Alkoholizm, ►CZYTELNIA


Jesteś alkoholikiem... - kto ma to powiedzieć? cz. I

POZNAĆ, ZROZUMIEĆ, POMÓC...

     Szukamy odpowiedzi na pytania: jak żyć dobrze, pięknie, jak rozumieć drugiego w problemach, zaakceptować go, nie zgadzając się na zło, które wynika z jego postępowania ?

     Często jesteśmy bezradni wobec osoby, której nie umiemy pomóc, choć chcielibyśmy z całego serca. Bywa, że w rodzinie zdarza się taka dramatyczna sytuacja, gdy ktoś powoli uzależnia się od swoich drinków, codziennego piwa... i nie chce o tym rozmawiać, zamyka się, obraża się, mimo iż są wyraźne konsekwencje takiego stylu życia. One są jednak niedostrzegane przez pijącego. Choroba jest podstępna, uzależnienie alkoholowe szczególnie niebezpieczne, bo ciągle jeszcze wstyd nie pozwala dostatecznie, wcześnie szukać fachowej pomocy przez rodzinę, żyjącą przecież w bliskości z pijącym.

     Mamy nadzieję, że niezwykła historia o. Duvala, doda odwagi wielu osobom, zarówno tym, którzy stracili kontrolę nad piciem (choć jeszcze usiłują funkcjonować zawodowo, społecznie, rodzinnie jakby wszystko było w porządku), jak i tym, którzy żyją z osobą uzależnioną, aby nie czekali na swoistą przemianę, która nie nastąpi. Cudem jest uratowanie każdego człowieka uzależnionego, ale do tego trzeba wiedzy, pomocy specjalistów i niepijących alkoholików (AA).

mgr Maria Pawłowska
psycholog kliniczny
specjalista psychoterapii uzależnień

Ojciec Aime Diwala - alkoholik, pieśniarz, zakonnik

     Kim właściwie był ojciec Duval?

     Mówi o sobie: Jestem Lucien... to moje imię oficjalne. Bracia i siostry nazywają mnie Aime (Kochany). Jestem śpiewakiem, poetą, jezuitą, jestem też alkoholikiem. To znaczy nie istnieje dla mnie ani wino, ani piwo, ani wódka. Już od czternastu lat.

     Ojciec Aime Duval urodził się we Francji, w małym miasteczku Val d'Ajol, 30 czerwca 1918 r. w rodzinie chłopskiej, jako czwarty z dziewięciu braci. Szkołę podstawową kończy w Hanneau. Każdego dnia wędruje antyczną, rzymską drogą na piechotę osiem kilometrów: do szkoły i z powrotem. Kiedyś na tej drodze - ma wtedy 11 lat - znajduje belgijskiego księdza, który zasłabł. Ojciec i starszy brat transportują chorego do ich domu. L mierający zwraca się do małego Aime: Właśnie prosiłem Pana, zesłał mi kogoś, kto mnie zastąpi, czy chcesz żebyś to był Ty? Tak rodzi się powołanie. W 1930 roku wstępuje do jezuitów w Belgii, w 1936 zaczyna nowicjat. W 1939 r. - służba wojskowa, wojna w Syrii. W 1941 r. dalsze studia filozoficzne i muzyczne. W 1943 jest wykładowcą w kolegium, w 1946 kończy teologię, w 1948 przyjmuje święcenia kapłańskie. A w 1950 składa śluby uroczyste. Staje się "misjonarzem barów". Sukces Duvala jest niebywały. Jego sposób głoszenia Ewangelii znajduje później wielu naśladowców.

     Po jakimś czasie słynny ojciec Duval znika ze sceny publicznej. Prasa milczy, jezuici coś bąkają o chorobie.. Nikt jednak wtedy nie wiedział, że ta choroba nazywa się alkoholizmem. On sam, który wie o czym mówi, nazwie potem tę chorobę - chorobą duszy.

     Resztę życia ojciec Duval poświęca braciom alkoholikom. Jest przekonany, że alkoholikowi może pomóc wyłącznie lub niemal wyłącznie ten, kto sam przeszedł przez piekło alkoholizmu...

     W marcu 1984 r. przechodzi dwie operacje. Po wyjściu ze szpitala jeszcze jeden, ostatni w życiu koncert. Potem wylew i śmierć. Ojciec Aime Duval SJ zmarł w Matzu, 30 kwietnia 1984 r. w czternastym roku swojej abstynencji.

     Jego, niezwykle przejmująca książka Dziecko i księżyc, nie jest jeszcze jedną opowieścią o dziejach alkoholika, ale jest to opowieść o człowieku, o jego słabościach i sile, o jego małości i wielkości... To co w niej się odnosi do alkoholu, można zastosować do wszystkich innych chronicznych słabości, w których niewolę popadamy. Jest to książka o mnie i o Tobie. Jak alkoholicy z AA, słuchając jedni drugich przytakują: tak, tak, identycznie było ze mną..., tak i my musimy przytaknąć.

     Bylebyśmy przekroczyli próg trwożliwego zakłamania jak autor tej książki wtedy, gdy ku własnemu zaskoczeniu, po raz pierwszy w życiu, wobec ludzi wypowiedział te pokorne słowa: nazywam się Lucien, jestem alkoholikiem.

(Fragmenty przedmowy do książki "Dziecko i księżyc"
A. Duvala ks. Adama Bonieckiego)

Jesteś alkoholikiem... - kto ma to powiedzieć?

     Droga

     Trzeba dużo bowiem czasu, by doprowadzić do zrozumienia, że alkoholizmjest chorobą rozwijającą się bardzo powoli, ale że wychodzi się z niej przy pewnej dawce odwagi, przy dużej dawce pokory a także przy odrobinie cierpliwości.

     Nie miałem żadnych predyspozycji, by stać się alkoholikiem. Po matce nie odziedziczyłem lenistwa. Przeciwnie, dała mi przykład gorliwej energii. Nigdy nie widziałem, by się wylegiwała. Wstawała przed wszystkimi, rozpalała w piecach, przygotowywała jedzenie dla zwierząt i nastawiała kawę dla całej rodziny.

     Jeśli mi powiecie, że alkoholicy są nierobami, to nie przy matce poznałem smak nic nierobienia.

     Czy rodzice byli bigotami?

     Nigdy nie mówili o Bogu. Odmawialiśmy jednak wieczorną modlitwę w rodzinnym gronie. Tatuś na klęczkach, z głową w dłoniach, z łokciami opartymi o siedzenie krzesła, wtórował modlitwie mej siostry Heleny... Jak wobec tego może stać się alkoholikiem ten uśmiechnięty chłopczyk przy jasnym blasku księżyca w pełni, otoczony opieką ojca i dużego owczarka alzackiego Sama oraz chroniony grubymi na trzy łokcie murami rodzinnego domu. I najedzony do syta chrupiącym chlebem czułości...

     Staczanie się

     Był w mojej chorobie etap euforii, który mieści się w czasie od 1958 do około 1965 r. Alkohol pomagał mi wjeździe samochodem, w śpiewie, w rozmyślaniu, w modlitwie.

      W miejscu, w którym trzymam butelkę wody z Plombieres, miałem często butelkę wina. Miło wspominam te butelki, które mi dawali, z połową zawartości, przyjaciele z Levallois-Perret. Jedną na jedną podróż oczywiście. Pewnie leżą jeszcze po poboczach autostrad Paryż - Lyon, Paryż - Nicea, Paryż - Monachium, Paryż - Bordeaux.

     Wino pomagało mi nawet w komponowaniu pieśni, nadawało im zabarwienie nostalgii lub gniewu, wyczerpania lub oczekiwania nieba, w którym będziemy pili z "nową Ludzkością" fantastypzne wina.

     Bardzo silnym uczuciem, które skłoniło mnie do picia, było głębokie współczucie dla pokrzywdzonych. Nie mogłem oswoić się z nędzą wielu ludzi, z ich chorobą, poniżeniem, ubóstwem, z ich osamotnieniem. Ciało alkoholizuje się powoli, a dusza bardzo powoli, wchodzi w nierozerwalny związek z alkoholem. I rozbrat nie będzie łatwy. Nie dostrzegałem zbliżania się choroby alkoholowej, gdy nadchodziła. Czułem, że coś się zmienia w moim umyśle, w moim zachowaniu się wobec alkoholu. Byłem na coś chory, ale nie wiedziałem na co. Ta choroba rozwijała się w ukryciu, w całkowitej nieświadomości. Powtarzam się, ale proszę zrozumieć, że od roku 1957 do 1968 przeżywałem, do granic wytrzymałości, udręki biedaków, chorych, załamanych więźniów, wdowców, sierot, rozwiedzionych starców, umysłowo chorych, księży pozbawionych sutanny zdradzonych mężów.

     Czy to jest przyczyną mojego alkoholizmu?

     Nie. To zmęczenie jest jedną z okoliczności jego nadchodzenia. Powody picia są jednak dużo głębsze.

     Miałem także serdeczną przyjaciółkę z dawien dawna. Na imię jej Pascale. Poznałem ją jak miała trzynaście lat i uczyła siew szkole średniej prowadzonej przez siostry. Niektóre siostry były dla niej przykre i niesprawiedliwe. Jeśli chcesz, będziesz moją córką na zawsze i będę Cię bronić - powiedziałem jej. Od pierwszego dnia mówiła mi mój ojcze kochany, a ja nazywałem ją moją ukochaną córeczką. To trwa już trzynaście lat. Jeszcze jedna cecha charakterystyczna dla alkoholika: jest słaby, ale jest wierny.

     Pewnego dnia, przykro mi o tym mówić, uderzyłem ją w twarz, z jakiegoś bardzo błahego powodu. Choroba jest już daleko posunięta, gdy człowiek zaczyna ranić przyjaźnie, na których mu najbardziej zależy.

     Gdy alkoholik jest żonaty, żona widzi, że on pije, żona płacze, upomina go. On nie przestaje pić, ale wie, że jego choroba stwarza problemy. Co do mnie, nie uświadamiałem sobie nawet, że alkohol wciąga mnie w otchłań.

     Ściśle łączona z tą chorobą zła reputacja przeszkadzała moim przyjaciołom jezuitom powiedzieć: "Skończ z tym". Im bardziej choroba postępowała, tym bardziej milczeli, tym więcej czułem się osamotniony. Im bardziej czułem się osamotniony, tym więcej piłem. Im więcej piłem, tym bardziej oni się bali. To jest zamknięte koło.

     Dno

     Najbardziej niepokoiła mnie chyba niemożność wydania bezstronnego sądu o sobie i innych. Myślałem na przykład: Piję może trochę za dużo. Ale to z powodu moich współbraci, którzy się do mnie ozięble odnoszą, podczas gdy w rzeczywistości oni przyjmowali mnie chłodno, dlatego, że piłem za dużo.

     Piję może trochę za dużo, ale to z powodu koncertów, które mnie wyczerpują, tymczasem męczyłem się na koncertach dlatego, że alkohol mnie osłabiał.

     Piję może trochę za dużo, ale z powodu mego przełożonego, który się na mnie boczy, podczas gdy de facto on był przerażony moim zachowaniem, tym, że się wymykam, uciekam.

     Luty 1969, nie mogę już żyć. Nie mogę znieść siebie takim jaki, jestem ani świata takiego, jaki jest. Tego świata skąpego, bezlitosnego, goniącego za pieniądzem, świata takiego, jaki jest. Tego świata, który ma ciągle słowa "nauka i rozum" na ustach, a nigdy słowa miłość.

     Chciałem wtedy odejść ku krajom szczęśliwym, ku krainom, gdzie czekają na mnie ludzie dobrej woli, wokół wspaniałego Pana Jezusa Chrystusa.

     W życiu alkoholika jest tyle rzeczy zadziwiających, że nie stara się ich nawet wyjaśnić.

     W szpitalu pobrano mi natychmiast krew i wstrzyknięto mi kilka ampułek witaminy K dla przywrócenia normalnej krzepkości krwi. Nie podziękowałem. Wstyd? Gniew? Obojętność w stosunku do wydarzenia? Z pewnością trochę tego wszystkiego razem.

     Rozpoznanie choroby

     A więc ja jestem alkoholikiem, a wszystko co mi się przytrafia, to jest alkoholizm. Dlaczego tego nie wiedziałem? Pierwsza przyczyna powierzchowna, chociaż istotna. Ponieważ nie miałem czasu, by zajmować się sobą (moje życie toczyło się o wiele za szybko).

     Druga przyczyna jest poważniejsza. Wypierałem się przed sobą, że mam problem alkoholowy. Jest rzeczywiście trudno pogodzić się z myślą, że się ma problem z alkoholem, gdy się nie widzi jego rozwiązania. Jeśli alkoholik nie widzi wyjścia z sytuacji, pije dalej i zalewa swój problem. Ukrywa go przed sobą i ukrywa go przed innymi.

     Alkoholik cierpi na chorobę fizyczną, rozwijającą się i nieuleczalną, ponieważ jego wątroba nieuleczalnie zatraca coraz bardziej swą właściwość przetwarzania alkoholu. Alkoholik poza tym, cierpi na niedomogę psychiczną, bardzo różnorodną w swej właściwości i w intensywności. To niedomaganie jest u podstawy jego pragnienia picia, jego zapotrzebowania na alkohol. Alkoholik nie poczuwa się do winy, za to niedomaganie psychiczne i często nie jest go nawet świadom. Po przebytym doświadczeniu trzeba mi było około pięciu lat, by zorientować się w sobie, znaleźć naturę tego niedomagania.

     Jestem chory. Nie niechluj, nie odpychający facet. I ta całkiem nowa prawda uszczęśliwia mnie. Chory, rozumiecie? Wy którzy na mnie z ukosa patrzycie, którzy osądzacie mnie, którzy odwracacie głowę na ulicy, którzy ostentacyjnie pociągacie nosem, gdy mówię wam dzień dobry, wy którzy mnie lekceważycie, gdy moje słowa się wikłają i gdy moje łapy drżą.

     Jestem chory, to prawda, ale miałem chętkę powiedzieć na stronie: jesteście nieuczciwi pogardzając mną, nie starając się mnie rozumieć, skreślając mnie z listy żyjących. Alkoholizm jest chorobą, nie wadą. To jest cierpienie, nie przyjemność. To jest niewola, nie ubaw.

     Dzisiaj, znając lepiej chorobę, wiem, że sęk problemu tkwił we mnie, nie chodziło o zmianę zawodu, chodziło o zmianę myślenia. Zmienić zawód, zmienić kraj, ożenić się, to byłbym mógł zrobić. Ale co to zmienia w mentalności?

     Chodziło w istocie o coś większego niż o zerwanie z nawykiem. Alkohol był czymś więcej niż nawykiem, to była potrzeba psychiczna. Czułem niejasno, że to nie przez przypadek człowiek staje się alkoholikiem, lecz z konieczności. Z konieczności biologicznej -może, ale z konieczności psychicznej - na pewno.

     Pierwsze spotkanie z Anonimowymi Alkoholikami

     Moja choroba kieruje się na trudną drogę wzwyż. Około Wielkanocy 1979 lekarz powiedział mi tak: w Versailles istnieje grupa Anonimowych Alkoholików. Spotykają się w każdy piątek. Jeśli pan będzie chciał tam pójść, ktoś, po pana przyjedzie...

     Nigdy o nich nie słyszałem. Nie wyobrażałem sobie, by mogli coś dla mnie zrobić. Proszę pomyśleć, pijacy, krzykacze, zarozumialcy, znam to za dobrze. Oni nie są lepsi ode mnie.

     Z uporem narzucał mi się pewien argument. Jeśli jeden alkoholik nie może skończyć z alkoholizmem, to i dwudziestu temu nie podoła. Jeden alkoholik plus dwudziestu alkoholików to jest dwudziestu jeden alkoholików. Byłem ponuro dumny z tej logiki. (Powinienem był wiedzieć, ze logika nie ma nic wspólnego z alkoholizmem, ale chętnie o tym zapomniałem).

     Jeśli jesteś alkoholikiem, zrozumiesz łatwo, jakie niepokoje mną targały podczas kilku dni. Należy pójść, nie należy iść tam, należy jeszcze ten ostatni raz zaufać, trzeba zamknąć oczy i o niczym nie decydować.

     Coś złamało się w moim umyśle. Wstyd. A potem hardość. I poza tym rozpacz, która wtedy przeżywała swoje ostatnie chwile na zawsze. Mówię, że na zawsze, bo rozpacz (jak jakiś potwór), zrodziła się, żyła, a teraz umierała.

     Anonimowi Alkoholicy (AA) są wspólnotą mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem siłą i nadzieją, aby rozwiązać gnębiący ich problem. Jedynym celem AA jest pozostanie trzeźwym i pomaganie innym alkoholikom, żeby się takimi stali. W konsekwencji AA są grupą osób, dla których alkohol stał się problemem najważniejszym, które zdecydowały się przyjąć nowy sposób życia.

     Jesteśmy anonimowi w tym celu, by kwestie prestiżu, dyplomów, kultury czy polityki nie wpływały na nas i nie dzieliły. Będziemy potrzebować naszych połączonych sił, by wydostać się z nieszczęścia, w które alkohol nas wprowadził.

     W zasadzie, to co mnie naprawdę przerażało, to zachęta, jakami robiono, by widzieć siebie takim, jaki jestem i kochać siebie. Wyciągnąć z dna stojącej wody, całe nagromadzone tam od tylu lat błoto.

     Moja wyobraźnia, jak wahadło - zawsze była taka moja wyobraźnia - wraca do wieczoru z AA. Nie przyśniło mi się. Widziałem was szczęśliwych: Christiane, Gerard były więźneń, Pierre... Wszyscy powiedzieliście mi, że nie można wybrnąć z tego samemu. Kilka strof Eluarda przychodzi mi tu na myśl:

     Nie dojdziemy do celu
     Każdy z osobna, lecz dwójkami...

     Pierwsze kroki w nowym świecie

     Byłem tak spragniony szacunku dla siebie.

     Ogromnie chciałem zrozumieć, co mi się przydarzyło. Bezustannie rozważałem słowa usłyszane u AA w Versailles. I nieodparcie wracałem do słów Pierra: "Kochaj siebie, Lucien".

     Po dwóch miesiącach, ulegając na nowo dawnej namiętności niesienia pomocy innym, wstąpiłem do miejscowej grupy SOS. Uczestniczyłem w kilku zebraniach organizacyjnych i pojawiłem się nawet na kilku nocnych dyżurach autentycznego słuchania zwierzeń.

     Ale wnet spostrzegłem, że jest to dla mnie niebezpieczne, że popadam w swoje manie bawienia się w ratownika zawsze gotowego nieść pomoc i że w ten sposób narażam się na rozpicie, opłakując los rozbitków. "Kochaj siebie, Lucien." Miałem nauczyć się wszystkiego z tej maksymy.

     Nasza choroba jest dla nas bardzo ważnym problemem, jeśli go rozwiążemy, wszystko się ułoży.

     Po kilku próbach powiedzenia, że nie tylko alkohol istnieje w życiu, że ambicją człowieka jest, by stworzył sobie jakiś ideał i realizował go - jednym słowem przekazaniu myśli, które nurtowały mnie od dawna. Przyjaciele z AA, dawali mi niezmienną odpowiedź: Jak chcesz przeprowadzić swoje zamierzenia, jeśli nie będziesz trzeźwy? To jest warunek nieodzowny. Ale postąpisz jak chcesz.

     Zauważyłem, że w AA mówi się tylko o sobie. Nie o polityce, nie o medycynie, nie o zdrowiu, nie o kosztach alkoholizmu, nie o niedomaganiach władz. Nie o szkodliwych skutkach alkoholu, nie o propagandzie przeciwalkoholowej. Ponieważ praca nad sobą jest wystarczająco olbrzymia, by nie trwonić energii. I niewątpliwie tak samo trudno jest zmienić siebie, jak i świat. A chęć zmienienia świata jest niekiedy dobrym alibi, by nie zmieniać samego siebie.

     Jedno jest ważne: w grupie każdy się pokrzepia i nabiera sił po to, by nie umrzeć w samotności i poniżeniu. Wszystko inne ma małe znaczenie.

     Prawda uzdrawia

     Wychodząc z piekła alkoholowego stwierdzam, że moja odwaga na nic się zdała. A miałem odwagę, proszę mnie nie uważać za tchórza.

     Zmuszanie siebie nie przyniosło nic. Ileż to razy powiedziałem sobie, zaciskając zęby: przestaniesz nareszcie pić, czy nie?

     Łzy nad samym sobą też nie dały nic, doprawdy zupełnie nic. Jeśli jest jakiś lek bezskuteczny, to właśnie płacz.

     Forsa, na nic mi się zdała, chyba do rzucenia jej na kolana jakiegoś kloszarda, w drodze do jednego. Ale nie stawałem sk przez to bardziej w porządku.

     Moja duma, na nic się zdała, chyba do staranniejszego ukr nia się, by mnie nie przyłapano na piciu wprost z butelki. Ileż u razy powiedziałem sobie: Opanuj się, jesteś przecież dla milionów ludzi Lucienem. Te zrywy dumy w ogóle mi nie pomagały.

     Inteligencja, na nic mi się zdała. Chyba do zrozumienia jeszcze przed poznaniem doktora Fouąueta, że biegnę ku śmierci. A po poznaniu doktora, że to z powodu alkoholu. Przyrzeczenia dawane Bogu i Jego świętym, na co to? Skoro z góry wiedziałem, że nie będę mógł ich dotrzymać. Modlitwa, nawet modlitwa w niczym nie pomagała. Chyba tylk, że umiałem zaakceptować sposób wyjścia z sytuacji. Dzisiaj wiem, że Bóg nie pracuje sam, ale że posługuje się rękoma ludzi, moich braci.

     Nie roztkliwiam się nad sobą, nie liżę swoich ran, stwierdzam jedynie, że nic a nic nie mogło mi pomóc. Zmierzałem ku śmierci. Natomiast na pierwszym spotkaniu AA, przekonałem się namacalnie, że mogę się zatrzymać. To była dla mnie jedyna deska ratunku. Alkoholicy maj atak silne pragnienie uniezależnienia się od alkoholu, że czepiają się łapczywie każdej szansy, która jest w zasięgu. Metoda AA jest prosta. Ta metoda nie odwołuje się do rozumu. Ona opiera się na instynkcie samozachowawczym. Do tego stopnia zadziwiające, że kiedy pierwotne pragnienie szczęścia zostaje uśpione, budzi się ono prawie zawsze, gdy widzi się innego chorego, który jest szczęśliwy, staje się to dostępne. Wobec chorego AA nie tracą czasu na udowadnianie teoretycznej możliwości jego wyzdrowienia, oni go zapraszają by się przyjrzał, by dotknął własnymi rękami ich blizn, jeszcze świeżych.

     Trzeba niekiedy wielu miesięcy, by dopuścić do świadomości słowa: "Jestem bezsilny wobec alkoholu". Trzeba dużo dobrych postanowień i dużo porażek...

     Zobacz także:
     [ Jesteś alkoholikiem... - kto ma to powiedzieć? cz. II ]

Fragmenty książki "Dziecko i księżyc"
ojca Aime Duvala.


GŁOS DLA ŻYCIA
nr 1(54) styczeń/luty 2002

0x01 graphic

Ks. Gabriele Amorth

Światowy bestseller! Jak się bronić przed złym duchem? Jakie są objawy obecności i działania szatana? Czy istnieją gusła, czary, uroki? Czy możemy się od nich uwolnić? Autor - dzieli się długoletnim doświadczeniem egzorcysty. Zachęca do przeciwstawiania się działaniu szatana mocą Słowa Bożego, sakramentów i autentycznego życia chrześcijańskiego...

Jesteś alkoholikiem... - kto ma to powiedzieć? cz. II

     Pasja ratowania innych

     Wracając do końca 1970 r. otwieram notes i znajduję w nim miasta, w których miałem koncerty. Był to okres, w którym podczas koncertów wypowiadałem kilka słów o chorobie alkoholowej.

     Na nasze spotkania, o których zaczęto mówić w mieście, zlatywali się chorzy szukający rady. Mogliśmy dać im tylko nasze wątłe doświadczenie. Forsy nie mieliśmy, a ci którzy przychodzili w tym celu, nie przychodzili już po raz drugi. Ale odwagi mieliśmy aż nadto. A siła woli, by się wzajemnie ratować, była fantastyczna.

    Któregoś dnia pewien alkoholik, jeszcze przed poznaniem nas, popełniwszy jakieś drobne wykroczenie, został postawiony przed sądem. Obrońca odwołał się do nas. Jako najbardziej wygadany, zabrałem głos w imieniu moich kolegów. Wysoki Sądzie - powiedziałem - Jacques, którego się dziś osądza, jest chorym alkoholikiem. Tak jak ja (podałem swoje nazwisko). Jeśli uchylicie zawieszenie jego wyroku, jeśli go umieścicie w więzieniu, to nie będzie miał możliwości poprawienia się, może się tylko pogrążyć w swojej chorobie. Jeśli go zostawicie z nami, on znowu stanie się porządnym człowiekiem i pożytecznym obywatelem. Pozwólcie, że przedstawię wam, czym jest choroba alkoholowa...

     Jacques'a pozostawiono na wolności. Wychodząc z sali, oskarżyciel podszedł do nas i powiedział: Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Gratuluję wam.

     Dostrzegłem, że był wzruszony, gdy nam ściskał dłoń. Po raz pierwszy widział, jak ktoś rzuca swą reputację na szale sprawiedliwości jedynie po to, aby zachować przy sobie bratnią duszę. On nie wiedział, że ten z mamra był mi koniecznie potrzebny, żebym ja sam mógł dalej żyć.

     Nie przychodzi się do AA, by pomagać drugim, by sprawić przyjemność żonie, by zachować dzieciom ojca, by zrobić coś miłego Bogu, by ocalić honor Towarzystwa Jezusowego, to wszystko jest niewystarczające. W rzeczywistości człowiek wiąże się z AA w tym celu, by nie umrzeć.

     Innym razem w Nancy, w początkach mojego trzeźwienia, zaszło coś bardziej dramatycznego. Sto pięćdziesiąt opiekunek społecznych miało dyskutować nad możliwościami, jakimi dysponuje społeczeństwo, by bronić się przed alkoholikami (raz usłyszałem słowo "furiaci"). Wyczułem, że w odniesieniu do tego problemu znajdują się na sali dwa gatunki zdrowych: Ci którzy mówią: pozostaje tylko zamknąć ich, pozostaje tylko nałożyć im kaftan bezpieczeństwa, pozostaje tylko zrobić zastrzyk, pozostaje tylko...

     Na szczęście drudzy domyślają się, że istota choroby jest bardziej złożona, tak samo domyślają się, że na przykład kaftan bezpieczeństwa nie uzdrowi nikogo, a społeczność i współmałżonkowie też popełniają błędy. Ta grupa na oko była liczniejsza.

     Byłem pochłonięty pasją przekonywania. My jesteśmy chorzy, chciejcie z łaski swojej to zrozumieć mówiłem. To wam jak najbardziej odpowiada - wyrzuciła z siebie jakaś zgryźliwa opiekunka społeczna. Nie. Tak samo, jak wy nie lubimv doznawać bólu ani go zadawać.

     Jedno uprzytomniłem sobie już od pierwszych miesięcy: winy za tę chorobę nie są łatwe do przypisania. Wielu ludzi ma swój udział w odpowiedzialności za to nieszczęście, które stało się zbiorowe: sam chory, który z łatwością poprawia sobie złe samopoczucie, współmałżonek traktujący go źle, matka chorego, która dała mu zbyt mało odwagi, ojciec chorego, który go skierował do nielubianego zawodu, sąsiedzi chorego, jego szef, natrętna reklama alkoholu, bezrobocie wysysające z niego całą radość życia, niesprawiedliwość ustaw, arogancja administracji, żona, która nie pierze jego roboczego ubrania, lekarz, który zbadał jego wątrobę i nic nie powiedział itd.

     Panowanie nad emocjami

     Czy dużo osób podlega nawrotom alkholizmu w czasie przynależenia do grupy AA?

     Pięćdziesiąt procent podlega kilku nawrotom, tak jak ja i kończy z alkoholem całkowicie. Pozostałych dwadzieścia pięć procent nigdy nie wyleczy się całkowicie, ale jeśli wiernie pozostają z nami, poprawiają się we wszystkich dziedzinach i dochodzą w końcu do tego, że czują się szczęśliwi.

     Tych, którzy nas porzucają, spotykamy niekiedy na ulicy, to ludzie o wyblakłych oczach, strasznie postarzali z przekrwioną twarzą. A gdy któregoś z nich mijam na chodniku, patrzymy na siebie, jego oczy zachodzą łzami i moje też.

     O niektórych pozostałych dochodzi do mnie wieść w środku zimy, że nie dożywają wiosny: umierająna zapalenie płuc, z niedożywienia czy przez utonięcie. Żona nie przychodzi na ich pogrzeb. Okropne. Ale oni oddają mi w ten sposób ostatnią przysługę: ja nie chcę umrzeć jak oni!

     Odwaga proszenia o przebaczenie

     Zabrałem się do ósmego etapu, który wydawał mi się najłatwiejszy: "Sporządziliśmy listę osób, którym wyrządziliśmy krzywdę i postanowiliśmy poprosić je o przebaczenie".

     To zwyczajne słowo "przepraszam" było pierwszym ogniwem łańcucha wstydu, który się rozrywał. I cały łańcuch miał upaść u mych stóp.

     Kiedyś pojechałem odwiedzić właścicielkę kafejki odległej o dwadzieścia kilometrów od Nancy. Proszę o kawą - powiedziałem. Pani widzi, że nie piją już piwa. Od roku. Skończyłem z tym. To nie było łatwe. Teraz jest dużo lepiej. Ale chciałem przeprosić, jeśli w pani lokalu niekiedy za dużo wypiłem. Proszą mi wybaczyć.

     Nie odpowiedziała nic. Po chwili zaczęła podciągać rękaw i zobaczyłem niebiesko wytatuowane cyfry: Byłam więźniarką obozu koncentracyjnego, jak pan widzi - powiedziała. Ale myślę, że mniej wycierpiałam niż pan, żeby wyjść cało. Przestać pić to naprawdę coś...

     Byłem szczęśliwy. Ci, których życie doświadczyło, rozumieją dobrze tę chorobę.

     Alkoholizm uczynił ze mnie istotę ociężałą, smutną i beź światła. Przy proszeniu o przebaczenie światło wewnętrzne pojawiało się na nowo.

     Prosząc o przebaczenie nie płaszczyłem się. Wyzwoliłem się z lęku przed innymi, z lęku przed wydanym o mnie sądem. Alkohol wprowadził mnie w stan skrajnego załamania, wyczerpania. Proszenie o przebaczenie przywracało mnie do stanu łaski. To jest śmieszne, paradoksalne, dziwaczne, ogólnikowe, nazwijcie to, jak wam się podoba. Ale to jest to, czego doświadczyłem: "Kto się poniża, będzie wywyższony".

     Prośba o przebaczenie jest podjęciem inicjatywy, by z kontaktów wykreślić siłę, pychę, upór, nieprzychylność. W celu zastąpienia ich kontaktami opartymi na prawdzie. Jest prawdą, że byłem trudny, gwałtowny. Jest także prawdą, że chciałem dobrze postępować, jest prawdą, że ja nie miałem racji, jest prawdą, że na skutek zbiegu okoliczności komplikowałem sobie i innym życie.

     Pragnienie, by widzieć jasno

     Gdy wracam myślą do mojej ukochanej matki, pamiętam, że nauczyła mnie kochać Boga i kochać ludzi, ale nie nauczyła mnie kochać siebie.

     Dzisiaj wydaje mi się, że te miłości powinny mieć tę samą intensywność: Bóg, ludzie i ja.

     Kochanie Boga bez kochania ludzi jest bigoterią.

     Kochanie ludzi bez kochania Boga (jeśli się Go zna) jest nielogiczne.

     Kochanie siebie bez miłowania innych stwarza świat nie do życia dla najlepszych z ludzkich dzieci, świat, w którym      przemoc zadusi tych, którzy przeżyją.

     Kochanie ludzi bez kochania siebie jest chorobą, która może doprowadzić do alkoholu.

     Obecnie, gdy jestem już trzeźwy przez czternaście lat wiem, że moje szczęście zależy od równowagi tych trzech miłości.

     Po kilku latach zastanawiania się, wraz z innymi AA, oczywiście doszedłem do przekonania, że mój zawód nie był powodem powstania choroby. Ani zmęczenie podróżami, ani napięcie nerwowe związane z koncertami.

     Chory, który nie osiągnął równowagi ducha, stara się często rozumowo scharakteryzować swą chorobę: To ja jestem przyczyną... Nie umiem się bronić. Brak mi odwagi... Nie znam woich praw... Nie umiem dać trafnej riposty... I to samooskarżenie może doprowadzić do samobójstwa. Albo do oskarżania innych: To mój szef... To moja żona... Mój lekarz... Ciężkie czasy itp. I to zrzucanie winy na innych może doprowadzić do zbrodni. To zdarza się codziennie. W rzeczywistości nie ma winnego w tej chorobie.

     Tajemnicza siła grupy

     Otóż tu dochodzę do sedna sprawy: to, czego ja nie mogłem zrobić, czego nikt nie mógł zrobić, zrobiła grupa AA. Bez jakiegokolwiek nacisku. Chcąc określić jednym słowem, w jaki sposób grupa osiągnęła rzecz niemożliwą, powiem: przyjaźnią. Przyjaźnią o specjalnej właściwości, której nigdzie indziej nie spotkałem.

     Przyjaźń ta jest:

     Godna pokochania. Alkoholik jest ujęty niezrozumiałym pięknem. Ta przyjaźń sięga poza oddalenia i poza grób.

     Jest pełna szacunku. Miałam tak bardzo dość dostawania po nosie, szeptów przyjaciół, ironicznych i pogardliwych uśmiechów w bufecie w bistrach, ciężkich rąk na naszych współwinnych ramionach, oddechów skażonych głupim politykarstwem.

     Jest wyrozumiała. Zanim ktoś przestanie mówić, grupa wie, jak ta historia się skończy. Gdy ktoś jest podnieconym, spokój grupy rozbija naszą żądzę zemsty. Jeśli ktoś poszedł do mamra, grupa nie robi zdegustowanej miny. Jeśli mamy nawroty choroby, przyjaźń to rozumie bez przybierania min pocieszycieli, połowa przez to przeszła. Jeśli się modlimy, grupa to rozumie.

     Jest wierna. Jeśli mamy nawroty choroby, raz, sto razy, grupa jest zawsze na swoim miejscu. Jeśli ją porzucamy tymczasowo, by działać o własnych siłach, grupa nic nie mówi. Jeśli wracamy po nieudanej próbie, grupa zabija tłustego wołu i w ogóle nie słucha tłumaczeń (zna je). Przyjaźń pozostaje złączona na wieki z tymi, którzy odeszli.

     Jest czynna. Ta przyjaźń taka jest. I to jest dziwne. Nie znam ani jednego przypadku, by chory, który uparcie przychodził, nie skończył z alkoholizmem pewnego dnia.

     Oddziaływanie grupy jest wyzwaniem rzuconym logice.

     Słyszy się niekiedy od zwyczajnych osób: to zwyczajna rzecz, AA opierają się na instynkcie stadnym. Tak, na sile grupy. To znaczy, że jest więcej siły w stu osobach niż w jednej. To jest słuszne, ale jest także sto razy więcej choroby, strachu, rozczarowania, słabości, kłopotu itp.

     Jest uniwersalna. Jestem bratem alkoholików, alkoholiczek, młodych, starych, biednych, bogatych, Niemców, Polaków, Amerykanów, spokojnych starców, przedwcześnie zwiotczałych młodych, bigotów, ateistów, uczonych, umysłowo niedorozwiniętych, sióstr zakonnych, lekarzy alkoholików (też oczywiście...), socjalistów, komunistów, ekologów...

     To, co nas łączy - alkohol i pasja, by się od niego uwolnić - jest o wiele silniejsze od tego, co nas dzieli.

     Jest wesoła i tryskająca humorem. Ta przyjaźń nie zapomina o uśmiechu, który sprawia, że zawstydzenie jest do zniesienia. Chcąc streścić tę przyjaźń, jest nazywana przez nas Siłą Wyższą, Siłą przeżytą doświadczalnie, a nie wyprowadzoną z jakiegoś abstrakcyjnego pomysłu.

     Tę Siłę godną kochania, pełną szacunku, dyskretną, wierną, cierpliwą, czynną oraz tajemniczą i chciałbym dodać niezależną od kogokolwiek z chorych, nazywamy Bogiem.

     Słowo Bóg może ranić alkoholika, który do nas przybywa, ponieważ nie doznał przyjaźni. To słowo może ranić, ponieważ zostało obciążone w ciągu wieków niezrozumieniem, stronniczością, nienawiścią, krwią, wojnami, zemstami. Ale gdy przychodzi trzeźwość, gdy pokój wewnętrzny nastaje, gdy umiłowanie wolności się pojawia, trzeźwy alkoholik nie ma już kłopotów, nazywając tę niepospolitą przyjaźń po imieniu. AA, podobnie jak Tomasz, wierzymy tylko w to, czego dotkniemy. Dotknęliśmy palcem rozpaczy. Siły, która nas z niej wydobyła, także dotknęliśmy.

     Na końcu wolność

     Drogę od świadomości do wolności duchowej każdy sam musi przecierać, ona jest z natury osobista.

     Najgorsza rzecz, jaka mogłaby mi się przydarzyć przy wychodzeniu z alkoholizmu, byłoby wejście do szeregu i niewychylanie się z niego. Wejście w "gromadne życie", jak mawiano w moim pobożnym dzieciństwie.

     Całe moje życie się zmieniło. Cieszę się z tego, że jestem trzeźwy. Gdy piłem, strach przed śmiercią odbierał mi ochotę do życia. Wstrzemięźliwość przywraca mi jego smak i nie napawa mnie lękiem przed śmiercią. A wszystko to wynikało z jednego małego aktu pokory:

     Nazywam się Lucien i jestem alkoholikiem.

     Wbrew pozorom alkoholik jest istotą głęboko moralną. Jeżeli staje się szkodliwy dla siebie i innych, to przez rozdrażnienie. Jeśli staje się ponury, to przez przygnębienie. Rozdrażnienie i przygnębienie z powodu niemożności zharmonizowania swego marzenia z tym, co robi. I z tym, co widzi. Natura choroby jest właściwie duchowa. Teraz już to wiem.


Fragmenty książki "Dziecko i księżyc"
ojca Aime Duvala.


GŁOS DLA ŻYCIA
nr 2(55) marzec/kwiecień 2002

Diabeł na dnie butelki

     Kto z nas wie o tym, że od 39 lat pierwszy tydzień Wielkiego Postu poświęcony jest modlitwie o trzeźwość narodu? Jeśli już kojarzymy tego typu inicjatywy, to wskazujemy na sierpień - postulowany przez Kościół miesiąc abstynencji. Jednak statystyki nie odnotowują znaczącego spadku sprzedaży alkoholu w sierpniu. Czy więc tego typu inicjatywy Episkopatu mają dziś sens i pozytywne skutki?

     W grudniu ubiegłego roku Rada Ministrów poznała i zaaprobowała wyniki ogólnopolskich badań zleconych przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA), z których jasno wynika, że w ostatnich trzech latach średnie spożycie stuprocentowego alkoholu wzrosło o prawie 30 proc, spożycie wódki zwiększyło się o 40 proc, a piwa o 10 proc. Autorzy raportu wiążą ten wzrost bezpośrednio z obniżeniem w 2002 r. akcyzy od napojów spirytusowych. Wzrost negatywnych zjawisk związanych z nadużywaniem alkoholu zanotowała też policja: o 30 proc. więcej interwencji zakończonych dowiezieniem do izby wytrzeźwień, wzrost liczby przestępstw popełnionych przez pijanych sprawców - przede wszystkim kierowców i "domowych bokserów". Co ciekawe, badania pokazały również, że Polacy nie tylko nie ograniczyli, ale jeszcze zwiększyli zakupy alkoholu na nielegalnym rynku.

     Już po dwóch miesiącach od przyjęcia alarmującego raportu przez rząd, dramatyczny apel do premiera wystosował Zespół Apostolstwa Trzeźwości przy Konferencji Episkopatu Polski. W liście z 21 lutego duszpasterze trzeźwości z całego kraju pod przewodnictwem bp. Antoniego Dydycza proszą m.in. o pohamowanie agresywnej, często zakamuflowanej reklamy alkoholu, zmniejszenie - zgodnie z wytycznymi WHO dla krajów Europy - o jedną czwartą spożycia alkoholu (autorzy sugerują "wykorzystanie instrumentów prawnych i ekonomicznych celem zmniejszenia sprzedaży alkoholu"), wspieranie pracy profilaktycznej, promowanie stylu życia bez alkoholu, podniesienie do 21 lat wieku dostępności alkoholu. "Apelujemy o taką nowelizację ustawy o wychowaniu w trzeźwości, aby służyła wychowawczej pracy rodziny, szkoły i Kościoła. Nadzieje, jakie pokłada społeczeństwo w przemianach społecznych, muszą znaleźć przełożenie w aktywnej polityce rządu, który powinien bardziej dbać o dobro młodych obywateli niż interes producentów i sprzedawców alkoholu" - czytamy w liście. Jego sygnatariusz ks. Piotr Kulbacki z Krucjaty Wyzwolenia Człowieka ruchu oazowego przypomina, że rząd może i powinien wpływać na zahamowanie wzrostu sprzedaży alkoholu na przykład poprzez podniesienie podatków - akcyzy, dostępność koncesji na sprzedaż alkoholu czy ograniczenie jego reklamy. - Nie jest to zwykły towar rynkowy, o którym decyduje prawo popytu i podaży. O atrakcyjności alkoholu decydują inne czynniki: cel i sens życia, przymus środowiskowy, uzależnienie - tłumaczy ks. Kulbacki.

     PIJĄ INACZEJ

     Gdy na początku lat 90. malało spożycie alkoholu, wydawało się, że oto wreszcie na progu wolnej Polski mamy za sobą największą plagę społeczną PRL-u. Niestety, dziś już nie jesteśmy takimi optymistami. Z raportu PARPY wynika, że odsetek osób nadużywających alkoholu (tj. powyżej 10 litrów spirytusu rocznie wśród mężczyzn i ponad 7,5 litra wśród kobiet) zwiększył się w ciągu ostatnich 3 lat o 30 proc. Polacy piją więc coraz więcej, ale zmienił się model picia. Za tzw. komuny piło się przede wszystkim w pracy, na ulicy (pod przysłowiową budką z piwem), w bramie kamienicy czy w parku. Dzisiaj natomiast pije się w pubach, no i w domach (picia "na ulicy" zabrania prawo, a w pracy nie można pić, bo zwolnią). W ten sposób problem jest jakby mniej widoczny. O. Jan Karczewski OFM-Cap z Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu na podstawie obserwacji i rozmów z alkoholikami zwraca uwagę, że w ostatnich latach w nałóg często wpadają ludzie aktywni, przedsiębiorczy, topiący w alkoholu stresy i napięcia. - Gołym okiem widać też coraz wcześniejszą inicjację alkoholową wśród młodzieży. Sporo młodych ludzi jest już uzależnionych. Oczywiście ma na to wpływ eksperymentowanie z narkotykami, mieszanie ich z alkoholem - zaznacza zakonnik.

     - Młodzi piją inaczej niż my, gdy byliśmy w ich wieku. Przechodząc obok szkół, często widzę uczniów z puszkami piwa, stojących właściwie na widoku nauczycieli. W renomowanych liceach na porządku dziennym jest sięganie po środki psychoaktywne i alkohol. Biorą, bo już w szkole czują presję wyścigu szczurów - uważa terapeuta i zarazem anonimowy alkoholik, znany w środowisku jako Zyga.

     Na szczęście, co podkreśla o. Karczewski, zmienia się też podejście do alkoholizmu: - Ludzie szybciej diagnozują problem, wcześniej szukają pomocy - mówi.

     ŻEBYŚ SIĘ ZAPIŁ NA ŚMIERĆ

     Zyga przestał pić 14 kwietnia, w tym roku będą 22 lata. Od tego czasu pracował w Ośrodku Terapii Uzależnień na Sobieskiego w Warszawie, obecnie jest społecznym terapeutą w Szpitalu Praskim. Dzięki pomocy finansowej miasta w szpitalu otwarto ponad dwa lata temu oddział detoksykacyjny. Przyjmowani są do niego wszyscy, także ci nieubezpieczeni, najczęściej bezdomni. Zespół terapeutyczny ma za zadanie dostarczyć pacjentom wiedzy o chorobie alkoholowej i zmotywować ich do podjęcia leczenia.

     W ciągu ostatnich 3 lat zmieniła się struktura spożycia alkoholu, udział napojów niskoprocentowych (piwa) spadł do 44,5 proc, a udział napojów spirytusowych zwiększył się do 47 proc. całości wypijanego w Polsce alkoholu. Prawie dwukrotnie wzrosła liczba osób zagrożonych uzależnieniem od alkoholu i wynosi obecnie ok. 1,6 min osób. To znaczy, że w najbliższych latach wzrośnie odsetek osób potrzebujących fachowej pomocy terapeutycznej w placówkach odwykowych.

     Na pytanie, co ich ostatecznie przekonuje, Zyga odpowiada: - Cykl wykładów, które pokazują, co alkohol robi z życiem człowieka. Jak picie matki, ojca wpływa na dzieci, własne zdrowie, pracę, funkcjonowanie w społeczeństwie. Bo do tej pory oni żyli w przekonaniu, że po prostu stracili parę złotych, no i mieli często kaca. Konfrontacja ze wszystkimi skutkami picia jest na ogół wstrząsem. Uzależnione kobiety płaczą, uświadamiając sobie, co alkohol zrobił z ich rodzin. Jeden z pacjentów powiedział mi, że zgłosił się na "de-toks" i terapię, bo 12-letni syn powiedział mu: "Życzę ci, żebyś zapił się na śmierć". Wtedy do tego ojca dotarło, że zniszczył własne dziecko! Że za kilka lat syn mógłby powiedzieć "ojciec zapił się śmierć!"

     W leczeniu choroby alkoholowej od 50 lat w USA, a od 30 w Polsce, pomagają wspólnoty samopomocowe Anonimowych Alkoholików. Pierwsza warszawska grupa nazwana "Odrodzenie" powstała przy Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Dziś w stolicy działa 200 grup. Na spotkania, czyli "mityngi AA", może przyjść nawet nietrzeźwy, ale wtedy nie ma prawa głosu. Kilka tygodni temu, 7 stycznia, przy ul. Poznańskiej 38 trzeźwiejący alkoholicy otworzyli Klub Integracji Społecznej. - To pomoc dla tych, którzy chcą zdrowieć. Mogą tam przyjść ci, którzy już mówią o sobie "jestem alkoholikiem". Taka szczerość to właśnie znak, że przestaje się pić - tłumaczy Zyga.

     Po AA powstały działające na podobnych zasadach wspólnoty Al-Anon, skupiające rodziny osób uzależnionych, oraz DDA, które tworzą dorosłe dzieci alkoholików.

     Od wielu lat duszpasterze i moraliści, ale także sami alkoholicy zastanawiają się, czy alkoholizm to grzech czy tylko choroba? Dyskusję sprowokował słynny artykuł prof. Wiktora Osiatyńskiego w "Polityce" w 1985 r.

     - Trudno określić granice, nawet specjaliści mają z tym problemy. Wielokrotnie debatowaliśmy nad tym w Zakroczymiu. Te dwa pojęcia dotyczą innych rzeczywistości, ale przecięż jakoś się łączących. Na pewno nie jest tak, że pijacy pijąc grzeszą, a chorzy na alkoholizm to już nie. Istnieje problem odpowiedzialności za chorobę. W programie AA jest 12 kroków do uzdrowienia, a jednym z nich jest zadośćuczynienie za krzywdy, popełnione podczas choroby. A więc trzeba wziąć odpowiedzialność za to, co się w chorobie złego uczyniło - mówi o. Jan.

     ALKOHOL TO NIE WRÓG

     Wśród specjalistów zajmujących się terapią uzależnień panuje dość zgodna opinia, że państwo ma obowiązek troszczyć się o to, by nie tylko stwarzać warunki do leczenia alkoholików, ale też zapobiegać problemowi. Właśnie o tym piszą autorzy listu do premiera Marcinkiewicza. Ks. Piotr Kulbacki uważa, że rząd powinien popierać wszelkie działania promujące trzeźwość i "podstawowy, skuteczny środek, jakim jest dobrowolna abstynencja". Przypomina zasadę Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, która brzmi: "Przez dobrowolną abstynencję wielu do trzeźwości wszystkich". Z kolei o. Jan Karczewski z OAT zwraca uwagę na kształtowanie mentalności - szacunku dla prawa. Chodzi przede wszystkim o niesprzedawanie osobom nietrzeźwym i małoletnim alkoholu. Innym problemem są trudności w dostępie różnych organizacji pozarządowych do funduszy przeznaczonych na profilaktykę uzależnień.

     Inaczej o alkoholizmie myśli Zyga:

     - Dostępność alkoholu nie jest czynnikiem wpływającym na wzrost spożycia wódki czy piwa. Podobnie z działaniami prawnymi: nic nie dało wprowadzenie do kodeksu drogowego kategorii przestępstwa za jazdę po pijanemu. Ludzie się tym w ogóle nie przejęli. Moim zdaniem alkoholizm stanie się problemem marginalnym tylko wtedy, gdy społeczeństwo będzie zadowolone z warunków życia, gdy frustracja i lęki nie będą powszechne. Poza tym każdy człowiek może nauczyć się prawidłowego zachowania pod warunkiem, że znajdzie miejsce, gdzie może pozbyć się stresu. U nas takich miejsc jeszcze jest za mało - uważa Zyga.

     Ks. Zbigniew Kaniecki, sekretarz Zespołu Apostolstwa Trzeźwości, zwraca uwagę na działania Kościoła promujące trzeźwość.

     - Wokół tego tematu nagromadziło się dużo nieporozumień - wyjaśnia - Weźmy na przykład parafialne księgi trzeźwości. One są uważane za księgi alkoholików i pijaków, którzy ślubują zerwać z nałogiem. Tymczasem księgi przeznaczone są głównie dla osób nienadużywających alkoholu, które mogą świadczyć swoją postawą, że można żyć bez upijania się.

     Ksiądz sekretarz walczy też z opinią, jakoby duszpasterstwo trzeźwości było wrogiem alkoholu.

     - To nie wódka jest wszystkiemu winna, tylko człowiek, który robi z niej zły użytek. Alkohol nie jest szatańskim dziełem, choć można powiedzieć, że diabeł siedzi na dnie butelki. Jeśli się ją opróżnia, wtedy wychodzi - tłumaczy trochę żartobliwie ks. Zbigniew. Ale po chwili dodaje poważnie: - Alkohol jest darem Boga, czyli jest wartością. A jeśli tak, to nie ma obowiązku rezygnacji z niego, pomijając oczywiście tych, którzy są na alkohol uczuleni, czyli na przykład alkoholików. Niemniej, żeby inni mogli im pomóc, można do modlitwy dołączyć ofiarę - właśnie alkoholowy post. Na pewno wyda owoce - zapewnia duszpasterz.

     Innym nieporozumieniem wokół duszpasterstwa trzeźwości jest niechęć rodziców do propagowanych przez Kościół przyrzeczeń dzieci niepicia alkoholu do 18 czy 21 roku życia. -Mama i tata bronią się, mówiąc: A czy ja wiem, czy moje dziecko dotrzyma ślubu? - opowiada ks. Kaniecki. - Wtedy mówię im, że nawet, gdy dziecko znajdzie się w trudnej sytuacji, rodzice będą mogli powołać się na to przyrzeczenie. Będzie to też dobra okazja do rozmowy, do przypomnienia, żeby do przyrzeczenia wrócić, iść do spowiedzi. Kościelne przyrzeczenia trzeźwości to tylko propozycja pracy nad sobą, a nie smutny obowiązek. Bo tak naprawdę chodzi przecież o zmianę kultury i stylu życia. - Zauważmy, że odmawiając wypicia alkoholu, często przepraszamy. A ja pytam: za co masz przepraszać? Wystarczy powiedzieć: "dziękuję, nie piję". Albo wznoszenie toastów tylko alkoholem, bo sokiem to już coś gorszego. A przecież prezydenci USA wznosili wielkie toasty wodą mineralną i nikt się nie gorszył. Przestańmy wreszcie myśleć o cnocie trzeźwości w duchu: ile to ja tracę, zamiast - ile zyskuję - podsumowuje ks. Kaniecki.

     GDZIE SZUKAĆ POMOCY?

     BIURO SŁUŻBY KRAJOWEJ AA: tel. 022/ 828 04 94; od godz. 8 do 16 udziela informacji, gdzie odbywają się mityngi wszystkich wspólnot Anonimowych Alkoholików w kraju (a także Klubów Anonimowych Żarłoków, Anonimowych Erotomanów itp);

     OŚRODEK APOSTOLSTWA TRZEŹWOŚCI w Zakroczymiu: tel. 022/ 785 22 08; od 8. do 12. i od 13. do 16; spotkania i rekolekcje dla alkoholików trzeźwiejących i ich rodzin (w tym DDA - Dorosłych Dzieci Alkoholików oraz dzieci w wieku od 12 do 18 lat); szkolenia dla osób pomagających zawodowo innym;

     KLUB INTEGRACJI SPOŁECZNEJ W WARSZAWIE, ul. Poznańska 38: od 8 do 22 może przyjść każdy trzeźwiejący alkoholik potrzebujący wsparcia.

     LICHEŃSKIE CENTRUM POMOCY RODZINIE I OSOBOM UZALEŻNIONYM: tel. 0 63/ 270 81 32.; udziela informacji o mityngach grup AA, Al-Anon (rodzin alkoholików) i DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików), poradniach leczenia uzależnień, organizuje rekolekcje dla tych grup, kilkudniowe sesje terapeutyczno-edukacyjne dla młodzieży, w tym z rodzin dotkniętych alkoholizmem, oraz Ogólnopolskie Spotkania Środowisk Trzeźwościowych "Mityng pod gwiazdami" - w ostatni weekend lipca.


Alicja Wysocka


Tekst pochodzi z Tygodnika
Warszawsko-Praskiego "Idziemy"
0x01 graphic

12.03.2006

0x01 graphic

ks. Aleksander Posacki SJ

Pierwsza w Polsce kompleksowa ocena terapii Hellingera i Kinezjologii Edukacyjnej. W swojej godnej polecenia książce Autor wnikliwie i erudycyjnie analizuje rozmaite wcielenia pseudopsychologii, która często okazuje się jakąś zamaskowaną formą religii, duchowości, a nawet spirytyzmu.

Alkoholizm można pokonać

     Z dr. Krzysztofem Wojcieszkiem rozmawia Tadeusz Pulcyn

     W publicznych dyskusjach na temat problemu alkoholowego w Polsce często pijaństwo utożsamia się z alkoholizmem. Jak odróżnić jedno od drugiego?

     Alkoholizm jest jednym ze skutków pijaństwa i to wcale nie oczywistym. Jest wielu ludzi, których byśmy określili pijakami, którzy alkoholikami ani 'nie byli, ani nie będą. Natomiast dokonują oni różnych spustoszeń w swoim otoczeniu, uprzykrzają życie innym, bywają agresywni. Alkoholizm, który jest chorobą, dotyka tylko niektórych ludzi nadużywających alkoholu.

     Moraliści mówią, że i z pijaństwa, i z alkoholizmu trzeba się spowiadać.

     Choroby nie można nazywać grzechem. Ale może być ona skutkiem grzechu. Jeśli ktoś nie zachowywał umiaru w piciu, to narażał się na ten skutek, jakim jest alkoholizm. Podjął ryzyko uzależnienia. Jest sprawą indywidualnej oceny, czy to ryzyko było rozpoznawalne, czy mógł się na nie świadomie zdecydować. Większość alkoholików nie wchodziła w chorobę świadomie. To ich jednak całkiem z odpowiedzialności nie zwalnia, bo człowiek musi się liczyć ze wszystkimi skutkami swoich działań. Jeśli nie zachowuję umiaru w jedzeniu, to narażam się na nadwagę i wynikające z niej choroby. Decyzje o piciu lub niepiciu alkoholu podejmowane są w okresie dojrzewania, gdy się formuje charakter. Chcę jednak pod- kreślić, że tak naprawdę decyzje te są podejmowane pod wpływem społecznego nacisku. W związku z tym, jeśli mówimy o grzechu, odnosząc się do alkoholizmu, to głównie w obszarze społecznym. Spowiadać się powinni więc zwłaszcza ci, którzy czerpią zyski z produkcji i sprzedaży alkoholu, ci, którzy traktują alkohol jak każdy inny towar. A to jest towar śmiercionośny.

     Czy można chorobie alkoholowej zapobiec?

     Jest to choroba duszy i ciała trudna do wyleczenia, ale można ją w jakimś sensie pokonać. Możliwe jest jej zatrzymanie i przywrócenie alkoholika do pełni życia społecznego i osobistego. Mozolny proces rehabilitacji jest w stanie spowodować, że alkoholik może przestać pić i odbudowywać swoje zdrowie, życie rodzinne, może zadbać o swój rozwój intelektualny i duchowy, wspierając się nowoczesną terapią. Konieczne jest zachowywanie abstynencji i odbudowywanie życia wewnętrznego. Terapeutom i osobom duchownym udało się wyprowadzić z alkoholowej pułapki dziesiątki tysięcy osób, a przy większej aktywności profilaktyków przynajmniej połowa z nich mogłaby nie ulec chorobie.

     Najpierw więc profilaktyka, a potem terapia w rozwiązywaniu problemów alkoholowych?

     Terapia ratuje życie ludzkie, więc nie jest to bagatelna sprawa, natomiast należy robić wszystko, co jest możliwe, żeby ludzie nie przekraczali tej cienkiej linii nieodwracalności choroby i nie musieli potem z trudem z niej się podnosić. Można na wczesnych etapach rozwoju problemów alkoholowych podejmować interwencje, które zatrzymają postęp picia alkoholu. Mogą to robić lekarze, nauczyciele, rodzice. Każdy, kto widzi, że młody człowiek idzie w złą stronę, powinien na swój sposób go ostrzegać.

     Jestem zwolennikiem nie tyle walki z alkoholizmem, ile walki z pijaństwem. Alkohol to nie jest niewinna substancja, której można używać do woli. To tak, jakbyśmy chcieli się bawić odbezpieczonymi granatami. Nikt o zdrowych zmysłach tego nie zrobi. Są społeczności, które mają niski poziom problemów alkoholowych dzięki uporczywej, wiekowej pracy nad krzewieniem cnoty trzeźwości. I pielęgnowanie tej cnoty jest możliwe w społeczeństwie polskim.

     Tymczasem ludzie odrzucają tę cnotę zwłaszcza wtedy, gdy nie są kochani, gdy czują się opuszczeni i samotni.

     Z pewnością jest związek między, nazwijmy to, wychłodzeniem ludzkiego serca z powodu osamotnienia, braku ludzkich i boskich relacji osobowych a nadużywaniem mocnych trunków. Jeśli rozmijam się z potrzebą obcowania z ludźmi i z Bogiem, staję się łatwym łupem dla alkoholu, który wprowadzi mnie w świat iluzorycznej arkadii. Można w pewnym stopniu diagnozować społeczeństwa; jeśli jest w nich wysoki poziom uzależnień, to znaczy, że brak w nich miłości, że występuje w nich atrofia życia duchowego, że brakuje wspólnot powiązanych więzami wiary, nadziei i miłości.

     Ich budowanie to rola Kościoła i państwa

     Państwo ma bardziej specjalistyczne zadania. Powinno nie tylko usuwać szkody związane z problemem alkoholowym, ale i przygotować grunt pod skuteczną profilaktykę. Ludzie, którzy są za państwo odpowiedzialni, podejmują określone decyzje, które sprzyjają trzeźwości obywateli lub nie. Natomiast Kościół ma wielką szansę jako wychowawca, może uczyć miłości, budować wspólnoty nawet w niesprzyjających warunkach. Oczywiście lepiej jest, gdy państwo i Kościół współdziałają w dziele budowania trzeźwego życia. Kościół rozwija apostolstwo trzeźwości, a państwo je w różnoraki sposób wspiera, na przykład nie przykłada ręki do reklamowania alkoholu, a nawet ten proceder ruguje.

     Odkryciem i dla państwa, i dla Kościoła na drodze rozwiązywania problemów alkoholowych było powstawanie wspólnot Anonimowych Alkoholików.

     Tam, gdzie się pojawia wspólnota. AA, odsłania się prawda, że jak ludzie są razem, to potrafią robić rzeczy bardzo trudne. W latach trzydziestych uważano, że leczenie alkoholizmu jest utopią. A tu nagle AA udowodnili, że nie jest. Ruchy samopomocowe - m.in. Dorosłe Dzieci Alkoholików, ruch Klubów Absty-nenckich, ruch Krucjaty Wyzwolenia Człowieka czy bractwa parafialne - podejmują zadania we wspólnocie. Gdy człowiek nie jest sam, jest silny. Bardzo ważne jest też sięganie po nowoczesne instrumenty profilaktyczne. Dysponujemy takimi programami opartymi na wiedzy naukowej, które nie przypominają pogadanek parafialnych. I są efektywne.

     Pan jest ich autorem?

     Tylko kilku z nich. Ostatnie nazwałem "Korekta" i "Debata". Program "Debata" jest skierowany do młodzieży gimnazjalnej, a "Korekta" do dorosłych. Struktura obu programów ukształtowana jest tak, że słuchmcz programu sam odkrywa stopniowo pewne walory trzeźwości. Może dociekać prawdy o alkoholu w sposób wolny i nieprzymuszony. Na przykład w obu wymienionych programach zauważam pozytywne strony picia alkoholu, ale po to, by powiedzieć: wiem, że używanie alkoholu jest atrakcyjne, ale mam pomysł jak w bezpieczniejszy sposób pozyskać to, czego oczekujecie po wypiciu wina czy piwa - na przykład humor, radość, czy odwagę, poczucie wolności, braterstwa, jedności. Niektórych dziwi, że w tych programach jest analiza pozytywnych skutków picia alkoholu, ale to jest realizm - wiemy, że ludzie nie piją z obrzydzeniem. Dlatego nie można o tym nie mówić w uczciwej debacie. Jest czas do spokojnego namysłu i wyboru. Powstaje sytuacja opisana w pierwszym Psalmie. W sposób wolny mogę wybrać dobro lub zło. Mogę być "jak drzewo zasadzone nad strugami wody, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną" albo "jak plewa, którą wiatr rozmiata"(zob. Ps 1,3-4).

     Chcę mocno podkreślić: nigdy nie powinni porzucać nadziei - i ci, którzy są uzależnieni, i ci, którzy mają uzależnionych w najbliższym otoczeniu. Czasem nieoczekiwanie ktoś zaprosi nas do wspólnoty, która pomoże rozwiązać problem.

Tadeusz Pulcyn


Dr Krzysztof Wojcieszek jest wykładowcą Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości
im. Bogdana Jańskiego, UKSW i SWPS w Warszawie. Jest autorem wielu programów profilaktycznych
i ponad 150 publikacji. Jest członkiem Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości przy Konferencji
Episkopatu Polski, Zespołu Ekspertów przy Ministerstwie Zdrowia oraz Rady Naukowej przy Rzeczniku
Praw Dziecka. Jest też stałym współpracownikiem OAT w Zakroczymiu. Tekst pochodzi z Tygodnika
Warszawsko-Praskiego "Idziemy"
0x01 graphic

12.03.2006

0x01 graphic

Piotr Tomasz Nowakowski

Książka ta ma za zadanie przede wszystkim informować, a nie straszyć. Nie chodzi o to, by z kimkolwiek walczyć. Zastrzeżenia, jakie budzą liczne kontrowersyjne nieraz zachowania i postawy guru, każą jednak upomnieć się o człowieka, który częstokroć nieświadomy niebezpieczeństwa angażuje się na rzecz rozmaitych "mistrzów duchowych"...

Jezus uzdrawia z alkoholizmu

     Mam na imię Ewa, jestem zdrowiejącą alkoholiczką. Urodziłam się w rodzinie inteligenckiej. W moim domu panował rygor i wojskowa dyscyplina. Ojciec jako lotnik żądał perfekcyjnego porządku i podporządkowania się zasadom. Mama krzykiem i przemocą egzekwowała ode mnie i od siostry posłuszeństwo. A na początku było jedno piwo...

     Jak sięgnę pamięcią, moja mama zawsze nadużywała alkoholu. Z tego powodu często dochodziło do awantur. Zawsze wtedy myślałam sobie, że jak założę swój dom, to będzie on inny - pełen miłości i ciepła, dzieci zaś wychowam bez krzyku i przemocy.

     Niestety, nie stało się tak. Mało tego, coraz częściej zaczęłam się zachowywać w stosunku do dzieci (mam dwóch synów) podobnie do mamy. Nie zauważałam tego. Kiedyś mąż powiedział mi, że jestem w relacjach z dziećmi taka sama, jak mama. Nie mogłam tego słuchać, a co dopiero uwierzyć. Wydawało mi się, że wszystko, co robię w stosunku do moich synów, wynika z miłości.

     Nie potrafię podać dokładnej daty, kiedy się to zaczęło, ale coraz częściej, zmęczona pracą i nawałem obowiązków, zaczęłam w pracy towarzysko wypijać piwo, drinka, słowem - alkohol. Wtedy byłam wesoła, wyluzowana i odpuszczałam sobie trochę obowiązków. Myślałam, że mam prawo trochę odreagować, że coś mi się od życia należy. Nie wiem, kiedy przekroczyłam barierę i uzależniłam się od alkoholu. Na pozór wszystko było dobrze: zdrowe, zadbane dzieci, piękny, lśniący czystością dom, ja - pracująca, na stanowisku, dobrze zarabiająca. A w środku wrak człowieka. Kobieta bojąca się własnego cienia, roztrzęsiona, znerwicowana. Bez chęci życia. Coraz częściej myślałam, aby skończyć ze sobą. Nienawidziłam się za to, jaka jestem, ale też nie potrafi łam już żyć bez mojej "pocieszycielki" - wódki, mimo próśb ze strony synów i gróźb ze strony męża. Były w domu awantury, bójki, nawet interwencje policji. Nie widziałam w tym mojej winy. Zaczęłam ponosić konsekwencje swojego picia. Wypadek samochodowy, zabrane prawo jazdy, rozbite dwa samochody, kilkakrotne okradzenia.

     Piłam nadal. Po kolejnej próbie samobójczej, kiedy to odratował mnie starszy syn, a miał wtedy zaledwie 10 lat, obiecałam mu, że zacznę się leczyć. Udałam się do Wojewódzkiej Poradni Odwykowej w Krakowie i rozpoczęłam leczenie. Uczęszczałam na terapię i spotkania Anonimowych Alkoholików. Bardzo pragnęłam nie pić, ale nie udawało mi się dłużej niż kilka miesięcy i nie wiedziałam, dlaczego. Wtedy to na mojej drodze pojawił się drugi alkoholik, który zaprosił mnie na rekolekcje dla ludzi z problemem alkoholowym i ich rodzin. Z mieszanymi uczuciami wzięłam w nich udział. Prawie całe je przepłakałam, ale zapamiętałam z nich to, że Bóg bardzo mnie kocha taką, jaka jestem, i pragnie mojego dobra. Uwierzyłam w to, ale co dalej?

     Zaczęłam się modlić tak, jak potrafi - łam. Klękałam do modlitwy porannej, klękałam do modlitwy wieczornej, ale nie czułam żadnej więzi z Jezusem. Ruszyłam na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy w intencji mojej trzeźwości. Miesiąc po pielgrzymce znów się napiłam. Pomyślałam - to już koniec, ja sobie nie dam rady. Wtedy to dowiedziałam się, że jest możliwość wyjazdu na drugi stopień rekolekcji dla alkoholików do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusowej w Siedlcu. Zapragnęłam bardzo tam pojechać. Chociaż według regulaminu nie powinnam, bo wymagana była dłuższa abstynencja, a ja ją przecież przerwałam zaraz po pielgrzymce. Pojechałam i tam właśnie doznałam cudu uzdrowienia z choroby alkoholowej.

     W nocy każdy z nas miał półgodzinne czuwanie i modlitwę przed cudownym obrazem Najświętszej Duszy Chrystusowej. Nie zapomnę tej chwili, kiedy pełna obaw i lęku szłam w nocy do kościoła. Weszłam, uklękłam i zaczęłam po raz pierwszy - tak z głębi serca - modlić się i prosić Chrystusa o pomoc i opiekę. Wtedy stał się cud. Patrząc na obraz, poczułam wielkie ciepło, pot oblał całe moje ciało, pomimo chłodu nocy, a promienie wychodzące z Duszy Chrystusa tak jakby mnie objęły i delikatnie otuliły. Bardzo się wystraszyłam, miałam wrażenie, że Jezus schodzi do mnie z tego obrazu. Strach był tak wielki, że zaczęłam głośno płakać. Chciałam uciekać, ale jakaś dziwna siła zatrzymywała mnie. Wtedy to po raz pierwszy, i do dnia dzisiejszego ostatni, wyraźnie usłyszałam, jak sam Chrystus zwraca się do mnie. Nagle ustąpił lęk, a ja w ciszy i spokoju modliłam się dalej.

     Nie sposób opisać, co przeżyłam tej nocy. Kiedy przyszedł czas na czuwanie następnej osoby, nie miałam zupełnie ochoty na zakończenie mojego cudownego spotkania z Jezusem. On mówił wprost do mojego serca. Wróciłam do mojego pokoiku i przepłakałam całą noc. To były oczyszczające łzy szczęścia. Czułam, że coś wielkiego wydarzyło się w moim życiu.

     Od tego wydarzenia czuję wielką ulgę. Zostałam uwolniona z obsesji picia i od tamtej pory nie miałam alkoholu w ustach.

     Dzisiaj moje życie wygląda zupełnie inaczej. Żyję w miłości i przyjaźni z Bogiem i wiem, że Bóg bogaty w miłosierdzie przez okres mojej choroby czuwał nade mną i moją rodziną. On nigdy mnie nie opuścił. Dawał mi namacalne dowody tej miłości, a ja nie byłam w stanie ich dostrzec. Uleczył mnie, a także moją mamę, która była już kaleką przez swoją chorobę alkoholową. Moja mama po czterdziestu latach picia otrzymała łaskę trzeźwości. Dzisiaj chodzi o własnych siłach, mimo że miała dwukrotnie połamane stawy biodrowe (będąc pod wpływem alkoholu) i obecnie ma sztuczne. Nie wspomnę już, ile razy była całkowicie połamana. Czyż to nie cud? Medycyna nie dawała jej najmniejszych szans.

     Dzisiaj nie muszę się już bać. Jeśli trzymam z Bogiem, to wszystko jest dobrze. Z ochotą, radośnie wielbię mojego Stwórcę. Kocham Go, a moje serce się w Nim raduje. I chociaż życie jest trudne i zaskakuje mnie różnymi niedogodnościami, podchodzę do niego z wiarą, nadzieją i miłością. Dzisiaj pracuję nad swoim rozwojem duchowym, przewartościował się mój świat. Nie chcę mieć, lecz chcę być, być dzieckiem Bożym i swoim życiem, zachowaniem, czynami świadczyć o Jego miłości i miłosierdziu. Uczę się takiej postawy każdego dnia.

     Codziennie rano proszę Boga, abym umiała odczytać Jego wolę wobec mnie, a wieczorem dziękuję Mu za okazane łaski i w czasie rachunku sumienia przepraszam za moje błędy. Umacnia mnie w tym częste przystępowanie do sakramentu pokuty i pojednania. Za to wszystko chwała Panu!

Ewa

0x01 graphic

ks. Aleksander Posacki SJ

Ojciec Aleksander Posacki SJ wskazuje na różne formy obecności kultu Zła we współczesnej kulturze, rozrywce, a nawet nauce. Jego rzetelna, zdyscyplinowana analiza nie budzi wątpliwości, rozświetlając wiele zakamarków mrocznej duszy współczesnego człowieka.

Adonai.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Alkohol-przyjaciel czy wróg, Rozwój - logopedia, DDA v DDD
higiena alkoholizm tradycja narodowa czy referat(1)
Projekt zdrowotny pt alkoholizm wróg czy przyjaciel, zdrowie publiczne, Promocja zdrowia i edukacja
Czy alkohol tuczy
Autodiagnoza czy jestem uzależnionym alkoholikiem, Terapia
Alkohol wróg czy przyjaciel, AWANS ZAWODOWY(1)
czy warto pic alkohol konspekt lekcji wychowawczej w gimnazjum
CZY JESTEM UZALEZNIONY OD ALKOHOLU TESTY
Alkoholizm jako styl życia czy patologia społeczna
Alkoholizm Grzech czy choroba
Alkoholizm GRZECH CZY CHOROBA Jarosław Bator 2
ortografia rz czy ż
Czy rekrutacja pracowników za pomocą Internetu jest
W 21 Alkohole
WOLNOŚĆ CZY KONIECZNOŚĆ
Alkohol 2

więcej podobnych podstron