background image

NORA ROBERTS 

TANIEC MARZEŃ 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Kot wylegiwał się w najlepsze; leżał na grzbiecie nieruchomo, z zamkniętymi oczami, 

przedmie łapy opierając na białym brzuszku. Jego pomarańczowe futerko jaśniało w ostatnich 

promieniach słońca, które padały skośnie przez długie pionowe żaluzje. 

Nawet  nie  drgnął  na  dźwięk  przekręcanego  w  drzwiach  klucza.  Jedynie  na  moment, 

słysząc głos swojej pani, zerknął, by natychmiast, gdy skonstatował, że nie jest sama, leniwie 

zamknąć  oczy.  Znowu  przyprowadziła  do  domu  tego  faceta,  za  którym  kot  nie  przepadał. 

Powrócił więc do swojej drzemki. 

- Ależ Ruth, jest dopiero ósma. Jeszcze słońce świeci. 

Rzucając klucze na wykwintny stolik w stylu angielskiego baroku, Ruth  zwróciła się 

do mężczyzny z uśmiechem: 

- Donaldzie, uprzedzałam, że umawiamy się na wczesny wieczór. Kolacja była urocza. 

Cieszę się, że mnie namówiłeś na wyjście z domu. 

-  W  takim  razie  daj  się  namówić  na  przedłużenie  wieczoru  -  odparł,  biorąc  ją  w 

ramiona wypróbowanym ruchem. 

Ruth nie odmówiła mu pocałunku, ale gdy ją przyciągnął bliżej, odsunęła się. 

-  Donaldzie  -  powiedziała  z  takim  samym  niewzruszonym  uśmiechem  jak  przed 

pocałunkiem. - Naprawdę musisz już iść. 

-  Tylko  małą  szklaneczkę  na  pożegnanie  -  powiedział  szeptem,  całując  ją  znowu, 

delikatnie i zachęcająco. 

-  Nie  dzisiaj.  Jutro  wcześnie  zaczynam,  a  poza  zwykłymi  lekcjami  mam  całą  masę 

prób i przymiarek. - To mówiąc, wysunęła się z jego ramion. 

Pocałował ją w czoło. 

- Wolałbym, żeby w grę wchodził inny facet, a nie twój a namiętność do tańca... 

Wzruszył ramionami i z ociąganiem zaczął się zbierać do wyjścia. Czyżby jego dotyk 

stracił swoją moc, nie przyciągał już jak magnes? Trzeba się nad tym zastanowić. 

Ruth Bannion była pierwszą kobietą od ponad dziesięciu lat, która tak konsekwentnie i 

skutecznie  opierała  się  jego  zalotom.  Więc  dlaczego  wciąż  do  niej  wraca,  zapytywał  siebie 

samego. Otworzyła przed nim drzwi i posyłając mu ostatni przeciągły uśmiech, ponaglała do 

wyjścia. Rzut oka na jej sylwetkę, gdy stała w przyćmionym świetle, zanim zamknęła drzwi, 

wystarczył mu za odpowiedź. Była więcej niż piękna - była niepowtarzalna. 

background image

Nie  przestając  się  uśmiechać,  Ruth  założyła  łańcuch  i  zabezpieczyła  drzwi.  Ceniła 

sobie  towarzystwo  Donalda  Keysera.  Był  wysokim  przystojnym  brunetem,  miał  bezbłędny 

gust  i  cięty  dowcip.  Krótko  mówiąc,  miał  styl.  Ceniła  go  też  jako  projektanta  mody  i  nosiła 

całą masę jego kreacji, mogła się też odprężyć w jego towarzystwie - jeżeli tylko znajdowała 

czas.  Oczywiście,  zdawała  sobie  sprawę  z  faktu,  że  Donald  wolałby,  aby  ich  znajomość 

przybrała bardziej intymny charakter. 

Dla  Ruth  ten  problem  nie  istniał:  czuła  do  Donalda  sympatię  i  lubiła  go.  Ale  to 

wszystko,  jeśli  chodzi  o  emocje.  Nie  podniecał  jej  i  nie  poruszał.  O  ile  wiedziała,  że  jest  w 

stanie ją rozśmieszyć i rozweselić, o tyle mocno powątpiewała, by mógł z niej wydobyć płacz 

albo krzyk. Niemniej po jego wyjściu poczuła żal. Bolesne uczucie samotności spadło na nią 

nagle i nieoczekiwanie. 

Odwróciła się, by się sobie przyjrzeć. Prostokątne lustro w pozłacanych  ramach było 

jednym z jej pierwszych zakupów po wprowadzeniu się do tego mieszkania. Szkło było stare, 

a  kosztowało  obłędnie  drogo,  pomimo  czarnych  plamek  w  okolicy  górnego  prawego 

narożnika.  Bardzo  jej  zależało,  by  je  powiesić  na  ścianie  własnego  apartamentu,  własnego 

domu. Teraz, w holu, w zapadającym szybko mroku, wpatrywała się w swoje odbicie. 

Rozpuszczone  na  wieczór  włosy  opadły  jej  na  ramiona  i  sięgały  poza  łokcie. 

Niecierpliwym ruchem odrzuciła je do tyłu. Gęste i czarne, podniosły się do góry i posłusznie 

ułożyły na plecach. Twarz Ruth, podobnie jak jej cała sylwetka, była szczupła i delikatna, ale 

rysy  miała  nieregularne.  Pełne  usta,  mały,  prosty  nos,  subtelnie  zaznaczony  podbródek  i 

dominujące, lekko skośne jak u kota, ogromne ciemnobrązowe oczy i ciemne, proste brwi. 

Mówiono,  że  ma  egzotyczną  urodę.  Nie  uważała  się  za  piękną,  wiedziała  tylko,  że 

przy  odpowiednim  makijażu  i  oświetleniu  może  fantastycznie  wyglądać,  ale  to  zupełnie  co 

innego. To było złudzenie, rola, nie zaś Ruth Bannion. 

Westchnąwszy,  odwróciła  się  od  lustra  i  podeszła  do  obitej  pluszem  wiktoriańskiej 

sofy.  Wiedząc,  że  jest  teraz  sama,  Niżyński  przeciągnął  się,  ziewnął  lubieżnie,  po  czym 

przeszedł parę kroków i zwinął się w kłębek na jej kolanach. 

Machinalnie  podrapała  swojego  ulubieńca  za  uchem.  Kim  właściwie  jest  Ruth 

Bannion? - zastanawiała się. 

Przed  pięcioma  laty  była  jeszcze  bardzo  zieloną  i  bardzo  gorliwą  uczennicą, 

rozpoczynającą  nowy  etap  nauki  w  Nowym  Jorku.  Dzięki  Lindsay,  wspomniała  z 

rozrzewnieniem. 

Lindsay  Dunne  -  instruktorka,  przyjaciółka,  idol  -  najwspanialsza  balerina  tańca 

klasycznego, jaką kiedykolwiek było jej dane oglądać. To ona nakłoniła wujaszka Setha, żeby 

background image

jej  pozwolił  tutaj  przyjechać.  Gdy  pomyślała  o  nich  -  małżeństwie  mieszkającym  razem  z 

dziećmi w Domu na Klifach w Connecticut - od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ilekroć 

ich odwiedzała, miłość i szczęście towarzyszyły  jej jeszcze przez parę tygodni po powrocie. 

Nigdy  nie  spotkała  dwojga  ludzi  tak  idealnie  pasujących  do  siebie  i  bardziej  zakochanych. 

Może z wyjątkiem własnych rodziców. 

Jeszcze teraz, po sześciu latach, na myśl o rodzicach ogarniał ją bezgraniczny smutek 

z  powodu  tragicznej  straty  dwojga  wspaniałych,  czułych  ludzi.  Paradoksalnie  w  ich  śmierci 

dopatrywała się przyczyny, dla której znalazła się tutaj, gdzie jest obecnie. 

Seth Bannion został jej opiekunem, a przeprowadzka do nadmorskiego  miasteczka w 

Connecticut  przywiodła  ich  oboje  do  Lindsay.  Z  kolei  Lindsay  przekonała  Setha,  że  Ruth 

musi  intensywniej  ćwiczyć.  Ruth  wiedziała,  ile  go  kosztowało  wyrażenie  zgody  na  jej 

przeniesienie się do Nowego Jorku. Przecież miała wówczas zaledwie siedemnaście lat. 

Wprawdzie  państwo  Evanston,  u  których  zamieszkała,  chuchali  na  nią  i  dbali  jak  o 

własne dziecko, ale Seth długo nie mógł się pogodzić z myślą o trudach i wyzwaniach życia, 

jakie  wybrała.  Wahał  się  i  wzbraniał,  ponieważ  ją  kochał.  Również  podejmując  ostateczną 

decyzję, kierował się miłością. Jej życie zmieniło się radykalnie. 

A  może  zmieniło  się  już  wtedy,  gdy  po  raz  pierwszy  przekroczyła  próg  studia  tańca 

Lindsay? Tam po raz pierwszy zatańczyła przed Davidovem. 

Jakże 

była 

przerażona! 

Stała 

przed 

obliczem 

mężczyzny 

okrzyczanego 

najwspanialszym  tancerzem  dekady.  Nikolai  Davidov  -  mistrz  i  legenda,  któremu 

partnerowały tylko najbardziej utalentowane baleriny, włącznie z Lindsay Dunne. Co więcej, 

przyjechał do Connecticut, by nakłonić Lindsay do powrotu do Nowego Jorku i zatańczenia w 

balecie, który sam napisał. 

Ruth  czuła  się  oszołomiona  i  onieśmielona  jego  obecnością,  i  kiedy  jej  kazał 

zatańczyć,  była  jak  sparaliżowana.  Ale  był  czarujący.  Kładąc  głowę  na  poduszkach, 

uśmiechnęła  się  na  tamto  wspomnienie.  Gdy  chciał,  potrafił  był  najbardziej  uroczym 

człowiekiem  na  świecie.  Więc  go  posłuchała  i  już  po  chwili  zatraciła  się  w  tańcu  i  muzyce. 

Wtedy to wypowiedział te proste, przyprawiające o zawrót głowy słowa: 

- Kiedy będziesz w Nowym Jorku, zgłoś się do mnie... 

Była bardzo młoda i święcie przekonana, że nazwisko Nikolaia Davidova powinno się 

wymawiać  z  czcią  i  szeptem.  Gdyby  jej  kazał  zatańczyć  boso  na  ulicach  Broadwayu, 

zrobiłaby to bez wahania. 

Tyrała,  by  mu  się  przypodobać,  drżała  ze  strachu,  gdy  wpadał  w  furię,  ciężko 

przeżywała  lodowaty  ton  jego  głosu,  kiedy  ją  ganił.  Zmuszał  ją  i  dopingował.  Był 

background image

nieustępliwy  i  nieludzko  wymagający.  Bywały  noce,  kiedy  kuliła  się  w  łóżku,  zbyt 

wyczerpana,  żeby  chociaż  popłakać.  Z  kolei  wystarczyło,  by  się  uśmiechnął,  rzucił  jakiś 

komplement, a wszelki ból i cierpienie znikały bez śladu. 

Tańczyła  z  nim,  walczyła  z  nim  i  kłóciła  się,  śmiała  się  z  nim  i  obserwowała  go,  a 

jednak,  po  tylu  latach,  nie  rozszyfrowała  jego  jakże  nieuchwytnej,  zmiennej  natury  i 

charakteru. 

Pomyślała,  że  może  w  tym  tkwi  sekret  jego  powodzenia  u  kobiet:  delikatna  otoczka 

tajemniczości, obcy akcent, a także powściągliwość, jeśli chodzi o przeszłość. 

Uśmiechnęła  się,  wspominając,  jak  strasznie  się  w  nim  durzyła.  Nawet  tego  nie 

zauważył!  Miała  zaledwie  osiemnaście  lat.  On  miał  prawie  trzydzieści  i  otaczały  go  piękne 

kobiety. 

A właściwie ciągle go otaczają, pomyślała, uśmiechając się posępnie, po czym wstała 

z  kanapy,  żeby  się  rozprostować.  Kot,  usunięty  z  jej  kolan,  obruszył  się  i  przeniósł  w  inne 

miejsce. 

Zachowałam nienaruszone serce i nic mu nie zagraża, uznała Ruth. Może jest nawet aż 

nazbyt  bezpieczne.  Pomyślała  o  Donaldzie.  No  cóż,  trudno.  Ziewnęła  i  przeciągnęła  się 

znowu. Jutro, z samego rana, zaczyna lekcje. 

Ruth  spływała  potem.  Choreografia  „Czerwonej  róży”  autorstwa  Nicka,  jak  zawsze 

skomplikowana i zawiła, wymagała od tancerza maksymalnego wysiłku. Ruth zatrzymała się 

przy  drążku  na  krótki,  niezbędny  odpoczynek.  Reszta  obsady  rozproszyła  się  po  sali  prób  - 

jedni  tańczyli,  stosując  się  do  padających  niestrudzenie  z  ust  Nicka  poleceń,  inni,  jak  ona, 

czekali, aż znowu zostaną przywołani. 

Była  dopiero  jedenasta,  ale  Ruth  ćwiczyła  już  od  dwóch  godzin.  Długa,  luźna 

koszulka,  którą  włożyła  na  trykot,  miała  ciemne  plamy  od  potu;  kilka  pasemek  włosów 

wysunęło  się  spod  ciasnej  opaski.  Teraz  jednak,  obserwując  demonstrowany  przez  Nicka 

fragment tańca, zapomniała o całym zmęczeniu. Nick jest absolutnie fantastyczny. 

Jako kierownik artystyczny zespołu i twórca baletów nie musiał już tańczyć, żeby być 

na  świeczniku.  Tańczył,  ponieważ  był  do  tego  stworzony.  Miał  nieco  ponad  -  metr 

siedemdziesiąt  wzrostu,  ale  szczupła  i  sprężysta  budowa  sprawiała,  że  wydawał  się  wyższy. 

Złociste  i  delikatne  niczym  mgiełka  włosy  wiły  się  niedbale  wokół  twarzy,  która  nigdy  nie 

utraciła  chłopięcego  wdzięku.  Miał  piękne  usta  -  pełne,  o  finezyjnym  wykroju.  A  kiedy  się 

uśmiechał... 

Kiedy się uśmiechał, nie można mu było się oprzeć; delikatne wachlarzyki zmarszczek 

rozchodziły się od jego oczu, których tęczówki stawały się niewiarygodnie niebieskie. 

background image

Patrząc,  jak  demonstruje  obrót,  Ruth  mogła  tylko  dziękować  losowi,  że  w  wieku 

trzydziestu  trzech  lat,  przy  wszystkich  innych  zawodowych  obowiązkach,  Nick  Davidov 

nadal jeszcze tańczy. I to jak! Szybkim, krótkim ruchem ręki dał znak pianiście, żeby przestał 

grać. 

- W porządku, dzieciaki - powiedział melodyjnie, z rosyjskim akcentem. - Mogło być 

gorzej. 

Takie  zdanie  w  ustach  Davidova  brzmi  jak  najwyższa  pochwała,  pomyślała  Ruth, 

kryjąc ironiczny uśmiech. 

-  Ruth,  pas  de  deux  z  pierwszego  aktu.  Niezwłocznie  do  niego  podeszła;  Nick  był 

humorzastą  istotą  -  miewał  zmienne,  krańcowo  różne  i  niczym  niewytłumaczalne  nastroje. 

Dzisiaj robił wrażenie zaaferowanego bez reszty. Ruth umiała się do niego dostosować. 

Stojąc twarzami do siebie, zbliżyli prawe ręce i złączyli dłonie. Bez słowa zaczęli. 

Była to początkowa scena miłosna, raczej żartobliwy, zalotny pojedynek aniżeli wyraz 

gorących uczuć. Ale tym razem Nick nie napisał bajki. Napisał balet o burzliwej i płomiennej 

miłości.  Głównymi  postaciami  są  książę  i  Cyganka,  postaci  z  krwi  i  kości,  pełne 

temperamentu. I dlatego tańce muszą tryskać życiem. Bohaterowie prowokują się nawzajem; 

on prosi, ona odmawia.  Odrzucona  głowa, machnięcie ręką akcentują od czasu do czasu na-

strój. 

Późne  letnie  słońce  sączy  się  przez  okna,  rysuje  wzory  na  posadzce.  Niezauważone 

krople potu spływają po plecach Ruth, która wślizguje się i wymyka z objęć Nicka. Charakter 

Carlotty  na  przemian  drażni  i  zachwyca  księcia.  Zmienna  tonacja  pojedynku  ich  serc  ustala 

się już podczas pierwszego spotkania. 

Dawno  temu,  w  takich  momentach  jak  ten,  tańcząc  z  Nickiem,  Ruth  zdała  sobie 

sprawę, że zawsze będzie go wielbić i czcić - jako tancerza i jako legendę. Partnerowanie mu 

było  najważniejszym  wydarzeniem  jej  życia.  To  on  sprawił,  że  przeszła  samą  siebie,  że 

przekroczyła własne, najśmielsze oczekiwania. 

W  drodze  od  uczennicy  przez  corps  de  ballet  do  głównej  tancerki  Ruth  tańczyła  z 

wieloma  partnerami,  ale  żaden  z  nich  nie  mógł  się  równać  z  Nickiem  Davidovem  -  tak  pod 

względem  błyskotliwości,  jak  i  precyzji.  A  także  wytrzymałości,  pomyślała,  krzywiąc  się  w 

ś

rodku, gdy zarządził powtórzenie całego pas de deux. 

Ponieważ  pianista  przewracał  kartki  nut,  zyskała  chwilę  na  złapanie  oddechu.  Nick 

odwrócił się ku niej, podnosząc i zbliżając do niej dłoń. 

- Gdzie się dzisiaj podziały twoja namiętność i pasja, maleńka? - zapytał. 

background image

Wiedział, że nie znosi, gdy ją wita w ten sposób. Skwitował uśmiechem jej wyniosłe 

spojrzenie. Bez słowa złączyła z nim dłoń. 

- No, Cyganko, wyraź ciałem i wzrokiem, żebym sobie poszedł do diabła. Jeszcze raz. 

Zaczęli, ale tym razem Ruth już nie myślała o przyjemności tańczenia z Nickiem, ale 

rywalizowała z nim - krok po kroku, skok za skokiem. Jej poirytowanie przynosiło dokładnie 

taki efekt, o jaki mu chodziło. 

Prowokowała go, by dał z siebie więcej. Gdy ją przyciągał, piorunowała go wzrokiem. 

Zatrzymywała się w jego ramionach, by już po chwili wymknąć się z nich i wykonując grand 

jęte, wyzwać go, by za nią podążył. 

Skończyli tak, jak zaczęli, dłoń przy dłoni, z jej odrzuconą do tyłu głową. Śmiejąc się, 

Nick przygarnął ją do siebie i entuzjastycznie pocałował w oba policzki. 

-  No  właśnie,  o  to  mi  chodziło,  byłaś  cudowna!  Gardzisz  mną,  nawet  wtedy,  kiedy 

podajesz mi rękę. 

Oddychała  szybko.  Jej  wzrok  nadal  płonął  gniewem.  Kiedy  spojrzała  w  jego  oczy, 

poczuła krótkie, idące od dołu wzdłuż kręgosłupa rozpraszające ją łaskotanie. Dostrzegła, że i 

Nick  zareagował  podobnie.  Zobaczyła  to  w  jego  oczach,  poznała  po  uścisku  palców,  które 

zatrzymał na jej plecach. Po chwili wszystko minęło i Nick odsunął ją od siebie. 

-  Pora  na  lunch  -  oznajmił,  a  zawtórował  mu  chór  chętnych.  Sala  błyskawicznie 

opustoszała. - Ruth, chciałbym z tobą porozmawiać. - Chwycił jej rękę, kiedy się odwracała, 

by dołączyć do reszty. 

- Po lunchu. 

- Nie, teraz. Ściągnęła brwi. 

- Nie jadłam śniadania. 

- W lodówce na dole znajdziesz jogurt i butelkę wody perrier. - Puścił ją i podszedł do 

fortepianu. Usiadł i zaczął improwizować. - I weź coś dla mnie. 

Biorąc  się  pod  boki,  spiorunowała  go  wzrokiem.  Jeszcze  się  nie  zdarzyło,  by  nie 

postawił na swoim! Czy mnie kiedykolwiek zapytał, jakie w danej chwili mam plany? Z góry 

zakłada, że jak grzeczna dziewczynka będę spełniać każde jego życzenie! 

- To jest nie do zniesienia - rzekła na głos. Nie przestając grać, popatrzył w jej stronę. 

- Mówiłaś coś? 

- Tak. Powiedziałam, że jesteś nie do zniesienia. 

- Owszem, jestem! - Uśmiechnął się rozbrajająco. 

Zaśmiała się wbrew sobie. 

background image

- Jaki smak? Jogurtu - przypomniała mu, gdy spojrzał na nią, jakby nie rozumiał, o co 

jej chodzi. - Jaki ma być smak jogurtu, Davidov? 

Po  chwili  wróciła  obładowana  kubeczkami  jogurtów,  łyżeczkami,  szklankami  i  dużą 

butelką  wody.  Dochodzący  z  kantyny  na  dole  gwar  mieszał  się  z  dźwiękami  fortepianu  na 

górze. Nick grał powolną, bluesową melodię. Była to jedna z jego własnych kompozycji. Nie, 

nie kompozycji, poprawiła się, przystając w drzwiach i obserwując go. Kompozycję zapisuje 

się, utrwala. Ta muzyka płynie prosto z serca, odzwierciedla stan duszy. 

Promienie  słońca  padały  na  jego  włosy  i  ręce  -  długie,  wąskie  dłonie  o  ruchliwych  i 

giętkich palcach, które gestem mogły wyrazić więcej niż niejedna osoba mową. 

Wygląda, jakby był bardzo samotny! 

To nagłe odkrycie wytrąciło ją z równowagi. Nie, to przez tę muzykę, pomyślała. Gra 

taką  smutną  melodię.  Podeszła  do  niego,  a  jej  stopy  w  baletkach  nie  wydawały  żadnego 

dźwięku na drewnianej podłodze. 

- Wyglądasz, jakbyś był bardzo samotny, Nick. 

Sądząc po sposobie, w jaki poderwał głowę, domyśliła się, że wytrąciła go z głębokiej 

zadumy,  wtargnęła  w  intymne  myśli.  Przez  chwilę  patrzył  na  nią  dziwnie,  trzymając 

zawieszone nieruchomo nad klawiaturą palce. 

- Już nie jestem - odpowiedział. - Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. 

- Czyżby to miał być służbowy lunch? - skrzywiła się, stawiając kartoniki z jogurtem 

na fortepianie. 

- Nie. - Sięgnął po perriera, zdjął nakrętkę. - Jeszcze byśmy się posprzeczali, a to źle 

działa na trawienie. Chodź, siadaj obok. 

Ruth zajęła miejsce na ławeczce.  Zachodziła w głowę, o jaką to  ważną  sprawę może 

mu chodzić. Siedziała lekko spięta, nie wiedząc,  czy będzie  grzmiał, czy  okaże się łaskawy. 

Przebywanie z nim zawsze graniczyło z ryzykiem. 

- W czym problem? - zapytała, sięgając po jogurt i łyżeczkę. 

- To właśnie chciałbym usłyszeć od ciebie. 

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Czując na sobie baczny wzrok, odwróciła głowę w 

jego stronę. 

- Dzwoniła Lindsay. 

- I co? - spytała zaintrygowana i odrobinę zbita z tropu. 

-  Uważa,  że  nie  jesteś  szczęśliwa.  -  Od  jego  ustawicznego  wpatrywania  się  w  nią 

zdrętwiał  jej  kark.  Odwróciła  się  więc  ponownie  i  napięcie  zelżało.  Nikt,  tak  jak  on,  nie 

potrafił wytrącić jej z równowagi samym tylko spojrzeniem. 

background image

-  Lindsay  za  bardzo  się  wszystkim  przejmuje  -  odpowiedziała  lekko,  zanurzając 

łyżeczkę w jogurcie. 

-  Jesteś  nieszczęśliwa,  Ruth?  -  Położył  rękę  na  jej  ramieniu,  zmuszając,  by  zwróciła 

głowę w jego stronę. 

-  Nie  -  odparła  natychmiast,  zgodnie  z  prawdą.  Przesłała  mu  tak  dla  niej 

charakterystyczny półuśmiech. - Nie. 

Nadal badał jej twarz. 

- Jesteś szczęśliwa? 

Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, po czym je zamknęła, wydając krótki, nerwowy 

dźwięk. Czy musi tak na nią patrzeć, żądając uczciwej odpowiedzi? A przecież wiedziała, że 

nie zbędzie go byle czym. 

- A powinnam? 

Zaczęła się podnosić, ale ją przytrzymał. 

-  Ruth...  -  Nie  pozostało  jej  nic  innego,  jak  znowu  spojrzeć  mu  w  oczy.  -  Czyż  nie 

jesteśmy przyjaciółmi? 

Szukała słów. Zwykłe „tak” nie oddałoby chyba złożoności jej uczuć do niego, a tym 

bardziej nierównej hierarchii ich wzajemnych stosunków. 

- Czasami - odparła ostrożnie. - Czasami jesteśmy. 

Nick  zaakceptował  odpowiedź,  która,  sądząc  po  błysku  w  oczach,  nawet  go  trochę 

rozbawiła. 

- Dobrze to ujęłaś. 

Nieoczekiwanie chwycił jej dłonie i podniósł do ust. A jego usta były jak szept na jej 

skórze. Zajrzał jej głęboko w oczy. 

-  Powiesz  mi,  dlaczego  nie  jesteś  szczęśliwa?  Ostrożnie,  spokojnie  Ruth  wysunęła 

wreszcie dłonie. Niełatwo było zachować trzeźwość umysłu, gdy jej dotykał. Był żywą istotą, 

mężczyzną z krwi i kości, i domagał się równie żywej reakcji z jej strony. Wstała i przeszła 

do okna. W dole kipiało życie Manhattanu. 

-  Jeśli  mam  być  szczera  -  zaczęła  z  namysłem  -  nie  zastanawiałam  się  wiele  nad 

swoim szczęściem. Och, nie! - Roześmiała się i potrząsnęła głową - To brzmi pompatycznie. 

Odwróciła się błyskawicznie ku niemu, ale na jego twarzy nie dostrzegła uśmiechu. 

-  Nick,  chciałam  tylko  powiedzieć,  że  dopóki  mnie  nie  zapytałeś,  po  prostu  nie 

myślałam, że jestem nieszczęśliwa. 

Wzruszyła  ramionami  i  stała  nieruchomo  oparta  plecami  o  okno.  Nick  nalał  trochę 

gazowanej wody, wstał i podał jej. 

background image

- Lindsay martwi się o ciebie. 

- Lindsay ma dość zmartwień na głowie: wujaszek Seth, dzieciaki, a także jej szkoła. 

- Ona cię kocha - powiedział zwyczajnie. 

- Tak, wiem, że mnie kocha. 

- To cię dziwi? - Machinalnie nawinął na palec  luźny kosmyk jej włosów. Delikatny 

jak jedwab i odrobinę wilgotny. 

- Jej wielkie serce zdumiewa mnie. I chyba już zawsze tak będzie. - Zatrzymała się na 

chwilę, po czym szybko, w obawie, że zabraknie jej odwagi, zapytała: - Kochałeś się w niej 

kiedykolwiek? 

-  Tak  -  odparł  natychmiast,  bez  zakłopotania  i  żalu.  -  Dawno  temu  i  krótko.  - 

Uśmiechnął się i poprawił wysuwające się spinki we włosach Ruth. - Po prostu zawsze była 

dla mnie nieosiągalna. Po czym, zanim się zorientowałem, zostaliśmy przyjaciółmi. 

-  Dziwne  -  zauważyła  po  chwili.  -  Wprost  nie  mogę  uwierzyć,  że  może  być  coś 

nieosiągalnego dla ciebie. 

Uśmiechnął się. 

- Byłem bardzo młody, a dokładnie w twoim wieku. A poza tym rozmawiamy o tobie, 

a nie o Lindsay. Obawia się, że może za wiele od ciebie wymagam, że cię zamęczam. 

- Ty, Nikolai? 

- No właśnie, byłem tym tak samo zdziwiony jak ty. 

Podeszła do fortepianu i zamieniła wodę na jogurt. 

- Mam się doskonale i chyba jej tak odpowiedziałeś. - Ponieważ milczał, odwróciła się 

ku niemu z łyżeczką w ustach. - Nick? 

- Pomyślałem, że może masz jakiś nieudany... związek. 

- Sugerujesz, że mogę być nieszczęśliwa z powodu kochanka? - spytała zaskoczona. 

- Widzę, że potrafisz nazwać rzecz po imieniu, malutka. 

- Nie jestem dzieckiem - odparowała gniewnie. - I nie zamierzam... 

- Nadal widujesz się z tym projektantem? - przerwał bezceremonialnie. 

- Projektant ma imię i nazwisko - wtrąciła ostro. - Donald Keyser. Mówisz o nim tak, 

jak gdyby był znakiem firmowym na ubraniu. 

-  Naprawdę?  -  Posłał  jej  najniewinniejszy  z  jego  uśmiechów.  -  Ale  wciąż  nie 

odpowiadasz na moje pytanie. 

-  Nie.  -  Sięgnęła  po  szklankę  perriera,  spokojnie  ją  wysączyła,  i  tylko  jej  oczy 

zdradzały wzburzenie. 

- Ruth, nadal się z nim widujesz? 

background image

- Nie twój interes. - Ton jej głosu był lekki i swobodny, ale tylko pozornie. 

- Jesteś członkiem zespołu, którego ja jestem szefem. 

- Czyżbyś dodatkowo podjął się jeszcze roli spowiednika? - odgryzła się Ruth. - Czy 

twoi tancerze muszą uzyskiwać twoją aprobatę przy wyborze partnerów? 

- Uważaj, nie prowokuj mnie - padło ostrzeżenie. 

- Przed nikim, nawet przed tobą, nie będę się tłumaczyć z mojego prywatnego życia. 

Przychodzę  na  zajęcia,  punktualnie  pojawiam  się  na  próbach.  Nie  oszczędzam  się  w  pracy, 

Nick. 

- Czy ktoś cię prosił, żebyś się usprawiedliwiała? 

-  Właściwie  to  nie.  Ale  odgrywasz  rolę  srogiego  wujaszka,  i  to  mnie  męczy.  - 

Podeszła do niego. - Mam jednego, więc już ty nie musisz mnie kontrolować. 

-  Nie  muszę?  -  Pociągnął  wysuwającą  się  spinkę  z  jej  włosów,  zaczął  ją  obracać  w 

palcach, jednocześnie świdrując Ruth wzrokiem. 

Rozwścieczył ją pobłażliwy ton jego głosu. 

-  Nie!  Przestań  mnie  wreszcie  traktować  jak  dziecko!  -  zawołała,  odrzucając  hardo 

głowę. 

Szybki, gwałtowny ruch, jakim ją chwycił za ramiona, zaskoczył ją. Przyciągnął ją do 

siebie blisko, bardzo blisko - niemal się z nią stopił. Choć dobrze znała jego ciało, teraz było 

inaczej.  Wiedziała,  że  jest  zdolny  do  nagłych  wybuchów  wściekłości  i  umiała  sobie  z  nimi 

radzić, ale teraz... 

Zdumiała  ją  także  reakcja  własnego  ciała.  Ich  serca  biły  w  jednym  rytmie.  Czuła 

wbijające  się  w  ciało  końce  jego  palców,  ale  to  nie  bolało.  Zaciśnięte  w  pięści  dłonie,  które 

podniosła, by go odepchnąć, zawisły w bezruchu. 

Wpatrywał  się  w  jej  usta,  a  ją  przeszył  tęskny  ból  -  ostrzejszy  i  słodszy  od 

wszystkiego, czego dotychczas doświadczyła. Była oszołomiona. 

Powoli, wiedząc jedynie, że musi pamiętać o oddychaniu, Ruth pochyliła się naprzód, 

zamknęła  oczy  i  czekała  na  jego  pocałunek.  Rozchyliła  wargi,  czując  na  nich  jego 

niespokojny oddech. Rozmarzona, wypowiedziała jego imię. 

I wtedy nagle szarpnął się i mrucząc rosyjskie przekleństwo, odsunął ją od siebie. 

- Powinnaś mieć trochę rozumu w głowie i celowo mnie nie złościć. 

- To właśnie poczułeś? - zapytała, dotknięta, że ją odepchnął. 

-  Nie  przeciągaj  struny  -  mruknął,  zbywając  ją  wzruszeniem  ramion.  Był  zły.  - 

Trzymaj się swojego projektanta mody - burknął na koniec spokojniejszym już tonem i wrócił 

do fortepianu. - Skoro tak ci z nim dobrze idzie. Usiadł i zaczął grać. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Chyba to sobie wymyśliła. 

Ruth  na  nowo  przeżywała  ten  nagły  przypływ  wzmożonego  pożądania,  jakiego 

doświadczyła  w  objęciach  Nicka.  Nie,  coś  mi  się  pomieszało,  przekonywała  siebie  kolejny 

raz. Trzymał mnie w ramionach niezliczoną ilość razy i nigdy, przenigdy nie czułam niczego 

takiego.  Podobnie  zresztą  później,  gdy  po  przerwie  trzymał  mnie  w  ramionach  jeszcze  co 

najmniej pięć razy, dumała, zmywając z siebie brud i znój z całego dnia. 

A  jednak  nie  da  się  ukryć,  że  coś  było,  jakby  jakieś  wyładowanie  w  powietrzu,  gdy 

parokrotnie  powtarzali  fragment  baletu.  Ale  to  raczej  wynik  ogólnego  poirytowania  i 

napięcia. 

Ostry strumień wody zmoczył jej włosy, które przylgnęły do gołych pleców. Teraz, w 

samotności, próbowała ocenić swoją reakcję na zachowanie Nicka. 

Była  na  wskroś  fizyczna  i  szokująco  impulsywna.  Jako  kontrast  Ruth  przywołała  w 

pamięci  ciepłe  i  czułe  pocałunki  Donalda  -  łagodną,  łatwą  do  opanowania  pokusę.  Stosował 

wszystkie tradycyjne chwyty uwodzenia: kwiaty, świece, intymne kolacje. Przy nim było... - 

szukała  odpowiedniego  słowa  -  przyjemnie.  Och,  oczywiście,  że  takie  stwierdzenie  nie 

pochlebi  żadnemu  prawdziwemu  mężczyźnie!  Jednak  poza  przyjemnością  nie  oczekiwała 

niczego, ani z Donaldem, ani z jakimkolwiek znanym jej mężczyzną. 

Aż tu nagle wystarczyła jedna krótka chwila, żeby mężczyzna, z którym pracowała od 

lat, mężczyzna, który jednym słowem doprowadzał ją do szału albo wzruszał swoim tańcem 

do  łez,  wzniecił  w  niej  taką  burzę  namiętności.  Tego  już  nie  można  nazwać  po  prostu 

przyjemnością. 

Nigdy jej nie pocałował, dumała, ani też nie przytulił jak kochanek, ale... 

Doszła  do  wniosku,  że  to  był  przypadek.  Traf  losu,  pomyślała,  zakręcając  prysznic. 

Ot,  taka  nieoczekiwana  reakcja  łańcuchowa,  będąca  następstwem  namiętnego  tańca  oraz 

irytującej wymiany zdań. 

Goła i mokra, Ruth sięgnęła po ręcznik. Zaczęła się wycierać. Była drobna i delikatnie 

zbudowana, szczupła, ale spełniająca kryteria tancerki i jak każda tancerka, dokładnie znająca 

swoje  ciało.  Miała  długie,  zgrabne  i  gibkie  kończyny.  To  właśnie  ta  jej  budowa  klasycznej 

tancerki - a także wypadki losowe jej życia - przywiodły ją przed laty do Lindsay. 

Lindsay. Na myśl o niej uśmiechnęła się. Miała żywo w pamięci jej ognisty taniec w 

„Don  Kichocie”  -  balecie,  w  którym  Lindsay  tańczyła  główną  partię  kobiecą  i  który  Ruth 

background image

podziwiała,  zanim  się  jeszcze  spotkały.  A  ich  pierwsze  spotkanie!  Jakże  była  przejęta  i 

wzruszona,  stojąc  twarzą  w  twarz  ze  sławną  primabaleriną!  Wówczas  to,  przed  laty,  w 

szkółce  baletowej  Lindsay,  Ruth  miała  czelność  oznajmić,  że  ona  również  pewnego  dnia 

zatańczy w „Don Kichocie”! 

I  dopięła  swego.  A  na  jej  występ  przybyli  wujaszek  Seth  i  Lindsay,  która  była  w 

ósmym miesiącu ciąży. Lindsay aż się popłakała, zaś Nick żartował, a nawet drażnił się z nią. 

Wytarłszy  się,  zmięła  ręcznik,  rzuciła  go  byle  gdzie  i  sięgnęła  po  szlafrok. 

Westchnęła.  Tylko  Lindsay  mogła  się  domyślić,  że  coś  jest  nie  tak.  Ruth  zawiązała  pasek 

cienkiego  szlafroczka  w  kolorze  fuksji  i  wzięła  szczotkę  do  włosów.  Teraz,  odtwarzając  w 

pamięci ich ostatnią rozmowę telefoniczną, przypomniała sobie, że mówiła jej o Donaldzie. 

Mówiła  jej  także  o  cudownej  skrzyneczce,  którą  wypatrzyła  w  Greenwich  Village. 

Paplały  o  dzieciach,  a  wujaszek  Seth  wręcz  zaklinał  ją,  żeby  ich  odwiedziła  w  pierwszy 

wolny weekend. 

Na podstawie skrawków informacji i rodzinnych pogaduszek  Lindsay  wyczuła coś, z 

czego  sama  Ruth  nie  zdawała  sobie  sprawy.  Zafrasowała  się.  Chyba  rzeczywiście  nie  jest 

szczęśliwa.  Nie  nieszczęśliwa,  pomyślała  i  delikatnie  przeciągnęła  szczotką  po  długich, 

mokrych włosach. Po prostu nie usatysfakcjonowana. 

Bzdura,  żachnęła  się.  Ma  wszystko,  czego  zawsze  pragnęła.  Jest  główną  tancerką  w 

znanym zespole i ma wyrobione nazwisko w świecie baletu. Wkrótce zatańczy główną żeńską 

rolę w najnowszym balecie Davidova. Praca jest ciężka i wymagająca, ale Ruth wręcz za nią 

przepada. Jest stworzona do takiego właśnie życia. 

A  jednak  czasami  ją  kusi,  żeby  sprzeniewierzyć  się  zasadom,  uciec  w  te  pędy  do 

tamtego  wędrownego  życia,  które  poznała,  będąc  dzieckiem.  Jakaż  to  była  wolność,  jaka 

przygoda!  Na  samo  wspomnienie  pojaśniał  jej  wzrok.  Narty  w  Szwajcarii,  gdzie  powietrze 

było tak zimne i czyste, że przy oddychaniu bolało gardło. Zapachy i barwy Stambułu. Chude 

dzieci  z  wielkimi  oczami  na  Krecie;  zabawny  pokoik  ze  szklanymi  gałkami  u  drzwi  w  ich 

siedzibie w Bonn. 

Przez  te  wszystkie  lata  podróżowała  z  rodzicami,  którzy  byli  dziennikarzami.  Czy 

zabawili gdzieś dłużej niż trzy miesiące? W takich warunkach trudno było przywiązać się do 

czegoś, poza samymi sobą. I poza tańcem. 

Towarzyszył  jej  stale,  podróżował  z  nią  w  jej  wiecznie  zmieniającym  się  otoczeniu. 

Nauczyciele zwracali się do niej w różnych językach, z różnym akcentem, podczas gdy taniec 

pozostawał jej wierny. 

background image

Lata  spędzone  w  podróży  przyspieszyły  dojrzewanie  Ruth;  nie  było  mowy  o 

nieśmiałości, była natomiast samowystarczalność i rozwaga. A potem w jej życiu pojawił się 

Seth,  następnie  Lindsay,  wreszcie  nastały  lata  spędzone  w  domu  Evanstonów.  I  znowu 

otworzyła  się  na  świat,  odzyskała  ufność  i  zdolność  okazywania  uczuć.  Żyła  jednak  w 

nieuniknionej  w  tym  zawodzie  izolacji.  Być  może  z  tego  powodu  stała  się  namiętną 

obserwatorką.  Przyglądanie  się  ludziom,  analizowanie  ich  stało  się  czymś  więcej  niż 

nawykiem; weszło jej w krew. 

I  właśnie  w  tym  tkwi  przyczyna  drażliwej  sytuacji  z  Nickiem.  Obserwowała  go 

tamtego  popołudnia  i  doznała  pewnego  wstrząsu,  ale  nie  potrafiła  tego  precyzyjnie  nazwać. 

Jego myśli i odczucia pozostawały tajemnicą. A ona nie przepadała za tajemniczością. 

Dlatego  pociąga  mnie  Donald,  dumała  z  tym  swoim  półuśmieszkiem.  Pobuszowała 

wśród  pudełeczek  z  pudrami  i  buteleczek  z  zapachami  na  toaletce.  Jest  taki 

bezpretensjonalny, zwyczajny i taki... przewidywalny. Wszystko, co czuje i myśli, widać jak 

na dłoni. 

Ż

adnych  niedomówień,  żadnych  podtekstów.  Tymczasem  z  mężczyzną  takim  jak 

Nick... 

Nalała na rękę płyn po kąpieli i posmarowała ramiona. Mężczyzna taki jak Nick jest 

absolutnie  nieprzewidywalny,  jest  wiecznym  źródłem  niepokoju  i  zamętu.  Zmienny, 

nierozważny, męczący. 

Ż

eby mu sprostać i dorównać, potrzeba Bóg wie jakiej wytrwałości. A jak trudno mu 

dogodzić!  Widziała  wielu  tancerzy,  którzy  wychodzili  ze  skóry,  dawali  z  siebie  wszystko, 

ż

eby  tylko  sprostać  jego  oczekiwaniom.  Sama  wie  o  tym  najlepiej.  Więc  co  w  nim  jest 

takiego fascynującego? 

Pukanie do drzwi przerwało tok jej myślenia. Wzruszając ramionami, odwróciła się od 

toaletki.  Rozszyfrowywanie  Nikolaia  Davidova  to  po  prostu  daremny  trud.  Zapalając  po 

drodze  światło,  pospieszyła  do  drzwi  frontowych.  Zerknęła  przez  judasza  i  zdumiała  się. 

Zdjęła łańcuch. 

- Donald, właśnie o tobie myślałam. 

Porwał ją w ramiona, nim zdążyła mu ofiarować przyjacielski pocałunek. 

- Hm, pachniesz cudownie. 

Stłumił  wargami  jej  śmiech.  Pocałunek  był  przeciągły,  nie  taki,  jakim  zamierzała  go 

powitać.  A  jednak  nie  zaprotestowała,  tylko  jeszcze  sama  pobudzała  go  językiem.  Chciała 

poczuć,  doświadczyć  czegoś  więcej  niż  zwykła  przyjemność,  do  jakiej  przywykła.  Pragnęła 

tego podniecenia, wywołującej uczucie mrowienia trwogi, jak wówczas, tamtego popołudnia, 

background image

w  ramionach  innego  mężczyzny.  Ale  kiedy  było  po  wszystkim,  jej  serce  biło  miarowo  i  nie 

wrzała w niej krew. 

- No, to jest powitanie - wyszeptał, wtulając głowę w jej szyję. 

Pozostała  przez  chwilę  w  jego  ramionach,  doceniając  jego  wytrwałość  i  gotowość 

roztaczania nad nią opieki. 

-  A  także  okazja  do  powiedzenia  ci,  że  cieszę  się  na  twój  widok,  choć,  prawdę 

mówiąc, nie wiem, co tutaj robisz? - odrzekła z uśmiechem, wysuwając się z jego ramion. 

-  Porywam  cię.  Ubierz  się  w  najładniejszą  suknię  polecił,  głaszcząc  jej  policzek.  - 

Którąś z moich, oczywiście. Idziemy na przyjęcie. 

Ruth odgarnęła wilgotne włosy z twarzy. 

- Na przyjęcie? 

-  Tak.  -  Donald  zerknął  na  drzemiącego,  rozwalonego  na  szklanym  blacie  małego 

stołu  i  wyraźnie  go  ignorującego  Niżyńskiego.  -  Przyjęcie  u  Germanie  Jones  -  ciągnął.  - 

Pamiętasz ją? To ta projektantka, która lansuje krótkie, wzorzyste spódniczki i podkolanówki. 

-  Tak,  pamiętam.  -  Mignęła  jej  w  pamięci  krótko  ostrzyżona,  podobna  do  chochlika 

ruda  głowa,  o  świdrujących  zielonych  oczach  za  firanką  gęstych,  brązowych  rzęs.  -  Szkoda, 

ż

e najpierw nie zatelefonowałeś. 

-  Telefonowałem,  a  przynajmniej  próbowałem.  Ale  o  wszystkim  dowiedziałem  się  w 

ostatniej chwili. Naprawdę dzwoniłem, tyle że do sali prób. Nie zastałem cię, ponieważ byłaś 

w drodze do domu - rzucił na swoje usprawiedliwienie i sięgnął po płaską, złotą papierośnicę. 

- Germanie organizuje przyjęcie, wprawdzie w pośpiechu i na ostatnią chwilę, ale i tak będzie 

tam sporo Uczących się osób. Rozszalała się w tym sezonie - zakończył z zadowoleniem. 

Schował  papierośnicę  do  wewnętrznej  kieszeni  marynarki  świetnie  skrojonego, 

szytego na miarę garnituru w stalowym kolorze, po czym pstryknął zapalniczką. 

- Dzisiaj nie dam rady. 

Uniósłszy brwi, Donald wypuścił dym z papierosa. 

-  Dlaczego?  -  Popatrzył  na  jej  mokre  włosy  i  na  przezroczysty  szlafroczek.  -  Masz 

jakieś inne plany? 

Ruth  aż  korciło,  żeby  mu  przytaknąć.  Wolałaby,  żeby  jej  nie  traktował  jak  czegoś 

gwarantowanego, murowanego! 

- A gdyby nawet, to co? 

- Oczywiście, że nic. - Uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - A poza tym i tak bym ci 

nie  uwierzył.  A  teraz  zachowuj  się  jak  grzeczna  dziewczynka  i  wrzuć  tę  zabójczą  czerwoną 

background image

kreację. Germaine nie omieszka wystąpić w jakimś swoim zwariowanym zestawie. Przy tobie 

będzie wyglądać jak postać z innej operetki. 

Ruth popatrzyła na niego uważnie. 

- Nie można powiedzieć, żebyś był miły, Donaldzie! 

-  W  moim  zawodzie  nie  zawsze  bywa  się  miłym  -  zauważył,  wzruszając  elegancko 

przyodzianym ramieniem. 

Przełknęła  to,  co  miała  na  języku.  Nie  wątpiła,  że  jest  z  niej  dumny  i  że  go  pociąga, 

zastanowiła  się  jednak,  czy  byłby  równie  dumny  i  wytrwały,  gdyby  jej  nie  traktował  jako 

cennej inwestycji, na której dobrze prezentują się jego kreacje. 

- Przykro mi, Donaldzie, ale dzisiaj nie nadaj się na żadne przyjęcie. 

- Och, daj spokój, Ruth. - Nerwowo strząsa popiół do popielniczki. - Wystarczy tylko, 

ż

e będziesz pięknie wyglądać i zamienisz parę słów z odpowiednimi ludźmi. 

Narastała w niej złość. Donald nigdy nie zrozumie wymagań i rygorów jej zawodu! 

-  Donaldzie  -  zaczęła  opanowanym  głosem.  Ćwiczyłam  od  ósmej  rano.  Jestem 

ś

miertelnie  zmęczona.  Jeżeli  nie  odpocznę  jak  należy,  nie  będę  jutro  w  formie.  Czuję  się 

odpowiedzialna wobec zespołu, wobec Nicka i wobec siebie. 

Ostrożnie  i  skrupulatnie Donald  zgasił  papierosa.  Dym  zawisł  w  powietrzu,  po  czym 

rozwiał się w otwartym oknie. 

- Nie powiesz, że nie zamierzasz udzielać się towarzysko, Ruth. To absurd. 

-  Nie  aż  taki,  ja  ci  się  wydaje  -  odparowała  podchodząc  do  niego.  -  Do  wystawienia 

baletu zostały niecałe trzy tygodnie. Przyjęcia mogą poczekać. 

-  A  ja,  Ruth?  -  Objął  ją.  Pod  warstwą  opanowania  i  ucywilizowanego  wyglądu 

wyczuła złość. Jak długo mam czekać? 

-  Nigdy  ci  niczego  nie  obiecywałam.  Od  początku  wiedziałeś,  że  najważniejsza  jest 

moja praca. Podobnie jak twoja dla ciebie. 

- Czy to oznacza że wyrzekasz się swojej kobiecości? 

Oczy Ruth nie zmieniły wyrazu, ale ton głosu ochłódł. 

- Nie sądzę, żeby mi to groziło. 

- Jesteś tego pewna? 

Przycisnął  ją  do  siebie,  jak  Nick  kilka  godzin  wcześniej.  Potraktowała  to  jako 

interesujące  doświadczenia  -  jakże  różne  są  jej  reakcje  na  podobne  zachowanie  dwóch 

różnych mężczyzn. Przy Nicku czuła słuszny gniew i gwałtowne, obezwładniające pożądanie. 

Teraz tylko zniecierpliwienie połączone ze znużeniem. 

background image

- Donaldzie, musisz wiedzieć, że z trudem wyrzekam się swojej kobiecości, nie idąc z 

tobą do łóżka. 

-  Choć  wiesz,  jak  bardzo  tego  pragnę.  -  Przyciągnął  ją  jeszcze  bliżej.  -  Ilekroć  cię 

dotykam,  czuję,  jakbyś  odrobinę  ustępowała.  A  potem  to  się  nagle  urywa,  jakbym  trafiał  na 

mur.  -  Jego  ochrypły  głos  wyrażał  frustrację.  -  Jak  długo  zamierzasz  mnie  trzymać  na 

dystans? 

Ponieważ faktycznie tak było, poczuła się winna. 

- Przykro mi, Donaldzie. 

Wyczytał  ubolewanie  w  jej  oczach  i  zmienił  taktykę.  Trzymając  ją  tuż  przy  sobie, 

przemawiał do niej łagodnie, patrzył głęboko w oczy. 

- Wiesz, co do ciebie czuję, najdroższa. - Przywarł do jej warg, całując je delikatnie i 

zachęcająco. - Możemy wyjść wcześniej z przyjęcia i wypić szampana u ciebie. 

- Donaldzie. Nie... 

Urwała,  kiedy  rozległo  się  kolejne  pukanie  do  drzwi.  Roztargniona,  nie  zadała  sobie 

trudu, żeby spojrzeć przez judasza, i zdjęła łańcuch. 

- Nick! - Wytrzeszczyła na niego oczy, czując kompletną pustkę w głowie. 

-  Każdemu  otwierasz  tak  drzwi?  -  zapytał,  łagodnie  ją  karcąc,  i  nie  czekając  na 

zaproszenie, wszedł do środka. - Masz wilgotne włosy - dodał, biorąc w rękę pełną ich garść. 

- I pachniesz jak pierwszy wiosenny deszcz. 

Zachowywał  się  tak,  jak  gdyby  między  nimi  nie  doszło  do  ostrej  wymiany  słów,  jak 

gdyby z trudem powściągnięta namiętność nie była nigdy ich udziałem. Uśmiechał się do niej 

i strzelał zawadiacko oczyma. Pochylił się i pocałował ją w nos. 

Krzywiąc się, pospiesznie zbierała myśli. 

- Nie spodziewałam się twojej wizyty. 

- Przechodziłem obok - wyjaśnił - i zobaczyłem światła. 

Zwabiony  jego  głosem  Niżyński  zeskoczył  ze  stołu  i  okazując  tancerzowi  swoje 

uwielbienie, bezceremonialnie ocierał się o jego nogi. Nick schylił się i pogłaskał go od karku 

po ogon, śmiejąc się, gdy kot wspiął się na tylne łapy i w dowód szczerego oddania wskoczył 

mu w ramiona. Z tym głośno mruczącym ładunkiem Nick wyprostował się powoli. 

Dopiero teraz dostrzegł Donalda. 

- Cześć. - W jego miłym, uprzejmym głosie nie zaszła widoczna zmiana. 

-  Poznałeś  Donalda?  -  pospieszyła  z  pytaniem  Ruth,  czując  się  winna, że  kompletnie 

zapomniała o gościu. 

background image

- Oczywiście. - Nick nie przestawał drapać Niżyńskiego za uchem. Prychając, kot nie 

spuszczał  bursztynowych,  na  wpół  zmrużonych  oczu  z  Donalda.  -  Widziałem  suknię 

pańskiego  projektu  na  Suzanne  Boyer,  naszej  wspólnej  przyjaciółce  -  oznajmił  Nick, 

błyskając zębami w uśmiechu. - Obie były śliczne. 

- Dziękuję. 

- Nie proponujesz mi drinka, Ruth? - rzucił Nick, nadal uśmiechając się grzecznie do 

Donalda. 

-  Przepraszam  -  rzekła  półgłosem  i  odwróciła  się  do  barku,  który  urządziła  na 

narożnym stoliku z opuszczanym blatem. Sięgnęła po butelkę wódki. 

- Donaldzie, a tobie? 

-  Szkocką  -  odparł  krótko,  próbując  zachować  pewien  dystans  wobec  nadmiernej 

poufałości Nicka. 

Ruth podała mu szkocką i podeszła do Nicka. 

- Dzięki. - Nick rozsiadł się z kieliszkiem w miękkim fotelu, a kot po wykonaniu kilku 

zdecydowanych  obrotów  ułożył  się  do  snu  na  jego  kolanach.  -  Interes  się  kręci?  -  zapytał 

Donalda. 

- Tak, całkiem nieźle - odparł Donald. Stał w miejscu i sączył swoją whisky. 

- W pańskiej najnowszej jesiennej kolekcji dominują szkockie kraty. - Jak przystało na 

prawdziwego Rosjanina, Nick wypił duży haust nierozcieńczonej wódki. 

-  To  prawda.  -  W  dotychczas  neutralnym  głosie  Donalda  pojawiła  się  nuta 

zainteresowania. - Nie przypuszczałem, że zwraca pan uwagę na damską modę. 

- Zwracam uwagę na kobiety - zgrabnie odparował Nick. - Uwielbiam je. 

Wypowiedziane  w  najbardziej  naturalny  sposób  stwierdzenie  nie  miało  żadnego 

podtekstu  erotycznego.  Ruth  wiedziała,  że  Nick  miał  do  czynienia  z  wieloma  kobietami,  na 

wielorakich  płaszczyznach  -  od  tkliwej,  czystej  przyjaźni,  jak  jego  związek  z  Lindsay,  po 

płomienne przygody miłosne, jak ta z ich wspólną przyjaciółką Suzanne Boyer. Spekulacje na 

temat jego romansów niemal nie schodziły z łamów żądnej sensacji prasy. 

-  Myślę  -  ciągnął  Nick,  przerywając  rozważania  Ruth  -  że  i  pan  lubi  kobiety,  a  to 

sprawia, że wyglądają pięknie i interesująco. To widać w pańskich projektach. 

- Pan mi pochlebia. - Donald odprężył się na tyle, by zająć miejsce na kanapie. 

- Nie mam zwyczaju prawić komplementów - odparł Nick, uśmiechając się chytrze. - 

To strata czasu i słów. Ruth panu powie, jak bardzo jestem powściągliwy. 

-  Powściągliwy?  -  Ruth  uniosła  brwi  i  wydęła  wargi,  jakby  ważąc  to  słowo.  -  Nie. 

Uważam, że po prostu jesteś egocentryczny. 

background image

-  I  pomyśleć,  że  to  dziecko  darzyło  mnie  kiedyś  wielkim  szacunkiem  -  skomentował 

Nick, zaglądając w pusty kieliszek. 

- Tak, ale wtedy naprawdę byłam dzieckiem - odcięła się. - I od tego czasu zdążyłam 

cię już poznać. 

Kiedy  popatrzył  na  nią,  w  jego  oczach  coś  błysnęło;  irytacja,  wyzwanie,  wesołość  - 

może wszystko naraz. Nie była pewna. Przetrzymała jego spojrzenie. 

-  Tak  sądzisz?  -  mruknął,  po  czym  odstawił  kieliszek.  -  Mogłaby  okazywać  więcej 

respektu mężczyznom w naszym wieku - zwrócił się do Donalda. 

- Donald nie oczekuje po mnie respektu. - Zauważyła, jak w obecności Nicka szybko 

się rozpala. - Nie zależy mu także, żebym go uważała za starszego i mądrzejszego. 

-  Całe  szczęście  -  uznał  Nick,  a  żadne  z  nich  nie  zadało  sobie  fatygi,  żeby  choć 

spojrzeć na mężczyznę, o którym była mowa. - Nie ma nic gorszego niż konflikt interesów. - 

Delikatnie pogłaskał po grzbiecie Niżyńskiego. - A swoją drogą, stałaś się bardzo rezolutna! 

- Tylko wobec niektórych - odbiła piłeczkę Ruth. 

- Och!  - Przechylając  głowę, Nick przesłał jej rozbrajająco czarowny uśmiech. - Czy 

mam to traktować jak komplement? 

Niech  go  szlag  trafi!  Wściekła  się  i  gwałtownie  szukała  odpowiedzi.  Nie  chciała,  by 

ostatnie słowo należało do niego. 

Napuszona i najeżona, podniosła się z miejsca. Pod jedwabnym szlafroczkiem jej ciało 

poruszało się płynnie i zgrabnie. Wzrok Donalda powędrował na dół, ale Nick nadal patrzył w 

jej twarz. 

- Uważam, i co do tego jesteśmy zgodni, że prawienie komplementów to strata czasu i 

słów.  A  teraz  muszę  cię  już  przeprosić  -  powiedziała  z  chłodnym  uśmiechem.  -  Wybieramy 

się z Donaldem na przyjęcie. Muszę się ubrać. 

Gdy  odwracała  się  od  niego  i  wychodziła  z  pokoju,  odczuwała  pewną  satysfakcję. 

Zdecydowanym  ruchem  zamknęła  drzwi  sypialni.  Wyciągnęła  z  szafy  czerwoną  suknię,  z 

szuflady bieliznę i rzuciła to wszystko na łóżko. Zdjęła szlafroczek i już zamierzała go gdzieś 

cisnąć, kiedy usłyszała przekręcaną w drzwiach gałkę. Instynktownie przycisnęła szlafrok do 

piersi. 

Zrobiła wielkie oczy, gdy do pokoju wkroczył Nick. Zamknął za sobą drzwi. 

- Nie masz prawa tu wchodzić - zaczęła w pośpiechu, zbyt zdumiona, żeby się oburzać 

czy wstydzić. 

Nic sobie nie robiąc z jej protestu, wszedł dalej. 

- Jestem już w środku. 

background image

- I co z tego? Wystarczy, żebyś wrócił tą samą drogą. - Podniosła wyżej szlafroczek, 

ś

wiadoma swojej wyjątkowo niezręcznej sytuacji. - Jestem nie ubrana - zaznaczyła na wszelki 

wypadek. 

Nick,  nie  okazując  większego  zainteresowania,  rzucił  okiem  w  stronę  jej  gołych 

ramion. 

-  Wydajesz  się  stosownie  zakryta.  -  Zmierzyli  się  wzrokiem.  -  Dwanaście  godzin 

pracy i zajęć to dla ciebie jeszcze za mało, Ruth? O ósmej rano zaczynasz lekcję. 

- Wiem, co i kiedy zaczynam - żachnęła się. Ostrożnie odjęła jedną rękę i odrzuciła nią 

do  tyłu  włosy.  -  Nie  musisz  mi  przypominać  o  moich  obowiązkach,  podobnie  jak  ja  nie 

potrzebuję twojej zgody na spędzenie wolnego czasu. 

- Pod warunkiem, że to nie koliduje z twoją pracą dla mnie. 

- Chyba ci nie daję powodów do narzekań? 

-  Na  razie  nie  -  zgodził  się.  -  Ale  chcę,  żebyś  dawała  z  siebie  wszystko,  a  takie 

przyjęcia są wyczerpujące. 

- Zawsze daję z siebie wszystko, Nick - warknęła. - Ale tobie i tak wszystkiego będzie 

za  mało,  prawda?  -  Już  chciała  się  odwrócić,  gdy  w  ostatniej  chwili  przypomniała  sobie,  że 

szlafrok przykrywa ją tylko z przodu. Zapieniła się ze złości. - Nie zechciałbyś łaskawie stąd 

wyjść? 

- Biorę to, czego potrzebuję - odciął się, ponownie zbywając jej prośbę. - Jeszcze nie 

tak  dawno,  zaledwie  parę  lat  temu,  miłaja,  aż  się  rwałaś,  żeby  dać  z  siebie  wszystko  co 

najlepsze. 

- Postępujesz nie fair! - Dotknął ją do żywego. - Nadal tak jest. Kiedy pracuję, daję ci 

z  siebie  wszystko!  Ale  moje  prywatne  życie  pozostanie  moim  prywatnym  życiem.  Przestań 

odgrywać rolę tatuśka, Nick. Jestem dorosła. 

-  I  to  ci  wystarczy?  -  Jego  wybuch  wściekłości  zdumiał  ją  i  przeraził.  Cofnęła  się 

odruchowo. - Że będziesz traktowana jak kobieta? To takie ważne dla ciebie? 

-  Robi  mi  się  niedobrze,  kiedy  mnie  traktujesz,  jakbym  miała  siedemnaście  lat  i 

musiała  bić  pokłony,  gdy  wkraczasz  do  sali.  -  Była  równie  wściekła  jak  on.  -  Jestem 

odpowiedzialna i dorosła, i potrafię dopilnować własnych spraw. 

-  Odpowiedzialna  i  dorosła!  -  Niebezpiecznie  zmrużył  oczy.  -  Mam  ci  pokazać,  jak 

traktuję odpowiedzialne dorosłe osoby, które ponadto są kobietami? 

- Nie! 

Ledwo to wypowiedziała, gdy chwycił ją w ramiona i dosłownie wgniótł w siebie. To 

nie  był  miażdżący  pocałunek,  jakiego  mogłaby  się  spodziewać  i  przed  którym  mogłaby  się 

background image

bronić. Całował ją tak, jak gdyby z góry znał jej reakcję, jak gdyby wiedział, że odpowie mu 

równie żarliwie. To było zwarcie ust kobiety i mężczyzny, bez uciekania się do perswazji czy 

do  siły.  Kiedy  rozchylił  wargi,  ona  zrobiła  to  samo.  Ich  języki  się  spotkały.  Jej  myśli,  jej 

ciało, jej świat skoncentrowały się wyłącznie na nim. 

Między nimi unosił się zapach jej perfum. Podnosząc ręce, by go mocniej objąć, Ruth 

upuściła  szlafroczek.  Spadł  nie  zauważony  na  podłogę.  Nick  pogłaskał  jej  gołe  plecy, 

podobnie  jak  robił  to  z  kotem  -  jednym  długim  pociągnięciem.  Mrucząc  z  rozkoszy, 

przywarła do niego jeszcze bliżej. 

A kiedy dotykał jej boków, zatrzymując się tam na dłużej, pocałunek stał się gorętszy, 

a ona odpłynęła w nieznane. 

Kiedy mierzwił jej włosy, odchyliła głowę, poddając się pieszczocie. Przyciągnęła go, 

domagając, aby wziął wszystko, co ma mu do ofiarowania. To był tajemniczy, podniecający 

ś

wiat, którego smaku jeszcze nie poznała, a do którego tęskniła. Gdy dotykał jej ciała, drżała 

z  pragnienia.  A  przecież  robił  to  niezliczoną  ilość  razy  w  przeszłości,  podtrzymując  ją  czy 

podnosząc w tańcu. 

Tylko że tym razem nie połączyła ich muzyka czy choreografia, a wyłącznie instynkt i 

pożądanie. 

Kiedy poczuła, że ją oddala od siebie, zaprotestowała, stawiła opór. Ale on twardo ujął 

ją za ramiona i odsunął. 

Stała przed nim naga, nie próbując się zakryć. Poznał jej duszę, więc nie było potrzeby 

ukrywać  ciała.  Obejrzał  ją  całą,  powoli,  uważnie,  jak  gdyby  utrwalał  w  pamięci  każdy 

centymetr. Po czym, gdy spojrzał jej w oczy, wzrok mu pociemniał. 

Zobaczyła  w  nich  wściekłość.  Odwrócił  się  i  wyszedł  z  pokoju  bez  słowa.  Jeszcze 

tylko usłyszała trzaśniecie frontowych drzwi. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

I raz, i dwa, i trzy. Ruth poruszała się w takt komendy Nicka. Po godzinach tańca jej 

ciało nie czuło już bólu. Była odrętwiała. Przerywany, czterogodzinny sen nie wystarczył, by 

się  zregenerować.  Tylko  złość  i  potrzeba  buntu  pozwoliły  jej  wytrwać  aż  do  wczesnych 

godzin rannych zgiełk i duszące opary dymu na przyjęciu. Zrobiła to świadomie, podobnie jak 

teraz była świadoma faktu, że tańczy poniżej swoich możliwości. 

Nick  nie  obrzucał  jej  złośliwościami,  nie  wybuchał  gniewem.  Wydawał  tylko 

komendy,  jedną  po  drugiej.  Nie  wrzasnął,  kiedy  nie  zmieściła  się  w  czasie,  ani  nie  zaklął, 

kiedy  nie  wychodziły  jej  piruety.  Gdy  jej  partnerował,  nie  droczył  się  z  nią,  nie  ubliżał  na 

ucho. 

Byłoby  łatwiej,  pomyślała,  wyciągając  się  do  powolnej  arabeski,  gdyby  na  nią 

nakrzyczał i zmieszał z błotem za to, przed czym ją ostrzegał. Ale Nick robił po prostu swoje 

i nie odzywał się słowem. 

Gdyby  krzyczał,  mogłaby  odpłacić  tym  samym  i  odreagować  choć  część  tego 

niesmaku,  jaki  czuła  do  siebie.  Ale  nie  dał  jej  ku  temu  pretekstu,  ani  podczas  lekcji,  ani 

podczas  trwających  wiele  godzin  prób.  Ilekroć  spotykali  się  wzrokiem,  miała  wrażenie,  że 

patrzy na wskroś niej. Była tylko ciałem, obiektem poruszającym się do jego muzyki. 

Kiedy  zarządził  przerwę,  przeszła  na  koniec  sali,  gdzie  usiadła  na  podłodze, 

podciągając  pod  brodę  kolana  i  opierając  na  nich  czoło.  Miała  skurcze  w  nogach,  ale 

brakowało  jej  energii,  by  je  rozmasować.  Kiedy  ktoś  owinął  jej  szyję  ręcznikiem,  podniosła 

wzrok. 

- Francie... - Z trudem zdobyła się na uśmiech. 

- Wyglądasz na skonaną. 

- Bo jestem skonana - odparła Ruth i wytarła ręcznikiem spoconą twarz. 

Francie  Myers  była  solistką,  utalentowaną,  urodzoną  tancerką  i  jedną  z  pierwszych 

przyjaźni  Ruth  zawartych  w  zespole.  Była  drobną  i  szczupłą  dziewczyną,  o  miękkich, 

płowych  włosach  i  czarnych,  przenikliwych  oczach.  Wiecznie  zdobywała  i  traciła 

kochanków, nie tracąc przy tym humoru. Ruth podziwiała jej absolutną szczerość i prawość, a 

także optymizm. 

- Źle się czujesz? - zapytała Francie, wsuwając do ust kawałek gumy do żucia. 

Ruth oparła głowę o ścianę. Ktoś brzdąkał na fortepianie. W sali wrzało od rozmów. 

- Sterczałam do trzeciej nad ranem na przygnębiająco tłocznym przyjęciu. 

background image

- Musiało być fajnie. - Francie wyprostowała nogę, podniosła do góry i dociągnęła do 

ś

ciany  za  sobą,  a  następnie  wróciła  do  poprzedniej  pozycji.  Spojrzała  na  sińce  pod  oczami 

Ruth. - Sądząc po wyglądzie, nie najlepiej się bawiłaś. 

Ruth przytaknęła ruchem głowy. 

- Nawet nie miałam ochoty tam pójść. 

- No więc po co tam tkwiłaś? 

- Na złość - mruknęła Ruth, patrząc ponuro na Nicka. 

-  To  już  nie  brzmi  zabawnie.  -  Wzrok  Francie  powędrował  po  sali  i  wylądował  na 

eleganckiej  blondynce  w  jasnoniebieskim  trykocie.  -  Leah  zdążyła  już  skomentować  twoje 

dzisiejsze występy. 

Ruth  spojrzała  w  tamtym  kierunku.  Ściągnięte  do  tyłu  złote  włosy  Leah  uwydatniały 

jej  pięknie  rzeźbione  rysy  i  porcelanową  cerę.  Właśnie  rozmawiała  z  Nickiem,  żywo 

gestykulując smukłymi, pełnymi gracji rękami. 

- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. 

-  Wiesz,  jak  jej  strasznie  zależy  na  głównej  roli  w  tym  balecie.  Nie 

usatysfakcjonowała jej nawet rola Aurory. Skoro Nick nie tańczy w „Śpiącej królewnie”... 

- Współzawodnictwo ożywia zespół - wyrecytowała Ruth, patrząc, jak Nick uśmiecha 

się i przytakuje głową Leah. 

- Nie mówiąc o zazdrości - dodała Francie. 

Ruth odwróciła ponownie głowę, zaglądając w ciemne, przenikliwe oczy przyjaciółki. 

- Tak - przyznała po chwili. - Zazdrość też ożywia. 

Pianista przerzucił się na romantyczną balladę, ktoś zaczął śpiewać. 

- Odrobina zazdrości nigdy nie zaszkodzi. - Francie rytmicznie i na przemian kręciła 

stopami. - To nawet zdrowe. Ale Leah... - Drobna, figlarna twarz Francie nagle spoważniała. - 

To  istna  zaraza.  Gdyby  nie  była  tak  wspaniałą  tancerką,  wolałabym  ją  widzieć  w  innym 

zespole. Przyjrzyj się jej dokładnie - dodała, wstając z podłogi. - Gotowa jest zrobić wszystko 

dla kariery. Chce być primabaleriną, a ty jej zawadzasz. 

Kiedy  Francie  odeszła,  Ruth  tkwiła  w  miejscu  i  zastanawiała  się.  Rzadko  się  zdarza, 

by  Francie  wyrażała  się  źle  o  innych!  Może  piła  do  czegoś,  co  powiedziała  Leah.  Ruth 

wyczuwała zazdrość tej dziewczyny. W zespole zawsze ktoś komuś czegoś zazdrości, jak w 

każdej rodzinie. Taka jest prawda, bo takie jest życie. Ruth wiedziała też, jak strasznie Leah 

chciała dostać rolę Carlotty w nowym balecie Nicka. 

Jeszcze  gdy  były  w  corps,  rywalizowały  o  całą  masę  ról.  I  dostawały  je  albo  nie. 

Różniły się stylem, więc i role, które kreowały, były jedyne i niepowtarzalne. 

background image

Ruth  była  dynamiczną,  ognistą  tancerką.  Leah  była  elegancka  -  klasyczna, 

wyrafinowana,  opanowana.  Olśniewała  gracją,  którą  Ruth  ogromnie  podziwiała,  ale  której 

nigdy  nie  próbowała  naśladować.  Jej  taniec  płynął  z  serca,  Leah  z  głowy.  Ruth  tańczyła  w 

„Don Kichocie”, podczas kiedy Leah występowała w „Giselle”. Ruth była Ognistym Ptakiem, 

natomiast Leah księżniczką Aurorą. Nick obsadzał je najlepiej, jak można. I Ruth będzie jego 

Carlottą. 

Teraz,  patrząc  na  Leah,  Ruth  zastanawiała  się,  czy  jej  zazdrość  nie  sięga  głębiej,  niż 

się  wydaje.  Wprawdzie  nigdy  nie  zostały  przyjaciółkami,  ale  szanowały  się  na  płaszczyźnie 

zawodowej. Tymczasem w ostatnich tygodniach Ruth dostrzegła narastającą wrogość. 

Wzruszyła ramionami, ściągnęła ręcznik z szyi. Nic na to nie poradzi. Wszyscy są tu 

po to, żeby tańczyć. 

- Ruth. 

Na  dźwięk  głosu  Nicka  odwróciła  się  błyskawicznie.  Patrzył  na  nią  chłodnym, 

pozbawionym  wyrazu  wzrokiem.  Struchlała.  Kiedy  się  kontrolował,  potrafił  być  okrutny. 

Wina była po jej stronie i chciała mu to powiedzieć. 

- Nick... - zaczęła, gotowa ukorzyć się i przeprosić go. 

- Idź do domu. Zmieszana, zamrugała oczami. 

- Co? 

- Idź do domu - powtórzył tym samym lodowatym tonem. 

Nagle jej oczy stały się wielkie i wymowne. 

- Och, nie, Nick, ja... 

- Powiedziałem. - Jego słowa spadły jak topór. - Nie chcę cię tutaj widzieć. 

Kiedy  tak  stała,  wytrzeszczając  oczy,  była  blada  jak  śmierć.  Odsyłając  ją  do  domu, 

zranił  ją  najdotkliwiej,  jak  mógł.  Chciała  wykrzyczeć  swoją  złość  i  jednocześnie  hamowała 

napływające  gwałtownie  do  oczu  łzy.  Z  trudem  się  opanowała,  po  czym  odwróciła  się  i 

pomaszerowała przez salę. Chwytając torbę, podeszła do drzwi. 

- Druga zmiana, proszę! - usłyszała wołanie Nicka, zanim zamknęła za sobą drzwi. 

Spała od trzech godzin ze zwiniętym w kłębek na jej plecach Niżyńskim. Pozamykała 

okiennice w sypialni i świeżo po prysznicu padła na zasłane łóżko. W pomieszczeniu panował 

mrok,  słychać  było  tylko  ciche  pochrapywanie  kota.  Obudziła  się  z  bijącym  sercem, 

przekręciła  z  brzucha  na  plecy,  a  jej  nagły  ruch  sprawił,  że  Niżyński  spadł  miękko  na 

podłogę. Oburzony, zajął się swoją toaletą. 

Pierwsze,  co  do  niej  dotarło,  to  słowa  Nicka,  nad  którymi  zastanawiała  się  przed 

zaśnięciem. Postąpiła źle i została ukarana. Ale też nikt nigdy nie postąpił z nią tak okrutnie 

background image

jak Nikolai Davidov. Poderwała się z łóżka, otworzyła okiennice, postanawiając zapomnieć o 

najgorszym. 

-  Nie  będziemy  się  wylegiwać  w  ciemności  przez  cały  boży  dzień  -  poinformowała 

Niżyńskiego, po czym wskoczyła z powrotem do łóżka i zaczęła mu mierzwić futro. 

Udawał  niezadowolonego,  ale  pozwolił  się  pieścić  i  głaskać.  W  końcu  postanowił 

wybaczyć  jej  szorstkie  zachowanie  i  zaczął  się  ocierać  pyszczkiem  o  jej czoło.  Natychmiast 

pomyślała o Nicku. 

-  Dlaczego  go  tak  lubisz?  -  zapytała  kota,  przekrzywiając  mu  głowę  i  zmuszając,  by 

spojrzał jej w oczy. - Co cię tak w nim pociąga? - kontynuowała, drapiąc go bezwiednie pod 

brodą, zapatrzona w przestrzeń. - Może jego głos, ten jego melodyjny głos? A może sposób, 

w jaki się porusza, z tą płynną, kontrolowaną gracją? A może to, jak się uśmiecha, wkładając 

w to całą niemal duszę? A może to, jak cię dotyka, tymi tak pewnymi, wprawnymi dłońmi? 

Powróciła  myślami  do  wczorajszego  wieczoru,  gdy  Nick  trzymał  ją  nagą  w 

ramionach.  Po  raz  pierwszy  po  tamtym  żywiołowym,  podniecającym  pocałunku  Ruth 

pozwoliła sobie zastanowić się nad tym. 

Kiedy  się ubierała  w pośpiechu i pędziła z Donaldem na przyjęcie, nie było ku temu 

okazji.  Wróciła  do  domu  wyczerpana,  a  potem  przez  cały  dzień  walczyła  ze  zmęczeniem. 

Teraz,  gdy  jej  wypoczęty  umysł  pracował  trzeźwo  i  sprawnie,  mogła  wnikliwie  rozpatrzyć 

przypadek  Nicka  Davidova.  Jedno  nie  podlegało  dyskusji:  w  jego  oczach  zobaczyła 

pożądanie. Pragnął jej. 

Pożądanie. Wczuła się w to słowo. Przyjrzała mu się ze wszystkich stron. Czy to, co 

ujrzała w oczach Nicka, było pożądaniem? Wystarczyło, że o tym pomyślała, a już przebiegły 

ją  rozkoszne  dreszcze,  by  zaraz  potem,  gdy  wróciło  wspomnienie  dzisiejszego  popołudnia  i 

wyrazu jego oczu, poczuć na sobie kubeł lodowatej wody. Dzisiaj po południu jego oczy nie 

wyrażały pożądania ani złości, czy nawet dezaprobaty. Po prostu nie wyrażały nic. 

Jeszcze  na  chwilę  ukryła  twarz  w  narzucie.  Odprawił  ją,  a  to  bolało.  Czuła  się  tak, 

jakby  unoszona  na  fali  dryfowała  w  nieznane.  Z  kolei  zdrowy  rozum  mówił,  że  jedna 

spartaczona  próba  to  jeszcze  nie  koniec  świata,  tak  jak  jeden  pocałunek  nie  jest  początkiem 

niczego. 

Jej  uwagę  przyciągnął  wiszący  na  ścianie  plakat.  Dostała  go  od  wuja  przed 

dziesięcioma laty. Widnieli na nim Lindsay i Nick w rolach Romea i Julii. Nie zastanawiając 

się długo, Ruth wyciągnęła rękę, złapała telefon i wykręciła numer. 

- Halo. - Głos był ciepły i czysty. 

- Lindsay. 

background image

-  Ruth!  -  Początkowe  zdziwienie  zastąpiła  czułość.  -  Nie  spodziewałam  się,  że 

odezwiesz się przed weekendem. Dostałaś rysunek Justina? 

-  Tak.  -  Ruth  uśmiechnęła  się  na  myśl  o  śmiałych  kolorach  abstrakcyjnego  obrazka, 

który jej przysłał czteroletni kuzyn. - Jest śliczny. 

-  Oczywiście.  To  autoportret.  -  Lindsay  roześmiała  się  tym  swoim  serdecznym, 

zaraźliwym śmiechem. - Niestety, nie zastałaś Setha. Pojechał do miasta. 

-  Nic  nie  szkodzi.  -  Ruth  ponownie  spojrzała  na  plakat.  -  Prawdę  mówiąc,  chcę 

porozmawiać z tobą. - Wiedziała, że może liczyć na zrozumienie Lindsay. 

-  Jakiś  problem  podczas  dzisiejszej  próby?  Ruth  roześmiała  się.  Podkurczyła  pod 

siebie nogi. 

- Zgadza się. Skąd wiesz? 

- Nic bardziej nie może zdołować tancerki. 

- Teraz czuję się głupio. - Ruth zgarnęła włosy i przerzuciła je na plecy. 

- Niepotrzebnie. Każdy ma swój zły dzień. Czy Nick wrzeszczał na ciebie? - W głosie 

Lindsay wyczuwało się więcej radości niż współczucia; już to działało jak balsam. 

- Nie. Gdyby to zrobił, byłoby mi o wiele łatwiej. Kazał mi iść do domu. 

- A ciebie jakby ktoś uderzył taranem. 

-  A  potem  jeszcze  poprawił  i  przejechał  po  mnie  ciężarowym  samochodem.  -  Ruth 

uśmiechnęła się do słuchawki. - Wiedziałam, że mnie zrozumiesz. Najgorsze, że on ma rację. 

- Zawszema rację - odrzekła już na poważnie Lindsay. - To jedna z jego najbardziej 

uroczych cech. 

-  Lindsay...  - Ruth zawahała się, na chwilę zabrakło jej odwagi, po  czym szybko, by 

się nie rozmyślić, rzuciła się na oślep i zadała pytanie: - Czy kiedy byłaś w zespole, to Nick 

kiedykolwiek cię pociągał, fascynował jako mężczyzna? 

Tym razem po drugiej stronie zapadła trochę dłuższa cisza. 

- Tak, oczywiście. Nie mogło być inaczej. To typ mężczyzny, który pociąga ludzi. 

-  Tak,  ale...  -  Ruth  zawahała  się  znowu,  szukała  odpowiednich  słów.  -  Miałam  na 

myśli... 

- Tak, wiem, co masz na myśli - odparła Lindsay. - A moja odpowiedź brzmi: tak, był 

taki czas, kiedy mnie bardzo pociągał. 

Ruth  jeszcze  raz  rzuciła  okiem  na  plakat,  przyglądając  się  uważnie  scenicznym 

kochankom. 

- Jesteś mu bliższa niż ktokolwiek. 

background image

- Możliwe. - Lindsay zastanowiła się chwilę, ważąc ton głosu Ruth i dobierając słowa. 

- Nick jest bardzo skrytym człowiekiem. 

Ruth  pokiwała  głową.  To  określenie  trafiało  w  sedno  sprawy.  Nick  mógł  dawać  z 

siebie  wszystko  -  zespołowi,  na  przyjęciach,  prasie  i  swojej  widowni.  Mógł  zaszczycić 

człowieka  szczególną  atencją,  ale  był  zadziwiająco  powściągliwy,  gdy  chodzi  o  prywatne 

ż

ycie. 

Tak, był ostrożny wobec ludzi, których dopuszczał do siebie. Nagle Ruth poczuła się 

samotna. 

-  Lindsay,  proszę,  przyjedźcie  z  wujaszkiem  Sethem  na  premierę.  Wiem,  że  to  nie 

będzie łatwe ze względu na dzieci, na szkołę i na pracę wuja, ale... potrzebuję was. 

- Oczywiście - zgodziła się Lindsay bez wahania. - Przyjedziemy. Nie zostawimy cię 

samej. 

Po odłożeniu słuchawki Ruth doszła do wniosku, że czuje się lepiej. Wystarczyło, że 

porozmawiała z Lindsay, nawiązała z nią kontakt. Ona jest kimś więcej niż rodziną, jest także 

tancerką. I zna Nicka. 

Lindsay  była  romantyczną  ukochaną  Julią  Romea  -  Nicka.  Ruth  nigdy  z  nim  nie 

tańczyła  w  tym  balecie.  Partnerował  jej  Keil  Lowell,  błyskotliwy  tancerz,  który  uwielbiał 

sztubackie kawały. Ruth tańczyła z Nickiem w „Don Kichocie”, w „Ognistym Ptaku” i w jego 

balecie  „Ariel”,  ale  w  jej  świadomości  Julia  była  niepodzielnie  związana  z  Lindsay.  Ruth 

szukała roli dla siebie. Wierzyła, że ją znalazła w Carlotcie z „Czerwonej róży”. 

To moja rola, pomyślała nagle. I nie wolno mi o tym zapominać. Wyskoczyła z łóżka, 

wyciągnęła z szuflady trykot i zaczęła się pospiesznie ubierać. 

Parę  minut  po  siódmej,  gdy  Ruth  przekroczyła  próg  starego  siedmiopiętrowego 

budynku,  w  którym  zespół  znalazł  dach  nad  głową,  tu  i  ówdzie  kręcili  się  już  niektórzy 

członkowie grupy. Tym, którzy ją pozdrawiali, pomachała ręką, ale nie zatrzymała się. Nowsi 

członkowie  corps  przyglądali  się  jej,  gdy  ich  mijała.  Może  pewnego  dnia...  myśleli.  Kiedy 

indziej, gdyby jej nie było tak pilno, żeby zacząć, Ruth wyczułaby ich podążające w ślad za 

nią marzenia. 

Wjechała  windą  na  górę,  wymyślając  w  myśli  ruchy,  do  których  chciałaby  zmusić 

swoje ciało. Chciała pracować. 

Usłyszała  muzykę,  zanim  jeszcze  otworzyła  drzwi  studia.  Teraz,  bez  tancerzy, 

wyglądało na większe i przestronniejsze. Stanęła przy drzwiach i przyglądała się w milczeniu. 

Skoki Nikolaia Davidova nie miały sobie równych. Potrafił skoczyć jakby  za sprawą 

jakiejś magicznej siły. Jego ruchy były płynne jak wartki strumień, to znów ostre jak napięty 

background image

łuk.  Musiał  tylko  wydać  odpowiednią  komendę,  a  ciało  stawało  się  bezwzględnie  mu 

posłuszne.  A  ponadto,  pomyślała,  zahipnotyzowana  jak  wówczas,  gdy  oglądała  go  pierwszy 

raz, ta precyzja, ta siła i wytrwałość! Nie mówiąc o tak niesłychanie ważnej w balecie zdol-

ności wcielania się w rolę. 

Nick był maksymalnie skoncentrowany. Szukając niedociągnięć i błędów, wpatrywał 

się  w  lustrzaną  ścianę,  doskonaląc  i  doprowadzając  do  perfekcji  każdą  pozycję.  Pomimo 

specjalnej  opaski  pot  zalewał  mu  twarz.  Poezja  jego  ruchów  szła  w  parze  z  męskością. 

Obserwując  go  uważnie,  Ruth  widziała  drganie  i  naprężanie  się  mięśni  jego  nóg  i  ramion, 

kiedy wyskakiwał i robił obrót w powietrzu, obracał się, po czym idealnie kontrolując każdy 

najdrobniejszy ruch, lądował na parkiecie. 

O Boże, pomyślała w szczerym zachwycie, zapominając o wszystkim. 

Nick  zatrzymał  się  i  zaklął.  Przez  chwilę,  pogrążony  w  swoim  świecie,  wymyślał 

sobie  do  lustra.  Kiedy  wrócił  do  odtwarzacza  CD,  by  powtórzyć  wybrane  fragmenty, 

dostrzegł Ruth. Jego wzrok padł na torbę, którą trzymała na ramieniu. 

- Widzę, że odpoczęłaś. - Było to proste stwierdzenie, bez śladu uszczypliwości. 

-  Tak  -  Wzięła  głęboki  oddech  i  popatrzyła  mu  w  oczy.  -  Przepraszam  za  moje 

dzisiejsze poranne partactwa. - Kiedy nie zareagował, podeszła do ławki, by zmienić pantofle. 

-  A  więc  przyszłaś  z  zamiarem  szczerej  poprawy?  -  powiedział  z  nutką  wesołości  w 

głosie. 

- Nie kpij ze mnie. 

- Ja, z ciebie? - W kąciku jego ust zagościł uśmieszek. 

Spuściła  swoje  wielkie,  zranione  jak  u  sarny  oczy  na  atłasowe  wstążki,  które 

krzyżowała na kostkach. 

- Tak, czasami - mruknęła. 

Poruszał się bezszelestnie. Dopiero gdy ukucnął obok niej, zdała sobie sprawę z jego 

bliskości. Położył na jej kolanach ręce. 

- Ruth. Ja nigdy z ciebie nie kpię - oznajmił bardzo poważnym głosem. 

-  A  do  tego  tak  często  masz  rację  -  westchnęła,  krzywiąc  się.  -  Nie  poszłabym  na  to 

przyjęcie, gdybyś mnie nie doprowadził do szału. 

-  Ach,  tak!  Więc  to  moja  wina!  -  Wyszczerzył  zęby  w  uśmiechu,  poklepując  ją 

przyjaźnie po kolanie. 

-  Wolałabym,  żeby  była  twoja.  -  Wyciągnęła  z  torby  ręcznik  i  wytarta  pot  z  jego 

twarzy. - Za ciężko pracujesz, Davidov - oznajmiła. 

background image

-  Troszczysz  się  o  mnie,  miłaja?  -  Delikatnie  ujął  jej  nadgarstki.  Zamyślił  się,  po 

chwili podniósł na nią oczy. 

Są takie niebieskie, pomyślała Ruth, jak morze w oddali albo jak niebo w lecie. 

-  Nigdy  tego  wcześniej  nie  robiłam  -  pomyślała  na  głos.  -  Byłoby  chyba  dziwne, 

gdybym teraz zaczęła? Nie sądzę, żebyś potrzebował czyjejś troski. 

Uśmiechnął się do niej oczami. 

- A jednak to miłe i dobre uczucie, nie sądzisz? 

-  Nick...  -  Położyła  rękę  na  jego  ramieniu,  kiedy  zaczął  się  podnosić.  Gdy  już  raz 

zdobyła  się  na  odwagę,  wyrzucała  z  siebie  słowa  jak  kulomiot.  -  Dlaczego  mnie  wczoraj 

pocałowałeś? 

Uniósł  brwi,  słysząc  to  pytanie,  i  choć  nadal  patrzył  jej  tylko  w  oczy,  poczuła,  że 

płonie. 

-  Bo  chciałem  -  powiedział  w  końcu.  -  To  dobry  i  wystarczający  powód.  -  Po  czym 

podniósł się, a ona podążyła za nim. 

- Ale wcześniej nigdy nie chciałeś. 

- Naprawdę? - spytał z rozbrajającym uśmiechem. 

- No bo wcześniej nigdy mnie nie pocałowałeś, nie tak jak wczoraj. - Odwróciła się i 

zaczęła ściągać koszulkę włożoną na trykot w cielistym kolorze. 

Zapatrzył się na wdzięczną linię jej pleców. 

- Uważasz, że powinienem robić wszystko, na co mam ochotę? 

Ż

achnęła się. Jest tutaj po to, żeby tańczyć, a nie żeby prowadzić słowny pojedynek. 

-  Wydawało  mi  się,  że  dokładnie  tak  robisz  -  odparowała,  podchodząc  do  drążka. 

Wykonując głębokie plie, obejrzała się przez ramię. - Może nie? 

Nie uśmiechnął się. 

- Chcesz mnie sprowokować, czy tylko tak ci się to wymknęło, Ruth? 

Usłyszała  złość  w  jego  głosie,  ale  nie  przejęła  się  tym.  Może  rzeczywiście  tego 

chciała. 

- Nieczęsto sięgam po tę broń. Choć,  gdybym jej użyła, mogłoby być nawet całkiem 

zabawnie - zażartowała. 

-  Uważaj.  Nie  posuwaj  się  za  daleko  -  powiedział  spokojnie.  -  To  może  być 

niebezpieczne. 

Roześmiała się. 

- Bezpieczeństwo nie jest celem mojego życia, Nikolai. Zrozumiałbyś to, gdybyś znał 

moich rodziców. Jestem urodzoną ryzykantką i poszukiwaczką przygód. 

background image

- Istnieją różne rodzaje niebezpieczeństwa - zauważył, podchodząc do odtwarzacza. - 

Nie wszystkie muszą ci przypaść do gustu. 

-  Chcesz,  żebym  się  ciebie  bała?  -  zapytała.  Odtwarzacz  zaskrzeczał,  kiedy  Nick 

nacisnął przycisk szybkiego cofania. 

- Bałabyś się mnie - odparł - gdybym tego chciał. 

Ich  oczy  spotkały  się  w  lustrze.  Ruth  z  największym  wysiłkiem  i  koncentracją 

dociągała nogę do maksymalnej wysokości. Tak, przyznała w duchu, nie spuszczając z niego 

oczu.  Bałabym  się.  Nie  ma  takiej  emocji,  której  nie  wydobyłby  z  człowieka.  I  to  właśnie, 

wraz z jego fenomenalną techniką, czyniło go wielkim tancerzem. Ale nie dam się zastraszyć. 

Wykonała kolejny skłon, z idealnie prostymi plecami. 

- Nie jestem strachliwa, Nick. 

Mierzyli  się  wzrokiem.  Potem  on  wcisnął  przycisk,  zatrzymując  aparat.  W  sali 

zapanowała cisza. 

- Podejdź tu. - Ponownie włączył odtwarzacz. 

Rozbrzmiała muzyka. Stając na środku, wyciągnął rękę. Ruth podeszła do niego i bez 

słowa  ustawili  się  do  grandpas  de  deux.  Nick  nie  tylko  był  genialnym  tancerzem,  był  także 

wymagającym  nauczycielem.  Każdy  szczegół  musiał  być  dopracowany,  każdy  ruch  idealnie 

precyzyjny.  Parokrotnie  powtarzali  fragment,  a  on  kilka  razy  go  przerywał,  korygując  i 

wprowadzając poprawki. 

-  Nie,  pochyl  inaczej  głowę.  O  tak.  -  Tak  długo  kręcił  jej  głową,  aż  znalazł 

najwłaściwsze ułożenie. 

- Ręce tutaj, o tak. - I ustawiał ją wedle swojej koncepcji. 

Wprawnymi  rękami  poprawił  jej  ramiona,  delikatnie  podtrzymywał  ją  w  pasie,  gdy 

kręciła  piruet,  chwytał  mocno,  gdy  ją  podnosił.  Lubiła  być  przez  niego  modelowana.  A 

przecież tak trudno było go zadowolić. Niecierpliwił się, irytował. 

- Musisz na mnie patrzeć! - padła komenda, po której znów ją zatrzymał. 

- Patrzyłam - skrzywiła się. 

Rzucając rosyjskie przekleństwo, odszedł, żeby zatrzymać taśmę. 

- Ale nie było w tym uczucia! Ty nic nie czujesz! 

- Bo wciąż przerywasz - zaprotestowała. 

- Bo ciągle jest źle. Spiorunowała go wzrokiem. 

- W porządku - warknęła, ocierając pot z czoła. 

- Więc co mam czuć? 

background image

-  Masz  być  we  mnie  zakochana.  Pragniesz  mnie,  ale  jesteś  dumna.  Nie  chcesz,  żeby 

cię zdobywano, rozumiesz? Albo partnerstwo, albo nic. 

- Włączył muzykę, podszedł do niej, przygwoździł ją wzrokiem. - Ale też musi w tym 

być pożądanie. Namiętność. Czuje się ją przez skórę. Poczuj to. Powiadasz, że jesteś kobietą, 

nie dzieckiem. Więc zademonstruj to. No, jeszcze raz - powiedział, kładąc rękę na jej talii. 

Tym razem Ruth dała upust wyobraźni. Była zakochaną w księciu Cyganką, dumną i 

namiętną.  Muzyka  była  szybka,  budowała  nastrój.  Był  to  taniec  erotyczny,  wyrażający 

zmysłowość  krokami  i  w  gestach.  Wiele  było  w  nim  muśnięć  i  zbliżeń  ciał,  gry  spojrzeń. 

Poczuła przypływ prawdziwego pożądania. Zawrzała w niej krew. 

Gorliwie i zapalczywie, jakby uciekając przed tym, co poczuła, wykonała soubresauts, 

schwytana w pułapkę gdzieś między prawdą a fantazją. Naprawdę go pragnęła i to, co czuła, 

nie  było  już  wyłącznym  przeżyciem  Carlotty.  Dotykał  jej,  przyciągał,  a  ona  wymykała  się  - 

nie uciekała przed nim, po prostu stawiała na swoim. 

Muzyka  narastała.  Kręcili  piruety,  coraz  bardziej  się  oddalali,  wzbraniając  się  przed 

bliskością  i  naturalnym  wzajemnym  przyciąganiem.  Każde  z  osobna  wykonało  skok,  po 

czym, jakby to było od  nich silniejsze, zaczęli powracać do siebie, zataczając szerokie koła. 

Zeszli się, minęli, by po końcowym obrocie paść sobie w ramiona. 

Ostatnie takty muzyki zastały ich splecionych, twarzą w twarz, serce przy sercu. 

W  pełnej  napięcia  ciszy,  która  nagle  zapanowała,  oszołomiona  Ruth  poczuła  się  jak 

zawieszona  między  sobą  a  rolą.  Po  wyczerpującym  tańcu  oboje  szybko  oddychali.  Czuła 

gwałtownie bijące, złączone serca. Jej wzrok, gdy stała na pointach, znajdował się prawie na 

jego wysokości. 

Zajrzał  jej  w  oczy,  tak  jak  ona  w  jego  -  badawczo,  z  niedowierzaniem.  A  gdy 

przywarli do siebie wargami, nie było już czasu na zadawanie pytań. 

Tym razem była spragniona i niecierpliwa. On, przyciągając ją jak najbliżej do siebie, 

poznając jej smak, nie mógł się nią nasycić. Jak szalony całował jej twarz i szyję, rozpalając 

ją  coraz  bardziej.  Ona,  wędrując  ustami,  czuła  piżmowy  zapach  jego  potu,  smakowała 

słonawą wilgoć jego twarzy i szyi. Po chwili ich pożądające usta znowu się spotkały. 

Szeptał  coś,  czego  nie  rozumiała.  Nawet  język,  w  jakim  mówił,  był  jedną  wielką 

tajemnicą. Stali się jednym ciałem. Dzielił ich tylko cienki materiał jej trykotu. A jego dłonie 

były wszędzie - przyciskały, dotykały, zatrzymywały się na chwilę i podniecały. Całował ją w 

ucho, chwytał zębami i pociągał jego delikatny płatek. Szeptał do niej po rosyjsku, ale ona nie 

musiała rozumieć, co do niej mówi. 

background image

I  gdy  znowu  spotkali  się  ustami,  pocałunek  był  jeszcze  bardziej  namiętny  i  jeszcze 

intensywniejszy.  Ruth  dawała  i  brała  z  równym  natężeniem,  drżała  z  rozkoszy,  gdy  wsunął 

rękę pod trykot i pieścił jej pierś, podczas gdy ona przywarła do niego ustami i chłonęła całą 

sobą jego ciepło. 

Już miał ją odsunąć, gdy ukryła twarz na jego ramieniu i wpiła się w niego. Nie była 

przygotowana na tak gwałtowne emocje. 

- Ruth... 

Odsunął  ją,  a  jego  ręce  stały  się  teraz  delikatne.  Popatrzył  na  nią,  zajrzał  w  jej 

zamglone oczy. Zbyt poruszona i zaabsorbowana tym, co dzieje się z jej ciałem, nie odczytała 

wyrazu jego twarzy. 

- Nie chciałem tego. Popatrzyła na niego zdumiona. 

- Ale ja chciałam. 

To  takie  proste.  Uśmiechnęła  się.  Ale  kiedy  podniosła  rękę  do  jego  policzka,  uchylił 

się i chwycił ją za nadgarstek. 

- Nie powinienem. 

Patrzyła na niego. Stopniowo jej uśmiech gasnął, a oczy stawały się czujne. 

- Dlaczego? 

-  Wystawiamy  balet  za  niecałe  trzy  tygodnie.  Nie  czas  na  komplikacje  -  powiedział 

trzeźwym głosem. 

- Och, rozumiem. - Ruth odwróciła się. Wolała, żeby nie widział, jak bardzo ją zranił. 

Powracając do ławki, zaczęła rozwiązywać tasiemki. - Jestem komplikacją. 

- Jesteś - przyznał i podszedł do odtwarzacza. 

- Nie mam czasu ani predyspozycji do spełniania twoich romantycznych zachcianek. 

- Moje romantyczne zachcianki - powtórzyła cichym, pełnym niedowierzania głosem. 

-  Są  kobiety,  do  których  należy  zalecać  się  przy  świetle  świec,  kobiety  potrzebujące 

stosownej  oprawy  -  ciągnął,  stojąc  do  niej  tyłem.  -  Jesteś  jedną  z  nich.  A  ja  nie  mam  na  to 

czasu. 

-  Rozumiem.  Możesz  sobie  tylko  pozwolić  na  bardziej  elementarne,  by  nie  rzec 

prymitywne związki - powiedziała ostro, sznurując tenisówki drżącymi palcami. Jakże łatwo 

udało mu się zrobić z niej idiotkę! 

Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. 

- Tak. 

- I są inne kobiety, które mogą ci to dać. Nieznacznie poruszył ramieniem. 

- Tak. Przepraszam za to, co się stało. W tańcu można się łatwo zatracić. 

background image

- Och, daj spokój. - Wrzuciła baletki do torby. 

-  Nie  musisz  mnie  przepraszać.  Nie  musisz  spełniać  moich  romantycznych 

zachcianek, Nick. Znam wielu podobnych do ciebie. 

- Na przykład twój projektant? 

- Choćby. Ale nie przejmuj się, nie nawalę więcej. Będziesz miał swój balet, Nick.  - 

Jej głos nabrzmiał od łez, ale nie była w stanie temu zapobiec. 

- Ludzie będą szaleć, odniesiesz sukces, przysięgam. A ja zostanę najbardziej Uczącą 

się  primabaleriną  w  kraju.  -  Łzy  spływały  jej  po  policzkach.  -  A  kiedy  skończy  się  sezon, 

nigdy więcej dla ciebie nie zatańczę. Nigdy! 

Odwróciła się i wybiegła ze studia, nie dając mu okazji do odpowiedzi. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Kakofonia  za  kulisami  wdzierała  się  przez  zamknięte  drzwi  garderoby  Ruth. 

Zamknięte tylko z jednego powodu: żeby uniknąć Nicka. 

Dwoił się i troił przed przedstawieniem - zaglądał do garderób, sprawdzał kostiumy i 

makijaż,  uspokajał  stremowanych.  Nic  nie  uszło  jego  uwagi.  Każdy  szczegół  był  ważny, 

każdy  najdrobniejszy  problem  musiał  być  rozwiązany.  Angażował  się  bez  reszty  we 

wszystko. 

W przeszłości Ruth uwielbiała jego krótkie, żywiołowe wizyty. Energia Nicka działała 

inspirująco,  a  jednocześnie  koiła  jej  własne  niepokoje.  Teraz  jednak  zależało  jej  na 

zachowaniu  możliwie  jak  największego  dystansu.  W  ostatnich  tygodniach  to  było 

niemożliwe, przynajmniej fizycznie, ale zdołała osiągnąć emocjonalny dystans. 

Rozumowała słusznie, że choć Nick nic sobie nie robi z zamkniętych drzwi, to jednak 

w tym przypadku uszanuje jej wolę. Niby nic, ale nawet ten niewiele znaczący gest sprawił jej 

drobną satysfakcję. 

W tym wewnętrznym zamęcie, pracując nad rolą Carlotty, Ruth dawała z siebie więcej 

niż kiedykolwiek w swojej karierze. To nie miał być sukces, lecz bezprecedensowy triumf. To 

było  wyzwanie,  zapowiedź  niezależności.  W  tych  dniach  gwałtowny  charakter  Cyganki 

idealnie pasował do nastroju Ruth. 

Przez  trzy  tygodnie  po  jej  ostatniej  nieoficjalnej  próbie  z  Nickiem  ich  relacje 

ograniczały  się  wyłącznie  do  spraw  zawodowych.  Nie  zawsze  było  to  łatwe,  biorąc  pod 

uwagę  charakter  ról,  jakie  odtwarzali,  ale  udało  im  się  unikać  wszelkich  osobistych 

wycieczek i tak dla nich typowego przekomarzania się. 

Kiedy  czuła  na  sobie  jego  wzrok,  co  zdarzyło  się  więcej  niż  jeden  raz,  robiła 

wszystko,  by  spokojnie  wytrzymać  to  spojrzenie.  Kiedy  czuła,  że  ją  pociąga,  przypominała 

sobie jego ostatnie słowa. To wystarczało, by umocnić jej dumę. Przestała zgadywać, o czym 

w danej chwili myśli. Powiedziała sobie, że nie musi wiedzieć, że nie chce wiedzieć. Liczył 

się tylko taniec. 

Teraz, ubrana w prosty biały aksamitny szlafrok, siedziała przy toaletce i przyszywała 

do baletek atłasowe tasiemki. Ta nieskomplikowana czynność odprężała ją. 

Ciepło  bijące  od  jaskrawych,  okrągłych  żarówek  okalających  lustro  rozgrzało  jej 

skórę.  Miała  już  na  sobie  sceniczny  makijaż,  a  włosy  spadały  jej  na  plecy.  W  pierwszym 

akcie  miały  się  unosić  i  fruwać  -  równie  zuchwałe  i  nęcące  jak  jej  charakter.  Przyczerniona 

background image

oprawa  oczu  podkreślała  ich  kształt  i  wielkość,  paznokcie  były  pomalowane  na  czerwono. 

Bajecznie  kolorowa  suknia  z  rozkloszowaną  spódnicą  do  pierwszej  sceny  wisiała  na 

wewnętrznej  stronie  drzwi.  Zaczęły  już  napływać  kwiaty  i  pokój  był  przesycony  ich 

zapachem. Obok niej, na stoliku, stał tuzin długich czerwonych róż od Donalda. 

Uśmiechnęła  się  leciutko  na  myśl,  że  Donald  będzie  na  widowni,  a  potem  na 

przyjęciu. Zachowa jego kwiaty w garderobie, póki nie zwiędną. Będą jej przypominać, że nie 

wszyscy mężczyźni są zbyt zajęci i zaaferowani, by spełniać jej romantyczne zachcianki. 

Zaklęła,  gdy  ukłuła  się  w  palec.  Podnosząc  go  do  ust,  pochwyciła  w  lustrze  swój 

własny wyzywający wzrok. 

Dobrze  ci  tak,  miałaś  o  nim  nie  myśleć,  skarciła  się.  Spełniać  moje  romantyczne 

zachcianki!  Dobre  sobie!  Sięgnęła  po  drugi  pantofelek.  Powiedział  to  tak,  jakbym  miała 

siedemnaście lat i domagała się stanika na szkolny bal! 

Pukanie  do  drzwi  przywołało  ją  do  porządku.  Odłożyła  na  bok  szycie,  wstała  i 

podeszła  do  drzwi.  Jeżeli  to  Nick,  woli  go  przyjąć  na  stojąco.  Z  podniesioną  dumnie  głową 

przekręciła gałkę. 

- Wujaszek Seth! Lindsay! - Rzuciła się w ramiona Setha, a następnie padła w objęcia 

Lindsay. 

- Och, tak się cieszę, że jesteście! 

Powitanie  wydało  się  Lindsay  odrobinę  desperackie,  ale  nic  nie  powiedziała. 

Odwzajemniła  uścisk  i  ponad  głową  Ruth  wymieniła  spojrzenie  z  mężem.  Doskonale  się 

zrozumieli. Ruth jeszcze raz uściskała Setha. 

- Fantastycznie wyglądacie! - wykrzyknęła, ciągnąc ich do środka. 

Gdy  Ruth  była  nastolatką,  ona  i  Seth  Bannion  byli  sobie  bliscy.  Wuj  był  bardzo 

znanym  architektem,  mającym  duże  powodzenie  kawalerem  i  obieżyświatem.  Przyjął 

kilkunastoletnią Ruth do swego domu, zmienił nawyki i zajmował się nią najlepiej, jak umiał. 

Ruth go uwielbiała. Ale dopiero kiedy dorosła i usamodzielniła się, w pełni doceniła, ile dla 

niej zrobił. 

Teraz nie mogła od nich oderwać oczu. 

-  Jak  pięknie  wyglądasz,  Lindsay!  -  rozpłynęła  się  w  zachwycie,  odwracając  się,  by 

jeszcze raz ją objąć. - Wciąż mnie zadziwiasz. 

Lindsay  była  nieduża  i  delikatnie  zbudowana.  Na  tle  jasnych  włosów  i  porcelanowej 

cery jej oczy robiły wrażenie jeszcze większych i bardziej niebieskich. Ruth nie znała drugiej 

tak  ciepłej  i  serdecznej  osoby;  kobiety  niezwykle  bogatej  wewnętrznie,  o  nieograniczonych 

background image

pokładach  uczuć.  Była  ubrana  w  lekko  przejrzystą,  popielatą  jak  mgiełka  suknię,  która  ją 

spowijała od ramion do stóp. 

Lindsay zaśmiała się i chwyciła dłonie Ruth. 

- To cudowny komplement. Musiałabym długo czekać, żeby usłyszeć coś podobnego 

od Setha. 

- Poza tym, że słyszysz to codziennie - oznajmił, uśmiechając się żonie w oczy. 

-  To  ta  sama  garderoba,  z  której  korzystałaś  w  „Arielu”  -  zauważył,  rozglądając  się 

dookoła. - Nic się nie zmieniła. 

-  Nic  dziwnego,  że  ją  tak  dobrze  pamiętasz  -  odparła  Lindsay.  -  Właśnie  tutaj  ci  się 

oświadczyłam. 

- Tak było - uśmiechnął się szeroko. 

- Nic o tym nie wiem, ukryliście to przede mną - poskarżyła się Ruth. 

Lindsay roześmiała się znowu. 

-  Nie  przywiązywałam  do  tradycji  zbyt  wielkiej  wagi  -  powiedziała,  jednocześnie 

biorąc do ręki jeden z pantofelków Ruth. - A on nie poprosił mnie w porę o rękę. 

Stojące rzędem na toaletce baletki pobudzały do  wspomnień. Co za życie, pomyślała 

Lindsay.  Ale  świat!  Sama  kiedyś  do  niego  należała,  podobnie  jak  teraz  Ruth.  Popatrzyła  w 

lustro i napotkała utkwione w nim odbicie ciemnych oczu. 

- Zdenerwowana? 

- Och, i to jak - westchnęła Ruth. 

-  To  na  pewno  dobry  balet  -  rzekła  z  przekonaniem  Lindsay.  Z  góry  zakładała,  że 

dzieło Nicka musi być wartościowe, a nawet nie mające sobie równych. Za długo go znała, by 

sądzić, że może być inaczej. 

- Jest cudowny. Ale... - Ruth potrząsnęła głową i wróciła na swoje krzesło. - W drugim 

akcie  jest  fragment,  w  którym  tańczę  prawie  bez  przerwy.  Mam  zaledwie  kilka  sekund  na 

złapanie oddechu, po czym znowu jestem na scenie. 

- Nick nie układa łatwych baletów. 

- Nie. - Ruth sięgnęła po igłę i nici. - Jak tam dzieci? 

Szybka zmiana tematu nie przeszła niezauważona. I znowu Lindsay i Seth wymienili 

porozumiewawcze spojrzenie ponad głową Ruth. 

-  Justin  to  wcielony  diabeł  -  stwierdził  Seth  z  iście  ojcowską  dumą.  -  Doprowadza 

Wortha do białej gorączki. 

Ruth zaśmiała się. 

- Czy Worth wciąż nosi się godnie i z wysoka? 

background image

-  Jest  niesłychany  -  wtrąciła  Lindsay.  -  „Paniczu  Justinie  -  zacytowała,  naśladując 

idealnie brytyjski akcent i intonację głosu nienagannego lokaja. - Nie powinno się przynosić 

do  kuchni  ulubionej  żaby,  nawet  jeżeli  trzeba  ją  nakarmić”.  -  Lindsay  roześmiała  się, 

obserwując,  jak  Ruth  kończy  przyszywać  tasiemkę.  -  Oczywiście,  przepada  za  Amandą, 

chociaż udaje, że tak nie jest. 

- A z niej jest taki sam diabeł jak z Justina! - dorzucił energicznie Seth. 

- Z twojego opisu można by sądzić, że mamy okropne dzieci - zwróciła się do Setha 

Lindsay. 

- A kto wrzucił całą zawartość puszki karmy rybiej do kuli ze złotą rybką? - zapytał, 

na co Lindsay uniosła brew. 

-  Chciała  być  tylko  pożyteczna,  miała  najlepsze  zamiary  -  zaprotestowała,  z  trudem 

powstrzymując śmiech. - A kto zabrał je do ogrodu zoologicznego i nafaszerował hot dogami 

i kukurydzą w karmelowej polewie? 

-  Chciałem  być  tylko  pożyteczny,  miałem  najlepsze  zamiary  -  odparował,  patrząc  na 

nią zakochanym wzrokiem. 

Obserwując  ich,  Ruth  czuła  zarówno  spływające  na  nią  ciepło,  jak  i  przeszywającą 

zazdrość. Jak to jest, kiedy się jest aż tak zakochanym? - zastanawiała się. Stale! 

-  Mamy  się  zmywać?  -  zapytała  Lindsay.  -  Zostawić  cię,  żebyś  się  mogła 

przygotować? 

-  Nie,  proszę,  zostańcie.  Jeszcze  jest  czas.  -  Ruth  nawijała  na  palec  i  rozwijała 

tasiemkę. 

Nerwy, pomyślała Lindsay, patrząc na nią. 

- Będziecie na przyjęciu, prawda? - Spojrzała niemal błagalnie. 

-  Nie  omieszkamy.  -  Lindsay  podeszła  i  zaczęła  masować  ramiona  Ruth.  - 

Przedstawisz nam Donalda? 

- Donalda? - Ruth otrząsnęła się z własnych myśli. - Och, tak, on także będzie. Może 

usiądziemy przy jednym stole? Spodoba się wam - ciągnęła, nie czekając na odpowiedź. - On 

jest bardzo... miły. 

- Lindsay! 

W  drzwiach  stanął  Nick.  Radość  malowała  się  na  jego  twarzy.  Patrzył  tylko  na 

Lindsay, która bez wahania rzuciła mu się w objęcia. 

- Och, Nick, jak cudownie móc cię znów widzieć! Tak rzadko mamy okazję. 

Ucałował ją w oba policzki, a potem w usta. 

background image

-  Za  każdym  razem  piękniejsza  -  powiedział  półgłosem,  wędrując  oczami  po  jej 

twarzy. - Pticzka, mój ptaszku - użył jej przezwiska, a potem jeszcze raz ją pocałował. - Ten 

architekt, za którego wyszłaś - wyszczerzył zęby do Setha - wciąż cię uszczęśliwia? 

-  Stara  się,  jak  może.  -  Lindsay  ponownie  uścisnęła  Nicka.  -  Och,  jakże  się  za  tobą 

stęskniłam. Dlaczego nas tak rzadko odwiedzasz? 

-  Żebym  to  ja  miał  czas!  -  Jedną  ręką  opasywał  w  talii  Lindsay,  drugą  wyciągnął  do 

Setha. - Małżeństwo wam służy. Przyjemnie na was patrzeć. 

Wymienili  serdeczny  uścisk  dłoni.  Seth  wiedział,  że  dzieli  dwie  ukochane  kobiety  z 

Rosjaninem.  Część  Lindsay  należała  do  Nicka,  jeszcze  zanim  ją  poznał.  Teraz  z  kolei  Ruth 

jest częścią jego świata. 

- Szykujesz na dzisiaj kolejny wielki triumf? - zapytał Seth. 

- A jakże. Nic innego nie robię - zaśmiał się Nick. 

Lindsay czule go pogłaskała. 

- Zawsze taki sam. - Na chwilę oparła głowę na jego ramieniu. - I chwała Bogu. 

Ruth  ani  razu  się  nie  odezwała.  Była  świadkiem  czegoś  rzadkiego  i  zupełnie 

specjalnego między Lindsay i Nickiem. Emanowało to z nich w sposób tak żywy, że niemal 

mogłaby  tego  dotknąć.  Patrząc  na  nich,  gdy  tak  stali  objęci,  przypominała  sobie,  jaką 

doskonałą parę tworzyli na scenie. Ich harmonia, precyzja, porozumienie. Przestała słuchać, o 

czym rozmawiają, zafascynowana ich wzajemnym stosunkiem. 

Kiedy  wzrok  Nicka  padł  na  nią,  nie  spuściła  oczu,  tylko  patrzyła  na  niego  jak 

zahipnotyzowana. Zapomniała o wszystkim. Wiedziała tylko, że otworzyła się mimo woli, że 

powróciła dawna tęsknota, a także ból. Miał takie niebieskie, sugestywne oczy, że nie była w 

stanie przeszkodzić mu, gdy, zdzierając z niej kolejne warstwy, dotarł do jej duszy. Dopiero 

po  chwili  zmobilizowała  resztki  sił  i  otrząsnęła  się  z  tego  dziwnego  stanu,  podobnego  do 

transu. 

Ten  krótki  epizod  nie  mógł  ujść  uwagi  Lindsay  i  Setha,  którzy  bez  słowa,  samym 

tylko wzrokiem podzielili się swoim niepokojem. 

- Czy Nadine będzie wieczorem? - Lindsay próbowała złagodzić to nagłe napięcie. 

- Hm? - Nick powoli powracał do rzeczywistości. - Ach, tak, Nadine. 

Zebrał myśli i zaczął szybko mówić. 

- Oczywiście, będzie się chciała nacieszyć i ogrzać w blasku chwały, zanim uruchomi 

fundusz na kolejne artystyczne przedsięwzięcie. 

-  Zawsze  byłeś  dla  niej  surowy  -  uśmiechnęła  się  Lindsay,  wspominając  częste 

utarczki Nicka i Nadine Rothchild - założycielki i fundatorki zespołu. 

background image

-  Skoro  ona  to  znosi  -  rzucił  Nick,  wzruszając  ramieniem.  -  Zobaczymy  się  na 

przyjęciu? 

- Tak. - Lindsay zdążyła zauważyć, jak jego wzrok wędruje z powrotem ku Ruth. 

Nie  powiedział  do  niej  słowa,  także  Ruth  nie  odezwała  się  do  niego.  Porozumiewali 

się tylko oczami. A kontakt ten trwał kilka długich sekund, zanim Nick zwrócił się ponownie 

do Lindsay. 

-  Zobaczymy  się  po  przedstawieniu  -  oznajmił.  -  Teraz  muszę  się  przebrać.  Do 

swidanja. 

Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na jego pożegnanie. Gdzieś z głębi 

korytarza usłyszeli, jak ktoś woła go po imieniu. 

Seth  podszedł  do  Ruth,  położył  ręce  na  jej  ramionach,  schylił  się  i  pocałował  ją  w 

czubek głowy. 

- Ty też powinnaś się przebrać. Ruth próbowała wziąć się w garść. 

- Tak, występuję w pierwszej scenie. 

- Będziesz wspaniała. - Pogłaskał jej ramiona. 

- Chcę tego. - Podniosła oczy, spojrzała na niego, a następnie na Lindsay. - Muszę. 

- Będziesz - zapewniła ją Lindsay. - Jesteś urodzoną tancerką, Ruth. A poza tym moją 

najbardziej utalentowaną uczennicą. 

Ruth  odwróciła  się  i  posłała  Lindsay  pierwszy  uśmiech  od  momentu  pojawienia  się 

Nicka. Nadstawiła ochoczo policzek i pozwoliła Lindsay pocałować się. 

-  Do  swidanja!  -  powiedziała  Lindsay,  uśmiechając  się  i  opuszczając  wraz  z  Sethem 

garderobę. 

Ruth  zamknęła  drzwi.  Przez  chwilę  kontemplowała  kostium,  który  uczyni  z  niej 

Carlottę. Była teraz Ruth Bannion, dziewczyną odrobinę niepewną własnych uczuć, odrobinę 

przestraszoną tym, co ją dziś czeka. Nałożenie kostiumu równało się wejściu w rolę. Carlotta 

ma moje słabości, dumała Ruth, dotykając materiału spódniczki, ale pokrywa je śmiałością i 

zuchwalstwem. Ruth uśmiechnęła się. O tak, to rola dla mnie, pomyślała i zaczęła się ubierać. 

Gdy  po  kwadransie  wyszła  z  garderoby,  dobiegły  ją  dźwięki  dostrajającej  się 

orkiestry.  Jej  kostium,  makijaż  i  fryzura  -  wszystko  było  dopracowane  w  najdrobniejszym 

szczególe.  Minęła  w  pośpiechu  tancerzy  rozgrzewających  się  do  pierwszej  sceny,  a  także 

tych,  którzy  stali  bezczynnie  w  oczekiwaniu  na  późniejszy  występ.  W  kącie,  na  podłodze, 

dostrzegła siedzącą po turecku Francie, walącą młotkiem w baletki. 

Ruth podeszła do odpowiednio dużej skrzynki i używając jej jako drążka, przystąpiła 

do rozgrzewki. Poczuła niemal na sobie pot i ujrzała światła sceny. 

background image

Jej  mięśnie  reagowały  prawidłowo  -  naprężały  się,  rozciągały,  rozluźniały  na  jej 

komendę. Celowo skoncentrowała się na nich, stając tyłem do sceny, żeby móc lepiej skupić 

się  na  własnym  ciele.  Każdy  występ  był  dla  niej  ważny,  ale  ten  był  najważniejszy.  Musi  w 

nim  czegoś  dowieść  -  Nickowi  i  sobie.  Musi  się  zaprezentować  z  jak  najlepszej  strony,  by 

potwierdzić  swój  profesjonalizm.  Zapomni  o  wszystkich  dobrych  i  złych  chwilach  i 

odczuciach  do  Nicka,  i  skoncentruje  się  tylko  na  interpretacji  jego  baletu.  Da  z  siebie 

wszystko. 

Przeżyła trudną chwilę w garderobie, kiedy przyszpilił ją wzrokiem. Nagle coś w niej 

zapragnęło stopić się z nim. Jednak duma, która pozwoliła jej przez ostatnie tygodnie trzymać 

się  od  niego  z  daleka,  także  i  tym  razem  zwyciężyła.  On  jej  nie  chce  -  nie  w  pełni  i  nie  na 

wyłączność  -  tak  jak  ona  chce  jego.  Fakt,  że  tak  łatwo  się  przyznał,  iż  bardzo  wiele  kobiet 

może mu dać to, czego naprawdę potrzebuje, zabolał ją i dotknął do żywego. 

Chmurząc się, Ruth zgięła nogę w kolanie, podciągnęła do góry i wyprostowała ją. 

Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie dał nauczkę temu aroganckiemu Rosjaninowi! Za 

wiele kobiet pada do jego stóp. A on tylko na to czeka, podobnie jak nie wyobraża sobie, by 

jego tancerze nie dawali z siebie wszystkiego. 

Ruth wyciągnęła szyję, uniosła podbródek i znów natknęła się na jego przyszpilający 

wzrok. 

Wyszedł  z  garderoby,  ubrany  w  połyskującą,  biało  -  złotą  tunikę,  w  której  miał 

wystąpić  w  pierwszym  akcie.  Na  widok  Ruth  zatrzymał  się  i  tak  stojąc,  patrzył  na  nią. 

Zastanawiał się, czy emanująca z jej twarzy pasja i namiętność należą do niej, czy, podobnie 

jak kostium, do Carlotty. 

Zauważył  również,  że  w  słabo  oświetlonym  korytarzu,  w  cygańskiej  sukni  i  z 

płomiennym  wzrokiem,  jeszcze  nigdy  nie  wyglądała  tak  pociągająco.  To  właśnie  w  tym 

momencie Ruth podniosła głowę i napotkała jego wzrok. 

Każde  z  nich  poczuło  nagłe  przyciąganie,  a  zarazem  nagłą  wrogość.  Ruth  odrzuciła 

głowę,  spojrzała  na  Nicka  wyzywająco,  a  następnie  odwróciła  się  gwałtownym  ruchem  i 

potrząsając  fałdami  barwnej  spódnicy,  poszła  w  swoją  stronę.  Ucieszyło  go  i  jednocześnie 

rozbawiło to jej nieświadome wcielenie się w rolę. 

W  porządku,  mała,  pomyślał  i  uśmiechnął  się  niemal  niedostrzegalnie.  Zobaczymy, 

kto będzie dzisiaj górą. Doszedł do wniosku, że chętnie podejmie wyzwanie. 

Poszedł  za  nią  aż  do  kulis,  odprawiając  z  kwitkiem  jedną  czy  dwie  osoby,  które  go 

chciały  zatrzymać.  Dogoniwszy  ją,  nie  bacząc  na  ludzi,  obrócił  ją  wkoło,  chwycił  w  pasie  i 

mocno  objął.  Była  na  to  kompletnie  nie  przygotowana.  Zabrakło  jej  refleksu,  by 

background image

zaakceptować  albo  odrzucić  jego  pocałunek,  kiedy  wpił  się  w  jej  usta,  natarczywy,  pewny 

siebie, żądający. 

Później  jeszcze  przez  moment  trzymał  ręce  na  jej  ramionach  i  arogancko  się 

uśmiechał. 

- To cię powinno wprowadzić w odpowiedni nastrój - rzucił beztrosko i odszedł. 

Była  wzburzona  i  wściekła.  Jej  oczy  płonęły.  Po  chwili,  nie  bacząc  na  pojedyncze 

chichoty przypadkowych obserwatorów, zakręciła się na pięcie i szeleszcząc spódnicą, wyszła 

na pustą, ciemną scenę. 

Zaczekała,  aż  personel  obsługujący  scenę  odsunie  ciężką  kurtynę.  Zaczekała  na 

orkiestrę  -  tylko  smyczki  sygnalizowały  rozpoczęcie.  Zaczekała,  aż  znajdzie  się  w  pełnym, 

padającym tylko na nią świetle, i zaczęła tańczyć. 

Jej otwierająca partia solowa była krótka, szybka i ognista. Kiedy skończyła, na scenie 

zrobiło się widno i oczom widzów ukazał się cygański obóz. 

Gdy  corps  i  drugoplanowi  tancerze  wkroczyli  do  akcji,  Ruth  mogła  złapać  oddech. 

Czekała,  jednym  uchem  słuchając  pochwał  asystenta  choreografa.  Naprzeciwko,  po  drugiej 

stronie sceny, widziała czekającego na swoje wejście Nicka. 

Pokaż, co potrafisz, Davidov, mówiła w duchu. 

Wiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie tańczyła lepiej. Jak gdyby słysząc to jej nieme 

wyzwanie, Nick uśmiechnął się do niej szeroko, po czym wybiegł na scenę. 

Biły  od  niego  arogancja  i  duma;  książę  odwiedzający  obóz  cygański,  by  kupić  tam 

jakieś błyskotki. Niecierpliwym ruchem odrzucił koraliki, które mu pokazano. Dominował na 

scenie swoją obecnością i talentem. Ruth nie mogła temu zaprzeczyć. Ale to jeszcze bardziej 

ją  zdopingowało.  Czekała,  gdy  tymczasem  on  odrzucał  jedną  ofertę  po  drugiej,  czekała,  aż 

stanie  się  jasne,  że  Cyganie  nie  mają  nic,  co  by  go  zainteresowało.  I  wtedy,  z  wysoko  unie-

sioną głową, pojawiła się na scenie. Z czerwoną różą za uchem. 

Coś ich do siebie przyciąga od pierwszego spojrzenia. Zmiana oświetlenia i crescendo 

orkiestry dodatkowo akcentują tę chwilę. Widząc porozrzucane skarby, Carlotta odwraca się 

do niego plecami i dołącza do grupy swoich sióstr. Zaintrygowany książę zbliża się, by się jej 

uważniej przyjrzeć. 

Ruth i Nick znowu mierzą się wzrokiem. Gdy on ujmuje jej podbródek, ona odwraca 

wyniośle  głowę.  Sposób,  w  jaki  Nick  uśmiecha  się  do  niej,  sprawia,  że  jej  oczy  płoną 

gniewem. Tymczasem książę znalazł to, czego szukał. Gotów jest zapłacić za Carlottę złotem. 

Ona  protestuje.  Jest  dumna  i  wściekła.  Nie  jest  na  sprzedaż!  Nie  zostanie  niczyją 

własnością.  Urągając  mu  i  szydząc  z  niego,  rozpala  w  nim  namiętność.  Za  jego  sakiewkę 

background image

złota  Carlotta  zgadza  się  sprzedać  mu  tylko  swój  taniec.  On  zaś,  choć  rozgniewany  tą 

propozycją,  nie  może  się  oprzeć  i  rzuca  swoje  złoto  na  stos  odrzuconych  przez  siebie  bły-

skotek. Rozpoczyna się ich pierwsze pas de deux - dłoń przy dłoni, kipiąca krew i zły wzrok. 

Balet jest szybki, od początku do końca. Rywalizacja między nimi jest ostra, ponaglają 

się,  prześcigają  w  doskonałości.  Nie  rozmawiają  między  aktami,  tylko  jeden  raz,  podczas 

tańca, Nick szepnie jej złośliwie do ucha, że jej ballottes wymagają dopracowania. 

Podnosi  ją  do  góry,  a  ona  wygina  się,  odchyla  do  tyłu  głowę.  Trwa  w  tej  niemal 

odwróconej do góry nogami pozycji. Sześć, siedem, osiem powolnych, wytrzymanych taktów 

i już w następnej chwili Ruth jak błyskawica podrywa się do arabeski. Kiedy długim skokiem 

opuści  scenę,  pozostawiając  go  w  solowej  partii,  przyciśnie  ręką  brzuch,  z  trudem  łapiąc 

oddech. 

Jeszcze parę razy scena płonęła od jej ognistego tańca. Kiedy wreszcie nadszedł finał, 

stojąc z nim i obejmując się nawzajem, zdążyła mu szepnąć: 

- Nienawidzę cię, Davidov, nawet nie wiesz, jak bardzo. 

- Nienawidź mnie, ile tylko zechcesz - odparł beznamiętnie pośród rozbrzmiewających 

wiwatów i oklasków. - Bylebyś tańczyła. 

- Och, o to się nie martw, jeszcze ci pokażę - zapewniła go zadyszana i z uśmiechem 

na ustach złożyła przed publicznością głęboki, dworski ukłon. 

I  tylko  dotarł  do  niej  jego  chichot,  gdy  podniósłszy  z  podłogi  różę  i  skłaniając  przed 

nią głowę, wręczał ją Ruth. 

- Moje ballottes były bezbłędne - syknęła przez zęby, kiedy ją całował w rękę. 

- Porozmawiamy o tym podczas jutrzejszej próby. - Pochylił się przed nią i jeszcze raz 

zaprezentował ją widowni. 

-  Idź  do  diabła,  Davidov  -  powiedziała,  uśmiechając  się  słodko  w  podziękowaniu  za 

brawa, którymi ich obsypywano. 

-  Po  sezonie  -  zgodził  się,  odwracając  się  w  stronę  widowni  i  wykonując  kolejny 

ukłon. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

Nick  i  Ruth  byli  wywoływani  na  scenę  jedenaście  razy.  W  godzinę  po  ostatnim 

opadnięciu  kurtyny,  gdy  w  garderobie  zrobiło  się  pusto,  Ruth  nareszcie  mogła  się  przebrać. 

Włożyła długą białą suknię z wąskimi rękawami i wysokim kołnierzykiem. Jedyną biżuterię 

stanowiły połyskujące, złote długie kolczyki, które dostała od Lindsay i Setna na dwudzieste 

pierwsze urodziny. Jej oczy błyszczały triumfalnie, wystarczyło dodać tylko odrobinę różu na 

policzki. Włosy zostawiła rozpuszczone, tak jak nosiła je Carlotta. 

- Bardzo ładnie - zauważył Donald, gdy spotkała się z nim w korytarzu. 

Uśmiechnęła się, wiedząc, że ma na myśli suknię własnego projektu, nie zaś kobietę, 

która ją nosi. Wzięła go pod rękę. 

-  Podoba  ci  się?  -  Popatrzyła  na  niego,  a  twarz  jej  promieniała.  -  Wypatrzyłam  ją  w 

jednym z tych tanich odzieżowych sklepików, gdzie udzielają rabatu. 

Za karę uszczypnął ją w brodę, a potem pocałował. 

- Wiem, że się powtarzam, kochanie, ale byłaś cudowna. 

- Och, nie krępuj się, mogę tego słuchać bez końca. - Śmiejąc się, ruszyła przodem w 

stronę wyjścia dla aktorów. - Marzę o szampanie. O całym morzu szampana. Mogłabym się 

nawet dzisiaj w nim wykąpać. 

- Zobaczymy, czy to się da załatwić. Na zewnątrz czekał na nich samochód. 

-  Och,  Donaldzie  -  ciągnęła,  gdy  tylko  usiedli  w  środku.  -  Wszystko  wypadło  tak 

dobrze. Wszystko razem. A muzyka? Była doskonała. 

-  Ty  byłaś  doskonała  -  stwierdził,  włączając  się  w  ruch  uliczny  na  Manhattanie.  -  Z 

twojego powodu gotowi byli pozrywać dekoracje. 

Nie  mogąc  spokojnie  usiedzieć,  Ruth  przesunęła  się  na  sam  brzeg  fotela  i  odwróciła 

do Donalda. 

- Gdybym mogła utrwalić na zawsze jedną chwilę z jakiegoś przedstawienia, razem ze 

wszystkimi  doznaniami  i  emocjami,  to  właśnie  z  tego  baletu.  Dzisiaj.  Z  tego  premierowego 

wieczoru. 

- Powtórzysz to jutro - odpowiedział. 

- Tak, i zrobię to doskonale, wiem. Ale to nie będzie to samo. - Miała nadzieję, że ją 

zrozumie.  -  Nawet  nie  jestem  pewna,  czy  może  być  dokładnie  tak  samo,  a  nawet  czy 

powinno. 

background image

-  Uważam,  że  możesz  się  czuć  odrobinę  znużona,  tańcząc  dzień  w  dzień  przez  parę 

tygodni ten sam taniec. 

Zahamował w zatoczce, a Ruth pokiwała głową. Dlaczego żąda od niego zrozumienia? 

-  zastanawiała  się,  podczas  gdy  portier  pomagał  jej  wysiąść.  Przy  swoich  wszystkich 

twórczych talentach Donald stąpa twardo po ziemi. A ona dzisiejszego wieczoru była gotowa 

unosić się w powietrzu i bujać w obłokach. 

-  To  trudno  wytłumaczyć.  -  Pozwoliła  mu  się  wprowadzić  przez  wielkie  przeszklone 

drzwi  do  hotelowego  holu.  -  To  coś  dzieje  się  z  tobą  w  chwili,  gdy  zapalają  się  światła  i 

rozlegają pierwsze dźwięki muzyki. To jest coś specjalnego. Zawsze. 

Sala bankietowa jarzyła się od świateł, było już pełno ludzi. W momencie, kiedy Ruth 

stanęła w drzwiach, kamery zaczęły błyskać i pstrykać. Powitały ją oklaski. 

- Ruth! 

Z  tłumu  z  pewnością  kobiety,  która  dobrze  wie,  iż  ludzie  rozstąpią  się  przed  nią, 

wyszła  Nadine.  Była  drobna,  proporcjonalnie  zbudowana  i  miała  grację,  która  zdradzała,  iż 

jest wyszkoloną tancerką. Zgrabnie wymodelowane, jasnoblond włosy, cera gładka i różowa. 

Za anielską twarzą krył się jasny i trzeźwy umysł. Dopiero teraz, gdy przestała być tancerką, 

Nadine Rothshild, fundatorka zespołu, na dobre poświęciła się dla baletu. 

Ruth ani się obejrzała, jak wylądowała w jej objęciach. 

-  Byłaś  piękna  -  rzekła  Nadine,  w  której  ustach  był  to  najwyższy  komplement. 

Odsuwając Ruth od siebie, Nadine przez kilka długich sekund patrzyła jej prosto w oczy. Taki 

miała zwyczaj. - Jeszcze nigdy nie tańczyłaś tak dobrze jak dzisiaj. 

- Dziękuję, Nadine. 

- Wiem, że spieszno ci do Lindsay i Setha. - Poprowadziła Ruth przez salę, pozwalając 

Donaldowi iść w ślad za nimi. - Jestem z ciebie taka dumna - dodała z przejęciem. 

Seth trzymał ręce na ramionach żony i spoglądając na bratanicę, rzekł: 

-  Ilekroć  oglądam  twój  występ,  wydaje  mi  się,  że  już  nigdy  nie  zatańczysz  lepiej.  I 

zawsze się mylę. 

Rozmarzona Ruth roześmiała się i nadstawiła policzek do pocałunku. 

-  To  była  najcudowniejsza  rzecz,  jaką  kiedykolwiek  dane  mi  było  zatańczyć  - 

stwierdziła, po czym odwróciła się i ujmując ramię Donalda, dokonała szybkiej prezentacji. 

-  Jestem  wielką  wielbicielką  pańskich  kreacji  -  wyznała  Lindsay,  uśmiechając  się  do 

niego. - Ruth świetnie je nosi. 

-  To  moja  ulubiona  klientka.  Jestem  przekonany,  że  pani  bez  trudu  mogłaby  pójść  w 

jej ślady - odwzajemnił komplement Donald. - Ma pani fantastyczną karnację. 

background image

-  Dziękuję.  -  Lindsay  z  łatwością  wychwyciła  profesjonalny  ton  komplementu,  który 

ją raczej rozśmieszył, niż jej pochlebił. - Zasłużyłaś na szampana - powiedziała, zwracając się 

do Ruth. 

Wypatrywały kelnera, kiedy rozległy się oklaski, a w drzwiach ukazał się Nick. Ruth 

nie musiała się odwracać. Wiedziała, że to on, bo tylko on mógł wzbudzić podobny entuzjazm 

i ogólne ożywienie. 

Był  sam,  co  ją  zdumiało.  Tam,  gdzie  był  Davidov,  zwykle  były  też  kobiety.  Ruth 

wiedziała, że odszukają wzrokiem. 

Nick  szybko  odłączył  się  od  tłumu  i  powolnym  krokiem,  z  typową  dla  swojego 

zawodu  gracją,  doskonale  się  kontrolując,  szedł  ku  niej,  trzymając  w  ręku  długą  czerwoną 

różę,  którą  jej  wręczył.  Przyjęła  ją,  a  on  ujął  jej  drugą  rękę  i  złożył  na  niej  pocałunek.  Nie 

odezwał się, nie spuścił też z niej oczu, po czym odwrócił się i odszedł. 

Istny cyrk, powiedziała do siebie w duchu, ale nie oparła się i powąchała różę. Tylko 

Davidov potrafił tak świetnie zaaranżować scenę. Odszukała wzrokiem Lindsay. Wprawdzie 

wyczytała w jej oczach zrozumienie, ale dostrzegła też niepokój. Omal nie potrząsnęła głową, 

chcąc oddalić jakiekolwiek podejrzenie. Zmusiła się do promiennego uśmiechu. 

- Co z tym szampanem? - zapytała Ruth dziobała widelcem po talerzu, zbyt przejęta, 

by móc patrzeć na jedzenie. Lepiej nie mogła trafić siedziała przy stole z Nadine, o której w 

zespole krążył żart, że ocenia tancerzy po ich wadze. 

Krzywiąc się, Nadine rzuciła okiem na czekoladowy mus na talerzyku Lindsay. 

- Powinnaś się wystrzegać takich kalorycznych deserów, kochanie. 

Ś

miejąc się, Lindsay pochyliła się i pocałowała Nadine. 

- Podziwiam twoją konsekwencję, Nadine. Zwłaszcza w świecie, który jest tak bardzo 

nieprzewidywalny. 

- Nie da się tańczyć z bitą śmietaną w biodrach - zauważyła Nadine, sącząc szampana. 

-  Raz  przyłapała  mnie  z  torebką  ziemniaczanych  chipsów  -  pożaliła  się  Ruth.  - 

Przeżyłam  wówczas  jedną  z  najpotworniejszych  chwil  w  życiu.  -  Przesłała  Nadine  uśmiech 

od ucha do ucha i włożyła do ust pełną łyżeczkę musu. - Od tamtego czasu patrzę na nie ze 

wstrętem. 

-  Moi  tancerze  mają  wyglądać  jak  tancerze  -  stwierdziła  kategorycznie  Nadine.  - 

Przewaga  kości  i  żadnych  wybrzuszeń.  Odpowiednia  dieta  jest  równie  ważna  jak  codzienna 

próba. 

background image

-  Codzienna  próba  jest  równie  ważna  jak  oddychanie  -  dokończyła  ze  śmiechem 

Lindsay.  -  Czy  to  możliwe,  że  od  ośmiu  lat  nie  jestem  już  w  zespole,  czy  tylko  tak  mi  się 

zdaje? 

- Pozostawiłaś po sobie lukę. Niełatwo było cię zastąpić. 

Nieoczekiwany  komplement  zaskoczył  Lindsay.  Nadine  była  pragmatyczną,  trzeźwą 

kobietą,  dla  której  talent  jej  tancerzy  był  czymś  absolutnie  normalnym,  wręcz 

gwarantowanym. Uważała, że muszą być najlepsi, i z zasady ich nie chwaliła. 

- No wiesz, dziękuję ci, Nadine. 

-  To  nie  był  komplement,  ale  pretensja  -  natychmiast  odparowała  Nadine.  -  Za 

wcześnie od nas odeszłaś. Mogłaś jeszcze tańczyć. 

- Masz dość młodych talentów, Nadine. Twój corps de ballet wciąż jest najlepszy - z 

uśmiechem zauważyła Lindsay. 

- Oczywiście. Czy wyobrażasz sobie, ile Julii obejrzałam w moim życiu, Lindsay? 

-  Czy  to  podchwytliwe  pytanie?  -  uśmiechnęła  się  Lindsay  i  zwróciła  do  Setha.  -  Bo 

jeżeli powiem za dużo, będzie się skarżyć, że ją postarzam. A jak za mało, to że ją obrażam. 

- Spróbuj odpowiedzieć „niemało” - zasugerował Seth, dolewając żonie wina. 

- Dobry pomysł. Niemało - odparła Lindsay. 

- Całkiem prawidłowo. - Nadine odstawiła kieliszek i położyła rękę na dłoni Lindsay. 

Spojrzała na nią poważnie i jakby z bólem. - Byłaś najlepsza. 

Najlepsza z najlepszych. Płakałam, kiedy nas opuściłaś. 

Lindsay otworzyła usta i natychmiast je zamknęła, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. 

-  Przepraszam  was  na  chwilę  -  rzekła  niemal  szeptem,  po  czym  wstała  i  pomknęła 

przed siebie. 

Dotarła  do  wielkich  przeszklonych  drzwi  wychodzących  na  półkolisty  balkon. 

Otworzyła  je  i  wyszła  na  zewnątrz.  Oparta  o  balustradę  wzięła  głęboki  oddech.  Niebo  było 

czyste, gwiaździste, księżyc rozsiewał nad Manhattanem srebrzyste światło. Patrzyła, nic nie 

widząc. 

Po tylu latach, po tak długiej przerwie! - myślała. Dałabym sobie odrąbać rękę, żeby 

usłyszeć to od niej dziesięć lat temu. Poczuła spływającą po policzku łzę i zamknęła oczy. O 

Boże,  jakże  mi  strasznie  kiedyś  zależało  na  dowiedzeniu  się  tego,  co  mi  przed  chwilą 

powiedziała. A teraz... 

Drgnęła, czując dotyk czyjejś ręki. Odwróciła się, lądując prosto w ramionach Nicka. 

Przez  chwilę  milczała,  opierając  się  na  nim  i  wspominając.  W  tamtym  życiu,  w  tamtym 

ś

wiecie, do którego kiedyś należała, była jego Julią. 

background image

- Och, Nick - szepnęła. - Jacy my jesteśmy nieodporni i głupi. 

-  Głupi?  -  powtórzył  i  pocałował  ją  w  czubek  głowy.  -  Mów  za  siebie,  pticzka. 

Davidov nigdy nie jest głupi. 

- Zapomniałam - zaśmiała się. 

- Raczej zwariowany na  twoim punkcie. -  Znowu ją objął i podniósł na palce, tak że 

muskali się policzkami. 

-  Nick,  okazuje  się,  że  można  z  tym  nie  mieć  do  czynienia  przez  długi  czas,  być  jak 

najdalej od tego, a mimo wszystko tkwić w tym nadal. Masz to nie tylko we krwi, masz to w 

ciele, w mięśniach. - Westchnęła, wysunęła się z jego ramion i ponownie oparła o balustradę. 

- Ilekroć tu powracam, mam wrażenie, że zaraz zadzwonię do kolegów z zespołu, że udam się 

na lekcję. Tego się nie da wykorzenić. 

- Brakuje ci tego, tęsknisz? - zapytał. 

- Nie W tym rzecz. -  Lindsay ściągnęła brwi, próbując przełożyć uczucia na słowa. - 

To raczej jak odgrzebywanie wspomnień z lamusa. Szczerze mówiąc, kiedy jestem w domu, 

nie myślę o zespole. Zajmuję się dziećmi i moimi uczniami. A Seth jest... - Urwała, a na jej 

twarzy  pojawił  się  jasny  uśmiech.  -  Seth  jest  wszystkim.  -  Znowu  się  odwróciła,  patrząc  na 

Nicka  i  na  sylwetkę  miasta.  -  Czasami,  kiedy  tu  wracam,  żeby  popatrzeć  na  Ruth,  ożywają 

wspomnienia, a wszystko staje się takie nierealne. 

- I robi ci się smutno? 

- Troszeczkę - przyznała. - A równocześnie jest to miłe uczucie. Kiedy patrzę wstecz, 

nie widzę w moim życiu niczego, co chciałabym zmienić. Jestem bardzo szczęśliwa. A Ruth... 

- Ponownie się uśmiechnęła, zapatrzona w Nowy Jork. - Jestem z niej dumna i taka przejęta. 

Ona  jest  taka  dobra.  Jest  niewiarygodnie  dobra.  Czasami  dzięki  niej  czuję,  jakbym  znowu 

była częścią tego wszystkiego. 

-  Zawsze  jesteś  częścią  tego,  Lindsay.  -  Bawił  się  końcami  jej  włosów.  -  Taki  talent 

jak twój nigdy nie pójdzie w zapomnienie. 

-  Och,  nie,  dość  już  tych  komplementów  na  dzisiaj.  -  Zaśmiała  się  drżącym  ze 

wzruszenia głosem. 

-  To  było  dobre,  gdy  zaczynałam.  Bardzo  mi  pomagało.  -  Oddychając  głęboko, 

popatrzyła mu w oczy. 

-  Wiem,  że  byłam  dobrą  tancerką,  Nick.  Ciężko  na  to  pracowałam.  Cenię  sobie  jak 

skarb  lata  spędzone  w  zespole,  balety,  w  których  tańczyłam  z  tobą.  Moja  matka  wciąż 

przechowuje  album  z  fotografiami  i  wycinkami,  a  moje  dzieci  pewnego  dnia  będą  go  sobie 

oglądały. 

background image

-  Ilekroć  myślę  o  tobie  i  dwójce  twoich  podrastających  dzieci,  nie  posiadam  się  ze 

zdumienia. 

- Dlaczego? 

-  Ponieważ  tak  dobrze  pamiętam  ten  pierwszy  raz,  kiedy  cię  zobaczyłem.  Byłaś  już 

solistką,  kiedy  przyszedłem  do  zespołu.  Oglądałem  cię  podczas  próby  „Śpiącej  królewny”. 

Byłaś wróżką kwiatów i byłaś niezadowolona ze swoich fouettes. 

- I ty to zapamiętałeś? 

- Bo moją pierwszą myślą było, jakby cię zdobyć i zaciągnąć do łóżka. Nie mogłem ci 

tego powiedzieć wprost, bo w tym czasie mój angielski nie był za dobry. 

Lindsay omal się nie zakrztusiła. 

- Sądzę, że szybko nadrobiłeś zaległości. Chociaż, jeśli mnie pamięć nie myli, nigdy, 

w żadnym języku, nie sugerowałeś, żebym z tobą poszła do łóżka. 

- Czy to możliwe? - Patrząc na nią, przechylił głowę. - Nosiłem się z tym przez ponad 

dziesięć lat. 

Lindsay odczekała, aż uspokoi się jej serce. Dochodziły tu śmiechy z sali i stłumiony 

warkot samochodów nisko w dole. Próbowała wczuć się w Lindsay Dunne sprzed dziesięciu 

lat. W końcu dała sobie z tym spokój. 

- Kto wie? Może tak jest lepiej. 

Nick otoczył ją ramieniem, a ona oparła się na nim. 

-  Masz  rację.  Czasem  jest  lepiej  nie  wiedzieć.  Zamilkli  i  każde  podążyło  tropem 

własnych myśli. 

- Donald Keyser sprawia miłe wrażenie - zauważyła półgłosem. Poczuła, choć trwało 

to zaledwie ułamek sekundy, sztywniejące ramię Nicka. 

- Tak. 

-  Ruth  nie  jest  w  nim  zakochana,  to  widać,  ale  on  też  jej  nie  kocha.  Myślę,  że  po 

prostu  dobrze  się  czują  w  swoim  towarzystwie  i  są  dobrymi  kumplami.  -  Ponieważ  się  nie 

odzywał,  Lindsay  przechyliła  głowę  i  popatrzyła  na  niego.  -  Nick?  Bez  trudu  odczytał  jej 

myśli. 

- Ponosi cię wyobraźnia - mruknął. 

- Znam ciebie. I znam Ruth. 

- Bałbym się ją skrzywdzić. 

-  Też  tak  sobie  pomyślałam  -  przyznała  Lindsay.  -  Ale  zaraz  potem  przyszło  mi  do 

głowy, że to ona może cię zranić. Trudno jest, kiedy kocha się was oboje. 

background image

Starał  się  zbagatelizować  sprawę;  wzruszył  ramieniem,  wsunął  ręce  do  kieszeni  i 

zaczął się przechadzać. 

- Tańczymy razem, to wszystko. 

- Akurat! - skwitowała Lindsay i nie bacząc na jego groźną minę, kontynuowała: - Nie 

chcę  przez  to  powiedzieć,  że  jesteście  kochankami,  nic  mi  też  do  tego,  gdyby  tak  było.  Ale 

kiedy  się  na  was  patrzy,  to  jakby  iskry  leciały  -  dokończyła,  pomimo  że  piorunował  ją 

wzrokiem. 

- Więc czego chcesz? - zapytał. - Mam ci obiecać, że nie zaciągnę jej do łóżka? 

- Nie. Nie chodzi mi o obietnice ani nie zamierzam udzielać ci rad. Myślałam tylko, że 

ci pomogę, gdybyś tego potrzebował. 

Szybko złagodniał. 

- Ona jest dzieckiem - mruknął. 

- Jest kobietą - poprawiła go Lindsay. - Ruth ledwo zdążyła być dzieckiem. Kiedy ją 

poznałam, była dojrzała pod wieloma względami. 

- Może byłoby bezpieczniej, gdybym ją uważał za dziecko. 

- Posprzeczałeś się z nią! Roześmiał się i spojrzał Lindsay w oczy. 

Pticzka, przecież zawsze się kłócę z moimi partnerkami, czyż nie? 

-  To  prawda  -  przyznała  i  postanowiła  na  tym  poprzestać.  Zamiast  wywierać  na  nim 

presję, wyciągnęła do niego rękę. - Sami przecież spieraliśmy się i prowadziliśmy rozmowy 

na bardzo poważne tematy. 

- Na najpoważniejsze. - Nick ujął w obie dłonie jej wyciągniętą rękę. - Chodź, pozwól, 

ż

e cię zabiorę do środka. Powinniśmy wspólnie świętować dzisiejszy dzień. 

-  Czy  zdążyłam  ci  powiedzieć,  jaki  byłeś  dzisiaj  wspaniały  i  jak  znakomity  jest  twój 

balet? 

- Tylko jeden raz. - Ofiarował jej swój olśniewający, czarujący uśmiech. - Stanowczo 

za  mało.  Wiesz,  jak  bardzo  wielkie  jest  moje  ego.  -  Od  uśmiechu  aż  mu  się  zrobiły  na 

policzkach bruzdy. - No więc powiedz, byłem cudowny? 

-  Tak  cudowny,  jak  tylko  cudowny  potrafi  być  Davidov  -  roześmiała  się  Lindsay, 

serdecznie go obejmując. 

- Tak, to stosowny komplement - stwierdził - i nic lepszego nie mogłaś wymyślić. 

Ucałowała go. 

- Tak się cieszę, że się nie zmieniłeś. Odwrócili się oboje, kiedy otworzyły się drzwi i 

stanął w nich Seth. 

background image

-  No  tak,  przyłapał  nas  -  stwierdził  Nick,  szczerząc  zęby  i  nie  wypuszczając  z  objęć 

Lindsay. - Teraz twój architekt połamie mi obie nogi. 

- Błagaj go zatem o litość - poradziła Lindsay, uśmiechając się do Setha. 

-  Davidov  ma  błagać  o  litość?  -  Nick  wzniósł  oczy  do  nieba  i  natychmiast  puścił 

Lindsay. - Ta kobieta jest szalona. 

-  Czasami  jej  się  to  zdarza  -  przyznał  Seth  -  ale  ja  biorę  to  pod  uwagę.  -  Lindsay 

wzięła męża za rękę. - Ludzie dopytują się o ciebie - zwrócił się do Nicka. 

-  Jak  długo  się  zatrzymacie?  -  zapytał  Nick,  rzucając  szybkie  spojrzenie  w  kierunku 

sali. 

- Tylko na noc - odparł Seth. 

- Więc pożegnam się już teraz. - Wyciągnął rękę do Setha. - Do swidanja, prijatel. Jest 

ci czego zazdrościć. Do swidanja, pticzka. 

- Do zobaczenia, Nick. 

Patrząc, jak wraca do sali, westchnęła tęsknie. 

- Lepiej się czujesz? - zapytał Seth. 

- Jak ty mnie dobrze znasz - rzekła półgłosem. 

- A jak cię kocham! - wyszeptał, obejmując ją. 

- Seth, to był uroczy wieczór. 

- Nie żałujesz? 

Wiedziała, że ma na myśli jej karierę, wybór, którego dokonała. 

- Nie. Nie żałuję. - Uniosła twarz, a ich usta się spotkały. Pocałunek był długi i gorący. 

Byli  siebie  złaknieni.  Przyciągając  ją  do  siebie,  jęknął  z  rozkoszy.  Objęła  go,  wpiła  palce  w 

jego  ramiona.  Zawsze  jest  tak  jak  za  pierwszym  razem,  pomyślała.  Ilekroć  mnie  całuje,  to 

jakby to był pierwszy raz. 

- Seth - zamruczała. - Jestem bardzo, za bardzo zmęczona, żeby zostać na przyjęciu. 

- Hm. - Powędrował ustami w okolice jej ucha. 

- To był długi dzień. Moglibyśmy się wymknąć do naszego pokoju i trochę odpocząć. 

-  Dobry  pomysł  -  odparła.  -  Moglibyśmy  zamówić  butelkę  szampana,  żeby  wznieść 

toast za balet. 

- Dwuipółlitrową butelkę - postanowił Seth. - W końcu to był doskonały balet. 

- O, tak. Moglibyśmy już nie wracać na przyjęcie, jak sądzisz? 

-  Jakie  przyjęcie?  -  zapytał.  Wziął  ją  pod  ramię  i  przeprowadził  obok  drzwi.  -  Po 

wschodniej stronie jest jeszcze druga para drzwi. 

Lindsay zaśmiała się. 

background image

- Architekci zawsze wszystko wiedzą najlepiej - powiedziała prawie szeptem. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

Już  z  końcem  pierwszego  tygodnia  było  wiadomo,  że  „Czerwona  róża”  odniosła 

sukces. Każde przedstawienie szło przy pełnej sali. Ruth czytała recenzje. Wiedziała, że jest 

to  punkt  zwrotny  w  jej  karierze.  Udzieliła  szeregu  wywiadów,  koncentrując  się  na  promocji 

baletu,  zespołu  i  siebie.  Zależało  jej,  żeby  poświęcać  jak  najwięcej  czasu  na  pracę  i 

wykonywać ją jak najlepiej. Wcale nie było łatwo uporać się z uczuciami, skoro co wieczór 

tańczyła z Nickiem. 

Ruth  mówiła  sobie,  że  to  są  uczucia  Carlotty;  że  za  bardzo  wczuła  się  w  tę  rolę. 

Zakochać się w Davidovie? To niemożliwe! 

Jest zaabsorbowany baletem. Ona również. Interesują go wyłącznie przelotne fizyczne 

kontakty.  Ona  pragnie  uczuć  -  głębokich  i  trwałych.  Przykład  własnych  rodziców,  a  także 

Lindsay  i  Setha  popsuł  ją,  a  zarazem  zniechęcił  do  byle  jakiego  związku.  Nick  był 

wymagający, samolubny i nieznośny  - żadna z tych cech nie kwalifikowała  go w jej oczach 

na kochanka. Uważał ją za głupią i romantyczną. 

Musiała  to  sobie  przypominać  po  każdym  przedstawieniu,  wtedy  bowiem  wrzała  w 

niej  krew,  a  namiętność  do  niego  rozpalała  wnętrzności.  Musiała  to  sobie  przypominać  w 

czasie bezsennych nocy, kiedy jej umysł był aż zanadto rozbudzony. 

Spotykali  się  niemal  wyłącznie  na  scenie,  więc  gdy  stawali  ze  sobą  twarzą  w  twarz, 

pokusa  wejścia  w  role,  które  odtwarzali,  była  przemożna.  Ilekroć  Ruth  czuła,  że  jest  bliska 

utraty  tożsamości  Carlotty  i  że  z  trudem  dystansuje  się  w  stosunku  do  Nicka,  przywoływała 

na pamięć wszystkie jego najgorsze wady. Miała swoje życiowe plany, zarówno zawodowe, 

jak  i  osobiste.  Wiedziała,  że  Nick  jest  jedynym  mężczyzną,  który  może  jej  w  tym  prze-

szkodzić. 

Uważała  się  za  osobę  samowystarczalną  i  niezależną.  Nic  dziwnego,  skoro  nie  miała 

normalnego  domu  i  wiodła  nietypowe  życie,  bez  utrwalonych  nawyków  i  niezbędnego 

poczucia  stabilności  w  dzieciństwie.  Nie  miała  stałych  towarzyszy  zabaw  dziecięcych, 

nauczyła  się  nie  przywiązywać  do  domów,  które  wynajmowali  rodzice,  ponieważ  nigdy  w 

nich  długo  nie  pozostawali.  Jej  mieszkanie  w  Nowym  Jorku  było  pierwszym  miejscem,  do 

którego  świadomie  się  przywiązała.  Było  jej  własne  -  kupione  za  pieniądze,  które  zarobiła, 

wypełnione  przedmiotami,  które  były  dla  niej  ważne.  Mieszkała  tutaj  od  roku  i  już  się 

przekonała,  że  świetnie  sobie  sama  radzi.  Wierzyła  w  siebie  -  jako  kobieta  i  jako  tancerka. 

background image

Fakt,  że  Nick  -  jedyny  na  świecie  -  potrafi  podkopać  jej  wiarę  w  siebie,  doprowadzał  ją  do 

białej gorączki. 

Na  płaszczyźnie  zawodowej  mógł  ją  sprowokować,  i  wówczas  dawała  z  siebie 

wszystko,  jak  również  -  doborem  słów  albo  wyrazem  twarzy  -  onieśmielić,  wręcz 

sparaliżować. Również prywatnie potrafił w niej wyzwolić najróżniejsze emocje. 

Dziewczęce  zadurzenia  miała  dawno  za  sobą.  Od  lat  jej  namiętności  i  pasje 

koncentrowały  się  wokół  tańca.  Mężczyźni,  z  którymi  się  umawiała,  byli  towarzyszami, 

przyjaciółmi.  Nick  był  premier  danseur,  nauczycielem  Ruth  i  partnerem  w  zawodzie.  Aż 

dziwne, że jej uczucia do niego zmieniły się i pogłębiły tak szybko. 

Być może, zastanawiała się, byłoby prościej zakochać się w kimś zupełnie obcym, niż 

poczuć nagle pociąg do mężczyzny, którego znała i z którym pracowała od lat. 

Gdyby tylko chodziło o popęd fizyczny, dałaby sobie z tym radę. Ale w grę wchodziło 

zaangażowanie emocjonalne, i to ją niepokoiło. Jej uczucia do Nicka były złożone i głębokie. 

Podziwiała go, była nim zafascynowana, doprowadzał ją do szału i ufała mu bezgranicznie - 

jeśli chodzi o taniec. 

Prywatnie,  o  czym  dobrze  wiedziała,  mógłby  ją  stłamsić  i  zniszczyć  -  samą  swoją 

osobowością.  Nie  odpowiadała  jej  rola  ofiary.  Bała  się,  że  miłość  oznacza  zależność,  a  to  z 

kolei prowadzi do utraty kontroli. 

- Daleko odpłynęłaś? 

Ruth odwróciła się błyskawicznie i w drzwiach garderoby zobaczyła Francie. 

-  Och,  całe  mile  stąd  -  przyznała,  przyłapana  na  rozmyślaniach  o  Nicku.  -  Wejdź  i 

siadaj. 

Ruth zaczęła sczesywać włosy do tyłu, żeby je ująć w koński ogon. 

- Mmm - zaczęła dyplomatycznie. - Najdłuższe są piątki. Już na samą myśl o dwóch 

występach w ciągu jednego dnia czuję skurcze w nogach. 

-  Siedem  wywołań  przed  kurtynę  na  poranku  to  nie  w  kij  dmuchał.  -  Francie 

przycupnęła  na  pierwszym  z  brzegu  krzesełku.  -  Biedny  Nick  udziela  właśnie  kolejnego 

wywiadu, tym razem reporterowi z „New Trends”. 

Ruth skwitowała to półuśmieszkiem. 

- Będzie niebywale czarujący, a jego akcent coraz bardziej dziwaczny. 

-  Spasibo,  czyli  dziękuję  -  powiedziała  Francie.  -  Jedno  z  nielicznych  znanych  mi 

rosyjskich słów. 

- Gdzieś się nauczyła? 

background image

- Och, trochę tego wkułam, sądząc, że oczaruję tym Nicka. Ale to było parę lat temu. - 

Uśmiechając się szeroko, Francie wyjęła z kieszeni gumę do żucia. - Ale nic nie wskórałam. 

Ś

miał  się  i  od  czasu  do  czasu  głaskał  mnie  po  głowie.  A  ja,  naiwna,  liczyłam  na  orkiestrę 

cygańską i na szał namiętności. Nick wydaje się zawsze zajęty, jeśli wiesz, co mam na myśli. 

- Tak Nie wiedziałam, że interesujesz się Nickiem w taki sposób. 

-  Kochana.  -  Francie  spojrzała  z  politowaniem  na  Ruth  i  uśmiechnęła  się.  -  A  która 

kobieta powyżej dwunastu lat by się nim nie zainteresowała? A poza tym wszyscy wiemy, że 

jestem nienasycona w tej dziedzinie. - Roześmiała się i wyciągnęła ramiona do sufitu. - Lubię 

mężczyzn,  i  nie  walczę  z  tym.  -  Opuściła  ręce  na  kolana.  -  Właśnie  skończyłam  poważny 

związek z dermatologiem. 

- Och. Tak mi przykro! 

-  Niech  ci  nie  będzie  przykro.  Mieliśmy  doskonały  ubaw.  Zastanawiam  się  właśnie 

nad  nowym  poważnym  związkiem  z  aktorem,  którego  poznałam  w  zeszłym  tygodniu.  To 

Price  Reynolds  z  „A  New  Breed”.  -  Ponieważ  Ruth  nie  zareagowała,  Francie  uściśliła:  - 

Mydlana opera. 

- Nie widziałam. 

-  Jest  wysoki,  barczysty  i  ciemnowłosy,  i  ma  senne  spojrzenie.  Może  będzie  tym 

właściwym. 

- Dlaczego tak uważasz? 

- Pocą mi się dłonie. -  Widząc zdumienie na twarzy Ruth,  roześmiała się. -  Kiedy to 

prawda. Ale z tobą ten numer by nie przeszedł. Nie zadowoliłaby cię świadomość, że to może 

być ten właściwy mężczyzna. Musiałabyś wiedzieć, że nim jest. W tym roku byłam już dwa 

razy  zakochana.  W  zeszłym  co  najmniej  cztery  albo  nawet  pięć.  A  ty  ile  razy  byłaś 

zakochana? 

- Ja, prawdę mówiąc... - Nigdy, uświadomiła sobie Ruth. Ani razu. 

- Nie łam się. Nie byłaś zakochana, ponieważ znasz tylko jedno znaczenie tego słowa. 

Gdy  to  nastąpi,  rozpoznasz  to  bezbłędnie.  -  Francie  uśmiechnęła  się  przyjaźnie.  -  I  dlatego 

czujesz  się  bezpieczna.  Nie  to  co  ja!  Wiesz,  czego  chcesz,  czego  pragniesz.  Nie  idziesz  na 

łatwiznę. 

- Ty nie czujesz się bezpieczna? Boże, nigdy bym nie przypuszczała. 

- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi mówił, że jestem ładna, zdolna, kochana. A tobie to 

niepotrzebne. - Złapała oddech. - Gdy byłyśmy w corps, wiedziałaś, że w nim nie zostaniesz. 

Nie miałaś cienia wątpliwości. - Francie ponownie się uśmiechnęła. - Nikt w to nie wątpił. A 

background image

gdy  spotkasz  mężczyznę,  który  będzie  dla  ciebie  znaczyć  tyle  co  taniec,  będziesz  mieć 

wszystko. 

Ruth posmutniała. 

- Ale taki mężczyzna musiałby czuć to samo co ja. 

-  Zawsze  istnieje  jakieś  ryzyko.  To  tak  jak  z  naciągniętym  mięśniem.  -  Tym  razem 

Francie  uśmiechnęła  się  od  ucha  do  ucha.  -  Boli  jak  cholera,  ale  nie  przestajesz  tańczyć. 

Widać, że jeszcze sobie nie naciągnęłaś mięśnia. 

- Masz dar do wynajdywania analogii. 

- Filozofuję tylko z pustym żołądkiem - odparła Francie. - Zjesz lunch? 

-  Nie  mogę.  Umówiłam  się  z  Donaldem.  -  Ruth  zerknęła  na  zegarek.  -  I  już  jestem 

spóźniona. 

-  Baw  się  dobrze.  George  porywa  mnie  po  wieczornym  przedstawieniu.  Będziesz 

mogła rzucić na niego okiem. 

- George? 

- George Middemeyer. - Wychodząc, Francie uśmiechnęła się szeroko przez ramię. - 

To  właśnie  doktor  Price  Reynolds.  Jest  neurochirurgiem,  jego  małżeństwo  się  rozpada  i  ma 

wyrozumiałą  kochankę,  która  prawdopodobnie  jest  w  ciąży.  Oczywiście  to  dzieje  się  w 

filmie. Obejrzyj sobie jutro. 

To mówiąc, wyszła. Ruth roześmiała się i chwyciła torebkę. 

Bar,  w  którym  miała  się  spotkać  z  Donaldem,  znajdował  się  dwie  przecznice  dalej. 

Musiała  się  spieszyć.  Była  spóźniona  dziesięć  minut,  a  Donald  na  pewno  przyjdzie 

punktualnie. 

Intensywne, ostre zapachy peklowanej wołowiny i koszernych marynat powitały ją od 

progu.  Ponieważ  minęła  już  pora  lunchu,  w  barze  nie  było  tłoku.  Zasiedziało  się  tylko  parę 

osób. Dwóch starszych panów przy odległym stoliku grało przy resztkach lunchu w szachy. 

Ponad ich głowami wypatrzyła Donalda. Siedział tyłem do sali i palił. Lekko, pewnym 

krokiem przeszła między rzędami malutkich stolików. 

- Przepraszam za spóźnienie, Donaldzie. - Pochyliła się, żeby go pocałować na dzień 

dobry. - Coś już zamówiłeś? 

- Nie. - Strzasnął popiół z papierosa. - Czekałem na ciebie. 

Wyczuła,  że  coś  jest  nie  tak. Jednak  znając  Donalda,  wolała  się  nie  dopytywać.  Jeśli 

ma jej coś do powiedzenia, zrobi to w swoim czasie. 

Rozejrzała  się  wokół,  a  stojący  za  kontuarem  pękaty  mężczyzna  w  białym  fartuchu 

poczłapał w ich kierunku. 

background image

- Co podać? 

- Sałatkę owocową i herbatę, proszę - odpowiedziała Ruth, uśmiechając się do niego. 

- Pstrąga i kawę - zamówił Donald, nie patrząc w jego stronę. 

Pękaty  mężczyzna,  zanim  poczłapał  z  powrotem,  wydał  ledwo  słyszalny  dźwięk, 

przypominający parsknięcie. Uśmiechając się szeroko, Ruth odprowadziła go wzrokiem. 

-  Byłeś  tu  kiedyś  w  porze  lunchu?  -  zapytała  Donalda.  -  Istny  dom  wariatów.  Szef 

bierze  na  ten  czas  chłopca  do  pomocy,  ale  co  z  tego,  skoro  obaj  ruszają  się  w  tym  samym 

tempie? Adagio. 

-  Rzadko  jadam  w  podobnych  miejscach  -  zaznaczył  Donald,  zaciągając  się  ostatni 

raz, zanim zgniótł papierosa w popielniczce. 

Ruth znowu wyczuła jakiś podtekst, ale nadal czekała. 

-  Na  nic  lepszego  nie  znalazłabym  dzisiaj  czasu,  Donaldzie.  Ty  też  musisz  mieć 

zwariowany dzień i pewnie uwijasz się jak w ukropie, żeby zdążyć z pokazem i wieczornym 

przyjęciem.  -  Powiesiła  torebkę  na  oparciu  krzesła,  po  czym,  podparłszy  się  łokciami, 

pochyliła się do przodu. - Jak idzie? W porządku? 

-  Chyba  tak.  Oczywiście,  jak  zawsze  wszystko  na  ostatnią  chwilę.  Parę  pokłutych  w 

pośpiechu osób. Gwałtowne sprzeczki między moim głównym krojczym i główną szwaczką. 

Normalka. 

-  Ale  ten  pokaz  jest  dla  ciebie  dość  ważny,  nieprawda?  -  Przechyliła  na  bok  głowę, 

zdziwiona bezosobowym, prawie obojętnych tonem jego głosu. 

- Tak, jest ważny. - Przykuł ją wzrokiem. - Dlatego chciałbym, żebyś tam ze mną była. 

Ruth  wytrzymała  jego  spojrzenie,  milknąc,  gdy  z  pewną  typową  dla  tego  miejsca 

nonszalancją stawiano przed nimi jedzenie. 

Niespiesznie podniosła łyżeczkę, lecz nie tknęła swojej sałatki. 

- Wiesz, dlaczego nie mogę, Donaldzie. Już o tym rozmawialiśmy. 

Wsypał do kawy kopiastą łyżkę cukru. 

- Wiem również, że masz dublerkę. Mogłabyś opuścić jedno przedstawienie. 

- Dublerka jest na wyjątkowe sytuacje. Nie mogę wziąć wolnego wieczora, dlatego że 

chcę pójść na randkę. 

- Ale tu nie chodzi o kino ani o pizzę - odparował. 

- Wiem, Donaldzie. Przyszłabym, gdybym mogła. 

- Nie zgodzę się, żebyś była nieobecna na otwarciu wieczoru. 

-  Zagrywasz  nieczysto.  -  Ruth  odstawiła  filiżankę.  Patrząc  na  chłodny,  stanowczy 

wyraz  jego  twarz,  wiedziała,  że  już  podjął  decyzję.  -  Gdybyś  ty  miał  pokaz,  który  by 

background image

kolidował  z  moim  występem,  nie  zrezygnowałbyś  z  niego,  a  ja  nie  oczekiwałabym  tego  od 

ciebie. 

- Po prostu brak ci dobrej woli. 

Ruth  pomyślała  o  przyjęciach,  w  których  uczestniczyła,  i  o  obowiązkach,  które 

spełniała, ponieważ na to nalegał. 

-  Daję  ci  to,  co  mogę,  Donaldzie.  Kiedy  zaczęliśmy  się  spotykać,  wiedziałeś,  co  jest 

dla mnie najważniejsze. 

Donald przestał mieszać kawę i odłożył łyżeczkę na stół. 

-  To  nie  wystarczy  -  powiedział  tak  zimnym  tonem,  że  Ruth  poczuła  skurcz  w 

brzuchu. - Chcę, żebyś dzisiaj ze mną była. 

- Czy to ultimatum? 

- Tak. 

- Przykro mi, Donaldzie. - powiedziała cicho, ale nie przepraszająco. - Nie mogę. 

- Powiedz raczej, że nie chcesz - odrzekł. 

- Nazwij to, jak wolisz - rzekła znużonym głosem. 

- Zaproszę więc na dzisiejszy wieczór Germanie. 

Ruth  popatrzyła  na  niego.  Jego  wybór  świadczył  o  pewnej  przewrotności.  Jego 

największa konkurentka może się okazać bardziej pomocna niż jakaś tam tancerka. 

- Ostatnio zapraszałem ją kilka razy - wyjaśnił. - Kiedy byłaś zajęta. 

- Rozumiem - odpowiedziała dyplomatycznie, chociaż jego słowa zabolały ją. 

-  W  ostatnim  czasie  coraz  bardziej  koncentrujesz  się  na  sobie.  Liczy  się  tylko  twój 

balet.  W  twoim  życiu  nie  ma  miejsca  dla  mnie,  nie  ma  miejsca  dla  żadnego  mężczyzny. 

Bronisz się przed tym. Jesteś skażona egoizmem, Ruth. Lekcja za lekcją, a między tym próby 

i występy. Pochłania cię taniec, na niczym innym ci nie zależy. 

Początkowo była wstrząśnięta jego słowami, a potem zdruzgotana. Sięgnęła za siebie 

po torebkę, ale Donald chwycił ją za ramię. 

- Jeszcze nie skończyłem. - Przytrzymał ją. - Stoisz godzinami przed tymi lustrami i co 

tam  widzisz?  Ciało,  które  czeka,  aż  choreograf  mu  powie,  co  ma  robić.  Czy  zdarza  ci  się 

wykonać  jakiś  spontaniczny,  samodzielny  ruch?  Czy  zdarza  się,  że  odczuwasz  coś,  co  nie 

zostało zaprogramowane? Z czym zostajesz, kiedy kończy się taniec? 

-  Proszę  cię.  -  Zagryzała  z  całej  siły  wargi,  żeby  powstrzymać  łzy,  ale  na  próżno.  - 

Dość tego. 

Spojrzał  na  nią,  jakby  ją  dopiero  zobaczył.  Na  sekundę  wstrzymał  oddech,  puścił  jej 

ramię. 

background image

- A niech to, Ruth, przepraszam. 

-  Nie.  -  Jak  oszalała  potrząsnęła  głową,  odsunęła  się  z  krzesłem  i  poderwała.  -  Ani 

słowa więcej. - Błyskawicznie wybiegła za drzwi. 

Parne  letnie  powietrze  uderzyło  ją  jak  obuchem.  Przez  chwilę,  oszołomiona, 

rozglądała się na wszystkie strony, zanim skręciła w kierunku studia. 

W  dzikim  pędzie  minęła  morze  obcych  ludzi.  Przytyki  Donalda  wycelowane  były  w 

najczulszy  punkt  -  dotknęły  ją  do  żywego.  Czy  rzeczywiście  stała  się  automatem?  Pustym 

ciałem,  kierowanym  poleceniami  choreografów  i  muzyków?  Czy  tak  postrzegają  ją  ludzie  z 

zewnątrz - jak balerinę na pozytywce, kręcącą piruety, dopóki rozbrzmiewa muzyka? 

Zastanawiała się, ile było prawdy w jego wypowiedzianych w złości słowach. 

Kiedy znalazła się w środku, zamknęła drzwi garderoby i oparła się o nie. Trzęsła się 

od  stóp  do  głów.  Kilka  uwag  Donalda  pozbawiło  ją  cech  ludzkich.  Podeszła  do  lustra  i 

zapaliła  wszystkie  światła.  Surowym,  badawczym  wzrokiem  uważnie  analizowała  swoją 

twarz. 

Czy  poświęcenie  się  ukochanemu  tańcowi  uczyniło  z  niej  egoistkę,  istotę 

jednowymiarową? Czy rzeczywiście niezdolna jest do głębszych uczuć, do stałego związku? 

Ruth  przycisnęła  dłonie  do  policzków.  Skóra  była  delikatna,  gładka,  a  zapach  jej  rąk 

kobiecy.  A  ona  sama?  Zobaczyła  przerażenie  w  oczach.  W  którym  miejscu  kończy  się 

tancerka, a zaczyna kobieta? Wzdrygnęła się i odwróciła od własnego odbicia. 

Zbyt  wiele  luster,  olśniło  ją  nagle.  W  jej  życiu  było  zbyt  wiele  luster,  straciła 

orientację,  co  naprawdę  odzwierciedlają.  Jaka  będzie  za  dziesięć  lat,  gdy  stanie  w  obliczu 

zmierzchu kariery? Czy pozostaną jej tylko wspomnienia i wycinki prasowe? 

Zamykając  oczy,  zmusiła  się  do  kilku  głębokich  oddechów.  Nie  ma  czasu  na 

wałkowanie problemu. Spróbuje zastanowić się nad wszystkim po przedstawieniu. 

Teraz  postanowiła  zjeść  lunch.  Zeszła  na  dół  do  kantyny,  zamówiła  jabłko  i  herbatę. 

Panująca  tu  niemal  rodzinna  atmosfera  podniosła  ją  trochę  na  duchu.  Narzekano  na 

nadwerężone  mięśnie,  niemożliwe  do  zatańczenia  kombinacje  choreograficzne,  węża  w 

kieszeni Nadine i na podejrzany stan rury na piątym piętrze. Gdy wracała do garderoby, czuła 

się już znacznie pewniej. 

- Ruth! 

Z ręką na gałce drzwi odwróciła się przez ramię. 

-  Cześć,  Leah.  -  Na  widok  eleganckiej  blond  tancerki  wykrzesała  z  siebie  odrobinę 

entuzjazmu. 

- Masz wspaniałe recenzje. 

background image

Gdy  tylko  Ruth  otworzyła  drzwi,  nieproszona  Leah  wpakowała  się  do  garderoby. 

Masz ci los, przecież ta dziewczyna tylko miesza i judzi! Czy nie dość kłopotów jak na jeden 

dzień? - zafrasowała się Ruth. 

-  Pochwały  dotyczą  całego  baletu  -  zauważyła,  siadając  na  krześle  przed  toaletką, 

podczas gdy Leah rozsiadła się w fotelu. - Ale w tym chyba nie znajdziesz recenzji o balecie - 

powiedziała, spoglądając na brukową prasę w ręku Leah. 

-  Nigdy  nie  wiadomo,  z  czym  mogą  nagle  wyskoczyć.  -  Uśmiechnęła  się  do  Ruth,  a 

następnie  zaczęła  kartkować  gazetę.  -  Na  przykład  widziałam  tu  wzmiankę  o  twoim 

przyjacielu.  Zaraz,  gdzie  to  było?  -  Urwała,  przelatując  wzrokiem  artykuł.  -  O,  jest.  Donald 

Keyser  -  zaczęła  cytować  -  czołowy  projektant,  widywany  ostatnio  w  towarzystwie  swojej 

głównej  rywalki  w  zawodzie,  Germaine  Jones.  Wtajemniczeni  mówią,  że  jego 

zainteresowanie  baletem  wyraźnie  zmalało.  -  Leah  podniosła  wzrok,  układając  usta  we 

współczujący uśmieszek. - Jakie to świnie ci mężczyźni, no nie? 

Ruth wykazała maksymalne opanowanie. 

- Pewnie. 

- A zostać zmieszanym z błotem przez taką prasę! Czy to nie poniżające? 

Ruth nagle się wyprostowała. Poczerwieniały jej policzki. 

-  Mnie  też  obsmarowano  -  powiedziała  ze  spokojem  graniczącym  z  determinacją  -  a 

wcale się tym nie przejmuję. 

-  Ale  on  był  tak  cholernie  przystojny  -  skomentowała  Leah,  skrupulatnie  składając 

gazetę. - Oczywiście, wkrótce pojawi się ktoś inny. 

-  Czyżbym  ci  nie  mówiła  o  Teksańczyku?  -  Ruth  zadziwiła  samą  siebie,  ale 

nieruchomy, tępy, a następnie zaciekawiony wyraz twarzy Leah skłonił ją do kontynuowania 

mistyfikacji. 

- Teksańczyk? Co za Teksańczyk? 

-  Och,  staramy  się  z  tym  nie  afiszować.  -  Ruth  zręcznie  improwizowała.  -  Nie  może 

ujawniać nazwiska, zwłaszcza w prasie, dopóki nie dostanie rozwodu. W grę wchodzą wielkie 

pieniądze, a jego druga żona, jak się domyślasz, nie ułatwia mu sprawy. - Ruth zdobyła się na 

niespieszny, porozumiewawczy uśmiech. - Nie uwierzyłabyś, ile go to kosztuje. Zostawił jej 

willę na południu Włoch, ale ona chce jeszcze zatrzymać jego kolekcję dzieł sztuki. A chodzi 

nie byle o co, bo o francuskich impresjonistów! 

- Rozumiem. - Laeh zmrużyła oczy, aż stały się wąskie jak szparki u czającego się do 

skoku drapieżnika. - No, no, że też udało ci się utrzymać to wszystko w tajemnicy! 

- Jestem jak sfinks. 

background image

-  Będziesz  musiała  uważać,  żeby  Nick  za  wiele  nie  odkrył  -  ostrzegła  ją  Leah, 

przeciągając  koniuszkiem  języka  wzdłuż  górnej  wargi.  -  On  naprawdę  nie  znosi 

dziennikarskich brudów. A teraz, kiedy finalizuje rozmowy na temat tego wielkiego programu 

w telewizji kablowej, będzie szczególnie ostrożny. 

- Programu? - powtórzyła jak echo Ruth. 

-  To  ty  nic  nie  wiesz?  -  Leah  znowu  wyglądała  na  zadowoloną.  -  Zaprezentują 

oczywiście  cały  zespół,  zwracając  szczególną  uwagę  na  głównych  tancerzy.  Oczywiście,  ja 

tańczę Aurorę, może w weselnej scenie. Podejrzewam, że Nick zechce pokazać pas de deux 

„Korsarza”  i  naturalnie  jakiś  fragment  z  „Czerwonej  róży”.  Jeszcze  sobie  nie  wybrał 

partnerek. - Celowo zrobiła przerwę i uśmiechnęła się. - Mamy bite dwie godziny transmisji. 

Nick  jest  niesłychanie  przejęty,  chciałby  je  jak  najlepiej  wypełnić.  -  Patrząc  na  Ruth, 

przechyliła  głowę.  -  Dziwne,  że  ci  o  tym  nie  wspomniał.  Może  uważa,  że  po  napięciach 

ostatnich tygodni nie będziesz w formie. 

Leah zaczęła się zbierać do wyjścia. 

- Nie przejmuj się, kochanie, za parę dni ogłosi skład. Jestem pewna, że znajdzie coś 

dla ciebie. - Rzuciła gazetę na fotel. - Więc na razie tańcz najlepiej, jak umiesz! - powiedziała 

i wyszła, spokojnie zamykając za sobą drzwi. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Przez  kilka  długich  minut  Ruth  siedziała  bez  ruchu  i  wpatrywała  się  w  zamknięte 

drzwi. Skąd Leah może wiedzieć o tak niesłychanie ważnym przedsięwzięciu, gdy tymczasem 

ona sama jest ciemna jak tabaka w rogu? Chyba że Nick zamierza ją wykluczyć... 

Mają  swoje  osobiste  problemy,  to  prawda,  ale  od  strony  zawodowej...  Rzeczywiście, 

powiedziała  mu,  że  po  tym  balecie  nigdy  już  z  nim  nie  zatańczy.  Pamiętała  własne  słowa, 

wypowiedziane  świadomie  w  tamtej  sytuacji.  Ale  czy  to  oznacza,  że  już  nikomu  nie  będzie 

partnerować? Czyżby Nick był aż tak mściwy? 

Ruth  wiedziała,  że  jest  dobrą  tancerką.  Czy  Nick  mógłby  ją  odsunąć  od  występu  z 

przyczyn  osobistych?  Odgrażała  się,  owszem.  Zamknęła  oczy  i  starała  się  zapanować  nad 

sobą. Zbierało się jej na wymioty. 

Od  tamtego  wieczoru  prawie  się  do  niej  nie  odzywał.  Czy  w  taki  właśnie  sposób, 

ponieważ  stwierdziła,  iż  nie  chce  ani  nie  potrzebuje  go  jako  partnera,  chce  ją  ukarać?  Czy 

pozwoli, żeby kto inny tańczył Carlottę? 

Nawet  myśl  o  tym  była  nie  do  zniesienia.  Niejednokrotnie  mówiła  sobie,  że  takie 

przywiązanie  się  do  roli  jest  czystym  wariactwem.  Jest  wiele  innych  kobiet  mogących  się 

wcielić  w  Carlottę;  po  prostu  ona  była  tą  pierwszą.  Ale  przecież,  o  czym  dobrze  wiedziała, 

odcisnęła swe piętno w wykreowaniu tej roli, w nie mniejszym stopniu niż Nick. Włożyła w 

to swoją duszę. 

Kiedy  otworzyła  oczy,  wzrok  jej  padł  na  pozostawiony  na  fotelu  egzemplarz 

„Keyhole”.  Leah  dopięła  swego!  Chciała  ją  dobić  przed  przedstawieniem,  i  chyba  jej  się 

udało. 

Tym bardziej że jeszcze brzmiały jej w uszach pretensje Donalda. Teraz doszła obawa, 

ż

e po wygaśnięciu angażu do „Czerwonej róży” Nick pozbędzie się jej z zespołu. 

Na  chwilę  zakryła  rękami  twarz,  starając  się  to  wszystko  oddalić  od  siebie.  Czeka  ją 

występ, którego nic nie może zakłócić. Jest tancerką. Przynajmniej tego jej nie odbiorą. 

Niecałą godzinę później wyszła z garderoby, by zrobić rozgrzewkę za kulisami. Wciąż 

roztrzęsiona, próbowała zmobilizować całą zdolność koncentracji na odtwarzanej roli. 

W innej sytuacji zostawiłaby Ruth Bannion za sobą, w garderobie. Ale nie tym razem. 

Dzisiaj trudno jej będzie oddać żywiołową ufność i werwę Carlotty. 

background image

Automatycznie rozluźniła mięśnie, starając się zablokować na słowa Donalda i Leah, 

które z uporem wdzierały się w jej myśli. Dźwięki dostrajającej się orkiestry przywołały ją do 

rzeczywistości. 

Wszystko było nie tak - kostium, oświetlenie, zawodzenie skrzypiec. Było jej zimno, 

czuła  się  odrętwiała.  Zapomniała,  od  czego  ma  zacząć  występ,  jakie  ruchy  wykonuje  na 

początku. 

Z garderoby wyszedł Nick. Odszukał ją wzrokiem. Był to nawyk, którego nie mógł się 

pozbyć  i  który  go  złościł.  Denerwowała  go  nawet  najmniejsza  oznaka  własnej  słabości,  a 

Ruth  Bannion  stawała  się  jego  słabością.  Poza  sceną  była  chłodna  jak  jesień,  zaś  na  scenie 

gorąca  jak  lato.  Ta  huśtawka  emocji  zżerała  mu  nerwy,  a  przecież  nie  mógł  sobie  na  to 

pozwolić. 

Niełatwo  sobie  radzić  z  pragnieniem,  którego  temperatura  nie  maleje,  zwłaszcza  gdy 

na  co  dzień  Ruth  okazywała  mu  obojętność,  po  czym,  gdy  znajdowali  się  na  scenie, 

prowokowała go i podniecała, kusząc swoim ciałem. Przy żadnej kobiecie nie przeżywał tylu 

wzlotów i upadków naraz. 

Choć  nie  widział  jej  twarzy,  dostrzegł  jej  napięte  plecy.  Jakby  jej  ciało  wołało  o 

pomoc. 

- Ruth. 

Na dźwięk jego głosu ramiona jej zesztywniały. 

Powoli, starając się zachować naturalny wyraz twarzy, odwróciła się ku niemu. 

- Coś się stało? - zapytał. 

- Nic. - Miała nadzieję, że nie zauważy sztuczności jej głosu. Nie cofnęła się, gdy ujął 

ją  za  podbródek  i  uważnie  badał  jej  twarz.  Pod  makijażem  jej  skóra  była  blada,  oczy 

pociemniałe i pełne nieszczęścia. 

- Jesteś chora? - Gdyby posłyszała troskę w jego głosie, zemdlałaby z wrażenia. 

- Nie. 

-  Więc  się  otrząśnij.  Zaraz  wychodzisz  na  scenę.  Jeżeli  się  pokłóciłaś  ze  swoim 

przyjacielem, łzy odłóż na potem. 

Usłyszał,  jak  gwałtownie  wciąga  powietrze,  zobaczył,  jak  w  jej  oczach  pojawia  się 

hardy wyraz. 

-  Zatańczę,  nie  martw  się.  Nikt,  kogo  wyznaczyłeś  na  moje  miejsce,  nigdy  nie 

zatańczy tej roli lepiej ode mnie. 

- O czym ty mówisz? - Nick zmrużył oczy i zacisnął palce na jej ramieniu. 

background image

- Daj spokój. - Szarpnęła się i wyrwała. - Jestem już dostatecznie zdołowana, więc mi 

nie dokładaj. 

Gdy  jeszcze  w  ostatniej  chwili  głos  jej  się  załamał,  sklęła  samą  siebie  i  podeszła  do 

kulisy, by zaczekać na swój sygnał. Wzięła długie, wyrównujące oddechy i, maksymalnie jak 

mogła, zmusiła się, by przestać myśleć. 

Taniec  otwierający  balet  nie  wypadł  jej  najlepiej.  Stojąc  znowu  za  kulisami, 

pocieszała  się  tym,  że  jedynie  najwytrawniejsze  oko  dopatrzy  się  usterek.  Pod  względem 

technicznym jej ruchy były bez zarzutu, ale przecież doskonale wiedziała, że tancerz musi dać 

z  siebie  więcej  niż  może  ciało.  Po  prostu  dzisiaj  jej  umysł  i  serce  nie  podążały  za  nią.  Nie-

możność dania z siebie wszystkiego wstrząsnęła nią bardziej, niż przypuszczała. 

Wyszła po raz drugi i już po chwili tańczyła razem z Nickiem. 

- Włóż w to odrobinę życia - zażądał cicho, kiedy kręciła podwójny piruet. Podniósł ją 

do arabeski. - Tańczysz jak robot. 

- Chyba tego właśnie chcesz - syknęła. Jęte, jęte, arabesque i powrót w jego ramiona. 

-  Złość  się,  wściekaj  -  szepnął,  podnosząc  ją  znowu.  -  Nienawidź  mnie,  ale  myśl  o 

mnie. O mnie. 

Trudno było myśleć o czymś lub o kimś innym. Wystarczyło spojrzeć na wyraz jego 

oczu.  Nerwy  Rum  były  napięte  do  granic  wytrzymałości.  Nie  panowała  nad  emocjami. 

Przestraszyła się, że może jest chora. Jeszcze nigdy nie modliła się w duchu, by dotrwać do 

końca  przedstawienia.  Rozsadzało  jej  głowę,  walczyła  ze  słabością.  Kiedy  kurtyna  opadła, 

Ruth dosłownie zawisła na Nicku. 

- Powiedziałaś, że nic ci nie jest. - Przytrzymywał ją za ramiona. - Dasz radę wyjść do 

publiczności? 

- Tak. Oczywiście. - Próbowała wydostać się z jego uścisku. Udaremnił jej wysiłki, po 

czym,  gdy  popatrzyła  na  niego,  dając  do  zrozumienia,  że  jego  zachowanie  nie  ma  sensu, 

puścił ją i wziął za rękę. 

Ciężka  kurtyna  tłumiła  oklaski.  Nick  skinął  głową  i  technicy  podnieśli  zasłonę. 

Rozległy  się  ogłuszające  brawa.  Dla  Ruth  hałas  był  nie  do  zniesienia.  Kłaniała  się, 

podtrzymywana świadomością, że ten najdłuższy dzień wreszcie dobiega końca. 

- Wystarczy - wydał krótką komendę Nick, kiedy z drugiej strony kurtyny rozległa się 

seria kolejnych braw. Zaczął prowadzić Ruth w stronę lewej kulisy. 

- Nick. - Zdezorientowana, chciała zaprotestować, albowiem jej garderoba mieściła się 

po przeciwnej stronie. 

background image

- Panna Bannion jest chora - rzucił kierownikowi sceny, gdy go w pośpiechu mijali. - 

Wraca do domu. Nikogo dzisiaj nie przyjmie. 

- Nick, ja tak nie mogę - zaprotestowała. - Muszę się przebrać. 

- Później. - Siłą wepchnął ją do windy.  - Pojedziemy  na  górę, do mojego gabinetu.  - 

Wcisnął guzik i drzwi się zamknęły. - Musimy porozmawiać. 

- Nie mogę. - Czuła narastającą panikę. - Nie chcę. 

-  Na  razie  się  uspokój.  Cała  się  trzęsiesz.  Ponieważ  wiedziała,  że  z  nim  nie  wygra, 

poddała się i gdy opuścili windę, pozwoliła mu się prowadzić. Na piętrze panował mrok, nie 

było tu żywej duszy. Bezbłędnie zlokalizował drzwi swojego gabinetu. Popchnął ją do środka, 

zapalił światła, po czym, zamykając drzwi, przekręcił zamek. 

- Siadaj - rzucił zwięźle, podchodząc do niskiej, dekoracyjnej szafki, która służyła za 

barek. 

Ruth rzadko tutaj bywała. Gabinet ukazywał inny aspekt Nicolaia Davidova - tancerza 

i  choreografa.  Tu  była  jego  kwatera  dowodzenia.  Stąd  pertraktował  i  zdobywał  fundusze 

niezbędne na utrzymanie zespołu. Bez trudu mogła sobie wyobrazić, jak siedzi za potężnym, 

dębowym starym biurkiem i roztaczając wdzięk, wyczarowuje dolary od sponsorów. Czyż nie 

słyszała na własne uszy uwagi Nadine, że Nick jest równie cenny dla zespołu za biurkiem, jak 

na scenie? 

Wdzięk. Charyzma. Ten szczodry, serdeczny uśmiech, któremu nie można się oprzeć i 

powiedzieć „nie”. Tak, to jest wrodzony talent, podobnie jak talent do podwójnych obrotów w 

powietrzu.  A  także  styl.  Czym  bowiem  byłby  talent  pozbawiony  stylu?  Davidov  ma  jedno  i 

drugie w nadmiarze. 

Rozejrzała  się  po  imponującym  gabinecie,  z  zabytkowymi,  gustownymi  meblami  i 

głębokimi,  skórzanymi  fotelami.  Ile  tysięcy  dolarów  rozpoczęło  swą  podróż  z  tego 

pomieszczenia?  Wyjęte  z  wyłożonych  jedwabiem  kieszeni  poszły  na  rekwizyty,  kostiumy, 

oświetlenie.  Ile  elegancki  wielbiciel  baletu  zapłacił  za  jej  kostium,  który  ma  w  tej  chwili  na 

sobie? 

- Powiedziałem: siadaj. 

Krótkie  polecenie  Nicka  przerwało  tok  jej  myśli.  Odwróciła  się,  ale  nie  zdążyła 

powiedzieć słowa, gdy siłą posadził ją na sofie. I znowu wiedziała, że z nim nie wygra. Ani 

się obejrzała, jak wetknął jej do ręki kieliszek wypełniony w jednej czwartej brandy. 

-  Pij  -  rozkazał  i  wrócił  do  barku,  żeby  nalać  sobie,  następnie  usiadł  obok  niej  i 

patrzył. Uniesieniem brwi ponowił rozkaz. Ruth posłusznie umoczyła usta w trunku. 

background image

Trwał  tak,  nie  spuszczając  z  niej  oczu,  a  wokół  panowała  niczym  niezmącona  cisza. 

Ruth wypiła kolejny łyczek, koncentrując całą uwagę na rysie w drewnie jego biurka. 

- No więc mów - padła komenda. 

- Nie mam nic do powiedzenia. 

- Ruth, wiesz, że czasami jestem cierpliwym człowiekiem. Ale nie tym razem. 

- Cieszę się, że mnie oświeciłeś. - Ruth dopiła brandy, po czym odstawiła kieliszek. - 

W  każdym  razie,  dziękuję  za  drinka.  -  Jeszcze  nie  zaczęła  się  podnosić,  kiedy  stalowymi 

palcami chwycił ją za nadgarstek. 

- Nie igraj z losem - ostrzegł ją delikatnie i nie puszczał, sącząc jednocześnie drinka. - 

Odpowiedz. Teraz. 

-  Może  mogłabym  najpierw  o  coś  zapytać?  -  Starała  się  zachować  swobodny  ton 

głosu, ale zdradzał ją bijący pod jego palcami szybki i nierówny puls. 

- Co się z tobą dzisiaj dzieje? 

- Wysiadłam trochę. 

- Dlaczego? 

- Mam podły nastrój. Czasami mi się to zdarza. 

-  Bez  skutku  próbowała  uwolnić  rękę.  Łatwość,  z  jaką  jej  to  uniemożliwił,  była  ze 

wszech  miar  irytująca.  -  Czy  już  nie  mam  prawa  do  prywatności?  -  zapytała.  -  Do  żadnych 

osobistych przeżyć? 

- Masz, pod warunkiem, że nie kolidują z twoją pracą. 

-  Nie  mogę  tańczyć  jak  automat.  -  Zapiekły  żal  i  złość,  nad  którymi  starała  się 

panować,  dały  o  sobie  znać.  Błyszczały  jej  oczy.  -  Nie  jestem  tylko  samym  ciałem,  które 

tańczy, kiedy ktoś zagra. Och, wypuść mnie stąd! - Jeszcze raz szarpnęła rękę. 

- Nie chcę z tobą rozmawiać. 

Jakby tego nie słysząc, odstawił kieliszek. 

-  Kto  ci  to  wszystko  nakładł  do  głowy?  -  Wziął  ją  za  ramiona  i  na  wypadek,  gdyby 

chciała się odwrócić, przytrzymał twarzą do siebie. - Twój projektant? 

Chociaż potrząsnęła przecząco głową, zdradził ją wyraz twarzy. 

Nick rzucił cicho rosyjskie przekleństwo. Jeszcze mocniej ścisnął jej ramiona. 

-  Popatrz  na  mnie  -  wycedził.  -  Czy  nie  masz  dość  własnego  rozumu,  żeby  odróżnić 

mądrość od bzdury? 

- Powiedział, że jestem pozbawiona uczuć - wyrzuciła z siebie, powstrzymując łzy, od 

których zachrypł jej  głos, a wzrok zaszedł mgłą.  -  Że moje życie, moje emocje złożyłam na 

ołtarzu baletu, bez którego... - Urwała i potrząsnęła głową. 

background image

-  Co  on  może  wiedzieć?  -  obruszył  się  Nick.  -  Nie  jest  tancerzem.  Skąd  może 

wiedzieć, co my czujemy? Czy wie, na czym polega różnica między skokiem a wybiciem? - 

Tu padło kolejne, krótkie, lecz dosadne przekleństwo. - Jest zazdrosny. Chce cię usidlić. 

-  Chce  więcej,  niż  mogę  mu  dać  -  sprostowała  Ruth.  -  I  ma  do  tego  prawo.  Mnie 

naprawdę na nim zależy, ale... - Obiema rękami odgarnęła włosy z twarzy. 

- Nie kochasz go - dokończył Nick. 

- Nie. Nie kocham. Może po prostu nie jestem zdolna do tego rodzaju uczuć. Może on 

ma rację, a ja... 

-  Przestań!  -  Potrząsnął  nią  znowu,  mocniej  niż  przedtem.  Podrywając  się  na  równe 

nogi,  mrucząc  coś  po  rosyjsku,  wielkimi  krokami  zaczął  przemierzać  pokój.  -  Tylko  ktoś 

głupi  może  uwierzyć  w  podobne  rzeczy.  Czy  dlatego,  że  nie  kochasz  tego  mężczyzny, 

pozwalasz  sobie  wmawiać,  że  nie  jesteś  prawdziwą  kobietą?  -  Mruknął  coś  z  niesmakiem  i 

zwrócił się w jej stronę. - Co się z tobą dzieje? Gdzie twój duch? Twój temperament? Gdybyś 

ode mnie usłyszała coś podobnego, walczyłabyś, protestowała, nie godząc się z tym! 

Ruth przycisnęła palcami skronie i jeszcze raz próbowała wszystko przemyśleć. 

- Ale ty byś mi nigdy czegoś takiego nie powiedział. 

-  Nie  -  padła  spokojna  odpowiedź.  Podszedł  do  niej.  -  Nie,  ponieważ  cię  znam  i 

rozumiem, co w tobie tkwi. W nas wszystkich zresztą. - Ujął jej rękę i splótł z nią palce. - Ty 

ż

yjesz  w  swoim  świecie,  a  twój  projektant  w  swoim.  Gdyby  między  wami  była  miłość, 

potrafiłabyś żyć w jednym i drugim. 

Ruth chwilę milczała, analizując to, co usłyszała. 

- Chciałabym - rzekła półgłosem. - Przynajmniej spróbowałabym, ale... 

- Nie. Żadnych ale. One mnie męczą. - Opadł z powrotem na sofę. - Więc toczysz bój 

ze  swoim  projektantem,  a  on  wygaduje  bzdury.  Czy  to  dostateczny  powód,  żebyś  była  taka 

blada i słaba? 

- A jak mam się czuć, wiedząc, że mam już następczynię? - warknęła Ruth. - Mam się 

nie  przejmować,  gdy  na  godzinę  przed  podniesieniem  kurtyny  ktoś  mi  macha  przed  nosem 

egzemplarzem „Keyhole”, rozpisującym się o jego nowym związku? 

-  „Keyhole”?  -  Nick  skrzywił  się,  gubiąc  wątek.  -  Co  to  takiego  „Keyhole”?  Ach,  - 

przypomniał  sobie,  zanim  Ruth  go  uświadomiła.  -  Ta  idiotyczna  gazeta  z  okropnymi 

zdjęciami? 

-  Idiotyczna  gazeta  spekuluje,  dlaczego  Donald  Keyser  stracił  zainteresowanie  dla 

baletu. 

- Aha. I on ci to przyniósł do garderoby? 

background image

-  Nie,  nie  on...  -  Ruth  urwała,  zaalarmowana  groźnym  wzrokiem  Nicka,  który  z 

sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej złowrogi. - Zresztą to nieważne; jestem głupia, 

ż

e tak tym się dałam zdołować. 

-  Zaczekaj.  -  Ten  rozkaz  aż  ją  zmroził.  -  Kto  to  taki?  -  Teraz  dostała  gęsiej  skórki.  - 

Kto ci przyniósł gazetę przed występem? 

- Nick, ja naprawdę... 

- Zadałem ci pytanie. - Podniósł się z miejsca. - To karygodne, żeby członek zespołu 

celowo wyprowadzał z równowagi inną osobę tuż przed występem. Nie pozwolę na to. 

- I tak ci nie powiem. Nie, nie powiem - powtórzyła kategorycznie, widząc zapalające 

się  w  jego  oczach  złe  ogniki.  -  Sama  powinnam  z  tym  sobie  poradzić.  I  tak  zrobię  w 

przyszłości. W każdym razie był ktoś jeszcze poza Donaldem, kto mnie dzisiaj dobił. 

Ruth  nie  chodziło  o  to,  by  za  wszelką  cenę  chronić  Leah,  nie  chciała  tylko  nikogo 

narażać na niekontrolowany wybuch złości Davidova. Wiedziała, że potrafi być brutalny. 

- Kto? 

- Nie powiem ci. Nie mogę. Po prostu nie mogę - rzekła półgłosem, patrząc na niego 

niemal błagalnym wzrokiem. - Jest coś znacznie ważniejszego, co musimy ustalić. 

Niemal  znieruchomiał.  Kontrolował  się,  jego  twarz  prawie  nic  nie  wyrażała. 

Cokolwiek myślał, zachował to dla siebie. Czuła, że się wycofuje. 

- Co takiego? - odezwał się w końcu, a serce Ruth zaczęło walić jak szalone. 

- Chyba najpierw wypiję jeszcze jedną brandy - zdobyła się na odwagę. 

Czekała,  że  może  będzie  zły,  że  odmówi  zniecierpliwionym  tonem,  tymczasem  po 

chwili wahania sięgnął po oba kieliszki i podszedł z nimi do baru. W pokoju było cicho jak 

makiem zasiał. Wzięła kieliszek, który jej podał, i wypiła łyczek. Nabrała dużo powietrza w 

płuca. 

- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu? Kieliszek Nicka zatrzymał się w drodze 

do jego ust. 

- Coś ty powiedziała? 

Tym razem zapytała bardziej stanowczym tonem: 

- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu? 

- Czy wyglądam na idiotę? - odpowiedział pytaniem na pytanie. 

Jego głos brzmiał tak naturalnie i rozbrajająco, że uśmiechnęła się. 

- Nie, Davidov. 

background image

Choroszo. Dobrze, że choć raz się zgadzamy. - Machnął ręką ze złością. - A skoro, 

jak ustaliliśmy, nie jestem idiotą, dlaczego miałbym zwalniać z zespołu moją najświetniejszą 

balerinę? 

Ruth osłupiała. 

- Nigdy mi tego wcześniej nie mówiłeś - wyszeptała. 

- Czego? 

Niewiarygodne! I on jeszcze o to pyta? 

-  Odkąd  sięgam  pamięcią,  chciałam  tańczyć  -  zaczęła,  tłumiąc  nerwowy  śmiech,  po 

którym  przyszła  kolej  na  łzy.  -  Przez  te  wszystkie  lata  wyciskałam  z  siebie  siódme  poty, 

pracowałam  ponad  siły.  Robiłam  to  dla  siebie,  dla  tańca  i  dla  ciebie.  I  nie  usłyszałam  od 

ciebie  ani  jednego  takiego  słowa  jak  dzisiaj.  -  Westchnęła.  -  Po  takim  dniu,  po  tym  nie-

udanym występie, stoisz tu sobie i jak gdyby nic mówisz, że jestem najświetniejszą baleriną, 

jaką masz! - Otarła łzy. - Tylko ty, Nikolai, mogłeś wybrać taką chwilę. 

Choć nie słyszała, kiedy do niej podszedł, nie zdziwiła się, gdy jego ręce spoczęły na 

jej ramionach. 

- Jeżeli nie powiedziałem tego wcześniej, to błąd. Ale przecież wiesz, że na ogół nie 

przykładam większego znaczenia do słów. 

Dotknął palcami jej włosów, patrząc, jak błyszczą w świetle. 

-  Jesteś  dla  mnie  bardzo  ważna.  Nie  puszczę  cię.  Serce  Ruth  na  chwilę  zamarło.  Po 

czym,  nagle,  jakby  gdzieś  uderzył  piorun,  zaczęło  jej  huczeć  w  uszach.  Przecież  mówimy  o 

zespole, uprzytomniła sobie. Wyłącznie o tańcu. Odwróciła się. 

- Zastąpisz mnie kimś w Carlotcie w nagraniu dla telewizji? 

-  Dla  telewizji?  -  powtórzył.  Wytężał  umysł,  co  mu  się  od  czasu  do  czasu  zdarzało, 

gdy  chciał  sformułować  myśl  w  poprawnej  angielszczyźnie.  -  Chodzi  ci  o  kablówkę?  - 

Odczytując  odpowiedź  w  jej  oczach,  kontynuował:  -  Ależ  to  jeszcze  nie  jest  sfinalizowane, 

jak więc bym mógł... ? - Zatrzymał się. - A więc to to miałaś na myśli tuż przed występem. I, 

jak sądzę, wiadomość pochodzi od tej samej osoby, która ci podrzuciła „Doorknob”? 

- „Keyhole” - poprawiła, ale on tylko zaklął. Domyśliła się, że był to jakiś szczególnie 

szkaradny rosyjski zwrot. 

-  To  jest  niedopuszczalne.  Nie  pozwolę,  żeby  moi  tancerze  dokuczali  sobie  i 

podgryzali  jeden  drugiego!  A  teraz  słuchaj:  o  tym,  jakie  mam  plany  i  kogo  zamierzam 

obsadzić, ja sam zadecyduję! Jeżeli wybiorę ciebie do Carlotty, będziesz Carlottą. 

- Powiedziałam, że nie zatańczę już z tobą - zaczęła Ruth. - Ale... 

background image

-  Mało  mnie  obchodzi,  co  powiedziałaś  -  warknął.  -  Jeżeli  powiem,  że  masz  ze  mną 

tańczyć, to zatańczysz. Nie masz tu nic do gadania. 

- Chyba mam prawo decydować o własnym życiu - warknęła, równie wściekła jak on. 

-  Możesz  odejść  albo  zostać,  to  prawda  -  przyznał.  -  Ale  jeśli  zostaniesz,  będziesz 

robić to, co ja ci powiem. 

-  Jeszcze  mi  nic  nie  powiedziałeś  -  przypomniała  mu.  -  Dowiaduję  się  o  twoich 

wielkich  planach  na  niecałą  godzinę  przed  podniesieniem  kurtyny.  Od  tygodni  ze  mną  nie 

rozmawiasz. 

- Bo nie miałem ci nic do powiedzenia. Nie mam czasu, by gadać po próżnicy. 

-  Jesteś  arogancką,  obrzydliwą  świnią!  Daję  z  siebie  wszystko  w  tym  balecie.  Dla 

ciebie wypruwam z siebie flaki. Jeśli więc sądzisz, że poddam się bez walki, że pozwolę, aby 

kto inny zatańczył tę rolę, to bardzo się mylisz. Po prostu jesteś głupi! I mało mnie obchodzi, 

czy to będzie dwuminutowe pas de deux, czy cały balet. On jest mój! To jest mój balet! 

- Tak sądzisz, malutka? - Ton jego głosu był zwodniczo łagodny. 

- Nie sądzę, tylko wiem - odwarknęła. - I nie nazywaj mnie malutką. Jestem kobietą, a 

Carlotta  jest  moja,  dopóki  nie  przestanę  jej  tańczyć.  -  Złapała  trochę  powietrza  i  ciągnęła:  - 

Będę tu jeszcze długo tańczyć, nawet gdy ty już przestaniesz być księciem Stefanem. 

-  Jesteś  tego  pewna?  -  Delikatnie  ujął  ręką  jej  szyję,  lekko  ją  ściskając.  Gest  ten 

uciszył  nieco  jej  złość.  -  Czyżbyś  zapomniała,  miłaja,  kto  jest  autorem  baletu?  Kto  ułożył 

choreografię i kto cię obsadził w roli Carlotty? 

- Nie. A ty nie zapominaj, kto ją tańczy! 

- Masz śliczną, smukłą szyję - powiedział szeptem. Dotykał jej palcami i pieścił. - Nie 

prowokuj mnie, bo jeszcze ci ją złamię. 

- Jestem zbyt wściekła,  żebyś mógł mnie przestraszyć, Davidov. Chcę usłyszeć jasną 

odpowiedź; Zatańczę Carlottę w telewizyjnym programie czy nie? 

Wędrował wzrokiem po jej rozwścieczonej twarzy. 

- Dowiesz się w swoim czasie. Jeszcze prawie przez tydzień tańczysz tę rolę na scenie. 

O dalszych planach porozmawiamy później. - Kiedy ze złości prychnęła, uniósł tylko brew. - 

Masz teraz dodatkową motywację. Może mi oddasz w tańcu serce i duszę! 

- Że też ty zawsze potrafisz się wykpić! - Zaczęła się odwracać, ale ją zatrzymał. 

Powoli, jakby z pewnym namysłem, pochylił się, a jego usta znalazły się tylko o kilka 

centymetrów  od  jej  ust.  Po  długiej,  zapierającej  dech  w  piersi  chwili  zbliżył  się  do  nich 

jeszcze bardziej. Słyszał, jak wciąga powietrze. Czuł pod ręką jej szybko bijący puls, ale nie 

wpił się w nią i nie wywierał presji. 

background image

Pieszczotliwie wodził koniuszkiem języka po jej wargach, aż się rozchyliły i zaprosiły 

go do środka. Wcześniej nie całował jej z taką uwagą i tęskną czułością. A czy takiej czułości 

można się oprzeć? Wcześniej pocałunkowi towarzyszyły podniecenie i żar, a także odrobina 

strachu. Teraz czuła jedynie beztroską przyjemność. 

Skubnął zębami jej dolną wargę, zatrzymując się na krawędzi bólu, po czym zamiast 

zębów  posłużył  się  językiem.  Poczuł  silny  zapach  scenicznego  makijażu,  a  także  potu 

zmieszanego ze smakiem brandy. Bezsilna i jakby w stanie nieważkości Ruth pozwoliła opaść 

głowie do tyłu, zapraszając i jednocześnie wystawiając Nicka na pokusę. 

Długo  trwali  w  tym  pocałunku,  kiedy  nagle  zaczaj  ją  od  siebie  odsuwać.  Otworzyła 

ociężałe  powieki  i  popatrzyła  na  niego.  Wyczytał  w  jej  oczach,  że  jest  jego.  Wystarczyło 

tylko  opuścić  ją  na  sofę  albo  pociągnąć  na  podłogę.  Byli  sami,  ona  zaś  była  gotowa  i 

pragnąca.  Mógłby  ją  nadal  smakować,  spijać  tę  błogą,  nieskażoną  słodycz,  która  go  pod-

niecała. 

-  Malutka  -  powiedział  szeptem,  zdejmując  rękę  z  jej  szyi,  żeby  ją  pogłaskać  po 

policzku. - Jadłaś coś dzisiaj? 

- Jadłam? - powtórzyła bezmyślnie. 

-  Tak,  pytam  o  jedzenie.  -  W  jego  głosie  zabrzmiała  nutka  zniecierpliwienia.  -  Co 

dzisiaj jadłaś? - wyartykułował. 

- Ja... - W głowie miała kompletną pustkę. - Nie wiem... 

- A kiedy ostatnio jadłaś stek? 

-  Stek?  -  Rum  przeciągnęła  ręką  po  włosach.  -  Przed  laty  -  stwierdziła,  śmiejąc  się 

nerwowo. 

- Chodź, musisz zjeść coś solidnego. - Wyciągnął rękę. - Zabieram cię na kolację. 

-  Nick,  ja  nic  z  tego  nie  rozumiem.  -  Zdezorientowana,  udała,  że  nie  widzi  jego 

wyciągniętej ręki, aż ujął jej obie dłonie i pociągnął w stronę drzwi. 

- Masz pięć minut na przebranie się. 

- Nick. - Będąc przy drzwiach, zatrzymała się jeszcze i popatrzyła uważnie na niego. - 

Czy kiedykolwiek cię zrozumiem? 

Na to pytanie tylko uniósł i opuścił brwi. 

- Jestem Davidov - oświadczył i uśmiechnął się szeroko. - Czy to nie wystarczy? 

Zaśmiała się nerwowo. 

- Aż nadto - odrzekła. - Aż nadto... 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

Kolacja z Davidovem była przyjemna, choć niewiele wyjaśniła. Patrząc wstecz, Ruth 

doszła do wniosku, że w ogóle nie rozmawiali o balecie. Po szaleńczej jeździe taksówką przez 

miasto,  która  najwyraźniej  sprawiła  mu  radość,  Nick  odprowadził  ją  do  drzwiami  jej 

mieszkania, pocałował w pośpiechu, choć namiętnie, i zostawił. 

Spała  do  rana  jak  zabita  i  obudziła  się  dopiero  na  dzwonek  budzika.  Emocjonalna 

huśtawka i obfite jedzenie okazały się doskonałym środkiem nasennym. 

Dzień toczył się jak zwykle. Choć nie mogła doczekać się odpowiedzi na dręczące ją 

pytania, na tyle znała Nicka, by wiedzieć, że szybko nie zaspokoi jej ciekawości. Im bardziej 

będzie na niego naciskać, tym mniej wskóra. 

Gdy  zaprogramowany  na  dwa  tygodnie  cykl  przedstawień  „Czerwonej  róży”  dobiegł 

końca,  Ruth  musiała  się  uporać  z  uczuciem  zawieszenia  w  próżni,  które  następowało  po 

okresie intensywnej pracy i skończonym angażu. Znała ten stan, wiedziała również, że przez 

jakiś czas, dopóki Nick nie wyznaczy jej innej roli, nie będzie sobie mogła znaleźć miejsca. 

Po  ostatnim  przedstawieniu,  żegnając  się  z  kostiumem  Carlotty,  Ruth  czuła  się  tak, 

jakby  utraciła  jakąś  część  samej  siebie.  Nie  miała  ochoty  na  przyjęcie  z  udziałem  całego 

zespołu, choć wiedziała, że wypadałoby się tam choć na chwilę pokazać. 

Towarzystwo  będzie  hałaśliwe,  pomyślała.  Żadnego  szampana,  podjęła  szybką 

decyzję,  usuwając  makijaż.  Tylko  duża  szklanka  mleka  i  cała  torebka  kruchych  ciasteczek, 

wyłącznie dla mnie. Najwyżej podzielę się z Niżyńskim. Wciągnęła dżinsy. Żadnego użalania 

się nad sobą, wyłącznie obżarstwo! 

-  Proszę!  -  zawołała,  słysząc  pukanie  do  drzwi.  Akurat  wciągała  podkoszulek,  gdy 

Francie wsunęła głowę do środka. 

- Dlaczego się ukrywasz? - zapytała. - Towarzystwo jest już przy szampanie. 

- Zamierzam się wymknąć - odparła Ruth, łapiąc torebkę. 

- Och, nie, nie rób tego. - Francie była jeszcze w kostiumie i w scenicznym makijażu. 

Odęła wargi. - Chcę, żebyś poznała mojego neurochirurga. 

-  Dzisiaj  nie  mogę.  -  Ruth  posiała  przyjaciółce  szeroki  uśmiech  i  mrugnęła 

porozumiewawczo. - Mam bardzo poważne plany. 

-  Oho!  -  Francie  ze  zrozumieniem  przeciągnęła  słowo.  -  Dlaczego  go  nie 

przyprowadzisz? 

background image

-  Nie  dzielę  się  z  nikim  -  odpowiedziała  jej  Ruth.  Westchnęła  przeciągle,  jakby 

myślami była już daleko stąd. - Jest mój i tylko mój. 

- No, no! - Zdumienie Francie nie miało granic. - Jaki on jest? 

-  Znakomity.  -  Ruth  nie  mogła  się  doczekać,  kiedy  znajdzie  się  za  drzwiami.  - 

Absolutnie znakomity. 

- Widziałam go? - zawołała Francie, na co Ruth tylko się zaśmiała i wypadła za drzwi. 

Dwie  godziny  później  siedziała  w  fotelu  u  siebie  w  salonie.  Niżyński  rozciągnął  się 

jak  długi  u  jej  stóp,  brzuchem  do  góry,  przednie  łapy  ułożone  jak  do  walki,  gotowe  zadać 

lewy sierpowy. 

Ziewnęła.  Wyświetlany  w  telewizji  stary  film  nie  przyciągnął  jej  uwagi.  Mimo 

wszystko  była  zadowolona,  że  wymknęła  się  z  przyjęcia.  Nie  czułaby  się  tam  dobrze.  Tłok, 

ś

miechy i stale te same żarty, jak zawsze w zgranej grupie, jeszcze by ją tylko dobiły, podczas 

gdy  odrobina  samotności  podniosła  ją  na  duchu.  Pomyślała,  że  skorzysta  z  wolnego  czasu  i 

jutro  kupi  sobie  coś  bezużytecznego.  Poszpera  w  antykwariatach  i  może  kupi  nożyczki  do 

przycinania upalonego knota świecy albo jakieś stare pudełeczko. 

Zamknęła oczy i przeciągnęła się zmysłowo. A może warto by urwać się na parę dni i 

zobaczyć z Lindsay i z Sethem? Skrzywiła się, gdy jej myśli pobiegły ku Nickowi. 

Jego spokojny, delikatny pocałunek rozbroił ją do reszty. Przez ostatnie dni starała się 

nie myśleć o nim, koncentrując się na sprawach zawodowych. Mówiąc szczerze, nie poszła na 

przyjęcie z jego powodu. 

Chciała  go.  I  choćby  nie wiedzieć ile  razy  w  ciągu ostatnich dni i tygodni odpędzała 

od siebie tę myśl, nie zmieniło to w niczym faktu, że go pragnie. Ależ tak - pragnie go jeszcze 

bardziej!  Z  tym  pragnieniem  i  tęsknotą  jeszcze  jakoś  sobie  radziła,  natomiast  wszelkie 

poważniejsze myśli powodowały zamęt w jej głowie. 

-  Jestem  zanadto  zmęczona,  żeby  o  tym  myśleć  -  powiedziała  do  kompletnie  nie 

zainteresowanego jej przeżyciami Niżyńskiego. - Idę do łóżka. 

Kiedy nie drgnął i nie okazał cienia zainteresowanie jej pomysłem, przeszła nad nim, 

by  wyłączyć  telewizor.  Zostawiając  okruszki  ciasteczek  na  rano,  w  drodze  do  sypialni 

pogasiła wszystkie światła. 

Nick  wpatrywał  się  w  ciemne  okna  mieszkania  Ruth.  Jest  pierwsza  w  nocy,  więc  na 

pewno śpi. Gdybym miał trochę oleju w głowie, też bym spał, zgromił siebie. 

Wsunął ręce do kieszeni i zaczął iść. Nie masz tu nic do roboty, Davidov, mruknął pod 

nosem.  Sam  wiesz  najlepiej.  Dająca  się  we  znaki  chłodna  noc  przypominała  o  prawdziwym 

początku  jesieni.  Chroniąc  się,  wtulił  głowę  w  ramiona.  Przychodząc  tutaj,  robi  z  siebie 

background image

idiotę.  Co  też,  idąc  do  niej  i  mijając  kolejne  przecznice,  powtarzał  sobie  niezliczoną  ilość 

razy. 

Gdyby  była  na  przyjęciu,  mógłby  choć  na  nią  popatrzeć...  O  Boże,  pomyślał  z 

desperacją,  przecież  już  dawno  minął  czas,  gdy  wystarczało  mu  samo  patrzenie.  Najgorsze 

były  noce,  kiedy  bywał  bliski  szaleństwa,  a  żadna  inna  kobieta  nie  mogła  mu  jej  zastąpić. 

Pragnął Ruth. 

He to już trwa? - zapytywał siebie, nie zwracając uwagi na mijające go w zawrotnym 

tempie  policyjne  wozy  i  wyjące  syreny.  Miesiąc,  rok?  Pięć  łat?  Czy  już  wtedy,  w  studiu 

Lindsay, kiedy po raz pierwszy zobaczył Ruth przy drążku? Przecież już wtedy skręcał się z 

pożądania. Dobry Boże, miała wówczas zaledwie siedemnaście lat! 

Skąd mógł wiedzieć, że kiedy ją pocałuje, zasmakuje w niej bez reszty? Albo że ona 

zareaguje  tak  na  niego?  Jakby  tylko  na  niego  czekała!  Skąd  mógł  wiedzieć,  że  widok  tego 

drobnego szczupłego ciała będzie go prześladować w dzień i w noc? 

Nawet gdy z nią tańczył, myśl, by ją posiąść, stopić się z nią, nie dawała mu spokoju, 

aż doszedł do wniosku, że chyba oszaleje. Zaczął się oddalać. 

Zatrzymał się, odwrócił. Boże, jakże jej pragnie! Teraz, zaraz. W tę noc. 

Dobijanie się w drzwi poderwało ją i sprawiło, że usiadła na łóżku jak automat. Co jej 

się  śniło?  Nick?  Potrząsnęła  głową,  żeby  oprzytomnieć.  Właśnie  wyciągała  rękę  po  budzik, 

kiedy walenie zaczęło się od nowa. Spuściła nogi z łóżka i sięgnęła po szlafrok. 

-  Już  idę!  -  zawołała,  spiesząc  się  tym  bardziej,  im  głośniej  i  natarczywiej  stukano. 

Narzucając po drodze szlafrok, przebiegła przez pogrążone w mroku mieszkanie. - Na miłość 

boską,  sąsiedzi  się  pobudzą!  -  Zerknęła  przez  judasza,  zamrugała  z  niedowierzania  i  jeszcze 

raz zerknęła. Zaczęła niezdarnie zdejmować łańcuch, gdy Nick znowu zastukał. 

Kiedy  otworzyła  drzwi,  popatrzyli  na  siebie  zdumionym  wzrokiem.  Była 

zdezorientowana  śladami  gniewu  w  jego  oczach.  Splątana  masa  jej  włosów  spadała  na 

narzucony w pośpiechu szlafrok. Miała zaróżowione od snu policzki i ciężkie powieki. Nick 

postąpił krok naprzód, wiedząc, że wkracza na zakazany teren. 

- Chcę ciebie. 

Wystarczyły  te  dwa  proste  słowa,  wypowiedziane  spokojnie,  choć  szorstko,  by  serce 

Ruth zamarło na chwilę. Zanim się zorientowała, co robi, wyciągnęła ku niemu ramiona. 

Przywarli do siebie ciałami, ustami. Pożądanie było przemożne, a pocałunek żarliwy - 

długi,  desperacki.  Jego  granicząca  z  szaleństwem  dzikość  porwała  Ruth.  Poczuła,  jak  ręka 

Nicka chwyta jej włosy i w jakiejś furii odciąga jej głowę do tyłu. Oderwał wargi, po to tylko, 

background image

by  sięgnąć  głębiej.  Była  w  tym  szczypta  brutalności,  tak  jakby  jednym  pocałunkiem  chciał 

zaspokoić wszystkie pragnienia. 

- Chcę ciebie. Boże, aż za bardzo! 

Ruth tak kurczowo uchwyciła się jego swetra, że zabolały ją palce. 

- Nie może być za bardzo - wyszeptała i wciągnęła go do środka. 

Zamknęła drzwi i odwróciła się ku niemu. Z przejęcia zaschło jej w gardle; Dostrzegła 

jego rozterkę i próbę zapanowania nad sobą. Nie tego od niego chciała! Nie dzisiaj! Chciała, 

by  go  poniosło.  Jakże  silna  i  jednocześnie  obezwładniająca  była  jej  potrzeba  poczucia  na 

sobie  jego  dotyku.  Powoli,  nie  w  pełni  świadoma  swoich  reakcji,  Ruth  podniosła  rękę,  by 

zsunąć z ramion szlafrok. Gdy upadł bezgłośnie na podłogę, stanęła przed Nickiem naga. 

- Kochaj mnie - powiedziała półgłosem. 

Nie  mógł  się  jej  oprzeć.  Usłyszała  tylko  jego  głuchy  jęk,  kiedy  wziął  ją  w  ramiona. 

Usta miał gorące, a dłonie szorstkie i zaborcze. Czuła, jak bardzo jej pożąda. 

Posuwając  się  w  kierunku  sypialni,  Ruth  zdarła  z  niego  sweter.  Gdzieś  w  korytarzu 

ś

ciągnęła mu go przez głowę i rzuciła na podłogę. 

Gdy  znaleźli  się  w  drzwiach  sypialni,  niezdarnie  szarpała  zamek  jego  dżinsów.  Gdy 

wsunęła  palce  pod  pasek,  poczuła,  jak  wciąga  brzuch  i  usłyszała  chrapliwe,  stłumione 

rosyjskie słowa, gdy kąsał jej ramię. Miał szczupłe biodra i gorącą skórę. Kiedy go dotykała, 

wpił palce w jej plecy. 

Mileńkaja - powiedział, śmiejąc się gardłowym głosem; - Pozwól mi zdjąć buty. 

-  Nie  mogę.  -  Nie  było  czasu.  Pożądanie  było  silniejsze.  Już  i  tak  długo  czekała.  - 

Połóż się ze mną. - Pociągnęła go w stronę łóżka. - Weź mnie teraz, Nick. Oszaleję, jeśli tego 

nie zrobisz. 

Po chwili Nick leżał na niej. Słyszała, jak gwałtownie bije mu serce, jaki ma nierówny 

oddech. Dotarło do niej również, że wchodząc w nią, drży. Przejęła inicjatywę. Jej ciało znało 

swoje  potrzeby,  choć  mózg  nie  ogarniał  tego  ogromu  wrażeń.  To  czuła  się  silna,  to  słaba  i 

wyczerpana. Nick leżał na niej z twarzą w jej włosach. 

-  Słodki  Boże,  Ruth  -  szepnął,  ciężko  oddychając.  -  Nietknięta.  Nietknięta,  a  ja  cię 

biorę  jak  zwierzę!  -  Zsunął  się  z  niej,  chwytając  się  za  włosy.  Kiedy  usiadł,  Ruth  widziała 

tylko zarys jego piersi i ramion, a także błysk jego oczu. - Powinienem mieć więcej oleju w 

głowie. To niewybaczalne; Musiało cię boleć. 

- Nie. - Czuła się zamroczona i oszołomiona, ale nie było w tym bólu. - Nie. 

- Źle się stało. 

- Chcesz powiedzieć, że żałujesz tego? 

background image

- Tak, na Boga! 

Choć ją mocno zranił tą odpowiedzią, spokojnie zapytała: 

- Dlaczego? 

- To chyba oczywiste, prawda? - Wstał. - Przychodzę tutaj w środku nocy i zaciągam 

cię do łóżka, nie okazując najmniejszego... - zawahał się, szukając słowa. 

-  Zaciągasz mnie do łóżka? - powtórzyła Ruth.  -  I oczywiście, ja nie mam z tym nic 

wspólnego,  nic  do  powiedzenia!  -  Uklękła  na  pościeli  i  odrzuciła  do  tyłu  włosy.  Dostrzegł 

błysk gniewu w jej oczach. - Ty zarozumiały ośle! Kto kogo zaciągnął do łóżka? Wyjaśnijmy 

sobie  pewne  fakty,  Davidov.  To  ja  otworzyłam  drzwi,  ja  powiedziałam  ci,  czego  pragnę,  ja 

cię rozebrałam. Więc nie zachowuj się tak, jakbyś to wszystko sam wymyślił. Jeśli żałujesz, 

ż

e kochałeś się ze mną, to zabieraj się stąd i znikaj. - Grzmiała tak, że nawet nie zdążył otwo-

rzyć  ust.  -  Ale  nie  zasłaniaj  się  tym,  że  byłam  dziewicą.  Byłam  dziewicą,  ponieważ  tak 

chciałam.  I  sama  wybrałam  czas,  żeby  to  zmienić.  To  ja  ciebie  uwiodłam,  a  nie  ty  mnie!  - 

zakończyła rozgorączkowana i wściekła. 

- No, ładnie mnie załatwiłaś - odezwał się po dłuższej chwili. 

Parsknęła śmiechem. Była zła i zraniona, i nadal dygotała. 

- Skończmy już z tym. 

Znowu  podszedł  do  łóżka,  dotknął  jej  włosów.  Bywają  sytuacje,  pomyślał,  kiedy 

łatwiej mówić po rosyjsku. W rodzinnym języku potrafiłby precyzyjniej wyrazić to, co czuje. 

-  Ruth,  czasami,  gdy  jestem  wytrącony  z  równowagi,  nie  wyrażam  się  dość  jasno.  - 

Przerwał  na  chwilę,  szukając  odpowiednich  słów.  -  Nie  żałuję,  że  kochałem  się  z  tobą,  bo 

pragnąłem  tego  od  bardzo  dawna.  Żałuję  tylko  i  jest  mi  przykro,  że  twoje  pierwsze 

doświadczenie w miłości pozbawione było romantyzmu. - Ujął w dłonie jej twarz i podniósł 

ją,  by  widzieć  jej  oczy.  -  W  taki  sposób  nie  wprowadza  się  niewinnej  osoby  w  tajniki 

rozkoszy, które kobieta i mężczyzna mogą razem przeżywać. 

Patrzyła  na  niego  uważnie.  Teraz,  gdy  jej  wzrok  przyzwyczaił  się  do  ciemności, 

widziała wyraźniej. Jego twarz była blada, ale oczy żywe i zapalczywe. Poczuła powracające 

miłe ciepło. Uśmiechnęła się. 

- Jest jakiś inny sposób? - zapytała przewrotnie. 

Wodził palcem wzdłuż krawędzi jej policzków, podbródka. 

- Bardzo wiele. 

- Sądzę, że winien mi jesteś to pokazać. - Objęła go za szyję. - Teraz. 

- Ruth... 

- Teraz - powtórzyła i wpiła się w jego usta. 

background image

Wydał  dźwięk  podobny  do  jęku  i  ponownie  zatopił  się  w  jej  smaku.  Odwlekał 

pocałunek,  podniecając  ją  wargami,  zębami,  językiem.  Ruth  poczuła  znowu,  jak  krew 

zaczyna w niej szybko krążyć. Delikatnie ujął w dłonie jej piersi. Były małe, twarde i gładkie. 

Ich czubeczki były naprężone, a on leciutko je muskał, aż usłyszał jej przyspieszony oddech. 

Szeptał  jej  do  ucha  słowa,  które  dla  niej  nic  nie  znaczyły.  Ale  ich  brzmienie  i  jego 

nierówny,  ciepły  oddech  obezwładniały.  Wsunął  rękę  pod  jej  plecy,  podtrzymując  ją,  gdy 

klękała  na  łóżku.  Drżała  już,  ale  on  nadal  tylko  podniecał  ją  wargami  -  czekając,  wciąż 

czekając. Powoli, z niespotykaną uwagą i czułością, zaczął rozniecać w niej ogień. Odkrył jej 

najwrażliwsze  miejsce  -  po  wewnętrznej  stronie  ud.  Powracał  tam  po  wielekroć.  Gdy 

popieścił trójkąt między jej nogami, jej ciałem wstrząsnął dreszcz i mocniej przycisnęła jego 

rękę. A po chwili pogrążyli się w pocałunku. 

Jej  oddech  był  niczym  krzyk.  Kiedy  ją  przygniótł  swoim  ciężarem,  jęknęła  i 

wypowiedziała jego imię. 

-  To  jeszcze  nic,  miłaja  -  wyszeptał,  delektując  się  zapachem  i  smakiem  jej  szyi.  - 

Czeka nas jeszcze dużo, dużo więcej. 

Kiedy pieścił jej pierś, na przemian traciła oddech i jęczała. Mocniej przycisnęła go do 

siebie,  nieświadoma  pobudzającego  rytmu,  w  jakim  jej  ciało  poruszało  się  pod  nim.  Sięgnął 

wargami po jej drugą pierś, tym razem porażając ją od stóp do głów. Wołała go, nieświadoma 

niczego, pogrążona w cudownych, nieznanych doznaniach. 

Wędrował  ustami  coraz  niżej  i  niżej,  a  jego  dłonie  nadal  dotykały  jej  piersi,  jeszcze 

ciągle gorących i wilgotnych od jego warg. Prowadził ją, kierował, jak niegdyś prowadził w 

takt muzyki, ustalając tempo ich prywatnego pas de deux. I znów był twórcą, a ona tancerką, 

poruszającą się zgodnie z jego wizją. Była pojętną uczennicą. Oddaną i podporządkowaną mu 

bez reszty. 

Otworzyła się na niego, a gdy w nią wszedł, łakomie sięgnął po jej usta. Poruszał się 

w  niej  powoli,  nie  zważając  na  własne,  trudne  do  opanowania  potrzeby.  Brał  ją  tak,  jakby 

przed  sobą  miał  całe  życie  delektowania  się  tą  najwyższą  rozkoszą.  Trwali  tak  złączeni,  aż 

oboje byli bliscy szaleństwa. Wówczas poprowadził ich na sam szczyt. 

Wyczerpana, cudownie obolała, Ruth leżała wtopiona w niego, z głową na jego piersi. 

Od czasu do czasu głaskał jej włosy, nawijając ich końce na palce. Pod jej uchem jego serce 

biło mocno i miarowo.  Zza okna nie wpadała nawet smuga światła. W  pokoju było  ciemno, 

ciepło i cicho. 

To  jest  to,  na  co  czekałam,  pomyślała  sennie.  Oto  kres  mojej  izolacji.  Poznał  moje 

wszystkie sekrety. Dałam mu dzisiaj wszystko, co dotąd przechowywałam w sobie. 

background image

Westchnęła. 

- Nie odchodź teraz - wyszeptała, zamykając oczy. - Nie odejdziesz? 

Przez chwilę panowała cisza, ich własna osobista cisza. 

-  Nie  -  powiedział  czule.  -  Nie  odejdę.  Uszczęśliwiona  Ruth  wtuliła  się  w  niego  i 

niemal natychmiast zasnęła. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

Niżyński  wskoczył  na  łóżko,  domagając  się  swojego  śniadania.  Przez  chwilę 

wytrzeszczał  zdumione  ślepia  na  Nicka,  po  czym  spokojnie  rozpoczął  wędrówkę  po  jego 

nogach,  brzuchu,  aż  zatrzymał  się  na  klatce  piersiowej.  Czując  ucisk,  Nick  poruszył  się  i 

otworzył oczy prosto na kota. 

Przyglądali  się  sobie  w  milczeniu.  Nick  wyciągnął  rękę  i  usłużnie  podrapał  kota  za 

uchem. 

- Jak się masz, prijatiel, zdaje się, że nie masz nic przeciwko mojej obecności? 

Niżyński  wyprężył  grzbiet,  przeciągnął  się,  a  następnie  wyciągnął  jak  długi  na  piersi 

Nicka. Nie przestając drapać kota za uchem, Nick odwrócił głowę w stronę Ruth. 

Spała  wtulona  w  niego.  Właściwie  to  on  trzymał  ją  w  takiej  pozycji.  Jej  rozrzucone, 

gęste  włosy  przykrywały  niemal  całą  poduszkę.  Oddech  był  równy  i  głęboki,  wargi  lekko 

rozchylone. Wyglądała niewiarygodnie młodo - zbyt młodo jak na tę dziką namiętność, jaką 

zademonstrowała. W y g l ą - dała jak śpiąca królewna, choć wiedział, że z temperamentu jest 

bardziej Carlottą niż Aurorą.  Bardziej pasował do niej ogień niż kwiat. Pochylił się, żeby  ją 

pocałować. 

Obudziła się roznamiętniona, z ciałem gotowym do pieszczot. Westchnęła, przywarła 

do  niego,  gdy  wprawną  i  pewną  ręką  wyruszył  w  cudowną  podróż  po  jej  ciele. 

Unieruchomiony między nimi Niżyński głośno wyraził swoją dezaprobatę. 

Ruth zaśmiała się ochrypłym głosem, a Nick zaklął. 

- Domaga się swojego śniadania - wyjaśniła Ruth. 

Miała  jeszcze  zaspane  oczy,  kiedy  uśmiechnęła  się  do  Nicka.  Tytułem  próby 

podniosła rękę i potarła jego podbródek. 

-  Zawsze  chciałam  to  zrobić  -  wyjaśniła.  -  Z  samego  rana,  po  przebudzeniu,  dotknąć 

męskiego zarostu. 

Nick przesunął rękę, żeby popieścić jej pierś. 

- Wolę coś delikatniejszego. Twoje usta - uściślił, pochylając głowę i muskając je. - Są 

takie delikatne i takie ciepłe. 

Niżyński  powędrował  do  góry  i  wsunął  łeb  między  ich  głowy.  Nick  popatrzył  na 

niego, złowrogo mrużąc oczy. 

- Moja sympatia do tego stworzenia maleje z każdą chwilą. 

background image

-  On  dba  o  punktualność  -  wyjaśniła  Ruth.  -  Zawsze  mnie  budzi,  zanim  budzik 

zaczyna  dzwonić.  -  Jakby  na  potwierdzenie  jej  słów  rozległo  się  ciche  i  jednostajne 

brzęczenie  zegara.  -  Widzisz?  -  Roześmiała  się,  kiedy  Nick  sięgnął  ponad  nią  i  wcisnął 

przycisk. - Co chcesz najpierw? - zapytała. - Prysznic czy kawę? 

Ponownie pochylił się nad nią, a jego uśmiech był leniwy i kuszący. 

- Co innego chodzi mi po głowie. 

- Lekcja - przypomniała mu i szybko wymknęła się z łóżka. 

Patrzył  na  nią,  gdy  naga  podeszła  do  szafy  i  wyciągnęła  szlafrok.  Była  szczupła  i 

smukła  jak  trzcina,  o  długich  nogach,  pozbawiona  bioder  -  chłopięca  figura  przy  bardzo 

kobiecym  sposobie  poruszania  się.  Kiedy  wsunęła  rękę  w  głąb  szafy,  dostrzegł  niewielki 

rowek  między  jej  piersiami.  Szlafrok  rozsunął  się  na  niej,  założyła  więc  poły  i  zawiązała 

pasek. Odwróciła się do niego z uśmiechem. 

-  No  więc?  -  zapytała,  wyciągając  długie  włosy  spod  kołnierza  szlafroka.  -  Chcesz 

kawy? 

- Jesteś śliczna - wyszeptał. 

Ręce  Ruth  zawahały  się  na  węźle  paska.  Zastanawiała  się,  czy  kiedykolwiek 

przywyknie do tonu głosu Nicka i do wyrazu oczu. Wiedziała, co by było, gdyby wróciła do 

łóżka. I znowu poczuła rozkoszne mrowienie, jak gdyby jego ręce już wędrowały po jej ciele. 

Niżyński miauknął. 

-  Skoro  wstałam  pierwsza  -  powiedziała,  patrząc  z  wyrzutem  na  kota  -  pierwsza 

wezmę prysznic. Ty możesz przygotować kawę. - Mknąc do łazienki, zawołała jeszcze przez 

ramię: - Nie zapomnij nakarmić kota. 

Odkręciła  kran  i  rozebrała  się.  Czy  rzeczywiście  powinno  mi  być  tak  dobrze?  - 

zapytywała samą siebie, związując włosy na czubku głowy. Czy to w porządku, że budząc się 

przy nim, traktuję to jak coś naturalnego? Bez odrobiny onieśmielenia czy zażenowania? 

Weszła do kabiny i odkręciła kran, lejąc na siebie gorący, mocny strumień. 

Ale  wiedziałam,  że  to  będzie  on.  Jakoś  zawsze  to  wiedziałam.  Potrząsając  głową, 

sięgnęła  po  mydło.  Chyba  zwariowałam.  Skąd  mogłam  to  wiedzieć?  Namydliła  się  i  snuła 

rozważania.  Jedli  razem  posiłki  między  lekcjami  i  próbami.  Bywali  na  tych  samych 

przyjęciach. Ale poza tym nigdy niczego nie planowali i nie umawiali się na konwencjonalne 

randki. 

Czy  tak  miało  być?  -  zastanawiała  się.  Na  pewno  dzisiejsza  noc  nie  była  czymś 

typowym  w  ich  związku.  Nick  widywał  ją  ociekającą  potem,  przeklinającą  i  wściekłą, 

background image

widywał ją też płaczącą. Masował jej obolałe łydki i stopy. Ale znała go tylko na tyle, na ile 

on sam jej pozwalał. 

Zakręciła wodę. Jest jeszcze za wcześnie, doszła do wniosku, żeby się aż tak głęboko 

zanurzać w swoich odczuciach. Wiedziała, że nie obejdzie się bez bólu, ale też nie zamierza 

go szukać na siłę. 

A Nick może jej zadać ból. O tym także zawsze wiedziała. 

Wytarła się. szybko, włożyła z powrotem szlafrok i weszła do sypialni. Słyszała Nicka 

rozmawiającego  w  kuchni  z  Niżyńskim.  Uśmiechnęła  się  i  sięgnęła  do  szafy  po  trykot  i 

rajtuzy.  Było  coś  absolutnie  naturalnego  i  prawidłowego  w  niosącym  się  po  niedużym 

mieszkaniu  głosie  Nicka.  Wiedziała,  że  kot  jest  bardziej  zajęty  swoim  śniadaniem  niż  kon-

wersacją,  ale  i  tak  więź  między  nimi  została  nawiązana.  A  przecież  tyle  razy,  gdy  go  rano 

karmiła i przemawiała doń czule, okazywał kompletny brak zainteresowania! 

Nick  wszedł  do  sypialni  z  dwoma  parującymi  kubkami  w  rękach.  Był  nagi.  Miał 

wspaniałe  ciało  -  szczupłe  i  umięśnione  od  trudów  swojego  zawodu.  Wmaszerował  do 

pokoju,  jak  gdyby  nigdy  nic.  Inny  mężczyzna  wciągnąłby  dżinsy,  pomyślała  Ruth.  Ale  nie 

Davidov. 

- Uważaj, jest gorąca - uprzedził, stawiając kubki na komodzie, a następnie biorąc w 

ramiona  Ruth.  -  Jak  ładnie  pachniesz  -  zamruczał,  wąchając  jej  szyję.  -  Twój  zapach 

towarzyszy mi wszędzie. 

Kłuł ją brodą. Zaśmiała się od tych łaskotek. 

- Muszę się ogolić, tak? 

- Tak - przytaknęła, odwracając głowę i domagając się pocałunku. - Nie przypominam 

sobie,  by  kiedykolwiek  Davidov  pojawił  się  nieogolony  na  lekcji.  -  Pocałowali  się  znowu. 

Powędrował rękami do jej bioder i przyciągnął ją bliżej. 

- Masz brzytwę? - zapytał, zbliżając wargi do jej ucha. 

-  Hm,  w  szafce  z  lekarstwami.  -  Powędrowała  palcami  do  góry,  wzdłuż  jego 

kręgosłupa. Kiedy ją ugryzł w koniuszek ucha, wydała stłumiony pisk. 

- Golenie może poczekać. 

- Pójdziesz do domu po ubrania? - zapytała, gdy znikał w łazience. 

- Mam trochę rzeczy w gabinecie. - Usłyszała lejącą się wodę. - I nową brzytwę. 

Biorąc  prysznic,  śpiewał  po  rosyjsku.  Kiedy  weszła  do  łazienki,  by  umyć  zęby, 

przyłapała się na tym, że nuci mu do wtóru. 

- Co to znaczy? - zapytała z pełnymi ustami pasty. 

- To dawna pieśń. I tragiczna. Najlepsze rosyjskie pieśni są stare i tragiczne. 

background image

- Byłam kiedyś z rodzicami w Moskwie. - Ruth wypłukała zęby. - Było pięknie... stare 

budowle, śnieg. Czasami musisz za tym tęsknić. 

Nie zdążyła wrzasnąć, kiedy ją chwycił i wciągnął pod prysznic. 

-  Nick!  -  Oślepił  ją  strumień  wody,  próbowała  się  wyrwać.  Wszystko,  co  miała  na 

sobie, kleiło się i oblepiało ją. - Zwariowałeś? 

- Chciałem cię prosić, żebyś umyła mi plecy - wyjaśnił, przyciągając ją do siebie. - A 

teraz chyba mam lepszy pomysł. 

- Umyć ci plecy! - Zaczęła się z nim szarpać. 

- Chyba zauważyłeś, że jestem już ubrana. 

- Och, naprawdę? - Uśmiechnął się zniewalająco. - To nic. Poradzę sobie. - Zsunął z 

jej ramion przemoczony trykot, unieruchamiając jej ręce. 

- Już brałam prysznic. - Zaśmiała się, udając złość i nadal szarpiąc się z nim. 

- Więc skorzystaj z mojego. Jak wiesz, jestem hojnym i wielkodusznym człowiekiem. 

Wpił się w jej usta, a woda lała się na nich nieprzerwanie. 

- Nick. - Wędrował po niej rękami, stopniowo zsuwając z niej ubranie. - Mamy lekcję. 

- W końcu przestała walczyć. 

- Mamy czas - wyszeptał, wzdychając głęboko, kiedy dotarł do jej piersi. - Nadrobimy 

go. 

Ś

ciągnął z niej rajtuzy. 

Arabesque, pirouette, arabesque, pirouette. 

Ruth  podniosła  się  z  ławki  i  zaczęła  ćwiczyć.  Padały  polecenia.  Jak  zawsze 

obowiązywał  surowy  rygor.  Pot  lał  się  strumieniem.  Codziennie,  siedem  razy  w  tygodniu, 

przerabiali  te  same  podstawowe  kroki.  Zawodowcy.  Lekcje,  w  równym  stopniu  co  baletki  i 

rajtuzy, stanowiły część życia zawodowego tancerza. 

Od  najwcześniejszych  lat  wbijano  im  do  głowy  najdrobniejsze  szczegóły.  Kto 

dostrzeże dwa nieduże kroczki przed jęte ? Wyłącznie tancerz. 

Trzeba  nieustannie  regulować  i  doprowadzać  mięśnie  do  harmonii.  Ciało  musi  być 

zawsze  gotowe  do  wykonania  najbardziej  karkołomnych  fragmentów  tańca.  Piąta  pozycja. 

Plis. Nawet jeden dzień przerwy może spowodować, że ciało odmówi posłuszeństwa. Port de 

bras.  Ramiona  i  dłonie  muszą  wiedzieć,  co  robić.  Nieprawidłowy  czy  niedopracowany  ruch 

może  wybić  z  uderzenia,  popsuć  wrażenie.  Attitude.  Wytrzymać  pozycję  -  raz,  dwa,  trzy, 

cztery... 

- Dziękuję. 

background image

Lekcja  zespołu  dobiegła  końca.  Ruth  poszła  po  ręcznik.  Wycierając  pot  z  szyi, 

marzyła o prysznicu. 

- Ruth. 

Podniosła  wzrok  na  Nicka.  On  także  był  spocony.  Wokół  opaski  na  głowie  wiły  się 

wilgotne włosy. 

- Spotkamy się na dole. Za pięć minut. 

- Za pięć minut? Coś się stało? 

- Stało? - Uśmiechnął się, po czym nachylił się i pocałował ją, zapominając o innych 

członkach zespołu. - Co mogłoby się stać? 

- Chyba nic. - Odrobinę zakłopotana, popatrzyła na niego z niewyraźną miną. - Więc 

co? 

-  Nie  masz  na  dzisiaj  żadnych  planów,,  -  To  było  stwierdzenie,  nie  pytanie.  - 

Sprawdziłem, że i ja też nic nie mam. - Pochylił się bliżej. - Zabawimy się. 

- Zabawimy? 

- Nowy Jork jest bardzo rozrywkowym miastem, prawda? 

- Tak słyszałam. 

- Za pięć minut - powtórzył i odszedł. Patrząc za nim, Ruth zmrużyła oczy. 

- Piętnaście. 

- Dziesięć - zgodził się Nick, nie zatrzymując się. 

Ruth złapała torbę i pomknęła pod prysznice. 

Po niecałych dziesięciu minutach zeszła na dół odświeżona, ubrana w dżinsy i luźny, 

fiołkoworóżowy  sweter.  Swobodnie  puszczone  włosy  pasowały  do  jej  nastroju.  Nick  już 

czekał, niecierpliwił się, zabijając czas rozmową z dwoma solistami. 

Widząc Ruth, odszedł od nich. 

- Spóźniłaś się - rzekł z wyrzutem i zaczął ciągnąć ją w stronę drzwi. 

- Ani trochę. Jestem punktualna co do minuty. 

Na  ulicy  panował  ogłuszający  hałas.  Gdzieś  z  lewej  drogowcy  zdzierali  chodnik,  a 

ś

widrujący warkot potężnego pneumatycznego młota było słychać wszędzie. Tuż przed nim, z 

potwornym  piskiem,  zahamowały  dwie  taksówki.  Kierowcy  odkręcili  okna  i  klęli  na  czym 

ś

wiat stoi. Strumień pieszych płynął obok, jak gdyby nigdy nic. Z okna po przeciwnej stronie 

jezdni dochodziły ostre, drażniące ucho dźwięki punk rocka. 

- Rozrywkowe miasto, nie ma  co! - Wziął Ruth  pod rękę i patrząc na nią, uśmiechał 

się od ucha do ucha. - Dzisiaj należy do nas. 

background image

Ruth  jakby  nagle  dech  odjęło.  Nic,  ani  całe  lata  ich  znajomości,  ani  szalone, 

przyprawiające  o  zawrót  głowy  kochanie  się,  nie  zrobiło  na  niej  tak  oszałamiającego 

wrażenia, jak to porozumiewawcze, skierowane tylko do niej, serdeczne spojrzenie. 

- Dokąd... dokąd idziemy? - wykrztusiła, z trudem dochodząc do siebie. 

-  Gdziekolwiek  bądź  -  odparł  Nick  i  przyciągnął  ją  do  siebie,  by  stopić  się  z  nią  w 

pocałunku.  -  Wybieraj.  -  Ponieważ  lekko  się  zachwiała,  przytrzymał  ją  mocniej,  a  ona 

roześmiała się. 

- Tędy! - postanowiła, odrzucając głowę w prawo. Lato odeszło nagle, jakby z dnia na 

dzień. 

Chłodne powietrze ułatwiało chodzenie, a zdaniem Ruth przeszli wiele mil. Zaglądali 

do galerii sztuki i do antykwariatów z książkami, szperając i tłocząc się tu i ówdzie, i nic nie 

kupując.  Usiedli  na  brzegu  fontanny  i  obserwowali  mijające  ich  tłumy,  popijając  gorącą 

herbatę osłodzoną miodem. 

W  Central  Parku  przyglądali  się  wyciskającym  z  siebie  siódme  poty  ludziom 

uprawiającym jogging i karmili gołębie. Tyle było do zobaczenia! 

U  Saksa  Ruth  przymierzyła  całą  masę  wspaniałych  futer,  a  Nick  siedział  i 

obserwował. 

-  Nie.  -  Potrząsnął  głową,  gdy  pokazała  się  w  długich  do  bioder  niebieskich  lisach.  - 

Niedobrze. 

- Niedobrze? - Z błogim wyrazem twarzy przytknęła policzek do puszystego kołnierza 

i otarła się o miękkie futro. - Mnie się podoba. 

-  Nie  chodzi  o  futro  -  sprostował  Nick.  -  O  ciebie.  -  Rozśmieszył  go  widok 

błyskawicznie uniesionych brwi Ruth. - Widziałaś kiedyś, żeby modelka  wyrzucała tak nogi 

na zewnątrz? 

Ruth spojrzała na swoje nogi i uśmiechnęła się pełną buzią. 

-  Obawiam  się,  że  lepiej  się  czuję  w  trykotach  niż  w  futrach.  -  Wykonała  szybkiego 

pirueta, zwracając na siebie uwagę sprzedawczyni. - Poza tym na lekcji byłoby mi w tym za 

gorąco. - Wyśliznęła się z futra, delektując się na koniec delikatną atłasową podszewką. 

- Mam ci to kupić? 

Zaczęła się śmiać, gdy zorientowała się, że Nick mówi to zupełnie poważnie. 

- Nie wygłupiaj się. 

-  Ja  się  wygłupiam?  -  Nick  podniósł  się  z  miejsca,  kiedy  Ruth  oddawała  futro 

sprzedawczyni. - Dlaczego to ma być głupie? Nie lubisz prezentów, malutka? 

background image

Wiedziała,  że  użył  tego  zwrotu,  żeby  ją  sprowokować,  ale  doczekał  się  tylko  jej 

oziębłego spojrzenia. 

- Życie bym za to oddała - powiedziała gardłowym głosem, na użytek sprzedawczyni. 

-  Ale  jak  mogę  to  przyjąć,  skoro  dopiero  się  poznaliśmy?  -  Posłała  mu  powłóczyste 

spojrzenie, pogłaskała po policzku. - Co by powiedziała twoja żona? 

- O pewnych sprawach żony nie muszą wiedzieć. - Nagle zaczął mówić z rosyjska.  - 

W moim kraju kobiety znają swoje miejsce. 

- Mmm. - Ruth wzięła go pod rękę. - Więc może pokaż, gdzie jest moje. 

-  Z  przyjemnością.  -  Niczym  wilk,  Nick  wyszczerzył  zęby  do  zbulwersowanej 

sprzedawczyni. - Miłego dnia, madame - powiedział, porywając Ruth z iście kozacką fantazją 

i wychodząc ze sklepu. 

- Uwielbiam, kiedy jesteś Rosjaninem, Nikolai. 

- Ja zawsze jestem Rosjaninem! 

- Ale  raz bardziej, a raz mniej. Kiedy chcesz, potrafisz być bardziej amerykański niż 

farmer z Nebraski. 

- Mówisz poważnie? Nigdy o tym tak nie myślałem. 

- I to jest w tobie takie fascynujące - odparła Ruth. - Nie myślisz tak, ale jesteś taki. - 

Idąc, splotła z nim palce. - Jestem ciekawa, czy  myślisz po rosyjsku, a potem to tłumaczysz 

na amerykański? 

- Myślę po rosyjsku, kiedy jestem... - szukał odpowiedniego słowa - poruszony. 

- To dość szerokie pojęcie. - Uśmiechnęła się. - A ty często bywasz poruszony. 

- Jestem artystą - żachnął się. - Mamy do tego prawo. Kiedy jestem zły, rosyjski jest 

łatwiejszy, a przekleństwa rosyjskie są bardziej soczyste niż amerykańskie. 

-  Często  zastanawiałam  się,  co  mówisz,  kiedy  jesteś  wściekły.  Notabene  tej  nocy 

mówiłeś do mnie po rosyjsku. - Spojrzała na niego tak wymownie, że nie powstrzymał się od 

ś

miechu. 

- Naprawdę? - Od samego jego spojrzenia serce podeszło jej do gardła. - Może byłem 

poruszony. 

- Ale to nie wyglądało na przekleństwa - droczyła się z nim dalej. 

- Chcesz, żebym ci to przetłumaczył? - zapytał, obejmując ją i przyciągając do siebie. 

- Nie teraz. - Ruth obliczyła odległość dzielącą ich od Piątej Alei do jej mieszkania. Za 

daleko, pomyślała. - Weźmy autobus - roześmiała się, patrząc mu w oczy. 

- Taksówkę - poprawił ją i pomachał ręką. 

background image

Sypialnia  tonęła  w  słońcu.  Nawet  nie  zdążyli  opuścić  żaluzji.  Leżeli  spleceni  i 

uspokojeni po burzliwym kochaniu się. Ruth zasypiała i budziła się na  przemian. Czuła pod 

ręką unoszącą się i opadającą miarowo klatkę piersiową Nicka: wiedziała, że śpi. 

Pomyślała,  że  mogłaby  tak  trwać  w  nieskończoność.  Wtuliła  się  w  niego,  niechcący 

trącając go w łydkę stopą. 

-  Stopa  tancerza  -  mruknął,  obudzony  tym  prawie  nieznacznym  ruchem.  -  Mocna  i 

brzydka. 

- Wielkie dzięki. - Zębami skubnęła go w ramię. 

- To komplement - zaprotestował, przekręcając się w jej stronę. Miał zaspane, na wpół 

zamknięte oczy. - Wielcy tancerze mają brzydkie stopy. 

Uśmiechnęła się na taką logikę. 

- I to cię we mnie pociąga? 

- Nie to. Wewnętrzna strona twoich kolan. Roześmiała się. 

- A co w nich widzisz? 

- Kiedy z tobą tańczę, masz delikatne ramiona, a ja zastanawiam się, jakie w dotyku są 

twoje  kolana  po  wewnętrznej  stronie.  -  Nick  podparł  się  na  łokciu  i  spojrzał  na  nią.  -  Ile  to 

razy dotykałem twoich nóg - przy podnoszeniu, masując je, gdy łapał cię skurcz? Ale zawsze 

były w rajtuzach. A jakie, zastanawiałem się, mogą być w dotyku? 

Siadając, sięgnął po jej łydkę. 

-  O  tutaj.  -  Pojechał  palcem  do  góry,  ku  wewnętrznej  stronie  kolana.  -  I  tu.  -  Kiedy 

ucisnął  to  miejsce,  zobaczył,  jak  ciemnieją  jej  oczy,  poczuł,  jak  szybko  bije  jej  serce.  - 

Prawdę mówiąc, jestem bliski szaleństwa od tego ciągłego zastanawiania się, czy ta miękkość 

znajduje  się  wszędzie.  Miękki  głos,  miękkie  włosy,  miękkie  spojrzenie.  Mówił  cicho  i 

spokojnie. 

-  I  trzymam  cię  w  talii,  żebyś  zachowała  równowagę,  a  pod  palcami  mam  trykot  i 

kostium. A jaka jest jej skóra? 

Powędrował w górę wzdłuż ud i brzucha, palcami zatoczył łuk wokół jej żeber i dotarł 

do piersi. 

- Nieduże piersi - szeptał, obserwując jej twarz. - Czułem je, kiedy przyciskały się do 

mnie, widziałem, jak się wznoszą i opadają podczas oddychania. Ale jakie są w dotyku? Jaki 

mają smak? - Zniżył usta i musnął je językiem. 

Kończyny  Ruth  zdawały  się  ciążyć,  jak  po  jakimś  mocnym  narkotyku.  Leżała 

nieruchomo, gdy tymczasem jego ręce i usta badały ją i odkrywały, wydając przy tym cichy 

pomruk. Poruszał się rozkosznie powoli, dotykając i podniecając ją. 

background image

-  Nawet  na  scenie,  w  świetle  reflektorów  i  przy  dźwiękach  muzyki,  myślałem,  żeby 

móc  cię  dotykać.  O  tutaj.  -  Palce  ślizgały  się  po  wewnętrznej  stronie  uda.  -  I  smakować.  O 

tutaj. - Za palcami podążały usta. - Patrzyłaś na mnie. Takimi wielkimi oczami, jak u sowy. 

Mogłem niemal czytać w twoich myślach, zastanawiając się, czy ty również możesz czytać w 

moich. - Przywarł wargami do twardych mięśni jej brzucha i poczuł, jak reaguje drżeniem. - I 

co byś zrobiła, miłaja, gdybyś wiedziała, ile jest we mnie tęsknoty? 

Prześliznął  się  językiem  po  jej  pępku.  Jęknęła,  poruszyła  się  pod  nim.  Nigdy  nie 

doznała  takiej  rozkoszy  -  mrocznej,  upojnej  rozkoszy,  od  której  wszystko  kipi  i  wrze,  która 

tak przysłania myśli, że i one stają się zmysłowymi doznaniami. 

- Tak długo - szeptał. - Za długo. 

Jego  dłonie,  choć  nadal  delikatne,  stawały  się  bardziej  natarczywe.  Przerwały 

błogostan,  w  jakim  trwała.  Nagle  jej  ciało  ożyło  ze  zdwojoną  siłą.  Zdumiała  ją  wyostrzona 

ś

wiadomość  wszystkiego,  co  ją  otacza:  prześcieradła,  na  którym  leży,  malusieńkich  pyłków 

kurzu drżących w promieniach słońca, stłumionego gwaru i zgiełku za oknami. Wszystko wo-

kół  było  niesamowicie  wyraźne.  Po  czym  to  wszystko  zawirowało  i  pozostały  tylko 

wędrujące po jej ciele ręce i usta, które siały spustoszenie. 

Mogłaby  się  znajdować  na  scenie,  na  pustyni,  ale  wszędzie  czułaby  tylko  Nicka. 

Słyszała  jego  oddech,  cięższy  niż  po  wyczerpującym  tańcu.  Stapiał  się  z  jej  oddechem. 

Miażdżył jej usta, gryzł zębami wargi. 

Pocałunek  stawał  się  coraz  gorętszy,  podczas  gdy  jego  dłonie  wiodły  ją  dalej  i  dalej. 

Przywarta  do  niego,  zatraciła  się  w  rozkoszy.  Wtedy  wszedł  w  nią,  a  ona  przeniosła  się  w 

rejony, o jakich jej się nie śniło. 

Liubownica. Spójrz na mnie. 

Wstrząsana na przemian pożądaniem i rozkoszą, otworzyła ciężkie powieki. 

- Mam cię - powiedział ledwo słyszalnym głosem. - I nadal cię pragnę. 

Poszybowała, wzniosła się na niebotyczny szczyt. Nick zanurzył twarz w jej włosach. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

-  Gdzieś  tak  nagle  wczoraj  zniknęła?  -  zapytała  Francie,  chwytając  Ruth  za  ramię  i 

ciągnąc ją do drążka. 

- Wczoraj? Och, oglądałam wystawy. 

- Dobra, dobra. Kiedy mi go przedstawisz? - ciągnęła nie zrażona Francie, a gdy Ruth 

zbyła ją krótkim śmiechem, szybko dodała: - Czy słyszałaś ostatnie nowiny? 

Ruth  wykonywała  swoje  plies,  kiedy  salę  zaczęli  zapełniać  pozostali  członkowie 

zespołu.  Daleko,  po  przeciwległej  stronie,  odnalazła  wzrokiem  Nicka  w  otoczeniu  kilkorga 

tancerzy z corps. 

- Jakie nowiny? 

- W sprawie telewizji. - Wpadając w rytm Ruth, Francie wzięła się energicznie się za 

ć

wiczenia. - Nic nie wiesz? 

-  Coś  mi  tam  Leah  wspomniała.  -  Na  wspomnienie  przykrej  wizyty  poprzedzającej 

występ, Ruth odszukała wzrokiem blondynę. - Podobno to jeszcze nic pewnego. 

-  Dziecinko,  już  wszystko  jest  dograne.  -  Wreszcie  Francie  doczekała  się 

zainteresowania ze strony Ruth, która błyskawicznie odwróciła się do niej. 

- Poważnie? 

-  Nadine  dopięła  swego.  -  Francie  nachyliła  się,  żeby  podciągnąć  ocieplacze.  - 

Oczywiście, mając taki atut w ręku, mogła z nimi zrobić, co chciała. 

Ruth  domyśliła  się,  że  chodzi  o  Nicka.  I  znów  jej  wzrok  powędrował  ku  niemu. 

Rozmawiał teraz z Leah. Pochylał się ku niej, a ona żywo gestykulowała. 

- Co wywalczyła? 

-  Dwugodzinny  program  -  prawie  się  zachłysnęła  Francie.  -  W  porze  największej 

oglądalności. A od strony artystycznej dali Nickowi wolną rękę. W końcu to on ma nazwisko, 

i  to  nie  tylko  w  świecie  baletu.  Nawet  ludzie,  którzy  nie  odróżniają  plie  od  piruetu,  wiedzą, 

kim jest Davidov. Na dobrą sprawę jego program można kupić w ciemno. Czy zdajesz sobie 

sprawę, jaka to szansa dla zespołu? 

Francie wspięła się na palce. 

- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi obejrzy nas w ciągu dwóch godzin emisji w porównaniu 

z całym sezonem na scenie? O Boże, mam nadzieję, że zatańczę jakiś kawałek! - Pochyliła się 

w  plie.  -  Żeby  mieć  taką  szansę,  mogłabym  nawet  wrócić  do  corps.  Ty  to  zatańczysz  w 

„Czerwonej róży”. - Popatrzyła z zazdrością na Ruth. 

background image

Ta zaś z ulgą przyjęła fakt, że rozpoczęła się lekcja. 

Trudno było się skoncentrować. Wprawdzie ciało posłusznie reagowało na komendy, 

ale myśli krążyły i biegały we wszystkie strony. Dlaczego jej nie powiedział? 

Zatrzymała rękę na poręczy, kiedy madame Maksimowa zaczęła z nimi ćwiczyć kroki. 

Ruth wiedziała, że Nick stoi bezpośrednio za nią. 

Spędzili wczoraj cały dzień razem - a także dzisiejszy ranek. I nie powiedział jednego 

słowa! Czy z powodu tego, co jest między nimi? 

Kiedy  wraz  z  grupą  przeszła  do  głównych  ćwiczeń,  postarała  się  rozumować 

logicznie.  Zaledwie  przed  tygodniem  powiedział  jej,  że  sprawa  jeszcze  nie  jest  załatwiona. 

Wysiliła  umysł,  próbując  sobie  przypomnieć,  co  jeszcze  powiedział  i  w  jakim  był  nastroju. 

Był zły, ponieważ jej taniec wypadł poniżej jej możliwości, był też zaniepokojony jej stanem. 

Był także wściekły, bo nie chciała zdradzić imienia osoby, od której otrzymała wiadomość. 

Co  jeszcze  zrobił?  Machnął  ręką,  dając  do  zrozumienia,  że  właściwie  nic  go  to  nie 

obchodzi.  Tańczyła,  jak  jej  zagrał.  Jak  zawsze.  Ale  dlaczego  o  wszystkim  dowiaduje  się 

ostatnia? I po co jej mówi, że jest najwspanialszą baleriną w zespole, skoro potem nie zadaje 

sobie trudu, żeby przekazać jej informację, która może się okazać najważniejsza dla zespołu 

w tym roku? 

Czy ktoś jest w stanie zrozumieć takiego człowieka? Bo ja nie, pomyślała. Odwróciła 

się i popatrzyła mu prosto w oczy. To nie jest człowiek, to Davidov! 

A  jego  spojrzenie  było  odrobinę  zagadkowe,  a  nawet  kpiarskie,  ale  po  chwili  tempo 

przeszło z adagio allegro i nie mogła mu poświęcić więcej uwagi. 

-  Dziękuję  -  powiedziała  po  trzydziestu  minutach  madame  Maksimowa  do  grupy 

ociekającej potem ciał. 

Choć  w  Ameryce  przebywa  od  czterdziestu  lat,  jej  sposób  mówienia  i  akcent  są 

jeszcze bardziej rosyjskie niż Nicka, mimochodem pomyślała Ruth. 

- Za piętnaście minut chcę widzieć cały zespół na scenie. 

Kiedy  spojrzała  do  góry,  ujrzała  w  lustrze  podającego  wiadomość  Nicka.  Od 

spekulacji  pękała  jej  głowa.  Podekscytowani  tancerze  wychodzili  w  grupkach.  Wielki 

Davidov przemówił! Z torbą na ramieniu Ruth szykowała się, żeby do nich dołączyć. 

-  Jedną  chwilę,  Ruth.  -  Zatrzymała  się  posłusznie,  kiedy  ją  zawołał.  Taki  panował 

zwyczaj. 

Zamienił  jeszcze  parę  słów  po  rosyjsku  z  madame  Maksimowa,  która,  co  jej  się 

prawie  nie  zdarzało,  nawet  zachichotała.  Po  czym  szybko  skinęła  głową  i  dużymi  krokami 

wymaszerowała z sali. Jej kości zdawały się o ćwierć wieku młodsze niż w rzeczywistości. 

background image

-  Byłaś  nieobecna  myślami  na  dzisiejszej  lekcji  -  odezwał  się  Nick,  podchodząc  do 

Ruth. 

- Naprawdę? 

Znał już to jej badawcze spojrzenie, które, jak zawsze, wprawiło go w zakłopotanie. 

- Poruszałaś się, ale oczami byłaś daleko stąd. Gdzie? 

Ruth przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się, jak by tu zacząć. 

Postanowiła walić wprost. 

- Dlaczego mi nie powiedziałeś o telewizyjnych planach? 

- A dlaczego miałbym coś mówić? - odpowiedział pytaniem, unosząc przy tym brew. 

- Jestem główną tancerką w zespole. 

- Tak - Odczekał chwilę. - Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie. 

-  Odnoszę  wrażenie,  że  tylko  ja  jedna  w  całym  zespole  o  niczym  nie  wiem  - 

wybuchnęła.  -  Jestem  pewna,  że  wszyscy  dyskutują  o  tym  namiętnie,  a  niektórzy  nawet 

spekulują, jakby już dzielili skórę na niedźwiedziu. 

-  Niewykluczone  -  zgodził  się.  -  To  była  prawie  tajemnica,  a  o  tajemnicach  na  ogół 

dyskutuje się namiętnie. 

-  Mogłeś  mi  o  tym  powiedzieć  -  uniosła  się  gniewem,  dotknięta  do  żywego 

wyniosłością jego tonu. - Pytałam cię o to parę dni temu. 

- Wówczas to jeszcze nie było sfinalizowane. 

- Z pewnością zostało sfinalizowane wczoraj, i też nie powiedziałeś ani słowa. 

Zobaczyła  jego  opuszczające  się  powieki  -  niebezpieczny  znak.  Kiedy  się  odezwał, 

jego głos zmienił intonację: 

-  Wczoraj  byliśmy  po  prostu  kobietą  i  mężczyzną.  Czy  uważasz,  że  skoro  jesteśmy 

kochankami, należy ci się szczególnie specjalne traktowanie jako balerinie? 

-  Oczywiście,  że  nie!  -  Autentycznie  zdumiona  jego  pytaniem,  otworzyła  szeroko 

oczy. Ani przez chwilę tak nie myślała. - Jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy? 

- Ach, tak? - Pokiwał ironicznie głową. - Rozumiem. Mam ci bezgranicznie wierzyć i 

szanować twoją uczciwość i prawość, gdy tymczasem moja wydaje ci się podejrzana. 

- Nic podobnego... - zaczęła, ale jej przerwał niecierpliwym machnięciem ręki. 

-  Idź pod prysznic.  Zostało ci już tylko dziesięć  minut. - Odszedł, pozostawiając ją z 

wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartymi ustami. 

Kiedy Ruth  wpadła na  widownię, inni członkowie zespołu rozsiedli się już na scenie 

albo pozaszywali w grupkach po kątach. Zdyszana, usiadła obok Francie. 

Nick zaszczycił ją przelotnym spojrzeniem. 

background image

- Zdaje się, że jesteśmy w komplecie - zaznaczył. 

Stał  na  środku  sceny,  z  rękami  w  kieszeniach  szarych  luźnych  dresowych  spodni. 

Jeszcze  miał  wilgotne  włosy  po  prysznicu.  Wzrok  wszystkich  był  skierowany  na  niego. 

Nadine,  ubrana  w  doskonale  skrojony,  stalowoniebieski  kostium,  zasiadła  po  jego  prawej 

stronie. 

-  Okazuje  się,  że  większość  z  was  słyszała  o  naszych  planach  współpracy  z  WNT  - 

TV.  Teraz  mamy  już  dla  was  więcej  konkretów,  o  których  powie  Nadine.  -  W  tym  miejscu 

zerknął na sponsorkę, która złożyła ręce i zaczęła: 

-  Zespół  wystąpi  w  dwugodzinnym  programie  telewizyjnym.  Będzie  to  rodzaj 

składanki. Nagranie odbędzie się tutaj. Oczywiście, zamierzamy wykorzystać niektóre tańce z 

dotychczasowego repertuaru. Program musi być atrakcyjny i przede wszystkim ambitny, o co 

postaramy  się  z  Nickiem,  a  także  z  Markiem  i  Marianną.  -  Zerknęła  w  stronę  dwójki 

choreografów.  -  Będziemy,  co  jest  najzupełniej  zrozumiałe,  współpracować  z  reżyserem 

telewizji i personelem technicznym. Nie muszę wam mówić, jak ważna jest ta propozycja dla 

całego  zespołu.  Oczekuję  także,  że  każde  z  was  da  z  siebie  wszystko  i  pokaże  się  z  jak 

najlepszej strony. 

Nadine  zamilkła.  Nick  odwrócił  się  i  sięgnął  po  tablicę,  którą  uprzednio  położył  na 

drewnianym pniu leśnej dekoracji do „Śpiącej królewny”. 

-  Próby  zaczynamy  od  zaraz  -  oznajmił  i  zaczął  wyczytywać  listę  tancerzy  i  ról,  a 

także sal, w których będą odbywać się próby. 

Zdaniem  Ruth  program  był  bardzo  zróżnicowany  i  urozmaicony.  Od  „Dziadka  do 

orzechów”  Czajkowskiego  -  Francie  pisnęła  z  radości,  kiedy  wyczytał  jej  nazwisko  w  roli 

wróżki  -  po  „Rodeo”  Cecila  de  Mille'a.  Było  jasne,  że  Nick  chce  zaprezentować  nie  tylko 

atrakcyjność, ale i uniwersalność baletu. 

Wyznaczono  choreografów,  wyznaczono  sceny.  Ruth  zwilżyła  wargi.  Leah  była 

Aurorą  i  Giselle,  dwie  efektowne  role,  ale  w  pełni  usprawiedliwione.  Keil  Lowell  miał 

partnerować Leah zarówno jako Zaczarowany Książę i jako Albrecht. Młodziutka tancerka z 

corps zaczęła cichutko płakać na wieść, że otrzymała swoją pierwszą solową rolę. 

Nick czytał dalej i nie podnosił wzroku. 

-  Ruth,  grandpas  de  deux  z  „Czerwonej  róży”  i  pas  de  deaux  z  drugiego  aktu 

„Korszarza”.  Będę  jej  partnerować.  Jeżeli  czas  pozwoli,  przygotujemy  także  scenę  z 

„Karnawału”. 

Czytał  dalej  spokojnym,  melodyjnym  głosem,  ale  Ruth  niewiele  z  tego  słyszała. 

Najchętniej rozpłakałaby się jak młodziutka tancerka z corps. 

background image

Oto zaowocowały blisko dwie dziesiątki lat wytężonego treningu. Jej praca nie poszła 

na marne. Jedynie złość Nicka, którą wyczuwała przez skórę, mąciła jej radość. 

On nie rozumie, pomyślała, sfrustrowana jego szybko zmieniającymi się nastrojami. A 

poza  tym,  ponieważ  jest  dziko  uparty,  musiała  stoczyć  walkę,  żeby  mu  wszystko  wyjaśnić. 

Podciągając kolana pod brodę, przyglądała mu się z uwagą. 

To dziwne, dumała, że przy całym bogactwie ducha może być taki nieufny. Skrzywiła 

się.  Podobnie  jak  ja,  pomyślała  nagle.  Oboje  mamy  ten  sam  problem.  Oparła  na  kolanach 

brodę. Jak to rozwiązać? - zastanawiała się. 

Najbliższe  tygodnie  nie  będą  łatwe.  Będą  musieli  z  Nickiem  ustalić,  czego  od  siebie 

oczekują  i  co  mogą  sobie  nawzajem  dać.  Także  od  strony  zawodowej  czeka  ich  okres 

wytężonej  pracy.  Nick  jest  już  dostatecznie  wymagający  jako  choreograf  i  kierownik 

artystyczny,  zaś  jako  partner  bywa  potworny.  Liczy  się  tylko  perfekcja  wykonania,  i  nawet 

najdrobniejsze  potknięcie  doprowadza  go  do  wściekłości,  której  natychmiast  daje  wyraz. 

Niemniej Ruth gotowa była stąpać po rozżarzonych węglach, byle tylko z nim tańczyć. 

Próby będą wyczerpujące dla każdego. Czasu jest mało, a oczekiwania ogromne, tym 

bardziej  że  jeszcze  przez  dwa  tygodnie  spora  część  zespołu  tańczy  co  wieczór  przed 

publicznością „Śpiącą królewnę”. A więc zdenerwowanie i zmęczenie będą się kumulować i 

tym bardziej dawać we znaki. Będą się dowlekać do domu późnym wieczorem, żeby moczyć 

nogi  w  wannie  z  lodowatą  albo  wrzącą  wodą.  Będą  sobie  nawzajem  nastawiać  palce  stóp  i 

masować łydki, żyjąc wyłącznie kawą i nerwami. Ale odniosą zwycięstwo; są tancerzami. 

Kiedy  Nick  skończył,  Ruth  wraz  z  innymi  podniosła  się  z  miejsca.  Widząc,  że  Nick 

jest zajęty rozmową z Nadine, udała się do salki, którą jej wyznaczył na próby. Nie zamknęła 

za  sobą  drzwi.  Na  korytarzu  panował  gwar  -  cieszono  się,  komentowano  decyzje.  Z  sali  w 

głębi korytarza popłynęła już muzyka. Strawińskiego. 

Ruth  podeszła  do  ławki,  by  włożyć  baletki.  Spojrzała  na  nie  mimochodem. 

Wytrzymają jeszcze dwa lub trzy dni, choć mają zaledwie tydzień, pomyślała ze znużeniem. 

Zastanawiała się, ile już par zużyła w tym roku. Nie mówiąc o dziesiątkach metrów tasiemki. 

Skrzyżowała atłasowe wstążki nad kostką i podniosła głowę. Akurat w drzwiach pojawił się 

Nick. Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od muzyki i głosów. 

- Zaczniemy od „Korsarza” - oznajmił, przemierzając salkę, by usiąść na ławce. - Na 

początek  bez  akompaniatora.  Są  na  umowie  o  dzieło,  która  jeszcze  nie  została  spisana.  - 

Ś

ciągnął dresowe spodnie, pozostając tylko w rajtuzach i w trykocie. 

- Nick, chciałabym porozmawiać. 

- Chcesz złożyć zażalenie? - Wciągnął ocieplacze na kostki. 

background image

- Nie, Nick. 

- A więc jesteś zadowolona z tego, co ci przypadło. Zaczynamy. - Podniósł się. Ruth 

stanęła na wprost niego. 

- Nie zgrywaj się przede mną na premier danseur - powiedziała groźnym tonem. 

Uniósł brwi i popatrzył na nią chłodno. 

- Ja jestem premier danseur. 

- Tak, ale jesteś też człowiekiem, ale nie o to mi chodzi. - Hamowała się, za wszelką 

cenę nie chciała dać się ponieść złości. 

- A o co ci chodzi? - zapytał nienaturalnie łagodnym głosem. 

- Że to, co powiedziałam rano, nie miało nic wspólnego z obsadzeniem ról. - Wzięła 

się pod boki, gotowa przebić mur, który Nick wzniósł między nimi. 

- Nie? Więc z czym? I pospiesz się, ponieważ mam dużo spraw do załatwienia. 

Złagodniały jej oczy. Złość trochę ustąpiła. 

- Więc idź i załatw, co musisz. Poćwiczę sama. 

- Odwróciła się, a on w ten samej niemal chwili zakręcił nią z powrotem. 

- Powiedziałem, gdzie i z kim robisz próbę. - Oboje mieli jednakowo zawzięty wzrok. 

- A teraz mów, co masz do powiedzenia, żebyśmy mogli zacząć. 

- W porządku. - Wyrwała ramię z jego uścisku. 

-  Nie  spodobało  mi  się,  że  nie  dopuszczono  mnie  do  tajemnicy.  Uważam,  że  o 

wszystkim powinnam była usłyszeć od ciebie. To, że jesteśmy kochankami, nie ma z tym nic 

wspólnego.  Jesteśmy  partnerami  w  tańcu,  partnerami  w  zawodzie.  Skoro  mogłeś  o  tym 

powiedzieć połowie zespołu, dlaczego nie mnie? Nie chciałabym dowiadywać się o ważnych 

dla mnie sprawach w formie plotek, najpierw od Leah, potem od... 

- A więc to była Leah - przerwał jej tyradę. Żachnęła się. Z tej złości wypaplała coś, 

czego nigdy nie zamierzała mu powiedzieć. 

- To nie ma znaczenia - zaczęła, ale gdy machnął ręką, zamilkła. 

-  Nie  udawaj  głupiej.  Wiesz  dobrze,  że  nie  ma  usprawiedliwienia  dla  tancerza,  który 

celowo  denerwuje  drugiego,  i  to  przed  samym  występem.  Nie  powiesz,  że  to  nie  było 

zamierzone?  -  Czekał,  obserwując  jej  twarz.  Otworzyła  usta  i  zaraz  je  zamknęła.  Kłamstwo 

nie leżało w jej naturze. - Więc mi nie wmawiaj, że to nie ma znaczenia. 

- No dobrze - ustąpiła wreszcie. - Ale to już się stało. Nie ma sensu tego odgrzewać, 

zwłaszcza teraz. 

Nick  dumał  przez  chwilę.  Widziała  jego  oczy  -  surowe  i  nieprzystępne.  Wiedziała 

doskonale, że jest zdolny wymierzyć karę. 

background image

- Chyba masz rację. Akurat teraz będzie mi potrzebna. Nie mamy nikogo, kto by tak 

dobrze zatańczył Aurorę, ale... 

Urwał,  a  Ruth  wiedziała,  że  potrafi  szybko  myśleć.  Równie  dobrze  może  znaleźć 

sposób  na  ukaranie  Leah,  nie  odbierając  jej  roli  Aurory.  Wymierzyć  cios  w  aksamitnej 

rękawiczce. Oto cały Davidov. 

-  W  każdym  razie  -  ciągnęła,  starając  się  odwrócić  jego  uwagę  -  nie  chodzi  także  o 

Leah. 

-  Więc  powiedz  wreszcie.  -  Tym  razem  była  pewna,  że  rzeczywiście  chce  jej 

wysłuchać. 

- Dziś rano, kiedy usłyszałam, że wszystko zostało już załatwione, byłam rozstrojona. 

Pomyślałam,  że  nie  będzie  dla  mnie  miejsca.  Nie  rozmawialiśmy  poważnie  i  rzeczowo  o 

tańcu  od  czasu  tamtego  wieczora,  gdy  razem  powtarzaliśmy  „Czerwoną  różę”.  Byłam  więc 

zła i, jak mi się zdawało, miałam ku temu powody. 

- Bo cię chciałem - odparł zwyczajnie Nick. - To było trudne. 

- Dla nas obojga. Nigdy nie uważałam, że należą mi się szczególne względy w pracy i 

ż

e  masz  mnie  traktować  specjalnie,  ponieważ  jesteśmy  kochankami.  I  zabolało  mnie,  że 

mogłeś  tak  pomyśleć.  Ale  czekając  na  decyzję  o  obsadzie,  byłam  zdenerwowana.  Nadal 

jestem. 

- Może postąpiłem niemądrze, nie mówiąc ci o tym. 

Ruth  uśmiechnęła  się.  Takie  przyznanie  się  ze  strony  Davidova  było  bliskie 

przeprosin, których się nie spodziewała. 

- Może - powiedziała ironicznie. 

- Widzę, że nadal nie umiesz okazać szacunku starszym. 

- Jak to? - zapytała i wysunęła język. 

- Kusicielka. - Pociągnął ją ku sobie i pocałował. Mocno i długo. - A teraz posłuchaj i 

naucz się. - Choć ją odsunął, nadal trzymał ręce  na jej ramionach. - Wybrałem cię na swoją 

partnerkę, ponieważ tańczę z najlepszymi. Gdybyś była gorsza, wybrałbym kogoś innego. Ale 

nadal bym cię pragnął w nocy. 

Kamień spadł jej z serca. Była zadowolona, że Davidov chce jej dla niej samej i że z 

nią tańczy, ponieważ ceni jej talent. 

- Tylko w nocy? - mruknęła, podchodząc o krok bliżej. 

Czule pogłaskał ją po ramieniu. 

- Na razie, poza nocą, niewiele będziemy mieli czasu dla siebie. - Znowu ją pocałował, 

krótko, szorstko, jak posiadacz. - A teraz tańczymy. 

background image

Przeszli na środek, stanęli twarzami do luster i zaczęli. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

Mijały dni; długie, wyczerpujące dni pełne twórczego napięcia, a także rozczarowań. 

Ruth  pracowała  z  Nickiem,  który  zmienił  trochę  układ  ich  pas  de  deux  w  „Korsarzu”. 

Choreografia  musi  współgrać  z  kamerą,  mówił.  Jeżeli  taniec  ma  być  rejestrowany  przez 

obiektyw,  należy  go  wykonać  pod  obiektyw.  Trochę  to  się  różniło  od  tańca  przed  publicz-

nością.  Nick  był  w  tym  lepszy,  czego  nie  omieszkała  zauważyć  i  poczuć  na  ich  pierwszej 

improwizowanej próbie. W końcu to on współpracował z reżyserem telewizji i ustalał z nim 

ujęcia i sekwencje. 

Dni  Ruth  wypełniały  lekcje  i  próby,  ale  noce  bywały  często  samotne  i  puste. 

Obowiązki Nicka jako choreografa i dyrektora zespołu pochłaniały wiele czasu. Nadzorował 

inne  próby,  przerabiał  układy,  miał  zebrania  w  sprawach  budżetu,  zaś  późno  wieczorem 

spotykał się jeszcze z ludźmi z telewizji. 

W  rezultacie  pozostawało  im  niewiele  czasu  na  wspólne  próby.  Pracowali  jako 

tancerze,  dopracowywali  choreografię,  dostosowując  ruchy  do  muzyki.  Sprzeczali  się, 

uzgadniali.  Z  „Czerwoną  różą”  nie  było  problemu,  mimo  że  Nick  pozmieniał  niektóre 

szczegóły,  dostosowując  wybrane  fragmenty  do  potrzeb  nowego  medium.  Najwięcej  czasu 

zabierał im „Korsarz”. Rola ta idealnie odpowiadała Nickowi, osiągał w niej wyżyny twórcze, 

a jego zapał dopingował Ruth. Ciężko pracowała, chcąc mu dorównać. 

Krytykował drobne szczegóły, takie jak ułożenie palców, chwalił jej sposób trzymania 

głowy i stawiał przed nią coraz trudniejsze zadania. Można by odnieść wrażenie, że jego siły 

witalne  regenerowały  się  nieustannie  i  samoczynnie.  Dotrzymywała  mu  kroku  albo 

pozostawała w tyle. 

Powiedział, że będą mieli dla siebie noce, ale jak dotąd jeszcze im się to nie zdarzyło. 

Ruth  po  raz  pierwszy,  odkąd  wprowadziła  się  do  swojego  mieszkania,  czuła  się  samotna.  A 

przecież  jeszcze  tak  niedawno  lubiła  własne  towarzystwo.  Podeszła  do  okna  i  podniosła 

ż

aluzje, żeby popatrzeć w ciemną dal. Zadrżała. 

I  w  tej  samej  chwili  zaskoczyło  ją  pukanie  do  drzwi.  Przemierzając  pokój, 

uświadomiła  sobie,  że  to  nie  może  być  Nick.  Miał  jeszcze  dwa  zebrania.  Zerknęła  przez 

judasza i zawahała się. Dopiero po wielu sekundach, biorąc głęboki oddech, otworzyła drzwi. 

- Cześć, Donaldzie. 

- Witaj, Ruth. Mogę wejść? 

- Oczywiście. 

background image

Miał  na  sobie  skórzaną  kurtkę  i  spodnie  w  prążki.  Jak  zawsze  w  najlepszym  stylu. 

Uświadomiła sobie nagle, że przecież nie widzieli się od tygodni. 

- Jak się masz? - zapytała, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. 

- Dobrze. Bardzo dobrze. 

Pod  powłoką  pewności  siebie  i  zadowolenia  Ruth  dopatrzyła  się  u  niego  pewnego 

zakłopotania. 

- Wejdź. Napijesz się czegoś? 

- Chętnie. Szkocką, jeśli masz. - Donald usiadł w fotelu i obserwował, jak Ruth krząta 

się przy barku. - Nie dotrzymasz mi towarzystwa? 

-  Nie.  -  Podała  mu  szklaneczkę  i  usiadła  na  sofie.  -  Dopiero  piłam  herbatę.  - 

Odruchowo położyła rękę na głowie Niżyńskiego. 

- Słyszałem, że robicie coś dla telewizji. 

- Wiadomości szybko się rozchodzą. 

- Uszyją ci trochę nowych kostiumów - zauważył. - O tym też się mówi. 

-  Nie  zastanawiałam  się  nad  tym.  -  Podwinęła  pod  siebie  nogi.  -  A  twój  interes  się 

kręci? 

- Tak. W końcu miesiąca wybieram się do Paryża. 

- Naprawdę? I długo tam zabawisz? - zapytała, uśmiechając się przyjaźnie. 

-  Ze  dwa  tygodnie.  Ruth...  -  Zawahał  się,  odstawił  szklankę.  -  Chciałbym  cię 

przeprosić za wszystko, co powiedziałem ostatnim razem. 

- Przyjmuję przeprosiny. - Z zadowoleniem kiwnęła głową. 

Donald  poruszył  się  niespokojnie.  Nie  spodziewał  się,  że  tak  łatwo  otrzyma 

rozgrzeszenie. 

-  Stęskniłem  się  za  twoim  widokiem.  Pomyślałem,  że  moglibyśmy  się  wybrać  na 

kolację. 

- Nie, Donaldzie - odpowiedziała równie miłym jak dotychczas głosem. 

Zauważyła, że się skrzywił. 

- Ruth, byłem zdenerwowany i zły. Wiem, że powiedziałem ci wiele przykrych słów, 

ale... 

- Nie o to chodzi, Donaldzie. 

Popatrzył na nią uważnie, po czym westchnął. 

- Rozumiem. Powinienem się domyślić, że jest ktoś inny. 

- Ty i ja, Donaldzie, byliśmy przyjaciółmi. - W jej głosie nie było ani przeprosin, ani 

złości. - Nie widzę powodu, dla którego miałoby się to zmienić. 

background image

- Davidov? - Zaśmiał się na widok jej zdumionej miny. 

- Tak, Davidov. Skąd wiesz? 

-  Mam  oczy  -  odparł  krótko.  -  Widziałem,  jak  na  ciebie  patrzy.  -  Wypił  kolejny  łyk 

szkockiej. - Chyba pasujecie do siebie. 

- Czy to komplement, czy obelga? - spytała z uśmiechem. 

- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową i wstał. Przez chwilę patrzył na nią. Wytrzymała 

jego wzrok bez zmrużenia oka. - Żegnaj, Ruth. 

- Żegnaj, Donaldzie. - Spoglądała za nim, kiedy przemierzał pokój i zamykał za sobą 

drzwi. 

Po  pewnej  chwili  wzięła  jego  nie  dopitą  szklankę  i  udała  się  z  nią  do  kuchni. 

Wylewając  szkocką  do  zlewu,  wróciła  myślami  do  wspólnie  spędzonych  chwil.  Czuła  się 

przy  nim  szczęśliwa,  nic  więcej  i  nic  mniej.  Czy  to  prawda,  że  pewne  kobiety  są  stworzone 

tylko dla jednego mężczyzny? Czy jest jedną z nich? 

Rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ostatnia rzecz, jakiej by chciała, to ponownie 

ujrzeć Donalda. Podeszła do drzwi z przyklejonym sztucznie uśmiechem. 

- Nick! 

Trzymał w rękach dwa kartony, jeden płaski, drugi wielki, i butelkę wina. 

-  Priviet,  mileńkaja.  -  Przekroczył  próg  i  wyciągając  szyję,  pocałował  ją  nad 

pudełkami. 

- Miałeś mieć dzisiaj spotkania. - Zamknęła drzwi, gdy tymczasem on stawiał pudełka 

na stół. 

-  Odwołałem  je.  -  Uśmiechnął  się  od  ucha  do  ucha  i  przyciągnął  ją  do  siebie.  - 

Mówiłem  ci,  że  artyści  miewają  humory  i  zmienne  nastroje.  -  Po  pierwszym  krótkim 

pocałunku nastąpił długi i stęskniony. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? 

- Właściwie... Myślę, że mogę je zmienić, przy odpowiedniej zachęcie. - Było jej tak 

dobrze w jego ramionach. - Co jest w tych pudełkach? 

- Mmm. To i owo. - Odsunął ją od siebie. - To jest na później - powiedział, pokazując 

na większe z nich. - A to na teraz. - Zamaszystym mchem zdjął wieko z płaskiego kartonu. 

- Pizza! 

Pochylił się i pociągnął nosem, zamykając przy tym oczy. 

- Od samego zapachu można skonać! Szybko dawaj talerze, póki nie wystygło. 

Ruth odwróciła się posłusznie. 

- Wypocę to z ciebie na jutrzejszej próbie. - Sięgnął po wino. - Potrzebuję korkociągu. 

- A co jest w drugim pudle? - zawołała, stukając naczyniami. 

background image

-  Później.  Teraz  jestem  głodny.  -  Kiedy  wróciła  obładowana  talerzami  i  kieliszkami, 

Nick  pochylony  witał  się  z  Niżyńskim.  -  Dostaniesz  swój  przydział.  -  Patrząc  na  tę  scenę, 

zrobiło się jej radośnie na duszy. 

- Tak się cieszę, że jesteś. 

Nick wyprostował się i uśmiechnął. 

- Dlaczego? - Wyjął jej z ręki korkociąg. 

- Bo uwielbiam pizzę - odparła ze śmiertelnie poważną miną. 

- A więc zdobywam twoje serce przez żołądek, czy tak? To stary  rosyjski zwyczaj. - 

Korek strzelił głucho. 

-  Oczywiście.  -  Ruth  z  namaszczeniem  zajęła  się  przenoszeniem  kawałków  pizzy  z 

pudełka na talerze. 

- Więc będziesz skakać po scenie jak mały klopsik. - Nick rozsiadł się naprzeciw niej i 

nalał wina. 

- W sam raz do „Karnawału”. Będziesz Kolombiną. 

-  Och,  Nick!  -  Z  pełnymi  ustami  pizzy,  Ruth  omal  się  nie  udławiła,  usiłując  jak 

najszybciej ją przełknąć i powiedzieć coś więcej. 

- Dzięki dodatkowym próbom może nie obrośniesz sadełkiem. 

- Sadełkiem?! 

- Wolałbym sobie nie nadwerężyć krzyża, dźwigając taki ciężar. - Przesłał jej złośliwy 

uśmieszek. 

-  A  co  z  tobą?  -  zapytała  słodziutko.  -  Myślisz,  że  ktoś  zechce  oglądać  brzuchatego 

Arlekina? 

- Mój metabolizm nigdy do tego nie dopuści. 

-  Dosłownie  pożarł  pizzę  i  sięgnął  po  wino.  -  Oglądałem  stare  filmy  -  powiedział 

nagle.  -  Fred  Astaire,  Gene  Kelly.  Co  za  ruch!  Przy  odpowiedniej  pracy  kamer  można 

wszystko zobaczyć i poznać prawdziwego tancerza. Kluczem do tego jest umiejętne ujęcie. 

- Widziałeś ,Amerykanina w Paryżu”? - Ruth dokończyła swoją porcję i także sięgnęła 

po wino. 

- Chciałabym tak stepować! 

- To inna grupa mięśni - zadumał się Nick, patrząc jakby na wskroś niej. - Byłoby to 

nawet interesujące. 

- O czym myślisz? Spojrzał na nią i skupił się. 

background image

- O nowym balecie z czymś typowo amerykańskim w ruchach. Ale odłóżmy to na bok. 

- Pokiwał głową, jakby  niechętnie rozstawał się  z pomysłem. - No, to jeszcze po kawałku. - 

Nałożył Ruth kolejną porcję. - Jeśli grzeszyć, to razem! 

- Kolejny stary rosyjski zwyczaj? - zapytała z uśmiechem. 

- A jak! - Nalał jej więcej wina. 

Wykończyli  pizzę,  przekazując  kotu  cały  kawałek  na  jego  wyłączny  użytek.  Nick 

poinformował  Ruth  o  postępie  prób,  wtrącając  od  czasu  do  czasu  jakąś  ploteczkę,  żeby  ją 

zabawić. Potem zaczął ją pytać o taneczne sekwencje w filmach, których nie widział, a Ruth 

opisała mu je najlepiej, jak umiała. 

- Chodzi ci po głowie nowy balet zrobiony specjalnie pod kątem telewizji? - zapytała, 

kiedy zmywali naczynia. 

-  Być  może  -  odparł  wymijająco.  -  Nadine  myśli  także  o  filmie  dokumentalnym 

poświęconym zespołowi.  Istnieje taka szansa. Nie bardzo się na tym znam, poza tym, czego 

nauczyłem  się  podczas  kręcenia  „Ariela”  i  innych  baletów,  ale  wtedy  kamery  stały  zawsze 

daleko.  Tym  razem  będą  wszędzie,  a  ten  ich  reżyser  wie  więcej  o  tańcu  niż  inni,  z  którymi 

pracowałem. To zupełnie coś innego - uznał i uśmiechnął się, kiedy Ruth wręczyła mu talerz 

do wytarcia. - Stęskniłem się za tobą. 

Popatrzyła na niego. Choć spędzali razem po parę godzin codziennie, wiedziała, co ma 

na myśli. 

Teraz zaś to wspólne przebywanie w kuchni dawało jej poczucie równowagi i pewnej 

trudno uchwytnej stabilizacji. 

- Ja też się za tobą stęskniłam. 

-  Moglibyśmy  sobie  zrobić  krótką  przerwę  przed  nowymi  próbami.  Parę  dni.  - 

Odstawił talerz i dotknął jej włosów. - Nie pojechałabyś ze mną do Kalifornii? 

Jego dom w Malibu, pomyślała i uśmiechnęła się radośnie. 

-  Pojechałabym.  -  Zapominając  o  naczyniach,  objęła  go  w  pasie  i  mocno  przytuliła. 

Stali przez chwilę w milczeniu, a potem Nick pochylił się i pocałował ją w czubek głowy. 

- Nie jesteś ciekawa, co jest w drugim pudełku? Ruth stęknęła. 

- Już nic więcej nie zjem. 

- Może trochę wina? - szepnął, muskając wargami jej skronie. 

- Nie. Chcę tylko ciebie. 

- Chodź. - Ujął ją za rękę. - Już za długo czekamy. 

Po czym, gdy wyszli z kuchni, wzrok Ruth padł na zamknięte pudełko. 

- Co jest w środku? 

background image

- Sądziłem, że nie jesteś zainteresowana. Wiedziona ciekawością, Ruth uniosło wieko. 

Wytrzeszczyła oczy i nie wydała dźwięku. 

Tam, gdzie spodziewała się ujrzeć jakiś starannie wypracowany, ozdobny wielki tort, 

leżało  mięciutkie,  puszyste  futro  z  lisa,  które  niedawno  mierzyła  u  Saksa.  Dotknęła  go 

koniuszkami palców i popatrzyła na Nicka. 

- Od tego się nie tyje - zażartował. 

- Nick... - Brakowało jej słów. 

-  Było  ci  w  nim  najładniej.  A  kolor  harmonizuje  z  twoimi  włosami.  -  Ujął  garść 

włosów Ruth i przepuścił je między palcami. - Są takie delikatne i miękkie. Jak ty. 

- Nick. Nie mogę tego przyjąć. 

- Czy nie mam prawa robić ci prezentów? 

- Tak, chyba tak. Nie zastanawiałam się nad tym. - Ponieważ nie przestawał się do niej 

uśmiechać, nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia. - Ale nie takie jak ten. 

-  Kupiłem  ci  pizzę  -  zauważył  i  podniósł  jej  rękę  do  ust.  -  Nie  miałaś  nic  przeciwko 

temu. 

- To nie to samo. - Jęknęła cichutko, kiedy całował jej nadgarstek. - A poza tym sam 

zjadłeś połowę. 

- To mi sprawia przyjemność - powiedział zwyczajnie - podobnie jak będę się cieszyć, 

oglądając cię w tym futrze. 

- To za drogi prezent. 

-  Rozumiem.  Uważasz  więc,  że  mogę  ci  kupować  tylko  tanie  prezenty.  -  Podciągnął 

jej rękaw i pocałował wewnętrzną stronę łokcia. 

- Przestań, przez ciebie mówię same bzdury. 

- Robisz to całkiem nieźle i bez mojej pomocy. - Zanim zdążyła zripostować, objął ją 

z całych sił i uciszył. - A może to futro ci się nie podoba? - zapytał. 

-  Jeszcze  jak!  Jest  cudowne  -  westchnęła,  kładąc  głowę  na  jego  ramieniu.  -  Ale  nie 

musisz mi niczego kupować. 

-  Nie  muszę?  Oczywiście,  że  nie.  -  Przesunął  rękę  wzdłuż  jej  pleców  ku  wypukłości 

biodra.  -  Wiem,  co  muszę,  a  na  co  mam  ochotę.  -  Odsunął  ją  od  siebie,  uśmiechnął  się.  - 

Chodź, przymierz je dla mnie. 

Popatrzyła na niego uważnie. To był wspaniałomyślny  gest, podyktowany impulsem. 

Czy mogła go nie przyjąć? 

- Dziękuję - powiedziała z taką powagą, że się roześmiał i uściskał ją z całej mocy. 

background image

-  Znowu  patrzysz  na  mnie  jak  sowa,  bardzo  rzeczowa  i  mądra  sowa.  Ale  teraz  się 

pospiesz, żebym mógł zobaczyć, czy ci w nim ładnie. Proszę. 

Jeżeli Ruth miała jeszcze jakieś obiekcje, to owo „proszę” odsunęło je na daleki plan. 

Mogłaby  policzyć  na  palcach  jednej  ręki,  ile  razy  użył  go  wobec  niej.  Bez  chwili  wahania 

dała nurka do pudła. Zatopiła palce z futrze. 

- Jest wspaniałe, Nick. Naprawdę wspaniałe. 

-  Tylko  nie  na  szlafrok,  miłaja  -  oburzył  się,  gdy  zaczęła  je  wkładać.  -  Nie  nosi  się 

lisów do niebieskiego frotte. 

Spiorunowała  go  wzrokiem,  po  czym  rozwiązała  pasek.  Zdjęła  szlafrok  i  szybko 

zmieniła go na futro. Jej nagie ciało, które mu mignęło, przyprawiło go o skurcz żołądka. Jej 

ciemne włosy spadały na niebieski odcień bieli; podekscytowane oczy błyszczały. 

- Muszę się przejrzeć! - Ruth odwróciła się, chcąc jak najszybciej pomknąć do lustra 

w sypialni. 

- Kocham cię. 

Stanęła  jak  wryta.  Czuła,  że  brakuje  jej  tchu,  jak  po  niefortunnym  upadku  na  scenie. 

Zamknęła  oczy.  Wbiła  palce  w  futro.  Aż  ją  zabolały.  Nie  mogła  ich  rozprostować.  Bardzo 

powoli  odwróciła  się  w  stronę  Nicka.  Miała  ściśnięte  gardło,  więc  wymówiła  słowa 

ochrypłym głosem. 

- Co powiedziałeś? 

- Kocham cię. Po angielsku. Powiedziałem to wcześniej po rosyjsku. Ja tiebia liubliu. 

Ruth  przypomniała  sobie  szeptane  jej  do  ucha  słowa  -  słowa,  które  utkwiły  w  jej 

głowie,  kiedy  się  kochali,  kiedy  ją  trzymał  blisko  siebie,  zanim  zasnęła.  Kolana  pod  nią 

zadrżały. 

- Nie wiedziałam, co znaczą. - Teraz już wiesz. 

Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją drżenie. 

- Boję się - wyszeptała. - Od dawna na to czekałam, a teraz się boję. Nick, chyba nogi 

odmówiły, mi posłuszeństwa. 

- A chcesz podejść czy odejść ode mnie? 

To pytanie trochę ją uspokoiło. Być może on także się boi. Postąpiła krok do przodu. 

Stając przed nim, czekała, aż odzyska normalny głos. 

-  A  jak  ja  to  powiem  po  rosyjsku?  -  zapytała.  -  Chcę  to  najpierw  powiedzieć  po 

rosyjsku. 

Ja tiebia liubliu. 

background image

-  Ja  tiebia  liubliu,  Nikolai  -  wymówiła,  kalecząc  wymowę.  Kiedy  go  obejmowała, 

zobaczyła  jego  błyszczące,  rozpromienione  oczy.  -  Ja  tiebia  liubliu  -  powtórzyła.  -  Kocham 

cię. 

Całował jej włosy, policzki, powieki, a potem niemal rzucił się na nią. 

- Ona moja - powiedział, mrucząc jak niedźwiedź. Futro zsunęło się na podłogę. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

Ruth jeszcze nigdy tak ciężko nie pracowała.  Zademonstrowanie przed publicznością 

całego  baletu  nigdy  nie  było  łatwe,  ale  tańczenie  do  czterech  kamer  było  ze  wszech  miar 

denerwujące  i  wyczerpujące.  Powtarzane  w  nieskończoność  krótkie  sekwencje  kombinacji 

kroków wyprowadzały ją z równowagi. Przywykła do świateł reflektorów, ale specjalistyczne 

kable i kamery to już było dla niej za wiele. Czuła się osaczona. 

Od  ciągłego  rozpoczynania  i  przerywania  miała  skurcze  nóg.  Denerwował  ją  i 

rozpraszał  zbyt  często  jej  zdaniem  poprawiany  specjalny  makijaż  do  zbliżeń  i  bliskich  ujęć. 

Publiczność  przed  telewizorami  nie  może  oglądać  kropelek  potu  na  twarzy  eleganckiej 

baleriny.  Utrzymanie  złudzenia,  że  taniec  jest  łatwy  i  że  prawie  nie  wymaga  wysiłku,  było 

możliwe jedynie z odległości, jaką stwarza scena. Natomiast kamery były bezlitosne. 

Nie  wiadomo  już  który  raz  powtarzali  ten  sam  trudny  układ  soubresauts  i  piruetów. 

Nick  zdawał  się  niestrudzony.  Fascynowała  go  praca  przed  kamerą.  Nie  okazywał  nawet 

odrobiny  zniecierpliwienia  podczas  krótkich  proceduralnych  przerw,  tylko  przystawał, 

rozmawiał z reżyserem, dopóki ekipa telewizyjna nie była gotowa do dalszej pracy. Po czym, 

gdy powtarzał kroki, robił to jakby w przypływie nowej energii. 

Nagrywali  coś,  co  w  ponad  dwugodzinnym  programie  wypełni  nie  więcej  niż  trzy 

minuty. Był to żywy, pełen werwy i ognia fragment większej kompozycji - specjalność Nicka. 

Ruth po raz kolejny wykonała potrójny piruet, gdy nagle przeszywający ból powalił ją z nóg. 

Natychmiast Nick ukucnął przy niej. 

- To tylko skurcz - wymówiła, z trudem chwytając powietrze. 

- Tu? - Dotknął jej łydki, wyczuł zgrubienie mięśnia i zaczął masować. 

Ból był nieznośny. Przycisnęła czoło do kolan i zamknęła oczy. 

-  Proszę  o  dziesięć  minut  przerwy  -  usłyszała  głos  Nicka.  -  Czy  oprócz  tego  coś  cię 

jeszcze boli? - zapytał, ugniatając mięsień. Ruth potrząsnęła przecząco głową. - Za dobrze to 

nie wygląda - skrzywił się. 

- Ja już nie mogę! - Nagle Ruth zaczęła walić pięścią o podłogę sceny. - Po prostu nie 

mogę! 

- Co za absurd! - rzucił, mrużąc gniewnie oczy. 

- To nie żaden absurd. Ja już nie mogę - syknęła. - To nie do zniesienia. Do tyłu, do 

przodu,  i  tak  w  kółko.  Jak  mogę  coś  czuć,  kiedy  nie  ma  w  tym  ciągłości  ani  nastroju? 

background image

Dookoła  pełno  ludzi,  praktycznie  wchodzą  mi  na  głowę,  więc  jak  mogę  przygotować  się  do 

skoku? 

- Nie zwracaj na nich uwagi i tańcz - powiedział kategorycznie. - To jest nieuniknione 

i konieczne. 

- Konieczne? - cisnęła się. - Powiem ci, co jest konieczne. Koniecznie trzeba się pocić. 

Ale nawet i tego mi nie wolno. Jeżeli ten człowiek posypie mnie jeszcze raz pudrem, zacznę 

wrzeszczeć. - Gdy w drugiej nodze chwycił ją skurcz, wstrzymała oddech. Ból w obu nogach 

przekraczał granice wytrzymałości. Znów opuściła głowę. - Och, Nick, jestem taka zmęczona. 

-  Więc  co  zamierzasz?  Odejść?  -  Głos  miał  szorstki,  gdy  zaczął  masować  jej  drugą 

nogę. - Potrzebuję partnerki, nie zaś uskarżającego się dziecka. 

- Nie jestem dzieckiem. Ale też nie jestem maszyną! 

- Jesteś tancerką. - Wyczuł pod palcami, że mięsień rozluźnia się. - Więc tańcz. 

Spiorunowała go wzrokiem. 

- Dziękuję za wyrozumiałość. - Odepchnęła jego rękę, choć uginały się pod nią nogi, i 

podniosła się o własnych siłach. 

- Może gdzie indziej jest miejsce na wyrozumiałość. - Nick wstał z podłogi. - Ale nie 

tutaj. 

Tutaj wykonujesz konkretną pracę. A teraz pozwól, żeby ci przypudrowano twarz. 

Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, następnie odwróciła się i bez słowa 

opuściła scenę. 

Nick zaklął pod nosem, po czym zabrał się za masowanie własnych nóg. 

- Twardy z ciebie człowiek, Davidov - usłyszał z oddali. 

Podniósł oczy i zobaczył wstającą z fotela na widowni Nadine. 

- Tak. - Wrócił do masowania nogi. - Już mi to kiedyś mówiłaś. 

-  Takim  cię  lubię.  -  Podeszła  do  bocznego  skrzydła  sceny  i  zaczęła  wchodzić  po 

stopniach. - Ale mimo wszystko nie zapominaj, że ona jest młoda. 

Nadine uklękła obok Nicka. Wzięła się za fachowe masowanie jego nogi. 

-  Dobre  stopy,  cudowne  nogi,  bardzo  muzykalna.  -  Uśmiechnęła  się  do  Nicka.  - 

Jeszcze nie stwardniała tak jak my. 

- Tym lepiej dla niej. 

- Tym trudniej dla ciebie, ponieważ ją kochasz. - Nick ze zdziwienia aż uniósł brwi. - 

Wiem  wszystko  o  moich  tancerzach,  przede  mną  nic  się  nie  ukryje.  Często  wiem  wcześniej 

niż oni sami. Już od dawna jesteś w niej zakochany. 

- I co z tego wynika? 

background image

- Tancerze często łączą się między sobą w pary. Mówią tym samym językiem, mają te 

same  problemy.  -  Nadine  przesiadła  się  na  drugi  bok.  -  Ale  gdy  dotyczy  to  mojego  premier 

danseur  i  dyrektora  artystycznego  w  jednej  osobie  oraz  mojej  najlepszej  baleriny,  jestem 

zaniepokojona. 

-  Nie  ma  powodu,  Nadine  -  powiedział  łagodnym  tonem,  choć  był  najwyraźniej 

poirytowany. 

- Romanse mogą przybierać różne formy - skomentowała Nadine. - Wierz mi, że dużo 

o  tym  wiem.  -  Tym  razem  uśmiechnęła  się  posępnie.  -  Tancerze  to  osobnicy  kierujący  się 

emocjami,  Nick.  Nie  chcę  stracić  żadnego  z  was,  jeżeli  będziecie  musieli  się  rozstać.  Jej 

przeznaczeniem jest zostać prima ballerina absolutta. 

-  Czyżbyś  sugerowała,  że  mam  się  przestać  widywać  z  Ruth?  -  zapytał  lodowatym 

tonem i podniósł się z podłogi. 

- Jak długo się znamy, Davidov? - zapytała, zaglądając mu głęboko w oczy. 

- Lepiej nie pytaj, to by nas tylko oboje postarzyło - odpowiedział, zdobywając się na 

uśmiech. 

Przytaknęła  mu  ruchem  głowy,  po  czym  wyciągnęła  do  góry  rękę.  Nick  podniósł  ją 

lekko z podłogi. 

- Długo. Bardzo długo. Wystarczy, żeby wiedzieć, co ci zasugerować. - Na jej twarzy 

pojawił się grymas. - Przez całe lata obserwowałam paradę twoich kobiet. 

Spasibo. 

- Nie ma się  czym chwalić - skontrowała.  - To było tylko stwierdzenie.  Bannion jest 

inna. 

- Tak - przyznał jej rację. - Ruth jest inna. 

-  Uważaj,  Davidov.  Dla  tancerzy  upadki  bywają  groźne.  -  Odwróciła  się,  kiedy  na 

scenę  zaczęli  powracać  członkowie  ekipy  telewizyjnej.  -  Przez  jakiś  czas  będzie  cię 

nienawidzić. 

- Jakoś sobie z tym poradzę. 

- Oczywiście - odparła, nie oczekując żadnego innego oświadczenia. 

Prosta jak struna, z nieprzeniknioną, spokojną twarzą, Ruth wyszła zza kulisy. Kiedy 

jej  poprawiano  makijaż,  wszystkie  myśli  skoncentrowała  tylko  na  jednym  -  na  tańcu,  który 

ma wykonać. Później przyjdzie czas na emocje. Podeszła do Nicka. 

- Jestem gotowa. 

Popatrzył na nią. Chciał ją zapytać, czy nadal ją boli, chciał powiedzieć, że ją kocha. 

- Świetnie, więc zaczynamy - rzucił jej zamiast tego. 

background image

Gdy dwie godziny później stała pod prysznicem, była odrętwiała z bólu. Ze zmęczenia 

mąciło się jej w głowie. Tylko dwie rzeczy były pewne: nie znosi tańczyć do kamery i gdy raz 

naprawdę potrzebowała Nicka, on odwrócił się od niej. Przemawiał do niej tak, jakby miał do 

czynienia z opieszałą, leniwą i słabą istotą. A potem, w obecności innych, straciła panowanie 

nad sobą i poniżyła się. To przez te jego lodowate słowa. 

Zawsze była dumna ze swojej siły i wytrwałości. Dzisiejszy upadek, potłuczenie się i 

drobna  kontuzja  były  dla  niej  potężnym  wstrząsem.  Pragnęła  pocieszenia,  a  spotkała  się  z 

lekceważeniem, a nawet z pogardą. 

Gdy  wyszła  spod  prysznica  i  owinęła  się  ręcznikiem,  zjawiła  się  Leah.  Gotowa  do 

wyjścia, ubrana jak spod igiełki, oparła się o umywalkę i uśmiechnęła. 

-  Cześć.  -  Z  uwagą  wpatrywała  się  w  bladą,  wyczerpaną  twarz  Ruth.  -  Parszywy 

dzień? 

- Dość parszywy. - Ruth sięgnęła do torby po sweter. 

-  Słyszałam,  że  miałaś  dzisiaj  jakieś  kłopoty.  Ruth,  wciągając  sweter  przez  głowę, 

zdążyła przybrać opanowany wyraz twarzy. 

-  Nic  poważnego  -  odrzekła  ze  spokojem,  choć  ten  luz  wiele  ją  kosztował.  - 

Nagrywanie „Korsarza” zostało zakończone. 

- Nie mogę się doczekać, kiedy to obejrzę. Nie przestając się uśmiechać, Leah wyjęła 

szczotkę i w zwolnionym tempie pociągnęła nią po swoich jedwabistych włosach. 

- Jesteś blada - zauważyła, kiedy Ruth wciągała dżinsy. - Całe szczęście, że masz parę 

dni na odpoczynek, zanim zaczną nagrywać „Czerwoną różę”. 

- Widzę, że śledzisz grafik. 

-  Mam  w  tym  swój  interes.  Muszę  wiedzieć  o  wszystkich  poczynaniach  każdego  w 

zespole. 

- A o co ci chodzi? 

-  O  Nicka  -  odparła  bez  namysłu.  Widząc  błysk  w  oczach  Ruth,  uśmiechnęła  się 

jeszcze  szerzej.  -  Nie,  nie  w  tym  sensie,  choć  byłoby  to  może  interesujące.  Podobno  bycie 

jego kochanką ma swoje korzyści. 

Ruth  najchętniej  zdzieliłaby  Leah  butem  prosto  w  tę  jej  uśmiechniętą  twarz.  Zamiast 

tego, kipiąc w środku, wsunęła go na stopę. 

- To, co jest między Nickiem i mną, jest czysto osobistą sprawą i nikogo nie powinno 

obchodzić. - Gotując się coraz bardziej, Ruth podniosła się z ławki. 

-  Och,  ależ  to  wszystko  łączy  się  w  jedną  całość!  -  Leah  wyciągnęła  rękę,  chcąc 

dotknąć ramienia Ruth, jakby się obawiała, że może jej umknąć. 

background image

- Co takiego? 

Leah przysiadła na brzegu blatu wokół umywalki i skrzyżowała nogi w kostkach. 

- Zamierzam zostać prima ballerina absolutta. 

- Czy to informacje z ostatniej chwili? - zapytała ironicznie Ruth. 

- Wiem, że aby to osiągnąć i pozostać w tym zespole, muszę mieć za partnera Nicka - 

gładko wyrecytowała Leah. 

-  Z  tym  będzie  pewien  problem  -  zgodnie  z  prawdą  odparła  Ruth.  -  Nick  jest  moim 

partnerem. 

- Na razie - zgodziła się szybko Leah. - Ale gdy znudzi się tobą w łóżku, z pewnością 

cię rzuci. 

- A to już mój problem - rzekła Ruth słodkim głosem. 

-  Miłostki  Nicka  nigdy  nie  trwają  długo.  Na  przestrzeni  lat  wszyscy  byliśmy 

ś

wiadkami  różnych  jego  wzlotów  i  upadków.  Pamiętasz  tę  prawniczkę  sprzed  sześciu  czy 

ośmiu miesięcy? Bardzo elegancka. A przed nią była jakaś modelka. Zwykle Nick wystrzega 

się podrywania kogoś z zespołu. Bardzo wybredny jest ten nasz Nikolai. 

-  Mój  Nikolai.  I  radzę  ci,  żebyś  poprzestała  na  partnerach,  których  ci  wyznaczono.  - 

Ruth sięgnęła po torbę. 

-  On  i  tak  nie  potańczy  dłużej  niż  dwa  lata.  Zresztą  już  teraz  znaczną  część  czasu 

poświęca choreografii. A mnie wystarczą dwa lata. 

- Dwa lata! - zaśmiała się Ruth, przerzucając torbę przez ramię. - Za pół roku ja będę 

prima ballerina absolutta. - Wypowiadając te słowa, dała upust wściekłości. - Po ukazaniu się 

widowiska w telewizji cały kraj dowie się, kim jestem. Jeżeli obawiasz się konkurencji, może 

lepiej znajdź sobie inny zespół. 

-  Konkurencja!  -  Oczy  Leah  zwęziły  się  jak  u  kota.  -  Z  trudem  przebrniesz  przez 

pierwszy kawałek. - Po raz kolejny przesłała Ruth promienny uśmiech. - Pozostałe dwa Nick 

może ci odebrać i dać je komuś, kto ma trochę więcej wytrwałości od ciebie. 

- Na przykład tobie! 

- Oczywiście. 

-  Po  moim  trupie  -  powiedziała  słodko  Ruth,  po  czym  odsuwając  Leah  na  bok, 

opuściła łazienkę. 

Choć  ostatni  gest  trochę  jej  pomógł,  nerwy  miała  napięte  do  granic  wytrzymałości. 

Utarczka  odwróciła  jej  uwagę  od  ciała,  schodziła  więc  ze  schodów  nieświadoma  bólu  w 

łydkach. Kipiąc z oburzenia, kierowała się ku wyjściu na ulicę. 

background image

- Ruth! - Ponieważ nie odpowiedziała na pierwsze wołanie, Nick ją dogonił i ujął jej 

ramię. - Dokąd się wybierasz? 

- Do domu - rzuciła krótko. 

- Świetnie. - Zauważył jej rozpaloną twarz. - Pojedziemy razem. 

-  Znam  drogę.  -  Odwróciła  się  w  stronę  drzwi,  ale  uchwyt  jego  ręki  okazał  się 

silniejszy. 

- Powiedziałem, że pojedziemy razem. 

- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Rób, jak ci wygodniej. 

-  Zwykle  tak  robię  -  odpowiedział  chłodnym  tonem,  wyciągając  ją  na  zewnątrz  i 

wsadzając do taksówki. 

Zajęła miejsce w rogu, trzymając sztywno torbę  na kolanach. Nick, oparty  plecami o 

siedzenie,  nie  podejmował  rozmowy.  Wydawał  się  całkowicie  pochłonięty  własnymi 

myślami. Upór nie pozwolił Ruth wypowiedzieć słowa. 

Na nowo przeżywała i analizowała dzisiejszą scysję z Nickiem, a potem scenę z Leah. 

Złość Ruth przybrała formę lodowatego milczenia. 

Kiedy  taksówka  zatrzymała  się  przed  jej  domem,  wysunęła  się  z  niej,  gotowa  rzucić 

Nickowi chłodne „do widzenia”. Tymczasem on wysiadł od strony jezdni, obszedł samochód 

i  znowu  ujął  ją  pod  ramię.  Uścisk  był  lekki,  ale  nie  podlegający  dyskusji.  Nie  komentując 

tego, Ruth weszła z Nickiem do budynku. 

Była  gotowa do  walki. Wystarczyłaby jakakolwiek prowokacja z jego strony. Pieniła 

się ze złości. Otworzyła drzwi i wbiegła do środka, zostawiając Nickowi wolny wybór - mógł 

wejść albo odejść. 

Z  sofy  podniósł  się  Niżyński,  wyprężył  grzbiet,  po  czym  bezszmerowo  zeskoczył  na 

podłogę.  Spełnił  swój  obowiązek,  okrążając  kostki  nóg  Ruth,  i  niezwłocznie  przeszedł  do 

Nicka.  Usłyszała,  jak  Nick  szepcze  coś  kotu  na  powitanie.  Bez  słowa  udała  się  do  sypialni, 

ż

eby rozpakować torbę. 

Celowo zwlekała. Z drugiego pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Starannie ułożyła 

w  szafie  baletki.  Skrupulatnie  wyjęła  spinki  z  włosów  i  pozwoliła  im  opaść.  Uwalniając  je, 

pozbyła  się  też  lekkiego  bólu  głowy.  Rozczesywała  włosy  energicznymi,  długimi 

pociągnięciami szczotki. W mieszkaniu nadal panowała absolutna cisza. 

Spędziła  w  sypialni  bite  dziesięć  minut,  wymyślając  dziesiątki  drobnych, 

niepotrzebnych  czynności.  Znowu  nerwy  zaczęły  dawać  się  jej  we  znaki.  Dochodząc  do 

wniosku, że powinna coś zjeść, związała włosy wstążką i opuściła sypialnię. 

background image

Na kanapie Nick spał jak zabity. Leżał na wznak z mruczącym Niżyńskim, zwiniętym 

w  kłębek  na  jego  piersi.  Nick  oddychał  wolno  i  równo.  Natychmiast  ulotniła  się  jej  cała 

niechęć i żal. 

Uświadomiła  sobie,  jak  bardzo  jest  wyczerpany.  Widać  to  było  po  jego  twarzy. 

Dlaczego  nie  zauważyła  tego  wcześniej?  Ponieważ  za  bardzo  była  przejęta  własnymi 

doznaniami, pomyślała z poczuciem winy. 

Głębokie bruzdy żłobiły jego policzki. Pod oczami dostrzegła lekko fioletowe cienie. 

Westchnęła. Najchętniej by się rozpłakała. Żadnych łez, nakazała sobie twardo. 

Wzięła  z  oparcia  fotela  moherowy  szal  i  przykryła  Nicka.  Nie  drgnął.  Niżyński 

otworzył  jedno  oko,  posłał  jej  przepraszające  spojrzenie  i  ponownie  zasnął.  Ruth  usiadła  w 

fotelu i podwinęła pod siebie nogi. Spoglądała na śpiącego z czułością. 

Kiedy się obudził, było już ciemno. Nieprzytomny, przycisnął palcami oczy. Na piersi 

poczuł  jakiś  ciężar.  Odkrył  tam  ciepłą  futrzaną  kulę.  Stęknął,  gdy  Niżyński,  tytułem 

eksperymentu,  wpił  się  w  niego  pazurami.  Klnąc  pod  nosem,  spędził  kota  i  usiadł.  Spod 

kuchennych  drzwi  padał  strumień  światła.  Nick  siedział  jeszcze  przez  chwilę,  zanim  wstał  i 

ruszył w tamtą stronę. 

Ruth krzątała się przy kuchni. Ponieważ ściągnęła do tyłu włosy, dokładnie widział jej 

profil:  delikatne  kości,  ładnie  zarysowany  podbródek,  lekko  skośne  oczy.  Zaabsorbowana 

pracą  rozchyliła  wargi  -  miękkie,  pełne  wargi,  których  smak  poczuł  już  na  sam  ich  widok. 

Smukła,  wysklepiona  szyja  klasycznej  baleriny.  Dokładnie  znał  miejsce,  gdzie  ta  skóra  jest 

najbardziej wrażliwa. 

W ostrym kuchennym świetle wyglądała bardzo młodo, prawie jak wówczas, kiedy ją 

zobaczył pierwszy raz - w oślepiającym słońcu na śniegu na parkingu szkółki Lindsay. Czując 

na sobie jego wzrok, Ruth odwróciła się gwałtownie. Ich oczy się spotkały. 

Zwilżyła wargi. 

- Pomyślałam, że będziesz głodny. Co powiesz na omlet? 

- Hm. Świetnie. 

Gdy powróciła do swoich zajęć, oparł się o framugę drzwi. Rzucił okiem na zegarek, 

stwierdzając,  że  jest  dopiero  dziewiąta.  Spał  nie  więcej  niż  dwie  godziny,  a  czuł  się 

zregenerowany i odświeżony, jakby przespał całą noc. 

- Pomóc ci? 

Ruth nie spuszczała oczu z patelni, na której robiła omlety. 

background image

-  Możesz  wyjąć  talerze.  Już  prawie  skończyłam.  -  Obok,  na  blacie,  zaczynała  pykać 

kawa  w  maszynce.  Nick  wyjął  talerze  i  filiżanki.  -  Będziesz  miał  jeszcze  na  coś  ochotę?  - 

zapytała Ruth, zdegustowana swoim zbyt uprzejmym głosem. 

- Nie. To wystarczy. 

Fachowym ruchem przerzuciła pierwszy omlet z patelni ha talerz. 

- Idź i zaczynaj. Za chwilę dołączę. - Kolejne rozbite jajka zaskwierczały na patelni. - 

Przyniosę kawę. 

Nick  zabrał  talerz  do  jadalni.  Ruth  kontynuowała  smażenie.  Kawa  pykała  coraz 

ż

ywiej. Zsunęła jajka z patelni. Wyłączyła maszynkę z kawą i wyniosła ją do jadalni. 

Kiedy weszła, Nick podniósł znad talerza wzrok. 

- Smakuje? - zapytała, stawiając swój talerz i nalewając kawę do filiżanek. 

-  Bardzo.  -  Wziął  na  widelec  kolejny  kęs.  Ruth  unikała  jego  wzroku.  Ustawiła 

maszynkę na trójkątnej podstawce. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła jeść. 

- Chciałem ci podziękować, że pozwoliłaś mi pospać. - Obserwował ją, jak zmusza się 

do jedzenia i dziobie swój omlet. - Potrzebowałem tego. I tego też. - Wskazał na talerz. 

-  Wyglądałeś  na  zmęczonego  -  mruknęła.  -  Nigdy  nie  przyszło  mi  na  myśl,  że  i  dla 

ciebie praca bywa ponad siły. 

- No tak - powiedział lekko rozbawiony. - Davidov jest niezniszczalny. 

- Zawsze za takiego cię miałam. Chyba podobnie jak my wszyscy - odparła. 

-  Ale  ty  nie  jesteś  wszystkimi  -  powiedział,  patrząc  na  nią  z  powagą.  Jej  oczy  były 

nabrzmiałe od łez. Poczuł skurcz żołądka. -  Lepiej jedz - powiedział, udając, że niczego nie 

zauważa. - Mamy za sobą długi dzień. 

Sięgając po kawę, Ruth starała się zachować spokój. Miała dość scen na dzisiaj. 

- Naprawdę nie jestem głodna. 

Nick wzruszył ramieniem i wrócił do swojego jedzenia. 

- Coś się przypala - zauważył. 

Ruth z krzykiem zerwała się od stołu i pobiegła do kuchni. Słup dymu unosił się nad 

patelnią,  której  powierzchnia  pękała  od  żaru.  Klnąc  na  czym  świat  stoi,  zgasiła  ogień,  o 

którym zapomniała, zdejmując omlety, i ze złością kopnęła piecyk. 

-  Ostrożnie  -  powiedział  Nick  od  progu.  -  Nie  będę  miał  pożytku  z  partnerki  ze 

złamanymi palcami u nogi. 

Zakręciła  się  na  pięcie,  by  wyładować  na  nim  złość.  Tymczasem  on  się  uśmiechał.  I 

nagle wszystko puściło. 

background image

-  Och,  Nick!  -  Rzuciła  mu  się  w  ramiona.  -  Byłam  dzisiaj  potworna.  I  tańczyłam 

okropnie. 

- Nie - zaprzeczył, całując jej włosy. - Tańczyłaś pięknie, a zwłaszcza po tym, jak się 

na mnie wściekłaś. 

Odrzuciła  do  tyłu  głowę  i  popatrzyła  na  niego.  Wiedziała  z  całą  pewnością,  że  nie 

uciekłby się do kłamstwa, byle ją tylko pocieszyć. 

- Nie powinnam się na ciebie złościć. Zasklepiłam się w sobie i w tym, jak się czuję, i 

nawet nie pomyślałam, że tobie też może być trudno. Sprawiasz wrażenie, jakby cię nigdy nic 

nie kosztowało i jakbyś wszystko robił bez wysiłku. 

- Nie lubisz kamery. 

- Nienawidzę. Ohyda. 

- Ale ile ma możliwości! 

- Wiem. Wiem o tym. - Cofnęła się i stanęła obok. - Czuję do siebie wstręt po tym, jak 

się zachowałam, płacząc i wrzeszcząc przy wszystkich, wściekając się na ciebie. 

- Jesteś artystką i, już ci to mówiłem, takie zachowanie nikogo nie dziwi. 

- Nie cierpię ekshibicjonizmu. A zwłaszcza brzydzi mnie mój egoizm i nieliczenie się 

z innymi. 

-  Jesteś  zbyt  surowa  dla  siebie,  Ruth.  Kobieta,  którą  kocham,  nie  jest  egoistką  ani 

osobą nie liczącą się z innymi. 

- Ale dzisiaj taka byłam. Cały czas, dopóki nie zobaczyłam cię śpiącego i tak skrajnie 

wyczerpanego, myślałam tylko o sobie. A przecież powinnam pamiętać, jak ciężko pracujesz! 

Ale ja skoncentrowałam się tylko na tych denerwujących mnie, porozstawianych na każdym 

kroku  kamerach  i  na  tym,  jak  bardzo  bolą  mnie  nogi.  -  Wzdrygnęła  się.  -  To  przykre,  że 

można być tak małostkowym, tak jednowymiarowym. A właśnie tak opisał mnie Donald. 

- Och, przestań! - żachnął się i jeszcze mocniej ją objął. - Przecież musimy od czasu 

do  czasu  pomyśleć  o  sobie  i  o  własnym  ciele.  Inaczej  byśmy  nie  przetrwali.  Byłabyś 

niemądra,  gdybyś  uwierzyła,  że  stajesz  się  przez  to  mniej  wartościowym  człowiekiem.  To 

prawda, że różnimy się od innych. Po prostu tacy jesteśmy. 

- Egoistyczni? 

-  Czy  trzeba  to  nazywać?  -  Potrząsnął  nią  lekko,  po  czym  znowu  przyciągnął  do 

siebie.  -  Tak,  egoistyczni,  jeśli  już  koniecznie  musisz  nadać  temu  jakąś  etykietę.  Zapaleni. 

Obsesyjni. Jakie to ma znaczenie? Czy stajesz się przez to inna? Albo czy ja staję się inny? - 

To mówiąc, zaczął ją całować. 

background image

Ruth  zdążyła  tylko  jęknąć.  Czekała  na  ten  pocałunek.  Jego  wargi  były  delikatne  i 

czułe, a zarazem zaborcze. Przyciskał ją coraz bliżej i mocniej, aż wtopili się w siebie. 

- Tak właśnie chciałem  cię pocałować, kiedy siedziałaś na scenie zła i zraniona. Czy 

bardzo mnie nie lubisz, ponieważ tego nie zrobiłem? 

- Nie. Nie, ale chciałam, żebyś to zrobił. 

-  Gdybym  cię  pocieszył,  nie  zdobyłabyś  się  na  wysiłek  i  nie  skończyłabyś  tańca.  - 

Odchylił  jej  głowę  do  tyłu.  Ich  oczy  się  spotkały.  -  Wiedziałem  o  tym,  ponieważ  cię  znam. 

Czy przez to jestem zimnym egoistą? 

-  Przez  to  jesteś  Davidovem  -  westchnęła  i  uśmiechnęła  się  do  niego.  -  I  niczego 

innego nie pragnę. 

- A ty jesteś Bannion. - Pochylił się do jej ust. - I niczego innego nie pragnę. 

- To brzmi tak prosto. Ale czy tak jest? 

- Tej nocy na pewno. - Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. 

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

Ruth  zasiadła  w  szóstym  rzędzie  i  przyglądała  się  nagrywaniu.  Trzy  odcinki  z  jej 

udziałem  zostały  już  ukończone.  I  pomyśleć,  że  trzy  dni  wytężonej  pracy  zostaną 

zredukowane do dziewięciu, najwyżej dziesięciu minut antenowego czasu! 

Nauczyła  się  występować  przed  kamerą,  a  nawet  ją  tolerować.  Wiedziała  jednak,  że 

nie podzieli nigdy zachwytu i entuzjazmu Nicka. Wezwał ją do współzawodnictwa, zachęcał, 

ż

eby  go  prześcignęła  w  ich  pas  de  deux  z  „Karnawału”.  Przeszedł  samego  siebie  w  masce  i 

kostiumie  Arlekina.  Jego  przekomarzająca  się  i  niczym  nie  skrępowana  dusza  przydała  jej 

Kolombinie tyle ognia i werwy, o jakich nawet nie śniła. 

On po prostu tryska energią, zadumała się, obserwując go na scenie. Nawet kiedy sam 

nie tańczy. 

Corps  tańczył  scenę  z  „Rodeo”.  Nick,  w  płowym  dresie,  po  którym  już  z  daleka 

można  go  było  poznać,  stał  pośród  tancerzy  w  kowbojskich  kapeluszach  i  kraciastych 

bawełnianych  koszulach  i  wydawał  im  polecenia.  Nawet  gdyby  był  ubrany  w  srebro  czy 

złoto, nie przyciągałby większej uwagi. 

Wiedziała,  jak  rzadko  w  ostatnich  tygodniach  pozwalał  sobie  na  odpoczynek.  A 

jednak, choć było to już ostatnie szlifowanie tancerzy, witalność i werwa Nicka były na miarę 

młodego chłopaka. Jak on to robi? - zachodziła w głowę Ruth. 

Pomyślała  o  tym,  co  usłyszała  od  Leah:  czy  rzeczywiście  Nick  przestanie  tańczyć  w 

ciągu  najbliższych  dwóch  lat?  Wygląda  tak  młodo.  Przecież  prawie  w  każdym  innym 

zawodzie  uchodziłby  za  młodego  człowieka.  Jako  kierownik  artystyczny,  choreograf  czy 

kompozytor może ciągnąć w nieskończoność. Ale jako danseur noble czas ma policzony. 

On o tym oczywiście wie. Jak się z tym czuje? Nigdy z nią na ten temat nie rozmawia. 

Podobnie jak o wielu innych sprawach. Na przykład, ilekroć chciała dowiedzieć się czegoś o 

jego życiu w Rosji, gładko i szybko zmieniał temat. A przecież nie powodowała nią zwykła 

ciekawość! 

Czuła  się  zawiedziona,  że  zamyka  się  przed  nią.  Sama  bardzo  ceniła  i  szanowała 

prywatność,  ale  kochając  całym  sercem  Nicka,  czuła  potrzebę  głębszego  poznania  go. 

Tymczasem  on  unikał  wszelkich  pytań  i  rozmów  o  swojej  przeszłości  i  karierze  tancerza  w 

swoim  kraju.  Podobnie  jak  nie  mówił,  co  czuje  w  związku  ze  zbliżającym  się  końcem  wy-

stępów na scenie. 

background image

Doszła  do  wniosku,  że  zbyt  często  traktuje  ją  jak  małą  dziewczynkę.  Jak  go 

przekonać, że jest zdolna dzielić jego problemy, podobnie jak dzieli z nim radości? 

Muzyka  rozbrzmiewała;  szybka,  hałaśliwa  westernowa  muzyka,  która  porywa  do 

tańca. Nick obserwował corps zza pleców kamerzysty, opierając ręce na biodrach. Patrząc na 

niego, Ruth aż wstrzymała oddech. 

Czy  zawsze  tak  będzie?  -  zastanawiała  się.  Czy  zawsze  będzie  mnie  poruszać  i 

olśniewać? To przerażające zakochać się w legendzie. Nawet w tak. krótkim czasie, odkąd są 

razem,  ciężar  obowiązków  zawodowych  odciskał  się  na  nich  obojgu.  Balet  to  zarówno 

zobowiązanie, jak i ciągłe napięcie. Czas spędzany razem u niej w mieszkaniu należał do in-

nego  wymiaru.  Tam  mogli  być  kobietą  i  mężczyzną.  Ale  muzyka  i  światła  reflektorów 

przywoływały ich z powrotem. A tutaj, w świecie, który pochłaniał większą część ich życia, 

on był Davidovem - mistrzem. 

-  Nieźle  sobie  z  tym  wszystkim  poradził.  Jak  zawsze.  -  Na  krzesło  obok  Ruth  cicho 

wśliznęła się Nadine. 

Muzyka umilkła. 

Nick  znowu  dyskutował  z  tancerzami,  gdy  tymczasem  reżyser  w  słuchawkach  na 

uszach mówił coś do jakiegoś niewidocznego technika. 

- Tak, na to wygląda. 

- Jak chłopczyk, który dostał nową kolejkę. Cały skład. 

Ruth rzuciła Nadine pytające spojrzenie. 

- Kolejkę? 

- Nowa podnieta, entuzjazm, zapał - wyjaśniła, wykonując zamaszysty ruch ręką. - On 

to uwielbia. 

- Tak. - Ruth znowu spojrzała na Nicka. - Nie da się ukryć. 

-  Twoje  tańce  wypadły  dobrze.  -  Nadine  przeszła  do  porządku  nad  śmiechem  Ruth, 

wyrażającym powątpiewanie. - Och, wiem, że musiałaś jeszcze to i owo poprawić. Takie jest 

ż

ycie. 

- Oglądałaś to? 

- Zawsze oglądam. 

- Zwykle nie bywasz taka łaskawa, Nadine - zauważyła Ruth. 

- Moja droga, ja nigdy nie jestem łaskawa. Nie stać mnie na to. - Znowu rozległa się 

muzyka  i  chociaż  Nadine  patrzyła  na  scenę,  mówiła  do  Ruth.  -  Oni  naprawdę  są  dobrzy.  A 

nagranie jest wyśmienite. Program powinien spełnić nasze oczekiwania.  Przyznam szczerze, 

ż

e  już  od  dość  dawna  nie  widziałam  niczego  tak  doskonałego  jak  wasz  taniec  z  Nickiem. 

background image

Nigdy  nie  sądziłam,  że  znajdzie  partnerkę,  która  dorówna  Lindsay.  Oczywiście,  różnicie  się 

stylem,  nawet  bardzo.  Lindsay  unosiła  się  w  powietrzu,  jakby  stanowiła  jego  część,  bez 

wysiłku, z jakąś dozą mistycyzmu. Ty mu rzucasz wyzwanie, jakbyś się buntowała przeciwko 

prawu grawitacji. 

Ruth zainteresował taki opis. Zastanawiała się nad jego trafnością. 

- Lindsay była najpiękniejszą baleriną, jaką kiedykolwiek widziałam. 

- Straciliśmy ją, bo nad taniec przedłożyła prywatne życie. Wielka szkoda. 

- Nie miała wyjścia - obruszyła się Ruth. - Jej ojciec zginął w wypadku, a matka była 

w bardzo ciężkim stanie. 

-  Sami  dokonujemy  wyboru.  -  Nadine  zwróciła  się  twarzą  ku  Ruth.  -  Nie  wierzę  w 

przeznaczenie. To my wpływamy na bieg zdarzeń. 

- Lindsay zrobiła to, co musiała. 

-  To,  co  wybrała  -  sprostowała  Nadine.  -  Wszyscy  to  robimy.  Osobiście  przyświecał 

mi w życiu tylko jeden cel. I byłoby dobrze, gdyby było podobnie z moimi tancerzami, ale tak 

nie jest. Ty masz talent, młodość, napęd, jednym słowem masz wszystko, żeby zdobyć sławę 

w świecie baletu.  Lindsay  była na najlepszej drodze do tego, kiedy odeszła. Nie chciałabym 

stracić także ciebie. 

- Dlaczego miałabyś mnie stracić? - Ruth wycedziła te słowa, nie spuszczając oczu z 

Nadine. Przestała zwracać uwagę na to, co dzieje się na scenie. 

- Tancerze są bardzo pobudliwi i humorzaści. 

-  Tak  mi  mówiono  -  zauważyła  oschle  Ruth.  -  Ale  nie  odpowiedziałaś  na  moje 

pytanie. 

- Potrzebuję zarówno ciebie, jak i Nicka, ale jego potrzebuję bardziej. - Zrobiła krótką 

pauzę, czekając, aż jej słowa zrobią na Ruth odpowiednie wrażenie. - Jeżeli między wami coś 

się...  popsuje  i  nie  będziecie  mogli  albo  chcieli  ze  sobą  pracować,  będę  musiała  dokonać 

wyboru. Zespół nie może sobie pozwolić na stratę Nicka. 

- Rozumiem. 

- Od dawna nosiłam się z zamiarem odbycia z tobą rozmowy. Wolę, żebyś znała moje 

stanowisko. 

- Rozmawiałaś o tym z Nickiem? 

- Nie wprost. Zrobię to, oczywiście, gdyby zaszła taka potrzeba. Mam jednak nadzieję, 

ż

e do tego nie dojdzie. 

-  Spora  liczba  tancerzy  w  zespole  łączy  się  w  pary  -  zauważyła  Ruth.  -  Niektórzy 

nawet się żenią. Czy zamierzasz wprowadzić zwyczaj wtrącania się w cudze sprawy? 

background image

-  Zawsze  podejrzewałam,  że  za  twoimi  nienagannymi  manierami  kryją  się  pasje.  - 

Nadine uśmiechnęła się blado. - Miło było cię widzieć. - Zamilkła na chwilę. - Dopóki nic nie 

koliduje  z  pracą  zespołu,  nie  ma  powodu  do  robienia  dramatu.  -  Ponownie  spojrzała  Ruth 

prosto w oczy. - Ale Nick jest nie tylko jednym z moich tancerzy. Obie o tym wiemy. 

- Nie sądzę, żeby to, co jest między mną i Nickiem, miało kolidować z pracą zespołu 

czy z naszym tańcem. - Ruth poprawiła się sztywno na krześle. 

-  Nie,  jeszcze  nie.  Lubię  cię,  Ruth,  i  dlatego  musiałam  ci  o  tym  powiedzieć.  A  teraz 

muszę  wycisnąć  trochę  dolarów  z  pewnego  sponsora.  -  Nadine  wstała,  ruszyła  ciemnym 

przejściem między rzędami i opuściła widownię. 

Na  scenie  Nick  uważnie  przyglądał  się  swoim  tancerzom.  Postrzegał  każdego 

indywidualnie,  a  także  jako  grupę.  Tutaj  ramię  nie  tworzy  ładnego  łuku,  tam  z  kolei 

ustawienie  stóp  jest  idealne.  Obserwował  bacznie  corps.  Planował  w  niedalekiej  przyszłości 

uczynić  dwoje  z  nich  solistami.  Jedną  była  młoda,  zaledwie  osiemnastoletnia  dziewczyna, 

której się przyglądał ze szczególnym zainteresowaniem. Miała eteryczną, nieziemską urodę i 

niesamowitą siłę. Przypominała mu trochę Lindsay. Widziałby ją w roli Carli w „Dziadku do 

orzechów” w nadchodzącym roku. Będzie musiał przekonać madame Maksimową, żeby z nią 

indywidualnie popracowała. 

Reżyser  zatrzymał  taśmę  i  Nick  wszedł  na  środek  sceny,  żeby  skorygować  parę 

szczegółów.  Pracowali  już  od  blisko  dwóch  godzin,  a  rozgrzane  reflektory  świeciły 

bezlitośnie. 

Gdy znowu zaczęli, pomyślał o Nadine i jej próbach z corps. Nadine jest jak jastrząb 

polujący  na  kurczęta.  Biedne  dzieciaki;  czy  w  ogóle  zdają  sobie  sprawę,  jaką  harówką  jest 

taniec?  Tylko  nieliczni  z  nich  wyjdą  poza  corps.  Ponownie  spojrzał  na  młodą  dziewczynę, 

gdy kręciła pirueta. Tej jednej się uda. Za dwa lata będzie deptać po piętach Ruth. 

Uśmiechnął  się  na  wspomnienie  początków  Ruth.  Była  taka  młoda  i  tak  strasznie 

zamknięta.  Jedynie  tańcząc,  odzyskiwała  wiarę  w  siebie.  Nawet  wtedy  -  tak,  nawet  wtedy  - 

pragnął jej, wprawiając siebie samego w zakłopotanie. Był świadkiem jej rozwoju, kiedy to z 

miesiąca  na  miesiąc  stawała  się  bardziej  zrównoważona  i  otwarta.  Był  też  świadkiem 

rozkwitu jej talentu. 

Pięć  lat,  pomyślał.  Pięć  lat,  i  teraz  w  końcu  ją  ma.  Ale  stanowczo  za  mało.  Bywają 

wieczory,  gdy  obowiązki  trzymają  go  do  późna  i  gdy  zmuszony  jest  wracać  do  siebie,  do 

własnego, pustego mieszkania, wiedząc, że Ruth śpi daleko od niego, w innym łóżku. 

Zastanawiał  się,  czy  teraz,  ponieważ  tak  długo  na  nią  czekał,  nie  stał  się  bardziej 

niecierpliwy.  Codziennie  musiał  z  sobą  walczyć,  żeby  jej  nie  ponaglać  do  zamieszkania 

background image

razem.  Nawet  nie  zamierzał  jej  mówić,  że  ją  kocha,  a  już  na  pewno  nie  w  tak  bezbarwny, 

wyzuty z wdzięku i niczym nie ubarwiony sposób, w jaki to w końcu zrobił. Paraliżował go 

strach,  jeszcze  zanim  odwzajemniła  mu  miłość.  A  strach  był  dla  niego  czymś  zupełnie 

nowym. 

Jakaś  część  jego  istoty  buntowała  się  przeciwko  władzy,  jaką  nad  nim  miała.  Dotąd 

ż

adna kobieta nie absorbowała tak bez reszty jego myśli. A i tak do części jej osobowości nie 

miał dostępu. Zadręczał się i wściekał. 

Chciał  ją  mieć  bez  ograniczeń,  bez  żadnych  tajemnic.  Im  dłużej  trwał  ich  związek, 

tym trudniej mu było nie wywierać na nią presji i nie żądać od niej więcej. Nawet teraz, choć 

był zajęty pracą, wiedział, że siedzi w zaciemnionej części widowni. Czuł jej obecność. 

Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło końca, odbył jeszcze krótką rozmowę z reżyserem. 

Tancerze  opuszczali  scenę.  Ruth  podniosła  się  z  miejsca  i  podeszła  bliżej.  Muzycy 

rozmawiali między sobą, prostowali i rozciągali obolałe plecy. 

-  Za  godzinę  proszę  z  powrotem  -  zawołał  do  nich  Nick,  słysząc  w  odpowiedzi 

pomruk niezadowolenia. 

Kamerzyści  wyłączyli  lampy  o  wielkiej  mocy  i  temperatura  wyraźnie  opadła.  Ekipa 

rozmawiała  o  pobliskim  włoskim  barze  i  o  sandwiczach  z  pieczenia.  Nick  uchylił  się  od 

propozycji dołączenia do nich. Z kolei jego propozycja zjedzenia jogurtu w kantynie spotkała 

się z ich zdecydowanym i jednogłośnym protestem. 

- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko weszła na scenę. - Co o tym sądzisz? 

-  To  było  wspaniałe  -  odpowiedziała  szczerze.  Starała  się  nie  myśleć  o  rozmowie  z 

Nadine. - Masz wyraźną smykałkę do tego, co amerykańskie. 

-  Zawsze  wiedziałem,  że  byłbym  świetnym  kowbojem.  -  Wyszczerzył  zęby  w 

uśmiechu  i  chwycił  porzucony  kowbojski  kapelusz.  Zamaszystym  ruchem  nasadził  go  sobie 

na głowę. - Jeszcze tylko potrzebuję kolta. 

Ruth roześmiała się. 

- Dobrze w tym wyglądasz - stwierdziła, nasuwając mu kapelusz bardziej na czoło, - 

Czy w Rosji mają kowbojów? 

-  Kozaków  -  odparł.  -  To  niezupełnie  to  samo.  -  Uśmiechnął  się.  -  Jesteś  głodna. 

Mamy godzinę przerwy. 

- Dobrze. 

- Wezmę coś i pójdziemy z tym do mnie na górę. Chcę pobyć z tobą sam na sam. 

Nie minęło dziesięć minut, jak Nick zamknął za nimi drzwi gabinetu. 

background image

- Nie sądzisz, że do tak wyrafinowanego jedzenia przydałaby się muzyka? - Podszedł 

do stereo. 

Ruth odstawiła ich miseczki z owocową sałatką, czekając, aż nastawi cicho Rimskiego 

- Korsakowa. 

- Zaczniemy od tego. - Nick wziął ją w ramiona. Złakniona, podniosła głowę, czekając 

na pocałunek. 

Już  to  oczekiwanie  na  nią  rozpaliło  w  nim  ogień.  Pomrukując,  zanurzył  palce  w  jej 

włosach  i  niemal  rzucił  się  na  nią.  Jej  usta  był  spragnione,  prawie  agresywne.  Drżała  z 

pożądania.  Wsunęła  ręce  pod  jego  bluzę,  a  on  jak  oszalały  całował  jej  twarz;  wygięła  ku 

niemu wargi. 

- Pocałuj mnie - zażądała. 

Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w to jednorazowe spotkanie warg przelał swoje 

wszystkie pragnienia. Kiedy oderwał się od niej, była bez tchu i chciała więcej. Złapał zębami 

jej wargę, aż jęknęła z rozkoszy. Potem całował ją coraz goręcej, aż do utraty przytomności. 

Ruth mruczała coś bez składu, czekając, aż zacznie jej dotykać. 

Jakby czytając w jej myślach, położył rękę na jej piersi. Wzdrygnęła się, gdy szorstki 

materiał bawełnianej bluzki podrażnił jej skórę. Jednym ruchem ręki Nick wyszarpnął bluzkę 

spod  paska  jej  dżinsów.  Powędrował  palcami  do  góry  i  dotknął  nagiej  skóry.  Oboje 

wstrzymali oddech. 

Kiedy  zadzwonił  telefon,  Nick  rzucił  całą  wiązankę  przekleństw.  Odwrócił  się 

błyskawicznie i niemal szarpnął słuchawkę. 

- O co chodzi? 

Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej kolana. 

- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. - Słyszała wcześniej ten ostry, niecierpliwy ton i 

lekko współczuła rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać. Jestem zajęty, Nadine. 

Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby się rozmawiać w taki sposób z Nadine. Nikt, 

poza Davidovem. 

-  Tak,  wiem  o  tym.  No  więc  za  dwadzieścia  minut.  Nie,  za  dwadzieścia.  -  Odłożył 

słuchawkę z niechęcią.  Kiedy odwrócił się do Ruth, miał jeszcze złe spojrzenie. - Ktoś chce 

sypnąć  pieniędzmi  i  moja  obecność  jest  niezbędna.  -  Zaklął  i  wsunął  ręce  do  kieszeni.  - 

Czasami  te  sprawy  pieniężne  doprowadzają  mnie  do  szału.  Trzeba  się  przymilać,  żeby 

wydrzeć trochę grosza. Kiedyś wystarczyło tylko tańczyć. Teraz to za mało. Mamy niewiele 

czasu, Ruth. 

background image

-  Siadaj  i  jedz  -  powiedziała,  chcąc,  żeby  się  uspokoił.  -  Dwadzieścia  minut  to  dość 

dużo. 

-  Nie  mówię  wyłącznie  o  dniu  dzisiejszym!  -  Narosła  w  nim  złość.  -  Chciałem  być 

razem z tobą wczoraj wieczorem i nic z tego nie wyszło! Potrzebuję więcej, więcej niż kilka 

chwil w ciągu dnia i kilka nocy w tygodniu. 

- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał. 

- Chcę, żebyś się do mnie przeprowadziła. Zamieszkała ze mną. 

Cokolwiek chciała powiedzieć, uciekło jej z głowy. Stał nad nią, wściekły i żądający. 

- Przeprowadzić się do ciebie? - powtórzyła bezmyślnie. 

- Tak. Dzisiaj. Wieczorem. Była zupełnie skołowana. 

- Do twojego mieszkania? 

-  Tak.  -  Pociągnął  ją  niecierpliwym  gestem  i  postawił  na  nogi.  -  Ja  nie  mogę...  nie 

będę...  nie  zniosę  powrotów  do  pustego  domu.  -  Chwycił  ją  w  objęcia.  -  Chcę  cię  mieć  u 

siebie. 

-  Zamieszkać  z  tobą  -  powtórzyła  znowu,  pilnując  się,  żeby  jej  nie  poniosło.  -  Moje 

rzeczy... 

- Zabierz swoje rzeczy. - Potrząsnął nią. - Żaden problem. 

Ruth wsunęła między nich rękę i odsunęła się. 

- Musisz mi dać czas do namysłu. 

-  Do  licha,  nad  czym  tu  się  namyślać?  -  Zdradzał  objawy  poważnego  wzburzenia, 

klnąc  po  angielsku.  Nawet  tego  nie  odnotowała,  tak  bardzo  była  oszołomiona.  Powinien  ją 

przygotować,  zanim  poprosi,  by  podjęła  tak  ważny  krok,  a  już  na  pewno  nie  była 

przygotowana, że podniesie na nią głos. 

-  Odczuwam  taką  potrzebę  -  odparowała.  -  Chcesz,  żebym  zmieniła  życie, 

zrezygnowała z jedynego własnego domu, jaki kiedykolwiek miałam. 

- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom. Nie mogę tak żyć, kradnąc przypadkowe, krótkie 

chwile, żeby być razem z tobą. 

-  Ty  nie  możesz,  ty  nie  chcesz!  Czy  nie  przyszło  ci  do  głowy,  że  ostatnie  słowo  w 

sprawie mojego życia należy do mnie? Nie będę działać pod przymusem! Nikt nie będzie na 

mnie wywierał presji! 

-  Presji?  Do  diabła!  -  Nick  rzucił  się  w  stronę  okna,  by  zaraz  do  niej  wrócić.  -  I  ty 

mówisz  o  presji?  Pięć  lat,  od  pięciu  lat  czekam  na  ciebie.  Pragnąłem  dziecka  i  musiałem 

czekać, aż z dziecka wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć trudności z angielskim. 

Ruth zrobiła wielkie oczy. 

background image

- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że żywisz do mnie uczucia od... od początku, i nigdy 

mi tego nie powiedziałeś? 

- Co ci miałem mówić? Miałaś zaledwie siedemnaście łat - rzucił jej z furią. 

- Nie miałeś prawa decydować za mnie! - Odrzuciła do tyłu włosy i patrzyła na niego 

rozognionym wzrokiem. 

- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy przyszedł na to czas. 

-  Dałeś  mi!  -  parsknęła.  Omal  nie  udławiła  się  z  oburzenia.  -  Kierujesz  zespołem, 

Davidov, nie moim życiem. Jak śmiesz rościć sobie prawo do decydowania za mnie? 

- To także dotyczy mojego życia - przypomniał jej. - A może 0 tym zapomniałaś? 

- Traktowałeś mnie zawsze jak dziecko. - Kipiała, puszczając mimo uszu jego pytanie. 

- Nigdy nie pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię spotkałam. A ty mi mówisz, że odebrałeś 

mi coś na całe lata, i to dla mojego własnego dobra! I każesz mi się spakować i wprowadzić 

do siebie bez zastanowienia. 

- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym pomysłem - powiedział lodowatym tonem. 

-  Pomysłem?  -  powtórzyła.  -  To  był  rozkaz.  A  ja  nie  chcę,  żeby  mi  nakazywano 

zamieszkać z tobą. 

- Świetnie, jak sobie życzysz. Mam teraz spotkanie. 

Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w stronę drzwi, i znowu się wściekła. 

-  Biorę  sobie  wolne  -  powiedziała  z  rozpędu.  Nick  przystanął  z  ręką  na  klamce  i 

odwrócił się ku niej. 

- Próby zaczynają się za siedem dni - oznajmił ze śmiertelną powagą. - Wrócisz albo 

zostaniesz wylana. Wybór pozostawiam tobie. 

Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by zamknąć za sobą drzwi. 

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 

Lindsay  dźwignęła  Amandę  i  posadziła  ją  sobie  na  biodrze.  W  tym  czasie  Justin 

jeździł samochodzikiem po drewnianej podłodze. 

-  Za  dziesięć  minut  kolacja,  młody  człowieku  -  uprzedziła  malca,  przechodząc 

ostrożnie między mocno nadwerężonymi, parkującymi autkami. - Umyj ręce. 

- Mam czyste. - Justin pochylił jasną główkę nad maleńkim, połyskującym rajdowym 

samochodzikiem, udając, że go naprawia. 

Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej się w y - rwać, Lindsay zmrużyła oczy. 

- Worth może być innego zdania - zwróciła małej uwagę. To była jej ostateczna broń. 

Justin  wsunął  ferrari  do  kieszeni  i  wstał  z  podłogi.  Z  ciężkim  westchnieniem 

znudzonego światowca wymaszerował z pokoju. 

Patrząc  za  nim,  Lindsay  uśmiechnęła  się.  Justin  czuł  respekt  przed  wymagającym 

brytyjskim  lokajem.  Wsłuchiwała  się  w  skrzypienie  drewna,  gdy  jej  synek  wspinał  się  po 

schodach.  Mógł  skorzystać  z  łazienki  na  dole,  ale  gdy  Justin  Bannion  występował  w  roli 

męczennika, robił to jak należy. 

Ilekroć  zdarzało  się  jej  o  tym  pomyśleć,  Lindsay  dziwiła  się,  że  jej  synek  ma  cztery 

lata,  że  już  wyrósł  z  etapu  grubiutkiego  berbecia  i  jest  teraz  smukły  jak  charcik.  Pomyślała 

też, nie bez dumy, że odziedziczył po swojej mamie włosy i oczy. Rozglądając się po pokoju, 

skrzywiła się na widok złomowiska samochodzików i budowli z klocków. A także, niestety, 

jej brak organizacji. 

- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła twarz za uszkiem córki, a mała zachichotała. 

Amanda  była  ciemna,  podobna  do  ojca.  I  podobnie  jak  Seth,  była  dokładna  i 

skrupulatna.  I  tak  właśnie  była  ułożona  cała  armia  lalek  w  jej  pokoju.  Okazywała  wręcz 

komiczną  zręczność  w  konstruowaniu  z  klocków  całych  budowli.  Charakter  odziedziczyła 

chyba po obojgu rodzicach, potrafiła bowiem, zapominając, że powinna zachowywać się jak 

dama, dać bratu kuksańca, gdy ten wkraczał na jej terytorium. 

Wraz  z  ostatnim  pocałunkiem  Lindsay  zdjęła  Amandę  z  biodra  i  przystąpiła  do 

zbierania  kosmicznego  ulicznego  korka.  Z  samochodzikiem  w  ręku  zatrzymała  się  na 

moment, spoglądając porozumiewawczo na córkę. 

- Tatuś nie byłby zachwycony, że to zbieram. 

-  Justin  jest  flejtuchem  -  oznajmiła  pogardliwie  Amanda.  Jako  dwulatka  miała 

skłonność do formułowania kategorycznych opinii. 

background image

-  Nie  ulega  wątpliwości  -  przyznała  jej  rację  Lindsay.  -  Najwyższy  czas,  żeby  się 

nauczył porządku, bo gdyby tu wszedł Worth... - Zawiesiła głos, ważąc, na czyją dezaprobatę 

lepiej  się  narazić.  Wygrał  Worth.  Teraz  już  szybko  zaczęła  zbierać  dowody  winy  Justina.  - 

Porozmawiam z twoim bratem. Nie musimy o tym mówić tatusiowi. 

- O czym nie chcecie mówić tatusiowi? - zapytał Seth, stając w progu drzwi. 

- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła oczy do sufitu, po czym obejrzała się przez ramię. - 

Sądziłam, że pracujesz. 

- Właśnie skończyłem. - W mig rozeznał się w sytuacji. - Znowu kryjesz tego małego 

szatana? 

- Posłałam go na górę, żeby umył ręce. - Lindsay odgarnęła włosy, które jej spadły na 

oczy, i trwała tak na czworakach. 

Amanda  podeszła  do  ojca  i  objęła  go  za  nogę.  Teraz  oboje  spoglądali  na  nią  z 

milczącą dezaprobatą. 

-  Och,  błagam!  -  roześmiała  się  Lindsay  i  usiadła  na  podłodze.  -  Zdaję  się  na  łaskę 

Wysokiego Sądu. 

- Przychylamy się do prośby. - Seth położył rękę na głowie córki. - Jaka powinna być 

kara, Amando? 

- Nie możemy zbić mamy na kwaśne jabłko. 

-  Nie?  -  Seth  posłał  Lindsay  figlarny  uśmiech.  Podszedł  do  niej,  pociągnął  za  rękę  i 

postawił  na  nogi.  -  Być  może,  żeby  sprawiedliwości  stało  się  zadość,  trzeba  jej  będzie 

wymierzyć surową karę. - Dał jej lekkiego całusa. 

- Czy nie przyjęlibyście łapówki? - zapytała Lindsay, wznosząc oczy do nieba. 

- Zawsze - odpowiedział, mocniej przywierając do niej wargami. 

Justin przebiegł przez próg, trzymając przed sobą świeżo wyszorowane ręce. Skrzywił 

się na widok rodziców, spojrzał też na siostrę. 

- Myślałem, że mamy jeść. 

Godzinę później Lindsay zbiegła ze schodów, spiesząc się na wieczorną lekcję baletu. 

Tuż przy ostatnim stopniu zauważyła jeszcze jeden samochodzik. Podniosła go i wcisnęła do 

torby. 

- Skaranie boskie! - mruknęła i otworzyła frontowe drzwi. - Ruth! - Aż ją zamurowało. 

-  Cześć.  Nie  znalazłby  się  tu  na  tydzień  jakiś  pokój  dla  zbiegłej  tancerki  i  lekko 

przekarmionego kota? 

background image

- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth przez próg i mocno objęła. Niżyński wyczołgał 

się spomiędzy nich, zeskoczył na podłogę i odszedł dostojnym krokiem. Nie był miłośnikiem 

podróży. - Jak to cudownie, że cię widzę! Ale Seth i dzieciaki się zdziwią! 

W  uścisku  Ruth,  pod  warstwą  pierwszej,  spontanicznej  radości,  Lindsay  wyczuła 

kompletną rozpacz. Pociągnęła ją za sobą i uważnie przyjrzała się jej twarzy. Nie musiała się 

trudzić, żeby dostrzec nieszczęście. 

- Co ci jest? 

- Nic, ale... - mruknęła Ruth. - Potrzebuję trochę luzu. 

-  Jasne.  -  Lindsay  chwyciła  torbę  Ruth  i  zamknęła  za  nimi  drzwi.  -  Twój  pokój  jest 

tam gdzie zawsze.  Idź na górę i zrób niespodziankę Sethowi i dzieciakom. Wracam za dwie 

godziny. 

- Dzięki. 

Gdy Lindsay wybiegła z domu, Ruth nabrała dużo powietrza w płuca i poczuła ulgę. 

Dwa  dni  później  siedziała  na  kanapie,  mając  po  jednej  stronie  Justina,  po  drugiej 

Amandę.  Czytała  na  głos  jedną  z  książeczek  Justina.  Niżyński  drzemał  w  smudze  słońca  na 

podłodze. Czuła się znacznie lepiej. 

Powinna była wiedzieć, że w Domu na Klifach zawsze znajdzie to, czego potrzebuje. 

Nie będzie żadnych pytań, żadnego cackania się. Wystarczyło, żeby Lindsay otworzyła drzwi, 

a odnalazła akceptację i miłość. 

Po  opuszczeniu  gabinetu  Nicka  Ruth  wróciła  do  siebie,  spakowała  się  i  udała  prosto 

do Cliffside. Nawet się nie zastanawiała. Zrobiła po prostu to, co jej podpowiedział instynkt. 

Teraz,  po  dwóch  dniach,  wiedziała,  że  instynkt  jej  nie  zawiódł.  Bywają  chwile,  kiedy  tylko 

rodzina może wygoić rany. 

-  Musiałaś  je  chyba  związać  i  zakneblować  im  usta  -  stwierdził  Seth,  wchodząc  do 

pokoju. - Zwykle nie są takie spokojne, chyba że śpią. 

- To anioły, wujaszku. - Rozczulił ją widok wuja, obejmującego dwójkę swych dzieci. 

- Powinieneś się wstydzić, szkalując ich dobre imię. 

- Nie jestem w tym odosobniony. - Pociągnął Amandę za włosy. - Worth oświadczył, 

ż

e w czyimś łóżku znalazł dziś rano w połowie niedojedzonego lizaka. 

- Miałem go dokończyć wieczorem - oznajmił Justin, spoglądając poważnie na ojca. - 

Chyba go nie wyrzucił? 

- Obawiam się, że tak. 

- Świrus. 

- Miał parę pikantnych uwag na temat stanu pościeli - oględnie zauważył Seth. 

background image

Justin wydął wargi. 

- Znowu mam go przepraszać? 

- Sądzę, że tak. 

- Chcę być przy tym. - Amanda, ciesząc się z góry na to, czego może być świadkiem, 

gramoliła się już z kanapy. 

-  Nic,  tylko  przepraszam  -  mruknął  zdegustowany  Justin.  Wymaszerował  z  pokoju  z 

drepczącą za nim Amandą. 

- Wiesz, oczywiście, że Worth je uwielbia - zaczęła Ruth. 

- Tak, ale byłby wściekły, gdyby to się wydało. 

- Zawsze mnie przerażał. - Ruth odłożyła książkę na bok. - Przez wszystkie miesiące, 

kiedy mieszkałam tu z tobą, nigdy się do niego nie przyzwyczaiłam. 

-  Nikt  tak  sobie  dobrze  z  nim  nie  radzi  jak  Lindsay.  Nawet  się  nie  domyśla,  że  jest 

manipulowany. 

- Nie ma takiej drugiej istoty jak Lindsay - zadumała się Ruth. 

- To prawda - przyznał Seth. - Nie ma takiej drugiej. 

- Czy zakochanie się w kimś takim... szczególnym może przerażać? 

Domyślił się, co ma na myśli. 

-  Miłość,  jeżeli  jest  poważna,  zawsze  przeraża.  Miłość  do  kogoś  wyjątkowego  tylko 

zwiększa ten strach. Bałem się Lindsay śmiertelnie. 

- Jakie to dziwne. Zawsze sądziłam, że jesteś nieustraszony. 

-  W  miłości  wszyscy  okazujemy  się  tchórzami,  Ruth.  -  Powróciły  wspomnienia  jego 

pierwszych miesięcy z Lindsay, jeszcze przed ślubem. - Raz omal jej nie straciłem. Wówczas 

najbardziej się bałem. 

- Obserwuję was od pięciu lat. Wasza miłość jest taka sama jak na początku. 

-  Nie.  Kocham  ją  bardziej,  nieporównywalnie  bardziej.  Mam  zatem  więcej  do 

stracenia. 

Oboje usłyszeli, jak Lindsay wbiega do domu. 

- Boże, uchowaj mnie od matek, które po pięciu lekcjach chcą mieć Pawłowa. 

- Oto cała ona - oświadczył z czułością Seth. 

-  Pani  Fitzwalter  -  zaczęła  z  mety  Lindsay,  gdy  jak  burza  wpadła  do  pokoju  -  chce, 

ż

eby jej Mitzie przeszła do tej samej klasy co Janet Conner. Nieważne, że Janet uczy się już 

od dwóch lat, a Mitzie zaczęła dopiero przed dwoma tygodniami. - Lindsay klapnęła na fotel i 

ciskała  pioruny.  -  Nieważne,  że  Janet  ma  talent,  a  Mitzie  ma  ołów  w  nogach.  Mitzie  chce 

background image

przejść do klasy, w której jest jej najlepsza przyjaciółka, a pani Fitzwalter chce uczestniczyć 

w dowożeniu ich na lekcje. 

- A ty, oczywiście, załatwiłaś to dyplomatycznie. - Seth pokiwał głową. 

- To był z mojej strony szczyt dyplomacji. Brałam lekcje u Wortha. - Zwróciła się ku 

Ruth.  -  Mitzie  ma  dziesięć  funtów  nadwagi  i  nawet  nie  może  wykonać  pierwszej  pozycji. 

Janet stawała na palcach po dwóch miesiącach. 

- Możesz znaleźć inną dowożącą - zasugerowała Ruth. 

- Tak zrobiłam - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Lindsay. Uśmiech zniknął, gdy 

Lindsay odnotowała nienaturalny spokój. - Gdzie są dzieci? 

- Przepraszają - odpowiedział jej Seth. 

- O rany, znowu? - Lindsay westchnęła i ponownie się uśmiechnęła. Wstała i podeszła 

do Setna. - Witaj. - Schyliła się i pocałowała go. - Udało ci się rozwiązać problem wspornika? 

-  Prawie  -  odparł  i  przyciągnął  ją  z  powrotem  na  bardziej  satysfakcjonujący 

pocałunek. 

- Jesteś taki bystry! - Usiadła na oparciu jego fotela. 

- Oczywiście. 

- I pracujesz zbyt ciężko. Zagrzebany w pracowni nawet w soboty. - Wsunęła rękę w 

jego dłoń. - Chodźmy całą trójką pospacerować po plaży. 

Seth już wyrażał zgodę, ale się zatrzymał. 

- Idźcie we dwie. Dzieci muszą się przespać. Myślę, że do nich dołączę. 

Lindsay spojrzała zdumiona. Od kiedy to Seth udaje się na drzemkę w piękne sobotnie 

popołudnie? Pojęła jednak w mig, o co chodzi, i nie tracąc refleksu, zwróciła się do Ruth: 

-  Tak,  chodźmy.  Muszę  koniecznie  zaczerpnąć  trochę  powietrza  po  dusznej 

atmosferze z panią Fitzwater. 

- Świetnie. Mam wziąć kurtkę? 

- Jakąś lekką. 

Po jej wyjściu Lindsay zwróciła się znowu do Setha: 

- Czy już ci dzisiaj mówiłam, jaki jesteś wspaniały i jak cię uwielbiam? 

- Nie przypominam sobie. Powtórz, na wszelki wypadek. 

-  Jesteś  wspaniały  i  uwielbiam  cię.  -  Pocałowała  go  ponownie  i  wstała.  -  Powinnam 

cię ostrzec, że wczoraj Justin mi zakomunikował, iż jest już za duży na poobiednie drzemki. 

- Przedyskutujemy to. 

- Dyplomatycznie? - zapytała, uśmiechając się przez ramię i opuszczając pokój. 

background image

Powietrze  pachniało  morzem.  Ruth  już  prawie  zapomniała,  jak  czysty  i  ostry  jest  ten 

zapach. Plaża była szeroka i skalista, a morze hałaśliwe. Pojedynczy liść zawędrował tutaj z 

ogrodowej alejki i usadowił się na skałce. Inny podrygiwał na piasku i umykał przed nimi. 

- Uwielbiam tę scenerię. - Lindsay wsunęła ręce do głębokich kieszeni kurtki. 

-  A  ja  jej  nienawidziłam  na  początku  -  zadumała  się  Ruth.  -  Domu,  odgłosów, 

wszystkiego. 

- Wiem o tym. 

-  Nawet  nie  zauważyłam,  kiedy  to  się  zmieniło.  Chyba  po  prostu  obudziłam  się 

pewnego  dnia  i  stwierdziłam,  że  jestem  w  domu.  Wujaszek  Seth  miał  dla  mnie  tyle 

cierpliwości. 

- Rzeczywiście jest cierpliwy! - roześmiała się Lindsay. - Chwilami aż można oszaleć. 

Ja  wygłaszam  tyrady  i  pieklę  się,  a  on  spokojnie  wygrywa  bitwy.  Jego  opanowanie  może 

człowieka  rozwścieczyć.  -  Popatrzyła  uważnie  na  profil  Ruth.  -  Odziedziczyłaś  wiele  jego 

cech. 

-  Naprawdę?  -  Ruth zastanawiała  się  nad  tym  przez  chwilę.  -  Nie  powiem,  żebym  w 

ostatnim okresie grzeszyła nadmiarem cierpliwości. 

- Jemu to się też zdarza. - Lindsay sięgnęła po kamyk i swoim zwyczajem wsunęła go 

do kieszeni. 

- Nie zapytałaś, dlaczego tak nagle przyjechałam i jak długo zamierzam zostać. 

- To twój dom, Ruth. Nie musisz niczego tłumaczyć. 

- Powiedziałam wujaszkowi Sethowi, że nie ma takiej drugiej kobiety jak ty. 

- Tak uważasz? - Lindsay uśmiechnęła się, odgarniając z czoła kilka pasemek włosów. 

- To najlepszy rodzaj komplementu, jak sądzę. 

- Chodzi o Nicka - powiedziała nagle Ruth. 

- Domyślam się. 

- Kocham go, Lindsay. I potwornie się boję. 

- Znam to uczucie. Wyobrażam sobie, jak mocowałaś się z sobą! 

- Och, jeszcze jak! - Nagle w głosie Ruth rozbrzmiała nuta zawiedzionej namiętności. 

- Próbowałam to jakoś rozgryźć, Zrozumieć, ale do niczego mądrego nie doszłam. 

-  Kiedy  się  jest  zakochanym,  trudno  o  racjonalne  wnioski.  To  pierwsza  zasada.  - 

Podeszły do grupy skał i Lindsay usiadła. 

Właśnie  tutaj  stała  tamtego  dnia  z  Sethem.  Pamięta  to  dokładnie,  jakby  to  było  dziś. 

Była  zakochana  i  przerażona.  Ruth  wyszła  z  domu  i  zeszła  na  plażę  z  kotem  pod  kurtką. 

background image

Miała  siedemnaście  lat  i  była  nieufna.  Może  nadal  taka  pozostała,  pomyślała  Lindsay, 

oglądając się za siebie i patrząc na dziewczynę. 

- Chcesz o tym porozmawiać? Ruth nie zastanawiała się długo. 

- Tak. 

- Więc siadaj i zaczynaj od początku. 

Kiedy  się  raz  zacznie,  dalej  idzie  już  łatwo.  Ruth  opowiedziała  jej  o  ich 

nieoczekiwanym  zbliżeniu  po  tylu  latach  wspólnej  pracy.  Opowiedziała,  jakim  przeżyciem 

było dla niej odkrycie, że jest przez niego kochana, i jak nie mogła pogodzić się z faktem, że 

mają tak mało czasu dla siebie. Niczego nie ukrywała: opowiedziała o scenach z Leah, o na-

głych zmianach nastroju Nicka, o swoich własnych niepewnościach. 

- Po czym w dniu, w którym wyjechałam, miałam rozmowę z Nadine. Powiedziała mi 

wprost,  że  jeśli  Nick  i  ja  zerwiemy  ze  sobą  i  przestaniemy  razem  pracować,  będzie  mnie 

musiała  odprawić.  Byłam  wściekła,  że  nawet  nie  możemy  zachować  dla  siebie  tego,  co 

między nami jest. 

Poczuła bezsilną złość. 

-  Nie  zdążyłam  jeszcze  dojść  do  siebie  -  ciągnęła  -  gdy  Nick  zażądał,  żebym 

zrezygnowała z mojego mieszkania i przeprowadziła się do niego. Ot tak, po prostu - dodała, 

odwracając  się  ku  Lindsay.  -  Żądając  tego.  Był  wściekły,  kiedy  tak  stał  i  wykrzykiwał  do 

mnie, czego to on sobie życzy. Rzucił mi mimochodem, że pragnie mnie od pięciu lat, ale że 

nie uznał za słuszne powiedzieć mi o tym wcześniej. Wprost nie do wiary! Co za buta! 

Na chwilę się zatrzymała. Musiała się uporać z nowym przypływem wściekłości. 

-  Myśl,  że  on  chce  panować  nad  moim  życiem,  była  dla  mnie  nie  do  przyjęcia. 

Zachowywał  się  niedorzecznie  i  z  każdą  chwilą  stawał  się  coraz  bardziej  rosyjski.  Miałam 

spakować  swoje  rzeczy  i  bez  zastanowienia  przeprowadzić  się  do  niego.  Nawet  mnie  nie 

poprosił;  rozkazywał,  zupełnie  jakby  wystawiał  na  scenie  swój  najnowszy  balet.  Nie  -  po-

prawiła się i wstała, nie mogąc usiedzieć dłużej - na scenie jest bardziej ludzki. Ani razu mnie 

nie zapytał o moje odczucia. Po prostu rzucił mi to zaraz po mojej drobnej scysji z Nadine i 

po tym upiornym tygodniu nagrań. 

Niezdolna zrobić kroku, Ruth usiadła z powrotem. 

- Lindsay, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się taka pogubiona. 

Lindsay  machinalnie  obracała  kamyk  w  kieszeni.  Wysłuchała  Ruth,  ani  razu  jej  nie 

przerywając. 

-  No  cóż  -  powiedziała  wreszcie  -  zwykle  trzymam  się  twardo  zasady,  żeby  nie 

udzielać rad. Ale zasady są po to, żeby je łamać. Czy dobrze znasz Nicka? 

background image

-  Nie  tak  dobrze  jak  ty  -  odparła  Ruth  bez  zastanowienia.  -  Był  w  tobie  zakochany  - 

powiedziała wcześniej, niż pomyślała. 

- To prawda. - Lindsay zadumała się na chwilę, po czym zwróciła się twarzą do Ruth. 

-  Kiedy  po  raz  pierwszy  znalazłam  się  w  zespole,  Nadine  walczyła  o  jego  przetrwanie. 

Pojawienie  się  Nicka  było  jak  dar  z  nieba,  ale  nie  znikły  problemy  wewnętrzne  ani  kłopoty 

finansowe,  z  czego  mało  kto  zdawał  sobie  sprawę.  Wiem,  że  uważasz  Nadine  za  twardą,  a 

nawet bezwzględną osobę, i masz rację, ale zespół jest jej oczkiem w głowie i dla niego jest 

zdolna  wszystko  poświęcić.  Teraz,  kiedy  patrzę  na  to  z  dystansem,  łatwiej  mi  to  zrozumieć. 

Choć nie zawsze tak było. 

W  każdym  razie  -  ciągnęła  -  pojawienie  się  Nicka  w  zespole  stało  się  punktem 

zwrotnym.  Był  bardzo  młody,  kiedy  spłynęła  na  niego  sława  w  obcym  kraju.  Prawie  nie 

mówił  po  angielsku.  Władał  francuskim,  włoskim,  trochę  niemieckim,  ale  angielskiego 

musiał  się  uczyć  od  podstaw.  Był  pod  każdym  względem  outsiderem.  Postaraj  się  wczuć  w 

człowieka, który znajduje się w obcym kraju, którego zwyczaje są mu zupełnie obce. Trzeba 

być wyjątkowo odpornym i silnym. 

- Tak - przyznała cicho Ruth. - Mogę to sobie wyobrazić. 

- To dobrze. Teraz wyobraź sobie dwudziestolatka, który podjął najważniejszą decyzję 

w  życiu.  Opuścił  swój  kraj,  przyjaciół,  rodzinę.  Tak,  on  ma  rodzinę  -  wyjaśniła  Lindsay, 

widząc  zdumienie  Ruth.  -  Nie  było  mu  łatwo,  a  przez  pierwsze  lata  musiał  być  bardzo 

ostrożny.  Wielu  chciało  go  wykorzystać  -  jego  historię,  jego  przeszłość,  okoliczności 

przyjazdu, i tak dalej. Musiał na użytek zewnętrzny jakby na nowo się stworzyć. Kiedy go po-

znałam, był już Davidovem, i to pisanym z dużych liter. 

Przez chwilę Lindsay przyglądała się przybrzeżnym falom podchodzącym do skał. 

-  Tak,  pociągał  mnie,  bardzo  mnie  pociągał.  Może  przez  chwilę  byłam  w  nim  nawet 

trochę zakochana. Podobnie mogło być z nim. Byliśmy tancerzami, byliśmy młodzi i ambitni. 

Być może, gdyby nie wypadek moich rodziców, gdybym została w zespole, coś by się między 

nami zawiązało. Nie wiem. Spotkałam Setha. 

Lindsay uśmiechnęła się, odwróciła i popatrzyła na Dom na Klifach. 

- Jedno co naprawdę wiem, to że gdyby między mną i Nickiem do czegoś doszło, nie 

byłby to właściwy wybór dla żadnego z nas. Dla mnie istnieje tylko Seth. Teraz i na zawsze. 

- Lindsay, ja nie miałam zamiaru wściubiać nosa w wasze sprawy. 

- Nie wściubiasz. Jesteśmy  w to wszyscy zaangażowani. Dlatego właśnie łamię moją 

zasadę. - Znowu zrobiła krótką pauzę. - Nick rozmawiał ze mną w ostatnim okresie, ponieważ 

potrzebował kogoś. Niewiele było takich osób, którym potrafił zaufać. Uznał, że mnie może. 

background image

Jeżeli  są  jakieś  sprawy,  o  których  z  tobą  nie  rozmawia,  to  tylko  dlatego,  że  nie  lubi  wracać 

pamięcią do przeszłości. Należy do ludzi, którzy patrzą przed siebie. Ale on czuje i przeżywa, 

Ruth. Nie myśl, że jest inaczej. 

- Ja wiem - odparła spokojnie Ruth. - Chciałam tylko, żeby podzielił się tym ze mną. 

- Kiedy będzie gotów, zrobi to - odrzekła zwyczajnie Lindsay. - Nick uczynił z baletu 

najważniejszą  sprawę  swojego  życia,  z  wyboru  czy  z  konieczności.  Wybierz,  co  wolisz.  Z 

tego,  co  mówisz,  wynika,  że  ktoś  inny  zaczyna  przejmować  ster.  Wyobrażam  sobie,  że  on 

ś

miertelnie się tego boi. 

- Tak. - Ruth przypomniała sobie słowa wuja. - Nie myślałam, że będzie to odbierać w 

taki sposób. 

-  Kiedy  mężczyzna,  zwłaszcza  artysta  wyczulony  na  słowa  i  znający  się  na 

inscenizacji,  w  tak  nieporadny  sposób  prosi  kobietę,  żeby  z  nim zamieszkała,  należy  sądzić, 

ż

e trzęsie się ze strachu od stóp do głów. - Uśmiechnęła się lekko i dotknęła ręki Ruth. - Co 

się zaś tyczy tej Leah i całej tej bzdury, jakoby twój związek miał kolidować z waszą karierą 

albo  vice  versa,  sądzę,  że  sama  wiesz  najlepiej.  Po  pięciu  latach  pracy  w  zespole  powinnaś 

umieć rozpoznać zwyczajną zazdrość. 

- Wcześniej jakoś zawsze umiałam - westchnęła Ruth. 

- Tym razem chodzi o wyższą stawkę. Miłość potrafi zaślepić. 

Przez chwilę patrzyła z uwagą na Ruth. 

- A jak wiele jesteś skłonna mu dać? Ruth otworzyła usta, by szybko je zamknąć. 

- Nie za wiele - przyznała. - Ja również się boję. Nick jest tak silną indywidualnością, 

Lindsay; jego osobowość mnie przytłacza. Nie chciałabym się zatracić. 

Popatrzyła na Lindsay, szukając odpowiedzi. 

- Czy to źle? 

-  Nie.  Gdybyś  była  słaba  i  ulegała  mu  we  wszystkim,  nie  zakochałby  się  w  tobie.  - 

Pogłaskała Ruth po ręku. - Nick potrzebuje partnerki, Ruth, nie wielbicielki. 

- Potrafi być taki arogancki. Taki niemożliwy. 

- Tak, i chwała mu za to. 

Ruth roześmiała się i uścisnęła Lindsay. 

- Sama widzisz, że musiałam przyjechać do domu - powiedziała weselszym głosem. 

- I dobrze, że przyjechałaś. - Lindsay odwzajemniła uścisk. - Kochasz go? 

- Tak. Tak, kocham go. 

background image

- Więc pakuj się i jedź do niego. Nie trać czasu. Nick jest w Kalifornii. - Uśmiechnęła 

się  na  widok  zaintrygowanej  twarzy  Ruth.  -  Zadzwoniłam  rano  do  Nadine.  Jak  widzisz,  już 

wcześniej postanowiłam złamać zasadę. 

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 

Stopy Nicka  grzęzły w piasku. Pokonywał już trzecią milę. Słońce wstawało powoli, 

rzucając  różowo  -  złote  błyski  na  wodę  oceanu.  Kiedy  rozpoczął  bieg,  świt  wstał  blady  i 

szary. Był sam i plaża należała tylko do niego. Było jeszcze za wcześnie nawet dla najbardziej 

zagorzałych zwolenników joggingu. 

Uwielbiał  bezludną,  ciągnącą  się  w  nieskończoność  plażę,  której  piasek  słońce 

zamieniało w złoto, uwielbiał krzyki mew nad głową i szum fal obok. 

Tutaj  jedynym  przymusem  był  ten,  który  sam  narzucał  swojemu  ciału.  Bieganie,  tak 

jak  taniec,  mogło  być  pojedynczym  wyzwaniem.  Tutaj  mógł  się  także  oderwać  od  swoich 

myśli  i  zapomnieć  o  bólu.  Dzisiaj,  jeżeli  pobiegnie  dość  ostro,  wystarczająco  daleko,  może 

zdoła przestać myśleć o Ruth. 

Jak  mógł  być  aż  tak  głupi?  Klnąc  w  duchu,  przyspieszył  kroku.  Ale  sobie  wybrał 

chwilę! I do tego ten styl! Chciał jej dać więcej czasu, chciał poczekać na lepszy moment. A 

wszystko wypadło odwrotnie, niż zamierzał. Czy rzeczywiście kazał się jej spakować? Co go 

naszło?  Złość,  frustracja,  pragnienie.  Strach.  Choreografia,  którą  z  taką  precyzją  układał, 

wypadła jak jedno wielkie faux pas. 

Chciał, by oswoiła się z myślą, że zamieszkają razem. Chciał, by się oswoiła z nową 

sytuacją, zanim poprosi ją o rękę. I wszystko to zaprzepaścił. Poniosło go. 

Kiedy już raz zaczął, nie mógł się zatrzymać. A jak ona na niego patrzyła! Najpierw 

była zdumiona, a potem wściekła. Skąd taka niezręczność, taka arogancja? 

W  życiu  miał  wiele  kobiet  i  żadnego  problemu  z  wyrażeniem  tego,  co  czuje.  Znał 

wiele  języków  miłości.  Więc  dlaczego  w  najważniejszej  sprawie  zachował  się  jak  idiota? 

Zresztą, czy tylko jeden raz? Przecież odkąd zaczął się do niej zalecać, nic innego nie robił! 

Ładne zaloty! Zbeształ się w duchu i biegł dalej, a słońce wznosiło się coraz wyżej. Za 

karę  narzucił  sobie  szybsze  tempo.  I  co  to  były  za  zaloty?  Posiadł  ją  jak  jakiś  oszalały 

prawiczek,  a  gdy  jej  powiedział,  że  ją  kocha,  czy  zdobył  się  choćby  na  krztynę  finezji? 

Pierwszy z brzegu uczniak zrobiłby to lepiej! 

Trysnęła  woda  i  w  powietrze  wyskoczyła  grupa  delfinów:  piękny,  doskonały 

choreograficznie wodny balet. Nick zwolnił biegu. 

Ona nie wróci, zasępił się. I zaraz potem ta zdesperowana myśl: dobry Boże, co ja bez 

niej zrobię? Czy bez reszty poświęcę się zespołowi, jak biedna Nadine? Czy temu służyły te 

background image

wszystkie  lata?  Ilekroć  będę  tańczył,  ona  tam  będzie,  ale  nieosiągalna.  Może  przejdzie  do 

innego zespołu, będzie tańczyć z Mitchellem albo Kirminovem. Co to, to nie! Jeszcze czego! 

Ś

ciągnę ją z powrotem. Zreflektował się. Jest taka młoda! Jakim prawem miałbym ją 

zmuszać do powrotu? Zresztą nie o prawo tu chodzi; mężczyzna nie ściąga kobiety, gdy ona 

go opuści. To kwestia dumy. Nie zrobię tego. 

Do licha, nie zrobię, pomyślał nagle i pobiegł w stronę domu. Nie zwolnił tempa. Do 

licha, nie zrobię tego. 

Ruth zatrzymała się przed domem i siedziała w wynajętym samochodzie, pracującym 

na  wolnych  obrotach.  Piętrowy  dom  zbudowany  był  z  cedrowego  drewna,  spatynowanego 

teraz  przez  wiatr  i  sól,  i  miał  dużo  lśniących  szyb.  Robi  wrażenie,  wujaszku,  pomyślała, 

podziwiając  czyste,  ostre  linie  i  niemal  nieograniczoną  otwartą  przestrzeń,  jaką  Seth 

zaprojektował dla tego domu. 

Przełknęła ślinę, zastanawiając się po raz setny, od czego powinna zacząć. Wszystkie 

zgrabne  przemówienia,  które  sobie  powtarzała  w  samolocie,  wydawały  się  beznadziejnie 

gładkie albo sztywne. 

- Nick, chyba powinniśmy porozmawiać - spróbowała na głos i już po chwili położyła 

głowę  na  kierownicy.  Okropne.  A  może  po  prostu:  -  Cześć,  Nick,  właśnie  przejeżdżałam, 

więc wpadłam. - Cholernie oryginalne. 

Zrób to zwyczajnie, powiedziała sobie. Podejdź i zapukaj, i niech się dzieje, co chce. 

Szybko więc wyłączyła silnik i wysunęła się z auta. Prowadzące do frontowych drzwi schody 

wydawały  się  strasznie  wysokie.  Biorąc  głęboki  oddech,  jak  to  po  wielekroć  robiła  za 

kulisami przed jęte, weszła na górę. 

Teraz  zapukaj.  Podnieś  tylko  rękę,  zaciśnij  ją  i  zapukaj,  wydawała  sobie  kolejne 

polecenia. Wszystko to  zajęło jej co najmniej minutę. Czekała, wstrzymując oddech.  Żadnej 

odpowiedzi. Zdobyła się na odwagę i zapukała mocniej. I znowu czekała. 

Nie  wytrzymując  dłużej  napięcia,  położyła  rękę  na  gałce  i  przekręciła  ją.  Aż 

odskoczyła,  kiedy  drzwi  się  otworzyły,  jakby  bez  jej  udziału.  Zamki  i  zasuwy  w  jej 

manhattańskim mieszkaniu były bardziej swojskie. 

Pokój  dzienny  zdawał  się  zajmować  cały  parter.  Tylna  ściana  była  ze  szkła  i 

ukazywała  zapierającą  dech  panoramę  Pacyfiku.  Na  krótką  chwilę  Ruth  zapomniała  o 

zdenerwowaniu. Widziała inne budynki zaprojektowane przez wuja, ale ten był arcydziełem. 

Drewnianą  podłogę  zdobiło  kilka  krwistoczerwonych  dywanów.  Wystarczająco 

wymownym  dziełem  sztuki  był  sam  ocean.  Z  niewielkiej  ilości  dekoracyjnych  przedmiotów 

background image

jeden  wzięła  do  ręki  -  cudownej  roboty  mosiężny  pojemnik  z  pokrywką  na  zawiasach  i  z 

rączką, służący do opróżniania popielniczek i zbierania okruszków. Zachwyciła się nim. 

Wznosiła się tu również konstrukcja z półkami, przed którymi stały w rzędzie szklane 

naczynia o najróżniejszych barwach i kształtach. Na przepastnej, pokrytej grubą materią sofie 

leżało  mnóstwo  poduszek.  W  głębi  pokoju  stał  fortepian  z  połyskującego  mahoniu,  z 

podniesionym wierzchem. Podeszła bliżej i wzięła do ręki kartkę papieru. 

Była  upstrzona  nutami  i  opatrzona  na  marginesie  starannie  wykaligrafowanymi 

uwagami  Nicka.  Pismo  rosyjskie  było  dla  niej  nieczytelne,  ale  zaczęła  jednym  palcem 

wystukiwać melodię na fortepianie. 

Jego nowy balet? Wsłuchiwała się uważnie w nieznajomą sobie muzykę. Uśmiechnęła 

się i odłożyła kartkę na miejsce. Jest zdumiewający, doszła do wniosku. Nie znała nikogo tak 

pracowitego jak Davidov. 

Ale gdzie on jest? 

Znowu wodziła wzrokiem po pokoju. Czy to możliwe, żeby wrócił do Nowego Jorku? 

Nie,  przecież  nie  zostawiłby  otwartych  drzwi  i  nut  nowego  baletu  na  fortepianie!  Rzuciła 

okiem na zegarek i nagle sobie uświadomiła: przecież go nie przestawiła na tutejszy czas! 

G Boże, pomyślała, błyskawicznie przeliczając godziny. Jest bardzo wcześnie! Pewnie 

jeszcze śpi. 

Podeszła powoli do schodów i zerknęła na górę. 

Nie  mogę  tam  pójść.  Zacisnęła  wargi.  Nie  zawołam  go  przecież.  Otworzyła  usta  i 

natychmiast  je  zamknęła,  wydając  pomruk  zakłopotania.  I  co  mu  powiem?  Hop,  hop,  Nick, 

czy nie czas wstawać? Podniosła palce do ust, tłumiąc nerwowy chichot. 

Nabierając dużo powietrza w płuca, z ręką na poręczy, zaczęła wchodzić na górę. 

Nick  otworzył  przeszklone  podwójne  drzwi  prowadzące  do  pokoju  dziennego  od 

strony  plaży.  Oddychał  ciężko.  Dres  miał  mokre  plamy  od  dekoltu  aż  po  ściągacz  na  dole. 

Wysiłek  przyniósł  oczekiwany  rezultat.  Zrzucił  z  siebie  trochę  ciężaru,  a  także  myślał 

trzeźwiej.  Pójdzie  na  górę,  weźmie  prysznic,  a  potem  popracuje  nad  nowym  baletem.  Plan 

jazdy  na  wschodnie  wybrzeże  i  ściągnięcia  jej  tutaj,  do  siebie,  był  pomysłem  szalonego 

człowieka. 

Przystanął w połowie drogi. Poraził go zapach dziko rosnących kwiatów. Dobry Boże! 

Czy już nigdy się od niej nie uwolni? 

Jakim prawem ściga go na każdym kroku? Do diabła, pomyślał z wściekłością. Mam 

tego dość! 

background image

Podszedł do telefonu i wystukał nowojorski numer Ruth. Nie wiedząc nawet, co chce 

jej  powiedzieć,  czekał,  nieprzytomny  z  wściekłości,  że  nie  odbiera.  Rzucając  kolejne 

przekleństwo,  odłożył  słuchawkę.  Gdzie  ją,  do  diabła,  wyniosło?  Na  lekcję?  Nie.  Lindsay. 

Oczywiście, gdzie indziej mogłaby się udać? 

Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął cztery numery, kiedy jakiś dźwięk przyciągnął 

jego uwagę. Krzywiąc się, rzucił okiem na schody. Z nie mniej skrzywioną twarzą schodziła z 

nich Ruth. 

Natychmiast spotkali się wzrokiem. 

-  A  jednak  jesteś  -  powiedziała  z  nadzieją,  że  te  słowa  nie  zabrzmiały  zbyt  głupio.  - 

Szukałam cię. 

- Tak? 

Chociaż tej odpowiedzi daleko było do uprzejmości, Ruth zeszła z pozostałych stopni. 

- Tak Drzwi były otwarte. Chyba nie masz mi za złe, że weszłam do środka. 

- Nie. 

Ze zdenerwowania nie mogła znaleźć sobie miejsca. Całą siłę woli skoncentrowała na 

uśmiechu. 

- Zauważyłam, że pracujesz nad nowym baletem. 

- Tak, zacząłem - odparł, wyraźnie artykułując słowa i nie spuszczając z niej wzroku. 

Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth odwróciła się. 

-  Śliczne  miejsce.  Teraz  rozumiem,  dlaczego  urywasz  się  tutaj,  ilekroć  nadarzy  się 

okazja. Zawsze lubiłam ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad Pacyfikiem w Japonii. 

Zaczęła  chodzić  po  pokoju.  Nick  w  milczeniu  spoglądał  na  jej  plecy,  gdy  stanęła 

zapatrzona w morze. 

Starał się rozluźnić napięte mięśnie. Nie słyszał ani jednego jej słowa. 

- Przyjechałaś, żeby podziwiać widok? 

- Przyjechałam, żeby się z tobą zobaczyć - odparła. - Mam ci coś do powiedzenia. 

- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc mów. Ton jego głosu i nieświadomy, gwałtowny 

ruch głową usztywniły ją. 

- Właśnie zamierzam. Usiądź. 

Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz, po chwili wahania podszedł do sofy. 

- Siedzę. 

-  Czy  dlatego  jesteś  nieznośny,  że  postawiłeś  to  sobie  za  punkt  honoru,  czy  może  to 

twój wrodzony talent? 

Nick odczekał chwilę, po czym usiadł wygodnie i oparł się na poduszkach. 

background image

- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby mnie o to zapytać? 

- Nie tylko po to - warknęła. - Nie chcę być przez ciebie tłamszona, ani prywatnie, ani 

zawodowo. Najpierw porozmawiamy o tańcu. 

- Proszę cię bardzo. 

-  Jestem  dobrą  tancerką  i  niezależnie  od  tego,  czy  będziesz  mi  partnerować,  czy  nie, 

nadal  będą  dobrą  tancerką.  Kiedy  jesteśmy  w  zespole,  możesz  mi  kazać  tańczyć  do  utraty 

tchu, a ja wykonam każde twoje polecenie. Jesteś dyrektorem. 

- Jestem tego świadomy. 

-  Ale  na  tym  twoje  dyrygowanie  się  kończy.  Cokolwiek  robię  w  życiu  prywatnym, 

robię to z własnego wyboru i ponoszę za to odpowiedzialność. Jeżeli postanowię mieć tuzin 

kochanków albo żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa. 

-  Tak  sądzisz?  -  Jego  chłodnym  słowom  i  ostentacyjnie  nonszalanckiej  pozie 

towarzyszyły złe błyski w oczach. 

-  Za  dobrze  cię  znam.  -  Zrobiła  krok  w  jego  stronę.  -  Dopóki  jestem  wolna,  dopóki 

sama decyduję, z kim się wiążę, nikt nie ma prawa wywierać na mnie presji i dyktować mi, co 

mam robić i jak żyć. W twoje życie nikt się nie wtrąca i nikt nie ma zastrzeżeń do tego, co i 

jak robisz, Davidov. Nie pozwoliłbyś na to. Więc wyobraź sobie, że ja też nie pozwalam. 

Podparła się pod boki. 

- Jeżeli więc sądzisz, że na twoje zawołanie pobiegnę jak mała dziewczynka i spakuję 

rzeczy,  to  grubo  się  mylisz,  ponieważ  nie  jestem  małą  dziewczynką  i  nikt  mi  nie  będzie 

narzucać swojej woli. Wybór należy do mnie. 

Podeszła do niego. 

- Przyzwyczaiłeś się, że wszyscy ci ulegają i ochoczo spełniają każde twoje życzenie - 

ciągnęła,  pieniąc  się  ze  złości.  -  A  każdy  sprzeciw  wywołuje  w  tobie  szok.  Nie  zamierzam 

być  twoją  uległą  sługą.  Tylko  partnerstwo,  Davidov,  w  pełnym  znaczeniu  tego  słowa.  I  nie 

zamieszkam  z  tobą;  to  mi  nie  wystarcza.  Jeżeli  mnie  chcesz,  będziesz  się  musiał  ze  mną 

ożenić. Ot co! 

Nick prostował się powoli, po czym, zwlekając jeszcze chwilę, wstał. 

- Czy to ultimatum? 

- Na to wygląda. 

- Rozumiem. - Przyglądał się jej z uwagą. - Z tego wynika, że nie mam wyboru. Czy 

chcesz wziąć ślub w Nowym Jorku? 

Ruth otworzyła szeroko usta, a kiedy nie padło więcej żadne słowo, odchrząknęła. 

- No cóż, tak... Chyba tak. 

background image

- Przewidujesz skromną uroczystość czy raczej coś większego? 

Kiedy minęło pierwsze oszołomienie, wytrzeszczyła na niego oczy. 

- Ja nie wiem... nie zastanawiałam się... 

- Nie szkodzi, będziesz się mogła zastanowić w samolocie, prawda? - Uśmiechnął się 

do niej dziwnie. - Czy mam dokonać rezerwacji? 

- Tak. Nie - powiedziała, kiedy odwrócił się do telefonu. Przechylił głowę i czekał. - 

W porządku, tak, dzwoń. 

Podeszła do okna i zapatrzyła się w dal. Miała wrażenie, że coś tutaj nie gra. 

- Ruth. - Zaczekał, aż popatrzy w jego stronę. - Powiedziałem ci, że cię kocham, i te 

same słowa powiedziałem kobietom, których nawet nie pamiętam. Słowa niewiele znaczą. 

Przełknęła ślinę i poczuła powracający ból. Dzieliła ich cała długość pokoju. 

-  Nie  okazałem  ci  tego  tak,  jak  chciałem,  w  sposób,  w  jaki  to  czułem.  Przy  tobie 

stałem  się  nietaktowny  i  niezręczny.  Gdyby  nie  to,  powiedziałbym  ci,  że  moje  życie  bez 

ciebie  nie  jest  już  moim  życiem.  Powiedziałbym  ci,  że  jesteś  jego  sercem,  mięśniem, 

kośćcem. Powiedziałbym ci, że bez ciebie jest tylko pustka i ból. Powiedziałbym ci, że pragnę 

być twoim partnerem, twoim mężem, twoim kochankiem. Ale... - Poruszył głową. - Uczyniłaś 

ze mnie niezdarę i prawie niemowę, więc powiem tylko, że cię kocham i że mam nadzieję, że 

to wystarczy. 

-  Nick!  -  Podbiegła  do  niego,  a  on  ją  pochwycił,  nim  przebyła  połowę  dzielącej  ich 

odległości. 

Trzymał ją mocno, przepełniony radością z ponownego obejmowania jej. 

-  Kiedy  cię  zobaczyłem  na  tych  schodach,  pomyślałem,  że  to  sen.  Pomyślałem,  że 

wariuję. 

- Myślałam, że jeszcze śpisz. 

-  Śpię?  Nie  sądzę,  żebym  w  ogóle  spał,  odkąd  mnie  opuściłaś.  -  Odsunął  ją  lekko.  - 

Nigdy więcej - rzekł surowo. - Możesz mnie nienawidzić, krzyczeć na mnie, ale nigdy mnie 

więcej nie opuszczaj. 

- Pochylił się i wargami stłumił jej słowa. 

Jej odpowiedź była równie dzika i namiętna jak jego prośba.  Zanurzyła palce w jego 

włosach,  przywierając  do  niego  mocno.  Pożądanie  spłynęło  lawiną  kolejnych  doznań:  jego 

smaku, jego zapachu, miękkości jego gęstych włosów pod jej palcami. 

- Kocham cię. - Usta Ruth układały się w słowa, nie wydając dźwięku. - Pragnę cię. 

Poczuła,  jak  rozsuwa  jej  zamek  na  plecach,  a  suknia  spływa  na  podłogę.  A  gdy  jej 

dotknął i przesunął ręce wzdłuż ciała, jęknął głucho. 

background image

- Jesteś taka drobna, liubownica. Zawsze się boję, że cię skrzywdzę. 

-  Jestem  tancerką  -  przypomniała  mu,  oszołomiona  i  drżąca,  gdy  dotykał  cienkiego 

jedwabiu  jej  koszulki.  -  Silną  jak  wół.  -  Opuścili  się  na  sofę  i  leżeli  spleceni.  -  Bałam  się  - 

rzekła  półgłosem,  zamykając  oczy,  gdy  jego  ręce  delikatnieją  podniecał)'.  -  Bałam  się  ci 

zaufać, bałam się cię pokochać, bałam się cię utracić. 

- Zupełnie jak ja. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale to mamy za sobą. 

Ruth wsunęła rękę pod jego koszulę, zatrzymując ją na sercu. Davidov, pomyślała. Ile 

to lat modliłam się do legendy? A teraz on jest mój. A ja jego. 

Dotykała jego serca i była tego pewna. Uśmiechając się, przylgnęła wargami do jego 

szyi i tak trwała. 

- Davidov? 

- Hm? 

- Naprawdę przyjmujesz moje ultimatum? Dotknął jej piersi. 

-  Przemyślałem  to  sobie  i  uważam,  że  to  najlepsze  rozwiązanie.  Byłaś  strasznie 

zawzięta i nieprzejednana. Mam nadzieję, że cię udobrucham. 

- Tak uważasz? 

- Tak, ale nie zgadzam się, żebyś miała tuzin kochanków, chyba że to będę zawsze ja. 

- Wyruszył w podróż ustami, pieszcząc i łaskocząc jej szyję. 

- Już ja się postaram, żebyś była jak najczęściej zajęta. 

-  Niezły  pomysł  -  odpowiedziała,  a  gdy  zaczął  zsuwać  ramiączka  jej  koszulki, 

westchnęła rozkosznie. 

-  Będę  bardzo  zazdrosnym  mężem  -  ostrzegł  zdławionym  głosem,  nadal  ją  całując.  - 

Niedorzecznym, może gwałtownym. - Uniósł głowę i uśmiechnął się. 

- Bardzo trudnym w pożyciu. Nadal chcesz, żebym zarezerwował samolot? 

Ruth uśmiechnęła się i głęboko spojrzała mu w oczy. 

- Tak. Jutro.