background image

Jackie Merritt

Przyłapani na miłości

Tłumaczyła Aleksandra Komornicka

background image

Rozdział 1

Serce Maggie Sutter biło stanowczo za szybko. A przecież wiedziała, że 

jeżeli ma sprawnie i dokładnie przeprowadzić oględziny miejsca zbrodni, 
musi wziąć się w garść. Tymczasem perspektywa spotkania i współpracy z 
Joshem Bentonem całkowicie zdominowała jej myśli.

Jadąc   windą   do   mieszkania   Gardnera,   mieszczącego   się   na   ostatnim, 

trzydziestym   czwartym   piętrze   jednego   z   najbardziej   luksusowych 
apartamentowców   chicagowskiego   Złotego   Wybrzeża,   zdejmowała   po 
drodze   ciepłą   kurtkę.   Sprawnie   była   tuzinkowa:   nazwisko   Gardnera   znał 
każdy,   kto   czytywał   rubryki   poświęcone   biznesowi   albo   śledził   kroniki 
towarzyskie   w   chicagowskich   gazetach.   Rodzina   Gardnerów   była 
wpływowa i nieprawdopodobnie bogata. Reprezentowała tak zwane stare 
pieniądze i żyła na takim poziomie, o jakim tylko ludzie z tej samej sfery 
mogą mieć pojęcie. Maggie nigdy nie marzyła o wielkim bogactwie, stąd 
większe wrażenie robił na niej fakt, że będzie współpracowała z Joshem 
Bentonem niż świadomość, że ofiarą jest Gardner.

Drzwi   windy   otworzyły   się   bezszmerowo   i   Maggie   znalazła   się   w 

zupełnie innym świecie; ogromne, wykładane marmurem foyer i nieliczne, 
ale wytworne meble musiały kosztować więcej niż jej roczna pensja. Jeden z 
dwóch   pilnujących   apartamentu   umundurowanych   policjantów 
wylegitymował   ją   i   uważnie   porównał   rysy   jej   twarzy   ze   zdjęciem   na 
identyfikatorze.

– Czy ktoś już zdejmował odciski? – zapytała Maggie.
– Jeszcze nie. Ale był fotograf.
Wzrok   Maggie   zatrzymał   się   na   drzwiach   windy;   czasami   w   takich 

miejscach zachowują się różnego rodzaju dowody.

–   Pilnujcie,   żeby   każdy,   kto   korzysta   z   windy,   trzymał   ręce   w 

kieszeniach – poleciła. – To samo dotyczy schodów – dodała i przeszła na 
klatkę schodową prowadzącą do apartamentu Gardnera.

Po   chwili   znalazła   się   w   najpiękniejszym   pokoju,   jaki   kiedykolwiek 

widziała. Takiego nie oglądała nawet na zdjęciach w kolorowych pismach 
ani na filmach opowiadających o życiu ludzi z tak zwanych wyższych sfer.

Na   aksamitnej   kanapie   w   kolorze   kości   słoniowej   siedziała   kobieta   i 

szlochała, trzymając przy twarzy kłąb papierowych chusteczek. Obok stał 

background image

umundurowany policjant.

Maggie   podeszła   bliżej   i   obrzuciła   go   inkwizytorskim   wzrokiem. 

Policjant zareagował natychmiast.

– To Miriam Hobart. Od dziesięciu lat prowadzi tu dom – pospieszył z 

wyjaśnieniem. – Pierwsza natknęła się na ciało Franklina Gardnera. Coś ją 
obudziło... usłyszała jakiś dźwięk i wstała, żeby sprawdzić, skąd dochodzi.

Kobieta ponownie wybuchnęła płaczem.
Maggie   postanowiła   na   razie   zostawić   ją   w   spokoju;   uznała,   że,   po 

pierwsze, będąc w szoku – a na to wyglądało – i opłakując szefa, kobieta i 
tak   nie   udzieli   miarodajnych   odpowiedzi;   po   drugie,   śledztwo   nadzoruje 
Josh   Benton,   któremu   samodzielna   decyzja   Maggie   mogłaby   się   nie 
spodobać. To on, jako główny detektyw, ma ustalać strategię dochodzenia.

W wytwornym salonie panował nieskazitelny porządek. To oczywiste, że 

nie tutaj dokonano zbrodni, pomyślała Maggie, kładąc kurtkę na oparciu 
kanapy.

– Gdzie to się stało? – zapytała policjanta.
– W gabinecie – poinformował.
Maggie,   minąwszy   duże   i   elegancko   urządzone   wnętrza,   dotarła   do 

gabinetu. Kiedy stanęła w progu, fotograf policyjny robił jeszcze zdjęcia. 
Ofiara  leżała na dywanie. Gardner miał  na sobie  biały  frotowy szlafrok, 
który skojarzył się Maggie z tymi wydawanymi w ekskluzywnych klubach 
fitness.

– Ile jeszcze czasu ci to zajmie, Jack? – zapytała fotografa.
–   Właśnie   skończyłem.   Możecie   sobie   ze   mnie   kpić,   ale   zrobiłem 

strasznie dużo ujęć tego pomieszczenia i... ofiary.

– Od przybytku głowa nie boli. Mógłbyś tu zostać jeszcze jakieś pół 

godziny? Potrzebuję zbliżeń dywanu pod ciałem denata, ale nie mogę go 
ruszyć, póki nie wykonam rutynowych czynności.

– Ma się rozumieć. Zaczekam w holu na dole. Masz tutaj numer mojej 

komórki – powiedział Jack, wręczając swoją wizytówkę. – Wrócę, jak tylko 
zadzwonisz,   ale   nie   zmuszaj   mnie,   żebym   czekał   tutaj.   Pracuję   już 
dwadzieścia lat w tym fachu, a jeszcze nie przywykłem do zapachu krwi.

Wiesz, gdzie jest detektyw Benton? – zapytała niby od niechcenia.
– Kręcił się gdzieś tutaj. Ostatnio widziałem go w dużej sypialni. No 

dobra, na razie się zmywam, bo, jak powiedziałem, nie lubię przebywać w 
miejscu zbrodni. Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebowała.

background image

Maggie   pokręciła   głową.   Jack   uznał   gabinet   za   „miejsce   zbrodni”   i 

pewnie się nie mylił, chociaż nie mieli na to jeszcze żadnego dowodu. Czy 
już uznali to za pewnik? No cóż, w końcu policji kryminalnej nie wzywa się 
do ofiar zawału serca.

Nie wiedząc, co zdążył już zrobić Josh, czy na przykład zabrał się do 

badania reszty pomieszczenia, Maggie podeszła do ciała. Pod głową denata 
widniała niewielka kałuża krwi, a więc rana nie musiała być głęboka. Ślady 
krwi   –   sześć   czy   siedem   plam   –   były   także   na   białym   szlafroku 
nieboszczyka. Gardner leżał z gołymi nogami, w jednym białym rannym 
pantoflu, drugi upadł jakiś metr od lewej stopy.

Maggie   postawiła   torbę,   wyjęła   z   niej   parę   świeżych   lateksowych 

rękawiczek i naciągnęła je. Obok ciała położyła kartkę białego papieru, na 
której uklękła.

Ofiara miała otwarte oczy. Maggie odruchowo sprawdziła puls, ale – 

rzecz jasna – nie stwierdziła oznak życia. Wyjęła z torby mały odtwarzacz, 
którym zawsze posługiwała się na miejscu zbrodni, i umocowała mikrofon 
tak, żeby mieć wolne ręce. Włączyła go i przystąpiła do opisu.

– Ofiarę, zidentyfikowaną jako Franklin Gardner – zaczęła – znalazła 

gosposia, Miriam Hobart. Ofiarą jest mężczyzna, około pięćdziesięciu lat, w 
dobrej kondycji fizycznej. Ma niebieskie oczy, czarne włosy i śniadą skórę. 
Jego rysy twarzy sugerują pochodzenie z jednego z narodów kaukaskich. 
Badań   lekarskich   jeszcze   nie   przeprowadzono,   ale   widać...   –   Maggie 
zamilkła, żeby policzyć – ... siedem plam krwi na szlafroku, na wysokości 
klatki piersiowej. Przejdę teraz do dokładniejszych oględzin.

Właśnie   zaczęła   rozwiązywać   pasek   szlafroka,   kiedy   dobiegł   ją   głos 

Josha Bentona.

– No i jak? – zapytał Josh, podchodząc bliżej.
Maggie przełknęła ślinę i wyłączyła odtwarzacz.
Podniosła głowę i spojrzała na detektywa Bentona.
– Prawdę mówiąc, dopiero zaczęłam.
Szare oczy Josha Bentona zatrzymały się na twarzy policjantki klęczącej 

przy zwłokach, przeniosły się na fotografię widniejącą na jej identyfikatorze, 
by zaraz powrócić do jej twarzy.

– Nie do wiary, Maggie Sutter! Co ty tu robisz? Nie, to głupie pytanie. 

Wiadomo, co robisz, ale jak to się stało... to znaczy... dlaczego nigdy się ze 
mną   nie   skontaktowałaś,   nie   dałaś   znać,   że   pracujemy   w   tym   samym 

background image

miejscu?

Maggie poczuła, że się czerwieni.
– Bo... bo raz minęliśmy się na korytarzu, a ty... mnie nie poznałeś.
– Cholera, więc dlaczego nie wrzasnęłaś, nie podstawiłaś mi nogi, czy 

coś w tym rodzaju? – Josh nie spuszczał wzroku z dziewczyny, zauważając 
różnice między Maggie Sutter, którą znał przed laty, a tą dzisiejszą, która 
wydała mu się niezwykle atrakcyjna.

– Nie mogłabym zrobić czegoś takiego – mruknęła Maggie, skrępowana 

całą sytuacją; czuła się lak, jakby ją wziął pod lupę.

– Czy mi się wydaje, że wcześniej miałaś bardziej rude włosy?
– Pociemniały z latami.
– Rozumiem. A czy Tim wciąż mieszka w Kalifornii?
Pytanie o starszego brata zaskoczyło dziewczynę. Oto mają przed sobą 

trupa – prawdopodobnie ofiarę zbrodni – a Benton postanowił uciąć sobie 
pogawędkę   na   temat   jej   rodziny.   Ani   mi   w   głowie   podtrzymywać   tę 
rozmowę, pomyślała, i pominęła pytanie milczeniem.

– Właśnie zaczęłam oględziny zwłok – powtórzyła rzeczowym tonem. – 

Mam kontynuować czy sam to zrobisz? – Cóż, musi się podporządkować. 
Josh jest wyższy rangą, nawet jeśli nie jest jej szefem. Ale na pewno będzie 
kierował tym dochodzeniem. Złościło ją, że nie tylko nie poznał jej tamtego 
dnia, ale nawet nie jest mu z tego powodu przykro. Dziesięć lat temu, kiedy 
on i Tim byli najlepszymi kumplami, uważała go za wrażliwego chłopca.

– Nie przerywaj sobie. Rozejrzę się po pokoju. Trzeba bardzo uważać, 

żeby przed zdjęciem – odcisków nie dotykać niczego bez rękawiczek. – 
Rzucił okiem na jej ręce. – Widzę, że tobie nie trzeba tego przypominać.

Maggie opuściła wzrok; nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że Josh w 

ogóle nie ma zaufania do jej kompetencji zawodowych.

Josh brał przez lateksowe rękawiczki kolejne przedmioty  i oglądał je 

uważnie, jednocześnie zerkając na Maggie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że 
spotkał ją tutaj, na miejscu zbrodni, i że pracuje ona w jego grupie. Ciekaw 
był, od kiedy właściwie zainteresowała się pracą w dochodzeniówce.

Maggie odchyliła poły szlafroka Gardnera i przekazywała swoje uwagi 

do miniaturowego mikrofonu:

– Siedem niedużych... nawet bardzo niedużych ran kłutych. Być może 

zadanych   szpikulcem   do   lodu.   Kto   jeszcze   używa   szpikulców,   skoro   na 
rynku istnieje taka rozmaitość łatwych w obsłudze kostkarek do lodu? Nikt. 

background image

Trzeba sprawdzić barek.

Josh od razu zareagował – podszedł do eleganckiego drewnianego barku, 

przy   którym   stało   sześć   obitych   skórą   stołków,   wszedł   za   kontuar   i   z 
pewnym podziwem zarejestrował na podświetlonych półkach liczne butelki 
drogich trunków. Zlokalizował wbudowaną lodówkę i drugą, przeznaczoną 
wyłącznie na wino, a także pokaźnych rozmiarów automatyczną kostkarkę 
do lodu. Już miał odrzucić teorię Maggie w sprawie ewentualnego narzędzia 
zbrodni, kiedy, po otwarciu drzwiczek lodówki, zauważył szklany pojemnik, 
a w  nim całą  kolekcję starych szpikulców  do lodu. Ustawione  pionowo, 
tkwiły   w   niedużych   skórzanych   uchwytach,   wypełniając   całą   przestrzeń 
pojemnika.

Maggie   przeszła   do   badania   tyłu   głowy   ofiary;   wyraźne   wklęśnięcie, 

wskazujące na możliwość uszkodzenia czaszki, wyjaśniałoby obecność krwi 
na dywanie.

Podniosła wzrok na Bentona, który rzucił suche pytanie:
– Czyżby dwukrotnie zabity?
– Co takiego?
Josh odniósł wrażenie, że zaszokował ją swoim spostrzeżeniem.
– Maggie, gdybyś się zajmowała takimi sprawami przez dwanaście lat, 

tyle co ja, ręczę, że twoje wrażliwe serduszko zdążyłoby się zahartować.

– Mam nadzieję, że nie – zaprotestowała żywo. – Skończyłam oględziny. 

Chcesz obejrzeć ciało, zanim zadzwonię po fotografa?

Maggie podniosła się z klęczek, a Josh zajął jej miejsce. Przyjrzał się 

dłoniom i paznokciom denata.

– Staranny manikiur – zauważył. Obejrzał też stopy i nogi mężczyzny, a 

na koniec okolice krocza. – Stłuczenia na twarzy mają dość osobliwy kształt. 
Na rękach i przedramionach widoczne są ślady walki, typowe obrażenia, 
które   powstają   w   walce   o   charakterze   obronnym.   Sekcja   zwłok   pozwoli 
ustalić główną przyczynę zgonu, ale na pierwszy rzut oka wydaje się, że 
nastąpił w wyniku ran zadanych w klatkę piersiową albo od potężnego ciosu 
w głowę, gdy ofiara, padając, uderzyła się o stolik.

– Naprawdę? – Maggie nie musiała daleko szukać stolika. Zaczerwieniła 

się   po   cebulki   włosów.   Powinna   była   od   razu   po   wejściu   do   gabinetu 
dostrzec ślad krwi na brzegu stolika! Benton tego nie przeoczył. Niech to 
szlag trafi! Czy aż tak się przejęła perspektywą pracy z nim, że zaćmiło jej 
umysł?

background image

Josh wstał z podłogi.
–   Wezwij   Jacka   i   ludzi   z   laboratorium   daktyloskopii.   Niech   posypią 

proszkiem cały ten pokój, a zwłaszcza bar. Aha, za barem, w specjalnym 
pojemniku tkwi kolekcja staroświeckich szpikulców do lodu. Niech włożą 
każdy   z   nich   do   osobnej   plastikowej   torebki   i   dokładnie   je   zbadają   w 
laboratorium   kryminalistycznym.   Dopilnuj   tego.   A   na   razie   zostań   przy 
zwłokach,   póki   ich   nie   zabierzemy   do   kostnicy.   Chcę   jeszcze   dokładnie 
obejrzeć resztę mieszkania.

Maggie   próbowała   nie   dać   po   sobie   poznać,   jak   bardzo   czuje   się 

upokorzona   przeoczeniem   czegoś   tak   elementarnego,   jak   ślad   krwi   na 
ostrym kancie stolika. Zadarła dumnie brodę i odezwała się pewnym tonem:

–   Według   mojej   oceny   śmierć   nastąpiła   jakieś   cztery   godziny   temu. 

Zgadzasz się ze mną?

– Zgadzam – przytaknął Josh i wyszedł z gabinetu.
Maggie sięgnęła po telefon komórkowy i wybrała numer Jacka.
– Możesz wrócić i zrobić zdjęcia, Jack. A jeżeli na dole są też ludzie z 

laboratorium daktyloskopii, poproś, żeby tu z tobą przyszli. To polecenie 
Bentona.

– Robi się.

Gdy zabrano ciało, większość policjantów opuściła dom. Z nastaniem 

świtu wyjrzało blade słońce; świeciło tak słabo, że nawet nie spowodowało 
porannej mgły. Maggie stała przed przeszkloną ścianą i podziwiała cudowny 
widok na jezioro Michigan. Z niewyspania bolało ją całe ciało, a przecież 
czekał ją jeszcze długi dzień intensywnej pracy.

Była tak zmęczona, że nie zauważyła wejścia Josha do salonu, póki się 

nie odezwał.

– Co powiesz na filiżankę kawy? – zapytał. – Parę przecznic stąd jest 

lokal, gdzie podają wyśmienitą kawę, a jeśli jesteś głodna, możesz tam zjeść 
niezłe śniadanie.

– Nie chce mi się jeść, ale kawy chętnie się napiję. Nie mamy tu już nic 

więcej do zrobienia? Czy któreś z nas nie powinno pogadać z gosposią?

– Jeszcze nie wiem, kto ją przesłucha, ale nie ma powodu do obaw, 

gosposia się nie ulotni. Podobnie jak inni mieszkańcy tego domu. Dotrzemy 
do   każdego   z   osobna,   ale   na   razie   musimy   napić   się   porządnej   kawy. 
Chodźmy.

background image

Coffeehouse   Cafe   okazała  się  nieduża  i bardzo  uczęszczana.   Znaleźli 

wolny   stolik   i   usiedli.   Josh   usiłował   namówić   Maggie   na   zjedzenie 
śniadania, ale odpowiedziała mu zgodnie z prawdą, że nie byłaby w stanie 
nic   przełknąć.   Za   to   kiedy   podano   gorącą,   aromatyczną   kawę,   od   razu 
sięgnęła po swoją filiżankę.

– Miałeś rację – powiedziała, kiedy wypiła solidny łyk. – Kawa jest 

wyśmienita.

Josh, który oprócz kawy delektował się jajkami na bekonie z grzanką i 

porcją jarzyn, podniósł wzrok znad talerza.

– Jak pobędziesz ze mną dłużej, przekonasz się, że na ogół miewam 

rację.

– Coś takiego! Skąd ta metamorfoza? Nie przypominam sobie, żebyś był 

taki nieomylny w czasach, kiedy nie rozstawaliście się z Timem. – Co było 
nieprawdą, bo wówczas sama uważała go za chodzącą doskonałość.

– Poważnie? Hmm... No, a co teraz porabia nasz Tim?
– Nasz Tim ma się świetnie. Pewnie wiesz, że się ożenił.
– Ano, wiem.
– I że ma dwóch synków?
– A, tego nie wiedziałem. Dwóch synów, powiadasz? Masz ich zdjęcie?
– Nie przy sobie.
– Powiedz, jak to się stało, że poszłaś w moje ślady, a nie Tima? Czy on 

nadal siedzi w branży komputerowej?

Maggie uniosła brwi.
–   Tak,   i   wyjątkowo   dobrze   na   tym   wychodzi.   Natomiast   nie   widzę 

żadnego podobieństwa między tobą i mną, poza tym, że oboje pracujemy w 
policji.

– Byłem gliną, kiedy ty bawiłaś się jeszcze w piaskownicy.
– Nie przesadzaj. Mam dwadzieścia sześć lat, więc jesteś ode mnie tylko 

o dziesięć lat starszy. A to, że oboje jesteśmy glinami, nie oznacza jeszcze, 
że myślimy i postępujemy jednakowo.

– Czyżbym wyczuwał nutkę dezaprobaty w twoim głosie?
–  No   cóż,   chyba   nie   zawsze   i  nie   we   wszystkim  musisz   mieć   rację. 

Podobno nie ma ludzi nieomylnych.

– Mola, hola, nie powiedziałem, że zawsze – i we wszystkim mam rację, 

tylko że często mi się to zdarza... poza tym żartowałem. Nie znasz się już na 
żartach? Jeśli dobrze pamiętam, dawniej było inaczej.

background image

– Kiedy widzieliśmy się ostatnio, byłam naiwną szesnastolatką, ale to 

było już dawno.

Josh skończył jeść, oparł łokcie na stole, ujął filiżankę w obie dłonie i 

obrzucił Maggie uważnym spojrzeniem.

– Nie da się ukryć, że wydoroślałaś, i to pod każdym względem.
Maggie nie potrafiła zgadnąć, czy jego niepokojące szare oczy wyrażają 

podziw,   czy   pożądanie.   Przeszedł   ją   dreszcz.   Josh   był   dziś   jeszcze 
przystojniejszy niż wtedy, kiedy przeżywała katusze z jego powodu. Durzyła 
się   w   nim   bez   pamięci,   a   on   traktował   ją   jak   dziecko   i   nawet   nie 
podejrzewał, że jest głównym bohaterem jej dziewczęcych fantazji.

Ale by się ubawił, gdyby wiedział, że jej doświadczenie z mężczyznami 

jest równie nikłe jak przed dziesięcioma laty! Fakt, dziewictwo w jej wieku 
nie było powodem do szczególnej dumy, ale naprawdę nie spotkała jeszcze 
faceta, który by ją wystarczająco pociągał. Zresztą nie miała na to czasu. W 
college’u prawie nie podnosiła głowy znad książek, a po zrobieniu dyplomu 
harowała jak wół, żeby dostać pracę w chicagowskiej komendzie policji.

A Josh nadal działał na nią jak dawniej. Nie stracił nic ze swojego uroku. 

Od samego patrzenia na niego działy się z nią dziwne rzeczy. Ale nie mogła 
przecież pozwolić sobie na szybki romansik z jedynym mężczyzną, którego 
mogłaby   obdarzyć   prawdziwą   miłością...   gdyby   kiedykolwiek   była   taka 
szansa.

– Może powinniśmy pogadać o śledztwie – zasugerowała.
Josh uśmiechnął się lekko. Nie dość, że jest śliczna, pomyślał, to jeszcze 

bystra   i   potrafi   trzymać   faceta   na   dystans,   co   najwyżej   dopuści   go   na 
wyciągnięcie ramienia. A w dodatku jest siostrą Tima, i to jest jeszcze jeden 
powód, żeby traktować ją z szacunkiem. Kiedyś Josh mógł sobie stroić żarty 
z Maggie Sutter, ale nigdy nie posuwał się za daleko.

–   Na   razie   mamy   zbyt   mało   danych   –   wyjaśnił.   –   Wiesz,   jaka   jest 

procedura...   sekcja   zwłok   i   ustalenie   przyczyny   zgonu...   niekończące   się 
przesłuchania... badania laboratoryjne i tak dalej, i tak dalej.

– Jasne. Ale to ty wydajesz rozkazy, więc chciałabym usłyszeć, co masz 

mi do powiedzenia.

– Zabezpieczyłaś ewentualne dowody, które należy zbadać, więc posiedź 

dzisiaj w laboratorium kryminalistycznym. Jeśli o mnie chodzi, zamierzam 
porozmawiać z patologiem. Prześladuje mnie pytanie, co nastąpiło najpierw: 
rany – kłute czy uderzenie w głowę. Uważam to za klucz do całego dalszego 

background image

postępowania.

Maggie była pod wrażeniem logicznego myślenia Josha, a jednocześnie 

trochę   mu   zazdrościła.   Chciałaby   mu   dorównać,   pragnęła   wykazać   się 
większą przenikliwością, ale taką umiejętność pewnie można nabyć dopiero 
po latach pracy w tym zawodzie.

– Zgoda. Jeżeli mnie wysadzisz pod domem Gardnera, przesiądę się do 

swojego samochodu. Chcesz, żebym się z tobą skontaktowała w ciągu dnia?

–   Jeśli   odkryjesz   coś,   o   czym   powinienem   wiedzieć,   to   tak.   –   Josh 

sięgnął  do wewnętrznej kieszeni  płaszcza  i wyjął wizytówkę.  – Masz  tu 
wszystkie numery telefonów, pod którymi możesz mnie złapać.

Maggie zrewanżowała mu się własną.
– Na wypadek, gdybyś mnie potrzebował – powiedziała.
– Dobra, więc będziemy w kontakcie.
Bliższym niż myślisz, uznała Maggie. Zła, że takie myśli chodzą jej po 

głowie, postanowiła nie dać poznać po sobie, że inteligencja i męska uroda 
Josha działają na nią tak samo jak dawniej. Musi uważać w jego obecności, 
bo gdyby Josh uświadomił sobie, jak silnie na nią działa i że daje mu to nad 
nią przewagę, nie wiadomo, do czego by doszło. A może wiadomo i to aż za 
dobrze?

Maggie   wstała   od   stolika   i   spokojnie   szła   u   boku   Josha,   jakby   był 

jednym z wielu gliniarzy, z którymi przyszło jej pracować. Nikt nie mógł 
domyślić się, że nogi ma jak z waty...

To   straszne,   co   się   ze   mną   dzieje,   pomyślała.   Po   jednym   zaledwie 

spotkaniu...

background image

Rozdział 2

Jednym   z   zadań   eksperta   kryminalistyki   jest   rekonstrukcja   zbrodni 

będącej przedmiotem badań. Ma do dyspozycji notatki i zdjęcia z miejsca 
zbrodni, a także zabezpieczone dowody rzeczowe. Maggie rozmyślała nad 
sprawą, jednocześnie badając i analizując wszystkie próbki – od włókien 
dywanu po substancje wydobyte spod paznokci – które zebrała w gabinecie 
Franklina   Gardnera.   Jak   zwykle   skrupulatnie   opatrzyła   etykietką   każdą 
torebkę, jakby to właśnie w niej miał znajdować się bezcenny dowód, który 
naprowadzi   na   trop   zabójcy   i   przyczyni   się   do   przekazania   go   w   ręce 
sprawiedliwości.

Około drugiej po południu burczenie w żołądku przypomniało Maggie, 

że nie miała nic w ustach od wczorajszego wieczoru, ale chciała jeszcze 
skończyć   testy   i   zapisać   wyniki,   więc   zadowoliła   się   batonem 
energetycznym z automatu. Do siódmej zrobiła wszystko, co można było 
zrobić przez jeden długi dzień pracy, po czym zaniosła cały materiał  do 
pokoju, w którym gromadzono dowody.

– Każda torebka jest oznakowana – poinformowała dyżurnego zupełnie 

niepotrzebnie, bo i tak każdy wiedział, że było to jej obowiązkiem. – W 
ciągu kilku dni dostarczę resztę. – Miała na myśli  głównie szpikulce do 
lodu.   Podejrzany   był   fakt,   że   nie   znaleziono   na   nich   żadnych   odcisków 
palców. Prawdopodobnie zostały usunięte przez zabójcę. Za to na dwóch 
wykryto ślady krwi. Na ich zbadanie Maggie potrzebowała więcej czasu.

Idąc   do   samochodu,   uświadomiła   sobie   z   żalem,   że   Josh   Benton   nie 

zatelefonował.   Dzisiejsza   praca   sprawiła   jej   dużo   satysfakcji,   nic   więc 
dziwnego,   że   chciała   być   na   bieżąco   w   prowadzonej   sprawie   i   dlatego 
interesowały ją także pozostałe wątki śledztwa. Zamiast do domu, pojechała 
więc   do   wydziału   dochodzeniowo-śledczego,   zaparkowała   samochód   i 
weszła do środka. Najczęściej to miejsce przypominało istny dom wariatów, 
ale tego wieczoru ruch był zaskakująco niewielki.

Przechodząc   obok   oficera   dyżurnego,   Maggie   odebrała   po   drodze 

pozostawione   dla   niej   wiadomości.   Szybko   przebiegła   je   wzrokiem,   nie 
odnotowując   niczego,   co   nie   mogłoby   poczekać,   po   czym   udała   się   do 
ciasnej i zagraconej salki, gdzie dwa miesiące temu wyznaczono jej miejsce. 
Z trudem mieściły się tu szafy z kartotekami i mniej więcej dwadzieścia 

background image

biurek. Na jej biurku stał jedynie telefon i wygaszony komputer.

Maggie   minęła   je   i   nie   zatrzymując   się,   podążyła   na   poszukiwanie 

detektywa Bentona, który pracował w innej części lokalu, w pomieszczeniu 
podzielonym   na   małe   boksy.   Nie   wyglądało   to   na   Ritza,   nawet   przy 
maksymalnie bujnej wyobraźni, ale Maggie bardzo by chciała awansować 
do   tej   salki.   Wiedziała,   że   nieprędko   to   nastąpi,   ale   co   szkodzi   sobie 
pomarzyć.

Drzwi zajmowanego przez Josha boksu były otwarte. Maggie zerknęła 

do   środka   i   zobaczyła,   że   detektyw   rozmawia   przez   telefon.   On   też   ją 
zauważył i pomachał ręką, zapraszając ją do środka. Usiadła na krześle i 
czekała.

Wreszcie skończył i odłożył słuchawkę.
– Jak poszło w laboratorium? – zapytał.
– Normalnie. Rutyna – odpowiedziała i położyła na biurku szefa plik 

kartek papieru. – To raport ze wstępnego badania ofiary. Jeszcze nie mam 
nic konkretnego na temat tych szpikulców do lodu poza tym, że brakuje na 
nich   odcisków   palców.   Przypuszczam,   że   zostały   dokładnie   wytarte,   a 
jednak na dwóch z nich są ślady krwi. Na jednym to krew ludzka grupy zero 
plus,   na   drugim   krew   jakiegoś   zwierzęcia.   Może   ten   drugi   służył   do 
rozdzielenia zamrożonych steków.

– Mogę oczywiście wykonać dodatkowe testy i zidentyfikować gatunek 

zwierzęcia.  A  co  do tego  pierwszego...   czy   wiesz,  jaką  grupę  krwi  miał 
Franklin Gardner?

– Zero plus – odpowiedział Josh ze stoickim spokojem.
Maggie wytrzymała jego wzrok.
– A więc ten szpikulec mógł być narzędziem zbrodni?
– Mógł – zgodził się Josh. – Po wstępnych oględzinach zwłok lekarz 

sądowy powiedział, że przyczyną śmierci mogła być rana głowy albo rany 
na klatce piersiowej, albo jedno i drugie, jak zresztą sami przypuszczaliśmy. 
Dopóki nie dostaniemy  raportu z sekcji, niczego nie możemy  być w stu 
procentach pewni. Poprosiłem, żeby się pospieszyli, ale wiesz, jak jest.

– Powiedziałeś im o zainteresowaniu mediów tą sprawą?
– Użyłem wszystkich możliwych argumentów, ale wiesz... nie wszyscy 

padają na kolana na dźwięk nazwiska naszej ofiary. Zresztą nie jest ono w 
Chicago jedyne, które wzbudza zainteresowanie prasy – zauważył obojętnie 
Josh. – Jednak w każdej chwili możemy  się spodziewać wizyty jakiegoś 

background image

dziennikarza.

–   Wiemy   już   coś   na   temat   odcisków   palców   zdjętych   w   mieszkaniu 

Gardnera?   Faceci   od   daktyloskopii   pobrali   ich   całe   mnóstwo,   ze   – 
wszystkich możliwych miejsc. Czy mamy już od nich jakiś raport?

– Nie. Mówią, że pierwsze wyniki będą rano. Na razie do rezydencji 

Gardnerów  posłano   dwóch  kapitanów   policji,  aby   oficjalnie   powiadomili 
matkę Franklina o jego śmierci.

– Aż dwóch oficerów? – zdziwiła się Maggie. – Skąd taki honor? Ach, 

rozumiem. Bo to zamożna i szanowana rodzina chicagowskich obywateli, 
tak?   Za   wysokie   progi   dla   zwykłego   detektywa...   –   dodała   złośliwie.   – 
Myślałam, że sam pojedziesz, żeby ją powiadomić, a przy okazji zobaczysz 
jej reakcję. Wiemy już, jak przyjęła wiadomość?

–   Myślisz,   że   matka   Franklina   może   mieć   coś   wspólnego   z   jego 

przedwczesnym zejściem?

– Skąd ten sceptycyzm? W końcu wszystko jest możliwe. Dopóki nie 

poznamy   prawdy,   każdy,   kto   znał   Franklina,   jest   podejrzany.   Nie   ma 
żadnego śladu wskazującego na to, że ktoś się włamał do mieszkania. Więc 
jeśli Franklin sam wpuścił mordercę, musiał to być ktoś, kogo znał... kogo 
się   spodziewał.   Co   wiemy   o   jego   życiu   osobistym?   Czy   miał   jakąś 
przyjaciółkę... a może niejedną? Może fakt, że został dwukrotnie zabity, jak 
to   wczoraj   dobitnie   ująłeś,   świadczy   o   zabójstwie   w   afekcie?   Wiesz 
przecież, że zabójca, którego uczucia zraniono, czy to będzie on, czy ona, 
często nie wie, kiedy przestać...

– No, no... masz niezłą wyobraźnię.
– Chyba bez tego nie miałabym czego szukać w dochodzeniówce.
– Wyobraźnia pomaga... ale może też utrudniać. Ważne jest, żeby zrobić 

najlepszy użytek z możliwych do udowodnienia faktów.

– Tak, pod warunkiem, że istnieją, ale gdy ich nie ma, nie zaszkodzi 

umieć samemu kojarzyć fakty i zbierać poszlaki. A co z gosposią? Czy ktoś 
już ją przesłuchał i czy pozwolono jej zostać w mieszkaniu? Nie można tam 
przecież niczego dotykać, przestawiać ani czyścić.

– Naprawdę? – powiedział Josh, przeciągając samogłoski. – Do licha, że 

też o tym nie pomyślałem.

Maggie zaczerwieniła się.
– Przepraszam, że się wymądrzam, ale co zrobiłeś z Miriam Hobart?
– Wrzuciłem ją do najgłębszego i najciemniejszego lochu w Chicago. 

background image

Przecież nic innego nie mogłem zrobić z gosposią ofiary morderstwa!

– Kpisz sobie ze mnie?
– Maggie, wyluzuj.
Dziewczyna poderwała się z miejsca.
–   Uważasz,   że   nie   należy   poważnie   podchodzić   do   morderstwa? 

Świetnie... no to idę do domu.

Josh wstał.
– A może najpierw zjedlibyśmy razem kolację?
Serce Maggie zaczęło bić szybciej, chociaż wiedziała, że jej dzisiejszy 

wygląd nie powinien podsuwać Joshowi żadnych głupich myśli. Wstała w 
środku nocy i przyjechała do pracy bez makijażu, z byle jaką fryzurą. A 
teraz – po dniu ciężkiej pracy – musi wyglądać jeszcze gorzej.

– Przykro  mi,  ale  jeśli  na  dzisiaj  już ze  mną   skończyłeś,   wolałabym 

wrócić do siebie.

– Nie skończyłem z tobą, Maggie. Nawet o tym nie myśl.
Spokojny głos Josha wprawił Maggie w większe zakłopotanie niż jego 

słowa.   Jeszcze   dziwniejsze   było   to,   że   wcale   nie   miał   przy   tym   miny 
uzbrojonego po zęby myśliwego, polującego na małego, szarego zajączka. 
Tak czy owak, oboje dokładnie zdawali sobie sprawę z wydźwięku tych 
słów.   Maggie   popatrzyła   na   Josha   zdziwionym   wzrokiem,   a   on   szybko 
przybrał   surowy   wyraz   twarzy,   wyrażający   według   niej   konkretną   treść: 
Zabraniam   ci   wyciągać   z   tego   jakiekolwiek   wnioski.   Krótko   mówiąc, 
Benton miał chłodną i wyzywającą minę gliniarza.

Maggie nie miała dziś dość sił, żeby zmierzyć się z takim wyzwaniem, 

które w innej sytuacji może by chętnie podjęła. Zignorowała więc erotyczną 
nutkę, którą usłyszała w jego głosie.

–   Jeśli   jest   jeszcze   coś,   co   chciałbyś   dzisiaj   omówić,   to   oczywiście 

zostanę. A jeżeli to już wszystko...

Josh zastanawiał się,  co też,  do licha, go naszło. Przecież to Maggie, 

młodsza siostra Tima.

– Oczywiście, jedź do domu. Dzisiaj już nic więcej nie zrobimy. Chyba, 

żebyś chciała omówić inne sprawy, którymi się zajmujesz.

– Jest ich trochę, ale nie muszę się z nimi spieszyć. W każdym razie nie 

są równie pilne jak zabójstwo Gardnera. Cóż, jeśli na dzisiaj to wszystko, to 
czas się pożegnać. Dobranoc.

– Aha, jeszcze jedno. Czy pracowałaś kiedyś z Colinem Watersem?

background image

Będąc już przy drzwiach, Maggie odwróciła się, oparła ramię o framugę 

i potrząsnęła głową.

– Nie, ale wiem, kto to taki. Dlaczego pytasz?
–   Włączyłem   go   do   sprawy.   Otrzymaliśmy   rozkaz   z   góry,   żeby   nie 

zwlekać   z   jej   zamknięciem.   Colin   jest   jednym   z   naszych   najlepszych 
oficerów śledczych. Już z nim dzisiaj rozmawiałem. On i jego partnerka, 
Darien Wilson, ostro wzięli się do roboty. Pomyślałem, ze powinnaś o tym 
wiedzieć. Na pewno chętnie zapoznają się z twoim wstępnym raportem.

–   Świetnie.   Czy   jutro   rano   mam   się   zameldować   tutaj,   czy   raczej 

pojechać prosto do laboratorium?

– Najpierw wpadnij tutaj. Niezależnie od tego, czy mnie zastaniesz, czy 

nie,   rzuć   okiem   na   kartotekę   Gardnera.   Musisz   być   przygotowana   na 
wypadek, gdyby zjawił się jakiś dziennikarz.

–   Może   dorzucę   jutro   parę   informacji   do   kartoteki   Gardnera.   To 

wszystko?

– Wszystko. Widzimy się jutro.
– Jeśli cię zastanę – przypomniała Maggie i wyszła.

Po jej wyjściu Josh zadumał się nad swoim życiem. Od pół roku był sam, 

od kiedy Tasha, modelka, z którą spotykał się przez ponad rok, oznajmiła, że 
z nim zrywa. O dziwo, nie brakowało mu jednak regularnego seksu. Doszedł 
nawet do wniosku, że od czasu odejścia Tashy w ogóle nie myśli o tych 
sprawach. I to wcale nie z braku atrakcyjnych kobiet. Po prostu nie chce się 
wikłać w żaden stały związek. Pomyślał z rezygnacją, że chyba zaczyna się 
starzeć.

A dziś znów zaczął się zastanawiać nad stałym związkiem. Chyba przez 

to, że spotkał po latach Maggie Sutter. Ale przecież  z  tą dziewczyną nie 
powinno   mu   się   kojarzyć   nic   innego   poza   dawnymi,   fajnymi 
wspomnieniami. Dziesięć łat temu on i Tim Sutter byli dobrymi kumplami. 
Kiedy Josh wpadał do Tima, często natykał się na Maggie, rezolutną jak 
każda   nastolatka,   trochę   impertynencką   i   rozchichotaną   dziewczynkę. 
Zawsze wodziła za nim ślicznymi niebieskimi oczami.

Teraz już tak na mnie nie patrzy, pomyślał nie bez pewnej przykrości. A 

jeżeli już w ogóle patrzy, to raczej krytycznie. Czy dlatego, że nie poznał jej 
i minął  ją obojętnie na korytarzu? Prawdę mówiąc,  może  to i lepiej, bo 
gdyby ją rozpoznał, byłby raczej niemile zaskoczony, spotykając Maggie w 

background image

mundurze   policjantki   na   terenie   swojego   wydziału,   a   mówiąc   jeszcze 
dokładniej, wcale nie był przekonany, czy  mu  się to teraz podoba. Tym 
bardziej   że   w   jej   obecności   zaczynały   go   nachodzić   zdrożne   myśli.   A 
przecież fakt, że jest siostrą Tima, czynił ją w jakiś sposób nietykalną.

Josh stracił kontakt z Timem, ale Tim też go nie szukał. Ich drogi się 

rozeszły; Tim mieszkał w Kalifornii, miał swoje komputery, żonę i dzieci, 
gdy tymczasem on, Josh, prawie nie wychylał nosa poza swoje miasto, nie 
zamierzał się żenić ani opuszczać Chicago, ciężko pracował i wspinał się na 
kolejne szczeble kariery w policji. Prawdę mówiąc, trudno sobie wyobrazić 
dwóch bardziej różniących się od siebie ludzi niż on i Tim, a jednak, jako 
młodzi chłopcy, natychmiast przypadli sobie do gustu.

Josh   westchnął.   Gdyby   Tim   został   w   Chicago,   pewnie   nadal   by   się 

przyjaźnili. Jedna myśl pociągnęła za sobą drugą. Co się dzieje z matką 
Tima i Maggie? Pamiętał Lottie Sutter równie dobrze jak jej dzieci. Czy 
Lottie   żyje   i   nadal   wygląda   kwitnąco?   Miał   nadzieję,   że   tak.   Naprawdę 
dobrze im się kiedyś rozmawiało.

Tej nocy Maggie spała jak zabita. O szóstej rano poderwał ją budzik. 

Odrzuciła koce i ciągle jeszcze śpiąca powlokła się pod prysznic. Gorący 
strumień wody dokończył to, co zaczął brzęczyk budzika – doprowadził do 
normalnego stanu jej ciało i umysł. Włączyła w sypialni telewizor, żeby 
podczas robienia makijażu usłyszeć prognozę pogody.

–   W   ciągu   dnia   maksymalna   temperatura   wyniesie   dwa   stopnie 

Celsjusza. Po południu spodziewane są zamiecie. Obecnie temperatura na 
dworze wynosi minus jeden stopień... – informował uśmiechnięty prezenter.

– Fantastycznie – mruknęła  Maggie, marząc  już o wiośnie. Tak było 

każdej zimy. Już od marca tak bardzo tęskniła za słońcem i ciepłem, że 
zaczynała myśleć o przeniesieniu się do jakiegoś południowego stanu, gdzie 
słońce grzeje prawie codziennie i przez cały rok. W końcu mogłaby tam 
również   znaleźć   pracę   w   organach   porządku   publicznego.   Z   jej 
wykształceniem i praktyką...

Po prognozie prezenter przeszedł do wiadomości lokalnych:
–   Wczoraj,   we   wczesnych   godzinach   porannych,   znaleziono   ciało 

Franklina Gardnera, znanego biznesmena i rodowitego mieszkańca Chicago. 
Leżał martwy na podłodze we własnym mieszkaniu. Policja nie wyklucza 
morderstwa.

Zwrot   „nie   wyklucza   morderstwa”   zdziwił   Maggie.   Czy   na   obecnym 

background image

etapie śledztwa, kiedy jeszcze nie wszyscy z rodziny Franklina Gardnera 
zostali   poinformowani   o   tragicznym   zdarzeniu,   wiadomość   ta   nie   jest 
przedwczesna?   No,   ale   jej   nic   do   tego.   To   Benton   udziela   informacji 
mediom i pewnie wie, co robi. Nie zaszedłby tak wysoko, gdyby umiejętnie 
nie dawkował różnych przecieków do prasy.

Maggie   umalowała   się   dziś   starannie   i   nawet   nie   próbowała   się 

oszukiwać, że nie robi tego ze względu na Josha Bentona. Na grafitowe, 
prawie czarne wełniane spodnie i sweter z golfem włożyła grubą, ciepłą 
kurtkę, owinęła szyję szalikiem i wyszła z domu.

W garażu było zimno jak na Antarktydzie, a para unosząca się z ust 

Maggie zasłaniała jej widok. Pomyślała, że dobrze byłoby mieć ogrzewany 
garaż. A przecież kiedy znalazła mieszkanie w tym domu, była zachwycona, 
że w ogóle ma garaż i że wystarczy jej pieniędzy na opłacanie czynszu!

Pocieszając się, że skwarne lato w Arizonie jest równie przykre jak zima 

w Illinois, Maggie podbiegła do samochodu, otworzyła drzwi i wskoczyła 
do środka.

Włożyła   kluczyk   do   stacyjki,   przekręciła   go   –   i   nic.   Zaskoczona, 

dwukrotnie   ponowiła   próbę,   ale   bezskutecznie.   Samochód   ani   drgnął. 
Maggie jęknęła i oparła czoło na kierownicy.

Ale   że   było   za   zimno,   żeby   tu   siedzieć   i   użalać   się   nad   sobą,   zaraz 

podniosła   głowę   i   wyjęła   telefon   komórkowy   wraz   z   wizytówką   Josha. 
Wybrała   jego   numer.   Odebrał   po   drugim   sygnale   –   Detektyw   Benton   – 
powiedział szorstkim głosem.

– Mówi Maggie. Zdechł mi samochód. Wezwę mechanika, ale nie wiem, 

jak długo to potrwa. Na pewno się spóźnię. Chyba powinnam cię o tym 
poinformować.

– Gdzie mieszkasz?
– Co takiego?
–   Podaj   mi   swój   adres.   Możliwe,   że   to   tylko   akumulator.   Jeśli   tak, 

będziesz mogła odpalić od mojego.

– Masz zamiar naprawić mój samochód?
– Nie bój się, znam się trochę na silnikach, a poza tym mam w bagażniku 

przewody   do   akumulatora.   Zamiast   wydawać   pieniądze   na   mechanika, 
pozwól, że na to zerknę.

– Eee... jasne, oczywiście. Ale nie chciałabym się narzucać i zabierać ci 

czas. – Maggie, choć z ociąganiem, podała wreszcie swój adres.

background image

– Nie mów o narzucaniu się, w końcu sam zaproponowałem ci pomoc.
–   Dobrze,   niech   będzie.   W   garażu   jest   lodowato,   więc   zaczekam   w 

mieszkaniu.

– Będę za jakieś dwadzieścia minut – zapewnił rzeczowo.
– Dziękuję. – Maggie rozłączyła się i wsunęła komórkę z powrotem do 

torby. Po kolejnej nieudanej próbie uruchomienia silnika potrząsnęła głową 
zdegustowana i wysiadła z samochodu. Zamknęła drzwi garażu i klnąc pod 
nosem, ruszyła w stronę windy.

A   niech   to   diabli!   Dlaczego   się   zgodziła?   Wezwałaby   mechanika   i 

byłoby   po   kłopocie!   Dlaczego   zawiódł   ją   refleks?   Przecież   wystarczyło 
powiedzieć, że mechanik jest już w drodze.

W mieszkaniu szybko zrzuciła kurtkę i zaczęła się miotać jak szalona, 

chaotycznie sprzątając pokój i kuchnię. Chowała różne niepotrzebne rzeczy, 
na przykład ranne pantofle, które leżały pod kanapą od paru dni, czy prasę 
niedzielną,   porozrzucaną   po   całej   kuchni.   Chwyciła   plik   reklam,   które 
zamierzała   dawno   wyrzucić,   i   wpakowała   je   do   kosza   na   śmieci,   no   i 
wreszcie włożyła brudne naczynia do zmywarki należącej do wyposażenia 
kuchni. Kiedy wynajmowała mieszkanie, cieszyła się z niej prawie tak samo 
jak z garażu.

Nagle zachciało jej się kawy, więc szybko włączyła ekspres, po czym 

wpadła   do   sypialni   i   piorunem   posłała   łóżko.   Na   wypadek,   gdyby   Josh 
chciał skorzystać z łazienki, też trochę ją uporządkowała.

Po tym błyskawicznym sprzątaniu mieszkania była nie tylko zdyszana, 

ale   także   potwornie   zdenerwowana   i,   co   gorsza,   nic   na   to   nie   mogła 
poradzić.

Piła   już   drugą   filiżankę   kawy,   kiedy   odezwał   się   brzęczyk   przy 

głównych   drzwiach   budynku.   Odstawiła   filiżankę,   podeszła   do   drzwi 
wejściowych i nacisnęła guzik domofonu.

– Tak, słucham?
– To ja, Benton. Wpuść mnie.
Maggie otworzyła swoje drzwi i czekała, aż Josh wjedzie na górę windą. 

Według   niej   trwało   to   wieczność,   ale   wreszcie   winda   zatrzymała   się   ze 
zgrzytem na jej piętrze, powoli otworzyły się drzwi i już po chwili Josh 
zmierzał w stronę jej mieszkania.

– Schodami byłoby szybciej – powiedział na powitanie.

background image

– Tak. Zwykle  idę schodami,  z  windy  korzystam tylko  wtedy, kiedy 

wracam z ciężkimi zakupami. Wejdź, proszę.

– Garaż jest w podziemiu? – zapytał Josh, wchodząc do mieszkania.
– Tak, tylko włożę kurtkę i już zjeżdżamy...
– Nie tak szybko. Czuję zapach kawy.
– Eee... no tak. Napijesz się?
–   Jasne.   Chciałem   się   nawet   zatrzymać   gdzieś   na   kawę,   ale   akurat 

zadzwoniłaś, więc pomyślałem,  że lepiej będzie przyjechać prosto tutaj i 
wypić kawę u ciebie.

– Poszli do kuchni, gdzie Maggie nalała mu kawy.
– Ja też przeważnie zatrzymuję się gdzieś rano na dużą kawę, żeby się 

rozruszać  – wyznała. – Rzadko  sama  parzę  w domu  przed  wyjściem do 
pracy. Dziś wyjątkowo nastawiłam ekspres, czekając na ciebie...

–   Jeśli   pozwolisz,   zdejmę   kurtkę   i   usiądę,   żeby   się   podelektować. 

Pierwsza poranna filiżanka zawsze najlepiej smakuje. Chodź, dotrzymaj mi 
towarzystwa przy stole.

– Za chwilę. Nie krępuj się i siadaj – powiedziała. – Delektuj się swoją 

pierwszą poranną kawą, nie mam nic przeciwko temu – dodała pod nosem, 
co było nieprawdą. Była wściekła na całą sytuację, począwszy od tego, że 
Josh w ogóle się tu znajduje, że bezczelnie poprosił ją o kawę i że w ogóle 
zaproponował jej pomoc  w uruchomieniu  samochodu,  a ona, idiotka, się 
zgodziła. Ale przede wszystkim miała mu za złe to, jak wyglądał; dzisiaj był 
jeszcze przystojniejszy niż wczoraj, a od samego patrzenia na niego żołądek 
Maggie fikał idiotyczne koziołki z wrażenia.

Tymczasem   on   zdawał   się   czuć   tutaj   jak   u   siebie   w   domu.   Jakby 

przebywanie z Maggie sam na sam w jej własnym mieszkaniu o poranku 
było   dla   niego   czymś   najnaturalniejszym   w   świecie!   Josh   Benton 
niewątpliwie   przywykł   do   picia   porannej   kawy   w   mieszkaniach   różnych 
kobiet – pewnie po wspólnie spędzonej nocy – więc nic dziwnego, że nie 
czuje się niezręcznie w tej sytuacji, pomyślała Maggie.

Ale co z tego, że on się czuje świetnie, skoro jej to nie pasuje?
– Tu są klucze do samochodu – powiedziała, ostentacyjnie podnosząc do 

góry kluczyki.

Josh uśmiechnął się szeroko.
– Już chcesz się mnie pozbyć?
– Ależ skąd! – skłamała. – Nie musisz się spieszyć. Dokończę jeszcze 

background image

swoją kawę. – Żeby dowieść, że mówi prawdę, Maggie postawiła swoją 
pustą filiżankę na stole i usiadła naprzeciwko Josha. – Byłeś już w biurze, 
kiedy zadzwoniłam? – zapytała, z rozmysłem kierując rozmowę na tematy 
zawodowe.

– Nie, w drodze do biura. – Josh wstał, dolał sobie kawy i znów usiadł na 

krześle. Wypił łyk i zrobił zachwyconą minę. – Czuję, że żyję – powiedział. 
– Naprawdę uwielbiam kawę. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał z niej 
zrezygnować. Ty pewnie nie pamiętasz czasów, kiedy prawie wszyscy palili, 
ale   ja   pamiętam,   i   to   jak!   Przeszedłem   piekło,   rzucając   nałóg,   głównie 
dlatego, że palenie sprawiało mi taką frajdę. Ale co miałem zrobić, skoro 
doszło do tego, że prawie nie było budynku, w którym można było zapalić, a 
stanie   na   dworze,   zwłaszcza   w   taką   pogodę   jak   dzisiaj,   nie   należało   dc 
przyjemności.

– Nigdy nie paliłam, więc niewiele wiem o trudach rzucania nałogu. Ale 

słyszałam ponure opowieści na ten temat.

– I każda z nich była prawdziwa, możesz mi wierzyć. – Josh zapatrzył 

się   na   Maggie.   –   Wiesz,   ze   nie   spotkałem   nikogo,   kto   by   miał   tak 
niesamowity kolor oczu jak ty?

Maggie   poczuła,   że   się   czerwieni.   Josh   zbyt   szybko   przeskakiwał   z 

tematu na temat.

– Eee... niebieski kolor to nic nadzwyczajnego – wykrztusiła.
– Nieprawda, jest absolutnie niepowtarzalny, a w ogóle... to jesteś bardzo 

piękna   –   wymknęło   się   Joshowi.   Wydawał   się   bardziej   zdziwiony 
wypowiedzianymi   mimochodem   słowami   niż   Maggie.   Ale   dziewczyna 
naprawdę wyglądała dziś ślicznie, a może zresztą wczoraj też, tylko on był 
zbyt pochłonięty sprawą Gardnera, żeby to zauważyć.

Maggie poczuła, że cała sztywnieje, a na policzki wypływa jej zdradliwa 

czerwień.

– Wolałabym, żebyś nie mówił mi takich rzeczy – powiedziała dziwnie 

cienkim i drżącym głosem. – Mamy pracować razem i... i...

Josh wstał i obszedł stół.
–   I   co   z   tego,   Maggie?   –   zapytał   łagodnie,   podnosząc   palcem   jej 

podbródek.

Nie odsunęła się, po prostu nie mogła. A kiedy zobaczyła tuż przed sobą 

jego twarz, wiedziała, że zaraz ją pocałuje.

Rozchyliła wargi i wstrzymała oddech.

background image

Mijały sekundy, a przez jej głowę przelatywały niespokojne myśli: znam 

tego mężczyznę... wcale nie jest mi obcy... chcę poczuć jego pocałunek... 
poznać   smak   jego   warg.   Czy   przez   ten   cały   czas   czekałam,   żeby   Josh 
Benton ponownie wkroczył w moje życie?

Zapach   Josha   wydawał   się   bardzo   swojski.   Od   jego   ciała   biło 

podniecające ciepło; to chyba od tego ciepła z jej własnym ciałem działy się 
dziwne, zupełnie nowe, choć instynktownie rozpoznawalne rzeczy.

Ale... dlaczego on się waha?
Odpowiedź   na   to   pytanie   musiała   być   wypisana   wielkimi   literami   w 

umyśle   Josha,   bo   po   chwili,   jakby   wyraźnie   zgorszony   własnym 
zachowaniem, zaklął pod nosem i rzucił z niesmakiem:

– Co też ja, u licha, wyprawiam?
Odsunął się od Maggie i tak gwałtownie wyrwał z jej ręki kluczyki, że aż 

drgnęła.

– Chodźmy – warknął. – Zaprowadź mnie do samochodu.
Maggie odebrała gwałtowną zmianę jego nastroju jak osobistą zniewagę, 

poczuła się tak, jakby ją uderzył. Musiała się jednak uporać z wściekłością i 
ze   łzami.   Okazanie   zawodu,   jaki   jej   sprawił,   świadczyłoby   tylko   o   jej 
niedojrzałości i głupocie. Potrafi pokazać Joshowi, jaka jest silna i twarda.

background image

Rozdział 3

–   Przepraszam   –   powiedziała   chłodnym   tonem   Maggie   i   z   możliwie 

najbardziej obojętnym wyrazem twarzy obeszła Josha, żeby wyjść przed nim 
z kuchni. Włożyła kurtkę, szeroko otworzyła drzwi i puściła go przodem. 
Upewniła się, czy dobrze zamknęła drzwi, i zaproponowała: – Zejdziemy 
schodami.

Po drodze zadawała sobie pytanie, co się stało. Dlaczego Josh najpierw 

chciał ją pocałować – bo chciał! – a zaraz potem, dosłownie w ciągu paru 
sekund, zrobił się wściekły... Na siebie? A może na nią? Była na to tylko 
jedna sensowna odpowiedź: jest związany z kimś innym.

Kiedy sobie uświadomiła, ile emocji wzbudza w niej ten nieunikniony 

wniosek, wkurzyła się jeszcze bardziej. Inna kobieta! Jest zakochany w innej 
kobiecie i powinien być jej wierny, więc jakim prawem ją zwodzi? Dlaczego 
daje do zrozumienia,  że między nimi coś zaczyna iskrzyć? W tej chwili 
nienawidziła nie tylko tego ważniaka, gliniarza Bentona, ale także tamtego 
przystojnego,   bezpośredniego,   optymistycznie   nastawionego   do   życia 
młodego chłopaka, jakim był dziesięć lat temu.

Kiedy znaleźli się w lodowatym garażu, podała mu klucze.
– Mój samochód jest tam. Ten ciemnozielony sedan.
Ton jej głosu wystarczył Joshowi za wszystkie wyjaśnienia. Zrobił coś, 

czego nie powinien był robić, a teraz ona ma do niego głęboki żal, jak każda 
kobieta   uważająca,   że   nią   wzgardzono.   Cholera,   przecież   nie   chciał   jej 
urazić!

– Eee... może byśmy o tym porozmawiali? – zaczął, nie patrząc jej w 

oczy. Niech to diabli! Przecież powinien był się wytłumaczyć jeszcze na 
górze, jak tylko zrezygnował z pocałunku.

Rzuciła mu spojrzenie wściekłej kotki.
– Nie mamy o czym rozmawiać. Spróbujesz uruchomić mój samochód, 

czy może w tej. sprawie też zmieniłeś zdanie?

Josh wiedział, kiedy odpuścić. Tłumaczenie czegokolwiek rozgniewanej 

kobiecie byłoby idiotyzmem i do niczego by nie doprowadziło.

Bez słowa ruszył w stronę jej samochodu.

Maggie spędziła w laboratorium wiele godzin.

background image

W miarę upływu czasu rosła sterta sporządzanych przez nią raportów. 

Krew na szpikulcach do lodu mogła należeć tylko do Gardnera, nie było 
więc potrzeby – przynajmniej na obecnym etapie – badania DNA zabitego. 
Do drugiej po południu sporządziła kopie wszystkich analiz, które miała 
dołączyć   do   akt   sprawy,   przekazała   oryginały   do   archiwum   policyjnego, 
pozbierała swoje rzeczy i udała się do wydziału dochodzeniowo-śledczego. 
Już od progu powitała ją ironiczna uwaga kolegi policjanta:

– Podobno miałaś rano jakiś poważny problem z samochodem?
– Już to do was dotarło? Nie macie nic lepszego do roboty, jak tylko 

zajmować   się   czyimś   wyładowanym   akumulatorem?   Już   wszystko   w 
porządku – odpowiedziała chłodno Maggie.

– Nic dziwnego, skoro podobno sam Benton pospieszył ci z pomocą.
Maggie   dostrzegła   drwinę   w   oczach   rozmówcy.   Prywatne   kontakty 

między funkcjonariuszami nie były dobrze widziane, chociaż się zdarzały, a 
jeśli już miały miejsce, od razu towarzyszyły im plotki, niedomówienia i 
złośliwe komentarze, więc takie pary najczęściej szybko się rozstawały. Jeśli 
jednak przetrwał jakiś związek, sprawa niebawem szła w zapomnienie jako 
przebrzmiała i nieciekawa.

Maggie zrobiła zdziwioną minę.
– A co, uważasz, że teraz już musi się oświadczyć? Facet naprawiający 

samochód dziewczynie... to rzeczywiście daje wiele do myślenia!

Policjant, śmiejąc się, wyszedł z pokoju, Maggie zaś zastanowiło, jak 

szybko zupełnie niewinny incydent obrasta plotkami. Co prawda poranne 
wydarzenie nie byłoby takie niewinne, gdyby Benton zdecydował się na 
pocałunek... Ale nie zrobił tego, koniec i kropka!

Wszystko zaczęło się i skończyło w ciągu trzydziestu sekund, więc, na 

miłość boską, przestań robić z tego wielką sprawę! – karciła się w duchu. A 
jeżeli spodziewasz się, że nastąpi powtórka, jak po  niepełnym podaniu w 
amerykańskim futbolu, to przyznaj, dziewczyno, że jesteś głupia i naiwna. A 
do   tego   masz   poglądy   na   romansujących   mężczyzn   rodem   z   wczesnego 
średniowiecza!

Jej   rozumowanie   może   było   i   słuszne,   ale   niemożliwe   do 

zaakceptowania. Nie tak powinien brzmieć ostatni akord porannego epizodu. 
Na każde jego przypomnienie Maggie kipiała ze złości. Cisnęła na biurko 
kopie raportów z laboratorium, zdarła z siebie grubą kurtkę i powiesiła na 
wieszaku, wepchnęła rękawiczki i czapkę do plecaka, a wreszcie podeszła 

background image

do segregatora z napisem „Sprawa w toku”, by wyjąć teczkę Gardnera.

Nie   było   jej   tam.   Musiał   zabrać   ją   inny   detektyw,   zajmujący   się 

śledztwem. Josh... ?

Maggie wróciła do biurka i usiadła ze skrzywioną miną. Unikanie Josha 

na dłuższą metę było niemożliwe, ale chciałaby, żeby się udało. Oby już 
nigdy nie musiała patrzeć w te jego szare oczy. Czuła się poniżona i to wcale 
nie dlatego, że chciał ją pocałować, ale dlatego, że się rozmyślił, patrząc 
prosto w jej rozmarzone, maślane oczy. Niemożliwe, żeby nie wyczuł jej 
absolutnego przyzwolenia i oczekiwania. Niech go szlag trafi! Jak ona to 
przeżyje?

Westchnęła   i   doszła   do   wniosku,   że   raczej   powinna   się   z   tego 

wszystkiego śmiać. Zaczęła kartkować leżące przed nią raporty. Znała je na 
pamięć, ale coś musiała robić, zanim wymyśli sposób na zdobycie teczki 
Gardnera bez ryzyka spotkania się z Bentonem.

A   może   ma   ją   Colin   Waters?   Przecież   każdy,   kto   bierze   udział   w 

śledztwie w sprawie tego zabójstwa, ma do niej dostęp.

Gdyby   Maggie   choć   przelotnie   uniosła   wzrok   i   spojrzała   w   lewo, 

dostrzegłaby   obserwującego   ją   detektywa   Bentona.   Jakiś   czas   temu   Josh 
zadzwonił   do   laboratorium   kryminalistycznego,   dzięki   czemu   dowiedział 
się, że Maggie już wyszła i że pojechała do ich biura.

Kiedy wszedł do pokoju i zobaczył ją pogrążoną po uszy w lekturze, tak 

że   nawet   nie   usłyszała   jego   kroków,   zatrzymał   się.   Rozumiał,   że   nie 
powinien był tak się zachować u niej w domu, a jednocześnie, na przekór 
swoim zasadom, żałował, że zapanował nad swoim odruchem i w końcu 
zrezygnował   z   pocałunku.   Przez   cały   dzień   ciężko   pokutował   za   swoje 
dżentelmeńskie zachowanie. Wszystko dlatego, że czuł do tej dziewczyny 
niezwykły pociąg i głupiał na sam jej widok. To było dla niego szokiem. 
Nigdy by nie przypuszczał, że kiedyś tak będzie reagował na młodszą siostrę 
Tima.

Mrucząc coś pod nosem, podszedł do biurka Maggie.
– Pewnie chciałabyś to przejrzeć – powiedział i położył przed nią teczkę 

Gardnera.

– Tak, dziękuję – powiedziała spokojnie. Chyba tylko jakiś cud sprawił, 

że nie dała poznać po sobie, jak mocno działa na nią ten człowiek. Trudno 
jej   było   pogodzić   się   z   faktem,   że   na   tym   musi   poprzestać.   Gra   szła   o 
wysoką stawkę; może przez to stracić i pracę, i spokój ducha. Musi znaleźć 

background image

jakiś   sposób   na   rozładowanie   tego   nieznośnego   napięcia   między   nimi,   a 
następnie położyć temu kres raz na zawsze.

–  Mam  jeszcze   coś do  dodania   –  powiedziała,  pokazując   na  raporty, 

które przyniosła z laboratorium.

– Natrafiłaś na coś szczególnego?
–   Prawdę   mówiąc,   nie.   Ktokolwiek   zabił   Franklina   Gardnera,   nie 

zostawił po sobie śladów. On... albo ona... albo ma fart, albo doskonale się 
zna na procedurach kryminalistycznych.

  No   cóż,   to   też   się   zdarza.   Zapoznaj   się   z   aktami,   a   jeśli   później 

zechcesz   porozmawiać,   znajdziesz   mnie   w   pobliżu.   –   Josh   odwrócił   się 
gwałtownie i wyszedł.

Maggie popatrzyła za nim, ale zamiast niechęci, jaką powinna poczuć, 

doznała   przypływu   tęsknoty,   tak   mocnej,   że   aż   łzy   zakręciły   się   w   jej 
oczach. Westchnęła głęboko. Czym zawiniła, że musiała trafić na faceta, 
który jednym spojrzeniem potrafi ją rozbroić i rozkojarzyć? Szybko sięgnęła 
po teczkę i otworzyła ją.

Na początek zapoznała się ze sprawozdaniem z sekcji zwłok, z którego 

wynikało, że Franklin Gardner umarł od uderzenia w tył głowy. Szpikulec 
do lodu nie przyczynił się więc znacząco do jego śmierci.

No   tak,   ale   po   diabła   ktoś   dźgał   trupa?   I   to   wielokrotnie!   A   może 

Gardner nie wyglądał na nieboszczyka? Czy to możliwe, żeby niechcący się 
przewrócił i uderzył głową o kant stolika? A ktoś, kto był z nim w gabinecie, 
sądząc, że Gardner stracił tylko przytomność, skorzystał z okazji i dobił go?

Maggie czytała dalej:
„Poważne obrażenia twarzy mogło  spowodować coś, co miał  na ręce 

napastnik, najprawdopodobniej szeroka obrączka”.

Mój Boże, a więc ten biedak został w dodatku pobity! – wzdrygnęła się 

Maggie.

Usiadła wygodniej, zastanawiając się nad sprzecznościami raportu. Po 

chwili sięgnęła po kolejny. Detektywi Waters i Wilson zdążyli przesłuchać 
gosposię i administratora domu. Miriam Hobart powtórzyła w zeznaniu to, 
co   Maggie   już   słyszała:   obudził   ją   dziwny   dźwięk,   wstała,   żeby   to 
sprawdzić, i zastała pana Gardnera na podłodze w gabinecie. Przerażona, 
pospieszyła do swojego pokoju i zadzwoniła na policję.

Niewiele więcej miał do powiedzenia administrator, poza tym, że według 

niego Gardner był człowiekiem aroganckim i nieprzyjemnym. Dodał też, że 

background image

jego żona zawsze odnosiła się z pogardą do pana Gardnera. Aha, no i jeszcze 
podczas rozmowy z żoną administratora detektywi zwrócili uwagę na torbę 
z ręcznymi robótkami, w której tkwiły długie cienkie druty.

Maggie   zrozumiała   tę   sugestię.   I   tak   z   jej   raportu,   a   konkretnie   z 

fragmentu dotyczącego szpikulca do lodu, Waters i Wilson dowiedzą się, że 
Gardnera nikt nie dźgał drutami.

Po   dołączeniu   swoich   raportów   do   teczki   Maggie   zaczęła   się 

zastanawiać. Gardner był bity i kłuty szpikulcem. Czy najpierw go pobito, a 
potem upadł, i wtedy ktoś go dźgnął? To szaleństwo nie było pozbawione 
sensu. Uderzony w twarz i ogłuszony, Gardner mógł się o coś potknąć i 
uderzyć głową w kant stołu. Napastnik, nieświadomy tego, że ofiara już nie 
żyje, podbiegł do baru, chwycił szpikulec, wrócił do leżącego nieruchomo 
Gardnera i wielokrotnie wbił w jego pierś ostre narzędzie.

Kiedy zadzwonił telefon, Maggie machinalnie podniosła słuchawkę.
– Detektyw Sutter – wyrecytowała.
– Cześć, masz chwilkę?
– Cześć, Natalie. Tak, możemy pogadać. Co słychać?
– Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy wyskoczyć wieczorem na burgera 

albo na pizzę. Co ty na to? Mam ci coś do powiedzenia.

– Założę się, że nawet wiem, co – zakpiła Maggie. Po radosnym głosie 

przyjaciółki poznała, że pewnie chodzi o nowego mężczyznę jej życia.

–  Tylko  nic   nie  mów   i  nie   staraj   się   zgadywać,   dobrze?   Umieram   z 

niecierpliwości, żeby ci osobiście wszystko opowiedzieć. Spotkamy się koło 
wpół do siódmej?

– Nie widzę przeszkód. Gdzie?
– Wolisz pizzę czy burgera?
– Eee... pizzę. Co powiesz na restaurację „U Tony’ego”?
– Świetnie. Do zobaczenia o wpół do siódmej.
Maggie  odłożyła słuchawkę  i spojrzała na zegarek. Dochodziła  piąta. 

Przed wyjściem do pizzerii Tony’ego zdąży jeszcze porozmawiać z Joshem 
Bentonem.

Skoncentrowała się, szykując się na tę rozmowę. Wzięła teczkę Gardnera 

i komórkę – rzadko się z nią rozstawała – i powędrowała do boksu Josha. 
Siedział za biurkiem przy telefonie i tak jak za pierwszym razem, pomachał 
ręką, zapraszając ją do środka.

Maggie usiadła na krześle i szybko się zorientowała, że Josh rozmawia z 

background image

naczelnikiem   wydziału   dochodzeniowo-śledczego.   Zaciekawiona, 
natychmiast   nadstawiła   ucha   i   nawet   nie   próbowała   udawać,   że   nie 
podsłuchuje.

– To byłoby może trochę zbyt pochopne, szefie – rzucił do słuchawki 

Josh, obracając się z fotelem bokiem do biurka, a twarzą do okna. – Czy ta 
kobieta nie rozumie, że jej syn został zamordowany? Tak, rozumiem,  że 
matce zależy na szybkim zakończeniu sprawy – ciągnął – i że chciałaby 
urządzić pogrzeb, ale czy patolog jest na sto procent pewny, że zwłoki nie 
kryją już żadnych tajemnic?

Josh chwilę słuchał, a potem poddał się:
– Dobrze, niech będzie, ale na razie pojadę do kostnicy i jeszcze raz 

obejrzę ciało. Kiedy? Zaraz. Odezwę się później.

Odłożył słuchawkę, obrócił się znów z fotelem i spojrzał na Maggie.
–   Możemy   porozmawiać...   ?   –   zaczęła,   kładąc   na   biurku   teczkę 

Gardnera.

Josh   nie   dał   jej   skończyć.   Poderwał   się   na   nogi.   .   :   –   W   tej   chwili 

wybieram   się   do   kostnicy,   żeby   jeszcze   raz   dokładnie   obejrzeć   ciało 
Gardnera. Dobrze by było, żebyś pojechała ze mną. – Zamilkł, a po chwili 
dodał: – Tak, to dobry pomysł. Może dopatrzysz się czegoś, co uszło mojej 
uwagi. Porozmawiamy po drodze. Leć po płaszcz.

– Ale... ale...
– Ale co?
– Nic. Idę się ubrać. – Wybiegła, a po drodze zadzwoniła do Natalie. – 

Przepraszam,   ale   muszę   odwołać   spotkanie   –   powiedziała.   –   Coś   mi 
wypadło. To rozkaz szefa. Może jutro wieczorem, dobrze?

– Cholera! Trudno, niech będzie jutro.
– Cześć, Nat.
Maggie dogoniła Josha na korytarzu prowadzącym na policyjny parking. 

Szli   w   milczeniu.   Siedzieli   już   w   samochodzie,   kiedy   Josh   odezwał   się 
szorstkim głosem, niepewnie, jakby coś go niepokoiło:

– Pani Gardner domaga się wydania zwłok syna. Uważam, że na to jest 

jeszcze za wcześnie, ale przed chwilą usłyszałem, że nieważne, co myślę na 
ten temat, bo nie będę miał na to żadnego wpływu.

– Sądzisz, że lekarz medycyny sądowej mógł coś przeoczyć? I dlatego 

chcesz jeszcze raz obejrzeć ciało?

– Czasami  rany  na ciele można  różnie interpretować. Nie podważam 

background image

orzeczenia lekarza sądowego, w ogóle niczego nie poważam, ale coś mnie 
gryzie i nie daje spokoju.

– Och, czyżbyś miewał takie przeczucia, które w powieściach nie dają 

gliniarzom spokoju, a objawiają się bólem brzucha?

– Miewasz coś takiego? – zaniepokoił się Josh.
– Tylko wtedy, kiedy odżywiam się chili na zmianę z faszerowanymi 

ostrymi papryczkami.

– Chyba jednak jesteś na mnie wkurzona.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– No cóż, powodem do wyciągnięcia takiego wniosku mogłaby być na 

przykład twoja lodowata mina.

Ten facet na dodatek sobie ze mnie kpi! – oburzyła się Maggie w duchu.
– Lepiej mieć lodowatą minę niż lodowate serce.
–   Chcesz   przez   to   powiedzieć,   że   to   ja   mam   lodowate   serce?   Co   ty 

możesz o tym wiedzieć?

– Może połączyłam poszlaki i wyciągnęłam głębsze wnioski.
– Chodzi ci o dzisiejszy ranek? Miałem swoje powody – mruknął Josh.
– Nie wątpię.
Josh pozwolił, żeby ostatnie słowo należało do niej, i nie odzywał się 

przez resztę drogi. Maggie zachowywała się tak, jakby jej było wszystko 
jedno, co Josh zrobi czy powie, choć tak naprawdę czuła w piersi trudny do 
zniesienia ból, jakby od śmiertelnej rany. Cała ta sprawa pewnie nie ma dla 
Josha najmniejszego znaczenia, ale dla niej to nie tylko cios w serce, ale 
także zakwestionowanie jej profesjonalizmu. Musi szybko coś z tym zrobić.

Tylko   co?   Oto   jest   pytanie.   Jak   tu   dopiec   Joshowi   Bentonowi   co 

najmniej tak mocno, jak on dopiekł jej?

W kostnicy już po dziesięciu minutach stali z Maggie po przeciwnych 

stronach wózka, którym przywieziono z chłodni zwłoki Gardnera. Oboje 
założyli lateksowe rękawiczki.

–   Musiał   się   bronić   –   mruknął   Josh,   oglądając   sińce   na   ramionach   i 

rękach ofiary. – A obrażenia twarzy są tak charakterystyczne, jakby tu był 
jakiś wzór...

– W raporcie jest wzmianka o tym, że napastnik mógł nosić masywny 

pierścień.

– Cóż, gdyby to był brylant, skóra na twarzy byłaby popękana, a tutaj 

mamy do czynienia tylko z siniakami i stłuczeniami. Każdy duży kamień 

background image

jubilerski pociąłby skórę.

– Chyba że nie wystawał z obrączki – po namyśle zauważyła Maggie i 

pochyliła   się   nad   nieboszczykiem,   żeby   lepiej   się   przyjrzeć   śladom   na 
twarzy.

– Coś tu jest – potwierdziła. – Jakiś wzór. Ale nie potrafię go odtworzyć. 

A ty?

– Też nie. Wzięłaś aparat?
– Tak, mam w plecaku. Już wyjmuję. – Ściągnęła rękawiczki, wrzuciła je 

do   specjalnego   pojemnika   i   podeszła   do   pozostawionego   na   półce   przy 
drzwiach   plecaka.   Wyjęła   aparat,   wróciła   do   wózka   i   zapytała:   –   Nie 
dostałeś jeszcze zdjęć, które Jack zrobił na miejscu zbrodni?

– Mam je w biurze.
Maggie zesztywniała.
< – To dlaczego nie ma ich w teczce Gardnera?
–   Bo   je   przeglądałem,   próbując   wybrać   te,   które   nadawałyby   się   do 

kartoteki – warknął Josh. – W każdej chwili możesz je sobie obejrzeć. Jest 
ich tak dużo, że trzeba wyselekcjonować najważniejsze. Zresztą zostawiłem 
w teczce notatkę na ten temat... nie czytałaś?

– Nie.
– Trudno. Zrób parę zbliżeń tych stłuczeń.
Ten aparat to była wysokiej jakości cyfrówka, na poczekaniu drukująca 

odbitki. Zdjęcia można było też obrabiać na komputerze i wydobywać z nich 
niektóre niewidzialne gołym okiem elementy.

Zastanawiając  się, jak mogła przegapić notatkę Josha na temat zdjęć, 

Maggie   doszła   do   wniosku,   ze   niczego   nie   przeoczyła.   Pewnie   Benton 
zamierzał dołączyć jakąś notatkę, ale tego nie zrobił. Cóż, grunt to wysokie 
mniemanie o sobie! – pomyślała. Naprawdę trzeba by mu utrzeć nosa. Ale 
kto to zrobi, jeśli ona nie da rady?

Zrobiła   parę   zbliżeń   twarzy   Gardnera   i   wydrukowała   zdjęcia.   Josh 

wyrywał je po kolei i oglądał.

– Wystarczy. Dziękuję – powiedział.
– Cała przyjemność  po mojej  strome – warknęła lodowatym tonem i 

odeszła, żeby włożyć aparat do plecaka. Kiedy wróciła do wózka, okropnie 
ją korciło, żeby Joshowi dokuczyć. – Wątpię, żeby Jack przeoczył obrażenia 
twarzy, robiąc tyle ujęć na miejscu – rzuciła. – Ale mogę się mylić, skoro 
osobiście   przyglądałeś   się   tym   zdjęciom.   Jeśli   ktoś   popełnił   błąd,   to 

background image

oczywiście tylko Jack, bo przecież nie ty.

Josh miażdżył ją wzrokiem co najmniej przez minutę, po czym warknął:
– Dałabyś lepiej spokój. A teraz wynosimy się stąd.
–   Oczywiście,   jak   sobie   życzysz...   –   Maggie   miała   na   końcu   języka 

„łaskawy panie”, ale w ostatniej chwili przyhamowała. Tego byłoby już za 
wiele.

W każdym razie była zachwycona, że działa mu na nerwy. Nawet parę 

razy uśmiechnęła się półgębkiem.

Kiedy   wyszli   na   zewnątrz,   Josh   zdziwił   się,   widząc   Maggie 

uśmiechniętą, nie zapytał jednak, co ją tak bawi.

– To mógł być sygnet – powiedział, zamiast zadawać jej głupie pytania.
– Co takiego? Przepraszam, ale nie słuchałam. Co powiedziałeś?
– Mówiłem o pierścionku napastnika. To mógł być jeden z tych dużych 

pierścieni, jakie noszą sportowcy, a może tylko sygnet z okazji ukończenia 
college’u. Niektóre są naprawdę spore, zwłaszcza jeśli zabójca miał duże 
dłonie.

– Mówisz tak, jakbyś wykluczał udział kobiety.
– Dlaczego? Kobiety też miewają duże dłonie – powiedział Josh, gdy 

dotarli do jego samochodu.

– Ale niewiele kobiet nosi sygnety z college’u. Jeszcze mniej ma sygnet 

klubowy,   a   już   nigdy   nie   spotkałam   kobiety,   która   nosiłaby   sygnet 
uniwersyteckiej korporacji.

–   Naprawdę?   A   te,   które   dostały   korporacyjne   sygnety   od   swoich 

chłopaków?

–   Chcesz   powiedzieć,   że   morderczynią   jest   studentka?   Przyznaję,   że 

teraz mnie zaskoczyłeś.

Josh w milczeniu uruchomił silnik.
– A wiesz, co mnie zaskakuje, Maggie? – zapytał po chwili. – Wyobraź 

sobie, że ty. Czego ty ode mnie chcesz?

Maggie   nie   wierzyła   własnym   uszom.   Okropnie   zdenerwowana,   za 

wszelką cenę pragnęła skierować rozmowę na inne tory, ale było za późno. 
Teraz mogła tylko udawać, że nie wpadła w panikę.

–   Mogłabym   ci   zadać   to   samo   pytanie   –   powiedziała   hardo.   –   Ale 

obawiam się, że w zależności od sytuacji za każdym razem usłyszałabym 
inną   odpowiedź.   Weźmy   na   przykład   dzisiejszy   poranek.   Chyba   oboje 
wiemy,   czego   ode   mnie   chciałeś,   choć   przyznaję,   że   się   tego   nie 

background image

spodziewałam. Zresztą może nie potrafię czytać w cudzych myślach. Może 
się pomyliłam co do twoich intencji.

– Nie pomyliłaś się.
– Coś ty powiedział?
– Dobrze słyszałaś. Powiedziałem, że się nie pomyliłaś.
– Udowodnij to – palnęła Maggie, zanim zdążyła pomyśleć.
Joshowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wprawnie manewrując, 

wydostał się z ruchu, skręcił ostro w prawo i wjechał w ciemny zaułek. 
Zahamował,   ustawił   bieg   automatycznej   skrzyni   na   pozycji   „parking”, 
odpiął pas, po czym przysunął się tak blisko, jak na to pozwalała dzieląca 
ich siedzenia rozbudowana konsola.

Maggie zagapiła się na Josha, próbując coś wyczytać z jego oczu.
– Co... co robisz? – wykrztusiła.
–   Udowadniam   –   mruknął   Josh   i   odpiął   pas   Maggie.   Objął   ją   i 

przyciągnął   do   siebie   na   tyle   blisko,   żeby   móc   dosięgnąć   jej   warg. 
Pocałunek był namiętny i mocny, a Maggie aż zachłysnęła się z wrażenia.

– Kiedy już nie mogła oddychać, odwróciła gwałtownie twarz.
– Wystarczy. Dowiodłeś, że mówiłeś prawdę – wychrypiała.
– Jeszcze nie. – Josh wziął jej rękę i położył na swoich udach.
Maggie nie miała nic przeciwko temu. Najchętniej rozpięłaby spodnie 

Josha i poczuła pod palcami jego sztywną męskość. A jednak cofnęła powoli 
rękę, ciekawa, co teraz nastąpi.

Nie czekała długo.
– Czego ty właściwie chcesz? – zapytał.
– Uznałem, że nie powinienem cię podrywać ze względu na Tima, ale, 

jak   widać,   przeceniłem   trochę   swoje   hamulce   i   zapomniałem   o   swoich 
szlachetnych   intencjach.   Jeśli   jednak   zależy   ci   na   mnie,   jestem   gotów 
zmięknąć. Ale musisz o czymś wiedzieć. Otóż nie ożeniłem się jeszcze ze 
względu na statystykę. Czy wiesz, że każdy, kogo znam, przynajmniej raz 
się   rozwodził?   Nie   chcę   takiego   życia.   Zwykle   po   rozwodzie   pozostają 
jeszcze   dzieciaki,   które   najbardziej   cierpią,   a   to   daje   co   najmniej   jedną 
nieszczęśliwą   osobę   na   jedno   rozbite   małżeństwo.   Pewnie   moglibyśmy 
pójść do łóżka, ale czy to by ci wystarczyło? Jeśli tak, możemy od razu 
jechać do mnie i kochać się aż do rana. – Przerwał na chwilę. – Nie wiesz, 
co odpowiedzieć?

– Na razie po prostu nie znam odpowiedzi.

background image

Nie dziś – szepnęła zaszokowana. – I proszę cię, jedźmy już.
– A jutro będziesz znała odpowiedź?
– No... nie wiem.
– Ale ja chyba wiem. Chcesz wyjść za mąż i mieć dzieci, tak samo jak 

wszyscy.

– Wszyscy oprócz ciebie.
Josh przesiadł się za kierownicę.
– Być może. I nie zamierzam tego uzasadniać. Jestem, jaki jestem i albo 

ktoś to zaakceptuje, albo w ogóle może się ze mną nie zadawać.

– Z tego, co mówisz, wyłania się dosyć ponury obraz. Ale cóż, czuję, że 

nie chcesz wałkować tego tematu.

Podczas całej drogi do biura, a później do domu Maggie walczyła ze 

łzami. Miała teraz wiele do przemyślenia. Wysiadając z samochodu Josha, 
powiedziała wreszcie, co myśli:

– Nigdy nie uwierzę, że postanowiłeś zostać kawalerem tylko z powodu 

statystyki. Oszukujesz sam siebie i na pewno o tym wiesz. Więc przestań 
mnie obrażać, opowiadając takie bzdury.

background image

Rozdział 4

Ostatnio tydzień pracy Maggie zaczynał się w poniedziałek, a kończył w 

piątek.   Za   parę   tygodni,   jak   zawsze   w   wydziale   śledczym,   sytuacja   się 
zmieni; nawet patolodzy pracowali rotacyjnie, tak że nikt nie mógł liczyć na 
tradycyjny weekend. To była sprawiedliwa zasada. Kiedy zachodziła taka 
konieczność,  Maggie  chętnie pracowała w weekendy, ale dzisiaj – a był 
właśnie piątek – modliła się, żeby nikt nie zarządził śledztwa wymagającego 
jej obecności w sobotę czy w niedzielę. Potrzebowała czasu, a dwa dni z 
dala od Josha Bentona może pozwolą jej się pozbierać.

Nie przestawała myśleć o tym, co jej powiedział. A na jej reprymendę 

zasłużył aż nadto; mogła mu nawet jeszcze więcej nagadać. Każda idiotka, 
która   liczy   na   związek   z   mężczyzną   o   takich   poglądach   na   miłość, 
małżeństwo i dzieci, czyli na wszystko, co się w życiu liczy, sama jest sobie 
winna i nie ucieknie od cierpienia, tak jak teraz Maggie. Nie chcę takiego 
życia, powtarzała sobie wielokrotnie. Gdyby mogła, wydarłaby z serca ten 
zalążek uczucia, który zagnieździł się tam dziesięć lat temu, kiedy jeszcze 
była nastolatką. Może wtedy na dobre odcięłaby się od tego aroganckiego 
mężczyzny. Ale z tym był największy kłopot, okazało się bowiem, że nie 
jest panią własnych uczuć. Na widok Bentona serce waliło jej jak szalone, a 
kiedy rozmawiając o sprawie Gardnera, musiała patrzeć mu w oczy, uginały 
się pod nią kolana i czuła w żyłach coraz gorętszą krew. Taka bezsilność, 
zupełnie dla niej nowa, doprowadzała ją do wściekłości, bo zupełnie nie 
umiała jej pokonać. Co z tego, że setki razy powtarzała sobie, jak bardzo 
nienawidzi Josha. I tak wiedziała, że to nieprawda. Zawsze uważała się za 
osobę rozsądną i zrównoważoną, więc gdzie się raptem podział jej rozsądek? 
Pewnie ukrył się głęboko w jej głupiutkim sercu, które zasługiwało na karę.

Żeby się kompletnie nie rozsypać i wreszcie przestać użalać nad sobą, 

Maggie   przez   większość   dnia   przeglądała   zdjęcia   zrobione   na   miejscu 
zbrodni   przez   Jacka,   a   także   swoje   z   kostnicy.   Najbardziej   interesujące 
okazały się ujęcia poranionej twarzy ofiary. Bardzo dużo dała komputerowa 
obróbka fotografii z jej aparatu.

Godzinami   oglądała   i   porównywała   je   na   ekranie   komputera, 

powiększała co ważniejsze fragmenty i stosując różne techniki przesiewania 
i cieniowania, uzyskiwała coraz lepsze efekty. Powiększając obraz jednego 

background image

szczególnie ciężkiego obrażenia, Maggie w pewnym momencie wpatrzyła 
się w ekran, zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy. Na stłuczonym miejscu 
widniał jakiś wzór, którego wciąż nie mogła zidentyfikować.

– Chciałbym, żebyśmy razem przejrzeli teczkę Gardnera.
Maggie aż podskoczyła na krześle. Nad nią stał Josh, a ona była tak 

zajęta, że nie usłyszała, kiedy się tu zakradł. Okey, może słowo „zakradł” 
nie było właściwe. Zwłaszcza że w pokoju byli też inni detektywi.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta; za dziesięć minut zjawi się jej 

zmiennik, a ona skończy pracę. A potem ma cały weekend, żeby pozbierać 
się i dojść do siebie.

–   To   nie   potrwa   długo   –   powiedział   Josh,   dobrze   wiedząc,   dlaczego 

Maggie spogląda na zegarek.

– Tym lepiej – burknęła.
– Chodź do mnie. Przejrzymy teczkę przy moim biurku – powiedział 

Josh, wychodząc.

–   Muszę   jeszcze   coś   wydrukować   i   wyłączyć   komputer   –   zawołała 

Maggie do jego pleców.

Nie   oglądając   się,   pomachał   jej   ręką;   to   lekceważące   przyzwolenie 

podziałało   Maggie   na   nerwy.   Zaciskając   zęby,   wydrukowała,   co   trzeba, 
zapisała   w   komputerze   swoją   pracę,   a   na   koniec   zgodnie   z   procedurą 
bezpiecznie go zamknęła.

Złapała ułożone według ważności fotografie, zostawiając na biurku tylko 

niewielki plik, wzięła jeszcze wydrukowaną odbitkę dziwnego wzoru, który 
dopiero zaczęła rozgryzać, i z zaaferowaną miną pomaszerowała do biura 
Josha.   Żadnych   osobistych   akcentów!   –   nakazywała   sobie   po   drodze.   – 
Jeżeli powie cokolwiek, co nie ma związku ze sprawą, już ja mu pokażę! A 
gdyby   znów   zaczął   marudzić   na   temat   statystyki   i   mojej   niewłaściwej 
postawy, powiem mu dokładnie to samo co wczoraj. Ciekawe, czy mu się to 
spodoba?

Wiedziała, że się nie spodoba. Ale jej też nie podobało się wiele rzeczy, 

a mimo to jakoś je znosiła.

Z bliżej nieokreślonego powodu zaczęły ją szczypać oczy. Rany, czy 

ilekroć Josh coś do mnie powie, zamierzam się mazać? – zirytowała się. Coś 
jest ze mną nie tak, tylko co?

Kiedy Maggie weszła do niewielkiego boksu i usiadła, Josh podniósł 

wzrok znad otwartej teczki Gardnera i od razu przeszedł do rzeczy.

background image

– Nie widzę tu raportu na temat stolika.
–   Musi   gdzieś   być.   Zbadałam   stolik   centymetr   po   centymetrze   i 

szczegółowo   opisałam.   Sam   –   stolik   jest   teraz   w   laboratorium 
kryminalistyki, a raport w tej teczce.

– Więc mi go pokaż. – Josh podsunął jej teczkę.
Maggie   wydęła   wargi.   Czyżby   zarzucał   jej   kłamstwo?   Podważa   jej 

kompetencje?   Chwyciła   teczkę   i   zaczęła   kartkować   papiery.   Wyciągnęła 
odpowiednią kartkę i podała ją Joshowi, a w tym samym czasie inny tekst 
przykuł   jej   uwagę.   Nie   widziała   go   jeszcze,   więc   zaczęła   teraz   czytać. 
Detektywi Waters i Wilson opisali tu rozmowę, jaką odbyli w posiadłości 
Gardnerów z panią Cecelia Gardner, matką Franklina.

– Detektyw... zaraz, tylko sprawdzę, które z nich to podpisało. – Maggie 

spojrzała   na   koniec   strony,   po   czym   kontynuowała   lekturę.   –   Detektyw 
Waters   sygnalizuje,   że   tej   nocy,   kiedy   zamordowano   jej   syna,   Cecelia 
Gardner   zajęta   była   działalnością   charytatywną   i   że   są   na   to   liczni 
świadkowie.   –   Maggie   spojrzała   na   Josha.   –   Czy   imprezy   charytatywne 
trwają całą noc?

– Według lekarza medycyny sądowej śmierć nastąpiła przed północą.
Maggie pokiwała głową. Podczas wstępnych oględzin miejsca zbrodni 

ona również określiła czas zgonu mniej więcej na tę godzinę. Ssąc dolną 
wargę, zastanawiała się nad tym nowym elementem sprawy, po czym doszła 
do   wniosku,   że   ponosi   ją   wyobraźnia.   Powróciła   do   czytania   raportu. 
Dowiedziała   się   jeszcze,   że   detektyw   Colin   Waters   i   jego   partnerka, 
detektyw   Darien   Wilson,   próbowali   skontaktować   się   z 
dwudziestotrzyletnim   synem   Franklina,   Stephenem,   ale   nie   zastali   go   w 
domu.

– Nie wiedziałam, że Franklin miał syna – mruknęła Maggie.
– Jest jeszcze Lyle Gardner, starszy brat Franklina. On też mieszka w 

posiadłości Gardnerów. Tamtego wieczoru podobno oglądał telewizję.

Zdziwiona Maggie uniosła brew.
– Wszyscy oni mieszkają z Cecelia Gardner, z wyjątkiem Franklina. Czy 

on przypadkiem nie odstawa! trochę od rodziny?

– Może był po prostu bardziej niezależny niż reszta Gardnerów. Mógł 

sobie wyjątkowo cenić swoją prywatność.

– Może miał ku temu powody.
– Na przykład jakie?

background image

–   A   jeśli   odwiedzali   go   wieczorami   goście,   którzy   mogli   się   nie 

spodobać mamusi? Na przykład... eee... o innej orientacji seksualnej?

– Wciąż jednak istnieje prawdopodobieństwo, że wszystko zaczęło się 

od włamania.

Maggie żachnęła się.
– Prawdę mówiąc, ta teoria nigdy do mnie nie przemawiała, a skoro i ty 

dotąd o tym nie wspomniałeś, wygląda na to, że ten motyw odpadnie jako 
mało wiarygodny.

– A jaki według ciebie może być motyw?
–   Uważam,   że   Franklin   znal   zabójcę   i   że   doszło   między   nimi   do 

nieporozumienia, które przerodziło się w bójkę.

Josh zastanawiał się chwilę, a wreszcie pokiwał głową.
– Też tak uważam. Jesteś całkiem bystra, detektyw Sutter.
–   Bardzo   dziękuję.   –   Policzki   Maggie   pokryły   się   rumieńcem,   nie   z 

powodu   komplementu,   ale   na   widok   oczu   Josha.   Coś   się   kryło   w   tych 
oczach. Zaraz, zaraz... co to ona miała zamiar powiedzieć, gdyby Josh znów 
próbował porzucić tematy służbowe?

Josh tymczasem rozparł się w fotelu, zapatrzony na Maggie. Zachwycały 

go jej wspaniałe włosy. Zawsze wiązała je z tyłu, a on bardzo by chciał 
zobaczyć te włosy rozpuszczone i w nieładzie. A najlepiej... zmierzwione na 
poduszce. O tak, to dopiero byłaby przyjemność.

Zainteresowanie Maggie sprawą Gardnera jakby wyparowało. Nie mogła 

skupić się nad treścią raportu. A Benton, jak na złość, cały czas wysyłał 
erotyczne sygnały, przekazując oczami to, czego nie odważył się ująć w 
słowa.

A gdyby tak wylądowali w jej mieszkaniu? Czy nie można by powtórzyć 

tej próby pocałunku, ale tym razem to ona przejęłaby inicjatywę?

A jeżeli Josh naprawdę jest z kimś związany?
Nie   życzyła   sobie   wplątania   się   w   romans   z   żonatym   czy   prawie 

żonatym facetem.

Jak się tego dowiedzieć? Szybko wpadła na pewien pomysł.
– To nie ma nic wspólnego ze sprawą – odezwała się – ale chciałam 

urządzić małe przyjęcie. Mogę cię umieścić na liście gości? Przyjdziesz czy 
odmówisz?

Josh nie zdołał ukryć zdziwienia ani ciekawości. Co tak naprawdę kryje 

się   w   tej   pięknej   główce?   Co   można   wyczytać   z   tych   olśniewających 

background image

fiołkowych   oczu?   Czyżby   jego   wczorajszą   przemowę   Maggie   uznała   za 
docenienie jej inteligencji, a nie za zlekceważenie jej kobiecych pragnień? 
Może zatem uczciwość popłaca bardziej niż oszustwo, do którego ucieka się 
wielu   facetów,   aby   zaciągnąć   kobietę   do   łóżka.   Ale   z   drugiej   strony 
pamiętał, jak dziewczyna się zjeżyła, wysiadając z jego samochodu, więc 
zaproszenie   na   kolację   było   ostatnią   rzeczą,   jakiej   mógł   się   po   niej 
spodziewać.

Spoglądał na nią przez długą chwilę.
– A więc będziemy przyjaciółmi?
Maggie zauważyła

;

 że wprawiła Josha w zakłopotanie.

– Czy zaproszenie na kolację jest dla ciebie równoznaczne z propozycją 

przyjaźni?

– Bo ja wiem? Odniosłem wrażenie, że mnie nie lubisz. Kiedyś było 

inaczej, ale jak widać ludzie się zmieniają.

– O tak, z pewnością – zgodziła się Maggie. – A wracając do kolacji, to 

jak, wpisać cię na listę gości, czy nie? Razem z żoną... albo z przyjaciółką?

– Z żoną? Czyżbym ci nie powiedział wczoraj, jaki jest mój stosunek do 

małżeństwa?

–   A   czy   ja   ci   nie   powiedziałam,   co   sądzę   o   takim   głupim   gadaniu? 

Uważasz mnie za idiotkę, gotową uwierzyć w każde twoje słowo?

Josh roześmiał się.
– Za idiotkę? No, no... Posłuchaj, jeśli wydajesz przyjęcie i chcesz mnie 

zaprosić, zawsze mogę odwołać randkę, żeby ci się zgodził rachunek przy 
stole.

W tym momencie zadzwonił telefon komórkowy Maggie. Zerknęła na 

wyświetlacz i zobaczyła numer Natalie.

– Och, zapomniałam, że się umówiłam – jęknęła Maggie. – Czy mogę 

odebrać? – zapytała Josha.

Wzruszył ramionami.
– Nie krępuj się.
– Dzięki. – Maggie nacisnęła przycisk. – Nat, przepraszam, ale jestem 

bardzo zajęta i nie mogę teraz rozmawiać. Dzwonisz w sprawie dzisiejszego 
wieczoru, prawda?

– Tak, ale jest inaczej, niż myślisz. Dzisiaj ja muszę odwołać spotkanie – 

powiedziała Natalie i zachichotała. – Mam randkę z nowym facetem.

background image

– No nie, widzę, że idziesz na całego! To może spotkamy się podczas 

weekendu, co?

– Jeśli tylko będę mogła. On jest strasznie napalony... przynajmniej na 

takiego   wygląda.   Prawdopodobnie   przekonam   się   o   tym   wieczorem.   Na 
razie masz mnie z głowy. Dzwonię, bo nie chciałam cię zostawić na lodzie 
w piątkowy wieczór.

– Doceniam twoją troskę. Do usłyszenia.
Kiedy Maggie skończyła rozmowę, mina Bentona wydała jej się dziwnie 

skwaszona. Po chwili ją olśniło: Nat to imię i dla mężczyzny, i dla kobiety, 
więc   Josh   mógł   pomyśleć,   że   rozmawia   z   facetem!   Cholerny   egoista!   – 
oburzyła się w duchu Maggie. Sam nie zje i drugiemu nie da! Cóż, ona ma 
już dość tych wymownych spojrzeń i zmian nastroju. Teraz albo nigdy...

– Okazało się, że mam wolny weekend – powiedziała od niechcenia. – A 

jak wygląda twój jutrzejszy dzień?

Zaskoczony Josh poprawił się na krześle.
– Eee... będę prawie cały czas tutaj. Dlaczego pytasz?
– Chodzi mi o to przyjęcie.
– Dasz radę je tak szybko zorganizować i zaprosić gości?
– Moi znajomi są wyluzowani. Jeżeli tylko nie są już gdzieś umówieni, 

chętnie przyjmą zaproszenie.

– No cóż... jasne... myślę, że mógłbym przyjść. O której?
Maggie nie zauważyła, żeby Josh był zachwycony propozycją. Skoro 

jednak powiedział, że przyjdzie, to na pewno dotrzyma słowa.

– Może być o siódmej. Pasuje ci?
– Chyba tak... hmm... świetnie.
– To dobrze. A teraz chciałabym ci coś pokazać. – Maggie podała mu 

powiększone zdjęcie.

Josh   przyglądał   mu   się   przez   dłuższą   chwilę,   po   czym   zerknął   na 

Maggie.

–   Udało   ci   się   wydobyć   fragmenty   wzoru.   Świetna   robota,   Maggie. 

Myślisz, że ten wzór mógłby być jeszcze bardziej czytelny?

–   Bardzo   bym   chciała.   Przyjdę   jutro   i   jeszcze   nad   tym   popracuję   – 

dodała z troską w głosie.

W obliczu śledztwa osobiste sprawy należało odsunąć na drugi plan, tym 

bardziej   że   zamiar   urządzenia   przyjęcia   był   tylko   nieprzemyślanym, 
mglistym   i   chyba   całkowicie   bezsensownym   pomysłem,   który   raptem 

background image

strzelił jej do głowy. Głównie chodziło jej o zorientowanie się, czy Josh ma 
kogoś i ewentualnie danie mu  nauczki.  Ale czy  laka  kompletnie  zielona 
osoba jak ona potrafi pognębić doświadczonego mężczyznę?

Aż   zadrżała   na   samą   myśl.   Mając   nadzieję,   że   Josh   nie   zauważy   jej 

zmieszania, wróciła do poprzedniego wątku:

– Mogłabym posiedzieć nad tym przez cały ranek. Co ty na to?
Josh skinął głową.
– Rzeczywiście byłoby dobrze i chyba nawet powinnaś to zrobić. Tylko 

czy   jutrzejsza   praca...   powiedzmy   do   południa...   nie   pokrzyżuje   twoich 
planów i nie rozwali ci przyjęcia?

Maggie zebrała myśli.
– Nie sądzę. Czy to już wszystko na dzisiaj?
–   No   cóż,   moglibyśmy   przegadać   całą   noc   o   tym   morderstwie,   ale 

wątpię, czy posunęlibyśmy się o krok dalej. To co, będziesz tu z rana?

– Tak.
Josh wstał zza biurka.
–   Może   się   zobaczymy,   a   może   nie.   Zamierzam   wpaść   rano   do 

laboratorium i jeszcze raz obejrzeć ten stolik. Nie wiem dlaczego, ale wciąż 
nie daje mi to spokoju.

Maggie natychmiast przyjęła obronną postawę.
– Jestem pewna, że poza tym, co wykazały moje badania laboratoryjne, 

niczego więcej nie znajdziesz.

– Mówisz tak, jakbym podważał twój profesjonalizm.
– No, nie... ale...
– Idź już do domu, Maggie. Albo spotkamy się rano tutaj, albo o siódmej 

wieczorem u ciebie.

Po tej odprawie Maggie z wypiekami na twarzy prawie biegiem opuściła 

boks Josha.

Wracając do domu, rozmyślała o problemie swojego dziewictwa. Bała 

się, że wyjdzie na idiotkę. Całą swoją wiedzę o uwodzicielskich praktykach 
czerpała   z   książek   i   z   opowiadań   koleżanek.   Czy   to   wystarczy,   żeby 
zachować   się   jak   doświadczona   kobieta?   Musi   wystarczyć,   orzekła.   Po 
prostu musi!  Jeśli  Josh  się  połapie, że w sprawach  damsko-męskich  jest 
zupełnie zielona, będzie pokpiwać z niej co najmniej przez cały następny 
tydzień.

–   I   co   teraz   będzie?   –   szepnęła,   przestraszona   własnym   idiotycznym 

background image

pomysłem.

Miejscami   jezdnia   była   niebezpiecznie   oblodzona.   Maggie   trzymała 

mocno   kierownicę,   wypatrując   śliskich   miejsc   i   zadręczając   się 
jednocześnie. Ależ nawarzyła sobie piwa! Ani chybi, kiedy Benton stanie w 
drzwiach i stwierdzi, że poza nim nikogo nie ma,  rzuci się do ucieczki. 
(Chyba że przedtem ją wyśmieje.

Doszła do wniosku, że od chwili ponownego spotkania Josha straciła 

całą pewność siebie. Nie tylko jako kobieta, ale także jako profesjonalna 
policjantka. Jeśli nie liczyć wczorajszej awantury, pozwoliła Joshowi wejść 
sobie   na   głowę.   Dlaczego,   na   miłość   boską?   Czy   dzięki   zajmowanemu 
stanowisku jest lepszy od niej ? Bardziej inteligentny? Owszem, na pewno 
ma większe doświadczenie w zawodzie, w końcu jest od niej o dziesięć lat 
starszy, ale to tylko tyle oznacza, że kiedy on osiągnie wiek emerytalny, ona 
nadal będzie się dobrze trzymać.

I nagle doznała olśnienia. Wiedziała już, co zrobi, i to bardzo dokładnie. 

Pokaże, że wcale nie jest niedoświadczoną gąską... i jutro wieczorem zrobi 
wszystko, żeby rozpalić Josha Bentona do czerwoności...

W końcu, po wielu godzinach spędzonych za biurkiem, Josh westchnął 

głęboko i zamknął teczkę Gardnera. Pęczniała z każdym dniem, a właściwie 
z każdą godziną. Colin Waters i jego partnerka odwalili kawał dobrej roboty, 
przesłuchując   rodzinę,   dalszych   i   bliższych   przyjaciół   oraz   wspólników 
Franklina   Gardnera.   Ciekawy   był   raport   na   temat   Desmonda   Reichera, 
dyrektora   do   spraw   operacyjnych   Korporacji   Gardnera,   człowieka 
cieszącego   się   opinią   prawego   obywatela,   mającego   jednak   rozległe 
znajomości   wśród   ludzi   ze   świata   przestępczego.   Ciekawe,   czy   Franklin 
wiedział o nadprogramowej działalności swojego dyrektora operacyjnego? 
Od razu też nasuwa się logiczne pytanie, czy sam Gardner nie był wplątany 
w nielegalne struktury – o ile to wszystko okaże się prawdą.

Teraz myśli Josha pobiegły innym torem.
Maggie, Maggie, co ja mam z tobą zrobić? – zafrasował się. Splótł ręce 

na karku i położył nogi na biurku. Czuł się przez nią niepewnie i naprawdę 
nie wiedział, co z tym fantem począć. Może, gdy sprawa Gardnera zostanie 
zakończona i nie będą już ze sobą pracować, uda mu się przestać o niej 
myśleć?

Ale, do cholery, potem będzie następna sprawa, pomyślał z niechęcią. 

background image

Mógłby pewnie unikać Maggie, ale w jaki sposób uniknąć tego, co dzieje się 
w jego sercu? Najwyższy czas powiedzieć to sobie bez ogródek: chciałby się 
kochać z Maggie Sutter i wcale nie chodzi mu o szybki, niezobowiązujący 
seks. Pragnie ją trzymać w ramionach, dotykać jej pięknych długich włosów, 
patrzeć w jej fiołkowe oczy i jednocześnie... jednocześnie...

Opuścił nogi na podłogę i nakazał sobie wrócić do rzeczywistości. Jest 

od   niego   młodsza   o   dziesięć   lat,   a   na   dodatek   to   siostra   Tima.   A 
najważniejsze,  że Maggie chyba wcale nie oczekuje poważnych starań z 
jego strony.

Żałując, że nie odmówił zaproszenia na kolację do Maggie – powinien 

był znaleźć jakiś pretekst – wciągnął ciepłą kurtkę. Jedynym pocieszeniem 
było to, że Maggie oprócz niego zaprosiła też innych gości. Prawdopodobnie 
nie będzie ich dużo, w końcu mieszkanie Maggie nie pomieściłoby tłumu, 
ale nawet w niedużej grupie będzie się czuł swobodniej i... bezpieczniej. 
Wystarczy parę osób, żeby zdołał utrzymać ręce przy sobie.

Zresztą... co tam! Wieczór może się okazać całkiem przyjemny.

Nazajutrz   Maggie   ze   zdwojoną   energią   zajęła   się   powiększonymi 

fotografiami.   Po   kolejnej   obróbce   wydrukowała   pięć   najlepszych   zdjęć   i 
chociaż   wciąż   nie   była   usatysfakcjonowana   ich   jakością,   włożyła   je   do 
teczki Gardnera.

Dobrze się stało, że Benton od rana nie pokazał się w biurze; i bez niego 

zdenerwowanie wystarczająco mocno dawało się Maggie we znaki.

Wybiegła z biura parę minut po dwunastej, zatrzymała się kilka razy po 

drodze, robiąc zakupy na wieczór, i dotarła do domu o wpół do drugiej. 
Potem   spędziła   dwie   godziny   w   kuchni   –   teraz   wystarczy   po   przyjściu 
Bentona włączyć piecyk na kwadrans – i pospieszyła do łazienki, żeby zająć 
się sobą. Mieszkanie, posprzątane poprzedniego wieczoru, po prostu lśniło. 
Rano zmieniła nawet pościel. Wszystko było gotowe na wieczór – wszystko 
poza   nią,   ale   na   szczęście   miała   przed   sobą   jeszcze   parę   godzin,   które 
zamierzała wykorzystać co do minuty. A że postanowiła upiększyć się od 
stóp do głów, zaczęła od pedikiuru. Będzie dzisiaj zadbana, jak nigdy dotąd!

No i dowie się wreszcie, dlaczego Josh nie odrywa od niej pożądliwego 

wzroku i niestety na tym poprzestaje.

Przerażało ją jednak własne niedoświadczenie.
Jak   można   w   tym   wieku   być   dziewicą?   Co   będzie,   jeżeli   z   Joshem 

background image

dojdzie do zbliżenia, a kiedy się okaże, że jest jej pierwszym mężczyzną, nie 
będzie wiedział, jak się zachować?

– O Boże – jęknęła Maggie. Co zrobić, żeby uniknąć kompromitacji z 

powodu tego nieszczęsnego dziewictwa, gdy już wylądują razem w łóżku? 
Najbardziej przerażało ją to, o czym słyszała od wielu koleżanek: że dla 
niektórych kobiet ten cholerny pierwszy raz bywa strasznie bolesny. Jeżeli 
należy do tej właśnie grupy kobiet, Josh  od razu się  połapie, że jest jej 
pierwszym facetem.

Powinna udawać, że wszystko jest cudownie i przestać sobie wmawiać, 

że koniecznie musi stać się coś złego.

Zrobisz   wszystko,   żeby   się   udało!   –   nakazała   sobie.   W   końcu   po   to 

sprzątałaś mieszkanie aż do północy, po to powlekłaś świeżą pościel, po to 
przygotowałaś potrawę, która potrzebuje tylko paru minut, żeby ją odgrzać i 
wyjąć z piecyka, po to białe wino chłodzi się w lodówce, a dwie butelki 
czerwonego, odkorkowane, oddychają w kuchni na stole!

Po to też przez co najmniej trzy godziny zamierzała się szykować na ten 

wieczór.   Kiedy   otworzy   drzwi,   żeby   wpuścić   gościa,   Josh   niewątpliwie 
wytrzeszczy oczy na widok Maggie Sutter, jakiej jeszcze nie widział.

Kończyła pedikiur, kiedy zadzwonił telefon.
Na   piętach,   żeby   nie   dotykać   palcami   dywanu,   podeszła   i   podniosła 

słuchawkę.

– Halo?
– Cześć, Maggie. Jak się masz, dzieciaku?
– Tim! Jak się cieszę, że dzwonisz! Co u ciebie?
– Nie może być lepiej. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jak się 

miewasz?

– Świetnie. Ciężko pracuję i uwielbiam to, co robię.
– I co dalej?
– Jak to co?
– Pytam, jak się miewasz, a ty mi nawijasz, że świetnie ci się pracuje. 

Siostrzyczko, a co z twoim męskim ideałem? Czy już takiego spotkałaś?

– Próbujesz wydać mnie za mąż? – zażartowała Maggie.
– Oczywiście. Od tego są starsi bracia. Ale mówiąc poważnie, na pewno 

się z kimś spotykasz. Opowiedz mi o nim.

– Przykro mi, ale z roku na rok moje randki stają się coraz rzadsze. Jak 

się ma Laurie i dzieciaki?

background image

– Chłopcy są zdrowi i ogromnie ruchliwi, a Laurie jest w ciąży.
– W ciąży! Och, Tim, jestem taka szczęśliwa i cieszę się razem z wami. 

Tym razem ma być dziewczynka!

– Laurie na to liczy. Poznamy płeć dziecka mniej więcej za miesiąc. 

Dam ci znać, okey?

– Cudownie!
– No więc jak ci się pracuje? Prowadzisz jakieś ważne śledztwo?
–   Owszem.   Chodzi   o   morderstwo   i...   i...   –   Albo   teraz,   albo   nigdy, 

pomyślała Maggie. – Pracuję nad tą sprawą razem z Joshem Bentonem.

– Josh! Kto by pomyślał, więc on nadal pracuje w policji? Pozdrów go 

ode mnie, dobrze?

– Dlaczego sam do niego nie zadzwonisz i nie zrobisz tego osobiście?
– Chyba masz rację. Dasz mi numer jego telefonu?
–   Jasne,   poczekaj   chwilkę.   –   Po   paru   sekundach   Maggie   wróciła   do 

telefonu z wizytówką Josha. Wolno podyktowała Timowi numer, pewna, że 
go zapisuje. – Szkoda, że wasz kontakt się urwał – powiedziała. – Jeśli mnie 
pamięć nie myli, byliście do siebie bardzo przywiązani.

–   W   pewnym   sensie.   Było   nam   razem   nieźle,   ale   Josh   przychodził 

zobaczyć się nie tylko ze mną, ale i z naszą mamą.

Maggie zbaraniała.
– Nie przypominam sobie, żeby spędzał czas z mamą.
– Ale tak było. No wiesz, był nastolatkiem, kiedy stracił matkę, i bardzo 

polubił   naszą   mamę.   Ona   też   nie   widziała   świata   poza   nim.   Nawet   mu 
gotowała jego ulubione potrawy, kiedy wiedziała, że będzie na kolacji. Nie 
pamiętasz?

– Nie – zapewniła Maggie. – Kiedy to się działo, miałam inne rzeczy w 

głowie. – Jasne, że miałam, pomyślała. Marzyłam o tym, żeby Josh Benton 
zwrócił na mnie uwagę i zauważył, że jestem już dorosła i że umieram z 
tęsknoty za jego pocałunkami...

– Kiedy go zobaczę, powiem mu, żeby spodziewał się telefonu od ciebie 

– powiedziała na zakończenie.

Po   tej   rozmowie   dzisiejsza   wizyta   Josha   u   niej   wydała   się   Maggie 

prawdziwym koszmarem. Czuła jakiś kamień w żołądku. Może to dlatego, 
że   okłamała   brata,   mówiąc,   że   jeszcze   nie   spotkała   swojego   ideału.   Bo 
przecież spotkała go dziesięć lat temu, kiedy wpadał do nich zobaczyć się z 
ich matką!

background image
background image

Rozdział 5

– Nat, wpakowałam się w absurdalną sytuację – poinformowała przez 

telefon przyjaciółkę. – Zanim ci to wyjaśnię, pozwól, że zapytam, jak ci 
idzie z nowym chłopakiem?

Natalie westchnęła marzycielsko.
– On jest cudowny... absolutnie cudowny. Chyba jestem zakochana.
– Cieszę się. Nat, spotkasz się z nim dzisiaj wieczorem?
– Powinien być tu lada chwila. Dlaczego pytasz, Maggie?
Maggie pokrótce wyjaśniła swój problem.
– Zaprosiłam Josha  Bentona,  detektywa, z  którym  pracuję  w  jednym 

wydziale, na przyjęcie do mnie dzisiaj wieczorem. Jest przekonany, że będą 
też inni goście, ale to nieprawda. To znaczy od początku miało nikogo nie 
być. Ale nie mogę tego tak załatwić. Jeszcze sobie pomyśli, że lecę na niego 
i że z całą premedytacją chcę go uwieść. Zresztą... myśląc tak, wcale by się 
nie pomylił. Ale zmieniłam  zdanie.  Nie chcę, aby  tak o mnie  pomyślał. 
Dlatego   mam   do   ciebie   wielką   prośbę.   Czy   nie   moglibyście   przyjść   i 
zachowywać się tak, jakbym was oboje zaprosiła wczoraj?

– Cholera, Maggie, akurat mamy bilety na ten charytatywny koncert, o 

którym   pewnie   słyszałaś.   Dziesiątki   gwiazd   filmowych   i   estradowych 
poświęcą na ten cel swój czas i talent, a Tom wydał fortunę na bilety. Nie 
mogę mu sprawić zawodu, prawda?

To wspaniale, że Natalie uda się uczestniczyć w imprezie, o której trąbią 

już od tygodni, altruistycznie pomyślała Maggie.

–  Oczywiście,   że  nie  –  przyznała,   dodając:  –  Ze  też  sama   na  to  nie 

wpadłam. Też bym chciała być na tym koncercie.

– Zaczekaj chwilę. O której ma się zjawić ten twój detektyw?
– Zaprosiłam go na siódmą.
– To dobrze, bo koncert zaczyna się o dziewiątej. Moglibyśmy wpaść o 

siódmej,  pogadać o koncercie, powiedzieć, jacy jesteśmy  zachwyceni, że 
udało nam się dostać bilety, przegryźć coś, jeśli zechcesz nas poczęstować 
kolacją, i zaraz po kolacji wyjść. Na dobrą sprawę moglibyśmy się zjawić 
jeszcze przed przyjściem detektywa Bentona. Wyjdziemy z domu, jak tylko 
pojawi się – Tom, a on jest naprawdę słodki i na pewno nie będzie miał nic 
przeciwko temu, żebyśmy przed koncertem zajrzeli do ciebie. Czy to cię 

background image

urządza?

– Nawet nie wiesz,  jak bardzo – odetchnęła z ulgą Maggie. – Jesteś 

genialna, Nat. Więc przychodźcie, kiedy tylko zjawi się Tom.

– Ten Benton musi być dla ciebie kimś cholernie ważnym.
– Sama nie wiem. Na razie traktuję tę znajomość jako pewne wyzwanie, 

ale... no nic, to długa historia. Opowiem ci, kiedy się spotkamy następnym 
razem. Tak czy owak, niewiele brakowało, a popełniłabym straszliwy błąd. 
Dzięki za pomoc, Nat, jestem ci dozgonnie wdzięczna.

– No to do zobaczenia niebawem.
– Czekam. – Maggie rozłączyła się i spojrzała na zegarek. Do przyjścia 

Josha, jeśli się nie spóźni, zostało około godziny. Chwała Bogu, że Nat i 
Tom pojawią się przed nim.

Maggie, Natalie i Tom rozmawiali, śmiali się i popijali wino, kiedy w 

kuchni   odezwał   się   brzęczyk   od  frontowych  drzwi.  Po   trzecim  kieliszku 
Maggie nie musiała już udawać, że świetnie się bawi.

Przeprosiła gości i poszła do kuchni, gdzie miała domofon.
– Kto się dobija do moich drzwi? – zapytała żartobliwie.
Wesołość   w   jej   głosie   mile   zdziwiła   Josha.   Widać   przyjęcie   już   się 

zaczęło i Maggie dobrze się bawi. To świetnie, zwykle bowiem bywa aż 
nazbyt poważna.

–   Wielki   zły   wilk   –   oznajmił.   –   Wpuść   mnie,   bo   inaczej   chuchnę   i 

zdmuchnę twój dom.

– A który to wielki zły wilk? W tej okolicy jest ich więcej.
– Ten wielki zły wilk to twój szef – odpowiedział Josh groźnym tonem.
– Nareszcie wypowiedziałeś magiczne hasło – rzuciła Maggie lekkim 

tonem. Roześmiała się i nacisnęła przycisk otwierający drzwi na dole.

Zerknęła na stół nakryty na cztery osoby, włączyła piecyk i wróciła do 

salonu.

– Zaraz tu będzie – oznajmiła.
– Maggie, zdążymy się tylko z nim przywitać.
– Natalie miała naprawdę zatroskaną miną, mówiąc te słowa. – Kiedy 

rozmawiałyśmy przez telefon, nie wiedziałam, że Tom obiecał wstąpić po 
znajomych w drodze na koncert. Będą na nas czekać... więc...

–   Strasznie   mi   przykro   –   odezwał   się   Tom   –   że   nie   zostaniemy   na 

kolacji. Odrobimy to innym razem, obiecuję.

background image

Chociaż żołądek Maggie znów dał o sobie znać, zdobyła się na uśmiech.
– Rozumiem. Cieszę się, że w tej sytuacji w ogóle udało wam się wpaść 

do mnie.

Ubierali   się   właśnie,   kiedy   rozległ   się   dzwonek   u   drzwi.   Maggie 

wpuściła Josha, przedstawiła sobie całą trójkę, po czym pożegnała Natalie i 
Toma. Ściskając Maggie, Natalie szepnęła jej do ucha:

– On jest cholernie przystojny. Jutro sobie pogadamy.
Maggie zamknęła drzwi, oparła się o nie plecami i popatrzyła na Josha. 

Miał na sobie elegancki płaszcz i w ogóle wyglądał wspaniale. Niezależnie 
od tego, co on powie albo zrobi, kiedy prawda wyjdzie na jaw, i tak będzie 
się w nim durzyła, pomyślała z rezygnacją.

Josh stał w płaszczu i zastanawiał się, o co, do licha, tak naprawdę tu 

chodzi. Jeśli dobrze się orientował, w mieszkaniu nikogo więcej nie było. 
Czy   to   on   się   spóźnił?   Czy   wszyscy   już   zjedli   kolację   i   sobie   poszli? 
Przecież Maggie zapraszała na siódmą!

–   Czy   goście   wyszli   wcześniej,   czy   to   ja   się   spóźniłem?   –   zapytał, 

jednocześnie   przyglądając   się   Maggie   z   podziwem.   Wyglądała 
zachwycająco   w   ciemnoniebieskiej   spódnicy   i   błękitnej   bluzce, 
podkreślającej   kolor   jej   oczu.   Uczesała   się   dokładnie   tak,   jak   sobie 
wymarzył   –  rozpuszczone,   sprężyste   loki  ślicznie   układały   się   wokół   jej 
twarzy.   Krótka   spódniczka   odsłaniała   smukłe   nogi   w   cieniutkich 
pończoszkach. Takiej Maggie jeszcze nigdy nie widział.

Maggie wreszcie odsunęła się od drzwi.
– Daj mi swój płaszcz. Wcale się nie spóźniłeś. Okazało się, że Natalie i 

Tom już wcześniej mieli swoje plany na dzisiejszy wieczór i musieli wyjść, 
bo   jadą   ze   znajomymi   Toma   na   ten   głośny   koncert   charytatywny,   który 
zaczyna się o dziewiątej.

–   A   inni   goście?   –   Josh   podał   płaszcz,   który   Maggie   powiesiła   w 

niedużej szafie w holu.

– Nie ma żadnych gości.
– Wszyscy twoi znajomi byli zajęci?
– Na to wygląda. – Maggie weszła do salonu. – Wejdź, proszę, i rozgość 

się.   Może   kieliszek   wina?   Piliśmy   właśnie   cabernet   sauvignon,   ale   w 
lodówce mam też białe wino.

– Z przyjemnością wypiję cabernet. – Zauważył, że jeden kieliszek jest 

background image

jeszcze   odwrócony   do   góry   dnem,   z   czego   wywnioskował,   że   Maggie 
spodziewała   się   tylko   trójki   gości.   Najwyraźniej   przyjęcie,   na   które 
zdecydowała się w ostatniej chwili, nie wypaliło.

Wbrew poprzednim lękom i obawom, doszedł teraz do wniosku, że nie 

przeszkadza  mu  ani trochę to, że jest jedynym gościem.  Rozsiadł się na 
kanapie, wypił łyk wina i nagle poczuł się komfortowo, jakby był otulony 
miękkim,   ciepłym  kocem.   Niczym  się   wprawdzie   nie   przykrywał,   ale   to 
uczucie   było   cudowne.   Miło   jest   przebywać   w   towarzystwie   pięknej, 
zmysłowej   kobiety,   popijać   wino,   słuchać   cichej   muzyki   i   zawodzenia 
wiatru za oknami. Chyba nawet w raju nie może być przyjemniej, rozmarzył 
się i uśmiechnął do Maggie.

Ależ   on   jest   zabójczo   przystojny,   pomyślała   Maggie.   I   ten   jego 

wymowny uśmiech, który tak ją onieśmiela... Znów poczuła zdenerwowanie 
i nagle zaczęła się jąkać.

– Eee... no... moja potrawka... już dochodzi – wykrztusiła z trudem. – Za 

jakieś dziesięć minut usiądziemy do stołu.

– Będzie, jak każesz.
Pomyślała, że Josh jest dzisiaj wyjątkowo ugodowy i bardzo miły; nie 

ma w nim nic z tego oschłego mężczyzny, z którym miała do czynienia w 
ostatnich   dniach.   Nawet   inaczej   wygląda.   Jest   jak   zawsze   cholernie 
przystojny,   ale   gdzieś   zostawił   to   surowe   spojrzenie,   jakim   na   co   dzień 
posługuje   się   w   pracy.   Powiedziałaby   wręcz,   że   dostrzega   jakąś   dziwną 
łagodność w jego oczach, której nigdy wcześniej nie zaobserwowała.

Przecież on cię zwyczajnie uwodzi, kretynko!
– ocknęła się. Wystarczy z twojej strony drobna zachęta, żeby wskoczył 

ci   do   łóżka!   Ale   czy   nie   o   to   ci   chodziło?   Czy   nie   w   tym   celu 
zorganizowałaś tę farsę z kolacją? A co, może jednak chcesz umrzeć jako 
dziewica?

Nie   chcę,   zdecydowała.   Ale   nie   wiem,   co   robić.   Uśmiechaj   się... 

uśmiechaj się cały czas i dobrze go nakarm! Czy nie tego chcą wszyscy 
mężczyźni? Słyszałaś przecież, że chcą od kobiet dwóch rzeczy: seksu  i 
jedzenia. Wszyscy tak mówią... No tak, tylko że Josh nie jest dla ciebie 
zwyczajnym facetem. On nie jest taki jak wszyscy, on jest dla ciebie bardzo 
ważny. Bądź miła, ale miej się na baczności!

Nagły zamęt w myślach spowodował, że Maggie omal nie zakrztusiła się 

winem. Trochę za bardzo zakręciło jej się w głowie. Nic dziwnego, wypiła 

background image

za dużo wina na pusty żołądek. Najwyższy czas, żeby coś zjeść.

– Idę przygotować kolację, a ty posiedź tutaj. Za chwilę poproszę cię do 

stołu – powiedziała, podnosząc się z miejsca.

– Pomogę ci. Nie jestem z tych gości, którzy czekają bezczynnie, aż pani 

domu   wszystko   zrobi   –   powiedział   bez   chwili   namysłu.   Kiedy   Maggie 
wchodziła do kuchni, Josh prawie deptał jej po piętach. – Widzę, że stół już 
nakryty. Co jest jeszcze do zrobienia?

– Nic. To znaczy nic wielkiego, a raczej... no wiesz... nic poważnego... 

Zaraz wszystko podam. Siadaj. – Maggie zupełnie nie wiedziała, co mówić i 
co robić. Czuła się okropnie zażenowana i skrępowana. Znowu zakręciło jej 
się w głowie, ale najbardziej niepokojącym objawem było dziwne ciepło, 
które   czuła   w   dole   brzucha.   Zaczęło   się   to   w   momencie,   gdy   Josh 
przekroczył próg jej domu.

– Siadaj – powtórzyła, podeszła do lodówki i wyjęła miskę wcześniej 

przygotowanej sałaty. Zanim postawiła ją na stole, zdjęła folię. Wreszcie 
odważyła się spojrzeć wprost na swojego gościa.

– Nie zamierzasz usiąść?
– Usiądę, kiedy i ty usiądziesz. Poza tym widzę tu cztery nakrycia. Gdzie 

chcesz mnie posadzić?

–   Och,   przepraszam.   –   Tak   drobne   niedopatrzenie   nie   powinno   jej 

wprawić   w   zakłopotanie,   jednak   poczuła,   że   się   czerwieni.   Natychmiast 
przeszła do defensywy. Pomyślała, że nie ma doświadczenia nawet w takich 
sytuacjach,   jak   ta.   Powinna   była   już   wcześniej   usunąć   ze   stołu   te   dwa 
nakrycia.   –   Jeżeli   koniecznie   chcesz   mi   pomóc   –   powiedziała 
zrezygnowanym tonem – możesz zabrać dwa zbędne nakrycia i postawić je 
na ladzie. I siadaj, gdzie chcesz – dodała.

– Okey. Już się robi. – Josh zauważył, że Maggie, która w pracy porusza 

się   pewnie   i   z   niezwykłym  wdziękiem,   u   siebie   w   domu   zachowuje   się 
niezręcznie,   chwilami   wręcz   niezdarnie.   Postawił   nakrycia   na   ladzie   i 
odwrócił   się   w   momencie,   kiedy   Maggie   pochyliła   się,   żeby   otworzyć 
piecyk. – Co się z tobą dzieje, Maggie?

– zapytał spokojnie. – Czy krępuje cię moja obecność? Dlaczego jesteś 

taka spięta?

Dziewczyna  wyprostowała   się,   wbiła   w  niego   ostry   wzrok,   ale   nagle 

poczuła   się   tak   potwornie   upokorzona   i   tak   bezradna,   że   rozpłakała   się 
głośno. Już zupełnie straciła kontrolę nad swoimi emocjami. A wypite wino 

background image

na pusty żołądek też zrobiło swoje.

– Och, jaka ja jestem głupia – wyszeptała, szlochając. Urwała z rolki 

kawałek papierowego kuchennego ręcznika i przyłożyła go do oczu.

Josh zrobił duży krok i położył dłonie na jej ramionach.
– Jak możesz mówić coś podobnego? Jak możesz nawet tak myśleć?
– To przez ciebie tak myślę – pochlipywała. – Naprawdę jestem głupia...
Josh spojrzał jej głęboko w oczy. Stali blisko siebie i on znowu poczuł to 

samo pragnienie, które sprawiało, że nie panował nad własnym ciałem, gdy 
obok była Maggie. Już nie mógł wyprzeć się tego, że bardzo jej pragnie.

– Jeśli płaczesz teraz przeze mnie, to przepraszam – wykrztusił. – Ale nie 

wiem, co złego ci zrobiłem...

–   Pewnie,   że   nie   wiesz...   Na   pewno   o   tym   nie   wiesz...   ale...   ale   ja 

strasznie się w tobie durzyłam, kiedy... kiedy przyjaźniłeś się z Timem – 
wykrztusiła   odważnie,   uciekając   jednak   wzrokiem   w   bok.   Czuła   się 
zawstydzona tym swoim wyznaniem i nie wiedziała, jak Josh zareaguje. Czy 
będzie się z niej śmiał?

– I to jest powód, dla którego nasza odnowiona znajomość jest dla ciebie 

taka trudna? – Josh pogłaskał ją po policzku. – Popatrz na mnie. – Maggie 
podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. – Po pierwsze, wiedziałem 
wtedy, że czułaś do mnie miętę. Wiedziałem też, że takie uczucie nie trwa 
wiecznie i że nastolatki uwielbiają przeżywać miłosne dramaty.

– To nieprawda! Moje uczucie przetrwało...
To jest takie uczucie... na zawsze!
Nie dało się cofnąć raz wypowiedzianych słów. Stali bez ruchu i patrzyli 

sobie w oczy.

– Chyba nie powiesz, że to z powodu tego uczucia do mnie jesteś teraz 

nieszczęśliwa?

Maggie znów uciekła wzrokiem.
– Chyba tak – powiedziała drżącym, cienkim głosikiem.
Josh osłupiał.
– Maggie, jestem od ciebie o dziesięć lat starszy!
– A jakie to ma znaczenie? – zapytała zdziwiona.
– Mógłbym być prawie twoim ojcem!
– Naprawdę? Nie przesadzaj, Josh. Kto słyszał o dziesięcioletnim ojcu? 

– Zrobiła dwa kroki w bok, odwróciła się i szybko podeszła do piecyka. – 
Siadaj   na   końcu   stołu.   Ja   usiądę   na   drugim.   I   dość   już   tego   gadania. 

background image

Będziemy jeść. – Starała się mówić stanowczo i konkretnie, ale nic z tego 
nie   wyszło,   bo   jej   drżący   głos   zdradzał   zdenerwowanie.   Wyjęła   gorące 
półmiski z piekarnika i postawiła je na stole. – Jeśli nie masz nic przeciwko 
temu,   to   nałóż   nam   na   talerze   –   powiedziała   i   otarła   jeszcze   jedną   łzę 
zabłąkaną w kąciku prawego oka.

Josh   nie   wiedział,   co   robić.   Kolacja   stała   na   stole,   ale   Maggie   nie 

zamierzała pełnić honorów pani domu, nadal popłakiwała, a on czuł się jak 
ostatni   łajdak,   chociaż   nie   wiedział   dlaczego.   Co   z   tego,   że   Maggie 
podkochiwała się w nim dziesięć lat temu? Takie rzeczy często się zdarzają, 
ale   nie   powinny   wpływać   na   późniejsze   kontakty!   A   jednak   wpływają. 
Dlaczego   Maggie   twierdzi,   że   nadal   się   w   nim   kocha?   Przecież   to 
nieprawda! Tylko tak jej się wydaje. To pewnie z tego powodu nie mogła 
powstrzymać łez. Stanowczo wolałby zaciągnąć ją teraz do sypialni, zamiast 
siedzieć przy stole i jeść kolację, choćby i najlepszą...

Otworzył wino i rozlał je do kieliszków. Wreszcie oboje usiedli.
–   Upiekłam   kurczaka,   a   duszone   w   maśle   jarzyny   może   kogoś   ci 

przypomną.

Josh przyjrzał się jarzynom leżącym na półmisku.
– Owszem. Pamiętam. Twoja matka zwykle tak je przyrządzała.
– To jej przepis. Wyobraź sobie, że dzisiaj zadzwonił Tim i powiedział 

coś, co mnie zdumiało. Podobno przychodziłeś do nas do domu nie – tylko 
po to, żeby się widzieć z nim, ale i z mamą. To prawda?

– Bardzo możliwe. Lubiłem waszą matkę. Co u niej słychać?
– Umarła.
– Jezu,  Maggie, powinnaś mnie  była uprzedzić! Tak nie  wolno! Tak 

prosto z mostu!? To okropne...

– Przepraszam. No dobrze, spróbuję powiedzieć to inaczej. Moja mama 

odeszła w wieku pięćdziesięciu lat po stoczeniu morderczej walki z rakiem. 
Czy tak lepiej brzmi? Już nie jest takie okropne?

– To straszne. Nic o tym nie wiedziałem. Strasznie mi przykro, Maggie. 

Nie miałem pojęcia... Straciliśmy kontakt ze sobą po waszym wyjeździe...

– No cóż, po przeprowadzce Tima do Kalifornii mama dostała lepszą 

pracę w Detroit, więc obie się tam przeniosłyśmy. Nigdy mi nie przyszło do 
głowy, że mógłbyś zaglądać do nas po wyjeździe Tima, więc pewnie o tym 
nie wiedziałeś. Chyba że mama wspomniała ci o naszych planach.

– Nie, nie miała okazji. Zjawiłem się u was jakiś miesiąc po wyjeździe 

background image

Tima i zastałem juz nowych lokatorów. Kiedy teraz o tym myślę, jestem 
prawie pewny, że wtedy sądziłem, iż obie z Lottie też przeniosłyście się do 
Kalifornii.

– Dlaczego nigdy nie próbowałeś nas znaleźć?
–   Przez   nasz   wydział?   Nie,   nie   próbowałem.   A   czy   któreś   z   was 

próbowało nawiązać kontakt ze mną?

– A czy kiedykolwiek rozmawiałeś z Timem po jego wyjeździe?
Do   Josha   dotarło,   że   oboje   mówią   podniesionymi   głosami.   Odłożył 

widelec i wyprostował się na krześle.

– Dlaczego właściwie skaczemy sobie do oczu?
– Nie mogę mówić za ciebie, ale mnie jest przykro, że my... że każde z 

nas... tak niewiele dla ciebie znaczyło. Ze nie zależało ci na kontakcie z 
nami... z mamą... z Timem...

– Tak jak nikomu z was, Maggie, nie zależało na kontakcie ze mną. 

Mimo że wiedzieliście, gdzie jestem.

– To znaczy, że Sutterowie są winni, a ty jesteś w porządku.
– Tego nie powiedziałem, choć może właśnie tak jest. – Josh potrząsnął 

głową.   –   Wszyscy   zawiniliśmy.   Nie   utrzymywaliśmy   kontaktu,   choć 
wymagało to od nas minimalnego wysiłku. Ale skończmy już ten temat. 
Było, minęło. Trzeba żyć tu i teraz. Najważniejsza jest teraźniejszość. A 
teraz siedzimy przy stole i jemy pyszną kolację. – Spróbował kurczaka i 
dodał: – Ten kurczak naprawdę jest pyszny, Maggie. Chcesz coś usłyszeć? 
Otóż ani trochę nie wyglądasz dzisiaj na glinę.

– Ty też nie.
Josh uśmiechnął się szeroko.
– Tak? To na kogo, według ciebie, wyglądam?
– Jeżeli myślisz, że powiem jakiś idiotyzm w rodzaju „wyglądasz jak 

gwiazdor filmowy”, to grubo się mylisz.

–   Gwiazdor   filmowy!   –   Josh   parsknął   śmiechem.   –   W   życiu   nie 

słyszałem czegoś równie zabawnego.

Maggie uśmiechnęła się krzywo.
– Okropnie śmieszne. W tej jedwabnej koszuli w paski wyglądasz jak 

bankier. Albo jak makler giełdowy. A może jak adwokat... elegancko ubrany 
adwokat.

–   Ach   tak,   więc   to   koszula   pozbawia   mnie   wyglądu   policjanta? 

Zapamiętam to sobie. A chcesz wiedzieć, co psuje twój służbowy wygląd? 

background image

No   więc   fryzura   i   ta   śliczna   niebieska   bluzka,   a   także   twoje   nogi   na 
wysokich obcasach i... – Josh nagle zamilkł. Wreszcie dotarło do niego, co 
Maggie powiedziała o swoim trwającym od dawna uczuciu. Czy to możliwe, 
że przetrwało dziesięcioletnie rozstanie? Może jednak wcale nie kłamała? 
Może rzeczywiście nadal go kocha?

Serce   zaczęło   mu   bić   mocniej.   No   i   co   z   tego,   że   jest   starszy? 

Trzydzieści   sześć   lat   to   jeszcze   nie   starość,   a   ona,   w   wieku   dwudziestu 
sześciu   lat,   nie   jest   już   ani   podlotkiem,   ani   nowicjuszką   w   sprawach 
damsko-męskich.

Maggie zauważyła, że nagle zmienił się wyraz jego twarzy. Jakby coś 

bardzo ważnego przyszło mu do głowy.

– O czym myślisz? – zapytała. – Czy to ma związek z nami, czy może ze 

sprawą Gardnera?

– Chociaż nie wyglądasz dzisiaj jak policjantka, zadałaś teraz to pytanie 

tonem detektywa.

– Bo masz dziwny wyraz twarzy. Jakbyś nagle odkrył coś ważnego...
–   Może   i   odkryłem...   na   przykład   ciebie.   Myślę,   że   rzeczywiście 

dowiedziałem się czegoś nowego o tobie...

–   Masz   bujną   wyobraźnię,   więc   pewnie   coś   tam   sobie   o   mnie 

wyobraziłeś, ale to wcale nie znaczy, że mnie znasz.

– Coś ci się nie zgadza, Maggie?
Jego łagodny głos był miękki jak jedwab.
– Zastanawiam się, dokąd poniesie cię ta twoja wyobraźnia – wyjaśniła.
– A ciebie?
–   Mnie?   Raczej   niezbyt   daleko.   No,   ale   komuś,   kto   nigdy   nie 

doświadczył pewnych rzeczy, na ogół trudno jest je sobie wyobrazić... – 
Maggie urwała. Dlaczego nie ugryzła się w język? – Eee... co powiesz na 
deser? Mam lody śmietankowe z kremem czekoladowym.

– Dziękuję, ale chętnie napiłbym się kawy. Maggie wstała od stołu.
– Podam kawę w salonie. Idź tam, zaraz do ciebie dołączę.
Josh wolno się podniósł. Zdziwiła go ta nagła nerwowość Maggie. Co 

miała na myśli, mówiąc o rzeczach, których nie doświadczyła? Co się za 
tym kryje?

Wolał nie ryzykować i nie pytać jej o to, więc tylko kiwnął głową i 

wyszedł z kuchni.

– Gdzie łazienka? – zawołał, – Na końcu korytarza, po prawej stronie – 

background image

odkrzyknęła   Maggie.   Oparła   czoło   o   lodówkę,   marząc,   żeby   ziemia 
rozstąpiła się pod nią i pochłonęła ją. Dostarczyła mu tyle informacji na 
swój temat, że nawet półgłówek by się połapał w tym, co ją dręczy, a co 
dopiero Josh Benton, któremu daleko do półgłówka. Czy dlatego rozwiązał 
jej się język, że wypiła dużo wina, czy też może nawet bez kropli alkoholu 
potrafiłaby zrobić z siebie idiotkę?

Szybko posprzątała stół, wstawiając talerze do zlewu. Zajmie się nimi 

później, kiedy już pozbędzie się Josha. Swoją drogą, jak dziwnie zmieniają 
się jej chęci. Tak bardzo chciała zaprosić go do domu, że aż posunęła się do 
kłamstwa, a teraz nie może się doczekać chwili, kiedy usłyszy z jego ust: 
dziękuję za kolację i dobranoc.

Nalała   kawy   do   dwóch   filiżanek,   postawiła   je   na   tacy   i   zaniosła   do 

salonu.  Josh  siedział  na sofie,  na widok kawy zrobił miejsce  na stoliku. 
Maggie postawiła tacę i już chciała przysunąć sobie krzesło, kiedy chwycił 
ją za ramię i pociągnął na sofę.

– Usiądź przy mnie – powiedział spokojnie.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
– Ja... może... odniosłeś mylne wrażenie... podczas rozmowy przy kolacji 

– bąknęła.

– Zrozumiałem wszystko właściwie. Usiądź, Maggie. Nie będę kłamał i 

twierdził, że cię nie pragnę. Jestem pewny, że nie muszę tego wyjaśniać 
dobitniej.   Ale   jeszcze   żadnej   kobiecie   nie   groziło   z   mojej   strony 
niebezpieczeństwo,   że   postąpię   wbrew   jej   woli.   Wystarczy,   Maggie,   że 
powiesz „nie”. Nadążasz za mną?

–   Wyciągasz   pochopne   wnioski   na   podstawie   słów,   które   mi   się 

wymknęły po alkoholu.

Josh zmarszczył czoło.
– To brzmi jak „nie”. Mam rację?
Maggie nerwowo przełknęła ślinę. Tak czy nie? Nadeszła chwila decyzji. 

Chwila prawdy. Przecież nie chciała, żeby Josh się dowiedział, że wciąż 
jeszcze jest dziewicą!

– Masz rację – powiedziała drżącym szeptem.
Josh podniósł się powoli.
– Chcesz, żebym sobie poszedł? Zresztą nie musisz odpowiadać. Sam 

podejmę decyzję. Cóż, na mnie już pora. – Podszedł do szafy, wyjął płaszcz, 
a   ubierając   się,   patrzył   na   Maggie.   –   Coś   się   z   tobą   dzieje   dziwnego, 

background image

Maggie. Może częściowo z mojego powodu. Takie odnoszę wrażenie. – Po 
namyśle   zapytał   z   zatroskaną   miną:   –   Czy   sprawiłem   ci   zawód   przed 
dziesięcioma laty? Dałem ci powody, żebyś mogła sądzić, że między nami 
do czegoś dojdzie?

– Nie, nie dałeś.
– Kamień spadł mi z serca. Bardzo lubiłem przebywać w towarzystwie 

całej twojej rodziny, ale w tamtym czasie postrzegałem cię wyłącznie jak 
bystrego dzieciaka. Przyzwoici mężczyźni nie podrywają nastolatek.

– Niepotrzebnie tak to podkreślasz. Już wszystko wiem. Dałeś mi też do 

zrozumienia, że nie zadajesz się z kobietami, które chcą czegoś więcej niż 
przelotnego seksu. Mówiłeś, że nie uznajesz stałych związków, nie chcesz 
się żenić i nie chcesz mieć dzieci, rodziny... Bo według ciebie i tak każde 
małżeństwo kończy się rozwodem... Jesteś zdemoralizowany i już!

Josh zrobił wielkie oczy.
– A więc wszystkie moje grzechy, które ci szczerze wyznałem, wyryłaś 

sobie w pamięci po to, żeby mi je stale wypominać?

– Nieprawda! Co mnie obchodzą twoje grzechy? Mam dość własnych, 

którymi powinnam się martwić.

Josh podszedł do drzwi, ale jeszcze raz się odwrócił.
– Wiesz, jak się zastanowię, dochodzę do wniosku, że po prostu mnie 

nabierasz. Przecież ty nigdy dotąd nie zgrzeszyłaś! Och, pewnie masz na 
sumieniu jedną czy dwie romantyczne miłości, ale nie grzech! – ironizował.

Maggie zawsze wiedziała, że Josh nie jest głupi. Ze rozgryzie każdą jej 

tajemnicę. Na pewno tym razem też trafiłby w dziesiątkę, gdyby myśl o 
istnieniu na tym świecie dwudziestosześcioletniej dziewicy w ogóle mieściła 
mu się w głowie.

– Masz rację – powiedziała. – Nie grzeszyłam do tej pory. Zastanów się 

nad tym, detektywie. A teraz pozwól, że otworzę ci drzwi. – Stanęła obok 
niego   i   odsunęła   zasuwę.   Czuła   na   sobie   zdziwiony   wzrok   Josha   i 
spodziewając   się,   że   zaraz   padnie   niedwuznaczna   propozycja,   szybko 
otworzyła drzwi i szepnęła: – Dobranoc.

Josh dotknął czoła, jakby jej salutował.
– Kolacja była wyśmienita, ale zanim odejdę, dodam jeszcze coś, co na 

pewno   ci   się   nie   spodoba.   Jesteś   cholerną   kłamczucha,   Maggie   Sutter. 
Dobranoc.

Wyszedł,   a   Maggie   zamknęła   za   nim   drzwi   i   ledwo   mogła   ustać   na 

background image

nogach, mocując się z zamkiem antywłamaniowym.

Potem rzuciła się na kanapę i szlochała bez opamiętania. Nienawidziła 

Josha Bentona.

Ale   w   rzeczywistości   prawda   wygląda   zupełnie   inaczej,   pomyślała, 

wylewając morze łez.

Kocham go. Do szaleństwa, bezgranicznie i dozgonnie. Całym sercem i 

duszą. Zawsze go kochałam, od pierwszego spotkania, kiedy byłam bujającą 
w obłokach nastolatką, a on przyjacielem mojego brata. Wiem, że to uczucie 
nigdy nie zniknie i nie pozwoli mi  prowadzić normalnego  życia. Jestem 
skazana na godne pożałowania usychanie w samotności.

Ale to, co teraz odczuwała, pozwoliło jej dojść do jedynego słusznego 

wniosku: nic dziwnego, że nigdy nie spała z mężczyzną – po prostu żaden z 
nich nie dorównywał Joshowi, nawet w przybliżeniu.

background image

Rozdział 6

Josh   spał   niespokojnie.   Śniła   mu   się   Maggie,   prześladowała   go   też 

sprawa Franklina Gardnera. Coś mu mówiło, że są bliscy poznania prawdy, 
ale do rozwiązania zagadki ciągle brakowało mu kilku ważnych elementów.

Rano wstał rozdrażniony. Szary, pochmurny dzień nie podniósł go na 

duchu.   Psiocząc   na   parszywą   pogodę,   nastawił   kawę   i   otworzył   drzwi 
mieszkania, żeby wziąć niedzielną gazetę.

Na   pierwszej   stronie   dostrzegł   wydrukowany   wielkimi   literami 

nagłówek: „Politycy domagają się aresztowania zabójcy Gardnera”.

Josh   usiadł   przy   stole   kuchennym   i   zaczął   czytać   artykuł,   który   do 

znudzenia powtarzał jedną tezę: na wydział śledczy policji wywierane są 
naciski ze strony wpływowych ludzi w mieście, domagających się wykrycia 
i aresztowania zabójcy Franklina Gardnera. Artykuł przytaczał wypowiedzi 
kilku   z   nich,   zaszokowanych   bestialską   zbrodnią,   a   jednocześnie 
wyrażających zdziwienie opieszałością policji. „Przecież – stwierdzała jedna 
ze znanych osobistości – to była zwykła kradzież z włamaniem, ale niestety 
biedny   Franklin   spróbował   bronić   swojej   własności.   O   ile   wiem,   z   jego 
domu zginęła między innymi bezcenna i łatwa do zidentyfikowania figurka 
Buddy z szesnastego wieku. Pytanie tylko, jak złodziej ma zamiar upłynnić 
coś takiego?”.

– Kretyn – mruknął Josh. Wszystko da się sprzedać. Poza tym, z tego co 

powiedziała gosposia, z domu nie zginęło nic „bezcennego”. Może trochę 
wartościowych rzeczy, ale nic specjalnego. Josh od początku nie wierzył w 
teorię   kradzieży   z   włamaniem,   zwłaszcza   że   złodziej   mógłby   wynieść   z 
mieszkania naprawdę bezcenne przedmioty.

Josh   wiedział,   że   jeśli   ktoś   chce   zaistnieć   publicznie,   bardzo   chętnie 

wypowiada się na każdy lemat, nawet jeśli się na nim nie zna. Z drugiej 
strony, taki artykuł odnosi często pożądany skutek. Josh nie lubił presji, jaką 
zwykły wywierać media, ale też nie kwestionował ich skuteczności. Każdy, 
kto zajmuje się tym śledztwem, poczuje się dotknięty i niedowartościowany, 
włącznie / nim, i ostrzej weźmie się do roboty, żeby jak najszybciej znaleźć i 
doprowadzić mordercę I 

II

 zed sąd.

Po   wypiciu   całego   kubka   kawy   i   przejrzeniu   niedzielnej   gazety   josh 

poczłapał z powrotem do sypialni, przykrył łóżko narzutą, tak jak to robił 

background image

codziennie rano, a następnie wziął prysznic.

Nawet to nie poprawiło mu humoru, ale wiedział już, co zrobić, żeby 

ruszyć z miejsca. Ubrał się w stare wygodne dżinsy i w bluzę z logo Chicago 
Cubs. Był już w kurtce, gotowy do wyjścia, kiedy zadzwonił telefon.

Miał taki parszywy nastrój, że najchętniej by nie odpowiedział. Podszedł 

jednak do aparatu i warknął:

– Benton.
– Właśnie zapadła decyzja o wydaniu ciała Franklina Gardnera. Pani 

Gardner zaplanowała pogrzeb na wtorek rano. Spodziewam się, że weźmiesz 
udział w ceremonii.

– Tak, szefie – powiedział Josh do swojego dowódcy, zastanawiając się, 

jak szybko artykuł w gazecie postawił wszystkich na baczność. – Będziemy 
na   pogrzebie  razem  z   detektyw  Sutter.  Czy   znane   są   już   czas   i  miejsce 
ceremonii?

– O jedenastej na cmentarzu Pines. Msza żałobna będzie miała charakter 

prywatny. Tylko dla rodziny. Przyjaciele i znajomi Franklina wezmą udział 
w ceremonii przy grobie.

– Rozumiem, że to jest decyzja pani Gardner.
– Dokładnie. Muszę jeszcze zatelefonować w parę miejsc. Życzę miłego 

dnia.

–   Ja   również,   szefie.   –   Po   odłożeniu   słuchawki   Josh   wahał   się,   czy 

zadzwonić do Maggie teraz, czy powiadomić ją osobiście jutro w pracy.

Na   samą   myśl   o   telefonicznej   rozmowie   z   nią   poczuł   się   tak,   jakby 

kopnął go prąd pod wysokim napięciem. Ogłuszyło go to na chwilę, choć 
nie   zdziwiło.   Cały   jego   cholerny   organizm   rozregulował   się   z   powodu 
Maggie Sutter.

Powoli stawała się dla niego najważniejszą istotą w życiu; zmuszała do 

dokonania   zmiany   w   jego   hierarchii   wartości.   Cholera,   zaczynał   nawet 
przemyśliwać o małżeństwie i o dzieciach!

Klnąc głośno, chwycił sportową torbę i opuścił mieszkanie. Pojechał na 

uczęszczaną przez policjantów siłownię, przebrał się w spodenki i sportowe 
buty, po czym wskoczył na halową bieżnię.

Po   dwóch   godzinach   „przebiegł”   co   najmniej   osiem   kilometrów, 

poćwiczył trochę na innym sprzęcie, spłukał pot pod prysznicem i przebrał 
się   w   spodenki   kąpielowe,   żeby   zakończyć   trening   w   basenie.   Kiedy   z 
ręcznikiem wokół szyi stanął w drzwiach pływalni, serce zaczęło mu bić jak 

background image

oszalałe. Wspinając się po jednej z odległych drabinek, z wody wychodziła 
Maggie.

Wyglądała   ślicznie   w   czarnym   jednoczęściowym   kostiumie;   ociekała 

wodą i przyciągała wzrok jak nikt inny.

Josh   zrozumiał   w   jednej   chwili,   że   musi   nie   tylko   przyznać   się   do 

porażki, ale i pogodzić z nią.

Jesteś   załatwiony,   Benton.   Bądź   mężczyzną   i   przyznaj   się   do   tego, 

nakazał sobie surowo.

Wchodząc do rozbrzmiewającej echem pływalni, ruszył prosto w stronę 

Maggie. Właśnie wycierała się wielkim ręcznikiem i na widok Josha zrobiła 
wielkie oczy.

– Cześć – powiedział z uśmiechem.
– Cześć – od powiedziała, nie kryjąc zdziwienia.
– Często tu bywasz? Chyba wcześniej cię nie widziałem.
– Skoro po raz pierwszy rozpoznałeś mnie dopiero w dniu, w którym 

zabito   Gardnera,   dlaczego   miałbyś   mnie   zauważyć   tutaj,   na   siłowni?   – 
odcięła się.

–   Może   dlatego,   że   teraz   jesteś   dla   mnie   bardziej   zauważalna.   – 

Uprzedzając kolejną uszczypliwą uwagę Maggie, dodał: – Jest coś, o czym 
chciałem cię poinformować... w sprawie Gardnera. Jak długo zamierzasz tu 
jeszcze zostać?

– Niedługo. – Skorzystała już z sześciu różnych maszyn treningowych, a 

na zakończenie przepłynęła ze dwadzieścia długości basenu. – Wyjdę, jak 
tylko wezmę prysznic.

– Zamierzałem przepłynąć parę długości, ale nie muszę. I tak ćwiczę od 

ponad dwóch godzin. Wystarczy na dzisiaj. Może spotkamy się w holu za 
jakieś dziesięć, piętnaście minut?

– Za piętnaście. Muszę jeszcze wysuszyć włosy, a to trochę potrwa.
–   Świetnie,   więc   do   zobaczenia   za   kwadrans.   –   Josh   odwrócił   się   i 

poszedł w kierunku męskiej szatni.

Maggie   ruszyła   do   damskiej   szatni,   gdzie   wzięła   szybki   prysznic   i 

wysuszyła włosy, zastanawiając się przez cały czas, czy rzeczywiście Josh 
ma jej coś do powiedzenia w sprawie śledztwa, czy też użył tego argumentu 
jako  pretekstu   do spotkania  się  z  nią.  Pewnie znowu  będzie  się  nad  nią 
znęcać. Powie jej, że jest głupią kłamczucha, że go zawiodła i takie tam 
różne nieprzyjemne rzeczy.

background image

Była zła na siebie, że tak źle o nim myśli. Josh ma swoje wady, ale na 

pewno nie jest zarozumiałym macho. Poza tym, dlaczego miałby się nagle 
zainteresować   nią   dzisiaj,   skoro   zaledwie   wczoraj   miał   okazję,   żeby 
zaciągnąć ją do łóżka i nie skorzystał z tej sposobności? Z całą pewnością 
nie   ma   na   to   najmniejszej   ochoty!   To   ona   ma   kompletnie   spaczoną 
wyobraźnię, nie on! – katowała się dalej Maggie.

Poza tym wygadała się wczoraj wieczorem... wypaplała przed nim swoją 

najskrytszą, tak skrzętnie ukrywaną tajemnicę... Na pewno się domyślił o 
czym ona mówi, uświadomiła sobie zrozpaczona Maggie. Przecież każdy, 
kto ma choć trochę oleju w głowie, połączy wszystko w jedną całość. A Josh 
Benton ma nie tylko sprawny umysł, ale jest jeszcze wyjątkowo bystrym 
detektywem. A że wczoraj udał, że nie rozumie, o czym ona mówi i nie 
skomentował głośno jej pijackich zwierzeń... cóż, to świadczy tylko o jego 
całkowitym braku zainteresowania jej osobą. Ona go po prostu nie obchodzi.

Niewątpliwie   wyznawanie   facetowi,   że   jest   obiektem   trwającego   od 

dziesięciu lat miłosnego zadurzenia, musi być uznane za oznakę kompletnej 
niedojrzałości.

Ubolewając nad swoim tak niegodnym zachowaniem, Maggie wyłączyła 

i   schowała   do   torby   suszarkę   do   włosów.   Nie   rozczesała   rano   swoich 
bujnych włosów, jak to robiła w dni robocze, więc teraz miała na głowie 
burzę   ciemnokasztanowych   loków.   Wczoraj,   z   okazji   przyjęcia   – 
wzdrygnęła się na samo to słowo – zadała sobie trud i zostawiwszy tylko 
parę loczków w kilku miejscach, rozczesała i wyprostowała resztę. Dzisiaj 
nie musiała tak się trudzić.

Makijaż też sobie odpuszczę, pomyślała z rezygnacją. Po co zajmować 

się twarzą, która jest kompletnie bezbarwna? Josh i tak niczego nie zauważy.

I wtedy przypomniała sobie, co powiedział niedawno na basenie: teraz 

jesteś dla mnie bardziej zauważalna...

Czyżby   coś   przegapiła?   Źle   zrozumiała   Josha?   A   co   z   jej   kobiecą 

intuicją, z jej samozachowawczym instynktem i zdrowym rozsądkiem?

Chwyciła kosmetyczkę, podeszła do lustra i różem ożywiła policzki, a 

także lekko pomalowała usta.

Była gotowa.
– Ruszaj do boju, musisz zmierzyć się z nieprzyjacielem, mruknęła pod 

nosem. Jaka szkoda, ze nie ma pewności, czy Josh jest przyjacielem, czy 
tylko chwilowym partnerem w pracy. Prawdę mówiąc, pragnęła, żeby stał 

background image

się kimś więcej. Gdyby tylko udało jej się poznać jego myśli i zorientować, 
co naprawdę do niej czuje!

– Taak, poczekamy, zobaczymy – westchnęła.

Pięć minut później Josh zobaczył Maggie, zmierzającą w jego stronę. W 

dużym   holu   mieścił   się   bar   szybkiej   obsługi   z   paroma   stolikami;   jeden 
zarezerwował dla nich. Wstał i uśmiechnął się. Maggie podeszła i położyła 
torbę na podłodze.

Wskazał jej drugie krzesło.
– Usiądź. Co wypijesz? Może coś zjesz?
– Dzięki, ale nie przepadam za takimi barami.
– Zbyt zdrowe jedzenie? – zapytał z żartobliwym błyskiem w oczach.
– Raczej powiedziałabym, że pozbawione smaku. Wezmę chyba jeden z 

tych tropikalnych owocowych koktajli. Są bardzo dobre.

–   Może   powinniśmy   odpuścić   sobie   tę   zdrową   żywność   i   wpaść   do 

mojego ulubionego lokalu z cheeseburgerami? – zaśmiał się Josh.

– Maggie uświadomiła sobie nagłe, że Josh się z nią przekomarza, a 

może   nawet   odrobinę   flirtuje.   W   każdym   razie   rozmawia   z   nią   jak 
mężczyzna z kobietą, którą lubi. Ogarnęło ją miłe podniecenie.

– Masz rację – powiedziała buńczucznie. – Chętnie zjem cheeseburgera. 

Chodźmy stąd.

Josh zachichotał.
– To lubię! A tak przy okazji, podoba mi się to, co zrobiłaś z włosami.
Maggie uniosła brew.
– Czyli to, czego z nimi nie zrobiłam – wyjaśniła. – Wyglądałabym jak 

skołtuniony   mop,   gdybym   susząc   włosy,   nie   rozczesywała   codziennie 
loków.

Josh wyciągnął rękę i wsunął palec w pukiel, który kołysał się nad jej 

uchem, po czym lekko połaskotał ją w szyję.

– Niewiarygodne – powiedział. – Muszę przyznać, że takiego pięknego 

mopa w życiu nie widziałem.

Czegoś takiego absolutnie się nie spodziewała! Taki pieszczotliwy gest 

w publicznym miejscu? Gwałtownie cofnęła się, a on opuścił rękę.

– Ruszajmy, jeśli mamy stąd wyjść.
Zabrali swoje torby i opuścili budynek.
Każde pojechało własnym samochodem, Josh przodem, Maggie za nim.

background image

Josh nie mógł zebrać myśli. Krew coraz szybciej krążyła mu w żyłach. 

Oczywiście najpierw powie Maggie o pogrzebie Gardnera, ale to mu zajmie 
tylko   minutę.   O   czym   mówić,   żeby   zatrzymać   ją   dłużej?   Mógłby, 
oczywiście, długo rozwodzić się nad sprawą morderstwa. Może wspomnieć 
o Desmondzie Reicherze? Zapytać, czy czytała raport Colina na temat tego 
faceta...   Porozmawiać   o   ewentualnych   powiązaniach   denata   ze   światem 
przestępczym, co rzuca cień na całą sprawę... i takie tam rzeczy.

– Cholera, cholera, cholera! – zaklął głośno. Żałował, że nie został u niej 

wczoraj trochę dłużej. Czyżby wystraszyło go to, co mu powiedziała? To o 
trwającym uczuciu do niego... na zawsze... Przecież jej nie uwierzył...

Powrócił   myślami   do   ich   rozmowy,   a   serce   biło   mu   coraz   szybciej. 

Stopniowo wszystko zaczęło nabierać sensu... trochę zwariowanego sensu, 
ale wszystko zaczęło mu się zgadzać. Bo jeśli Maggie naprawdę czuje do 
niego to samo, co przed dziesięcioma laty, to...

– Ponosi cię wyobraźnia – powiedział do siebie stanowczym tonem. Nie 

mieściło mu się w głowie, że kobieta z jej urodą, inteligencją i urokiem 
osobistym może wzdychać do faceta, który się z nią tylko droczył strasznie 
dawno temu i traktował jak dzieciaka, którym zresztą wówczas była.

Maggie, jadąc za Joshem, rozmyślała prawie o tym samym. Stanowczo 

za dużo wypaplała wczoraj wieczorem. Nieoczekiwana demonstracja uczuć 
ze   strony   Josha   zdenerwowała   ją;   znów   się   zastanawiała   nad   jego 
podejściem do kobiet. Komplement – albo fałszywe pochlebstwo – na temat 
jej włosów powinien ją chyba zmartwić. Benton mógł przecież dojść do 
wniosku, że jest warta grzechu i że uda mu  się  przeżyć z nią przelotny 
romansik,   jak   to   leży   w   jego   zwyczaju.   W   końcu   sama   dała   mu   do 
zrozumienia, że pójdzie za nim wszędzie, byle tylko kiwnął palcem.

Czuła,   że   naprawdę   przesadziła.   Tak,   rozgadała   się   zupełnie 

niepotrzebnie, ale przecież nie po to, żeby uwieść Josha i przeżyć z nim 
krótką przygodę.

A może przez cały czas właśnie o to jej chodziło?
Oczywiście, że tak! – jęknęła w duchu Maggie. Po  co  by aranżowała 

przyjęcie  z Joshem jako jedynym gościem? Na miłość boską, dziewczyno, 
przestań się oszukiwać. Tak bardzo chcesz się z nim kochać, że zrobiłabyś 
wszystko, żeby go zaciągnąć do łóżka. Tylko boisz się jego reakcji, kiedy się 
przekona, że jest twoim pierwszym mężczyzną!

To była bolesna prawda. Maggie żałowała gorzko, że nie przespała się 

background image

dotąd   z   jakimś   pierwszym  lepszym  facetem,   żeby   nie  znaleźć   się   w  tak 
upokarzającej sytuacji jak teraz.

Powinna się skoncentrować, żeby nie stracić z oczu Josha, który dość 

szybko jechał, a teraz właśnie skręcił w prawo. Po wyjściu z siłowni zaprosił 
ją do samochodu, ale ona wolała pojechać swoim. Czy to nie głupota? Ale w 
jego obecności zawsze czuła się tak niepewnie...

A może już wystarczy tego użalania się nad sobą? Może już czas, żeby w 

towarzystwie Josha przestała zachowywać się jak głupia gąska? Przecież w 
towarzystwie każdego innego mężczyzny potrafi być naprawdę niezależna i 
odważna,   i   całkiem   niegłupia.   Tylko   przy   nim   staje   się   bezradną   gapą. 
Wczorajszy szczeniacki pomysł ściągnięcia go do siebie nie był najlepszy, 
tym bardziej że stchórzyła i zaprosiła Natalie. A jeszcze potem wypiła za 
dużo wina i zrobiła z siebie kompletną idiotkę...

Czy ona może jeszcze tak długo w kółko o tym samym? Przecież sama 

siebie zanudzi na śmierć!

To   się   już   nigdy   nie   może   powtórzyć,   postanowiła   i   wyprostowała 

ramiona. Koniec z idiotycznymi pomysłami i z udawaniem. Jeżeli uzna, że 
powinna mu powiedzieć coś ważnego, to po prostu mu to powie.

Josh   podjechał   do   krawężnika,   zaparkował,   a   Maggie   tuż   za   nim. 

Wysiadała właśnie z samochodu, kiedy podszedł do niej.

– Dzisiaj jest niedziela – powiedział ze zmartwioną miną. – Coś mi się 

pokręciło, zapomniałem,  że Sammy’s Hamburger Haven jest w niedzielę 
zamknięty. Dlatego bez trudu tu zaparkowaliśmy. Powinienem był o tym 
pamiętać, ale chyba myślałem o czymś zupełnie innym.

– Cóż, nie ma sprawy. Możemy to przełożyć.
– Znów usadowiła się za kierownicą. – Masz coś nowego w sprawie 

Gardnera? Chcesz mi teraz o tym powiedzieć?

–   Tak,   choć   przyznaję,   że   marzyłem   o   burgerze   i   jestem   cholernie 

rozczarowany. Usiądę w twoim samochodzie, dobrze? Za zimno, żeby stać 
na   zewnątrz.   –   Zatrzasnął   drzwiczki   i   obszedł   samochód,   żeby   wsiąść   z 
drugiej strony.

Nie   zapraszałam   go,   ale   skoro   sam   wsiadł,   to   i   dobrze,   pomyślała 

Maggie. Teraz, kiedy perspektywa wspólnego lunchu stała się nieaktualna, 
pozostały im do omówienia tylko sprawy zawodowe. I dobrze, pomyślała z 
ulgą, chociaż w głębi serca była tak samo rozczarowana jak Josh. Nie tyle 
żałowała, że nie zje pysznego burgera, co raczej tego, że nie będzie okazji 

background image

do rozmowy, która nie miałaby służbowego charakteru. Kto wie, dokąd by 
ich zaprowadził taki miły wspólny lunch?

Co jest, u licha, znów jej w głowie amory?
Josh wsiadł i zatrzasnął drzwi.
– Ten ziąb przenika człowieka do szpiku kości – powiedział.
–   Włączę   silnik.   –   Maggie   uruchomiła   kluczykiem   zapłon   i   od   razu 

zrobiło się cieplej.

–   Dzięki   –   powiedział   Josh,   po   czym   od   razu   poinformował   ją   o 

wtorkowym   pogrzebie.   Na   końcu   zapytał,   czy   chce   wziąć   udział   w   tej 
ceremonii.

–   Uważam,   że   oboje   powinniśmy   być   na   pogrzebie   –   odpowiedziała 

Maggie.   –  Chciałabym  osobiście   zobaczyć  rodzinę   Gardnera.   Z  tego,  co 
można   wyczytać   między   wierszami   z   raportu   Watersa   i   Wilson,   robią 
wrażenie dość dziwnych ludzi.

– Może masz rację – mruknął Josh i odwrócił się do niej twarzą. – Czy 

moglibyśmy teraz porozmawiać o nas?

Maggie zbladła.
– O nas?
– Tak, o nas, to znaczy o tobie i o mnie. Przekazałem ci już wszystko w 

sprawie Gardnera, ale nie chciałbym, żebyśmy się teraz od razu pożegnali. 
Gdybyśmy jedli lunch, mielibyśmy jeszcze trochę czasu, żeby porozmawiać 
o nas. – Widząc, że Maggie siedzi bladziutka i milcząca, zorientował się, że 
jego propozycja zrobiła na niej wrażenie. – Zmieniłem się w ciągu kilku 
ostatnich dni – powiedział po prostu. – I wiem, że zmieniłem się z twojego 
powodu.

Maggie przełknęła ślinę i poczuła, jak bardzo zaschło jej w gardle. A że 

postanowiła być szczera wobec Josha, z trudem wykrztusiła:

– Ja... ja też się zmieniłam.
– I też przeze mnie?
– Tak. – Odwróciła się i usiadła przodem do niego. – Zawsze wszystko, 

co   robiłam,   miało   związek   z   tobą.   –   Obserwowała   zmianę   wyrazu   jego 
twarzy. – Ilekroć byliśmy razem, próbowałam zachowywać się tak, jakbyś 
mnie wcale nie obchodził, ale to nieprawda.

Spojrzeli na siebie zachwyconymi oczami.
–   Chcę   się   z   tobą   kochać   –   powiedział   Josh   głosem   nabrzmiałym 

emocjami.

background image

–   Ja   też   chcę   się   z   tobą   kochać   –   powtórzyła   szeptem   Maggie, 

powstrzymując się od dalszych deklaracji. Lepiej, żeby Josh sam odkrył jej 
ostatnią i największą tajemnicę.

– U ciebie czy u mnie? – zapytał Josh.
– Dokąd mamy bliżej? Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz.
– Do ciebie.
– No to jedźmy.
– Maggie... – Josh pochylił się, objął ją za szyję i musnął ustami jej 

wargi, potem jeszcze raz, i jeszcze raz. A wreszcie naprawdę ją pocałował.

Maggie   czuła   jego   język,   ruch   jego   warg   na   swoich,   chłonęła   jego 

zapach, a jej ciało drżało z narastającego pożądania. Zastanawiała się, czy 
wszystkie kobiety tak reagują na wybuch namiętności.

Josh uniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
– Uważaj na drodze – szepnął.
– Ty też.
– Jedź za mną. – Wysiadł i szybko podszedł do swojego samochodu.
– Dokądkolwiek zechcesz  – szepnęła Maggie drżącym ze wzruszenia 

głosem i poczuła, jak łza spłynęła jej po policzku.

Prawie   nie   zauważyła,   jak   i   kiedy   dojechali   do   jej   domu.   Cały   czas 

rozpamiętywała ich pocałunek i wyobrażała sobie, co będą robili w łóżku. 
Czuła szalony niepokój, który po chwili ustępował miejsca graniczącej z 
ekstazą radości. Nie mogła się doczekać i zarazem bała się okropnie. Ale 
przede wszystkim z wrażenia kręciło jej się w głowie.

Wreszcie zaparkowali swoje samochody i wbiegli po schodach do jej 

mieszkania. Gdy tylko przekroczyli próg, zdarli z siebie kurtki i rzucili je na 
podłogę, a potem objęli się mocno i znów zaczęli się całować.

W pewnej chwili Josh wziął Maggie na ręce.
– Gdzie jest twoja sypialnia? – wymruczał.
– Obok łazienki.
Wniósł ją na rękach do sypialni, postawił obok łóżka i zaczął rozbierać. 

Dla Maggie było to równocześnie cudowne, przerażające i podniecające. 
Dotąd   żaden   mężczyzna   jej   nie   rozbierał.   Zerkając   między   kolejnymi 
namiętnymi pocałunkami na twarz Josha, który ją rozbierał jak w transie, 
widziała na niej odbicie własnych doznań. A więc to wszystko musiało być 
dla niego równie podniecające jak dla niej! Jak to możliwe? Przecież Josh 
nie jest nowicjuszem...

background image

Ale przecież nie będzie myśleć  o jego poprzednich kochankach. Wie 

tylko tyle, że uwielbia go, kocha każdy fragment jego męskiej, przystojnej 
twarzy. Nagle zapragnęła zobaczyć go całego, więc rozchyliła mu bluzę i 
przywarła wargami do nagiej, rozpalonej skóry na jego piersi.

Pomógł   jej,   zdzierając   bluzę   przez   głowę.   Nagi   do   pasa,   znów 

skoncentrował się na rozbieraniu Maggie.

– Czy chociaż wiesz, jaka jesteś piękna? – szepnął namiętnie.
Nie   obchodził   jej   własny   wygląd,   kiedy   ściągała   z   Josha   dżinsy   i 

bokserki.   Była   zanadto   zafascynowana   jego   męską   urodą.   Na   widok 
twardego, płaskiego brzucha i nabrzmiałej męskości ugięły się pod nią nogi. 
Cofnęła się w stronę łóżka i odrzuciła narzutę. W końcu, nie zważając na to, 
że on nie spuszcza z niej wzroku, szybko zdjęła resztę bielizny i padła na 
łóżko.

Natychmiast   poczuła   na   sobie   ciało   Josha,   a   na   wargach   jego   usta. 

Powtarzał szeptem:

– Maggie... Maggie... Maggie.
Błądziła   ręką   po   plecach   Josha,   a   wargami   wszędzie,   gdzie   mogła 

sięgnąć.

– Josh... och, Josh... – szeptała. – Mój wspaniały, ukochany Josh.
Josh przekręcił się na bok i teraz całował jej piersi. Skoncentrował się na 

sutkach,   aż   usłyszał   rozkoszny   jęk   dziewczyny   i   poczuł   jej   palce   we 
włosach.   Ruch   jej   bioder,   ocierających   się   o   jego   twardy   penis,   nie 
pozostawiał wątpliwości, że podniecenie Maggie jest równie silne jak jego 
namiętność.

Nasunął   się   na   nią   i   podczas   długiego   pocałunku,   połączonego   z 

pieszczotami, spróbował wejść w jej ciało. Zaskoczony, podniósł głowę i 
spojrzał na dziewczynę.

– Maggie... – wyszeptał.
– Ani słowa, Josh. Jeżeli teraz przerwiesz, nigdy ci tego nie wybaczę.
–   Ale...   –   Maggie   odwróciła   głowę   na   poduszce,   on   jednak   zdążył 

dostrzec jej łzy. – Nie płacz, najdroższa – powiedział głosem nabrzmiałym 
czułością. – Powinnaś być dumna. Dajesz mi jedyny dar, jaki kobieta może 
ofiarować tylko raz w życiu. – Pocałował ją w policzek. – Zachowam się 
delikatnie, kochanie – zapewnił szeptem. – Postaram się nie sprawić ci bólu.

I dotrzymał słowa. Pieścił ją długo i namiętnie, i kiedy w końcu w nią 

wszedł,   Maggie   była   tak   podniecona,   że   prawie   nie   poczuła   bólu.   Josh 

background image

poruszał się w zwolnionym, równym tempie i szybko doprowadził do tego, 
że Maggie szybowała równie wysoko jak on. Bez pośpiechu wznosili się 
wyżej   i   wyżej,   a   pierwsze   spazmy   rozkoszy   były   dla   Maggie   tak 
zaskakująco cudowne, że wpiła paznokcie w plecy Josha i zaczęła jęczeć. 
Nie potrafiła się powstrzymać; słysząc własny głos, uświadomiła sobie, że 
wszelkie próby kontrolowania emocji są w tym momencie niemożliwe.

Frunęła   wysoko,   wysoko   ponad   szarą   rzeczywistość,   która   była   jej 

światem przez dwadzieścia sześć lat. Była zakochana i była kochana, i nic, 
co dotąd  znała, nie dało się  z tym porównać.  Kiedy  Josh  przyspieszył i 
zaczął   ciężko   oddychać,   podążyła   za   nim.   Kilka   niewiarygodnie 
rozkosznych   minut   później   Josh   wykrzyknął   jej   imię,   a   jej   ledwo 
wystarczyło sił na wyszeptanie jego imienia. Poniósł ją aż do gwiazd, a jej 
się nie spieszyło, żeby wrócić na ziemię. Przywarła do niego kurczowo i 
przysięgała, że nigdy go nie opuści, co w tej cudownej chwili zdawało się 
mieć głęboki sens.

Kiedy Josh zsunął się na bok i położył przy niej, Maggie nadal unosiła 

się  w  chmurach.  Rozmarzona   i  zaspokojona,  pomyślała,  że  to  wspaniałe 
uczucie to zaledwie końcowy moment z długiej listy przyjemności, z której 
najwspanialszy był sam akt miłosny.

– Nigdy nie przypuszczałam, że to tak wygląda – szepnęła cichutko.
–   Powiedz   mi,   dlaczego,   Maggie,   ty   do   tej   pory   nigdy...   –   urwał, 

odsuwając z jej twarzy wilgotny kosmyk włosów.

– Chyba czekałam na ciebie – odpowiedziała; patrząc mu  w oczy. – 

Kocham cię. Zawsze cię kochałam. Okazuje się, że to nie było zwyczajne 
szczeniackie zadurzenie. To było poważne uczucie, i chyba zawsze o tym 
wiedziałam.   Chyba   dlatego   nie   potrafiłam   pójść   do   łóżka   z   innym 
mężczyzną.

Josh, przepełniony czułością, uśmiechnął się do niej.
– Kocham cię, Maggie.
Przytuliła się jeszcze mocniej i zanim przywarła wargami do jego ust, 

wyszeptała:

– Nigdy nie byłam szczęśliwsza.

We wtorek rano Josh i Maggie pojechali – jednym samochodem – na 

cmentarz Pines. Po drodze rozmawiali o sprawie Gardnera, ale cały czas 
uśmiechali się do siebie, mimo że temat rozmowy raczej nie był do śmiechu. 

background image

Całą   ostatnią   noc   spędzili   razem   i   choć   jeszcze   nie   było   mowy   o 
małżeństwie, oboje wiedzieli, że ich miłość prędzej czy później doprowadzi 
ich do ołtarza.

– Ciągle jest chłodno, ale przynajmniej  pokazało się dzisiaj słońce – 

powiedziała Maggie, wysiadając z samochodu.

– Ale tylko trochę – sprostował Josh, rzucając okiem na niebo.
– Czuje się jednak, że wiosna jest tuż, tuż. Nie mogę się jej już doczekać.
–   Ja   też.   –   Josh   wziął   ją   za   rękę   i   razem   podeszli   do   grupy   ludzi 

zgromadzonych   przy   otwartym  grobie.  Zatrzymali   się   jakieś  dwadzieścia 
metrów od niego. – Bliżej nie trzeba – powiedział Josh cicho. – Przyjrzyj się 
po kolei każdej twarzy. Kogo rozpoznajesz?

Maggie   wymieniła   nazwiska   kilku   grubych   ryb   z   chicagowskiego 

establishmentu.

– Kobieta, która siedzi na środku, to Cecelia Gardner, matka Franklina – 

poinformował ją Josh. – Lyle, najstarszy syn, siedzi po jej prawej stronie. 
Stephen, młodszy syn Franklina, po lewej.

– O, są też Colin i Darien.
Para  detektywów  stała  po  drugiej  stronie niedużej  grupy  żałobników. 

Tak jak Maggie i Josh, oboje przyglądali się uczestnikom pogrzebu.

– A tam stoi Desmond Reicher – szepnął Josh.
– Na prawo od pani Gardner. Widzisz go?
– Tak.
– Ciekawe, który z nich jest leworęczny – mruknęła Maggie.
– Dlaczego?
– Chociaż  jeszcze  nie całkiem rozszyfrowałam wzór sygnetu zabójcy 

Franklina,   jestem   pewna,   że   osoba,   która   zadała   mu   te   ciosy,   jest 
leworęczna.   W   swoim   raporcie   udowadniam   tę   tezę,   ale   muszę   jeszcze 
sprawdzić jedną rzecz, zanim dołączę go do sprawozdania Watersa i Wilson.

– Zadziwiasz mnie. – Josh spojrzał na nią z uwagą.
– Tak jak ty mnie, kochanie... i to nie tylko w łóżku.
– Czyżbyś szukała kłopotów, skarbie?
– Hmm, kto wie?
– Więc chodźmy stąd i poszukajmy ich oboje. – Z szelmowską miną 

wsunął sobie pod pachę jej rękę i poprowadził z powrotem do samochodu.

background image

EPILOG 

Wieczorne   wiadomości   przygotowały   specjalny   program   o   rodzinie 

Gardnerów,   kładąc   nacisk   na   ich   dobroczynną   działalność   na   terenie 
Chicago.

Josh i Maggie, przytuleni do siebie na sofie, oglądali relację. Ich uwagę 

przykuły następujące słowa reportera:

–   Desmond   Reicher,   dyrektor   do   spraw   organizacyjnych   korporacji 

Gardnera,   został   dzisiaj   aresztowany   przez   policję   i   oskarżony   o 
zamordowanie Franklina Gardnera.

Josh i Maggie popatrzyli po sobie, nie kryjąc zdumienia.
– Czy Reicher jest leworęczny? – zdenerwowała się Maggie.
–   Chyba   będzie   lepiej,   jeśli   od   razu   to   sprawdzimy.   –   Josh   wstał   i 

podszedł do telefonu. Po chwili przedstawił się i zapytał: – Gdzie jest – 
przetrzymywany Desmond Reicher? – Podziękował, rozłączył się i wykonał 
drugi   telefon.   –   To   ważne,   sierżancie.   Macie   u   siebie   w   celi   Desmonda 
Reichera.   Mam   ważne   pytanie:   czy   zatrzymany   jest   prawo   –   czy 
leworęczny?

Josh chwilę słuchał, a potem zwrócił się do Maggie.
– Mówi, że nie wie – oznajmił. – Ale zaraz sprawdzi.
Maggie   siedziała   bez   ruchu,   napięta   jak   struna.   W   końcu   Josh 

powiedział:

– Dziękuję, sierżancie. – Odłożył słuchawkę. – Reicher jest praworęczny 

– oświadczył.

– Więc aresztowali niewłaściwą osobę!
– Tak, ale założę się o wszystko, co chcesz, że Colin i Darien też już się 

zorientowali.

Maggie trochę ulżyło.
–   Masz   rację.   Ale   czy   wobec   tego   nie   należałoby   od   razu   wypuścić 

Reichera?

–   W   tej   sprawie   jest   jeszcze   parę   znaków   zapytania,   które   należy 

wyjaśnić.

Maggie westchnęła i położyła głowę na oparciu sofy. Josh ulokował się 

obok i wziął ją za rękę.

– Jest coś, co chciałbym ci powiedzieć.

background image

– Nie krępuj się. – Maggie uśmiechnęła się do niego.
– Dałem ci kiedyś do zrozumienia, że nigdy w życiu nie pomyślałem o 

tym, żeby się z kimś związać... ale to nieprawda.

– Maggie wyprostowała się.
– Nie musisz... to znaczy, masz prawo...
–   Umierasz   z   ciekawości,   żeby   dowiedzieć   się   wszystkiego   o   moim 

życiu w ostatnich dziesięciu latach, więc lepiej nie udawaj, skarbie.

– Zgoda. No to obnaż swoją duszę.
–   No   więc,   mam   wiele   głęboko   ukrytych,   ponurych   tajemnic,   wobec 

których historyjka, którą ci teraz opowiem, wyda ci się niewinna i naiwna.

–   Cholera,   a   już   myślałam,   że   wreszcie   poznam   prawdziwego   Josha 

Bentona.

– Nigdy innego nie znałaś, Maggie. Nie wiesz tylko, co się działo za 

kulisami dziesięć lat temu. Bo skąd miałabyś wiedzieć? Dorośli mężczyźni 
nie opowiadają dzieciakom o kobietach, z którymi się spotykają.

– A zatem miałeś kogoś – westchnęła prawie z żalem.
– Twoja matka wiedziała nawet, że jestem poważnie zaangażowany w 

ten związek. Chcesz poznać jej imię?

– Nadal ją widujesz?
– Skądże. Nie widzieliśmy się od lat. Wiem tylko, że wyszła za mąż i 

przeprowadziła się do Savannah w stanie Georgia.

– Wobec tego nie chcę wiedzieć, jak się nazywa. Ale, jak to się stało, że 

opowiedziałeś o niej mojej mamie?

– Może dlatego, że przez pewien czas twoja mama w pewnym sensie 

zastępowała   mi   matkę.   Chyba   brakowało   mi   własnej,   a   Lottie   zawsze 
chętnie ze mną rozmawiała. No, ale kiedy byłem bliski oświadczenia się, 
kobieta   moich   marzeń   zaczęła   się   puszczać   na   prawo   i   lewo.   Wszyscy 
znajomi o tym wiedzieli, oprócz mnie. Tylko Tim miał odwagę, żeby mi to 
w   końcu   powiedzieć.   Czułem   się   zraniony,   nie   powiem,   i   dość   długo 
dochodziłem do siebie. Przez długi czas nie miałem nawet ochoty zaprosić 
kobiety do kina.

– Wiedziałam, że za twoim lękiem przed prawdziwym związkiem kryje 

się coś więcej niż tylko statystyka, kochanie – powiedziała Maggie.

–   Współczuję   ci,   że   tak   cię   zraniono,   ale   jednocześnie   jestem 

zadowolona, że tak się stało.

Josh roześmiał się głośno.

background image

– Powiedzieć ci prawdę? Ja również się cieszę.
Po długim i namiętnym pocałunku szepnął:
–   Myślałem   o   jakimś   przyjemnym   i   ciepłym   miejscu   na   miesiąc 

miodowy. Co sądzisz o Ha walach albo o wyspach Bahama?

– Miodowy miesiąc?  – Maggie poderwała się, wskoczyła Joshowi na 

kolana i objęła go za szyję.

– Tak... tak... tak!
– Wygląda na to, że trzeba będzie się pobrać – komicznie westchnął 

Josh.

Poza   jeszcze   jednym  „tak”   Maggie   nie   była   w   stanie   wykrztusić   ani 

słowa.