BAŚNIE RÓZNYCH NARODÓW, filologia polska i do poczytania, baśnie, bajki


BAŚNIE POLSKIE

Baśń o Grocie Lodowej
Stanisław Pagaczewski
Nad rzeką Rabą, między Mszaną Dolną a Myślenicami, wznosi się stroma, porośnięta lasem góra Szczebel. Jest w niej grota zwana Lodową, gdyż przez rok cały, zarówno w zimie, jak i w lecie - lód w niej leży i nigdy nie topnieje. Posłuchajcie, co bajali o niej 100 lat temu ludzie mieszkający u jej stóp.
Pasterka Kasia pasła na Szczeblu bydło. Stale musiała uważać na to, aby zwierzęta się nie pogubiły w lesie i nie wleciały przypadkiem do głębokiej jamy, na której dnie widać było grubą taflę lodową.
Pewnego razu, gdy położyła się na trawie i z twarzą zwróconą ku niebu liczyła chmurki przepływające nad górą, usłyszała dolatujący z lasu żałosny ryk swego ulubionego byczka. Nie zauważyła, kiedy odłączył się od stada i zniknął w lesie. Pełna obawy wstała i czym prędzej pobiegła w kierunku, z którego dolatywał ją głos. Gdy znalazła się w pobliżu groty, ponownie usłyszała jego ryk, dochodzący tym razem jakby spod ziemi. Była już pewna, że byczek wpadł do jaskini i nie namyślając się zeskoczyła na dno jamy. Znalazła w ziemi otwór i śmiało się weń wśliznęła. Ogarnął ją mrok i chłód. Posuwała się w ciemności, dotykając wyciągniętymi na boki rękoma ścian, jakby z lodu wykutych. Po chwili rozjaśniło się nieco, a gdy Kasia przestąpiła szeroki próg, znalazła się w dużej, jasno oświetlonej izbie o ścianach wyłożonych złotem, srebrem i drogimi kamieniami. Pod jedną z nich stały wielkie skrzynie, wypełnione do samego wierzchu złotymi dukatami. Na trzech skrzyniach siedziały trzy okropne smoki, toczące groźnie krwawymi oczami, wielkimi jak talerze. Na czwartej siedział poszukiwany byczek, umieszczony tu przez diabłów, pilnujący tego zbójeckiego skarbu Trzy diabły siedzące wokół diamentowego stołu powstały na widok Kasi i zapytały, czego tu szuka Dziewczynka drżącym głosem odparła, że szuka byczka, który wpadł do groty.
Na to jeden z diabłów roześmiał się głośno, a za jego przykładem poszli pozostali, nawet smoki rechotały ze śmiechu, bijąc ogonami po skrzyniach.
- Byczka swojego musisz nam zostawić - powiedział wreszcie diabeł do Kasi.- Już ci go nie oddamy, potrzebny jest do pilnowania skrzyni ze zbójeckimi pieniędzmi. Ale żebyś nie była pokrzywdzona, zapłacimy ci dobrze za niego.
Mówiąc to zaczerpnął złotych pieniędzy z jednej skrzyni i rzucił na diamentowy stół. Uczyniwszy tak trzykrotnie, ułożył na stole trzy różnej wielkości kupki złota.
- Bierz, którą chcesz - powiedział do Kasi - i zmykaj stąd. Ale pamiętaj, że jeżeli na czas nie przeskoczysz progu tej komnaty, zostaniesz tu z nami na zawsze.
Kasia Była rezolutną dziewczyną. Zaraz sobie pomyślała, że trzeba wybrać najmniejszą kupkę złota, by nie było ciężko skakać z nią przez próg. Zdziwiło ją tylko, że pieniądze były jakby krwią ludzką zwalane. Diabeł wyjaśnił, że są to skarby zebrane niegdyś przez zbójców, którzy w lasach mieszkali i rabowali przejeżdżających drogą kupców i podróżnych. Kasia drżącą ręką wsypała złoto do fartucha, spojrzała smutno na byczka, który siedział na czwartej skrzyni, dygnęła grzecznie diabłom i obróciwszy się, podeszła do szerokiego progu. Serce mocno jej biło, gdy spojrzała na przeszkodę. Ale cóż było robić? Odbiła się zgrabnie od ziemi i skoczyła.
W tej sekundzie diabli zatrzasnęli za nią potężne drzwi, ale spóźnili się, gdyż dziewczynka była już za progiem. Ciężka brama przycięła jej tylko koniec pięty.
Kasia szczęśliwie wydostała się na ziemię, wróciła do wsi i opowiedziała wszystkim o dziwnej przygodzie.
Przychodzi dziś na Szczebel wielu turystów. Niektórzy z nich, wiedzeni ciekawością zaglądają do Lodowej Groty, ale nic nie widzą prócz lodu, a raczej stwardniałego, zlodowaciałego śniegu. Drzwi do diamentowej groty zatrzasnęły się na wieki i znaleźć ich nie można.

_________________

Chrzest chleba

Chłopu narodziło się dziecko. Gdy rodzice zanieśli je do kościoła do chrztu, ksiądz ujrzawszy nagle w miejscu dziecka leżący na poduszce ogień, wzbraniał się dopełnić sakramentu i ludzi z niczym odesłał do domu.

Rodzice, wróciwszy, spostrzegli znów na poduszce, w miejscu ognia, dziecko.

            Więc powtórnie niosą dziecko do chrztu, prosząc o spełnienie ceremonii. Ale i teraz ksiądz chrztu odmawia, widząc w miejscu dziecka leżącą na poduszce rybę. Zmartwieni rodzice wracają do domu, lecz tu przybywszy, znajdują jak wprzódy dziecko na poduszce w miejscu ryby.

            Po raz tedy trzeci biegną wszyscy z dzieckiem do księdza, prosząc o chrzest. Ksiądz, choć i teraz zobaczył co innego, bo w miejscu dziecka leżący na poduszce bochenek chleba, zdecydował się przecież, by ludziom biegania a sobie czasu oszczędzić, bochenek ochrzcić, w nadziei, że mu tego Pan Bóg za grzech policzyć nie zechce. Zaledwie ceremonii dopełnił i bochenek pokropił, ten przemienił się znów nagle w dziecko, i tymi doń odzywa się słowy:

  -         Gdybyś mnie był ochrzcił jako ogień, byłobym spaliło świat cały. Gdybyś zaś był ochrzcił rybę, zalałobym go jako woda potopem. Żeś mnie ochrzcił jako bochenek, to twoje szczęście, bo chleb jest prawdziwym żywotem, więc chlebem darzyć będę świat cały.

Bajka o uczuciach

Dawno, dawno temu, na morzu istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy takie jak: Dobry Humor, Smutek, Mądrość, Duma; a wszystkich razem łączyła Miłość.

Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko Miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.

Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu- miłość poprosiła o pomoc. Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:

-         Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?

-         Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.

Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym trójmasztowcem.

-         Dumo, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.

-         Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.

Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.

-         Smutku, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.

-         Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam. - Odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.

Dobry humor przepłynął obok i nie zauważył Miłości, bo był tak rozbawiony, że nie słyszał nawet wołania o pomoc. Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach morza... Nagle Miłość usłyszała:

-         Chodź! Zabiorę cię ze sobą ! - powiedział nieznajomy starzec.

Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca. Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec.

Zwróciła się o poradę do Wiedzy.

-         Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?

-         To był Czas. - Odpowiedziała Wiedza.

-         Czas ? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł ?

-         Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.- Odrzekła Wiedza.

O dobru i miłości

W pewnym mieście, wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi. Każdy z jego mieszkańców, kiedy się urodził, dostawał woreczek z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie, że im więcej rozdawało się go innym, tym więcej przybywało. Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali się Ciepłym i Puchatym, wiedząc że go nie zabraknie.

Matki dawały Cieple i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu. Mężowie i żony wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem. Sąsiedzi rozdawali na ulicy i w sklepie, znajomi przy każdym spotkaniu. Jak już mówiłam, nikt tam nie chorował i nie umierał, szczęście i radość mieszkały we wszystkich rodzinach.

Pewnego dnia do miasta wprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać. Poszła do pewnej młodej kobiety i w najgłębszej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio swoim Ciepłym i Puchatym, bo się skończy i żeby uprzedziła o tym swoich bliskich. Kobieta schowała swój woreczek głęboko na dno szafy i do tego samego namówiła męża i dzieci.

Stopniowo wiadomość rozeszła się po całym mieście, ludzie poukrywali Cieple i Puchate, gdzie kto mógł. Wkrótce zaczęły się szerzyć choroby i nieszczęścia, coraz więcej ludzi umierało. Czarownica z początku cieszyła się bardzo: drzwi w jej domu nie zamykały się. Lecz wkrótce wyszło na jaw, że jej specyfiki nie pomagają i ludzie przychodzili coraz rzadziej. Zaczęła wiec sprzedawać Zimne i Kolczaste, co trochę pomogło, bo przecież był to - wprawdzie nie najlepszy - ale jednak jakiś kontakt. Ludzie już nie umierali tak szybko, jednak ich życie toczyło się wśród chorób i nieszczęść.

Byłoby tak może do dziś, gdyby do miasta nie przyjechała pewna kobieta, która nie znała argumentów czarownicy. Zgodnie ze swoimi zwyczajami zaczęła całymi garściami obdzielać Ciepłym i Puchatym dzieci i sąsiadów. Z początku ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli brać - bali się, że będą musieli oddawać. Ale kto by tam upilnował dzieci! Brały, cieszyły się i wkrótce jedno po drugim powyciągały swoje woreczki i znów jak dawniej zaczęły rozdawać.

Z krainy baśni. Bajka

Za górami, za morzami, w dalekiej krainie czarów, przy kolebce małej księżniczki zebrały się dobre wróżki ze swą królową na czele.

            I gdy otoczywszy księżniczkę patrzyły na uśpioną twarzyczkę dzieciny, królowa ich rzekła:

- Niechaj każda z was obdarzy ją jakimś cennym darem, wedle swej możności i chęci!

            Na to pierwsza wróżka, pochylając się nad uśpioną, wypowiedziała następujące słowa:

- Ja daję ci czar piękności i mocą moją sprawię, że kto ujrzy twarz twoją, pomyśli, iż ujrzał cudny kwiat wiosenny.

- Ja - rzekła druga - dam ci oczy przezrocze i głębokie jak toń wodna.

- A ja - mówiła czwarta - dam ci wielki skarb złoty, dotychczas w ziemi ukryty.

            Królowa zamyśliła się przez chwilę, po czym, zawróciwszy się do wróżek, tak zaczęła mówić:

- Piękność ludzi i kwiatów więdnie. Urocze oczy gasną wraz z młodością, a i w młodości często zaćmiewają się łzami. Wicher łamie palmy, a wiatr pochyla wysmukłe postacie. Złota kto nie rozdziela między ludźmi, ten budzi ich nienawiść, a kto je rozdzieli, temu pustka zastaje w skrzyni. Przeto nietrwałe są wasze dary.

- Cóż jest trwałego w człowieku i czymże ty ją obdarzysz, o królowo nasza? - pytały wróżki.

            A na to królowa:

- Ja jej dam dobroć. Słońce jest wspaniałe i jasne, ale gdyby nie ogrzewało ziemi, byłoby tylko martwo świecącą bryłą. Dobroć serca jest tym, czym ciepło słońca: ona daje życie ... Piękność bez dobroci jest jako kwiat bez woni albo jak świątynia bez bóstwa. Oczy mogą podziwiać taką świątynię, ale dusza nie znajdzie w niej ukojenia. Bogactwo bez dobroci jest piastunką samolubstwa. Nawet miłość bez dobroci jest tylko ogniem, który pali i niszczy. Wiedzcie, że wasza dary mijają, a dobroć trwa; jest ona jak źródło, z którego im więcej wody wyczerpiesz, tym więcej ci jej napłynie. Więc dobroć - to jedyny skarb niewyczerpany.

            To rzekłszy królowa wróżek pochyliła się nad śpiącą dzieciną i dotknąwszy rękami jej serca rzekła:

- Bądź dobrą! 

O wawelskim smoku, królu Kraku i szewczyku Skubie

Strach padł na Kraków i okolice. Nieszczęście zakołatało do niejednych drzwi, smutek zagościł  w wielu domostwach. Oto w pieczarze pod Wawelskim Wzgórzem zamieszkał potwór straszny, ogniem i dymem ziejący, do ogromnego jaszczura podobny, smokiem zwany. Nigdy nienasycony, rykiem potężnym, od którego wawelska skała drżała i ludzkie serca truchlały, pokarmu się domagał. Ludzie, chcąc własne życie ratować, swój dobytek pod smoczą jamę podrzucali. Smok pożerał krowy i woły, owce i barany i jeszcze potężniejszym głosem o jedzenie wołał. Wkrótce mało mu było krów i wokół, owiec i baranów i ofiar z ludzi żądać zaczął.

            Dlatego strach padł wielkim cieniem na Kraków i jego mieszkańcy coraz częściej prośby  do króla Kraka zanosili, by gród od potwora uwolnił. Przemyśliwał nad tym od dawna  król Krak, radził się kapłanów i wróżbitów, nagrodę sowitą za zgładzenie smoka obiecywał, ale wszystko nadaremnie. Smok dalej siał trwogę i zbierał krwawe żniwo. Owszem, zjawiali  się śmiałkowie, nagrodą skuszeni i sławy żadni, ale ich wyprawy pod smoczą jamę kończyły się ucieczką, a niekiedy też śmierć tam spotykali. Nawet sam Krak zmierzył się trzykrotnie ze smokiem, ale i on musiał potworowi pola ustąpić. Zdawało się, że żadna ludzka siła bestii nie zmoże i gród wieczny haracz składać jej będzie. Jednakże pewnego dnia stanął przed obliczem króla Skuba, krakowski szewc. Pokłonił się kornie i powiedział:

-         Wybacz, królu, mą zuchwałość, ale  chciałbym i ja walki ze smokiem spróbować, nie mieczem, a podstępem.

            Poruszył się Krak na tronie, uważnie się Skubie przyjrzał - choć go znał, bo szewc na dworze bywał  - i spytał, cóż  to za podstęp wymyślił.

-         Smok to bestia wielce żarłoczna - wyjaśnił Skuba - i tylko własna żarłoczność może go zgubić. Umyśliłem więc sobie, że skórę barana albo wołu trzeba zdobyć, siarką i smołą ją napełnić, na powrót zaszyć, tak by żywe zwierzę przypominała, i pod smoczą jamę podrzucić. Smok się złakomi, barana albo wołu połknie, a wtedy żywy ogień zacznie mu trzewia palić.

             Zdumiała Kraka mądrość i przebiegłość szewca, pochwalił pomysł i polecił wnet do dzieła przystąpić.

            Zabrał się przeto Skuba do pracy. Postarał się o baranią skórę, siarką i smołą ją wypełnił i pod smoczą jamę zaniósł. Rankiem wygłodniały smok z jamy wypełzł, smakowitego barana ujrzał i rzucił się n niego, żarłocznie połknął.

            Niedługo jednak cieszył się sytością, bo oto ogień straszny począł mu wnętrzności trawić. Aby ten żar wewnętrzny ugasić, podczołgał się smok na brzeg Wisły i zachłannie zaczął pić wiślaną wodę. Pił i pęczniał coraz bardziej, ogromniał, aż wreszcie pękł z wielkim hukiem, uwalniając Kraków od strachu.

            Radość wielka zapanowała na wieść o tym zdarzeniu. Krak zaś ucztę wystawną z tej okazji wydał, mięsa i miodu nikomu nie żałował, a Skuba szewcem osobistym mianował.

            Do dziś po smoku pozostała tylko ta opowieść i Smocza Jama na Wawelskim Wzgórzu.

0x08 graphic
 Baśnie Francuskie

Mały czerwony kogucik

Pewnego dnia kiedy kogucik drapał ziemię znalazł ziarno kukurydzy.

„To ziarnko musi być zasiane” powiedział kogucik „Kto je zasieje?”

„Ja nie” powiedziała kaczka.

„Ja nie” powiedział kot.

„Ja nie” powiedział pies.

„Cóż ... ja to zrobię”-  powiedział kogucik.

Kukurydza szybko stała się złota.

„Ta kukurydza jest dojrzała”-  powiedział kogucik. „Kto ją zetnie?”

„Ja nie” powiedziała kaczka.

„Ja nie” powiedział kot.

„Ja nie” powiedział pies.

„Cóż ... ja to zrobię”, powiedział kogucik.

Kiedy kukurydza została ścięta kogucik  powiedział: „Kto chce wymłócić kukurydzę?”

„Ja nie” powiedziała kaczka.

„Ja nie” powiedział kot.

„Ja nie” powiedział pies.

„Cóż ... ja to zrobię”-  powiedział kogucik.

Kiedy kukurydza została wymłócona, kogucik  powiedział: „ Kto zabierze kukurydzę do młyna?”

„Ja nie” powiedziała kaczka.

„Ja nie” powiedział kot.

„Ja nie” powiedział pies.

„Więc ja to zrobię” -  powiedział kogucik.

I zabrał ją kogucik do młyna i zmielił ją tam na mąkę. A potem powiedział:

„Kto zrobi z niej chleb?”

Ja nie” powiedziała kaczka.

„Ja nie” powiedział kot.

„Ja nie” powiedział pies.

„Cóż ...  ja to zrobię” -  powiedział kogucik.

Kogucik zarobił chleb i go upiekł. A potem zapytał: „Kto chce zjeść ten chleb?”

„Ja, ja” powiedziała kaczka.

„Ja też chcę” powiedział kot.

„Ja też chcę” powiedział pies.

„Cóż...” powiedział kogucik „ Ja też chcę”. I oto co zrobił : zjadł chleb.
 

Kot mysz

Kot i mysz bawili się w owczarni. Kot odciął myszce ogonek.

„Proszę, kotku, oddaj mi ogonek!”

„Nie”-  powiedział kot- „najpierw idź i poproś krowę, żeby mi dała trochę mleka.”

Myszka podskoczyła trzy razy i pobiegła do krowy.

„Proszę, daj mi trochę mleka, żeby kot był zadowolony i oddał mi z powrotem mój ogonek.”

„Nie” -  powiedziała krowa - „ najpierw idź i poproś rolnika, żeby dał mi trochę siana.”

Myszka podskoczyła trzy razy i pobiegła do rolnika.

„Proszę, rolniku, daj mi trochę siana, żeby krowa dała mi trochę mleka, żeby kot był zadowolony i oddał mi z powrotem mój ogonek.”

„Nie” - powiedział rolnik - „najpierw idź i poproś rzeźnika, żeby dał mi trochę mięsa.”

Myszka podskoczyła trzy razy i pobiegła do rzeźnika.

„Proszę, rzeźniku, daj mi trochę mięsa, żeby rolnik dał mi trochę siana, żeby krowa dała mi trochę mleka, żeby kot był zadowolony i oddał mi z powrotem mój ogonek.”

„Nie” - powiedział rzeźnik- „najpierw idź i poproś piekarza, aby dał mi chleba.”

Myszka podskoczyła trzy razy i pobiegła do piekarza.

„Proszę, piekarzu, daj mi chleba, żeby rolnik dał mi  trochę siana, żeby krowa dała mi trochę mleka, żeby kot był zadowolony i oddał mi z powrotem mój ogonek.”

„Dobrze” - powiedział piekarz- „dam ci ciasto. Ale jeśli ukradniesz mi jedzenie, odetnę ci głowę.”

Piekarz dał jej chleb, więc ona dała go rzeźnikowi a ten dał jej mięso, więc ona dała je rolnikowi, a ten dał jej siana, więc ona dała je krowie, a ta dała jej mleka, które myszka podała kotu. Kot czując się szczęśliwy, oddał myszce jej ogonek.
 

Lis i gęsi.

Pewnego razu lis wbiegł prosto w stado tłustych pulchnych gęsi, które pasły się na polu. Lis wybuchnął śmiechem i powiedział:

- Nie mógłbym przybyć w lepszym momencie! Można by pomyśleć, że mnie wołałyście, moje kochane, kiedy was tu wszystkie widzę takie delikatne, czekające na to, by was schrupać jedna po drugiej!

Całe stado gęsi zagęgało ze strachu z podniesionymi głowami, a był to prawdziwy chór lamentu i prośby o ocalenie  życia. Ale lis nie czuł żalu w związku z taką błahostką.

-         Nie ma sensu błagać o litość - powiedział do nich- ponieważ wszystkie umrzecie!

W końcu jedna gęś zebrała się na odwagę i powiedziała mu:

-  Skoro wszystkie musimy umrzeć w kwiecie wieku - biedne my gęsi! westchnęła- będziesz musiał zgodzić się na to, czego nikomu nie można odmów  i pozwolisz nam zmówić nasze modlitwy, abyśmy nie umarły jako grzesznice. Potem poustawiamy się w szeregu i będziesz miał czas, kiedy my będziemy przechodzić przed tobą, na to żeby wybrać najpulchniejszą i najlepszą według ciebie - aż do ostatniej z nas.

- Tak - przyznał  rację lis- jest to rozsądna prośba i godna poszanowania intencja. Możecie zmówić swoje modlitwy. Poczekam.

Najpierw zaczęła jedna swoje gę-gę-gę, a potem jeszcze dłuższą, nieskończoną litanię, i gę-gę-gę, gę-gę-gę tak długo i nieskończeni, że druga gęś nie czekała na koniec i też się zaczęła modlić. Zaczęła swoją litanię gę-gę-gę; potem, bez czekania na swoją kolej, trzecia zaczęła, potem czwarta, aż w końcu wszystkie  gę-gę-gę. Wszystkie gęsi w stadzie modliły się i gdakały swoją gęsią litanię.

 

( I jak tylko skończą, powiemy wam jaki jest koniec tej historii. Jednakże w tej chwili one nadal się modlą.)

Opowieść o trzech życzeniach.

Dawno temu był sobie człowiek, który nie był zbyt bogaty. Ożenił się z piękną kobietą. Pewnego zimowego wieczoru, kiedy siedzieli przed kominkiem rozmawiali o radości swoich sąsiadów, którzy byli bogatsi od nich.

„Och, gdym mogła mieć wszystko, co bym sobie zażyczyła” - powiedziała żona -„Byłabym bardziej szczęśliwa niż oni wszyscy.”

 „Ja też” - powiedział mąż - „Chciałbym żyć w czasach wróżek i spotkać jakąś miłą, która dałaby mi wszystko czego bym sobie zażyczył.”

W tym samym czasie zobaczyli w pokoju piękną kobietę, która powiedziała:

„Jestem wróżką. Obiecuję, że spełnię twoje trzy życzenia. Ale uważaj - jak tylko spełnię twoje trzy życzenia, nic więcej już ci nie dam.”

Wróżka zniknęła, a mąż z żoną byli zawstydzeni.

 „Gdybym ja była panią tych życzeń”  - powiedziała żona - „wiedziałabym, co sobie życzyć. Nie jest to jeszcze życzenie, ale wydaje mi się, że nie ma nic lepszego jak być piękną, bogatą i wartościową.”

„Ale” -odpowiedział mąż- „mając to wszystko możesz być chora, smutna albo umrzeć młodo. Byłoby mądrzej zażyczyć sobie zdrowia, radości i długiego życia.”

„A jaki jest sens długo żyć, jeśli jesteś biedny?” - powiedziała żona - „Będziesz tylko nieszczęśliwym przez dłuższy czas. Właściwie to wróżka powinna nam zagwarantować tuzin  prezentów, ponieważ jest przynajmniej tuzin rzeczy, których potrzebuję.”

„To prawda” - powiedział mąż - „ale nie śpieszmy się, do jutra pomyślimy o trzech rzeczach, które  są nam potrzebne  najbardziej i wtedy o nie poprosimy.”

„Mogę myśleć o tym całą noc” - powiedziała żona - „tymczasem chodźmy się rozgrzać, bo jest zimno.”

W międzyczasie żona wzięła szczypce, roznieciła ogień i zobaczyła jak żarzą się węgielki. Wtedy bez zastanowienia powiedziała:

„Mamy taki ładny ogień, chciałabym mieć misę pełną kaszanki, wtedy moglibyśmy  ją z łatwością przygotować.”

Jeszcze nie skończyła tych słów, kiedy w kominie pojawiła się kaszanka.

„Utrapienie z  łakomą na kaszankę kobietą” - powiedział mąż - Nie było to dobre życzenie,  mamy już tylko dwa życzenia. Jestem tak wściekły, że chciałbym żebyś ją miała na nosie.”

W tym samym momencie mężczyzna zrozumiał, że był jeszcze bardziej szalony od swojej żony. W tej samej sekundzie życzenie się spełniło i kaszanka wskoczyła na nos biednej kobiety. Nie udało jej się jej zetrzeć z nosa.

„Jestem taka nieszczęśliwa” - krzyczała żona - „jesteś złym człowiekiem, bo życzyłeś sobie żebym miała kaszankę na nosie.”

„Przyrzekam ci, moja droga żono, że nie zrobiłem tego celowo”- odpowiedział mąż - „ale co my teraz poczniemy? Zamierzam sobie życzyć ogromnego bogactwa i zrobię sobie złotą walizkę, do której schowam tę kaszankę.”

„Uważaj” -powiedziała kobieta - „Zabiłabym się, gdybym miała żyć z tą kaszanką na nosie. Uwierz mi, mamy jeszcze jedno życzenie, zostaw to mnie albo skoczę z okna.” A kiedy wypowiadała te słowa i otworzyła okno, jej mąż, który ją bardzo kochał, błagał ją:

„Nie rób tego, moja droga żono, daję ci pozwolenie na życzenie sobie czego tylko chcesz.”

„Więc” - powiedziała kobieta - „życzę sobie żeby ta kaszanka zeszła mi z nosa.”

W tym momencie kaszanka zniknęła, a kobieta, która była bystra powiedziała do męża:

 „Wróżka sobie z nas zadrwiła i miała rację. Może bylibyśmy bardziej nieszczęśliwi z bogactwem niż z tym, co mamy  dzisiaj. Uwierz mi, drogi mężu, nie powinniśmy sobie życzyć niczego innego i powinniśmy  przyjąć wszystko to, co daje nam Bóg. A tymczasem chodźmy jeść naszą kaszankę, ponieważ jest to jedyna rzecz, jaka nam pozostała z naszych życzeń.”

Mąż pomyślał, że żona miała rację, więc jedli szczęśliwi nie martwiąc się o rzeczy, których chcieliby sobie życzyć.

Biała kapusta

Dawno, dawno temu w małej miejscowości koło Corrèze stara kobieta zobaczyła pośrodku swojego pola dużą kapustę. Zaskoczona jej obecnością, wielkością i kolorem podeszła bliżej, wyrwała ją i wzięła do domu. Położyła ją na kuchennym stole, powąchała, pocięła i zaczęła ją badać.

Niedługo po tym zaczęła uprawiać ten gatunek białej kapusty. Szybko zasłynęła w całej okolicy a nawet jeszcze dalej  z uprawy  tak osobliwych i nieskazitelnych warzyw. Kobieta otwarła  gospodę, gdzie serwowała przepyszne posiłki z białej kapusty. Mówiono, że nawet król, bez wcześniejszej zapowiedzi o swojej wizycie, osobiście tam przyszedł, aby skosztować dań. I po tym jak je skosztował, powiedział kobiecie kim tak naprawdę jest i poprosił staruszkę, aby została kucharką królewską.

            Kobieta odmówiła. Została w swojej małej gospodzie, starając się jak tylko mogła. Ale w głębi  serca  była nieszczęśliwa, ponieważ  marzyła, aby wyhodować czerwoną kapustę. (Można pytać dlaczego ... Nie wiadomo, przecież było to marzenie do spełnienia.)

Tysiące razy próbowała. Tysiąca sztuczek próbowała, ale na próżno. Jej kapusty były nadal białe.

W nocy po mszy, pełna zniechęcenia, modliła się do Pana i obiecywała jedynemu stworzeniu, które znało jej zmartwienie - swojemu kotu, że zrobi wszystko, aby wyhodować czerwoną kapustę.

Przez długi czas próbowała i mocno się wysilała. W końcu straciła siłę, a jej rozpacz wzrosła. Jej kot umarł. Została sama, zrozpaczona i z uczuciem, że cień śmierci powolutku się do niej zbliża.

Pewnego ranka wyszła, aby pozbierać z pola kapustę, mocno wtedy padało, kapusta była ciężka a kobieta zmęczona i nadal nie wiedziała jak dotrzymać swojej obietnicy. Myślała, że nigdy jej się nie uda, jej obolałe ręce niosły kapustę w torbie a ona sama płakała.

W tym momencie spotkała biskupa. Ten dobry człowiek, kiedy zobaczył tę biedną kobietę, zlitował się i zaoferował swoją pomoc. Poprosił ją o torbę, którą chciał zanieść do jej domu. Kobieta się zgodziła.

Kiedy biskup wychodził z gospody, pobłogosławił staruszkę, okoliczne pola a także torbę, w której była kapusta.

Kobieta była zaskoczona kiedy otwarła torbę - kapusta była czerwona, naprawdę czerwona, a nawet wręcz fioletowa. Poruszona, zebrawszy wszystkie swoje siły, pobiegła na pole, gdzie zobaczyła że wszystkie jej kapusty są czerwone.

Uklękła i podziękowała Bogu. Podniosła głowę i zauważyła na niebie swojego kota, który się uśmiechnął i powiedział: „Spełniłaś swoją obietnicę,  teraz możesz do mnie dołączyć...”

0x08 graphic
 Baśnie Włoskie

Kot, który szukał męża.

Kiedyś żyła sobie kotka, która zdecydowała się wybrać dla siebie męża. Wychyliła się z okna swojego domu i zaczęła czesać swoje futerko, żeby być piękną.

Okno wychodziło na ulicę, tak więc każdy kto przechodził obok domu witał się i zamieniał kilka słów z kotką.  

Pierwszy przechodził wół

„Co robisz, droga kotko?” zapytało zwierzę.

„Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż”  odparła kotka.

„Dlaczego nie poślubisz mnie?” zapytał wół.

Na co kot: „Pozwól mi posłuchać twojego głosu.”

„Muuu, muuu” zaryczał wół.

„Proszę, nie rób mi tego” -mówi kotka-„ przez twój głos umarłabym ze strachu”

Krótko po tym przechodził obok koń i zapytał:

„Co robisz droga kotko?”.

„Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż” odparła kotka.

„Dlaczego nie poślubisz mnie?” zaoferował się koń.

„Pozwól mi posłuchać twojego głosu” odpowiedziała kotka.

„Ihaha, ihaha” zarżał koń.

„Masz okropny głos, który przestraszyłby mnie w nocy na śmierć. Proszę, nie rób mi tego.” Poprosiła kotka.

Świnia przechodziła obok i zapytała:

„Co robisz droga kotko?”.            

„Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż”- taka była odpowiedź.

Na co ta powiedziała: „Dlaczego nie poślubisz mnie?”.

Na co kotka: „Pozwól mi posłuchać twojego głosu”.

„Chrum, chrum” zachrumkała świnia.

„Masz okropny głos, który przestraszyłby mnie w nocy na śmierć. Proszę, nie rób mi tego.” Powiedziała kotka.

Pies przechodził obok domku i zapytał o to samo:

„Co robisz droga kotko?”.

Na co usłyszał odpowiedź taką jak inne zwierzęta: „Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż”

„Dlaczego nie poślubisz mnie?” zapytał pies.

Na co kotka odparła: „Pozwól mi posłuchać twojego głosu”, pies zaczął szczekać: „Hau, hau, hau”.

„Masz okropny głos, który przestraszyłby mnie w nocy na śmierć. Proszę, nie rób mi tego” odparła kotka.

Kogut przechodził obok i zapytał:

„Co robisz droga kotko?”.

Na co kotka: „Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż”

Na co kogut zapytał: „Dlaczego nie poślubisz mnie?”. „Pozwól mi posłuchać twojego głosu.” Powiedziała kotka.

„Ku-ku-ry-ku, ku-ku-ry-ku” zapiał kogut.

„Masz okropny głos, który przestraszyłby mnie w nocy. Proszę nie rób mi tego.” Odparła kotka.

Następnie kozioł przechodził obok domku kotki i zapytał:

„Co robisz droga kotko?”. „Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż” odparła kotka. „Dlaczego nie poślubisz mnie?”. Zaproponował kozioł. „Pozwól mi posłuchać twojego głosu.” Powiedziała kotka.

„Beee, beee” zameczał kozioł.

„Masz okropny głos, który przestraszyłby mnie w nocy. Proszę nie rób mi tego”. Odparła kotka.

Także mysz przechodziła obok domku kotki:

„Co robisz droga kotko?”. Zapytała mysz kotki. „Czeszę się, ponieważ jutro wychodzę za mąż”. Odparła kotka.

„Dlaczego nie poślubisz mnie?”. Zapytała kotki. Na co ta: „Pozwól mi posłuchać twojego głosu”.

„Piiii, piiii” zapiszczała mysz. „Masz piękny głos, który nie przestraszyłby mnie w nocy. Proszę, powiedz coś jeszcze”- wykrzyknęła zadowolona kotka.

Następnie szybciutko wskoczyła na mysz i ją zjadła.

Zając i żaba

Pewnego razu dwa zwierzęta chciały pokazać sobie nawzajem, które z nich potrafi biegać szybciej. Jedno miało długie nogi a drugie krótkie. Jedno było zającem, który  potrafił szybko biegać po polach, zwłaszcza kiedy musi unikać myśliwych; drugie natomiast było  żabą, która nie potrafiła tak szybko biegać, ale potrafiła dobrze skakać. Oba zwierzęta postanowiły się założyć: urządzą zawody rozstrzygające, które z nich jest szybsze. Na wprost nich było wzgórze i to zwierzę, które dobiegnie jako pierwsze do dębu, wygra wyścig. Postanowili zacząć bieg od dwóch kasztanowców. Żaba skakała, ale zając biegł bardzo szybko i prześcignął ją. Zając przybył na polanę, gdzie była zielona trawa i czysty strumyk,  więc postanowił się tam zatrzymać. Powiedział:

- Nie widzę żaby, jest bardzo daleko! Mogę się przespać.

I tak też zrobił.  Po długim odpoczynku zając natychmiast zaczął biec pewien swego zwycięstwa. Ale biedny zając nie wiedział, że żaba dogadała się z inną żabą, swoją krewną, która wyglądała tak samo. Jedna z nich była na starcie, kiedy ta druga czekała na mecie. W ten sposób żaba bez ruszania się miała wygrać zabawę. Kiedy zając dotarł do celu podróży, zobaczył, że żaba już tam była. Zając był bardzo zaskoczony i nie mógł tego pojąć. Tak więc spytał żabę: „Jak to zrobiłaś?”.

- Hop, hop, hop - odpowiedziała żaba - Przybyłam tutaj, skacząc.

„To moja wina - pomyślał zając - Nie powinienem był spać w lesie”. I bez odrobiny niechęci, będąc przekonany o tym, że jest szybszy od żaby, powiedział do niej:

- A co ty powiesz na jeszcze jedną konkurencję? Ale tym razem zaczniemy z tego miejsca do miejsca, w którym zaczęliśmy? 

Żaba się nie denerwowała i przyjęła zakład. Ruszyli ponownie. Zając pomyślał: „Teraz się nie będę zatrzymywał i nie będę spał”. Tak więc biegł tak szybko jak tylko potrafił. Ale także i tym razem, kiedy dotarł do celu, które było startem pierwszego wyścigu, zobaczył ponownie żabę na mecie. Nie wiedział co myśleć; został pokonany po raz drugi. Nie potrafił tego wyjaśnić. To było niemożliwe, żeby żaba mogła go pokonać. Podejrzewał jakiś podstęp, popatrzył uważnie na swojego rywala i zrozumiał podstęp, wtedy powiedział:

- Oszukałaś mnie, myślę, że nie biegłaś bo nie jesteś zmęczona!

Marzomauriello

W pewnym mieście, wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi. Każdy z jego mieszkańców, kiedy się urodził, dostawał woreczek z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie, że im więcej rozdawało się go innym, tym więcej przybywało. Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali się Ciepłym i Puchatym, wiedząc że go nie zabraknie.

Matki dawały Cieple i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu. Mężowie i żony wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem. Sąsiedzi rozdawali na ulicy i w sklepie, znajomi przy każdym spotkaniu. Jak już mówiłam, nikt tam nie chorował i nie umierał, szczęście i radość mieszkały we wszystkich rodzinach.

Pewnego dnia do miasta wprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać. Poszła do pewnej młodej kobiety i w najgłębszej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio swoim Ciepłym i Puchatym, bo się skończy i żeby uprzedziła o tym swoich bliskich. Kobieta schowała swój woreczek głęboko na dno szafy i do tego samego namówiła męża i dzieci.

Stopniowo wiadomość rozeszła się po całym mieście, ludzie poukrywali Cieple i Puchate, gdzie kto mógł. Wkrótce zaczęły się szerzyć choroby i nieszczęścia, coraz więcej ludzi umierało. Czarownica z początku cieszyła się bardzo: drzwi w jej domu nie zamykały się. Lecz wkrótce wyszło na jaw, że jej specyfiki nie pomagają i ludzie przychodzili coraz rzadziej. Zaczęła wiec sprzedawać Zimne i Kolczaste, co trochę pomogło, bo przecież był to - wprawdzie nie najlepszy - ale jednak jakiś kontakt. Ludzie już nie umierali tak szybko, jednak ich życie toczyło się wśród chorób i nieszczęść.

Byłoby tak może do dziś, gdyby do miasta nie przyjechała pewna kobieta, która nie znała argumentów czarownicy. Zgodnie ze swoimi zwyczajami zaczęła całymi garściami obdzielać Ciepłym i Puchatym dzieci i sąsiadów. Z początku ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli brać - bali się, że będą musieli oddawać. Ale kto by tam upilnował dzieci! Brały, cieszyły się i wkrótce jedno po drugim powyciągały swoje woreczki i znów jak dawniej zaczęły rozdawać.

Cricchhe, Crocche i Manecancine.

Dawno, dawno temu było sobie trzech złodziei Cricche, Crocche i Manecancine, którzy  założyli się o to, który z nich jest najbystrzejszy. Zaczęli chodzić po okolicy. Cricche zobaczył srokę na drzewie i powiedział: „Popatrzcie, zamierzam ukraść tej sroce jajka tak, że ona tego nie zauważy”. „Chcemy to zobaczyć”. 

Cricche wspiął się na drzewo, żeby ukraść jajka, ale kiedy je zabierał, Crocche odciął  Cricche obcasy i włożył do kapelusza. Ale kiedy Cricche ukrywał jajka, Manecancine ukradł i ukrył obcasy. Cricche zszedł I powiedział: „Jestem najsprytniejszym złodziejem, ponieważ ukradłem jajka”. Drugi złodziej odpowiedział: „Jestem najsprytniejszym złodziejem, ponieważ odciąłem ci obcasy” powiedział to, biorąc kapelusz w ręce, aby je pokazać, ale ich tam nie było. Trzeci złodziej powiedział: „Jestem najsprytniejszym złodziejem, ponieważ ukradłem twoje obcasy. Tak wiec odchodzę, ponieważ nie jesteście dla mnie wyzwaniem”. Powiedział to i  odszedł samotnie. Kradł wiele rzeczy. W końcu przybył do miasta, ożenił się i otwarł sklep z serami i oliwą. Pewnego dnia dwójka jego starych znajomych złodziei przyjechała do tego samego miasta i zobaczyli sklep Manecancine. Jeden powiedział do drugiego: „Wejdźmy i ukradnijmy coś”.

Weszli do sklepu i zapytali:

 „ Proszę pani, czy możemy coś zamówić?”

„Tak, oczywiście. Co sobie życzycie?”

„ Prosimy kawałek sera”

Kiedy sprzedawczyni cięła kawałek sera, dwóch mężczyzn rozglądało się w celu ukradzenia czegoś  i  spostrzegli dwie połówki świni. Mężczyźni zdecydowali się ukraść je w nocy. Kobieta przejrzała ich plan i o wszystkim powiedziała mężowi. Manecancine powiedział: „Tymi dwoma klientami byli Cricche i Crocche. Oni chcą świnię. Cóż. Już  ja sprawię, że będą uczciwi”. Ukrył świnię w piecu i poszedł do łóżka. W nocy złodzieje przyszli ukraść świnię ale jej nie znaleźli; szukali wszędzie  ale niczego nie znaleźli. Jeden z nich podszedł cichutko do łóżka, gdzie spała żona  Manecancine i powiedział: „Nie mogę znaleźć świni. Gdzie ona jest?” Ta, myśląc, że jest on jej mężem natychmiast odpowiedziała: „ Śpij! Nie pamiętasz, że dałeś ją do pieca?” i poszła spać. Cricche i Crocche wzięli świnię i poszli. Cricche przerzucił sobie świnię przez ramię i zobaczył, że w ogrodzie Manecancine są warzywa. Więc powiedział do Crocche: „Idź do ogrodu, zbierz trochę warzyw, a kiedy wrócimy do domu, zjemy sobie po kawałku mięsa”. Cricche poszedł a Crocche zaczął iść. W tym samym czasie Manecancine się obudził. Zajrzał do pieca, ale nie znalazł tam świni, a na dodatek warzywa w ogrodzie zniknęły. Tak więc powiedział: „Cricche i Crocche ukradli świnię i warzywa. Już  ja sprawię, że będą uczciwi”. Zebrał pęczek warzyw, założył je na ramię i pobiegł. Dołączył do Cricche, który miał na ramieniu świnię i bez słowa wskazał na świnię. Cricche myśląc że to Crocche wziął pęk warzyw i oddał mu świnię. Manecancine powrócił do domu ze świnią. Cricche powrócił do domu z warzywami.

„Gdzie świnia?” zapytał Crocche.

„Ty ją masz”.

„Ja nic nie mam”.

„ Ty ją wziąłeś na drodze”.

 „Ty mi kazałeś zbierać warzywa”.

Więc Cricche powiedział mu wszystko. Wiedzieli, że Manecancine wziął świnię i że był on lepszym złodziejem od nich.

Wróżka Rosina.

Dawno, dawno temu królowi i królowej urodziła się piękna córka. Królowa umarła,a król ożenił się z brzydką kobietą. Narodziła się kolejna dziewczynka, która była brzydsza od jej matki. Macocha kochała brzydką dziewczynkę, a nienawidziła ładnej. Pewnego dnia macocha kazała ładnej córce nabrać wody. Poszła ona do fontanny. Kiedy nabierała wody wróżka, zapytała jej:

- Czy pozwolisz mi się napić?

            Po tym jak wróżka się napiła, powiedziała do dziewczyny:

-         Kiedy będziesz mówiła, z twoich ust będą wychodziły diamenty i złoto.

            Dziewczę wzięło naczynie i poszło do domu. A kiedy zaczęła mówić, złoto i diamenty zaczęły wysypywać się z jej ust. Powiedziała co się wydarzyło, tak więc macocha wysłała swoją brzydką córkę, aby nabrała wody z fontanny. Kiedy córka macochy nabierała wodę, wróżka zapytała jej: -

- Czy pozwolisz mi się napić?

- Nie, nie pozwolę. Jeśli chce Ci się pić, napij się z fontanny.

            Wróżka powiedziała:

- Kiedy będziesz mówiła, jaszczurki i węże będą wychodziły z twoich ust.

 Dziewczyna powróciła do domu z płaczem a kiedy zaczęła mówić jaszczurki i węże wychodziły z jej ust. Macocha zbiła ładną córkę. Dziewczę uciekło na pustynię. Po długim spacerze dotarła do bramy przez którą przeszła. Zły potwór-ludożerca zabrał ją do pokoju, w którym bawiło się wiele dziewczynek i chłopców. W nocy pojawiła się wróżka i powiedziała: -- Jutro matka -ludożerka będzie chciała was zjeść.

 Dziewczyna zaczęła płakać i wróżka powiedziała: 

- Weź ten pierścień, a kiedy przyjdzie ludożerka, zawołaj „Pierścieniu, pomóż mi”.

Dziewczynka była bardzo posłuszna, tak więc dzieci nie zostały zjedzone. Ludożerka postawiła na straży wilczycę i dała jej pierścień mówiąc:

- Kiedy zobaczysz ładną dziewczynę zamień się z nią pierścieniem.

 Ale piękna  dziewczyna nie chciała się zamienić. Pewnej nocy wróżka pojawiła się ponownie, dała dziewczynie inny pierścień i powiedziała:

- Kiedy wilczyca będzie chciała pierścień, daj jej ten.

 Pierścień był zaczarowany i wszyscy chłopcy zmienili się w wilki, które później zostały na powrót zamienione w ludzi. Ludożerka pożarła wilczycę i umarła. Wszystkie dzieci stały się wolne i powróciły do domów z wyjątkiem pięknej dziewczyny, która bała się swojej macochy. Tak więc często stała na balkonie i śpiewała. Pewnego razu usłyszał ją książę, zakochał się i ożenił  z nią.

0x08 graphic
 Baśnie Litewskie

Torba podstępów

Pewnego dnia szedł sobie kot przez las  i spotkał lisa. Wiedząc, że lis jest spryciarzem kot zaczął rozmowę:

-         Cześć drogi lisie. Jak się masz?

  List dumnie popatrzył na kota i odpowiedział:

-         Ty paskudo. Jak śmiesz mnie pytać o to jak się mam. Taki brudas chce się ze mną przyjaźnić? Wydajesz mi się prawdziwym głuptasem.

-         Może nie jestem tak inteligentny- odpowiedział uprzejmie kot - ale wiem jedną rzecz.

-         Co takiego? - zainteresował się lis.

-         Kiedy ścigają mnie psy, potrafię im  uciec,  wspinając się  na drzewo.

-         Tylko tyle?- pogardliwie zaśmiał się lis - Ja na przykład wiem setkę innych rzeczy, a poza tym mam torbę podstępów. Chodź ze mną, a  nauczę cię jak unikać psów.

            W tym samym czasie pojawił się myśliwy z czterema psami. Kot natychmiast wspiął się na drzewo i ukrył pomiędzy liśćmi.

-         Mój drogi, rozwiąż torbę podstępów! - krzyczał kot.

Ale list był już schwytany przez psy.

do góry

Czy to już czas na jedzenie

Pewnego razu wilk spotkał w lesie człowieka  i powiedział:

-         Daj mi trochę chleba, proszę!

Człowiek dał mu odrobinkę. Wilk zjadł, oblizał się, ponieważ chleb był smaczny- i powiedział           do człowieka:

-         Chciałbym zawsze jeść taki pyszny chleb. Co powinienem zrobić? Naucz mnie proszę!

-         Więc - zgodził się człowiek i zaczął uczyć wilka- Na początek trzeba zaorać pole ...

-         Po tym mogę już jeść?

-         Nie, jeszcze nie. Musimy zasiać żyto.

-         A czy po tym jest czas na jedzenie?

-         Nie, jeszcze nie. Musimy poczekać aż nasiona wykiełkują.

-         A kiedy wykiełkują, to czy wtedy będę mógł już jeść?

-         Nie, jeszcze nie. Trzeba je wtedy ściąć.

-         A po tym czy będę mógł jeść?

-         Nie, jeszcze nie. Trzeba wtedy wymłócić żyto.

-         A czy po tym jest już czas na jedzenie?

-         Nie, jeszcze nie. Trzeba upiec chleb.

-         Czy można go już jeść?

-         Tak, już możesz.

Wilk przez chwilę pomyślał i powiedział:

     - Lepiej będzie jak nie będę piekł chleba, za długo trzeba czekać. Potrafiłem żyć bez chleba wcześniej, będę żył bez niego i w przyszłości.

Tytuł szlachecki wilka

Był sobie wilk, który się chwalił się swoim rycerskim pochodzeniem i twierdził, że żadne ze zwierząt nie jest mu  równe. Najgorszy w całej sprawie był fakt, że nie miał gdzie zostawić swoich dokumentów dotyczących jego pochodzenia na czas wędrówek po lesie. Więc zdecydował się zostawić te dokumenty pod opieką  psa.

-         Ale bądź bardzo ostrożny albo będziesz miał poważne kłopoty - powiedział psu. 

Jednakże pies także był bardzo zajęty. Zaniósł więc dokumenty do kotki, która nie dbała  o wilka i jego papiery. Kotka położyła dokumenty na piecu i zupełnie o nich zapomniała. Papier szybko się zatłuścił i został znaleziony przez myszy. Myszy poszarpały dokumenty na małe kawałeczki.

Po jakimś czasie wilk przypomniał sobie o dokumentach, poszedł do psa i poprosił o ich zwrot. Pies pobiegł o kotki i poprosił o dokumenty wilka. Przerażona kotka wskoczyła na piec. Dobry Boże! Myszy już kończyły zjadanie skrawków dokumentów!

Wilk się wściekł się na psa, pies na kota a  kot na myszy. Ta wielka niezgoda trwa po dziś dzień. Kotka obiecała sobie, że zje mysz jak tylko ją spotka. Pies nadal jest zły na kota i zawsze go próbuje złapać jak tylko go zobaczy. Tak więc nadal się kłócą i ścigają  - w związku z dokumentami wilka.

do góry

Spadające niebo

Dawno, dawno temu żyła sobie stara kobieta, która miała kota. Pewnego dnia wybrali się razem, żeby ściąć gałęzie. Staruszka zgięła drzewko i mały listek spadł na ogonek kotka. Kotek zaczął płakać:

-         Babciu, babciu niebo spada.

-         Nie uciekaj kotku, niebo jeszcze nie spada.

Nagle jeszcze jeden listek spadł na ogonek kotka. Kotek znów zaczął płakać:

-         Babciu, babciu niebo naprawdę spada. Ja uciekam!

Kiedy tak uciekał, kotek spotkał zajączka:

-         Kochany, uciekajmy. Niebo spada!

-         Kto powiedział ci taką bzdurę?

-         Sam widziałem: spadło mi na ogonek!

Kiedy tak razem uciekali, spotkali lisa:

-         Och, kochany lisku uciekajmy, niebo spada!

-         Kto ci to powiedział , kotku?

-         Sam widziałem: spadło mi na ogonek!

Kiedy tak razem uciekali, spotkali wilka:

-         Och, wilku uciekajmy, niebo spada!

-         Kto ci to powiedział?

-         Sam widziałem: spadło mi na ogonek!

Kiedy tak razem uciekali spotkali niedźwiedzia:

-         Och, niedźwiedziu uciekajmy, niebo spada!

-         Kto ci to powiedział?

-         Sam widziałem: spadło mi na ogonek!

Wszystkie uciekające zwierzęta wbiegły do lasu, znalazły chatę i ukryły się w niej. Wszystkie były bardzo głodne, ale nie było tam nic do jedzenia. Przez jakiś czas myślały, żeby zaprosić na obiad łosia. Podjęły decyzję:

-         Ukryjmy się, a kiedy przyjdzie łoś, zaatakujemy go i zjemy.

Lis wskoczył na piec, kot na żerdź, wilk ukrył się pod piecem, a niedźwiedź w piecu. Kiedy wszyscy się ukryli, nie było nikogo, kto by zaprosił łosia.  Lis zeskoczył z pieca i pobiegł po łosia.

-         Och, kochany łosiu, przygotowaliśmy wspaniały obiad, chodźmy i zjedzmy go razem.

Po tym jak lis wrócił do chaty, wskoczył ponownie na piec. Następnie przyszedł łoś. Jak tylko otwarł drzwi, wszystkie zwierzęta zaatakowały go. Ale, lis skacząc z pieca  połamał sobie kark, kot złamał sobie nogi, zając uszkodził sobie oczy, wilk połamał sobie żebra, a niedźwiedź kręgosłup. Tylko łoś pozostał przy życiu i szczęśliwie powrócił do domu.

Człowiek, wilk i lis            

Pewnego zimowego dnia, jechał sobie z targu człowiek z koszem pełnym śledzi. Lis poczuł zapach śledzi, dogonił człowieka i zaczął go błagać:

-         Zabierz mnie ze sobą.

-         Nie mogę - powiedział człowiek - wiozę dużo ciężkich rzeczy.

-         Pozwól mi przynajmniej włożyć nogę na wóz.

-         Dobrze, włóż tę nogę.

Jakiś czas po tym lis powiedział:

-         Pozwól mi włożyć drugą nogę.

-         Dobrze, włóż ją - powiedział człowiek.

Niecałą godzinę później  lis zaczął prosić o pozwolenie na włożenie trzeciej nogi na wóz, a krótko po tym czwartej. Zatem człowiek powiedział:

-         Chcesz cały wejść na wóz, a mój koń nie uciągnie nas wszystkich.

-         Ojej, - powiedział lis - nie chcę wchodzić na twój wóz, pozwól mi tylko położyć nogi na twoim wozie, a potem pójdę już sam.

 Człowiek wysłuchał uważnie lisa i powiedział:

-         Dobrze, więc połóż wszystkie nogi i ogon na wóz.

Lis wszedł na wóz, wyrzucił ryby na drogę i wyskoczył. Następnie wyskoczył z wozu, podniósł ryby i poleciał do lasu, a kiedy jadł pojawił się wilk.

-         Dzień dobry, drogi lisie, skąd wziąłeś te ryby? 

-         Złowiłem - powiedział lis.

-         Daj mi jedną rybkę.

Lis dał mu jedną małą rybkę.

-         Daj mi więcej, kochaniutki - prosił wilk - twoje ryby są bardzo smaczne.

-         Nie mogę ponieważ ja też jestem głodny. Idź sobie złów.

-         A gdzie je złowiłeś? - zapytał wilk.

-         Pokażę ci.

Wieczorem, kiedy wszyscy ludzie poszli spać, lis i wilk poszli do wioski nad jeziorem i tam lis powiedział:

-         Jeśli chcesz złapać rybę, wsadź swój ogon do dziury w lodzie i poczekaj, aż ryba się złapie. 

     Wilk wsadził ogon do wody i czekał. Ogon zaczął mu marznąć i wtedy wilk powiedział:

      - Nie mogę już czekać, muszę wyciągnąć swój ogon z wody.

-         Cierp wilku, aż się jakaś mała rybka się pojawi.

Wilk czekał przez godzinę, ale w końcu nie wytrzymał i powiedział:

-         Nie mogę już czekać, muszę wyciągnąć swój ogon z wody.

-         Cierp wilku, aż się jakaś duża ryba się pojawi.

W czasie kiedy biedny wilk cierpiał, woda w przeręblu  zamarzła. Wtedy wilk powiedział:

-         Czy mogę już wyciągnąć mój ogon?

-         Teraz możesz - powiedział lis.

Wilk próbował wyciągnąć ogon i wtedy zrozumiał co się stało.

-         Lisie zamroziłeś mój ogon! - wył wilk.

-         Kto, złociutki, ja? Duże ryby utonęły, dlatego ty masz problem ze swoim ogonem.

Ogon wilka nadal nie dał się wyciągnąć z zamarzniętej wody, wtedy lis zaczął krzyczeć:

-         Biegnijcie ludzie, wilk chce wyłowić wszystkie ryby.

Lis krzyczał głośno i ludzie zbiegli się nad jezioro i zaczęli bić wilka czym się dało. Wilk zobaczył tłum ludzi i przerażony zaczął szybko szarpać ogon. Ogon się urwał i wilk szybko uciekł. Wilk uciekając, zaczął myśleć o zemście na lisie. Lis także uciekł, a uciekając znalazł kiełbasę, którą zjadł. Wilk poszedł za lisem tropem kiełbasy i kiedy go znalazł zapytał:

-         Dlaczego mnie oszukałeś? Straciłem mój ogon i rybę.

-         Kto, ja? - zapytał lis - musisz wiedzieć jak łowić ryby.

-         A co ty teraz zjadasz? Daj mi też kawałek.

-         Ja też jestem głodny, więc dam ci troszkę.

Lis dał odrobinkę mięsa wilkowi:

-         Smaczne - powiedział wilk.

-         Chcesz wiedzieć, co to?

-         Tak, bo bardzo dobre. Jak mogę upolować takie dobre mięsko?

-         To kiełbasa z węża. Musisz tylko nadepnąć żmiję na ogon, a ona umrze ze strachu i będziesz miał mięso na pyszną kiełbaskę.

Wilk posłuchał rady lisa. Niestety, kiedy spotkał w lesie żmiję, ona ukąsiła go  i umarł.  Co zrobił lis? Powiedział ludziom z wioski, że futro z wilka jest lepsze niż rude  lisie kłaki. 

 Nie wszyscy uwierzyli...

BAŚNIE CHIŃSKIE

Małżeństwo z boginią W latach er "Kaijuan" i "Tienpao" (672 - 755 r. n.e.), czyli w okresie przypadającym na okres dynastii Tang, w miejscu, gdzie rzeka Lo wypływa z górskich dolin na równinę, żył sobie pewien bibliofil imieniem Tsuei. Hodował on rzadkie kwiaty. W wiosenne wieczory zapach ich rozchylających się pączków był wyczuwalny już z odległości stu kroków. Każdego ranka, z konewką w ręku, Tsuei udawał się do swego sadu, żeby popatrzeć na swoje rośliny.

    Pewnego razu na drodze wiodącej z zachodu pojawiła się podróżująca konno młoda kobieta w asyście mnóstwa służebnych, młodych i starych. Kobieta ta odznaczała się niezwykłą urodą, a od jej konia nie można było oderwać oczu. Tsuei  nie zdążył się jeszcze nacieszyć ich widokiem, gdy piękna amazonka przemknęła obok niego, ale nazajutrz znów się pojawiła. Tsuei zawczasu przygotował wino i herbatę, porozstawiał wśród kwiatów czarki i puchary, rozścielił maty i rozłożył miękkie materace. Wyszedłszy dziewczynie naprzeciw, powiedział z ukłonem:
  - Od najmłodszych lat kocham drzewa i kwiaty. Ten sad wyhodowałem pracą własnych rąk. Ach, gdybyś zechciała spojrzeć nań choć kątem oka, pani! Przecież o tej porze roku kwiaty kwitną najpiękniej! Nie pierwszy raz przejeżdżasz tędy. Pomyślałem sobie, że może zmęczyłaś się jazdą i ośmieliłem się przygotować to marne wino. Proszę cię, pani, odpocznij tu trochę i skosztuj wina, na pewno cię orzeźwi.
   Lecz dziewczyna przejechała obok, nie spojrzawszy nawet na Tsuei. Jedna ze służebnych próbowała zwrócić uwagę swej pani:
    - On natrudził się i przygotował wino oraz poczęstunek, po cóż więc zasmucać go odmową?
Wtedy piękna amazonka odparła z wyrzutem:
    -Po co po próżnicy wdawać się w rozmowy z ludźmi?

    Następnego dnia Tsuei wyjechał konno naprzeciw nieznajomej. Poczekał, aż zrówna się z nim, smagnął konia i pojechał za dziewczyną. Wkrótce dotarli do jego dworu. Tsuei ukłonił się pospiesznie i ponowił swoją prośbę. Stara służebna powiedziała do swej pani:
   - Konie są bardzo zmęczone. Odpocznijmy tu na razie, nie widzę w tym nic złego.
   Wzięła konia dziewczyny za uzdę i poprowadziła go w stronę dworu. Potem zaś szepnęła do Tsuei:
   -Jeżeli będziesz, panie, prosił młodą panią o rękę, mnie weź na swatkę. Zgadzasz się, panie?
   Tsuei rozpromienił się z radości. Ukląkł i kłaniając się do samej ziemi jął prosić służebną o pomoc. Staruszka uspokoiła go:
   -Nie lękaj się, panie, na pewno wszystko się dobrze ułoży. Za piętnaście dni nadejdzie sprzyjający dzień. Ty, panie, czekaj tu i postaraj się, żeby wszystko było gotowe do ceremonii weselnej. Przygotuj też wino i zakąski. Starsza siostra  mojej pani zaniemogła i codziennie jeździmy do Loku odwiedzić ją. Teraz też musimy już odjechać. Obmyśl wszystko w spokoju, panie, a w wyznaczony dzień będziemy tu z narzeczoną.

I odjechały. Tsuei zgodnie z umową zaczął przygotowywać się do szczęśliwego wydarzenia. Minęło piętnaście dni i dziewczyna przyjechała ze swoją starszą siostrą. Siostra zachowywała się z niezwykłą godnością, mimo woli budząc szacunek. Odprowadziła piękną amazonkę do domu narzeczonego i tam ją pozostawiła.
     Matka naszego bohatera mieszkała w jego rodzinnych stronach i nic nie wiedziała o małżeństwie syna. Tsuei o niczym jej nie powiadomił i matka dowiedziała się o wszystkim od jednej  ze służebnych. Zobaczywszy synową, uznała, iż jest zbyt piękna. A w dodatku po upływie miesiąca zdarzyło się, że jakiś nieznajomy mężczyzna przyniósł młodej żonie potrawę o niezwykłym smaku i zapachu.
   Niebawem Tsuei zauważył, że matka zaczęła zachowywać się wobec niego z rezerwą i nieraz pytał ją o przyczynę niezadowolenia. Wreszcie matka wyznała mu:
   -Jesteś moim jedynym synem i miałam nadzieję, że spędzisz życie w spokoju i bez kłopotów. Ty jednak wprowadziłeś do domu niezwykle piękną żonę. Nikt nigdy nie namalował ani nie wyrzeźbił takiej piękności. Ona na pewno jest lisicą-odmieńcem i stanie się przyczyną twojej zguby. Przeczuwam, że spotka nas jakieś nieszczęście.

0x01 graphic

 Po powrocie do domu Tsuei zastał żonę we łzach. Powiedziała z płaczem:
  -Byłam ci wierną żoną, panie, i chciałam służyć ci aż do śmierci. Nigdy nie myślałam, że twoja matka uzna mnie za lisicę. Jutro rano rozstaniemy się na zawsze.
Tsuei otarł łzy. Nie mógł wykrztusić ani słowa.
Następnego dnia rano służebne przyprowadziły konia, żona Tsuei wsiadła nań i ruszyła w drogę. Uczony również pojechał konno, aby ją odprowadzić. Wkrótce dotarli do Gór Zachodnich. Wąska ścieżka zaprowadziła ich w dolinę. Przebyli ją i po jakichś dziesięciu li znaleźli się nad rwącą rzeką. Na brzegach rzeki pachniały słodko kwiaty, na drzewach rosły owoce, tak cudowne i niezwykłe, że trudno opisać je słowami. Tsuei z żoną podjechali do zdumiewająco pięknego pałacu. Na spotkanie wybiegł im tłum służebnych. Było ich co najmniej sto. Ukłoniły się i rzekły:
   -Nie możesz dalej iść, panie. Racz pozostać tutaj.
Po czym zaprowadziły dziewczynę  w głąb domu, a Tsuei pozostawiły przed bramą. Nie minęła nawet chwila, gdy jedna ze służebnych wyszła znów do uczonego i przekazała mu słowa starszej siostry:
   - Musisz odejść stąd, panie, gdyż stara pani, twoja matka, nie życzy sobie tego związku. Między wami wszystko skończone, nie możecie się już widywać. Ponieważ jednak moja siostra była twoją małżonką, panie, pozwalam ci wejść do pałacu i pożegnać się z nią.
Służebna wprowadziła uczonego do środka. Starsza długo robiła mu wyrzuty, lecz w jej głosie nie było gniewu. Zgiąwszy się w ukłonie, Tsuei słuchał pokornie.
Wreszcie siostra dziewczyny zamilkła. Wszyscy zasiedli do biesiady. Pod koniec podano wino, później zaś wezwano muzykantów i piękna melodia rozsypała się tysiącem modulacji. Kiedy muzykanci skończyli grać, starsza siostra powiedziała do młodszej:
   -Pan Tsuei musi już wracać. Co ofiarujesz mu na pamiątkę?
Dziewczyna wyjęła z rękawa małą szkatułkę z białego nefrytu i podała ją uczonemu. Tsuei przyjął dar i zaczął się żegnać. Oboje się popłakali, aż wreszcie uczony z ciężkim sercem opuścił górską siedzibę i ruszył w drogę powrotną. Minąwszy dolinę, Tsuei obejrzał się, lecz ujrzał tylko nie kończące się skupiska skał i głębokie przepaście. Góry jakby zamknęły się i ścieżka zniknęła. Tsuei, niepocieszony, wrócił do domu. Odtąd za każdym razem, gdy brał do rąk szkatułkę, jego serce napełniał głęboki smutek.

   Pewnego razu do domu uczonego zapukał mnich buddyjski z dalekich krajów, prosząc o jałmużnę. Mnich powiedział:
   -W twoje ręce, panie, dostał się niezwykle cenny przedmiot. Czy mógłbyś mi go pokazać?
Tsuei odpowiedział:
     -Jestem tylko biednym uczonym. Skąd w moim domu mogłoby wziąć się coś cennego?
Jednak przybysz nie ustępował:
   -Czyż nie spotkałeś, panie, zadziwiająco pięknej dziewczyny? I czy nie podarowała ci ona nefrytowej szkatułki? Choć jestem tylko biednym wędrowcem, wyczułem z daleka jej obecność w twoim domu, emanuje ona niebiańską siłą "tsi".
Wtedy Tsuei wyjął nefrytową szkatułkę i pokazał mnichowi. Mnich kupił ją za milion monet i jął się żegnać. Uczony zapytał?
   -Kim była ta dziewczyna?
   - Wziąłeś za żonę, panie, trzecią córką Władczyni Gór Zachodnich, bogini Si-wang-mu. Dziewczyna ma na imię
Ju-fei. Ona i jej siostra są słynnymi pięknościami w świecie bogów, a cóż dopiero mówić o świecie ludzi! Wielka szkoda, że tak krótka była twoją małżonką, panie. Gdybyś przeżył z nią choć rok, ciebie i twoją całą rodzinę obdarzono by nieśmiertelnością.

Mit o powstaniu świata

 

Bardzo dawno temu było sobie wielkie kamienne jajo. Pewnego dnia potężne jajo pękło i z jego wnętrza wyłonił się gigant, Pan Gu. Był on tak wysoki jak góra i szeroki jak morze. Poza Pan Gu nie było ani nieba ani ziemi, ponieważ wszystko było jedną całością.

 

Pan Gu z ogromnym trzaskiem rozerwał niebo i ziemię, następnie zaś utrzymywał je osobno, aż do momentu kiedy upadł i umarł z wyczerpania całej swojej potężnej siły. Z jego krwi i potu powstały rzeki, a z jego włosów powstały drzewa. Każdy fragment jego ciała stał się jakimś elementem krajobrazu, zaś jego oddech przerodził się w wiatr i chmury. W ten właśnie sposób powstał cały świat.

 

0x01 graphic

 

Tymczasem wróżka Nu Wo zjawiła się na ziemi, by się jej dokładnie przyjrzeć. Wykrzyknęła: Jak tu strasznie nudno! i z gliny rzecznej ulepiła małe figurki gliniane przypominające mężczyzn. Tchnęła w nich życie za pomocą specjalnej trzciny, dzięki czemu ludzie potrafili chodzić i mówić. Ale okazało się, że są bardzo samotni i wróżka powiedziała: Mężczyźni potrzebują towarzyszek. Stworzę więc kobiety!

 

Wróżka wzięła więcej gliny i ulepiła z niej kobiety. Po chwili stwierdziła, że stwarzanie pojedynczo każdego mężczyzny i każdej kobiety jest zbyt męczące. Rozrzucała więc dalej glinę wokół i w ten właśnie sposób stworzyła wszystkich ludzi. To dlatego mówi się, że mamy ludzi mądrych i prostych.

 

Żaba z płytkiej studni


    "
Słyszałeś kiedyś opowieść o żabie, która mieszkała w płytkiej studni?" Powiedziała żaba do żółwia, który mieszkał w wodach Wschodniego Morza. 
"Jestem bardzo szczęśliwa! Kiedy wychodzę na wierzch, skaczę sobie po krawędziach studni. Kiedy wracam, odpoczywam sobie schowana w dziurach w ścianach studni. Jeśli mam ochotę na kąpiel w wodzie, wskakuję i woda sięga mi po pachy, a moje policzki unoszą się na niej. Jeśli chodzę sobie po błocie, to brodzę w nim po kolana. Patrzę na wszystkie robaczki, kraby i inne wodne zwierzęta i żadne z nich nie może się ze mną równać. Na dodatek, jestem władczynią tej wody i to właśnie ja się nią opiekuje. Jestem pełna szczęścia. Mój drogi panie, przychodź tutaj częściej i rozgość się.

0x01 graphic

   Zanim żółw ze Wschodniego Morza zdążył postawić swoją lewą nogę w studni, jego prawe kolano utknęło na dobre. Żółw zaczął opowiadać żabie swoją opowieść o Wschodnim Morzu:
   "Nic nie jest w stanie oddać potężnej głębokości tego morza, nawet odległość tysiąca li, ani wysokość tysiąca ren. W czasach panowania króla Yu z dynastii Xia ziemię nawiedzały wielkie powodzie, ale mimo to poziom wody w morzu  wcale się nie zwiększył. W czasach króla Tang z dynastii Shang przez 7 lat trwały potężne susze, a mimo to ilość wody w morzu się nie zmieniła. Morze nie ulegało zmianie przez tak długi czas, a jego wody ani nie przybyło ani nie ubyło. To potężne szczęście żyć we Wschodnim Morzu.

   Po wysłuchaniu opowieści żółwia, żaba z płytkiej studni poczuła się bardzo źle, zdała sobie bowiem sprawę ze  swojej znikomości.

li: chińska jednostka długości odpowiadająca kilometrowi;
ren: chińska jednostka długości, odpowiadająca 21,3 metrom;

 

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bajki dla mniejszych dzieci, filologia polska i do poczytania, baśnie, bajki
A. Strindberg-Ojciec, filologia polska i do poczytania
Streszczenie utworu NiD, filologia polska i do poczytania, Dąbrowska
5) Wiersze, filologia polska i do poczytania, Słowacki
4) Wiersze, filologia polska i do poczytania, Słowacki
JĘZYKOZNAWSTWO, filologia polska i do poczytania, wohjp
archaizmy, filologia polska i do poczytania, wohjp
coś z BNki Przedwiośnie, filologia polska i do poczytania, Żeromski
20, filologia polska i do poczytania, wohjp
33, filologia polska i do poczytania, wohjp
NOCE I DNIE, filologia polska i do poczytania, Dąbrowska
CZYNNIKI SPRAWCZE ROZWOJU JĘZYKA, filologia polska i do poczytania, wohjp

więcej podobnych podstron