Część druga.
Kiedy byłam młodsza , miałam około trzynaście albo czternaście lat , znalazłam kilka romansów Renee ukrytych na tylnej półce biblioteczki w naszym domu, w Phoenix. Widziałam okładki tych książek, wcześniej w sklepie. Niesamowicie piękni ludzie rozciągający się przez całą długość książki wyglądali na odczuwających ból, narkotyzujących się czy coś takiego. . Sądziłam, że cały ten tekst jest poniżej mojego poziomu. Tak więc czytałam niewiele tego. Nie za dużo zebrałam "interesujących części" jak je później nazwałam.
Pomimo niezadowolenia z kwiecistego języka i dziwnych, obscenicznych metafor używanych przez autorów do opisywania narządów płciowych, trochę się dowiedziałam o seksie właśnie z tych książek. Nigdy ponownie nie dotykałam romansów po tym jak je odłożyłam na ich miejsce, wolałam Jane Austen lub L. M. Montgomery ale obrazy zdobyte na tamtych stronach na zawsze wyryły się w mojej pamięci.
Renee i Charlie czuli się zbyt zakłopotani, żeby przeprowadzić ze mną prawdziwą rozmowę o tym co się stanie podczas stosunku. Nie to, żebym jej w ogóle potrzebowała. Same ich prośby abym się zabezpieczała kiedy do niego dojdzie były mocno upokarzające. Nawet po lekcjach o seksie moja wiedza praktycznie pozostała bez zmian, powiększyła się tylko o bezsensowne quizy dotyczące chorób przenoszonych drogą płciową. Tam nigdy nie spotkałam nikogo, kogo chciałabym zapytać o prawdziwy akt. Nie byłam też pewna co to orgazm do czasu gdy..... no dobrze, do około 5 minut temu. Nawet rozmowa z Alice czy Esme o tym byłaby zawstydzająca, bo byłby to dowód mojej młodości i braku doświadczenia. Według mnie, seks powinien być i prywatną rzeczą i dla mnie właśnie taki był. Nawet wpuszczenie, przez Edwarda, trochę światła do tego szczególnego miejsca w moim umyśle, dało niespodziewany rezultaty.
Ukryłam twarz w dłoniach. Byłam troszeczkę zadowolona z ukrycia się przed moim mężem w łazience hotelowej na kilka chwil, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Dał mi moją przestrzeń, zawsze ją dawał gdy naprawdę tego potrzebowałam. Czułam się dziwnie- jedna część mnie chciała iść do niego i pokazać, że wszystko ze mną dobrze. To prawie zaczęło mnie martwić, że został tam i uszanował moją prywatność. Poczułam się głupio i dziecinnie ukrywając się przed nim i w tej samej chwili go pragnąc, zupełnie jak dziecko, które ucieka od opiekunów właśnie po to by sprawdzić czy się zmartwią i pójdą go szukać.
Ciekawe co Edward robił i drugim pokoju... to nie mogło być dla niego złym doświadczeniem. Po prostu zadziwiającym. Może trochę zmieniające dotychczasowe życie. Popatrzyłam w górę na swoją twarz odbitą w lustrze, teraz już wolną od ślubnego makijażu. Wyglądałam na dwunastolatkę. Czy teraz nie spodziewałam się wyglądać na starszą? Może to tylko zdarzyło się po tym jak on....
"Wierzchołek góry lodowej" to określenie nie było metaforą w tym przypadku. Faktycznie, mogę unikać krępujących sytuacji za wszelką cenę, lecz gdy doszło do TEGO wiem, że mogę pokonywać trudne zdarzenia z podniesioną głową. choćby dlatego wolałam sama siebie nie straszyć.
Teraz miałam niewielki obraz tego, czego mogłam oczekiwać po zbliżeniach intymnych z Edwardem. A to dobrze. Ta wiedza dała mi miejsce- miejsce na przygotowanie się. Teraz to co zostało dla mnie, to powierzyć mu jakąś część mnie i łagodnie przejść przez resztę.
Usiadłam na kilka minut i pokrzepiałam się. Byłam Bellą Swan... nie chwila, teraz byłam Bellą Cullen.. Stawałam naprzeciw rozpędzonym furgonetką na lodzie, tropicielom, wilkołakom, Volturi i gotowaniu Charliego. Mogłam poradzić sobie z tym co mnie czekało.
Przegryzając wargę, rzuciłam okiem na zapomniany prezent ślubny wciąż leżący w pudle, na ladzie łazienki.
Stał pod drzwiami łazienki, kiedy je w końcu otworzyłam. Oczywiście. Moje serce prawie stanęło gdy go zobaczyłam.
Jego ręka opierała się płasko na drewnie jakby chciał mnie wyciągnąć i pocieszyć przez drzwi podczas gdy ja biłam się z myślami, w środku. Oparłam się o drzwi, ramiona krzyżowałam ponad moją klatkę piersiową. Nasza ciała nie dotykały się, ale staliśmy tak blisko, że pewnie mógł poczuć jak zbiegłe kosmyki moich włosów ocierają się o jego twarz.
Był czujny, wciąż trzymał swoje ciało nieruchomo, nie oddychał, złote oczy świdrowały mnie szukając odpowiedzi na nieme pytania.
- Powiedz mi co myślisz Bello- prawie żebrał. Ale nie wypowiedział jednego słowa. Poczekał, aż byłam gotowa- stojąc tak całkowicie nieruchomo prawie zapomniałam jak bardzo jest ożywiony.
Wpatrując się w te intensywne oczy, poczułam nagły przypływ chłodu. Uczucie deja vu? To było jak nasze pierwsze dni spędzone razem- jeszcze raz. Spojrzenia, niepewność, napięcie budujące się do czasu gdy stwierdziłam, że chyba oszaleję. To miało sens, w pewnym, dziwnym sensie. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, próbował pohamować się przez zabiciem mnie. Sądzę, że teraz musiał przejść przez taką samą umysłową frustrację, przez to, że wcześniej tak mocno go kusiłam. To było jak sprawdzenie jego powściągliwości w kontroli, która została jakoś skompromitowana i ta żywa istota stojąca teraz przede mną była kimś, kogo ledwie znałam. To było……. Niesamowite.
- Nie zraniłeś mnie- powiedziałam, odpowiadając na jego ciche pytania. Pomyślałam, że to przecież oczywiste ale widać dla niego nie.
Utrzymał ten doskonały bezruch trochę dłużej, jakby powtarzając w głowie moje słowa, aby w pełni zrozumieć ich sens. Potem, wydawało mi się, że niechętnie, mrugnął i odprężył się. Pomyślałam, że tylko na chwilę.
Wzruszyłam ramionami i poczułam, że moje policzki pali ognisty kolor bo spojrzałam nieśmiało, w górę na niego.
- Pomyliłeś się. - podniosłam rękę, kładąc ją na jego klatce piersiowej. Ponownie powstał nasz związek. Oboje pozwoliliśmy napięciu przesączać się przez nasze ciała.
-Jak mogłeś mi zadać ból? Ledwie mnie dotknąłeś.
Po zastanowieniu, było to częścią powodu, przez który byłam tak wkurzona.
Rozważał to przez moment.
- Ale przestraszyłem Cię.- Jego koniuszki palców otarły się lekko o mój policzek. To nie było pytanie.
-Tak- przyznałam się. Ale zaraz dodałam- Troszeczkę.
Całe jego ciało złagodniało- to dziwne być świadkiem jak marmurowy posąg roztapia się na twoich oczach. Nie sprzeciwiłam się, gdy przyciągnął mnie bliżej, trzymając tył mojej głowy jakbym była czymś bardzo cennym.
Tak… to było to, czego potrzebowałam.
Na moment pozwoliłam sobie odprężyć się w jego ramionach, cały strach i niepewność, powoli cichły i zostały zapomniane. Byłam szczęśliwa, zatopiłam swój uśmiech w jego klatce piersiowej, nie czułam żadnego wstydu czy zażenowania chociaż on widział mnie teraz w najwrażliwszym stanie. Tu nie było żadnego wstydu. Teraz nie wstydziłam się niczego.
-Zatrzymajmy się- powiedział mi. Jeżeli w jego głosie była nutka rozczarowania czy żalu- nie słyszałam jej.
-Może to jest lepsze Bella. Musisz zrozumieć czemu.
Mój uśmiech się pogłębił.
-Edward?- wymamrotałam wprost w jego klatkę piersiową.
-Hmm? - podniósł moją głowę, czubek nosa ocierający się o jego brodę, zamknięte oczy z nim ukrytym pod powiekami.
-Chcę to skończyć.
Zawahał się.
- Chcesz skończyć co? - spytał wolno, zwężając oczy.
Odepchnęłam się od niego, niech mi się dobrze przyjrzy. Niech całej mi się przyjrzy, Tak intensywnie przyglądał się mojej twarzy, że zaczęłam się bać czy nie zauważył czego niepokojącego w moim wyglądzie.
-Oh- powiedział w końcu. - Oh Bella.
Miałam na sobie prezent Alice.
Była to długa, wąska, aksamitna suknia. Niestety była o odcieniu kości słoniowej, który łatwo prześwitywał w złym świetle. Materiał zebrany przy talii, ściągnięty przez delikatną wstążkę. To było lekkie i kobiece. Niewinna a bez poświęcania seksowności. To było też, jednym słowem śmieszne. Ale taka była właśnie moja opinia. Podobnie jak do całego dnia ślubu. Ale uświadomiłam sobie, że to wcale nie było koło mnie.
Alice zawsze zdawała się wiedzieć lepiej, przynajmniej pod względem tego, co Edward by chciał. Ona prawdopodobnie wiedziała, że w końcu i tak będę nosić tę suknię dla niego, nawet pomimo mojego początkowego uporu. Nawet nie chce wiedzieć, co jeszcze przewidziała. Nawet dzięki swojej ponadprzeciętnej umiejętności nie musiała wiedzieć co na mnie pasuje- ja nigdy nie miałam nosić dwa razy tej samej sukni. Ale widząc reakcję Edwarda- oczy pełne czystego cudu- dobrze, bo przez to nie będzie chciał mnie zabić*, pozwoliłam mu tak po prostu na mnie patrzeć. Zupełnie jak kiedyś.
Wyciągnął niepewnie palce, jakby chciał prosić o pozwolenie i jakby je otrzymał, bo dotknął kawałka mojego, nagiego ramienia. Nie mówił nic. Nie komplementował sukni, ani nie mówił mi co myśli. Wszystko było wypisane na jego twarzy i bez trudu mogłam to odczytać. Nadal skąpo wzruszony zostawił na moim czole miękki pocałunek, ręką zakrył mi policzek i zaczął całować mnie w usta. Zaczęło mi się robić okropnie gorąco i poczułam znajome, mocne szarpnięcie w okolicy żołądka. Wstyd mi było przerwać ciszę, jednak nie ustałabym tam całą noc, aby mógł mi się dowoli przyglądać.
- Chcesz to zrobić Edward?- zapytałam ściszonym głosem. Wprawiło mnie to w zakłopotanie, ale jednocześnie chciałam mu przekazać ten fakt.
- Jestem gotowy. Czy … czy możemy być trochę wolniejsi tym razem? To było bardzo … intensywne. - Po mojej minie mógł się spodziewać, że nie będę go słuchać, jeżeli zacznie się teraz ze mną o to kłócić. Ale on chyba nie chciał się ze mną sprzeczać. Może naprawdę, naprawdę lubił tą suknię? Gdyby nie ta sprawa, w całym jego istnieniu, Edward Cullen nigdy nie posprzeczał się ze mną.
Podniósł mnie w nietypowy sposób. Zgarbił się lekko i opasał swoje ramiona wokół moich ud. Podniósł mnie bez wysiłku, nasze klatki piersiowe naciskały na siebie, oczy zamknęły się jak na klucz, przeszkadzając wargom otwartym ku sobie lecz nie przeszkadzając w całowaniu. Gdy jego kolana uderzyły o ramę łóżka, zsunął mnie leciutko w dół.
- Przypomnij mi , żebym podziękował Alice- szepnął opierając wargami o moje.
- Właśnie miałam powiedzieć to samo.- Co najmniej te same słowa. Nie mogę powiedzieć czy panowałam nad tym czy nie. Przez następnych parę momentów było intensywnie. Kiedy się znów pocałowaliśmy zaczął badać moje ciało przez materiał sukni. Tym razem jednak, pozwolił mi badać też swoje. Wsunęłam swoje ręce pod jego podkoszulek. Miał napięte i twarde mięśnie pod wpływem moich palców, nieugięte i gładsze niż kamień. Zaskoczył mnie zapach róż. Dopiero teraz zauważyłam, że całe łóżko było pokryte płatkami. Wcześniej ledwie zerknęłam na pokój. Gest wyglądał na głupi, a jednak sprawił mi ogromną przyjemność. Była to próba uczynienia dla mnie tego momentu wyjątkowym. Nigdy nie chciał bym przegapiła nawet jeden mały szczegół, jakkolwiek mały. Jego ciało prawie przygniotło mnie do łóżka pod wpływem jego nieugiętej siły. Cicho poprosiłam go do przewrócenia się, żebyśmy byli ramię w ramię, musiał się do tego zastosować, bo nigdy nie zdziałałabym tego moją siłą. Zapoznałam się już z jego klatką piersiową i dolinami brzucha, tak innym pod względem miękkości, niż mój własny. Co więcej, zabrałam się do zmiany pozycji będąc beztroską i czując się coraz bardziej podniecona. W moim zamyśle wyglądało to erotycznie. Niestety, nigdy nie byłam uwodzicielką i wiele razy próbowałam uwieść tego wampira lecz on zawsze mnie odrzucał. Odbywałam więc nowicjat. Więcej, byłam ofermowatym nowicjuszem. W mojej głowie ruch był idealny: poszłabym do góry na kolanach i położyła jedną nogę ponad jego ciałem, tak abym mogła siedzieć okrakiem, kontynuować całowanie itd… Ale …. Błędnie oceniłam odległość do krawędzi łóżka. Moje kolano napotkało tylko powietrze, gdy próbowałam się osunąć. I oczywiście rzuciłam głową ponad piętami i spadłam z łóżka w podmuchu atlasu i przekleństw. Edward wyjrzał ponad ramą łóżka, śmiejąc się.
- Bella
- Oj. -powiedziałam z podłogi. Tak naprawdę nic sobie nie zrobiłam, tylko moja duma koszmarnie piekła.
- Mogłeś mnie złapać?- Wysunął się z łóżka aby dołączyć do mnie na podłodze, szybciej niż moje oczy mogły by to zauważyć. Zadrżałam, ponieważ jego chłodny oddech owiał moją twarz.
- Przepraszam, moja miłości. Trochę byłem zaabsorbowany- Zmarszczył brwi. Wciąż miał spokojny wyraz twarzy. Odepchnęłam go gdy zaczął mnie całować. W każdym razie próbowałam to zrobić. To było jak napieranie na drapacz chmur.
- Przestań śmiać się ze mnie.
- Oh Bello. Ja nie śmieję się z Ciebie.
Ale robił to. Jego uśmiech był olbrzymi. To było zaraźliwe, nawet ja uśmiechnęłam się leciutko. Ale mój gniew i zażenowanie były tak ogromne, że nie pozwoliły mi długo tego robić.
-Kłamca. - szepnęłam.
Wplątał palce we włosy za moją szyją i zaczął mnie całować. Jego wargi wciąż były wykręcone w moim ulubionym uśmiechu, wiedziałam to, bo cały czas zasypywał mnie deszczem pocałunków. Chciałam go dotknąć, ale nagle znów stał się bardzo poważny. Złapał moje nadgarstki tak , żebym nie mogła tego zrobić.
- Najpierw mi coś obiecaj, Bello.
- Cokolwiek.
- Możemy spróbować. Jeżeli jednak zacznę zadawać Ci ból musisz mi o tym koniecznie powiedzieć. Nie mogę czytać w twoich myślach i przez to mogę być trochę …. Rozproszony.
Nie wiem jak i dlaczego tak się stało, ale gdy wypowiedział te słowa, wydały mi się one śmieszne. Byłam pewna, że mógł poczuć gorąco moich policzków.
- Obiecasz mi? - Przygryzł dolna wargę.
- Jestem dziewicą Edward. I będzie bolało , to jest tak jakiś rytuał przejścia czy coś.
- Tak wiem, że może- przyznał się.- Ale z niektórymi rzeczami mogę Ci pomóc. I dlatego wolałbym wiedzieć.
Spróbowałam pertraktacji.
- Obiecuję, że Ci powiem, jeżeli faktycznie będzie bardzo bolało.
- Hm. Właśnie taką mam nadzieję. - Przez wszystko czego dzisiaj wieczór doświadczyłam w jego ramionach, łatwo mogłam zrozumieć jego rozterki. Puścił mój nadgarstek- właściwie jeden z nich- i zaczął szukać suwaka z tyłu mojej sukni. Szarpnął za niego i poluzowała mi się na ciele. Rozszerzyły mi się oczy. O, cholera. Zupełnie zapomniałam o tej części.
- M… możemy zgasić światło?- wyjąkałam prawdopodobnie brzmiąc jak jeden wielki spazm.
Jego szelmowski uśmiech powiększył się.
- Nerwowa?
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, bo poprowadził jedno z wąskich ramiączek sukienki z mojego ramienia aż po obojczyk.
- Nie.- Wzruszające kłamstewko.
Chichocząc zniżył się do mojego gardła tak szybko, że musiałam oprzeć się pragnieniu krzyknięcia. Przyciskał wargi to mojego tętna i niby mimochodem zsunął kolejne ramiączko z mojego ramienia. Przez to wszystko prawie dostałam ataku serca. Pociągnął mnie za nogi i zsunął sukienkę, która spadła na podłogę. Zmierzył mnie wzorkiem, oczy miał zamglone a wargi rozchylone. Jego spojrzenie wyrażało dużą satysfakcję. Ledwie mogłam tam stać i wpatrywać się w niego. Czułam jak czubki moich piersi palą zimnem.
- Nieźle- powiedział uśmiechając się. - Teraz możemy zgasić światło. - Sięgnął po lampkę stojącą na szafce nocnej i pokój zanurzył się w błogiej ciemności. Poczułam jego zimny oddech na szyi poruszający moimi włosami.
- Zapomniałaś o czymś Bello. - szepnął mi do ucha.- przecież ja mogę widzieć w ciemności.
Dał mi moment na uświadomienie sobie tego. Nagle był na mnie, chwycił moje nagie ciało. W jednej chwili byliśmy na łóżku. Był nagi od pasa w dół. Od razu zsunął z siebie resztki odzieży.
- To nie fair! - zaprotestowałam ale ucieszył się mnie pocałunkiem. Zmrużyłam oczy, przyzwyczajające się do ciemności ale nie widziałam go. Moje ramiona bolały z jego nagłej nieobecności i czułam jak moje serce wybija rytm w którym pulsują moje posiniaczone wargi. Zachichotał gdzieś w ciemności, prawdopodobnie zauważając zdziwiony wyraz mojej twarzy. Zdałam sobie sprawę, że dźwięk pochodzi z dołu łóżka, gdzieś kolo moich kolan. Sapnęłam, gdy chwycił moje uda, łagodnie ale z pewna stanowczością, zanurzył w nich głowę i po raz kolejny pocałował mnie na dole.
- Uuuggghhh Edward! - krzyknęłam na znak protestu, popychając jego czoło.- Przestań to robić, proszę!- zatrzymał się na chwilę. Dłuższą chwilę. Czasami zapominałam jaki nikczemny i bezczelny potrafił być.
- Nie chcesz robić tego? - zapytał. - OK. To co teraz?
Wtedy coś zimnego i gładkiego wsunęło się we mnie. Jego palce- uświadomiłam sobie, próbując oprzeć się pragnieniu zwiania z łóżka. Nie rozumiałam dlaczego nie mógł być bardziej ustępliwy akurat w tej kwestii. Musiał doprowadzać mnie do szaleństwa? Może robił to teraz żeby zaoszczędzić mi bólu potem. W sumie to nie było takie złe. Zostałam mocniej zaciśnięta przez jego dociekliwe palce, ale nie stanęło mu to na drodze. Przyznaję to było właściwie kilka palców. Poczułam się szczególnie miło kiedy potarł kciukiem miejsce nad moim „wejściem”. Mój oddech stał się bardzo nierówny.
- Czy potrzebujemy… - przerwałam próbując znaleźć mniej obsceniczne słowo, które określi to co chcę powiedzieć.
- Czy my potrzebujemy … zabezpieczenia?
Jego palce zatrzymały się we mnie, ale ich nie wyciągnął.
- Nie - szepnął. Miał zdziwiony wyraz twarzy, jakbym zaskoczyła go moim pytaniem. Może mówił mi to już wcześniej a ja nie zapamiętałam tego? - Mogę jednak coś znaleźć. Jeżeli pragniesz mnie…
- Mogę z tobą zajść w ciążę?
- Nie- powtórzył, ale zrobił to tak jakby to było czymś złym albo smutnym. Moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności i mogłam obserwować jego twarz.
- To dlaczego chcę byś użył jednego ?
- Nie wiem. Może dlatego, że sprawi, że poczujesz się bezpieczniej.
- Jestem już bezpieczna.
Wyciągnął swoje palce ze mnie, marszcząc brwi a oznace dezaprobaty.
- Oh Bella.- szepnął- mam nadzieje, że tak się czujesz pomimo tego co było rano.
Przepęznął pode mną i poczułam cos twardego i zimnego na moim udzie. Z trudem połknęłam zmieszanie kwitnące w dole mojego brzucha. Wtedy zamknęłam oczy a on wszedł we mnie.
To zabolało bardziej niż palce. Ostry ból na prawo od wejścia. Walczyłam aby powstrzymać jakąkolwiek oznakę niewygody na twarzy, wiedząc, że gdy to dostrzeże od razu się zatrzyma. To nie było takie złe - naprawdę- więc bardzo się zdziwiłam gdy wyczułam słaby, metaliczny zapach krwi połączony z czymś jeszcze… świeży, piżmowy zapach wypełnił pokój i to pozwoliło mi nie koncentrować tak bardzo na pierwszej woni, na którą byłam niefortunnie wrażliwa. Zmartwiłam się bo wiedziałam, że nie jestem jedyną osobą w tym pokoju wyczuloną na zapach krwi. Jego oczy przeszły w czarny kolor. Mogłam zobaczyć blask jego białych zębów nawet w ciemnościach pokoju, plama z jadem. Dyszał jakby odczuwał ból.
- Edward? - wyszeptałam kładąc rękę na jego policzku.
Mrugnął. Jad połknięty.
- Możesz to kontrolować. Po prostu pamiętaj kim jestem. Kim ty jesteś.
- Daj mi chwilę- wysapał. Był to kawał czasu. Jego zęby błyszczały się, zaciskał palce na poduszce obok mojej głowy. Pomyślałam, że ta nieszczęsna poduszka zaraz się rozleci i wszystkie pióra spadną na mnie. Ta myśl wywołała uśmiech i nie byłam już tak wystraszona.
Było mi coraz bardziej niewygodnie leżeć na dole. Bolało jak cholera mieć go w sobie, jak tępy nóż grożący, że pokroi mnie na części. Pełna waga jego ciała dusiła mnie wbijając w materac. Trzymałam się wciąż tylko dlatego, że głaskałam go po włosach gdy zbierał w sobie siły. Zanuciłam mu kołysankę to było coś co zawsze mnie uspokajało i przynosiło ulgę. Oczywiście wolałam nie porównywać swojego głosu do jego, tego pięknego, ale nucenie wydawało się działać. Nadal został nieruchomo a jego ciało wydawało się być bardzo spięte.
- Kocham Cię Bello. Nie zapomniałem o twojej obietnicy. - I wcisnął swoją resztę we mnie, sycząc z przyjemności. Oczy prawie wyszły mi z orbit. Nie zdawałam sobie sprawy, że przedtem siedział we mnie ledwo początkiem. Krzyknęłam zanim zdążyłam się powstrzymać i wbiłam paznokcie w jego nieugięte ramię. Prawie się dusiłam, poczułam nagłą przytłaczającą obecność….. jego.
Nie dał mi za dużo czasu aby przywykła do tego, ponieważ zaczął się ruszać- długie, głębokie ciosy. Nie wiedziałam, że moje ciało jest tak głębokie i teraz mogłam poczuć każdy, palący centymetr. Nie chciałam oskarżać go o brak łagodności. Czułam, że ledwie trzyma tą delikatność w ryzach. Ponad to, on prawdopodobnie myślał, że jest łagodny. Modliłam się w duchu, żebym nie była za bardzo posiniaczona. On nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby mnie zranił. Tarcie było częścią, która sprawiała najwięcej bólu. Zauważyłam, że ból rozciągający się we mnie przygasł trochę. Moje wewnętrzne mięśnie przystosowywały się do jego ruchów. Na pewno na dobrej drodze było to, że byłam już mokra na dole dzięki jego wcześniejszym staraniom, w przeciwnym wypadku nigdy nie zrobiłby tego co teraz, nie powodując u mnie większej fali bólu. Teraz domyśliłam się, że on właśnie zaplanował to tak.
Zaczynało być coraz lepiej. Właściwie było jak w tych durnowatych książkach, tam zawsze był ktoś kto zostawał pozbawiony dziewictwa. Co dziwne- tarcie, to beznadziejne tarcie, o które tak się martwiłam na początku- zaczynało być przyjemne. Zatopiłam uśmiech w jego szyi. Po raz pierwszy pozwalałam sobie kochać się z moim mężem i podobało mi się. Po kilku szaleńczych momentach, Edward, ku mojej uldze, podniósł się nieznacznie i spojrzał na mnie. Oderwałam myśli od jego twardości ruszającej się we mnie i skupiłam się na jego oczach. Uśmiechnął się do mnie pokazując mi swoja adorację. Ja nigdy nie mogłabym dotknąć go tak swobodnie lub przyglądać się jak zrobił to przed chwilą. Tak zdecydowałam nie umiejąc powstrzymać uśmiechu, zdecydowanie mogłam to powtórzyć.
Bliskość-taka nie przytłaczająca i głęboka- była wszystkim. Ten czyn był dużo bardziej intymny niż kiedykolwiek wydawało mi się , że może być. Tak intymny, że nie mogłabym tego opisać, gdybym została o to zapytana. To był zrealizowany cel … płytki moment przyjemności nastąpił przez tym i drzemką, Nie, to było specjalnie, Nie dziwię się, że napisali książki na ten temat. Oddychając moim imieniem wsunął rękę między nami i dotknął mnie w to samo miejsce, w które wcześniej pocałował. Obróciłam twarz na bok, czując się nagle obezwładniona i musiałam stłumić gwałtowny wdech. To zdarzyło jak jeszcze raz… taka wolna, niesamowita wspinaczka. Oddałam się temu i tym razem.
- Bello- był napięty, tak jakby tracił kontrolę- Chyba musimy tu przerwać.- wysyczał przekleństwo.
Spojrzałam powrotem na niego i wiedziałam, że muszę się z nim zgodzić.
Ale to już pochłonęło mnie, nawet wtedy gdy moje mięśnie rozluźniły się. Krzyknęłam i rzuciłam się na niego z pazurami. I wtedy spojrzałam na jego twarz. Teraz nie przypominał człowieka nawet w jednym calu. A i tak był najpiękniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek zobaczyłam. Nagle poczułam jego zęby na moim gardle, prawie przedarły się przez skórę. Moje oczy zaszkliły się, jego palce wbijały się w moje kruche ciało. Tak proste dla niego byłoby rozszarpanie mnie teraz na strzępy, w tej bezmyślnej furii. Zostałam wciąż w jego ramionach, potulnie, jak małe kocię, które zostało podniesione przez swoja matkę, bojące się choćby ruszyć. Jakoś powstrzymywał się przed przewróceniem o tą półkę. Chronił mnie. Właśnie uderzyło mnie jak on musiał mnie kochać- chronić przed samym sobą w momencie kiedy każda komórka jego ciała wołała o moją krew. Po chwili przerażające ciśnienie jego zębów o moje gardło zmieniło się w mżawkę pocałunków. To zmiana nastroju- od śmiertelnego po uwielbienie- doprowadziła mnie do zawrotu głowy. Pocałował mnie zadyszany, wolne, mokre pocałunki trwały bez końca. Zaraz zapadłam w sen obok rozgniecionych płatków róży. Moja czerwona krew na białej poduszce.
W następnym rozdziale :
-Edward-zapytałam rozespanym głosem- Co jest?
Jego ręce zacisnęły się na oparciu krzesła. Słyszałam pęknięcie drewna, brzmiało jak ostry bat.
Dobrą minutę zajęło mu udzielenie odpowiedzi.
-Zraniłem Cię.
Jego piękną twarz przeciął grymas obrzydzenia. I furii.