background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Prolog – część pierwsza 

 

Lucian 

Walachia, 1940 

 

Wieś  była  zdecydowanie  zbyt  mała,  aby  oprzeć  się  armii  która  tak  szybko  ku  niej 

nadciągała.  Nic  nie  mogło  spowolnić  Turków  Ottomańskich.  Wszystko  co  stanęło  na  ich 

ś

cieŜce  było  niszczone,  a  ludzie  mordowani  w  brutalny  sposób.  Ciała  były  nabijane  na 

nieociosane  pale  i  pozostawione  padlinoŜercom.  Rzekami  spływała  krew.  Nikt  nie  został 
oszczędzony,  nawet  najmłodsze  dziecko  ani  najstarszy  staruszek.  Najeźdźcy  palili, 
torturowali i niszczyli, pozostawiając po sobie jedynie szczury, ogień i śmierć.  

Wieś  była  niesamowicie  cicha.  Nawet  dziecko  nie  odwaŜyło  się  płakać.  Ludzie 

potrafili  tylko  patrzeć  na  siebie  w  rozpaczy  i  beznadziei.  Znikąd  nie  było  pomocy,  Ŝadnego 
sposobu  aby  powstrzymać  masakrę.  Przegrają  tak  samo  jak  wszystkie  wioski  przed  nimi. 
Ugną  się  przed  straszliwym  wrogiem.  Było  ich  niewielu  i  jako  broń  posiadali  jedynie 
chłopskie narzędzia, aby walczyć z przewaŜającymi hordami. Byli bezradni. 

Nagle  z  zamglonej  nocy  wyłoniło  się  dwóch  wojowników.  Poruszali  się  jak  jedna 

całość  w  perfekcyjnym  tempie,  perfekcyjnym  krokiem.  Ruszali  się  z  osobliwą  zwierzęcą 
gracją  ,płynnie,  giętko  i  w  absolutnej  ciszy.  Oboje  byli  wysocy  i  mieli  szerokie  ramiona, 
długie  powiewające  włosy  i  oczy  pełne  śmierci.  Niektórzy  mówili,  Ŝe  w  głębiach  ich 
lodowato czarnych oczu mogli dostrzec czerwone płomienie piekła. 

Dorośli  męŜczyźni  zeszli  im  z  drogi,  kobiety  schowały  się  w  cień.  Wojownicy  nie 

rozglądali się ani na lewo ani na prawo, a jednak widzieli wszystko. Moc przywarła do nich 
niczym  druga  skóra.  Przestali  się  ruszać,  stali  się  tak  nieruchomi  jak  otaczające  ich  góry, 
podczas gdy za rozsianymi chatami, tam gdzie mieli widok na pustą łąkę oddzielającą ich od 
lasu, dołączył do nich przywódca wioski. 

- Jakie wieści? - zapytał przywódca - Ze wszystkich stron słyszymy o rzeziach. Teraz 

nasza kolej. Nic nie moŜe powstrzymać tego sztormu śmierci. Nie mamy dokąd iść, Lucianie, 
nie mamy gdzie ukryć naszych rodzin. Będziemy walczyć, ale zostaniemy pokonani, jak inni. 

-  Tej  nocy  podróŜujemy  szybko,  Starcze,  bo  jesteśmy  potrzebni  gdzie  indziej. 

Powiedziano nam, Ŝe nasz KsiąŜę został zgładzony. Musimy wrócić do naszych ludzi. Zawsze 
byłeś dobrym i miłym człowiekiem. Gabriel i ja wyjdziemy tej nocy i zrobimy wszystko by 
wam pomóc, zanim ruszymy dalej. Wróg moŜe okazać się bardzo przesądny. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Jego  głos  był  czysty  i  piękny  jak  welwet.  KaŜdy  kto  go  słuchał  nie  miał  wyboru  i 

musiał postąpić tak jak  nakazał  Lucian. Wszyscy  którzy  go usłyszeli chcieli jedynie słuchać 
go cały czas. Sam jego głos był w stanie oczarować, uwieść, zabić. 

- Idźcie z Bogiem - przywódca wioski wyszeptał w podziękowaniu. 

Dwóch  męŜczyzn  ruszyło  dalej  w  idealnym  rytmie,  płynnie  i  cicho.  Kiedy  tylko  byli 

poza zasięgiem wzroku wioski, bez słowa i dokładnie w tym samym momencie zmienili się, 
przyjmując  formę  sów.    Skrzydła  uderzały  silnie  pośród  nocy,  kiedy  krąŜyli  wysoko  nad 
granicą  lasu  poszukując  śpiącej  armii.  Kilka  mil  od  wioski  ziemia  pod  nimi  była  usiana 
setkami męŜczyzn. 

Gęsta, biała i niska mgła osunęła się ku ziemi. Wiatr przestał wiać, tak Ŝe leŜała gęsta i 

nieruchoma. Bez ostrzeŜenia sowy wystrzeliły z nieba, kierując ostre jak noŜe pazury w oczy 
wartowników.  Zdawały  się  być  wszędzie.  Pracowały  z  precyzyjną  synchronizacją,  dzięki 
czemu skończyły zanim ktokolwiek mógłby słuŜyć pomocą straŜnikom. Cicha pustka została 
wypełniona  krzykami  bólu  i  strachu.  Armia  wstała,  łapiąc  za  broń  i  poszukując  wroga  w 
gęstej,  białej  mgle.  Zobaczyli  tylko  swoich  wartowników  z  pustymi  oczodołami  i  krwią 
spływającą po twarzy, podczas gdy ci biegali ślepo we wszystkich kierunkach. 

W centralnym punkcie gromady wojowników dało się usłyszeć trzask, a potem jeszcze 

jeden.  Dźwięk  następował  za  dźwiękiem,  aŜ  dwie  linie  męŜczyzn  leŜały  ze  skręconymi 
karkami na ziemi. Wydawało się Ŝe w gęstej mgle byli ukryci niewidzialni wrogowie, którzy 
szybko  poruszali  się  od  człowieka  do  człowieka,  gołymi  rękami  łamiąc  im  karki.  Wybuchł 
chaos.  MęŜczyźni  biegli  z  krzykiem  w  kierunku  otaczającego  lasu.  Ale  znikąd  pojawiły  się 
wilki,  zaciskając  potęŜne  szczęki  na  uciekającej  armii.  MęŜczyźni  nadziewali  się  na  własne 
włócznie,  tak  jakby  ktoś  im  to  nakazał.  Inni  wbijali  włócznie  w  towarzyszów  broni,  nie 
mogąc  się  powstrzymać,  niewaŜne  jak  bardzo  walczyli  z  przymusem.  Zapanowała  krew, 

ś

mierć  i  terror.  W  głowach  Ŝołnierzy  i  w  powietrzu  szeptały  głosy  mówiąc  o  poraŜce  i 

ś

mierci. Krew wsiąkała w ziemię. Noc trwała i trwała, aŜ nie było miejsca w którym moŜna 

było się ukryć przed niespotykanym horrorem, widmem śmierci, przed dzikimi bestiami które 
przybyły aby pokonać armię.  

Rankiem  wieśniacy  z  Walachii  ruszyli  do  przodu  Ŝeby  walczyć  i  odnaleźli  tylko 

ś

mierć. 

 

Lucian 

Karpaty, 1400 

Powietrze  zalatywało  śmiercią  i  zniszczeniem.  Wszędzie  wokół  znajdowały  się  tlące 

się  ruiny  ludzkich  wiosek.  StaroŜytni  Karpatianie  na  próŜno  usiłowali  uratować  swoich 
sąsiadów,  bo    wróg  uderzył  kiedy  słońce  było  w  zenicie.  Ta  godzina  znalazła  pradawnych 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

bezradnymi,  poniewaŜ  wówczas  ich  siły  były  najmniejsze.  Wielu  Karpatian,  tak  samo  jak 
ludzi zostało zniszczonych - tak samo męŜczyzn, kobiet i dzieci. Tylko ci, którzy znajdowali 
się wtedy daleko, zdołali uciec miaŜdŜącemu uderzeniu. 

Julian,  młody  i  silny,  ale  jednak  zaledwie  chłopiec,  obserwował  widok  smutnymi 

oczami.  Tak  niewielu  z  jego  gatunku  przeŜyło.  A  ich  KsiąŜę.  Vladimir  Dubrinsky,  nie  Ŝył 
razem ze swoją towarzyszką Ŝycia, Saranthą. To była katastrofa - uderzenie z którego ich rasa 
mogła nigdy się nie otrząsnąć. Julian stał wysoki i wyprostowany, a jego długie blond włosy 
spływały mu za ramiona. 

Dimitri nadszedł od tyłu. 

- Co ty tutaj robisz? Wiesz Ŝe niebezpiecznie jest przebywać w ten sposób na wolnej 

przestrzeni.  Wielu  jest  takich,  którzy  chcieliby  nas  zniszczyć.  Powiedziano  nam,  Ŝeby 
trzymać  się  innych  -  Mimo  swojego  młodego  wieku,  ochronnie  przysunął  sie  do  młodszego 
chłopca. 

- Sam o siebie zadbam - zadeklarował twardo Julian 

-  Ale  co  ty  tutaj  robisz?  -  Młody  chłopiec  zrzucił  ramię  starszego,  który  stał  obok  - 

Widziałem  ich.  Jestem  pewien  Ŝe  to  oni.  Lucian  i  Gabriel.  To  byli  oni  -  jego  głos  był 
przepełniony respektem. 

-  To  niemoŜliwe  -  wyszeptał  Dimitri,  rozglądając  się  dookoła.  Był  jednocześnie 

podekscytowany  i  przestraszony.  Nikt,  nawet  dorośli,  nie  wymawiali  głośno  imion 
bliźniaczych łowców. Lucian i Gabriel. Byli legendą, mitem, a nie rzeczywistością. 

- Jestem pewien. Wiedziałem Ŝe przyjdą, kiedy usłyszą o śmierci Księcia. Co innego 

mogli zrobić? Jestem pewien Ŝe przybyli zobaczyć Mikhaila i Gregoriego. 

Starszy chłopiec złapał oddech. 

- Gregori teŜ tu jest? - poszedł za mniejszym chłopcem do gęstego lasu - Zobaczy, Ŝe 

szpiegujemy, Julian. Wie wszystko. 

Młodszy  chłopiec  wzruszył  ramionami,  a  na  jego  twarzy  wykwitł  psotny  uśmiech  - 

Mam zamiar zobaczyć ich z bliska, Dimitri. Nie boję się Gregoriego. 

- Powinieneś. I słyszałem, Ŝe Lucian i Gabriel tak naprawdę są nieumarłymi. 

Julian wybuchł śmiechem.  

- Kto ci to powiedział? 

- Słyszałem dwóch męŜczyzn, którzy o tym rozmawiali. Powiedzieli Ŝe nikt nie mógł 

przetrwać tak długo jak oni, polując i zabijając, i nie przemienić się. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Ludzie  walczyli  w  wojnach,  przez  co  nasi  ludzie  ginęli.  Nawet  nasz  KsiąŜę  jest 

martwy. Wampiry są wszędzie, kaŜdy zabija kaŜdego. Nie sądzę, Ŝebyśmy mieli się martwić 
o Gabriela i Luciana. Jeśli naprawdę byliby wampirami, wszyscy byśmy nie Ŝyli. Nikt, nawet 
Gregori, nie pokonałby ich w walce - sprzeciwił się Julian - Są tak potęŜni, Ŝe nikt nie byłby 
w stanie ich zniszczyć. Zawsze byli lojalni wobec naszego księcia. Zawsze. 

-  Nasz  KsiąŜę  nie  Ŝyje.  Nie  muszą  być  lojalni  wobec  Mikhaila,  jako  jego  następcy  - 

Dimitri zdecydowanie cytował dorosłych. 

Julian z rozdraŜnieniem potrząsnął głową i szedł naprzód, starając się tym razem być 

cicho.  Posuwał  się  z  wolna  pośród  gęstej  roślinności,  aŜ  mógł  dostrzec  dom.  Gdzieś  dalej 
samotnie zawył wilk. Drugi wilk odpowiedział, a następnie trzeci. Oba były znacznie bliŜej. 
Julian  i  Dimitri  zmienili  swój  kształt.  Nie  mieli  zamiaru  stracić  szansy  spojrzenia  na 
legendarne  postacie.  Lucian  i  Gabriel  byli  największymi  łowcami  wampirów  w  historii  ich 
ludzi. Wiadomo było powszechnie, Ŝe nikt nie moŜe ich pokonać.  Ich nadejście poprzedziły 
wieści,  Ŝe  samotnie  zniszczyli  całą  armię  najeźdźców.  Nikt  nie  wiedział  dokładnie  ilu  ludzi 
zabili  przez  ostatnie  kilka  wieków,  ale  liczba  była  bardzo  wysoka.  Julian  wybrał  kształt 
małego  świstaka,  poruszając  się  w  kierunku  domu.  Kiedy  dotarł  do  ganku  uwaŜnie 
obserwował nadlatujące sowy. Potem ich usłyszał. Cztery głosy szepczące po cichu w domu. 
ChociaŜ  był  młody,  Julian  posiadał  charakterystyczny  dla  Karpatian  nieprawdopodobny 
słuch.  UŜył  go  teraz,  zdeterminowany  aby  nie  uronić  nawet  słowa.  Czterech  największych 

Ŝ

yjących  Karpatian było w tym domu, i nie chciał tego przegapić. Słabo  uświadamiał sobie, 

Ŝ

e przyłączył się do niego Dimitri. 

-  Nie  mamy  wyboru,  Mikhail  -  powiedział  miękki  głos.  Był  nieprawdopodobny, 

czysto  aksamitny,  rozkazujący  a  jednak  delikatny  -  Musisz  objąć  władzę.  Dyktuje  to 
dziedzictwo  krwi.  Twój  ojciec  czuł  Ŝe  nadchodzi  jego  śmierć,  a  jego  instrukcje  były  jasne. 
Musisz  przejąć  dowództwo.  Gregori  będzie  słuŜył  ci  pomocą  kiedy  będziesz  tego 
potrzebował, a my wykonamy pracę jaką zlecił nam twój ojciec. Ale to nie my zgodnie z linią 
krwi dziedziczymy władzę. Jest twoja. 

- Jesteście pradawnymi, Lucian. To któryś z was powinien rządzić naszym ludem. Jest 

tak nas niewielu, straciliśmy kobiety, nie ma juŜ dzieci. Co bez kobiet zrobią nasi męŜczyźni? 
- Julian rozpoznał głos Mikhaila - Nie będą mieli wyboru i pójdą szukać świtu lub zmienią się 
w nieumarłych. Bóg wie, Ŝe juŜ wystarczająco wielu się na to zdecydowało. Nie mam jeszcze 
wiedzy wymaganej aby poprowadzić naszych ludzi przez okres tak wielkiej potrzeby. 

- Masz w sobie krew i siłę, a poza tym ludzie ci ufają. Boją się nas, naszej siły i mocy 

i wszystkiego co reprezentujemy - głos Luciana był piękny, nieodparty. Julian kochał dźwięk 
tego  głosu  i  mógł  go  słuchać  do  końca  świata.  Nic  dziwnego  Ŝe  dorośli  bali  się  jego  mocy. 
Nawet  w  tak  młodym  wieku  Julian  rozpoznał  Ŝe  ten  głos  moŜe  być  bronią.  A  Lucian 
zwyczajnie  rozmawiał.  Co  by  było  gdyby  chciał  rozkazywać  tym,  którzy  są  wokół?  Kto 
mógłby oprzeć się temu głosowi? 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Będziemy  ci  lojalni  Mikhail  tak  jak  twojemu  ojcu  i  postaramy  się  dostarczyć  ci 

wszelkiej wiedzy, która moŜe ci pomóc w tym trudnym zadaniu. Gregori, juŜ teraz znamy cię 
jako  wielkiego  łowcę.  Czy  twoja  więź  z  Mikhailem  jest  wystarczająco  silna,  aby 
przeprowadzić  cię  przez  nadchodzące  mroczne  dni?  -  głos  Luciana,  chociaŜ  tak  miękki  jak 
zawsze, domagał się prawdy. 

Julian  wstrzymał  oddech.  Gregori  był  spokrewniony  krwią  z  Gabrielem  i  Lucianem. 

Mroczni.  Ci,  którzy  ze  względu  na  rodowód  zawsze  byli  obrońcami  ich  rasy.  Ci  którzy 
przynosili  sprawiedliwość  nieumarłym.  Gregori  juŜ  teraz  był  silny.  Wydawało  się 
niemoŜliwe, Ŝe ktoś moŜe zmusić go do odpowiedzi, a jednak tak się stało. 

- Jak długo będzie Ŝył Mikhail, obiecuję Ŝe będę dbał o bezpieczeństwo jego i innych z 

jego rodu. 

-  Będziesz  słuŜył  naszym  ludziom,  Mikhail.  a  nasz  brat  będzie  słuŜył  ci  tak  jak  my 

twojemu ojcu. To jest słuszne. Gabriel i ja będziemy kontynuować walkę aby pokonać ucisk, 
jaki sprawują nieumarli nad ludźmi i naszą własną rasą. 

- Jest ich tak wielu - zauwaŜył Mikhail. 

-  Rzeczywiście.  Jest  tu  wiele  śmierci,  walki,  a  nasze  kobiety  praktycznie  wyginęły. 

Samce  potrzebują  nadziei  na  przyszłość,  Mikhail.  Musisz  znaleźć  sposób  by  im  taką 
zapewnić, bo inaczej nie będą mieli powodu Ŝeby zatrzymać nadciągającą ciemność. Musimy 
mieć kobiety, aby męŜczyźni mieli partnerki Ŝyciowe. Kobiety są światłem naszej ciemności. 
Nasi  męŜczyźni  są  drapieŜcami,  mrocznymi,  groźnymi  łowcami,  którzy  wraz  z  upływem 
wieków są coraz bardziej zabójczy. Jeśli nie znajdziemy w końcu naszych partnerek, wszyscy 
zamienimy  się  z  Karpatian  w  wampirów  i  nasza  rasa  wyginie,  bo  męŜczyźni  zrezygnują  ze 
swoich  dusz.  Nastąpi  zniszczenie,  którego  nie  moŜemy  sobie  nawet  wyobrazić.  Twoim 
zadaniem jest temu zapobiec i to naprawdę ogromna misja. 

- Tak samo jak wasza - powiedział cicho Mikhail - Odebrać tak wiele Ŝyć i pozostać 

jednym z nas to jest coś wielkiego. Nasi ludzie mają wam za co dziękować. 

Julian w ciele świstaka czmychnął z powrotem w krzaki, nie chcąc być przyłapanym 

przez pradawnych. Usłyszał za sobą szelest i się odwrócił. W kompletnej ciszy stali tam dwaj 
wysocy męŜczyźni. Ich oczy były mroczne i puste, a twarze nieruchome, tak jakby wykuto je 
w  kamieniu.  Z  nieba  zdawała  się  formować  wokół  niego  mgła,  pozostawiając  jego  i 
Dimitriego  w  szoku.  Julian  wstrzymał  oddech  i  gapił  się  w  zaskoczeniu.  Gregori  niemal 
ochronnie zmaterializował się zaraz naprzeciw dwóch chłopców. Kiedy Julian obrócił głowę 

Ŝ

eby  się  rozejrzeć,  mityczni  łowcy  zniknęli  tak  jakby  nigdy  ich  nie  było,  a  chłopcy  musieli 

zmierzyć się z Gregorim. 

Lucian 

Francja, 1500 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Słońce  blakło  na  niebie,  pozostawiając  po  sobie  jaskrawo  Ŝywe  kolory.  Barwy  te 

powoli  poddawały  cię  węglistej  ciemności  nocy.  Pod  ziemią  zaczęło  bić  pojedyncze  serce. 
Lucian  leŜał  w  bogatej,  leczniczej  ziemi.  Rany  z  ostatniej  strasznej  bitwy  zostały  uleczone. 
Mentalnie zeskanował teren wokół miejsca odpoczynku, dostrzegając jedynie ruchy zwierząt. 
Gleba  rozprysła  się  w  górę,  kiedy  wystrzelił  z ziemi  w  kierunku  nieba,  wciągając  powietrze 

Ŝ

eby  odetchnąć.  Tej  nocy  miało  się  zmienić  całe  jego  Ŝycie.  Gabriel  i  Lucian  byli 

identycznymi  bliźniakami.  Wyglądali  tak  samo,  myśleli  tak  samo,  walczyli  tak  samo.  Przez 
wieki zebrali wiedzę z wielu dziedzin i tematów i ją między sobą dzielili. 

W  miarę  upływu  lat  wszyscy  Karpatianie  tracili  swe  emocje  i  moŜliwość  widzenia 

kolorów,  trafiając  do  mrocznego,  pustego  świata  w  którym  tylko  ich  poczucie  lojalności  i 
honoru powstrzymywało ich przed przemianą  w  wampira podczas oczekiwania na partnerkę 

Ŝ

yciową. Gabriel i Lucian zawarli między sobą pakt. Jeśli któryś zamieniłby się w wampira, 

drugi  musiałby  upolować  go  i  zniszczyć  przed  zmierzeniem  się  ze  świtem  i  jego  własną 
destrukcją.  Lucian  wiedział  Ŝe  od  pewnego  czasu  Gabriel  zmagał  się  z  wewnętrznym 
demonem, był dręczony przez narastającą w nim ciemność. Nieustanne bitwy zbierały swoje 

Ŝ

niwo. Gabriel był zdecydowanie za blisko przemiany. 

Lucian odetchnął głęboko, wpuszczając czyste nocne powietrze. Był zdeterminowany 

aby  utrzymać  Gabriela  przy  Ŝyciu,  a  jego  duszę  bezpieczną.  Był  na  to  tylko  jeden  sposób. 
Jeśli przekonałby Gabriela Ŝe dołączył do szeregów nieumarłych, Gabriel nie miałby wyboru i 
musiałby  na  niego  polować.  To  ustrzegłoby  Gabriela  przed  walką  z  kimkolwiek  innym  niŜ 
Lucian. Dzięki brakowi okazji do zabijania ze względu na ich równe moce i dzięki posiadaniu 
celu  w  Ŝyciu,  Gabriel  byłby  w  stanie  się  powstrzymać.  Lucian  wystrzelił  w  powietrze, 
poszukując pierwszej ofiary. 

 

London, 1600 

Młoda  kobieta  stała  na  rogu  ulicy  z  przyklejonym  uśmiechem.  Noc  była  zimna  i 

ciemna.  DrŜała.  Gdzieś  w  ciemności  czaił  się zabójca.  Zamordował  juŜ  dwie  z  kobiet,  które 
znała.  Błagała  Thomasa  Ŝeby  jej  dzisiaj  nie  wysyłał,  ale  spoliczkował  ją  parę  rady  zanim 
wypchnął  ją  za  drzwi.  SkrzyŜowała  ramiona  na  klatce  piersiowej  desperacko  starając  się 
sprawiać wraŜenie, Ŝe praca sprawia jej przyjemność. 

MęŜczyzna  nadchodził  ze  strony  ulicy.  Oddech  uwiązł  jej  w  gardle,  a  serce  zaczęło 

walić.  Nosił  ciemny  płaszcz  i  cylinder,  a  w  ręku  miał  laskę.  Wyglądał  jakby  pochodził  z 
wyŜszej  warstwy  społecznej  i  zabawiał  się  odwiedzając  tą  część  miasta.  Przybrała  pozę  i 
czekała.  Przeszedł  obok  niej.  Wiedziała  Ŝe  Thomas  ją  zbije  jeśli  nie  zawoła  i  nie  spróbuje 
zachęcić przybysza, ale nie mogła się na to zdobyć. 

MęŜczyzna zatrzymał się i odwrócił. Powoli ją okrąŜył, lustrując z góry na dół jakby 

była kawałkiem mięsa. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Spróbowała  się  do  niego  uśmiechnąć,  ale  coś  w  nim  ją  przeraŜało.  Wyciągnął  garść 

pieniędzy  i  nimi  pomachał.  Uśmiechał  się  drwiąco.  Wiedział,  Ŝe  była  przeraŜona.  Wskazał 
laską w kierunku alei. 

Poszła. Wiedziała Ŝe nie powinna, ale równie mocno bała się wrócić bez pieniędzy do 

Thomasa jak iść do alejki z nieznajomym. 

Był bezlitosny, zmuszając ją do róŜnych czynności w alejce. Celowo ją ranił, a ona to 

znosiła bo nie miała wyjścia. Kiedy skończył pchnął ją na ziemię i kopnął eleganckim butem. 
Spojrzała  w  górę  aby  ujrzeć  w  jego  dłoni  brzytwę  i  wiedziała,  Ŝe  był  mordercą.  Nie  było 
czasu krzyczeć. Miała zaraz umrzeć. 

Nagle  za  jej  zabójcą  ukazał  się  kolejny  człowiek.  Fizycznie  był  najprzystojniejszym 

męŜczyzną jakiego w Ŝyciu widziała. Wysoki i szeroki w ramionach z długimi, opadającymi 
ciemnymi  włosami  i  lodowato  czarnymi  oczyma.  Zmaterializował  się  znikąd  tak  blisko 
napastnika, Ŝe nie miała pojęcia jak dotarł tu niezauwaŜony przez Ŝadnego z nich. MęŜczyzna 
zwyczajnie wyciągnął dłonie, złapał mordercę za szyję i mocno zacisnął. 

Uciekaj, uciekaj teraz. Usłyszała te słowa wyraźnie w swojej głowie i nie mogła nawet 

poczekać, aby podziękować swojemu wybawcy. Uciekła tak szybko jak potrafiła. 

Lucian czekał do momentu aŜ upewnił się Ŝe go posłuchała, zanim pochylił głowę ku 

mordercy. Musiał opróŜnić ciało swojej ofiary z krwi aby zostawić dowód Gabrielowi. 

- Znalazłem cię tu, tak jak oczekiwałem  Lucian. Nie moŜesz się przede mną ukryć.  - 

Miękki głos Gabriela dochodził z tyłu. 

Lucian pozwolił aby ciało opadło na ziemię. Przez długie lata stało się to rodzajem gry 

w  kotka  i  myszkę,  w  którą  nie  mógłby  grać  nikt  inny.  Znali  się  tak  dobrze,  przez  tyle  lat 
wspólnie  reŜyserowali  swoje  bitwy,  Ŝe  kaŜdy  z  nich  wiedział  co  myśli  drugi,  prawie  zanim 
ten  zdąŜył  o  tym  pomyśleć.  Znali  wzajemnie  swoje  silne  i  słabe  strony.  Przez  ostatnie  lata 
zaliczyli  wiele  niemal  śmiertelnych  ran,  tylko  po  to  by  się  rozdzielić  i  zejść  pod  ziemię  aby 
się uleczyć. Lucian odwrócił się w kierunku swojego brata bliźniaka, a twarda krawędź jego 
ust została złagodzona przez powolny, pozbawiony humoru uśmiech.  

- Wyglądasz na zmęczonego. 

- Tym razem byłeś zbyt chciwy Lucianie, zabijając ofiarę zanim się poŜywiłeś. 

-  MoŜe  to  był  błąd  -  przyznał  miękko  Lucian  -  Ale  nie  martw  się  o  mnie.  Jestem 

zdolny znaleźć sobie ciepłe ciała. Nikt nie moŜe mnie pokonać, nawet mój brat, który obiecał 
mi Ŝe dokona tej drobnostki. 

Gabriel uderzył szybko i mocno, tak jak przewidział Lucian. A potem zanurzyli się w 

ś

miertelnej walce, którą praktykowali od wieków. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Lucian 

ParyŜ, dzień obecny 

Gabriel  przyczaił  się  nisko,  bojowo  nastrojony.  Za  nim  była  jego  partnerka  Ŝyciowa, 

obserwująca  z  wypełnionym  Ŝalem  oczami  jak  nadchodzi  ku  nim  wysoki,  elegancki 
męŜczyzna.  Wyglądał  na  to  kim  był:  mrocznego,  niebezpiecznego  drapieŜcę.  Jego  czarne 
oczy niebezpiecznie migotały. Przywodziły na myśl cmentarz. Oczy śmierci. Poruszał się ze 
zwierzęcą gracją, z falującą siłą.  

- Odsuń się, Lucian - ostrzegł go miękko Gabriel - Nie zagrozisz mojej partnerce. 

- W takim razie zrobisz to co przysiągłeś wiele wieków temu. Musisz mnie zniszczyć - 

głos był szeptem aksamitu, miękkim rozkazem. 

Gabriel rozpoznał ukryty przymus nawet kiedy skoczył do przodu, by zaatakować. W 

ostatniej  moŜliwej  chwili  z  przeczącym  głosem  partnerki  w  umyśle  uderzył  swoją 
zaopatrzoną  w  ostre  pazury  dłonią  w  gardło  brata  i  zrozumiał,  Ŝe  Lucian  szeroko  otworzył 
ramiona akceptując swoją śmierć. 

ś

aden  wampir  nie  mógłby  zrobić  czegoś  takiego.  Nigdy.  Nieumarli  walczą  do 

ostatniego  tchu  aby  zabić  kaŜdego  i  wszystko  wokół.  Poświęcenie  własnego  Ŝycia  nie  jest 
czynem wampira. 

Wiedza  przyszła  zbyt  późno.  Karmazynowe  krople  rozprysły  się  po  łuku.  Gabriel 

usiłował się cofnąć, dosięgnąć swego brata, ale moc Luciana była zbyt wielka. Gabriel nie był 
w  stanie  się  ruszyć  zatrzymany  przez  siłę  woli  Luciana.  Jego  oczy  rozszerzyły  się  z 
zaskoczenia.  Lucian  był  taki  silny.  Gabriel  był  staroŜytnym,  silniejszym  niŜ  większość  na 

ś

wiecie, i do tej pory uwaŜał się za równego Lucianowi. 

-  Musisz  pozwolić  nam  sobie  pomóc  -  powiedziała  miękko  Francesca,  partnerka 

Ŝ

yciowa Gabriela. Jej głos był krystalicznie czysty, łagodzący. Była wspaniałą uzdrowicielką. 

Jeśli  ktokolwiek  mógł  zapobiec  śmierci  Luciana,  była  to  ona.  -  Wiem  co  zamierzasz zrobić. 
Chcesz to zakończyć.  

Białe zęby Luciana zalśniły. 

- Gabriel ma teraz ciebie, Ŝebyś dbała o jego bezpieczeństwo. Wcześniej to było moje 

zadanie, ale teraz się skończyło. szukam odpoczynku. 

Krew  moczyła  jego  ubranie,  spływała  po  ramionach.  nie  usiłował  jej  zatrzymać. 

Zwyczajnie stał tam, wysoki i wyprostowany.  W jego oczach, głowie ani wyrazie twarzy nie 
było cienia oskarŜenia. 

Gabriel potrząsnął głową. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

- Zrobiłeś to dla mnie. Przez cztery wieki mnie oszukiwałeś. Powstrzymywałeś mnie 

od zabójstw, przez przemianą. Dlaczego? Dlaczego ryzykowałeś w ten sposób swoją duszę? 

-  Wiedziałem  Ŝe  masz  Ŝyciową  partnerkę,  która  na  ciebie  czeka.  Ktoś  kto  o  tym 

wiedział  powiedział  mi  wiele  lat  temu  a  ja  wiedziałem,  Ŝe  nie  kłamie.  Nie  straciłeś  swoich 
uczuć  ani  emocji  tak  szybko  jak  ja.  Zajęło  ci  to  wieki.  Kiedy  moje  emocje  zniknęły  byłem 
zaledwie dzieciakiem. Ale łączyłeś się ze mną umysłem i mogłem dzielić twoją radość Ŝycia, 
patrzeć  twoimi  oczami.  Sprawiłeś  Ŝe  pamiętałem  to,  czego  sam  nie  mogłem  czuć  -  Lucian 
zachwiał się. 

Gabriel czekał na moment aŜ Lucian osłabnie i skorzystał z tego doskakując do brata, 

przesuwając językiem po otwartej ranie którą zrobił, aby ją zamknąć. 

Jego  partnerka  stała  przy  jego  boku.  Delikatnie  wzięła  dłoń  Luciana  w  swoje  ręce  - 

Sądzisz, Ŝe twoje istnienie nie ma juŜ sensu. 

Lucian ze zmęczeniem otworzył oczy. 

- Polowałem i zabijałem przez dwa tysiące lat, siostro. Mojej duszy brakuje tak wielu 

fragmentów,  Ŝe  przypomina  sito.  Jeśli  nie  odejdę  teraz,  mogę  nie  zechcieć  odejść  później,  a 
mój  ukochany  brat  będzie  musiał  podjąć  próbę  Ŝeby  mnie  zniszczyć.  To  nie  będzie  łatwe 
zadanie, a on musi pozostać bezpieczny. Wykonałem swój obowiązek. Pozwól mi odpocząć.  

-  Jest  ktoś  inny  -  powiedziała  mu  miękko  Francesca  -  Nie  jest  taka  jak  my.  Jest 

ś

miertelnikiem. W tej chwili jest młoda i odczuwa potworny ból. Mogę ci tylko powiedzieć, 

Ŝ

e jeśli jej nie znajdziesz, będzie wiodła Ŝycie tak pełne agonii i rozpaczy, Ŝe trudno nam je 

sobie wyobrazić nawet z naszymi darami. Musisz Ŝyć dla niej. Musisz dla niej trwać. 

- Mówisz mi, Ŝe mam partnerkę Ŝyciową? 

- I Ŝe bardzo cię potrzebuje. 

-  Nie  jestem  delikatnym  męŜczyzną.  Zabijałem  tak  długo,  Ŝe  nie  znam  innego  Ŝycia. 

Przywiązanie  do  siebie  śmiertelnej  kobiety  będzie  skazywaniem  jej  na  Ŝycie  z  potworem  - 
ChociaŜ Lucian odmawiał, nie opierał się kiedy Ŝyciowa partnerka Gabriela zaczęła pracować 
nad  jego  ranami.  Gabriel  wypełnił  pokój  dobroczynnymi  ziołami  i  rozpoczął  śpiewanie 
leczniczej pieśni, tak starej jak sam czas. 

-  Wyleczę  cię  teraz,  mój  bracie  -  powiedziała  miękko  -  Potwór  jakim  w  swoim 

mniemaniu  się  stałeś  powinien  być  w  stanie  ochronić  kobietę  przez  potworami,  które  w 
przeciwnym razie ją zniszczą. 

Gabriel naciął nadgarstek i przycisnął ranę do ust bliźniaka. 

-  Dobrowolnie  oferuję  ci  moje  Ŝycie  za  swoje.  Weź  to,  czego  potrzebujesz  aby  się 

wyleczyć. PołoŜymy cię głęboko do uzdrawiającej ziemi i będziemy strzec, aŜ odzyskasz siły. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

- NajwaŜniejszy obowiązek masz wobec swojej partnerki,  Lucian - przypomniała mu 

cicho Francesca - Musisz ją odnaleźć i zadbać o jej bezpieczeństwo.