background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Prolog – część druga 

 

Jaxon, pięć lat 

Florida, USA 

- Patrz na mnie, wujku Tyler - zawołała dumnie Jaxon Montgomery machając dłonią 

ze szczytu wysokiej drewnianej wieŜy, na którą się właśnie wspięła.  

-  Jesteś  szalony,  Matt  -  Russel  Andrews  potrząsnął  głową  marszcząc  od  słońca  oczy 

kiedy  patrzył  na  replikę  wysokiej  platformy  uŜywanej  dla  treningu  rekrutów  jednostek 
SEALS  -  Gdyby  Jaxx  spadła,  mogłaby  złamać  kark  -  Odwrócił  wzrok  w  kierunku  drobnej 
kobiety  leŜącej  na  szezlongu  i  pieszczącej  jej  nowonarodzonego  synka  -  Co  ty  na  to, 
Rebecca?  Jaxx  nie  ma  nawet  pięciu  lat  a  Matt  urządza  jej  trening  dla  sił  specjalnych  - 
powiedział Russell. 

Rebecca  Montgomery  uśmiechnęła  się  nieobecnie  i  spojrzała  na  męŜa,  tak  jakby 

pytając o jego zdanie. 

-  Jaxon  jest  świetna  -  odparł  natychmiast  Matt,  sięgając  aby  chwycić  rękę  Ŝony  i 

podnieść jej kłykcie do ust - Kocha te rzeczy. Robiła je praktycznie zanim zaczęła chodzić. 

Tyler Drake pomachał do wołającej go małej dziewczynki.  

-  No  nie  wiem,  Matt.  MoŜe  Russel  ma  rację.  Jest  taka  malutka.  Odziedziczyła  po 

Rebecce  wygląd  i  budowę  ciała  -  Wyszczerzył  zęby  -  Oczywiście  jeśli  o  to  chodzi,  to 
mieliśmy  wielkie  szczęście.  Poza  tym  jest  podobna  do  ciebie.  Jest  bardzo  odwaŜna,  to  mały 
wojownik, zupełnie jak jej tatuś. 

- Nie jestem pewien czy to takie dobre - powiedział Russel marszcząc brwi. Nie mógł 

oderwać  wzroku  od  dziecka.  Serce  powędrowało  mu  do  gardła.  Jego  własna  malutka 
dziewczynka  miała  siedem  lat  ale  nigdy  nie  pozwoliłby  jej  zbliŜyć  się  do  wieŜy  którą  jego 
współpracownicy,  Matt  Montgomery  i  Tyler  Drake,  wznieśli  na  podwórzu  u  Matta  -  Wiesz 
Matt, dziecko moŜe być zmuszone dorosnąć zbyt szybko. Jaxon to nadal maleństwo. 

Matt roześmiał się. 

-  To  maleństwo  potrafi  ugotować  śniadanie  dla  matki,  podać  je  do  łóŜka  i  zmieniać 

pieluchy dla małego. Zaczęła czytać w wieku trzech lat. Mam na myśli prawdziwe czytanie. 
Kocha wyzwania fizyczne. Niewiele jest w treningu rzeczy, których nie jest w stanie zrobić. 
Uczę jej sztuk walki, a Tyler pracuje z nią przy treningu przetrwania. Ona to uwielbia. 

Russel wykrzywił się. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Nie  wierzę  Ŝe  zachęcasz  Matta,  Tyler.  On  słucha  tylko  ciebie.  To  dziecko  uwielbia 

was  obu,  a  Ŝadne  z  was  nie  wykazuje  szczypty  rozsądku  kiedy  o  nią  idzie.  -  MęŜnie 
powstrzymał się od dodania, Ŝe Rebecca nie sprawdza się jako matka - Mam nadzieję Ŝe nie 
kaŜecie jej pływać w oceanie. 

-  MoŜe  Russel  ma  rację,  Matt  -  Tyler  wydawał  się  nieco  zmartwiony  -  Jaxon  jest 

naprawdę świetna i ma serce lwa, ale moŜe za bardzo na nią naciskamy. I nie miałem pojęcia 

Ŝ

e pozwalasz jej gotować dla Rebekki. To moŜe być niebezpieczne. 

- Ktoś musi to robić - Matt wzruszył szerokimi ramionami - Jaxon wie co robi. Kiedy 

nie  ma  mnie  w  domu  dobrze  wie,  Ŝe  jest  odpowiedzialna  za  opiekę  nad  Rebeccą.  A  teraz 
mamy małego Mathew Juniora. A dla twojej informacji, Jaxx juŜ jest dobrą pływaczką. 

-  Czy  ty  słyszysz  co  mówisz,  Matt?  -  zapytał  Russel  -  Jaxon  jest  dzieckiem, 

pięcioletnim dzieciakiem. Rebecco! Na miłość boską, jesteś jej matką.  

Ja zwykle Ŝadne z rodziców nie odpowiedziało na to, czego nie chcieli słuchać. Matt 

traktował Rebeccę jak porcelanową laleczkę. śadne z nich nie przywiązywało uwagi do córki. 
RozdraŜniony Russel zaapelował do najlepszego przyjaciela Matta - Tyler, powiedz im. 

Tyler pokiwał powoli głową. 

-  Nie  powinieneś  wywierać  na  niej  takiej  presji,  Matt.  Jaxon  jest  wyjątkowym 

dzieckiem,  ale  jest  tylko  dzieckiem  -  Jego  oczy  spoczywały  na  małej,  machającej  ręką  i 
uśmiechającej się dziewczynce. Bez dalszych słów wstał i zaczął iść w kierunku wieŜy gdzie 
mała dziewczynka uparcie go nawoływała. 

 

Jaxon, Siedem lat 

Florida, USA 

Krzyki  dochodzące  z  pokoju  jej  matki  były  straszne.  Rebecca  była  niepocieszona. 

Bernice, Ŝona Russella Andrewsa zawołała doktora, aby przypisał jej leki uspokajające. Jaxx 
połoŜyła ręce na uszach usiłując stłumić potworne dźwięki rozpaczy. Matthew Junior płakał o 
pewnego  czasu  w  swoim  pokoju,  a  było  oczywiste  Ŝe  matka  nie  miała  zamiaru  iść  do  syna. 
Jaxon  wytarła  równomierny  potok  łez  spadających  z  jej  własnych  oczu,  podniosła  brodę  i 
przeszła przez korytarz do pokoju brata.  

-  Nie  płacz.  Mattie  -  zanuciła  miękko,  z  miłością  -  O  nic  się  nie  martw.  Jestem  tu 

teraz.  Mama  jest  bardzo  smutna  z  powodu  taty,  ale  przejdziemy  przez  to  jeśli  będziemy  się 
trzymać razem. Ty i ja. Mama teŜ przez to przejdzie. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Wujek Tyler przybył do ich domu z dwoma innymi oficerami i poinformował Rebeccę 

Ŝ

e  jej  mąŜ  nigdy  juŜ  nie  przyjdzie  do  domu.  Podczas  ostatniej  misji  coś  poszło  nie  tak.  Od 

tego momentu Rebecca nie przestała krzyczeć. 

Jaxon, osiem lat 

- Co z nią dzisiaj, złotko? - zapytał cicho Tyler, zatrzymując się Ŝeby pocałować Jaxon 

z policzek. PołoŜył bukiet kwiatów na stole i zajął się małą dziewczynką którą kochał od dnia 
jej narodzin. 

- Nie ma dzisiaj dobrego dnia - przyznała Jaxon niechętnie. Zawsze mówiła "wujkowi 

Tylerowi" prawdę o matce, ale nikomu innemu, nawet nie "wujkowi Russelowi". 

- Myślę Ŝe znowu wzięła za duŜo tych tabletek. Nie wychodzi z łóŜka, a kiedy próbuję 

powiedzieć  jej  coś  o  Matthew  tylko  się  na  mnie  patrzy.  Wreszcie  przestał  potrzebować 
pieluch i jestem z niego dumna, ale ona w ogóle o niego nie mówi. Jeśli go podnosi, ściska go 
tak mocno Ŝe płacze. 

-  Muszę  cię  o  coś  zapytać,  Jaxx  -  powiedział  wujek  Tyler  -  To  bardzo  waŜne,  Ŝebyś 

powiedziała mi prawdę. Twoja mama przez większość czasu jest chora, a ty musisz zajmować 
się  Mathew,  prowadzić  dom  i  chodzić  do  szkoły.  Pomyślałem,  Ŝe  moŜe  powinienem 
wprowadzić się do was i troszkę wam pomóc. 

Oczy Jaxon rozświetliły się. 

- Wprowadzić się do nas? Jak? 

-  Mógłbym  poślubić  twoją  mamę  i  być  twoim  tatą.  Oczywiście  nie  tak  jak  Matt,  ale 

twoim ojczymem. Sądzę Ŝe pomogłoby to twojej mamie i jestem pewien Ŝe chciałbym tu być 
dla  ciebie  i  małego  Matthew.  Ale  tylko  jeśli  tego  chcesz,  skarbie.  W  innym  przypadku  nie 
będę nawet rozmawiał o tym z Rebeccą. 

Jaxon uśmiechnęła się do niego. 

-  To  dlatego  przyniosłeś  kwiatki,  prawda?  Myślisz,  Ŝe  naprawdę  to  zrobi?  śe  jest 

szansa? 

-  Sądzę,  Ŝe  zdołam  ją  przekonać.  Jedyna  chwila  kiedy  moŜesz  się  stąd  wyrwać  jest 

wtedy kiedy mam cię na swoim treningu. Robi się z ciebie niezły strzelec. 

-  Niezła  strzelczyni,  wujku  Tyler  -  poprawiła  go  Jaxon  z  nagłym  draŜniącym 

uśmieszkiem - A jednej nocy na lekcji karate skopałam tyłek Dona Jacobsona. - Potrafiła się 

ś

miać tylko wtedy kiedy wujek Tyler zabierał ją na teren treningowy Sił Specjalnych i bawili 

się  w  Ŝołnierzy.    Kobieta  czy  nie,  Jaxon  stawała  się  kimś  z  kim  trzeba  się  było  liczyć  i  to 
czyniło ją dumną. 

 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Jaxon, trzynaście lat 

KsiąŜka  kryła  w  sobie  tajemnicę  i  nadawała  się  na  tą  burzliwą  noc.  Trzy  gałęzie 

drapały  o  okno,  a  deszcz  cięŜko  bębnił  o  dach.  Pierwszy  raz  kiedy  usłyszała  hałas,  Jaxon 
myślała Ŝe to tylko jej to jej wybraźnia, bo ksiąŜka była straszna. Potem zamarła, a jej serce 
zaczęło  dziko  uderzać.  Znowu  to  robił.  Wiedziała  o  tym.  Tak  szybko  jak  to  moŜliwe 
wyskoczyła  z  łóŜka  i  otworzyła  drzwi.  Dźwięki  dochodzące  z  sypialni  matki  były 
przytłumione, ale mimo to dobrze je słyszała. Jej matka łkała, prosiła. I był tam wyróŜniający 
się dźwięk który Jaxon tak dobrze znała. Chodziła na lekcje karate tak długo, jak pamiętała. 
Znała odgłos jaki następuje, kiedy ktoś dostaje pięścią. Pobiegła wdzłuŜ korytarza do pokoju 
jej  brata  i  sprawdziła  co  z  nim.  Była  zadowolona,  Ŝe  spał.  Kiedy  Tyler  był  w  takim  stanie 
ukrywała  przed  nim  Mathew.  Wydawał  się  go  wtedy  nienawidzić.  Jego  oczy  stawały  się 
zimne  i  brzydkie  kiedy  spoczywały  na  małym  chłopcu,  zwłaszcza  jeśli  Mathew  właśnie 
płakał.  Tyler  nie  lubił  kiedy  ktoś  płakał,  a  Matthew  był  jeszcze  mały  i  płakał  z  powodu 
kaŜdego małego zadrapania czy wymyślonej rany. I zawsze kiedy Tyler na niego spoglądał.  

Jaxon wzięła głęboki oddech i stanęła przed sypialnią matki. Trudno jej było uwierzyć 

Ŝ

e Tyler zachowywał się w ten sposób w stosunku do jej matki i Mathewa. Kochała Tylera. 

Zawsze  go  kochała.  Spędzał  godziny  trenując  Jaxon  jak  Ŝołnierza  i  wszystko  w  jej  wnętrzu 
odpowiadało  na  ten  fizyczny  trening.  Kochała  kursy  które  tworzył,  by  były  dla  niej 
wyzwaniem. Potrafiła wspinać się na niemal niedostępne klify i prześlizgiwać się przez ciasne 
tunele w bardzo krótkim czasie. Była w swoim Ŝywiole strzelając i walcząc wręcz. Jaxon była 
nawet  w  stanie  namierzyć  Tylera,  co  było  czynem  którego  nie  była  w  stanie  dokonać 
większość  ludzi  z  jego  oddziału.  Była  z  tego  szczególnie  dumna.  Tyler  zawsze  wydawał  się 
być z niej dumny i był wobec niej ciepły i kochający. Wierzyła Ŝe Tyler kochał jej rodzinę z 
taką samą dziką, opiekuńczą lojalnością z jaką czyniła to ona. Teraz była zagubiona, marząc o 
tym  Ŝeby  jej  matka  była  osobą  z  którą  mogła  porozmawiać  i  wyjaśnić  parę  spraw.  Jaxxon 
zaczynała rozumieć Ŝe spokojny urok jej ojczyma ukrywał jego nieustanną potrzebę kontroli 
jego  świata  i  tych,  którzy  się  w  nim  znajdowali.  Rebecca  i  Matthew  nie  spełniali  jego 
standardów i musieli za to płacić. 

Jaxon  wzięła  głęboki  oddech  i  pchnęła  drzwi,  tak  Ŝe  utworzyły  szczelinę.  Stała 

zupełnie nieruchomo, tak jak nakazał jej Tyler w razie niebezpieczeństwa. Tyler przycisnął jej 
matkę do ściany, ściskając jedną ręką jej gardło. Oczy Rebekki były wytrzeszczone i szerokie 
ze strachu. 

-  Tak  łatwo  mi  poszło,  Rebecco.  Zawsze  sądził  Ŝe  jest  taki  dobry,  Ŝe  nikt  go  nie 

załatwi, ale ja to zrobiłem. A teraz mam ciebie i jego dzieci, tak jak mu powiedziałem. Stałem 
nad nim, patrzyłem jak uchodzi z niego Ŝycie i się śmiałem. Wiedział co mam zamiar zrobić - 
co  do  tego  się  upewniłem.  Zawsze  byłaś  taka  bezuŜyteczna.  Powiedziałem  mu,  Ŝe  dam  ci 
szansę, ale nie wykorzystałaś jej, prawda? Zepsuł cię tak samo jak twój tatuś. Rebecca, mała 
księŜniczka.  Zawsze  patrzyłaś  na  nas  z  góry.  Zawsze  uwaŜałaś  się  za  lepszą  bo  miałaś  tyle 
pieniędzy  -  pochylił  się  blisko,  tak  Ŝe  jego  czoło  zderzyło  się  z  czołem  Rebekki  a  kropelki 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

ś

liny obmywały ją kiedy wymawiał kaŜde słowo - Wszystkie twoje cenne pieniądze trafią do 

mnie  jeśli  coś  ci  się  stanie,  prawda?  -  potrząsnął  nią  jak  szmacianą  lalką,  co  było  łatwe,  bo 
Rebecca była drobną kobietą. 

W tym momencie Jaxon zrozumiała, Ŝe Tyler miał zamiar zabić Rebecę. Nienawidził 

jej i nienawidził Mathew. Jaxon była dość bystra, by nawet po usłyszeniu czegoś wyrwanego 
z  kontekstu  zrozumieć,  Ŝe  Tylor  prawdopodobnie  zabił  jej  ojca.  Obydwaj  byli  agentami 
SEALs  i  trudno  było  ich  zabić,  ale  jej  ojciec  nie  spodziewałby  się  zdrady  ze  strony 
najlepszego przyjaciela. 

Widziała oczy matki które próbowały desperacko ją ostrzec. Rebbeca bała się o Jaxon 

- obawiała się Ŝe jeśli ta będzie interweniować, Tyler zwróci się przeciw niej. 

- Tatusiu? - Jaxon celowo wypowiedziała to słowo miękko pośród wypełnionej grozą 

nocy  -  Coś  mnie  obudziło.  Miałam  zły  sen.  Posiedzisz  przy  mnie?  Nie  pogniewasz  się, 
prawda mamo? 

Upłynęło  parę  chwil  zanim  napięcie  spłynęło  ze  sztywnych  niczym  kij  od  miotły 

ramion Tylera. Palce powoli rozluźniły się wokół gardła Rebekki. Powietrze znów napłynęło 
jej  do  płuc,  ale  pozostała  skulona  obok  ściany,  nieruchoma  z  przeraŜenia,  usiłując  stłumić 
kaszel  wzbierający  się  w  jej  pokaleczonym  gardle.  Jej  wzrok  nadal  spoczywał  na  twarzy 
Jaxon, niemo i desperacko usiłując ostrzec córkę o niebezpieczeństwie. Tyler był kompletnie 
szalony, był zabójcą, nie było przed nim ucieczki. Ostrzegł ją co się stanie jeśli spróbuje go 
opuścić a Rebecca wiedziała, Ŝe nie jest w stanie ich ocalić. Nawet Mathewa Jyniora. 

Jaxon uśmiechnęła się do Tylera z dziecięcym zaufaniem. 

-  Przepraszam  Ŝe  ci  przeszkadzam,  ale  naprawdę  coś  usłyszalam,  a  sen  był  taki 

prawdziwy. Kiedy jesteś ze mną zawsze czuję się bezpieczna.  

Jej  Ŝołądek  skurczył  się  protestując  przeciw  okropnemu  kłamstwu.  Dłonie  były 

spocone, ale utrzymała obraz perfekcyjnej niewinności o szeroko rozwartych oczach. 

Tyler posłał Rebece twarde spojrzenie przez ramię i wziął Jaxon za rękę. 

-  Idź  do  łóŜka  Rebecca.  Posiedzę  z  Jaxon.  Bóg  wie  Ŝe  nigdy  tego  nie  robiłaś,  nawet 

gdy  była  chora  -  Jego  ręka  była  silna  i  mogła  nadal  wyczuć  w  nim  napięcie,  ale  Jaxon 
wyczuła teŜ ciepło które zawsze wydzielał kiedy byli razem. Cokolwiek opętało jej ojczyma 
wcześniej wydawało się zniknąć z chwilą, kiedy fizycznie złączył się z Jaxon. 

Przez następne dwa lata Jaxon i Rebecca usiłowali ukryć przez Matthewem Juniorem 

ich  rosnące  zaniepokojenie  stanem  psychicznym  Tylera.  Trzymali  dziecko  tak  daleko  od 
Tylera jak to było moŜliwe. Chłopiec wydawał się być rodzajem katalizatora, zmieniającego 
człowieka który kiedyś był kochającym męŜczyzną. Tyler często się skarŜył Ŝe Mathew się na 
niego gapi. Mathew nauczył się unikać jego spojrzenia kiedy Tyler był w pokoju. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Tyler patrzył na chłopca zimno, bez emocji lub z absolutną nienawiścią. Na Rebeccę 

spoglądał oczami obcego. Tylko Jaxon wydawała się w stanie dostrzec do niego, skupić jego 
uwagę.  Ta  potworna  odpowiedzialność  przeraŜała  ją.  Wiedziała  Ŝe  zło  w  wujku  Tylerze 
stawało  się  za  kaŜdym  razem  silniejsze,  a  po  pewnym  czasie  matka  pozostawiała  radzenie 
sobie  z  nim  na  głowie  Jaxon.  Zostawała  w  pokoju  biorąc  tabletki  które  dostarczał  Tyler  i 
ignorowała dwójkę dzieci. Kiedy Jaxon usiłowała jej powiedzieć Ŝe boi się o bezpieczeństwo 
Mathew, Rebecca zakładała okrycie na głowę i kiwała się do przodu i do tyłu wydając niski 
dźwięk.  W  desperacji  Jaxon  usiłowała  powiedzieć  wujowi  Russelowi  i  innym  członkom 
zespołu Tylera Ŝe coś moŜe być z nim nie tak. MęŜczyźni tylko się roześmieli i przekazali to 
co  powiedziała  Tylerowi.  Wpadł  w  taką  furię,  Ŝe  Jaxon  była  pewna  Ŝe  zabije  całą  rodzinę. 
ChociaŜ to ona naskarŜyła, zwalił winę na Rebeccę mówiąc raz za razem Ŝe zmusiła Jaxon do 
kłamstwa na jego temat. Pobił Rebeccę tak mocno, Ŝe Jaxon chciała zabrać ją do szpitala, ale 
Tyler odmówił. Rebecca przez tygodnie pozostawała w łóŜku i była ograniczona do obszaru 
domu.  

Jaxon spędzała duŜo czasu kreując dla Tylera wyobraŜony świat, udając Ŝe wierzy Ŝe 

wszystko  jest  dobrze.  Trzymała  brata  daleko  od  niego  i  odciągała  wybuchy  złości  od  matki 
tak jak to było moŜliwe. Coraz więcej czasu spędzała z Tylerem na poligonie, ucząc się tyle 
ile mogła o obronie własnej, broniach, ukrywaniu się i śledzeniu. Tylko wtedy wiedziała, Ŝe 
jej matka i brat są naprawdę bezpieczni. Inni z SEALs ochoczo uczestniczyli w jej treningu, a 
Tyler wydawał się wtedy normalny. Rebecca tak oddaliła się od realnego świata, Ŝe Jaxon nie 
odwaŜyła się wziąć Mathewa i uciec, bo gdyby zostawiła matkę za sobą była pewna, Ŝe Tyler 
by ją zabił. Mały Mathew i Jaxon mieli swój własny sekretny świat którego nie odwaŜyli się 
nikomu wyjawić. śyli w ciągłym strachu. 

 

Jaxon, jej piętnaste urodziny 

Siedząc  w  klasie  chemii  nagle  wiedziała.  Poczuła  przytłaczającą  zapowiedź 

zagroŜenia. Zachłysnęła się powietrzem, a jej płuca odmawiały pracy. Jaxon wybiegła z klasy 
zrzucając ksiąŜki i papiery z biurka tak Ŝe rozproszyły się za nią po podłodze. Nauczyciel ją 
wołał, ale Jaxon zignorowała go i kontynuowała bieg. Wiatr zdawał się spieszyć razem z nią 
kiedy pędziła po ulicach, korzystając z kaŜdego skrótu jaki znała. 

Kiedy  była  blisko  domu,  zwolniła  nagle,  a  jej  serce  waliło.  Frontowe  drzwi  były 

otwarte  niczym  zaproszenie  do  wejścia.  Natychmiast  jej  umysłem  zawładnęła  ciemność. 
Poczuła  silne  Ŝądanie  Ŝeby  się  zatrzymać,  zawrócić,  przeczucie  tak  silne  Ŝe  na  moment 
zamarła. Mathew został w domu z powodu choroby. Mały Mathew, który tak przypominał jej 
ojca, który mógł tak łatwo przyprawić Tylera o atak morderczej furii. Jej Mathew. 

 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Miała  sucho  w  ustach  a  smak  strachu  był  tak  silny  Ŝe  myślała,  Ŝe  zwymiotuje.  Jej 

Ŝ

ołądek  zacisnął  się  a  walenie  w  jej  głowie  się  nasiliło,  pochłaniając  niemal  przytłaczającą 

chęć poddania się instynktowi samozachowawczemu. Jaxon zmusiła się Ŝeby zrobić krok do 
przodu  prawą  nogą.  Jeden  krok.  Było  to  trudne,  tak  jak  chodzenie  po  ruchomych  piaskach. 
Musiała  rozejrzeć  się  po  wnętrzu  domu.  Musiała  to  zrobić.  Przymus  ten  był  silniejszy  niŜ 
instynkt  przetrwania.  Napłynął  do  niej  zapach,  obcy  jej  odór,  jednak  kaŜda  jej  myśl 
podpowiadała co to jest. 

- Mamo? - wypowiedziała to słowo  głośno, jak talizman który miał sprawić Ŝe świat 

znów będzie normalny, oddalić prawdę i wiedzę która waliła w jej głowie. 

Mogła  zmusić  swoje  ciało  do  ruchu  tylko  trzymając  się  ściany  domu  i  powoli 

posuwając się do przodu. Walczyła z własnymi instynktami, z niechęcią do zmierzenia się z 
tym,  co  było  w  środku.  Trzymając  dłoń  przy  ustach  aby  powstrzymać  się  od  krzyku  powoli 
odwróciła głowę i pozwoliła oczom na spojrzenie w głąb domu. 

Salon wyglądał tak samo jak zwykle. Znajomo. Komfortowo. Ale nie powstrzymało to 

strachu. Zamiast tego poczuła się przeraŜona. Jaxon zmusiła się do skierowania się w stronę 
korytarza.  Dostrzegła  smugę  jaskrawo  czerwonej  krwi  w  drzwiach  do  pokoju  Mathew.  Jej 
serce  zaczęło  walić  tak  mocno,  Ŝe  bała  się  Ŝe  moŜe  rozsadzić  jej  klatkę  piersiową.  Jaxon 
posuwała  się  wzdłuŜ  ściany  aŜ  była  przy  pokoju  Mathewa.  Modliła  się  gorączkowo  kiedy 
jednym palcem otwierała jego drzwi. 

Groza tego co zobaczyła miała utkwić w jej mózgu na zawsze. Ściany były zbryzgane 

krwią, a przykrycia nią nasączone. Mathew leŜał rozciągnięty na łóŜku, jego głowa zwisała z 
materaca pod kątem, w prawą stronę. Oczodoły miał puste, a jego uśmiechnięte kiedyś oczy 
znikły na zawsze. Nie mogła policzyć kłutych ran na jego ciele. Jaxon nie weszła do pokoju. 
Nie  mogła.  Coś  o  wiele  bardziej  potęŜnego  niŜ  jej  wola  ją  powstrzymywało.  Przez  moment 
nie  mogła  stać,  niespodziewanie  zsuwając  się  na  ziemię,  a  jej  ciało  rozrywał  niemy  krzyk 
absolutnego zaprzeczenia. 

Nie było jej tutaj, Ŝeby go bronić. śeby go ocalić. Była za  to odpowiedzialna. To ona 

była silna, ale jednak zawiodła, a Mathew, z jego błyszczącymi lokami i umiłowaniem Ŝycia 
zapłacił  za  to  ostateczną  cenę.  Jaxon  nie  chciała  się  ruszyć,  nie  sądziła  Ŝe  jest  w  stanie.  Ale 
potem  jej  umysł  stał  się  na  szczęście  pusty  i  była  w  stanie  podciągnąć  się  po  ścianie  i 
skierować  z  powrotem  do  korytarza,  w  kierunku  sypialni  matki.  Wiedziała  juŜ  co  tam 
znajdzie. Powiedziała sobie Ŝe jest przygotowana.  

Tym  razem  drzwi  były  szeroko  otwarte.  Jaxon  zmusiła  się  Ŝeby  spojrzeć  do  środka. 

Rebecca  leŜała  skulona  na  podłodze.  Wiedziała  Ŝe  to  jej  matka  dzięki  szopie  blond  włosów 
rozsypanych  niczym  aureola  wokół  jej  zmiaŜdŜonej  głowy.    Reszta  jej  ciała  była  zbyt 
poszarpana i zakrwawiona by ją rozpoznać. Jaxon nie mogła odwrócić wzroku. Jej gardło się 
zamykało, dusiła się. Nie mogła oddychać. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Usłyszała  dźwięk.  Tak  naprawdę  był  to  zaledwie  cień  dźwięku,  ale  wystarczył  Ŝeby 

uruchomić  jej  lata  szkolenia.  Skoczyła  na  jedną  stronę,  obracając  się  aby  spojrzeć  na  twarz 
ojczyma.  Jego  dłonie  i  ramiona  były  całe  we  krwi,  koszulka  zbryzgana  i  poplamiona. 
Uśmiechał się z pogodną twarzą i ciepłymi, witającymi oczami. 

- Teraz juŜ ich nie ma, skarbie. Nie będziemy musieli więcej słuchać ich marudzenia - 

Tyler wyciągnął ku niej rękę oczekując wyraźnie, Ŝe ją weźmie. 

Jaxon  zrobiła  ostroŜny  krok  w  tył,  w  kierunku  korytarza.  Nie  chciała  alarmować 

Tylera. Zdawał się nie zauwaŜać, Ŝe ma na sobie krew. 

-  Powinnam  być  w  szkole,  wujku  Tyler  -  jej  głos  nie  brzmiał  naturalnie  nawet  w  jej 

własnych uszach. 

Po jego twarzy przemknął nagły skurcz. 

-  Nie  nazywałaś  mnie  wujkiem  Tylerem  odkąd  miałaś  osiem  lat.  Co  stało  się  z 

Tatusiem?  Twoja  matka  nastawiła  cię  przeciw  mnie,  prawda?  -  Poruszał  się  w  jej  kierunku. 
Jaxon była bardzo cicho, stała nieruchomo, a na jej twarzy malowała się niewinność  

-  Nikt  nie  mógłby  nigdy  nastawić  mnie  przeciwko  tobie.  To  niemoŜliwe.  I  wiesz  Ŝe 

mama nie chce mieć ze mną nic do czynienia. 

Tyler  widocznie  się  rozluźnił.  Był  wystarczająco  blisko,  Ŝeby  jej  dotknąć.  Jaxon  nie 

mogła na to pozwolić. Nawet jej niezwykła samodyscyplina nie pozwalała na to, by dotknął ją 
mając  na  rękach  krew  jej  rodziny.  Uderzyła  bez  ostrzeŜenia  dźgając  go  pięścią  w  gardło  i 
mocno kopiąc jego rzepkę. Następnie Jaxon odwróciła się i zaczęła uciekać. Nie odwróciła się 
ani razu. Nie odwaŜyła się. Tyler był trenowany Ŝe odpowiedzieć na atak mimo ran. Jakby nie 
patrzeć była bardzo mała w porównaniu z ojczymem. Jej uderzenie mogło go zaskoczyć, ale 
nie obezwładnić. Przy duŜym szczęściu jej wykop mógł złamać mu kolano, ale w to wątpiła. 
Jaxon  przebiegła  cały  dom  prosto  do  wyjścia.  Rebecca  zawsze  lubiła  ochronę  jaką  dawało 

Ŝ

ycie  w  bazie  marynarki  wojennej  i  Jaxon  była  teraz  za  to  wdzięczna.  Krzyknęła  z  całą  silą 

swoich płuc, biegnąć prosto przez ulice do domu Russella Andrewsa. 

ś

ona Russela, Bernice wybiegła Ŝeby ją spotkać z niepokojem na twarzy. 

- Co się stało skarbie? Jesteś ranna?  

Russel dołączył do nich otaczając szczupłe ramiona Jaxon jednym ramieniem. 

-  Twoja  matka  jest  chora?  -  wiedział  lepiej,  znał  Jaxon.  Była  zawsze  dzieckiem 

sprawującym  absolutną  kontrolę,  spokojem  pośród  ognia,  zawsze  myślącym.  Jeśli  Rebeca 
byłaby  chora,  Jaxon  zadzwoniłaby  po  pomoc  medyczną.  Teraz  jej  twarz  była  tak  biała,  Ŝe 
wyglądała  niemal  jak  duch.  W  jej  oczach,  w  wyrazie  jej  twarzy  czaił  się  terror.  Russel 
spojrzał  na  przeciwną  stronę  ulicy  na  dom  z  szeroko  otwartymi  drzwiami.  Wiatr  dmuchał, 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

powietrze  było  rześkie  i  zimne.  Z  jakiegoś  nieznanego  powodu  dom  wywoływał  w  nim 
dreszcze. 

Russel chciał przejść przez ulicę. Jaxon złapała go za ramię. 

-  Nie,  wuju  Russellu,  nie  idź  tam  sam.  Nie  moŜesz  ich  ocalić.  JuŜ  nie  Ŝyją.  Wezwij 

MP. 

- Kto nie Ŝyje, Jaxon? - spytał Russel cicho, wiedząc Ŝe Jaxon nie kłamie. 

- Mathew i moja matka.  Tyler ich zabił. Powiedział mamie Ŝe zabił teŜ mojego ojca. 

Ostatnio był taki dziwny i pełen przemocy. Nienawidził matki i Mathewa. Próbowałam wam 
powiedzieć,  ale  nikt  z  was  nie  chciał  mi  wierzyć  -  Jaxon  pchała  z  twarzą  w  dłoniach  -  Nie 
słuchaliście  mnie.  Nikt  z  was  nie  by  nie  słuchał.  -  Poczuła  się  chora,  jej  Ŝołądek  szalał,  a 
umysł od nowa odtwarzał sceny które widziała aŜ pomyślała, Ŝe oszaleje - Było tam tyle krwi. 
Wydłubał oczy Mathew. Czemu to zrobił? Mathew był tylko małym chłopcem. 

Russel popchnął ją w kierunku Bernice. 

- Zajmij się nią, skarbie. Zaczyna wpadać w szok. 

-  Zabił  wszystkich,  całą  moją  rodzinę.  Wszystkich  mi  zabrał.  Nie  ocaliłam  ich  - 

powiedziała cicho Jaxon. Bernice mocno ją objęła. 

- Nie martw się Jaxon. Jesteś z nami. 

 

Jaxon, siedemnaście lat 

-  Hej,  śliczna  -  Don  Jacobson  pochylił  się  aby  zmierzwić  czuprynę  dzikich  blond 

włosów.  Starał  się  nie  zachowywać  zbyt  zaborczo.  Jaxon  zawsze  krzyczała  na  kaŜdego  kto 
próbował się do niej zbliŜyć. Zbudowała wokół siebie taką ścianę, Ŝe zdawało się Ŝe nikt nie 
zdoła wedrzeć się do jej świata. Od czasu śmierci jej rodziny Don widział jej śmiech tylko w 
towarzystwie  Bernice i  Russella Andrews i ich  córki, Sabriny. Sabrina była dwa lata starsza 
niŜ Jaxon i była w domu na przerwę wiosenną. 

-  Czemu  się  tak  spieszysz?  Kapitan  powiedział  mi  Ŝe  miałaś  lepsze  czasy  niŜ  jego 

nowi rekruci. 

Jaxon uśmiechnęła się nieobecnie. 

- Moje czasy są lepsze niŜ nowych rekrutów za kaŜdym razem kiedy ma nową grupę. 

Trenuję całe moje Ŝycie. Muszę być dobra, bo inaczej kapitan wywaliłby mnie dawno temu. 
Kiepskie  kobiety  nie  mogą  słuŜyć  w  SEAL.  A  tylko  do  tego  się  nadaję.  Dostałam  tyle 
stypendiów do koledŜu, a teraz nie mam pojęcia co chce robić. - Przejechała ręką po włosach 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

mierzwiąc je jeszcze bardziej - Jestem młodsza niŜ większość studentów, ale szczerze mówiąc 
czuję się od nich tyle starsza, Ŝe czasem chcę krzyczeć. 

Don czuł palące pragnienie by trzymać ją blisko i ją pocieszyć. 

- Zawsze byłaś mądra, Jaxx. Nie pozwalałaś nikomu do ciebie dotrzeć. - Wiedział Ŝe 

jej niepokój wynikał tak naprawdę z faktu, Ŝe nie mogła otrząsnąć się po tym co spotkało jej 
rodzinę. JakŜe by mogła? Wątpił, by ktokolwiek mógł. 

- Więc gdzie uciekasz?  

- Sabrina jest w domu i będziemy oglądać dziś wieczorem filmy. Obiecałam jej Ŝe tym 

razem się nie spóźnię. - Jaxon zrobiła minę - Zawsze jestem spóźniona kiedy przychodzę do 
centrum  treningów.  Nigdy  nie  umiem  wyjść  stąd  na  czas.  -  Kurs  treningowy  był  jedynym 
miejscem  gdzie  tak  zajmowała  umysł,  Ŝe  nie  myślała  o  innych  rzeczach  i  nie  pamiętała  o 
niczym innym. CięŜko fizycznie pracowała, chociaŜ na chwilę trzymając demony z daleka. 

Jaxon  nie  czuła  się  bezpieczna  tak  długo,  Ŝe  nie  pamiętała  jak  to  jest  dobrze  spać  w 

nocy.  Tyler  Drake  nadal  gdzieś  tam  był,  przyczajony.  Wiedziała  Ŝe  jest  blisko,  czuła  jak 
czasem  ją  obserwuje.  Tylko  Russell  wierzył  jej  kiedy  mu  to  powiedziała.  Znał  ją  dobrze. 
Jaxon nie poddawała się wyobraźni. Nie była skłonna do histerii. Miała coś w rodzaju bardzo 
silnego  szóstego  zmysłu  który  ostrzegał  ją  o  bliskim  niebezpieczeństwie.  Trenowała  przy 
Tylerze od lat. Jeśli identyfikowała jakąś oznakę jego bliskości, Russel całkowicie jej wierzył. 

- Jaki film? - zapytał Don - Nie byłem na dobrym filmie przez długi czas. Oczywiste 

było, Ŝe szukał zaproszenia Ŝeby się przyłączyć. 

Jaxon zdawała się nie zwracać uwagi. Wzruszyła ramionami, nagle rozkojarzona - Nie 

jestem  pewna.  Sabrina  miała  go  wybrać  -  Jej  serce  zaczęło  walić.  To  szaleństwo.  Stała  na 
otwartej przestrzeni z chłopcem którego znała całe Ŝycie, a jednak czuła się oderwana, daleka, 
osobliwie samotna. Rosła w niej ciemność, a razem z nią potworny strach. 

Don  znowu  jej  wtedy  dotknął.  Stała  się  tak  nieruchoma  i  blada,  Ŝe  się  o  nią  bał  - 

Jaxon? Jest ci niedobrze? Co się stało? 

- Coś jest nie tak - wyszeptała te słowa ta cicho, Ŝe niemal je przegapił. 

Jaxon  minęła  Dona  odsuwając  go  na  bok.  Biegł  obok  niej,  nie  chcąc  zostawić  jej  w 

takim stanie. Jaxon była zawsze tak chłodna i wycofana, Ŝe Don nie mógł uwierzyć Ŝe widzi 
ją  taką.  Nie  spojrzała  na  niego,  biegnąc  w  kierunku  jej  zastępczego  domu.  Po  śmierci  jej 
matki,  brata  i  tajemniczym  zniknięciu  ojczyma  Russell  i  Bernice  Andrews  wzięli  do  siebie 
Jaxx  i  dali  jej  kochający  dom.  Russell  i  inni  członkowie  druŜyny  SEALs  kontynuowali  jej 
trening,  pojmując  Ŝe  potrzebuje  ćwiczeń  fizycznych  Ŝeby  złagodzić  wspomnienie 
traumatycznej  przeszłości.  Ojciec  Dona  był  członkiem  ekipy  i  często  rozmawiał  z  synem  o 
tragedii.  Nikt  nie  był  absolutnie  pewny  czy  Tyler  Drake  naprawdę  zabił  Mathewa 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Montgomery  tak  jak  chwalił  się  Rebece,  ale  nie  było  wątpliwości  Ŝe  zamordował  Rebeccę  i 
Mathewa Juniora. 

Don miał złe przeczucia kiedy biegł obok Jaxon. Nie było trudno dotrzymać jej kroku 

-  był  w  dobrej  formie  i  był  duŜo  wyŜszy  niŜ  ona,  a  jednak  się  pocił.  Wyraz  twarzy  Jaxon 
upewnił go, Ŝe wie ona o czymś, o czym o nie wie. O czymś strasznym. śałował, Ŝe nie ma 
komórki. Kiedy skręcił na rogu, zlokalizował członków policji wojskowej. 

- Hej, chodźcie za nami. Chodźcie, coś jest nie tak - wykrzyknął z przekonaniem, nie 

bojąc się zrobić z siebie głupka. Tym razem to wiedział. Wiedział tak samo jak Jaxon, kiedy 
biegli w kierunku jej zastępczego domu. 

Jaxon  zatrzymała  się  nagle  na  podjeździe,  gapiąc  się  na  drzwi.  Były  częściowo 

otwarte, jakby w zaproszeniu. Don ruszył obok niej, ale złapała go za ramię. Trzęsła się. 

- Nie wchodź. Nadal moŜe tam być. 

Don  próbował  objął  ją  ramieniem.  Nigdy  nie  widział  Jaxon  tak  roztrzęsionej. 

Wyglądała na kruchą i dotkniętą bólem. Odsunęła się od niego, przebiegając spojrzeniem po 
podwórzu, przeszukując teren. 

- Nie dotykaj mnie, Don. Nie podchodź do mnie. Jeśli choćby pomyśli Ŝe mi na tobie 

zaleŜy, znajdzie sposób Ŝeby cię zabić. 

- Nie wiesz co jest w tym domu, Jaxx - zaprotestował. Ale jakaś jego część nie chciała 

pójść i sprawdzić czy miała rację. Dom zdawał się być przesiąknięty złem. 

Członkowie MP zagrodzili im drogę na podjeździe. 

-  Lepiej  Ŝebyście  nie  marnowali  naszego  czasu,  dzieciaki.  Co  tu  się  dzieje?  Wiecie 

czyj to dom? 

Jaxon potaknęła. 

- Mój. Adrewsów. UwaŜajcie. Sądzę Ŝe Tyler Deake tutaj był. Sądzę, Ŝe znowu zabił - 

Usiadła nagle na trawniku, jej nogi poddały się. 

Dwóch policjantów spojrzało na siebie  

-  Czy  to  prawda?  -  Wszyscy  słyszeli  o  Tylerze  Drake'u,  byłym  agencie  SEAL  który 

rzekomo  zamordował  swoją  rodzinę,  uniknął  schwytania  i  nadal  gdzieś  się  ukrywał  - 
Dlaczego miałby tutaj wrócić? 

Jaxon  nie  odpowiedziała.  Odpowiedzią  była  ciemność  w  jej  oczach.  Tyler  zabił 

rodzinę Andrewsów, bo ją przygarnęli. Była jego, a w jego chorym umyśle uzurpowali sobie 
jego pozycję. Powinna wiedzieć Ŝe zrobi coś takiego. Zamordował jej ojca, sądząc Ŝe ten nie 
miał  do  niej  prawa.  Tam  samo  zrobił  z  matką  i  bratem.  Oczywiście  Ŝe  zamordował 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Andrewsów. Było to dla niego absolutnie sensowne. Podciągnęła nogi i zaczęła huśtać się w 
przód  i  w  tył.  Podniosła  tylko  wzrok  kiedy  dwóch  policjantów  wybiegło  z  domu  i  zaczęło 
wymiotować na niepokalany trawnik.