background image

J ó z e f   A u g u s t y n   S J

Daj mi pić

IGNACJAŃSKA METODA MEDYTACJI

I. 

ISTOTA

 

    I     CEL

 

    KONTEMPLACJI

 

 

1.

 Czym jest kontemplacja ewangeliczna?

2.

 Cel kontemplacji ewangelicznej

3.

 Kontemplacja domaga się trudu

4.

 Bezpośrednie przygotowanie do kontemplacji

II. 

METODA

 

    KONTEMPLACJI

 

    EWANGELICZNEJ

 

 

1.

 Trzy akty strzeliste

2.

 Metoda medytacji a metoda kontemplacji ewangelicznej

3.

 Potrójna rozmowa

4.

 Postawa ciała w kontemplacji

5.

 Refleksja po kontemplacji

6.

 Powtórzenia kontemplacji

 
WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI

III. 

MODLITWA

 

    OFIAROWANIA

 

    SIEBIE

 

    JEZUSOWI

 

 

1.

 Więcej kochać

2.

 Modlitwa ofiarowania

IV. 

RABBI,

 

    GDZIE

 

    MIESZKASZ?

 

 

1.

 Spotkanie w milczeniu

2.

 Czego szukacie?

3.

 Rabbi, gdzie mieszkasz?

4.

 Chodźcie, a zobaczycie!

5.

 Chcę i pragnę naśladować Jezusa

V. 

WCIELENIE

1.

 Zagrożony rodzaj ludzki

2.

 Dokonajmy odkupienia

3.

 Zwiastowanie

4.

 Oto ja służebnica Pańska!

VI. 

NARODZENIE

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Panowanie na tronie Dawida

2.

 Niebezpieczna podróż

background image

3.

 Narodzenie w stajni

4.

 Pokłon pasterzy

VII. 

DWUNASTOLETNI

 

    JEZUS

 

 

1.

 Dom modlitwy

2.

 Przysłuchiwał się i zadawał im pytania

3.

 Być w tym, co należy do Ojca

4.

 Oni jednak nie zrozumieli

VIII. 

ŻYCIE

 

    UKRYTE

 

 

1.

 Trzydzieści lat w ukryciu

2.

 Ubóstwo Nazaretu

3.

 Praca Jezusa w Nazarecie

4.

 Bezinteresowność w oddaniu się Ojcu

5  .  

 Samotność Jezusa

IX. 

DWA

 

    SZTANDARY

 

 

1.

 Walka Jezusa z szatanem

2.

 Sztandar szatana

3.

 Sztandar Chrystusa

X. 

TRZY

 

    PARY

 

    LUDZI

 

 

1.

 Przypowieść o trzech parach ludzi

2.

 Postawa pierwszej pary ludzi

3.

 Postawa drugiej pary ludzi

4.

 Postawa trzeciej pary ludzi

XI. 

CHRZEST

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Jezus przyjął chrzest

2.

 Bóg w Trójcy Świętej

3.

 Jedność pomiędzy modlitwą, działaniem Ducha Świętego i wypełnianiem misji

XII. 

BŁOGOSŁAWIENI

 

    JESTEŚCIE

 

  — 

   BIADA

 

    WAM

 

 

1.

 Kim jest bogacz, a kim ubogi?

2.

 Błogosławieni ubodzy — biada bogaczom

3.

 Ubóstwo Jezusa

4.

 Misterium Paschalne

XIII. 

ODWAGI,

 

    JA

      JESTEM!

 

 

1.

 Z inicjatywy Jezusa

2.

 Zaangażowanie uczniów

3.

 Wyszedł na górę, aby się modlić

4.

 Odwagi, Ja jestem!

background image

XIV. 

WIERZĘ,

 

    ZARADŹ

 

    MEMU

 

    NIEDOWIARSTWU!

 

 

1.

 O plemię niewierne, dopóki mam być z wami?

2.

 Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy

3.

 Zaradź memu niedowiarstwu

XV. 

BURZA

 

    NA

      JEZIORZE

 

 

1.

 Jezus wszedł do łodzi

2.

 Burza na jeziorze

3.

 Sen Jezusa w łodzi

4.

 Moje doświadczenie obecności Jezusa

5.

 Cud uzdrowienia serca

6.

 Kimże On jest?

XVI. 

WOLNOŚĆ

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Dążenie do wolności

2.

 Jezus Chrystus źródłem wolności

3.

 Wolność Jezusa wobec życia doczesnego

4.

 Wolność Jezusa wobec posiadania materialnego

5.

 Wolność Jezusa wobec potrzeb ciała

6.

 Wolność Jezusa wobec ludzkiej miłości

XVII. 

DAJ

 

    MI

      PIĆ

   

1.

 Miłość wyłączna

2.

 Nasza słabość w relacji z Jezusem

3.

 Żywa woda

4.

 Miłość darem z siebie

5.

 Zawołaj swego męża

XVIII. 

POŻEGNANIE

 

    W

      BETANII

 

 

1.

 Bóg kocha tych, którzy dają z radością

2.

 Rozdrażnienie Judasza

3.

 Od czasu do czasu służyć Bogu z przyjemnością

XIX. 

PRZEMIENIENIE

 

    NA

      GÓRZE

 

 

1.

 Przemienienie na górze zapowiedzią tajemnic paschalnych

2.

 Przez krzyż do chwały

3.

 Misterium tremendum et fascinosum

4.

 To jest mój Syn umiłowany

5.

 Nie nazywam was sługami

6.

 Aby radość wasza była pełna

 
ROZWAŻANIA REKOLEKCYJNE

background image

XX. 

ŚWIADOMOŚĆ

 

    WŁASNYCH

 

    UCZUĆ

 

 

1.

 Trzecie pomieszczenie

2.

 Zdławiony świat emocji

3.

 Rezygnacja z kreowania rzeczywistości emocjonalnej

4.

 Pokonać opór

5.

 Uzdrowienie uczuć

6.

 Miłość i karcenie

7.

 Na miłość się nie zasługuje

8.

 Odzyskiwanie zdławionych emocji

XXI. 

DAR

 

    WOLI

 

    BOŻEJ

 

 

1.

 Jezus szuka woli swojego Ojca

2.

 Woli Bożej trzeba szukać

3.

 Posłuszeństwo i zaangażowanie

4.

 Dwa niebezpieczeństwa w szukaniu woli Bożej

5.

 Działanie Boga w człowieku

XXII. 

ROZEZNAWANIE

 

    DUCHOWE

 

    SZUKANIEM

 

    WOLI

 

    BOŻEJ

 

 

1.

 Znaki rozeznawania woli Bożej

2.

 Natchnienia wewnętrzne

3.

 Jak postępować w chwilach wątpliwości?

4.

 Człowiek znakiem woli Bożej

5.

 Poznanie świata a znaki woli Bożej

XXIII. 

ROZEZNAWANIE

 

    WAŻNYCH

 

    DECYZJI

 

    ŻYCIOWYCH

 

 

1.

 Zweryfikować ludzki wymiar

2.

 Zweryfikować wymiar duchowy

3.

 Przyjęcie pomocy Kościoła

4.

 Metoda rozeznawania duchowego

5.

 Zaangażowanie i czas

XXIV. 

DROGA

 

    ŻYCIA

 

    MAŁŻEŃSKIEGO

 

 

1.

 Miłość aż do śmierci

2.

 Małżeństwo drogą do Boga

3.

 Płodność apostolskim wymiarem małżeństwa

XXV. 

POWOŁANIE

 

    DO

      CELIBATU

 

 

1.

 Bezżenni dla Królestwa niebieskiego

2.

 Samotność w celibacie

3.

 Potrzeba rozwoju w celibacie

4.

 Pomoce w zachowaniu celibatu

XXVI. 

EWANGELICZNE

 

    UBÓSTWO

 

 

background image

1.

 Wezwanie do ewangelicznego ubóstwa

2.

 Sens ewangelicznego ubóstwa dzisiaj

3.

 Ubogacenie się przez ubóstwo

4.

 Sposoby praktykowania ewangelicznego ubóstwa

 

JAK

 

    MOŻNA

 

    WYKORZYSTAĆ

 

    PROPONOWANE

 

    ROZWAŻANIA?

 

 

1.

 Dla odprawienia drugiego tygodnia Ćwiczeń

2.

 Dla odprawienia drugiego tygodnia w życiu codziennym

3.

 Jako wprowadzenie do przedłużonej modlitwy indywidualnej

IGNACJAŃSKA METODA MEDYTACJI

I. ISTOTA I CEL KONTEMPLACJI 

1

 W drugim   tygodniu  Ćwiczeń   duchownych  św.   Ignacy   wprowadza   nas   w nowy   sposób 
modlitwy: w tak zwaną kontemplację ewangeliczną. Jej właśnie poświęcimy nasze obecne 
rozważania.

 1. Czym jest kontemplacja ewangeliczna?

Kontemplacja jest przede wszystkim szukaniem serdecznego, intymnego spotkania z Osobą 
Jezusa. Miejsce spotkania tworzy ewangeliczny opis życia Jezusa w czterech Ewangeliach. 
Właśnie dlatego mówimy o kontemplacji ewangelicznej.

Ewangelie   opowiadają   nam   o całym   życiu   Jezusa:   o Jego   Wcieleniu,   o życiu   ukrytym, 
o życiu publicznym, o Jego nauce oraz o Jego śmierci i Zmartwychwstaniu.

Ziemskie   życie   Jezusa,   Jego   człowieczeństwo   jest  znakiem,   jest  sakramentem,   który 
umożliwia nam poznanie Tajemnicy samego Boga. Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca 
— powie Jezus (J 14, 9).

Patrząc   na   człowieczeństwo   Jezusa   oczami   ciała,   możemy   widzieć   Jego   Bóstwo   oczami 
duszy. Całe życie Jezusa, każde Jego słowo i każdy Jego gest opowiada nam Dobrą Nowinę. 
Istotną treść tej Dobrej Nowiny stanowi nieskończona miłość Boga do nas.

Jezus   objawia   nam   tajemnicę   miłości   Boga   nie   tylko   wtedy,   gdy   mówi   o niej   wprost. 
Objawia nam ją także wówczas, kiedy przebywa z ludźmi, uzdrawia, pracuje; Jezus objawia 
nam   miłość   Boga   wtedy,   gdy   odpoczywa,   modli   się,   spożywa   posiłki.   Najwyraźniej 
przemawia do nas jednak wówczas, kiedy dla nas cierpi, umiera i zmartwychwstaje.

background image

Pełnia Bóstwa obecna w życiu Jezusa uświęca każde Jego słowo, każdy czyn, każdy gest. 
Cała   ludzka   rzeczywistość   doznała   w Jezusie   uświęcenia.   I dlatego   wszystko,   co   opisują 
Ewangelie stanowi dla nas pouczenie o tym, kim my jesteśmy, kim mamy się stawać i jak 
mamy żyć. Dzięki Ewangelii odkrywamy cel i sens naszego życia, odkrywamy naszą ludzką 
tożsamość.

2. Cel kontemplacji ewangelicznej

Jako główny cel kontemplacji Ignacy przedstawia dogłębne poznanie Pana, który dla mnie  
stał się człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady
 (ĆD, 104) 

2

.

Poznać Pana Jezusa, to poznać Syna Bożego, który stał się człowiekiem — z miłości do 
człowieka. Poznanie Pana Jezusa ma prowadzić do miłowania Go. Poznana miłość zaprasza 
nas do udzielenia odpowiedzi miłością na miłość.

Miłowanie zaś Pana Jezusa ma prowadzić do naśladowania Go w całym Jego życiu. Dzięki 
poznaniu, miłowaniu i naśladowaniu Chrystusa stajemy się podobni do Niego; stajemy się 
obrazem Syna Bożego (Rz 8, 29). Odzyskujemy w ten sposób pierwotne podobieństwo, które 
zaszczepił w nas Pan Bóg w ogrodzie Eden w chwili stworzenia.

W poznawaniu,   miłowaniu   i naśladowaniu   Jezusa   nie   chodzi   jednak   o zewnętrzne 
upodobnienie się do Niego. Nie chodzi o jakieś widoczne dla oka efekty ludzkiej przemiany. 
Chodzi raczej o przebóstwienie całego naszego życia. Przebóstwienie życia rozpoczyna się 
od przebóstwienia serca. Dzięki przebóstwionemu sercu zaczynamy tak jak Jezus przeżywać, 
tak jak On myśleć, tak jak On decydować i tak jak On działać.

Kształtowanie siebie na wzór Jezusa Chrystusa jest jednak nie tylko owocem silnej ludzkiej  
woli,   ale   jest   również   owocem   wpatrywania   się   w Jezusa,   słuchania   Go,   wiernego 
towarzyszenia Mu. Wytrwała kontemplacja ewangeliczna powoli, ale dogłębnie i skutecznie 
przenika   całego   człowieka.   Kontemplacja   dając   nam   poznanie   Jezusa,   rozbudza   w nas 
pragnienie Jego miłości. Płonące zaś miłością serce człowieka popycha go do całkowitego 
oddania   się   kochanej   osobie   i postępowania   według   jej   pragnień.   Tak   więc   przemiana 
zewnętrzna człowieka rodzi się jako owoc przemienionego serca i umysłu, kształtowanego na 
wzór serca Jezusa.

3. Kontemplacja domaga się trudu

Jezus nie wprowadza swoich uczniów w złudzenia, obiecując im łatwe życie. Z naciskiem 
podkreślał, że kto chce iść za Nim, winien się zaprzeć samego siebie, wziąć swój krzyż i iść 
w Jego ślady (por. Mt 16, 24). Przebóstwianie serca ludzkiego oznacza bolesne umieranie 
starego człowieka w nas.

Historia uczniów Jezusa — opisana w Ewangeliach — pokazuje nam,  jak wielkie opory 
towarzyszyły przemianie ich serc. Ale Jezus był bardzo cierpliwy i wyrozumiały dla nich. 

background image

Dopiero wierne kontemplowanie wszystkich słów, gestów  i czynów Jezusa pozwala nam 
doświadczyć ewangelicznego paradoksu, że jarzmo umierania starego człowieka jest słodkie, 
lekkie i daje głęboki pokój serca.

4. Bezpośrednie przygotowanie do kontemplacji

Bezpośrednio   przed   kontemplacją   lub   też   w dniu   poprzedzającym   ją   możemy   poświęcić 
kilkanaście minut na przygotowanie modlitwy. W czasie przygotowania wybrany fragment 
z Ewangelii możemy przeczytać kilka razy różnymi metodami, podobnie jak to czyniliśmy 
w przygotowaniu   do   medytacji   w pierwszym   tygodniu  Ćwiczeń   duchownych.   Oto 
proponowane metody czytania.

Pierwsza metoda. Wybrany tekst czytamy w sposób ciągły, zdanie po zdaniu. Warto w ten 
sposób przeczytać tekst dwa, trzy, a nawet więcej razy. W tym sposobie czytania chodzi o to, 
aby dobrze poznać tekst: jego treść, jego zawartość historyczną, jego przesłanie duchowe.

Druga metoda czytania. Za drugim razem czytamy tekst wolniej, zatrzymując się krótko po 
każdym   zdaniu.   W drugim   sposobie   czytania   nie   chodzi   nam   o poznawanie,   ale   raczej 
o smakowanie   tego,   co   wcześniej   poznaliśmy.   Koncentrujemy   się   przede   wszystkim   na 
duchowym, nadprzyrodzonym wymiarze perykopy ewangelicznej.

Wreszcie trzecie metoda czytania. W tej metodzie zatrzymujemy się w dowolnym miejscu 
dowolną   ilość   czasu.   Trwamy   w wybranym   zdaniu,   słowie,   myśli   tyle   czasu,   ile 
potrzebujemy. Próbujemy uchwycić to, co nas najbardziej uderza, co przyciąga naszą uwagę. 
W tym sposobie czytania szukamy tych miejsc w naszym życiu, do których Słowo Boże 
pragnie   wyraźniej   i głębiej   przemówić.   Pomocą   w kontemplacji   może   być   zanotowanie 
pewnych myśli, odczuć, natchnień, które zrodzą się w czasie przygotowania.

Kontemplacja   wymaga   wyciszenia   wewnętrznego.   Stąd   też   św.   Ignacy   radzi   nam   przed 
modlitwą uspokoić swego ducha siedząc lub chodząc, jak uznam za lepsze i rozważać, dokąd 
się   udaję   i po   co  
(ĆD,   239).   Zachęca   nas   także,   aby  odłączyć   się   od   wszelkiej   troski  
doczesnej
.   Bardzo   pomaga   w dobrym   przeżyciu   rekolekcji,   aby   na   początku   powierzyć 
wszystkie sprawy Bogu i wejść w nie lekkim sercem.

Podstawowe jednak przygotowanie do kontemplacji winno polegać na rozbudzeniu w nas 
ducha otwartości i hojności wobec Jezusa. Dzięki takiej postawie serca możemy Chrystusowi 
złożyć w ofierze całą naszą wolność, aby On sam posługiwał się nią wedle najświętszej woli  
swojej
 (ĆD, 106).

 

1

 

Rozważania nr I, II, IV–XIII, XIX — por. J. Augustyn,  Rabbi, gdzie mieszkasz?, Wydawnictwo M, Kraków 

1993.   Rozważanie   nr   III   —   por.   J.   Augustyn,  Jak   dokonywać   wyborów,  Wydawnictwo   M,   Kraków   1995. 
Rozważania nr XX–XXIII — J. Augustyn,  Jak szukać i znajdować wolę Bożą,  Wydawnictwo M, Kraków 1993. 
Rozważania   nr   XXIV–XXV   —   por.   J.   Augustyn,  Integracja   seksualna,  Wydawnictwo   M,   Kraków   1994. 

background image

Rozważanie   nr   XXVI   —   por.   J.   Augustyn,  Ubóstwo   ewangeliczne,  Wydawnictwo   WAM,   Kraków   1992.

2

 Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne (=ĆD), WAM, Kraków 1991.

II. METODA KONTEMPLACJI EWANGELICZNEJ

 

Spróbujmy krótko opisać metodę kontemplacji ewangelicznej. Kontemplację ewangeliczną, 
podobnie zresztą jak medytację, rozpoczynamy od trzech krótkich aktów strzelistych, które 
nazywamy przygotowaniami.

1. Trzy akty strzeliste

Po pierwsze, prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były 
skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu
  (Ćd, 46). Jest to 
w gruncie   rzeczy   prośba   o doświadczenie   wielkiej   miłości,   do   której   wzywa   pierwsze 
przykazanie:  Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swym sercem, całą swoją duszą,  
całym swym umysłem i całą swoją mocą
 (Mk 12, 30). Tylko człowiek, który czuje się przez 
Boga kochany  i jednocześnie  sam kocha Go całym sercem  i całą duszą,  człowiek wolny 
wobec rzeczy, może kierować wszystkie zamiary, decyzje i czyny w sposób czysty do służby 
i chwały Jezusa; może  oddać całe życie Bogu, ponieważ doświadcza Jego nieskończonej 
miłości.

W drugim przygotowaniu mamy wyobrazić sobie konkretną scenę ewangeliczną, która ma 
być przez nas kontemplowana. Syn Boży stał się Człowiekiem. Stąd też możemy Go widzieć 
naszymi   ludzkimi   oczyma,   słyszeć   naszymi   ludzkimi   uszami,   dotykać   naszymi   rękoma. 
Możemy Go poznawać wszystkimi ludzkimi zmysłami. Jesteśmy zaproszeni także do tego, 
aby Jezusa  wewnętrznie smakować. Możemy to czynić dzięki temu, iż sam ofiarował nam 
siebie jako pokarm i napój. Wszystkie podane w Ewangeliach fakty i wydarzenia mają swoje 
miejsca materialne, swój konkretny czas, swój przebieg. Są to opisy konkretnych zdarzeń 
historycznych. Przywołanie konkretnego obrazu jest pracą naszej wyobraźni. Jeżeli naszej 
wyobraźni nie włączymy w modlitwę, będzie nam ona przeszkadzać. Będzie bowiem rodzić 
własne obrazy.

I trzeci akt strzelisty:  prosić o to, czego chcę i pragnę. Tutaj prosić o dogłębne poznanie 
Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady 
(ĆD,   104).   Od   naszej   ludzkiej   strony,   do   zjednoczenia   z Jezusem   prowadzą   nas   przede 
wszystkim nasze wewnętrzne pragnienia. Pragnienie Jezusa staje się źródłem poznania Go, 
miłowania i naśladowania.

Powoli, w wewnętrznym milczeniu, możliwie najgłębszym, przyciągaj Chrystusa do siebie  
gwałtownością pragnienia. Ze wzrokiem utkwionym w dobroć Boga mów: chcę
  — zachęca 
nas   L.   Cheneviere.   Trzeba   nam   Jezusa   przyciągnąć   gwałtownością   pragnienia.   Tylko 

background image

gwałtownicy   zdobywają   Królestwo   Boże.   Od   wielkości   naszych   pragnień   poznania, 
pokochania i naśladowania Jezusa zależeć będzie owoc kontemplacji.

2. Metoda medytacji a metoda kontemplacji ewangelicznej

Czym różni się kontemplacja ewangeliczna od medytacji, którą odprawialiśmy w pierwszym 
tygodniu Ćwiczeń duchownych? W medytacji podkreśla się przede wszystkim pracę pamięci 
i rozumu.   Przeważa   w niej   element   myślenia   i refleksji.   Pokusą   medytacji   może   być 
dyskutowanie ze Słowem Bożym. Zamiast konfrontować się ze Słowem Bożym, nawracać 
się pod Jego wpływem, możemy usiłować prowadzić jałowe rozważania intelektualne.

Pracując   więcej   rozumem   i pamięcią,   możemy   nieco   pomijać,   zaniedbywać   pracę   serca. 
Modlitwa jest jednak przede wszystkim intymnym spotkaniem, dialogiem dwu serc: serca 
człowieka z Bożym Sercem.

W drugim tygodniu  Ćwiczeń duchownych  usiłujemy włączyć w ten dialog serc wszystkie 
sfery naszej osobowości. Jesteśmy więc zaproszeni do tego, aby w modlitwie odwołać się już 
nie tylko do pracy pamięci i rozumu, lecz także do pracy wyobraźni i zmysłów: do pracy 
wzroku,   słuchu,  wewnętrznego   dotyku,  wewnętrznego   smaku.   W ten   sposób   zaczynamy 
wszystkie   sfery   ludzkiej   osoby   włączać   w intymny   dialog   z Bogiem.   W kontemplacji 
modlimy się całą ludzką osobą. We wzorcowej kontemplacji o Wcieleniu św. Ignacy zachęca 
nas, by w kontemplowanej scenie ewangelicznej widzieć osoby, jedne po drugich; słuchać,  
co one mówią; a potem patrzeć na to, co one czynią. I zastanowić się nad tym wszystkim, aby  
jakiś pożytek wyciągnąć
 dla siebie (ĆD, 106–108).

Tak więc w kontemplacji ewangelicznej pamięć i rozum zostają jakby nieco wyciszone. Do 
głosu dochodzą natomiast zmysły: wzrok, słuch, wewnętrzny smak, wyobraźnia oraz intuicja. 
Odwołując się właśnie do wyobraźni i intuicji wchodzimy w stan pewnej kontemplatywnej 
pasywności. Pasywności w kontemplacji nie należy jednak mylić z brakiem wewnętrznego 
zaangażowania i biernością.

Kontemplatywna   pasywność   polega   na   spokojnym   oglądaniu   osób   biorących   udział 
w rozważanej   Tajemnicy;   na   modlitewnym   wsłuchiwaniu   się   w to,   co   one   mówią;   na 
wpatrywaniu się we wszystkie gesty, które czynią. Jest to więc pewna forma uobecnienia 
sobie   kontemplowanej   sceny   ewangelicznej.   W tym   sposobie   modlitwy   chodzi   najpierw 
o naszą   obecność   w rozważanej   Ewangelii.  Modlitwa,   podobnie   jak   miłość,   nie   polega  
w pierwszym   rzędzie   na   robieniu   czegoś.   Polega   na   tym,   by   na   różny   sposób   być   tak  
z Bogiem   jak   dwie   osoby,   które   nawzajem   troszczą   się   bardzo   o siebie,   są   dla   siebie 
wzajemnie obecne
 — mówi P. Divarkar.

Osobowa   więź   z Jezusem,   w której   posługujemy   się   zmysłami,   nie   polega   jedynie   na 
kontakcie   zewnętrznym   i zmysłowym.   Zmysły   zewnętrzne:   wzrok,   słuch,   dotyk,   służą 
zmysłom wewnętrznym,  duszy, sercu, intuicji. Zmysły są tylko językiem potrzebnym do 
wypowiedzenia   tego,   co   jest   w człowieku   najgłębsze.   Odwołanie   się   do   zmysłów 

background image

w kontakcie   z Jezusem   ma   nam   pomóc   włączyć   nas   samych,   całą   naszą   osobę, 
w nawiązywanie intymnej jedności z Jezusem.

W kontemplacji o Narodzeniu Jezusa św. Ignacy podpowiada nam:  Ja zaś sam stanę się 
służką   ubożuchnym   i niegodnym,   patrząc   na   Jezusa,   Maryię   i Józefa,   kontemplując   ich 
i służąc im w ich potrzebach tak, jakbym tam znalazł się obecny z całym, jakie tylko jest  
możliwe, uszanowaniem i ze czcią
 (ĆD, 114).

Od kontemplowanej sceny ewangelicznej trzeba nam następnie przejść do osobistego życia: 
potem wejść w siebie samego, aby jakiś pożytek duchowy wyciągnąć — mówi św. Ignacy. 
Patrząc na święte osoby Jezusa, Maryię, Apostołów, słuchając wypowiadanych przez nie 
słów,   obserwując   całą   kontemplowaną   scenę,   będziemy   pytać   siebie:   Kim   jest   Jezus 
Chrystus? Jaki jest najgłębsza prawda o Nim? Co w moim życiu przeszkadza Mu zamieszkać 
we mnie? Do czego On mnie zaprasza? Jak winno się zmieniać moje życie pod wpływem 
Jego   Osoby,   Jego   nauki,   a zwłaszcza   Jego   śmierci   i Zmartwychwstania?   Całe   spotkanie 
z Jezusem winno odbywać się w serdecznym dialogu jakby przyjaciel mówił do przyjaciela, 
jakby dziecko mówiło do ojca.

Jezus pragnie, aby nasze życie było całkowicie podobne do Jego życia. On pragnie, abyśmy 
nie tylko dla Niego trudzili się, pracowali, modlili się, ale także dla Niego cierpieli. Chrystus  
pragnie,   abyśmy   naśladowali   Go  w znoszeniu  wszelkich  krzywd   i wszelkiej  zniewagi   i we 
wszelkim ubóstwie
  (ĆD, 98). Jezus pragnie, abyśmy dla Niego i razem z Nim nieśli swój 
krzyż, jak On sam dla Ojca i mocą Ojca wziął swój.

3. Potrójna rozmowa

Na   zakończenie   całej   kontemplacji   ewangelicznej   możemy   przeprowadzić   potrójną 
rozmowę. Najpierw Matce Najświętszej przedstawić natchnienia, myśli i pragnienia, które 
zrodziły   się   w czasie   modlitwy.   Następnie   cały   owoc   kontemplacji   powierzyć   Jezusowi, 
a przez   Jezusa   Bogu   Ojcu;   możemy   prosić,   uwielbiać,   dziękować,   przepraszać   według 
naszych wewnętrznych odczuć i naszych wewnętrznych potrzeb. Wszystko zaś czynić w tym 
celu, aby głębiej zjednoczyć się z Jezusem, a w Jezusie z Ojcem.

Na początku korzystania z tej nowej metody modlitwy, jaką jest kontemplacja ewangeliczna, 
możemy czuć się nieco skrępowani. Możemy też mieć wrażenie pewnej sztuczności. Ale 
w miarę korzystania z niej będziemy uwalniać się stopniowo od tych odczuć. Będziemy też 
stopniowo   tworzyć   sobie   swoją   własną   metodę   kontemplacji,   dostosowaną   bardziej   do 
naszych   konkretnych   potrzeb   i pragnień.   Tak   naprawdę   bowiem   tyle   jest   sposobów 
kontemplacji, ile jest osób kontemplujących.

4. Postawa ciała w kontemplacji

Jaką   winniśmy   przyjmować   postawę   ciała   na   kontemplacji?   Św.   Ignacy   zachęca,   aby 
rozpocząć   kontemplację   w dowolnej   postawie   ciała:   np.   w postawie   klęczącej,   leżąc 

background image

krzyżem,   leżąc   na   wznak,   siedząc   lub   stojąc.   Zawsze   jednak   należy   starać   się   znaleźć 
postawę, która najbardziej odpowiada naszym wewnętrznym potrzebom. Jeśli znajdziemy 
odpowiednią postawę ciała, nie należy jej zbyt łatwo zmieniać.

Zawsze modlimy się całą naszą osobą; nie tylko sercem, umysłem, ale także całym ciałem. 
Człowiek modlący się ofiaruje Bogu na ofiarę żywą, świętą i Bogu przyjemną nie tylko swoją 
duszę, ale także i ciało. Chwali Boga nie tylko w sercu, ale także i w ciele. Jest to naturalna 
konsekwencja   faktu,   iż   ciało   stanowi   integralną   część   człowieczeństwa.   Skoro   żyjemy 
ciele, winniśmy również włączyć nasze ciało w spotkanie i dialog z Bogiem.

Do   fundamentalnych   błędów   zachodniej   duchowości   należy   przesadne   podkreślanie  
momentu duchowego przy równoczesnym gardzeniu bratem ciałem. Pismo święte zna całego  
człowieka i nie jest wrogie ciału
 — mówi H. Waldenfels. Winniśmy więc modlić się także 
postawą ciała.

Z pomocą   ciała   możemy   na   modlitwie   wyrażać   nasze   potrzeby,   pragnienia,   możemy 
przepraszać, możemy dziękować, uwielbiać. Trzeba nam jednak dobrać właściwą postawę 
ciała   do   naszej   konkretnej   modlitwy   i treści,   które   ona   zawiera.   Postawą   ciała   możemy 
z jednej strony wyrazić nasze doświadczenia duchowe. Ciało staje się językiem, którym duch 
wypowiada się
 przed Bogiem. Ale z drugiej strony samym ciałem możemy też wpływać na 
nasze serce i na cały przebieg modlitwy. W modlitwie nie tylko duch może oddziaływać na 
ciało, ale także ciało może oddziaływać na ducha. Ciało może pobudzać ducha do dialogu  
z Bogiem.

Postawa ciała nie powinna jednak koncentrować na sobie naszej uwagi, nie może nam ona 
przeszkadzać w spotkaniu z Bogiem. Ciało w kontemplacji winno być służebne i pokorne. 
Winno przyjąć taką postawę wobec duszy, jaką dusza przyjmuje wobec Stwórcy.

5. Refleksja po kontemplacji

Po każdej kontemplacji jesteśmy zaproszeni do zrobienia tzw. refleksji. Na modlitwie nie 
przyglądamy się swojej modlitwie. Nie oceniamy jej. W kontemplacji potrzebujemy dużej 
spontaniczności,   przejrzystości   duchowej.   Przyglądanie   się   sobie,   ocenianie   wszystkich 
działań i gestów staje się ogromną przeszkodą w intymnym dialogu z Bogiem. Dopiero po 
modlitwie   zadajemy   sobie   pytanie:   Co   mi   pomaga   w modlitwie?   Co   sprawia,   że   jestem 
zadowolony z odbytej kontemplacji?

W naszej modlitwie nie trzeba jednak szukać najpierw braków i błędów, ale trzeba uczyć się 
dostrzegać doświadczenia pozytywne.

Czym Pan Jezus obdarzył mnie w tej kontemplacji? Co zrozumiałem głębiej, pełniej? Na ile 
wzrosło we mnie pragnienie miłowania Jezusa?

W refleksji pytamy się także, co sprawia, że jesteśmy zadowoleni z naszej kontemplacji? 
Dostrzeżenie   tego,   co   było   dobre   w mojej   modlitwie   winno  spontanicznie  przerodzić   się 

background image

w dziękczynienie.   Dopiero   po   dostrzeżeniu   wszystkiego,   co   było   dobre   w kontemplacji, 
trzeba nam przejść do braków i błędów naszej modlitwy.

Jedną z najważniejszych rzeczy na modlitwie jest hojność, otwartość, szczerość przed sobą 
samym i przed Bogiem. Na refleksji winniśmy więc pytać się o naszą postawę otwartości, 
szczerości,   o głębię   naszych   pragnień,   o naszą   wielkoduszność.   Bóg   okazuje   się 
wielkodusznym   wobec   wielkodusznych,   hojnym   wobec   hojnych.   Bóg   nie   może   być 
szczodrym wobec skąpców. Radosnego, hojnego, szczodrego dawcę Bóg miłuje.

W refleksji   pytamy   również   o braki,   zaniedbania,   niewierności   w naszej   modlitwie. 
Dostrzeganie   naszych   zaniedbań,   słabości   i błędów   winno   spontanicznie   przerodzić   się 
w modlitwę przeproszenia oraz prośbę o łaskę większej wierności.

6. Powtórzenia kontemplacji

W powtórzeniach   kontemplacji   nie   powracamy   do   wszystkich   treści   z poprzednich 
kontemplacji,   ale   tylko   do   tych,   które   miały   dla   nas   szczególnie   ważne   znaczenie. 
W kontemplacjach   powtórkowych   wracamy   do   konkretnych   pojedynczych   słów,   gestów, 
myśli,   odczuć,   natchnień,   szczególnie   ważnych   w poprzedniej   modlitwie.   Poprzez   częste 
powtórzenia kontemplowane tajemnice zstępują z pamięci i rozumu do serca. Kontemplacja 
powtórkowa w swej metodzie podobna jest do medytacji powtórkowej z pierwszego tygodnia 
Ćwiczeń duchownych 

3

.

 

3

 

por. J. Augustyn, Adamie, gdzie jesteś?, Wydawnictwo M, Kraków 1996, rozdział I.

III. MODLITWA OFIAROWANIA SIEBIE JEZUSOWI

 

Na początku drugiego tygodnia  Ćwiczeń duchownych  Jezus zaprasza nas do całkowitego 
ofiarowania Mu siebie. Św. Ignacy proponuje nam piękną, ale jednocześnie bardzo trudną 
modlitwę.

Modlitwa   ta   ukazuje   nam,   iż   Jezus   zaprasza   nas   do   wielkiej   intymnej   jedności   z Nim. 
Owocem tej jedności mają być nie tyle piękne przeżycia duchowe, ale przede wszystkim 
naśladowanie Jezusa we wszystkim, także w tym co najtrudniejsze: w znoszeniu wszystkich  
krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie.

A oto sama modlitwa, która zostaje poprzedzona krótkim wstępem:

background image

Ci, którzy chcieliby więcej kochać Jezusa i odznaczyć się w Jego służbie, nie tylko ofiarują  
się   całkowicie   na   trud,   ale   także   działając   przeciw   własnej   zmysłowości   i przeciw   swej 
miłości cielesnej i światowej, złożą z siebie ofiarę tak mówiąc:

Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie  
swoje   w obliczu   nieskończonej   Dobroci   Twojej   i przed   oczami   chwalebnej   Matki   Twojej  
i wszystkich świętych dworu niebieskiego. Oświadczam, że chcę i pragnę i taka jest moja 
dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować 
Cię   w znoszeniu   wszystkich   krzywd   i wszelkiej   zniewagi   i we   wszelkim   ubóstwie,   tak  
zewnętrznym   jak   i duchowym,   jeśli   tylko   najświętszy   Majestat   Twój   zechce   mię   wybrać  
i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
 (ĆD, 97–98).

Obraz   dla   obecnej   medytacji:   Chciejmy   wyobrazić   sobie   siebie   samych   stojących   przed 
całym dworem niebieskim: przed obliczem Boga Ojca, Syna Bożego oraz Ducha Świętego, 
wobec Matki Najświętszej, aniołów i wszystkich świętych. Przedstawmy sobie, iż cała Trójca 
Święta patrzy na nas z nieskończoną miłością. Matka Najświętsza zaś, aniołowie i wszyscy 
święci wstawiają się za nas u Boga.

Prośba   o owoc   medytacji:   Prośmy   Boga   o łaskę   wielkiej   wrażliwości   i hojności   serca, 
abyśmy nie byli głusi na Jego wezwanie, lecz skorzy i pilni do przyjęcia Jego zaproszenia. 
Temu bowiem, który odprawia Ćwiczenia — mówi Ignacy — wielce pomoże, jeśli wejdzie  
w nie wielkodusznie i z hojnością względem swego Stwórcy i Pana i złoży Mu w ofierze całą 
swą wolę i wolność, aby sam Bóg tak jego osobą, jak i wszystkim, co posiada, posługiwał się  
wedle najświętszej woli swojej
 (ĆD, 5).

1. Więcej kochać

a) Modlitwę ofiarowania mogą przyjąć jako własną tylko ci, którzy chcieliby więcej kochać  
Jezusa  i odznaczyć  się   w Jego  służbie.
  Pragnienie   miłowania   Jezusa   staje   się  warunkiem 
pójścia za Jezusem, warunkiem naśladowania Go.

Jezus pragnie budować ze swoimi  uczniami  partnerskie  więzi oparte na pełnej wolności 
wewnętrznej.   Jezus   nie   chce   od   swoich   uczniów   uległości   opartej   wyłącznie   na   lęku 
i niewolniczym poddaństwie. Chrystus powołując swoich uczniów nigdy nie przymuszał ich 
do pójścia za sobą. Zawsze odwoływał się do ich pragnień oraz ich wewnętrznej wolności.

Tym,   których   zapraszał,   mówił:  Jeżeli   chcesz....  Jeśli   chcesz   osiągnąć   życie,   zachowaj  
przykazania
  —   powiedział   bogatemu   młodzieńcowi,   kiedy   ten   pytał   Go,   w jaki   sposób 
mógłby osiągnąć życie wieczne. Na dalsze pytania młodzieńca Jezus odpowiada: Jeśli chcesz 
być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim (...). Potem przyjdź i chodź za 
Mną
 (Mt 19, 12).

Postawa naśladowania Jezusa realizuje się najpierw poprzez osobistą wolność wewnętrzną. 
Wolność tę oddajemy do dyspozycji Jezusa. Wymuszanie decyzji na sobie samym, czy tym 

background image

bardziej   przymuszanie   innych   do   decyzji,   staje   się   źródłem   zniewolenia,   źródłem 
lekceważenia i pogardy do swego życia.

To   właśnie   ludzka   wolność   jest   podstawą   wszelkiego   prawdziwie  ludzkiego   działania
Wolność człowieka decyduje o jego szczęściu. Jednym z największych nieszczęść człowieka 
jest zawsze zniewolenie; zarówno zniewolenie wewnętrzne jak i zewnętrzne.

Stąd też pierwszą troską człowieka przygotowującego się do pójścia za Jezusem winno być 
zdobywanie   wewnętrznej   wolności.   Wolność,   o której   mówi   Jezus,   nie   oznacza   jednak 
jakiejś pustki przestrzennej. Nie oznacza też niezależności od wszystkiego i wszystkich.

Najwyższą formą wolności wewnętrznej jest całkowite powierzenie się Bogu. Wolność, to 
oddanie siebie Temu, który kocha miłością nieskończoną. To właśnie On sam, absolutnie 
wolny wewnętrznie, najpełniej związał się z człowiekiem i wydał się w jego ręce, ponieważ 
ukochał go odwieczną, Boską miłością.

b) Oddanie się Jezusowi w miłości, naśladowanie Go domaga się nie tylko ludzkiej pracy, 
wysiłku i trudu, ale także działania przeciw własnej zmysłowości oraz przeciw swej miłości  
cielesnej i światowej
. Tylko dzięki takiej postawie możemy pełniej zdobyć się na  większe 
ofiarowanie
 swego życia Chrystusowi. Tylko dzięki takiej postawie możliwe jest całkowite 
upodobnienie się do Niego.

Sam Jezus nigdy nie wprowadzał swoich uczniów w złudzenie. Zawsze jasno ukazywał, iż 
pójście za Nim domaga się cierpienia i krzyża. Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze  
samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje 
(Mt 16, 13). Jezus objawia 
w ten sposób paradoksalną logikę Królestwa niebieskiego, które domaga się utraty  swego 
życia
, aby móc zyskać nowe życie z ChrystusemBo kto chce zachować swoje życie, straci je;  
a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je
 (Mt 16, 14).

Cierpienie   i krzyż   połączone   z naśladowaniem   Jezusa   wynikają   nie   tylko   z pokonywania 
zewnętrznych   trudności   czy   prześladowań,   ale   także   z pokonania  własnej   zmysłowości
z przezwyciężenia w sobie  miłości cielesnej i światowej.  Wszelka pożądliwość ludzka jest 
pierwszym   wrogiem   pójścia   za   Jezusem.  Wszystko   bowiem,   co   jest   na   świecie,   a więc: 
pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata  
(1 J 2, 16).

I właśnie dlatego, iż pożądliwość ludzka nie pochodzi od Ojca, ale od świata, nie może być 
ona fundamentem prawdziwie ludzkiego życia.

Możemy w pełni oddać się Jezusowi na służbę tylko wtedy, gdy doświadczamy głębokiego 
pragnienia zjednoczenia naszego życia z Nim, kiedy z realizmem popatrzymy na siebie i to, 
czym żyjemy. Realizm ten każe nam widzieć, iż zarówno  własna zmysłowość  jak i miłość 
światowa i cielesna
 ciągle jeszcze w nas mieszkają i dają o sobie znać.

background image

Ćwiczenie 1. Przypomnę sobie wszystkie najważniejsze sprawy mojego życia, które zajmują 
moją pamięć i serce; sprawy, które pochłaniają moje siły. Wypiszę je sobie.

Następnie zastanowię  się,  ile  miejsca  wśród nich  zajmują  sprawy  Jezusa.  Czy mógłbym 
szczerze powiedzieć, że  więcej Go kocham, że Jemu właśnie poświęcam więcej pamięci, 
serca, więcej życiowych sił?

Czy   mógłbym   powiedzieć   Jezusowi,   iż   pragnienie   życia   z Nim   i dla   Niego   przewyższa 
wszystkie   inne   ludzkie   pragnienia?   Czy   noszę   w sobie   pragnienie,   aby  odznaczyć   się 
w służbie Jezusa? Jakie uczucia, myśli, pragnienia rodzą we mnie te pytania? Co chciałbym 
Jezusowi powiedzieć o moim oddaniu się Jemu?

Ćwiczenie 2. Na ile jestem świadom istnienia we mnie odruchów własnej zmysłowości oraz 
miłości cielesnej i światowej?  Na ile przyznaję się do nich w moich przygotowaniach do 
spowiedzi,   w codziennych   rachunkach   sumienia?   W czym   one   się   wyrażają:   w jakich 
postawach, skłonnościach, zachowaniach, pragnieniach?

W jaki sposób doświadczam oporu skłonności starego człowieka wobec oddania się Jezusowi 
i życia wyłącznie dla Niego? W jakiej formie opór ten się wyraża? Jakie uczucia, myśli mu 
towarzyszą? Co robię z tym oporem? Czy nie budzi on moich obaw? Czy nie uciekam od 
niego? Czy pod jego wpływem nie poddaję się zwątpieniu, zniechęceniu?

Przywołam chwile mojego życia, kiedy w sposób szczególny doświadczałem takich właśnie 
oporów  starego człowieka. Spróbuję je nazwać, wypowiedzieć przed sobą, przed Bogiem. 
Oddam   Jezusowi   wszystkie   uczucia,   myśli,   natchnienia,   które   zrodzą   się   w czasie   tej 
modlitwy.

2. Modlitwa ofiarowania

a) Ofiarowanie się Jezusowi na służbę może być dokonane tylko przy Jego łaskawej pomocy
Jezus   jest   krzewem   winnym,   a my   jesteśmy   jedynie   Jego   latoroślami.   Możemy   więc 
przynosić owoc tylko wówczas, kiedy trwamy w Nim. Beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 
15, 4) — powie nam Jezus bardzo wyraźnie.

Ofiarowanie się Jezusowi na służbę jest więc aktem Jego łaski, jest Jego darem. Trzeba nam 
mieć głęboką świadomość tego faktu szczególnie wówczas, kiedy rodzi się w nas sprzeciw 
wewnętrzny wobec pełnego oddania się Chrystusowi i służenia Mu. Sprzeciwu tego często 
nie planujemy i nie chcemy.

Nie powinniśmy się czuć winni, jeżeli służba Jezusowi nie budzi w nas od samego początku 
emocjonalnego zachwytu i entuzjazmu, ale właśnie uczucia zniechęcenia i oporu.

W miłości nie stosuje się nigdy przymusu. Przymus zabija miłość. Istotą życia duchowego 
jest doświadczenie miłości: miłości Boga do nas i naszej miłości do Niego. Nie trzeba więc 
przymuszać   się,   aby   wzbudzać   w sobie   pragnienie   służenia   Jezusowi.   W chwili 

background image

doświadczania sprzeciwu wewnętrznego, trzeba tylko prosić o pragnienie służby. Nic więcej. 
Wraz z naszą modlitwą zrodzi się w nas z Jego łaskawą pomocą głębsze pragnienie oddania 
się Mu.

Jeżeli aktualnie nie ma w nas nawet tego pragnienia, zawsze możemy prosić o pragnienie 
pragnienia
. Owo  pragnienie pragnienia  służenia Jezusowi samorzutnie, jakby bez naszej 
świadomości, przemieni się w bezpośrednie pragnienie. Bezpośrednie pragnienie obejmie nie 
tylko nasz rozum, ale także nasze serce, naszą emocjonalność.

b) Ofiarowanie się Jezusowi na służbę jest bardzo ważnym wydarzeniem życiowym i winno 
stać się dla nas prawdziwym świętem. Stąd też św. Ignacy, wzorując się na średniowiecznym 
zwyczaju   pasowania   na   rycerza,   które   dokonywało   się   w obecności   całego   dworu 
królewskiego, zachęca nas, aby oddania się Jezusowi dokonać w obecności całego dworu 
niebieskiego: w obliczu nieskończonej Dobroci Bożej, przed oczami chwalebnej Matki Jezusa 
wszystkich świętych w niebie.

Św. Ignacy, jeszcze przed swoim nawróceniem, sam przeżył uroczystą chwilę pasowania na 
rycerza. Po swoim nawróceniu wzorując się na tamtym wydarzeniu, dokonał uroczystego 
poświęcenia się na służbę Króla Wiecznego.

To   przywołanie   całego   dworu   niebieskiego   w ofiarowaniu   się   Jezusowi   nie   jest   jedynie 
bogatą dekoracją. Decyzja życia dla Jezusa i naśladowania Go w Jego uniżeniu i w Jego 
krzyżu,   przekracza   nasze   ludzkie   siły.   Stąd   też   ofiarowanie   się   Jezusowi   wobec   Matki 
Najświętszej i wszystkich świętych staje się jednocześnie prośbą o wstawiennictwo i pomoc.

W obecnej kontemplacji prośmy więc Matkę Najświętszą i naszych świętych patronów, aby 
w czasie całych rekolekcji towarzyszyli nam w szukaniu obecności Jezusa, w przyjmowaniu 
Jego miłości i w naszym rozpalaniu się w miłości do Niego.

c)   To   radykalne   oddanie   się   Jezusowi,   nie   może   być   jakimś   nierozważnym   odruchem 
emocjonalnym.   Winno   być   ono   podjęte   po   długim   namyśle.   Winno   być   też   dobrze 
przygotowane.   Dopiero   wtedy   możemy   powiedzieć   jasno   i wyraźnie,   że  chcę   i pragnę 
ofiarować się w pełni Jezusowi i taka jest moja dobrze rozważona decyzja.

Oddanie   się   Chrystusowi   na   służbę   winno   być  nie   tylko  aktem  dobrowolnym,   ale   także 
aktem   pełnym   życiowego   realizmu.   Realizm   ten   przejawia   się   zarówno   w świadomości 
własnej   ludzkiej   słabości,   jak   też   w zdolności   przewidzenia   przynajmniej   niektórych 
przeszkód, jakie możemy spotkać w życiu. Codzienność sprawia bowiem, iż oddanie się na 
służbę   przestaje   być  uroczystym   świętem,   a staje   się   szarą   i monotonną   rzeczywistością 
życiową.

d)   W dalszej   części   modlitwy   ofiarowania   wyrażamy   gotowość   naśladowania   Jezusa 
znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym  
jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego  
rodzaju i stanu życia
.

background image

Zauważmy,   iż   w modlitwie   tej   nie   wspomina   się   o trudzie   codziennej   pracy,   modlitwy, 
o potrzebie skupienia wewnętrznego, o wysiłku rozwiązywania ludzkich problemów. Taki 
trud i wysiłek jest bowiem oczywisty sam z siebie.

Zresztą nasze  trudzenie się  w pracy, w modlitwie, w służbie innym posiada nieraz  posmak 
ludzkiej   przygody
.   Może   być   ono   też   nierzadko  po   ludzku  bardzo   przyjemne.   I właśnie 
dlatego nie może stanowić dla nas najważniejszego i jedynego kryterium naszego oddania się 
Jezusowi.

Ważnym kryterium naszego oddania się Jezusowi staje się przede wszystkim stosunek do 
niezasłużonej krzywdy i zniewagi, stosunek do krzyża. Takie cierpienia są jednak przeciwne 
naszej naturze  cielesnej i zmysłowej. Jezus, choć w swej ludzkiej naturze nie był skażony 
miłością cielesną i światową, bronił się bardzo mocno przed przyjęciem krzywd i zniewag, 
które miały spaść na Niego podczas okrutnej męki i śmierci krzyżowej.

Dla jasności  powiedzmy   wyraźnie,  iż  nie  należy  szukać  samemu  krzywd  i zniewag.  Nie 
byłoby   to   zgodne   z wolą   Jezusa,   gdybyśmy   sami   bezmyślnie   prowokowali   upokorzenia 
i krzywdy ze strony innych ludzi.

Modlitwa ofiarowania ma nas prowadzić do przyjęcia postawy wewnętrznej gotowości do 
znoszenia   krzywd   i upokorzeń,   które   spadną   na   nas   niezależnie   od   naszej   woli,   a nawet 
wbrew niej.

Kiedy jednak myślimy o wyrażeniu takiej zgody, nierzadko rodzi się w nas gdzieś na dnie 
serca   podejrzliwość,   iż   po   takim   ofiarowaniu   Bóg   natychmiast   spuści   na   nas   całą   serię 
hiobowych nieszczęść. Obawiamy się, iż Pan Bóg zechce sprawdzić prawdziwość naszego 
oddania.

Jest to jeden spośród wielu naszych lęków i obaw. Nie wykluczamy, iż Jezus rzeczywiście 
może nas kiedyś zaprosić do szczególnego upodobnienia się do Niego poprzez znoszenie 
szczególnych krzywd i upokorzeń. Jednak jako pierwszy dar naszego ofiarowania się Jemu 
przychodzi zwykle coraz pełniejsza wolność wewnętrzna.

Poprzez   ofiarowanie   się   Jezusowi   uwalniamy   się   od   lęku   przed   tymi   krzywdami 
i upokorzeniami, które niesie nam codzienne życie. Gotowości znoszenia  krzywd i zniewag 
domaga  się nie tylko pójście za Jezusem i naśladowanie Go, ale także  codzienna  miłość 
bliźniego. We współżyciu z innymi (w każdym stanie życia) potrzeba choćby minimalnej 
zdolności   znoszenia  krzywd   i zniewag.  Krzywdy   i zniewagi,   jakich   doświadczamy 
w relacjach międzyludzkich, wypływają najczęściej nie tyle z ludzkiej złości i przewrotności 
(choć tej nie można wykluczać), ile raczej z ludzkiej bezradności, ubóstwa i słabości.

Często   ranimy   siebie   nawzajem   wbrew   naszym   najlepszym   zamiarom.   Paradoksalnie 
najczęściej i najgłębiej ranimy  i krzywdzimy  tych, których najbardziej kochamy.  Decyzja 
znoszenia wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi dla Jezusa sprawia, iż nasze życie z innymi 
staje się spokojniejsze, bardziej harmonijne, szczęśliwsze.

background image

W modlitwie ofiarowania Jezus prosi nas, abyśmy oddali Jemu to, czym moglibyśmy zranić 
i skrzywdzić siebie samych i naszych najbliższych. Tak więc Jezus nie tyle ofiaruje nam 
najpierw  specjalne   krzywdy   i zniewagi,   ale   raczej   zabiera   nam   te,   które   stają   na   naszej 
drodze.

e)   W modlitwie   ofiarowania   zostajemy   zaproszeni,   aby   wyrazić   także   gotowość 
naśladowania Jezusa we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym.  Jednak takie 
naśladowanie  warunkuje  wola samego  Boga:  jeśli tylko najświętszy Majestat zechce  mię  
wybrać   i przyjąć   do   takiego   rodzaju   i stanu   życia
.   Jeżeli   jakieś   upokorzenie,   cierpienie 
i ubóstwo nie byłoby wolą Jezusa, tym samym znoszenie ich traciłoby znaczenie dla naszego 
życia duchowego.

W rozważanej modlitwie zostały wyróżnione dwa rodzaje ubóstwa: zewnętrzne i duchowe. 
Z pewnością   nie   możemy   zacieśniać   ubóstwa   ewangelicznego   do   ubóstwa   materialnego. 
Ubóstwo jest pewnym ogołoceniem się człowieka z tych ludzkich zabezpieczeń, które bronią 
jego życia doczesnego.

Ubóstwo nie oznacza więc tylko brak posiadania zewnętrznego, chociaż ubóstwo materialne 
może   być   dla   człowieka   doświadczeniem   bardzo   trudnym   i może   odgrywać   ważną   rolę 
w doświadczeniu duchowym. Ale to nie my sami decydujemy się na dany rodzaj ubóstwa. 
Przyjmujemy jedynie ten, które ofiaruje nam Jezus.

W historii   Kościoła   odnajdujemy   świętych,   którzy   opuścili   wszystko   i   w całkowitym 
ogołoceniu materialnym poszli za Jezusem; jednak Kościół wynosił na ołtarze także królów 
i innych możnych tego świata, którzy — choć dysponowali wielkimi dobrami materialnymi 
—   byli   wobec   nich   całkowicie   wolni.   Ci  bogaci   święci  prowadzili   nieraz   bardzo   ubogi 
sposób życia. Swoich dóbr używali natomiast w służbie innym.

W życiu   duchowym   liczą   się   bowiem   najpierw   nie   materialne   czyny,   choćby 
najszlachetniejsze w swej zewnętrznej formie, ale przede wszystkim postawa serca.

Ten  sposób życia  nacechowany gotowością do znoszenia  wszelkich krzywd i zniewag oraz 
ubóstwa
  pochodzi   z łaski   i wybrania   samego   Jezusa.   Nasze   dokonywanie   wyboru   w tym 
zakresie   jest   de   facto   przyjęciem   przez   nas   wyboru   przygotowanego   nam   przez   Jezusa. 
Wewnętrzna zgodność naszej woli z wolą Jezusa sprawia, że przestają istnieć dwa wybory: 
Jezusa   i mój,   pozostaje   jeden   zasadniczy   wybór.   Dzięki   takiej   postawie   serca   człowiek 
jednoczy się z Chrystusem tak ściśle, iż żyje już nie on sam, ale żyje w nim sam Jezus.

Ćwiczenie 1. Czy odczuwam potrzebę wewnętrzną powierzenia się Jezusowi? Czy mógłbym 
powiedzieć, że chcę i pragnę takiego oddania i jest to moja dobrze rozważona decyzja?

Czy miałem kiedyś w moim życiu taką chwilę, w której w uroczysty sposób oddałem się 
Jezusowi   na   Jego   służbę?   Jeżeli   tak,   przypomnę   sobie   tę   chwilę,   oraz   całą   atmosferę 
duchową, która temu oddaniu towarzyszyła.

background image

Co było treścią tego oddania? Co mogło mnie natchnąć do takiej modlitwy? Co chciałbym 
Jezusowi powiedzieć o moich obecnych pragnieniach oddania się Jemu?

Ćwiczenie 2. Przypomnę sobie kilka sytuacji, w których doznałem od kogoś krzywdy lub 
jakiegoś upokorzenia. Jaka była moja pierwsza reakcja?

Jak reaguję na skrzywdzenie lub upokorzenie przez innych? Czy mam raczej skłonność do 
zamykania się w sobie, obrażania się na innych, czy też przeciwnie, natychmiast reaguję 
zgodnie z zasadą ząb za ząb, upokorzenie za upokorzenie, krzywdę za krzywdę?

Czy   umiem   przywoływać   codzienne   upokorzenia   na   modlitwie?   Czy   z takiej   modlitwy 
wychodzę   bardziej   pogodzony   z sobą   oraz   ze   swoimi   braćmi,   czy   też   może   bardziej 
rozżalony?   Czy   nie   domagam   się   od   Jezusa   wyegzekwowania   ludzkiej   sprawiedliwości 
pomiędzy mną a moim krzywdzicielem? Czy nie próbuję zmuszać Jezusa, by stanął po mojej 
stronie przeciwko mojemu krzywdzicielowi?

Jeżeli   dostrzegę   w sobie   choćby   najmniejszą   skłonność   do  manipulowania  Jezusem, 
wówczas   będę   prosił   o głębsze   poznanie   siebie   i łaskę   skruchy,   dzięki   której   uniknę 
w przyszłości  wciągania  Jezusa w moje nieuporządkowania życiowe. Co dzisiaj chciałbym 
powiedzieć Jezusowi o moim włączaniu krzywd i upokorzeń w moje naśladowanie Go?

IV. RABBI, GDZIE MIESZKASZ ?

 

Nazajutrz   Jan   znowu   stał   w tym   miejscu   wraz   z dwoma   swoimi   uczniami   i gdy   zobaczył 
przechodzącego   Jezusa,   rzekł:   Oto   Baranek   Boży.   Dwaj   uczniowie   usłyszeli,   jak   mówił,  
i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich:  
Czego szukacie? Oni powiedzieli do Niego: Rabbi, to znaczy Nauczycielu, gdzie mieszkasz?  
Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia 
pozostali u Niego
 (J 1, 35–39).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Wyobraźmy sobie Jana Chrzciciela, który najpierw patrzy 
w stronę Jezusa. Następnie zaś przywołuje dwóch uczniów i wskazując na Niego mówi: Oto 
Baranek Boży
. Uczniowie posłuszni swojemu Mistrzowi idą za Chrystusem. Być może nawet 
dłuższą chwilę idą w milczeniu. Wsłuchajmy się z uwagą w tę ciszę pełną oczekiwania.

Prośba o owoc kontemplacji: W obecnej kontemplacji, odwołując się do zachęty Ignacego, 
mówmy Jezusowi, że chcemy zamieszkać u Niego, że chcemy zadowalać się tym samym 
pożywieniem, które On spożywa, pić ten sam napój, który On pije, odziewać się tak, jak On 
się   odziewa.   Powiedzmy   Jezusowi,   iż   pragniemy   z Nim   za   dnia   pracować   i czuwać   na 
modlitwie   nocą.   Pragniemy   uczestniczyć   w Jego   trudach,   cierpieniach,   upokorzeniach. 
Chcemy dzielić Jego los we wszystkim (por. ĆD, 93).

background image

1. Spotkanie w milczeniu

Milczenie   dwóch   uczniów   wyraża   ich   delikatność,   nieśmiałość,   oczekiwanie.   Brak   im 
odwagi,   by   zbliżyć   się   bez   zaproszenia   do   Mesjasza,   którego   wskazał   Jan   Chrzciciel. 
Uczniowie wyczekują inicjatywy Jezusa.

Milczenie uczniów przygotowuje ich do spotkania i dialogu. To właśnie dzięki milczeniu 
możemy wyczuć wagę i głębię usłyszanych słów oraz możemy nadać właściwe znaczenie 
słowom, które sami wypowiadamy. Bez milczenia, ciszy, bez wewnętrznego skupienia nie 
jesteśmy   w stanie   zrozumieć   sensu   słów   i nie   jesteśmy   też   w stanie   właściwie   na   nie 
odpowiedzieć.

Nasz  dialog   z Jezusem  nie   musi   zawsze   być  wypełniony  słowami,  treściami   i pojęciami. 
Może   być   również   napełniony   ciszą,   skupieniem   wewnętrznym,   oczekiwaniem.   Jezus 
przemawia   do   nas   nie   tylko   słowami,   ale   także   milczeniem.   Jeżeli   nasze   słowa   będą 
poprzedzone   wewnętrznym   skupieniem   i ciszą,   będą   bardziej   wiarygodne,   bardziej 
prawdziwe.

Sam   Jezus   często   trwał   i modlił   się   także   w milczeniu.   Przypomnijmy   sobie   w tej 
kontemplacji   milczenie   Jezusa   w różnych   okolicznościach   Jego   życia:   milczenie 
bezbronnego Dzieciątka w żłóbku betlejemskim, milczenie w ramionach Matki, milczenie 
przy pracy, milczenie na modlitwie, milczenie pośród Apostołów, milczenie w czasie procesu 
sądowego przed Sanhedrynem, przed Piłatem, przed Herodem, milczenie Jezusa na krzyżu, 
milczenie Ciała zdjętego z krzyża, milczenie Jezusa Zmartwychwstałego.

To samo milczenie Jezusa możemy odnaleźć dziś w Jego Mistycznym Ciele — w Kościele; 
w sakramentach   świętych,   szczególnie   zaś   w Eucharystii;   milczenie   Jezusa   w ludziach 
chorych   i cierpiących,   milczenie   Jezusa   w ludziach   mordowanych   i krzywdzonych   przez 
okrucieństwo   wojen,   milczenie   Jezusa   w prześladowanych   za   wiarę   i sprawiedliwość, 
milczenie Jezusa w męczennikach wszystkich czasów. Kontemplujmy to milczenie Jezusa 
i dziękujmy Mu za nie. Wyraża ono bowiem Jego obecność, Jego otwartość, Jego delikatną 
i dyskretną miłość.

Prośmy   również   o pragnienie   towarzyszenia   Jezusowi   naszą   ciszą   i skupieniem 
wewnętrznym   w Jego   milczeniu.   Najwyższym   sposobem   kontemplacji   Boga   jest   właśnie 
nasze   milczenie   razem   z milczącym   Jezusem.   Prośmy,   abyśmy   w chwilach   zagubienia 
i słabości   szukali   nie   tylko   trafnych   słów   dla   wyrażenia   naszych   trudności,   problemów 
i przeżyć, ale także milczenia, ciszy i skupienia. Trwanie w milczeniu i ciszy może być dla 
nas   miejscem   ukojenia   w chwilach   niepokoju,   w udrękach   wewnętrznych,   w smutku. 
Trwanie w milczeniu przed Jezusem może stać się dla nas przygotowaniem do przyjęcia Jego 
Słowa.

2. Czego szukacie?

background image

W pewnym momencie sam Jezus odwraca się i widząc ich wytrwałe kroczenie za Nim zadaje 
im pytanie:  Czego szukacie?  Są to pierwsze słowa, które Ewangelista Jan wkłada w usta 
Chrystusa.  Czego  szukacie?  — jest  to  centralne  pytanie,  które  Chrystus  zadaje  każdemu 
uczniowi, kiedy ten decyduje się szukać i naśladować Go.

W tej kontemplacji wsłuchajmy się w głos Jezusa pełen troski, miłości i prawdy. Jezus pyta 
każdego z nas  osobiście:  Czego  szukasz? Czy jesteś  świadom,  dlaczego  idziesz  za  Mną?  
Czego   ode  Mnie  naprawdę   oczekujesz?  Jakie  pragnienia   wiążesz  z moim  życiem,   z moją 
nauką,  a zwłaszcza z moją śmiercią i zmartwychwstaniem? Dokąd chcesz  dojść razem ze  
Mną?

Odkrycie najgłębszej motywacji w pójściu za Jezusem jest jednym z najważniejszych zadań 
ucznia.   W życiu   duchowym   bowiem   liczą   się   nie   tylko   same   słowa,   gesty   i czyny,   ale 
związane z nimi najgłębsze motywacje serca. To serce nadaje sens i znaczenie wszystkim 
działaniom człowieka.

Jednym   z podstawowych   niebezpieczeństw   życia   duchowego   jest   iluzja.   Iluzja   sprawia 
bowiem, iż szukanie Jezusa miesza się z szukaniem siebie samego.

Szukanie siebie samego może przybierać różnorodne formy zaspokajania własnych ludzkich 
potrzeb i pragnień. Możemy szukać Chrystusa jak zgłodniałe chleba rzesze, które bardziej 
były zainteresowane samym chlebem niż Jego królowaniem. Możemy też szukać Jezusa jak  
bogaty młodzieniec: nosił w sobie jakieś wielkie młodzieńcze ideały doskonałości, ale był 
zbyt zajęty sobą i swoim bogactwem. Nie potrafił zrozumieć, że życie prawdziwymi ideałami 
wymaga wyrzeczenia, trudu, ofiary.

Nie można być z Jezusem i jednocześnie prowadzić wygodne i pełne sytości życie bogacza. 
Możemy   łudzić   się   jak   bogaty   młodzieniec,   możemy   mówić   Jezusowi,   iż   szukamy 
i pragniemy  Jego, a w rzeczywistości  możemy   tak naprawdę  szukać tylko siebie samych 
i swojej osobistej samorealizacji.

Nasze pójście za Jezusem winno budować na prawdzie. Na początku naszego poznawania, 
miłowania i naśladowania Jezusa nie musimy mieć koniecznie niezwykle czystej, idealnej 
motywacji. Wystarcza nam ta, którą mamy  na dziś. Trzeba ją poznać i przyjąć. I chociaż 
daleko jej do doskonałości, to jednak wystarcza, aby wybrać się w drogę z Jezusem. Trwanie 
z Nim, słuchanie Jego Słowa, kontemplacja Jego Osoby, będzie jednocześnie pogłębiać nasze 
wewnętrzne motywacje związania z Nim.

Wielu młodych ludzi, analizując motywy swojego życiowego powołania, (np. powołania do 
kapłaństwa czy życia zakonnego), czuje się mocno zaniepokojonych, kiedy odkrywa, że są 
one uwikłane w ich ludzkie słabości, zranienia i grzechy.

Pytają   wówczas   z niepokojem:  Czy   ja   mam   powołanie?  Ludzkie   ograniczenia,   grzechy 
i słabości   nie   przekreślają   autentyczności   powołania.   Każde   powołanie   Boga   jest   darem, 

background image

który nie wyklucza słabości i ubóstwa. Powołany winien je jednak uwzględnić w rozwijaniu 
i realizacji otrzymanego wezwania Bożego.

W obecnej   kontemplacji   prośmy,   abyśmy   poznali,   na   czym   naprawdę   opiera   się   nasze 
pragnienie poznawania, miłowania i naśladowania Jezusa. Prośmy, abyśmy nie obawiali się 
naszych   słabości   i ograniczeń,   które   objawią   nam   niedoskonałość   naszych   pragnień 
duchowych. Z drugiej jednak strony prośmy, abyśmy cenili sobie te pragnienia, które są już 
w nas.

3. Rabbi, gdzie mieszkasz?

Na   pytanie   Jezus:  Czego   szukacie?  uczniowie,   zgodnie   ze   swoją   semicką   mentalnością, 
odpowiadają pytaniem: Rabbi, gdzie mieszkasz?

Towarzyszenie Jezusowi w milczeniu i ciszy rodzi w uczniach coraz głębsze zainteresowanie 
Jezusem; zainteresowanie Jego życiem, Jego Osobą, Jego mieszkaniem. To zainteresowanie 
staje się ich siłą, motorem pójścia za Nim.

Bardzo   ważne   jest   pierwsze   słowo   odpowiedzi   uczniów:  Rabbi   —   Nauczycielu.   W tym 
słowie   zawiera   się   w jakimś   sensie   odpowiedź:  Szukamy   Nauczyciela,   szukamy   Mistrza,  
szukamy Pana. Szukamy Przewodnika. Szukamy Tego, który objawi nam, kim jesteśmy, jak  
mamy żyć, jak mamy kochać
.

Szukanie Jezusa oznacza zawsze de facto szukanie całościowej wizji swojego życia, jest 
szukaniem   własnej   tożsamości.   Stąd   też   nasze   szukanie   Jezusa   staje   się   tym   bardziej 
wytrwałe   i wierne,   im   bardziej   jesteśmy   świadomi   potrzeby   Nauczyciela,   Przewodnika, 
Lekarza dla naszego życia.

Pytaniem:  Gdzie mieszkasz?  uczniowie w sposób niezwykle delikatny wyrażają pragnienie, 
by   mogli   nie   tylko   poznać   Jezusa   jako   Mistrza   i Nauczyciela,   ale   również,   aby   mogli 
pozostać razem z Nim na stałe.

Uczniowie dyskretnie proszą Jezusa, aby mogli razem z Nim stworzyć nie tylko jedną szkołę
ale także  jeden dom. Chcą uczyć się nie tylko słuchając Jego nauki, ale także uczestnicząc 
w Jego osobistym życiu.

Uczniowie   chcą   zintegrować   całe   swoje   życie   wokół   jednego   celu,   wokół   jednej   osoby. 
Wzorem osobowej tożsamości ma stać się dla nich Jezus.

A czego ja pragnę od Jezusa? Czy moje pragnienia związane z Osobą Jezusa są rzeczywiście 
ściśle   określone?   Czy   rzeczywiście   pragnę   uporządkować   całe   moje   życie   wokół   Osoby 
Jezusa? Co w moim sposobie modlitwy, refleksji nad sobą, w sposobie rachunku sumienia 
świadczyłoby o tym, iż Jezus jest wzorem mojej osobowej tożsamości; że chcę ukształtować 
moje życie w oparciu o Jego życie?

background image

Powierzmy Jezusowi owoc naszych refleksji i modlitwy: dziękujmy Mu za rodzące się w nas 
pragnienia pełniejszego poznawania Go, ściślejszego związania się z Nim oraz wierniejszego 
naśladowania   Jego  życia.   Prośmy,   aby  świadomość  naszej  słabości   nie   tylko   nie   rodziła 
w nas zniechęcenia, ale, wprost przeciwnie, przynaglała nas do wierniejszego szukania Go.

4. Chodźcie, a zobaczycie!

Jezus   nigdy   nie   pozostaje   nieczuły   na   najgłębsze   tęsknoty   i pragnienia   ludzkiego   serca. 
Zawsze na nie odpowiada. Stąd tak wiele znaczy już samo zainteresowanie Osobą i życiem 
Jezusa, samo pragnienie poznawania Go, miłowania i naśladowania.

Prośmy   w tej   kontemplacji   raz   jeszcze,   abyśmy   doceniali,   pielęgnowali   i rozwijali   w nas 
pragnienia związane z Osobą i życiem Jezusa.

Jezus   przyjmując   i realizując   pragnienia   uczniów   nie   odsłania   przed   nimi   całej   ich 
przyszłości, ale zaprasza do wspólnej drogi. Chrystus mówi: Chodźcie, a zobaczycie! Pragnie 
utrwalić w swoich uczniach pierwsze zaufanie, które okazali Mu nazywając go RabbimIdąc 
za   Mną   wiernie   —   zobaczycie,   gdzie   mieszkam,   doświadczycie   mojej   obecności,   mojej  
przyjaźni, mojej miłości. Idąc za Mną, zrozumiecie wszystko: kim Ja jestem, kim wy jesteście,  
jaki jest najważniejszy cel waszego życia.

Zauważmy, że w tej scenie powołania uczniów Jezus nie wspomina jeszcze o misji, którą 
później im powierzy. Pragnie bowiem, aby na początku całą swoją miłosną uwagę uczniowie 
skoncentrowali tylko na Jego Osobie; aby z wielką uwagą wsłuchiwali się w Jego Słowa, 
wpatrywali   się   w Jego   czyny,   nasycali   się   Jego   obecnością.   Uczeń   nie   poświęci   się 
z oddaniem misji Jezusa, jeżeli nie przyjmie najpierw całym sercem Jego Osoby, Jego słów 
i czynów. Istotę misji, jaką Jezus powierza uczniom, wypełnia właśnie Jego Osoba: Jego 
życie, nauka, śmierć i Zmartwychwstanie.

Istotą   życia   chrześcijańskiego   nie   jest   najpierw   praca   apostolska,   misyjna,   choćby   była 
podejmowana  na  bardzo  odpowiedzialnych  odcinkach.  Istotą  życia  chrześcijańskiego  jest 
związanie się z Jezusem, całkowite powierzenie się Jemu. W tej kontemplacji prośmy gorąco 
o jasną i głęboką świadomość pierwszeństwa naszego bycia z Jezusem, naszego mieszkania 
u Jezusa, przed działaniem dla Niego. Jezusowi nie chodzi najpierw o to, byśmy oddawali 
Mu owoce naszego życia, ale abyśmy oddali Mu całe nasze życie.

Gdyby w naszym życiu było więcej troski o pracę dla Jezusa niż o mieszkanie z Jezusem, 
łatwo ryzykowalibyśmy popadnięcie w herezję czynu  — jak mówi Pius XII. Istota  herezji 
czynu
  polega   na   próbie   zaspokajania   własnych   ludzkich   potrzeb   przy   pomocy  pracy 
apostolskiej
.   Jeżeli   nie   szukalibyśmy   najpierw   samego   Jezusa,   to   wówczas   działanie   dla 
Niego   łatwo   mogłoby   stać   się   parawanem   dla   szukania   siebie   samych.   Intensywność 
i szczerość naszej osobowej więzi z Jezusem gwarantuje czystość intencji w naszej posłudze 
bliźnim.

background image

5. Chcę i pragnę naśladować Jezusa

Jeśli uczeń Jezusa przyjmuje osobowe wołanie Mistrza i idzie za Nim, to tym samym musi 
odwrócić się od siebie samego.

Zauważmy, iż każdy z nas rodzi się z piętnem samolubstwa i egocentryzmu. Od pierwszych 
dni   naszego   życia   jesteśmy   zamknięci   w sobie   i jednocześnie   niezdolni   wyjść   z siebie 
o własnych   siłach.  Trudności   i niepokoje   trapiące   człowieka   codziennie   z powodu   jego 
samolubstwa, niedołęstwa, nieumiejętności i pychy
 — pisze T. Merton — wytwarzają w nim 
pragnienie, żeby ktoś inny mógł go prowadzić i wspomagać swoją radą
.

Jezus   swoim   zaproszeniem:  Chodźcie,   a zobaczycie  wzywa   uczniów,   aby   odkryli 
samolubstwo, niedołęstwo, nieumiejętność i pychę. Owo odkrycie sprawi, iż spontanicznie 
zapragną przyjąć Jezusa jako Przewodnika, który ich poprowadzi; jako Lekarza, który ich 
uleczy, jako Pasterza, który będzie ich ochraniał; jako Mistrza, który będzie ich uczył.

Nasza   potrzeba   Przewodnika,   Mistrza,   Lekarza   wypływa   więc   z sytuacji   egzystencjalnej, 
w jakiej się znajdujemy. Stąd też słowa Jezusa:  Chodźcie, a zobaczycie  trzeba nam odkryć 
jako odpowiedź na nasze najgłębsze potrzeby, pragnienia i tęsknoty. Jezus nie przychodzi do 
nas jako Ktoś z zewnętrz. Potrzeba Jezusa mieszka w nas. Ona jest częścią naszego ludzkiego 
serca.

Jeżeli   wyrażamy   pragnienie   autentycznego   naśladowania   Jezusa   w całym   Jego   życiu, 
wówczas   —   podobnie   jak   On   —   winniśmy   przyjąć   otwartą   postawę   wobec   zniewag 
i upokorzenia,   wobec   cierpienia   i krzyża   oraz   wobec   ubóstwa   i posłuszeństwa.   Nasze 
zamieszkanie u Jezusa i powierzenie Mu całego naszego życia wyraża się więc w tym, iż 
pragniemy przyjąć wszystko, co przyniesie nam kroczenie po Jego śladach. Jezus nie każe 
nam szukać cierpień, upokorzeń czy zniewag, ale po prostu ufnie przyjąć te, które staną na 
naszej drodze.

Jeszcze raz powróćmy do modlitwy ofiarowanej nam na drugi tydzień przez św. Ignacego 
Loyolę.

Odwieczny Panie wszystkich rzeczy. Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie  
swoje   w obliczu   nieskończonej   Dobroci   Twojej   i przed   oczami   chwalebnej   Matki   Twojej  
i wszystkich świętych dworu niebieskiego. Oświadczam, że chcę i pragnę i taka jest moja 
dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować 
Cię   w znoszeniu   wszystkich   krzywd   i wszelkiej   zniewagi   i we   wszelkim   ubóstwie,   tak  
zewnętrznym   jak   i duchowym,   jeśli   tylko   najświętszy   Majestat   Twój   zechce   mię   wybrać  
i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
 (ĆD 98).

V. WCIELENIE

 

background image

szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do  
Dziewicy   poślubionej   mężowi,   imieniem   Józef,   z rodu   Dawida;   a Dziewicy   było   na   imię  
Maryia.   Anioł   wszedł   do   Niej   i rzekł:   Bądź   pozdrowiona,   pełna   łaski,   Pan   z Tobą, 
błogosławiona jesteś między niewiastami. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co 
miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryio, znalazłaś  
bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On  
wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida.  
Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to  
Maryia rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział:  
Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się  
narodzi,   będzie   nazwane   Synem   Bożym.   A oto   również   krewna   Twoja,   Elżbieta,   poczęła  
w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga  
bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryia: Oto ja służebnica Pańska, niech mi  
się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł
 (Łk 1, 26–38).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Św.  Ignacy zachęca nas, aby na początku kontemplacji 
o Wcieleniu przedstawić sobie dwie sceny. Najpierw wielki obszar i krąg świata, na którym 
mieszkają tak liczne i tak różne ludy (por. ĆD, 103). Zgodnie z tą zachętą wyobraźmy sobie 
kulę   ziemską   z jej   wszystkimi   kontynentami   zamieszkałymi   przez   miliardy   osób   w całej 
historii ludzkości. Po przedstawieniu sobie tego  wielkiego obrazu  jesteśmy zaproszeni, aby 
oglądać   w naszej   wyobraźni   mały   domek   nazaretański,   w którym   mieszka   młoda 
Dziewczyna Galilejska. Ona to właśnie przyjmuje Zwiastowanie: Wcielenie Syna Bożego.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy — jak zachęca nas Ignacy — o dogłębne poznanie 
Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady 
(ĆD, 104).

1. Zagrożony rodzaj ludzki

Św.  Ignacy proponuje  rozpoczęcie  kontemplacji  Tajemnicy  Wcielenia od oglądu rodzaju 
ludzkiego w całej jego różnorodności, z wszystkimi dramatami właściwymi ludzkiemu życiu, 
wraz z całym złem, które przez ludzkość przepływa.

Widzieć osoby jedne po drugich. A najpierw te na obliczu ziemi, tak bardzo różnorodne  
w stroju, sposobie bycia. Jedni są biali, inni czarni; jedni żyją w pokoju, drudzy w stanie 
wojny,  jedni  są  zdrowi,  drudzy  chorzy,  jedni  płaczą,  drudzy  się  śmieją,   jedni  się  rodzą,  
drudzy umierają... Słuchać, co mówią osoby na obliczu ziemi, a mianowicie jak ze sobą 
rozmawiają,   jak   przeklinają   i bluźnią...   Potem   patrzeć,   co   czynią   osoby   na   powierzchni  
ziemi, jak mianowicie biją się wzajemnie, zabijają i idą do piekła
 (ĆD, 106–108).

I chociaż   św.   Ignacy   opisuje   ludzkość   sprzed   pięciu   wieków,   jego   charakterystyka   nie 
przestaje być dziś aktualna. Postęp cywilizacyjny nie zniósł dramatyzmu ludzkiego życia na 
ziemi, ale wręcz go pogłębił. Postęp techniczny — wbrew optymistycznym przewidywaniom 

background image

niektórych   myślicieli   dziewiętnastego   wieku   —   nie   tylko   nie   przyniósł   powszechnego 
szczęścia i dobrobytu ludzkości, ale pogłębił istniejące już konflikty, napięcia i niepokoje.

Rabunkowa   gospodarka   kierowana   chciwością   człowieka   powoduje   takie   zatrucie   ziemi 
i takie   zniszczenie   środowiska,   że   staje   się   ono   w wielu   regionach   świata   nie   do 
zamieszkania. Z powodu brutalnej przewagi człowieka uzbrojonego w technikę nad przyrodą 
istnieje dziś realna możliwość zniszczenia życia na ziemi.

Postęp   techniczny   zastosowany   w wojnach   zwiększył   zagrożenie   ludzkości.   Nigdy   dotąd 
człowiek nie osiągnął tak koszmarnej perfekcji w zabijaniu, jaką posiada dzisiaj. Bezlitosna 
wzajemna rzeź na frontach pierwszej i drugiej wojny światowej, ludobójstwo Oświęcimia 
i Hiroszimy, katastrofa Czarnobyla — oto fakty, które dobitnie świadczą, że dziś ludzie biją 
się i zabijają
 w rozmiarach dotąd niespotykanych w historii.

Wiek dwudziesty naznaczony jest jeszcze inną wielką zbrodnią dokonywaną w majestacie 
praw   ustalanych   przez   parlamenty   i rządy:   zabijaniem   dzieci   nienarodzonych.   Technika 
medyczna została zastosowana nie tylko dla ratowania człowieka, ale także dla zabijania 
najbardziej bezbronnych, bo jeszcze nienarodzonych.

Św. Ignacy każe nam także słuchać, jak ludzie przeklinają i bluźnią. Również bluźnierstw 
i przekleństw, jakie mógł usłyszeć lub przeczytać św. Ignacy, nie można porównywać z tymi, 
których   ludzkość   słucha   i czyta   dzisiaj.   Nihilistyczna   mentalność   wielu   współczesnych 
myślicieli,   twórców   kultury   i sztuki   w sposób   przewrotny   odwraca   porządek   rzeczy 
nazywając zło dobrem, a dobro złem.

Niektórzy filozofowie zbuntowani przeciwko jakiejkolwiek idei Boga i jakiejkolwiek formie 
religii stworzyli teologię śmierci Boga. Układają koszmarne opowiadania i mity ogłaszające 
śmierć   Boga.   Jeden   z nich,   H.   Heine,   napisał:  Nic   nie   mogło   Boga   uratować.   Czyż   nie  
słyszycie dzwonków? Na kolana! Niosą sakramenty Bogu, który umiera
. Komentując te słowa 
R. Laurentin powie: Dzisiejszy szaleniec mówi: Bóg umarł.

Bylibyśmy w błędzie sądząc, iż to szaleńcze wołanie pozostaje zupełnie bez echa w ludziach 
zagubionych, zniechęconych do życia, w ludziach uwikłanych w słabości i grzechy.  Każdy, 
kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła
 (J 3, 20) i dlatego chętnie skorzysta z tych 
koszmarnych idei, aby zracjonalizować i uzasadnić sobie swoje nieuporządkowane życie.

W obecnej   kontemplacji   chciejmy   sobie   uświadomić,   iż   jesteśmy   cząstką   zagrożonej 
ludzkości. Codziennie oddychamy zatrutym powietrzem, pijemy zatrutą wodę, spożywamy 
nierzadko skażone pokarmy. Są to skutki grzechu, które spadają na nas.

Prośmy,   abyśmy  odkryli   prawdę,   iż   my  również   mamy   jakiś   udział   w całym  zagrożeniu 
ludzkości   przez   nasz   grzech   osobisty.   I chociaż   w wielu   wypadkach   trudno   byłoby   nam 
dopatrzeć   się   bezpośredniego   związku   naszych   grzechów   z zagrożeniami   współczesnego 
człowieka, to jednak wiara w Kościół, Mistyczne Ciało Jezusa pozwala nam zrozumieć, iż 
każdy grzech zwraca się nie tylko przeciwko Bogu, ale także przeciwko ludzkości, przeciwko 

background image

nam   samym.   Prośmy   o głębokie   odczucie,   że   nie   tylko   cała   ludzkość,   ale   także   ja   sam 
osobiście potrzebuję miłosierdzia, potrzebuję zbawienia.

2. Dokonajmy odkupienia

Gdyby powyższy opis ludzkości zawierał całą prawdę o niej, byłaby ona tragiczna. Ale tak 
nie jest. Po  kontemplacji  ludzkości jesteśmy  zaproszeni  do kontemplacji Trójcy Świętej, 
która z miłością czuwa nad całym okręgiem ziemi i z troską śledzi losy każdego człowieka.

Po drugie widzieć i rozważać jak trzy Osoby Boskie siedzą na swojej królewskiej stolicy i jak 
patrzą na cały okrąg ziemi i na wszystkie ludy, które w zaślepieniu umierają... Słuchać, co  
mówią  Osoby Boskie,  a mianowicie: Dokonajmy  odkupienia  rodzaju ludzkiego...  oraz co  
robią dokonując najświętszego Wcielenia
 (ĆD, 106–108).

Idąc   za   radą   Ignacego,   kontemplujmy   Boga,   który   patrzy   z miłosierdziem   na   udręczoną 
ludzkość. Stwórca nie pozostaje obojętny wobec nieszczęścia człowieka, wzrusza się jego 
udręką i mówi:  Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się 
narzekań jego na ciemiężców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki 
Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej
  — mówi Jahwe o Izraelu 
ciemiężonym w Egipcie (Wj 3, 7–8).

Ta właśnie  litość  Boga wobec człowieka, współczucie dla jego cierpienia i udręki staje się 
zasadniczym źródłem nieustannej ingerencji Boga w historię ludzkości. To, co Bóg uczynił 
dla całej ludzkości, uczynił także dla każdego z nas osobiście.

W obecnej kontemplacji uświadomię sobie, że jestem widziany i słyszany przez Boga, że On 
wzrusza się moim uciemiężeniem, zagubieniem i udręką wewnętrzną. Pełen współczucia dla 
mnie zstępuje w swoim Synu Jezusie Chrystusie, aby okazać mi swoje miłosierdzie. Prośmy, 
abyśmy   otwartym   i wdzięcznym   sercem   przyjęli   Syna   Bożego   jako   wysłannika   Trójcy 
Świętej.

3. Zwiastowanie

Po kontemplacji Boga, patrzącego miłosiernie na całą ludzkość, św. Ignacy zachęca nas, 
abyśmy   kontemplowali   Tajemnicę   Zwiastowania.   W niej   bowiem   konkretnie   spełnia   się 
postanowienie Trójcy Przenajświętszej: Dokonajmy odkupienia rodzaju ludzkiego.

a) W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do 
Dziewicy   poślubionej   mężowi,   imieniem   Józef,   z rodu   Dawida,   a Dziewicy   było   na   imię  
Maryia
  (Łk 1, 26). Działanie Boga, choć przekracza wszystko co ziemskie i ludzkie, dla 
człowieka   przybiera   konkretny   wymiar   historyczny.   Anioł   Gabriel   zostaje   posłany   do 
konkretnego miasta, w konkretnym czasie i do konkretnej osoby: do Maryi. W ten sposób 
działanie Boga staje się dla ludzkości dostrzegalne, zauważalne, możliwe do przyjęcia.

background image

Dzięki temu  konkretnemu  Bożemu działaniu możemy uniknąć rozmytej religijności, która 
bywa   niekiedy   sprowadzana   do   szukania   jakiegoś   wewnętrznego   nastroju,   uniesienia 
wewnętrznego   czy   też   do   jakiegoś   nieokreślonego   stanu  nirwany.   Dzięki  konkretnemu
historycznemu  działaniu Boga duchowość chrześcijańska ma charakter  wcielony. Przybiera 
ona bardzo realistyczny,  ziemski  charakter. Tajemnica Wcielenia sprawia, iż Bóg staje się 
bardzo ludzki, staje się nam bardzo bliski. Kto widzi Jezusa, Boga–Człowieka, widzi także 
i Boga Ojca. Jezus jest Drogą do poznania całej Tajemnicy Trójcy Świętej.

b) Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona 
jesteś między niewiastami
. Słowa  Bądź pozdrowiona  znaczą również:  raduj się, wesel się
Interwencja   Boga   w historię   ludzkości   jest   źródłem   niewymownej   radości.   Zapowiada 
bowiem ostateczne zwycięstwo nad  wszystkim,  co  jest źródłem jej  udręki,  jej  cierpienia 
i śmiercią.

Raduj   się  wielce,   córko   Syjonu  —  zachęca   prorok   Zachariasz   —  wołaj   radośnie,   córko  
Jeruzalem. Oto Twój król idzie do Ciebie, sprawiedliwy i zwycięski
 (Za 9, 9).

Ignacjański, realistyczny ogląd nieszczęść człowieka, spojrzenie w prawdzie na cały dramat 
ludzkiego życia sprawia, iż obiecany ratunek, obiecane zbawienie spontanicznie staje się 
źródłem radości. Prośmy, abyśmy mogli wejść w głębię radości płynącej z Wcielenia. Sam 
Bóg staje się człowiekiem. Sam Bóg staje się jednym z nas. Będzie do nas podobnym we 
wszystkim, oprócz grzechu. Będzie się trudził, będzie walczył razem z nami, aby wyrywać 
nas z naszych nieszczęść, by skierować nasze kroki na drogę pokoju.

Prośmy   o doświadczenie   wewnętrznej   radości,   że   Bóg   staje   się   Emmanuelem,   Bogiem 
z nami. Staje się nam tak bliski, iż możemy słuchać Jego Słowa naszymi ludzkimi uszami, 
możemy patrzeć na Niego ludzkimi oczyma, możemy Go dotykać, a nawet spożywać Jego 
Ciało pod postaciami chleba i wina.

c) Ale słowa, które  miały u Maryi wywołać radość,  wzbudziły zaniepokojenie  i zadumę: 
Maryia zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Nawet 
najbardziej czyste i wolne serce człowieka, jakim jest serce Niepokalanej Dziewicy, nie jest 
zdolne   samo   z siebie   przyjąć   Boga.   Ono   drży.   Boże   działanie   przerasta   i przewyższa 
człowieka. Drżenie serca uświadamia człowiekowi, że Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi 
i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia
 (Rdz 2, 7).

Ta właśnie pełna trwogi reakcja Maryi ukazuje nam kruchość ludzkiego serca. Ta kruchość 
serca wiąże się z kruchością miłości. Każdą ludzką miłość cechuje delikatność i kruchość, 
ponieważ miłość zależy od kruchej wolności człowieka. Maryia bardziej niż ktokolwiek inny 
rozumie, że  pełnia łaski,  pełnia miłości,  pełnia wolności  przychodzi jako czysty dar Boga, 
dar bezinteresowny, dar bezwarunkowy.

Człowiek w żaden sposób nie może sobie zapewnić niezmienności swojej woli, nie może 
otworzyć się jedną decyzją woli — raz na zawsze — na ten dar. Kruchość ludzkiej wolności 
i ludzkiej miłości każe nam drżeć, lękać się bojaźnią Bożą, aby nie utracić otrzymanego daru. 

background image

Nasza pewność wytrwania w otrzymanej łasce, w miłości i w wolności wewnętrznej może 
opierać się jedynie na powierzeniu się Dawcy, na bezgranicznym zaufaniu Mu.

d)  Nie  bój się  Maryio,  znalazłaś łaskę  u Boga. Oto  poczniesz  i porodzisz Syna,  któremu  
nadasz imię Jezus
.

Wysłaniec Boga uspokaja serce Maryi, uspokaja serce każdego człowieka i w ten sposób 
czyni   je   zdolnym   do   przyjęcia   łaski.   Bóg   umacnia   i utwierdza   to,   co   w człowieku   jest 
delikatne, kruche i wrażliwe. Maryia znalazła szczególną łaskę u Boga nie tylko jako Matka 
Syna Bożego, ale jako Ta, która w pełni powierzyła się Bogu. W Jej bezgranicznym zaufaniu 
każdy z nas może odnaleźć łaskę Boga. Maryia jest Pośredniczką łask. Ona daje Chrystusa 
wszystkim, którzy Go szukają.

Wsłuchajmy się z uwagą w słowa anioła: Nie bój się, znalazłeś łaskę u Boga. Wezwanie to 
w dzisiejszym świecie brzmi szczególnie aktualnie.

Przełom  wieku   dwudziestego   i dwudziestego   pierwszego   to  czas   zagrożenia   i lęku.   Z jak 
wielkim   entuzjazmem   zostały   przyjęte   proste   słowa   Jana   Pawła   II:  Nie   lękajcie   się 
wygłoszone   w dniu   inauguracji   jego   pontyfikatu.   Lęk   jest   podstawowym   wrogiem   całej 
ludzkości i każdego człowieka. To właśnie wskutek lęku ludzie biją się wzajemnie, zabijają, 
przeklinają i bluźnią. To właśnie z lęku, którego głównym źródłem jest odrzucenie i brak 
miłości, rodzi się gniew i nienawiść. Z lęku ludzie nie tylko — jak mówi św. Ignacy — idą 
do piekła
, ale tworzą sobie piekło na ziemi (por. ĆD 106–108).

Pozwólmy się przekonać aniołowi, wysłańcowi Bożemu, jak dała się przekonać Maryia, że 
obawa i lęk niosą z sobą wielką  pokusę  dla człowieka. Pokusę tę trzeba dostrzec i podjąć 
zmagania z nią.

Prośmy przede wszystkim o zdemaskowanie  neurotycznego  lęku przed Bogiem. Bóg, nasz 
Ojciec niebieski nie zagraża nam. On nie chce nas krępować, ciemiężyć, karać. Wysyła do 
nas swojego Jednorodzonego Syna, aby nas wyzwolił z ręki naszych nieprzyjaciół. Pragnie, 
aby nasze życie było szczęśliwe i pełne pokoju. Pragnie, byśmy jako ludzie wolni mogli Mu 
oddawać chwałę w miłości i służyć Mu bez trwogi.

4. Oto ja służebnica Pańska!

Pan Bóg żąda od Maryi przyjęcia rzeczy przerastających wszelkie ludzkie pojęcie. Najpierw 
domaga się wiary, że urodzi Syna bez udziału mężczyzny; po drugie domaga się wiary, że 
Syn Jej będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida.  
Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca
.

Maryia  nie  rozumie  do  końca,  co  anioł  do  Niej  mówi.  Nie  jest  w stanie  sama  rozeznać 
ofiarowanej  Jej  Dobrej Nowiny.  I właśnie dlatego Maryia  nawiązuje  dialog  z wysłańcem 
Jahwe. Maryia pragnie dokonać rozeznania duchowego. Właśnie dlatego prosi o wyjaśnienia, 
prosi o pomoc: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?

background image

Bóg rozumie doskonale trudności i wątpliwości młodej Dziewczyny Galilejskiej, która nagle 
została   postawiona   przed   zadaniem,   które   Ją   przerasta.   Rozumie   Jej   ludzkie   obawy 
wyrażenia zgody na tę niezwykłą rzeczywistość, do której przyjęcia Ją zaprasza. Stąd też 
udziela Jej wyjaśnień: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego  
też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym
.

Anioł Jahwe pragnąc jakby dodatkowo uwiarygodnić swoje niezwykłe wieści podaje Maryi 
inną zaskakującą informację. Oto Jej krewna Elżbieta, bezpłodna kobieta w podeszłym już 
wieku, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu.

Ustami anioła Bóg przypomina Maryi prawdę, która była przedmiotem wiary Izraela, że dla 
Jahwe  nie ma nic niemożliwego. Najważniejszym niemalże faktem dla uwiarygodnienia tej 
prawdy było w historii Izraela przejście przez morze suchą nogą. Pan Bóg domagając się od 
człowieka rzeczy trudnych, pomaga mu jednak w uznaniu i przyjęciu tego, co po ludzku jest 
niemożliwe.

Dzięki otrzymanej pomocy Maryia podejmuje świadomą i wolną decyzję: Niech mi się stanie  
według twego słowa!
 Maryia zawierza Bogu pewna pewnością wiary, że Jahwe działa w Jej 
życiu. I właśnie dlatego mówi: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego  
słowa!

Maryia   jest   pewna   interwencji   Boga   nie   tylko   w chwili   Zwiastowania.   Jest   pewna   tej 
interwencji   także   we   wszystkich   innych   najtrudniejszych   i jednocześnie   najważniejszych 
momentach swojego życia. Jest pewna działania Boga, kiedy rodzi Syna w stajni w Betlejem; 
kiedy ucieka z Nim do Egiptu; jest pewna obecności mocy Boga, kiedy przez trzy dni szuka 
Go w Jerozolimie jako dwunastoletniego Chłopca; jest pewna działania Jahwe, kiedy stoi pod 
krzyżem, a później trzyma w swoich ramionach martwe ciało Syna.

Maryia jest pewna działania Jahwe, choć go do końca nie rozumie. Nie rozumiejąc, wyraża 
zgodę. Nie rozumiejąc ufnie powtarza: Niech mi się stanie według twego słowa!

Żeby przyjąć Boga i Jego wolę, nie trzeba chcieć wszystkiego zrozumieć. W jakimś sensie 
trzeba zrezygnować z rozumienia intelektualnego. Zgoda na wolę Boga zaczyna się w chwili, 
kiedy rodzi się zaufanie do Niego. Zgoda na wolę Bożą jest zgodą na pracę, na służbę, na 
wysiłek, na cierpienia. Stąd też Maryia mówi: Oto ja służebnica Pańska.

Ale przyjęcie woli Bożej, to także otwarcie się na źródło radości. I właśnie dlatego anioł 
zaprasza Maryię:  Bądź pozdrowiona, to znaczy —  raduj się, wesel się. Maryia w swoim 
życiu nie tylko się trudzi, cierpi, ale także przeżywa wiele pięknych chwil radości.

Zauważmy   w tej   kontemplacji   radość   Maryi   z Jej   codziennego   spotkania   z Jahwe   na 
modlitwie,  Jej  radość  z narodzin  Syna,  radość  macierzyństwa.  Zauważmy  także  pogodne 
chwile życia rodzinnego w Nazarecie. Kontemplujmy radość Maryi bycia Matką Mesjasza, 
radość Zmartwychwstania, radość Zesłania Ducha Świętego, radość rodzącego się Kościoła, 
radość bycia wziętą z ciałem i duszą do nieba.

background image

Maryia w pełnieniu woli Bożej nie szuka jednak radości dla niej samej. I choć przyjmuje ją 
z wdzięcznością, pozostaje wobec niej wolna. W razie potrzeby umie z niej zrezygnować. 
Prośmy   w tej   kontemplacji,   aby   pełna   odwagi   i ufności   wiara   Maryi   pomagała   nam 
pokonywać   naszą   niewiarę,   nasze   codzienne   zbytnie   lęki   o siebie,   o swoją   przyszłość. 
Prośmy także, by rodziło się w nas głębokie pragnienie powierzenia się Bogu na wzór Maryi.

Na zakończenie całej kontemplacji o Wcieleniu — zgodnie z zachętą św. Ignacego (por. ĆD 
109) — rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą. Prośmy Ją, aby swoją pokorną wiarą 
i uległością wobec Boga uczyła nas otwartości na Jego działanie w nas. Rozmawiajmy także 
z Jezusem, prosząc Go, aby Tajemnica Jego Wcielenia otwierała nas na nieskończoną miłość 
Boga Ojca do nas. Boga Ojca zaś prośmy, abyśmy dzięki coraz głębszemu poznaniu Jego 
Syna mogli Go więcej kochać i wierniej naśladować.

VI. NARODZENIE JEZUSA

 

owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności  
w całym   państwie.   Pierwszy   ten   spis   odbył   się   wówczas,   gdy   wielkorządcą   Syrii   był  
Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał  
się   także   Józef   z Galilei,   z miasta   Nazaret,   do   Judei,   do   miasta   Dawidowego,   zwanego  
Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie 
Maryią, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania.  
Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie 
było dla nich miejsca w gospodzie.

tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą.  
Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się  
przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką,  
która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,  
którym   jest   Mesjasz,   Pan.   A to  będzie   znakiem   dla   was:  znajdziecie   Niemowlę,   owinięte  
w pieluszki   i leżące   w żłobie.   I nagle   przyłączyło   się   do   anioła   mnóstwo   zastępów  
niebieskich, które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój 
ludziom Jego upodobania.

Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: Pójdźmy do  
Betlejem   i zobaczmy,   co   się   tam   zdarzyło   i   o czym   nam   Pan   oznajmił.   Udali   się   też  
z pośpiechem   i znaleźli   Maryię,   Józefa   i Niemowlę,   leżące   w żłobie.   Gdy   Je   ujrzeli,  
opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli,  
dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryia zachowywała wszystkie te sprawy  
i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko,  
co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane
 (Łk 2, 1–20).

background image

Obraz dla obecnej kontemplacji: Wyobraźmy sobie najpierw Maryię i Józefa, którzy udają 
się z Nazaretu do Betlejem. Przyglądajmy się ich zmęczeniu, ich utrudzeniu się w drodze. 
Następnie zaś przedstawmy sobie grotę betlejemską, a w niej Maryię z Dzieciątkiem Jezus 
i Józefem. Zauważmy też pasterzy, którzy przychodzą oddać pokłon Jezusowi.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Prośmy   najpierw   o głęboką   wiarę,   iż   Dziecię   narodzone 
z Maryi   w grocie   betlejemskiej   jest   Synem   Bożym.   Prośmy   także   o wielką   wewnętrzną 
radość, że dzięki Tajemnicy Wcielenia i Narodzenia Jezusa Bóg stał się jednym z nas, że 
mamy tak łatwy i prosty przystęp do Niego.

1. Panowanie na tronie Dawida

Anioł Gabriel w czasie Zwiastowania zapowiedział Maryi, że Pan Bóg da Jej Synowi tron 
Jego praojca, Dawida (Łk 1, 32). Od początku opowiadania o Narodzeniu Jezusa Ewangelista 
Łukasz podkreśla wypełnienie się tej zapowiedzi. Z rozporządzenia Cezara Augusta udał się 
Józef   z Galilei,   z miasta   Nazaret,   do   Judei,   do   miasta   Dawidowego,   zwanego   Betlejem,  
ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby dać się zapisać z poślubioną sobie Maryią
.

Zauważamy tutaj jeden z wielu paradoksów, którymi utkane są wszystkie Ewangelie. Syn 
Boży, który urodzi się w mieście Dawida, w Betlejem i ma zasiąść na jego tronie i panować 
na   wieki,   od   pierwszych   dni   swoich   narodzin   będzie   poddanym   władzy   okupanta 
rzymskiego, Cezara Augusta.

Także samo miejsce urodzin Jezusa, choć zostało przepowiedziane przez proroków, zdaje się 
być wyznaczone władzą obcego imperatora. To na jego rozkaz Józef i Maryia musieli udać 
się w podróż, aby poddać się powszechnemu spisowi ludności.

To  właśnie   zderzenie  panowania  Cezara  w okupowanej  Palestynie  z narodzeniem  Jezusa, 
Króla Wszechświata, ukazuje charakter Chrystusowego panowania. Od pierwszych dni życia 
na ziemi Bóg–Człowiek ukazuje, iż Jego władza nie opiera się na przemocy, na sile i ucisku.

Jezus nie podporządkowuje sobie świata mieczem.  Wiecie, że władcy narodów uciskają je,  
a wielcy dają im odczuć swoją władzę
 — mówi Jezus. Ale nie tak będzie u was. Lecz kto by 
między wami chciał stać się wielki, niech będzie waszym sługą
 (Mt 20, 25–26). Panowanie 
Chrystusa było służeniem: Nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie 
na okup za wielu
 (Mt 20, 28).

W obecnej kontemplacji oddajmy hołd Jezusowi jako Królowi. Uznajmy Jego Boską władzę 
nad całym Wszechświatem. Uznajmy także Jego panowanie i władzę nad naszym życiem. 
Wyraźmy wdzięczność za sposób Jego panowania. Prośmy, abyśmy nie bali się nigdy Jego 
władzy i abyśmy się nigdy przed nią nie bronili. Prośmy także, byśmy mogli doświadczyć 
słodyczy panowania Jezusa.

2. Niebezpieczna podróż

background image

Udał się Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei (...) z poślubioną sobie Maryią, która  
była   brzemienna
.   Dla   Matki   oczekującej   przyjścia   na   świat   Dziecka   była   to   bardzo 
niebezpieczna podróż. Ale podróż do Betlejem, podjęta z rozkazu ziemskiego Cezara, miała 
być   jednak   realizowaniem   Bożych   planów.   Wymagała   więc   całkowitego   zaufania 
i powierzenia się Jahwe.

Od chwili Zwiastowania Pan Bóg będzie wymagał od Maryi pełnego zaufania. Będzie Ona 
bowiem napotykać wiele bolesnych i zaskakujących, nierzadko także niezrozumiałych dla 
Niej sytuacji. Ale w tych właśnie okolicznościach Maryia będzie wykonywać swoją  misję 
służebnicy
.

Istotą Jej posługi jako  Służebnicy Pańskiej  nie będzie najpierw zewnętrzne działanie, ale 
posługa   wiary.   Wszystko,   co   Maryia   będzie   robić,   będzie   przejawem   tej  posługi   wiary
Odbywając niebezpieczną podróż do Betlejem Maryia pełni posługę wiary. Także w całym 
późniejszym   życiu   przyjmuje   w duchu  posługi   wiary  wszystkie   wydarzenia,   w których 
postawi Ją Opatrzność. Maryia nie broni się, nie ucieka, nie szuka zabezpieczeń.

W obecnej   modlitwie   kontemplujmy   podróż   Maryi   i Józefa   z Nazaretu   do   Betlejem. 
Przyglądajmy się w sposób szczególny utrudzeniu i zmęczeniu Maryi. Chciejmy dostrzec Jej 
cichość i pokój. Zauważmy też św. Józefa, który troszczy się o swoją Małżonkę. Udziela Jej 
jako Jej mąż  wszelkiej koniecznej pomocy. Możemy też wyobrazić sobie, w jaki sposób 
Maryia i Józef modlą się w czasie tej podróży, powierzając się nieustannie Jahwe.

potem wejść w siebie samego, aby jakiś pożytek duchowny wyciągnąć — mówi św. Ignacy 
(ĆD,   114).   Wejdźmy   więc   w całą   historię   naszego   życia,   by   dostrzec   te   wydarzenia 
i sytuacje, w których w sposób szczególny byliśmy zapraszani, aby zaufać Bogu; w których 
byliśmy wzywani, aby dać się Jemu prowadzić.

Pytajmy siebie, w jaki sposób odpowiadaliśmy na to zaproszenie? Czy nie unikaliśmy i nie 
unikamy za wszelką cenę sytuacji niepewności, ryzyka? Zauważmy, jak gorączkowo nieraz 
szukamy różnorodnych zabezpieczeń, w jaki sposób budujemy wokół siebie mury obronne.

Zwykle przeczuwamy dobrze, że brak zabezpieczenia, sytuacje niepewności, wystawianie się 
na jakiekolwiek ryzyko jest bolesne, ponieważ grozi głębszym zranieniem. A ponieważ tkwi 
w nas jakiś naturalny lęk przed każdym zranieniem, stąd nasze gorączkowe wręcz szukanie 
bezpieczeństwa. Im głębsze są w nas obawy o siebie, tym bardziej gorączkowo i gwałtownie 
poszukujemy pewności i zabezpieczenia.

Jeżeli   jednak   kierujemy   się   choć   trochę   poczuciem   realizmu   życiowego,   to   łatwo 
uświadomimy   sobie,   że   wszelkie   nasze   ludzkie   zabezpieczanie   się   pozostaje   bardzo 
względne.   Wystarczy   czasami   mała   zmiana   warunków   zewnętrznych,   a cały   misternie 
zbudowany system samoobrony i bezpieczeństwa, wali się jak domek z kart.

Stajemy się wówczas jeszcze bardziej bezbronni, bardziej podlegli zranieniu. Budowanie 
ludzkiego bezpieczeństwa na ziemi nierzadko przypomina budowanie przez dzieci zamków 

background image

z piasku   na   plaży.   Jeden   przypływ   fali   morskiej   niszczy   dorobek   i trud   wielu   godzin. 
Współczesne   wojny   potrafią   również   w jednej   chwili   zniszczyć   dorobek   dziesiątków 
pokoleń.

Nie tylko pojedynczy człowiek nie może zabezpieczyć swojego życia na ziemi. Także całe 
społeczności,   narody   i cała   ludzkość   nie   są   w stanie   zbudować   sobie   trwałego   systemu 
bezpieczeństwa.   Ewangeliczni   robotnicy,   którzy   budują  nowoczesne  obronne   wieże 
Jerozolimy,   sami   padają   pod   ich   gruzami.   Widać   w tym   wyrazisty   symbol   bezradności 
w szukaniu przez człowieka bezpieczeństwa tutaj na ziemi. W kontekście tej tragedii Jezus 
powtarza znamienne słowa: Jeżeli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie (por. Łk 13, 
1–5).

Te   słowa   nie   przestają   być   prawdziwe   i dzisiaj.   W naszych   czasach   człowiek   chcąc 
zbudować   doskonały   system   zabezpieczeń   i samoobrony,   stworzył   sobie   jednocześnie 
pułapkę. Broń, która miała go bronić i zabezpieczać trwały pokój, stała się źródłem kolejnego 
zagrożenia.   Wysiłki   największych   organizacji   międzynarodowych   okazują   się   bezsilne 
i bezskuteczne wobec nienawiści, jaką wyzwala zarówno u jednostek jak i u całych narodów 
żądza przemocy, odwetu, bogactwa czy władzy. Człowiek nie może zabezpieczyć swojego 
życia na ziemi. Może je jedynie powierzyć Bogu. Powierzenie życia Bogu jest jedynym 
możliwym zabezpieczeniem go.

Odwołując się do naszej historii życia chciejmy sobie przypomnieć chwile, w których padały 
mury naszych zabezpieczeń; chwile, w których sami padaliśmy ofiarami naszych systemów 
zabezpieczających. W tym kontekście kontemplujmy Maryię brzemienną i Jej męża Józefa 
podróżujących do Betlejem w niepewności, pośród niebezpieczeństw, ale z całym zaufaniem 
Bogu.   Niech   ich   zaufanie   będzie   dla   nas   wyzwaniem   we   wszystkich   naszych   trudnych 
sytuacjach życiowych, szczególnie wówczas, kiedy sens naszego wysiłku, naszej modlitwy 
i pracy pozostanie zakryty przed nami.

3. Narodzenie w stajni

Kiedy   tam   przebywali,   nadszedł   dla   Maryi   czas   rozwiązania.   Porodziła   swego  
pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie,  gdyż nie  było dla nich  
miejsca w gospodzie.

Najstarsza tradycja mówi nam, że Józef umieścił swoją Żonę w grocie, w jednej z owych 
grot,   jakich   jeszcze   dziś   znajduje   się   w Palestynie.   Wzgórza   Betlejem   są   nimi   wprost  
podziurawione. Służyły one za stajnie dla bydła. Św. Justyn męczennik, który pisał w drugim 
wieku   i doskonale   znał   teren,   stwierdza   to   formalnie
  (H.   Daniel–Rops).   W grocie   dla 
zwierząt Maryia mogła znaleźć ciszę i spokój.

Sam ewangeliczny opis narodzenia Jezusa jest bardzo zwięzły i prosty. Łukasz wspomina 
jedynie   o zwyczajnym   geście   owinięcia   Dziecięcia   w pieluszki   i złożenia   Go   w żłobie. 
Wszystko zaś działo się w grocie dla bydła, ponieważ zabrakło dla Syna Bożego miejsca 
w gospodzie.

background image

W obecnej   kontemplacji   dostrzeżmy   niezwykłość   miejsca   Narodzenia   Jezusa:   stajnię.   Po 
wielu wiekach — kierowany wielką miłością do Jezusa ubogiego — św. Franciszek z Asyżu 
na nowo odkrył stajnię, miejsce Narodzenia Chrystusa. Swoim odkryciem podzielił się ze 
światem stwarzając teatr Narodzenia Jezusa — żywą szopkę. Tradycja szopki zachowała się 
w całym świecie chrześcijańskim aż do naszych czasów. W obecnej kontemplacji chciejmy 
jeszcze raz jakby na nowo zdziwić się miejscem urodzin Jezusa. Pan przyszedł na świat nie 
wśród złota i srebra, lecz wśród błota
 — powie św. Hieronim.

Syn Boży rodzi się, jak ostatni ubogi — w grocie dla bydła. Będzie też umierał jak ostatni 
ubogi
 — na drzewie hańby pośród złoczyńców i jako złoczyńca.

Prośmy,   abyśmy   w tych   dwu   tajemnicach   ewangelicznych,   w narodzeniu   w stajni   oraz 
w śmierci na krzyżu przeczuli sens i znaczenie całego życia Jezusa. Jezus przychodzi jako 
ubogi,   aby   nas   swoim   ubóstwem   ubogacić.  Znacie   przecież   łaskę   Pana   naszego   Jezusa  
Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić  
(2 Kor 8, 9).

A oto   jak   św.   Ignacy   zachęca   nas   do   kontemplacji   Narodzenia   Jezusa:  Widzieć   osoby, 
a mianowicie Panią naszą, i św. Józefa i Dzieciątko Jezus po Jego Narodzeniu. Ja zaś sam  
stanę się służką ubożuchnym, niegodnym, patrząc na nich, kontemplując ich i służąc im w ich 
potrzebach   tak,   jakbym   tam   znalazł   się   obecny,   z całym,   jakie   tylko   jest   możliwe  
uszanowaniem   i ze   czcią.   A potem   wejść   w siebie   samego,   aby   jakiś   pożytek   duchowy  
wyciągnąć
 (ĆD, 114).

Przyjmując tę zachętę Ignacego wpatrujmy się w Dzieciątko Jezus, Jego Matkę, Józefa, męża 
Maryi,   wzbudzając   wiarę   w Bóstwo   Nowonarodzonego.   Ten,   którego   złożono   w żłobie 
w stajni, jest Stwórcą nieba i ziemi, do Niego należy wszelkie panowanie, moc i chwała.

Dziękujmy także Jezusowi za Jego niezwykłe Narodzenie, poprzez które już od pierwszego 
dnia swojego życia na ziemi przyjmuje na siebie całe nasze ubóstwo, nędzę i wszystko to, 
czym czujemy się przygnieceni i upokorzeni.

Prośmy, abyśmy odkryli najgłębszy sens Narodzenia Jezusa dla naszego osobistego życia. 
Niech   nam   w tym   pomoże   piękny   tekst   o Narodzeniu   Jezusa   anonimowego   Autora   z IX 
wieku. I słusznie, że Jezus rodzi się w drodze, bo przyszedł, aby nam pokazać drogę. Ten,  
który przyszedł, aby nam pokazać przestronność Królestwa, chciał narodzić się w ciasnym 
żłóbku. Ten, który przyszedł, aby dać nam szatę nieśmiertelności, chciał, by Go owinięto nie  
jedwabnymi   pieluszkami,   (...)   ale   najbiedniejszymi.   Ten,   który   przyszedł,   aby   nasze   ręce  
i nogi   rozwiązać   do   czynienia   dobrych   uczynków,   pozwolił,   aby   Go   złożono   w ciasnej 
kołysce. Co na to mamy powiedzieć, bracia? Należy zawołać z Psalmistą: Cóż oddam Panu  
za wszystko, co mi dał?

4. Pokłon pasterzy

background image

Ewangelicznym wzorem kontemplacji Nowonarodzonego Jezusa są pasterze. Kim oni byli? 
W czasach Chrystusa w Palestynie pasterze należeli do najniższej klasy społecznej będącej 
w ogólnej pogardzie. Mieli na ogół złą opinię. Uważani byli za ludzi nieuczciwych i złodziei.

To właśnie dla pogardzanych judejskich pasterzy rozjaśniła się noc betlejemska. Oni jako 
pierwsi zostają zaproszeni do spotkania z Mesjaszem. Pasterze jako pierwsi oddają chwałę 
Bogu–Człowiekowi. Ubóstwo, prostota judejskich pasterzy sprawia, iż spontanicznie, bez 
oporów i wątpliwości zginają kolana przed Panem nieba i ziemi leżącym w żłobie w stajni.

Wprowadzając   pasterzy   na   scenę   Narodzenia   Jezusa,   Łukasz   otwiera   całą   serię   spotkań 
Chrystusa z ubogimi, z chorymi, z ludźmi zniewolonymi mocą złego ducha, z grzesznikami, 
z celnikami.   Uznając   nasze   ubóstwo,   słabość,   nasz   grzech,   nasze   zniewolenia,   stańmy 
z pokorą   w szeregu   ubogich   i pogardzanych   pasterzy.   Razem   z nimi   oddajmy   Jezusowi 
pokłon. Niech nam towarzyszy świadomość, że przyszedł nie do zdrowych i szczęśliwych, 
ale do tych, którzy się źle mają (por. Łk 5, 31).

W obecnej kontemplacji powróćmy na chwilę do najtrudniejszych momentów naszego życia, 
kiedy nasze życie w jakiś sposób było zagrożone, kiedy czuliśmy się źle. Przywołajmy je 
tylko po to, aby głębiej doświadczyć, że Jezus przyszedł właśnie do nas. Trudne, bolesne 
i upokarzające doświadczenia ludzkiego życia są szczególnym miejscem Narodzenia Jezusa. 
One przekonują nas najpełniej o potrzebie otwarcia się na Tajemnicę Wcielenia.

Prośmy,   aby   nasze   przebywanie   z ubogimi   pasterzami   pomagało   nam   poznawać   i coraz 
bardziej kochać ubogiego Jezusa, aby móc  w ten sposób zrozumieć  Jego zaproszenie do 
naśladowania Go w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie,  
tak zewnętrznym jak i duchowym
 (ĆD, 98).

Na zakończenie tej kontemplacji uwielbiajmy Tajemnicę Wcielenia wraz ze św. Grzegorzem 
z Nazjanzu, Ojcem Kościoła. Chrystus się rodzi, wielbijmy Go. Chrystus z nieba przychodzi, 
wyjdźmy Mu na spotkanie. Chrystus na ziemi, wznieśmy się na wyżyny niebios! Śpiewajcie  
Panu wszystkie krainy! Niech cieszy się niebo i ziemia raduje, gdyż Pan niebios staje się  
mieszkańcem ziemi. Chrystus przybrał ciało, z drżeniem i radością wykrzykujcie: z drżeniem 
z powodu grzechu, z radością z powodu nadziei. Kto nie składa hołdu Temu, który jest od  
początku? Kto nie wielbi Tego, który jest na końcu? Gotujcie drogę Pańską, ja zaś głoszę  
znaczenie tego dnia: Bezcielesny przyjmuje ciało. Słowo przyjmuje materię. Niewidzialny  
daje się widzieć. Nietykalny daje się dotknąć. Bezczasowy poczyna się w czasie. Syn Boga 
staje się człowiekiem
.

VII. DWUNASTOLETNI JEZUS

 

background image

Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście,  
udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został  
Jezus   w Jerozolimie,   a tego   nie   zauważyli   Jego   Rodzice.   Przypuszczając,   że   jest  
w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy 
Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go  
w świątyni,  gdzie   siedział   między   nauczycielami,  przysłuchiwał   się   im i zadawał   pytania. 
Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na 
ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił?  
Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście  
Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni  
jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu;  
i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. 
Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi
 (Łk 2, 41–51).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawmy   sobie   Jezusa   siedzącego   między 
nauczycielami, przysłuchującego się w skupieniu ich naukom oraz zadającego im pytania. 
Dostrzeżmy prostotę i naturalność w zachowaniu Chłopca. Zauważmy podziw tych, którzy 
Go słuchają. Słuchajmy pytań Jezusa i odpowiedzi udzielanych Mu przez uczonych.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy najpierw, abyśmy wzorem dwunastoletniego Jezusa 
pragnęli   wzrastać   w mądrości   u Boga   i ludzi.   Prośmy   także   o głębokie   pragnienie 
naśladowania   Jezusa   w byciu   w tym,   co   należy   do   Ojca.   Módlmy   się   również   o wielką 
wolność wewnętrzną, dzięki której moglibyśmy wszystko włączyć w naszą więź z Bogiem.

1. Dom modlitwy

Opowiadanie o pobycie dwunastoletniego Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej nie przedstawia 
jedynie odizolowanego szczegółu w trzydziestoletniej historii życia ukrytego w Nazarecie. 
Z jednej strony zamyka ono Ewangelię Dziecięcych lat Jezusa. Z drugiej strony opowiadanie 
to tworzy jakby przejście do życia publicznego.

Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście,  
udali się tam zwyczajem świątecznym
. F. Mauriac mówi, że  dwunastoletni Żyd nie jest już  
dzieckiem
.   W czasach   Jezusa   od   dwunastego   roku   życia   mężczyzna   był   dopuszczany   do 
życia dorosłych.

Celem   pielgrzymki   Jezusa   i Jego   Rodziców   do   Jerozolimy   były   obchody   Świąt   Paschy. 
Pielgrzymi w drodze do Świętego Miasta modlili się, śpiewali Psalmy. Gdy po trzech dniach  
drogi   Jezus   ujrzał   z dala   złote   mury   Jerozolimy,   serce   Jego   żywo   zabiło   na   jej   widok.  
Wysunął   się   na   czoło   pochodu   i wpatrzony   w mury   i spiętrzone   domy,   i obwarowaną 
portykami Świątynię, górującą nad miastem, szedł ku niemu jak w transie, [szedł] ku stolicy  
Dawidowej, którą przez tyle lat nosił w swoim sercu
 (R. Brandstaetter).

background image

Jezus jako dorastający Chłopiec, jak każdy pobożny Żyd, kochał Święte Miasto, a w nim 
w sposób   szczególny   Świątynię.   Ze   zdziwieniem   i zachwytem   przyglądał   się   wielkości 
i potędze tego miasta.

Po   zakończonych   uroczystościach,   choć   Jego   Rodzice   udali   się   w powrotną   podróż   do 
Nazaretu, On jeszcze przez trzy dni pozostaje w Jerozolimie, jakby chciał zatrzymać całą 
Mądrość i Świętość, którą kryły mury świątyni, jakby chciał się nacieszyć pięknem miasta.

Kontemplujmy   zachwyt   dwunastoletniego   Chłopca   pięknem   Jerozolimy,   zachwyt   wielką 
Świątynią (której obwód liczy 1500 m.) odbudowaną przez Heroda Wielkiego. Przebywanie 
w niej było dla Jezusa czasem wielkich duchowych  wzruszeń i doświadczeń. W świątyni 
Jezus był u siebie, w domu swojego Ojca.

W czasie   życia   publicznego   miłość   do   Jerozolimy,   zagrożonej   jej   własną   niewiernością, 
wyciśnie   z Jego   oczu   łzy   żalu   i bólu.   Jezus   kocha   Święte   Miasto   pomimo   całej   jego 
nieprawości   i grzechu.   Będzie   je   upominał   i karcił,   ale   jednocześnie   będzie   je   kochał: 
Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani.  
Ile   razy   chciałem   zgromadzić   twoje   dzieci,   jak   ptak   swoje   pisklęta   pod   skrzydła,   a nie 
chcieliście
 (Łk 13, 34).

Miłość Jezusa do Jerozolimy może naprowadzić nas na naszą miłość do Kościoła. Kościół 
jest   Nową   Jerozolimą,   Nowym   Miastem,   Nową   Świątynią.   Jak   dla   Jezusa   Świątynia 
Jerozolimska była domem modlitwy, tak teraz dla nas tym miejscem jest Kościół.

Orygenes   pięknie   łączy   szukanie   przez   Maryię   i Józefa   Jezusa   w Świątyni   z naszym 
szukaniem   i odkrywaniem   Jezusa   w Kościele:   I szukając   odnaleźli   Go   w świątyni.   Nie 
w jakimkolwiek   innym   miejscu,   lecz   w świątyni   (...)   pośrodku   uczonych,   gdy   ich   słuchał  
i zadawał im pytania. Ty więc także szukaj Jezusa w Kościele Boga, szukaj w świątyni, szukaj 
Go pośród nauczycieli, którzy są w świątyni i nie wychodzą z niej; a gdy tak będziesz szukał, 
odnajdziesz Go
.

Dziękujmy Jezusowi za Jego miłość do Świętego Miasta, dzięki której uczy nas miłości do 
Kościoła. Prośmy, aby słabości i grzechy Kościoła, podobnie jak grzechy Świętego Miasta 
dla Jezusa, nie były powodem naszego zwątpienia i odrzucenia Go.

Wielki współczesny teolog, kardynał H. de Lubac w książce  Medytacje o Kościele  pisanej 
w czasach   próbowania   jego   wierności   Kościołowi   napisze:  Nigdy   Kościół   nie   daje   nam  
bardziej Jezusa Chrystusa jak właśnie wtedy, gdy mamy okazję bycia jak On, w chwilach 
męki
.

2. Przysłuchiwał się i zadawał im pytania 

W krużgankach  Świątyni  otoczeni kręgiem uczniów  nauczali doktorzy  i biegli  w Zakonie. 
Dzieci wciskały się między gromadę słuchaczy; zdarzało się nawet, że pozwalano im stawiać  
pytania.   Historyk   Józef   opowiada,   że   jako   chłopiec   uczestniczył   w tych   turniejach 

background image

umysłowych,   a ponieważ   nie   odznacza   się   skromnością,   dodaje   nawet,   że   starsi   kapłani  
i ważniejsze osobistości miasta udawały się do niego po dokładne wyjaśnienia zagadnień  
Prawa. Między tymi doktorami i mędrcami Izraela siedział właśnie Jezus
 (H. Daniel–Rops).

Wbrew ogólnie przyjętemu mniemaniu, zwłaszcza w ikonografii, dwunastoletni Jezus nie 
naucza w świątyni, ale siedzi między nauczycielami, przysłuchuje się im i zadaje im pytania. 
Podziw budzi niezwykła zdolność Jezusa wnikania w sens Pisma.

Profesor   nauk   biblijnych,   D.   Flusser,   stwierdza,   że   dwunastoletni   Jezus   dyskutujący 
z uczonymi  w Piśmie  jest podobny do dzisiejszego zdolnego studenta. Pytania, jak i całe 
zachowanie się Jezusa objawiają Jego niezwykłą mądrość. Nie polega ona tylko na wiedzy, 
nagromadzonych  informacjach.  Mądrość Jezusa  polega  przede  wszystkim na odkrywaniu 
znaczenia nauki proroków, których zapowiedzi miał wypełnić swoim życiem.

Zauważmy,   że   Jezus   —   Bóg–Człowiek   —   nie   zdobył   mądrości   przy   pomocy   jakiegoś 
zewnętrznego cudu, ale poprzez pokorną i uważną pracę. Właściwie Jezusa wychowała Jego  
własna   natura,   promienna,   potężna
  —   zauważa   E.   Renan.  Nauczył   się   czytać   i pisać 
prawdopodobnie   według   metody,   rozpowszechnionej   na   całym   Wschodzie.   Metoda   ta  
polegała na tym, że chłopcom daje się książkę do ręki, a oni powtarzają tekst rytmicznie,  
chóralnie, aż go zapamiętają
.

Dziękujmy Jezusowi, że trudził się w zdobywaniu mądrości razem z nami i dla nas. Prośmy, 
aby   Jego   trud   rozbudził   w nas   pragnienie   poznania   Słowa   Bożego,   poznania   wielkiej 
Tradycji Ojców od czasów Abrahama aż do naszych dni.

Patrząc na 12–letniego Jezusa pytajmy się, czy i my trudzimy się dla zdobycia prawdziwej 
mądrości? Czy szukamy głębszego poznania naszej wiary, naszej historii zbawienia? Czy 
szukamy  nauki   o Bogu,  nauki   o Jezusie?   Głęboka   wiara,   nawet   najbardziej   prostego 
człowieka, nie jest nigdy wiarą bezmyślną. Ludzie prostej, ale głębokiej wiary odruchowo 
szukają zgłębiania jej przez refleksję, lekturę czy nawet systematyczne studium. Dziękując 
Jezusowi za Jego wzrastanie w mądrości, prośmy, abyśmy i my pragnęli wzrastać w niej.

3. Być w tym, co należy do Ojca

Podczas,   gdy   Jezus   siedział   między   uczonymi,   słuchał   ich   i zadawał   im   pytania,   Jego 
Rodzice z bólem serca szukali Go przez trzy dni. Po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni. 
Na  ten  widok  zdziwili się  bardzo,  a Jego Matka  rzekła  do Niego: Synu, czemuś  nam to  
uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział:  
Czemuście Mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do  
mego Ojca?

Odwołując   się   do   ewangelicznego   opowiadania,   wyobraźmy   sobie   to   wydarzenie. 
Przedstawmy sobie najpierw Maryię i Józefa, którzy chodzą po całej Jerozolimie i pytają 
o dwunastoletniego Chłopca. Opisują, w jaki sposób był ubrany,  jak wygląda. Być może 

background image

wiele razy przychodzą do Świątyni. Aż ktoś w trzecim dniu szukania zwrócił im uwagę, iż 
widział Chłopca pomiędzy uczonymi.

Kontemplujmy najpierw zdziwienie Rodziców, pełne wielu różnych uczuć: ból sprawiony 
ucieczką Jezusa, radość z odnalezienia Go, zaskoczenie nieoczekiwanym Jego zachowaniem 
i udzieloną własnym Rodzicom odpowiedzią. Wsłuchajmy się w ten delikatny wyrzut Maryi, 
w którym jest wiele cierpienia: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem 
serca szukaliśmy Ciebie
.

Bardzo pięknie tę scenę spotkania opisuje R. Brandstaetter: W tej właśnie chwili Miriam  
i Josef spostrzegli Jezusa. Miriam w przypływie radości biegła do Niego, by Go uścisnąć.  
Lecz Josef, urzeczony widokiem Chłopca wśród doktorów, przytrzymywał niewiastę za ramię  
i zapomniawszy o niedawnym niepokoju, chłonął w siebie Jego natchnione i mądre słowa. 
Ale  niewiasta,  uwolniwszy   swoje   ramię   z mężowej  dłoni,  pobiegła   po  stopniach   portyku,  
roztrąciła doktorów i rzuciła się na szyję ukochanemu Synowi wołając: Jeszuo, dziecko moje,  
czemuś mi to uczynił? Oto ojciec twój i ja szukaliśmy ciebie
.

Następnie   kontemplujmy   zachowanie   Jezusa,   Jego   radość   oraz   wielki   pokój   w słowach 
i gestach.   Wsłuchajmy   się  w wyjaśnienie   Jego   zachowania,   w którym   również   z pewnym 
odcieniem   wyrzutu   tłumaczy,   iż   Rodzice   powinni   byli   wiedzieć,   że   Jego   miejsce   jest 
w Świątyni — przed Ojcem: Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do 
mego Ojca?

W tych pierwszych słowach zanotowanych w Ewangeliach, Jezus powołuje się na swojego 
Ojca. H. Daniel–Rops twierdzi, iż te pierwsze znane nam słowa Jezusa są twarde. Ujawnia 
się w nich bowiem, iż Jezus jest w pełni świadomy swej misji. W tych słowach zarysowuje 
się wielkie pouczenie Ewangelii, że ten, kto chce iść za Chrystusem, musi zerwać wszystkie,  
choćby najdroższe węzły i przywiązania ludzkie.

Dwunastoletni Jezus w świątyni zgłębia co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego (Łk 
24, 27). Jezus wchodzi także w jakąś tajemniczą,  mistyczną  więź ze swoim Ojcem.  Sam 
Ojciec i Jego sprawy wypełniać będą odtąd całą ludzką Osobę Jezusa: całe Jego serce, cały 
Jego umysł, całą Jego duszę, wszystkie Jego siły (por. Pwt 6, 5).

Wszystko  inne  zostanie   zrelatywizowane.  Zrelatywizowany  zostanie  także  ból  sprawiony 
własnym  Rodzicom.  I właśnie dlatego 12–letni  Jezus  powie swojej  Matce  i przybranemu 
Ojcu: Czemuście Mnie szukali?

Oddanie się wyłącznie do dyspozycji Ojca daje Jezusowi absolutną wolność wewnętrzną. 
Wolność wobec wszystkich ludzkich spraw; wolność wobec wszystkich ludzi, także wobec 
własnej Matki i przybranego Ojca. W życiu Jezusa nie będzie najmniejszego kompromisu. 
Wszystko zostanie poświęcone sprawie Ojca niebieskiego. Ukoronowaniem całego oddania 
się Jezusa swojemu Ojcu jest Jego modlitwa na krzyżu:  Ojcze, w Twoje ręce powierzam 
ducha mojego
 (Łk 23, 46).

background image

Dziękujmy Jezusowi za Jego całkowite oddanie się sprawie Ojca. Prośmy jednocześnie, aby 
i dla nas było coraz bardziej oczywiste, że sens naszego życia odnajdziemy tylko w naszej 
przynależności do Boga. Prośmy także, aby nasze pragnienie bycia w tym, co należy do Ojca
rodziło w nas wielką wolność wewnętrzną: wolność wobec rzeczy i ludzi; wolność wobec 
siebie   samych;   wolność   wobec   swoich   słabości   i talentów;   wolność   wobec   tego,   kim 
jesteśmy   i co   posiadamy.   Owa   wolność   pomoże   włączyć   w relację   z Bogiem   wszystkie, 
nawet najtrudniejsze sprawy życia.

4. Oni jednak nie zrozumieli 

Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego  
Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział
.

Miriam   i Josef  —   pisze   R.   Brandstaetter   —  usłyszawszy   te   słowa   powinni   ulec  
wewnętrznemu wstrząsowi i w nagłym olśnieniu ujrzeć to wszystko, co się potem, po latach  
wydarzyło.   Ale   nie   ulegli   temu   wstrząsowi.   Niczego   nie   ujrzeli.   Słowa,   w których   Jezus 
podporządkował prawo ziemi nieubłaganemu prawu niebios, nie zostały przez Jego rodziców  
zrozumiane.  Miriam zachowała  je  w pamięci,  albowiem Elohim  nie chciał,  aby ich  oczy  
otworzone były na to, co jeszcze powinno być przed nimi zakryte i utajone
.

Pełne poznanie spraw Ojca przez dwunastoletniego Jezusa Łukasz przeciwstawia brakowi 
poznania u Jego Rodziców. Ewangelista pokazuje, iż Maryia i Józef nie mogą przekroczyć 
wiary Starego Przymierza. Sami nie mogą wyjść poza Stare Przymierze. Nie mogą zrozumieć 
Nowego, które ustanawia ich własny Syn swoim przyjściem na ziemię. Ten brak pełnego 
poznania nie jest jednak żadną winą, nie jest bowiem brakiem na poziomie moralnym. Nie 
rozumieją, ponieważ nie było im jeszcze dane zrozumieć.

Z powodu   braku   pełnego   zrozumienia   ich   wiara   przechodziła   przez   wiele   trudności. 
Wymagała całkowitego zaufania Jahwe, zaufania ich Synowi. Brak zrozumienia był dla nich 
miejscem oczyszczenia wiary, miejscem jej wzrostu.

Maryia nie rozumiała  tego, co mówił  i czynił Jej Syn, ale  nie wątpiła:  chowała  wiernie 
wszystkie   te   wspomnienia   w swym   sercu
.   Maryia  domyśla   się   bowiem,   że   jest   On   kimś  
większym  od  człowieka
  —  pisze  Orygenes  —  i dlatego  zachowywała   wszystkie  te  słowa  
w sercu swoim. Zachowywała słowa Jezusa, ale nie jako słowa dwunastoletniego chłopca,  
ale   jako   słowa   Tego,   który   został   poczęty   z Ducha   Świętego;   jako   słowa   Tego,   którego  
widziała, jak wzrastał w mądrości i w łasce u Boga i ludzi
.

Jakżeż bliska jest nam Maryia nie rozumiejąca słów swojego Syna. Bliska, ponieważ bardzo 
podobna   do   nas.   Nierzadko   i my   znajdujemy   się   w sytuacjach,   które   przerastają   nasze 
możliwości   rozumienia.   Nie   rozumiemy   tego,   co   dzieje   się   w nas   i   z nami.   Wchodzimy 
w jakąś   niemożność   wewnętrznego   poznania   celowości   i sensowności   wielu   naszych 
doświadczeń   życiowych,   wielu   praw   życia   ludzkiego,   wielu   prawd   wiary.   Wchodzimy 
w jakąś pustkę poznawczą.

background image

W jakimś wewnętrznym rozdarciu — jak Maryia i Józef — szukamy długo i z bólem serca
A kiedy wreszcie znajdujemy to, czego szukaliśmy, nie rozumiemy tego do końca. Jest to dla 
nas zakryte. Nierzadko przed pewnymi prawdami naszej wiary stajemy jak przed murem, 
którego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie przekroczyć.

Odczuwamy   wówczas   wielką   pokusę   odmówienia   tym   wydarzeniom,   prawdom,   prawom 
jakiegokolwiek   sensu,   ponieważ   sami   go   nie  widzimy.   Jeżeli   poszlibyśmy  za   tą   pokusą, 
wówczas przekreślilibyśmy Boże plany wobec naszego życia. Odmówilibyśmy Bogu prawa 
prowadzenia nas przez życie. Układalibyśmy sobie życie po swojemu.

Maryine rozważanie w sercu niezrozumiałych wydarzeń prowadzi nas do odkrywania sensu 
Tajemnicy. Tajemnica przechodzi przez trudne, bolesne i często niejasne sytuacje życiowe. 
Tajemnica Boga w życiu człowieka nierzadko spełnia się poza jego osobistym rozumieniem. 
Bóg nie ma obowiązku tłumaczyć się przed człowiekiem ze swoich dzieł dokonywanych 
w jego życiu. Bóg domaga się zaufania.

Bóg   nie   dokona   jednak   niczego   w życiu   człowieka   bez   jego   wyraźnego   przyzwolenia. 
W Maryi Bóg mógł dokonać wielkich rzeczy, także poza Jej osobistym rozumieniem, gdyż 
Ona pozwoliła Mu działać oddając się do Jego dyspozycji.

Na zakończenie rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą prosząc Ją, aby przeprowadzała 
nas przez trudne chwile, w których — jak Ona — nie będziemy rozumieli tego, co mówi nam 
Jej Syn.

Rozmawiajmy   również   z dwunastoletnim   Jezusem.   Wraz   z uczonymi   podziwiajmy   Jego 
mądrość, Jego całkowite oddanie się Ojcu oraz Jego pełną wolność. Prośmy Go, aby miłość, 
którą żywimy do Niego, przynaglała nas do coraz pełniejszego poznawania Go oraz do coraz 
wierniejszego naśladowania.

VIII. ŻYCIE UKRYTE

 

gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta —  
Nazaret.   Dziecię   zaś   rosło   i nabierało   mocy,   napełniając   się   mądrością,   a łaska   Boża 
spoczywała na Nim
 (Łk 2, 39–40).

Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. (...) Jezus zaś czynił postępy  
w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi
 (Łk 2, 51–52).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawmy   sobie   Jezusa   jako   dorastającego   chłopca, 
młodzieńca, mężczyznę. Wyobraźmy Go sobie na modlitwie w synagodze, w samotności na 
łonie   przyrody,   przy   pracy.   Przedstawmy   Go   sobie   także   w rozmowie   z Rodzicami, 
z rówieśnikami, w rozmowie z sąsiadami itp.

background image

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy  Jezusa, aby Jego ukryte życie było dla nas wielką 
szkołą   bezinteresownego   szukania   więzi   z Bogiem.   Prośmy   także,   aby   atmosfera 
nazaretańskiego domu, pełna ludzkiego ciepła i życzliwości, udzieliła się także nam, byśmy 
usiłowali   wprowadzić   ją   w naszym   otoczeniu:   w naszej   rodzinie,   wspólnocie,   w gronie 
przyjaciół.

1. Trzydzieści lat w ukryciu

Dwa   krótkie   fragmenty   Ewangelii   wg   św.   Łukasza,   które   przeczytaliśmy,   opisują   nam 
trzydzieści lat ukrytego życia Jezusa w Nazarecie. Oba opisy nie przekazują nam praktycznie 
żadnych   szczegółów   historycznych.   Nie   wspominają   o doświadczeniach   dzieciństwa, 
o wczesnych latach młodości. Nie mówią także nic o dojrzałym życiu Jezusa przed Jego 
publiczną   działalnością.   Wspominają   jedynie,   iż   przebywał   w Nazarecie   i dobrze   się 
rozwijał, jak każde zdrowe, otoczone troskliwą opieką i miłością rodziny dziecko.

A mimo to te dwie krótkie notatki posiadają ogromne znaczenie. Ukazują bowiem zwięźle 
dorastanie Jezusa do tego, kim będzie On w czasie swojej publicznej działalności; kim będzie 
podczas swojej męki i śmierci.

Trzydzieści lat życia ukrytego w Nazarecie, w których z pozoru nic się nie działo, wypełnia 
długie, pokorne i ciche wzrastanie Jezusa w łasce u Boga i u ludzi. Przez trzy dziesięciolecia 
Chrystus uczy się całkowitego oddawania się Ojcu, pełnienia Jego woli. Przez trzydzieści lat  
Jezus uczy się pokornej i cierpliwej służby bliźnim. Długie lata życia w ukryciu nie są mniej 
ważne niż trzy lata publicznej działalności.

Mieszkańcy Nazaretu, którzy na co dzień przebywali z Jezusem, rozmawiali z Nim, modlili 
się z Nim w synagodze, będą się dziwić podczas Jego publicznej działalności i będą pytać: 
Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na  
imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją  
wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko? I powątpiewali o Nim
 (Mt 13, 54–57).

Jezus nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym, co miałoby zapowiadać Jego niezwykłą 
przyszłość. Stąd to spontaniczne pytanie mieszkańców Nazaretu: Dlaczego więc dziś jest On 
taki inny, dlaczego dziś tak bardzo się wyróżnia?

Zdziwienie   i zaskoczenie   mieszkańców  Nazaretu  świadczy  jedynie  o ich   nieświadomości. 
Nie mieli bowiem dostępu do tego, co działo się w Jezusie od pierwszych lat Jego życia, aż 
do wyjścia z Nazaretu.

To długie i pokorne życie Jezusa w ukryciu uczy nas ważnej prawdy o życiu duchowym 
człowieka: tajemnica Boga w nas wzrasta w ciszy. Tajemnica Boga w człowieku wzrasta 
w sposób niewidoczny dla ludzkiego oka. Wzrasta jak ziarno wrzucone w ziemię. Chociaż na 
zewnątrz nie widać ziarna ani też jego wzrostu, to jednak w miarę upływu czasu doświadcza 
się jego owoców.

background image

Ewangelia nie opisuje nam szczegółowo, co Jezus robił w Nazarecie. Odwołując się jednak 
do znajomości codziennego życia w Palestynie w czasach Chrystusa możemy towarzyszyć 
Jezusowi   w Jego   codziennej   pracy,   w Jego   modlitwie,   przy   posiłkach   rodzinnych, 
w rozmowach z Maryią, z Józefem, w rozmowach z towarzyszami dzieciństwa.

Na zewnątrz Jezus nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był pobożnym, prawowiernym 
Żydem, jak wielu innych w Jego czasach. Był podobny do swoich ziomków we wszystkim, 
oprócz ich grzechów.

Jezus   jako   małe   dziecko   uczył   się   chodzić,   mówić;   uczył   się   podstawowych   zachowań 
i czynności człowieka. Jako dorastający chłopiec uczył się pracować, modlić, zapoznawał się 
z Torą,   pomagał   swoim   Rodzicom.   Z pewnością   bawił   się   ze   swoimi   rówieśnikami,   jak 
każde zdrowe dziecko.

Usiłujmy przebić się przez nasze wyobrażenia o Jezusie oparte o zachodnią ikonografię. Zbyt 
często ukazuje nam ona Chrystusa w sposób sztywny, w sposób zbyt  uroczysty. Proponuje 
nam w Jezusie obraz życia zbyt oddalonego od zwyczajnego, prostego, codziennego życia 
człowieka.

Dziękujmy Chrystusowi, iż wszedł w monotonię ludzkiego życia. Życie Jezusa w Nazarecie 
objawia nam, iż monotonia codzienności nie musi być męcząca czy tym bardziej niszcząca. 
Może stać się miejscem otwarcia na miłość; na miłość Boga, na miłość bliźnich, na miłość  
siebie samego.

Monotonna codzienność  może stać się miejscem przyjmowania i dawania istoty ludzkiego 
życia: miłości. W monotonnej codzienności można być szczęśliwym. Do ludzkiego szczęścia 
nie jest konieczny kolorowy — ale jakżeż często pusty — wielki świat zmysłowych uciech 
i wrażeń.

Prośmy o głębokie poznanie wiary, że my również jesteśmy zaproszeni w jakiejś formie do 
życia   ukrytego.   Każdemu   z nas   Jezus   ofiaruje  życie   ukryte.   Niektórych   wzywa   do 
całkowitego  ukrycia się  w życiu zakonnym. Innych wzywa do  ukrycia się  w zacisze życia 
rodzinnego. Innych jeszcze wzywa do ukrycia się w samotności, która nie wiąże się jednak 
z żadną prawnie ukształtowaną wspólnotą.

Ale nawet  wówczas,  kiedy posiadamy  ważne  funkcje  społeczne  i nie  możemy   tak łatwo 
ukryć się przed innymi, jesteśmy zaproszeni, aby od czasu do czasu ofiarować sobie okresy 
życia ukrytego
. Im większa spoczywa na nas odpowiedzialność, tym bardziej potrzebujemy 
chwil życia ukrytego. Podobnie jak Jezus w czasie swojej publicznej działalności, również 
i my winniśmy oddalać się na pustynię, aby szukać obecności Boga.  Ćwiczenia duchowne
które odprawiamy, są takim właśnie czasem życia ukrytego.

Czasu życia ukrytego, jaki otrzymujemy w darze, nie powinniśmy odbierać wyłącznie jako 
oczekiwania na późniejszą aktywność zewnętrzną. To, co dzieje się w nas w ukryciu, jest tak 
samo ważne, jak to, co dzieje się w różnych formach zewnętrznego, aktywnego działania.

background image

W obecnej kontemplacji dziękujmy Jezusowi za Jego długie życie ukryte. Dziękujmy Mu, iż 
również nas zaprasza do naśladowania Go w szukaniu  ukrycia się przed światem, aby móc 
pełniej i skuteczniej szukać Boga i Jego woli. Dziękujmy Jezusowi za odradzające się w nas 
ciągle na nowo pragnienie ciszy, pragnienie głębszej modlitwy.

2. Ubóstwo Nazaretu

Nazaret z czasów Jezusa nie bardzo się różniło od dzisiejszego. Uliczki, wśród których igrał  
jako dziecię, posiadają ten sam grunt kamienisty, a domki od domków są oddzielone takimi  
samymi przejściami. Dom Józefa był z pewnością całkiem podobny do owych dzisiejszych  
nędznych domów z kamienia. Światło wpadało do nich jedynie przez otwarte drzwi. W jednej 
większej izbie mieściło się wszystko. Była ona zarazem warsztatem, kuchnią, sypialnią. Na  
ziemi rozłożone materace a na nich kilka poduszek, dalej kilka naczyń glinianych, skrzynia  
malowana,   narzędzia   pracy   —   oto   cały   dobytek
.   Oto   w jaki   sposób   opisuje   miasteczko 
Nazaret znany badacz życia w Palestynie w czasach Chrystusa, E. Renan.

Odwołując   się   do   tego   bardzo   realistycznego   opisu   miasteczka   Nazaret   oraz   domku, 
w którym   mieszkał   Jezus,   kontemplujmy   to   ubogie   i proste   miejsce   życia   ukrytego. 
Dziękujmy   Chrystusowi   za   ubóstwo   i prostotę   nazaretańskiego   domku.   Jest   ono   jakby 
przedłużeniem ubóstwa stajenki betlejemskiej. Jezus stał się ubogi z własnego wyboru. Stał 
się w sposób szczególny podobny do ubogich we wszystkim, oprócz ich grzechów. Prośmy 
także, aby Jezus objawił nam, do jakiej formy ubóstwa zaprasza nas w naszym naśladowaniu 
Go.

3. Praca Jezusa w Nazarecie

Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2, 52). Mądrość, 
w której   wzrastał   Jezus,   oznacza   najpierw   doświadczenie,   umiejętność   wykonywania 
różnych czynności. Mądrym w sensie biblijnym jest przede wszystkim robotnik, który zna 
swój zawód; umie go dobrze wykonywać.

Mądrość, w której wzrastał Jezus, dotyczy nie tylko zgłębiania Tradycji Ojców, znajomości 
Biblii, sztuki czytania i pisania, ale również znajomości zawodu. Jezus uczył się pracować 
jak każde dziecko i każdy dorastający młodzieniec.

Jezus jako człowiek ubogi ciężko pracuje. Własnymi rękami zarabia na utrzymanie swoje 
i na   utrzymanie   swoich   najbliższych.   Nauczanie   Jezusa   doskonale   odzwierciedla   Jego 
doświadczenie zdobyte przy pracy. Obrazy do swoich przypowieści Jezus czerpie z pracy 
mieszkańców Palestyny: z pracy w winnicy, z pracy na roli, z pracy pasterzy, z pracy kobiety 
w domu, w pracy w handlu, przy budowie domu, z pracy rybaków. Doświadczenie związane 
z tymi zawodami Jezus zdobywał podczas trzydziestu lat życia ukrytego.

Również pod kątem doświadczenia zdobytego przy pracy Jezus patrzy na otaczającą Go 
przyrodę i zjawiska atmosferyczne z nią związane. Np. obserwacje nieba, o których mówi 

background image

Jezus, nie nawiązują najpierw do poetycznego piękna zachodów czy wschodów słońca, ale 
do obserwacji zmian pogody, tak ważnej dla rolnika: Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na  
zachodzie,   zaraz   mówicie:   Deszcze   idzie.   I tak   bywa.   A gdy   wiatr   wieje   z południa, 
powiadacie: Będzie upał. I bywa
 (Łk 12, 54–55). Nie znaczy wcale, iż Jezus nie był wrażliwy 
na   piękno.   Człowiek   ciężkiej   pracy   na   roli   nie   zachwyca   się   jednak   przede   wszystkim 
pięknem nieba, ale obserwuje je, gdyż pragnie przewidzieć pogodę.

Chciejmy   towarzyszyć   Jezusowi   w Jego   codziennej   cichej   i pokornej   pracy.   Chciejmy 
dostrzec   Jego   zaangażowanie   w pracę,   wielki   pokój   serca,   radość   przetwarzania   świata. 
I chociaż po  dziełach rąk Jezusa  w Nazarecie nie pozostał choćby najmniejszy ślad (nawet 
w zewnętrznym opisie), to jednak praca Jego posiada wieczny sens.

Zewnętrzny  owoc,   który   dałby   się   wymierzyć,   obliczyć,   opisać   i zachować   dla   ludzkiej 
pamięci nie jest głównym wyznacznikiem sensu i celu pracy. Praca większości ludzi nie 
przetrwa   nawet   ich   własnego   życia.   Posiada   ona   nierzadko   bardzo   służebny,   pokorny 
charakter. Jej owoce przemijają wraz z człowiekiem.

Ludzka   praca   bywa   także   niszczona   przez   upływający   czas,   przez   przyrodę,   przez 
zawieruchy   wojenne.  Tylko   praca   niewielu   zostaje   utrwalona   w ludzkiej   pamięci   lub  też 
w trwałych dziełach, które przetrwają kilka pokoleń czy też wieków.

Jezus w swojej pracy stał się podobny do większości ludzi. Jego praca nie została opisana 
i utrwalona   ani   w materialnych   dziełach,   ani   też   w ludzkiej   pamięci.   Ewangelie   nie 
wspominają nawet, jaki zawód wykonywał Jezus w Nazarecie. Analizując Jego nauczanie 
egzegeci domyślają się, iż wykonywał dwa zawody: cieśli i rolnika.

Jezus   swoją   pokorną   i służebną   pracą   pomaga   nam   odkryć   inny,   znacznie   głębszy   sens 
ludzkiej   pracy.   Praca   ludzka   tworzy  miejsce  budowania   więzi,   relacji   międzyosobowej. 
I choć zanika  materialny ślad po ludzkiej pracy, zanika ludzka pamięć o niej, to jednak jej 
owoc   zostaje   utrwalony   w więzi   z Bogiem   Stwórcą,   w więzi   z bliźnimi,   w więzi   z sobą 
samym. Praca Jezusa w Nazarecie jest najpierw miejscem Jego spotkania z Ojcem, miejscem 
Jego  współpracy  z Ojcem. Praca Jezusa wyraża też Jego spotkania z bliźnimi. Jezus swoją 
pracą wyraża miłość i oddanie wobec bliźnich. Jezus służył swoją pracą Ojcu i braciom.

Kontemplując z uwagą pracę Jezusa, przypatrzmy się także naszej pracy. Czym jest dla nas 
praca?   Na   ile  jest   ona  naszym  miejscem  budowania   intymnej   więzi   z Bogiem,   miejscem 
naśladowania Jezusa, miejscem służby i oddania bliźnim? Czy nie koncentrujemy się zbytnio 
na zewnętrznych owocach pracy, zaniedbując jej istotę: budowanie więzi międzyosobowych? 
Czy  doświadczamy  wewnętrznej wolności wobec naszej  pracy, wobec jej owoców?   Czy 
godzimy się z pokorą na przemijanie owoców naszej pracy? Prośmy, aby praca Jezusa była 
zwierciadłem, w którym możemy rozeznać nasz stosunek do pracy.

4. Bezinteresowność w oddaniu się Ojcu

background image

Trzydzieści lat ukrytego życia objawia przede wszystkim więź miłości Jezusa, Syna Bożego, 
do swojego Ojca. Ukryte życie Jezusa oznacza absolutną bezinteresowność w oddaniu się 
Ojcu. Życie ukryte objawia odwieczny związek Syna z Ojcem.

Jezus nie posiada ojca w sensie fizycznym. Św. Józef stał się ojcem Jezusa wobec Prawa. 
Stąd   też   nazywamy   go   przybranym   ojcem.   W świetle  odwiecznej  więzi   Syna   z Ojcem 
możemy   lepiej   odczytać   tajemnicę   dziewiczego   poczęcia   Jezusa,   Syna   Bożego 
w Niepokalanym łonie Maryi.

Syn Boży pragnął mieć tylko jednego Ojca: Ojca niebieskiego. Jezus sam też nie zakłada 
rodziny, jak czynił to każdy niemal Żyd. Najważniejszy motyw celibatu Jezusa stanowi Jego 
pragnienie bycia wyłącznie Synem Ojca. Także w sensie fizycznym i doczesnym Jezus  na 
wieki
  chciał   pozostać   tylko   Synem,   jak   od   wieków   był   tylko   Synem.   Jezus   nigdy   nie 
przedstawia się swoim uczniom jako ich Ojciec, ale jedynie jako ich Mistrz, ich Nauczyciel,  
Mesjasz, Przyjaciel, Pan, Brat, Król.

W ciągu   długich   trzydziestu   lat   Jezus   szuka   przede   wszystkim   więzi   ze   swoim   Ojcem. 
Trwanie   w obecności   Ojca   wyraża   najważniejszy   sens   i cel   ukrytego   życia. 
Bezinteresowność Jezusa w szukaniu Ojca wiernie odzwierciedla bezinteresowność, z jaką 
od   wieków   Ojciec   kocha   swojego   Syna,   a Syn   Ojca.   Ukryte   życie   Jezusa   w Nazarecie 
odsłania nam rąbka Tajemnicy Trójcy Świętej. Istotą tej Tajemnicy jest tak głęboka więź 
Ojca i Syna, iż uobecnia się ona w Osobie Ducha Świętego.

Życie   ukryte   w Nazarecie   zaprasza   nas   do   tego,   abyśmy   uczyli   się   bezinteresowności 
w oddaniu   się   Bogu   i ludziom.   Nierzadko   nasze   szukanie   Jezusa   jest   jeszcze   bardzo 
naznaczone   interesownością.   W jakiś   podświadomy   sposób   prowadzimy   nieraz   swoisty 
handel z Bogiem. Za nasze modlitwy, ofiary, spełnianie Jego przykazań oczekujemy, aby 
odsuwał   On   od   nas   trudności,   cierpienia,   niepowodzenia   życiowe.   Domagamy   się   też 
rajskiego   spokoju,   powodzenia,   uznania   ludzkiego,   zaspokajania   naszych   potrzeb 
i oczekiwań.

W obecnej kontemplacji prośmy, aby ukryte życie Syna Bożego pomogło nam odkrywać 
naszą   nieuświadomioną   interesowność.   Prośmy   też,   aby   Jezus   swoją   bezinteresownością 
w szukaniu   Ojca   zaprosił   nas   do   wysiłku   i ofiary   w szukaniu   bardziej   bezinteresownej 
postawy wobec Boga i ludzi.

5. Samotność Jezusa

W ukryciu, kiedy nie jesteśmy wystawieni na presję opinii społecznej, na rozliczne ludzkie 
żale, pretensje, (ileż było ich w życiu publicznym Jezusa), możemy całą energię swojego 
serca poświęcić przebywaniu z Bogiem.

W Kościele zawsze istnieli chrześcijanie, którzy pociągnięci przykładem Jezusa, porzucali 
wszystko i udawali się na pustynię, wstępowali do zakonów kontemplacyjnych, aby móc 
poświęcić   swoje   życie   tylko   jednemu:   trwaniu   przed   Bogiem.   Oczywiście   nie   wszyscy 

background image

otrzymują takie powołanie, ale wszystkim dane są chwile samotności, dzięki którym mogą 
wejść w głęboki kontakt z Bogiem.

Jeżeli w życiu publicznym Jezus tak często szukał samotności i długie nocne godziny spędzał 
na rozmowie z Ojcem, to łatwo sobie wyobrazić, że w czasie ukrytego życia w Nazarecie 
szukał   jej   tym   bardziej.   To   właśnie   w życiu   ukrytym   w Nazarecie   Jezus   nauczył   się 
i pokochał ten rodzaj samotności.

Kontemplujmy więc samotność Jezusa podczas trzydziestu lat ukrytego życia w Nazarecie; 
samotność na łonie przyrody, przy pracy, na modlitwie we własnym domu, na modlitwie 
w synagodze, samotność podczas corocznej podróży do Jerozolimy, samotność w świątyni 
podczas Święta Paschy. Wpatrujmy się w Jego wewnętrzny pokój i radość z bycia z Ojcem; 
zauważmy też ogarniającą Go nieraz trwogę i lęk. Ta trwoga i lęk były zapowiedzią udręki 
wewnętrznej i krwawego potu w Ogrodzie Oliwnym. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by 
zmaganie Jezusa tuż przed męką było pierwszym i ostatnim w Jego życiu. Wiele razy Jezus 
musiał modlić się słowami, które zanosił do Ojca w decydującym momencie życia:  Ojcze, 
jeżeli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie 
(Łk 22, 42).

Dziękujmy   Jezusowi   za   Jego   samotność   pełną   obecności   Ojca.   Poprzez   tę   samotność 
zaprasza nas, abyśmy i my uczyli się doświadczać prawdziwej samotności; w samotności tej 
stawać będziemy w prawdzie przed sobą i przed Bogiem.

Niech samotność Jezusa osądza nasz pusty aktywizm, poprzez który usiłujemy zdobywać 
uznanie   we   własnych   i   w cudzych   oczach.   Aktywizm   nierzadko   staje   się   dla   nas   formą 
ucieczki od naszych prawdziwych problemów. Staje się narkotykiem. Miast budować więzi 
z Bogiem i ludźmi, raczej im przeszkadza. Kiedy zostajemy sami, nie wiemy nieraz, co ze 
sobą zrobić; ogarnia nas wówczas uczucie pustki i niepokoju, od których uciekamy w coraz 
to nową aktywność. Chcieć zmienić świat, jest niekiedy alibi, aby nie zmieniać samego siebie 
(A. Duval).

Właśnie w chwilach prawdziwej samotności stajemy odważnie twarzą w twarz przed Bogiem 
i przed sobą. Nie możemy być szczerzy wobec Boga, nie będąc najpierw szczerymi wobec 
siebie. Na modlitwie Bóg pokazuje nam, kim jesteśmy, aby następnie móc nam pokazać, kim 
winien być On sam dla nas.

Przebywanie w samotności przed Bogiem prowadzi do pełnej zgody na siebie samych, do 
pełnego przyjęcia naszego życia takim, jakim ono jest; życia z wszystkimi ograniczeniami 
i ludzkimi zranieniami. Nie spotkamy Boga, jeżeli będziemy ulegać pokusie ucieczki przed 
sobą, przed własnym niepokojem wewnętrznym, przed naszymi duchowymi pragnieniami, 
przed tym wszystkim, co kryje się w naszym sercu.

Człowiek, który boi się siebie, będzie również bał się stanąć w samotności przed Bogiem. 
Bóg   bowiem   zawsze   odsłoni   nam   najgłębsze   zamysły   naszych   serc.   Bóg   odsłania 

background image

człowiekowi prawdę o nim nie po to jednak, aby go upokarzać. Bóg chce nam pokazać drogę 
wyjścia z naszych trudnych sytuacji, z naszych zaułków życiowych.

Samotność   i cisza   Nazaretu   może   stać   się   dla   nas   źródłem   pokoju,   radości   i pogodnego 
przyjmowania naszego życia. Może też stać się źródłem wewnętrznej siły do zmagania się, 
byśmy wraz z Jezusem mogli pełnić zawsze wolę naszego Ojca.

Na   zakończenie   rozmawiajmy   z Jezusem   ukrytym   w ciszy   Nazaretu.   Rozmawiajmy 
z pierwszymi   świadkami   życia   ukrytego   Jezusa,   jakimi   byli   Jego   Matka   Maryia   oraz 
przybrany   ojciec.   Prośmy   Maryię,   aby   odsłaniała   nam  tajniki   Jezusowego   serca.   Ona 
najpełniej wyczuwała, czego Jezus doświadczał w ciągu długiego wzrastania w Nazarecie. 
Prośmy Ją, abyśmy — jak Ona — wiernie rozważali to, czego nie będziemy mogli pojąć 
i zrozumieć.

Prośmy także, aby udzieliła się nam atmosfera nazaretańskiego domu, pełna ludzkiego ciepła 
i życzliwości, ale także pełna wielkiej troski Jezusa i Jego Rodziców, aby zawsze być w tym, 
co należy do Ojca (Łk 2, 49).

IX. DWA SZTANDARY

 

Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie 
miłował;   albo   z jednym   będzie   trzymał,   a drugim   wzgardzi.   Nie   możecie   służyć   Bogu  
i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie 
jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż  
pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną  
i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi  
niż one?
 (Mt 6, 24–26).

Obraz dla obecnej medytacji: Św. Ignacy zachęca nas, aby w tej medytacji wyobrazić sobie 
dwa   miejsca.   Najpierw   okolicę   Jerozolimy,   która   jest   symbolem   życia,   pokoju   i radości. 
Jezus wokół Jerozolimy gromadzi wszystkich swoich uczniów, przemawia do nich i wysyła 
ich na cały świat. Następnie Autor  Ćwiczeń duchownych  zachęca nas, by wyobrazić sobie 
także okolicę Babilonu, miejsce złowrogie, uosobienie zła, grzechu i ludzkiej nieprawości. 
W tym złowrogim miejscu gromadzi się cały świat złych duchów (por. ĆD, 138).

Prośba   o owoc   medytacji:  Prosić   o to,   czego   chcę  —   mówi   św.   Ignacy.  Tutaj   prosić 
o poznanie podstępów złego przywódcy oraz o pomoc, abym się ich ustrzegł; dalej prosić  
o poznanie prawdziwego życia
, do którego zaprasza nas Jezus Chrystus. Prośmy także o łaskę 
głębokiego związania się z Jezusem oraz coraz wierniejszego naśladowania Go (por. ĆD, 
139).

background image

1. Walka Jezusa z szatanem

a) Chrystus i Antychryst

Szatan   przedstawia   sam   siebie   jako   księcia   tego   świata.   Przypisuje   sobie   autorytet 
i panowanie   nad   ludzkością.   Pozoruje   posiadanie   boskich   przymiotów   oraz   posiadanie 
boskiej władzy nad światem.

Jezus   demaskuje   jednak   szatana.   Ukazuje   bowiem,   że  władca   tego   świata  nie   ma   nic 
wspólnego   z Bogiem   prawdziwym:  Nadchodzi   bowiem   władca   tego   świata.   Nie   ma   on  
jednak nic swego we Mnie
 (J 14, 30). Ponieważ szatan przedstawia siebie fałszywie, również 
wszystkie jego obietnice są fałszywe. Istotą pokusy złego ducha jest dawanie fałszywych 
obietnic.

Osobowość i misja szatana przedstawia dokładną odwrotność osobowości i misji Chrystusa. 
Stąd też Biblia nazywa go Antychrystem. Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że  
Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna
 — pisze 
św. Jan (1 J 2, 22). Niektórzy teologowie stwierdzają, że szatan — będąc  odwrotnością 
Chrystusa   —   nie   jest   osobą,   ale  anty–osobą.   Szatan   jest   owocem   rozkładu   osobowości, 
osoba  bowiem   rodzi   się   z więzi,   z relacji.   Także   Osoby   Boskie  rodzą  siebie   w relacji, 
w więzi. Szatan zaś będąc istotą bezgranicznie samotną staje się anty–osobą.

Misja   Jezusa   ma   na   celu   nawiązanie   więzi   z Bogiem;   polega   na  zgromadzeniu   w jedno 
rozproszone dzieci Bożych
 (por. J 11, 52). Jezus buduje więzi. Jezus jednoczy. Jezus stwarza 
wokół siebie komunię.

Misja szatana prowadzi do rozbijania i zrywania więzi. Szatan nie jednoczy ludzi z sobą, jest 
bowiem niezdolny do budowania jakichkolwiek więzi. Obiecując człowiekowi boską władzę 
i panowanie (będziecie jak bogowie) pragnie go wrzucić w wieczną i rozpaczliwą samotność. 
Istotą piekła  jest  samotność, w której nie  ma   żadnych  więzi.  Komunia  jest największym 
wrogiem szatana.

Szatan jak cień towarzyszy Jezusowi w całym Jego życiu, od chwili narodzin aż po śmierć na 
krzyżu. Kuszenie na pustyni jakby zbiera w jedno całą walkę szatana z Jezusem i Jezusa 
z szatanem.

Szatan, choć pokonywany przez Jezusa, ciągle jednak powraca. Scena kuszenia Jezusa na 
pustyni kończy się słowami: gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do  
czasu
 (Łk 4, 13). Biblijny zwrot aż do czasu odnosi się do męki i śmierci Jezusa. Opis męki 
rozpoczyna   się   wspomnieniem,   że  szatan   wszedł   w Judasza  (Łk   22,   3).   Powrót   szatana 
w chwili   męki   i śmierci   Chrystusa   jest   jego   ostatecznym   atakiem   na   Niego.   Atak   ten 
doprowadzi   Jezusa   na   Krzyż.   To   właśnie   zwycięstwo   złego   ducha   doprowadzi   go   do 
ostatecznej klęski. Szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został pokonany 
(prefacja o Krzyżu świętym). Jezus przeżywał swoje życie jako nieustanną walkę z mocą 

background image

złego ducha. Dzięki więzi ze swoim Ojcem Jezus był świadom swojego zwycięstwa nad 
mocami zła i ciemności.

Kuszenie Jezusa przez szatana i Jego walka z nim ukazuje nam, że nasze życie jest także 
zmaganiem   i walką.   Podlegamy   temu   samemu   kuszeniu,   które   wymaga   tej   samej   walki. 
Ulegalibyśmy   niebezpiecznemu   złudzeniu   lekceważąc   działanie   i wpływ   szatana. 
Kontemplacja walki Jezusa ze złym duchem skłania nas do liczenia się z działaniem złego 
w naszym życiu.

Prośmy Ducha Świętego o światło, abyśmy uczyli się mądrości  rozeznawania duchowego
Ona bowiem pozwoli nam odróżnić działanie Chrystusa od działania Anty–Chrystusa. Ona 
również pokaże nam, w jaki sposób zarówno szatan jak i Duch Święty posługują się naszym 
wewnętrznym ubóstwem, naszą słabością i zranieniem, które w nas są. Szatan posługuje się 
tym wszystkim, aby nas doprowadzić do zguby. Duch Święty zaś posługuje się tym, aby nas 
doprowadzić do Boga i Jego miłości.

b) Pełen Ducha Świętego

Pełen   Ducha   Świętego,   powrócił   Jezus   znad   Jordanu   i przebywał   w Duchu   Świętym   na  
pustyni   czterdzieści   dni,   gdzie   był   kuszony   przez   diabła
  (Łk   4,1–2).   Kuszenie   Jezusa   na 
pustyni zostało umieszczone po chrzcie w Jordanie, podczas którego otrzymał pełnię Ducha 
Świętego. Otrzymał też zapewnienie Ojca, że jest Jego umiłowanym Synem.

Jezus   podejmuje   więc   walkę   z szatanem   pełen   mocy   Ducha;   podejmuje   walkę   ze 
świadomością   swojego   wybrania   i miłości   swojego   Ojca.   Ten   sam   Duch   Święty,   dzięki 
któremu Jezus został poczęty w łonie Matki, towarzyszy Mu teraz w chwili kuszenia. To 
właśnie moc Ducha Świętego pozwala Jezusowi być wiernym misji powierzonej mu przez 
Ojca;   Duch   Święty   pozwala   Mu   być   wiernym   roli   ukochanego   Syna.   Światło   Ducha 
Świętego pozwala Mu odkryć zasadzki szatana. Jezus nie zmaga się z szatanem sam, ale 
w jedności   z Ojcem,   w jedności   z Duchem   Świętym.   Trzy   Osoby   Boskie   stają   po   jednej 
stronie walki. Trójca Święta stanowi dla szatana fortecę nie do zdobycia.

Jezus, kuszony przez szatana, uświadamia nam, że możemy zwyciężyć złego jedynie tą samą  
mocą,   dzięki   której   Syn   Boży   go   zwyciężył.   Musimy   walczyć   z szatanem   z tą   samą 
świadomością,   z jaką   przystępował   do   walki   Jezus;   ze   świadomością   przybranych   dzieci 
Ojca;   ze   świadomością   jedności   z Duchem   Świętym.   Nierzadko   w naszym   kuszeniu 
koncentrujemy   się   na   samej   pokusie.   Łatwo   wówczas   zapominamy   o godności   synów 
Bożych, zapominamy o mocy Ducha Świętego. Zapominając zaś o tym,  narażamy się na 
przyjęcie rozumowania i mądrości kusiciela.

Mądrość złego koncentruje człowieka na rzeczy zakazanej, odwodzi go natomiast od relacji 
osobowej. W kuszeniu zakazany owoc znajduje się w centrum życia. Wydaje się być samym 
źródłem życia. Tymczasem  źródłem  życia jest wyłącznie więź z Bogiem. To w relacji do 
Stwórcy rodzi się prawdziwe życie, tak jak ziemskie życie człowieka rodzi się w relacji 
miłości kobiety i mężczyzny.

background image

Tę koncentrację na zakazanej rzeczy dobrze obserwujemy w kuszeniu pierwszego człowieka. 
Kiedy zakazany owoc stał się przedmiotem kontemplacji pierwszego człowieka, wówczas 
wydał   mu   się  dobry   do   jedzenia,   piękny   do   podziwiania   oraz   konieczny   do   zdobycia 
mądrości.

Nasza więź z Jezusem, a w Jezusie z Ojcem, pozwala nam przezwyciężyć koncentrację na 
rzeczach.   Więź   z Jezusem   pozwala   nam   zdemaskować   pokusę  kontemplacji  zakazanych 
rzeczy.

Prośmy w obecnej modlitwie, abyśmy poprzez osobową więź z Jezusem, poprzez słuchanie 
Jego Słowa, poprzez kontemplację Jego czynów, uczyli się sztuki demaskowania pokusy 
kontemplowania rzeczy. Istotą pokusy nie jest bowiem  zakazana rzecz, ale postawa serca, 
które adoruje rzeczy zamiast adorować Stwórcę. Istotą grzechu jest przedłożenie rzeczy nad 
więź z osobą: z Osobą Boga i z osobą człowieka.

2. Sztandar szatana

Przejdźmy teraz bezpośrednio do rozmyślania o dwóch sztandarach, które podaje nam św. 
Ignacy. Jeden sztandar należy do Chrystusa, najwyższego Wodza i Pana naszego, drugi zaś  
do szatana, śmiertelnego wroga natury ludzkiej
 (ĆD, 136).

a) Cele działania złego ducha

Św. Ignacy zachęca nas, aby  widzieć w wyobraźni przywódcę wszystkich nieprzyjaciół na  
wielkim  polu  babilońskim,  siedzącego   na  wielkim  tronie  jakby  z ognia  i dymu,   w postaci 
straszliwej i budzącej grozę
  (ĆD, 140). Ukazany obraz szatana przekazuje echo wielkich 
średniowiecznych scen Sądu Ostatecznego. Natchnieniem dla tych scen były bardziej sceny 
biblijne, niż odwołanie się do wyobraźni ludowej.

W obecnym rozważaniu prośmy najpierw o głęboką wiarę, iż rzeczywistość złych duchów 
jest  straszliwa   i budząca   grozę,   że   szatan   jest  Wielkim   Smokiem   barwy   ognia,   mającym  
siedem głów i dziesięć rogów
 (Ap 12, 3), który krąży wokół człowieka, szukając kogo pożreć 
(por. 1 P 5, 8–9).

To wyobrażenie szatana — oparte na Biblii — oddaje cel jego działania: wieczna zatrata 
człowieka.  Dla   nieśmiertelności   Bóg   stworzył   człowieka  —   mówi   Księga   Mądrości   — 
uczynił go obrazem własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła (Mdr 
2,   23–24).   Szatan   sam   będąc  Zatraceńcem  (por.   Ap   9,   11),   pragnie   zatracać   i niszczyć 
wszelkie dobro i życie wokół siebie.

Aby uświadomić nam pełniej cel działania szatana, św. Ignacy każe rozważać, w jaki sposób 
zwołuje   on   niezliczoną   ilość   złych   duchów   i jak   ich   rozsyła   (...)   po   całym   świecie,   nie  
pomijając żadnej prowincji, żadnego miejsca, żadnego stanu, ani żadnej poszczególnej osoby 
(ĆD, 141).

background image

Warto   podkreślić,   że   szatan   interesuje   się   nie   tylko   całymi   narodami,   ale   każdym 
pojedynczym człowiekiem. Wielu mistrzów życia duchowego twierdziło, iż każdy człowiek 
ma swojego diabelskiego anioła stróżaBójcie się tego, który (...) ma moc wtrącić do piekła 
(Łk 12, 5). Idąc za tą radą Jezusa, który wiele razy demaskował podstępne działanie złego 
ducha,   prośmy   o wewnętrzny   duchowy   realizm.   Realizm   ten   pozwoli   nam   widzieć 
zagrożenie płynące ze strony Przeciwnika Boga i człowieka.

Prośmy   także   o wewnętrzną   odwagę,   dzięki   której   będziemy   mogli   uniknąć   jakiegoś 
nerwicowego  lęku przed szatanem. Ten właśnie lęk sprawia, że drobne trudności życiowe 
bywają   powiększane   do   niezwykłych   rozmiarów   i zagrożeń.   Demaskowanie   działania 
szatana to właśnie demaskowanie owego lęku. Szatan wobec człowieka posługuje się lękiem. 
Jezus natomiast posługuje się miłością, zaufaniem i nadzieją.

b) Sposoby działania szatana

Św. Ignacy zachęca nas także do rozważenia mowy, jaką Przywódca złych duchów napomina 
swoich poddanych, aby zarzucali na ludzi swoje sieci. Najpierw mają ich kusić do chciwości  
bogactw. Bogactwa zaś mają doprowadzić do zaszczytów i próżnej chwały. Ostatecznym zaś 
celem kuszenia jest bezmierna ludzka pycha (por. ĆD, 142).

Zasadniczą metodą działania Złego ducha jest  zarzucanie sieci, a więc podstęp i kłamstwo. 
Szatan   nigdy   nie   namawia   człowieka   wprost   do   własnej   zguby.   Czyni   to   pod   pozorem 
dążenia do dobra i szczęścia. Nawiązując do tej metody działania szatana Biblia nazywa go 
oszustem i uwodzicielem. Jezus zaś powie o nim, że jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa.

Ignacy,  który  sam  doświadczył  wielkiego  kuszenia  szatana,  każe   nam  prosić  o poznanie 
podstępów   złego   przywódcy   i   o pomoc,   abym   się   ich   ustrzegł
  (ĆD,   139).   Prośmy   więc 
najpierw o pokorną zgodę na fakt, iż sami z naszymi ludzkimi siłami możemy okazać się 
bezbronni   wobec   przenikliwości  upadłego   ducha;   następnie   prośmy   także   o duchową 
przenikliwość, dzięki której odkryjemy niewidoczne dla  ciała, ale widoczne dla  ducha  — 
zarzucane na nas — sieć i łańcuchy.

c) Od chciwości bogactw do bezmiernej pychy

Pierwszą siecią, zarzucaną przez szatana na ludzi, jest  chciwość bogactw  (ĆD, 142). Jezus 
wiele razy przestrzega przed chciwością:  Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo  
nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia
 (Łk 12, 15).

Posiadanie   bogactw   nie   stanowi   jednak   celu   samego   w sobie.   Uwikłanie   ludzi   w sieci 
posiadania i związanie ich łańcuchami bogactwa służy jedynie temu, aby tym łatwiej doszli 
do próżnej chwały światowej i do zaszczytów, a potem do bezmiernej pychy
 (ĆD, 142).

Niebezpieczeństwo nie polega na samym posiadaniu, ale na pysznym uzależnianiu swojego 
życia   od   posiadania.   Życie   człowieka   pochodzi   jako   dar   od   samego   Boga.   W Jego 
stwórczych rękach są jego losy. Człowiek zniewolony posiadaniem łatwo może okłamywać 

background image

siebie. Może bowiem sądzić, że jakość i długość jego życia zależy od wielkości posiadanych 
dóbr.

Wejdźmy   w nasze   życie,   aby   odkryć  pierwszą   pokusę  —   wielką   chęć   posiadania. 
Niekoniecznie musi chodzić o posiadanie materialne. Są także inne rodzaje posiadania, od 
których   człowiek   może   także   uzależniać   swoje   życie:   posiadanie   dobrej   opinii,   wielkiej 
wiedzy,   posiadanie   władzy,   posiadanie   ludzkiego   uczucia,   posiadanie   przyjemności 
zmysłowych itp.

Następnie   —   odwołując   się   do   naszego   doświadczenia   —   dostrzeżmy,   w jaki   sposób 
świadomość posiadania wielu dóbr rodzi w nas pokusę pychy: pokusę wynoszenie się ponad 
innych, pokusę rywalizacji, pokusę lekceważenia innych, pokusę liczenia przede wszystkim 
na własne możliwości, pokusę zamykania się w sobie, pokusę niewiary w Opatrzność Bożą. 
Prośmy   także   o poznanie   prawdziwego   życia,   które   ukazuje   nam   najwyższy   i prawdziwy 
Wódz Jezus Chrystus
 (ĆD, 139).

3. Sztandar Chrystusa

Dalej, św. Ignacy zachęca nas, aby rozważyć, jak Chrystus, Pan nasz, staje na wielkim polu  
w okolicy Jerozolimy, na miejscu niskim, cały piękny i miły
 (ĆD, 144). O ile szatan siada na 
wielkim tronie, jakby z ognia i dymu, przybiera postać straszną, by budzić grozę, to Chrystus 
staje na miejscu niskim, cały piękny i miły (ĆD, 140, 144). Mamy tu ukazany kontrast dwóch 
rzeczywistości tak różnych, jak różne może być piekło od nieba, śmierć od życia, nienawiść 
od miłości, pycha od pokory.

Kontemplujmy w tej modlitwie  niskie miejsca, w których pojawia się Chrystus na kartach 
Ewangelii: stajenkę betlejemską, ubogi domek w Nazarecie, Pustynię Judzką, rozległe pola 
Galilei, Jezioro Genezaret, Ogród Getsemani.

Najniższym jednak miejscem Jezusa jest Jego krzyż. Jest to miejsce niewolnika i złoczyńcy. 
Niskie miejsca, które zajmuje Jezus, wyrażają Jego Boską pokorę. To właśnie owa pokora 
czyni Go pięknym i miłym. Piękna i miła postać Jezusa objawia nam piękne i miłe Oblicze 
Ojca.

Prośmy gorąco, abyśmy w naszej świadomości nie przypisywali Bogu cech budzących grozę 
i lęk. Módlmy się, abyśmy doświadczali sercem, że dobry jest Pan, miły, łaskawy i piękny.

Prośmy o łaskę demaskowania działania złego ducha w nas. Prośmy, byśmy nie pozwolili się 
straszyć   Bogiem.   Zły   duch   bowiem   posługując   się   naszymi   bolesnymi   doświadczeniami 
życiowymi,   ciągle   straszy   nas   Bogiem   i nie   pozwala   nam   doświadczać,   jak   dobry,   miły 
i piękny jest nasz Pan.

a) Oto ja, poślij mnie

background image

Dalej,   św.   Ignacy   każe   nam   rozważyć,  jak   Chrystus,   Pan   całego   świata,   wybiera   sobie  
Apostołów i Uczniów i rozsyła ich po całym świecie, aby rozsiewali Jego świętą naukę
 (ĆD, 
145).

Chrystus pragnie dzielić się miłością, dobrem i pięknem z każdym człowiekiem. Nieustannie 
rozbrzmiewają słowa Jezusa: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu 
(Mk 16, 15).

W tym rozważaniu chciejmy sobie najpierw uprzytomnić, że Jezus wybrał kiedyś ludzi, aby 
wysłać  ich  do mnie.   Oni  zasiewali  w moim   sercu  Jego  świętą   naukę.  Jeżeli  znajdujemy 
w sobie choćby najmniejszy promyk wiary i miłości, to jest to owoc pracy tych właśnie ludzi. 
Przypomnijmy sobie te osoby: najpierw tych, z którymi żyliśmy wspólnie przez długi okres 
czasu: rodziców, wychowawców, towarzyszy dzieciństwa, młodości. Przypomnijmy sobie 
także tych, z którymi spotkaliśmy się na krótko i jakby przypadkowo. Podziękujmy Jezusowi 
za tych ludzi jako za Jego uczniów, których On wysłał do nas.

Ale Chrystus teraz pyta z kolei nas:  Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?  Chciejmy 
wyrazić gotowość bycia posłanymi przez Niego: Oto ja, poślij mnie (Iz 6, 8). Prośmy, aby 
Jezus przez swój Kościół, jak również przez wewnętrzne natchnienia i znaki pokazywał nam 
konkretnych ludzi i wspólnoty, środowiska, do których nas posyła. Prośmy także, abyśmy 
w naszym świadectwie dawanym Jezusowi nie rozsiewali własnych poglądów i opinii, lecz 
tylko Jego świętą naukę.

b) Zaproszenie do ubóstwa

Dalej  rozważyć   mowę,   którą   Chrystus,   Pan   nasz,   kieruje   do   wszystkich   swoich   sług  
i przyjaciół, których posyła z misją, (...) aby pragnęli wszystkim pomagać, pociągając ich  
najpierw   do   najwyższego   ubóstwa   duchowego,   a jeśliby   to   się   podobało   Boskiemu  
Majestatowi i zechciałby ich do tego wybrać, to także do ubóstwa zewnętrznego
 (ĆD, 146).

Zapraszając   swoich   uczniów   do   pracy   pod   swoim   sztandarem   Chrystus   nie   rywalizuje 
z szatanem w obiecywaniu tanich, łatwo dostępnych radości i przyjemności. Jezus odważnie, 
w całej prawdzie, ukazuje trudną drogę, która czeka wiernych Mu uczniów. Chrystus wzywa 
najpierw   do   ubóstwa   duchowego,   to   znaczy   do   wielkiej   wolności   wobec   wszelkiego 
posiadania.

Niektórych   swoich   uczniów   Jezus   powołuje   nie   tylko   do   wewnętrznej   wolności   wobec 
bogactwa, ale także do rzeczywistego ubóstwa. Rzeczywiste ubóstwo polega na wyrzeczeniu 
się posiadania materialnego. Powołani do ubóstwa czują się przynaglani słowami swojego 
Mistrza, swojego Przyjaciela:  Idź, sprzedaj, co posiadasz i rozdaj ubogim, a będziesz miał 
skarb w niebie
 (Mt 19, 21).

Powołanie do rzeczywistego ubóstwa może łączyć się z powołaniem do życia zakonnego. 
Ale nie jest to konieczne. Ewangeliczne ubóstwo można bowiem realizować także w każdym 

background image

innym stanie życia. Wierny uczeń winien przyjąć ten rodzaj ubóstwa, do którego czuje się 
wezwany przez swojego Mistrza.

Dziękując  Jezusowi za  Jego  ubogie życie  od chwili  narodzenia w stajni  aż  do momentu 
odarcia   ze   wszystkiego   na   krzyżu,   prośmy   o pragnienie   naśladowania   Go.   Prośmy   także 
o otwartość wobec zaproszenia Jezusa do takiego rodzaju ubóstwa, do którego On sam nas 
powoła.

c) Od ubóstwa do znoszenia zniewag i do pokory

Wraz z pragnieniem ubóstwa Jezus zaprasza nas do pragnienia zniewag i wzgardy, bo z tych 
dwu rzeczy wynika pokora
 (ĆD, 146).

Po ludzku rzecz biorąc jest to szalone pragnienie. Dla wielu wyda się głupstwem. Ubóstwo, 
ludzka   pogarda,   zniewagi   i poniżenie   są   same   w sobie   cierpieniem,   nieraz   wielkim 
cierpieniem. Nie można ich pragnąć dla nich samych. Można ich pragnąć tylko ze względu 
na całkowite upodobnienie się do Chrystusa ubogiego i wzgardzonego, którego przyjmuje się 
jako swojego Mistrza i Przyjaciela.

Jezus zaprasza nas do odważnego przyjmowania ubóstwa, zniewag i wzgardy, abyśmy mogli 
nauczyć się Jego cichości i pokory: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem 
(Mt 11, 29).

Myśl   o ubóstwie,   a tym   bardziej   o upokorzeniach   może   budzić   w nas   wielki   sprzeciw 
wewnętrzny.  Nie   dziwmy   się  temu.   Jest   to  naturalna  ludzka  reakcja.  Wraz  ze  wzrostem 
miłości do Chrystusa On sam da nam pragnienie upodobnienia się do Niego w znoszeniu 
wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie
 (ĆD, 98).

Całą   modlitwę   zakończmy   potrójną   rozmową:  Pierwsza   rozmowa   skierowana   do   Pani  
naszej,   żeby  mi   zyskała   u Syna  i Pana   swego   łaskę,   aby  mię   przyjął   pod  swój   sztandar,  
najpierw   w najwyższym   ubóstwie   duchowym;   a jeśliby   się   to   podobało   Jego   Boskiemu  
Majestatowi i chciałby mię do tego wybrać i przyjąć, to niemniej i w ubóstwie zewnętrznym.

Po drugie w znoszeniu zniewag i krzywd, abym Go w nich więcej naśladował, bylebym tylko  
mógł je znosić bez czyjegokolwiek grzechu i z upodobaniem Jego Boskiego Majestatu. (...)

Druga rozmowa. Prosić o to samo Syna, aby mi to uzyskał u Ojca. (...)

Trzecia rozmowa. Prosić o to samo Ojca, żeby mi tego udzielił (ĆD, 147).

X. TRZY PARY LUDZI

 

background image

Znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego  
wszedł do łodzi i usiadł w niej pozostając na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył  
ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce: Słuchajcie: Oto siewca wyszedł  
siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na  
miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. 
Lecz   po   wschodzie   słońca   przypaliło   się   i nie   mając   korzenia,   uschło.   Inne   znów   padło  
między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu 
padły   na   ziemię   żyzną,   wzeszły,   wyrosły   i wydały   plon:   trzydziestokrotny,  
sześćdziesięciokrotny i stokrotny. I dodał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha.

gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli, razem z Dwunastoma, o przypowieść. On 
im odrzekł: Wam dana jest tajemnica Królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami,  
wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami,  
a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana tajemnica. I mówił im: Nie 
rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści? Siewca sieje słowo. A oto 
są ci posiani na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan 
i porywa słowo zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy, gdy  
usłyszą   słowo,   natychmiast   przyjmują   je   z radością,   lecz   nie   mają   w sobie   korzenia   i są 
niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują.  
Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz  
troski   tego   świata,   ułuda   bogactwa   i inne   żądze   wciskają   się   i zagłuszają   słowo,   tak   że  
zostaje   bezowocne.   W końcu   na   ziemię   żyzną   zostali   posiani   ci,   którzy   słuchają   słowa,  
przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny
  (Mk 4, 1–
20).

Obraz dla obecnej medytacji: Odwołując się do przypowieści o siewcy przedstawmy sobie 
rolnika, który rzuca ziarno w glebę. Zauważmy ziarna padające na drogę, ziarna padające na 
miejsca skaliste, ziarna padające między ciernie i chwasty i wreszcie ziarna, które padają na 
ziemię urodzajną.

Prośba o owoc rozmyślania: Prośmy najpierw o takie poznanie siebie, które pozwoliłoby nam 
dotknąć   wszystkich   nieuporządkowanych   przywiązań:   ubitych   i twardych   miejsc   oraz 
chwastów i cierni naszego życia. Te trudne, niekiedy wręcz bolesne miejsca naszego życia, 
uniemożliwiają nam owocne przyjęcie Słowa Bożego. Prośmy także o wewnętrzną hojność 
serca,   o ewangeliczny   radykalizm,   który   pozwoliłby   nam   otworzyć   się   na   słowo   Jezusa. 
Módlmy się także, byśmy poprzez Słowo związali się pełniej, intymniej z Osobą Jezusa.

1. Przypowieść o trzech parach ludzi

W niniejszym rozważaniu stawiamy sobie dwa pytania: po pierwsze, czy jest w nas gotowość 
do   odrzucenia   nieuporządkowanego   posiadania   bogactw,   próżnej   chwały   i pychy;   oraz 
pytanie   drugie,   czy   jest   w nas   gotowość   do   pójścia   za   Chrystusem   i naśladowania   Go 
w ubóstwie, pokorze, w znoszeniu wszelkich zniewag i krzywd?

background image

Aby   nam   ułatwić   odpowiedź   na   te   pytania,   św.   Ignacy   opowiada   przypowieść   o Trzech 
parach   ludzi
.   Zachęca   nas   jednocześnie,   byśmy   z jej   pomocą   badali   nasze   najgłębsze 
pragnienia   i przywiązania   wewnętrzne.   Poprzez   próbę   utożsamienia   się   z zachowaniem 
poszczególnych par możemy odkryć zdolność naszego serca do przyjęcia trudnej drogi, jaką 
proponuje nam Chrystus.

Oto trzy pary ludzi stają przed problemem nieuporządkowanego posiadania — mówi św. 
Ignacy. Każda z tych par zdobyła dziesięć tysięcy dukatów. Ale uczyniła to nie licząc się 
z wolą Bożą. Wszyscy oni chcą się zbawić. Chcą też znaleźć Boga w pokoju duszy. Pragną 
więc  zrzucić   z siebie  ciężar  i przeszkodę   nieuporządkowanego   przywiązania   do  nabytych 
pieniędzy (por. ĆD, 150).

Zauważmy,   iż   dziesięć   tysięcy   dukatów 

4

  było   ogromną   sumą   równą   wartości   około 

trzydziestu pięciu kilogramów złota. Z kontekstu wynika, iż pieniądze te nie zostały zdobyte 
przez kradzież lub jakieś inne oszustwo.

Gdyby   pieniądze   były   skradzione,   rozwiązanie   byłoby   proste.   Zgodnie   z zasadą   teologii 
moralnej: Res clamat ad dominum, rzecz woła swojego pana, należałoby pieniądze zwrócić 
właścicielowi. Pieniądze zostały wprawdzie zdobyte w uczciwej grze ekonomicznej, ale bez 
liczenia   się   z ostatecznym   celem   człowieka,   jakim   jest   dążenie   do   zbawienia.   Powyższa 
przypowieść ma jakby trzy różne zakończenia w zależności od trzech różnych postaw.

2. Postawa pierwszej pary ludzi

Pierwsza para pragnie zrzucić z siebie przywiązanie do nabytej sumy pieniędzy, aby pełnić 
wolę Bożą. Nie stosuje jednak w tym celu żadnych środków. Nie robi tego — jak mówi św. 
Ignacy — aż do godziny śmierci (por. ĆD, 153).

Postawa   pierwszej   pary   ogranicza   się   do   samego   pragnienia   wolności   wewnętrznej,   za 
którym   nie   idzie   żaden   duchowy   wysiłek.   Ten   brak   pracy   wewnętrznej,   brak   pracy   nad 
swoim nawróceniem w postawie pierwszej pary trwa przez całe życie: aż do godziny śmierci
W postawie tej ukrywa się chęć służenia dwom panom: Bogu i mamonie (Mt 6, 14).

W przypowieści o siewcy Jezus porównuje tę postawę serca do ziarna, które pada na drogę. 
Szybko wówczas nadlatują ptaki i wydziobują je (por. Mt 13, 4). Ewangelista Marek powie 
zaś, iż to szatan przychodzi i porywa zasiane słowo (Mk 4, 15).

Nieuporządkowane przywiązania, namiętności i żądze czynią z ludzkiego serca ugór, ubitą 
drogę, na której ziarno nie może zapuścić najmniejszego choćby korzenia. Szatan korzysta 
z tej sytuacji, aby wykraść zasiane Słowo. W ten sposób udaremnia owocowanie ziarna.

Ziarno, które pada na skraj drogi — mówi św. Efrem — jest obrazem niewdzięcznej duszy  
człowieka,   którego   jedyny   talent   nie   wydał   owocu   z powodu   jego   winy.   Ziemia,   która  
opóźniała się z przyjęciem nasienia, stała się miejscem przechodnim dla niegodziwców i nie 

background image

było w niej miejsca dla Mistrza — (dla Jezusa), aby wszedł i orał, by rozbił jej twardość 
i zasiał na niej swe ziarno. Chrystus dał Złemu rysy ptaków, bo porywa on nasienie
.

Trwałe nieuporządkowane przywiązania, które czynią serce człowieka twardym jak ubita 
droga, nie dotyczą tylko posiadania materialnego. Może ono przejawiać się również w wielu 
innych   formach.   Nierzadko   inne   formy   nieuporządkowanego   posiadania   są   znacznie 
trudniejsze do przezwyciężenia.

Może to być np. jakiś dwuznaczny,  nieczysty  związek uczuciowy, ślepe przywiązanie do 
własnego   zdania,   niechęć   do   jakiejś   osoby,   poczucie   krzywdy,   żalu   i gniewu,   uwikłanie 
w problemy zmysłowe, zbytnia troska o siebie i swoją przyszłość, konsumpcyjny styl życia, 
nałogi itp.

Jedno   miejsce  w człowieku   owładnięte   namiętnością   może   stać   się   przyczółkiem   dla 
działania szatana, który nieustannie wykrada Słowo Boże zasiane w duszy ludzkiej.

Postawa pierwszej pary ludzi sprawia, że nie chcą oni rozpoznać do końca swojego uwikłania 
i tak   naprawdę   nie   chcą   go   w sobie   pokonać  aż   do   godziny   śmierci.   Gotowi   są   oddać 
wszystko inne, byle jednak nie zerwać z tym jednym szczególnym przywiązaniem. Postawa 
pierwszej pary nierzadko łączy się ze swoistym zakłamaniem emocjonalnym i moralnym. 
Wyraża   się   ono   przez   częste  korzystanie  z mechanizmów   obronnych,   szczególnie   zaś 
z mechanizmu racjonalizacji i projekcji. Przejawiają się one w tym, że człowiek uwikłany 
w swoje namiętności, z którymi nie chce w żaden sposób zerwać, będzie przedstawiał sobie 
i innym racje rozumowe, aby uzasadnić słuszność ulegania swojej żądzy. Negatywne skutki 
swojego uwikłania często usiłuje też przerzucać na innych, obwiniając ich o swoje własne 
nieszczęście.

Prośmy gorąco najpierw o takie poznanie siebie, które pozwoliłoby nam dotknąć wszystkich 
nieuporządkowanych   przywiązań,   wszystkich   naszych   żądz.   To   one   czynią   nasze   serce 
ubitym   i twardym   miejscem,   które   uniemożliwia   owocne   przyjęcie   Słowa   Bożego. 
Odrzucenie zaś Słowa sprawia, że wejście w proces prawdziwego wewnętrznego nawrócenia 
staje się niemożliwe.

Prośmy o odwagę wejścia w naszą sytuację egzystencjalną i o głębokie pragnienia duchowej 
przemiany. Odważne oddawanie Bogu przywiązań naszego serca może zrodzić w nas wielką 
siłę wewnętrzną. Siła ta pozwoli nam radykalnie zerwać z tym, co nas od Boga odgradza.

3. Postawa drugiej pary ludzi

Także druga para ludzi pragnie zrzucić z siebie przywiązanie. Chcą to jednak uczynić w ten 
sposób, aby zatrzymać dla siebie nabytą rzecz. Pragną, aby raczej Pan Bóg poszedł za tym,  
czego chcą oni sami. Nie decydują się na porzucenie nabytej rzeczy, nie chcą też naprawdę  
postępować zgodnie z wolą Bożą (por. ĆD, 154).

background image

W postawie   drugiej   pary   widzimy   pewną   inicjatywę   i pewien   wysiłek   zmierzający   do 
znalezienia jakiegoś wyjścia z powstałej sytuacji konfliktu wewnętrznego. Nie przejawia się 
to jednak w jednoznacznym wyborze, lecz w podejmowaniu jedynie połowicznych środków. 
Z pomocą tych połowicznych środków chcieliby oderwać się od przywiązania i jednocześnie 
zachować posiadane dobra.

W przypowieści   o siewcy   Jezus   porównuje   tę   postawę   do   ziarna,   które   pada   na   skałę 
i między ciernie. Inne ziarno  padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi i wnet 
wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając 
korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że 
nie wydało owocu
.

Cechą   charakterystyczną   tej   drugiej   postawy   jest   niestałość   wewnętrzna,   zmienność 
nastrojów i zachowań. Z tej zmienności płynie niewierność usłyszanemu słowu.

To   o takiej   właśnie   postawie  Świadek   wierny   i prawdomówny  prorokuje   w Apokalipsie: 
Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący (Ap 3, 
15).   Być  letnim,   czyli   ani   zimnym,   ani   gorącym,   to   zatrzymać   się   w swoim   rozwoju 
duchowym; rozpocząć i nie dokończyć; powiedzieć najpierw tak i zaraz dorzucić swoje ale.

W postawie drugiej pary istnieje jakaś wewnętrzna nieprzejrzystość, czy wręcz pewna forma 
zakłamania moralnego. Sprawia ona, iż łatwo tłumaczymy się przed sobą i przed Bogiem 
z naszych dwuznacznych zamiarów i decyzji. Tłumaczymy sobie: mimo wszystko coś robię 
w życiu   duchowym,   staram   się   być   uczciwy,   widoczne   są   przecież   jakieś   znaki   mojego  
wysiłku
. Łatwo uspokajamy swoje niepokoje wewnętrzne i wyrzuty sumienia tym, iż ziarno 
jednak   kiełkuje.   Skoncentrowani   na   samym  kiełkowaniu   ziarna,   zapominamy   o potrzebie 
dojrzewania, kwitnięcia i wydawania owoców.

Jeżeli   nawet   ulegamy   chwilowo   takiemu  dwuznacznemu  rozumowaniu,   to   jednak   nasze 
zakłamanie ma swoje granice. Przychodzi bowiem moment, w którym zaczynają dochodzić 
do   głosu   te   uczucia   i myśli,   które   odsłaniają   nasze   wewnętrzne   półprawdy,   nasze 
okłamywanie siebie, nasze okłamywanie innych, próby okłamywania Boga.

Brak   konsekwencji   w naszej   postawie   sprawia,   iż   zamiast   szukać   przyczyn   naszych 
przykrych i bolesnych stanów w nas samych, zaczynamy obwiniać innych. Zamiast badać 
glebę   swego   serca,   zaczynamy   oskarżać   bliźnich,   zaczynamy   ich   obwiniać   za   nasz   stan 
nieszczęścia i niezadowolenia z siebie.

W obecnej   kontemplacji   pytajmy   siebie   o skaliste   miejsca   w naszym   sercu;   miejsca, 
w których brak urodzajnej ziemi dla ziarna. Brak urodzajnej ziemi, to brak otwartości na 
Słowo, brak  pełnej  szczerości  wewnętrznej,  brak skupienia  wewnętrznego,  brak  hojności 
wobec Boga.

I chociaż   na   nieurodzajnej   ziemi   ziarno   nie   może   wydać   owoców,   bujnie   rosną   na   niej 
chwasty   i ciernie.   Są   to   nieraz   ludzkie   nierozpoznane   jeszcze   wady,   jakieś   głębokie 

background image

nierozwiązane   problemy,   stare   niezagojone   zranienia,   jakieś   boleśnie   przeżywane   nałogi 
i przywiązania.

Ziarno Słowa Bożego, które w takiej sytuacji pada w serce człowieka, staje się jego wielką 
chwilową   nadzieją.   Wzrasta   szybko.   Pierwsze   dni,   tygodnie,   czy   może   nawet   miesiące 
wzrastania (rzadziej już lata) przynoszą wiele duchowych pocieszeń, a nieraz wręcz euforii. 
Niektórym  osobom   wydaje   się   wówczas,   że   ich  problemy  nagle   gdzieś   zniknęły.  Łatwo 
i szybko składają deklaracje i świadectwa swojego głębokiego wewnętrznego uzdrowienia. 
Wydaje im się bowiem, że problemy, które narastały przez dziesiątki lat, nagle przeminęły.  
Czują się wewnętrznie wolne, pełne pokoju i radości. Czas jednak odsłania, że wszystko to 
wzrasta   na   ziemi   płytkiej,   nieurodzajnej.   Po   pewnym   czasie   odczucia   wewnętrznego 
uzdrowienia i przemiany nagle przechodzą. Rodzą się uczucia wręcz przeciwne. Powracają 
dawne   niepokoje.   Do   starych   lęków   i obaw   dochodzi   nierzadko   uczucie   kolejnego 
rozczarowania sobą, religią, bliźnimi. Rodzi się nierzadko jeszcze większa nieufność wobec 
potrzeby szukania odpowiedniej pomocy ludzkiej i boskiej.

Z tej   sytuacji   zagubienia   i jednocześnie   uwikłania   nie   ma   wyjścia,   dopóki   człowiek   nie 
uświadomi sobie braku konsekwencji, jaki charakteryzuje postawę drugiej pary ludzi. W tej 
postawie   tkwi   bowiem   jakaś   radykalna   niechęć   do   przemiany   wewnętrznej,   niechęć   do 
rzeczywistego nawrócenia duchowego.

Św. Efrem komentując postawę drugiej pary stwierdza, że chociaż twardość ziemi nie została 
jeszcze skruszona przez orkę, to jednak Pan nie pozbawił jej swego nasienia. Tą ziemią są ci, 
którzy odsuwają naukę naszego Pana
. Pomimo ziemi skalistej, pomimo ziemi zarośniętej 
krzewami   i cierniami,  Pan   rzuca   obficie   swe   ziarno   na   ziemię,   aby   nie   miała   ona  
usprawiedliwienia
.

W obecnych   rozważaniach   dziękujmy   najpierw   Siewcy   za   Jego   cierpliwość,   wytrwałość 
i hojność w rzucaniu ziarna. Jest ona wyrazem Jego wielkiego zaufania ludzkiemu sercu.

Prośmy   również   o łaskę   poznania   naszej   sytuacji   wewnętrznej.   Przemiana   serca   zawsze 
rozpoczyna się od poznania tego, co się w nim naprawdę kryje. Dopiero z pełnego poznania, 
z łaską Boga, może zrodzić się wola przemiany. Poznanie i wola przemiany stają się dopiero 
źródłem wyborów i decyzji. Wybory i decyzje zaś stają się źródłem działania.

4. Postawa trzeciej pary ludzi

Trzecia   para   pragnie   zrzucić   z siebie   przywiązanie   do   rzeczy   nabytej.   W tym   celu   dąży 
konsekwentnie   do   pełnej   wolności   wewnętrznej.   Pragnie   wszystko   czynić   według   woli 
Bożej.   Przed   dokonaniem   ostatecznego   wyboru   szuka   pełnej   wewnętrznej   wolności,   aby 
dzięki niej postąpić zgodnie z wolą samego Boga (por. ĆD, 155).

W przypowieści   o siewcy   Jezus   porównuje   tę   postawę   do   ziarna,   które   pada   na   żyzną 
i spulchnioną   ziemię.   Ziarno   kiełkuje,   wzrasta   i wydaje   plon:   trzydziestokrotny, 
sześćdziesięciokrotny i stokrotny (por. Mk 4, 20).

background image

Oto   krótki   komentarz   św.   Efrema   do   tych   słów:  Ziemią   dobrą   i tłustą,   są   dusze,   które  
działają w prawdzie, jak ci, którzy wszystko opuścili, by iść za Chrystusem. A jednak mimo 
jednoznacznie dobrej woli, ziemia dobra i tłusta wydaje plon w sposób różnorodny: raz plon  
trzydziestokrotny, raz sześćdziesięciokrotny, raz stokrotny. Wszystkie części ziemi wydawały  
plon w radości według swoich możliwości, jak ci, którzy otrzymali pięć talentów i zyskali 
dziesięć, każdy według swych możliwości
.

Postawa trzeciej pary charakteryzuje się radykalizmem  ewangelicznym.  Cechuje ją pełna 
wolność wewnętrzna, gotowość do poświęcenia, trudu i ofiary oraz poddanie swojej woli 
Boga. W tej postawie osobiste uczucia i pragnienia poddają się dążeniu do wypełnienia woli 
samego Boga.

Przyjęcie   takiej   postawy   nie   wymaga   z naszej   strony   natychmiastowej   nienaganności, 
natychmiastowej doskonałości moralnej. Potrzeba raczej wielkodusznej, hojnej i radykalnej 
decyzji pójścia za Jezusem. Postawa ta w swej istocie jest złożeniem siebie w ofierze, aby 
sam   Jezus   posługiwał   się   wszystkim,   co   posiadamy   i czym   jesteśmy  według   swojej 
najświętszej woli
 (por. ĆD, 5).

Przykład takiej postawy dają nam uczniowie Jezusa. Kiedy usłyszeli słowa Mistrza: Pójdźcie 
za Mną
 (Mk 1, 17–18), natychmiast zostawili wszystko i poszli za Nim. I choć daleka miała 
być jeszcze ich droga do pełnego zrozumienia, co znaczy prawdziwe poznawanie, miłowanie 
i naśladowanie   Mistrza,   to   jednak   od   samego   początku   wykazują   bezkompromisową 
gotowość   oddania   się   Mu.   Dzięki   ich   radykalizmowi   Jezus   doprowadzi   ich   do   pełnego 
upodobnienia się do Niego, także w znoszeniu cierpienia, prześladowania i krzyża.

Całe   rozważanie   zakończmy   piękną   modlitwą   pisarza   z XII   wieku   Nersesa   Snorhali: 
Stwardniałem   jak   skała.   Stałem   się   podobnym   do   drogi.   Ciernie   świata   mnie   zdławiły  
i uczyniły duszę moją bezowocną. Ale Ty, o Panie, Siewco dobry, spraw, by wzrastała we  
mnie roślina Słowa, bym przyniósł owoc jeden z trzech: stokrotny, sześćdziesięciokrotny lub  
trzydziestokrotny
.

 

4

 

Dukat był złotą monetą o ciężarze około 3,5 g, bitą od 1284 roku w Wenecji, później także w innych 

krajach Europy.

XI. CHRZEST JEZUSA

 

Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan  
powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?  
Jezus   mu   odpowiedział:   Pozwól   teraz,   bo   tak   godzi   się   nam   wypełnić   wszystko,   co  
sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. 

background image

A oto   otworzyły   Mu   się   niebiosa   i ujrzał   Ducha   Bożego   zstępującego   jak   gołębicę  
i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym 
mam upodobanie
 (Mt 3, 13–17).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa, który przychodzi nad Jordan, 
miesza się z tłumem grzeszników, wchodzi do rzeki Jordan i zbliża się do Jana Chrzciciela, 
aby otrzymać od niego chrzest. Następnie kontemplujmy sam chrzest Jezusa. Po chrzcie zaś 
zobaczmy  Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę. Wsłuchajmy się też w głos mówiący 
z nieba: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o łaskę przyjęcia naszego chrztu jako wielkiego daru; 
prośmy   także   o łaskę   rozumienia   naszego   synostwa   w Bogu   Ojcu,   naszego   braterstwa 
w Chrystusie oraz naszej świętości w Duchu Świętym.

1. Jezus przyjął chrzest

Wszyscy czterej Ewangeliści zgodnie opisują chrzest Jezusa w Jordanie. Umieszczają go na 
początku  Jego  publicznej  działalności.  Od  swojego  chrztu  Jezus  rozpoczyna wypełnianie 
misji Proroka i Mesjasza.

Jak dla całego Kościoła Zesłanie Ducha Świętego było momentem, od którego rozpoczęła się 
jego działalność, tak dla Chrystusa tym wydarzeniem był Jego chrzest w Jordanie. Chrzest 
Jezusa   to   jakby   pierwsze   Zielone   Świątki.   W czasie   swojego   chrztu   Chrystus   otrzymuje 
pełnię Ducha Świętego. Otrzymuje też potwierdzenie swojego Boskiego synostwa i swojego 
wybrania przez Ojca.

Do mieszkańców Nazaretu Jezus będzie mówił z mocą:  Duch Pański spoczywa na Mnie,  
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił  
wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi
 (Łk 4, 18).

Kościół od samego początku w swoim nauczaniu przywiązywał ogromną wagę do chrztu 
Jezusa   w Jordanie,   widział   w nim   bowiem   pierwowzór   sakramentu   chrztu.   Ikonografia 
chrześcijańska   bardzo   często   przedstawiała   scenę   chrztu   Jezusa.   Scenę   tę   odnajdujemy 
zarówno w sztuce wczesnochrześcijańskiej, jak we wszystkich późniejszych okresach historii 
sztuki.

Chrzest   Jezusa   widnieje   na   freskach   w katakumbach,   na   płaskorzeźbach   sarkofagów 
rzymskich,   w miniaturach   najstarszych   ksiąg   liturgicznych,   w rzeźbach   katedr   gotyckich, 
w malarstwie.   Najstarsze   dzieła   sztuki   przedstawiają   scenę   chrztu   Jezusa   w Jordanie 
w sposób bardzo prosty, bez żadnego przepychu i ceremoniału. Wielkie wydarzenia duchowe  
rozgrywają się zazwyczaj z dużą prostotą
 (H. Daniel–Rops).

Naszą   modlitwę   rozpocznijmy   od   dłuższej   kontemplacji   sceny   chrztu   Jezusa   w Jordanie. 
Odwołajmy   się   przede   wszystkim   do   opisu   ewangelicznego.   Możemy   opis   ten   ubogacić 
wizją przedstawioną na jakimś znanym nam obrazie chrztu Jezusa: tłumy ludzi otaczają Jana 

background image

Chrzciciela. Cierpliwie oczekują na jego chrzest. Do tłumu dyskretnie dołącza się Jezus. 
Staje pomiędzy grzesznikami, którzy chcą wyznać swoje winy i słabości przed Janem. W ten 
sposób Jezus upodabnia się do grzesznego ludu. Przyjmuje bowiem na siebie wszystkie jego 
grzechy, choć sam żadnego grzechu nie popełnił. I to właśnie czyni Go podobnym do nas we 
wszystkim, oprócz naszych grzechów.

Ale Jan Chrzciciel, podobnie jak Symeon w Świątyni Jerozolimskiej, za natchnieniem Ducha 
rozpoznaje   jednak   w Jezusie   Mesjasza.   Spontanicznie   protestuje,   podobnie   jak   uczyni   to 
później Piotr przed umyciem nóg przez Jezusa:  To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty 
przychodzisz do mnie?
 Ale Chrystus wyjaśnia i uspokaja swego Poprzednika: Pozwól teraz, 
bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe
.

W przeciwieństwie do Piotra w Wieczerniku, Jan Chrzciciel w swej pokorze nie broni się 
dalej i posłusznie chrzci Jezusa wodą. Wsłuchajmy się w ten piękny dialog Mesjasza z Jego 
Poprzednikiem. Z dialogu tego przebija pokora, uległość i uniżenie wobec siebie nawzajem 
oraz   wobec   Ojca   niebieskiego.   Nie   wchodząc   w zbędne   w tym   momencie   analizy 
egzegetyczne,   kontemplujmy   także  Ducha   Bożego   zstępującego   jak   gołębicę  
i przychodzącego na Niego
. Ze szczególną uwagą przez dłuższą chwilę słuchajmy słów, które 
Ojciec   wypowiada   nad   swoim   Synem:  Ten   jest   mój   Syn   umiłowany,   w którym   mam 
upodobanie
.

Doniosłość   chrztu   Jezusa   objawia   nam   doniosłość   naszego   chrztu,   który   jest   pierwszym 
darem, jaki Kościół nam ofiarował.

Św. Chromacjusz z Akwilei w swojej homilii pięknie łączy chrzest Jezusa z naszym chrztem: 
On   zanurzył   się   w wodzie,   abyśmy   zostali   oczyszczeni   z brudu   win;   On   przyjął   kąpiel  
odrodzenia, abyśmy się odrodzili z wody i Ducha Świętego. Tak więc chrzest Chrystusa jest  
obmyciem win naszych, jest odnowieniem życia prowadzącego ku zbawieniu
.

Św. Grzegorz z Nazjanzu powie natomiast: Chrystus zostaje oświecony, zostańmy oświeceni  
wraz z Nim; Chrystus zostaje w wodzie zanurzony, zejdźmy razem z Nim, abyśmy razem też  
zostali wywyższeni
.

W obecnej kontemplacji dziękujmy Jezusowi za Jego  Boską pokorę, dzięki której już na 
samym początku swojej publicznej działalności  istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze 
sposobności,   aby   na   równi   być   z Bogiem.   (...)   A w zewnętrznym   przejawie,   uznany   za  
człowieka, uniżył samego siebie
 i przyjął chrzest razem z grzesznikami. Uniżenie Jezusa nad 
Jordanem   jest   zapowiedzią   i obietnicą   Jego   uniżenia   się  aż   do   śmierci   —   i to   śmierci 
krzyżowej
 (Flp 2, 6–8).

Po kontemplacji chrztu Jezusa przejdźmy do kontemplacji naszego chrztu. Odwołując się do 
znanych nam okoliczności naszego chrztu oraz do naszej wyobraźni, chciejmy przypomnieć 
sobie własny chrzest. Wyobraźmy sobie najpierw kościół parafialny, a w nim chrzcielnicę, 
przy   której   zostaliśmy   ochrzczeni.   Przywołajmy   też   w pamięci   naszych   rodziców   oraz 
rodziców   chrzestnych.   Przedstawmy   sobie   całą   ceremonię   chrztu,   szczególnie   zaś   sam 

background image

moment, w którym kapłan polewał głowę wodą, wymawiając:  ... ja ciebie chrzczę w imię 
Ojca i Syna, i Ducha Świętego
.

Był   to  moment,  w którym  Bóg  Ojciec  wypowiedział  nad   nami   słowa:  Tyś   jest  mój  Syn  
umiłowany, w Tobie mam upodobanie
 (Mk 1, 11). W ten sposób Bóg Ojciec przyjął nas jako 
swoje   przybrane   dzieci,   Chrystus   uznał   nas   za   swoich   braci   i przyjaciół,   a Duch   Święty 
uczynił z nas swoje mieszkanie.

Dziękujmy za ten prosty, ale jednocześnie pełen tajemnicy gest Kościoła ofiarowany nam 
w imieniu   Trójcy   Świętej;   gest   mający   decydujące   znaczenie   dla   całego   naszego   życia 
duchowego.

Prośmy gorąco, aby zasiane na chrzcie ziarno synostwa Bożego, braterstwa w Chrystusie 
i świętości w Duchu Świętym  zostało przez  nas przyjęte; aby ziarno to rosło w nas, aby 
wydawało   owoce   przemiany   i nawrócenia.   Przepraszajmy   także,   że   nie   zawsze   byliśmy 
świadomi wielkości tajemnicy chrztu, że nie korzystaliśmy w pełni z tej łaski.

2. Bóg w Trójcy Świętej

Duch Święty, zstępując na Jezusa w postaci gołębicy, objawia istniejącą jedność pomiędzy 
trzema Osobami Boskimi: Ojcem, Synem i Duchem Świętym. A z nieba odezwał się głos:  
Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie
 (Mk 1, 11).

Zwrot z nieba odezwał się głos  w języku hebrajskim wyraża objawienie się Boga. Chrzest 
Jezusa   w Jordanie,   ukazujący   jedność   pomiędzy   Ojcem,   Synem   i Duchem   Świętym,   jest 
nowym   objawieniem   się   Boga.   Jahwe   znany   dotąd   Izraelowi   jako  monoteistyczny   Bóg
odsłania teraz pełniej swoje Boskie Oblicze; objawia się jako Trójca, Wspólnota Miłości 
Trzech Osób.

rzeczywistości osobowe oblicze Boga — mówi kardynał J. Daniélou — odsłania się nam 
jako oblicze trzech Osób: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Życie Trójcy jest osobowe jedynie po  
to, by być przekazywanym. Tajemnica daru miłości pomiędzy Osobami Trójcy jest wyrazem  
Ich życia. Ojciec odwiecznie udziela siebie Synowi we wszystkim, co posiada. Dzięki temu  
Syn jest doskonałym obrazem Ojca. Sama zaś miłość Ojca i Syna staje się rzeczywistością  
osobową — Duchem Świętym. Duch Święty jest jakby imieniem życia Ojca i Syna
.

Tajemnica Trójcy Świętej stanowi klucz do tajemnicy człowieka. Ona ukazuje źródło, sens 
i cel nie tylko ludzkiego istnienia, ale rzeczywistości świata jako takiej. Źródłem wszystkiego 
jest miłość. Źródłem wszystkiego jest wspólnota osób. Istotą bytu jest miłość jako wspólnota 
osób (por. J. Daniélou, Trójca Święta i tajemnica egzystencji).

Zostaliśmy   stworzeni   na   podobieństwo   Trójcy   Świętej.   Więź   Ojca   i Syna   odbija   się 
w naszym   sercu.   To   nasze   podobieństwo   do   Trójcy   uwidacznia   się   także   w fakcie,   że 
rodzimy się z miłości ludzkiej; z miłości kobiety i mężczyzny. Jeżeli człowiek nie rodzi się 

background image

z prawdziwej   miłości,   ale   przychodzi   na   świat  jako   owoc   przypadku,   owoc   namiętności, 
wówczas jego dochodzenie do dojrzałej ludzkiej postawy jest trudniejsze, bardziej bolesne.

Niektórzy powiadają, że istotą bytu jest materia  — twierdzi J. Daniélou.  Inni, że jest nią  
duch. Jeszcze inni, że istotą bytu jest jednia. Wszyscy się mylą. Istotą bytu jest komunia  
(Istotą bytu jest miłość). To niezwykłe objawienia. Chrześcijańskie życie duchowe polega na  
wprowadzeniu   w sferę   życia   trynitarnego   i stawaniu   się   przez   to   synem   Ojca,   bratem  
Chrystusa,   świątynią   Ducha.   W ten   sposób   możemy   wejść   w związek   osobowy   z Ojcem, 
Synem i Duchem Świętym
.

Najwyższym   wzorem   jedności   z Bogiem   oraz   najwyższym   wzorem   jedności   pomiędzy 
ludźmi jest Tajemnica Trójcy Świętej. Jezus powie swoim uczniom:  Jak Mnie umiłował 
Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!
 (J 15, 9).

Miłość Ojca z Synem stanowi wzór miłości pomiędzy Synem a Jego uczniami. W czasie 
ostatniej wieczerzy Jezus modli się do swojego Ojca: Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty,  
Ojcze, we Mnie
 (J 17, 21).

Dzięki objawieniu się Trójcy Przenajświętszej nie tylko zostajemy dopuszczeni do poznania 
tajemnicy   Boga,   ale   także   do   poznania   tajemnicy   człowieka,   tajemnicy   siebie   samych. 
Człowiek   poznając   przez   wiarę   Boga,   poznaje   także   samego   siebie.   Jesteśmy   bowiem 
stworzeni na obraz i podobieństwo Trójcy.

Człowiek   bez   wiary   w Trójcę   nie   może   poznać   i zrozumieć   do   końca   siebie   samego, 
ponieważ bez Niej nie jest zdolny odczytać, co zostało wypisane w jego sercu od chwili 
stworzenia. Trójca Święta jest kluczem do ludzkiego serca.

Nasze codzienne modlitwy i czynności liturgiczne najczęściej rozpoczynamy: w imię Ojca 
i Syna, i Ducha Świętego
. Wiele znaków, np. znak krzyża, wykonujemy w nawiązaniu do 
Tajemnicy   Trójcy.   Często   jednak   słowa   i znaki   te   wykonujemy   mechanicznie, 
automatycznie, rutynowo. Brak nieraz w nich rzeczywistego doświadczenia miłości Trójcy 
Świętej.   Prośmy,   aby   zrodziło   się   w nas   głębokie   pragnienie   napełnienia   treścią   tych 
codziennych  znaków,  gestów i słów. Prośmy   także  Ojca, Syna  i Ducha Świętego  o łaskę 
doświadczania Ich nieustannej obecności i Ich działania w naszym życiu.

Pierwszy  krok   ku  zbudowaniu   głębokiego  życia   duchowego   polega   na   przyjęciu   miłości 
Trójcy,   która   objawia   się   we   Wcielonym   Synu   Bożym.   Otwarte   serce   Jezusa   na   krzyżu 
ukazuje otwarte serce Ojca, który posłał nam swojego Syna. Nasze życie duchowe realizuje 
się   poprzez   długie,   cierpliwe   i wierne   wpatrywanie   się   w Jezusa.   Dzięki   kontemplacji 
Chrystusa mamy czuć się kochani przez całą Trójcę: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Istotą 
misji Jezusa jest włączenie nas w odwieczną miłość Ojca do Syna.

Kontemplacja   chrztu   Jezusa   i kontemplacja   naszego   chrztu   zaprasza   nas   do   poznawania 
Tajemnicy   Trójcy   Świętej.   Jest   to   także   zaproszenie   do   wejścia   w intymną   jedność 
z Osobami Trójcy na wzór jedności Ojca z Synem w Duchu Świętym.

background image

Dziękując za otrzymane zaproszenie, prośmy jednocześnie, aby nie było ono zagłuszane czy 
też lekceważone przez nas; prośmy, aby było ono przyjmowane i realizowane z wiarą.

Poznanie Trójcy prowadzi nas do poznania własnego człowieczeństwa, do poznania siebie 
samych. Prośmy więc także o poznanie prawdy, że ostatecznym źródłem poznania człowieka 
jest zawsze poznanie Boga.

3. Jedność pomiędzy modlitwą, działaniem Ducha Świętego i wypełnianiem misji

gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby  
gołębica, a z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie 
(Łk 3, 21–22).

W czasie   chrztu   Jezusa   w Jordanie   objawia   się   jedność   trzech   rzeczywistości:   modlitwy, 
działania Ducha Świętego oraz wypełniania misji.

Jedność tej triady (modlitwy, działania Ducha i misji) będzie obecna w całym życiu Jezusa. 
Później zaś jedność ta będzie obecna w całym życiu Jego Kościoła. Także w opisie zesłania 
Ducha Świętego (Dz 2, 1nn.) widzimy ścisłą jedność modlitwy Apostołów, działania Ducha 
Świętego oraz wypełniania misji zleconej im przez Jezusa. Kiedy Apostołowie trwali na 
modlitwie, zstąpił na nich Duch Święty i ożywieni Jego mocą zaczęli głosić Dobrą Nowinę 
o Jezusie. Jedność tę Dzieje Apostolskie dostrzegają także w działalności Piotra i Jana. Kiedy 
Apostołowie   ci   zostają   zatrzymani   przez   Sanhedryn,   wówczas   cała   wspólnota   Kościoła 
zaczęła się modlić: Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zostali  
napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże
 (Dz 4, 31).

Również   w naszym   powołaniu   chrześcijańskim   realizuje   się   ta   sama   jedność:   modlitwy, 
działania   Ducha   oraz   misji   zleconej   przez   Jezusa.   Jezus   modlący   się   pośród   ludu   nad 
Jordanem   zaprasza   nas   do   modlitwy   o dar   Ducha   Świętego.   Jedynie   On   może   być   siłą 
w wypełnianiu naszego powołania.

Jezus zapewnia nas, że nasze modlitwy będą wysłuchane: Ojciec z nieba da Ducha Świętego  
tym, którzy Go proszą
  (Łk 11, 13). Wszystko inne, o co prosimy, może być tylko owocem 
tego pierwszego i najważniejszego daru: daru Ducha Świętego.

Pytajmy   siebie:   czy   w naszej   codzienności   życia   duchowego   istnieje   jedność   modlitwy, 
działania Ducha oraz realizowania naszego powołania? Czy troszczymy się, aby wypełnianie 
misji rozpoczynać od modlitwy o dar Ducha?

Jedynie Duch Święty może nam zapewnić skuteczność i owocność naszego apostolskiego 
trudu.  Pytajmy  siebie także, czy nieskuteczność  i bezpłodność wielu naszych działań nie 
płynie   z braku   modlitwy   o dar   Ducha   Świętego.   Czy   w naszym   zaangażowaniu 
duszpasterskim nie przeceniamy naszych ludzkich sił, naszego działania, naszej pracy.

background image

W końcowej   rozmowie   dziękujmy   najpierw   Bogu   za   dar   chrztu.   Dziękujmy   za   zawarte 
w nim zaproszenie do intymnej więzi z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Jezusa zaś — 
który pokornie staje wśród grzeszników, aby przyjąć chrzest — prośmy, abyśmy otwierali się 
jak On na dar Ducha Świętego. Prośmy, abyśmy z Jego łaską szukali pełnienia woli naszego 
Ojca.

XII. BŁOGOSŁAWIENI JESTEŚCIE — BIADA WAM

 

On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem  
do   was   należy   Królestwo   Boże.   Błogosławieni   wy,   którzy   teraz   głodujecie,   albowiem  
będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.  
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy  
zelżą   was   i   z powodu   Syna   Człowieczego   podadzą   w pogardę   wasze   imię   jako   niecne:  
cieszcie   się   i radujcie   w owym   dniu,   bo   wielka   jest   wasza   nagroda   w niebie.   Tak   samo 
bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy  
teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie,  
albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą.  
Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom
 (Łk 6, 20–26).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawmy   sobie   Jezusa   nauczającego,   który   ogłasza 
swoje błogosławieństwa. Wsłuchajmy się w Jego głos pełen mocy, stanowczości, ale także 
pełen   miłosierdzia   i dobroci.   Zauważmy   tłumy,   które   słuchają   Jezusa   z zachwytem 
i fascynacją. Dostrzeżmy ich podziw dla nauki Jezusa.

Prośba o owoc rozmyślania: Prośmy o łaskę rozumienia błogosławieństw Jezusa oraz o łaskę 
odkrycia   przestróg   zawartych   w Jezusowych  biada.   Módlmy   się   także,   byśmy 
w błogosławieństwach   odkryli  osobisty  styl   życia   samego   Jezusa,   do   którego   zaprasza 
również i nas.

1. Kim jest bogacz, a kim ubogi?

Według Jezusowego  biada, człowiek bogaty posiada wszelką obfitość materialnych dóbr. 
Jest też zawsze syty. Nie tylko nigdy nie brakuje mu chleba, ale także zażywa pod dostatkiem  
wszelkich ziemskich uciech. Bogacz bawi się i śmieje. Zajmuje uprzywilejowaną pozycję 
w hierarchii społecznej. Dzięki swojemu bogactwu posiada władzę i wpływy. Doznaje więc 
czci, otacza go powszechny szacunek. Ludzie liczą się z jego opinią i zdaniem.

background image

Dla określenia pojęcia ewangelicznego bogacza posiadanie materialne czy pozycja społeczna 
nie   są   jednak   najważniejsze.   O wiele   więcej   znaczy   postawa   serca   wobec   Boga,   wobec 
bliźnich i wobec siebie.

W duszy ewangelicznego bogacza miejsce Boga zajmuje bogactwo. Bogacz nie liczy się 
z Bogiem.  Nie liczy się też z ludźmi.  Całą nadzieję pokłada w nagromadzonych  dobrach 
materialnych.   One   stają   się   jego   siłą.   One   —   w jego   mniemaniu   —   dają   mu   poczucie 
bezpieczeństwa. Fałszywie bowiem sądzi, iż bogactwo jest źródłem życia.

Ewangeliczny   bogacz   z pogardą   odnosi   się   do   ubogich,   choć   nierzadko   swoje   bogactwa 
zdobywa   przez   wyzyskiwanie   ich.   Dobrym   przykładem   bogacza   w Ewangelii   jest  głupi 
bogacz
, który — pełen pychy — przemawia do siebie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie  
lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!
 (Łk 12, 19).

Kim natomiast jest według Ewangelii człowiek ubogi?

Ubogi   to   ten,   któremu   brakuje   wszystkiego.   Nie   może   zaspokoić   swoich   podstawowych 
potrzeb   materialnych.   Ponieważ   brakuje   mu   chleba,   doświadcza   głodu.   Człowiek   ubogi 
nierzadko cierpi choroby; człowiek ubogi jest prześladowany; człowiek ubogi płacze.

Nie posiadając żadnego bogactwa, nie może też zdobyć jakiegokolwiek uznania społecznego. 
Ubogi łatwo staje się przedmiotem pogardy i odrzucenia. Ludzie nie liczą się z jego zdaniem 
i opinią. Przykładem człowieka ubogiego według Ewangelii jest Łazarz, który leży u bram 
bogacza. Nie tylko głoduje, ale dotyka go także powszechna pogarda i lekceważenie. Pragnie 
nasycić   się   odpadkami   ze   stołu   bogacza,   lecz   nikt   nie   chce   mu   usłużyć.   Tylko   psy 
przychodzą i liżą jego wrzody (por. Łk 16, 21).

Pojęcie   ewangelicznego   ubóstwa   nie   dotyczy   jednak   najpierw   materialnego   posiadania 
i pozycji   społecznej.   Istotę   ewangelicznego   ubóstwa   stanowi   postawa   serca   wobec   Boga 
i wobec ludzi; ewangeliczne ubóstwo polega na złożeniu całej nadziei w Bogu; chodzi w nim 
o posiadanie wszystkiego u Boga.

Ewangeliczny człowiek ubogi nie kieruje się żądzą posiadania. Nie odbiera też bogaczom 
dóbr przemocą. W swoim niedostatku i nieszczęściu woła o miłosierdzie do Pana. Wierzy 
bowiem,   że   tylko   On   może   go   wysłuchać:  Oto   biedak   zawołał,   a Jahwe   go   usłyszał, 
i wybawił ze wszystkich ucisków
 (Ps 34, 7).

Rozważając postawę bogacza i ubogiego pytajmy siebie: ku której z nich ciąży nasze serce? 
Nie   nazywajmy   siebie   zbyt   łatwo   ubogimi,   nawet   jeżeli   doznajemy   od   czasu   do   czasu 
pewnych braków materialnych.

świecie, w którym tak wielu ludzi umiera z głodu, nikt nie może pochopnie przywłaszczać  
sobie tytułu ubogiego
  (Dekrety XXXII Kongregacji Generalnej Towarzystwa Jezusowego). 
Nie   twierdźmy   zbyt   szybko,   iż   nie   mamy   nic   wspólnego   ze   światem   bogatych.   Żądza 
posiadania, uczucie zazdrości, wielkie pragnienie dóbr konsumpcyjnych demaskują nasze 

background image

serce bogacza; serce, które może nieraz pragnęłoby powtórzyć za ewangelicznym bogaczem: 
Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; jedz, pij i używaj (Łk 12, 19).

Prośmy o oczyszczenie nas ze wszelkiej żądzy posiadania. Prośmy o wewnętrzne pragnienie 
ewangelicznego ubóstwa, dzięki któremu ubogie życie Jezusa moglibyśmy uznać za nasz 
życiowy ideał.

2. Błogosławieni ubodzy — biada bogaczom

Oryginalność błogosławieństw w Ewangelii św. Łukasza wyraża się w tym, iż są one podane 
w opozycji   do   przestrogi:  biada.   Każde   błogosławieństwo   ma   swoje   negatywne   odbicie 
biada: błogosławieni jesteście, wy, ubodzy — biada wam, bogacze; błogosławieni wy, 
którzy teraz głodujecie — biada wam, którzy teraz jesteście syci; błogosławieni wy, którzy 
teraz płaczecie — biada wam, którzy teraz się śmiejecie; błogosławieni będziecie, gdy ludzie 
was znienawidzą — biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą.

Opozycja  świata ubogich,  głodnych,  płaczących  i prześladowanych  w stosunku  do świata 
bogatych,   sytych,   śmiejących   się   i chwalonych   nie   posiada   w Ewangelii   charakteru 
społecznego czy politycznego. Jezus nie głosi walki klas. Nie stosuje też zasady  wielkich 
tego świata
dziel i rządź. Nie wzywa ludzi wydziedziczonych do rewolucyjnego przewrotu 
społecznego.

Wszystkie   rewolucje   w historii   ludzkości   były   jedynie   zarzewiem   przemocy,   gwałtu 
i ludobójstwa. Jezus był tego faktu świadom bardziej niż ktokolwiek inny. Wojny, rozlew 
ludzkiej krwi, gwałtowne przewroty społeczne osądził jednym zdaniem: Wszyscy, którzy za  
miecz chwytają, od miecza giną
 (Mt 26, 52).

Gniew rodzi gniew, nienawiść rodzi nienawiść, gwałt rodzi gwałt, przemoc rodzi przemoc, 
krew rodzi krew, śmierć rodzi śmierć. Jezusowe błogosławieństwa i biada  objawiają nam 
przede wszystkim opozycję, jaka istnieje w płaszczyźnie duchowej.

Chrystus przynosi rewolucję duchowąrewolucję religijną. Dąży do wywrócenia istniejącego 
nieporządku   społecznego,   ale   nie   poprzez   gwałt   i przemoc.   Jezus   usiłuje   zmienić   świat 
poprzez   pokonanie   w ludzkim   sercu   grzechu,   szczególnie   zaś   grzechu   pychy,   nienawiści 
i niewiary. Tak więc to, co Jezus pokazuje nam na płaszczyźnie społecznej, odzwierciedla 
jednocześnie sytuację każdego ludzkiego serca.

Jezusowe  biada  opisuje  starego człowieka  zranionego grzechem; człowieka, który mieszka 
w każdym z nas. Całym swoim jestestwem człowiek ten dąży do zmysłowej uciechy, do 
posiadania, do chwały i do pychy. I choć dążenia te obiecują mu szczęście, są one jednak 
złudne   i kłamliwe.   Dążenie   do   nieograniczonej   przyjemności   i chwały   kończy   się 
nieszczęściem, płaczem, goryczą, cierpieniem i śmiercią.

Jezusowe błogosławieństwa opisują natomiast nowego człowieka. Tkwi on w nas jednak jako 
nasze wyzwanie, jako nasze zadanie, jako nasza odpowiedzialność, jako nasze powołanie. 

background image

Nowy   człowiek  w nas   jest  ziarnem  Słowa   Bożego   wrzuconym   w glebę   serca.   Ten  nowy 
człowiek
  w nas wzrasta wspomagany zarówno łaską Boga jak również naszym wysiłkiem, 
wewnętrzną pracą i ofiarą.

Nowy   człowiek  musi   bowiem   przekroczyć   egocentryczne,   zmysłowe,   pełne   pychy   i lęku 
dążenia  starego człowieka. Jest to doświadczenie trudne i bolesne. Wiąże się z odczuciem 
głodu, smutku, płaczu, poniżenia. Jest to jednak doświadczenie chwilowe i przejściowe. Głód 
przemienia   się   bowiem   w sytość,   smutek   w radość,   płacz   w śmiech,   pogarda   i poniżenie 
w chwałę i uznanie. W ten sposób uczeń Jezusa, który żyje błogosławieństwami, uczestniczy 
w Misterium Paschalnym swojego Mistrza.

Jezus   wzywa   nas,   abyśmy   brali   na   siebie   jarzmo   błogosławieństw,   a wówczas   dopiero 
doświadczymy, iż Jego brzemię jest lekkie, a gorycz jest słodka (por. Mt 11, 29–30). Jeżeli 
bierzemy na serio nasze pójście za Jezusem, winniśmy odkryć w nas oba sposoby myślenia. 
One nieustannie w nas walczą o pierwsze miejsce. O wyniku tej walki decyduje jednak serce 
— centrum życia człowieka.

Autentyczne   życie   Ewangelią   staje   się   źródłem   prawdziwej   rewolucji   we   wszystkich 
dziedzinach ludzkiego życia, także w dziedzinie społecznej. W Jezusowej  rewolucji  nie ma 
jednak cienia przemocy i gwałtu. Bogaci stają się braćmi ubogich i dobrowolnie dzielą się 
z nimi tym, co posiadają. Czynią tak dlatego, że przyjmują Jezusa jako Pana swego życia. Ci 
wszyscy, co uwierzyli (w Jezusa), przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali  
majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby
 (Dz 2, 44–45). Czyż ten nowy styl 
życia nie jest wywróceniem porządku społecznego starożytnego świata?

3. Ubóstwo Jezusa

Jezus   jako   pierwszy   wprowadził   w życie   głoszone   przez   siebie   błogosławieństwa.  Życie 
Jezusa było życiem człowieka biednego
 — pisze H. Daniel–Rops. Mieszkał zapewne w domu 
bardzo skromnym, podobnym do tego, w którym anioł odwiedził Maryię, a Józef umieścił 
swoją   rodzinę.   Jego   pożywienie   było   pożywieniem   ludu   galilejskiego;   składało   się  
z jęczmiennego   chleba,   z małej   ilości   mięsa,   z jaj,   kwaśnego   mleka,   jarzyn,   a   w dni 
świąteczne z pieczonych ryb, które użyźniają ciało człowieka — jak mówili rabini. Czytając  
przypowieści ewangeliczne widzimy, że Jezus nigdy nie zbliżył się do bogatych i możnych tej 
ziemi; o zbytku mówi z tą tendencją do upraszczania, jaką mają ludzie biedni. A gdy będzie 
opowiadał o zgubionej drachmie, zapewne przypomni sobie, jak Jego Matka z lampą w ręku 
szukała w biednym domku małej zagubionej monety i jak się cieszyła, gdy ją znalazła. Było to  
życie przedziwnie proste i o tym nie należy zapominać, gdy się patrzy na Mesjasza pełnego  
chwały i pociągającego za sobą tłum
.

Jezus, człowiek ubogi, przychodzi jako Mesjasz ubogich i w nich uznaje uprzywilejowanych 
dziedziców Królestwa niebieskiego. Wypełnia w ten sposób proroctwo psalmu 22:  Ubodzy 
będą   jedli   i nasycą   się,   chwalić   będą   Pana   ci,   którzy   Go   szukają
.   Wzywa   ich   na   ucztę 
w Królestwie niebieskim: Wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych (Łk 14, 

background image

21). Znakiem autentyczności mesjańskiej misji Jezusa jest wypełnienie zapowiedzi proroctwa 
Izajasza: Duch Pański spoczywa na Mnie (...), abym ubogim niósł dobrą Nowinę (Łk 4, 18). 
Jezus, Mesjasz ubogich, pozostaje ubogi przez całe życie — od narodzenia aż po śmierć.

W obecnej  kontemplacji  przypomnijmy  sobie   ze   czcią  najważniejsze  ewangeliczne  sceny 
ubogiego   życia   Jezusa:   ubóstwo   Jego   narodzenia   w betlejemskiej   grocie   dla   zwierząt, 
niedostatek i braki materialne w czasie wygnania do Egiptu, ubogie dzieciństwo i młodość 
Jezusa, ciężką pracę ubogiego robotnika w Nazarecie, skromne posiłki człowieka biednego, 
tułaczy styl życia w czasie publicznej działalności. Przedstawmy sobie wreszcie największe 
ubóstwo Jezusa: Jego odarcie ze wszystkiego — także z szat — w czasie męki i śmierci 
krzyżowej.   Jezus   w ten   sposób   przyjął   na   siebie   los   wszystkich   ubogich   w całej   historii 
ludzkości. Upodobnił się do nich we wszystkim oprócz ich grzechów.

Istotą   ubóstwa   Jezusa   nie   jest   przede   wszystkim   skromny   czy   wręcz   biedny,   w sensie 
materialnym, styl życia. Ubóstwo materialne Jezusa symbolizuje Jego bogactwo wewnętrzne 
—  to znaczy  Jego  całkowite powierzenie  się Ojcu  i braciom.  Miłość  do Ojca  jest istotą 
ubóstwa   Jezusa.   I właśnie   dlatego   św.   Paweł   stwierdzi,   że   Jezus   ubogaca   nas   swoim 
ubóstwem. Ubóstwo Jezusa jest miejscem Jego służby. Ubóstwo Chrystusa czyni Go Sługą 
Jahwe
.

Wzywając swoich uczniów do powierzenia się Bogu w sprawach troski o codzienny pokarm, 
napój   i odzienie,   Jezus   opisuje   jednocześnie   swoje   całkowite   zawierzenie   Ojcu   we 
wszystkich sprawach życia. Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, 
ani  o swoje ciało, czym się macie przyodziać.  Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm,  
a ciało więcej niż odzienie? (...) A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie?
 (Mt 6, 25–28)

Jeżeli człowiek powierzy się całkowicie Bogu, wówczas wszystko co go otacza potwierdza 
słuszność   jego   zaufania   do   Stwórcy.   Cała   przyroda,   rośliny   i zwierzęta,   mówią   mu 
o prawdzie jego decyzji: Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają 
do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?(...)  
Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet  
Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na  
polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym  
bardziej was, małej wiary?
 (Mt 6, 26–31)

Prośmy   gorąco,   abyśmy   w błogosławieństwach   Jezusa   odkryli   Jego  osobisty  styl   życia. 
Nauka   Chrystusa   odpowiada   bowiem   stylowi   Jego   własnego   życia.   Jezus   w swoich 
błogosławieństwach  opowiada  o sobie samym. Doświadczenie miłości Jezusa do nas oraz 
naszej miłości do Niego może wzbudzić w nas pragnienie nie tylko poznawania Jego stylu 
życia
, ale także naśladowania go we wszystkim.

Prośmy   także   o wielką   miłość   do  Jezusa  ubogiego.   Módlmy   się,  aby  miłość   ta   stała   się 
źródłem   naszej   siły   i odwagi   w naśladowaniu   Jego   zaufania   Ojcu.   Prośmy,   abyśmy   — 
patrząc na świat oczami Jezusa — umieli  odkrywać  wezwanie do zaufania Bogu, wpisane 
zarówno w nasze serce, jak też w cały otaczający nas świat przyrody.

background image

4. Misterium Paschalne

Ubóstwo   i związane   z nim   łzy,   cierpienie,   poniżenie   i głód,   o których   wspomina   Jezus 
w błogosławieństwach,   nie   są   jednak   wiecznym   i nieodwracalnym   stanem   człowieka. 
Również bogactwo i płynąca z niego ludzka chwała oraz przyjemności zmysłowe nie trwają 
bez końca.

Każde  błogosławieństwo  i każde  biada  wypowiedziane przez Jezusa zapowiada radykalne 
odwrócenie sytuacji: ubodzy otrzymają Boże Królestwo, bogaczom natomiast zostanie ono 
odebrane; głodujący będą nasyceni, a bogacze głód będą cierpieli; płaczący śmiać się będą, 
śmiejący się zaś będą się smucić i płakać.

W hymnie Magnificat Maryia ukazuje nam Boga, który dokonuje radykalnego przewrotu 
w świecie ustanowionym przez człowieka: Rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc  
swoich.   Strąca   władców   z tronu,   wywyższa   pokornych.   Głodnych   nasyca   dobrami,  
a bogatych z niczym odprawia
 (Łk 1, 51–53). Ten radykalny przewrót w hierarchii wartości 
ustalonej ludzkim sposobem myślenia i działania znajduje się w centrum objawienia Bożego.

Przewrót ten zapowiada przede wszystkim Misterium Paschalne. Chrystus  uniżył samego 
siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go  
nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię
 (Flp 2, 8–9).

Ubóstwo, odrzucenie, poniżenie Syna Bożego staje się miejscem Jego wywyższenia i chwały. 
Jezus powieszony na drzewie hańby zmartwychwstaje i zasiada po prawicy swojego Ojca.

Oto jak Izajasz zapowiada tę radykalną przemianę w życiu Sługi Jahwe: On był przebity za  
nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego 
ranach jest nasze zdrowie. (...) Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych 
jako zdobycz, za to, że siebie na śmierć ofiarował
 (Iz 53, 5.12).

W obecnej modlitwie prośmy ubogiego Jezusa, aby słuchanie Jego Słowa, kontemplacja Jego 
Osoby, uczestnictwo w Jego Misterium Paschalnym było dla nas źródłem dokonującej się 
w nas  przemiany  w naszym   sposobie   myślenia,   odczuwania,   wartościowania   i działania. 
Prośmy także, abyśmy umieli demaskować w nas mentalność bogacza, ufającego jedynie 
sobie, by móc wolnym sercem wiązać się z Jezusem ubogim i razem z Nim powierzać się 
Ojcu.

XIII. ODWAGI, JA JESTEM!

 

Zaraz też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim  
odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł,  
a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana  

background image

falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po  
jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa,  
i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!

Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On 
rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok  
silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast  
wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi,  
wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś  
Synem Bożym
 (Mt 14, 22–33).

Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur 
wyszli na szczyt góry. Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał  
przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały,  
wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce,  
jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale  
wzniesione wysoko. I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza
 (Wj 17, 
10–13).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie uczniów znajdujących się w łodzi na 
Jeziorze Galilejskim pośród ciemności nocy. Wsłuchajmy się w szum wiatru, w groźne fale 
jeziora uderzające o łódź. W oddali zaś zauważmy  zbliżającą się ku łodzi postać Jezusa. 
Dostrzeżmy zalęknienie uczniów.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o głębokie pragnienie przyjęcia inicjatywy i planów 
Jezusa wobec naszego życia. Prośmy także, byśmy doświadczyli wewnętrznie, że jesteśmy 
nieustannie obecni w Jego modlitwie, którą w naszym imieniu zanosi do Ojca.

1. Z inicjatywy Jezusa

W kontemplowanej   perykopie   ewangelicznej   centralną   postacią   jest   Chrystus.   Do   Niego 
należy inicjatywa. To On przynagla uczniów, aby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi 
brzeg. Sam natomiast rozsyła tłumy nakarmione cudownie rozmnożonym chlebem. Potem 
udaje się samotnie na górę, aby się modlić.

Kiedy   na   skutek   przeciwnego   wiatru,   gwałtownych   fal   i ciemności   nocy   zrodziło   się 
w sercach uczniów zwątpienie i lęk, Jezus przychodzi do nich i objawia się im jako źródło 
ich odwagi i mocy.

W obecnej   modlitwie   kontemplujmy   z uwagą   Jezusa,   który   podejmuje   inicjatywę; 
obserwujmy   wszystkie   Jego   gesty  i działania;   wsłuchajmy  się   w Jego  słowa.   Zauważmy, 
w jaki sposób wysyła swoich uczniów na drugi brzeg, w jaki sposób modli się na górze. 
Kontemplujmy też Jezusa, jak idzie po jeziorze, jak przemawia do Apostołów, jak rozmawia 
z Piotrem. W sposób szczególny zwróćmy uwagę, jak Chrystus podaje Piotrowi rękę, kiedy 
ten tonie.

background image

Prośmy w tej kontemplacji, aby i w naszym życiu Jezus był centralną postacią; prośmy także 
o pragnienie powierzenia Jemu całego naszego życia. To właśnie do Niego należy inicjatywa, 
ponieważ to On jako pierwszy kieruje naszym życiem. Nie my planujemy naszą przyszłość; 
my ją jedynie odkrywamy i przyjmujemy. Wszelkie nasze wybory są jedynie akceptacją Jego 
wyborów przygotowanych dla nas.

Prośmy o głębokie pragnienie uczynienia Jezusa centrum naszego życia. Prośmy również 
o pragnienie pełnej gotowości w przyjęciu Jego inicjatywy, Jego planów. Módlmy się też 
o wielką mądrość, o duchową przenikliwość, dzięki której moglibyśmy uniknąć przerzucania 
na   Jezusa   naszych   ludzkich   tylko   potrzeb,   pragnień   i oczekiwań.   Prośmy,   abyśmy   nie 
przypisywali Jezusowi tego, co nie pochodzi od Niego, ale jedynie z nas samych.

2. Zaangażowanie uczniów

Po kontemplacji inicjatywy Jezusa w życiu uczniów zwróćmy uwagę na ich zaangażowanie 
i posłuszeństwo. Uczniowie zaraz wsiedli do łodzi i zaczęli się przeprawiać na drugi brzeg. 
Kiedy oddalili się znacznie od brzegu, nagle zerwał się przeciwny wiatr, który miotał łodzią.

Kontemplujmy   w modlitwie   tę   niebezpieczną   sytuację,   w jakiej   znaleźli   się   uczniowie. 
Zauważmy   podnoszący   się   przeciwny   wiatr,   przyglądajmy   się   wzrastającym   falom, 
dostrzeżmy   zapadające   ciemności   nocy.   W sercach   uczniów   budzi   się   niepokój,   lęk 
i zwątpienie.   Nie   przestają   jednak   płynąć   na   drugi   brzeg,   zgodnie   z życzeniem   Jezusa. 
Zmagają się zarówno z żywiołami przyrody, jak i z wewnętrznymi odruchami niepewności, 
lęku i niewiary.

Oddanie   Jezusowi   inicjatywy   w naszym   życiu   nie   oznacza   bynajmniej   naszej   bierności 
i bezczynności. Aby przyjąć zbawcze działanie Jezusa i dostosować do niego nasze życie, 
konieczne jest nasze zaangażowanie, nasz wysiłek, nasza wola walki. Jezus odsłania uczniom 
swoje  plany,   wysyła   ich  z misją,  ale  sam oddala   się  na  górę,  jakby chciał  się  wycofać. 
Zostawia uczniom pole działania.

Jezus   zawsze   daje   uczniom   pole   do   działania.   Chrystus   nie   traktuje   ich   jak   marionetki, 
których   każdy   gest   został   szczegółowo   zaplanowany   i wyreżyserowany.   Posłuszeństwo 
Jezusowi w naszym życiu ma zrodzić naszą inicjatywę, nasze zaangażowanie, naszą wolę 
zmagania.

Wola walki konieczna jest szczególnie wówczas, kiedy napotykamy na trudności, przeszkody 
i niepowodzenia w wypełnianiu zadań danych nam przez Jezusa. Nasza postawa w takich 
właśnie chwilach najpełniej objawia nasze zaangażowanie w realizację inicjatywy Jezusa.

Obraz uczniów przeprawiających się na drugi brzeg jeziora pośród ciemności nocy, pośród 
wzburzonych fal i przeciwnego wiatru może być nam bardzo bliski. Ta metafora wiernie 
oddaje nasze życie, nasze codzienne zmagania, trudy i walki.

background image

W obecnej   kontemplacji   chciejmy   sobie   przypomnieć   nasze   najważniejsze   zmagania 
wewnętrzne i walki duchowe w historii naszego życia. Przypomnijmy sobie szczególnie te 
walki   i zmagania,   które   wydawały   się   być   naszym   bezsilnym   wiosłowaniem   bez   wiary 
w dopłynięcie do brzegu, wszystkie doświadczenia smutku, zniechęcenia, zwątpień czy może 
nawet rozpaczy. Przywołajmy w pamięci te momenty, w których czuliśmy się jak człowiek 
zagubiony pośród nocy, który zapomniał, iż niebawem nadejdzie ranek.

Przypomnijmy sobie także wzburzone fale naszych nieuporządkowanych uczuć i namiętności 
uderzających   w łódź   naszego   życia:   wewnętrzny   gniew,   złość,   osamotnienie,   smutek, 
bezsilną   irytację,   poczucie   krzywdy,   odrzucenia,   niezrozumienie   innych,   różnorodne 
pożądania i głody zmysłowe itp.

Zauważmy, że w tych trudnych sytuacjach dalszy wysiłek, walka i trud wydawały się nam 
nieraz bezsensowne i bezowocne. Skłonni byliśmy wówczas zaprzeczyć obecności Jezusa. 
W duszy rodziła się  pokusa zwątpienia i ucieczki. Zapytajmy  siebie, czy byliśmy  w tych 
trudnych chwilach wytrwali? Czy nie rezygnowaliśmy łatwo z dalszych zmagań i wysiłku? 
Czy byliśmy wierni? Przepraszajmy Jezusa za naszą małą wiarę, z powodu której ulegaliśmy 
być może uczuciom niepokoju, zwątpienia i lęku o siebie.

3. Wyszedł na górę, aby się modlić

Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam 
przebywał
.   Gdy   uczniowie   wysłani   przez   Jezusa   zmagali   się   z ciemnościami   nocy,   ze 
wzburzonymi   falami,   z przeciwnym   wiatrem,   z własnymi   lękami   i zwątpieniem,   On   sam 
udaje się na modlitwę. Modli się całą noc, aż do czwartej straży nocnej.

W naszej kontemplacji chciejmy przedstawić sobie Jezusa przebywającego w samotności na 
górze. Wsłuchajmy się w ciszę nocy przerywaną odgłosami wydawanymi przez zwierzęta 
prowadzące nocne życie. Wyobraźmy sobie, jaką postawę ciała przyjmuje Jezus. Chciejmy 
wsłuchać   się   w słowa   Jego   modlitwy.   Prośmy,   aby   dane   nam   było   sercem   i myślą 
towarzyszyć Jezusowi w Jego modlitwie zanoszonej za uczniów, którzy w tym samym czasie 
zmagają   się   na   pełnym   jeziorze.   W czasie   naszej   kontemplacji   chciejmy   nasycić   się, 
chciejmy   ucieszyć   się   pełnym   sercem   obrazem   Jezusa   modlącego   się   za   nas   na   górze 
w nocnych ciemnościach.

Chrystus modlący się na górze za uczniów podobny jest do Mojżesza, który modli się za 
swój lud, gdy ten walczy z Amalekitami. Gdy ręce Mojżesza były wyciągnięte ku górze, 
Izrael zwyciężał. Gdy jego ręce ze zmęczenia opadały, zwyciężał nieprzyjaciel. Jezus nie 
tylko   naucza   uczniów   i daje   im  przykład  doskonałej   służby   Ojcu   i ludziom,   ale   także 
nieustannie modli się za nich.

Modlitwa   za   uczniów   zanoszona   podczas   Ostatniej   Wieczerzy   jest   ukoronowaniem   tej 
modlitwy, którą Jezus zanosił za nich całe swoje życie. Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim 
imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem  

background image

ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem 
syna zatracenia
 (J 17, 11–12).

Kontemplujmy Jezusa, który nieustannie modli się za swoich uczniów; modli się w nocy na 
górze, modli się w Świątyni Jerozolimskiej, modli się w Wieczerniku, w Ogrójcu, modli się 
na krzyżu. A teraz nieustannie modli się za nas siedząc po prawicy swojego Ojca.

Dziękujmy Mu za Jego wierne trwanie dla nas i za nas przed swoim Ojcem. Prośmy, abyśmy 
doświadczyli wewnętrznie, iż jesteśmy nieustannie obecni w Jego modlitwie zanoszonej do 
Ojca. Prośmy także o głęboką ufność w moc Jego wstawienniczej modlitwy.

Modlitwa Jezusa nie ogranicza się jedynie do krótkiego pobożnego westchnienia do Ojca, ale 
jest   długim   wiernym   trwaniem   w Jego   obecności.   Patrząc   na   Jezusa,   trwającego   przed 
Ojcem,   prośmy   o pragnienie   modlitwy   rozumianej   jako   wierne   trwanie   przed   Bogiem. 
Swoim wiernym trwaniem przed Ojcem w nocnej samotności Chrystus uczy nas wytrwałej, 
przedłużonej modlitwy.

Szczególnym  miejscem,   w którym   spełnia   się   nasze   bycie   uczniami   Jezusa,   jest   właśnie 
modlitwa. Modlitwa, niezależnie od formy i metody, jest naszą najważniejszą czynnością. G. 
Bernanos   w dramacie  Dialogi   karmelitanek  wkłada   w usta   starej   przeoryszy   słowa 
skierowane do kandydatki:  Moja córko, nie jesteśmy przedsiębiorstwem umartwienia, ani  
przybytkami   cnót,   jesteśmy   domami   modlitwy.   Tylko   modlitwa   usprawiedliwia   nasze  
istnienie. Kto nie wierzy w modlitwę, może nas uważać jedynie za oszustki albo pasożyty.  
Gdybyśmy to powiedziały szczerze bezbożnikom, zrozumieliby nas lepiej
.

Jezus to pierwszy  dom modlitwy,  namiot spotkania  dla tych, którzy pragną zbliżyć się do 
Ojca. To właśnie w Jezusie, przez Niego i w Nim my również stajemy się domami modlitwy
stajemy się namiotami spotkania z Ojcem.

Kontemplujmy   Jezusa   modlącego   się   za   nas   na   górze.   Prośmy   o wielkie   pragnienie 
naśladowania Go. Prośmy o głęboką świadomość, że istota życia chrześcijańskiego realizuje 
się w mozolnym i wytrwałym trwaniu na modlitwie.

Nasze trwanie przed Bogiem na wzór Jezusa nie może być jednak ucieczką od życia; nie  
może być szukaniem błogiego spokoju. Trwanie przed Bogiem na modlitwie nie rozwiązuje 
bynajmniej automatycznie naszych wewnętrznych trudności, lęków i niepokojów.

G. Bernanos we wspomnianym dramacie mówi ustami jednej z sióstr zakonnych: Nasz dom 
nie jest domem pokoju. To dom modlitwy. Osoby poświęcone Bogu nie gromadzą się, aby  
zażywać pokoju, lecz starają się wyjednać go dla bliźnich. Nie mamy czasu radować się tym,  
co dajemy
.

Towarzyszenie Jezusowi na modlitwie, naśladowanie Go w dialogu z Ojcem zrodzi w nas 
odwagę   naśladowania   Go   w całym   Jego   życiu,   także   w znoszeniu   wszystkich   krzywd  
i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko 

background image

najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia (ĆD 
98).

4. Odwagi, Ja jestem! 

Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy  
Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz  
przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!

Apostołowie   zaangażowani   w walkę   z przeciwnym   wiatrem,   ze   wzburzonymi   falami, 
z ciemnościami   nocy   nie   rozpoznali   Jezusa   przychodzącego   do   nich   po   wodach   jeziora. 
Zbliżającego się do nich Mistrza uznali za zjawę budzącą strach. Ponieważ całą otaczającą 
ich   rzeczywistość   odbierali   przez   pryzmat   własnych   obaw,   również   na   Jezusa   patrzyli 
poprzez własne lęki. Okrzyk, jaki wyrwał się z ich ust, nie był wyrazem radości i zachwytu, 
ale obawy i przerażenia.

W obecnej kontemplacji chciejmy wpatrzeć się w Jezusa kroczącego po falach wzburzonego 
jeziora.   Zauważmy,   jak   Chrystus   stąpa   po   wodzie,   a ona   Go   nie   pochłania,   ale   unosi. 
Zwróćmy   także   uwagę   na   fale   i silny  wiatr,   którym   Jezus   stawia   czoła   idąc   po  wodach 
jeziora.   Przypatrzmy   się   lękowi   uczniów,   który   zrodził   w nich   na   widok   zbliżającej   się 
postaci. Chciejmy wsłuchać się w ich okrzyki pełne niepokoju i przerażenia.

Człowiek,   który   żyje   w lękach   i poddaje   się   im,   fałszywie   odczytuje   całą   otaczającą   go 
rzeczywistość.   Przykrawa   ją   do   subiektywnie   przeżywanych   zagrożeń.   Człowiekowi 
pogrążonemu we własnych lękach, wszystko zagraża. Zagrożeniem wydaje mu się także sam 
Bóg. Jezus przychodząc do swoich uczniów pragnie rozproszyć ich obawy i lęki: Odwagi! Ja 
jestem, nie bójcie się!

Czego nie mamy się lękać? — pyta Jan Paweł II w swojej książce Przekroczyć próg nadziei
I odpowiada: Nie mamy się lękać prawdy o nas samych. Tę prawdę zobaczył naocznie Piotr  
pewnego dnia i powiedział do Jezusa: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny 
(Łk 5, 8).

Nie mamy się lękać prawdy o nas samych. Nie mamy się lękać prawdy o naszej słabości 
i ludzkiej ułomności, o naszej małej wierze; nie mamy się lękać prawdy o naszej ubogiej 
i mało   bezinteresownej   miłości;   nie   mamy   się   lękać   prawdy   o naszych   wielorakich 
uwikłaniach moralnych, prawdy o naszych nałogach; nie mamy się lękać prawdy o naszych 
zranieniach i skrzywdzeniach emocjonalnych.

Jezus przychodzi do nas pośród ciemności naszych nocy, aby pomóc nam odsłonić i wyznać 
prawdę. Najpierw prawdę o naszym zalęknionym i zagubionym sercu, prawdę pisaną przez 
małe p. Ale ta właśnie prawda — przez małe p — spontanicznie naprowadzi nas na Prawdę 
pisaną przez duże P. Sam Jezus powie o sobie: Ja jestem Prawdą.

background image

Dopiero   prawda   o człowieku   w łączności   z Prawdą   o Bogu–Człowieku   daje   pełne 
wyjaśnienie naszej sytuacji. Jeżeli odgrodzilibyśmy się od Jezusa i zamknęli w nas samych, 
wówczas prawda o słabości stałaby się jedynie pół–prawdą, czy nawet wręcz kłamstwem.

Może okazać się rzeczą bardzo niebezpieczną odsłanianie ran ludzkich słabości, jeżeli nie ma 
w pobliżu   lekarza   i lekarstwa.   Możemy   bezpiecznie   wyznawać   nasze   lęki,   zagubienie, 
ułomności moralne tylko w obecności Jezusa. Dostrzeganie słabości i grzeszności bez Jezusa 
rodzi rozpacz. Człowiek bez Boga staje się dla siebie piekłem. Jezus, odwieczna Prawda, 
wchodzi   w sytuację   człowieka   i staje   się   jego   siłą,   jego   odwagą,   źródłem   jego   miłości, 
źródłem jego nadziei.

Z tą   właśnie   siłą   i odwagą   może   on   pokonać   zagrożenia   płynące   z ludzkiej   słabości, 
grzeszności i lęku. Sam Chrystus jest bowiem mocą człowieka. Krocząc po wzburzonych 
i niebezpiecznych   falach   Jezus   pragnie   przekonać   uczniów,   że   ma   moc   pokonywania 
wszystkiego, co zagraża człowiekowi.

W obecnej   kontemplacji   jeszcze   raz   wpatrujmy   się   w Jezusa   zbliżającego   się   do   łodzi 
uczniów. Wsłuchajmy się z wielką uwagą w Jego słowa: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! 
Chciejmy je usłyszeć jako skierowane bezpośrednio i osobiście do mnie w mojej konkretnej 
sytuacji   życiowej.   Nic   mi   nie   zagrozi,   jeżeli   dam   wiarę   tym   słowom   Chrystusa,   jeżeli 
przyjmę je jako obietnicę mojego życia. Kiedy bowiem przyjmiemy Jezusa do łodzi naszego 
życia i pozwolimy, aby On sam nią kierował, wówczas będziemy świadkami cudu uciszenia 
burzy naszych wewnętrznych zagrożeń i lęków.

Dzięki obecności Jezusa zrozumiemy, że zwyczajne ludzkie trudności i dramaty, choć mogą 
być   przeżywane   boleśnie,   nie  muszą   jednak   rozbijać   nas   wewnętrznie   i doprowadzać   do 
egocentrycznego zamykania się w sobie. I chociaż żywioły dalej będą nieraz uderzać w nas, 
to jednak głęboko przeżywana obecność Jezusa stanie się źródłem pokoju i siły.

W rozmowie   końcowej   rozmawiajmy   najpierw   z Matką   Najświętszą,   prosząc   Ją,   aby 
wyprosiła nam u Syna łaskę odwagi w chwilach trudnych. Ona, która przyjęła z wiarą słowa 
anioła: Nie bój się, Maryio, znalazłaś bowiem łaskę u Boga (Łk 1, 30) — niech sama będzie 
dla nas wzorem odwagi rodzącej się z wiary.

Rozmawiajmy także z Jezusem jak z przyjacielem. Dziękujmy Mu najpierw za Jego Słowa: 
Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!  Uznając zaś Jego Bóstwo padnijmy przed Nim i wraz 
z uczniami wyznajmy wiarę: Prawdziwie jesteś Synem Bożym.

Prośmy   także   Boga   Ojca,   aby   Jego   nieskończona   miłość   objawiona   nam   w Jezusie 
Chrystusie uspokajała nasze zalęknione serca i przekonywała nas, że nasz Stwórca i Zbawca 
nam nie zagraża.

XIV. WIERZĘ, ZARADŹ MEMU NIEDOWIARSTWU!

background image

 

Gdy   przyszli   do   uczniów,   ujrzeli   wielki   tłum   wokół   nich   i uczonych   w Piśmie,   którzy 
rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali 
Go.   On   ich   zapytał:   O czym   rozprawiacie   z nimi?   Odpowiedział   Mu   jeden   z tłumu: 
Nauczycielu,   przyprowadziłem   do   Ciebie   mojego   syna,   który   ma   ducha   niemego.   Ten,  
gdziekolwiek   go   chwyci,   rzuca   nim,   a on   wtedy   się   pieni,   zgrzyta   zębami   i drętwieje. 
Powiedziałem   Twoim   uczniom,   żeby   go   wyrzucili,   ale   nie   mogli.   On   zaś   rzekł   do   nich:  
O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie  
go do Mnie! I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca,  
tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach. Jezus zapytał ojca: Od jak dawna to mu  
się zdarza? Ten zaś odrzekł: Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, 
żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! Jezus mu odrzekł:  
Jeśli   możesz?   Wszystko   możliwe   jest   dla   tego,   kto   wierzy.   Natychmiast   ojciec   chłopca  
zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! A Jezus widząc, że tłum się zbiega, rozkazał  
surowo duchowi nieczystemu: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź 
więcej   w niego!   A on   krzyknął   i wyszedł   wśród   gwałtownych   wstrząsów.   Chłopiec   zaś  
pozostawał   jak   martwy,   tak   że   wielu   mówiło:   On   umarł.   Lecz   Jezus   ujął   go   za   rękę  
i podniósł, a on wstał. Gdy przyszedł do domu, uczniowie Go pytali na osobności: Dlaczego  
my nie mogliśmy go wyrzucić? Rzekł im: Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem 
(Mk 9, 14–29).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa a przed Nim ojca i jego chore 
dziecko. Chłopiec jest pełen niepokoju, rzuca się na ziemię, tarza się, z ust płynie mu piana. 
Zauważmy,   jak   Chrystus   zbliża   się   do   niego   i   z mocą   wypowiada   słowa:  Duchu   niemy 
i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego!

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy Jezusa o głębokie doświadczenie uwolnienia z naszych 
zranień i niemocy; także tych zranień, które towarzyszą nam od samego dzieciństwa.

1. O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? 

Jezus   zstępuje   z Góry   Przemienienia   razem   z trzema   swoimi   uczniami.   U podnóża   góry 
pozostali uczniowie czekali na Mistrza. Podczas nieobecności Jezusa przyszedł ojciec ze 
swoim chorym synem, który miał ducha niemego. Ojciec chciał prosić Jezusa o uzdrowienia 
chłopca. Skoro jednak nie zastał Chrystusa, poprosił o to Jego uczniów. Uczniowie przyjęli 
prośbę ojca i usiłowali dokonać cudu uzdrowienia. Wokół zgromadził się tłum ludzi oraz 
uczeni w Piśmie. Wszyscy obserwowali wysiłki uczniów. Chcieli być świadkami cudu.

Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo musiało zależeć uczniom, aby ich próby okazały się  
skuteczne. Prawdopodobnie powtarzali jakieś gesty i słowa, którymi posługiwał się Jezus: 
wkładali ręce, dotykali chorego, modlili się nad nim.

background image

Uczniowie czuli się  zobowiązani  nie tylko wobec ojca i chorego chłopca, ale także wobec 
nieobecnego Mistrza. Przecież w Jego imieniu chcieli dokonać uzdrowienia. Obawiali się, iż 
niepowodzenie skompromituje nie tylko ich samych, ale także Jezusa i Jego naukę.

Uczniowie byli bardzo przejęci i zajęci swoją rolą. Byli przejęci obserwującymi ich tłumami, 
uczonymi   w Piśmie,   niepokojem   ojca   oraz   cierpieniem   chłopca.   Ale   im   gorliwiej 
wykonywali   gesty   i powtarzali   słowa,   tym   bardziej   zapominali   o tym,   co   jest   istotą 
uzdrowienia: zapominali o wierze w moc Boga. Zabrakło im żywej wiary.

Uczniowie prawdopodobnie kilka razy podejmowali próby uzdrowienia. Jednak każda była 
bezskuteczna.   Z powodu   nieskuteczności   ich   działania   powstały   dyskusje   i zamieszanie 
w tłumie.   Przeciwników   Jezusa   z pewnością   musiało   ucieszyć   niepowodzenie   uczniów. 
Dowodzili  być   może,   iż   wszystkie   dotychczasowe   uzdrowienia  Jezusa  dokonywane   były 
pomocą złych duchów (por. Łk 11, 19). Uczniowie poczuli się w obowiązku bronić Jezusa. 
Nie byli jednak w stanie zrozumieć, dlaczego ich obecne próby były bezskuteczne.

W tę sytuację wkracza sam Jezus.  On ich zapytał: O czym rozprawiacie z nimi?  Wówczas 
ojciec chłopca krótko przedstawia całą sprawę. Podaje objawy choroby swojego dziecka. 
Stwierdza jednak, iż interwencja uczniów była bezskuteczna: Nauczycielu, przyprowadziłem 
do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim,  
a on  wtedy  się pieni, zgrzyta zębami  i drętwieje. Powiedziałem Twoim  uczniom,  żeby  go  
wyrzucili, ale nie mogli
.

Jezus nie pytając uczniów, w jaki sposób próbowali dokonać uzdrowienia, jakie wykonywali 
gesty,   jakich   używali   słów,   od   razu   z pewną   niecierpliwością   podaje   przyczyny 
bezskuteczności ich działania: O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam 
was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!

Chciejmy z pomocą naszej wyobraźni wejść w tę scenę. Wyobraźmy ją sobie tak, jak opisuje 
nam ją Ewangelia. Widzieć osoby. (...) Patrzeć na nie, kontemplując je (...) tak, jakbym tam  
znalazł się obecny, z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i z czcią
 (ĆD, 114).

Kontemplujmy w sposób szczególny zniecierpliwienie Jezusa. Wsłuchajmy się w Jego trudne 
słowa: O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Te słowa 
Jezus   kieruje   zarówno   do   ojca,   do   uczniów,   jak   i do   tłumu   oraz   uczonych   w Piśmie. 
Wsłuchajmy   się   w nie   z uwagą.   Pytajmy   siebie,   w jakich   okolicznościach,   w jakich 
sytuacjach życia Jezus mógłby skierować do mnie takie właśnie słowa?

Pytajmy siebie także, czy nie próbuję uzdrawiać siebie samego o własnych siłach, z czysto 
ludzkiej motywacji: aby zadowolić siebie, aby zdobyć świadomość, że jestem poprawny, 
doskonały lub też by zyskać aprobatę innych. Jakie moje postawy, zachowania świadczyłyby 
o takiej próbie?

Próba   uzdrawiania   siebie   lub   innych   oparta   tylko   na   ludzkich   wysiłkach   będzie   zawsze 
nieskuteczna, nawet gdybyśmy pomagali sobie gestami, słowami, modlitwami, praktykami 

background image

pokutnymi itp., które stosował sam Jezus. Uzdrowienie jest owocem działającej w nas mocy 
Bożej, która przychodzi poprzez modlitwę prośby, jałmużnę i post. Te ludzkie działania są 
jednak   wyrazem   zaufania   mocy   Boga.   To   Bóg   sam   uzdrawia.   Czyni   to   jednak   dzięki 
zaufaniu, wierze i ofierze człowieka.

plemię   niewierne,   dopóki   mam   być   z wami?   Dopóki   mam   was   cierpieć?  Chciejmy 
odpowiedzieć   Jezusowi   na   to   pytanie   z całym   realizmem,   licząc   się   z naszą   słabością, 
z głębią naszego zranienia, z głębią naszej nieufności.

Dajmy Jezusowi odpowiedź: Bądź, Jezu, zawsze z nami. Bez Ciebie nic dobrego uczynić nie  
możemy
. Chciejmy odpowiedzieć jak bezbronne, słabe, ale ufne dziecko, które zdaje sobie 
sprawę, iż nie może liczyć na siebie. Prośmy Jezusa, aby cierpliwie znosił naszą niewiarę,  
aby cierpliwie nas upominał, wychowywał, uczył zaufania i wiary.

2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy 

Na prośbę Jezusa przyprowadzono do Niego chorego chłopca. Sama bliskość Jezusa zdawała 
się pogarszać stan chłopca: Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł  
na ziemię i tarzał się z pianą na ustach
.

Ten bardzo przykry obraz musiał  wzbudzać  współczucie i litość.  A kiedy Jezus rozkazał 
duchowi   niememu   i głuchemu  wyjść   z niego,  on   krzyknął   i wyszedł   wśród   gwałtownych 
wstrząsów. Chłopiec pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: On umarł.

Kiedy Jezus zbliża się do tego, co jest w nas chore, wówczas zły duch — posługując się 
naszym zranieniem i słabością — jakby zdwaja swoje działanie. Chce przekonać człowieka, 
że interwencja Jezusa może jedynie pogorszyć istniejącą już sytuację. Pragnie powiedzieć 
człowiekowi: Nie ufaj Jezusowi. Jego działanie może ci jedynie zaszkodzić.

Wielu ludzi temu wierzy. Aby uniknąć chwilowego odczucia bólu zamykają się w swoich 
ranach   i urazach.   Bronią   się   przed   jakąkolwiek   pomocą   z zewnątrz.   Swoje   obronne 
zachowania racjonalizują retorycznym pytaniem:  Po co jeszcze grzebać w przeszłości? Czy 
to   coś  pomoże?
  Przyjmując   taką   lękową   i obronną  postawę,   utrwalają   w sobie  zranienia. 
Działają   one   wówczas   głębiej   i skuteczniej;   działają   bowiem   poza   ich   świadomością 
i wolnością.

Człowiek,  który pragnie  uzdrowić  swoją  przeszłość musi  przebić się  przez  paniczny lęk 
przed chwilowo odczuwanym bólem. Otwieranie starych, zaschniętych ran zawsze sprawia 
ból. Ale jest to ból przejściowy, ból czasowy.

Ojciec chłopca nie zniechęcił się bezskutecznymi próbami uczniów. Miłość do syna była 
źródłem   jego   siły,   jego   odwagi.   Jeszcze   raz   zwraca   się   więc   do   Jezusa   z prośbą 
o uzdrowienie chłopca. Wówczas Jezus zapytał ojca: Od jak dawna to mu się zdarza? Ten  
zaś odrzekł: Od dzieciństwa.
  Jest to bardzo  ludzkie  pytanie. Jezus zwraca w nim uwagę na 
historię choroby  dziecka. Do cudu uzdrowienia nie była potrzebna znajomość  przebiegu 

background image

choroby.   Jezus   zadaje   jednak   to   pytanie,   aby   dać   ojcu   możliwość   zwerbalizowania   jego 
długiego cierpienia i bólu, aby dać mu możliwość wyżalenia się przed Nim.

Ojciec podejmuje pytanie i opisuje przebieg choroby dziecka. Historia choroby syna jest 
także historią jego  cierpienia:  Często (duch  niemy i głuchy) wrzucał  go nawet  w ogień i 
w wodę, żeby go zgubić
. Opis choroby chłopca ojciec kończy szczerą i serdeczną prośbą: 
Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!

W obecnej kontemplacji, w kontekście naszych zranień, słabości, nałogów chciejmy usłyszeć 
Jezusowe pytanie:  Od jak dawna to ci się zdarza? Od kiedy czujesz się taki zagubiony,  
nieszczęśliwy, nieufny, skrzywdzony, lekceważony, pogardzany, niekochany, odrzucony itp? 
Tym pytaniem Jezus nie chce nas obnażać, upokarzać, poniżać. Daje nam jedynie okazję, 
byśmy podzielili się tym, co nas boli, co jest źródłem naszego cierpienia.

Odwołując się do tego pytania chciejmy sobie przypomnieć historię naszej choroby: historię 
naszego zagubienia, historię odrzucenia, historię nałogu itp.

Na pytanie: Od jak dawna mi się to zdarza? być może odpowiemy razem z ojcem chłopca: 
Od dzieciństwa. Od zawsze. Jak sięgam moją  pamięcią,  zawsze byłem właśnie taki.  Nie  
pamiętam, abym czuł się wolny, ufny, pełen pokoju, pełen radości
.

Chciejmy wyżalić się Jezusowi, wypowiedzieć przed Nim jeszcze raz to, co jest naszym 
zranieniem, bólem. Uczmy się modlitwy, która rozpoczyna się od wypowiedzenia tego, co 
nas martwi, boli, krzywdzi. Nie możemy jednak zakończyć naszej modlitwy na żaleniu się.  
Podobnie   jak   ojciec   chorego   dziecka   prośmy:  Lecz   jeśli   możesz   co,   zlituj   się   nad   nami  
i pomóż nam! Nie zostawiaj nas w takim stanie
.

Jezus przyjmując prośbę ojca, zwraca mu jednak uwagę na nieufność, która pozostaje jeszcze  
w jego   sercu.   Ojciec   chłopca   zdaje   się   mówić   do   Jezusa   z cieniem   wątpliwości:  Twoi 
uczniowie nie mogli uzdrowić mojego dziecka. A może Ty potrafisz?

Jezusowi wystarcza jednak sama prośba. Choć przebija z niej jeszcze nieufność, to jednak 
jest ona szczera i żarliwa. Wychodząc od tej prośby pragnie najpierw uzdrowić wiarę ojca: 
Jezus mu odrzekł: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.

Każde uzdrowienie wewnętrzne, niezależnie od tego, czego ono dotyczy, rozpoczyna się od 
uzdrowienia wiary, od zbudowania zaufania do Boga, do bliźnich i do siebie samego. Jezus 
mówi otwarcie ojcu o jego nieufności, ale jednocześnie daje mu nadzieję. Wszystko możliwe 
jest dla tego, kto wierzy
.

To jedno zdanie Jezusa stoi w centrum rozważanej Ewangelii. Jezus zwraca nam uwagę, iż 
nie można do Boga mówić: Jeżeli możesz... W takim sformułowaniu kryje się nieufność. Jest 
ona wyrazem podejrzliwości wobec Boga. W naszej modlitwie o uzdrowienie trzeba zrobić 
inne   zastrzeżenie:  Jeżeli   chcesz.   Jeżeli   taka   jest   Twoja   wola.   Tak   właśnie   modlił   się 
trędowaty: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8, 2).

background image

W tak   sformułowanej   prośbie   wyraża   się   wiara   w moc   Jezusa,   a jednocześnie   otwartość 
wobec jego działania i woli. Ja wiem, że Ty wszystko możesz. Ale nie wiem, jaka jest Twoja  
wola,   jakie   są   Twoje   zamiary   wobec   mnie.   Nie   chcę   działać   według  własnych   pragnień  
i planów, ale jedynie zgodnie z Twoją najświętszą wolą.

Wszystko   możliwe   jest   dla   tego,   kto   wierzy.   Jezus   pragnie   powiedzieć   ojcu,   że   cud 
uzdrowienia nie zależy tylko od samej mocy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli 
brakuje   nam   wiary,   wówczas   Boża   wszechmoc   wobec   nas   będzie   bezsilna.   Moc   Boża 
pozostaje  związana  dla   tego,   kto   w nią   nie   wierzy.   Bóg   nie   może   nic   zrobić   w sercu 
człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie mówi Mu NIE. W swoim rodzinnym miasteczku 
Jezus niewiele zdziałał cudów z powodu niedowiarstwa swoich współziomków (Mt 13, 58).

Uzdrowienie   poznanych   ran,   słabości   i grzechów   rozpoczyna   się   od   uzdrowienia   wiary 
człowieka.   Jeżeli   wierzę,   że   mogę   przezwyciężyć   moją   nieufność,   zamknięcie,   obawy, 
skrzywdzenia i lęki, wówczas jest mi to dane dzięki łasce Boga.

3. Zaradź memu niedowiarstwu 

Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!  Ojciec uznaje 
i jednocześnie wyznaje istniejącą w nim wewnętrzną sprzeczność. Zdaje się mówić: Wierzę, 
a jednak   istnieje   we   mnie   niewiara.   Wierzę,   ale   nie   do   końca.   W chwilach   powodzenia  
życiowego wydaje mi się, że wierzę. Ale w momentach kryzysu i trudności nachodzi mnie 
niewiara
.

Wiara   jest  wartością   dynamiczną.   Wiara   podlega   nieustannemu   rozwojowi.   Od   niewiary 
i małej wiary przechodzi się stopniowo do coraz silniejszej i pełniejszej wiary. Ten wzrost 
wiary w nas wymaga  naszego wysiłku, zaangażowania, hojności serca. Wiary nie można 
posiąść  raz na zawsze. Nie  można   jej utrwalić  w spiżowym  posągu, jak  można   utrwalić 
kształty jakiegoś przedmiotu.

Nasza wiara to nieustanne odpowiadanie Bogu na Jego stwórcze i zbawcze działanie w nas. 
Podobnie   jak   Bóg   nieustannie   rodzi   nas   i podtrzymuje   w istnieniu,   tak   my   nieustannie 
rodzimy   i podtrzymujemy   w nas   naszą   wiarę.   Gdyby   Bóg   choć   na   chwilę   przestał 
podtrzymywać nasze życie, natychmiast zapadlibyśmy się w nicość.

To, co jeszcze wczoraj budziło moje większe zaufanie, dziś — przy zmianie zewnętrznych 
okoliczności,   przy   zmianie   wewnętrznych   przeżyć   —   może   rodzić   podejrzliwość, 
zniechęcenie, nieufność. Trudne czy wręcz bolesne sytuacje życiowe, przeżycia wewnętrzne 
są wezwaniem do większej wiary, są wezwaniem do oczyszczenia wiary.

Natychmiast   ojciec   chłopca   zawołał:   Wierzę,   zaradź   memu   niedowiarstwu!  Zauważmy 
pośpiech ojca, który natychmiast kieruje swoją prośbę o łaskę wzrostu wiary.

Aby nasza wiara mogła dojrzeć, Bóg nieraz dopuszcza na nas oczyszczające doświadczenia 
życiowe. On sam nas w nie wprowadza i On sam z nich wyprowadza. Samo pragnienie wiary 

background image

jest decyzją serca, możliwą  od zaraz, możliwą natychmiast.  Dziś wierzę tak, jak umiem. 
Pragnę   jednak   większej,   głębszej   wiary.   Prowadź   mnie,   Panie,   do   wiary   pełniejszej,  
dojrzalszej.

Pragnienie zaufania, pragnienie wiary wystarcza, aby Jezus mógł wkroczyć ze swoją Boską 
mocą.   Jezus  rozkazał  surowo  duchowi  nieczystemu: Duchu   niemy  i głuchy,   rozkazuję  ci,  
wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego
.

Interwencja Jezusa jest jasna, zdecydowana i mocna. Jest to interwencja skuteczna. Ale samo 
wyjście  ducha   niemego   i głuchego  jeszcze   nie   uleczyło   chorego   chłopca.   Zły   duch 
opuszczając chłopca, z zemsty pozostawił go jak martwego. Wielu nawet mówiło: On umarł
Dopiero kiedy Jezus ujął go za rękę i podniósł, on wstał.

Podanie   ręki   chłopcu   przez   Jezusa   naprowadza   nas   na   inny   cud   —   wskrzeszenie 
dwunastoletniej dziewczynki. Jezus ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum,  
to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań!
 (Mk 5, 41). Ostatecznie to sam Jezus przywraca 
człowiekowi zdrowie, życie. On daje człowiekowi tchnienie życia.

Prośmy, abyśmy w tych rekolekcjach doświadczyli mocy Jezusowej ręki, aby ona podniosła 
nas, podźwignęła, abyśmy dzięki niej odczuli w sobie pełnię Jego życia, pełnię Jego radości, 
Jego pokoju. Prośmy szczególnie, aby Jezus uzdrowił naszą małą wiarę.

XV. BURZA NA JEZIORZE

 

Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na  
jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, 
mówiąc:  Panie,   ratuj,   giniemy!   A On   im   rzekł:  Czemu   bojaźliwi   jesteście,   małej   wiary?  
Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: 
Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?
 (Mt 8, 23–27)

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie najpierw na jeziorze łódź z uczniami 
i Jezusem oraz zrywającą się gwałtowną burzę: szalejący wiatr, wielkie fale, błyskawice. 
Dostrzeżmy niepokój uczniów. Dostrzeżmy także Jezusa, który w tych okolicznościach śpi. 
Zauważmy,   w jaki   sposób   uczniowie   budzą   Jezusa.   Obudzony   ze   snu   Jezus   najpierw 
upomina uczniów: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?, a potem ucisza burzę na jeziorze. 
Wsłuchajmy się najpierw z uwagą w słowa Jezusa, a następnie w ciszę na jeziorze.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Będziemy   prosić   o głęboką   świadomość   obecności   Jezusa 
w każdej   sytuacji   naszego   życia,   także   wówczas,   kiedy   będziemy   czuli   się   przestraszeni 
i zagubieni.

background image

1. Jezus wszedł do łodzi

Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Zauważmy najpierw, że Jezus wchodzi 
do   łodzi   jako   pierwszy.   Uczniowie   idą   za   Jezusem.   Jest   to   bardzo   ważne   stwierdzenie  
zarówno   w wymiarze   naszego   osobistego   doświadczenia   duchowego,   jak   również 
w odniesieniu   do   dawania   innym   świadectwa.   Jezus   zawsze   idzie   jako   pierwszy.   My 
natomiast idziemy za Jezusem.

Jezus jako pierwszy wchodzi do ludzkiej łodzi, a my idziemy za Nim, śledzimy Jego słowa, 
Jego   działanie,   Jego   życie,   Jego   Osobę.   Uczeń   jedynie  naśladuje  Jezusa,   czyli   idzie   po 
śladach swojego Mistrza.

Jeden z podstawowych błędów życia duchowego i naszego apostolstwa polega na tym, iż 
usiłujemy wejść do łodzi życia bez Jezusa; do łodzi własnego życia lub też życia cudzego. 
Jesteśmy wówczas kuszeni, aby samowolnie podejmować pewne decyzje, kroki, działania, 
a następnie   szukać   potwierdzenia   ich   u Jezusa.   Ale   nasze   plany,   decyzje   i działania 
podejmowane bez Jezusa nie sprawdzą się. Staną się wcześniej czy później źródłem naszego 
cierpienia i udręki.

Zauważmy, że w Ewangeliach łódź symbolizuje Kościół. Nasze osobiste trwanie z Jezusem 
tworzy mały Kościół w ramach wielkiej wspólnoty całego Kościoła. Jestem cząstką wielkiej 
wspólnoty Kościoła. Życie każdego z nas podobne jest więc do małej łupinki orzecha, która 
pływa na brzegu jeziora.

W obecnej modlitwie dziękujmy Jezusowi za dar wspólnoty Kościoła. Dzięki niej możemy 
doświadczać   obecności   Jezusa,   możemy   doświadczać   wzajemnej   miłości,   wzajemnej 
pomocy   i przyjaźni.   Dzięki   wspólnocie   Kościoła   możemy   bezpiecznie   przechodzić   przez 
życie. Prośmy, abyśmy czuli się żywymi członkami Kościoła; nie tylko tymi, którzy mogą 
czerpać   ze   skarbca   Kościoła,   ale   także   i tymi,   którzy   mogą   dzielić   się   z innymi   braćmi 
w wierze tym, czego doświadczają.

2. Burza na jeziorze

Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Łódź 
Kościoła   do   pewnego   tylko   stopnia   zabezpiecza   nas   przed   niebezpieczeństwami   jeziora, 
niebezpieczeństwami świata. W przeszłości istniała tendencja, aby pokazywać Kościół jako 
jedyne bezpieczne miejsce na świecie, miejsce wolne od niebezpieczeństw świata. Jest to 
obraz prawdziwy, ale tylko do pewnego stopnia. Kościół nie tworzy nigdy miejsca ucieczki 
od świata. Kościół znajduje się pośród świata i pełni misję dla jego zbawienia.

Nagle  zerwała się gwałtowna burza. Gwałtowna burza uderza w łódź: w tę wielką Łódź 
Kościoła   oraz   w tę   małą   łupinę   orzecha,   jaką   jest   moje   życie.   Gwałtowna   burza   to 
zagrożenie.   Kościół   żyje   pośród   zagrożeń.   Próba   przedstawiania   Kościoła   jako   instytucji 
wyłączonej   ze   świata,   dającej   poczucie   bezpieczeństwa,   ponieważ   izoluje   od   zagrożeń 
istniejących   na   świecie,   nie   odpowiada   rzeczywistości   Kościoła   zamierzonej   przez 

background image

Chrystusa.   Jezus   chciał   innego   Kościoła:   Kościoła   jako  znaku   czasu,   jako  znaku  Jego 
obecności na świecie, Kościoła jako znaku zbawienia, znaku nadziei dla świata.

Wiele   procesów   cywilizacyjnych,   które   przetaczają   się   dzisiaj   przez   ludzkość   w sposób 
gwałtowny   jak   burza,   dotyka   także   Kościoła.   Procesy   te   uderzają   zarówno   w Kościół 
Powszechny, jak również w poszczególnych jego członków — w owe małe łupinki orzecha.

Dokonujące się przemiany cywilizacyjne, ich szybkość i gwałtowność nierzadko wytrąca nas 
z dotychczasowego  poczucia  bezpieczeństwa  i spokoju.  Gwałtowność  przemian  powoduje 
nieraz   wielką  falę.  Dzisiejsze  przemiany  są   zagrożeniem dla  wielu   tylko  dlatego,   że  nie 
nadążają za nimi. Czują się wytrąceni z pewnej równowagi życiowej. Nie umieją dostosować 
się do rytmu przemian.

Ale   także   wielu   młodych   ludzi   doświadcza   dzisiaj   pokusy   ucieczki   od   życia.   Formą   tej 
ucieczki bywa tzw. alternatywny styl życia: zażywanie narkotyków, nadużywanie alkoholu, 
ucieczka od zaangażowania zawodowego, ucieczka od założenia rodziny, pusty zewnętrzny 
seks.

Kościół   nie   może   i nie   chce   izolować   się   od   tych   młodych   ludzi,   którzy   boją   się   życia 
i właśnie   dlatego   tak   bardzo   agresywnie   nastawieni   są   do   świata   urządzonego   przez 
dorosłych. Kościół żyje pośród świata. Działa i otwiera się na wszystkich. Wychodzi do 
zagubionego współczesnego człowieka i ukazuje mu fundament, na którym można oprzeć 
swoje życie. I chociaż rola Kościoła wydaje się dziś trudniejsza i bardziej złożona, to jednak 
nie może i nie chce on obrażać się na świat oraz na gwałtowność dokonujących się w nim 
przemian.

Z drugiej strony trzeba nam jednak uświadomić sobie, że gwałtowne burze szaleją także 
w każdym   z nas.   Nasze   zranienia,   nasze   namiętności,   nasze   słabości   są  głębiną   morską 
istniejącą w sercu człowieka. Jest to zadatek na nieskończoność nieba lub na otchłań piekła 
ludzkiego życia.

Prośmy w tej kontemplacji, abyśmy dostrzegli nasze morskie głębiny, które jak wulkan mogą 
wybuchnąć   w chwili   zmęczenia,  chwilowego   nieopanowania  lub   innych   niesprzyjających 
okoliczności życia.

Zagrożenie burzą ukrywa się głęboko w każdym z nas, tli się jak żar w popiele. Na zewnątrz 
nie można go dostrzec. Wystarczy jednak, że przyjdzie większy wiatr, a niemal natychmiast 
wybucha   on   ponownie   nieopanowanym   ogniem.   Nagle   żar   ukryty   w popiołach   staje   się 
wielkim pożarem, który niszczy wokół siebie wszystko. Najpierw niszczy samego siebie, 
a później niszczy innych.

W obecnej kontemplacji chciejmy podjąć pytania dotyczące  mojego doświadczenia burzy
podwójnej   burzy   —   tej   wywołanej   zewnętrznymi   okolicznościami   oraz   tej   wewnętrznej 
powodowanej   przez   nasze  morskie  głębiny.  Zauważmy,   w jaki   sposób   dotyka   nas   to,  co 
dzieje   się   na   zewnątrz   nas:   we   współczesnej   cywilizacji,   w świecie   polityki,   w życiu 

background image

społecznym,   w życiu   rodzinnym,   w życiu   wspólnoty   kościelnej.   Zauważmy   częstotliwość 
tych fal, ich wielkość, ich gwałtowność. Zauważmy, jak one wpływają na nas. Opowiedzmy 
Jezusowi o tych falach, o lękach, o obawach, które one w nas rodzą.

Uderzanie   fal   o łódź   naszego   życia   bywa   trudne   i bolesne.   Stąd   też   możemy   odczuwać 
pokusę, aby odgrodzić się od świata zewnętrznego. Pytajmy się, czy nie ulegamy tej pokusie? 
Czy nie usiłujemy odcinać się od świata? Możemy próbować postawić wysoką barierę na 
krawędzi naszej łodzi tak, by żadna fala nas nie dosięgła. Czy nie próbujemy się izolować od 
ludzi:   od   członków   rodziny,   od   wspólnoty,   od   towarzyszy   pracy,   od   społeczeństwa,   od 
świata, od cywilizacji?

W obecnej kontemplacji dostrzeżmy także nasze burze wewnętrzne. Chciejmy zmierzyć ich 
gwałtowność.   Spróbujmy   je   nazwać,   dostrzec   ich   źródła.   Zauważmy,   jak   doświadczenie 
burzy wewnętrznej nakłada się nieraz na doświadczenie burzy zewnętrznej. Zauważmy całą 
naszą bezradność w takich chwilach. Pytajmy siebie, w jaki sposób usiłujemy uspokoić nasze 
serce. Czy w takich momentach zwracamy się do Boga jako Pana, który rządzi zarówno 
niebem i ziemią, jak i ludzkim sercem? Czy uciekamy się w takich chwilach do modlitwy? 
Czy szukamy zaufania i powierzenia się Opatrzności Bożej?

Jeżeli   chcemy   udzielać   skutecznej   pomocy   bliźnim,   musimy   przejść   przez   osobiste 
doświadczenie burzy, aby pełniej i głębiej móc ich rozumieć. Bywa nieraz, iż chcemy tanio 
i powierzchownie pocieszać innych usiłując stłumić ich burze wewnętrzne. Ale im głębiej 
tłumimy   swoje   lub   cudze   burze,   tym   stają   się   one   gwałtowniejsze   i coraz   bardziej 
niebezpieczne.

3. Sen Jezusa w łodzi

Kiedy na jeziorze szalała burza i uczniowie byli pełni niepokoju i lęku, Jezus spał w łodzi. 
Chrystus choć spał ze zmęczenia, był jednak obecny wśród uczniów. Do Jezusa śpiącego 
w łodzi możemy odnieść słowa Pieśni nad Pieśniami: Ja śpię, lecz serce me czuwa (Pnp 5, 2). 
Jezus śpiąc czuwa dyskretnie, czuwa delikatnie, czuwa z oddali.

Na kartach Ewangelii możemy odnaleźć jakby podwójną obecność Jezusa. Z jednej strony 
Chrystus   działa,   jest   aktywny,   jest   zewnętrznie   zaangażowany.   Głosi   Dobrą   Nowinę, 
uzdrawia,   wskrzesza   umarłych,   ucisza   burzę   na   morzu,   karmi   tłumy   chlebem,   odwiedza 
przyjaciół, rozmawia, pociesza, karci. W tym pierwszym sposobie obecności Jezusa łatwo 
dostrzega się Jego Boską moc  pracującą  w Jego człowieczeństwie. Jego człowieczeństwo 
objawia wówczas Jego Bóstwo.

W Ewangelii   spotykamy   jednak   także   drugą   formę   obecności   Jezusa.   Jest   to   obecność 
bardziej pasywna, jakby bierna, milcząca; Chrystus oddala się od tłumów i swoich uczniów 
na nocną modlitwę lub odpoczynek, słucha, patrzy i obserwuje, śpi; wycofuje się i ucieka, 
kiedy przychodzi zagrożenie.

background image

Milcząca i pasywna obecność Jezusa objawia się najpełniej w czasie Jego męki i śmierci. 
Zachowuje się On jak cichy baranek także wówczas, kiedy jest obrażany, maltretowany, 
biczowany,   cierniem   koronowany,   krzyżowany.   Jezus   pokornie   przyjmuje   mękę   i śmierć 
jako wolę swojego Ojca. Gdy Jezus jest obecny w ów drugi sposób, Jego Bóstwo jakby 
ukrywa się za zasłoną człowieczeństwa; Jezus wydaje się wówczas być bezsilny.  Chrystus 
śpiący w łodzi
 wydaje się być nieobecny.

W obecnej modlitwie kontemplujmy oba sposoby obecności. Patrzmy z uwagą na Jezusa, 
który działa, jest aktywny, spieszy się, przemawia z zaangażowaniem, uzdrawia, wypędza 
kupców   ze   świątyni,   gwałtownie   napomina,   pociesza.   Ale   przypatrujmy   się   też   z uwagą 
Chrystusowi   trwającemu   w milczeniu   i ciszy,   zamyślonemu,   Temu,   który   płacze, 
wypoczywa lub śpi.

Popatrzmy także z uwagą i miłością na Jezusa, który pozwala, aby Go obrażano, oskarżano, 
wyśmiewano, biczowano, krzyżowano. Prośmy, aby sam Chrystus objawił nam pełnię swojej 
obecności. Prośmy też, abyśmy odkryli i docenili tę drugą obecność — bardziej niewidoczną, 
bardziej dyskretną. Prośmy, byśmy poznali jej najgłębszy sens i znaczenie dla naszego życia 
duchowego.

4. Moje doświadczenie obecności Jezusa

Nasze   doświadczenie   Jezusa   posiada   również   podwójny   charakter.   Z jednej   strony 
doświadczamy działania Jezusa w sposób wyraźny, jasny, mocny, aktywny. Jego działaniu 
i obecności towarzyszą wówczas silne przeżycia emocjonalne, stany pocieszenia, pewności 
wewnętrznej, silnej nadziei i odwagi.

Pod wpływem Jego obecności i Jego działania rodzą się w nas silne pragnienia wewnętrzne, 
podejmowane są ważne decyzje życiowe, konkretne czyny i działania. W takich chwilach 
mocno doświadczamy sensu i celu obecności Jezusa w naszym życiu. Mamy wówczas silne 
poczucie bezpieczeństwa. Jasno i wyraźnie widzimy, iż nasza wiara w Jezusa ma sens i jest 
— mówiąc prostym językiem — bardzo przydatna do życia.

W obecnej kontemplacji spróbujemy odkryć tę właśnie wyraźną obecność Jezusa w naszym 
życiu. Chciejmy dostrzec, zauważyć  mocne  uczucia,  które towarzyszyły takiej obecności 
Jezusa. Być może były to ważne i przełomowe momenty życia, chwile decydujące o kształcie 
całego życia, chwile decydujące o kształcie życiowego powołania. Spróbujmy przywołać te 
momenty obecności Jezusa, chciejmy je przeżyć ponownie. Spróbujmy jeszcze raz powrócić 
do tych głębokich przeżyć. Dziękujmy Bogu za nie.

Z drugiej strony Jezus ofiaruje nam także inny rodzaj swojej obecności. Jest to obecność 
cichego, pokornego Baranka Bożego, na którym spełnia się proroctwo Izajasza:  Dręczono 
Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony,  
jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich
 (Iz 53, 7).

background image

Przypomnijmy sobie te momenty naszego życia, w których doświadczyliśmy Jezusa jako 
milczącego Baranka Bożego. Być może wołaliśmy głośno o jakiś znak, a On zdawał się być 
głuchy, nieobecny; być może prosiliśmy usilnie o jakiś cud, a On okazał się bezsilny. Być 
może   prosiliśmy   o uzdrowienie   własne   lub   kogoś   bliźniego,   a On   zdawał   się   być 
niewrażliwy. Kiedy ktoś śpi, zdaje się nic nie słyszeć, nic nie rozumieć, nic nie czuć. Takiej 
milczącej obecności Jezusa doświadczyła bardzo boleśnie kobieta kananejska. Kiedy usilnie 
wołała:  Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez  
złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem
 (Mt 15, 22–23).

Kiedy łupinka orzecha naszego życia jest zagrożona, wydaje się nam, że Jezus powinien być 
obecny w sposób bardzo aktywny, widoczny dla naszego ludzkiego oka. Sądzimy wówczas, 
że powinien działać mocno i wyraźnie. Wydaje się także, iż konieczne są nam jasne znaki 
i mocne   gesty.   Nie   uspokaja   nas   sama   obecność   Jezusa   jako  cichego   Baranka   Bożego
Brakuje nam wówczas wyraźnego oparcia w znakach zewnętrznych, ponieważ zbyt łatwo 
lekceważymy   ciche   i delikatne   natchnienia   wewnętrzne.   Odruchowo   rodzi   się   więc   bunt 
przeciwko tej  biernej,  pasywnej  obecności Jezusa. Rodzi się też podejrzenie, iż Jezus jest 
nieczuły   i niewrażliwy.   Jezus   śpiący   w łodzi   wydaje   się   być   obojętny   na   ludzki   los. 
Ewangelista   Marek   szczerze   opisuje,   iż   taka   właśnie   pretensjonalna   i oskarżająca   była 
reakcja uczniów wobec Jezusa śpiącego w łodzi. Mówili oni do Niego: Panie, nic Cię to nie  
obchodzi, że giniemy?

W chwilach   zagrożenia   jesteśmy   kuszeni,   by   uwierzyć   naszym   odczuciom   lęku,   które 
zapowiadają  nasz rychły koniec. Uczucia te mówią nam, że giniemy. Pod ich wpływem 
niecierpliwie   budzimy   Jezusa   i usiłujemy   Go   przekonać   o potrzebie   nagłej   interwencji. 
Chcemy   dyktować   Mu,   jak   winien   się   zachować;   kiedy   i jak   powinien   przyjść   nam 
z pomocą;   jakie   gesty   i znaki   winien   wykonać   itp.   Z budzeniem   Jezusa   łączą   się   nasze 
pretensje i oskarżenia. Zdajemy się powtarzać za uczniami: Panie, nic Cię to nie obchodzi, że  
giniemy?

Jezus pozwala się uczniom obudzić. I w tym właśnie fakcie przejawia się Jego Boska pokora. 
Daje się przekonać, że Jego milcząca obecność uczniom już nie wystarcza.

Chrystus wsłuchuje się w słowa uczniów zarówno wtedy, kiedy wyrażają one pokorną, cichą 
i uległą prośbą, jak i wtedy, kiedy są wyrazem ich żalów, pretensji czy wręcz wewnętrznego 
buntu. Jezus wie, że chociaż nie wiedzą, co mówią, to jednak przemawiają do Niego z całym 
zaufaniem, na jakie ich w tym momencie stać.

Prośmy o głębokie doświadczenie Jezusa jako cichego Baranka. Prośmy także o wiarę, że 
pomimo braku namacalnych dla nas znaków Jego aktywności w niektórych chwilach naszego 
życia,   On   jest   obecny,   On   czuwa,   On   kocha,   On   działa.   Przywołując   w naszej   pamięci 
konkretne burze naszego życia, wyraźmy wiarę, iż Chrystus był z nami obecny ze swoją 
nieskończoną miłością także wówczas, kiedy rodziły się w nas odczucia oddalenia i obcości.

5. Cud uzdrowienia serca

background image

Zauważmy, w jaki sposób Jezus zaczyna działać, kiedy uczniowie Go obudzili. Nie zwraca 
najpierw uwagi na zagrożenia zewnętrzne: na przeciwny wiatr, na wzburzone fale jeziora, na 
wodę zalewającą łódź. Jezus zwraca uwagę na niewiarę uczniów. Chrystus zaczyna działać, 
ale nie według programu uczniów. Najpierw mówi im o rzeczywistym zagrożeniu, jakim jest 
dla nich ich mała wiara: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Pierwszym zagrożeniem dla 
człowieka nie są niebezpieczeństwa płynące ze świata zewnętrznego, ale niebezpieczeństwa 
płynące z zalęknionego i niewiernego serca. Pierwszym zagrożeniem dla nas nie jest sama 
burza, ale lękliwy sposób jej przeżywania. Pierwszym zagrożeniem dla człowieka jest jego 
postawa odgradzania się od Boga i zamykania się w sobie samym.

Wewnętrzna przemiana człowieka nie rozpoczyna się od uciszenia zewnętrznych fal, na które 
często nie mamy wpływu, ale od uciszenia serca. Podstawowy błąd, jaki nieraz popełniamy, 
polega   na   tym,   że   w uzdrowieniu   wewnętrznym   zaczynamy   najpierw   zwracać   uwagę   na 
zewnętrzne reakcje, zachowania, odczucia. Usiłujemy najpierw zmienić rzeczy zewnętrzne, 
nie dotykając naszego serca.

Jezus ucisza burzę na życzenie uczniów. Potem wstał, rozkazał wichrom, jezioru, i nastała 
głęboka cisza
. Tego właśnie oczekiwali uczniowie. To wydawało im się konieczne. I Jezus 
uczynił to, o co Go usilnie prosili. Jezus może zrobić w nas tylko to, na co jesteśmy otwarci i 
o co Go wyraźnie prosimy. Jezus może uzdrowić w nas tylko to, co Mu przedstawiamy jako 
przyczynę naszego nieszczęścia. Chrystus nie mógł natomiast uzdrowić niewiary uczniów, 
nie   mógł   uzdrowić   ich   z ich   lęków,   ponieważ   nie   doświadczali   jeszcze   takiej   potrzeby 
w sobie. Na cud uzdrowienia serca z lęku jeszcze się nie otworzyli.

Cud   uciszenia   burzy   na   jeziorze   jest   jednak   tylko   rozwiązaniem   doraźnym,   chwilowym. 
Cisza na jeziorze nie stała się wieczną ciszą. Pan Jezus swoim jednorazowym uciszeniem 
burzy nie zmienił praw przyrody. Zmiany warunków atmosferycznych powodowały kolejne 
burze. Uzdrowienia z chorób ciała, wskrzeszania umarłych były także  chwilowymi cudami
Uzdrawiani i wskrzeszani do życia umierali jak wszyscy inni ludzie.

Burze na jeziorze istniały i będą istnieć. Uczniowie nie rozumieli jednak, że problemem ich 
życia nie są burze na jeziorze, ale burze w ich zalęknionych sercach. Jezus uciszył burzę na 
jeziorze,   ale   nie   mógł   jeszcze   uciszyć   serc   Apostołów.   Ten   zasadniczy   cud   dokona   się 
znacznie później już po Zmartwychwstaniu Mistrza.

O ile cud uciszenia burzy na jeziorze był doraźny, przejściowy, o tyle cud uzdrowienia serca 
mógłby być cudem trwałym. Kolejne burze na morzu ich życia wywoływały kolejne lęki. 
Natomiast uzdrowienie serca sprawiłoby, że kolejne burze przeżywane byłyby przez nich już 
inaczej; nie byłyby bowiem okazją do objawiania się ich ludzkich lęków,  ale okazją do 
wzrostu ich małej wiary.

W obecnej kontemplacji prośmy Jezusa, aby był dla nas pomocą  i ratunkiem w chwilach 
zagrożenia   i niepewności;   prośmy   także,   aby   nieustannie   leczył   nasze   serca   z niewiary 
i nieufności. Módlmy się również, aby cud uzdrowienia serca był dla nas ważniejszy, niż 
doraźna pomoc w trudnych chwilach.

background image

6. Kimże On jest? 

Uczniowie pytają: Kimże On jest, że nawet wichry i jeziora są Mu posłuszne? Fakt, że wichry 
i jeziora   są   posłuszne   swemu   Stwórcy,   jest  prostym,   jakby   oczywistym   cudem.   Natura 
nieożywiona musi być posłuszna swojemu Panu.

Gdyby uczniowie przeżyli burzę w pełnym zaufaniu Jezusowi, wówczas mogliby zadać inne 
pytania:  Kimże On jest, że człowiek w swojej wolności jest Mu posłuszny i oddaje Mu całe 
swoje życie? Kimże On jest, że mamy kochać Go całym swoim sercem, całą swoją duszą,  
całym swoim umysłem? Kimże On jest, że mamy żyć tak, jak On żyje? Kimże On jest, że Jego  
życie staje się dla nas najwyższym kryterium wszystkich wyborów, decyzji i planów życia?

Pytanie:  Kimże  On  jest,  że  nawet  wichry i jezioro  są  Mu posłuszne?  — jest początkiem 
innego pytania: Kimże On jest w moim życiu? Jakie zajmuje miejsce i jaką spełnia On rolę? 
Udzielmy Jezusowi odpowiedzi na te pytania zgodnie z tym, co dyktuje nam nasze serce.

Na zakończenie kontemplacji prośmy Jezusa, aby nurtowało nas wewnętrzne pytanie: Kimże 
On jest?
 Módlmy się, by pytanie to stało się jedną z najważniejszych spraw naszego życia. 
Prośmy jednak, abyśmy w szukaniu odpowiedzi na nie umieli być nie tylko wierni, uczciwi 
i ofiarni,   ale   także   cierpliwi   i pokorni.   Odpowiedź   na   pytanie,   kim   jest   Jezus,   przyjdzie 
bowiem nie tylko dzięki naszym duchowym zmaganiom, ale w równej mierze dzięki Jego 
łasce.

XVI. WOLNOŚĆ JEZUSA

 

Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi  
go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać.  
Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
 (J 10, 17–18).

Wtedy   przystąpił   kusiciel   i rzekł   do   Niego:   Jeśli   jesteś   Synem   Bożym,   powiedz,   żeby   te  
kamienie stały się chlebem. Lecz On mu odparł: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje  
człowiek,   lecz   każdym   słowem,   które   pochodzi   z ust   Bożych.   Wtedy   wziął   Go   diabeł   do  
Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć  
się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą,  
byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Odrzekł mu Jezus: Ale jest napisane także:  
Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo  
wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: 
Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. Na to odrzekł mu Jezus: Idź precz,  
szatanie!   Jest   bowiem   napisane:   Panu,   Bogu   swemu,   będziesz   oddawał   pokłon   i Jemu 
samemu służyć będziesz. Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali 
Mu
 (Mt 4, 3–11).

background image

Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne — gniazda, lecz Syn Człowieczy  
nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć
 (Łk 9, 58).

Tak to, bracia, nie jesteśmy dziećmi niewolnicy, ale wolnej. Ku wolności wyswobodził nas  
Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!
 (Ga 4, 
31 — 5, 1).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy  sobie Jezusa  kuszonego na pustyni, który 
z wielką wewnętrzną swobodą odrzuca kolejne pokusy złego ducha. Wsłuchajmy się w słowa 
Jezusa wypowiedziane z mocą: Idź precz, szatanie!

Prośba o owoc rozmyślania: Prośmy o wewnętrzny podziw, adorację dla wolności Jezusa: dla 
Jego   niezależności   wewnętrznej,   dla   Jego   swobody   wyrażania   opinii,   dla   Jego   wolności 
wobec wszelkich zagrożeń, wobec jakichkolwiek ludzkich pożądań, namiętności czy lęków. 
Prośmy   także,   aby   On   sam   odsłonił   nasze   lęki   o swoje   życie   oraz   dał   nam   głębokie 
pragnienie kroczenia drogą wolności. Prośmy o pragnienie życia w wewnętrznej wolności na 
wzór wolnego Jezusa.

1. Dążenie do wolności

Dążenie do wolności jest jedną z podstawowych wartości człowieka. To właśnie w wolności 
i dzięki niej człowiek realizuje swoje zasadnicze cele i dążenia.  Najważniejszym zadaniem 
człowieka   jest   zrozumienie   troski   Boga   i szacunek   dla   wolności   człowieka   —   wolności,  
najwyższego objawu troski Boga o człowieka. (...) Szacunek dla człowieka oznacza szacunek  
dla wolności ludzkiej
 (A. J. Heschel).

Wolność   w sposób   istotny   wiąże   się   z inną   podstawową   wartością   człowieka,   jaką   jest 
miłość. Nie można doświadczyć prawdziwej miłości bez doświadczenia wolności. Wolność 
stanowi integralną część miłości.

Wiek dwudziesty jawi się jako szczególny czas dążenia do wolności. Walka o wyzwolenie 
narodowe i społeczne oraz osobista wolność nabrały wielkiego znaczenia. Walka klasowa, 
wyzwolenie klasowe stały się pojęciami, które zdominowały życie społeczne i polityczne 
naszego dwudziestego wieku.  Doświadczenie  człowieka  pokazuje  jednak, że  wyzwolenie 
zewnętrzne i zbiorowe pozostaje bardzo często wyzwoleniem pozornym. Nierzadko bowiem 
wyzwolenie spod jednej niewoli klasowej czy narodowej wprowadza te same narody i klasy 
społeczne w inne formy niewoli, nierzadko gorsze od pierwszej.

Próby wyzwolenia zewnętrznego i zbiorowego mogą  tylko wówczas zostać ukoronowane 
sukcesem, jeżeli poprzedzi je i będzie im towarzyszyć nieustannie wyzwolenie wewnętrzne 
i osobowe.   Istotą   wyzwolenia   wewnętrznego   jest   pokonanie   najpierw   w sobie   samym 
wszelkich form niewoli.

Wolność   ludzka   nie   polega   jednak   na   jakiejś   absolutnej   niezależności   od   kogokolwiek 
i czegokolwiek. Wolność polega na całkowitym związaniu się z kimś, przez kogo człowiek 

background image

czuje się kochany i którego sam pragnie kochać. Wolność w sposób konieczny wiąże się 
z miłością. Ostatecznie źródło wolności spoczywa w samym Bogu, który jest nieskończoną 
miłością. Bóg jest absolutnie wolny, ponieważ jest samą miłością. To On stworzył człowieka 
wolnym, aby — naśladując samego Stwórcę — mógł przyjmować i dawać miłość.

Obecne dążenie do wolności zewnętrznej i zbiorowej odsłania, iż nasze czasy potrzebują 
ludzi zaangażowanych na drodze do wyzwolenia wewnętrznego i osobowego. W procesie 
współczesnego  wyzwolenia   chrześcijanie  mogą   odegrać  niezwykłą  rolę.  Istotą  powołania 
chrześcijańskiego jest bowiem powołanie do wolności dzieci Bożych:  Wy  zatem, bracia,  
jesteście powołani do wolności
 (Ga 5,13) — pisze św. Paweł.

Podstawę wolności chrześcijan tworzy wolność Jezusa Chrystusa. To właśnie dzięki niej i 
w niej   stajemy   się   ludźmi   wolnymi.   Doświadczenie   osobistej   wolności   zdobywanej 
w Chrystusie daje nam prawo wzywać innych, aby razem z nami kroczyli tą samą drogą.

2. Jezus Chrystus źródłem wolności

Prawdziwą  wolność  daje  nam  Bóg  w Jezusie  Chrystusie.  On sam  jest  obrazem wiecznej 
wolności   Boga.   Wolność   stanowi   jedną   z podstawowych  wartości  Jezusa,   do   której 
nieustannie dąży i którą ciągle żyje.

Ze wszystkich czterech Ewangelii przebija opis Człowieka wolnego  wolnością absolutną
Chrystus żyje zarówno wolnością zewnętrzną, jak i wolnością wewnętrzną. Jezus nie poddaje 
się presji środowiska, w którym żyje: presji rodziny, presji przyjaciół, presji uczniów, presji 
opinii społecznej. Jezus nie poddaje się także presji władzy religijnej czy politycznej.

Jezus   nie   ulega   również   jakimkolwiek   zniewoleniom   wewnętrznym,   nie   ulega   żadnym 
przymusom   uczuciowym   i psychicznym.   Jezus   nie   poddaje   się   lękowi   o siebie,   obawom 
o swoją   przyszłość;   nie   ulega   żądzy   władzy,   pożądliwości   ciała   czy   jakiejkolwiek   innej 
namiętności.

Cała osobowość  Jezusa, Jego  sposób życia,  myślenia, przeżywania i działania oddaje się 
jednej  wartości  i jednej   Osobie:   Ojcu.   Jezus   swoją   wolność   angażuje   całkowicie 
i niepodzielnie w dzieło swojego Ojca.

Prośmy, abyśmy mogli podziwiać, adorować wolność Jezusa: Jego niezależność wewnętrzną, 
swobodę w rozmowie ze wszystkimi ludźmi, Jego wolność wobec zagrożeń i niepewności, 
wolność   wobec   ludzkiego   odrzucenia   i innych   zranień,   wolność   wobec   jakichkolwiek 
ludzkich pożądań i namiętności.

To właśnie wolność Jezusa sprawia, iż Jego odpowiedzi dawane przeciwnikom budzą ich 
podziw. Dziękujmy Jezusowi za dar Jego wolności, poprzez który ukazuje nam, na czym 
polega   nasza   wolność.   Dziękujmy   Mu   za   wezwanie   do   wolności   poprzez   poznawanie, 
miłowanie i naśladowanie Go.

background image

3. Wolność Jezusa wobec życia doczesnego

Jezus w wypełnianiu swojej misji nie ogląda się na opinię ludzką. Nie ulega też żadnym 
niesprawiedliwym   szantażom   ze   strony   władz   religijnych   (por.   Mk   12,   13–17).   Także 
wówczas, kiedy Sanhedryn przesądzi już o Jego śmierci, Jezus nie podda się lękowi o własne 
życie.   Otwarcie   da   świadectwo   o swojej   misji   mesjańskiej,   choć   wie,   iż   stanie   się   ono 
zasadniczym motywem skazania Go na śmierć. Jezus zachowuje całkowitą wolność wobec 
życia   ziemskiego.   Niesprawiedliwy   sąd,   brutalna   męka   i śmierć   stają   się   miejscem 
realizowania absolutnej, Boskiej wolności Jezusa. Jezus powie, iż nikt nie zabiera Mu życia 
przemocą, lecz On sam od siebie je oddaje. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać.  
Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
 (J 10, 17–18).

Wolność Jezusa wobec życia fizycznego nie wypływała z pogardy lub też z lekceważącego 
stosunku do niego, ale z całkowitej ufności do Ojca oraz z pragnienia pełnienia Jego woli. 
Jezus ma głęboką świadomość wartości własnego życia. Jezus ceni swoje życie ziemskie. Ale 
ponad swoje życie bardziej ceni Ojca i Jego wolę. Całkowita jedność z Ojcem, pragnienie 
wykonania do końca Jego woli jest źródłem wolności Jezusa wobec swojego życia.

Rozważając wolność Jezusa wobec życia ziemskiego przypatrzmy się, jak bardzo bywamy 
zniewoleni obawą o nasze życie. Ów lęk kieruje nieraz wielu naszymi odruchami, decyzjami 
i działaniami.   Pod   wpływem   lęku   o siebie   popełniamy   wiele   błędów   i grzechów,   np. 
tchórzliwie   milczymy   tam,   gdzie   należałoby   odważnie   zabrać   głos.   Innym   razem   pod 
wpływem lęku mówimy dużo i niepotrzebnie. Bronimy się bowiem także wtedy, kiedy nic 
i nikt nam nie zagraża.

Prośmy  Jezusa,  aby odsłonił nam nasze  lęki  o swoje  życie,  ponieważ  są one  przejawem 
naszego zniewolenia, naszej niewiary i koncentracji na sobie. Wzbudzajmy też w nas uczucia 
wdzięczności   i uwielbienia   Boga   za   dar   wolności   objawiony   nam   w Jezusie   Chrystusie. 
Prośmy   również,   aby   Jego   wolność   była   dla   nas   nieustannie   wezwaniem.   Prośmy 
o pragnienie wewnętrznej wolności na wzór wolnego Jezusa.

4. Wolność Jezusa wobec posiadania materialnego

Ewangelie ukazują nam też w Jezusie Człowieka wolnego wobec posiadania materialnego. 
Ubogie   życie   w Nazarecie   oraz   ubogi   styl   życia   wędrownego   proroka   jest   sposobem 
realizowania wolności w korzystaniu z wszelkich dóbr doczesnych. Jezus powie o sobie: lisy 
mają nory i ptaki powietrzne — gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę  
mógł oprzeć
 (Mt 8, 20).

W postawie Jezusa wobec rzeczy nie ma jednak cienia manichejskiej pogardy dla materii. 
Jezus nie lekceważy potrzeby korzystania z dóbr. W modlitwie Ojcze nasz każe nam prosić 
Ojca niebieskiego: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.

Jezus pozostaje wolny wobec zdobywania dóbr materialnych. Wie bowiem, iż nie posiadanie 
nadaje wartość człowiekowi. Nie mieć, ale być stanowi ostateczne kryterium ludzkiej osoby. 

background image

Powiększanie swoich zasobów materialnych nie zabezpiecza życia, ponieważ nawet gdy ktoś 
opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia
 (Łk 12, 15).

Swoją   naukę   Jezus   wcielił   w swój   sposób   myślenia,   odczuwania   i działania   pozostając 
całkowicie   wolnym   wobec   jakiejkolwiek   chciwości.   Chrystus   nazywa   głupcem   bogacza, 
który   z pomocą   nagromadzonego   majątku   chciał  spotęgować,   jakby   zwielokrotnić   swoje 
życie. Bogacz sądził, iż przy pomocy bogactwa  wydłuży  swoje życie. Bezrozumnie mówi 
więc do siebie: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata złożone; jedz, pij i używaj! Ale Jezus 
nazywa go po prostu głupcem: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie (Łk 
12, 19–20).

Głupota bogacza polega na szukaniu życia w martwych rzeczach. Nawet gdy ktoś opływa we  
wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia
 (Łk 12, 15). Życie człowieka nie zależy 
od martwych przedmiotów, także wówczas, kiedy nagromadzi ich bardzo dużo. Chciwość 
pieniądza u współczesnego człowieka jest najczęściej próbą zabezpieczenia swojego życia. 
Taki   charakter   posiada   zarówno   zachłanna   chciwość   jednostek,   jak   również   pazerna 
chciwość ekonomiczna bogatych narodów, które wykorzystują narody biedniejsze od siebie 
czyniąc z nich wielki rynek zbytu dla własnej nadprodukcji.

Jeżeli nasze własne życie nie zależy od naszego mienia, to tym bardziej wypełnianie naszej 
misji   nie   jest   również   uzależnione   od   stanu   posiadania.   Nabywając   rzeczy   materialne, 
korzystając   z najnowszych   środków   technicznych,   nie   możemy   nigdy   zapomnieć,   że 
w wypełnianiu misji najwięcej znaczy nasze osobiste świadectwo życia oraz nasze osobiste 
naśladowanie Jezusa Chrystusa.

Dziękujmy   Bogu   za   dar   wolności   Jezusa   wobec   świata   materii   oraz   ludzkiej   żądzy 
posiadania.   Wolność   wobec  rzeczy  sprawia,   iż   to,   co   dla   chciwych   staje   się   miejscem 
zniewolenia i grzechu, dla wolnych staje się miejscem szukania i znajdowania Boga. Św. 
Ignacy dzięki swojej wolności wobec świata odkrył rzeczy jako miejsce obecności Boga.

Prośmy   o głębokie   zrozumienie,   na   czym   polega   nasza   osobista   wolność   wobec   świata 
materii. Prośmy także, abyśmy wyzbyli się złudzenia, że  martwe rzeczy  mogą podtrzymać 
i zabezpieczyć nasze życie doczesne. Prośmy też o głębokie wniknięcie w prawdę, że życie 
człowieka zależy najpierw od Boga.

5. Wolność Jezusa wobec potrzeb ciała

Wtedy   przystąpił   kusiciel   i rzekł   do   Niego:   Jeśli   jesteś   Synem   Bożym,   powiedz,   żeby   te  
kamienie stały się chlebem. Lecz On mu odparł: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje  
człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych
 (Mt 4, 3–4).

Czterdziestodniowy   post   Jezusa   na   pustyni,   Jego   częste   i długie   nocne   czuwania   na 
modlitwie,   niewygody   związane   z życiem   wędrownego   nauczyciela,   Jego   doświadczenie 
głodu oraz wszystkie inne niewygody życiowe ukazują nam człowieka, którego potrzeby 

background image

ciała   są   podporządkowane   zjednoczeniu   z Ojcem   i wypełnianiu   Jego   woli.   Ciało   Jezusa 
zostaje poddane duchowi i jemu służy.

Wolność Jezusa wobec potrzeb ciała nie wyraża się jednak w jakichś uciążliwych i długich 
postach   i praktykach   pokutnych.   Chrystus   nie   naśladuje   surowego   życia   swojego 
poprzednika, Jana Chrzciciela. Prowadzi ubogie życie wędrownego proroka, ale pozwala się 
gościć wszystkim.  W wolności wewnętrznej  je  i pije to,  czym  Go  częstują.  Ten  kontrast 
pomiędzy stylem życia Jana Chrzciciela a stylem życia Jezusa posłuży Jego przeciwnikom za 
pretekst do oskarżenia Go, że jest żarłokiem i pijakiemPrzyszedł Syn Człowieczy: je i pije; 
a wy mówicie: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników
 (Łk 7, 34).

Wolność Jezusa sprawia, iż potrzeby ciała nie zatrzymują Jego uwagi. Nie pochłaniają Jego 
ludzkich energii ani wtedy, gdy cierpi głód, ani gdy siada do obficie zastawionego stołu 
u bogatego Zacheusza czy też Szymona Faryzeusza. Królestwo Boże, to nie sprawa tego, co  
się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym
 (Rz 14, 17).

Jezus, który prowadzi życie  pełne Ducha, nie doznaje dokuczliwych głodów zmysłowych. 
My   natomiast,   w przeciwieństwie   do   Jezusa,   doświadczamy   nierzadko   nieopanowanych 
głodów naszych zmysłów. Ujawniają się one między innymi w nadużywaniu jedzenia i picia, 
w nadużyciach seksualnych, w nadużywaniu programów audiowizualnych, w alkoholizmie, 
w narkomanii.

Nadużycia te płyną jednak nie tyle z realizowania rzeczywistych potrzeb ciała, ale przede 
wszystkim z pustki serca. Jeżeli człowiek nie realizuje swoich najgłębszych potrzeb ducha, 
wówczas   sfrustrowane   pragnienia   duchowe   objawiają   się   jakimiś   nieokreślonymi 
niepokojami i głodami psychicznymi i zmysłowymi. Te właśnie niepokoje i głody trawią nas 
i zżerają wewnętrznie.

Podstawowym naszym błędem jest to, iż nie analizując ich sensu, odruchowo usiłujemy je 
uspokajać   poprzez   konsumpcje   zmysłowe.   Łatwo   tworzy   się   wówczas   uzależnienie 
zmysłowe. Kiedy rzucamy się w wir doznań zmysłowych, wtedy stopniowo doprowadzamy 
się do stanów coraz większego rozbicia psychicznego i duchowego. Tak tworzą się w nas 
destruktywne nałogi i uzależnienia psychiczne.

Wyprowadzenie nas z niewolniczego uzależnienia od doznań zmysłowych nie może jednak 
odbywać się wyłącznie na drodze jakiegoś woluntaryzmu, siłą samej ludzkiej woli. Trzeba 
najpierw rozpocząć od szukania sensu i celu swojego życia. Moralizatorski ton, do którego 
nierzadko się odwołujemy w pracy wychowawczej, katechetycznej, kaznodziejskiej, a także 
w pracy nad sobą (powinieneś, musisz), nie przyniesie żadnego owocu, jeżeli nie zbudujemy 
w sobie i w innych głębokich  motywacji  wewnętrznych.  Doświadczenie  pokazuje, iż jest 
praktycznie niemożliwe uleczyć człowieka z nałogów i uzależnień zmysłowych, jeżeli nie 
podejmuje i nie realizuje on swoich najgłębszych potrzeb duchowych; jeżeli nie zakorzenia 
swojego życia w Bogu.

background image

W obecnej kontemplacji prośmy Jezusa, abyśmy odkrywali w sobie potrzebę coraz większej 
wolności   wewnętrznej:   wolności   wobec   doznań   ciała,   wolności   wobec   posiadania 
materialnego oraz wolności wobec swojego ziemskiego życia. Prośmy też o zrozumienie, że 
wolność wewnętrzna stanowi konieczny warunek dobrze przeżywanej wolności zewnętrznej.

6. Wolność Jezusa wobec ludzkiej miłości

Nieskrępowana wolność, z jaką Jezus przebywa i rozmawia z kobietami i z mężczyznami, 
jest świadectwem Jego czystego serca, które nie zawiera jakiejkolwiek pożądliwości. Pełna 
wolność   Jezusa   wobec   miłości   małżeńskiej   i rodzinnej,   z której   dobrowolnie   rezygnuje, 
wyraża Jego bezwarunkowe oddanie się Ojcu i pragnienie pełnienia Jego woli.

Wyrzeczenie   się   miłości   małżeńskiej   i rodzicielskiej   w celibacie   pozostawia   w człowieku 
jakąś głęboką pustkę uczuciową, którą może wypełnić jedynie doświadczenie synowskiej 
miłości do Boga na wzór synowskiego oddania się Jezusa swojemu Ojcu. Żyć w celibacie dla 
Jezusa, z miłości do Jezusa, tak — ale Jezusa pełniącego swe posłannictwo objawiania Ojca  
wszystkim   ludziom.   Żyć   w celibacie,   aby   dawać   świadectwo   o czułości   Ojca   wobec 
wszystkich ludzi, a zwłaszcza ubogich i najmniejszych
 (M. Rondet).

Wolność   Jezusa   wobec   ludzkiej   miłości   jest   wielkim   darem   nie   tylko   dla   żyjących 
w celibacie,   ale   także   dla   osób   realizujących   miłość   małżeńską   i rodzicielską.   Czystość 
Jezusa jest wzorem czystej miłości również w małżeństwie i w rodzinie. W ludzkiej miłości 
erotycznej   i seksualnej   kryje   się   bowiem  niebezpieczna   władza,   którą   narzeczeni 
i małżonkowie przyznają sobie nawzajem. Z jednej strony może ona  przemienić się w dar 
i rezygnację z siebie, ale też może przerodzić się w posiadanie i alienację
 (M. Rondet).

Obserwując   uważnie   relacje   międzyosobowe,   jakie   istnieją   w wielu   małżeństwach 
i rodzinach, łatwo odkryć, w jaki sposób władza związana z miłością ludzką prowadzi do 
wzajemnego   zniewalania   siebie.   Dominowanie   emocjonalne   jednego   z małżonków   nad 
drugim, wzajemne ograniczanie swojej wolności oraz inne formy manipulowania sobą — oto 
najczęstsze   przejawy   nadużyć   związanych   z władzą,   jaką   w miłości   erotycznej   ludzie 
przyznają   sobie   nawzajem.   Nierzadko   też   ofiarami   alienacji   i posesywności   w miłości 
małżeńskiej stają się dzieci.

W obecnej modlitwie dziękujmy Jezusowi za Jego całkowite oddanie się Ojcu, które stało się 
źródłem Jego wolności wobec ludzkiej miłości. Prośmy także, aby Jego powierzenie się Ojcu  
było   dla   nas   wezwaniem   do   nieustannego   szukania   intymnego   zjednoczenia   z Bogiem, 
z którego zrodzi się nasza wolność wobec ludzkiej miłości; wolność, dzięki której będziemy 
mogli — zgodnie ze swoim stanem życia — dawać świadectwo czułej i delikatnej miłości 
Boga do człowieka.

XVII. DAJ MI PIĆ

background image

 

Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które niegdyś  
dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział  
sobie   przy   studni.   Było   to   około   szóstej   godziny.   Nadeszła   tam   kobieta   z Samarii,   aby 
zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! (...) Na to rzekła do Niego Samarytanka:  
Jakżeż   Ty   będąc   Żydem   prosisz   mnie,   Samarytankę,   bym   Ci   dała   się   napić?   (...)   Jezus  
odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj  
Mi   się   napić   —   prosiłabyś   Go   wówczas,   a dałby   ci   wody   żywej.   Powiedziała   do   Niego  
kobieta:   Panie,   nie   masz   czerpaka,   a studnia   jest   głęboka.   Skądże   więc   weźmiesz   wody  
żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił 
i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije  
tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął  
na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu  
wiecznemu.   Rzekła   do   Niego   kobieta:   Daj   mi   tej   wody,   abym   już   nie   pragnęła   i nie 
przychodziła   tu   czerpać.   A On   jej   odpowiedział:   Idź,   zawołaj   swego   męża   i wróć   tutaj! 
A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie  
mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.  
To powiedziałaś zgodnie z prawdą
 (J 4, 5–18).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawmy   sobie   Jezusa,   który   siedzi   samotnie   przy 
studni Jakubowej oraz kobietę, która przychodzi do studni zaczerpnąć wody. Kontemplujmy 
rozmowę   Jezusa   z kobietą.   Dostrzeżmy   wielką   wewnętrzną   wolność   Chrystusa,   z jaką 
rozmawia z nią. Wsłuchajmy się z uwagą w Jego słowa wypowiedziane do Samarytanki: Daj 
Mi pić!

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy, abyśmy doświadczyli wewnętrznie, iż Jezus pragnie 
naszej miłości oraz że my również tęsknimy za Jego bezwarunkową, Boską miłością. Prośmy 
także, abyśmy otwarli się na miłość Jezusa i jednocześnie chcieli odpowiedzieć Mu miłością 
na miłość.

1. Miłość wyłączna

W Ewangelii   św.   Jana   pragnienie   wody   wyraża   pragnienie   serca.   Jezus   mówiąc   do 
Samarytanki: Daj Mi pić zaprasza ją, aby oddała Mu całe swoje życie w miłości.

To wezwanie Jezus kieruje nie tylko do Samarytanki, ale do każdego z nas. W tym wezwaniu 
Chrystus domaga się bezwarunkowego oddania, oddania bez reszty.

W jednym słowie  pragnę  wypowiedzianym tuż przed śmiercią na krzyżu (J 19, 28) Jezus 
najpełniej wyraził potrzebę swego Serca. W nim zawarł cały sens i cel swojego ziemskiego 
życia.

W więzi z Jezusem nie chodzi więc najpierw o naszą bezgrzeszność, nienaganność moralną 
lub jakąś formę  twórczej samorealizacji. Jezus pragnie najpierw naszej miłości. W relacji 

background image

z Jezusem   chodzi   przede   wszystkim   o przyjęcie   Jego   Osoby,   a wraz   z Nią   Jego   życia 
ukrytego, Jego życia publicznego, Jego nauki oraz Jego śmierci i Zmartwychwstania. Chodzi 
o oblubieńcze oddanie się najpierw Jemu.

Symbolem   jedności   ucznia   z Jezusem   jest   jedność   kobiety   i mężczyzny.   Kobieta,   żona 
opuszcza dom matki i ojca i idzie zamieszkać u swojego męża, w jego domu. Dom męża 
staje się jej domem. Uczeń Jezusa również idzie mieszkać u swojego Mistrza. Dom Mistrza 
staje się domem ucznia.

Uczniowie Jana pytają Jezusa: Nauczycielu — gdzie mieszkasz? Jezus im odpowie: Chodźcie, 
a zobaczycie. (...) I tego dnia pozostali u Niego
 (J 1, 38–39).

Dojrzała miłość małżeńska ma charakter wyłączny. Pomiędzy dwoje kochających się osób, 
mężczyznę i kobietę, nie może wejść nikt trzeci jako równorzędny partner. Miłość wyłączna, 
oblubieńcza jest zawsze miłością zazdrosną. I taką właśnie miłością Bóg kocha Izraela: Pan 
zapalił się zazdrosną miłością ku swojej ziemi, i zmiłował się nad swoim ludem
 (Jl 2, 18).

Z tej zazdrosnej miłości Boga rodzi się przykazanie:  Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię  
wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie  
będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu! (...) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie 
będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym
 (Wj 20, 2–5).

Zazdrosna   miłość  Jezusa   do   nas   domaga   się   również   z naszej   strony  miłości   wyłącznej
Miłości do Jezusa nie można podzielić z kimkolwiek: z własnymi rodzicami, z dziećmi, ze 
współmałżonkiem,   z najlepszymi   przyjaciółmi.  Jeśli   kto   przychodzi   do   Mnie,   a nie   ma 
w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może  
być moim uczniem
 (Łk 14, 26).

W obecnej modlitwie prośmy Jezusa, aby objawił nam swoją zazdrosną miłość, która nadaje 
najpełniejszy sens i cel naszemu życiu. Prośmy także, abyśmy mogli z zaufaniem przyjąć ją 
i odpowiedzieć na nią naszą zazdrosną miłością.

2. Nasza słabość w relacji z Jezusem

Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę,  
bym Ci dała się napić?

Parafrazując słowa Samarytanki możemy powiedzieć do Jezusa:  Jakżeż Ty, będąc Synem  
Bożym,   zwracasz   się   do   mnie   grzesznika?
  Kiedy   uświadamiamy   sobie   własną   słabość, 
grzeszność, wówczas  rodzi  się  w nas  radykalne  zwątpienie,  czy nasza  miłość do Jezusa, 
nasza przyjaźń z Nim jest możliwa. Czujemy się wówczas zablokowani w naszym dialogu 
z Nim. Dzieje się tak tylko dlatego, że niewłaściwie pojmujemy naszą słabość moralną. Nie  
śmiemy i nie mamy odwagi uwierzyć, że Ojciec kocha nas jako grzeszników.

background image

Karol   de   Foucauld   wyznał   kiedyś,   iż   przez   długi   czas   błędnie   doświadczał   własnej 
grzeszności.  Miałem ochotę mówić z Piotrem: Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek  
grzeszny. Ale nie mówię już tego więcej. Teraz mówię inaczej: Zostań, Panie, ze mną, bom  
jest człowiek grzeszny. Moja nędza, moje niedoskonałości, które popełniałem dzień i noc, 
przeszkadzały   mi   w szukaniu   Boga   we   mnie,   ale   teraz   wiem,   że   moje   grzechy   nie   są  
przeszkodą dla Bożej miłości.

Niewłaściwe   rozumienie   naszej   ludzkiej   słabości   może   zamykać   nas   na   miłość   Boga. 
Możemy sądzić, że miłość jest niemożliwa, jak niemożliwy jest powrót zmarłego do życia.

O tej właśnie niemożliwości mówi Marta, siostra Łazarza, w rozmowie z Jezusem: Panie, już 
cuchnie.   Leży   bowiem   od   czterech   dni   w grobie.  
Ale   Jezus   napomina   Martę:  Czyż   nie 
powiedziałem ci, że jeżeli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?
 (J 11, 39–40).

W relację z Jezusem wchodzimy  z naszymi  zranieniami,  niedoskonałościami,  z całą naszą 
grzesznością,   która  cuchnie  nieraz   od   dłuższego   już   czasu.   Nasze   słabości   i grzechy   są 
częścią  naszej   więzi   z Jezusem.   Mówiąc   paradoksalnie,   to   dzięki   tej  szczęśliwej   winie 
możemy doświadczyć naprawdę potrzeby Jezusa w naszym życiu. Słabość ludzka staje się 
dla nas miejscem zbawienia, którego dokonuje w nas Jezus.

Docierając do naszej ludzkiej nędzy nie możemy jednak traktować Jezusa instrumentalnie. 
Jezus   nie   jest   poręcznym   narzędziem   do   rozwiązania   naszych   problemów,   narzędziem 
samorealizacji, sposobem dochodzenia do własnej bezgrzeszności.

Gdyby   w życiu   duchowym   pierwszą   troską   była   nasza   doskonałość,   wówczas   istniałoby 
niebezpieczeństwo rozminięcia się z Bogiem. Tak właśnie rozminął się z Bogiem faryzeusz 
z przypowieści o faryzeuszu i celniku. W swojej świadomości był doskonały, ale odszedł ze 
świątyni nie usprawiedliwiony (por Łk 18, 10nn). Zabrakło w jego relacji do Boga zaufania 
i miłości.

Podobnie bogaty młodzieniec, choć zachował wszystkie przykazania, odszedł smutny, bo nie 
oddał się całkowicie Jezusowi (por. Łk 18, 18). Pierwszym pragnieniem ucznia winno być 
więc   całkowite   przyjęcie   miłości   swego   Mistrza   i udzielenie   na   Jego   miłość   odpowiedzi 
miłości.   Uzdrowienie   wewnętrzne,   doskonałość   osobista,   pokonanie   słabości   będzie 
natomiast owocem doświadczenia miłości.

W obecnej modlitwie prośmy Jezusa, aby nasze wysiłki duchowe skoncentrowały się przede 
wszystkim wokół Jego Osoby, wokół Jego miłości oraz naszej odpowiedzi na tę miłość. 
Prośmy także, abyśmy potrafili, w świetle tej miłości i dzięki niej, zrelatywizować wszystko 
— także nasze braki, zranienia, niezadowolenie z siebie, grzechy. Jeżeli nasza ludzka słabość 
stanęłaby   w centrum   naszego   życia   duchowego,   wówczas   Jezus   stałby   się   jedynie 
narzędziem   w szukaniu   naszych   własnych   celów.   Najszlachetniejsze   ludzkie   cele   tracą 
znaczenie i sens, jeżeli nie są identyczne z planami Jezusa wobec nas.

3. Żywa woda

background image

O, gdybyś znała dar Boży — mówi Jezus do Samarytanki — i wiedziała, kim jest Ten, kto ci  
mówi: Daj Mi się napić — prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej
.

Gdybyś   znała   dar   Boży...,   to   znaczy,   gdybyś   rozpoznała   miłość   Boga.   Miłość   Boga   do 
człowieka   jest   zawsze   największym   darem.   Wszystkie   inne   dary   są   przejawem   tego 
pierwszego daru. Dar Jezusa Chrystusa objawia miłość Boga do człowieka. Tak bowiem Bóg  
umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie  
zginął, ale miał życie wieczne
 (J 3, 16).

Człowiek,   który   rozpozna   Boga   przychodzącego   w Jezusie   Chrystusie,   odkrywa   w sobie 
niezaspokojone   pragnienie   miłości.   Pragnienia   tego   nie   może   ugasić   żadna   ludzka 
rzeczywistość na tej ziemi.

Jezus   jako   pierwszy   prosi   Samarytankę:  Daj   Mi   pić!  Najważniejszym   jednak   celem   tej 
prośby   jest   uświadomienie   jej,   iż   ona   sama   posiada   w sobie   niezaspokojone   pragnienie 
miłości. Swoim zaproszeniem Chrystus budzi w nas potrzebę nieskończonej miłości. Bóg jest 
pełnią miłości. Miłością nieskończoną, bezwarunkową. Naszym wysiłkiem nie możemy nic 
do niej dodać. Nie możemy jej spotęgować, zwielokrotnić.

Kiedy Jezus prosi nas:  Daj Mi pić, to trzeba nam wówczas odpowiedzieć prośbą na Jego 
prośbę: To Ty najpierw, Jezu, daj mi pić. Ja bowiem jako pierwszy potrzebuję twojej miłości
Tak właśnie Jan Chrzciciel mówi do Jezusa, kiedy Ten prosi go o chrzest: To ja potrzebuję 
chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?
  (Mt 3, 14) Trzeba nam modlić się słowami: 
Daj Mi pić, ponieważ posiadasz wodę żywą, ponieważ sam jesteś źródłem wody żywej.

Wodą żywą w Biblii jest sam Bóg, Jego nieskończona miłość. W Starym Testamencie jest 
nią   Jahwe,   w Nowym   zaś   Jezus   Chrystus,   Syn   Boży   zesłany   nam   przez   Jahwe.   Ustami 
Proroka   Jeremiasza   Bóg   skarży   się   na   Izrael:  Opuścili   Mnie,   źródło   żywej   wody,   żeby  
wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody
 (Jr 2, 13).

Do Samarytanki Jezus zaś powie:  Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś  
będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam,  
stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu
.

Samarytanka nie wierzy jednak Jezusowi, ponieważ nie rozumie Jego słów. Z przekorą mówi 
więc do Niego: Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego  
Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie, i jego bydło?

Kobieta nie czuje potrzeby prosić o żywą  wodę. Wydaje  się jej, że ma  wszystko, czego 
pragnie. Posiada swoją wodę. Ale woda ta pochodzi z popękanych cystern. Dzięki tej wodzie 
jakoś wegetuje. Samarytanka posiada swoje małe  pocieszenia, swoje kompensacje, którymi 
jakoś wypełnia, a raczej zagłusza to wielkie pragnienie żywej wody.

Jeżeli nie angażujemy się w szukanie  wody żywej, w szukanie Boga, wówczas odruchowo 
angażujemy się w szukanie małych przyjemności ludzkich, które spełniają rolę kompensacji. 

background image

I tak, nasza gorączkowa aktywność i dążenie do sukcesu mogą być formą pocieszania się. 
Możemy  wówczas   mówić   sobie,  iż   nasze   życie   posiada   wartość,   ponieważ   zasługuje  na 
uznanie, na pochwałę ludzką, ponieważ osiągamy to, co uprzednio zamierzyliśmy.

Zatopienie się w codzienność, w szukanie drobnych przyjemności, w konsumpcyjną bierność 
może również pochłaniać nas aż tak, że zapominamy całkowicie o potrzebie szukania miłości 
Boga. Nasze związki emocjonalne, w których  przyklejamy się do człowieka, mogą również 
służyć   zagłuszeniu   potrzeb   duchowych.   Jesteśmy   nieraz   tak   bardzo   związani   naszymi 
kompensacjami, iż nachodzą nas obawy i lęki, że Pan Bóg może nam je zabrać.

W obecnej   modlitwie   prośmy   Jezusa,   abyśmy   pozwolili   Mu   zdemaskować   nasze 
kompensacje, które sprawiają, iż tak łatwo ulegamy złudzeniom. Pod ich wpływem jesteśmy 
skłonni   mniemać,   że   miłość   Boga   jest   jakimś   małym   dodatkiem   do   życia,   ale   nie   jego 
centrum.

4. Miłość darem z siebie

Na początku naszego życia duchowego odruchowo oddajemy Bogu owoce naszego działania, 
naszej   aktywności.   A więc   ofiarowujemy   naszą   modlitwę,   naszą   pracę,   naszą   miłość 
bliźniego, nasz czas, nasze drobne umartwienia i inne dary.

Samo   życie   zatrzymujemy  jednak   dla   siebie.   Podświadomie   uważamy   bowiem,   iż  nasze 
życie
 należy do nas. Uważamy się za właścicielipanów naszego życia.

Jeżeli   jesteśmy   jednak   wierni   miłości   Boga,   przychodzi   wówczas   dzień,   w którym   Bóg 
zaprasza nas, abyśmy oddali Mu nie tylko owoce, ale całe drzewo: siebie samych. Prawdziwe 
nawrócenie polega na oddaniu Bogu całego swego życia.

Oddanie  siebie samych   Bogu  jest  jednak  bardzo  trudne.  Domaga  się  bowiem pokonania 
własnych lęków o siebie i swoją przyszłość. Aby oddać siebie Jezusowi, trzeba rzucić się 
w przepaść  Jego Opatrzności. Jezus pomaga nam w tym jednak bardzo skutecznie. Nieraz 
czyni   to   poprzez  przypadkowe  wydarzenia   i życiowe   sytuacje.   Częściej   są   to   może 
wydarzenia   trudne   czy   wręcz   bolesne.   Niepowodzenie   życiowe,   choroba,   stan   załamania 
i depresji,   odrzucenie   naszej   miłości   przez   kogoś   bliskiego   —   te   i tym   podobne 
doświadczenia   mogą   stać   się   wewnętrznym   bodźcem   do   pełniejszego   ofiarowanie   siebie 
Jezusowi.

Utrata małych pocieszeń, małych kompensacji, może nam niekiedy pomóc w odkryciu Boga 
jako źródła wody żywej. Aby móc przyjąć Boga jako jedyne źródło życia, trzeba szczerze 
uznać wszystko za stratę ze względu na Chrystusa.

5. Zawołaj swego męża

background image

Kiedy Jezus objawił Samarytance, iż jest żywą wodą, która może zaspokoić jej pragnienia, 
zawołała:  Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. Jezus jej 
odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. Samarytanka nie chciała jednak dotykać 
bolesnej   dla   siebie   sprawy,   którą   była   wielość   mężczyzn   w jej   życiu.   Nie   chciała 
zdemaskować się przed Jezusem. Odpowiada więc: Nie mam męża. Kobieta usiłuje kłamać.

Ale — jak to często bywa w życiu — właśnie wówczas, kiedy usiłuje kłamać, mówi prawdę. 
Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów,  
a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą
.

Jezus ukazuje kobiecie, że nigdy naprawdę nie kochała żadnego mężczyzny,  ale jedynie 
wypożyczała się  im na jakiś czas. I właśnie dlatego nie może nazwać  do końca  żadnego 
z nich swoim mężem. W prawdziwej miłości małżeńskiej istnieje bowiem całkowite i pełne 
oddanie.

Jezusowi nie można jednak wypożyczyć się na chwilę, Jemu nie można oddać się na jakiś 
czas. Jemu można tylko oddać się bezwarunkowo, oddać się do końca. Nie ma miłości na 
jakiś   czas.   Nie   ma   miłości  na   próbę.  Ten,   którego   masz   teraz,   nie   jest   twoim   mężem
ponieważ   w tej   relacji   brakuje   całkowitego   oddania   się.   Wszyscy   mężczyźni   w życiu   tej 
kobiety byli jedynie kompensacją, próbą wypełnienia samotności i pustki życia. Przechodząc 
rąk jednego mężczyzny do drugiego kobieta udaje miłość, udaje życie małżeńskie, stwarza 
pozory oddania.

Miłość,   dar   z siebie,   jest   trwała.   Prawdziwe   oddanie   posiada   znamiona   dozgonności, 
znamiona pełnej wierności. Miłości nie można odwołać. W Księdze  Pieśni nad Pieśniami 
oblubienica mówi  do oblubieńca:  Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na  
twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,  
żar jej to żar ognia, płomień Pański
 (Pnp 8, 6).

Na zakończenie całego rozważania prośmy najpierw o głębokie pragnienie przyjęcia miłości 
Jezusa   oraz   udzielenia   odpowiedzi   miłością   na   Jego   miłość.   Prośmy   także,   abyśmy 
zdemaskowali w nas z jednej strony pokusę podejrzliwości, mówiącą, iż miłość w naszym 
życiu   jest   niemożliwa   z powodu   naszej   słabości   i grzeszności,   z drugiej   zaś   pokusę   lęku 
przed powierzeniem swojego życia Jezusowi.

XVIII. POŻEGNANIE W BETANII

 

Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus  
wskrzesił   z martwych.   Urządzono   tam  dla   Niego   ucztę.   Marta   posługiwała,   a Łazarz   był 
jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego 
olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się 

background image

wonią olejku. Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać:  
Czemu   to   nie   sprzedano   tego   olejku   za   trzysta   denarów   i nie   rozdano   ich   ubogim?  
Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając 
trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby  
Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie 
zawsze macie
 (J 12, 1–8).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie najpierw Jezusa w domu Łazarza i jego 
sióstr  Marty  i Marii,   jak   siedzi   za   stołem  ze   swoimi   uczniami.   Kontemplujmy   następnie 
niezwykły gest Marii, jakim było namaszczenie nóg Jezusa. Zauważmy jak Maria podchodzi 
do   Niego,   wylewa   na   Jego   nogi   funt   drogocennego   olejku   nardowego   i namaszcza   je, 
a następnie   włosami   swymi   je   wyciera.   Poczujmy   woń   olejku.   Dostrzeżmy   także 
niezadowolonego Judasza, który z dezaprobatą patrzy zarówno na Marię, jak i na Jezusa.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Prośmy   o łaskę   służenia   Jezusowi   z wielką   radością 
przyjemnością wewnętrzną. Prośmy także, abyśmy cenili sobie nasze  niepokoje  sumienia 
i przyjmowali je jako dar Boga, dzięki któremu możemy uwalniać się od naszych oporów 
wobec Jezusa i Jego woli.

1. Bóg kocha tych, którzy dają z radością

Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych  uczy nas modlitwy z tak zwanym  zastosowaniem 
zmysłów
Widzieć osoby wzrokiem wyobraźni, rozważając i kontemplując w szczególności to, 
co ich dotyczy. (...) Słuchać uszami (wyobraźni), co mówią. (...) Wąchać i smakować zmysłem 
węchu i smaku (w  wyobraźni) nieskończoną słodycz i łagodność Bóstwa,  duszy i jej cnót 
i innych   rzeczy   wedle   okoliczności   osoby,   którą   się   kontempluje.   (...)   Dotykać   zmysłem  
dotyku, tak np. obejmować i całować miejsca, gdzie te osoby (święte) stawiają kroki lub  
siedzą, a zawsze starając się o jakiś pożytek z tego
 (ĆD, 122–125).

Niniejszą modlitwę rozpocznijmy od takiej właśnie kontemplacji pobytu Jezusa w Betanii 
z zastosowaniem zmysłów. Przedstawmy sobie to wydarzenie ewangeliczne odwołując się do 
opisu, jaki daje nam św. Jan. Rodzeństwo Łazarz, Marta i Maria zapraszają przyjaciela domu 
— Jezusa do siebie do Betanii. W czasie spotkania panuje przyjacielska, ale jednocześnie 
bolesna atmosfera bliskiego już rozstania. Marta usługuje gościom, Łazarz — jako gospodarz 
siedzi przy stole. W gościnę zostali zaproszeni także Apostołowie. W pewnym momencie 
Maria   dokonuje   niezwykłego   gestu,   którym   wyraża   hołd,   oddanie   i miłość   mieszkańców 
domu wobec Jezusa. Bierze funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaszcza 
Jezusowi nogi i włosami swymi je ociera. Dom wypełnia woń olejku. Tę uroczystą atmosferę 
pożegnania   psuje   jednak   Judasz.   Głośno   wyraża   swoją   dezaprobatę   wobec   gestu   Marii. 
Będąc wśród przyjaciół, Judasz zachowuje się jednak jak obcy. Nie rozumie i nie wyczuwa 
atmosfery przyjaźni i pożegnania.

W opisanej   scenie   ewangelicznej   stają   naprzeciw   siebie   i konfrontują   się   dwie   postacie: 
Maria oraz Judasz. Z jednej strony uderza wielka bezinteresowność Marii, jej szlachetność, 

background image

jej wierne oddanie i spontaniczność jej serca, które nie liczy się z niczym; z drugiej strony 
zaś małostkowość Judasza, jego zakłamanie, jego podstęp i chciwość.

Szlachetność i ofiarność Marii napełniła dom przyjemną wonią. Woń olejku jest symbolem 
wielkiego serca Marii. Dobroć, oddanie, zaufanie, miłość posiadają swój zapach, swoją miłą 
woń.   W życiorysach   niektórych   świętych   wspomina   się,   że   z ich   obecnością   (w   czasie 
ziemskiego życia lub nawet po śmierci) wiązał się miły zapach. Wielu czcicieli Ojca Pio 
twierdzi, iż jego obecność przynosiła z sobą miły zapach fiołków. Św. Teresa od Dzieciątka 
Jezus kojarzy nam się z zapachem róż.

W tej   kontemplacji   chciejmy  odczuć  tę   miłą   woń   olejku,   którym   napełnił   się   cały   dom. 
Dobro   jest   miłe,   piękne.   Ignacy   w kontemplacji   o Dwóch   sztandarach  zachęca   nas,   aby 
rozważyć, jak Chrystus, Pan nasz, staje na wielkim polu w okolicy Jerozolimy, na miejscu  
niskim, cały piękny i wdzięczny i miły
 (ĆD, 144).

Nasze   przepowiadanie   Ewangelii   winno   przybierać   zawsze   taką   formę,   aby   pierwsze 
odczucia   i skojarzenia   związane   z życiem   duchowym   były  miłe  i przyjemne.   W życiu 
duchowym  trzeba   odnaleźć   to,   co   św.   Augustyn   nazwał   delectatio   victrix,   zwycięskim  
rozkoszowaniem się. Tylko przyjemność odnosi zwycięstwo nad przyjemnością. Nigdy nie  
odnosi   się   zwycięstwa   nad   przyjemnością   przez   obowiązek.   Przyjemność   zawsze   będzie  
potężniejsza   niż   obowiązek.   To   właśnie   chce   powiedzieć   św.   Augustyn:   Przyjemność  
pokonuje   się   tylko   przez   przyjemność.   Ale   delectatio   victrix,   boska   radość,   jest  
przyjemnością, która w istocie warta jest więcej niż wszystkie przyjemności. Kiedy rezygnuje  
się   z przyjemności   po   to,   by   osiągnąć   radość,   zyskuje   się   właśnie   na   płaszczyźnie  
przyjemności:   Bóg   kocha   tych,   którzy   dają   z radością.   Tylu   ludzi   służy   Bogu   jakby  
niechętnie.   Bóg   chciałby   od   czasu   do   czasu   być   kochany   z przyjemnością,   a nie   tylko 
z obowiązku
 (J. Daniélou).

Dziękujmy   Marii,   siostrze   Łazarza   i Marty,   za   miły   zapach,   który   wywołała   swoją 
szlachetną,   bezinteresowną   miłością   Jezusa.   Następnie   pytajmy   siebie   samych,   na   ile 
doświadczamy  zwycięskiego   rozkoszowania   się  w naszej   więzi   z Jezusem.   Czy   nasza 
codzienna modlitwa, Eucharystia, spowiedź, kierownictwo duchowe i inne praktyki duchowe 
kojarzą   nam   się   najpierw   z odczuciem   przyjemności   czy   też   z odczuciem   przykrego 
obowiązku?   Czy   w chwilach   wyrzeczenia,   ofiary,   trudu   doświadczamy  zwycięskiego 
rozkoszowania się
, czy też może raczej uczucia żalu, smutku, zniechęcenia?

Prośmy   Jezusa   o coraz   pełniejsze   odkrywanie  przyjemnej   woni  płynącej   z naszej   więzi 
z Nim. Nawet jeżeli ciąży na nas wiele grzechów i słabości, trzeba nam rozpoczynać nasze 
życie duchowe od spotkania z Jezusem, który jest piękny i wdzięczny i miły (ĆD, 144).

To   właśnie  przyjemne   spotkanie  z Jezusem   da   nam   odwagę   do   zrezygnowania 
z przyjemności  cielesnych   i zmysłowych.  Przyjemność   (bowiem)   pokonuje   się   tylko   przez  
przyjemność. (...) Jeżeli zaczynamy od przeciwnej strony, nigdy do niczego nie dojdziemy
 (J. 
Daniélou).

background image

2. Rozdrażnienie Judasza

Miły zapach bardzo drogiego olejku nardowego rozdrażnił jednak Judasza. Z tego właśnie 
rozdrażnienia rodzi się jego pytanie: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów  
i nie   rozdano   ich   ubogim?
  Judasz   zadaje   to   pytanie   w jakiś  bezwstydny   sposób,   nie 
wyczuwając   miłej   przyjacielskiej   atmosfery   spotkania   w Betanii   oraz   bliskiego   rozstania 
z Mistrzem.

Zauważmy, iż przyszły zdrajca jest jedną z postaci najlepiej opisanych w Ewangeliach. Zdaje 
się być równie często wspominany jak św. Piotr. Jest to ważna uwaga. Cała Ewangelia ma 
nam bowiem służyć. Także te jej fragmenty, które opowiadają o Judaszu i jego zdradzie.

Judasz nie może być dla nas postacią, którą przywołuje się jedynie z pogardą i obrzydzeniem. 
Nie możemy też wspominać tej postaci jedynie w kontekście krytycznego ustosunkowania 
się   do   innych   osób.   Jest   postacią,   z którą   trzeba   się   konfrontować.   Postać   Judasza   jest 
wyzwaniem, jest wielką przestrogą.

Św. Jan Apostoł najpełniej wyczuł i rozumiał Judasza i najszerzej przedstawił go też w swej 
Ewangelii.   Przenikliwość   duchowa   Jana,   która   pozwoliła   mu   jako   pierwszemu   uwierzyć 
w Zmartwychwstanie   (J   20,   8)   i rozpoznać   Jezusa   nad   Jeziorem   Galilejskim   (J   21,   7), 
pozwoliła mu też przeczuć prawdziwy grzech Judasza. Czystość serca Jana jest źródłem jego 
mistycznej wrażliwości na obecność dobra i zła, na obecność Jezusa i Judasza.

Kiedy dom napełnił się wonią olejku, na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, 
który miał Go wydać: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano 
ich ubogim?
 Uderza nie tylko wulgarna wprost chciwość Judasza, ale także jego zakłamanie. 
Swoją   chciwość   ukrywa   za   troską   o ubogich;   maskuje   ją   pozorami   ofiarności   oraz 
szlachetnego altruizmu.

Trzysta denarów w czasach Jezusa było stosunkowo dużą sumą pieniędzy. Był to całoroczny 
zarobek robotnika rolnego. Chciejmy się wczuć w mentalność Judasza, który — podobnie jak 
faryzeusze — jest  chciwy na grosz  (por. Łk 16, 14):  oto zostają zmarnowane tak wielkie  
pieniądze!   Iluż   ubogich   można   by   ucieszyć   rozdając   takie   pieniądze
.   Logika   tego 
rozumowania nie kieruje się jednak troską o ubogich: Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby  
dbał   o biednych,   ale   ponieważ   był   złodziejem,   i mając   trzos,   wykradał   to,   co   składano

Szlachetność Judasza motywowała jego chciwość. Wielkie pieniądze dla ubogich, to większa 
możliwość zaspokojenia namiętności.

Judasz  nie   urodził   się   jednak  złodziejem  i zdrajcą.   Człowiek   jedynie   stopniowo  i powoli 
podlega procesowi demoralizacji. Trudno też sobie wyobrazić, aby od momentu powołania 
na   Apostoła   Judasz   był   już   złodziejem.   Stawał   się   nim   powoli   poprzez   kompromisy 
z własnym sumieniem.

Wszyscy nieustannie ulegamy wielu naszym słabościom. Codziennie wyznajemy, że bardzo 
zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem
. Ale pierwszym naszym problemem nie 

background image

są jednak odruchy słabości i grzechu. Pierwszym problemem jest sposób ich przeżywania. 
Grzech   płynący   z ludzkiej   ułomności   popełniany   nawet   codziennie,   nie   będzie   nas 
demoralizował, jeżeli będziemy go szczerze — również codziennie — uznawać i wyznawać 
przed Bogiem, prosząc o miłosierdzie i przebaczenie.

Człowieka nie demoralizuje sam grzech, ale tworzenie z grzechu normy postępowania. Istota 
demoralizacji człowieka tkwi w czynieniu z własnego grzechu swojego prawa. Człowiek nie 
ma prawa do grzechu. Grzech pozostaje zawsze wyrazem słabości, bezradności, zagubienia, 
egoizmu.   Ulegając   grzechowi,   trzeba   najpierw   przyznać   się   do   niego   jako   do   słabości 
i nieprawości.   Tylko   wówczas   nie   będzie   on   powodował   w nas   stopniowego   rozkładu 
duchowego i demoralizacji.

Życie z nieczystym sumieniem najpierw w małych sprawach, a później w coraz większych, 
bywa groźne. Kompromisy z własnym sumieniem demoralizują nas. Mówi o tym Jezus: Kto 
w drobnej rzeczy jest wierny,  ten  i w wielkiej będzie wierny;  a kto w drobnej rzeczy jest  
nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną  
nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym 
dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom  
służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie 
trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie
 (Łk 16, 10–12).

W obecnym   rozważaniu   będę   pytał   siebie,   jaki   jest   mój   stosunek   do   grzechu?   Czy   nie 
racjonalizuję go, nie uzasadniam, nie usprawiedliwiam? Czy z jakiejś mojej słabości, choćby 
najmniejszej, nie czynię  mojego prawa? Będę też prosił o wielką łaskę rozeznania mojej 
szczerości i uczciwości wewnętrznej w ocenie mojego stosunku do grzechu.

I chociaż wydaje się, iż w opisie ewangelicznym została wyeksponowana chciwość Judasza 
na   pieniądze,   to   jednak   nie   ona   odgrywa   tutaj   decydującą   rolę.   O wiele   ważniejszym 
powodem rozdrażnienia Judasza była jego niechęć i jakiś wielki opór wewnętrzny wobec 
Jezusa. Judasz swoim pytaniem atakuje nie tylko kobietę  marnującą  trzysta denarów, ale 
także samego Jezusa.

W Judaszu drzemie jakaś tajemnicza deprecjacja Jezusa, czy też wręcz pogarda dla Niego. 
Szkoda mu było  dla Jezusa  marnować tak wielkich pieniędzy. Swoją odpowiedzią Jezus 
broni nie tylko kobiety, ale broni także siebie samego: Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie  
namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze  
macie
.

Szlachetny gest Marii miał wymiar prorocki. Jezus mówi, iż Maria namaściła Go na dzień 
Jego   pogrzebu.   Ten   niezwykły   prorocki   gest   jest   błyskiem   światła   w mrokach,   które 
zaczynają otaczać Jezusa. Ale każdy, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie 
zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy,  
zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu
  (J 3, 20–21). 
Judasz nienawidzi światła, ponieważ żyje w nieprawości.

background image

Prośmy   w tej   medytacji   o wielką   szczerość   i uczciwość   wewnętrzną,   która   pozwoli   nam 
demaskować najdrobniejsze nawet nieuczciwości wewnętrzne, kompromisy, dwuznaczności 
naszego sumienia. Prośmy także, abyśmy cenili sobie nasze niepokoje dobrze uformowanego 
sumienia   i przyjmowali   je   jako   łaskę   Boga   —   głos   Boży.   Módlmy   się   o umiejętność 
odkrywania głębszego dna naszych zniewoleń, którym jest opór wobec Jezusa i Jego nauki.

3. Od czasu do czasu służyć Bogu z przyjemnością

W kontekście   postaci   Judasza   zauważmy,   iż   życie   duchowe   domaga   się   od   nas   wielkiej 
przejrzystości i jasności wewnętrznej. Pierwszym prawem życia duchowego jest uczciwość 
wewnętrzna,   duchowa   przejrzystość.   Nie   możemy   pozwolić,   aby   narastały   w nas 
dwuznaczne i zakłamane postawy wobec siebie, wobec bliźnich i wobec Boga. Jezus byłby 
bowiem   coraz   mniej   obecny   w naszym   życiu.   Moglibyśmy   wówczas   odprawiać   wiele 
różnych pobożnych ćwiczeń, ale byłyby one jedynie zajmowaniem się sobą samym.

gruncie rzeczy nasze życie wewnętrzne  — zauważa kardynał J. Daniélou —  często jest 
tylko   jeszcze   jednym   sposobem   zajmowania   się   sobą,   subtelniejszym,   bardziej  
wyrafinowanym,   mniej  prymitywnym,  ale   bardziej   niebezpiecznym.   Staje  się   wówczas   po  
prostu pewnego rodzaju analizowaniem samego siebie. Byłoby dla nas dużo lepiej, gdybyśmy  
się   zajęli   innymi,   zamiast   prowadzić   ćwiczenia   duchowe,   bo   to   przynajmniej  
wyprowadzałoby nas z siebie samych
.

W zakończeniu kontemplacji módlmy się o taką przejrzystość serca, której wzorem jest św. 
Jan Ewangelista. Ona pozwoli nam doświadczać miłej woni naszej przyjaźni z Jezusem oraz 
miłej   woni  miłości   braterskiej.   Prośmy   także   o wielką   wolność   wewnętrzną   wobec 
wszystkich   naszych   słabości,   ułomności   i grzechów,   dzięki   której   moglibyśmy   żyć 
w prawdzie. Z jednej strony postawa prawdy każe nam uznać ułomność i nie czynić z niej 
prawa; z drugiej strony daje nam możność przekraczania naszych słabości, dzięki czemu 
moglibyśmy doświadczać zwycięskiego rozkoszowania się (św. Augustyn).

W końcowej   części   medytacji   prośmy,   abyśmy   —   zauważając   nasze   skłonności   do 
zakłamania   —   nie   przerażali   się.   Nie   trzeba   nam   dramatyzować   naszych  małych 
nieuczciwości i kłamstw
. Nie chciejmy ich jednak racjonalizować, uzasadniać, tłumaczyć. 
Wyjaśnieniem dla kłamstwa jest uznanie go i wyznanie przed sobą, bliźnim i przed Bogiem. 
W każdej naszej sytuacji życiowej możliwe jest wejście na drogę szczerości i prawdy.

Módlmy   się   również,   abyśmy   z postawą   uczciwości   i prawdy   wewnętrznej   łączyli   zapał, 
entuzjazm   i radość   służenia   Bogu.   Prośmy   o łaskę   służenia   Bogu  od   czasu   do   czasu  
z przyjemnością, a nie tylko z obowiązku
 (J. Daniélou).

XIX. PRZEMIENIENIE NA GÓRZE

 

background image

jakieś osiem dni po tych mowach wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę,  
aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się  
lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się 
oni  w chwale   i mówili   o Jego   odejściu,   którego   miał   dokonać   w Jerozolimie.   Tymczasem  
Piotr   i towarzysze   snem   byli   zmorzeni.   Gdy   się   ocknęli,   ujrzeli   Jego   chwałę   i obydwóch 
mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: Mistrzu,  
dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden 
dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił 
ich;  zlękli   się,   gdy   tamci   weszli   w obłok.   A z obłoku   odezwał   się   głos:  To   jest   Syn  mój,  
Wybrany, Jego słuchajcie. W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni 
zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmiali o tym, co widzieli
 (Łk 9, 28–
36).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa na górze Tabor:  wygląd Jego 
twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe
. Zauważmy dwóch mężów, jak 
rozmawiają z Jezusem. Przyglądajmy się uczniom, którzy najpierw poddali się senności, ale 
następnie trwają w zachwycie i adoracji Przemienionego Jezusa. Wsłuchajmy się w słowa 
dochodzące z obłoku: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Prośmy   o pragnienie   nawiązania   takiej   więzi   z Jezusem, 
w której   dochodziłaby   do   głosu   ogromna   fascynacja   Jego   Osobą,   Jego   nauką   i Jego 
Tajemnicą;   prośmy   także,   abyśmy   mogli   być   w naszym   życiu   pasjonatami   Jego   sprawy. 
Módlmy   się,   by   dane   nam   było   wejść   w tajemnicę   intymnego   związku   Ojca   z Synem 
w Duchu   Świętym.   Prośmy   także,   abyśmy   poczuli   się   zaproszeni   do   udziału   w Ich 
odwiecznej Boskiej miłości.

1. Przemienienie na górze zapowiedzią tajemnic paschalnych

Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy (Łk 9, 
51).   Ale   zanim   Chrystus   rozpocznie   swoje   wielkie   wstępowanie   do   Miasta   świętego, 
w tajemniczej wizji otrzyma umocnienie dla siebie i swoich najbliższych uczniów: Piotra, 
Jakuba i Jana.

Bóg  nie dopuszcza  na człowieka krzyża  przez  zaskoczenie.  Najpierw przygotowuje  jego 
serce objawiając mu swoją Boską miłość. Ona staje się jego mocą. Dzięki niej człowiek 
będzie   mógł   przyjąć   próbę   i przejść   przez   nią   zwycięsko.   Przemienienie   na   górze 
przygotowuje Jezusa i Jego uczniów do dramatycznych wydarzeń Misterium Paschalnego, 
które mają niedługo nastąpić.

W tej   kontemplacji   dziękujmy   Bogu   Ojcu   za   umocnienie   i pocieszenie   zesłane   Jego 
umiłowanemu   Synowi   i Jego   uczniom   na   górze   Tabor.   Prośmy   jednocześnie,   abyśmy 
otwierali   się   na   umocnienie,   jakie   daje   również   nam,   przygotowując   nas   do   dźwigania 
naszego  misterium paschalnego. Jeżeli nie przyjmowalibyśmy Bożego umocnienia, tak jak 
nie przyjęli go trzej Apostołowie na górze Tabor, ponieważ posnęli, wówczas bylibyśmy 

background image

niezdolni dźwigać ofiarowanego nam krzyża. Pod jego ciężarem zrodziłby się w nas bunt, 
zrodziłaby   się   rezygnacja   i chęć   ucieczki.   Taka   była   również   pierwsza   reakcja   uczniów 
w zetknięciu się z męką i śmiercią ich Mistrza.

2. Przez krzyż do chwały

Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe
Modlitwa Jezusa objawia nam najpełniej Jego Osobę, ponieważ odsłania odwieczną jedność 
Syna   z Ojcem,   Ich   wspólną   chwałę.   Do   tej   jedności   z Ojcem   w Duchu   Świętym   Jezus 
pragnie dopuścić również swoich  umiłowanych  uczniów.  Ale zanim Chrystus objawi im 
w pełni swoją chwałę i zaprosi ich do uczestnictwa w niej, będzie musiał wiele wycierpieć:  
będzie odrzucony, (...) będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie
 (Łk 9, 22).

Chrystus odsłania uczniom swoją drogę do chwały, ponieważ Jego droga stanie się także ich 
drogą. Uczeń bowiem idzie śladami swojego Mistrza:  Jeśli kto chce iść za Mną, niech się  
zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!
 (Łk 9, 23).

Św.   Ignacy   zachęca   nas,   aby   prosić   —   o ile   to   jest   zgodne   z wolą   Bożą   —   o łaskę 
naśladowania Chrystusa w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim 
ubóstwie tak zewnętrznym jak i duchowym
 (ĆD, 98). Jak dla Jezusa w Jego trudnej drodze do 
chwały źródłem siły była Jego jedność z Ojcem, tak naszą siłą i mocą będzie więź z Nim. 
Prośmy   zatem   najpierw   o głębokie   pragnienie   intymnej   jedności   z Chrystusem,   a przez 
Chrystusa z Ojcem.

3. Misterium tremendum et fascinosum 

oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale 
i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze 
snem byli zmorzeni
. Kiedy się obudzili, ujrzeli chwałę Jezusa. Szlachetny i porywczy Piotr 
natychmiast zaczyna coś mówić. Ale — jak zauważa Ewangelista — nie wiedział, co mówi
Uczniowie,   choć   są   świadkami   tajemnicy,   pozostają   jakby   poza   nią.   Ich   zachowanie 
świadczy o tym, iż nie umieli jeszcze przekroczyć progu przeżywanego misterium.

Koniecznym   warunkiem   wniknięcia   w tajemnicę   Boga   jest   modlitewne   trwanie   w niej. 
Przebicie   się   przez  zewnętrzność  wymaga   modlitewnego   czuwania,   wierności   w naszym 
trwaniu przed Bogiem. Apostołowie posnęli nie tylko na Górze Przemienienia, ale także na 
Górze   Oliwnej.   Również   i nam  grozi   ciągle   usypianie   siebie.   Możemy   łatwo   poczuć   się 
duchowo napełnieni, ubogaceni, zadowoleni z siebie, nie zdając sobie sprawy, że jest to tylko 
nasze subiektywne, złudne odczucie, które nie znajduje odbicia w naszym doświadczeniu 
wewnętrznym (por. Ap 3, 17).

Pomimo   braku   pełnego   poznania   Tajemnicy   Chrystusa   objawionej   w Przemienieniu, 
uczniowie przeczuwają jej wielkość. Pod jej wpływem przeżywają szczęście. Ulegają jakiejś 
niezwykłej   fascynacji   duchowej.   Stwierdzają:  Dobrze,   że   tu   jesteśmy.   Chcą   budować 

background image

namioty,   aby   zatrzymać   tę   szczęśliwą   chwilę.   Ale   Piotr,   który   wysunął   taką   propozycję 
w imieniu uczniów, nie wiedział, co mówi. Człowiek swoim działaniem nie może zatrzymać 
Boga, który mu się objawia. Nie może Go posiąść na własność. Może się jedynie na Niego 
otwierać i przyjmować Jego działanie.

Gdy Piotr jeszcze mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy tamci weszli w obłok
Obecność obłoku w języku biblijnym jest obecnością samego Boga. To sam Bóg w obłoku 
towarzyszył Izraelitom na pustyni. Fascynacji Tajemnicą Boga objawiającego się w obłoku 
towarzyszy jednocześnie wewnętrzna trwoga uczniów. Przypomina ona trwogę Izraelitów, 
do których Jahwe przemawiał na górze Synaj (por. Wj 20, 18).

Wielka   intymność   z Bogiem   nie   oznacza   wyzbycia   się   bojaźni   Bożej.   Tajemnica   Boga 
posiada   dla   człowieka   jakby  dwa   oblicza  i domaga   się   podwójnej   postawy   człowieka. 
Z jednej   strony   budzi   fascynację,   zachwyt   i ekstazę,   z drugiej   zaś   rodzi   bojaźń,   trwogę, 
świadomość   dystansu.   Bóg   zawsze   pozostanie   dla   człowieka  misterium   tremendum   et  
fascinosum
.

Prośmy o wielkie pragnienie nawiązania więzi z Jezusem, pełnej fascynacji Jego Osobą, Jego 
nauką i Jego Tajemnicą; prośmy,  abyśmy  mogli być pasjonatami  Jego sprawy w naszym 
życiu. Módlmy się również, aby fascynacji Jezusem towarzyszyło doświadczenie bojaźni 
i trwogi, które sprawią, iż będziemy zbliżać się do Niego z należytym szacunkiem i ze czcią.

4. To jest mój Syn umiłowany 

Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest  
mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!
 (Mt 17, 5). Brak naszego 
rozumienia   tajemnicy   Boga   nie   stanowi   przeszkody   dla   Jego   działania   w nas. 
Powiedzielibyśmy   nawet,   że   jest   wprost   przeciwnie.   Nasz   brak   rozumienia   staje   się 
motywem Jego działania. Głos z nieba przybliża uczniom tajemnicę Boga–Człowieka.

Apostołowie, choć nie rozumieli Tajemnicy Boga, mimo to pragnęli ją poznać. Dzięki temu 
pragnieniu   usłyszeli   i przyjęli  głos   z nieba.   Z nami   bywa   podobnie.   Nierzadko   budzą   się 
w nas wątpliwości, bywamy zagubieni i zmorzeni snem. Taka nasza wewnętrzna postawa nie 
jest jednak przeszkodą dla działania Boga, o ile pielęgnujemy w sobie pragnienie poznania 
Go; o ile otwieramy się na Jego Słowo.

Treścią  słowa,   które   Ojciec   kieruje   do   swojego   Syna,   a   w Nim   do   Jego   uczniów,   jest 
zapewnienie   o Jego   odwiecznej   miłości:  To   jest   mój   Syn   umiłowany,   w którym   mam 
upodobanie, Jego słuchajcie
 (Mt 17, 5). Przed bolesnymi wydarzeniami, jakie czekają Jezusa 
w Jerozolimie,   otrzymuje   On   zapewnienie   o bezwarunkowej   miłości   swojego   Ojca. 
Uczniowie stają się świadkami uroczystego potwierdzenia tej miłości.

W obecnej kontemplacji chciejmy wsłuchać się z uwagą w słowa, które Ojciec wypowiada 
do   swojego   Syna.   Prośmy,   aby   dane   nam   było   odczuć   w nich   bezgraniczną   miłość, 
intymność związania Ojca z Synem.  Prośmy także, abyśmy odkrywając głębię tych słów 

background image

poczuli się zaproszeni do udziału w odwiecznej miłości Ojca do Syna. Ojciec objawia swoją 
miłość wobec Syna, aby Ten mógł objawić ją wobec nas samych. Prawdę otrzymaną od Ojca 
Jezus przekazuje nam: Nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co  
usłyszałem od Ojca mego
  (J 15, 15). Dziękujmy Jezusowi, iż poprzez Tajemnicę swojego 
Przemienienia na górze wprowadza nas w Tajemnicę miłości swojego Ojca.

5. Nie nazywam was sługami 

Umocnienie,   które   otrzymał   od  Ojca   na   górze   Tabor,  Jezus   najwierniej  przekaże   swoim 
umiłowanym   uczniom   w czasie   Ostatniej   Wieczerzy.   Zapewni   ich   o swojej   przyjaźni 
i miłości aż do końcaJuż was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale  
nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca  
mego
 (J 15, 15).

Jezus   przez   całe   życie   kochał   swoich   uczniów,   a teraz   tuż   przed   śmiercią   raz   jeszcze 
potwierdza   tę   miłość.   Ale   podobnie   jak   na   górze   Tabor   Ojciec   wzywał   uczniów   do 
posłuszeństwa   Synowi,   tak   w Wieczerniku   On   sam   wzywa   ich   do   posłuszeństwa   wobec 
siebie: Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję (J 15, 14). Jak 
znakiem miłości Syna do Ojca jest całkowite posłuszeństwo Ojcowskiej woli, tak również 
znakiem miłości uczniów wobec Mistrza jest pełnienie Jego przykazań. Przykazania Jezusa 
są jednak zawsze identyczne z wolą Jego Ojca.

Wsłuchując się w zapewnienie Jezusa, iż jesteśmy Jego przyjaciółmi, pytajmy siebie, czy 
doświadczamy   na   co   dzień   Jego   miłości,   Jego   przyjaźni?   Czy   nasza   miłość   i przyjaźń 
z Jezusem wyraża się w pragnieniu pełnienia Jego przykazań? Co chcielibyśmy powiedzieć 
Jezusowi o Jego przyjaźni do nas i o naszej przyjaźni do Niego?

6. Aby radość wasza była pełna

Egzegeci   podkreślają,   iż   z opisu   Przemienienia   na   górze   Tabor   promieniuje   również 
atmosfera   radości   i chwały.   Atmosfera   ta   jest   zapowiedzią   i obietnicą   zmartwychwstania 
Jezusa.   Dwóch   mężów   z Góry   Przemienienia   przypomina   dwóch   młodzieńców,   którzy 
ukazali się kobietom przy pustym grobie Jezusa. Ich lśniące szaty podobne są do lśniąco 
białego odzienia Chrystusa z góry Tabor. Obłok, symbol chwały Bożej, osłania Jezusa na 
Górze Przemienienia, jak i Zmartwychwstałego wstępującego do nieba.

Obietnicę radości daną na górze Tabor Jezus podkreśla również w Wieczerniku:  To wam 
powiedziałem,   aby   radość   moja   w was   była   i aby   radość   wasza   była   pełna
  (J   15,   11). 
Chrystus  pragnie  jeszcze  raz  powiedzieć  swoim  umiłowanym,  iż  zbliżające  się  rozstanie 
zrodzi   wprawdzie   smutek   i ból,   ale   będzie   on   przejściowy.  Także   i wy   teraz   doznajecie 
smutku   —   mówi   Jezus.   Rozłąka,   która   jest   źródłem   bólu   dla   obu   stron,   będzie   tylko  
chwilowym   doświadczeniem:  
Znowu   jednak   was   zobaczę,   i rozraduje   się   serce   wasze, 
a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać (J 16, 22).

background image

We wprowadzeniu w życie duchowe może zbyt jednostronnie kładziemy nieraz nacisk na 
doświadczenia   trudne   i przykre:   na   walkę   ze   złem,   pokonywanie   słabości,   umartwienie, 
noszenie ciężarów i krzyża, zapieranie się siebie itp. Może nie dość natomiast dostrzegamy 
przyjemność   i radość  naszego   spotkania   z Jezusem:   doświadczenie   pokoju,   pocieszenia, 
nadziei, entuzjazmu, miłości. I chociaż doświadczenie duchowe łączy się zawsze z jarzmem 
i niesieniem brzemienia, to jednak sam Jezus zapewnia nas, iż jest to jarzmo lekkie, a ciężar 
słodki.   To   właśnie   doświadczenie   miłości   i przyjaźni   czyni   znośnym   to,   co   w innych 
okolicznościach okazałoby się tylko ciężarem nie do uniesienia.

Kiedy Jezus przepowiada, iż Jego uczniów czeka prześladowanie i smutek, to natychmiast 
dodaje , że ich  smutek (...) zamieni się jednak w radość  (J 16, 21). Nierzadko — wbrew 
naszej   woli   i wysiłkom   —   ogarnia   nas   strapienie,   zniechęcenie,   poczucie   bezsensu.   Ale 
w takiej sytuacji Jezus zachęca nas, abyśmy w tym stanie zwracali się do Niego:  Proście, 
a otrzymacie, aby radość wasza była pełna
 (J 16, 24).

Tania zgoda  na smutek i strapienie sprawiają, że radości i pocieszenie oddalają się od nas. 
Jeżeli w naszym życiu dominowałyby stany przygnębienia i zniechęcenia przez długi okres 
czasu, to z całą pewnością moglibyśmy powiedzieć, iż w naszej więzi z Jezusem brakuje 
jeszcze harmonii, ładu i dojrzałości.

Przykładem   niedojrzałej   relacji,   w której   brak   jest   właśnie   przyjaźni   i radości,   może   być 
związek syna pierworodnego z ojcem z przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15, 25–32). 
I chociaż   starszy   syn   był   przykładnym  grzecznym  dzieckiem   wykonującym   wszystkie 
rozkazy   ojca,   nie   doświadczał   jednak   radości   z przebywania   w jego   domu.   Zżerały   go 
natomiast uczucia gniewu (rozgniewał się i nie chciał wejść do domu), żalu i pretensji wobec 
ojca (oto tyle lat ci służę, i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu), chciwości (mnie nie 
dałeś nigdy koźlęcia
) oraz zazdrości wobec młodszego brata.

Autentyzm   naszego   życia   chrześcijańskiego   mierzy   się   doświadczeniem   wewnętrznej 
radości,   którą   w sposób   spontaniczny   dzielimy   z innymi.   Pytajmy   zatem   siebie:   czy 
doświadczenie Jezusowej przyjaźni rodzi w nas pełną radość? Czy w moim doświadczeniu 
wiary   nie   koncentruję   się   przede   wszystkim   na   tym,   co   przykre,   bolesne,   trudne?   Czy 
doświadczam choćby w minimalnym stopniu, iż jarzmo mojego życia jest słodkie, a ciężar 
lekki?

Na zakończenie rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą prosząc Ją, aby prowadziła nas 
przez wszystkie tajemnice życia Jezusa, poprzez które sama przeszła: od radosnych tajemnic 
Jego narodzenia, życia ukrytego i publicznego, przez bolesne tajemnice Jego męki i śmierci 
aż do chwalebnych tajemnic Jego Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia.

Rozmawiajmy także z Jezusem, wyrażając pragnienie wiernego towarzyszenia Mu w całym 
Jego   życiu:   także   w Jego   najtrudniejszych   chwilach   odrzucenia   przez   ludzi,   wzgardy, 
cierpienia i śmierci. Prośmy, aby chwała Jego przemienionego oblicza była dla nas obietnicą 
naszego uczestnictwa w Jego chwale.

background image

W rozmowie z Bogiem Ojcem dziękujmy Mu za powierzenie nam swojego umiłowanego 
Syna. Prośmy także o łaskę wiernego posłuszeństwa Jego czynom i słowom.

XX. ŚWIADOMOŚĆ WŁASNYCH UCZUĆ

 

Ćwiczeniach duchownych  we wstępie do reguł o rozeznawaniu duchowym św. Ignacy 
Loyola pisze:  Reguły służące do odczucia i rozeznania w pewnej mierze różnych poruszeń,  
które dzieją się w duszy: dobrych, aby je przyjmować, złych zaś, aby je odrzucać
. (ĆD, 313) 
Dla ukazania procesu szukania woli Bożej św. Ignacy używa trzech pojęć: 1)  odczuć, 2) 
rozeznać, 3) odrzucić — przyjąć. Są to czasowniki, które ukazują kolejne etapy rozeznawania 
i pełnienia woli Bożej.

Proces szukania i znajdowania woli Bożej domaga się więc najpierw od nas odczucia, czyli 
odkrycia  świata   uczuć;   dopuszczenia   do   naszej   świadomości   wszystkich  poruszeń
uporządkowanych i nieuporządkowanych, czystych i nieczystych. Chodzi zarówno o uczucia, 
które możemy  łatwo dostrzec, ponieważ narzucają się nam z całą siłą, (niemal w sposób 
obsesyjny),   jak   również   i te   bardziej   ukryte,   a czasami   wprost   zamaskowane,   których 
odsłonięcie   domaga   się   nie   tylko   uważnej   refleksji,   ale   także   pomocy   doświadczonego 
kierownika duchowego.

Szukanie woli Bożej wymaga więc od nas wielkiej szczerości wobec nas samych, wymaga 
po   prostu   stanięcia   w prawdzie.  Szczerość   ta   otwiera  nas   na  wszystkie  nasze   uczuciowe 
reakcje,   także   te,   które   w ciągu   historii   naszego   życia   zepchnęliśmy   w lochy 
podświadomości
.   To   właśnie   nasze   emocje   są   narzędziem,   za   pomocą   którego   możemy 
odsłaniać   najgłębsze   źródła   naszego   sposobu   myślenia,   rozeznawania,   decydowania 
i działania. Jeżeli otwarcie i szczerze wejdziemy w świat naszych uczuć, one przemówią do 
nas i odsłonią nam tę prawdę o nas samych, która umożliwia nam szukanie i znajdowanie 
woli Bożej w naszym życiu.

1. Trzecie pomieszczenie

Aby móc wchodzić w świat naszych uczuć, by móc je oczyszczać i uzdrawiać, trzeba spełnić 
pewne   warunki.   Jednym   z nich   jest   wewnętrzne   odkrycie   i akceptacja   tej   sfery   naszej 
osobowości,   którą   moglibyśmy   nazwać   umownie  trzecim   pomieszczeniem,  trzecią 
płaszczyzną
.

Ujmując  rzecz schematycznie i z dość znacznym uproszczeniem możemy  powiedzieć, że 
każdy   człowiek   żyje   i działa   jakby   w trzech  pomieszczeniach,   na   trzech   płaszczyznach. 
Pierwszą z nich jest cała sfera fizyczna, biologiczna człowieka, której doświadczamy dzięki 
naszym zmysłom. Odczucie przyjemności, bólu, zmęczenia czy innych trudnych nieraz do 
opisania rodzajów doświadczeń w zmysłach zewnętrznych, jest pewną formą komunikacji 

background image

naszego  osobowego ja  z tą pierwszą sferą, w której żyjemy i która jest integralną częścią 
ludzkiej osobowości.

Jest to najbardziej zewnętrzna, powierzchowna sfera naszej osobowości, co wcale nie znaczy, 
że   mało   ważna.   Dzięki   naszemu   życiu   biologicznemu   przynależymy   do  świata   przyrody 
i stanowimy jego część. Filozofia stwierdza:  człowiek to zwierzę rozumne, i nie ma w tym 
fakcie nic wstydliwego.

Akceptacja ludzkiego życia domaga się pełnej akceptacji ciała z wszystkimi jego naturalnymi 
zdolnościami, funkcjami, potrzebami i ograniczeniami. Pierwszym i najbardziej wyraźnym 
przejawem nieakceptacji swojego życia jest zawsze nieakceptacja pewnych potrzeb i funkcji 
ludzkiego ciała.

Drugim pomieszczeniem, drugą sferą, w której żyje nasze ja osobowe, i które jednocześnie je 
stanowi, jest  ludzka świadomość. Obejmuje ona nie tylko  rozumowanie intelektualne, ale 
także całą sferę doświadczeń  serca  pojętych w sensie najszerszym: odczuć emocjonalnych 
(przyjemnych   i nieprzyjemnych),   przeżyć   estetycznych,   duchowych.   Głębia   świadomości 
człowieka   zależy   oczywiście   od   stopnia   jego   rozwoju   intelektualnego,   emocjonalnego, 
duchowego.   Rozwój   człowieka   polega   między   innymi   na   rozwoju   jego   świadomości 
pojmowanej w sensie najgłębszym.

trzecim pomieszczeniu, trzeciej sferze, w której żyje nasze osobowe ja, dokonuje się wiele 
procesów,   do   których   nie   mamy   jednak   bezpośredniego   dostępu   przy   pomocy   naszej 
świadomości   i woli.   Jest   to   po   prostu   cała   nasza  podświadomość  rozumiana   w sensie 
najszerszym: podświadomość  psychologiczna  i duchowa.  Trzecie pomieszczenie  to miejsce, 
gdzie kształtują się i skąd wypływają najgłębsze duchowe pragnienia, jak również najgłębsze 
duchowe   zagrożenia   człowieka.   Jest   to  miejsce  kształtowania   się   wewnętrznych   postaw 
i zachowań człowieka.

Jedno   z podstawowych   zagrożeń   dla   rozwoju   duchowego   polega   na   tym,   iż  trzecie 
pomieszczenie
  może stać się  życiowym śmietnikiem, do którego wrzuca się wszystko to, co 
przeżywamy   jako   przykre,   wstydliwe,  złe  i brzydkie,   wszystko   to,   co   jest   przyczyną 
bolesnych rozczarowań, co nas demaskuje we własnych i cudzych oczach.

Mechanizm   represji   uczuciowej   tkwi   w nas   głęboko   zakorzeniony,   ponieważ   wypływa 
z naszej kruchości i podatności na zranienie, zwłaszcza na zranienie w miłości. Odruchowo, 
podświadomie  uciekamy   przed   tym,   co   mogłoby   nas   jeszcze   głębiej   zranić.   Metoda 
zamykania się w sobie, represji i ucieczki przed tym, co boli, choć daje chwilowe wrażenie 
uśmierzenia bólu, de facto utrwala, przedłuża i pogłębia to cierpienie, które już istnieje.

2. Zdławiony świat emocji

Wielu   rodziców   i wychowawców   pojmuje   wychowanie   dzieci   przede   wszystkim   jako 
wpajanie mechanizmu represji uczuciowej. Jako głównego narzędzia takiego wychowania 
używa się prawnego systemu zakazów i nakazów. Dziecko wychowywane w takim systemie 

background image

nigdy nie odkrywa sensu własnych postaw i zachowań, ponieważ odkrywa jedynie nagrody 
i kary, których rozdzielaniem zajmuje się autorytet mający nierzadko postać policjanta. Taka 
forma   wychowania   odwołuje   się   przede   wszystkim   do   lęku   przed   brakiem   miłości 
i odrzuceniem. Kara w wychowaniu dziecka ma sens wówczas, kiedy nie wyraża odrzucenia 
emocjonalnego,   ale   ukazuje   jedynie   negatywne   skutki   pewnych   zachowań   dziecka. 
Akceptacja i miłość nie powinna zależeć od zachowania dziecka.

Dziecko   wychowywane   w systemie   kar   i nagród,   od   niemowlęcych   lat   słyszy   przede 
wszystkim   zakazy   i nakazy,   które   najczęściej   uzasadnia   się   odwołaniem   do   poczucia 
zagrożenia.   A ponieważ   dziecko   jest  małym,   bezradnym   i bezbronnym   człowiekiem
nietrudno   wzbudzić   w nim   takie   właśnie   uczucia.   I chociaż   postawienie   dziecku   wielu 
ograniczeń jest pewną koniecznością, to jednak nie mogą być one uzasadniane lękiem przed 
odmową akceptacji i przyjęcia, lecz przede wszystkim troską i miłością, wyrażaną nie tyle 
w słowach, ale przede wszystkim w postawie i zachowaniach.

Dorośli często mówią dziecku: nie wolno złych i brzydkich rzeczy myśleć, mówić, robić, nie 
wolno   ich   nawet   odczuwać.   Kiedy  zakazane   rzeczy  pojawiają   się   w polu   zainteresowań 
dziecka, dąży ono do jak najszybszego ich usunięcia. Często zakazy te dotyczą nie tylko  
zachowania   moralnego,   ale   zainteresowań   dziecka   związanych   z jego   naturalnymi 
potrzebami.   I tak   np.   zachowania   dotyczące   higieny   i całej   sfery   biologicznej   nierzadko 
klasyfikowane są w kategoriach moralnych zła i dobra, które bywają nagradzane lub karane 
postawą emocjonalną: przyjęciem lub odrzuceniem. Dziecko chcąc być kochane musi więc 
dławić wiele swoich najbardziej naturalnych odruchów i zainteresowań.

I tak zdarza się, że całymi latami, dziesiątkami lat wrzucamy do  trzeciego pomieszczenia 
bardzo wiele  brzydkich,  złych, przykrych i bolesnych doświadczeń, których boimy się lub 
wstydzimy   na   poziomie   naszej   świadomości   i których   też   głęboko   nie   akceptujemy. 
Głównym uczuciem, które najczęściej dławimy, jest ból odrzucenia i rozczarowanie brakiem 
miłości i akceptacji osób, od których spodziewamy się miłości.

Jako   pierwszy   owoc   takiej   represji   emocjonalnej   pojawia   się   nieuświadomiona   postawa 
wrogości i nienawiści wobec siebie i wobec innych. Innym gorzkim owocem zdławionych 
potrzeb   i pragnień   miłości   i akceptacji   jest   ciągły   smutek,   zniechęcenie   do   życia, 
zgorzknienie, agresja. Człowiekowi, który zdławił swoje potrzeby miłości, nie chce się żyć, 
ponieważ   istotą   życia   jest   właśnie   miłość.   Niemal   wszystkimi   krokami   człowieka 
zdławionego   emocjonalnie   kieruje   poczucie   niższości   oraz   mało   uświadomione   chore 
poczucie   winy   i lęku.   Podświadomie   wymierza   on   sobie   kary   za   spełnianie   swoich 
najbardziej ludzkich pragnień i potrzeb.

Człowieka zdławionego emocjonalnie wypełnia również odczucie wrogości do innych. Jeżeli 
nie   stać   go   na   otwarte   atakowanie,   wówczas   dokonuje   wewnętrznie   surowych   osądów 
moralnych.   Człowiek   zdławiony   ma   w sobie  policjanta  psychicznego,   który   surowo 
kontroluje, oskarża i osądza zarówno jego samego jak i jego bliźnich.

background image

Innym   niszczącym   skutkiem   zdławionych   uczuć   jest   zatrzymanie   się   procesu   rozwoju 
emocjonalnego   człowieka   i utrwalenie   niedojrzałości.   Ludzie   z niedorozwojem   uczuć 
próbują nieraz kompensować sobie własną niedojrzałość emocjonalną rozwijaniem swojej 
inteligencji rozumu, bogactwem materialnym,  karierą, doświadczeniami zmysłowymi,  itp. 
Erudycja,   stopnie   naukowe,   bogactwo,   doświadczenia   zmysłowe   stanowią   wówczas 
w osądzie   subiektywnym   podstawowy   probierz   osobowej   wartości   człowieka.   Jednak 
wszystko   to,   co   człowiek  posiada,   bez   posiadania  wrażliwości   serca  staje   się   zimnym 
narzędziem,   które   może   być   użyte   przeciwko   sobie   samemu   i przeciwko   drugiemu 
człowiekowi, szczególnie wówczas, kiedy żywi się ku sobie i ku innym uczucia zdławionej 
wrogości i nienawiści.

W czasie   rekolekcji,   kiedy   wielu   ludzi   po   raz   pierwszy   uświadamia   sobie   swoje   własne 
nieuporządkowane uczucia, zamaskowane namiętności, spontanicznie nasuwa się im pytanie, 
które zadają zwykle w czasie rozmowy indywidualnej z kierownikiem duchowym:  Proszę 
ojca,   jak   się   tego   pozbyć,   jak   to   usunąć,   jak   to   w sobie   zniszczyć?
  Odpowiedź   brzmi: 
w psychice   ludzkiej   nic   nie   da   się   zniszczyć,   wszystko   natomiast   trzeba   akceptować, 
porządkować, leczyć, uzdrawiać.

3. Rezygnacja z kreowania rzeczywistości emocjonalnej

Jeżeli poprzez całą historię naszego życia powstawały w nas pewne utrwalone zachowania 
i postawy wewnętrzne, pewne rysy naszego charakteru, to nie mogą być one  zniszczone
usunięte,  ale  jedynie  przekształcone,  oczyszczone  i uleczone.  Chęć   usuwania   i niszczenia 
w nas   przykrych   emocji,   nieuporządkowanych   postaw   i zachowań   wewnętrznych   kryje 
w sobie pragnienie kreowania własnej rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej. Kiedy nie 
akceptujemy naszej emocjonalności i psychiki, wówczas odruchowo próbujemy stwarzać je 
według naszych wyobrażeń, jakby nie licząc się z tymi, które już otrzymaliśmy przez nasze 
wychowanie i w ciągu całej historii naszego życia.

Rozwój   emocjonalny   i duchowy   człowieka   domaga   się   rezygnacji   z kreowania 
rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej. Cały świat naszych emocji winniśmy natomiast 
porządkować, uzdrawiać, leczyć. Rzeczywistość emocjonalna i psychiczna naszego życia jest 
nam już dana. Ona jest także naszym zadaniem, miejscem współpracy z Bogiem, miejscem 
pełnienia Jego woli.

Rozwój   emocjonalny   człowieka   domaga   się   więc   pełnej   prawdy   o naszym   zranieniu   i 
o naszym   ludzkim   ograniczeniu,   domaga   się   pokory.   Dla   lepszego   zrozumienia   tego 
przesłania posłużmy się opowiadaniem A. de Mello:

Przypuśćmy, że któregoś dnia ktoś puka do drzwi mego pokoju:

— Proszę wejść — mówię. — Czy wolno zapytać kim Pan jest?

On zaś odpowiada:

background image

— Jestem Napoleonem.

— Czy to nie ten Napoleon...

— Ten właśnie. Bonaparte. Cesarz Francji.

— Co   też   pan   mówi!   —   odpowiadam   i myślę,   że   lepiej   wobec   tego   faceta   mieć   się   na  
baczności.

— Może Wasza Wysokość raczy usiąść — mówię.

— Słyszałem,   że   ksiądz   nieźle   sobie   radzi   z rozwojem   duchowym.   Mam   problem   natury  
duchowej. Obawiam się, że teraz trudniej mi będzie ufać Bogu. Moja armia walczy w Rosji, 
a ja spędzam bezsenne noce, zastanawiając się, jak to się zakończy.

— No tak, Wasza Wysokość, mógłbym coś na to poradzić. Sugerowałbym raczej przeczytanie  
rozdziału szóstego według Mateusza: Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną, nie pracują  
ani przędą.

tym momencie zaczynam zastanawiać się, kto jest bardziej szalony, ten facet, czy ja. Ale  
brnę dalej z tym lunatykiem.

Tak właśnie na początku postępuje wobec ciebie mądry guru. Towarzyszy ci, traktując serio  
twoje problemy. Otrze kilka łez z twoich oczu. Jesteś wariatem, ale jeszcze o tym nie wiesz.  
Wkrótce musi nadejść chwila, kiedy wytrąci ci z ręki broń i powie:

— Skończ z tym. Nie jesteś Napoleonem.

Aby   wejść   twórczo   w świat   ludzkich   uczuć,   trzeba   powiedzieć   sobie:  Nie   jestem 
Napoleonem. Nie mogę już więcej udawać. Jestem chory, poraniony, ubogi, zależny, jestem  
wariatem
.   Wejście   w świat   ludzkich   uczuć   domaga   się   więc   od   nas   rezygnacji 
z kształtowania   siebie  na   własny   obraz  i na   własne   podobieństwo,   z pogoni   za   własną 
wielkością
 (Ps 131).

Wielkim niebezpieczeństwem życia duchowego jest posługiwanie się pewnymi  metodami
technikami duchowymi dla przeprowadzenia własnych ludzkich celów i wyobrażeń, a nie dla 
szukania i znajdowania Boga i Jego woli. Uczciwe i głębokie wejście we własną sytuację 
egzystencjalną   może   nam   pomóc   odkryć,   jak   bardzo   potrzebujemy   oczyszczenia 
i uzdrowienia naszego serca.

Upomnienie Kościoła w Laodycei jest przestrogą dla każdego, kto wchodzi na drogę życia 
duchowego: Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba,  
a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi
  (Ap 3, 17). 
Jeżeli   nie   skończę   z udawaniem   w jakiejkolwiek   formie   i nie   wejdę   w świat 
nieuporządkowanych   i nieraz   bardzo   poranionych   uczuć,   będę   niezdolny   do   szukania, 

background image

rozeznawania i pełnienia woli Bożej. Pełna świadomość własnych uczuć oraz dążenie do ich 
uzdrowienia jest początkiem życia zgodnie z wolą Bożą.

4. Pokonać opór

Aby   móc   wejść   w świat   własnych   uczuć,   szczególnie   tych   nieuporządkowanych,   trzeba 
pokonać najpierw opór wewnętrzny, jaki rodzi się w nas, kiedy próbujemy zakwestionować 
nasz   utrwalony   obraz   siebie   samych,   nasze   zastarzałe   i skostniałe   schematy   myślowe, 
schematy reagowania, przeżywania i odczuwania. Próba innego spojrzenia na siebie samego 
domaga   się   od   nas   pewnego   zdrowego   dystansu   do   siebie,   wolności   wobec   naszego 
postrzegania naszej rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej.

Wolności tej nie zdobędziemy jednak bez zgody na cierpienie i ból. Ból ten związany jest 
przede wszystkim z uznaniem, że jestem zraniony, ponieważ byłem człowiekiem wielekroć 
odrzuconym i nie dość kochanym. Odrzucenie i brak miłości wywoływały we mnie uczucia 
wrogości i nienawiści do siebie i do innych, które zostały jednak w większym czy mniejszym 
stopniu zdławione, wrzucone do trzeciego pomieszczenia.

Kiedy jednak próbujemy spojrzeć  inaczej  na siebie i to wszystko, co w nas jest, musimy 
zrezygnować z tego, co uważaliśmy i uważamy za naszemoje, co przylgnęło do nas nieraz 
od wielu lat. Musimy także w jakiś sposób zrezygnować z zewnętrznej opinii o nas samych, 
do której także w jakiś sposób jesteśmy przywiązani. To naszemoje odczucie o nas samych 
musimy poświęcićofiarować za większą sprawę — prawdę o sobie samych.

Oto   przykład  innego  widzenia   rzeczywistości   psychicznej   i emocjonalnej   człowieka.   J. 
Vanier, założyciel wspólnoty L'arche dla upośledzonych, który spędził z nimi ponad 30 lat, 
daje takie świadectwo:  Wspólnie pracujemy, wspólnie jemy posiłki, śpiewamy i tańczymy. 
Stopniowo   odkrywamy   jak   ci   nienormalni   są   w gruncie   rzeczy   całkiem   normalni,   my  
natomiast upośledzeni. (...) Osoby z upośledzeniem umysłowym pozbawione są co prawda  
zdolności   myślenia   abstrakcyjnego,   jednak   brak   ten   rekompensowany   jest   wyjątkowym  
rozwojem   emocjonalnym.   Upośledzony   żyje   nie   tyle   w sferze   rozumu,   co   serca.   Jest  
bezgranicznie ufny, swoją prostotą łamie wszelkie konwencje. Np. Jean–Luc, jeden z moich 
upośledzonych   przyjaciół,   pewnego   razu   brał   udział   w olimpiadzie   specjalnej.   Bliski   był  
złotego medalu. Jednak gdy jego konkurent przewrócił się na bieżni, Jean–Luc zatrzymał się,  
podniósł go i wspólnie dobiegli do mety. Kto więc bliższy jest pełni człowieczeństwa: on czy  
tzw. człowiek normalny?

To właśnie moje widzenie, które uważałem za normalne i które być może dawało mi pewną 
(nieraz   co   prawda   bardzo   pozorną,   ponieważ   opartą   na   wrogości   do   siebie   i innych) 
stabilizację psychiczną i emocjonalną, zostaje przeze mnie zakwestionowane. W ten sposób 
zostaję jakby w pewnej pustce, próżni, bez wyraźnego oparcia w tym, co już było przeze 
mnie   wypróbowane.   Brak   oparcia   w sobie   samym  wymusza  na   mnie   opieranie   się 
i otwieranie na innych, zaufanie innym: Bogu i bliźnim.

background image

Opór wewnętrzny,  jaki  rodzi  się   w nas,   kiedy  dotykamy   naszych  utrwalonych  sposobów 
myślenia,   reagowania,   zachowania,   jest   zjawiskiem   bardzo   pozytywnym,   ponieważ 
potwierdza słuszność kierunku poszukiwania rozwiązań naszych problemów, które być może 
bardziej jesteśmy zdolni intuicyjnie przeczuć niż określić je i opisać słowami.

Silny opór wewnętrzny, ujawniający się zarówno w depresji jak i agresji (w nienawiści tak 
do   siebie,   jak   i innych) odsłania   wielką   niechęć  człowieka  do  wejścia   w świat   własnych 
nieuporządkowanych i niedojrzałych uczuć. Opór ten jest odruchowym bronieniem się przed 
dodatkowym cierpieniem.

Trzeba nam zdawać sobie sprawę, że ból i cierpienie związane z pokonywaniem własnego 
oporu wewnętrznego są jednak zjawiskami przejściowymi: Każde negatywne uczucie można  
wykorzystać w rozwoju świadomości, w jej rozumieniu. Daje ci ono okazję, byś odczuł je  
i popatrzył na nie od zewnątrz. Początkowo będzie ci towarzyszyła depresja, ale związek  
między   owymi   negatywnymi   uczuciami   a depresją   szybko   zostanie   rozciągnięty.   Kiedy   to  
zrozumiesz, będzie się pojawiać coraz rzadziej, aż w końcu zaniknie
. (A. de Mello). Pierwsze 
pokonanie oporu wewnętrznego jest de facto otwarciem się na dostrzeganie tego, co znajduje 
się w naszym trzecim pomieszczeniu.

5. Uzdrowienie uczuć

Oczyszczenie,   uzdrowienie   i uporządkowanie   uczuciowe,   które   pozwala   jednocześnie 
odzyskać całą sferę uczuciową człowieka, jest integralną częścią nawrócenia wewnętrznego. 
Dojrzała lub też raczej dojrzewająca uczuciowość staje się  fundamentem  otwarcia się na 
Osobę i naukę Jezusa oraz na całkowite zjednoczenie z Nim w krzyżu i w chwale.

Pojęcie  oczyszczenia  w odniesieniu do sfery uczuciowej człowieka może być jednak nieco 
mylące.  Oczyszczanie  kojarzy się nam bowiem z usuwaniem i eliminowaniem  nieczystości 
i brudu. W psychice ludzkiej natomiast, podobnie jak w przyrodzie, nic nie da się zniszczyć, 
usunąć,   wyeliminować.   Jak   nie   możemy   w przyrodzie   zniszczyć   nawet   jednego   atomu 
(możemy   go   jedynie   rozbić),   tak   też   nie   można   zniszczyć   nawet   najbardziej   błahego 
doświadczenia uczuciowego.

Zbytni nacisk woli na uczucia może prowadzić jedynie do represji uczuciowej. K. Rahner, 
powołując   się   na   św.   Tomasza   z Akwinu   mówi,   że   jest   czymś   niemożliwym   tłumienie 
w człowieku   uczuć.   Represja   uczuć,   spychanie   ich   do   podświadomości   nie   ma   sensu, 
ponieważ   wychodzą   one   na   zewnątrz   w innej,   zwykle   gorszej   postaci.   Nierzadko   np. 
spotykamy   ludzi   zewnętrznie   bardzo   poprawnych,   ułożonych,   wprost   nienagannych,   ale 
jednocześnie   wewnętrznie   spiętych   czy   nawet   mniej   lub   bardziej   znerwicowanych.   Tak 
wysoką cenę płacą ci ludzie za swoją zewnętrzną poprawność i nienaganność.

Częstszym pojęciem, którego dzisiaj używa się na określenie porządkowania emocjonalności 
człowieka,   jest  uzdrowienie.   Ma   ono   głębsze   podłoże   biblijne.   Pojęcie  oczyszczenia 
nawiązuje bowiem bardziej do teologii Starego Testamentu, w którym czystość legalna była 

background image

warunkiem dopuszczenia do kultu. Określenie czystość posiada charakter przede wszystkim  
kultyczny, a tylko wtórnie przysługują jej wymiary moralne albo duchowe
 (X. Leon–Dufour).

Nierzadko pojęcie czystości i oczyszczenia kojarzy się niemal wyłącznie z problemami natury 
seksualnej. Wielu osobom zranionym głęboko w tej dziedzinie, które w jakiś bolesny sposób 
walczą ze swym zranieniem, wydaje się, iż  usunięcie  niedojrzałości w dziedzinie  czystości 
seksualnej
,   jednocześnie   rozwiązuje   wszystkie   problemy.   Doświadczenie   natomiast 
pokazuje,   iż   problemy   seksualne   są   przejawami   innych,   o wiele   głębszych   problemów 
osobowych.

Nie   rezygnując   całkowicie   z pojęcia  oczyszczenia,   należy   je   jednak   dopełnić   bardziej 
biblijnym pojęciem: uzdrowienia. Uzdrowienie, uporządkowanie w dziedzinie emocjonalnej 
domaga się od człowieka otwarcia trzeciego pomieszczenia. Próba ucieczki od czegokolwiek, 
czego doświadczyliśmy w naszej historii życia, sprawi, iż oczyszczenie i uzdrowienie będzie 
niepełne   i fragmentaryczne.   Wprowadzenie   w życie   duchowe   domaga   się   przyjęcia 
podstawowego   stwierdzenia,   że   wszyscy   wchodzimy   w życie   duchowe   jako   chorzy, 
poranieni, zagubieni, ślepi.

Nierzadko   się   zdarza,   iż   duszpasterstwo   w różnych   formach   (parafialne,   katechetyczne, 
rekolekcyjne, piśmiennicze) koncentruje się na tym, by człowieka udoskonalić i uczynić go 
tylko lepszym, ponieważ zakłada, że w zasadzie jest on już dobry. Natomiast Jezus stwierdzi 
prosto, że nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wzywać  
do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników
 (Łk 5, 31–32).

6. Miłość i karcenie

Urazowe reagowanie na krytykę, nieraz najbardziej słuszną, jaką obserwujemy  u siebie i 
u innych, ukazuje jak bardzo jesteśmy nieświadomi siebie i zamknięci na to, co jest w nas, 
w naszym trzecim pomieszczeniu. Nasze pragnienie szukania, rozeznawania i pełnienia woli 
Bożej domaga się od nas otwartości na konfrontację i krytykę, otwartości na karcenie:  Ja 
wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę
 (Ap 3, 19). Nasze urazowe podejście do krytyki 
najczęściej wynika z faktu, iż czujemy się niekochani i odrzucani. Krytykę i karcenie często 
odbieramy  jako  nieakceptację   i odtrącenie.  Łatwo  podejrzewamy,   iż  osoba,  która  wyraża 
krytyczne zdanie o nas, robi to w złych zamiarach.

Genezy takiej reakcji należy szukać w wychowaniu i całej naszej historii życia, w trakcie 
której rzeczywiście byliśmy nierzadko karceni bez miłości, a może nieraz i bez miłosierdzia
W relacjach   międzyludzkich   to,   co   słabsze,  inne,  odmienne  bywa   zwykle   niemiłosiernie 
napiętnowane. Tak dzieje się od najmłodszych lat. Już małe dzieci potrafią być okrutne dla  
swoich odmiennych rówieśników; odmiennych w najogólniejszym sensie tego słowa.

Ja   wszystkich,   których   kocham,   karcę   i ćwiczę  (Ap   3,   19).   Jeżeli   otwieranie   naszego 
trzeciego pomieszczenia, które stało się  życiowym śmietnikiem, ma przynieść dobre owoce, 
winno   dokonywać   się   przy   jednoczesnym   otwieraniu   się   na   bezwarunkową   akceptację 
i miłość:  Boga  i człowieka.  Bez   doświadczenia  akceptacji  i miłości  wgląd   w siebie  bywa 

background image

tylko   dodatkowym   ranieniem   siebie,   które   zwykle   nie   przynosi   większego   pożytku. 
Otwieranie ran ma sens tylko wówczas, kiedy wiemy, co należy z nimi robić.

7. Na miłość się nie zasługuje

Zadaniem kierownika duchowego, terapeuty lub innej życzliwej i kompetentnej osoby, która 
nam   towarzyszy   w otwieraniu  trzeciego   pomieszczenia,   jest   stać   się   świadkiem 
bezwarunkowej miłości: Cokolwiek zobaczysz w twoim trzecim pomieszczeniu i cokolwiek mi 
powiesz, będziesz kochany. Więcej nawet. Im trudniejszą jest twoja sytuacja, im bardziej  
jesteś poraniony, tym bardziej będziesz kochany, ponieważ twoje poranienia są świadectwem  
tego, że nie byłeś dość kochany. Moją miłością naprawię i uleczę twoje rany w miłości
.

Boimy się otwarcia trzeciego pomieszczenia, które odsłania prawdę o nas samych, ponieważ 
nie czujemy się kochani ani przez ludzi, ani przez Boga. Nie kochani przez innych, nie 
kochamy   samych   siebie.   Odsłonięcie  trzeciego   pomieszczenia  odbieramy   jako   przykre 
i bolesne potwierdzenie, że nie jesteśmy warci czyjejkolwiek miłości.

I tu tkwi podstawowy błąd w naszym pojmowaniu miłości i akceptacji. Sądzimy bowiem, iż 
na miłość trzeba sobie zasłużyć nienagannym zachowaniem, pracowitością, dobrą opinią, 
brakiem wad, atrakcyjnością zewnętrzną. Tymczasem na prawdziwą miłość się nie zasługuje, 
na miłość trzeba się otworzyć. Prawdziwa miłość jest darem. Bezwarunkowym darem.

Taka jest zawsze miłość Boga. Miłość ludzka bywa w jakiś sposób uwarunkowana. Często 
bywa ona bardzo uwarunkowana. Od osób, które pragniemy obdarzyć miłością, domagamy 
się odpowiedniej postawy i odpowiednich zachowań. Jeżeli mnie kochasz, to powinieneś... — 
czasami wprost mówimy właśnie w taki sposób, częściej jednak warunek ten bywa stawiany 
w sposób bardziej ukryty i zamaskowany.

Przeczuwamy jednak podświadomie, iż otwarcie  trzeciego pomieszczenia, odsłoniłoby całą 
naszą niezdolność do wypełnienia warunków, jakie bywają nam stawiane przez tych, którzy 
chcą nas darzyć miłością. Stąd też  udajemy  przed sobą i przed innymi, iż jesteśmy gotowi 
i zdolni   wypełnić   te   warunki,   byle   otrzymać   to,   czego   pragniemy:   akceptację   i miłość. 
W takiej   sytuacji,   coraz   większemu   zamknięciu  trzeciego   pomieszczenia  towarzyszy 
najczęściej   nieświadome   lub   też   pół–świadome   tworzenie   pozorów,   które   nierzadko 
przyjmują wprost nerwicową formę.

Odkrywaniu siebie winno towarzyszyć  odkrywanie bezinteresownej miłości ludzi i Boga. 
Człowiek   pragnący   otworzyć   na   oścież  trzecie   pomieszczenie,   winien   posiadać   mocne 
oparcie   w drugim   człowieku.   Kiedy   odkryje   on   całą  wewnętrzną   okropność  swojego 
zdławionego Jaten drugi pomoże mu przekroczyć lęk przed odrzuceniem.

Wewnętrzna   okropność  i wstyd,   który   ona   rodzi,   stanowi   głębokie   cierpienie   wynikające 
z braku   doświadczenia   prawdziwej   miłości.   Człowiek   staje   się  okropnym,   czyli   pełnym 
nienawiści,   kiedy   jest   odrzucony   i pozbawiony   miłości.   Odrzucenie   rodzi   w człowieku 
pragnienie   zemsty.   Im   bardziej   brutalnie   bywa   człowiek   odrzucony,   tym   gwałtowniejsze 

background image

rodzi się pragnienie zemsty. Pragnienie zemsty jest jednak zbyt  okropne, aby się do niego 
przyznać. Bywa ono dławione, ponieważ obawiamy się, że kiedy zostanie zdemaskowane, 
zostaniemy jeszcze głębiej odrzuceni.

Kiedy   nie   chcemy   przyznać   się   do   głębi   naszego   zranienia   w miłości,   wbrew   sobie 
przyjmujemy   destrukcyjną   postawę   wobec   siebie   i wobec   innych.   Próbujemy   przekonać 
siebie i innych, iż na miłości już nam nie zależy. Taka postawa nie jest jednak niczym innym, 
jak tylko rozpaczliwym wołaniem o akceptację i miłość.

8. Odzyskiwanie zdławionych emocji

Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzą  
się pogrążeni we śnie, żyją śniąc, nie budzą się zawierając małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie  
i umierają   nie   budząc   się   ani   razu.   Pozbawiają   się   tym   samym   możliwości   rozumienia  
niezwykłości   i piękna   ludzkiej   egzystencji.   (...)   Większość   ludzi   twierdzi,   że   pragnie   jak  
najszybciej   opuścić   przedszkole,   ale   nie   wierz   im.   Nie   mówią   prawdy.   Jedyne,   czego  
naprawdę chcą, to to, by naprawić im popsute zabawki. Oddaj mi moją żoną, przyjmij mnie  
znowu do pracy,  oddaj mi  moje pieniądze,  zwróć mi  moją wcześniejszą reputację. Tego  
właśnie naprawdę chcą.

Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć.  
W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia, leczenie bowiem jest  
bolesne i wymaga wyrzeczeń. Przebudzenie, jak wiadomo, nie jest rzeczą najprzyjemniejszą.  
W łóżku jest ciepło i wygodnie. Budzenie irytuje nas
 (A. de Mello).

Odzyskiwanie   zagubionych   uczuć   rozpoczyna   się   od   wzbudzenia   w sobie   rzeczywistego 
pragnienia   bycia   uzdrowionym,   przekroczenia   własnego   egocentryzmu   i podjęcia 
odpowiedzialności za własne życie, takie jakie zostało mi ono dane. Tylko dzięki takiemu 
pragnieniu człowiek będzie w stanie stawić czoła wszystkim negatywnym emocjom, które 
będą mu towarzyszyć w całym procesie uzdrawiania ze wszystkich zranień.

Próbując odkryć samego siebie, odzyskać zagubiony świat emocjonalny, należy zadać sobie 
pytanie, czy jesteśmy gotowi zapłacić cenę trudu a nawet bólu związanego z tym procesem. 
Czy rzeczywiście chcemy prawdziwego emocjonalnego przebudzenia?

Gdybyśmy nie chcieli znać pełnej prawdy o nas samych, o naszym  trzecim pomieszczeniu
istniałaby wielka obawa, iż zamiast woli Bożej możemy pełnić własną wolę. Człowiekowi 
nie znającemu własnego świata uczuć grozi zawsze iluzja duchowa. Uczciwość wewnętrzna, 
pełna prawda o sobie jest pierwszym krokiem do Boga i Jego woli.

XXI. DAR WOLI BOŻEJ

 

background image

1. Jezus szuka woli swojego Ojca

Jeżeli   prześledzimy   uważnie   wszystkie   Ewangelie,   to   łatwo   dostrzeżemy,   iż   troska 
o pełnienie woli Ojca była podstawową troską Jezusa. Jezus nazywa ją  swoim pokarmem
Jezus żyje dzięki woli swojego Ojca. Znamy bardzo ostrą reakcję Jezusa na słowa Piotra, 
który chciał Go odwieść od pragnienia pełnienia woli Ojca: Zejdź Mi z oczu szatanie! Jesteś 
Mi zawadą,  bo myślisz nie na sposób  Boży, lecz na ludzki
  (Mt 16, 23). Jezus  wyraźnie 
przeciwstawia myślenie na sposób Boży myśleniu ludzkiemu.

I chociaż wola Ojca dla Jezusa była tak ważna, to jednak nie było Mu łatwo ją znaleźć. Być  
może   traktujemy   czasami   Jezusa   w taki   sposób,   jakby   wola   Ojca   była   w Nim 
zaprogramowana; jakby Jezus znał ją doskonale od chwili Wcielenia i nie musiał jej szukać, 
lecz   tylko   ją   wypełniać.   Błędnie   chyba   sądzimy,   iż   cały   trud   Jezusa   polegał   tylko   na 
pełnieniu woli Ojca, którą bez wysiłku odnajdywał w swym życiu.

Tymczasem wiele faktów z życia Chrystusa mówi nam zupełnie coś innego. Jezus musiał 
szukać   z niemałym   trudem   woli   swojego   Ojca,   jak   każdy   inny   człowiek.   Kontemplacja 
modlitwy   w Ogrójcu,   pełnej   bólu,   napięć   i niepokojów,   pokazuje   nam,   ile   wysiłku 
i cierpienia   kosztowało   Jezusa   znalezienie   odpowiedzi   na   pytanie,   jaka   jest   wola   Ojca. 
Prośba: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja  
niech się stanie!
 (Łk 22, 42) odsłania, ile było w sercu Jezusa niepewności w odniesieniu do 
czekających Go dramatycznych wydarzeń. Krwawy pot sączący się na ziemię odsłania, jak 
bolesne było dla Jezusa znalezienie odpowiedzi na pytania o wolę swojego Ojca.

Możemy   przypuszczać,   iż   w życiu   Chrystusa   nie   była   to   jedyna   tak   bolesna   modlitwa, 
podczas   której   pytał   On   swojego   Ojca   o Jego   wolę.   Podobnie   Jezus   modlił   się   chyba 
opuszczając Nazaret po 30 latach ukrytego życia, podczas 40–dniowego postu na pustyni 
przed rozpoczęciem publicznej działalności, przed dokonaniem wyboru dwunastu Apostołów 
czy przed innymi decydującymi wydarzeniami w Jego życiu.

Ewangeliści wspominają wiele razy, iż Jezus spędzał całą noc na modlitwie lub też wstawał 
wcześnie   rano   i udawał   się   na   miejsce   pustynne,   aby   się   modlić.   Słowa  Listu   do 
Hebrajczyków
,   które   mówią   nam,   że   Jezus   był  doświadczony   we   wszystkim   na   nasze  
podobieństwo,   z wyjątkiem   grzechu
  (Hbr   4,   15)   dają   nam   mocną   podstawę   biblijną   do 
stwierdzenia, że Jezus był do nas podobny nie tylko w trudzie pełnienia woli Ojca, ale także 
w trudzie szukania jej w codzienności życia.

2. Woli Bożej trzeba szukać

Woli Bożej nie otrzymujemy raz na zawsze — na całą historię naszego życia — ale objawia 
się nam ona stopniowo w miarę naszego wzrastania duchowego i emocjonalnego. I chociaż 
pewne zasadnicze powołania życiowe, np. stan życia, są ofiarowane człowiekowi w sposób 
definitywny — raz na zawsze, to jednak wola Boża w nich się nie wyczerpuje, ale znacznie 
je przerasta. Bóg kieruje do człowieka ciągle nowe wezwania. Wypływają one z osobistych 
potrzeb i pragnień człowieka oraz z potrzeb Królestwa Bożego, które jest pośród nas.

background image

Nasza zdolność szukania i pełnienia woli Bożej jest najpierw darem, który otrzymujemy od 
Boga, dopiero na drugim miejscu naszym zadaniem i wysiłkiem — naszym darem dla Niego.

W krytycznych sytuacjach życiowych zawieramy nieraz z Bogiem swoiste układy, w których 
za wysłuchanie ważnej dla nas prośby proponujemy Bogu zrealizowanie jakiegoś trudnego 
dla nas postanowienia, które z góry — najczęściej bez żadnego rozeznania — przyjmujemy 
jako Jego wolę.

Nie wykluczając tego, iż sam Bóg może dać człowiekowi natchnienie do zawarcia takiego 
układu,  trzeba  jednak  stwierdzić,  iż   najczęściej  układ  ten  wypływa   z bardzo  kupieckiego 
podejścia do naszej relacji z Bogiem. Wydaje się nam, że na wszystko trzeba sobie u Boga 
zasłużyć.

Szukanie i pełnienie woli Bożej domaga się od człowieka najpierw odkrycia prawdziwego 
obrazu Boga, który zawsze jako pierwszy daje człowiekowi wszystko. Nasze pełnienie woli 
Bożej   jest   przyjmowaniem   i oddawaniem   Bogu   tego,   co   wcześniej   otrzymaliśmy.   Chory 
obraz Boga sprawia, iż chore również jest nasze szukanie woli Bożej.

3. Posłuszeństwo i zaangażowanie

Kiedy rozważamy  problem pełnienia woli  Bożej,  powstaje  wiele pytań: Jak szukać  woli 
Bożej   w naszym   zabieganym   życiu?   Jakich   używać   środków   i metod?   Jakie   stosować 
kryteria dla odróżnienia woli Bożej od naszej ludzkiej woli, a nawet od woli złego ducha? 
Jakie są znaki woli Bożej? Jaką rolę może odegrać drugi człowiek w szukaniu i znajdywaniu 
woli Bożej? Na te i inne ważne pytania będziemy próbowali szukać odpowiedzi w naszych 
rozważaniach.

Podkreślmy najpierw, że woli Bożej trzeba szukać. Ona jest nam nie tylko dana, ale również 
i zadana przez Boga. Pan Bóg domaga się od nas zaangażowania wszystkich ludzkich sił, aby 
odnaleźć Jego wolę. Z umiłowaniem Boga wiąże się w sposób konieczny umiłowanie Jego 
woli.

Do niedawna wielu ludziom wydawało się, że najważniejszą cnotą w Kościele jest bierne 
posłuszeństwo.   Posłuszeństwo   to   ograniczało   się   do  pokornego  przyjmowania 
i wykonywania tego, co inni zdecydowali. I chociaż  postawa taka wymaga  od człowieka 
również pewnego wewnętrznego samozaparcia, to może być jednocześnie bardzo wygodna.

Człowiek przyjmujący taką właśnie wygodną postawę nie czuje się zobowiązany wchodzić 
w trudny nieraz proces szukania i rozeznawania woli Bożej. Czuje się bowiem wyręczony 
przez innych, najczęściej przez przełożonych. W razie ich błędnej decyzji lub innej pomyłki 
człowiek biernie posłuszny może czuć się zadowolony, iż nie była to jego wina, ponieważ on 
sam nie decydował, ale wykonywał jedynie decyzje innych.

Człowiek,   dla   którego   najważniejszą   i bodajże   jedyną  cnotą  jest   bierne   posłuszeństwo, 
będzie jednak zawsze pracował w Kościele jak na cudzym. Niestety nasze parafie, klasztory 

background image

i inne różnorodne  wspólnoty kościelne  są  pełne  takich właśnie  ludzi.  Podobni  są  oni do 
pierworodnego   syna   z przypowieści   o synu   marnotrawnym.   Choć   zawsze   przebywał 
w rodzicielskim   domu   i wiernie   wykonywał   ojcowskie   rozkazy,   to   jednak   żywił   wiele 
urazów i pretensji do ojca i do brata. Obowiązki były dla niego tylko ciężarem, a jedynym 
jego marzeniem była zabawa z przyjaciółmi. Nie umiał się cieszyć miłością ojca i nie czuł się 
w jego domu jak u siebie. Nie dostrzegał bowiem w woli ojca jego bezwarunkowej miłości. 
Widział w niej jedynie twarde rozkazy, które spełniał z niewolniczą uległością.

Jeżeli człowiek nie podejmuje samodzielnie i w pełnej wolności ważnych decyzji życiowych, 
ale   pozwala   się   jedynie   popychać   przez   fakty   życiowe   lub   przez   innych   ludzi,   nie   jest 
w stanie autentycznie zaangażować się w szukanie, rozeznawanie i pełnienie woli Bożej. Nie 
poczuje   się   nigdy  w Kościele   jak   we  własnym  domu.   To   właśnie   samodzielne   i osobiste 
decyzje   czynią   człowieka   dojrzałym   i odpowiedzialnym   za   siebie   i innych.   Dla   wielu 
samodzielność kojarzy się jednak z lękiem.

Obok   cnoty   posłuszeństwa   do   szukania   i pełnienia   woli   Bożej   potrzeba   także   cnoty 
zaangażowania i odpowiedzialności; odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się w naszym 
życiu. Pełna odpowiedzialność za własne życie prowadzi do odpowiedzialności za innych. 
Brak   odpowiedzialności   za   siebie   czyni   człowieka   niezdolnym   do   odpowiedzialności   za 
drugich.

Istotę szukania i pełnienia woli Bożej tworzy właśnie odpowiedzialność. Odpowiedzialność 
czyli odpowiadanie na wezwanie Boże. Do tej właśnie postawy odpowiedzialności wzywa 
dziś Kościół nie tylko hierarchię kościelną, ale także świeckich. Jan Paweł II w Adhortacji 
Christifideles Laici, komentując zaproszenie Jezusa: Idźcie i wy do mojej winnicy, pisze:

To wezwanie Pana Jezusa nie przestaje rozbrzmiewać w dziejach. Dotyczy ono nie tylko  
biskupów,   kapłanów,   zakonników   i zakonnic,   ale   wszystkich,   także   świeckich.   Pan   Bóg  
wzywa   ich   osobiście   i powierza   im   do   spełnienia   misję   w Kościele   i   w świecie.   Jako 
członkowie   Kościoła   świeccy   posiadają   powołanie   i misję   głosicieli   Ewangelii.   Do  
wypełnienia tej misji zobowiązują ich sakramenty chrześcijańskiej inicjacji
.

Postawa odpowiedzialności i zaangażowania wymaga, abyśmy nie tylko sami zadawali sobie 
pytanie: Jak szukać i znajdować wolę Bożą?, ale byśmy także innym w tym pomagali. Jeżeli 
poczujemy  smak  życia wolą Bożą, smak oddania się i pracy dla Chrystusa, zapragniemy 
także uczyć innych szukania i pełnienia woli Bożej. Wola Boga jest bowiem źródłem dobra 
i szczęścia dla każdego człowieka.

4. Dwa niebezpieczeństwa w szukaniu woli Bożej

W szukaniu i znajdywaniu woli Bożej istnieją dwa zasadnicze niebezpieczeństwa. Pierwsze 
polega na odwoływaniu się tylko do samego działania Bożego, przy jednoczesnym pomijaniu 
trudu   szukania   jej   ze   strony   człowieka.   Drugie   zaś   niebezpieczeństwo   przeakcentowuje 
działanie ludzkie przy jednoczesnym lekceważeniu działania Boga.

background image

Wielu ludzi wierzących uważa,  że  ich spontaniczne  i bezrefleksyjne  odczucie  woli Bożej 
wyraża rzeczywistą wolę Pana Boga. Zwykle nie widzą oni potrzeby rozeznawania swoich 
subiektywnych   odczuć,   ale   pragną   jedynie   wprowadzać   je   w życie.   W takim   podejściu 
znalezienie woli Bożej wydaje się bardzo proste i oczywiste. Trud polega jedynie na jej 
wypełnianiu.

Takie rozumienie szukania woli Bożej wypływa najczęściej z braku podstawowego wglądu 
w świat własnych emocji i przeżyć. Subiektywizm wielu nieuporządkowanych uczuć bywa 
wówczas   racjonalizowany   i przypisywany   woli   Pana   Boga.   Wielu   ludziom   niepewnym 
siebie, dla których rozeznanie i podejmowanie decyzji jest bardzo trudne, wydaje się, że 
znalezienie   woli   Bożej   wymaga   jakiegoś  duchowego  chwytu.   Nierzadko   sami   na   swój 
własny użytek tworzą sobie pewne chwyty. Odkrytą przez siebie metodę szukania woli Bożej 
proponują czasami także innym.

Taką metodą może być dla tych osób, np. przypadkowo usłyszana opinia, jakieś zewnętrzne 
wydarzenie.   Niekiedy   może   to   być   jakiś   właśnie  chwyt,   np.   otwarcie   Pisma   św. 
w przypadkowym miejscu i znalezienie odpowiedniego cytatu biblijnego. Jak niebezpieczne 
mogą być takie właśnie stworzone przez siebie samego duchowe chwyty, może pokazać nam 
jeden fakt z życia św. Ignacego Loyoli. Odwołajmy się do jego własnego opowiadania (w 
trzeciej osobie) zawartego w Opowieści pielgrzyma.

Po drodze, kiedy Ignacy udawał się do Nawarry, przyłączył się do niego pewien Maur jadący  
na mule. Wdawszy się w rozmowę zaczęli mówić o Najświętszej Pannie. Maur powiedział, że  
chętnie przyjmuje, iż Maryia Dziewica poczęła Syna bez udziału mężczyzny, ale że rodząc  
pozostała dziewiczą, w to nie mógł uwierzyć. Różne zaś argumenty, jakie mu ze swej strony  
poddawał   Ignacy,   nie   mogły   go   przekonać.   Wreszcie   Maur   ruszył   naprzód   z takim 
pośpiechem, że Ignacy wnet stracił go z oczu. Zatopił się w myślach nad tym, co zaszło  
między nim a Maurem.

Zdawało   mu   się,   że   źle   zrobił   pozwalając   mówić   Maurowi   takie   rzeczy   o Najświętszej 
Pannie. Sądził więc, że  jest obowiązany pomścić tę  zniewagę Jej czci. I powstało w nim 
wtedy pragnienie, aby ruszyć na poszukiwanie Maura i zadać mu kilka ciosów sztyletem za  
to, co mówił. Długo walczył z tym pragnieniem.

(...) Gdy już był znużony badaniem tego, jak należałoby postąpić, nie znajdując pewności, na  
co się zdecydować, powziął takie postanowienie; oto pozwoli mulicy iść wolno bez cugli aż  
do   miejsca,   gdzie   drogi   się   rozdzielały.   Jeżeli   mulica   pójdzie   drogą   do   wioski,   odszuka  
Maura i zada mu cios sztyletem; jeżeli zaś będzie się trzymać głównej drogi, zostawi go  
w spokoju. Zrobił tak, jak postanowił, a Pan nasz zrządził, że mulica trzymała się głównej  
drogi
.

Wspominając to wydarzenie i cały pierwszy okres swojego nawrócenia św. Ignacy stwierdza, 
iż chcąc dokonać wielkich, ale zewnętrznych rzeczy dla Boga nie zwracał uwagi na żadne 
rzeczy wewnętrzne, nie pojmował też, czym jest pokora, ani miłość, ani cierpliwość, ani  
roztropność
.

background image

Zauważmy, iż św. Ignacy stosuje tę dziwną metodę rozeznania woli Bożej w momencie, gdy 
już był znużony badaniem tego, jak należałoby postąpić i 
nie znalazł w sobie dość pewności 
siebie, by zdecydować, co powinien uczynić. Powyższe opowiadanie św. Ignacy przytacza, 
aby lepiej można było zrozumieć, jak Pan nasz postępował z tą duszą ślepą jeszcze, chociaż  
ożywioną wielkimi pragnieniami służenia Bogu
.

Jednym   z największych   wrogów   szukania   i pełnienia   woli   Bożej   w nas   jest   niepewność 
siebie,   lęk   przed   zaangażowaniem,   lęk   przed   ryzykiem   podejmowania   decyzji.   Wielkim 
wrogiem   szukania   i pełnienia   woli   Bożej   jest   także   brak   głębszego   wglądu   we   własne 
nieuporządkowane emocje. Emocje te, jeżeli nie są rozpoznane, zaślepiają człowieka i stają 
się wówczas zasadniczym motywem ludzkich wyborów, decyzji i działań.

O pełnieniu woli Bożej chętnie czytają i słuchają nieraz ludzie bardzo niepewni siebie, którzy 
spodziewają   się   znaleźć  jakąś   metodę,   właśnie  chwyt  duchowy,   który   pomógłby   im   żyć 
poprawnie i zabezpieczyć się przed popełnianiem bolesnych nieraz błędów i pomyłek. Lęk 
o siebie,   brak   zdecydowania,   niepewność   nie   mogą   być   jednak   zasadniczymi   motywami 
szukania woli Bożej.

Refleksja   nad   pytaniem:  Jak   szukać   i znajdować   wolę   Bożą?  ma   nas   prowadzić   do 
pełniejszego zaangażowania oraz do podejmowania odpowiedzialności za nasze życie, jak 
również za życie ludzi, których Bóg postawił na naszej drodze. Wielkie pragnienie życia 
wolą Boga winno być naszą odpowiedzią na zaufanie i miłość Boga do nas. To właśnie 
pokorna zależność od Boga oparta najpierw na miłości, a nie na lęku, każe nam przyjmować 
wolę Bożą jako dar. Dar woli Bożej wskazuje najpewniejszą drogę do naszego osobistego 
szczęścia.

Wola Boża nie może być więc miejscem ucieczki dla ludzi niepewnych siebie i lękających 
się życia. Zdarza się i to chyba nierzadko, iż zwrotem  wola Boża  posługujemy się w tym 
celu, aby ukryć własną niepewność, zagubienie i lęk przed zaangażowaniem. Pełnienie woli 
Bożej   domaga   się   od   nas   trudu   zmagania   i walki   z własnymi   lękami,   niepewnością 
i nieświadomą potrzebą zabezpieczenia się za wszelką cenę.

Pokonując   i przezwyciężając   lęk   o siebie,   poczucie   zagrożenia   jesteśmy   w stanie   wejść 
w twórczy niepokój i pytanie: jak szukać i pełnić wolę Bożą w naszym życiu. Gdyby bowiem 
cała   nasza   energia   życiowa   była   skierowana   jedynie   na   samoobronę,   wówczas   nie 
mielibyśmy już sił, by podejmować trud szukania i pełnienia woli Bożej.

Drugie niebezpieczeństwo w szukaniu i znajdowaniu woli Bożej polega na odwoływaniu się 
tylko do ludzkiego działania. W takim sposobie myślenia działanie ludzkie utożsamia się 
z wolą Bożą. W tej postawie ukrywa się fałszywe założenie, iż Bóg zawsze chce tego, czego 
chce człowiek.

W takim rozumieniu woli Bożej człowiek żyje według własnej woli. Sam planuje swoje 
życie, a następnie ofiaruje swoją wolę Panu Bogu. Oczekuje wówczas, aby Bóg błogosławił 
to,   co   sam   zdecydował   dla   siebie.   Przypomina   to  kukułcze  jajo   podrzucone   Bogu   przez 

background image

człowieka. I chociaż Bóg w swoim szacunku do człowieka i do jego wolności jest zmuszony 
do tolerowania takiego postępowania, to jednak nie jest to postawa, której Ojciec niebieski 
oczekuje od swoich dzieci. Niewierność woli Bożej  uderza  nie tylko w Boga, ale przede 
wszystkim w samego człowieka.

W szukaniu i znajdowaniu woli Bożej muszą spotkać się dwa zasadnicze elementy: działanie 
Boga   oraz   ludzki   wysiłek.   Konieczne   są   oba   elementy.   Wszelkie   błędy   w szukaniu 
i pełnieniu   woli   Bożej   wynikają   z niedoceniania,   pomniejszania   lub   wręcz   lekceważenia 
jednego   z tych   dwu   elementów.   Wszechmocnym   działaniem   Boga   możemy   próbować 
usprawiedliwiać   własną   niechęć   do   dokonywania   dojrzałych   wyborów   oraz   lęk   przed 
zaangażowaniem   i podejmowaniem   decyzji.   Z drugiej   zaś   strony   źle   rozumianym   darem 
wolności możemy racjonalizować naszą samowolę i działanie pod wpływem własnych tylko 
nieuporządkowanych pragnień i potrzeb.

Szukanie,   rozeznawanie   i pełnienie   woli   Bożej   wymaga   pełnej   harmonii   działania   Boga 
i działania   człowieka.   Dobre   rozumienie   tej   harmonii   wymaga   naszej   refleksji,  modlitwy 
a przede wszystkim otwarcia się na działanie Boga. Harmonia działania Bożego i ludzkiego 
jest bowiem jedną z wielkich tajemnic naszej wiary. Tę harmonię działania Bożego i wysiłku 
ludzkiego   w szukaniu   i znajdowaniu   woli   Bożej   pięknie   ujmuje   św.   Ignacy   w znanej 
sentencji:  Tak ufaj Bogu, jakby całe powodzenie spraw zależało tylko od Boga; tak jednak  
dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał to wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła
.

5. Działanie Boga w człowieku

Podstawowym   założeniem   w szukaniu   i znajdowaniu   woli   Bożej   jest   wiara   w nieustanne 
działanie Boga w naszym życiu. Bóg ma swój odwieczny plan wobec każdego człowieka 
i pragnie, aby został on  przyjęty i zrealizowany.  Celem tego planu jest dobro i szczęście 
człowieka.   Woli   Bożej   człowiek   nie  tworzy  dla   siebie,   ale   jej   szuka,   a znalazłszy   ją, 
przyjmuje jako własną. Wola Boża  istnieje  bowiem od  założenia świata  w Boskim planie 
zbawienia. Wpisuje się ona w najgłębsze ludzkie pragnienia, w całą historię naszego życia, 
a także w okoliczności zewnętrzne, w jakich żyjemy.

Podstawą szukania i znajdowania woli Bożej jest więc głębokie wewnętrzne przekonanie 
o nieustannym działaniu Boga w życiu człowieka. To sam Bóg kierując się swoją odwieczną 
miłością   dał   człowiekowi  tchnienie   życia.   I to,   co   rozpoczął   w człowieku   w chwili 
stworzenia, nieustannie kontynuuje. Bóg jest wierny nawet wbrew niewierności człowieka. 
Istotą   szukania   woli   Bożej   jest   więc   cierpliwe   odszukiwanie   przez   człowieka   z pomocą 
znaków dzieła, które On sam w nas kiedyś rozpoczął.

Rozeznawanie   duchowe   polega   na   odkrywaniu   wierności   Stwórcy   wobec   swojego 
stworzenia. To właśnie wierność Boga człowiekowi każe Mu ciągle na nowo potwierdzać 
swoją miłość do niego poprzez konkretne znaki.

Szukanie   woli   Bożej   z jednej   strony   jest   odkrywaniem   wierności   Boga   do   człowieka 
w konkretach ludzkiej historii, z drugiej zaś jest sposobem odpowiadania Mu naszą ludzką 

background image

wiernością na Jego wierność. Nie możemy być Bogu wierni bez rozeznawania duchowego, 
bez ciągłego odkrywania Jego woli objawianej nam przez Jego Ducha.

Bóg,   który   nieustannie  wszystko   czyni   nowym,   wzywa   człowieka   do   zrywania  starych 
więzów
. Stare więzy krępują nieraz człowieka i przeszkadzają mu w jego drodze do Boga. 
Wychodząc   z naszych   ludzkich   upodobań   i predyspozycji   chcielibyśmy   niekiedy   iść 
w naszym życiu duchowym w określonym przez nas kierunku, ale Duch Święty prowadzi 
nas  nową  drogą;   każe   nam  zrywać  z tym,   co   do   tej   pory   zbudowaliśmy   w życiu 
wewnętrznym i dzięki czemu czujemy się być może pewniejsi siebie, ponieważ mamy się na 
czym oprzeć
.

Celem   zerwania  starych   więzów  jest   pełniejsza   wolność   człowieka,   która   umożliwia   mu 
większe   otwarcie   się   na   działanie   Boga.   Jeżeli   człowiek   zatrzymałby   się   na   swoich 
dotychczasowych   osiągnięciach,   ryzykowałby   zatrzymanie   się   w swojej   drodze   do   Boga. 
Kiedy mamy wrażenie, iż jesteśmy syci, bogaci duchowo, to nie zawsze musi to być przejaw 
naszego wielkiego wzrostu duchowego. Nasze wrażenie może być przejawem pozornych 
postępów duchowych.

Wielu świętych daje nam przykład odważnego zrywania starych więzów. Przyjrzyjmy się 
Abrahamowi. Już w podeszłym wieku Bóg mówi do niego: Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i 
z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę
 (Rdz 12, 1). Więzy z Ur Chaldejskim, rodzinnym 
miastem, więzy z własnym klanem zostają zerwane. Abraham udaje się do ziemi obiecanej
którą Bóg miał mu dopiero ukazać. Bóg domaga się od Abrahama zaufania Jego wezwaniu.  
Zaproszenie do wyjścia z rodzinnego kraju było tylko jedną z wielu prób, którymi patriarcha 
będzie   doświadczany   nieraz   bardzo   dotkliwie   i boleśnie   przez   całe   życie.   Wezwania   do 
zrywania kolejnych starych więzów będą przychodzić w miarę wzrostu wiary Abrahama.

Bóg   wzywa   do   zrywania  starych   więzów,   ponieważ   człowiek   potrzebuje   tego   do   swego 
wzrostu duchowego. Bóg prowadzi nas podobnie jak ojciec rodziny prowadzi swego syna. 
Uczy   on   swoje   dziecko   ciągle   nowych   sprawności,   zachęcając   je   jednocześnie,   aby 
zostawiało  to, co już dobrze zna. Nierzadko bywamy wzywani przez Boga do tego, aby 
poświęcić  i oddać Mu to, co jest dla nas już jasno określone i pewne. W ten sposób Bóg 
stwarza nam możliwość, byśmy mogli pójść dalej, wzrastać. Taka jest pedagogika Boża.

Zrywanie  starych więzów  uczy nas coraz większego zaufania Bogu i powierzania się Jego 
woli.   Na   pytanie   uczniów:  Nauczycielu,   gdzie   mieszkasz?  Jezus   nie   precyzuje  miejsca 
zamieszkania
,   ale   wzywa   jedynie:  Chodźcie,   a zobaczycie  (J   1,   38–39).   Domaga   się   od 
uczniów opuszczenia dotychczasowego  zamieszkania  i powierzenia się Jego prowadzeniu. 
Bóg domaga się od nas wiary, iż Jego prowadzenie jest dla nas dobre, nawet jeżeli nieraz 
bywa trudne i bolesne. Celem działania Bożego w nas jest jednak zawsze radość i pokój. Bóg 
pragnie, abyśmy mieli w sobie pełną radość.

XXII. ROZEZNAWANIE DUCHOWE SZUKANIEM WOLI BOŻEJ

background image

 

1. Znaki rozeznawania woli Bożej

Pan   Bóg   objawia   człowiekowi   swoją   wolę   poprzez   znaki.   W rozeznawaniu   duchowym 
człowiek nie tworzy sobie znaków woli Bożej. Odkrywa i przyjmuje te, które są mu dane. 
Wszystkie znaki woli Bożej, choć bywają nieraz trudne do odczytania, zawsze mogą być  
odkryte   przez   człowieka.   Znakom   tym   bowiem   towarzyszy   światło   Ducha   Świętego 
konieczne do ich rozpoznania.

Dużym   niebezpieczeństwem   w życiu   duchowym   jest   tworzenie   sobie   samemu  znaków 
działania Bożego. Są to wówczas sztuczne znaki, które wprowadzają człowieka w świat iluzji 
duchowej. Św. Augustyn stwierdza, iż stwarzanie sobie iluzji duchowej należy, obok pychy, 
do najcięższych grzechów.

Zewnętrzne znaki woli Bożej, które dostrzegamy w naszym życiu, mają ścisłe powiązanie 
z wewnętrznymi natchnieniami. Ostatecznym  miejscem  szukania i znajdowania woli Bożej 
jest zawsze serce człowieka. Znaki zewnętrzne mają nas naprowadzać na to, co Bóg objawia 
nam   poprzez   nasze   serce.   Interpretacja   znaków   zewnętrznych   dokonuje   się   zawsze 
w ludzkim sercu. To serce ludzkie przyjmuje Boże wezwania i ono na nie odpowiada.

Znaki   działania   Bożego   w życiu   człowieka   nazywamy   także  znakami   czasu.   Wola   Boża 
w życiu człowieka wiąże się bowiem zawsze z jego czasem. Znaki te zmieniają się wraz ze 
zmianą   sytuacji   człowieka.   Dokonują   się   pod   wpływem   czasu.   Konieczność   szukania 
i rozeznawania woli Bożej wynika właśnie ze zmian, jakim podlega człowiek w czasie.

nowym czasie Bóg daje człowiekowi nowe wezwania; wezwania bardziej dostosowane do 
zmian, jakie w nim się dokonują. Czujność w modlitwie, do której tak usilnie wzywa Jezus, 
związana jest właśnie z upływem czasu, jakiemu podlega człowiek i Królestwo Boże, które 
w nim jest (por. Łk 17, 21).

Każde   działanie   Boga   w nas   podlega   rozeznaniu   duchowemu.   W sprawach   ważnych   dla 
życia samo subiektywne odczucie wewnętrzne jeszcze nie wystarcza. Stąd też udzielanie się 
Boga duszy ludzkiej, poprzez które przekazuje swoją wolę, łączy się zawsze z możliwością 
obiektywnego rozeznania tego działania.

2. Natchnienia wewnętrzne

Same zewnętrzne znaki, nawet gdyby były bardzo wyraźne, nie mogą być nigdy jedynym 
i ostatecznym kryterium szukania i pełnienia woli Bożej. Rola znaków zewnętrznych polega 
przede wszystkim na naprowadzaniu nas na odkrycie  znaków wewnętrznych  — natchnień 
duchowych, poprzez które Pan Bóg zaprasza człowieka do pełnienia Jego woli.

background image

Odwołajmy  się   do  przykładu  uczniów  idących  do Emaus.   Z jednej  strony  otrzymują   oni 
bardzo konkretny zewnętrzny znak: obecność przygodnego wędrowca, który towarzyszy im 
w ich podróży, rozmawia z nimi, poucza ich. Z drugiej strony zaś doświadczają  natchnień 
wewnętrznych
, które uświadomili sobie dopiero po zniknięciu towarzysza podróży sprzed ich 
oczu. Będą wówczas dawać sobie wzajemnie świadectwo  wewnętrznego  działania Bożego 
w ich sercach: Czyż serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam 
wyjaśniał?
 (Łk 24, 32). Pałające serce w Biblii oznacza działanie Ducha Świętego.

Skuteczność zewnętrznych znaków działania Bożego, nawet tych najbardziej wyrazistych, 
zależy zawsze od uległości człowieka wobec działania Ducha Świętego w sercu człowieka. 
Misja Jezusa, choć była potwierdzana niezwykłymi  znakami i cudami, nie została przyjęta 
przez   wielu   ludzi,   którzy   byli   świadkami   tych   znaków.   Ich   serca   były   zamknięte   na 
wewnętrzne działanie Boga.

Czym jest natchnienie wewnętrzne?

Trudno opisać istotę natchnienia wewnętrznego, ponieważ dotykamy w nim tajemnicy Boga 
działającego   w człowieku.   Wszelkie   schematy,   ludzkie   ujęcia   i opisy   będą   zawsze   zbyt 
ubogie,   aby   wyrazić   tajemnicę   działania   Stwórcy   w stworzeniu.   Ponadto   doświadczenie 
działania Boga w człowieku pozostaje zawsze bardzo indywidualne i osobiste.

Ale pomimo tych zastrzeżeń wszystkie natchnienia, pragnienia wewnętrzne posiadają pewne 
wspólne cechy, ponieważ udziela ich ten sam Bóg. Także natura ludzka w swej istocie jest 
zawsze jedna i ta sama. Najgłębsze pragnienia są również wspólne wszystkim ludziom.

Natchnienie   wewnętrzne   wyraża   jakieś   pociąganie   człowieka   przez   Boga,   jest  formą
zaproszeniem   do   udziału   w Jego   miłości,   jest   jakąś   duchową   fascynacją   Stwórcą,   formą 
zakochania  się w Nim. Jest to zawsze owoc działania Jego Ducha w nas. Każde duchowe 
pragnienie, nie tylko te wielkie i gorące, ale także te codzienne małe natchnienia do dobrego, 
mają w sobie coś  ostatecznego, są zaproszeniem do udziału w pełni życia w Bogu, w pełni 
Jego miłości.

Nie zawsze jednak doświadczenie bycia pociąganym przez Boga jest dla człowieka od razu 
jasne i jednoznaczne. Nierzadko (szczególnie u początkujących w życiu duchowym) może 
być   ono   zmieszane   z pragnieniami   tylko   ludzkimi.   Te   zaś   zwykle   powiązane   są 
z podstawowymi potrzebami i lękami człowieka.

Bóg zaprasza nas jednak do uczestnictwa w swojej miłości także wówczas, kiedy jesteśmy 
słabi i grzeszni. To właśnie dzięki duchowym pragnieniom, które otrzymujemy  od Boga, 
możemy przekraczać nasze słabości i zniewolenia.

Nasze wewnętrzne natchnienia w jakimś sensie zawsze domagają się oczyszczenia. Odkrycie 
samego   Boga,   który   pociąga   i wzywa   człowieka,   przychodzi   stopniowo   w miarę 
wewnętrznego dojrzewania człowieka. Natchnienia i pragnienia duchowe, choć są zawsze 
w jakimś stopniu powiązane z potrzebami czysto ludzkimi, to jednak nie wypływają jedynie 

background image

z nich.   Ludzkie   potrzeby  cielesne  nie   są   nigdy   źródłem   natchnień  duchowych.   Potrzeby 
cielesne są źródłem zmysłowych głodów. Natchnienia zaś są zawsze darem Ducha. Stąd też 
nazywamy je duchowymi, tzn. pochodzącymi od Ducha Świętego.

Choć   natchnienia   wewnętrzne   są   nierzadko   zmieszane   z ludzkimi   odczuciami,   lękami, 
zranieniami, to jednak ostatecznie zawsze je przerastają. Człowiek wewnętrznie pociągany 
przez Boga doświadcza, iż jego duchowe pragnienia nie pochodzą od niego, ale są łaską; są 
darem; są w jakimś stopniu niezależne od jego ludzkiej woli.

Natchnienia wewnętrzne nie zniewalają człowieka, nie determinują jego działania. Nawet 
jeżeli są bardzo wyraźne i mocne, zawsze są tylko wewnętrznym zaproszeniem Pana Boga.

Natomiast   ludzkie   głody   wypływające   z naturalnych  potrzeb   człowieka,   z jego   lęków, 
konfliktów i zranień, odznaczają się jakimś przymusem psychicznym. Człowiek działający 
pod ich wpływem nie doświadcza wolności, ale czuje się przymuszany przez swoje potrzeby. 
Wolność   wewnętrzna   wobec   natchnień   jest   jednym   z najważniejszych   kryteriów   dla 
rozeznania ich autentyczności.

W swoim pociąganiu człowieka ku sobie Bóg nie posługuje się nigdy lękiem i przymusem 
psychicznym.   Byłoby   to   sprzeczne   z ludzką   wolnością,   którą   On   sam   nas   obdarował. 
W natchnieniu   i pragnieniu   wewnętrznym   otrzymanym   od   Boga   zawiera   się   zawsze 
uszanowanie dla ludzkiej wolności.

Natchnienia   i pragnienia   duchowe   człowieka   zawierają   w sobie   zawsze   w jakiejś   formie 
warunek,  zastrzeżenie:  Jeżeli   chcesz....   Doświadczając   natchnień   wewnętrznych   człowiek 
czuje, iż nie musi ich przyjmować, choć bardzo pragnie iść za nimi.

Innym ważnym kryterium rozeznania autentyczności natchnienia wewnętrznego jest zdatność 
duchowa   i emocjonalna   do   jego   spełnienia.   Bóg   nie   daje   pragnień,   natchnień,   które 
przekraczałyby możliwości wypełnienia ich przez człowieka. Człowiek powoływany przez 
Boga do wypełnienia określonego zadania czy funkcji, winien doświadczać wewnętrznie, iż 
jest zdolny do wypełnienia tego, do czego czuje się wzywany.

Nie   wystarcza   jednak   rozeznanie   wyłącznie   osobiste.   Odczucie   subiektywne   może   być 
mylące, stąd też konieczne jest poddanie się ocenie wspólnoty Kościoła, w ramach której 
realizuje się swoje natchnienia. Sposób rozeznania wspólnoty zależy oczywiście od rodzaju 
powołania.   Ale   nawet   bardzo   osobiste   natchnienia   i pragnienia,   które   służą   najpierw 
rozwijaniu  osobistej   doskonałości,   winny   być   rozeznawane   w kontakcie   z kierownikiem 
duchowym.

Zdolność duchowa i emocjonalna do wykonywania danego powołania nie musi pojawiać się 
od   samego   początku   w ostatecznej,   dojrzałej   formie.   Ta   zdolność   może   znajdować   się 
w jakiejś zaczątkowej postaci. Będzie ona dojrzewać wraz z rozwojem człowieka. Stąd też 
nie sprzeciwiają się autentyczności powołania nawet znaczne trudności, wątpliwości i lęki, 

background image

które  powoływany  napotyka   w swoim   życiu.   Pragnienie   przezwyciężenia   ich,   by   móc 
realizować powołanie, potwierdza jego autentyczność.

W powołaniu,   które   wiąże   się   z odpowiedzialnością   za   innych,   np.   w powołaniu   do 
kapłaństwa   czy   małżeństwa,   ważnym   elementem   zdolności   psychofizycznej   jest   pewna 
stałość emocjonalna. Stałość emocjonalna oznacza tutaj zdolność do wiernego wypełniania 
przyjętych zobowiązań. Zmienność emocjonalna, niestałość psychiczna, nad którą się nie 
panuje,  byłaby zagrożeniem dla dokonywanego wyboru.  Zagrożenie dla wyboru oznacza 
jednocześnie zagrożenie dla ludzi, za których przyjmuje się odpowiedzialność. Stąd też przed 
podjęciem nieodwracalnej decyzji człowiek winien stawić czoła swoim problemom.

Innym   bardzo   ważnym   kryterium   autentyczności   natchnień   jest  altruizm  ukryty   w nich. 
Altruizm,   to   ukierunkowanie   na   bliźniego.  Natchnienia,   które   byłyby   skierowane   na 
realizację własnych egoistycznych potrzeb, nie mogłyby pochodzić od Boga. Bóg nigdy nie 
zamyka człowieka, ale zawsze otwiera go na miłość innych ludzi.

W prawdziwym Bożym powołaniu nie może chodzić jednak o altruizm deklaratywny, ale 
o rzeczywiste otwarcie się na innych. Nie musi to być altruizm dojrzały. Rozwój duchowy 
człowieka będzie rozwijać w nim otwarcie się na Boga i ludzi.

Kryterium   zdatności   psychofizycznej   i kryterium   altruizmu   w rozeznaniu   autentyczności 
powołania, natchnienia duchowego są bardzo ważne także dlatego, że mogą być mierzone 
metodami psychologicznymi. I chociaż do samego natchnienia czy powołania Bożego nie 
można przykładać żadnych metod psychologicznych, to jednak metody te można stosować 
w rozpoznaniu zdatności do realizacji powołania.

3. Jak postępować w chwilach wątpliwości?

Jak   postępować   w wypadku   istnienia   poważnych   wątpliwości   dotyczących   powołania, 
natchnienia Bożego? Zaznaczmy najpierw, że wątpliwości są czymś naturalnym w każdym 
rodzaju   powołania,   w każdym   rodzaju   wezwania   Bożego.   Im   ważniejsze   i bardziej 
odpowiedzialne powołanie, tym zwykle istnieją większe wątpliwości.

Pewien   rodzaj   wątpliwości   odnośnie   powołania   wynika   z realistycznego   spojrzenia   na 
wymagania i zadania z nim związane. Byłoby rzeczą nadzwyczajną, gdyby człowiek mający 
podjąć   ważną   decyzję   życiową,   nie   żywił   nigdy   najmniejszych   wątpliwości   i wahań. 
Wówczas rodziłoby się pytanie, skąd pochodzi ta niezwykła pewność siebie.

Co robić w sytuacji, kiedy rodzą się wątpliwości odnośnie natchnienia Bożego, powołania?

Najpierw   należy   zbadać   ich   częstotliwość   oraz   okoliczności,   w jakich   się   pojawiają.   Na 
przykład wątpliwości rodzące się jedynie pod wpływem napotykanych trudności na drodze 
realizacji   powołania   nie   są   wystarczającym   kryterium,   aby   móc   z niego   zrezygnować. 
Wahania   i wątpliwości   w chwilach   trudności   mogą   świadczyć   jedynie   o braku   pewności 
siebie lub też mogą być wyrazem niewiary w swoje własne możliwości. W takiej sytuacji 

background image

należy podjąć najpierw próbę pokonania ujawniających się trudności. Dopiero później można 
pytać o autentyczność samego powołania.

Jeżeli wahania odnośnie powołania, natchnienia Bożego powtarzałyby się systematycznie 
przez dłuższy okres, nie mogą być one lekceważone. Trzeba wówczas szukać prawdziwych 
źródeł trwających wątpliwości. Nie powinno się podejmować ważnych i wiążących decyzji 
życiowych w chwilach wielkich wątpliwości.

W takiej sytuacji konieczny byłby jednak głębszy wgląd w siebie i własną historię życia, aby 
móc odkryć prawdziwe źródło tych wątpliwości. Wgląd ten dokonuje się nie tylko poprzez 
autoanalizę, ale także poprzez kierownictwo duchowe, w którym odnajdujemy potwierdzenie 
refleksji nad sobą.

W chwilach   wielkich   wątpliwości   należy   też   wstrzymać   się   z podejmowaniem   decyzji, 
których   nie   można   odwołać,   np.   wyboru   stanu   życia:   małżeństwa,   kapłaństwa.   Jeżeli 
powołanie   czy   natchnienie   Boże   jest   autentyczne,   to   wraz   z jego   rozwojem   i realizacją 
wątpliwości zwykle ustępują. Jeżeli nawet nie ustępują całkowicie, to stopniowo zmienia się 
ich natężenie i częstotliwość. Coraz większa dojrzałość emocjonalna i duchowa prowadzi do 
coraz większej pewności wewnętrznej w odniesieniu do słuszności realizowanego pragnienia.

Podkreślmy jednak raz jeszcze, że istniejące wątpliwości, problemy, pewne odczucie lęku 
czy też przymusu psychicznego nie oznacza bynajmniej, iż dane natchnienie, powołanie nie 
pochodzi od Boga. W podejmowaniu ważnych decyzji życiowych, jak również w samym 
przygotowywaniu się do nich, potrzebny jest pewien wewnętrzny spokój i równowaga. Stąd 
też, aby rozeznać autentyczność swojego powołania, potrzebujemy najpierw wewnętrznego 
uspokojenia.   Polega   ono   między   innymi   na   uwolnieniu   się   od   tyranii   własnych   lęków, 
przymusów   i zdobyciu   pewnego   stopnia   wolności   wewnętrznej.   Wejście   we   własne 
problemy, przezwyciężanie ich rodzi większą wolność wewnętrzną.

W szukaniu,   rozeznawaniu   i pełnieniu   woli   Bożej   należy   unikać   zbyt   szybkiego 
wartościowania i wydawania łatwych wyroków zarówno o swoich własnych, jak tym bardziej 
cudzych  powołaniach   i różnorakich   pragnieniach   wewnętrznych.   Ostrożność   i rozwaga 
w ocenie natchnień wewnętrznych winna płynąć zarówno z uszanowania dla woli Bożej, jak 
również dla ludzkiej wolności.

4. Człowiek znakiem woli Bożej

Szczególnym   jednak   znakiem   działania   Bożego   dla   człowieka   będzie  drugi   człowiek
ponieważ ze wszystkich stworzeń on jest najbardziej podobny do Boga. Bogu jest jakby 
łatwiej dotrzeć do człowieka posługując się jego bliźnim.

W najbardziej ogólnym sensie każdy człowiek przychodzi do nas jako znak Boga. Każdy 
bowiem   nosi   w sobie  obraz   i podobieństwo   Boże.   Często   pozostaje   to   jednak   bardziej 
życzeniem niż doświadczaną rzeczywistością. Podobieństwo i obraz Boga są w nas nierzadko 
bardzo zamazane i niejasne. Ale mimo wszystko każdy człowiek może naprowadzać nas na 

background image

Boga oraz Jego wolę. Aby to było możliwe trzeba przedrzeć się nieraz poprzez wszystkie 
ludzkie zagubienia.

Możemy być znakiem Bożego działania dla drugich najpierw poprzez samą naszą obecność: 
nasz styl życia, więzi emocjonalne, wykonywana praca, nasze życie duchowe, modlitwa — 
wszystko to może być przepojone obecnością i działaniem Pana Boga.

Człowiek staje się znakiem działania Bożego także dzięki otrzymanemu powołaniu, jakiejś 
szczególnej misji zleconej mu przez Boga. Funkcja patriarchy, proroka, króla, kapłana była 
powierzana wybranym przez Boga ludziom. Byli to ludzie–znaki.

My także jesteśmy powołani do bycia znakiem woli Bożej poprzez wykonywaną funkcję 
i różnorakie zadania życiowe, jakie Bóg stawia nam na drodze, np. kapłaństwo, małżeństwo, 
życie   zakonne,   ojcostwo   i macierzyństwo   fizyczne   lub   duchowe,   dziewictwo,   życie 
w ubóstwie, cierpienie, itd.

Człowiek   przepojony   wiarą   staje   się   znakiem   dla   wszystkich,   którzy   z nim   się   stykają. 
Wszyscy jesteśmy powołani, aby stać się takimi właśnie znakami dla drugich. W samym 
powołaniu   chrześcijańskim   zawiera   się   powołanie   do   bycia   świadkiem   miłości   Boga   do 
człowieka, świadkiem Jego woli.

5. Poznanie świata a znaki woli Bożej

Zewnętrzne znaki woli Bożej są wpisane w historię ludzkości, historię kultury, cywilizacji, 
w której człowiek żyje. Bóg liczy się z naszym poznaniem i rozumieniem człowieka i świata. 
W objawianiu   swojej   woli   Bóg  bierze   pod   uwagę  stopień   ludzkiego   rozwoju.   Głębsze 
i pełniejsze   rozumienie   przez   człowieka   rzeczywistości   duchowej   i materialnej   świata, 
w którym on żyje, sprawia, iż Bóg może pełniej używać go dla objawienia swojej woli.

Oto przykład. W czasach Starego i Nowego Testamentu, a nawet nieco później, ludzkie sny 
nierzadko były interpretowane jako znaki woli Bożej, na przykład sen Józefa Egipskiego, sen  
Józefa,   męża   Marii,   sen   trzech   Mędrców.   Jeszcze   w czasach   średniowiecza,   jak   pisze   J. 
Green w książce Brat Franciszek, św. Franciszek z Asyżu i papież Innocenty III rozeznawali 
i szukali woli Bożej odwołując się do własnych snów.

Chociaż w naszych czasach niektórzy nadal odwołują się do snów w szukaniu woli Bożej, to 
jednak sny nie są już dzisiaj tak wyraźnymi znakami Bożego działania, jak było to może 
w przeszłości.   I chociaż   my   również   możemy   w szukaniu   woli   Bożej   odwoływać   się   do 
naszych snów, jak czyniło to wielu świętych, to jednak takie znaki wymagałyby głębokiego 
rozeznania.  Prorocze sny  wymagają potwierdzenia przez inne  znaki  bardziej jednoznaczne 
i budzące dziś większą wiarygodność.

A oto inny przykład, jak bardzo znaki woli Bożej wpisane są w zmieniający się świat oraz 
w samo   rozumienie   rzeczywistości   materialnej   i duchowej   człowieka.   W przeszłości 
człowiek miał ścisły kontakt z przyrodą. Żył bardzo blisko niej i był wobec niej bezbronny. 

background image

Często nie umiał interpretować podstawowych jej zjawisk: żywiołów, pór roku, gwałtownych 
zmian   atmosferycznych,   potęgi   mórz   i gór.   W tych   czasach   przyroda   przemawiała   do 
człowieka bardziej wyraziście. Była ona nieraz bardzo czytelnym znakiem działania Bożego. 
Nierzadko  wielkie   zjawiska   przyrody,   np.   trzęsienia   ziemi   czy   zaćmienia   słońca,   były 
znakami,  nosicielami  woli Bożej. Bóg objawiał się niekiedy wśród potężnych grzmotów, 
trzęsienia ziemi lub też w łagodnym szumie wiatru. Nigdy jednak ani Żydzi, ani chrześcijanie 
nie uważali zjawisk przyrody za bóstwa.

Dzisiejszy człowiek swoimi interpretacjami naukowymi odarł z tajemnicy zjawiska przyrody. 
Uważa je za coś zwyczajnego. Nadal jednak nie jest w stanie nad nimi panować i pozostaje 
wobec   nich   bezbronny.   Dzisiejszemu   człowiekowi   trudno   spontanicznie   dopatrywać   się 
w nich cudówznaków działania Bożego. Dzisiejszemu człowiekowi potrzebny byłby umysł 
i serce dziecka odkrywającego świat pierwszy raz. Takie właśnie spojrzenie na świat miał św. 
Franciszek z Asyżu. Człowiek współczesny musiałby przezwyciężyć naukowe myślenie, aby 
na nowo mógł odkryć działanie i bliskość Boga w świecie przyrody. Przyroda jest przecież 
dziełem Boga i dzięki temu jest także miejscem nieustannego Jego działania.

Człowiek ze swoimi osiągnięciami technicznymi stawia dzisiaj przed sobą jakby nowe pola 
działania Bożego i nowy rodzaj znaków. Pan Bóg używa ich dla objawiania swojej woli. Bóg 
posługuje się wszystkim, także naszą cywilizacją, aby nam odsłonić swój odwieczny plan 
i swoje pragnienia wobec nas. Znakami działania Bożego mogą stać się dzisiaj niesamowite 
osiągnięcia techniczne człowieka. Bóg przemawia do nas dzisiaj nie mniej wyraźnie i jasno 
przez klęski ekologiczne, zagrożenia atomowe czy przez inne zagrożenia cywilizacyjne, niż 
dawniej przemawiał przez zagrożenia wynikłe z trzęsienia ziemi czy nagłych i gwałtownych 
zmian atmosferycznych.

Trzeba nam uczyć się odczytywać rzeczywistość świata zewnętrznego jako miejsce Bożej 
obecności   i Bożego   działania.   Człowiek   wierzący   winien   jednak   strzec   się   pewnego 
prymitywizmu   w rozeznawaniu   znaków   działania   Bożego   w świecie   materialnym. 
Prymitywizm   ten   polega   głównie   na   utożsamianiu   doznań   emocjonalnych   wynikających 
z zewnętrznego   oglądu   świata,   z doświadczeniem   obecności   Boga   i   z Jego   działaniem. 
Doznania   estetyczne,   przeżycia   emocjonalne   mogą   naprowadzać   człowieka   na 
doświadczenie działania Bożego, te jednak całkowicie je przekraczają.

XXIII. ROZEZNAWANIE WAŻNYCH DECYZJI ŻYCIOWYCH

 1. Zweryfikować ludzki wymiar

Jeżeli chcemy podejmować rozsądne i dobre decyzje w ważnych ludzkich sprawach, trzeba 
nam najpierw przyglądać się i oceniać naszą dojrzałość uczuciową. Musimy bowiem pytać 

background image

się  czy  posiadamy   odpowiedni  stopień  dojrzałości,   aby  w sposób  odpowiedzialny  podjąć 
daną decyzję i przyjąć wszystkie zadania i funkcje z nią związane.

Jednym z ważnych znaków dojrzałości jest świadomość swoich uczuć oraz wolność wobec 
nich.

W rozeznawaniu duchowym trzeba nam także uwzględnić całą naszą dotychczasową historię 
życia   oraz   wszystko   to,   co   z niej   wynosimy:   stopień   dojrzałości   uczuciowej   i duchowej, 
wszystkie uwarunkowania wypływające z doświadczeń rodzinnych, środowiskowych. Cała 
przeszłość człowieka wpływa na aktualną jego dojrzałość emocjonalną i duchową.

Nie możemy odczytać działania Bożego w naszym życiu nie uwzględniając wpływu, jaki 
wywiera na nas cała nasza historia życia. Bóg nie tylko liczy się z naszą historią życia, ale 
sam w niej działa i pracuje. To właśnie w naszej historii i poprzez naszą historię Bóg objawia 
nam   swoją   wolę.   To   wszystko,   co   przeżyłem,   czego   doświadczyłem   w moim   życiu, 
wszystkie moje aktualne słabości i zalety są punktem wyjścia dla rozeznawania duchowego.

Jako   ludzie   mamy   wiele   ograniczeń,   problemów.   Jeżeli   chcemy   dokonywać   uczciwie 
rozeznawania   duchowego,   winniśmy   być   ich   świadomi   i uwzględniać   je   w procesie 
podejmowania   decyzji.   Ograniczenia   i słabości   ludzkie   nie   są   przeszkodą   w szukaniu 
i znajdowaniu   woli   Bożej,   o ile   jesteśmy   ich   świadomi   i pragniemy   je   pokonywać. 
Gdybyśmy   szukając   woli   Bożej   nie   byli   świadomi   naszych   ograniczeń,   słabości   i wad, 
wówczas bylibyśmy niezdolni do rozeznania duchowego.

Rozeznawanie duchowe wymaga zdolności powierzania swoich słabości, błędów i grzechów 
Panu Bogu. Trzeba przyjąć całą naszą przeszłość, niezależnie od tego, jaka ona była, i oddać 
ją bez reszty Bogu. Pan Bóg objawiając nam swoją wolę, liczy się z naszą ludzką słabością; 
zarówno tą dzisiejszą jak i z przeszłości.

Lęk   przed   przeszłością,   ucieczka   od   niej   czyniłaby   nas   niezdolnymi   do   prawdziwego 
rozeznania   duchowego.   W życiu   każdego   z nas   istnieje   ścisła   zależność   pomiędzy 
przeszłością,   teraźniejszością   a przyszłością.   Rozeznawanie   duchowe   domaga   się   też 
stawienia   czoła   wszystkim   naszym   problemom.   Przystępując   do   rozeznania   duchowego, 
winniśmy   być   świadomi,   iż   sami   możemy   się   mylić   w odczytywaniu   naszych   odczuć 
i emocji. Może w nas istnieć rozdźwięk pomiędzy motywacjami, jakie deklarujemy, a tymi, 
które w nas naprawdę działają.

Bez uświadomienia sobie wszystkich naszych emocji, które w nas działają oraz bez nabrania 
dystansu do nich, nie można dokonywać rozeznawania. Nieuświadomione reakcje uczuciowe 
byłyby dla nas przeszkodą w odczytaniu duchowych poruszeń i pragnień.

Rozeznawanie duchowe jest analizą  duchową, ale zawsze bardzo ściśle łączy się z naszą 
emocjonalnością. Uczucia są nie tylko elementami naszego życia psychicznego, ale także  
istotnymi elementami życia duchowego.

background image

Otwartość   i szczerość   w poznawaniu   naszych   emocji   jest   jakimś   wstępnym   krokiem   do 
przyjęcia woli Bożej. Jeżeli brakowałoby nam zgody na naszą ludzką słabość, na ludzkie  
ograniczenia, tym samym istniałaby w nas pewna niezdolność do przyjęcia woli Bożej.

Pierwszym krokiem do rzeczywistego przyjęcia woli Bożej jest przyjęcie siebie samego, 
swojego   życia,   takim  jakie   ono  jest   w danej   chwili.   Jeżeli   bylibyśmy   bardzo   zniewoleni 
własnymi   problemami,   wówczas   nie   moglibyśmy   dokonywać   rozeznania   duchowego, 
ponieważ nie mielibyśmy potrzebnej nam wolności wewnętrznej dla przyjęcia woli Bożej.

Zgoda na siebie i swoją ludzką sytuację oznacza jednocześnie odejście od siebie. To właśnie 
odejście   od   siebie   jest   warunkiem   przyjęcia   Boga   i Jego   woli.   Jeżeli   ludzkie   problemy 
w rozeznaniu   duchowym   zostałyby   pominięte,   zaniedbane   lub   zlekceważone,   wówczas 
ryzykowalibyśmy kształtowanie w sobie duchowości  bez ciała,  nie–ludzkiej, oderwanej od 
ludzkiej osoby, ryzykowalibyśmy rozwijanie w nas iluzji.

Rozeznawanie   duchowe   wymaga   także   pewnego   uspokojenia   wewnętrznego.   Jeżeli 
znajdowalibyśmy się w stanie jakiegoś zniechęcenia, depresji, smutku, wielkiego strapienia 
duchowego,   nie   posiadając   jednocześnie   należytego   dystansu   do   tych   uczuć,   wówczas 
winniśmy  uzbroić   się   w cierpliwość.   Trzeba   by  poczekać   na   bardziej   stosowny   czas   dla 
rozeznania duchowego i podjęcia decyzji.

Aby stan smutku, zniechęcenia mógł stać się znakiem czasu w szukaniu woli Bożej, winien 
zostać przezwyciężony. Życie pod wpływem strapienia stanowi przeszkodę dla rozeznawania 
duchowego. Uniemożliwia bowiem obiektywne widzenie siebie oraz sytuacji, w jakiej się 
znajdujemy.

Pośród wielu uwarunkowań rozeznania duchowego trzeba zwrócić także uwagę na zdrowie. 
Nie   możemy   dokonywać   rozeznania,   zwłaszcza   jeżeli   chodzi   o ważne   decyzje,   w jakimś 
wielkim zmęczeniu psychicznym czy wyczerpaniu fizycznym.

2. Zweryfikować wymiar duchowy

Nie możemy też dokonywać rozeznania duchowego, jeżeli nie ma w nas rzeczywistego życia 
duchowego.   Bez   mocnych   fundamentów   życia   duchowego   w szukaniu,   rozeznawaniu 
i pełnieniu woli Bożej łatwo ulegamy iluzji. Im pełniejsze i głębsze jest życie duchowe, tym 
pełniejsza   możliwość   poznania   woli   Boga.   Jakość   życia   duchowego   gwarantuje   jakość 
rozeznawania duchowego.

Gdybyśmy   nie   szukali   Boga   i pełnienia   Jego   woli,   ale   tylko   siebie   samych,   to   próba 
rozeznania duchowego byłaby pewną pomyłką. Nawet gdybyśmy znaleźli wolę Bożą, np. 
w decyzji przełożonego, to i tak jej nie przyjmiemy. Ogarnie nas raczej wewnętrzna irytacja, 
zniechęcenie   i smutek.   Nie   będzie   to   jednak   smutek  dla   wzrostu   duchowego.   Smutek 
ewangelicznego  bogatego  młodzieńca nie zbliżył go do Jezusa,  ale wręcz  przeciwnie — 
oddalił go od Niego.

background image

Wejście w rozeznawanie duchowe wymaga od nas rzeczywistego pragnienia i otwartości na 
wolę   Bożą.   Nie   chodzi   jednak   o otwartość   deklaratywną,   otwartość   we   własnych 
subiektywnych   odczuciach.   Rozeznawanie   duchowe,   szukanie   i znajdowanie   woli   Bożej 
rozpoczyna się od zakwestionowania tego, czego  ja  chcę i pragnę moją tylko ludzką wolą. 
Rozeznanie duchowe stawia nam pytania: Czy moje pragnienia i plany kierują się wolą Bożą, 
czy tylko tym, co jest we mnie? Czy wzrasta we mnie pragnienie dostosowywania mojego 
życia do woli Bożej? Czy pragnę oddać moje życie w ręce Boga, aby wszystko było zgodne 
z Jego wolą? Czy nie stawiam Panu Bogu warunków w przyjmowaniu Jego woli?

Ta   właśnie   zdolność   do   kwestionowania   siebie   jest   jednym   ze   znaków   gotowości   do 
dokonywania   rzeczywistego   rozeznawania   duchowego.   W rozeznawaniu   duchowym   nie 
chodzi   bowiem   najpierw   o zewnętrzną,   jakby   techniczną   aplikację   pewnej   metody,   ale 
o proces   wewnętrznego   nawrócenia   dokonujący   się   w ludzkim   sercu.   Jednym   z ważnych 
kryteriów rzeczywistego pragnienia szukania woli Bożej jest także zdolność człowieka do 
modlitwy   przedłużonej;   zdolność   do   trwania   przed   Bogiem   i wsłuchiwania   się   w Jego 
natchnienia.

3. Przyjęcie pomocy Kościoła

Podkreślmy z pewnym naciskiem rolę kierownictwa duchowego w rozeznawaniu woli Bożej. 
Nie   chodzi   jednak   najpierw   o dobre   rady   roztropnego   i doświadczonego   człowieka. 
W rozeznawaniu   duchowym   kierownik   duchowy   pełni   najpierw   rolę   świadka,   który 
przygląda   się   i rozeznaje  osobistą   pracę   penitenta.   Odwołując   się   do   oceny   swojego 
sumienia, kierownik duchowy potwierdza owoce osobistego rozeznania. Czyni to nie we 
własnym imieniu, ale w imieniu Kościoła. Wierzymy, iż Duch Święty angażuje się poprzez 
autentyczne kierownictwo duchowe, aby potwierdzić szukanie i pełnienie woli Bożej.

Wrażliwość na Boga tak u kierownika jak i u penitenta sprawia, iż wspólnie odkrywają wolę 
Bożą.   Odkryć  mogą   wspólnie,   ale   podjąć   decyzję  pełnienia   woli   Bożej  może  tylko   sam 
zainteresowany. Wyraźne namawianie i popychanie penitenta do podjęcia decyzji, zwłaszcza 
wówczas, gdy czuje się bardzo niepewny i zagubiony, jest zawsze pewnym nadużyciem.

Im silniejszy byłby nacisk psychiczny, tym większe byłoby nadużycie. Dotyczy to zwłaszcza 
takich  decyzji,   których   nie  można   odwołać,   np.  zawarcie   małżeństwa,   przyjęcie   święceń 
kapłańskich, złożenie ślubów zakonnych, itp. Chwilowe uspokojenie człowieka niepewnego 
siebie, który pod czyimś naciskiem  wreszcie  podjął decyzję, może być bardzo zwodnicze. 
Nierozwiązane problemy i zagubienie zwykle wracają jak bumerang, nawet po kilku latach, 
nieraz z jeszcze większą siłą.

Dlaczego potrzebujemy pomocy kierownika duchowego w szukaniu woli Bożej? Ponieważ 
zamknięci w sobie łatwo ulegamy iluzji własnych namiętności i złego ducha działającego 
w nich.   Działanie   naszych   namiętności   i złego   ducha   działającego   w nich,   jeżeli   ma   być 
skutecznie   pokonane,   winno   być   ujawnione   przed   Kościołem:   przed   spowiednikiem, 
kierownikiem duchowym lub — jak mówi św. Ignacy — jakąś osobą duchowną, która zna  

background image

podstępy   złego   ducha.   Otwartość   przed   Kościołem   pozwala   nam   jasno   widzieć   naszą 
sytuację.   Św.   Ignacy   mocno   wierzył,   że   w szczerości   człowieka   przed   przedstawicielem 
Kościoła działa Pan Bóg.

Dobre kierownictwo duchowe daje nam tę wewnętrzną pewność, iż nie kierujemy się jakimiś 
nieuporządkowanymi i nieświadomymi motywami wewnętrznymi, ale pragnieniem szukania 
i pełnienia   woli   Bożej.  Podstępy   i namowy,   które   zły   duch   chce   i pragnie,   żeby   zostały 
przyjęte i zachowane w tajemnicy, są zawsze przeciwne woli Bożej, chociaż wydają się być 
często do niej podobne.

4. Metoda rozeznawania duchowego

Rozeznawanie duchowe jest pewną funkcją życia duchowego, istniejącą obok innych funkcji, 
np.   słuchania   Słowa   Bożego.   Dzięki   tym   funkcjom   życie   duchowe   człowieka   staje   się 
przejrzyste i może się rozwijać. Możemy wzrastać duchowo, możemy wzrastać w miłości 
i wolności tylko wówczas, kiedy jasno  widzimy  (nie tylko rozumem, ale przede wszystkim 
sercem).  Uporządkowane — jasne  widzenie  otwiera drogę do uporządkowanego, jasnego 
działania. Nie możemy działać w sposób uporządkowany,  po Bożemu, jeżeli  nie oglądamy 
całej rzeczywistości w sposób uporządkowany — zgodny z wolą Bożą.

Widzenie   duchowe  jest   kontemplacją,   zaś   działanie,   konkretne   zaangażowanie   życiowe, 
wcielaniem   w życie   owoców   kontemplacji.   Pomiędzy  widzeniem   duchowym,   czyli 
kontemplacją
  a działaniem,   czyli   zaangażowaniem   życiowym  leży   właśnie   rozeznawanie 
duchowe.

Rozeznawanie duchowe zapewnia życiu duchowemu stałość i wierność. Nie możemy być 
wierni Bogu bez rozeznawania duchowego. Wierność wymaga nasłuchiwania Boga, który 
objawia nam swoją wolę.

Trzeba mieć jednak świadomość, że rozeznawanie duchowe nie polega na mechanicznym 
stosowaniu jakiejś metody. Mechaniczne stosowanie metody nie rozwiąże nigdy naszych 
osobistych   problemów.   Rozeznawanie   duchowe,   szukanie   i znajdowanie   woli   Bożej   jest 
doświadczeniem wewnętrznego nawrócenia w tych okolicznościach i warunkach, w jakich 
stawia nas sam Pan Bóg.

Rozeznawanie duchowe nie może też być jakąś spontaniczną, odruchową oceną ludzkich 
sytuacji;   oceną  nieustannie   improwizowaną.   Rozeznanie  duchowe   tworzy  pewien   proces. 
Proces   ten   winien   być   dobrze   przygotowany.   Przygotowanie   to   jest   konieczne   zarówno 
wtedy, gdy chodzi o ważne i wielkie decyzje życiowe, jak również wówczas, kiedy chodzi 
o codzienne, zdawać by się mogło małe decyzje. Te małe decyzje są nieraz bardzo ważne dla 
życia duchowego. Nasze życie duchowe  składa się zwykle z takich właśnie codziennych 
małych decyzji.

Podobnie   jak   nie   można   się   modlić   bez   przyjęcia   jakiejś   choćby   najprostszej   metody 
modlitwy, tak też nie można dokonywać rozeznania duchowego bez określonej metody.

background image

A oto pewna propozycja metody indywidualnego rozeznawania duchowego. Może być ona 
dostosowywana do osobistych potrzeb i możliwości każdego z nas.

a) Pierwszy ważny etap rozeznania duchowego to zbieranie informacji. Przed przystąpieniem 
do rozeznawania duchowego w jakiejś sprawie, trzeba najpierw zebrać wszystkie informacje 
mogące w nim odgrywać jakąś rolę. Jeżeli nie ma wszystkich informacji koniecznych do 
podjęcia decyzji, wówczas decyzja zawsze będzie w jakiś sposób przypadkowa.

Poprzez osobistą refleksję, modlitwę, skupienie trzeba samemu popatrzeć na rozeznawaną 
sprawę z różnych punktów widzenia. Nieraz trzeba uwzględnić całą dotychczasową historię 
życia oraz wszystko to, co z niej się wynosi: stopień dojrzałości ludzkiej, życie duchowe, 
zranienia,   lęki.   Trzeba   umieć   dostrzec,   jaką   rolę   w decyzji   będą   odgrywały   nasze   cechy 
charakteru,   przyzwyczajenia,   słabości   i wady   itd.   Zbieranie   informacji   polega   także   na 
umiejętności przewidywania trudności, które możemy spotkać w realizacji decyzji.

Zbieranie informacji jest to ludzka praca, w której praca Ducha Świętego nie jest nieobecna. 
Jeżeli   brakowałoby   nam   podstawowych   informacji   o naszej   sytuacji   życiowej, 
uwarunkowaniach wynikających z naszej historii życia czy też informacji o powołaniu, które 
pragniemy   realizować,   wówczas   ryzykowalibyśmy   podejmowanie   z własnej   winy 
fałszywych decyzji. Zbieranie informacji wymaga nieraz wielkiego trudu, ale jest to cena, 
jaką trzeba zapłacić za dobre decyzje życiowe.

b) Drugi ważny etap, element rozeznania duchowego to osobista modlitwa i refleksja nad 
decyzją. W rozeznawaniu duchowym modlitwa i osobista refleksja winny iść w parze. Są one 
konieczne. Rozeznawanie polega między innymi na zadawaniu sobie pytania: Jakie są racje, 
aby przyjąć i realizować rodzące się we mnie pragnienie — natchnienie? Jakie mogą być 
racje, aby je odrzucić?

Modlitwa nie służy tylko temu, aby przeżuwać racje zdobyte poprzez ludzkie rozumowanie. 
W czasie modlitwy możemy otrzymywać nowe racje — nowe motywacje, które przychodzą 
jako   owoc   działania   Ducha   Świętego   w nas.   Modlitwa   może   rozjaśniać   to,   co   dla   nas 
w czasie   ludzkiego   rozważania   pozostaje   może   niejasne   i dwuznaczne.   Racje  za  i racje 
przeciw  jakiejś   decyzji   lub   wyborowi   nie   mają   być   przejawem   potrzeb   czysto   ludzkich, 
nieuporządkowanych pragnień i uczuć. Nasze najgłębsze motywacje wyboru winny wyrażać 
pragnienie szukania i znalezienia woli Boga.

W rozeznaniu duchowym nawet to, co wydaje się być oczywiste i po ludzku jasne, winno być 
przez nas zakwestionowane i poddane próbie. Być może po rozeznaniu decyzja będzie taka 
sama jak przed rozeznaniem. W szukaniu woli Bożej liczy się nie tylko sama decyzja, ale 
także   motywacje,   dla   których   bywa   ona   podjęta.   Już   przez   samo   zakwestionowanie 
istniejących decyzji i ich motywacji, zostają one pogłębione. I chociaż decyzja nie musi się 
zmienić, to jednak może zostać ona oczyszczona z jakichś nieuporządkowanych ludzkich 
potrzeb.

background image

c)   Trzeci   ważny   element   rozeznania   duchowego,   to   analiza   wewnętrznych   poruszeń. 
Modlitwie  i refleksji  winna  towarzyszyć  analiza  naszych  stanów duchowych.  Rozeznanie 
uczuć,   które   nam   towarzyszą,   jest   jednym   z podstawowych   kryteriów   dla   poznania 
autentyczności naszych pragnień, poruszeń i wezwań. Aby podjąć dobrą decyzję, trzeba mieć 
świadomość swoich uczuć: z jakich źródeł one w nas pochodzą i do jakich celów prowadzą. 
Przypomnijmy,   iż   ogromną   pomocą   w analizowaniu   naszych   uczuć   jest   zawsze 
wypowiadanie ich przed kierownikiem duchowym.

Analiza   poruszeń   wewnętrznych   jest   pracą,   w którą   angażuje   się   zarówno   nasza   ludzka 
emocjonalność jak i nasza duchowość.

d) Czwarty element rozeznania duchowego to podjęcie decyzji. Podjęcie decyzji jest zawsze 
zaangażowaniem   się   wobec   Boga   i przed   Bogiem.   Chociaż  ja  sam   moją   wolnością 
podejmuję decyzję, to jednak w pewnym sensie nie jest to mój wybór, ale wybór Boga dla 
mnie, Jego wola dla mojego życia.

W naszej   decyzji   spotykają   się   w jakiś   tajemniczy   sposób   nasze   zaangażowanie   i nasza 
osobista wolność z działaniem Pana Boga w nas. Dobra decyzja sprowadza się zawsze do 
spotkania   woli   Boga   z wolą   człowieka,   spotkania   wolności   człowieka   z wolnością   Pana 
Boga.

To, co Pan Bóg chce i pragnie dla nas, nie jest podyktowane jakimś kaprysem, ale wypływa 
z Jego pragnienia większego dobra dla człowieka.

Wiele naszych decyzji może być po ludzku bardzo trudnych. Możemy mieć świadomość, że  
to, na co się decydujemy, jest bolesne. Możemy jednak wewnętrznie doświadczać, iż nie 
możemy zdecydować inaczej, ponieważ wiemy, że tak właśnie chce Bóg.

Jeżeli decyzje są podejmowane z wielką uczciwością wewnętrzną, to wraz z trudem i bólem 
decyzji,   z czasem   przychodzi   pokój.   Pokój   ten   nie   jest   błogim   odpoczynkiem,   ale 
doświadczeniem   miłości   Pana   Boga.   Cały   proces   rozeznawania   duchowego   — 
podejmowania decyzji wieńczymy ofiarowaniem naszego wyboru Panu Bogu.

e) Wiele naszych decyzji, odnoszących się do działania apostolskiego, życia wspólnotowego, 
rodzinnego   winno   znaleźć   potwierdzenie   w decyzji   przedstawiciela   Kościoła:   w decyzji 
przełożonego,   kierownika   duchowego,   proboszcza,   biskupa   itp.   Osobiste   rozeznanie 
duchowe jest zawsze dla przedstawiciela Kościoła pomocą w jego rozeznawaniu woli Bożej.

Podjęta decyzja nie polega na programowaniu maszyny. Gdyby decyzja nie potwierdzała się 
w życiu, to trzeba by od nowa rozeznać jej słuszność. Człowiek może się pomylić w  swoim 
wyborze.

Błędy w rozeznawaniu nie są jednak stratą czasu i energii ludzkich. W ten sposób nabieramy 
stopniowo doświadczenia w rozeznawaniu duchowym. Osobiste doświadczenie będzie także 
punktem wyjścia w pomocy w rozeznawaniu, jakiej będziemy udzielać innym.

background image

Ale, co robić, kiedy dojdziemy do przekonania, iż w jakiejś ważnej decyzji kierowaliśmy się 
nieczystymi motywami, np. lękami o siebie, wygodnictwem czy niezdrowymi ambicjami?

W takiej   sytuacji   św.   Ignacy   radzi:  żeby   ten,   co   dokonał   wyboru   w sposób   nienależyty 
i nieuporządkowany,   tj.   nie   bez   wpływu   uczuć   i przywiązań   nieuporządkowanych,   żeby  
żałował za to i starał się wieść życie dobre w ramach tego swego wyboru
 (ĆD, 172).

Rozważanie   błędów   popełnionych   w przeszłości,   poddawanie   się   niesmakowi, 
podtrzymywanie   żalu   i pretensji   do   siebie   lub   innych   osób,   jest   działaniem   bezpłodnym 
i jałowym.   Takie   postępowanie   nie   odmieni   sytuacji   człowieka.   Św. Ignacy   zachęca   do 
wyrażenia żalu wobec Boga. Zachęca także do modlitwy o akceptację przyjętego wyboru.

Zdarza   się,   że   pod wpływem   przeżywanych   trudności  w obranym  stanie  życia,  wracamy 
(nieraz wprost obsesyjnie) do myśli, iż byłoby lepiej, gdybyśmy wybrali inną drogę życia. 
Takie myśli są nierzadko pokusą ucieczki od trudności życia związanych ze swoim stanem,  
którego już odmienić nie można.

5. Zaangażowanie i czas

Rozeznawanie   duchowe,   szukanie   i znajdowanie   woli   Bożej   nie   może   ograniczyć   się   do 
pojedynczych   decyzji   w ważnych   chwilach   życia,   ale   winno   być   pewnym   procesem 
dokonującym się w życiu duchowym. Decyzje podejmowane w przełomowych momentach 
życia osobistego powinny być naturalną konsekwencją nieustannego szukania woli Bożej we 
wszystkich doświadczeniach życiowych. Oczywiście tak rozumiane rozeznawanie wymaga 
od człowieka ogromnego wewnętrznego zaangażowania i czasu.

Najpierw  zaangażowania.   Uczeń   Jezusa   winien  nieustannie   mobilizować   się   do  szukania 
Boga i Jego woli  poprzez środki ludzkie i duchowe, jakie  posiada do  swojej dyspozycji: 
modlitwę osobistą, refleksję, kierownictwo duchowe czy też inne duchowe rozmowy.

Rozeznanie duchowe wymaga także czasu. Bóg dał nam czas na szukanie, rozeznawanie 
i pełnienie swojej woli. My winniśmy ofiarować sobie cierpliwość. Dzieła Boże dokonują się 
w czasie określonym przez Niego. Czas Boga jest zawsze dostosowany do czasu człowieka 
—   do   jego   wzrostu   wewnętrznego.   Pan   Bóg   nie   stworzył   wszystkiego   w ostatecznym, 
ukończonym i nienagannym stanie, ale dał nam moc wzrastania i czas do wzrastania.

Być stworzeniem na ziemi, to wejść w czas — w dojrzewanie dokonujące się w czasie. Życie 
duchowe człowieka ma swój rytm. Trzeba ten rytm uszanować i wejść w niego w wolności. 
W szukaniu woli Bożej trzeba jasno rozróżniać duchowe pragnienia od pragnień ludzkiej 
pożądliwości, która natychmiast chce wszystko rozwiązać tylko dlatego, iż nie jest w stanie 
zgodzić się na własną słabość i na trud walki z nią związany.

Zauważmy także, iż rozeznawania duchowego nie można utożsamiać z oceną wynikającą 
z ludzkiej   roztropności.   Szukanie   i znajdowanie   woli   Bożej   choć   liczy   się   z ludzką 
roztropnością, to jednak nie ogranicza się do niej.

background image

W rozeznawaniu chodzi przede wszystkim o szukanie samego Boga i Jego woli. Nierzadko 
rozeznanie duchowe przekracza ludzką roztropność, ponieważ Bóg powołuje człowieka także 
do dokonywania dzieł, które wydają się być  głupstwem  dla mędrców tego świata:  Skoro 
bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez  
głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących
 (1 Kor 1,21).

Rozeznawanie duchowe jest wyrazem dorastania do dojrzałej wiary. Rozeznanie wśród tylu 
różnych głosów głosu Boga, wymaga od nas dojrzałości ludzkiej i duchowej. Tylko ten, kto 
wiernie   i wytrwale   wsłuchuje   się   w Słowo   Boże,   kto   ciągle   szuka   Boga,   będzie   zdolny 
rozpoznać działanie i wolę Boga w swoim życiu.

XXIV. DROGA ŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO

 

Miłość w życiu człowieka może realizować się zarówno poprzez małżeństwo, jak poprzez 
celibat.   Wybór   stanu   życia   jest   jednym   z najważniejszych   wyborów   człowieka.   Celem 
drugiego tygodnia Ćwiczeń duchownych, szczególnie dla ludzi młodych, jest między innymi 
przygotowanie się do podjęcia dojrzałej decyzji w sprawie wyboru stanu życia. Dla ludzi zaś, 
którzy   dokonali   takiego   wyboru,   drugi   tydzień   może   być   okazją   do   reformy   w zakresie 
realizacji swojego stanu życia.

1. Miłość aż do śmierci

Miłość małżeńska jest wielką naturalną potrzebą człowieka. Nigdy nie da się jej zastąpić 
najsilniejszymi   i najpiękniejszymi   przyjaźniami.   W żadnej   bowiem   przyjaźni   nie   ma 
całkowitego oddania się ani wyłączności, które cechują miłość narzeczeńską i małżeńską.

Do   zbudowania   dojrzałej   więzi   narzeczeńskiej   i małżeńskiej   potrzeba   dobrej   znajomości 
siebie i osoby kochanej, potrzeba też dobrej znajomości praw, którymi się rządzi męskość 
i kobiecość. Bardzo wiele trudności przeżywanych najpierw przez narzeczonych, a później 
małżonków wynika nierzadko z braku zrozumienia wzajemnych odniesień do siebie: swoich 
wzajemnych potrzeb, pragnień i oczekiwań. Chodzi o potrzeby i pragnienia na wszystkich 
płaszczyznach: duchowej, uczuciowej i fizycznej.

Nie   jesteśmy   w stanie   omówić   tutaj   wszystkich   problemów   dotyczących   życia 
narzeczeńskiego, małżeńskiego i rodzinnego. Napisano na ten temat wiele dobrych książek. 
Możemy z nich skorzystać. Chcemy jedynie podkreślić, że poznanie praw i potrzeb, którymi 
rządzi się własna emocjonalność i emocjonalność osoby kochanej, jest jakimś podstawowym 
obowiązkiem dla obu stron.

Tylko   znając   dobrze   siebie   i drugiego   można   świadomie   i   z przekonaniem   powiedzieć: 
ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż do śmierci. Wyrażenie  aż do śmierci 

background image

zakreśla   nie  tylko   fizyczny  czas   miłości,   tzn.  śmierć   fizyczną.  Wyrażenie  aż   do  śmierci 
oznacza także  śmierć duchową, czyli całkowite zaparcie się siebie dla osoby kochanej na 
wzór Chrystusa. Małżonkowie mają się kochać tak, jak Chrystus nas umiłował.

Ludzie   przygotowujący   się   do   życia   w małżeństwie   winni   kształtować   w sobie   zdolność 
rozumienia   i przeżywania   w sobie   uczuć,   pragnień   i potrzeb   drugiego.   Tylko   wówczas 
małżeństwo może być związkiem stałym i szczęśliwym.

Rozumienie drugiego, współ–odczuwanie wymaga od nas pewnej dojrzałości emocjonalnej 
i duchowej; wymaga też nabierania dystansu do siebie: do swoich pragnień i potrzeb oraz 
zdolności ponoszenia ofiar na rzecz osoby kochanej.

Miarą   autentycznej   miłości   pomiędzy   narzeczonymi   czy   małżonkami   jest   nie   tylko 
doświadczenie   zauroczenia   emocjonalnego,   ale   także   gotowość   umierania   dla   siebie,   dla 
swoich potrzeb i pragnień, by móc  pełniej  żyć dla drugiego. Prawdziwa  miłość wymaga 
współ–odczuwania z kochaną osobą. Doświadczenie pokazuje niezbicie, iż zakochanie jest 
uczuciem zmiennym i niestałym. Budowanie związku małżeńskiego tylko na zakochaniu nie 
gwarantuje mu żadnej trwałości.

2. Małżeństwo drogą do Boga

Jeżeli usiłujemy kochać innych ofiarnie i z całym oddaniem, szybko dochodzimy do granic 
naszych   możliwości.   Granice   te   zakreślają   między   innymi   zmienność   nastrojów   i uczuć, 
osobiste   zranienia   nabyte   w ciągu   życia,   nasz   egoizm   i inne   słabości.   Dość   szybko 
odkrywamy w nas jakąś fundamentalną niezdolność do całkowitego oddania się w miłości; 
odkrywamy ją szczególnie wówczas, kiedy nie spotykamy się z pełną wzajemnością.

Uświadamiając sobie tę naszą niezdolność, doświadczamy potrzeby otwarcia się na Kogoś 
większego; na Kogoś kto mógłby nas uzdolnić do pełnej miłości. Prawdziwe trwanie w Bogu 
gwarantuje nam dopiero prawdziwe trwanie w miłości. Sam Bóg jest bowiem źródłem każdej 
autentycznej miłości.

Dotykanie granic ludzkiej miłości prowadzi nas często do rozczarowania miłością kochanej 
osoby, z którą wiązaliśmy nadzieje na pełne szczęście. Jest to doświadczenie bardzo bolesne.

Trudno pogodzić się z faktem,  iż człowiek, którego kocham,  nie może do końca spełnić 
moich   pragnień   i oczekiwań.   Ale   bolesne   jest   i to,   że   ja   sam   nie   mogę   zrealizować 
wszystkich pragnień i potrzeb osoby, która mnie kocha.

Właśnie bolesne doświadczenie ma jednak swoje ogromne znaczenie dla małżonków. Dzięki 
niemu   mogą   odkryć   ograniczoność   ludzkiej   miłości   oraz   potrzebę   otwarcia   się   na 
nieskończoną Miłość — miłość samego Boga. Angielski myśliciel, C. S. Lewis stwierdza, że  
przyrodzone miłości nie mogą osiągnąć zbawienia o własnych siłach.

background image

Tak więc z jednej strony doświadczenie Boga prowadzi małżonków do pełniejszej miłości 
małżeńskiej, z drugiej zaś strony doświadczenie ich wzajemnej miłości małżeńskiej otwiera 
ich na Boską miłość.

Małżonkowie   żyjący   prawdziwą   miłością,   w miarę   wewnętrznego   duchowego   rozwoju, 
dochodzą do przekonania, że ponad troskę o wypełnienie ich wzajemnych pragnień winni 
razem starać się wypełniać pragnienia Boga.

Bóg, który jest źródłem i gwarantem ludzkiej miłości, wzywa małżonków, aby razem zdążali 
do Niego. Według Bożego zamiaru, małżeństwo stanowi drogę do Boga. Dążenie do Boga 
i do pełnienia Jego woli dokonuje się w życiu małżeńskim poprzez wzajemne oddanie się 
sobie. Żona szuka Boga nie tylko wspólnie ze swoim mężem,  ale także w swoim mężu. 
I odwrotnie. Mąż szuka Pana Boga nie tylko razem ze swoją żoną, ale także w swojej żonie. 
Im prawdziwsza jest ich miłość, tym pełniej i głębiej prowadzi ich ona do miłości Boga 
odkrywanego w sobie nawzajem.

Małżeństwo   to   jedyny   związek   międzyludzki,   który   został   przez   Boga   uświęcony 
sakramentalnym  znakiem:  sakramentem małżeństwa.  Poprzez  sakrament  małżeństwa  Bóg 
wyraża  swoje  pragnienie,  by  małżonkowie,  złączeni   wspólną  miłością,  zdążali   do  Niego 
razem. Mąż dany jest żonie jako towarzysz i pomocnik w drodze do Boga, tak samo żona jest 
dana mężowi jako pomoc w szukaniu Stwórcy. Szukanie Boga i wypełnianie Jego pragnień 
dokonuje się w życiu małżonków poprzez ich życie wspólne.

To   wspólne   zmierzanie   do   Boga   winno   wyrażać   się   również   w konkretnych   znakach. 
Z pewnością jednym z takich znaków ich małżeńskiej wierności Bogu może być wspólna 
modlitwa. Jeżeli małżonkowie wspólnie żyją, wspólnie się martwią, cieszą, smucą, cierpią, to 
przecież jest rzeczą bardzo naturalną, że także wspólnie się modlą. Wspólnota modlitwy 
może   złączyć   ich   bardziej   niż   jakiekolwiek   inne   wspólne   doświadczenie.   Wewnętrzna 
kruchość człowieka sprawia, że nawet najbardziej kochający się ludzie łatwo ranią siebie 
nawzajem.   Nieporozumienia,  konflikty,  różnice  zdań  są  codziennym  chlebem  najbardziej 
udanych   małżonków.   Modlitwa   jest   w takich   momentach   wzajemnym   zaproszeniem   do 
przebaczenia, jedności i zgody.

Ale co robić, kiedy dostrzega się pewną rozbieżność małżonków w poglądach i w postawie 
w sprawach   religijnych?   Co   robić,   kiedy   mąż   nie   akceptuje   religijności   żony   czy   też 
odwrotnie?

Z pewnością małżonkowie nie mogą zmuszać siebie do wykonywania praktyk, które byłyby 
sprzeczne z ich sumieniem.  Każdy człowiek odpowiada sam,  i tylko sam,  przed Bogiem. 
Nawet   najbardziej   kochający   się   małżonkowie   nie   mogą   siebie   zastępować   i wyręczać 
w odpowiedzialności   wobec  własnego   sumienia.   Każdy  człowiek   umiera  sam  i sam  staje 
przed Bogiem.

Ale nawet wówczas, kiedy istnieją rozbieżności religijne, nie oznacza to, iż małżonkowie 
przestają kroczyć do Boga razem. Św. Paweł pisze, że mąż niewierzący uświęca się dzięki  

background image

swojej żonie, a niewierząca żona osiąga świętość przez wierzącego męża (por. 1 Kor 7, 12–
14).

3. Płodność apostolskim wymiarem małżeństwa

Wzajemne oddanie się sobie staje się w małżeństwie źródłem nowego życia. Nowe życie 
rodzi się jako owoc miłości i staje się nieustannym świadkiem wzajemnej miłości. Płodność 
fizyczna   ma   swój   głęboki   sens   tylko   wówczas,   kiedy   łączy   się   z płodnością   psychiczną 
i duchową.

Płodność fizyczna przypadkowa i niechciana może stać się źródłem wielu cierpień i zranień. 
Jest to cierpienie nie tylko dla samych rodziców, ale przede wszystkim dla ich dziecka. 
W psychologii rozwojowej podkreśla się, że zaburzenia w rozwoju dzieci i młodzieży mają 
swoje źródło w braku miłości i bezpieczeństwa w rodzinie. Dziecko uczy się kochać i cenić 
swoje życie poprzez uczestnictwo we wzajemnej miłości swoich rodziców. Dziecko uczy się 
trudzić i ponosić ofiary dla drugich, naśladując wzajemne trudzenie się i ofiarność swoich 
rodziców.

Trzeba podkreślić wagę wspólnej miłości obu rodziców do dziecka. Miłość do dziecka ojca 
i matki,   którzy   żyją   w konflikcie   pomiędzy   sobą,   nie   tylko   nie   zaspokaja   jego   potrzeby 
miłości   i bezpieczeństwa,   ale   niekiedy   może   nawet   głęboko   je   ranić.   Ma   to   miejsce 
szczególnie wówczas, kiedy rodzice skłóceni ze sobą rywalizują o uczucia dziecka. Rodzice 
wychowują   swoje   dzieci   przede   wszystkim   poprzez   wzajemną   miłość.   Ona   staje   się   dla 
dziecka   świadectwem   prawdziwej   miłości   i miejscem   wzrostu   w miłości.   Na   tym   polega 
apostolski wymiar miłości małżeńskiej.

Dziecko potrzebuje wzajemnej miłości rodziców nie tylko w okresie dzieciństwa, ale także 
w okresach   późniejszych,   zwłaszcza   w okresie   dorastania   i młodości.   Młody   człowiek 
z niemałym trudem szuka autentycznych wartości. Przechodzi różne wewnętrzne kryzysy, 
nierzadko także załamania. We wzajemnej miłości rodziców może odnaleźć dla siebie mocne 
oparcie.   Z pomocą   ich   miłości   może   stawić   czoła   wszystkim   niebezpieczeństwom 
związanym z trudnym okresem życia.

Podkreślana   przez   młodego   człowieka   potrzeba   niezależności   wyraża   nie   tyle   chęć 
rzeczywistego   oderwania   się   od   miłości   rodziców,   ale   raczej   potrzebę   samodzielnego 
potwierdzenia się w życiu. Potwierdzenie to dokonuje się poprzez nawiązywanie nowych 
pozarodzinnych relacji.

W miarę   dorastania   zależność   dziecka   od   rodziców   winna   przekształcać   się   stopniowo 
w coraz bardziej samodzielne i odpowiedzialne decydowanie o sobie. Władza rodziców nad 
dzieckiem winna przeradzać się w dobrze rozumiane partnerstwo. Jeżeli relacje pomiędzy 
samymi   rodzicami   ulegają   zakłóceniom,   to   zawsze   w jakiś   sposób   cierpią   na   tym   także 
relacje pomiędzy dziećmi a rodzicami.

background image

Poprzez wzajemną miłość rodzice przekazują dziecku nie tylko ludzkie wartości, ale także 
uczą je postawy głębokiego zaufania i powierzania się Bogu. Wzajemna miłość rodziców jest 
pierwszym fundamentem prawdziwej miłości człowieka do Boga. Zranienie w zaufaniu do 
własnych rodziców rzuca cień na zaufanie człowieka do Boga. Sam Bóg objawiając swoją 
miłość do człowieka odwołuje się do ludzkiej miłości, zwłaszcza do miłości rodzicielskiej. 
Biblia wiele razy mówi, że Bóg kocha nas jak matka i jak ojciec. Jezus każe nam nazywać 
Boga naszym Ojcem.

Kochający się wzajemnie rodzice dają dzieciom nie tylko świadectwo miłości ludzkiej, ale 
także świadectwo miłości samego Boga: są oni dla dziecka obrazem miłości Boga. W taki 
oto sposób realizują się w ich życiu słowa Księgi Rodzaju: stworzył Bóg człowieka na swój  
obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę
 (Rdz 1, 27).

XXV. POWOŁANIE DO CELIBATU

 

1. Bezżenni dla Królestwa niebieskiego

Powołanie człowieka do życia w miłości realizuje się nie tylko w małżeństwie, ale także 
w celibacie, czyli w stanie bezżennym.  Celibat można  określić jako formę  miłości, która 
wyklucza jednak miłość erotyczną i seksualną.

Jeżeli człowiek rezygnuje z tej tak bardzo naturalnej formy kochania, jaką jest małżeństwo, 
to jego decyzja może być usprawiedliwiona tylko ze względu na miłość pełniejszą. Czystość 
rodzi się nie z braku miłości, ale z nadmiaru miłości
  — mówi Rabindranath Tagore. Życie 
w celibacie   nie   może   być   wyrazem   egoizmu   człowieka,   który   boi   się   trudów   życia 
małżeńskiego i rodzinnego.

Celibat obrany jako pełniejsza forma kochania jest charyzmatem, jest darem samego Boga, 
jest powołaniem. Nie wszystkim ten charyzmat jest dany. Jezus powie, że są tacy bezżenni, 
którzy dla Królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje
 (Mt 
19,   12).   Celibat   sam   w sobie,   jako   stan   bezżenności,   jest   rezygnacją   z ludzkiej   miłości 
małżeńskiej   i rodzicielskiej.   Jest   więc   pewnym   brakiem.   Jego   wartość   wypływa   przede 
wszystkim z motywacji, dla której zostaje wybrany: dla Królestwa niebieskiego.

Aby żyć autentycznie celibatem, nie wystarczy przyjąć go tylko jako warunku koniecznego 
do kapłaństwa czy życia zakonnego. Kapłan, kleryk, osoba zakonna winni odkryć w celibacie 
wartość, której pragną ze względu na Królestwo Boże. Jeżeli celibat przyjmuje się tylko jako 
konieczność życiową, wówczas w sytuacji trudności łatwo dochodzi do niewierności.

background image

Niewierność   w celibacie   wypływa   zwykle   z braku   głębszej   motywacji   w przyjęciu   tego 
stanu.   Tylko   silna   motywacja   religijna   daje   człowiekowi   możliwość   stawiania   czoła 
nieustannie odradzającym się pragnieniom związanym z miłością erotyczną i seksualną.

2. Samotność w celibacie

Z celibatem w sposób nierozłączny wiąże się samotność. Nieraz bywa ona bardzo bolesna. 
Ale właśnie ta bolesna samotność może stać się miejscem szczególnego spotkania człowieka 
z Bogiem.

O ile dla małżonków szczególnym miejscem spotkania z Bogiem jest ich miłość małżeńska 
i rodzicielska, to dla człowieka żyjącego w celibacie tym szczególnym miejscem jest właśnie 
wewnętrzna samotność. Celibat ma bowiem wartość wówczas, kiedy w pustą przestrzeń, jaka 
powstaje   po   rezygnacji   z zawarcia   małżeństwa,   człowiek   wprowadza   Boga:  Człowiek 
bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu
 — mówi św. Paweł 
(1 Kor 7, 32).

W celibacie dobrowolnie wyrzekamy się przynależności do jednej osoby, do jednej kobiety, 
do jednego mężczyzny, aby móc należeć tylko do Boga. Kiedy dwoje ludzi mówi sobie przed 
Bogiem:  Biorę   sobie   ciebie   za   męża,   za   żonę   i ślubuję   ci   miłość,   wierność   i uczciwość 
małżeńską
, to tym samym wyrażają pełne oddanie się sobie. Odtąd nic ich nie może oddzielić 
aż do śmierci.

Podobnie celibat dla Królestwa niebieskiego wyraża pragnienie bezwarunkowego oddania się 
Chrystusowi: aż do śmierci. To aż do śmierci w celibacie również nie oznacza tylko śmierci 
fizycznej. Jest to także śmierć dla swoich potrzeb i pragnień związanych z ludzką miłością. 
Dokonuje się to jednak za cenę ofiary z siebie: ukrzyżowania siebie z Chrystusem. Dawniej 
dobrze   wyrażał   to   symboliczny   obrzęd   nakrycia   czarnym   całunem   osób   składających 
wieczystą profesję zakonną.

Wspólnota oraz mocne przyjaźnie mogą okazać się wielką pomocą w zachowaniu czystości. 
Ale i one nie usuwają do końca samotności. Człowiek żyjący w celibacie winien kierować 
swoimi   potrzebami   uczuciowymi   i ofiarować   je   Bogu.   W ten   sposób   samotność,   nieraz 
trudna, staje się szkołą miłości Boga.

3. Potrzeba rozwoju w celibacie

Celibat podjęty dobrowolnie ze względu na Królestwo Boże nie krępuje i nie zubaża miłości 
człowieka. Wprost przeciwnie, czyni go bardziej wolnym. Sobór Watykański II stwierdza, że 
czystość w sposób szczególny daje wolność ludzkiemu sercu, by bardziej rozgorzało miłością  
do Boga
.

background image

Celibat   nie   niszczy   jednak   w człowieku   naturalnych   potrzeb   związanych   z męskością 
i kobiecością. Nie eliminuje pragnienia wzajemnego dopełniania się z osobą płci odmiennej 
we wszystkich płaszczyznach: duchowej, psychicznej i fizycznej.

W celibacie energie związane z ludzką seksualnością nie powinny być dławione, spychane 
do podświadomości, ale świadomie akceptowane i angażowane na płaszczyźnie duchowej. 
Dzięki nim człowiek może rozgorzeć pełniejszą miłością do Boga i do bliźniego.

Celibat nie został nam jednak ofiarowany jako dojrzały owoc. Jest dany raczej jako ziarno, 
które   podlega   rozwojowi.   Jest   darem,   który   podlega   nieustannemu   rozwojowi.   Osoba 
przyjmująca ten dar, winna go pielęgnować i doskonalić. Proces doskonalenia daru czystej 
miłości   w celibacie   domaga   się   ofiarnej   pracy   nad   swoimi   ludzkimi   potrzebami 
i pragnieniami. W ten sposób stopniowo oczyszcza się serce ludzkie (por. Dekrety XXXI 
Kongregacji Generalnej Towarzystwa Jezusowego).

Celibat,   będąc   wartością   realizowaną   w ludzkiej   kruchości,   naznaczony   jest   nierzadko 
ułomnością i słabością. Realizowany przez konkretnych ludzi nieraz poważnie oddala się od 
ideału.   Decyzja   życia   w celibacie   dla   Królestwa   niebieskiego   nie   rozwiązuje   bowiem 
automatycznie   wszystkich   problemów   związanych   z emocjonalnością   i seksualnością 
człowieka.

Zmaganie się o oczyszczenie serca, jak pokazuje nam doświadczenie, nie zawsze jest wolne 
od pewnych upadków. Człowiek żyjący w celibacie nie przestaje bowiem podlegać takim 
samym   pokusom,   jakim   podlegają   inni   mężczyźni   i kobiety:   przede   wszystkim   pokusie 
koncentracji na sobie i ulegania swoim  nieuporządkowanym potrzebom.  Celibat jako dar 
samego Boga jest szansą głębokiego rozwoju osobowego. Jeżeli jednak szansa ta nie zostaje 
wykorzystana, zwykle staje się wielkim niebezpieczeństwem. Człowiek wówczas pogrąża się 
w sobie i swoich egoistycznych pragnieniach i dążeniach.

Egoizm   ten   może   wyrażać   się   między   innymi   w rozwijaniu   pragnień   i wyobrażeń 
seksualnych,   w nawiązywaniu   więzi   erotycznych,   w powrocie   do   niedojrzałych   form 
autoerotyzmu.   Słabość   i ułomność   w dziedzinie   celibatu   przeżywa   się   tym   boleśniej,   iż 
zdarza się ona najczęściej wbrew dobrej woli i pragnieniu pełniejszego oddania się Bogu. 
W przypadku trudności w celibacie nie wystarczy odwołać się tylko do własnej dobrej woli, 
zwłaszcza wówczas, kiedy mają one przewlekły charakter.

4. Pomoce w zachowaniu celibatu

Pamiętając   o naszej   ułomności   towarzyszącej   nieodłącznie   rozwojowi   czystej   miłości   od  
młodych   lat   aż   do   późnej   starości   nie   możemy   zapomnieć   o zasadach   ascetycznych  
ustalonych przez Kościół. Stosowanie tych zasad wymagają dzisiaj nie mniej niż dawniej  
niebezpieczeństwa grożące czystości
 — pisze o. P. Arrupe.

background image

Ułomność   towarzysząca   rozwojowi   czystej   miłości   nie   może   stać   się   powodem   do 
zniechęcenia,   jak  to  nierzadko   ma   miejsce.  Każda  ułomność  winna  być  traktowana  jako 
wyzwanie do wierniejszego korzystania z zasad ascetycznych Kościoła.

Pierwszym środkiem w rozwoju czystej miłości jest głębokie życie modlitwy. Bez zażyłej, 
oblubieńczej   więzi   z Bogiem   zachowanie   i rozwój   czystości   staje   się   zadaniem 
przekraczającym siły człowieka.

Doświadczenie pokazuje, iż nic poza Bogiem i Jego miłością nie może ukoić serca, które 
dobrowolnie   pozbawia   się   miłości   małżeńskiej.   Do   dojrzałego   zachowania   celibatu 
niewystarczająca   okazuje   się   nawet   najbardziej   idealistycznie   pojęta   przyjaźń,   miłość 
bliźniego czy jakaś aktywność społeczna i duszpasterska. To właśnie dzięki więzi z Bogiem 
człowiek żyjący w celibacie jest w stanie przekraczać odradzające się nieustannie pragnienia 
związane z ludzką miłością.

Innym   bardzo   ważnym   środkiem   do   zachowania   celibatu   jest   kierownictwo   duchowe. 
W przypadku   przeżywanych   trudności   w celibacie   jest   ono   wprost   konieczne.   W okresie 
przygotowania do kapłaństwa i życia zakonnego młody człowiek często nie umie jeszcze 
nabierać   odpowiedniego   dystansu   do   własnych   przeżyć,   potrzeb   i pragnień   w dziedzinie 
erotycznej   i seksualnej.   Dyskretna   i szczera   rozmowa   z kierownikiem   duchowym   może 
uchronić młodego człowieka przed lękami lub też iluzjami, które tak łatwo wkradają się w tę 
delikatną dziedzinę ludzkiego życia.

Bardzo pomocnym środkiem w rozwoju czystej miłości od młodych lat aż do późnej starości 
jest   także   trud   wiernego   wypełniania   powierzonych   obowiązków   oraz   przyjmowanie 
z pokorą   ciężarów,   które   niesie   samo   życie.   Wymaga   to   niewątpliwie   od   nas   dużej 
wewnętrznej dyscypliny. Ale właśnie ta dyscyplina pozwala nam ukierunkowywać wszystkie 
zasadnicze ludzkie energie ku służbie Bogu i człowiekowi.

Szczególnie ważnym środkiem do zachowania i rozwoju czystości jest pielęgnowanie życia 
wspólnotowego i głębokich przyjaźni. Sobór podkreśla, że łatwiej zachować czystość, gdy 
wśród członków wspólnoty kapłańskiej czy zakonnej panuje prawdziwa  miłość braterska 
i pielęgnuje się dobre przyjaźnie.

Przyjaźń   w celibacie   winna   być   jednak   pojmowana   właściwie.   Nie   mogą   cechować   ją 
znamiona posesywności emocjonalnej. W przyjaźni nie należy się do jednego człowieka. 
Prawdziwa przyjaźń nie jest relacją miłości wyłącznej, ale otwiera się na innych. Miłość 
wyłączna   w relacjach   międzyludzkich   zarezerwowana   jest   tylko   dla   miłości   małżeńskiej. 
W celibacie miłość wyłączną ofiaruje się tylko Bogu.

Człowiek żyjący w celibacie pozostaje wolny wobec wszystkich. Nikogo nie chce posiadać 
wyłącznie dla siebie. Nie pozwala też nikomu się zniewolić. Jest wolny od uczuciowego  
związania się z jedną osobą, aby być pełniej dla wszystkich. Może z wielką wolnością, bez 
lęku   i ciasnoty   nawiązywać   dojrzałe   więzi   ze   wszystkimi,   tak   z mężczyznami   jak   i 
z kobietami.

background image

Kieruje   się   przy   tym   nie   tylko   własnymi   pragnieniami   i potrzebami,   ale   także   dobrem 
bliźniego. Człowiek żyjący dojrzałym celibatem wolny jest również od złudzeń, które tak 
bardzo łatwo zakradają się w dziedzinę ludzkiej miłości.

Człowiek żyjący w celibacie winien być świadom najpierw swoich uczuć, jakie rodzą się 
w nim w relacjach międzyludzkich. Winien jednak również rozeznawać uczucia osób, pośród 
których żyje, aby nie stwarzać pozorów wiązania się z nimi i ofiarowania im swoich uczuć. 
Osoby   pragnące   żyć   w celibacie   krzywdzą   niekiedy   innych,   ponieważ   nie   są   świadome 
uczuć, jakie budzą w innych swoim niedojrzałym zachowaniem.

Stwarzanie pozorów ofiarowania komuś stałego uczucia, zwłaszcza wówczas, gdy ten ktoś 
głęboko go potrzebuje, może być nieświadomym, ale bardzo bolesnym ranieniem drugiego. 
Zawód  i niespełnianie   oczekiwań  staje   się  wówczas  źródłem wielkiego  nieraz  cierpienia. 
Stąd też osobie żyjącej w celibacie potrzeba ogromnej przejrzystości we wszystkich relacjach 
przyjaźni, aby nie stwarzać złudnych oczekiwań zarówno u siebie jak i u innych.

Ażeby żyć sam na sam z Bogiem w celibacie — pisze T. Merton — musisz naprawdę umieć  
żyć   w samotności.   A nie   zniesiesz   jej   z pewnością,   jeżeli   tęsknota   za   nią   zrodziła   się  
z zawiedzionego pragnienia ludzkiej miłości. Mówiąc bez ogródek próba spędzenia życia  
w celibacie — musi okazać się beznadziejna, jeżeli masz tam gryźć się myślą, że nikt cię nie  
kocha. Musisz umieć pomijać całą tę dziedzinę ludzkich uczuć i po prostu ukochać cały świat  
w Bogu. Wszystkich bliźnich zaś musisz objąć tą samą czystą miłością. Nie możesz żądać od  
nich żadnych dowodów przywiązania. Nie możesz też troszczyć się o to, czy ich kiedykolwiek  
doznasz. Jeżeli sądzisz, że to jest łatwe, zapewniam cię, że się bardzo mylisz.

XXVI. EWANGELICZNE UBÓSTWO

 

1. Wezwanie do ewangelicznego ubóstwa

Słowa Jezusa: Idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, (...) potem przyjdź i choć za Mną 
(Mt 19, 21) — skierowane są nie tylko do zakonników. Jezus kieruje je do wszystkich, którzy 
chcieliby   więcej   Go   kochać   i odznaczyć   się   w służeniu   Mu.   Jezusowe   zaproszenie   do 
ewangelicznego ubóstwa w przeszłości było rezerwowane niemal wyłącznie dla zakonników. 
Jednakże zarówno w przeszłości jak i dzisiaj, wiele osób świeckich i duchownych pragnie 
żyć ideałem ewangelicznego ubóstwa. Pragnienie to rodzi się w uczniach Jezusa w miarę ich 
coraz   większej   zażyłości   z Mistrzem.   Uczeń   zakochany   w swoim   Mistrzu   spontanicznie 
zadaje sobie pytanie: Jak mogę upodobnić się do Jezusa ubogiego?

Pragnienie ewangelicznego ubóstwa nie jest tylko owocem wysiłku człowieka. Płynie przede 
wszystkim z zaproszenia Jezusa, jest owocem działania Jezusa w duszy człowieka.

background image

Ewangeliczne   ubóstwo   jest   osobistym   wyborem,   ale   zawsze   w odpowiedzi   na   wezwanie 
Chrystusa. Nie można siłą woli przymusić się do ubóstwa. Ubóstwo podjęte pod przymusem 
byłoby jedynie krępującym ciężarem. Ciężar ten nie ubogacałby wewnętrznie człowieka i nie 
zbliżałby go do Jezusa.

2. Sens ewangelicznego ubóstwa dzisiaj

Sens i istotę ewangelicznego ubóstwa dobrze ukazuje nam przypowieść o bogaczu. Bogacz 
zgromadziwszy wiele dóbr powiedział do siebie:  Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata  
złożone;   odpoczywaj,   jedz,   pij   i używaj!
  Jezus   zaraz   dodaje:  Lecz   Bóg   rzekł   do   niego:  
Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie
  (Łk 12, 19–20). Słowa bogacza 
skierowane do niego samego w przypowieści są przeciwstawione Słowu Bożemu.

Bogacz — odwołując się do swojego bogactwa — pragnie decydować sam o swoim losie. 
Ale to przecież Bóg ostatecznie decyduje o losie człowieka. Przypowieść przestrzega nas 
przed próbą zabezpieczania swojego życia przy pomocy dóbr materialnych.

Pan   Jezus   nie   kwestionuje   w tej   przypowieści   znaczenia   samego   bogactwa,   ale   jedynie 
zniewolenie ludzkiego serca bogactwem.  Człowiek, który nie nagromadził  wielkich dóbr 
materialnych
, nie staje się ubogim w sensie ewangelicznym przez ich brak.

Doświadczając   biedy   materialnej,   przeżywając   różne   braki,   człowiek   może   jednocześnie 
mieć serce chciwego bogacza. Może go bowiem trawić wewnętrzna chciwość i zazdrość. 
Niemal   wszystkie   rewolucje   społeczne   rodziły   się   z nienawiści   klasowej   biednych   do 
bogatych. Opierały się przy tym na ich zazdrości, zachłanności i chęci zemsty.

Wprawdzie tyran dobrobytu trzyma nas wszystkich mocno w szponach  — stwierdza P. van 
Breemen —  to jednak biedacy są jego największymi ofiarami. Reklama telewizyjna działa  
dużo skuteczniej w środowisku biednych niż bogatych. Ludzie bogaci na podstawie własnych  
przeżyć dobrze wiedzą, że każdy dzień nie może być usłany różami. Mają świadomość, że  
mogą korzystać z luksusów i jednocześnie cierpieć z powodu różnych nieszczęść. Najczęściej  
człowiek biedny, zaślepiony żądzą posiadania, nie uświadamia sobie tego. Marzy o większej 
ilości pieniędzy, aby mieć dostęp do większych przyjemności. Sądzi bowiem, że one przyniosą  
mu szczęście.

Dobrowolne ubóstwo ewangeliczne może ukazać także ludziom biednym materialnie, jak 
niewiele potrzeba, aby być prawdziwie szczęśliwym. Tylko ubóstwo wybrane dobrowolnie, 
może być dla człowieka źródłem wolności wewnętrznej.

3. Ubogacenie się przez ubóstwo

Jezus   dobrowolnie   wybrał   ubóstwo   ze   względu   na   nas.   Naszą   odpowiedzią   może   być 
dobrowolne ubóstwo wybrane dla Niego. Motywem tej wymiany jest tylko miłość i oddanie. 
Bez miłości do Jezusa ubóstwo stałoby się bezsensownym i dokuczliwym brakiem, którego 

background image

należałoby się pozbyć za wszelką cenę.  Gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność, lecz  
miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał 
(1 Kor 13, 3) — powie św. Paweł.

Ewangeliczne   ubóstwo   ma   prowadzić   nas   do   ubogacenia   wewnętrznego.  Jezus   będąc 
bogatym, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić
 (2 Kor 8, 9).

W niektórych środowiskach społecznych można wyraźnie zaobserwować pewną zależność: 
im   większe   ubóstwo   duchowe,   tym   większy   nacisk   kładzie   się   na   bogactwo   materialne. 
Posiadanie ma podkreślać  wielkość  i niezależność osoby. Celem otaczania się materialnym 
bogactwem i luksusem jest często nie tyle chęć wygodnego życia, ile pragnienie pokazania 
swojej siły i władzy.

Pierwszym   motywem   ewangelicznego   ubóstwa   ma   być   przede   wszystkim   pragnienie 
naśladowania Chrystusa ubogiego i upodobnienie się do Niego. Wzorem ubóstwa jest sam 
Jezus Chrystus, który dla nas stał się ubogi, aby nas ubóstwem swoim ubogacić.

Upodobnienie się do Jezusa nie polega jednak najpierw na zewnętrznym upodobnieniu się. 
W ewangelicznym ubóstwie chodzi o całkowite oddanie serca Bogu i oparcie swojego życia 
tylko na Nim, na wzór Jezusa oddanego swojemu Ojcu.

Ubogacenie   się   przez   ubóstwo   rozpoczyna   się   od   zdobywania   coraz   większej   wolności 
wobec wszystkiego, co krępuje i zniewala człowieka. Chciwość, zazdrość i inne namiętności 
związane   z posiadaniem,   mogą   być   źródłem   wielkiego   niepokoju   i cierpienia.   Człowiek, 
nawet bardzo bogaty, owładnięty żądzą posiadania, potrafi zatruć sobie życie także wówczas, 
kiedy opływa we wszystko.

Ubogacenie przez ubóstwo polega więc między innymi na uwolnieniu się od zbytniej troski 
o siebie,   zdobyciu   wewnętrznego   pokoju,   radości   życia,   pełniejszym   zawierzeniu   Bogu. 
Wolność   wobec   rzeczy   materialnych   sprawia   również,   iż   człowiek   może   radośnie   i bez 
najmniejszego poczucia winy korzystać z dóbr ziemskich.

Doświadczenie   ewangelicznego   ubóstwa   tworzy   w nas   jakby   szerszą  przestrzeń,   tworzy 
więcej   miejsca   w naszym   sercu   na   sprawy   duchowe.   Jeżeli   całą   energię   życiową 
poświęcalibyśmy na pogoń za dobrami oraz na ich konsumowanie, zatracalibyśmy wówczas 
stopniowo wrażliwość duchową. Nie można dwom panom służyć — mówi Jezus. Ubogacenie 
się przez ubóstwo to przyjęcie Jezusa jako jedynego Pana naszego życia.

Ubogacenie   się   przez   ubóstwo   to   także   uwolnienie   się   od   dręczących   człowieka   lęków. 
Ubóstwo   uczy   nas,   iż   bogactwo   nie   jest   żadnym   lekarstwem   na   lęk   przed   bezradnością 
i zagubieniem.   Nie   można   bogactwem   uspokoić   lęku   przed   cierpieniem   i śmiercią.   Nie 
można za pieniądze kupić sobie życzliwości i miłości innych. Przy pomocy pieniędzy nie da 
się uspokoić stanów zniechęcenia i depresji.

background image

Ubogacenie przez ubóstwo to odkrycie zaufania do Boga jako jedynego Lekarza i jedynego 
lekarstwa   na   wszystkie   najtrudniejsze   sytuacje   ludzkie.   Powierzenie   się   człowieka   Bogu 
wyprowadza nas ze zbytniego lęku o nas i nasze życie.

Poprzez zaufanie Bogu pokonujemy naszą bezradność. Wyjście z każdej sytuacji znajdujemy 
w Nim. On staje się dla nas źródłem wewnętrznej mocy, która pozwala stawić czoła nawet 
największym zagrożeniom. Człowiek żyjący ewangelicznym ubóstwem zdobywa beztroskę 
ptaków niebieskich, wewnętrzny spokój i piękno lilii polnych.

4. Sposoby praktykowania ewangelicznego ubóstwa

Podstawą   rozważań   o sposobach   praktykowania   ubóstwa   jest   soborowy  Dekret 
o przystosowanej odnowie życia zakonnego
 (Perfectae caritatis). I choć nauka ta odnosi się 
najpierw do zakonników, to jednak poprzez nich zaproszenie do praktykowania ubóstwa 
Sobór kieruje do wszystkich chrześcijan. Zakonnicy nie żyją dla siebie, lecz dla innych.

Sobór   stwierdza,   iż   dobrowolne   ubóstwo   wybrane   ze   względu   na   Chrystusa   zakonnicy 
powinni   gorliwie   praktykować.   Winni   też   szukać   nowych   form   wyrażania   go   we 
współczesnym świecie. Ewangeliczne ubóstwo — stwierdza także Sobór — jest dziś bardzo 
cenionym znakiem.

Oto najważniejsze przejawy ewangelicznego ubóstwa, które wymienia Sobór:

po pierwsze: poddanie się powszechnemu prawu pracy, która staje się źródłem utrzymania 
siebie i źródłem pomagania innym;

po drugie: odrzucenie nadmiernej troski o sprawy materialne a powierzenie się Opatrzności;

po   trzecie:   dzielenie   się   tym,   co   się   posiada   z ludźmi   ubogimi   oraz   szukanie   kontaktu 
i solidarności z nimi;

po czwarte: unikanie wszelkiego pozoru zbytku, niegromadzenie majątku i wystrzeganie się 
nieumiarkowanego zysku;

po piąte: zależność od innych w korzystaniu z dóbr materialnych.

Przejdźmy   teraz   do   bardziej   szczegółowego   omówienia   form   ewangelicznego   ubóstwa 
zaproponowanych przez Sobór.

a)  Poddanie   się   powszechnemu   prawu   pracy   zostaje   wymienione   jako   pierwszy   przejaw 
ewangelicznego ubóstwa.

Podstawową   formą   wyrażania   ubóstwa   w wiekach   przeszłych   —   zwłaszcza   przez 
zakonników   —   było   żebranie.   Wielkie   wspólnoty   zakonne,   jak   np.   franciszkańskie, 
nazywano zakonami żebrzącymi.

background image

Tę formę ubóstwa praktykowali jednak nie tylko zakonnicy, ale także wielu świeckich. Sam 
Ignacy Loyola tuż po swoim nawróceniu przez długi czas utrzymywał się z żebrania.

Kościół nie rezygnuje z żebrania jako przejawu ubóstwa. W wielu wspólnotach kościelnych, 
także dzisiaj sięga się po tę tradycyjną formę praktykowania ubóstwa. W naszym zachodnim 
świecie dobrobytu i wolności człowieka, żebranie jako forma ewangelicznego ubóstwa jest 
może bardziej wymagające i znacznie trudniejsze niż w przeszłości.

Jezus praktykował obie formy ubóstwa. W Nazarecie ciężko pracował na swoje utrzymanie 
i na   utrzymanie   swoich   najbliższych.   W czasie   publicznej   działalności   On   sam   i Jego 
uczniowie utrzymywali się z ofiar otrzymanych od ludzi. Była to forma żebrania.

Kościół   zachęca   nas   dziś   do   wyrażania   naszego   podobieństwa   do   Chrystusa   ubogiego 
najpierw   poprzez   pracę   na   swoje   własne   utrzymanie.   Codzienna   praca   pozwala   także 
naśladować   Chrystusa   ubogiego,   który   całe   życie   ciężko   pracował;   pracował   jako 
rzemieślnik, jako rolnik czy też jako wędrowny nauczyciel. Człowiek ubogi musi ciężko 
pracować na swój chleb. Tylko bogaty może sobie pozwolić na luksus bezczynności i na 
korzystanie z dóbr nie zdobytych w pocie czoła.

Poddanie   się   powszechnemu   prawu   pracy   jest   także   formą   współpracy   ze   Stwórcą. 
W szczególny sposób możemy współpracować z Bogiem przez pracę apostolską. Poprzez nią 
wypełniamy polecenie Chrystusa:  Odtąd ludzi łowić będziesz. Zadajmy sobie kilka pytań 
odnoszących się do tej formy naszego ubóstwa:

Czy praca nie jest dla nas złem koniecznym?

Czy nie uciekamy od pracy? Czy nie zrzucamy jej na naszych najbliższych? Czy praca jest  
dla nas formą służenia bliźnim?

Ale z drugiej strony pytajmy także, czy nie uciekamy w zapracowanie? Czy nie ma w nas 
pokusy pracoholika, który wszystkie swoje problemy dławi poprzez przepracowywanie się?

Na   ile   naszą   codzienną   pracę   traktujemy   jako   formę   współpracy   z Bogiem,   jako   sposób 
naśladowania   Chrystusa?   Czy   nasza   praca   staje   się  miejscem  naszego   życia   duchowego, 
naszego codziennego spotkania z Bogiem?

b) Odrzucenie nadmiernej troski o sprawy materialne i powierzenie się Opatrzności — oto 
drugi przejaw praktykowania ewangelicznego ubóstwa. Jezus nie tylko wzywał uczniów do 
zaufania Bogu w trosce o zaspokajanie potrzeb materialnych, ale sam doświadcza ubóstwa 
i nieustannie powierza się swojemu Ojcu.

Zarówno   samo   życie   Jezusa,   jak   i Jego   męka   i śmierć   są   świadectwem   całkowitego 
powierzenia   się   Opatrzności.   Męka   i śmierć   Jezusa   są   szczytem   Jego   ubóstwa.   Są   też 
najwyraźniejszym zaproszeniem nas do naśladowania Jego ubogiego życia. Jezus poprzez 
mękę i śmierć stopniowo obnaża się ze wszystkiego, co posiada.

background image

Odrzucenie   zbytniej   troski   oznacza   przezwyciężanie   rodzącego   się   odruchowo   niepokoju 
związanego z niepewnością ekonomiczną jutra. Człowiek ubogi jest przyzwyczajony do tego, 
iż doświadcza wielu, nieraz bardzo dokuczliwych braków.

Szczególnym   wyrazem   ubóstwa   jest   powierzenie   się   Opatrzności   w każdej   sytuacji: 
w dostatku  i  w niedostatku,   w obfitości  i  w brakach.  Pięknie   świadectwo  powierzenia  się 
Opatrzności daje nam św. Paweł: Ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, 
w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków 
jestem zaprawiony: i być sytym i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko  
mogę w Tym, który mnie umacnia
  (Flp 4, 11–13). Ta postawa św. Pawła, pełna wolności 
wewnętrznej, była owocem jego całkowitego powierzenia się Opatrzności.

Inną   cechą   tego   powierzenia   się   Opatrzności   jest   wdzięczność   wobec   Boga   i ludzi   za 
wszystko. Ducha wdzięczności odkrywamy również u św. Pawła:  Stwierdzam, że wszystko  
mam i to w obfitości: jestem w całej pełni zaopatrzony, otrzymawszy (...) od was wdzięczną  
woń, ofiarę przyjemną, miłą Bogu. (...) Bogu zaś i Ojcu naszemu chwała na wieki wieków.  
Amen
  (Flp 4, 18–20). Pomoc otrzymaną od Filipian św. Paweł nazywa wdzięczną wonią. 
Sam też wyraża wdzięczność Bogu za otrzymaną pomoc.

Człowiek ubogi wie, że sam z siebie nic nie posiada, ale wszystko otrzymuje od Boga. Każdy 
najmniejszy dar przyjmuje jako wyraz hojności i dobroci Boga.

Również ludzka dobroć, życzliwość budzi u człowieka ubogiego wdzięczność. Ubogi uznaje 
z pokorą swoją zależność od ludzi. Ale nie czuje się nią bynajmniej zniewolony. Zdaje sobie 
bowiem sprawę, że człowiek jest tylko pośrednikiem,  a nie źródłem dobroci. Ostatecznie 
wszystko otrzymujemy od Boga.

Tylko człowiek, który zaufał swojemu bogactwu, jest pełen pychy, wyniosłości. Ta pycha 
rodzi   się   z oparcia   się   o swoje   bogactwo.   Człowiek   bogaty   nie   umie   być   wdzięcznym, 
ponieważ   sądzi,   iż   wszystko   zawdzięcza   tylko   sobie:   swojej   pracy,   przemyślności, 
zapobiegliwości. Bogactwo może stać się przeszkodą do wejścia do Królestwa, ponieważ 
skłania do opierania się na sobie, a odwodzi od zaufania Bogu.

W kontekście tych rozważań możemy sobie zadać kilka pytań dotyczących naszego stosunku 
do pieniędzy i innych rzeczy materialnych:

Czy   mógłbym   za   św.   Pawłem   powtórzyć,   iż  umiem   cierpieć   biedę?   Czy   umiem   znosić 
cierpliwie jakieś braki materialne lub inne niedogodności związane z codziennym życiem?

Czy   umiem  obfitować  w dobra   materialne?   Czy   umiem   korzystać   z nich   spontanicznie   i 
w wolności i cieszyć się nimi? Czy mam świadomość, iż dobra materialne są darem Pana 
Boga i darem ludzi? Czy umiem być za te dobra wdzięczny Bogu i ludziom?

c) Dzielenie się tym, co się posiada, z ludźmi ubogimi, szukanie łączności w solidarności 
z nimi — oto inny przejaw ewangelicznego ubóstwa.

background image

Wolność od przywiązania do dóbr sprawia, iż możemy chętnie dzielić się tym, co posiadamy 
z uboższymi i bardziej potrzebującymi od nas. Im większe byłoby nasze przywiązanie do 
rzeczy i pieniędzy, z tym większym oporem dzielilibyśmy się z innymi.

Dzielenie   się   z bardziej   potrzebującymi   od   nas   nie   powinno   być   traktowane   jako   zło 
konieczne.   Możliwość   dzielenia   się   z innymi   jest  darem   samego   Jezusa.   Dzieląc   się 
z uboższymi,   dzielimy   się   z Jezusem.  Wszystko,   co   uczyniliście   jednemu   z tych 
najmniejszych, Mnieście uczynili
  (Mt 25. 40). Sprzeciwialibyśmy się naszemu powołaniu 
chrześcijan, gdybyśmy odmawiali pomocy człowiekowi, który prosi nas o nią. Jezus mówi: 
Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie (Mt 5, 42).

Sobór zwraca nam uwagę, że nie tylko powinniśmy dzielić się z ubogimi tym, co posiadamy, 
ale także szukać z nimi kontaktu. Celem takiego kontaktu jest solidaryzowanie się z nimi.

Ale możemy zapytać, z jakimi ubogimi ludźmi winniśmy się solidaryzować? Z pewnością 
nie chodzi tylko o ludzi, którzy z wyciągniętą ręką proszą o materialną zapomogę. Wobec 
takich ubogich łatwiej jest okazać się dobrym. Pojęcie ubogiego trzeba nam rozszerzyć na 
ludzi zagubionych psychicznie, znerwicowanych, upośledzonych, uzależnionych od alkoholu 
czy narkotyków.

Wychodzenie do tych ludzi i solidaryzowanie się z nimi sprawia często tym więcej trudności, 
że w pierwszym zetknięciu się z nimi odrzucają oni wszelkie gesty okazywanej im pomocy 
i zainteresowania. Trzeba wówczas pokonać ich uprzedzenia i nieufność wobec ludzi.

Zwróćmy uwagę, iż nie tylko ubodzy potrzebują naszej solidarności. Także i nam samym jest 
ona potrzebna. Ubodzy odsłaniają bowiem dobrze to, kim my sami jesteśmy. Ludzie ubodzy, 
upośledzeni umysłowo, znerwicowani, z którymi mamy jakiś kontakt, zwykle czują nasz lęk 
wobec   nich.   Nieraz   uciekamy   od   takich   ludzi,   ponieważ   obawiamy   się,   iż   odsłonią   oni 
prawdę o naszym wewnętrznym ubóstwie. Nasza wyniosłość czy paternalizm wobec ubogich 
jest próbą postawienia się ponad nimi.

Kiko  Arguello  na obrazie  Dobrego Pasterza, który wręczył  Janowi  Pawłowi II,  umieścił 
napis: Strzeżcie się, abyście nie gardzili kimkolwiek z moich najmniejszych. Za nich bowiem  
sam wyciągnąłem ręce swoje na krzyżu
.

O. Romano w książce  Mój Chrystus połamany  pisze:  Powinniście mieć więcej Chrystusów  
połamanych.   Niech   krzyczą   do   was   zawsze   swoimi   połamanymi   członkami   i swoją 
bezkształtną twarzą; niech krzyczą o bólu i tragedii mojej drugiej męki w moich braciach, 
w ludziach.

W ubogich   Chrystus   jest   połamany.   Ale   jeżeli   naprawdę   zbliżymy   się   do   Chrystusa,   to 
odkryjemy,   jak   bardzo   sami   wewnętrznie   jesteśmy   połamani.   Doświadczymy   też 
wewnętrznej potrzeby Jego pomocy.

background image

Ta właśnie łączność z ubogimi może stać się szczególnym świadectwem dla dzisiejszego 
świata. Dziś nie możemy nikogo zadziwić wielkimi osiągnięciami naukowymi, kompetencją. 
Dzisiaj możemy zadziwić świat bezinteresowną, czystą i ofiarną miłością; miłością, która 
oddaje   wszystko,   niczego   w zamian   nie   żądając.   Tym   właśnie   zadziwiła   świat   prosta 
zakonnica, Matka Teresa z Kalkuty. Tym także zadziwił świat Jean Vanier zamieszkując pod 
jednym dachem z upośledzonymi umysłowo.

A teraz zadajmy sobie kilka pytań na temat naszego stosunku do ludzi ubogich i biednych:

Czy jestem wrażliwy na ludzką biedę, cierpienie, poniżenie? Czy dostrzegam ludzi ubogich 
i potrzebujących pomocy wokół siebie? Czy nie uciekam od nich? Czy usiłuję wychodzić im 
naprzeciw?   Czy   staram   się   im   w jakiś   sposób   pomagać?   ?   Czy   szukam   jakiejś   formy 
kontaktu i solidarności z nimi? Czy dzielę się posiadanymi dobrami z uboższymi ode mnie?

Czy bliskie są mi  słowa Jezusa:  Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych,  
Mnieście uczynili
 (Mt 25, 40)? Czy doświadczam, iż Jezus objawia się w sposób szczególny 
w ludziach biednych i ubogich?

d)   Unikanie   wszelkiego   pozoru   zbytku,   niegromadzenie   majątku   oraz   wystrzeganie   się 
nieumiarkowanego   zysku   —   oto   dalsze   przejawy   ewangelicznego   ubóstwa.   W unikaniu 
zbytku, niegromadzeniu majątku przejawia się przede wszystkim pokora człowieka. Zbytek, 
przepych, luksus służy nie tylko użyciu zmysłowemu, ale przede wszystkim ludzkiej pysze.

W naszej współczesnej cywilizacji sposobem obrony przed bezradnością i lekceważeniem 
innych jest nieraz dążenie do posiadania. Bogactwo zapewnia władzę i szacunek innych. 
Irracjonalna pogoń za bogactwem jest u nas tak powszechna  — mówi K. Horney —  że 
jedynie dokonując porównań z innymi kulturami zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest to 
instynkt  ogólnoludzki.  Stan  posiadania  chroni  człowieka  przed  obawą,  że  może   zubożeć,  
popaść w nędzę i być uzależnionym od innych. Strach przed takimi sytuacjami może działać  
jako bicz zmuszający człowieka do bezustannej pogoni za pieniądzem
.

Źródłem  owego  nerwicowego  dążenia  do  bogactwa   w dzisiejszym  świecie  jest  lęk  przed 
bezradnością, przed lekceważeniem innych, przed zubożeniem, przed zależnością od innych.

Właśnie dlatego, że lęki popychają dzisiejszego człowieka do pogoni za posiadaniem, Sobór 
stwierdza,   że   ewangeliczne   ubóstwo   jest   znakiem   cenionym   dziś   w sposób   szczególny. 
Dobrowolne   ubóstwo   ma   pokazać   ludziom   żyjącym   w lękach,   że   można   przezwyciężać 
w nas owo chore dążenie do posiadania.

Zdobycie bogactwa nie uspakaja bynajmniej ludzkich lęków. Wręcz przeciwnie. Jeszcze je 
potęguje. Do istniejących już lęków dochodzi lęk przed utratą tego, co się posiada.

A teraz zadajmy sobie kilka pytań na temat naszego stosunku do rzeczy materialnych:

background image

Czy nie ulegam jakiejś formie chciwości pieniędzy lub innych rzeczy materialnych? Czy nie 
ulegam   pokusie   gromadzenia   majątku?   Czy   w mojej   pracy   i działalności   nie   szukam 
nieumiarkowanego zysku?

Czy   nie   poddaję   się   lękom   związanym   z brakami   materialnymi?   Czy   nie   próbuję 
zabezpieczać się przez gromadzenie dóbr materialnych? Czy jestem wolny wobec pieniędzy  
i innych rzeczy, z których korzystam na co dzień? Czy unikam wszelkiego pozoru zbytku?

e) I jeszcze jedna forma praktykowania ubóstwa, na którą wskazuje Sobór: zależność od 
innych   w korzystaniu   z dóbr   materialnych.   W życiu   zakonnym,   w którym   zasady 
praktykowania   ubóstwa   ściśle   określa   prawo,   będzie   to   zależność   od   przełożonych. 
Zależność od innych w korzystaniu z dóbr wyraża pokorne poddanie się Bogu. Zakonnik 
prosi o wszystko przełożonego, ponieważ wie, że wszystko jest darem Bożym. Przełożony 
jest   świadkiem   Boga,   który   obdarza   nas   wszystkimi   swoimi   darami.   Ale   także   w życiu 
małżeńskim i rodzinnym istnieje podobna zależność od innych w korzystaniu z dóbr, choć 
ma  ona nieco inny charakter. Polega ona nie tyle na jakiejś zależności prawnej, ale jest  
sposobem   szukania   jedności   i wzajemnego   obdarzania   się   tym,   co   się   posiada.   Wspólne 
dzielenie się dobrami materialnymi staje się wówczas symbolem daru serca.

Zapytam   siebie,   czy   doświadczam   w jakiejś   formie   zależności   od   innych   w korzystaniu 
z dóbr materialnych? Czy nie marnotrawię dóbr materialnych? Czy nie żądam dla siebie 
jakichś przywilejów materialnych we wspólnocie, w której żyję?

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie  (Mt 5, 3). 
Jakże   daleki   jest   nasz   świat   od   zrozumienia,   że   ten   tylko   jest   szczęśliwy,   kto   jest   ubogi  
w duchu
 — mówi P. van Breemen.

Nie   tylko   światu   jest   trudno   zrozumieć   błogosławieństwo   dotyczące   ubogich   w duchu. 
Również nam przychodzi to z trudem. Lekceważenie ubóstwa lub też formalizm, z jakim go 
praktykujemy, sprawia, że trudno nam dostrzec ukryte w nim błogosławieństwo.

Naśladowanie Jezusa wymaga wyzbywania się tego wszystkiego, co nie może nas zbawić. 
Wymaga pokornego przyjęcia prawdy, że sami przy pomocy stworzeń, nie możemy ocalić 
swego życia, ponieważ życie człowieka nie jest zależne od jego mienia (Łk 12, 15). Wszyscy, 
którzy czują się uczniami Jezusa, zaproszeni są do ubóstwa. Jest ono bowiem konsekwencją 
przyjęcia Jego Osoby i Jego nauki. Z Chrystusem i dla Niego rezygnujemy z opierania się na 
posiadaniu materialnym i na posiadaniu władzy, aby móc oprzeć się tylko na woli naszego 
Ojca, który jest w niebie.

JAK MOŻNA WYKORZYSTAĆ PROPONOWANE ROZWAŻANIA?

 

background image

1. Dla odprawienia drugiego tygodnia Ćwiczeń

a) Warunki odprawienia ośmiodniowych rekolekcji ignacjańskich drugiego tygodnia

Niniejszymi   rozważaniami   można   posłużyć   się   do   odprawienia   pełnych   ośmiodniowych 
rekolekcji ignacjańskich drugiego tygodnia.

Jeżeli rekolektant pragnie uczynić Ćwiczenia duchowne szkołą życia wewnętrznego, dobrze 
jest kolejne tygodnie odprawiać w odstępach mniej więcej jednego roku. Czas pomiędzy 
kolejnymi   tygodniami  Ćwiczeń  trzeba   wówczas   wypełnić   stopniowym   pogłębianiem 
przeżytych treści przyjętych w trakcie dni rekolekcyjnych. Podstawą odprawienia drugiego 
tygodnia jest uprzednie przeżycie pierwszego tygodnia, w którym dokonało się rzeczywiste 
doświadczenie własnego grzechu oraz miłosierdzia Bożego 

5

.

Pierwszym   warunkiem   odprawienia   rekolekcji   ignacjańskich   jest   odejście   od   swojego 
codziennego zaangażowania przez zmianę miejsca. Św. Ignacy zachęca, aby na czas ćwiczeń 
udać się do innego domu lub też przynajmniej zamieszkać w innym pokoju. W ten sposób 
możemy   oderwać   się   od   swojej   codzienności   życiowej   i pełniej   oddać   się   modlitwie 
rekolekcyjnej.   Drugim   ważnym   warunkiem   jest   nawiązanie   kontaktu   z doświadczonym 
kierownikiem   duchowym,   który   towarzyszyłby   odprawiającemu   drugi   tydzień   poprzez 
codzienne rozmowy indywidualne. Usilnie zachęca się, aby nie odprawiać ośmiodniowych 
rekolekcji   ignacjańskich   (z   pełnym   milczeniem   i wyciszeniem   wewnętrznym)   bez 
kierownictwa duchowego. Dotyczy to szczególnie osób, które posiadają głębsze problemy 
emocjonalne czy też psychiczne. Wchodzenie w siebie domaga się gruntownego rozeznania 
swoich stanów duchowych poprzez kierownictwo duchowe. Trzecim warunkiem jest wejście 
w pełne milczenie i wyciszenie wewnętrzne połączone z hojnym zaangażowaniem się w cały 
program rekolekcji.

b) Szczegółowy program ośmiodniowych rekolekcji

Dla   tych,   którzy   chcieliby   w oparciu   o niniejszą   książkę   odprawić   8–dniowe   rekolekcje 
drugiego   tygodnia  Ćwiczeń  z pełnym   milczeniem   oraz   z indywidualnych   kierownictwem, 
podajemy   poniżej   szczegółowy  plan  korzystania   z proponowanych   rozważań.   Jest   on 
odzwierciedleniem programu proponowanego w domach rekolekcyjnych, w których udziela 
się Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli.

DZIEŃ ROZPOCZĘCIA:
po południu I. ISTOTA I CEL KONTEMPLACJI
II. METODA KONTEMPLACJI EWANGELICZNEJ
wieczorem III. MODLITWA OFIAROWANIA SIEBIE JEZUSOWI

DZIEŃ 1
rano IV. RABBI, GDZIE MIESZKASZ?
w południe XX. ŚWIADOMOŚĆ WŁASNYCH UCZUĆ
wieczorem V. WCIELENIE

background image

DZIEŃ 2
rano VI. NARODZENIE JEZUSA
w południe XXI. DAR WOLI BOŻEJ
wieczorem VII. DWUNASTOLETNI JEZUS

DZIEŃ 3
rano VIII. ŻYCIE UKRYTE
w południe XXII. ROZEZNAWANIE DUCHOWE SZUKANIEM WOLI BOŻEJ
wieczorem IX. DWA SZTANDARY

DZIEŃ 4
rano X. TRZY PARY LUDZI
w południe XXIII. ROZEZNAWANIE WAŻNYCH DECYZJI ŻYCIOWYCH
wieczorem XI. CHRZEST JEZUSA

DZIEŃ 5
rano XII. BŁOGOSŁAWIENI JESTEŚCIE — BIADA WAM
w południe XXIV. DROGA ŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO lub
XXV. POWOŁANIE DO CELIBATU
wieczorem XIII. ODWAGI, JA JESTEM!

DZIEŃ 6
rano XIV. WIERZĘ, ZARADŹ MEMU NIEDOWIARSTWU!
w południe XXVI. EWANGELICZNE UBÓSTWO
wieczorem XV. BURZA NA JEZIORZE

DZIEŃ 7
rano XVI. WOLNOŚĆ JEZUSA
w południe XVII. DAJ MI PIĆ
wieczorem XVIII. POŻEGNANIE W BETANII

DZIEŃ 8
rano XIX. PRZEMIENIENIE NA GÓRZE
w południe ZAKOŃCZENIE REKOLEKCJI

c) Propozycja programu dnia rekolekcyjnego

Poniżej   podajemy   także   program   dnia   w czasie   8–dniowych   rekolekcji   ignacjańskich 
odprawianych w pełnym milczeniu. Program zawiera trzy kontemplacje, które poprzedzone 
zostają przygotowaniem i zakończone tzw. refleksją po kontemplacji. Czwarta kontemplacja 
na zakończenie dnia, (bez przygotowania i bez refleksji) jest pewnym podsumowaniem dnia 
w bezpośredniej rozmowie z Bogiem. Jeżeli to możliwe, zachęca się do odprawiania czwartej 
kontemplacji przed Najświętszym Sakramentem.

background image

Zachęca się także, aby — o ile to możliwe — uczestniczyć codziennie w Eucharystii oraz 
korzystać codziennie z rozmowy indywidualnej z kierownikiem duchowym.

Proponowany   program   nie   powinien   być   traktowany   w sposób   sztywny.   Może   być 
dostosowywany   do   osobistych   okoliczności.   Długość   kontemplacji   oraz   cały   sposób 
realizacji programu winien być rozeznany z kierownikiem duchowym.

7.00 kontemplacja I
9.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja II
— refleksja po kontemplacji
12.00 lektura rozważania rekolekcyjnego
15.00 kontemplacja powtórkowa
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja III (powtórkowa)
— refleksja po kontemplacji
19.00 kontemplacja IV (powtórkowa)
(bez przygotowania i bez refleksji)
20.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji porannej
przed snem — rachunek sumienia
— przygotowanie osobiste do kontemplacji porannej

2. Dla odprawienia drugiego tygodnia w życiu codziennym

Z pomocą niniejszych rozważań można również odprawić drugi tydzień  Ćwiczeń  w życiu 
codziennym
.   Ten   sposób   odprawienia  Ćwiczeń  nie   wymaga   odejścia   od   codziennego 
zaangażowania   w życie   zawodowe,   rodzinne,   wspólnotowe.   Pozostając   w codziennych 
warunkach możemy  odprawiać kolejne tygodnie  Ćwiczeń. Takie  Ćwiczenia  domagają się 
jednak   zapewnienia   sobie   stałego   czasu   ma   modlitwę.   Rytm   modlitwy   rekolekcyjnej 
Ćwiczeniach   duchownych  w życiu   codziennym  winien   być   dobrze   przemyślany 
i uzgodniony z kierownikiem duchowym. Jednorazowy blok czasu poświęcony na skupienie, 
refleksję,   lekturę   i modlitwę   rekolekcyjną   winien   trwać   od   jednej   do   dwóch   godzin, 
w zależności   od   możliwości   czasowych   oraz   intensywności   odprawiania  Ćwiczeń.   Także 
w tym sposobie odprawiania drugiego tygodnia konieczne byłoby kierownictwo duchowe. 
Spotkania z kierownikiem mogą jednak odbywać się rzadziej, np. raz w tygodniu. I chociaż 
wyciszenie wewnętrzne miałoby nieco inny charakter niż z rekolekcjach ośmiodniowych, to 
jednak   na   czas  Ćwiczeń  w życiu   codziennym   należałoby   również   szukać   większego 
skupienia wewnętrznego, np. poprzez rezygnację z oglądania programów telewizyjnych.

3. Jako wprowadzenie do przedłużonej modlitwy indywidualnej

Niniejsze rozważania mogą również być potraktowane jako wprowadzenia do przedłużonej 
modlitwy   osobistej   lub   wspólnotowej.   Nie   jest   wówczas   rzeczą   konieczną   tworzenie 

background image

specjalnych warunków modlitwy.  Nie jest  też konieczne  kierownictwo duchowe. Byłoby 
jednak rzeczą ważną, aby Czytelnik rozeznawał uczucia, natchnienia i pragnienia, które będą 
rodzić się w nim.

Wreszcie   możemy   korzystać   z tych   rozważań   także   na   zasadzie   lektury   duchowej.   Nie 
musimy wówczas czuć się zobowiązani do regularnej modlitwy w oparciu o przedstawione 
treści. 

 

5

 

Rozważania pierwszego tygodnia tego samego Autora noszą tytuł Adamie, gdzie jesteś?


Document Outline