background image

Kopaliński Władysław 
Drugi kot w worku czyli z dziejów pojęć i nazw 
 
Od Autora 
Poprzedni, pierwszy „Kot w worku" zajmował się głównie dziejami powiedzeń i nazw.  
Obecny, drugi „Kot" stanowi zbiór gawęd na tematy historyczne, językowe,  
przyrodnicze, artystyczne, cywilizacyjne, gdzie opowieść toczy się swobodnie,  
zajmując się tymi lub owymi przejawami spraw oglądanych z tych lub owych punktów  
widzenia, zaleŜnie od tego, co się wydawało bardziej godne uwagi. 
KsiąŜeczka zawiera siedemdziesiąt trzy rozdziały nie łączące się z sobą  
tematycznie, choć z pewnością spowinowacone z sobą niejedną cechą autorskiego  
sposobu myślenia. Układ rozdziałów nie ma tu szczególnej doniosłości, poza  
chęcią umilenia lektury. Rzeczy, miejsca i osoby, do których chcielibyśmy po  
lekturze wrócić, znajdziemy łatwo w indeksie albo w spisie rzeczy. 
Podobnie jak we wstępie do pierwszego „Kota", tak i tu autor broni się przed  
występowaniem w roli wszechwiedzącego erudyty. Zawarte w ksiąŜeczce wiadomości  
zaczerpnięto z przeróŜnych źródeł, u pisarzy Ŝyjących i dawno zmarłych, u  
zaprzyjaźnionych fachowców i speców. A zatem bez cudów! 
W.K. 
Kot i pies 
Są to w naszym miejskim, zatłoczonym, zmotoryzowanym, cywilizowanym świecie dwaj  
najbliŜsi nam przyjaciele zwierzęcy, ale jakŜe róŜni od siebie! Choć wielu mamy  
wśród nas zwolenników dostojeństwa, rezerwy, wykwintu i suwerenności duchowej  
kota, powszechna opinia zarzuca mu obłudę i chłód uczuć, a w psie dopiero widzi  
prawdziwego, szczerego przyjaciela człowieka. Co prawda trudno orzec, co w  
naszych stosunkach z tymi zwierzętami przypisać naleŜy cechom ich charakterów, a  
co cechom naszej natury. Często bowiem zapominamy, Ŝe jest to współŜycie  
obustronne. Pies został przez nas oswojony prawdopodobnie juŜ w późnym okresie  
kamienia łupanego, a kot — zapewne dopiero w staroŜytności. Istnieje pogląd, Ŝe  
wszystkie koty oswojone pochodzą od płowego kota nubijskiego, znanego nam z  
malowideł egipskich i z zachowanych mumii. Jest to więc znajomość dość krótka,  
dlatego moŜe nie przerodziła się jeszcze w prawdziwą zaŜyłość. 
Ale prawdopodobniejsza jest, moim zdaniem, inna przyczyna. W kocie irytuje nas  
niewygasła w nim jeszcze iskra swobody, niezaleŜności, jaką przechował w sobie z  
nie nazbyt jeszcze odległych czasów dzikiego bytowania; nasze dochodzące łatwo  
do histerii uwielbienie dla psa wynika pewno przede wszystkim z tego, Ŝe jest on  
chętnym, ba, entuzjastycznym niewolnikiem, nie wiedzącym, co bunt, czy 

nawet uraza, przystosowującym się bez szmerania do naszych najabsurdalniejszych  
nawet (z jego punktu widzenia) pomysłów. Oczywiście Ŝaden właściciel psa do tego  
się nie przyzna, nawet przed sobą samym. Oficjalnym powodem naszej pozytywnej  
oceny nie są hołdownicze ceremoniały powitalne, świadczące o nieutulonej  
tęsknocie za nami (któŜ jeszcze nas wita tak wylewnie?), ani czołganie się w  
prochu u naszych stóp dla przebłagania za przekroczenie któregoś z dowolnie  
przez nas wykoncypowanych zakazów lub nakazów (któŜ inny liczy się tak z naszą  
opinią?), ani ustawicznie okazywane pragnienie przebywania w naszym towarzystwie  
(któŜ inny itd.?), ale jego pieska inteligencja! „On wszystko rozumie, co się do  
niego mówi!" brzmi zwykła wymówka. „On wyczuwa, co się o nim myśli!" twierdzą  
bardziej me-tapsychologicznie nastawieni panowie (bądź nastawione panie), będący  
nimi w sensie feudalnym juŜ tylko dla psa (bądź suczki). 

background image

Trudno o większe zakłamanie! WszakŜe juŜ przed dwudziestu laty dowiedziono w  
sposób obiektywny, naukowy, a nie sentymentalny, Ŝe najinteligentniejszym  
zwierzęciem jest szympans. Ta cecha zwierząt nie musi się, jak widać, łączyć z  
przebywaniem w to- 

warzystwie ludzi, wiernością, jedzeniem z ręki, pieszczotami i rozumieniem  
pewnych słów, choć wszystkie te właściwości moŜe równieŜ mieć szympans  
obłaskawiony i Ŝyjący w niewoli. Drugie miejsce zajęła płaksa kapucynka, trzecie  
goryl, czwarte dzielą: orangutan, gibbon i siamang. Dopiero na piątym znajdujemy  
psa, a na szóstym kota. Delfina brak w tej czołówce inteligentów, prawdopodobnie  
dlatego, Ŝe w czasie gdy. przeprowadzano te badania, nie było jeszcze mody na  
delfiny (w nauce teŜ istnieją mody). Inteligencja inteligencją, ale dlaczego  
łatwiej się nam jest zaprzyjaźnić z psem czy kotem niŜ z innymi oswojonymi  
ssakami tych samych mniej więcej rozmiarów? MoŜe dlatego, Ŝe psy i koty mają  
wraŜliwość podobną do naszej, inaczej niŜ takie zwierzęta, jak konie, krowy,  
jelenie czy świnie, albo niŜ gryzonie, takie jak króliki czy szczury. W mózgu  
człowieka znajdują się ośrodki, odbierające wraŜenia nie tylko od oczu, uszu  
itd., ale równieŜ od całej powierzchni skóry. Analogicznie wygląda to u małpy,  
psa i kota. Jednak u wielu innych stworzeń większa część skóry nie jest  
reprezentowana w korze mózgowej przez subtelne ośrodki czuciowe. U owcy np.  
tylko wargi i stopy mają taką reprezentację. Świnia ma obszerny ośrodek czuciowy  
wraŜliwego ryja. W rezultacie owca czy świnia otrzymuje bardzo mało dokładnych  
informacji z większej części powierzchni swego ciała. Kot lubi, aby go głaskać,  
ale do połaskotania świni potrzebny jest twardy, drapiący patyk. Dlatego zapewne  
psy i koty mogą bawić się z nami, a my z nimi; mogą igrać z dziećmi jak równy z  
równym, delikatnie, nie czyniąc im najmniejszej krzywdy. Pewna puma w londyńskim  
ZOO oddawała się z niesłychaną satysfakcją pasji rozdzierania gazet, nie ugryzła  
wszakŜe nigdy ręki luJzkiej, włoŜonej jej do pyska. Była jednak dość  
inteligentna na to, aby wiedzieć, Ŝe spodnie są pozbawione czucia, poszarpała je  
więc kiedyś na pewnym dociekliwym profesorze zoologii, nie zadrasnąwszy nawet  
przy tym jego nóg. 

Zimny nos 
Niejeden z mędrców zastanawiał się nad zagadnieniem: Dlaczego pies ma zimny nos?  
Próbę odpowiedzi na tę dręczącą kwestię daje apokryficzna anegdota oparta na  
biblijnej księdze Genesis: 
OtóŜ w dniach Potopu zdarzyło się, Ŝe w kadłubie arki powstał niewielki otwór,  
przez który zaczęła przeciekać woda. ZauwaŜył to Noe i zmartwił się wielce,  
albowiem w tłoku i zamieszaniu, jakie towarzyszyło zaokrętowaniu zwierząt na  
arkę, zapomniał zabrać w rejs narzędzi ciesielskich. Stał tak długo nad cieknącą  
dziurą razem z wiernym psem, który mu wszędzie towarzyszył, aŜ wreszcie z  
determinacją chwycił psa i wetknął mu nos w otwór. Kadłub arki przestał  
wprawdzie przeciekać, ale Noe szybko zrozumiał, Ŝe trzymany w tej pozycji pies  
wkrótce się udusi. Na to nadeszła Ŝona Noego. Noe wyciągnął więc psi nos ze  
szpary i zatkał ją Ŝoninym łokciem. W ten sposób arka uniknęła niebezpieczeństwa,  
ale odtąd aŜ do końca swata nos psa i łokieć kobiety są i będą zawsze zimne. 
WieloŜeńcy na tronie 
KaŜdy słyszał o licznych Ŝonach króla angielskiego Henryka VIII, ale mało który  
Polak wie, Ŝe nasz rodzimy rekord królewski to cztery Ŝony, a więc nie tak znów  
wiele. Rekordzistami są: Bolesław Chrobry, Kazimierz Wielki i Władysław Jagiełło. 

background image

Kronikarze nie zanotowali imion dwóch pierwszych Ŝpn Bolka. Z pierwszą, córką  
margrabiego Miśni, Rykdaga, rozszedł się po roku, z drugą, córką węgierskiego  
księcia, Gejzy, takŜe się rozwiódł. Dopie- 

ro trzecia, Emnilda, córka księcia Dobromira z Zachodniej Słowiańszczyzny  
(zapewne Lutyka lub Obo-tryty?), poślubiona mu około 988 ?., była według  
tradycji ukochaną Ŝoną, a przy tym kobietą z charakterem i dobrym człowiekiem.  
Miała na Bolesława wpływ i umiała ten wpływ wykorzystywać w pięknych celach.  
Kiedy król w przystępie gniewu skazał kogo na śmierć, zamykała skazańca w sobie  
tylko wiadomej ciemnicy i czekała spokojnie   —  miesiąc 
lub nawet lata — a gdy Bolko Ŝałował juŜ swego czynu, dobywała nieszczęśnika z  
lochu, uzyskując ułaskawienie. Z nią król miał większość swych dzieci, m. in.  
późniejszego króla polskiego, Mieszka II. Zmarła w 1017. Owdowiawszy, król  
zawarł kolejne małŜeństwo polityczne z Odą, córką innego margrabiego Miśni,  
Ekkerharda I, małŜeństwo nieszczęśliwe, choć dzietne i trwające do śmierci  
Bolesława. (Nazywając tu Bolesława królem, popełniam pewien błąd, bo koronował  
się na króla Polski dopiero na kilka tygodni przed śmiercią). 
Kazimierz Wielki był to pan wielce romansowy; mówić o wszystkich jego damach  
byłoby za długo. Mamy zresztą trzymać się tylko Ŝon legalnych (choć i to nie  
takie proste, jak zaraz zobaczymy!). Pierwszą 

była Litwinka, Aldona Gedyminówna. Przy chrzcie dostała imię Anna, więc zwano ją  
Anną Aldoną. Była to dziewczyna wesoła, lubiąca się bawić. Zjechała do Krakowa  
poprzedzona orkiestrą, czym od razu zgorszyła powaŜnych panów krakowskich. 
Po jej śmierci alians polityczny narzucił Adelajdę, córkę Henryka, landgrafa  
heskiego. MałŜeństwo okazało się dla króla dopustem boskim, który znosił,  
cierpiąc wielce, aŜ do czasu, kiedy udał się w podróŜ do Pragi Czeskiej. Tam  
zawarł niespodziewanie znajomość, którą dziś nazwalibyśmy turystyczną czy  
wagonową. Wpadła mu w oko Czeszka, niejaka Krystyna, wdówka po praskim rajcy  
miejskim, Mikołaju Rokiczańskim. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, istny  
grom z jasnego nieba. Król tak się do niej zapalił, Ŝe wziął z nią ślub, nie  
mając wcale rozwodu z nieszczęsną Adelajdą! Bigamista na tronie! Królom  
wprawdzie wolno było wiele... Ale i to tylko do czasu. Racja stanu zmusiła go do  
rozejścia z Czeszką. Dla uproszczenia sprawy Kazimierz wziął dwa rozwody  
jednocześnie: z Adelajdą i z Krystyną. To takŜe niezgorszy rekord. Ostatnią Ŝoną  
była Pia-stówna, Jadwiga, która przeŜyła króla, jego daleka kuzynka, córka  
Henryka V, księcia Ŝagańskiego. 
Pierwszą Ŝoną Władysława Jagiełły była dobrze wszystkim znana, sławna Jadwiga,  
najmłodsza córka Ludwika Węgierskiego i ElŜbiety Bośniaczki. Ale i tu bywają  
nieporozumienia, przed którymi naleŜy ostrzec. Ta Jadwiga nie była święta.  
Ś

więtą została natomiast inna Jadwiga, Ŝona Henryka Brodatego, księcia śląskiego,  

córka Bertolda, księcia Meranu. Nasza Ŝyła z Jagiełłą przez 14 lat i zmarła w  
roku 1399. Następny związek małŜeński Jagiełły obmyślili panowie małopolscy, bo  
chcieli Litwina mocniej zalegalizować na polskim tronie przez związek z krwią  
Piastów. Więc znów mariaŜ polityczny! Wybrali w tym celu Annę, córkę Wilhelma,  
hrabiego cylejskiego i wnuczkę Kazimierza Wielkiego. Spotkanie zapoznawcze  
zaaranŜowano pod Krakowem. Król zacho- 
10 
wał się po prostu okropnie. Podjechał, spojrzał na młodą damę, skrzywił się, od  
razu zawrócił konia i pokłusował z powrotem do Krakowa. MoŜna sobie łatwo  

background image

wyobrazić uczucia Anny. Ale panowie nie dali tak łatwo za wygraną, uspokoili  
dziewczynę i trzymali ją w Polsce przez cały rok. Przez ten czas poznała krajowe  
obyczaje i nauczyła się ładnie mówić po polsku. Wreszcie przyszło do małŜeństwa.  
Anna zmarła w sześć lat po Grunwaldzie. 
Trzecia Ŝona to była postać co się zowie barwna! Dość powiedzieć, Ŝe pani  
ElŜbieta Pilecka, poddanka króla, córka magnata Ottona z Pilczy w Małopolsce,  
była wdową po trzech męŜach, a więc rekord królewski został takŜe przez nią  
pobity. Pierwszy jej mąŜ, Wisław Czambor, "rycerz morawski, porwał po prostu  
posaŜną jedynaczkę Ottonowi. Jednak po pewnym czasie inny rycerz morawski  
zapłonął do niej gorącą miłością. Był to Jenczyk Jenczykowic z rodu OdrowąŜów,  
który zresztą brał udział w bitwie pod Grunwaldem ze swoją chorągwią. Wreszcie  
nie mógł wytrzymać ogni, jakie go trawiły, i z kolei on równieŜ porwał ją  
Wisławowi. Gdy ten poskarŜył się królowi na ów gwałt, Jenczyk zasadził się na  
Wisława z gołym mieczem i pozbawił go Ŝycia. A kiedy sam umarł, ElŜbieta wyszła,  
tym razem spokojnie, za Wincentego z Granowa, kasztelana, magnata  
wielkopolskiego. Owdowiała w tymŜe roku, w którym owdowiał Jagiełło po Annie.  
Była juŜ wtedy ElŜbieta kobietą jak na owe czasy starą, bo czterdziestokilko- 
letnią, w dodatku gruźliczką, musiała więc (jak twierdzono) rzucać czary na  
chłopów, bo król rozkochał się w niej bez pamięci. Wyswatała ich księŜna  
mazowiecka, siostra królewska. MałŜeństwo trwało trzy lata. Jagiełło miał z tego  
powodu masę przykrości. Jego sekretarz, poeta, późniejszy biskup, Stanisław  
Ciołek, napisał pamflet, w którym porównał ElŜbietę do maciory przy boku lwa.  
Król jednak na pamflety nie zwracał uwagi, a Ciołka kazał wypędzić z dworu. 
11 
Ale juŜ po trzech latach małŜeństwa ElŜbieta zmarła. Ostatnią Ŝoną Jagiełły była  
Sonka czyli Zofia, księŜniczka holszańska, ruska Rurykowiczówna. Ta przeŜyła  
króla prawie o 30 lat. Z nią miał synów Władysława i Kazimierza. 
Karol May 
Kiedy miałem lat 12 szczytem moich marzeń było mieć na półce pełne wydanie  
zbiorowe dzieł Maya (istniało wtedy takie, moŜe nie całkiem pełne, ale za to na  
pewno zbyt drogie na moje moŜliwości), jednak juŜ w 6 lat później, kiedy  
sięgnąłem przypadkiem po jakąś jego powieść, okazała się nie do wytrzymania  
nudna. Fakt, Ŝe jest to nieco dziwne zjawisko literackie. U krytyki maopinię na  
ogół fatalną, a mimo to, w 65 lat po jego śmierci, jest jednym z najbardziej  
czytywanych autorów świata. Jego ksiąŜki tłumaczono na 25 języków (łącznie z  
pismem ?????'? dla niewidomych), z wyjątkiem angielskiego i rosyjskiego. 
Powiadają, Ŝe May nigdy nie widział na własne oczy Dzikiego Zachodu, o którym  
tyle pisał. To nieprawda. Odbył krótką podróŜ do Ameryki w roku 1908, mając 66  
lat, w długi czas po napisaniu swoich indiańsko-traperskich ksiąŜek. W krajach  
Bliskiego Wschodu nie był rzeczywiście nigdy. 
Urodził się w Saksonii, pod Chemnitz (obecnym Karl-Marx-Stadt w NRD). Jego  
ojciec, zuboŜały tkacz, nie mógł zapewnić mu wykształcenia. Mając lat 20 May  
popada w konflikty z prawem i przez następne 12 lat odsiaduje róŜne wyroki za  
kradzieŜe. Spędza w więzieniu łącznie prawie 8 lat, i tam, z nudów, pisze swoje  
pierwsze ksiąŜki. Gdy wyszedł ostatecznie na wolność, był juŜ tak zamoŜnym  
autorem, 
12 
Ŝ

e kupił sobie willę z duŜym ogrodem w Radebeul na przedmieściu Drezna. Trudno  

niemal uwierzyć, Ŝe ten słynny autor-podróŜnik czerpał natchnienie głównie ze  
spacerów po swoim ogrodzie. W domu tym spędzał większość swego Ŝycia i tam  

background image

załoŜył własne wydawnictwo, które istnieje do dziś, w Bamber-gu (Bawaria, RFN).  
W willi Maya, zwanej obecnie Villa Shatterhand, mieści się od pół wieku muzeum  
pełne skalpów, tomahawków, fajek pokoju i innych trofeów i pamiątek po  
fikcyjnych bohaterach jego powieści. 
Pisane były zawsze w pierwszej osobie. 
Autor występuje w mich jako Old Shatterhand, Old Surehand, Old Firehand czy Kara  
ben Nemzi, kładzie kaŜdego wroga jednym uderzeniem pięści w skroń, trafia 'o  
1500 metrów w bawole oko z rusznicy niedźwiedziówki lub sztucera Henry'ego; co  
50 stron zręcznie unika pewnej śmierci z rąk Indian, których mowa przetykana  
jest co chwila monosylabowymi okrzykami w rodzaju: „Howgh!" bądź „Pshaw!". Autor  
często powołuje się na swoje wrodzone germańskie cnoty, a niektórzy z jego  
białych bohaterów bardzo przypominają Bismarcka albo cesarza Wilhelma II,  
będących niewątpliwie dla autora postaciami idealnymi. ChociaŜ podział na czarne  
i białe charaktery nie przebiega u bohaterów Maya według koloru skóry, jednak z  
kart jego ksiąŜek przezierają zawoalowane, mistyczne teorie rasistowskie,  
zaprawione sentymentalno-chrześcijańskim misjo-narstwem. 
Literaturoznawcy do dziś nie wiedzą, jak się ustosunkować do tego zagadkowo  
popularnego pisarza. Zgadzają się z pewnymi oporami, Ŝe był moŜe czymś więcej  
niŜ producentem szmiry. Jeden z nich określa go jako „okropną mieszaninę  
dziesięciu procent geniuszu i dziewięćdziesięciu procent ramoty", inny nazywa go  
„osobnikiem o rozdwojonej jaźni, mającym w swoich najlepszych momentach coś z  
Goethego, a w najgorszych  coś  z   Goebbelsa". W kaŜdym 
13 
razie jego obecni wydawcy drukują go w edycjach nie tylko bezlitośnie okrojonych,  
ale właściwie niemal na nowo napisanych, twierdząc, Ŝe nikt by obecnie nie  
wytrzymał jego dłuŜyzn, naiwności i, jak się moŜna domyślać, niezbyt dziś  
przyjemnie brzmiących ustępów światopoglądowych. 
Pająki 
W czasie spacerów po łąkach i po lesie, albo gdy zaglądamy do opuszczonych  
szałasów czy szop, moŜemy łatwo się przekonać, Ŝe liczba pajęczyn i pająków  
zmniejsza się gwałtownie z kaŜdym rokiem, zapewnie szybciej jeszcze niŜ liczba  
owadów. (Jak to — więc pająki nie są owadami? Oczywiście, Ŝe nie. NaleŜą one do  
całkiem innej gromady stawonogów — do pajęczaków). 
Widocznie chemiczne sposoby walki ze szkodnikami plonów odbijają się ujemnie na  
warunkach Ŝycia pająków. A jeszcze przed paroma dziesiątkami lat, kiedy  
spotykaliśmy pająki w naszym Ŝyciu często, nietrudno było zauwaŜyć, Ŝe w naszym  
stosunku do tego zwierzęcia (zaraz, zaraz, więc pająk to zwierzę? Rzecz jasna,  
Ŝ

e tak!) jest jakaś niełatwa do uchwycenia, tajemnicza dwoistość, mieszanina  

wstrętu i respektu, kaŜąca to przyglądać się z podziwiem jego dziełu, to  
niszczyć je z satysfakcją, to zabijać, to znów oszczędzać pająka. Francuskie  
przysłowie mówi, Ŝe ujrzenie go rano przynosi zmartwienie, a wieczorem —  
nadzieję. Dwoistość uczuć całkiem wyraźna. Angielskie przysłowie powiada: „Jeśli  
chcesz sam Ŝyć i mieć się dobrze, nie zabijaj pająka". Tutaj juŜ szacunek górą,  
zapewne purytański szacunek dla pilnej pracy, bo pająk przędzie i nasze prababki    
przędły.   JakŜe   go  więc   — 
14 
choćby przez pamięć na jego pracowity Ŝywot — nie uszanować ? 
W starych legendach pająk występuje rzeczywiście jako bohater pozytywny. Kiedy  
Mahomet uciekał z Mekki przed wrogami (w roku 622; ta ucieczka to HidŜra,  
początek ery muzułmańskiej) do miasta, które się dziś nazywa Medyna, miał —  

background image

według tradycji — schronić się przed pościgiem w pewnej grocie. Ledwo prorok w  
niej zniknął, pojawił się jakiś pająk, nasłany tam bez wątpienia przez Allaha, i  
w mgnieniu oka rozwiesił pajęczynę przed wejściem do pieczary. W chwilę później  
nadbiegli prześladowcy, ale widząc pajęczynę przesłaniającą otwór, nie zajrzeli  
do jaskini, tylko ruszyli dalej. 
Inna legenda głosi, Ŝe gdy król Szkocji, Robert Bruce, zaatakowany przez  
Anglików, musiał w 1305 r. zbiec i schronić się w Irlandii, w ukryciu swoim  
zauwaŜył pewnego dnia, jak pająk po raz szósty z rzędu nadaremnie próbuje  
przyczepić swoją sieć do belki w pułapie. „Teraz" pomyślał Robert „pająk wskaŜe  
mi, co robić, bo i mnie nie powiodło się sześć razy." Niestrudzony pająk  
spróbował po raz siódmy,  z  pomyślnym  wynikiem.  Wtedy  i  Bruce 
15 
uczynił jeszcze jedną próbę, zgromadził trzynastu stronników i po dwóch latach  
walki odzyskał władzę. 
Opowiadają takŜe o królu Prus, Fryderyku II Wielkim, Ŝe gdy przebywał pewnego  
razu w swoim poczdamskim pałacu Sanssouci i o zwykłej porze udał się do saloniku,  
aby napić się czekolady, zauwaŜył, Ŝe pająk spadł z sufitu prosto do filiŜanki.  
Fryderyk zawołał więc, aby mu przyniesiono inną czekoladę. W chwilę potem  
usłyszał odgłos strzału z pistoletu. Przekupiony kucharz, który wsypał truciznę  
do czekolady, odebrał sobie Ŝycie myśląc, Ŝe sprawa się wydała. Daremnie  
szukalibyśmy równie optymistycznych opowieści na temat skorpionów czy kleszczy,  
choć to takŜe pajęczaki. 
Inaczej w mitologii greckiej. Bogini Atena, wynalazczym trąby, fletu, garnka,  
grabi, pługa, jarzma, uzdy, rydwanu i okrętu, nauczyła teŜ kobiety gotować,  
prząść i tkać, nie znosiła jednak, gdy która z nich ośmieliła się przewyŜszyć ją  
w tych umiejętnościach (któŜ zdoła sobie wyobrazić sowiooką Pallas Atenę przy  
garnkach?). Zdarzyło się to jednak księŜniczce Arachne z lidyjskiego Kolofonu  
(sławnego z purpurowych barwników). Gdy pewnego razu pokazano Atenie dzieło  
Arachne — olimpijskie sceny miłosne wyszyte na tkaninie — bogini, nie mogąc w  
nim znaleźć skazy, rozszarpała je z wściekłości na strzępy. PrzeraŜona  
księŜniczka powiesiła się na sosrębie. Atena zmieniła ją wtedy w pająka (nie  
cierpiała pająków!), a sznur w pajęczynę. Arachne znaczy po grecku właśnie pająk.  
Niektórzy uczeni sądzą, Ŝe bajka o Arachne jest śladem konkurencji w handlu  
morskim artykułami włókienniczymi między Atenami a lidyjsko-karyjskimi  
eksporterami farbowanej wełny, pieczętowanej rysunkiem pająka, jako znakiem  
fabrycznym przędzalni. Nie bez głębszej racji zatem Atena brzydziła się pająków!  
A chyba teŜ i my nie bez jakichś atawistycznych racji powstrzymujemy się od ich  
zabijania (przynajmniej osobiście, a nie przez Wielką Chemię). 
16 
Czerwona płachta 
Powiada się, Ŝe coś działa na kogoś jak czerwona płachta na byka, to znaczy  
rozjusza, doprowadza do pasji, do białej gorączki. Skąd jednak na pewno to  
wiadomo, skoro Ŝaden byk nie wypowiedział się jeszcze w tej kwestii? MoŜna by o  
tej sprawie sądzić co najwyŜej z jego zachowania się. Wiadomo, Ŝe byk (jeŜeli  
nie nazywa się Fernando) to zwykle pasjonat, gotów wpaść w złość nie tylko  
dlatego, Ŝe ktoś macha mu czerwoną płachtą przed oczami, ale ze znacznie  
błahszych powodów. MoŜna się domyślać, Ŝe jego reakcja na płachtę niebieską lub  
Ŝ

ółtą byłaby podobna. Przypuszczenie takie byłoby tym bardziej uzasadnione, Ŝe  

wiemy dziś, iŜ byki nie rozróŜniają kolorów. I Ŝe wobec tego, stosunek byka do  
czerwieni opiera się na naszych przywidzeniach. 

background image

Nie tylko zresztą bydło domowe, ale ogromna większość ssaków nie widzi świata w  
kolorach, ale jak na czarno-białym filmie. RównieŜ koty, psy, konie i myszy.  
Wyjątek stanowią ludzie i małpy. Poza ssakami natomiast wiele stworzeń widzi  
ś

wiat w kolorach, na przykład ptaki, jaszczurki, Ŝółwie, owady. Pszczoły widzą  

kolory w nieco przesuniętym paśmie. Ich tęcza barw jest obcięta od strony fal  
długich, nie widzą więc czerwieni; od przeciwnej strony jest za to rozszerzona,  
dlatego widzą promienie ultrafioletowe, na które nasze oczy są ślepe. Bartnik  
moŜe więc obserwować pszczoły po zapadnięciu zmroku przy świetle czerwonej  
Ŝ

arówki, nie niepokojąc ich zupełnie. 

Hieroglify 
Kiedy się mówi o hieroglifach, ma się przewaŜnie na myśli pismo nieczytelne,  
gryzmoły, bazgraninę. Ale przecieŜ hieroglify egipskie   nie   tylko   zdołano 
rozszyfrować; dowiedziano się równieŜ, jakie dźwięki reprezentują. Była to  
istotnie zdumiewająca przygoda detektywno-naukowa. 
Napoleon Bonaparte, udając się w roku 1799 na wyprawę egipską, zabrał z sobą  
pewną liczbę uczonych francuskich dla dokonania pomiarów kraju. Jakiś oddział  
saperów, burząc mury starego fortu arabskiego pod miejscowością Rosetta w delcie  
Nilu, znalazł wbudowaną w mur tablicę kamienną nieregularnego kształtu, pokrytą  
mocno uszkodzonym napisem, złoŜonym z trzech części, z których, jak się zdawało,  
kaŜda była w innym języku. Kamień ten przesłano do Kairu, gdzie zajęli się nim  
francuscy uczeni. Po zbadaniu okazało się, Ŝe tablica jest dwujęzyczna — grecko- 
egipska. Część egipska wyryta była dwoma rodzajami pisma: hieroglifami i ich  
uproszczoną, stenograficzną odmianą, pismem demo-tycznym. Bonaparte takŜe  
zainteresował się znaleziskiem i kazał przesłać jego odręczne kopie wielu  
uczonym europejskim. 
Na mocy traktatu kapitulacyjnego z 1801 ?., wiele zabytków staroegipskich  
przypadło Anglikom w charakterze łupów wojennych. Kamień z Rosetty był jednym z  
nich. Jeszcze wcześniej jednak pewien generał francuski, niejaki Menou, zdąŜył  
go zabrać do domu i uwaŜał go za swoją własność prywatną. Doszło do przykrej  
sceny, gdy angielski generał Taylor wraz z plutonem artylerzystów przybył do  
domu generała Menou i zabrał mu ten kamień, nie zwracając uwagi na szydercze  
docinki zgromadzonych tam oficerów francuskich. Kamień odesłano następnie do  
Muzeum Brytyjskiego w Londynie, gdzie znajduje się do dzisiaj. 
Z tekstu greckiego wynikało, Ŝe kamień zawiera treść dekretu, wydanego przez  
radę kapłanów egipskich, zgromadzonych w Memfisie na uroczystości ku czci  
Ptolemeusza V Epifanesa, króla Egiptu. Teraz nasuwał się problem odczytania obu  
tekstów egipskich. Jasne było, Ŝe tekst grecki jest ich przekładem. 
18 
Gdyby moŜna było je odszyfrować, uczeni znaleźliby klucz do zrozumienia  
olbrzymiej liczby napisów staroegipskich, a zatem do tajemnic historii  
staroŜytnego Egiptu, znanej poza tym tylko ze skąpych przekazów historyków  
greckich i rzymskich, takich jak Herodot, Pliniusz czy Diodor Siculus. 
Zasługą rozwiązania zagadki kamienia Rosetty podzielili się dwaj ludzie: Anglik  
Robert Young i Francuz Jean Champollion. Young odkrył, Ŝe hieroglify te  
odpowiadają literom alfabetu i Ŝe gdziekolwiek obramowane zostały owalną linią  
(taką ozdobną ramkę nazywamy kartuszem), tam oznaczają zawsze imię królewskie.  
Ptolemeusz jest imieniem greckim o znanej wymowie. W odpowiednim więc miejscu  
tekstu egipskiego hieroglify zawarte w kartuszu oznaczać muszą głoski P, T, L, M.  
Porównano ten tekst z kartuszami na innych zabytkach, np. na pewnym obelisku na  
nilowej wyspie File koło Assuanu, gdzie imię Kleopatry po grecku sąsiadowało z  

background image

hieroglificznym kartuszem królewskim. Imiona Kleopatra i Ptolemeusz mają trzy  
wspólne spółgłoski: P, L i T. Sprawdzono, Ŝe znajdują się one na właściwych  
miejscach. Wynikało z tego, Ŝe znak poprzedzający L musi ozna- 
19 
czać K. W ten sposób (znany dobrze amatorom rozwiązywania szyfrów) Young i jego  
następcy doszli wreszcie do odkrycia fonetycznych odpowiedników całego alfabetu  
hieroglifów. Uczeni umieli juŜ czytać po staroegipsku. CóŜ, kiedy nie .wiele  
rozumieli, nie znając gramatyki, ani słownika. Metodę rozwiązania zagadki  
znalazł dopiero Champollion. 
Studiował on bowiem język Koptów, dawnych chrześcijan egipskich, język martwy  
juŜ od XVI wieku ne., będący jednak ostatnim potomkiem mowy staroŜytnych  
Egipcjan. Znajomość języka koptyj-skiego pozwoliła Champollionowi wyjaśnić  
znaczenie fonetyczne wielu charakterów sylabicznych kamienia z Rosetty, pomogła  
mu poprawnie odczytać wiele znaków obrazkowych, których sens tłumaczył mu  
przekład grecki. Z tych początków przez następne dziesięciolecia rozwinęła się  
filologia egipska, odrębna gałąź egiptologii, której wielu uczonych poświęciło  
całe swoje Ŝycie. Dzięki ich pracy sekret hieroglifów, zagubiony juŜ w  
staroŜytności, został odkryty na nowo, otwierając uczonym drogę do badania  
dziejów jednej z najstarszych cywilizacji świata. 
Szybkobiegacze 
Uciekający zając biegnie mniej więcej z szybkością konia wyścigowego, to znaczy  
Ŝ

e robi około 70 kilometrów na godzinę, a chwilami jeszcze więcej. Posuwa się  

naprzód susami długości od trzech do czterech i pół metra; w bardzo gwałtownym  
skoku przebyć moŜe nawet siedem i pół. Ogólnie jednak uwaŜa się, Ŝe najszybszym  
zwierzęciem jest gepard, kot o nakrapianej sierści i wysokich nogach, Ŝyjący na  
afrykańskich i południowoafrykańskich stepach, którego po oswojeniu uŜywają do  
polowania na antylo- 
20 
py. Szybkość jego obliczano nie raz ze stoperem w ręku. Wynosi ona przeszło 110  
km na godzinę. 
Wystraszony jeleń ucieka równie szybko jak zając. Gazele z łatwością wyciągają  
osiemdziesiątkę, niektóre gatunki gazeli i antylop biegną jeszcze szybciej.  
Biegną one oczywiście najprędzej na krótkich dystansach, ale wytrzymałość ich  
jest moŜe jeszcze bardziej godna podziwu. Sprawdzono, równieŜ przy pomocy  
stopera, Ŝe antylopa potrafi utrzymać tempo 55 km/godz. na przestrzeni prawie  
pięćdziesięciu kilometrów! 
Czy lew moŜe dogonić dobrego biegacza? Z łatwością. Wystarczy sobie uświadomić,  
Ŝ

e najlepszy sprinter nie przekracza w stumetrówce 40 km/godz., a atakujący lew  

robi osiemdziesiąt. Nawet grizzly, szary niedźwiedź Gór Skalistych, osiąga 55  
km/godz. na niewielkich d>stansach. A słoń? Gdyby wystartował razem z obecnym  
mistrzem świata na sto metrów, dałby się prześcignąć co najwyŜej o długość trąby. 
Warto tu moŜe zwrócić uwagę na okoliczność, Ŝe w takim wyścigu człowiek, istota  
dwunoŜna, porusza się w sposób dość nieskomplikowany, stawiając na przemian lewą  
i prawą nogę. Bieg czworonoga jest juŜ czynnością dość wymyślną. Ujmując sprawę  
z grubsza, moŜna powiedzieć, Ŝe istnieją dwa zasadnicze systemy biegu  
czworonogów: system przekątniowy i rotacyjny. W rotacyjnym zwierzę stawia nogi w  
następującej kolejności: lewa przednia, lewa tylna, prawa tylna, prawa przednia.  
W przekątniowym: lewa przednia, prawa przednia, lewa tylna, prawa tylna. Zwierzę  
moŜe oczywiście rozpocząć ten cykl od dowolnej nogi, następnie jednak trzyma się  
kolejności jednego z wymienionych systemów. Jelenie, sarny, antylopy, psy i lisy  

background image

to biegacze rotacyjni. Konie, bydło rogate a takŜe niedźwiedzie poruszają się  
metodą przekątniową. 
A co z owadami? One przecieŜ muszą gospodarować aŜ sześcioma nogami. Poruszają  
nimi tak szybko 
21 
i zawile, Ŝe nie sposób gołym okiem zauwaŜyć w tych ruchach Ŝadnego porządku. A  
przecieŜ porządek taki istnieje. Owad porusza jednocześnie dwiema lewymi nogami  
i jedną prawą, a potem na odwrót. Posuwa się, moŜna by rzec, zawsze na trójnogu.  
Zawiłość tych ruchów wcale mu nie przeszkadza, bo na jego szczęście nie zdaje  
sobie z niej sprawy. 
Tu naleŜałoby przytoczyć dawną indyjską bajkę o tysiąconogu, który władał  
wszystkimi zwierzętami i wybierał sobie spośród nich ofiary na poŜarcie.  
Zapowiedział właśnie, Ŝe poŜre wszystkie dzieci pewnej ubogiej myszy. Mysz  
daremnie wysilała cały swój spryt, aby uratować swe dzieci, aŜ nareszcie wpadła  
na cudowny pomysł. Zwróciła się mianowicie do ty-siąconoga z takim przemówieniem:  
„Królu, mój podziw dla ciebie nie ma granic! Nie mogę pojąć skąd wiesz, gdy  
chodzisz, w jakim momencie podnieść nogę nr 392, opuścić nr 738, zgiąć w kolanie  
nr 53, a wyprostować nr 264. Jak ty to robisz, o panie mój?" Tysiąconóg zamyślił  
się i... odtąd nie mógł się juŜ ruszyć z miejsca. 
Głownia 
Jest to wyraz, jeśli pominąć jego znaczenie „płonące albo tlące się polano",  
dość tajemniczy. KaŜdy wie, Ŝe oznacza on jakąś część szabli. Ale jaką? Z  
dziesięciu zapytanych osób zapewne dziewięć przynajmniej da odpowiedź fałszywą.  
Odpowiedź prawidłową znajdziemy we wszystkich słownikach — u Lindego, w  
Wileńskim, Warszawskim, u Glogiera; stwierdzają one, Ŝe głownia to szabla  
nieoprawna, to znaczy nie osadzona jeszcze w trzonie rękojeści. Dopiero Słownik  
Doroszewskiego daje dwa sprzeczne 
22 
z sobą wyjaśnienia. Pierwsze, oznaczone jako „dawne": ostrze broni siecznej,  
drugie: jej rękojeść. Podanie tego drugiego znaczenia jest jak gdyby uświęceniem  
nieporozumienia, pomylenie głowni z głowicą (górną częścią rękojeści). 
MoŜna by oczywiście powiedzieć, Ŝe ani nas to ziębi, ani grzeje, jak się nazywa  
albo nie nazywa jakaś część owej prymitywnej maszyny do zabijania, której  
przeciętny współczesny Polak przez całe Ŝycie nie weźmie do ręki, a co najwyŜej  
zobaczy jako uczeń w nudnej gablocie jakiejś sali muzealnej. Ale nie byłoby to  
słuszne, bo szabla, podobnie jak koń, jest tak silnie związana z polską tradycją  
narodową, Ŝe po prostu nie uchodzi być w tej dziedzinie zupełnym ignorantem.  
Dlatego teŜ dokonamy tutaj krótkiego przeglądu zasadniczych elementów szabli. 
A więc, jak się rzekło, część sieczną szabla nazywamy głownią dopóki nie została  
jeszcze osadzona wewnątrz trzonu rękojeści. Po zmontowaniu szabli część sieczną  
nazwiemy klingą lub brzeszczotem. Klinga ma z jednej strony ostrze, z drugiej  
grzbiet albo tylec, przewaŜnie gładki, czasem lekko wystający. Płaz klingi  
posiada zwykle wgłębienie zwane zbroczem, strudziną lub bruzdą. Zbroczą nie  
Ŝ

łobiono w klindze, ale wklepywano je młotkiem, tak Ŝe stal w tym miejscu była  

spoistsza, tęŜsza, choć cieńsza. 
23 
Prócz strudźmy szerokiej znajdujemy jeszcze niekiedy wąską bruzdeczkę w  
przygrzbieciu klingi. Z uwagi na zastosowanie w walce, dzielimy brzeszczot z  
grubsza na 2 części: zastawę i sztych albo pióro; podział ten podkreślany bywa  
wcięciem zwanym młotkiem. 

background image

Rękojeść czyli osada mogła być zamknięta lub otwarta. Wyobraźmy sobie, Ŝe  
trzymamy ją w dłoni. Dłoń zaciśnięta jest wtedy na trzonie i wsparta od strony  
kciuka jelcem czyli furdymentem, zwanym w otwartej rękojeści takŜe krzyŜykiem, a  
od strony małego palca — głowicą albo kapturkiem. Dla ochrony dłoni rękojeść  
zamykano kabłąkiem jelca czyli gardą. Garda złoŜona z kilku pałąków nazywała się  
pałąkiem koszowym. Z rękojeści zwisa temblak albo temlak, czyli porte-????;  
słuŜył początkowo jako pętla na dłoń — ewolucja łańcuszka, uŜywanego przy mieczu,  
aby zapobiec wypadnięciu broni z ręki. 
Wreszcie pochwa, do której szablę wsuwano przez okienko okute węŜszą lub szerszą  
szyjką. Pochwa zakończona była ozdobnym okuciem dolnym albo zwykłą stopką czyli  
trzewikiem o faliście wyciętym grzebieniu. Górną część pochwy ściskały 2 ryfki z  
wiszącymi na kabłączkach, jak kolczyk w uchu, okrągłymi, metalowymi kółkami —  
brajcarkami. Do nich przytroczone były rapcie, na których szabla wisiała u pasa. 
PodróŜ 
W latach sześćdziesiątych naszego stulecia najsłynniejszy obraz świata, Gioconda  
czyli Mona Lisa Leonarda da Vinci, opuściła na pewien czas paryski Luwr, aby dać  
Amerykanom moŜność popatrzenia na jej tajemniczy uśmiech w Waszyngtonie.  
Francuskie 
Giocondy 
24 
koła artystyczne protestowały, bo obraz mógł zostać uszkodzony, a laicy  
zastanawiali się z tej okazji, czy konserwatorzy, rozporządzający arsenałem  
współczesnej chemii, nie potrafią przywrócić kaŜdego obrazu do stanu pierwotnego. 
Pierwsza sprawa jest stosunkowo prosta. Literackie czy muzyczne dzieło sztuki  
rozpowszechnione w druku, na płycie czy taśmie, jest praktycznie niezniszczalne,  
chyba Ŝe wszystkie egzemplarze zostałyby zniszczone jednocześnie. 
Ale nawet i wtedy, jeśli choćby tylko jeden człowiek je pamiętał, moŜe zostać  
przekazane następnym pokoleniom, tak jak Iliadę i Odyseję przenosili śpiewacy  
greccy z ojca na syna, nim zostały utrwalone w piśmie. 
Obrazy natomiast są przedmiotami materialnymi — ich trwałość jest ograniczona.  
Nawet najtroskliwsza opieka nie zachowa ich po wieczne czasy (chyba w  
reprodukcjach, ale to nie to samo). Gioconda, wraz ze swym uśmiechem, to w  
gruncie rzeczy kilka topolowych deseczek pokrytych cienką warstwą farby olejnej.  
RównieŜ i zachowanie stałej optymalnej temperatury, wilgotności i jałowości  
otoczenia nie uchroni tych materiałów przed niszczącym działaniem czasu. Rzecz  
jasna, Ŝe wszelkie podróŜe, zwłaszcza morskie, stanowią dla obrazu pewne (choć  
przy nadzwyczajnych środkach ostroŜności znikome) ryzyko. 
Innym zagadnieniem, niezwykle spornym i Ŝywo dyskutowanym, jest kwestia  
konserwacji, odnawiania, czyszczenia obrazów starych, których barwy zmieniają  
się, ciemnieją, a ochronny werniks Ŝółknie. Proces ten sprawia, Ŝe obrazy te  
odbiegają coraz bardziej od swego pierwotnego wyglądu, którego zresztą nikt z  
Ŝ

yjących nie zna. Ową słynną „ciepłą złocistość tonu" wiele obrazów Tycjana czy  

Rembrandta zawdzięcza poŜółkłemu werniksowi. Tonacja barw po oczyszczeniu staje  
się z reguły zimniejsza, co szokuje   znawców,   przywykłych   do    
dotychczasowego 
25 
wyglądu. Stąd gorące spory, wynikłe z miłości do starego malarstwa. 
Konserwatorzy rozporządzają dziś rzeczywiście wspaniałymi środkami technicznymi.  
ToteŜ nikt juŜ właściwie nie przeciwstawia się samej zasadzie czyszczenia;  
dyskusyjna jest tylko kwestia stopnia, ra-dykalności lub ostroŜności działania.  

background image

Bo wątpliwości bywa niemało. 
ś

ółty jest kolorem dopełniającym dla (a więc jakby przeciwieństwem) niebieskiego.  

PoŜółkły werniks neutralizuje więc w pewnym stopniu farbę niebieską, którą  
pokrywa. Tycjan uŜywał szczodrze błękitu ultramarynowego, koloru mającego  
naturalną tendencję do wzmacniania się z upływem lat. Oczyszczenie ujawniło więc  
(jak to określali krytycy) „brutalną ostrość" tej barwy. Jednocześnie okazało  
się, Ŝe zielenie 'tych obrazów zdąŜyły mocno zbiaknąć. A przecieŜ malarzom, tak  
jak kompozytorom, zaleŜy na harmonii wszystkich elementów kompozycji. Zmiana w  
jednym jej składniku zniweczyć moŜe sens artystyczny dzieła. 
Stąd wniosek, Ŝe zmiany zachodzące pod wpływem czasu są nieuchronnym losem  
obrazu. MoŜna tylko dokonać świadomego wyboru między dwoma. rodzajami zmian.  
Pierwszy — ogólne zacieranie się konturów i powolna modulacja barw całości  
obrazu nienaruszonego; drugi — usunięcie wszelkich zanieczyszczeń, dodatków,  
werniksu itp. i przedstawienie obrazu tak, jak się zachował, to znaczy godząc  
się ze zmianami poszczególnych wartości kolorystycznych, powstałych pod wpływem  
czasu. Obie strony zgadzają się, Ŝe w Ŝadnym wypadku nie wolno obrazów  
„poprawiać" według własnego widzimisię. 
Tak więc, choć co roku setki obrazów w muzeach świata podlegają renowacji, spór  
trwa, gdyŜ dzieła starej sztuki są nie tylko naszą własnością, ale i przyszłych  
pokoleń, które na temat naszego gustu i osiągnięć współczesnej chemii mogą mieć  
opinię niezbyt pochlebną. 
26 
Pisać górnym sztyletem 
WyraŜenie to jest zapewne gwarowym Ŝartem. Oznacza ono: „Pisać, uŜywając  
wzniosłego, napuszonego stylu". śart ten nie posuwa się zresztą zbyt daleko, bo  
„styl" i „sztylet" pochodzą z tego samego źródła — łacińskiego stilus, stylusa,  
szpikulca długości około 15—18 cm (z ozdobną zazwyczaj obsadką), słuŜącego do  
pisania na drewnianych tabliczkach pokrytych woskiem. Pisanie na tych  
tabliczkach zwanych pugilares było właściwie tylko skrobaniem w wosku. Tego  
ostrego narzędzia uŜywano widać nie tylko do pisania, ale i do zadawania  
niebezpiecznych ciosów w studenckich bójkach, gdyŜ pewnego dnia zabroniono  
uŜywania stylusów metalowych. Odtąd w uŜyciu były tylko nieszkodliwe dla zdrowia  
stylusy z kości ptaków i innych drobnych zwierząt. W obu zastosowaniach stylus  
przeszedł do naszej mowy: przez francuszczyznę jako styl (pisarski), przez język  
włoski (stilo, zdobniałe stiletto) jako sztylet. 
Tabliczki stopniowo ustępowały miejsca papirusowi, na którym pisano  
zatemperowaną trzciną i inkaustem (po grecku enkauston), czyli atrament z  
galasówek albo z mątw. We wczesnym średniowieczu weszły w uŜycie pióra gęsie lub  
łabędzie. Mało kto dziś wie o tym, Ŝe pióra wyrywano Ŝywym ptakom i Ŝe z kaŜdego  
ptaka tylko sześć piór nadawało się do pisania. Inne pióra sprzedawało się co  
najwyŜej jako tandetną taniochę. Ale takie pióro nie było jeszcze zdatne do  
TtŜycia. Trzeba je naprzód spiec w gorącym piasku lub wypraŜyć w jakiś inny  
sposób, aby pokrywająca je błonka skurczyła się i dała się zdjąć, poczerń  
zanurza się pióro w roztworze ałunu lub kwasu. Wtedy staje się ono twarde jak  
rurka z plastyku. Stalówki metalowe  nie  są bynajmniej  wynalaz- 
?? 
kiem najświeŜszej daty. Były juŜ znane, choć mało rozpowszechnione, w  
staroŜytności. Jedną z nich, zrobioną z brązu, znaleziono w ruinach Pompei.  
Mechaniczną produkcję stalówek na wielką skalę rozpoczęto w Anglii w pierwszej  
ć

wierci XIX wieku. TamŜe rozpoczęto produkcję piór wiecznych juŜ w 1835 roku,  

background image

ale uwaŜano je wtedy za zbzikowaną nowinkę, słusznie zresztą, bo uporczywie  
ciekły. 
Pewien nowojorski agent ubezpieczeniowy kupił sobie wszakŜe jedno z tych  
wiecznych piór, bo prawo wymagało, aby podpis na polisie był złoŜony atramentem,  
a nie chciało mu się nosić z sobą kałamarza. Gdy jednak pewnego razu wręczył  
pióro jednemu 
LEVIS    WatermaN 
ze swoich najwaŜniejszych klientów, nastąpiła katastrofa — atrament zalał polisę,  
biurko i klienta, który obraził się na agenta i jego Towarzystwo ubezpieczeń.  
Nieszczęsny młodzieniec postanowił udoskonalić pióro. Udało mu się to tak dobrze,  
iŜ wynalazek swój opatentował. Stało się to w roku 1884. Za namową przyjaciół  
porzucił wkrótce swój dotychczasowy zawód i zajął się produkcją wiecznych piór.  
Młodzieniec ten nazywał się Lewis Waterman. 
28 
Pióro kulkowe czyli długopis opatentowano w Ameryce- Południowej i zaczęto  
produkować w USA w 1946 roku. Zyskało jednak popularność dopiero po wprowadzeniu  
dalszych udoskonaleń w 1949 roku. 
Najstarszym uŜywanym dziś przyrządem do pisania jest jednak ołówek. StaroŜytni  
Egipcjanie uŜywali juŜ kawałków ołowiu do rysowania hieroglifów na papirusie. W  
XV wieku zaczęto uŜywać do pisania laseczek z grafitu, naprzód owijanych  
sznurkiem, a od końca XVII wieku oprawionych w drewno. W 1795 roku paryŜanin  
Jacąues Conti odkrył metodę mieszania i wypiekania grafitu z wilgotną gliną.  
Twardość ołówka zaleŜy właśnie od ilości dodanej do grafitu gliny. 
Człowiek  z  Piltdown 
Niejaki Karol Dawson, z zawodu prawnik, z zamiłowania zbieracz, wędrując koło  
wsi Piltdown w hrabstwie Sussex w Anglii, znalazł w miejscu, gdzie kopano Ŝwir  
do budowy drogi, części czaszki ludzkiej niezwykłej grubości. Pokazał te kości  
profesorowi Woodwardowi z Muzeum Brytyjskiego, który się nimi zainteresował.  
Obaj czynili systematyczne dalsze poszukiwania, aŜ w cztery lata później, w roku  
1912, znaleźli w tymŜe miejscu, nieco głębiej, Ŝuchwę i kieł ludzki, a prócz  
szczątków ludzkich — zęby plioceń-skiego słonia, mastodonta, hipopotama i  
pleistoceń-skiego bobra. Towarzystwo tych ssaków zdawało się świadczyć, Ŝe  
właścicielem czaszki był praczłowiek, Ŝyjący w okresie od dwustu tysięcy do  
miliona lat temu. 
Wywołało to wielkie poruszenie w świecie naukowym, zwłaszcza Ŝe człowiek z  
Piltdown róŜnił się zasadniczo od uprzednio znalezionych szczątków form 
29 
kopalnych: praczłowieka jawajskiego i człowieka neandertalskiego. Na pierwszy  
rzut oka była to czaszka człowieka współczesnego z Ŝuchwą małpy człekokształtnej.  
Dziwne połączenie. Jednak znaleziono je w tej samej Ŝwirowni i miały ten sam  
brązowy kolor, co najniŜsza warstwa Ŝwiru i inne kości z tegoŜ pokładu. ZłoŜona  
z kawałków czaszka była mała, bardzo grubokoścista, a więc na pozór prymitywna,  
a dwa zęby trzonowe Ŝuchwy starte na sposób ludzki, a nie małpi. Kłykieć Ŝuchwy  
zaginął, nie było więc wiadomo, w jaki sposób Ŝuchwa dopasowana była do czaszki. 
Mimo licznych wątpliwości, które wyraŜało wielu antropologów, czaszkę z Piltdown  
uznano jednak ogólnie za niezmiernie waŜne znalezisko. W pół wieku po Darwinie i  
wkrótce po odkryciach na Jawie i w Heidelbergu, muzea i uniwersytety czekały z  
gorącą nadzieją na dalsze odkrycia. Czas więc był po temu właściwy. Z biegiem  
lat nawet wątpiący zaczęli wątpić o swoich wątpliwościach. Z wyjątkiem  
antropologa Weidenreicha, który juŜ w 1932 roku dowodził, Ŝe u wszystkich ludzi  

background image

kopalnych Ŝuchwa ma tendencję do zmniejszania się i upodobniania do Ŝuchwy  
człowieka współczesnego w miarę rozwoju mózgu. Człowiek z Piltdown byłby jedynym  
wyjątkiem od tej reguły. 
Z czasem jednak, gdy wiedza bogaciła się o coraz nowe fakty, gdy odkryto  
szczątki neandertalczyka w Rodezji, praczłowieka chińskiego spod Pekinu, dalsze  
Ŝ

uchwy jawajskie, a od 1947 liczne Ŝuchwy australo-piteków w Południowej Afryce,  

okazało się, Ŝe wczesny człowiek nigdy nie miewał Ŝuchwy jak szympans, Ŝe  
przeciwnie, miewał raczej, z grubsza biorąc, czaszkę małpy człekokształtnej, a  
Ŝ

uchwę i zęby — ludzkie. Człowiek z Piltdown stawał się istotą całkiem niepojętą. 

Na koniec, w roku 1950, Oakley poddał czaszkę próbie fluorowej i powtórnym,  
dokładnym prześwietleniom   rentgenowskim.   Z prób tych wynikło 
?? 
jawnie, Ŝe świat naukowy padł ofiarą sprytnego oszustwa. Czaszka pochodziła ze  
starego grobu, moŜe nawet neolitycznego, i naleŜała do osoby cierpiącej na  
chroniczną chorobę kości, powodującą m. m. zgrubienie sklepienia czaszki; Ŝuchwa  
naleŜała zaś do samicy orangutana. Szczątki zwierząt, jak wynikało ze stopnia  
ich radioaktywności, pochodziły z wykopalisk tunezyjskich. Oszust, znający się  
zresztą na antropologii, operował zręcznie roztworem nadman-ganianu i  
dwuchromianem potasu oraz pilnikiem, aby wprowadzić w błąd specjalistów. 
Człowiek z Piltdown był zapewne pomyślany zrazu jako kawał, do którego sprawca  
byłby się przyznał, gdyby skutki nie przerosły tak znacznie zamysłu dowcipnisia.  
Kto to zrobił? Nie wiadomo. Bohaterowie tego odkrycia nie Ŝyli juŜ, kiedy  
ogłoszono wiadomość o oszustwie. Wyszło ono zresztą nauce na korzyść, bo  
obudziło wielkie zainteresowanie człowiekiem kopalnym i związanymi z nim  
problemami. Ostateczny wynik był tylko potwierdzeniem rezultatów innych badań i  
słuszności ogólnych koncepcji antropologii. Tak więc czas zuŜyty na tropienie  
fałszywych ścieŜek człowieka z Piltdown nie był dla nauki stracony. 
we kamienie 
Próbom wyjaśnienia osobliwości geografii fizycznej, zwłaszcza zaś niezwykłych  
kształtów skał i głazów, zawdzięczamy niezliczone legendy we wszystkich krajach.  
Jest to jeden z najbardziej rozpowszechnionych przeŜytków wczesnej koncepcji  
wszechświata; mitologie i święte księgi róŜnych religii obfitują w bajeczne  
wyjaśnienia zadziwiających zjawisk natury trwale usytuowanych w krajobrazie. 
W Indiach oglądać moŜna skałę, którą zła bogini 
Zy 
31 
Darwa, jeŜdŜąca na tygrysie, rzuciła na górską boginię Parwati, i głaz, który  
Dewadati cisnął na Buddę. W Atenach skała Likabettos upuszczona być miała przez  
Atenę zbyt daleko, aby posłuŜyć mogła jako fort obronny Akropolu; bogini  
wypuściła skałę z rąk na niespodziewaną wieść o cudownym narodzeniu się  
Erichtoniosa, przyniesioną jej przez kruka. 
W Skandynawii znaleźć moŜna wiele skał, którymi, według tradycji — starzy  
bogowie rzucali na siebie wzajemnie lub na wczesne kościoły chrześcijańskie. W  
krajach celtyckich, jak w Bretanii lub Irlandii, według wierzeń ludowych głazy  
morenowe zrzucane były z powietrza przez diabły lub czarodziejki. Wiele legend  
tworzy się na temat domniemanych odcisków w kamieniu, jak ślady stóp Buddy w  
Syjamie i na Cejlonie; ślad ciała MojŜesza pokazywany jeszcze w połowie XVIII  
wieku w pobliŜu góry Synaj; odcisk trójzęba Posejdona .na Akropolu ateńskim; rąk  
i stóp Chrystusa na skałach we Francji i Włoszech; stóp Abrahama w Jerozolimie,  
Mahometa na kamieniu w meczecie Chait Bej w Krirze; nóg diabła na skale w  

background image

Bretanii, jego pazurów na głazach w Kolonii i Saint-de-Pol-Leon; stóp św. Othona  
na kamieniu przechowywanym niegdyś w katedrze szczecińskiej. 
32 
Inne bardzo podobne źródło „mitów wyjaśniających" znajdujemy w dawnych ośrodkach  
działania wulkanów, zwłaszcza zaś w starych kraterach i szczelinach wypełnionych  
wodą. W Chinach, wśród wielu innych przykładów, wymienić moŜna jezioro Man, na  
którego miejscu wznosiło się kiedyś, według podania, kwitnące miasto Cziang Szui,  
zatopione później, gdy jego mieszkańcy zlekcewaŜyli ostrzeŜenie bogów. Podobny  
los spotkał miasta, które nie udzieliły schronienia Zeusowi i Hermesowi,  
wędrującym pod postacią podróŜnych śmiertelników, i dlatego spoczęły na dnie  
jeziora Tyana we Frygii. Uratowana została jedna tylko gościnna para staruszków,  
zamieniona po śmierci w dąb i lipę splecione konarami. Podobne legendy  
wyjaśniały istnienie krateru w Si-pylos w Azji Mniejszej i jeziora Awernu w  
Italii. Avernus uwaŜano za bramę do piekieł, do Hadesu, o czym mówi Wergiliusz w  
szóstej księdze Eneidy. 
Do tejŜe kategorii zaliczyć moŜna legendy o przemianie Ŝywych istot, przede  
wszystkim ludzi, w kamienie. W mitologii chińskiej takich przemian jest mnóstwo,  
począwszy od pierwszego radcy dynastii Han, a na pasterzach i owcach kończąc.  
RównieŜ staroŜytni Grecy zmieniali ludzi. Deukalion i Pyrra uratowani z potopu,  
zaludnili z powrotem ziemię, ciskając za siebie kamienie, które zmieniały się w  
męŜczyzn i kobiety. Heraulos skamieniał, bo obraził Hermesa; Pyrrus — bo  
zniewaŜył Rheę; Fineus i Po-lidektes wraz ze swymi gośćmi, bo ubliŜali Perseu- 
szowi; pod wpływem zaś głowy Meduzy przemiany takie były, moŜna by rzec, na  
porządku dziennym. 
To samo pragnienie wytłumaczenia sobie dziwnych zjawisk, połączone z koncepcją  
kary za popełnione winy, stworzyło równieŜ mit o Niobe, raŜonej wraz z dziećmi  
strzałami z nieba i zamienionej na górze Sipylos w skałę niewyraźnie  
przypominającą kształt ludzki. Podobnie patrzyli ze strachem śydzi,  
chrześcijanie, i muzułmanie na słup soli u brzegu Morza Martwego, w który  
przedzierzgnąć się kiedyś miała 
3 — Drugi kot w worku 
33 
Ŝ

ona Lota. Jeszcze u przedmuzułmańskich Arabów anioł, który pilnować miał w Raju  

drzewa wiadomości i zaniedbał swego obowiązku, przeobraŜony został za karę w  
słynny czarny kamień w Kaabie w Mekce. Z czasem zaczęto zestawiać z sobą legendy  
róŜnych ludów. I tak narodziła się mitologia porównawcza. 
Łaźnia 
Jest to wynalazek dość luksusowy, ale stary. Najwcześniejsze z dotychczasowych  
wykopalisk tego rodzaju to wspaniały pokój kąpielowy pałacu w Ty-rynsie w  
Argolidzie z 2. tysiąclecia przed naszą erą, z czasów rozkwitu kultury  
kreteńskiej. Po jej upadku, około r. 1000 pne., obyczaj kąpieli przejęli Grecy.  
Początki były stosunkowo skromne. Wchodzono nago do niezbyt duŜej miednicy i  
myto się. W publicznych kąpielach stawiano rząd natrysków koło siebie. Myjące  
się w ten sposób kobiety przedstawiano chętnie na wazach greckich. Niedawno  
odkryto w Olimpii kilka łaźni publicznych, z których najstarsza, z V wieku pne.,  
była jeszcze bardzo prymitywna. Z początku IV w. pne. pochodzi basen kąpielowy z  
jedenastu wannami i okrągłą łaźnią parową. Większe pomieszczenia z beczkowatym  
dachem i pierwszy znaleziony dotychczas hypokauston (puste przestrzenie pod  
podłogą i w ścianach, do których doprowadzano od pieca gorące powietrze  
ogrzewające łaźnie, a potem i mieszkania prywatne), świadczą o zmianach w  

background image

obyczaju kąpielowym, jakie nastąpiły w ostatnim wieku przed naszą erą. 
Jednak kąpiele nie odgrywały u Greków "nigdy tak wielkiej roli jak u Rzymian. Ci  
przejęli je wprawdzie od Greków, ale rozwinęli je w prawdziwe orgie czystości.  
Ruiny termów Dioklecjana, a zwłaszcza ter- 
J4 
mów Karakalli, sprawiają i dziś imponujące wraŜenie. W takich termach, gdzie  
tysiące ludzi megło jednocześnie zaŜywać kąpieli, kosztowała ona tak mało, Ŝe  
dostępna była nawet najuboŜszym. Kąpano się kilka razy dziennie. Zwyczaj ten  
zrozumie i chętnie będzie naśladować kaŜdy, kto latem w Rzymie dostanie w hotelu  
pokój z łazienką. W antycznych miasteczkach prowincjonalnych było równieŜ  
zdumiewająco wiele duŜych, pięknych łaźni, takŜe w tych miejscowościach, w  
których dzisiaj brak takich urządzeń. Baseny pływackie były natomiast z reguły  
małe i płytkie. WaŜne były widocznie nie tyle ćwiczenia pływackie, ile masaŜe i  
spłukiwanie potu, tak jak dziś w łaźniach u Finów, Turków i Japończyków.  
Ogrzewano je hypokaustami. Łaźnie nie były tylko miejscem kąpieli, ale takŜe  
spacerów, balów, odczytów i w ogóle Ŝycia towarzyskiego. Płcie uŜywały kąpieli  
niekiedy razem, niekiedy osobno. W chrześcijaństwie wschodnim urosła z czasem  
gwałtowna nienawiść do kąpieli i mycia się, jako do grzechu. Nie utrzymała się  
jednak. Pęd do czystości osobistej zachował się nawet i po wędrówkach ludów. W  
ś

redniowieczu kąpano się wiele i chętnie, równieŜ koedukacyjnie, czemu  

przeciwstawiał się Kościół. Kiedy około roku 1500 zaczęła się szerzyć kiła,  
łaźnie publiczne pozamykano. Czasy nowoŜytne znaczą się zdumiewającym wprost  
upadkiem kąpieli. Jeszcze około 1900 roku mieszkało w Europie środkowej wiele  
osób, które nie kąpały się nigdy w Ŝyciu. Do dziś jeszcze Europa nie doścignęła  
pod względem czystości poziomu antycznego. Natomiast na Wschodzie utrzymały się  
w wielu miejscach aŜ do chwili obecnej staroŜytne łaźnie ogrzewane hypokaustami.  
Angielski polityk Urąuhart poznał je w 1856 roku w Konstantynopolu i kazał  
zbudować podobną w irlandzkim mieście Cork. Stamtąd przejęła je Anglia w kilka  
lat później, a następnie inne kraje kontynentu europejskiego, wraz z nazwą  
„kąpiele rzymsko-irlandzkie" lub prościej „łaźnia rzymska". 
35 
Jeziora 
Jeziora naturalne powstają wtedy, kiedy jakieś czynniki naturalne wyŜłobią,  
wymyją, wywieją, czy wreszcie ruchy tektoniczne utworzą — zagłębienie czyli misę,  
która się wypełni wodą gruntową, rzeczną czy deszczową, i kiedy między dalszym  
przybytkiem i ubytkiem wody wytwarza się równowaga. Jeszcze ciekawszą, być moŜe,  
sprawą jest Ŝycie i śmierć jezior, które z punktu widzenia geologicznego są  
utworami nietrwałymi, efemerydami. Nowo utworzone jezioro zawiera zwykle wodę  
zimną, przezroczystą, niebieskawą lub zielonkawą, bogatą w tlen, niemal sterylną.  
Stopniowo strumienie jego zlewiska znoszą mu substancje odŜywcze, jak fosfor i  
azot, którymi karmią się coraz liczniejsze organizmy, zarówno zwierzęce, jak  
roślinne. W miarę jak resztki tych organizmów gromadzą się na dnie jeziora,  
staje się ono mniejsze i płytsze, a wody jego — cieplejsze. Rośliny zapuszczają  
korzenie na dnie, stopniowo zajmując coraz więcej miejsca, a ich resztki  
przyspieszają wypełnienie misy jeziora. Wreszcie przekształca się ono w stawy,  
bagna, i torfowiska, wkracza na nde roślinność okoliczna i jezioro znika. 
36 
Gdy jezioro się starzeje, zmienia się jego Ŝycie zwierzęce i roślinne. Na  
miejsce ryb, które lubią wodę zimną i głęboką, zjawiają się inne, lubiące  
otoczenie płytsze i cieplejsze. Na przykład pstrąg ustępuje miejsca okoniowi,  

background image

ten z czasem — Ŝabom i piskorzom, świetnie prosperującym w błocie. Tempo tych  
procesów zaleŜy od czynników fizycznych i geograficznych, takich jak początkowe  
rozmiary jeziora, zawartość mineralna jego basenu i klimat okolicy. Działalność  
człowieka moŜe bardzo przyspieszyć starzenie się jeziora. Szczególnie  
dramatycznym przykładem jest Jezioro Zuryskie w Szwajcarii: jego basen niŜszy,  
otrzymujący duŜe ilości zanieczyszczeń ludzkich, przeszedł cały cykl od młodości  
ido starości w ciągu niecałego stulecia. 
Kiedy pierwsi Europejczycy dotarli do Wielkich Jezior Ameryki Płn., były one w  
stadium młodzieńczym: zimne, przejrzyste, głębokie i bardzo czyste. W sensie  
geologicznym są one istotnie młode, utworzone w ostatniej epoce lodowej. Przed  
plejstocenem rozciągały się tam tylko dohny rzeczne. Jezioro Górne, największy  
na świecie zbiornik wody słodkiej, uległo najmniejszym zmianom; jezioro Erie,  
najpłytsze z nich i najbardziej zanieczyszczone — bardzo powaŜnym. Sama rzeka  
Detroit wlewa do niego co dzień przeszło 6 miliardów litrów zanieczyszczeń z  
nadbrzeŜnych miast i fabryk; podobny materiał wylewają do jeziora zakłady  
stalowe, chemiczne i rafineryjne połoŜone nad samym jego brzegiern. Fenol i  
amoniak zatruwają ryby i inną faunę. Cząstki stałe odpadków osadzają się na dnie,  
niszcząc zamieszkałe tam organizmy. Część tych zanieczyszczeń ulega rozkładowi,  
pozbawiając wodę jednego z najwaŜniejszych składników — tlenu.  
Nieczystości .miast zawierają materiały nawozowe — azot i fosfor — na których  
rozwijają się glony, a ioh z kolei rozkładające się, obumarłe masy, zuŜywając  
resztki tlenu, nadają wodzie jeziora Erie obrzydliwy smak i zapach, a takŜe  
uniemoŜliwiają zakładom oczyszczania wody sku- 
37 
teczne jej filtrowanie. Podobnie dzieje się z południową częścią jeziora  
Michigan, Wielkie Jeziora istnieć będą oczywiście jeszcze przez długi czas, ale  
byłoby tragiczną ironią, gdyby cywilizacja nasza dopuściła do tego, abyśmy  
patrząc na ich rozległe obszary, musieli sobie powiedzieć, jak rozbitkowie na  
oceanie; Ŝe nie ma w nich ani kropli wody do picia. 
TatuaŜ 
TatuaŜ uwaŜano przez długi czas za oznakę „prymitywizmu duchowego". NaleŜał on  
do obrazu człowieka dzikiego o pralogicznym sposobie myślenia. W Europie  
dostrzegano tatuaŜ tylko w związku ze światem przestępstwa i prostytucji. Ale  
gdy zaczęto tę sprawę badać w sposób naukowy, poglądy takie okazały się błędne.  
TatuaŜ europejski jest objawem chęci zyskania prestiŜu lub stania się kim innym,  
czy wreszcie wynikiem poczucia mniejszej wartości, nie ma jednak nic wspólnego  
ze skłonnościami do przestępstwa. Świadczy zwykle o fantazji, choć raczej tnie o  
dobrym slmaku. 
W kaŜdym razie załoŜenia psychologiczne tatuaŜu europejskiego są całkowicie  
róŜne od afrykańskiego lub mieszkańców innych stron świata, gdzie tatuaŜ  
obowiązuje wszystkich członków społeczności w sposób ustalony przez tradycję.  
Samo słowo pochodzi od tahitańskiego tatau, czyli znak. 
Odkrycia na Morzach Południowych, gdzie tatuaŜ doprowadzono do perfekcji,  
przyniosły tę metodę do Europy w XVIII wieku. Było to jednak tylko odświeŜenie  
zwyczaju sięgającego czasów przedhistorycznych. W Egipcie tatuowano się juŜ  
około roku 1000 przed naszą erą, a Lukian w II wieku opowiada, Ŝe Asyryjczycy  
zdobili  sobie  szyje i dłonie tatuaŜem. 
38 
U staroŜytnych śydów tatuaŜ miał związek z kultem zmarłych, podobnie jak i  
obecnie u wielu ludów. W biblijnej Księdze Kapłańskiej mówi Bóg: „Dla umarłego  

background image

nie będziecie rzezać ciała waszego, ani znaków jakich, ani piętna sobie czynić".  
Mieszkańcy Wysp Brytyjskich w III wieku wykluwali sobie na skórze postacie  
zwierzęce, zapewne dla oznaczenia pochodzenia szlacheckiego. KrzyŜowcy w XII  
wieku tatuowali sobie znak krzyŜa. W późnym średniowieczu teologowie potępili  
tatuaŜ jako dzieło diabła. 
RozróŜnia się dwie techniki tatuaŜu. Ludy o jasnej skórze wolą nakłuwać skórę  
igłą, cierniem, spiczastą kością lub drewnianym grzebieniem dla uzyskania  
poŜądanego rysunku, który otrzymuje się przez wcieranie w nakłute miejsca farby  
ińdygowej, sadzy lub innych barwników. Badania medyczne wykazują, Ŝe farba taka  
przez naskórek przenika całą grubość skóry, niekiedy aŜ do tkanki podskórnej.  
Ludy ciemnoskóre, dla których tatuaŜ nakłuwany jest na ciemnym tle nie dość  
widoczny, stosują technikę cięcia skóry, i to głębokiego, często aŜ do kości. Ci,  
których zadowala delikatny, jedwabiście lśniący rysunek, stosują na nacięcia  
gorącą wodę i masło, co prowadzi do szybkiego zabliźniania się. MoŜna jednak  
przez uŜycie pewnych soków roślinnych lufo gliny utrudnić gojenie się ran, aby  
osiągnąć szerokie i głębokie blizny, lub twarde guzy znane pod nazwą keloidów.  
Istnieje teŜ moŜliwość łączenia obu technik dla uzyskania szczególnych efektów  
artystycznych. 
Gdy zadaje się człowiekowi plemienia afrykańskiego pytanie, dlaczego się tatuuje  
on i wszyscy jego współplemieńcy, odpowiedź brzmi: „Robimy to, bo tak jest  
ładnie". A więc górowałyby względy estetyczne. Na pewno naleŜy się z nimi liczyć,  
choć kryteria tej estetyki są u róŜnych plemion całkowicie odmienne. KaŜde  
plemię wydrwiwa ideał urody innego, jako okaz odpychającej brzydoty, co jest  
jednym z powodów rzadkości małŜeństw międzyplemien-nych. 
a. 
Geneza obyczaju tatuowania jest przedmiotem badań wielu antropologów, którym,  
rzecz prosta, owo wyjaśnienie, Ŝe tak jest ładnie, nie wystarcza. Większość  
plemion afrykańskich stosuje swoisty, oryginalny typ tatuaŜu, będący oznaką  
przynaleŜności do plemienia, a zatem wiąŜący jednostkę w sposób nierozerwalny,  
na całe Ŝycie, ze swoją społecznością. Próby wyłamania się z niej, emigracji,  
szukania nowej ojczyzny, są nie do pomyślenia, bo tatuaŜ będzie zawsze sygnałem  
obcości w nowym otoczeniu. TakŜe bractwa męŜczyzn, związki siostrzane kobiet i  
tajne stowarzyszenia wycinają swym sprzysięŜonym znaki na skórze, wiąŜące ich z  
sobą na zawsze. Tylko śmierć moŜe być wystarczającym powodem wystąpienia ze  
związku. Wytatuowany1 symbol jest wyrazem wzajemnej zaleŜności wszystkich  
uczestników. 
Dziewczynkom plemienia Bele z nadejściem dojrzałości, a więc w wieku lat mniej  
więcej trzynastu, tatuuje się wargi, zmieniając je w jątrzące się rany. Ale  
hańbą dla dziewczyny byłoby wydanie westchnienia, nie mówiąc juŜ o łzach czy  
jęku. Operacja i okres rekonwalescencji odbywa się w ostrej klauzurze, w  
szałasie, dokąd wstęp męŜczyznom jest surowo wzbroniony. Chłopcom plemienia Nu  
nad górnym Nilem, w wieku lat czternastu nacina się skórę na czole aŜ do kości.  
I znów rekonwalescencja, trwająca około dwóch miesięcy, odbywa się w ustronnym  
szałasie, dokąd wstęp mają tylko niektóre osoby stanu wolnego. Przykładów  
takiego bolesnego tatuaŜu, będącego częścią składową inicjacji, symbolicznego  
obrzędu przyjęcia do społeczności dorosłych, moŜna by przytoczyć bez liku.  
Rytuał samej inicjacji, złoŜony niekiedy z wielotygodniowych czy  
wielomiesięcznych wyrzeczeń, cięŜkich prac, umartwień, chłosty, a takŜe  
wtajemniczenia w język sekretny, mity plemienne, wykłady obowiązków i savoir- 
vivre'u, oznacza w konsekwencji zniszczenie indywidualności odczuwanej jako  

background image

zagroŜenie społeczności. Jednostka staje się członkiem plemienia tak mocno z nim  
zwią- 
•W 
zanym, Ŝe próba wydarcia się byłaby równa samobójstwu. Dlatego całe plemię nosi  
ten sam tatuaŜ i nie moŜe być mowy o zmianach mody. Wpływom Europy, a takŜe  
późniejszym próbom tworzenia narodu przypisać naleŜy zjawisko coraz częstszego  
odnoszenia się do tatuaŜu w Afryce jako do objawu zacofania. W niektórych  
krajach został on nawet zakazany. Wielu wstydzi się dziś nagle swych oznak  
plemiennych, które jeszcze przed niewielu laty przyjmowali z dumą, wśród  
cierpień. Niekiedy próbują pozbyć się tatuaŜu lub uczynić go mniej widocznym  
przy pomocy operacji kosmetycznej. Następne pokolenia będą juŜ zapewne od niego  
wolne. Jednostka poczuje się wtedy swobodniej, zapłaci jednak za to utratą  
poczucia (bezpieczeństwa osobistego i materialnego, jakie dotychczas zapewniała  
jej społeczność plemienna. 
Ś

więta krowa 

Popularny mit o świętej krowie brzmi z grubsza tak, Ŝe hinduskie tabu nie  
pozwala ani na ich ubój, ani na spoŜycie; wędrują więc gdzie im się podoba,  
przeszkadzając ruchowi kołowemu lub wchodząc w szkodę. Nawet, w niektórych  
okolicach Indii, stare zwierzęta umieszcza się w igosadanach, schroniskach dla  
zniedołęŜniałego bydła. Ten mit jest jedną z form powszechnych biadań nad  
marnotrawstwem w produkcji Ŝywności ludów prymitywnych lub zacofanych. Słyszy  
się często, Ŝe irracjonalne ideologie i obyczaje nie pozwalają na właściwe  
uŜytkowanie rozporządzalnych środków Ŝywności w krajach nie-rozwiniętych. Co  
gorsza, spośród 80.000.000 krów w Indiach w roku 1961, tylko 20.000.000 dawało  
mleko, a ich przeciętna mleczność nie sięgała dziesięciu procent mleczności krów  
krajów Europy. Bezustanny niedostatek Ŝywności dla ludzi w Indiach zdaje się 
41 
podkreślać jeszcze, Ŝe utrzymywanie przy Ŝyciu zbędnych i jałowych .zwierząt  
dowodzi triumfu myślenia mistycznego nad praktycznym. Niektórzy twierdzą nawet,  
Ŝ

e indywidualny rolnik gotów byłby .poświęcić własne Ŝycie w obronie świętej  

krowy. 
NaleŜałoby tu odpowiedzieć na dwa pytania: 1) Czy prawdą jest, Ŝe na skutek  
współzawodnictwa w zdobywaniu Ŝywności między człowiekiem a bydłem zmniejszają  
się szanse przeŜycia ludności? 2) Czy likwidacja hinduskiego tabu uboju bydła  
zmieniłaby w znacznym stopniu ekologię indyjskiej produkcji Ŝywności? 
• Odpowiadając na pierwsze pytanie naleŜy stwierdzić, Ŝe stosunek między  
człowiekiem i bydłem (wliczając tu i krowy, i woły) nie nosi cech  
współzawodnictwa, ale cechy współŜycia korzystnego dla obu stron. Najoczywistszą  
częścią tej symbiozy jest rola spełniana przez woły przy uprawie ziemi.  
Rolnictwo indyjskie opiera się na uprawie pługiem, w której bydło uczestniczy w  
wysokości 46 % kosztów robocizny, nie licząc transportu i innych prac. Traktor  
nie jest tam jeszcze realistyczną .moŜliwością. Najmniejszą zaś jednostką  
operatywną przy uprawie jest para wołów, a przecieŜ 60.000.000 gospodarstw  
rozporządza zaledwie osiemdziesięciu milionami wołów i bawołów, cierpi zatem na  
dotkliwy brak tych zwierząt. Na pomoc sąsiedzką w tej mierze trudno liczyć w  
klimacie, gdzie na orkę jest miało czasu, tylko w pierwszej fazie monsunu. 
No pięknie, ale co z krowami? Odpowiedź jest prosta: bez krów nie moŜe być  
roboczych wołów. Następną, prócz mleka, waŜną korzyścią, jakie przynoszą święte  
krowy, jest obornik, będący w Indiach głównym paliwem kuchennym. Bez gotowania  
zaś, czy pieczenia, zboŜa indyjskie byłyby, jako pokarm, bezuŜyteczne. A węgiel  

background image

i nafta są zbyt kosztowne dla gospodarstwa chłopskiego. Tak więc tylko nawóz  
dostarczać moŜe niezbędnej energii, a bydło produkuje go na wielką skalę, dając  
wsi równowaŜnik cieplny 
48 
35.000.000 ton węgla lub 68.000.000 ton drewna. Nawet stare, jałowe, nie dające  
mleka krowy nie przestają produkować obornika. Z tego choćby powodu naleŜałoby  
nieufnie podchodzić do twierdzenia, Ŝe święte krowy są zbędnym luksusem. 
W 1962 roku Indie wyprodukowały 16.000:000 skór bydlęcych, z czego większość  
poszła na wyroby niezbędne tradycyjnej technice rolniczej. Poza tym, mimo  
zakazów hinduizmu, znaczną część wołowiny zjadają ludzie. Bo dotyczące jej tabu  
nie obowiązuje grup nie mających pod względem kastowym (choć kast oficjalnie nie  
ma) nic do  stracenia.   Do   nich, 
z których wielu, przy nadarzającej się okazji, nie pogardzi wołowiną, dodać  
naleŜy miliony muzułmanów, chrześcijan i pogan. 
Najczęstsze skargi na święte krowy głoszą, Ŝe chodzą one gdzie im się podoba,  
tarasując drogi, wprowadzając nieład ha bazarach czy stacjach kolejowych. Mało  
kto zastanawia się nad celem tych wędrówek z punktu widzenia krowy, która jako  
Ŝ

ywo nie jest poinformowana o swoich sakralnych przywilejach. Krowa wędruje, bo  

jest głodna i szuka poŜywienia w rowach, pod słupami telegraficznymi, między  
podkładami kolejowymi, w kaŜdym zakątku, w byle szczelinie, gdzie wyrosło coś  
jadalnego. Święta krowa  jest  wyzyskiwanym  pracownikiem  zakładu 
13 
oczyszczania miasta, chodzącym szkieletem przez większą część roku, gdyŜ nie ma  
dostępu do płodów rolnych człowieka. Ekologia indyjskiej hodowli bydła nie jest  
prostym odbiciem hinduskiego tabu uboju. Zniesienie tego tabu wpłynęłoby  
zalpewne tylko na chwilową zmianę ekosystemu. Na dłuŜszą metę tempo uboju bydła  
zaleŜy od stopnia, w jakim chłopstwo moŜe przejść na inne źródła siły pociągowej,  
opału i nawozów. Przed udostępnieniem tych źródeł, a zatem przed gruntownymi  
zmianami w technice i ekologii, wszelkie próby masowego uboju naraziłyby na  
niebezpieczeństwo Ŝycie dziesiątków milionów chłopów indyjskich. 
Cyrano de Bergerac 
Bohater tytułowy dramatu Edmunda Rostanda, napisanego w 1897 roku, to postać  
autentyczna, XVII--wieezny poeta francuski, rówieśnik Moliera. W sztuce jest on  
niezwykle męŜny i romantyczny, ale bardziej jeszcze uczulony i zakompleksiony na  
punkcie swego pokaźnego nosa. Prawdziwy Cyrano nie był tak sfrustrowany, uŜywał  
Ŝ

ycia i jego radości bez ograniczeń. Zwykłą edukację dobrze urodzonego chłopca  

wzbogacał (wraz z Molierem) pilnym uczęszczaniem na wykłady Piotra Gassendiego,  
miłego księdza-astronoma, zwolennika materialisty Epikura i ateisty Lukreejusza.  
De Bergerac stał się libertynem w obu znaczeniach — jako wolnomyśliciel i  
rozpustnik. Przyłączył się do kompanii paryskich hulaków, zdobył sławę w  
pojedynkach, słuŜył w wojsku, był na wojnie, długo lizał się z cięŜkich ran,  
wreszcie zajął się filozofią. Napisał pierwszą francuską sztukę filozoficzną i  
otworzył drogę Swiftowi (jako przyszłemu   autorowi   PodróŜy   Guliwera),     
kpiąc 
44 
z ludzkości przy pomocy opisów podróŜy do nie uczęszczanych okolic kosmosu.  
Wyśmiewał św. Augustyna, „tę wspaniałą osobistość, która zapewnia nas, choć  
umysł jej oświecał Duch Św., Ŝe w jego czasach Ziemia była płaska jak placek i  
pływała po powierzchni wody". Cyrano próbował pióra w róŜnych formach  
literackich, z rzadka tylko serio, ale zwykle z nerwem. Z jego komedii Pedant  

background image

oszukany Molier wziął Ŝywcem kilka scen. Jego tragedia Śmierć Agrypiny, zagrana  
jeden tylko raz, w 1640 ?., zabroniona przez władze, dostała się po raz drugi na  
deski sceniczne dopiero w 1960 r. Ale juŜ w 1654 wydano ją drukiem. Wkrótce po  
tym spadająca belka uderzyła autora w głowę, od czego izmarł w 36 roku Ŝycia. 
Pozostawił manuskrypt, który opublikowano w dwóch częściach: Historia komiczna  
państw i imperiów KsięŜyca i Historia komiczna państw i imperiów Słońca. Był to  
rodzaj humorystycznej fantazji naukowej, opartej na kosmologii Kartezjańskiej.  
Popychany przez rakiety Cyrano opuszcza Ziemię i szybko osiąga KsięŜyc. ZauwaŜa  
przy tym, Ŝe przez trzy czwarte drogi Ziemia ciągnie go ku sobie, a przez  
pozostałą ćwierć wyraźnie odczuwalne staje się przyciąganie KsięŜyca, co  
tłumaczy mniejszą masą satelity. Wylądowawszy, Cyrano znalazł się w rajskim o- 
grodzie, gdzie dyskutuje z prorokiem. Eliaszem na temat grzechu pierworodnego i  
zostaje wyrzucony z o-grodu na pustynię, gdzie spotyka gatunek zwierząt długich  
na 12 łolkoi, zbudowanych jak ludzie, ale chodzących na czworakach. Jeden z nich,  
władający greką, informuje autora, Ŝe chodzenie na czworakach jest rzeczą  
naturalną i zdrową. Owi księŜycowi dŜentelmeni rozporządzają stu zmysłami, a nie  
pięcioma czy sześcioma i dostrzegają bezlik zjawisk ukrytych przed oczami  
ludzkości. Pomysły te dadzą później materiał do igraszek myślowych Fonitenelle'a,  
Diderota i Waltera. Selenici odŜywiają się tylko parami wyciśniętymi z pokarmów,  
oszczędzając sobie kłopotów i trudów trawienia. Prawa  stanowią  tam  młodzi,   
szanowani 
45 
przez starych. Celibat i wstrzemięźliwość płciowa są karalne. Hipotezę istnienia  
Boga uznają oni Ŝa zbędną, gdyŜ świat jest samoczynną i samoodradzającą się  
maszyną. Prawomyślność ratuje potęŜny Murzyn, który, chwyciwszy Cyrana w jedną  
rękę, a księŜycowego filozofa w drugą, tego prowadzi do piekła, po drodze  
odstawiając autora do Włoch, gdzie wszystkie psy z sąsiedztwa witają go wyciem,  
poniewaŜ oczywiście pachnie jeszcze KsięŜycem. Powieść tę wydano po polsku w  
1956 r. 
Metamorfozy 
Kiedy pisałem swego czasu o Metamorfozach, dziele wielkiego poety rzymskiego  
Owidiusza, pewien czytelnik zwrócił md uwagę, Ŝe powinienem był raczej uŜyć  
nazwy Przemiany, jak w przekładzie Brunona Kicińskiego, bo po cóŜ uŜywać słów  
obcych, kiedy istnieją równie dobre swojskie. OtóŜ czy równie dobre! Wyraz  
Metamorfozy zdaje mi się trafniejszym tłumaczeniem tytułu poematu Owidiusza,  
jest bowiem powszechnie stosowany nie tylko w językach zachodnioeuropejskich,  
ale takŜe w rosyjskim i ukraińskim. Kiedy, nie wymieniwszy autora, mówi się o  
Metamorfozach, kaŜdy wie, o co idzie; kiedy o Przemianach — nie jest to juŜ  
takie pewne, tym bardziej, Ŝe w polskich przekładach uŜywano juŜ tytułu  
PrzeobraŜenia i Przekształtowania, zawsze jednak, dla lepszego rozpoznania,  
poprzedzając tytuł polski wyrazem Metamorfozy. 
Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego ten obcy wyraz powinien być przekładem  
właściwszym; ten mianowicie, Ŝe i w łacińskim oryginale autor umyślnie uŜył  
obcego wyrazu — greckiego. Gdyby chciał, zatytułowałby swój poemat swojskim,  
czysto łaciń- 
?to 
skim wyrazem Mutationes. Trudno by sobie dziś wyobrazić wielkiego poetę  
polskiego, który by jednemu ze swoich najwaŜniejszych utworów dał tytuł na  
przykład francuski. NaleŜy co prawda brać tutaj pod uwagę kulturalną zaleŜność  
Rzymu od Grecji i całkiem szczególny stosunek Rzymian do Greków, jako do  

background image

jedynego w świecie — prócz nich samych — narodu niebarbarzyńskiego, a więc  
stosunek nie do pomyślenia między dwoma narodami współczesnymi. 
Język Greków miał wielką liczbę wyrazów obcych, łacina jeszcze większą. Wiele  
słów, o których dawniej myślano jako o rodzimych w grece i łacinie, okazało się  
poŜyczkami. Z tego powodu greka nie utraciła jednak nic ze swego piękna i  
bogactwa, ani łacina ze swego majestatu i monumentalności. Niekiedy uŜywa się  
wyrazów obcych przez próŜność, dla pochwalenia Się ich znajomością. W  
staroŜytności częściej czyniono tak zapewne dla wygody, gdy słowo obce było  
celniejsze. 
W ogromnej większości wypadków języki zapoŜyczają od innych języków nazwy  
przedmiotów, urządzeń, poglądów, idei sprowadzanych z obcych krajów. (Kolejne  
fale takich poŜyczek szturmują takŜe język polski od zarania naszych dziejów. W  
X i XI w. przyszły do nas z łaciny za pośrednictwem czeskim 
JiA   Azk   ??? i. 
47 
wyrazy sfery religii i Kościoła, następnie z niemieckiego — z dziedziny handlu i  
organizacji Ŝycia społecznego i państwowego, w XV i XVI w. poŜyczaliśmy ,z  
czeskiego, w XVI i XVII w. — z włoskiego i łaciny, w XVIII i XIX w. z  
francuskiego, ostatnio z angielskiego. Nieraz odczuwamy naduŜywanie wyrazów  
obcych jako zaśmiecanie własnej mowy, zwłaszcza wtedy, gdy zamiast ułatwiać,  
utrudniają porozumienie się albo stanowią wygodną przykrywkę pustki myślowej.  
Trzeba jednak pamiętać o tym, Ŝe w zasadzie przypływ wyrazów obcych jest w  
języku zjawiskiem historycznie trwałym i Ŝe mowa nasza znosi je bez uszczerbku  
dla swych sił i urody. 
Archeologia napowietrzna 
Zdjęcia z samolotów i satelitów są dziś na ogół punktem wyjścia poszukiwań  
zabytków, zwłaszcza rozsianych w terenie otwartym, jak na przykład w dawnych  
nekropolach etruskich we Włoszech, gdzie na przestrzeni kilkudziesięciu hektarów  
znajdują się tysiące grobów. W archeologii czas to pieniądz, bo poszukiwania są  
bardzo kosztowne. Dlatego teŜ zaprzęga się do nich wszelkie rozporząldzalne  
techniki, poczynając od zdjęć lotniczych. 
Przy odpo'wiednim oświetleniu i zastosowaniu specjalnych filtrów, na zdjęciu  
odnaleźć moŜna znaki, którymi gleba, roślinność albo układ cieni zdradza miejsce  
i rodzaj śladów, całkiem niedostrzegalnych dla badacza znajdującego się na ziemi.  
Brukowany chodnik np. zagęszcza i wysusza pokrywające go warstwy ziemi, nadając  
im odcień jaśniejszy i zuboŜając roślinność. Siady dawnych rowów, przeciwnie, 
43 
wzmagają wilgotność gruntu i zaznaczają się zabarwieniem ciemniejszym i  
bujniejszą wegetacją. 
Ale w ten sposób wyznaczyć moŜna tylko ogólne zarysy pewnych stref  
archeologicznych; zlokalizować na ich podstawie w terenie same obiekty,  
zwłaszcza o niewielkiej średnicy, jak np. groby rozsiane na duŜym obszarze, to  
co innego. Tu niezbędne są metody geofizyczne, jak elektrooporowa czy  
magnetyczna, albo teŜ sejsmiczne. W miastach lub skomplikowanych i zachodzących  
na siebie budowlach podziemnych stosuje się metody stratygraficzne lub  
elektromagnetyczne, czy wreszcie geochemiczne. 
Krajem, który zapoczątkował i nadal rozwija te wielotorowe badania, są Włochy, w  
czym nie ma nic dziwnego. Półwysep Apeniński moŜna by bowiem nazwać górą lodową  
Czasu: pięć czy sześć wieków na powierzchni, a dwa tysiące lat pod ziemią. W  
Ŝ

adnym innym kraju nie znaleźlibyśmy tylu następujących kolejno po sobie  

background image

formacja sztuki i kultury w tak szczupłych granicach geograficznych. Od Rzymu do  
ujścia Padu, od Arno do Pompei depcze się po Historii. Niekiedy wystarczy  
poskrobać, aby ją ujawnić. Dlatego teŜ obowiązują liczne zarządzenia władz: tu  
nie wolno orać głębiej niŜ na 20 centymetrów, tam nie wolno kopać rowów, ówdzie  
straŜnik pilnuje chłopa idącego za pługiem, tam znów ktoś czuwa na wzgórzu z  
lornetką przy oczach. Wszystko to na próŜno, oczywiście. Od niepamiętnych czasów  
potajemni kopacze plądrują strefy archeologiczne, czyniąc niepowetowane szkody.  
Nie są to juŜ wprawdzie czasy, kiedy kardynał Farnese kazał stopić sześć ton  
przedmiotów z brązu z grobów etruskich, aby udekorować fasadę kościoła św. Jana  
Laterańskiego. Ale trudno zamykać oczy na to, Ŝe największe muzea świata (nie  
mówiąc juŜ o zbiorach prywatnych) nie mogłyby wzbogacać swych kolekcji, gdyby  
nie bezprawna działalność tombaroli czyli grobokradów. 
Szkody są wielkie, bo ten pospieszny szaber pozbawia uczonych mnóstwa informacji,  
jakie przynoszą 
Drugi kot w worku 
19 
wykopaliska prowadzone w sposób naukowy, informacji często znacznie cenniejszych  
od samych znalezisk. Jest to jednak mniejsze zło, ,bo przynajmniej same  
przedmioty zostają uratowane. Nowe, dramatyczne zjawisko to niszczenie hurtem, w  
tempie dotąd nieznanym, owego podziemnego dziedzictwa artystycznego. O ile dotąd  
moŜna je było uwaŜać za bezpieczne jeśli tylko uniknęło grabieŜy, o tyle dziś  
sprawa przedstawia się całkiem inaczej. Ustawiczny rozwój miast i szos dokonuje  
corocznych wyrw w zabytkach zachowanych częstokroć od czasów przedhistorycznych.  
Spaliny silników i ścieki fabryczne dostają się do wód podziemnych. W promieniu  
pięćdziesięciu kilometrów wokół wielkich skupisk działanie korozyjne tych  
substancji niszczy metale, freski, ceramikę. Reforma rolna, obejmująca we  
Włoszech setki "tysięcy hektarów, sprawia, Ŝe po raz pierwszy całe rejony  
podlegają głębokiej orce, wzmagającej wsiąkanie wód. Jednocześnie program  
poprawy gruntów obciąŜa je produktami azotowymi, które przyspieszają zniszczenie.  
NawoŜone korzenie roślin wdzierają się w mury komnat podziemnych, a freski  
pokrywają się saletrą. Przy tyoh zniszczeniach szkody czynione przez  
nielegalnych kopaczy stają się dziecinną zabawką. Od pięćdziesięciu lat  
nasilenie tych szkód nie wzrasta, podczas gdy szkody niesione przez cywilizację  
rosną w postępie geometrycznym, zagraŜając całej włoskiej schedzie  
archeologicznej. 
Cywilizacja przemysłowa, sprawiając nieobliczalne szkody, przynosi jednak takŜe  
ś

rodki ochrony przed nimi. Ostatnie 20 lat zniszczyło zapewne więcej niŜ całe  

poprzednie stulecie. Ale teŜ w ciągu tychŜe dwudziestu lat zdołano, korzystając  
ze zdjęć lotniczych, satelitarnych, z badań elektromagnetycznych i innych, z  
sond głębinowych, odkryć i uratować więcej niŜ przez cały wiek. Szybkość z jaką  
moŜemy tymi metodami osiągać rezultaty, przyczynia się nie tylko do potanienia  
badań, ale i do ratowania zabytków, skazanych inaczej na zagładę. 
no 
Puścizna czy spuścizna 
Nieraz byłem świadkiem sporu, czy naleŜy pisać puścizna, czy spuścizna. Spór to  
dość zabawny, bo przecieŜ zaleŜy to od uprzednio powziętej decyzji, którego z  
tych dwóch wyrazów ma się zamiar uŜyć! Jest zresztą obojętne w tym wypadku, czy  
idzie tu o pisanie, czy .mówienie. Mniej obojętne są wypadki, kiedy ludzie  
twierdzą (a czynił tak nawet sam wielki Osterwa): „Tak mówię, bo tak się pisze". 
Autorytet pisma, stanowiącego specjalny przedmiot nauki, jest tak wielki, Ŝe  

background image

wiele osób utoŜsamia praktycznie pismo i język, nie pamiętając o tym, iŜ pismo  
(wraz z ortografią) jest późną i dość niezgrabną próbą notowania mowy. KaŜdy z  
nas w dzieciństwie, nie umiejąc jeszcze czytać ani pisać, swobodnie posługuje  
się językiem mówionym. Do dziś jeszcze spotykamy, zwłaszcza wśród ludzi starych  
na Wsi, analfabetów mówiących językiem pełnym piękna i dowcipu, posługujących  
się bogatym zasobem wyrazów i idiomów, stosujących prawidłowe formy gramatyki i  
składni, choć nie mają pojęcia o istnieniu takich dyscyplin językoznawstwa. 
Istnieją całe narody, plemiona i szczepy, których rozwinięte i Skomplikowane  
języki mają tylko formę ustną. Ale i narody posiadające nawet bardzo długą  
tradycję pisma zbudowały swą piśmienność na gotowym juŜ gmachu rozwiniętego  
języka ustnego. W okresie przedpiśmiennym Grecji powstały i zdobyły  
nieśmiertelną sławę arcydzieła poezji, posługujące się najbardziej  
wyrafinowanymi i subtelnymi środkami literackimi, które świadczą o długim  
okresie poprzedzającego je rozwoju, mianowicie Iliada i Odyseja Homera. 
Tak więc zarówno doświadczenie społeczne, jak i doświadczenie kaŜdego człowieka  
dowodzi pierwszeństwa 'mowy, 'dla której pismo  jest  tylko  formą 
51 
???? 
notacji (podobnie jak taśma magnetofonowa czy płyta gramofonowa), a takŜe  
ś

rodkiem przekazu dla współczesnych i potomnych. 

Rzecz jasna, Ŝe spór o to, jak naleŜy pisać jakiś wyraz, ma sens tylko wtedy,  
kiedy tą samą głoskę oddać moŜna w piśmie róŜnymi literami. Ortografia nakazuje  
nam ze wszystkich moŜliwych sposobów oddania głosek w piśmie wybrać jedyny  
właściwy, poprawny, określając pozostałe sposoby jako nieprawidłowe, błędne. 
Kwestia homerowa 
Jest to zbiorcze określenie wszystkich pytań i wątpliwości, jakie budzą dzieła  
Homera, przede wszystkim Iliada i Odyseja. Około roku 500 przed naszą erą  
przypisywano Homerowi wszystkie greckie epopeje i hymny, co przywiodło jednak z  
czasem do zbyt wielu sprzeczności. Od Herodota zaczęto więc Homerowi zabierać  
jeden utwór po drugim. Najdalej po- 
szedł tu około 350 r. pne. sofista Zoil, zwany dlatego Homeromastiks czyli  
biczem na Homera. Podnoszono przy tym róŜne kwestie dotyczące treści poematów,  
ale czyniono to w sposób bardzo powierzchowny. Metodyczne badaraia dzieła Homera  
rozpoczęły się dopiero w okresie aleksandryjskim; wyniki tych studiów zachowały  
się częściowo i w skrótach w tzw. scholiach homerowych. RównieŜ ostateczna forma  
tekstów ustalona została przez uczonych Aleksandrii, którzy w pracy nad Homerem  
wykształcili wszystkie dziedziny naszego dzisiejszego literaturoznawstwa, jak  
biografia, interpretacja i ustalanie tekstu, oraz autentyczności utworów. 
Kwestię homerową podjęto na nowo dopiero w czasach nowoŜytnych. Obudził ją, po  
daremnych próbach francuskiego księdza d'Aubignaca, dopiero profesor z Halle,  
Fryderyk August Wolf wydaną w 1795 roku ksiąŜką Prolegomena ad Homerum  
(Wprowadzenie do Homera). Próbował on w niej dowieść sprzeczności zauwaŜonych  
juŜ przez dawnych gramatyków, a takŜe braków kompozycyjnych, stawiając tezę, Ŝe  
obie wielkie epopeje, Iliada i Odyseja, nie są dziełem jednego poety, ale wielu  
ś

piewaków; Ŝe stare pieśni dopiero w kilka stuleci po ich utworzeniu, głównie za  

czasów Pizystrata, złoŜyli w całość kompilatorzy niewysokiego lotu. Teorię Wolfa  
rozszerzył i pogłębił Lachimann w 1832 r. w swych RozwaŜaniach o Homerze, z  
których, na podstawie licznych sprzeczności, wyodrębnił z Iliady samodzielne,  
starsze pieśni. 
Przeciw teorii Wolfa występowali tak zwani unita-ryści, ni. in. równieŜ Fryderyk  

background image

Schiller i Voss, tłumacz Homera, ukazując potęgę artyzmu epopei i jedność  
kompozycji, świadczącą o geniuszu twórcy. Odrzucali teŜ jako barbarzyńską myśl o  
Homerze łatanym z róŜnych ballad. Ten spór filologów, trwający juŜ przeszło 180  
lat, był o tyle poŜyteczny, Ŝe zapłodnił równieŜ inne dziedziny wiedzy.  
Rozpoczęto badania pieśni i epopei ludowych innych narodów (por. 
52 
53 
Kalewala), a takŜe badania genezy i rozwoju podań. Niezmiernie szerokie są dziś  
studia kultury homerowej. Od czasu, kiedy Schliemann odkopał Troję i Mykeny,  
dowodząc, Ŝe Homer nie fantazjował, wykopaliska na Krecie i wielu innych  
miejscach wymienianych przez Homera przekonały uczonych, Ŝe świat Homera nie  
jest wprawdzie identyczny z tą wspaniałą kulturą, ale Ŝe w poematach jego  
odczytać przecieŜ moŜna dobrą znajomość tego okresu, który skończył się  
gwałtownie (trzęsieniem ziemi?) około r. 1250 pne. 
Językoznawcy zagłębiali się w analizie jońsko-eól-sikiego dialektu Homera. W tej  
dziedzinie studiów byliśmy niedawno świadkami sensacji, wynikającej z uŜycia  
komputera do badań nad kwestią homerową. Pastor Morton oświadczył na kongresie  
Międzynarodowej Federacji Przetwarzania Informacji w Edynburgu, Ŝe dokonana  
iprzez komputer analiza ćwierci miliona słów z Homera wykazała, Ŝe są one  
dziełem jednego autora. Morton pracował nad tą analizą przez rok w Cambridge z  
Johnem Chadwickiem. Wzięli oni pierwsze trzysta wyrazów 15 księgi Odysei,  
uchodzące za jak najaUtentyczniejsze homerow-skie i porównali je z wątpliwymi  
Ustępami innych ksiąg. Analizując długość zdań i ich budowę, komputer wykazał  
niezwykłą jednorodność całego dzieła Homera. Udział kilku autorów byłby tu  
statystycznie wykluczony. 
Badania wykazały, iŜ Homer, uŜywając wiele -materiału tradycyjnego i  
mitologicznego, nigdy nie cytował go w stanie surowym, ale zawsze oddawał go  
własnymi słowami. Dla sprawdzenia, Ŝe ta spójność stylu nie była narzucona przez  
samą formę heksame-tru, porównano równieŜ próby dzieł Hezjoda i Arato-sa z Soloj.  
Komputer natychmiast wykazał odmienność ich budowy. Zdaje się jednak, Ŝe wyniki  
'te naleŜy jednak tymczasem przyjąć z odrobiną sceptycyzmu, przynajmniej do  
czasu, kiedy wypowiedzą się obszerniej na ten temat uczeni pluraliści, którzy  
zapewne nie poddadzą się tak łatwo. 
34 
Jedna jaskółka nie czyni wiosny 
Jest to przysłowie staroŜytne, które spotykamy na przykład w komediach  
Arystofanesa Rycerze i Ptaki, pochodzących z lat 424 i 414 przed naszą erą, albo  
w Etyce Nikomachejskiej Arystotelesa, powstałej przeszło sto lat później.  
Przysłowie to pochodzi, jak tyle innych, od jednej z bajek Ezopa, noszącej tytuł  
Roz-rzutnik i jaskółka. Kilka ładnych dni zimowych wywabiło jaskółkę z ukrycia.  
Młody utraejusz, widząc ją, pospiesznie sprzedaje swój płaszcz, a pieniądze za  
niego otrzymane trwoni na hulanki. Ale mrozy wracają, a on się przekonuje, ku  
swej zgryzocie, Ŝe jedna jaskółka nie czyni wiosny. Przysłowie to znajdujemy  
takŜe w łacinie (una hirunda non facit ver) i we wszystkich niemal językach  
europejskich. 
Tak bardzo rozpowszechnione przysłowie musiało oczywiście obrosnąć róŜnymi,  
często facecyjnymi wariantami. Na przykład: „Jedna randka nie czyni małŜeństwa".  
„Jeden kwiat nie czyni wieńca". „Jedna słonka nie czyni zimy". „Jeden język, nie  
stworzy pogłoski". „Jedna gęś nie czyni stada". Portugalczycy powiadają takŜe:  
„Jedno ziarno nie zapełni worka". Włosi mówią: „Jeden diabeł nie czyni piekła".  

background image

Chińczycy mają wiele odmian, zapewne całkiem niezaleŜnych od Ezopa, jak: „Jeden  
aktor nie czyni sztuki", „Jeden bambus nie starczy na Ŝywopłot" itd. 
Inna jeszcze bajka Ezopa, O ptakach i jaskółce, stanowi genezę innego znów  
przysłowia: „Będą z tego nici", co dziś znaczy: „Nic z 'tego nie będzie".  
PrzełoŜył ją Biernat z Lublina. Mówi ona o chłopie, który „był lnu nasiał, iŜby  
z niego przędziwo miał". Ptaki potraktowały to obojętnie, z wyjątkiem jaskółki,  
która w lot pojęła, Ŝe „z tegociem się nici rodzą", ale na jej ostrzeŜenia  
machano tylko z lekcewaŜeniem skrzy- 
55 
dłami. Wtedy jaskółka zawarła z człowiekiem sojusz i zbudowała gniazdo pod jego  
okapem. Inne ptaki, mądre po szkodzie „tedy się dopiero kajali, iŜe ja- 
skółczynej rady nie słuchali". 
Tu warto dodać, Ŝe kiedyś powszechnie sądzono, zarówno wśród ludu, jak i warstw  
wykształconych, Ŝe jaskółki nie odlatują na zimę do ciepłych krajów, ale zimują  
w wodzie i zanurzają się w jeziora albo bagna, lub sczepiWszy się nóŜkami  
przebywają w rzekach i stawach, a na wiosnę znowu oŜywają i wyfruwają na  
powietrze. Niektórzy tylko autorzy wyraŜali wątpliwości, jako Ŝe nigdy nie  
widzieli jaskółek zimujących pod wodą, ale przeciw temu powoływano się na  
powszechne wierzenie, no i oczywiście na nielicznych świadków (czy kiedy na  
jakąś okoliczność zabrakło wiarygodnych świadków? PrzecieŜ tysiące przysięgają,  
Ŝ

e widziały latające talerze, a nawet rozmawiały z gośćmi z Kosmosu!). Gabriel  

Rzęczyński, jezuita-przyrodnik z XVII w., autor Historii naturalnej Królestwa  
Polskiego, przez długi czas jedynego naszego podręcznika przyrody, powołuje się  
m. in. na rybaka Mroza z Grudziądza, który wyłowił z wody łańcuch stu  
sześćdziesięciu sprzęgniętych z sobą jaskółek, i na innych, którzy widywali  
jaskółki pod lodem. UwaŜano teŜ, Ŝe gniazdo jaskółcze przynosi szczęście domowi,  
ubezpiecza w pewnej mierze od poŜaru i ułatwia córce gospodarzy znalezienie męŜa. 
56 
Kalewala 
Kalewala, fińska epopeja narodowa, wydana i u nas parę razy po wojnie, nie jest  
epopeją w normalnym znaczeniu tego słowa. UłoŜył ją w połowie XIX wieku poeta i  
uczony fiński, Eliasz Lonnirot. 
Był to badacz folkloru, który zajął się zbieraniem starej poezji fińskiej, a  
zwłaszcza pieśni epickich. W podróŜach swoich zebrał olbrzymią ilość materiału,  
zwłaszcza w Karelii. Były to jednak przewaŜnie krótkie pieśni, które wykonawcy  
ludowi pamiętali tylko fragmentarycznie. Zainteresowały one jednak Lon-nrota  
bardzo, dostrzegł on pewną więź treściową łączącą owe urywki, w których  
występowały te same postacie: synowie 'mitycznego Kalewy — pieśniarz i mag  
Wainaimoinen, kowal Ilmarinen, uwodziciel Lemminkainen i inni. Ldnnrot doszedł  
wreszcie do (Przekonania, Ŝe poematy, które notował, były w istocie szczątkami  
jednej wielkiej epopei. Przejąwszy się tą myślą, nie mógł się juŜ jej więcej  
pozbyć i zapłonął chęcią zwrócenia swemu narodowi tego zagubionego eposu. 
W 1835 roku przedstawił publiczności fińskiej poemat złoŜony z 32 pieśni,  
obejmujący przeszło 12 000 wierszy. W czternaście lat później poemat rozrósł się  
niemal w dwójnasób, był zatem znacznie dłuŜszy od Iliady. Lonnrot był zbyt  
sumiennym uczonym na to, aby zacierać wiszelkie ślady swej własnej pracy. Podał  
nawet w suplementach przykłady zanotowanych tekstów, a takŜe zebrał starannie  
cały materiał, znajdujący się obecnie w Archiwum Folkloru w Helsinkach. MoŜna  
więc przyjrzeć się dokładnie metodzie jego pracy. Podstawą jej są duŜe fragmenty  
prawdziwej poezji ludowej. Próbował jednak łączyć oddzielne pieśni w  

background image

konsekwentną całość, wypełniając luki innymi urywkami. Nieraz teŜ musiał dodać i  
własny ustęp łączący. Jednak zaŜyłość Lonnrota z tymi 
57 
pieśniami stała się juŜ tak intymna, Ŝe jego własne wtręty nie tracą przez  
porównanie z autentyczną resztą. 
Kalewala wzbudziła niesłychany entuzjazm. Trzeba bowiem brać takŜe pod uwagę  
czas jej ukazania się. 
W 1809 roku Finlandię, naleŜącą dotąd do korony szwedzkiej, odstąpiono na mocy  
traktatu w Fredriks-haimn Rosji. Udzieliwszy Finlandii z początku pewnych  
pozorów suwerenności, rząd carski przystąpił wkrótce do bezwzględnej rusyfikacji  
kraju. Kalewala wydała się wtedy światłem w ciemnościach, symbolem duchowej  
niezaleŜności i geniuszu narodowego Finów. Prawdziwa stara literatura nie mogła  
się tam rozwinąć, bo wyŜsze warstwy społeczne mówiły, a z pewnością juŜ pisały,  
po szwedzku. Byt literacki narodu rozpoczyna się jednak niekiedy od epopei  
heroicznej. I tu objawiła się ona jak zapowiedź lepszej przyszłości. W ten  
sposób dzieło Lonnrota stało się zjawiskiem o dalekosięŜnym znaczeniu dla narodu  
fińskiego. 
Pozostało jednak waŜne pytanie: czy pieśni Kaie-wali są naprawdę fragmentami  
jednej epopei? Postawiłoby to fińską tradycję literacką w rzędzie  
najczcigodniejszych, bo nawet Grecy nie stworzyli tak potęŜnego dzieła. A moŜe  
plan kompozycyjny Kale wali był wynalazkiem Lonnrota? Dyskusje, jakie toczyły  
się na ten temat, spiętrzyły nową falę poszukiwań materiałów dowodowych. MoŜe  
juŜ było za późno i nic prócz skorup nie pozostało z dawno potłuczonej Wazy?  
Rezultatem tej pasji kolekcjonerskiej, tym razem zbiorowej, pozostał materiał  
arćhwialny folkloru o objętości, jaką Ŝaden inny naród pochwalić się nie moŜe. 
Publikacja zbioru, zakończona po wojnie, obejmuje trzydzieści trzy tomy in  
ą

uarto: trzydzieści pięć tysięcy pieśni zawierających 'milion dwieście  

siedemdziesiąt tysięcy wierszy. 
53 
Klimat 
Kiedy się 'mówi o pogodzie, albo pisze się o niej w gazecie, przejdę wszystkim  
zwraca się uwagę na temperaturę: „jest gorąco albo zimno", następnie „jest  
wilgotno albo sucho", a wreszcie „jest wietrznie albo cicho". W zaleŜności od  
części świata mówi się równieŜ o „piekielnym Ŝarze słonecznym" albo „o pięknej  
słonecznej pogodzie". Składnikami pogody są więc: równowaga cieplna, temperatura  
powietrza, promieniowanie słoneczne, wilgotność i ruchy atmosfery.  
Najpospolitszym probierzem jest ??????? temperatury powietrza w cieniu; nie  
sposób jednak scharakteryzować klimatu za pomocą tego jednego kryterium. W  
wilgotnej Kalkucie moŜe być znacznie trudniej wytrzymać niŜ w Kairze, choć w  
Kairze temperatura moŜe być o wiele stopni wyŜsza. 
Klimat umiarkowany, stwarzający dobre samopoczucie, nie wymaga prawie definicji;  
jest to stan termicznie neutralny, na który nie ma powodu narzekać, którego się  
na ogół nie zauwaŜa. Ale ludzie nie są jednakowi: kiedy jednemu jest w sam raz,  
drugiemu jest za chłodno, a trzeciemu za ciepło. Co gorsza, ten sam człowiek  
moŜe czuć się jednego dnia lepiej, a drugiego gorzej w identycznych warunkach.  
Odgrywa tu rolę takŜe wiek i płeć. Temperaturę odczuwamy głównie naskórkiem. Nie  
rozporządzamy jednak jakąś precyzyjną skalą wraŜeń, nie mówimy na przykład:  
„temperatura mojej skóry wynosi 34°C", moŜemy co najwyŜej określić, Ŝe nam jest  
zimno, chłodno, ciepło czy gorąco. Potrafimy jednak ze znaczną dokładnością  
rozróŜnić dwie określone temperatury. Zanurzywszy kolejno dłoń w dwóch miskach z  

background image

wodą, bez wahania powiemy, która z nich jest cieplejsza. Osąd nasz jest  
najdokładniejszy w okolicach 34°C, a w miarę, jak temperatura rośnie lub spada,  
zmniejsza się nasza wraŜliwość. Skóra pal- 
59 
ców jest znacznie wraŜliwsza niŜ skóra pleców. Wodę zbyt gorącą, aby zanurzyć w  
niej palce, moŜemy bez-* karnie pić. Wniosek stąd prosty, Ŝe wraŜenia cieplne  
nie są absolutne, ale względne. Dłonie zanurzone jednocześnie w letnią wodę  
odczują jej temperaturę całkiem róŜnie, jeśli właśnie wracamy ze spaceru po  
mrozie, na który zabraliśmy tylko jedną rękawiczkę. 
RóŜne obszary ciała mają jednak bardzo róŜne przedstawicielstwa w mózgu.  
Ciepłota rąk i twarzy daje silniejsze efekty niŜ ciepłota korpusu. Nie znaczy to  
jednak, Ŝe czujemy się dobrze, gdy dłonie nas palą, a stopy marzną. Tak  
konfliktowe wraŜenia sprawiają dotkliwą przykrość. Nie mamy specjalnego zmysłu,  
który by mierzył stopień wilgotności. W bardzo suchym powietrzu odczuwamy  
nieprzyjemne uczucia w ustach i w nosie, w miarę jak błona śluzowa staje się  
coraz mniej wilgotna. Nie odczuwamy teŜ bezpośrednio wysokiego stopnia  
wilgotności powietrza, ale dokucza nam gromadzenie się potu na powierzchni skóry.  
Nie mamy teŜ zakończeń nerwów czuciowych wraŜliwych specjalnie na promieniowanie  
cieplne; wraŜenie to powstaje dopiero gdy naskórek się nagrzewa. Nie mamy  
(równieŜ, ku naszej szkodzie, końcówek czułych na promienie nadfiołkowe  
wytwarzające w organizmie witaminę D, tworzące pigment, opaleniznę, a w  
nadmiarze — oparzenia i pęcherze. Brak urządzenia alarmowego sprawia, Ŝe 
60 
co lato tysiące ludzi cierpi od skutków nieumiarko-wanego wystawiania się na  
promienie słoneczne. 
Biorąc najogólniej, dobre samopoczucie odczuwa się przy temperaturze od 15 do 20  
stopni przy ruchu powietrza o prędkości około 25 cm na sekundę, pnzy wilgotności  
względnej od 50 do 70 procent. Te liczby odnoszą się m. in. takŜe do naszych  
przyzwyczajeń. Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych .czują się na ogół lepiej w  
temperaturze nieco wyŜszej, w granicach od 18 do 23 stopni. RóŜnice te tłumaczą  
się zapewne stosowaniem w Ameryce lŜejszych materiałów odzieŜowych i  
przyzwyczajeniem do wyŜszej niŜ w Europie temperatury mieszkań. 
Kiedy przybysz z klimatu umiarkowanego rozpoczyna po raz pierwszy pracę w  
tropikach, upał wpływa fatalnie na jego samopoczucie, na jakość i efektywność  
pracy. Sypia źle, jego skóra pokrywa się czerwonymi plamami. Ale juŜ po kilku  
tygodniach przykrości te zmniejszają się lub mijają. Następuje aklimatyzacja.  
Proces ten ma w pewnej części charakter psychologiczny i obyczajowy: człowiek  
musi się nauczyć właściwych sposobów ubierania się, odŜywiania i zachowania w  
poszczególnych porach dnia i roku. Badania przeprowadzone z tysiącami ludzi  
dowiodły, Ŝe mogą się oni przystosować do gorącego klimatu, choćby Ŝyli od wielu  
pokoleń za kołem biegunowym. Jest niezmiernie trudno znaleźć jakieś róŜnice w  
moŜliwościach adaptowania się do gorąca między ludźmi z róŜnych krańców świata. 
Włochy 
Po łacinie, po włosku, po rosyjsku —- Italia, po niemiecku — Italien, po  
angielsku — Italy, po francusku — Italie, a po polsku — Włochy! Skąd Włochy?  
Dlaczego Włochy? 
ei 
Włochami, Wołochami, włoszczyzną i Wołoszczyzną oznaczali Słowianie ludzi,  
ziemie i przedmioty ludów romańskich, a więc zarówno italskich, jak rumuńskich.  
Jest to nazwa wzięta z dawnego niemieckiego Wdlh, oznaczającego Francuza, Włocha,  

background image

Hiszpana, Portugalczyka lub Rumuna. W dzisiejszej niemczyź-nie istnieje pochodna  
tego wyrazu, mianowicie przymiotnik welsch, tzn. „romański, francuski lub  
włoski". Nazwa ta pochodzi ostatecznie od łacińskiego miana celtyckiego  
plemienia Volcae, którą germańscy sąsiedzi ochrzcili wszystkich Celtów, a z  
czasem i późniejszych mieszkańców Galii. 
Opera 
Miejsce — Włochy. Okres — koniec XVI wieku. Były to czasy we Włoszech bardzo  
muzykalne, we, wszystkich warstwach społeczeństwa śpiewano i grano na  
instrumentach. KaŜdy dwór ksiąŜęcy szczycił się własnym chórem, którym dyrygował  
maestro di cappella. W Ferrarze słynny damski kwartet wyciskał z Torkwata Tassa  
łzy i rymy. Madrygały miłosne splatały i rozplatały swoje polifoniczne skargi,  
czyniąc z adoracji niezamęŜnych jeszcze niewiast sprawę niemal religijną. Msze,  
nieszpory, motety i hymny płynęły z tysięcy organów; chóry wykastrowanych  
chłopców zaczęły około roku 1600 budzić dreszcz podziwu naboŜnych słuchaczy.  
Mniszki i zakonnicy doskonalili się w śpiewach chóralnych, mogących nawet z  
piersi człowieka dzikiego wykrzesać iskrę zapału religijnego. Kolejno Andrea  
Gabrieli, Claudio Merulo i Giovanni Gabrieli ściągali tysiące słuchaczy do  
bazyliki św. Marka w Wenecji na popisy organów, orkiestr i chórów. Kiedy Girola- 
mo Frescobaldi grał na organach u św. Piotra w Rzymie, ponad trzydzieści tysięcy  
tłoczyło się w katedrze i na placu. Jego róŜnorodne kompozycje, pełne śmia- 
62 
łych eksperymentów, wpłynęły na Scarlattiego i przygotowywały polifonię  
instrumentalną Bacha. 
Instrumenty muzyczne były niemal tak róŜnorodne jak dziś. W połowie XVI wieku  
skrzypce, wynik ewolucji lutni, zaczęły zastępować violę. Pierwsi wielcy  
lutniści, Gasparo de Salo i jego uczeń Giovan-ni Maggini pracowali juŜ w Brescii;  
od nich nauczył się budowania skrzypiec Andrea Amati, który przeniósł się do  
Kremony, gdzie synowie jego przekazali kunszt lutniczy takim późniejszym  
mistrzom, jak Guarneri i Stradivari. Innowacja ta natrafiła na sprzeciw  
zwolenników miększych i delikatniejszych tonów violi; przez całe stulecie, viole,  
lutnie i skrzypce rywalizowały z sobą. Ale kiedy Amati znalazł sposób  
złagodzenia ostrości dźwięku skrzypiec, nowy instrument zyskał pierwszeństwo, do  
czego przyczyniła się takŜe rosnąca popularność głosów sopranowych w wokalistyce. 
Utwory muzyczne pisano ciągle jeszcze głównie na głos ludzki, mniej na  
instrumenty. W lutym 1600 Emilio de'Cavalieri przedstawił w oratorium (tj.  
prywatnej kaplicy) u św. Filipa Neri w Rzymie, półdra-matyczną alegorię z  
symboliczną tylko akcją, ale z orkiestrą, tańcami, chórem i solistami. Tak  
powstało 
~T0         I 
63 
pierwsze oratorium. RównieŜ wiele innych dróg rozwoju muzycznego prowadziło ku  
powstaniu opery. Niektóre średniowieczne widowiska święte, sacre representazioni,  
wzbogacały akcję muzyką i pieśnią. Na późnośredniowiecznych dworach słyszano juŜ  
recytatywa z towarzyszeniem muzyki. Na dworze mantuańskim w 1472 roku Angelo  
Poliziano złączył muzykę z dramatem w swojej krótkiej Bajce o Orfeuszu (Favola  
di Orfeo). Popularne na dworach XVI wieku pantomimy stały równieŜ u kolebki  
opery. Prawdopodobnie balet, wystawne dekoracje i wymyślne kostiumy współczesnej  
opery pochodzą w prostej linii od tańców i wspaniałych strojów górujących nad  
akcją w renesansowej pantomimie. 
Pod koniec XVI wieku grupa entuzjastów muzycznych i literackich, zbierających  

background image

się w domu Giovan-niego Bardi we Florencji, dyskutowała o potrzebie odrodzenia  
greckiego dramatu muzycznego (uczeni Renesansu wskazywali bowiem, Ŝe pewne  
części tragedii greckich musiały być śpiewane albo recytowane z akompaniamentem  
muzycznym) przez oswobodzenie śpiewu od cięŜaru wielogłosowości i  
staroświeckiego języka madrygałów, i przywrócenie tego, co uwaŜano za monodyczny  
styl tragedii antycznej. Jeden z tej grupy, Vincenzo Galilei, ojciec astronoma,  
skomponował jednogłosową muzykę do fragmentów Piekła Dantego. Dwaj inni, poeta  
Ottavio Ri-nuccini i śpiewak Jacopo Peri, napisali muzykę i libretto utworu pod  
tytułem Dafne, który moŜna by nazwać pierwszą operą. Wykonano go w domu Jacopo  
Corsiego w 1597 roku. Spektakl był tak gorąco przyjęty, Ŝe Rinuccini otrzymał  
zamówienie na tekst, a Peri i Giulio Caccini na muzykę do znacznie większego  
utworu na cześć zaślubin Henryka IV i Marii Medycejskiej we Florencji 6  
października 1600. Owa Eurydyka, którą wtedy wykonano, jest najstarszą zachowaną  
operą. Peri usprawiedliwiał się z braków tej pospiesznej pracy, wyraŜając  
jednocześnie nadzieję, „Ŝe otworzy ona drogę innym talentom, aby 
64 
poszły moimi śladami ku chwale, jakiej mnie nie dane było osiągnąć". 
Osiągnął tę chwałę jeden z najznakomitszych twórców w historii muzyki, Claudio  
Monteverdi z Kremony. W 1589, mając dwadzieścia dwa lata, był juŜ nadwornym  
skrzypkiem księcia Mantui, a w trzynaście lat później został maestro di cappella.  
Jego pięć zbiorów madrygałów krytycy zgodnie oskarŜyli o dysonanse, wyuzdane  
modulacje, nielegalne sekwencje harmoniczne i łamanie zasad kontrapunktu. Pisano  
o Monteverdim, Ŝe „ogromną uciechę sprawia mu jak największe zakłócanie dźwięków  
przez zestawianie obcych sobie pierwiastków i przez tworzenie kakofonii".  
Zwracając się ku nowej formie, jaką posłyszał we Florencji, Monteverdi wystawia  
w Mantui swoją pierwszą operę Orfeusz, powiększając orkiestrę do 36 instrumentów.  
Jego druga opera, Arianna, z 1608, jest znacznie bardziej dramatyczna. Całe  
Włochy zaczęły śpiewać arię porzuconej Arian-ny Lasciate mi morire (Dajcie mi  
umrzeć). 
Rozszerzeniem i reorganizacją orkiestry, sygnalizacją kaŜdej postaci specjalnym  
Iejtmotywem muzycznym, uwerturami poprzedzającymi jego opery, udoskonaleniem  
recitativów i arii, ścisłym łączeniem muzyki z dramatem Monteverdi pchnął operę  
na drogę dalszego rozwoju w stopniu podobnym, w jaki współczesny mu Szekspir  
uczynił to z teatrem. W 1637 Wenecja otworzyła podwoje pierwszego na świecie  
publicznego budynku operowego, Teatro di San Cassiano. 
Ś

piew słowika 

Była to od wieków dziedzina poetów. Na mój gust najpiękniej tłumaczyła w poezji  
polskiej śpiew słowika Maria Jasnorzewska-Pawlikowśka, ukazując w 
* — Dr ligi kot w worku 
?5 
wierszu Śpiew słowika tę tak dla niego charakterystyczną kolejność kompletnie  
róŜnych od siebie fraz. Pisze ona:                                        ? • 
„Słowik skryty w drzew obłokach, wykwita pytaniem. I pyta się srebrno-szklanie,  
nutą słodką, śmigłą, Co łagodnie w niebo wnika kryształową igłą... I jeszcze się  
pyta szklanie, cicho i nieśmiało, A dźwięk spada srebrną, słabo wypuszczoną  
strzałą... I znowu się pyta .jasno, a ostatnie słowo Zatrzymuje się na niebie  
ś

wiecąc diamentowo... I znów się raz jeszcze pyta, a wyniosłość dźwięku Jest jak  

sztylet samobójczy, podniesiony w ręku... I znów pyta się upancie, wstrzymuje  
łzy ptasie, Kryje oczy migłą zasnute w siwych piór atłasie..." 
Julian Tuwim zadowalał się tylko naśladowaniem słowika, pisząc: „W białodrzewiu  

background image

ć

wirnie i srebliście słodzik słowi słowińsieńkie ciewy". Wracając do zwykłej  

prozy, stwierdzić trzeba, Ŝe dopiero Howard, badacz obyczajów zwierząt, wraz ze  
swymi współpracownikami zbadał, co oznacza śpiew słowika. Człowiek jest miarą  
wszechrzeczy. Jest to prawda, ale tylko dla ludzi. Dla słowików natomiast miarą  
słowiczego świata są słowiki, tak jak dla tygrysów — tygrysy. To, Ŝe etolodzy  
umieli do tej prawdy dotrzeć, jest jednym z waŜnych triumfów metody naukowej. 
Gdy więc samczyk słowika śpiewa, nie czyni tego ani w przystępie smutku, ani  
namiętności, ani ekstazy, ale najzwyczajniej po to, aby obwieścić innym  
samczykom, Ŝe wytyczył sobie teren działalności i gotów jest bronić go przed  
kaŜdym słowiczym ??-? truzem. 
Ale kiedy pisklęta się wylęgną, a lokalny patriotyzm gniazdowy utraci swój sens,  
czyli właśnie mniej więcej na Św. Wit, w gruczołach słowika zachodzą odpowiednie  
zmiany kładące kres działalności wokalnej. Odwieczny ból i namiętność,  
kryształowe tony i ekstatyczne zachwyty, wszystko to pokrywa się milczeniem,  
przerywanym niekiedy tylko przez ochrypłe kraknięcie. 
66 
Poliańcy i giaurzy 
Przez pięć wieków, od roku 700 do 1200, islam przewodził światu pod względem  
potęgi, ładu i zakresu rządów, wytworności obyczaju, poziomu Ŝycia,  
humanitarnego prawodawstwa i tolerancji religijnej, w literaturze, naukach  
ś

cisłych, medycynie i filozofii. W architekturze dopiero XII wiek oddać musiał  

palmę pierwszeństwa katedrom Europy. Sztuka muzułmańska wyczerpywała się w  
dekoracyjności, cierpiąc na skutek wąskiej skali tematu i monotonii stylu. Ale w  
narzuconych sobie granicach sztuka islamu była nieprześcigniona. Kultura i  
sztuka docierały tam szerzej niŜ w chrześcijaństwie: królowie byli kaligrafami,  
a kupcy, jak i lekarze, mogli być filozofami. 
W ciągu tego okresu chrześcijaństwo przewyŜszało, być moŜe, islam pod względem  
moralności seksualnej. Monogamia chrześcijan, choć łamana w praktyce,  
ograniczała jednak moŜliwości, podnosząc przy tym z wolna pozycję kobiety,  
podczas gdy islam zakrył jej oblicze zasłoną i woalem. Muzułmanie byli chyba  
lepszymi dŜentelmenami od chrześcijan: częściej dotrzymywali słowa, okazywali  
więcej miłosierdzia zwycięŜonym. Gdy prawo chrześcijańskie stosowało jeszcze  
ordalia czyli sądy boŜe, rozstrzygające sprawy przez próby wody, ognia lub  
pojedynki sądowe, prawo islamu rozwijało juŜ orzecznictwo sądowe i oświecony  
wymiar sprawiedliwości. Religia islamu, choć mniej oryginalna od hebrajskiej,  
mniej rozległa w eklektyzmie niŜ chrześcijaństwo, była w swej wierze i rytuale  
prostsza i czystsza, nie tak dramatyczna i barwna jak chrześcijaństwo, a takŜe  
czyniąca mniej ustępstw naturalnemu panteizmowi człowieka. Przypominała raczej  
protestantyzm w swej wzgardzie dla pomocy, jakich śródziemnomorska religia  
udziela wyobraźni i zmysłom; ugięła się jednak przed popularnym   sensualizmem w  
obrazie 
67 
raju wiernych. Uchroniwszy się niemal w zupełności przed klerykalizmem, islam  
popadł jednak w wąską i otępiającą ortodoksję wtedy właśnie, kiedy  
chrześcijaństwo wchodziło w najbogatszy okres filozofii katolickiej. 
Wpływ chrześcijaństwa na islam ograniczył się niemal wyłącznie do religii i  
wojny. Skutkiem tego oddziaływania był prawdopodobnie zarówno mistycyzm, jak i  
kult świętych, a takŜe klasztory islamu. Natomiast wpływ islamu na  
chrześcijaństwo był ogromny i urozmaicony. Od muzułmanów Europa otrzymywała  
pokarmy, napoje, leki, narkotyki, zbroje, broń, heraldykę, motywy i gusta  

background image

artystyczne, artykuły i technikę przemysłu i haadlu, sygnalizację morską i  
obyczaje Ŝeglarskie, a często i. słowa na oznaczenie tych rzeczy i spraw, takie  
jak: syrop, szerbet, eliksir, arabeski, materac, sofa, muślin, satyna, bazar,  
karawana, czek, taryfa, magazyn, admirał. Gra w szachy przyszła z Indii do  
Europy za pośrednictwem islamu, przejmując po drodze perskie wyrazy szach i mat. 
Poezja i muzyka trubadurów przywędrowała z mauretańskiej Hiszpanii do Prowansji  
i z muzułmańskiej Sycylii do Włoch. Arabskie opisy nieba i piekła przyczyniły  
się prawdopodobnie do powstania Boskiej Komedii Dantego. Hinduskie bajki i cyfry  
przyszły do Europy w arabskim kształcie lub przebraniu. Wiedza islamu  
przechowała i rozwinęła grecką matematykę, chemię, astronomię i medycynę, a  
potem przekazała Europie dziedzictwo antycznej Grecji, znacznie wzbogacone.  
Arabskie terminy naukowe, takie jak algebra, zero, cyfra, azymut, alem-bik,  
zenit, tkwią ciągle w naszej mowie. Medycyna muzułmańska przewodziła światu  
przez dobre pół tysiąca lat. 
Sklepienie Ŝebrowe jest starsze w architekturze islamu niŜ Europy, choć nie  
umiemy wskazać drogi, jaką dostało się do sztuki gotyckiej. Wenecjanie pracujący  
w szkle i Ŝelazie, włoscy introligatorzy, hisz- 
?? 
pańscy płatnerze uczyli się swych kunsztów u muzułmańskich rzemieślników, a  
niemal wszędzie w Europie tkacze sięgali do krajów islamu po wzory. Nawet na  
ogrodach znać wpływy perskie. 
Wpływy te szły róŜnymi drogami. Przez handel i przez wyprawy krzyŜowe; przez  
tysiące przekładów z arabskiego na łacinę; przez odwiedziny w mauretańskiej  
Hiszpanii takich uczonych, jak matematyk 


^W^ 7^//r^w// 
Gerbert (późniejszy papieŜ Sylwester II), uczony Michał Skot, filozof i  
podróŜnik Adelard z Bath; takŜe przez wysyłanie młodzieŜy chrześcijańskiej z  
Hiszpanii na dwory muzułmańskie dla otrzymania rycerskiej edukacji; przez  
codzienne kontakty chrześcijan i muzułmanów w Syrii, Egipcie, Hiszpanii i na  
Sycylii. KaŜde posunięcie się naprzód chrześcijaństwa w Hiszpanii przynosiło mu  
nową falę literatury, nauki, filozofii i sztuki islamu. I tak na przykład  
zdobycie Toleda w 1085 niezmiernie rozszerzyło horyzonty europejskiej astronomii  
i oŜywiło doktrynę o sferycznym kształcie Ziemi. 
Za tymi wszystkimi kontaktami tliła się nienawiść religijna. A w owych czasach  
nic, prócz chleba, nie było ludziom tak niezbędne jak religia. PodwaŜenie jej  
odbierało człowiekowi ostatnią nadzieję. Przez trzy wieki chrześcijaństwo  
obserwowało, jak islam pochłania jeden chrześcijański kraj za drugim. Wreszcie  
doszło do konfliktu, obie cywilizacje starły 
6,9 
się w krucjatach, w których najlepsi po obu stronach stracili Ŝycie. Zachód  
wyszedł z krucjat zwycięŜony, ale cenę za to późne zwycięstwo zapłacił  
wykrwawiony islam. Niszczony przez Mongołów popadł w biedę i obskurantyzm.  
Pobity Zachód, ucząc się chciwie od nieprzyjaciela, wypływać zaczął na szerokie  
morza wiedzy, przedsiębiorczości, nowych technik, rozwoju sztuki i literatury,  
druku, papieru, broni palnej i Ŝeglarstwa, sterując ku epoce Odrodzenia. 
Wielbłąd 
Korzyści, jakie daje człowiekowi wielbłąd są wielkie i róŜnorodne, zwłaszcza na  
pustyni. Samica dwu-garbnego    wielbłąda    (baktriana),    zamieszkującego  

background image

pustynie Azji Środkowej i Kazachstanu, daje dziennie   pięć   do   ośmiu    
litrów  mleka,   a   jednogarbna wielbłądzica,   mieszkanka pustyń Afryki i Azji  
południowej i środkowej, daje po dwanaście, a nawet piętnaście litrów dziennie w  
ciągu półtora roku bez przerwy. Dorosły baktrian dostarcza rocznie do 12 kg  
cieniutkiej,   długiej   i   puszystej   wełny,   z   której wyrabia się  
doskonałe tkaniny. Kiedy człowiek ma wielbłądy,  moŜe  w kaŜdej  chwili   
porzucić  zuŜyte pastwiska i przenieść się z całym dobytkiem choćby na odległość  
tysiąca kilometrów. Zapas tłuszczu pozwala wielbłądowi znieść nawet dłuŜszy brak  
pokarmu. Niegroźne są dla niego trzy- albo czterodniowe marsze bez wody. W  
okolicach, gdzie moŜna znaleźć tylko  słoną   wodę,   wielbłąd   czuje   się     
doskonale, a mleko wielbłądzie, dodane do słonej wody, czyni ją całkiem zdatną  
do picia.   Jako wytrzymałe   zwierzę juczne moŜe on na swym grzbiecie  
dostarczyć słodkiej wody lub opału do aułu pozbawionego tych dobrodziejstw. 
70 
Gdy wielbłąd się zestarzeje, idzie na rzeź. Hodowca uzyskuje wtedy do ćwierci  
tony mięsa i do 120 kg tłuszczu. Ze skóry wielbłąda wyrabia się trwałe obuwie.  
Tak więc zwierzę to karmi, poi, ubiera człowieka, przewozi jego samego i cały  
jego dobytek przez wszelkie bezdroŜa. Wadą wielbłądów jest zbyt powolne  
rozmnaŜanie się. śyją one trzydzieści, rzadko czterdzieści lat. Pierwsze  
potomstwo wydają w szóstym roku Ŝycia, a dopiero w ósmym nadają się do noszenia  
cięŜarów. 
Europejczykom, którzy sami z dobrodziejstw wielbłądzich nie korzystali, wydawał  
się on juŜ od staroŜytności zwierzęciem niezgrabnym i brzydkim, przeciwnie niŜ  
mieszkańcom pustyń. JuŜ u Ezopa, a więc w połowie VI wieku przed ne., znajdujemy  
bajki, podkreślające tę jego cechę. Bajka pt. WieU błąd opowiada o wielbłądzie,  
który prosił Zeusa o rogi, bo tak wiele ładnych zwierząt je posiada; bóg wszakŜe  
nie tylko odmówił mu rogów, ale jeszcze obciął mu uszy, aby go ukarać. Morał  
jest taki, Ŝe kto Ŝąda za duŜo, moŜe utracić jeszcze tę odrobinę, jaką ma. Inna  
bajka Ezopa, Wielbłąd i małpa, opowiada, jak na wielkim zgromadzeniu zwierząt  
wielbłąd, ujrzawszy jak małpa tańczy, sam puścił się w tany, a czynił to tak  
niezdarnie, Ŝe wyrzucono go z zebrania. 
Niemiecki dramatopisarz Lessing, a za nim nasz wielki poeta Ignacy Krasicki,  
napisali bajkę o koniu, który zuchwale skarŜył się przed Jowiszem na swoje  
upośledzenie. „W czymŜe to — spytał Jowisz — mów, na czym ci zbywa?" „Oto kark  
niezbyt wzniosły, a zbyt gęsta grzywa. Nogi nie dość wysokie, piersi nie dość  
szerokie, kaŜesz nosić człowieka, a siodła nie dałeś". Rozgniewany Jowisz  
postawił przed nim wielbłąda, straszydło odznaczające się poŜądanymi Przez konia  
cechami, z garbami zamiast siodła, wzniosłym karkiem itd. Od tego czasu, gdy  
ujrzy wielbłąda, kaŜdy koń drŜy ze strachu, przynajmniej w świecie bajki. 
Tl 
Anatema 
Jest to wyraz starogrecki oznaczający dar, zwłaszcza zaś ofiarę składaną bóstwu,  
przedmiot ofiarowany na skutek przyrzeczenia albo ślubowania; podobne znaczenie  
mają ofiary wotywne w kościele katolickim. Tu jednak wyraz anatema nabrał  
całkiem innego znaczenia: jest to mianowicie wyrok, odłączający od kościoła  
osobę, na którą został wydany. W wiekach średnich słowo to przejmowało grozą.  
Rzucano klątwy na osoby, na miasta, a nawet całe kraje i nieraz nie tyle z  
powodów religijnych, ile politycznych. Jakkolwiek klątwę mieli prawo rzucać  
tylko papieŜe, synod i biskupi w obrębie swoich diecezji, zdarzało się nierzadko,  
Ŝ

e i proboszcz rzucał ją na parafian w razie niezłoŜenia mu dziesięciny. 

background image

Anatema znaczyła więcej niŜ ekskomunika, która była tylko chwilowym odłączeniem  
od społeczności wiernych. Anatemę wygłaszano zwykle przeciw heretykom,  
atakującym dogmaty i powagę kościoła. Akta soborów zwoływanych w kwestiach wiary  
kończyły się zawsze anatemą przeciw kaŜdemu, kto by nie uznawał postanowionych   
artykułów  albo   pod- 
72 
trzymywał potępione opinie. Ostateczne przepisy dotyczące stosowania anatemy  
ułoŜono w 1031 roku. 
Klątwy rzucano nie tylko na ludzi, ale nawet na zwierzęta, ba, na owady  
przynoszące szkodę. W 1320 w południowej Francji zjawiło się na polach mnóstwo  
chrząszczy majowych. Sprawić musiały niemałe szkody, bo ludność udała się o  
pomoc do biskupa i legata papieskiego. Ci nie odmówili pomocy i wezwali  
szkodniki przed sąd biskupi w Awinionie. Proces odbył się z całym aparatem  
formalnym i bezstronnością. Sąd wyznaczył oskarŜonym obrońcę z urzędu, mającego  
przestrzegać praw przysługujących klientom. Obaj arcykapłani z całą wystawnoś- 
cią owych czasów udali się na zniszczoną przestrzeń gruntu i w imieniu sądu  
duchownego wezwali chrząszcze do stawienia się przed biskupem. W razie  
niestawiennictwa zagrozili klątwą. PoniewaŜ w wyznaczonym dla rozprawy terminie,  
mimo rozwieszenia odpowiednich obwieszczeń, chrząszcze się nie stawiły, obrońca  
wystąpił, powołując się na prawo poszukiwania pokarmu, przysługujące chrząszczom  
tak jak wszystkim stworom boskim, a niestawiennictwo usprawiedliwiał tym, Ŝe nie  
dano im glejtu bezpieczeństwa na drogę do sądu i powrót do domu. Wyrok brzmiał:  
wszystkie chrząszcze powinny się w ciągu trzech dni przesiedlić na wskazane pole  
oznaczone tablicami, gdzie znajdą pod dostatkiem poŜywienia; te, które tego nie  
zrobią, ulegną anatemie. 
W Polsce potęga klątwy była (bardzo wielka. DrŜeli przed nią wszyscy. W XII  
wieku, kiedy wyklęty wchodził do miasta, uderzano w dzwony, dzwoniąc na jeden  
bok tylko. W wiekach XV i XVI duchowieństwo polskie szafowało klątwami hojnie, a  
wykląć mógł juŜ nie tylko proboszcz, ale i klecha. Rzucano zaś anatemę nawet za  
niewielki brak w dziesięcinie, za lada obrazę osobistą. Dlatego powaga klątwy  
osłabła i zdarzało się nawet, Ŝe kmiecie, złapawszy klechę, odbijali mu klątwę  
kijami na grzbiecie. 
Przy rzucaniu klątwy ksiądz w Ŝałobnej szacie, z 
73 
zapaloną świecą, wygłaszał ze stopni ołtarza formułę anatemy: „Aby w domu, na  
ulicy, na roli, jedząc, siedząc, robiąc i chodząc, był przeklęty; aby zdrowego  
członka nie miał od wierzchu głowy aŜ do stopy noŜnej, aby wnętrzności jego  
wypłynęły i robactwo ciało jego toczyło; aby dom jego był spustoszony, a sam  
wymazany został z księgi Ŝywota i z diabłem jeno mieszkał". 
Adamowie 
Niejeden był praojciec Adam, a w innych niŜ biblijna kosmogoniach rodowód  
człowieka nie zawsze jest podobny do opowieści z Genesis. Stworzenie człowieka,  
waŜny epizod wielu, choć bynajmniej nic-wszystkich kosmogonii, odgrywa na  
przykład w mitologii greckiej rolę całkiem podrzędną. We wczesnych mitach  
greckich człowiek jest albo rówieśnikiem bogów, albo został zrodzony z jakichś  
przedmiotów lub z Gai czyli Ziemi. Biblijne sprawozdanie ze stworzenia człowieka  
przedstawia w zasadzie dwie róŜne historie. W jednej, prawdopodobnie późniejszej  
wersji, utworzenie "człowieka z chaosu jest szczytowym punktem procesu  
stworzenia wszechświata. W innej- Bóg stworzył Adama z gliny i tchnął w twarz  
jego oddech Ŝycia; tutaj moment ten nie stanowi Ŝad-dnej kulminacji, przeciwnie,  

background image

odbywa się jeszcze przed stworzeniem świata zwierząt. 
Relacja ta nie idzie za babilońską historią stworzenia, w której człowiek  
powstaje z krwi Kingu, drugiego męŜa bogini Tiamat, ale za wcześniejszą od niej  
historią sumeryjską, w której Ninmah lepi człowieka z gliny wyjętej z przepaści.  
W tymŜe micie sumeryj-skim bóg wód Enki takŜe próbuje stworzyć człowieka, ale  
ten prototyp ma powaŜne mankamenty: nie potrafi siedzieć, ani stać, ani zgiąć  
kolan, nie umie odpowiedzieć na pytania Ninmah, ani teŜ sięgać po chleb.  
Podobnie w świętej księdze Popol Vuh gwate- 
74 
malskich Indian Kicze pierwsi ludzie, ulepieni z mułu rzecznego, nie potrafią  
utrzymać się na nogach i są słabi na umyśle. Zostają więc zniszczeni. Następną z  
kolei rasę ludzi zrobiono z drzewa. Ci znów nie chcieli czcić bogów i myśleli  
tylko o sobie. Świat zbuntował się przeciw nim, uśmierciły ich zwierzęta domowe  
i narzędzia, takie jak garnki, kamienie młyńskie, motyki itp. Dopiero trzecia  
próba udała się całkowicie. Rośliny, kamienie, części Stwórcy, ślina, robaki,  
muszle, drewniane rzeźby, figury rysowane na piasku, pot, popiół — kaŜdy z tych  
materiałów w pewnych mitologiach uwaŜano za surowiec, z którego zrobiony został  
człowiek. 
RóŜne plemiona Indian Czako w Ameryce Południowej uwaŜają, Ŝe ludzi wykopały z  
ziemi psy, wy-czuwszy węchem ich obecność, albo Ŝe ludzie wyszli z   wielkiego   
drzewa,   które   się   rozpękło,   albo,  Ŝe pierwszego człowieka wysiedział  
olbrzymi ptak w jaskini na szczycie góry. Według opowieści słowiańskiej na  
ziarnko piasku, które przylgnęło do paznokcia Boga w chwili, gdy pracował,  
spadła kropla boskiego potu. Ziarnko stało się człowiekiem,-który musi pracować   
na chleb w pocie czoła.   Aby wyjaśnić naturę lub pozycję społeczną kobiety,  
powstały mity, w których rodzi się ona z Ŝebra męŜczyzny albo, według równie  
rozpowszechnionych wierzeń, z psiego ogona albo z diabła. Pewne plemiona na  
Borneo uwaŜają, Ŝe męŜczyzna powstał z rękojeści miecza, a kobieta z kądzieli,  
zupełnie niezaleŜnie od naszego dawnego określenia linii   męskiej i Ŝeńskiej    
rodu jako miecza i kądzieli. 
Natomiast w legendzie muzułmańskiej moŜna by się dopatrzeć przeczucia teorii  
ewolucji, gdyŜ Allah zsyła w niej deszcz na ziemię dla przygotowania szlamu, z  
którego ma stworzyć Adama. Ciało jego leŜy wyciągnięte na ziemi przez 150 lat,  
nim wreszcie obdarzone zostaje tchnieniem Ŝycia. Kiedy Allah wdmuchnął mu je w  
nozdrza, Adam kichnął i powiedział: „Chwała Allahowi!". 
73 
Samurajowie               j 
Trzeba w istocie wielkiego wysiłku wyobraźni, aby przedstawić sobie, Ŝe jeszcze  
w połowie XIX w. dziJ siejsza nowoczesna, zindustrializowana, zurbanizowana  
Japonia była ubogim krajem, zaŜywającym długiego okresu pokoju pod rządami  
dyktatury wojskowej, w niezmąconej izolacji od świata zewnętrznego, uprawiającym  
wyrafinowaną literaturę i sztukę. Teoretycznie głową narodu był boski cesarz,  
naprawdę jednak juŜ od XII w. rządzili siogu-nowie, dyktatorzy wojskowi, a od  
początku XVII w., nieprzerwanie, siogunowie dynastii Tokugawów. 
Cesarz wraz ze swym dworem otrzymywał od siogunów pewną dotację roczną dla  
kontynuowania imponującej i poŜytecznej fikcji nieprzerwanej, legalnej władzy.  
Wielu dworzan utrzymywało się z: chałupnictwa: niektórzy robili parasole, inni  
pałeczki do jedzenia lub wykałaczki, albo karty do gry. Toku-gawowie z zasady  
nie pozwalali cesarzom na sprawowanie jakiejkolwiek bądź formy władzy, odcinali  
ich od narodu, otaczali kobietami. Rodzina cesarska zadowalała się dyktowaniem  

background image

mody ubiorów arystokracji. 
Tymczasem siogun delektował się wzrastającym powoli bogactwem kraju. Gdy  
pojawiał się na ulicy w palankinie albo w wozie zaprzęŜonym w woły, policja  
zajmowała wszystkie domy na jego drodze. śaluzje okien na piętrze trzeba było  
zasłonić, wszelki ogień zagasić, psy i koty pozamykać, a ludzie musieli klękać  
przy drodze z głowami wspartymi o spoczywające na ziemi dłonie. Siogun miał  
liczny dwór łącznie z czterema błaznami i ośmioma wytwornymi damami do wszelkich  
rozrywek. Na wzór chiński Rada Cenzorów kontrolowała całą administrację państwa  
i nie traciła z oczu działań panów feudalnych zwanych dajmio. PoniŜej dajmio  
była tylko szlachta 
7G 
rodowa, a jeszcze niŜej szlachta zagrodowa. A na słuŜbie dajmiów — milion lub  
więcej samurajów, zbrojnej w miecze gwardii. 
W feudalnej Japonii kaŜdy szlachcic był Ŝołnierzem, a Ŝołnierz — szlachcicem  
(lub, jeśli kto woli, dŜentelmenem), odwrotnie niŜ w pacyfistycznych Chinach,  
gdzie kaŜdy dŜentelmen powinien był być raczej uczonym niŜ wojakiem. Choć  
samurajowie uwielbiali takie wojownicze powieści jak chiński Romans o trzech  
królestwach, a nawet do pewnego stopnia wychowali się na nich, jednak gardzili  
wykształceniem, a człowieka uczonego w piśmie nazy- 
wali opojem ksiąŜkowym. Mieli oni liczne przywileje: byli zwolnieni od podatków,  
otrzymywali regularne przydziały ryŜu od barona, któremu słuŜyli, nie  
obowiązywała ich takŜe Ŝadna praca, z wyjątkiem, w razie potrzeby, ofiary Ŝycia  
za ojczyznę. Gardzili miłością jako błahą zabawą i przedkładali nad nią grecką  
przyjaźń, a takŜe hazard i burdy pijackie. Zaprawiali zaś rękę do miecza płacąc  
katowi za wyręczenie go, gdy trzeba było ściąć głowę skazanemu. 
Miecz samuraja był jego duszą, zgodnie ze słynnym powiedzeniem Ijejasu,  
załoŜyciela dynastii Tokugawów, a dusza ta, mimo trwałego pokoju, uzewnętrzniała  
się nad podziw często. Samuraj miał prawo uśmiercić kaŜdego członka klas  
niŜszych, który 
77 
mu uchybił. Próba nowego miecza mogła się odbyci równie łatwo na Ŝebraku jak na  
psie. Lonfcard opisu-e je, Ŝe gdy jaki słynny szermierz otrzymywał nowyj miecz,  
stawał koło Nihon Basi, centralnego mostu w I Jedo,   i czekał na sposobność  
wypróbowania   hartuj stali. Wreszcie, -po dłuŜszym lub krótszym oczekiwa-1 niu,   
pojawiał się przed  zaczajonym  zuchem  jakiś gruby wieśniak,  wesoło  podpity.   
Wtedy  szermierz jednym  ciosem  zwanym  nasi-uari  czyli  przecięcie perły,  
rozcinał kmiecia od czubka głowy po pachwiJ nę. Chłop szedł dalej, nie wiedząc,  
Ŝ

e cokolwiek mu f się przytrafiło, póki nie wpadł na jakiego kulisa i niel  

rozpadł się na dwie gładko rozdzielone połówki. 
Samurajów  obowiązywał surowy kodeks  honoru — busido, czyli droga rycerza —  
określający cnotę jako   „umiejętność   powzięcia   określonego   sposobu  
postępowania w zgodzie z rozumem, bez wahania:! umierać, gdy słusznie jest  
umierać, uderzyć, gdy słu- I sznie jest uderzyć".   Pogardzali oni wszelkim    
handlem,  zyskiem,  poŜyczaniem  czy  nawet  liczeniem pieniędzy. Niemal zawsze  
dotrzymywali danego sło-j wa, chętnie ryzykowali Ŝycie dla kaŜdego, kto prosił  
ich o pomoc w słusznej sprawie. Z zasady Ŝyli w as-| cetycznej wstrzemięźliwości;  
ograniczali się do spo-j Ŝywania jednego posiłku dziennie, przyzwyczajali się!  
do przyjmowania kaŜdego jadła, na jakie trafili. Ból znosili w milczeniu, nie  
zdradzali się z jakimikolwiek 1 uczuciami czy wzruszeniami. śony ich były przyu- 
? czone do dawania wyrazu radości na wieść o śmierci! męŜa na polu bitwy. Nie  

background image

uznawali Ŝadnych zobowią-j zań z wyjątkiem lojalności w stosunku do zwierzch- 'j  
ników; ona była, według ich kodeksu, prawem wyŜ-j szym od miłości synowskiej czy  
ojcowskiej. Dla samuraja   było   rzeczą   normalną   popełnić   harakir w dniu  
ś

mierci swego pana, aby mu słuŜyć i opiekować się nim równieŜ na tamtym świecie. 

Kiedy siogun Ijemitsu umierał w 1651 roku, przy* pomniał swemu premierowi Hotto  
o obowiązku dziun-si, t'j. „towarzyszenia w śmierci". Hotto zabił się bez 
78 
słowa, wraz z kilku współpracownikami. Kiedy cesarz Mutsuhito zmarł w 1912 ?.,-  
generał Maresuke Nogi, zdobywca Port-Arturu i zwycięzca spod Muk-denu, popełnił  
samobójstwo wraz z Ŝoną, dając w ten sposób wyraz swej wierności dla mikada.  
Harakiri czyli seppuku, samobójstwo przez rozcięcie brzucha, było prawem kodeksu  
busido. Sztuka seppuku i jej precyzyjny rytuał były jednym z pierwszych  
przedmiotów nauki młodzieŜy samurajskiej. Ostatnią przysługą oddaną serdecznemu  
przyjacielowi mogło być ścięcie głowy w chwilę po popełnieniu przez niego  
seppuku. 
Morderstwu, podobnie jak samobójstwu, pozwalano niekiedy zastępować prawo.  
Feudalna Japonia oszczędzała na policji nie tylko dlatego, Ŝe posiadała  
niezliczonych bonzów; pozwalała ona synom i braciom zamordowanego brać prawo w  
swoje ręce. I to uznanie prawa do pomsty, choć było tematem połowy powieści i  
sztuk literatury japońskiej, zapobiegało prawdopodobnie wielu zbrodniom. Jednak  
samuraj, po dokonaniu takiego ataku zemsty osobistej, poczuwał się zwykle do  
obowiązku popełnienia harakiri. Najwybitniejsi z tych mścicieli-samobójców są do  
dziś, w pojęciu ludu, bohaterami i świętymi. I za naszych dni poboŜne ręce  
porządkują ich groby, nad którymi ani przez chwilę nie przestaje się unosić dym  
kadzidlany. 
Fałszywe dzieło sztuki 
Przede wszystkim warto wyjaśnić pewne nieporozumienie. Obraz czy rzeźba mogą być  
fałszerstwem, to znaczy umyślnie wykonane tak, aby udawały dzieło jakiegoś  
mistrza lub jakiejś dawnej epoki, a mimo to stanowić dzieło sztuki. Jako  
przykład moŜe tu po- 
79 
słuŜyć sprawa konia greckiego (nie mieszać z koniem trojańskim, który był  
właściwie takŜe greckim!) w Metropolitalnym Muzeum Sztuki w Nowym Jorku.  
Wicedyrektor tego muzeum, Joseph Noble, miał od lat zwyczaj odbywania  
codziennego spaceru po galerii brązów greckich. Jednym z eksponatów, przy którym  
się często zatrzymywał, był mały koń grecki, pochodzący z 480—470 przed ne. Nic  
dziwnego, Ŝe ta przepiękna rzeźba zwracała na siebie uwagę Noble'a, gdyŜ od  
czasu, kiedy ją muzeum zakupiło, to jest od 1923 roku, konik był ulubieńcem  
milionów zwiedzających. Jego reprodukcje sprzedawano w całych Stanach, a wiele  
uczonych ksiąŜek przedstawiało go jako produkt szczytowego okresu sztuki  
starogreckiej. 
ChociaŜ pan Noble jest specjalistą w dziedzinie stylów i historii brązów  
greckich, przyglądał się koniowi w podobny sposób jak miliony mniej  
wykształconych miłośników sztuki, raczej z zadowoleniem estetycznym niŜ z  
fachowym krytycyzmem. WszakŜe pewnego dnia, latem 1961 roku, jego zmysł  
krytyczny wziął górę nad poczuciem piękna, kiedy spostrzegł w tym brązie pewien  
szczegół, który dotychczas uchodził jego uwagi. Konika natychmiast zabrano z  
galerii, a w sześć lat później, 7 grudnia 1967, New York Times ogłosił na  
pierwszej kolumnie artykuł pod nagłówkiem: „Grecki konik z Muzeum fałszerstwem".  
To, co się zdarzyło między spacerem Noble'a a artykułem w Timesie jest dobrą  

background image

ilustracją sposobów, jakich się uŜywa przy badaniu dzieł sztuki wątpliwej  
autentyczności, badaniu, w którym nauka gra coraz donioślejszą rolę. 
Pierwsze podejrzenie było natury stylistycznej: Noble zauwaŜył pewien szczegół —  
linię biegnącą od nozdrzy przez grzywę, grzbiet i brzuch konia, a dalej z  
powrotem przez przednią nogę do głowy. Noble zrozumiał, Ŝe linia wskazuje  
miejsca zetknięcia się dwóch części odlewu, gdzie wysączył się płynny brąz,  
tworząc Ŝeberko wypełnione następnie metalem; stąd ślad w kształcie linii.    
Gdyby koń  był autentyczny, 
80 
byłby wprawdzie takŜe wykonany jako odlew, ale inną metodą, mianowicie metodą  
traconego wosku. W staroŜytnej Grecji odlewano posąg tej wielkości przygotowując  
naprzód model woskowy konia i pokrywając go następnie gliną, a w jakimś mało  
widocznym miejscu pozostawiano otwór. Następnie ogrzewano glinę, powodując  
wycieknięcie wosku przez tę dziurę (stąd nazwa metody). Tę samą drogą wlewano  
następnie płynny brąz, a kiedy metal ostygł, tłuczono glinianą skorupę,  
odsłaniając gotowy juŜ odlew z brązu. Niestety, naszego pięknego -konika  
wykonano z formy piaskowej, a więc metodą wynalezioną dopiero w XIV wieku naszej  
ery. 
Dalsze badania odkryły małe zatyczki z brązu. Noble przypuszczał, Ŝe maskują one  
otwory, którymi wsuwano druty Ŝelazne do środka posągu, aby uzbroić piaskowo- 
gliniasty rdzeń w miejscach najbardziej naraŜonych na pękanie pod wpływem  
napręŜeń powstających w odlewie podczas chłodzenia. Przypuszczenie to stało się  
jeszcze wiarygodniejsze, kiedy zastosowano bardzo prosty sprawdzian. Zaczęto  
przesuwać magnes tuŜ przy powierzchni posągu; miejsca, gdzie znajdowały się  
zatyczki, przyciągały magnes do siebie. Kiedy konia włoŜono do wody, prawo  
wyporu hydrostatycznego przemówiło na jego niekorzyść. Wreszcie sprowadzono  
nieszczęsnego konika na dziedziniec Muzeum i tam poddano go decydującej próbie  
cieniografu promieni gamma, za pomocą urządzenia zawierającego izotop  
promieniotwórczy, iryd 192. Kiedy wywołano kliszę, moŜna było na zdjęciu  
rozpoznać wnętrze konia, rdzeń piaskowy, druty Ŝelazne i punkty, w których były  
umocowane do zatyczek. Świadczyło to nieodparcie o fałszerstwie, a uszkodzone  
nogi i ogon wykazywały dobitnie, Ŝe nie było to nawet dzieło sztuki w stylu  
neoklasycznym, ale owoc świadomego wysiłku, aby podrobić autentyk. Dokładniejsze  
badania wykazały, Ŝe konika wykonano mniej więcej około roku 1915. 
Ale przecieŜ było to dzieło znakomitego artysty! 
• — Drugi kot w worku 
81 
Mimetyzm                   j 
Maskowanie się lub upodobnianie do podłoŜa albo do innych zwierząt jest  
zjawiskiem niezmiernie w przyrodzie rozpowszechnionym. Zwierząt, które łatwo  
dostrzec, jest bez porównania mniej niŜ takich, które odkryć moŜna tylko  
przypadkiem albo mając dobrze wyszkolone oko. Zwierzęta drapieŜne maskują się  
niemal równie często jak te, które są celem ich polowania. W okolicach, gdzie  
zima jest śnieŜna, zarówno zając, jak i lis, mają białe futerko zimowe. 
Mówiąc o tych zjawiskach warto pamiętać, Ŝe mamy na myśli wraŜenia odbierane  
ludzkimi oczami i oceniane przez ludzki mózg. Jak ukazują się one oczom zwierząt,  
nie wiemy, choć im bliŜsze są nam te zwierzęta pod względem ogólnej budowy ciała,  
tym większe jest prawdopodobieństwo, Ŝe odbieramy wraŜenia w sposób podobny.  
MoŜna twierdzić z pewnością, Ŝe pewne zwierzęta rozpoznają osobniki własnego  
gatunku albo ludzi, albo swych nieprzyjaciół przy pomocy zmysłu wzroku. Na tym  

background image

fakcie oparł człowiek jeden ze swych najdawniejszych sposobów kamuflaŜu,  
mianowicie pułapki na niedźwiedzie, doły pokryte z wierzchu gałęziami. Sztuka  
trapera polegała na precyzyjnym ułoŜeniu materiału maskującego pułapkę, którą  
myśliwy usiłował uczynić niewidzialną dla niedźwiedziego oka, stapiając kolory i  
kształty przykrycia z otoczeniem i świadomie osiągając podobny wynik, jaki  
przyroda osiąga mimo-wiednie. 
Przebranie jest takŜe wczesną formą kamuflaŜu. W Jaskini Trzech Braci we Francji,  
na ściennym malowidle artysta epoki paleolitu przedstawił łowcę przebranego za  
rena. ZbliŜając się do stada bizonów, które nie czuło na prerii strachu nawet  
przed samotnym wilkiem, północnoamerykański Indianin ubierał się w wilczą skórę  
i poruszał się jak wilk. Buszmeni no- 
82 
sili na ramionach łeb i skćrę antylopy polując na słonie, strusie podchodzili  
zaś ukryci w strusich piórach, nosząc łeb ptaka w górze na długim giętkim kiju,  
poruszanym we właściwy strusiom sposób. 
W mimetyzmie zwierzęcym sam wygląd jest tylko jednym z czynników gry. Pomagają  
mu postawa, gesty, ruchy, a nawet dźwięki, przyczyniając się do pogłębienia  
ułudy. Z pomiędzy wielu gatunków owadów udających liście, liściowaty gatunek  
modliszki chyboce się w nieregularnych odstępach czasu jak prawdziwy liść  
poruszany przypadkowym powiewem. Pewien pająk, który naśladuje wyglądem mrówkę,  
aby ją tym łatwiej ułowić, porusza się zygzakowatym, mrówczym kłusem, trzymając  
drugą parę nóg nad głową i drgając nimi jak mrówka czułka-nii. Kiedy indziej zaś  
właściwym zachowaniem się będzie idealny bezruch, jak w wypadkach owadów  
upodobnionych do patyków czy kamieni. 
Genealogia imion 
Temat to obszerny i zuŜyty jak zeszłoroczny kalendarz, ale zawsze coś niecoś  
ciekawego się w nim kryje. Wiele popularnych imion pochodzi z hebraj- 
83 
skiego. Rozpowszechniły się one za pośrednictwem Biblii. I tak: Anna czy Hanna  
znaczy łaska, Jan znaczy łaskaw, czy teŜ Bóg łaskaw, Józef znaczy doda czyli  
doda potomków, rozmnoŜy się. Michał to prawdopodobnie boski, Szymon — posłuszny,  
a Tomasz — bliźniak. 
Grek miewał tylko jedno imię z dodawanym dla rozróŜnienia imieniem  
patronimicznym, odojcow-skim. Imion greckich istniały tysiące. Mówiły one o  
walce, zwycięstwie, sławie, dumie, poboŜności. W gruncie rzeczy jednak Grecy,  
nadając dzieciom imiona, często nie pamiętali juŜ o ich znaczeniu, tak jak i my  
nie myślimy o władzy, miotaniu i sławie naszych Władysławów i Mieczysławów.  
Często zresztą tłumaczenie greckich imion, choćby jak najprawi-dłowsze, nie daje  
zbyt sensownych rezultatów, np. w przypadku takich imion, jak Lysippos  
(wyprzęgający konie) czy Zeuksippos (zaprzęgający albo wiąŜący konie). Wyjaśnia  
się istnienie takich imion zwyczajem łączenia połówek imion dwóch przodków albo  
krewnych wstępnych dziecka. Na przykład z imienia Lysanias (rozpraszający troski)  
i Philippos (przyjaciel koni), po naszemu Filip, tworzono nowe imię Lysippos,  
wprawdzie nie mające wielkiego sensu (jak to stwierdziliśmy powyŜej), ale za to  
będące pamiątką po dwóch imionach, powiedzmy stryja i dziadka. 
Wielu imion greckich uŜywa się do dziś w Polsce. Agata — dobra, Aleksander —  
odpierający wroga, Anatol — wschód słońca, Andrzej — męski, Kalikst — piękny,  
Eugeniusz — szlachetnie urodzony, Eufemia — mająca dobrą sławę, Jerzy — rolnik  
czy oracz, Grzegorz — czujny, Hilary — wesół, Katarzyna — czysta, Małgorzata —  
perła, Sebastian — wspaniały, czczony, Teodor — BoŜydar, znaczący zresztą to  

background image

samo, co Dorota, wreszcie Barbara — barbarzyn-ka, cudzoziemka. 
Rzymianin w najdawniejszych czasach nosił takŜe tylko jedno imię, np. Romulus, a  
Rzymiankom do familijnego imienia dodawano Ŝeńską końcówkę. TakŜe 
84 
i później córka pewnego słynnego adwokata nazwiskiem Marcus Tullius Cicero  
nazywała się tylko Tul-lia. W czasach klasycznych obowiązywało juŜ imię wraz z  
nazwiskiem i przydomkiem. Imion było tylko osiemnaście, z tych część bardzo  
rzadko uŜywana. Niektóre są tylko liczbami, bo Rzymianin był tak prozaiczny, Ŝe  
potrafił nazwać swego syna Piątym, Szóstym czy Dziesiątym (Quintus, Sextus,  
Decimus). W pisaniu skracano zwykle imiona do jednej litery, do samego inicjału,  
co przy tak małej liczbie imion nie mogło wywołać nieporozumień. My (mam tu na  
myśli nie tylko Europę, ale i obie Ameryki) naśladujemy, a raczej małpujemy te  
skróty całkiem bezmyślnie, bo ze skrótu J. Nowak nikt przecieŜ nie zgadnie  
imienia. Następny człon, nazwisko, odnosił się często do jakiegoś zawodu  
rolniczego, jak np. Ovidius (owczarz, pasterz). Przydomek wreszcie napomykał,  
niekiedy dość brutalnie, o jakiejś wadzie fizycznej czy umysłowej. Np. Horatius  
Flaccus —? kłapouchy, Ovidius Naso — nochal, Titus Maccius Plautus — z platfusem,  
Brutus — głupek. Zwyczaj oznaczania wszystkich członków rodziny tym samym  
nazwiskiem jest właściwie wynalazkiem rzymskim, przyjmowanym w Europie stopniowo,  
od XII do XV wieku, w Holandii w XIX wieku, w Turcji dopiero od 1934, w Islandii  
jeszcze do dziś dnia się nie przyjął. 
Imion wziętych z łaciny mamy zatrzęsienie. Oto niektóre z nich. August —  
czcigodny, wspaniały, Kamil — pomocnik kapłana, Klara — czysta, Konstanty —  
stały, Cecylia — niewidoma, Celestyna — niebiańska, Klaudiusz — kulawy, Klemens  
— miłosierny, Feliks — szczęśliwy, Leon — lew, Marcin — marsowy, wojowniczy,  
Maurycy -— ciemny jak Maur, Maksymilian — największy, Paweł — mały, Piotr —  
skała. Renata — odrodzona, Sylwester i Sylwia — leśnik d leśna, Urszula —  
niedźwiedziczka, Wiktor i Wincenty — zwycięzca. 
Niemało teŜ znajdujemy wśród nas nosicieli imion germańskich. ZłoŜone bywają  
zazwyczaj z dwu czło- 
85 
nów, których połączenie daje niemal zawsze jakiś niezmiernie wojowniczy wynik:  
siła, broń i walka, zwycięstwo i sława to zwykłe tematy. RównieŜ imiona kobiet  
naleŜą do tego samego zakresu pojęć, bo kobieta była pomocnicą i  
współtowarzyszką broni. I tak np. Zygmunt to zwycięzca, Robert — błyszczący  
sławą, Ryszard — mocny i potęŜny, albo śmiały wojownik, Matylda — dzielna w boju,  
Ludwik — sławny wojak, Henryk — potęŜny władca, Konrad — śmiała rada, Artur —  
orzeł (boga) Tora, Arnold — orla potęga, Alicja — szlachetna, Adela — szlachetne  
dziewczę. 
Imiona słowiańskie składają się zazwyczaj takŜe z dwóch członów, wyraŜających  
Ŝ

yczenia pomyślności lub bogactw, dumy i nadziei. Przewijają się w nich takie  

tematy jak lud, mił, mir, sław, mysł. Rzecz osobliwa, Ŝe w ostatnich  
dziesiątkach lat straciły wzię-tość najpopularniejsze dawniej imiona jak  
Stanisław, czy Kazimierz, nie mówiąc juŜ o zamierzchłych Mścigniewach i  
Lubomysłach. Ich znaczenie daje się zresztą dość łatwo odczytać. Wiele imion  
cudzoziemskich Polacy naginali do brzmień języka ojczystego lub wprost  
tłumaczyli na imiona narodowe. I tak Ignacego mianowano śegotą, Floriana —  
Tworzyja-nem, Horacego — Jaraczem, Laurencjusza — Wawrzyńcem, Alberta —  
Olbrachtem, Andrzeja — Jędrzejem, Sylwestra — Lasotą, Feliksa — Szczęsnym, a  
Hieronima — Jaroszem. 

background image

dzikus 
W końcu XV wieku stosunek do nowo poznanych Indian był, przynajmniej w pewnym  
sensie, przepojony szacunkiem i podziwem. Na sześciu Indian, których Kolumb  
przywiózł królowej Izabelli do Hiszpa- 
Szlachetny 
86 
• 
nii; patrzono powszechnie jak na dziw natury. TakŜe kiedy Walter Raleigh  
przywiózł Indian do elŜbietań-skiej Anglii, stali się oni ośrodkiem  
zainteresowania. Szekspir skarŜy się w Burzy (akt 2, scena 2), Ŝe „ci, którzy by  
nie dali szeląga na wspomoŜenie kulawego Ŝebraka, dadzą chętnie dziesięć, aby  
zobaczyć martwego Indianina". Filozof Michel Montaigne rozmawiał z Indianami  
sprowadzonymi na dwór francuski i doszedł do wniosku, Ŝe trafił wreszcie na  
Szlachetnych Dzikusów, bo Indianie: „nie znają handlu, sztuki czytania i  
rachowania, sędziów, polityków, słuŜby, bogactwa ani nędzy... Nie znane są wśród  
nich nawet wyrazy oznaczające kłamstwo, fałsz, zdradę, zawiść, zazdrość i  
zniewagę". 
Szlachetny Dzikus stał się modny wśród intelektualistów Europy, ale koloniści  
mieli inne zdanie o współŜyciu z czerwonoskórymi. Nowoangielscy pu-rytanie  
stanęli od razu przed problemem indiańskim, bo choroby sprowadzone z Europy,  
zwłaszcza ospa, dziesiątkowały tubylców. Ale i z pozostałymi przy Ŝyciu  
purytanie obchodzili się w sposób poŜałowania godny. śądali od nich gorliwej  
poboŜności, do której Indianie byli niezdolni z natury. Kiedy zaś plemię Pekotów  
nie przystało na osiedlenie się białych w dolinie Connecticut, oddział purytanów  
otoczył w 1637 ich wieś i podpalił ją wraz z mieszkańcami. Około pięciuset  
Indian spalono Ŝywcem lub zabito przy próbie ucieczki. Pozostałych sprzedano w  
niewolę. 
Wkrótce zaczęto traktować Indianina jak uparte zwierzę, które nie chce uznać  
oczywistych zalet cywilizacji białych. Nawet tak oświecony moralista jak  
Benjamin Franklin, był zdania, Ŝe rum naleŜy uwaŜać za zrządzenie Opatrzności,  
mające na celu wytępienie dzikusów dla uczynienia miejsca rolnikom. Po wojnie  
1812 młoda republika nie potrzebowała juŜ wojowników indiańskich jako  
sprzymierzeńców przeciw Anglikom. Odtąd dola Indian pogarszała się szybko.  
Wzmogła się presja, aby ich całkiem usunąć z ziem nabytych od nich przez białych,  
a w 1830 
87 
Kongres uchwalił Akt Deportacji, dający prezydentowi prawo usunięcia wszystkich  
Indian, którym udało się jeszcze dotąd pozostać na wschód od Missi-ssippi. W  
ciągu lat dziesięciu stało się to faktem dokonanym przy pomocy namowy,  
przyrzeczeń, gróźb i przekupywania wodzów indiańskich. Niektóre plemiona, jak  
Czikasawa, Czoktaw, Czirokezi, uległy z rezygnacją swemu losowi. Seminole oparli  
mu się i wycofawszy się na bagna Florydy, stawiali czoła wojsku amerykańskiemu  
przez siedem lat, zabijając 1.500 Ŝołnierzy. 
ś

ycie Indian na zachód od Mississippi było tylko smutnym, monotonnym  

powtórzeniem tego, co ich spotkało na wschodzie — wojna, pogwałcone traktaty,  
wywłaszczanie przemocą, bunty i na koniec klęska. Ledwo Indianie ze wschodu  
zdąŜyli się tam osiedlić, odkryto nowe bogactwa naturalne na zachodzie, co  
pociągnęło za sobą świeŜe fale górników i osiedleńców. Pociągi z imigrantami  
szły na zachód; i znów celem ludzi z pogranicza było pozbycie się Indian.  
Ostateczną ich klęskę przyspieszyły epidemie szalejące wśród nich na zachodzie,  

background image

które podkopały ich wolę oporu. Z 1.600 Mandanów tylko stu przeŜyło epidemię  
ospy (dziś wymarli juŜ całkiem); ta sama infekcja zmniejszyła liczbę Indian  
Czarnonogich o połowę. Większość Kiowów i Komanczów padła 
88 
ofiarą cholery (westerny nie wspominają o tej stronie zagadnienia). Indianie  
zostaliby i tak zgnieceni przez białych, ale epidemie ułatwiły to zadanie. 
Przed 1868 rokiem rząd Stanów podpisał prawie czterysta traktatów z róŜnymi  
grupami Indian, a trudno by znaleźć choć jeden, którego by nie pogwałcono.  
Indianom obiecywano nowe ziemie, po czym przenoszono ich na inne miejsce, i tak  
często po pięć czy sześć razy. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach XIX wieku  
zrozumieli oni dobrze, co ich czeka z rąk białych ludzi. Jedno plemię po drugim  
podnosiło się do nierównej walki, kończącej się nieuchronną klęską. W 1877  
Kongres uchwalił Akt przydziału ziemi dla Indian. Ale i z tego skąpego  
przydziału zaczęto odbierać im najlepsze ziemie przy pomocy kruczków prawnych i  
legalnego oszustwa. Do 1934 pozostała im tylko trzecia część tych ziem, a są to  
w całości grunta zniszczone erozją. 
Zwycięstwo nad Szlachetnym Dzikusem, zdziesiątkowanym, pozbawionym ojcowizny,  
złamanym na duchu, izolowanym na jałowych rezerwacjach, było więc całkowite.  
Czekała go jednak jeszcze jedna, tym razem ostatnia zniewaga, mianowicie  
amerykanizacja, odebranie nawet wspomnienia dawnych tradycji, zniszczenie  
kultury indiańskiej. Pozostały z niej tylko resztki, ale i one raziły pewnych  
gorliwców. Skoncentrowali oni uwagę na dzieciach indiańskich, które zaczęto  
porywać rodzicom i wysyłać do internatów daleko od domu. Przebywały tam zwykle  
pięć do ośmiu lat, a przez cały czas nie pozwalano im się widywać z rodziną lub  
przyjaciółmi. Wszystko, co indiańskie — ubiór, język, praktyki religijne, nawet  
poglądy na Ŝycie — było surowo tępione. Absolwenci przykładnie wyedukowani,  
mówiący po angielsku, w modnych fryzurach i ubraniach prosto ze sklepu, szli  
szukać swego miejsca w świecie białych, który ich nie pragnął, albo wracali do  
rezerwatów jako całkiem obcy. Krótko mówiąc, Indian nie udało się przetopić w  
amerykańskim tyglu. 
89 
Po drugiej wojnie światowej sytuacja Indian ulega niewielkiej, ale ciągłej  
poprawie, a od około pół wieku liczba ich przestała spadać, a zaczęła rosnąć. W  
1950 było ich w USA 357.000, a w 1960 — 523.000. Niektóre plemiona zdołały  
zachować dawne tradycje, folklor (często w formie sztucznej, karykaturalnej, w  
wersji dla turystów), elementy kultury; nieliczni wzbogacili się na nafcie  
wytrysłej na ich gruntach, coraz liczniejsi zdobywają wykształcenie na wyŜszych  
uczelniach; dawne ograniczenia, niechęci, przesądy ustępują pod wpływem  
zmieniających się stosunków społecznych. 
Ale przyszłość jedynych prawdziwych gospodarzy tego kontynentu jest jeszcze  
ciągle wieka niewiadomą. 
Budowniczowie 
katedr 
» 
Katedry średniowieczne to jedno z najciekawszych i najpotęŜniejszych zjawisk w  
historii architektury. Na przykład we Francji, w ciągu trzech stuleci, od 1050  
do 1350 roku, wydobyto wiele milionów ton kamienia dla wzniesienia  
osiemdziesięciu katedr, pięciuset wielkich kościołów i kilku dziesiątków tysięcy  
kościołów parafialnych. W tym okresie Francja dobyła z kamieniołomów więcej  
materiałów niŜ Egipt staroŜytny w jakimkolwiek okresie swej historii, choć  

background image

przecieŜ sama tylko piramida Cheopsa liczyła 2.500.000 metrów sześciennych  
objętości. 
Fundamenty wielkich katedr sięgają dziesięciu metrów w głąb ziemi — do  
przeciętnego poziomu stacji metra paryskiego — i tworzą w pewnych wypadkach masę  
kamienną nie mniejszą niŜ część naziem- 
90 
na budowli. Powierzchnia katedry w Amiens — 7.700 m! — mogła pomieścić  
wszystkich mieszkańców miasta, 10.000 osób jednocześnie. W chórze katedry w  
Beauvais moŜna by postawić 14-piętrowy gmach, nie sięgnąwszy jeszcze sklepienia. 
Ten rozwój architektury i wynalazczości konstrukcyjnej uległ zahamowaniu w końcu  
XIII wieku. Nastąpił zastój entuzjazmu budowlanego i myśli technicznej, związany  
z innymi zjawiskami dziejów średniowiecza: religijnymi, ekonomicznymi,  
socjalnymi i psychologicznymi. Wojna stuletnia, rozpoczęta około 1337,  
opustoszyła place budowy, rozproszyła wykwalifikowanych pracowników. Mimo  
wysiłków podejmowanych w XV i XVI wieku, Ŝadna z katedr francuskich, której  
budowę przerwano, nie została wybudowana do końca. 
Dość rozpowszechnione jeszcze przekonanie o anonimowości architektów katedr  
ś

redniowiecznych jest nieporozumieniem. Dzięki licznym archiwom i napisom  

wyrytym w kamieniu, znamy imiona i dzieła większości wielkich budowniczych  
katedr. Studia ostatnich dziesięcioleci wydobyły na światło dzienne rachunki i  
dzienniki budowy, wymieniające osoby zatrudnione przy niej. Na płytach posadzki  
katedr w Chartres i Guingamp zachowały się tak zwane labirynty, na których  
widnieją portrety i nazwiska architektów. Znamy treść podobnych napisów w Amiens  
i Reims. W wielu innych wypadkach odczytać moŜemy z ich kamieni nagrobnych  
nazwiska architektów pochowanych w świątyniach które zbudowali. Najbardziej  
jednak zdumiewający ze znanych nam napisów ma długość 8 metrów i wyryty jest na  
podmurowaniu południowej nawy poprzecznej Notre Damę w ParyŜu, głosi on imię  
budowniczego tej nawy: „Mistrz Jan de Chelles rozpoczął pracę drugiego dnia Idów  
lutego 1258 roku". KtóryŜ z architektów XIX czy XX stulecia mógłby nawet marzyć  
o uwiecznieniu jego nazwiska w sposób tak majestatyczny na wzniesionym przez  
siebie budynku? Zau- 
91 
waŜyć warto, Ŝe wszystkie te napisy pochodzą z okresu nie wcześniejszego niŜ 30.  
lata XIII wieku. Dopiero wtedy architekt stał się w pełni świadom swej wartości:  
nie uczestniczy juŜ własnoręcznie w budowie, oddala się od robotnika. 
WyraŜenia określające po łacinie w dokumentach średniowiecznych robotników  
pracujących w kamieniu nie pozwalają na ogół odróŜnić zwykłych kamieniarzy od  
mistrzów, którzy ciosali ostrołukowe sklepienia, rzeźbili rozety i monumentalne  
figury portali. Rzeźbiarze wtopieni byli w zwykłą brać kamieniarską. To wydaje  
się nam dość dziwne, gdyŜ w naszym pojęciu istnieje olbrzymia róŜnica między  
wykonawcami prac mechanicznych, jak obróbka płyt kamiennych, a twórcami  
wspaniałych rzeźb. Jednak dla większości ludzi średniowiecza róŜnica między  
dziełem a arcydziełem była tylko róŜnicą stopnia, a nie jakości. Idea  
nieprzekraczalnego przedziału między robotnikiem i artystą (w naszym obecnym  
sensie) powstała praktycznie dopiero w epoce Odrodzenia. 
To właśnie pisarze Renesansu po raz pierwszy w 
?             dziejach wynosić zaczęli zasługi osobiste rzeźbiarzy 
i malarzy. Odrodzenie stworzyło teŜ samo pojęcie artysty. Intelektualista  
ś

redniowieczny nigdy niemal nie rozpatruje w swoich dziełach spraw czysto  

estetycznych. Jeśli mówi o tym, co my nazywamy sztuką, czyni to z punktu  

background image

widzenia teologicznego lub filozoficznego. Pisarze średniowieczni nie wspominają  
nigdy, o ile nam wiadomo, o rzeźbach, które tak podziwiamy, ani o ich twórcach,  
którzy wszakŜe nie Jbyli w tym stopniu anonimowi, jak się to nieraz twierdzi. Z  
drugiej strony jednak więcej mówią nam o plastykach średniowiecza niŜ ich imiona  
czy dane o zuŜytych materiałach i otrzymanym wynagrodzeniu, które czerpiemy z  
dokumentów budowy. 
Nie umniejsza teŜ wielkości budowniczych katedr okoliczność, Ŝe nie dawano im  
nazwy artystów, nazwy, którą w znaczeniu współczesnym znaleźć moŜe- 
92 
my dopiero w Słowniku Akademii Francuskiej, wydanym w roku 1762. Natomiast pod  
hasłem „Artysta" w Słowniku Języka Polskiego Samuela Bogumiła Lindego czytamy m.  
in. „Człowiek kunszt jakowy czyli sztukę posiadający, umiejący, np. malarz,  
snycerz, aktor teatralny, kunsztownik, kunstmistrz. Choć wyraz ten dotychczas  
nie dosyć utarty, nie mamy jednak innego, który by dobitnie całą szlachetność  
jego zawierał. Wcale zaś Ŝadnego nie mamy na wyraŜenie kobiety (nie Ŝony, ale) w  
rzeczy samej trudniącej się kunsztem jakowym, jak. np. malarki, aktorki, chyba  
Artystka". 
Katar 
Pod koniec jesieni znaczna większość ludzi mieszkających w klimacie umiarkowanym  
staje się ofiarą kataru. Nie wiadomo, czy jest to wina niedostatków medycyny czy  
nosa. Dylemat nie tak humorystyczny, jakby się na pozór zdawało, bo obie  
ewentualności bynajmniej się wzajemnie nie wykluczają. Brak jest dotąd środka  
leczącego szybko i skutecznie katar nosa, zwany równieŜ ostrym albo zwykłym  
nieŜytem. Przypuszczać naleŜy, Ŝe medycyna, prędzej czy później, znajdzie taki  
ś

rodek. Są jednak uczeni, którzy sądzą, Ŝe taka ostra infekcja, zdarzająca się  

przeciętnie iraz czy dwa razy do roku, świadczy równieŜ o pewnych wadach budowy  
naszego organu powonienia, bo przecieŜ inne organy naszego ciała nie sprawiają  
nam kłopotów w sposób tak częsty i dokuczliwy. 
Częściową odpowiedź moŜna by tu znaleźć w historii ewolucji organizmu ludzkiego.  
Jeślibyśmy porównali nos człowieka z nosami innych ssaków, takich jak koń, pies  
czy królik, okazałoby się, Ŝe u tych 
93 
zwierząt powietrze wchodzi do płuc i wychodzi z nich niemal prostą drogą.  
Ewentualne łukowate zagięcie znajdziemy tam dość głęboko, w miejscu, gdzie głowa  
łączy się z szyją. Gdy pies kicha, powietrze wydobywa się po linii prostej,  
oczyszczając zarazem nos. U człowieka nie moŜe się ono wydostać tak łatwo przez  
ciasne i pokrętne przewody nosowe, co zmusza nas do otwierania ust przy kichaniu;  
istnieje pogląd, Ŝe to wykrzywienie przewodów jest skutkiem ogromnego rozrostu  
mózgu, który nadał organom głowy kształty odmienne niŜ u innych ssaków. Mówiąc  
ś

ciślej, zachowaliśmy pewne cechy budowy charakterystyczne dla głów embrionów  

ssaków, cechy, które u innych zanikają na długo przed urodzeniem się. Mamy takŜe  
pewną liczbę jam przynosowych czyli zatok, wypełnionych powietrzem i łączących  
się z nosem. Łatwo ulegają one zakaŜeniu, a wskutek tego i zapaleniom mogącym  
powodować przewlekłe i bolesne powikłania. 
Innym naszym słabym punktem jest jama ustna. Istnieje pogląd, Ŝe nadmierna  
liczba nazbyt ściśniętych zębów jest jedną z przyczyn ich przedwczesnego psucia  
się. MoŜna by sądzić, Ŝe jesteśmy świadkami ewolucji w kierunku zmniejszania się  
ich liczby, bo u wielu osób zęby mądrości pojawiają się późno lub nie wyrzynają  
się wcale. Dalszą serię kłopotów zawdzięczamy podobno okoliczności, Ŝe  
przodkowie nasi zaczęli chodzić na tylnych łapach... przepraszam, nogach i  

background image

przyjęli pozycję wyprostowaną (nie bardzo wiadomo dlaczego; niektórzy uwaŜają,  
Ŝ

e trawy sawanny rosły zbyt wysoko, aby moŜna było na czworakach dostrzec  

groŜącego drapieŜcę lub uciekające zwierzę łowne) względnie niedawno, milion czy  
półtora miliona lat temu (liczby te będą juŜ na pewno nieaktualne gdy czytelnik  
dostanie niniejszą ksiąŜeczkę do rąk, bo dzieje człowieka wydłuŜają się ostatnio  
co dekadę o dobre tysiąc stuleci lub więcej, a procesy edytorsko-poligraficzne  
wydłuŜają się równieŜ, choć co prawda nie w tym stopniu). Dlatego 
94 
stopy nasze częściej chorują niŜ dłonie. Ich pielęgnacja jest nieraz  
koniecznością, podczas gdy manicure określić by moŜna jako luksus. PowaŜniejsze  
jednak skutki postawy wyprostnej zaznaczają się gdzie indziej. 
Wewnętrzne organy psa zamocowane są u góry, a zatem od strony grzbietowej. Ten  
sposób zawieszenia uległ u człowieka częściowej tylko modyfikacji. Organy te  
cechuje więc u nas skłonność do zsuwania się w kierunku, który zgodnie z  
ciąŜeniem wiedzie w dół, a u psa wiódłby, niezgodnie z ciąŜeniem, ku tyłowi. Z  
tej tendencji wynikają róŜne dolegliwości trawienne i przepukliny. Ścieśnianie  
się kości miednicy, przeciwdziałające tej tendencji, utrudnia jednak wydawanie  
na świat potomstwa. Serce znajduje się u człowieka znacznie wyŜej nad ziemią niŜ  
u czworonoga mającego takie same jak człowiek rozmiary ciała. Dlatego, aby krew  
mogła do serca powrócić, ciśnienie w naczyniach Ŝylnych nóg musi być odpowiednio  
wyŜsze. Gdy nie wytrzymują one tego ciśnienia, powstają Ŝylaki. 
Na szczęście nie jesteśmy skazani na bierne czekanie przez dalsze miliony lat,  
aŜ zmiany ewolucyjne 
95 
naprawią te niedostatki rozwojowe. Nie pójdziemy teŜ za głosem niektórych  
eugenistów, którzy pragnęli przy pomocy hodowli selekcyjnej stworzyć rasę ludzką  
będącą w idealnej harmonii z otoczeniem. Zwierzęta doskonale przystosowane do  
pewnego szczególnego otoczenia, do tych a nie innych warunków, znajdują się w  
ś

lepej uliczce ewolucji. KaŜda powaŜna zmiana klimatu lub wegetacji zmiata je z  

powierzchni ziemi, a miejsce ich zajmują inne, mniej wyspecjalizowane zwierzęta. 
Człowiek jest najplastyczniejszym zwierzęciem przede wszystkim dzięki  
moŜliwościom swego mózgu. One pozwalają mu dawać sobie radę z niedostatkami  
swego rozwoju fizycznego nie w drodze kosmicznie powolnej ewolucji, ale przez  
czynną zmianę otoczenia. Człowiek przystosował się do Ŝycia w zimnych krajach  
dzięki wynalazkowi ognia, odzieŜy, domów, a nie dzięki futru wyrosłemu na skórze  
jak u niedźwiedzia polarnego. Dzieci stają się istotami społecznymi przez  
wychowanie, a nie przez hodowlę selekcyjną. W miarę rozwoju naszej wiedzy o  
fizjologii organizmu będziemy mogli coraz skuteczniej korygować jego defekty  
anatomiczne, bez uciekania się do interwencji chirurgicznych. Wszystko to  
powinno wzbudzić w nas nadzieję, Ŝe medycyna da jednak sobie kiedyś radę z  
katarem. 
PodróŜ dyliŜansem 
W tym samym roku 1831, kiedy Słowacki odbywał ośmiodniową podróŜ pocztą z Drezna  
do Londynu, ukazała się w Mediolanie ksiąŜeczka zawierająca zwięzłe wskazówki  
dla podróŜnych i turystów. Oto kilka z nich. Oddadzą one najlepiej smak i  
atmosferę jazdy dyliŜansem. 
96 
Wielkie podróŜe, pisze autor, są pod wieloma względami korzystne dla zdrowia,  
choć zawsze uciąŜliwe. Nie moŜna bowiem na dłuŜszą metę uniknąć jazdy złymi  
drogami, trafiania na najpodlejsze oberŜe i (co najgorsze) na najobrzydliwsze  

background image

brudy. Dlatego radzimy zabierać z sobą puzdro średniej wielkości, aby je moŜna  
było w powozie trzymać pod stopami, posiadające przegródki na dokumenty,  
pieniądze i kosztowności, nad nimi zaś drugą warstwę przegródek. Tu umieścimy - 
wielką butlę z winem hiszpańskim i drugą z wodą maltańską z kwiatu  
pomarańczowego oraz cukier. Obok mały moździerzyk marmurowy i dwie średnie  
butelki, jedna z octem czterech złodziei (od morowego powietrza; był to ocet  
winny, w którym moczono piołun, rozmaryn, szałwię, rutę itp.), drugą z wódką  
portugalską; dwie fla-szeczki, jedna z eterem, druga z solą trzeźwiącą; dwie  
puszki po herbacie, jedna z rumiankiem druga z melisą. Kilka pakiecików z  
mielonym rabarbarem, kilka z sodą, zapasik gumy draganckiej sproszkowanej, sitko  
na mleczko migdałowe, garnek dobrego miodu, nieco siemienia lnianego, szafranu,  
bandaŜy ze starego, dobrego płótna, nie zapominając rzecz prosta o migdałach,  
butelce wódki francuskiej i flaszce jałowcówki, a takŜe o szprycy i paczce jagód  
jałowca. 
ś

adnej z tych rzeczy nie moŜna kupić ani we wsiach, ani w małych miasteczkach,  

gdzie łatwo popaść w tarapaty i być pozbawionym wszelkiej pomocy. Koniecznie  
takŜe mieć trzeba prześcieradło i koc, albo, jeśli nas na to stać, specjalnie na  
ten uŜytek przygotowaną skórę reniferową, którą kładzie się na materac hotelowy,  
pod prześcieradło. Niezbędna jest takŜe kwadratowa poduszka, mocno wypchana  
wełną i końskim włosiem, na której siedzi się w powozie, co zwłaszcza jest  
wygodne w twardych niemieckich dyliŜansach. Prócz tego, gdy powóz grozi  
wywróceniem się, moŜna poduszkę wyciągnąć spod siebie dla ochrony głowy. 
7 — Drugi kot w worku 
97 
Kiedy się jedzie z dziećmi, pisze autor dalej, które j nie przechodziły jeszcze  
ospy wietrznej ani odry, trzeba uwaŜać, aby w czasie przejazdu przez wsie nie  
zbliŜały się do nich Ŝebrzące dzieci wiejskie, całe pokryte wysypką. Jeśli  
musimy się tam jednak zatrzymać, kaŜemy dzieciom trzymać pod nosem cytrynę  
nabitą goździkami (mowa o przyprawie korzennej) albo chusteczkę zmoczoną octem.  
RównieŜ w zajazdach wybierać naleŜy, przy jednakowym stopniu czystości, pokoje o  
ś

cianach malowanych lub pokrytych papierową tapetą. Wszelka bowiem wełna czy  

nawet jedwab zatrzymuje złe powietrze przez czas dłuŜszy, od czego moŜna dostać  
choroby zakaźnej. 
Jedną z największych plag złych hoteli są pluskwy. Oto recepta jedna z tysiąca,  
która przed nimi zabezpiecza: cztery kawałki kamfory wielkości orzecha połoŜyć  
pod prześcieradło, dwa w głowach i dwa w nogach łóŜka, uwaŜając, aby łóŜko nie  
przytykało do ściany. Ten z lekka usypiający środek mógłby na dłuŜszą metę źle  
podziałać na system nerwowy, ale stosowany rzadko szkody nie przyniesie. 
Siedzenie w dyliŜansie nie powinno być miękkie, bowiem wstrząsy pojazdu, byle  
nie przesadnie silne, wpływają dobrze na blednicę, na obstrukcję i na wiele  
innych chorób. Na początku podróŜy naleŜy poczty lionowi ostro zapowiedzieć, aby:  
1) nie prowadził wozu skrajem stromych urwisk (co jest namiętnością pocztylionów  
wszystkich krajów), 2) aby jechał wolno na zakrętach i nie galopował przez wsie  
i miasta oraz 3) aby nigdy nie zjeŜdŜał z głównego traktu, ani dla skrócenia  
drogi, ani pod Ŝadnym innym pretekstem. Tym Ŝądaniom towarzyszyć musi obietnica  
sutego napiwku na końcu podróŜy, inaczej nie wywrą one jakiegokolwiek skutku. 
Napadów rabunkowych ustrzec się imoŜna dość łatwo, jeśli poczcie towarzyszą dwaj  
choćby forysie uzbrojeni w pistolety. W Anglii, gdzie napady są częstsze, jeździ  
się zawsze z trzema lub czterema fo-rysiami. Zapewniano mnie tam, Ŝe angielscy  
rabusie 

background image

»8 
nigdy nie napadają Francuzów, bo wiedzą, Ŝe ci strzelają do złodziei, czego  
Anglicy raczej nic czynią, nie chcąc pozbawić Ŝycia nawet najgorszego człowieka  
dla uratowania paru sztuk złota. 
Rabusie grasują najczęściej w górach, lasach i w pobliŜu granic. Dobrą ochroną  
jest własny pistolet, choćby się nawet nie miało zamiaru z niego korzystać.  
NaleŜy go jednak ładować w zajazdach i to tak, aby pocztyłion to widział. Prosta  
ostroŜność wymaga, aby przynajmniej jeden z pasaŜerów czuwał, gdy inni śpią,  
obserwował drogę, stan powozu, sprawdzał czy się osie nie palą, czy łańcuch nie  
hamuje kół bez potrzeby. W Ŝadnym względzie, ostrzega na koniec autor, i w  
Ŝ

adnej sprawie nie moŜna polegać na pocz-tylionach! 

Byłoby, jak stąd widać, pewnym grzechem wyobraźni wyodrębnianie warunków  
ówczesnej jazdy z ogólnych warunków kultury i ekonomii, bez uwzględnienia stanu  
nauki, stopy Ŝyciowej i panujących zwyczajów. 
Leciwe drzewa 
RóŜne podręczniki botaniczne podają bardzo odmienne od siebie dane na temat  
wieku, jakiego doŜywają róŜne gatunki drzew, w czym nie ma zresztą nic dziwnego,  
bo drzewa są roślinami długo Ŝyjącymi, zwłaszcza w sprzyjających warunkach,  
jeśli nie zniszczą ich szkodniki, nie trafi piorun, nie uszkodzi człowiek. A im  
dłuŜej drzewo Ŝyje, tym większe jest prawdopodobieństwo, Ŝe przytrafi mu się  
któreś z wymienionych tu nieszczęść. Samo określenie wieku starego drzewa,  
którego początków nikt nie pamięta, jest trudne i niepewne. U niektórych  
gatunków pnie bywają wzmocnione korzeniami powietrz- 
no 
nymi; zrastają się one z pniem właściwym mniej więcej w jedną całość, jak to na  
przykład bywa z drzewem figowym. Kiedy się zdarzy, Ŝe dwa nasiona wykiełkują tuŜ  
przy sobie, moŜe wyrosnąć pień podwójny, a zatem dwa razy młodszy, niŜby to  
wynikało z obliczenia grubości drzewa. 
Dokładniejsze dane o wieku drzewa otrzymujemy na podstawie liczby słojów, czyli  
pierścieni przyrostów rocznych, które moŜemy policzyć na przekroju powalonego  
pnia, jeŜeli oczywiście jego twardziel, czyli część środkowa nie spróchniała i  
nie zgniła. 
Jarzębina Ŝyje co najwyŜej lat 80, a więc niemal tyle co człowiek. Magnolia, bez  
i olsza szara — do stu lat. Olsza czarna, brzoza i ostrokrzew do 120 lat; grab,  
topola-osika i wierzba biała do 150 lat; jabłoń do dwustu, topola czarna, jesion  
i grusza do trzystu; orzech włoski i wiśnia do czterystu; jawor, wiąz, sosna i  
topola biała do pięciuset; klon, sosna czarna, lipa drobnolistna i modrzew do  
sześciuset; dąb bezszypuł-kowy, kasztan jadalny, oliwka i limba do siedmiuset;  
jodła do ośmiuset; buk czerwony, lipa szerokolistna i świerk do tysiąca lat; dąb  
szypułkowy, cedr libański i platan do 1300 lat. Inne gatunki osiągają jeszcze  
sędziwsze lata. Znane są teŜ pojedyncze egzemplarze drzewnych Matuzalów, które  
trafiły na szczególnie 
100 
dobre warunki glebowe i klimatyczne, a takŜe uniknęły szkodników, piorunów i  
huraganów. 
Istnieje platan na wyspie Kos liczący sobie 2000 lat i kasztan na zboczu Etny na  
Sycylii, równie stary. W chwili śmierci Wergiliusza były to zatem całkiem  
wyrośnięte drzewa. Cis pospolity w hrabstwie Kent w Anglii ma 3000 lat, istniał  
więc w czasach, kiedy Fenicjanie zakładali pierwsze kolonie w Afryce. Niektóre  
welingtonie kalifornijskie i baobaby w Tanzanii liczą sobie w przybliŜeniu 5000  

background image

lat, Ŝyły więc za panowania Menesa, pierwszego historycznego króla staroŜytnego  
Egiptu. 
Sztuka niszczejąca 
Nawet najtrwalsze dzieła sztuki ulegają zniszczeniu. Przetrwać mogą tylko takie,  
których tworzywo i kształt tak podobne są do naturalnych produktów przyrody, Ŝe  
uchodzą chciwości lub głupocie człowieka. Tak na przykład oko nasze nie  
dostrzega siekiery wyłupanej przed tysiącami lat z krzemienia, nie odróŜniając  
jej od innych kamieni przydroŜnych. Przedmiot ten przetrwa zatem, być moŜe, aŜ  
do kresu dziejów. Im niezwyklejsze w formie, w im kosztowniejszym materiale  
wykonane, tym kruchsze i bardziej śmiertelne staje się dzieło rąk ludzkich.  
Stłuc, zniszczyć — to naturalny odruch człowieka» Co więcej, sam surowiec, z  
którego wykonuje się pewne przedmioty sztuki, skazuje je na krótki Ŝywot. I tak,  
niewiele tylko przetrwało przedmiotów z wosku, choć od dawna sławni artyści i  
niezliczeni rzemieślnicy uŜywali tego materiału z uwagi na jego przejrzystość i  
ciepły koloryt, dla rzeźbienia wyobraŜeń osób i przedmiotów. 
Niezbyt trwałe jest takŜe dzieło malarza. Jeśli nie liczyć malowanych waz i  
fresków w grobowcach, nic niemal nie pozostało z tak wychwalanych malowideł  
greckich. Nie ma równieŜ śladu po rzeźbach w drze- 
101 
wie, ani po pięknych świątyniach budowanych z gałęzi wawrzynu, zdobionych  
piórami, zlepianych woskiem, o belkowaniu związanym lianami. Został po nich  
tylko opis PauzaniaszafPiękno waz z kryształu-górskiego i wytworność ich  
konstrukcji nie potrafią ich uratować, jeśli pewnego dnia same kryształy lub  
złoto oprawy obudzą czyjąś chciwość. 
Słynna złota solniczka Benvenuta Celliniego, własność króla Karola IX,  
przypadkiem tylko nie została stopiona. Przedstawiono ją, wraz z kilkuset innymi  
przedmiotami, królowi do wybrakowania, gdyŜ zawierała pół kilograma złota. To  
zdecydowało o umieszczeniu jej na liście „starych pierścieni, klejnotów, wyrobów  
złotniczych" nadających się do stopienia. Cudowny zbieg okoliczności sprawił, Ŝe  
na królewskim stole akurat zabrakło solniczki. Tak uniknął zagłady jeden z  
najcenniejszych przedmiotów świata, dzieło genialnego złotnika, za które dziś  
Muzeum Wiedeńskie, gdyby znalazło się w potrzebie, otrzymałoby bez trudu kilka  
milionów dolarów. 
Co roku giną arcydzieła, ofiary katastrof, obłędu lub mody. TakŜe ofiarami  
nietolerancji religijnej bywają nie tylko ludzie. Walka z „bezboŜną sztuką"  
trwała od początku istnienia wojującego Kościoła. Cesarz bizantyjski Leon III,  
wydawszy rozkaz bezlitosnego wymordowania artystów naśladujących sztukę pogańską,  
kazał następnie spalić bibliotekę konstantynopolitańską, zamknąwszy w niej  
uprzednio wszystkich kustoszów i skrybów, aby po tej obmierzłej, niemiłej Bogu  
kulturze ślad nawet nie pozostał. 
W XV wieku oszczędność papieŜa Mikołaja V spowodowała dewastację Koloseum  
rzymskiego. Potraktowawszy Amfiteatr Flawiuszów jak zwykły kamieniołom, wydobył  
z niego 2.000 wozów napełnionych marmurami, posągami, cokołami, reliefami, z  
których następnie kazał wypraŜać w piecach wapno. Nikt przeciw temu nie  
zaprotestował, bo w owym czasie, prócz niewielu ekscentrycznych erudytów, mało  
kto się interesował zabytkami antyku. 
102 
W sto lat później zaczęły juŜ krąŜyć po Rzymie paszkwile kalwińskie, oskarŜające  
papieŜy i kardynałów, Ŝe przekładają poszukiwanie zabytków pogańskich, greckich  
i rzymskich nad prosty kult Boga; miało to być dowodem papieskiego  

background image

bałwochwalstwa. We Florencji Savonarola budzi takie przeraŜenie, Ŝe malarz  
Lorenzo di Credi postanawia zniszczyć wszystkie swoje dzieła, które po dojrzałym  
namyśle ocenił samokrytycznie jako szatańskie i splamione erotyzmem. W sześć lat  
po śmierci Michała Anioła papieŜ Adrian VI postanawia zetrzeć freski Syksty-ny.  
Wydały mu się do tego stopnia niemoralne, Ŝe aŜ odbiło się to na jego zdrowiu:  
zaczęły go noc w noc trapić koszmary senne, >w których prześladowany był przez  
kąpiących się golasów. Pan jednak powołał swego sługę wcześniej nim ten zdąŜył  
swe zamierzenie urzeczywistnić. 
Zadziwiająca przygoda spotkała wydobytą z ruin Troi przez Schliemanna ceramikę  
grecką, która do 1939 spokojnie spoczywała w muzeach berlińskich. Gdy wybuchła  
wojna i dzieła sztuki wysyłano na głęboką prowincję dla ochrony przed  
bombardowaniem, ceramikę tę przechowano w pewnym miasteczku w Szwabii. Kiedy  
jednak chciano ją stamtąd z powrotem zabrać w 1947, okazało się, Ŝe zniknęła bez  
ś

ladu. Mieszkańcy, nie znając wartości tych glinianych skorup, posłuŜyli się  

nimi przy tradycyjnym obrządku szwabskim, polegającym na tłuczeniu naczyń przed  
oknami nowo zaślubionych. 
Dnia 23.VII.1645 wydano w Anglii dekret, mocą którego „wszystkie obrazy  
przedstawiające drugą Osobę Trójcy Świętej powinny ulec spaleniu, jak równieŜ  
obrazy wyobraŜające Matkę Boską". MoŜna sobie wyobrazić, ile płócien padło  
ofiarą tej protestanckiej ortodoksji! A ile obrazów El Greca, Tycjana, Bouchera  
okaleczono ze względu na ich nieprzyzwoi-tość! ?? dzieł sztuki zeszpecono,  
kierując się pychą lub zawiścią! W staroŜytności wiele posągów rzeźbiono w  
marmurze i zdobiono kosztownymi materiała- 
103 
mi. Do marmurowych torsów rzeźbiarze przytwierdzali głowy z brązu, kości  
słoniowej lub złota, osadzane na czopach, co pozwalało przy kaŜdym przewrocie  
politycznym zastępować głowę strąconego władcy głową przywódcy spisku. Bardzo  
często dla oszczędności zadowalano się samym tylko retuszem rysów twarzy.  
Misternie obrobione cokoły pewnych posągów i torsy szczególnie schlebiające  
anatomii męskiej słuŜyły kolejno Cezarowi, Augustowi, Neronowi i ich następcom.  
W XVII wieku równano z ziemią lub przerabiano w nowoczesnym stylu katedry  
gotyckie, uwaŜając je za okropieństwa, urągające dobremu smakowi. Wiek XIX i XX  
były za to świadkami narodzin bez liku fałszywych zabytków. Ale to juŜ inna  
historia. 
Harun ar~Raszid 
Jest to nie tylko postać z bajki, jak wielu do dziś mniema, ale najsłynniejszy  
kalif z arabskiej dynastii Abbasydów, których królestwo muzułmańskie ze stolicą  
w Bagdadzie rozciągało się na olbrzymiej przestrzeni od północnych Indii do  
Maroka. Harun Ar--Raszid czyli Aaron Sprawiedliwy wstąpił na tron w 786 r.  
Legendy, a przede wszystkim Baśnie z 1001 Nocy, ukazują Haruna jako wesołego i  
kulturalnego monarchę, niekiedy despotę i gwałtownika, często szczodrego i  
ludzkiego, a tak zamiłowanego w słuchaniu opowieści, Ŝe kazał je zapisywać w  
archiwach państwowych, a dobrze opowiadające damy nagradzał czasami miejscem w  
łoŜu u swego boku. Wszystkie te cnoty potwierdza historia, z wyjątkiem wesołości,  
która pewno gorszyła dostojnych kronikarzy. 
Oni przedstawiają go przede wszystkim jako poboŜnego    i    prawowiernego     
muzułmanina,    surowo 
104 
ograniczającego swobody innowierców, pielgrzymującego co drugi rok do Mekki.  
Lubił dobrze wypić, ale tylko w gronie wybranych przyjaciół. Miał siedem Ŝon i  

background image

wiele konkubin, jedenastu synów i czternaście córek zrodzonych przez niewolnice  
z wyjątkiem el-Emina, syna księŜniczki Zobeidy. Kochał się tak bardzo w poezji,  
Ŝ

e zasypywał niekiedy poetów ekstrawaganckimi podarunkami. Poecie Merwanowi za  

jedną krótką ale pochwalną odę dał 5000 sztuk złota, honorową szatę, dziesięć  
niewolnic greckich i ulubionego rumaka. Jednym z jego ochoczych kompanów był  
poeta Abu Nuwas, libertyn, który nie raz wprawiał w gniew kalifa zuchwalstwem  
lub jawną niemoralnością, nieodmiennie jednak odzyskiwał jego łatekę pięknym  
utworem. Harun zgromadził wokół siebie w Bagdadzie niezrównaną plejadę poetów,  
prawników, lekarzy, gramatyków, retorów, muzyków, tancerzy, artystów i ludzi  
dowcipnych. Oceniał ich pracę niezawodnym smakiem, nagradzał szczodrze,  
nagradzany wzamian tysiącem wierszowanych panegiryków. Sam był poetą, uczonym i  
porywającym, elokwentnym mówcą. Współczesny cesarzowej bizantyjskiej Ireny,  
cesarza Karola Wielkiego i nieco tylko późniejszy od cesarza Tsuan-Tsunga w  
Czan-ganie, Harun przewyŜszał ich wszystkich bogactwem, 
105 
potęgą, splendorem i poziomietn intelektualnym i kulturalnym. 
Nie był jednak dyletantem. Brał udział w zarządzaniu państwem, cieszył się  
opinią sprawiedliwego sędziego, pozostawił po sobie pełny skarb. Osobiście  
prowadził wojska w bój, nie pozwolił naruszyć granic swoich włości. Jednak  
główny cięŜar rządów i polityki złoŜył w ręce mądrego Jahii z rodu Barmakidów,  
dając mu swój pierścień na znak nieograniczonego pełnomocnictwa. Był to akt  
kompletnego zaufania, ale Harun, wówczas jeszcze młodzieniec dwudziestoletni,  
uwaŜał się za nieprzygotowanego do władania tak olbrzymim królestwem. Był to  
takŜe akt wdzięczności dla nauczyciela, którego zwykł nazywać ojcem. Jahia  
okazał się jednym z najbardziej utalentowanych rządców w dziejach; utwierdził  
porządek, bezpieczeństwo i sprawiedliwość, budował drogi, mosty, kanały i  
zajazdy. Prowincje kwitły, napełniając zarazem skarbiec władcy i wezyra. Jego  
synowie, Al-Fadl i DŜafar otrzymali od niego wysokie urzędy i sprawowali je  
znakomicie. Stali się milionerami, pobudowali sobie pałace, utrzymywali w nich  
własne dwory, pełne poetów, filozofów i błaznów. Harun kochał DŜafara Barmakidę  
tak mocno, Ŝe kazał uszyć podwójny płaszcz, w którym mogliby chodzić razem. W  
tym właśnie stroju syjamskich braci poznawali, być moŜe incognito, nocne Ŝycie w  
Bagdadzie. 
Nie znamy dokładnie przyczyny upadku rodu Barmakidów. MoŜe Harun w wieku  
dojrzałym doszedł do przekonania, Ŝe nie wystarczają mu juŜ rozkosze zmysłowe i  
dyskusje filozoficzne, i pozazdrościł młodemu wezyrowi udzielonej mu po ojcu  
wszechwładzy. DŜafar pozwolił raz uciec buntownikowi, którego Harun kazał  
stracić. Władca nie darował mu tego nigdy. Gdy siostra Haruna, Abbasa, zakochała  
się w DŜafarze, Harun zgodził się na małŜeństwo pod warunkiem, Ŝe małŜonkowie  
spotykać się będą tylko w jego obecności; ślubował bowiem nie skazić obcą 
106 
domieszką ksiąŜęcej krwi arabskiej swoich sióstr. DŜafar zaś był Barmakidą, a  
więc Persem. Młodzi złamali tę umowę. Abbasa potajemnie urodziła DŜa-farowi  
dwóch synów, których ukryła i wychowała w Medynie. Zobaida, Ŝona Haruna, odkryła  
mu tę tajemnicę. Kalif posłał po kata, kazał mu zabić Abbasę i pogrzebać ją na  
dziedzińcu pałacowym; sam dopilnował spełnienia tych rozkazów. Kazał następnie  
ś

ciąć DŜafara i przynieść sobie jego głowę, co teŜ uczyniono. Dalej posłał do  

Medyny po dzieci, długo rozmawiał z ładnymi chłopczykami, poczem polecił ich  
stracić. Jahia i Al-Fadl zmarli w więzieniu, a cały kolosalny majątek Barmakidów  
uległ konfiskacie. Sam Harun ar-Raszid zmarł w niewiele lat później, w 809 roku. 

background image

Kondotierzy 
Byli fascynującym zjawiskiem w dziejach. Pojawili się w XIV wieku, a samo słowo  
uŜyte było po raz pierwszy przez Giovanniego Villani około 1340 r. Byli to  
dowódcy oddziałów najemnych na słuŜbie miast albo dworów ksiąŜęcych. Gdy  
załamało się średniowieczne cesarstwo zachodnie, małe republiki miejskie  
pozbawione zostały opieki wojsk cesarskich. Sytuacja geograficzna, a takŜe  
charakter produkcji przemysłowej sprawiały, Ŝe pewne miasta najmowały  
kondotierów, a inne nie mogły, czy nie chciały tego czynić. 
Florencja na przykład wykazała wielką przezorność obierając sobie za przedmiot  
eksportu tkaniny wełniane o niezniszczalnych kolorach. Ale tkacze nie byli  
dobrymi wojownikami. Ani farbiarze, ani krawcy, kowale, piekarze, szewcy,  
dachówkarze, garbarze, bednarze czy ślusarze. Trudno było w potrzebie, po  
miesiącu musztry, przerobić Florentyńczyków na Ŝołnierzy.  Ale  pieniądze    
nagromadzone  w  handlu 
107 
produktami tych zacnych rzemiosł pozwalały na najęcie dla obrony miasta takiego  
kondotiera, jaki wydawał się najgodniejszy zaufania. 
Inaczej   Mediolan, specjalizujący się w produkcji  i broni i pancerzy.  
Mediolańczycy, o typie fizycznym przypominającym   bardziej swych   germańskich  
niŜ  j latyńskich przodków, byli budowy  krzepkiej i,   jak świadczą badania  
grobów, o dobrą głowę roślejsi od i Florentyńczyków. Nawet i dziś są od nich  
wyŜsi i silniejsi. 
Stawiali oni opór Barbarossie dłuŜej niŜ jakiekolwiek inne miasto średniowieczne.  
Nawet gdy ich pokonał, feudałowie jego nie chcieli rezygnować z mocniejszych  
hełmów mediolańskich, dalej niosą- ' cych kusz, ostrzejszych mieczów, tęŜszych  
toporów bojowych. Dlatego Mediolan odrodził się wkrótce jak feniks z cesarskiego  
poŜaru, a jego doborowi kuszni-"cy zaczęli zagraŜać słabszym sąsiadom — Perugii,  
Lecce i Florencji. 
Miały te miasta jednak inną broń — swoje mennice, florena (zawsze mocniejszego  
od waluty mediolańskiej) i międzynarodowy kredyt bankowy, a zatem i usługi  
kondotierów. RównieŜ Wenecja uwaŜała stałą armię za zbędne obciąŜenie i polegała  
na rezerwie złotych dukatów, pozwalających na wybór capi-tani di guerra czyli  
kondotierów. 
Kandydatów do tej roli było wielu. KaŜdy komendant odległej forteczki chętnie  
powiększyłby swój garnizon o pół tysiąca ochotniczych włóczni i pociągnął na  
jakąś daleką wyprawę. Jej przyczyną dla handlowych republik jak Wenecja czy  
Florencja było zwykle złamanie paktu gwarantującego wolny przewóz towarów rzeką  
czy przez przełęcz Apeninów. Kondotier powinien był działać szybko i bez  
nadmiernych wydatków, ograniczając się do ściśle określonej operacji wojskowej.  
Musiał trzymać ludzi w ryzach, nie dopuścić do grabieŜy, mordów, uprowadzeń, co  
zmuszałoby do płacenia odszkodowań albo ściągnęłoby odwet. Idealny kondotier    
przypominać 
108 
miał chirurga, który usuwa wrzód nie uszkadzając organizmu.. Tak godnych  
zaufania dowódców było oczywiście niewielu. Najlepszych państewka miejskie  
ceniły na wagę złota (mimo Ŝe uŜycie kondotierów było ostatecznością, gdy  
zawiodły wszystkie środki dyplomacji), ubiegały się o nich, a wreszcie stawiały  
im pomniki, z których dwa stanowią słynne dzieła sztuki. 
Pomnik konny kondotiera Erasma da Narni (ok. 1370—1443) zwanego Gattamelata  
(Słodka kotka), dowódcy wojsk weneckich walczących z Mediolanem w 1434—41, dłuta  

background image

Donatella, odsłonięty w 1453, jest jednym ze szczytowych osiągnięć plastyki  
Renesansu; stoi u boku ogromnego eliptycznego Piazza del Santo przed słynną  
bazyliką Św. Antoniego w Padwie: nawiązująca w pewnej mierze do pomnika Marka  
Aureliusza na Kapitolu, pierwsza od czasów staroŜytnych realistyczna rzeźba  
ś

wiecka, świetnie wkomponowana w architekturę otoczenia. 

Na dziedzińcu Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie stoi odlew wspaniałego pomnika  
konnego (1479—88) dłuta Andrea del Verrocehio. Oryginał jest posągiem z brązu na  
wysokim marmurowym cokole przed kościołem św. św. Jana i Pawła (Santi Giovanni e  
Paolo) w Wenecji, równieŜ jeden z najsławniejszych pomników Renesansu. Wenecja  
wystawiła go słynnemu kondotierowi Bartolomeo Col-leoniemu (1400—75); po  
ś

wietnej karierze wojskowej w słuŜbie Wenecji i Mediolanu spędzał czas  

przyjemnie jako władca Bergamo, otoczony dworem uczonych i artystów (większość  
kondotierów czekał całkiem inny los — ginęli śmiercią gwałtowną). Sprawił sobie  
teŜ grobowiec za Ŝycia, obok grobu swej córki Medei, w kaplicy zbudowanej na  
miejscu zakrystii romańskiej bazyliki Santa Maria Maggiore (1137, ukończonej w  
XVIII w.) w Bergamo. Kaplicę, jedno z arcydzieł renesansowej rzeźby lombardzkiej,  
wykonał w 1476 G. A. Amadeo, a ozdobił freskami Giovanni Tiepolo. 
109 
Batuta 
Dyrygentura jest prawdopodobnie instytucją równie starą jak zespołowe  
wykonawstwo muzyczne, jednak nasze wiadomości na ten temat nie sięgają dalej niŜ  
na dwa tysiące lat. StaroŜytni Grecy znali przewodnika chóru, który wybijał takt  
stopą na metalowej podeszwie. Znali równieŜ inną metodę, zwaną chironomią,  
polegającą na wyraŜaniu wartości dynamicznych i frazowania za pomocą ruchów ręki,  
dłoni i palców. W Indiach przy wykonywaniu hymnów Wedy dyrygent prowadził święte  
melodie ruchami napięstka prawej ręki i wybijaniem na nim taktu palcem  
wskazującym lewej. 
Obie metody — wybijanie rytmu i chironomią towarzyszą sobie juŜ od początku  
dyrygentury. NaleŜy jednak pamiętać, Ŝe w kulturach staroŜytnych muzyka nie  
miała, jak dziś, pozycji samodzielnej i niezaleŜnej w sztuce, ale związana była  
nierozdzielnie z tańcem, dramatem i poezją. Czynnik rytmu był zasadą wiąŜącą te  
sztuki. Przewodnik chóru prowadził jego taniec, muzykę i pieśń. Wielkie  
festiwale i procesje kultur antycznych nie były rodzajem koncertów, ale  
rytmiczną prezentacją kultu, tańca i śpiewu z towarzyszeniem muzyki  
instrumentalnej. W czasach rzymskich dyrygował zwykle flecista, a dźwięk  
strzelania palcami wypierać zaczął piekielne łomoty Ŝelaznego buta. We wczesnych  
ś

piewach kościelnych rytm wskazywano za pomocą wznoszenia i opuszczania ręki.  

Przy śpiewach gregoriańskich preceptor podawał ton, sam śpiewał i pomagał  
chórowi ręką i głosem w sposób bardziej juŜ zróŜnicowany i wyrazisty. 
Jan Sebastian Bach kierował zespołem wykonawczym siedząc przy organach lub  
klawicymbale. Tak samo czynili Haendel i Gluck. Haydn w Londynie w latach 1791 i  
1794 dyrygował przy fortepianie wraz 
ze swoim impresariem, skrzypkiem Salomonem. Łączne kierownictwo klawesynisty i  
pierwszego skrzypka było, jak się zdaje, zjawiskiem powszechnym w całym XVIII  
wieku. Często jeden kierował chórem, a drugi — orkiestrą. Orkiestry francuskie i  
włoskie posługiwały się innym systemem. Tutaj wybijacz tempa, batteur de mesure,  
utrzymywał ostrą dyscyplinę i wystukiwał rytm bardzo głośno. Jean Jacąues  
Rousseau w swoim Słowniku muzycznym (z 1767 r.) skarŜy się, Ŝe nieznośny hałas  
kija zagłusza całą symfonię. Dyrygentów tych, walących głośno długą laską w  
podłogę, przezywano wówczas drwalami. Jeszcze na 80 lat przed ową skargą  

background image

Rousseau, słynny kompozytor francuski, Jean Bapti-ste Lully, dyrygując Te Deum z  
okazji wyzdrowienia Ludwika XIV, wybijał takt tak mocno swym wysokim i cięŜkim  
kijem, Ŝe gdy raz trafił omyłkowo we własną stopę, uległ zakaŜeniu, którego  
skutkiem była przedwczesna śmierć kompozytora. 
Jeszcze pod koniec XVIII wieku Gluck dyrygował przy pianinie, a dwunastoletni  
Beethoven kierował orkiestrą operową przy klawikordzie. Kiedy Ludwik Spohr  
przybył do Londynu w 1820 ?., spodziewano się, Ŝe będzie grał na skrzypcach i  
wybijał takt smyczkiem. Kiedy wyjął z kieszeni batutę i zaczął dyrygować z  
pulpitu, spowodował niemałą sensację. Orkiestra przyjęła nieprzychylnie  
dyrygenta nie grającego na Ŝadnym instrumencie. I dziś jeszcze wielu nienawykłym  
słuchaczom dyrygent wydaje się postacią niezrozumiałą, czyniącą dziwaczne gesty  
rękami i korpusem, rodzajem akrobaty, tancerza, aktora czy mima, paradoksalną  
figurą muzyka nie tworzącego dźwięku, maga, który celebruje utwór z powagą  
kapłana odprawiającego mszę. Ilustracją tej niechętnej postawy jest anegdota o  
pewnym skrzypku z orkiestry symfonicznej, który zapytany, co wykona dyrygent  
przybyły na gościnny występ, odpowiedział: !>Nie wiem, co on będzie dyrygował,  
ale my zagramy pierwszą symfonię Brahmsa". 
110 
Ul 
UŜycie batuty rozpowszechniło się szybko. UŜywał jej juŜ Weber w Dreźnie w 1817,  
Mendelssohn w 1835, i Schumann, który lubił przywiązywać pałeczkę do napięstka  
za pomocą specjalnego urządzenia. Jesteśmy juŜ na progu współczesności, epoki  
wielkich mistrzów pałeczki, Bulowa, Mahlera, Nikischa, Toscaniniego. Sama batuta  
jest stosunkowo świeŜym nabytkiem. Dawniej ręce i nogi były jedynym i najlepszym  
instrumentem wskazywania tempa i rytmu. Dla zwrócenia uwagi śpiewaków wczesnych  
chórów kościelnych, dyrygenci posługiwali się róŜnymi przedmiotami, od pastorału  
do rulonów pergaminowych lub chustek, niekiedy przywiązywanych do laski.  
Niektórzy organiści wybijali takt uderzając swój instrument kluczami. AŜ do XV  
wieku rulony były bardzo popularne. Dyrygent Anselm uŜywał skórzanego zwoju  
wypchanego cielęcą sierścią, Gasparo Spontini — laski hebanowej. Batuta równieŜ  
ulegała licznym zmianom. Od długości metra skróciła się do 45 cm lub jeszcze  
mniej. Zamiast złota czy kości słoniowej z hebanową intarsją uŜywa się dziś  
lekkich tworzyw sztucznych. Zmienił się równieŜ jej charakter, choć do dziś dnia  
utrzymują się jeszcze przesądy o jej magicznych własnościach. 
Kiedy Richard Strauss pewnego razu, na gościnnym występie w Operze wiedeńskiej,  
zapomniał swojej pałeczki i wziął tę, jaka znajdowała się na pulpicie, pierwszy  
skrzypek tuŜ przed rozpoczęciem opery podszedł do niego i, wręczając mu inną  
batutę, powiedział: „Proszę, maestro, niech pan weźmie tę. Tamta nie ma rytmu".  
I Strauss oczywiście natychmiast posłuchał rady. Kiedy Berlioz i Mendelssohn  
spotkali się razem w Lipsku w 1841, wymienili się batutami, a Berlioz do swojej  
dołączył list w stylu Fenimore Coopera, zwracając się do przyjaciela jako do  
„Wielkiego Wodza". ChociaŜ niektórzy dyrygenci, jak Stokowski, Mitropulos czy  
Bernstein, prowadzą orkiestrę bez batuty, mała ta pałeczka pozostaje nie 
112 
tylko instrumentem interpretatorów wielkiej muzyki, ale takŜe ich znakiem  
heraldycznym. 
Nazwy Stanów 
Jeśli byłaby mowa o grupach społeczeństwa feudalnego, to sprawa przedstawia się  
prosto: feuda-łowie świeccy (panowie i szlachta), duchowieństwo i tak zwany stan  
trzeci, czyli mieszczaństwo. Rzecz skomplikuje się znacznie, jeŜeli się okaŜe,  

background image

iŜ mamy na myśli całkiem inne Stany, mianowicie USA. Jest to jedyny w swoim  
rodzaju zbiór nazw geograficznych nadanych w czasach nowoŜytnych. Dlatego  
właśnie pochodzenie ich jest dobrze znane geografom, choć dla ogółu przewaŜnie  
jest mniej lub bardziej zagadką. Bieda w tym, Ŝe stanów tych jest aŜ  
pięćdziesiąt! 
Na szczęście prawie połowa tej liczby ?— bo aŜ 24 stany — ma nazwy pochodzenia  
indiańskiego, aczkolwiek niektóre z nich weszły do angielszczyzny za  
pośrednictwem języka hiszpańskiego (jak Arizona) lub francuskiego (jak Illinois).  
Plemiona indiańskie, choć wykazują duŜe między sobą pokrewieństwo i pochodzą  
prawdopodobnie od jakichś wspólnych mongoloidalnych, azjatyckich przodków  
(uczeni sądzą, Ŝe przybywali oni w róŜnych okresach kolejnymi falami z Azji  
przez cieśninę Beringa), odznaczają się niezmiernym bogactwem językowym. Oblicza  
się, u Indian zamieszkałych na północ od Meksyku, co najmniej 55 grup językowych,  
tak róŜnych od siebie, jak język polski od węgierskiego. Analiza nazw  
pochodzących z tak zawiłej mozaiki językowej nie byłaby więc, jak sądzę, zbyt  
interesująca. 
Następną grupę stanowią   nazwy   pochodzące   od postaci historycznych. Jest  
ich dziewięć: Delaware — 
8 — Drugi kot w woarku 
113 
od Tomasza Westa, lorda De La Warr, pierwszego' gubernatora Kompanii  
Wirginijskiej; nazwę tę nadano naprzód rzece, a później takŜe plemieniu  
Delawarów. Georgia — od króla angielskiego Jerzego (George) II. Luizjana —  
nazwana na cześć Ludwika (Louis) XIV przez Francuzów, którzy władali tym krajem  
do 1803 ?.; Maryland — „Ziemia (królowej angielskiej Henrietty) Marii", Ŝony  
Karola I. Nowy Jork — od księcia Jorku, późniejszego króla Jakuba II. Karolina —  
od króla angielskiego  Karola   I. 
U ? w*r*M- sr*tt I 
I                                  ltuLe?ĆE'ST7WJrPAT7ł 
Pennsylwania — z połączenia nazwiska Wiliama Pen-na, kwakra, właściciela tego  
kraju, z proponowaną przez niego w 1681 nazwą Sylwania czyli Kraina lasów.  
Virginia — czyli „dziewicza" (po łacinie), ku czci dziewiczej królowej  
angielskiej ElŜbiety I. Washington — na cześć pierwszego prezydenta Stanów. (Do  
tejŜe serii naleŜy District of Columbia, który jednak nie jest stanem, ale  
wydzielonym terytorium stołecznym nazwanym dla uczczenia Krzysztofa Kolumba.)  
Cztery nazwy są opisem krajobrazu. Colorado to po hiszpańsku „barwny albo  
szkarłatny" — od koloru ścian kanionu rzeki. Nevada — to hiszpańskie „śnieŜysta".  
Montana znaczy po łacinie „górzysta", Vermont — to francuskie Vert Mont, a więc  
jakby nasza Zielona Góra. Do tej czwórki moŜna by dodać 
114 
nazwę stanu Rhode Island, co miało jakoby znaczyć „Czerwona Wyspa"; inni uwaŜają  
jednak, Ŝe miała to być „Wyspa Rodos". 
Trzy nazwy pochodzą od okolic starego kraju iim~ grantów. Maine — od nazwy  
dawnej prowincji francuskiej. New Hampshire — od angielskiego hrabstwa Hampshire.  
New Jersey — od największej z wysp normandzkich, Jersey. New ?????? był dawną  
pi*0-wincją Meksyku wydartą mu w 1850 r. przez silniejszego sąsiada. 
Stan Hawaje pochodzi zapewne od hawajskiego słowa znaczącego „ojczyzna". Alaska  
—. jest rosyjską wersją wyrazu eskimoskiego na oznaczenie Półwysp11 Alaska.  
Kalifornii nadali konkwistadorzy hiszpańscy nazwę fantastycznej wyspy bliskiej  
ziemskiego Baju, zaczerpniętej z romancy rycerskiej pt. Spfatvy Esplandiana,  

background image

imitacji słynnego Amadisa z Galii Gar-cii de Montahro. śeglarz hiszpański Ponce  
de Leon, wylądowawszy na półwyspie (o którym sądził, Ŝe jest wyspą) w niedzielę  
wielkanocną 1513 roku, dał mu nazwę tego dnia, Pascua florida (Pascha kwitnąca),  
z czego z czasem pozostała tylko sama Floryda. Wreszcie Indiana znaczy „ziemia  
Indian". 
Aby się rachunek zgadzał, naleŜy dołoŜyć jeszcze trzy stany, których nazwy są  
powtórzeniem innych, z dodatkiem strony świata: Południowa Dakota, Północna albo  
Południowa Karolina, Zachodnia Wirgi-nia. 
Nazwisko panieńskie Zosi 
Niestety, nie znamy go, bo Mickiewicz nie zechciał nas o nim poinformować. Przy  
okazji warto sobie teŜ uświadomić, Ŝe nie znamy takŜe nazwiska ????????,  
Hrabiego, Asesora i Podkomorzego. Nie wiedzielibyśmy 
115 
zapewne równieŜ jak brzmi nazwisko Bejenta, gdyby nie jego. namiętna,-  
gestykulacja i nieodparcie nasuwający się rym w dwuwierszu: „Był dawniej  
adwokatem pan rejent Bolesta, zwano go kaznodzieją, Ŝe zbyt lubił gęsta". 
Jak czytamy u Konrada Górskiego, sam bohater tytułowy utworu, pan Tadeusz, miał  
się początkowo nazywać panem śegotą. Jest to spolonizowana forma imienia Ignacy.  
Z imienia tego poeta jednak szybko zrezygnował. Z kolei Mickiewicz wybrał dla  
niego autentyczne nazwisko nowogródzkie — Saplica. Wiadomo, Ŝe w latach 1799— 
1806 rodzina poety nie mało wycierpiała od niejakiego Jana Saplicy, groźnego  
/awanturnika, który cięŜko pobił i spowodował tym śmierć Bazylego Mickiewicza  
(stryja Mikołaja, ojca poety), a potem przez wiele lat niepokoił rodzinę  
Mickiewiczów i odgraŜał się jej. Jednak w ciągu pisania autor zmienił Saplicę na  
Raplicę, a majątek nazwał Raplicowem. W końcu jednak namyślił się raz jeszcze i  
wybrał nazwisko Soplica, rozstając się w ten sposób z autentyzmem regionalnym,  
choć z sobie tylko znanych powodów nie rezygnując z bliskiego podobieństwa do  
nazwiska śmiertelnego wroga własnej rodziny. 
Podobnie stało się z nazwiskiem stolnika. Początkowo miało ono autentyczną  
postać Orzeszko, później jednak poeta nadał mu brzmienie bardziej białoruskie —  
Horeszko. 
RównieŜ Wojski nie od razu otrzymał tę właśnie godność. Poeta uczynił go naprzód  
Strukczaszym, potem Rotmistrzem, a na koniec dopiero Wojskim Hreczechą. Wreszcie  
jedna z centralnych postaci poematu, Sędzia, nie został przez poetę obdarzony  
Ŝ

adnym imieniem, co mu jednak nie wadzi, bo przez całych ksiąg dwanaście nikt  

nie ośmiela się mówić mu po imieniu. 
116 
Irrealizm języka w filmie 
Istnieje  widoczna  rozbieŜność  między  szczegółowym realizmem strojów, broni i  
architektury w filmach historycznych i kompletnym brakiem realizmu języka, kiedy  
(jak np. w „KrzyŜakach" i „Faraonie") Polacy  XV  wieku  i  staroŜytni   
Egipcjanie  mówią współczesną   polszczyzną.   Autorzy   powieści    
historycznych poświęcają wiele czasu badaniom materiałów i źródeł, aby się  
upewnić co do  autentyczności przedstawianych w ksiąŜce faktów.   Producenci  
filmów historycznych wydają niekiedy wiele pieniędzy, aby stwierdzić, jakie  
obuwie noszono w Wenecji w czasach Casanovy, jak mógł wyglądać hełm Cyda, jak  
przedstawiała się toaleta Kleopatry, ulica w Krakowie za panowania Zygmunta  
Augusta czy lampa w pokoju Norwida. Ale   jak  reaguje   powieściopisarz,  
dramaturg, scenarzysta na sprawy języka,   które są rzeczywistym   problemem     
w   prawdziwym   Ŝyciu? Tworzeniem iluzji, która by mogła zadowolić czytelników  

background image

i widzów. Stuprocentowy realizm, osiągalny w architekturze,   kostiumach czy  
obyczajach, tu by się nie przydał na nic. Kiedy akcja odbiega od zakresu  
współczesnej polszczyzny i dzieje się na przykład w Polsce Bolesława  
Kędzierzawego lub w dzisiejszej Australii, nie moŜe juŜ być mowy o realizmie  
języka, jeśli nasze audytorium ma coś z tej akcji zrozumieć. Mówiąc nawiasem,  
autentyczność szczegółu, którą reŜyser stara się osiągnąć w filmie historycznym  
albo sztuce, aby się nie narazić na zarzuty krytyki, Ŝe to czy inne krzesło lub  
siodło jest anachronizmem, bo pojawiło się dopiero w dwieście lat później, nie  
zawsze jest brana pod uwagę w scenach dziejących się współcześnie. KtóŜ w  
rzeczywistości   potrafi   ogolić się w 10 sekund kilkoma ruchami  brzytwy,    
jak to 
117 
czyni wielu bohaterów filmu czy TV? Czy widział kto naprawdę człowieka  
wygłodniałego, który by siadł przy stole, zjadł trzy kęsy i, najwidoczniej  
nasycony, przechodził do całkiem innych zajęć? Taki brak realizmu jest konwencją  
nieszkodliwą. 
Szkodliwsze są prawdopodobnie bezlitosne razy, jakie zadają sobie bohaterowie  
takich serii jak Święty czy Baron, bez widocznych skutków fizycznych. Aktor  
rąbnięty przed chwilą Ŝelazną sztabą po głowie nie zostaje odwieziony na  
cmentarz lub chociaŜby do szpitala, ale wstaje po chwili i, potarłszy sobie  
głowę dłonią, biegnie ochoczo na spotkanie dalszych przygód. Sceny takie mają  
zapewne niezbyt szczęśliwe skutki wychowawcze. 
Ale język? Tu iluzja jest nie tylko usprawiedliwiona, ale i konieczna, kiedy np.  
osoby dramatu mówią innym językiem niŜ słuchacz, albo kiedy róŜne osoby mówią  
róŜnymi językami, kaŜda w swoim środowisku lub między sobą, albo kiedy  
róŜnojęzyczni ludzie nie mogą się porozumieć. Problem realizmu językowego  
powstał naprzód w literaturze pięknej. U Homera występują Grecy i Trojanie. Ci  
mówili zapewne jakimś językiem frygijskim, całkiem odmiennym od greckiego. Mimo  
to w Iliadzie herosowie porozumiewają się ze sobą bez trudności, a autor nie  
napomyka nawet o jakichkolwiek kłopotach językowych. Ta sytuacja powtarza się w  
Eneidzie Wergiliusza z jeszcze większą beztroską, gdyŜ Eneasz bez jakichkolwiek  
kłopotów opowiada dokładnie swe nieszczęścia królowej Dydonie, która posługiwała  
się niechybnie językiem punickim, a więc semickim, nie mającym z greką juŜ nic  
wspólnego. Nie ma takŜe mowy o nieporozumieniach ani o tłumaczach w Pieśni o  
Rolandzie z XI wieku, gdzie Maurowie rozmawiają z Frankami bez trudu. 
Ale literatura nie jest naśladownictwem rzeczywistości. Autor moŜe czytelnikowi  
przedstawić dowolną scenę przez wtrącenie kilku zręcznie uŜytych słów. Wystarczy  
takie zdanie jak:   „Henryk mówił z wy- 
118 
raźnym niemieckim akcentem" albo „Anna z ledwością mogła zrozumieć, co Ŝołnierz  
mówił do niej po francusku" czy teŜ „kiedy brakło im słów, pomagali sobie  
gestami". Na scenie i ekranie jest inaczej. Akcja toczy się przed naszymi oczami  
tak, jakby się działa naprawdę. Co robić wtedy? Najprościej zignorować całe  
zagadnienie. Hamlet u Szekspira nie udaje, Ŝe mówi po duńsku, tak jak Maria  
Stuart Słowackiego nie pozoruje angielszczyzny- Słuchacze zgadzają się milcząco  
na tę konwencję. Kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, gdy postacie sceniczne  
naleŜą do róŜnych grup etnicznych, jak to się często zdarza we współczesnych  
filmach lub serialach telewizyjnych. 
ReŜyserowie chwytają się tu róŜnych sposobów. Od całkiem naturalistycznych,  
kiedy kaŜdy mówi po swojemu, a treść tłumaczą napisy, do rozwiązań połowicznych,  

background image

kiedy postacie mniej waŜne szwargocą do siebie coś, co i tak nie ma znaczenia  
dla akcji, po prostu dla stworzenia kolorytu lokalnego, a zasadni- 
cze kwestie, np. między Hiszpanami, wypowiadane są po polsku. Niekiedy reŜyser w  
ogóle nie przejmuje się tą sprawą, jak w komedii filmowej Marysieńka i Napoleon,  
gdzie wszyscy — Francuzi, Polacy, cesarz i lokaje — mówią sobie spokojnie po  
polsku. 
ReŜyser kręcący powaŜny film historyczny   uzaleŜni zapewne swój sposób  
postępowania od okresu, 
119 
w którym rozgrywa się akcja filmu. JeŜeli jest to wiek XIX lub epoka Oświecenia,  
autentyczny język epoki doda tylko filmowi smaku. Ale juŜ film o Reju z Nagłowic  
zmusi do kompromisów lingwistycznych, do pozornej tylko archaizacji, inaczej  
bowiem treść dzieła byłaby zrozumiała wyłącznie dla językoznawców, którzy, jak  
wiadomo, w przeciętnej sali kinowej stanowią znikomą mniejszość. 
W stosunku do obcych filmów i dubbing, i napisy mają swoje zalety i wady. Napisy  
dają z konieczności tylko część dialogu, a przy tym odrywają co chwila oczy  
widza od twarzy aktorów. Pozostawiają im jednak własny głos, a zatem jeden z  
podstawowych elementów aktorstwa. Pozwalają przy tym ludziom uczącym się języków  
na idealne wprost ćwiczenie w rozumieniu obcej mowy. Dubbing zaś, okaleczając  
aktorów i irytując widzów nieuchronną niezgodnością słów z ruchami warg, pozwala  
jednak odbierać pełny dialog bez wysiłku. W niektórych krajach, np. we Włoszech,  
wszystkie obce filmy są dubbingowane. Oba systemy mają zawziętych zwolenników i  
wrogów. Na szczęście jednak przeciętny bywalec kin nie trapi się zbytnio kwestią  
realizmu czy irre-alizmu językowego w sztuce. 
Sztuczne zęby            j 
Ból zębów jest starszy niŜ pisana historia ludzkości. Na 32 neolityczne czaszki  
siedem nosiło wyraźne ślady próchnicy zębów. Jej przykre skutki pojawiają się  
juŜ w najwcześniejszych kronikach: brzydki wygląd, źle: woniejący oddech,  
trudności w jedzeniu, mówieniu i uśmiechaniu się, a poza tym ból. Ból cza-.sem  
chwytał i puszczał na przemian, jak np. u angielskiej królowej ElŜbiety I, a  
czasem był chroniczny, jak u^Jęrzego Waszyngtona i jego Ŝony, Marty. 
42.0 
Próby interwencji dentystycznych takŜe mają   tradycję staroŜytną. Etruskowie  
czynili cuda przy pomocy  kawałków blachy i  drutu.   Cel  był  głównie  
kosmetyczny, jednak nie słuŜył naśladowaniu natury. W toskańskich ustach  
błyszczało złoto,   dodając nosicielowi powaŜania u   ludzi.   Dentystyka   od  
samych początków rozwija się dziwnymi skokami, po których następują długie  
okresy odrętwienia. Przez całe stulecia działalność stomatologiczna ograniczała  
się do wyrywania zębów, a narzędzia tego przeraŜającego rzemiosła odznaczały się  
masywnością i srogim wyglądem. Normalnie sadzało się pacjenta na podłodze, aby  
móc mu ścisnąć głowę kolanami. Rzeczą zwykłą było przy tym wyrwanie kilku  
zdrowych zębów  przez  omyłkę  albo  złamanie  Ŝuchwy.  Taki operator jeździł od  
miasta do   miasta,   starając   się jednak nie  wracać  zbyt szybko do miejsc  
swojej działalności. Pomocnik jego czynił w czasie operacji na placu targowym  
wesoły hałas na bębnie, rzekomo dla reklamy, ale naprawdę dla zagłuszenia  
wrzasków 
pacjenta. 
Sztuczne zęby rozpowszechniły się dość szybko w XVIII wieku. Wykonane z drzewa  
były mało przydatne. Zrobione z kości słoniowej prędko gniły i wydawały  
nieznośną woń. Zęby ludzkie były kosztowne, jeŜeli nie pochodziły od niewolników.    

background image

Dyskretny, sceptyczny uśmiech mędrców Oświecenia świadczy o chwiejnej sytuacji  
protezy w ustach, zawsze zresztą wyjmowanej przy posiłkach. Chłód tego złotego    
wieku    odnieść    więc   moŜna,    przynajmniej w znacznej mierze, do  
niedostatków dentystyki. Za to   wiktoriańska   technika   protetyczna    
umoŜliwiła ujawnienie  się  dziewiętnastowiecznego   entuzjazmu 
dla postępu. 
Cztery wielkie wynalazki pchnęły dentystykę naprzód. Pierwszym był rozwój zębów  
porcelanowych — twardych, białych, dających się łatwo kształtować, idealnie do  
potrzeb pacjenta. Drugim był środek znieczulający, który zresztą objawił się  
przypad- 
kiem. Pewien młody dentysta amerykański poszedł na pokaz gazu rozweselającego  
(„dystyngowane! rozrywki", jak twierdziła reklama), na którym to pokazie  
zapraszane na podium osoby z sali, pod wpływem paru dmuchnięć gazu zachowywały  
się z komicznym brakiem powściągliwości. Dentysta wypróbował skutki tego gazu na  
sobie i w tejŜe chwili zrodziła się dentystyka bezbolesna. Później oczywiście  
znaleziono lepsze środki znieczulające. 
Trzecim był wynalazek Karola Goodyeara — wulkanizacja — dzięki której moŜna było  
rozwiązać problem płyty podstawowej. Czwartym wreszcie było zastosowanie  
ciśnienia powietrza czyli efektu przyssania się protezy do miejsca. Dzięki niemu  
przeŜyły się dawne konstrukcje z resorowymi spręŜynami przyciskającymi płyty do  
dziąseł, a wymagające mocnych szczęk nawet do spoŜycia kremu śmietankowego. 
Dyletant 
Znaczy to tyle, co miłośnik, amator,   głównie jakiejś dziedziny sztuki lub  
nauki, a włoskie dilettare to czynić co z miłości. I bardzo niesłusznie robią ci  
specjalistyczni perfekcjoniści, którzy to, co się robi eon amore,  chcieliby  
wzgardliwym słowem  ośmieszyć, zlekcewaŜyć czy poniŜyć. Sztuka i nauka, dawna i  
nowa, zawdzięczają   dyletantom  bardzo wiele. Zapewne, z amatorstwa rzadko  
tylko powstają niezwykłe dzieła albo odkrycia, choć i one się zdarzają. Wielki  
biolog Lamarck przez długi czas uwaŜany był za amatora-dyletanta, którego trudno  
brać na serio; równieŜ Goethego traktowało wielu jako przyrodniczego profana.  
Jean Henri Fabre uchodził w oczach profesorów zoologii za prowincjonalnego  
niedouczka. Dopiero laicy, zwłaszcza  poeci,  poznali się na nim 
122 
jako na entomologu. Amatorzy i dyletanci tworzą klimat niezbędny dla twórców w  
dziedzinie nauki i sztuki, łagodzący atmosferę niezrozumienia i osamotnienia, w  
jakiej najczęściej działać muszą prawdziwie wielcy. 
Najwięcej jednak korzyści przynosi dyletant sobie samemu, mogąc w czasie wolnym  
od pracy zawodowej wyŜyć się w sposób  dający  autentyczne  satysfakcje, a  
krańcowo odmienny od biernego trawienia cudzych produkcji kulturalnych,  
zwłaszcza   przekazywanych przez takie media, jakich odbiór nie wymaga Ŝadnego  
wysiłku. Wtedy nawet osiągnięcie granicy wieku zawodowego przestaje w człowieku  
budzić uczucie strachu lub przygnębienia. Wyrzekając się pracy zawodowej, a wraz  
z nią znacznej części swego dotychczasowego istnienia, człowiek moŜe nadal  
prowadzić Ŝycie owocne i twórcze. Dzięki pomyśl-niejszej prognozie długości  
Ŝ

ycia w naszych czasach, mogą rencistę oczekiwać długie i interesujące lata. 

Człowieka nie naleŜy wychowywać tylko do zawodu, ale takŜe do twórczego  
wypoczynku. Jest to bowiem jedyna forma wykorzystywania wolnego czasu, jaka  
człowieka odbudowuje wewnętrznie i czyni z niego istotę usatysfakcjonowaną i  
zdrową. 
Człowiekopotwór 

background image

Kiedy Karol Linneusz w XVIII wieku opracowywał podział świata organizmów na  
klasy, rzędy, rodzaje i gatunki, włączył do tej klasyfikacji takŜe gatunek homo  
monstrosus czyli człowieka dziwacznego lub potwornego. Linneusz uwaŜał ten  
gatunek za spokrewniony z nami, ale róŜniący się znacznie cechami fizycznymi.  
Wierzył on mianowicie, tak jak wielu jego współczesnych, Ŝe w dalekich i mało  
znanych okolicach świata Ŝyją istoty dziwaczne, ale podobne do człowieka. 
123 
Ta wiara w istnienie potwornych ras trwała w Europie co najmniej przez dwa  
tysiące lat. Przez ten czas badacze i podróŜnicy opisali niezliczone rodzaje i  
odmiany takich półludzkich stworzeń, a sprawozdania te opierały się  
prawdopodobnie na błędnych informacjach albo były wytworem fantazji mającej  
zapewnić podróŜnikom sławę w ich ojczyźnie. W tej j 
kolekcji pomysłów nie pozostawiono w spokoju Ŝadnej niemal części ciała  
ludzkiego; kaŜdą przekształcano na róŜne wymyślne sposoby. Były więc ludy o  
malutkich albo gigantycznych, bądź spiczastych głowach, bez głów, z głowami do  
zdejmowania, z psią albo końską głową, ze świńskim ryjem lub ptasim dziobem.  
Mając mgliste tylko i bałamutne wiadomości o egzotycznych krajach, a jeszcze  
skąp-sze o granicach zmienności cech fizycznych człowieka, ludzie zaludniali  
krańce świata tworami swojej wyobraźni. Łatwowierność publiczności, wierzącej  
ś

więcie, Ŝe ów homo monstrosus w licznych swoich odmianach rzeczywiście istnieje,  

nie róŜni się zresztą zbytnio od bezzasadnych uprzedzeń, jakie i dziś wiele grup  
ludzkich, zwłaszcza sąsiadujących z sobą na tym samym terytorium, Ŝywi wzajemnie  
do siebie. Herodot   w   V  wieku pne. wiele  podróŜował   po 
124 
znanym sobie świecie. Relacje jego .o Egipcjanach i Persach są dość bezstronne;  
z pewnością tez nie wierzył we wszystko, co mu opowiadano. Jednak w krajach  
odleglejszych od ziemi ojczystej ludzie i ich obyczaje często wydają się  
osobliwe. Jak pisze Herodot: „Na krańcach świata powstają rzeczy najprze- 
dziwniejsze". Opowiada on więc, Ŝe w Etiopii, w pobliŜu granicy egipskiej,  
plemię zwane troglodytami Ŝyje pod ziemią, Ŝywi się węŜami i jaszczurkami, a  
mowa ich przypomina pisk nietoperzy. Natomiast w pobliŜu gór Atlasu Ŝyją Atlanci,  
którzy podobno nie jedzą nic Ŝyjącego i nie mają sennych widzeń. W Indiach znów  
Padajowie zjadają swoich bliźnich, gdy ci ulegną najbłahszemu choćby schorzeniu;  
libijscy Adyrmachidowie za to, gdy złapią na sobie pchłę, odpłacają jej zaraz  
wet za wet ukąszeniem za ukąszenie, a potem puszczają wolno. Argipajowie zadoń- 
scy zasię są wszyscy, co do jednego, łysi; w górach tychŜe okolic mieszkać mają  
ludzie o kozich nogach i inni, którzy sypiają snem zimowym przez pół roku. „Ja w  
to wszystko nie wierzę", dodaje Herodot, a mimo to relacjonuje dalej. Więc  
Arimaspowie mają tylko po jednym oku w pośrodku czoła, a gryfony — półlwy i  
półorły —? pilnują skarbów. Powołując się na świadectwo LibijeŜyków Herodot  
wspomina teŜ o ludziach bez głów, z oczami na piersi, o ludziach o psich mordach  
i o Wielu innych. 
O analogicznych potworach ludzkich napomyka takŜe poeta grecki Hezjod na kilka  
stuleci przed He-rodotem. Homer opisuje jednookich Kiklopów, olbrzymów i  
pigmejów. Herodot więc nie wymyślił tych dziwacznych postaci, ale był pierwszym,  
który umiejscowił je w konkretnych warunkach geograficznych. Pod koniec V wieku  
pne. Ktezjasz, który był kiedyś lekarzem na dworze perskim, a potem autorem  
pierwszego dzieła o Indiach, pisze w nim o róŜnych przedziwnych mieszkańcach  
tego kraju, jako to o Scyjapodach, mających tylko jedną, ale za to olbrzymią  
nogę, na której skaczą szybciej niŜ ludzie 

background image

125 
dwunoŜni biegają. UŜywają równieŜ tej kończyny jako rodzaju-parasola, trzymając  
ją nad; głową dla ochrony przed deszczem lub promieniami słonecznymi. Wkroczenie  
wojsk Aleksandra Wielkiego do Indii w 326 roku pne. dało początek nowej serii  
podobnych opowieści. Armii Aleksandra towarzyszyli uczeni, których obowiązkiem  
było sporządzać do-1 kładne opisy mijanych krajów. Większość tych prac zaginęła  
jednak. 
Niektórzy uczeni greccy kwestionowali prawdziwość opowieści o potworach. Geograf  
Strabon, Ŝyjący na początku naszej ery, nie zawahał się nazwać ich stekiem  
bredni. Mimo to tradycja pozostała, nie tracąc ani trochę Ŝywotności. Rzymski  
przyrodnik Pliniusz Starszy z I wieku ne. w swojej encyklopedycznej Historii  
naturalnej powtórzył i usystematyzował to wszystko, co wiedziano dotąd o  
potworach, dodając jeszcze coś niecoś od siebie. 
Te rasy monstrów stanowiły niełatwy problem dla wczesnych ojców Kościoła. Trudno  
było zaprzeczyć istnieniu tych stworzeń, nie tylko z powodu raportów misjonarzy,  
ale takŜe przez Biblię. W Księdze Rodzaju mówi się o rasie olbrzymów. Ustęp  
Izajasza powiada: „A włochaci będą tam tańczyć". Własny komentarz tłumacza na  
łacinę, św. Hieronima, wyjaśnia, Ŝe włochaci mogą oznaczać dzikich ludzi. W  
swoim Państwie boŜym św. Augustyn sądzi, Ŝe monstra istnieją i są potomkami  
Adama. Inni komentatorzy woleli przypuszczać, Ŝe owe dziwotwo-ry spłodził diabeł,  
aby Bogu pomieszać szyki. 
W średniowieczu lubiano powoływać się na monstra w celach pedagogicznych.  
Stosownie do pewnego źródła z XIII wieku, pigmeje oznaczają pokorę, giganci —  
dumę, a psiogłowcy — przykry charakter. Po wyprawie Kolumba papieŜ Paweł II  
uwaŜał za konieczne oświadczyć dobitnie w swej bulli z 1537, Ŝe Indianie  
amerykańscy są ludźmi i mają nieśmiertelną duszę. Postać Kalibana w Burzy  
Szekspira niewątpliwie odzwierciedla stosunek do Indian w cza- 
126 
sach elŜbietańskich, równoległy zresztą zapewne do innego poglądu, czyniąc z  
nich Szlachetnych Dzikusów, o których była mowa poprzednio. 
Mnóstwo informacji na temat człekoupiorów zawiera ksiąŜka księdza Benedykta  
Chmielowskiego Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej scjencji pełna z 1745—6 roku. 
Rzecz zabawna, Ŝe ów homo monstrosus nie umarł jeszcze ze szczętem. Doniesienia  
o yetim, Ŝyjącym w niedostępnych jaskiniach Himalajów, interesują dziś nawet  
naukowców. Spekulacje na temat Ŝycia na planetach odległych gwiazd i kolosalna  
literatura fikcji naukowej stworzyła nowe monstra, a wśród nich dobrze znanych  
zielonych człowieczków o spiczastych główkach zakończonych antenami  
telewizyjnymi. Te fantazyjne istotki tworzy się przewaŜnie dla dowcipów  
rysunkowych, ale morał pozostaje ciągle ten sam. Kiedy człowiek rozmyśla o  
jakichś niezmiernie odległych miejscach, gdzie mógłby sobie wyobrazić istnienie  
stworzeń rozumnych, a moŜe nawet podobnych do ludzi, imaginacja jego zaczyna  
pracować, tworząc obrazy niby to poczwar i straszydeł, a w gruncie rzeczy tylko  
warianty i kombinacje elementów organizmów i mechanizmów dobrze mu znanych ze  
Starej Ziemi. 
Sati 
Był to obyczaj importowany do Indii. Herodot opisuje palenie wdów na stosach  
pogrzebowych ich męŜów u Scytów i Traków. Jeśli moŜna mu wierzyć (a coraz  
częściej okazuje się, Ŝe moŜna, z pewnymi zastrzeŜeniami), wdowy tamtejsze  
walczyły o to, aby je zabijano na grobach swych małŜonków, jak o naleŜny  
przywilej. Rytuał ten pochodzi prawdopodob- 

background image

127 
' nie od rozpowszechnionego niegdyś na całym.niemal świecie zabijania Ŝony lub  
Ŝ

on, albo konkubin, księcia lub bogacza, wraz z niewolnikami i niewolnicami, aby  

troszczyły się o niego na tamtym świecie. Święte księgi hinduskie, Wedy,  
pochodzące z II tysiąclecia przed ne., mówią o tym ceremoniale jako o dawnym  
obyczaju, a jedna z nich, Rigweda, wskazuje, Ŝe w1 okresie wedyjskim rytuał ten  
złagodzono w ten sposób, Ŝe wdowa kładła się tylko na chwilę na stosie, tuŜ  
przed spaleniem męŜa. Ale juŜ księgi Mahabha-raty, współczesne mniej więcej  
czasom Tyberiusza, mówią o przywróceniu tej instytucji w całej rozciągłości i  
twierdzą, Ŝe uczciwa Ŝona nie zechce przeŜyć swojego męŜa, ale wejdzie w ogień  
jego stosu. 
Nazwa tego zwyczaju, sati, oznacza właśnie kochającą Ŝonę. Spełniano tę ofiarę  
spalając zwłoki zabitej Ŝony w wykopanym dole, albo — jak u Telugów na południu  
— dając jej spłonąć Ŝywcem. StaroŜytny geograf grecki Strabon donosi, Ŝe rytuał  
sati rozpowszechniony był w Indiach za czasów Aleksandra Wielkiego i Ŝe  
pendŜabskie plemię Katejów uczyniło sati prawem obowiązującym, aby Ŝonom nie  
opłacało się truć swych męŜów. Zwyczaj ten rozszerzył się takŜe wśród Mogołów,  
mimo Ŝe muzułmanie czuli do niego odrazę; nawet wielki i mądry władca Indii,  
Akbar, nie mógł sobie z nim poradzić. 
Pewnego razu Akbar usiłował osobiście odwieść jakąś dziewczynę hinduską od  
pójścia na stos swego zmarłego narzeczonego. Ale choć bramini dołączyli się do  
próśb króla, nie moŜna jej było wyperswadować tego zamiaru. Gdy juŜ ją ogarniały  
płomienie, a Akbar i królewicz Danijal ponawiali jeszcze swe prośby, dziewczyna  
krzyknęła: „Przestańcie mnie dręczyć!". Wenecki podróŜnik Conti, z XV wieku,  
donosi, Ŝe radŜa albo król spomiędzy 12.000 swoich Ŝon wybierał 3.000 faworyt  
pod warunkiem, Ŝe po jego zgonie spłoną razem z nim, co miało być dla nich  
wielkim honorem. Mam wraŜenie, Ŝe ktoś tu przesadził — albo radŜa, albo Conti. 
123 
Sati traciło na popularności w miarę rozwoju kontaktów Indii z Europą. Ale nadal  
wdowom hinduskim odmawiano wielu praw. MałŜeństwo wiązało Ŝonę z męŜem na zawsze.  
Dlatego jej powtórne zamąŜpójś-cie byłoby śmiertelnym grzechem, wprowadzającym  
potworny nieład do przyszłych wcieleń prawowitego małŜonka. Prawo nakazywało  
więc wdowie Ŝycie w celibacie, golenie głowy i poświęcanie reszty Ŝywota (jeśli  
juŜ uparła się, aby przy nim pozostać) dobroczynności i trosce o dzieci. Nie  
była jednak bez środków do Ŝycia, bo prawo czyniło ją pierwszym spadkobiercą.  
Prawidła te dotyczyły poboŜnych kobiet średnich i wyŜszych klas, to jest mniej  
więcej trzydziestu procent ludności. NiŜsze kasty ignorowały je, podobnie jak  
muzułmanie i Sikhowie. Władze brytyjskie wydały w 1829 prawo znoszące ten  
zwyczaj. 
Chorzy umysłowo a my 
Normalny, rzeczowy stosunek do chorego umysłowo, identyczny ze stosunkiem do  
kaŜdej innej osoby cierpiącej, jest obecnie jedną z oznak kultury kraju,  
wynikiem długotrwałej walki między dwiema potęŜnymi siłami. Pierwsza z nich to  
przeŜytki róŜnych przesądów, metafizycznych wniosków róŜnych filozofii,  
dogmatyzmu róŜnych teologii, dosłownej wykładni róŜnych świętych ksiąg,  
zwłaszcza Biblii, składających się na domniemanie, Ŝe choroby umysłowe są w  
głównej mierze skutkiem opętania przez demony. Druga siła — to nauka, stopniowo  
zbierająca dowody na to, Ŝe choroby te to zaburzenia czynności ośrodkowego  
układu nerwowego. 
9 — Drugi kot w worku 

background image

129 
Nic prostszego i naturalniejszego — we wczesnych stadiach cywilizacji — niŜ  
wiara w tajemnicze, świadome siły zła. Na człowieka spadały przeróŜne troski i  
nieszczęścia. Nieznajomość  praw fizycznych skłaniała go często do przypisywania  
tych nieszczęść gniewowi bogów albo, jeszcze częściej, złośliwości demonów.  
Zwłaszcza w wypadku chorób. Prawdziwe ich przyczyny są zwykle tak skomplikowane,  
Ŝ

e moŜna je było poznać dopiero po setkach lat badań naukowych; dlatego przede  

wszystkim choroby tłumaczono działaniem złych duchów. A tym bardziej choroby  
psychiczne!   Większość  ludzkości  mogła   pojąć  ich istnienie tylko jako  
skutek interwencji szatańskiej. A jednalk juŜ bardzo wcześnie, w Grecji i Rzymie,  
doszła do głosu nauka. W V wieku pne. Hipokrates ustalił wielką prawdę, Ŝe  
wszelki obłęd   jest   tylko chorobą mózgu. Otworzył w ten sposób okres  
humanitarnego stosunku do   chorych psychicznie,  który miał przetrwać bez mała  
tysiąc lat. Myśl Hipokratesa rozwijał dalej Areteusz w I wieku me., Soranus na  
początku  i   Galen  pod koniec następnego  stulecia. W III wieku Celdusz  
Aurelianus dowodził, Ŝe do chorych umysłowo naleŜy się odnosić dobrotliwie i  
Ŝ

yczliwie. Gdyby itezy tej nie potępili później teologowie cytujący teksty  

biblijne, zaoszczędziłaby ona chorym piętnastu wieków okrucieństw. Tein szereg  
uczonych zamyka Paweł z Eginy działający pod opieką kalifa Omara. 
Dobroczynne apostolstwo nauki zniszczyła jednak teologia, rozpoczynając okres,  
który przyniósł niewypowiedziane tortury, psychiczne i cielesne, setkom tysięcy  
niewinnych ludzi. Pod wpływem róŜnych religii Bliskiego Wschodu, zwłaszcza  
jednak pod wpływem Biblii i nauk Platona, wiara, Ŝe szatan jest sprawcą chorób  
psychicznych, przeniknęła do wczesnego Kościoła i utwierdziła się w  
najznakomitszych nawet umysłach. Typowym przykładem jest tu papieŜ Grzegorz  
Wielki, człowiek o niezwykle rozległych, jak na swoje czasy, horyzontach,  
słusznie chyba naz- 
130 
wany jednym z czterech doktorów Zachodniego Kościoła. A przecieŜ powiada on z  
całą powagą, Ŝe pewna zakonnica, zjadłszy parę listków sałaty bez przeŜegnania  
się, połknęła diabła. 
Najgorsze traktowanie obłąkanych rozpoczęło się jednak w teologicznej atmosferze  
Wieków Średnich. Ateizmeim było nie tylko przeczyć istnieniu szatana, ale teŜ  
dopuszczać istnienie jakichś granic diabelskiej potęgi. Wszyscy wielcy doktorzy  
ś

redniowiecznego Kościoła, wraz ze św. Anzelmem, Abelardem, św. Tomaszem z  

Akwinu i Wincentym z Beauvais, utrzymywali zgodnie, Ŝe choroba umysłowa jest w  
głównej mierze opętaniem przez demony. Powoływano się na cytat z 22 rozdziału  
Księgi Wyjścia: „Czarownikom Ŝyć nie dopuścisz". Z pięknej karty opieki nad  
chorymi i cierpiącymi, zapisanej przez klasztory średniowieczne, psychicznie  
chorzy zostali bezwzględnie wykreśleni. 
Główną bronią przeciw mieszkającemu w chorych szatanowi był egzorcyzni. Proceder  
ten uwaŜano za jedną z przyczyn chwały Kościoła. Pewien ibiskup z Beauvais  
wygonił z chorego pięciu diabłów i nawet spisał z nimi umowę, Ŝe opętanego  
zostawią odtąd w spokoju. W 1583 roku jezuici wiedeńscy szczycili się  
wypędzeniem 12.652 diabłów przy pomocy egzorcyz-mów. Prócz nich stosowano  
biczowanie, torturowanie, wreszcie palenie na stosie chorego wraz   z   za- 
131 
mieszkałymi w nim diabłami. W wielu miastach Europy środkowej stoją do dziś  
„wieŜe czarownic", gdzie torturowano czarownice i opętanych, i „wieŜe głupców",  
gdzie więziono lŜej chorych psychicznie. Katedry Europy pełne są rzeźb i  

background image

portretów szatana i pomniejszych czarów. Tę samą doktrynę opętania przejęły bez  
zastrzeŜeń kościoły protestanckie, Luter i Kalwin. 
W pierwszej połowie XVII wieku, kiedy dawały się juŜ niekiedy słyszeć głosy  
protestu przeciw tej doktrynie, wynikające z niej okrucieństwa dosięgały  
szczytów. Ocknienie nastąpiło najpierw we Francji, między innymi pod wpływem  
pism Montaigne'a. JuŜ Colbert, minister Ludwika XIV, wydał edykt zabraniający  
procesów przeciw czarownikom. Decydujący był wpływ filozofów francuskich z  
Monteskiuszem i Walterem na czele. Wreszcie w 1768 parlament ParyŜa ogłosił  
deklarację, Ŝe osoby opętane mają być traktowane po prostu jak chore. Walka,  
w .zasadzie wygrana przez Oświecenie XVIII wieku, toczyła się jeszcze  
gdzieniegdzie aŜ do połowy XIX stulecia. 
Kilkanaście wieków nieprzerwanej władzy zabobonu pozostawiło jednak ślady na  
umysłach. Ludzie skłonni do grubiańskiego traktowania psychicznie chorych,  
uwaŜający ich za właściwy przedmiot prostackich Ŝartów, nie całkiem jeszcze  
wyemancypowali się z poŜałowania godnej ciemnoty i przesądu. 
Wenus z Milo 
W kwietniu 1820 roku pewien wieśniak grecki, niejaki Bottoni, orał wraz ze swym  
synem pole na zboczu wzgórza na wyspie Melos, będącej wówczas pod panowaniem  
tureckim. Nagle grunt się zapadł, ujawniając jaskinię. Zawierała ona posąg  
leŜący wśród od- 
132 
łamków marmuru. Bottoni przywlókł parę kawałków do domu, a następnie pokazał je  
konsulowi francuskiemu. Konsul zainteresował się znaleziskiem i postanowił  
wyszabrować je dla Francji. Wkrótce potem przysłał „specjalistę" (w istocie  
rzeczy zwykłego podporucznika marynarki z francuskiego statku). Podporucznik  
obejrzał jaskinię*! zar aportował, co następuje: „Znalezisko mieści się w czymś  
w rodzaju pawilonu, wokół którego biegnie napis dedykujący go Hermesowi i  
Heraklesowi. Posąg przedstawia nagą kobietę trzymającą jabłko w lewej ręce, a  
podtrzymującą przyodziewek prawą. Obie ręce są uszkodzone i obecnie oddzielone  
od korpusu". Rzekomy rzeczoznawca przyrzekł Bottoniemu, Ŝe ambasador francuski z  
Turcji załatwi zakup posągu, po czym sam poŜeglował do Konstantynopola. 
Ledwo statek zniknął za horyzontem, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Pewien pop- 
kolaiborant oświadczył Bottoniemu, Ŝe statua naleŜy się 'prawnie sułtanowi,  
który się okropnie rozgniewa, kiedy się dowie, Ŝe ją wywieziono. Bottoni się  
przestraszył. Wkrótce potem w porcie zjawiła się turecka łódź, a rzeźbę  
przeniesiono na nabrzeŜe i ułoŜono, gotową do załadowania. Nim jednatk zdołano  
się do tego zabrać, do portu zawinął statek, z którego wysiadł francuski  
dyplomata z dokumentem, upowaŜniającym go do zakupu posągu. 
Nie wiadomo, czy 'transakcji dokonano w drodze rokowań, ozy przy uŜyciu siły,  
dość, Ŝe marmurową damę zawieziono do ParyŜa, a biedny Bottoni został z 500  
frankami w kieszeni. 
Wkrótce potem zjechał na miejsce sam ambasador francuski ze Stambułu, zwiedził  
jaskinię w towarzystwie ceremonialnej asysty, po czym udało mu się zabrać  
jeszcze kilka fragmentów, wraz z częścią podstawy. 
Posąg powitano w ParyŜu z wielkim szumem. Rzeczoznawcy Luwru, panowie Percier i  
Fontaine oświadczyli, Ŝe jest to niewątpliwie dzieło najsłyn- 
133 
niejszego rzeźbiarza greckiego, Praksytelesa. Wenus zamknięto w -bezpiecznym  
miejscu, przygotowując dla niej jednocześnie godną jej salę w muzeum. I teraz  
znowu zdarzyło się coś niezwykłego. 

background image

Sławny malarz francuski Louis David, liczący sobie wówczas 72 lata i mieszkający  
na wygnaniu w, Brukseli, zainteresowany tfta. nabytkiem, poprosił jednego ze  
swych dawnych uczniów w ParyŜu o przysłanie mu rysunku posągu. JakieŜ było jego  
zdziwienie, gdy rysunek wreszcie do niego dotarł! Na fragmencie podstawy  
odkrytej przez ambasadora, złączonej juŜ wówczas z posągiem, widniał wyraźny  
napis: „Agesandros, syn Menidesa z Antiochii, wyrzeźbił to". CóŜ więc znaczyć  
miało całe gadanie o Praksytelesie i epoce klasycznej? 
Z inskrypcji wynikało, Ŝe było to dzieło późne, mniej więcej z roku 200 przed  
naszą erą i na dobitkę pr owdncj analne. 
MoŜna sobie wyobrazić, jak ta rewelacja podziałała na Ferciara i Fonitadine'a.  
Posąg zatrzymano pod kluczem przez przeszło sześćdziesiąt lat, a gdy wreszcie, w  
1884, ukazano go publiczności, fragment podstawy z napisem Ibył juŜ usunięty,  
jalko rzekomo nie naleŜący do rzeźby, i nikt go odtąd nie widział. Czy w ogóle  
kiedykolwiek Istniał? A jeśli tak, to czy był naprawdę częścią posągu? A co się  
stało z napisem o Hermesie i Heraklesie? Gdzie się podziały ręce? Czy  
podporucznik widział je rzeczywiście, a jeśli tak, to czy mogłyby one  
zidentyfikować bóstwo wyobraŜone w marmurze? 
Współcześni znawcy zgadzają się na ogół co do tego, Ŝe jest to dzieło późne i  
prowincjonalne, i Ŝe fragment lewej ręki trzymającej jabłko naleŜy zapewne do  
posągu. 
Grecka nazwa wyspy, Melos, i grecka nazwa jabłka, melon, mogą nasuwać  
przypuszczenie, Ŝe nie jest to Ŝadna Afrodyta-Wenus, ale po prostu jakaś lokalna,  
wyspiarska .bogini. 
134 
Dr Guillotin 
Często spotkać się moŜna z twierdzeniem, Ŝe dr Guillotin, wynalazca gilotyny,  
był jej pierwszą ofiarą. To nieprawda. Guillotin nie był ani wynalazcą, ani  
ofiarą gilotyny. Joseph lgnące Guillotin, urodzony w 1738 r. był profesorem  
anatomii, patologii i fizjologii na Sorbonie w ParyŜu. Często zwracano się do  
niego o radę w waŜnych sprawach, jako do dobrego obywatela i uczonego o umyśle  
bystrym i przenikliwym. Był jednym z członków komisji mającej ocenić pod  
wzglęjdem naukowym istotę czarów i skuteczność działania lasek czarnoksięskich,  
aby wykazać szerokim sferom ludności, zwłaszcza na wisi, absurdalność .podobnych  
praktyk. Był takŜe współredaktorem, wraz z Beniaminem Franklinem, Antoine  
Lavoisierem i Jean Sylvain Baillym sławnego referatu Francuskiej Akademii Nauk z  
1784, który sprowadzał głośne podówczas cuda nauk Mesmera o rzekomym fluidzie,  
zwanym „magnetyzmem zwierzęcym", do ich właściwych wymiarów. 
Za Burbonów, we Francji przedrewolucyjnej, jednym z przywilejów arystokracji  
było, w wypadku skazania na śmierć, wykonanie wyroku przez ścięcie, co uwaŜano  
za karę szlachetniejszą niŜ szubienica, przeznaczona dla skazańców pochodzenia  
plebejskie-go. Nadawała ona egzekucji charakter hańbiący nie tylko w stosunku do  
delikwenta, ale takŜe do całej jego rodzimy. OtóŜ 1 grudnia 1789 Guillotin,  
członek Konstytuanty, przekłada Izbie wniosek proponujący: 1) ustanowienie  
jednolitego sposobu wykonywania kary śmierci dla wszystkich skazanych, bez  
względu na pochodzenie i 2) skrócenie cierpień delikwentów. Pierwszą część  
wniosku uchwalono jednogłośnie, ale decyzję co do drugiej odłoŜono na później. 
Jednak w czasie dyskusji nad tą drugą częścią nasz czcigodny doktor przekonywał  
Zgromadzenie, Ŝe róŜ- 
135 
ne przyrządy do mechanicznego ścinania głów, stosowane współcześnie w Anglii lub  

background image

dawniej w róŜnych prowincjach Francji, Niemiec czy Włoch, są znacznie  
humanitarniejsze od miecza lub topora, a dałyby się jeszcze znacznie udoskonalić.  
Odpowiadając na czyjś zarzut w czasie debaty, Guillotin wykrzyknął pod adresem  
oponenta: „Moją maszyną mógłbym panu ściąć głowę w oka mgnieniu, nie sprawiając  
najmniejszego bólu!" Był to entuzjazm dość nierozwaŜny, powitany zresztą  
wybuchem homerycznego śmiechu. Wesołość ta moŜe się dziś wydać tragiczna, kiedy  
się pomyśli, jak wielu z tych, co się tak wówczas śmiali, miało w okresie  
terroru ponieść śmierć przy pomocy tej maszyny, nie mającej jeszcze wtedy ani  
kształtu, ani imienia. 
Mówiąc „moja maszyna" Guillotin chciał po prostu powiedzieć „maszyna, jaką byśmy  
przyjęli", sam bowiem nie przedstawił Ŝadnego konkretnego projektu maszyny;  
opowiadał się tylko za jakimś urządzeniem mechanicznym. We Francji jednak, gdzie  
wszystko moŜe się stać 'przedmiotem drwiny, okrzyk jego był tematem nie  
kończących się Ŝartów. Bawiono się pomysłem pozbawienia kogoś głowy w mgnieniu  
oka dla okazania mu współczucia. Przyrząd ten ochrzczono wreszcie, na długo  
przed jego skonstruowaniem, i to niestety nazwiskiem biednego profesora. Na ten 
136 
temat powstały liczne kuplety i piosenki. Łatwo sobie wyobrazić uczucia  
nieszczęsnego humanitarysty. 
Dla opracowania jednolitego sposobu egzekucji dla wszystkich stanów,  
Zgromadzenie wyznaczyło komisję. Sposobem uŜywanym dotychczas było ścinanie przy  
pomocy miecza lub topora. Okropnej tej operacji dokonywano, jak wiadomo, na  
pniaku. Niezręczność lub zdenerwowanie kata uczynić mogły z egzekucji istne  
jatki. Komisja poradziła się więc słynnego chirurga Louisa. Dziwna zaiste misja  
dla przedstawiciela zawodu, zajmującego się raczej ratowaniem pacjentów niŜ ich  
zabijaniem! Ale szło o oszczędzenie ludziom cierpień. 
Dr Louis przedstawił swój pogląd Konstytuancie 20 marca 1792, opowiadając się za  
maszyną stosowaną podówczas w Anglii, a będącą właściwie prymitywną wersją  
gilotyny, i wskazał na pewne ulepszenia, których naleŜałoby dokonać. Pod jego  
osobistym kierownictwem mechanik niemiecki Schmidt zbudował maszynę, którą po  
pewnych dalszych udoskonaleniach zatwierdzono do uŜytku. Dr Louis nie był  
ś

wiadkiem ani jednej egzekucji na tym instrumencie, bo zmarł w dwa miesięce po  

wystąpieniu przed Izbą. Dr Guillotin .przeŜył Rewolucję i umarł w 1814, na dwa  
tygodnie przed pierwszą abdykacją Napoleona. 
RyŜ i risotto 
Nie jest to jedyny wypadek zaczerpnięcia dwukrotnie u jednego źródła językowego.  
Tak jak zboŜe zwane ryŜem nie jest produktem swojskim tylko importowanym, tak i  
sam wyraz „ryŜ" pochodzi od włoskego riso, od którego znów risotto jest włoskim  
zdrobnieniem, jak kaszka (na talerzu) od kaszy (w workach), oznaczającym równieŜ  
typowo włoską potrawę. Do innej znów, łacińskiej   rodziny   wyrazów 
137 
sięgnęliśmy nawet trzykrotnie. Od czasownika repri-mere wzięliśmy reprymendę,  
czyli naganę, burę. Utworzony od tego czasownika późnołaciński rzeczownik  
repressio dał nam represję czyli karę, środek odwetu. Z tegoŜ źródła biorący się  
rzeczownik łaciny średniowiecznej represalia przejęliśmy bez zmiany, równieŜ w  
znaczeniu środków odwetowych, stosując go jednak raczej w polityce  
międzynarodowej. Jak widzimy, sens tych trzech wyrazów jest sobie bliski, jednak  
kaŜdy z nich nadaje się do uŜycia w nieco innych okolicznościach, wzbogacając  
nasz język i dodając mu precyzji. 
Najbardziej znanym przykładem takiej dwukrotnej poŜyczki z obcego języka są  

background image

wyrazy barwa i farba. Niemieckie   Farbę  dało   nam   oba wyrazy,   ale  
pierwszy przyszedł do nas za pośrednictwem czeskim i całkiem się spolszczył,  
podczas gdy drugi otrzymaliśmy bezpośrednio z niemieckiego dopiero w XV wieku.  
Jak zwykle w takich wypadkach, kaŜda z tych poŜyczek  spełnia   inną   funkcję    
w   języku:   barwa oznacza dziś kolor, a farba materiał, którym się maluje.  
Niemieckie Scheibe przejmowaliśmy aŜ czterokrotnie. Raz ze staroniemieckiej  
jeszcze formy jako skibę, drugi raz jako szybę, trzeci — jako szyb (np.  
górniczy), czwarty — w gwarze rzemieślniczej — jako szajbę. Łacińskiego magistra  
przyjęliśmy aŜ pięciokrotnie: magister oznaczający stopień naukowy, przyszedł  
wprost z łaciny, mistrz —  za pośrednictwem czeskim, majster przez niemczyznę,  
metr — czyli   nauczyciel   tańca   —   przez   francuszczyznę i wreszcie  
maestro — tytuł wybitnego muzyka, wirtuoza — za pośrednictwem włoskim. I tu, jak  
poprzednio, kaŜdy z potomków owego łacińskiego wyrazu zajął właściwy sobie  
odcinek znaczeniowy. 
Podobną parą wyrazów jest stadion i stadium. Stadion jest wyrazem starogreckim,  
oznaczającym po grecku albo miarę długości, albo — tak jak po polsku — teren z  
urządzeniami sportowymi i trybunami dla widzów. Ten sam wyraz w formie  
łacińskiej, 
138 
stadium, znaczy juŜ co innego, mianowicie etap, fazę, stopień rozwoju, okres  
przebiegu zjawiska. Łacińskie castellum zostało przejęte raz za pośrednictwem  
czeskiego jako kościół, a drugi raz, bezpośrednio z łaciny, jako kasztel czyli  
gród, zamek warowny kasztelana. Łacińskie capra, koza, kozie podskoki,  
otrzymaliśmy raz przez francuszczyznę jako kaprys, drugi raz przez język włoski,  
jako kabriolet. Łacińskie spiritus, tchnienie, otrzymaliśmy raz jako spirytus,  
alkohol, drugi raz jako spirytyzm, wiarę w komunikowanie się na seansach z  
duchami zmarłych. Wreszcie łacińskie composiia dostało się do nas róŜnymi  
drogami jako kompozycja, kompot, kompost i kapusta, a carrus, wóz, dał nam za  
pośrednictwem włoskim karetę, karocę, karioikę i karierę, a przez francuski  
jeszcze karuzelę, karoserię, a nawet, co wydaje się na pierwszy rzut Oka nie do  
wiary, szarŜę, zarówno ułańską, jak i aktorską. 
Mleko 
Warto naprzód zwrócić uwagę na ciekawy fakt, Ŝe mleko jest jedyną substancją  
naturalną na Ziemi, będącą przede wszystkim poŜywieniem. Wydzielają je samice  
ssaków zaraz po urodzeniu młodych. Mleko ludzkie uzupełniane bywało mlekiem  
innych gatunków. Hodowla zwierząt zapewniających regularną dostawę mleka  
ograniczyła i uszczupliła produkcję mleka kobiecego. Wiele jest gatunków  
zwierząt oswojonych, których mleko człowiek nauczył się pić, częstokroć nie bez  
oporów i początkowego obrzydzenia. Są to głównie zwierzęta kopytne: bydło domowe,  
koza, owca, klacz, bawolica, renifer, wielbłądzica, jak, karibu i oślica. 
Na półkuli zachodniej nie znano dojenia przed wy- 
139 
MUCZN/ BRACIĄ 
prawą Kolumba. Pewne plemiona czy narody są zaleŜne od mleka i jego produktów  
jako od swego podstawowego poŜywienia, jak na przykład Hotentoca afrykańscy,  
Lapończycy w Europie, Todowie w górach Nilagiri w prowincji Madras w Indiach i  
liczne plemiona pasterskie Azji Środkowej. W większej części kontynentu  
europejskiego i na wielkich połaciach Afryki i Azji mleczarstwo było integralnym  
składnikiem rolnictwa. 
Ale trzeba juŜ pewnego wysiłku wyobraźni, aby sobie przedstawić, Ŝe mleko nie  

background image

istniało wcale w jadłospisie Chińczyków, Japończyków czy wyspiarzy Polinezji i  
Melanezji. Mowa tu oczywiście ciągle o mleku zwierzęcym, bo przecieŜ mlekiem  
matki karmiono niemowlęta wszystkich krajów Ziemi. Ale ido uzupełnienia diety  
mlekiem zwierząt moŜna Ŝywić mieszane uczucia przez całe stulecia, a nawet  
jeszcze dłuŜej. We Włoszech moŜna się często spotkać z mniemaniem, Ŝe niemowlę  
przejmuje pewne cechy od samicy, której mlekiem się karmi. Dlatego niańki  
powinny mieć rekomendacje potwierdzające ich nieposzlakowany charakter, a mleko  
krowie daje się dzieciom dość późno, kiedy juŜ stają na własnych nóŜkach. W  
Polsce jeszcze w XIX wieku chłop nie pozwalał karmić dziecka piersią dłuŜej niŜ  
przez dwie kolejne noce świętojańskie. A kiedy dziecko raz odstawione 
140 
zaczęto karmić  na nowo,  powiadano,  Ŝe  wyrośnie z niego jąkała. 
W naszej własnej kulturze mleko, zwłaszcza płynne, zimne mleko krowie zajmuje  
jak gdyby pozycję pośrednią (jako pokarm dorosłych) między postawami krańcowymi  
— Mdii i Afryki, gdzie się je traktuje z największym szacunkiem i ceremoniami, i  
Chin, gdzie do niedawna brzydzono się nim tak jak innymi wydzielinami zwierząt.  
Powiadamy, Ŝe jest ono zdrowe, poŜywne, zwłaszcza dla dzieci, rekonwalescentów,  
kobiet karmiących czy kobiet w ciąŜy, ale normalni ludzie dorośli mają w  
stosunku do mleka liczne zastrzeŜenia i uprzedzenia. Wystarczy pomyśleć chwilę,  
aby sobie uświadomić, jak wielu naszych dorosłych anajomych mówi o mleku płynnym  
z wyraźną niechęcią. Innym jest oczywiście stosunek do kefiru, śmietany, serów,  
ale to juŜ zagadnienie odrębne. 
U Todów, o których wspomnieliśmy .powyŜej, całe Ŝycie toczy się wokół bawołu, a  
mleczarnia słuŜy jako świątynia. Wszystkie czynności związane z mlekiem  
wykonywać mogą wyłącznie męŜczyźni. Umierającemu daje się mleko do picia, a  
zmarłego umieszcza się przed pogrzebem w oborze. Kobietom wolno wprawdzie pić  
mleko, ale wszelki inny z nim kontakt byłby naruszeniem groźnego tabu.  
Wahirnowie  z  Ugandy i Masajowie z Kenii i Tanganiki wierzą, Ŝe zagotowanie  
mleka przyczynić się moŜe do pomoru bydła lub do spadku mleczności krów. U  
Zulusów męŜczyźnie zranionemu nie wolno doić krowy, zanim nie podda się  
rytuałowi oczyszczenia. Mleko i krew uwaŜane być mogą za ciecze przeciwstawne  
sobie, jak na przykład u Tongów, gdzie kobiecie miesiączkuj ącej nie wolno się  
zbliŜać do zagrody dla bydła, ani nawet spojrzeć na nie. 
Przeciwstawne mogą być takŜe mleko i mięso, których nie jada się razem, jak u  
ś

ydów. Bagando-wie z Ugandy nie tkną mięsa gotowanego w mleku, Masajowie, po  

zjedzeniu mięsa, nim sięgną po mle- 
141 
ko, uŜywają środka wymiotnego. UwaŜają takŜe, iŜ mycie wodą naczyń do mleka daje  
mleku przykry zapach; dlatego myją te naczynia w krowim moczu. Niekiedy antytezą  
mleka jest Ŝycie seksualne ludzi. Plemiona Ahamba i Akikuju powstrzymują się od  
stosunków płciowych kiedy bydło się pasie. 
Ale równieŜ w Europie i Ameryce panuje wiele przesądów dotyczących strawności  
mleka spoŜywanego z innymi pokarmami, zwłaszcsza kwaśnymi, jak pomidory, ogórki  
kwaszone, cytryny, albo ze skorupiakami. Lodowato zimne mleko pijane do schabów  
i befsztyków w Skandynawii i w Stanach Zjednoczonych, budzi grozę w Polsce czy  
we Francji. Przesądy te jednak nie dotyczą wyrobów z mleka, ani wypadków, kiedy  
te przeciwstawne składniki przyrządza się razem, w jednym garnku. 
W wielu okolicach Europy .pozostawiano niedawno jeszcze mleko w podstawce   dla   
domowego duszka opiekuńczego. Samuel Pepys pisze w swych Pamiętnikach, Ŝe w dniu  
1 maja, w ludowy obchód powitania wiosny,  mleczarki  według   dawnego  zwyczaju  

background image

przystrajały swe wiadra w girlandy i puszczały się w tany. Chłopi niemieccy  
niekiedy jeszcze przystrajają gaikami kaŜdą krowę i konia, a takŜe drzwi stajni  
i obór, co niegdyś chronić miało nie tylko bydełko, ale i kobiety, przed  
knowaniami czarownic w wilię 1 maja zwaną Nocą Walpurgii, kiedy według legend  
ś

redniowiecznych odbywały się sabaty czarownic na górze Brocken. Homer w  

Iliadzie mówi o ulewaniu mleka dla zmarłych w Hadesie; miód i mleko są łącznym  
symbolem obfitości i bogactwa w Biblii. Natomiast jedną z najstarszych kpin z  
ludzi nie umiejących się obchodzić z mlekiem jest przysłowie: Jeden doi barana,  
a drugi sito podstawia. 
142 
Sen ryby 
Czy moŜna spać nie mając powiek? A oczy ryby są rzeczywiście  stale  otwarte  na   
jej   rybi  świat.  Na wraŜenia zmysłowe jakiegokolwiek rodzaju składać się  
jednak muszą dwa podstawowe czynniki. Pierwszym jest odbiór bodźca przez narząd  
czucia zmysłowego, a więc powstanie obrazu w układzie optycznym oka czy drgań  
akustycznych błony bębenkowej ucha, czy teŜ pobudzenie receptorów dotykowych  
powierzchni skóry. Drugim jest wywołanie wraŜenia — uwarunkowane uwagą naszej  
ś

wiadomości. Nie widzimy przecieŜ wszystkiego, co znajduje się przed naszymi  

oczami. Mówiąc skrótowo, widzimy tylko to, co zauwaŜamy. Nie odczuwamy  
wszystkich woni, jakie nasze nosy potrafią zarejestrować. Słyszymy w istocie  
tylko to, czemu się przysłuchujemy. Potrafimy,  mając  oczy szeroko   otwarte,  
odwrócić  naszą świadomość od tego, co do nich dociera, znaleźć się myślą w  
całkiem innym krajobrazie niŜ ten, który się przed nami roztacza. Stajemy się w  
takich chwilach ślepcami z wyboru. 
Przez całą dobę ciało nasze jest czułe na wszelkie bodźce zewnętrzne. Ale  
poniewaŜ umiemy znieczulić naszą świadomość, nip. na wraŜenia dotykowe, moŜemy  
nie zdawać sobie sprawy z ucisku wywieranego na nasze .podeszwy przez  
powierzchnię Ziemi, z owiewających nas prądów powietrznych, z tysiąca dotknięć  
otaczających nas przedmiotów. 
Zmęczona ryba odpoczywa zapadając w sen, tak jak my. Jej pozbawione powiek oczy  
utkwione są wprawdzie w chwiejne kształty głębiny wodnej, ale świadomość  
zwierzęcia, rybia anima, udała się na spoczynek. Powątpiewanie nasze o  
moŜliwości snu z otwartymi oczyma ciekawe jest takŜe z psychologicznego punktu  
widzenia, świadczy ono bowiem o tym, jak bardzo jesteśmy skłonni brać siebie za 
143 
obowiązującą miarę wszechrzeczy, nie zwracając uwagi na prostą okoliczność, Ŝe  
anatomia i fizjologia człowieka stanowi tylko jedno z niezliczonych moŜliwych  
rozwiązań konstrukcji i funkcji istoty Ŝywej. 
Ze wszystkich naszych narządów zmysłowych jedynie oko jest -zaopatrzone w aparat  
ochronny, którego głównym elementem są powieki, dodatkowymi zaś — brwi, rzęsy,  
błona spojówkowa i narząd łzowy. Ale przecieŜ i powieki, z uwagi na swoją  
przejrzystość, nie są wystarczającą ochroną oka człowieka śpiącego. Zasypiamy  
przeto najłatwiej   w   ciemnościach, a kiedy chcemy się udać na spoczynek przy  
ś

wietle dziennym lub sztucznym, zazwyczaj zasłaniamy oczy dodatkowo czym się  

tylko da — ręką, gazetą czy rąbkiem koca. Natura nie wyposaŜyła nas jednak w  
podobną, połowiczną choćby, ochronę innych narządów zmysłowych. ToteŜ nie  wpada   
nam na myśl wątpienie o tym, Ŝe ryba moŜe zasnąć, kiedy jej narządy dotyku,  
smaku, ciepła, zimna, powonienia i słuchu naraŜone są na ustawiczne działanie  
bodźców zewnętrznych. Nie dziwi nas to, bo samiśmy do tego przywykli. 
Miara czasu 

background image

Pomysł mierzenia czasu, a więc czegoś nie dającego się ani zobaczyć, ani dotknąć,  
jest jednym z najdowcipniejszyeh, na jakie człowiek wpadł. Zegarów słonecznych  
uŜywano zapewne wcześniej w mocno nasłonecznionym Egipcie niŜ w krajach bardziej  
pochmurnych, przy czym długość cienia mierzono stopami i mówiono zamiast „siódma  
godzina" — „siedem stóp". Obeliski były prawdopodobnie zegarami publicznymi. AŜ  
wreszcie wynaleziono prawdziwy zegar słoneczny z gnomonem, o  kształcie  znanym   
nam  do  dzisiaj. Wynaleźć go 
144 
miał Anaksymandros z Miletu w VI wieku pne., nawiązując do pomysłu babilońskiego.  
Zegar taki był wtedy najpopularniejszą formą czasomierza, a nie reliktem  
przeszłości bez praktycznego uŜytku, jak obecnie; był więc dokładniejszy.  
Istniały takŜe zegary słoneczne przenośne, uŜywane nawet w czasie podróŜy. 
W staroŜytności grecko-rzymskiej godzina nie była, jak dziś, zawsze jednakowej  
długości 1/24 częścią doby. Dzień od wschodu do zachodu słońca dzielił się na 12  
godzin, tak samo jak noc. Godzina dzienna była przeto latem dłuŜsza, zimą  
krótsza. Godzina nocna — odwrotnie. Godziny zaczynano liczyć od wschodu słońca.  
Szósta godzina dnia, po łacinie sexta, była godziną odpoczynku, stąd włoska  
sjesta. Ten sposób liczenia godzin zachował się we Włoszech jeszcze w czasach  
włoskiej podróŜy Goethego, a w Rzymie mniej więcej do 1850; w Turcji nawet  
jeszcze w XX wieku. Zegar w papieskim pałacu w Castel Gandolfo pod Rzymem do  
dziś jeszcze w południe wskazuje szóstą! 
Bywały teŜ wówczas,  prócz  słonecznych,  zegary wodne czyli klepsydry, mierzące  
czas według ilości wody wpływającej do naczynia. Istniały dwa rodzaje zegarów-  
wodnych: pierwszy słuŜył do mierzenia określonego przeciągu czasu; tu woda z  
górnego naczynia spływała kroplami do dolnego. UŜywano go na przykład w sądach,  
gdzie  czas udzielany mówcom był ograniczany. Drugi typ zuŜywał całą dobę na  
przepływ wody do dolnego zbiornika, na którym skala   z  podziałką   pozwalała    
odczytywać   godziny. Przy ówczesnym ruchomym wymiarze godzin, zmieniającym się  
właściwie co dzień, sporządzenie takiego zegara było dość trudne. Problem ten  
rozwiązał Ktesibios z Aleksandrii w sposób niezwykle prosty: przy   jednostajnym    
przepływie   wody   wystarczało przykładać do zegara co dzień inną podziałkę.  
Wskazówka nie obracała się przecieŜ, tylko wznosiła wraz z wodą, spoczywając na  
korkowym pływaku. Lekarz 
10 — Drugi kot w worku 
145 
grecki Herofilos, praktykujący w Rzymie, zabierał z sobą do pacjentów  
kieszonkowy zegar wodny; w ich mieszkaniach podłączał go do kranu wodociągowego,  
po czym mierzył pacjentom tętno. 
StaroŜytni,  rozporządzając  prymitywnymi  i  niedokładnymi metodami pomiaru,  
zadowalać się musieli  bardzo  pobieŜną orientacją  w  czasie.  Dobrze  
charakteryzował tę sytuację Rzymianin Seneka, mówiąc: „Filozofowie łatwiej godzą  
się z sobą niŜ zegary". Jeszcze w V wieku pne. tak wykształcony człowiek jak  
Herodot nie wiedział, co to jest godzina i nie znał słowa na jej określenie. (Ba,  
jeszcze w roku 1907 Ŝołnierze tureccy nie znali tego pojęcia. Zapytywani na  
pustyni syryjskiej, ile jest godzin drogi do najbliŜszej oazy, umieli  
odpowiedzieć tylko, Ŝe juŜ niedaleko, daleko albo bardzo daleko). Punktualność w  
staroŜytności była więc całkiem niemoŜliwa. śaden z licznych pracowników  
zatrudnionych przy budowie Partenonu nie mógł więc przychodzić  do pracy o  
siódmej rano, a tym mniej o 6.45 czy 7.15. Cezar nie dawał rozkazu wymarszu o  
czwartej rano, ale „w czasie czwartej  warty nocnej". Tacyt opowiada, Ŝe  

background image

Germanowie zbierający się na naradę „nie naraz się gromadzą, ale na skutek  
zwłoki schodzących się, nierzadko dwa i trzy dni na to tracą". Wykorzystanie  
czasu w naszym dzisiejszym sensie było więc w staroŜytności niemoŜliwe. Te  
obyczaje trwają jeszcze gdzieniegdzie na Wschodzie, gdzie dzieci nie przychodzą  
do szkoły punktualnie, ale schodzą się stopniowo i po trochu. 
RównieŜ rachuba dni w miesiącu mogła odbywać się w sposób, na nasz gust, co  
najmniej dziwaczny. Rzymianie np. rachowali je nie od pierwszego do 30. czy 31.,  
ale na odwyrtkę, od tak zwanych Kalend, to jest od pierwszego dnia następnego  
miesiąca. Tak więc 25 listopada nazywał się u nich: „siódmy dzień przed  
Kalendami grudnia". Nie ciągnęli jednak tej rachuby w tył aŜ do początku, ale  
tylko do określonych dni miesiąca — idów i non; od nich zaczynali 
146 
na nowo liczyć do tyłu. Ale to jeszcze nie wszystko. Idy i nony przypadały w  
czterech miesiącach na inne dni niŜ w pozostałych ośmiu. Mianowicie w marcu,  
maju, lipcu i październiku idy były piętnastego, a nony siódmego; w pozostałych  
miesiącach — idy trzynastego, a nony piątego. Idy marcowe, dzień, w którym  
zamordowano Juliusza Cezara w senacie, był to 15 marca 44 pne. 
Nie wiadomo w jaki sposób aŜ do obrzydliwości praktyczni Rzymianie wpadli na  
pomysł tej zawiłej i cudacznej rachuby dni, nie wiemy równieŜ komu zawdzięczamy  
dzisiejszy sposób liczenia od pierwszego do ostatniego dnia miesiąca.  Prócz  
tego rok rzymski był rokiem księŜycowym. Reformę tego kalendarza (który w I. w.  
pne. nie   zgadzał   się   juŜ w sposób oczywisty z porami roku) powierzył tenŜe  
Juliusz  Cezar   astronomom   (m.  in.   Sosigenesowi), a gdy mu ją przygotowali,  
wydał w 47 roku pne. dekret wprowadzający rok słoneczny, uŜywany w Egipcie od  
piątego tysiąclecia przed ne., przy czym rok 46 został przedłuŜony o 67 dni, aby  
wyrównać powstałą róŜnicę między czasem księŜycowym a słonecznym (był to tzw.  
annus confusionis, rok zamieszania). Odtąd   zamiast   dodatkowego   miesiąca,    
wprowadzono w   latach   przestępnych   tylko   nadliczbowy   dzień w lutym. Nie  
był to jednak, jak dziś, 29 lutego, ale 24 lutego, który trwał przez dwie doby.  
Kalendarz juliański przewyŜszał wszystkie greckie i poprzedni rzymski tak dalece,  
Ŝ

e zdobył świat i, z niewielką zmianą wprowadzoną przez papieŜa Grzegorza XIII,  

obowiązuje do dziś. W październiku 1582 wyrówano błąd Sosigenesa, wynoszący  
rocznie 11 minut i 10 sekund, błąd, który od czasów Cezara urósł do dwunastu dni.  
Reforma ta przyjęła się od razu w krajach katolickich. Protestanci przyjęli ją  
niechętnie, około 1700, a kościół wschodni   ociągał   się   aŜ   do XX wieku. W  
Rosji wprowadziła ją Rewolucja Październikowa. 
Na jednym z posiedzeń ONZ przedstawiono pro- 
147 
jekt nowego zreformowanego Kalendarza Światowego, podzielonego na równe cztery  
kwartały po 91 dni. Pierwszy miesiąc kwartału ma 31 dni, oba następne po 30;  
pierwszy miesiąc zaczyna się zawsze w niedzielę, drugi w środę, trzeci w piątek.  
A więc kaŜdy kwartał zaczyna się w niedzielę, a kończy w sobotę. Jednak ONZ  
Ŝ

adnej decyzji w sprawie tego uproszczonego kalendarza jeszcze nie powzięła. 

W większości języków europejskich miesiące od września do grudnia noszą nazwy  
łacińskie, oznaczające kolejno: siódmy, ósmy, dziewiąty i dziesiąty. Bierze się  
to stąd, Ŝe pierwotnie rok w Italii rozpoczynał się 1. marca, wraz z początkiem  
wiosny; tegoŜ dnia obejmowali swój urząd nowi konsulowie rzymscy. Pod koniec  
roku 154 pne. wybuchło powstanie w Hiszpanii, którego sprawcy nie przypuszczali  
z pewnością, Ŝe wpłyną trwale na kalendarz europejski. Nie chciano powierzać  
funkcji stłumienia tego buntu urzędującym konsulom roku 154 i 1. marca zmieniać  

background image

dowództwa; dlatego skrócono rok 154 o dwa miesiące i rozpoczęto 153 rok 1  
stycznia. I tak pozostało aŜ do naszych czasów! 
Swoje chwalicie... 
... słusznie, ale pod warunkiem, Ŝe i cudze znacie i doceniacie. ChociaŜ kaŜda  
kultura ma swoich wynalazców d odkrywców, będących źródłem innowacji, Ŝadna  
grupa nie moŜe się jednak rozwijać szybko, gdy czerpie tylko z własnych rezerw.  
Gdyby się tak właśnie działo, nie wyszlibyśmy jeszcze z epoki kamiennej.  
MoŜliwości rozwojowe społeczności ludzkiej zaleŜne są od umiejętności czerpania  
wzorów narzędzi, technik i idei innych grup, jeŜeli istnieje przy tym gotowość  
dostrzegania korzyśoi w cudzych 
148 
sposobach postępowania i chęć korzystania z tego, co u innych jest wartościowe.  
ZłoŜoność naszej współczesnej cywilizacji wynika stąd, Ŝe przodkowie nasi przez  
niezliczone pokolenia umieli sobie przyswajać wynalazki i obyczaje innych ludów,  
kiedy uwaŜali to za korzystne dla siebie. W związku z tym warto sparafrazować  
klasyczny juŜ ustęp z Lintona: 
Z rana Polak budzi się w łóŜku zbudowanym według wzoru pochodzącego z Bliskiego  
Wschodu, ale zmodyfikowanego w Europie północnej. Zrzuca z siebie kołdrę  
zrobioną z bawełny, którą zaczęto hodować w Indiach, albo z płótna wynalezionego  
na Bliskim Wschodzie, albo z wełny owiec udomowionych takŜe na Bliskim Wschodzie,  
czy z jedwabiu, z którego uŜytek zrobiono po raz pierwszy w Chinach. Wszystkie  
te materiały nauczono się prząść i tkać równieŜ na Bliskim Wschodzie. Następnie  
wkłada mokasyny wynalezione przez Indian Prerii i idzie do łazienki, której  
urządzenia są mieszaniną wynalazków europejskich i amerykańskich, dość świeŜej  
daty. Zdejmuje piŜamę, ubiór obmyślony w Indiach, i sięga po mydło wynalezione  
przez staroŜytnych Gallów. Potem bierze się do golenia, masochistycznego rytuału  
pochodzącego z Sumerii albo staroŜytnego Egiptu. 
Wróciwszy do sypialni zdejmuje ubranie z krzesła typu południowoeuropejskiego i  
zaczyna się przy-odziewać.   Wkłada   ubranie,   którego   pierwotnym 
149 
wzorem był skórzany strój koczowników stepów azjatyckich i przywdziewa buty ze  
skóry garbowanej J sposób wykoncypowany w starym Egipcie, skrojone i uszyte  
według wzorów wymyślonych przez antyczne cywilizacje wybrzeŜy Morza Śródziemnego.  
Wokół szyi zawiązuje wąski pasek barwnego materiału, który  jest szczątkową   
pamiątką po szalach noszonych przez Chorwatów (czyli Kroatów, stąd nazwa  
krawatów) w XVII wieku. Przed pójściem na śniadanie spogląda na ulicę przez okno,  
którego szybę wykonano ze szkła wynalezionego w Egipcie. Okazuje się, Ŝe pada  
deszcz. Wkłada więc kalosze zrobione z kauczuku odkrytego   przez   Indian    
ś

rodkowoamerykańskich i bierze parasol wynaleziony w Azji południowo-wschodniej.  

Na głowę kładzie kapelusz z filcu, materiału wynalezionego na stepach  
azjatyckich. 
W drodze na śniadanie kupuje w kiosku gazetę, płacąc pieniędzmi, a więc  
wynalazkiem staroŜytnej Lidii. Jego talerz w jadłodajni wykonano z porcelany,  
która jest wynalazkiem chińskim, nóŜ — ze stali, a przeto stopu wykonanego po  
raz pierwszy w południowych Indiach. Widelec jego jest średniowiecznym  
wynalazkiem włoskim, a łyŜeczka — dokładną kopią wzorów starorzymskich. Na  
ś

niadanie pije kawę, z nasion rośliny etiopskiej, ze śmietanką i cukrem. Zarówno  

udomowienie bydła, jak i koncept dojenia krów powstały na Bliskim Wschodzie.  
Cukier  wyprodukowano  po  raz  pierwszy  w  Indiach. Bułkę upieczono mu z  
pszenicy wyhodowanej po raz pierwszy w Azji Mniejszej. Prócz tego bohater nasz  

background image

zjada jajko pewnego gatunku ptaka udomowionego na   Półwyspie   Indochińskim    
albo   parę   cienkich skrawków    mięsa    zwierzęcia    udomowionego    we  
Wschodniej  Azji, solonych i wędzonych metodami rozwiniętymi w północnej Europie. 
Gdy przyjaciel nasz się najadł, zabiera się do palenia, które jest zwyczajem  
Indian amerykańskich, spalając    przy    tym    liście    rośliny     
wyhodowanej 
150 
w Brazylii, w fajce pochodzącej od Indian wirgindj-skich, albo w papierosie  
pochodzącym z Meksyku. Jest takŜe pewna znikoma szansa na to, Ŝe zapali cygaro,  
które dotarło do niego z Wysp Karaibskich przez Hiszpanię. Paląc, czyta ostatnie  
depesze drukowane literami wymyślonymi przez staroŜytnych Se-mitów, na materiale  
wynalezionym w Chinach, techniką stworzoną w Niemczech w pierwszej połowie XV  
wieku. Tak to najpowszedniejsze czynności przypominają nam ustawicznie olbrzymi  
dług, jaki zaciągnęliśmy i zaciągamy nieustannie u innych kultur świata. 
Handel  ni ewolnikami 
Historia uczy, Ŝe zespół pewnych warunków, bodźców i nawyków myślowych sprawia  
niekiedy, Ŝe nawet rozsądny człowiek wierzyć moŜe z przekonaniem w absurdy i z  
czystym sumieniem postępować w sposób nieludzki. Doprowadzić do tego mogą:  
stopniowe przyzwyczajenie, przytępienie wraŜliwości, interes własny,  
dostosowanie się do panujących poglądów, autorytet znakomitych jednostek. Wiek  
Bacona i Kartezjusza mógł wierzyć w czarownice, wiek Newtona i Leibniza —  
zezwalać na barbarzyństwo handlu ludźmi. 
Zbrodnia rośnie stopniowo. Pierwsze kroki wydawały się dość niewinne.  
Roztrząsano z powagą kwestię, czy niewolnictwo w Nowym Świecie jest rzeczą  
dopuszczalną. Uczeni kazuiści radzili się więc Biblii i Arystotelesa. Oba  
autorytety udzielały odpowiedzi pozytywnej. Apostoł Indian, Bartolomeo de las  
Casas, proponował zatrudnianie Murzynów w Ameryce, aby uratować Indian, od  
których bardziej nadawali się do pracy fizycznej. W Portugalii 
151 
uŜywano ich juŜ od dawna. W ich afrykańskiej ojczyźnie niewola była zjawiskiem  
zwykłym,  niemal naturalnym. Nie było potrzeby stosowania przemocy:   
zachodnioafrykańscy  kacykowie  chętnie sprzedawali jeńców lub przestępców  
europejskim klientom. Był to dla   nich   sposób   uzyskiwania   dewiz. A  
europejscy nabywcy, jeśli mieli jakieś wątpliwości, szybko się ich wyzbywali.  
Król Portugalii nigdy ich nie Ŝywił. Król Hiszpanii, widząc swój pustoszejący  
skarbiec, przestał się nad nimi głowić. Gdy królowa angielska ElŜbieta I  
usłyszała   o   pierwszym transporcie niewolników sławnego kapitana Hawkin-sa,  
orzekła, Ŝe to jest „ohyda,   która   na   sprawcę ściągnie pomstę Niebios".   
Ujrzawszy jednak sprawozdanie  z  osiągniętych  zysków,  spuściła  z  tonu i  
sama stała się udziałowcem jego następnej wyprawy. Karol II i Jakub II równieŜ  
inwestowali swe kapitały w ten handel. Odtąd na skórze niewolników Królewskiej  
Kompanii Afrykańskiej wypalano honorowe inicjały DY, oznaczające księcia Jorku. 
Królikowie wybrzeŜa gwinejskiego szybko się dostosowali do rosnącego  
zapotrzebowania. Zrazu sprzedawali tylko jeńców wojennych zdobytych w sąsiednich  
królestwach, ale wkrótce zaczęli się rozglądać za nowymi źródłami. Król Kajoru  
sprzedawał nawet własnych poddanych, wieś za wsią. Inni, nie posuwając się tak  
daleko, zmienili jednak j charakter prowadzonych wojen. Jeńcy przestali być  
produktem ubocznym, stali się celem. 
W XVIII wieku społeczne, polityczne i ekonomiczne Ŝycie Afryki Zachodniej,  
uległo reorganizacji dla osiągnięcia jednego tylko celu — stałego dopływu  

background image

niewolników na statki zakotwiczone u wybrzeŜy. W tym stuleciu osadnicy  
amerykańscy otrzymywali w rezultacie 27.500 niewolników rocznie, w porównaniu z  
9.000 w XVII stuleciu. 
Podstawową przyczyną rozkwitu tego handlu był w owym czasie cukier. śaden inny  
towar, ani śledzie, ani korzenie, ani ziemniaki, nie wywołały takich za- 
152 
burzeń w historii ludzkości, jak cukier, który wznosił miasta, bogacił imperia,  
zaludniaf i wyludniał kontynenty. Historia cukru i historia niewolnictwa  
zazębiły się z sobą mocno juŜ w średniowieczu, na wyspach Morza Śródziemnego, i  
towarzyszyły sobie dalej w podróŜy przez Atlantyk. Cukier brazylijski, podstawa  
bytu Portugalii, zaleŜał całkowicie od czarnych niewolników z Angoli. Bez Angoli  
nie byłoby Brazylii, a bez Brazylii — Portugalii. Ten sam proces powtórzył się  
po "wprowadzeniu uprawy cukru do angielskich Indii Zachodnich. 
Ekonomika plantacji wymagała przewagi ludności murzyńskiej.  Politycznie   
przynosiło  to  ustawiczną groźbę  rewolucji.   Przesłanka   stwarzała    
olbrzymie zyski   osiemnastowiecznego   handlu   niewolnikami, konkluzja —  
potworną tyranię plantatorów, którzy na wyspach produkowali cukier, ? ??  
kontynencie, prócz niego, tytoń, ryŜ, ? później bawełnę. CóŜ mogło zatrzymać tak  
wielką   machinę   raz   puszczoną w, ruch? Gdyby zniesiono niewolnictwo, ani  
Zachodnia Afryka, ani Indie Zachodnie na znalazłyby gospodarki zastępczej. Całe  
społeczeństwa były zaangaŜowane   w   niewolnictwo,   nie   tylko   plantatorzy  
i królowie. CóŜ stąd, Ŝe we Francji i Anglii XVIII wieku podnosił się głos  
Oświecenia przeciw temu haniebnemu procederowi? Fakty ekonomiczne wołały 
donośniej. 
Około roku 1700 zalegalizowano dziedziczne niewolnictwo Murzynów w koloniach  
angielskich w Ameryce. W 1733, gdy generał Oglethorpe, słynny filantrop, załoŜył  
nową kolonię, Georgię, zabronił w niej niewolnictwa. Ale jego veto działało  
tylko przez siedemnaście lat. Georgia była kolonią ryŜową, a potem bawełnianą.  
Jej właśnie protest nie dopuścił do umieszczenia w Deklaracji Niepodległości  
Stanów klauzuli potępiającej „obrzydliwy handel" niewolnikami. 
Na nim opierał się rozkwit i dobrobyt wielu znacznych miast. W Anglii Liverpool  
wkrótce zdystanso- 
153 
wał wszystkich rywali i z dumą dekorował swój ratusz kłami słoni i kamiennymi  
Murzynami.   W  ten sposób wzbogacił się teŜ Lancaster. Po drugiej stronie  
Atlantyku Newport w Rhode Island był „odpowiedzią Ameryki na Liverpool". Całe  
miasta, jak powiedział jeden z jego pastorów, „zbudowano z krwi biednych  
Afrykanów". Nowa Anglia destylowała rum z zachodnioindyjskiej melasy i wysyłała  
go do Afryki,   aby  w zamian kupować niewolników na rynki Indii Zachodnich.  
Liverpool wysyłał towary z Manchesteru do Afryki, kupował za nie Murzynów do  
Indii Zachodnich i sprowadzał za to cukier i kawę do Anglii. 
Zarówno handel niewolnikami, jak i protesty przeciw niemu osiągnęły szczyt pod  
koniec XVIII wieku. W końcu protesty przewaŜyły.   W   okresie   między  
brytyjską prawną abolicją   handlu  i   amerykańską Wojną Secesyjną proceder ten  
przeŜył rodzaj końcowego, jesiennego rozkwitu. W połowie XIX wieku Afryka traci  
stopniowo niepodległość, państwa kolonialne dzielą się Czarnym Kontynentem i  
same zaczynają eksploatować jego bogactwa. Zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą  
na miejscu ostatecznie podcina korzenie resztek  ekspedycji  niewolniczych  za  
Ocean. Rozpoczęła się nowa epoka wyzysku, która trwać miała przez całe stulecie,  
aŜ do przebudzenia się Afryki, którego świadkiem jest nasze pokolenie. 

background image

Mnemotechnika 
Właściwie nie ma człowieka, który by świadomie czy nieświadomie, nie uŜywał  
jakichś sztuczek mnemotechnicznych, to znaczy sposobów zapamiętywania róŜnych  
wiadomości i nazw drogą kojarzenia ich z rzeczami łatwiejszymi do przypomnienia  
sobie. Słynną ilustracją takiego sposobu jest nowela Cze- 
154 
chowa Końskie nazwisko. Tę samą zasadę stosować moŜna takŜe i do liczb. Kiedy  
filozof i matematyk angielski Bernard Russell odwiedził Nowy Jork w 1951 roku,  
powiedział pewnemu dziennikarzowi, Ŝe nie sprawia mu trudności zapamiętanie  
numeru pokoju w którym mieszka w hotelu „Waldorf-Astoria" —1415, bo 0,1415 to  
pierwiastek kwadratowy z dwóch. Najpowszechniejszym sposobem zapamiętania  
szeregu cyfr jest zdanie albo wierszyk, w którym liczba liter kaŜdego wyrazu  
zgadza się, we właściwym porządku, z liczbą, której znakiem jest kolejna cyfra.  
Wymyślono wiele takich podpórek pamięciowych w róŜnych językach dla zapamiętania  
dalszych miejsc dziesiętnych   ??,   która   jako   wielkość niewymierna,  
ciągnie się w nieskończoność. Utworek taki popełnił nawet pisarz Emil  
Zegadłowicz. Zaczyna się to tak: „Źle w mgle i snach bolejącym Do wiedzy progu  
iść..." Mamy tu kolejno: 3, 1, 4, 1, 5, 9, 2, 6, 5 i 3 litery, a więc wartość n  
aŜ do dziewiątego miejsca po przecinku. Czy istnieje jednak system, który, raz  
opanowany, pozwalałby na szybkie zapamiętanie jakiegokolwiek szeregu cyfr?  
Istnieje. Współcześni mnemotechnicy, spece od zapamiętywania, wydoskonalili go w  
wysokim stopniu. Systemu tego uŜyć moŜna nie tylko dla popisów towarzyskich, ale  
i dla zapamiętywania waŜnych stałych matematycznych i fizycznych, dat  
historycznych, numerów telefonów itd. 
ChociaŜ mnemonika jest umiejętnością antyczną (nazwa jej pochodzi od Mneniozyny,  
greckiej boginii pamięci — mneme), to dopiero w 1634 roku Francuz Pierre  
Herigone opublikował praktyczny system zapamiętywania liczb w dziele pt. Kurs  
matematyki. Polegał on na podstawianiu spółgłosek na miejsce cyfr i dodawaniu  
następnie w miarę potrzeby samogłosek dla formowania wyrazów, które juŜ łatwo  
było zapamiętać za pomocą innych metod. 
Oryginalny alfabet numerowy Hśrigone'a zaadoptowali wkrótce mnemonicy wielu  
krajów. Wielki fi- 
155 
lozof i matematyk niemiecki Leibniz zainteresował się nim do tego stopnia, Ŝe  
włączył go do swego schematu języka uniwersalnego. Sprawa jest w zasadzie prosta.  
KaŜdą z dziesięciu cyfr od 0 do 9, reprezentować będą w tym alfabecie dwie lub  
trzy spółgłoski. Wyszukujemy je sobie tak, aby je móc łatwo kojarzyć,   łączyć    
w   myśli   z   odpowiednimi   cyframi. 
Szczęśliwym dla nas zbiegiem okoliczności, w języku polskim wszystkie nazwy cyfr  
(z wyjątkiem ósemki) zaczynają się od spółgłosek: zero od z, jeden od j, dwa od  
d, trzy od t itd., z których w dodatku kaŜda jest inna! Drugą serię spółgłosek  
wybieramy sobie równieŜ tak, Ŝeby móc ją, według własnej fantazji, skojarzyć z  
cyframi. A wiięc na przykład małe n ma dwie pionowe (kreski, a takieŜ «i — trzy  
kreski; niech zatem N reprezentuje 2, a M — 3. DuŜe L to rzymska pięćdziesiątka,  
moŜemy więc ją postawić przy piątce itd. UłoŜywszy ten szyfr z dziesięciu cyfr i  
dwudziestu odpowiadających im spółgłosek, wykuwamy go na blachę i na mur-beton. 
Przypuśćmy teraz, Ŝe chcemy uŜyć alfabetu Herigo-ne'a dla zapamiętania liczb  
atomowych pierwiastków. A więc np. srebro — 47, WS, bierzemy wyraz „włos" od  
srebrnego włosa. Złoto — 79, S Dz, niech będzie „sędzia", którego sobie  
wyobrazimy ze złotymi zęba- 

background image

1?8 
mi. Holm — 67, Sz S, szosa, przedstawimy sobie Sher-locka Holmesa jadącego szosą.  
Im dziwaczniejszy i mniej sensowny obraz, tym łatwiej się nam upamiętni. Wydaje  
się to na pierwszy rzut oka drogą bardzo okólną, ale nie odkryto jeszcze  
lepszego sztucznego systemu mnemotechnicznego. Jest rzeczą zdumiewającą, jak  
mocno ogniwa takiego łańcucha skojarzeń utwierdzają się w pamięci. 
Większe liczby łatwiej zapamiętać układając je parami i trójkami, wymyślając  
odpowiednie słowo dla kaŜdej grupy i łącząc je z sobą w łańcuch fantazyjnych  
obrazów myślowych. Numery telefonów utrwalamy w pamięci szeregiem obrazów  
dostosowanych do charakterystyki ich posiadaczy. Takim właśnie alfabetem  
Herigone'a posługują się zawodowi specjaliści pamięciowi, umiejący powtarzać  
długie spisy przypadkowych cyfr. Te niesamowite z pozoru wyczyny są dostępne  
kaŜdemu, komu się zechce poświęcić parę tygodni na codzienne ćwiczenia w  
opanowaniu alfabetu liczbowego. 
Wybierając wyrazy naleŜy dawać pierwszeństwo rzeczownikom przedstawiającym  
konkretne obrazy, choć i przymiotniki łatwo dają się kojarzyć z następującym po  
nich rzeczownikiem. Najlepsze są słowa, które pierwsze przychodzą na myśl. Po  
krótkim czasie zapamiętanie nawet pięćdziesięciu dowolnych cyfr nie sprawi  
szczególnej trudności. W kaŜdym zas razie utrzymanie w pamięci liczb potrzebnych  
w swojej dziedzinie nauki będzie fraszką nawet dla osób, których pamięć nie moŜe  
sobie normalnie dać z nimi rady. 
Poczucie czasu 
Często spotkać się moŜna z wątpliwościami co do jego istnienia, z traktowaniem  
go jako złudzenie. Ale ono istnieje naprawdę. Jest przejawem jednego z naj- 
bardziej zdumiewających i .powszechnych mechanizmów Ŝycia — zegara biologicznego.  
Nie ma spręŜyny, kółek zębatych, drgającego kryształu górskiego, a mimo to  
działa i reguluje funkcje wszelkich istot Ŝywych. 
Kiedy odbywamy podróŜ odrzutowcem np. z Warszawy do Nowego Jorku, uświadamiamy  
sohie działanie tego wewnętrznego zegara w sposób nie najprzyjemniejszy.  
Spoglądając na wieŜowce zdajemy sobie sprawę z 'tego, gdzie się obecnie  
znajdujemy. Jednak nasz przyrodzony czasomierz nie pozwoli się tak łatwo  
przekonać. Przez pierwsze kilkadziesiąt godzin będzie nadal uparcie regulował    
czynności   naszego ciała według czasu warszawskiego,   myląc   wieczór z  
rankiem, nakłaniając nas do snu w południe i nie pozwalając zasnąć o północy.  
Człowiek nie ma monopolu  na   takie   urządzenie.   Zaobserwowano   czaple  
australijskie mieszkające o 50 kilometrów od wybrzeŜa, które przybywają co dzień  
na brzeg morza dla zjedzenia obiadu z ryb punktualnie w czasie odpływu, mimo Ŝe  
odpływ następuje tam co dzień o 50 minut później. Pszczoła, wybierając się w  
podróŜ po nektar, trafia na swojej drodze bezbłędnie na porę otwierania się  
określonych kwiatów, przy czym parodniowa przerwa w tych wyprawach z powodu złej  
pogody nie wpływa ujemnie na dalszy rozkład jej zajęć. 
Wiele takich regularnych cyklów przyrody Ŝywej odbywa się w rytmie znacznie  
powolniejszym, rozciągającym się na miesiące lub lata. Wszyscy znamy doroczny  
rytm wzrostu i rozmnaŜania się roślin i zwierząt albo wiosenne i jesienne  
migracje ptaków wędrownych. Mniej znane są zmiany temperatury człowieka w ciągu  
doby, comiesięczne wędrówki milionów drobnych organizmów z głębin morskich na  
powierzchnię oceanu późną wiosną w czasie pełni księŜyca, albo otwieranie się  
muszel ostryg na ławicach w czasie przesuwania się kaŜdego pływu morza. Te rytmy,  
obserwowane w istotach Ŝywych, zbiegają się z regularnymi ruchami globu  
ziemskiego, dobo- 

background image

158 
wym następstwem światła i ciemności, z przypływami i odpływami oceanów, z  
kolejnością pór roku. Skąd zatem moŜna wiedzieć, czy owe przyrodzone zegary  
istot Ŝywych nie są po prostu reakcją na regularne zmiany światła, pływów czy  
innych zjawisk przyrody nieoŜywionej? Aby odpowiedzieć na to pytanie, uczeni  
pozbawiają te organizmy ich naturalnego otoczenia i umieszczają je w  
laboratorium, izolując je w warunkach stałych. JeŜeli zaobserwowany rytm  
utrzymuje się w tych warunkach, moŜna przypuszczać, Ŝe wynika z działania  
jakiegoś mechanizmu wewnętrznego. 
JuŜ w 1729 roku astronom francuski   de   Mairan wykazał istnienie takiego  
mechanizmu umieszczając rośliny w laboratorium w całkowitej ciemności i  
stosunkowo stałej temperaturze. W tych szczególnych warunkach liście grochu,  
fasoli czy koniczyny zwijały się, gdy na zewnątrz zapadała noc, a prostowały się  
ze wschodem słońca, talk jak to czyniły w ogródku. Pewien współczesny uczony  
przeprowadził podobne doświadczenia z krabem-mrugaczem  o  wielkich szczypcach,  
który zwykle uwija się Ŝwawo na plaŜach morskich w czasie odpływu, odpoczywa zaś  
w czasie  przypływu;   ponadto   o  wschodzie  słońca zmienia ubarwienie,  
chroniąc się przed promieniami słonecznymi i przed wrogami. Umieszczony w  
stałych warunkach laboratoryjnych   w  dalszym ciągu zmienia regularnie barwę na  
dzień i na noc, a takŜe wykazuje zwykłą aktywność w czasie odpływu. Od czasów de  
Mairana, a zwłaszcza w ciągu ostatnich lat czterdziestu, podobne zegary  
biologiczne znaleziono u niezliczonych stworzeń, począwszy od organizmów  
Ŝ

yjących w ikropli wody, a kończąc na człowieku. Zjawisko to uwaŜa się obecnie  

za powszechne w całej przyrodzie. 
Niemal wszyscy uczeni zgodni są co do tego, Ŝe te rytmy biologiczne są  
właściwością wrodzoną. Zwierzęta przebywające od urodzenia w sztucznych  
warunkach niezmiennych wykazują ten sam. rytm, co 
159 
ich odpowiedniki  Ŝyjące  w  otoczeniu  naturalnym. Muchówka drozofila zwana  
muszką owocową (klasyczny materiał doświadczalny ze względu na szybkie  
rozmnaŜanie  się  i  łatwość hodowli) utrzymuje swój niezmienny rytm w stałych  
warunkach laboratoryjnych nawet   w  piętnastym pokoleniu.   Jednak pewna grupa  
biologów amerykańskich uwaŜa, Ŝe zegary biologiczne poruszane są niezbadanymi  
jeszcze rytmicznymi siłami działającymi z zewnątrz, w podobny sposób jak zegar  
elektryczny napędzany jest prądem. Kwestionują oni powszechnie przyjęty pogląd,  
Ŝ

e stałe warunki laboratorium mogą naprawdę izolować organizmy od wszystkich  

zmian otoczenia, na jakie są czułe. Na poparcie tej tezy przqprowadzo-no liczne  
doświadczenia   na krabach,   wodorostach, marchwi, myszach i robakach.  
Wszystkie wykazywały reakcje związane z zewnętrzną temperaturą, ciśnieniem  
atmosferycznym, a nawet [promieniowaniem kosmicznym i magnetyzmem ziemskim.  
Ostatnie dwa-czynniki są specjalnie waŜne, ulegają bowiem wahaniom o skali  
kosmicznej. MoŜliwe, Ŝe zegarem-matką czyli praprzyczyną ruchu zegarów  
biologicznych są ruchy Słońca, KsięŜyca i Ziemi. Dalecy jednak jesteśmy od  
poznania całego mechanizmu tych niezmiernie skomplikowanych zjawisk. 
Zycie w średniowieczu 
Dom średniowieczny nie odznaczał się komfortem. Okien było mało, a w nich z  
rzadka tylko pojawiały się szyby. Przed mrozem lub upałem chroniły je zwykłe  
drewniane Ŝaluzje. Ciepło dawały drwa na kominku, a zewsząd wdzierały się  
przeciągi. Stąd powodzenie foteli z wysokimi oparciami. Rzeczą zwykłą było  
chodzenie po domu zimą w futrach i ciepłych 

background image

160 
czapkach. Stołków było mało, siedzenia przygotowywano często na występach muru  
albo na skrzyniach w alkowie. Dywany były rzadkością przed XIII Wieśkiem poza  
Włochami i Hiszpanią. Podłogi wykładano zazwyczaj matami z sitowia lub słomy. Na  
ś

cianach zawieszano tkaniny dla ozdoby, ale takŜe dla tłumienia przeciągów, albo  

by przedzielić większe sale na mniejsze pomieszczenia. Domy we Włoszech i w  
Prowansji, pamiętające jeszcze rzymskie luiksusy, były wygodniejsze i  
higieniczniejsze niŜ w krajach północy. Niemieccy mieszczanie w XIII wieku mieli  
juŜ kuchnie zaopatrywane rurami w wodę studzienną. 
Czystość nie była naczelną zaletą Wieków Średnich. Wczesne chrześcijaństwo  
potępiało rzymskie kąpiele publiczne jako siedlisko rozpusty, a ogólna wzgarda  
dla ciała nie budziła entuzjazmu do higieny. Nie znano jeszcze chusteczki do  
nosa. Czystość była funkcją zamoŜności: panowie feudalni i majętni mieszczanie  
kąpali się dość często w duŜych drewnianych wannach. W XII wieku ogólny wzrost  
zamoŜności podniósł poziom czystości osobistej. W ??? wieku wiele miast miało  
łaźnie publiczne, a krzyŜowcy wprowadzili łaźnie parowe w stylu muzułmańskim.  
Niektórzy sądzą nawet, Ŝe paryŜanie kąpali się częściej w końcu XIII wieku niŜ  
na początku XX wieku. 
Klasztory, zamki feudalne i domy bogaczy miały klozety połączone z szambem, ale  
większość domów zadowalała się sławojkami. W XIII wieku w ParyŜu opróŜniano  
beztrosko nocniki z okien na ulicę z ostrzegawczym okrzykiem: „Gar' 1'eau!".  
Szalety publiczne były rzadkością. W Toskanii San Gimignano miało kilka szaletów  
w 1255, ale Florencja nie miała wtedy jeszcze ani jednego. Ludzie załatwiali się  
na dziedzińcach, schodach, balkonach, nawet w pałacu królewskim w Luwrze. 
WyŜsze i średnie klasy myły ręce przed jedzeniem i po nim, bo jedzono przewaŜnie  
palcami. SpoŜywano zazwyczaj dwa posiłki dziennie, o dziesiątej i o czwartej,  
ale mogły się one ciągnąć przez kilka go- 
11 — Drugi kot w worku 
161 
dŜin. Wokoło stołu stawiano ławy, po włosku banco, stąd bankiet. Towarzystwo  
siedziało parami płci odmiennej.-Zwykle kaŜda para jadła z jednego talerza i  
piła z jednego kielicha. KaŜdy otrzymywał łyŜkę, ale nóŜ winien był przynieść z  
sobą; o widelcach jeszcze nie było słychać. Talerzem bywała zazwyczaj wielka,  
gruba przylepka chleba, na którą jedzący kładł mięso nabierane palcami z  
roznoszonych przez słuŜbę półmisków. Po skończonym posiłku zjadano ten chlebowy  
talerz lub kruszono go dla psów i kotów, których kręciło się pod nogami bez liku,  
albo posyłano biednym sąsiadom. 
Jadło było obfite i dobrze przygotowane z wyjątkiem mięs, które z braku chłodni  
bywało aŜ nazbyt skruszałe. Dlatego wysoką cenę miały korzenie, aromatem swym  
maskujące podejrzane zapachy mięsiwa. Niektóre korzenie sprowadzano ze Wschodu,  
były one jednak bardzo kosztowne. Inne więc hodowano w domowych ogródkach:  
pietruszkę, gorczycę, szałwię, cząber, anyŜek, czosnek czy koper. KsiąŜek  
kucharskich było wiele, a dobrzy kucharze — zbrojni w miedziane kotły, rondle i  
patelnie — byli w wysokiej cenie. Mięso, drób i jaja były tanie, choć jeszcze  
dość drogie, aby z biedaków czynić przymusowych jaroszów. Nie było oczywiście  
ziemniaków, kawy ani herbaty. Za czasów Karola Wielkiego aklimatyzacja  
azjatyckich owoców i orzechów była juŜ faktem, ale pomarańcze rzadko się  
pojawiały na północ od Alp i Pirenejów. 
Najpospolitszym mięsem była wieprzowina. Świnie Ŝarły nieczystości ulicy, a  
ludzie jedli świnie. Bogaci gospodarze kładli na stół wieprza lub dzika w  

background image

całości i rozkrawali go przy gościach. Jedzono teŜ wiele ryb. Śledzie były  
potrawą Ŝołnierzy, Ŝeglarzy i biedoty. Przetworów mlecznych jadano mniej niŜ  
dziś, ale sery Brie były juŜ wtedy sławne. Sałat nie znano, cukierki były  
rzadkim specjałem, bo cukier importowano, a słodzono wciąŜ jeszcze (rzymską  
metodą) miodem. Po obiedzie pito — tytoniu nie znano. 
162 
Woda nie przegotowana groziła zarazą, więc piło się powszechnie wina i piwo.  
Chłopi pędzili jabłecznik i wino gruszkowe. Pijaństwo było pospolite we  
wszystkich warstwach społecznych. Piwo kosztowało taniio w licznych  szynkach    
i  oberŜach.   Klasztory i szpitale na północ od Alp przydzielały normalnie po  
garncu piwa dziennie na głowę. Wiele klasztorów, zamków i bogatych domów miało  
własne browary, bo w krajach północnych piwo uwaŜano za artykuł pierwszej  
potrzeby. W krajach romańskich większe powodzenie miało wino. We Francja  
opiewano jego chwałę setkami popularnych pieśni. Gra w karty była jeszcze  
nieznana. Prawa francuskie z 1256 i 1291 zabraniały gry w kości, jednak  
bezskutecznie. Moraliści owego czasu opowiadają o straconych  fortunach   i   
duszach  zaprzedanych  diabłu przy grze w kości. Szachy   potępił   synod    
paryski w 1213 i edykt Ludwika IX w 1254; nikt jednak nie zwaŜał na te zakazy. 
Kaznodzieje potępiali teŜ taniec, co nie przeszkadzało w tańcu nikomu prócz  
duchowieństwa; św. Tomasz z Akwinu z właściwym sobie umiarkowaniem dopuszczał  
tańce na weselach,   z  okazji  przyjazdu przyjaciela z zagranicy, a takŜe dla  
uczczenia zwycięstw. Zwłaszcza Francuzi i Niemcy oddawali się tańcom z zapałem  
graniczącym niekiedy z epidemią: w 1237 gromada dzieci niemieckich przetańczyła  
całą drogę z Erfurtu do Arnstadtu. Wiele z nich umarło w drodze, inne  
rozchorowały się nerwowo. Tańczono zazwyczaj za dnia i pod gołym niebem.  
Oświetlenie w domach było przecieŜ marne: stojące lub wiszące lampy oliwne, albo  
ś

wiece z baraniego łoju z knotem z sitowia. Tłuszcz i oliwa były jednak drogie,  

to teŜ niewiele pracowano czy czytano w domu po zapadnięciu mroku. Kiedy się  
ś

ciemniało, goście wychodzili, a gospodarze szli spać. Biedni sypiali na  

barłogach ze słomy lub siana, bogaci na perfumowanych poduszkach i pierzynach.  
Baldachimowe łoŜa wielkich  panów  osłaniano siatką od  much.  Wiele 
163 
osób róŜnej płci i wieku sypiało w tym samym pokoju. W Anglii i we Francji  
wszystkie warstwy społeczne sypiały nago. 
Homo fumosus 
Znaczy to (niejako w przeciwieństwie do homo sapiens) człowiek dymiący,  
nakadzony, okopciały, wędzony, okurzony. Papieros tkwiący w ustach i kłęby dymu  
wydostające się z nosa i ust — to obraz stosunkowo niedawny. Warto to podkreślić,  
poniewaŜ najtrudniejszą do przekroczenia palisadą myślową otaczającą zwyczaj  
palenia bywa przekonanie, Ŝe palenie jest funkcją równie naturalną jak jedzenie  
czy picie oraz Ŝe wszyscy myślący inaczej są ekscentry-kami albo ludźmi  
nienormalnymi. Określenie „niepalący" nabrało ostatnio sensu z lekka  
wzgardliwego. Dobrze więc byłoby się nad tą reakcją chwilę zastanowić. To prawda,  
Ŝ

e fajka ma w wielu społeczeństwach od bardzo dawna znaczenie rytualne. Na  

przykład symbolika zawarta w pojęciu fajki pokoju jest głęboko osadzona w naszej  
psychice. 
Człowiek jest zresztą jedynym stworzeniem wciągającym z premedytacją dym do  
swego ciała. Czynił to przez liczne wieki paląc kadzidło w świętych miejscach,  
wdychając dym przez tubki z papieru lub z liści, przez fajki drewniane lub  
gliniane, jeszcze na długo przed pojawieniem się tytoniu w Europie. Trzciny,  

background image

fajki, rurki wszelkiego rodzaju znajdujemy w wykopaliskach antycznych, a wielki  
Hipokrates przepisywał przeciw astmie i niektórym innym chorobom wdychanie dymu  
z nawozu krowiego albo z ziół, jak na przykład z podbiału. Tytoń, jaki dziś  
znamy, ofiarowano pierwszemu Europejczykowi, Kolumbowi, w 1492 na wyspach Bahama.  
Kolumb pi- 
164 
sze w swoim dzienniku: „Spotkaliśmy człowieka płynącego samotnie łodzią. Miał z  
sobą nieco suszonych liści, które są na pewno bardzo cenione przez krajowców, bo  
juŜ uprzednio ofiarowali mi pewną ich ilość w San Salvador". Oto zapewne  
początek do dziś istniejącego zwyczaju częstowania gości papierosem. 
Amerigo Vespucci w 1499 na wybrzeŜu Wenezueli zauwaŜył, Ŝe krajowcy mają  
policzki wypchane ziołami,   które   ustawicznie   pogryzają   jak   zwierzęta  
przeŜuwające, tak Ŝe z trudem mogą mówić. Byli oni zapewne prekursorami tych  
palaczy, którzy rozmawiają nie wyjmując fajki z zębów i dziwią się, Ŝe nie moŜna  
ich zrozumieć. Ramon Pane, którego Kolumb posłał na Haiti, doniósł mu o  
tamtejszym zwyczaju wdychania tytoniu, który był prawdopodobnie  odpowiednikiem,    
zaŜywania  tabaki.   Wyraz „tabaka" pojawia się po raz pierwszy w raporcie o  
Indianach wdychających dym z fajki w kształcie litery Y, której widełki wsadzali  
sobie w nozdrza. Taką fajkę nazywali oni właśnie „tabako". Te opisy zwyczajów  
dzikich ludzi nie pozwalały jeszcze przypuszczać, Ŝe w paręset lat później staną  
się one symbolem wyszukanej nowoczesności cywilizacyjnej. 
Jak na ironię, pierwszym człowiekiem, który sprowadził tę roślinę do Europy, był  
lekarz, Francisco Hernandez, którego król hiszpański Filip II wyprawił w podróŜ  
badawczą do Meksyku. Francuski ambasador w Portugalii, Jean Nicot, posłał  
nasiona tytoniu   królowej   matce,   Katarzynie   Medycejskiej. Z jego teŜ  
nazwiska wzięła początek naukowa nazwa tytoniu „Nicotiana" i jej pochodnych, jak  
nikotyna. Słynny korsarz i admirał angielski Francis Drakę posłał w 1586 trochę  
liści tytoniu Walterowi Raleigh, sławnemu pisarzowi, poecie i politykowi, dzięki  
któremu obyczaj palenia fajki wszedł w modę na dworze królowej ElŜbiety I. 
W ciągu XVII wieku obyczaj palenia tytoniu szerzył się w Europie błyskawicznie,  
między innymi na 
165 
skutek rzekomych właściwości leczniczych tej rośliny. Lekarze byli właśnie  
głównymi jej-propagandys-tami. Tytoń stał się usankcjonowanym składnikiem  
farmakopei. Moda, mimo charakteryzującej ją niekonsekwencji, stanowiła waŜny  
czynnik decydujący o konsumpcji tytoniu. Król angielski Jakub I był jego wrogiem,  
prześladował palaczy podatkami i niełaską królewską, ale z niewielkim skutkiem.  
W Rosji 
w 1634 zabroniono palenia całkowicie, pod karą batogów i przecinania nozdrzy. W  
tymŜe okresie usiłowano zabronić palenia w wielu krajach — Danii, Szwecji,  
Holandii, na Sycylii, w Austrii i na Węgrzech — ale bez powodzenia. Palenie było  
juŜ tak powszechne, zwłaszcza w Hiszpanii, Ŝe papieŜ Urban VIII uwaŜał za  
konieczne ogłosić bullę groŜącą ekskomuniką palącym tytoń lub zaŜywającym tabaki  
w kościele. 
Wszystko to rzuca światło na nasz obecny dylemat tytoniowy. Zwyczaj palenia  
oparł się bowiem majestatowi cara, papieŜa i króla. Ludzie ryzykowali duszę d  
ciało dla swej nikotynowej niewoli. Same ustawy są bezsilne, jeśli ze strony  
ludności nie ma zgody lub zrozumienia ich sensu. Zagrody prawne przeciw paleniu  
wszędzie musiały stopniowo ustępować przed jego nad wyraz   korzystną    
ekonomiką. 

background image

106 
Szwajcaria opierała się najdłuŜej. Tam traktowano palenie na równi ze zdradą  
małŜeńską/AŜ do:połowy XVIII wieku karano oba przestępstwa tak samo: grzywną,  
pręgierzem i więzieniem. W Rosji car Piotr I uniewaŜnił wszelkie restrykcje,  
uznawszy palenie za jedną z cech nowoczesnej cywilizacji zachodniej! i 
W czasie kampanii pirenejskiej przeciw Napoleonowi wojska angielskie odkryły   
cygara, przedtem w Anglii mało znane. Szybko weszły tam w modę. Paliły je  
równieŜ kobiety. Ostatnią groźbą dla tytoniu była królowa Wiktoria,  
przeciwniczka palenia. Ale i jej autorytet mógł je tylko chwilowo ograniczyć. I  
znów wojna przyczyniła się do zmiany w obyczajach   tytoniowych.   W   czasie    
wojny   krymskiej 1854—56 Anglicy zobaczyli, Ŝe ich tureccy i francuscy  
sprzymierzeńcy kręcą sobie papierosy. Jako, Ŝe fajki tłuką się łatwo na polu  
bitwy, a cygara były drogie i niedostępne, Ŝołnierz brytyjska przejął ten  
wynalazek. Wkrótce potem Anglia, największe wówczas   państwo   przemysłowe,    
rozpoczęła   fabryczną produkcję papierosów. Decydujący wpływ na  
rozpowszechnienie się nawyku palenia we wszystkich warstwach ludności miały obie  
wojny światowe. Od ostatniej zwłaszcza konsumpcja tytoniu rośnie nieustannie,  
osiągając liczby astronomiczne. 
Ale dopiero w roku 1963 dowiedziono ponad wszelką wątpliwość, Ŝe palenie    
papierosów   przez   czas dłuŜszy, na przykład 20 lat, wielokrotnie wzmaga  
prawdopodobieństwo    przedwczesnego    zejścia    ze świata, jeszcze w pełni  
sił fizycznych i duchowych, z powodu raka, rozedmy płuc i wielu innych chorób,  
których tu  nie warto  wyliczać.  Rzecz szczególna i dla psychologii społecznej  
ciekawa, Ŝe palacze nie rezygnują ze swego nałogu, nawet ci, którzy znają wyniki  
badań i niezaprzeczalną wiarygodność tych wyników, nawet tacy, dla których  
nękający ich przewlekły nieŜyt oskrzeli winien być niedwuznacznym dzwonkiem  
alarmowym. Jedynie wśród lekarzy, któ- 

rzy się mogą naocznie przekonać o skutkach palenia u innych, obserwujemy wyraźny  
spadek liczby palaczy, choć i tak mniejszy niŜby się moŜna było spodziewać. 
Sodoma, Gomora i St. Pierre 
JeŜeli idzie o sam fakt katastrofy, to legenda biblijna o Sodomie i Gomorze jest  
zapewne odbiciem jakiegoś autentycznego wydarzenia, trzęsienia ziemi wybuchu  
wulkanu lub obu na raz. Co się zaś tyczy winy mieszkańców... hm, któŜ z nas jest  
bez winy? StaroŜytność przed Hipokratesem uwaŜała nie tylko klęski Ŝywiołowe,  
ale nawet chorobę lub nieszczęśliwy wypadek za dopust  czy karę bogów.  Nic więc  
dziwnego, Ŝe wiadomość o zniszczeniu dwóch miast ogniem  niebieskim  otworzyć   
musiała   natychmiast kwestię winy. Obrazowi katastrofy powinien był towarzyszyć  
obraz równie straszliwych grzechów osób tą klęską dotkniętych, gdyŜ inaczej  
ś

wiat wydawać by się musiał zupełnie pozbawiony sensu. r W czasach nowoŜytnych  

jednak wiara w bezpośrednie interwencje boskie w sprawy ludzkie nie płonie juŜ z  
dawną mocą, a wiedza o zjawiskach przyrody rozszerzyła się o tyle, Ŝe na  
przykład na temat trzęsienia ziemi w Lizbonie w 1755 wybuchł potęŜny spór: czy  
uwaŜać je za wykonanie wyroku sądu doraźnego w niebiesiech, czy za katastrofę  
pozbawioną wyraźnego oblicza moralnego. Rzecz szczególna jednak, Ŝe wraz  z  
dalszym rozwojem nauki sprawa ewentualnej winy mieszkańców za klęski spotykające  
ich miasto nabiera nowej aktualności. Oto na przykład w maju 1902 miasto St.  
Pierre na 
163 
Martynice (wyspie na Morzu Karaibskim), wraz ze wszystkimi niemal trzydziestoma  

background image

tysiącami mieszkańców, zniszczył wybuch wulkanu. Była to prawdopodobnie  
największa katastrofa Ŝywiołowa w dziejach, bo liczba ofiar w Pompei i  
Herculanum nie sprawia wraŜenia szczególnie wysokiej; większość mieszkańców  
ewakuowała te miasta jeszcze przed wybuchem Wezuwiusza. Trzeba było dopiero  
geniuszu człowieka cywilizowanego, aby przewyŜszyć he-katombę St. Pierre  
bombardowaniem Drezna lub wybuchami atomowymi w Hirosimie i Nagasaki. 
Wybuch wulkanu określony jest w umowach ubezpieczeniowych jako siła wyŜsza. Ale  
ś

miertelne Ŝniwo wybuchu wulkanu Mont Pelee, w którego cieniu wznosiło się  

miasto St. Pierre przypisać moŜna całkowicie winie człowieka. Jego bieŜące  
interesy sprawiły, Ŝe zlekcewaŜył ostrzeŜenie natury. W St. Pierre miały się  
odbyć wybory, w których władze miasta, kontrolowane dotychczas przez partię  
zwaną niezbyt właściwie Postępową, poczuły się po raz pierwszy zagroŜone przez  
partię kolorowych,   tzw.   Radykalną. Gubernator Louis Moutet, przysłany na  
wyspę dopiero przed siedmiu miesiącami, popierał partię białych. Przywódcą  
radykałów był Murzyn, kuipiec Amedee Knight, którego hasłem wyborczym było  
niebezpieczeństwo wulkanu; partia Postępowa starała się je zlekcewaŜyć. Jednak  
tylko kilku senatorów rozumiało sytuację i wzywało do natychmiastowej ewakuacji 
miasta. 
Ale siły przeciwne były zbyt potęŜne. Jedyne w mieście pismo wylewało co dzień  
potok łgarstw na ten temat. Władze lokalne, policja, wojsko i tak zwani eksperci  
naukowi robili wszystko by podnieść na duchu mieszkańców i zapobiec szerzeniu  
się paniki i przygnębienia. A przecieŜ była to tylko burza w łyŜce wody.  
Wystarczyłoby dla uratowania mieszkańców miasta, aby gubernator przełoŜył wybory  
na inny termin. Jednak wybuch Mont Pelee sprawił takŜe uczonym niespodziankę.   
ChociaŜ wulkan był 
169 
juŜ aktywny od trzech tygodni, groźbę upatrywano" tylko w ewentualnym spłynięciu  
potoków lawy, a ukształtowanie terenu chroniło miasto od tego niebezpieczeństwa.  
Tymczasem jednak wulkan postąpił inaczej, wyrzucił mianowicie wierzchołek góry w  
powietrze, w sposób nigdy dotąd nie obserwowany. 
Łatwo być mądrym po szkodzie, ale śmierć mieszkańców St. Pierre była  
bezpośrednim skutkiem strachu białych władców, Ŝe rządy wymkną się im z rąk na  
rzecz kolorowych. Nde brakło tam oczywiście dziwnych wydarzeń, które wydadzą się  
znajome czytelnikom obytym z bombardowaniami wojennymi. 
W więzieniu w St. Pierre siedział wówczas August Ciparis, młody Murzyn skazany  
na śmierć za zabicie białego robotnika. Widział on przez kraty, jak wznoszą  
szubienicę, na której miał zawisnąć. Modlił się więc, aby go ułaskawiono i aby  
trzęsienie ziemi wywróciło szubienicę. Istotnie gubernator go ułaskawił,  
uwaŜając to zo dobre posunięcie przedwyborcze. Ale w czasie wybuchu Ciparis był  
jeszcze zamknięty. I to mu uratowało Ŝycie: po trzech dniach wydobyto go spod  
hałdy popiołu wulkanicznego. śył jeszcze przez 27 lat, które spędził w  
amerykańskim cyrku Barnu-ma, pokazując się tam w dokładnej kopii swojej celi  
ś

mierci. 

Natomiast pewien szewc,  znany jako przyjaciel zwierząt, ledwo uszedł z Ŝyciem  
przed napadem rozszalałych szczurów, które chciały go, jak myszy Popiela, poŜreć  
Ŝ

ywcem. W końcu jednak udało mu się przeŜyć katastrofę w piwnicy swego domu.  

Natomiast  znajdująca  się  na  parterze  kobieta,   której udzielił gościny  
tylko dlatego, Ŝe miała z sobą kanarka w klatce, upiekła się w popiele razem ze  
swoim ptakiem.    W    najtragiczniejszych    okolicznościach przypadek nie  
przestaje uprawiać swych makabrycznych figlów. 

background image

170 
Dziewczyna czy tygrys 
Jest to zagadka będąca tematem głośnej niegdyś, a dziś całkiem zapomnianej  
opowieści The Lady or the Tiger amerykańskiego humorysty i powieściopisarza  
Franka Stocktona, wydanej w 1884. W pewnym mieście panujący władca wpadł na  
pomysł oryginalnej kary dla przestępców. Umieszczał skazanych na arenie  
przylegającej do ściany z dwojgiem drzwi. Za jednymi drzwiami czekał zgłodniały  
tygrys, za drugimi — śliczna dziewczyna. Nieszczęsny skazaniec 
musiał wybierać i, zaleŜnie od tego, jak udało mu się trafić, kończył w Ŝołądku  
tygrysa lub na ślubnym 
kobiercu. 
Pewnego razu król przyłapał jakiegoś młodzieńca na zalotach do swej córki,  
pięknej księŜniczki, i skazał go na zwykłą próbę. KsięŜniczka zdołała się  
wywiedzieć za którymi drzwiami umieszczono tym razem tygrysa, za którymi zaś —  
dziewczynę. "W duszy jej walczyły jednak sprzeczne emocje: współczucie dla  
młodzieńca i zazdrość o dziewczynę, którą miałby poślubić. W ostatnim momencie  
więzień zerknął na 

171 
nią i zauwaŜył nieznaczny ruch głową, którym wskazywała mu te, a nie inne drzwi.  
Otwiera je więc bez wahania. I tu opowieść kończy się pytaniem: „Co ukazało się  
w otwartych drzwiach — dziewczyna czy tygrys?". Pytanie to odbiło się głośnym  
echem w całej Ameryce. UŜyto niezliczonych podstępów, aby skłonić Stocktoma do  
wypowiedzenia się na temat zakończenia ksiąŜki, ale autor twardo odmawiał  
odpowiedzi na to pytanie, które z czasem weszło do mowy potocznej jako wyraŜenie  
przysłowiowe. 
Uczeni i świat 
JuŜ w roku 1818 pisał Tomasz Jefferson: „Cudowne postępy nauki i techniki  
zdołały podporządkować celom ludzkim nawet Ŝywioły, zaprząc je w jarzmo pracy  
dla człowieka, ujmując mu trudu, spełniając dzieła przekraczające jego słabe  
siły, uprzystępniając liczne wygody tym, którzy dotąd pędzili Ŝycie w znoju i  
mozole". Od owego czasu kaŜde następne pokolenie daje wyraz podobnemu  
optymizmowi w sprawie niebywałych sukcesów nauki. 
Warto jednak zauwaŜyć, Ŝe przez cały wiek dziewiętnasty zasługi z tych osiągnięć  
przypisywano nie uczonym, ale wynalazcom. Zwłaszcza w Ameryce i Wielkiej  
Brytanii. Cesarskie Niemcy były bodaj jedynym krajem, gdzie fizycy cieszyli się  
szacunkiem. W wieku tym sądzono powszechnie, Ŝe uczony zajmuje się odkrywaniem  
praw natury, a wynalazca korzysta z tych odkryć do celów praktycznych. Opinia  
taka utrzymywała się nie tylko wśród szerokiej publiczności, dla której uczony  
był roztargnionym dziwakiem i oryginałem odległym od świata i jego spraw. Zdanie  
to podzielały takŜe rządy wielkich mocarstw, ba, wpływało ono równieŜ na poglądy  
sa- 
172 
mych uczonych i wynalazców. Clerk-Maxwell, twórca elektromagnetycznej teorii  
ś

wiatła, odnosił się do Grahama Bella, wynalazcy telefonu, z protekcjonalną  

łaskawością. Określał go jako „pedagoga, który dla celów osobistych został  
elektrykiem". Kiedy premier brytyjski Gladstone wyraził się z lekcewaŜącym  
sceptycyzmem o prymitywnym silniku elektrycznym (druciku wirującym dokoła  
magnesu), Michał Faraday, w niezwykłym u niego przystępie pasji, zawołał:  
„Kiedyś będzie pan mógł z tego ciągnąć 

background image

podatki!". 
W czasie pierwszej wojny światowej amerykański prezydent Woodrow Wilson utworzył  
Radę Konsultacyjną floty wojennej. Przewodniczącym został Tomasz Edison. Prasa  
przyjęła tę nominację z entuzjazmem: „Najlepsze mózgi zajmują się teraz  
zastosowa-niem^iauki do zagadnień morskich!". Wśród członków Rady znalazł się  
równieŜ jeden fizyk. Zawdzięczał swoją nominację temu, Ŝe Edison, omawiając z  
prezydentem kandydatury, powiedział: „Moglibyśmy ewentualnie wziąć jakiegoś  
matematyka na wypadek, jeśli trzeba będzie coś obliczyć". 
W 1916 roku, tuŜ przed przystąpieniem USA do wojny, przedstawiciel  
Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego odwiedził ministra wojny, Newtona Bakera,  
aby zaofiarować usługi chemików. Minister podziękował i polecił mu się zgłosić  
nazajutrz. Następnego dnia dygnitarz oświadczył, Ŝe chociaŜ ministerstwo wysoko  
ceni ofertę chemików, okazała się juŜ niepotrzebna, bo jak sprawdzono, w  
ministerstwie pracuje juŜ jeden chemik. 
Właściwie dopiero w latach międzywojennych stosunek do uczonych zmienił się  
zasadniczo. O tym, Ŝe uczony stał się obecnie wynalazcą, pierwsi przekonali się  
przemysłowcy. Radykalny zwrot w opinii publicznej    nastąpił   jednak   dopiero    
po   skonstruowaniu bomby jądrowej. Przestano patrzeć na uczonego jak na  
człowieka zamkniętego w wieŜy z kości słoniowej, odkrywającego tajemnice  
przyrody dla swej własnej 
173 
satys-fakcji duchowej. Zobaczono w nim cudotwórcę, który, jak niegdyś Watt czy  
Edison, potrafi dokonać olbrzymich zmian w stosunku człowieka do jego otoczenia. 
Zaledwie jednak władcy tego świata zrozumieli potęgę utajoną w ołówku i ćwiartce  
papieru w ręku uczonego i stali się pilnymi uczniami czarnoksięŜnika, dalszy  
ciąg historii stwarzać zaczął okoliczności aŜ nazbyt przypominające tę właśnie  
bajkę, w której usłuŜne miotły, niosące wodę ze studni, aby zaoszczędzić pracy  
gospodarzowi domu, gotowe były z rozpędu zatopić cały dom wraz z gospodarzem. 
Cnoty rycerskie          \ 
Szlachcic   średniowieczny,   któremu   pochodzenie i zasoby pozwalały ubiegać  
się o tytuł rycerza, przygotowywał się do tego juŜ w wieku lat siedmiu czy ośmiu  
w twardej dyscyplinie, naprzód jako paź, potem giermek, aby u końca tej trudnej  
drogi zostać rycerzem w niezwykle uroczystej ceremonii pasowania. Miał teŜ teraz  
prawo ryzykowania Ŝycia w turniejach, które ćwiczyły go nadal w zręczności,  
wytrwałości i odwadze. Teoretycznie rzecz biorąc, wymagało się od rycerza, aby  
był bohaterem, dŜentelmenem i świętym. Śluby zobowiązywały go do mówienia prawdy,  
obrony Kościoła i ubogich, zachowywania pokoju w swojej prowincji i tępienia  
niewiernych. Z jego seniorem łączyły go więzy silniejszej lojalności niŜ z  
rodzonym ojcem.   Miał być  obrońcą zdrowia i cnoty wszystkich niewiast. Dla  
innych rycerzy winien był być bratem. Rycerza pojmanego w czasie wojennym w  
niewolę traktować miał jak gościa. W ten sposób virtus, cnota męskości,  
odrodziła się w swym rzymskim sensie po tysiącu lat hołdowa- 
174 
nia przez chrześcijaństwo cnotom kobiecym. Rycerskość, mimo swej aury religijnej,  
oznaczała zwycięstwo koncepcji germańskich, pogańskich i arabskich nad  
chrześcijaństwem. 
W praktyce niewielu tylko  rycerzy  osiągało ten ideał. Bohater, który dziś  
walczył dzielnie w bitwie lub na turnieju, jutro okazać się mógł wiarołomnym  
mordercą. Nosząc swój   honor  równie   dumnie   jak swój pióropusz, nieraz   
niszczył  cudzołóstwem   (jak Lancelot czy Tristan) kochające się małŜeństwa.  

background image

Nazywając się obrońcą uciśnionych, zabijał mieczem bezbronnego chłopa. śywił  
pogardę do pracy poddanych, będącej   głównym  źródłem jego  zamoŜności. Często  
obchodził się brutalnie z Ŝoną, którą zaprzysiągł szanować i bronić. Z rana mógł  
słuchać mszy, po południu ograbiać kościół, a wieczorem spić się do  
nieprzytomności. Tak opisuje ich historyk  Gildas, Ŝyjący wśród rycerzy  
brytyjskich VI wieku, w którym poeci umieszczają zwykle króla Artura i wielki  
zakon Okrągłego Stołu. Gdy niemieccy poeci opiewali ich rycerskość, niemieccy  
rycerze grabili niewinnych podróŜnych. Brutalność i okrucieństwo krzyŜowców  
zdumiewały Saracenów. Nawet sławny Bohemund I, ksiąŜę Antiochii, aby okazać swą  
pogardę cesarzowi bizantyńskiemu Aleksjuszowi, przesłał mu statkiem ładunek  
obciętych nosów i kciuków. 
Dwa czynniki łagodziły  to rycerskie  barbarzyństwo: kobiety i Kościół.  
Kościołowi udało się częściowo obrócić wojowniczość feudalną w kierunku krucjat.  
Przede wszystkim jednak przeobraŜenie wojownika w  dŜentelmena było  zasługą  
kobiet.  Kościół wielokrotnie zabraniał organizowania turniejów. Rycerze  
lekcewaŜyli sobie te zakazy. Panie były obecne na turniejach. Ich rycerze nie  
lekcewaŜyli. Kościół patrzał niechętnie na rolę kobiety w turniejach i poezji.   
Rodził   się  więc  konflikt  między  obyczajami szlachetnych dam a etyką  
Kościoła. W świecie feudalnym zwycięstwo przypadło damom i poetom. Miłość  
romantyczna, czyli idealizująca   przedmiot 
175 
uczuć, zdarzała się zapewne w kaŜdej epoce, ale aŜ do naszego wieku rzadko  
kończyła się małŜeństwem. W rozkwicie rycerstwa widzimy  ją   całkiem   
niezaleŜną  od małŜeństwa.  W przeszłości,  zwłaszcza  w okresie feudalizmu,  
kobiety wychodziły za mąŜ dla majątku, a uwielbiały innych dla ich uroków.  
Ubodzy poeci Ŝenili się z kobietami prostego stanu, a najpiękniejsze  pieśni   
kierowali  ku  niedostępnym  damom. Dystans między  kochankiem i ukochaną   był  
zwykle tak ogromny, Ŝe najbardziej namiętne strofy przyjmowano jako miły  
komplement, a dobrze wychowany   arystokrata   nagradzał   poetę   za   miłosny  
poemat adresowany do swojej Ŝony. Trubadurzy dowodzili, Ŝe małŜeństwo,  łącząc    
maksimum  sposobności z minimum pokusy, wykluczało romantyczną miłość. Dantemu  
nie przyszłoby na myśl dedykowanie „wierszy miłosnych swojej małŜonce i nie  
widział nic zdroŜnego w układaniu ich dla innych niewiast, wolnych czy zamęŜnych. 
JuŜ od XII wieku wiele dam uwaŜa za zgodne z dobrym obyczajem posiadanie, prócz  
męŜa, takŜe kochanka w sensie mniej czy bardziej platonicznym. Jeśli mamy  
wierzyć romansom średniowiecznym, rycerz obowiązany był do słuŜby damie, której  
kolor nosił. Mogła Ŝądać od niego prób, bohaterskich czy- 
176 
nów, nagradzanych uściskiem lub innym jakim faworem. Jej poświęcał wszystkie  
czyny wojenne, jej imienia wzywał w walce i w chwili śmierci. I tu takŜe  
feudalizm stawał się rywalem i przeciwieństwem chrześcijaństwa. Kobiety, tak  
ograniczane w miłości przez teologię, zdobywały tu wolność działania i  
kształtowały własny kodeks moralny. Miłość okazywała się niezaleŜną zasadą  
wartości, dając własny ideał słuŜby, własne normy postępowania, skandalicznie  
ignorując religię, choć zapoŜyczając od niej określeń i form. 
Rycerskość owa, począwszy się w X wieku, osiągając rozkwit w XIII, ucierpiała od  
brutalności Wojny Stuletniej, niszczała w ogniu bezlitosnej nienawiści  
rozdzierającej   arystokrację   angielską   w   wojnach Dwóch RóŜ, aby wreszcie  
zginąć w furii teologicznej wojen religijnych XVI wieku. Zostawiła jednak  
niezatarty ślad na społeczeństwach, wychowaniu, obyczajach, literaturze, sztuce  

background image

i słowniku średniowiecznej i współczesnej Europy. Rycerz, nauczywszy się  
obyczajów i wykwintności na dworze magnata   czy króla,  przekazywał  pewne   
elementy  courtoisie  — dworności — tym, którzy znajdowali się niŜej od niego na  
drabinie   społecznej.   Nowoczesna   grzeczność jest roztworem, być   moŜe    
dość   cienkim,   średniowiecznej   rycerskości.   Literatura   europejska — od  
Pieśni Rolanda do Don Kichota — pełna była postaci i tematów rycerskich.  
Odkrycie na nowo tego wątku było jednym z interesujących elementów romantyzmu  
XVIII i XIX wieku. Mimo jej ekscesów i absurdów w literaturze, mimo Ŝe w  
rzeczywistości daleka była od swoich własnych ideałów, rycerskość ta pozostała  
niezaprzeczalnym osiągnięciem   kultury, rodzajem sztuki Ŝycia, równie doniosłej  
jak kaŜda inna sztuka. 
12 — Drugi kot w worku 
Medycyna ludów 

MoŜna by powiedzieć, Ŝe na kaŜdą chorobę istnieje jakieś ziele, trzeba je tylko  
umieć znaleźć. Ta właśnie wiara nakłaniała łudzi do poszukiwań   medycznych od  
czasów najdawniejszych aŜ do obecnych prób znalezienia środka na chorobę  
Heinego-Medina i na raka. Zielarki wiejskie stosowały antybiotyki od wieków,  
przykładając chleb i grzyby pędzlaki do zakaŜonych ran, z pełnym powodzeniem.  
Gotowane ropuchy przeciw puchlinie wodnej — to brzmi jak czarna magia, a  
przecieŜ dziś wiadomo, Ŝe ich skórki zawierają dwa alkaloidy o wyraźnych  
właściwościach moczopędnych. Niektóre ludy prymitywne usiłują przerazić   
pacjenta,  aby w ten sposób wygnać  demona choroby z jego ciała. Ajmarowie  
południowoamerykańscy leczą tym sposobem febrę tercjanę. A przecieŜ na całym  
ś

wiecie cywilizowanym stosuje się go przeciw czkawce. Porządna porcja oleju  

rycynowego przynosi zawsze ten sam skutek bez względu na kolor skóry czy religię  
pacjenta, okres historyczny czy ceremonię towarzyszącą przyjęciu lekarstwa. 
Tradycyjnym   lekiem   ludowym   przeciw   astmie jest połknięcie pajęczyny  
zwiniętej w kulkę. Nie jest to takie głupie, jakby się  mogło wydawać: w 1882  
roku wyodrębniono z pajęczyn substancję nazwaną arachnidyną, która okazała się  
ś

rodkiem przeciwgo-rączkowym. Historia medycyny   ludowej,   podobnie zresztą  

jak historia medycyny, to nieustanny dramat prób, doświadczeń i ofiarności bez   
końca   i  miary, przy akompaniamencie hipotez, z których najstarsze często  
współŜyją z najnowszymi. Szkoła astrologiczna, mówiąca o wpływie planet, domów  
astrologicznych,   znaków    Zodiaku   na  rozpowszechnianie   się i zjadliwość  
poszczególnych chorób i na skuteczność ziół, klejnotów i innych substancji jako  
leków, trwała od swoich chaldejskich początków przez tysiące lat. 
178 
Bardziej jeszcze na praktykę medyczną wpłynęła doktryna znaków, utrzymująca, Ŝe  
kaŜdy przedmiot naturalny, jak roślina, zwierzę czy jego organ, kamienie itd.,  
nosi znak, który jasno wskazuje potrzebę ludzką, jaką moŜe zaspokoić. Doktryna  
ta powstała w Egipcie lub w Mezopotamii, a cieszyła się szacunkiem jeszcze w  
XVII stuleciu. 
UwaŜano więc, Ŝe mak leczy obłęd, bo główka maku przypomina głowę człowieka.  
Czerwone róŜe stosowano w chorobach krwi. StaroŜytni Asyryjczy-cy stosowali  
nasiona hebanu na ból zębów, bo torebka nasienna ma kształt Ŝuchwy. Nakrapiane  
rośliny stosowano przeciw plamom na skórze; roślin wydzielających Ŝywicę uŜywano  
na ropiejące rany; rośliny bezkwiatowe, jak paproć, jałowiec niebieski czy  
sałata, stosowano jako środki antykoncepcyjne, a wie-lonasienne — przeciw  
bezpłodności.   Szafran  leczył 

background image

Ŝ

ółtaczkę. 

Zielarstwo rozwijało się od leków prostych, z jednej tylko rośliny, do  
fantastycznych mieszanin i odtrutek zawierających wielką liczbę ziół, części  
zwierzęcych, krwi, mielonych lub struganych kamieni szlachetnych itd. Jedna z  
odtrutek, jakie Androma-chus przygotował Neronowi zrobiona była na podstawie  
najdłuŜszej i najbardziej skomplikowanej recepty w dziejach farmacji. 
JeŜeli  pasterz staroŜytny   robił  wywary   z   ziół rosnących na łące, aby  
zwalczać nimi najróŜniejsze choroby, to mieszkaniec wybrzeŜa wierzył raczej w  
skuteczną moc zwierząt morskich. Zdawało mu się przy tym, Ŝe najsilniejsze  
działanie wywołać muszą leki z najbardziej groteskowych   form  fauny  mórz i  
oceanów. Wchodziły tu w rachubę np. takie zwierzęta jak ryby-kufry i diabły  
morskie oraz piła ryby--piły, które zawieszano pod sklepieniem apteki jako  
insygnia leczniczej kuchni czarnoksięskiej.  Nie  powinno nas dziwić, Ŝe większa  
część tych leków nie dawała Ŝadnych efektów, bo często przecieŜ zdarza się to  
równieŜ z setkami tysięcy współczesnych specyfi- 
ków. Gdyby wszystkie one skutkowały, ludzie chorzy staliby się szybko rzadkimi  
eksponatami muzealnymi. Nieraz   mamy   sposobność   podziwiać   u   naszych  
przodków umiejętność obserwacji. śeglarze   od   dawien dawna wierzyli w  
skuteczność działania tranu wątłusza; potwierdziła to nasza współczesna wiedza o  
witaminach. Istniało wiele środków przeciw wolu. Jednym z nich, bardzo starym,  
była opalona gąbka; spoŜywanie jej było, jak się okazuje właściwą drogą pokrycia  
niedoboru jodu. Indianie uŜywali morszczynów Morza Sargasowego przeciw wolu, a  
Portugalczycy — przeciw szkorbutowi. Okazało się, Ŝe zawierają one zarówno jod,  
jak i witaminę ? 
JeŜeli śmieszy nas, Ŝe dawne driakwie zalecano na wszelkie moŜliwe choroby,  
powstrzymujemy śmiech czytając owe drobniutko zadrukowane karteczki dołączane do  
współczesnych   specyfików,   na   których niekiedy spis chorób sięga  
pięćdziesięciu pozycji. Tak daleko w dawnych czasach nigdy się nie posuwano,  
choć w ówczesnych receptach panuje groteskowe pomieszanie    rzeczy    moŜliwych     
z    niedorzecznymi. Sproszkowany czerwony koral dawano dziecku, aby dobrze    
ząbkowało.   Często   jednak   matki   obierały prostszą drogę, zawieszając  
dziecku   sznurek   korali na szyi. Kto wie jednak, czy w pierwszej z tych form  
nie kryje się jakaś próba terapii wapiennej. 
W Chinach stosowano wywar z szylkretu przeciw kaszlowi i uremii. Rzymianie  
wykładali szylkretem wózki dziecięce dla ochrony przed chorobami. W Egipcie i  
dawnej Japonii jedzono Ŝółwie, zwłaszcza zaś ich ogony w oliwie, przy zapaleniu  
płuc. Raki były środkiem uniwersalnym, pobieranym doustnie albo wcieranym w  
skórę. Rywalizować z nimi mógł chyba tylko otolit, kamyk słuchowy ryb, który  
stosowano nawet przy apopleksji. Zjedzenie konika morskiego miało łysym  
przywracać czuprynę; całe zwierzątko zawieszone na szyi dziewicy strzegło przed  
utratą wianka. Czarny koral chronił przed złym  spojrzeniem,   czerwony   
ostrzegał  przed  nim, 
180 
blednąc. Tracił jednak tę właściwość dotknięty Ŝelaznym  
narzędziem.                                      . ,-„ Medycyna ludowa, jak  
kaŜda działalność ludzka miała swoje dobre i złe strony. Odchodzi juz jednak w  
przeszłość, nie mogąc, mimo wszystko, współzawodniczyć z metodami i środkami  
nauki współczesnej. 
Western 
Westerny pojawiły się wkrótce po amerykańskiej Wojnie   Secesyjnej   wraz   z    

background image

masowymi   nakładami i masową dystrybucją ksiąŜek. Zachód Stanów Zjednoczonych,  
otwarty dla osadników, z ziemią praktycznie wolną od obciąŜeń, pobudzał  
wyobraźnię. Ojcowie osadników musieli być ludźmi odwaŜnymi, jeśli decydowali się  
na opuszczenie cywilizacji i rozpoczęcie nowego   Ŝycia w warunkach    
prymitywnych, niemal dzikich. Przepisy prawa na terenach zachodnich nie miały  
wielkiej wagi, często nie miały w ogóle jakiegokolwiek znaczenia. Tam udawali  
się więc takŜe bandyci i mordercy. Pojechał do Teksasu — mówiło się  
eufemistycznie o zbiegu. Niektórzy z nich prowadzili dalej Ŝycie przestępcze,  
inni wstępowali do wojsk pogranicznych, aby się tam ukryć, lub po prostu stawali  
się kaubojami,  górnikami  czy handlowcami. 
Konie i bydło przywiezione przez konkwistadorów rozmnoŜyło się, rozprzestrzeniło  
na wielkich równinach, zdziczało i mogło naleŜeć do kaŜdego, kto potrafił je  
chwytać, napiętnować i oswoić dla swego uŜytku lub na sprzedaŜ. ZuboŜali  
konfederaci dla zdobycia gotówki robili obławy na długorogie stada i pędzili je  
do końcowych punktów kolejowych w Kansas albo do portów Zatoki Meksykańskiej. 
181 
Kauboj szybko stał się postacią urzekającą. Chłopcy uciekali z domów i pojawiali  
się na ranczach, aby wieść tak pozornie fascynujące Ŝycie. Były równieŜ kopalnie  
złota w Kalifornii i gdzie indziej. 
Stada bizonów przedstawiały wielką wartość. Z ich skór robiono pokrycie na wozy,  
szyto z nich ciepłe płaszcze. Od bizonów  zaleŜało Ŝycie   Indian Prerii,  
Czejenów, Komanczów i Sioux (czytaj: su). Indianie Ŝywili się ich mięsem i  
suszyli je, czyniąc z nich zapasy. Skórami pokrywali siebie i swoje namioty, z  
gruczołów robili leki, ze ścięgien — liny. Nie marnowali nic, zabijając tylko w  
razie potrzeby. Ale w ciągu niewielu lat biali myśliwi wytępili bizony, co  
skazało Indian na Ŝycie w rezerwacjach, gdzie byli na łasce sprzedajnych agentów  
rządowych. Indianie bronili się, ale nie mieli Ŝadnych szans. Ich organizacja  
wojskowa była bezładna: walczył kto i kiedy chciał, a dawne waśnie plemienne  
skłaniały niektórych do pomagania białym. 
To bogactwo materiału z tłem gór i kanionów, pustyń i prerii, ranczów i kopalń,  
zaludnionych przez barwne typy awanturników wszelkiego autoramentu, nie mogło  
ujść uwadze pisarza. Tacy autorzy jak Ned Buntline i Alfred Henry Lewis Ŝyli  
sami na Pograniczu. Upiększali to, co widzieli, i często wierzyli we wszystko,  
co im opowiadano. Western był juŜ pod koniec   XIX   wieku   formą   okrzepłą.    
Wirginijczyk Owena Wistera ukazał się po raz pierwszy w 1902. Według opinii  
autora był to western, który miał ostatecznie  wyczerpać ten  gatunek literacki.   
Wister uŜył tam wszystkich chwytów tego typu powieści. Trudno o western, który  
by nie zapoŜyczył  choćby jednego elementu z tej ksiąŜki. Ale Wirginijczyk nie  
zlikwidował westernów. Tysiące autorów z kolejnych pokoleń Ŝyło i Ŝyje z tkania  
tychŜe wątków. 
Wiele westernów ukazywało się w formie literatury straganowej, broszur na  
ohydnym drzewnym papierze, często nie dozwolonych dla młodzieŜy, która czytała  
je za stodołą  lub pod kołdrą.   Na początku 
182 
, REWAR&X 
& 2.5*00 0 f 
TOM   O'0AV 
????)' 
? cooo $ 
PBIUYTHE KWJ 

background image

wieku i w latach dwudziestych magazyny westernowe liczyły się na tuziny, o  
nakładach idących w setki tysięcy. I w Polsce ukazywały się wtedy straganowe  
serie: Jack Texas czy Sitting Buli. Początkujący literaci ostrzyli sobie na  
westernach ipióra, a w obliczu olbrzymiego  zainteresowania wydaiWca   nie   
wybre-dzał. Zakończyła ten proceder ostatecznie 2 wojna światowa. Jego zgon  
przypieczętowały westerny taniej ksiąŜki kieszonkowej i telewizji. Rozwój  
amerykańskich kieszonkowców westernowych trwa nadal, choć w warunkach ostrej  
konkurencji. Podstawowy nakład wynosi około 150.000 egzemplarzy. 
Klasyczny western to rozrywka o dosyć sztywnej konstrukcji. Odchylenia od niej  
kończą się zwykle katastrofą dla pisarza, choć nie zawsze. Western to walka  
jednostki z miaŜdŜąco przewaŜającymi siłami przeciwnika, w niekorzystnych dla  
niej okolicznościach.  Rządzi tu zasada   oko za oko,  kula za kulę. Czarny  
charakter musi zostać zabity, ale nie wcześniej, nim on sam będzie tylko o włos  
od zabicia bohatera.   Bohater musi być osobiście   zaangaŜowany w sprawę.  
Pomaga on innym pozytywnym, choć nie tak kompetentnym  przeciwnikom  łajdaka.    
Obowiązuje tylko   jeden punkt widzenia,   choć dopuszczalne są takŜe  migawkowe  
ujęcia ze strony   przeciwnej dla 
183 
spotęgowania  obrazu gróźb  wiszących nad bohaterem. 
Dla  urealnienia  takiego śmiertelnego pojedynku istnieć musi jakiś przedmiot  
sporu: człowiek, zwierzę, minerał, ziemia lub władza. Akcja i zapowiedź  
przyszłej katastrofy powinny przykuwać czytelnika od  początku.   Kobieta   moŜe    
być   tylko   ubocznym przedmiotem zainteresowania; znawcy wolą, aby bohater  
całował swego konia niŜ marnował stronice na zaloty do dziewczyny. Panorama  
Zachodu daje pisarzowi olbrzymi materiał, skąd czerpać moŜe barwy, charaktery i  
pomysły.   Po scenie tej kroczą   osiłki i zawadiaki, myśliwi, policjanci i  
bandyci, królowie bydła i kauboje, wodzowie Indian, hazardziści, górnicy,   
wywiadowcy,  Ŝołnierze,  pastuchy i  osadnicy, kobiety uczciwe i sprzedajne. 
Istnieją teŜ westerny opisujące fakty w formie powieściowej, z rozbudowanymi  
rysunkami postaci w miejsce ciasnej formuły czarno-białych marionetek — bohatera  
i złoczyńcy. To juŜ 'wymaga dobrego pióra. Są teŜ liczne biografie, opisy  
przygód. Pewien ich odsetek to dzieła wartościowe, oparte na rozległych  
badaniach historycznych.   Wraz ze wzrostem  liczby wydawanych westernów mnoŜą  
się i takie prace. Miliony ludzi czytają westerny, miliony oglądają je w  
telewizji i w kinie. Western filmowy dla przyciągnięcia bardziej wymagającej  
publiczności nieraz przybiera formę antywesternu, łamiąc po kolei wszystkie  
najbardziej   uświęcone  kanony  tego  gatunku,   albo tworząc jego parodie. Tak  
czy owak, jest to, jak się zdaje, rodzaj rozrywki równie trudny do uśmiercenia,  
jak jego bohaterowie. 
Pierścień 
RóŜnie róŜni powiadają o pochodzeniu tych małych kółek metalowych, noszonych na  
palcach. Jedni sądź^ Ŝe pierwotnie był to znak niewolnictwa nosicie- 
184 
la, przynaleŜności lub choćby zaleŜności od kogoś, a dopiero później więzów  
łączących z kimś, jak w wypadku narzeczeństwa i małŜeństwa. Według legendy Zeus  
nakazał Prometeuszowi nosić na palcu metalowy pierścień, który by mu stale  
przypominał o tym, Ŝe był kiedyś przykuty do skały w górach Kaukazu. Inni mówią,  
Ŝ

e pierścionek pojawił się w epoce, kiedy ludzie nauczyli się właśnie wydobywać  

i obrabiać metale. Ozdoby takie napawać by ich mogły zrozumiałą dumą z nowo  
nabytej potęgi. 

background image

Najdawniejsze z istniejących pierścieni znaleziono w grobach Egiptu. Mają one  
zwykle imię i tytui właściciela wygrawerowane głęboko hieroglificznyrru  
charakterami na prostokątnej tarczy, są z czystego złota, proste w kształtach,  
bardzo cięŜkie i masywne. W Grecji i Rzymie pierścieni uŜywano od zamierzch-łej  
staroŜytności. Grecy nazywali je dakti/lioi od dofc-tylos, palec. Podobnie po  
polsku pierścionek i naparstek pochodzą od dawnego porst, pirst tj. palec  
rzymianie nazywali zwykły pierścionek dnulus, a sygnet — dnulus sigillarius,  
czyli pierścień z pieczęcią, ??-Ŝyły one do pieczętowania listów, kontraktów,  
wszystkich przedmiotów,  które  powinny  być  szczelnie zamknięte, takich jak  
kufry, butelki, sakiewki, a nawet drzwi wejściowe domów czy pokojów komet. 
W czasach republiki większość obywateli rzymskich mogła nosić tylko pierścionki  
Ŝ

elazne, a i one były wzbronione niewolnikom.   Pierwszymi, którzy otrzymali ius  

anulus durei, prawo noszenia złotego pierścienia, i to tylko w czasie pełnienia  
obowiązków publicznych,  byli  legaci  tj.  ambasadorzy.  Pozme] przywilej ten  
stopniowo rozszerzono na senatorom, ekwitów i wszystkich dygnitarzy państwowych  
Za panowania Augusta   powstało   wiele wartościowych zbiorów starych pierścieni;  
kolekcje te °b«o*^a-no   często   róŜnym   świątyniom   Rzymu.   Tybenusz  
przyznawał prawo noszenia pierścieni ludziom pochodzenia niewolnego tylko w  
wypadku P°*iadan * wielkich dóbr ziemskich; Septymiusz Sewer udzielił 
185 
go wszystkim Ŝołnierzom, a później wszystkim wolnym obywatelom rzymskim.  . 
Pierścionek zaręczynowy to stary obyczaj rzymski, oznaczający zapewne tylko  
gwarancję dopełnienia kontraktu. Za czasów Pliniusza obyczaj wymagał jeszcze  
uŜycia w tym celu prostego, Ŝelaznego pierścionka, ale juŜ od drugiego wieku  
stosowano złote. To uŜycie pierścionka w sensie całkowicie prywatnym i świeckim  
otrzymało sankcję kościelną, a formuły błogosławieństwa pierścionka istnieją od  
XI wieku. W najwcześniejszych wzmiankach o pierścieniach noszonych przez  
biskupów nie ma nic, co by odróŜniało je od zwykłych sygnetów. Dopiero w 610 r.  
znajdujemy pierwszą wzmiankę o pierścieniu biskupim jako  o  powszechnie  
zrozumiałym symbolu tej godności. Papieski „pierścień rybaka" ma na tarczy  
wyobraŜenie św. Piotra w łodzi, wyciągającego sieć z wody. Pierwszą wiadomość o  
nim, jeszcze jako o o-sobistym sygnecie papieŜa, znajdujemy w liście Klemensa IV  
z roku 1265. UŜywano go w ten sposób aŜ do połowy XV wieku. Po śmierci papieŜa  
pierścień jego ulega złamaniu. Nowy, z gładką jeszcze tarczą, przynosi się na  
konklawe i umieszcza na palcu świeŜo obranego papieŜa, który wtedy ogłasza  imię,   
jakie przybierze i zwraca pierścień, aby je na nim wygrawerowano. 
W XV i XVI wieku sygnety kupieckie z wyrytym symbolem lub znakiem firmowym były  
w szerokim uŜyciu. UŜywano ich nie tylko do pieczętowania. Często kupiec  
powierzał pierścień zaufanemu przedstawicielowi  jako  dowód  autentyczności  
zamówienia. W staroŜytności znane były pierścienie z wydrąŜoną tarczą,  
zawierającą truciznę, jak na przykład te, przy których pomocy popełnili  
samobójstwo Hannibal czy Demostenes. Piliniusz opowiada, Ŝe gdy Krassus u-kradł  
skaati złota spod tronu Jowisza Kapitolińskiego, straŜnik relikwiarza, aby  
uniknąć tortur, rozgryzł kamień swego pierścienia i natychmiast zmarł. Platon w  
Republice opowiada pouczającą legendę 
186 
o pierścieniu Gygesa, króla Lidii, którego zresztą nie naleŜy mieszać z  
historycznym królem Lidii, Gyge-sem, z VII wieku pne. Gyges Platona był  
pasterzem na słuŜbie królewskiej. Pewnego dnia, w czasie gwałtownej burzy,  
której towarzyszyły wstrząsy podziemne, utworzyła się głęboka szczelina w ziemi  

background image

w pobliŜu miejsca, gdzie Gyges pasał swe stado. Zdumiony tym widokiem, zsunął  
się w głąb rozpadliny i znalazł tam wydrąŜonego konia  z  brązu.   Zajrzawszy do  
ś

rodka przez małe drzwiczki, zobaczył zwłoki człowieka wielkości nadnaturalnej,  

mającego na palcu złoty pier- , ścień. Gyges zabrał ten pierścień i wrócił na  
pastwisko. 
Znalazłszy się jednak  na   comiesięcznej   naradzie produkcyjnej pasterzy,  
zaczął z nudów kręcić pierścionkiem na palcu. Kiedy obrócił go tarczą w dół,  
stał się natychmiast   niewidzialnym   dla   sąsiadów, którzy mówili o nim jak o  
nieobecnym. Wystarczyło jednak obrócić pierścień kamieniem ku górze, aby się  
stać  na  powrót widzianym.   Zdawszy sobie  z  tego sprawę, Gyges ponawiał ten  
eksperyment wielokrotnie. Za kaŜdym razem ten sam cud się powtarzał. Postarał  
się więc, aby go zaliczono do delegacji pasterzy udającej się w podróŜ  
sprawozdawczą do administracji pałacowej, a gdy raz znalazł się w pałacu, dostał  
się bez trudu do sypialni królowej, uwiódł ją, zabił króla z jej pomocą i  
przejął władzę. 
OtóŜ, powiada Platon, gdyby istniały dwa pierścienie tego rodzaju, i gdyby jeden  
z nich otrzymał człowiek uczciwy, a drugi człowiek nieuczciwy, to pierwszy nie  
miałby zapewne  dość mocnego charakteru, aby trwać w uczciwości  i  mieć odwagę  
nietykania cudzego dobra w okolicznościach, kiedy mógłby bezkarnie brać co chce  
na rynku, wchodzić do cudzych domów, zabijać jednych, oswobadzać innych i,  
czyniąc co mu się   tylko spodoba, stać się równy jakiemuś bogowi między ludźmi.  
W postępkach swoich _iie róŜniłby się zatem od człowieka złego: obaj zmierzaliby  
do tegoŜ celu. MoŜna by to cytować jako walny 
18-! 
dowód na to, Ŝe nikt nie jest uczciwym z własnej chęci, ale przez okoliczności,  
i Ŝe sprawiedliwość nie jest dobrem indywidualnym, bo ten kto uwaŜa, Ŝe moŜe  
popełnić naduŜycie (bezkarnie, zwykle je popełnia. Tyle o pesymistycznym  
poglądzie greckiego filozofa na naturę ludzką. 
Piraci 
Piratami nazywano, zarówno w staroŜytności, jak i później, rozbójników morskich  
łupiących co popadnie na otwartym morzu, na wodach terytorialnych, na pobrzeŜu,  
bez róŜnicy, na własny rachunek; inaczej niŜ kaprzy, czyli korsarze  łupiący   
obce  statki z upowaŜnienia panujących lub miast. Nie będzie tu mowy o piratach  
antycznych, ani o średniowiecznych Saracenadh, Berberach i Wikingach, ale o  
nowoŜytnych, w ostatnich stuleciach ich istnienia na morzach. Inwestycją  
niezbędną dla pirata był statek. Niekiedy kapitan postanawiał zająć się  
piractwem, ale częściej zbuntowana część załogi dokonywała zagarnięcia statku w  
tym celu. Uzbrojona szybka fregata o wyporności od dwudziestu do pięćdziesięciu  
ton była najwyŜej ceniona. Wprowadzano pewne zmiany w ta-kielunku, zwiększano  
nieco powierzchnię Ŝagli, wszystko po to, aby móc dogonić nawet najszybsze  
rejowce. Unikano jednak przedwczesnego płoszenia nieufnych kandydatów na ofiary,  
stosując róŜne fortele, jak podróŜ z oŜaglowaniem zredukowanym albo jak  
holowanie pni drzew dla zmniejszenia szybkości. Nocą odczepiano holowany balast  
i podnoszono wszystkie Ŝagle, aby znienacka dognać ofiarę. A trzeba było  
podpłynąć całkiem blisko, bo działa nie niosły dalej niŜ na dwieście metrów.  
Wtedy piralt odsłaniał przyłbicę. Wywieszoną ban- 
188 
derę jakiegokolwiek państwa oipuszczano,  a na  jej miejsce wznosiła się w górę  
groźna czarna flaga. Był to często słynny Jolly Roger ozdobiony trupią czaszką i  
skrzyŜowanymi piszczelami, na innych widniał cały szkielet z kosą; niekiedy była  

background image

to bandera czerwona z równie przeraŜającymi symbolami. Piraci, dotąd ukrywający  
się, pojawiali się gremialnie na pokładzie uzbrojeni po zęby; równieŜ więźniów  
wyprowadzano na pokład. Bandera, tłum ludzi i broń winny były obudzić trwogę. Po  
ostrzegawczym sygnale działowym ścigany statek poddawał się  zazwyczaj,  bo  
uzbrojenie statków handlowych bywało słabe: dwa do czterech dział obsługiwanych  
przez jednego kano-niera. Przy utracie  ładunku moŜna było  przynajmniej  
rachować na ocalenie Ŝycia. 
Kiedy lepiej uzbrojony ścigany statek przyjmował Walkę, szykowano się do  
abordaŜu czyli do sczepie-nia się z nim dla zdobycia go w walce wręcz. Zazwyczaj  
pirat przecinał drogę swojej ofierze, bombardując jego pokład ogniem działowym i  
dezorganizując w ten sposób jego obronę, a po sczepieniu się napastnicy skakali  
na cudzy pokład, uzbrojeni w szable, pistolety i kordelasy. Strzelcy wyborowi  
pozostawali na wantach, aby stamtąd razić najniebezpieczniej- 
189 
szych nieprzyjaciół. Krew płynęła obficie. Najczęściej jednak zwycięŜali piraci,  
lepiej ?uzbrojeni i wyćwiczeni, a ponadto, nie mający nic do stracenia, bo po  
przegranej mogli się spodziewać tylko stryczka. 
Jeńców  umieszczano  pod  pokładem,  a kapitana i    znaczniejszych   podróŜnych    
przepytywano    bez wszelakich względów o ukryte pieniądze. Zatrzymywano tych,  
którzy mieli ochotę przystać do piratów, wszystkich pozostałych wysadzano na  
bezludne wybrzeŜa lub puszczano na fale w łodziach z niewielkim zapasem Ŝywności.  
Jeśli były na statku kobiety, ulegały temuŜ losowi; w zasadzie nie czyniono im  
gwałtu, gdyŜ byłoby to źródłem sporów. Powierzano je zwykłe aŜ do chwili zejścia  
z okrętu opiece jakiegoś pirata, który wszakŜe czasem inie spełniał pokładanych  
w nim nadziei. 
Tymczasem zajmowano się jednak sprawami powaŜniejszymi. Piraci przeszukiwali  
statek i składali łupy na zakrwawiony jeszcze pokład, u stóp głównego masztu. O  
Ŝ

adnych oszustwach nie mogło być mowy: wyrok śmierci na złodzieju wykonano by  

natychmiast. Zaraz teŜ, na miejscu, dokonywano podziału pieniędzy, klejnotów,  
ubiorów i 'tkanin. W razie potrzeby ciągnięto losy. Inne towary sprzedawano na  
lądzie i dzielono się uzyskanymi kwotami, po potrąceniu niezbędnych sum na  
inwestycje, jak liny, Ŝagle, bloki, zapasy Ŝywności i napojów. 
Wielkie były atuty piractwa w epoce, kiedy okrętów wojennych było niewiele.  
Absorbowały je zresztą ustawiczne działania wojskowe. Koszt ubezpieczenia statku  
handlowego pozostawał więc niezmiernie wysoki. Ryzykiem piratów była  śmierć  w  
walce lub przez powieszenie; spodziewali się  tego losu stale. Rany zaś  
stanowiły normalny element zawodu; wielu naszych bohaterów miało tylko jedno oko,  
jedną rękę, drewniany kikut zamiast nogi, a wszyscy pokryci byli  
najokropniejszymi szramami. UwaŜano to za rzecz powszednią, o której nie warto  
wspominać. Ale trzeba było ciągle myśleć o rekrutacji. 
Oczywiście większość piratów składała się z marynarzy. śycie na morzu w czasach  
Ŝ

agla było z samej swej natury twarde; ale stosunki w marynarce owej epoki były  

koszmarne, a marynarzy traktowano niemal jak galerników. Płace nędzne; Ŝywności  
nigdy nie starczało, a przy nieco tylko dłuŜszym rejsie psuła się i stawała  
niejadalna. Wygód Ŝadnych, sen przerywany nieustannie. Ale przede wszystkim  
okrutna dyscyplina, złe traktowanie, bicie, batoŜenie, upokorzenia, karne roboty.  
Tak rozumiano wtedy podnoszenie wydajności pracy na morzu. Niektórzy kapitanowie  
posuwali się do ostateczności, aby sprowokować załogę do dezercji po przybyciu  
do portu i nie płacić wynagrodzenia za czas postoju. 
W tych warunkach zrozumiała jest znaczna częstotliwość buntów i  tęsknota za  

background image

piracką wolnością. Przystawali do piratów równieŜ złodzieje i bandyci, którym  
ziemia paliła się pod nogami, a takŜe ludzie róŜnych zawodów, nawet mieszczanie,  
szlachta, nawet duchowni. AliaŜ nieczysty, ale stopiony idealnie. Społeczność  
bezstanowa w epoce, kiedy stan znaczył wszystko. Wojny XVII wieku, faworyzujące  
kaprów i korsarzy, nie pozwalały  na  wytępienie   piractwa morskiego. Ale od  
roku 1713 nastał okres względnego pokoju, kiedy flota wojenna mogła się na serio  
zająć tą sprawą. W 1730 r. era klasycznego piractwa praktycznie się skończyła. 
Indeks 
zawierający wybór imion własnych, ułatwia znalezienie poszukiwanego miejsca w  
ksiąŜce. 
SKRÓTY: ang. — angielski, fr. — francuski, gr. — grecki, hiszp. — hiszpański,  
hol. — holenderski, mit. — mitologia, ne. — naszej ery, nm. — niemiecki, ok. —  
około, pne. — przed naszą erą, poł. — połowa, rz. — rzymski, staroŜ. —  
staroŜytny, śrdw. — średniowieczny, w. — wiek, wg — według, wł. — włoski. 
Akbar (DŜelal ed-Din Muhammad) 1542-1605, władca Indii z dynasti Wielkiego  
Mogoła; sati, 128 Akropol, 32 Aleksandria miasto w Egipcie; uczeni, 53 
Amati rodzina słynnych lutników w Kremonie (XVI—XVK w), 63 
Arachne, 16 
Arystofanes komediopisarz gr., ok. 446 — ok. 386 pne.; Rycerze, Ptaki, 55 
Arystoteles 384—322 pne., filozof i uczony gr., Etyka Niko-machejska, 55 Atena i  
Arachne, 16 
ś

w. Augustyn (Aurelius Augustinus) 354—430, filozof i teolog, ojciec Kościoła,  

45 
Avernus, 33 
Barbarossa (wł. „Rudobrody") Fryderyk I, ok. 1123—90, cesarz rz.-nm. z dynastii  
Hohenstaufów, 108 
Barmakidzi, 106 
Bell, Alexander Graham, 1847—1922, fizyk amer., 173 
Biernat z Lublina, ok. 1465 — po 1529, poeta, bajkopisarz. 'tłumacz, 55 
von Bismarck, Otto, ksiąŜę, 1815—98, kanclerz Rzeszy Nm., 13 
Bolesław Chrobry, Ŝony, 8 
Boucher, Francois, 1703—70, rotókowy malarz fr., 103 Cellini, Benvenuto, 1500—71,  
renesansowy złotnik i rzeźbiarz wł.; solniozka, 102 
Champollion, Jean Francois, 1790—1832, egiptolog fr., 19—20 
199 
Colleoni, Bartolommeo, 109 
Dante Alighieri, 1265—1321, największy poeta wł.; Piekło, 64; Bosko komedia, 68  
David, Jacques-Louis, 1748—1825, Wenus z Milo, 134 Deukalion i Pyrra, 33 
Diderot, Denis, 1713—84, pisarz i filozof fr.; 45 Donatello, 1386—1466,  
rzeźbiarz wł. wczesnego Renesansu; 
Gatitamelata, 109 Edison,    Thomas    Alva,    1847—1931,    fizyk   i    
wynalazca 
amer.; 173 
Eliasz, 1. poł. IX w. pne., prorok izraelski; 45 
„Eneida" Wergiliusza, rz. epopeja narodowa; Avernus, 33; Eneasz i Dydona, 118 
Erichtonios mit. gr. władca ateński, syn Hefajstosa, pół człowiek, pół wąŜ, 32 
„Eurydyka", 64 
Ezop (Aisopos) na pół legendarny gr. bajkopisarz z Frygii (VI w. pne.);  
Rozrzutnik i jaskółka, O ptakach i jaskółce, 55; Wielbłąd, Wielbłąd i małpa, 71 
Faraday, Michael, 1791—1867, fizyk i chemik ang.; Glad- 

background image

stone, 173 
Franklin, Benjamin, 1706—90, amer. polityk, fizyk, publicysta, mąŜ stanu, 87 
Fryderyk II Wielki, 1712—86, "król Prus; pająk, 16 
Gattamelata, 109 
„Genesis"   Księga   Rodzaju,    pierwsza   księga    biblijnego 
PŜęcioksięgu, 74 
Gloger, Zygmunt, 1845—1910, etnograf i historyk kultury; Encyklopedia  
staropolska, 22 
Goebbels, Joseph, 1897—1945, hitlerowski minister propa- 
gany, 13 
Goethe, Johann Wolfgang, 1749-^1832, wielki poeta nm, 
uczony i humanista, 13 
El Greco (hiszp. „Grek"), właśc. Domenico TheotocopuU, 1541—1614, malarz gr.  
działający w Hiszpanii, 103 
Guarneri rodzina słynnych lutników wł. w Kremonie (XVII—XVIII w.), 63 
Gyges, pierścień, 187 
Hades, 33 
Hermes mit. gr. posłaniec bogów, 33 
Herodot ok. 485 — ok. 425 pne., historyk gr., 52; potwory, 124—5; saiti, 127;  
godzina, 146 
Hezjod z Askry, VII—VI w. pne., poeta gr., 125 
Hipokrates, 460—377 pne., Grek, największy lekarz staroŜytności, obłęd, 130;  
kara bogów, 168 
Homer, VIII w. pne. poeta gr.; Iliada i Odyseja, 25, 51, 52; 
Iliada, 118, 142 
13 — Drugi kot w worku                                                                    
'"* 
„Iliada" epopeja Homera; śpiewacy, 25, 51; kwestia homerowa, 53; języki, 118,  
mleko, 142 
Jasnorzewska-Fawlikowska, Maria, 1895—1945, poetka, Śpiew słowika, 65—6 
Jefferson, Thomas, 1743—1826, amer. mąŜ stanu, prezydent USA, 172 
Jowisz (Iuppiter) mit. rz. bóg nieba i piorunów; koń, 71 Kaaba budowla w Mekce,  
największa świętość muzułmanów, 34 
„Kalewala", 57—8 Kazimierz Wielki; Ŝony, 9 
Kolumb,  Krzysztof  (Colomfobi,  Cristoforo),   1451—1506, Ŝeglarz wł., odkrywca  
Ameryiki; tytoń, 164—5 Krasicki, Ignacy, 1735—1801, biskup; Koń i wielbłąd. 71 
Ktezjasz  (Ktesias), V—IV w. pne., historyk gr. z Knidos, 125 
Leonardo da Vinci, 1452—1519, malarz-, architekt,  technik i filozof wł.;  
Gioconda, 24 
Lessing, Gotthold Ephraim, 1729—81; bajta, 71 
Linde, Samuel Bogumił, 1771—1847, leksykograf polski, 22; artysto, 93 
Linneusz, Karol (Carl von Linne, Carolus Limnaeus), 1707— —78, przyrodnik  
szwedzki, 123 
Ldnnrot, Elias, 1802—84; Kalewala, 57 
Lot wg Biblii, uratowany od zagłady mieszkaniec Sodomy; Ŝona, 34. 
Lukian z Samosat, ok, 120 — po 180, satyryk gr., 38 
Lully, Jean Baptiste, 1632—87; kij, 111 
Luwr (Louvre) muzeum w ParyŜu, 24 
Mahomet (Muhammad ibn'Abd Allah), ok. 570—632, twórca islamu; pająk, 15; ślad  
stóp, 32 

background image

Matuzalem biblijny patriarcha Ŝyd., który miał doŜyć 969 lat; 100 
Meduza mit. gr. jedna z Gorgona jej spojrzenie zamieniało ludzi w kamień, 33 
Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku; konik gr. 80. 
MojŜesz prawodawca i wódz narodu izraelskiego (wg Biblii), 32. 
Molier (Moliere), właśc. Jean Baptiste Poąuelin, 1622—73, komediopisarz fr., 44— 

„Mona Lisa" (Gioconda), 24 
Montaigne, Michel Eyqucm, 1533—92, pisarz i filozof fr., 87 Monteverdi, Claudio,  
1567—1013, kompozytor wł., 65 
Napoleon I Bonaparte, 1769—1821, cesarz Fracuzów, 18 
Nicot, Jean, ok. 1530—1600, nicotiana, 165 
Niobe mit. gr., córka Tantala, Ŝona Amfiona, króla Teb, 33 
194 
Noe patri&reha biblijny ocalały z potopu, 8 „Odyseja" epopeja Homera, śpiewacy,  
25, 51; kwestia homerowa, 53, 54 Osterwa, Juliusz, wlaśc. Juliusz Maluszek,  
1885-1947, aktor 
i reŜyser polski, 51 
Owidiusz (Publius Ovidius Naso), 43 pne. — 17 (18) ?.?., poeta rz.; Metamorfozy,  
46 Pauzaniasz, ok. 115 — ok. 180, geograf gr., 102 Perseusz (Perseus) mit. gr.  
syn Zeusa i Danae, bohater, zabójca Meduzy, wytewiciel Andromedy, 33 Pilecka- 
Granowska ElŜbieta, Ŝona Jagiełły, 11 Pizystrat (Peisistratos), ok. 605—527,  
tyran Aten, 53 Platon, ok. 427—347 pne., filtoEof gr.; Gyges> 186—7 Pompeje,  
Pompeja (Pompei) staroŜ. miasto w Kampanii (Italia), zburzone i zasypane    
popiołem   w   czasie   wybuchu Wezuwiusza w 79 ne.; stciówka, 28; ofiary, 169  
Ponce de Leon, 1460—1521; Floryda, 115 Posejdon mit. gr. bóg morza; trójząb, 32  
Prometeusz mit. gr. tytan; pierścień, 185 Ptolemeusz V Epifanes, król staroŜ.  
Egiptu od 204 do 181 (?) pne.; kamień z Rosetty, 18 
Raleigh, Walter, Sir, ok. 1552—1618, Ŝeglarz, korsarz, historyk, poeta ang.;  
Indianie, 87; tytoń, 165 
Rembrandt   właśc.   Rembrandt   Harmenszoon   van   Rijn, 1606—69, malarz i  
grafik hol., 25 Rhea, Rea (Reia), mit. gr. tytanida, córka Uranosa i Gai 
Ŝ

ona Kronosa, 33 

Robert I Bruce, 1274—1329, król Szkocji od 1306; pająk, 15 
Rosetta, 18 
Rostand, Edmond, 1868—1918, poeta i dramaturg fr.; Cyrana de Bergerac, 44  
Rousseau, Jean Jacąues, 1712—78, pisarz i filozof, myśliciel 
Oświecenia fr., 111 Rusell,   Bertrand,   1872—1970,   logik,   matematyk i  
filozof 
ang., 155 Rzęczyński, Gabriel, 56 
Sanssouci, 16 
Savonarola, Girolamo,  1452—98, wł. dominikanin, kaznodzieja, reformator relig.- 
polit., 103 Schiller, Friedrich, 1759—1805, poeta, dramaturg i estetyk 
nim., 53 
Schliemann,   Heinrich,    1822—90,    nm.   ercheolog-amatcr, samouk,  
entuzjasta antyku; Troja i Mykeny, 54; ceramika 
gr., 103 
Spohr, Ludwig,  1784—1859, kompozytor, skrzypek i dyrygent nm., 111 
195 
Stradivari, Antonio, ok. 1643—1737, z Kremony, najsłynniejszy kutnik wł., 63 
Strauss, Richard, 1864—1949, kompozytor i dyrygent nm., 112 

background image

Swift, Jonathan, 1667—1745; Guliwer, 44 
Sykstyna, Systyna, Kaplica Sykstyńska, papieska, w Watykanie, wzniesiona 1473—81  
z fundacji papieŜa Sykstusa IV; freski Michała Anioła, 103 
Tasso, Torquato, 1544—95, poeta wł., autor Jerozolimy wyzwolonej, 62 
Termy, 34—5. 
Tiepolo, Giovanni Battista, 1696—1770, malarz wł., 109 Tuwim, Julian, 1894—1953,  
poeta polski; Słowisień. 66 Tycjan (Tiziano Vecellio), 1488—1576, malarz wł.;  
werniks, 25; nieprzyzwoiitość, 103 1 
Verrocchio, Andrea del, ok.   1435—88,   rzeźbiarz,   złotnik 
i malarz wł.; Colteoni, 109 
Voss, Johann Heinrich, 1751—1826, poeta, nm., tłumacz Homera, 53 , 
Waterman, Lewis, 28 
Wergiliusz (Publius Vergilius Maro), 70—19 pne., poeta rz.; Eneida, 33, 118 
Wilhelm II Hohenzollern, 1859—1941, król Prus i cesarz nm. 1888—1918; Karol May,  
13 
Władysław Jagiełło, Ŝony, 10 
Włochy, góra lodowa Czasu, 49; nazwa, 61 
Wolf, Friedrich August, 53 
Wolter <Vbltaire), właśc. Francois-Marie Arouet, 1694— —1778, poeta, dramaturg,  
prozaik, historyk, publicysta fr., 45 
Young Robert, hieroglify, 19 
Zeus mit. gr. bóg nieba i piorunów;  i Hermes, 33;   i wielbłąd, 71; Prometeusz,  
185 Zoil, 53 
ISltf 
196 
SPIS RZECZY 
Od Autora . 
Kot i pies   . 
Zimny nos . 
WieloŜeńcy na tronie 
Kaa-ol May .     • 
Pająki   . 
Czerwona płachta 
Hieroglify    . 
Szybkobiegacze 
Głownia 
PodróŜ Giocondy 
Pisać górnym sztyletem 
Człowiek    z   Piltdown 
ś

ywe kamienie 

Łaźnia..... 
Jeziora         • 
TatuaŜ         .     .     ?     • 
Ś

więta krowa   . 

Cyrano de Bergerac    . 
Metamorfozy     . 
Archeologia   napowietrzna 
Puścizna czy spuścizna 
Kwestia homerowa 
Jedna jaskółka nie czyni wiosny 

background image

Kalewala 
Klimat 
Włochy 
Opera    • 
Ś

piew słowika . 

Pohańcy   i   giauray 
Wielbłąd      .     •     • 
Anatema     • 
Adamowie 
Samurajowie    • 
Fałszywe dzieło sztuki 
Mimetyzm 
Genealogia imion 
Szlachetny dzikus 
Budowniczowie katedr 
Katar    • 
PodróŜ   dyliŜansem Leciwe   drzewa Sztuka   niszczejąca Harum ar-Raszid