background image

 

 

 
 
 
 
 
 
 

background image

 

 

Rozdział pierwszy 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

 

Obudziły mnie rażące promienie Słońca, odbijające się od sterylnie białych ścian 
pomieszczenia, w którym się znajdowałam… Niepewnie otworzyłam oczy i 
rozejrzałam się. Bez problemu rozpoznałam salę szpitalną… Wszystko, co 
wydarzyło się w nocy nie było jednak tylko snem… Nadal nie mogłam w to 
uwierzyć. Oczywiście byłam na to przygotowana, ale myśl, że mam to już za sobą 
budziła we mnie wiele sprzecznych emocji: radość, ulgę, ale także strach i 
niepewność tego, co będzie ze mną dalej… Miałam dopiero 16 lat, a niecałą dobę 
temu stałam się odpowiedzialna już nie tylko za siebie, ale głównie za małą istotkę, 
która stanowi część mnie.   
 
Przerwałam rozmyślanie i postanowiłam przejść się i opróżnić głowę za 
wszystkich złych myśli… Powoli wstałam z łóżka i w tym momencie zrobiło mi 
się słabo. Oparłam się o stolik, stojący po mojej lewej stronie i po chwili podjęłam 
drugą próbę. Udało się… Wyszłam na korytarz i zdziwiło mnie, że był on pusty. 
Zazwyczaj, kiedy lądowałam w szpitalu, zawierałam nowe przyjaźnie, które 
kończyły się wraz z opuszczeniem oddziału… Tym razem nie leżałam jednak na 
„urazówce”, więc nie się co dziwić, że raczej nie spotkam nikogo w swoim wieku. 
Podeszłam do windy z zamiarem zwiedzenia innego piętra budynku. Weszłam do 
ś

rodka i nacisnęłam pierwszy numer, jaki zauważyłam. 2- może być… Po kilku 

chwilach drzwi otworzyły się i znalazłam się na kolejnym opustoszałym korytarzu. 
Jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się, zauważyłam, że w rącie pod oknem 
siedzi jakaś postać… Zmierzałam właśnie w tamtą stronę, kiedy znowu zakręciło 
mi się w głowie. Złapałam się szybko jakiejś klamki. Nim się zorientowałam, 
siedziałam już na krześle, a osoba, którą widziałam wcześniej patrzyła na mnie 
troskliwym wzrokiem. Był to chłopak mniej więcej w moim wieku. Strasznie 
przystojny… 
 
-Wszystko w porządku?- zapytał najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałam- 
Słyszysz mnie? 
-Tak- powiedziałam cicho, nie wiedząc, czy mam siłę na wypowiedzenie tego 
głośno- Nic mi nie jest. Po prostu nie powinnam jeszcze wstawać z łóżka… 
Niestety nie potrafię usiedzieć w miejscu, a tym bardziej takim nudnym jak szpital.   
-Rozumiem cię. Leżę tu już drugi tydzień. Przeklinam zapalenie płuc.- powiedział 
tonem, potwierdzającym jego odczucia.- A ciebie co tutaj sprowadza? 
-Yyyy… operacja, można powiedzieć…- Nie zamierzałam chwalić się tym, co 
było prawdziwą przyczyną mojej obecności w tym miejscu. 
 
W tamtym momencie przypomniałam sobie, że powinnam zajrzeć jeszcze w jedno 
miejsce. Nie ma co, nie sprawdzę się w nowej roli. W końcu zapominam o niej już 
pierwszego dnia. 

background image

 

 

Musiałam już iść, ale chciałam spotkać się jeszcze z tym chłopakiem. W końcu, 
jeśli musiałam spędzić tam jeszcze dwa dni, dobrze byłoby mieć kogoś, z kim 
można porozmawiać. W mieście nie znam wielu osób. Przeprowadziłam się tutaj 
zaledwie kilka miesięcy temu i nie miałam za bardzo głowy do zawierania nowych 
znajomości.   
 
-Muszę iść, ale miło było cię poznać i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- 
powiedziałam wstając z krzesła. 
-Jasne, to może po obiedzie w tym samym miejscu?- zapytał z nadzieją w głosie. 
Nie dziwię się. Dwa tygodnie pod kroplówką każdego by znudziły. 
-To do zobaczenia. Aha, jestem Bella. 
-Edward- powiedział, kiedy wchodziłam już do windy. 
 
Jechałam na swoje piętro i nie mogłam pozbyć się z głowy jego głosu. Jeszcze 
nigdy w życiu nie słyszałam tak głębokiego i czułego barytonu. Rozpływałam się 
na samo jego wspomnienie. Stop! O czy, ja myślę? Spotkaliśmy się przypadkiem, 
pogadaliśmy chwilę, a on już zajął całą moją głowę? Musiałam sobie coś ubzdurać. 
Powinnam myśleć o ważniejszych rzeczach. 
Drzwi windy otworzyły się i poszłam w kierunku wielkiej szyby, za którą leżało 
kilka owiniętych w kocyki istotek. Pośród nich odszukałam czerwoną czapeczkę. 
Spała spokojnie, więc postanowiłam jej nie budzić. Będę miała jeszcze mnóstwo 
czasu, żeby się na nią napatrzeć… Od teraz całe moje życie się zmieni. Na pewno 
cieszyłabym się z tego dużo bardziej, gdyby była to moja świadoma decyzja… 
Podjęta kilka lat później. Los jednak miała inne plany odnośnie mnie. Musiałam 
się z tym pogodzić i stawić im czoło. Musiałam być silna i nie patrzeć wstecz, aby 
widma przeszłości nie wracały do mnie już nigdy więcej… Niestety teraz będzie to 
dużo trudniejsze. Ale dam radę… 
 
Zachciało mi się spać, co nie było dziwne. W nocy prawie nie zmrużyłam oczu. 
Tak, to zdecydowanie była jedna z najcięższych nocy do tej pory. Wróciłam do 
mojej Sali i położyłam się w łóżku. Znowu wszystko co mnie otaczało było białe i 
błyszczące. Jak ja strasznie tego nie znoszę. Na szczęści jeszcze tylko trzy dni. 
Potem znajdę się z    powrotem w moim zielonym pokoju… Zanim zasnęłam, 
przeczytałam sms’a: 
 

 

Wpadnę po południu. Trzymajcie się… 

Tata 

 

Obudziłam się, kiedy za oknem było już ciemno. Pierwszym, o czym pomyślałam 
było, że nie poszłam na spotkanie z Edwardem. Boże, nawet jego imię było piękne. 
Jak to w ogóle możliwe?   
Pewnie siedział tam i czekał na mnie, a ja sobie po prostu spałam. Na pewno 
pomyślał, że nie chce go już widzieć. Potem zauważyłam tatę siedzącego na 
krześle obok mojego łóżka. Siedzi tak już od kilku godzin jak mniemam.   
 

background image

 

 

-Cześć- odezwałam się jako pierwsza.   
 
Spojrzał na mnie zdziwiony. Myślał, że będę spała aż do rana. Ciekawe ile 
musiałabym się    potem męczyć, ni mogąc zasnąć… 
 
-Hej, słonko. Jak się spało? Jestem pewien, że to był ciężki dzień.- nawet nie 
wiedziała, jak bardzo się mylił. 
-W zasadzie, to prawie cały przespałam.- przyznałam się z krzywym uśmiechem- 
Rano przeszłam się po szpitalu, a potem spałam i dopiero teraz się obudziłam, więc 
raczej za bardzo się nie zmęczyłam.   
-A widziałaś ją chociaż? Byłem tam przed chwilą i nie mogłem przestać na nią 
patrzeć.- powiedział rozmarzonym głosem- A najważniejsze jest to, że jest całkiem 
podobna do ciebie. Tylko do ciebie. 
-Też się cieszę. Byłam tam rano, ale spała i nie chciałam jej przeszkadzać. Pójdę 
tam znowu, jak tylko zjem kolację, bo jestem strasznie głodna. Nie jadłam nic od 
wczoraj.- na potwierdzenie moich słów zaburczało mi w brzuchu. 
-Dobrze kochanie, ale pamiętaj, żeby się nie przemęczać. Na to jeszcze przyjdzie 
czas. 
 
Oboje się zaśmialiśmy… Jestem tacie strasznie wdzięczna na wszystko. Po 
pierwsze przyjął mnie, kiedy tu przyjechałam. Moim zdaniem powinien raczej 
kazać mi wracać do Arizony, a on pozwolił mi mieszkać w jego domu i nie 
zmuszał mnie do żadnych wyjaśnień, póki sama tego nie chciałam. Był przy mnie 
przez cały mój pobyt w Forks i jest teraz. Potrafi nawet śmiać się z rzeczy, za które 
powinien mnie znienawidzić. Jest policjantem i wiem, że mojej sprawy nie zostawi 
w spokoju, ale cieszę się. Sprawiedliwość powinna dosięgnąć tego, kto zamienił 
moje życie w koszmar… 
 
-Dziękuję tato, za wszystko. Gdyby nie ty… nie wiem co by teraz ze mną było…- 
łzy napływały mi do oczu, ale nie chciałam przy nim płakać. 
-Już dobrze.- przytulił mnie do siebie, tak, jak robił to, Kiedy byłam małą 
dziewczynką… W zasadzie było to całkiem niedawno. Powinnam chodzić do 
liceum, więc mimo wszystko jestem jeszcze dzieckiem. Co za ironia losu. W takim 
razie, co robię na tym oddziale?   
-Musze już iść, a ty trzymaj się. Nim się obejrzysz, wyjdziesz stąd i wszystko 
wróci do normy. 
-Wszystko wróci do normy.- powtórzyłam jego słowa- Szkoda, że to raczej 
nierealne. 
 
Po kolacji znowu spędziłam chwilę przy wielkiej szybie. Tym razem 
zdecydowałam się nawet wejść do pomieszczenia, które znajdowało się po drugiej 
jej stronie. Chwili, kiedy pierwszy raz miałam w ramionach malutką istotkę 
podobną do mnie nie zapomnę do końca życia. I może zabrzmi to strasznie, ale w 
tamtym momencie dziękowałam Jamesowi za to, co mi zrobił. Wiem, jestem 
ż

ałosna. 

background image

 

 

Pół godziny później jechałam windą na drugie piętro mając nadzieję, że Edward 
siedzi ponownie przy oknie i nudzi się sam. Gdyby tak było, chętnie 
dotrzymałabym mu towarzystwa. Szczęści mi dopisało. Był tam… 
 
-Cześć.- powiedziałam cicho, siadając obok niego. Sama nie wiedziałam co mnie 
tak do niego przyciągało… 
-Bella?- pamiętał moje imię? Świetnie, tylko dlaczego mówił to tak, jakby nie 
wierzył we własne słowa? 
 
Uśmiechnęłam się słabo, kiedy odwrócił się w moją stronę. Odpowiedział mi tym 
samym. 
 
-Tak, Bella. Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej, ale… zasnęłam- ciekawe, 
czy nie weźmie tego za tanią wymówkę, jaką często się słyszy… 
-Nie ma sprawy. Też nie mogłam przyjść i byłem ciekawy, czy czekałaś tutaj, ale 
skoro nie, to bardzo się cieszę, bo mogłabyś być teraz na mnie zła albo coś. 
 
Ja zła na niego… Dobre sobie. Nie potrafiłabym się na niego złościć. Jest idealny, 
więc nie miałabym się do czego przyczepić. Zgłupiałam do reszty. Mówię to o 
chłopaku, którego nawet nie znam. Widziałam go dwa razy w życiu. Jestem 
nienormalna… 
 
-Na pewno nie byłabym zła… Może opowiedz mi coś o sobie, jeśli oczywiście 
nigdzie się nie spieszysz…- zaproponowałam. Skoro mam tu spędzić jeszcze dwa 
dni, mogłabym wiedzieć coś o osobie, która towarzyszy mi w niewoli. 
-Co chciałabyś wiedzieć? Nazywam się Edward Cullen, mam 16 lat, mieszkam tu 
od urodzenia… Mam na myśli Forks, a nie szpital.- poprawił swoją wypowiedź, 
ś

miejąc się jednocześnie. 

-Ok… Ja jestem Isabella Swan, ale wolę, kiedy mówi się do mnie Bella, też mam 
16 lat, a przeprowadziłam się tutaj z Arizony pięć miesięcy temu. 
 
Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili spojrzał ma mnie i jakby go 
olśniło… 
 
-Jesteś córką komendanta Swan’a? Mój tata dobrze go zna. Jest lekarzem w tym 
szpitalu i często przysyła tu rannych. 
-Dziwne, słyszałam o doktorze Cullenie, ale nie wiedziałam, że ma dzieci. 
 
Tata pewnie specjalnie nic o nich nie wspominał. Wiedział, że mam dosyć 
chłopaków na następne kilka lat. Ale mógł chociaż wspomnieć… Carlisle też 
nigdy o nich nie mówił. Wiedział dlaczego mieszkam u taty, ale to miało pozostać 
tajemnicą. Patrząc na niewiedzę Edwarda, mogę być pewna, że tak zostało. 
 
-Staruszek się do nas nie przyznaje, ciekawe.- zażartował- A tak na serio, jest nas 
troje: ja, Alice i Emmett.   
 

background image

 

 

Przegadaliśmy pół nocy. Dowiedziałam się o nim bardzo dużo. Tak mi się 
przynajmniej wydaje. Sama też opowiedziałam kilka rzeczy o sobie, omijając 
oczywiście niektóre fakty. W końcu staram się o nich zapomnieć. 
Było piętnaście minut po czwartej, kiedy w końcu zasnęłam. Dziwne było tylko to, 
ż

e śnił mi się Edward…   

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 

background image

 

 

Rozdział drugi 

 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

    

Szłam właśnie w stronę automatu z napojami, kiedy go zobaczyłam… Tylko co 
on robił na tym piętrze? A jeżeli dowiedział się gdzie leżę? Teraz pomyśli 
pewnie, że specjalnie go okłamuję… Naprawdę polubiłam Edwarda i nie 
chciałam, żeby przestał się ze mną widywać z powodu mojej przeszłości… 
Została mi tylko jedna noc do wyjścia ze szpitala i nasze drogi nigdy się już nie 
skrzyżują. Tak, mogę sobie wmawiać. Przecież nasi ojcowie się znają… Będę 
musiała pogodzić się z jego nienawiścią. O ile oczywiście taką do mnie żywi… 
 
Odwrócił się w moją stronę. Serce na chwilę przestało mi bić… 
 
-Witaj piękna! – powiedział entuzjastycznie. Raczej niczego się nie dowiedział. 
Ale chwila, czy on użył słowa „piękna”? 
-Mówisz do mnie?- zapytałam lekko zdziwiona. 
-Oczywiście, a do kogo niby innego mógłbym tak mówić? Widzisz tu jakieś 
inne cudowne dziewczyny?- jeśli wcześniej byłam zdziwiona, to teraz moja 
szczęka zrobiła dziurę w podłodze. Czy on jest ślepy? Ja nie jestem piękna ani 
cudowna. Stałam przecież w szlafroku. Do tego był on zawiązany tak, żeby nie 
było widać, jak wyglądam, a on określił mnie takimi epitetami? 
-Dziękuję, ale chyba zapalenie płuc rzuciło ci się na oczy… 
-Uwierz mi, że nie.- uśmiechnął się, a mi ugięły się kolana- A tak właściwie, to 
co robisz na położnictwie? 
 
Zaczęło się… Wymówka !!!   
Spojrzałam na puszkę coli w jego ręku i mnie olśniło… 
 
-U mnie na piętrze skończyły się napoje.- oby to połknął. 
-W takim razie witam w klubie. Kto by pomyślał, że spotkamy się tutaj. 
-Tak, rzeczywiście.- ja nigdy bym tak nie pomyślała. 
-Bello, mam pytanie…- przerwał, jakby się czegoś obawiając- Jutro wychodzę, 
chciałbym się jeszcze kiedyś z tobą spotkać. Mogłabyś podać mi swój numer, 
albo adres? 
 
Musiałam się nad tym zastanowić… Jeśli podałabym mu numer, mógłby 
zadzwonić, co nawet by mnie ucieszyło, ale gdyby dostał mój adres… 
Poznałby całą prawdę. Z drugiej strony kiedyś na pewno powiem mu prawdę. 
Coś, czego jeszcze nie rozszyfrowałam przyciągało mnie to Edwarda i jeśli 
chciałam się z nim spotykać, musiał wiedzieć o mnie dużo więcej. 
Przekalkulowałam to wszystko jeszcze raz i w końcu zdecydowałam… Podałam 

background image

 

 

mu swój numer komórki. Nie chciałam, żeby Charcie denerwował się odbierając 
telefon stacjonarny. Tym bardziej, że zastrzegł, że nie dopuści do mnie żadnego 
chłopaka dopóki nie skończę 21 lat. Mimo wszystko, jeśli chodzi o nie i moje 
bezpieczeństwo, posunie się do każdego czynu. Zaprzysiągł zemstę na Jamesie i 
wątpię, żeby nie spełnił złożonej mi obietnicy… 
 
Z przyjacielem, bo wydaje mi się, że mogę go tak nazwać rozmawiało mi się 
bardzo dobrze. Poruszaliśmy różne tematy… Rozmawialiśmy między innymi o 
szkole. Przez ostatnie pięć miesięcy miałam nauczanie indywidualne, więc nie 
wiedziałam nawet, gdzie dokładnie jest szkoła. W Forks była tylko jedna. 
Chłopak obiecał mi, że oprowadzi mnie po budynku i pomoże w razie 
jakichkolwiek problemów. Ostrzegł mnie też przed dwoma największymi 
plotkarami- Jessice i Lauren. Chyba...   
Wydawało mi się, że znam go od zawsze. Wiem, że to dziwne, ale nigdy przy 
ż

adnym nastolatku przeciwnej płci nie czułam się tak swobodnie i bezpiecznie 

jak przy Edwardzie.   
 
Leżałam w łóżku i sprawdzałam skrzynkę odbiorczą w telefonie. Były tam smsy 
od mamy, np.: 
 

Kochanie, dlaczego się nie odzywasz??? 

Jak się czujecie? 

Wszystko z wami w porządku? 

Odpisz, mama ;** 

 

Histeryczka… 
Znalazłam też kilka wiadomości wysłanych z nieznanego mi numeru. Dostałam 
je kilka minut wcześniej… 
 

Jak tam piękna? 

Nie nudzisz się może? 

Jakby co, możemy spotkać się w naszym miejscu… 

 
Edward? 
 

Plany się zmieniły… Mogę wyjść już dzisiaj. 

Właśnie siedzi u mnie pół rodziny i czeka aż się spakuję, więc nie mogę się z 

tobą pożegnać osobiście ;/ 

Strasznie mi przykro z tego powodu… 

Odezwę się, kiedy będziesz w domu i może uda nam się spotkać.   

Mam taką nadzieję, bo bardzo cię polubiłem… 

 

-Bardzo cię polubiłem…- powtórzyłam przeczytane słowa. Czyli nie byłam 
jedyną osobą, która przywiązała się do szpitalnego towarzysza… 
 
 

background image

 

 

 

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV    

 

Lekarz oznajmił, że mogę wyjść wcześniej… Nareszcie! Z drugiej jednak 
strony, była jedna rzecz, a właściwie osoba, która mnie tu trzymała. Poznałem ją 
dwa dni temu, ale wydaje się jakby minęło kilka lat. Mimo że powiedziała mi o 
sobie sporo, czułem, że skrywała jakąś tajemnicę… Może nie zaufała mi na tyle, 
ż

eby o niej powiedzieć… Postaram się ją do siebie przekonać. Już moja w tym 

głowa. 
 
Nie miałem czasu, żeby pójść się z nią pożegnać, bo tata i Alice ze swoim 
chłopakiem- Jasperem czekali na mnie w Sali. Napisałem więc sms’a, w którym 
wyjaśniłem, że opuszczam szpital i dlaczego nie poszedłem jej o tym 
powiedzieć… 
Nie wiedziałem nawet gdzie leżała! 
 
-Edward, pospiesz się. Nie mamy całej nocy…- odezwała się moja kochana 
młodsza siostra.- Jest 21.37, a ja nie zamierzam przegapić tej świetnej komedii 
romantycznej… 
 
Czy nie wystarczało jej to, że z Jasperem tworzyli związek idealny? Każdy im 
zazdrościł umiejętności dogadywania się. Nawet Emmett i Rosalie- moja 
przyszła bratowa, jak mniemam mają gorsze dni. 
 
-Już chochliku.- co poradzę na to, że przypominała go wyglądem?- Zamykam 
torbę i możemy iść. 
-Nareszcie. Już myślałam, że wcale nie chcesz wychodzić… 
 
Nawet nie domyślała się, że ma odrobinę racji… 
 
Dojechaliśmy do domu i pierwszym, o czym marzyłem był gorący prysznic we 
własnej łazience. Szybko wbiegłem na drugie piętro i już po chwili 
delektowałem się ciepłą wodą i parą unoszącą się w całym pomieszczeniu. Po 
prysznicu zszedłem na dół, chcąc zjeść normalną kolację. Szpitalne jedzenie 
było paskudne. Przeżyłem jedyni dzięki słodyczom z automatu… Tragedia…   
Niestety na dole zastałem Alice i Jaspera „oglądających” wspomniany wcześniej 
film. Nie chciałem im przeszkadzać, więc wróciłem do siebie i włączyłem 
muzykę. Kiedy zaczęła lecieć jakaś wolna piosenka, moje myśli powędrowały 
do Belli. Nie rozumiałem, dlaczego ta dziewczyna tak strasznie mnie interesuje. 
W szkole mogłem mieć każdą, ale nigdy nie korzystałem z tej możliwości. 
Ż

adna z uczennic mojego liceum nie wyróżniała się niczym szczególnym… 

Bella za co miała coś, o czym inne mogły tylko pomarzyć- osobowość.   
Sprawiała ona, że chciałem przebywać z tą dziewczyną… Tylko co to takiego? 
 

background image

 

 

Nim się spostrzegłem, usnąłem… 
Miałem cudowne sen. Śniła mi się córka komendanta. Szliśmy razem, trzymając 
się za ręce. Dookoła był tylko las. Wszędzie było ciemno, a jedyne światło 
wydobywało się z naszych splecionych rąk…   
Nie wiem, czy podświadomość zmusiła rozum do tego snu, ale cokolwiek za 
tym stało, zasługuje na moją wdzięczność… 
 
Obudziłem się dosyć późno. Było kilka minut przed trzynastą. Esme- moja 
mama nie lubiła co prawda tak późnego wstawania, ale powinna darować mi ten 
jeden, jedyny raz. Jakby na to nie patrzeć, ostatnimi czasy, leżąc w szpitalu nie 
miałem wielu zająć poza spaniem.   
 
Postanowiłem nie robić nic pożytecznego i pierwszy dzień w domu przeznaczyć 
na odpoczynek od odpoczynku. Wiem, jestem dziwny… Nie moja wina. 
Była sobota, więc Alice na pewno spędzała ją w Centrum Handlowym w 
którymś z większych miast niedaleko Forks. Ta dziewczyna ma dopiero zajęcia. 
Dziwię się Jasperowi, że z nią wytrzymuje… 
Emmett za to pewnie został na noc u Rosalie… Znając mojego brata, nie wróci 
do domu przed końcem weekendu.   
 
Wstałem z łóżka i wszedłem do mojej własnej łazienki znajdującej się przy 
pokoju. Nigdy nie lubiłem kolejek. Szczególnie, kiedy któraś z domowniczek 
szykowała się do wyjścia. Nawet jeżeli były to zwykłe zakupy. Rodzice 
postanowili więc nie słuchać więcej mojego narzekania i przerobili moją 
dziwnie wielką garderobę na własną oazę spokoju. Takim oto sposobem od 
dwóch lat nie muszę czekać aż Alice dobierze odpowiedni odcień tuszu do 
sukienki… 
Po wykonaniu rutynowej toalety, przesunąłem stertę ubrań z środka pokoju w 
kąt.   
Może jednak na garderoba do czegoś by się przydała? 
 
Zszedłem na dół, gdzie mama krzątała się po kuchni nie do końca wiedząc czym 
się zająć… Raz mieszała coś w garnku, żeby za chwilę wyjąć ciasto z 
piekarnika. Nie wiedziałem nigdy, dlaczego tak bardzo uwielbia gotować, ale 
szczerze mówiąc, stęskniłem się za potrawami mojej rodzicielki. 
 
-Edward, kochanie… Nareszcie wstałeś!- krzyknęła bardzo entuzjastycznie 
zauważywszy mnie- Już myślałam, że wstaniesz dopiero na kolację. 
-Spokojnie mamo, nie darowałbym sobie, gdybym nie zjadł wreszcie czegoś 
pysznego, a jak wszyscy bardzo dobrze wiemy, nikt nie gotuje tak jak ty…- 
trzeba umieć przypodobać się komuś, kto odpowiada za twoje żywienie, 
zakwaterowanie i bezpieczeństwo… 
-Widzę, że nie polubiłeś szpitalnej kuchni… Usiądź, zaraz nakryję do stołu.- 
powiedziała posyłając mi szeroki uśmiech- Aha, następnym razem wstać na 
ś

niadanie… 

 

background image

 

 

Oboje się zaśmialiśmy… 
Obiad jedliśmy tylko ja, mama i tata, ponieważ tak jak przewidywałem reszta 
mojego rodzeństwa miała inne plany tego dnia. Ojciec opowiadał historie, które 
wydarzyły się na jego oddziale w ciągu ostatnich dni… Zawsze lubiłem tego 
słuchać. Podziwiałem go za to, że ratował ludzkie życie i kiedyś myślałem 
nawet, żeby też zostać lekarzem…   
Posiłek mijał w bardzo przyjemnej atmosferze, kiedy przypomniałem sobie coś 
bardzo ważnego. Bella wyszła już ze szpitala… 
 
-Tato, mógłbyś powiedzieć mi gdzie mieszka Swan?- zapytałem badając wyraz 
jego twarzy. Na pewno zastanawiał się do czego potrzebna jest mi ta 
wiadomość. 
 
Trudno się do tego przyznać, ale po prostu stęskniłem się już za jego córką… 
Miałem z planach zadzwonić do niej albo napisać sms’a, ale doszedłem do 
wniosku, że skoro jest już w domu i pewnie nie mieszkamy za daleko od siebie, 
mógłbym ją odwiedzić… Co ona ze mną zrobiła? 
 
-Synu, oczywiście, że podam ci jego adres, ale jeśli masz jakieś kłopoty, przyjdź 
z tym do nie… Razem znajdziemy rozwiązanie. 
-Dziękuję tato, ale nie mam kłopotów. Chcę pojechać tam czysto towarzysko. 
 
Zarówno on, jak i mama spojrzeli na mnie dziwnie. 
 
Starłem właśnie przed drzwiami, nie wiedząc, czy powinienem zacisnąć 
dzwonek, czy nie. Zastanawiałem się co zrobię jeżeli ojciec Belli zamknie mi 
drzwi przed nosem. Było już późno i nie chciałem przeszkadzać żadnemu z 
nich. Ostatecznie zdecydowałem się jednak spróbować… 
 
-Witam, szeryfie Swan…- przywitałem się ze strachem- Chciałbym zobaczyć 
się z Bellą. Zastałem ją w domu? Obiecuję, że nie zajmę jej dużo czasu. 
-Proszę.- odpowiedział niechętnie- Na piętrze, pierwsze drzwi po lewo… 
 
Wszedłem tak, jak pokierował mnie ojciec dziewczyny. Bez problemu 
znalazłem się pod wskazanymi przez niego drzwiami. Zapukałem do nich z 
nadzieją, że mimo wszystko nie pomyliłem się. Po usłyszeniu cichego 
pozwolenia, nacisnąłem klamkę, a to, co zastałem w środku spowodowało, że 
serce przestało mi bić, a szczęka upadła na ziemię… W głębi pomieszczenia 
stała Bella trzymająca na rękach niemowlę… Kiedy mnie zauważyła, jej twarz 
wyrażała niepewność, wstyd i… strach? Czyżby bała się, że zrobię krzywdę jej 
albo tym bardziej dziecku? 
 
-Edward…- szepnęła, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.- Co ty tu 
robisz? Mój ojciec wpuścił cię do domu? 

background image

 

 

-Tak, chociaż mogę się domyślić, że nie zrobił tego zbyt chętnie.- uśmiechnąłem 
się do niej- Muszę powiedzieć, że do twarzy ci z dzieckiem…- zaśmiałem się. 
Ale tylko ja… 
 
Dziewczyna usiadła na łóżku, nadal nie wypuszczając tej małej istotki z objęć… 
Dopiero wtedy zauważyłem stojące tuż obok łóżeczko dziecięce i coś, co moja 
mama nazywała przewijakiem… 
 
-Możesz powiedzieć mi o co tu chodzi? Oczywiście jeśli chcesz…- zapytałem 
siadając przy niej. Dziecko zapłakało… 
-Cóż…- spojrzała w swoje ręce- To jest moja córka. Ma 3 dni i to właśnie 
dlatego wylądowałam w szpitalu. Leżałam na położnictwie. Nie chciałam cię 
okłamywać, ale 16-latka nie powinna się raczej chwalić tym, że ma dziecko. 
Myślałam, że lepiej będzie nie obarczać cię moimi problemami, bo na pewno 
masz własne… 
 
Przyjrzałem się zawiniątku, która znajdowało się tylko kilkanaście centymetrów 
ode mnie… Bardzo przypominało Bellę… Musiałem wszystko sobie poukładać 
w głowie. Bella miała dziecko, co znaczy, że zapewne posiadała też chłopaka… 
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że córka szeryfa najprościej w świecie mnie 
zauroczyła… 
 
-Jest śliczna… Wygląda całkiem jak ty. Jej ojciec na pewno się z tego powodu 
cieszy… 
Nastała chwila ciszy… 
 
-Ona nie ma ojca.- odparła cicho moja towarzyszka, wycierając jednocześnie łzy 
spływające po jej policzkach- Nigdy więcej o nim nie wspominaj, bo nie ręczę 
za siebie.   
-Boże, …czy on zrobił ci krzywdę?- w tym momencie zamierzałem dorwać tego 
kretyna. 
-James był największym podrywaczem w mojej poprzedniej szkole. 
Dziewczyny traktował jako łatwy sposób na zarobienie na zakładach z 
kumplami. Na jednej z dyskotek zarobił też na mnie.- przerwała i zaniosła się 
płaczem- Szarpanie i próby ucieczki na nic się    nie zdały… Był dużo 
silniejszy… 
 
Spodziewałem się raczej, że zostawił ją, kiedy dowiedział się o ciąży. Nawet nie 
pomyślałem, że mógł skrzywdzić ją w ten sposób. Jeśli wcześniej chciałem go 
znaleźć, teraz na niczym nie zależało mi tak bardzo, jak na zabiciu go… 
 
-Obiecuję, że już nigdy nie spotka cię nic podobnego. Nie mogę uwierzyć, jak 
ktoś może być tak okrutny. 
-Niczego nie obiecuj. Muszę na chwilę wyjść, zaraz wrócę.- włożyła małą do 
łóżeczka i opuściła pomieszczenie. 
 

background image

 

 

Siedziałem i myślałem o tym, czego się właśnie dowiedziałem, kiedy z 
rozmyślań wyrwał mnie płacz. Co miałem zrobić? 
Wstałam i podszedłem do źródła płaczu. Schyliłem się i bardzo ostrożnie 
chwyciłem dziecko z ramiona. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z 
nikim dużo młodszym od siebie, więc nie wiedziałem, jak się z nią obchodzić… 
Przyłożyłem ją do piersi i zacząłem chodzić po pokoju, kołysząc ją 
jednocześnie. Po chwili poczułem, jakby zaczęła się uspokajać. Uśmiechnąłem 
się w myślach. Chyba w przyszłości nie byłby ze mnie zły ojciec… Kiedyś 
słyszałem w telewizji, że niemowlęta lubią, kiedy się do nich mów. 
Postanowiłem spróbować… 
 
-Witaj piękna.- przypomniało mi się, kiedy ostatnio wypowiedziałem te słowa- 
Musze powiedzieć, że urodę odziedziczyłaś po mamie. Zawsze bądź z tego 
dumna, pamiętaj… 
 
Mówiłem do niej dobre kilka minut aż zobaczyłem, że jej oczka zamknęły się i 
zapadła w głęboki sen… 
 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

    

Trzymał ją na rękach… Powiedział jej, że jest piękna. Dokładnie tak samo, jak 
mi ostatnio. Stałam w progu i patrzyłam na nich. Cudownie razem wyglądali… 
Mojej córce już zawsze będzie brakowało ojca, ale nic na to nie poradzę. Może 
w przyszłości znajdzie się ktoś taki jak Edward. Ktoś, kto na wiadomość, że 
mam dziecko nie ucieknie z krzykiem i nie zostawi mnie samej… 
 
To była pierwsza noc małej w domu. Do tej pory zajmowały się nią pielęgniarki, 
a ja dostawałam ją tylko na czas karmienia. Teraz musiałam sprostać jakże 
trudnemu zadaniu opieki nad nią. Chłopak, który odwiedził mnie dzisiaj 
strasznie zaskoczył mnie propozycją, że zostanie z nami i pomoże mi przetrwać 
pierwszą noc. Nie bałam się zaufać mu w kwestii własnego dziecka. Sama się 
sobie dziwię z tego powodu. Przez kilka godzin na przemian ze mną nosił, 
usypiał i przewijał małą. Kiedy miał ją w ramionach, mogłam usłyszeć, jak 
nazywa ją swoją gwiazdką*… To było słodkie. Okazał nam tyle serca, ile nikt 
wcześniej w całym moim życiu. Wolał czuwać ze mną całą noc, aniżeli jechać 
do domu i spokojnie się wyspać…   
Nic nie wyrazi mojej wdzięczności. Gdyby nie on, mała kilka razy spadłaby z 
mojego łóżka lub zapomniałabym zmienić jej pieluszkę… 
 
Następnego rana musiał niestety opuścić nasz dom… Z córką na rękach 
odprowadziłam go do drzwi wejściowych. Zanim wyszedł, uściskał ją jeszcze 
raz… 
 

background image

 

 

-Strasznie ci dziękuję, Edwardzie. Naprawdę nie musiałeś ze mną zostawać…- 
posłałam mu najszerszy uśmiech, na jaki było mnie spać po tylu godzinach bez 
snu- Jednak zrobiłeś to i bardzo mi pomogłeś. Gdyby nie ty… 
-Nic już nie mów. Było ciężko, przyznaję, ale opieka nam nią to sama 
przyjemność…- wskazał na moje ręce Moja gwiazdka świeci jasno i jeśli 
pozwolisz, chciałbym ją jeszcze kiedyś zobaczyć. Pozwól mi pojawić się 
czasami u was i spędzać z wami czas, proszę… 
-Oczywiście, przychodź kiedy tylko chcesz… Jeszcze raz dziękuję. 
 
Kiedy wyszedł, usiadłam na kanapie w salonie z małą na rękach i czekałam 
cierpliwie aż stanie tata i dostanę reprymendę za dopuszczenie chłopaka do 
siebie i jego wnuczki… Sprawę pogarszał fakt, że pozwoliłam mu zostać na noc. 
Zapowiadało się piekło… 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
_______________________________________________________________ 
* Edward nazywa córkę Belli swoją Gwiazdką. Stąd wziął się tytuł FF…   

background image

 

 

Rozdział trzeci 

 

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV    

 

Była niedziela. Dokładniej kilka minut przed ósmą, kiedy zaparkowałem przed 
domem. Zwykle o tej godzinie rodzice byli już w pracy. Zdziwił mnie więc 
widok stojących na podjeździe aut mamy i taty… Pewnie zauważyli, że nie 
wróciłem na noc do domu i czekali, żeby powiedzieć mi co o tym myślą. 
Ś

wietnie! Byłem niewyspany, zmęczony, głowa bolała mnie od częstego płaczu 

dziecka… Jak miałbym znieść jeszcze pogadankę z rodzicami? 
 
Wszedłem do domu i szybkim krokiem skierowałem się do schodów. Dziwne, 
nikt mnie nie zatrzymał. 
Będąc już na górze, usłyszałem tylko: 
 
-Mamo, ja się wszystkiego dowiem…- Alice! 
 
Uwielbiałem moją młodszą siostrę i rzeczywiście, jeśli miałem się komuś 
zwierzać, zawsze była to ona. 
 
Zamknąłem drzwi swojego pokoju tylko po to, żeby zaraz otworzyć je i wpuścić 
siostrę… 
Usiadła na czarnej skórzanej kanapie stojącej przy oknie i spojrzała na mnie 
znacząco… 
 
-Możesz mi powiedzieć, gdzie byłeś?- zapytała spokojnie- Chodzi o 
dziewczynę? Znowu któraś ci się naprzykrza? 
-Nie Alice… Nie wiem, jak to powiedzieć…- powoli zebrałem wszystkie myśli- 
To ma związek z dziewczyną… a raczej dzieckiem… 
 
Chochlik momentalnie zastygł w miejscu… Minęła dłuższa chwila, zanim 
zdołała ponownie się odezwać. 
 
-Komu zrobiłeś dziecko?!- krzyknęła chyba najgłośniej jak umiała. Oby rodzice 
już wyszli. 
-Dziewczyno, spokojnie, nikomu nie zrobiłem żadnego dziecka… Tu nie chodzi 
o moje.- właśnie dowiedziałem się, jakie zdanie miała o mnie siostra. 
-Więc czyje? 
 
Postanowiłem opowiedzieć jej o Belli i mojej Gwiazdce. Od poprzedniej nocy 
właśnie tak nazywałem córkę dziewczyny. 
 

background image

 

 

-Znasz Bellę- córkę szeryfa?- zapytałem- Przeprowadziła się tu niecałe pół roku 
temu… 
-Słyszałam co nieco, ale nigdy jej nie spotkałam. Dziwne… 
-Nie pokazywała się nigdzie, bo była w ciąży i chciała uniknąć plotek na ten 
temat. Poznaliśmy się w szpitalu kilka dni przed moim wyjściem. Nie 
powiedziała mi, dlaczego tam leżała. Alice, to naprawdę świetna dziewczyna… 
Wyciągnąłem od taty jej adres i pojechałem tam wczoraj. Okazało się, że 
właśnie urodziła dziecko. To była pierwsza noc małej w domu, a Bella była 
strasznie zmęczona, więc postanowiłem jej pomóc. Może mi nie uwierzysz, ale 
to dziecko od razu mnie zauroczyło.- zamyśliłem się- I naprawdę podziwiam tą 
dziewczynę… Ma 16 lat i dziecko, które przypomina jej o strasznym 
wydarzeniu z przeszłości, a i tak patrząc na nią, widzę, że je bardzo kocha… 
-Rozumiem. Jest mi jej szkoda…- Alice miała wyraźnie zaszklone oczy- 
Chciałabym ją poznać. 
-Może kiedyś. Ale teraz mam do ciebie pytanie… Jesteś dziewczyną, więc może 
wiesz, czego potrzeba niemowlętom i młodym matkom? Chcę im jakoś pomóc. 
Szeryfa cały dzień nie ma i Bella musi radzić sobie sama. 
-Jasne, że wiem…- uśmiechnąłem się szeroko.   
 
Zakupy to jej życie. Wcale nie zdziwiło mnie, że wie takie rzeczy. 
 
Siostra wymieniła naprawdę długą listę artykułów, które mogą przydać się 
dziewczynie. Najbardziej do gustu przypadł mi jednak wózek. Mógłby pomóc w 
bardzo wielu sprawach. Zdecydowałem się, że go kupię. Niestety w niedzielę 
otwarte było tylko Centrum Handlowe w Seattle. Jeśli chciałem zdążyć 
dostarczyć prezent tego samego dnie, musiałem zrezygnować ze spania i od razu 
ruszyć w drogę… 
 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

 

    

 

Był jeden z najcieplejszych dni w Forks. Siedziałam przed telewizorem i 
cieszyłam ostatnimi chwilami ciszy. Małą powinna się niedługo obudzić. 
Gdyby nie Edward, nie zmrużyłabym oka przez całą noc. Cud, że udało mi się 
przespać chociaż godzinę… 
 
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Tata miał zostać w pracy dłużej, a nie znam 
raczej nikogo, kto mógłby mnie odwiedzić. Kto to mógł być? 
 
-Cześć.- przywitał się Edward, kiedy wpuściłam go do środka. 
-Cześć, ale co ty tutaj robisz?- zdziwiła mnie jego wizyta- Myślałam, że nie 
wstaniesz przed wieczorem… 
-Szczerze mówiąc, nawet się nie położyłem. Mam dla was niespodziankę.- 
otworzył drzwi i wskazał na wielkie pudło stojące za nimi. 
-Co to jest? Nie mogę go przyjąć! 

background image

 

 

-Wydaje mi się, że będziesz musiała.- uśmiechnął się zawadiacko- Bez tego nie 
damy rady nigdzie dzisiaj wyjść. 
 
Chłopak rozpakował prezent i moim oczom ukazał się piękny czerwony wózek 
dziecięcy. Chyba oszalał, jeśli myślał, żeby kupił go dla mojego dziecka. To 
prawda, nie mieliśmy nawet jeszcze w planach kupna czegoś podobnego. Nie 
było nas na to stać. Mój tata jako policjant nie zarabiał ogromnych sum… 
Cullenowie nie mieli takich problemów, ale to nie znaczyło, że Edward ma 
wydawać swoje pieniądze na moja córkę… 
 
-Powiesz mi, gdzie masz zamiar iść?- zapytałam, próbując zmienić temat. 
-Jest taka ładna pogoda, więc pomyślałem, że moglibyśmy iść do parku. 
Oczywiście, jeśli chcesz… 
 
Zgodziłam się. Szliśmy zielonymi uliczkami jedynego parku w Forks… 
Chcąc czy nie, musiałam zgodzić się przyjąć wózek chociaż na jeden dzień. Bez 
niego rzeczywiście nie udałoby się nam wyjść. Nie żałuję. Było pięknie… 
Ś

wieciło słońce, wiał lekki wiatr. Pogoda idealne i niestety niespotykana w tym 

mieście za często. 
 
Podeszła do nas jakaś para. Bardzo do siebie pasowali. Przynajmniej z wyglądu. 
Oboje wyglądali jak gwiazdy filmowe. Chłopak był postawnym brunetem, ale 
patrząc na uśmiech na jego twarzy, był niegroźny. Natomiast jego partnerka była 
wysoką blondynką zbudowaną na wzór bogini…   
Edward, który przez całą drogę prowadził nasz nowy nabytek ze swoją 
Gwiazdką w środku, zatrzymał się i spojrzał na przybyszy… 
 
-No, no bracie…- odezwał się „mięśniak”- Nie wiedziałem, że zostałem 
wujkiem. Zobacz Rose, jaką niespodziankę zrobił nam mój brat. 
 
Jego brat? To musiał być w takim razie Emmett… 
 
-Gdybyś powiedział wcześniej, na pewno kupiłbym coś dla twojej córeczki i 
dziewczyny… 
-Emmett, nie żartuj… Gdybym miał… 
 
Nie dałam jednak dokończyć mojemu towarzyszowi. Dlaczego nie miałabym się 
lekko zabawić? 
 
-Gdyby miał ci powiedzieć o tym wcześniej, nie byłbyś teraz tak zaskoczony…- 
dokończyłam za niego- Jestem Bella. 
-Emmett, a to moja dziewczyna- Rosalie.- przedstawił siebie i ją jednocześnie- 
Czyli mój brat na serio zmienia teraz pieluchy i chodzi na spacerki? 
 
Czy on jest tak mało kapujący, czy tylko żartuje? 

background image

 

 

Nigdy nie widział mnie na oczy, a myśli, że jestem matką dziecka jego brata? 
Dziwne… 
 
Przez całą nasza rozmowę Edward stał i kołysał z swoich ramionach małą, która 
płakała po przebudzeniu. Wyglądali jeszcze lepiej niż w nocy…   
Nie zauważył nawet, kiedy pożegnałam się z Emmett’em i Rosalie. Dziewczyna 
w trakcie spotkania nie odezwała się ani słowem. 
 
Chwile później usiedliśmy na jednej z ławek. Chłopak nadal milczał, co nie 
trochę zastanawiało. Postanowiłam dowiedzieć się dlaczego… 
 
-Edward, coś się stało?- zapytałam- Nie powinnam tego mówić, tak? 
Przepraszam, ale widziałam, że twój brat jest rozkojarzony i chciałam to 
wykorzystać… Do jutra na pewno zapomni i mnie i tym wydarzeniu. 
-Bello, nic nie szkodzi. Emmett jest po prostu strasznie gadatliwy i będę musiał 
tłumaczyć wszystko rodzicom, bo co do tego, że im o tym powie, nie mam 
najmniejszych wątpliwości.- uśmiechnął się- Jeśli czujesz się lepiej, udając, że 
to moje dziecko, rób to śmiało. Póki nikt w szkole się o tym nie dowie, mogę 
odgrywać tatusia. 
-Jeżeli zniszczy ci to reputację, nie musisz się ze mną widywać. Pewnie twoja 
dziewczyna się o tym dowie i będzie po mnie.- zażartowałam. 
-Nie mam dziewczyny, a pomagać ci będę czy tego chcesz, czy nie.- 
rozpromienił się i zakołysał wózkiem… 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

 

Rozdział czwarty 

 

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV    

 

Siedziałem w kuchni i próbowałem zjeść kanapkę, którą sam zrobiłem. To były 
tortury… Nie umiałem nawet posmarować chleba masłem, a to jest warte tytułu 
„Najgorszego kucharza świata”… 
 
Do pomieszczenia weszła moja mama. Jej mina mówiła, że rozmowa, jaką 
chciała ze mną przeprowadzić nie będzie ciekawa. Mimo to, zobaczyłem w jej 
oczach zmartwienie… Chyba wiedziałem, o co chciała zapytać. 
 
-Synku, martwi mnie pewna sprawa.- zaczęła niepewnie- Twój brat powiedział 
mi o czymś, w co nie wiem, czy powinnam wierzyć…- spojrzała na mnie ze 
współczuciem?- Czy dzisiaj w parku byłeś… Chodzi mi o to, czyje to było 
dziecko? 
-Mamo, wiem, co powiedział ci Emmett, ale nie martw się, ono nie jest moje… 
 
Kiedy tylko to powiedziałem, uśmiechnęła się szeroko… Uwielbiam, jak to robi. 
Wszyscy mówili zawsze, że swój uśmiech odziedziczyłem właśnie po niej, ale 
nie wierzyłem w to. 
 
-Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie ulga. Oczywiście nie miałabym pretensji, 
gdyby było inaczej, ale co do taty… nie jestem pewna. 
-Już to sobie wyobrażam. Na pewno wyrzuciłby mnie z domu.- zaśmiałem się- 
Do czasu, kiedy zobaczył małą. Jest piękna. 
-Cieszę się kochanie, że pomagasz tej dziewczynie. Słyszałam co ją spotkało… 
Potrzebuje teraz dużo wsparcia, a co będzie, kiedy pójdzie do szkoły… Szeryfa 
nie stać na nauczanie indywidualne. 
 
Całkowicie zapomniałem o szkole. Miałem tam wrócić już następnego dnia. Ja 
wracałem jednak na pewny grunt, ale Bella… Wiem, że wybiera się do tej 
szkoły i jeżeli naprawdę chciałem jej pomóc, musiałem się postarać. Na 
szczęście w niedziele jest czynny sekretariat. Dobrze byłoby wiedzieć w której 
klasie będzie, a jeszcze lepiej zapisać ją do mojej… 
 
Chodziłem w kółku, uspokajając Gwiazdkę… Bella nie mogła się skupić na 
pakowaniu się do szkoły, a zostało nad 15 minut do dzwonka.   
Kazałem jej zająć się sobą, kiedy ja przygotuję rzeczy potrzebne dziecku. 
Dziewczyna oprócz ojca nie miała nigdzie w pobliżu żadnej rodziny ani 
znajomych, więc nie miała go z kim zostawić. Byliśmy w takim razie zmuszeni 
zabrać ją ze sobą. Oczywiście Bella, która skutecznie ukrywała swoją ciążę, nie 

background image

 

 

cieszyła się z takiego obrotu spraw… Przy odrobinie szczęścia, może moja 
mama mogłaby się nią zająć. Postanowiłem ją o to zapytać przy okazji… 
 
-Książki są, plan jest, nosidełko…- wymieniała poszczególne przedmioty.- 
Edward, masz nosidełko? 
-Jeśli to jest to, w czym leży mała, to tak… 
 
Spojrzałem na czerwoną chustę przewieszoną przez moje ramię. Jakby nie 
patrzeć nosiłem w niej dziecko, więc to chyba nosidełko. 
 
-Możemy już iść?- zapytałem- Jeśli teraz nie wyjdziemy, spóźnimy się 
pierwszego dnia… 
 
Wysiedliśmy z samochodu zaparkowanego na moim stałym miejscu przed 
szkołą.   
Widząc mnie, większość dziewczyn zaczęło iść w kierunku miejsca, gdzie 
przebywałem. Nigdy nie rozumiałem co one we mnie widzą. Żadnej nie dałem 
do tej pory złudnych nadziei… 
Podszedłem do drzwi pasażera i odebrałem od Belli małą. Umieściłem ją 
ponownie w nosidełku i pomogłem wysiąść dziewczynie. 
 
Może to dziwne, ale pierwszy raz czułem aż takie zainteresowanie moją osobą. 
Kiedyś myślałem, że nie może być gorzej, a jednak… Szedłem przez korytarz z 
Bellą przy boku i jej córką na piersiach, a oczy wszystkich były skierowane na 
nas… 
 
-Edward, wszyscy się na nas patrzą. Wiesz, o czym na pewno myślą…- 
odezwała się cicho tuż przy moim uchu. 
-Niech myślą, co chcą, nie przyjmuj się nimi.- lekko ścisnąłem jej rękę wiszącą 
do tej pory bezwładnie. Wiem, że to był niebezpieczny ruch w tym momencie. 
Trudno…-    Chodźmy od razu do klasy.   
 
Na początku lekcji nauczyciel tradycyjnie rozejrzał się po pracowni i spojrzał na 
listę obecności. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego jej po prostu nie odczyta, 
ale z nim nigdy nic nie wiadomo… 
 
-Widzę, że mamy nową uczennicę.- spojrzał na brunetkę, która siedziała ze mną 
w ławce- Prosimy na środek… 
 
Wstała i usłyszałem tylko westchnięcie wydobywające się z jej ust. Widać nie 
chciała o sobie opowiadać. Nikt nie lubił pierwszego dnia w nowej szkole, ale w 
przypadku Belli był on już i tak stresujący… 
 
-Nazywam się Isabella Swan, mam 16 lat i mieszkam tu od pięciu miesięcy. 
Przeprowadziłam się z Phoenix w Arizonie. Interesuję się literaturą i muzyką.- 

background image

 

 

spuściła głowę, jakby bała się spojrzeć na osoby znajdujące się dookoła- I jak 
już zauważyliście, mam córkę… 
-Z Cullenem!- krzyknął ktoś za mną, na co wszyscy zaczęli się śmiać. 
 
Mike Newton…   
 
Zerwałem się z krzesła i złapawszy go za koszulkę, podciągnąłem do góry. 
Gdyby nie to, że miałem przy sobie dziecko, którego nie chciałem obudzić, 
leżałby już i wrzeszczał z bólu. 
 
Dziewczyna wróciła do ławki i rzuciła zeszyty na ławkę. Uderzając o drewno, 
spowodowały dość głośne łupnięcie, co obudziło zawiniątko… 
 
Bella wyciągała już ręce, aby ją ode mnie zabrać, ale miałem inne plany… 
 
-Proszę pana, czy moglibyśmy na chwilę wyjść?- odezwałem się nieproszony- 
Mamy tu sytuację awaryjną. 
-Pan niech zostanie, a panna Swan może wyjść. Tylko proszę zaraz wrócić.- 
zwrócił się do niej. 
 
Podałem jej dziecko i torbę z jego rzeczami. Po chwili wyszła z klasy… 
 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

 

Weszłam do łazienki. Mała potrzebowała natychmiastowej zmiany pampersa. Z 
torby, którą dostałam od Edwarda wyjęłam kocyk i umiejscowiłam go na dość 
dużym parapecie. Miał sprawować rolę przewijaka… 
 
Chwilę po mnie do pomieszczenia weszła niewysoka blondynka. Spojrzała na 
mnie przelotnie i skupiła się na swoim odbiciu w lustrze… 
 
-Jestem Jessica.- odezwała się nagle- Gratuluję. 
-Dziękuję. 
-Nie mówiłam o nim… 
-Niej.- poprawiłam ja szybko. 
-Mniejsza o to.- kontynuowała- Widzę, że wskoczyłaś Cullenowi do łóżka. 
Powiem ci, że jesteś pierwszą w szkole, której się to udało. Nawet nie wiesz ile 
dziewczyn ci zazdrości. Oczywiście żadna nie chciałaby wpaść, ale byłby 
powód do rozmów z przyjaciółkami. 
 
Słysząc to, chciałam jak najszybciej wrócić do klasy. Niestety mała nie dała się 
w spokoju przewinąć. Zaczęła bawić się nogami, co skutecznie uniemożliwiało 
mi działanie. 
 

background image

 

 

-Niedługo cię zostawi. Muszę tylko wkroczyć do akcji, a nawet    nie zauważysz, 
kiedy to ja będę chwaliła się nocą spędzoną z Edwardem. 
-Jessica, tak?- upewniłam się- W ogóle go nie znasz… 
-Nie myśl sobie, że jesteś lepsza ode mnie. Jestem pewna, że przespał się z tobą 
z nudów, a teraz biedak jest skazany na ciebie i to coś. 
 
Czułam, jak do oczu napływały mi łzy. Mogła mówić o mnie wszystko, ale nie 
ma prawa czepiać się mojej córki, a już tym bardziej Edwarda, który pomaga 
nam całkowicie bezinteresownie. Naraża się na dziwne spekulacje tylko dlatego, 
ż

eby mi pomóc… 

 
-Nie waż się tam mówić! –krzyknęłam i nareszcie schowałam kocyk z 
powrotem do torby.- A z Edwardem nie spałam. Jestem też pewna, że nigdy nie 
dotknąłby kogoś chociaż w najmniejszym stopniu podobnego do ciebie!- odkąd 
tu przyjechałam, nie zdarzyło mi się jeszcze podnieść głosu- A skoro z nim nie 
spałam, to nie może być jego dziecko. 
-Nawet lepiej.- uśmiechnęła się wrednie- Sama przyznałaś, że się puszczasz. 
Pewnie sama nie wiesz czyje jest… Żałosne. 
 
Łzy spływały już swobodnie po moich policzkach, kiedy weszłam do klasy.   
Usiadłam na swoim miejscu i przytuliłam do siebie małą. Widząc mój stan, 
Edward chciał ją przejąć, abym mogła się uspokoić… 
 
-Nie…- wtuliłam się w nią bardziej- Potrzebuję jej teraz. 
-Co się stało?- zapytał ze zmartwieniem. 
-Ostrzegałeś mnie przed nią…- zaniosłam się jeszcze większym płaczem- Jak 
mogła tak powiedzieć? 
-Jessica? Spotkałaś ją?- objął mnie ramieniem. 
 
Kiwnęłam twierdząco głową… 
 
-Co ci powiedziała? 
-Nazwała mnie… puszczalską. Powiedziała, że nie wiem, kto jest ojcem mojej 
córki, rozumiesz? 
-Obiecuję, że jeszcze dzisiaj się tym zajmę. Nie ma prawa się do ciebie choćby 
odzywać. Każdy w tej szkole wie, że to ona jest łatwa. Mogłaby wygrać nawet 
jakiś konkurs… 
-Edward, nie musisz. Zrobiłeś już dla nas tak dużo. 
-Nie musze, ale chcę.- uśmiechnął się i wytarł łzy z mojej twarzy- Nie płacz już.   
 
Kolejne trzy lekcje minęły bez większych problemów. Nie znaczy to jednak, że 
uczniowie zaprzestali rozmów na mój temat. Spodziewałam się, że właśnie tam 
będzie wyglądał mój pierwszy dzień w szkole. Na pewno byłby dużo gorszy, 
gdyby nie obecność Edwarda. Wstawiał się za mną u nauczycieli i bronił przed 
atakami rówieśników. 
 

background image

 

 

Siedzieliśmy właśnie przy jednym ze stolików w stołówce. Było z nami 
rodzeństwo chłopaka, a także Rosalie i Jasper. Był to bardzo spokojny i miły 
chłopak. Za to jego dziewczyna- Alice… To wulkan energii. Na przywitanie 
przytuliła mnie, a potem dopadła do małej i była jak w transie… 
 
-Jest taka śliczna…- mówiła ciągle- Mogę ją potrzymać? Jestem teraz ciocią… 
-Chochliku, nie jesteś ciocią.- odezwał się Edward 
-Jeśli chce, proszę bardzo… Będzie mi bardzo miło.- zaśmiałam się. 
 
Cieszył mnie fakt, że w szkole znalazły się też osoby, które nie tylko akceptują 
moje dziecko, ale lgną do niego bardzo chętnie. 
Alice, jako że była siostrą chłopaka, który strasznie ułatwia mi życie i daje 
poczucie bezpieczeństwa mi i mojemu dziecku, mogła nazywać się jego ciocią. 
Poza tym była naprawdę przyjacielską osobą. Z kimś takim mogłabym się 
zaprzyjaźnić. Na dobrych przyjaciół nadawała się cała paczka Edwarda. 
 
-Zobaczysz Bello, będziemy najlepszymi przyjaciółkami.- powiedziała 
dziewczyna w przerwie w rozmowie z niemowlęciem. 
 
Przerwa szybko się skończyła. Zdążyłam tylko zjeść szybko jakąś sałatkę i 
wymknąć się do łazienki, żeby nakarmić małą. Oczywiście Alice i Rosalie 
uparły się, że jako ciocie muszą we wszystkim towarzyszyć mojej córce. 
Siedziały więc na parapecie i obserwowały, jak karmiłam… 
 
Do domu wróciłam koło 16:00. Kiedy córka spała grzecznie w łóżeczku, 
ugotowałam obiad dla siebie i taty. 
 
Przyszedł pół godziny później… 
 
-Jak minął pierwszy dzień w szkole?- zapytał przy jedzeniu, jakby była to 
całkiem normalna sytuacja. 
-Tato… Jak miał niby minąć? Wszyscy szeptali po kątach. 
-Wszystko się ułoży, obiecuję. Dorwę Jamesa i zapłaci za to co ci zrobił. Nie 
pozwolę, żebyś była skazana na coś takiego, podczas gdy on żyje sobie w 
najlepsze. 
-Wiem, tato.- wstałam od stołu i zaczęłam zmywać- Niedługo przyjdzie Edward, 
ż

eby pomóc mi wykąpać małą. 

-Bello, mówiłem ci już, że nie życzę sobie, żeby kręcił się koło ciebie 
jakikolwiek chłopak… 
-Znasz przecież jego rodziców. Poza tym wątpię, że dałbyś radę pomóc po 
całym dniu w pracy… 
 
Nie zaprzeczył. Wiedziałam, że po powrocie z komisariatu nie miał siły na nic. 
Może i Forks to małe miasto, ale nawet tu zdarzają się napady i kradzieże… 
 

background image

 

 

Edward przyjechał niedługo potem. Przywiózł ze sobą kolejną niespodziankę. 
Była nią ciocia Alice… 
 
We trójkę szybko zajęliśmy się kąpaniem, karmieniem, przewijaniem i 
usypianiem. Potem mieliśmy czas dla siebie. Zeszliśmy do salonu i włączyliśmy 
telewizję.   
W Phoenix nie miałam znajomych, z którymi mogłabym robić coś tak 
normalnego. 
 
Nie wiem, dlaczego ta rodzina była dla mnie taka dobra, ale wiem, że nigdy im 
tego nie zapomnę… 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

 

Rozdział piąty 

 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

 

Minął tydzień… 
Tydzień chodzenia do szkoły i słuchania złośliwych komentarzy innych 
uczniów. Tydzień prawie nieprzespanych nocy… 
 
Tego dnia za oknem widać było tylko ciemne chmury i kałuże. W Phoenix 
padało może dwa razy w roku, ale i tak nie były to ulewy, jakie spotykam tu… 
Szykowa łam się właśnie do wyjścia do szkoły. Edward miał przyjechać za kilka 
minut, więc wolałam być już gotowa. 
Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu. 
 
-Mama?- zdziwiłam się. 
 
Do tej pory moja rodzicielka wolała raczej wysyłać sms’y albo maile. Nigdy nie 
miała na nic czasu…   
 
-Kochanie, ruszyła sprawa Jamesa- powiedziała, kiedy tylko odebrałam. 
-Kiedy pierwsza rozprawa? 
-Za trzy dni- odpowiedziała mama- Dasz radę przylecieć? Co ze mnie za 
babcia? Nie zapytałam nawet co u maluszka… 
-Wszystko w porządku, ale nie wiem co z nią zrobić, kiedy wyjadę. 
 
Zaraz po powrocie ze szpitala wysłałam mamie maila ze zdjęciem córki. Nie 
mogła na razie   
Kocham tę kobietę, ale prawda jest taska, że nigdy nie należała do najlepszych 
matek. Częściej to ja opiekowałam się nią. Cała moja rodzina jest dziwna. 
 
-Słonko, muszę kończyć. Phil idzie. 
-Pa mamo.-pożegnałam się i rozłączyłam. 
 
Chwil e potem pod domem zaparkowało Volvo Edwarda. 
Wzięłam małą na ręce i zeszłam na dół. Tata    znowu był w pracy. Pogodziłam 
się już z tym, że do pomocy mam tylko rodzeństwo Cullenów. Czasem wpada 
też Jasper. Ojciec nigdy nie umiał okazywać uczuć. Za to mama zawsze źle 
lokowała swoje… 
Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę auta z córką w rękach. 
 
-Witam, moje panie.- przywitał się Edward, posyłając w naszą stronę promienny 
uśmiech. 

background image

 

 

-Hej. 
 

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV

 

 

Przez całą drogę do szkoły Bella była jak by nieobecna. Wyglądała przez okno i 
najwyraźniej myślała nad czymś ważnym. Nie chciałem zaczynać tego tematu, 
bo dojeżdżaliśmy już na miejsce. Postanowiłem jednak dowiedzieć się czegoś 
podczas biologii…     
 
Nauczyciel jak zwykle nie miał zamiaru przyjść na czas, więc miałem okazję 
odezwać się do Belli. 
Wyrwałem z zeszytu czystą kartkę i napisałem: 
 

Czemu się nie odzywasz??? 

Stało się coś??? 

 

Zanim zdążyłem pomyśleć nad sensem tego co napisałem, dostałem odpowiedź. 
Nie wiedziałem co miała na myśli, pisząc: 
 

James… 

Powiem ci potem. 

 

Czekałem… 
 
Na stołówce jak zazwyczaj każdy co chwilę podchodził do naszego stolika i 
bawił się z małą. Chociaż kiedy na to patrzyłem, wyglądało raczej, jakby bawili 
się nią. Nie dziwię się. Gwiazdka jest strasznie słodka. Straciłem dla niej głowę 
już pierwszego dnia. Pojawiła się nagle i wniosła światło do ciemności mojego 
ż

ycia… Właśnie dlatego tak ją nazywam. 

Ciekawe jakie byłoby ono, gdybym nie spotkał Belli. Jest świetną dziewczyną i 
ma wspaniałą córkę. Szczerze  mówiąc, od początku czułem się trochę, jakbym 
był jej ojcem… 
 
Zobaczyłem, że chwilowo Alice zajmowała się dzieckiem, więc skorzystałem. 
 
-Bello, możemy porozmawiać?- zapytałem, wskazując drzwi. 
 
Wstała z krzesła i razem wyszliśmy na korytarz. 
 
-Edward…- w jej oczach zobaczyłem strach. 
-Spokojnie słonko, powiedz co się stało. 
-James… będę musiała na niego patrzeć. Sprawa ruszyła. 
-Nie martw się. Będzie tam twoja mam. Kilka rozpraw i obiecuję, że karę będzie 
miał gorszą niż to sobie wyobraża.- objąłem ją pocieszająco- Kiedy jedziesz? 

background image

 

 

Łzy spływały jej już swobodnie po policzkach.   
Praktycznie zanosiła się płaczem… 
 
-Za trzy dni.- odpowiedziała- Ale nie mam z kim zostawić małej. 
-Ja mogę się nią zająć. Rodzice już dawno chcieli was poznać. Mama was obie, 
a tata podobno wiedziała o twojej ciąży. 
-Nie,  Edward.  Masz  przeze  mnie  i  tak  dużo  dodatkowych  zajęć.  Nie  wiem, 
dlaczego mi pomagasz, ale dziękuję ci. Porozmawiam z tatą. 
-Ale jakby nie miała czasu, obiecaj, że mi o tym powiesz. 
-Dobrze. 
 
Wróciłem  do  domu  i  czekałem  na  Jaspera,  z  którym  umówiłem  się  na 
pogadankę. Nie nazwałbym tego męskim wieczorem, bo to trochę dziewczęce.   
Przyjaciel przyszedł po 10 minutach. Przyniósł ze sobą piwo i jakieś horrory. 
 
-Hej, bracie.- powiedział, wchodząc do mojego pokoju- Znieczulimy się trochę i 
pogadamy. 
 
Wyjął z barku dwa kufle i chciał już je napełnić, ale zabrałem jeden z nich 
szybko… 
 
-Ja nie piję. 
-Co ty, stary?- ze zdziwienia oparł się o moje łóżko. 
-Sorry, ale rano jedziemy z małą do lekarza. 
 
Jasper bardzo energicznie przechylił kufel i wypił połowę jego zawartości…   
-Żartujesz, prawda? Człowieku, to nie jest twoja żona, żebyś jej usługiwał… Ca 
ja mówię? Ty z nią nawet nie chodzisz! 
-Słyszysz siebie?- lekko się zdenerwowałem- Co ty byś zrobił, gdyby to Alice 
ktoś zgwałcił? On zrobił jej dziecko, rozumiesz? Zostawiłbyś ją? 
 
Wytrzeszczył oczy chyba do granic możliwości. Usiadł i spojrzał na mnie, 
jakbym był co najmniej chory psychicznie. 
 
-Nie miałem pojęcia. Dlaczego mi nie powiedziałeś tego od razu? Bella ci 
zabroniła? 
-Dziwi cię to? Raczej nie ma się czym chwalić. Ale sprawa niedługo będzie 
zamknięta, a ja zamierzam być dla nich oparciem, jakiego potrzebują. Możesz 
myśleć o mnie co chcesz. O mnie, nie Belli. 
 
Jasper wyglądał na przejętego tym, co usłyszał, ale nie odezwał się już na ten 
temat. 
Resztę wieczoru spędziliśmy na udawaniu, że interesuje nas któryś z filmów, 
które mieliśmy oglądać. 

background image

 

 

Nie wiem o czym myślał mój przyjaciel, ale ja zastanawiałem się, jak przekonać 
Bellę, żeby pozwoliła mi zająć się małą, kiedy sama będzie w Phoenix. 
Chciałem się nią zaopiekować najlepiej, jak umiałem… 
Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Zanim zszedłem z łóżka, rzuciłem o 
ś

cianę tym strasznie denerwującym przedmiotem. Niestety nadszedł czas, aby 

stać się bardziej odpowiedzialnym. Wiele zmieniło się w moim życiu w bardzo 
krótkim czasie…   
 
Nie dziwię się Jasperowi, że wyrzucił mi nadmierne posłuszeństwo wobec Belli. 
Zachowuję się, a nawet mówię, jakbym naprawdę miał dziecko. Oczywiście 
traktuję tak Gwiazdkę. Chcę, żeby czuła, że ma przy sobie nie tylko mamę, ale 
także ciocie i … no właśnie. Jak powinienem się nazwać? Przecież nie jestem z 
nią spokrewniony… Niech dzieje się co chce… Niech czuje, że ma też tatę. 
Będę tak się określał tylko w myślach, bo nie wiem co zrobiłaby jej matka, 
gdyby to usłyszała. 
 
Ogarnąłem się w błyskawicznym tempie, ponieważ musiałem jeszcze zabrać do 
szkoły moje panie. 
Miałem też pewną sprawę do załatwienia na miejscu. Zamierzałem powiedzieć 
kilka rzeczy Jessice… Domyślam się, że Bella nie powiedziała mi wszystkiego 
co usłyszała od niej, a ja tak tego nie zostawię. 
 
Szliśmy korytarzem, kiedy ją zobaczyłem… Spojrzała na moją towarzyszkę, 
potem na dziecko i zrobiła minę, jakby się nad czymś zastanawiała. Od razu 
zrozumiałem o co chodzi… 
 
-Zaczekaj tu chwilę.- powiedziałem do dziewczyny idącej obok mnie i 
wskazałem na ławkę stojącą kilka metrów dalej. 
-Nie rób żadnych głupstw. 
 
Przewróciłem tylko oczami i ruszyłem w kierunku Stanley. Może Bella nie chce 
tego okazywać, ale wiem, że czuje się strasznie widząc jak traktuje ją ta 
dziewczyna. Unika jej spojrzenia i mocniej tuli córkę, kiedy tylko ją widzi, a 
teraz mówi mi, żebym nie robił głupstw… 
 
-Jessica!- zawołałem, na co automatycznie się odwróciła- Chyba mamy do 
pogadania. 
-Oo, cześć Edward!- pisnęła entuzjastycznie- O czym chcesz rozmawiać? 
-Nie udawaj, że nie wiesz. Na początek chciałbym wiedzieć, kto dał ci prawo 
mówić o innych rzeczy, które z prawdą mają tyle wspólnego, co ty ze mną?! 
-Ale Edward, co ja takiego powiedziałam? 
 
W tym momencie miałem ochotę wytrzeć nią podłogę. Opanowałem się jednak, 
bo nie podniósłbym ręki na dziewczynę. Nawet Jessicę.     
 
-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej. Wiem, jak nazwałaś Bellę! 

background image

 

 

-Aaaa… o to chodzi… Przecież nic się nie stało. Powiedziałam tylko prawdę. 
Ktoś musiał. 
 
Uśmiechnęła się sztucznie, jakby chciała zrobić na mnie wrażenie… Udało jej 
się, teraz uważałem ją za jeszcze bardziej pustą niż do tej pory. 
 
-Szczerze mówiąc byłam przekonana, że to twoje dziecko. Nie powiem, 
zazdrościłam jej, że się z tobą przespała. Zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała, 
ż

e się mylę. Skoro nie jest twoje, musi być łatwa… Najpierw nie pomyślała idąc 

z kimś do łóżka, a teraz udaje świętą i żeruje na twoich pieniądzach… 
-Dziewczyno, czy ty w ogóle siebie słyszysz?! Ośmieszasz sama siebie! A co, 
gdybym powiedział ci teraz, że mała jest moją córką?!- na jej twarz wkradło się 
zaskoczenie- Tak, to prawda! I radzę ci zostawić Bellę w spokoju, bo nasza 
następna rozmowa nie będzie już taka przyjemna! 
 
Nie czekając na choćby jedno jej słowo, wróciłem do czekających na mnie 
piękności… 
 
Po szkole pojechaliśmy od razu do lekarza. Gwiazdka rozwija się prawidłowo i 
doktor nie miał żadnych zastrzeżeń… 
 
Było już późno, więc odwiozłem Bellę do domu i obiecałem przyjechać godzinę 
później, aby pomóc jej wykąpać dziecko. Sam się sobie dziwiłem, że tam bardzo 
spodobały mi się czynności związane z opieką nad tą małą istotką. Potrafiłem 
rzucić wszystko, żeby tylko móc ją nakarmić, a wizja przewijania nie przerażała 
mnie, jak to dzieje się z większością facetów. 

 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV

 

 

Weszłam do domu i napotkałam zmartwiony wyraz twarzy mojego taty… 
Siedział na swoim ulubionym fotelu i przyglądał się nam. 
 
-Podaj mi moją wnuczkę.- powiedział nadstawiając ręce- Jest mi tak przykro, że 
nie mogę pomagać ci zajmować się nią. Musisz prosić o pomoc dopiero co 
poznanych ludzi, podczas gdy twój ojciec siedzi na komisariacie. 
-Tato, rozumiem, że musisz pracować. Bez ciebie miasto już dawno przestałoby 
istnieć. Nie spodziewałam się, że w ogóle jest tu kogo ścigać, a jednak. Nie 
martw się o nas, damy radę. Cullenowie są bardzo mili i strasznie polubili małą. 
Sami oferują pomoc. 
-Chyba nigdy nie odwdzięczę się za to Carlisle’owi.- uśmiechnął się, kiedy 
wnuczka przeciągnęła się ze zmęczenia.- Tylko ten Edward… Nie wydaje ci się, 
ż

e jest tu trochę za często? 

background image

 

 

-Uwierz mi, że nie. To jego oczko w głowie.- wskazałam na córkę- Rozpieszcza 
ją jak tylko może i niczego za to nie wymaga.   
 
Skoro już rozmawialiśmy, a nie mamy zwykle na to czasu, musiałam go o coś 
zapytać. Zapomniałam powiedzieć tacie wcześniej o rozprawie… 
 
-Pojutrze muszę być w sądzie. 
-Dobrze, zarezerwuję ci bilet, ale co z małą? Nie mogę wziąć urlopu, chociaż 
bardzo bym chciał. Nie sądzę też, żeby dobrym pomysłem było zabranie jej ze 
sobą. 
 
Rzeczywiście powinnam zastanowić się, zanim odmówiłam Edwardowi. Z 
drugiej strony powiedział, że wystarczy poprosić i się nią zajmie. Nie chciałam 
tylko psuć mu tygodnia… Pomoc to jedno, ale opieka nam dzieckiem przez całą 
dobę może być dla niego straszna… 
I tak nie miałam wyboru… Nie wiem tylko jak mu się za wszystko 
odwdzięczę… 

background image

 

 

Rozdział szósty 

 

 

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV    

 

Oglądałem swoje zdjęcia z dzieciństwa, słuchając jakiejś smętnej muzyki, kiedy 
ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju… Nie czekając na pozwolenie gość 
wkroczył do środka. 
 
-Cześć bracie.- uśmiechnęła się Alice, po czym usiadła obok mnie na wielkim 
łóżku- Zebrało ci się na wspomnienia? A może zatęskniłeś za nocnikiem? 
 
Wskazała fotografię, na której uczyłem się korzystać z tego jakże 
skomplikowanego w użyciu przedmiotu. 

Ś

wietnie go pamiętam… Był niebieski, a większą jego część zajmowały 

bazgroły Emmett’a… Zamazał nawet obrazek przedstawiający Sponge Bob’a. 

-Przebywanie z córką Belli zmusiło mnie do cofnięcia się o kilka lat.- 
odpowiedziałem wciąż patrząc na zdjęcia. 

Nagle zapragnąłem zapytać o coś, co męczyło mnie od jakiegoś czasu… Może 
moja młodsza siostra będzie wiedziała, co powiedzieć… 

-Myślisz, że będzie podobna do ojca? 

-Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie… Mama powiedziała mi kiedyś, że dziecko 
nie przejmuje wielu cech genetycznie. Większości uczy się obserwując. Wydaje 
mi się, że jeśli będziesz spędzał z nią tyle czasu co dotychczas, stanie się bardzo 
podobna do ciebie. 

Zastanawiałem się chwilę nad tym co powiedziała. Bardzo chciałbym, żeby 
Gwiazdka upodobniła się do mnie w jakiejkolwiek rzeczy. Wiedziałbym wtedy, 
ż

e chociaż w małym stopniu mam na nią wpływ. Oby to nie były żadne z tych 

złych cech. 

Z drugiej jednak strony Belli mogłoby nie spodobać się to, że jej dziecko 
przypomina kogoś, kogo zna tak krótko. Gdyby nawet przejęła wszystkie cechy 
po swojej mamie, ucieszyłoby mnie to. Nie mogę zaprzeczyć, że lubię Bellę. 
Jest wspaniała i strasznie dzielna. Dziwię się nawet, że jest w stanie zaufać mi 
po tym, co zrobił jej ten James.   

Poprzedniego wieczora zapytała, czy moja propozycja odnośnie opieki nad małą 
wciąż jest aktualna. Oczywiście, że jest. Zgodziła się powierzyć mi dziecko na 
cały tydzień, ale ostrzegła, że jej ojciec może wpadać z wizytą po pracy. Gdyby 
nie to, chętnie powiedziałbym temu gwałcicielowi co o nim myślę. Prosto w 
twarz…             

background image

 

 

Nie rozumiem jak niektórzy faceci mogą być takimi kretynami. Postanowiłem 
nie zastanawiać się nad tym dłużej. Musiałem przecież powiedzieć rodzicom, że 
córka Belli będzie mieszkała u nas… W sumie wszyscy domownicy powinni się 
na to przygotować. Niestety nie mamy ścian dźwiękoszczelnych, więc istnieje 
duże prawdopodobieństwo, że kiedy tylko mała zacznie płakać, postawi na nogi 
cały dom. Już wyobrażam sobie Emmetta obudzonego w środku nocy… 

Zszedłem na dół do salonu. Po drodze zwołałem zebranie rodzinne. Oczywiście 
wszyscy się zdziwili, bo zazwyczaj to tata się tym zajmował.     

-Zebrałem was tutaj, bo jest coś, o czym powinniście wiedzieć…- zacząłem 
zdecydowanie- Nie pytam o wasze zdanie na ten temat, a tylko oznajmiam 
fakt… Przez najbliższy tydzień nasza rodzina powiększy się o jednego członka. 
Bella musi koniecznie wyjechać, a jej ojciec nie może wziąć wolnego, więc to ja 
zajmę się jej córką, kiedy będzie w Phoenix. Nie pytajcie o powód jej wyjazdu. 
Jeśli będzie chciała, sama wam go zdradzi. 

Myślałem, że kiedy im to powiem, któreś z nich zaprotestuje albo podważy 
moją decyzję. Zamiast tego tata podszedł do mnie z trudnym do odczytania 
wyrazem twarzy i kiedy najmniej się tego spodziewałem, poklepał mnie po 
ramieniu… 

-Synu, jestem z ciebie dumny.- uśmiechnął się- Taki właśnie powinien być 
Cullen.   

-To wspaniałe, że pomagasz tej dziewczynie, ale czy nie sądzisz, że powinnam 
ją w końcu poznać?- wtrąciła się mama- Wszyscy zdążyliście się już z nią 
zaprzyjaźnić. Uwielbiacie jej dziecko, podczas kiedy ja nie miałam jeszcze 
nawet okazji zobaczyć jej na oczy. Kiedy Bella ma samolot? 

-Jutro z samego rana. Przed szkołą pojadę po małą. 

-Skoro dzisiaj jest jeszcze w domu, pojedź do niej i zaproś ją na obiad. Powiedz, 
ż

e jeśli ona nie przyjedzie tutaj, to ja ją odwiedzę. 

Wiedziałem, że żartowała, ale miała rację. Powinienem doprowadzić do ich 
spotkania. Szczególnie, jeśli chciałem, żeby mama zajmowała się dzieckiem, 
kiedy my będziemy w szkole. Nie sprawia nam oczywiście za dużo kłopotów, 
ale nie mogę patrzeć na Bellę chodzącą z głową spuszczoną w dół i bojącą się 
kolejnych komentarzy na temat jej sytuacji… Od kiedy zaczęła naukę w tej 
szkole, poznała tylko moją rodzinę i Jessicę, czego akurat szczerze jej 
współczuję. Pora, aby poczuła się jak zwykła nastolatka. Oczywiście, że nie jest 
zwykła… Radzi sobie z problemami, o których istnieniu nie wie połowa jej 
rówieśników, a mimo to zawsze widzi jakieś dobre strony danej sytuacji… 

 

Myślałem chyba dłużej niż powinienem, bo kiedy się ocknąłem, w salonie nie 
było już nikogo oprócz mojej rodzicielki. 

-Na co jeszcze czekasz? Jedź! 

background image

 

 

Stałem właśnie pod drzwiami domu Belli. Wiem, dałem za wygraną. Szczerze to 
nawet odpowiadał mi taki obrót spraw. Gdyby nie propozycja, a właściwie 
rozkaz mamy, zwlekałbym z przyprowadzeniem dziewczyny do swojego domu 
pewnie jeszcze bardzo długo… 

Zapukałem i już po chwili zostałem wpuszczony do środka. W korytarzu 
podziewałem się raczej zastać brunetkę, ale na środku wąskiego pomieszczenia 
stał jej ojciec, przyglądając mi się uważnie. 

-Czy zastałem Bellę?- zapytałem uprzejmie- Chciałem z nią porozmawiać.- 
wolałem nie mówić jeszcze co było prawdziwym powodem mojego przyjazdu. 

-Jest u siebie.-    odpowiedział po krótkiej chwili. 

Wszedłem na piętro i szybko zlokalizowałem odpowiednie drzwi. Podszedłem 
do nich z zamiarem zapukania. Z wewnątrz dobiegał głos dziewczyny i płacz 
dziecka. Zaniechałem wcześniej zaplanowanej czynności i po chwili byłem już 
w środku.   

Dziewczyna chodziła po pokoju z córką na rękach. Widocznie chciała ją 
uspokoić. Od czasu do czasu głaskała ją po główce lub robiła dziwne miny, żeby 
rozśmieszyć małą. Niestety bezskutecznie. Żadne z nas nie odezwało się do 
siebie słowem. Po kilku minutach Bella usiadła zrezygnowana na łóżku, nadal 
nie wypuszczając dziewczynki z objęć.   

-Zachowuje się całkiem, jakby wiedziała, że jutro wyjeżdżam.- powiedziała 
brunetka patrząc w moją stronę po raz pierwszy od mojego przybycia.- Nie 
mogę sobie z nią poradzić, Charlie też, a muszę przecież się spakować. 

Dopiero wtedy dostrzegłem otwartą walizkę leżącą na środku łóżka i stertę 
ubrań obok niej.   

-Podaj mi ją.- zwróciłem się do niej patrząc na moją Gwiazdkę.- Postaram się 
jakoś temu zaradzić, a ty kończ pakowanie. Potem musimy pojechać do mnie, 
bo moja mama nie daruje mi, jeśli nie pozna was przed twoim wylotem. Można 
powiedzieć, że to taki jej warunek. Wiem, że sprzeciwienie się jej nie 
spowodowałoby zakazu zaopiekowania się małą, ale nie lubię postępować tak 
względem niej. 

-To znaczy, że czeka mnie odegranie roli „idealnej dziewczyny, której 
dzieckiem będzie zajmował się jej syn”?- zaśmiała się na tę nazwę. 

-Możemy tak to nazwać. Nie ma dla nas właściwego określenia. 

-To rzeczywiście trochę dziwne. Dwójka nastolatków, którzy dopiero co się 
poznali wychowuje razem dziecko. To znaczy...- urwała... Nie chciałam, żeby 
tak to zabrzmiało. Ty mi tylko pomagasz. Nie, żebym obarczała cię jakąkolwiek 
odpowiedzialnością za Lizzy. 

-Lizzy? Wybrałaś już imię? 

background image

 

 

-Sama nie wiem, kiedy to się stało. Po prostu w pewnym momencie zaczęłam 
tak do niej mówić.- dziewczyna zarumieniła się wypowiadając te słowa. 

 

Jakiś czas później byliśmy w drodze do mojego domu. Lizzy nadal dawała się 
mamie we znaki, ale Bella postanowiła poczekać z karmieniem do czasu, kiedy 
będzie mogła zostać z córką sama. Rozumiem, że nie jesteśmy jeszcze bliscy 
sobie na tyle, żeby bez skrępowania zrobiła to w mojej obecności.   
Prowadziłem uważnie, zastanawiając się nad sytuacją, w której się znajdujemy. 
W innym wypadku przyprowadzenie dziewczyny do domu na pewno byłoby dla 
mnie stresujące, ale, mimo całej sympatii, jaką darzę dwie siedzące obok mnie 
osoby, nie mogłem pozbyć się uczucia niepewności. Było to bezpodstawne, 
gdyż większość mojej rodziny znała już Bellę i Lizzy, a jeżeli chodzi o mamę, 
nie miałem wątpliwości, ale zakocha się w nich od razu. 
 
Zakochanie... Czy tym właśnie jest dziwna siła, która przyciąga mnie do córki 
szeryfa? Nie, na to za wcześnie, ale z pewnością nie zamierzałem sprzeciwiać 
się emocjom, jakie mną władały w tym momencie.   
 
Wyciągnąłem prawą rękę i położyłem na główce maleństwa, które płakało coraz 
głośniej. 
 
-Myślisz, że twoja mama mnie polubi?- zapytała Bella, odwracając się w moja 
stronę. 
-Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.- odparłem, ale odpowiedziała mi 
cisza- Nie martw się.- przeniosłem dłoń na tę należącą do dziewczyny- wszystko 
będzie dobrze, obiecuję. 
 
Nie minęło pięć minut, a parkowałem już na podjeździe. Z miny mojej 
towarzyszki wnioskowałem, że zachwycił ją widok domu.   
 
-Spodziewałam się czegoś okazałego, ale to jest po prostu piękne. 
- Powiedz to Esme, a powita cię w rodzinie jeszcze przed oficjalną prezentacją.- 
zaśmiałem się, jednocześnie podnosząc ją na duchu.- Chodźmy... 
 
Kiedy otworzyłem drzwi, mama czekała w salonie. Firanka za nią lekko 
falowała, co świadczyło o tym, że wypatrywała nas niecierpliwie.   
Biegiem znalazła się u mojego boku, trącając mnie w ramię i odchrząkując. 
Subtelne... 
 
-Mamo, poznaj proszę Bellę i Lizzy.- wskazałem dziewczynę trzymającą 
dziecko.- Bello, to moja mama- Esme. 
 
Brunetka wyciągnęła rękę, ale moja rodzicielka miała inny plan. Porwała ją w 
ramiona, ściskając mocno. Widziałem zdziwienie na twarzy szesnastolatki, na 
co wzruszyłem tylko ramionami. 
 

background image

 

 

-Kochanie, cieszę się, że nareszcie mogę cię poznać. Tyle o tobie słyszałam od 
moich dzieci, że już zamierzałam sama złożyć ci niezapowiedzianą wizytę. Jakie 
to samolubne z ich strony, że starały się zatrzymać was tylko dla siebie.   
-Też mi miło panią poznać.- odpowiedziała z uśmiechem- Bardzo dziękuję, że 
zgodziła się pani przyjąć pod swój dach obce dziecko. 
-Zgodziłam? A ktoś może pytał mnie o zdanie?- zaśmiała się mama- Edward 
zakomunikował nam to, nie oczekując sprzeciwu. 
 
Dziewczyna rzuciła mi zabójcze spojrzenie. Odwróciłem się więc na pięcie i 
udałem do kuchni. 
 

BPOV 

 

Nie zapytał rodziny? Miałam ochotę zatrzymać go i powiedzieć co o tym myślę, 
ale udaremniła mi to, wciąż trzymająca mnie w uścisku kobieta. 
 
-Nie miej mu tego za złe. Oboje z mężem jesteśmy z niego bardzo dumni. Nie 
mówiąc już o tym, jak oszalały moja dzieci na wiadomość, że ich ulubienica 
zamieszka z nami. W czasie, kiedy tu jechaliście, Alice udała się do najbliższego 
centrum handlowego po najpotrzebniejsze rzeczy. 
-Ale ja mogę przecież przywieść wszystko z domu, naprawdę nie ma potrzeby, 
ż

eby... 

-Ballo, kochanie, rozumiem, że masz wszystko co niezbędne, ale nie sądzę, żeby 
uśmiechała ci się wizja przetransportowania tu łóżeczka czy przewijaka. Zaraz 
obok pokoju Edwarda jest jeden mniejszy, niewykorzystany.   
Postanowiliśmy urządzić w nim pokoik dla twojej córki.   
 
W oczach poczułam gromadzące się łzy. Rodzina Cullenów zachowywała się, 
jakbym była jej członkiem. Ani razu nie spojrzeli na mnie krytycznie, nie 
wypominali mi mojej przeszłości. Po prostu byli ze mną i wspierali mnie. Taki 
właśnie dom, chciałam w przyszłości zapewnić córeczce. Kochający rodzice, 
wspierające rodzeństwo, miła atmosfera... Może kiedyś... 
W tym momencie przypomniałam sobie o warunku taty. 
 
-Proszę pani, chciałam uprzedzić, że mój tata zastrzegł sobie prawo do 
niezapowiedzianych wizyt. Znając go, będzie zjawiał się tu każdego popołudnia 
i trudno będzie się go pozbyć. Proszę być dla niego wyrozumiałym. Lizzy to 
jego wnuczka, a on obwinia siebie za to, że nie zapobiegł nieszczęściu, które, o 
ironio, mu ją dało i o to, że nie jest w stanie poświęcić jej tyle czasu ile chciałby.   
-Po pierwsze, mów mi Esme. Po drugie, rozumiem Charlie’go. Patrząc na syna, 
zauważyłam, że mała przyciąga do siebie ludzi jak magnez.- zamyśliła się na 
moment- Właściwie, miałabym do ciebie prośbę... Mogłabym ją chwilę 
potrzymać? 

background image

 

 

-Oczywiście.- powiedziałam, podając kobiecie wciąż płaczące niemowlę. O 
dziwo, chwilę później uspokoiło się. 
 
Wiedząc, że moja córka znajduje się w doświadczonych rękach, oddaliłam się, 
mając nadzieję na znalezienie przyjaciela. 
Znikałam już za drzwiami prowadzącymi, jak podejrzewałam, do kuchni, kiedy 
usłyszałam za sobą szept... 
-Witaj w ramionach babci Esme. 
 
 
 

 
 

 

 

 

 

background image

 

 

Rozdział siódmy 

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

 

Następnego dnia z samego rana tata odwiózł mnie na lotnisko. Niestety, musiał 
od razu wracać do Forks. W końcu będąc szefem policji miał obowiązki 
względem tej mieściny.   
Do odlotu zostały mi jeszcze dwie godziny, dlatego postanowiłam zadzwonić i 
dowiedzieć się co u mojej kruszynki. Wiedziałam, że Edward zapewne ma 
lekcje, więc wybrałam numer Esme, która podała mi go, abym mogła w każdej 
chwili skontaktować się z nią pod nieobecność kolegi. 
 
Odebrała po trzecim sygnale… 
 
-Witaj kochanie.- przywitała się. 
-Cześć Esme.- nadal dziwne było dla mnie zwracanie się do niej po imieniu, ale 
spełniałam jej prośbę- Co słychać u mojego maleństwa? 
-Śpi słodko w swoim nowym łóżeczku. Zaraz po tym jak Edward ją do nas 
przywiózł, wypiła mleko, które dałaś i od razu zasnęła. Aniołek z tej naszej 
Lizzy…- rozmarzyła się kobieta. 
-Na razie. Koło południa na pewno wyczuje moją nieobecność. 
-Wtedy w domu będą już Edward, ciocie i wujkowie. Wierz mi, zrobimy 
wszystko, żeby nie zdążyła zatęsknić.   
 
A kto pomoże mi zapanować nad tęsknotą?   
 
Nie pamiętam lotu. Prawdopodobnie cały przespałam, z czego bardzo się cieszę. 
Podróż samolotem nie wywołuje u mnie bowiem przyjemnych skojarzeń. Tyle 
słyszy się o rozmaitych katastrofach czy atakach terrorystycznych.   
 
Na szczęście w miarę szybko odebrałam swój niewielki bagaż i zaczęłam 
rozglądać się po hali w poszukiwaniu mamy. Znalazłam ją po chwili, idącą w 
moim kierunki z szerokim uśmiechem na twarzy. Brakowało mi tej kobiety… 
 
- Bella, kochanie!- wzięła mnie w ramiona, kiedy tylko znalazła się w pobliżu- 
Tak bardzo za tobą tęskniłam! 
- Ja też mamo. Nawet nie wiesz jak bardzo.- wtuliłam się w nią mocniej- 
Zabierz mnie do domu, tam o wszystkim ci opowiem… 
 
Pół godziny później siedziałyśmy na kanapie w salonie. Trzymałam w ręku 
kubek z parującą herbatą i czekałam aż mama zajmie miejsce obok mnie. 
Zrobiła to natychmiast. 
Przez chwilę siedziałyśmy w przyjemnej ciszy. Miałam czas rozejrzeć się po 

background image

 

 

pomieszczeniu… Nic nie zmieniło się od mojego wyjazdu. Pilot od telewizora 
nadal znajduje się w doniczce z orchideą, puste szklanki poustawiane są na 
ławie, a kij baseballowy Phila- męża Rene, stoi oparty o fotel. Zapewne gdybym 
sprawdziła miesiąc wydania gazety leżącej na parapecie, odkryłabym, że to ja 
położyłam ją tam ponad pół roku temu. 
 
- Jak ma się moja wnuczka?- moje rozmyślenia przerwała rodzicielka. 
- Zaskakująco dobrze, jak na sytuację, w jakiej przyszło jej się wychowywać.- 
uśmiechnęłam się na wspomnienie o córeczce- Przywiozłam masę zdjęć, a 
wieczorem będziesz mogła zobaczyć ją przez skype.       
- To cudownie. Pokaż te fotografie… 
 
Wyjęłam z torby mały album fotograficzny, który kilka dni temu kupiły mi 
Alice i Rosalie. Podałam go mamie, po czym zaczęłam opowiadać o ludziach i 
sytuacjach przedstawionych na zdjęciach. 
Jedno z nich ukazywało Lizzy śpiącą na brzuchu swojego stróża… 
 
- … A to jest Edward.- wskazałam chłopaka. 
- Córeczko, mogłabyś wytłumaczyć mi co ten młodzieniec robi w pobliżu mojej 
wnuczki?- zapytała mama z wyraźną pretensją w głosie. 
-Cóż…   
-Cóż… co?- ponaglała mnie. 
- Poznałam go jeszcze w szpitalu, a kiedy dowiedział się o dziecku nie 
spanikował i zaproponował wraz z rodziną pomoc.- spuściłam wzrok na kolana. 
- Mówiłaś przecież, że nie możesz przebywać w towarzystwie chłopców, że 
czujesz lęk… 
-Bo to prawda, ale z nim i jego braćmi jest inaczej… Opowiadałam ci o 
doktorze Cullenie. Edward jest jego synem. On jest inny. Nadal przeraża mnie 
obecność mężczyzn, ale on…- spojrzałam ponownie w twarz rozmówczyni- 
…Wiem, że jego nie muszę się obawiać. Widzę to w sposobie, w jaki opiekuje 
się moją córką. Może to sprawka intuicji, bo wiem, że mogę na niego liczyć. 
 
Mama objęła mnie i złożyła pocałunek na moim czole. Kiedy byłam dzieckiem, 
robiła to gdy byłam smutna i w tej chwili właśnie tego gestu potrzebowałam… 
 
-Bello, ja po prostu martwię się o was. Nie mogę być z wami w Forks, a ty nie 
chcesz tu wracać. Rozumiem to doskonale i w pewnym sensie cieszę się, że 
wracasz powoli do równowagi sama ze sobą, ale pamiętaj, jeżeli tylko ten… 
-Edward.- podpowiedziałam. 
- … jeżeli ten Edward chociażby powie coś przykrego w twoim kierunku, nie 
mówiąc już o tknięciu ciebie, będzie miał ze mną do czynienia.   
-Wiem, mamo. Spokojnie, on jest tylko moim przyjacielem. Nie wydaje mi się, 
ż

e jeszcze kiedykolwiek będę w stanie spojrzeć inaczej na chłopców…- 

poczułam słone łzy spływające moimi policzkami. 
- Słonko, nie płacz. Jutro postaramy się zrobić wszystko, żeby ten potwór dostał 
zasłużoną karę. Wiem, że ty nigdy nie będziesz w stanie o nim zapomnieć. W 

background image

 

 

końcu Lizzy zawsze będzie ci o nim przypominało, ale sama podjęłaś decyzję o 
zatrzymaniu jej. 
- Wiesz dobrze, że nie mogłabym oddać dziecka. Nawet jeśli zostało poczęte w 
ten sposób. Jest częścią mnie i kocham ją mino tego czyją jest córką… Nie. Ona 
jest tylko moja.   
- Wiem to wszystko i jestem z ciebie bardzo dumna…- złożyła jeszcze jeden 
pocałunek na moim czole i tak temat został zakończony. 
 
Całe przedpołudnie spędziłam w kuchni, pomagając przy gotowaniu obiadu. 
Wiedziałam, że Phil ucieszy się widząc na stole swoje ulubione spaghetti. 
Ostatnio nie miałam czasu na gotowanie, a szkoda, bo zawsze mnie to 
uspokajało.   
 
Kończyłam właśnie nakrywać do stołu, kiedy usłyszałam dźwięk 
przychodzącego połączenia. Podeszłam do ławy, gdzie leżała moja komórka i 
odebrałam… 
 
- Cześć piękna.- usłyszałam w słuchawce. 
- Cześć. 
- Co u was słychać? Wszystko w porządku? Radzicie sobie z Lizzy? 
- Sytuacja jest pod kontrolą.- zaśmiał się mój rozmówca- Właśnie ją nakarmiłem 
i przewinąłem. Teraz czekam aż jej się odbije i czeka nas popołudniowa 
drzemka. Gwiazdka tęskni trochę za mamusią, ale ma tutaj tyle atrakcji, że 
szybko o tobie zapomni.- zaśmialiśmy się oboje. 
- Ani mi się waż nastawiać moje dziecko przeciwko mnie.   
- Gdzieżbym śmiał?- udawał urażonego- Po prostu teraz jest czas dla reszty 
rodzinki. 
- A propos reszty rodzinki, zadzwonię później na skype, żeby moja mama mogła 
zobaczyć szkraba. Nie przeszkadza ci to? 
- Jasne, że nie. Poprosiłem w szkole, żeby do końca tygodnia nie zadawali mi 
nic do domu, bo wziąłem na siebie obowiązek opieki nad niemowlęciem. Swoją 
drogą, wystarczy, że wspomniałem o wnuczce szeryfa, a wszyscy zgodzili się 
bez problemu. 
- Teraz jeszcze ją wykorzystujesz. Muszę pomyśleć o jakimś szlabanie na 
widywanie małej. 
- Proszę, tylko nie to!- jestem pewna, że w tym momencie złapał się teatralnie za 
serce. 
- Pożyjemy, zobaczymy, a tymczasem przepraszam, ale muszę kończyć, bo 
obiad gotowy. Odezwę się potem. Pa. 
- Lizzy też mówi papa mamie. 
 
Udałam się do kuchni, gdzie przy stole siedziała już mama i jej mąż, który 
musiał wrócić do domu w czasie, kiedy rozmawiałam przez telefon. Podeszłam 
do niego i przywitałam się uściskiem ręki. Phil nie wiedział jak zachowywać się 
w stosunku do mnie od tamtej nocy. Byłam mu wdzięczna, że nie nalegał na 
uściski, które zwykliśmy dzielić, kiedy byłam młodsza. 

background image

 

 

Zajęliśmy się jedzeniem.   
Po posiłku pomogłam mamie pozmywać, mimo że upierała się, że poradzi sobie 
sama.   
Phil usiadł przed telewizorem, ponieważ właśnie zaczynała się emisja meczu.   
 
Poszłam do swojego starego pokoju aby rozpakować torbę. Nie miałam ze sobą 
wielu rzeczy, ale wiedziała, że w drogę powrotną zabiorę ze sobą większy 
bagaż. Musiałam przewieść do Forks kilka swoich ubrań, w których niedługo 
nareszcie będę mogła chodzić. Wyjechałam z Phoenix, kiedy ciąża była już 
widoczna, więc spakowałam tylko ubrania, które nadawały się do noszenie w 
tym stanie. Teraz, kiedy powoli traciłam dodatkowe kilogramy, liczyłam na to, 
ż

e niedługo wrócę do poprzedniego rozmiaru. Oczywiście nie mogłam 

przesadzać z dietami ani ćwiczeniami, bo karmiłam, ale odżywiałam się zdrowo 
i już zauważyłam minimalne poprawki w swoim wyglądzie.   
 
Rozpakowywanie nie zajęło mi dużo czasu. Kiedy z tym skończyłam, 
postanowiłam wziąć prysznic. Weszłam do łazienki przylegającej do mojego 
pokoju. Zanim jednak zrelaksowałam się pod strumieniem ciepłej wody, 
musiałam odciągnąć zalegające mleko. Przez cały dzień nie karmiłam Lizzy i 
piersi zaczynały mnie boleć od nadmiaru pokarmu.   
 
Uporałam się z tym tak szybko jak mogłam, a nie było to przyjemne, i już po 
kilku chwilach stałam pod prysznicem.   
 
 
Około 17.00 zeszłam na dół do salonu, gdzie siedzieli mama i Phil. Usiadłam 
koło nich na kanapie i położyłam sobie na kolanach laptopa. Trwało właśnie 
łączenie… Nagle na ekranie pojawił się granatowy pokój. W oddali słychać było 
ś

piew. Odchrząknęłam i natychmiast zobaczyłam Edwarda z moją córeczką w 

ramionach.   
 
- Przepraszam, nie słyszałem cię. Usypiam małą i… 
- Daj jej jeszcze kilka minut. Mam tu dwie osoby, które chciałyby ja poznać. 
Mamo, Phil…- zwróciłam się do dwójki obok mnie- … to wasza wnuczka 
Elizabeth.   
- Jaka on śliczna.- odezwała się moja mama.- Jest do ciebie taka podobna. Na 
szczęście nie widać podobieństwa do tego s…- urwała nagle. 
- Spokojnie, Edward wie o… nim. 
Mama posłała mi zszokowane spojrzenie, a głos zabrał Phil. 
- Więc mówisz Edward, że to tobie Belka powierzyła swój skarb? 
- Tak, proszę pana. Przyrzekam, że ja i moja rodzina zajmujemy się nią najlepiej 
jak potrafimy. 
- Wierzę ci, synu.   
 
Rozmowa ciągnęła się w nieskończoność. W międzyczasie jednak Cullenowi 
udało się uśpić małą, więc dorośli pozwolili nam porozmawiać w cztery oczy. 

background image

 

 

Edward pytał między innymi o to jak czuję się przed jutrzejszą rozprawą i wtedy 
dotarło do mnie, że całkowicie zapomniałam o celu mojego przyjazdu… Tak 
miło było pobyć z bliskimi we własnym domu, że zupełnie wyleciały mi z 
głowy problemy, z którymi się zmagam.   
Zapewniłam go co prawda, że wszystko jest w porządku, ale wtedy zaczęłam 
mieć wątpliwości. Już za kilka godzin miałam stanąć oko w oko z moim 
oprawcą… 
 
 
Obudziło mnie wołanie mamy. Spojrzałam na zegarek- 10.00. Za godzinę 
powinnam być w sądzie! 
W pośpiechu zabrałam naszykowane poprzedniego dnia rzeczy i zniknęłam w 
łazience. Po kilkunastu minutach byłam już na dole, jedząc śniadanie. Droga na 
miejsce zajmowała prawie pół godziny, więc wyszliśmy z domu, kiedy tylko 
skończyłam jeść i ponownie odciągnęłam mleko. Nienawidzę tego! 
 
W sądzie byliśmy kilka minut przed rozprawą. Na korytarzu spotkałam kilka 
osób, które były na pamiętnej imprezie, a teraz najprawdopodobniej miały 
wystąpić w roli świadków.   
Zajęłam miejsce niedaleko drzwi i wyciągnęłam telefon w celu wysłania 
wiadomości. Nie miałam aż tyle czasu, aby zadzwonić, ale postanowiłam dać 
znać Esme, że zaraz wejdę na salę.   
 
Rzeczywiście tuż po wybiciu 11.00 zostałam poproszona do środka. 
Rozejrzałam się i zobaczyłam tylko mamę, sędziego i moją panią adwokat. 
Odwróciłam się w prawo i wtedy go zobaczyłam… 
Siedział dokładnie naprzeciwko miejsca przeznaczonego dla mnie i miał na 
twarzy cwany uśmiech.   
Ręce zaczęły mi się trząść, kiedy zajmowałam odpowiednie krzesło. Zeznania 
składałam już wcześniej w obecności pani psycholog, dlatego teraz nie 
musiałam zabierać głosu. 
 
Sędzia wzywał kolejno świadków, zadawał im pytania i odsyłał. Wszystko 
trwało około dwóch godzin, kiedy usłyszałam swoje imię. 
Posłusznie wstałam, starając się nie patrzeć na wprost.   

- Z raportu biegłego sądowego wynika, że wskutek gwałtu zaszłaś w ciążę. 
Muszę w takim razie zapytać czy dziecko przyszło na świat. 

- Tak, Wysoki Sądzie. Urodziłam dziewczynkę. Postanowiłam wychować ją 
samodzielnie.   
- Zdajesz sobie pewnie sprawę, że ze względu na istnienie dziecka musi odbyć 
się kolejna rozprawa, w wyniku której zostanie podjęta decyzja o przyznaniu 
praw rodzicielskich. 
- Tak, Wyskoki Sądzie. 
- Korzystając z okazji, kieruję do ciebie więc pytanie: Czy chcesz, aby obecny tu 
James Wright zatrzymał swoje prawa? 

background image

 

 

- Nie, Wysoki Sądzie.- z moich oczy zaczęły płynąć łzy. 
- Dobrze więc. O dacie kolejnej rozprawy strony zostaną poinformowane w 
najbliższym czasie, a tymczasem skazuję oskarżonego o gwałt na nieletniej na 
karę pięciu lat pozbawienia wolności. Po odbyciu kary, skazany ma także zakaz 
zbliżania się do ofiary oraz jej rodziny. Zamykam rozprawę, dziękuję za 
przybycie.   
 
W momencie, kiedy policjanci prowadzili Jamesa do wyjścia, ten wyrwał się i 
podbiegł w moim kierunku.   
Była przerażona widząc, że dzieli go ode mnie zaledwie kilka kroków. Gdy już 
stał naprzeciw mnie, złapał za kołnierz koszuli, którą miałam na sobie dwoma 
skutymi rękoma i spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach… 
 
- Nie myśl sobie, że tak to się skończy!- krzyknął.- Wyjdę stąd, a wtedy 
pożałujesz, że nie potrafiłaś siedzieć cicho! 
- Poczułam oplatające mnie od tyłu ramiona mamy, a chwilę potem zobaczyłam 
jak James jest wyrzucany przez drzwi.   
 
Przez całą drogę do domu płakałam, kołysząc się na siedzeniu pasażera w aucie 
mamy. Łzy przesłaniały mi drogę, więc nie zauważyłam, kiedy samochód 
zatrzymał się na podjeździe.   
Mama pomogła mi wysiąść i zaprowadziła mnie do pokoju. Na miejscu otuliła 
mnie kołdrą i przyniosła kubek gorącej herbaty. Starała się mnie uspokoić, gdyż 
wiedziała, że z samego rana mam samolot powrotny i nie mogę pozwolić sobie 
na zarwanie nocy.   
 
Kiedy opanowałam trochę skołatane nerwy na tyle, że byłam w stanie 
wykrzesać z siebie podziękowania, rodzicielka wypowiedziała jedno zdanie, 
dzięki któremu poczułam się lepiej- „Lecę z tobą, kochanie”. 
 
Siedziałam czekając na odprawę i postanowiłam zadzwonić do Forks. Najpierw 
wykonałam telefon do taty, w którym streściłam wczorajszą rozprawę, wskutek 
czego ponownie zaczęłam płakać, a następnie zadzwoniłam do Esme, z którą 
mogłam porozmawiać o wszystkim…   
Po kilkuminutowej konwersacji, w trakcie której znowu się rozkleiłam, 
usłyszałam w słuchawce ściszone głosy, a chwilę potem dobrze znany mi głos… 
 
- Edwardzie, boję się…- wyszeptałam do słuchawki. 
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Za kilka godzin będziesz w domu. 
- Nie, on nie odpuści. Nie widziałeś jego twarzy.- jąkałam się- Pragnie zemsty, 
choćby miał sprawić mi ból zza krat… 
- Bello…- mówił uspokajającym tonem- Przyjadę na lotnisko z Charliem i 
wtedy porozmawiamy. Pamiętaj, że czeka cię lot i nie możesz się denerwować. 
 
Rzeczywiście stres dodatkowo utrudniał mi podróż. Cały lot leżałam z głową na 
kolanach mamy, która kreśliła rozmaite znaki na moich plecach, starając się w 

background image

 

 

ten sposób ulżyć mi w cierpieniu. Niestety nie było tak jak w przypadku 
złamanej ręki czy siniaka na kolanie. Ten ból był o wiele silniejszy… 
 
Po wieczności udało nam się znaleźć bagaże i odszukać sylwetkę taty. Miał 
zacięty wyraz twarzy, co oznaczało, że był zdenerwowany.   
Zabrał od nas walizki, a kiedy ruszył w kierunku wyjścia, dostrzegłam za jego 
plecami Edwarda.   
Podbiegłam do niego i zrobiłam coś, czym zaskoczyłam wszystkich. Wtuliłam 
się w niego ciasno i rozpłakałam na dobre… 
 
- Ciiii…- wyszeptał głaszcząc mnie po głowie- Wszystko się ułoży, obiecuję...                       
 

 

 

 

 

background image

 

 

Rozdział ósmy   

    

BPOV

BPOV

BPOV

BPOV    

    

Od mojego powrotu z Phoenix minęło kilka dni. W tym czasie udało mi się 
zapanować nad emocjami i wreszcie mogłam cieszyć się z wyroku. Myślenie o 
kolejnej rozprawie zostawiłam na potem, gdyż dobrze wiedziałam jak się ona 
zakończy.   
 
Lizzy miała już trzy tygodnie. Powoli próbowała podnosić główkę podczas 
zabaw na kocyku.   
Jej najczęstszą towarzyszką była babcia Rene, która uparcie twierdziła, że musi 
nacieszyć się wnuczką póki może. Niestety nie mogła zostać zbyt długo i już 
trzy dni po przyjeździe weszła ponownie na pokład samolotu.   
Nie obyło się oczywiście bez łez. Bardzo za nią tęskniłam od kiedy 
przeprowadziłam się do Forks… 
 
W stosunku do Edwarda była mało wylewna… Ich rozmowy opierały się na 
powitaniu i pożegnaniu. Mama potrzebuje czasu, żeby przywyknąć do tego, że 
dopuszczam do siebie chłopaka.   
Dużo lepiej natomiast dogadywała się z Esme. Znalazły wiele wspólnych 
tematów i potrafiły prowadzić godzinne rozmowy telefoniczne… Obiecały sobie 
zostać w kontakcie po wyjeździe Rene, żeby wspólnie obserwować mnie i 
Edwarda. Subtelne… 
 
Była sobota. Szłam właśnie parkiem obok kolegi pchającego wózek z moją 
córeczką. To stało się naszą rutyną. Z zewnątrz mogło co prawda wyglądać 
dziwnie, ale przyzwyczaiłam się już do obserwujących mnie ludzi, a Edward też 
zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. 
 
Słońce świeciło, przyjemnie ogrzewając, co nie zdarzało się zbyt często w 
miasteczku. Przechadzaliśmy się krętymi uliczkami, kiedy Lizzy zaczęła cicho 
popłakiwać. Schyliłam się więc, aby podać jej smoczek, który wcześniej 
wypluła, kiedy poczułam, że uderzam w coś. Owe coś okazało się wysoką 
blondwłosą dziewczyną. Przeprosiłam szybko i już chciałam ją wyminąć, gdy 
usłyszałam jej podekscytowany głos. 
 
- Edwaaard!- krzyknęła, przeciągając „a”. 
Chłopak przewrócił oczami i przywitał się z nią, po czym zwrócił się w moim 
kierunku. 
- Bello, to jest Tanya… 
- Jego dziewczyna.- wtrąciła szybko. 
- Była.- dodał- Tanya, poznaj Bellę. 

background image

 

 

- Cześć.- powiedziałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. 
 
Dziewczyna praktycznie wisiała na Edwardzie, który wydawał się nie zwracać 
na nią większej uwagi. Patrzył w moją stronę z miną mówiącą, że nad czymś 
intensywnie myśli.   
Chwilę potem przeniósł wzrok na wózek. W tym samym momencie ponownie 
usłyszałam płacz córki i zobaczyłam triumfalny uśmiech chłopaka. Zaklinał 
moje dziecko czy jak? 
 
- Wybacz, Tanya, ale mała jest dzisiaj wyjątkowo kapryśna.- powiedział, 
schylając się do pojazdu i wyjmując z niego niemowlę.- Nie mamy zbyt dużo 
czasu, bo niedługo zacznie się pora karmienia. Masz jakąś konkretny cel wizyty 
w Forks? 
- Cóż, mam dla ciebie wspaniałą wiadomość!!!- wygruchała uradowana- 
Wróciłam tu na stałe i znowu możemy być razem!!! 
Czy ta dziewczyna nie ma żadnych hamulców??? Mówi takie rzeczy wiedząc, 
ż

e chłopak jest z inną. Oczywiście jest z nią tylko w tym momencie, ale Tanya 

nie mogła o tym wiedzieć. Nie widziała we mnie żadnej konkurencji, mimo że 
obiekt jej westchnięć trzyma właśnie w ramionach moje dziecko? 
 
Widocznie nawet dla nieznajomych jasne jest, że całkowicie do siebie nie 
pasujemy. Edward jest przystojny i ma przed sobą całe życie. Ja natomiast nie 
należałam do piękności, a poza tym do końca życia będę nosiła piętno zbrodni 
Jamesa. Nie twierdzę, że nie myślałam o tym co byłoby, gdybyśmy byli z 
Edwardem parą. Oczywiście, że przeszło mi to przez myśl, ale chwilę później 
zaczęłam ponownie odczuwać strach, bo chociaż wiem, że całkowicie różni się 
od mojego kata, nadal nie wydaje mi się jakobym mogła stworzyć z kimś 
normalny związek. 
 
Zamyśliłam się i nie zauważyłam, kiedy Tanya odeszła w przeciwną stronę.   
 
- Gdybyś widziała jej minę.- uśmiechnął się chłopak, poprawiając w ramionach 
dziecko. 
- Jest zazdrosna, to nie jej wina. Powinieneś iść gdzieś z nią.- nie wierzę, że to 
powiedziałam. 
- Bello, rzeczywiście, byliśmy kiedyś razem, ale to już przeszłość. Nie 
rozstaliśmy się dlatego, że ona musiała wyjechać. Kilka tygodnie przed 
przeprowadzką stwierdziła, że jeden facet to dla niej za mało i na imprezie 
poderwała jakiegoś studenta. Niestety, nigdy nie grzeszyła inteligencją i 
pochwaliła się tym na swoim profilu w Internecie, jakby nie wiedziała, że mogę 
to przeczytać. 
- Cóż, zauważyłam, że nie jest stereotypową inteligentką.- zaśmialiśmy się 
oboje.- Wracajmy już. 
 
Udaliśmy się w drogę powrotną do mojego domu. 

background image

 

 

Tata nie wrócił jeszcze z komisariatu, więc miałam chwilę, żeby ugotować 
obiad. Zaprosiłam Edwarda, ale stwierdził, że musi być w domu, gdyż jego 
rodzice przyjmują gości.   
Ułożyłam Lizzy w kojcu turystycznym, który zresztą kupił mój kolega i 
zaczęłam przygotowania do posiłku… 
 

EPOV

EPOV

EPOV

EPOV    

    

Wróciłem do domu i od razu zamknąłem się w swoim pokoju. Myślałem o 
przeszłości. O tym jaki głupi byłem spotykając się z kimś takim jak Tanya. 
Owszem, była ładna, ale nic poza tym. Teraz, kiedy zobaczyłem ją po dłuższym 
czasie, wydała mi się zresztą dużo mniej atrakcyjna. Może dlatego, że 
porównywałem ją do Belli… 
Ostatnio coraz częściej myślałem o brunetce. Rozumiem, że sytuacja, w jakiej 
się znajdujemy jest nietypowa, ale w końcu jesteśmy tylko nastolatkami i 
wydaje mi się, że się… zakochałem?? 
Czy to w ogóle możliwe? Znamy się zaledwie trzy tygodnie, ale przez ten czas 
jej obraz widywałem w głowie częściej niż Tanyi przez cały czas naszego 
związku. Chyba tracę rozum… 
 
Zszedłem na dół i w kuchni znalazłem mamę. Wiedziałem, że wieczorem mają 
przyjść goście, ale nie miałem pojęcie kim byli.   
 
- To starzy znajomi.- odpowiedziała mi, kiedy ją o to zapytałem.- Przez jakiś 
czas nie było ich w mieście, a teraz przyjechali i postanowiłam zaprosić ich do 
nas. Szykuj się, mogą zadzwonić do drzwi w każdej chwili.   
 
Poszedłem więc z powrotem na górę i udałem się do swojej prywatnej łazienki. 
Wyszedłem z niej po 10 minutach w ręczniku, a to co zobaczyłem w swoim 
pokoju przechodzi ludzkie pojęcie. 
Na moim łóżku siedziała, jakby nigdy nic, Tanya. 
 
- Co ty tu robisz?- zapytałem lekko wściekły.   
- Twoja mama każe ci się pospieszyć.- powiedziała, podchodząc do mnie- A 
swoją drogą nie żałuję, że to właśnie ja przyszłam ci to przekazać.- 
powiedziawszy to, zarzuciła mi ręce na szyję.- Dawno cię takiego nie 
widziałam. 
 
Zrzuciłem jej ręce i odepchnąłem ją od siebie lekko.   
 
- Dziękuję za wiadomość, a teraz pozwól, że się ubiorę. Możesz wracać na dół. I 
nigdy więcej nie wchodź do mojego pokoju! 
 

background image

 

 

Nie patrząc nawet czy wychodzi, zabrałem ubrania z krzesła i wróciłem do 
łazienki.   
 
Po kilkunastu minutach byłem w połowie schodów, kiedy usłyszałem płacz i 
ś

miech. Śmiała się na pewno Tanya, ale ten drugi głos… 

 
- Nie, nie przeszkadzaj mu, niech się ubierze…- Bella?? 
- Zawsze zajmuje mu to dużo czasu. 
 
Przyspieszyłem, ale zanim zdążyłem dojść do drzwi, usłyszałem odjeżdżający 
samochód. 
 
- Edward, dlaczego nie pomogłeś Belli?- zwróciła się do mnie mama. 
- Ta wywłoka ją spłoszyła.- wskazałem ręką blondynę- Co się stało?? 
- Przyjechała tu stopem. Lizzy ma strasznie wysoką gorączkę i nie wiedziała co 
zrobić. Charlie nie wrócił jeszcze z pracy, a sama bała się jechać do szpitala. 
Przyjechała więc po ciebie. 
- Boże, z małą wszystko dobrze? Gdzie one teraz są?- zapytałem z paniką w 
głosie. 
- Tata pojechał z nimi. Gdybyś widział jej twarz… Strasznie boi się o córeczkę. 
- Ja tez się boję, zakładam kurtkę i jadę. Nie wiem kiedy wrócę.- po chwili 
byłem już przy drzwiach- A ty…- odwróciłem się do Tanyi- … lepiej, żebyś już 
nigdy nie przekroczyła progu naszego domu. 
 
Zamykałem już za sobą drzwi, gdy usłyszałam szept mamy… 
- Ach, ta miłość… 
 

B

B

B

BPOV

POV

POV

POV   

 

Siedziałam na niewygodnym krześle w poczekalni szpitala w Forks. Lizzy była 
badana już od ok. 20 minut. Nienawidziłam tej bezradności. Musiałam czekać 
na wiadomości, jakie mieli dla mnie lekarze. Dobrze chociaż, że był wśród nich 
Carlisle. Mała miała przy boku kogoś, kogo znała.   
 
Po drodze do szpitala tata Edwarda wyciągnął ze mnie dlaczego po wizycie w 
jego domu wyglądałam jeszcze gorzej niż przed nią. Powiedziałam mu, że 
Tanya poinformowała mnie, że chłopak nie ma czasu zajmować się moimi 
problemami, bo właśnie się ubiera. Słysząc to, doktor chciał zawrócić i wyrzucić 
ją ze swojego domu, ale stwierdził, że jego syn na pewno woli zrobić to 
osobiście. Potem wytłumaczył mi jakim sposobem dziewczyna znalazła się u 
Cullenów oraz że tę dwójkę już od dawna nic nie łączy i tak już pozostanie.   
 
Mimo, że mu uwierzyłam, było mi przykro, że Edwarda nie ma ze mną w 
ciężkiej chwili. Mógłby być dla mnie ogromnym wsparciem. Jednak to nie jego 

background image

 

 

wina, że nie wiedział o mojej wizycie, w innej sytuacji pewnie siedziałby teraz 
ze mną… 
 
- Nie obchodzi mnie, że nie jestem z rodziny! Możecie zawołam doktora 
Cullena!- usłyszałam zza drzwi prowadzących na oddział pediatryczny. 
 
Chwilę później w moją stronę biegł zlany deszczem Edward. 
 
- Przepraszam, że tak długo, nie chcieli mnie wpuścić… 
 
Nie dałam mu dokończyć. Wtuliłam się w niego i pozwoliłam płynąć kolejnym 
łzom… 
 
- Bello, to nie tak jak myślisz…- spojrzał mi w oczy- Tanya to przeszłość, nie 
wiem nawet co ci nagadała, ale to nieprawda. Nie mógłbym do niej wrócić. Nie 
teraz, kiedy poznałem ciebie… 
 
- O czym ty mówisz? 
 
- Teraz albo nigdy.- usłyszałam jak szepnął sam do siebie- Bello, jeśli miałbym 
z kimś być, tą osobą byłabyś ty. Jeżeli oczywiście się zgodzisz…- urwał, spuścił 
głowę, poczym znów na mnie- Nie nalegam, nie wymagam od ciebie niczego, 
pocałunków, rozgłosu ani trzymania za rękę… Chcę tylko, żebyś została moją 
dziewczyną. Nic nie uległoby zmianie w naszych relacjach, ale moglibyśmy 
wspierać się w chwilach takich jak ta. Wiem, że wiele przeszłaś i nie brałaś pod 
uwagę spotykania się z nikim w najbliższym czasie, ale wydaje mi się, że razem 
moglibyśmy pokonać twoje lęki… Jeśli tylko chciałabyś… Nie musisz mi teraz 
odpowiadać… 
 
  Moje oczy ponownie zaszły łzami. Tym razem nie były to jednak łzy rozpaczy. 
Rzeczywiście, nie byłam gotowa na związek, ale on niczego ode mnie nie 
oczekiwał. Chciał tylko móc nazywać mnie swoją dziewczyną. To było takie 
wzruszające… Mogę spróbować. Jeżeli mi pomoże, może rzeczywiście stawimy 
czoła moim demonom…   
 
- Na razie mogę zgodzić się na trzymanie za ręce, reszta, mam nadzieję, 
przyjdzie z czasem.- powiedziałam, patrząc mu w oczy. Jego wyrażały 
niedowierzenie. 
 
- Naprawdę? Zgadzasz się?- dopytywał zszokowany… Jakbym mogła mu 
odmówić- Zostaniesz moją dziewczyną? 
 
- Tak, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem kiedy odważę się cię pocałować. 
- Będę czekał cierpliwie. 
 

background image

 

 

W momencie kiedy to mówił, otworzyły się drzwi gabinetu i wyszedł z niego 
Carlisle.   
 
- Mała złapała wirusa, a jako że jest noworodkiem, musimy zostawić ją na 
obserwacji kilka dni.- powiedział patrząc na mnie smutnymi oczyma.- Nie 
martw się, osobiście dopilnuję, żeby miała najlepszą opiekę i żebyś mogła z nią 
zostać. 
 
- Dziękuję. Możemy do niej iść? 
- Oczywiście. Jest w sali nr 7. 
 
Edward chwycił mnie za rękę i zaprowadził w kierunku wskazanym przez 
doktora. 
 
Kiedy weszliśmy, mała spała w stalowym łóżeczku. Dostała osobną salę, na 
którym stało jeszcze jedno łóżko normalnych wymiarów, pewnie dla mnie. 
Podeszliśmy do krat kołyski i kolejno pogłaskaliśmy ją lekko po główce. 
 
- Dziękuję, że jesteś.- zwróciłam się do Edwarda, mojego chłopaka. 
- To ja dziękuję, że pozwalasz mi być…