ę
ULUBIONE
RZECZY
Favourite
Things
Original
by Ashe
Translated
by DizzySun
Pairing:
Harry/Draco
Rating:
PG-13
Kategoria:
humor, romans.
Kiedy
Draco Adonis Malfoy miał cztery lata, jego nauczycielka zapytała,
jaki jest jego ulubiony kolor. Sztywna czarownica czekała,
przewidując odpowiedzi, że srebro od Slytherinu (każdy Malfoy od
początków Hogwartu przydzielany był do Slytherinu), zielony od
Avady Kedavry, a nawet czarny od koloru ich szat. Spojrzała na
małego czarodzieja (który nie do końca opanował sztukę układania
włosów na żel), którego srebrne włosy wzburzały się z tyłu
głowy. Prychnął na nią oburzony (co sprawiło, że wyglądał
uroczo niemądrze) i spowodował, że musiała powstrzymać wybuch
śmiechu.
-
Malfoyowie nie pozwalają sobie na pojęcia tak frywolne, jak
ulubione – poinformował ją. Z pewnością byłaby zaszokowana,
gdyby nie to, że te słowa wyraźnie nie były jego. Były jawnie
wyrecytowane, jak dziecięcy wierszyk, ale powaga, z jaką zostały
powiedziane, odpowiadała modlitwie. Mogła wyobrazić sobie małego
(nawet jak na jego wiek) chłopca, żegnającego się, pochylającego
głowę i odmawiającego: „Ojcze nasz któryś jest w niebie, święć
się imię Twoje. Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja,
Malofoyowie nie pozwalają sobie na pojęcia tak frywolne, jak
ulubione. Amen.”
Jednocześnie
nie wiedziała, czy uznać sytuację za beznadziejną czy śmieszną,
i zamiast skomentować, dalej kazała mu nazywać i rozpoznać serie
kolorów, które wystrzeliwały z końca jej różdżki.
Rok
później zapytała o jego ulubioną bajkę i jej ciekawość
spotkała się z taką samą odpowiedzią. Zacmokała i nie zapytała
ponownie o coś ulubionego, aż do następnego roku, kiedy otrzymała
identyczną odpowiedź. Ciągle pytała go o ulubiony obraz,
barokowego artystę, instrument symfoniczny, książkę, bajkę na
dobranoc, grę, podstawowe zaklęcie i tym podobne, i każdego roku
wciąż dostawała tę samą odpowiedź, zwracaną z większą
arogancją i irytacją.
Czarownica
nie zdecydowała jeszcze, co właściwie drażni ją w tej
odpowiedzi, i zdała sobie z tego sprawę dopiero dzień przed
wysłaniem jej wychowanka do Hogwartu. To był sposób w jaki
spojrzał tamtym razem, kiedy zapytała o jego ulubioną drużynę
Quidditcha – włosy zręcznie ułożone, wygładzone z tyłu, i
idealny uśmieszek pasujący do jego, skądinąd przystojnej, twarzy.
Przez lata ten zwrot stał się tak pewny, tak gwałtowny, stał się
taką częścią niego, że wydawało się jakby poprzednie kaczątko
dłużej nie istniało, a zostało zastąpione przez replikę
przeżutych ideałów.
-
Uważaj na siebie, Draco Malfoyu – powiedziała i objęła go
ramieniem. Nieporadnie klepnęła w plecy, kiedy pozostał sztywny i
obojętny.
-
Przede wszystkim na siebie – odpowiedział poważnie, złączając
dłonie za plecami – to zwyczaj Malfoyów.
Łzy
zakłuły ją w oczy na ten obojętny ton i czająca się gdzieś
gorzką nutę jego odpowiedzi, a może z powodu tak chłodnego
pożegnania. Wzięła głęboki oddech, posłała mu słaby uśmiech
i odwróciła się, by podążyć za skrzatem domowym na dziedziniec
Malfoy Manor, gdzie czekał na nią powóz.
-
Zwyczaje Malfoyów – wyszeptała, kiedy woźnica trzasnął lejcami
– to o nie się obawiam. Żegnaj, Draco.
Kiedy
powóz się oddalał, pozwoliła dłoni zsunąć się z szyby na
kolano, a następnie wytarła oczy chusteczką.
~*~
Pięć
i pół roku później, Draco Malfoy siedział w Wielkiej Sali przy
stole swojego domu, otoczony przez innych pięciorocznych Ślizgonów.
Był to ostatni poranek przed przerwą świąteczną i stoły
śniadaniowe były oblegane przez stosy świeżych owoców i
pierników. Draco całkiem lubił owoce i pierniki. Już spałaszował
miniaturową piernikową chatkę, a teraz skrupulatnie ciął
czerwoną pomarańczę.
Czarodziejskie
czerwone pomarańcze trochę się różniły od mugolskich, bo kiedy
się je przecięło, naprawdę krwawiły. Draco mile wspominał
święta w dzieciństwie, kiedy domowe skrzaty w Manor zaczarowały
je tak, by wyciekała z nich czekolada zamiast zwykłego
czerwono-pomarańczowego soku. Uwielbiał smak pomarańczy i
czekolady – dwie, pozornie niezgodne ze sobą, rzeczy, które w
jakiś sposób idealnie ze sobą współgrały. Czekolada była
słodka i ciepła, i kojąca, a pomarańcze gorzkie i kwaśne –
palący wstrząs dla języka. Kiedy włożył kawałek pomarańczy do
ust zapragnął, bardziej niż czegokolwiek innego, czekoladowej
żaby.
W
poprzek Wielkiej Sali pojawił się błysk światła, odbity od
złotej folii. Draco śledził rykoszet światła, aż odnalazł jego
źródło: Potter właśnie odpakował czekoladową żabę. Draco
zmarszczył brwi i zaczął markotnie przeżuwać kolejny kawałek
pomarańczy. Oczywiście Potter miał czekoladową żabę; Potter
zawsze miał rzeczy, których nie miał Draco, a których ten
ostatecznie pragnął. Skierował wzrok na konkretną przerwę miedzy
ludźmi i posłał groźne spojrzenie w kierunku Pottera. Ten nie
spojrzał w górę i w zamian za to, zaczął obierać czerwoną
pomarańczę i dzielić ją na kawałki.
Draco
ugryzł mocno kolejny kawałek pomarańczy i skrzywił się, kiedy
jego jedynka wbiła mu się w wargę. Jeszcze bardziej wbił wzrok w
Pottera (w końcu to po prostu musiała być jego wina) i zaczął
bezmyślnie ssać ranę. Zapiekła od kwaśnego nektaru, który
wypełniał jego usta i próbował złagodzić ból koniuszkiem
języka. Miał leniwy, niezgrabny wyraz twarzy, z językiem na wpół
wyciągniętym i opuchniętymi wargami pokrytymi krwistym sokiem.
Oczywiście akurat w tym momencie Potter zdecydował się podnieść
wzrok; zachłysnął się, a Draco przywołał na twarz dobrze
wyćwiczony uśmieszek.
Potter
spuścił wzrok i ugryzł kawałek czerwonej pomarańczy. Nie
wiedział oczywiście (głupi półkrwi czarodziej), że
czarodziejskie pomarańcze krwawią i spojrzał zaskoczony na
czerwoną ciecz spływającą mu po kciuku i zgiętym palcu
wskazującym. Zlizał rozlany od nadgarstka do załamania kciuka sok.
Draco
zesztywniał. Coś w oglądaniu Pottera liżącego swój nadgarstek
sprawiło, że przestał oddychać, co było dziwne, bo jego serce
wydawało się bić o wiele szybciej. Czuł się zamroczony, kiedy
krew uderzyła mu do głowy. Zastanawiał się wymijająco, gdzie się
tak spieszy, ale zapomniał to tym, kiedy oczy Pottera spotkały się
z jego własnymi. Potter z półuśmiechem owinął język wokół
kawałka pomarańczy i, siorbiąc, włożył go do ust.
Draco
był bezradny wobec demonstracji Pottera. Nie mógł zrobić nic poza
gapieniem się. Potter odgryzł koniuszek kawałka pomarańczy i
wyssał z niego sok. Zlizał strużkę, która skapywała mu po
rękach, następnie spojrzał w szare oczy i oblizał usta. Draco
czuł, że jego spodnie robią się ciasne – więc to TAM spłynęła
cała krew. Ogarnęło go czyste przerażenie, a Potter się
uśmiechnął; wiedział – musiał wiedzieć. Potter znał jego
największy sekret a Draco nie mógł się ukryć. Czuł obręcz
zaciskającą się mu na klatce i zrobił jedyną rzecz, jaka mu
przychodzi do głowy w takich sytuacjach: uciekł.
Uciekł
od stołu Slytherinu, do drzwi Wielkiej Sali, przez hol, dookoła
lochów i zatrzymał się dopiero, gdy pokonał kilka pięter. Był
zdyszany i spocony, i siedział zgięty z rękami na kolanach, kiedy
usłyszał trzy niecierpiane głosy.
Draco
spojrzał w górę. „Na Merlina!”, zaklął w myślach, kiedy
ujrzał znajome obrazy na ścianach korytarza znajdującego się
blisko klasy do Transmutacji. Jego podświadomość (Merlinie, niech
cholera porwie jego podświadomość!) zaprowadziła go prosto do
wieży Gryffindoru.
Serce
zaczęło mu bić szybciej; zbliżali się. Mógł słyszeć używane
buty Weasleya stukające o posadzkę. Mógł wyczuć Granger:
pergamin, atrament i stęchły zapach starych książek. Ale
najgorsze ze wszystkiego było to, że mógł zobaczyć Pottera.
Draco wskoczył za zbroję mając nadzieję, że Potter go nie
zobaczy. Niestety, zobaczył.
-
Złapię was później – powiedział do swoich przyjaciół. Jego
oczy przez cały czas były wlepione w Draco.
Weasley
i Granger spojrzeli na siebie, następnie na Pottera, a Granger
westchnęła. Weasley klepnął go w plecy. – Cokolwiek powiesz,
kumplu – odezwał się i wziął Granger za rękę, prowadząc ją
dalej korytarzem. Draco słyszał ich cichnące kroki, aż zniknęli.
-
W co ty grasz, Potter? – spytał. Jego usta wyciągnęły go jakoś
z niszy w ścianie na środek korytarza, stojącego prosto i
uśmiechającego się wymownie. Potter zrobił krok naprzód,
uśmiechając się półgębkiem.
-
A jak myślisz?
Draco
warknął. – Myślę, że masz ochotę, żeby ktoś ci rozciął te
twoje krwiste wargi – odciął się. W duchu przeklął siebie za
wzmiankę o wargach i modlił się, by jego ciało go nie zdradziło.
Nikt nie upokarza Malfoya, wyrecytował, nawet on sam.
Potter
zrobił kolejny krok. Teraz dzieliły ich dwa kroki. W pierwszej
chwili Draco zauważył, że Potter był przynajmniej trzy cale
wyższy od niego, mimo, że Draco miał niski obcas. Potter
skrzyżował ramiona na piersi i uśmiechnął się figlarnie. –
Jesteś pewny Malfoy, że rozcinanie to jedyny interes, jaki masz do
załatwienia z moimi ustami?
Oczy
Draco skrzyły się srebrzyście i ostro, jak płynna rtęć albo
ostrze na słońcu. Przybliżył się do Pottera, zamykając lukę,
będąc oddalonym od niego jedynie o sześć cali, i całkiem
poważnie zamierzył uderzyć go prosto w szczękę. Dlatego też był
kompletnie zaskoczony, kiedy dłonie Pottera znalazły się na jego
twarzy, a usta zbliżały się do jego własnych.
-
Dlaczego to robisz – wyszeptał Draco – jestem twoim wrogiem.
Spojrzał w górę, szukając oznak rezygnacji Pottera, zastanawiając
się, czy to nie był jakiś rodzaj perwersyjnego snu.
Potter
uśmiechnął się i przyłożył rękę do jego policzka. – Mam
mnóstwo wrogów, Malfoy. - Jego usta były coraz bliżej, dzieliły
ich tylko cale.
-
Dlaczego ja? – oczy Draco były zamknięte, głowa odchylona. Mógł
poczuć oddech Pottera na ustach.
-
Ponieważ, Draco – wyszeptał ten, jedynie milimetry dalej – ty
jesteś moim ulubionym.
Jego
usta opadły na wargi blondyna i stopili się w jedno, jak aluminium
i cyna, tworząc coś tak trwałego jak stal, i smakującego jak
czekolada i czerwone pomarańcze.
~*~
Dwa
dni później, śnieżna sowa wdzięcznie wleciała do komnat pewnej
nauczycielki. Czarownica zdjęła pergamin z jej nogi i dała jej
sowi przysmak, a następnie poklepała po główce i odesłała w
powrotną drogę. Na pergaminie nie było żadnej pieczęci i nie
rozpoznała sowy. Jednak jej ciekawość nie dała za wygraną i
ochoczo rozwinęła rulonik. Rozpoznała pismo, które czytała jakiś
czas temu każdego dnia. Przeczytała list i uśmiechnęła się. Na
pergaminie, pismem tak nieskazitelnym, że niemal wykaligrafowanym,
było napisane:
W
całej swojej frywolności, Lista Ulubionych
Kolor:
biały
Mugol:
J.D. Salinger
Język:
francuski
Muzyk:
Czajkowski
Zaklęcie:
Alohomora
Jedzenie:
czerwone pomarańcze
Wróg:
Harry Potter