należy oskarżać o zamiary koalicji z 
SLD, zatem tytuł „towarzysz” będzie przyporządkowany jedynie pisowcom. Nieważne, że 
„komuchy” aż nóżkami drobią niecierpliwie w kolejce do koalicji z PO, to szczegół, oficjalnie 
nic o tym nie wiemy. Zawsze jakieś 1-2 % uwierzy, a w tych wyborach właśnie te 1-2-3 
procenciki będą decydowały, jak wszystko wskazuje. Dowody? No, a Gierek? Przecież 
Jarosław pochwalił, że niby patriota, więc czyż trzeba dodatkowego dowodu na zaprzaństwo 
Kaczyńskiego? Jak koalicję zawrze PO, będzie to normalka, ale to samo w wykonaniu PiS 
byłoby czymś tak nieprawdopodobnie, niesłychanie skandalicznym, zapierającym dech w 
piersiach, że tym razem, to już na pewno maturzysta Bartoszewski by wyjechał, by umrzeć w 
wolnym kraju, wszystko jedno, w jakim, może być i Somalia, jeśli się znajdzie się tam jakiś 
rząd, który przystawi pieczątkę w paszporcie zamiast lufę Kałasznikowa do głowy. 

Ale, czemu o tym piszę? Otóż red. Jastrun napisał, że jak biedny Pan Premier ma wprowadzać 
reformy, jak ma taką dziką, szaloną opozycję? Jastrun jest podporą sekty Antypisa, a 
konkretnie jej frakcji jastrzębi, której nieprzejednana nienawiść do PiS nawet Wołka i 
Kuczyńskiego pozostawia daleko w tyle, wśród peletonu Antypisiarzy. Generalnie pisowców 

background image

ta frakcja najchętniej zalałaby betonem i to z czubem. Pytanie, za co. Ano, za brak reform 
właśnie. Tych reform, co to Premier Tusk nie wprowadzi. Tych, co naobiecywał cztery lata 
temu i nawet podpis złożył przed kamerami. Dlaczego nie wprowadził tych reform? A jak 
miał to zrobić, skoro PiS wciąż jeszcze istnieje? Zatem - kto winien? Pytanie retoryczne, PiS, 
wiadomo. 

Niby oczywiście wiemy, ze PiS od lat już nie rządzi, nie ma żadnych resortów siłowych i 
niesiłowych, nie ma policji, służb tajnych i jawnych, wojska, lotnictwa, marynarki. Inna 
sprawa, że rząd Tuska też już właściwie tego wojska nie ma, bo minister Klich, znany, 
żarliwy pacyfista, zgodnie ze swoimi poglądami przekształcił je w zawodowe poprzez 
likwidację poboru i nie stworzenie niczego w zamian. To taka mechanizacja kołchozu 
poprzez wystrzelanie koni. Tym niemniej PiS nadal odpowiada za brak reform rządu. W jaki 
sposób, dokładnie nie wiem, ale spróbuję podążyć tropem Jastruna. 

W innych krajach jest zapewne inaczej, opozycja poprawia, ewentualnie, przecinki i drobne 
literówki w rządowych programach, czy wywiadach, no, ale to jest opozycja odpowiedzialna, 
patriotyczna, nie to, co te nikczemne pisiory, co to nic, tylko fakelzugi urządzają i zbrodnicze 
tulipany na chodniku kładą! Trudno wyczuć, jaki przykład mógłby Jastrun przytoczyć, z 
jakiego zakątka świata zaczerpnąłby inspirację, by wykazać, ze rolą opozycji jest korekta 
rządowych programów pod kątem ortografii i że sprawy w Polsce szłyby dużo szybciej, 
gdyby nie opozycja. Może Mongolia? Może Birma? A może Bhutan? Dawno nic stamtąd nie 
słyszałem, ciekawe, co tam się dzieje. Może Jastrun wie coś więcej, nie będę się spierać, na 
pewno mógłby podać jakiś przykład takiego państwa, które spełnia ten niełatwy wymóg 
opozycji prorządowej. Bo przecież niepodobna nawet przez sekundę przypuścić, że Jastrun 
kłamie albo bredzi. 

Zastanawiam się, w jaki to sposób, technicznie PiS miałby w jakiś zauważalny sposób 
wpływać na to, co rząd wprowadza, albo też nie wprowadza. Mógłby zagłosować przeciwko, 
albo za. No i co? I nic, bo koalicja rządowa ma większość i może sobie przegłosować 
wszystko, co chce. Dlatego jest koalicją rządową, jakby nie miała większości, to by się 
nazywała koalicją opozycyjną, a rządziłby ten, kto ma większość. Koniec, kropka. 

Koalicja rządowa może jutro przegłosować, na przykład, że pan Bartoszewski jest profesorem 
prawdziwym, a nie udawanym, albo, że Graś jest supermanem z numerem seryjnym 008, albo 
że haratanie w gałę jest od dzisiaj sportem narodowym, albo że dotychczasowa gramatyka 
ulega likwidacji i nową wykładnię pisowni określi Kancelaria Prezydenta drogą dekretu, albo 
że kwestionowanie skoku Bolka przez płot jest zrównane z kłamstwem oświęcimskim i nie 
podlega przedawnieniu, ba, ściganie jest dziedziczone do trzeciego pokolenia, by ostatecznie 
wyplenić nikczemne plotki i kalumnie. Podobnie w Senacie, gdzie koalicja rządowa ma, co 
może być dla wielu zaskoczeniem, większość - dlatego jest koalicją rządową, co już 
wcześniej wyjaśnialiśmy. Może to wszystko zrobić, a rozgrzany Pan Prezydent, oby żył 
wiecznie, natychmiast to podpisze. 

W jaki sposób zatem PiS miałby spowalniać albo przyspieszać te inicjatywy rządu, nie sposób 
zgadnąć. Może urządza zasadzki na kuriera przenoszącego ustawy do podpisu między 
kancelariami? Ale takie przypadki zostałyby natychmiast ujawnione, polegli w trakcie 
bohaterskiej obrony kopert kurierzy zostaliby pośmiertnie odznaczeni, państwowe pogrzeby 
byłyby transmitowane na żywo we wszystkich prorządowych telewizjach plus w telewizjach 
przemysłowych w zakładach pracy i w monitoringu skrzyżowań ulicznych. No, jednym 
słowem, nie ma takiej możliwości, by PiS likwidował kurierów i gońców, i byśmy o tym nie 
słyszeli. Zatem co pozostaje? Pisowska jaczejka w drukarni Dziennika Ustaw i służbowy 
chodak w pasie transmisyjnym maszyny drukarskiej? Skuteczne, ale łatwe do wykrycia i 

background image

usunięcia, właściciel chodaka również łatwy do namierzenia metodą na Kopciuszka (pasuje - 
nie pasuje!). Sabotaż w sieci dystrybucji i wysyłanie całego nakładu do Ghany? Owszem, ale 
numer jednorazowy. 

Zatem, panie Jastrun, niech Pan doprecyzuje, w jaki właściwie sposób PiS opóźnia rządowe 
reformy, czy może przeszkodą jest Biały Namiot trzymany na butach przez grupkę 
zmarzniętych zapaleńców? W takim razie dwa, albo trzy takie namioty powinny obalić rząd, 
albo i dwa rządy, a namiot cyrkowy mógłby rozwalić UNESCO! Nic dziwnego, ze Pani 
Prezydent Waltz tak nieugięcie broni Warszawy przed tym zagrożeniem. Teraz rozumiem. 

Premier Maciuś Pierwszy! 

seawolf, 4 września, 2011 - 19:02  

 

Pamiętacie, jak to Palikot zażądał kategorycznie natychmiastowego opublikowania badań 
lekarskich Prezydenta Kaczyńskiego? Zostało to przywitane życzliwym szmerem aprobaty, 
jako oczywiste prawo wyborców do znajomości stanu zdrowia urzędników publicznych. 
Donald Tusk, jeśli mnie pamięć nie myli, demonstracyjnie opublikował swoje badania, a 
brukowe tygodniki akurat przypadkiem zamieściły kilka zdjęć Premiera grającego w piłkę, że 
niby taki sprawny. Jak widzę, zakres badań był dalece niekompletny, biorąc pod uwagę nowe 
wspomnienia tegoż Palikota o swych dawnym koledze. 

Oczywiście, nie trzeba nikomu przypominać, że, gdy Donald Tusk został zawiadomiony, że 
nie będzie jednak kandydował na Prezydenta, a kandydatem został Bronisław Komorowski, 
żadne badania nie były już potrzebne, podobnie, jak nagle przestały być potrzebne znajomość 
języków i znajomość życiorysu potencjalnej First Lady, czyli małżonki kandydata. Nagle 
zniknęły z TVN szampańskie żarciki o nieznajomości języków europosłów i sztubackie 
telefony dziennikarzy podszywających się pod zagranicznych dziennikarzy, żeby się 
ponabijać na antenie, jak zaskoczony rozmówca duka „łelkom ewrybady”, albo „Aj em bizi”. 
Oczywiście, w momencie, gdy kandydatem został Komorowski, takie żarciki stały się 
gwałtownie niemodne, podobnie, jak zdjęcia Pani Komorowskiej, najściślejsza tajemnica 
sztabu PO, niczym rozkład lotów w Szymanach. 

Ale to szczegół, bo ważniejsze stało się to, że stan zdrowia kandydata stał się nagle jego 
najbardziej prywatną sprawą, a pytanie o badania- najnikczemniejszym grubiaństwem. 
Dopiero po wyborach okazało się, a i to nie tak do końca, że kandydat przeszedł bardzo 
poważną operację, a, co gorsza, liczne wpadki i gafy, które stały się już kultowe i zyskały 
swoją nazwę własną „bronków” to nie żadne przypadkowe incydenty, tylko wynik 
postępującego nieubłaganie schorzenia, o którym jeszcze chyba usłyszymy, jeśli Pan 
Prezydent nie powściągnie swojej nieposkromionej chęci powiedzenia czegoś publicznie od 
czasu, do czasu, ujawniając coraz słabszy kontakt z nabytą kiedyś wiedzą na temat historii, 
czy gramatyki. 

background image

Piszę to właściwie przy okazji, bo impulsem było, co innego, mianowicie lektura 
wspomnienia ex-posła Palikota o swym dawnym pryncypale. Otóż pisze on, jak wschodzi 
kiedyś do kancelarii i słyszy łomot dobiegający z gabinetu Premiera. Łup! Łup! Łup! 
Wchodzi i co widzi? Pan Premier w nienagannym niebieskim garniturze ostrzeliwuje piłką 
roślinę stojącą w rogu gabinetu. Roślinę znaną, jako ulubiona roślina Leszka Millera. 

Sam fakt, ze premier rządu polskiego trzyma piłkę w swoim gabinecie, budzi lekko 
rozbawione zainteresowanie. No, cóż, lubi, to trzyma. Fakt, że się nią bawi w tym gabinecie 
w czasie pracy, świadczy już o dwóch innych rzeczach, że nie traktuje swojej pracy zbyt 
poważnie, a właściwie, że umysłowością przypomina Króla Maciusia Pierwszego z książki 
Korczaka, albo sytuację z książki „Książę i żebrak”, gdzie nastolatek postawiony nagle w 
sytuacji go przerastającej używa królewskiej pieczęci państwowej do tłuczenia orzechów. 

Chłopcy z podwórka dorwali się do gabinetów i skaczą po kanapach w dzikiej radości, 
chichocząc dziko, jaki to świetny numer wykręcili i patrzcie, nikt się nie zorientował. To 
właściwie najlepsza ilustracja czteroletnich rządów Donalda Tuska. To znaczy, właściwie 
rządów nie bardzo wiadomo czyich, ale Donald Tusk to firmuje swoim nazwiskiem, jak słup. 
Powiedziałbym, że twarzą, ale przy ostatnich wyborach firmował nie tyle swoja twarzą, ile 
postacią jakiegoś chłopca o podobnych rysach. Nie wiadomo, zdjęcie z rodzinnego albumu, 
czy dzieło Photoshopa. 

Ale jest jeszcze coś, co wykracza poza to niedojrzałe, infantylne kopanie piłki w gabinecie 
Premiera. Coś dziwnego musi siedzieć w głowie Donalda Tuska, bo to nie pierwszy raz, gdy 
mimochodem słyszymy o tym, że darzy on swoich przeciwników jakąś obsesyjną 
nienawiścią- niszczenie rośliny tylko za to, że należała do ex- premiera Millera, trzymanie na 
swoim biurku figurki Prezydenta Kaczyńskiego na sprężynce, niczym figurki voo doo, to 
normalnych zachowań nie należy, choćby ktoś nie wiem jak przekonywał, że jednak należy i 
żeby nie przesadzać, nie jątrzyć i nie dzielić. 

Ja, żeby być kapitanem, muszę przejść od czasu, do czasu drobiazgowe badania, włączając 
pytania, czy zdarza mi się słyszeć głosy z zaświatów, czy z jakichś dziwnych źródeł, 
podejrzewam, że takich pytań nie zadano na żadnym etapie castingu na Mężyka Stanu Panu 
Premierowi Donaldowi Tuskowi, a szkoda. 

Jak sobie człowiek pomyśli, jaka to ekipa rządzi Polską, jak sobie popatrzy na Pana 
Prezydenta Bul- Komorowskiego, Pana Premiera Maciusia Pierwszego, Dziurawego Stefana, 
czyli Pana Wicemarszałka Sejmu, Pana Marszałka Senatu bezradnie usiłującego sklecić jakieś 
dwa zdania złożone, to czasem robi się zimno. 

„Szkoda Polski”, jak stwierdził swego czasu Komorowski. Święte słowa. Trzeba wygrać te 
wybory. 

 

 

 

background image

Atmosfera, czyli pokazucha w Wilnie 

seawolf, 5 września, 2011 - 19:23  

 

Ile to się nasłuchaliśmy i naczytaliśmy, jak to się radykalnie zmieniła ATMOSFERA, z 
akcentem na O, żeby było bardziej patetycznie, po koszmarnych czasach Kaczyzmu- 
Macierewizmu, gdy Polska rzekomo jedynie potrząsała szabelką i nic z tego nie miała. A 
jednak miała. Za rządów „kaczorów” Litwa nie odważyła sie robić takich numerów, tego się 
nie da zakitować żadną propagandą. 

Rurociąg Nord Stream, czy obecne represje wobec ludności polskiej na Litwie, sprawa 
zakazów mówienia po polsku do dzieci z mieszanych małżeństw w Niemczech, to wszystko 
dzieje się już za rządów przyjemniaczków z PO, dla których najważniejsze jest, by wszyscy 
się do nich uśmiechali i poklepywali po pleckach. Żeby właśnie ATMOSFERA była miła. 
Otóż atmosfera jest i będzie miła, jeśli będziemy robili wszystko to, co chcą nasi sąsiedzi i nie 
psuli tej atmosfery jątrzącym przypominaniem, że my akurat mamy na to , czy owo inne 
zdanie i że byśmy chcieli czegoś innego. 

Niedawno pewien znajomy zapytał mnie, że skoro Tusk jest taki beznadziejny, jak mu 
tłumaczę, to dlaczego „go tak szanują za granicą?”. Po pierwsze, skąd taka wiadomość , że go 
za granicą szanują? Zapewne z lektury krajowych „zaprzyjaźnionych z rządem i tych 
drugich” gazet i tygodników, bo za granicą, a bywam tu i ówdzie, żadnych takich wyrazów 
szacunku zauważyć nie sposób. Wszystko to show na użytek wewnętrzny. Oczywiście, owi 
partnerzy doskonale wiedzą, jaki jest priorytet Tuska, czy Sikorskiego, zostać poklepanym po 
pleckach wśród szczerych uśmiechów i dostarczają to w dowolnych ilościach (w końcu, to ich 
zawód) pod warunkiem wszakże, że owi Mężykowie Stanu nie będą nawet wspominać o 
rzeczywistych interesach i rzeczywistych problemach.  

Dla tego show wszystko są nasze piłkarzyki poświecić, w tym także Polaków na Litwie, jak 
widzę z ostatniej pokazuchy Donalda Tuska w Wilnie. 

Przypomina sie słynny już, kultowy wręcz Tusk- bohater, w kryzysowej kurteczce bez 
krawata z nadludzką odwagą zwalczający pedofilów, dopalacze, wprowadzający Euro ( to już 
chyba od kilku miesięcy Euro miało być wprowadzone, jeśli mnie pamięć nie myli, niestety, 
jeśli mnie ta pamięć myli, żaden z niezależnych publicystów mi nie przypomni, bo i po co 
jątrzyć i dzielić), zwalniający Bondaryka ( hi,hi, to było już wyjątkowo zabawne, prawdziwa 
brawurowa jazda po bandzie), czy ministra- magika od kolei, czy od katarskiego inwestora. 

background image

Oczywiście, zdziwienie musi budzić fakt, że wciąż wielu z nas daje się nabierać na ten sam 
numer, ale to już inna historia, kiedyś zbadamy, czy to jakaś zbiorowa hipnoza, brom w 
wodzie, chip wstrzelony za uchem, czy też cokolwiek innego, ale sprawa jest dziwna. Kiedyś 
się obudzimy , rozglądając w zdumieniu, że daliśmy sie tak dziecinnie nabierać. 

No, ale to rzeczy- właśnie Premier Tusk odbył wyprawę do Wilna, by wygasić strajk w 
polskich szkołach i obiecać, że się zajmie, że komisja itp., no, tak samo, jak zwalniał 
Grabarczyka, czy kastrował pedofilów. To znaczy, jak to on w swoim ezopowym języku- 
będzie namawiał litewskich przyjaciół. 

Strajk się skończył, zdjęcia w Ostrej Bramie zrobione, można wracać triumfalnie do domu. A 
tymczasem na Litwie Pan Premier Litwy Kubilis oświadczył: 

„Nie planujemy zmieniać ustawy i nie widzę ku temu żadnych powodów”  

Nie wiem, czy Pan Premier Kubilis poklepał Tuska po pleckach, czy tylko wymienili szczere 
uśmiechy, w każdym razie ubaw musiał mieć niezły, obcując z takim Mężykiem Stanu i 
odprowadzając go do samolotu. Zapewne jednym z punktów protokołu jest „nie podchodzić z 
ostrymi przedmiotami do Premiera Tuska”, bo ten nadęty balon może ulec przekłuciu, a 
zapach wtedy będzie niemiły. My też byśmy mieli z tego ubaw, gdyby nie to, że przedmiotem 
tej zabawy są nasi rodacy na Wileńszczyźnie. 

Jak czytam, ta kompromitację rządowi propagandziści kontrują przypomnieniem, jak to 
Prezydent Kaczyński też pojechał , tuż przed śmiercią na Litwę, by doznać upokorzenia w 
sprawie polskich nazwisk . Tak, tyle, że wtedy rząd Tuska robił wszystko, by polskiego 
Prezydenta, głowę polskiego państwa ośmieszyć, zdezawuować, przypomnieć jemu i całemu 
światu, że to rząd prowadzi politykę zagraniczną i że jeśli ktoś chce Prezydenta upokorzyć, to 
spotka się to jedynie z aprobatą i uznaniem rządu i rządowych mediów. I tak też stało. I za to 
też podziękujemy kiedyś Donaldowi Tuskowi, czy kto tam tym wszystkim rządzi. 

Debeściaki walczą do końca! 

seawolf, 6 września, 2011 - 18:42  

 

background image

Jestem pełen podziwu dla determinacji sekciarzy z sekty Antypisa. Raz zostali ustawieni na 
kursie i ścieżce, to nic ich z niej nie zepchnie, nawet fakt , że ten kurs się zmienia co chwilę w 
miarę obalania kolejnych bzdur i kłamstw wrzucanych przez rządowe, czy właściwie, nie 
wiadomo, jakie, ośrodki ( nie wiadomo jakie, ale wiadomo, że scentralizowane) usłużnym 
niezależnym dziennikarzom, których swego czasu ochrzciłem dziennikarskimi flanelkami, bo 
za słowo „szmaty” mnie admini banowali. 

Raz dostali tego nieszczęsnego smsa o czterech podejściach, winie pilota i pytaniu, czyje 
naciski zdecydowały o katastrofie, koniec, trzymają się, jak pijany płotu, jakby im wyprano 
mózgi, jakby im to wdrukowano w twarde dyski i zabezpieczono hasłem. 

Zdumiewa skuteczność tego wdrukowania, nieraz w rozmowach słyszę, ze Prezydent 
naciskał, pytam, jak niby naciskał, skąd o tym wiadomo, no wszyscy wiedzą! Acha. Po co 
lądowali? No, jak to lądowali, pytam? Przecież nie lądowali, odchodzili, wyraźnie słychać! 
Lądowali, przecież wiadomo! Skąd wiadomo, No, bo Błasik naciskał! Pytam, skąd niby o tym 
wiadomo, skoro nigdzie nie ma nawet sylaby w nagraniach. No, wiadomo, wszyscy wiedzą! 
OK. Słyszę, że kapitan Protasiuk mówił, że patrzcie, jak debeściaki lądują! Gdzie jest choćby 
pół sylaby na ten temat w nagraniach? Nie ma. Dementi szmatławca, który to wydrukował też 
nie ma, bo i po co? Gdzie jest zdanie, że go ktoś zabije, jak nie wyląduje? Nie ma, podobnie, 
jak nie ma seppuku tej szmaty dziennikarskiej, która to rzekomo na własne uszy słyszała. 

Teraz, z perspektywy czasu, to nawet pośmiać się można, jak grubymi nićmi, ba, co ja mówię 
, nićmi, sznurami, kablami, wężami strażackimi, cumami, anakondami w średnim wieku były 
fastrygowane te wszystkie wrzutki rządowych „niezależnych” flanelek z Osieckim na czele, 
kultowym już przykładem, na zawsze już związanym w powszechnej pamięci z historyjkami 
o naciskach, jasnowidzeniu, odczytywaniu myśli i uczuć Protasiuka na odległość, lokalizacji 
miejsca, w którym stał generał Błasik i niewerbalnie ( bo się, cholera , nic nie nagrało, ale nie 
szkodzi, pewnie pisał na serwetkach, zwijał w kulki i rzucał w Protasiuka) zmuszał go do 
rozbicia się o ziemię. 

Rozczulenie bierze, z jaką rozpaczliwą determinacją czepiają się kolejnych wersji- nie dało 
rady wcisnąć wersji z rozszalałym Prezydentem, to proszę bardzo- stewardessa! Nie? No to 
dyr. Kazana! Nie, hmmm, no, to Błasik! Nie w kabinie? Hmmm, no to może, może, ... acha! 
Jeszcze na lotnisku! Tak, widzieli świadkowie, to znaczy świadków może i nie ma, ale 
nagrało się , naciskał jeszcze na lotnisku, szarpał, bił, tłukł koszem na śmieci, hej, eksperci od 
ruchu warg, do czynu- odczytajcie , co mówili, zgłaszajcie się do studia TVN, czeka nagroda i 
sława! Okazało się, że ani świadków, ani nagrania nie ma, jest tylko pewien adwokacina, co 
te nieistniejące nagrania widział „na własne oczy”. Nie na lotnisku, no, tu jest pewien 
problem, no, ale pewnie wcześniej, w koszarach, w szkole lotniczej naciskał, mobbingował, 
śniadania zabierał! 

Mogliby sobie już właściwie odpuścić, ale, gdzie tam, służba, nie drużba! 

Według najnowszej wersji zbrodnią Prezydenta jest nie to, że naciskał na pilotów, ale to , że 
NIE naciskał. To znaczy, nie zmusił ich to odejścia na lotnisko zapasowe. 

„Stenogramy pokazują dramat pilotów, którzy wiedzieli, że warunków do lądowania w 
Smoleńsku nie ma. Czekali na tę decyzję, gdzie skierować samolot. I się nie doczekali.” 
Ciekawe, bo tej pory, to słyszeliśmy, że właśnie cały czas i Prezydent i generał, a i pewnie 
Pani Prezydentowa, kto wie, krzyczeli im nad uchem, co mają robić, a tu się okazuje, że 
dokładnie odwrotnie, nie krzyczeli! Milczeli jatrząco! 

background image

No i wreszcie, najtrudniejszy orzech do zgryzienia dla sekty „naciskowców”: 

„Drugi pilot pyta: "A jak nie wylądujemy to co?" "To odejdziemy" - odpowiada Protasiuk.”, 
Jasno i wyraźnie, koniec , kropka, większość normalnych ludzi już by na tym poprzestała, a 
może i, kto wie, przeprosiła za wielomiesięczne kłamstwa. Ale nie debeściaki z Czerskiej! O 
nie! Oni się nie poddają! „Stenogram nie oddaje intonacji, z jaką te słowa zostały 
wypowiedziane: zdecydowanie, czy z rezygnacją? Z przekonaniem, czy z wahaniem?” 

„Być może - w protokole tego wprost nie znajdziemy - obu pilotom przypomniał się tzw. 
incydent gruziński z 2008 r. Pilot 36 pułku odmówił wówczas prezydentowi Kaczyńskiemu 
lądowania na objętym konfliktem zbrojnym lotnisku w Tbilisi. Skończyło się to dla niego 
m.in. postępowaniem karnym.” 

W protokole może i nie znajdziemy, ale w „Wyborczej”- jak najbardziej! Co prawda, dość 
oszczędnie gospodarują tam faktami, bo zapomnieli dodać, że pilot został odznaczony 
medalem. To znaczy medal jest ukryty pod kryptonimem „m. in.”, żeby ktoś sobie nie 
pomyślał, że „Wyborcza” ordynarnie kłamie, czy manipuluje, absolutnie nie! Jeśli medal, to 
jest taki wielki kłopot, to ja też chętnie wezmę taki kłopot na swoje barki, nie ma problemu. 
Niech będzie moja krzywda, jak kiedyś mawiano. Niewątpliwie myśl, że za niewylądowanie 
zapunktują u Klicha i dostaną kolejne medale musiała kompletnie sparaliżować pilotów i 
skłonić ich do rozbicia samolotu, to, jak wiadomo, normalna reakcja organizmu. 
Przyznam, że przy tej rozbrajającej „intonacji” parsknąłem śmiechem, ale już to „być może 
przypomniał się” doprowadziło mój rechot do skokowego przejścia w stadium kwiku. 

Płynność, z jaką anytpisiaki z Czerskiej przeszły z jednej wersji, do drugiej, dokładnie 
przeciwstawnej i sprzecznej z poprzednią, musi budzić podziw. 

Tu trening nie wystarczy, z tym sie trzeba urodzić. 

LRAD, czyli coś tu niemile pachnie. 

seawolf, 7 września, 2011 - 19:00  

 

background image

Miałem dzisiaj obśmiać parę rzeczy, czy raczej parę osób, jak zwykle, w tym kilku Szalonych 
Starców plujących na gazety wyłożone w kioskach (Bratkowski), wyzywających nielubianych 
przez siebie polityków od zgniłych jajek ( Dziurawy Stefek), wygrażających wściekle 
pięściami w stronę ekranów telewizyjnych, gdy pojawia się na nich Jarosław Kaczyński, ale 
w oko mi wpadło coś znacznie ważniejszego, a i śmiesznego też, choć nieco inaczej. 

Otóż na stronie 

http://blogmedia24.pl/node/49915

 znalazłem tekst przedziwnej, rzadko 

spotykanej urody, mianowicie „Odpowiedź Centrum Informacyjnego Rządu na nasz list do 
Sekretarz stanu Pani Julia Pitera w spr. LRAD”. Generalnie jest to przesłanie- „mam was ze 
kompletnych idiotów, debili i co mi zrobicie, głupki?”. Oczywiście, to przesłanie jest 
przetłumaczone na język urzędniczy i ubrane w gładkie zdania, ale sens jest ten sam. 

Otóż panią Małgorzatę Juras, podpisaną, jako Główny Specjalista, zapytano o tak zwane 
LRADy zakupione przez polską policję. Tu parę słów wyjaśnienia. LRAD to nowa, tak zwana 
non- lethal, czyli niezabijająca broń używana z powodzeniem przez armię USA na Bliskim 
Wschodzie, czy choćby przez statki do obrony przed atakującymi piratami, co niżej 
podpisany może poświadczyć, bo sam posiadał te LRADy w swoim wyposażeniu, między 
innymi na „Queen Elisabeth 2”, jak widać na zdjęciu. Są to urządzenia, wyglądające, jak 
głośniki, emitujące tak zwane “powerful deterrent tones” z natężeniem dźwięku SPL=149 
dB(A)/1m w wąskiej, zogniskowanej 15 stopniowej wiązce, ustawionych na obrotowej 
podstawie umożliwiającej celowanie tą wiązką, używać zgodnie z ich oryginalnym 
przeznaczeniem, to jest do rozpraszania tłumów i odpierania ataków bez użycia broni palnej. 

A co pisze pani Małgorzata? Proszę bardzo, pośmiejmy się razem: 

W skrócie: 
„Szanowni Państwo! 

W odpowiedzi na e-mail z 22 czerwca skierowany do minister J. Pitery przekazuję 
wyjaśnienia przygotowane przez Biuro pani minister: 

Z udzielonych w przedmiotowej sprawie przez Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Spraw 
Wewnętrznych i Administracji Pana Adama Rapackiego wyjaśnień wynika, iż zakup 6 
kompletów urządzeń rozgłaszających dużej mocy – LRAD był przedmiotem dwóch 
przetargów nieograniczonych, ogłoszonych przez Policję w 2010 r. (znak: 
181/BLP/127/Cut/10/EMi oraz 272/224/Cut/lO/KM). 

Ogłoszenie wskazanych powyżej przetargów wynikało z konieczności doposażenia 
Oddziałów Prewencji Policji w związku z zabezpieczeniem spotkań zaplanowanych w 
ramach Polskiej Prezydencji w Radzie UE, co było zgodne z Harmonogramem składania 
wniosków o uruchomienie rezerwy celowej na realizację zadań w związku z zapewnieniem 
bezpieczeństwa w trakcie polskiej Prezydencji, zatwierdzonym przez Podsekretarza Stanu w 
MSWiA – pana Piotra Stachańczyka. W dokumencie tym działanie nr 3 «Teleinformatyka» 
przewidywało zakup 5 szt. Urządzeń rozgłaszających dużej mocy – LRAD. W późniejszym 
terminie, za zgodą dysponenta środków finansowych (Ministerstwo Spraw Zagranicznych), 
uzyskano zgodę na zwiększenie zakupu o 1 komplet. Łącznie Policja zakupiła 6 takich 
urządzeń. 

(...) 

Zespół przygotował dokument zawierający specyfikację techniczną, zgodnie z którą 
przedmiotem zamówienia było urządzenie rozgłaszające dużej mocy – LRAD, a jego 

background image

przeznaczeniem wykorzystywanie do przekazywania komunikatów, informacji i ostrzeżeń 
podczas akcji i operacji policyjnych prowadzonych w związku z klęskami żywiołowymi, 
katastrofami, awariami technicznymi oraz zdarzeniami o charakterze nadzwyczajnym. 

(...) 

Łączna wartość dokonanego zakupu wyniosła 780 tys. 

Użytkownikami końcowymi zakupionych urządzeń są poniżej wymienione Oddziały 
Prewencji Policji: 

- Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, 
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, 
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, 
- Komendy Stołecznej Policji w Warszawie, 
- Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, 
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. 

Odnosząc się do kwestii związanych z wykorzystywaniem zakupionych urządzeń, podkreślić 
należy, że – zgodnie z udzielonymi przez MSWiA wyjaśnieniami – zamawiający nie 
przewidywał i nie żądał, aby ww. sprzęt posiadał funkcję umożliwiającą obezwładnianie osób 
za pośrednictwem dźwięku o wysokiej częstotliwości. Ze specyfikacji technicznej 
zakupionych urządzeń wynika, że prawdopodobnie mają one taką możliwość, jednakże winno 
się traktować ją, jako funkcję dodatkową, na którą zamawiający nie miał wpływu. Należy 
bowiem zdecydowanie zaznaczyć, że powyższy parametr nie jest i w aktualnym stanie 
prawnym nie może być wykorzystywany w działaniach Policji. 

Reasumując powyższe, stwierdzić należy, że zakupiony sprzęt będzie wykorzystywany przez 
Policję podczas prowadzonych działań prewencyjnych. 

Z poważaniem – 

MAŁGORZATA JURAS 

główny specjalista 

Centrum Informacyjne Rządu 

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów” 

Pani Małgorzato- Jest Pani niewątpliwie specjalistką wysokiej klasy, niepodobna w to wątpić, 
nie powiem, od czego, ale powiem tylko tyle, jako praktyk, że LRADy nadają się do 
wszystkiego, tylko nie do: „przekazywania komunikatów, informacji i ostrzeżeń podczas 
akcji i operacji policyjnych prowadzonych w związku z klęskami żywiołowymi, katastrofami, 
awariami technicznymi oraz zdarzeniami o charakterze nadzwyczajnym.” 

Jest to bardzo drogie urządzenie i wykorzystywanie go do wyżej wymienionych celów 
przypomina wbijanie gwoździa kalkulatorem. Można? Można, nie sposób zaprzeczyć! A, że 
przy okazji okazało się, że kalkulator potrafi liczyć, całkować i pierwiastkować, to już 
przecież tylko sama radość z niespodziewanych dodatkowych funkcji. Taki bonus, czy gratis, 
jak płyn zmiękczający dołączony do kartonu z proszkiem do prania. No, patrzcie, nie dość, że 

background image

gwóźdź wbity, nie dość, że papiery na biurku można przycisnąć przed przeciągiem, to i 
niespodziewanie i policzyć coś można, no, kto by pomyślał! Jaki udany zakup! 

Tu na poważnie- wolałbym, żeby nam otwarcie powiedziano, że owszem, „kupujemy za 
ciężkie pieniądze sprzęt do rozpraszania rozruchów, choć czasy są ciężkie i wszyscy 
oszczędzają, ale trudno, nie wiadomo, co będzie, a lepiej ogłuszać, niż strzelać, a co, wolicie, 
żebyśmy do was strzelali, mohery, pisiory pieprzone?????? No, co, wolicie ???????” 

Między nami mówiąc, proszę bardzo, nie wiadomo, czy tych LRADów, podobnie, jak 
scentralizowanej bazy danych ABW Bondaryka, nie będzie kiedyś używać w obronie „ładu i 
porządku” minister Macierewicz na polecenie Premiera Kaczyńskiego, a ekipa Tuska nie 
poczuje się, jak kiedyś Krzyżacy maszerujący spod Grunwaldu we własnych, solidnych, 
dobrej jakości kajdanach. 

Natomiast fakt, że, zamiast powiedzieć prawdę, wciska się nam takie bzdety dla kretynów w 
nadziei ( czy raczej, używając zreformowanej ortografii BUL- Komorowskiej: nadzieji), że 
nikt się nie zna i nie zainteresuje, powoduje, że zaczynam się naprawdę zastanawiać, co tu się 
kroi.  

Lord Vader w przebraniu baranka 

seawolf, 8 września, 2011 - 18:50  

 

Zauważyłem coś niepokojącego, choć może to słowo nie jest najwłaściwsze, bo co 
niepokojącego jest w tym, że się jakaś sekta dzieli na frakcję bolszewików i mienszewików, 
albo też derwiszów kręcących się w prawo, zgodnie z kierunkiem zegara, i w lewo, 
przeciwnie do jego wskazówek? Szkody nie ma w tym żadnej, a jedynie trochę zabawy. 

Zatem powiedzmy raczej, że zaobserwowałem ciekawe zjawisko w biuletynie Sekty 
Antypisa, czyli „Gazecie Wyborczej”. Jedna frakcja, ta tańcząca do upojenia w lewo, 
powiedzmy - hardcore, widzi Jarosława Kaczyńskiego jako demona zła, Lorda Vadera 
polskiej polityki, którego należy zalać betonem i to z czubem, bo w trakcie debaty, czy też 
raczej wywiadu w Polsacie zaprezentował „pustosłowie, oportunizm i ignorancję, nie 
powiedział niczego, co by się układało w jakiś pomysł na politykę gospodarczą, robił 
wrażenie laika, który powtarza nie najlepiej wyuczone kwestie wymyślone przez jego 
doradców, których nie czuje, ani do końca nie rozumie, tym, co najbardziej rzucało się w oczy 
była wrogość do rządu obecnej koalicji, do rzekomo prześladujących go mediów, 
zawoalowane przypominanie Układu, a nad wszystkim zaprogramowana obelga, insynuacja, 

background image

premier, co "mówi, że nic nie może". No i „kłamstwo też królowało w słowach prezesa”. No i 
rytualna już, obowiązkowa wręcz „trucizna IVRP”. 

Teraz zgadywanka, kto to napisał? Możliwości jest kilka - Kuczyński, Wołek, Niesiołowski, 
Kutz, Bratkowski? No, ośmiodziurowy (od słynnych, kultowych już ośmiu kul lecących mu 
prosto w bohaterską pierś w Łodzi, teraz, po śmierci Andrzeja Leppera zapewne będzie to 
sznur na szyi obnoszony po studiach TV) Stefan, czyli Pan Wicemarszałek Niesiołowski 
dodałby niechybnie coś o obrzydliwych, załganych hipokrytach i ćwokach, Wołek użyłby 
kilka razy, albo i kilkanaście „pożal się Boże”, Bratkowski, że z wypowiedzi widać wyraźnie 
inspirację faszystowskimi ideami i ukryte pragnienie pomaszerowania z pochodnią, więc 
odpadają, zatem tak! Ci, co obstawiali Kuczyńskiego, mieli rację.  

No, powiedziałby ktoś, o co chodzi, przecież oni to piszą codziennie. Owszem, ale zaraz obok 
Jarosław Kaczyński jest demaskowany przez Dominikę Wielowieyską (jak się wydaje, frakcja 
derwiszy tańczących w prawo, powiedzmy, soft) za coś innego. Owszem, nadal demon zła, 
Lord Vader polskiej polityki, którego należałoby zalać betonem i to z czubem, ale jest 
subtelna różnica - tym razem za fałszywą łagodność, umiarkowanie i przebranie baranka. 

Wypomina bowiem Prezesowi Kaczyńskiemu, że o Smoleńsku mówił spokojnie, nie mówił o 
zdrajcach, o kondominium niemiecko-rosyjskim, jakim może być Polska pod rządami PO ani 
o Tusku, który jest sługusem Merkel i Putina. Była tylko mowa o "polityce białej flagi". 
Zatem w przeciwieństwie do Kuczyńskiego nie zauważyła Pani Wielowieyska „wrogości, 
obelg, insynuacji, kłamstw, trucizn IV RP”. To znaczy, też niezupełnie, zauważyła, ale, 
niczym Wernyhora, w przyszłości. Może i Prezes nie powiedział tego wszystkiego teraz, ale 
na pewno sobie tak pomyślał, a już na pewno powie w przyszłości. Teraz udaje, fałszywiec 
jeden, łagodnego baranka, ale za chwilę zobaczycie! 

„Mamy więc znów cudowną przemianę na użytek kampanii. Ale niech krytycy PiS, czyli owi 
kolaboranci, nie cieszą się przedwcześnie. Zaraz po wyborach prezes powie, co o nich myśli: 
porówna ich do ZOMO albo do morderców księdza Popiełuszki”. 

Coś to przypomina Kolendę-Zaleską i jej „prawdziwych Polaków” swego czasu. Nie 
powiedział, ale pewnie kiedyś powie, więc o co chodzi. Nawiasem mówiąc - Pani Kolenda, 
autorka jawnego, bezczelnego kłamstwa, właśnie się objawiła, jako niezależny i obiektywny 
moderator debaty, doprawdy nie sposób zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński z taką 
rezerwą się odnosi do udziału w debacie z jej udziałem, zupełnie niezrozumiałe! 

Nawiasem mówiąc serdecznie odradzam udział w takiej debacie, po pierwsze, z krętaczami, 
graczami w trzy karty na rynku nie siada się do partii szachów. Zwłaszcza, gdy zaproszone 
grono jurorów to wieloletni udziałowcy w tej spółdzielni drobnych oszustów. Jak, być może 
niektórzy wiedzą, przemysł „trzykarciany” jest zorganizowany następująco: szef macha 
kartami i krzyczy „Ludzie, co ja robię, co ja robię, pieniądze za darmo rozdaję”, umówieni z 
nim „chojniacy” wydają z siebie okrzyki zachwytu i zdumienia, że, rzeczywiście, takie 
bogactwo tak łatwo trafia w ich ręce i demonstracyjnie obstawiają kolejne rundy, oczywiście, 
wygrywając i przeliczając wygrane z demonstracyjną radością, oraz tak zwani frajerzy, czyli 
my wszyscy, wciągani do tej gry przez zblatowanych oszustów. Najlepiej odejść w swoją 
stronę, poświstując obojętnie, a szef i chojniacy z „zaprzyjaźnionych i tych drugich telewizji”, 
jak w chwili nieostrożnej szczerości powiedział Wajda, niech nadal wyrażają zachwyt Drugą 
Irlandią, Zieloną Wyspą i rządami miłości. Niech sobie nawet robią meksykańską falę w 
studiu Tusk Vision Network, a co nam to przeszkadza? Nie nasz cyrk, nie nasze małpy. 

background image

Tabloid straszy na Czerskiej 

seawolf, 9 września, 2011 - 19:03  

 

Jak czytam, mało, co tak nastraszyło i zniesmaczyło kapłanów sekty Antypisa z Czerskiej, jak 
„nowy prawicowy tabloid”, czyli Gazeta Polska Codziennie. Opisując Gazetę Polską 
Codziennie , nie mam lekko. Głównie dlatego, że jestem na Atlantyku i najzwyczajniej w 
świecie nie wiem, jak ów straszliwy, ponury prawacki tabloid wygląda i czemu wywołuje tak 
nerwowe reakcje na Czerskiej. Ale, jak już wielokrotnie pisałem, jak się wie, o czym, to 
każdy głupi napisze, Sztuka nie wiedzieć, a jednak napisać ;-) 

No, ale mam ułatwienie, bo od lat stosuję równie skuteczną, jak i prostą zasadę, wszystko, co 
w Wyborczej jest opisywane, jak najgorsza, najstraszliwsza, najbardziej haniebna, żałosna, 
najbardziej odrażająca, potępienia i pożałowania godna rzecz od czasu wojny, albo i ją 
włączając, jest cool i mogę bez wahania, w ciemno to kupić, przeczytać, obejrzeć, uścisnąć 
rękę, albo się do tego czegoś zapisać. 

No, co prawda raz mnie oszukali „ na odwyrtkę”, gdy mieszali z błotem Bolka Wałęsę w 
czasie wojny na górze. Uwierzyłem, zagłosowałem odwrotnie, czyli „za” i do dzisiaj mam 
czkawkę. No, ale oni też się wtedy pomylili, oszukali mnie niechcący, swojaka, agenta, 
jednego z „człowieków honoru” nieświadomie gnoili, więc trudno mieć pretensję, a w 
każdym razie należy uwzględnić okoliczności łagodzące. 

Graliście kiedyś w szachy na ślepo, bez oglądania szachownicy? Jeśli tak, to wiecie, jakie 
mam uczucie zgadzając się na pisanie tam raz na tydzień. No, bo nie wiem, co jest obok, jakaś 
panienka, czy też może raczej straszy smętna gęba jakiegoś „yntelektualysty” z kręgów 

background image

rządowych, albo i sam Pan Prezydent z małżonką, oby żyli wiecznie. Prognoza pogody, czy 
wiersz o wzniosłej treści. Katastrofa, czy narodziny czworaczków. Analiza zapisu czarnych 
skrzynek, czy karykatura MAK Donalda. Pytanie nie jest takie bezsensowne, bo wypada się 
dostosować do nastroju na stronie. Miejsce przeznaczone na ten felietonik jest bardzo mikre, 
wystarczy na to, żeby się przywitać, pozdrowić, rzucić jakiś żart i to już w zasadzie tyle, czas 
się żegnać, dziękujemy, dziękujemy, kolego Siłólf, proszę już nic nie dopisywać, 
DZIĘKUJEMY! Nie dopisy... panie Waldku, Pan wyprowadzi kolegę! 

Może się uda później jakoś rozepchnąć, przekupić, lub zastraszyć sąsiadów, ewentualnie 
pożyczyć ( po czym nie oddać) parę centymetrów kwadratowych? 

Czas pokaże. Ale to szczegół. 

Ważne, że wyciągamy kolejną cegłę z muru. Szukam w pamięci pewnego cytatu, chyba 
Konfucjusza, choć nie jestem pewien- mniej więcej chodzi o to, żeby zamiast ciągle narzekać 
na mrok, spróbować zapalić świeczkę. Narzekamy na rządowe, spaskudzone do szczętu 
media, no to załóżmy własne! Dawno trzeba było to zrobić, choć oczywiście do zwycięstwa, 
jak trafnie zauważył Napoleon potrzeba trzech rzeczy- w kolejności - pieniędzy, pieniędzy, 
oraz pieniędzy. Adolf Dymsza wyraził to w podobny sposób- „pieniądze szczęścia nie dają, 
tylko gotówka”. Zatem ONI mają wiele sposobów, by nową gazetę zdławić, nie dając reklam 
i ogłoszeń, zabraniając państwowym firmom się z tą gazetą zadawać, nasyłając kontrole 
sanitarne i podatkowe, przeciwpożarowe i antyterrorystyczne, w ostateczności ABW i to bez 
zapowiedzi i ściągania butów, jak u p. Rosoła. Albo odmawiając zamieszczenia reklam w 
telewizjach. Albo zabraniając kolportażu ze względów sanitarno- epidomologicznych ( papier 
nie ma certyfikatu na obecność bakcyla ptasiej grypy. Zakład, że nie ma!). 

Ale, jeśli kilkumilionowa społeczność głosująca na PiS nie jest w stanie zapewnić egzystencji 
jednego dziennika, to chyba nie zasługujemy na zwycięstwo. Przypomina mi się Słonimski, 
który opowiadał o jakimś swoim znajomym, że jest wielkim patriotą, odda życie za Ojczyznę, 
ale 5 złotych za nią nie odda. 

No więc u nas mamy podobnie: same zawzięte konspiratory online, ale, jak przychodzi, co do 
czego, to wszyscy nagle zajęci. Dlatego mam takie ciepłe uczucia i wielki szacunek do 
Solidarnych 2010, bo oni naprawdę coś robią, stoją z tym namiotem na butach, jak wyrzut 
sumienia spodlonego narodu. Podobnie cenię Las Smoleński, niezależnie od tego, w jaką 
smutną stronę to wszystko zdryfowało, czy raczej w jaką stronę zostało to zdryfowane i ile 
szczerych, z serca płynących wyzwisk i obsobaczeń wymieniliśmy sobie z redakcją Nowego 
Ekranu. 

Nie, żebym był lepszy, ale mam alibi, z Cape Town, czy Mumbaju trudno dmuchać baloniki, 
czy podstawiać nogę pod Biały Namiot. Nie sięgnę. Ale mogę "jątrzyć i dzielić" online, co 
robię z dziką rozkoszą. 

Zatem, jak czytam w owej Wyborczej: „Mnie na pewno nowa gazeta niczego nie uprzyjemni, 
wręcz przeciwnie. Jej szata graficzna w "nowoczesnej formie" jest wyjątkowo nieatrakcyjna, 
trąci wręcz myszką i to w stylu tabloidowym. Jeszcze bardziej przygnębia treść.”, to myślę 
sobie, Szanowna Pani Naszkowska, a co to, @%##$%, Pani przeszkadza, przecież powinna 
Pani skakać ze szczęścia, jak gimnazjalistka po pierwszej randce, że ta prawicowa gazeta taka 
okropna, nie? 

Doświadczenie ostatnich lat, i to wielu, uczy, że to co Panią przygnębia, mnie akurat ( i parę 
innych osób) przeważnie cieszy i odwrotnie, zatem, jak czytam , jaka beznadziejna jest szata 

background image

graficzna, okropni autorzy, którzy „kraczą” i „straszą”, straszne artykuły, które „odgrzewają 
kotlety”, nikczemne zdjęcia, na których Pan Prezydent wygląda, jak idiota ( no, a jak ma 
wyglądać???? No, jak??? Cudu Pani oczekuje i to od pierwszego numeru???), to wiem, że jest 
dobrze. Tylko czekam, jak redaktor soft- pornograficznej telewizji, Wołek powie to swoje 
„pożal sie Boże” w najwyższym niesmaku. To już będę cały w skowronkach. 

Tusk wycofuje PO z wyborów!!!! 

seawolf, 10 września, 2011 - 18:52  

 

Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, Donald Franciszek Tusk, zwany w niektórych 
jątrzących i dzielących kręgach MAK Donaldem, w jeszcze innych dumnym posiadaczem 
tajemniczej, kultowej Toli właśnie przyznał, że wycofuje swoją partię z wyborów. 
Oczywiście, jak to Donald, zapewne „będzie namawiał swoich kolegów, by rozważyli 
wycofanie się”. Ale po najnowszej wypowiedzi właściwie jest już pozamiatane. Chyba, że ja 
coś źle zrozumiałem? No, ale jak inaczej traktować słowa: 

„Uczciwe rozliczenie jest etycznym fundamentem. Ludzie, którzy mówią prawdę o sobie, 
mają dopiero prawo ubiegać się o to, aby rządzić dalej.” 

Nie można tego powiedzieć trafniej, dosadniej, ani wyraźniej. To znaczy- sorry, chłopaki, 
kłamaliśmy w dzień, kłamaliśmy w nocy, kłamaliśmy cztery lata, wystarczy, nie mamy prawa 
kandydować, wycofujemy się, przepraszamy i prosimy o łagodny wymiar kary. 

Obawiam się, że Kabaret Moralnego Niepokoju w pełnym składzie upija się właśnie na 
ponuro, bo oryginał, Tusk, okazał się śmieszniejszy od ich parodii. 

background image

Muszę przyznać, że ta deklaracja Premiera jest dość niespodziewana, zważywszy, ile kasiory 
PO zainwestowało już, a ile dopiero planowało, w te wszystkie bilboardy, którymi się tak 
brzydzi i te spoty, którymi tak pogardza. No i nie licząc tych wszystkich inwestycji 
wszystkich „zaprzyjaźnionych i tych drugich”, jak w chwili szczerości nazwał je Wajda, 
telewizji, które robią rządowi kampanię ze środków własnych, rękami niezależnych i 
obiektywnych dziennikarzy, celebrytów, zawodowych ściągaczy pieniędzy w czerwonych 
gatkach, kabareciarzy, piosenkarek i ich pudelków, gitarzystów i ich kretyńskich kapelutków 
przyklejonych Loctitem do łysej glacy. 

No i teraz wszystko psu w... to znaczy pod ogon poszło. Starsi i mądrzejsi, którzy swego 
czasu wybrali trzech ( a właściwie czterech, ale jeden był zbyt skromny, by stawać w świetle 
jupiterów, jak gromosław z jasnego nieba) przystojnych Tenorów w castingu na Mężyków 
Stanu bedą chyba teraz gorączkowo szukać zastępstwa, które położy sie, niczym Rejtan, ( 
choć w tym przypadku, to raczej Suchorzewski bardziej pasuje, jako przykład) na drodze 
powracającemu ze zbrodniczymi tulipanami w rekach kaczyzmowi, macierewizmowi i 
ziobryzmowi. 

Na miejscu opozycji nie robiłbym już nic, tylko cytował to jedno zdanie premiera Tuska. 
Ewentualnie okraszałbym je jakimiś przykładami najjaskrawszych łgarstw. Najjaskrawszych, 
bo jakby tak zacząć przytaczać wszystkie, większość drzewostanu w Polsce poszłoby na 
papier na plakaty i ktokolwiek planowałby prywatyzację lasów, musiałby zmieniać nazwę 
ustawy na prywatyzację stepów i karczowisk państwowych. 

Pewnym ratunkiem dla roślinności jest, oczywiście Internet, gdzie do woli i bez karczowania 
lasów można podkładać pod tą wypowiedź twarze Ewy „ Metr wgłąb” Kopacz, Julii „ Dorsz” 
Pitery, Bul- Komorowskiego (oby żył wiecznie), Radka „Watahy” Sikorskiego, Dziurawego 
Stefka i jego stygmatów, „Katarczyka”- Grabarczyka, Pawła „Izwinitie” Grasia, Sławomira 
„Mesjasza” Nowaka plus bredzenia kultowych już Szalonych Starców o tych wszystkich 
fackelzugach, pochodniach, zniczach i tulipanach zagrażających demokracji. I koniecznie 
przebitka z oszalałym Bratkowskim opluwającym gazety w osiedlowych kioskach. 

To oczywiście tylko taka zagrywka- owszem, jesteśmy kompletnymi patałachami, nas 
samych histeryczny śmiech bierze, jak na siebie patrzymy, wszystko spieprzyliśmy, ALE...... 
Ale jest przecież PiS, zatem musimy ocalić Polskę przed , jak to Tusk powiedział? 
ARESZTOWANIEM inwestycji. No, odjazd i jazda po bandzie na 100%. Gra na wielokrotnie 
obśmianych i zdemaskowanych propagandowych schematach, jakby ktoś psu Pawłowa 
zapalał żarówkę nad pustą miską. Pstryk, pstry, pstryk, no, śliń się , głupi kundlu, co ci się 
stało?! 

Chociaż zapewne Tusk właśnie przyznał, że te wszystkie faktury, to lewizna. No, z 
pewnością, kto ma to wiedzieć lepiej? Zna swoich ludzi, my możemy się jedynie domyślać, a 
on wie to na pewno. 

Sytuację w PO dość jednoznacznie określają czołowi politycy PO: 

„Zarząd traktuje nas jak stado baranów. Jak mamy głosować za programem, którego nie 
widzieliśmy? - oburza się jeden z posłów w rozmowie z tygodnikiem "Wprost". Choć 
Platforma Obywatelska ma dzisiaj przedstawić swój program wyborczy, to politycy, którzy 
będą go przyjmować, nie wiedzieli go na oczy. 

- Z mediów dowiedzieliśmy się tylko, że dokument jest już w druku, że Platforma wycofała 
się w nim z pomysłu podatku liniowego i że jednym z jego autorów jest szef Instytut 

background image

Obywatelskiego Jarosław Makowski. To się pechowo złożyło, bo ja akurat jestem za 
liniowym, a tego człowieka w życiu na oczy nie widziałem – podkreśla polityk partii 
rządzącej. 

"Wprost" rozmawiał z kilkoma posłami PO spoza kierownictwa partii. Okazuje się, że żaden 
z nich nie zna treści programu. - Nie czytałem tego dokumentu – przyznaje Antoni Mężydło. 
– Ja też nie znam naszego programu. Zakładam, że znajdzie się w nim raczej odwołanie do 
naszych osiągnięć i ambicji niż zbiór szczegółowych wskazań dla przyszłego rządu – dodaje 
Jacek Żalek." 

Nie znaliście, towarzysze partyjni, to właśnie poznaliście. 

Cały program jest taki- owszem, jesteśmy do d..., wszyscy, jak tu w tej sali siedzimy, zgadza 
się, nie sposób zaprzeczyć, ale przecież Kaczyński nadciąga na czele pochodu 
nienawistników z pochodniami w rękach, do broni, na szańce, do urn! Sprawdzą wszystkie 
faktury, kwity i PITy, wszystkich was aresztują, zobaczycie, tylko my gwarantujemy wam 
bezkarność, bo i nawet, gdybyśmy chcieli zaprowadzić jaki, taki porządek, to nie potrafimy, 
takie z nas ciamajdy. 

Żeby było śmieszniej, te wszystkie inwestycje, co się nimi PO chwali, a właściwie 
rozpaczliwie zasłania, to dzięki budżetowi wynegocjowanemu przez PiS (pamiętamy to „yes, 
yes, yes” Marcinkiewicza?). Ale teraz, Tusk zdaje sie otwartym tekstem ostrzegać, że, jak PO 
przegra, jak straci władzę, to dopilnuje, żeby PiS zatknął swoją, biało- czerwoną flagę zamiast 
białej, na ruinach, bo już nasi salonowi „europejczycy” się postarają, żeby Unia Europejska 
grosza nie dała, taką im gębę przyprawią. Bo tylko to potrafią. Już wtedy życzyli „pisowskiej” 
Polsce jak najgorzej, słowami Kuczyńskiego, a od tego czasu poziom agresji, histerii i 
nienawiści poszedł w górę, do poziomu strzelania i podrzynania pisowcom gardeł, do 
otwartych nawoływań do delegalizacji. I jeszcze się Donald pożalił nad losem polskich dzieci, 
tych samych, co je zadłużył, żeby „tu i teraz” sobie fajniej porządzić. Porządzić, głównie po 
to, żeby porządzić. 
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w Rzepie i w Freepl.info. A od tego poniedziałku- 
również w Gazecie Polskiej Codziennie. 

Ciura dostała zapłatę, czyli Mężydło 

seawolf, 11 września, 2011 - 19:01  

 

Pamiętam, jak swego czasu politycy PO zapewniali, że, gdyby poseł PIS, Antoni Mężydło 
zdecydował się przejść do PO, to czekałaby tam na niego ukwiecona brama triumfalno- 
powitalna. I tak sie też stało, przeszedł, fetowany był triumfalnie, dostał „jedynkę”, został 

background image

parę razy użyty do dezawuowania swoich byłych kolegów, choć nie można powiedzieć, żeby 
się sq..wił wzorem Sikorskiego i wyrażał pragnienie dorżnięcia watah. No, ale parę razy było 
mi przykro, gdy widziałem, jak instrumentalnie jest wykorzystywany przez rządowe ośrodki 
propagandowe z Tusk Vision Network na czele, bo ceniłem Mężydłę za piękną kartę 
opozycyjną, odwagę i niezależność poglądów. To zawsze jest przykry widok, jak ktoś 
rozmienia na drobne, czy może raczej na gotówkę, swój autorytet, niczym żetony w kasie 
kasyna. 

I oto ów rozmieniony na drobne heros doczekał się należnej zapłaty. I to z ust jednego z 
najobrzydliwszych, najbardziej obślizgłych ludzi w PO. A konkurencja jest duża, więc, jak 
piszę „naj”, to, to coś znaczy. Otóż za ocenianie Mężydły wziął się nie kto inny, jak znany 
wielozadaniowy, dwa w jednym, cieć/rzecznik, wierny, niczym wachmistrz Luśnia, Graś. 

"W każdej armii są ci, którzy są na pierwszej linii frontu i walczą z wrogiem, i ciury 
obozowe, które najchętniej dekują się przy taborach.” 

Zastanawiam się, co jest lepsze, ciura, czy cieć. Zastanawiam się też, jakimi to aktami 
szaleńczej odwagi na froncie z wrogiem wykazał się wielozadaniowy Wierny Graś. Ja akurat 
pamiętam jeden taki heroiczny czyn- gdy trzeba było dać odpór najgroźniejszym wrogom 
Platformy Obywatelskiej i jej Ukochanego Przywódcy MAK Donalda Tuska, czyli złowrogim 
Wdowom Smoleńskim. Uch, ależ im wtedy nagadał MAK Donald , wsparty przez swego 
Wiernego Grasia, aż im w pięty poszło! Aż dziwne, że Pan Prezydent, oby żył wiecznie, nie 
przyznał im za ten akt heroizmu Virtuti, ale może czeka na więcej takich czynów, na 
przykład, bo ja wiem, strzelenie podwórkowej drużynie piłkarskiej czterech bramek, w tym 
jednej z przewrotki? Albo opitolenie sprzątaczki za brudne popielniczki? 

Tu następuje koniec listy znanych heroicznych czynów dzielnego ciecia, bo dalej, to już 
mamy tylko ustalanie w Smoleńsku, wśród jeszcze nieostygłych szczątków, że, jak Kaczor 
pójdzie tędy, to oni tamtędy, tak, żeby było gites. No i kultowe już skamlenie przez owego 
żałosnego ciecia „ Eta była prastaja aszybka, izwinitie”, gdy okazało się, że zwłoki z kart 
kredytowych okradała nie ta, tylko inna rosyjska służba. No, po prostu wypadało przeprosić. 

Tu przyznam, że ta scena do dzisiaj stoi mi przed oczyma, jak coś nieprawdopodobnie 
bolesnego, najzupełniej fizycznie bolesnego , upokarzającego nas wszystkich, krańcowe 
upodlenie polskiego urzędnika państwowego, zatem i polskiego państwa. Samoupodlenie, 
trzeba dodać. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić nic bardziej haniebnego i ośmieszającego, 
niż ten akt obślizgłego tchórzostwa i serwilizmu. 

I teraz ten tchórz, ta trzęsąca się ze strachu flanelka ( za słowo „szmata” mnie parę razy 
banowali, więc zachowuję ostrożność) z pudrem spływającym wraz z potem z twarzy ma 
czelność mówić o sobie , jak o bohaterze frontowym i obrażać swoich kolegów , którzy 
zuchwale krytykują swoją Partię- Matkę, jakby nie wiedzieli, ze „program jest dla wyborców, 
a nie dla posłów”. 

No, cóż, Panie Mężydło, ma Pan dokładnie to, na co Pan zasłużył. Jakoś mi Pana wcale nie 
żal. 

Zdrajcom się płaci, nawet hojnie, jak potrzeba, ale się nimi pogardza, ma Pan najlepszy 
przykład. Jestem pewien, ze Kluzik- Rostkowstką i Arłukowicza czeka podobny los, jak już 
kwiaty oplatające bramę triumfalną zwiędną- piąte miejsce na liście, jeśli w ogóle, w 
następnych wyborach i jakiś bezczelny komentarz jakiegoś partyjnego przydupasa. W 

background image

przypadku pani Kluzik zapewnie nie będzie to ciura, lecz raczej markietanka. Ale to dopiero 
w następnych wyborach. Na razie jest miodowy miesiąc. 

Czy Donald dożyje tego dnia? 

seawolf, 12 września, 2011 - 19:23  

 

Jakiego dnia niby ma dożyć czołowy napastnik rządowej drużyny piłkarskiej, niekiedy też 
występujący, jako Premier? Ano, dnia, w którym będzie mógł spokojnie przegrać wybory i 
przekazać władzę komuś, kto nie zaaresztuje inwestycji, nie zakręci kurka z pieniędzmi z 
Unii, nie wedrze się znienacka o 05.30 ( przed szóstą, bo o szóstej to, już właśnie chłopaki od 
Tuska wchodzą razem z drzwiami i futryną, chyba , że do Rosoła, więc groźba musi to 
przebić, niech będzie zatem 5.30), nie zamieni Polski w stertę gruzów z polską flagą zatkniętą 
na ich szczycie, nie zamieni Polski w plac marszowy faszystowskich fackelzugów w 
faszystowskimi pochodniami i faszystowskimi tulipanami, tak strasznie jątrzącymi i 
dzielącymi Polaków ( i mniejszości narodowe też, a może i bardziej). 

Jak już wspomniałem, mam podejrzenia graniczące z pewnością, że Kabaret Moralnego 
Niepokoju w pełnym składzie wzmocnionym dodatkowo Tofikiem od kilku dni zapija się 
zapewne na ponuro z rozpaczy, że życie ich przerosło, że człowiek, którego obśmiewają i 
parodiują w swoich skeczach o rządzie okazał sie śmieszniejszy, niż oni. I co teraz? Występy 
zakontraktowane, bilety sprzedane, a tu kicha! Trzeba będzie szybko przerabiać teksty, uczyć 
się gorączkowo na pamięć, ale to nie koniec kłopotów, bo co, u licha mogą jeszcze 
powiedzieć, żeby przebić oryginał?  

Co bardziej absurdalnego, surrealistycznego, idiotycznego można powiedzieć, czego by nie 
wygłoszono na konwencji Partii- Matki? Czym można przebić te melodramatyczne 
westchnienia MAK Donalda, że, ech, jakby było fajnie dożyć takiego dnia, żeby można było 
przegrać? 

Przecież tego nie można zagrać, to musi lecieć w oryginale, inaczej nikt nie uwierzy, że to 
zostało powiedziane i to na trzeźwo, a nie przed świtem po hucznym weselu, gdy już 
najwytrwalsi tracą poczucie obciachu i kontrolę tego, co się wydobywa z ich ust ( nie mówię 
tu o treści żołądka, choć od takich oświadczeń do detoksykacji organizmu drogą wsteczną 
droga niedaleka, przeważnie dzieli je zaledwie kilka minut). 

background image

Ale Premier odjechał nie tylko w stronę kiepskiego melodramatu w stylu Mniszkówny i Stefci 
Rudeckiej. Odjechał w stronę jaskrawego, łatwego do przygwożdżenia kłamstwa, aż się 
dziwię, że pozew jeszcze nie złożony. 

„Zawsze tym charakteryzowały się nasze spotkania w kluczowych dla Polski momentach w 
ostatnich latach, że sobie i wszystkim Polakom mówiliśmy prawdę.” 

No, cóż, najwyraźniej ten czas nie jest dla Polski kluczowy, wbrew zapewnieniom Tuska, bo 
już w następnych minutach nastąpiło kosmiczne spiętrzenie kłamstw i oszczerstw, wspartych 
totalną niekompetencją i nieznajomością realiów europarlamentu. A może prawdę 
powiedzieli sobie w kuluarach, a dla wszystkich Polaków już nie starczyło? 
„To kolega pana (Zbigniewa) Ziobry, siedzący obok niego, wstawał i ku zadowoleniu pana 
Ziobry te słowa wypowiadał - podkreślił Tusk. - To koledzy pana (Jarosława) Kaczyńskiego, 
pana (Jacka) Kurskiego w Europarlamencie mówią: nie ma budżetu europejskiego, koniec z 
budżetem europejskim, koniec z Schengen - zamknąć granicę dla brudnych Rumunów i 
żebrzących Polaków. To są ich słowa - dodał.” 

Oczywiście te słowa zacytowały skwapliwie wszystkie możliwe przekaziory w Polsce, wbiły 
konsumentom medialnej papki we łby, podsunęły w celu cytowania gotowymi frazami w 
tramwajach i biurach, nikt sie nie zatrzyma, by poszperać w źródłach i odkryć, że to wszystko 
bezczelne kłamstwo i insynuacja, że nie żaden kolega, tylko niezrzeszony, który akurat siedzi 
niedaleko, że z tym budżetem to właśnie dokładnie odwrotnie, jak zobaczyć kontekst 
wypowiedzi, a nie migawkę z obrad, że nie żebrzących Polaków, tylko bezrobotnych 
Polaków, że brudnych Rumunów też nie było, nie powiedział tego nikt ani z PiS, ani z tej 
frakcji, tacy sami koledzy Jarosława Kaczyńskiego, jak i Donalda Tuska, to znaczy – cechy 
wspólne- obecność na sali obrad i dwunożność. Wszystko to, ten groch z kapustą to było 
akurat to, co Donald Tusk zapamiętał i zapamiętał w swym niedużym rozumku w czasie 
jednej sesji, na której akurat był. Był, owszem, ale niewiele zrozumiał i jeszcze mniej 
zapamiętał. 

No, ale, jak stwierdziła Baronowa Muenchhausenowa Sierpnia, obecna na Sali w charakterze 
wisienki na torcie ( bo już tylko jej tam brakowało w tej orgii nadętego obciachu i kłamstwa) 
Henryka Krzywonos, Tusk to „porządny mężczyzna”. No, dobre i to. Nie bardzo wiadomo, co 
konkretnie miała na myśli, ale może wie coś, czego my nie wiemy. 

 

 

 

 

 

 

background image

Siedlecka i niewinni młodziankowie 

seawolf, 13 września, 2011 - 19:23  

 

Wczorajszy tekst Ewy Siedleckiej o reklamie Gazety Polskiej, to rzadki przypadek połączenia 
w jednym wyjątkowego łajdactwa i ujawnienia jakichś strasznych tęsknot freudowskich, nie 
sposób nie zauważyć, że to, co wypisuje Pani Siedlecka o niewinnych chłopcach i swoich 
impresjach z nimi związanych niejednego psychoanalityka postawiłoby w stan alarmowy- 
wizyta, wizyta, honorarium! Podobnie, jak Jasiowi wszystko , łącznie z chusteczką kojarzyło 
się z jednym, tak i Pani Siedleckiej wszystko zdaje się kojarzyć z faszyzmem. Pokażą jej 
normalnego, niewinnie wyglądającego chłopaka, a jej przed rozmarzonymi oczyma stają 
maszerujące kolumny młodych, muskularnych SA-manów. No, ale nie znęcajmy się, to w 
końcu jej fantazje, do których każdy ma prawo. Na każdego kiedyś przyjdzie taki czas. 

Nie tak dawno Wyborcza, ustami p. Kublik, cieszyła się, jak dziecko, z wyrzucania swych 
prawicowych kolegów – dziennikarzy w pracy i jeszcze wskazywała władzom, gdzie się, w 
jakich redakcjach, jeszcze ukrywają, pisowcy, prawaki pieprzone, przed czujnym okiem 
ludowej, to znaczy, tfu, tfu, demokratycznej władzy. Teraz cieszy się, jak dziecko, z faktu, że 
w telewizjach cenzurują reklamy innej gazety. Pięknie, towarzysze, pięknie! Kiedyś to się 
nazywało szmalcownictwo, takie podsuwanie władzy informacji o tym, kogo jeszcze należy 
wyrzucić, czy aresztować i gdzie należy szukać ukrywających się. Chociaż, wróć! Nie żadnej 
władzy, po prostu prywatnej telewizji, a jak publicznej, to przecież to zarząd, a nie rząd, 
zupełnie co innego. Jak nie władza cenzuruje, to przecież nie żadna cenzura, przekonuje 
Siedlecka. 

background image

Kiedyś, Żydów w czasie Nocy Kryształowej biła nie żadna władza, gdzieżby tam, tylko 
samorzutnie i oddolnie skrzyknięci SA-mani, więc chyba to też było w porządku, co? Czy 
może coś źle kojarzę? 

Inny ciekawy tekst z biuletynu sekty Antypisa: Pani Naszkowska piętnuje PiS, jako 
„Podejrzliwość i Sprawdzanie”: 

„Dlatego PiS imię demokracji i obrony dobrego imienia Polski powołuje "korpus ochrony" 
czyli chce wstawić do wszystkich obwodowych komisji wyborczych swoich mężów zaufania 
wyposażonych w telefony komórkowe (by szybko wezwać pomoc jeśli przyłapią na gorącym 
uczynku jakiegoś fałszerza), z aparatami fotograficznymi (by udokumentować proces 
fałszowania głosów). Mężowie zaufania mają mieć też "ograniczone zaufanie do pozostałych 
członków komisji", bo jak wiadomo wróg nie śpi. Państwo PiS w pigułce, wcale nie dziwi, że 
podobno pomysł z korpusem ochrony wykiełkował w głowach byłych współpracowników 
CBA. 

Nie pierwszy raz PiS sugeruje, że Polska nie jest krajem demokratycznym, choć żadnych 
przesłanek nie podaje.” 

Pani Naszkowska, PiS nie podaje, bo nie ma takich przesłanek i być nie może! No, nie ma i 
już! To, jak ma podać! Prawda? Tyle, że, taki szczegół, ostatnimi czasy nasza Partia Matka, 
Platforma Obywatelska została przyłapana z dymiącym pistoletem, na fałszowaniu wyborów 
w Wałbrzychu, wyrokiem sądu zostało to stwierdzone i wybory zostały powtórzone. 

Tak się głupio składa, że w bagażniku komendanta policji pod Warszawą znaleziono cały 
zestaw kart wyborczych, a dziwnym trafem protokoły zgadzają się, co do sztuki. Karty 
zgubione, a w protokole są skrupulatnie przeliczone, co do sztuki! Ordnung muss sein! 

Tak się głupio składa, że w Brukseli wyjęto z urny kilkaset kart więcej, niż wydano, co 
dorównuje cudowi w Kanie Galilejskiej, choć jakoś cieszyło się mniejszym zainteresowaniem 
w rządowych i zaprzyjaźnionych z rządem mediach, ciekawe, dlaczego, przecież tego, to 
nawet David Copperfield nie dokonał, taki mały otworek w urnie , a proszę, ile kart więcej 
wchodzi! 

Tak się głupio składa, że na śmietnisku znaleziono kilkaset wypełnionych kart wyborczych, 
zupełnym przypadkiem wszystkie z krzyżykiem na Jarosława Kaczyńskiego. 

Tak się głupio składa, że w kraju, w którym uporano się z problemem analfabetyzmu nagle 
społeczeństwo oddaje 2 miliony głosów nieważnych, tak się składa, ze w pewnej komisji 
dwóch członków otwarcie zabierało się za „poprawianie” wyników, jak zawsze, w każdych 
wyborach, nieostrożnie nie sprawdzając, że tym razem przewodnicząca komisji akurat 
jatrząco i dzieląco jest z PiS. 

No, po prostu trzeba być paranoikiem, by mieć jakiekolwiek, najmniejsze podejrzenia, czy 
obawy, co do jakichś nieprawidłowości. Słusznie piętnuje te śmieszne, jątrzące podejrzenia 
Wyborcza piórem Pani Naszkowskiej. 

Co prawda, nie tak dawno, bo ledwie cztery lata temu było odwrotnie , to Wyborcza 
nawoływała do kontroli złowrogiego reżimu kaczystowsko- ziobrystowskiego, ustami 
skwapliwie cytowanego Vaclava Havla napominało, że : "W demokracji jest czymś zupełnie 
oczywistym, że nawzajem się kontrolujemy", "Gdyby tak nie było, to każdy rząd mógłby się 
obrazić, że istnieje Najwyższa Izba Kontroli. Każda wzajemna kontrola, jeśli tylko jest 

background image

solidna, pozbawiona złych zamiarów i apriorycznych, z góry założonych wniosków, leży w 
naszym wspólnym interesie", ba , wołało OBWE na pomoc, a PiS akurat te zapędy zwalczał, 
jako nieco obraźliwe. 

Okazało się, że Jarosław Kaczyński ma większe możliwości przekonywania, niż sądził, bo oto 
przekonał, co prawda z opóźnieniem, niczym cios wibrującej pięści, nawet Wyborczą, do 
swoich racji, to znaczy, że nie trzeba sprawdzać, bo to paranoja i podejrzliwość. No i proszę, 
na starość nawet Havel został paranoikiem i pisowcem. 

Ajm sory, czyli Tusk nie ma problemu. 

seawolf, 14 września, 2011 - 18:41  

 

Jak słyszę, niesamowity obciach i kompromitacja MAK Donalda Tuska na konwencji PO, 
gdzie rzeczony napastnik rządowej drużyny piłkarskiej nakłamał i naobrażał nie tylko swoich 
krajowych przeciwników, ale i zagranicznych europarlamentarzystów z frakcji EKR , do 
której należą PiS i konserwatyści Camerona, znalazło swój ciąg dalszy, mianowicie szef tej 
frakcji, Jan Zahradil wystosował oficjalny list z żądaniem sprostowania i przeprosin, skandal 
rzadko spotykany w Europie. 

Oczywiście, muszę tu natychmiast sprostować, skandal i obciach to byłby, gdyby to zrobił 
Jarosław Kaczyński, albo Zbigniew Ziobro. No, ewentualnie Joachim Brudziński. W 
wykonaniu Donalda Tuska nie jest to żaden skandal, ot, może niewielka, bo ja wiem, 
pomyłka, niezręczność, przejęzyczenie. Tusk nie ma żadnego problemu, żeby przeprosić. Ma 
problem z mówieniem prawdy, ale poza tym, jest cool. Przeprosić może każdego i w każdej 
chwili. Ajm sory, nie tak, jak Jarosław Kaczyński, co to się strasznie ociąga z przeprosinami, 
a jak już musi, to przeprasza tylko 14 sekund, zamiast pełnych 15 , jak przystało. 

Pamiętamy, gdy Kaczyński wspomniał coś o Gabonie? Ależ się działo! Spazmy, oburzenie, 
przeprosiny wysyłane na adres ambasady zdumionej, o co właściwie chodzi, wycieczka 
radnego z PO do Gabonu, by osobiście przeprosić naród gaboński, a przynajmniej jak 
największą liczbę przechodniów, skoro wszystkich się nie da.... 

A tu, skandal na skalę międzynarodowa, jaskrawe, ordynarne kłamstwo premiera rządu, 
obelgi rzucane na zagranicznych europarlametarzystów, w dodatku kłamliwe i nic! Nikogo to 

background image

nie obeszło. To znaczy w kraju nie obeszło, bo za granicą, to i owszem, jak już wspominałem. 
Parasol ochronny nadal rozpięty na Projektem PO i tego projektu słupem. 

Podobnie było z kieliszkiem, który najmiłościwiej nam panujący Pan Prezydent Bul- 
Komorowski , oby żył wiecznie, podpieprzył szwedzkiej królowej na uroczystym bankiecie, 
osiągnięcie , które nie każdemu się udało, powiedziałbym nawet, NIKOMU się jeszcze nie 
udało i też nic, ot, ktoś tam wspomniał w jakiejś plotkarskiej rubryce, ktoś tak obśmiał na 
blogu, a tak, nuda, zieeeew! 

To w ogóle ciekawe, czy oni tak maja napisane , czy sami z siebie są opętani Jarosławem 
Kaczyńskim, bo cokolwiek nie powiedzą, napiszą, zaśpiewają, wyrapują, wystukają Morsem, 
połowa czasu poswięcona jest Kaczyńskiemu. Konwencja PO, program PO- połowa o PiS i 
Kaczyńskim. Przeprosiny za kłamstwo, owszem, ale Kaczyński wpleciony obowiązkowo. Jak 
Makowski przyznaje, że używa demagogicznych argumentów, to musi natychmiast dodać, ni 
z gruszki, ni z pietruszki, że Kaczyński też, więc , o co chodzi. 

Dziurawy Stefek , czyli Wicemarszałek Sejmu to już w ogóle o niczym innym nie mówi, ani 
też nie myśli, jak o Kaczyńskim, nawet przez sen, jak sie wydaje. I tak teraz trochę odsapnął, 
bo ma o połowę mniej do myślenia i nienawidzenia, po śmierci Prezydenta. Przeciążone 
obwody mają szansę trochę się zregenerować, bo już było kiepsko. 

Politycy PO w ogóle maja ostatnio dobra passę, jeśli chodzi o gafy. Oto minister Vincent 
Rostowski podczas debaty w Parlamencie Europejskim na temat kryzysu ostrzegł, że Europa 
nie przetrwa rozpadu strefy euro. Nie byłoby w tym pewnie nic zaskakującego, gdyby 
minister nie zacytował też "prezesa wielkiego polskiego banku", który miał mu powiedzieć, 
że obawia się wojny i "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę 
w USA". 

No, pięknie, pięknie, ciekawe, jak z tego wybrnie zarówno minister polskiego rządu, jaki ów 
prezes. Zapewne powiedzą „łi ar sory, nie mamy problemu, by przeprosić, nie tak, jak Prezes 
Kaczyński”. 

Przy okazji jednak mamy dowód, że oskarżenia, ze obecna władza ma w d.. dzieci i młodzież, 
zadłużając je jeszcze w kołysce i przedszkolu, są nikczemnym kłamstwem- jak najbardziej 
troszczy się o swoje dzieci, mianowicie planuje uzyskać dla nich Zieloną Kartę i dać dyla do 
Stanów. Czy planuje to dla wszystkich polskich dzieci, czy tylko dla swoich, nie wiadomo, to 
już trzeba dopytać pana ministra. 

Może tu właśnie magister Vincent Bezpesel zdradził, być może, prawdziwy program PO- 
spieprzyć, co się da, zgarnąć tyle kasy, ile sie da i dać dyla do Stanów, pokazując środkowy 
palec przez okienko samolotu. Albo na Facebooku. 

Osobiście nie mam z tym problemu- niech sp.. ją w podskokach, dosyć szkód narobili. Nawet 
można zrzutkę na bilet zrobić. A ekstradycję to już się zrobi potem, na spokojnie, nie ma 
pośpiechu. 

Zwracam uwagę na wagę gaf pisowskich- odwrócona chorągiewka, Borucbardzo, Irasiad, 
tudzież nazwanie porucznik redaktor Stokrotki Stokrotką, oraz POwskich- kaszaloty w 
marynarce wojennej Danii, kieliszek podpieprzony królowej, nieznajomość historii ( 
konstytucja), polityki (Norwegia w UE), armaty ukryte przez Chopina w krzakach ( a to 
pisowiec jeden, podżegacz wojenny!), pokrzykiwanie- „zostaw tego Camerona i chodź z 
nami!”, pomijam już świadomie autentyczne machloje hazardowo- stoczniowo- katarskie, 

background image

Chlebowskiego, Mira, Grzecha, Sekułę, Rosoła, Euro, dopalacze, pedofilów, Wałbrzych, 
czyli to wszystko, co nam już tak spowszedniało, że już nawet nam, pisowcom zawziętym, się 
nie chce o tym pisać. Raz, że, zieeeew, nudno ciągle o tym samym. Dwa, że nieetycznie 
niepełnosprawnych obśmiewać. 

Ale skoro niezależni dziennikarze się nie kwapią, to ten obywatelski obowiązek spada na nas. 
Nie kwapią się, choć sami jeszcze nie tak dawno zapewniali, że rolą dziennikarza jest 
krytykować i kontrolować władzę, patrzeć jej na ręce i piętnować niestrudzenie wszystkie 
nieprawidłowości. I , nie uwierzycie, to sama porucznik redaktor osobiście tak mówiła, wcale 
nie tak dawno, bo w 2007 roku. 

Od tej pory coś się musiało poprzestawiać, ciekawe, co. 

MWP- Matka Wszystkich Przekrętów! 

seawolf, 15 września, 2011 - 19:03  

 

Jak wielokrotnie już tutaj pisałem (aż sam przy tym ziewam, bo ile można o tym samym), 
przy każdych wyborach TAMCI wymyślali jakiś nowy numer, wobec którego byliśmy 
bezradni, bo wzięci z zaskoczenia. A, to kratka Komorowskiego większa, klasyczny, 
wielokrotnie stosowany w reklamach chwyt- apel do podświadomości, a to głosy uczynione 
nieważnymi przez jakikolwiek dopisek, albo naddarty rożek, a to głosy kupowane na ulicy, a 
to zaświadczenia , a to spisy wyborców w drugiej turze nowe, zamiast kontynuowanych tych 
z pierwszej ( sam się nie zorientowałem, będąc w komisji, co to ułatwia, po prostu nie można 
sprawdzić, czy ktoś się nie podpisał za kogoś w pierwszej turze, za kogoś, kto niespodzianie, 
a jatrząco się pojawi w drugiej). 

No, a przede wszystkim słynna akcja SMSowa „ Zmień Polskę, idź na wybory”, tudzież 
„zabierz babci dowód”, arcydzieło, autentycznie genialna akcja, w której sąsiednie państwo 
bez użycia broni pancernej i lotnictwa, samym tylko pośrednim wpływem na pewną fundację 
zmieniło bieg wyborów i spowodowało, że władze objął rząd bardziej przychylny i 
spolegliwy, że tak powiem bardzo uprzejmie i ogólnikowo. 

No i ta debata w studio, gdzie Premiera niespodziewanie i łamiąc ustalenia skonfrontowano z 
wyjącą bandą partyjnych kiboli, by miliony ludzi mogły go sobie obejrzeć obdartego z 
godności i image twardego szeryfa. 

No i oczywiście te wszystkie cudownie rozmnożone karty w Brukseli, czy klasyczny 
przypadek w Wałbrzychu, gdzie DZIAŁACZE partii rządzącej zostali przychwyceni z 
dymiącym pistoletem na machlojach i kupowaniu głosów, przypadek, które w normalnym 

background image

kraju o jakich, takich standardach demokratycznych spowodowałby skandal przewyższający 
Watergate, no, ale jesteśmy w Polsce, gdzie parasol rozpostarty nad „Projektem PO” jak sami 
szefowie PO to nazywają skutecznie wytłumia takie niezdrowe zainteresowania. 

No, nie na darmo poprzedni szef PKW dorobił się w swym pracowitym życiu, nie jednego, 
nie dwu, ale aż trzech pseudonimów operacyjnych, w różnych okresach – w latach 60, 70 i 
80, oczywiście, nie trzeba dodawać, że bez swojej wiedzy i zgody. Jak tam jest z obecnym, 
nie śmiem nawet wątpić, że jest czysty, jak łza, albo i dwie, ale numer, jaki wykręcił PKW 
obecnie, jakkolwiek wydaje się śmieszny, jest w istocie potencjalnym najskuteczniejszym 
przekrętem wyborczym , jaki można było wymyślić, genialnym w swej prostocie i 
skuteczności. 

Zatem podaję przepis na przekręt wyborczy, Matkę Wszystkich Przekrętów, uwaga! 

Kwestionujemy podpisy złożone na listach komitetu wyborczego A, w rezultacie Komitet nie 
zostaje zarejestrowany, bo pozostałych podpisów jest za mało. Komitet idzie do Sądu 
Najwyższego, uzyskuje wyrok stwierdzający, że PKW nie miał racji i łamie prawo. Proszę 
bardzo, nie ma problemu, dura lex, sed lex! PKW daje Komitetowi A dodatkowy czas na 
zbieranie podpisów, w oczywisty sposób i to w obie strony, naruszając zasadę traktowania 
wszystkich komitetów jednakowo. W obie strony, bo z jednej strony dostał tydzień extra, z 
drugiej, bo zamieszanie mogło zniechęcić potencjalnych wyborców. Komitet A, natychmiast 
idzie do sądu z zadaniem ... unieważnienia wyborów!. 

Mamy jeszcze w zapasie Komitet B, w jego przypadku robimy jeszcze śmieszniejszy numer, 
nie rejestrujemy go, bo jedna z lokalnych komisji nie zdążyła policzyć i sprawdzić jego 
podpisów. No, jaka straszna przykrość, ale co zrobić, przepraszamy serdecznie i z głębi serca. 
Nie zdążyła i już, zarobiona była, zaspała, kalkulator się zaciął, baterie wysiadły, czy cóś, no, 
w każdym razie, nie zdążyła i co nam zrobicie? „Nie mamy Pana płaszcza i co Pan nam 
zrobi”, że pojadę Bareją. Oczywiście, Komitet B idzie do sądu i ma zupełną rację. Też bym 
poszedł w tym przypadku. 

I teraz- wariant pierwszy, wybory wygrywa PO, protest zostaje obśmiany przez 127 
konstytucjonalistów, 12 telewizji, 3 kabarety, gitarzystę w kapelutku przyklejonym Loctitem 
do łysej glacy oraz duet byłej piosenkarki i jej pudelka, z którym dzieli IQ w stosunku 50 – 
50. Protest zostaje, oczywiście, oddalony i to z oburzonym żachnięciem, że patrzcie, co za 
idiotyzm i bezczelność. Celebryci w programie „Drugie śniadanie kabotynów” stwierdzają, że 
w życiu nie widzieli tak bezczelnej próby podważenia demokratycznej woli wyborców, ale 
jak dobrze, że Sąd Najwyższy czuwa z nieubłaganą, bezstronną pryncypialnością. 

Wariant drugi, wybory wygrywa PiS, 127 konstytucjonalistów, 12 telewizji, 3 kabarety, 
gitarzysta w kapelutku przyklejonym Loctitem do łysej glacy oraz duet byłej piosenkarki i jej 
pudelka, z którym dzieli IQ duetu w stosunku 50 – 50, pochylają sie z zadumą nad 
skomplikowanym problemem prawnym, oczywistym naruszeniem prawa przez PKW i 
koniecznością, niestety, mimo dodatkowych kosztów, unieważnienia wyborów 
przeprowadzonych w taki skandaliczny sposób. Celebryci w programie „Drugie śniadanie 
kabotynów” stwierdzają, że w życiu nie widzieli tak drastycznego błędu PKW i skandalicznej 
możliwości uniemożliwienia grupie wyborców wyrażenia swej woli, ale, jak dobrze, że Sąd 
Najwyższy czuwa z nieubłaganą, bezstronną pryncypialnością. 

Proste? Proste! Dokonane w biały dzień , w majestacie prawa i na oczach wszystkich. I niech 
sobie PiS organizuje Korpus Ochrony Wyborów, wolontariuszy i kogo tak jeszcze. Niech się 
zaliczą i nasprawdzają do upojenia, nic nie szkodzi. 

background image

Do rozstrzygnięcia pozostaje, czy Komitety A i B, są świadomymi graczami w tej MWP ( 
Matce Wszystkich Przekrętów), czy też jedynie przypadkowo wybraną, nieświadomą ofiarą- 
narzędziem. 

Jedynka do piachu, czyli deja vu! 

seawolf, 16 września, 2011 - 18:55  

 

Zastanawiałem się wczoraj, jaki też numer wytną nam przy okazji tych wyborów, zawsze nas 
czymś zaskakiwali, a mu poniewczasie łapaliśmy się za głowę, że nie pomyśleliśmy o tym 
wcześniej, że trzeba było zrobić to, czy tamto. Zawsze wygląda na to, że jesteśmy, jak ci 
generałowie, co zawsze są przygotowani perfekcyjnie do wygrania wojny poprzedniej, która 
już się zakończyła. Korpus Ochrony Wyborów, czyli wolontariusze pilnujący liczenia głosów 
to świetny i potrzebny pomysł, ale ONI są już zapewne o krok dalej, jak Wehrmacht z wojną 
manewrową, gdy Francja pakowała pieniądze w linię Maginota. 

Warto spróbować przewidzieć, co też może nas zaskoczyć tym razem, choćby, jako ćwiczenie 
intelektualne, albo zakład- zapisujemy na karteluszku, co , naszym zdaniem wymyślą tym 
razem, wkładamy do koperty i otwieramy w poniedziałek rano po wyborach. 

Pisałem wczoraj o przekręcie, jaki potencjalnie szykuje nam PKW, podsuwając świadomie, 
czy nie, powody do unieważnienia wyborów, gdyby wyniki okazały się niewłaściwe (jątrzące 
i dzielące, znaczy się). Sposób genialnie prosty, jak prowokacja CBA z umową o odrolnieniu 
gruntu z błędem prawnym. Otóż należy zrobić wybory z błędem prawnym, oczywistym 
złamaniem prawa przy rejestracji komitetów wyborczych, co daje IM możliwość 
unieważnienia wyborów, gdyby społeczeństwo wybrało niewłaściwie. To może być przebój i 
Wunderwaffe tych wyborów. Ale nie należy się ograniczać do jednej Wunderwaffe, obok V-1 
istniała V-2, a o mały figiel i V-3 by zadziałała. No to jeszcze o jednym tricku wspomnę. 

Pamiętacie o akcji, o której zawsze piszę z podziwem, choć wyrządziła naszemu krajowi 
ogromne szkody, oddając władzę w ręce ludzi, którzy właśnie nami i tym krajem rządzą. 
Choć, właściwie trudno powiedzieć, by panowali na czymkolwiek, łącznie z własnymi tikami 
nerwowymi, czy wybuchami nienawiści i agresji. W każdym razie dzierżą zewnętrzne 
znamiona władzy, w naszym imieniu wręczają sobie nawzajem i swoim kolegom ordery, w 
naszym imieniu wykrztuszają kultowe już „izwinitie, druzja!”, wystawiają prezydentów na 
deszcz (Sarkozy- zapewne zemsta za 39), obrażają ich żony ( Obama- bez specjalnego 
powodu) czy podpieprzają kieliszki koronowanym głowom (królowa Szwecji), w naszym 
imieniu wpisują się z błędami do ksiąg pamiątkowych, więc dla potrzeb dyskusji, by nie 
dryfować niepotrzebnie zbyt daleko, ani głęboko, przyjmijmy, że to oni rządzą. Tak z 
mrugnięciem okiem. 

Oczywiście, mam na myśli akcję „Zmień Polskę, idź na wybory!” oraz „zabierz babci 
dowód”. Niezależnie, co myślę o motywach, technicznie to był majstersztyk, genialna, 
ukierunkowana akcja, która de facto zdecydowała o naszej przegranej i o przejęciu władzy 
przez partię białej flagi, w dodatku wetkniętej w psie g... 

background image

Wydawałoby się, że powtórzyć tego nie sposób, ale, co widzę? Już się pojawiła superoddolna, 
ultraspołeczna, hiperobywatelska i arcypoprawna akcja skierowana przeciwko jedynkom na 
liście. Komu i dlaczego nagle przeszkadzają owe jedynki, trudno zgadnąć. 

Oczywiście , zupełnym przypadkiem listę z numerem 1 ma PiS. I oczywiście, gdy w 
przeddzień wyborów w czasie ciszy wyborczej z ekranów, murów, przystanków, bannerów i 
T-shirtów będzie biło w oczy apolityczne i demokratyczne hasło- na przykład: „nie rób 
obciachu, wywal jedynkę do piachu”, nie będzie to miało żadnego, ale to żadnego związku z 
agitacją wyborczą. Podobnie, jak nie miała takiego, żadnego, ale to żadnego, związku 
apolityczna i obywatelska akcja „ Zmień Polskę, idź na wybory”, w której brało udział 150 
różnych podmiotów pod apolitycznym kierownictwem Leszka Balcerowicza i jego fundacji 
finansowanej przez fundację Adenauera, finansowaną z kolei przez rząd Niemiec. Podobnie, 
jak takiego związku nie miały nalepki na supermarketach namawiające do wyrzucania kaczek 
do śmieci, reklamy perfum „ chcę być taka, jak 2 lata temu”, jak się okazało, finansowane 
przez apolityczną Henrykę Bochniarz. Jak się chwalili inicjatorzy, w reklamy tej akcji 
władowano 2,5 miliona. Poza jakimkolwiek funduszem wyborczym, oczywiście. 

OK, OK, już zamieszczam sprostowanie- wiem, ze pomysł powstał ZANIM nastąpiło 
losowanie numerów i jedynkę mógł dostać ktoś inny. Tyle, że wówczas kampania , dość 
idiotyczna, między nami mówiąc, zdechłaby sama z siebie, jak tysiąc przed nią i milion po 
niej. W momencie jednak , gdy jedynkę ma PiS, w kampanię wstąpi nowy duch. Jestem 
przekonany, że wkrótce na stronie koordynatorów tej akcji, pojawi się apel podobny do tego, 
który tu kopiuję z owej niesławnej, choć genialnej akcji: 

„Zwracamy się do niezależnych mediów o bezpłatne udostępnienie powierzchni i czasu 
antenowego na materiały naszej kampanii. Bez Waszej pomocy nasza wysiłki nie będą 
skuteczne! 

Na kampanię złożą się: spoty radiowe i telewizyjne, kampania w Internecie (bannery, 
billboardy), w prasie, na ulicy (plakaty, naklejki, koszulki, znaczki, uliczne happeningi. Do 
współpracy zapraszamy także osoby publiczne popularne wśród młodych osób. 

Na naszej stronie udostępniamy różnorodne materiały kampanii: spoty radiowe i telewizyjne, 
bannery, plakaty, naklejki do samodzielnego druku, projekt znaczka na T shirt i scenariusze 
ulicznych happeningów. Gotowe materiały możemy też przesłać pocztą” 

I jestem przekonany, że na apel odpowiedzą z entuzjazmem i poczuciem obywatelskiej misji 
wszystkie zaprzyjaźnione z rządem telewizje i gazety, oraz przedstawiciele szerokiego nurtu 
zwanego przeze mnie roboczo pożytecznoidiotyzmem. 

 

 

 

 

background image

Zalutowana suwerenność 

seawolf, 17 września, 2011 - 18:53  

 

Smutną wiadomością ostatnich 2 tygodni jest ekshumacja i ponowny pogrzeb Zbigniewa 
Wassermanna. To znaczy, wreszcie wiemy, że Zbigniewa Wassermanna. Zważywszy, ile 
miesięcy minęło od tragedii, już na zawsze w tej sprawie pozostaną nam pytania, na które nie 
ma jasnej odpowiedzi. Nie sposób nie dojść do wniosku, że przewlekanie sprawy tak 
oczywistej, ba, w jasny i wyraźny sposób wymaganej przez polskie prawo, przez 16 miesięcy, 
by ciała zdążyły ulec rozkładowi, jest czymś trudnym do zrozumienia. Bo trzeba się dobrze 
namęczyć, by zwodzić ludzi przez 16 miesięcy, wynajdywać różne kruczki prawne, że to niby 
nie można, albo można, ale nie teraz, może trochę później, bo pora roku, bo to, bo śmo.  

Chociaż, może nie samo odwlekanie jest trudne do zrozumienia, bo motywy są oczywiste, do 
zrozumienia trudne jest raczej, że robili to urzędnicy polskiego państwa i polscy obywatele. O 
ile doskonale rozumiemy, dlaczego Madame Anodina robi to, co robi, albo Pan Putin, czy Pan 
Szojgu. Oczywiście, robią to, co jest w interesie ich ojczyzny, trudno oczekiwać, by było 
inaczej, zwłaszcza - zważywszy, jakie tradycje ma państwo rosyjskie od czasu, gdy niejaki 
Iwan Kalita, czyli Sakiewka, mongolski poborca podatkowy z siedzibą w Moskwie, po 
grzbiecie, którego chan wsiadał na konia (taka ówczesna forma spotkania ministra Ławrowa z 
polskimi ambasadorami, czy zapowiedzi Prezydenta Miedwiediewa, że nie dopuszcza nawet 
myśli, że polskie śledztwo miałoby przynieść inne wyniki, niż rosyjskie), zaczął się nieco 
rozpychać i uzależniać od siebie kolejne ziemie. Od tej pory tak już się ustaliło i zapewne 
odłożyło w genach, niczego tu nie zmienimy, przynajmniej w dającym się przewidzieć 
horyzoncie czasowym.  

Zatem tu nie ma niespodzianki, wszystko jasne. Niespodzianka jest po polskiej stronie. Bo, 
rozumiejąc motywy Rosjan, musimy sobie odpowiedzieć, jakie były motywy Polaków dla 
nich pracujących, świadomie, czy też na zasadzie pożytecznych idiotów. I niestety, nie ma tu 
dobrej odpowiedzi. To znaczy jest taka najuprzejmiejsza z możliwych - tchórzostwo, 
konformizm, niekompetencja, wreszcie stupor w obliczu wydarzeń przerastających lokalnych 
mężyków stanu, może też nagłe uświadomienie sobie, że durna, szczeniacka zabawa w 
upokarzanie Prezydenta doprowadziła do tragedii, że to, co oni brali za dobrą okazję do 
zabawy kosztem Prezydenta i obdzierania prezydentury z „podstaw godnościowych”, jak to 
expressis verbis ujawniono bez specjalnej krępacji (ba, wręcz z dumą), w rzeczywistości było 
czymś, za co w czasie wojny AK dawało kawałek metalu (mały, za to z dużą prędkością) w 
łeb. Jest też mniej uprzejma wersja, o której tutaj nie będę wspominał z tak zwanej 
ostrożności procesowej. 

background image

Otóż Rosja odsyłając zalutowane trumny po prostu poinformowała Polaków, że nie wolno im 
ich otwierać, ot i wsio. Nie wolno, bo tak mówi prawo rosyjskiej federacji. Dlaczego prawo 
rosyjskiej federacji miałoby obowiązywać na terenie innego państwa, nie bardzo wiadomo, 
ale najwyraźniej polskie władze zachowały się tak, jakby tak rzeczywiście było. Jakby 
terytorium Polski, państwa NATO i Unii Europejskiej rzeczywiście było przedłużeniem 
Federacji Rosyjskiej, w związku z czym także i jej prawa powinny obowiązywać, choćby na 
zasadzie opcji. Jak ktoś woli prawo europejskie, proszę bardzo, rosyjskie - proszę bardzo, jak 
komu pasuje. Ale może oni wszyscy wiedzą coś, czego my nie wiemy? To tak, jak ciemna 
materia w Kosmosie, niby nikt jej nie widział, ale wyliczenia i obserwacja skutków 
przekonują, że jest.  

Owszem, jak się przekonaliśmy, prawo Unii Europejskiej jest nadrzędne w stosunku do 
polskiego prawa, nawet niektórzy sędziowie otwarcie zapowiedzieli, że w przypadku różnicy 
między prawem unijnym i polską konstytucją będą chrzanić polską konstytucję, ale to, że 
dotyczy to też prawa Federacji Rosyjskiej, jest pewnym zaskoczeniem. Sprawa z trumnami i 
polskimi urzędnikami karnie realizującymi rosyjskie polecenia przypomina mi historię 
abonentów sowieckiej encyklopedii, którym wysyłano kolejne strony z biografiami byłych 
przywódców (po zdemaskowaniu ich jako wieloletnich agentów faszyzmu i imperializmu), do 
wklejenia zamiast starych, niesłusznych, w miarę rozstrzeliwania owych agentów. NKWD nie 
musiało chodzić po domach i sprawdzać, czy polecenie zostało wykonane, wystarczała sama 
świadomość tego, że może tak się stać. NKWD już niby nie ma, ale nawyki pozostają, jakby 
było. 

Niestety, te zalutowane prawem kaduka trumny, i serwilizm akceptujących to polskich władz, 
to jak alegoria. Jakby w tych trumnach zalutowano naszą suwerenność i nasz honor. 

Łupki i głupki 

seawolf, 18 września, 2011 - 18:54  

 

background image

Jak słyszę, Premier Tusk znalazł cudowne rozwiązanie problemów z emeryturami! Hurraaaa! 
Nie musimy się już martwić, co jest bardzo dobrą wiadomością , zwłaszcza po tym, jak 
usłyszeliśmy, że rezerwa demograficzna, czyli pieniądze odłożone na daleką przyszłość 
została, tak, tego, trochę, wicie, rozumicie zużyta już tej jesieni, żeby nie zabrakło pieniędzy 
na emerytury już teraz, ale dopiero po wyborach. Wyborcy, którzy nie otrzymali emerytury , 
są przeważnie w stanie niejakiego wzburzenia, więc rzadko kiedy głosują na rząd, zwłaszcza, 
gdy opozycja nie rozumie, na czym polega jej rola w systemie demokratycznym i jatrząco i 
dzieląco krytykuje rząd, zamiast go wspierać i cierpliwie tłumaczyć ludziom jego pomyłki i 
obiektywne przejściowe trudności. 

To co wyprawia opozycja w tym kraju, jest zupełnie niesłychane, przynajmniej zdaniem 
czołowych funkcjonariuszy rządowej propagandy, jak Paradowska, Miecugow, Żakowski, 
czy Olejnik. Nie posiadają się oni z oburzenia, że opozycja krytykuje rząd, zamiast go 
konstruktywnie i odpowiedzialnie wspierać, co jest, jak wiadomo, światowym standardem 
jeśli nie na całym świecie, to przynajmniej w czołowych demokracjach, jak Korea Północna, 
Republika Środkowoafrykańska, Swazi, Puntland, czy pozostałe terytoria plemienne powstałe 
po rozpadzie Somalii.  

Ale niech się nikczemna opozycja tak bardzo nie cieszy z nieszczęść rządu, a zatem i 
Ojczyzny! Po pierwsze, znaleziono dwa źródła , które uchronią emerytów i rencistów od 
głodu, a co za tym idzie od niezagłosowania na Partię – Matkę. Pierwsze, to, jak już 
pisaliśmy, ograbienie funduszy emerytalnych i gwarancyjnych, to się już dokonało, dzięki 
temu zostaną wypłacone emerytury we wrześniu i październiku, co dalej , nie wiadomo, ale to 
już będzie po wyborach, więc pies to trącał. No, ale jest i drugi cudowny sposób, czyli gaz 
łupkowy, dzięki czemu nie musimy się już martwić i nic, tylko zagłosować na PO. 

"Przyjęliśmy te projekty, które są zbliżone do rozwiązań norweskich i trochę kanadyjskich 
(...) One pozwolą na kilku etapach w sposób ostrożny, bez przesady wyciągać także pieniądze 
dla państwa polskiego z tego opłacalnego, jak sądzimy dla wszystkich gazowego biznesu" - 
ocenił premier. 

To, w tłumaczeniu z ezopowego języka Tuska, oznacza , mniej, więcej, że wszystko zgarną 
kompanie , które wygrają przetargi, a Polsce zostaną jakieś grosze ściągane „ ostrożnie i bez 
przesady”. 

„Jak prognozował Tusk, fundusze pozyskane z gazu miałyby też zasilić specjalny fundusz, 
który "w przyszłości miałby zabezpieczać, gwarantować bezpieczeństwo polskich emerytur, 
(...) wspierać gminy i ochronę środowiska". 

Jak pamiętamy, związany pewnymi zobowiązaniami, Pan Prezydent, oby żył wiecznie, 
wyraził się swego czasu bardzo krytycznie o gazie łupkowym, jako konkurencji dla 
Gazpromu, że, mianowicie, jest wydobywany metodą odkrywkową, więc jest nieekologiczny 
i w ogóle, no, ale od tego czasu chłopaki policzyły co, nieco i wyszło, że bez tych obiecanek 
nie da się niczego spiąć nawet w snach i reklamówkach wyborczych, więc gaz łupkowy, jako 
myśl rzucona masom wyborczym pozostaje jedyną i ostatnią deską ratunku, niczym Druga 
Irlandia, Słońce Peru i Zielona Wyspa razem wzięte. No już nie jest nieekologicznie, bo: 

"Dostałem zapewnienia, że dobrze przeprowadzone odwierty i eksploatacja nie będzie 
stanowiła zagrożenia dla środowiska naturalnego, a dla nas to jest bardzo ważne" - zaznaczył 
premier. 

Co prawda: 

background image

„Według szacunków Kulczyka, przy bardzo optymistycznych założeniach, potrzeba jeszcze 
trwających ok. dwóch - trzech lat badań, by móc ocenić zasoby gazu w Lubocinie. "Dopiero 
po wykonaniu tych dodatkowych badań, w tym kolejnych odwiertów i szczelinowań, 
będziemy w stanie ocenić, czy pozyskiwanie gazu w Lubocinie będzie opłacalne" - 
powiedział Kulczyk. 

Za trzy lata będziemy wiedzieli, owszem, ale za trzy tygodnie wybory, zatem bez zbędnego 
obcyndalania się trzeba obiecać największym grupom wyborców, że kasa z gazu będzie 
właśnie dla nich. Za chwilę usłyszymy zapewne, przy innej okazji, że z wpływów z gazu 
sfinansuje się płace lekarzy i pielęgniarek, emerytury mundurowe, żłobki i przedszkola, płace 
nauczycieli, budowę Orlików, budowę autostrad i pokryje się straty Euro 2012. 

To znaczy nie na pewno, ale Donald Tusk, jak zawsze „będzie namawiał kolegów”, by tak 
właśnie zrobili, no, a jak się nie uda, to trudno, w końcu jest demokracja. 

Gaz nie obchodził Donalda Tuska aż do tej chwili, czyli do trzech tygodni przed wyborami, 
Premier Pawlak podpisał zobowiązanie , które nas uzależnia od rosyjskiego gazu na 35 lat, 
możemy go nie odbierać, przymusu nie ma, absolutnie, ale płacić musimy. Mimo to nagle na 
Pana Premiera spłynęła jasność i wizja kraju zalewanego przez obfitość gazu łupkowego, 
którym spłacamy emerytury i wszystko inne. Zapewne wszystkim zajmie sie słynny już 
inwestor z Kataru. 

Prostactwo tej ściemy wyborczej mnie osobiście wręcz obraża, nie wiem, jak was. Ale jest 
prawdą, że ludzie wierzą w to, co bardzo chcą uwierzyć, a kto nie chce wierzyć, że na starość 
nie znajdzie się na śmietniku , grzebiąc w jego zawartości? 

Chwyty wyborcze stosowane przez PO nie są, być może, zbyt wyszukane i wyrafinowane, 
świadczą raczej o skrajnej rozpaczy i desperacji, ale, jak uczy doświadczenie, zawsze znajdzie 
się grupa ludzi, która w to wierzy. Bo bardzo chce. Bo inaczej musiała by się przyznać w 
duchu, albo i przed bliskimi, że została zrobiona w balona. 

Można powiedzieć, że to, co jest ostatnią nadzieją PO i MAK Donalda Tuska to nie zagłębie 
łupków, ale raczej zagłębie głupków – czyli ludzi nań głosujących. 

Suczki, czyli siła spokoju 

seawolf, 19 września, 2011 - 19:10  

 

Właśnie przeczytałem o kolejnym pokazie żałosnego prostactwa platformersów, konkretnie 
jednego z młodzieżówki tych czerstwiaków, Dolczewskiego. Tu muszę się cofnąć kilka dni, 
do plakatu z fajnymi, ładnymi i inteligentnymi dziewczynami z PiSu- powiem krótko, aż mi 
się gęba sama uśmiechnęła, taki ten plakat fajny i takie te dziewczyny- kandydatki 
zachęcające, żeby rzeczywiście wstać i pójść z nimi. Nic dziwnego, że wywołało to histerię 

background image

po stronie rządowej propagandy, którym się zwyczajnie posypała wersja o ponurych, 
obciachowych staruchach i moherowych staruszkach z PiS. 

Otóż ten arbiter elegantiae skomentował ten plakat jakimś menelskim teledyskiem o 
suczkach. No, po pierwsze, boki zrywać, takie to dowcipne, po drugie, niechby to tak zrobił 
Brudziński, czy Hofman! Jezu, już by ich nie było, ścierali by ich mopem z posadzki i ścian 
studiów telewizyjnych. Pamiętam, że kiedyś Jarosław Kaczyński zagadnięty, czy Joanna 
Mucha mogłaby kandydować na Prezydenta, czy jakoś tak, powiedział uprzejmie i zdawkowo 
coś o ładnej buzi, czy jakoś tak, bo, między nami, co tu dużo gadać o Joannie Musze, każdy 
widzi i słyszy sam, komentarz poleciał w Szkle Kontaktowym taki, że, co za cham, kmiot, 
gnój, ksenofob i szowinista, skompromitował się już tym razem ostatecznie i nieodwołalnie. 
Tylko pogardliwego charknięcia, takiego z głębi trzewi brakowało, widać było, z jakim 
trudem się powstrzymują. No, ale to Jarosław, więc wiadomo. Nawet nie musiałby nic 
mówić, komentarz w „Stuermerze” w wersji telewizyjnej byłby ten sam. Nie musi nic mówić, 
już Kolenda- Zaleska coś zmontuje, jak z tym kłamstwem o prawdziwych Polakach. Nie 
powiedział, ale przecież mógł. 

Jak pisałem, zawsze stosuję swój osobisty test- im wścieklejsze, bardziej nienawistne ujadanie 
na Czerskiej, czy w Tusk Vision Network, tym lepiej. Jak pochwalą, to patrzę podejrzliwie, 
co też spieprzyliśmy. Jak oplują, obśmieją, dostaną spazmów z oburzenia, OK, jest dobrze! 
Jak cię wróg chwali, zastanów się , dlaczego to robi, stara zasada. Bo zgodzę się wyjątkowo z 
Wajdą, który w chwili nieostrożnej szczerości przyznał, że trwa wojna. Tak, to jest wojna, nie 
ma po tamtej stronie litości, skrupułów, wahań, tam grają o wszystko, skoro doszło już do 
tego, że ludzie z obozu władzy mordują ludzi z opozycji i nie wywołuje to katharsis i 
opamiętania, a raczej przeciwnie, dodatkowe nasilenie pogardy i nienawiści. 

Innym przykładem jest, akurat tego samego dnia, co za przypadek, pewnej podlatarnianej pani 
polityk i pewnego ministra o urodzie fryzjera z filmów przedwojennych (i zbliżonym 
intelekcie), o farmakologicznej przemianie Jarosława Kaczyńskiego, w którą , broń Boże, nie 
należy wierzyć. 

Wszystko to, moim zdaniem nie jest żadnym przypadkiem, lecz rozpaczliwym rzutem na 
taśmę, próbą sprowokowania jakiejś gniewnej odpowiedzi, którą następnie można by rozdąć 
do kosmicznych rozmiarów, dać na czerwone paski pod ekranem, w poprzek ekranu, na 
środek ekranu, oraz na ukos i wbijać w głowy 24/7, komentować wypowiedź , następnie 
komentować komentarz, po czym komentować komentarz do komentarza, czyli stosować 
scenariusz przećwiczony wielokrotnie w regularnych odstępach czasu. Pamiętamy, jak 
dyżurni celebryci swego czasu nagle poczuli się Ślązakami tłamszonymi przez nikczemnego 
Jarosława, Gabończykami nikczemnie obrażonymi przez Jarosława, stałymi klientami 
Biedronki obrażonymi przez Jarosława, i tak dalej. Lista jest dowolna , bo właściwie, nie ma 
takiej rzeczy, która wypowiedziana przez Jarosława nie okazała się najgorszym 
doświadczeniem i upokorzeniem w życiu jakiegoś Hołdysa, Barcisia, Kory, czy jej pudelka. 

Nie trzeba geniusza, by odgadnąć powód tej rozpaczliwej akcji obsikiwania Kaczyńskiemu 
nogawek w nadziei ( czy raczej, za Panem Prezydentem, nadzieji), że się w końcu 
zdenerwuje. Oczywiście wszyscy rozumiemy, że nie ma nic innego, co spaja ten cały 
szemrany projekt zwany Platformą Obywatelską, jak strach i nienawiść. Strach, że przyjdzie 
Kaczor i wygrzebie te zeznania, raporty i pokwitowania sprzed lat kilkudziesięciu i obedrze z 
nimbu autorytetu, że sprawdzi kwity i faktury sprzed lat kilku, że wywlecze, kto, jak i z kim 
spiskował przeciwko Głowie Polskiego Państwa. 

background image

Oczywiście, takich zagrożonych nie ma wielu, dlatego potrzebny jest im tłum, za którym 
można się schować i pokrzykiwać bezpiecznie. Tłum, w którym trzeba wytworzyć 
solidarność strachu- mniejsza o nas, ale WAS też sprawdzą, zlustrują, aresztują, rozjątrzą i 
podzielą, przyjdą o szóstej, podsłuchają, walczcie, obalcie kaczorów! Raz się udało, wszystko 
wskazuje, że to przestaje działać i nie ma nic w zamian, nic, co by można użyć. No, to trzeba 
jakoś podsycić ten tlący się niemrawo ogienek dawnej kampanii sprzed lat 4-5. Może kto 
uwierzy? Każdy procent może się przydać. 

Dlatego, apeluję- spokojnie, niech sobie szczekają. Niech im zwieracze ze strachu puszczają. 
Nie ma co odpowiadać. 

Siła spokoju! 

Zagłębie głupków 

seawolf, 20 września, 2011 - 19:02  

 

Nie pierwszy to raz, gdy piszę coś w przekonaniu, że jadę po bandzie, wymyślając coś 
absurdalnego , surrealistycznego, coś, co nie powinno istnieć w rzeczywistości, bo to by 
znaczyło, że naprawdę źle się dzieje w państwie duńskim, czyli polskim, oczywiście. No i 
zaraz potem się okazuje, że jestem ponurakiem bez polotu i fantazji, bo pan Premier, Pan 
Prezydent, ich ludzie, ich „zaprzyjaźnieni” dziennikarze już to naprawdę powiedzieli, 
wprowadzili w życie, przegłosowali, bądź dali na wizję. 

Obśmiałem wczoraj zapowiedzi MAK Donalda Tuska, naszego Ojca, nasze Słońce Kaszub, 
co ja mówię, Kaszub, Kaszub i Peru razem, o nowym cudzie nad Wisłą, czy raczej pod Wisłą, 
czyli gazie z łupków, który zapełni portfele i żołądki emerytów, którym Pan Premier właśnie 
zabrał fundusz odkładany na następne dziesięciolecia- a zabrał go, by nim spłacić bieżące 
emerytury w tym ważnym, bo przedwyborczym czasie. No, trudno się dziwić, co ma się 
martwić co będzie za lat 10, czy 20, jego horyzont czasowy, który ogarnia, to najbliższy 
czwartek, gdy będzie sobie haratał w gałę z, na przykład, z reprezentacją episkopatu i strzeli 
im trzy bramki, w tym jedną z przewrotki. To jest ważne, tu i teraz, a nie jakieś tam 
emerytury za 20 lat. 

No, ale, jak już wspomniałem, mamy wybory, więc nie można zostawić emerytów bez 
emerytur, stad też sposobem na „Davida Copperfielda”, czyli szacher macher, znaleziono 
fundusze jeszcze nie ruszone i nie dostrzeżone czujnym okiem magistra Vincenta, czyli OFE i 
fundusz demograficzny. Miano ten fundusz ruszyć za lat kilkadziesiąt, ale, ruszono teraz. 
Super, jeść trzeba, a głodny emeryt może zjeść władzę, jak słusznie krzyczały transparenty za 
czasów Solidarności. Jeszcze pamiętają chłopaki, jak widać. Więc zachowali się, jak ten 

background image

kurczak, który wygrzebał pazurkiem tłustą dżdżowniczkę, która do tej pory ukrywała sie pod 
polnym kamieniem, ale dosyć tego , nadeszła i na nią czarna godzina. 

No, ale numer jest jednorazowy i nie trzeba być geniuszem, by sobie dodać dwa do dwóch i 
skojarzyć, że coś tu, panie, jest nie tak, bo jak się zużywa na dzisiaj coś, co było odłożone za 
10 lat, to nie wygląda to zbyt uspokajająco. Zatem z wdziękiem i tupetem gracza w trzy karty 
na rynku, a nie będzie dużym błędem, jeśli przyznamy, że taki właśnie talent , nieudawany, 
ba, ze złością, ale nie mogę nie przyznać, że wybitny, ma nasz Pan Premier, ogłosił on, że 
spoko, wszystko jest OK, bo za chwilę wywiercimy spod ziemi gaz z łupków i spłacimy 
wszystko z nawiązką, a za resztę wybudujemy jeszcze więcej Orlików, że dla każdego 
wystarczy i jeszcze zostanie. 

Moja naiwność polegała na tym, że założyłem, że on to naprawdę gdzieś przeczytał, coś 
podpisał, o czymś zdecydował. A tymczasem, jak czytam, próżno na rządowych stronach 
znaleźć cokolwiek o tych rzekomych ekspertach, o tych umowach, o tych decyzjach. Ot, coś 
mu strzeliło do głowy, to powiedział, a co to komu szkodzi. Taki impuls. 

Tacy ludzie, jak świat, światem sprzedawali naiwnym wodospad Niagara, kolumnę 
Zygmunta, automaty do wiązania krawatów, kopytka osiołka, na którym Pan Jezus wracał z 
Egiptu, szczapki z Krzyża Świętego, olejki święte, przerabiali kiszone ogórki na złoto za 
niewielką opłatą, teraz zaś wysyłają maile z obozu dla uchodźców, jako nigeryskie dziewice z 
posagiem 8,5 miliona dolarów. Na tej samej zasadzie Pan Premier zawiadomił swego czasu o 
przyjęciu Euro w 2012 roku, ku osłupieniu Rostowskiego, którego o to zagadnięto. Na tej 
samej zasadzie zawiadomił o inwestorze z Kataru, który uratował stocznię i na tej samej też 
zasadzie wykastrował pedofilów jednym chemicznym cięciem. I na tej zasadzie wygrywa 
wybory w kraju nad Wisłą i utrzymuje niezmiennie wysokie sondaże. To znaczy sondaże, to 
akurat zmienne, jak, się okazuje. 

Ostatnio zdecydowali, że sondaże zbyt wysokie usypiają elektorat i trzeba ten elektorat trochę 
postraszyć i natychmiast wszystkie, co do jednego sondażownie skorygowały swe wyniki, 
urealniając je nieco, jak to zawsze robiły na kilka dni przed wyborami, żeby wyniki z 
ostatnich sondaży i te rzeczywiste z powyborczego poniedziałku rano nie różniły się więcej, 
niż o kilkanaście procent, bo to trochę głupio wygląda. Nie, żeby ktoś to specjalnie zauważał, 
a juz zupełnie, żeby to komentował, bo w poniedziałek wszyscy żyją już czymś innym, ale , 
jednak lepiej, jak różnica jest jednocyfrowa. 

Do tej pory wszystkie sondażownie zbliżały się do realu stopniowo, a mądrzy komentatorzy 
cmokali z uznaniem, jaka też skuteczna jest kampania PiS i jak szybko dogania lidera. 
Oczywiście , po wyborach, konkretnie, mniej więcej tydzień po wyborach sondaże wracały do 
poprzedniego poziomu, PO zyskiwało nagle z 15% i utrzymywało takie notowania do 
następnych wyborów, konkretnie, do tygodnia przed ciszą wyborczą, co już wyjaśniliśmy. A 
ci sami mądrzy eksperci wyjaśniali, że to z powodu retoryki Prezesa Kaczyńskiego, który w 
ten sposób trwoni kapitał zdobyty w czasie kampanii. 

Tym razem jednak ten wypracowany przez lata mechanizm został zakłócony, a sondaże 
skoczyły skokowo, bez żadnego sensu i powodu, tylko dlatego, że Schetyna powiedział, że 
rzeczywiste wyniki są inne. OK, inne, to inne, już się robi! Ciekawe, że nie powoduje to 
żadnej refleksji, ci sami mądrzy komentatorzy, którzy wyjaśniali, dlaczego PO utrzymuje tak 
wysokie poparcie i dlaczego PiS nie jest w stanie poszerzyć elektoratu, teraz spokojnie 
wyjaśniają, jak wyrównany nas czeka pojedynek, choć jedno od drugiego dzielą coś ze dwa 
dni. Gorzej mają te sondażownie, które jakoś się odnoszą do wyników poprzednich. 
Zwłaszcza te, które publikują je w postaci wykresów. Ot, Wirtualna Polska nie dała się 

background image

wyprzedzić pozostałym i też urealniła wyniki, w wyniku czego linia PiS, od miesięcy powoli i 
smutno pełzająca płasko, ba, w dół, nagle wyskoczyła w górę, jak rakieta Wostok, na 
spotkanie równie nagle sflaczałej linii PO. 

Zaproszeni komentatorzy cmokają , no, ciekawe, ciekawe, co też mogło spowodować taki 
skok poparcia, hmmm, hmmmm, zamiast powiedzieć to, co wszyscy już chyba widzą, że te 
wszystkie sondaże to ściema dla głupków i pokazują dokładnie i tylko to, co chce zobaczyć, a 
raczej pokazać gawiedzi dla swoich celów grupa ludzi tymi sondażowniami rządząca. 

System trawienny Premiera 

seawolf, 21 września, 2011 - 19:16  

 

Jak słyszę, bohaterski Premier MAK Donald miota się między dwiema skrajnościami. Z 
jednej strony image fajnego faceta, brata- łaty, co to „nie unika trudnych pytań, ale nie oferuje 
łatwych odpowiedzi”, jak relacjonuje w słodko- mdłym stylu Gazeta Wyborcza. Z drugiej, 
zakłócający cukierkowy obraz „zinfiltrowani przez narodowców i przygarnięci przez 
pisowców” kibice, którzy zdają się nie rozumieć, że spotkania z Panem Premierem mają być 
drobiazgowo przygotowane, a jedyne reakcje przewidziane w scenariuszu, to zachwyt pani 
Jolanty, lat 40 , „jaki ten Graś fajny”, oraz pani Zuzy, lat 45, dodającej, że Tusk też fajny, „w 
ładnej niebieskiej koszuli i fajnym krawacie”. 

Zatem, niby „nie unika”, ale jednak trochę unika, bo oto, na przykład spotkanie z 
poznańskimi kupcami nie odbędzie się na targowisku na Bema - jak planowano jeszcze kilka 
dni temu - lecz w budynku Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji przy ul. 
Chwiałkowskiego. Spotkanie będzie też zamknięte dla osób postronnych. 
Na miejscu nie pojawią się jednak umundurowani policjanci, bo - jak donosi Wyborcza - nie 
życzył sobie tego premier. Zabezpieczeniem spotkania w całości mają się zająć 
funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Nie wiadomo, jak odróżnią kupców od kiboli, jeśli ci 
ostatni - jak zapowiadają w Internecie - nie wezmą ze sobą klubowych szalików. Na miejscu 
mają się pojawić natomiast nieumundurowani policyjni tajniacy. Zatem nie tyle chodzi o to, 
żeby nie było policji, ile o to, by nie byli widoczni. To w ogóle jest charakterystyczne dla tej 
ekipy- wszystko można, byle nie było widać, bo będzie się źle komponowało na ekranach. 
Policja, owszem, ale po cywilu. To, jak wiadomo , zupełnie co innego. 

background image

Ech, ileż łatwiej byłoby się znowu rozprawić z Wdowami Smoleńskimi, zwłaszcza mając 
przy boku wiernego Grasia opancerzonego pudrem, zalegającym grubą warstwą na twarzy, 
niczym pancerz kompozytowy na czołgu Abrams. Przy okazji dygresja- rola pudru w historii. 
Kariera takiego, na przykład Chlebowskiego zawisła na tym, czy się spoci przed kamerami, 
czy też nie, miał to wyraźnie powiedziane- sprzeda swoją wersję, zostanie, skrewi przed 
kamerami, wyleci. Wyleciał. Ale już na komisji Sekuły ani kropla się nie przedarła! 

No, niestety, kibice to przeciwnik nieco trudniejszy, niż owe wdowy, więc mimo wrodzonego 
bohaterstwa jednak lepiej było spotkanie przenieść i schronić się za linią obronną 
BORowików i tajniaków. Może by i jakiego LRADA podciągnąć? 

Nie tylko kibice zakłócają życie Panu Premierowi. „To nie ludzie, to wilki!”, że zacytuję 
klasyka. Okazuje się, że system pokarmowo- trawienny Premiera jest w zagrożeniu- bo oto 
MAK Donald dostaje mdłości na wspomnienie Smoleńska, konkretnie „smoleńskiej 
zawziętości”. Czy to są mdłości, czy raczej dolegliwości jelitowo- stolcowe, nie wiem, ale z 
pewnością wspomnienie tych dni nie jest Panu Premierowi miłe. Doskonale to rozumiem. 
Jakbym miał tak zafajdane konto, jak on w tej sprawie, też bym raczej starał się wymazać to 
ze swojej pamięci, a jeszcze chętniej z pamięci ludzkiej. Niestety, Panie Premierze, spisane i 
zapamiętane są czyny i słowa i będą Pana ścigać do śmierci. Te przed tragedią i te po. A na 
razie będzie ścigać prokurator i to, da Bóg, już niedługo. Gdy, by zacytować kolejnego 
klasyka, Pana Prezydenta, oby żył wiecznie, prawda się okaże arcyboleśnie prosta. 

Tuskowi puszcza już wszystko? 

seawolf, 22 września, 2011 - 19:02  

 

Z pewnym zdumieniem czytam, że, tak do tej pory kontrolujący każde swoje wystąpienie, 
gest, tembr głosu, uniesienie brwi Premier MAK Donald zupełnie się posypał, stracił 
samokontrolę, zaczął się publicznie zachowywać, jakby mu już wszystko puściło, tylko 
czekać, jak po nerwach także i zwieracz odmówi posłuszeństwa przy jakiejś okazji, 
najpewniej przy spotkaniu z kibicami. 

background image

Ale, do rzeczy. Otóż Jarosław Kaczyński wypowiedział się, w sposób zupełnie naturalny i 
niekonfrontacyjny, że jeśli zostanie Premierem, to oczywiście będzie normalnie 
współpracował z Prezydentem Komorowskim, mimo osobistych zaszłości i wypowiedzi 
Komorowskiego jeszcze, jako Marszałka. Oczywiście chodzi, między innymi, o tą zupełnie 
kuriozalną wypowiedź o ślepym snajperze, co to, fajtłapa , nie trafił w Prezydenta Polski. 

Jak to się stało, nawiasem mówiąc, że Komorowskiego nie zmiotła jak tsunami fala oburzenia 
w mediach publicznych, można się jedynie domyślać. Określenie „ publiczne” bowiem w tym 
przypadku wywodzi się raczej od dziewki publicznej, niż od czegokolwiek innego 
publicznego. 

No, wracając do wywiadu Kaczyńskiego, normalna wypowiedź, nic, co by miało komuś 
podnieść ciśnienie. 

Tymczasem Mak Donald dostał jakiegoś ataku amoku, erupcji niekontrolowanej wściekłości. 
Niczym Hitler w filmie ”Untergang”. 

„Po pierwsze, nie widzę żadnego problemu ze strony prezydenta Komorowskiego, on zawsze 
deklarował otwartość i gotowość do współpracy z każdym, kto chce coś sensownego zrobić. 
Ale też dziwię się, że my traktujemy jako dobrą nowinę informację, że jakiś polityk jest 
gotów podać rękę prezydentowi Rzeczpospolitej” - powiedział premier. 

Aż się prosi w tym miejscu wstawka z filmu- „Wszyscy Raus, zostają Keitel i Jodl!” 

„Ludzie, ktoś tu zwariował. Znaczy co? Łaskę robi? Polacy wybrali prezydenta i każdy 
polityk ma obowiązek z prezydentem współpracować. Dla mnie to jest raczej kolejny dowód 
na to, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się niektórym tak namieszać w głowie, że teraz 
niektórzy komentatorzy albo politycy mówią: Bogu dzięki, jaki łaskawy Jarosław Kaczyński, 
odezwie się do Bronisława Komorowskiego” 

Premier trzęsącą się ręką zdejmuje okulary... 

„Nie dajmy się zwariować. Bierze za to pieniądze co miesiąc, tak jak każdy z nas, aby 
normalnie pracować, także współpracować z instytucjami państwowymi. Jeśli chce robić 
rewolucje i powstania, niech to robi społecznie” 

Koniec trailera, wybuchy, z sufitu sypie sie kurz. Wychodzimy z kina, otrzepujemy się z 
popcornu. 

Czas na pytania. Bo ja mam pytania. Mam pytanie do tego chama i amatorskiego piłkarzyka, 
który udaje Premiera Polski- a ta wycieczka po Polsce autobusem, to za czyje pieniądze? 
MAK Donald bierze pieniądze za wojażowanie Tuskobusem, za wycieczki do Peru i 
Dolomitów, za pracę od poniedziałku do czwartku, za meczyki w czwartki i najdłuższe 
weekendy Europy? Czy też może za rządzenie krajem? Za przewodniczenie Radzie 
Ministrów? Za podejmowanie decyzji? 

Jak MAK Donald chce sobie robić wycieczki po Polsce, zamiast pracować, to może lepiej za 
swoje? 

A, jak bierze pieniądze, by współpracować z legalnie wybranym prezydentem, to może niech 
wyjaśni te swoje gówniarskie obszczywania nogawek Prezydenta Kaczyńskiego, te walki o 
krzesełko? Te zabierania samolotu? RZĄDOWEGO samolotu, jak podkreślano, 

background image

PREZYDENCKIM stał się cudownie, w ciągu ułamka sekundy nad Smoleńskiem, w 
momencie rozpadu na milion części i zniknięcia połowy masy samolotu. 

Te spuszczania ze smyczy najplugawszego z polskich polityków, by, zgodnie z planem 
ustalonym w PO obdzierał w najbardziej obrzydliwy i haniebny sposób prezydenturę Lecha 
Kaczyńskiego z „podstaw godnościowych” ? 

Kto powiedział „ nie potrzebuję Prezydenta”? Nie Tusk czasem? 

Kto podjął i konsekwentnie prowadził grę z szefem obcego, od tysiąca lat wrogiego Polsce 
kraju przeciwko Głowie Państwa, Prezydentowi Kaczyńskiemu? Grę, która skończyła się 
śmiercią polskiej elity władzy w katastrofie, od której im więcej mija czasu , tym więcej jest 
pytań i mniej sensownych odpowiedzi? 

Niech mnie ktoś przekona, na miłość Boską, że człowiek, który do tego stopnia ma zszargane 
nerwy, że nie potrafi pohamować swoich erupcji niekontrolowanej nienawiści, który trzymał 
na swoim biurku figurkę voodoo za sprężynce udającą Prezydenta Kaczyńskiego, który 
obkopywał piłką ( w GABINECIE PREMIERA RP, niech mi ktoś powie, że to jest normalne) 
jakąś Bogu ducha winną roślinę tylko dlatego, że Miller ją kiedyś lubił, czy tam zasadził, że 
ten „normalny inaczej” człowiek ma kwalifikacje, by rządzić naszym biednym krajem! No, 
przekonajcie mnie, błagam! Albo uszczypnijcie, niech się obudzę i niech go nie będzie! 

I do tego rządzi do spółki z Prezydentem, który jaki jest, każdy widzi, z First Lady, która jaka 
jest, każdy widzi, z Wicemarszałkiem Sejmu, który jaki jest, każdy widzi, ze swoim sztabem, 
który jaki jest, każdy widzi, z tymi wszystkimi przerażającymi figurami , jak z panopticum... 
Włos na plecach się jeży. Ciężki czas przyszedł na Polskę. 

Narracja, czyli atmosfera. 

seawolf, 23 września, 2011 - 19:03  

 

Nie wiem, co sprawia, że człowiek wymierza sobie tak straszną śmierć. Ryszard Siwiec 
cierpiał kilka dni, zanim zmarł.... Na kursach medycznych uczono mnie, że poparzenia rzędu 
30% powierzchni ciała to śmierć- spalona skóra nie chroni przed utratą płynów, ani przed 
infekcjami, to jak otwarte na oścież okno, przez które ucieka życie i wchodzi śmierć. Choć 
pewnie medycyna potrafi dziś już więcej. Przeżyje, ale, jak w tym powiedzeniu- co to za 

background image

życie, w bólu ( już nawet nie chce mi się rutynowo zażartować z Pana Prezydenta, oby żył 
wiecznie i jego BULU, bo temat niewesoły i nie do żartów), w zniszczeniach ciała, które 
trzeba codziennie oglądać. 

Życzę temu biednemu człowiekowi, żeby wszystko się skończyło dobrze, a przynajmniej tak 
mało źle, jak to możliwe. Bo dobrze się nie skończy, przy takich ranach. 

Czytam, że żyje i żyć będzie, oby tak było... 

Ale na to nie mam wpływu. Zostawmy cierpienie tego człowieka i jego bliskich. Dlatego 
napiszę o czymś innym, co od razu, w tym samym momencie mi się przypomniało. Po 
mordzie łódzkim, gdzie były członek partii rządzącej zamordował członka partii opozycyjnej 
i ciężko zranił drugiego- za nic, poza tym, że należeli do partii opozycyjnej właśnie, 
najcięższe do zniesienia było to, że ta zbrodnia nie spowodowała żadnej katharsis u tych, 
którzy do niej doprowadzili wieloletnią propagandą nienawiści i odczłowieczania Jarosława 
Kaczyńskiego i PiS. 

Przeciwnie, od razu było jasne że Kuczyński z Wołkiem na wiadomość o zbrodni siądą i 
wystukają tekst o tym, że to wszystko wina Jarosława. I tak się stało, już następnego dnia taka 
była narracja rządowych mediów. Płatne mendy internetowe zaczęły powtarzać na forach, że 
„ kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. No i oczywiście, jak karykatura tego, wszystkiego, jak 
jakaś koszmarna commedia del arte, Dziurawy Stefan wystartował z mrożącą krew w żyłach 
historią, jak to on miał być pierwszą ofiarą psychopaty, tylko go nie zastał w biurze, no to 
sobie poszedł do biura PiS. Nie wiadomo, czy go ktoś wypuścił, jak jakiegoś wioskowego 
głupka na rynek z psią kupą na kiju, by smarował tym ludzi, czy też sam doszedł do tego z 
tych zszarpanych nerwów, dość, że akurat w przeddzień pogrzebu Marka Rosiaka (swoją 
drogą, co za wyjątkowe, niespotykane łajdactwo, by przykrywać swoimi bredniami czyjś 
pogrzeb, by czasem Kaczyński nie odniósł propagandowej korzyści) wyskoczył ze swoimi 
opowieściami o ośmiu kulkach lecących mu prosto w pierś. Aż się dziwię, że nie wyskoczył 
po śmierci Andrzeja Leppera z historią, że to on miał się powiesić pierwszy, że mróz mu po 
plecach przeleciał i że czuje się, jakby mu życie darowano, czy, jakby się na nowo narodził, 
nie pamiętam, co tam ten nieszczęsny człowiek wtedy mówił. A może teraz przyjdzie do Tusk 
Vision Network nasączony łatwopalnym płynem i opowie, jak to on chciał się spalić 
pierwszy, aż mu mróz po plecach przeleciał i to dwukrotnie? 

Nie trzeba być specjalnym geniuszem, by przewidzieć, co też będzie się przewijać, czy na 
razie usiłowało przewijać, na zasadzie razwiedki bojem (żeby zobaczyć, czy matoły to 
kupują) w newsach w prorządowych gazetach i telewizjach. Zaczęło się ponoć od tego, że 
Tusk Vision Network przez 2 godziny milczało na ten temat, gorączkowo się zastanawiając, 
jak to, kurczę, podać, by nie zrobić krzywdy ukochanej władzy. Cóż to by się działo, gdyby 
ten nieszczęsny człowiek się podpalił przed kancelarią Kaczyńskiego! Nie byłoby nikogo 
między Odrą i Bugiem, kto nie poznałby na pamięć tego człowieka, jego Golgoty wśród 
dusznej atmosfery IV RP i jej atmosfery wykluczania. 

Nie musimy się domyślać, przecież widzieliśmy, co się działo po nieszczęśliwym wypadku 
Barbary Blidy ( jak to w końcu z wysiłkiem ustaliła komisja Kalisza- chciała się 
samookaleczyć, by uniknąć aresztowania i narobić histerii w mediach, nie wiedziała, czy też 
ktoś ją wprowadził w błąd, że strzelając specjalną niepenetrującą amunicją nie powinna 
strzelać z przyłożenia, bo dochodzi podmuch gazów prochowych), czy choćby jak 
nagłaśniano protest pielęgniarek, Ghandi i jego ruch protestu w Indiach , to mały pikuś w 
porównaniu z tymi butelkami z monetami, jako zegarynką w TVN ( „grzechu, brzdęku, 
grzechu, brzęku, grzechu”- co godzinę!). 

background image

Zaraz, zaraz, co ja mówię, „gdyby”! Przecież on się właśnie podpalił przed kancelarią 
Kaczyńskiego! No, co, nie była to kancelaria Kaczyńskiego? Jak najbardziej, noooo, uffff, 
mamy już główny temat do dyskusji i sond, co takiego zrobiła IV RP, że nawet po latach 
powoduje u ludzi takie skrajne reakcje! Przecież wiedział, że Tuska tam nie ma, bo jeździ 
Tuskobusem, to znaczy, nie tyle jeździ, ale dosiada się tuż przed celem, ale nie o to teraz 
chodzi. To znaczy nie chciał wskazywać na Tuska, a raczej na poprzedniego lokatora tej 
kancelarii, no, źle mówię? 

Już widzę te sondy onetowo- wyborcze: 

„Uważasz, że samobójca chciał wskazać, jako winowajcę Pana Premiera, mimo, że go nie 
było w kancelarii, bo chciał być bliżej ludzi, swoich wyborców: 

a/ bzdura, Pan Premier Tusk nie miał żadnego wpływu na jego kłopoty finansowe. 

b/ pewnie nie lubił polityków w ogóle. 

c/ to straszne, jakie szkody w budżetach domowych wyrządziło tworzenie atmosfery 
wykluczania w IV RP, mimo upływu lat nadal jest źródłem dramatów.” 

Albo: 

„Co najbardziej załamało biednego samobójcę; 

a/ wspomnienie atmosfery wykluczania IV RP 

b/ wzbierająca nazistowska fala 

c/ nie wiem, nie obchodzi mnie , kto będzie rządził w Polsce, jestem biedny i głupi” 

Albo: 

„ Samobójca chciał nam przypomnieć, ze: 

a/wzbiera fala faszyzmu 

b/ chciał przeprosić za antysemickie napisy w Jedwabnem 

c/ nie wiem, nie mam odwagi występować przeciwko skinom, kibolom i pisowcom” 

Albo: 

„Czy uważasz, ze samospalenie , jako protest wobec wzrastającego zagrożenia recydywą PiSu 
to dobry pomysł? 

a/ tak, bo jestem przystojnym i wykształconym europejczykiem 

b/ nie, trzeba raczej próbować zdelegalizować PiS drogą prawną i otoczyć obywatelskim 
kordonem, przemoc to ostateczność 

c/ nie, intencje są szlachetne, ale z narastającą falą nazizmu walczyć trzeba z bronią w ręku.” 

background image

Albo: 

„Podnoszą się głosy, by opublikować list samobójcy do Pana Premiera. Uważasz, że: 

a/ to nikczemność i granie ludzkim nieszczęściem 

b/ należy uszanować cierpienie i prywatność rodziny, a list spalić. 

c/ nie wiem, ale powinno sie opublikować rozmowę braci Kaczyńskich.” 

Ciemna postać 

seawolf, 24 września, 2011 - 19:15  

 

Jak słyszę, rozgrzane sądy doszły do wniosku, że określenie Grzegorza Schetyny mianem 
„ciemna postać rządu” jest przestępstwem i że należy go za to przeprosić, płacąc, oczywiście 
należne opłaty za zamieszczenie owych przeprosin w wysokości wystarczającej na 
wyżywienie etiopskiej wioski przez około 550 lat. Kiedyś, za koszmarnych czasów stalinizmu 
ludzi się wykańczało, wysyłając ich do obozu , albo wstrzeliwując kawałek metalu w głowę. 
Dzisiaj to samo można osiągnąć bardziej finezyjnie, po prostu nakazując przeprosić. 
Oczywiście, w sentencji wyroku określając, w jakim medium, w jakich godzinach i w jakiej 
wielkości ma być oświadczenie, tak, żeby było wiadomo, że koszt przekroczy wszelkie 
granice rozsądku i przyzwoitością i wpędzi przepraszającego w stan permanentnej nędzy oraz 
wieloletni stan oblężenia mieszkania przez zjednoczone siły komornicze. 

W stanie wojennym było jeszcze inaczej, za przewóz ulotek był niewielki wyrok w 
zawieszeniu, helsińskie Human Watch nie miało się do czego przyczepić, ale za to następował 
przepadek narzędzia zbrodni, czyli samochodu, w bagażniku którego te ulotki znaleziono. 
Oraz garażu, w którym przechowywano owo narzędzie przestępstwa. To trochę tak, jakbyśmy 
kupili zegarek za 300 złotych w pudełku za złotych 10 000, płatnym dodatkowo. 

W sumie, nie ma co się dziwić wyrokowi, Schetyna, jak można zobaczyć na dowolnym 
zdjęciu, nie jest ani trochę ciemniejszy od pozostałych członków rządu, więc takie 
twierdzenie jest w rażący sposób nieprawdziwe. 

Tu jednak otwiera się tak zwana „puszka z Pandorą”, jak to kiedyś określił któryś z jeszcze 
PRL-owskich ministrów, zapewniając sobie, przynajmniej w ten sposób, miejsce w ludzkiej 
pamięci. Biedna Pandora nigdy nie przypuszczała, że kiedyś wyląduje w puszce. 

background image

„Puszka z Pandorą”, a jednocześnie, być może, jedyny sposób by zaciągnąć paru gości przed 
sąd. Otóż, napisze Bratkowski, czy inny Kuczyński o wodzowskiej partii Kaczyńskiego, dalej 
przed sąd go, przedstawiając sądowi dowód w postaci dowolnego zdjęcia, na którym 
Kaczyński występuje bez hetmańskiej buławy, ani choćby buzdyganu, czy indiańskiego 
pióropusza. I co, jest wodzem? Jasno widać, że nie jest, z powodu braku zewnętrznych 
znamion wodzostwa. 

Nawet najbardziej rozgrzany sąd nie może zaprzeczyć faktom (zdjęcie!). A jak jeszcze się uda 
dokonać tego w trybie wyborczym, czyli błyskawicznym, to wypada jedynie zakrzyknąć, 
„mamy cię!”, jak w tym programie z ukrytą kamerą. 

W tym celu należy nakłonić rzeczonych funkcjonariuszy frontu walki z imperializmem, 
kaczyzmem i macierewizmem, by sformalizowali swoje fanatyczne poparcie dla Partii-Matki 
i wpisali się na listy wyborcze, by robić to samo, co zawsze, ale z otwartą przyłbicą, nie 
udając bezstronnych komentatorów. 

Nawiasem mówiąc, czy możliwe jest zebranie podpisów, zarejestrowanie komitetu i 
zgłoszenie kandydata bez jego wiedzy i zgody? Niby nie, ale wiemy na przykład, że takie 
zarejestrowanie bez wiedzy i zgody dotyczyło praktycznie wszystkich konfidentów SB, 
Informacji, WSI i wszystkich pozostałych służb, których nazw nawet się boję wymawiać, bo, 
niby ich nie ma, ale są pewne znaki świadczące, że nie tak całkiem ich nie ma. 

Przynajmniej tak było, jeśli wierzyć zgodnym i jednobrzmiącym oświadczeniom owych 
zarejestrowanych, z wyjątkiem chyba jedynego autentycznego TW - Maleszki, który się 
głupio i pochopnie przyznał, być może pod wpływem wzburzenia lub alkoholu, wystawiając 
do wiatru wszystkie autorytety broniące go przed nikczemnym, nienawistnytm i jątrzącym 
oczernianiem. Tak więc Maleszka się przyznał, a szacowne pióra zawisły nad krążącym już 
listem protestacyjnym w zakłopotanym zawiśnięciu - czy jednak publikować, czy raczej udać, 
że listu nie było. Maleszka pozostaje zatem chyba jedynym świadomym agentem PRL. Aż 
dziwne, że ten system trzymał się tyle lat i wymordował tylu ludzi, posiadając w swych 
zasobach jednego prawdziwego agenta i setki tysięcy fałszywych, zarejestrowanych bez 
wiedzy, zgody i w ogóle sensu. 

Wyobrażam sobie minę takiego autorytetu moralnego. Wieczorem napisze o faszystowskich, 
wodzowskich ciągotach Kaczyńskiego, albo zbrodniczych tulipanach na Krakowskim 
Przedmieściu, a rano znajduje w skrzynce pocztowej zaświadczenie o niekaralności tulipana 
jako gatunku (brak osobowości prawnej), oraz listę poparcia, potwierdzenie zarejestrowania 
swej kandydatury i pozew w trybie wyborczym. Bez swojej wiedzy i zgody, ale w końcu do 
tego miał okazję już przywyknąć. 

Rekordzista dorobił się w swym długim życiu nie jednego, nie dwóch, ale trzech 
pseudonimów operacyjnych, odpowiednio w latach 60., 70. i 80., oczywiście, wszystkich bez 
swej wiedzy i zgody. Nic dziwnego, że taki bystrzak był przez lata szefem jednego z 
najważniejszych urzędów, czuwając nad prawidłowym przebiegiem wyborów. Są miejsca, 
gdzie potrzebni są najlepsi z najlepszych i najzaufańsi z zaufanych. 

P.S. Zwykle zachęcałem w tym miejscu do lektury poniedziałkowych felietonów w Rzepie, 
Freepl.,info i Gazecie Polskiej Codziennie. Ostatnio Rzeczpospolita zachowała się w sprawie 
samospalenia Andrzeja Ż. tak, jak , nie przymierzając, posłanka Pomaska, która wkleja na 
Twitterze żywcem smsy z centrali- mam na myśli owe haniebne "samospalił się, przedtem 
pisał listy do PiS". Odniosę się do tej obrzydliwej sprawy w poniedziałek w Rzepie. 

background image

Dlaczego „Ż.” ?! 

seawolf, 25 września, 2011 - 19:06  

 

Czy komuś przyszło do głowy, by o Ryszardzie Siwcu pisać „Ryszard S.”? Czy o Janie 
Palachu ktoś pisał „Jan P.”? Pytanie nie jest takie znowu retoryczne- bo tak, owszem, pisali o 
nich w taki właśnie sposób, jeśli w ogóle pisali, komunistyczni propagandziści. Ich , po 
pierwsze nie było, po drugie, jeśli byli, byli jakimiś przypadkowymi pijakami, którym się 
flaszka wódki w kieszeni zapaliła, po trzecie, jeśli byli, to właśnie, jako Ryszard S. i Jan P. 
Czy był to wyraz szacunku, wrażliwości, pochylenia się nad cierpieniem rodziny? I tu jest 
jednak pytanie retoryczne, oczywiście, nie. To było sq... skie naigrywanie się z ich 
męczeństwa, czynienie ich śmierci żałośnie zbędną, skoro nikt o nich miał nie usłyszeć, 
chyba, że jednym uchem i ze wzruszeniem ramion. 

Zgadzamy się chyba wszyscy, że to było komunistyczne łajdactwo, jedna z wielu zbrodni 
tego systemu i tych ludzi. Właśnie, ludzi, bo słowo „system” to wytrych, za którym się ci 
wszyscy zbrodniarze do dziś chowają. Nie ma winnych, system był niedobry, ale właściwie 
nikt za nim nie stał, nawet kapuś był tylko jeden, Maleszka się głupio przyznał, reszta 
wszystko gapy, niewinne sieroty z gilami u nosa, co to ich zapisali bez wiedzy i zgody, 
właściwie nie wiadomo, kto ich zapisał, skoro w SB też prawie nikogo nie było, a jak był, to 
już jest tak stary i żałosny, że po prostu łajdactwem jest nie tylko zaciągnięcie biedaka przed 
sąd, ale nawet pisanie o nich i zadawanie pytań.. 

To dlaczego dzisiaj, gdy podpalił się Andrzej Ż., a piszę tak, bo rządowe pismactwo właśnie 
taki sposób pisania o nim narzuciło, nie znamy jego nazwiska? Dlaczego ja też piszę o nim 
„Ż”? Ano dlatego, ze nie znam jego nazwiska. 

Oczywiście, wiemy, co by się stało, gdyby w Kancelarii Premiera, przed którą się podpalił ten 
człowiek wisiała tabliczka „ Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński”. Generalnie , 
wiemy, ale w szczegółach, to obawiam się, że nie jesteśmy sobie nawet wyobrazić, co by się 
działo, jaka histeria opanowałaby wszystkie te, dziś tak delikatne i dyskretne media. 
Spróbujmy sobie dodać finał Orkiestry Świątecznej Pomocy, transmisję lądowania 
Amerykanów na Marsie, wspólny koncert Pink Floyd, Madony i zmartwychwstałego 
Michaela Jacksona na Placu Defilad w Warszawie, plus żałoba po 10 Kwietnia, jako 
przerywnik a otrzymamy , mniej więcej, to, co by się działo. 

Maturzysta Bartoszewski już na 100% wyemigrowałby do dowolnego kraju wraz z małżonką, 
by tam umrzeć, w wolnym kraju, czym groził, już nie pamiętam, z jakiego powodu. On chyba 
też już nie pamięta, jeśli kiedykolwiek był w stanie taki powód wymienić. 

background image

A dzisiaj, jakaż cisza, skupione milczenie! Zastanówmy się, czy ten nieszczęsny człowiek 
chciał, by o nim natychmiast zapomniano, czy raczej przeciwnie, chciał, by jego cierpienie i 
ostatecznie, śmierć odbiła się jak największym echem i poruszyła ludzkie sumienia i ludzką 
wrażliwość? Odpowiedź jest oczywista. Jak komuś zależy na dyskrecji, to wybiera inny 
rodzaj śmierci i gdzie indziej. 

Zatem skoro zgadzamy się chyba wszyscy, że milczenie na temat tego samopodpalenia jest 
OSTATNIĄ rzeczą, jakiej by sobie ten człowiek życzył, bo inaczej by tego nie zrobił, po 
pierwsze, a po drugie nie zrobiłby tego publicznie, rozsyłając listy i przyklejając je przy 
miejscu swojej potencjalnej śmierci, to dlaczego, do q.. nędzy wszyscy pismacy uparli się 
zrobić mu na złość i przemilczeć tak wiele szczegółów , jak tylko się da? I dlaczego my 
wszyscy daliśmy sobie wmówić, że to ze szlachetnych pobudek, gdy u podstaw tego 
milczenia jest łajdactwo i jurgielt? Polecenie służbowe i sms z centrali? Świadomość, że to 
nie przysłuży się ukochanemu Premierowi Tuskowi w jego nieubłaganej walce z podnoszącą 
łeb hydrą kaczyzmu- macierewizmu? 

Przecież tylko i wyłącznie dlatego każdego, kto ośmiela się zadać pytanie o odpowiedzialność 
polskich władz za to, co doprowadziło tego człowieka do tak strasznej decyzji, od razu, 
profilaktycznie wali się po łbie maczugą z napisem „wrażliwość”, jako hienę, łajdaka i 
znieczulicę, co to po trupach chce dojść do władzy. I robią to ci, co w przeddzień każdych 
wyborów tuż przed ciszą wyborczą odbębniają swój rytualny taniec na grobie Barbary Blidy, 
w tej liczbie Pan Prezydent, oby żył wiecznie. Oraz ci, którzy na tej trumnie wywalczyli sobie 
„jedynkę” na liście wyborczej SLD ( jeszcze raz przy tej okazji gratulujemy świetnego 
pomysłu, cierpliwości i uporu, panie pośle). 

Cuius regio, eius religio? 

seawolf, 26 września, 2011 - 19:43  

 

Podobnie, jak po mordzie w Łodzi, gdzie były członek partii rządzącej zamordował działacza 
partii opozycyjnej i ciężko zranił drugiego, bardzo szybko przekonaliśmy się, że nie 
spowodowało to żadnego otrzeźwienia po stronie tych, którzy od lat rozpętywali obłąkaną 
kampanie nienawiści i wykluczania wobec opozycji, jakby nie było 30%, a wszystko 
wskazuje, według skokowo uaktualnionych i urealnionych sondaży ( to dopiero numer, 
prawdziwe criminal story, te sondaże!) że więcej % ludności kraju. 

Przeciwnie, głównym, a właściwie jedynym zmartwieniem rządzących i ich zaprzyjaźnionych 
mediów było to, żeby przypadkiem Jarosław Kaczyński nie odniósł jakiejś korzyści przy 
okazji tej tragedii. 

background image

Natychmiast trzeba było zasugerować, że to nie kto inny, tylko sam PiS jest sam sobie winien, 
bo, „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Jeszcze nie ostygły zwłoki zamordowanego, a dyżurni 
Szaleni Starcy już gorączkowo pisali swoje teksty, że to Jarosław winien. Tuż przed 
pogrzebem kolejny Szalony Starzec wyskoczył, jak diabełek z pudełka we wszystkich 
telewizorniach, zaprzyjaźnionych i tych drugich ( jak nieostrożnie wygadał się kiedyś Andrzej 
Wajda- z obfitości serca usta mówią, jak wiadomo) oświadczając, że to on miał być ofiarą, o , 
proszę, osiem dziur w piersiach, niczym stygmaty i mróz po plecach przebiegający w tę i z 
powrotem. To, że morderca krzyczał, że chciał zabić Kaczyńskiego, to nieważne, kto by tam 
szaleńca słuchał, no, chyba, że to wicemarszałek Sejmu, to wtedy słuchamy, jak najbardziej. 

Także i teraz, po samospaleniu się Andrzeja Ż. przed Kancelarią Premiera Tuska (choć, czy 
na pewno? To jeszcze do ustalenia, może chodziło raczej o poprzedniego Premiera? Hmmm, 
ta atmosfera wykluczania IV RP, wicie, rozumicie...) naczelnym zmartwieniem mediów i co 
w tym wszystkim najciekawsze, PRAWIE WSZYSTKICH mediów stało się, jak to, kurczę, 
podać, żeby nie zrobić krzywdy ukochanej władzy i żeby jakoś tak, no, chociaż troszeczkę 
umoczyć w tą sprawę PiS? Stąd zapewne nagły apel Pana Prezydenta, oby żył wiecznie, by 
nie wykorzystywać tragedii w czasie kampanii. W ustach człowieka, który wyprawiał szopki 
z Barbarą Blidą w czasie swojej kampanii, brzmi to mało wiarygodnie, szczerze mówiąc. No i 
ten nagły powrót Premiera, by sprawdzić, czy ranny jest przykryty kołderką, nie leży na 
korytarzu i dobrze go karmią też nie wygląda zbyt wiarygodnie. Chociaż, kto wie, może to 
naprawdę ciepłe uczucia i wdzięczność, bo dzięki niemu nie musi się przez chwilę tłuc tym 
kretyńskim Tuskobucem, czy Tuskobusem. Nie dla niego takie objazdy, ma kondycje na 2 
razy po 45 minut, a nie na trzy tygodnie, nas nie nabierze! 

Apele, by „nie wykorzystywać i nie nagłaśniać” są , paradoksalnie właśnie największym 
draństwem wyrządzonym Andrzejowi Ż. On po to się spalił PUBLICZNIE, po to wysłał listy, 
by właśnie uczynić to tak głośnym, jak tylko można. Apele o zamilczenie to próba uczynienia 
jego cierpienia daremnym i śmiesznym, tak samo, jak to uczyniono z Ryszardem Siwcem, czy 
Janem Palachem. Milczenie o ich śmierci było nikczemnym łajdactwem, dodatkową torturą 
dla umierających w poczuciu, że nikt o nich nie wie. Ten apel zresztą tylko dlatego, że ta 
śmierć jest niewygodna dla rządzących. Zastanówmy się przez chwilę UCZCIWIE, co by się 
działo, gdyby w kancelarii urzędował wtedy Jarosław Kaczyński. W całej historii mediów 
elektronicznych nie było takiej histerii, jaką byśmy wówczas widzieli. No, ale premierem jest 
dziś kto inny. 

Zatem najpierw Tusk Vison Network zastanawiało się 2 godziny, czy podać i jak podać, 
wreszcie poszło w Polskę, nie wiem, SMS, szyfrówka, instrukcja, rozkaz operacyjny, przekaz 
telepatyczny, no, co by to nie było, było skuteczne: „Samospalił sie człowiek, przedtem pisał 
listy do PiS”. 

Nieważne, że w liście pozostawionym na ławce Andrzej Ż. pisał do Donalda Tuska:" Chcę 
jednak aby Pan wiedział, że liczyłem na to, że nie jest Pan kłamcą i hipokrytą, ale normalnym 
człowiekiem szanującym prawo, a przede wszystkim ojcem kochającym swoją rodzinę. 
Widzę jednak, że żądza władzy zniszczyła w Panu wszelkie wartości i ludzkie cechy, którymi 
tak się Pan chwalił w trakcie kolejnych kampanii wyborczych.” 

Oczywiście, taka jątrząca i dzieląca treść nie miała prawa być pierwszą wiadomością, która 
utkwi w pamięci i podświadomości 80% widzów i czytelników, to znaczy tych, którzy czytają 
i zapamiętują tylko nagłówki. Zasadą jest skojarzyć słowo „PiS”, albo „Kaczyński” z jakimś 
krwawym, albo brzydkim obrazem. Ci, co siedzą w tej tematyce, wiedzą, że to prawda, proszę 
nie udawać idiotów. 

background image

I proszę, natychmiast niezależni redaktorzy zupełnie samodzielnie wpadli na identyczną myśl: 

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,1...

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/podpalil-sie-prze...

 

http://www.rp.pl/artykul/10,721767-PiS-otrzymywa...

 

http://wiadomosci.dziennik.pl/wybory/news/artyku...

 

http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-mezczyzna-...

 

http://www.wprost.pl/ar/262764/Mezczyzna-ktory-p...

 

Niestety, z wielką przykrością znalazłem dokładnie taki sam przekaz w „Rzeczpospolitej”. 
Nie mam nic wspólnego z Onetem, czy Wyborczą, niech piszą, co chcą. I ci, co to czytają też 
niech sobie czytają do upojenia. Natomiast mam coś wspólnego z „Rzeczpospolitą”. I oto na 
internetowej stronie „Rzeczpospolitej” znalazłem tytuł „Wysyłał listy także do 
Kaczyńskiego”, anonsujący materiał autorstwa osoby kryjącej się pod literami guu, a noszący 
tytuł „PiS otrzymywało listy od mężczyzny, który się podpalił”. W ten sposób 
„Rzeczpospolita” udowodniła, że niezależnością dorównuje posłance Pomasce słynnej z tego, 
że wkleja na żywca na twitterze smsy z centrali. 

Jedna korzyść, że przy tej okazji ujawniła sie owa centrala, owo centrum decyzyjne, które 
czuwa, by dziennikarze byli niezależni, ale znowu bez przesady. Centrum, które pilnuje, by 
się na codzień towarzystwo spierało do krwi ostatniej, obsługując swoje segmenty 
czytelników i elektoratów, proszę bardzo, a co to komu przeszkadza, ale, jak zagra trąbka, to 
wszyscy się uspokajają i piszą to, co trzeba, co do przecinka. 

Cóż mogę zrobić? Mogę jedynie powiedzieć, że nie czuję się komfortowo w towarzystwie 
owego „guu”. I w sąsiedztwie rządowych przekazów dnia przepisanych własnymi słowami, 
albo i nie. 

Zastanawiam się, czy ostateczne zatwierdzenie kupna gazety przez p. Hajdarowicza ma 
związek z taką nadgorliwością i serwilizmem, współudziałem w tej obrzydliwej kampanii. 
Byłaby to współczesna zasada „Cuius regio, eius religio”, czyli „czyja władza, tego religia”, 
kładąca swego czasu kres wojnie religijnej w Europie? 

Czy też nastąpiło to „samo z siebie”, z nawyku, lub potrzeby serca? Ale to chyba jeszcze 
gorzej? 

W każdym razie, dziękuję wszystkim czytelnikom moich felietonów i osobiście Krzysztofowi 
Feusette, którego niezmiennie lubię, cenię i czytam pasjami, za udostępnienie mi tych łamów. 
Życzę „W sieci opinii” utrzymania niezależności i utrzymania się przy życiu w ogóle, co 
wobec ostatnich wydarzeń wydaje się zadaniem dość ambitnym. 

 

 

 

background image

Uff! 

seawolf, 27 września, 2011 - 19:47  

 

Rzut na taśmę, zarejestrowałem się w konsulacie, na głosowanie korespondencyjne. Patrzę na 
rozkład- nijak nie wychodzi, żebym był na czas głosowania w jakimś porcie, już nie tylko w 
porcie z konsulatem, ale w ogóle w porcie. W zeszłym roku, jak na złość, w dzień pierwszej 
tury wyborów stałem w jakimś zapomnianym przez Boga i ludzi greckim porciku. Jakbym 
zapytał o konsulat, patrzyliby na mnie z zdumieniu, jakby mi druga głowa wyrosła. Co 
prawda na polskich statkach można głosować, ale polskiego statku nie widziałem już od 
dawna, chyba było to w zeszłym stuleciu. Albo w jeszcze poprzednim, mylą mi się te stulecia, 
starość, nie radość. No, może pływają te nasze statki gdzie indziej, po innych morzach, to i mi 
się nie rzucają w oczy.. 

W każdym razie oficjalnie składam podziękowania za to głosowanie korespondencyjne. 

Zarejestrowałem się w Pretorii, w RPA, wyślą kartę w kopercie zwrotnej na adres agenta w 
następnym porcie, od razu wyślę DHLem i gites! 

Oby ten głos był słomką, która przełamie grzbiet wielbłąda, czyli obali ten żałosny rząd – 
nierząd klownów i piłkarzyków. 

Nawet nie wiem, kto jest na liście , zdaje się w okręgu Warszawa Śródmieście, hej, kto tam 
jest od nas? Polonusy, podrzućcie ściągę! 

Tu przypomina mi się akcja „nie głosuję na jedynkę”, czy jakoś tak. No, niech mi ktoś 
wyjaśni, komu przeszkadza jedynka? 

Pisałem o swoim paranoicznym skojarzeniu z apolityczną akcją „ zmień Polskę, idź na 
wybory”, absolutnie genialna akcja, zawsze to przyznam, tak , jak zawsze przyznam, że, na 
przykład Niemcy mieli najlepszy czołg, Panterę, ruskie T-34, żeby je pokonać , musiały mieć 
przewagę 1-10, zresztą alianci też. Albo odrzutowce, czy rakiety V-1, V-2, długie lata i 
alianci i sowieci ściągali żywcem rozwiązania z tych projektów. No, ale to taka dygresja. 
Chodzi mi o to, że ta akcja fundacji Balcerowicza finansowanej przez niemiecką fundacje 
Adenauera finansowaną przez niemiecki rząd była taką Panterą z doczepioną dla lepszego 
efektu rakietą V-2. Majstersztyk. 

Majstersztyk, ale jednorazowy, bo powtórzyć akcję z takim samym zapałem, tak naściemniać, 
zamotać w głowach młodym ludziom trudno. Pamiętają. Niby można, ale trudno. Już łatwiej 
było by urządzić seans masowej hipnozy, dodać coś do wody, albo wstrzelić chipy za uchem. 

background image

Wydawałoby się, że SMSy już nie przejdą. Ale, kto wie, bo właśnie szykuje się coś 
podobnego. Żeby było jasne , wiem, pomysł powstał przed przyznaniem PiSowi jedynki. 
Więc można zamrugać niewinnie oczętami i powiedzieć, ze to czysty przypadek. Może i tak, 
ale wykorzystać taki zbieg okoliczności można bez trudu. I oto pożytecznoidiotyzm, potężna 
siła w Polsce, znowu ma szansę posłużyć paru przytomniakom, fachowcom od wciskania kitu 
ludziom i odkręcania śrubek w samochodach do zdobycia paru procent. Procent tu, procent 
tam i , kto wie, może i koalicja z tego wyjdzie. 

Już słyszę te zgrabne hasełka, że oto nie róbmy obciachu , poślijmy jedynkę do piachu. Jak 
znalazł apolityczne hasło do powtarzania w czasie ciszy wyborczej w dżinglach, na paskach, 
na planszach, na przystankach, na bilboardach , w gazetach i gazetkach, sprzedawanych i 
rozdawanych, rozlepianych i malowanych sprayem, śpiewanych i rapowanych. 

No, ale to jest taki ozdobnik, folklor, prawdziwy przekręt to będzie , jak nam wybory 
unieważnią, a potem spacyfikują faszystowsko- moherowo- kibolskie bojówki, co to 
nikczemnie i nienawistnie podważają prawomocny wyrok Sądu Najwyższego. 

No, coś trzeba wymyślić..... 

Na razie muszę rozgryźć tego LRADA, co to mamy go na statkach na piratów, a nasz rząd 
masowo kupuje, płacąc jak za zboże w tych trudnych czasach i to przez pomyłkę, bo, jak 
wynika z oświadczeń pani rzecznik ministerstwa, myśli, że kupuje głośniki do czytania 
wierszy dzieciom na apelach. Jeśli wystarczą stopery w uszach, to mamy ich z głowy. 

Wściekłość 

seawolf, 28 września, 2011 - 18:32  

 

Zastanawiałem się, jakie słowo najlepiej oddaje to, co czuję, gdy czytam, że protokół z sekcji 
Zbigniewa Wassermanna jest w 90% fałszywy. Nie to, że zawiera błędy, pominięcia, pomyłki 
błędy ortograficzne, brakuje tu, czy tam przecinka. Nie, jest zmyślony, zawiera kompletne 
bzdury, nic się nie zgadza. Liczba zwłok- 1 i waga się zgadzają, to wszystko. Został napisany 
na odp.. się, żeby Polaczkom zatkać gęby. Żeby liczba protokołów zgadzała się mniej więcej 
z liczbą trumien. 

background image

Tym sfałszowanym świstkiem rzucono nam w twarz, z szyderczym śmiechem, ledwie 
powstrzymywanym. 

To sukinsyństwo nie jest dla mnie specjalnym zaskoczeniem, bo i czegóż się spodziewać po 
tych toporem ciosanych, skomplikowanych, jak konstrukcja cepa chłopakach Putina. 
Subtelność nigdy nie była mocną stroną po tamtej stronie granicy, nie Putin pierwszy, nie 
ostatni, niestety. 

Zastanawia co innego, taki przekręt, takie bezczelne łgarstwo robi sie tylko w jednym 
przypadku. Gdy ma się 100% pewności, że nikt nie sprawdzi. Ciekawe, skąd Rosja wiedziała, 
że może w tym względzie liczyć na polskie władze, że może na nich polegać, jak na Zawiszy? 
Czy może raczej, jak na Marchlewskim, to chyba bardziej pasuje w tej sytuacji. Profil 
psychologiczny czołowych polityków PO? Uzgodnienia z molo? Zawartość teczek 
skopiowanych pracowicie i skrupulatnie u schyłku PRLu? 

Jak pamiętamy, choć niektórzy wolą nie pamiętać, całość dokumentacji SB została 
zmikrofilmowana w trzech egzemplarzach, z których jeden pozostał w kraju. Do jakich 
krajów powędrowały dwa pozostałe komplety, nie wiadomo. To znaczy jeden na pewno do 
Rosji, drugi, można się domyślać, że do Berlina. Zresztą, niemieckie służby pieczołowicie 
przejęły archiwa i agenturę Stasi, więc gorliwość owych zdrajców przekazującym te zasoby 
nie była aż tak potrzebna, no, ale zawsze lepiej mieć potwierdzenie, niż nie mieć. Sicher ist 
sicher. 

Jeśli mnie pamięć nie myli, nazwisko człowieka, który to wykonał, brzmiało Buła, generał 
Buła. Jeśli mnie ta pamięć myli, przepraszam wszystkich o tym nazwisku, ze szczególnym 
uwzględnieniem generałów, ale chyba się nie mylę, dostał nawet wyrok. W zawiasach. Tak, 
jakby miał jeszcze okazję kiedykolwiek tą akcję powtórzyć. No, ale na tym polegała gruba 
kreska i Trzecia RP, na bezkarności zdrajców i morderców w mundurach i bez, na gwarancji 
utrzymania nazwisk agentury w tajemnicy. Działa do dzisiaj, w małymi wyjątkami. 

Tym draniom udało się przewlekać procedury przez całe 16 miesięcy, pod najrozmaitszymi 
pretekstami, a to pora roku nie ta, a to, że Rosja nie kazała otwierać, a to, ze szkoda takie 
fajne trumny niszczyć, a to, że łolaboga, ile to pieniędzy kosztuje, gdy biedne dzieci kit z 
okien wyjadają, a to, że jakże tak ranić uczucia ofiar, a to, jak się okazało, że ofiary się tego 
domagają, to, że jakże to tak pozwalać jakimś wdowom terroryzować społeczeństwo i ranić 
uczucia redakcji Gazety Wyborczej i że do czego to podobne, że czas już skończyć z tym 
Smoleńskiem, co to tylko rani i jątrzy i wszyscy mają go dosyć. Przynajmniej na Czerskiej. 

I w końcu dokonano tej ekshumacji. I okazało się to, co w zasadzie wiedzieliśmy od 
początku. Że to wszystko kłamstwo i ściema. Ordynarne fałszerstwo. My, to znaczy niby te 
oszołomy, wyznawcy sekty smoleńskiej i teorii spiskowych. Tyle, że na razie to my, te 
oszołomy stoimy twardo na gruncie faktów, dowodów i ich braku, praw fizyki i 
aerodynamiki, mechaniki, materiałoznawstwa, a i nawet botaniki. 

To ONI zaś przypominają sektę, wyznawcy fantastycznych bzdur o pancernej brzozie, 
beczce, debeściakach, naciskach w kokpicie, poza kokpitem, na Okęciu i poza Okęciem, 
czterech podejściach, płatach metalu przemieszczających się samoistnie w stronę bardziej 
pasującą do oficjalnych teorii, linii energetycznej zerwanej na wysokości 400 metrów i innych 
propagandowych gniotów wciskanych pracowicie i z rozpaczliwą determinacją, ze wstydem, 
ale i rozpaczą, że trudno, nie ma, że boli i że wstyd piecze, ale służba, nie drużba. 

background image

Ciekaw jestem, z jakim przekazem wyjdą teraz płatne mendy internetowe, zawsze jest to 
sygnał, co za chwilę powiedzą Grasie i Morozowskie, ubrawszy w ładniejsze słówka i 
poprawiwszy błędy ortograficzne. 

Aha, no i oczywiście, o czym pisałem już wielokrotnie, tylko czekać, jak uruchomiona 
zostanie ICH ostatnia szansa, czyli sławna już ROZMOWA Braci Kaczyńskich, Matka 
Wszystkich Rozmów i rozwiązanie wszystkich tajemnic wliczając September 11, Dallas i 
Gibraltar. No i Roswell. Bo to już czas, wybory tuż, tuż! 

Jaś Flanela się nie poddaje! 

seawolf, 29 września, 2011 - 19:16  

 

Z pewnym zdziwieniem czytam, że niesławny Jaś Flanelka się nie poddaje, otrzepał się po 
kompromitacji swoich opowieści dziwnych treści i postanowił iść w zaparte. No, dobrze, 
niech sobie idzie. W zaparte, to znaczy nadal usiłuje nas przekonać, że brzozy w rejonie 
Smoleńska w wyniku żmudnych genetycznych procesów zyskały sobie twardość kevlaru, 
podobnie, jak słupy energetyczne osiągnęły wysokość 400 metrów, tak, by samolot na tej 
wysokości się znajdujący mógł pozrywać linię zasilającą m. in. radiolatarnię. 
Jak pamiętamy, Osiecki, bo to on, rzecz jasna, kryje sie za tą Flanelką, którą swego czasu 
wymyśliłem, bo mi admini teksty banowali, jak napisałem dosłowniej ( przyjęło się, bo też i 
pasuje, jak rzadko komu), zyskał sobie sławę odczytaniem myśli kapitana Protasiuka w czasie 
ostatniego lotu, najwyraźniej był bliskim przyjacielem i powiernikiem zabitego pilota, bo znał 
jego najskrytsze myśli, na przykład takie, że ten tak bardzo chciał zostać majorem, że aż w 
tym celu rozbił samolot. Odtworzył też szczegółowo , gdzie stał generał Błasik, gdy w 
milczeniu naciskał na Protasiuka. Być może rzucał w niego naciskami zapisanymi na 
serwetkach zwiniętych w kulki, bo żadnych innych nie stwierdzono, ani nie nagrano. No, ale 
od czego niezachwiana pewność Flanelki? 

Nasuwa się nieprzeparta myśl- on tam musiał być! Przecież nie można nawet przez chwilę 
przypuścić, że kłamie, konfabuluje, majaczy, zmyśla, wprowadza ludzi w błąd dla kasy, albo 
służbowo, to odrzucamy z całą stanowczością i najszczerszym oburzeniem. Zostają dwa 
warianty- albo ściągnął sobie przez Emula specjalny program do czytania myśli, o zasięgu do 
kilku tysięcy kilometrów, wariant tzw. enhanced, o zasięgu globalnym był jednak nieco 
droższy, stąd tajemnica Dallas, czy Roswell, pozostanie, niestety nierozwiązana. Na razie, 
znaczy się, bo może uzbiera z tych honorariów ( poborów?) na dokupienie wersji 

background image

rozszerzonej. To wariant pierwszy. No, a wariant drugi, to to, że tam był, rozmawiał z 
kapitanem szlochającym na jego piersi i żalącym się, że tak bardzo chce zostać majorem, że 
po prostu musi ładować, tak dla picu powie do mikrofonu, że odchodzi, ale wiadomo, że tak 
naprawdę będzie lądować, bo po pierwsze, awans, a po drugie, ten generał tak strasznie 
milczy i patrzy i milczy i patrzy, że nie sposób się skupić. 

Dobrze, że Osiecki zdążył najwyraźniej w ostatniej chwili wyskoczyć i zaryć się w grząskim 
gruncie, niczym Bond, James Bond (czyli Flanelka, Jaś Flanelka) w licznych filmach, bez 
wielkiego szwanku, dzięki czemu prawda ujrzała światło dzienne. Nic dziwnego, że krążyła 
swego czasu uparcie wersja o trzech karetkach , które odjechały na sygnale, musiał to być 
właśnie Flanelka ze współautorami swej książki, w której swoimi słowami rozwinęli słynny 
SMS z centrali wysłany natychmiast po katastrofie, gdy wrak i ciała ofiar jeszcze nie ostygły, 
że zawinili piloci, że naciski i tak dalej. 

Pamiętam program „Warto rozmawiać”, w którym Flanelka został rozsmarowany po ścianach 
przez Antoniego Macierewicza, biedny, przyłapany na kłamstwach „ekspert” mógł jedynie 
przełykać ślinę i powstrzymywać łzy. Żal było patrzeć. Ale, jak widać ma on dużą zdolność 
regeneracji, bo otrzepał się i dalej robi swoje, niezmordowany i niezłomny, niczym Stirlitz. 

Teraz postanowił zawalczyć z tezami prof. Biniendy, który, będąc uznanym ekspertem ( no, 
nie takim, jak Flanelka, ale zawsze) NASA wykazał, że nie ma takiej możliwości, żeby owa 
nieszczęsna brzózka mogła uczynić skrzydłu Tupolewa większą krzywdę, niż lekkie 
wgniecenia poszycia, w związku z czym cała misterna sekwencja będąca podstawą wierzeń w 
wersję oficjalną- brzózka, beczka, upadek na plecy, rozpad na milion części i wyparowanie 
połowy masy samolotu ( słynna czarna dziura smoleńska, zjawisko opisywanie w staroruskich 
latopisach) przestaje istnieć. W tym celu wyciągnął skądś jakiegoś astrofizyka, stypendystę 
NASA, który skrytykował metodologię symulacji komputerowej. Szkoda, że nie przedstawił 
w zamian własnej, no, ale nie żądajmy za wiele. Swego czasu ów ekspert wyliczył, że jednak 
to brzoza przecięła skrzydło, jak papier, nie wyjaśnił jednak, co w takim razie przełamało 
brzozę. Bo nawzajem się przeciąć nie mogły, to niemożliwe. Trzeba by przepisywać 
podręczniki do fizyki. Może w kolejnych odcinkach wyjaśnią to, jako eksperci od mechaniki i 
katastrof lotniczych pewien profesor- proktolog, pewna piosenkarka i jej pudelek, oraz 
Henryka Krzywonos, dobra na wszystkie okazje. 

P. S. Zachęcam do czytania poniedziałkowych felietonów w Freepl.info i w „Gazecie Polskiej 
Codziennie”. 

http://www.wsieci.rp.pl/opinie/seawolf

 

http://freepl.info/seawolf

 

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

 

http://niezalezna.pl/bloger/69/wpisy

 

http://seawolf.salon24.pl/

 

P.P.S. Poniżej podaję dane z CV prof. Biniendy, nie jest to, rzecz jasna, aż taki dorobek, jak 
Osieckiego, słusznie się on obśmiewa z takiego, pożal się Boże, muahahaha, „autorytetu” i 
„naukowca”, ale zawsze coś. 

· Education 

background image

Ph.D. in Mechanical Engineering, Drexel University, 1987 

M.S. in Mechanical Engineering, Drexel University, 1985 

M.S. in Motor Vehicles and Heavy Duty Machines, Warsaw Technical University, 1980 

Professional Experience 

Managerial 

Civil Engineering Department, University of Akron 

Chairman (2003 – present) 
Interim Chairman (2000 – 2003) 
Gas and Turbine Research and Testing Laboratory, University of Akron 

Co- Director (2003 – present) 
Aerospace Division, ASCE 

Executive Committee Chairman (2008 -2009) 
General Chair of 2008 Earth & Space International Conference 
Technical Co-Chair of 2006 Earth & Space International Conference 
Member of Executive Committee (2005 – present) 
Chairman of the Advanced Composite Materials and Structures Committee (2000 – 2005) 
Deputy Chairman of the Advanced Composite Materials and Structures Committee (1998 – 
2000) 
Journal of Aerospace Engineering, ASCE 

Editor-in-Chief (November 2010 – present) 
Associate Editor for Composite Materials and Advanced Structures (2008 -2011). 
Structures, Structural Dynamics, and Materials (SDM) Conference Liaison Committee, ASCE 

Chairman (2008 – present) 
Student paper Competition Chairman – SDM Conference 2010 
Associate Chairman (2005 – 2008) 
Secretary (2000 – 2005) 
University of Akron 

Senator (1999 – 2002) 
Academic Experience 

University of Akron 

Professor, Department of Civil Engineering (2000 – present) 
Associate Professor, Department of Civil Engineering (1993 – 2000) 
Assistant Professor, Department of Civil Engineering (1988 – 1993) 
Drexel University 

Post Doctoral Fellow, Mechanical Engineering Department (1987 – 1988) 
Temple University 

background image

Adjunct Professor, Mechanical Engineering Department (1986 – 1987) 
Warsaw Technical University 

Research Assistant, Motor Vehicles and Heavy Duty Machines (1980 – 1982) 
Academic Service 

The University of Akron 

Supercomputing Committee, Ohio Supercomputer Center (1993 – present) 
Resource Committee, Ohio Supercomputer Center (1993 – present) 
Software Committee, Ohio Supercomputer Center (1993 – present) 
Wellbeing Committee (2000 – 2004) 
Research Committee (2000 – 2004) 
Student Policy Committee (1998 – 1999) 
Advisory Committee for Electronic Delivery System (1994 – 1995) 
Hearing Board Pool (2007 – present) 
The College of Engineering 

Dean’s Advisory Research Committee and Space Committee (2000 – present) 
New Programs in Architecture Engineering Committee (2000 – present) 
Construction Engineering Committee (2000 – present) 
Aerospace Engineering Committee (2000 – 2006) 
Search Committee for the Dean of the College of Engineering (1999 – 2001) 
Graduate Curriculum Committee (1994 – 1995) 
Engineering Computer Policy and Management Committee (1993 – 1999) 
The Civil Engineering Department 

Oversight of all committees of the Civil Engineering Department as Interim Department Chair 
and -Department Chair (2000 – present) 
Undergraduate Curriculum Committee (1996 – 2000) 
Structural Group Planning Committee (1994 – 2000) 
Department Search Committees (1994 – 2000) 
Structural Group Equipment Committee - Materials and Structures Group (1994 – 2000) 
Graduate Committee (1994 – 1998 ) 
Awards 

NASA Lewis Research Center Fellowship (Summer 1989 and 1990) 
The University of Akron Certificate for The Collaborative Performance Review Process 
Training for Supervisors (June 18, 2001) 
College of Engineering Outstanding Researcher Award – Granted by the peer group in the 
College of Engineering (April 25, 2002) 
The University of Akron Fifteen Year Award (May 7, 2003) 
NASA “Turning Goals Into Reality Award” for valuable contribution to Jet Engine 
Containment Concepts and Blade-Out Simulation Team and Exceptional Progress Toward 
Aviation Safety (September 2, 2004) 
Certificate of Achievement for Faculty Mentor/Learning Assistant Partnership (2004, 2005) 
Akron Public School Certificate – International Baccalaureate Task Force Certificate (July 10, 
2005) 
ASCE 2006 Certificate of Appreciation in recognition for outstanding service. 
2007 Educational Talent Search Certificate for the University of Akron’s “College for a Day” 
Program. 
ASCE Fellow - awarded November 9, 2007. 

background image

Polonia Technica Certificate of Appreciation September 12, 2007. 
“2008 Gold Award” - American Polish Engineering Association. 
NASA Glenn Patent Award for “Strain Rate Dependent Analysis of Polymer Matrix 
Composites STRANAL-PMS Version 2” – LEW-17910-1, June 3, 2009. 
NASA Glenn Technical Brief Award for “A Modeling Technique and Representation of 
Failure in the Analysis of Triaxial Braided Carbon Fiber Composites” – LEW-18435-1 June 
10, 2009. 
The Louis A. Hill, Jr. Award, April 15, 2010. 
External Commities 

BUGC Human Resources Task Force, Greater Cleveland Partnership (2003 – present) 
Technical Advisory Committee for FOSBEL, Inc. (1991 – 1994) 
ASCE Aerospace Division Executive Committee member (2004 – 2010) 
Member of the Organizing Committee of International Scientific-Technical Conference, 
“Advance in Petroleum and Gas Industry and Petrochemistry” – Lviv 2009 
Expert Evaluator for the Foundation of Polish Science, 2008 – present 
SDM Conference Organizing Committee member and Chair of The Best Student Paper 
Committee – for 2010 SDM Conference, Orlando FL. 
Professional Development 

NSF Workshop for Engineering Materials Laboratory Teaching – NWU 1989 
ExCEEd – during CE Head and Chairs meeting 2005 
Leadership 

Led ASCE Aerospace Division, organize Earth and Space Conferences, Sessions for 
Engineering Mechanics and SDM Conferences, Responsible for Student Paper Competition in 
2010 SDM Conference. 
Developed a project for the formation of the Intelligent Gas Turbine Engine Research Center 
(1$M equipment funding)– $2M for New Lab Building for the College, Co-director (2003 – 
present) 
Created Advisory Council for the Civil Engineering Department (2000 – present) 
Fundraised for undergraduate scholarships via CFCE (distributed scholarships for over $70k 
per academic year) ( 2000 – present) 
Hired faculty members who rank in the College of Engineering as the highest in publication 
record and research funding at their ranks (2002) 
Initiated a proposal led by the Civil Engineering Department at the University of Akron for 
the formation of a Transportation Center in cooperation with Ohio University, University of 
Cincinnati, Central Ohio University, University of Dayton and Case Western Reserve 
University (2000). Funding at level 0f $2M received for 2006-2010. 
Secretary - South Shore Yacht Club (2007-2008). 
Research Accomplishments 

Current Research Activities 

High Velocity Impact on Composite Structures (Laminates, Braided Fabrics and Composites) 
Characterization of Aging Influence on Braided Composites 
Fracture mechanics and damage growth in composite materials 
Stress and deformation analysis in FRP, MMC, BMC and rubber composite materials 
Filament winding process development and analysis 
Explicit FEA of Composite Structures - Impact Perforation Analysis 
Nano-coating processing and analysis 

background image

Application of Advanced Composites for Retrofitting of Concrete Structures 
Functionally Graded Layers Analysis 

Research Facilities and Research Group 

High Velocity Impact Lab (Gas Gun; Aramis System; Shearography Vacuum Chamber for 
NDE, Aging Chamber, MTS, etc.) 

Computing softwares (ABAQUS, ANSYS, LS-DYNA, PATRAN etc.) 

Test Siłólfa 

seawolf, 30 września, 2011 - 19:39  

 

Jak już parę razy pisałem, ale, co to szkodzi napisać jeszcze raz, w końcu teksty blogowe żyją 
ze dwa dni, no, może trzy, góra cztery i potem pies z kulawą noga do nich nie zagląda, ani o 
nich nie pamięta. No, więc piszę o swoim, opatentowanym i zastrzeżonym, ale, jak kto się 
uprze, to nie zabronię skorzystania, za drobną opłatą, prywatnym teście- drogowskazie. Jak 
nie wiem, co o czymś myśleć, to zaglądam do Wyborczej i już mam pełną jasność. Oni mają 
zero wątpliwości i ja też, po ich lekturze. Po prostu czytam, co oni tam piszą, przed czym 
przestrzegają, a do czego zachęcają i już. Wszystko jasne. Tyle, że robię a rebour, czyli na 
odwrót. 

Raz się tylko nabrałem, gdy Wyborcza waliła w Bolka Wałęsę, jak w bęben, jak teraz, nie 
przymierzając w Jarosława Kaczyńskiego, używając zresztą tych samych oskarżeń i tricków 
socjotechnicznych. W związku z tym poparłem czerstwiaka i proszę, co z tego wyszło. 
Najgorsza prezydentura w wolnej Polsce i obciach wobec kolegów, z którymi się kłóciłem, że 
Bolek nie taki głupi, jak wygląda, że ma zalety i w ogóle. Straciłem kontakt z owymi 
kolegami, rozjechaliśmy się po świecie, taki już los marynarza i teraz nie mam , jak ich 
przeprosić. Sorry, panowie, może ktoś z nich to czyta. Choć i tak nie wie, kto to ten Siłólf. 

No, ale czas chyba napisać, o czym właściwie jest ten felieton, bo dojdziemy zaraz do linków 
u dołu i na tym będzie koniec. Otóż przeczytałem, jaką to niesamowitą zabawę mają na 
Czerskiej , oglądając przygotowania PiS do kontroli wyborów, liczenia głosów, obsadzania 
komisji mężami zaufania itd. No, boki zrywać, też się paranoikom coś przywidziało! Zupełnie 
nie wiadomo, dlaczego, co też mogło spowodować, że w pisowskich umysłach zakiełkowała 
jakakolwiek wątpliwość, co do szczerych intencji Partii- Matki, naszej Platformy i jej 
organów. Ba, nie tylko zakiełkowała, instrukcję wydali, nikczemnicy! Pani Kublik, kapłanka 
sekty Antypisa średniego szczebla natrząsa się z owej instrukcji, z dużym wysiłkiem, co 
prawda, ale wychodzi prawie dowcipnie. Cóż, każdy skacze tak wysoko, jak potrafi. 

background image

„Stowarzyszenie Solidarni 2010 przygotowało instrukcję dla PiS-owskich mężów zaufania, 
którzy 9 października mają pojawić się w każdej komisji wyborczej. Instrukcja nie 
pozostawia złudzeń: chodzi nie tyle o monitorowanie prac komisji, a o udokumentowanie 
oszustw. Bo że te będą, to "oczywista oczywistość". Instrukcja pod znamiennym tytułem 
"Poświęcić się dla Polski" rzeczywiście będzie wymagała poświęceń od PiS-owskich 
"strażników wyborów" (to chyba trafna nazwa?): muszą do lokali wyborczych przytaszczyć 
swoje jedzenie i picie (bo oszuści krążący po lokalu będą próbowali forteli, np. 
dekoncentracji, "czasami służą temu miłe skądinąd gesty innych członków komisji polegające 
na poczęstunku"), powinni zabrać tabletki od bólu głowy oraz młotek, by opukać urnę 
(autorzy instrukcji podpowiadają, że urna może mieć podwójne ścianki). Pewnie przydałby 
się i aparat rentgenowski, by urnę prześwietlić, bo przecież w środku mogą być przyklejone 
karty do głosowania. Ale co najważniejsze "strażnicy wyborów" muszą mieć otwarte uszy i 
oczy, bo "oszustwa wyborcze mogą być realizowane w sposób zupełnie prosty i bezczelny, 
mogą też mieć formy bardziej ukryte i wyrafinowane".” 

Tyle Pani Kublik. No, rzeczywiście, trzeba być kompletnym paranoikiem, by kojarzyć obecne 
wybory z takimi incydentami, jak ten, gdy Platforma Obywatelska została przyłapana z 
dymiącym pistoletem, na fałszowaniu wyborów w Wałbrzychu, wyrokiem sądu zostało to 
stwierdzone i wybory zostały powtórzone. 
Albo z tym, jak w bagażniku komendanta policji pod Warszawą znaleziono cały zestaw kart 
wyborczych, a dziwnym trafem protokoły zgadzały się, co do sztuki. Karty zgubione, a w 
protokole są skrupulatnie przeliczone, co do sztuki! Ordnung muss sein! 

Albo z tym, jak w Brukseli wyjęto z urny kilkaset kart więcej, niż wydano, co dorównuje 
cudowi w Kanie Galilejskiej, choć jakoś cieszyło się mniejszym zainteresowaniem w 
rządowych i zaprzyjaźnionych z rządem mediach, ciekawe, dlaczego, przecież tego, to nawet 
David Copperfield nie dokonał, taki mały otworek w urnie , a proszę, ile kart więcej wchodzi! 

Albo z tym, jak na śmietnisku znaleziono kilkaset wypełnionych kart wyborczych, zupełnym 
przypadkiem wszystkie z krzyżykiem na Jarosława Kaczyńskiego. 

Albo z tym, jak w kraju, w którym uporano się z problemem analfabetyzmu nagle 
społeczeństwo oddaje 2 miliony głosów nieważnych, tak się składa, ze w pewnej komisji 
dwóch członków otwarcie zabierało sie za „poprawianie” wyników, jak zawsze, w każdych 
wyborach, nieostrożnie nie sprawdzając, że tym razem przewodnicząca komisji akurat 
jatrząco i dzieląco jest z PiS. 

No, po prostu trzeba być paranoikiem, by mieć jakiekolwiek, najmniejsze podejrzenia, czy 
obawy, co do jakichś nieprawidłowości. Słusznie piętnuje te śmieszne, jątrzące podejrzenia 
nasza kapłanka średniego szczebla, przodująca w pracy polityczno- wychowawczej. 

Co prawda ta sama Wyborcza z namaszczeniem i lubością cytowała nieco odmienne uwagi 
Vaclava Havla na ten temat: 

„W demokracji jest czymś zupełnie oczywistym, że nawzajem się kontrolujemy”, „Gdyby tak 
nie było, to każdy rząd mógłby się obrazić, że istnieje Najwyższa Izba Kontroli. Każda 
wzajemna kontrola, jeśli tylko jest solidna, pozbawiona złych zamiarów i apriorycznych, z 
góry założonych wniosków, leży w naszym wspólnym interesie”. 

No, ale to było dawno, cztery lata temu, więc się nie liczy. 

background image

No, a ja, zgodnie ze swym testem, ponieważ Wyborcza obśmiewa, muahahaha, „poświęcenie 
dla Polski” i hi, hi, hi, sprawdzanie wyborów- apeluję, nie wierzyć im, jak psom! Podadzą 
rękę, owszem, uścisnąć grzecznie, ale potem policzyć palce, czy nadal jest pięć.