background image

JEANNE STEPHENS

Najbardziej najlepsze święta

Basket Of Love

Tłumaczyła: Anna Bieńkowska

background image

Przepis Jeanne Stephens Sernik z truskawkami

– 1/2 – 3/4 szkl. cukru (do smaku)
– 3 1/2 łyżeczki mąki ziemniaczanej 
– ok. 1/2 kg rozmrożonych, posłodzonych truskawek 
– twarożek śmietankowy
– 2 łyżki mleka
– upieczony spód
– słodka bita śmietana 

Do rozmrożonych, nie odcedzonych z soku truskawek dodać wymieszaną 

mąkę z cukrem. Podgrzewać na średnim ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż 
masa zgęstnieje. Ostudzić.

Cienką warstwą rozsmarować twarożek na upieczonym spodzie, wyłożyć 

na wierzch truskawki i wstawić do lodówki na kilka godzin lub całą noc.

Przed podaniem udekorować bitą śmietaną.

background image

Rozdział pierwszy

Dlaczego dałam się na to namówić? – pytała samą siebie Nina Dunkan, 

wysiadając z samochodu na szpitalnym parkingu. Podniosła kołnierz płaszcza, 
by osłonić się przed wiatrem i skierowała ku grupce osób, z którymi pracowała. 
Mieli odwiedzić rodzinę, znajdującą się w trudnej sytuacji materialnej i z okazji 
jutrzejszego Dnia Dziękczynienia obdarować ją koszem pełnym tradycyjnych 
smakołyków.

Zgromadzeni   otaczali   Lyndę   Westin,   jak   zwykle   gwałtownie 

gestykulującą i nie dopuszczającą  nikogo do słowa. Była w swoim żywiole. 
Znów cała organizacja była na jej głowie. Powszechnie żartowano, że jeśli Pan 
Bóg zechce zrobić sobie wolny dzień, Lynda spokojnie go zastąpi.

– No, dobrze.  Bob dostarczył kosz, nawet  sam go ozdobił. Naprawdę 

nieźle. Zobaczmy, co już mamy.  Sporo warzyw, owoce, sos,  szynka, indyk, 
ciasta,   masło,   słodycze...   och,   spójrzcie   tylko,   nawet   czekoladowe   indyki! 
Jeszcze... zaraz, kto miał przywieźć mleko?

– Jest tutaj. – Nina wyciągnęła w jej stronę czterolitrową butlę mleka.
Stojący przed nią wysoki mężczyzna podał mleko Lyndzie. Dołożyła je 

do kosza i z aprobatą kiwnęła głową w stronę Niny. Do ostatniej chwili miała 
wątpliwości, czy Nina się nie rozmyśli i czy przyjedzie.

– Bułeczki... – Lynda znów zajęła się zawartością koszyka. – Kto miał 

kupić pieczywo?

–   Chyba   Jeff   Eberhart   –   odrzekła   Sally,   sekretarka   w   biurze   zarządu 

szpitala.

– Jeff, gdzie ty się podziewasz? – zawołała Lynda.
– Jeff musiał dziś dłużej zostać w pracy – wyjaśnił starszy mężczyzna – 

ale powiedział, że na pewno przyjedzie.

Jeff   pracował   w   biurze   prawnym   szpitala.   W   ciągu   ostatnich   trzech 

miesięcy Nina kilka razy była z nim na lunchu, ale wszystkie jego zaproszenia 
na kolacje czy wspólne wyjścia w czasie weekendu niezmiennie spotykały się z 
jej stanowczą odmową. Przebywając z nim w szpitalnym barze czy nawet w 
którejś z pobliskich restauracji, nie czuła się zagrożona. Lunch był ograniczony 
czasem   przerwy   obiadowej,   zresztą   nigdy   nie   byli   sami.   Ale   sama   myśl   o 
wspólnym wieczorze z wysokim, szczupłym i przystojnym Jeffem Eberhartem 
przerażała ją.

– Daję mu pięć minut – zdecydowała Lynda. – Jeśli do tej pory się nie 

pojawi, kupimy pieczywo po drodze.

Mogli spokojnie poczekać nawet kwadrans i zdążyć na czas, ale nikt nie 

zaprotestował. Lepiej nie zrażać Lyndy. Jeśli zaczną ją krytykować, następnym 
razem   może   nie   podjąć   się   zorganizowania   kolejnej   podobnej   akcji.   I   tak 
ostatnio żaliła się, że ma już tego dość.

background image

Trzeba oddać jej sprawiedliwość – Lynda naprawdę potrafiła zająć się 

ludźmi w potrzebie i zarazić innych swoim entuzjazmem. Nina pracowała razem 
z Lyndą w biurze szpitala. Półtora roku temu, kiedy w nieznanym mieście i w 
nowej   pracy   musiała   zadbać   o   swoje   utrzymanie   i   nauczyć   się   życia   w 
samotności, Lynda wzięła ją pod swoje opiekuńcze skrzydła.

To Lynda zręcznie nakłoniła ją do zapisania się na różne kursy, by zdobyć 

nowe   umiejętności,   a   potem   pochlebstwem   i   uporczywym   namawianiem 
sprawiła, że Nina zaczęła chodzić na organizowane w szpitalu cotygodniowe 
spotkania grupy terapeutycznej dla osób po ciężkich przeżyciach. Minęło już 
siedem miesięcy od czasu, kiedy straciła Dana i Candi, ale nadal nie mogła się z 
tym pogodzić. Choć na pozór zdołała się otrząsnąć, ból i rozpacz nie opuściły jej 
nadal, były tylko głęboko ukryte, jak to określił prowadzący zajęcia terapeuta. 
Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Przez kolejne pół roku tylko te spotkania 
trzymały ją przy życiu, które dawno straciło sens.

Od   lutego   wystarczało   jej   już   tylko   jedno   spotkanie   z   grupą   w   ciągu 

miesiąca,   a   potem,   kiedy   poczuła,   że   już   doszła   do   siebie   i   da   sobie   radę, 
zupełnie je zarzuciła.

Powoli wszystko  zaczęło  się  jakoś  układać.  Nina  lubiła swoją  pracę  i 

ludzi, z którymi pracowała. Dni mijały spokojnie. Wprawdzie nadal jej uwagę 
przyciągali krępi blondyni i jasnowłose dziewczynki, ale ból, jaki budził w niej 
ten   widok,   stopniowo   słabł.   Nie   osiągnęła   jeszcze   tego   stanu   ducha,   który 
pozwoliłby jej bez problemu przebywać w towarzystwie atrakcyjnego Jeffa, ale 
z każdym dniem było jej łatwiej żyć.

Tak było aż do weekendu poprzedzającego Dzień Dziękczynienia, kiedy 

we wszystkich sklepowych witrynach pojawiły się bożonarodzeniowe dekoracje 
i całe miasto przybrało świąteczny wygląd. Wtedy na nowo odżyły dręczące 
wspomnienia sprzed dwóch lat Znów ogarnęła ją rozpacz i przygnębienie.

Przez cały weekend Nina nie ruszyła się z domu. Nie miała nawet siły i 

ochoty, by przyrządzić sobie coś do jedzenia. W nocy prawie nie zmrużyła oka. 
Kiedy w poniedziałek pojawiła się w biurze, blada i z podkrążonymi oczami, 
Lynda od razu domyśliła się wszystkiego.

– Miałaś marny weekend, co?
– Zdarzały mi się lepsze.
– Jedziesz na święto do rodziców? Nina potrząsnęła przecząco głową.
– Ojciec właśnie przeszedł na emeryturę i żeby to uczcić, postanowili z 

mamą wybrać się w rejs na Hawaje.

Lynda współczująco poklepała ją po ramieniu.
– Okres świąt zawsze jest trudny dla osób samotnych, a dla ciebie Boże 

Narodzenie   jest   szczególnie   przykre.   Ale   nie   przejmuj   się   –   przeżyjesz   i 
jutrzejszy dzień, i święta, uwierz mi. A za rok będzie łatwiej.

Tak bardzo chciałaby jej wierzyć. Próbowała zająć się pracą, ale wszystko 

background image

przychodziło jej z takim trudem, tyle wysiłku kosztował ją każdy ruch! Lynda 
cały czas obserwowała ją spod oka.

W czasie przerwy obiadowej nie miała ochoty nigdzie wyjść. Ciągnących 

ją na lunch kolegów szybko zbyła, oświadczając,  że nie jest głodna. Wtedy 
Lynda postanowiła działać.

– Słuchaj – przemówiła do niej na osobności – spójrz prawdzie w oczy. 

Musisz znów zacząć chodzić na terapię.

– Przecież chodziłam już ponad pół roku – opierała się Nina. – Czy mogą 

mi powiedzieć jeszcze coś, czego do tej pory nie słyszałam?

– Musisz znaleźć się wśród osób, które potrafią cię zrozumieć, bo same 

były w podobnych sytuacjach – nie ustępowała Lynda.

Nina nerwowo bawiła się długopisem.
– Wydawało mi się, że już daję sobie radę.
– Tak było i znów tak będzie. Ale teraz musisz pójść na kilka spotkań, 

żeby jakoś przetrwać te święta.

Była zbyt zmęczona, by dłużej się sprzeciwiać. Zresztą co to za różnica, 

czy   będzie   zadręczać   się   w   domu,   czy   siedzieć   na   tych   zajęciach.   W   ten 
poniedziałek wszystko było bez znaczenia.

Jednak   wczorajsze   wieczorne   spotkanie   z   grupą   terapeutyczną 

uświadomiło  jej, że nie tylko ona jest przygnębiona z powodu świąt. Kiedy 
wyznała,   że   nie   czuje   się   na   siłach,   by   wziąć   udział   w   dzisiejszej   akcji 
charytatywnej,   zaczęto   ją   namawiać,   by   spróbowała   się   przemóc   i   nie 
rezygnowała.

–   Ja   też   kiedyś   sądziłem,   że   mam   depresję   –   przekonywał   ją   starszy 

mężczyzna – ale po upływie kilku miesięcy zdałem sobie sprawę, że użalam się 
nad sobą.

– Przecież ja...
– Ależ Nino, ja wcale nie miałem ciebie na myśli – uśmiechnął się do 

niej, ale jego spojrzenie dało jej do myślenia.

–  Stale  pamiętaj   o  tym,   co  tu  ciągle  powtarzamy  –  dodała   kobieta  w 

średnim wieku. – Musisz udawać, że jest dobrze, aż do momentu, w którym 
naprawdę tak będzie.

– Jeśli pojedziesz jutro do tej rodziny, przynajmniej przez kilka godzin 

będziesz myśleć o czymś innym – zapewniał ją ktoś inny.

– Może nawet sama się zdziwisz – dodał ktoś – kiedy nagle okaże się, że 

nie jest tak źle i miło spędzisz czas. Czy nie warto spróbować?

W   końcu   uległa   ich   namowom,   ale   teraz   żałowała   swojej   pochopnej 

decyzji. Czuła się zupełnie wykończona, a musiała udawać, że jest w świetnym 
nastroju. Jedyna korzyść, że może tak się zmęczy, iż przynajmniej zaśnie tej 
nocy.

– Idzie wreszcie ten, który miał kupić pieczywo – obwieścił Bob.

background image

Wszyscy odwrócili się w stronę nadchodzącego Jeffa.
–   Zdążyłeś   w   ostatniej   chwili   –   zakomunikowała   Lynda.   –   Właśnie 

mieliśmy ruszać.

Jeff posłał jej swój chłopięcy uśmiech, który zawsze tak rozbrajał Ninę. 

Dołożył do kosza dużą papierową torbę.

–   Kupiłem   trzy   rodzaje   bułeczek   i   jeszcze   ciasteczka,   i   pączki   na 

świąteczne śniadanie.

Lynda niecierpliwie skinęła głową, ale nie mogła się nie uśmiechnąć.
– Świetnie zrobiłeś, Jeff. No dobra, słuchajcie. Pojedziemy  furgonetką 

Boba. Jakoś się upchniemy.

Nina zamierzała pojechać swoim samochodem, żeby być niezależna, ale 

Lynda jak zwykle decydowała za wszystkich. Gdyby teraz zaczęła się upierać 
przy   swoim,   z   pewnością   zostałaby   napomniana   i   pouczona,   że   powinna 
integrować się z resztą. Jakby ją słyszała: „Nino, wiem, że to nie jest łatwe, ale 
spróbuj”.

Z ociąganiem podążyła za innymi. Straciła z oczu Jeffa. Zobaczyła go 

dopiero wtedy, kiedy stanął za nią i położył dłonie na jej ramionach.

– Nie widziałem cię przez cały tydzień – usłyszała tuż przy uchu jego 

szept.   –   Telefonowałem   dziś   rano,   żeby   cię   wyciągnąć   na   lunch,   ale   nie 
oddzwoniłaś.

Na szyi czuła dotyk jego rąk i ciepły oddech. Zesztywniała.
–   Och,   Jeff   –   wykrztusiła   –   przepraszam   cię.   Miałam   zadzwonić,   ale 

byłam strasznie zajęta i zupełnie zapomniałam.

– Umiesz mi schlebiać – zażartował Jeff.
–   Naprawdę   mi   przykro.   Zresztą   i   tak   bym   nie   poszła.   Cały   czas 

pracowałam.

Prawda była taka, że chociaż dziś była w znacznie lepszym stanie niż 

wczoraj, to nadal nie czuła się na siłach, by stawić czoło Jeffowi.

Weszła do samochodu, Jeff za nią. Z ulgą dostrzegła, że zostało tylko 

jedno wolne miejsce.

– Nie zmieścimy się. Wezmę swój wóz i pojadę za wami.
– Żaden problem.
Jeff chwycił ją za rękę i zanim zdążyła się zorientować, pociągnął ją w 

stronę wolnego fotela i posadził sobie na kolanach.

Siedziała wyprostowana, z trudem łapiąc oddech, palcami wczepiona w 

oparcie fotela przed nimi.

– Jestem za ciężka – zaprotestowała słabym głosem.
– Bzdura. Ważysz tyle co piórko. – Przyciągnął ją mocniej do siebie. – 

Oprzyj się.

Samochód   ruszył.   Wszyscy   śmiali   się   i   żartowali,   powtarzając   sobie 

kursujące ostatnio po szpitalu dowcipy.

background image

Jeff nie cofnął ręki. Przyciskał Ninę do siebie, czuła zapach jego wody 

toaletowej. Z trudem znosiła dziwne napięcie między nimi.

– Wygodnie ci? – zamruczał.
– Tak, bardzo.
Z zapamiętaniem wpatrywała się w okno, bezskutecznie próbując uciszyć 

gwałtownie bijące serce. Wiedziała, że Jeff patrzy na nią. Nagle przepełniło ją 
dzikie pragnienie, by wypłakać się na jego ramieniu.

– Jutro wyjeżdżasz do Teksasu, prawda? – Nie.
– To znaczy, że rodzice przyjadą do ciebie?
– Nie, wybrali się w rejs.
– Więc jutro wieczorem wychodzisz gdzieś... ze znajomymi?
– Nie, sama szykuję kolację.
Lepiej,   żeby   nie   wiedział,   że   pewnie   w   samotności   zje   błyskawiczny 

kotlet z pieczonym ziemniakiem. Lekko przesunął dłonią po jej ramionach.

– Nina...
– Och, spójrz tutaj! – Nie mogła dopuścić, by wyciągnął z niej jakieś 

szczegóły na temat jutrzejszego wieczoru. – Widziałeś kiedyś coś takiego? – 
zapytała zdławionym głosem.

Zerknął na mijany właśnie dom.
– Owszem, ładny.
Znów zaczął się jej przyglądać, Udawała, że tęgo nie widzi. Wprawdzie 

opierała się o niego plecami, ale ciągle była spięta. Nadal wpatrywała się w 
okno. Jeff nie odrywał od niej oczu.

Daleko   jej   było   do   filmowych   piękności,   które   doskonałość   rysów   w 

znacznej  mierze  zawdzięczały  operacjom  plastycznym.   Ale  było w  niej coś, 
czemu nie potrafił się oprzeć. Delikatne usta były nieco za szerokie, a brązowe 
oczy   wydawały   się   zbyt   duże   w   jej   owalnej   twarzy.   Kiedy   się   uśmiechała, 
rozświetlał je wewnętrzny ogień. Ale dziś wieczorem były dziwnie zgaszone, 
jakby padł na nie jakiś cień.

Pod palcami czuł delikatny zarys jej żeber. Była bardzo szczupła. I taka 

wiotka.   Właściwie   to   ta   jej   kruchość   zwróciła   na   początku   jego   uwagę.   Na 
widok   słabszych   zawsze   odzywał   się   w   nim   instynkt   opiekuńczy.   Dopiero 
potem dostrzegł jeszcze inne rzeczy – te wielkie, bezbronne oczy, sposób, w jaki 
czasami   się   śmiała,   a   jej   śmiech   przypominał   mu   dźwięk   poruszonego 
podmuchem wiatru dzwoneczka.

Ale   mylił   się   sądząc,   że   są   to   oznaki   słabości.   Od   trzech   miesięcy 

próbował przełamać jej opory i nie posunął się ani o krok. Wprawdzie kilka razy 
pocałował ją przelotnie w policzek, ale nic więcej. Czekał więc na jakiś sygnał z 
jej strony.

To czekanie przeciągało się jednak. Może to on powinien zrobić pierwszy 

krok, uświadomić Ninie, że nie jest jej obojętny. Był przecież prawie pewny, że 

background image

tak jest.  Od wielu lat żadna kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia, a on 
nigdy nie poddawał się bez walki. Potrafił być uparty.

Podniósł rękę wyżej, przesuwając ją po jej piersiach. Teraz obejmował ją 

za   szyję.   Usłyszał   jej   zdyszany   oddech,   a   pod   dłonią   poczuł   gwałtownie 
przyspieszone tętno. Uśmiechnął się i zaczął od niechcenia gładzić kciukiem jej 
szyję.

Nina siedziała nieruchomo, starając się nie zauważać zachowania Jeffa.
Po chwili przyjechali na miejsce. Zeskoczyła z jego kolan i zmieszała się 

w innymi. Jeff przyglądał się temu z zamyślonym uśmiechem.

Znajdowali się w jednej z biednych dzielnic miasta, zabudowanej małymi, 

zaniedbanymi domami.  Wejście do jednego z nich było oświetlone – Lynda 
uprzedziła właścicieli o ich wizycie.

Tę   rodzinę   wybrali   wspólnie   z   listy   zaproponowanej   przez   opiekę 

społeczną. Jeny i Becky Summers, oboje po trzydziestce, mieli czterech synów 
w wieku od jedenastu do sześciu lat i czteroletnią Penny.

Jerry został zwolniony z pracy w warsztacie mechanicznym i od ośmiu 

miesięcy   nie   mógł   znaleźć   innego   zajęcia.   Kiedy   skończył   się   zasiłek   dla 
bezrobotnych,   opieka   społeczna   przyznała   im   skromną   sześciomiesięczną 
zapomogę.   Po   upływie   tych   sześciu   miesięcy   nie   będzie   już   możliwości 
udzielania im dalszej pomocy.

Becky,   drobna   blondynka,   z   radością   i   jednocześnie   zażenowaniem 

otworzyła drzwi i zaprosiła ich do środka.

W saloniku, obok zniszczonej kanapy i fotela, znajdowały się dwa łóżka. 

Zapewne sypiała tu dwójka dzieci. Oprócz wąskiej kuchni z wytartym linoleum 
i starymi szafkami, w domu były najwyżej dwie małe sypialnie.

Sosnowa   podłoga   nie   była   niczym   przykryta,   a   okna   przesłaniały 

wystrzępione,   pożółkłe   rolety.   Nie   było   zasłon.   Nina   z   poczuciem   winy 
pomyślała o swoim wygodnym mieszkaniu.

Chłopcy   Summersów   okrążyli   Boba,   dźwigającego   świąteczny   kosz. 

Oczy błyszczały im z podniecenia.

– Czy  mogą  teraz dostać czekoladowe  indyki? – zapytał ich matkę,  a 

kiedy   się   zgodziła,   postawił   kosz   na   podłodze   i   włożył   łakocie   w   żarliwie 
wyciągnięte rączki. – Został jeszcze jeden dla waszej siostry.

–   Penny   przed   chwilą   zasnęła   –   wyjaśniła   Becky.   –   Położyłam   ją   do 

łóżka. 

Jerry   Summers,   szczupły,   mizerny   mężczyzna   z   gęstą   brodą,   stał   w 

przejściu prowadzącym do kuchni i w milczeniu obserwował rozgrywającą się 
przed nim scenę. Z pewnością szarpały nim sprzeczne uczucia, wdzięczność na 
zmianę z zażenowaniem i upokorzeniem. Ninie ścisnęło się serce, gdy na niego 
spojrzała.

Wreszcie zebrał się w sobie i postąpił w stronę Boba.

background image

–   Doceniamy   waszą   pomoc   –   odezwał   się,   biorąc   kosz   z   jego   rąk.   – 

Dzięki wam dzieciaki będą miały wspaniałe święto.

– Mam trochę jabłecznika, zachowanego na specjalną okazję – wtrąciła 

Becky. – Już jest zagrzany. – Rozejrzała się bezradnie wokół. – Tylko nie wiem, 
gdzie usiądziecie, żeby się pomieścić.

– Podłoga będzie w sam raz – Jeff usiadł pod ścianą, podciągając nogi. 

Wiatr potargał mu włosy, co nieoczekiwanie rozczuliło Ninę. Ujął ją za rękę i 
pociągnął w dół, aż znalazła się na podłodze obok niego. – Tu jest mnóstwo 
miejsca. Zostawmy kanapę innym.

W końcu każdy gdzieś się umieścił. Chłopcy przysiedli na podłodze przed 

kanapą i kończyli jeść swoje indyki. W pokoju panował ożywiony gwar. Jeff 
pochylił się ku Ninie i szepnął:

– Dla kogo szykujesz jutro kolację?
Na szczęście w tym momencie wyrosła przed nimi Becky, dzierżąc w 

dłoniach dwa kubeczki.

– Dziękuję – Nina uśmiechnęła się do niej z ulgą. – Właśnie tego mi było 

potrzeba.

Ujęła   gorący   kubek   w   obie   dłonie.   Przepełniały   ją   sprzeczne   uczucia: 

współczucie, podziw i nawet coś w rodzaju zawiści, jaką budził w niej widok 
dużej rodziny Becky.

Jeff oparł się wygodnie i upił łyk z kubka.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Nino.
–   O   świątecznej   kolacji?   –   zapytała   ostrożnie.   –   Dlaczego   to   cię 

interesuje?

Przełożył kubek do drugiej ręki, wsunął rozgrzaną dłoń pod jej włosy i 

przeciągnął nią po jej karku.

– Uchylasz się od odpowiedzi.
– Nie wygłupiaj się. Wolałabym, żebyś tego nie robił. Czuła dotyk jego 

palców, delikatnie masujących jej szyję.

Krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach.
Przyglądał się jej zmrużonymi oczami. To powinno być zabronione, żeby 

mężczyzna miał takie długie, gęste rzęsy. Szybko odwróciła wzrok i wbiła oczy 
w swój kubek. Powoli piła gorący, pachnący korzeniami jabłecznik.

Jeden z przybyłych, członek przyszpitalnego chóru, zaintonował pieśń. 

Wszyscy się przyłączyli. Potem przyszła kolej na inne tradycyjne pieśni.

Jeff przyglądał się Ninie. Skończyła pić, odstawiła na bok swój kubek. 

Objęła rękami kolana i pochyliła się do przodu. Ciemne loki wiły się wokół jej 
miłej buzi. Śpiewała z innymi, ale smutek jej nie opuścił. Jeff przyjmował to ze 
zrozumieniem. Wiedział od Lyndy, że kilka lat temu w okresie Świąt Bożego 
Narodzenia straciła męża i córkę.

Chciałby przytulić ją do siebie i spróbować jakoś pocieszyć, ale wiedział, 

background image

że nie przyjęłaby od niego objawów współczucia. Wyraźnie bała się i jego, i 
jego starań, by stali się sobie nieco bliżsi. A skoro tak, to chyba coś do niego 
czuła, przekonywał sam siebie, czerpiąc z tego nadzieję.

Jego   ręka,   jakby   kierowana   własną   wolą,   uniosła   się,   by   dotknąć   jej 

włosów.   W   tej   samej   chwili   Nina   zesztywniała.   Gwałtownie   pobladła, 
rozszerzonymi oczami wpatrywała się w Becky, która przysiadła na poręczy 
fotela, zajętego przez męża.

Jeff przeniósł wzrok w tę stronę. Becky wyciągnęła ramiona na przyjęcie 

wchodzącej do pokoju dziewczynki. Musiał  obudzić ją głośny  śpiew. Becky 
posadziła ją sobie na kolanach. Dziewczynka była ubrana w obszerną, wyblakłą 
koszulkę, a długie jasne włosy spływały jej na plecy. Dziecko przetarło zaspane 
oczy i zawstydzone ukryło głowę na maminej piersi.

Usłyszał   tylko, jak  Nina udręczonym  głosem  wyszeptała   jedno jedyne 

słowo:

– Candi.
Chwiejnie   podniosła   się   i   oparła   o   ścianę.   Przestraszył   się,   że   zaraz 

zemdleje. Zerwał się na nogi i objął ją mocno ramieniem.

– Nina? – Serce mu się ścisnęło na widok bólu, malującego się w jej 

oczach. – Kochanie, co się stało?

– Przestań... – strząsnęła jego ramię.
– Może lepiej usiądź.
W milczeniu potrząsnęła głową.
– Nina...
– Muszę... muszę stąd wyjść.
Odwróciła się, niezdarnie namacała klamkę, otworzyła drzwi i wybiegła.

background image

Rozdział drugi

Odnalazł ją w furgonetce, skuloną w rogu fotela, z głową wciśniętą w 

podciągnięte kolana. Usiadł obok niej i delikatnie pogładził po włosach. Nie 
poruszyła się, jakby nie zdając sobie sprawy z jego obecności. Nie opierała się, 
kiedy wziął ją w ramiona. Drżała.

– Przepraszam – wyszeptała. – Nie mogłam się opanować. Wygłupiłam 

się, co?

– Nikt niczego nie zauważył. – Delikatnie pocałował ją w czubek głowy. 

Poczuł lekki zapach mydła. – Nie przejmuj się tym.

Po chwili odezwała się cicho.
– Zobaczyłam tę dziewczynkę... siedziała tyłem do mnie... te jasne włosy 

– głos się jej rwał, na moment ucichła, próbując się uspokoić. – Myślałam, że to 
moja córeczka.

– Miała na imię Candi?
– Tak, Candice. Miała cztery lata, kiedy... kiedy ją utraciłam. Na widok 

tego dziecka nagle wydało mi się, że ona wróciła. Ja... ja nie umiem ci tego 
wytłumaczyć.

Czule przeciągnął palcami po jej włosach.
– Nawet się nie staraj.
Podniosła na niego oczy. Serce mu się krajało, kiedy widział jej zalaną 

łzami twarz.

– Pewnie myślisz, że zwariowałam.
– Mylisz się.
– Mój mąż i córka zginęli dwa lata temu w czasie pożaru domu.
Wziął   jej   twarz   w   obie   dłonie,   kciukami   delikatnie   starł   ślady   łez   na 

policzkach.

– Wiem, Lynda mi powiedziała.
– To się stało trzy dni przed Bożym Narodzeniem. Mieszkaliśmy na wsi, 

w   ogromnym,   starym,   zapuszczonym   domu.   Właściwie   wszystko   wymagało 
remontu, ale to nam nie przeszkadzało. Kochaliśmy ten dom. – Przerwała, a po 
chwili ciągnęła dalej: – Pojechałam do miasta na zakupy. Candi spała. Ustalono, 
że Dan, mój mąż, musiał usnąć przed telewizorem – znów urwała, próbując się 
uspokoić.   –   Prawdopodobnie   zapaliła   się   instalacja   elektryczna.   Zbieraliśmy 
pieniądze, żeby ją wymienić. – Jej ciemne oczy znów wypełniły się Izami.

Trzymał ją w uścisku, dopóki nie przestała szlochać.
– Już wszystko będzie dobrze, przyrzekam – zapewniał ją szeptem.
–   Teraz   znów   wszędzie   są   te   świąteczne   dekoracje   i   znów   wszystko 

odżyło. Nie mogę dojść do siebie. Niepotrzebnie tu przyjechałam.

Uniósł jej głowę i popatrzył w spłakane oczy.
– Właśnie bardzo potrzebnie.

background image

– Nie...
– Nie możesz odgrodzić się od ludzi – przerwał jej. – Nino, to nie ty 

umarłaś.

Zaskoczona, zamrugała gwałtownie i odepchnęła jego ręce. Wzburzyły ją 

te słowa.

– Nie ma nic gorszego niż utrata kogoś, kogo się kocha najbardziej na 

świecie. To tak, jakby samemu się umarło, a nawet jeszcze gorzej, bo ciągle 
żałuje się, że się nie umarło razem z nim. – Przeciągnęła palcami po włosach i 
popatrzyła w okno. – Nie masz prawa mnie pouczać, Jeff. Nie jesteś w stanie 
tego zrozumieć.

– Owszem, jestem. – Dotknął jej policzka.
– To łatwo powiedzieć.
– Spójrz na mnie, Nino. – Odgarnęła włosy i odwróciła się ku niemu. 

Położył ręce na jej barkach. – Pięć i pół roku temu zmarła moja żona. Miała 
białaczkę.

Dopiero   teraz   zobaczyła   w   jego   oczach   coś,   czego   wcześniej   nie 

dostrzegła, bo była zbyt zajęta własnym bólem. On również stracił kogoś, kogo 
kochał. I tak jak ona przeklinał los, który go oszczędził i kazał żyć, kiedy życie 
straciło wszelki sens.

Dotknęła jego policzka.
– Przepraszam. Nakrył ręką jej dłoń.
– O jej chorobie dowiedzieliśmy się niecałe dwa lata po ślubie. Zmarła 

trzy tygodnie po naszej drugiej rocznicy.

– Och, Jeff...
Przez   długą   chwilę   nie   odrywali   od   siebie   oczu.   Usta   jej   zadrżały, 

dostrzegła napięcie w jego oczach.

To nie był pocałunek, którym chciał ją pocieszyć. Całował ją mocno, 

żarliwie.   Początkowo   jeszcze   się   opierała,   rozsądek   ostrzegał   ją,   ale   ciało 
zawiodło. Ogarnął ją gwałtowny płomień, z piersi wyrwał się cichy jęk, a jej 
ręce zanurzyły się pod jego wiatrówkę i przyciągały go do siebie.

Przygarnął   ją   mocniej.   Odkryła   w   nim   jakaś   dzikość   i   rozpaczliwą 

desperację, której się po nim nie spodziewała.

Wiedziała przecież, że powinna się mieć na baczności przed tym, co już 

wcześniej czaiło się w jego oczach i o czym wolała nie myśleć.

Jej opór słabł z każdą chwilą. W końcu poddała się.
Wstrząsnął nim dreszcz, na moment oderwał od niej usta i popatrzył na 

nią pociemniałymi oczami.

Zanim   zdążyła   zebrać   myśli,   znów   przyciągnął   ją   do   siebie   i   zaczął 

całować.   Nawet   się   nie   spostrzegła,   kiedy   otoczyła   ramionami   jego   szyję. 
Całował   ją   coraz   namiętniej,   jej   łzy   łączyły   się   z   jego   gorącym   oddechem, 
domagał się więcej. Nie była gotowa, by posunąć się dalej. Ale nie chciała, by 

background image

przestał ją całować.

Bez wahania wsunął gorącą dłoń pod jej sweter. Poczuła palący dotyk 

jego szczupłych, twardych palców. Jej ciało płonęło z pragnienia, wyrywało się 
ku   niemu.   Znała   smak   miłosnych   uniesień,   ale   to   było   coś,   czego   nigdy 
przedtem z taką siłą nie doświadczyła. I, na Boga, pragnęła tego zaznać!

Objął   dłońmi   jej   piersi,   rozkoszując   się   jedwabistym   dotykiem  ciepłej 

skóry. Z trudem hamował przepełniające go pożądanie i szaleńczą pokusę, by 
popchnąć ją na fotel, zapomnieć o wszystkim, zatracić się w radosnej rozkoszy.

Słyszał jej krótki, urwany oddech i ciche, bezradne jęki. Wszystkie opory 

gdzieś   uleciały,   rozwiały   się   gdzieś.   Nagle   jakiś   dźwięk   przywrócił   ich   do 
rzeczywistości.

Jakieś głosy, słowa pożegnania. To reszta grupy wracała do samochodu.
Oderwała od niego usta i popatrzyła na niego zmieszana. Sprzeczne myśli 

kłębiły się w jej głowie. Wydawało się jej, że jeszcze czuje dotyk jego warg. 
Ciało nadal go pragnęło.

–  No   –  odezwał   się   Jeff   –  zabrało   nam   to   sporo   czasu,   ale   w  końcu 

dowiedzieliśmy się.

Pogładził palcami jej kark. Przebiegł ją dreszcz.
– Czego się dowiedzieliśmy? Uniósł brew.
– Pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie. Dopiero teraz go zrozumiała.
– Nie, to nie tak. Dzisiaj nie jestem sobą.
Odsunęła   się   od   niego   i   wcisnęła   w   kąt   fotela.   Zapatrzyła   się   w 

przemykającego po podwórzu białego kota. Teraz nie może myśleć o tym, co się 
zdarzyło. Pomyśli o tym później, kiedy będzie sama.

Jeff   przyglądał   się   jej   badawczo.   Jednak   odnalazł   w   niej   tę   namiętną 

kobietę,   której   istnienie   zawsze   podejrzewał.   Ale   zaskoczyły   go   własne 
odczucia.

Nie ruszył się, żeby ją wziąć na kolana, kiedy inni zaczęli wchodzić do 

środka. Wiedział, że napotka opór.

Musi odzyskać równowagę po tym, co przeżył. Położył głowę na oparciu 

i przymknął oczy.

Pragnął jej od chwili, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy.
Nie   dlatego,   że   od   tak   dawna   był   sam.   W   szpitalu   było   dość   kobiet 

gotowych złagodzić jego samotność.

Nino,   to   ciebie   chcę.   Tak   bardzo,   jak   jeszcze   nigdy   żadnej   kobiety   – 

pomyślał.

A   to   nie   było   wszystko.   Uświadomił   sobie   także,   że   jest   w   niej 

zakochany.

Dzień Dziękczynienia był chłodny, ale słoneczny i bezwietrzny. Wczoraj 

Nina położyła się wcześnie, ale zasnęła dopiero przed pierwszą. Spała twardym 

background image

snem. Obudziła się o wpół do dziesiątej. Postanowiła zająć się czymś, żeby nie 
mieć czasu na rozmyślania i znów nie popaść w depresję.

Przed   śniadaniem   wybrała   się   na   mały   spacer   po   okolicy.   Zwykle 

spotykała   wielu   sąsiadów,   ale   dzisiaj   wszystkich   pochłaniały   świąteczne 
przygotowania   do   rodzinnej   kolacji.   Rozpoczął   się   trwający   aż   do   Nowego 
Roku   okres,   kiedy   życie   koncentruje   się   na   rodzinie.   Ludzie   samotni   są 
pozostawieni sami sobie.

Odegnała   od   siebie   te   myśli.   Musi   się   zająć   czymś   innym.   Zaczęła 

oglądać   mijane   ogródki,   tonące   teraz   w   różnobarwnych   chryzantemach, 
podziwiać piękno dębów, których liście mieniły się złotem i czerwienią.

Zdarzały   się   chwile,   kiedy   rozważała   możliwość   zamieszkania   w 

osobnym   domku.   Wtedy   mogłaby   mieć   swój   ogródek.   Na   farmie   uprawiała 
spory warzywnik, a dom był otoczony rabatami kwiatów. Kiedy przeniosła się 
do   miasta,   nie   chciała,   by   cokolwiek   przypominało   jej   to,   co   utraciła.   Ale 
tęskniła za grzebaniem w ziemi, wysiewaniem nasion, szykowaniem rozsady, 
flancowaniem, obserwowaniem roślin, jak wzrastają i zaczynają kwitnąć.

Właściwie   nie   było   przeszkód,   by   na   jej   małym   patio   postawić   parę 

doniczek i hodować kwiaty. Na samą tę myśl nie mogła doczekać się nadejścia 
wiosny. To ją zaskoczyło – po raz pierwszy od dwóch lat na coś czekała.

To nie ty umarłaś, Nino.
Wczoraj   wstrząsnęły   nią   te   słowa,   ale   Jeff   wiedział,   że   powinna   je 

usłyszeć. Zdać sobie sprawę, że mimo przeżytego bólu cieszy się, że żyje.

Otworzył jej oczy na wiele rzeczy. Znów poczuła, że jest młodą kobietą, 

zdolną   do   głębokich   uczuć.   Wystarczyło   mu   tylko   kilka   chwil,   by   jej   to 
udowodnić. Ta łatwość ją przeraziła.

W drodze powrotnej kupiła gazetę. Dochodziła jedenasta, kiedy zasiadła 

do śniadania.

Przeczytała gazetę, rozwiązała krzyżówkę i rebusy, na koniec zatrzymała 

się na repertuarze kin. Postanowiła wybrać się po południu na coś lekkiego, a 
potem   zjeść   kolację   w   barku   w   centrum   handlowym.   Zamiast   leżącego   w 
zamrażarce błyskawicznego befsztyka zje pieczonego indyka i ciasto z dyni. W 
końcu nie musi rezygnować z tradycji tylko dlatego, że jest sama.

Potem   poogląda   świątecznie   udekorowane   wystawy.   Musi   się   z   tym 

wszystkim   oswoić,   więc   może   zacząć   już   dziś.   Sklepy   wprawdzie   będą 
zamknięte, ale może wpadnie jej w oko coś, co nada się na gwiazdkowy prezent 
dla rodziców czy znajomych.

Wybrała komedię z Whoopi Goldberg. Taki film z pewnością świetnie 

poprawi jej nastrój. O czwartej, ubrana w granatową bluzkę i spodnie, narzuciła 
na siebie pastelowy różowy sweter i zbierała się do wyjścia. Przekładała portfel 
i klucze do granatowej torebki, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.

background image

Na progu stał Jeff Eberhart. Był w grubym, białym swetrze z aplikacją na 

piersi, w takim samym ciemnoniebieskim kolorze jak jego oczy. Na twarzy miał 
figlarny uśmiech.

Widząc   jej   zaskoczone   spojrzenie,   uderzył   się   dłonią   w   czoło   i 

wykrzyknął:

– Na Boga, udało się!
Starała się zapanować nad sobą.
– Co się udało?
– Telepatia. Skrzyżowała ręce i oparła się o futrynę.
– Może zechcesz to jakoś jaśniej wytłumaczyć.
–   Słuchaj,   cały   dzień   wysyłałem  do   ciebie   komunikaty   –   przebiegł   ją 

spojrzeniem od stóp do głów. – Najwyraźniej jesteśmy na tej samej fali.

– Wątpię. Co to były za komunikaty?
Przymknął oczy i zaczął mówić monotonnym głosem, jakby próbował ją 

zahipnotyzować:

–   Będziesz   w   domu,   kiedy   Jeff   Eberhart   zadzwoni   do   twoich   drzwi. 

Spostrzeżesz, że czuje się samotny i ulitujesz się nad biedaczkiem. Współczucie 
i dobre serce nie pozwoli ci skazać go na kolację w samotności i zgodzisz się 
mu towarzyszyć.

Nina na moment zaniemówiła. Potrząsnęła głową.
– Przykro mi, ale chyba odbieramy na innych falach. Właśnie wybieram 

się do kina.

Jego uśmiech zgasł.
– Już jesteś po świątecznej kolacji?
– Nie, jadłam późno śniadanie.
– Zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Czy to znaczy, że idziesz teraz do kina, 

a potem wracasz tutaj? Przecież mówiłaś, że sama szykujesz kolację.

– Właściwie nie. Powiedziałam tak, ale zmieniłam zdanie.
– Poczuła, że się rumieni. – Mówię prawdę, rozmyśliłam się. Za dużo 

zachodu, żeby  szykować świąteczne  potrawy dla jednej osoby. Zjem coś na 
mieście.

– Mam lepszy pomysł. Chodźmy razem do kina, a potem na kolację do 

Greenleaf’s.

Była to jedna z modnych restauracji, mieszcząca się w eleganckim hotelu. 

Dziś wieczorem nawet nie ma co marzyć o wolnym stoliku w takim miejscu. 
Uczepiła się tej wymówki.

– Będziemy musieli czekać co najmniej godzinę na stolik, albo jeszcze 

dłużej. Nie warto.

– Już zamówiłem stolik na siódmą. Popatrzyła na niego z urazą.
– Jesteś bardzo pewny siebie, co? Nawet nie drgnął.
– Miałem nadzieję, że zaprosisz mnie do siebie – byłem przekonany, że 

background image

sama urządzasz przyjęcie. Stolik zarezerwowałem na wszelki wypadek. Lubię 
być przygotowany na różne okoliczności.

Ciekawe, co miał na myśli, zastanowiła się. W każdym razie kolacja w 

Greenleaf’s była kuszącą propozycją. Jeśli się zgodzi, z pewnością napyta sobie 
biedy. Ale tak trudno mu się oprzeć. Co za facet!

Dlaczego nie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem?
Powinna spojrzeć prawdzie w oczy – dlatego, że bała się tej samotnej 

kolacji w barze, bo jego widok budził w niej jakąś radość, bo chciała pójść z 
nim do kina i na kolację.

– Lubisz filmy z Whoopi Goldberg? – zapytała w końcu.
– Przepadam za nimi.
– Wiec zgoda, kino i kolacja. Ale muszę wrócić wcześnie. Skrzywił twarz 

w uśmiechu.

–   Tylko   nie   mów,   że   musisz   jeszcze   umyć   włosy.   Nina   wybuchnęła 

śmiechem.

– Pójdę tylko po żakiet.

background image

Rozdział trzeci

Film wprawił Ninę w świetny nastrój. Zaśmiewała się do łez i na spółkę z 

Jeffem zajadała się prażoną kukurydzą. Jeff przypatrywał się jej z uśmiechem. 
Nie oponowała, kiedy wyciągnął rękę i otoczył ją ramieniem.

Teraz, przy restauracyjnym stoliku, znów stała się czujna. Jeff wyczuwał 

jakąś   niewidzialna   barierę,   która   ich   dzieliła.   Starał   się   nie   okazywać 
rozczarowania.

Wybór świątecznych potraw był tak bogaty, że choć były przepyszne, nikt 

nie zdołałby wszystkich choćby spróbować. Nina jadła z apetytem, co sprawiło 
Jeffowi przyjemność.

Południowa, przeszklona ściana restauracji wychodziła na hotelowy park. 

Urok jesiennych chryzantem i cynii, mieniących się złotem i odcieniami brązu, 
podkreślała obsypana białymi kwiatami balsamina. W dali, otoczona rabatami 
kwiatów, majaczyła rzeźba siedzącej dziewczyny pogrążonej w lekturze.

Głos Niny przywrócił Jeffa do rzeczywistości. Wypytywała go o rodzinę i 

dzieciństwo spędzone w północno-zachodniej Oklahomie.

– Mój ojciec uprawiał pszenicę – powiedział, smarując masłem grzankę.
– Nie mam o tym najmniejszego pojęcia.
– Nic nie straciłaś. To mordercza harówka, od świtu do nocy, przy wtórze 

nieustającego wiatru. Jeśli z rzadka zdarzało się, że wiatr przestawał wiać, cisza 
doprowadzała ludzi do obłędu.

– Twoi rodzice nadal tam mieszkają? Potrząsnął głową.
– Kilka lat temu zginęli w czasie powodzi. Pojechali do miasta na zakupy 

i nagle przyszła gwałtowna ulewa. W zachodniej Oklahomie rzadko pada, ale 
jeśli już, to jest to istny potop. – Umilkł i zamyślił się. – Kiedy wracali do domu, 
zakurzona droga zamieniła się w jezioro. Ich samochód przewrócił się i zatonął. 
Oboje zginęli.

– Przepraszam – wyszeptała Nina. Sięgnęła po kieliszek i upiła łyk wina. 

– Wiele nieszczęść spadło na ciebie.

Uniósł kieliszek.
– Prędzej czy później każdy kogoś traci.
– Nadal masz tę farmę?
– Nie. Sprzedaliśmy ją razem z Kylem, moim bratem. Rodzice kochali ten 

zapomniany przez Boga i ludzi kawałek ziemi, ale my przez wszystkie wakacje 
musieliśmy   im   pomagać   i   mieliśmy   dość   takiego   życia.   Nic   nas   tam   nie 
ciągnęło. Do końca życia mogę nie oglądać tych stron.

– Świetnie to rozumiem. Kiedyś przejeżdżałam tamtędy i niezbyt mi się 

tam podobało. Dużo ładniejsza jest wschodnia Oklahoma,  gdzie są drzewa i 
wzgórza. – Odstawiła kieliszek. – A co porabia twój brat?

– Mieszka w San Diego. Ma żonę i dwie córki. Prowadzi szpanerski hotel 

background image

w starej części miasta. – Sięgnął po butelkę i ponownie napełnił kieliszki. – 
Mówiłaś, że mieszkałaś z mężem na wsi – korzystał z okazji, żeby dowiedzieć 
się o niej czegoś więcej. – Gdzie to było?

Niecierpliwie potrząsnęła głową, ale odpowiedziała:
– Jakieś sto kilometrów od Fortu Worth. Dziadkowie Dana zostawili mu 

w   spadku   dom   i   sto   trzydzieści   hektarów   ziemi,   nadającej   się   tylko   na 
pastwisko. Dan spędzał u nich wszystkie wakacje i zawsze marzył o życiu na 
wsi i hodowli bydła. Kiedy odziedziczył farmę, postanowiliśmy spróbować, ale 
ledwie udawało się nam wiązać koniec z końcem.

–   Tak   to   jest   w   dzisiejszych   czasach.   –   Bawił   się   kieliszkiem.   –   Jak 

znalazłaś się w Tulsie?

Wbiła oczy w talerz.
– Po utracie Dana i Candi nie byłam w stanie zajmować się hodowlą. 

Dom też już do niczego się nie nadawał. Zresztą, nawet gdybym mogła, nie 
chciałam tam dłużej zostać.

Jeff skinął głową z milczącym zrozumieniem.
– Nie chciałam też wracać do rodziców. Nasze stosunki były świetne, 

kiedy byliśmy z dala od siebie. – Uśmiechnęła się. – Moja mama ma dobre 
intencje,   ale   lubi   rządzić.   Trudno   mi   się   do   tego   dostosować.   Kiedy   byłam 
nastolatką, różnie bywało. – Czasami zastanawiała się, czy spieszyłaby się tak z 
zamążpójściem, gdyby w domu było inaczej. – Wcześniej byłam w Tulsie kilka 
razy   i   zawsze   mi   się   tu   podobało.   Kiedy   sprzedałam   farmę,   ulokowałam 
pieniądze i zaczęłam rozglądać się za pracą.

– Nigdy tego nie żałowałaś?
– Nie. Wiem, że nie powinnam podejmować ważnych decyzji życiowych 

tuż po stracie męża, ale przecież i tak całe moje życie się zmieniło. Miasto mnie 
nie rozczarowało, nadal mi się podoba. Lubię też swoją pracę.

– A życie osobiste?
Popatrzyła na niego. W mgnieniu oka ożyły wspomnienia wczorajszego 

wieczoru. Zdawało jej się, że na ustach czuje dotyk jego warg.

– Mam przyjaciół w szpitalu.
– I to ci wystarcza? Tylko praca i znajomi? Do wczorajszego wieczoru tak 

właśnie myślała.

– Na razie tak. Przyjrzał się jej uważnie.
– Nie wierzę ci. – Odsunął pusty talerz, oparł łokcie na stole i złożył 

przed sobą dłonie. – Jesteś bardzo ponętną kobietą. Nie powinnaś być sama.

Zarumieniła się.
– Jeff, przestań – wyszeptała. – Chcesz, żebym pożałowała, że zgodziłam 

się na tę kolację?

– Dlatego, że chcesz być sama, czy dlatego, że w głębi duszy wiesz, że 

mam rację?

background image

Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Odwróciła wzrok.
– Już skończyłam jedzenie. Jeśli ty też, to możemy iść.
–  Starannie   złożyła  serwetkę   i  ułożyła   ją  obok   talerza.  –   Dziękuję   za 

wspaniałą kolację.

– Nie da się walczyć z tym, co się czuje, Nino. To się udaje tylko do 

czasu.

Ujął   jej   dłoń,   położył   na   swojej   i   przeciągnął   palcem   po   linii   życia. 

Poczuł, że zadrżała.

Nina oswobodziła dłoń i opuściła ręce na kolana.
– To nie jest takie proste.
Uważnie przyglądał się jej napiętej twarzy. Odwróciła wzrok.
– Jest proste, jeśli tego chcesz. Podniosła na niego oczy.
– Starałam się, żeby od pierwszej chwili sytuacja była jasna. Nie nam 

ochoty na bliższą znajomość.

– To zabawne. Wczoraj wieczorem odniosłem zupełnie inne wrażenie.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– To nie jest uczciwe. Wczoraj byłam w szoku.
– Jednak dokonałem odkrycia.
– O czym ty mówisz? Jakiego odkrycia?
Że jestem w tobie zakochany, pomyślał w duchu.
– Że wcześniej czy później pójdziemy do łóżka.
Nie było sensu zaprzeczać, że od wczorajszego wieczoru coś ją do niego 

ciągnęło,   ale   wiedziała,   że   musi   zachować   ostrożność.   Przeżyła   szczęśliwą 
miłość, która dała jej dziecko. Żyła pełnią życia, w którym jedynym problem 
było zaoszczędzenie pieniędzy na gwiazdkowe prezenty.

I nagle, bez uprzedzenia, jej świat legł w gruzach. Maż, dziecko, dom – 

wszystko zniknęło, jakby nigdy nie istniało. Gdzieś w głębi jej duszy ciągle tlił 
się dręczący ból, choć już nie tak przejmujący jak na początku. Czas leczy rany 
– ci, którzy tak ją zapewniali, nie mylili się. Gdyby tak nie było, już dawno by 
nie żyła. Jednak w jakiejś chwili śmierć przestała być dla niej wybawieniem. Od 
tej pory wiedziała, że powoli zaczyna dochodzić do siebie.

Mimo to żaden związek z Jeffem nie wchodził w grę. Podobał się jej, 

może nawet kiedyś mogłaby go pokochać, ale miłość i związane z nią ryzyko 
utraty kochanej osoby były ponad jej siły.

–   Musisz   być   dobry   na   sali   sądowej.   Potrafisz   walczyć   o   swoje   do 

upadłego.

– Chwytam się wszystkich sposobów.
– Rzeczywiście. I idziesz jak burza.
– Przez trzy miesiące próbowałem nakłonić cię do wspólnego wyjścia. 

Trudno przecież liczyć obiady w szpitalu.

– Rozumiem. I teraz nadeszła pora na konkretną propozycję. Wszystko 

background image

sobie obmyśliłeś. Może więc od razu powiedz, czego oczekujesz?

Jeff daremnie próbował pohamować psotny uśmiech.
– Niezłe pytanie.
– Staram się dociec, co ci chodzi po głowie. Spoważniał.
–   Cokolwiek   by   to   miało   być,   nie   chcę,   żeby   zajęło   to   kolejne   trzy 

miesiące.   Oswój   się   z   myślą   o   nas,   spróbuj   przezwyciężyć   strach   przed 
przyjęciem innego mężczyzny do swego życia. Nie popędzam cię, Nino, ale 
chciałbym być z tobą.

Nina chciała zerwać się i uciec, ale to byłby kolejny błąd. Zebrała resztki 

sił i uśmiechnęła się.

– Wiesz co – wypaliła bez zastanowienia – Lynda cały czas jęczy, że ma 

dosyć organizowania tych akcji. Zgłosiłam się na ochotnika do przeprowadzenia 
czegoś   podobnego   w   Boże   Narodzenie.   Możesz   zostać   moim   pomocnikiem, 
jeśli chcesz.

– To brzmi nieźle – uśmiechnął się leciutko – ale niezupełnie o to mi 

chodziło;

– Mówiłeś o wspólnym spędzaniu czasu. Będzie po temu okazja. Więc 

jak?

Posłał jej rozbawione spojrzenie.
– Zgoda.
– To co, możemy już iść?
Na progu domu delikatnie pocałował ją w skroń.
– Pozwól mi wejść do środka, Nino.
Kusiło   ją,   by   się   zgodzić.   Ten   jeden   raz.   Popatrzyła   mu   w   oczy, 

zastanawiając się, jakim okazałby się kochankiem. Po wczorajszym pocałunku 
mogła się wiele po nim spodziewać...

– Nie, Jeff.
Z westchnieniem przeciągnął palcem po linii jej brwi.
–   Przecież   nie   gryzę.   Chyba   żebyś   sama   tego   chciała.   Starała   się   nie 

odpowiadać na dotyk jego rąk.

– Dobranoc, Jeff – odrzekła, szukając w torebce kluczy.
– Poczekaj.
Wziął   od   niej   klucze.   Otwierał   drzwi   jedną   ręką,   drugą   dotknął   jej 

policzka i zbliżył usta do jej ust.

Ten   pocałunek   był   całkiem   inny.   Całował   ją   łagodnie,   czule.   Oparta 

plecami   o   drzwi   czuła   nacisk   jego   ciała,   delikatny   zapach   wina.   Zwolna 
rozluźniła   się   pod   jego   dotykiem,   jej   stanowczość   zaczęła   się   rozwiewać... 
Ostrożnie odsunęła się od niego.

– Jeff – głęboko zaczerpnęła powietrza. Popatrzyła w jego roześmiane 

oczy. Palcami lekko gładził jej barki. – Lubisz wprawiać mnie w zakłopotanie, 
prawda?

background image

– Tak – przyznał – lubię. Przyglądała mu się dłuższą chwilę.
–   Chyba   źle   zrozumiałeś   moją   propozycję   współpracy.   –   Znów   była 

opanowana. – Nie przewiduję żadnych konsultacji w mojej sypialni – ani w 
twojej.

Nie zrobiło to na nim wrażenia.
–   Wolałabyś   jakieś   neutralne   miejsce?   Świetny   pomysł.   Więc   kiedy 

odbędzie się nasza pierwsza... konsultacja?

Odgarnęła włosy do tyłu.
– Powiem ci w poniedziałek, w szpitalu.
– Cudownie. – Pocałował ją w czubek nosa. – Śpij dobrze, Nino.

background image

Rozdział czwarty

Lynda z zaskoczeniem i wdzięcznością przyjęła propozycję Niny zajęcia 

się organizacją świątecznej akcji pomocy. Nie ukrywała jednak pewnych obaw.

– Czy na pewno sobie poradzisz?
– Tak. Muszę mieć jakieś zajęcie.
– W takim razie świetnie. Ja i tak mam tyle na głowie, że nie wiem, jak 

dałabym sobie z tym radę. – Lynda, pełna rozsadzającej ją wprost energii, bez 
względu na porę roku zawsze miała „za dużo na głowie”. – Oczywiście, jeśli 
będzie trzeba, możesz na mnie liczyć.

– Dam sobie radę. Jeff mi pomoże.
– Rozmawiałaś  już  z nim  o tym?   – zdziwiła  się  Lynda. Nina  skinęła 

głową.

–   W   czwartek.   –   Widząc   jej   ciekawość   dodała:   –   Byliśmy   razem   na 

świątecznej kolacji. W końcu oboje jesteśmy samotni.

– Rozumiem. Więc wreszcie zdecydowałaś się dać mu szansę. Cieszę się, 

Nino. Naprawdę mogłaś trafić gorzej.

– Och, Lyndo, proszę cię, przestań. – Właściwie powinna się spodziewać, 

że   jeśli   będzie   pokazywać   się   z   Jeffem,   zaczną   się   komentarze.   –   Przecież 
ledwie się znamy.

– Uhm – powątpiewała Lynda.
– Naprawdę. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Okazuje się, że miał żonę, 

którą stracił. Wiedziałaś o tym?

– Jasne. Wszyscy wiedzą.
Z wyjątkiem Niny. Dowiedziała się o tym dopiero parę dni temu. Tyle 

razy jedli razem lunch, a jej nawet nie przyszło do głowy, by zapytać o jego 
życie.   Była   skoncentrowana   tylko   na   sobie.   Może   rzeczywiście   za   bardzo 
roztkliwiała się nad sobą?

– Pomyślałam sobie, żeby do tej gwiazdkowej akcji wytypować ponownie 

rodzinę Summersów. Nawet jeśli Jeny znajdzie jakąś pracę, to i tak nie będą w 
stanie urządzić Świąt. Co o tym sądzisz?

– Świetny pomysł. – Popatrzyła na nią z zakłopotaniem. – Ale czy jesteś 

pewna, że to wytrzymasz? W środę nie było ci lekko.

Jednak   zauważyła   jej   reakcję.   Ciekawe,   czy   inni   również.   Pochyliła 

głowę.

– Słuchaj, co z tobą? Przecież to ty zawsze namawiałaś mnie do działania, 

a kiedy chcę coś robić, zaczynasz mnie od tego odwodzić.

– Masz rację – roześmiała się Lynda. – Jakoś nie potrafię pogodzić się z 

myślą, że ktoś inny mógłby to zrobić tak dobrze jak ja.

– Zauważyłam. Moja mama ma podobne podejście.
– Więc zgoda, bierz się do roboty. A jeśli się zagalopuję i zacznę się 

background image

wtrącać, każ mi się odczepić.

– Nie omieszkam – odrzekła ze słodyczą Nina i sięgnęła po słuchawkę. – 

Zaraz umówię się z Jeffem.

Początkowo   Nina   obawiała   się,   że   grudzień   będzie   się   ciągnął   w 

nieskończoność,   ale   dnie   mijały   jak   z   bicza   strzelił.   Zajęta   świątecznymi 
zakupami  i przygotowaniami  do gwiazdkowej akcji nie miała  ani chwili dla 
siebie. Nawet na terapię udało się jej wyrwać tylko dwa razy.

Kilka   wieczorów   poświęciła   na   ozdobienie   gwiazdkowego   kosza. 

Wreszcie z dumą mogła podziwiać swoje dzieło – cały w tradycyjnych zielono-
czerwonych   kolorach,   obramowany   szeroką   koronką   i   przyozdobiony 
czerwonymi kokardami, prezentował się doskonale.

Z pomocą Jeffa sporządziła listę artykułów żywnościowych i rozdzieliła 

zakupy między wszystkich chętnych. Kilka pielęgniarek obiecało kupić choinkę 
i   bombki.   Zostały   jeszcze   prezenty   dla   Summersów.   Na   szczęście   Lynda   z 
koleżanką zdecydowały, że to one kupią coś dla Becky i Jerry’ego.

Od trzech tygodni niemal codziennie rozmawiała z Jeffem i z każdym 

dniem coraz lepiej się czuła w jego obecności. Nie poganiał jej, pozwalał jej 
oswoić się ze sobą. Kilka razy pochwyciła jego uważne, skupione spojrzenie, 
pod wpływem którego dreszcz przebiegał jej po plecach. Zastanawiała się, co on 
wtedy   myśli,   ale   odsuwała   od   siebie   te   pytania.   Bała   się,   że   zna   na   nie 
odpowiedź.

Dwudziestego   grudnia   umówili   się   na   kolację,   by   ostatecznie 

podsumować stan przygotowań. Na godzinę przed czasem Jeff zatelefonował do 
niej.

– Słuchaj, zaczął padać śnieg.
– Wiem – z niepokojem popatrzyła na białe płatki, wirujące w świetle 

ulicznej latarni. – Może lepiej zrezygnujemy z kolacji i spotkamy się jutro w 
szpitalu?

– Mój samochód ma napęd na cztery koła, więc o siebie się nie martwię. 

Ale szkoda, żebyśmy oboje wychodzili na taką pogodę. Może kupię po drodze 
pizzę i wpadnę do ciebie?

Przez ostatnie trzy tygodnie Nina niezmiennie odrzucała jego propozycje, 

by spotkali się u niej lub w jego domu w mieście. Chociaż nie dawał tego po 
sobie poznać, czuła przez skórę, że jego cierpliwość stopniowo się wyczerpuje. 
Zresztą ona sama też miała dość tych zmagań ze sobą, a ponadto zaczynało jej 
brakować wymówek.

– Dobrze, zacznę szykować kawę.
Wydało się jej, że odetchnął z ulgą. Z pewnością oczekiwał sprzeciwu.
Odłożyła słuchawkę, nastawiła kawę, przygotowała zieloną sałatę i trzy 

rodzaje   sosów.   Włączyła   telewizor,   żeby   posłuchać   prognozy   pogody. 

background image

Nadchodziło ochłodzenie.

Postanowiła  rozpalić  ogień  w  kominku.  Po  raz  pierwszy  w   tym roku. 

Uwielbiała   patrzeć   na   płonące   drzewo   i   zawczasu   zrobiła   zapas   dębowych 
polan.  Ułożyła  je  z  wprawą   zdobytą  kiedyś   na  młodzieżowych  obozach.   Po 
chwili w kominku buzował wesoły ogień, a pokój wypełnił się przyjemną wonią 
palonego drewna.

Wkrótce  przyjechał  Jeff.  Otrząsnął  buty ze  śniegu i podał jej pudło z 

ogromną pizzą.

– Jest ze wszystkimi dodatkami z wyjątkiem anchois.
– Świetnie. – Ona też ich nie lubiła.
, Zabrała pudło do kuchni i nalała kawę. Jeff zdjął kurtkę i stanął przy 

kominku, by ogrzać sobie dłonie. Nareszcie był u niej. To chyba kolejny krok 
naprzód. Odwrócił się i rozejrzał wokół z ciekawością.

Pokój miał w sobie coś, co nieodparcie kojarzyło się z Niną. Przytulny, 

miękko   oświetlony   migoczącym   na   kominku   ogniem,   sprawiał   przyjemne 
wrażenie.   Nad   kanapą   w   delikatny   kwiatowy   żółtozielony   deseń   wisiała 
reprodukcja   kwitnących   żonkili.   Starannie   dobrane   zasłony,   miękka   szara 
wykładzina,   rozłożone   na   kanapie   i   krzesłach   śliwkowe   i   żółte   poduszki 
podkreślały   kobiecy   charakter   wnętrza.   W   narożnej   serwantce   jaśniały 
drezdeńskie porcelanowe figurki.

Dla   Jeffa,   przywykłego   do   swojego   domu,   utrzymanego   w   brązach   i 

beżach   pozostałych   po   poprzednich   właścicielach,   było   to   przyjemne 
zaskoczenie.   Sam   nawet   nie   pomyślał   o   powieszeniu   czegoś   na   ścianach, 
chociaż mieszkał tam już dwa lata. Dla niego było to jedynie miejsce do spania i 
przechowywania   rzeczy.   Nina  przekształciła   swoje   mieszkanie   w   prawdziwy 
dom.   W   rogu   pokoju   stała   nawet   mała   choinka,   obwieszona   bombkami   i 
migoczącymi lampkami.

– Jeff.
Nina stała na progu. W lila-różowej sukience wyglądała urzekająco. Miał 

dziwne uczucie, że przygląda mu się od pewnego czasu.

Podążył za nią do przestronnej, jasnej kuchni, zabudowanej dębowymi 

szafkami, z podłogą wyłożoną kremową terakotą. Różnobarwne pojemniczki i 
wiszące na ścianie talerze wprowadzały miły kolorystyczny akcent.

– Widzę, że w końcu zdecydowałaś się na choinkę. Jeszcze kilka dni temu 

zastanawiała się, czy warto zawracać sobie tym głowę. Ciekawe, czy zdaje sobie 
sprawę, że zaczyna przezwyciężać przykre wspomnienia związane z choinką.

– Kupiłam ją w sobotę – sięgnęła po porcję pizzy – po rozmowie z mamą. 

Namawiali   mnie,   żeby   pojechać   z   nimi   na   Hawaje.   Oni   przepadają   za 
podróżami. Cieszę się, że teraz mogą to robić.

– Skoro kupiłaś choinkę, to domyślam się, że odrzuciłaś ich zaproszenie.
– Uhm.

background image

Patrzył na nią, jak odgryza kawałek pizzy i czubkiem języka radzi sobie z 

ciągnącym się serem. O Boże, ależ jest dziś rozkoszna. Suknia podkreślała jej 
delikatną karnację, ciemne oczy i włosy. Policzki zaróżowiły się jej lekko, a 
oczy rzucały blask, jakiego nigdy wcześniej nie widział.

Spostrzegła, że się jej przygląda, i wybuchnęła śmiechem.
– Zawsze nabałaganię przy jedzeniu pizzy.
– Inaczej się nie da – uśmiechnął się. Przez chwilę jedli w milczeniu. – 

Dziwię się, że zrezygnowałaś z kilku dni tropikalnego słońca.

– Przyszło mi to bez trudu. Hawaje z pewnością są piękne, ale święta 

wolę spędzić tutaj. Tam wcale bym ich nie odczuła.

Jeff upił łyk kawy.
– Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?
– Co?
–   Że   poddałaś   się   świątecznemu   nastrojowi.   Zmieszała   się   pod   jego 

uważnym spojrzeniem.

–  Chyba   masz   rację.   Może   dlatego,   że   cały   czas   jestem   pochłonięta 

organizowaniem świąt dla Summersów.

Może też dlatego, że ostatnio tak często się z nim widywała. Wprawdzie 

stale   miała   się   na   baczności,   by   ich   rozmowy   dotyczyły   wyłącznie   spraw 
związanych z przygotowaniem akcji, ale samo przebywanie z nim wprawiało ją 
w radosne ożywienie. Po ostatniej wspólnej kolacji z zaskoczeniem złapała się 
na podśpiewywaniu kolędy. W końcu nic w tym złego, jeśli tylko nie dopuści, 
by sytuacja wymknęła się jej spod kontroli.

– Jedziesz na święta do brata? Potrząsnął przecząco głową.
– Dzwonił i zapraszał, ale nie mogę teraz wyjechać. Mam bardzo ważne 

sprawy w szpitalu.

Poza tym, skoro wiedział, że Nina zostaje, miał nadzieję na spędzenie z 

nią świąt. Musi tylko jakoś umiejętnie do tego doprowadzić.

Nadal tak łatwo było ją spłoszyć. Wystarczyło niewinne dotknięcie czy 

bardziej osobista uwaga. Natychmiast odgradzała się od niego jakimś murem i 
błyskawicznie zmieniała  temat  rozmowy. Jednak przychodziło jej to z coraz 
większym wysiłkiem. Widział to po sposobie, w jaki wymawiała jego imię, po 
jej rozmarzonym spojrzeniu. Zastanawiał się, czy ona to sobie uświadamia.

Po  zjedzeniu   pizzy   Nina   zaproponowała  przeniesienie   się   na  kawę   do 

salonu. Jeff usiadł na podłodze, odstawiając swój kubek na pobliski stolik. Nina 
podała mu stos papierów, postawiła na stoliku swoją kawę i wzięła z kanapy 
dwie duże poduszki.

– Podłóż ją sobie pod plecy, będzie wygodniej – podała mu jedną z nich. 

Sama   usiadła   obok,   opierając   się   o   drugą   poduszkę.   Sięgnęła   po   papiery.   – 
Zobaczmy, co już mamy. Pojedziemy furgonetką Boba. Ma łańcuchy na koła, 
więc możemy nie obawiać się śniegu czy lodu. Jedzenie już załatwione, choinka 

background image

i ozdoby też. Lynda i Lou przyniosą prezenty dla Becky i Jerry’ego. Pozostaje 
nam tylko znaleźć chętnych do kupienia prezentów dla dzieci.

Jeff wyciągnął rękę, ujął kosmyk jej włosów i owinął sobie wokół palca.
– Ja je kupię.
– Dla całej piątki?
– Jasne. – Założył jej włosy za ucho.
– Dobrze, ale...
– Denerwujesz się?
– Skądże! – Niezauważalnie odsunęła się od niego. Jeff uśmiechnął się 

lekko. – Dlaczego się śmiejesz?

– Kiepski z ciebie kłamca. Zawsze, kiedy cię dotykam, jesteś cała spięta i 

gotowa do natychmiastowej ucieczki.

– Jeff... – odwróciła od niego oczy i zapatrzyła się w trzymane w ręku 

papiery. – Zaraz, co ja chciałam ci powiedzieć... Aha, mogę ci pomóc.

– Pomożesz mi jeszcze bardziej cię wystraszyć? Zadziwiasz mnie.
– Pomogę ci kupić prezenty dla dzieci. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Położył   rękę   na   jej   dekolcie.   Przebiegł   go   dreszcz,   kiedy   poczuł   jej 

gwałtownie bijące serce.

–  Świetnie.  Z  prezentami  dla  chłopców   jakoś  bym sobie   poradził,   ale 

nigdy nie wiem, co się nadaje dla dziewczynki.

– A co kupiłeś swoim bratanicom?
– Wysłałem bratu pieniądze, żeby sam coś dla nich znalazł.
Nina zaśmiała się nerwowo i wstała.
– Ależ to okropne! Gdzie się podział twój świąteczny nastrój? – Podeszła 

do okna i podniosła żaluzję. Białe płatki wirowały w świetle padającym z okien. 
– Chyba już trochę mniej pada.

Jeff podniósł się i stanął za nią. Objął ją w talii. Nina nie poruszyła się, 

nie   protestowała.   Pragnął   jej,   wyobrażał   sobie   jej   wiotkie,   szczupłe   ciało, 
delikatny dotyk nagiej skóry, miękko zaokrąglone kształty. Już nie pamiętał, czy 
kiedykolwiek tak bardzo pragnął jakiejś kobiety.

– Pachniesz gardeniami – wyszeptał, zanurzając głowę w jej włosy.
– To zapach moich nowych perfum – odrzekła głosem tak słabym, że aż 

ją to przeraziło.

– To na moją cześć te perfumy?
– Nie – skłamała. – Zawsze używam perfum. Delikatnie obrócił ją ku 

sobie.

– Nino, jak długo jeszcze każesz mi czekać? Odwróciła od niego wzrok.
– Przecież powiedziałam ci na początku...
Wziął jej twarz w obie dłonie i uniósł w górę. Nie mogła znieść jego 

spojrzenia. Zamknęła oczy.

– Nino, pragnę cię.

background image

Z ociąganiem popatrzyła na niego.
– Wiem o tym, Jeff.
– Przecież oboje wiemy, że i ty tego chcesz. Jak długo jeszcze zdołasz z 

tym walczyć?

Potrząsnęła głową i odsunęła się od niego.
– Nie wiem. Wiem tylko, że jeszcze nie mogę... – odwróciła się do okna.
– Czujesz się winna, bo też tego pragniesz. Czy uważasz, że byłoby to 

zdradą wobec pamięci męża?

– To chyba też – wyszeptała.
– Nino, w tym nie ma sensu.
– Wiem.
– I co jeszcze?
Mogłabym się w tobie zakochać. Zakochać bez pamięci i bez nadziei. A 

tego nie chcę, nie chcę znów kogoś stracić. Zesztywniała, kiedy dotknął jej 
ramienia.   Jak  długo  jeszcze  zdoła   się  bronić?  Przed  nim,   przed   sobą.  Może 
gdyby raz się zgodziła, łatwiej byłoby jej zapomnieć o nim? Ależ to szaleństwo. 
Byłoby jeszcze gorzej, już nigdy nie potrafiłaby uwolnić się od niego.

– Nie zrozumiesz.
– Spróbuj.
– Jeff – zaczęła cicho – próbuję nauczyć się życia w samotności. Chcę 

mieć spokój. Wiem, ile jest wart.

– Boisz się, że mogę cię skrzywdzić? – zapytał zdumiony.
– Tak. – Oparła głowę o zimną szybę. Jeff dotknął ustami jej policzka.
– Obiecuję, że to się nigdy nie stanie.
– Nie możesz tego zrobić. Nikt nie może. Tego się nie da przewidzieć. – 

Obrócił ją do siebie i wziął w ramiona. Jej wola słabła. – Proszę cię, nie rób 
tego.

Odsunął ją nieco i przyjrzał uważnie.
– Masz rację, życie nie jest łatwe. Ale czy jest jakieś inne wyjście? Czy 

mamy przestać żyć?

Nie mogła powstrzymać łez i zapanować nad sobą.
–   Jeff,   czy   ty   nie   rozumiesz,   że   na   tym   by   się   nie   skończyło?   Że 

chciałabym czegoś więcej?

Domu. Dzieci. O Boże, przecież nie może myśleć o takich rzeczach.
– Nie płacz, proszę. – Dotknął ustami jej policzka, poczuł słony smak łez. 

Odetchnął głęboko. – Nino, kocham cię.

Popatrzyła na niego oczami pełnymi zdumienia. Och, nie, nie... Przecież 

nie ma na to sił, to taka odpowiedzialność.

– Nie mów tego – wyszeptała.
– Nie mogłem wybrać gorszej chwili, żeby ci to powiedzieć, co? Nie 

mówię tego, żeby zaciągnąć cię do łóżka. To, że cię kocham, do niczego cię nie 

background image

zobowiązuje.

Nie mogła znieść smutku, malującego się w jego oczach.
– Nawet o tym nie pomyślałam. Ale teraz nie jestem w stanie poradzić 

sobie z tym.

Westchnęła głęboko i odsunęła się od niego.
– Nina.
– Nie mówmy już o tym.
Pragnął ją objąć, ale powstrzymał go wyraz jej oczu. Musi dać jej czas. 

Nie wie tylko, jak długo jeszcze zdoła się powstrzymać.

– Zgoda.
– Dziękuję ci. – Zmusiła się, by popatrzeć mu w oczy i wytrzymać jego 

nieszczęśliwe spojrzenie.

Naciągnął na siebie kurtkę, włożył rękawiczki.
– Więc pójdziemy razem po prezenty dla dzieci. Może jutro wieczorem?
– Dobrze.
– Wpadnę po ciebie koło siódmej, zgoda?
Kiwnęła   głową   i   zmusiła   się   do   uśmiechu,   który   zgasł,   gdy   tylko 

zatrzasnęły się za nim drzwi.

background image

Rozdział piąty

Centrum   handlowe   pękało   w   szwach   od   tłumu   klientów,   robiących 

ostatnie gwiazdkowe zakupy. Nina zapatrzyła się na gromadę dzieci, stojących 
w kolejce do świętego Mikołaja. Najmłodsze, trzymane na rękach rodziców, z 
obawą spoglądały na ubranego w czerwony strój nieznajomego z białą brodą.

–   Nie   chcesz   zdjęcia   z   Mikołajem?   –   namawiała   młoda   matka 

dwuletniego synka.

Chłopiec zacisnął usta i tupnął nóżką.
– Nie!
W tym roku możesz to sobie darować, zaśmiała się w duchu Nina. Jeff 

chwycił ją za ramię i odciągnął na bok. Niewiele brakowało, by wpadła na nią 
masywna, zaaferowana kobieta, obładowana mnóstwem zakupów.

– Dziękuję – roześmiała się Nina. – Zagapiłam się na dzieci.
Jeff ujął ją za rękę.
– Spróbujmy jakoś się przedrzeć.
Pociągnął ją za sobą, umiejętnie wymijając przeszkody. Wreszcie dotarli 

do zabawek.

– Chyba się udało – powiedziała Nina, z trudem łapiąc oddech. – Zawsze 

jesteś taki?

Uśmiechnął się do niej.
– Już dawno zrozumiałem, że jeśli nie będzie się przeć do przodu, zginie 

się marnie.

– Zrobiłbyś karierę jako hokeista.
– Myślałem o tym, ale nigdy nie miałem okazji spróbować. W naszych 

stronach nie było ani jednej drużyny.

– I postanowiłeś wyładować swoją agresję na sali sądowej.
– Uhm. Przynajmniej nie połamią mi kości.
Zatrzymali się przed wystawionymi samochodami.
–   Takie   rzeczy   zawsze   się   chłopcom   podobają   –   powiedział   Jeff, 

oglądając miniaturowe ciężarówki i furgonetki.

– Popatrz na te wozy strażackie – Nina sięgnęła na niższą półkę. – Są 

naprawdę wspaniałe.

Jaskrawoczerwone samochody miały syreny, drabinki i węże do wody. 

Jeff wziął jeden z nich i obejrzał uważnie.

–   Zobacz,   mają   prawdziwy   zbiornik   na   wodę.   Weźmy   dwa   takie   dla 

młodszych chłopców. Co o tym sądzisz?

– Będą zachwyceni.
– Teraz jeszcze coś dla starszych.
Wybrali przenośne radio ze słuchawkami i grę elektroniczną.
– A co dla Penny?

background image

Nina   wskazała   lalkę   rozmiarów   prawdziwego   niemowlaka,   do   której 

dodatkowo dołączona była wyprawka.

– Już wcześniej wpadła mi w oko. To będzie dla niej cudowny prezent.
Udało im się przepchnąć do kasy. Po odstaniu kolejki ruszyli do domu. 

Jeff   uparł  się,   że  pomoże   jej   zapakować   zabawki.   Kiedy   już  wszystko   było 
gotowe, Nina ułożyła pięknie opakowane, podpisane i przewiązane wstążkami 
prezenty pod choinką. Przysiadła na piętach i zapatrzyła się na nie.

– Muszę przyznać, że naprawdę wyglądają ślicznie.
– Tak jak ty.
Odwróciła się i zarumieniła, kiedy napotkała jego wzrok. Nie zdawała 

sobie sprawy, że jest tak blisko.

– Jesteś piękna.
Miała potargane od wiatru włosy i nie zdążyła się umalować. Roześmiała 

się.

– Jak możesz powiedzieć coś takiego i nawet przy tym nie drgnąć? – 

Przeciągnęła palcami po włosach. – Popatrz tylko, jak wyglądam.

Jej śmiech obudził w nim uśpione pragnienie. Ujął jej twarz w obie dłonie 

i pochylił się ku niej. Ich usta spotkały się wpół drogi. Przez moment trwali tak, 
ale Jeff wyciągnął ręce i przyciągnął ją do siebie. Oboje z trudem łapali oddech. 
Nina   poddawała   się   jego   pieszczotom,   nawet   sobie   tego   nie   uświadamiając. 
Słyszała   głośne   bicie   jego   serca.   Pocałunki   wkrótce   przestały   wystarczać   i 
wszystko w niej domagało się czegoś więcej. Tak łatwo byłoby osunąć się na 
podłogę, poczuć na skórze dotyk jego ciała... Wyobraźnia podsuwała jej coraz 
śmielsze obrazy, ale przecież sama zdecydowała, że dalej się nie posunie.

Jeff przesuwał ustami po jej policzkach, skroniach.
– Nino, uwielbiam cię dotykać. Tak cię pragnę.
Znów poczuła na sobie jego gorące, palące ogniem wargi. Oszalałe tętno 

rozsadzało jej uszy. Jęknęła cicho, kiedy przestał ją całować. Popatrzyła w jego 
pociemniałe oczy. Jeff przeciągnął palcem po jej nabrzmiałych ustach.

– Kochanie, chodź do mnie – wyszeptał.
Tak łatwo byłoby się zgodzić. Tak bardzo go chciała, że już niemal uległa 

przepełniającej ją z niezwykłą siłą pokusie. Co się z nią dzieje? Jeszcze kilka 
tygodni   temu   nigdy   by   w   to   nie   uwierzyła,   a   teraz   wszystko   wydawało   się 
możliwe.

Popatrzyła na jego usta i szybko odwróciła wzrok. W jej oczach zapaliły 

się   iskierki   strachu.   Cofnęła   ręce.   Wydało   jej   się,   że   bijące   szaleńczo   serce 
zagłusza jej słowa.

– Nie... Nie... Jeszcze nie teraz. Pogładził ją po policzku.
– Kiedy?
Wbiła w  niego  wzrok.  Nigdy, podpowiadał  jej  rozum.   Ale  ku swemu 

zaskoczeniu usłyszała samą siebie mówiącą:

background image

– Nie wiem...
Wziął ją mocno za ramiona. Wiedziała, że jej oczy ją zdradzają.
– Przecież chcesz mnie. Nie miało sensu zaprzeczać.
– Tak, ale to mnie przeraża – wyznała. – Lepiej idź stąd.
W jego oczach błysnęło zniecierpliwienie. Zacisnął zęby.
– Nino, nie będę czekać w nieskończoność – powiedział cicho.
Wstał i włożył ręce do kieszeni, jakby bał się, że inaczej nie zapanuje nad 

pokusą.

– Może powinieneś poszukać sobie kogoś innego.
– Nie chcę nikogo innego. – Sięgnął po kurtkę. – Ale mam już dość 

twoich gier.

– Moich gier! – Ze złością zerwała się na nogi i popatrzyła mu prosto w 

oczy. – Moich gier!

– Tak, tych całych podchodów, kiedy oboje wiemy, jak to się skończy – 

odrzekł, zapinając suwak.

– Ach tak...
– Umówmy się na piątkowy wieczór. – W piątek była Wigilia. – Przyjadę 

po ciebie wpół do siódmej i pojedziemy do Summersów.

Zanim zdążyła coś powiedzieć, trzasnęły drzwi. Jak on śmie tak się do 

niej zwracać! Jak śmie dyktować jej, co i kiedy ma robić!

A przecież w głębi duszy przewidywała, że jego cierpliwość się skończy. 

Wiedziała, że zmusi ją, by przyznała się przed sobą, co czuje.

Wpatrywała   się   w   zatrzaśnięte   drzwi,   z   obawą   myśląc   o   piątkowym 

wieczorze. Za nic nie chciała się wiązać. Ale czy znajdzie siłę, by dalej żyć 
samotnie?

background image

Rozdział szósty

Jeff   wszedł   do   jubilera   i   przez   dłuższą   chwilę   przyglądał   się 

wystawionym pierścionkom. Jego uwagę przyciągnął ten z dużym pojedynczym 
brylantem. Wspaniale by wyglądał na palcu Niny.

Lepiej nie ryzykować. Już i tak postawił wszystko na jedną kartę. Od 

tamtego wieczoru bezustannie pytał sam siebie, czy nie posunął się za daleko. 
Wtedy sądził, że dał jej wystarczająco dużo czasu, ale teraz nie był już tego taki 
pewien.

Ich stosunki ochłodziły się. Kiedy spotykał ją w szpitalu, w niczym nie 

przypominała   tamtej   namiętnej   kobiety,   którą   kiedyś   trzymał   w   ramionach. 
Teraz istniał między nimi wyczuwalny dystans. Złościło go to, ale nie próbował 
tego   zmienić.   Obawiał   się   tylko,   że   jeśli   ta   sytuacja   potrwa   dłużej,   jego 
cierpliwość się skończy.

Odszedł od pierścionków. Niezależnie jak Nina go traktuje, nie jest jej 

obojętny.   Pragnie   go,   choć   nie   chce   się   do   tego   przyznać.   Może   na   razie 
powinien na tym poprzestać? Ale ona również powinna zdawać sobie sprawę z 
własnych uczuć.

Jutro Wigilia.
– Mogę panu w czymś pomóc?
– Tak. – Odepchnął od siebie dręczące myśli. – Chciałbym obejrzeć ten 

brylantowy wisiorek.

Jak   ja   przeżyję   ten   dzisiejszy   wieczór?   –   zastanawiała   się   Nina.   Dziś 

Wigilia. Zajęła się wprowadzeniem ostatnich danych do komputera. Mimo woli 
cofnęła się myślą do czasów, kiedy jeszcze nie była żoną Dana. Znali się od 
dziecka, w szkole chodzili ze sobą. Właściwie spotykała się tylko z nim. Pobrali 
się,   kiedy   miała   dziewiętnaście   lat.   Małżeństwo   było   czymś   oczywistym, 
kolejnym naturalnym krokiem.

Czasami było jej żal, że porzuciła naukę, ale Dan też to zrobił i zaczął 

pracować. W przeciwieństwie do niej nie przepadał za szkołą, zresztą praca też 
go   zbytnio   nie   pociągała   Kiedy   po   pięciu   latach   odziedziczyli   farmę,   oboje 
cieszyli się, że może zrezygnować z pracy. Nina była wtedy w ciąży i wieś 
wydawała im się świetnym miejscem dla powiększającej się rodziny.

W pobliskim mieście był college i czasem myślała, żeby zapisać się tam 

na zajęcia, ale nigdy nawet o tym nie wspomniała, nie mieli na to pieniędzy. 
Porzuciła te marzenia i skoncentrowała się na rodzinie i farmie.

To dziwne, ale teraz, kiedy mieszkała w mieście, w którym było kilka 

uniwersytetów  i college’ów,  jakoś  wcale  jej nie  ciągnęło,  by  zapisać   się  do 
jednego   z   nich.   W   każdym   razie   na   pewno   nie   zrobi   tego   teraz,   za   bardzo 
absorbuje ją praca. I Jeff, a właściwie uczucia, jakie w niej budzi.

background image

Spójrz prawdzie w oczy, przecież  tak właśnie  jest Włączona drukarka 

zaczęła pracować. Nina bezwiednie sięgnęła po ołówek i kartkę ze spisem spraw 
na dzisiaj. Po kolei wykreślała to, co już załatwiła. Zatrzymała się na spotkaniu 
z Jeffem.

Od rana prześladowała ją myśl, by zadzwonić do niego i umówić się nie u 

niej, ale na parkingu przed szpitalem. Była tym tak pochłonięta, że zwróciła na 
siebie uwagę innych. Musiała przekonywać Lyndę, że wcale nie denerwuje się 
dzisiejszą akcją. Kiedy w końcu dali jej spokój, doszła do wniosku, że w gruncie 
rzeczy to niczego nie zmieni. Przecież i tak nie uniknie dzisiejszego spotkania.

Wczoraj, po długim namyśle, zdecydowała się kupić mu prezent. Szukała 

czegoś bezosobowego. Wybrała portfel z miękkiej skóry i zamykaną na suwak 
torbę na krawaty.

Nie mogła  przestać  o nim myśleć.  Przypomniała  jej się  chwila, kiedy 

pocałował ją po raz pierwszy, i to, co wtedy powiedział: „pragniesz mnie tak 
bardzo,   jak   ja   ciebie”.   Stanęła   jej   przed   oczami   wspólna   kolacja   w   Dniu 
Dziękczynienia, przygotowania do dzisiejszej akcji, ich rozmowy, wyprawa po 
prezenty   dla   dzieciaków   i   sposób,   w   jaki   ją   pocałował   tego   wieczoru.   Jego 
wypowiedziane   wtedy   słowa:   „Nino,   kocham   cię”   i   jak   rozpaczliwie   go 
pragnęła.

A przecież już zaczynała układać sobie życie, zadumała się, odrywając 

gotowe wydruki i układając je na biurku. Kiedy pojawił się Jeff, nagle wszystko 
przestało być takie proste. Nie dość, że wprowadził chaos w jej uporządkowane 
życie,   to,   zmęczony   wyczekiwaniem,   zaczął   wysuwać   żądania,   wyznaczać 
terminy. Jak mogła mu na to pozwolić? Dopuścić do tego, by zawładnął nawet 
jej myślami?

Już   kilka   razy   złapała   się   nawet   na   rozmyślaniu   o   dzieciach   i 

małżeństwie. Dlaczego on, choć postawiła sprawę jasno, nie przyjmował tego 
do   wiadomości?   W   dodatku   zarzucił   jej,   że   z   jej   strony   to   tylko   gra.   Jest 
nieprawdopodobnie   uparty.   A   może   po   prostu   dostrzegł   jej   niepewność   i 
samotność?

Jest tylko jedno rozwiązanie – trzeba z tym skończyć. Oświadczy mu to, 

kiedy wieczorem odwiezie ją do domu. Woli być sama, nie ponosić ryzyka, że 
znów może  coś  utracić.  Miłość,  dzieci... Serce się  jej ścisnęło.  Pomyślała  o 
Summersach, którzy, choć tak biedni, mieli siebie i swoje dzieci.

Jakże zazdrościła im dzieci! Z Danem ledwie wiązali koniec z końcem i 

nie mogli sobie pozwolić na więcej niż jedno dziecko. Ale Jeff miał świetnie 
płatną pracę. Gdyby za niego wyszła, mogliby mieć kilkoro dzieci.

Przestań – upomniała samą  siebie. Dość fantazjowania.  Jeff nawet nie 

wspomniał o ślubie. Ale przecież powiedział, że ją kocha.

Z   westchnieniem   przycisnęła   palce   do   ust,   tych   ust,   które   niedawno 

całował. Namiętnie i czule. Na samo wspomnienie zrobiło jej się słabo. Do tej 

background image

pory przekonywała samą siebie, że panuje nad sytuacją bez względu na to, co 
Jeff zrobi. Dopóki nie pójdzie z nim do łóżka, nie musi się obawiać, że może się 
w nim zakochać.

Czyżby oszukiwała samą siebie?
Na   parkingu   utworzyły   się   spore   zaspy,   kiedy   po   pracy   zeszła   do 

samochodu.   Śnieg   nie   przestawał   padać,   białe   płatki   sypały   z   nieba   coraz 
gęściej. Na szczęście Nina już wcześniej zrobiła zakupy, miała nawet małego 
indyka.

Zamierzała zaprosić Jeffa na świąteczny obiad, ale jeszcze mu o tym nie 

powiedziała. Zresztą po dzisiejszym wieczorze może się okazać, że nie zechce 
jej więcej widzieć.

W mieszkaniu było chłodno. Podkręciła termostat i postanowiła wziąć 

gorącą kąpiel.

Z rozkoszą zanurzyła się w pachnącej gardeniami pianie. Wyciągnęła się 

wygodnie i zamknęła oczy. Wyszła z wanny dopiero, kiedy woda się ochłodziła. 
Ubrana   w   dżinsy,  botki  i   ciepły   czerwony   sweter,   z   kubkiem  kawy   w   ręku 
usiadła w salonie. Miała jeszcze godzinę czasu do przyjazdu Jeffa. Zapakowała 
do torby prezenty dla dzieci, potem podeszła do kominka. Wyobraziła sobie, jak 
przyjemnie   będzie   wyciągnąć   się   przed   nim,   kiedy   wróci   wieczorem   od 
Summersów. Może z Jeffem?

Odpędziła od siebie te myśli. Naszykowała ciepłą kurtkę i położyła ją na 

kanapie.   Z   kubkiem   w   ręku   zaczęła   przechadzać   się   po   pokoju,   z   obawą 
czekając na pojawienie się Jeffa. Wolałaby już mieć to za sobą.

Wbrew jej przypuszczeniom, wszystko poszło jak z płatka. Jeff powitał ją 

uśmiechem.

– Uwielbiam święta ze śniegiem – powiedział, lekko muskając jej ramię.
–   Ja   też.   Naprawdę   się   cieszę,   że   nie   pojechałam   na   Hawaje,   tylko 

zostałam tutaj.

– Ja również. – Pomógł założyć jej kurtkę. Otulił jej szyję kołnierzem, 

zatrzymując ręce nieco dłużej. – Jesteś gotowa?

– Uhm. – Podniosła jedną z toreb. – Możesz wziąć tamtą?  Pochwycił 

torbę jedną ręką, a drugą otworzył drzwi. Brnąc po kostki w śniegu, ruszyli do 
samochodu. Rzucili pakunki na tylne siedzenie. Jeff usiadł za kierownicą i ręką 
przeciągnął po głowie Niny.

– Masz śnieg we włosach.
Zaśmiała się głośno i potrząsnęła lokami.
– Pewnie będę mieć jeszcze więcej. Chyba nigdy nie przestanie padać.
– Chyba nie – roześmiał się i powoli ruszył. – W bagażniku mam jeszcze 

jeden prezent dla dzieci.

– Jaki prezent?
– Sanki.

background image

– Wspaniale! – Aż klasnęła w dłonie. – Mają górkę koło domu. Nie będą 

mogli doczekać się prezentów. Z wrażenia pewnie nie zasną.

– To normalne, większość dzieci nie może się doczekać prezentów i nie 

śpi tej nocy.

Nina oparła się wygodnie.
– Tak, pamiętam. Zawsze leżałam i, starając się nie zasnąć, z przejęciem 

wsłuchiwałam   się   w   najlżejszy   szelest.   Ale   jakoś   nigdy   nie   udało   mi   się 
zobaczyć Mikołaja.

–   Ile   miałaś   lat,   kiedy   się   dowiedziałaś,   że   to   nie   Mikołaj   przynosi 

prezenty?

Nina uśmiechnęła się.
– Tak dokładnie to już nie pamiętam. Ale wiedziałam o tym już jakieś 

dwa   lata,   zanim   powiedziałam   rodzicom.   Uwielbiałam   wszystkie   zwyczaje 
związane z Mikołajem – to zostawianie dla niego ciasteczek, zrywanie się skoro 
świt, żeby sprawdzić, czy przyszedł po nie i zostawił prezenty pod choinką... 
Potem nadal dostawałam prezenty, ale to już nie było to samo.

Jeff uśmiechnął się.
– Kyle jest starszy ode mnie cztery lata. W dzieciństwie uwielbiał znęcać 

się   nade   mną,   jak   to   starszy   brat.   Z   premedytacją   powiedział   mi   prawdę   o 
Mikołaju, kiedy miałem cztery lata.

– Jak mógł!
– Przez wiele lat nie mogłem mu tego wybaczyć.
– No tak, ale przynajmniej masz brata. Ja zawsze żałowałam, że jestem 

jedynaczką. Sama chciałam mieć czworo dzieci.

Popatrzył na nią przenikliwie.
– Już nie chcesz?
– Przestałam myśleć o takich rzeczach.
Nie uwierzył, ale zachował to dla siebie. To nie był czas na poważne 

rozmowy.

– Jedyne chwile, kiedy zazdroszczę bratu, to kiedy jestem razem z jego 

rodziną – powiedział od niechcenia. – Ale przyjdzie czas, że i ja będę mieć dom 
pełen dzieci.

Popatrzyła na niego badawczo, szukając jakiegoś ukrytego znaczenia w 

jego słowach.

– Jesteś o tym przekonany, co?
– Tak. – Wziął ją za rękę. – W Boże Narodzenie wszystko jest możliwe.
Postanowiła zmienić temat. Właśnie mijali szpitalny parking.
– Nie jedziemy ze wszystkimi?
–   Nie   zmieścimy   się,   jest   więcej   osób   niż   poprzednio.   Powiedziałem 

Bobowi,   że   pojedziemy   moim   samochodem.   Pielęgniarki   też   jadą   swoim 
samochodem. Chcą być wcześniej, żeby przygotować choinkę.

background image

– Mam nadzieję, że się jakoś pomieścimy u Summersów.
– Nie ma obawy.
Przed domem Summersów stała już furgonetka i samochód pielęgniarek. 

Zabrali torby z prezentami, a Jeff schował sanki na ganku. Becky poprowadziła 
ich do środka.

– No, jeszcze pięć minut i już mieliśmy wysłać po was bernardyna, żeby 

was odkopał – oznajmiła Lynda.

Wszyscy   wybuchnęli   śmiechem.   Dzieci   z   przejęciem   kręciły   się   przy 

pudle z ozdobami na choinkę. Penny spojrzała na Ninę i uśmiechnęła się do niej 
z   nieśmiałością,   która   ją   rozbroiła.   Przyklękła   przy   dziewczynce.   Z   ulgą 
stwierdziła, że wcale nie jest podobna do Candi, miała tylko tak samo jasne, 
długie włosy.

– Pewnie nie możecie  się doczekać ubierania choinki? Penny  kiwnęła 

głową. Oczy błyszczały jej z podniecenia.

– Mama powiedziała, że musimy poczekać, aż wszyscy przyjdą.
– Teraz już wszyscy są. Zaczynajcie.
– Możemy? – Penny zapytała mamę.
–   Oczywiście.   –   Becky,   ożywiona   znacznie   bardziej   niż   poprzednio, 

przyklękła obok Niny. – Za kilka minut będzie gorąca czekolada.

– Jak wam leci? – zapytała Nina.
– Świetnie. Jerry... nie, poczekaj, niech sam powie. – Kiwnęła ręką w jego 

stronę. – Słuchajcie, Jerry ma coś do powiedzenia. Kochanie, zaczynaj.

Jerry podrapał się po brodzie i uśmiechnął się.
– Od stycznia mam pracę w centrum handlowym. Będę strażnikiem.
Zerwała się burza oklasków.
–   Tata   będzie   mieć   mundur   i   wszystko   –   z   dumą   dodał   najstarszy 

chłopiec.

– I kiedyś pójdziemy go odwiedzić – dodał drugi. Nina uścisnęła Becky.
– Tak się cieszę!
– Dziękuję. – Becky łzy zakręciły się w oczach. – Nigdy nie zapomnimy, 

co dla nas zrobiliście.

–   To   my   powinniśmy   dziękować   –   odrzekła   Nina.   –   Człowiek,   który 

może komuś coś ofiarować, sam czerpie z tego radość.

– Kiedy Jerry miał pracę, nie myślałam o tym – powiedziała Becky – ale 

po tych świętach, na pewno już nigdy nie przejdę obojętnie, jeśli będzie jakaś 
zbiórka dla potrzebujących. – Podniosła się. – Pójdę po czekoladę.

Dzieci zajęły się ubieraniem choinki. Jeden z chłopców zajrzał do torby z 

prezentami.

– Tu jest napisane, że to dla mnie.
– Jasne, dla każdego coś jest. Jak skończycie ubierać choinkę, położymy 

pod nią wszystkie prezenty.

background image

Penny wyjęła z pudełka dużą srebrną gwiazdę. Na środku, we wgłębieniu, 

był umieszczony uskrzydlony aniołek w białej szacie. Penny roześmiała się z 
zachwytem.

– Zobacz – uniosła gwiazdę, by Nina mogła ją obejrzeć.
– To pójdzie na czubek choinki. Chcesz, podniosę cię, żebyś sama mogła 

ją zawiesić.

Nina wzięła dziewczynkę na ręce. Owionął ją kwiatowy zapach mydła, a 

na twarzy poczuła dotyk długich włosów dziecka.

– Teraz wygląda ślicznie.
Penny odwróciła do niej buzię.
– Jak się nazywasz?
– Nina.
– Ładnie – powiedziała z powagą w głosie. Nina pocałowała ją w czubek 

nosa.

– Penny też jest ładnie.
Postawiła ją na podłodze. Dziecko pobiegło do pudła z ozdobami. Ponad 

jej głową Nina dostrzegła dziwnie skupione spojrzenie Jeffa. Uśmiechnął się do 
niej. Odwzajemniła uśmiech i pochyliła się do Penny. Kątem oka dostrzegła, że 
Jeff zajął się rozmową z Jerry’m.

Wreszcie choinka była ubrana i wszystkie prezenty ułożone.
– Uwaga – oznajmił Bob. – Zaraz zapalę lampki. Lynda, zgaś światło.
Zewsząd   rozległy   się   okrzyki   zachwytu,   kiedy   choinka   rozjarzyła   się 

kolorowymi, migoczącymi światełkami. Jeff, który stanął za Niną, położył jej 
ręce na ramionach. Oparła się o niego. Poczuła ściskającą ją rączkę Penny.

– Och, jak pięknie – wyszeptała dziewczynka.
–   Tak,   pięknie   –   szepnęła   Nina,   mrugając   oczami,   by   powstrzymać 

zabłąkaną łzę.

Jeff objął ją ramionami i mocno przytulił.

background image

Rozdział siódmy

Zebrani usiedli i popijając gorącą czekoladę śpiewali kolędy w świetle 

migoczącej kolorowo choinki.

Nina i Jeff znaleźli sobie miejsce w rogu między kanapą i fotelem. Kiedy 

rozległy   się   pierwsze   słowa   kolędy,   Penny,   uważnie   przyglądając   się 
pogrążonym w półmroku twarzom, odszukała Ninę i oznajmiła:

– Chcę siedzieć razem z tobą.
Nina wzięła ją na kolana. Poczuła gwałtowną falę czułości i tęsknoty, 

kiedy objęła drobne, ciepłe ciało dziewczynki. Przecież kobieta jest stworzona 
właśnie po to, by ufne, bezbronne dziecko znalazło schronienie w jej ramionach. 
Jeff, jakby rozumiejąc jej uczucia, otoczył ją i Penny ramieniem i przytulił do 
siebie.

Penny przekręciła się ku niej i wyszeptała Ninie prosto do ucha:
– Ty wiesz, co ja dostanę? Nina uścisnęła ją mocno.
– Wiem.
– Co?
– Nie mogę ci tego powiedzieć. Takie są zasady.
– Och – westchnęła Penny. – To chyba muszę czekać do jutra.
– Chyba tak.
Ktoś   zaintonował   „Cichą   noc”.   Penny   ponownie   odwróciła   się   z 

westchnieniem do Niny.

– Wiesz co?
– Co?
– To są najbardziej najlepsze święta.
Jeff zachichotał i delikatnie musnął policzek Niny. Uśmiechnęła się do 

niego w odpowiedzi, zadowolona, że w półmroku nie widać jej oczu pełnych 
łez. W drodze powrotnej Jeff oznajmił:

– Powiedziałem Jerry’emu o sankach. Położy je pod choinkę, kiedy dzieci 

zasną. To będzie prezent od Mikołaja.

– Ach, tak bym chciała być przy tym, kiedy Penny zobaczy swoją lalkę – 

wyszeptała Nina.

Ujął jej dłoń.
– Oczarowałaś ją.
– Ona jest taka słodka.
–   To   instynkt   macierzyński.   Będziesz   cudowną   mamą.   Przez   jej 

uśmiechnięte oczy przemknął błysk smutku.

– Byłam. Uścisnął jej rękę.
– Będziesz.
Bez słowa mocniej otuliła się kurtką. Drżała. Resztę drogi przebyli w 

milczeniu. Podjechali pod dom i brnąc w śniegu po kostki weszli do środka.

background image

–   Och,   jak   dobrze   wreszcie   być   w   domu!   –   Nina   rozpaliła   ogień   w 

kominku,   usiadła   na   podłodze   i   zaczęła   ściągać   pełne   śniegu   botki   i   mokre 
skarpetki.   Wyciągnęła   zmarznięte   stopy   do   ognia   i   zrzuciła   kurtkę.   –   Ach, 
cudownie!

Jeff,   nie   spuszczając   z   niej   oczu,   wyjął   z   kieszeni   małe   zawiniątko. 

Powiesił swoją kurtkę i usiadł na podłodze obok Niny.

– To dla ciebie.
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– Och, Jeff... – wyszeptała, przyjmując podarunek.
– Otwórz.
– Poczekaj, ja też mam coś dla ciebie.
Zerwała   się   i   pobiegła   do   choinki.   Oboje   jednocześnie   zaczęli 

rozpakowywać swoje prezenty.

Aż   zaparło   jej   dech,   kiedy   otworzyła   pudełeczko   i   zobaczyła   owalny 

diamentowy wisiorek na cienkim złotym łańcuszku.

– Och, Jeff... to za wiele.
– Nie tyle, ile chciałem ci dać – odrzekł cicho, oglądając swój prezent.
– Ale mój prezent nie umywa się do twojego... – urwała na widok jego 

wpatrzonych w nią oczu.

– Nie myśl o tym. Liczy się tylko to, że jest od ciebie. I bardzo mi się 

podoba. Dziękuję.

Przepełniło ją nagłe wzruszenie. Wyciągnęła łańcuszek w jego stronę i 

przekręciła głowę, unosząc ręką włosy.

– Mógłbyś mi go założyć?
Delikatnie zapiął łańcuszek i opuścił ręce na jej ramiona.
– Drżysz – szepnął. Zmarszczył brwi i odwrócił ją ku sobie. – Dobrze się 

czujesz?

– Boję się – wyznała.
– Mnie?
–   Ciebie   i   siebie.   Tego,   co   czuję.   Sama   nie   wiem.   Pogładził   jej 

zaróżowiony policzek.

– Mówiliśmy o dzisiejszym wieczorze, ale jeśli chcesz więcej czasu...
– To nic nie pomoże. – Te słowa nawet jej nie zdziwiły. Z wahaniem, 

jakby pokonując własne obawy, objęła go za szyję. – Wiesz, po śmierci Dana i 
Candi myślałam, że już nigdy... – glos jej się łamał – już nigdy więcej nikogo 
nie będę chciała...

– Ze mną było tak samo. Dopóki nie spotkałem ciebie. – Szukał jej ust, – 

Kochanie, oni odeszli. Teraz my jesteśmy. Kocham cię...

Nagle wszystkie jej rozterki zniknęły. Zamknęła mu usta rozpaczliwym, 

gorącym pocałunkiem. Nie miała siły dłużej się opierać, walczyć ze sobą. Nie 
miała pojęcia, kiedy to się stało, ale w tym momencie uświadomiła sobie, że jest 

background image

w nim zakochana.

Po chwili Jeff podniósł na nią pełne miłości oczy. – Nino, jesteś pewna?
– Cii... – położyła mu palce na ustach, przyciągnęła do siebie jego głowę. 

– Jeff, nic nie mów, kochaj mnie.

Przywarł do jej ust; obejmowała go z całych sił, zatracali się oboje w tym 

szalonym pocałunku, zapomnieli o całym świecie.

Chciał   przedłużyć   te   cudowne   chwile,   sycić   się   nią,   wreszcie   uległą, 

wreszcie jego. Tak długo o tym marzył, tak bardzo na to czekał. W końcu go nie 
odtrąciła. Całował ją do utraty tchu, do zawrotu głowy... Nina odpowiadała na 
jego   pocałunki,   oboje   z   trudem   łapali   powietrze,   łączyły   się   ich   zdyszane 
oddechy, jej palce mocno zaciskały się na jego koszuli. Tak strasznie, tak bardzo 
jej pragnął...

Z cichym jękiem Nina oderwała od niego usta. Obsypywała jego twarz 

drobnymi   pocałunkami,   tę   twarz,   której   każdy   szczegół   tak   wrył   się   w   jej 
pamięć, że nawet po latach wystarczy, by zamknęła oczy, a zobaczy ją przed 
sobą, wszystkie drobne zmarszczki w kącikach oczu, kiedy się uśmiechał, linię 
ust. zarys szczęki... Nigdy go nie zapomni.

Powoli   zaczęła   rozpinać   guziki   jego   koszuli.   Pochyliła   głowę,   pod 

wargami poczuła dotyk jego nagiej, lekko wilgotnej skóry. Przesunęła dłońmi 
po szorstkich włosach na jego piersi. Wstrząsnął nim dreszcz. Znów przywarła 
do jego ust.

Zdawało mu się, że jej ręce zostawiają palący ślad na jego skórze, od 

pocałunków wirowało w głowie. Już prawie nie mógł oddychać. Mieć ją, poczuć 
dotyk jej nagiego ciała... Z jękiem osunął się na miękką wykładzinę podłogi i 
pociągnął Ninę ku sobie. Objął ją i ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi. Po chwili 
oswobodził   się   spod   jej   ciężaru.   Patrząc   w   jej   pociemniałe   oczy,   zsunął   jej 
sweter z ramion, drżącymi dłońmi sięgnął do zapięcia stanika. Pomogła mu z 
radosnym uśmiechem.

Zaparło   mu   dech.   Pieścił   jej   piersi,   nagle   oboje   byli   nadzy,   spleceni 

mocno   ze   sobą,   połączeni   nienasyconym   pocałunkiem.   Dotyk   jej   rąk, 
błądzących po jego plecach i biodrach, doprowadzał go do szaleństwa. Czuł 
ciepło bijące od kominka i żar krwi, tętniącej w jego żyłach. Nie mógł już dłużej 
czekać.   Nie   opierała   się.   Wreszcie   była   jego.   Tylko   jego.   I   choć   jej   umysł 
jeszcze wątpił, jej ciało już to wiedziało.

Minęło sporo czasu, zanim usiadła i z uśmiechem przeciągnęła palcem po 

jego brwi. Jeff nakrył dłonią jej rękę i zamruczał, nie otwierając oczu:

– Chyba już muszę iść do domu.
– Boję się, że śnieg nas zasypał. Uśmiechnął się.
– To dobrze.
–   Chodź,   poszukamy   wygodniejszego   miejsca.   Poprowadziła   go   do 

background image

sypialni. Otuleni ciepłą kołdrą, kochali się spokojnie, bez pośpiechu, z tkliwą 
czułością.

Nina nie spała, leżała nieruchomo, nie chcąc go obudzić. Jeff ogrzewał ją 

swoim ciepłem. Przypomniała sobie te wszystkie noce spędzone samotnie. Ze 
zdumieniem pomyślała, jak cudownie jest być razem z nim. A przecież nawet 
mu nie powiedziała, że go kocha.

Jutro, postanowiła, i zapadła w sen.

background image

Rozdział ósmy

Zimowy krajobraz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Jeff zacisnął 

oczy,   oślepiony   bijącą   od   okna   jasnością.   Uśmiechnięty,   mrucząc   coś   pod 
nosem,   wyciągnął   rękę   szukając   Niny.   Natrafił   tylko   na   zgniecioną   pościel. 
Podniósł się i wyjrzał przez okno. Z kuchni doleciał go zapach kawy i jakieś 
odgłosy.

Powrócił   do   łóżka   i   przez   kilka   chwil   leżał   jeszcze,   rozkoszując   się 

dziwnym,   radosnym   uczuciem.   Ale   kuszący   aromat   kawy   wyciągnął   go   z 
pościeli. Jego rzeczy, porządnie złożone, leżały na stoliku pod oknem.

Umył się, ogolił, ubrał i ruszył do kuchni.
Nina, w białej podomce, szykowała indyka do upieczenia. Była tym tak 

zaaferowana, że nawet go nie zauważyła.

– Nie wiedziałem, że to się tak robi.
– To sposób mojej mamy.
Zarumieniła   się   lekko   pod   jego   spojrzeniem.   Wykorzystał   to,   by   ją 

pocałować.

– Wesołych Świąt.
– Nawzajem. Wesołych Świąt.
Nalał sobie filiżankę kawy i oparł się o szafkę. Chyba nigdy nie znudzi 

mu się patrzenie na nią. Nina wsunęła indyka do piekarnika i zaczęła szykować 
tartą bułkę. Jeff pociągnął kolejny łyk aromatycznej kawy.

– Indyk z dodatkami, co? Mam nadzieję, że zaprosisz mnie na świąteczny 

obiad.

– Jasne. Minie pewnie dzień albo dwa, zanim uda ci się ruszyć samochód 

ze śniegu.

– Wcale się tym nie martwię – uśmiechnął się figlarnie. – Myślę, że jakoś 

to przeżyję.

Nina zaśmiała się. Cała promieniała. Wierzchem dłoni podrapała się po 

nosie.

– Dlaczego zawsze  tak jest, że jak mam zajęte ręce, to zaczyna mnie 

swędzić nos?

Patrzył   na   nią   z   taką   miłością,   że   poczuła   się   wstrząśnięta.   Szybko 

dokończyła ucieranie i umyła ręce. To dziwne, ale czuła się skrępowana. Mieli 
za sobą wspólną noc, ale w jakiś sposób ten poranek w kuchni wydawał się jej 
jeszcze bardziej intymny. Jeff robił za to wrażenie, jakby był u siebie w domu. 
Pomyślała jednak, że potrafiłaby przyzwyczaić się do jego obecności bez trudu.

Nalała sobie kawy i podeszła do okna.
– Och, uwielbiam śnieg – powiedziała rozmarzonym tonem.
Jeff odstawił swoją filiżankę, stanął za Niną i objął ją ramieniem.
– Kocham cię.

background image

Westchnęła i obróciła się ku niemu.
– Ja też cię kocham – wyszeptała. To, co powiedziała, wcale nie sprawiło 

jej bólu. – Od tylu tygodni wmawiałam sobie, że jeśli będę się trzymać od ciebie 
z daleka, na pewno się w tobie nie zakocham. Dopiero wczoraj wieczorem u 
Summersów zrozumiałam, że już jestem zakochana.

Popatrzył na nią uważnie i jego niebieskie oczy przepełniła czułość.
– Dziękuję ci, kochana. To najlepszy gwiazdkowy prezent, jaki mogłaś mi 

podarować.

Ujął jej twarz w obie dłonie i ucałował ją tkliwie.
– Nie wiem, jak wytrzymywałeś ze mną przez te tygodnie. Ale cieszę się, 

że jakoś ci się to udało. – Odsunęła się od niego i z uśmiechem popatrzyła mu 
prosto w oczy. Dotknęła brylantowego wisiorka na szyi. – Wczoraj wieczorem 
powiedziałeś, że chciałeś mi dać coś więcej niż to. Co miałeś na myśli?

–   Już   prawie   kupiłem   pierścionek   zaręczynowy   –   powiedział.   –   Ale 

przestraszyłem się, że to kuszenie losu. – Pochylił się i lekko musnął jej usta, a 
po chwili zaczął obsypywać jej twarz gorącymi pocałunkami. Wreszcie ujął jej 
głowę w obie dłonie i zajrzał głęboko w oczy. – Wyjdziesz za mnie, Nino? 
Popatrzyła na niego zamglonymi oczami.

– Och, Jeff. Spoważniał.
–  To   nie   musi   się   stać   od   razu.   Zdaję  sobie   sprawę,   że   dla   ciebie   to 

wszystko dzieje się za szybko. Powiedz tylko, że się zgadzasz, a ja będę czekał, 
dopóki się z tym nie oswoisz.

– Tak – szepnęła. – Tak.
Wybuchnęła śmiechem na widok jego oniemiałej twarzy. Porwał ją w 

ramiona i ucałował z całej siły.

Kiedy ją wreszcie puścił, oboje nie mogli złapać tchu.
–   Kochanie   –   wyszeptał   Jeff.   –   Nie   chcę   cię   poganiać,   ale   kiedy 

pojedziemy po pierścionek?

Uśmiechnęła   się   do   niego   promiennie   i   przeciągnęła   palcem   po   jego 

ustach.

– Może jutro, jeśli uda się nam ruszyć samochód? Rozjaśnił się.
– Wspaniale. A kiedy już poczujesz się gotowa, porozmawiamy o dacie 

ślubu.

Nina westchnęła ze szczęścia.
– Może Dzień Zakochanych? To byłoby romantycznie, jak myślisz?
Odrzucił w tył głowę i roześmiał się głośno.
– Doskonały pomysł.
Wziął ją w ramiona i przytulił mocno do siebie, jakby się bał, że może ją 

utracić.

Nina   leciutko   dotknęła   ustami   jego   policzka   i   oparła   mu   głowę   na 

ramieniu. Objęła go mocno za szyję.

background image

– Penny Summers miała rację.
Jeff gładził dłonią jej ciemne, jedwabiste loki.
– Miała rację – odchyliła głowę i popatrzyła na niego oczami pełnymi 

uwielbienia – że to najbardziej najlepsze święta.

background image

Od autorki

Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia! To dla mnie najprzyjemniejszy 

okres w roku i zawsze chciałabym, żeby trwał jak najdłużej. Dlatego zaczynam 
się do niego szykować dużo wcześniej. Już od października rozglądam się za 
prezentami na gwiazdkę.

Zaraz   po   listopadowym   święcie   Dnia   Dziękczynienia   wyjmuję 

nagromadzone przez lata przedmioty, którymi dekoruję dom: dwie porcelanowe 
figurki   elfów,   które   kiedyś   należały   do   mojej   mamy;   uszytą   przeze   mnie 
pikowaną makatkę, do powieszenia na drzwi wejściowe; porcelanową choinkę z 
kolorowymi lampkami, którą zwykle stawiam na bufecie w jadalni; czerwony 
kosz   zdobiący   świąteczny   stół;   duży   wieniec   z   czerwonymi   ozdobami,   do 
powieszenia nad kominkiem.

W   grudniu,   kiedy   tylko   mam   trochę   wolnego   czasu,   chodzę   oglądać 

udekorowane wystawy sklepów i rozkoszuję się radosną, świąteczną atmosferą.

W   któryś   z   wczesnych   grudniowych   wieczorów   puszczamy   taśmę   z 

kolędami i mój mąż przynosi ze strychu lampki choinkowe i bombki. Ubieranie 
choinki zabiera nam sporo czasu. Ożywają wspomnienia, związane z różnymi 
ozdobami, jakieś szczególnie zapamiętane chwile czy zdarzenia. Wspominamy 
wtedy minione lata, nastrój niegdysiejszych świąt i chwile przy choince, kiedy 
trójka naszych dzieci dopiero dorastała.

Jakiś tydzień czy dwa przed Bożym Narodzeniem wyruszamy na spacer 

po mieście i podziwiamy najpiękniej udekorowane domy.

Na kilka dni przed świętami zaczynają zjeżdżać się nasze dzieci – starszy 

syn,   mieszkający   w   innej   części   Oklahomy,   z   miasteczka   pod   Denver   w 
Kolorado przyjeżdża młodszy syn z żoną, a córka z mężem i dwójką dzieci z 
Indiany. Co rok, na zmianę, urządzamy rodzinny zjazd albo w Wigilię, albo w 
Boże   Narodzenie,   żeby   dzieci   mogły   odwiedzić   również   drugich   rodziców. 
Zazwyczaj przyjeżdża też moja siostra z rodziną.

Możecie sobie wyobrazić, jak wygląda rozpakowywanie prezentów, skoro 

zawsze jest kilkoro dzieci!

Potem  zasiadamy   do  świątecznie   zastawionego   stołu,   z   królującym  na 

nim   tradycyjnie   przyrządzonym   indykiem.   Każdy   członek   rodziny   ma   swój 
ulubiony deser, który obowiązkowo musi być na Gwiazdkę. Podaję wam przepis 
na sernik z truskawkami, za którym przepada moja córka.

Z całego serca życzę wam,  by ten okres  był dla was czasem  radości, 

miłości   i   ciepła,   czasem   wspólnego   wspominania   świąt,   które   minęły,   i 
radosnym oczekiwaniem na te, które jeszcze nadejdą.

Jeanne Stephens


Document Outline