wiersze asnyk i konopnicka, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4


Adam Asnyk

Bolesławowi Prusowi

0x08 graphic
0x08 graphic
Niechaj pracownik nie żali się cichy, 
Gdy ziarno myśli wciąż rzucając świeże,
 
W oklaskach tłumu i błyskotkach pychy
 
za trud swój głośnej zapłaty nie bierze.
 

Rozgłos i sława przemija tak marnie
 
Jak tuman pyłu, którym wicher kręci...
 
Choć nagle cały widnokrąg ogarnie,
 
Znikając z oczu, znika i z pamięci.
 

Opada fala uwielbieniem wrząca
 
I tych, co w górę wyniosła na sobie,
 
Po krótkiej chwili znowu na dół strąca,
 
I grzebie żywcem w zapomnienia grobie.
 

Powoli nawet dźwięk imienia głuchnie -
 
Zgłuszą go nowi tłumu ulubieńce -
 
I w bezimiennym rozsypią się próchnie
 
Oznaki hołdów i laurowe wieńce.
 

Zginą od prądów chwilowych zawiśli
 
Za widmem sławy goniący sztukmistrze,
 
Lecz nie zaginie siew szlachetnych myśli
 
I nie przepadną natchnienia najczystsze.
 

Choć pracownika noc otoczy głucha,
 
Wyrosną kwiaty na cmentarnej grzędzie
 
I nieśmiertelna cząstka jego ducha
 
W sercu pokoleń późniejszych żyć będzie.
 

A nowych czasów dążenia i czyny,
 
Co nieświadomie zeń początek wiodą,
Te nie więdnące dając mu wawrzyny,
 
Będą dla niego najwyższą nagrodą!

Pokora poetów


Niezwykle pokornego spotkałem poetę.

Wśród poufnej rozmowy przyszedł mi na myśl Goethe

I mówiliśmy o nim... Wtem poeta, skromnie

Spuściwszy swoje oczy, odwraca się do mnie

I wręcz mnie zapytuje: \"Czy zgadniesz, kolego,

W czym ja jestem właściwie wyższy od Goethego?\"

Jam zdrętwiał - a on widząc, że nie zgadnę skoro,

Rzecze: \"Ja jestem wyższy od niego pokorą.\"

0x08 graphic
Wspomnienie

Ach, tam! gdzie pierwsza witała mnie zorza,

Gdzie tyle w życiu dosłyszałem gwaru,

Przez te zastygłe i umarłe morza

Wrócę tło uczuć młodzieńczych pożaru,

Po kwiat się jeden schylę nad łez wodą,

A może znajdę swoją duszę młodą;

Taka, jak była w poranku stworzenia,

Gdy biegła witać świat ten dla niej nowy

Żądzą miłości, walki i cierpienia,

W blask się jutrzenki przybrawszy różowy,

I zakochana w własnych mar odbiciu,

Zaczęła pierwszy poemat o życiu.

O poemacie młodości! któż może

Na twe wspomnienie obojętnym zostać?

I widzieć ten sen i to kwiatów łoże,

Na którym jasna spoczywała postać,

I choć na chwilę nie spłonąć rozkoszą

Wśród bliskich widzeń, które woń roznoszą?

W maju, w urocze bogatym poranki,

W kwitnącej życia chwili, z marzeń tęczy

Komuż nie spływa niebiańskiej kochanki

Widmo, co serce jak lutnię rozdźwięczy,

I paląc piersi namiętnym oddechem,

Komuż nie porwie duszy niebios echem?...

Nikły meteor, lecz toruje drogę

I nieśmiertelność pragnień w piersiach szczepi;

Więc choć na widmie postawi się nogę,

Boleść mu nowy piedestał ulepi,

Gdzie stojąc skrzy się różowym płomieniem

Do chwili, w której wszystko zajdzie cieniem.

Gdzież jest to pierwsze rozkoszne zjawisko,

Co się do piersi mej tuliło drżącej?

Ach! tak daleko już i ach, tak blisko!...

0x08 graphic

Lecz już za późno! Duszy, co się wzbija,

Motyle skrzydła unieść już nie mogą,

Chwila upojeń bezpowrotnie mija,

I dziś trza pełzać wydeptaną drogą,

O żadne loty więcej się nie kusić,

Milczeć i serce do milczenia zmusić.

Do ciebie wrócić nie chcę i nie mogę,

Bo już zaginął dawny kształt młodzieńczy;

Długą przebyłem po przepaściach drogę,

I dziś już żadna róża mnie nie wieńczy;

Wolę się ukryć przed twym wzrokiem w cieniu

I żyć młodością wieczną w twym wspomnieniu.

Miałbym odsłonić przed tobą pierś pustą,

W której wygasła siła i namiętność;

Miałbym pozwolić pocałunku ustom,

Na których usiadł chłód i obojętność?

O nie! na wieki wolę się rozłączyć,

Niż gorycz moje w twoje serce sączyć!

Tak więc odchodzę, bez żalu, bez serca.

Słowiki wspomnień do snu już się kładą,

I tylko puchacz, posępny szyderca,

Słyszeć się daje; ja twarz zwracam bladą

I przez dzielący nas przeszłości cmentarz

Rzucam pytanie: \"Czy jeszcze pamiętasz?\"

26 maj 1868

Przeminął czas

 

Przeminął czas! przeminął czas

Tęczowej cudów powieści,

Już opustoszał święty las

I czarów w sobie nie mieści.

 

0x08 graphic

Dzisiaj wyklina biedny lud,

Żelazną ściśnion obręczą.

 

Niezrozumiałym już się stał

Orężny szczęk epopei -

Dla znikczemniałych, smutnych ciał

Bez męstwa i bez nadziei.

 

*  * *

Przycichła pieśń i kona już,

Nie budząc żadnego echa...

Próżno się czepia zwiędłych róż,

Na próżno w łzach się uśmiecha.

 

Próżno na grobach w cichą noc

Skarży się smutna i blada,

Straciła dawną swoją moc,

Sercem człowieka nie włada.

 

On się już wyrzekł złotych mar,

Jasnego zaparł królestwa -

I nieśmiertelny ducha dar

W otchłanie strącił nicestwa.

 

I runął cały wielki gmach,

Wzniesiony wiarą pokoleń...

Została nędza - niemoc - strach

I ojców spróchniała goleń!

0x08 graphic
I nowe jutrznie zapali,

Najczystszy - ludzkich natchnień skarb

Na śpiewnej unosząc fali;

 

I nieśmiertelną życia treść

Dobędzie z prochu i kału,

I rzeczywistość zdoła wznieść

Za sobą - do ideału.

 

A bohaterstwo dawnych dni

Uświęci w walce ostatniej,

Gdzie miłość zmaże plamy krwi

I uścisk zwycięży bratni.

26 wrzesień 1874

Maria Konopnicka

WOLNY NAJMITA

Wąską ścieżyną, co wije się wstęgą

Między pólkami jęczmienia i żyta,

Szedł blady, nędzną odziany siermięgą,

Wolny najmita.

 

I nigdy wyraz nie był dalszym treści,

Jak w zestawieniu takim urągliwym!

Nigdy nie było tak głuchej boleści

W jestestwie żywym.

 

Rok ten był ciężki: ulewa smagała

0x08 graphic
 

Wolny, bo jego ostatni sierota,

Co z głodu opuchł na wiosnę, nie żyje...

Pies nawet stary pozostał u płota

I z cicha wyje...

 

Wolny! - Wszak może iść albo spoczywać,

Albo kląć z zgrzytem tłumionej rozpaczy,

Może oszaleć i płakać, i śpiewać -

Bóg mu przebaczy...

 

Może zastygnąć, jak szrony, od chłodu,

Bić głową w ziemię, jak czynią szaleni...

Od wschodu słońca do słońca zachodu

Nic się nie zmieni.

 

Ubogi zagon u nędznej twej chatki

I mokrą łączkę, i mszary, i wrzosy

Obsadzi urząd... podatki! podatki!

Ty idź do kosy!

 

Idź, idź! Opłatę do kasy wnieść trzeba,

Choć jedno ziarno wydadzą trzy kłosy

I choć nie zaznasz przez rok cały chleba...

Idź, idź do kosy!

 

Czegóż on stoi? Wszak wolny jak ptacy?

Chce - niechaj żyje, a chce - niech umiera!

Czy się utopi, czy chwyci się pracy,

0x08 graphic
Zapłatę swoją wziął w ciżbie ostatni

I wyszedł czoło ocierając z potu.

Po dniu spędzonym wśród maszyn łoskotu

Chciałby usłyszeć głos ludzki, głos bratni,

Myśl z odrętwienia rozbudzić w gawędzie,

Uścisnąć rękę przyjaźni życzliwą,

Poczuć w swym bycie nie martwe narzędzie,

Lecz jakieś żywe ludzkości ogniwo...

Stanął w ulicy; na rogu jaskrawy

Napis obwieszczał, że tutaj dostanie

Głośnej muzyki i hucznej zabawy,

I zapomnienia o każdej swej ranie...

U wejścia para buchnęła gorąca,

Tłum w drzwi otwarte cisnął się nawałem,

A błędny obłok skrzydłem swojem białem

Chwytał przebłyski gasnącego słońca...

Cofnął się młody robotnik sprzed progu;

Ten zmierzch wieczorny, przejrzysty, różowy

Jakieś mu dumki nawiewał do głowy

O wiośnie, ciszy, przyrodzie i Bogu...

Jakieś pytania o życiu, o świecie

Zmąconą falą o duszę mu biły...

On czuł się cząstką i ruchu, i siły,

Lecz nieświadomą i bierną jak dziecię...

Powiew żywszego, szerszego już prądu

Pchnął myśli jego na głębię od brzegu...

Lecz brakło steru i w błędnym tym biegu

Nie umiał dostrzec przystani i lądu...

Czuł, że są wyższe i czystsze uciechy

0x08 graphic

Z SZOPKĄ

 

Przed dworskim gankiem stanęło ich czworo,

Główki na mrozie odkrywszy z pokorą.

Zwyczajnie, dzieci, z maleńka już karne,

Wiedzą, że dwór jest rzecz pańska, wielmożna,

Nie to, co chaty ich, nędzne i czarne,

Gdzie ledwo śnieżnej zamieci ujść można!

Nie wiem, czy które z tych biednych usłyszy

Kiedy w swym życiu, co godnym jest części;

Nie wiem, czy przyjdzie kto, by w chaty ciszy

Zasiąść do wielkiej lat dawnych powieści;

Czy im kto powie, jak kochać potrzeba

Zagon ojczysty, co daje kęs chleba,

Jak cudze prawa szanować, jak żywem

Poczuć się w wielkim łańcuchu ogniwem,

Lecz wiem, że z dawna uczono batogiem

Odkrywać głowę przed pańskim tym progiem.

Stanęły zbite w gromadkę; nad niemi

Jaskrawa gwiazda na żerdzi wybłyska,

Ścieląc snop światła krwawego po ziemi...

Kometa drżąca, dziwna, bez nazwiska,

Co raz do roku zjawia się-i świeci

Ponad głowami bosych, chłopskich dzieci...

Drżące od zimna podniosły się glosy

I uderzyły po śnieżnej przestrzeni,

A noc słuchała, smętna, a niebiosy

Pełne się zdały iskier i płomieni,

Och! oby tylko nie wzeszedł on sądem

Klęsk ostatecznych nad morzem i lądem!

Och! oby tylko wiekowi przyszłemu

Grom pomsty twego nie powtórzył: "Czemu?!"

Wielkiemu Człowiekowi

Jesteś wielkim człowiekiem - bądź nim, gdzie należy, 
Lecz do śmiertelnych przychodź w zwyczajnej odzieży, 
Bierz za przykład Jowisza, co choć gromowładny, 
W dom śmiertelnych przychodził grzeczny i układny, 
Nie chcąc zbyt żywym blaskiem olimpijskiej chwały 
Razić biednej ludzkości wzrok niedoskonały. 
Wiec i ty, kiedy schodzisz w towarzystwo ludzi, 
Nie bierz ze sobą gromu, który postrach budzi, 
Nie przynoś orlich spojrzeń, tytanicznych postaw, 
Lecz wielkość z kaloszami w przedpokoju zostaw!

Tęsknota

Obłoki, co z ziemi wstają

I płyną w słońca blask złoty,

Ach, one mi się być zdają

Skrzydłami mojej tęsknoty.

 

Te białe skrzydła powiewne

Często nad ziemią obwisną,

Łzy po nich spływają rzewne,

Czasem i tęczą zabłysną.

 

Gwiazdy, co krążą w przestrzeniach

Po drogach nieskończoności,

Są one dla mnie w marzeniach

Oczami mojej miłości.

 

Patrzą się w ciemne odmęty

Te wielkie ruchome słońca...

I ja miłością przejęty,

Patrzę i tęsknię bez końca.

Odchodzi z wolna od wierzby płaczącej,

Co ocieniała rozmarzone głowy,

Słuchając sennej słowików rozmowy...

Wracaj, o luba! wszakże zmierzch wieczorny

Zranione serca zwykł zbliżać do siebie;

Na ustach twoich zawisnę pokorny

I całą pamięć przeszłości zagrzebię,

Jak Feniks z własnych powstanie popiołów

To opętane serce przez aniołów.

Czy pomnisz dzień ten omamień bez trwogi,

W którym miłości rzuciłaś mi słowo?

A jam ci światy chciał rzucić pod nogi

I innym życiem natchnąć je na nowo,

Bom się tak uczuł wielki, dumny, silny,

Że chciałem nawet wskrzesić świat mogilny.

Jeżeli pomnisz dzień ten i wyrazy,

Które się lały wezbranym potokiem,

Wiedz, że wciąż do tej zielonej oazy

Wybiegam sercem i myślą, i wzrokiem;

U tego źródła, co tak żywo bije,

Jak gołąb pióra obmywam i piję...

A gdy się zdrojem tych wspomnień odświeżę,

A gdy upoję miłości tej wonią,

Znowu zaczynam kochać i znów wierzę,

Że zdołam jeszcze wzlecieć w niebo po nią,

I zapominam, com cierpiał i przeżył,

Bylebym jeszcze chwilę dłużej wierzył...

I zapominam, że mi już nie wolno

Powrócić w przeszłość jasną i szczęśliwą,

Że muszę naprzód drogą iść mozolną

I snuć z swej piersi pajęcze przędziwo;

Więc na to wszystko niepomny przez chwilę,

Chcę przybrać skrzydła i barwy motyle.

Już w nim nie mieszka żaden bóg,

Faun płochy ani Driada,

Na skrzyżowaniu ciemnych dróg

Żadne już widmo nie siada.

 

Zaklęty zamek poszedł w dym,

Postrachu więcej nie szerzy...

I Meluzyna głosem swym

Nie wabi błędnych rycerzy.

 

Już czarodziejski prysnął krąg,

Serc widzeniami nie pieści -

Wyrwał się nagle z ludzkich rąk

Geniusz cudownych powieści!

 

* * *

 

Przeminął czas! przeminął czas

Rapsodów sławy i miecza,

Zmalały pieśni pośród nas,

I pierś zmalała człowiecza!

 

Wolności także zamarł śpiew -

Nie ma skrzydlatej husarii,

Co za ojczyznę lała krew,

Padając z imieniem Marii.

 

A bohaterstwa jasny cud,

Co niegdyś blasków lśnił tęczą,

* * *

Lecz błyśnie dzień! lecz błyśnie dzień,

W którym duch ludzki na nowo

Ożywi zeschły życia pień

Girlandą kwiecia różową

I z prochu, w który dziś się wpił

Na dawnych marzeń ruinie,

Zaczerpnie zapas twórczych sił

I znowu w niebo popłynie.

A ideału jasny kwiat,

Z zbutwiałych obrany liści,

Napełni znowu wonią świat,

Zakwitnie pełniej i czyściej.

I żywych natchnień złota nić

Przewiąze prawdy zdobyte -

Co nieśmiertelne, musi żyć!

Choć zmienia kształty zużyte.

* * *

A wtenczas pieśń powstanie znów,

Cudowną moc swą odświeży

I z labiryntu ciemnych snów

Na światło dzienne wybieży.

Rozpostrze tęczę rajskich farb

Srebrnym swym biczem wiosenne zasiewy

I ziemia we łzach zaledwie wydała

Słomę a plewy.

 

Z chaty, za którą zaległy podatki,

Wygnany nędzarz nie żegnał nikogo...

Tylko garść ziemi zawiązał do szmatki

I poszedł drogą.

 

W powietrzu ciche zawisły błękity,

Echo fujarki spod lasu wschód wita...

Stanął i otarł łzę połą swej świty,

Wolny najmita.

 

Wolny, bo z więzów, jakimi go przykuł

Rodzinny zagon, gdzie pot ronił krwawy,

Już go rozwiązał bezduszny artykuł

Twardej ustawy...

 

Wolny, bo nie miał dać już dzisiaj komu

Świeżego siana pokosu u żłoba;

Wolny, bo rzucić mógł dach swego domu,

Gdy się podoba...

 

Wolny, bo nic mu nie cięży na świecie -

Kosa ta chyba, co zwisła z ramienia,

I nędzny łachman sukmany na grzbiecie,

I ból istnienia...

Nikt się nie spiera...

 

I choćby garścią rwał włosy na głowie,

Nikt się, co robi, jak żyje, nie spyta...

Choćby padł trupem, nikt słówka nie powie...

- Wolny najmita!

SOBOTNI WIECZÓR

 

Od zgrzytającej zębami maszyny

Powstał znużony, z osłupiałym okiem,

W którym się palił płomyk jakiś siny,

I przeszedł izbę w milczeniu głębokiem.

O czym miał mówić? - Myśl jego, wtłoczona

Pomiędzy koła i śruby, i piły,

Była tak ciężką jak jego ramiona,

Co się bezwładnie wzdłuż ciała zwiesiły...

O czym miał mówić? Wszak świata obroty.

Jego pragnienia i walki, i ruchy

Nie dobiegają tam, gdzie ciężkie młoty,

Grzmiąc przez dzień cały, ogłuszają duchy.

Jak senny przeszedł przez puste warsztaty,

Z głową zwieszoną, z obliczem wygasłem

Aż tam, gdzie kasy okienko zza kraty

Migało wypłat tygodniowych hasłem.

Wokoło gwarnym cisnęli się tłumem

Dnia najemnicy, z zamgloną źrenicą;

A zmrok zapadał z głuchym jakimś szumem

Ponad tych istnień smutną tajemnicą...

Nad wrzask pijanej ciżby i muzyki,

Nad wyuzdaną swawolę i śmiechy,

Nad brzęk kieliszków i klątwy, i krzyki...

Lecz gdzie je znaleźć? Ach, gdyby w tym tłumie

Usłyszał jakieś dobre, mądre słowo,

Rzeźwiące rosą myśl jego jałową,

Jakżeby słuchał w poważnej zadumie!

Jakżeby chętnie podzielił się biciem

Serca, stwardniałej dłoni swej uściskiem...

Jakżeby chętnie żył, choć chwilę, życiem

Wiedzy i światła, i prac ducha bliskiem...

Stał tak niepewny, a wrzawa kipiała.

Przed nim szli ludzie... Myślące oblicza

Siła sympatii jakiejś tajemnicza

Nieraz ku niemu przyjaźnie zwracała...

Z przechodniów owych niejeden zapewne

Kochał lud, myślał o jego oświacie

I miał dla niego to uczucie rzewne,

Które obcemu nawet mówi: bracie...

Lecz gdzież są drogi, na których by duchy

Dwóch sfer odmiennych schodziły się społem?

Czy liż zwyczaje, jak więzów łańcuchy,

Każdej z nich ciasnym nie zamknęły kołem?

Przedmiotem czyjej troski i narady

Jest znikczemnienie w zwierzęcym spoczynku?...

Czyliż więc dziwno, że wyrobnik blady

Postał, podumał i poszedł - do szynku.

I ech żałosnych, zmieszanych w rozdźwięki,

I w jakieś ciche westchnienia, i w jęki.

Najmłodszy, dziecko drobne, co z drugimi

Stał wpośród jasnej okien dworskich łuny

Odziany w łachman, z stopami bosymi,

Umilknął nagle jak rwące się struny...

I ponad gwiazdą, klejoną z tektury,

Wielkie i smutne oczy wzniósł do góry

I myślał sobie: „Czemu to, mój Boże,

Choć Chrystus przyszedł, tak źle jest na świecie

I czarnej mąki garść tylko w komorze?

I nie ma ciepłej sukmanki na grzbiecie?

I tatuś, taki pijany z wieczora,

Matulę bije, choć płacze i chora?...

Czemu to ludzie w przednówek tak bledną

I jakby cienie po drogach się włóczą?

A dzieci we wsi z maleńka już kradną?

A jego dotąd na książce nie uczą?

Choć rad by wiedzieć, co jest tam daleko,

Het, het, za lasem, za młynem, za rzeką!...

Widać dla chłopów nie przyszedł Bóg może?

Wszakże, choć co rok do dworu chłopięta

Idą z kolędą i z szopką w tej porze,

On przecie nigdy, jak żyw, nie pamięta,

Żeby kto z dworu do chaty przychodził

I mówił: "Bracia, Chrystus się narodził!"

Czemu?” -

O dziecię! mgła nocy zasłania

Dzień, co odpowie na twoje pytania...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DYDAKTYKA wykaz tematów na kol 2011, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
poprawa mariolki, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
Konspekt zaj biblliotec, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
scenariusz zajęć - technika ŁMS, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
scenariusz, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
NASK i Polska.pl, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
Ocena lekcji 2011, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
Regulamin, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
mapy my, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
haki, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
zalaczniki do scenariusza - technika LMS (2), informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
X, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
samoocena scenariusza (2), informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
podstawy programowe dla poszczególnych klas z zakresu PCziI, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo
scenariusz wzorcowy, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
podstawa programowa gimn. i szk, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4
tabelka, informacja nukowa i bibliotekoznawstwo semestr 4

więcej podobnych podstron