background image

Jackie Merritt

Przyłapani na miłości

Tłumaczyła Aleksandra Komornicka

background image

Rozdział 1

Serce Maggie Sutter biło stanowczo za szybko. A przecież wiedziała, że jeżeli 

ma sprawnie i dokładnie przeprowadzić oględziny miejsca zbrodni, musi wziąć się 
w   garść.   Tymczasem   perspektywa   spotkania   i   współpracy   z   Joshem   Bentonem 
całkowicie zdominowała jej myśli.

Jadąc   windą   do   mieszkania   Gardnera,   mieszczącego   się   na   ostatnim, 

trzydziestym   czwartym   piętrze   jednego   z   najbardziej   luksusowych 
apartamentowców   chicagowskiego   Złotego   Wybrzeża,   zdejmowała   po   drodze 
ciepłą   kurtkę.   Sprawnie   była   tuzinkowa:   nazwisko   Gardnera   znał   każdy,   kto 
czytywał   rubryki   poświęcone   biznesowi   albo   śledził   kroniki   towarzyskie   w 
chicagowskich   gazetach.   Rodzina   Gardnerów   była   wpływowa   i 
nieprawdopodobnie bogata. Reprezentowała tak zwane stare pieniądze i żyła na 
takim poziomie, o jakim tylko ludzie z tej samej sfery mogą mieć pojęcie. Maggie 
nigdy nie marzyła o wielkim bogactwie, stąd większe wrażenie robił na niej fakt, że 
będzie   współpracowała   z   Joshem   Bentonem   niż   świadomość,   że   ofiarą   jest 
Gardner.

Drzwi  windy  otworzyły  się  bezszmerowo  i  Maggie  znalazła  się  w  zupełnie 

innym świecie; ogromne, wykładane marmurem foyer i nieliczne, ale wytworne 
meble musiały kosztować więcej niż jej roczna pensja. Jeden z dwóch pilnujących 
apartamentu umundurowanych policjantów wylegitymował ją i uważnie porównał 
rysy jej twarzy ze zdjęciem na identyfikatorze.

– Czy ktoś już zdejmował odciski? – zapytała Maggie.
– Jeszcze nie. Ale był fotograf.
Wzrok Maggie zatrzymał się na drzwiach windy; czasami w takich miejscach 

zachowują się różnego rodzaju dowody.

– Pilnujcie, żeby każdy, kto korzysta z windy, trzymał ręce w kieszeniach – 

poleciła.  –  To  samo   dotyczy  schodów   – dodała  i przeszła  na  klatkę  schodową 
prowadzącą do apartamentu Gardnera.

Po chwili znalazła się w najpiękniejszym pokoju, jaki kiedykolwiek widziała. 

Takiego nie oglądała nawet na zdjęciach w kolorowych pismach ani na filmach 
opowiadających o życiu ludzi z tak zwanych wyższych sfer.

Na aksamitnej kanapie w kolorze kości słoniowej siedziała kobieta i szlochała, 

trzymając   przy  twarzy  kłąb  papierowych  chusteczek.  Obok  stał  umundurowany 
policjant.

background image

Maggie   podeszła   bliżej   i   obrzuciła   go   inkwizytorskim   wzrokiem.   Policjant 

zareagował natychmiast.

–   To   Miriam   Hobart.   Od   dziesięciu   lat   prowadzi   tu   dom   –   pospieszył   z 

wyjaśnieniem.   –   Pierwsza   natknęła   się   na   ciało   Franklina   Gardnera.   Coś   ją 
obudziło... usłyszała jakiś dźwięk i wstała, żeby sprawdzić, skąd dochodzi.

Kobieta ponownie wybuchnęła płaczem.
Maggie postanowiła na razie zostawić ją w spokoju; uznała, że, po pierwsze, 

będąc w szoku – a na to wyglądało – i opłakując szefa, kobieta i tak nie udzieli 
miarodajnych odpowiedzi; po drugie, śledztwo nadzoruje Josh Benton, któremu 
samodzielna   decyzja   Maggie   mogłaby   się   nie   spodobać.   To   on,   jako   główny 
detektyw, ma ustalać strategię dochodzenia.

W wytwornym salonie panował nieskazitelny porządek. To oczywiste, że nie 

tutaj dokonano zbrodni, pomyślała Maggie, kładąc kurtkę na oparciu kanapy.

– Gdzie to się stało? – zapytała policjanta.
– W gabinecie – poinformował.
Maggie, minąwszy duże i elegancko urządzone wnętrza, dotarła do gabinetu. 

Kiedy stanęła w progu, fotograf policyjny robił jeszcze zdjęcia. Ofiara leżała na 
dywanie. Gardner miał na sobie biały frotowy szlafrok, który skojarzył się Maggie 
z tymi wydawanymi w ekskluzywnych klubach fitness.

– Ile jeszcze czasu ci to zajmie, Jack? – zapytała fotografa.
– Właśnie skończyłem. Możecie sobie ze mnie kpić, ale zrobiłem strasznie dużo 

ujęć tego pomieszczenia i... ofiary.

– Od przybytku głowa nie boli. Mógłbyś tu zostać jeszcze jakieś pół godziny? 

Potrzebuję zbliżeń dywanu pod ciałem denata, ale nie mogę go ruszyć, póki nie 
wykonam rutynowych czynności.

– Ma się rozumieć. Zaczekam w holu na dole. Masz tutaj numer mojej komórki 

– powiedział Jack, wręczając swoją wizytówkę. – Wrócę, jak tylko zadzwonisz, ale 
nie zmuszaj mnie, żebym czekał tutaj. Pracuję już dwadzieścia lat w tym fachu, a 
jeszcze nie przywykłem do zapachu krwi.

Wiesz, gdzie jest detektyw Benton? – zapytała niby od niechcenia.
– Kręcił się gdzieś tutaj. Ostatnio widziałem go w dużej sypialni. No dobra, na 

razie się zmywam, bo, jak powiedziałem, nie lubię przebywać w miejscu zbrodni. 
Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebowała.

Maggie pokręciła głową. Jack uznał gabinet za „miejsce zbrodni” i pewnie się 

nie mylił, chociaż nie mieli na to jeszcze żadnego dowodu. Czy już uznali to za 
pewnik? No cóż, w końcu policji kryminalnej nie wzywa się do ofiar zawału serca.

background image

Nie wiedząc, co zdążył już zrobić Josh, czy na przykład zabrał się do badania 

reszty   pomieszczenia,   Maggie   podeszła   do   ciała.   Pod   głową   denata   widniała 
niewielka kałuża krwi, a więc rana nie musiała być głęboka. Ślady krwi – sześć czy 
siedem   plam   –   były   także   na   białym   szlafroku   nieboszczyka.   Gardner   leżał   z 
gołymi nogami, w jednym białym rannym pantoflu, drugi upadł jakiś metr od lewej 
stopy.

Maggie postawiła torbę, wyjęła z niej parę świeżych lateksowych rękawiczek i 

naciągnęła je. Obok ciała położyła kartkę białego papieru, na której uklękła.

Ofiara  miała  otwarte  oczy.  Maggie  odruchowo  sprawdziła  puls,  ale  – rzecz 

jasna   –   nie   stwierdziła   oznak   życia.   Wyjęła   z   torby   mały   odtwarzacz,   którym 
zawsze posługiwała się na miejscu zbrodni, i umocowała mikrofon tak, żeby mieć 
wolne ręce. Włączyła go i przystąpiła do opisu.

– Ofiarę, zidentyfikowaną jako Franklin Gardner – zaczęła – znalazła gosposia, 

Miriam Hobart. Ofiarą jest mężczyzna, około pięćdziesięciu lat, w dobrej kondycji 
fizycznej.   Ma   niebieskie   oczy,   czarne   włosy   i   śniadą   skórę.   Jego   rysy   twarzy 
sugerują pochodzenie z jednego z narodów kaukaskich. Badań lekarskich jeszcze 
nie przeprowadzono, ale widać... – Maggie zamilkła, żeby policzyć – ... siedem 
plam   krwi   na   szlafroku,   na   wysokości   klatki   piersiowej.   Przejdę   teraz   do 
dokładniejszych oględzin.

Właśnie   zaczęła   rozwiązywać   pasek   szlafroka,   kiedy   dobiegł   ją   głos   Josha 

Bentona.

– No i jak? – zapytał Josh, podchodząc bliżej.
Maggie przełknęła ślinę i wyłączyła odtwarzacz.
Podniosła głowę i spojrzała na detektywa Bentona.
– Prawdę mówiąc, dopiero zaczęłam.
Szare oczy Josha Bentona zatrzymały się na twarzy policjantki klęczącej przy 

zwłokach, przeniosły się na fotografię widniejącą na jej identyfikatorze, by zaraz 
powrócić do jej twarzy.

–   Nie   do   wiary,   Maggie   Sutter!   Co   ty   tu   robisz?   Nie,   to   głupie   pytanie. 

Wiadomo, co robisz, ale jak to się stało... to znaczy... dlaczego nigdy się ze mną nie 
skontaktowałaś, nie dałaś znać, że pracujemy w tym samym miejscu?

Maggie poczuła, że się czerwieni.
– Bo... bo raz minęliśmy się na korytarzu, a ty... mnie nie poznałeś.
– Cholera, więc dlaczego nie wrzasnęłaś, nie podstawiłaś mi nogi, czy coś w 

tym   rodzaju?   –   Josh   nie   spuszczał   wzroku   z   dziewczyny,   zauważając   różnice 
między Maggie Sutter, którą znał przed laty, a tą dzisiejszą, która wydała mu się 

background image

niezwykle atrakcyjna.

– Nie mogłabym zrobić czegoś takiego – mruknęła Maggie, skrępowana całą 

sytuacją; czuła się lak, jakby ją wziął pod lupę.

– Czy mi się wydaje, że wcześniej miałaś bardziej rude włosy?
– Pociemniały z latami.
– Rozumiem. A czy Tim wciąż mieszka w Kalifornii?
Pytanie o starszego brata zaskoczyło dziewczynę. Oto mają przed sobą trupa – 

prawdopodobnie ofiarę zbrodni – a Benton postanowił uciąć sobie pogawędkę na 
temat   jej   rodziny.   Ani   mi   w   głowie   podtrzymywać   tę   rozmowę,   pomyślała,   i 
pominęła pytanie milczeniem.

– Właśnie zaczęłam oględziny zwłok – powtórzyła rzeczowym tonem. – Mam 

kontynuować   czy   sam   to   zrobisz?   –   Cóż,   musi   się   podporządkować.   Josh   jest 
wyższy rangą, nawet jeśli nie jest jej szefem. Ale na pewno będzie kierował tym 
dochodzeniem. Złościło ją, że nie tylko nie poznał jej tamtego dnia, ale nawet nie 
jest mu z tego powodu przykro. Dziesięć lat temu, kiedy on i Tim byli najlepszymi 
kumplami, uważała go za wrażliwego chłopca.

– Nie przerywaj sobie. Rozejrzę się po pokoju. Trzeba bardzo uważać, żeby 

przed zdjęciem – odcisków nie dotykać niczego bez rękawiczek. – Rzucił okiem na 
jej ręce. – Widzę, że tobie nie trzeba tego przypominać.

Maggie opuściła wzrok; nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że Josh w ogóle 

nie ma zaufania do jej kompetencji zawodowych.

Josh brał przez lateksowe rękawiczki kolejne przedmioty i oglądał je uważnie, 

jednocześnie zerkając na Maggie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że spotkał ją tutaj, na 
miejscu zbrodni, i że pracuje ona w jego grupie. Ciekaw był, od kiedy właściwie 
zainteresowała się pracą w dochodzeniówce.

Maggie   odchyliła   poły   szlafroka   Gardnera   i   przekazywała   swoje   uwagi   do 

miniaturowego mikrofonu:

– Siedem niedużych... nawet bardzo niedużych ran kłutych. Być może zadanych 

szpikulcem do lodu. Kto jeszcze używa szpikulców, skoro na rynku istnieje taka 
rozmaitość łatwych w obsłudze kostkarek do lodu? Nikt. Trzeba sprawdzić barek.

Josh od razu zareagował – podszedł do eleganckiego drewnianego barku, przy 

którym stało sześć obitych skórą stołków, wszedł za kontuar i z pewnym podziwem 
zarejestrował   na   podświetlonych   półkach   liczne   butelki   drogich   trunków. 
Zlokalizował wbudowaną lodówkę i drugą, przeznaczoną  wyłącznie na wino, a 
także pokaźnych rozmiarów automatyczną kostkarkę do lodu. Już miał odrzucić 
teorię   Maggie   w   sprawie   ewentualnego   narzędzia   zbrodni,   kiedy,   po   otwarciu 

background image

drzwiczek lodówki, zauważył szklany pojemnik, a w nim całą kolekcję starych 
szpikulców   do   lodu.   Ustawione   pionowo,   tkwiły   w   niedużych   skórzanych 
uchwytach, wypełniając całą przestrzeń pojemnika.

Maggie   przeszła   do   badania   tyłu   głowy   ofiary;   wyraźne   wklęśnięcie, 

wskazujące  na możliwość  uszkodzenia  czaszki,  wyjaśniałoby  obecność  krwi na 
dywanie.

Podniosła wzrok na Bentona, który rzucił suche pytanie:
– Czyżby dwukrotnie zabity?
– Co takiego?
Josh odniósł wrażenie, że zaszokował ją swoim spostrzeżeniem.
– Maggie, gdybyś się zajmowała takimi sprawami przez dwanaście lat, tyle co 

ja, ręczę, że twoje wrażliwe serduszko zdążyłoby się zahartować.

–   Mam   nadzieję,   że   nie   –   zaprotestowała   żywo.   –   Skończyłam   oględziny. 

Chcesz obejrzeć ciało, zanim zadzwonię po fotografa?

Maggie podniosła się z klęczek, a Josh zajął jej miejsce. Przyjrzał się dłoniom i 

paznokciom denata.

– Staranny manikiur – zauważył. Obejrzał też stopy i nogi mężczyzny, a na 

koniec   okolice   krocza.   –   Stłuczenia   na   twarzy   mają   dość   osobliwy   kształt.   Na 
rękach   i   przedramionach   widoczne   są   ślady   walki,   typowe   obrażenia,   które 
powstają w walce o charakterze obronnym. Sekcja zwłok pozwoli ustalić główną 
przyczynę zgonu, ale na pierwszy rzut oka wydaje się, że nastąpił w wyniku ran 
zadanych w klatkę piersiową albo od potężnego ciosu w głowę, gdy ofiara, padając, 
uderzyła się o stolik.

– Naprawdę? – Maggie nie musiała daleko szukać stolika. Zaczerwieniła się po 

cebulki włosów. Powinna była od razu po wejściu do gabinetu dostrzec ślad krwi 
na brzegu stolika! Benton tego nie przeoczył. Niech to szlag trafi! Czy aż tak się 
przejęła perspektywą pracy z nim, że zaćmiło jej umysł?

Josh wstał z podłogi.
– Wezwij Jacka i ludzi z laboratorium daktyloskopii. Niech posypią proszkiem 

cały ten pokój, a zwłaszcza bar. Aha, za barem, w specjalnym pojemniku tkwi 
kolekcja staroświeckich szpikulców do lodu. Niech włożą każdy z nich do osobnej 
plastikowej   torebki   i   dokładnie   je   zbadają   w   laboratorium   kryminalistycznym. 
Dopilnuj   tego.   A   na   razie   zostań   przy   zwłokach,   póki   ich   nie   zabierzemy   do 
kostnicy. Chcę jeszcze dokładnie obejrzeć resztę mieszkania.

Maggie próbowała nie dać po sobie poznać, jak bardzo czuje się upokorzona 

przeoczeniem czegoś tak elementarnego, jak ślad krwi na ostrym kancie stolika. 

background image

Zadarła dumnie brodę i odezwała się pewnym tonem:

– Według mojej oceny śmierć nastąpiła jakieś cztery godziny temu. Zgadzasz 

się ze mną?

– Zgadzam – przytaknął Josh i wyszedł z gabinetu.
Maggie sięgnęła po telefon komórkowy i wybrała numer Jacka.
–   Możesz   wrócić   i   zrobić   zdjęcia,   Jack.   A   jeżeli   na   dole   są   też   ludzie   z 

laboratorium daktyloskopii, poproś, żeby tu z tobą przyszli. To polecenie Bentona.

– Robi się.

Gdy zabrano ciało, większość  policjantów opuściła dom. Z nastaniem świtu 

wyjrzało blade słońce;  świeciło tak słabo, że nawet nie spowodowało porannej 
mgły.   Maggie   stała   przed   przeszkloną   ścianą   i   podziwiała   cudowny   widok   na 
jezioro Michigan. Z niewyspania bolało ją całe ciało, a przecież czekał ją jeszcze 
długi dzień intensywnej pracy.

Była tak zmęczona, że nie zauważyła wejścia Josha do salonu, póki się nie 

odezwał.

– Co powiesz na filiżankę kawy? – zapytał. – Parę przecznic stąd jest lokal, 

gdzie   podają   wyśmienitą   kawę,   a   jeśli   jesteś   głodna,   możesz   tam   zjeść   niezłe 
śniadanie.

– Nie chce mi się jeść, ale kawy chętnie się napiję. Nie mamy tu już nic więcej 

do zrobienia? Czy któreś z nas nie powinno pogadać z gosposią?

– Jeszcze nie wiem, kto ją przesłucha, ale nie ma powodu do obaw, gosposia się 

nie   ulotni.   Podobnie   jak   inni   mieszkańcy   tego   domu.   Dotrzemy   do   każdego   z 
osobna, ale na razie musimy napić się porządnej kawy. Chodźmy.

Coffeehouse Cafe okazała się nieduża i bardzo uczęszczana. Znaleźli wolny 

stolik   i   usiedli.   Josh   usiłował   namówić   Maggie   na   zjedzenie   śniadania,   ale 
odpowiedziała mu zgodnie z prawdą, że nie byłaby w stanie nic przełknąć. Za to 
kiedy podano gorącą, aromatyczną kawę, od razu sięgnęła po swoją filiżankę.

–   Miałeś   rację   –   powiedziała,   kiedy   wypiła   solidny   łyk.   –   Kawa   jest 

wyśmienita.

Josh, który oprócz kawy delektował się jajkami na bekonie z grzanką i porcją 

jarzyn, podniósł wzrok znad talerza.

– Jak pobędziesz ze mną dłużej, przekonasz się, że na ogół miewam rację.
– Coś takiego! Skąd ta metamorfoza? Nie przypominam sobie, żebyś był taki 

nieomylny w czasach, kiedy nie rozstawaliście się z Timem. – Co było nieprawdą, 
bo wówczas sama uważała go za chodzącą doskonałość.

background image

– Poważnie? Hmm... No, a co teraz porabia nasz Tim?
– Nasz Tim ma się świetnie. Pewnie wiesz, że się ożenił.
– Ano, wiem.
– I że ma dwóch synków?
– A, tego nie wiedziałem. Dwóch synów, powiadasz? Masz ich zdjęcie?
– Nie przy sobie.
– Powiedz, jak to się stało, że poszłaś w moje ślady, a nie Tima? Czy on nadal 

siedzi w branży komputerowej?

Maggie uniosła brwi.
– Tak, i wyjątkowo dobrze na tym wychodzi. Natomiast nie widzę żadnego 

podobieństwa między tobą i mną, poza tym, że oboje pracujemy w policji.

– Byłem gliną, kiedy ty bawiłaś się jeszcze w piaskownicy.
– Nie przesadzaj. Mam dwadzieścia sześć lat, więc jesteś ode mnie tylko o 

dziesięć   lat   starszy.   A   to,   że   oboje   jesteśmy   glinami,   nie   oznacza   jeszcze,   że 
myślimy i postępujemy jednakowo.

– Czyżbym wyczuwał nutkę dezaprobaty w twoim głosie?
– No cóż, chyba nie zawsze i nie we wszystkim musisz mieć rację. Podobno nie 

ma ludzi nieomylnych.

– Mola, hola, nie powiedziałem, że zawsze – i we wszystkim mam rację, tylko 

że często mi się to zdarza... poza tym żartowałem. Nie znasz się już na żartach? 
Jeśli dobrze pamiętam, dawniej było inaczej.

– Kiedy widzieliśmy się ostatnio, byłam naiwną szesnastolatką, ale to było już 

dawno.

Josh skończył jeść, oparł łokcie na stole, ujął filiżankę w obie dłonie i obrzucił 

Maggie uważnym spojrzeniem.

– Nie da się ukryć, że wydoroślałaś, i to pod każdym względem.
Maggie   nie   potrafiła   zgadnąć,   czy   jego   niepokojące   szare   oczy   wyrażają 

podziw, czy pożądanie. Przeszedł ją dreszcz. Josh był dziś jeszcze przystojniejszy 
niż   wtedy,   kiedy   przeżywała   katusze   z   jego   powodu.   Durzyła   się   w   nim   bez 
pamięci, a on traktował ją jak dziecko i nawet nie podejrzewał, że jest głównym 
bohaterem jej dziewczęcych fantazji.

Ale by się ubawił, gdyby wiedział, że jej doświadczenie z mężczyznami jest 

równie nikłe jak przed dziesięcioma laty! Fakt, dziewictwo w jej wieku nie było 
powodem do szczególnej dumy, ale naprawdę nie spotkała jeszcze faceta, który by 
ją wystarczająco pociągał. Zresztą nie miała na to czasu. W college’u prawie nie 
podnosiła głowy znad książek, a po zrobieniu dyplomu harowała jak wół, żeby 

background image

dostać pracę w chicagowskiej komendzie policji.

A Josh nadal działał na nią jak dawniej. Nie stracił nic ze swojego uroku. Od 

samego patrzenia na niego działy się z nią dziwne rzeczy. Ale nie mogła przecież 
pozwolić   sobie   na   szybki   romansik   z   jedynym   mężczyzną,   którego   mogłaby 
obdarzyć prawdziwą miłością... gdyby kiedykolwiek była taka szansa.

– Może powinniśmy pogadać o śledztwie – zasugerowała.
Josh uśmiechnął się lekko. Nie dość, że jest śliczna, pomyślał, to jeszcze bystra 

i   potrafi   trzymać   faceta   na   dystans,   co   najwyżej   dopuści   go   na   wyciągnięcie 
ramienia.   A   w   dodatku   jest   siostrą   Tima,   i   to   jest   jeszcze   jeden   powód,   żeby 
traktować ją z szacunkiem. Kiedyś Josh mógł sobie stroić żarty z Maggie Sutter, 
ale nigdy nie posuwał się za daleko.

– Na razie mamy zbyt mało danych – wyjaśnił. – Wiesz, jaka jest procedura... 

sekcja   zwłok   i   ustalenie   przyczyny   zgonu...   niekończące   się   przesłuchania... 
badania laboratoryjne i tak dalej, i tak dalej.

– Jasne. Ale to ty wydajesz rozkazy, więc chciałabym usłyszeć, co masz mi do 

powiedzenia.

–   Zabezpieczyłaś   ewentualne   dowody,   które   należy   zbadać,   więc   posiedź 

dzisiaj   w   laboratorium   kryminalistycznym.   Jeśli   o   mnie   chodzi,   zamierzam 
porozmawiać z patologiem. Prześladuje mnie pytanie, co nastąpiło najpierw: rany – 
kłute   czy   uderzenie   w   głowę.   Uważam   to   za   klucz   do   całego   dalszego 
postępowania.

Maggie była pod wrażeniem logicznego myślenia Josha, a jednocześnie trochę 

mu   zazdrościła.   Chciałaby   mu   dorównać,   pragnęła   wykazać   się   większą 
przenikliwością, ale taką umiejętność pewnie można nabyć dopiero po latach pracy 
w tym zawodzie.

– Zgoda. Jeżeli mnie wysadzisz pod domem Gardnera, przesiądę się do swojego 

samochodu. Chcesz, żebym się z tobą skontaktowała w ciągu dnia?

– Jeśli odkryjesz coś, o czym powinienem wiedzieć, to tak. – Josh sięgnął do 

wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjął wizytówkę. – Masz tu wszystkie numery 
telefonów, pod którymi możesz mnie złapać.

Maggie zrewanżowała mu się własną.
– Na wypadek, gdybyś mnie potrzebował – powiedziała.
– Dobra, więc będziemy w kontakcie.
Bliższym niż myślisz, uznała Maggie. Zła, że takie myśli chodzą jej po głowie, 

postanowiła nie dać poznać po sobie, że inteligencja i męska uroda Josha działają 
na   nią   tak   samo   jak   dawniej.   Musi   uważać   w   jego   obecności,   bo   gdyby   Josh 

background image

uświadomił sobie, jak silnie na nią działa i że daje mu to nad nią przewagę, nie 
wiadomo, do czego by doszło. A może wiadomo i to aż za dobrze?

Maggie wstała od stolika i spokojnie szła u boku Josha, jakby był jednym z 

wielu gliniarzy, z którymi przyszło jej pracować. Nikt nie mógł domyślić się, że 
nogi ma jak z waty...

To straszne, co się ze mną dzieje, pomyślała. Po jednym zaledwie spotkaniu...

background image

Rozdział 2

Jednym   z   zadań   eksperta   kryminalistyki   jest   rekonstrukcja   zbrodni   będącej 

przedmiotem badań. Ma do dyspozycji notatki i zdjęcia z miejsca zbrodni, a także 
zabezpieczone   dowody   rzeczowe.   Maggie   rozmyślała   nad   sprawą,   jednocześnie 
badając   i   analizując   wszystkie   próbki   –   od   włókien   dywanu   po   substancje 
wydobyte   spod   paznokci   –   które   zebrała   w   gabinecie   Franklina   Gardnera.   Jak 
zwykle skrupulatnie opatrzyła etykietką każdą torebkę, jakby to właśnie w niej 
miał znajdować się bezcenny dowód, który naprowadzi na trop zabójcy i przyczyni 
się do przekazania go w ręce sprawiedliwości.

Około drugiej po południu burczenie w żołądku przypomniało Maggie, że nie 

miała nic w ustach od wczorajszego wieczoru, ale chciała jeszcze skończyć testy i 
zapisać   wyniki,   więc   zadowoliła   się   batonem   energetycznym   z   automatu.   Do 
siódmej zrobiła wszystko, co można było zrobić przez jeden długi dzień pracy, po 
czym zaniosła cały materiał do pokoju, w którym gromadzono dowody.

–   Każda   torebka   jest   oznakowana   –   poinformowała   dyżurnego   zupełnie 

niepotrzebnie, bo i tak każdy wiedział, że było to jej obowiązkiem. – W ciągu kilku 
dni dostarczę resztę. – Miała na myśli głównie szpikulce do lodu. Podejrzany był 
fakt, że nie znaleziono na nich żadnych odcisków palców. Prawdopodobnie zostały 
usunięte   przez   zabójcę.   Za   to   na   dwóch   wykryto   ślady   krwi.   Na   ich   zbadanie 
Maggie potrzebowała więcej czasu.

Idąc   do   samochodu,   uświadomiła   sobie   z   żalem,   że   Josh   Benton   nie 

zatelefonował. Dzisiejsza praca sprawiła jej dużo satysfakcji, nic więc dziwnego, 
że chciała być na bieżąco w prowadzonej sprawie i dlatego interesowały ją także 
pozostałe   wątki   śledztwa.   Zamiast   do   domu,   pojechała   więc   do   wydziału 
dochodzeniowo-śledczego, zaparkowała samochód i weszła do środka. Najczęściej 
to   miejsce   przypominało   istny   dom   wariatów,   ale   tego   wieczoru   ruch   był 
zaskakująco niewielki.

Przechodząc obok oficera dyżurnego, Maggie odebrała po drodze pozostawione 

dla niej wiadomości. Szybko przebiegła je wzrokiem, nie odnotowując niczego, co 
nie mogłoby poczekać, po czym udała się do ciasnej i zagraconej salki, gdzie dwa 
miesiące   temu   wyznaczono   jej   miejsce.   Z   trudem   mieściły   się   tu   szafy   z 
kartotekami i mniej więcej dwadzieścia biurek. Na jej biurku stał jedynie telefon i 
wygaszony komputer.

Maggie minęła je i nie zatrzymując się, podążyła na poszukiwanie detektywa 

background image

Bentona, który pracował w innej części lokalu, w pomieszczeniu podzielonym na 
małe boksy. Nie wyglądało to na Ritza, nawet przy maksymalnie bujnej wyobraźni, 
ale Maggie bardzo by chciała awansować do tej salki. Wiedziała, że nieprędko to 
nastąpi, ale co szkodzi sobie pomarzyć.

Drzwi   zajmowanego   przez   Josha   boksu   były   otwarte.   Maggie   zerknęła   do 

środka i zobaczyła, że detektyw rozmawia  przez telefon.  On też ją zauważył i 
pomachał ręką, zapraszając ją do środka. Usiadła na krześle i czekała.

Wreszcie skończył i odłożył słuchawkę.
– Jak poszło w laboratorium? – zapytał.
– Normalnie. Rutyna – odpowiedziała i położyła na biurku szefa plik kartek 

papieru.   –   To   raport   ze   wstępnego   badania   ofiary.   Jeszcze   nie   mam   nic 
konkretnego   na   temat   tych   szpikulców   do   lodu   poza   tym,   że   brakuje   na   nich 
odcisków palców. Przypuszczam, że zostały dokładnie wytarte, a jednak na dwóch 
z nich są ślady krwi. Na jednym to krew ludzka grupy zero plus, na drugim krew 
jakiegoś zwierzęcia. Może ten drugi służył do rozdzielenia zamrożonych steków.

–   Mogę   oczywiście   wykonać   dodatkowe   testy   i   zidentyfikować   gatunek 

zwierzęcia. A co do tego pierwszego... czy wiesz, jaką grupę krwi miał Franklin 
Gardner?

– Zero plus – odpowiedział Josh ze stoickim spokojem.
Maggie wytrzymała jego wzrok.
– A więc ten szpikulec mógł być narzędziem zbrodni?
– Mógł – zgodził się Josh. – Po wstępnych oględzinach zwłok lekarz sądowy 

powiedział,   że   przyczyną   śmierci   mogła   być   rana   głowy   albo   rany   na   klatce 
piersiowej, albo jedno i drugie, jak zresztą  sami  przypuszczaliśmy.  Dopóki nie 
dostaniemy raportu z sekcji, niczego nie możemy  być w stu procentach pewni. 
Poprosiłem, żeby się pospieszyli, ale wiesz, jak jest.

– Powiedziałeś im o zainteresowaniu mediów tą sprawą?
– Użyłem wszystkich możliwych argumentów, ale wiesz... nie wszyscy padają 

na kolana na dźwięk nazwiska naszej ofiary. Zresztą nie jest ono w Chicago jedyne, 
które   wzbudza   zainteresowanie   prasy   –   zauważył   obojętnie   Josh.   –   Jednak   w 
każdej chwili możemy się spodziewać wizyty jakiegoś dziennikarza.

– Wiemy już coś na temat odcisków palców zdjętych w mieszkaniu Gardnera? 

Faceci  od  daktyloskopii  pobrali  ich całe  mnóstwo,  ze  – wszystkich  możliwych 
miejsc. Czy mamy już od nich jakiś raport?

–   Nie.   Mówią,   że   pierwsze   wyniki   będą   rano.   Na   razie   do   rezydencji 

Gardnerów posłano dwóch kapitanów policji, aby oficjalnie powiadomili matkę 

background image

Franklina o jego śmierci.

–   Aż   dwóch   oficerów?   –   zdziwiła   się   Maggie.   –   Skąd   taki   honor?   Ach, 

rozumiem. Bo to zamożna i szanowana rodzina chicagowskich obywateli, tak? Za 
wysokie progi dla zwykłego detektywa... – dodała złośliwie. – Myślałam, że sam 
pojedziesz, żeby ją powiadomić, a przy okazji zobaczysz jej reakcję. Wiemy już, 
jak przyjęła wiadomość?

–   Myślisz,   że   matka   Franklina   może   mieć   coś   wspólnego   z   jego 

przedwczesnym zejściem?

– Skąd ten sceptycyzm? W końcu wszystko jest możliwe. Dopóki nie poznamy 

prawdy,   każdy,   kto   znał   Franklina,   jest   podejrzany.   Nie   ma   żadnego   śladu 
wskazującego na to, że ktoś się włamał do mieszkania. Więc jeśli Franklin sam 
wpuścił mordercę, musiał to być ktoś, kogo znał... kogo się spodziewał. Co wiemy 
o jego życiu osobistym? Czy miał jakąś przyjaciółkę... a może niejedną? Może 
fakt,   że   został   dwukrotnie   zabity,   jak   to   wczoraj   dobitnie   ująłeś,   świadczy   o 
zabójstwie w afekcie? Wiesz przecież, że zabójca, którego uczucia zraniono, czy to 
będzie on, czy ona, często nie wie, kiedy przestać...

– No, no... masz niezłą wyobraźnię.
– Chyba bez tego nie miałabym czego szukać w dochodzeniówce.
–   Wyobraźnia   pomaga...   ale   może   też   utrudniać.   Ważne   jest,   żeby   zrobić 

najlepszy użytek z możliwych do udowodnienia faktów.

– Tak, pod warunkiem, że istnieją, ale gdy ich nie ma, nie zaszkodzi umieć 

samemu   kojarzyć   fakty   i   zbierać   poszlaki.   A   co   z   gosposią?   Czy   ktoś   już   ją 
przesłuchał i czy pozwolono jej zostać w mieszkaniu? Nie można tam przecież 
niczego dotykać, przestawiać ani czyścić.

– Naprawdę? – powiedział Josh, przeciągając samogłoski. – Do licha, że też o 

tym nie pomyślałem.

Maggie zaczerwieniła się.
– Przepraszam, że się wymądrzam, ale co zrobiłeś z Miriam Hobart?
– Wrzuciłem ją do najgłębszego i najciemniejszego lochu w Chicago. Przecież 

nic innego nie mogłem zrobić z gosposią ofiary morderstwa!

– Kpisz sobie ze mnie?
– Maggie, wyluzuj.
Dziewczyna poderwała się z miejsca.
– Uważasz, że nie należy poważnie podchodzić do morderstwa? Świetnie... no 

to idę do domu.

Josh wstał.

background image

– A może najpierw zjedlibyśmy razem kolację?
Serce Maggie zaczęło bić szybciej, chociaż wiedziała, że jej dzisiejszy wygląd 

nie powinien podsuwać Joshowi żadnych głupich myśli. Wstała w środku nocy i 
przyjechała do pracy bez makijażu, z byle jaką fryzurą. A teraz – po dniu ciężkiej 
pracy – musi wyglądać jeszcze gorzej.

– Przykro mi, ale jeśli na dzisiaj już ze mną skończyłeś, wolałabym wrócić do 

siebie.

– Nie skończyłem z tobą, Maggie. Nawet o tym nie myśl.
Spokojny głos Josha wprawił Maggie w większe zakłopotanie niż jego słowa. 

Jeszcze dziwniejsze było to, że wcale nie miał przy tym miny uzbrojonego po zęby 
myśliwego,   polującego   na   małego,   szarego   zajączka.   Tak   czy   owak,   oboje 
dokładnie zdawali sobie sprawę z wydźwięku tych słów. Maggie popatrzyła na 
Josha   zdziwionym   wzrokiem,   a   on   szybko   przybrał   surowy   wyraz   twarzy, 
wyrażający   według   niej   konkretną   treść:   Zabraniam   ci   wyciągać   z   tego 
jakiekolwiek wnioski. Krótko mówiąc, Benton miał chłodną i wyzywającą minę 
gliniarza.

Maggie nie miała dziś dość sił, żeby zmierzyć się z takim wyzwaniem, które w 

innej sytuacji może by chętnie podjęła. Zignorowała więc erotyczną nutkę, którą 
usłyszała w jego głosie.

– Jeśli jest jeszcze coś, co chciałbyś dzisiaj omówić, to oczywiście zostanę. A 

jeżeli to już wszystko...

Josh zastanawiał się, co też,  do licha, go naszło. Przecież to Maggie, młodsza 

siostra Tima.

– Oczywiście, jedź do domu. Dzisiaj już nic więcej nie zrobimy. Chyba, żebyś 

chciała omówić inne sprawy, którymi się zajmujesz.

– Jest ich trochę, ale nie muszę się z nimi spieszyć. W każdym razie nie są 

równie pilne jak zabójstwo Gardnera. Cóż, jeśli na dzisiaj to wszystko, to czas się 
pożegnać. Dobranoc.

– Aha, jeszcze jedno. Czy pracowałaś kiedyś z Colinem Watersem?
Będąc   już   przy   drzwiach,   Maggie   odwróciła   się,   oparła   ramię   o   framugę   i 

potrząsnęła głową.

– Nie, ale wiem, kto to taki. Dlaczego pytasz?
– Włączyłem go do sprawy. Otrzymaliśmy rozkaz z góry, żeby nie zwlekać z 

jej zamknięciem. Colin jest jednym z naszych najlepszych oficerów śledczych. Już 
z nim dzisiaj rozmawiałem. On i jego partnerka, Darien Wilson, ostro wzięli się do 
roboty. Pomyślałem, ze powinnaś o tym wiedzieć. Na pewno chętnie zapoznają się 

background image

z twoim wstępnym raportem.

–  Świetnie.  Czy  jutro  rano  mam   się  zameldować   tutaj,  czy  raczej  pojechać 

prosto do laboratorium?

– Najpierw wpadnij tutaj. Niezależnie od tego, czy mnie zastaniesz, czy nie, 

rzuć okiem na kartotekę Gardnera. Musisz być przygotowana na wypadek, gdyby 
zjawił się jakiś dziennikarz.

– Może dorzucę jutro parę informacji do kartoteki Gardnera. To wszystko?
– Wszystko. Widzimy się jutro.
– Jeśli cię zastanę – przypomniała Maggie i wyszła.

Po jej wyjściu Josh zadumał się nad swoim życiem. Od pół roku był sam, od 

kiedy Tasha, modelka, z którą spotykał się przez ponad rok, oznajmiła, że z nim 
zrywa. O dziwo, nie brakowało mu jednak regularnego seksu. Doszedł nawet do 
wniosku, że od czasu odejścia Tashy w ogóle nie myśli o tych sprawach. I to wcale 
nie   z   braku   atrakcyjnych   kobiet.   Po   prostu   nie   chce   się   wikłać   w   żaden   stały 
związek. Pomyślał z rezygnacją, że chyba zaczyna się starzeć.

A dziś znów zaczął się zastanawiać nad stałym związkiem. Chyba przez to, że 

spotkał po latach Maggie Sutter. Ale przecież tą dziewczyną nie powinno mu się 
kojarzyć nic innego poza dawnymi, fajnymi wspomnieniami. Dziesięć łat temu on i 
Tim Sutter byli dobrymi kumplami. Kiedy Josh wpadał do Tima, często natykał się 
na Maggie, rezolutną jak każda nastolatka, trochę impertynencką i rozchichotaną 
dziewczynkę. Zawsze wodziła za nim ślicznymi niebieskimi oczami.

Teraz już tak na mnie nie patrzy, pomyślał nie bez pewnej przykrości. A jeżeli 

już w ogóle patrzy, to raczej krytycznie. Czy dlatego, że nie poznał jej i minął ją 
obojętnie na korytarzu? Prawdę mówiąc, może to i lepiej, bo gdyby ją rozpoznał, 
byłby raczej niemile zaskoczony, spotykając Maggie w mundurze policjantki na 
terenie swojego wydziału, a mówiąc jeszcze dokładniej, wcale nie był przekonany, 
czy   mu   się   to   teraz   podoba.   Tym   bardziej   że   w   jej   obecności   zaczynały   go 
nachodzić zdrożne myśli. A przecież fakt, że jest siostrą Tima, czynił ją w jakiś 
sposób nietykalną.

Josh stracił kontakt z Timem, ale Tim też go nie szukał. Ich drogi się rozeszły; 

Tim mieszkał w Kalifornii, miał swoje komputery, żonę i dzieci, gdy tymczasem 
on, Josh, prawie nie wychylał nosa poza swoje miasto, nie zamierzał się żenić ani 
opuszczać Chicago, ciężko pracował i wspinał się na kolejne szczeble kariery w 
policji. Prawdę mówiąc, trudno sobie wyobrazić dwóch bardziej różniących się od 
siebie ludzi niż on i Tim, a jednak, jako młodzi chłopcy, natychmiast przypadli 

background image

sobie do gustu.

Josh westchnął. Gdyby Tim został w Chicago, pewnie nadal by się przyjaźnili. 

Jedna   myśl   pociągnęła   za   sobą   drugą.   Co   się   dzieje   z   matką   Tima   i   Maggie? 
Pamiętał Lottie Sutter równie dobrze jak jej dzieci. Czy Lottie żyje i nadal wygląda 
kwitnąco? Miał nadzieję, że tak. Naprawdę dobrze im się kiedyś rozmawiało.

Tej nocy Maggie spała jak zabita. O szóstej rano poderwał ją budzik. Odrzuciła 

koce i ciągle jeszcze  śpiąca powlokła się pod prysznic. Gorący strumień wody 
dokończył to, co zaczął brzęczyk budzika – doprowadził do normalnego stanu jej 
ciało   i   umysł.   Włączyła   w   sypialni   telewizor,   żeby   podczas   robienia   makijażu 
usłyszeć prognozę pogody.

– W ciągu dnia maksymalna temperatura wyniesie dwa stopnie Celsjusza. Po 

południu spodziewane są zamiecie. Obecnie temperatura na dworze wynosi minus 
jeden stopień... – informował uśmiechnięty prezenter.

– Fantastycznie – mruknęła Maggie, marząc już o wiośnie. Tak było każdej 

zimy. Już od marca tak bardzo tęskniła za słońcem i ciepłem, że zaczynała myśleć 
o przeniesieniu się do jakiegoś południowego stanu, gdzie słońce grzeje prawie 
codziennie   i   przez   cały   rok.   W   końcu   mogłaby   tam   również   znaleźć   pracę   w 
organach porządku publicznego. Z jej wykształceniem i praktyką...

Po prognozie prezenter przeszedł do wiadomości lokalnych:
–  Wczoraj,  we  wczesnych  godzinach   porannych,  znaleziono  ciało  Franklina 

Gardnera, znanego biznesmena i rodowitego mieszkańca Chicago. Leżał martwy na 
podłodze we własnym mieszkaniu. Policja nie wyklucza morderstwa.

Zwrot „nie  wyklucza  morderstwa”   zdziwił Maggie.   Czy   na obecnym etapie 

śledztwa,   kiedy   jeszcze   nie   wszyscy   z   rodziny   Franklina   Gardnera   zostali 
poinformowani o tragicznym zdarzeniu, wiadomość ta nie jest przedwczesna? No, 
ale jej nic do tego. To Benton udziela informacji mediom i pewnie wie, co robi. Nie 
zaszedłby  tak wysoko, gdyby umiejętnie  nie dawkował  różnych przecieków  do 
prasy.

Maggie umalowała się dziś starannie i nawet nie próbowała się oszukiwać, że 

nie robi tego ze względu na Josha Bentona. Na grafitowe, prawie czarne wełniane 
spodnie i sweter z golfem włożyła grubą, ciepłą kurtkę, owinęła szyję szalikiem i 
wyszła z domu.

W garażu było zimno jak na Antarktydzie, a para  unosząca się z ust Maggie 

zasłaniała   jej   widok.  Pomyślała,   że   dobrze   byłoby   mieć   ogrzewany   garaż.  A 
przecież kiedy znalazła mieszkanie w tym domu, była zachwycona, że w ogóle ma 
garaż i że wystarczy jej pieniędzy na opłacanie czynszu!

background image

Pocieszając się, że skwarne lato w Arizonie jest równie przykre jak zima w 

Illinois, Maggie podbiegła do samochodu, otworzyła drzwi i wskoczyła do środka.

Włożyła kluczyk do stacyjki, przekręciła go – i nic. Zaskoczona, dwukrotnie 

ponowiła próbę, ale bezskutecznie. Samochód ani drgnął. Maggie jęknęła i oparła 
czoło na kierownicy.

Ale że było za zimno, żeby tu siedzieć i użalać się nad sobą, zaraz podniosła 

głowę i wyjęła telefon komórkowy wraz z wizytówką Josha. Wybrała jego numer. 
Odebrał po drugim sygnale – Detektyw Benton – powiedział szorstkim głosem.

– Mówi Maggie. Zdechł mi samochód. Wezwę mechanika, ale nie wiem, jak 

długo to potrwa. Na pewno się spóźnię. Chyba powinnam cię o tym poinformować.

– Gdzie mieszkasz?
– Co takiego?
– Podaj mi swój adres. Możliwe, że to tylko akumulator. Jeśli tak, będziesz 

mogła odpalić od mojego.

– Masz zamiar naprawić mój samochód?
– Nie bój się, znam się trochę na silnikach, a poza tym mam w bagażniku 

przewody do akumulatora. Zamiast wydawać pieniądze na mechanika, pozwól, że 
na to zerknę.

– Eee... jasne, oczywiście. Ale nie chciałabym się narzucać i zabierać ci czas. – 

Maggie, choć z ociąganiem, podała wreszcie swój adres.

– Nie mów o narzucaniu się, w końcu sam zaproponowałem ci pomoc.
– Dobrze, niech będzie. W garażu jest lodowato, więc zaczekam w mieszkaniu.
– Będę za jakieś dwadzieścia minut – zapewnił rzeczowo.
– Dziękuję. – Maggie rozłączyła się i wsunęła komórkę z powrotem do torby. 

Po kolejnej nieudanej próbie uruchomienia silnika potrząsnęła głową zdegustowana 
i wysiadła z samochodu. Zamknęła drzwi garażu i klnąc pod nosem, ruszyła w 
stronę windy.

A niech to diabli! Dlaczego się zgodziła? Wezwałaby mechanika i byłoby po 

kłopocie!   Dlaczego   zawiódł   ją   refleks?   Przecież   wystarczyło   powiedzieć,   że 
mechanik jest już w drodze.

W   mieszkaniu   szybko   zrzuciła   kurtkę   i   zaczęła   się   miotać   jak   szalona, 

chaotycznie sprzątając pokój i kuchnię. Chowała różne niepotrzebne rzeczy, na 
przykład ranne pantofle, które leżały pod kanapą od paru dni, czy prasę niedzielną, 
porozrzucaną   po   całej   kuchni.   Chwyciła   plik   reklam,   które   zamierzała   dawno 
wyrzucić,   i   wpakowała   je   do   kosza   na   śmieci,   no   i   wreszcie   włożyła   brudne 
naczynia   do   zmywarki   należącej   do   wyposażenia   kuchni.   Kiedy   wynajmowała 

background image

mieszkanie, cieszyła się z niej prawie tak samo jak z garażu.

Nagle zachciało jej się kawy, więc szybko włączyła ekspres, po czym wpadła 

do sypialni i piorunem posłała łóżko. Na wypadek, gdyby Josh chciał skorzystać z 
łazienki, też trochę ją uporządkowała.

Po   tym   błyskawicznym   sprzątaniu   mieszkania   była   nie   tylko   zdyszana,   ale 

także potwornie zdenerwowana i, co gorsza, nic na to nie mogła poradzić.

Piła   już   drugą   filiżankę   kawy,   kiedy   odezwał   się   brzęczyk   przy   głównych 

drzwiach budynku. Odstawiła filiżankę, podeszła do drzwi wejściowych i nacisnęła 
guzik domofonu.

– Tak, słucham?
– To ja, Benton. Wpuść mnie.
Maggie   otworzyła   swoje   drzwi   i   czekała,   aż   Josh   wjedzie   na   górę   windą. 

Według niej trwało to wieczność, ale wreszcie winda zatrzymała się ze zgrzytem na 
jej piętrze, powoli otworzyły się drzwi i już po chwili Josh zmierzał w stronę jej 
mieszkania.

– Schodami byłoby szybciej – powiedział na powitanie.
– Tak. Zwykle idę schodami, z windy korzystam tylko wtedy, kiedy wracam z 

ciężkimi zakupami. Wejdź, proszę.

– Garaż jest w podziemiu? – zapytał Josh, wchodząc do mieszkania.
– Tak, tylko włożę kurtkę i już zjeżdżamy...
– Nie tak szybko. Czuję zapach kawy.
– Eee... no tak. Napijesz się?
– Jasne. Chciałem się nawet zatrzymać gdzieś na kawę, ale akurat zadzwoniłaś, 

więc pomyślałem, że lepiej będzie przyjechać prosto tutaj i wypić kawę u ciebie.

– Poszli do kuchni, gdzie Maggie nalała mu kawy.
–   Ja   też   przeważnie   zatrzymuję   się   gdzieś   rano   na   dużą   kawę,   żeby   się 

rozruszać – wyznała. – Rzadko sama parzę w domu przed wyjściem do pracy. Dziś 
wyjątkowo nastawiłam ekspres, czekając na ciebie...

– Jeśli  pozwolisz,  zdejmę  kurtkę  i usiądę,  żeby  się podelektować.  Pierwsza 

poranna   filiżanka   zawsze   najlepiej   smakuje.   Chodź,   dotrzymaj   mi   towarzystwa 
przy stole.

–   Za   chwilę.   Nie   krępuj   się   i   siadaj   –   powiedziała.   –   Delektuj   się   swoją 

pierwszą poranną kawą, nie mam nic przeciwko temu – dodała pod nosem, co było 
nieprawdą. Była wściekła na całą sytuację, począwszy od tego, że Josh w ogóle się 
tu znajduje, że bezczelnie poprosił ją o kawę i że w ogóle zaproponował jej pomoc 

background image

w uruchomieniu samochodu, a ona, idiotka, się zgodziła. Ale przede wszystkim 
miała mu za złe to, jak wyglądał; dzisiaj był jeszcze przystojniejszy niż wczoraj, a 
od samego patrzenia na niego żołądek Maggie fikał idiotyczne koziołki z wrażenia.

Tymczasem on zdawał się czuć tutaj jak u siebie w domu. Jakby przebywanie z 

Maggie sam na sam w jej własnym mieszkaniu o poranku było dla niego czymś 
najnaturalniejszym   w   świecie!   Josh   Benton   niewątpliwie   przywykł   do   picia 
porannej kawy w mieszkaniach różnych kobiet – pewnie po wspólnie spędzonej 
nocy – więc nic dziwnego, że nie czuje się niezręcznie w tej sytuacji, pomyślała 
Maggie.

Ale co z tego, że on się czuje świetnie, skoro jej to nie pasuje?
– Tu są klucze do samochodu – powiedziała, ostentacyjnie podnosząc do góry 

kluczyki.

Josh uśmiechnął się szeroko.
– Już chcesz się mnie pozbyć?
– Ależ skąd! – skłamała. – Nie musisz się spieszyć. Dokończę jeszcze swoją 

kawę. – Żeby dowieść, że mówi prawdę, Maggie postawiła swoją pustą filiżankę na 
stole i usiadła naprzeciwko Josha. – Byłeś już w biurze, kiedy zadzwoniłam? – 
zapytała, z rozmysłem kierując rozmowę na tematy zawodowe.

– Nie, w drodze do biura. – Josh wstał, dolał sobie kawy i znów usiadł na 

krześle. Wypił łyk i zrobił zachwyconą minę. – Czuję, że żyję – powiedział. – 
Naprawdę   uwielbiam   kawę.   Mam   nadzieję,   że   nigdy   nie   będę   musiał   z   niej 
zrezygnować. Ty pewnie nie pamiętasz czasów, kiedy prawie wszyscy palili, ale ja 
pamiętam, i to jak! Przeszedłem piekło, rzucając nałóg, głównie dlatego, że palenie 
sprawiało mi taką frajdę. Ale co miałem zrobić, skoro doszło do tego, że prawie nie 
było budynku, w którym można było zapalić, a stanie na dworze, zwłaszcza w taką 
pogodę jak dzisiaj, nie należało dc przyjemności.

–   Nigdy   nie   paliłam,   więc   niewiele   wiem   o   trudach   rzucania   nałogu.   Ale 

słyszałam ponure opowieści na ten temat.

– I każda z nich była prawdziwa, możesz mi wierzyć. – Josh zapatrzył się na 

Maggie. – Wiesz, ze nie spotkałem nikogo, kto by miał tak niesamowity kolor oczu 
jak ty?

Maggie poczuła, że się czerwieni. Josh zbyt szybko przeskakiwał z tematu na 

temat.

– Eee... niebieski kolor to nic nadzwyczajnego – wykrztusiła.
–   Nieprawda,   jest   absolutnie   niepowtarzalny,   a   w   ogóle...   to   jesteś   bardzo 

piękna   –   wymknęło   się   Joshowi.   Wydawał   się   bardziej   zdziwiony 

background image

wypowiedzianymi mimochodem słowami niż Maggie. Ale dziewczyna naprawdę 
wyglądała dziś ślicznie, a może zresztą wczoraj też, tylko on był zbyt pochłonięty 
sprawą Gardnera, żeby to zauważyć.

Maggie   poczuła,   że   cała   sztywnieje,   a   na   policzki   wypływa   jej   zdradliwa 

czerwień.

– Wolałabym, żebyś nie mówił mi takich rzeczy – powiedziała dziwnie cienkim 

i drżącym głosem. – Mamy pracować razem i... i...

Josh wstał i obszedł stół.
– I co z tego, Maggie? – zapytał łagodnie, podnosząc palcem jej podbródek.
Nie odsunęła się, po prostu nie mogła. A kiedy zobaczyła tuż przed sobą jego 

twarz, wiedziała, że zaraz ją pocałuje.

Rozchyliła wargi i wstrzymała oddech.
Mijały sekundy, a przez jej głowę przelatywały niespokojne myśli: znam tego 

mężczyznę... wcale nie jest mi obcy... chcę poczuć jego pocałunek... poznać smak 
jego   warg.   Czy   przez   ten   cały   czas   czekałam,   żeby   Josh   Benton   ponownie 
wkroczył w moje życie?

Zapach  Josha  wydawał się  bardzo swojski.  Od jego ciała biło podniecające 

ciepło; to chyba od tego ciepła z jej własnym ciałem działy się dziwne, zupełnie 
nowe, choć instynktownie rozpoznawalne rzeczy.

Ale... dlaczego on się waha?
Odpowiedź na to pytanie musiała być wypisana wielkimi literami w umyśle 

Josha, bo po chwili, jakby wyraźnie zgorszony własnym zachowaniem, zaklął pod 
nosem i rzucił z niesmakiem:

– Co też ja, u licha, wyprawiam?
Odsunął się  od Maggie  i tak gwałtownie wyrwał z jej ręki kluczyki, że aż 

drgnęła.

– Chodźmy – warknął. – Zaprowadź mnie do samochodu.
Maggie   odebrała   gwałtowną   zmianę   jego   nastroju   jak   osobistą   zniewagę, 

poczuła się tak, jakby ją uderzył. Musiała się jednak uporać z wściekłością i ze 
łzami. Okazanie zawodu, jaki jej sprawił, świadczyłoby tylko o jej niedojrzałości i 
głupocie. Potrafi pokazać Joshowi, jaka jest silna i twarda.

background image

Rozdział 3

– Przepraszam – powiedziała chłodnym tonem Maggie i z możliwie najbardziej 

obojętnym   wyrazem   twarzy   obeszła   Josha,   żeby   wyjść   przed   nim   z   kuchni. 
Włożyła kurtkę, szeroko otworzyła drzwi i puściła go przodem. Upewniła się, czy 
dobrze zamknęła drzwi, i zaproponowała: – Zejdziemy schodami.

Po drodze zadawała sobie pytanie, co się stało. Dlaczego Josh najpierw chciał ją 

pocałować – bo chciał! – a zaraz potem, dosłownie w ciągu paru sekund, zrobił się 
wściekły... Na siebie? A może na nią? Była na to tylko jedna sensowna odpowiedź: 
jest związany z kimś innym.

Kiedy sobie uświadomiła, ile emocji wzbudza w niej ten nieunikniony wniosek, 

wkurzyła  się   jeszcze  bardziej.  Inna  kobieta!  Jest   zakochany  w  innej  kobiecie   i 
powinien   być   jej   wierny,   więc   jakim   prawem   ją   zwodzi?   Dlaczego   daje   do 
zrozumienia, że między nimi coś zaczyna iskrzyć? W tej chwili nienawidziła nie 
tylko   tego   ważniaka,   gliniarza   Bentona,   ale   także   tamtego   przystojnego, 
bezpośredniego, optymistycznie nastawionego do życia młodego chłopaka, jakim 
był dziesięć lat temu.

Kiedy znaleźli się w lodowatym garażu, podała mu klucze.
– Mój samochód jest tam. Ten ciemnozielony sedan.
Ton jej głosu wystarczył Joshowi za wszystkie wyjaśnienia. Zrobił coś, czego 

nie powinien był robić, a teraz ona ma do niego głęboki żal, jak każda kobieta 
uważająca, że nią wzgardzono. Cholera, przecież nie chciał jej urazić!

– Eee... może byśmy o tym porozmawiali? – zaczął, nie patrząc jej w oczy. 

Niech to diabli! Przecież powinien był się wytłumaczyć jeszcze na górze, jak tylko 
zrezygnował z pocałunku.

Rzuciła mu spojrzenie wściekłej kotki.
– Nie mamy  o czym rozmawiać. Spróbujesz uruchomić mój samochód, czy 

może w tej. sprawie też zmieniłeś zdanie?

Josh   wiedział,   kiedy   odpuścić.   Tłumaczenie   czegokolwiek   rozgniewanej 

kobiecie byłoby idiotyzmem i do niczego by nie doprowadziło.

Bez słowa ruszył w stronę jej samochodu.

Maggie spędziła w laboratorium wiele godzin.
W miarę upływu czasu rosła sterta sporządzanych przez nią raportów. Krew na 

szpikulcach do lodu mogła należeć tylko do Gardnera, nie było więc potrzeby – 

background image

przynajmniej na obecnym etapie – badania DNA zabitego. Do drugiej po południu 
sporządziła   kopie   wszystkich   analiz,   które   miała   dołączyć   do   akt   sprawy, 
przekazała oryginały do archiwum policyjnego, pozbierała swoje rzeczy i udała się 
do wydziału dochodzeniowo-śledczego. Już od progu powitała ją ironiczna uwaga 
kolegi policjanta:

– Podobno miałaś rano jakiś poważny problem z samochodem?
– Już to do was dotarło? Nie macie nic lepszego do roboty, jak tylko zajmować 

się   czyimś   wyładowanym   akumulatorem?   Już   wszystko   w   porządku   – 
odpowiedziała chłodno Maggie.

– Nic dziwnego, skoro podobno sam Benton pospieszył ci z pomocą.
Maggie   dostrzegła   drwinę   w   oczach   rozmówcy.   Prywatne   kontakty   między 

funkcjonariuszami nie były dobrze widziane, chociaż się zdarzały, a jeśli już miały 
miejsce, od razu towarzyszyły im plotki, niedomówienia i złośliwe komentarze, 
więc   takie   pary   najczęściej   szybko   się   rozstawały.   Jeśli   jednak   przetrwał   jakiś 
związek, sprawa niebawem szła w zapomnienie jako przebrzmiała i nieciekawa.

Maggie zrobiła zdziwioną minę.
–   A   co,   uważasz,   że   teraz   już   musi   się   oświadczyć?   Facet   naprawiający 

samochód dziewczynie... to rzeczywiście daje wiele do myślenia!

Policjant, śmiejąc się, wyszedł z pokoju, Maggie zaś zastanowiło, jak szybko 

zupełnie niewinny incydent obrasta plotkami. Co prawda poranne wydarzenie nie 
byłoby takie niewinne, gdyby Benton zdecydował się na pocałunek... Ale nie zrobił 
tego, koniec i kropka!

Wszystko zaczęło się i skończyło w ciągu trzydziestu sekund, więc, na miłość 

boską,   przestań   robić   z   tego   wielką   sprawę!   –   karciła   się   w   duchu.  A   jeżeli 
spodziewasz się, że nastąpi powtórka, jak po niepełnym podaniu w amerykańskim 
futbolu,   to   przyznaj,   dziewczyno,   że   jesteś   głupia   i   naiwna.   A   do   tego   masz 
poglądy na romansujących mężczyzn rodem z wczesnego średniowiecza!

Jej rozumowanie może było i słuszne, ale niemożliwe do zaakceptowania. Nie 

tak   powinien   brzmieć   ostatni   akord   porannego   epizodu.   Na   każde   jego 
przypomnienie   Maggie   kipiała   ze   złości.   Cisnęła   na   biurko   kopie   raportów   z 
laboratorium,   zdarła   z   siebie   grubą   kurtkę   i   powiesiła   na   wieszaku,   wepchnęła 
rękawiczki i czapkę do plecaka, a wreszcie  podeszła do segregatora z napisem 
„Sprawa w toku”, by wyjąć teczkę Gardnera.

Nie było jej tam. Musiał zabrać ją inny detektyw, zajmujący się śledztwem. 

Josh... ?

Maggie wróciła do biurka i usiadła ze skrzywioną  miną.   Unikanie  Josha  na 

background image

dłuższą metę było niemożliwe, ale chciałaby, żeby się udało. Oby już nigdy nie 
musiała patrzeć w te jego szare oczy. Czuła się poniżona i to wcale nie dlatego, że 
chciał ją pocałować, ale dlatego, że się rozmyślił, patrząc prosto w jej rozmarzone, 
maślane   oczy.   Niemożliwe,   żeby   nie   wyczuł   jej   absolutnego   przyzwolenia   i 
oczekiwania. Niech go szlag trafi! Jak ona to przeżyje?

Westchnęła i doszła do wniosku, że raczej powinna się z tego wszystkiego 

śmiać. Zaczęła kartkować leżące przed nią raporty. Znała je na pamięć, ale coś 
musiała   robić,   zanim  wymyśli  sposób  na  zdobycie   teczki  Gardnera  bez  ryzyka 
spotkania się z Bentonem.

A może ma ją Colin Waters? Przecież każdy, kto bierze udział w śledztwie w 

sprawie tego zabójstwa, ma do niej dostęp.

Gdyby Maggie choć przelotnie uniosła wzrok i spojrzała w lewo, dostrzegłaby 

obserwującego   ją   detektywa   Bentona.   Jakiś   czas   temu   Josh   zadzwonił   do 
laboratorium   kryminalistycznego,   dzięki   czemu   dowiedział   się,   że   Maggie   już 
wyszła i że pojechała do ich biura.

Kiedy wszedł do pokoju i zobaczył ją pogrążoną po uszy w lekturze, tak że 

nawet nie usłyszała jego kroków, zatrzymał się. Rozumiał, że nie powinien był tak 
się zachować u niej w domu, a jednocześnie, na przekór swoim zasadom, żałował, 
że zapanował nad swoim odruchem i w końcu zrezygnował z pocałunku. Przez cały 
dzień ciężko pokutował za swoje dżentelmeńskie zachowanie. Wszystko dlatego, 
że czuł do tej dziewczyny niezwykły pociąg i głupiał na sam jej widok. To było dla 
niego   szokiem.   Nigdy   by   nie   przypuszczał,   że   kiedyś   tak   będzie   reagował   na 
młodszą siostrę Tima.

Mrucząc coś pod nosem, podszedł do biurka Maggie.
–   Pewnie   chciałabyś   to   przejrzeć   –   powiedział   i   położył   przed   nią   teczkę 

Gardnera.

– Tak, dziękuję – powiedziała spokojnie. Chyba tylko jakiś cud sprawił, że nie 

dała   poznać   po   sobie,   jak   mocno   działa   na   nią   ten   człowiek.   Trudno   jej   było 
pogodzić się z faktem, że na tym musi poprzestać. Gra szła o wysoką stawkę; może 
przez to stracić i pracę, i spokój ducha. Musi znaleźć jakiś sposób na rozładowanie 
tego   nieznośnego   napięcia   między   nimi,   a   następnie   położyć   temu   kres  raz   na 
zawsze.

–   Mam   jeszcze   coś   do   dodania   –   powiedziała,   pokazując   na   raporty,   które 

przyniosła z laboratorium.

– Natrafiłaś na coś szczególnego?
– Prawdę mówiąc, nie. Ktokolwiek zabił Franklina Gardnera, nie zostawił po 

background image

sobie śladów. On... albo ona... albo ma fart, albo doskonale się zna na procedurach 
kryminalistycznych.

  No cóż, to też się zdarza. Zapoznaj się z aktami, a jeśli później zechcesz 

porozmawiać,   znajdziesz   mnie   w   pobliżu.   –   Josh   odwrócił   się   gwałtownie   i 
wyszedł.

Maggie popatrzyła za nim, ale zamiast niechęci, jaką powinna poczuć, doznała 

przypływu tęsknoty, tak mocnej, że aż łzy zakręciły się w jej oczach. Westchnęła 
głęboko. Czym zawiniła, że musiała trafić na faceta, który jednym spojrzeniem 
potrafi ją rozbroić i rozkojarzyć? Szybko sięgnęła po teczkę i otworzyła ją.

Na   początek   zapoznała   się   ze   sprawozdaniem   z   sekcji   zwłok,   z   którego 

wynikało, że Franklin Gardner umarł od uderzenia w tył głowy. Szpikulec do lodu 
nie przyczynił się więc znacząco do jego śmierci.

No tak, ale po diabła ktoś dźgał trupa? I to wielokrotnie! A może Gardner nie 

wyglądał   na   nieboszczyka?   Czy   to   możliwe,   żeby   niechcący   się   przewrócił   i 
uderzył   głową   o   kant   stolika?   A   ktoś,   kto   był   z   nim   w   gabinecie,   sądząc,   że 
Gardner stracił tylko przytomność, skorzystał z okazji i dobił go?

Maggie czytała dalej:
„Poważne obrażenia twarzy mogło spowodować coś, co miał na ręce napastnik, 

najprawdopodobniej szeroka obrączka”.

Mój   Boże,   a   więc   ten   biedak   został   w   dodatku   pobity!   –   wzdrygnęła   się 

Maggie.

Usiadła wygodniej, zastanawiając się nad sprzecznościami raportu. Po chwili 

sięgnęła po kolejny. Detektywi Waters i Wilson zdążyli przesłuchać gosposię  i 
administratora domu. Miriam Hobart powtórzyła w zeznaniu to, co Maggie już 
słyszała:   obudził   ją   dziwny   dźwięk,   wstała,   żeby   to   sprawdzić,   i   zastała   pana 
Gardnera na podłodze w gabinecie. Przerażona, pospieszyła do swojego pokoju i 
zadzwoniła na policję.

Niewiele więcej miał do powiedzenia administrator, poza tym, że według niego 

Gardner był człowiekiem aroganckim i nieprzyjemnym. Dodał też, że jego żona 
zawsze   odnosiła   się   z   pogardą   do   pana   Gardnera.   Aha,   no   i   jeszcze   podczas 
rozmowy  z  żoną   administratora  detektywi  zwrócili  uwagę   na  torbę  z   ręcznymi 
robótkami, w której tkwiły długie cienkie druty.

Maggie zrozumiała tę sugestię. I tak z jej raportu, a konkretnie z fragmentu 

dotyczącego szpikulca do lodu, Waters i Wilson dowiedzą się, że Gardnera nikt nie 
dźgał drutami.

Po   dołączeniu   swoich   raportów   do   teczki   Maggie   zaczęła   się   zastanawiać. 

background image

Gardner był bity i kłuty szpikulcem. Czy najpierw go pobito, a potem upadł, i 
wtedy ktoś go dźgnął? To szaleństwo nie było pozbawione sensu. Uderzony w 
twarz i ogłuszony, Gardner mógł się o coś potknąć i uderzyć głową w kant stołu. 
Napastnik, nieświadomy tego, że ofiara już nie żyje, podbiegł do baru, chwycił 
szpikulec, wrócił do leżącego nieruchomo Gardnera i wielokrotnie wbił w jego 
pierś ostre narzędzie.

Kiedy zadzwonił telefon, Maggie machinalnie podniosła słuchawkę.
– Detektyw Sutter – wyrecytowała.
– Cześć, masz chwilkę?
– Cześć, Natalie. Tak, możemy pogadać. Co słychać?
– Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy wyskoczyć wieczorem na burgera albo na 

pizzę. Co ty na to? Mam ci coś do powiedzenia.

–   Założę   się,   że   nawet   wiem,   co   –   zakpiła   Maggie.   Po   radosnym   głosie 

przyjaciółki poznała, że pewnie chodzi o nowego mężczyznę jej życia.

–   Tylko   nic   nie   mów   i   nie   staraj   się   zgadywać,   dobrze?   Umieram   z 

niecierpliwości, żeby ci osobiście wszystko opowiedzieć. Spotkamy się koło wpół 
do siódmej?

– Nie widzę przeszkód. Gdzie?
– Wolisz pizzę czy burgera?
– Eee... pizzę. Co powiesz na restaurację „U Tony’ego”?
– Świetnie. Do zobaczenia o wpół do siódmej.
Maggie  odłożyła słuchawkę  i spojrzała na zegarek. Dochodziła  piąta. Przed 

wyjściem do pizzerii Tony’ego zdąży jeszcze porozmawiać z Joshem Bentonem.

Skoncentrowała   się,  szykując  się   na  tę  rozmowę.  Wzięła   teczkę  Gardnera  i 

komórkę – rzadko się z nią rozstawała – i powędrowała do boksu Josha. Siedział za 
biurkiem przy telefonie i tak jak za pierwszym razem, pomachał ręką, zapraszając 
ją do środka.

Maggie   usiadła   na   krześle   i   szybko   się   zorientowała,   że   Josh   rozmawia   z 

naczelnikiem   wydziału   dochodzeniowo-śledczego.   Zaciekawiona,   natychmiast 
nadstawiła ucha i nawet nie próbowała udawać, że nie podsłuchuje.

– To byłoby może trochę zbyt pochopne, szefie – rzucił do słuchawki Josh, 

obracając się z fotelem bokiem do biurka, a twarzą do okna. – Czy ta kobieta nie 
rozumie,   że   jej   syn   został   zamordowany?   Tak,   rozumiem,   że   matce   zależy   na 
szybkim zakończeniu sprawy – ciągnął – i że chciałaby urządzić pogrzeb, ale czy 
patolog jest na sto procent pewny, że zwłoki nie kryją już żadnych tajemnic?

Josh chwilę słuchał, a potem poddał się:

background image

– Dobrze, niech będzie, ale na razie pojadę do kostnicy i jeszcze raz obejrzę 

ciało. Kiedy? Zaraz. Odezwę się później.

Odłożył słuchawkę, obrócił się znów z fotelem i spojrzał na Maggie.
– Możemy porozmawiać... ? – zaczęła, kładąc na biurku teczkę Gardnera.
Josh nie dał jej skończyć. Poderwał się na nogi. . : – W tej chwili wybieram się 

do kostnicy, żeby jeszcze raz dokładnie obejrzeć ciało Gardnera. Dobrze by było, 
żebyś pojechała ze mną. – Zamilkł, a po chwili dodał: – Tak, to dobry pomysł. 
Może dopatrzysz się czegoś, co uszło mojej uwagi. Porozmawiamy po drodze. Leć 
po płaszcz.

– Ale... ale...
– Ale co?
–   Nic.   Idę   się   ubrać.   –   Wybiegła,   a   po   drodze   zadzwoniła   do   Natalie.   – 

Przepraszam, ale muszę odwołać spotkanie – powiedziała. – Coś mi wypadło. To 
rozkaz szefa. Może jutro wieczorem, dobrze?

– Cholera! Trudno, niech będzie jutro.
– Cześć, Nat.
Maggie dogoniła Josha na korytarzu prowadzącym na policyjny parking. Szli w 

milczeniu. Siedzieli już w samochodzie, kiedy Josh odezwał się szorstkim głosem, 
niepewnie, jakby coś go niepokoiło:

– Pani Gardner domaga się wydania zwłok syna. Uważam, że na to jest jeszcze 

za wcześnie, ale przed chwilą usłyszałem, że nieważne, co myślę na ten temat, bo 
nie będę miał na to żadnego wpływu.

– Sądzisz, że lekarz medycyny sądowej mógł coś przeoczyć? I dlatego chcesz 

jeszcze raz obejrzeć ciało?

– Czasami rany na ciele można różnie interpretować. Nie podważam orzeczenia 

lekarza sądowego, w ogóle niczego nie poważam, ale coś mnie gryzie i nie daje 
spokoju.

–   Och,   czyżbyś   miewał   takie   przeczucia,   które   w   powieściach   nie   dają 

gliniarzom spokoju, a objawiają się bólem brzucha?

– Miewasz coś takiego? – zaniepokoił się Josh.
– Tylko wtedy, kiedy odżywiam się chili na zmianę z faszerowanymi ostrymi 

papryczkami.

– Chyba jednak jesteś na mnie wkurzona.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– No cóż, powodem do wyciągnięcia takiego wniosku mogłaby być na przykład 

twoja lodowata mina.

background image

Ten facet na dodatek sobie ze mnie kpi! – oburzyła się Maggie w duchu.
– Lepiej mieć lodowatą minę niż lodowate serce.
– Chcesz przez to powiedzieć, że to ja mam lodowate serce? Co ty możesz o 

tym wiedzieć?

– Może połączyłam poszlaki i wyciągnęłam głębsze wnioski.
– Chodzi ci o dzisiejszy ranek? Miałem swoje powody – mruknął Josh.
– Nie wątpię.
Josh pozwolił, żeby ostatnie słowo należało do niej, i nie odzywał się przez 

resztę drogi. Maggie zachowywała się tak, jakby jej było wszystko jedno, co Josh 
zrobi czy powie, choć tak naprawdę czuła w piersi trudny do zniesienia ból, jakby 
od   śmiertelnej   rany.   Cała   ta   sprawa   pewnie   nie   ma   dla   Josha   najmniejszego 
znaczenia, ale dla niej to nie tylko cios w serce, ale także zakwestionowanie jej 
profesjonalizmu. Musi szybko coś z tym zrobić.

Tylko co? Oto jest pytanie. Jak tu dopiec Joshowi Bentonowi co najmniej tak 

mocno, jak on dopiekł jej?

W kostnicy już po dziesięciu minutach stali z Maggie po przeciwnych stronach 

wózka, którym przywieziono z chłodni zwłoki Gardnera. Oboje założyli lateksowe 
rękawiczki.

– Musiał się bronić – mruknął Josh, oglądając sińce na ramionach i rękach 

ofiary. – A obrażenia twarzy są tak charakterystyczne, jakby tu był jakiś wzór...

– W raporcie jest wzmianka o tym, że napastnik mógł nosić masywny pierścień.
– Cóż, gdyby to był brylant, skóra na twarzy byłaby popękana, a tutaj mamy do 

czynienia tylko z siniakami i stłuczeniami. Każdy duży kamień jubilerski pociąłby 
skórę.

–   Chyba   że   nie   wystawał   z   obrączki   –   po   namyśle   zauważyła   Maggie   i 

pochyliła się nad nieboszczykiem, żeby lepiej się przyjrzeć śladom na twarzy.

– Coś tu jest – potwierdziła. – Jakiś wzór. Ale nie potrafię go odtworzyć. A ty?
– Też nie. Wzięłaś aparat?
– Tak, mam w plecaku. Już wyjmuję. – Ściągnęła rękawiczki, wrzuciła je do 

specjalnego   pojemnika   i   podeszła   do   pozostawionego   na   półce   przy   drzwiach 
plecaka. Wyjęła aparat, wróciła do wózka i zapytała: – Nie dostałeś jeszcze zdjęć, 
które Jack zrobił na miejscu zbrodni?

– Mam je w biurze.
Maggie zesztywniała.
< – To dlaczego nie ma ich w teczce Gardnera?
– Bo je przeglądałem, próbując wybrać te, które nadawałyby się do kartoteki – 

background image

warknął Josh. – W każdej chwili możesz je sobie obejrzeć. Jest ich tak dużo, że 
trzeba wyselekcjonować najważniejsze. Zresztą zostawiłem w teczce notatkę na ten 
temat... nie czytałaś?

– Nie.
– Trudno. Zrób parę zbliżeń tych stłuczeń.
Ten aparat to była wysokiej jakości cyfrówka, na poczekaniu drukująca odbitki. 

Zdjęcia   można   było   też   obrabiać   na   komputerze   i   wydobywać   z   nich   niektóre 
niewidzialne gołym okiem elementy.

Zastanawiając się, jak mogła przegapić notatkę Josha na temat zdjęć, Maggie 

doszła do wniosku, ze niczego nie przeoczyła. Pewnie Benton zamierzał dołączyć 
jakąś notatkę, ale tego nie zrobił. Cóż, grunt to wysokie mniemanie o sobie! – 
pomyślała. Naprawdę trzeba by mu utrzeć nosa. Ale kto to zrobi, jeśli ona nie da 
rady?

Zrobiła parę zbliżeń twarzy Gardnera i wydrukowała zdjęcia. Josh wyrywał je 

po kolei i oglądał.

– Wystarczy. Dziękuję – powiedział.
– Cała przyjemność po mojej strome – warknęła lodowatym tonem i odeszła, 

żeby włożyć aparat do plecaka. Kiedy wróciła do wózka, okropnie ją korciło, żeby 
Joshowi dokuczyć. – Wątpię, żeby Jack przeoczył obrażenia twarzy, robiąc tyle 
ujęć na miejscu – rzuciła. – Ale mogę się mylić, skoro osobiście przyglądałeś się 
tym zdjęciom. Jeśli ktoś popełnił błąd, to oczywiście tylko Jack, bo przecież nie ty.

Josh miażdżył ją wzrokiem co najmniej przez minutę, po czym warknął:
– Dałabyś lepiej spokój. A teraz wynosimy się stąd.
– Oczywiście, jak sobie życzysz... – Maggie miała na końcu języka „łaskawy 

panie”, ale w ostatniej chwili przyhamowała. Tego byłoby już za wiele.

W każdym razie była zachwycona, że działa mu na nerwy. Nawet parę razy 

uśmiechnęła się półgębkiem.

Kiedy wyszli na zewnątrz, Josh zdziwił się, widząc Maggie uśmiechniętą, nie 

zapytał jednak, co ją tak bawi.

– To mógł być sygnet – powiedział, zamiast zadawać jej głupie pytania.
– Co takiego? Przepraszam, ale nie słuchałam. Co powiedziałeś?
–   Mówiłem   o   pierścionku   napastnika.   To   mógł   być   jeden   z   tych   dużych 

pierścieni,   jakie   noszą   sportowcy,   a   może   tylko   sygnet   z   okazji   ukończenia 
college’u. Niektóre są naprawdę spore, zwłaszcza jeśli zabójca miał duże dłonie.

– Mówisz tak, jakbyś wykluczał udział kobiety.
– Dlaczego? Kobiety też miewają duże dłonie – powiedział Josh, gdy dotarli do 

background image

jego samochodu.

–   Ale   niewiele   kobiet   nosi   sygnety   z   college’u.   Jeszcze   mniej   ma   sygnet 

klubowy, a już nigdy nie spotkałam kobiety, która nosiłaby sygnet uniwersyteckiej 
korporacji.

– Naprawdę? A te, które dostały korporacyjne sygnety od swoich chłopaków?
– Chcesz powiedzieć, że morderczynią jest studentka? Przyznaję, że teraz mnie 

zaskoczyłeś.

Josh w milczeniu uruchomił silnik.
– A wiesz, co mnie zaskakuje, Maggie? – zapytał po chwili. – Wyobraź sobie, 

że ty. Czego ty ode mnie chcesz?

Maggie   nie   wierzyła   własnym  uszom.   Okropnie   zdenerwowana,   za   wszelką 

cenę pragnęła skierować rozmowę na inne tory, ale było za późno. Teraz mogła 
tylko udawać, że nie wpadła w panikę.

– Mogłabym ci zadać to samo pytanie – powiedziała hardo. – Ale obawiam się, 

że   w   zależności   od   sytuacji   za   każdym   razem   usłyszałabym   inną   odpowiedź. 
Weźmy   na   przykład   dzisiejszy   poranek.   Chyba   oboje   wiemy,   czego   ode   mnie 
chciałeś, choć przyznaję, że się tego nie spodziewałam. Zresztą może nie potrafię 
czytać w cudzych myślach. Może się pomyliłam co do twoich intencji.

– Nie pomyliłaś się.
– Coś ty powiedział?
– Dobrze słyszałaś. Powiedziałem, że się nie pomyliłaś.
– Udowodnij to – palnęła Maggie, zanim zdążyła pomyśleć.
Joshowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wprawnie manewrując, wydostał 

się z ruchu, skręcił ostro w prawo i wjechał w ciemny zaułek. Zahamował, ustawił 
bieg automatycznej skrzyni na pozycji „parking”, odpiął pas, po czym przysunął się 
tak blisko, jak na to pozwalała dzieląca ich siedzenia rozbudowana konsola.

Maggie zagapiła się na Josha, próbując coś wyczytać z jego oczu.
– Co... co robisz? – wykrztusiła.
– Udowadniam – mruknął Josh i odpiął pas Maggie. Objął ją i przyciągnął do 

siebie   na   tyle   blisko,   żeby   móc   dosięgnąć   jej   warg.   Pocałunek   był   namiętny   i 
mocny, a Maggie aż zachłysnęła się z wrażenia.

– Kiedy już nie mogła oddychać, odwróciła gwałtownie twarz.
– Wystarczy. Dowiodłeś, że mówiłeś prawdę – wychrypiała.
– Jeszcze nie. – Josh wziął jej rękę i położył na swoich udach.
Maggie nie miała nic przeciwko temu. Najchętniej rozpięłaby spodnie Josha i 

poczuła   pod   palcami   jego   sztywną   męskość.   A   jednak   cofnęła   powoli   rękę, 

background image

ciekawa, co teraz nastąpi.

Nie czekała długo.
– Czego ty właściwie chcesz? – zapytał.
– Uznałem, że nie powinienem cię podrywać ze względu na Tima, ale, jak 

widać, przeceniłem trochę swoje hamulce i zapomniałem o swoich szlachetnych 
intencjach. Jeśli jednak zależy ci na mnie, jestem gotów zmięknąć. Ale musisz o 
czymś   wiedzieć.   Otóż   nie   ożeniłem   się   jeszcze   ze   względu   na   statystykę.   Czy 
wiesz, że każdy, kogo znam, przynajmniej raz się rozwodził? Nie chcę takiego 
życia. Zwykle po rozwodzie pozostają jeszcze dzieciaki, które najbardziej cierpią, a 
to daje co najmniej jedną nieszczęśliwą osobę na jedno rozbite małżeństwo. Pewnie 
moglibyśmy pójść do łóżka, ale czy to by ci wystarczyło? Jeśli tak, możemy od 
razu jechać do mnie i kochać się aż do rana. – Przerwał na chwilę. – Nie wiesz, co 
odpowiedzieć?

– Na razie po prostu nie znam odpowiedzi.
Nie dziś – szepnęła zaszokowana. – I proszę cię, jedźmy już.
– A jutro będziesz znała odpowiedź?
– No... nie wiem.
– Ale ja chyba wiem. Chcesz wyjść za mąż i mieć dzieci, tak samo jak wszyscy.
– Wszyscy oprócz ciebie.
Josh przesiadł się za kierownicę.
– Być może. I nie zamierzam tego uzasadniać. Jestem, jaki jestem i albo ktoś to 

zaakceptuje, albo w ogóle może się ze mną nie zadawać.

– Z tego, co mówisz, wyłania się dosyć ponury obraz. Ale cóż, czuję, że nie 

chcesz wałkować tego tematu.

Podczas całej drogi do biura, a później do domu Maggie walczyła ze łzami. 

Miała teraz wiele do przemyślenia. Wysiadając z samochodu Josha, powiedziała 
wreszcie, co myśli:

–   Nigdy   nie   uwierzę,   że   postanowiłeś   zostać   kawalerem   tylko   z   powodu 

statystyki. Oszukujesz sam siebie i na pewno o tym wiesz. Więc przestań mnie 
obrażać, opowiadając takie bzdury.

background image

Rozdział 4

Ostatnio tydzień pracy Maggie zaczynał się w poniedziałek, a kończył w piątek. 

Za   parę   tygodni,   jak   zawsze   w   wydziale   śledczym,   sytuacja   się   zmieni;   nawet 
patolodzy pracowali rotacyjnie, tak że nikt nie mógł liczyć na tradycyjny weekend. 
To była sprawiedliwa zasada. Kiedy zachodziła taka konieczność, Maggie chętnie 
pracowała w weekendy, ale dzisiaj – a był właśnie piątek – modliła się, żeby nikt 
nie   zarządził   śledztwa   wymagającego   jej   obecności   w   sobotę   czy   w   niedzielę. 
Potrzebowała czasu,  a dwa dni z dala od Josha  Bentona może  pozwolą jej się 
pozbierać.

Nie przestawała myśleć o tym, co jej powiedział. A na jej reprymendę zasłużył 

aż nadto; mogła mu nawet jeszcze więcej nagadać. Każda idiotka, która liczy na 
związek z mężczyzną o takich poglądach na miłość, małżeństwo i dzieci, czyli na 
wszystko, co się w życiu liczy, sama jest sobie winna i nie ucieknie od cierpienia, 
tak jak teraz Maggie. Nie chcę takiego życia, powtarzała sobie wielokrotnie. Gdyby 
mogła, wydarłaby z serca ten zalążek uczucia, który zagnieździł się tam dziesięć lat 
temu, kiedy jeszcze była nastolatką. Może wtedy na dobre odcięłaby się od tego 
aroganckiego mężczyzny. Ale z tym był największy kłopot, okazało się bowiem, że 
nie jest panią własnych uczuć. Na widok Bentona serce waliło jej jak szalone, a 
kiedy rozmawiając o sprawie Gardnera, musiała patrzeć mu w oczy, uginały się 
pod nią kolana i czuła w żyłach coraz gorętszą krew. Taka bezsilność, zupełnie dla 
niej nowa, doprowadzała ją do wściekłości, bo zupełnie nie umiała jej pokonać. Co 
z tego, że setki razy powtarzała sobie, jak bardzo nienawidzi Josha. I tak wiedziała, 
że to nieprawda. Zawsze uważała się za osobę rozsądną i zrównoważoną, więc 
gdzie się raptem podział jej rozsądek? Pewnie ukrył się głęboko w jej głupiutkim 
sercu, które zasługiwało na karę.

Żeby się kompletnie nie rozsypać i wreszcie przestać użalać nad sobą, Maggie 

przez większość dnia przeglądała zdjęcia zrobione na miejscu zbrodni przez Jacka, 
a także swoje z kostnicy. Najbardziej interesujące okazały się ujęcia poranionej 
twarzy ofiary. Bardzo dużo dała komputerowa obróbka fotografii z jej aparatu.

Godzinami oglądała i porównywała je na ekranie komputera, powiększała co 

ważniejsze   fragmenty   i   stosując   różne   techniki   przesiewania   i   cieniowania, 
uzyskiwała coraz lepsze efekty. Powiększając obraz jednego szczególnie ciężkiego 
obrażenia, Maggie w pewnym momencie wpatrzyła się w ekran, zmarszczyła czoło 
i zmrużyła oczy. Na stłuczonym miejscu widniał jakiś wzór, którego wciąż nie 

background image

mogła zidentyfikować.

– Chciałbym, żebyśmy razem przejrzeli teczkę Gardnera.
Maggie aż podskoczyła na krześle. Nad nią stał Josh, a ona była tak zajęta, że 

nie usłyszała, kiedy się tu zakradł. Okey, może słowo „zakradł” nie było właściwe. 
Zwłaszcza że w pokoju byli też inni detektywi.

Spojrzała   na   zegarek.   Dochodziła   szósta;   za   dziesięć   minut   zjawi   się   jej 

zmiennik, a ona skończy pracę. A potem ma cały weekend, żeby pozbierać się i 
dojść do siebie.

– To nie potrwa długo – powiedział Josh, dobrze wiedząc, dlaczego Maggie 

spogląda na zegarek.

– Tym lepiej – burknęła.
– Chodź do mnie.  Przejrzymy  teczkę przy moim biurku – powiedział Josh, 

wychodząc.

– Muszę jeszcze coś wydrukować i wyłączyć komputer – zawołała Maggie do 

jego pleców.

Nie oglądając się, pomachał jej ręką; to lekceważące przyzwolenie podziałało 

Maggie   na   nerwy.   Zaciskając   zęby,   wydrukowała,   co   trzeba,   zapisała   w 
komputerze   swoją   pracę,   a   na   koniec   zgodnie   z   procedurą   bezpiecznie   go 
zamknęła.

Złapała   ułożone   według   ważności   fotografie,   zostawiając   na   biurku   tylko 

niewielki   plik,   wzięła   jeszcze   wydrukowaną   odbitkę   dziwnego   wzoru,   który 
dopiero zaczęła rozgryzać, i z zaaferowaną miną pomaszerowała do biura Josha. 
Żadnych   osobistych   akcentów!   –   nakazywała   sobie   po   drodze.   –   Jeżeli   powie 
cokolwiek, co nie ma związku ze sprawą, już ja mu pokażę! A gdyby znów zaczął 
marudzić na temat statystyki i mojej niewłaściwej postawy, powiem mu dokładnie 
to samo co wczoraj. Ciekawe, czy mu się to spodoba?

Wiedziała, że się nie spodoba. Ale jej też nie podobało się wiele rzeczy, a mimo 

to jakoś je znosiła.

Z bliżej nieokreślonego powodu zaczęły ją szczypać oczy. Rany, czy ilekroć 

Josh coś do mnie powie, zamierzam się mazać? – zirytowała się. Coś jest ze mną 
nie tak, tylko co?

Kiedy Maggie weszła do niewielkiego boksu i usiadła, Josh podniósł wzrok 

znad otwartej teczki Gardnera i od razu przeszedł do rzeczy.

– Nie widzę tu raportu na temat stolika.
– Musi gdzieś być. Zbadałam stolik centymetr po centymetrze i szczegółowo 

opisałam. Sam – stolik jest teraz w laboratorium kryminalistyki, a raport w tej 

background image

teczce.

– Więc mi go pokaż. – Josh podsunął jej teczkę.
Maggie   wydęła   wargi.   Czyżby   zarzucał   jej   kłamstwo?   Podważa   jej 

kompetencje?   Chwyciła   teczkę   i   zaczęła   kartkować   papiery.   Wyciągnęła 
odpowiednią kartkę i podała ją Joshowi, a w tym samym czasie inny tekst przykuł 
jej uwagę. Nie widziała go jeszcze, więc zaczęła teraz czytać. Detektywi Waters i 
Wilson opisali tu rozmowę, jaką odbyli w posiadłości Gardnerów z panią Cecelia 
Gardner, matką Franklina.

–   Detektyw...   zaraz,   tylko   sprawdzę,   które   z   nich   to   podpisało.   –   Maggie 

spojrzała na koniec strony, po czym kontynuowała lekturę. – Detektyw Waters 
sygnalizuje, że tej nocy, kiedy zamordowano jej syna, Cecelia Gardner zajęta była 
działalnością charytatywną i że są na to liczni świadkowie. – Maggie spojrzała na 
Josha. – Czy imprezy charytatywne trwają całą noc?

– Według lekarza medycyny sądowej śmierć nastąpiła przed północą.
Maggie   pokiwała   głową.   Podczas   wstępnych   oględzin   miejsca   zbrodni   ona 

również   określiła   czas   zgonu   mniej   więcej   na   tę   godzinę.   Ssąc   dolną   wargę, 
zastanawiała się nad tym nowym elementem sprawy, po czym doszła do wniosku, 
że ponosi ją wyobraźnia. Powróciła do czytania raportu. Dowiedziała się jeszcze, 
że detektyw Colin Waters i jego partnerka, detektyw Darien Wilson, próbowali 
skontaktować   się   z   dwudziestotrzyletnim   synem   Franklina,   Stephenem,   ale   nie 
zastali go w domu.

– Nie wiedziałam, że Franklin miał syna – mruknęła Maggie.
–   Jest   jeszcze   Lyle   Gardner,   starszy   brat   Franklina.   On   też   mieszka   w 

posiadłości Gardnerów. Tamtego wieczoru podobno oglądał telewizję.

Zdziwiona Maggie uniosła brew.
– Wszyscy oni mieszkają z Cecelia Gardner, z wyjątkiem Franklina. Czy on 

przypadkiem nie odstawa! trochę od rodziny?

– Może był po prostu bardziej niezależny niż reszta Gardnerów. Mógł sobie 

wyjątkowo cenić swoją prywatność.

– Może miał ku temu powody.
– Na przykład jakie?
–   A   jeśli   odwiedzali   go   wieczorami   goście,   którzy   mogli   się   nie   spodobać 

mamusi? Na przykład... eee... o innej orientacji seksualnej?

–   Wciąż   jednak   istnieje   prawdopodobieństwo,   że   wszystko   zaczęło   się   od 

włamania.

Maggie żachnęła się.

background image

– Prawdę mówiąc, ta teoria nigdy do mnie nie przemawiała, a skoro i ty dotąd o 

tym   nie   wspomniałeś,   wygląda   na   to,   że   ten   motyw   odpadnie   jako   mało 
wiarygodny.

– A jaki według ciebie może być motyw?
–   Uważam,   że   Franklin   znal   zabójcę   i   że   doszło   między   nimi   do 

nieporozumienia, które przerodziło się w bójkę.

Josh zastanawiał się chwilę, a wreszcie pokiwał głową.
– Też tak uważam. Jesteś całkiem bystra, detektyw Sutter.
– Bardzo dziękuję. – Policzki Maggie pokryły się rumieńcem, nie z powodu 

komplementu,   ale   na   widok   oczu   Josha.   Coś   się   kryło   w   tych   oczach.   Zaraz, 
zaraz... co to ona miała zamiar powiedzieć, gdyby Josh znów próbował porzucić 
tematy służbowe?

Josh tymczasem rozparł się w fotelu, zapatrzony na Maggie. Zachwycały go jej 

wspaniałe włosy. Zawsze wiązała je z tyłu, a on bardzo by chciał zobaczyć te 
włosy rozpuszczone i w nieładzie. A najlepiej... zmierzwione na poduszce. O tak, 
to dopiero byłaby przyjemność.

Zainteresowanie   Maggie   sprawą   Gardnera   jakby   wyparowało.   Nie   mogła 

skupić się nad treścią raportu. A Benton, jak na złość, cały czas wysyłał erotyczne 
sygnały, przekazując oczami to, czego nie odważył się ująć w słowa.

A gdyby tak wylądowali w jej mieszkaniu? Czy nie można by powtórzyć tej 

próby pocałunku, ale tym razem to ona przejęłaby inicjatywę?

A jeżeli Josh naprawdę jest z kimś związany?
Nie   życzyła   sobie   wplątania   się   w   romans   z   żonatym   czy   prawie   żonatym 

facetem.

Jak się tego dowiedzieć? Szybko wpadła na pewien pomysł.
– To nie ma nic wspólnego ze sprawą – odezwała się – ale chciałam urządzić 

małe przyjęcie. Mogę cię umieścić na liście gości? Przyjdziesz czy odmówisz?

Josh nie zdołał ukryć zdziwienia ani ciekawości. Co tak naprawdę kryje się w 

tej pięknej główce? Co można wyczytać z tych olśniewających fiołkowych oczu? 
Czyżby jego wczorajszą przemowę Maggie uznała za docenienie jej inteligencji, a 
nie   za   zlekceważenie   jej   kobiecych   pragnień?   Może   zatem   uczciwość   popłaca 
bardziej niż oszustwo, do którego ucieka się wielu facetów, aby zaciągnąć kobietę 
do łóżka. Ale z drugiej strony pamiętał, jak dziewczyna się zjeżyła, wysiadając z 
jego samochodu, więc zaproszenie na kolację było ostatnią rzeczą, jakiej mógł się 
po niej spodziewać.

Spoglądał na nią przez długą chwilę.

background image

– A więc będziemy przyjaciółmi?
Maggie zauważyła

;

 że wprawiła Josha w zakłopotanie.

–   Czy   zaproszenie   na   kolację   jest   dla   ciebie   równoznaczne   z   propozycją 

przyjaźni?

– Bo ja wiem? Odniosłem wrażenie, że mnie nie lubisz. Kiedyś było inaczej, ale 

jak widać ludzie się zmieniają.

– O tak, z pewnością – zgodziła się Maggie. – A wracając do kolacji, to jak, 

wpisać cię na listę gości, czy nie? Razem z żoną... albo z przyjaciółką?

–   Z   żoną?   Czyżbym   ci   nie   powiedział   wczoraj,   jaki   jest   mój   stosunek   do 

małżeństwa?

– A czy ja ci nie powiedziałam, co sądzę o takim głupim gadaniu? Uważasz 

mnie za idiotkę, gotową uwierzyć w każde twoje słowo?

Josh roześmiał się.
–   Za   idiotkę?   No,   no...   Posłuchaj,   jeśli   wydajesz   przyjęcie   i   chcesz   mnie 

zaprosić, zawsze mogę odwołać randkę, żeby ci się zgodził rachunek przy stole.

W   tym   momencie   zadzwonił   telefon   komórkowy   Maggie.   Zerknęła   na 

wyświetlacz i zobaczyła numer Natalie.

– Och, zapomniałam, że się umówiłam – jęknęła Maggie. – Czy mogę odebrać? 

– zapytała Josha.

Wzruszył ramionami.
– Nie krępuj się.
– Dzięki. – Maggie nacisnęła przycisk. – Nat, przepraszam, ale jestem bardzo 

zajęta i nie mogę teraz rozmawiać. Dzwonisz w sprawie dzisiejszego wieczoru, 
prawda?

–   Tak,   ale   jest   inaczej,   niż   myślisz.   Dzisiaj   ja   muszę   odwołać   spotkanie   – 

powiedziała Natalie i zachichotała. – Mam randkę z nowym facetem.

–   No   nie,   widzę,   że   idziesz   na   całego!   To   może   spotkamy   się   podczas 

weekendu, co?

– Jeśli tylko będę mogła. On jest strasznie napalony... przynajmniej na takiego 

wygląda. Prawdopodobnie przekonam się o tym wieczorem. Na razie masz mnie z 
głowy. Dzwonię, bo nie chciałam cię zostawić na lodzie w piątkowy wieczór.

– Doceniam twoją troskę. Do usłyszenia.
Kiedy   Maggie   skończyła   rozmowę,   mina   Bentona   wydała   jej   się   dziwnie 

skwaszona. Po chwili ją olśniło: Nat to imię i dla mężczyzny, i dla kobiety, więc 
Josh mógł pomyśleć, że rozmawia z facetem! Cholerny egoista! – oburzyła się w 
duchu   Maggie.   Sam   nie   zje   i   drugiemu   nie   da!   Cóż,   ona   ma   już   dość   tych 

background image

wymownych spojrzeń i zmian nastroju. Teraz albo nigdy...

– Okazało się, że mam wolny weekend – powiedziała od niechcenia. – A jak 

wygląda twój jutrzejszy dzień?

Zaskoczony Josh poprawił się na krześle.
– Eee... będę prawie cały czas tutaj. Dlaczego pytasz?
– Chodzi mi o to przyjęcie.
– Dasz radę je tak szybko zorganizować i zaprosić gości?
– Moi znajomi są wyluzowani. Jeżeli tylko nie są już gdzieś umówieni, chętnie 

przyjmą zaproszenie.

– No cóż... jasne... myślę, że mógłbym przyjść. O której?
Maggie nie zauważyła, żeby Josh był zachwycony propozycją. Skoro jednak 

powiedział, że przyjdzie, to na pewno dotrzyma słowa.

– Może być o siódmej. Pasuje ci?
– Chyba tak... hmm... świetnie.
–   To   dobrze.   A   teraz   chciałabym   ci   coś   pokazać.   –   Maggie   podała   mu 

powiększone zdjęcie.

Josh przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym zerknął na Maggie.
– Udało ci się wydobyć fragmenty wzoru. Świetna robota, Maggie. Myślisz, że 

ten wzór mógłby być jeszcze bardziej czytelny?

– Bardzo bym chciała. Przyjdę jutro i jeszcze nad tym popracuję – dodała z 

troską w głosie.

W   obliczu   śledztwa   osobiste   sprawy   należało   odsunąć   na   drugi   plan,   tym 

bardziej że zamiar urządzenia przyjęcia był tylko nieprzemyślanym, mglistym i 
chyba całkowicie bezsensownym pomysłem,  który raptem strzelił jej do głowy. 
Głównie chodziło jej o zorientowanie się, czy Josh ma kogoś i ewentualnie danie 
mu   nauczki.   Ale   czy   laka   kompletnie   zielona   osoba   jak   ona   potrafi   pognębić 
doświadczonego mężczyznę?

Aż zadrżała na samą myśl. Mając nadzieję, że Josh nie zauważy jej zmieszania, 

wróciła do poprzedniego wątku:

– Mogłabym posiedzieć nad tym przez cały ranek. Co ty na to?
Josh skinął głową.
– Rzeczywiście byłoby dobrze i chyba nawet powinnaś to zrobić. Tylko czy 

jutrzejsza praca... powiedzmy do południa... nie pokrzyżuje twoich planów i nie 
rozwali ci przyjęcia?

Maggie zebrała myśli.
– Nie sądzę. Czy to już wszystko na dzisiaj?

background image

– No cóż, moglibyśmy przegadać całą noc o tym morderstwie, ale wątpię, czy 

posunęlibyśmy się o krok dalej. To co, będziesz tu z rana?

– Tak.
Josh wstał zza biurka.
– Może się zobaczymy, a może nie. Zamierzam wpaść rano do laboratorium i 

jeszcze   raz   obejrzeć   ten   stolik.   Nie   wiem   dlaczego,   ale   wciąż   nie   daje   mi   to 
spokoju.

Maggie natychmiast przyjęła obronną postawę.
– Jestem pewna, że poza tym, co wykazały moje badania laboratoryjne, niczego 

więcej nie znajdziesz.

– Mówisz tak, jakbym podważał twój profesjonalizm.
– No, nie... ale...
–  Idź   już   do  domu,   Maggie.  Albo  spotkamy   się  rano  tutaj,  albo  o  siódmej 

wieczorem u ciebie.

Po tej odprawie Maggie z wypiekami na twarzy prawie biegiem opuściła boks 

Josha.

Wracając do domu, rozmyślała o problemie swojego dziewictwa. Bała się, że 

wyjdzie na idiotkę. Całą swoją wiedzę o uwodzicielskich praktykach czerpała z 
książek   i   z   opowiadań   koleżanek.   Czy   to   wystarczy,   żeby   zachować   się   jak 
doświadczona kobieta? Musi wystarczyć, orzekła. Po prostu musi! Jeśli Josh się 
połapie, że w sprawach damsko-męskich jest zupełnie zielona, będzie pokpiwać z 
niej co najmniej przez cały następny tydzień.

– I co teraz będzie? – szepnęła, przestraszona własnym idiotycznym pomysłem.
Miejscami   jezdnia   była   niebezpiecznie   oblodzona.   Maggie   trzymała   mocno 

kierownicę,   wypatrując   śliskich   miejsc   i   zadręczając   się   jednocześnie.   Ależ 
nawarzyła sobie piwa! Ani chybi, kiedy Benton stanie w drzwiach i stwierdzi, że 
poza nim nikogo nie ma, rzuci się do ucieczki. (Chyba że przedtem ją wyśmieje.

Doszła   do   wniosku,   że   od   chwili   ponownego   spotkania   Josha   straciła   całą 

pewność siebie. Nie tylko jako kobieta, ale także jako profesjonalna policjantka. 
Jeśli nie liczyć wczorajszej awantury,  pozwoliła Joshowi wejść sobie na głowę. 
Dlaczego, na miłość boską? Czy dzięki zajmowanemu  stanowisku jest lepszy od 
niej ? Bardziej  inteligentny?  Owszem,  na   pewno  ma   większe   doświadczenie  w 
zawodzie, w końcu jest od niej o dziesięć lat starszy, ale to tylko tyle oznacza, że 
kiedy on osiągnie wiek emerytalny, ona nadal będzie się dobrze trzymać.

I   nagle   doznała   olśnienia.   Wiedziała   już,   co   zrobi,   i   to   bardzo   dokładnie. 

Pokaże,   że   wcale   nie   jest   niedoświadczoną   gąską...   i   jutro   wieczorem   zrobi 

background image

wszystko, żeby rozpalić Josha Bentona do czerwoności...

W końcu, po wielu godzinach spędzonych za biurkiem, Josh westchnął głęboko 

i   zamknął   teczkę   Gardnera.   Pęczniała   z   każdym   dniem,   a   właściwie   z   każdą 
godziną. Colin Waters i jego partnerka odwalili kawał dobrej roboty, przesłuchując 
rodzinę,   dalszych   i   bliższych   przyjaciół   oraz   wspólników   Franklina   Gardnera. 
Ciekawy był raport na temat Desmonda Reichera, dyrektora do spraw operacyjnych 
Korporacji   Gardnera,   człowieka   cieszącego   się   opinią   prawego   obywatela, 
mającego   jednak   rozległe   znajomości   wśród   ludzi   ze   świata   przestępczego. 
Ciekawe, czy Franklin wiedział o nadprogramowej działalności swojego dyrektora 
operacyjnego? Od razu też nasuwa się logiczne pytanie, czy sam Gardner nie był 
wplątany w nielegalne struktury – o ile to wszystko okaże się prawdą.

Teraz myśli Josha pobiegły innym torem.
Maggie, Maggie, co ja mam z tobą zrobić? – zafrasował się. Splótł ręce na 

karku   i   położył   nogi   na   biurku.   Czuł   się   przez   nią   niepewnie   i   naprawdę   nie 
wiedział,   co   z   tym   fantem   począć.   Może,   gdy   sprawa   Gardnera   zostanie 
zakończona i nie będą już ze sobą pracować, uda mu się przestać o niej myśleć?

Ale, do cholery, potem będzie następna sprawa, pomyślał z niechęcią. Mógłby 

pewnie unikać Maggie, ale w jaki sposób uniknąć tego, co dzieje się w jego sercu? 
Najwyższy czas powiedzieć to sobie bez ogródek: chciałby się kochać z Maggie 
Sutter i wcale nie chodzi mu o szybki, niezobowiązujący seks. Pragnie ją trzymać 
w ramionach, dotykać jej pięknych długich włosów, patrzeć w jej fiołkowe oczy i 
jednocześnie... jednocześnie...

Opuścił nogi na podłogę i nakazał sobie wrócić do rzeczywistości. Jest od niego 

młodsza o dziesięć lat, a na dodatek to siostra Tima. A najważniejsze, że Maggie 
chyba wcale nie oczekuje poważnych starań z jego strony.

Żałując,  że  nie  odmówił   zaproszenia  na  kolację  do Maggie  –  powinien  był 

znaleźć jakiś pretekst – wciągnął ciepłą kurtkę. Jedynym pocieszeniem było to, że 
Maggie oprócz niego zaprosiła też innych gości. Prawdopodobnie nie będzie ich 
dużo, w końcu mieszkanie Maggie nie pomieściłoby tłumu, ale nawet w niedużej 
grupie  będzie  się   czuł  swobodniej   i...  bezpieczniej.  Wystarczy  parę  osób,   żeby 
zdołał utrzymać ręce przy sobie.

Zresztą... co tam! Wieczór może się okazać całkiem przyjemny.

Nazajutrz Maggie ze zdwojoną energią zajęła się powiększonymi fotografiami. 

Po kolejnej obróbce wydrukowała pięć najlepszych zdjęć i chociaż wciąż nie była 

background image

usatysfakcjonowana ich jakością, włożyła je do teczki Gardnera.

Dobrze   się   stało,   że   Benton   od   rana   nie   pokazał   się   w  biurze;   i  bez   niego 

zdenerwowanie wystarczająco mocno dawało się Maggie we znaki.

Wybiegła z biura parę minut po dwunastej, zatrzymała się kilka razy po drodze, 

robiąc zakupy na wieczór, i dotarła do domu o wpół do drugiej. Potem spędziła 
dwie godziny w kuchni – teraz wystarczy po przyjściu Bentona włączyć piecyk na 
kwadrans – i pospieszyła do łazienki, żeby zająć się sobą. Mieszkanie, posprzątane 
poprzedniego wieczoru, po prostu lśniło. Rano zmieniła nawet pościel. Wszystko 
było gotowe na wieczór – wszystko poza nią, ale na szczęście miała przed sobą 
jeszcze parę godzin, które zamierzała wykorzystać co do minuty. A że postanowiła 
upiększyć się od stóp do głów, zaczęła od pedikiuru. Będzie dzisiaj zadbana, jak 
nigdy dotąd!

No i dowie się wreszcie, dlaczego Josh nie odrywa od niej pożądliwego wzroku 

i niestety na tym poprzestaje.

Przerażało ją jednak własne niedoświadczenie.
Jak można w tym wieku być dziewicą? Co będzie, jeżeli z Joshem dojdzie do 

zbliżenia, a kiedy się okaże, że jest jej pierwszym mężczyzną, nie będzie wiedział, 
jak się zachować?

– O Boże – jęknęła Maggie. Co zrobić, żeby uniknąć kompromitacji z powodu 

tego   nieszczęsnego   dziewictwa,   gdy   już   wylądują   razem   w   łóżku?   Najbardziej 
przerażało ją to, o czym słyszała od wielu koleżanek: że dla niektórych kobiet ten 
cholerny pierwszy raz bywa strasznie bolesny. Jeżeli należy do tej właśnie grupy 
kobiet, Josh od razu się połapie, że jest jej pierwszym facetem.

Powinna   udawać,   że   wszystko   jest   cudownie   i   przestać   sobie   wmawiać,   że 

koniecznie musi stać się coś złego.

Zrobisz wszystko, żeby się udało! – nakazała sobie. W końcu po to sprzątałaś 

mieszkanie aż do północy, po to powlekłaś świeżą pościel, po to przygotowałaś 
potrawę, która potrzebuje tylko paru minut, żeby ją odgrzać i wyjąć z piecyka, po 
to białe wino chłodzi się w lodówce, a dwie butelki czerwonego, odkorkowane, 
oddychają w kuchni na stole!

Po   to   też   przez  co  najmniej   trzy   godziny   zamierzała   się   szykować   na   ten 

wieczór.   Kiedy   otworzy   drzwi,   żeby   wpuścić   gościa,   Josh   niewątpliwie 
wytrzeszczy oczy na widok Maggie Sutter, jakiej jeszcze nie widział.

Kończyła pedikiur, kiedy zadzwonił telefon.
Na piętach, żeby nie dotykać palcami dywanu, podeszła i podniosła słuchawkę.
– Halo?

background image

– Cześć, Maggie. Jak się masz, dzieciaku?
– Tim! Jak się cieszę, że dzwonisz! Co u ciebie?
–   Nie   może   być   lepiej.   Ale   nie   odpowiedziałaś   na   moje   pytanie.   Jak   się 

miewasz?

– Świetnie. Ciężko pracuję i uwielbiam to, co robię.
– I co dalej?
– Jak to co?
–   Pytam,   jak   się   miewasz,   a   ty   mi   nawijasz,   że   świetnie   ci   się   pracuje. 

Siostrzyczko, a co z twoim męskim ideałem? Czy już takiego spotkałaś?

– Próbujesz wydać mnie za mąż? – zażartowała Maggie.
– Oczywiście. Od tego są starsi bracia. Ale mówiąc poważnie, na pewno się z 

kimś spotykasz. Opowiedz mi o nim.

– Przykro mi, ale z roku na rok moje randki stają się coraz rzadsze. Jak się ma 

Laurie i dzieciaki?

– Chłopcy są zdrowi i ogromnie ruchliwi, a Laurie jest w ciąży.
– W ciąży! Och, Tim, jestem taka szczęśliwa i cieszę się razem z wami. Tym 

razem ma być dziewczynka!

– Laurie na to liczy. Poznamy płeć dziecka mniej więcej za miesiąc. Dam ci 

znać, okey?

– Cudownie!
– No więc jak ci się pracuje? Prowadzisz jakieś ważne śledztwo?
– Owszem. Chodzi o morderstwo i... i... – Albo teraz, albo nigdy, pomyślała 

Maggie. – Pracuję nad tą sprawą razem z Joshem Bentonem.

– Josh! Kto by pomyślał, więc on nadal pracuje w policji? Pozdrów go ode 

mnie, dobrze?

– Dlaczego sam do niego nie zadzwonisz i nie zrobisz tego osobiście?
– Chyba masz rację. Dasz mi numer jego telefonu?
– Jasne, poczekaj chwilkę. – Po paru sekundach Maggie wróciła do telefonu z 

wizytówką Josha. Wolno podyktowała Timowi numer, pewna, że go zapisuje. – 
Szkoda, że wasz kontakt się urwał – powiedziała. – Jeśli mnie pamięć nie myli, 
byliście do siebie bardzo przywiązani.

– W pewnym sensie. Było nam razem nieźle, ale Josh przychodził zobaczyć się 

nie tylko ze mną, ale i z naszą mamą.

Maggie zbaraniała.
– Nie przypominam sobie, żeby spędzał czas z mamą.
– Ale tak było. No wiesz, był nastolatkiem, kiedy stracił matkę, i bardzo polubił 

background image

naszą   mamę.   Ona   też   nie   widziała  świata   poza  nim.   Nawet   mu   gotowała   jego 
ulubione potrawy, kiedy wiedziała, że będzie na kolacji. Nie pamiętasz?

– Nie – zapewniła Maggie. – Kiedy to się działo, miałam inne rzeczy w głowie. 

– Jasne, że miałam, pomyślała. Marzyłam o tym, żeby Josh Benton zwrócił na mnie 
uwagę   i   zauważył,   że   jestem   już   dorosła   i   że   umieram   z   tęsknoty   za   jego 
pocałunkami...

– Kiedy go zobaczę, powiem mu, żeby spodziewał się telefonu od ciebie – 

powiedziała na zakończenie.

Po tej rozmowie dzisiejsza wizyta Josha u niej wydała się Maggie prawdziwym 

koszmarem. Czuła jakiś kamień w żołądku. Może to dlatego, że okłamała brata, 
mówiąc, że jeszcze nie spotkała swojego ideału. Bo przecież spotkała go dziesięć 
lat temu, kiedy wpadał do nich zobaczyć się z ich matką!

background image

Rozdział 5

– Nat, wpakowałam się w absurdalną sytuację – poinformowała przez telefon 

przyjaciółkę. – Zanim ci to wyjaśnię, pozwól, że zapytam, jak ci idzie z nowym 
chłopakiem?

Natalie westchnęła marzycielsko.
– On jest cudowny... absolutnie cudowny. Chyba jestem zakochana.
– Cieszę się. Nat, spotkasz się z nim dzisiaj wieczorem?
– Powinien być tu lada chwila. Dlaczego pytasz, Maggie?
Maggie pokrótce wyjaśniła swój problem.
– Zaprosiłam Josha Bentona, detektywa, z którym pracuję w jednym wydziale, 

na przyjęcie do mnie dzisiaj wieczorem. Jest przekonany, że będą też inni goście, 
ale to nieprawda. To znaczy od początku miało nikogo nie być. Ale nie mogę tego 
tak załatwić. Jeszcze sobie pomyśli, że lecę na niego i że z całą premedytacją chcę 
go uwieść. Zresztą... myśląc tak, wcale by się nie pomylił. Ale zmieniłam zdanie. 
Nie chcę, aby tak o mnie pomyślał. Dlatego mam do ciebie wielką prośbę. Czy nie 
moglibyście przyjść i zachowywać się tak, jakbym was oboje zaprosiła wczoraj?

– Cholera, Maggie, akurat mamy bilety na ten charytatywny koncert, o którym 

pewnie słyszałaś. Dziesiątki gwiazd filmowych i estradowych poświęcą na ten cel 
swój czas i talent, a Tom wydał fortunę na bilety. Nie mogę mu sprawić zawodu, 
prawda?

To wspaniale, że Natalie uda się uczestniczyć w imprezie, o której trąbią już od 

tygodni, altruistycznie pomyślała Maggie.

– Oczywiście, że nie – przyznała, dodając: – Ze też sama na to nie wpadłam. 

Też bym chciała być na tym koncercie.

– Zaczekaj chwilę. O której ma się zjawić ten twój detektyw?
– Zaprosiłam go na siódmą.
–   To   dobrze,   bo   koncert   zaczyna   się   o   dziewiątej.   Moglibyśmy   wpaść   o 

siódmej,  pogadać o koncercie, powiedzieć, jacy jesteśmy  zachwyceni, że udało 
nam się dostać bilety, przegryźć coś, jeśli zechcesz  nas poczęstować  kolacją, i 
zaraz po kolacji wyjść. Na dobrą sprawę moglibyśmy  się zjawić jeszcze  przed 
przyjściem detektywa Bentona. Wyjdziemy z domu, jak tylko pojawi się – Tom, a 
on jest naprawdę słodki i na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyśmy 
przed koncertem zajrzeli do ciebie. Czy to cię urządza?

– Nawet nie wiesz, jak bardzo – odetchnęła z ulgą Maggie. – Jesteś genialna, 

background image

Nat. Więc przychodźcie, kiedy tylko zjawi się Tom.

– Ten Benton musi być dla ciebie kimś cholernie ważnym.
– Sama nie wiem. Na razie traktuję tę znajomość jako pewne wyzwanie, ale... 

no nic, to długa historia. Opowiem ci, kiedy się spotkamy następnym razem. Tak 
czy owak, niewiele brakowało, a popełniłabym straszliwy błąd. Dzięki za pomoc, 
Nat, jestem ci dozgonnie wdzięczna.

– No to do zobaczenia niebawem.
– Czekam. – Maggie rozłączyła się i spojrzała na zegarek. Do przyjścia Josha, 

jeśli się nie spóźni, zostało około godziny. Chwała Bogu, że Nat i Tom pojawią się 
przed nim.

Maggie, Natalie i Tom rozmawiali, śmiali się i popijali wino, kiedy w kuchni 

odezwał   się   brzęczyk   od   frontowych   drzwi.   Po   trzecim   kieliszku   Maggie   nie 
musiała już udawać, że świetnie się bawi.

Przeprosiła gości i poszła do kuchni, gdzie miała domofon.
– Kto się dobija do moich drzwi? – zapytała żartobliwie.
Wesołość w jej głosie mile zdziwiła Josha. Widać przyjęcie już się zaczęło i 

Maggie dobrze się bawi. To świetnie, zwykle bowiem bywa aż nazbyt poważna.

– Wielki zły wilk – oznajmił. – Wpuść mnie, bo inaczej chuchnę i zdmuchnę 

twój dom.

– A który to wielki zły wilk? W tej okolicy jest ich więcej.
– Ten wielki zły wilk to twój szef – odpowiedział Josh groźnym tonem.
– Nareszcie wypowiedziałeś magiczne hasło – rzuciła Maggie lekkim tonem. 

Roześmiała się i nacisnęła przycisk otwierający drzwi na dole.

Zerknęła na stół nakryty na cztery osoby, włączyła piecyk i wróciła do salonu.
– Zaraz tu będzie – oznajmiła.
– Maggie, zdążymy się tylko z nim przywitać.
–   Natalie   miała   naprawdę   zatroskaną   miną,   mówiąc   te   słowa.   –   Kiedy 

rozmawiałyśmy   przez   telefon,   nie   wiedziałam,   że   Tom   obiecał   wstąpić   po 
znajomych w drodze na koncert. Będą na nas czekać... więc...

– Strasznie mi  przykro – odezwał się Tom – że nie zostaniemy  na kolacji. 

Odrobimy to innym razem, obiecuję.

Chociaż żołądek Maggie znów dał o sobie znać, zdobyła się na uśmiech.
– Rozumiem. Cieszę się, że w tej sytuacji w ogóle udało wam się wpaść do 

mnie.

Ubierali się właśnie, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Maggie wpuściła Josha, 

background image

przedstawiła   sobie  całą   trójkę,   po   czym   pożegnała   Natalie   i   Toma.   Ściskając 
Maggie, Natalie szepnęła jej do ucha:

– On jest cholernie przystojny. Jutro sobie pogadamy.
Maggie zamknęła drzwi, oparła się o nie plecami i popatrzyła na Josha. Miał na 

sobie elegancki płaszcz i w ogóle wyglądał wspaniale. Niezależnie od tego, co on 
powie albo zrobi, kiedy prawda wyjdzie na jaw, i tak będzie się w nim durzyła, 
pomyślała z rezygnacją.

Josh stał w płaszczu i zastanawiał się, o co, do licha, tak naprawdę tu chodzi. 

Jeśli dobrze się orientował, w mieszkaniu nikogo więcej nie było. Czy to on się 
spóźnił? Czy wszyscy już zjedli kolację i sobie poszli? Przecież Maggie zapraszała 
na siódmą!

– Czy goście wyszli wcześniej, czy to ja się spóźniłem? – zapytał, jednocześnie 

przyglądając   się   Maggie   z   podziwem.   Wyglądała   zachwycająco   w 
ciemnoniebieskiej   spódnicy   i   błękitnej   bluzce,   podkreślającej   kolor   jej   oczu. 
Uczesała  się dokładnie tak, jak  sobie wymarzył – rozpuszczone,  sprężyste  loki 
ślicznie układały się wokół jej twarzy. Krótka spódniczka odsłaniała smukłe nogi w 
cieniutkich pończoszkach. Takiej Maggie jeszcze nigdy nie widział.

Maggie wreszcie odsunęła się od drzwi.
– Daj mi swój płaszcz. Wcale się nie spóźniłeś. Okazało się, że Natalie i Tom 

już wcześniej mieli swoje plany na dzisiejszy wieczór i musieli wyjść, bo jadą ze 
znajomymi   Toma   na   ten   głośny   koncert   charytatywny,   który   zaczyna   się   o 
dziewiątej.

– A inni goście? – Josh podał płaszcz, który Maggie powiesiła w niedużej szafie 

w holu.

– Nie ma żadnych gości.
– Wszyscy twoi znajomi byli zajęci?
– Na to wygląda. – Maggie weszła do salonu. – Wejdź, proszę, i rozgość się. 

Może kieliszek wina? Piliśmy właśnie cabernet sauvignon, ale w lodówce mam też 
białe wino.

– Z przyjemnością wypiję cabernet. – Zauważył, że jeden kieliszek jest jeszcze 

odwrócony  do  góry   dnem,   z  czego  wywnioskował,  że   Maggie  spodziewała  się 
tylko trójki gości. Najwyraźniej przyjęcie, na które zdecydowała się w ostatniej 
chwili, nie wypaliło.

Wbrew   poprzednim   lękom   i   obawom,   doszedł   teraz   do   wniosku,   że   nie 

przeszkadza mu ani trochę to, że jest jedynym gościem. Rozsiadł się na kanapie, 

background image

wypił łyk wina i nagle poczuł się komfortowo, jakby był otulony miękkim, ciepłym 
kocem. Niczym się wprawdzie nie przykrywał, ale to uczucie było cudowne. Miło 
jest przebywać w towarzystwie pięknej, zmysłowej kobiety, popijać wino, słuchać 
cichej muzyki i zawodzenia wiatru za oknami. Chyba nawet w raju nie może być 
przyjemniej, rozmarzył się i uśmiechnął do Maggie.

Ależ   on   jest   zabójczo   przystojny,   pomyślała   Maggie.   I   ten   jego   wymowny 

uśmiech, który tak ją onieśmiela... Znów poczuła zdenerwowanie i nagle zaczęła 
się jąkać.

– Eee... no... moja potrawka... już dochodzi – wykrztusiła z trudem. – Za jakieś 

dziesięć minut usiądziemy do stołu.

– Będzie, jak każesz.
Pomyślała, że Josh jest dzisiaj wyjątkowo ugodowy i bardzo miły; nie ma w 

nim  nic z  tego oschłego   mężczyzny,  z  którym  miała  do  czynienia  w ostatnich 
dniach. Nawet inaczej wygląda. Jest jak zawsze cholernie przystojny, ale gdzieś 
zostawił   to   surowe   spojrzenie,   jakim   na   co   dzień   posługuje   się   w   pracy. 
Powiedziałaby wręcz, że dostrzega jakąś dziwną łagodność w jego oczach, której 
nigdy wcześniej nie zaobserwowała.

Przecież on cię zwyczajnie uwodzi, kretynko!
– ocknęła się. Wystarczy z twojej strony drobna zachęta, żeby wskoczył ci do 

łóżka! Ale czy nie o to ci chodziło? Czy nie w tym celu zorganizowałaś tę farsę z 
kolacją? A co, może jednak chcesz umrzeć jako dziewica?

Nie chcę, zdecydowała. Ale nie wiem, co robić. Uśmiechaj się... uśmiechaj się 

cały czas i dobrze go nakarm! Czy nie tego chcą wszyscy mężczyźni? Słyszałaś 
przecież, że chcą od kobiet dwóch rzeczy: seksu i jedzenia. Wszyscy tak mówią... 
No tak, tylko że Josh nie jest dla ciebie zwyczajnym facetem. On nie jest taki jak 
wszyscy, on jest dla ciebie bardzo ważny. Bądź miła, ale miej się na baczności!

Nagły   zamęt   w   myślach   spowodował,   że   Maggie   omal   nie   zakrztusiła   się 

winem. Trochę za bardzo zakręciło jej się w głowie. Nic dziwnego, wypiła za dużo 
wina na pusty żołądek. Najwyższy czas, żeby coś zjeść.

– Idę przygotować kolację, a ty posiedź tutaj. Za chwilę poproszę cię do stołu – 

powiedziała, podnosząc się z miejsca.

– Pomogę ci. Nie jestem z tych gości, którzy czekają bezczynnie, aż pani domu 

wszystko   zrobi   –   powiedział   bez   chwili   namysłu.   Kiedy   Maggie   wchodziła   do 
kuchni, Josh prawie deptał jej po piętach. – Widzę, że stół już nakryty. Co jest 
jeszcze do zrobienia?

– Nic. To znaczy nic wielkiego, a raczej... no wiesz... nic poważnego... Zaraz 

background image

wszystko podam. Siadaj. – Maggie zupełnie nie wiedziała, co mówić i co robić. 
Czuła się okropnie zażenowana i skrępowana. Znowu zakręciło jej się w głowie, 
ale  najbardziej  niepokojącym objawem było dziwne  ciepło,  które  czuła  w  dole 
brzucha. Zaczęło się to w momencie, gdy Josh przekroczył próg jej domu.

–   Siadaj   –   powtórzyła,   podeszła   do   lodówki   i   wyjęła   miskę   wcześniej 

przygotowanej sałaty. Zanim postawiła ją na stole, zdjęła folię. Wreszcie odważyła 
się spojrzeć wprost na swojego gościa.

– Nie zamierzasz usiąść?
–   Usiądę,   kiedy   i   ty   usiądziesz.   Poza   tym   widzę   tu   cztery   nakrycia.   Gdzie 

chcesz mnie posadzić?

– Och, przepraszam. – Tak drobne niedopatrzenie nie powinno jej wprawić w 

zakłopotanie,   jednak   poczuła,   że   się   czerwieni.   Natychmiast   przeszła   do 
defensywy. Pomyślała, że nie ma doświadczenia nawet w takich sytuacjach, jak ta. 
Powinna była już wcześniej usunąć ze stołu te dwa nakrycia. – Jeżeli koniecznie 
chcesz   mi   pomóc   –   powiedziała   zrezygnowanym   tonem   –   możesz   zabrać   dwa 
zbędne nakrycia i postawić je na ladzie. I siadaj, gdzie chcesz – dodała.

– Okey. Już się robi. – Josh zauważył, że Maggie, która w pracy porusza się 

pewnie i z niezwykłym wdziękiem, u siebie w domu zachowuje się niezręcznie, 
chwilami wręcz niezdarnie. Postawił nakrycia na ladzie i odwrócił się w momencie, 
kiedy Maggie pochyliła się, żeby otworzyć piecyk. – Co się z tobą dzieje, Maggie?

– zapytał spokojnie. – Czy krępuje cię moja obecność? Dlaczego jesteś taka 

spięta?

Dziewczyna wyprostowała się, wbiła w niego ostry wzrok, ale nagle poczuła się 

tak potwornie upokorzona i tak bezradna, że rozpłakała się głośno. Już zupełnie 
straciła kontrolę nad swoimi emocjami. A wypite wino na pusty żołądek też zrobiło 
swoje.

– Och, jaka ja jestem głupia – wyszeptała, szlochając. Urwała z rolki kawałek 

papierowego kuchennego ręcznika i przyłożyła go do oczu.

Josh zrobił duży krok i położył dłonie na jej ramionach.
– Jak możesz mówić coś podobnego? Jak możesz nawet tak myśleć?
– To przez ciebie tak myślę – pochlipywała. – Naprawdę jestem głupia...
Josh spojrzał jej głęboko w oczy. Stali blisko siebie i on znowu poczuł to samo 

pragnienie, które sprawiało, że nie panował nad własnym ciałem, gdy obok była 
Maggie. Już nie mógł wyprzeć się tego, że bardzo jej pragnie.

– Jeśli płaczesz teraz przeze mnie, to przepraszam – wykrztusił. – Ale nie wiem, 

co złego ci zrobiłem...

background image

– Pewnie, że nie wiesz... Na pewno o tym nie wiesz... ale... ale ja strasznie się w 

tobie durzyłam, kiedy... kiedy przyjaźniłeś się z Timem – wykrztusiła odważnie, 
uciekając jednak wzrokiem w bok. Czuła się zawstydzona tym swoim wyznaniem i 
nie wiedziała, jak Josh zareaguje. Czy będzie się z niej śmiał?

– I to jest powód, dla którego nasza odnowiona znajomość jest dla ciebie taka 

trudna? – Josh pogłaskał ją po policzku. – Popatrz na mnie. – Maggie podniosła 
wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. – Po pierwsze, wiedziałem wtedy, że czułaś do 
mnie miętę. Wiedziałem też, że takie uczucie nie trwa wiecznie i że nastolatki 
uwielbiają przeżywać miłosne dramaty.

– To nieprawda! Moje uczucie przetrwało...
To jest takie uczucie... na zawsze!
Nie dało się cofnąć raz wypowiedzianych słów. Stali bez ruchu i patrzyli sobie 

w oczy.

–   Chyba   nie   powiesz,   że   to   z   powodu   tego   uczucia   do   mnie   jesteś   teraz 

nieszczęśliwa?

Maggie znów uciekła wzrokiem.
– Chyba tak – powiedziała drżącym, cienkim głosikiem.
Josh osłupiał.
– Maggie, jestem od ciebie o dziesięć lat starszy!
– A jakie to ma znaczenie? – zapytała zdziwiona.
– Mógłbym być prawie twoim ojcem!
–   Naprawdę?   Nie   przesadzaj,   Josh.   Kto   słyszał   o   dziesięcioletnim   ojcu?   – 

Zrobiła dwa kroki w bok, odwróciła się i szybko podeszła do piecyka. – Siadaj na 
końcu stołu. Ja usiądę na drugim. I dość już tego gadania. Będziemy jeść. – Starała 
się mówić stanowczo i konkretnie, ale nic z tego nie wyszło, bo jej drżący głos 
zdradzał zdenerwowanie. Wyjęła gorące półmiski z piekarnika i postawiła je na 
stole. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to nałóż nam na talerze – powiedziała i 
otarła jeszcze jedną łzę zabłąkaną w kąciku prawego oka.

Josh nie wiedział, co robić. Kolacja stała na stole, ale Maggie nie zamierzała 

pełnić honorów pani domu, nadal popłakiwała, a on czuł się jak ostatni łajdak, 
chociaż  nie wiedział dlaczego.  Co z tego,  że Maggie  podkochiwała się  w nim 
dziesięć lat temu? Takie rzeczy często się zdarzają, ale nie powinny wpływać na 
późniejsze kontakty! A jednak wpływają. Dlaczego Maggie twierdzi, że nadal się w 
nim kocha? Przecież to nieprawda! Tylko tak jej się wydaje. To pewnie z tego 
powodu  nie mogła   powstrzymać   łez.  Stanowczo   wolałby  zaciągnąć   ją teraz  do 
sypialni, zamiast siedzieć przy stole i jeść kolację, choćby i najlepszą...

background image

Otworzył wino i rozlał je do kieliszków. Wreszcie oboje usiedli.
– Upiekłam kurczaka, a duszone w maśle jarzyny może kogoś ci przypomną.
Josh przyjrzał się jarzynom leżącym na półmisku.
– Owszem. Pamiętam. Twoja matka zwykle tak je przyrządzała.
– To jej przepis. Wyobraź sobie, że dzisiaj zadzwonił Tim i powiedział coś, co 

mnie zdumiało. Podobno przychodziłeś do nas do domu nie – tylko po to, żeby się 
widzieć z nim, ale i z mamą. To prawda?

– Bardzo możliwe. Lubiłem waszą matkę. Co u niej słychać?
– Umarła.
– Jezu, Maggie, powinnaś mnie była uprzedzić! Tak nie wolno! Tak prosto z 

mostu!? To okropne...

– Przepraszam. No dobrze, spróbuję powiedzieć to inaczej. Moja mama odeszła 

w wieku pięćdziesięciu lat po stoczeniu morderczej walki z rakiem. Czy tak lepiej 
brzmi? Już nie jest takie okropne?

– To straszne. Nic o tym nie wiedziałem. Strasznie mi przykro, Maggie. Nie 

miałem pojęcia... Straciliśmy kontakt ze sobą po waszym wyjeździe...

– No cóż, po przeprowadzce Tima do Kalifornii mama dostała lepszą pracę w 

Detroit, więc obie się tam przeniosłyśmy. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że 
mógłbyś zaglądać do nas po wyjeździe Tima, więc pewnie o tym nie wiedziałeś. 
Chyba że mama wspomniała ci o naszych planach.

– Nie, nie miała okazji. Zjawiłem się u was jakiś miesiąc po wyjeździe Tima i 

zastałem juz nowych lokatorów. Kiedy teraz o tym myślę, jestem prawie pewny, że 
wtedy sądziłem, iż obie z Lottie też przeniosłyście się do Kalifornii.

– Dlaczego nigdy nie próbowałeś nas znaleźć?
– Przez nasz wydział? Nie, nie próbowałem. A czy któreś z was próbowało 

nawiązać kontakt ze mną?

– A czy kiedykolwiek rozmawiałeś z Timem po jego wyjeździe?
Do Josha dotarło, że oboje mówią podniesionymi głosami. Odłożył widelec i 

wyprostował się na krześle.

– Dlaczego właściwie skaczemy sobie do oczu?
– Nie mogę mówić za ciebie, ale mnie jest przykro, że my... że każde z nas... 

tak niewiele dla ciebie znaczyło. Ze nie zależało ci na kontakcie z nami... z mamą... 
z Timem...

– Tak jak nikomu z was, Maggie, nie zależało na kontakcie ze mną. Mimo że 

wiedzieliście, gdzie jestem.

– To znaczy, że Sutterowie są winni, a ty jesteś w porządku.

background image

– Tego nie powiedziałem, choć może właśnie tak jest. – Josh potrząsnął głową. 

– Wszyscy zawiniliśmy. Nie utrzymywaliśmy kontaktu, choć wymagało to od nas 
minimalnego wysiłku. Ale skończmy już ten temat. Było, minęło. Trzeba żyć tu i 
teraz. Najważniejsza jest teraźniejszość. A teraz siedzimy przy stole i jemy pyszną 
kolację.   –   Spróbował   kurczaka   i   dodał:   –   Ten   kurczak   naprawdę   jest   pyszny, 
Maggie. Chcesz coś usłyszeć? Otóż ani trochę nie wyglądasz dzisiaj na glinę.

– Ty też nie.
Josh uśmiechnął się szeroko.
– Tak? To na kogo, według ciebie, wyglądam?
– Jeżeli myślisz, że powiem jakiś idiotyzm w rodzaju „wyglądasz jak gwiazdor 

filmowy”, to grubo się mylisz.

–   Gwiazdor   filmowy!   –   Josh   parsknął   śmiechem.   –   W   życiu   nie   słyszałem 

czegoś równie zabawnego.

Maggie uśmiechnęła się krzywo.
– Okropnie śmieszne. W tej jedwabnej koszuli w paski wyglądasz jak bankier. 

Albo jak makler giełdowy. A może jak adwokat... elegancko ubrany adwokat.

– Ach tak, więc to koszula pozbawia mnie wyglądu policjanta? Zapamiętam to 

sobie. A chcesz wiedzieć, co psuje twój służbowy wygląd? No więc fryzura i ta 
śliczna niebieska bluzka, a także twoje nogi na wysokich obcasach i... – Josh nagle 
zamilkł. Wreszcie dotarło do niego, co Maggie powiedziała o swoim trwającym od 
dawna uczuciu. Czy to możliwe, że przetrwało dziesięcioletnie rozstanie? Może 
jednak wcale nie kłamała? Może rzeczywiście nadal go kocha?

Serce zaczęło mu bić mocniej. No i co z tego, że jest starszy? Trzydzieści sześć 

lat to jeszcze nie starość, a ona, w wieku dwudziestu sześciu lat, nie jest już ani 
podlotkiem, ani nowicjuszką w sprawach damsko-męskich.

Maggie zauważyła, że nagle zmienił się wyraz jego twarzy. Jakby coś bardzo 

ważnego przyszło mu do głowy.

– O czym myślisz?  – zapytała. – Czy to ma związek z nami, czy może ze 

sprawą Gardnera?

– Chociaż nie wyglądasz dzisiaj jak policjantka, zadałaś teraz to pytanie tonem 

detektywa.

– Bo masz dziwny wyraz twarzy. Jakbyś nagle odkrył coś ważnego...
– Może i odkryłem... na przykład ciebie. Myślę, że rzeczywiście dowiedziałem 

się czegoś nowego o tobie...

– Masz bujną wyobraźnię, więc pewnie coś tam sobie o mnie wyobraziłeś, ale 

to wcale nie znaczy, że mnie znasz.

background image

– Coś ci się nie zgadza, Maggie?
Jego łagodny głos był miękki jak jedwab.
– Zastanawiam się, dokąd poniesie cię ta twoja wyobraźnia – wyjaśniła.
– A ciebie?
–  Mnie?   Raczej   niezbyt  daleko.  No,  ale  komuś,   kto  nigdy   nie   doświadczył 

pewnych   rzeczy,   na   ogół   trudno   jest   je   sobie   wyobrazić...   –   Maggie   urwała. 
Dlaczego   nie   ugryzła   się   w   język?   –   Eee...   co   powiesz   na   deser?   Mam   lody 
śmietankowe z kremem czekoladowym.

– Dziękuję, ale chętnie napiłbym się kawy. Maggie wstała od stołu.
– Podam kawę w salonie. Idź tam, zaraz do ciebie dołączę.
Josh wolno się podniósł. Zdziwiła go ta nagła nerwowość Maggie. Co miała na 

myśli, mówiąc o rzeczach, których nie doświadczyła? Co się za tym kryje?

Wolał nie ryzykować i nie pytać jej o to, więc tylko kiwnął głową i wyszedł z 

kuchni.

–   Gdzie   łazienka?   –   zawołał,   –   Na   końcu   korytarza,   po   prawej   stronie   – 

odkrzyknęła Maggie. Oparła czoło o lodówkę, marząc, żeby ziemia rozstąpiła się 
pod nią i pochłonęła ją. Dostarczyła mu tyle informacji na swój temat, że nawet 
półgłówek by się połapał w tym, co ją dręczy, a co dopiero Josh Benton, któremu 
daleko do półgłówka. Czy dlatego rozwiązał jej się język, że wypiła dużo wina, czy 
też może nawet bez kropli alkoholu potrafiłaby zrobić z siebie idiotkę?

Szybko posprzątała stół, wstawiając talerze do zlewu. Zajmie się nimi później, 

kiedy już pozbędzie się Josha. Swoją drogą, jak dziwnie zmieniają się jej chęci. 
Tak bardzo chciała zaprosić go do domu, że aż posunęła się do kłamstwa, a teraz 
nie   może   się   doczekać   chwili,   kiedy   usłyszy   z   jego   ust:   dziękuję   za   kolację   i 
dobranoc.

Nalała kawy do dwóch filiżanek, postawiła je na tacy i zaniosła do salonu. Josh 

siedział na sofie, na widok kawy zrobił miejsce na stoliku. Maggie postawiła tacę i 
już chciała przysunąć sobie krzesło, kiedy chwycił ją za ramię i pociągnął na sofę.

– Usiądź przy mnie – powiedział spokojnie.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
– Ja... może...  odniosłeś mylne wrażenie... podczas rozmowy przy kolacji – 

bąknęła.

–   Zrozumiałem   wszystko   właściwie.   Usiądź,   Maggie.   Nie   będę   kłamał   i 

twierdził, że cię nie pragnę. Jestem pewny, że nie muszę tego wyjaśniać dobitniej. 
Ale   jeszcze   żadnej   kobiecie   nie   groziło   z   mojej   strony   niebezpieczeństwo,   że 
postąpię wbrew jej woli. Wystarczy, Maggie, że powiesz „nie”. Nadążasz za mną?

background image

– Wyciągasz pochopne wnioski na podstawie słów, które mi się wymknęły po 

alkoholu.

Josh zmarszczył czoło.
– To brzmi jak „nie”. Mam rację?
Maggie   nerwowo   przełknęła   ślinę.   Tak   czy   nie?   Nadeszła   chwila   decyzji. 

Chwila prawdy. Przecież nie chciała, żeby Josh się dowiedział, że wciąż jeszcze 
jest dziewicą!

– Masz rację – powiedziała drżącym szeptem.
Josh podniósł się powoli.
– Chcesz, żebym sobie poszedł? Zresztą nie musisz odpowiadać. Sam podejmę 

decyzję. Cóż, na mnie już pora. – Podszedł do szafy, wyjął płaszcz, a ubierając się, 
patrzył na Maggie. – Coś się z tobą dzieje dziwnego, Maggie. Może częściowo z 
mojego powodu. Takie odnoszę wrażenie. – Po namyśle zapytał z zatroskaną miną: 
–   Czy   sprawiłem   ci   zawód   przed   dziesięcioma   laty?   Dałem   ci   powody,   żebyś 
mogła sądzić, że między nami do czegoś dojdzie?

– Nie, nie dałeś.
– Kamień spadł mi z serca. Bardzo lubiłem przebywać w towarzystwie całej 

twojej   rodziny,   ale   w   tamtym   czasie   postrzegałem   cię   wyłącznie   jak   bystrego 
dzieciaka. Przyzwoici mężczyźni nie podrywają nastolatek.

–   Niepotrzebnie   tak   to   podkreślasz.   Już   wszystko   wiem.   Dałeś   mi   też   do 

zrozumienia,   że   nie   zadajesz   się   z   kobietami,   które   chcą   czegoś   więcej   niż 
przelotnego seksu. Mówiłeś, że nie uznajesz stałych związków, nie chcesz się żenić 
i   nie   chcesz   mieć   dzieci,   rodziny...   Bo   według   ciebie   i   tak   każde   małżeństwo 
kończy się rozwodem... Jesteś zdemoralizowany i już!

Josh zrobił wielkie oczy.
– A więc wszystkie moje grzechy, które ci szczerze wyznałem, wyryłaś sobie w 

pamięci po to, żeby mi je stale wypominać?

– Nieprawda! Co mnie obchodzą twoje grzechy? Mam dość własnych, którymi 

powinnam się martwić.

Josh podszedł do drzwi, ale jeszcze raz się odwrócił.
– Wiesz, jak się zastanowię, dochodzę do wniosku, że po prostu mnie nabierasz. 

Przecież ty nigdy dotąd nie zgrzeszyłaś! Och, pewnie masz na sumieniu jedną czy 
dwie romantyczne miłości, ale nie grzech! – ironizował.

Maggie   zawsze   wiedziała,   że   Josh   nie   jest   głupi.   Ze   rozgryzie   każdą   jej 

tajemnicę. Na pewno tym razem też trafiłby w dziesiątkę, gdyby myśl o istnieniu 
na   tym   świecie   dwudziestosześcioletniej   dziewicy   w   ogóle   mieściła   mu   się   w 

background image

głowie.

– Masz rację – powiedziała. – Nie grzeszyłam do tej pory. Zastanów się nad 

tym,  detektywie. A teraz pozwól, że otworzę ci drzwi. – Stanęła obok niego i 
odsunęła zasuwę. Czuła na sobie zdziwiony wzrok Josha i spodziewając się, że 
zaraz   padnie   niedwuznaczna   propozycja,   szybko   otworzyła   drzwi   i  szepnęła:   – 
Dobranoc.

Josh dotknął czoła, jakby jej salutował.
– Kolacja była wyśmienita, ale zanim odejdę, dodam jeszcze coś, co na pewno 

ci się nie spodoba. Jesteś cholerną kłamczucha, Maggie Sutter. Dobranoc.

Wyszedł, a Maggie zamknęła za nim drzwi i ledwo mogła ustać na nogach, 

mocując się z zamkiem antywłamaniowym.

Potem rzuciła się na kanapę i szlochała bez opamiętania. Nienawidziła Josha 

Bentona.

Ale w rzeczywistości prawda wygląda zupełnie inaczej, pomyślała, wylewając 

morze łez.

Kocham go. Do szaleństwa, bezgranicznie i dozgonnie. Całym sercem i duszą. 

Zawsze go kochałam, od pierwszego spotkania, kiedy byłam bujającą w obłokach 
nastolatką, a on przyjacielem mojego brata. Wiem, że to uczucie nigdy nie zniknie i 
nie   pozwoli   mi   prowadzić   normalnego   życia.   Jestem   skazana   na   godne 
pożałowania usychanie w samotności.

Ale to, co teraz odczuwała, pozwoliło jej dojść do jedynego słusznego wniosku: 

nic   dziwnego,   że   nigdy   nie   spała   z   mężczyzną   –   po   prostu   żaden   z   nich   nie 
dorównywał Joshowi, nawet w przybliżeniu.

background image

Rozdział 6

Josh   spał   niespokojnie.   Śniła   mu   się   Maggie,   prześladowała   go   też   sprawa 

Franklina   Gardnera.   Coś   mu   mówiło,   że   są   bliscy   poznania   prawdy,   ale   do 
rozwiązania zagadki ciągle brakowało mu kilku ważnych elementów.

Rano wstał rozdrażniony. Szary, pochmurny dzień nie podniósł go na duchu. 

Psiocząc na parszywą pogodę, nastawił kawę i otworzył drzwi mieszkania, żeby 
wziąć niedzielną gazetę.

Na   pierwszej   stronie   dostrzegł   wydrukowany   wielkimi   literami   nagłówek: 

„Politycy domagają się aresztowania zabójcy Gardnera”.

Josh usiadł przy stole kuchennym i zaczął czytać artykuł, który do znudzenia 

powtarzał jedną tezę: na wydział śledczy policji wywierane są naciski ze strony 
wpływowych ludzi w mieście, domagających się wykrycia i aresztowania zabójcy 
Franklina Gardnera. Artykuł przytaczał wypowiedzi kilku z nich, zaszokowanych 
bestialską zbrodnią, a jednocześnie wyrażających zdziwienie opieszałością policji. 
„Przecież – stwierdzała jedna ze znanych osobistości – to była zwykła kradzież z 
włamaniem, ale niestety biedny Franklin spróbował bronić swojej własności. O ile 
wiem, z jego domu zginęła między innymi bezcenna i łatwa do zidentyfikowania 
figurka Buddy z szesnastego wieku. Pytanie tylko, jak złodziej ma zamiar upłynnić 
coś takiego?”.

–   Kretyn   –   mruknął   Josh.   Wszystko   da   się   sprzedać.   Poza   tym,   z   tego   co 

powiedziała   gosposia,   z   domu   nie   zginęło   nic   „bezcennego”.   Może   trochę 
wartościowych rzeczy, ale nic specjalnego. Josh od początku nie wierzył w teorię 
kradzieży   z   włamaniem,   zwłaszcza   że   złodziej   mógłby   wynieść   z   mieszkania 
naprawdę bezcenne przedmioty.

Josh wiedział, że jeśli ktoś chce zaistnieć publicznie, bardzo chętnie wypowiada 

się na każdy lemat, nawet jeśli się na nim nie zna. Z drugiej strony, taki artykuł 
odnosi często pożądany skutek. Josh nie lubił presji, jaką zwykły wywierać media, 
ale też nie kwestionował ich skuteczności. Każdy, kto zajmuje się tym śledztwem, 
poczuje się dotknięty i niedowartościowany, włącznie / nim, i ostrzej weźmie się 
do roboty, żeby jak najszybciej znaleźć i doprowadzić mordercę I 

II

 zed sąd.

Po wypiciu całego kubka kawy i przejrzeniu niedzielnej gazety josh poczłapał z 

powrotem do sypialni, przykrył łóżko narzutą, tak jak to robił codziennie rano, a 
następnie wziął prysznic.

Nawet to nie poprawiło mu humoru, ale wiedział już, co zrobić, żeby ruszyć z 

background image

miejsca. Ubrał się w stare wygodne dżinsy i w bluzę z logo Chicago Cubs. Był już 
w kurtce, gotowy do wyjścia, kiedy zadzwonił telefon.

Miał taki parszywy nastrój, że najchętniej by nie odpowiedział. Podszedł jednak 

do aparatu i warknął:

– Benton.
– Właśnie zapadła decyzja o wydaniu ciała Franklina Gardnera. Pani Gardner 

zaplanowała   pogrzeb   na   wtorek   rano.   Spodziewam   się,   że   weźmiesz   udział   w 
ceremonii.

– Tak, szefie – powiedział Josh do swojego dowódcy, zastanawiając się, jak 

szybko   artykuł   w   gazecie   postawił   wszystkich   na   baczność.   –   Będziemy   na 
pogrzebie razem z detektyw Sutter. Czy znane są już czas i miejsce ceremonii?

–   O   jedenastej   na   cmentarzu   Pines.   Msza   żałobna   będzie   miała   charakter 

prywatny.   Tylko   dla   rodziny.   Przyjaciele   i   znajomi   Franklina   wezmą   udział   w 
ceremonii przy grobie.

– Rozumiem, że to jest decyzja pani Gardner.
– Dokładnie. Muszę jeszcze zatelefonować w parę miejsc. Życzę miłego dnia.
– Ja również, szefie. – Po odłożeniu słuchawki Josh wahał się, czy zadzwonić 

do Maggie teraz, czy powiadomić ją osobiście jutro w pracy.

Na samą myśl o telefonicznej rozmowie z nią poczuł się tak, jakby kopnął go 

prąd pod wysokim napięciem. Ogłuszyło go to na chwilę, choć nie zdziwiło. Cały 
jego cholerny organizm rozregulował się z powodu Maggie Sutter.

Powoli   stawała   się   dla   niego   najważniejszą   istotą   w   życiu;   zmuszała   do 

dokonania   zmiany   w   jego   hierarchii   wartości.   Cholera,   zaczynał   nawet 
przemyśliwać o małżeństwie i o dzieciach!

Klnąc   głośno,   chwycił   sportową   torbę   i   opuścił   mieszkanie.   Pojechał   na 

uczęszczaną przez policjantów siłownię, przebrał się w spodenki i sportowe buty, 
po czym wskoczył na halową bieżnię.

Po   dwóch   godzinach   „przebiegł”   co   najmniej   osiem   kilometrów,   poćwiczył 

trochę na innym sprzęcie, spłukał pot pod prysznicem i przebrał się w spodenki 
kąpielowe,   żeby   zakończyć   trening   w   basenie.   Kiedy   z   ręcznikiem   wokół   szyi 
stanął w drzwiach pływalni, serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Wspinając się po 
jednej z odległych drabinek, z wody wychodziła Maggie.

Wyglądała ślicznie w czarnym jednoczęściowym kostiumie; ociekała wodą i 

przyciągała wzrok jak nikt inny.

Josh zrozumiał w jednej chwili, że musi nie tylko przyznać się do porażki, ale i 

pogodzić z nią.

background image

Jesteś  załatwiony,  Benton.  Bądź  mężczyzną   i  przyznaj się   do tego,  nakazał 

sobie surowo.

Wchodząc   do   rozbrzmiewającej   echem   pływalni,   ruszył   prosto   w   stronę 

Maggie.   Właśnie   wycierała   się   wielkim   ręcznikiem   i   na   widok   Josha   zrobiła 
wielkie oczy.

– Cześć – powiedział z uśmiechem.
– Cześć – od powiedziała, nie kryjąc zdziwienia.
– Często tu bywasz? Chyba wcześniej cię nie widziałem.
– Skoro po raz pierwszy rozpoznałeś mnie dopiero w dniu, w którym zabito 

Gardnera, dlaczego miałbyś mnie zauważyć tutaj, na siłowni? – odcięła się.

– Może dlatego, że teraz jesteś dla mnie bardziej zauważalna. – Uprzedzając 

kolejną   uszczypliwą   uwagę   Maggie,   dodał:   –   Jest   coś,   o   czym   chciałem   cię 
poinformować... w sprawie Gardnera. Jak długo zamierzasz tu jeszcze zostać?

– Niedługo. – Skorzystała już z sześciu różnych maszyn treningowych, a na 

zakończenie   przepłynęła   ze   dwadzieścia   długości   basenu.   –   Wyjdę,   jak   tylko 
wezmę prysznic.

– Zamierzałem przepłynąć parę długości, ale nie muszę. I tak ćwiczę od ponad 

dwóch godzin. Wystarczy na dzisiaj. Może spotkamy się w holu za jakieś dziesięć, 
piętnaście minut?

– Za piętnaście. Muszę jeszcze wysuszyć włosy, a to trochę potrwa.
– Świetnie, więc do zobaczenia za kwadrans. – Josh odwrócił się i poszedł w 

kierunku męskiej szatni.

Maggie ruszyła do damskiej szatni, gdzie wzięła szybki prysznic i wysuszyła 

włosy, zastanawiając  się  przez  cały  czas,  czy  rzeczywiście  Josh  ma  jej coś do 
powiedzenia w sprawie śledztwa, czy też użył tego argumentu jako pretekstu do 
spotkania się z nią. Pewnie znowu będzie się nad nią znęcać. Powie jej, że jest 
głupią kłamczucha, że go zawiodła i takie tam różne nieprzyjemne rzeczy.

Była zła na siebie, że tak źle o nim myśli. Josh ma swoje wady, ale na pewno 

nie jest zarozumiałym macho. Poza tym, dlaczego miałby się nagle zainteresować 
nią dzisiaj, skoro zaledwie wczoraj miał okazję, żeby zaciągnąć ją do łóżka i nie 
skorzystał z tej sposobności? Z całą pewnością nie ma na to najmniejszej ochoty! 
To ona ma kompletnie spaczoną wyobraźnię, nie on! – katowała się dalej Maggie.

Poza   tym   wygadała   się   wczoraj   wieczorem...   wypaplała   przed   nim   swoją 

najskrytszą, tak skrzętnie ukrywaną tajemnicę... Na pewno się domyślił o czym ona 
mówi, uświadomiła sobie zrozpaczona Maggie. Przecież każdy, kto ma choć trochę 
oleju w głowie, połączy wszystko w jedną całość. A Josh Benton ma nie tylko 

background image

sprawny umysł, ale jest jeszcze wyjątkowo bystrym detektywem. A że wczoraj 
udał, że nie rozumie, o czym ona mówi i nie skomentował głośno jej pijackich 
zwierzeń... cóż, to świadczy tylko o jego całkowitym braku zainteresowania jej 
osobą. Ona go po prostu nie obchodzi.

Niewątpliwie wyznawanie facetowi, że jest obiektem trwającego od dziesięciu 

lat miłosnego zadurzenia, musi być uznane za oznakę kompletnej niedojrzałości.

Ubolewając   nad   swoim   tak   niegodnym   zachowaniem,   Maggie   wyłączyła   i 

schowała   do   torby   suszarkę   do   włosów.   Nie   rozczesała   rano   swoich   bujnych 
włosów,   jak   to   robiła   w   dni   robocze,   więc   teraz   miała   na   głowie   burzę 
ciemnokasztanowych loków. Wczoraj, z okazji przyjęcia – wzdrygnęła się na samo 
to słowo – zadała sobie trud i zostawiwszy tylko parę loczków w kilku miejscach, 
rozczesała i wyprostowała resztę. Dzisiaj nie musiała tak się trudzić.

Makijaż   też   sobie   odpuszczę,   pomyślała   z   rezygnacją.   Po   co   zajmować   się 

twarzą, która jest kompletnie bezbarwna? Josh i tak niczego nie zauważy.

I wtedy przypomniała sobie, co powiedział niedawno na basenie: teraz jesteś 

dla mnie bardziej zauważalna...

Czyżby coś przegapiła? Źle zrozumiała Josha? A co z jej kobiecą intuicją, z jej 

samozachowawczym instynktem i zdrowym rozsądkiem?

Chwyciła kosmetyczkę, podeszła do lustra i różem ożywiła policzki, a także 

lekko pomalowała usta.

Była gotowa.
– Ruszaj do boju, musisz zmierzyć się z nieprzyjacielem, mruknęła pod nosem. 

Jaka szkoda, ze nie ma pewności, czy Josh jest przyjacielem, czy tylko chwilowym 
partnerem w pracy. Prawdę mówiąc, pragnęła, żeby stał się kimś więcej. Gdyby 
tylko udało jej się poznać jego myśli i zorientować, co naprawdę do niej czuje!

– Taak, poczekamy, zobaczymy – westchnęła.

Pięć minut później Josh zobaczył Maggie, zmierzającą w jego stronę. W dużym 

holu mieścił się bar szybkiej obsługi z paroma stolikami; jeden zarezerwował dla 
nich. Wstał i uśmiechnął się. Maggie podeszła i położyła torbę na podłodze.

Wskazał jej drugie krzesło.
– Usiądź. Co wypijesz? Może coś zjesz?
– Dzięki, ale nie przepadam za takimi barami.
– Zbyt zdrowe jedzenie? – zapytał z żartobliwym błyskiem w oczach.
– Raczej powiedziałabym, że pozbawione smaku. Wezmę chyba jeden z tych 

tropikalnych owocowych koktajli. Są bardzo dobre.

background image

– Może powinniśmy odpuścić sobie tę zdrową żywność i wpaść do mojego 

ulubionego lokalu z cheeseburgerami? – zaśmiał się Josh.

– Maggie uświadomiła  sobie nagłe, że Josh  się z nią przekomarza,  a może 

nawet odrobinę flirtuje. W każdym razie rozmawia z nią jak mężczyzna z kobietą, 
którą lubi. Ogarnęło ją miłe podniecenie.

–   Masz   rację   –   powiedziała   buńczucznie.   –   Chętnie   zjem   cheeseburgera. 

Chodźmy stąd.

Josh zachichotał.
– To lubię! A tak przy okazji, podoba mi się to, co zrobiłaś z włosami.
Maggie uniosła brew.
–   Czyli   to,   czego   z   nimi   nie   zrobiłam   –   wyjaśniła.   –   Wyglądałabym   jak 

skołtuniony mop, gdybym susząc włosy, nie rozczesywała codziennie loków.

Josh wyciągnął rękę i wsunął palec w pukiel, który kołysał się nad jej uchem, 

po czym lekko połaskotał ją w szyję.

– Niewiarygodne – powiedział. – Muszę przyznać, że takiego pięknego mopa w 

życiu nie widziałem.

Czegoś   takiego   absolutnie   się   nie   spodziewała!   Taki   pieszczotliwy   gest   w 

publicznym miejscu? Gwałtownie cofnęła się, a on opuścił rękę.

– Ruszajmy, jeśli mamy stąd wyjść.
Zabrali swoje torby i opuścili budynek.
Każde pojechało własnym samochodem, Josh przodem, Maggie za nim.
Josh   nie   mógł   zebrać   myśli.   Krew   coraz   szybciej   krążyła   mu   w   żyłach. 

Oczywiście najpierw powie Maggie o pogrzebie Gardnera, ale to mu zajmie tylko 
minutę.   O czym mówić,   żeby  zatrzymać  ją  dłużej?   Mógłby,  oczywiście,  długo 
rozwodzić się nad sprawą morderstwa. Może wspomnieć o Desmondzie Reicherze? 
Zapytać,   czy   czytała   raport   Colina   na   temat   tego   faceta...   Porozmawiać   o 
ewentualnych powiązaniach denata ze światem przestępczym, co rzuca cień na całą 
sprawę... i takie tam rzeczy.

–   Cholera,   cholera,   cholera!   –   zaklął   głośno.   Żałował,   że   nie   został   u   niej 

wczoraj   trochę   dłużej.   Czyżby   wystraszyło   go   to,   co   mu   powiedziała?   To   o 
trwającym uczuciu do niego... na zawsze... Przecież jej nie uwierzył...

Powrócił myślami do ich rozmowy, a serce biło mu coraz szybciej. Stopniowo 

wszystko   zaczęło   nabierać   sensu...   trochę   zwariowanego   sensu,   ale   wszystko 
zaczęło mu się zgadzać. Bo jeśli Maggie naprawdę czuje do niego to samo, co 
przed dziesięcioma laty, to...

–   Ponosi   cię   wyobraźnia   –   powiedział   do   siebie   stanowczym   tonem.   Nie 

background image

mieściło mu się w głowie, że kobieta z jej urodą, inteligencją i urokiem osobistym 
może wzdychać do faceta, który się z nią tylko droczył strasznie dawno temu i 
traktował jak dzieciaka, którym zresztą wówczas była.

Maggie, jadąc za Joshem, rozmyślała prawie o tym samym. Stanowczo za dużo 

wypaplała wczoraj wieczorem. Nieoczekiwana demonstracja uczuć ze strony Josha 
zdenerwowała   ją;   znów   się   zastanawiała   nad   jego   podejściem   do   kobiet. 
Komplement   –   albo   fałszywe   pochlebstwo   –   na   temat   jej   włosów   powinien   ją 
chyba zmartwić. Benton mógł przecież dojść do wniosku, że jest warta grzechu i że 
uda mu się przeżyć z nią przelotny romansik, jak to leży w jego zwyczaju. W 
końcu sama dała mu do zrozumienia, że pójdzie za nim wszędzie, byle tylko kiwnął 
palcem.

Czuła, że naprawdę przesadziła. Tak, rozgadała się zupełnie niepotrzebnie, ale 

przecież nie po to, żeby uwieść Josha i przeżyć z nim krótką przygodę.

A może przez cały czas właśnie o to jej chodziło?
Oczywiście, że tak! – jęknęła w duchu Maggie. Po co by aranżowała przyjęcie 

Joshem   jako   jedynym   gościem?   Na   miłość   boską,   dziewczyno,   przestań   się 
oszukiwać. Tak bardzo chcesz się z nim kochać, że zrobiłabyś wszystko, żeby go 
zaciągnąć do łóżka. Tylko boisz się jego reakcji, kiedy się przekona, że jest twoim 
pierwszym mężczyzną!

To była bolesna prawda. Maggie żałowała gorzko, że nie przespała się dotąd z 

jakimś   pierwszym   lepszym   facetem,   żeby   nie   znaleźć   się   w   tak   upokarzającej 
sytuacji jak teraz.

Powinna się skoncentrować, żeby nie stracić z oczu Josha, który dość szybko 

jechał,   a   teraz   właśnie   skręcił   w   prawo.   Po   wyjściu   z   siłowni   zaprosił   ją   do 
samochodu,   ale   ona   wolała   pojechać   swoim.   Czy   to   nie   głupota?   Ale   w   jego 
obecności zawsze czuła się tak niepewnie...

A może  już wystarczy  tego użalania się  nad sobą?  Może  już czas,  żeby  w 

towarzystwie   Josha   przestała   zachowywać   się   jak   głupia   gąska?   Przecież   w 
towarzystwie   każdego   innego   mężczyzny   potrafi   być   naprawdę   niezależna   i 
odważna, i całkiem niegłupia. Tylko przy nim staje się bezradną gapą. Wczorajszy 
szczeniacki  pomysł ściągnięcia  go do siebie nie był najlepszy, tym bardziej że 
stchórzyła i zaprosiła Natalie. A jeszcze potem wypiła za dużo wina i zrobiła z 
siebie kompletną idiotkę...

Czy ona może jeszcze tak długo w kółko o tym samym? Przecież sama siebie 

zanudzi na śmierć!

To się już nigdy nie może powtórzyć, postanowiła i wyprostowała ramiona. 

background image

Koniec z idiotycznymi pomysłami i z udawaniem. Jeżeli uzna, że powinna mu 
powiedzieć coś ważnego, to po prostu mu to powie.

Josh podjechał do krawężnika, zaparkował, a Maggie tuż za nim. Wysiadała 

właśnie z samochodu, kiedy podszedł do niej.

–   Dzisiaj   jest   niedziela   –   powiedział   ze   zmartwioną   miną.   –   Coś   mi   się 

pokręciło,   zapomniałem,   że   Sammy’s   Hamburger   Haven   jest   w   niedzielę 
zamknięty. Dlatego bez trudu tu zaparkowaliśmy. Powinienem był o tym pamiętać, 
ale chyba myślałem o czymś zupełnie innym.

– Cóż, nie ma sprawy. Możemy to przełożyć.
– Znów usadowiła się za kierownicą. – Masz coś nowego w sprawie Gardnera? 

Chcesz mi teraz o tym powiedzieć?

–   Tak,   choć   przyznaję,   że   marzyłem   o   burgerze   i   jestem   cholernie 

rozczarowany.   Usiądę   w   twoim   samochodzie,   dobrze?   Za   zimno,   żeby   stać   na 
zewnątrz. – Zatrzasnął drzwiczki i obszedł samochód, żeby wsiąść z drugiej strony.

Nie  zapraszałam   go,  ale   skoro   sam   wsiadł,   to  i   dobrze,   pomyślała   Maggie. 

Teraz, kiedy perspektywa wspólnego lunchu stała się nieaktualna, pozostały im do 
omówienia tylko sprawy zawodowe. I dobrze, pomyślała z ulgą, chociaż w głębi 
serca była tak samo rozczarowana jak Josh. Nie tyle żałowała, że nie zje pysznego 
burgera,   co   raczej   tego,   że   nie   będzie   okazji   do   rozmowy,   która   nie   miałaby 
służbowego   charakteru.   Kto   wie,   dokąd   by   ich   zaprowadził   taki   miły   wspólny 
lunch?

Co jest, u licha, znów jej w głowie amory?
Josh wsiadł i zatrzasnął drzwi.
– Ten ziąb przenika człowieka do szpiku kości – powiedział.
– Włączę silnik. – Maggie uruchomiła kluczykiem zapłon i od razu zrobiło się 

cieplej.

– Dzięki – powiedział Josh, po czym od razu poinformował ją o wtorkowym 

pogrzebie. Na końcu zapytał, czy chce wziąć udział w tej ceremonii.

– Uważam, że oboje powinniśmy być na pogrzebie – odpowiedziała Maggie. – 

Chciałabym   osobiście   zobaczyć   rodzinę   Gardnera.   Z   tego,   co   można   wyczytać 
między wierszami z raportu Watersa i Wilson, robią wrażenie dość dziwnych ludzi.

–   Może   masz   rację   –   mruknął   Josh   i   odwrócił   się   do   niej   twarzą.   –   Czy 

moglibyśmy teraz porozmawiać o nas?

Maggie zbladła.
– O nas?
– Tak, o nas, to znaczy o tobie i o mnie. Przekazałem ci już wszystko w sprawie 

background image

Gardnera, ale nie chciałbym, żebyśmy się teraz od razu pożegnali. Gdybyśmy jedli 
lunch, mielibyśmy jeszcze trochę czasu, żeby porozmawiać o nas. – Widząc, że 
Maggie siedzi bladziutka i milcząca, zorientował się, że jego propozycja zrobiła na 
niej wrażenie. – Zmieniłem się w ciągu kilku ostatnich dni – powiedział po prostu. 
– I wiem, że zmieniłem się z twojego powodu.

Maggie   przełknęła   ślinę   i   poczuła,   jak   bardzo   zaschło   jej   w   gardle.   A   że 

postanowiła być szczera wobec Josha, z trudem wykrztusiła:

– Ja... ja też się zmieniłam.
– I też przeze mnie?
– Tak. – Odwróciła się i usiadła przodem do niego. – Zawsze wszystko, co 

robiłam,   miało   związek   z   tobą.   –   Obserwowała   zmianę   wyrazu  jego   twarzy.  – 
Ilekroć byliśmy razem, próbowałam zachowywać się tak, jakbyś mnie wcale nie 
obchodził, ale to nieprawda.

Spojrzeli na siebie zachwyconymi oczami.
– Chcę się z tobą kochać – powiedział Josh głosem nabrzmiałym emocjami.
– Ja też chcę się z tobą kochać – powtórzyła szeptem Maggie, powstrzymując 

się od dalszych deklaracji. Lepiej, żeby Josh sam odkrył jej ostatnią i największą 
tajemnicę.

– U ciebie czy u mnie? – zapytał Josh.
– Dokąd mamy bliżej? Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz.
– Do ciebie.
– No to jedźmy.
– Maggie... – Josh pochylił się, objął ją za szyję i musnął ustami jej wargi, 

potem jeszcze raz, i jeszcze raz. A wreszcie naprawdę ją pocałował.

Maggie czuła jego język, ruch jego warg na swoich, chłonęła jego zapach, a jej 

ciało drżało z narastającego pożądania. Zastanawiała się, czy wszystkie kobiety tak 
reagują na wybuch namiętności.

Josh uniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
– Uważaj na drodze – szepnął.
– Ty też.
– Jedź za mną. – Wysiadł i szybko podszedł do swojego samochodu.
– Dokądkolwiek zechcesz – szepnęła Maggie drżącym ze wzruszenia głosem i 

poczuła, jak łza spłynęła jej po policzku.

Prawie   nie   zauważyła,   jak   i   kiedy   dojechali   do   jej   domu.   Cały   czas 

rozpamiętywała ich pocałunek i wyobrażała sobie, co będą robili w łóżku. Czuła 
szalony niepokój, który po chwili ustępował miejsca graniczącej z ekstazą radości. 

background image

Nie   mogła   się   doczekać   i   zarazem   bała   się   okropnie.   Ale   przede   wszystkim  z 
wrażenia kręciło jej się w głowie.

Wreszcie   zaparkowali   swoje   samochody   i   wbiegli   po   schodach   do   jej 

mieszkania.   Gdy   tylko   przekroczyli   próg,   zdarli   z   siebie   kurtki   i   rzucili   je   na 
podłogę, a potem objęli się mocno i znów zaczęli się całować.

W pewnej chwili Josh wziął Maggie na ręce.
– Gdzie jest twoja sypialnia? – wymruczał.
– Obok łazienki.
Wniósł ją na rękach do sypialni, postawił obok łóżka i zaczął rozbierać. Dla 

Maggie było to równocześnie cudowne, przerażające i podniecające. Dotąd żaden 
mężczyzna jej nie rozbierał. Zerkając między kolejnymi namiętnymi pocałunkami 
na twarz Josha, który ją rozbierał jak w transie, widziała na niej odbicie własnych 
doznań. A więc to wszystko musiało być dla niego równie podniecające jak dla 
niej! Jak to możliwe? Przecież Josh nie jest nowicjuszem...

Ale przecież nie będzie myśleć o jego poprzednich kochankach. Wie tylko tyle, 

że   uwielbia  go,  kocha  każdy  fragment   jego  męskiej,  przystojnej  twarzy.  Nagle 
zapragnęła zobaczyć go całego, więc rozchyliła mu bluzę i przywarła wargami do 
nagiej, rozpalonej skóry na jego piersi.

Pomógł jej, zdzierając bluzę przez głowę. Nagi do pasa, znów skoncentrował 

się na rozbieraniu Maggie.

– Czy chociaż wiesz, jaka jesteś piękna? – szepnął namiętnie.
Nie obchodził jej własny wygląd, kiedy ściągała z Josha dżinsy i bokserki. Była 

zanadto zafascynowana jego męską urodą. Na widok twardego, płaskiego brzucha i 
nabrzmiałej   męskości   ugięły   się   pod   nią   nogi.   Cofnęła   się   w   stronę   łóżka   i 
odrzuciła narzutę. W końcu, nie zważając na to, że on nie spuszcza z niej wzroku, 
szybko zdjęła resztę bielizny i padła na łóżko.

Natychmiast poczuła na sobie ciało Josha, a na wargach jego usta. Powtarzał 

szeptem:

– Maggie... Maggie... Maggie.
Błądziła ręką po plecach Josha, a wargami wszędzie, gdzie mogła sięgnąć.
– Josh... och, Josh... – szeptała. – Mój wspaniały, ukochany Josh.
Josh   przekręcił   się   na   bok   i   teraz   całował   jej   piersi.   Skoncentrował   się   na 

sutkach, aż usłyszał rozkoszny jęk dziewczyny i poczuł jej palce we włosach. Ruch 
jej bioder, ocierających się o jego twardy penis, nie pozostawiał wątpliwości, że 
podniecenie Maggie jest równie silne jak jego namiętność.

Nasunął się na nią i podczas długiego pocałunku, połączonego z pieszczotami, 

background image

spróbował wejść w jej ciało. Zaskoczony, podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę.

– Maggie... – wyszeptał.
– Ani słowa, Josh. Jeżeli teraz przerwiesz, nigdy ci tego nie wybaczę.
– Ale... – Maggie odwróciła głowę na poduszce, on jednak zdążył dostrzec jej 

łzy.   –   Nie   płacz,   najdroższa   –   powiedział   głosem   nabrzmiałym   czułością.   – 
Powinnaś być dumna. Dajesz mi jedyny dar, jaki kobieta może ofiarować tylko raz 
w   życiu.   –   Pocałował   ją   w   policzek.   –   Zachowam   się   delikatnie,   kochanie   – 
zapewnił szeptem. – Postaram się nie sprawić ci bólu.

I dotrzymał słowa. Pieścił ją długo i namiętnie, i kiedy w końcu w nią wszedł, 

Maggie   była   tak   podniecona,   że   prawie   nie   poczuła   bólu.   Josh   poruszał   się   w 
zwolnionym, równym tempie i szybko doprowadził do tego, że Maggie szybowała 
równie   wysoko   jak   on.   Bez   pośpiechu   wznosili   się   wyżej   i   wyżej,   a   pierwsze 
spazmy rozkoszy były dla Maggie tak zaskakująco cudowne, że wpiła paznokcie w 
plecy Josha i zaczęła jęczeć. Nie potrafiła się powstrzymać; słysząc własny głos, 
uświadomiła sobie, że wszelkie próby kontrolowania emocji są w tym momencie 
niemożliwe.

Frunęła wysoko, wysoko ponad szarą rzeczywistość,  która była jej światem 

przez dwadzieścia sześć lat. Była zakochana i była kochana, i nic, co dotąd znała, 
nie dało się z tym porównać. Kiedy Josh przyspieszył i zaczął ciężko oddychać, 
podążyła   za   nim.   Kilka   niewiarygodnie   rozkosznych   minut   później   Josh 
wykrzyknął   jej   imię,   a   jej   ledwo   wystarczyło   sił   na   wyszeptanie   jego   imienia. 
Poniósł ją aż do gwiazd, a jej się nie spieszyło, żeby wrócić na ziemię. Przywarła 
do niego kurczowo i przysięgała, że nigdy go nie opuści, co w tej cudownej chwili 
zdawało się mieć głęboki sens.

Kiedy Josh zsunął się na bok i położył przy niej, Maggie nadal unosiła się w 

chmurach.   Rozmarzona   i   zaspokojona,   pomyślała,   że   to   wspaniałe   uczucie   to 
zaledwie końcowy moment z długiej listy przyjemności, z której najwspanialszy 
był sam akt miłosny.

– Nigdy nie przypuszczałam, że to tak wygląda – szepnęła cichutko.
– Powiedz mi, dlaczego, Maggie, ty do tej pory nigdy... – urwał, odsuwając z 

jej twarzy wilgotny kosmyk włosów.

– Chyba czekałam na ciebie – odpowiedziała; patrząc mu w oczy. – Kocham 

cię.   Zawsze  cię  kochałam.   Okazuje  się,   że  to  nie  było  zwyczajne   szczeniackie 
zadurzenie. To było poważne uczucie, i chyba zawsze o tym wiedziałam. Chyba 
dlatego nie potrafiłam pójść do łóżka z innym mężczyzną.

Josh, przepełniony czułością, uśmiechnął się do niej.

background image

– Kocham cię, Maggie.
Przytuliła   się   jeszcze   mocniej   i   zanim   przywarła   wargami   do   jego   ust, 

wyszeptała:

– Nigdy nie byłam szczęśliwsza.

We wtorek rano Josh i Maggie pojechali – jednym samochodem – na cmentarz 

Pines. Po drodze rozmawiali o sprawie Gardnera, ale cały czas uśmiechali się do 
siebie,   mimo   że   temat   rozmowy   raczej   nie   był   do   śmiechu.   Całą   ostatnią   noc 
spędzili razem i choć jeszcze nie było mowy o małżeństwie, oboje wiedzieli, że ich 
miłość prędzej czy później doprowadzi ich do ołtarza.

–   Ciągle   jest   chłodno,   ale   przynajmniej   pokazało   się   dzisiaj   słońce   – 

powiedziała Maggie, wysiadając z samochodu.

– Ale tylko trochę – sprostował Josh, rzucając okiem na niebo.
– Czuje się jednak, że wiosna jest tuż, tuż. Nie mogę się jej już doczekać.
– Ja też. – Josh wziął ją za rękę i razem podeszli do grupy ludzi zgromadzonych 

przy otwartym grobie. Zatrzymali się jakieś dwadzieścia metrów od niego. – Bliżej 
nie trzeba – powiedział Josh cicho. – Przyjrzyj się po kolei każdej twarzy. Kogo 
rozpoznajesz?

Maggie   wymieniła   nazwiska   kilku   grubych   ryb   z   chicagowskiego 

establishmentu.

–   Kobieta,   która   siedzi   na   środku,   to   Cecelia   Gardner,   matka   Franklina   – 

poinformował ją Josh. – Lyle, najstarszy syn, siedzi po jej prawej stronie. Stephen, 
młodszy syn Franklina, po lewej.

– O, są też Colin i Darien.
Para detektywów stała po drugiej stronie niedużej grupy żałobników. Tak jak 

Maggie i Josh, oboje przyglądali się uczestnikom pogrzebu.

– A tam stoi Desmond Reicher – szepnął Josh.
– Na prawo od pani Gardner. Widzisz go?
– Tak.
– Ciekawe, który z nich jest leworęczny – mruknęła Maggie.
– Dlaczego?
– Chociaż jeszcze nie całkiem rozszyfrowałam wzór sygnetu zabójcy Franklina, 

jestem   pewna,   że   osoba,   która   zadała   mu   te   ciosy,   jest   leworęczna.   W   swoim 
raporcie   udowadniam   tę   tezę,   ale   muszę   jeszcze   sprawdzić   jedną   rzecz,   zanim 
dołączę go do sprawozdania Watersa i Wilson.

– Zadziwiasz mnie. – Josh spojrzał na nią z uwagą.

background image

– Tak jak ty mnie, kochanie... i to nie tylko w łóżku.
– Czyżbyś szukała kłopotów, skarbie?
– Hmm, kto wie?
– Więc chodźmy stąd i poszukajmy ich oboje. – Z szelmowską miną wsunął 

sobie pod pachę jej rękę i poprowadził z powrotem do samochodu.

background image

EPILOG 

Wieczorne wiadomości przygotowały specjalny program o rodzinie Gardnerów, 

kładąc nacisk na ich dobroczynną działalność na terenie Chicago.

Josh   i   Maggie,   przytuleni   do   siebie   na   sofie,   oglądali   relację.   Ich   uwagę 

przykuły następujące słowa reportera:

– Desmond Reicher, dyrektor do spraw organizacyjnych korporacji Gardnera, 

został dzisiaj  aresztowany  przez policję i oskarżony o zamordowanie Franklina 
Gardnera.

Josh i Maggie popatrzyli po sobie, nie kryjąc zdumienia.
– Czy Reicher jest leworęczny? – zdenerwowała się Maggie.
– Chyba będzie lepiej, jeśli od razu to sprawdzimy. – Josh wstał i podszedł do 

telefonu.   Po   chwili   przedstawił   się   i   zapytał:   –   Gdzie   jest   –   przetrzymywany 
Desmond  Reicher?  – Podziękował, rozłączył się i wykonał drugi telefon. – To 
ważne, sierżancie. Macie u siebie w celi Desmonda Reichera. Mam ważne pytanie: 
czy zatrzymany jest prawo – czy leworęczny?

Josh chwilę słuchał, a potem zwrócił się do Maggie.
– Mówi, że nie wie – oznajmił. – Ale zaraz sprawdzi.
Maggie siedziała bez ruchu, napięta jak struna. W końcu Josh powiedział:
–  Dziękuję,  sierżancie.   –  Odłożył  słuchawkę.  –  Reicher  jest   praworęczny   – 

oświadczył.

– Więc aresztowali niewłaściwą osobę!
–  Tak,  ale   założę  się   o  wszystko,  co  chcesz,  że   Colin  i  Darien  też  już  się 

zorientowali.

Maggie trochę ulżyło.
– Masz rację. Ale czy wobec tego nie należałoby od razu wypuścić Reichera?
– W tej sprawie jest jeszcze parę znaków zapytania, które należy wyjaśnić.
Maggie westchnęła i położyła głowę na oparciu sofy. Josh ulokował się obok i 

wziął ją za rękę.

– Jest coś, co chciałbym ci powiedzieć.
– Nie krępuj się. – Maggie uśmiechnęła się do niego.
– Dałem ci kiedyś do zrozumienia, że nigdy w życiu nie pomyślałem o tym, 

żeby się z kimś związać... ale to nieprawda.

– Maggie wyprostowała się.
– Nie musisz... to znaczy, masz prawo...

background image

– Umierasz z ciekawości, żeby dowiedzieć się wszystkiego o moim życiu w 

ostatnich dziesięciu latach, więc lepiej nie udawaj, skarbie.

– Zgoda. No to obnaż swoją duszę.
– No więc, mam wiele głęboko ukrytych, ponurych tajemnic, wobec których 

historyjka, którą ci teraz opowiem, wyda ci się niewinna i naiwna.

– Cholera, a już myślałam, że wreszcie poznam prawdziwego Josha Bentona.
– Nigdy innego nie znałaś, Maggie. Nie wiesz tylko, co się działo za kulisami 

dziesięć lat temu. Bo skąd miałabyś wiedzieć? Dorośli mężczyźni nie opowiadają 
dzieciakom o kobietach, z którymi się spotykają.

– A zatem miałeś kogoś – westchnęła prawie z żalem.
–   Twoja   matka   wiedziała   nawet,   że   jestem   poważnie   zaangażowany   w   ten 

związek. Chcesz poznać jej imię?

– Nadal ją widujesz?
–   Skądże.   Nie   widzieliśmy   się   od   lat.   Wiem   tylko,   że   wyszła   za   mąż   i 

przeprowadziła się do Savannah w stanie Georgia.

–   Wobec   tego   nie   chcę   wiedzieć,   jak   się   nazywa.   Ale,   jak   to   się   stało,   że 

opowiedziałeś o niej mojej mamie?

–   Może   dlatego,   że   przez   pewien   czas   twoja   mama   w   pewnym   sensie 

zastępowała mi matkę. Chyba brakowało mi własnej, a Lottie zawsze chętnie ze 
mną   rozmawiała.   No,   ale   kiedy   byłem   bliski   oświadczenia   się,   kobieta   moich 
marzeń zaczęła się puszczać na prawo i lewo. Wszyscy znajomi o tym wiedzieli, 
oprócz mnie. Tylko Tim miał odwagę, żeby mi to w końcu powiedzieć. Czułem się 
zraniony, nie powiem, i dość długo dochodziłem do siebie. Przez długi czas nie 
miałem nawet ochoty zaprosić kobiety do kina.

– Wiedziałam, że za twoim lękiem przed prawdziwym związkiem kryje się coś 

więcej niż tylko statystyka, kochanie – powiedziała Maggie.

– Współczuję ci, że tak cię zraniono, ale jednocześnie jestem zadowolona, że 

tak się stało.

Josh roześmiał się głośno.
– Powiedzieć ci prawdę? Ja również się cieszę.
Po długim i namiętnym pocałunku szepnął:
– Myślałem o jakimś przyjemnym i ciepłym miejscu na miesiąc miodowy. Co 

sądzisz o Ha walach albo o wyspach Bahama?

– Miodowy miesiąc? – Maggie poderwała się, wskoczyła Joshowi na kolana i 

objęła go za szyję.

– Tak... tak... tak!

background image

– Wygląda na to, że trzeba będzie się pobrać – komicznie westchnął Josh.
Poza jeszcze jednym „tak” Maggie nie była w stanie wykrztusić ani słowa.


Document Outline