DGP 2014 01 17 prawnik

background image

MI

CHAŁ

R

OZB

ICKI

Pożegnanie

Stanisław Dąbrowski

był trzynastym

I prezesem Sądu

Najwyższego.

I nikogo nie trzeba

przekonywać,

że jednym

z najwybitniejszych

prawnik

Piątek – niedziela | 17–19 stycznia 2014

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

1 / 8

background image

C2

Wspomnienie

Stanisław Dąbrowski

tylko po to, aby Ministerstwo Spra-

wiedliwości miało większy wpływ na

zarządzanie sądami.

Strażnik niezawisłości

A zwiększania wpływu władzy wyko-

nawczej na władzę sądową Stanisław

Dąbrowski obawiał się najbardziej.

Przy każdej możliwej okazji podkre-

ślał, jak ważne jest, aby sędziowie byli

niezawiśli, a sądy niezależne.

– Sąd, w którym orzekaliby sędzio-

wie zawiśli, byłby sądem tylko z nazwy

– mówił. Zaznaczał jednocześnie, że

niezawisłość sędziów nie jest ich przy-

wilejem, a umacnianie w społeczeń-

stwie takiego przekonania jest wiel-

kim błędem.

– Niezawisłość sędziego nie jest jego

prawem. Jest to podmiotowe prawo

publiczne obywatela. To obywatel ma

prawo do niezależnego sądu i do nieza-

wisłego sędziego, czyli prawo do sądu.

Niezawisłość sędziów jest fundamentem

demokratycznego państwa prawnego

– przypominał na jednej z konferencji

zorganizowanej przez KRS.

Dlatego też przestrzegał przed roz-

szerzaniem nadzoru administracyjnego

ministra sprawiedliwości nad sądami.

Zauważał jednak także, że niebezpie-

czeństwo pochodzi nie tylko ze strony

rządzących. W jednym z wywiadów dla

DGP mocno akcentował, że sędzia musi

być niezawisły także od mediów, preze-

sa sądu, przełożonych, swoich bliskich,

Namiętne

oddawanie się

paleniu było jedną

z niewielu słabości

sędziego Stanisława

Dąbrowskiego.

Niedawno

zastanawiał się

nawet, czy na

tamtym świecie są

papierosy

fo

T.

Bo

GD

AN

S

AR

W

iNSK

i\

E

AST

N

EWS

Sędzia bez skazy, człowiek bez pychy

małgorzata Kryszkiewicz
malgorzata.kryszkiewicz@infor.pl

Z

nowotworem walczył kil-

ka lat. o tym, że jest po-

ważnie chory, wiedziało

niemal całe środowisko

sędziowskie. Choroby

zresztą nie ukrywał.

– Mój duch jest dobry,

tylko ciało mdłe – przyznawał w jed-

nym z ostatnich wywiadów udzielonych

prasie. Nie widział więc powodu, aby

odchodzić ze stanowiska i prezesa Sądu

Najwyższego. Żartobliwie dodawał, że

jeszcze trochę mu brakuje do papieża

emeryta. Benedykt XVi abdykował bo-

wiem w wieku 86 lat, on w kwietniu

tego roku skończyłby dopiero 66 lat.

Pracował więc niemal do końca, czym

wzbudzał niemały podziw wśród ko-

legów.

– To był człowiek niesamowicie obo-

wiązkowy. o ile stan zdrowia mu na to

pozwalał, zawsze uczestniczył w posie-

dzeniach Krajowej Rady Sądownictwa,

której, jako i prezes SN, był członkiem

– wspomina Antoni Górski, sędzia Sądu

Najwyższego, przewodniczący KRS.

Prezes Dąbrowski walkę z rakiem

przegrał 9 stycznia. Wiadomość o jego

śmierci dla wielu była szokiem.

– Trudno jest pogodzić się ze śmiercią

tak wybitnej osobistości, człowieka, któ-

ry dla wielu z nas był niekwestionowa-

nym autorytetem i wzorem – przyznaje

Marek Celej, sędzia Sądu okręgowego

w Warszawie, wieloletni współpracow-

nik Stanisława Dąbrowskiego.

Ale ludzie cenili go nie tylko za roz-

ległą wiedzę. Stanisław Dąbrowski był

bowiem po prostu ciepłym, serdecznym

człowiekiem. Nie było w nim ani krzty

pychy, która niestety często cechuje

sędziów.

– Pamiętam nasze ostatnie spotkanie

w Krajowej Radzie Sądownictwa. To było

w pomieszczeniu przeznaczonym dla

palaczy. Prezes Dąbrowski zastanawiał

się, czy na „tamtym” świecie są papie-

rosy. W tym momencie uświadomiłem

sobie, że już niedługo może go nie być

pośród nas – wspomina z żalem sędzia

Waldemar Żurek, członek KRS.

Stanisław Dąbrowski był namiętnym

palaczem. Ale – jak podkreślają osoby,

które go znały – była to jedna z niewielu

jego słabości.

Misja życia

Stanisław Dąbrowski całe swoje ży-

cie zawodowe spędził za sędziowskim

stołem. Karierę rozpoczynał w sądach

powiatowych (obecnie sądy rejonowe).

Najpierw orzekał w SR w Siedlcach,

a później w Węgrowie oraz Sokołowie

Podlaskim. Do Sądu Wojewódzkiego

(dziś sąd okręgowy) awansował szyb-

ko, bo już po czterech latach orzekania

w „powiatówkach”. Do Sądu Najwyż-

szego trafił w 1990 r.

– Był pierwszym prezesem SN, który

całą swoją karierę zawodową był sędzią.

Dzięki temu potrafił celnie zdiagnozo-

wać problemy, z jakimi musi borykać się

wymiar sprawiedliwości – zaznacza Ma-

ciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia

Sędziów Polskich „iustitia”. Do samego

końca orzekał w izbie Cywilnej SN.

– Był wybitnym sędzią. Poszukując

idei sprawiedliwości, nigdy nie gubił

z oczu człowieka. Zawsze starał się brać

pod uwagę, w jaki sposób decyzja, któ-

rą jako sędzia wyda, wpłynie na losy

podsądnego – wspomina kolegę Anto-

ni Górski.

Potrafił przy tym w sposób bardzo

precyzyjny, syntetyczny i zrozumiały

nawet dla nieprawników uzasadniać

swoje decyzje. Zawsze zresztą podkre-

ślał, jak ważne jest, aby sędziowie mó-

wili do podsądnych w taki sposób, aby

ci rozumieli i dzięki temu byli w stanie

zaakceptować wyrok sądu nawet wów-

czas, gdy jest on dla nich niekorzystny.

Dla Stanisława Dąbrowskiego sędzia to

nie był tylko zawód. To była misja. Często

podkreślał, że każdy, kto decyduje się za-

łożyć togę z fioletowym żabotem, musi

sobie zdawać sprawę z tego, jak wielki

ciężar na siebie przyjmuje.

Człowiek dialogu

Stanisław Dąbrowski zawsze nazywał

rzeczy po imieniu. Wielokrotnie przy-

pominał sędziom, że mają nie tylko

przywileje, ale przede wszystkim obo-

wiązki. Robił to w sposób zdecydowa-

ny, czym nieraz wywoływał niezado-

wolenie w środowisku sędziowskim.

Tak jak wówczas, gdy sprzeciwiał się

akcjom protestacyjnym sędziów, tzw.

dniom bez wokand, czy wówczas gdy

napominał ich, że mają nienormowa-

ny czas pracy i że kiedy wymaga tego

sytuacja powinni pracować nawet po

12 godzin na dobę.

– Taki już był. Miał bardzo sprecyzo-

wane poglądy i nie bał się ich prezen-

tować. Zresztą jego zdanie, nawet wów-

czas, gdy szedł pod prąd, przyjmowane

było w środowisku z dużym szacunkiem

– mówi sędzia Celej.

Mimo to wszyscy odbierali go jako

człowieka dialogu.

– on przede wszystkim potrafił słu-

chać. Pamiętam, że kiedy prowadził

obrady Krajowej Rady Sądownictwa,

zawsze dbał o to, aby każdy mógł się

wypowiedzieć – opowiada Marek Celej.

Z kolei Waldemar Żurek podkreśla, że

prezes Dąbrowski był mistrzem w pro-

wadzeniu dialogu. Gdy się z kimś spie-

rał, zawsze robił to z dużym taktem i in-

teligencją. – To wielka sztuka, zwłaszcza

gdy druga strona dyskusji nie przebiera

w słowach i nie stosuje zasad fair play

– zwraca uwagę sędzia Żurek.

Tę umiejętność Stanisława Dąbrow-

skiego cenili także ci, którzy stali po

drugiej stronie barykady. – Pamię-

tam, że były sytuacje, kiedy mieliśmy

inne zdanie. Ale nigdy nie zdarzyło

się, abyśmy doszli do takiego momen-

tu, w którym nie było już sensu dalej

rozmawiać – mówi Krzysztof Kwiat-

kowski, były minister sprawiedliwości,

dziś prezes Najwyższej izby Kontroli.

Wspomina, jak twardym negocjato-

rem był prezes Dąbrowski w trakcie

konsultacji nad projektem zmieniają-

cym prawo o ustroju sądów powszech-

nych.

– Tą nowelizacją wprowadziliśmy

oceny okresowe sędziów. i to właśnie

prezes Dąbrowski przekonał mnie, aby

odejść od pierwotnie zakładanej cenzu-

rowej formy oceniania sędziów i zde-

cydować się na ocenę opisową – mówi

były minister.

Śmieje się, że kiedy podczas spotka-

nia ze Stanisławem Dąbrowskim poin-

formował go o poczynionych zmianach

w projekcie, ten przyjął to z satysfakcją,

lecz od razu zaznaczył: no dobrze, ale

jeszcze musimy porozmawiać o tym

i o tym. Sprzeciwiał się wówczas m.in.

wprowadzeniu menedżerskiego syste-

mu zarządzania sądami, który polegał

na tym, że część władzy prezesa sądu

przejmował dyrektor finansowy. Akurat

jeżeli chodzi o tę kwestię, to nie udało

mu się przekonać Krzysztofa Kwiat-

kowskiego do swoich racji. Kiedy więc

regulacja weszła w życie, nie ukrywał

swojego niezadowolenia.

– Menedżerski sposób zarządzania

sądami to oszustwo. Tyle że słowo po-

chodzenia angielskiego ładnie brzmi.

oszustwem jest mówienie, że ta zmia-

na ma na celu odciążenie prezesów od

dodatkowych obowiązków – mówił bez

ogródek w jednym z wywiadów udzie-

lonych DGP. Uważał, że menedżerowie

to obca narośl w strukturze sądownic-

twa, a system ten został wprowadzony

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

2 / 8

background image

małżonka, przyjaciół. Dlatego tak bar-

dzo zbulwersowała go historia prezesa

Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszar-

da Milewskiego. Wiedząc, że sprawa ta

odbije się w społeczeństwie szerokim

echem i może negatywnie wpłynąć na

wizerunek sądu, zdecydował się udzielić

wywiadu na ten temat jednemu z ta-

bloidów.

– Nie ma co bronić prezesa Milew-

skiego! To zachowanie karygodne, szko-

dliwe dla wymiaru sprawiedliwości. Sę-

dzia powinien być impregnowany na

takie naciski z zewnątrz – grzmiał na

łamach „Super Expressu”.

Stanisław Dąbrowski nigdy nie bał

się mediów. – Jeżeli chodzi o kontakt

z dziennikarzami, to był on dla mnie

guru. Doskonale rozumiał społeczną

rolę środków masowego przekazu. Wie-

dział, że za ich pośrednictwem moż-

na dotrzeć do społeczeństwa i robił to

– mówi Waldemar Żurek. To m.in. dzię-

ki otwartości I prezesa SN w mediach

zaczęła toczyć się poważna dyskusja

na temat bolączek wymiaru sprawie-

dliwości.

Broniąc sądów przed wpływami z ze-

wnątrz, Stanisław Dąbrowski jednocze-

śnie zwracał sędziom uwagę na fakt,

że to przede wszystkim od nich zależy,

czy będą niezawiśli. – Najważniejszym

ograniczeniem niezawisłości sędziego

pozostaje jego sumienie. Niedostatek

sumienia prowadzi do nadużycia nie-

zawisłości – mówił. Nie można mu było

przy tym zarzucić, że to tylko czcza ga-

danina. – Sędzia Dąbrowski wielokrot-

nie udowodnił, że ma silny kręgosłup

moralny. Świadczy o tym chociażby jego

działalność z czasów PRL – przypomina

Krzysztof Kwiatkowski.

„W 1980 r. wstąpił do NSZZ „Solidar-

ność”; pełnił funkcję przewodniczącego

Międzyzakładowej Komisji NSZZ „So-

lidarność” sądów okręgu Sądu Woje-

wódzkiego w Siedlcach, był również

członkiem Krajowej Komisji Koordy-

nacyjnej Pracowników Wymiaru Spra-

wiedliwości. Z chwilą wprowadzenia

stanu wojennego nie wystąpił z NSZZ

„Solidarność” – czytamy w komunika-

cie zamieszczonym na stronie inter-

netowej Sądu Najwyższego.

Na początku lat 80. współtworzył

w Siedlcach Klub Inteligencji Katolickiej.

W latach 1981–1985 był jego pierwszym

prezesem. – To także świadczy o tym, że

prezes Dąbrowski potrafił iść pod prąd

i nie bał się prezentować swoich po-

glądów na zewnątrz. Przyznawanie się

w tamtych czasach do wiary katolickiej

nie było przecież dobrze postrzegane

nawet w środowisku sędziowskim – za-

znacza minister Kwiatkowski.

Z drugiej jednak strony przekonania

religijne prezesa Dąbrowskiego nigdy

nie rzutowały na jego działalność pu-

bliczną.

Poselski epizod

O swoje ideały walczył nie tylko za sto-

łem sędziowskim. W latach 1989–1991

był bowiem posłem na Sejm kontrakto-

wy. To m.in. jemu zawdzięczamy kształt

obecnego sądownictwa. Z polityki jed-

nak wycofał się bardzo szybko, gdyż – jak

sam stwierdził – jej uprawianie kłóciło

się z jego charakterem. Nie potrafił zabie-

gać o poklask wśród wyborców, bo – jak

zaznaczał – nie umiał mówić tego, w co

nie wierzył. Jego doświadczenia miały

konkretne przełożenie na uregulowania

prawne. To z jego inicjatywy wprowa-

dzono zakaz sprawowania przez sędziów

mandatu poselskiego i senatorskiemu.

Po wycofaniu się z czynnej polityki

nie zrezygnował jednak z działalności

publicznej. Chcąc przysłużyć się sprawie

przyjął na siebie ciężar pełnienia dwóch

Sędzia bez skazy, człowiek bez pychy

Z polityki szybko

się wycofał, gdyż jej

uprawianie kłóciło się

z jego charakterem.

Nie potrafił zabiegać

o poklask wyborców, bo,

jak tłumaczył, nie umiał

mówić tego, w co nie wierzy

prawnik

17–19 stycznia 2014 nr 11 (3652)

gazetaprawna.pl

najważniejszych funkcji dla sądownic-

twa: najpierw był przewodniczącym

Krajowej Rady Sądownictwa, a później

został I prezesem Sądu Najwyższego.

– To, że powierzono mu obydwie te

role, także świadczy o tym, jakim auto-

rytetem cieszył się w środowisku – pod-

kreśla Maciej Strączyński.

Kierując radą i pracami SN nieraz

nadeptywał rządzącym na odcisk. Tak

jak wówczas, gdy wyraził bardzo ostry

sprzeciw po zapowiedziach rządu do-

tyczących zamrożenia płac sędziow-

skich na rok 2012. Wytykał, że władza,

szukając oszczędności, nie wszystkich

pracowników strefy budżetowej po-

traktowała tak samo. O zamrożeniu

płac np. nauczycieli nie było bowiem

nawet mowy. Podczas jednego z posie-

dzeń w Sejmie zapowiedział, że jeżeli

ta regulacja zostanie uchwalona, on za-

skarży ją do Trybunału Konstytucyjne-

go. Jak zapowiedział, tak zrobił. I choć

poniósł klęskę, to zaskarbił tym sobie

sympatię wśród szeregowych sędziów.

Błędem byłoby jednak stwierdzenie,

że prezesowi Dąbrowskiemu chodziło

wówczas tylko o poprawę warunków fi-

nansowych sędziów. On to zrobił, bo był

przekonany, że godne wynagrodzenie

jest gwarantem niezawisłości sędziow-

skiej. Mówił: „Od wieków przyjmuje się,

że aby sędziowie mogli należycie pełnić

swoją służbę, musi być im zapewniony

ponadprzeciętny standard życia”.

– Rozmawiając z nim człowiek zdawał

sobie sprawę, że on autentycznie wal-

czy o dobro wymiaru sprawiedliwości,

a nie o pieniądze dla sędziów – przy-

znaje Krzysztof Kwiatkowski.

Ciepły człowiek

A jaki prywatnie był sędzia Dąbrowski?

Udzielenie odpowiedzi na to pytanie

nie jest wcale takie proste. Niechętnie

bowiem dzielił się z mediami swoim

życiem pozazawodowym.

– Nie uważam się za celebrytę i ani

myślę kokietować czytelników swoimi

zainteresowaniami – mówił na łamach

DGP. Ci, którzy go znali bliżej, podkre-

ślają, że był to człowiek szalenie ciepły,

nie wynoszący się, bardzo empatyczny.

– Kiedy był przewodniczącym KRS, za-

wsze starał się znaleźć chwilę na roz-

mowę z pracownikami biura. Znał ich

wszystkich z imienia, wiedział, co się

dzieje w ich życiu, kto bierze ślub, komu

urodziło się dziecko, a kogo dotknęła ro-

dzinna tragedia – wspomina Marek Celej.

Był przy tym bardzo bezpośredni.

Miał dar skracania dystansu z rozmów-

cą. – Pamiętam jak pewnego razu Sta-

nisław Dąbrowski zadzwonił do mnie,

gdyż właśnie degustował jedną z nalewek

mojej roboty, którą mu sprezentowałem.

Bardzo mu smakowała, żartobliwie za-

pytał nawet, czy nie zastanawiałem się

nad zmianą zawodu – opowiada sędzia

Celej. Z kolei Antoni Górski podkreśla, jak

bardzo słownym człowiekiem był prezes

Dąbrowski. – Chciałoby się rzec, para-

frazując znane powiedzenie: na słowie

Stanisława Dąbrowskiego polegaj jak na

Zawiszy – mówi przewodniczący Górski.

Waldemar Żurek wspomina, jak wiele

razy prezes Dąbrowski podnosił go na du-

chu. – Pamiętam kilka naszych rozmów,

podczas których załamywałem ręce nad

tym, co politycy wyprawiają w stosunku

do sądów. Narzekałem, że cała nasza pra-

ca nie ma sensu, bo oni i tak będą robili

to, co będzie im się podobało. On tymcza-

sem ze stoickim spokojem przypominał

mi, że to nasze zadanie i że najgorsze, co

możemy zrobić, to właśnie poddać się

– wspomina Waldemar Żurek.

Stanisław Dąbrowski spoczął w czwar-

tek na Powązkach Wojskowych w War-

szawie. Był trzynastym I prezesem Sądu

Najwyższego. I nikogo nie trzeba prze-

konywać, że jednym z najwybitniej-

szych.

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

3 / 8

background image

C4

„Prawnik” powstaje we współpracy z

Krajową Radą Sądownictwa

Naczelną Radą Adwokacką

Krajową Radą Komorniczą

Krajową Radą Notarialną

Krajową Izbą Doradców Podatkowych

Krajową Radą Radców Prawnych

biblioteka

prawnika

Publikacja prof. Ewy Łętowskiej i Krzysz-

tofa Pawłowskiego uczy oraz skłania do

myślenia o wpływie prawa i prawników

na stosunki społeczne. Warto ją przeczy-

tać ze względu na treść, jak i niespoty-

kaną formę. W skład książki wchodzą

32 eseje. Każdy z nich przedstawia w ra-

mach wprowadzenia krótki opis wybra-

nego mitu greckiego. Następnie autorzy

odkrywają jego drugie oblicze. Odnoszą

historię jego bohaterów oraz często nie-

widoczny na pierwszy rzut oka morał do

współczesnych problemów. Są to zasad-

niczo kwestie związane z funkcjonowa-

niem państwa, wymiaru sprawiedliwości

i społeczeństwa. Mity o greckich bogach

i herosach – ku zaskoczeniu czytelni-

ków – są przyczynkiem do wysnuwania

ciekawych opowieści o prawie. Pokazują

przykładowo, skąd bierze swoje źródło

manipulacja w przekazach medialnych,

czym grozi zwlekanie z wymierzaniem

sprawiedliwości czy lekceważenie pro-

blemu przemocy w rodzinie.

Autorzy szczególnie dużo uwagi po-

święcili władzy sądowniczej. Wskazują

na ciążącą na sędziach odpowiedzialność

za wydawane wyroki, jak również starają

się dać receptę na wydawanie orzeczeń

sprawiedliwych, nawet gdy prawo będą-

ce ich podstawą takie nie jest. Książka

spodoba się prawnikom (niezależnie od

rodzaju wykonywanej profesji), ale bez

wątpienia może zaciekawić także inne

osoby zainteresowane sprawami publicz-

nymi. Na żadnej stronicy nie znajdą one

bowiem nudnego, suchego wywodu, a już

na pewno prawniczej interpretacji mitu

podobnej do prawnego komentarza do

przepisu ustawy. Uwagę zwraca też lek-

kość przekazu oraz wypływająca z niego

wiedza, doświadczenie życiowe i zawo-

dowe autorów.

Mimo że książka traktuje o spawach

poważnych, nie brakuje w niej żarto-

bliwych spostrzeżeń i poczucia humo-

ru. Co ciekawe, wybrane eseje ilustru-

ją rysunki Andrzeja Mleczki. Profesor

Stanisław Waltoś, który przygotował

wprowadzenie do książki, nazwał ją „ar-

cydobrą lekturą”. Z tą oceną należy się

w pełni zgodzić.

AM

Inne spojrzenie na

prawo i prawników

Ewa Łętowska,

Krzysztof Pawłowski,

„O prawie i o mitach”,

Warszawa 2013,

wyd. Wolters Kluwer

Polska

cytat

tygodnia

Określenie „oczywista

bezzasadność” jest

bardzo dowolne i zależy

od swobodnego uznania

jednego sędziego (...). Wnioski

[składane przez prezydenta lub

grupę posłów czy senatorów] są

niezwykle rzadko uznawane za

oczywiście bezzasadne, a skargi

konstytucyjne niemal z reguły

Marek Chmaj,
konstytucjonalista, o nadmiernym formalizmie
Trybunału Konstytucyjnego, na łamach DGP

Funkcjonowanie polskiego sądownictwa

od lat spotyka się z wieloma krytycznymi

uwagami ze strony przedstawicieli in-

nych władz, mediów oraz opinii publicz-

nej. Sami sędziowie również dostrzegają

potrzebę dokonania istotnych zmian.

Nikt bowiem lepiej niż praktycy nie wie,

co wymaga naprawy. Oczywiście najlep-

sze jest połączenie doświadczenia sę-

dziów i innych praktyków z teoretyka-

mi prawa i legislatorami, bo sędziowie

nie mają patentu na nieomylność. Nie

dostrzega się tego, że to nie sędziowie,

lecz politycy (władza wykonawcza i usta-

wodawcza) meblują nam wymiar spra-

wiedliwości, ale za skutki niewłaściwego

umeblowania obarcza się sędziów, a nie

polityków.

Sędziowie widząc tę sytuację, próbo-

wali wyjść z inicjatywą i wskazać, jakie

rozwiązania przeszkadzają w dobrym

sprawowaniu wymiaru sprawiedliwo-

ści i co można byłoby zrobić, by sądy

stały się bardziej skuteczne i przyjazne

dla obywatela. Od dawna przedstawiają

propozycje zmian w prawie. Tymczasem

głos sędziów był dotąd na ogół ignoro-

wany. Podejmowane przez Ministerstwo

Sprawiedliwości i władzę ustawodawczą

próby zmierzające do poprawy sytuacji

okazują się wyrywkowe i nieskuteczne.

Brak jest spójnej i przemyślanej wizji na

temat docelowego modelu sądownic-

twa. Kolejni politycy piastujący stano-

wisko ministra sprawiedliwości często

negują działania swoich poprzedników,

a inicjatywy innych przedstawicieli wła-

dzy wykonawczej i ustawodawczej są

cząstkowe oraz nie zawsze przemyślane

w skutkach.

Sądownictwo poddawane było wielu

„reformom”, których konsekwencją było

głównie zwiększenie obciążenia sądów

obowiązkami orzeczniczymi i wykonaw-

czymi. Wszelkie zmiany ustrojowe były

i są wycinkowe, a zmierzają raczej do

zwiększenia wpływu władzy wykonaw-

czej na sądowniczą, niż zapewnienia jej

prawdziwej, przewidzianej konstytucją

niezawisłości. Stowarzyszenie Sędziów

Polskich „Iustitia” odpowiedziało na ape-

le licznych zgromadzeń sędziowskich

i zainicjowało w II połowie 2011 r. przed-

sięwzięcie pod nazwą „Okrągły Stół dla

sądownictwa”. Właśnie porozumienie

Okrągłego Stołu z 1989 r., które dokonało

w Polsce historycznego zwrotu, będą-

cego początkiem drogi do demokracji

parlamentarnej, było dla nas wzorem

i natchnieniem. Ono właśnie wskazało

wśród zasad przyszłego systemu poli-

tycznego, niezawisłość sądów. Obrady

Okrągłego Stołu toczyły się między opo-

zycją a ówczesną władzą. Nasz Okrągły

Stół dla sądownictwa jest wymianą po-

glądów na podstawowe problemy wy-

miaru sprawiedliwości w obrębie pod-

miotów, które w nim funkcjonują. Nie

ma więc tu pozycji władza – opozycja,

a raczej partnerska wymiana myśli.

Nie we wszystkich kwestiach myślimy

podobnie. Jednak właśnie wola usłysze-

nia głosu innych oraz próba doprowadze-

nia do konsensusu w najważniejszych

sprawach i wskazanie rozwiązań, które

uczyniłyby sądy efektywnymi, ale też

niezawisłymi (tak by mogły skutecznie

realizować prawo obywatela do szybkie-

go i sprawiedliwego sądu) była głównym

celem naszego pomysłu.

9 grudnia 2011 r. członkowie za-

rządu SSP „Iustitia” w osobach Anny

Adamskiej-Gallant i mojej zainicjo-

wali publicznie projekt na spotkaniu

z przewodniczącym KRS sędzią Anto-

nim Górskim oraz z I prezesem Sądu

Najwyższego sędzią Stanisławem Dą-

browskim. Obaj sędziowie przychylnie

zaopiniowali pomysł stowarzyszenia,

a I prezes SN objął swoim patronatem

nasze przedsięwzięcie. Podstawą pro-

jektu było przygotowanie przy udziale

przedstawicieli środowisk prawniczych,

nauki, władz publicznych oraz organi-

zacji pozarządowych całościowej kon-

cepcji tego, jak powinien funkcjonować

wymiar sprawiedliwości w Polsce, ze

szczególnym uwzględnieniem jego po-

zycji ustrojowej. Zaproszenia do udziału

w Okrągłym Stole zostały skierowane do

stowarzyszeń sędziów, prokuratorów,

asystentów, referendarzy sądowych, sa-

morządów adwokackiego, radcowskiego,

notarialnego i komorniczego, związków

zawodowych, wydziałów prawa wyższych

uczelni, instytucji zajmujących się pro-

mowaniem rządów prawa, KRS oraz

przedstawicieli władz państwowych:

Sejmu, Senatu, MS.

Władze państwowe dosyć chłodno

i bez entuzjazmu potraktowały naszą

inicjatywę, ograniczając się do wysłania

swoich przedstawicieli do uczestnictwa

w panelach. W przeprowadzonych do tej

pory czterech debatach, które odbyły się

w okresie od lutego do listopada 2012 r.,

dyskusji poddaliśmy następujące zagad-

nienia: struktura sądownictwa, zasa-

dy tworzenia i znoszenia sądów, droga

dojścia do zawodu sędziego, nadzór nad

sądami, samorząd sędziowski i Krajowa

Rada Sądownictwa, kognicja sądów, sta-

tus sędziego, referendarzy, asystentów

i urzędników sądowych, udział obywateli

w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości.

Dyskusja podczas tych debat, jak też

pisemna wymiana poglądów pozwoliły

na ustalenie zbieżnych poglądów w pod-

stawowych sprawach przez większość

organizacji i stowarzyszeń biorących

udział w projekcie. Zaowocowało to pod-

pisaniem 14 stycznia 2014 r. dokumen-

tu końcowego, w którym postulujemy:

1

przestrzeganie gwarancji ustrojowych

określonych w Konstytucji RP, w tym

trybu ustawy jako właściwego aktu

prawnego do tworzenia i znoszenia

sądów, zapewnienia dalszego rozwoju

wyspecjalizowanego sądownictwa ro-

dzinnego we wszystkich instancjach,

jak i stworzenie obywatelowi dostęp-

ności do sądów, w tym z uwzględnie-

niem sądów pracy,

2

zwiększenie samorządności w orga-

nizacji władzy sądowniczej, by w ten

sposób, podobnie jak w samorzą-

dach zawodowych, kształtować jej

autorytet oraz odrębność i nieza-

leżność od władzy ustawodawczej

i wykonawczej, zarazem zapewnia-

jąc pieczę i dając gwarancję należy-

tego pełnienia funkcji sędziowskiej

z uwzględnieniem interesu publicz-

nego, a przez utworzony centralny

organ przedstawicielski stworzyć re-

prezentację całego środowiska,

3

skierowanie tak zwanego nadzoru ad-

ministracyjnego poza obszar władzy

wykonawczej ze wskazaniem, by na

wzór sądownictwa administracyjne-

go sprawował go w sądach powszech-

nych I prezes Sądu Najwyższego,

4

odstąpienie od założeń menedżer-

skiego zarządzania wymiarem spra-

wiedliwości jako nieprzystającego do

jego zadań, na rzecz postulowanej sa-

morządności, aby kształtować prawi-

dłowość funkcjonowania autorytetem

i odpowiedzialnością, poziomymi re-

lacjami współoddziaływania środowi-

skowego jako naturalniejszymi dla

służby sędziego i związanego z nią

etosu, a nie ograniczającymi nieza-

leżność zarządzeniami w trybie nad-

zorczych relacji pionowych, przy tym

obejmujących materię daleko wykra-

czającą poza granice dopuszczalnego

nadzoru władzy wykonawczej,

5

zapewnienie poprzez właściwy system

wyborczy reprezentatywności wszyst-

kich sędziów w wyborach do Krajowej

Rady Sądownictwa, a także poprzez

przywrócenie właściwej rangi sędziom

sądów rejonowych jako podstawowej

sile wymiaru sprawiedliwości,

6

stworzenie takiej drogi do zawodu,

która umożliwi praktyczną weryfika-

cję zdolności kandydata i potwierdze-

nie jego kompetencji jeszcze przed

powołaniem go na urząd sędziego,

7

stworzenie gwarancji przestrzega-

nia regulacji dotyczących statusu

sędziego jako fundamentu niezawi-

słych i niezależnych sądów, z rozwa-

żeniem wzmocnienia go o immuni-

tet cywilny,

8

zweryfikowanie przedmiotowej i pod-

miotowej kognicji sądów,

9

dookreślenie statusu referendarza

sądowego, asystenta sędziego, urzęd-

nika sądowego oraz zapewnienie

właściwych form udziału obywateli

w sprawowaniu wymiaru sprawie-

dliwości (po rozważeniu aktualnych

oczekiwań społecznych i możliwości

w tym zakresie).

Mam nikłą nadzieję, że nasze wspólne

propozycje spowodują z czasem wdroże-

nie prac legislacyjnych tak, by całościowo

dokonać zmian w wymiarze sprawiedli-

wości, przy uwzględnieniu właściwej ran-

gi władzy sądowniczej i dobra obywateli.

Celowo użyłem słowa „nikłą” albowiem

zarówno przedstawiciele władzy wyko-

nawczej (Ministerstwo Sprawiedliwości),

jak i ustawodawczej (posłowie) mało an-

gażowali się w ideę okrągłego stołu dla

sądownictwa. W przeszłości wiele razy

było widać, że sami wolą decydować

o wymiarze sprawiedliwości bez realne-

go uwzględnienia tego, co sądzą o nim

ci, którzy go sprawują i najlepiej znają.

Chciałbym się tu jednak mylić.

Okrągły Stół dla sądownictwa

Nikt lepiej

niż praktycy nie wie,

co w wymiarze

sprawiedliwości

wymaga zmian

To politycy (władza

wykonawcza

i ustawodawcza)

meblują

nam wymiar

sprawiedliwości,

ale za skutki

niewłaściwego

umeblowania

obarcza się sędziów,

a nie polityków

MA

TERIAŁ

y

P

RASO

WE

JAceK PrzyGucKi

sędzia Sądu Okręgowego w Suwałkach, współor-

ganizator projektu „Okrągły Stół

dla sądownictwa”

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

4 / 8

background image

W jednej z genialnych scen z kultowe-

go „Misia” w reżyserii Stanisława Barei

dwóch mężczyzn wnosi kobietę do kio-

sku. Zaczyna się awantura. Jeden z męż-

czyzn zarzuca ekspedientce, że sprze-

dała jego żonie regeneracyjny szampon

do włosów, po zastosowaniu którego

kobieta została, krótko mówiąc… łysa.

Mężczyzna w trakcie kłótni rozrzuca

włosy żony po całym kiosku, na co eks-

pedientka wybucha: „Będzie mi tu kłaki

rozrzucał. Panie, tu nie jest salon dam-

sko-męski. To jest kiosk Ruchu, ja tu

mięso mam”.

Scena ta według mnie idealnie od-

zwierciedla obecną sytuację, w której

listy z sądów i prokuratur zamiast jak

dotychczas przez Pocztę Polską dostar-

czane są przez prywatne firmy do róż-

nych punktów handlowych.

Internet pełen jest już doniesień

o tym, jak to przesyłki sądowe trafiły do

sklepów spożywczych, zoologicznych,

rybnego albo kiosku zlokalizowanego na

terenie giełdy, na którą wstęp jest płat-

ny, czy stoiska w hali targowej, a nawet

klubu nocnego.

Konsorcjum Polskiej Grupy Pocztowej,

InPostu i Ruchu wygrywając przetarg,

swoją ofertą przebiło dotychczasowego

operatora, czyli Pocztę Polską. Oznacza

to, iż od początku roku powiadomienia

i wezwania do sądu nie odbierzemy już

z urzędu pocztowego, ale z punktów han-

dlowo-usługowych współpracujących

z operatorem. Prowadzić to będzie za-

pewne do wielu sytuacji „rodem z Barei”.

To może na początku budzić wesołość,

ale są też aspekty dalece poważniejsze,

które mogą mieć istotne, długofalo-

we skutki. Co będzie, jeżeli sprzedawca

w takim punkcie wyda sądową lub pro-

kuratorską przesyłkę, nie weryfikując

tożsamości odbiorcy, albo jeżeli wyda ją

mężowi zamiast żonie, a będzie to we-

zwanie dla żony na sprawę rozwodową?

Rodzą się poważne obawy, że z powo-

du wadliwego systemu doręczeń strony

nie będą dochowywać terminów do zło-

żenia np. odpowiedzi na pozew, apelacji.

Jaki to będzie miało wpływ na zapadające

wyroki, decyzje prokuratur, a idąc dalej,

ewentualne zaskarżenia i pozwy o sto-

sowne odszkodowania?

Lektura komentarzy adwokatów

w prasie i internecie budzi moje oba-

wy także o to, czy rzetelnie wypełniony

zostanie obowiązek dochowania tajem-

nicy korespondencji. Tak ważny w przy-

padku przesyłek sądowych i prokura-

torskich. Bez trudu można wyobrazić

sobie bowiem sytuację, w której w małym

miasteczku list polecony z sądu i pro-

kuratury odbierać się będzie ze sklepu

spożywczego, który jest centrum życia

towarzyskiego. Kto dowie się pierwszy

o nadejściu takiego listu – adresat czy

okoliczni mieszkańcy i jak szybko lawi-

na plotek, domysłów i posądzeń dotknie

adresata.

Czy listy z prokuratur i sądów mają

być przetrzymywane na półce z chemią,

czy kabanosami? Czy mamy pewność, że

dany punkt się nie zamknie na tydzień

albo dwa z powodu urlopu albo choroby

sprzedawcy? Należy przecież pamiętać,

że sądy dwa razy awizowaną przesyłkę

uznają za dostarczoną, a powiadomie-

nie takie może zawierać np. termin zło-

żenia apelacji od wyroku.

Ktoś powie, że to rewolucyjna zmia-

na, przełamanie monopolu Poczty Pol-

skiej w kolejnym segmencie rynku,

a każda zmiana wymaga przyzwycza-

jenia, z czasem nowe rozwiązania zo-

staną dopracowane, każda rewolucja na

początku wnosi drobny chaos itp. itd.

Ja też jestem zwolennikiem wolnego

rynku i uczciwej konkurencji, również

wśród operatorów pocztowych, ale uwa-

żam, że są dziedziny życia, w których

eksperymentowanie jest ostatnią rze-

czą, jaką należy robić. W tym przypad-

ku są to życiowe sprawy postronnych

obywateli, które rozstrzygają sądy i o

których czasem decydują prokuratorzy.

Jedno pytanie rodzi kolejne. Odpo-

wiedzi na nie powinno dać państwo.

To aparat państwa jest bowiem zobli-

gowany do zadbania, by postępowanie

sądowe i prokuratorskie przebiegało

rzetelnie.

Prezydium Naczelnej Rady Adwokac-

kiej podjęło uchwałę, w której wnioskuje,

aby państwo zwróciło szczególną uwagę

na zasady funkcjonowania systemu do-

ręczeń tego typu przesyłek, monitoro-

wało poprawność dokonywania doręczeń

lub ich zwrotu, dbało o zabezpieczenie

tajemnicy korespondencji oraz ochro-

nę danych osobowych osób, do których

kierowana jest korespondencja.

Niezależnie od tego władze samo-

rządu adwokackiego rozpoczęły moni-

toring wszystkich sygnałów na temat

nowego systemu doręczeń przesyłek.

Pomorska Izba Adwokacka w Gdańsku

uruchomiła e-maila, na który można

przesyłać wszelkie niepokojące informa-

cje, problem monitorują władze innych

izb adwokackich.

Na końcu jednak trzeba postawić py-

tanie zasadnicze, które powinno być

przez twórców reformy postawione, za-

nim przystąpiono do wyboru nowego

operatora. Czy wymiar sprawiedliwości

będący zadaniem państwa (a doręcze-

nia pism są jego nierozerwalną częścią)

może podlegać komercjalizacji?

Układając kryteria wyboru nowego

operatora pomyślano o kosztach i moż-

liwych oszczędnościach, a zapomniano

zadbać o gwarancje właściwej obsługi

wymiaru sprawiedliwości. Szkoda. Są

bowiem rzeczy, na których odpowie-

dzialne państwo oszczędzać nie może.

prawnik

17–19 stycznia 2014 nr 11 (3652)

gazetaprawna.pl

Dominika

Bychawska-

-Siniarska

koordynatorka
projektu „Europa
Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka

Niebezpieczny

eksperyment

MA

T

e

RIA

ły

P

RASO

W

e

Są obszary, w których odpowiedzialne państwo nie powinno oszczędzać.

Jednym z nich jest wymiar sprawiedliwości

prosto

ze Strasburga

Na początku stycznia 2014 r.

europejski Trybunał Praw

Człowieka uznał narusze-

nie swobody wypowiedzi

w dwóch sprawach wniesio-

nych przez wydawcę gazety

„Novy Cas” – jednego z naj-

popularniejszych tytułów na

Słowacji, zaliczanych do pra-

sy tabloidowej.

Pierwsza sprawa (skarga

nr 21666/09) dotyczyła odpo-

wiedzialności spółki (dalej:

RASS) pozwanej o ochronę

dóbr osobistych. Przyczyn-

kiem była publikacja arty-

kułu na temat wypadku sa-

mochodowego, w którym

ujawniono dane osobowe

pieszego – śmiertelnej ofia-

ry zdarzenia, oraz jego ojca,

lokalnego prokuratora. Au-

torzy tekstu zwrócili uwagę

na długotrwały areszt spraw-

cy wypadku, a przeciągające

się postępowanie (w związku

z przekazywaniem akt z jed-

nej prokuratury do drugiej)

powiązali z osobą poszko-

dowanego, sugerując, że to

ustosunkowany ojciec mści

się za śmierć syna. Proku-

rator uznał, że ujawnienie

jego danych w artykule spo-

wodowało u niego dodatko-

wą wiktymizację i cierpienie.

Słowackie sądy przyznały mu

rację, nakazując RASS wypła-

tę 2600 euro tytułem zadość-

uczynienia oraz publikację

przeprosin.

Druga skarga (nr 21666/09)

dotyczyła serii artykułów opu-

blikowanych w „Novym Casie”

na temat oskarżonego o oszu-

stwa uczestnika teleturnieju

„Postaw na milion”. Opisano

w nich spór pomiędzy organi-

zatorem show i człowiekiem

rzekomo wykorzystującym

podczas programu elektro-

niczne urządzenie, za pomo-

cą którego otrzymywał dobre

odpowiedzi. I w tym przypad-

ku RASS przegrał w słowac-

kich sądach, które nakaza-

ły przeproszenie publicznie

napiętnowanego gracza oraz

wypłacenie mu 1450 euro za-

dośćuczynienia.

Ringier Axel Springer Slo-

vakia zwrócił się do euro-

pejskiego Trybunału Praw

Człowieka, zarzucając są-

dom słowackim brak posza-

nowania dla wolności słowa

i dawanie prymatu ochronie

prywatności osób, które wy-

toczyły powództwa przeciwko

wydawcy.

W dwóch wyrokach z 7

stycznia 2014 r. eTPC podjął

rozważania na temat tego,

czy ingerencja w swobodę

wypowiedzi RASS była nie-

zbędna w demokratycznym

społeczeństwie i czy w oma-

wianych przypadkach sędzio-

wie zastosowali standardy

wynikające z orzecznictwa

wypracowanego w oparciu

o art. 10 europejskiej Kon-

wencji Praw Człowieka (wol-

ność słowa). W obu sprawach

trybunał zwrócił uwagę, że

sądy błędnie skoncentrowa-

ły się wyłącznie na dowodze-

niu prawdziwości artykułów.

Uznając, że doszło do naru-

szenia dóbr osobistych pro-

kuratora i uczestnika konkur-

su, sądy nie uwzględniły ich

pozycji w debacie publicznej.

Nie rozważyły również, czy

teksty opublikowane zostały

w dobrej wierze, w interesie

publicznym oraz czy wydaw-

ca działał zgodnie z obowiąz-

kami wynikającymi z art. 10

konwencji.

W pierwszej sprawie sę-

dziowie jednogłośnie uznali

naruszenie swobody wypo-

wiedzi wydawcy, przyznając

RASS 6191,76 euro odszko-

dowania i 5850 euro zadość-

uczynienia. W drugiej, do-

tyczącej programu „Postaw

na milion”, eTPC przyznał

medialnej spółce 4431 euro

odszkodowania i 9750 euro

zadośćuczynienia. Dwóch sę-

dziów złożyło jednak zdanie

odrębne do wyroku, wskazu-

jąc, że przyznana suma jest

zbyt wygórowana w porów-

naniu z dotychczasowym

orzecznictwem oraz w zesta-

wieniu z kompensatą przy-

znaną w pierwszym orzecze-

niu ze skargi RASS.

Wyroki w sprawach Ringier

Axel Springer Slovakia można

uznać za precedensowe i od-

chodzące od dotychczasowe-

go orzecznictwa eTPC, który

w odpowiedzi na fenomen ga-

zet bulwarowych nie przyzna-

wał ochrony artykułom ma-

jącym dostarczać odbiorcom

sensację i zabawę (por. spra-

wy Stoll przeciwko Szwajcarii

oraz Kania i Kittel przeciwko

Polsce). Takie podejście trybu-

nału było często oceniane jako

nadmiernie rygorystyczne.

Jak wskazuje prof. Ireneusz

C. Kamiński, tabloidy również

mogą bowiem spełniać funk-

cję kontrolną, informując spo-

łeczeństwo o sprawach waż-

kich, nawet jeżeli nie realizują

jej w sposób znany z prasy ja-

kościowej. Nierzadko to wła-

śnie one alarmują opinię pu-

bliczną, zwracając uwagę na

pewne zdarzenia.

Dwa przytoczone rozstrzy-

gnięcia eTPC są też dobrą

wiadomością dla dzienni-

karzy i wydawców w Polsce.

Okazuje się bowiem, że trybu-

nał skłonny jest uznać naru-

szenie swobody wypowiedzi

przez sam fakt nieuwzględ-

nienia przez sądy narodowe

standardów wynikających

z orzecznictwa w sprawach

z art. 10 konwencji. O ile

grubsza skóra polityka jako

standard strasburski zako-

rzeniła się głęboko w głowach

polskich sędziów, o tyle nie

zawsze pamiętają oni o dzia-

łaniu w interesie publicznym,

szerszej ochronie debaty

o charakterze politycznym

czy też rozróżnieniu faktów

od opinii. W świetle orzeczeń

w sprawach RASS uzasadnio-

na jest konkluzja, że amnezja

sędziów może prowadzić Pol-

skę do naruszeń konwencji

w sprawach z zakresu wolno-

ści słowa.

Tabloidy też korzystają z wolności słowa

Prenumerata:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard: miesięczna (styczeń 2014 r.): 100,80 zł, styczeń–grudzień 2014 r.: 1095,00 zł. Wersja Premium: miesięczna
(styczeń 2014 r.): 117,60 zł, styczeń–grudzień 2014 r.: 1296,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8 % VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata

JACEK TRElA

adwokat, wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

5 / 8

background image

C6

KodeKs Karny

Sporu o zapisy antyaborcyjne cd.

stronie Ministerstwa Sprawiedliwości

(komunikat z 17 grudnia).

A oto przyczyny. Nie wiedząc, jaki jest

status konferencji (naukowa czy prezen-

tacja stanowiska komisji jako organu

pomocniczego MS i jaki charakter ma

to stanowisko: definitywny czy wstęp-

ny) – wprost zapytałam. Odpowiedział

Pan, że to prezentacja poglądów komisji,

w postaci „wstępnych założeń”. Do mnie

(i w ogóle do opinii publicznej) dotarł

jednak dokument w postaci artykuło-

wanego, gotowego projektu. To suge-

ruje, że komisja przestawiła MS – tak

jak to zresztą wynika z jej regulaminu

– po prostu gotowy projekt legislacyjny

zmian k.k. Komisja kodyfikacyjna zgod-

nie bowiem z jej statusem przygotowu-

je projekty dla resortu i rządu. I takim

właśnie projektem jest dokument, o któ-

ry chodzi, który sobie wydrukowałam

i oczywiście przeczytałam. Nawet jeśli

wedle komisji to są wstępne założenia,

to forma ich prezentacji wprawia w kon-

fuzję. Sugeruje bowiem co innego niż

to, co wynika z pana informacji.

W ramach swych prac komisja (tak to

wynika z jej regulaminu) może przepro-

wadzać konsultacje. Należałoby ocze-

kiwać, że te konsultacje będą tym bar-

dziej reprezentatywne i wszechstronne,

z im bardziej radykalnymi propozycjami

komisja występuje. Komisja wystąpiła

z projektami bardzo radykalnego za-

ostrzenia przepisów antyaborcyjnych,

dokonanego przy okazji wielu różnych

zmian kodeksu karnego.

Istota zmian w zakresie prawa anty-

aborcyjnego dotyczy zaostrzenia ochro-

ny płodu/dziecka nienarodzonego (bo

określenie „dziecko poczęte” jest lap-

susem językowym i logicznym). Kodeks

karny w pierwotnej wersji w ogóle nie

przewidywał karania kobiety. Chronił jej

wolność przed niechcianą aborcją, a se-

mantycznie nie używał terminologii su-

gerującej utożsamienie spędzenia płodu

i zabójstwa, co występuje w projekcie

idącym nota bene dalej niż Kodeks Ka-

noniczny (kanony 1397 i 1398, gdzie się

rozróżnia między zabójstwem i spędze-

niem płodu wyraźnie tak nazwanym).

Terminologia użyta w projekcie k.k. jest

zabiegiem erystyczno-semantycznym,

oswajającym prawników i społeczeń-

stwo z akceptacją karania kobiet (skoro

ma dochodzić do zabójstwa).

Zmiany były tu stopniowe i dokony-

wały się na drodze semantycznej (w

1999 r. utożsamienie płodu i dziecka

poprzez wprowadzenie postaci zabój-

stwa w art. 157a, który jednak wyłączał

karalność matki). Projekt już wprowa-

dza karalność kobiety ciężarnej za za-

bójstwo dziecka, i to także w wypadku

poronienia będącego skutkiem działań

ryzykownych samej kobiety, o ile chodzi

o dziecko zdolne do życia poza organi-

zmem matki i gdy matce można przypi-

sać winę umyślną (zamiar ewentualny

jest tu granicą – tak wywiad z Andrze-

jem Zollem w „Gazecie Wyborczej” z 17

grudnia 2013 r.).

Historia królowej Bony, która w 1527

r. wybrała się na tragicznie zakończo-

ne (także dla trwałości dynastii, ponie-

waż urodzone przedwcześnie i zmarłe

dziecko było płci męskiej) łowy konne,

jest przykładem sytuacji, gdy prokurator

musiałby zastanawiać się nad kwalifi-

kacją winy kobiety: już dolus eventualis

czy jeszcze lekkomyślność. W każdym

razie postępowanie karne z pewnością

musiałoby być wdrożone.

Projekt zmian w k.k. przynosi zmia-

nę radykalną karalności kobiet, które

w ten sposób obarcza się penalnym ry-

zykiem utrzymania ciąży. Oczywiście

nie każde tragicznie zakończone póź-

ne poronienie czy przedwczesny poród

spowoduje ukaranie kobiety. Z pewno-

ścią należy się spodziewać efektu mro-

żącego i konieczności tłumaczenia się

kobiety, niezbędnego do oceny stopnia

winy przy podejmowaniu działań uzna-

wanych za ryzykowne. Na przykład Ma-

ria Skłodowska-Curie urodziła córkę, na

szczęście żywą, przedwcześnie, w wy-

niku wycieczki rowerowej. Prokuratura

jest konformistyczna i niektórych rze-

czy nie chce widzieć, a niekiedy stosuje

excés du zéle, zależy, skąd wiatr wieje.

Wprowadzenie takiej zmiany wyraźnie

wskazuje kierunek wiatru.

Na tym nie koniec w zarządzaniu

strachem wobec kobiet. Postęp medy-

cyny coraz dalej „wstecz” przesuwa gra-

nice zdolności utrzymania dziecka przy

życiu poza organizmem matki. Kobieta

staje się zatem także zakładniczką tego

postępu medycyny, wpływającego na

poszerzanie granicy jej odpowiedzialno-

ści karnej i grożącego ryzyka odpowie-

dzialności. To bardzo drastyczna zmiana

prawa przewidziana w projekcie i do-

tyczy – z natury rzeczy – tylko kobiet.

Mam podejrzenia

że organizowana

przez Komisję

Kodyfikacyjną Prawa

Karnego konferencja

służy spóźnionej

legitymizacji

nieudanego

przedsięwzięcia.

A w tym nie

chciałabym

uczestniczyć

fOT

.

M

u

Z

eu

M

SZT

u

KI

W

f

Il

AD

elf

II

List do prof. Piotra Hofmańskiego

S

zanowny Panie profeso-

rze, dziękuję za zaprosze-

nie na spotkanie w dniu

21 stycznia, na którym – jak

Pan pisze w liście do mnie

z 3 stycznia – „Komisja mia-

łaby szanse przedstawienia

wstępnych założeń nowelizacji przepi-

sów o przestępstwach przeciwko życiu

i zdrowiu przygotowanych przez komi-

sję poprzedniej kadencji (kierował nią

prof. A. Zoll). Żadnych konsultacji dotąd

nie było, albowiem nie powstał jeszcze

nawet projekt. Mamy tylko stanowi-

sko komisji, które może (ale wcale nie

musi) być podstawą projektu rządowe-

go. Mamy też głosy świętego oburze-

nia z różnych stron, które wyrażane są

– najwyraźniej – bez lektury założeń.

uznaliśmy przeto za stosowne przed-

stawienie szerszemu kręgowi odbior-

ców istoty propozycji i umożliwienie

dyskusji na ich temat. Nie jest to konfe-

rencja karnistyczna. Przeciwnie: karni-

ków będzie niewielu (przede wszystkim

feministycznie nastawione panie kar-

niczki), za to spodziewamy się dyskusji

z lekarzami, bioetykami, genetykami,

przedstawicielami środowisk femini-

stycznych itd”.

Z udziału w tej konferencji posta-

nowiłam ostatecznie zrezygnować.

Zrobiłam to po lekturze projektu i po

obserwacji tego, jak konferencja jest

organizowana, oraz po lekturze poglą-

dów upublicznionych w mediach i na

PROf. Ewa

ŁętOwSka

rzecznik praw

obywatelskich

w latach 1987–1992,

sędzia Naczelnego

Sądu administra-

cyjnego w latach

1999–2002 i trybunału

konstytucyjnego

w latach 2002–2011

Historia królowej Bony, która w 1527 r.

wybrała się na zakończone poronieniem

łowy konne, jest przykładem sytuacji,

gdy prokurator musiałby zastanawiać

się nad kwalifikacją winy kobiety

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

6 / 8

background image

Nie rozumiem, jak można w takiej

sytuacji, bez stosownych konsultacji

jeszcze na etapie wstępnym – prezen-

tować publicznie stanowisko w posta-

ci artykułowanego projektu „pakieto-

wego”, przygotowanego przez komisję,

która musiała chyba zdawać sobie spra-

wę z własnej niereprezentatywności

z uwagi na płeć. Jest to w tym wypadku

szczególnie rażące, skoro zaostrzenie

karania ma dotyczyć wyłącznie kobiet.

W liście do mnie z 6 stycznia pisze pan:

„Komisja nie prowadzi prac za zamknię-

tymi drzwiami. Umożliwiamy każdemu

wypowiedzenie się w analizowanych

przez nas kwestiach na stronie komisji,

a ponadto zapraszamy na obrady gości

z różnych środowisk (np. rozmawiali-

śmy z profesorem genetyki na temat

tzw. przestępstw aborcyjnych). Zorga-

nizowaliśmy także konferencję karni-

styczną, na której dyskutowane były (lub

mogły być) wszystkie aspekty pracy nad

wstępnym projektem”. Wynika stąd, że:

żadnych szerzej zakrojonych konsul-

tacji dotychczas nie było;

w szczególności – mimo że regu-

lamin komisji na to zezwala i to

przewiduje – nie było analizy, czy

istniejące instrumenty wpływu na

orzecznictwo nie mogłyby usunąć

części błędów praktyki orzeczniczej,

skoro one miały być przyczyną zmian;

skład komisji jest niereprezenta-

tywny ;

szczególnym zgrzytem „gendero-

wym” (używam tego terminu celo-

wo) jest okoliczność, że przewidując

obecnie udział karników, oddzielnie

wymienia Pan „feministycznie nasta-

wione panie karniczki”. Obawiam się,

że – niezależnie od feministycznego

lub niefeministycznego nastawienia

List do prof. Piotra Hofmańskiego

Uważam, że sposób

przygotowania

i przedstawienia projektu

jest arogancki. Być

może sama komisja nie

dostrzega tego faktu

wynikającego z jej

niereprezentatywności

i braku konsultacji

przy jednoczesnym

radykalizmie postulatów

prawnik

17–19 stycznia 2014 nr 11 (3652)

gazetaprawna.pl

Kontakt: 22 212 08 27, prenumeratadgp@infor.pl

Więcej na: www.gazetaprawna.pl/oferta2014

prenumeratorów

Specjalnie dla

Dziennika Gazety Prawnej

Dostęp do elektronicznego archiwum

dziennika z lat 2002 – 2013

Szczegóły na

www.gazetaprawna.pl/archiwumdgp

Elektroniczne archiwum, czyli zbiór wszystkich tekstów, które

ukazały się w gazecie i jej dodatkach w latach 2002-2013.

Przywilej korzystania z archiwum przysługuje

tylko aktualnym prenumeratorom DGP.

P I S Z E M Y O D P O W I E D Z I A L N I E

P A T R Z Y M Y O B I E K T Y W N I E

aUtOPROMOCJa

wszystkie panie-karniczki mogą czuć

się co najmniej nieswojo;

atmosfera dyskusji – której otwarcia

komisja, wedle słów swego dawnego

przewodniczacego, „się nie obawia”

(cytowany wywiad a. Zolla), jest bar-

dzo zła. I szkoda, skoro komisja chcia-

ła otwarcia dyskusji, że jej po prostu

nie przygotowano. Przecież projekt

nie miał uzasadnienia (dopiero teraz

ten brak się nadrabia). Zwłaszcza cie-

kawe byłoby poznać dane dotyczące

orzecznictwa, warunków i możliwo-

ści jego ukształtowania oraz statysty-

ki sytuacji spowodowania uszkodze-

nia czy śmierci płodu przez lekarzy

na skutek (dotychczas niekaranych)

interwencji medycznych w ostatnich

stadiach ciąży, co obecnie zamierza

się karalnością jednak objąć. Bo taki

jest główny motyw wprowadzenia

zmian, więc chyba to badano.

Uważam, że sposób przygotowania

i przedstawienia projektu jest aroganc-

ki. Być może sama komisja nie dostrze-

ga tego faktu wynikającego z jej niere-

prezentatywności i braku konsultacji,

przy jednoczesnym radykalizmie po-

stulatów. to jednak uzasadnia podej-

rzenie, że komisja reprezentuje przed-

stawicieli jednego światopoglądu, i to

w wersji radykalnej (vide terminologia

i systematyka Kodeksu Kanonicznego).

Być może tak nie jest, ale takie wraże-

nie powstaje, sądząc po treści projektu

i sposobie jego prezentacji.

We wszelkich pracach ciał pomocni-

czych afiliowanych przy organach pań-

stwowych istnieje niebezpieczeństwo

zdominowania prac zewnętrznych, kole-

gialnych ciał eksperckich przez element

urzedniczo obsługowy, który w rzeczy-

wistości steruje tymi pracami. Ostat-

nie publikacje wypowiedzi wiceministra

sprawiedliwości odpowiedzialnego za

prace nad projektem i uczestniczącego

w pracach KK, a zwłaszcza jego wypowie-

dzi na temat jego interpretacji aksjologii

konstytucyjnej (wnioskuję z cytatów po-

dawanych przez media, nie z opisu po-

glądów), nie pozostają w zgodzie z zasa-

dą neutralności światopoglądowej służby

publicznej. to przekonuje mnie, że rację

miał Lech Gardocki, twierdząc, że pro-

jekt radykalnego zaostrzenia odpowie-

dzialności kobiet za aborcje, idący dalej,

niż Kodeks Kanoniczny, był przemyśla-

ną próbą strategii „zajętego pola” przez

jedną opcję ideową.

Wreszcie ostatnia kwestia. Projekt

bardzo mocno angażuje się (poprzez za-

ostrzenie odpowiedzialności karnej cię-

żarnej kobiety i lekarza) w ochronę płodu

w ostatnich dwóch trymestrach ciąży.

Groźba karnej odpowiedzialności musi

wywołać kolejny efekt mrożący, hamu-

jąc nie tylko prenatalistykę, ale i leczenie

kobiet w ciąży w ogóle, jeżeli miałoby to

się wiązać ze wzrostem ryzyka odpowie-

dzialności, choćby w postaci tłumaczenia

się przed prokuratorem. Projekt (nawet

dostępne obecnie, ex post, uzasadnienie)

nie przekonuje, jakoby kwestia ta była

jakoś analizowana (za pomocą jakich na-

rzędzi) w toku prac komisji. Efekt mrożą-

cy jest realny, wobec notoryjnie znanego

oportunizmu społecznego, nieomijające-

go środowisk lekarskich i prawniczych.

Krytycznie zaś nadto należy ocenić sta-

nowisko prawników, którzy proponując

jakieś rozwiązania, nawet konstrukcyjnie

dające się tłumaczyć, sądzą, że prakty-

ka ukształtuje się zgodnie z założenia-

mi, jakie sami przyjmują w przepisach,

w związku z czym lekceważą możliwość

wystąpienia negatywnych, niepożada-

nych skutków ubocznych. Jest to jedno-

stronność w operowaniu prawem, gdzie

dostrzega się tylko tekst, konstrukcję

powinnościową, bez refleksji nad uwa-

runkowaniami społecznie efektywnego

oddziaływania prawa, i to także w nie-

pożądanym kierunku.

Biorąc to wszystko pod uwagę, docho-

dzę do wniosku, że moja obecność na

konferencji 21 stycznia byłaby jedynie

legitymizowaniem dokumentu, który

wobec wycofania zainteresowania rzą-

du – po prostu nie istnieje. Jeżeli zaś

miałaby to być konferencja naukowa,

to nie rozumiem, dlaczego organizu-

je ją komisja. Mam podejrzenia (jeśli

niesłuszne, to trudno, ale okoliczności

do tego skłaniają), że konferencja służy

spóźnionej legitymizacji nieudanego

przedsięwzięcia. a w tym nie chciała-

bym uczestniczyć.

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

7 / 8

background image

C8

SzkolniCtwo wyżSze

Tytuły naukowe

Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl

Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska

Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Łukasz Korycki, Dominika Sikora, Paweł Nowacki

Sekretarze: Rafał Drzewiecki, Marcin Hadaj, Anna Godlewska, Leszek Majkut,

Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska

Redaguje: Ewa Szadkowska

Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz

Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):

Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17

Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz

Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

Gdybym mógł zmienić jeden przepis...

dr hab. Piotr

korzeniowski

prof. nadzw. UŁ,

kierownik Zakładu

Prawa Ochrony

Środowiska, Katedra

Prawa Administra-

cyjnego i Nauki

Administracji,

Wydział Prawa

i Administracji,

Uniwersytet Łódzki

G

dybym mógł

zmienić jeden

przepis, to

w pierwszej

kolejności zacząłbym od

kompleksowego uporządko-

wania systemu prawa

ochrony środowiska

w formie kodeksu. Pojedyn-

cze zmiany jednego przepisu

lub jednego aktu prawnego

stały się niestety dominują-

cą metodą błędnego

„poprawiania ” prawa

ochrony środowiska.

W zdecydowanej większości

systemów prawa państw

członkowskich UE można

obserwować proces

integracji i uproszczenia

przepisów prawa ochrony

środowiska z akcentem na

procesy konsolidacji

i kodyfikacji.

Rosnąca ilość regulacji

prawnych rodzi pilną

potrzebę zmniejszenia ich

liczby, poprawienia jakości,

uchylenia pewnych

przepisów oraz ogólnego

usprawnienia procesu

legislacyjnego w obszarze

prawa ochrony środowiska.

Równolegle coraz bardziej

widoczny jest problem

nieskuteczności lub słabej

skuteczności norm praw-

nych chroniących środowi-

sko. Lekarstwem na ten stan

stało się chaotyczne

wprowadzanie kolejnych

nowelizacji. W procesie

legislacyjnym praktyką

niestety dominującą jest też

mechaniczne wprowadzenie

jakiegoś przepisu lub aktu

prawnego z pominięciem

skutków, jakie jego działanie

spowoduje w całym

systemie prawa ochrony

środowiska. Zgadzam się, że

konieczność częstych

nowelizacji aktów norma-

tywnych dotyczących

ochrony środowiska wynika

z ciągłej zmiany stosunków

społecznych, gospodarczych

i politycznych. Jest to

sytuacja niezależna od

prawodawcy. Dodatkowo

niektóre akty prawne

chroniące środowisko

szybciej dezaktualizują się,

niż to ma miejsce w innych

dziedzinach prawa.

W takich okolicznościach

powstaje konieczność

szybkiej zmiany dopiero co

wprowadzonych w życie

aktów normatywnych.

Przykładem mogą być

nieustające nowelizacje

ustawy z 13 września 1996 r.

o utrzymaniu czystości

i porządku w gminach

i eksperymentowanie nad

kształtem modelu prawnego

systemu gospodarki

odpadami komunalnymi.

Nie powinniśmy akcepto-

wać braku systemowego

podejścia do zmian prawa

ochrony środowiska. W

obecnej sytuacji należy

podjąć działania formalno

– organizacyjne mające na

celu uporządkowanie prawa

ochrony środowiska

zmierzające w kierunku jego

kodyfikacji.

Not. PB

kronika

bubli prawnych

Skąd się bierze się to cudowne roz-

mnożenie? Po pierwsze, z ostatnich

zmian w przepisach ustawy – Pra-

wo o szkolnictwie wyższym i usta-

wy o stopniach naukowych i tytule

naukowym oraz o stopniach i tytule

w zakresie sztuki. Wprowadzają one

bowiem nową procedurę uzyskania

tytułu profesora, co powoduje, że Cen-

tralna Komisja ds. Stopni i Tytułów

Naukowych zalana jest dokumentami,

które należało złożyć przed 1 paździer-

nika 2013 r., aby postępowanie prze-

biegło według starych reguł. Mamy

więc wysyp wniosków, które po po-

zytywnym rozstrzygnięciu zaowocują

nowymi tytułami profesorów.

Problem dotyczy jednak czegoś in-

nego niż gorączka habilitacyjno-pro-

fesorska, z którą mamy do czynienia

w ostatnich 2 latach. Chodzi o rze-

czywisty stan rzeczy. Cytowana wy-

żej ustawa wyraźnie rozdziela (i w tym

zakresie nic się nie zmieni) dwie spra-

wy: stopnie naukowe i tytuł naukowy.

Stopnie naukowe są dwa: doktor i dok-

tor habilitowany. I właśnie kłopot jest

z tymi ostatnimi.

Bo po zdobyciu stopnia doktora

habilitowanego, który jest dopiero

podstawą do tego, aby w przyszłości

uzyskać tytuł profesora, zaczynają się

czuć profesorami tytularnymi, często

wprowadzając w błąd otoczenie.

Profesor plasuje się oczko wyżej

niż doktor habilitowany. Co prawda

w szkołach wyższych, po uzyskaniu

stopnia doktora habilitowanego, nie-

jednokrotnie obejmuje się stanowi-

sko profesora nadzwyczajnego (mimo

pięknej nazwy jest on „gorszy” niż

zwyczajny), ale jest to jedynie stano-

wisko, a nie tytuł. Zresztą na wielu

uczelniach na stanowisko profesora

nadzwyczajnego należy trochę po-

czekać, a znam takie, które godzą się

na powierzenie stanowiska profesora

„uczelnianego” dopiero po uzyskaniu

tytułu profesora.

Można bez wątpliwości stwier-

dzić, że doktor habilitowany, który

jest mianowany na stanowisko pro-

fesora uczelnianego, nie jest jeszcze

profesorem prawa. Stąd przywołane

na początku felietonu sformułowa-

nie „ja jako profesor prawa” jest nie-

prawdziwe.

Dlaczego w ogóle poruszam ten te-

mat? Z powodów etycznych i praw-

nych, o czym w dalszej części. Nie

może wszakże być tak, że również

w dziedzinie „oznaczania rangi”

w środowisku akademickim będzie-

my nadal chodzili na skróty. W woj-

sku albo się jest pułkownikiem, albo

generałem, a w nauce nie ma to zna-

czenia. Skoro przyjęty został system

odrębnego od stopni naukowych ty-

tułu profesora, który wymaga spełnie-

nia szczególnych wymogów, to prawo

jest prawem. Nawet nie powiem dura

lex sed lex, bo to wcale nie dura, ale

normalne wymogi na poszczególnych

etapach rozwoju naukowego. Dlate-

go też nadużyciem jest i dziwi mnie,

dlaczego środowisko naukowe nie

reaguje na używanie skrótu „prof.”

przed nazwiskiem w sytuacji, gdy dana

osoba profesorem nie jest. Gdy ktoś

uzyskał stanowisko profesora uczel-

nianego, to w środowisku tej uczelni

może być określany jej profesorem, ale

poza nią należy informować o tym,

tylko uczelnianym, statusie. Utarł się

też pewien dobry zwyczaj używania

przez doktorów habilitowanych skró-

tu „prof.” z określeniem uczelni, ale

po nazwisku.

Przepisy ustawy z 14 marca 2003 r.

o stopniach naukowych i tytule na-

ukowym oraz o stopniach i tytule

w zakresie sztuki nie tylko wyraźnie

oddzielają stopnie (doktor, doktor ha-

bilitowany) od tytułu naukowego, ale

formułują konkretne zasady uzyskania

tychże stopni i tytułów. W przypad-

ku habilitacji rozprawa habilitacyjna

powinna stanowić znaczny wkład au-

tora w rozwój określonej dyscypliny

naukowej (pomijam w tym miejscu

to, że rozprawę habilitacyjną może

zastąpić jednotematyczny cykl publi-

kacji). Obok rozprawy habilitacyjnej

ocenie podlega również dorobek na-

ukowy habilitanta. Po spełnieniu jesz-

cze innych, dodatkowych wymogów

można uzyskać stopień doktora ha-

bilitowanego. Ale nie profesora, gdyż

ten ostatni tytuł może być nadany co

do zasady tylko osobie, która uzyska-

ła stopień naukowy doktora habili-

towanego i ma osiągnięcia naukowe

znacznie przekraczające wymagania

stawiane w postępowaniu habilita-

cyjnym. Ponadto kandydat powinien

posiadać poważne osiągnięcia dydak-

tyczne (kształcenie kadr, kierowanie

zespołami badawczymi) oraz, zgodnie

z obowiązującymi przepisami, cze-

go nie było wcześniej, posiadać do-

świadczenie w kierowaniu zespołami

badawczymi realizującymi projekty

finansowane w drodze kontraktów

krajowych i zagranicznych oraz od-

być staże naukowe i prowadzić prace

naukowe w instytucjach naukowych,

w tym zagranicznych.

Bez względu na to, czy starania o ty-

tułu profesora odpowiadają starej czy

nowej procedurze, jest oczywiste, że

dorobek naukowy zainteresowanego

musi w stopniu znacznym przekraczać

wymogi stawiane przy habilitacji. Czy-

li należy ponieść dużo większy wysiłek

niż ten, z którym należało się zmie-

rzyć przy postępowaniu habilitacyj-

nym. A jaka jest rzeczywistość? Wła-

śnie taka, jak napisałem na początku

felietonu, że profesorem się jest, choć

się nim nie jest. Delikatność mate-

rii powoduje, że sprawa nie zostaje

nazwana z imienia i nazwiska. O ile

uczelnie próbują walczyć ze zjawi-

skiem popełniania plagiatów czy ne-

potyzmem, to takie nieetyczne dzia-

łania pozostają nietknięte. Są wręcz

akceptowane, chyba z grzeczności.

A przecież takie działania narusza-

ją zwyczaje akademickie, a pewnych

przypadkach należałoby je wręcz trak-

tować jako czyn nieuczciwej konku-

rencji, ze wszystkimi tego skutkami.

Dotyczy to w szczególności osób nie-

mających tytułu profesora, a posłu-

gujących się nim w czasie prowadze-

nia działalności gospodarczej. Są oni

przedsiębiorcami w rozumieniu art. 2

ustawy o zwalczaniu nieuczciwej kon-

kurencji, a skoro tak, to przez wprowa-

dzanie w błąd oznaczeniem (np. „Prof.

X i wspólnicy”) nieuczciwie reklamują

swoje usługi.

A więc szanowni nieprofesorowie

– do pracy, aby stać się profesorami

zgodnie z przepisami prawa.

Do napisania tego felietonu skłoniły

mnie słowa pewnego wiceministra,

który w przeprowadzanej z nim roz-

mowie użył sformułowania „ja jako

profesor prawa”. To już kolejna inspi-

racja publiczną wypowiedzią, bowiem

jeden z moich poprzednich tekstów

(Prawnik z 17 kwietnia 2013 r. nr 75)

był sprowokowany przez innego mi-

nistra, notabene na drugi dzień po fe-

lietonie odwołanego, choć tych faktów

nie należy łączyć.

Powracając do wspomnianego wice-

ministra – z pewnością kiedyś rzeczy-

wistym profesorem prawa będzie, ale

póki co z tego co wiem jeszcze nim nie

jest. Wielokrotnie słyszę „profesor ten,

profesor tamten” wiedząc, że chodzi

o osoby bez owego tytułu. W dziedzi-

nie, którą reprezentuję, profesorów

jest kilkunastu, a ma się wrażenie, że

idą oni w setki.

Cudowne rozmnożenie

profesorów prawa

Używanie tytułu naukowego,

którego się jeszcze nie uzyskało,

jest nieetyczne, a czasem może

wręcz zostać uznane za czyn

nieuczciwej konkurencji

FOT

.

W

O

jT

e

K

SZAB

el

SKI

PROf. ZW. DR HAB.

ANDRZEJ KiDyBA

kierownik Katedry Prawa Gospodarczego

i Handlowego na UMCS w Lublinie

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

8 / 8


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DGP 2014 10 17 prawnik
DGP 2014 06 27 prawnik
DGP 2014 01 23 ubezpieczenia i swiadczenia
DGP 2014 03 17 rachunkowosc i audyt
DGP 2014 04 18 prawnik
DGP 2015 01 02 prawnik
DGP 2014 10 02 prawnik
DGP 2014 08 29 prawnik
DGP 2014 05 30 prawnik
DGP 2014 02 21 prawnik
DGP 2014 06 06 prawnik
DGP 2014 01 13 rachunkowosc i audyt
DGP 2014 03 17 auto w firmie
DGP 2014 09 05 prawnik
DGP 2014 01 28 firma i prawo
DGP 2015 01 09 prawnik
DGP 2014 01 20 rachunkowosc i audyt

więcej podobnych podstron