noc po艣lubna緇li i韜arda cz I

Cz臋艣膰 pierwsza

Zabij臋 Alice.
S膮dz膮c po pi臋knej, staromodnej sukni 艣lubnej, kt贸r膮 dla mnie wybra艂a, za艂o偶y艂am, 偶e gdy b艂aga艂a mnie, by mog艂a kupi膰 mi koszul臋 nocn膮 na moj膮 noc po艣lubn膮, skorzysta z podobnej rozwagi jak przy tej pierwszej. Nie pozwoli艂a mi jej zobaczy膰 i poda艂a zapakowan膮 w pude艂ku do wrzucenia do walizki zaraz przed tym jak przyszli zabra膰 moje torby. 呕a艂uj臋 teraz, 偶e nie wzi臋艂am zapasowej koszuli nocnej. O czym ona my艣la艂a? Musia艂a przewidzie膰, 偶e mi si臋 nie spodoba.

W 艣rodku pude艂ka by艂a karteczka:
Postaraj si臋, 偶eby ci臋 nie po偶ar艂, gdy ci臋 w tym zobaczy.
Strasznie bym za tob膮 t臋skni艂a, gdyby to zrobi艂.
Z mi艂o艣ci膮,
Twoja nowa siostra

Pomimo zdenerwowania, nie mog艂am nic na to poradzi膰 i u艣miechn臋艂am si臋. Alice oczywi艣cie mia艂a dobre ch臋ci, ale najwyra藕niej by艂am bardziej wstydliwa, ni偶 nawet przypuszcza艂a.
Zadr偶a艂am w ch艂odnej 艂azience i ponownie zmarszczy艂am nos patrz膮c na k艂opotliw膮 kupk臋 satyny ozdobion膮 koronk膮, kt贸ra spoczywa艂a w pude艂ku. Potrzebowa艂am czego艣 do ubrania, ale nie potrafi艂am zmusi膰 si臋, by to w艂o偶y膰. Nie mia艂am 偶adnego innego wyboru. Bezp艂atny szlafrok k膮pielowy le偶a艂 w szafie w sypialni, w kt贸rej czeka艂 Edward, wi臋c to nawet nie wchodzi艂o w rachub臋...nie wspominaj膮c, 偶e by艂oby to troszk臋 niedorzeczne. Nie mog艂am wyj艣膰 tam w r臋czniku, a nie zamierza艂am z powrotem zak艂ada膰 sukni 艣lubnej. Zdo艂a艂am t臋 sw臋dz膮c膮 rzecz zdj膮膰 pi臋膰 minut temu.
Zerkn臋艂am na ciuchy, kt贸rych pozby艂 si臋 Edward zostawiaj膮c je w 艂azience zanim go z niej wypchn臋艂am i za偶膮da艂am dla siebie. Jego koszula, nadal idealnie wyprasowana pomimo faktu, 偶e nosi艂 j膮 ca艂y dzie艅, wisia艂a na drzwiach. Marynarka od garnituru tak偶e nieskazitelna. Krawat zawieszony wok贸艂 wieszaka.
Problem rozwi膮zany. 艢ci膮gn臋艂am koszul臋 z wieszaka i za艂o偶y艂am na siebie. Pachnia艂a cudownie. By膰 mo偶e troch臋 za du偶a, ale by艂a miliard razy lepsza ni偶 ta druga zatwierdzona przez Alice opcja.
Zadowolona odwr贸ci艂am si臋 do lustra, by zadba膰 o reszt臋 swojego wygl膮du. Le偶a艂a ju偶 tam ma艂a g贸ra wsuwek, kt贸r膮 wcze艣niej zd膮偶y艂am wyci膮gn膮膰 z w艂os贸w. Alice naprawd臋 popad艂a w przesad臋, ale nawet ja musia艂am przyzna膰, 偶e wygl膮da艂o to ca艂kiem 艂adnie z welonem. Edward przynajmniej sprawia艂 wra偶enie, 偶e mu si臋 podoba艂o. Zaczerwieni艂am si臋, przypominaj膮c sobie wyraz jego twarzy pe艂en czci i mi艂o艣ci, gdy mnie zobaczy艂. B艂yszcza艂 jakby sta艂 w strumieniu 艣wiat艂a. Ten moment sam na sam by艂 wart b贸lu ca艂ego tego 艣lubu.
Zaj臋艂o mi dobre 20 minut, 偶eby wyczesa膰 ca艂y lakier z w艂os贸w i opanowa膰 powsta艂e skr臋cenie. W ko艅cu w艂osy podda艂y si臋 i pozwoli艂y delikatnym fal膮 opada膰 w d贸艂 na ramiona i plecy. B臋dzie mu si臋 podoba艂o. U艣miechn臋艂am si臋 do swojego obcego odbicia w lustrze. Nie by艂am wielk膮 fank膮 strojenia si臋, ale by艂o to mi艂e pod pewnymi wzgl臋dami. Chocia偶 opiera艂am si臋 z pocz膮tku, by艂am zadowolona, 偶e pozwoli艂am sobie cieszy膰 si臋 tym dniem. Nadal nienawidzi艂am ca艂ego tego zainteresowania - a bycie pann膮 m艂od膮 by艂o najgorsz膮 rzecz膮 na 艣wiecie, je艣li nienawidzi艂a艣 by膰 w centrum uwagi - ale zobaczenie wyrazu twarzy Edwarda, Charliego i Renee...przysz艂o mi do g艂owy, 偶e mo偶e w tym dniu nie chodzi艂o w og贸le o mnie.
Ten dzie艅 by艂 zaskakuj膮c膮 bezbolesny. Nawet si臋 nie potkn臋艂am, gdy sz艂am w d贸艂 nawy. Ale to nie znaczy艂o, ze nie by艂am zadowolona, gdy to wszystko si臋 sko艅czy艂o. Edward 艣mia艂 si臋 ze mnie w limuzynie, zrelaksowany i przystojny w garniturze, obserwuj膮c jak zrzucam buty by pomasowa膰 obtarte stopy. - Ju偶 my艣la艂em, 偶e zamierza艂a艣 opa艣膰 na deski pod艂ogowe podczas ceremonii.
-Prawie tak zrobi艂am - przyzna艂am. - Ca艂e szcz臋艣cie by艂e艣 tam, kurczowo mnie 艣ciskaj膮c.
U艣miechn膮艂 si臋, jego oczy na trwale utkwione w moich. - Tak, ca艂e szcz臋艣cie.
Z lotniska zostali艣my zabrani do hotelu. Chocia偶 nasz lot by艂 zaplanowany na nast臋pny dzie艅, nadal nie wiedzia艂am dok膮d lecimy w podr贸偶 po艣lubn膮.
By艂am...zam臋偶na. To wydawa艂o si臋 takie dziwne.
Edward nadal na mnie czeka艂. Przypomnia艂am sobie o fakcie, kt贸ry spowodowa艂, 偶e 偶o艂膮dek podszed艂 mi do gard艂a. To naprawd臋 mia艂o si臋 wydarzy膰. Nie wydawa艂o mi si臋 to jeszcze rzeczywiste. Jego zapach otacza艂 mnie, unosi艂 si臋 z jego koszuli, nanosz膮c go na moje w艂asne cia艂o. Zanurzy艂am twarz w tkaninie i wci膮gn臋艂am g艂臋boko powietrze. To spowodowa艂o, 偶e zacz臋艂am za nim t臋skni膰, chocia偶 by艂 w pokoju obok. Pop臋dzi艂am si臋 w my艣lach by szybciej sko艅czy膰.
Kiedy wychodzi艂am z 艂azienki, natychmiast zacz臋艂am m贸wi膰 by przygotowa膰 go na zaw贸d na m贸j widok. - Przykro mi Edward, - powiedzia艂am zanim si臋 odezwa艂. - Ale nie mog艂am za艂o偶y膰 tej rzeczy, kt贸r膮 Alice mi kupi艂a. Nie gniewaj si臋, okay?
Ale gdy spojrza艂am w jego kierunku, m贸j m膮偶 nie wygl膮da艂 nawet na troch臋 rozczarowanego. Nawet nic nie m贸wi艂. Nie rusza艂 si臋, by艂 zamro偶ony jak marmurowy pos膮g. Przygl膮da艂 mi si臋 z kra艅ca 艂贸偶ka gdzie siedzia艂. Jego sk贸ra by艂a g艂adka i pi臋kna w delikatnym o艣wietleniu pokoju.
To wszystko by艂o troch臋 zbyt rozpraszaj膮ce. Zapomnia艂am, o czym m贸wi艂am, ale usta nadal mi si臋 porusza艂y. I wtedy skupi艂am si臋 na jego twarzy - jego oczach i jego spojrzeniu, przez kt贸re prawie si臋 odwr贸ci艂am i wr贸ci艂am do 艂azienki. Wygl膮da艂 na...g艂odnego.
Nie rozumia艂am, dlaczego robi艂 z tego wielk膮 spraw臋. Widzia艂 mnie wcze艣niej w moich nocnych ciuchach, a to prawie niczym si臋 nie r贸偶ni艂o. Ale widok mnie maj膮cej na sobie jego koszul臋, co prawda z niczym pod spodem poza skromn膮 par膮 bawe艂nianych majtek...nie zdawa艂am sobie sprawy, 偶e uzna to za takie poci膮gaj膮ce.
Zaj臋艂o mi to chwil臋, ale odzyska艂am g艂os - Cze艣膰 - powiedzia艂am, zaczynaj膮c od pocz膮tku.
Jego oczy mign臋艂y, ciemne pod grubymi rz臋sami.
- Jeste艣 z艂y? - spyta艂am. Moje r臋ce zacz臋艂y bawi膰 si臋 jednym z guzik贸w od koszuli. Chcia艂am upewni膰 si臋, ze nadal tam by艂. Spos贸b, w jaki na mnie patrzy艂, powodowa艂, 偶e czu艂am si臋 jakbym niczego na sobie nie mia艂a.
Jego brew zmarszczy艂a si臋 w zagubieniu. - Co?
Zda艂am sobie spraw臋, 偶e nie s艂ysza艂 ani s艂owa z tego, co powiedzia艂am, gdy wysz艂am z 艂azienki. Powolny u艣miech rozla艂 si臋 na mojej twarzy, podekscytowanie mnie pobudzi艂o. To by艂o ca艂kiem zabawne. - Zgaduj臋, 偶e nie.
Edward nie odwzajemni艂 mojego u艣miechu. Jego twarz mia艂a kolor popio艂u, mia艂 niebieskie cienie pod nieufnymi oczami. - Bello? - ledwo s艂ysza艂am jego szept. - Nie wiem, czy potrafi臋 to zrobi膰.
Ale przygotowa艂am si臋 ju偶 na jego op贸r. Ostrzega艂 mnie przed tym tygodnie przed 艣lubem. - Niczego nie obiecuj臋 - powiedzia艂, gdy wyp艂yn膮艂 temat, g艂贸wnie podczas szeptanej rozmowy w moim 艂贸偶ku p贸藕no w nocy. - Twoje bezpiecze艅stwo jest na pierwszym miejscu.
Edward by艂 zbyt opieku艅czy, je艣li o mnie chodzi. Nawet sam to przyzna艂. Nadszed艂 czas, 偶eby troch臋 odpu艣ci艂.
Ignoruj膮c go, upewni艂am si臋, 偶e utrzymuj臋 kontakt wzrokowy, zsun臋艂am majtki, pozwalaj膮c im opa艣膰 w d贸艂 po nogach na ziemie. Ledwo us艂ysza艂am jego powolny wdech powietrza.
Jego spojrzenie opu艣ci艂o si臋 na skrawek mi臋kkiej bawe艂ny, kt贸ra le偶a艂a teraz na moich stopach. Napi臋cie nap艂ywa艂o do niego falami. - Ja nie 偶artuj臋, Bello.
Spojrza艂am si臋 na niego wilkiem. - Bo偶e drogi, Edward, to tylko bielizna.
Popatrzy艂 na mnie i natychmiast zamkn臋艂am usta. Jego oczy by艂y bliskie dziko艣ci. Mog艂am zobaczy膰 pojawiaj膮c膮 si臋 stanowcz膮 czer艅, kt贸ra obszy艂a jego pi臋kne oczy koloru irys贸w. To by艂 wystarczaj膮cy pow贸d, 偶eby przesta膰 si臋 z nim dra偶ni膰. Mog艂am by膰 czasem lekkomy艣lna, ale nie by艂am g艂upia. Przynajmniej...nie tak cz臋sto. - My艣la艂am, 偶e wczoraj razem z Emmetem polowali艣cie.
Zamruga艂 i pokiwa艂 g艂ow膮, jakby moje s艂owa wyrwa艂y go z transu. Nast臋pnie prze艂kn膮艂 艣lin臋, nadal z oczami utkwionymi we mnie. Mrok znikn膮艂 z jego spojrzenia. - Polowali艣my.
- W takim razie mo偶esz to kontrolowa膰, je艣li tylko spr贸bujesz. Po prostu...odczekaj minut臋 albo co艣. Chcesz, 偶ebym oderwa艂a od tego twoj膮 uwag臋?
- Bella to nie jest 偶art. - Teraz si臋 zdenerwowa艂, podni贸s艂 g艂os, 偶eby mi przem贸wi膰 do rozs膮dku. - M贸g艂bym ci臋 skrzywdzi膰.
Oczywi艣cie przechodzili艣my ju偶 przez to wszystko wcze艣niej, wi臋c nie wzi臋艂am odmowy do siebie. Podesz艂am do 艂贸偶ka, nie przejmuj膮c si臋 rozgor膮czkowanym spojrzeniem, kt贸re we mnie kierowa艂. Raz b艂臋dnie zinterpretowa艂am to spojrzenie - ukry艂am nawet przed nim moj膮 twarz, my艣l膮c, 偶e wype艂nione by艂o nienawi艣ci膮, Ale nie...po prostu si臋 ba艂.
-Edward...-szepn臋艂am, wyci膮gaj膮c r臋k臋, 偶eby dotkn膮膰 ty艂u jego szyi na linii w艂os贸w. By艂a jak jedwab pod moimi palcami.
M贸j dotyk go uspokoi艂. Westchn膮艂 zrezygnowany. - Co je艣li b臋dziesz krwawi膰? - zapyta艂 cicho.
- Wtedy b臋d臋 krwawi膰. Zdarza si臋. I powstrzymasz si臋, je艣li to ci臋 podekscytuje...poniewa偶 ty jeste艣 Edwardem, a ja jestem Bell膮. - Chwyci艂am jego r臋k膮 i podnios艂am j膮 do mojego policzka. - Czy naprawd臋 my艣lisz, 偶e m贸g艂by艣 mnie kiedykolwiek skrzywdzi膰? My艣lisz, 偶e by艂by艣 w stanie?
Jego mina wydawa艂a si臋 m贸wi膰, wiem, 偶e jestem do tego zdolny. Ale na jego chlub臋, nie powiedzia艂 s艂owa na g艂os. Odbywali艣my t臋 rozmow臋 wiele razy i ko艅czy艂a si臋 zawsze tym ma艂ym s艂owem.
- Spr贸buj臋.
By艂am zadowolona, 偶e zdecydowa艂 si臋 przeskoczy膰 do tej cz臋艣ci. Mia艂am jej do艣膰.
Poca艂owa艂am go w w艂osy i pozwoli艂am mu wzi膮艣膰 si臋 w ramiona. Nadal siedzia艂 na kra艅cu 艂贸偶ka ze mn膮 stoj膮c膮 naprzeciwko. By艂o mi艂o, tak pochyla膰 si臋 nad nim, zamiast patrze膰 na niego z do艂u. Poniewa偶 by艂 ode mnie wy偶szy, niezbyt cz臋sto mog艂am obejmowa膰 go w ten spos贸b. Po艂o偶y艂 g艂ow臋 pomi臋dzy moimi piersiami, ocieraj膮c si臋 o mnie, wdychaj膮c m贸j zapach. Jego r臋ka zsun臋艂a si臋 pod brzeg mojej koszuli, rysuj膮c palcami wzory w g贸r臋 a偶 do uda. Jego r臋ce w ko艅cu przesun臋艂y si臋 na moje nagie biodro, jego zimna sk贸ra ch艂odzi艂a 偶ar, kt贸ry promieniowa艂 z mojego cia艂a. Cieszy艂am si臋, 偶e m贸g艂 s艂ysze膰 d藕wi臋k wzrastaj膮cego tempa mojego serca. My艣la艂am, 偶e zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Spojrza艂 ponownie na moje majtki, odrzucone, ale jak najwyra藕niej niezapomniane. Wtedy si臋 roze艣mia艂...czystym, pogodnym 艣miechem. - Ty ma艂a figlarko - zamrucza艂, gdy to powiedzia艂.
Nast臋pnie przyci膮gn膮艂 moj膮 twarz do swojej i mnie poca艂owa艂.
Nie by艂 to poca艂unek podobny do 偶adnego innego, kt贸ry kiedykolwiek dzielili艣my, chocia偶 zauwa偶a艂am wcze艣niej 艣lady ukrytej nami臋tno艣ci. Ten by艂...gor膮cy. Gor膮cy jak fale 偶aru bij膮ce z asfaltu w upalne popo艂udnie w Phoenix. Ale jego usta by艂o zimne, tak jak zawsze. To by艂o to tempo, szale艅stwo, g艂贸d, kt贸re by艂y 艣wiadkiem wulkanu eksploduj膮cego za moimi oczami. Rozchyli艂 swoimi wargami moje, szukaj膮 j臋zykiem korytarza. Poca艂unek sta艂 si臋 wolniejszy, ale zamieni艂 si臋 w co艣 niemo偶liwie nami臋tnego. Palce wpl膮tane we w艂osy, przyci膮gaj膮ce moj膮 g艂ow臋 by mie膰 艂atwiejszy dost臋p. Ca艂owa艂 g艂臋boko, powolnie.
Odsun膮艂 si臋 zbyt wcze艣nie, nie mia艂am nawet czasu by zaprotestowa膰 zanim poczu艂am jego usta na szyi, podszczypuj膮ce i li偶膮ce sk贸r臋 coraz ni偶ej wzd艂u偶 mojego gard艂a. Z trudem prze艂yka艂am 艣lin臋, zamykaj膮c oczy w zachwycie. Moje usta z rana na pewno b臋d膮 posiniaczone. A moja szyja. Nie mog艂am zmusi膰 si臋, by si臋 tym teraz przejmowa膰
- Chc臋 ci臋 dotkn膮膰 Bello - wyszepta艂 przy mojej szyi, baz wdechu pomi臋dzy poca艂unkami. Nast臋pnie spojrza艂 i zawiesi艂 na mnie swoje oczy. - Musz臋 ci臋 dotkn膮膰. Mog臋?
Jestem pewna, 偶e mina, kt贸r膮 zrobi艂am w odpowiedzi nie by艂a zbyt 艂adna. Co on 偶artowa艂 sobie? Je艣li nie sko艅czy z t膮 staro艣wieck膮 tkliwo艣ci膮, strzel臋 go w nos. Powstrzyma艂am si臋 od tego, wiedz膮c, 偶e prawdopodobnie by艂o by to bardziej bolesne do艣wiadczenie dla mnie ni偶 dla niego.
-Duh - wysycza艂am. Nie chcia艂am brzmie膰 tak niedojrzale. Ale przesta艂 mnie ca艂owa膰, 偶eby zapyta膰 mnie o pozwolenie, a wcale mi si臋 to nie podoba艂o. Wydawa艂o mi si臋, 偶e zrozumia艂 moj膮 frustracj臋 i szelmowsko u艣miechn膮艂 si臋 do mnie, podczas gdy jego r臋ce przesuwa艂y si臋 pod moj膮 koszul膮.
Zacz膮艂 od tali, koniuszkami palc贸w przesuwa艂 po jej linii...nast臋pnie jedna z jego r膮k odnalaz艂a m贸j krzy偶, a druga przyci艣ni臋ta zosta艂a p艂asko do g艂adkiego brzucha. Ten nacisk wydawa艂 si臋 niespodziewanie przyjemny. Zarumieni艂am si臋 nieco le偶膮c nadal nieruchomo, pozwalaj膮c mu rysowa膰 okr臋gi wok贸艂 mego p臋pka. Poca艂owa艂 mnie w to miejsce przez tkanin臋, szepcz膮c co艣, gdy to robi艂. Nie zrozumia艂am z tego ani s艂owa. By艂am niezdolna do us艂yszenia czegokolwiek. Dotyka艂 ka偶dego cala moich plec贸w, tali i brzucha. Robi艂 to z tak膮 czci膮, jakbym by艂a zrobiona z cienkiego jak papier szk艂a.
Nast臋pnie, zaraz przed tym, gdy pomy艣la艂am, 偶e oszalej臋 z niecierpliwo艣ci, dotkn膮艂 opuszkami palc贸w mojego brzucha na linii 偶eber i wzi膮艂 jedn膮 z moich piersi w r臋k臋, wyraz zdumienia i ciekawo艣ci przemkn膮艂 po jego twarzy. Wpatrywa艂am si臋 w niego, oceniaj膮c jego rekcje. Zawsze si臋 zastanawia艂am czy robi艂 to wcze艣niej, mo偶e, podczas gdy spa艂am albo, gdy by艂am zbyt poch艂oni臋ta ca艂owaniem go, 偶eby zauwa偶y膰. Nie by艂abym w艣ciek艂a, gdyby to robi艂...powierzy艂am swoje cia艂o jego opiece dawno temu. Ale nie, jego wyraz twarzy 艣wiadczy艂, 偶e by艂o to dla niego ca艂kiem nowe. Przycisn膮艂 kciuk do mojego sutka, wpatruj膮c si臋 twarz, by膰 mo偶e, 偶eby sprawdzi膰 czy mi si臋 to spodoba. Podoba艂o mi si臋, ale i tak si臋 wierci艂am. Chocia偶 bezcelowe by艂y pr贸by wyrwania si臋 z jego stalowego u艣cisku. Zachichota艂, poprawnie interpretuj膮c moj膮 reakcj臋 jako pozytywn膮 i nie pozwoli艂 mi na ucieczk臋. Jego usta ponownie odnalaz艂y moje, i porwa艂y mnie w swawolny poca艂unek. Zrelaksowa艂am si臋, oddaj膮c si臋 pieszczocie, uko艂ysana przez jego s艂odki smak.
Zimne koniuszki palc贸w, g艂adkie jak szk艂o, odnalaz艂y czu艂e miejsce na wn臋trzu mojego uda. Z jego wargami na moich z trudem 艂apa艂am powietrze, nogi zacz臋艂y mi dr偶e膰, gdy jego palce przesuwa艂y si臋 w g贸r臋 zamierzon膮 艣cie偶k膮...ale nie dotkn膮艂 mnie tam. Jeszcze nie. Chyba rozpadn臋 si臋 w oczekiwaniu.
Opuszczaj膮c swoje miejsce na skraju 艂贸偶ka, nagle ukucn膮艂 przede mn膮 na kolanach, trzymaj膮c mnie w pasie, tak bym pozosta艂a w miejscu stoj膮c przed nim. Jego oczy by艂y powa偶ne, gdy spojrza艂 si臋 na mnie, czer艅 i bursztyn walczy艂o o kontrol臋. - Jeste艣 pewna, 偶e chcesz to zrobi膰? Ostatnia szansa, Bello.
Kiwn臋艂am g艂ow膮, nie b臋d膮c w stanie czegokolwiek powiedzie膰. - Prosz臋 - by艂o jedynym, na co by艂o mnie sta膰.
Moje oczy pozosta艂y zamkni臋te, gdy poczu艂am, 偶e rozpina guziki mojej koszuli. Przysun膮艂 moje cia艂o tak blisko do siebie, 偶e musia艂am chwyci膰 go za ramiona by si臋 uspokoi膰. Jego oddech omi贸t艂 moj膮 go艂膮 sk贸r臋 na brzuchu i odcisn膮艂 gor膮cy poca艂unek na wg艂臋bieniu mojej ko艣ci biodrowej. Moje uda rozchyli艂y si臋, kierowane przez jego r臋ce. Obni偶y艂 usta do tej cz臋艣ci mojego cia艂a, kt贸rej nikt na tej planecie nie widzia艂 odk膮d by艂am dzieckiem.
Poca艂owa艂 mnie tam, mi臋kkie wargi, otwarte usta...potem poczu艂am jego j臋zyk, zimny jak l贸d i mokry na moim gor膮cym...i wtedy pomy艣la艂am, 偶e mog艂abym ju偶 umrze膰. Moje cia艂o sta艂o si臋 sztywne, chwyci艂am gar艣膰 jego w艂os贸w w r臋k臋. J臋kn膮艂 i przyci膮gn膮艂 mnie bli偶ej, nadal z wargami przy mnie, przesy艂aj膮c szarpni臋cia pr膮du buzuj膮ce przez moje serce. Wydawa艂 si臋 odnajdywa膰 rado艣膰 w moim smaku, zachwyt w brutalno艣ci odpowiedzi mojego cia艂a.
Nigdy si臋 tak nie czu艂am. To wszystko by艂o dziwne i nowe. Tak naturalna, silna przyjemno艣膰 gdzie艣 g艂臋boko w dole mego brzucha. Ale zawsze, kiedy to uczucie wzmacnia艂o si臋, dochodz膮c do pewnego punktu, wiedzia艂am, 偶e musz臋 to powstrzyma膰, wiedzia艂am, 偶e musz臋 przed tym uciec. Musia艂am, bo by艂o to po prostu niedozniesienia...za wiele, za wiele...Nie wiedzia艂am, co zrobi膰 z tym wszystkim, co nagle czu艂am, a nie by艂o gdzie przed tym uciec. Chcia艂am, 偶eby mnie pu艣ci艂, jego sprytny j臋zyk pozosta艂 w ustach tam gdzie jego miejsce. To by艂o niebezpieczne. D艂u偶ej si臋 ju偶 nie kontrolowa艂am.
To by艂 pierwszy raz, kiedy pomy艣la艂am, 偶e tak naprawd臋 mnie wystraszy艂.
To by艂 te偶 pierwszy raz, kiedy zignorowa艂 moje pro艣by by przesta艂. Nie 偶ebym w rzeczywisto艣ci go prosi艂a.
- Spokojnie Bello - wyszepta艂 przy moim ciele, jego usta mokre - Nie b贸j si臋 tego.
Czasami nie by艂am do ko艅ca pewna czy naprawd臋 nie potrafi czyta膰 mi w my艣lach.
- Daj si臋 ponie艣膰.
I tak zrobi艂am, chocia偶 by艂am niech臋tna. 艢wiat wok贸艂 mnie ucich艂 i nie by艂am 艣wiadoma niczego poza moim cia艂em...i sposobu, w jaki mnie dotyka艂. Czu艂am ucisk jego r膮k na sobie, jedn膮 spoczywaj膮c膮 na moim biodrze, a drug膮 delikatnie rozdzielaj膮c膮 moje uda by mie膰 lepszy dost臋p. By艂y jedynymi rzeczami, kt贸re powstrzymywa艂y mnie przed upadkiem na ziemie. Mia艂am wra偶enie jakbym si臋 unosi艂a i nie by艂am pewna czy to uczucie mi si臋 podoba.

To doznanie trwa艂o znacznie d艂u偶ej, ni偶 tego chcia艂am. Mia艂am ochot臋 krzycze膰, zrobi膰 cokolwiek by wydosta膰 na zewn膮trz to, co wewn膮trz mnie tak narasta艂o. 呕ebym mog艂a powr贸ci膰 do w艂asnego cia艂a. Ale to nie nadchodzi艂o. By艂o doprowadzaj膮ce do sza艂u, jak czajnik gotuj膮cej si臋 wody, kt贸ry nie chce si臋 zagotowa膰. Potrzebowa艂am czego艣, czego mog艂abym si臋 podtrzyma膰, ale nic nie by艂o w stanie mnie podeprze膰. Chwyci艂am jego koszul臋, jego w艂osy, uszy, ci膮gn膮c mocniej ni偶 bym to robi艂a, gdyby by艂 to kto艣 inny. Oczywi艣cie nie sprawi艂am mu b贸lu. Jedynie s艂umi艂 u艣miech i kontynuowa艂 t臋 tortur臋.
W艂a艣nie wtedy, gdy mia艂am go odepchn膮膰 i b艂aga膰 o to 偶eby przesta艂, poniewa偶 nie by艂am ju偶 w stanie d艂u偶ej tego znie艣膰, co艣 wewn膮trz mnie si臋 wydarzy艂o, co艣 czego nie potrafi艂膮m wyja艣ni膰. M贸j brzuch niespodziewanie 艣cisn膮艂 si臋...a potem uni贸s艂. Moje cia艂o temu uleg艂o, a usta uformowa艂y idealne O. Nie krzycza艂am, chocia偶 tego chcia艂am. Prawd膮 by艂o, 偶e nie mog艂am z艂apa膰 oddechu.
O wszystkim zapomnia艂am.
Jego imi臋. Swoje w艂asne.
W mojej g艂owie, w jaki艣 spos贸b si臋 po艂膮czyli艣my.
Jedna osoba, jeden umys艂, jedno cia艂o.
W pewnym momencie moje nogi musia艂y nie wytrzyma膰, poniewa偶 d艂u偶ej ju偶 nie sta艂am. Przypuszczam, 偶e jako艣 zsun臋艂am si臋 w d贸艂 na niego, wspomagana w dobrym kierunku przez jego r臋ce. Znalaz艂am si臋 na jego kolanach, ostro偶nie przez niego tulona. Czu艂am si臋 jak szmaciana lalka - trz臋s膮ca si臋, pijana od nieznanych wra偶e艅.

Podni贸s艂 mi podbr贸dek i obsypa艂 poca艂unkami moje zaspane oczy. - C贸偶 za 艣liczna ma艂a....przepi臋kna. - wyszepta艂 w mich w艂osach. - Mogliby艣my tu przerwa膰, Bello. Podoba艂o ci si臋, prawda? M贸g艂bym zrobi膰 to znowu. Ca艂膮 noc, je艣li tylko chcesz. Nie musimy posuwa膰 si臋 dalej.
By艂 okropnie s艂odki - w ko艅cu zrobi艂 to dla mnie, tylko na moje w艂asne 偶yczenie - a ja czu艂am si臋 winna, kiedy nasz艂a mnie ch臋膰 偶eby si臋 schowa膰. Odnalezienie si艂 zaj臋艂o mi chwil臋, ale zdo艂a艂am stan膮膰, chocia偶 nogi mia艂am jak z galarety. Dosy膰 spokojnie poci膮gn臋艂am koszul臋 w d贸艂, 偶eby zas艂oni膰 nago艣膰 i uciek艂am do 艂azienki nie odzywaj膮c si臋 s艂owem.
Pozwoli艂 mi odej艣膰, ale czu艂am na sobie jego wzrok.
W 艂azience, gapi艂am si臋 na siebie w lustrze z otwartymi ustami, nast臋pnie trz臋s膮cymi d艂o艅mi pochlapa艂am wod膮 twarz. M贸j makija偶 rozmaza艂 si臋, czarne str贸偶ki sp艂ywa艂y z moich oczu. 艢lepo si臋gn臋艂am po myd艂o, 偶eby to wszystko zmy膰 z twarzy. Zimna woda by艂a rozpraszaj膮ca, ale dzwoni艂o mi w uszach i musia艂am usi膮艣膰 na skraju wanny i po艂o偶y膰 g艂ow臋 mi臋dzy kolanami, 偶eby przesta艂o.
A niech mnie do cholery. To by艂a dopiero gra wst臋pna.
To by艂 pierwszy raz, gdy go tak naprawd臋 zrozumia艂am. Sex z Edwardem nigdy nie b臋dzie bezpiecznym, niewinnym aktem, kt贸ry wi臋kszo艣膰 ludzi jest w stanie dzieli膰. Ca艂e to doznanie wystraszy艂o mnie, a nie by艂am zastraszonym kotkiem. Mo偶e mia艂 racj臋. Mo偶e powinni艣my na tym zako艅czy膰?
Zagryz艂am wargi zastanawiaj膮c si臋, w jaki spos贸b do licha wyjd臋 tam i spojrz臋 mu znowu w twarz.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Noc po艣lubna?warda i?lli (fanfick odlat!!!) cz[1] I [Z]
Noc po艣lubna cz. 4 i 5
Noc po艣lubna?warda i?lli (oczami?lli) cz 1
noc po艣lubna cz. 1-3
Noc po艣lubna Edwarda i Belli (fanfick od 18lat!!!) cz.I(1)
Noc po艣lubna Edwarda i Belli (oczami Belli) cz.2
Noc po艣lubna?warda i?lli (fanfick odlat!!!) cz II [NZ]
noc po艣lubna?lli i?warda cz II
Noc po艣lubna Edwarda i Belli (oczami Belli) cz.3
Noc po艣lubna Edwarda i Belli (fanfick od 18lat!!!) cz.III [NZ], Saga Zmierzchu
Noc po艣lubna Edwarda i Belli cz II
Noc po艣lubna Edwarda i Belli cz II [NZ]
Noc po艣lubna Edwarda i Belli) cz III
Noc po艣lubna Edwarda i Belli) cz III [NZ]
Noc Po艣lubna, Twilight
Noc po艣lubna oczami Edwarda
Noc po艣lubna z perspektywy?warda

wi臋cej podobnych podstron