background image

Jessica Matthews 

 

Prawdziwa perła 

Mecical duo 215 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Amy Wyman zdawała sobie sprawę, w jak dziwacznej  znalazła się sytuacji. Zatrzymała 

się  przed  salą  konferencyjną  i  wziąwszy  głęboki  oddech,  otarła  dłonie  o  obszerne  spodnie 
kostiumu. Wiedziała, że nie uda się jej wejść niepostrzeżenie i że rzuca się w oczy jak paw w 

gromadzie wróbli.   

Oczywiście,  miała  prawo  tu  być.  Na  tej  wyjątkowej  w  dziesięcioletniej  historii  ośrodka 

uroczystości  powinna  była  zjawić  się  przynajmniej  godzinę  temu,  kiedy  to,  z  chwilą 
powiększenia personelu o dwóch lekarzy rodzinnych: Ryana Gregory’ego i Joshuę Jacksona, 
dotychczasowa poradnia ginekologiczno-położnicza przekształciła się w centrum medyczne z 

prawdziwego zdarzenia.   

Ambitne  plany  doktora  Hyde’a  dotyczące  rozwoju  placówki  obejmowały  zatrudnienie 

kardiologa,  onkologa  i  dermatologa.  Chociaż  Bóg  jeden  wie,  czy  w  tym  miasteczku 
południowo-wschodniego  zakątka  Kansas  potrzebni  są  tego  typu  specjaliści.  Wiele  osób 
zadawało sobie również pytanie, czy w ogóle uda się ich tu zatrzymać. Jedyne pole golfowe 
zostało wygospodarowane z pastwiska, a na życie kulturalne składały się występy lokalnego 
jazz bandu i prowincjonalnego teatru. Przyszłość pokaże.   

Mijały  minuty,  a  Amy  wciąż  stała  pod  drzwiami,  zbierając  się  na  odwagę  przed 

zrobieniem czegoś, co bez wątpienia będzie wielkim, jeśli nie humorystycznym, wejściem.   

Wciąż  się  wahała.  Chociaż  dzisiejsze  spotkanie  miało  być  oficjalnym  powitaniem 

obydwu nowo przyjętych lekarzy, doktor Jackson, któremu Amy podlegała, rozpoczął pracę 
już prawie miesiąc temu. Gdyby więc na to spotkanie nie przyszła, nie powinien poczuć się 
tym dotknięty.   

Z  drugiej  jednak  strony  szef  ośrodka,  doktor  Hyde,  wyciągał  surowe  konsekwencje  za 

każdą  nieobecność,  jeśli  winowajca  nie  był  w  stanie  przedstawić  wiarygodnego 
usprawiedliwienia,  na  przykład  świadectwa  zgonu.  Amy,  dyplomowana  pielęgniarka  od 

niedawna zatrudniona w przychodni, nie miała ochoty doświadczyć tego na własnej skórze.   

Gdyby tylko dzieciaki na pediatrii tak do niej nie lgnęły... Gdyby tylko mała Cindy Chism 

tak  bardzo  nie  rozpaczała,  ponieważ  jej  mama  nie  mogła  jej  dziś  odwiedzić...  Gdyby  tylko 
była w stanie cofnąć zegar o pół godziny, aby zdążyć się przebrać i przyłączyć do kolegów.   

Przydałaby się teraz czarodziejska wróżka; 

Tak  starannie  ułożony  przez  Amy  program  zupełnie  się  rozsypał,  jednak  uspokojenie 

Cindy było dla niej ważniejsze niż spotkanie z personelem szpitala. Wzięła głęboko oddech, 
poprawiła  perukę  i  wśliznęła  się  do  środka.  Z  ulgą  zauważyła,  że  jej  przyjaciółka,  Pamela 
Scott,  siedzi  w  tylnym  rzędzie  obok  pustego  krzesła.  Amy  zajęła  je,  starając  się  być  jak 

najmniej  widoczna,  chociaż  zdawała  sobie  sprawę,  że  jest  to  tak  samo  realne  jak  wielka 

wygrana na loterii.   

Pam,  czterdziestoletnia  rozwódka,  która  z  uporem  polowała  na  trzeciego  z  kolei 

małżonka, pochyliła się ku niej.   

– Spóźniłaś się – wyszeptała.   

background image

– Tak wyszło.   
– Fajny kostium.   
Amy uśmiechnęła się szeroko.   
– Dzięki. Sama go zrobiłam. Straciłam coś? 
– Wkrótce sama się przekonasz.   
Amy,  zaintrygowana  enigmatyczną  odpowiedzią  przyjaciółki,  obrzuciła  badawczym 

spojrzeniem  siedzące  z  przodu  osoby.  Rozpoznała  czterech  lekarzy,  a  następnie,  w  drodze 
eliminacji, ustaliła, która z pozostałych osób jest doktorem Gregorym.   

Po  chwili  zauważyła,  że  nieznajomy  obserwuje  ją  z  równym  zainteresowaniem.  Biorąc 

pod uwagę jej wygląd, nie uważała, żeby było w tym coś dziwnego, chociaż spodziewała się 
ujrzeć  na  jego  twarzy  jeśli  nie  rozbawienie,  to  przynajmniej  cień  uśmiechu,  którym  zwykle 
reagowano na jej widok. Tym razem jednak było inaczej. Jedna brew lekarza powędrowała do 

góry, podczas gdy reszta twarzy pozostała nieruchoma, chociaż w spojrzeniu, które zdawało 
się przeszywać ją na wylot, była wyraźna dezaprobata.   

Szkoda, pomyślała. Nie miała sobie niczego do wyrzucenia. Jeśli nowemu lekarzowi nie 

podoba się jej spóźnienie czy też jej wygląd, to jego problem. Nie ma obowiązku składać mu 
żadnych wyjaśnień.   

Tymczasem  doktor  Hyde  skończył  przemówienie  i  poprosił  doktora  Gregory’ego,  by 

powiedział  od  siebie  kilka  słów.  Kiedy  Gregory  wstał,  Amy  pomyślała,  że  musi  mieć  co 
najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu, a więc o dwadzieścia centymetrów więcej niż ona.   

Głos  miał  głęboki  i  matowy,  co  Amy  zawsze  uważała  za  bardzo  zmysłowe,  włosy 

ciemnobrązowe  o  rdzawym  odcieniu  –  gęste  i  falujące,  a  rysy  twarzy  tak  wyraziste,  jakby 
wyrzeźbione. Szeroki uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach, gdy pozdrawiał  audytorium, 
znacznie łagodził surowy wyraz twarzy, ale sprawiał wrażenie wymuszonego.   

Ponownie zerknęła w jego kierunku. Był bardzo przystojny, a kiedy się uśmiechał, każda 

kobieta  mogła  stracić  dla  niego  głowę.  Miała  wrażenie,  że  jego  palący  wzrok  podniósł 
temperaturę na sali przynajmniej o dziesięć stopni. Ciekawe, pomyślała,  jakie ma podejście 
do  chorych.  Podejrzewała,  że  reprezentuje  on  ten  typ  lekarza,  który  lepiej  sobie  radzi  z 
chorobą niż z pacjentem.   

Ze współczuciem pomyślała o nieszczęsnej pielęgniarce, której przyjdzie z nim pracować. 

Z pewnością szef tego rodzaju nie toleruje żadnego błędu, a tym bardziej nie zaprzyjaźnia się 
z personelem. Ciekawe, czy pełne powściągliwości zachowanie jest dla niego typowe, czy też 
wynika z obawy przed zbyt szybkim odkryciem się. Sądząc po sposobie, z jakim rozglądał się 
dookoła, nie wątpiła, że dokonał już oceny wszystkich i że ta ocena nie wypadła najlepiej.   

Jego  strata,  zdecydowała.  Jeśli  nie  lubi  relaksu,  dobrej  zabawy  i  śmiechu,  to  nic  jej  do 

tego.   

Teraz  jedynym  jej  problemem  był  spływający  do  oczu  makijaż.  Marzyła  wiec,  by  jak 

najszybciej wsiąść do samochodu i wrócić do domu.   

Podczas  swojej  zawodowej  kariery  Ryan  często  uczestniczył  w  różnych  spotkaniach  i 

uroczystościach, nigdy jednak nie zdarzyło mu się, by w ich trakcie na sali pojawiał się klaun.   

Nigdy, aż do dziś.   

background image

Siedząc  wraz  z  innymi  lekarzami  i  obserwując  zgromadzone  na  sali  osoby,  w  pewnej 

chwili  zauważył,  jak  jakaś  postać  w  ogromnych  brązowych  butach  przemyka  w  stronę 
pustego  krzesła  w  ostatnim  rzędzie.  Siedząca  obok  kobieta  uśmiechnęła  się  i  coś  do  niej 
szepnęła,  ale  z  jej  zachowania  nie  wynikało,  że  pojawienie  się  tej  osoby  czy  też  strój  były 
czymś niezwykłym.   

Sytuacja stawała się coraz bardziej intrygująca.   

Phillip  Hyde,  szef  ośrodka,  obiecał  mu  owacyjne  powitanie.  Dotychczas  wszystko 

przebiegało zgodnie z oczekiwaniami: przyjazne twarze, życzliwi ludzie, poncz i ciasteczka. 
Jednak  udział  klowna?  Ponownie  skierował  wzrok  na  tę  tak  bardzo  bulwersującą  postać, 
zastanawiając się, czy to kobieta, czy mężczyzna.   

Peruka  w  barwach  tęczy,  wymalowany  farbami  szeroki  uśmiech,  obszerny  kostium  w 

kropki^  i  paski  w  kontrastowych,  ostrych  kolorach  utrudniały  określenie  płci.  Jednak 
delikatne  rysy  twarzy  i  drobna  budowa  ciała  sugerowały,  że  pod  tym  dziwnym  strojem  i 
jaskrawym makijażem ukrywa się kobieta.   

Obawiał  się,  że ta tajemnicza postać może mieć  podobne nastawienie do  pracy jak jego 

poprzednia pielęgniarka, do której stracił zaufanie, gdy się przekonał, że sprawy osobiste są 
dla niej ważniejsze niż pacjenci.   

Postanowił  jednak  nie  zaprzątać  sobie  więcej  głowy  klaunem  i  uważnie  rozejrzał  się  po 

sali w poszukiwaniu kobiety o rudawoblond włosach. Jak dotychczas żadna nie odpowiadała 
opisowi  przydzielonej  mu  przez  Hyde’a  pielęgniarki.  Właściwie  był  nawet  zadowolony,  że 
nie  przyszła.  Wystarczy,  że  spotka  się  z  nią  jutro...  i  skonfrontuje  swoje  przewidywania  z 
rzeczywistością.   

Nadzorowanie  pracy  nieuchwytnej  dziś  panny  Wyman  nie  było  dla  niego  szczytem 

marzeń  i  chociaż  nie  ukrywał  swych  zastrzeżeń,  Phillip  Hyde  upierał  się,  że  asystująca 
lekarzowi pielęgniarka jest koniecznością, a nie luksusem.   

– Jeszcze będziesz mi za to wdzięczny – utrzymywał.   
Ryan  nie  wydawał  się  jednak  przekonany.  Jedyną  rzeczą,  za  którą  z  pewnością  będzie 

„wdzięczny”, to wzięcie na siebie dodatkowych obowiązków do czasu, aż uzna, że może już 
tej  osobie  zaufać.  Teoretycznie  Phillip  ma  rację.  Pielęgniarka  to  prawa  ręka  lekarza. 
Przejmując proste przypadki, pozwala mu spokojnie zająć się bardziej skomplikowanymi, lak 
przynajmniej  słyszał  od  wielu  lekarzy,  którzy  z  uznaniem  wyrażali  się  o  swoich 
współpracownicach.   

Niestety,  jeśli  chodzi  o  pielęgniarki,  jego  doświadczenia  nie  były  tak  pozytywne. 

Zdarzyło mu się już pracować z taką, która zwracała się do niego z każdym drobiazgiem, co 
sprawiło,  że  miał  przy  niej  dwa  razy  tyle  pracy.  Inna  znowu  była  jej  całkowitym 
przeciwieństwem, co w efekcie wpędziło go w nie lada kłopoty. Obawiał się, że któryś z tych 
scenariuszy mógłby się znów powtórzyć.   

Chociaż  wolałby  sam  zdecydować  o  wyborze  pielęgniarki,  musiał  na  okres  próbny 

zaakceptować  tę,  którą  polecił  mu  szef.  Pocieszał  się  tylko,  że  w  ciągu  kilku  najbliższych 
tygodni dziewczyna albo potwierdzi swoje kwalifikacje, albo będzie musiała odejść.   

Szkoda,  że  jego  pielęgniarką  nie  będzie  ta  siedząca  w  pierwszym  rzędzie 

background image

pięćdziesięcioletnia  kobieta,  ubrana  w  nienaganny  biały  komplet  i  stosowne  białe  obuwie. 
Reprezentowała  ona  poprzednie  pokolenie  pielęgniarek  i  w  najwyższym  stopniu  budziła 
zaufanie.   

– A teraz sądzę, że doktor Gregory zechce powiedzieć od siebie kilka stów – rzekł Phillip 

Hyde.   

Ryan, nagle oderwany od swoich myśli, uśmiechnął się niepewnie do audytorium.   
–  Cieszę  się,  że  jestem  w  Mapie  Comers  i  że  będę  mógł  uczestniczyć  w  realizacji 

ambitnych  planów  waszej  placówki.  Ośmielam  się  liczyć  na  waszą  życzliwą  cierpliwość, 
zanim zdołam wdrożyć się w obowiązujące procedury i wszystkich poznać.   

Na chwilę zatrzymał wzrok na klaunie, po czym ponownie oddał głos szefowi.   
–  Jak  widzicie,  doktor  Gregory,  w  przeciwieństwie  do  mnie,  nie  jest  zbyt  gadatliwy  – 

zauważył  z  uśmiechem  doktor  Hyde.  –  Może  powinienem  poprosić  go  o  prowadzenie 
wszystkich naszych spotkań.   

– Brawo! – zawołał jakiś donośny głos.   
Rozległ się zduszony chichot i Phillip Hyde uśmiechnął się szeroko.   
– Ktokolwiek to powiedział – rzekł, nie przestając się uśmiechać – zgłosi się na ochotnika 

do sprzątania.   

Siedzący w środkowym rzędzie mężczyzna w okularach bez oprawek głośno westchnął, a 

gdy jego koledzy, chichocząc, zaczęli z niego kpić, wzruszył jedynie ramionami.   

– Ryan, czy chcesz obejrzeć teraz twoje królestwo? – zapytał Phillip.   
–  Oczywiście.  –  Te  dwie  godziny,  kiedy  znajdował  się  w  centrum  zainteresowania, 

wystarczająco  go  znużyły.  Chciał  jak  najszybciej  poznać  swoje  miejsce  pracy,  żeby  móc 
wreszcie umieścić gdzieś swoje książki i inne osobiste rzeczy.   

Ryan  ruszył  za  Phillipem,  ale  nie  mógł  oderwać  wzroku  od  krzykliwej  postaci 

pochłoniętej rozmową ze stojącą obok niej kobietą.   

– A propos, kim jest ten klaun? Mam nadzieję, że nie czeka nas jeszcze jakiś występ? 
Fhillip zaśmiał się rubasznie.   
–  Przepraszam,  stary,  ale  mam  wrażenie,  że  będziesz  miał  okazję  dobrze  ją  poznać  w 

ciągu najbliższych dni.   

Ryan uniósł brwi.   
– Wygrałeś prawdziwy los na loterii – ciągnął Phillip Hyde. – Josh nadzorował jej pracę 

w  ciągu  ostatnich  kilku  tygodni.  Przedtem  pracowała  pod  kierunkiem  doktora  George’a 
Garretta w jego przychodni. Doktor Garrett w ubiegłym  miesiącu odszedł  na emeryturę,  tak 
więc szybko zaproponowałem jej pracę, zanim zdążył to zrobić ktoś inny.   

– Jest aż tak dobra? Phillip skinął głową.   
– Przeniosła się do Mapie Corners jakieś pół roku temu, ale, jak sądzę, zna więcej ludzi w 

mielcie  niż  ci»  którzy  mieszkają  tu  od  lat.  Profesjonalny  marketing  nie  zapewni  ci  tyłu 
pacjentów co ona.   

–  Niezwykle  towarzyska  osoba  –  zauważył  z  przekąsem  Ryan.  Nawet  z  tej  odległości 

docierało  do  niego  jej  niepokojąco  atrakcyjne  zabarwienie  głosu.  Podejrzewał,  że,  o  ile  dla 
niego najlepszą formą spędzania wolnego czasu była kolacja w cichym, ustronnym miejscu i 

background image

dobry film, to dla niej prawdopodobnie taniec przy krzykliwej muzyce, aż do świtu.   

– Nie w tym rzecz. Jest w niej po prostu coś, co przyciąga ludzi. Doktor George nie mógł 

się jej nachwalić. Praktycznie sama prowadziła całe jego biuro. Nie ma takiej sprawy, której 
nie potrafiłaby załatwić.   

– Dobre sekretarki zawsze są w cenie. Phillip zaśmiał się rubasznie.   
–  Przekonasz  się,  że  ta  dziewczyna  jest  więcej  niż  sekretarką.  To  przecież  twoja 

pielęgniarka.   

–  Co  powiedziałaś?  –  Amy  spojrzała  na  Pam  ze  zdumieniem.  –  To  niemożliwe.  Ktoś 

popełnił horrendalny błąd.   

– Masz pracować pod kierunkiem doktora Gregory’ego – powtórzyła spokojnie Pam.   
–  To  jakaś  pomyłka.  Musiałaś  coś  pokręcić.  –  Pracowała  z  doktorem  Jacksonem  od 

prawie  czterech  tygodni.  Nie  mieściło  się  jej  w  głowie,  że  mogła  zostać  przydzielona  do 

innego lekarza.   

–  Obawiam  się,  że  to  prawda.  –  Pam  pokręciła  głową.  –  Doktor  Jackson  ma  dwie 

pielęgniarki, a doktor Gregory żadnej. Wybrano więc ciebie, żeby mu pomóc.   

– To tylko na jakiś czas, prawda? – Zacisnęła dłonie, jakby w ten sposób chciała odpędzić 

złe moce.   

– Z tego, co mówił doktor Hyde, wynika, że na stałe. Ale mogę się mylić.   
Amy zmrużyła oczy.   
– Jeśli to jakiś kawał...   
– Czy ja wyglądam na kogoś, kto żartuje? Poza tym to ty jesteś klaunem, nie ja.   
Amy  ponownie  spojrzała  na  mężczyznę  od  dłuższego  czasu  pochłoniętego  rozmową  z 

doktorem Hydem. W chwilę później zauważyła zdumienie na jego twarzy i uniesione na znak 

dezaprobaty brwi.  Pojawiając się tak późno,  i  do tego w kostiumie klauna,  najwyraźniej nie 

wywarta na nim zbyt dobrego wrażenia.   

–  Spójrz  tylko,  jak  spurpurowiał  –  zauważyła.  –  Musiał  się  dowiedzieć,  kim  jestem.  – 

Odwróciła się, by nie widzieć malującej się na jego twarzy niechęci. Czuła, że ten pierwszy, 
aczkolwiek jedynie wizualny kontakt nie wróży niczego dobrego. – Myślę, że najwyższy czas 
dyskretnie się wycofać.   

–  Uważasz,  że  to  rozsądne?  –  zapytała  Pam.  –  Moim  zdaniem,  skoro  już  tu  jesteś, 

wszystkim wyda się dziwne, szczególnie jemu, jeśli wyjdziesz, nie przedstawiając się.   

–  Nie  widziałaś  wyrazu  jego  twarzy.  Z  pewnością  nie  byłby  zachwycony,  gdyby  jakiś 

błazen podszedł do niego i nieoczekiwanie zawołał: „Cześć! Jestem Amy i bardzo się cieszę, 
że będę z tobą leczyć pacjentów”. Nie wygląda na kogoś, kto mógłby to uznać za zabawne.   

–  Daj  spokój.  Chyba  nie  masz  zamiaru  się  poddać?  To  przecież  zupełnie  do  ciebie 

niepodobne.   

– Wcale się nie poddaję. Wybieram jedynie pole bitwy.   
– Cóż, jak się zdaje, nie możesz już tego zrobić.   
– A to dlaczego? 
– Ponieważ on właśnie idzie w twoim kierunku – mruknęła Pam, uśmiechając się szeroka 

– Halo, doktorze Gregory! Jak to miło, że będzie pan u nas pracował.   

background image

Skinął głową w jej stronę.   
– Pam, nieprawdaż? 
Podczas  gdy jej przyjaciółka wdzięczyła się do doktora Gregory’ego,  Amy żałowała, że 

nie może spotkać się z nim w innych okolicznościach. Postanowiła jednak robić dobrą minę 
do  złej  gry.  A  wszystko  przez  to,  że  jej  przyjaciółka.  Sunny,  która  zwykle  odgrywała  rolę 
klauna, w ostatniej chwili poprosiła ją o zastępstwo.   

–  A  to  jest  Amy  –  rzekła  Pam,  wskazując  na  nieszczęsnego  klauna.  –  Zechcecie  mi 

wybaczyć?  Widzę tam  kogoś,  kogo  chciałabym  złapać,  zanim  wyjdzie,  a  wy  macie  pewnie 
sobie wiele do powiedzenia.   

Amy doskonale  wiedziała,  dlaczego Pam  tak się  spieszy,  spojrzała więc na przyjaciółkę 

wymownie, po czym odwróciła się do doktora Gregory’ego.   

– Miło mi pana poznać – powiedziała, wyciągając do niego rękę.   
Ryan zawahał się. Ukryta w rękawiczce dłoń najwyraźniej nie budziła jego zaufania.   
–  Nie  chowa  tam  pani  jakiejś  pułapki?  Na  przykład  syreny  alarmowej  lub  czegoś,  co 

wydaje równie nieznośny hałas? 

Zesztywniała.  Musiał  ją  wziąć  za  zawodowego  błazna,  a  nie  za  kogoś,  kto  chociaż  sa 

chwilę  chce  oderwać  chore  dzieciaki  od  ich  problemów.  To  nie  wróżyło  dobrze  ich 
współpracy.   

– Nic panu me grozi, doktorze – zapewniła, podnosząc do góry ręce.   
Ujął jej dłoń. Ciepło, które natychmiast przeniknęło przez cienką bawełnianą rękawiczkę, 

zaniepokoiło ją.   

– Jak na lekarza ma pan zadziwiająco gorące dłonie.   
Te  słowa  wymknęły  się,  zanim zdążyła  je  zatrzymać.  Jako  klaun  często  mówiła  dziwne 

rzeczy,  aby  wywołać  na  czyjejś  twarzy  uśmiech.  Tym  razem  jednak  na  tym  facecie  musi 
wywrzeć wrażenie swoimi prawdziwymi umiejętnościami, a nie aktorstwem.   

– To prawda. Dziękuję.   
Nagle poczuła mrowienie w palcach, które po chwili wraz z falą ciepła popłynęło w górę 

aż do serca. Zdumiona tak szybką reakcją odetchnęła głęboko, wciągając w płuca mieszaninę 
zapachu drzewa sandałowego, kawy i czegoś niezwykle męskiego.   

Boże mój! Będzie w kłopocie, jeśli ten zapach uznała za... seksowny. Uwolniła jego dłoń. 

Nagle  zdała  sobie  sprawę,  o  ile  jest  od  niej  wyższy.  W  ciągu  dwudziestu  siedmiu  lat  życia 
zdążyła się przekonać, jak wielu  ludzi  uważa, że inteligencja człowieka jest proporcjonalna 
do jego wzrostu. Ta myśl nie dawała jej spokoju.   

Z  drugiej  strony,  jeśli  ktoś  potrzebuje  odprężenia,  to  tym  kimś  jest  z  pewnością  Ryan 

Gregory.  Zdecydowała  się  .  podjąć  wyzwanie.  Musi  wywołać  uśmiech  na  jego  twarzy.  Od 
czego w końcu jest klaunem? 

Czuła,  że  w  tym  stroju  może  sobie  pozwolić  na  zadawanie  pytań,  jakich  normalnie  nie 

odważyłaby się zadać, i mówić rzeczy, jakich normalnie nie odważyłaby się mówić.   

–  Nie  śmieje  się  pan  zbyt  często,  doktorze  Gregory?  Wzruszył  ramionami,  ale  po  jego 

oczach widać było, że to pytanie go dotknęło.   

– Jedynie wtedy, gdy uważam, że jest ku temu powód.   

background image

– Zawsze jest pan taki zasadniczy? 
– A pani zawsze jest taka wścibska* jeśli chodzi o kolegów? 
– W tej chwili nie jesteśmy kolegami – zauważyła. – Ja jestem klaunem, chyba pan nie 

zapomniał? 

– To niemożliwe, żebym mógł zapomnieć. Jak często ujawnia się to pani alter ego? 
–  Niezbyt  często.  Zastępuję  w  tej  roli  moją  przyjaciółkę,  gdy  ona  sama  nie  może  jej 

pełnić. Przychodzi do szpitala raz w tygodniu i większość czasu spędza na pediatrii.   

– Ach, tak. – Umilkł na chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś. – Jakie sztuczki pani 

pokazuje? 

–  Łatwiej  pokazać,  niż  powiedzieć.  –  Amy  potrząsnęła  długą,  czarną  pałeczką,  którą 

wyciągnęła z kieszeni obszernych spodni, i natychmiast na jej końcu pojawiły się bajecznie 
kolorowe, jedwabne kwiaty.   

– Ładne – stwierdził, ale w jego głosie nie słychać było żadnych emocji.   
Ta  część  Amy,  która  utożsamiała  się  z  klaunem,  oczekiwała  czegoś  więcej  niż  jedynie 

zdawkowego komplementu. Podała Ryanowi pałeczkę, obserwując, jak ostrożnie bierze ją do 
ręki.   

– Nie wybuchnie, nie musi się pan obawiać.   
– Dzięki za zapewnienie.   
– Dzieciaki bardzo lubią sztuczki z chusteczkami.   
Mówiąc to, z innej kieszeni wyciągnęła żółty kawałek materiału, do którego przywiązany 

był niebieski, do niebieskiego czerwony, aż w końcu u jej stóp utworzyła się całkiem spora 
barwna  sterta.  Teraz  odwiązała  ostatnią  chusteczkę  i  udając,  że  wyciera  w  nią  nos,  zwinęła 
dłoń  w  pięść  i  przy  pomocy  wskazującego  palca  wsunęła  chusteczkę  do  środka,  po  czym 
machnęła ręką i otworzyła palce, ukazując pustą dłoń.   

Normalnie dzieci  wydają wtedy  różne,  wyrażające podziw okrzyki, podczas  gdy  dorośli 

nie  potrafią  ukryć  zdumienia.  Na  twarzy  doktora  Gregory’ego  nie  widać  było  nic,  nawet 
uśmiechu, tylko w oczach na chwilę pojawił się błysk zainteresowania.   

– Sprytne – zauważył.   
Nie  wiedziała,  czy  słowo  „sprytne”  oznacza  krok  naprzód  w  stosunku  do  poprzedniego 

„ładne”.   

– Kiedy wyciągnie pani królika z kapelusza? 
– Jestem klaunem, a nie magikiem – odparła cierpko. – Jeśli jednak chciałby pan ujrzeć 

jakieś zwierzę, zrobię, co się da. – Jej ręka ponownie utonęła w przepastnych spodniach. Po 
chwili  wydobyła  z  niej  nieduży,  czerwony  balonik  i  zaczęła  go  nadmuchiwać.  Wkrótce 
balonik zamienił się w pociesznego pudelka. – I co pan na to? 

Ryan przyglądał mu się przez chwilę, po czym położył go na krześle.   
– Całkiem nieźle, ale chyba pani przyzna, że w nadmuchiwanych pudlach trudno dostrzec 

coś niezwykłego? 

Zacisnęła  zęby.  Nic  tak  nie  wyprowadza  klauna  z  równowagi  jak  ktoś  ostentacyjnie 

nudzący się podczas przedstawienia.   

– Pewnie pan zrobiłby to lepiej? 

background image

Kąciki jego ust leciutko drgnęły. Było to trochę za mało na uśmiech, ale ponieważ w jego 

oczach pokazały się jednocześnie zabawne błyski, uznała, że cel został osiągnięty.   

– Czy to wyzwanie? – zapytał.   
– Tak. Chętnie dodam coś do mojego repertuaru. Wyciągnął rękę do jej lewego ucha, a 

gdy 

ją 

cofnął, 

między 

kciukiem 

palcem 

wskazującym 

pojawiła 

się 

dwudziestopięciocentówka.   

– Co pani na to? 
Zręczność jego palców zaskoczyła ją. Nie zdołała jeszcze opanować techniki wyciągania 

monet z różnych dziwnych miejsc, chociaż pracowała nad tym od dłuższego czasu.   

– Jestem pod wrażeniem.   
Podrzucił do góry monetę, po czym złapał ją w powietrzu i, ująwszy oburącz prawą dłoń 

Amy, wcisnął do niej pieniążek.   

– Co to ma być? – zapytała.   
– Pani napiwek.   
Amy gwałtownie cofnęła rękę.   
– Przepraszam, ale z zasady nie przyjmuję napiwków.   
–  Doskonale.  Proszę  więc  w  zamian  przyjąć  dobrą  radę.  Spojrzała  na  niego  z 

zaciekawieniem.   

–  Nie  mam  zwyczaju  ulegać  iluzji  –  oznajmił  podejrzanie  słodkim  głosem.  –  Proszę  to 

zapamiętać, a nasza współpraca ułoży się bez zarzutu.   

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Amy  zamarła.  Bez  trudu  odczytała  to,  co  było  ukryte  między  wierszami,  i  w  jej  głowie 

odezwały  się  dzwonki  alarmowe.  To  nie  ma  nic  wspólnego  ze  sztuczkami  klauna.  Aluzja 
doktora  Ryana  Gregory’ego  bez  wątpienia  odnosi  się  do  jej  umiejętności  zawodowych. 
Zirytowała się.   

Przypomniała  sobie  swojego  profesora  sprzed  lat,  który  nie  rozróżniał  żadnych  odcieni 

szarości  i  który  zawsze  przestrzegał  zasad,  nie  pozostawiając  marginesu  na  błąd,  litość  czy 
drugą  szansę.  Doktor  Gregory  był  pod  tym  względem  bardzo  do  niego  podobny.  Oparła 
dłonie na biodrach i spojrzała na niego z furią.   

– Co właściwie mi pan sugeruje? – zawołała. – Że jestem niekompetentna? Ze nie jestem 

szczera ani rzetelna? No, śmiało, niech pan to powie! 

– Niczego nie sugeruję. Stwierdzam jedynie fakt Spojrzała na niego drwiąco.   
– Dlaczego nie powie pan wprost, o co panu chodzi? Zawahał się.   
– Nie byłem szczególnie zachwycony pracą moich ostatnich dwóch pielęgniarek.   
– Zakłada pan więc, że tak samo będzie ze mną.   
– Niczego nie zakładam – odparł. – Co znaczy, że mam zamiar uważnie przyglądać się 

pani pracy do czasu, aż nabierzemy do siebie zaufania.   

– Aż uzna pan, że jednak coś potrafię – poprawiła go. Wzruszył ramionami.   
– Uważam, że kilka miesięcy wystarczy, żeby poznać swoje mocne i słabe strony.   
Amy pomyślała, że bardziej go interesują te słabe.   
– Patrząc na szklankę, widzi pan, że jest w połowie pusta, a nie w połowie pełna, prawda? 
– Nie rozumiem.   
– Nieważne. Dotąd nikt nie skarżył się na moją pracę.   
–  Nie  powinno  być  więc  żadnych  problemów,  nie  sądzi  pani,  panno  Wyman?  – spytał, 

krzyżując ramiona.   

Jego protekcjonalny ton doprowadzał ją do furii.   
– Nie, nie powinno – powiedziała przez zęby.   
– Widzę, że zdążyliście się już poznać – zauważył Phillip Hyde, podchodząc do nich. – 

Doszliście do porozumienia? 

– Tak – zapewnił Ryan bez szczególnego entuzjazmu.   
– Byłem tego pewien – ciągnął rozpromieniony Phillip. – Nie chciabym wam przerywać, 

Ryan, ale reporter z „Mapie Corners News” pragnie z tobą porozmawiać. Możesz poświęcić 
mu parę minut? 

Amy cofnęła się.   
– Proszę się mną nie krępować. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, co na tym etapie powinno 

być wyjaśnione. Chyba zgadza się pan ze mną, doktorze Gregory? 

– Mniej  więcej, jednak wrócimy jeszcze do tej rozmowy.  Zmusiła się do uśmiechu, ale 

nie odpowiedziała. Gdy szła w stronę wyjścia, tuż przy drzwiach złapał ją Joshua.   

– Bardzo żałuję, że cię straciłem – wyznał. – Kiedy sugerowałem szefowi, aby poszukał 

background image

dla Ryana kogoś takiego jak ty, nie przyszło mi nawet na myśl, że może mi zabrać ciebie.   

Uśmiechnęła się.   
– Może powinieneś go przekonać, że mocno przesadziłeś.   
–  Próbowałem,  ale  tego  nie  kupił  –  odparł  ze  smutkiem.  –  Mimo  wszystko  polubisz 

Ryana.  Wiesz,  był  już  na  stażu,  kiedy  ja  zaczynałem  dopiero  studia.  Niewiele  mówi,  ale 
możesz mi wierzyć, że widzi wszystko. – Poklepał ją po ramieniu. – Nie martw się, będzie 
dobrze.   

Nie  martw  się,  powtarzała  sobie,  wychodząc  na  dwór.  Tym  razem  nikt  by  jej  nie 

zatrzymał,  zbyt  wiele  miała  do  przemyślenia.  Jej  ukochana  praca  nieoczekiwanie  stała  się 
problemem z koszmarnego snu.   

Widzi wszystko...   

Czuła,  że wpada w panikę.  Pod względem  medycznym  nic nie można jej było  zarzucić. 

Zawsze postępowała zgodnie z procedurą.  Interes pacjenta i  troska o jego zdrowie były dla 
niej najważniejsze. Zdarzało się jednak, że naciągała nieco obowiązujące przepisy. Od czasu 
do  czasu  chodziła  na  wizyty  domowe  i  bywało,  że  „zapominała”  wystawić  rachunek  za 
usługę, jeśli chorego nie było stać na jego zapłacenie.   

Miała poważne wątpliwości, czy doktor Gregory będzie tak samo wyrozumiały jak doktor 

Garrett. Joshua Jackson zaś nie znał jej ha tyle długo, aby odkryć jej „dobre uczynki”.   

– Zaczekaj! – dobiegł do niej głos Pam.   
Amy  otworzyła  drzwi  samochodu  i  wśliznęła  się  do  środka,  przysięgając  sobie,  iż 

jedynym ustępstwem, jakie zrobi na rzecz przyjaciółki, będzie opuszczenie bocznej szyby.   

– Wołałaś mnie? – zapytała.   
– Jak było? – Pam nie mogła powstrzymać ciekawości.   
– Interesująco – odparła lakonicznie Amy. – Poznaliśmy się, a teraz jadę do domu.   
– Daj spokój! – Pam spojrzała na nią i z wyrzutem. – Chcę znać szczegóły. Co myślisz o 

doktorze Gregorym? 

– Jest za wcześnie na wydawanie opinii.   
– No dobrze. Jakie jest więc twoje pierwsze wrażenie? Wygląda na silnego i spokojnego 

faceta. Uwielbiam przystojnych, małomównych mężczyzn. – Westchnęła. – Przypominają mi 

Cary Granta. Ten nowy to facet, którego bez namysłu zabrałabym ze sobą.   

– Dlaczego więc nie przejdziesz do niego? Ja mogłabym pracować dla doktora Brooksa.   
Pam zmarszczyła brwi.   
– Aż tak źle? 
Amy odwróciła twarz, by uciec przed wzrokiem przyjaciółki.   
– To zależy, co rozumiesz pod słowem „źle”. Mój dyplom i doświadczenie nie znaczą dla 

niego nic.   

– Czy ty czasem trochę nie przesadzasz? 
– Nie sądzę. On ma zamiar nie spuszczać mnie z oka.   
– To chyba zrozumiałe, przecież cię nie zna.   
– Masz rację. Jak byś się jednak czuła, gdyby doktor Brooks śledził każdy twój ruch? 
– Nie będzie tak źle, jak myślisz – pocieszała ją Pam.   

background image

–  Tak?  Szkoda,  że  nie  słyszałaś  rady,  jakiej  mi  udzielił.  Mam  się  podporządkować, 

powiedział  to  jasno  i  dobitnie.  Uprzedził  mnie  również,  że  będzie  mnie  obserwował 
przynajmniej przez parę miesięcy, rozumiesz? 

Pam uśmiechnęła się.   
– Wiesz, co jest twoim problemem, Amy? 
– Jestem pewna, że mnie oświecisz.   
– Za bardzo przyzwyczaiłaś się do niezależności. Zastanów się nad tym. Doktor Garrett 

wybierał się na emeryturę, nie bardzo więc interesował się tym, co robisz. A doktor Jackson 
miał tyle pracy, że nie był w stanie zajmować się tobą.   

– Może to i prawda, ale oni mi ufali.   
– On też ci zaufa. Daj mu tylko trochę czasu.   
– Zanim to  się stanie, zamieni  moje życie w prawdziwe piekło.  A mówiąc o piekle... – 

poprawiła  perukę,  czując,  że  skóra  pod  nią  zaczyna  ją  nieznośnie  piec  –  muszę  zrzucić  ten 
kostium, zanim zupełnie się rozpuszczę.   

Pam pogładziła ją po ramieniu i uśmiechnęła się ze współczuciem.   
– Rzeczywiście, twoja twarz już się rozpływa.   
– Ojej! Dzięki! 
–  Możesz  na  mnie  liczyć.  Tymczasem  nie  przejmuj  się  tym,  co  ten  facet  gadał.  Kiedy 

tylko jego grafik się zapełni, nie będzie miał czasu myśleć o tobie.   

– Masz chyba rację. Widziałam listę zgłoszeń na pierwszy tydzień. Będzie zajęty od rana 

do wieczora.   

– Widzisz? Dobrze znam psychikę mężczyzn. Najlepszym sposobem uzyskania tego, co 

chcesz, jest pozwolić im uwierzyć, że to oni tego chcą.   

– Tak sądzisz? 
– Uwierz mi. To zawsze działa. Wytrzymaj przez parę dni. Udawaj, że akceptujesz jego 

reguły  gry.  Do następnego piątku udowodnisz, że jesteś nieoceniona, i wszystko  będzie jak 
dawniej.   

Po powrocie do domu  Amy powtarzała te słowa jak zaklęcie.  Teoria Pam  wydawała się 

słuszna. Cierpliwość nie była jednak jej najsilniejszą stroną.   

A może powinna przenieść się  gdzie indziej? Po namyśle doszła jednak  do wniosku, że 

rezygnacja  z  posady  nie  jest  dobrym  rozwiązaniem.  Zbyt  wiele  ma  do  stracenia.  Sześć 
miesięcy zajęło jej znalezienie wymarzonej pracy w mieście, które zdążyła już polubić, i nie 
chciała zrywać więzów, które ją łączyły z mieszkającymi tu ludźmi.   

Hipoteza  Pam  musi  być  prawdziwa  i  Amy  postanowiła  to  udowodnić.  Najpierw 

wyprowadziła na spacer swego ulubieńca, cocker spaniela Mindy, a potem, zrezygnowawszy 
z  kąpieli  w  basenie  sąsiadów,  cały  wieczór  spędziła  na  przeglądaniu  protokołów 
zatwierdzonych przez doktora Jacksona. Jeśli w ciągu najbliższych dni chce osiągnąć sukces, 
nie  może  dać  nowemu  szefowi  powodu  do  narzekania  na  nią.  Postanowiła  olśnić  go 
sumiennością i dobrą organizacją.   

We wtorek rano dłużej niż zwykle przeglądała rzezy w szafie. W końcu zdecydowała się 

na  błękitny,  dopasowany  kostium  i  bluzkę  z  wzorzystego  materiału.  Zrobiła  też  bardzo 

background image

delikatny makijaż, pamiętając, iż nieco bardziej śmiały upodobniłby ją do małej dziewczynki 
udającej dorosłą, po czym upięła włosy w mały kok. Niech no doktor Gregory spróbuje dziś 
znaleźć w niej coś, do czego będzie się mógł przyczepić, pomyślała.   

W pracy zjawiła się jak zwykle pół  godziny przed pacjentami.  Idąc do swego królestwa 

prawą  odnogą  korytarza  w  kształcie  litery  U,  z  satysfakcją  patrzyła  na  skrzydło  budynku, 
które po ostatnim remoncie prezentowało się wyjątkowo okazale. Podzielony na trzy sekcje 
korytarz  okrążał  łukiem  część  centralną,  w  której  mieściła  się  poczekalnia  dla  pacjentów  i 
recepcja.   

Przedmiotem  największej  dumy  Amy  był  pokój  pielęgniarki.  W  uwolnionej  od  leków 

szafce  umieściła  różne  rzeczy,  które,  aczkolwiek  potrzebne,  nie  musiały  znajdować  się  w 
każdym pomieszczeniu, gdzie przyjmowano chorych. Ponieważ sama pobierała krew, robiła 
zastrzyki  oraz  wykonywała  mnóstwo  prostych  zabiegów,  była  szczęśliwa,  że  mogła 
wygospodarować  dla  swoich  potrzeb  trochę  miejsca.  Pielęgniarki  z  innych  części  budynku 
bardzo jej tego pokoju zazdrościły.   

Doktor  Gregory  również  powinien  docenić  jej  wysiłki.  Oczywiście,  na  jego  reakcję 

będzie  musiała  trochę  poczekać.  Większość  lekarzy  przed  przyjściem  do  przychodni 
odwiedza swoich leżących pacjentów, tak więc,  zanim jej nowy szef zjawi  się w drzwiach, 
ona już będzie pochłonięta praca.   

Szybko się jednak okazało, jak bardzo się myliła.   
– Co to znaczy? Zostałam przeniesiona? – rzuciła w kierunku recepcjonistki.   
Tess,  trzydziestopięcioletnia  efektowna  brunetka,  wyglądała  na  znacznie  bardziej 

zaaferowaną niż zwykle o ósmej rano, kiedy milczały jeszcze telefony.   

– Właściwie nie zostałaś przeniesiona – wyjaśniła. – Zostałaś tylko... ściśnięta.   
– Ściśnięta? A co to znaczy? 
– To znaczy, że będziesz musiała podzielić się miejscem z doktorem Gregorym.   
Praca z doktorem Jacksonem zepsuła ją. Jego pokoje były małe, objęła więc w posiadanie 

pomieszczenia nieco dalej. Jeśli potrzebowała jego opinii, był w zasięgu ręki, a jednocześnie 
miała poczucie niezależności.   

Liczyła, iż nic się pod tym względem nie zmieni. Wszystko jednak wskazywało na to, że 

było to wyłącznie jej pobożne życzenie. Uwaga nowego szefa, że musi poznać jej wszystkie 
mocne  i  słabe  strony,  nabierała  teraz  zupełnie  nowego  znaczenia.  Pracując  tak  blisko  niej, 
będzie mógł rzeczywiście kontrolować każdy jej ruch.   

– Nie szkodzi, potrafię zadowolić się połową powierzchni – odparła Amy. – Mam dwie 

siostry. Nauczyłam się dzielić wieloma rzeczami.   

Dziwny wyraz twarzy Tess zaniepokoił ją.   
– Chyba zatrzymałam połowę? 
– Niezupełnie. Twoje będą trzy pokoje na lewo.   
–  Trzy?!  –  zawołała  Amy,  czując,  jak  rośnie  jej  ciśnienie.  Dotychczas  miała  prawo  do 

ośmiu,  a  nawet  do  dziewięciu  pomieszczeń,  jeśli  doliczyć  pokój  pielęgniarki.  Najwyraźniej 
doktor Gregory ma zamiar przejąć większość pacjentów.   

Tess skinęła głową.   

background image

–  W  porządku  –  rzekła  Amy  z  pozornym  spokojem.  Czuła,  że  kluczem  do  dobrej 

współpracy z doktorem Gregorym jest zachowanie spokoju. – A więc do roboty.   

W tej samej chwili w holu pojawili się Harry i Eldon, odpowiedzialni za drobne naprawy 

i konserwacje w budynku.   

–  Halo,  piękne  panie!  –  zawołał  jeden  z  nich.  – Mamy  przenieść  jakąś  lodówkę  i  dwie 

gablotki. Gdzie je postawić? 

– Lodówkę? – zdziwiła się Amy.   
Mieli  tylko  jedną  i  powinna  zostać  tam,  gdzie  była  dotychczas,  w  specjalnym 

pomieszczeniu,  które  dopiero  niedawno  urządziła.  Jeśli  zaś  chodzi  o  gablotki,  to  nie 
wyobrażała sobie, by mogła się bez nich obejść.   

– Te rzeczy są w piątce – rzekła Tess. – Przenieście je do starego gabinetu w końcu holu.   
Harry pokręcił głową. _ 
– Wątpię, żeby wszystko się tam zmieściło.   
– Co się nie zmieści, wstawcie do magazynu – dodała.   
– W porządku. – Harry ruszył za Eldonem pchającym platformę na kółkach, która służyła 

do przewożenia cięższych rzeczy.   

– Gabinet w końcu holu? – zawołała Amy. – Przecież tam z trudem  mieszczą się dwie 

osoby. A co z moim pokojem? 

– Doktor Gregory chce tam mieć swoje biuro.   
– Jak to? A rzeczy, które tam są? 
– Porozmawiaj z nim. Powiedział, że należy je umieścić we wszystkich pomieszczeniach, 

a nie tylko w jednym.   

– Ale tam nie ma miejsca – denerwowała się Amy. – Poza tym co z rzeczami, które są 

potrzebne, ale rzadko używane? 

Tess podniosła do góry ręce.   
– Ja tu nie decyduję! Robię jedynie to, co mi każą.   
–  Wybacz,  ale  nie  mam  zamiaru  bezmyślnie  wykonywać  jego  rozkazów  –  oznajmiła  z 

naciskiem  Amy.  –  Co  to  jest,  dyktatura?  Mógł  to  przynajmniej  ze  mną  przedyskutować, 
zanim zaczął przewracać wszystko do góry nogami.   

Tess podniosła głowę i jej twarz nagle spurpurowiała. Amy poczuła wyrzuty sumienia, że 

wyładowała złość na bogu ducha winnej kobiecie.   

– Wybacz. To nie na ciebie powinnam napadać, lecz raczej na doktora Gregory’ego.   
–  To  bardzo  interesujące  –  usłyszała  głęboki  głos  tuż  przy  uchu.  –  Może  powinniśmy 

porozmawiać o tym w jakimś bardziej... ustronnym miejscu.   

Tess  nerwowo  zachichotała,  podczas  gdy  Amy  zamarła,  starając  się  otrząsnąć  z  szoku. 

Nie miała wątpliwości, że Ryan wszystko słyszał i chociaż znała odpowiedź, zapytała: 

– Stoi za mną, tak? 
Tess  skinęła  głową,  po  czym  pod  pretekstem,  że  musi  dopilnować  Harry’ego  i  Eldona, 

szybko się ulotniła.   

Najwyższy  czas  zmierzyć  się  ze  smokiem.  Amy  odetchnęła  głęboko  i  odwróciła  się,  by 

powitać szefa.   

background image

Spojrzał  na  nią  ze  zdumieniem,  jakby  zaskoczony  tym,  co  zobaczył,  a  co  poprzednio 

maskował makijaż klauna, po czym marszcząc brwi, zapytał: 

– Czy pani na pewno ma dwadzieścia siedem lat? 
– Jeśli wierzyć metryce, to owszem.   
Jego  twarz  przybrała  surowy  wyraz,  jak  wczoraj,  gdy  go  ujrzała  po  raz  pierwszy. 

Zastanawiała  się,  co  mogłoby  tę  kamienną  twarz  wyprowadzić  z  równowagi.  W  jej  uszach 
wciąż jednak brzmiały rady przyjaciółki: Wytrzymaj chociaż parę dni. Aby osiągnąć swój cel, 
on  musi  uwierzyć,  że  jest  to  jego  cel.  A  więc  musi  wytrzymać.  Zanim  jednak  zdołała 
pozbierać myśli, Ryan Gregory rzekł: 

– Wspomniała pani coś o dyktaturze? Odetchnęła głęboko, chcąc zachować spokój.   
– Ponieważ te zmiany w równym stopniu dotyczą pana, jak i mnie, byłoby miło, gdyby 

wcześniej omówił je pan ze mną.   

–  Miałem  taki  zamiar,  ale  nie  pracowała  pani  wczoraj,  a  po  spotkaniu  dosyć  szybko 

wyszła. Poza tym nie sądziłem, że interesuje panią, gdzie będzie moje biuro.   

Że  ją  interesuje?  Oczywiście,  że  interesuje.  Chciała,  aby  był  jak  najdalej  od  niej. 

Najchętniej w samym końcu skrzydła.   

Ten pokój pielęgniarski to była jej duma i nagle jednym pociągnięciem ten facet wszystko 

zniszczył.   

Ryan tymczasem uśmiechnął się przepraszająco.   
– Pielęgniarki zawsze skarżą się, że cały dzień są na nogach. Pomyślałem więc, że w ten 

sposób zaoszczędzę pani chodzenia.   

Chciała mu powiedzieć, że ten sam efekt mógł osiągnąć, wybierając inne pomieszczenie, 

ale w porę przypomniała sobie radę Pam i zdecydowała się na niewinne kłamstwo.   

–  Jestem  doprawdy  wzruszona  pana  troską,  ale  martwię  się,  gdzie  teraz  to  wszystko 

upchniemy.   

–  Jestem  pewien,  że  jakoś  damy  sobie  radę  –  odparł  pojednawczym  tonem.  –  Jeśli  ma 

pani jakieś sugestie, wezmę je oczywiście pod uwagę.   

Jedyna sugestia, która cisnęła się jej na usta, spowodowałaby pewnie jej natychmiastowe 

zwolnienie, toteż powiedziała: 

– Jestem zaskoczona, że chce pan mieć swój gabinet w środku ruchliwego korytarza. Nie 

będzie pan miał tu spokoju.   

– Lubię być tam, gdzie się coś dzieje.   
Żeby cię lepiej widzieć, moja droga, rzeki wilk do Czerwonego Kapturka. Ten fragment 

znanej bajki dla dzieci idealnie pasował do sytuacji.   

–  A  propos!  Nie  jestem  zbyt  przywiązany  do  terytorium.  Jeśli  potrzebuje  pani  więcej 

pokoi niż trzy, to może pani skorzystać z moich, jeśli akurat któryś będzie wolny. Pracujemy 
razem  i  nie  możemy  działać  przeciw  sobie.  Nasi  pacjenci  muszą  być  pewni,  że  oboje 
troszczymy się o ich zdrowie.   

– Jak to możliwe, kiedy ma pan zamiar śledzić każdy mój ruch? 
– Na zaufanie trzeba zapracować.   
– Zapracowałam na dyplom.   

background image

– Ale to ja ponoszę moralną i prawną odpowiedzialność za nadzór nad pacjentami.   
Amy  czuta,  jak  od  zaciskania  zębów  zaczynają  boleć  szczęka.  Wiedziała,  że  go  nie 

przekona. Jeśli on ma zamiar zaglądać w każde chore gardło czy bolące ucho, to  nie będzie 
się nad nim użalać.   

Wytrzymaj. Znowu odetchnęła głęboko. Stosowanie się do tej rady leży w jej najlepszym 

interesie.   

– Proszę wiec robić to, co uważa pan za stosowne.   
– Wiem, że przeniesienie do mnie było dla pani zaskoczeniem. Ważne jest jednak, czy, 

pracując od czasu do czasu ze mną, potrafi pani sprostać pozostałym obowiązkom? 

– Dam radę – wymamrotała.   
– Doskonale. Potrzebujemy jeszcze jednej pielęgniarki. Gdyby mogła pani kogoś polecić, 

byłbym wdzięczny.   

Już miała mu powiedzieć, by się zwrócił z tym do kadr, ale w porę ugryzła się w język. 

Szybko przebiegła w myśli listę potencjalnych kandydatek.   

–  Dora  Wells  wchodzi  ewentualnie  w  grę.  Ma  około  czterdziestki  i,  jeśli  dobrze 

pamiętam, jej starszy syn jesienią wyjechał do college’u. Będzie mogła pracować w pełnym 
wymiarze godzin.   

– A zatem Dora Wells – powtórzył. – Ktoś jeszcze? 
– Na razie tylko ona przyszła mi do głowy. Zrobię rozeznanie.   
– Doskonale.   
Przez jakiś czas milczeli. Kiedy Harry i Eldon wywieźli jedną z gablotek, Amy zacisnęła 

pięści. Zawsze uważała siebie za osobę wyjątkowo zgodną, ale doktor Gregory budził w niej 
najgorsze instynkty. Czując, że powiedzieli już sobie wszystko, chciała odejść, by gdzieś poza 
zasięgiem jego wzroku lizać swoje rany, gdy usłyszała za plecami: 

– Nie jestem pani wrogiem, Amy. Odwróciła się i, patrząc mu w oczy, powiedziała: 
– To się dopiero okaże, doktorze Gregory. Zacisnął usta i skinął głową, jakby chciał w ten 

sposób potwierdzić, że przyjmuje wyzwanie.   

– Co się stało? – zapytała Tess, kiedy Amy z ponurą twarzą usiadła przy biurku. – Boli 

cię głowa? 

– Jeszcze nie, ale wkrótce pewnie rozboli.   
– Czy doszłaś do porozumienia z doktorem Gregorym? 
– Jeśli masz na myśli mój pokój, to nie. We wszystkich innych kwestiach... jest pewien 

postęp.   

– Cieszę się. – Tess odetchnęła z wyraźną ulgą. – Nie mam ochoty codziennie wkraczać 

do strefy zagrożonej wojną.   

– Ja również, ale bądź na to przygotowana – ostrzegła Amy. – Wszystko jest możliwe.   
Tess westchnęła.   
– Mam nadzieję, że nie będę musiała pełnić roli arbitra.   
–  Może  i  tak  się  zdarzyć  –  odparła  z  uśmiechem  Amy,  po  czym  nagle  spoważniała.  – 

Byłoby  mi  dużo  łatwiej,  gdybym  mogła  go  rozgryźć.  Ten  człowiek  to  dla  mnie  prawdziwa 
zagadka.   

background image

– Co masz na myśli? 
–  Sama  nie  wiem.  Wydaje  się  taki  poważny,  stanowczy  i  wobec  wszystkich  nieufny,  a 

jednocześnie potrafi powiedzieć, że musimy być dla siebie partnerami. Poprosił mnie nawet o 
sugestię, kogo zatrudnić na drugą pielęgniarkę. Zupełnie nie wiem, który z tych facetów jest 

prawdziwy.   

–  Wkrótce  się  przekonasz  –  odparta  Tess,  wręczając  jej  kartę  pacjenta.  –  Tymczasem 

przyjmij Biythe Anderson..   

–  Rozumiem,  że  to  sygnał,  żeby  się  wziąć  do  roboty.  Tess  spojrzała  na  nią  ze 

współczuciem.   

– Życzę ci szczęścia. Amy uśmiechnęła się blado.   
– Dzięki. Myślę, że przyda się nam obu.   

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

–  Jak  ręka?  –  zapytała,  uśmiechem  witając  pacjentkę.  Korpulentna,  kobieta  o 

przyprószonych siwizną włosach wyciągnęła przed siebie wspartą na temblaku dłoń.   

– Prawie już nie bolą – rzekła, zginając palce.   
– Odpoczynek i środek przeciwzapalny mogą zdziałać cuda.   
–  To  prawda.  Kto  jednak  mógł  się  spodziewać,  że  pracując  w  ogrodzie,  nabawię  się 

zapalenia ścięgna. –  Blythe pokręciła  głową.  – Przez całe życie sadzę,  wyrywam  chwasty i 
podlewam i nigdy nie miałam żadnych problemów.   

– Nie lubię o tym mówić, ale w miarę, jak się starzejemy, mamy coraz więcej kłopotów 

ze zdrowiem – powiedziała Amy, umieszczając na jej ramieniu rękaw do pomiaru ciśnienia.   

– Wiem, ale bardzo mi się nie podoba, że nie mogę już robić wszystkiego, co chciałabym. 

W tym pięćdziesięcioletnim ciele jest wciąż dwudziestopięcioletnia dusza.   

Amy roześmiała się.   
– Szczęściara z pani. Ja czasem mam takie dni, kiedy chciałabym być na emeryturze. – 

Odnotowała ciśnienie i zdjęła rękaw z ramienia pacjentki. – Co mogę dla pani zrobić? 

Blythe nagłe spoważniała.   
– Znowu mam zakażenie dróg moczowych. Podczas tego weekendu zauważyłam pewne 

wskazujące  na  to  objawy.  Zaczęłam  się  leczyć  domowym  sposobem,  to  znaczy  sokiem  z 
żurawiny błotnej, i czekałam do dziś, aż zacznie działać.   

– Naturalnie, nie zaczął.   
– Niestety. Chyba powinnam pójść do specjalisty.   
–  Obawiam  się,  że  tym  razem  tak.  Jednak  przedtem  zbadamy  mocz.  –  Amy  wyjęła  z 

szafki sterylny pojemnik i podała go kobiecie. – Oczywiście wiesz, co z tym zrobić? 

–  Wolałabym  nie  wiedzieć  –  mruknęła  Blytbe,  kierując  się  w  stronę  znajdującej  się  w 

holu łazienki.   

Kiedy  Amy  weszła  do  recepcji,  aby  sprawdzić,  czy  są  do  niej  pacjenci,  Tess  podała  jej 

kilka kart.   

– To do doktora Gregory’ego.   
– Rodzina? – zapytała Amy, widząc te same nazwiska. Tess skinęła głową.   
– Właśnie przenieśli się do miasta. Szukają lekarza rodzinnego.   
– Doskonale.   
Kiedy  Amy  wywołała  nazwisko  Inman,  zgłosiła  się  doskonale  ubrana  młoda  kobieta  z 

dwuletnim chłopczykiem i pięcioletnią dziewczynką.   

–  Jestem  Lucinda  Inman,  a  to  moje  dzieci,  Tyler  i  Theresa  –  poinformowała  wyniośle 

kobieta, wchodząc do gabinetu.   

Brylant  na  jej  lewej  dłoni  był  chyba  wielkości  Gibraltaru,  a  znakomicie  obcięte  włosy 

zdradzały  rękę  dobrego  fryzjera.  Jasnoniebieskie  szorty  i  idealnie  dobrana  bluzka  bez 
rękawów  uwydatniały  pięknie  opaloną  skórę  i  zgrabną  sylwetkę.  Dzieci,  ubrane  równie 
dobrze jak matka, tuliły się do niej i nieufnie patrzyły na Amy.   

background image

–  Właśnie  przenieśliśmy  się  tu  z  Topeki  –  ciągnęła  Lucinda.  –  Szukamy  lekarza 

rodzinnego.   

–  Dobrze  pani  trafiła  –  odparta  Amy  i  uśmiechnęła  się  do  małej  dziewczynki,  która 

chowała się za krzesłem matki. Amy otworzyła pierwszą kartę, aby przejrzeć odnotowane tam 
informacje. – Jakieś poważniejsze choroby? – zapytała.   

–  Jesteśmy  zdrową  rodziną  –  zapewniła  kobieta.  –  Uprawiamy  sporty  i  prawidłowo  się 

odżywiamy.   

– A dzieci? 
–  To,  co  zawsze  w  ich  wieku.  Przeziębienia,  ból  ucha,  zapalenie  gardła.  Theresa  w 

styczniu miała usunięty wyrostek robaczkowy. Poza tym żadne z nas nie było w szpitalu.   

Amy  szybko  przejrzała  pozostałe  karty.  Nie  zauważyła  nic  szczególnego,  chociaż 

Lucinda wspomniała o chorobie serca i raku płuc u krewnych ze strony matki. Zakreśliła tę 
informację na czerwono, by doktor Gregory zwrócił na to uwagę.   

– Chyba istotnie wszystko w porządku.   
– Jesteś lekarzem? – zapytała dziewczynka.   
– Nie, jestem pielęgniarką.   
– Robisz zastrzyki? 
Amy roześmiała się, widząc, jak dziewczynka nieśmiało wysuwa się zza krzesła Lucindy.   
– Tak, ale ty przecież nie jesteś chora, prawda? Nie robię zastrzyków, jeśli ktoś nie jest 

chory – zapewniła Amy.   

– A pan doktor? 
– Też nie.   
Dziewczynka  odetchnęła  z  ulgą  i  ponownie  schowała  się  za  krzesło  matki.  Amy 

uśmiechnęła się szeroko.   

–  Zaraz  przyślę  tu  doktora,  żebyście  mogli  z  nim  porozmawiać.  –  Wsunęła  karty  przez 

otwór w drzwiach do gabinetu obok i poszła wywołać kolejnego pacjenta.   

Był nim Dean Woods, agent obrotu nieruchomościami.   
–  Nie  muszę  pytać,  co  panu  dolega  –  zażartowała,  widząc  jego  zaczerwienione  i 

zapuchnięte oko.   

–  Wyrównywałem  wczoraj  przycinarką  brzegi  trawnika.  W  pewnej  chwili  w  powietrze 

uniosła się chmura kurzu i zmieszane z ziemią strzępy trawy uderzyły mnie w twarz.   

– Czy przemył pan natychmiast oczy? 
– Oczywiście. Na początku trochę mi to nawet pomogło, ale pod wieczór ból się nasilił i 

oko zaczęło puchnąć.   

– Ponownie wiec je przemyjemy, żeby usunąć ewentualne obce ciała, a później przepiszę 

krople  z  antybiotykiem  i  za  kilka  dni  oko  będzie  zdrowe.  Zostawię  pana  teraz  na  chwilę  – 
dodała, wychodząc z pokoju.   

Po  drodze  odebrała  próbkę  moczu  Blythe  i  skierowała  się  do  pokoju  pielęgniarskiego, 

zapominając, że nie należy już do niej. Dopiero kiedy weszła do środka, zorientowała się w 
pomyłce. Masywne, orzechowe biurko, którego tu wcześniej nie było, zajmowało prawie całą 
powierzchnię  pokoiku,  a  za  nim  siedział  Ryan  Gregory.  Podniósł  głowę  znad  papierów  i 

background image

spojrzał na nią ze zdumieniem.   

– Przepraszam – mruknęła. – Zapomniałam, że to już nie jest mój... pokój.   
Jeden z kącików jego ust leciutko zadrżał.   
– Nie szkodzi. Zawsze będzie tu pani mile widziana.   
– Jest tu kobieta z dwójką dzieci, do pana.   
– Już idę – odparł, odsuwając się wraz z fotelem od biurka. Amy wróciła do maleńkiego 

pomieszczenia,  do  którego  przeniesiono  część  rzeczy  z  jej  dawnego  pokoju.  Na  szczęście 
Harry i Eldon zdołali jakoś upchnąć gablotę z najbardziej niezbędnymi rzeczami. Dzięki temu 
szybko  znalazła  potrzebne  jej  odczynniki,  włożyła  do  nich  próbkę  Blythe  i  po  dwóch 
minutach odczytają wynik potwierdzający zapalenie dróg moczowych.   

Weszła do pokoju, w którym czekała Blythe, i zamarła.   
–  Doktorze  Gregory  –  powiedziała,  zastanawiając  się,  czy  wie,  że  Blythe  jest  jej 

pacjentką.   

– Blythe opowiedziała mi właśnie swoją historię – wyjaśnił, odwróciwszy się do niej. – 

Czy są już wyniki? 

Amy z trudem opanowała irytację wywołaną jego bezceremonialną ingerencją.   
– Pozytywne na proteiny, leukocyty i bakterie.   
– Wizyta u urologa wydaje się rzeczywiście konieczna. Jakie antybiotyki ma pani zamiar 

zastosować? 

– Ponieważ te symptomy pojawiły się już po raz trzeci, chcę użyć sulfa i trimethoprim – 

odrzekła chłodno.   

– Dobra decyzja. Jest pani w dobrych rękach, Blythe. Miło mi, że mogłem panią poznać. 

– Uśmiechnął się tak czarująco, że Amy zaniemówiła z wrażenia. Gdyby to do niej chciał się 
tak  uśmiechać!  Pewnie  upłynie  wiele  wody,  zanim  poczuje  się  jak  doceniany 
współpracownik, a nie ktoś, kogo trzeba bez przerwy pilnować.   

Blythe zatrzepotała rzęsami.   
– Cała przyjemność po mojej stronie, doktorze. Doktor Gregory skinął głową w kierunku 

Amy, jakby chciał powiedzieć, że może już zająć się pacjentką.   

– Czyż on nie jest cudowny? – westchnęła Blythe, gdy za doktorem zamknęły się drzwi.   
– Prawda? 
Jeśli nawet Blythe wyczuła sarkazm w jej głosie, to nie dała tego po sobie poznać.   
– Zaraz poczułam się lepiej. Czy zamówicie mi wizytę u specjalisty, czy mam to zrobić 

sama? 

–  Tess  wszystko  załatwi  i  zawiadomi  panią  –  odparta  Amy.  –  Ja  wypiszę  receptę.  Jaka 

apteka? 

– Taylora.   
Amy  wypisała  na  formularzu  diagnozę  wraz  z  prośbą  o  konsultację  z  urologiem. 

Zakreśliła  również  zrobione  badania,  tak  by  Tess  mogła  wystawić  towarzystwu 
ubezpieczeniowemu rachunek.   

– Proszę, oto recepta. Proszę też pić dużo wody.   
Po odprowadzeniu pacjentki Amy zatrzymała się przy recepcji.   

background image

– Nie wiesz czasem, Tess, gdzie ostatecznie wylądował mój roztwór izotoniczny soli? 
– Sprawdź w  gabinecie  doktora Gregory’ego. Poprosił Harry

f

ego,  żeby  wstrzymał  się  z 

przeniesieniem drugiej gablotki, zanim nie znajdziesz dla niej miejsca.   

Dziwne, że nie zauważyła jej wcześniej. Najwyraźniej obecność lekarza działa na nią tak 

rozpraszająco,  że  gdyby  w  kącie  stał  brunatny  niedźwiedź,  też  by  go  nie  zauważyła  Tym, 
razem postanowiła być bardziej ostrożna. Kiedy weszła do dawnego pokoju pielęgniarskiego, 
z  ulgą  stwierdziła,  że  jest  pusty.  Szybko  podeszła  do  gablotki  i  wyjęła  z  niej  budę  z 
roztworem soli, po czym, ulegając nagłej pokusie, rozejrzała się po gabinecie.   

Masywne  biurko  zarzucone  było  papierami,  wśród  których  stała  filiżanka  po  kawie 

ozdobiona malunkiem przedstawiającym budynek Kapitolu. Na jednej ze ścian kilka fotosów 
przedstawiających  historyczne  miejsca  Waszyngtonu  otaczało  zdjęcie  Cmentarza 
Wojskowego Arlington.   

Wiedząc,  że  pacjent  czeka,  jeszcze  raz  zlustrowała  pokój,  zabrała  potrzebne  do  irygacji 

przedmioty i wyszła.   

– Już jestem. Przepraszam, że trochę to trwało, – rzekła w chwilę później do Deana, po 

czym zatrzymała się gwałtownie, widząc przy nim doktora Gregory’go.   

– Nic nie szkodzi – odparł Dean. – Doktor i ja pogadaliśmy sobie trochę.   
– To miłe – zauważyła, zmuszając się do uśmiechu.   
– Oko jest czyste – oznajmił po chwili Ryan, gdy Amy je przemyła. – Amy wypisze panu 

antybiotyk w kroplach. Proszę je stosować przez dziesięć dni.   

– Naturalnie. Dziękuję, doktorze.   
Po chwili obaj panowie wyszli, a Amy natychmiast zadzwoniła do Dory Wells.   
– Dora! – zawołała, gdy tylko uzyskała połączenie. – Mam dla ciebie propozycję. Pracuję 

teraz z doktorem Gregorym i...   

– Czy to ten nowy facet, którego zdjęcie było w naszej gazetce? – przerwała jej Dora.   
–  Właśnie.  Potrzebujemy  pielęgniarki  do  biura  i  pomyślałam  o  tobie,  jeśli  jesteś 

zainteresowana.   

–  Oczywiście,  że  tak.  Zastanawiałam  się  właśnie,  jak  damy  sobie  radę  z  wysłaniem 

Dallasa  do  college’u.  Szpital  obiecał  przenieść  mnie  na  pełen  etat,  ale  na  popołudniową 
zmianę. Nie bardzo mogę sobie na to pozwolić z dwójką młodszych dzieci.   

– U nas nie będzie z tym problemu – zapewniła ją Amy. – Jestem pewna, że zdołamy cię 

zastąpić, jeśli będziesz musiała wyjść wcześniej.   

– A więc zgoda! – zawołała Dora. – Co mam podpisać? 
– Przyjdź i porozmawiaj z doktorem Gregorym. To do niego należy ostatnie słowo, ale ja 

już ciebie poleciłam.   

– No, no! Jestem pod wrażeniem.   
– Co masz na myśli? 
– Wygląda na to, że owinęłaś go sobie wokal palca.   
– Niezupełnie. – Gdyby tylko Dora wiedziała... – To nie ten typ.   
Po  rozmowie  z  koleżanką  Amy  nie  kryła  zadowolenia.  Dora  była  nie  tylko  doskonałą 

pielęgniarką. Współpracowała z wieloma lekarzami, wśród których zdarzały się osoby dosyć 

background image

nerwowe, a nawet przykre, mogłaby więc dać sobie radę z doktorem Gregorym. Gdyby tylko 
ona mogła to samo powiedzieć o sobie...   

Pod koniec dnia czuła się tak zużyta jak stary kapeć, który Mindy uwielbiała gryźć. Tess 

wyglądała niewiele lepiej.   

– Przyjęliśmy dziś prawie dwa razy więcej pacjentów niż zwykle – zauważyła Amy.   
–  Sądzisz,  że  o  tym  nie  wiem?  –  westchnęła  Tess.  –  Nie  miałam  nawet  chwili  na 

uporządkowanie dokumentów, a nie mogę zostać dłużej, żeby to zrobić.   

– Chyba powinniśmy zatrudnić kogoś do papierków.   
– Pat nie zgodzi się na pełen etat – ostrzegła Tess.   
– Pewnie nie – przyznała Amy. – Może jednak zaakceptowałaby studenta na kilka godzin 

dziennie. Pomyślałam o twojej córce.   

Tess rozpromieniła się.   
– Wspaniale. W ubiegłym miesiącu skończyła szesnaście lat i weszła w tak zwany trudny 

okres. Ostatnio wszystko wyprowadza ją z równowagi. Praca dobrze jej zrobi.   

– W takim razie pogadaj z Pat.   
– Dobrze. – Tess sprzątnęła biurko i wyłączyła komputer. – Jakie masz plany na wieczór? 
– Chyba zostanę i  zastanowię się,  gdzie przenieść tę moją  gablotkę, która wciąż stoi w 

gabinecie doktora.   

– To miło, że się na to zgodził.   
– Byłoby jeszcze milej, gdyby zdecydował się na gabinet w końcu korytarza.   
– Chętnie bym ci pomogła, ale Carrie gra dziś w baseball. To bardzo ważny mecz.   
– Ho ho! Życzę dobrej zabawy – odezwał się doktor Gregory, nieoczekiwanie pojawiając 

się w drzwiach.   

–  Od  razu  widać,  że  nie  ma  pan  dzieci  –  roześmiała  się  Tess.  –  Poród  jest  niczym  w 

porównaniu  ze  stresem  przeżywanym  przez  rodzica,  którego  pociecha  bierze  udział  w 
zawodach.   

Ryan uśmiechnął się szeroko i ten uśmiech sprawił, że jego twarz nagle zmieniła się nie 

do  poznania.  Amy  ze  zdumieniem  spostrzegła,  że  przed  nią  stoi  normalny  człowiek,  a  nie 
ktoś, dla kogo praca jest jedynym sensem życia.   

– Będę o tym pamiętał – odparł i uśmiech zniknął z jego twarzy tak samo szybko, jak się 

pojawił.   

Tess pospiesznie chwyciła torebkę.   
– Wychodzę. Zobaczymy się jutro.   
– A pani nie idzie do domu? – zapytał, kiedy umilkły kroki Tess.   
– Jeszcze nie. Mam parę rzeczy do zrobienia. Na przykład muszę znaleźć nowe miejsce 

dla mojej, gablotki.   

– Chyba nie chce pani przenosić jej sama? 
– Mogłabym, ale jeśli, to zrobię, Eldon i Harry mogą się poczuć dotknięci. Opróżnię ją 

tylko, żeby była gotowa na rano.   

– W porządku. A wiec do zobaczenia.   
– Dobranoc.   

background image

Kiedy jego kroki umilkły w holu, opadła z westchnieniem na krzesło. Przeżyła jakoś ten 

pierwszy dzień. Następne powinny być dużo łatwiejsze.   

 

Ryan bezmyślnie gapił się na kartony książek leżące pod ścianą salonu i zamiast zająć się 

ich rozpakowaniem, marzył o Amy. Ślicznej, jasnowłosej Amy Wyman. Zawsze bardziej mu 
się podobały brunetki, ale burza rudoblond włosów Amy sprawiła, że zmienił gust. Od chwili, 
gdy ją zobaczył w holu, nie mógł przestać o niej myśleć.   

Nie  miała  klasycznej,  posągowej  urody,  ale  z  pewnością  nawet  w  największym  dumie 

przyciągała wzrok. Jej pełna dolna warga była zbyt prowokująca, a jedwabiste jasne włosy, 
upięte  w  ciasny  węzeł,  aż  kusiły,  by  je  rozpuścić.  Chociaż...  kołyszący  ruch  bioder  i  żywe 
spojrzenie szmaragdowych oczu zapewne pociągały mężczyzn najbardziej. On był jednym z 
nich.   

Błękit  Pacyfiku,  zdecydował,  patrząc  w  ich  wzburzoną  otchłań.  Oczekiwał,  że  go 

przeprosi za swe niezbyt eleganckie uwagi albo przynajmniej zarumieni się w poczuciu winy. 
Zamiast tego podniosła buńczucznie głowę i nawet nie drgnęła, gdy na nią patrzył.   

Dobrze wiedział, o co miała pretensję. Być może powinien wstrzymać się parę dni z tymi 

zmianami,  ale  wydawało  mu  się  idiotyczne  przenosić  się  dwa  razy.  Najpierw  do  pokoju  w 
końca  holu,  ,  a  potem  do  tego,  który  mu  najbardziej  odpowiada.  A  wszystko  po  to,  by 
zachować się wobec niej kurtuazyjnie.   

Musiał  przyznać,  że  nie  próbowała  żadnych  babskich  sztuczek,  by  wpłynąć  na  zmianę 

jego  decyzji.  Gdyby  tak  zrobiła,  szybko  przekonałaby  się,  że  do  tego  nie  wystarczy  ładna 
buzia  i  kapryśne  usta,  nawet  gdyby  miał  ochotę  je  całować.  I  chociaż  zazwyczaj  unikał 
konfliktów,  tym  razem  prawie  nie  mógł  się  doczekać  tych  burzliwych  rozmów,  które  z 
pewnością będą efektem ich licznych konfrontacji.   

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Amy zrzuciła tenisówki i z lubością zagłębiła się w fotelu. To był niezwykle długi tydzień 

i  kiedy  w  końcu  przyszedł  piątek,  czuła  się  wykończona.  Na  szczęście  Dora  za  tydzień 
rozpoczyna  pracę.  Pomyślała,  ze  pięć  dni  wykonywania  obowiązków  za  dwie  osoby  to 
wszystko,  na  co  ją  obecnie  stać.  Po  chwili  uświadomiła  sobie,  że  tak  naprawdę  to  nie 
zmęczenie  fizyczne  jest  powodem  jej  wyczerpania,  lecz  współpraca  z  doktorem  Gregorym. 
Ten  człowiek  zdawał  się  być  wszędzie.  Ilekroć  z  kimś  rozmawiała,  była  niemal  pewna,  że 
kiedy  się  odwróci,  zobaczy  doktora  Gregory’ego.  Często  zaglądał  do  jej  pacjentów,  by  się 
przedstawić, lecz Amy nigdy nie wiedziała, jakie były jego prawdziwe intencje.   

Na szczęście zawsze akceptował jej diagnozy. Mimo to za każdym razem napięcie, jakie 

temu  towarzyszyło,  kosztowało  ją  wiele  zdrowia.  Rada  Paro,  w  zasadzie  słuszna, 
zaowocowała  głębokim  stresem.  Amy.  była  otwarta  i  szczera,  toteż  hamowanie  reakcji  i 
powstrzymywanie  się  od  komentarzy  przyprawiło  ją  o  uporczywy  ból  głowy.  Nie  lubiła 
podlizywania  się  ani  mówienia  dwuznacznikami,  więc  ceną,  jaką  jej  organizm  zapłacił  za 
postępowanie wbrew naturze, było wyczerpanie.   

Głośne  szczekanie  i  drapanie  w  drzwi  na  patio  wyrwało  ją  teraz  z  zamyślenia  i 

uświadomiło,  iż  jest  takie  stworzenie,  które  bezgranicznie  jej  ufa.  Zwlokła  się  z  fotela  i 
powędrowała do kuchni. Mindy siedziała na kamiennym schodku z nosem rozpłaszczonym o 
szybę. Amy przesunęła stoi, aby dostać się do drzwi, otworzyła je szeroko i, przykucnąwszy, 
objęła falującą masę psiego futra.   

– Jak minął dzień, Mindy? Mindy polizała ją po twarzy.   
–  Może  zrezygnujemy  dziś  ze  spaceru?  Tak  wciąż  gorąco.  Machając  ogonem,  Mindy 

pobiegła w kierunku salonu, po czym obejrzała się na Amy, jakby chciała ją o coś poprosić.   

–  Dostaniesz  jeszcze  jedno  ciastko,  jeśli  zostaniemy  w  domu  –  kusiła  Amy,  lecz  jej 

ulubienica nie zamierzała dać się przekupić. – No dobrze, ty uparte stworzenie – westchnęła 
Amy. – Zaczekaj, mech się przynajmniej przebiorę.   

Zamieniła kostium na ciemnozielone szorty i białą górę bez rękawów, po czym chwyciła 

wieczorne wydanie gazety i przypiąwszy smycz do obroży Mindy, pozwoliła jej wyprowadzić 
się z domu.   

Mieszkała tu już od kilku miesięcy, ale wciąż nie mogła się nadziwić, jakim cudem trafiła 

na  tak  urocze  miejsce.  Najchętniej  zamieszkałaby  gdzieś  nad  wielkimi  jeziorami,  lecz 
tymczasem musiała pozostać w mieście. Tu najbliższym naturalnym zbiornikiem wodnym był 
staw w pobliskim parku, i chętnie tam chadzała. Poza tym uliczki w tej okolicy nosiły nazwy 

jezior,  co  Amy  uznała  za  niezwykle  romantyczne.  Tak  czy  owak  domek  z  dwiema 
sypialniami  przy  ulicy  Ontario  odpowiadał  jej  potrzebom  i,  co  ważniejsze,  możliwościom 
finansowym.   

Mieszkańcami osiedla byli przeważnie ludzie młodzi, którzy nie zdążyli jeszcze założyć 

rodziny.  Hałaśliwe  przyjęcia  bywały  czasem  dosyć  uciążliwe,  ale  przynajmniej  Amy 
wiedziała, że jest otoczona ludźmi, którzy się nie nudzą. Jeśli o nią chodzi, to  do szczęścia 

background image

wystarczała jej na ogół wanna pełna wody i pachnącej piany, w której po całym dniu pracy 
zmywała  zmęczenie  i  wszystkie  troski.  A  jeśli  później  była  w  stanie  wykrzesać  z  siebie 
jeszcze trochę energii, wpadała do mieszkającej w pobliżu Jodie Mitchell na barbecue.   

Teraz podążała za Mindy, która jak zwykle ciągnęła ją do parku. Po kilku minutach Amy 

odpicia smycz i zachwyconej Mindy rzuciła zmiętą w kulę gazetę. Zabawa trwała jakiś czas, 
aż Amy uznała, że powinny wracać do domu.   

Po powrocie ze spaceru przygotowała psu jedzenie, a sama ze szklanką lemoniady stanęła 

przy  prowadzących  na  park)  drzwiach  i  spojrzała  na  dom,  który  znajdował  się  dokładnie  z 
tyłu  jej  posesji.  Od  kilku  tygodni  dom  stał  pusty,  ponieważ  jego  poprzedni  właściciele, 
państwo Clayton, przenieśli się do stanu Iowa, ale dziś w jego oknach paliły się światła.   

Nagle  przy  drzwiach  wejściowych  rozległ  się  dzwonek  i  Amy,  przesunąwszy 

pieszczotliwie  dłonią  po  głowie  psa,  ruszyła  w  ich  kierunku.  Na  werandzie  stała  Jodie, 
rudowłosa  piękność  z  lokalnej  stacji  telewizyjnej.  Miała  na  sobie  obcisłe,  białe  spodnie  i 
skąpą  trykotową  bluzkę,  która  odsłaniała  płaski  brzuch.  Gruby  złoty  naszyjnik,  długie 
kolczyki  w  kształcie  kol  i  złote  sandałki  na  wysokich  obcasach  stanowiły  efektowne 
dopełnienie całości.   

– Przyjdziesz do mnie na party, prawda? – zapytała, wchodząc do środka.   
– Trochę później, kiedy się wykąpię.   
– Czy możesz ograniczyć ten czas do piętnastu minut? Chciałam cię prosić o przysługę.   
Amy  jęknęła  w  duchu.  Jodie  była  bardzo  miła,  ale  zbyt  często  używała  słowa 

„przysługa”.   

– Wiem, wiem. Pewnie zapomniałaś kupić lody i chcesz, żebym przyniosła parę pudełek.   
Rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.   
– Mam na myśli coś bardziej gorącego.   
– Nie sądzisz, że w tej temperaturze kawa to nie najlepszy pomysł? 
– No... chodzi mi o coś zupełnie innego.   
– To był ciężki tydzień. Mów jaśniej, z łaski swojej.   
–  Dobra!  Spotkałam  niedawno  twojego  nowego  sąsiada  i  zaprosiłam  go  na  party. 

Chciałabym, żebyś go przyprowadziła.   

– Przecież może przyjść sam. Wystarczy, żeby wyszedł przed dom, a zobaczy wszystko 

jak na dłoni.   

–  No  tak,  ale  ja  czuję,  że  sam  nie  przyjdzie.  Nie  wygląda  na  człowieka  zbyt 

towarzyskiego.   

– Jeśli nie chce przyjść...   
– Czy może być lepszy sposób na poznanie sąsiadów? – upierała się Jodie. – To dla jego 

dobra.  Każdy  powinien  wiedzieć,  kto  mieszka  w  sąsiedztwie.  Nigdy  nie  wiadomo,  co  może 
się wydarzyć.   

Amy spojrzała na nią spod oka.   
– Więc sama pójdź po niego.   
– Mam się narazić na zazdrość Wayne’a? – przeraziła się Jodie. – Nie ma mowy. Ostatnio 

nie jest w dobrym nastroju.   

background image

– Mogłabyś poprosić kogoś innego... – Amy z żalem pomyślała, że w tej sytuacji będzie 

miała czas jedynie na szybki prysznic.   

– Nie. Ty masz niesamowity dar wyciągania łudzi ze skorupy. Poza tym jaki mężczyzna 

odmówi pięknej blondynce? 

Amy roześmiała się. Uważała siebie za atrakcyjną, ale piękną? Przesada.   
– Proszę cię, zrób to dla mnie – powtórzyła Jodie. Amy czuła, że jej opór słabnie.   
– A więc mam go tylko przyprowadzić? 
– Cóż... mam nadzieję, że przedstawisz go wszystkim i podrzucisz komuś, z kim będzie 

mógł  porozmawiać.  Nie  chciałabym,  żeby  czuł  się  obco.  Wygląda  na  człowieka  bardzo 
spokojnego i raczej nieśmiałego.   

–  Jak  mam  to  zrobić,  skoro  go  nie  znam?  –  nie  ustępowała  Amy.  –  Nie  znam  go,  a  ty 

owszem.   

–  Nikt  nie  zrobi  tego  tak  dobrze  –  nalegała  Jodie.  –  Obydwoje  pracujecie  w  służbie 

zdrowia, więc może przynajmniej pogadać na tematy zawodowe.   

– A co on właściwie robi? – spytała zaintrygowana Amy.   
– Jest lekarzem.   
– Lekarzem? – Nagle coś ją tknęło. – Jak się nazywa? Jodie spojrzała na nią spod oka.   
– Greg czy coś w tym rodzaju.   
Amy nagle poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła, – Może Ryan Gregory? 
– Rzeczywiście. Skąd wiesz? 
– Pracuję z nim.   
– Co za zbieg okoliczności! 
– Tak. Kto by pomyślał? 
Amy uznała, że jej odczucia są odległe od entuzjazmu Jodie. Czy może jednak ignorować 

swego sąsiada, skoro mieszka dosłownie za płotem? Chyba nie ma wyjścia. Chciała pomóc 
przyjaciółce, chociaż wcale nie była z tego powodu szczęśliwa.   

– Dobrze – rzekła w końcu bez przekonania.   
– A więc liczę na ciebie. Zaczynamy  grilla o wpół  do ósmej. Mam nadzieję, że się nie 

spóźnisz.   

– Wpół do ósmej – powtórzyła Amy.   
Po  kilku  minutach  wyszła  spod  prysznica,  szybko  się  wytarła  i  wciągnęła  na  siebie 

eleganckie  szorty  w  kolorze  khaki  oraz  bawełnianą  bluzkę  bez  rękawów  w  kolorze  zgniłej 
zieleni.  Wysuszyła  włosy,  przypudrowała  nieco  policzki,  wpięła  w  uszy  delikatne  srebrne 
kolczyki w kształcie kół, po czym spryskała się swoją ulubioną wodą kolońską.   

Masz  tylko  przedstawić  go  sąsiadom,  powtarzała  sobie,  stojąc  przed  lustrem  w  holu. 

Dalej niech sobie radzi sam.   

–  Życz  mi  powodzenia  –  powiedziała  do  Mindy,  drapiąc  ją  pieszczotliwie  za  uszami. 

Mindy  położyła  głowę  na  łapach  i  ziewnęła  szeroko.  –  Szczęściara  –  rzuciła  Amy  z 
wymownym  westchnieniem  i  wyszła  na  patio.  Z  oddali  dobiegały  dźwięki  muzyki,  głośny 
śmiech i plusk wody.   

Rezygnując  z  przejścia  do  frontowych  drzwi,  prześliznęła  się  przez  furtkę  w  bocznej 

background image

ścianie ogrodzenia dzielącego obydwie posesje i z determinacją skierowała w stronę werandy.   

Wciągnęła głęboko powietrze dla dodania sobie odwagi i już podnosiła rękę, by zastukać 

w  metalową  framugę,  gdy  nagle  go  ujrzała.  Stał  przy  oknie  w  ciemnobrązowych  szortach  i 
kremowej koszulce polo.   

Przywołała  na  twarz  uśmiech,  w  nadziei,  że  zdoła  ukryć  zmieszanie.  Najchętniej 

uciekłaby stąd gdzie pieprz rośnie, lecz było już za późno. Musi odegrać swoją rolę do końca.   

Ryan  zaś  nie  wierzył  własnym  oczom.  Nie  miał  pojęcia,  że  Amy  gdzieś  tu  mieszka. 

Początkowo postanowi! nie iść na barbecue, ale później zmienił zdanie. W końcu ci ludzie są 
jego sąsiadami. Oczywiście wcale nie miał zamiaru spędzić całego wieczoru na piciu piwa i 
słuchaniu głośnej muzyki. Telefon z biura zleceń miał mu dać pretekst do wyjścia około wpół 
do dziewiątej.   

Teraz jednak, gdy ujrzał Amy, był zadowolony, że jeszcze do biura zleceń nie zadzwonił. 

Oczywiście,  ona  również  będzie  na  tym  party  i  mógłby  spróbować  naprawić  jakoś  to,  że 
niezbyt elegancko traktował ją przez cały tydzień.   

Mówiąc  szczerze,  kobieta,  która  pracowała  z  nim  w  przychodni,  w  niewielkim  tylko 

stopniu  przypominała  tę,  która  zbliżała  się  właśnie  do  jego  drzwi.  Miał  niezły  zamęt  w 
głowie: najpierw ujrzał ją w stroju klauna, następnie w roli pedantycznej pielęgniarki, a teraz 
szła do niego niezwykle atrakcyjna młoda kobieta.   

– Co za niespodzianka! – powiedział, otwierając drzwi. – Nie miałem pojęcia, że pani tu 

mieszka.   

– Prawie od sześciu miesięcy – odparła.   
– A więc ten brązowy cocker spaniel należy do pani? 
– Mindy? Mam nadzieję, że panu nie przeszkadza? 
–  Ależ  skąd.  Jest  bardzo  sympatyczna.  Za  każdym  razem,  gdy  wychodzę,  biegnie  do 

ogrodzenia i domaga się pieszczot.   

–  No  tak,  ona  się  już  chyba  nigdy  nie  zmieni  –  powiedziała  ze  śmiechem,  po  czym 

dodała: – Na prośbę Jodie mam dopilnować, żeby pan trafił na przyjęcie.   

– Nie jest wiec najlepszego zdania o moich umiejętnościach nawigacyjnych.   
Amy zmieszała się.   
– Nie chodziło jej o to, że mógłby się pan zgubić.   
– Bała się, że nie przyjdę? 
W oczach Amy pojawiły się wesołe iskierki.   
– A miała rację? 
– I tak, i nie – odrzekł wymijająco.   
–  Wszyscy  pragną  pana  poznać,  ale  jeśli  nie  chce  pan  iść,  to  przeproszę  Jodie  w  pana 

imieniu.   

Najwyraźniej nie zamierzała go namawiać. Na jej miejscu zrobiłby pewnie to samo.   

~ Co pani im powie? – spytał z zaciekawieniem.   
– Jest pan lekarzem. Nagłe wezwanie do chorego nikogo nie zaskoczy.   
– Pod warunkiem, że nie będzie mnie w domu.   
–  To  prawda.  –  Uśmiechnęła  się  szeroko.  –  Będzie  pan  musiał  spędzić  wieczór  po 

background image

ciemku.   

–  Sam?  To  niezbyt  atrakcyjna  perspektywa.  –  Co  innego,  gdyby  mu  towarzyszyła, 

pomyślał.   

– A wiec co pan postanowił? 
–  W  imię  dobrych  stosunków  z  sąsiadami,  pójdę.  Przynajmniej  na  chwilę.  Czy 

powinienem coś zabrać? 

– Tylko siebie.   
– Mam w lodówce butelkę wina. Spojrzała na niego spod oka.   
– Nie wygląda pan na kogoś, kto lubi wino.   
– Nie? – spytał z wyraźnym rozbawieniem.   
– Nie. Moim zdaniem pija pan raczej szkocką z wodą, ewentualnie martini. Mocne trunki.   
–  Właściwie  rzadko  piję  alkohol.  Wino  trzymam  na  specjalne  okazje,  i  trochę  ze 

względów zdrowotnych. Czerwone wino, na przykład, pobudza pracę serca.   

–  Dziś  wieczorem  może  pan  zapomnieć,  że  jest  lekarzem  –  powiedziała  Amy.  –  Jodie 

znana  jest  z  dobrej  kuchni.  Każdy  kęs  gwarantuje  zatkanie  kilku  arterii,  ale  kubki  smakowe 
pozwolą o tym zapomnieć.   

Ryan  bez  żalu  rozstał  się  z  wizją  kolacji  w  domu,  nawet  kosztem  niewielkiego 

podniesienia poziomu cholesterolu.   

– Jeśli zostawię lekarski fartuch w domu, będzie mi pani mówiła po imieniu? 
– Zgoda.   
Uśmiechnął się i gestem zaprosił ją do wyjścia.   

Od  strony  domu  Jodie  dobiegały  dźwięki  rocka,  a  w  powietrzu  unosił  się  zapach 

pieczonego  –  mięsa.  Ryan  szedł  za  Amy,  pokonując  labirynt  furtek,  dzięki  którym  szybko 
przechodzili z jednej posesji na drugą.   

Kiedy Amy otwierała ostatnią furtkę, Ryan mobilizował wszystkie siły, by nie pokazać po 

sobie,  jak  bardzo  nie  lubi  takich  imprez.  Na  twarzy  Amy  malowało  się  zadowolenie,  toteż 
uznał,  że  spotkanie  z  przyjaciółmi  sprawia  jej  radość,  a  sposób,  w  jaki  ci  ludzie  ją  witali, 
zdawał się świadczyć, iż oni tę radość podzielają.   

Przyrzekł  sobie,  że  będzie  panował  nad  emocjami  i  postara  się  zapamiętać  nazwiska  i 

twarze gości, lecz gdy Amy ujęła go za rękę i poprowadziła do pierwszej grupki, zapomniał o 
swych  przyrzeczeniach  i  myślał  tylko  o  tym,  jak.  wspaniale  ta  drobna  dłoń  pasuje  do  jego 
dłoni.  Przez  chwilę  zapragnął  nawet  wrócić  do  domu  i  bliżej  poznać  Amy,  zamiast  jej 
sąsiadów.   

– Przyszedł pan! – zawołała rozpromieniona Jodie.   
–  Przysłała  pani  eskortę,  więc  nie  mogłem  odmówić  –  rzekł  z  uśmiechem  i  wyciągnął 

butelkę wina. – To dla pani.   

– Och, to nie jest konieczne, ale dzięki. Proszę się czuć jak u siebie i częstować tym, na 

co  ma  pan  ochotę.  Beczką  z  piwem  opiekuje  się  Wayne,  a  tam,  w  tej  skrzyni  z  lodem,  są 
napoje chłodzące – oznajmiła, po czym zniknęła w tłumie.   

– Czy ona zawsze jest taka? – zdziwił się Ryan.   
– Właściwie tak – roześmiała się Amy. – Nie potrafi spokojnie ustać. Chodźmy, poznaj 

background image

parę osób.   

Prawie  godzinę  trwało,  zanim  Amy  poznała  go  z  gośćmi  przyjaciółki.  Ryan  uprzejmie 

rozmawiał  ze  wszystkimi,  odpowiadał  na  zadawane  mu  pytania,  i  w  końcu  na  jego  twarzy 
pojawiło  się  znużenie.  Amy  właściwie  wcale  się  temu  nie  dziwiła.  Pytania  były  bardzo 
drobiazgowe, niektóre dość prywatne, i mogły irytować.   

–  Teraz  możesz  się  trochę  odprężyć  –  powiedziała,  podając  mu  papierowy  talerz  z 

jedzeniem.   

Jej rola, zgodnie z umową, w zasadzie była skończona, jednak nie miała jakoś ochoty go 

zostawić.  Po  upływie  pewnego  czasu  widziała  w  nim  nie  tylko  małomównego  szefa,  lecz 
także interesującego człowieka. Zastanawiała się, jak wpłynie to na jej pracę w poniedziałek. 
Teraz nie chciała jednak o tym myśleć. Chciała się bawić i widzieć, że on chce tego również.   

– Tak myślisz? – zapytał. – W pewnej chwili obawiałem się, że ta ostatnia dama zechce 

mi zajrzeć w zęby.   

Amy roześmiała się.   
– Eve poluje na potencjalnego zięcia. Widziałam, jak jej oczy zalśniły, kiedy usłyszała, że 

jesteś samotny.   

–  Ja  też.  Modliłem  się  nawet  w  duchu,  żeby  się  odezwał  mój  pager.  Do  śmierci  będę 

twoim dłużnikiem, że mnie od niej uwolniłaś.   

– Cieszę się, że mogłam pomóc.   
–  Mamy  bardzo  interesujących  sąsiadów  –  zauważył,  obserwując  kłębiący  się  przy 

basenie tłum. – Gdybym przyjął wszystkie zaproszenia na ryby, nad jezioro, na kręgle, grę w 
piłkę i tak dalej, nie mógłbym pracować do końca października.   

– Oni chcą, żebyś się dobrze wśród nich czuł.   
– Bardzo to sobie cenię – odparł. – A wracając do interesujących sąsiadów. Coś mi się 

zdaje, że Wayne zbyt dosłownie potraktował opiekę nad tą beczułką z piwem.   

Amy  spojrzała  we  wskazanym  przez  niego  kierunku.  Wayne,  rozwodnik  około 

czterdziestki,  który  ostatnio  zabiegał  o  względy  Jodie,  szedł  wężykiem  wzdłuż  basenu, 
zataczając się i wymachując rękami.   

– Dziwne – mruknęła Amy. – Zwykle nie pije tyle, żeby... – Zanim zdążyła dokończyć, 

Wayne chwycił się nagle za gardło, po czym pośliznął się i wpadł do wody.   

Ci,  którzy  byk  najbliżej,  wybuchnęli  śmiechem,  jednak  Amy  wcale  nie  uznała  tego  za 

zabawne.  Szybko ruszyła w stronę Wayne’a,  ale zanim przecisnęła się przez tłum, Ryan już 
był  przy nim. Po chwili, posługując się klasycznym  chwytem ratowniczym, zaczął  holować 
topielca  do  brzegu.  Śmiech  nagle  zamarł,  tylko  głos  z  płyty  kompaktowej  wciąż  śpiewał  o 
utraconej miłości.   

–  Wyłączcie  to!  –  zawołała  Amy,  chwytając  Wayne’a  za  kołnierz,  podczas  gdy  Ryan 

usiłował wypchnąć go do góry.   

Dziesiątki gotowych do pomocy rąk wyciągnęły się w ich stronę i  wkrótce Wayne leżał 

na  brzegu.  Jego  usta  były  sine,  twarz  śmiertelnie  blada.  Amy  przyłożyła  palce  do  tętnicy 

szyjnej, szukając oznak oddechu. W chwilę później pojawił się przy niej Ryan.   

– Puls ledwo wyczuwalny. Nie oddycha! – zawołała.   

background image

– Czy ktoś widział, co się stało? – spytał Ryan.   
– On coś jadł – odezwał się jakiś mężczyzna – i jednocześnie opowiadał dowcip, kiedy 

więc wstał i zaczął się dziwnie zachowywać... pomyśleliśmy, że to część dowcipu.   

– Co mu jest? – zawołała z przerażeniem Jodie.   
– Mógł się czymś zadławić. Odsuńcie się – mruknął Ryan. Goście posłusznie się cofnęli i 

Ryan zaczął uciskać brzuch nieprzytomnego mężczyzny. Jeśli Wayne rzeczywiście się czymś 
zadławił, to należy to jak najszybciej usunąć.   

Uciskanie jamy brzusznej nie przyniosło jednak efektu.   
– Podnieście go – polecił Ryan.   
Znajdujący  się  najbliżej  mężczyźni  unieśli  Wayne’a  do  takiej  pozycji,  żeby  Ryan  mógł 

stanąć  za  nim  i  zastosować  manewr  Heimlichą.  Po  kilku  uderzeniach  kawałek  mięsa  jak 
pocisk wyskoczył z ust  mężczyzny, a za nim wylało się trochę wody. W chwilę później do 
płuc ruszyło powietrze i Wayne znowu zaczął oddychać.   

– Połóżcie go teraz – polecił Ryan. – Słyszy mnie pan, panie Wayne? 
Mężczyzna skinął głową.   
– Czuje pan ból w klatce piersiowej? 
– Trochę.   
– Może pan mówić? 
– Taak – zachrypiał Wayne. – Gardło mnie boli.   
– Nie wątpię. Odpocznie pan trochę i wszystko będzie w porządku.   
– Okropnie mi głupio – wymamrotał.   
– I słusznie – burknęła Jodie, ale w jej oczach pokazały się łzy. – Zadławić się kawałkiem 

hamburgera, i do tego prawie się utopić. Od dziś będę ci wszystko przecierała.   

– Ależ Jodie – zaprotestował nieśmiało Wayne. – To mogło się przytrafić każdemu.   
– Ale się nie przytrafiło.   
– Doktorze, czy mogę usiąść? 
– Oczywiście. – Ryan pomógł mu przyjąć wygodną pozycję. – Jak się pan czuje? 
– Dobrze. Czy możemy wrócić do gości? 
–  Naturalnie,  ale  pan  niech  jeszcze  trochę  posiedzi.  To  był  szok  i  organizm  musi  mieć 

czas, aby z niego wyjść.   

Wayne skinął głową.   
– Rzeczywiście. Moje nogi są dziwnie słabe.   
– Czy jest pan pewien, że z Waynerh wszystko w porządku? Jest taki blady – spytała z 

niepokojem Jodie.   

– Nie zaszkodzi, jeśli zgłosi się na pogotowie – odrzekł Ryan. – Wprawdzie wątpię, żeby 

woda dostała mu się do płuc, ale lepiej się upewnić.   

– Nic mi już nie jest – upierał się Wayne i chociaż jego głos wydawał się silniejszy, to 

jednak ręka, kiedy ocierał czoło, wyraźnie drżała.   

–  Jeśli  poczuje  pan  ból  w  piersiach  albo  zaczną  się  kłopoty  z  oddychaniem,  proszę 

zawołać. Będziemy w pobliżu.   

Kiedy  oddalili  się,  większość  gości  poszła  za  ich  przykładem.  Po  chwili  głośny  śmiech 

background image

zmieszał się z muzyką i powróciła atmosfera radości i beztroski.   

– Może pobiegniesz do domu, żeby się przebrać? – zasugerowała Amy.   
– Jest ciepło. Szybko wyschnę. Wayne i Jodie będą się czuli pewniej, jeśli zostaniemy.   
Jego  troska  o  gospodarzy  zaskoczyła  Amy.  Czy  to  jest  ten  sam  człowiek,  który  tak 

niedawno ostrzegał ją, że będzie śledził każdy jej krok? 

Godzinę  później  Amy  poczuta,  że  poziom  adrenaliny  wyraźnie  jej  spada  i  zmęczenie 

ponownie daje o sobie znać.   

– Przyjęcie trwa w najlepsze – powiedziała do Ryana – ale ja idę już spać. To był długi 

dzieli.   

–  Odprowadzę  cię.  Nigdy  nie  wiadomo,  kto  kryje  się  w  ciemnościach.  Poza  tym  ja  też 

muszę iść. Szorty mam wciąż mokre.   

Podziękowali Jodie za zaproszenie i dyskretnie się wymknęli.   
– A więc wszystko dobre, co się dobrze kończy – zauważyła Amy, kiedy zatrzymali się 

przed jej domem – Dzięki za wprowadzenie mnie w środowisko.   

– Mimo że musiałeś wystąpić w roli lekarza? Wzruszył ramionami.   
– To przecież mój zawód.   
– Teraz będziesz zapraszany na wszystkie imprezy.   
– Mam nadzieję, że nie – odparł, komicznie krzywiąc twarz.   
– Dlaczego? Nie lubisz poznawać mnóstwa ludzi, korzystać z zimnego bufetu i słuchać 

głośnej muzyki? 

– Rzecz nie w tym, że nie lubię przyjęć – odparł. – Po prostu są inne rzeczy, które lubię 

bardziej.   

– Na przykład? 
– Na przykład to. – Pochylił się nagle i nieoczekiwanie pocałował ją.   

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Amy  całowała  się  już  wiele  razy,  lecz  ten  pocałunek  był  do  innych  niepodobny.  Świat 

nagle  zawirował.  Czuła,  jak  fala  gorąca  oblewa  jej  ciało.  Powoli  zaczynała  tracić  poczucie 
rzeczywistości.  Przymknęła  oczy,  jakby  liczyło  się  dla  niej  tylko  to,  co  było  w  zasięgu 
ramion.   

Ciepło  emanujące  z  ciała  Ryana  otoczyło  ją  niczym  kokon.  Przyciągnął  ją  do  siebie. 

Podniosła ręce i wplotła palce w jego włosy. Jego dłonie przesuwały się po jej ciele, budząc 
pożądanie, które domagało się spełnienia.   

Nagle  zaszczekał  pies  i  Amy  drgnęła.  Ryan  powoli  podniósł  głowę.  Kiedy  otworzyła 

oczy,  ujrzała  na  niebie  budzącą  się  ze  snu  gwiazdę.  Miała  wrażenie,  jakby  ją  również  ktoś 
wyrwał ze snu. Jej dobry nastrój prysnął.   

– To jest właśnie to, co chciałem robić – rzekł Ryan, wypuszczając ją z ramion.   
– Naprawdę? – Zawsze uważała, że potrafi dostosować się do każdej sytuacji, jednak ten 

pocałunek nieco wytrącił ją z równowagi.   

– Naprawdę. – Nacisnął klamkę od furtki. – Lepiej już wejdź do środka.   
– A powinnam? 
Delikatnie popchnął ją w stronę wejścia.   
– Owszem. Inaczej zrobię coś niezbyt mądrego i zaproszę cię na kawę.   
– Co w tym złego? Uśmiechnął się.   
– Nie będziemy pili kawy, Nic nie będziemy pili, chyba że zostaniesz na śniadanie.   
Aluzja wcale nie była zawoalowana i Amy z ulgą pomyślała, że ciemności pozwalają jej 

ukryć rumieniec, który nagle zabarwił jej policzki.   

– To skomplikowałoby nam życie – przyznała. Nie dodała jednak, że ten pocałunek już to 

zrobił.   

Skrzypnęła zamykana furtka.   
–  Dobranoc,  Amy  –  powiedział  miękko.  –  Śpij  dobrze.  Teraz,  kiedy  dotknęła  nieba, 

wątpiła, czy jej się to uda.   

 

W sobotę Ryan siedział na werandzie, czytał gazetę i pił kawę. Chociaż dzień zapowiadał 

się upalnie, nie chciał tracić porannego słońca, a jeszcze bardziej okazji do porozmawiania z 
sąsiadką.  Jego  cierpliwość  wkrótce  została  nagrodzona.  Amy  otworzyła  drzwi  na  patio  i 
wypuściła Mindy. Po chwili napełniła miseczkę wodą, a drugą jedzeniem dla psa, i ziewnęła 
szeroko.  Najwyraźniej  dopiero  wygrzebała  się  z  łóżka.  Miała  na  sobie  białe  szorty  i  obcisłą 
koszulkę, która uwydatniała szczupłą talię.   

– Dzień dobry! – zawołał, składając gazetę.   
Odwróciła  się  w  jego  stronę  i  uśmiechnęła,  usiłując  jednocześnie  uporządkować 

potargane  od  snu  włosy,  lej  koszulka  powędrowała  do  góry,  ukazując  wspaniałe  kształty. 
Szkoda,  pomyślał  Ryan,  że  byłem  wczoraj  aż  takim  dżentelmenem.  Rozsądek  podpowiadał 

mu  jednak,  że  postąpił  słusznie.  Jego  dotychczasowe  związki  zawsze  miały  krótki  żywot  i 

background image

nawiązywanie kolejnego ze swoją pielęgniarką z pewnością nie byłoby najmądrzejsze.   

– Dzień dobry – odpowiedziała.   
Zbiegł po schodkach i podszedł do furtki.   
– Masz jakieś wieści od Jodie i Wayne’a? 
– Nie. Widocznie wszystko w porządku, ponieważ zabawa trwała aż do drugiej.   
Do drugiej piętnaście, chciał sprostować. Najwyraźniej Amy miała takie same problemy 

ze snem jak on. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział tylko ją. W końcu wyprowadził 
rower i jeździł przez niemal godzinę. Gdy wrócił do domu, padł na łóżko wyczerpany, jednak 
nawet wtedy nie mógł przestać o niej myśleć.   

Tymczasem  Mindy  skończyła  jeść  i  pobiegła  do  furtki,  usiłując  wetknąć  nos  w  siatkę 

ogrodzenia. Ryan przykucnął i pogładził ją po łbie.   

– Czy ona zawsze jest taka przyjazna? 
–  Obawiam  się,  że  tak.  Poprzedni  właściciele  tego  domu  bardzo  ją  rozpuścili.  Pewnie 

pomyślała,  że  masz  dla  niej  jakiś  smakołyk  albo  że  chcesz  otworzyć  furtkę  i  trochę  ją 
popieścić.   

–  Przykro  mi,  Mindy  –  powiedział.  –  Nic  dla  ciebie  nie  mam,  ale  jeśli  chodzi  o 

pieszczoty, to myślę, że się nie zawiedziesz. – Nacisnął klamkę i Mindy z radosnym piskiem 
przecisnęła się przez furtkę, zanim Ryan zdążył ją otworzyć.   

– Masz może psa? Widzę, że je lubisz.   
– Miałem psa w dzieciństwie. Pewnej nocy wykopał jednak dziurę pod ogrodzeniem i tyle 

go widziałem. Potem miałem akwarium. Przynajmniej nie musiałem się bać, że rybki uciekną 
– rzekł z szerokim uśmiechem.   

– Cóż, Mindy potrafi się naprzykrzać. Gdyby miała ci przeszkadzać...   
– Nie. Poszalejemy trochę, a później ją do ciebie odeślę. Jakie masz plany na dziś? 
–  Niestety,  muszę  wyjść.  Tess  zabiera  dziś  najstarszą  córkę  na  zakupy  do  Topeki,  a  ja 

mam zostać z dwójką jej maluchów.   

–  Nie  będę  cię  więc  zatrzymywał.  –  Przeniósł  wzrok  na  Mindy,  która  obwąchiwała 

krzewy  azalii  w  pobliżu  furtki.  –  Czas  na  ciebie,  Mindy.  Odwiedź  mnie  znowu.  Życzę  ci 
miłego weekendu, Amy.   

– Dzięki, ja tobie również.   
Zmusił się, by odejść, chociaż bardzo chciał ją teraz przytulić. Amy bardzo go pociągała, 

ale obawiał się ponownego rozczarowania. Przeciwieństwa być może się przyciągają, lecz po 
tym, co przeżył, nie sądził, by związek przeciwieństw miał szansę trwać długo.   

Jednakże w poniedziałek rano, gdy punktualnie o ósmej Amy pojawiła się w przychodni, 

nie był już tego taki pewien.   

– Dzień dobry – przywitała go z uśmiechem.   
Jej bajecznie kolorowy kostium przypominał opakowanie bożonarodzeniowego prezentu. 

Obszerne  spodnie  i  luźna  bluza  skutecznie  kryły  kuszące  kształty,  które  miał  okazję 
podziwiać parę dni temu. Ryan zacisnął palce na stetoskopie, jakby to była lina ratunkowa, i 
starając się opanować emocje, odpowiedział: 

– Dzień dobry. Jak minął weekend? 

background image

– Pracowicie. A tobie? 
– Również.   
Tess wychyliła głowę zza kontuaru recepcji.   
– Jeśli wy dwoje macie zamiar obijać się przez cały dzień, to nic z tego. Już otrzymałam 

trzy zgłoszenia od pacjentów, którzy chcą być przyjęci jak najszybciej.   

– Chyba lepiej będzie, jak pójdę do siebie – roześmiała się Amy.   
 

Gdy  Amy  zniknęła  w  swym  pokoiku,  Ryan  się  zamyślił.  Jego  sytuacja  była  nie  do 

pozazdroszczenia. Jako jej zwierzchnik powinien ją kontrolować, czy jest to jednak możliwe 

teraz,  gdy  jedyną  rzeczą,  jakiej  pragnął,  było  wyjąć  spinki  z  jej  włosów,  rozpiąć  jej  bluzę  i 
przytulić  do  niej?  Zauważył,  że  z  każdym  dniem  coraz  bardziej  jej  pożąda.  W  tej  sytuacji 
jedynym  wyjściem  jest  ograniczyć do minimum ich fizyczne kontakty,  a to  oznacza, że nie 
będzie  mógł  jej  kontrolować  tak,  jak  by  chciał.  W  ciągu  minionego  tygodnia  nie  znalazł 
wprawdzie  nic,  co  mógłby  jej  zarzucić,  lecz  do  pełnego  zaufania  wciąż  było  jednak  daleko. 
Na razie nie miał pojęcia, co ma z tym wszystkim zrobić.   

 

Dwa  tygodnie  później  Amy  przyjęła  od  Pam  zaproszenie  na  lunch,  doskonale  zdając 

sobie  sprawę,  że  przyjaciółka  liczy  na  damskie  ploteczki.  Potrzebowała  rady  Pam,  ale  nie 
chciała  odkrywać  własnej  duszy.  Niektóre  sprawy  były  jeszcze  zbyt  świeże,  aby  się  nimi 
dzielić.   

Ledwie  kelnerka  postawiła  przed  nimi  miseczkę  z  salsą  i  koszyczek  z  kukurydzianymi 

chipsami, Pam przystąpiła do ataku.   

– Jak tam w pracy? – zapytała. – Czy doktor Gregory wciąż tak cię pilnuje? 
–  I  tak,  i  nie  –  odparła  Amy,  nabierając  na  chips  gęsty  sos.  –  Dalej  zagląda  do  moich 

pacjentów,  zanim  zdążę  wejść  do  gabinetu,  chociaż  muszę  przyznać,  że  ostatnio  zdarza  mu 
się to coraz rzadziej.   

– A jak przyjmują to pacjenci? 
– Są zachwyceni jego troską, ale ja doskonale wiem, co się za tym kryje.   
Czy  jednak  naprawdę  wie?  Od  czasu  tamtego  pocałunku  oczekiwała,  że  sprawy  inaczej 

się  ułożą,  jednak  Ryan  zachowywał  się  tak,  jakby  się  nic  nie  wydarzyło.  Najwyraźniej 
oddzielenie  spraw  osobistych  od  zawodowych  nie  sprawia  mu  problemu.  Gdyby  tak  ona 
mogła powiedzieć to samo o sobie! 

– To twardszy orzech do zgryzienia, niż sądziłam – rzekła Pam. – Chyba jednak odrobinę 

zmiękł. Daj mu trochę czasu.   

– W takim tempie prędzej doczekam się emerytury niż tego, że kiedyś mi zaufa.   
Pam znowu się roześmiała.   
– Dobrze ci idzie. Tylko nie bądź taka niecierpliwa.   
– Niestety, cierpliwość to cnota, jakiej nigdy nie posiadałam.   
– Może więc powinniście szczerze ze sobą porozmawiać. Przecież pracujecie razem już 

chyba miesiąc? 

–  Trzy  tygodnie  –  poprawiła  ją  Amy.  –  Może  rzeczywiście  powinnam  z  nim 

background image

porozmawiać, ale trochę się boję.   

– Ty? Boisz się? Co z tobą, dziewczyno? 
–  Po  prostu  postępuję  zgodnie  z  twoją  radą  –  zakpiła  Amy,  zachowując  prawdziwy 

powód  dla  siebie.  Ryan  Gregory,  mężczyzna,  był  obiektem  jej  marzeń  i  nie  chciała,  żeby 

Ryan Gregory, lekarz, te marzenia zniszczył.   

– Jeśli wkrótce się nie zmieni, zmienimy plan. Tymczasem rób swoje. I pamiętaj, kropla 

draży skałę...   

Amy rzeczywiście nie należała do osób cierpliwych. Po lunchu wróciła do przychodni z 

mocnym  postanowieniem,  że  porozmawia  z  Ryanem,  gdy  wyjdzie  ostatni  pacjent.  Kiedy 
weszła do recepcji, Tess wzywała ją gestem dłoni.   

– Co się stało? – zapytała – Rozmowa do ciebie na dwójce. Judith Wentworth.   
– Odbiorę u siebie. – Po chwili wcisnęła pulsujący guzik. – Halo, Judith! W czym mogę 

pomóc? 

–  Jason  wciąż  skarży  się  na  ból  gardła.  Pomyślałam,  że  zapytam,  czy  są  już  wyniki  z 

laboratorium.   

– Zaraz sprawdzę i dam pani znać.   
Gdy  zadzwoniła  do  laboratorium,  dowiedziała  się,  że  u  chłopca  stwierdzono 

paciorkowcowe zapalenie płuc. Chciała wpisać wyniki do karty, ale nie mogła jej znaleźć w 
odpowiednim  miejscu.  Przejrzała  wszystkie  pozostałe  segregatory,  jednak  także  bez  efektu. 
W ciągu ostatnich dwóch tygodni zdarzyło się to już czwarty raz i Amy coraz bardziej się tym 
denerwowała. Ma ostatnio dużo pracy, jednak wcale to nie znaczy, że zaczyna sobie z nią nie 
radzić. Ciekawe, dlaczego te karty tak znikają? 

– Jakiś problem... Amy? – usłyszała znajomy głos. Odwróciła się. To zawieszenie głosu 

przed wymówieniem jej imienia zastanowiło ją. Odniosła wrażenie, że zwracanie się do niej 
po imieniu nieco go krępuje.   

– Problem? – powtórzyła z udanym spokojem. – Dlaczego tak myślisz? – Nie chciała się 

przyznać, że nie może znaleźć karty pacjenta, tym bardziej iż była pewna, że dwa dni temu 
włożyła ją na miejsce. On tylko czeka, by wytknąć jej jakiś błąd.   

– Wyglądasz, jak by to powiedzieć, na trochę spiętą.   
– Zamyśliłam się – odparła, po czym szybko zmieniła temat. – Potrzebujesz czegoś? 
– Widziałaś wyniki sonogramu Rhei Drakę? 
– Jeszcze nie. Zadzwonię, jeśli chcesz.   
– Poproś, żeby przesłali je faksem. Pani Drakę ma na dziś wyznaczoną wizytę.   
Po  telefonie  do  laboratorium  zadzwoniła  do  pani  Wentworth–  Wymaz  z  gardła 

potwierdził  obecność  pneumokoków  –  poinformowała  ją..  –  A  czy  Jason  wciąż  ma 
temperaturę? 

–  Tak,  chociaż  acetominophen  skutecznie  ją  obniża.  Jest  niby  lepiej  niż  było,  jednak 

martwię  się,  ponieważ  zwykle  są  kłopoty,  kiedy  łyka  tabletki,  –  Proszę  dalej  podawać  mu 
środki przeciwbólowe i pamiętać, żeby dużo pił. Po kolejnych dwudziestu czterech godzinach 
brania antybiotyku powinna nastąpić zdecydowana poprawa.   

Po  odłożeniu  słuchawki  Amy  zapisała  treść  rozmowy  na  odpowiednim  formularzu  i 

background image

położyła go na biurku. Dołączy go do historii choroby chłopca, gdy znajdzie się jego karta. 
Jeśli, oczywiście, jakiś zły duch jedynie włożył ją w nieodpowiednie miejsce, a nie sprawił, 
że zniknęła na zawsze.   

– Co ty tara mruczysz  o jakichś złych duchach? zapytała Tess, zatrzymując się przy jej 

biurku.   

– Gdybym wierzyła w czary, pomyślałabym, że to miejsce jest nawiedzone – mruknęła ze 

złością Amy. – Nie mogę odnaleźć karty. Znowu, – Syna Wentworthów? 

–  Tak.  Miałam  ją  w  ręku  parę  dni  temu,  kiedy  poleciłam  zrobić  wymaz  z  gardła.  Nie 

mogę pojąć, co się z nią stało.   

– Pamiętasz, gdzie ją potem odłożyłaś? 
– Tam gdzie zawsze. Do tego pojemnika.   
– A więc Molly już zdążyła ją odłożyć na miejsce.   
– Przejrzałam cały segregator.   
–  Przecież  nie  mogła  się  rozpłynąć  w  powietrzu.  Zapytam  Molly,  kiedy  przyjdzie  – 

obiecała Tess.   

– Dzięki.   
–  Nie  martw  się,  na  pewno  wszystko  się  wyjaśni.  Molly  ma  zdumiewającą  łatwość 

zapamiętywania  nazwisk.  A  poza  tym  chciałam  cię  zawiadomić,  że  masz  dziś  po  południu 
kilku dodatkowych pacjentów.   

– Chcesz powiedzieć, że nie mam co liczyć na wyjście o piątej? Mój samochód od dawna 

domaga się zmiany oleju.   

– Nie będzie tak źle. Ciekawa jednak jestem, kiedy wreszcie zamienisz tego grata na jakiś 

nowszy model.   

– Masz problem z samochodem? – zapytał Ryan, który nagle wyrósł jak spod ziemi.   
– Jak ty to robisz, – że zjawiasz się tak bezszelestnie? Wzruszył ramionami.   
– Po prostu nie zwracasz na mnie uwagi.   
Wprost przeciwnie, pomyślała. Nawet nie wyobrażał sobie, jak bardzo jego obecność na 

nią  działała.  Czuła  go  każdą  komórką  swego  ciała.  Nawet  teraz  miała  ogromną  ochotę 
położyć mu ręce na ramionach i popatrzeć mu głęboko w oczy.   

– A więc co z twoim samochodem? – powtórzył.   
– Nic. Jest stary.   
– Ma już prawie dwadzieścia lat – dodała Tess. – Nie sądzi pan, doktorze, że najwyższy 

czas kupić nowy? 

– Dlaczego? – zdziwiła się Amy. – Czy tylko dlatego, że na liczniku ma ponad sto tysięcy 

mil? To toyota i nie mam z nią żadnych problemów, no, prawie żadnych. Poza tym, doskonale 
się rozumiemy. Dopóki jest na chodzie, nie pozwolę tym brudnym mechanikom grzebać w jej 
brzuchu. To bardzo skromna i bardzo dystyngowana dama.   

Uśmiech  na  twarzy  Ryana  stawał  się  coraz  szerszy  i  Amy  z  satysfakcją  pomyślała,  że 

wreszcie go z niego wykrzesała.   

– Jesteś niepoprawna! – rzekła Tess, gdy zostały same.   
– Masz rację, ale i tak mnie lubisz.   

background image

Tego  dnia  dobry  humor  nie  opuszczał  już  Amy  aż  do  końca  dyżuru.  O  czwartej  Molly 

złapała ją na korytarzu.   

–  Amy,  dzwoniła  jakaś  Georgia  Carter  i  pytała,  czy  mogłabyś  wypisać  jej  receptę. 

Powiedziała, że wszystko wiesz.   

Amy przypomniała sobie tę pacjentkę. Poprzednio była pod opieką doktora Garretta i w 

ubiegłym tygodniu zgłosiła się na coroczne badania kontrolne.   

–  Zaraz  się  tym  zajmę  –  odparła  Amy.  Podeszła  do  biurka  i  wyjęła  z  szuflady  bloczek 

recept. – Czy mogłabyś przynieść jej kartę? 

–  Oczywiście.  –  Molly  zniknęła  w  boksie  recepcyjnym  i  po  kilku  minutach  wróciła  z 

dokumentem. Amy przejrzała wpis po ostatniej wizycie pacjentki i wypisała receptę.   

– Czy pani Carter przyjdzie ją odebrać? Molly skinęła głową.   
– Powiedziała, że wpadnie pod koniec dnia. Nie chcę być wścibska, ale na co ten łęk? 
– Na depresję.   
– Czy to znaczy, że ona jest bez przerwy w dołku? 
–  To  nie  takie  proste.  Zdarzają  się  sytuacje,  które  ją  tak  przytłaczają,  że  nie  może  dać 

sobie z nimi rady.   

– Od czasu do czasu każdemu to się zdarza.   
– To prawda, ale Georgia nie może wtedy normalnie funkcjonować.   
– To znaczy? 
–  Och,  na  przykład  nie  jest  nawet  w  stanie  zmusić  się,  żeby  wstać  z  łóżka  i  pójść  do 

pracy.  –  Amy  podała  jej  kartę  Georgii.  –  Czy  możesz  ją  odłożyć  do  segregatora?  I  jeszcze 

jedno.  Szukałam  dziś  po  południu  karty  Jasona  Wentwortha,  ale  nie  mogłam  jej  nigdzie 
znaleźć.   

–  Był  tu  parę  dni  temu,  prawda?  Jestem  pewna,  że  wkładałam  ją  na  miejsce.  –  Molly 

przymknęła  oczy,  jakby  chciała  coś  sobie  odtworzyć  w  pamięci,  i  po  chwili  powtórzyła:  – 
Tak, jestem pewna.   

– Jeśli wpadnie ci w ręce, to połóż ją u mnie na biurku, dobrze? 
–  Nie  ma  sprawy.  –  Molly  odwróciła  się,  chcąc  odejść,  gdy  nagle  coś  przyszło  jej  do 

głowy. – Czy sprawdziłaś w gabinecie doktora Gregory’ego? 

– Nie. Nie rozumiem, dlaczego miałaby tam być. Przecież Jason to nie jego pacjent Molly 

wzruszyła ramionami.   

– Czasem doktor prosi mnie o karty przed schowaniem ich do segregatora. Jestem pewna, 

że to on ma kartę Jasona.   

Zdumienie, ból, a w końcu złość przepełniły jej serce. Sądziła, że Ryan wreszcie zaczyna 

jej ufać. Jakże się myliła! Ryan zmienił jedynie taktykę: zaczął ją kontrolować po kryjomu. 
Nie mogła tego dłużej tolerować.   

Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę jego gabinetu. Najwyższy czas oczyścić pole.   

Spotkała go, kiedy wychodził od pacjenta.   
– Musimy porozmawiać – oznajmiła krótko.   
– W moim gabinecie? 
–  Tak.  –  Chciała  mu  to  powiedzieć  w  cztery  oczy.  Po  wejściu  do  pokoju  podeszła  do 

background image

okna, on natomiast zatrzymał się przy drzwiach.   

– Jesteś zdenerwowana.   
– A ty niezwykłe spostrzegawczy – wyrzuciła z siebie. – Chciałabym wiedzieć, dlaczego 

karty moich pacjentów trafiają na twoje biurko? Czy nazwisko Wentworth mówi ci coś? 

– Tak. – Podszedł do biurka i ze sterty leżących tam kart wyciągnął jedną i bez słowa jej 

podał.   

– Dlaczego jest u ciebie? Sprawdzałeś moją diagnozę i leczenie, tak? Nie masz do mnie 

zaufania? 

– Na początku nie miałem – przyznał.   
– A teraz masz? 
– Powiedzmy, że moje zaufanie rośnie.   
– Mimo to wciąż jesteś niezadowolony.   
– Trzeba czasu, żeby poznać czyjeś dobre i złe strony. Jego chłodny ton doprowadzał ją 

do furii.   

– Ile czasu? Przez ile obręczy muszę przeskoczyć, zanim otrzymam „zaliczenie”? 
– Nie rozumiem, o co ta awantura. W ciągu dwóch tygodni przejrzałem cztery karty, a to 

zaledwie jeden procent przyjętych przez ciebie pacjentów.   

– Po prostu nie jestem przyzwyczajona, że mi się nie ufa.   
– Biorąc pod uwagę twoją przeszłość...   
– Moją przeszłość? – Postąpiła krok do przodu. – Co chciałeś przez to powiedzieć? 
–  Z  twojego  życiorysu  wynika,  że  nigdzie  nie  zagrzałaś  zbyt  długo  miejsca.  Rzuciłaś 

studia medyczne w trakcie pierwszego roku. Po szkole pielęgniarskiej...   

– Znam swój życiorys – przerwała mu gwałtownie. – Potrzebowałam trochę czasu, żeby 

znaleźć swoje miejsce na ziemi. Studia medyczne nie były dla mnie.   

– Jednak nawet gdy już to miejsce znalazłaś, nie potrafiłaś na nim wytrwać dłużej niż rok.   
– Nie możesz mieć do mnie pretensji, że doktor Garrett zamknął praktykę.   
– Nie mogę – przyznał. – A ty nie możesz mieć pretensji do mnie, że zastanawiam się, jak 

długo tu zostaniesz.   

Jej  były  chłopak  i  siostry  często  jej  powtarzali,  że  jest  nieobliczalna  i  że  sama  nie  wie, 

czego chce. Pod wieloma względami mieli rację. Amy ciągle czegoś szukała, chociaż zawsze 

bezskutecznie.  W  końcu  uznała,  że  najwyższy  czas,  by  zapuścić  gdzieś  korzenie,  i 
zdecydowała się zrobić to w Mapie Corners. Zanim poznała Ryana, to miasteczko zdawało się 
spełniać jej oczekiwania. Teraz nie była już tego taka pewna, ale upór i duma nie pozwalały 
jej ugiąć się przed Ryanem.   

– Nie mam zamiaru stąd odejść – oświadczyła.   
– Nie uciekniesz, kiedy znajdziesz coś bardziej atrakcyjnego? 
– Nie. Jeśli jednak kiedyś się na to zdecyduję, to nie będzie to miało żadnego związku z 

jakością mojej pracy.   

–  Może  mieć  –  powiedział  spokojnie.  –  Ludzie  często  rezygnują,  kiedy  nie  mogą  się 

wydostać z dołka, który sami pod sobą wykopali.   

Stanęła przed nim i spojrzała na niego wyzywająco.   

background image

–  Nie  będzie  żadnych  dołków.  Przekonasz  się  o  tym,  kiedy  będziesz  odchodził  na 

emeryturę, a ja pożegnam cię tortem i wręczę na pamiątkę złoty zegarek.   

Uśmiechnął się lekko.   
– Liczę na to.   

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Po  tej  rozmowie  Amy  długo  nie  mogła  dojść  do  siebie.  Wróciwszy  do  domu,  poszła  z 

Mindy  do  parku.  Potrzebowała  wysiłku  fizycznego,  który  wymagać  będzie  koncentracji. 
Najpierw  do  głowy  przyszedł  jej  jogging,  lecz  z  powodu  wysokiej  temperatury  mięśnie 
szybko  odmówiły  jej  posłuszeństwa.  W  końcu  zatrzymała  się  i  zaczęła  bawić  z  Mindy  w 
aportowanie.   

Wróciła w myślach do dzisiejszej  rozmowy z Ryanem,  po której  z furią wypadła z jego 

gabinetu.  Jeśli  nawet  Tess  lub  Dora  coś  spostrzegły,  to  żadna  nie  odważyła  się  tego 
skomentować.  Amy  zdążyła  się  przekonać,  że  Ryan  jest  dobrym  i  troszczącym  się  o 
pacjentów lekarzem. Coś jednak sprawiło, że w stosunku do niej był nieufny i sceptyczny.   

Oczywiście  wiedziała  o  jego  złych  doświadczeniach  z  poprzednimi  pielęgniarkami,  nie 

mogła  się  jednak  pogodzić  z  tym,  że  nieufność  wobec  nich  przenosi  na  nią.  Żałowała,  że 
wpadła do niego jak burza. Gdyby się do tej rozmowy przygotowała, jej argumenty miałyby 
wtedy zupełnie inną wagę.   

Minęła  godzina.  Czuła,  jak  pot  ścieka  jej  po  twarzy,  a  prawa  ręka  drętwieje  z 

przemęczenia. Najwyższy czas wracać do domu. Dużo by dala za możliwość zanurzenia się 
basenie...   

Teraz,  kiedy  złość  już  minęła,  mogła  bardziej  obiektywnie  ocenić  sytuację.  Oczywiście 

nie  miała  złudzeń,  że  jej  dzisiejsza  tyrada  będzie  miała  jakiś  wpływ  na  stosunek  Ryana  do 
niej. Ten człowiek wierzył jedynie w czyny. Nie miała więc wyjścia, jak tylko pracować bez 

zarzutu.   

Spojrzała  na  Mindy,  która,  merdając  z  zadowoleniem  ogonem,  upuściła  u  jej  stóp 

zwiniętą w kulę gazetę.   

– No dobrze – skapitulowała Amy. – Rzucę ci jeszcze raz, a potem wracamy.   
Zmęczona dłoń nie była już jednak tak precyzyjna i papierowy pocisk poleciał zbyt blisko 

asfaltowej ścieżki.   

Mindy wyskoczyła w górę, chcąc go złapać, i Amy zamarła z przerażenia, widząc, jak jej 

ukochany pies zderza się z biegaczem, który nieoczekiwanie wyłonił się zza zakrętu. Głośny 
okrzyk ofiary i skowyt psa zlały się w jedno, gdy obydwoje runęli na ziemię. Po chwili Mindy 
z trudem stanęła na drżących łapach i zaczęła obwąchiwać mężczyznę, który leżał w poprzek 
ścieżki.   

–  O  mój  Boże!  –  zawołała  Amy,  klękając  przy  nim.  –  Tak  mi  przykro.  –  Rozpoznała 

Ryana i serce podeszło jej do gardła. – Czy coś ci się stało? – zapytała, dotykając jego rąk i 
nóg, aby sprawdzić, czy nie ma jakichś złamań.   

– Myślę, że tylko się potłukłem – odparł zduszonym głosem.   
Amy poczuła bezbrzeżną ulgę.   
–  Leż  spokojnie,  aż  zaczniesz  normalnie  oddychać.  –  Jej  ręce  delikatnie  dotykały  jego 

głowy. Nie dawała jej spokoju myśl o ewentualnym wstrząsie mózgu. – Wpadłeś na Mindy, 
kiedy  chciała  złapać  rzuconą  przeze  mnie  papierową  kulę.  Na  szczęście  nie  wyczuwam 

background image

żadnych guzów i nie widzę żadnych ran. Masz twardą głowę.   

– Szczęściarz ze mnie.   
– Co z twoim karkiem? 
– Jest trochę sztywny.   
– A reszta? Nie zauważyłam złamań. Ryan poruszył rękami i nogami.   
– Trochę boli, ale żyję.   
– Czy możesz usiąść? – zapytała, a kiedy skinął głową, podała mu rękę. – Masz zawroty 

głowy? 

–  Trochę.  –  Zgiął  jedną  nogę,  drugą  zostawił  wyciągniętą  w  poprzek  ścieżki.  –  Jak  to 

możliwe, że mając dookoła tyle innych miejsc, wybrałaś do zabawy aż tak niebezpieczne? 

– To był przypadek.   
–  Powiedzmy.  –  Przyjął  jej  wyciągniętą  dłoń,  ale  zanim  zdążyła  mu  pomóc  wstać,  zza 

zakrętu  wypadł  nagle  jakiś  chłopak  na  skuterze  i  Amy  miała  zaledwie  ułamek  sekundy,  by 
odciągnąć  Ryana  w  bezpieczne  miejsce.  Było  to,  oczywiście,  za  mało.  Tym  razem  Amy 
znalazła się pod Ryanem, chłopak poleciał w przeciwnym  kierunku, a skuter wylądował  na 
boku  kilka  centymetrów  od  stopy  Ryana,  podczas  gdy  Mindy,  zaciekle  ujadając,  biegała 
dookoła, jakby chciała uczestniczyć w jakiejś nowej, wymyślonej przez ludzi grze.   

Amy poczuła w nozdrzach zapach trawy i męskiego potu.   
– To nie moja wina – powiedziała, spodziewając się, że Ryan obwini ją również i o ten 

wypadek.   

– Hej, proszę pana, coś się panu stało? – z niepokojem zawołał chłopak, pochylając się 

nad nimi.   

– Jasne r – odburknął Ryan.   
– Ale co ci jest? – przeraziła się Amy. – Jeśli zsuniesz się ze mnie, to będę mogła...   
– Nie mogę. – W jego głosie słychać było ból. – Nie mogę mszyć nogą.   
– Dobra, spróbuję to zrobić sama.   
Ryan  usiłował  jej  pomóc,  unosząc  tułów  i  podpierając  się  na  łokciu,  aż  w  końcu  Amy 

zdołała się spod niego wyśliznąć.   

– Co z tobą? – zapytała chłopaka, który na szczęście miał na głowie kask, a na łokciach i 

kolanach ochraniacze.   

– W porządku, ale z nim chyba nie jest najlepiej. Amy szybko odwróciła się do Ryana.   
– Która to... ? – Urwała w pół słowa i z przerażeniem patrzyła na kostkę nogi. W jednym 

miejscu złamana kość wybrzuszyła skórę i stopa była dziwnie skręcona.   

Ryan usiłował podźwignąć się na łokciu.   
– Jak to wygląda? 
– Ojej, proszę pana! Wygląda tak, jakby chciała odpaść.   
– Chcę to zobaczyć.   
Amy zmusiła go, żeby się położył.   
– Złamałeś nogę w kostce.   
– Nic nie czuję – sapnął. – Bardzo to źle wygląda? 
– Przez jakiś czas na pewno nie będziesz” biegał.   

background image

– Cholera jasna! 
Po chwili dobiegł ich odgłos szorującego po asfalcie metalu, a potem toczących się kół.   
– Dobra nowina! – zawołał chłopak. – Mój skuter jest w porządku.   
– Przynajmniej on wyszedł z tego cało.   
– Mój brat złamał latem nogę w kostce – dodał chłopak. – Dopiero po roku mógł znowu 

grać w kosza.   

–  Jakie  to  szczęście,  że  nie  gram  w  kosza  –  mruknął  Ryan.  –  Jak  się  nazywasz, 

przyjacielu? 

– Lukę Wagner.   
– Posłuchaj, Lukę. Obawiam się, że będziesz musiał wezwać pomoc.   
– Nie masz komórki? – zdziwiła się Amy. – Ciekawa jestem, jak ktoś w razie wypadku 

może się z tobą skontaktować.   

– Nie muszę być dziś pod telefonem. Wbrew temu, co sądzisz, nie pracuję dwadzieścia 

cztery godziny na dobę. A skoro już mówimy o komórce, to gdzie jest twoja? 

– W samochodzie. Przed domem. Ryan spojrzał na chłopca wymownie.   
–  Nie  ma  wyjścia,  Lukę.  Musisz  wsiąść  na  ten  swój  skuter  i  dotrzeć  do  najbliższego 

telefonu.   

–  Dlaczego?  –  zawołał  ze  zdziwieniem  chłopiec.  –  Mogę  przecież  zadzwonić  stąd.  – 

Sięgnął do tylnej kieszeni szortów i wyciągnął z niej telefon komórkowy.   

Już po kilku minutach – przejmujący odgłos syreny zwrócił uwagę nielicznych o tej porze 

spacerowiczów i po chwili w alejce ukazała się karetka pogotowia. Amy przypięła smycz do 
obroży  Mindy  i  poprosiła  Luke’a,  by  jej  przypilnował,  a  sama  podeszła  do  sanitariuszy  i 
szybko poinformowała ich o stanie Ryana. Wkrótce znalazł się w karetce.   

–  Przyjadę,  jak  tylko  odprowadzę  Mindy  do  domu  –  powiedziała  do  Ryana  –  Nie 

musisz...   

– Muszę – przerwała mu.   
Gdy  karetka  odjechała,  poprosiła  Luke’a  o  numer  telefonu  na  wypadek,  gdyby  Ryan 

chciał  skontaktować  się  z  jego  rodzicami,  po  czym  wróciła  do  domu,  w  błyskawicznym 
tempie wzięła prysznic i po niespełna dziesięciu minutach była już w drodze do szpitala.   

– Jak się czuje doktor Gregory? – zapytała dyżurną pielęgniarkę.   
–  Jest  teraz  na  prześwietleniu.  Jeśli  pani  chce,  może  pani  zaczekać  w  jedynce.  Zaraz 

powinien być z powrotem.   

–  Czy  wezwała  pani  doktora  Feldmana?  –  Amy  wiedziała,  że  Feldman  jest  nie  tylko 

doskonałym lekarzem, ale również jedynym tutaj chirurgiem ortopedą, zawsze więc ma dużo 
pracy.   

– W tej chwili operuje, ale jak tylko będzie wolny, natychmiast przyjdzie.   
Amy,  nie  mogąc  spokojnie  usiedzieć,  krążyła  po  pokoju  tam  i  z  powrotem,  aż  w  końcu 

usłyszała znany jej odgłos koi i po chwili dwie pielęgniarki wwiozły Ryana do środka.   

– Jednak przyjechałaś! 
– Przecież ci obiecałam.   
– Zawsze można zmienić zdanie.   

background image

Wzruszyła ramionami, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo ją to dotknęło.   
– Moja macocha zawsze nam powtarzała, że należy robić, co się mówi, i mówić, co się 

myśli.   

– Mądra zasada – przyznał. – Pod warunkiem, że potrafimy się do niej stosować.   
– Wbrew pozorom to wcale nie jest takie trudne – powiedziała miękko.   
– To dlatego przyjechałaś? 
– Jesteś tu nowy i nie chciałabym, żebyś się czuł samotny. – To oczywiście prawda. Nie 

powiedziała  jednak,  że  czuje  się  winna  i  że  martwi  się  o  niego.  Chcąc  zmienić  temat, 
zapytała: – Go stwierdził radiolog? 

– Złamanie.   
Spojrzała na niego z irytacją.   
– Powiedz mi to, czego nie wiem.   
– Sądząc po zdjęciu, doktor Feldman będzie musiał użyć dużo metalu.   
Zanim  zdążyła  odpowiedzieć,  do  pokoju  wszedł  ortopeda  i  zbliżywszy  się  do  Ryana, 

zaczął porównywać jego odkrytą stopę z obrazem na zdjęciu rentgenowskim.   

– Doskonała diagnoza Powinien był pan, kolego, iść na ortopedię – stwierdził. – Trzeba 

będzie  istotnie  zastosować  kilka  śrub  i  płytkę  łączącą.  Tętno  jest  w  normie,  a  więc 
przynajmniej wiemy, że nie ma urazu naczyniowego. Co z bólem? 

Ryan skrzywił się.   
– Nie najgorzej.   
– Kiedy jadł ostatnio jadł? 
– W porze lunchu.   
– Mógłbym pana operować dziś wieczorem, ale mam już kogoś wyznaczonego wcześniej. 

Może więc jutro rano? 

– Doskonale.   
– Potrącenie przez skuter, tak? 
– Głupi wypadek. Zaczęło się od psa, ale nie będę pana zanudzał szczegółami.   
Doktor Feldman zaśmiał się rubasznie.   
–  Coś.  mi  mówi,  że  ta  historia  wcale  nie  jest  nudna.  Proszę  tymczasem  wypoczywać, 

spotkamy się jutro. Jakieś pytania? 

– Kiedy będę mógł wrócić do pracy? 
– Dziś mamy środę, tak? Powiedzmy, że w następny poniedziałek. Piątek może być” zbyt 

ryzykowny.   

– A więc w poniedziałek. – – Może mieć pan problemy z utrzymywaniem się na nogach 

przez  dłuższy  czas  –  ostrzegł  doktor  Feldman:  –  Nie  jest  łatwo  chodzić o  kulach  z  nogą  w 
gipsowej opasce.   

– Dam radę.   
– Mówi pan jak ktoś, kto uważa, że jest niezastąpiony. Nie od razu jednak będzie pan w 

stanie  funkcjonować  jak  dotychczas.  To  musi  trochę  potrwać.  –  Uśmiechnął  się  szeroko.  – 
No, muszę już iść i poskładać innego połamańca.   

–  Czy  jest  ktoś,  komu  chciałbyś  przekazać  wiadomość?  –  zapytała  Amy,  gdy  ortopeda 

background image

wyszedł z pokoju.   

– Z powodu tak drobnego zabiegu? 
– Pomyślałam, że jest ktoś, kogo może interesować, co się z tobą dzieje: 
–  Dzięki,  ale  nikogo  takiego  nie  ma.  Moi  rodzice  są  rozwiedzeni.  Gdyby  któreś  z  nich 

zdecydowało się przyjechać, drugie czułoby się w obowiązku zrobić to samo, a nie utrzymują 
ze sobą kontaktów. Nie zawiadomię więc żadnego.   

–  To  przykre  –  powiedziała,  patrząc  na  niego  ze  współczuciem.  –  Moja  przyrodnia 

siostra, Marta, i rodzona siostra, Rachel, miałyby do mnie żal, gdybym ich nie zawiadomiła. 
Właściwie to one wychowały mnie po śmierci macochy.   

– Co się stało z twoim ojcem? 
– Był przy nas jedynie fizycznie. Myślę, że załamał się po stracie obydwu żon i w efekcie 

po  kilku  latach  zmarł.  Rachel,  Marta  i  ja  zawsze  byłyśmy  dla  siebie  jak  rodzone  siostry. 
Muszę  ci  kiedyś  opowiedzieć,  jak  z  Rachel  doprowadziłyśmy  do  spotkania  Marty  z  jej 
dziadkiem.  –  Uśmiechnęła się do wspomnień.  –  Jednak dosyć o mnie. Jesteś pewien, że nie 

ma nikogo, kto mógłby cię potrzymać za rękę? 

– Dam sobie radę.   
– Wobec tego chyba nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli znowu przyjdę, żeby się 

upewnić, czy Feldman nie zoperował ci czasem niewłaściwej kostki? 

– Wolne żarty – jęknął, usiłując powstrzymać śmiech.   
Trochę później, gdy zasnął podczas oglądania wieczornych wiadomości, Amy okryła go 

troskliwie. Na tle szpitalnego wnętrza wyglądał tak bezbronnie, że nie mogła się oprzeć, aby 
go  delikatnie  nie  pocałować  na  dobranoc.  Jak  bardzo  jej  uczucia  do  niego  zmieniły  się  w 
ciągu tych kilku godzin! 

Wcześnie rano wróciła z kilkoma osobistymi rzeczami i zmianą bielizny. Zanim zabrano 

go na blok operacyjny, w pokoju zjawił się doktor Hyde.   

– Chyba nie masz nic przeciw temu, że się tu wkradłem? – zapytał. – Muszę dbać o moją 

inwestycję.   

Ryan uśmiechnął się.   
– Im więcej, tym weselej. Czy to Feldman cię zawiadomił? 
– Ja to zrobiłam – wtrąciła Amy. – Pomyślałam, że ktoś musi wiedzieć, dlaczego dziś nie 

będzie cię w pracy.   

–  Denerwowałbym  się,  gdybyś  tego  nie  zrobiła  –  rzekł  doktor  Hyde.  –  Masz  już 

załatwiony transport do domu? 

– Ja go zabiorę – odparta Amy, zanim Ryan zdążył się odezwać.   
– Doskonale. – Phillip Hyde, zadowolony, że przynajmniej tę sprawę ma z głowy, zwrócił 

się do Amy: – Będę cię o wszystkim informował na bieżąco.   

– Będę wdzięczna.   
– Nie musisz mnie odwozić, Amy – rzekł Ryan, kiedy zostali sami.   
– Wiem, ale chcę. Jesteśmy przecież sąsiadami. Poza tym nie dyskutuj ze mną. Nigdy nie 

miałeś operacji? 

– Nigdy.   

background image

–  Ja  w  dzieciństwie  wiele  razy  trafiałam  do  szpitala.  Byłam  prawdziwym  utrapieniem. 

Ciągle coś wymyślałam.   

– Och! Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.   
–  Naprawdę?  W  każdym  razie  nawet  nie  zliczę,  ile  razy  łamałam  kości,  spadając  z 

drzewa, skacząc z huśtawki lub robiąc najdziwniejsze akrobacje na rowerze.   

– Widzę, że byłaś odważna. Roześmiała się.   
–  Nie,  nie  o  to  chodzi.  Widzisz,  ja  po  prostu  chciałam  za  każdym  razem  spróbować 

czegoś  nowego.  Zmierzam  do  tego,  że  strach  przed  nieznanym  jest  często  gorszy  niż  samo 
nieznane.   

– Ja wiem, co mnie czeka, Amy. Jestem lekarzem.   
–  To  prawda  –  przyznała.  –  Jednak  to  zupełnie  inaczej,  kiedy  się  jest  pacjentem.  My, 

ludzie związani z medycyną, czasem wiemy za dużo.   

– Taak. Chwyciła go za rękę.   
–  Będzie  dobrze,  zobaczysz.  A  kiedy  Feldman  skończy,  przyjdę,  żeby  ci  o  wszystkim 

szczegółowo opowiedzieć.   

– Obiecujesz? 
– Obiecuję.   
W  chwilę  później  Ryana  zabrano  na  blok  operacyjny,  a  Amy  miała  przed  sobą  to,  co 

zawsze przychodziło jej najtrudniej. Czekanie.   

– Już myślałem, że nie przyjedziesz.   
Amy  uśmiechnęła  się,  słysząc  to  pełne  niecierpliwości  powitanie,  gdy  parę  minut  po 

piątej zjawiła się w szpitalu.   

– Dotarłam tu rano na resztkach paliwa, a ponieważ nie sądzę, żebyś był w stanie pchać 

mój samochód aż do domu, musiałam podjechać na stację benzynową.   

– Mogłaś zadzwonić.   
– Mogłam – przyznała – ale pięć minut spóźnienia...   
– Piętnaście.   
– Ty chyba czujesz się nie dopieszczony! Chociaż biorąc pod uwagę, jakim jesteś zrzędą, 

personel  powinien  dziękować  Bogu,  kiedy  się  ciebie  pozbędzie.  Nie  bez  powodu  mówi  się 
zresztą, że najgorsi pacjenci to lekarze.   

– Strasznie zabawne.   
–  Mówiąc  poważnie,  nie  rozumiem,  dlaczego  tak  spieszno  ci  do  pustego  domu.  Tu 

będziesz miał przynajmniej...   

–  Co  pięć  minut  ktoś  wchodzi  do  mojego  pokoju,  żeby  mi  zmierzyć  temperaturę  lub 

zapytać, czy mam dosyć środków przeciwbólowych.   

– Po prostu dobrze wypełniają swoje obowiązki.   
– Tak? I dlatego chcą mi pomagać nawet przy ubieraniu? 
– No, to w ramach rekompensaty za trudy – zażartowała.   
– Czyżbyś znowu występowała w roli klauna? Roześmiała się.   
– Dziś nie zastępuję Sunny.   
–  Wiem.  Była  tu  po  południu.  W  pierwszej  chwili  myślałem,  że  to  ty,  ale  szybko 

background image

zorientowałem się w pomyłce.   

– Naprawdę? Po czym poznałeś? 
– Ty inaczej pachniesz.   
– Pewnie nie powinnam pytać”, ale czy „inaczej” to znaczy że dobrze czy źle? 
Wzruszył ramionami.   
– To zależy, czy się lubi zapach lekarskiego gabinetu. Wolałaby, by kojarzył ją sobie z 

zapachem kwiatów czy powietrzem po burzy...   

– Przypomnij mi, żebym wpisała perfumy na listę prezentów pod choinkę – powiedziała 

chłodno,  po  czym,  nie  chcąc  usłyszeć’  czegoś  podobnie  niemiłego,  zmieniła  temat.  –  Jak 
twoja kostka? 

– Boli.   
– Czy starasz się trzymać ją w górze? Spojrzał na nią z irytacją.   
– Uważasz, że mogę robić coś innego? 
– Przepraszam ^ odparła bez cierna skruchy. – Wypocząłeś trochę? 
– Jak można odpocząć w szpitalu? Ciągle ktoś czegoś ode mnie chciał, jakby naprawdę 

nie mieli tu nic innego do roboty. W międzyczasie oglądałem telewizję, słuchałem rozmów na 
korytarzu i czekałem, żebyś mnie od tego uwolniła.   

Nawet  sienie  dziwiła,  że  tak  narzekał.  Większość  pacjentów  twierdzi,  iż  tylko  we 

własnym domu może odpocząć.   

– Powinieneś docenić ich troskę.   
– Niepotrzebna mi troska. Chcę ciszy i spokoju.   
– Będziesz je miał. Jesteś gotowy? – Zauważyła stojącą w kącie torbę na kółkach, którą 

mu przywiozła z domu.   

– Już od trzeciej.   
– A co z formalnościami? 
– Wszystko podpisałem w trzech egzemplarzach.   
Amy  zerknęła  na  bukiecik  stokrotek  i  dwa  kwiaty  w  doniczce  stojące  na  stoliku. 

Wiedziała, że podczas jego pobytu na chirurgii przyniesiono ich znacznie więcej.   

– Co stało się z resztą twoich kwiatów? – zapytała.   
– Dora je zabrała do domu opieki.   
Ciekawa  była,  dlaczego  zostawił  sobie  właśnie  stokrotki.  Żółte  i  białe  kwiatki  w 

wazoniku w kształcie bucika przy mężczyźnie takim jak Ryan wyglądały krucho i delikatnie.   

–  Stokrotki  to  również  i  moje  ulubione  kwiaty.  Chrząknął  jedynie  w  odpowiedzi,  po 

czym, jakby chciał zmienić temat, zapytał: 

– Możemy już iść? 
Uśmiechnęła się i zebrała jego rzeczy. Po chwili w pokoju zjawił się sanitariusz. Pomógł 

Ryanowi usiąść na wózku, zwiózł go windą na dół, po czym podjechał do zaparkowanego w 
pobliżu samochodu. Gdy usadowił Ryana na tylnym siedzeniu, Amy zapaliła silnik, włączając 
jednocześnie  klimatyzację.  Widziała,  jak  Ryan  opiera  głowę  o  drzwi  i  z  westchnieniem 
zamyka oczy.   

– Boli cię? – zapytała.   

background image

– Nie. Rozkoszuję się odzyskaną wolnością.   
– Nie przesadzaj. Nie byłeś przecież w więzieniu.   
–  Nic  nie  poradzę,  że  tak  się  czułem.  Nie  mogłem  wykonać  żadnego  ruchu,  żeby  ktoś 

natychmiast nie ofiarował się z pomocą.   

–  Niech  ci  się  nie  zdaje,  że  w  domu  będziesz  robił,  co  łechcesz  –  ostrzegła.  –  Dałam 

słowo Feldmanowi, że nie pozwolę ci się przemęczać. I wyegzekwuję to, jeśli będzie trzeba.   

Po  upływie  pół  godziny  Ryan,  z  pomocą  kul,  które  Amy  wyjęła  z  bagażnika,  wszedł 

wreszcie do swojego domu. Zmęczenie podróżą dało o sobie znać, z rozkoszą więc wyciągnął 
się na stojącej w salonie kanapie.   

W tym czasie Amy wniosła do środka jego torbę i kwiaty, po czym włączyła klimatyzację 

i  na  stojącym  przy  kanapie  stoliku  położyła  wieczorne  wydanie  gazety,  postawiła  butelkę 
zimnej wody i spore, płaskie pudełko.   

– Na powitanie przyniosłam ci coś słodkiego.   
Jego  oczy  rozbłysły,  a  ręka  błyskawicznie  zanurzyła  się  w  pudle  oblewanych  czekoladą 

karmelków.   

– Skąd wiedziałaś, że je lubię? 
–  Zauważyłam  puste  opakowanie  w  koszu  na  śmieci.  Najwyraźniej  ulubione  słodycze  i 

znajome otoczenie zrobiły swoje, ponieważ jego twarz wyraźnie się wypogodziła.   

– Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? 
Ryan zastanawiał, się, jak by się zachowała, gdyby jej wyjaśnił, czego tak naprawdę chce, 

a to niewiele miało wspólnego z podaniem gazety, kapci czy czegoś do picia. Zdawał sobie 
sprawę, że to nie było realne, zapytał więc jedynie: 

– Co w przychodni? 
– Doktor Feldman powiedział...   
–  Wiem,  wiem.  Ty  jednak  obiecałaś,  że  kiedy  wyjdę  ze  szpitala,  będziesz  mnie  o 

wszystkim informowała.   

–  Cóż,  mieliśmy  dużo  pracy  –  przyznała,  siadając  przy  nim.  –  Tess  dzwoniła  do 

pacjentów, którzy mieli  na dziś  wizytę, proponując przełożenie jej na następny tydzień albo 

zgłoszenie się do mnie. Mniej więcej połowa zdecydowała się zaczekać.   

– A druga połowa? 
– Ja ich przyjęłam.   
– Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? 
– Właściwie nie. Prawie wszystkie przypadki były proste: infekcje, wrastający paznokieć, 

zatrucie pokarmowe.   

– Powiedziałaś „prawie”. Jak mam to rozumieć? 
–  Przyszła  do  mnie  kobieta  około  czterdziestki,  która  zauważyła  u  siebie  niebolesny 

guzek w dolnej części szyi.   

– Tarczyca? 
– Tak sądzę. Poleciłam  zrobić badanie krwi i hormonalne. Powinniśmy mieć wyniki na 

początku przyszłego tygodnia.   

– Jakieś inne objawy? 

background image

–  Ciągłe  zmęczenie.  Jednak  pacjentka  nie  była  pewna,  czy  to  nie  na  skutek  zbyt  dużej 

ilości obowiązków.   

– Trzeba zrobić biopsję.   
– Tak myślałam.   
– Nowotwór w innej części ciała mógł dać przerzuty na tarczycę – rzekł Ryan po chwili 

milczenia. – Czerniak, rak piersi...   

–  Właśnie  dlatego  chciałam  z  tobą  o  tym  porozmawiać.  Czy  mam  ją  jutro  wysłać  do 

doktora Jacksona, czy też skierować od razu do doktora Perry’ego na biopsję? 

– Sam ją obejrzę w poniedziałek.   
– Mam nadzieję, że nie będziesz siedział w przychodni przez cały dzieli.   
– Przyjdę rano i zobaczę, jak długo wytrzymam. Amy spojrzała na niego spod oka.   
– Coś mi się zdaje, że swoim kolegom też nie ufasz? 
– To nie kwestia zaufania, lecz odpowiedzialności.   
– Nie możesz pracować przez cały tydzień dwadzieścia cztery godziny na dobę.   
– Zdaję sobie z tego sprawę.   
– Dlaczego więc nie chcesz, żeby ją zbadał doktor Jackson lub doktor Perry? 
–  Ponieważ  –  odezwał  się  cicho  –  tam,  gdzie  ostatnio  pracowałem,  jeden  z  moich 

kolegów źle zdiagnozował mojego pacjenta. Niewiele brakowało, a ten chłopiec by nie żył.   

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Od  dawna  podejrzewała,  że  nieufność  Ryana  ma  jakieś  dramatyczne  podłoże,  –  Co  się 

stało? 

– To skomplikowana i dosyć paskudna historia.   
– Takie przypadki zazwyczaj są paskudne – powiedziała miękko. – Mam dużo czasu, nie 

krępuj się więc.   

Sięgnął po butelkę z wodą, jakby chciał choć na chwilę odsunąć moment retrospekcji. 

r

 – 

Moja  pierwsza  pielęgniarka  nie  potrafiła  samodzielnie  podjąć  żadnej  decyzji,  ale  draga  była 
jej przeciwieństwem. Wszyscy wyrażali się o niej w samych superlatywach; wkrótce wiec i ja 
obdarzyłem ją pełnym zaufaniem.   

W  końcu  wziąłem  urlop  i  wyjechałem  z  przyjaciółmi  na  tydzień  na  narty.  Ustaliłem  z 

kolegą, że zajmie się każdym przypadkiem, z którym nie poradzi sobie moja pielęgniarka, i 
wyjechałem do Nowego Meksyku w przekonaniu, że zostawiam pacjentów pod dobrą opieką. 
Pewnego dnia zgłosiła się do przychodni kobieta z kilkunastoletnim synem uskarżającym się 
na bóle brzucha.  Ten  chłopiec był  już u  nas  kilka razy z podobnymi objawami i  za każdym 
razem  nie  stwierdzaliśmy  żadnych  nieprawidłowości.  Po  kilku  godzinach  ból  zwykle  mijał 
tak samo szybko, jak się pojawiał.   

Ryan,  krzywiąc  twarz,  zmienił  pozycję.  Amy  bez  słowa  wzięła  z  kanapy  poduszkę  i 

podłożyła mu ją pod nogę.   

– Kiedy się zjawił w piątek moja pielęgniarka doszła do wniosku, że to  dalszy ciąg tej 

samej historii, i nie zrobiła żadnych badań. Dała chłopcu jedynie dwie aspiryny i powiedziała 

jego  matce,  żeby  przyszła  w  poniedziałek.  W  późnych  godzinach  popołudniowych  chłopak 
poczuł się gorzej i matka przywiozła go znowu, nalegając na konsultację z lekarzem.   

– Czy pielęgniarka odesłała go do twojego kolegi? Skinął głową.   
–  Badanie  krwi  wykazało,  że  liczba  leukocytów  lekko  wzrosła.  Mój  kolega,  znając 

historię  chłopca,  zlekceważył  ten  objaw,  a  moja  pielęgniarka  przepisała  jedynie  środek 
przeczyszczający i zlekceważyła szybko rosnącą temperaturę.   

Amy zmarszczyła brwi.   
– Jak mogła to zrobić? Wzruszył ramionami.   
– Miała plany na wieczór i nie chciała ich zmieniać.   
– To okropne! 
–  O  północy  rodzina  chłopca  przywiozła  go  na  pogotowie.  O  drugiej  był  już  na  sali 

operacyjnej.   

– Co stwierdzono? 
– Wyrostek robaczkowy pękł w chwili, gdy chirurg zaczął go usuwać. Chłopak wyszedł z 

tego jedynie dzięki ogromnej ilości antybiotyków, ale bardzo długo musiał leżeć w szpitalu.   

– I ty się o to obwiniasz.   
– W jakimś” stopniu tak. Moi pacjenci ufali mi, że wyjeżdżając, zostawiam ich pod dobrą 

opieką.   

background image

– Przecież to zrobiłeś. Pokręcił głową.   
– Niestety, nie. Przekonałem się o tym dopiero po powrocie. Czułem się jak idiota, kiedy 

odkryłem,  ze  moja  pielęgniarka  lubi  chodzić  na  skróty,  gdy  tylko  jej  obowiązki  zawodowe 
kolidują z przyjemnościami.   

Teraz wreszcie zrozumiała przyczyny jego rezerwy.   
– A ten lekarz? – zapytała.   
–  Po  tym  incydencie  zastanawiałem  się,  czy  potrafię  dalej  u  niego  pracować.  Problem 

sam  się  rozwiązał  miesiąc  później,  gdy  facet  nie  dotrzymał  warunków  mojego  kontraktu. 
Zrozumiałem wtedy, dlaczego w jego praktyce jest taka duża rotacja.   

– Przyjechałeś więc do Mapie Corners. Ryan skinął głową.   
–  Nie  chciałem  zostawiać  moich  pacjentów,  ale,  zgodnie  z  klauzulą  kontraktu,  nie 

mogłem  na  tym  terenie  otworzyć  własnej  praktyki.  Kobieta,  z  którą  byłem  wówczas 
związany, nie chciała zrozumieć, dlaczego nie potrafię, jak to ona określiła, „iść z prądem” i 
musieliśmy się rozstać. Oferta Phillipa spadła mi wtedy jak z nieba, ale tamtej nauczki nigdy 
nie zapomnę.   

–  Tak  mi  przykro  –  powiedziała.  –  Jednak  w  obecnej  sytuacji  musisz  nam  zaufać.  Nie 

możesz przecież robić wszystkiego sam. Rozumiem powody, dla których jesteś taki ostrożny 
– ciągnęła. – Zauważ jednak, że pracujemy razem już prawie od miesiąca. Widziałeś mnie z 
pacjentami, sprawdzałeś ich karty i o ile wiem, zainstalowałeś nawet ukrytą kamerę.   

Uśmiechnął się szeroko, co Amy uznała za dobry znak.   
– Czy masz jakieś zastrzeżenia do mojej pracy? 
– Nie, nie mam – odparł po chwili milczenia.   
– Czy możesz mi wiec zaufać? Znowu się zawahał.   
– Powiedzmy... – mruknął w końcu bez entuzjazmu.   
– Zobaczysz, nie zawiodę cię.   
– Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.   
–  Nigdy  tego  nie  robiłam  –  odparła  urażonym  tonem.  Coś  nieuchwytnego  zalśniło  na 

moment w jego oczach, po czym nieoczekiwanie powiedział; 

– Zgoda.   
W tej właśnie chwili odezwał się jej pager.   
– Mogę skorzystać z twojego telefonu, Ryan? Zostawiłam swój w samochodzie.   
–  Czuj  się  jak  u  siebie  w  domu.  –  Zauważył,  że  bez  trudu  trafiła  do  kuchni,  gdzie 

znajdował się aparat telefoniczny.   

Jej  niski,  ciepły  głos  płynący  do  słuchawki  przypominał  płynny  miód.  Chociaż  bardzo 

lubił  samotność,  teraz  pragnął,  żeby  Amy  z  nim  została.  Jej  obecność  działała  na  niego 
uzdrawiająco.   

– Muszę iść – oznajmiła. – Potrzebujesz czegoś? 
– Poduszki – powiedział szybko. – Jest w sypialni. Pierwsze drzwi...   
–  Na  prawo  –  dokończyła,  zmierzając  w  tym  kierunku.  Po  chwili  wróciła  z  dwiema 

poduszkami. – Pochyl się do przodu.   

Bez słowa wykonał jej polecenie. Pachniała kwiatami, słońcem i kobietą.   

background image

–  Teraz  dobrze?  –  zapytała,  popychając  go  delikatnie  na  oparcie.  Jej  twarz  znalazła  się 

nagle blisko jego głowy.   

– Skłamałem.   
– Nie chcesz poduszek? – Zmarszczyła brwi.   
~ Wcale nie pachniesz jak gabinet lekarski. Przypominasz mi wiosnę.   
– Miło mi to słyszeć. – Uśmiechnęła się i chciała wyprostować, ale Ryan chwycił ją za 

ramiona.   

–  Czy  pocałowałaś  mnie  wczoraj  wieczorem?  Czuła,  jak  jej  policzki  oblewają  się 

szkarłatem.   

– Myślałam, że śpisz.   
– Tylko drzemałem.   
– Ja... Ja myślałam, że...   
Uśmiechnął się od ucha do ucha, z satysfakcją obserwując, jak bardzo jest zmieszana.   
– Chciałabyś zrobić to jeszcze raz? 
W jej oczach pokazały się figlarne błyski.   
– Czy to pytanie retoryczne, czy też prośba o powtórkę przedstawienia? 
– Praktyka czyni mistrza – rzekł. Zmrużyła lekko oczy i odęła usta.   
– Jak dużo leków dziś zażyłeś? 
– Biorąc pod uwagę stan mojej kostki – odparł z poważną miną – niezbyt dużo.   
– W takim razie... – Przysunęła się trochę bliżej i Ryan, chcąc jeszcze bardziej zmniejszyć 

dzielącą ich przestrzeń, podniósł głowę i dotknął jej ust. Jego wszystkie myśli, jego uczucia, 
jego całe ciało nie należały już do niego, lecz do kobiety, która się nad nim pochylała.   

Po  chwili  Amy  odsunęła  się,  usiłując  pozbierać  myśli.  ~  Chyba  lepiej  już  pójdę,  bo 

inaczej...   

– Przyjdź na kolację – powiedział. – Weź Mindy, jeśli potrzebujesz przyzwoitki.   
– To może trochę potrwać – ostrzegła.   
– Mogę poczekać. Nie jestem jeszcze głodny. Powiedzmy o ósmej, dobrze? 
– Doskonale. Kupię po drodze pizzę.   
Obserwował, jak odchodzi, i poczuł się porzucony. Wiedział, że nie miał powodu tak się 

czuć, ponieważ Amy została wezwana do pacjenta. Poza tym, spędziwszy dzień w szpitalnym 
pokoju,  w  którym  było  tak  ruchliwie  i  gwarno  jak  podczas  odpustu,  tęsknił  za  ciszą  i 

spokojem.   

Patrząc  na  zabrane  ze  szpitala  kwiaty,  nagle  zdał  sobie  sprawę,  dlaczego  nie  mógł  się  z 

nimi rozstać. Te białe i żółte stokrotki w śmiesznym wazoniku kojarzyły mu się z ubraną w 
buty klauna Amy. Pomyślał, że ten niedawny pocałunek to początek niebezpiecznego igrania 

z ogniem. Amy nie należy do kobiet, które, decydując się dzielić z nim jego niezbyt ciekawe 
życie, mogą być długo szczęśliwe. Jego ostatnia przyjaciółka robiła wszystko, by go zmienić, 
ale niedobrze się to dla nich obojga skończyło.   

Byłby głupi, gdyby zdecydował się połączyć z Amy węzłem małżeńskim, skoro istniejące 

między  nimi  różnice  uniemożliwiają  jakikolwiek  kompromis.  Co  nie  znaczy,  żeby 
przynajmniej przez jakiś czas nie mógł cieszyć się jej towarzystwem.   

background image

Za sto osiemnaście minut powinna być z powrotem.   
Źle spał w szpitalu, więc teraz ogarnęła go przemożna ochota na drzemkę. Przejście do 

sypialni  zajęłoby  mu  zbyt  dużo  czasu,  zasnął  więc  w  salonie  na  kanapie.  Gdy  się  obudził i 
spojrzał  na  zegar,  ze  zdziwieniem  stwierdził,  że  minęły  trzy  godziny.  Pomyślał,  że  Amy 
wyszła, nie chcąc go budzić. Chwycił kule i z ogromnym trudem pokonał drogę do kuchni, 
ale nie zauważył tam żadnych śladów jej obecności.   

Zapadał  zmrok,  a  mimo  to  w  oknach  sąsiedniego  domu  nie  paliło  się  żadne  światło. 

Doszedł  do  wniosku,  że  widocznie  Amy  otrzymała  jeszcze  jedno  wezwanie.  Wrócił  na 
kanapę  i  z  ulgą  opadł  na  poduszki.  Wiedział,  że  przez  jakiś  czas  nie  będzie  mógł 
funkcjonować w pracy tak jak przedtem. Pocieszał się tylko myślą, że Amy dotychczas go nie 
zawiodła, Może najwyższy  czas, by jej zaufać? Zaklął  pod nosem.  Gdyby  ale ten przeklęty 
skuter, nie musiałby teraz podejmować tej wciąż ryzykownej decyzji. Los jednak zdecydował 

inaczej. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że tym razem nie będzie musiał tego żałować.   

Włączył  telewizor,  ale  na  żadnym  kanale  nie  znalazł  niczego,  co  by  go  zainteresowało. 

Nagle zadzwonił telefon.   

– Czy jest Amy? – zapytała Dora.   
– Nie – odpowiedział. – Jednak spodziewam się jej lada moment. Chcesz zostawić jakąś 

wiadomość? 

– Niee.   
Ton jej głosu zaniepokoił go.   
– Co się stało? – zapytał.   
– Nic – odparła szybko. – Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.   
Jednak jej głos sugerował coś zupełnie innego.   
– Powinna być tu od pół godziny. Myślałem, że zadzwoni, ale jak dotąd nie zrobiła tego. 

– Nagle w słuchawce usłyszał jakiś dźwięk, który przypominał łkanie. – Dora, powiedz mi, co 
się stało! – zażądał stanowczym głosem.   

– W korku i tak się pan dowie.   
– Wyduś to wreszcie, Dora – powtórzył, nie kryjąc irytacji.   
– Amy zostawiła mi wiadomość na sekretarce. Pytała, czy pojadę z nią do pewnej rodziny 

na południowych krańcach miasta. Nie mogłam jej odpowiedzieć, ponieważ nie było mnie w 
domu. Przypuszczam, że skontaktowała się z kimś innym.   

Chociaż  mieszkał  w  Mapie  Corners  zaledwie  od  paru  tygodni,  nieraz  ostrzegano  go,  by 

dla  własnego  bezpieczeństwa  unikał  po  zmroku  jazdy  do  południowej  dzielnicy  miasta.  Nie 
przywiązywał do tych ostrzeżeń zbyt wielkiej wagi, ale teraz przeraził się.   

–  Pojechała  do  chorego?  –  Jej  spóźnienie  nabierało  teraz  zupełnie  innej,  złowieszczej 

wymowy.   

Narastała  w  nim  panika  i  jednocześnie  złość,  że  przez  niepotrzebną  brawurę  Amy  być 

może  naraziła  się  na  niebezpieczeństwo.  Kiedy  wróci,  musi  się  z  nią  stanowczo  rozmówić. 
Jeśli wróci...   

Szybko  odgonił  od  siebie  tę  myśl.  Nie  wyobrażał  sobie,  by  ktoś  mógł  jej  wyrządzić 

krzywdę. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że nie pojechała sama.   

background image

– Jestem pewna, że skoro zdecydowała się jechać, to musiała mieć ważne powody.   
– Czy mogła wziąć kogoś ze sobą? 
–  Nie  wiem.  –  Dora  milczała  przez  chwilę.  –  Czy  ma  pan,  doktorze,  policyjną 

krótkofalówkę? 

– Nie.   
– Ja też nie, ale znam kogoś, kto ma. Zobaczę, co się da zrobić.   
Ryan odetchnął głęboko. Nie chciał snuć dramatycznych wizji, ale nie mógł nie myśleć o 

powodach, dla których Amy wciąż nie dzwoniła. Chyba że nie jest w stanie zadzwonić.   

Chciał  wsiąść  do  samochodu  i  szukać  jej,  lecz  nie  mógł  prowadzić  po  takiej  dawce 

środków przeciwbólowych. W poczuciu bezsilności patrzy! na nogę, przeklinając nieszczęsny 
skuter.   

– Bądź ze mną w kontakcie, Doro – poprosił.   
Po  przerwaniu  połączenia  przez  jakiś  czas  trzymał  w  ręku  słuchawkę.  W  swoim  życiu 

wierzył niewielu tylko ludziom, Amy wierzyła wszystkim. Na Boga! W co ona się wplątała?! 

 

Amy  klęczała  na  dywaniku  przykrywającym  zniszczone  linoleum  w  domu  Mullenów  i 

odwijała  prowizoryczny  bandaż,  którym  stopa  dziesięcioletniego  Tony’ego  owinęta  była  od 
kostki aż do palców. Ciemnowłosy chłopiec o oczach czarnych jak noc siedział spokojnie na 
krześle, zaciskając kurczowo ręce z obu stron siedzenia, jakby w ten sposób chciał zmniejszyć 
ból.  Sądząc  po  wycieku  ropy  z  głębokiego  rozcięcia,  które  biegło  przez  podbicie  stopy,  i 
czerwonych pręg dookoła, chłopak musiał bardzo cierpieć.   

– Jak dawno to się stało? 
–  Prawie  tydzień  temu  –  odparła  Shawna,  matka  chłopca.  Ciężkim  warunkom  życia  i 

mężowi  pijakowi  zawdzięczała,  że  w  wieku  trzydziestu  lat  wyglądała  na  znacznie  więcej. 
Pomimo  widocznej  biedy  dzieci  sprawiały  wrażenie  czystych,  chociaż  ich  ubrania  były 
zniszczone.  Kuchnię  oddzielono  od  tak  zwanego  „saloniku”  przez  ustawienie  dwóch 

sfatygowanych  foteli  i  kanapy,  toteż  łatwo  można  było  zauważyć,  że  Shawna  utrzymywała 
swoje małe królestwo w czystości.   

– Czym się skaleczyłeś? – zapytała Amy.   
– Blaszaną puszką – odparł chłopiec drżącym głosem.   
– Gdybym  to  mówiła im tylko  raz – wtrąciła jego matka. – Powtarzam  to tysiące  razy, 

żeby  się  nie  bawiły  przy  śmietniku,  ale  czy  one  tam  słuchają!  –  Shawna  spojrzała  na 
gromadkę dzieciaków, które, zawstydzone, spuściły głowy.   

– Czy ta puszka była zardzewiała? 
– Chyba tak...   
– Kiedy Tony był szczepiony na tężec? 
– Parę lat temu. Czy on będzie miał szczękościsk? 
– Nie, ale trzeba założyć kilka szwów i jak najszybciej podać antybiotyki. Powinnaś była 

zgłosić się z nim do mnie szybciej – rzekła Amy w nadziei, że Shawna, gdy coś podobnego 
zdarzy się innym dzieciom, nie popełni już takiego błędu.   

– Nie mogłam, ale robiłam mu opatrunki i myślałam, że wszystko będzie dobrze.   

background image

Amy spojrzała na gromadkę dzieci tłoczących się w maleńkiej kuchni. Najstarsze z nich, 

dziewczynka,  miało  dwanaście  lat,  najmłodsze,  chłopczyk,  około  czterech.  Wszystkie  były 
bose i spalone przez słońce od ciągłego przebywania na powietrzu.   

–  Obawiam  się,  że  z  chłopcem  nie  jest  dobrze  –  oznajmiła  Amy,  starając  się  oczyścić 

ranę. – Rozwinęła się infekcja i potrzebna jest szybka interwencja lekarza.   

– Może wystarczą jakieś proszki lub maść...   
–  Nie  wystarczą  –  powtórzyła  z  naciskiem  Amy.  –  Tony  musi  natychmiast  otrzymać 

antybiotyk  w  zastrzyku,  jeśli  chcemy  uratować  mu  stopę.  Przy  jego  cukrzycy  nie  można 

lekceważyć tej rany i liczyć, że samo przejdzie.   

Shawna załamała ręce i z łękiem spojrzała w kierunku zamkniętych drzwi.   
– Naprawdę trzeba go zabrać do szpitala? 
–  Naprawdę  –  powtórzyła  Amy.  –  Im  dłużej  będziemy  zwlekać,  tym  mniejsze  będą 

szanse na uratowanie chłopca.   

– Nie mam jak go tam zawieźć – odparła Shawna przez łzy.   
–  Mam  tu  samochód  –  uspokoiła  ją  Amy,  po  czym  szybko  owinęła  stopę  Tony’ego 

wyjętym  z  torby  czystym  bandażem.  –  Jeśli  ktoś  z  was  weźmie  moją  torbę,  to  zaprowadzę 
Tony’ego  do  anta.  –  Pomogła  chłopcu  wstać,  ale  zanim  zdołali  ruszyć  się  z  miejsca, 
zamknięte dotychczas drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wtoczył się Yancy Mullea.   

–  Co  tu  się  dzieje?!  –  ryknął,  poprawiając  dżinsy  na  opasłym  brzuchu.  –  Człowiek  nie 

może nawet spokojnie pospać.   

Shawna i gromadka dzieci zamarły z przerażenia.   
– Staraliśmy się być cicho, Yancy. Wracaj do łóżka.   
–  Już  się  obudziłem!  –  zagrzmiał.  Po  chwili,  trąc  nie  ogoloną  twarz,  zmrużył  oczy,  ze 

zdumieniem patrząc na Amy. – A kim ty, do diabła, jesteś? 

– Nazywam się Amy Wyman – odparła, czując w powietrzu odór alkoholu. – Pańska żona 

wezwała mnie do syna. Jestem pielęgniarką.   

Mężczyzna spojrzał na Tony’ego.   
– Co z tobą, chłopcze? 
– N... nic – wyjąkał mały. Yancy machnął na niego ręką.   
– To wynoś się stąd i czymś zajmij.   
Kiedy Tony chciał wykonać jego polecenie, Amy chwyciła go za ramię i przyciągnęła do 

siebie.   

– Tony ma groźną ranę. Muszę go zabrać do szpitala. Yancy spojrzał z furią na żonę.   
–  Znowu  wezwałaś  jednego  z  tych  zbawicieli  świata,  żeby  się  wtrącał  w  nie  swoje 

sprawy? 

– Tony jest chory – odparła Shawna, spuszczając wzrok.   
– Za bardzo się z nim cackasz. Przecież wydałem już moje ciężko zarobione pieniądze na 

lekarstwo,  które  podobno  było  nu  potrzebne.  Insulina  czy  coś  takiego.  –  Splunął  na 

nieskazitelnie czystą podłogę.   

– Tony jest cukrzykiem – przerwała mu Amy – i właśnie ze względu na jego chorobę ta 

infekcja jest taka groźna.   

background image

– To daj mu jakieś proszki lub zastrzyk.   
– Chłopiec potrzebuje leczenia szpitalnego. Zabieram go rozwścieczony Yancy ruszył w 

jej kierunku.   

– Diabła tam zabierasz! Nie możesz wziąć dzieciaka bez mojej zgody.   
Jednak Amy nie miała zamiaru ustąpić.   
– Pańska żona już się zgodziła – odparła, starając się zachować spokój.   
– Diabła tam zgodziła! – ryknął mężczyzna i Amy pomyślała, że tak ryczeć może jedynie 

rozwścieczone zwierzę.   

– Panie Mullen – zaczęła – Tony może umrzeć bez właściwego leczenia.   
Jeszcze bardziej zmrużył oczy.   
– To ty tak twierdzisz.   
– W porządku – odrzekła. – Zawieziemy go więc na pogotowie. Tam lekarz z pewnością 

powie to samo.   

– Nie będę płacił za żadne pogotowie ani za lekarzy. To banda szarlatanów.   
– Oni uratują mu życie. Tony nie może tu zostać. Yancy odwrócił się z furią do żony.   
–  Czy  nie  mówiłem,  żebyś  mu  wymoczyła  stopę  w  roztworze  siarczanu  magnezu? 

Gdybyś mnie posłuchała, nie byłoby teraz problemu.   

– Zrobiłam to, Yancy, ale nie pomogło – odparła Shawna drżącym głosem.   
– Tony’emu potrzebne są antybiotyki i moczenie nogi nic tu nie pomoże. Chyba nie chce 

pan, żeby syn stracił stopę? 

–  Moi  rodzice  zawsze  stosowali  taką  wodę  i  obywali  się  bez  tych  wszystkich 

napuszonych konowałów.   

– Mieli szczęście.   
Yancy oparł muskularne ręce na brzuchu.   
– Co było dobre dla nich, jest również dobre dla mnie i dla mojej rodziny.   
Amy  nawet  na  chwilę  nie  przyszło  do  głowy,  że  mimo  całej  tej  słownej  agresji  Yancy 

mógłby komukolwiek zrobić krzywdę.   

– Jeżeli pan uważa, że sprawiam kłopot – powiedziała – to wkrótce przekona się pan, co 

znaczą  prawdziwe  kłopoty,  gdy  zawiadomię  opiekę  społeczną,  że  nie  zgadza  się  pan  na 
leczenie dziecka.   

W oczach mężczyzny pokazały się dziwne błyski.   
– Nic nikomu nie powiesz – rzekł, kręcąc głową.   
– Myli się pan, panie Mullen – odparła Amy. – Powiem wszystko, jeśli Wyjdę stąd bez 

Tony’ego,  a  ponieważ  naraża  pan  zdrowie  i  życie  dziecka,  policja  zapuka  do  pana  drzwi, 
zanim zdąży pan otworzyć następną puszkę piwa.   

– Blefujesz.   
– Nie, nie blefuję.   
– Doskonale, ja też. Gdzie moja strzelba? 
– Lepiej niech pani idzie – szepnęła Shawna, gdy Yancy zniknął w sypialni. – Schowałam 

ją, ale w końcu ją znajdzie. Zawsze tak jest.   

– Nie wyjdę bez Tony’ego. Poza tym, on również i dla was jest niebezpieczny.   

background image

–  Nie  zrobi  nam  krzywdy.  Niech  pani  już  idzie.  –  Popchnęła  ją  w  stronę  wyjścia. 

Czteroletni chłopiec rozpłakał się i najstarsza dziewczynka zaczęła go uspokajać.   

Chociaż Tony ważył około czterdziestu kilogramów, Amy jakoś doniosła go do wyjścia. 

Gdy była już przy drzwiach, do jej uszu dobiegł charakterystyczny szczęk ładowanej broni.   

–  Powiedziałem  ci,  nigdzie  nie  pójdziesz  z  moim  synem.  Dzieciarnia  w  pośpiechu 

wybiegła na zewnątrz, zostawiając Amy, Tony’ego i Shawnę z rozjuszonym mężczyzną.   

Na  widok  wymierzonej  w  nią  strzelby  Amy  nagle  poczuła  suchość  w  gardle.  Wciąż 

jednak nie miała zamiaru ustąpić. Ludzie tacy jak Yancy Mullen są silni jedynie w stosunku 
do  tych,  których  uważają  za  słabszych  od  siebie.  Chciała  wierzyć,  że  Shawna  miała  rację, 
twierdząc, iż Yancy ich nie skrzywdzi.   

~ Tony potrzebuje lekarza – powtórzyła.   
–  Siadaj!  –  wrzasnął  mężczyzna,  odsuwając  ją  od  drzwi.  –  Jeśli  moja  żona  uważa,  że 

możesz mu pomóc, to bierz się lepiej do roboty.   

– Zrobiłam, co mogłam. Tu więcej nie zdziałam.   
– No to mamy kłopot. Ty nie możesz wyjść stąd z chłopakiem, a bez mego też nie chcesz 

wyjść, no to czuj się tu jak u siebie w domu. Jeśli jest taki chory, jak gadasz, to zostaniesz tu 
przez jakiś czas.   

– On bez antybiotyków z tego nie wyjdzie! – zawołała Amy ze złością. – Dlaczego nie 

pojedzie pan z nami, aby na własne uszy usłyszeć, jaka jest prawda? 

– Wy, konowały, zawsze trzymacie razem.   
– Zadzwonię do mojego przyjaciela... Yancy przerwał jej w pół słowa.   
– Do nikogo nie będziesz dzwonić. Lepiej usiądź i zamknij się.   
Amy, widząc, że nie trafią do niego żadne argumenty, podprowadziła chłopca do kanapy i 

usiadła  obok  niego.  Musi  się  jakoś  stąd  wydostać.  Jeśli  któreś  z  dzieci  Mullenów  znalazło 
telefon  i  zadzwoniło  na  policję,  to  wkrótce  będzie  wolna,  ale  jeśli  nie,  to  musi  sama  coś 
wymyślić.   

– Podaj mi jeszcze jedno piwo! – zawołał Yancy ze swojego stanowiska przy kuchennym 

stole, skąd miał doskonałe pole obserwacji.   

Shawna  podeszła  do  lodówki,  wyjęła  puszkę  i  postawiła  ją  na  stole,  po czym  ponownie 

usiadła  na  kanapie  i  przygarnęła  do  siebie  chłopca.  Mężczyzna  otworzył  puszkę  i  wypił 
połowę jej zawartości.   

– To będzie długa noe – oświadczył, po czym ponownie podniósł puszkę do ust.   
Amy spojrzała na zegarek. Zbliża się wpół do ósmej, Ryan nie będzie się o nią martwił do 

dziewiątej. Gdyby tylko mogła do niego zadzwonić...   

Tymczasem Yancy opróżni puszkę i zgniótł ją w potężnej dłoni.   
– Chcesz jeszcze jedną? – zapytała Shawna.   
– Daj. Nie ma co robić – mruknął.   
Shawna wyjęła z lodówki dwie puszki i postawiła je przed nim. Zanim doszła do kanapy, 

Yancy osuszył już drugą i zabierał się do trzeciej.   

– Zaraz będzie miał dosyć – szepnęła Shawna. – Niech pani wtedy ucieka.   
Nagle  do  ich  uszu  dobiegło  wycie  syreny  i  Amy  odetchnęła  z  ulgą.  Niestety,  jej  radość 

background image

trwała krótko, gdy syrena umilkła gdzieś w oddali. Yancy podniósł się i chwiejnym krokiem 
podszedł do okna.   

– Ciekawe, co się stało? Cholerni sąsiedzi! Gliny bez przerwy muszą się tu szwendać.   
Amy wciąż się łudziła, że stróże prawa zostali jednak wezwani do nich, ale kiedy Yancy 

wrócił na swoje miejsce przy stole wyraźnie uspokojony, jej optymizm zgasł.   

Kilka minut później jakiś głos zawołał nagle: 
– Yancy Mullen! Tu policja. Odłóż broń i wyjdź z domu z podniesionymi rękami.   
Mężczyzna zerwał się na równe nogi, klnąc przy tym siarczyście.   
–  Co,  u  diabła?  –  Podszedł  do  okna  i  zawołał:  –  Nie  liczcie  na  to!  Nie  mam  zamiaru 

wychodzić! 

– Wypuść więc osoby, które przetrzymujesz – wołał ktoś przez megafon.   
– Nie ma mowy. Lepiej się tu nie zbliżajcie! 
– Wypuść wszystkich. Porozmawiamy! – powtarzał głos.   
– Dobra, posłuchajcie więc tego! – Odciągnął spust i strzelił w sufit.   

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Shawna  krzyknęła  przeraźliwie,  Tony  rozpłakał  się,  a  Amy,  widząc,  jak  ogromny  płat 

tynku  leci  na  nich  z  góry,  zasłoniła  sobą  chłopca.  Pomyślała,  że  jeśli  nawet  wyjdzie  z  tego 
cało, Ryan i tak ją zamorduje za to, że sama pojechała na tę wizytę.   

Ogarnęło ją przerażenie, że może go już nigdy nie zobaczyć. Tylko spokojnie, powtarzała 

sobie.  Musi  znaleźć  jakieś  wyjście  albo  przynajmniej  zachować  ich  wszystkich  przy  życiu, 
zanim policji uda się obezwładnić tego szaleńca.   

Kiedy chmura pyłu nieco opadła, z niepokojem spojrzała na Tony’ego i Shawnę.   
– Nic wam nie jest? 
Tony wciąż pociągał nosem, ale jego matka pokręciła tylko głową. Przez parę minut nic 

się  nie  wydarzyło.  Amy  odetchnęła  głęboko  i  natychmiast  zaniosła  się  kaszlem,  gdy 
przesycone kurzem powietrze dostało się jej do płuc.   

W końcu Yancy, nie kryjąc zadowolenia, odezwał się: 
– Pokazałem im, nie? 
– Ty głupku, chcesz nas pozabijać? – powiedziała Shawna przez łzy. – Chciałyśmy tylko 

zawieźć Tony’ego do szpitala. Teraz będziesz miał Jiiezte kłopoty.   

Amy położyła jej rękę na ramieniu.   
–  Nie  prowokuj  go  –  szepnęła.  –  Kiedy  się  trochę  uspokoi,  może  potrafimy  go  jakoś 

przekonać.   

Ssawna  z  rezygnacją  skinęła  głową  i  tuląc  do  siebie  szlochającego  synka,  zaczęła  mu 

szeptać coś do ucha.   

Minęła  godzina,  później  druga.  Yancy  wciąż  odmawiał  wypuszczenia  kogokolwiek  z 

domu. Powoli zapadał zmrok. Ostatnie promienie słońca zgasły, a wraz z nimi nadzieja Amy 

na szybkie uwolnienie.   

– Zapal światło – rozkazał Yancy i jego żona posłusznie włączyła stojącą z tyłu lampę.   
Napięcie w pokoju wciąż rosło i Amy wątpiła, czy okropny. ciężar, jaki czuła w żołądku, 

kiedykolwiek ustąpi. Rozcierała kark i poruszała ramionami, zastanawiając się, kiedy brygada 
antyterrorystyczna wkroczy do akcji. Nagle drzwi wejściowe i drugie z tyłu domu otworzyły 
się jednocześnie i do środka wtargnęła grupa specjalna z bronią gotową do strzału. Akcja była 
tak niespodziewana, że Yancy nie miał nawet czasu, by chwycić leżącą na stole strzelbę.   

–  Nie  ruszaj  się!  –  zawołał  jeden  z  policjantów,  podczas  gdy  dwaj  inni  zajęli  pozycje 

osłaniające zakładników.   

Uznając  swą  porażkę,  Yancy  poddał  się  i  dwaj  policjanci  natychmiast  wykręcili  mu  do 

tyłu ręce i założyli kajdanki.   

–  Czy  ktoś  jest  ranny?  –  spytał  kierujący  akcją  oficer.  Głos  Amy  zdawał  się  równie 

drżący jak jej kolana.   

– Dzięki Bogu, już po wszystkim. Nic nam nie jest. Jednak chłopca trzeba jak najszybciej 

przewieźć do szpitala.   

–  Karetka  czeka  przed  domem  –  poinformował  oficer.  Dramat  nareszcie  się  skończył. 

background image

Policjanci  wyprowadzili  Yancy’ego  do  policyjnego  wozu.  Pozostałe  dzieci  Shawny  rzuciły 
się do domu, niepewne, co zastaną. Ich matka, nie mogąc opanować łez, otworzyła ramiona i 
mocno  je  do  siebie  przytuliła.  Amy  również  miała  ochotę  się  rozpłakał,  ale  ktoś  musiał 
porozmawiać z policją i zająć” się Tonym.   

–  Zadzwoniliśmy  na  policję,  mamo  –  powiedziała  jedna  z  dziewczynek  –  Tatuś  chyba 

oszalał, prawda? 

–  Tak,  kochanie,  ale  nie  mówmy  już  o  tym.  –  Shawna  otarła  palcami  łzy.  –  Chodźcie, 

odprowadzimy Tony’ego do karetki.   

– Ja go zaniosę, proszę pani – rzekł jeden z policjantów. Wziął chłopca na ręce i wyszedł 

z domu, otoczony gromadką dzieci.   

– Co masz zamiar zrobić? – zapytała Amy Shawnę. – Nie możecie dalej tak żyć.   
~ Wiem – odparła z westchnieniem. – Wciąż się łudziłam, że on się zmieni, ale teraz już 

w to nie wierzę. Najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy i znaleźć jakieś rozwiązanie.   

–  Zwróćcie  się  do  ośrodka  pomocy  rodzinie  –  rzekła  Amy.  –  Jeśli  chcesz,  policja 

umożliwi ci nawiązanie kontaktu.   

– Tak zrobię – odparła kobieta.   
Amy  wyszła  z  domu,  obejmując  ramieniem  szczupłą  sylwetkę  Shawny,  nie  do  końca 

przekonana,  kto  kogo  podtrzymuje.  Nagle  w  ciemnościach  ktoś  zawołał  jej  imię  i  Amy 
przystanęła,  by  rozejrzeć  się  dookoła.  Ku  jej  zdumieniu  z  mroku  wyłonił  się  Ryan  i 
posługując się kulami, wolno zmierzał w jej kierunku.   

Kiedy  znalazł  się  w  zasięgu  padającego  z  ganku  wątłego  światła,  wyraz  jego  twarzy 

powiedział jej wszystko. Świadomość, przez co musiał przejść, by się tu znaleźć, sprawiła, że 
z trudem powstrzymywane łzy popłynęły serdecznym strumieniem.   

Widząc, jak odrzuciwszy jedną z kol, wyciąga do niej rękę, zostawiła Shawnę i rzuciła się 

do  niego.  Po  raz  pierwszy  od  chwili,  gdy  weszła  do  domu  Mullenów,  przestała  być 
opanowaną,  dzielną  Amy.  Ryan  trzymał  ją  w  ramionach,  aż  przestała  drżeć,  a  fontanna 
zalewających ją tez zamieniła się w wąską strużkę.   

– Słyszałem strzał – powiedział.   
– Nic nam się nie stało – zapewniła. – Tak bardzo się bałam, że już nigdy cię nie zobaczę.   
– Ja również się bałem. Spojrzała na niego badawczo.   
– Skąd wiedziałeś, co się stało? ł jak się tu dostałeś? 
–  Dora  zadzwoniła,  a  to,  jak  się  tu  dostałem,  jest  nieistotne.  Powiedz  mi,  Amy,  czy  ty 

zupełnie straciłaś rozum? – Teraz, kiedy nic już jej nie groziło, chciał wykrzyczeć cały swój 
lęk i ból.   

– Nie. Ja...   
– Mogłaś zginąć. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? 
– Nie przypuszczałam, że coś takiego może się stać.   
– Mimo to powinnaś mi była powiedzieć.   
– Dziękuję ci bardzo. Nie musisz na mnie krzyczeć. Dosyć już dziś przeżyłam.   
Odetchnął głęboko.   
–  Przepraszam,  ale,  na  Boga,  czy  ty  masz  pojęcie,  przez  co  ja  przeszedłem?  –  spytał 

background image

załamującym się głosem.   

Nagle  ją  pocałował,  ale  w  tym  pocałunku  nie  było  nawet  cienia  namiętności,  a  jedynie 

serdeczna tkliwość i potrzeba utwierdzenia się w przekonaniu, że jest cała i zdrowa. Znowu 
mocno ją objął, jakby się bał, że odejdzie. Po chwili podniósł głowę i jeszcze raz spojrzał na 
nią uważnie.   

– Naprawdę dobrze się czujesz? 
– Naprawdę.   
Fizycznie rzeczywiście czuła się dobrze ale emocjonalnie? Tego nie była pewna.   
–  To  ja  powinnam  ci  zadać  to  pytanie.  Co  za  pomysł,  żeby  tu  przyjeżdżać.  Dziś  rano 

byłeś operowany i powinieneś odpoczywać.   

– Odpoczywałem, czekając na ciebie – odparł. – Możemy już wracać do domu? 
–  Jeszcze  nie.  Policja  czeka  na  moje  zeznanie,  Tony’emu  trzeba  załatwić  przyjęcie  do 

szpitala, a Shawnie zapewnić...   

–  Złóż  więc  to  zeznanie,  a  ja  w  tym  czasie  zadzwonię  do  Jacksona,  żeby  zajął  się 

chłopcem.   

– A co z Shawną i dziećmi? 
– Wiem od szefa policji, że Yancy jakiś czas spędzi w areszcie. Shawna na razie nie musi 

się martwić o siebie i dzieci. Mogą spokojnie zostać w domu.   

– Tak, ale zanim odjadę, chcę być tego pewna. Zostawiła na chwilę Ryana i podeszła do 

matki Tony’ego.   

Sąsiedzi  zgodzili  się  zawieźć  ją  <ło  szpitala  i  przypilnować  pozostałe  dzieci.  Po 

zapewnieniu ich, że Tony wkrótce znajdzie się pod troskliwą opieką, rozejrzała się dookoła w 

poszukiwaniu  Ryana.  Stał  oparty  o  maskę  samochodu  policyjnego  i  rozmawiał  z  jakimś 

funkcjonariuszem.   

– Panno Wyman, czy może nam pani opowiedzieć, co się stało? – zapytał policjant, kiedy 

Amy do nich podeszła.   

Po godzinie Amy była wreszcie wolna.   
–  Może  w  końcu  się  dowiem,  jak  się  tu  dostałeś?  –  zapytała,  idąc  z  Ryanem  do 

samochodu.   

– Wykorzystałem swoje znajomości i zabrałem się z załogą karetki na wypadek, gdyby 

ktoś potrzebował lekarza. Teraz mam zamiar zabrać się z tobą. Gdybyś jednak nie czuła się na 
sitach prowadzić, jeden z policjantów obiecał, że nas odwiezie.   

– Czuję się zupełnie dobrze – powtórzyła, starając się opanować lekkie drżenie rąk.   
W milczeniu podjechali przed dom Ryana.   
– Zaparkuj po swojej stronie – powiedział. – Przejdę ten kawałek.   
– Nie bądź dziecinny. Przejechałam  przez całe  miasto, to  z pewnością  potrafię również 

zawrócić.   

– Jesteś trochę blada. Na pewno dobrze się czujesz? – zapytał ponownie, gdy zatrzymali 

się przy jego podjeździe.   

–  Pytałeś  mnie  już  o  to  chyba  ze  sto  razy.  Naprawdę,  nic  mi  nie  jest  –  Jeśli  jednak 

dojdziesz do wniosku, że dobrze by było pogadać, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.   

background image

Skinęła głową i zapytała: 
– Czy chcesz, żebym odprowadziła cię do drzwi? 
– Dam sobie radę – odparł, gramoląc się z samochodu. – Dobranoc.   
–  Dobranoc  –  odpowiedziała,  marząc  jedynie  o  tym,  by  jak  najszybciej  znaleźć  się  w 

domu.   

Po  chwili  z  ulgą  zamykała  za  sobą  drzwi.  Skoncentrowanie  się  na  rutynowych 

czynnościach  na  chwilę  odgoniło  złe  myśli.  Gdy  jednak  weszła  do  sypialni,  ponownie 
ogarnęło ją przerażenie. Widok Yancy’ego biorącego do ręki strzelbę nie pozwalał jej zasnąć.   

W  końcu  poddała  się,  wstała  z  łóżka,  przeszła  do  saloniku  i  chociaż  zegar  wskazywał 

drugą w nocy, zadzwoniła do szpitala, by zapytać o stan zdrowia Tony’ego.   

– Jest pani drugą osobą, która o to pyta – zauważyła dyżurna pielęgniarka. – Pięć minut 

temu dzwonił doktor Gregory.   

A więc on również nie może zasnąć, pomyślała Amy.   
–  Matka  chłopca  śpi  w  jego  pokoju  –  poinformowała  pielęgniarka.  –  Chce  pani  z  nią 

porozmawiać? 

– Proszę jej nie budzić. Wpadnę jutro rano.   
Odłożyła słuchawkę i skuliła się w rogu kanapy, tuląc do siebie ogromnego pluszowego 

misia  i  wsuwając  palce  stóp  pod  ciepłe  ciało  Mindy.  Pomyślała,  że  ma  za  sobą  okropny 
wieczór i że nigdy nie będzie w stanie go zapomnieć.   

– Jak sądzisz, Mindy, powinnam zadzwonić do Ryana? – zapytała nagle.   
Mindy natychmiast zerwała się i wymownie spojrzała w stronę kuchni.   
–  Rozumiem,  że  jesteś  za  –  rzekła  Amy  i  uśmiechnęła  się,  widząc,  jak  jej  ulubienica 

ochoczo zeskakuje z kanapy i biegnie w stronę patio. – Ja tylko dzwonię! – zawołała, biorąc 
słuchawkę. – Nie idziemy z wizytą, Mindy.   

Zanim  jednak  zdążyła  wybrać  numer,  usłyszała  energiczne  pukanie  do  drzwi  na  patio. 

Kiedy uchyliła żaluzje, ujrzała po drugiej stronie wspartego na kulach Ryana, trzymającego 
piersiówkę w skórzanym etui.   

– Zauważyłem, że zapaliłaś światło – powiedział, pokonując próg. – Nie możesz zasnąć? 
– Nie – przyznała, nie kryjąc radości, że go widzi.   
–  Tak  myślałem  i  dlatego  przyniosłem  coś,  co  ci  w  tym  pomoże.  –  Podniósł  do  góry 

butelkę.   

– Alkohol zawsze wywołuje u mnie koszmary. Nie chcę zalewać nim problemów.   
– Ktofflówi o zalewaniu? rzekł, kierując się w stronę szafek przy zlewie. – Dostaniesz 

jedynie łyk koniaku w celach absolutnie zdrowotnych. Gdzie trzymasz szkło? 

– W szafce po prawej stronie.   
Wyjął małą szklaneczkę do soku i wlał do niej około trzydziestu gramów alkoholu.   
– Wypij do dna – powiedział.   
Zmierzyła  wzrokiem  bursztynowy  płyn,  po  czym  wypiła  go  jednym  haustem  i  niemal 

natychmiast zaniosła się kaszlem. , – No jak, lepiej ci? – spytał z uśmiechem.   

– Nie powiedziałabym – wykrztusiła z trudem.   
– Zaraz zrobi ci się cieplej – zapewnił. – A teraz czas do łóżka – oświadczył głosem nie 

background image

znoszącym sprzeciwu.   

– Nie wyjdziesz jeszcze, prawda? 
– Zaczekam, aż zaśniesz. Co ty na to? Spojrzała na niego z wdzięcznością.   
– Sypialnia jest po tamtej stronie holu. Jesteś pewien, że kieliszek koniaku nie przydałby 

się również i tobie? A może chcesz herbaty? 

Najwyraźniej bała się zamknąć oczy i robiła wszystko, żeby ten moment oddalić.   
– Będę cały czas przy tobie – obiecał.   
Przeszedł  za  nią  przez  salon,  minął  hol  i  wreszcie  dotarł  do  sypialni.  Białe,  koronkowe 

firanki, odrzucona liliowa narzuta na łóżko,  odsłaniająca jasno-różowe prześcieradło, i  kilka 
rzuconych  na  podłogę  poduszek  –  wszystko  to  wskazywało,  że  w  tym  pokoju  mieszka 
kobieta.  Idealnie  dopasowana  serweta  przykrywała  nieduży,  okrągły  stolik,  a  bukiecik 
świeżych kwiatów przepełniał powietrze zapachem, który Ryanowi kojarzy! się z Amy.   

– Zostawiam dla ciebie lewą stronę – powiedział.   
Miał  zamiar  posiedzieć  przy  niej,  nigdzie  jednak  nie  widział  niczego,  na  czym  mógłby 

usiąść. Nie miał więc wyboru i musiał się ulokować na jej łóżku. Walcząc z nagłą suchością 
w  gardle,  oparł  kule  o  ścianę  i  z  żalem  pomyślał  o  łyku  koniaku,  z  którego  wcześniej  tak 
nierozważnie zrezygnował.   

Kiedy się schylił, aby w końcu ułożyć się na łóżku z poduszką wetkniętą pod plecy, nie 

potrafił powstrzymać westchnienia ulgi. Po chwili Amy zgasiła stojącą przy łóżku lampkę i 
wśliznęła się pod narzutę.   

– To jakieś szaleństwo, ale cała się trzęsę.   
Pokonując głos rozsądku, wyciągnął się przy niej i bez słowa objął. Jej jedwabiste włosy 

rozsypały  się  na  jego  ramieniu,  gdy  ufnie  kładła  głowę  na  jego  piersi.  Delikatnie  muskał 
palcami  jej  policzki,  szyję,  plecy,  czując,  jak  bardzo  jest  spięta.  W  końcu  drżenie  powoli 
zaczęło ustępować.   

– Skąd wiedziałeś, że nie mogę spać? – zapytała.   
–  Ja  też  „nie  mogłem  zasnąć.  –  Wciąż  miał  w  uszach  ten  straszny  odgłos  wystrzału. 

Nigdy  w  życiu  nie  czuł  się  tak  bezradny  jak  wtedy.  –  Dzwoniłem  nawet  do  szpitala,  aby 
zapytać, jak się czuje Tony. Powiedzieli, że wszystko w porządku.   

– Musiałam dzwonić tuż po tobie, ponieważ pielęgniarka powiedziała mi to samo.   
–  Dzwoniłem,  bo  ten  chłopiec  ostatnio  wiele  przeżył.  Chyba  należałoby  sprowadzić  do 

niego psychologa.   

– Nie pomyślałam o tym – przyznała ze skruchą. – Bardziej skoncentrowałam się na jego 

stanie fizycznym, zapominając o psychice. Jakie to miłe z twojej strony.   

Uśmiechnął się.   
– To przecież moja praca. Postaram się rano posiać do Tony

ego psychologa.   

– Bardzo się cieszę, ale powiedz mi w końcu, dlaczego nie mogłeś zasnąć. Czy noga cię 

bolała? 

Pokręcił głową.   
– Wciąż prześladowała mnie myśl, że Yancy mógł trafić nie w sufit, ale w ciebie.   
Usiadła i z przekorą w głosie zapytała: 

background image

– Dlaczego, doktorze Gregory? Jestem doprawdy zaskoczona pańską troską.   
– To proste. Niełatwo dziś znaleźć dobrą pielęgniarkę. – Doskonale jednak wiedział, że 

prawda  była  inna.  Bał  się,  że  może  stracić  kogoś  więcej  niż  tylko  pielęgniarkę.  Czyżby  to 
była więc miłość, czy jedynie zauroczenie? Powinien był zastanowić się nad tym wcześniej, 
kiedy go jeszcze tak nie omotała i gdy mógł bardziej nad sobą panować. – Niech ci to tylko 
nie uderzy za bardzo do głowy.   

W świetle księżyca widział, że Amy się uśmiecha.   
– Możesz być spokojny – odpowiedziała i znowu się do niego przytuliła.   
–  Jak  to  się  stało,  że  taka  subtelna  dziewczyna  zdecydowała  się  występować  w  roli 

klauna? 

–  Sunny  wspomniała  pewnego  dnia,  że  szuka  kogoś,  kto  mógłby  ją  od  czasu  do  czasu 

zastąpić.  Pomyślałam,  że  może  być  zabawnie,  i  zgodziłam  się.  Jednak  opanowanie  trików 
wcale nie było takie proste.   

Ryan przypomniał sobie, ile godzin spędził, zanim nauczył się triku z monetą.   
– Wiem.   
– Kto nauczył cię tej sztuczki, którą mi pokazałeś? 
–  Moja  mama.  Lubiła  popisywać  się  w  towarzystwie.  –  Najwyraźniej  nie  chciał  jednak 

rozmawiać  o  swojej  rodzinie,  ponieważ  szybko  zmienił  temat  –  Opowiedz  mi  coś  o 
Mullenach.   

Zesztywniała nagle, ale trwało to tylko chwilę.   
–  U  Tony’ego  stwierdzono  cukrzycę  wkrótce  po  moim  przyjeździe  do  Mapie  Corners. 

Jego ojciec nie uwierzył, że chłopiec jest chory, i nie chciał płacić za insulinę. Dzięki dobrym 
układom z opieką społeczną udało mi się objąć Tony’ego ubezpieczeniem.   

– O co więc ta cała awantura? Yancy nie musi przecież wydać ani grosza na leczenie.   
– To prawda, ale ten facet nie lubi, jak ktoś wtrąca się do jego spraw rodzinnych. Shawna 

poprosiła więc, żebym przyjeżdżała do nich, kiedy go nie ma w domu.   

– Jednak był.   
– Tym razem tak. Gdybym przyjechała następnego dnia rano, pewnie bym go nie zastała. 

Nie mogłam jednak czekać, wiedząc, jak wygląda noga chłopca.   

– Powinnaś była wziąć ze sobą kogoś z nas lub...   
–  Na  przykład  kogo?  –  przerwała  mu.  –  Ty  absolutnie  nie  wchodziłeś  w  grę.  Dora  nie 

mogła jechać, a Josh był nieosiągalny. Liczyłam na to, że Yancy się nie obudzi.   

– Nigdy więcej nie pakuj się w coś takiego.   
– Uhm – mruknęła.   
– Mówię poważnie, Amy.   
–  Wiem,  ale  nie  mogę  odmówić  komuś  pomocy  tylko  dlatego,  że  się  boję. 

Prawdopodobieństwo, że coś takiego się powtórzy, jest jak jeden do miliona – Oby tak byto – 
mrukną}. – Masz również inne wezwania? 

– Od czasu do czasu, ale tam sytuacja jest zupełnie inna.   
– Chcę ci wierzyć. Wczoraj skróciłaś mi życie przynajmniej o dziesięć lat.   
– Sobie również: 

background image

Przez jakiś czas w sypialni słychać było jedynie ciche posapywanie Mindy, śniącej swoje 

psie sny. Ryan czuł, jak jego powieki stają się coraz cięższe.   

– Chyba koniak zaczyna działać – szepnęła Amy.   
– To dobrze. – Starał  się zmobilizować resztki energii, by wstać,  ale nic mu  z tego nie 

wyszło.  Za  chwilę,  pomyślał.  Wkrótce  Amy  zaśnie,  a  on  pójdzie  do  swojego  zimnego, 
pustego łóżka.   

– Opowiedz mi o swoich rodzicach – poprosiła.   
–  Nie  ma  zbyt  wiele  do  opowiadania.  Rozwiedli  się  i  teraz  są  z  pewnością  o  wiele 

bardziej  szczęśliwi.  Nie  mieli  do  siebie  za  grosz  zaufania  i  kiedy  o  tym  myślę,  nie  mogę 
pojąć,  że  zdecydowali  się  na  małżeństwo.  –  Ojciec  często  mu  powtarzał,  że  pożądanie  i 
miłość to nie to samo. Sam jednak przekona) się o tym zbyt późno i Ryan przysiągł sobie, że 
nie popełni tego samego błędu.   

– Może nie mogli odnaleźć niczego,  co stanowiłoby podstawę do zbudowania trwałego 

związku.   

– Może. Matka zarzucała ojcu, że nie podziela jej  zainteresowań, a on odpłacał  jej tym 

samym. Spędzali ze sobą coraz mniej czasu, aż w końcu matka zdecydowała się na rozwód.   

–  Szkoda  Widziałam  w  twoim  gabinecie  rycinę  przedstawiającą  cmentarz  w  Arlington. 

Czy to miejsce ma dla ciebie jakieś szczególne znaczenie? 

–  Mój  dziadek  jest  tam  pochowany.  Spędziłem  z  nim  kiedyś  całe  łato  i  ten  okres 

wspominam jako najpiękniejszy w moim życiu. Bardzo za nim tęsknię.   

Dziadek  był  jedyną  osobą,  której  mógł  się  zwierzyć  z  każdego  kłopotu.  Jego  radę,  by 

poślubił kogoś, kogo mógłby zaakceptować wraz z jego wadami, Ryan wziął sobie głęboko 
do serca. Pozostał samotny, żeby uniknąć tej całej szopki, która zaczynała się małżeństwem, a 
kończyła rozwodem, i w której uczestniczyli już prawie wszyscy jego przyjaciele.   

Jednak teraz, kiedy leżał obok Amy, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, ile ta ostrożność 

go kosztuje.   

– Cieszy mnie, że miałeś z kim pogadać – wymruczała. Otoczony ciepłem jej ciała, czuł, 

jak powoli odpływa w sen.   

Jego ostatnim świadomym życzeniem było, żeby ta noc nigdy się nie skończyła.   

 

Obudził ją świergot kardynała, który uwił sobie gniazdo w pobliżu okna sypialni. Zanim 

otworzyła oczy, wiedziała, że to już ranek. Wbrew wcześniejszym obawom spała doskonale i 
wiedziała, że zawdzięcza to Ryanowi.   

Leżał  obok  niej  pogrążony  w  głębokim  śnie.  Pomyślała,  że  pod  skorupą  chłodnego  i 

zasadniczego faceta kryje się czarujący, czuły człowiek. Ich wczorajsza rozmowa pomogła jej 
wreszcie zrozumieć przyczyny jego rezerwy wobec ludzi.   

Ostry  dźwięk  telefonu  zdmuchnął  jej  z  oczu  resztki  snu.  Wysuwając  się  spod 

obejmującego  ją  ramienia,  zauważyła,  że  słońce  jest  już  wysoko  na  niebie,  a  wskazówki 
zegara nieubłaganie zbliżają się do dziewiątej. Klnąc pod nosem, wzięła do ręki słuchawkę.   

– Przyjdziesz dziś do pracy? – zapytała Tess.   
– Zaspałam – odparła, przecierając oczy i ziewając.   

background image

– Nie wiesz czasem, czy doktor Gregory dziś przyjdzie? Mam tu pacjentkę, która chce się 

z nim widzieć.   

Amy spojrzała spod oka na mężczyznę, który, wsparty na łokciu, uważnie ją obserwował. 

Bardzo jej się podobał z włosami w nieładzie i cieniem świeżego zarostu.   

– Nie bardzo wiem, jakie ma plany.   
Ryan, jakby się domyślając, że o nim mowa, przysunął się bliżej i szepnął jej do ucha: 
–  Powiedz,  że  przyjdę  po  południu.  Jeśli  ktoś  nie  może  zaczekać,  niech  go  wyśle  do 

Josha.   

Głos Tess mówił do jej drugiego ucha: 
– Może powinnam sama do niego zadzwonić? 
–  Nie,  nie  dzwoń.  Odeślij  pacjentkę  do  doktora  Jacksona.  Jeśli  doktor  Gregory  ma 

przyjść, to z pewnością pojawi się nie wcześniej niż po południu.   

–  Dlaczego  nie  powtórzyłaś  jej  tego,  co  powiedziałem?  –  zapytał,  kiedy  odłożyła 

słuchawkę.   

–  Ponieważ  zastanowiłoby  ją,  jak  to  się  stało,  że  znam  twoje  plany,  skoro  parę  sekund 

wcześniej nie miałam o nich pojęcia. Chyba że chcesz rozgłosić, gdzie spędziłeś tę noc.   

– Dobry pomysł – zauważył. – Jak ci się spało? 
– Cudownie. A tobie? 
– Najlepiej od dnia wypadku. Przepraszam, że nie wyszedłem, ale sam nie wiem, jak to 

się stało, że zasnąłem.   

–  Nie  masz  za  co  przepraszać  –  roześmiała  się.  –  Przynajmniej  miałam  przy  sobie 

grzejnik.  – Zastanawiała się, czy zaróżowienie na jego twarzy świadczy  o zakłopotaniu, czy 
jest jedynie grą słonecznego światła.   

– Mam nadzieję, że nie przygniotłem cię tym gipsem? – spytał, zmieniając temat.   
– Nie.   
Ryan najwyraźniej nie bardzo wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. Jego niepokój 

był  zdumiewający i  nieco staroświecki, tym  bardziej że sytuacja nie miała nic wspólnego z 
tym, co świat zwykle nazywa rankiem po szaleńczej nocy.   

Opuścił stopy na podłogę i chwycił za kule.   
– Lepiej już pójdę.   
Zanim jednak zdążył wstać, Amy go pocałowała.   
– A to za co? – spytał ze zdumieniem.   
–  Za  kilka  rzeczy  –  rzuciła  lekko.  –  Przede  wszystkim  za  to,  że  byłeś  tu,  kiedy  cię 

potrzebowałam.  Poza  tym...  –  wzięła  głęboki  oddech  i  wyrzuciła  z  siebie:  –  bardzo  tego 
chciałam.   

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Twarz Ryana powoli rozjaśniała się w uśmiechu.   
– Cieszę się, ze to powiedziałaś. Ja również tego chciałem. Początkowe wątpliwości, czy 

nie postąpiła zbyt impulsywnie, szybko zniknęły.   

– Co robisz w weekend? – zapytała.   
– Nie mam pojęcia. – Spojrzał wymownie na swoją nogę. – Och, z pewnością znajdzie się 

jakiś bieg na dziesięć kilometrów, w którym mógłbym uczestniczyć.   

– Bądź poważny – obruszyła się.   
– Pewnie zajmę się czymś w domu.   
– A co powiedziałbyś na koncert na świeżym powietrzu? 
– Świetnie.   
– Wobec tego postanowione. Spotkamy się o szóstej trzydzieści.   
–  Myślę,  że  wcześniej  –  odparł,  sięgając  po  kule.  –  Przyjadę  do  pracy,  jak  tylko  się 

pozbieram.   

– Po co? – zdziwiła się. – Przecież doktor Jackson ma cię zastąpić.   
– Potraktuj to jako próbę generalną przed następnym tygodniem – odparł, kierując się w 

stronę kuchni.   

– W porządku, ale bądź ostrożny.   
– Nie martw się. A może to ty powinnaś wziąć wolne? Spojrzała na niego ze zdumieniem.   
– Z jakiego powodu? 
– Słyszałaś o szoku pourazowym? 
– Mam przecież to już za sobą. Dzięki tobie.   
– Dobrze, ale jeśli...   
– Znam twój numer telefonu. Adres też. – Przez chwilę obserwowała, jak podpierając się 

kulami,  Ryan  wolno  idzie  w  kierunku  furtki  łączącej  ich  posesje,  po  czym  wzięła  szybki 
prysznic  i  tuż  po  wpół  do  dziewiątej  z  promiennym  uśmiechem  na  twarzy  zjawiła  się  w 
przychodni.   

– Wygląda na to, że ten dłuższy niż zwykle sen dodał ci energii – zauważyła Tess.   
– O tak, z pewnością.   
– Słyszałam o wczorajszym wieczorze. To musiało być dla ciebie straszne.   
– To prawda. Jednak wszystko dobrze się skończyło.   
– A co z chłopcem? 
– Nie rozmawiałam jeszcze z doktorem Jacksonem, ale zaraz to zrobię.   
– Przyjdź, kiedy skończysz. Jest do ciebie kilku pacjentów. Odłożyłam ich karty.   
–  Dobrze.  Za  chwilę  wrócę.  –  Weszła  do  swojego  pokoju  i  zadzwoniła  do  Josha.  – 

Powiedz, jak się czuje Tony? 

– Czekam na wyniki posiewu – odrzekł. – Badanie metodą Grama wykazało bogatą florę 

bakteryjną,  zastosowałem  więc  antybiotyk  o  szerokim  działaniu.  Zadzwonią  do  mnie  z 

laboratorium,  kiedy  odczytają  wynik.  Jeśli  odkryją  coś  nietypowego,  skorygujemy  leczenie. 

background image

Laboratorium powinno wykryć bakterie gramdodatnie w ciągu sześciu godzin. Dotychczas w 
żadnej z próbek nie stwierdzono wzrostu poziomu bakterii. Gdyby Tony znalazł się w szpitalu 
trochę później...   

Na myśl, że Tony przy swej cukrzycy miałby zmagać się jeszcze z posocznicą, przeszył ją 

dreszcz. Wprawdzie najnowsza generacja antybiotyków jest w stanie zdziałać cuda, ale w grę 
wchodzi przecież tyle różnych odmian...   

– Śledzimy również poziom cukru we krwi – ciągnął Josh. – Podniosłem dawkę insuliny i 

wkrótce przekonamy się, jakie będą tego skutki.   

– Dzięki. Nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli zajrzę do niego od czasu do czasu? 
– Przecież to twój pacjent. Wpadaj, kiedy chcesz.   
Gdy  odłożyła  słuchawkę,  zrozumiała,  co  czuł  Ryan,  kiedy  przekazywał  pacjenta  w  inne 

ręce.   

Godziny  przedpołudniowe  jak  zwykle  minęły  Amy  na  zajmowaniu  się  cieknącymi 

nosami,  bólami  głowy,  gardła  i  uszu.  Gdy  po  przyjęciu  ostatniej  pacjentki  wchodziła  do 

recepcyjnego holu, wpadła na Ryana.   

– A więc udało ci się? – powiedziała. Trzymając się kul, spojrzał na nią z zakłopotaniem.   
– Z trudem. Czy wiesz, ile czasu zajęło mi wzięcie prysznica i ubranie się? Będę musiał 

wstawać dwie godziny wcześniej, żeby się nie spóźnić.   

– Sześć tygodni szybko minie – pocieszała go.   
– Nie tak szybko, jak bym chciał. Będę u siebie, gdybyś mnie potrzebowała.   
– Aha, ta kobieta, która dzwoniła wcześniej, ma przyjść o drugiej.   
– Czy wiesz, dlaczego zapisała się na wizytę? . Pokręciła głową.   
– Nie mam zielonego pojęcia. Wkrótce się przekonasz. Dziesięć minut po drugiej wszedł 

do jej pokoju.   

– Kto jest dobrym gastroenterologiem? – zapytał.   
–  Jest  dwóch  –  odparła  Amy.  –  Hoskins  i  Paige.  Mają  u  nas  konsultacje  dwa  razy  w 

miesiącu. Nie potrafię powiedzieć, który z nich jest lepszy. Dlaczego pytasz? 

–  Pamiętasz  tę  pacjentkę,  która  dzwoniła  dziś  rano?  Trzeba  jej  zrobić  wziernikowanie 

okrężnicy. W jej rodzinie były przypadła raka i ona chce się przebadać.   

– A Dora? Wskazała któregoś? 
–  Według  niej  Hoskins  jest  przystojniejszy,  ale  poza  tym  każdy  z  nich  jest  tak  samo 

dobry.   

– Musimy wiec uwierzyć jej na słowo.   
– Dobrze. Który więc zgłosi się pierwszy, ten wygra. Amy uśmiechnęła się z satysfakcją. 

Wyraźnie robi postępy, skoro doktor Gregory prosi ją o opinię na temat specjalisty.   

Reszta  dnia  minęła  spokojnie,  lecz  Amy  nie  mogła  się  doczekać  wieczoru.  Kiedy  więc 

ostatni pacjent zniknął w holu, szybko wyciągnęła torebkę z dolnej szuflady biurka.   

– Co za pośpiech! – zawołała Tess, unosząc brwi.   
– Och, mamo! – jęknęła Molly. – Nie widzisz, że dziewczyna idzie na randkę? 
– Rzeczywiście – przyznała Amy.   
– Kim jest ten seksowny facet? – dociekała Molly. Amy zawahała się.   

background image

– A kto mówi, że jest seksowny? 
– Nie mogę sobie wyobrazić, żebyś mogła umówić się z kimś, kto nie jest seksowny.   
Dobrze  że  Ryan  tego  nie  słyszy,  pomyślała  Amy.  Ta  uwaga  mogłaby  przewrócić  mu  w 

głowie.   

–  Zabieram  doktora  Gregory’ego  na  koncert.  Postanowiłam  wyciągnąć  go  z  domu  – 

dodała niepewnie.   

Molly pokręciła głową.   
–  O  Chryste!  Nie  rozumiem,  dlaczego,  mając  takiego  faceta,  tracisz  czas  na  słuchanie 

jakiejś dziwacznej muzyki.   

– Klasyczna muzyka jest piękna – zauważyła Tess, patrząc z dezaprobatą na córkę. – Czy 

wiesz, że dzieci, które słuchają Mozarta, mają wysoki iloraz inteligencji? 

– Przecież powiedziałam, że to dziwaczna muzyka – dodała Molly, żując gumę.   
– Właściwie – wtrąciła pojednawczo Amy – mamy zamiar posłuchać jazzu.   
–  Weź  koniecznie  parasol  –  poradziła  Tess.  –  Jeśli  wierzyć  prognozie,  będzie  padał 

deszcz.   

– Ryzyko dwadzieścia pięć procent – roześmiała się Molly – a to znaczy, że na niebie nie 

będzie ani jednej chmurki.   

– Dzięki za radę – odparta Amy, kierując się w stronę drzwi. – Muszę już iść, jeśli nie 

mamy się spóźnić.   

O  wpół  do  siódmej  prawie  cała  zawartość  szafy  leżała  już  na  łóżku,  a  Amy  wciąż  nie 

mogła  się  zdecydować,  co  ma  na  siebie  włożyć.  W  końcu  wybrała  szorty  w  kolorze  khaki, 
odpowiednią w kolorze bluzkę z krótkimi rękawkami i sandałki.   

Kiedy wskazówki pokazały szóstą trzydzieści, w drzwiach stanął Ryan ubrany w brązowe 

sportowe spodnie i granatową koszulkę polo.   

–  Chyba  się  nie  spóźniłem?  –  powiedział.  –  Zapomniałem  zapytać,  czy  będą  nam 

potrzebne rozkładane krzesełka.   

–  Pomyślałam  o  tym  –  odparła  Amy,  podchodząc  do  opartych  o  ścianę  dwóch 

turystycznych fotelików. – Wprawdzie są tam ławki, ale ja nie lubię siedzieć na słońcu.   

– Chętnie bym je od ciebie wziął, ale ledwie radzę sobie z tym. – Wskazał ręką kule.   
– Nic nie szkodzi – odparła z uśmiechem  Amy.  Włożyła foteliki  i  kule  Ryana na tylne 

siedzenie jego auta i już miała podjąć się roli kierowcy, ale w porę się od tego powstrzymała. 

Determinacja, z jaką Ryan siadał za kółkiem, wskazywała, że mógłby nie docenić jej intencji.   

Kiedy przyjechali na miejsce, przed muszlą koncertową zebrało się już wiele osób. Słońce 

wciąż jeszcze mocno grzało, ale na zachodzie nieoczekiwanie pojawiły się chmury, a wiatr z 
każdą chwilą przybierał na sile.   

– Chyba będzie padało – zauważył Ryan.   
–  Ryzyko  dwadzieścia  pięć  procent  –  odparła,  powtarzając  słowa  Molly.  –  Przejdzie 

bokiem.   

Mimo  że  celowo  wybrała  miejsce  na  uboczu,  wciąż  ktoś  do  nich  podchodził,  by  się 

przywitać i chwilę porozmawiać.   

– Phillip miał rację – rzekł w pewnej chwili Ryan, nachylając się do Amy. – Powiedział, 

background image

że znasz tu wszystkich. Powoli zaczynam w to wierzyć.   

– Nie bądź niemądry.   
– W jaki sposób ich poznałaś? 
–  Lubię  spotykać  się  z  ludźmi  i  staram  się  postępować  tak,  żeby  oni  również  chcieli 

spotykać się ze mną.   

– Czy myślałaś o karierze w public relations? 
–  Tak,  ale  zdecydowałam,  że  więcej  dobrego  mogę  zrobić  w  medycynie.  Spójrz!  – 

zawołała nagle, widząc, że na podium zjawił się dyrygent. – Za chwilę zaczną grać.   

Zespół  nie  był  zły,  biorąc  pod  uwagę,  że  nie  składał  się  z  profesjonalistów.  Jednak 

koncert me trwał długo. Po kilku minutach niebo zasnuło się chmurami, wiatr z niesamowitą 
siłą  zgiął  gałęzie  drzew  i  nagle  dookoła  zapanowały  ciemności,  które  od  czasu  do  czasu 
rozświetlały  zygzaki  błyskawic,  Huk  pioruna  poprzedził  pierwsze  krople  deszczu.  Wkrótce 
pojedyncze  krople  zamieniły  się  w  ulewę.  Zgromadzeni  przed  muszlą  koncertową  ludzie 
rzucili się do swoich aut.   

Ryan wyciągnął z kieszeni kluczyki i podał je Amy.   
– Biegnij – powiedział. – Spotkamy się przy samochodzie.   
– Nie zostawię cię – zaprotestowała, pośpiesznie składając krzesełka – szkoda więc czasu 

na dyskusję.   

Kuśtykał  tak  szybko,  jak  tylko  mógł,  mimo  to,  gdy  dotarli  do  auta,  byli  kompletnie 

przemoczeni.   

–  Wsiadaj!  –  zawołała  Amy,  otwierając  drzwi  od  strony  kierowcy.  –  Staraj  się  nie 

zamoczyć gipsu.   

– Chyba już na to za późno.   
Amy szybko okrążyła samochód, wrzuciła wszystkie rzeczy na tylne siedzenia, po czym 

wśliznęła się na miejsce przy kierowcy.   

– Szkoda, że tak to się skończyło – powiedziała.   
– Będą jeszcze inne okazje. Teraz trzeba się szybko wysuszyć, nie sądzisz? 
– To ty jesteś lekarzem – odparła, szczękając zębami.   
Ulewa  rozszalała  się  w  najlepsze.  Ryan  włączył  wycieraczki  i  ruszył  w  stronę  domu. 

Zdecydował, że zabierze Amy do siebie. Minął jej podjazd i zatrzymawszy się przed swoim, 
uruchomił pilotem drzwi do garażu.   

– Nie podwieziesz mnie do domu? – zapytała, obserwując podnoszące się do góry ciężkie 

drzwi.   

– Zaczekasz u mnie, aż przestanie padać.   
– I tak już przemokłam.   
Nie  musiała  mu  o  tym  przypominać.  Jej  bluzka  przylepiła  się  do  ciała  niczym  druga 

skóra.   

–  Chyba  nie  chcesz  ryzykować  pośliźnięcia  na  betonie  i  połamania  kości,  czy  też 

porażenia przez piorun.   

Jakby na potwierdzenie jego słów niezwykłe silna błyskawica na kilka sekund rozjaśniła 

niebo.   

background image

– Dobra, dobra. Przekonałeś mnie – rzekła szybko.   
– Grzeczna dziewczynka.   
– Nie będę miała w co się przebrać...   
– Znajdę ci coś – zapewnił.   
Po  przeszukaniu  szafy  w  ręce  wpadł  mu  welurowy  szlafrok,  którego  nie  nosił  od  lat. 

Przerzucił go sobie przez ramię, po czym odwrócił się i zamarł. Tuż za nim stała Amy.   

Jej  ubranie  przywarło  do  ciała,  stając  się  prawie  przezroczyste,  długie  włosy  pozlepiały 

się w pasma, a krople wody lśniły na jej skórze niczym perły.   

Była piękna.   
–  Ręczniki  są  w  łazience  –  ,  rzekł,  pokonując  nagłą  suchość  w  gardle.  –  Weź  gorący 

prysznic albo kąpiel.   

– Najpierw muszę sprawdzić twój gips. Bardzo przemiękł? 
– Prawdopodobnie.   
– No, dalej, bohaterze. Ściągaj spodnie – rozkazała, podchodząc jeszcze bliżej.   
– Mogę to zrobić sam.   
– Doskonale. Masz suszarkę do włosów? 
– Nie. Zaczekaj. Sprawdź w łazience.   
Po  kilku  minutach  wróciła  ubrana  w  jego  szlafrok.  W  ręku  trzymała  suszarkę,  z  której 

najwyraźniej  zdążyła  już  zrobić  użytek,  ponieważ  jej  włosy  były  prawie  suche.  Podała  mu 
gruby, kąpielowy ręcznik i przyklęknęła przy nim, chcąc sprawdzić, w jakim stanie jest jego 

opatrunek.   

– No i jak? – zapytał po chwili.   
–  Myślałam,  że  będzie  gorzej.  Jakie  to  szczęście,  że  włożyłeś  spodnie,  a  nie  szorty. 

Wystarczy trochę podsuszyć i  będzie dobrze. –  Skierowała strumień  gorącego powietrza na 
rozmoczony nieco gips.   

Ryan spojrzał w dół i znowu poczuł suchość w gardle. Wycięcie przy szyi rozchyliło się, 

ukazując  nagie  ramię,  kremową  skórę  i  wspaniałe  piersi.  Gdy  Amy  zmieniła  pozycję,  poły 
szlafroka znowu się rozchyliły, ukazując tym razem nagie udo. Z jego ust bezwiednie wyrwał 
się jęk.   

– Za gorąco? – zapytała, podnosząc głowę.   
– Nie. Po prostu... kończ już.   
Kontynuowała pracę, jakby nie dostrzegając, co się z nim dzieje. Dyskretnie otarł kropie 

potu,  które  nagle  pojawiły  mu  się  na  czole.  Amy  podciągnęła  szlafrok,  aby  zasłonić  ramię, 
efekt  był  jednak  taki,  że  natychmiast  odsłoniło  się  drugie.  Usiłował  patrzeć  na  stojące  na 
toaletce rodzinne zdjęcie, liczyć leżące przy portfelu monety, odgadnąć, ile wody kolońskiej 
zostało  jeszcze  w  butelce,  ale  żadne  z  tych  zajęć  nie  potrafiło  przyciągnąć  jego  uwagi  na 
dłużej.   

W końcu opuścił stopę.   
– Wystarczy – rzekł, próbując stanąć na zdrowej nodze.   
– Co się stało? – zapytała, patrząc na niego uważnie.   
– Nic – mruknął, ale jego wzrok mówił sam za siebie. Podążyła za nim i nagle rumieniec 

background image

zabarwił jej twarz. Zerwała się na równe nogi i mocniej zacisnęła węzeł paska.   

– Ja... ja nie chciałam...   
– Wiem.   
–  To  nie  o  to  chodzi,  że  nie  uważam  ciebie  za  atrakcyjnego  mężczyznę.  Wprost 

przeciwnie.   

Wyciągnął  rękę  i  odgarnął  jej  z  twarzy  włosy.  O  medycynie  mógł  prawie  z  każdym 

rozmawiać  godzinami,  ale  kiedy  w  grę  wchodziły  jego  uczucia,  coś  go  natychmiast 
blokowało. Jednak podziw dla jej urody widać było w każdym jego spojrzeniu.   

Amy zaczerwieniła się, ale nie cofnęła. Był nawet pewien, że widzi tęsknotę w jej oczach, 

taką samą tęsknotę, jaką on czuł gdzieś głęboko. Pochylił wolno głowę i uniósł brwi, patrząc 
na nią badawczo. Miała jeszcze szansę, żeby się wycofać. W odpowiedzi przymknęła oczy.   

Dotknął  ustami  jej  ust,  rozwiązując  jednocześnie  pasek  od  szlafroka.  Jego  dłonie 

delikatnie przesuwały się po jej nagiej skórze, podczas gdy wargi muskały twarz.   

– Jesteś pewna? – wymruczał wprost do jej ucha.   
– Tak – szepnęła cicho.   
Burza tymczasem rozszalała się na dobre. Strugi deszczu gnane wiatrem z furią uderzały 

w okna i dach i Ryan miał wrażenie, że burza namiętności, jaka szalała w nim, osiągnęła ten 
sam poziom. Myśląc jedynie o tym, by jak najszybciej znaleźć się z Amy w łóżku, odwrócił 
się,  automatycznie  przenosząc  ciężar  ciała  na  chorą  nogę.  W  tej  samej  chwili  upadł  na 
materac, przygniatając sobą Amy. Zirytowany klął swoją niezręczność i ostry ból w kolanie.   

– Czy coś ci się stało? – spytała z lękiem.   
– Nie jestem pewien.   
– Zaraz sprawdzę. Nie ruszaj się. – Ostrożnie wysunęła się spod niego, po czym pochyliła 

się nad nim i, zawiązawszy mocniej szlafrok, przesunęła dłońmi wzdłuż jego lewej nogi.   

– Czujesz gdzieś ból? – zapytała.   
– Tylko w kolanie.   
– Czy możesz nim poruszyć? 
Powoli wyprostował nogę, po czym przewróci! się na plecy.   
– W porządku. To tylko mięśnie. Rozmasowała bolące miejsce.   
– Co powiesz na okład z lodu? 
– Nie trzeba. Ból już ustępuje. – Obserwował ją uważnie. – Chciałabyś” wrócić do tego, 

co przerwaliśmy? 

Nie  była  pewna,  czy  rzeczywiście  nic  mi  się  nie  stało,  ale  nie  chciała  się  do  tego 

przyznać.   

– Może powinniśmy zaczekać? 
– Gdybym tylko się tak nie spieszył... – Potarł z zakłopotaniem nos. – Bardzo żałuję.   
– Nie przejmuj się – powiedziała cicho. – Może to tylko wyjdzie nam na dobre.   
Była  w  nim  zakochana,  ale  czy  on  to  uczucie  odwzajemniał?  Dla  niej  miłość  to 

bezgraniczne  zaufanie,  a  on  miał  z  rym  kłopoty.  Oczywiście  wiedziała,  że  jej  pożąda. 
Widziała to w jego oczach. Ryan potrafił rozmawiać na wszystkie tematy z wyjątkiem uczuć. 
Nie  szkodzi,  pomyślała,  Czas  działa  na  jej  korzyść.  W  końcu  przekona  go,  że  zasługuje  na 

background image

jego zaufanie.   

– Jesteś pewna? 
–  Oczywiście.  Poza  tym  nie  chciałabym  ciągnąć  cię  na  pogotowie  i  wyjaśniać,  w  jaki 

sposób uszkodziłeś sobie kolano. Słyszysz już te plotki? 

– Gotów jestem zaryzykować.   
– A ja nie – odparła, siadając na skraju łóżka. – Pomyśl tylko. Do zdjęcia gipsu pozostało 

ci tylko pięć tygodni i pięć dni.   

– Jest wiele bezpiecznych sposobów – nie ustępował.   
–  Och,  nie  wątpię.  Jednak  nie  mam  zamiaru  odpowiadać  za  opóźnienie  w  twojej 

rekonwalescencji.   

– Jesteś okropna.   
– Chcę jedynie, żebyś był w dobrej kondycji przy następnej okazji.   
– Możesz na mnie liczyć. – Jego oczy nagle zalśniły.   
– Cieszę się – odparta, po czym, jakby czymś  zaskoczona, przechyliła na bok głowę. – 

Posłuchaj! 

– Nic nie słyszę.   
– Przestało padać.   
–  Domyślam  się,  że  chcesz  już  iść  do  domu.  Uśmiechnęła  się,  widząc,  jak  bardzo  był 

rozczarowany.   

– Chcę.   
– Nie musisz. Zostań na noc.   
Serce Amy mówiło tak, ale rozum mówił nie.   
– Z tobą? Tutaj? 
– Oczywiście. Przecież wczoraj tak właśnie było. Patrzyła na niego z niedowierzaniem.   
– Po tym, co się między nami wydarzyło, uważasz, że moglibyśmy leżeć obok siebie i po 

prostu spać? 

– Chyba nie.   
Pochyliła się i musnęła ustami jego czoło. Nie dotknęła jego ust, bojąc się, że mogłoby jej 

nie starczyć sił, aby mu jeszcze raz się oprzeć.   

– Lepiej już pójdę. Chwycił ją za rękę.   
– Zobaczę cię jutro, prawda? 
– Spróbuj mi tylko w tym przeszkodzić! 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

W  poniedziałek,  po  przyjęciu  kolejnego  pacjenta,  Ryan  kuśtykał  korytarzem  do  pokoju 

lekarskiego.   

– Duże mamy opóźnienie? – zapytał Dory.   
– Prawie trzy godziny.   
– To lepiej, niż sądziłem – odparł świadom, jak bardzo przeliczył się z siłami.   
–  Czy  zdaje  pan  sobie  sprawę,  doktorze,  że  prawdopodobnie  nie  wyjdziemy  stąd  przed 

siódmą? – zauważyła Dora.   

– Wiem.   
– Amy mogłaby przejąć od pana kilku pacjentów – rzuciła od niechcenia.   
– Pomyślę o tym.   
–  Tylko  niech  pan  nie  myśli  zbyt  długo.  Takie  piękne,  letnie  wieczory  nie  zdarzają  się 

często. Chciałabym mieć okazję się nimi nacieszyć. Panu by się to również przydało.   

Chwycił kolejną kartę.   
– Powiedziałem już, że pomyślę.   
Zanim  zniknęła  za  drzwiami,  mruknęła  coś  na  temat  upartych  ludzi.  Po  przyjęciu 

kolejnego  pacjenta  Ryan  znowu  wyszedł  na  korytarz.  Może  Dora  ma  rację,  pomyślał. 
Wszystkie dzisiejsze przypadki nie były skomplikowane  i Amy z łatwością by sobie z nimi 
poradziła.   

– Dora! – zawołał.   
Dora wychyliła głowę z pokoju.   
– Tak? 
– Gdzie Amy? 
– Gdzieś tu powinna być. Dlaczego pan pyta, doktorze? 
Ryan  skrzywił  się.  Z  przeciążenia  bolała  go  już  zdrowa  noga,  ale  i  ramiona  zaczynały 

odmawiać posłuszeństwa. Był wściekły, że musi to zrobić, nie miał jednak wyboru.   

– Znajdź ją – rzucił krótko. – Niech przyjdzie do mojego pokoju. Ty także. Natychmiast! 
Dora spojrzała na niego spod oka.   
– Zaraz będziemy – zapewniła.   
I rzeczywiście. Zaledwie zdążył dotrzeć do swego gabinetu i z ulgą opaść na fotel, Dora i 

Amy przekroczyły próg.   

– Chciałem wam powiedzieć, że pani Obermeyer już jest po biopsji.   
– Co podejrzewa chirurg? – spytała z niepokojem Amy.   
–  Nie  byłby  zaskoczony,  gdyby  biopsja  wykazała  złośliwość  guza.  Chwalił  cię,  że 

zwróciłaś na to uwagę.   

Amy rozpromieniła się.   
–  Miło  mi  to  słyszeć,  ale  czy  tylko  po  to  nas  tu  wezwałeś?  Zawahał  się.  To,  co  miał 

powiedzieć, wcale nie było łatwe.   

– Potrzebuję pomocy – wydusił wreszcie.   

background image

– Naprawdę? – Amy spojrzała na niego z niedowierzaniem.   
– Nie udawaj, że jesteś zaskoczona.   
– No, nie wiedziałam, że sam się do tego przyznasz.   
– No więc przyznałem się. Dora, zapytaj moich pacjentów, czy nie będą mieli nic przeciw 

temu, że zbada ich Amy. Czekali tak długo, że chyba niewielu odmówi.   

–  Doskonały  pomysł!  –  zawołała  Dora.  –  Nie  rozumiem,  dlaczego  sama  na  to  nie 

wpadłam.   

Jej  niewinny  ton  nie  zmylił  Ryana,  powstrzymał  się  jednak  od  komentarza,  marszcząc 

jedynie brwi. Dora w odpowiedzi obdarzyła go promiennym uśmiechem.   

– Lepiej weź się do roboty, zanim zmienię zdanie.   
– Już idę – odpowiedziała, krzywiąc twarz w pełnym przekory uśmiechu.   
Amy przysiadła na skraju biurka.   
– Co się stało, że w końcu przyznałeś się do słabości? 
– Jestem zmęczony, a ci ludzie siedzą tu znacznie dłużej, niż powinni.   
– Czy to ma znaczyć, że chcesz mi powierzyć swoich pacjentów? 
–  Przecież  poprosiłem  cię,  żebyś  mi  pomogła,  prawda?  Szeroki  uśmiech  rozjaśnił  jej 

twarz.   

– Zobaczysz, nie zawiodę cię – obiecała.   
– Jestem  pewien,  że  świetnie  dasz  sobie  radę.  A  teraz  do  roboty,  zanim wycofam  się  z 

tego wspaniałego pomysłu.   

– Pańskie życzenie, doktorze, jest dla mnie rozkazem – zawołała, rzucając się < do drzwi.   
Miał tylko nadzieję, że postąpił właściwie.   

 

Po  wyjściu  z  pokoju  Ryana  Amy  wprost  nie  posiadała  się  z  radości.  Nareszcie  ujrzała 

światło w tunelu. Zanim doktor Feldman zdejmie mu  gips, Ryan przekona się, ze Amy jest 
niezastąpiona.   

– Doktor Gregory nie wygląda najlepiej – powiedziała, zatrzymując Dorę w korytarzu. – 

Czy  mogłabyś  przynieść  mu  filiżankę  kawy  i  trochę  tych  słodkich  ciasteczek  od  Tess? 
Powinien trochę doładować swoje baterie.   

– Nie ma sprawy – odparła. – Gdybyśmy jednak mogły skończyć przed wpół do siódmej, 

byłabym ci wdzięczna.   

– Spróbuję – obiecała Amy.   
Jej  pierwszym  pacjentem  był  ośmioletni  chłopiec,  na  którego  ramionach  i  szyi  pojawiły 

się czerwonawe zmiany skórne.   

– Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło – oznajmiła matka chłopca.   
Amy uważnie obejrzała łuszczące się plamki.   
– Czy to cię swędzi? Chłopiec kiwnął głową.   
– Czy masz w domu jakieś zwierzęta? 
– Kotka – odpowiedział Brandon.   
– Czy twój kotek jest może chory? Traci sierść’? 
– Skąd pani wie? – zdziwiła się kobieta. – Leczymy go właśnie na grzybicę.   

background image

– A więc wszystko jasne. Wasz ulubieniec podzielił się swoim problemem z opiekunem.   
–  Brandon  ma  grzybicę?  –  zawołała  z  przestrachem  kobieta.  –  Słyszałam,  że  ludzie 

zarażają się grzybicą, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mój syn...   

Amy przysunęła się do stołu badań i ujęła Brandona za rękę. Chłopiec z lękiem spojrzał 

na skalpel.   

–  Wiem,  że  to  wygląda  groźnie  –  powiedziała.  –  Nie  musisz  się  jednak  bać.  Ja  tylko 

zeskrobię  trochę  skóry  z  tych  plamek,  a  potem  umieszczę  te  drobinki  w  specjalnym 
pojemniczku. To nie będzie bolało.   

Chłopiec cofnął się i zacisnął ramiona. – A nie będzie leciała krew? 
–  Nie.  Poczujesz  jedynie,  jakby  cię  coś  połaskotało.  Brandon  z  determinacją  wyciągnął 

rękę.  Amy  ostrożnie  zebrała  skrawki  skóry  z  zainfekowanego  miejsca  i  umieściła  je  w 
maleńkim pojemniczku.   

– No i co? – zapytała. – Bolało? 
–  Miała  pani  rację.  Nic  nie  bolało,  –  Uśmiechnął  się  szeroko,  ukazując  szczerbę  po 

przednim zębie.   

– Wyślę te próbki do laboratorium, ale ponieważ grzyby rosną powoli, na wyniki trzeba 

będzie poczekać parę tygodni. Tymczasem  zapiszę małemu  krem  przeciwgrzybiczy. Należy 
go  stosować  jeszcze  dwa  tygodnie  po  zniknięciu  plam.  –  Matka  chłopca  skinęła  głową.  – 
Proszę z nim przyjść, jeśli w ciągu trzech tygodni nie będzie widać poprawy.   

– Oczywiście.   
Przyjęcie  pozostałych  pacjentów  przebiegło  równie  sprawnie  i  wkrótce  ostatni  z  nich 

opuścił przychodnię.   

– Jestem pod wrażeniem – rzekła Dora. – Piętnaście po szóstej i możemy się zwijać. A 

już się bałam, że nie wyjdziemy przed dziesiątą.   

– Przesadzasz – mruknął Ryan. – Nie byłoby tak źle. Dora zerknęła na niego spod oka.   
– Nigdy nie wiadomo – zauważyła. – Czy tak samo będzie jutro rano? 
Amy spojrzała na Ryana, czekając na jego odpowiedź. W głębi duszy była wdzięczna, że 

Dora go o to zapytała, ponieważ sama nigdy by się pewnie na to nie zdobyła.   

–  Jak  sądzisz,  Amy,  wciśniesz  do  swojego  grafiku  kilku  dodatkowych  pacjentów?  – 

zapytał nieoczekiwanie.   

–  Nie  ma  sprawy.  Zrobię  wszystko,  żeby  ci  pomóc  –  zapewniła,  chociaż  najchętniej 

krzyczałaby z radości.   

– Oczywiście wtedy, kiedy uznam, że sobie nie radzę.   
– Oczywiście.   
Do domu wróciła później niż zwykle, a mimo to znalazła czas, by pobawić się z Mindy, 

wpaść do Ryana na sandwicza, i w końcu usiąść z nim na tarasie przy miseczce ulubionego 
popcornu i obserwować lśniące na niebie gwiazdy.   

– Doceniam to, co zrobiłeś dzisiaj – powiedziała, głaszcząc łeb leżącej obok nich Mindy. 

– Doskonale wiem, jak ciężko ci było powierzyć mi swoich pacjentów.   

– Nadszedł czas – odparł krótko.   
Intuicja  podpowiedziała  jej,  że  Ryan  nie  chce  o  tym  rozmawiać,  i  chociaż  wolałaby 

background image

usłyszeć, że po prostu wierzy w jej umiejętności, szybko zmieniła temat.   

– O czym marzysz? Co chciałbyś zrobić, kiedy zdejmą ci gips? – zapytała.   
Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Zastanawiał się, jak by zareagowała, gdyby się przyznał, o 

czym naprawdę marzy.   

– A jak myślisz? 
– Pewnie chciałbyś potańczyć – odparła bez zastanowienia.   
– Mam dwie lewe nogi.   
– Moglibyśmy zapisać się na kurs tańca.   
Przypomniał  sobie  Freda  Astaire’a  i  Ginger  Rogers,  jak  tańczą  otoczeni  tłumem 

podziwiających ich osób, i ciarki przeszły mu po plecach.   

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.   
– Może więc urządzilibyśmy przyjęcie nad wodą. Jodie nie miałaby nic przeciwko temu, 

żebyśmy skorzystali z jej basenu. Podczas upałów to najlepszy sposób, żeby się ochłodzić.   

– Równie dobrze można posiedzieć w cieniu drzew.   
– Dobrze. Skreślam więc również spływ tratwą po spienionych falach górskich potoków. 

A co powiesz o tonących w słońcu plażach? 

– To już jest jakiś pomysł – ożywił się. – Niestety, na razie nie mam co liczyć na urlop.   
– Myślę, że doktor Hyde i inni koledzy nie mieliby nic przeciw temu, żebyś wyjechał na 

parę dni.   

– Zapominasz, że ja już miałem wolne dni.   
– Daj spokój. To był wypadek i Hyde to rozumie.   
– On we mnie zainwestował i musi mu się to zwrócić.   
– Przecież wiesz, że żartował. Nigdy nie poświęci zdrowia partnera dla forsy.   
–  Być  może,  ale  ja  nie  jestem  jeszcze  pełnoprawnym  partnerem  i  nie  mogę  pozwolić 

sobie na coś, co mogłoby zniweczyć „moją szansę.   

– Jeśli doktor Hyde złożył ci ofertę, to się z niej nie wycofa.   
–  Chyba  nie,  ale  wolę  być  pewny.  Poza  tym  dlaczego  rozmawiamy  właśnie  o  tym? 

Myślałem, że będziemy rozmawiać o uczczeniu pewnego zdarzenia.   

– I rozmawiamy – zapewniła Amy. – A ty masz jakiś pomysł na uczczenie tego dnia? 
– Właściwie nie – odparł. – Nie jestem zbyt zabawowy.   
–  Hm  –  mruknęła.  –  Muszę  się  nad  czymś  zastanowić,  ale  nie  martw  się.  Cokolwiek 

wymyślę, będzie wesoło. .   

– Tylko, błagam, nic ekstrawaganckiego. Roześmiała się ~ A więc ma to być kulturalna 

rozrywka,  ale  nie  taka,  która  wymagałaby  szczególnej  aktywności.  Zabawna,  lecz  nie 

ekstrawagancka. Jakie to szczęście, że ten dzień będzie dopiero za pięć tygodni.   

–  To  tobie  na  tym  zależy*  –  zauważył.  –  Mnie  najbardziej  odpowiadałby  spokojny 

wieczór w domu.   

–  Ależ  taki  wieczór  mamy  właśnie  teraz.  Potrzebujemy  czegoś  zupełnie  innego.  A 

zmieniając temat, czy wiesz, że Tony dochodzi już do siebie? Wkrótce powinien wrócić do 
tomu.   

– Co z jego ojcem? Czy wciąż jest w areszcie? 

background image

– Chyba tak. Shawna lada dzień wystąpi o rozwód.   
– Nie jestem zwolennikiem rozwodów, ale czasem chyba nie ma wyjścia.   
– Ciekawa jestem, czego ty oczekujesz od żony? 
– Żeby dzieliła moje zainteresowania – przyznał po chwili namysłu. – Żebym miał z nią o 

czym rozmawiać, żeby kochała podróże i grała w szachy.   

– Szachy? – zdziwiła się. – Nawet  nie bardzo wiem, jak się nazywają  figury, a jeszcze 

mniej, jak się nimi gra.   

– Mogę cię nauczyć.   
Spojrzała na niego spod oka i uśmiechnęła się.   
– Jeśli ty zgodzisz się zapisać na lekcje tańca.   
– Nie lubisz się poddawać? 
– Nie bardzo.   
– Rozwój intelektualny nie jest więc dla ciebie ważny? 
–  No  wiesz  –  zaprotestowała.  –  Lubię  koncerty,  czytam,  chodzę  do  muzeów.  Chociaż 

czasem wolę coś bardziej... spontanicznego. Tobie to również by nie zaszkodziło.   

–  Ostatnio,  kiedy  byłem,  jak  to  określiłaś,  spontaniczny,  zostałem  potrącony  przez 

pędzącego na skuterze małolata.   

Zachichotała.   
– Wiesz, to nawet było zabawne.   
– Cieszę się, że przynajmniej ciebie to bawi.   
– Śmiech zabija łzy. Zawsze.   
I  tym  się  właśnie  różnimy,  pomyślał.  Czy  angażując  się  tak  bardzo  w  ten  związek,  nie 

dozna zawodu? Zaczynał podejrzewać, że Amy traktuje go jak swego rodzaju wyzwanie, jak 
kogoś, kogo postanowiła zmienić, przerobić na coś, czym nigdy nie będzie.   

 
– Jesteś w stanie w to uwierzyć? – złościła się Pam, idąc z Amy korytarzem. – Zostaliśmy 

bez  rękawiczek.  Jest  jakiś  bałagan  w  dostawach  i  do  jutra  nie  możemy  liczyć  na  żadną 
przesyłkę. Mogę pożyczyć od ciebie parę paczek? 

– Zajrzyj do gablotki po lewej stronie i obsłuż się.   
–  Dzięki.  –  Pam  obserwowała  ją  przez  chwilę.  –  Dawno  nie  widziałam  cię  w  takiej 

formie. Tryskasz energią.   

– Życie jest piękne – odparła Amy.   
Od  dziesięciu  dni  czuła,  że  wszystkie  jej  marzenia  zaczynają  się  realizować.  Ryan 

obdarzał  ją  coraz  większym  zaufaniem,  a  ich  stosunki  układały  się  znakomicie.  Była  nawet 

pewna, że się w niej zakochał, nawet jeśli nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy.   

– A wiec doktor Gregory docenił wreszcie, jaką ma przy sobie perłę? Dobra robota, Amy. 

Widzisz? Potrzebna ci była jedynie odrobina cierpliwości.   

– Nie jestem pewna, czy to zasługa mojej cierpliwości, czy też raczej jego złamanej nogi. 

Tak czy owak, jest wspaniałe.   

– Bardzo się z tego cieszę, Amy. Chciałabym pogadać z tobą dłużej, ale muszę już iść. 

Doktor  Brooks  nie  jest  w  najlepszym  humorze,  odkąd  jego  eksżona  wystąpiła  do  sądu  o 

background image

podniesienie alimentów. Wpadnie w furię, kiedy odkryje, że zostaliśmy bez rękawiczek.   

Parę  minut  później  do  pokoju  weszła  Molly.  Jej  opuszczone  ramiona  i  zaczerwienione 

oczy zaniepokoiły Amy.   

– Co się stało, Molly? – zapytała. – Nic.   
– Daj spokój, przecież widzę.   
– No cóż, wiesz, że mój chłopak i ja zerwaliśmy w ubiegłym tygodniu? 
Amy  doskonale  to  pamiętała.  Molly  chlipała  przez  całe  popołudnie  i  zużyła  całą  górę 

chusteczek higienicznych.   

– Rozmawialiśmy o tym, żeby do siebie wrócić, i nagle odbyłam, że dziś wieczorem się z 

kimś umówił.   

Amy pogłaskała ją po ramieniu.   
– Och, skarbie, tak mi przykro.   
– Najgorsze, że ta dziewczyna, z którą się umówił, to taka szara mysz. Wiesz, z tych, co 

wiecznie się uczą i nie mają pojęcia o życiu. Chcę umrzeć.   

– Rozmawiałaś z mamą? 
– Ona mnie nie zrozumie.   
– Chyba się mylisz. Każda z nas przez to przeszła. Molly pociągnęła nosem i otarła dłonią 

twarz.   

– Mogłabym dzisiaj wziąć wolne? 
– – Pracujesz ze swoją mamą. Decyzja należy wiec do niej.   
– Powiedziała, że się zgadza, jeśli ty się zgodzisz.   
–  W  porządku.  Tylko  nie  siedź  w  domu  i  nie  zamartwiaj  się.  Zadzwoń  do  jakiejś 

przyjaciółki. Idź do kina.   

– Dzięki. Może tak zrobię. A więc do poniedziałku.   
– Molly wygląda na załamaną – powiedziała po chwili Amy, wchodząc do recepcji.   
– Wiem – westchnęła Tess. – Myślałam, że się już z tym pogodziła, i nagle wyszła na jaw 

ta historia. Obawiam się, że ten weekend nie będzie dla nas najlepszy.   

– Miejmy nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.   
– Co z Molly? – spytał Ryan, stając obok nich. – Biegła jak szalona. Niewiele brakowało, 

a by mnie przewróciła.   

– Ma kłopoty z chłopakiem – :. wyjaśniła Amy.   
– Och! Tylko tyle? 
– Tylko tyle? – powtórzyła Amy. – Czy to nie wystarczy? 
– Cóż, myślałem, że to coś poważnego. Doprawdy, mężczyźni potrafią być czasem tacy 

tępi! 

– Dla niej to jest poważne – zauważyła Amy.   
– Jeśli tak sądzisz. Widziałaś już wyniki badania prenatalnego Melissy Homer? 
Tess podała mu kilka kartek.   
– Dzięki – odparł. – Właśnie na to czekałem.   
– Co masz w planie na dziś wieczór? – zapytała Tess, kiedy ponownie zostały same.   
– Pranie i domowe porządki.   

background image

–  Nie  wychodzisz  nigdzie  z  doktorem?  –  Widząc  zdziwione  spojrzenie  Amy,  dodała  z 

odrobiną złośliwości: – Chyba nie sądziłaś, że utrzymasz to w tajemnicy? 

– Nie, Poza tym nie planowaliśmy niczego, ponieważ on musi być dziś pod telefonem.   
– A co z weekendem? 
– Rozmawialiśmy o wyjeździe do Wichity. Moja siostra zdobyła bilety do teatru Crown 

Uptown.   

– O, a co grają? 
– Nie mam pojęcia, ale z pewnością coś dobrego.   
–  Kiedy  będziesz  się  dobrze  bawić,  pomyśl  .  choć  przez  chwilę  o  swojej  biednej 

koleżance, siedzącej w domu z ponurą jak chmura gradowa nastolatką.   

– Pomyślę – obiecała Amy.   
Wyprawa do Wichity miała podwójny  ceł. Oprócz tego, że  Amy marzyła o wyjeździe z 

Mapie  Comers  z  Ryanem,  chciała  się  przy  okazji  przekonać,  czy  jej  niepokój  o  siostrę  jest 

uzasadniony. Kiedy ostatnio rozmawiała z nią przez telefon, odniosła wrażenie, że Rachel coś 
przed  nią  ukrywa.  Wprawdzie  wspominała  o  problemach  w  pracy,  lecz  Amy  podejrzewała 
coś  bardziej  osobistego.  Miała  również  nadzieję,  że  im  więcej  czasu  będzie  spędzała  z 
Ryanem, tym szybciej on zrozumie, iż niezależnie od dzielących ich różnic mogą być ze sobą 
szczęśliwi.   

 

Ryan  złożył  starannie  gazetę.  Z  przykrością  musiał  przyznać,  że  znudziło  go  własne 

towarzystwo. Zdesperowany zszedł do ogrodu, otworzył boczną furtkę i namówił Mindy, by 
przyszła do niego na taras. Nie potrafił ukryć zawodu, że Amy wciąż nie przychodzi, chociaż 
wskazówki zegara powoli zbliżają się do wpoi do dziewiątej. Jak długo można sprzątać dom, 
w którym mieszka tylko jedna osoba, jeśli nie liczyć psa? 

Nagle  odezwał  się  jego  pager  i  Ryan,  widząc  na  wyświetlaczu  numer  szpitalnej  izby 

przyjęć, natychmiast się z nią połączył.   

–  Mamy  podejrzenie  przedawkowania  leku  u  jednej  z  pańskich  pacjentek  – 

poinformowała dyżurna pielęgniarka. – Jej matka prosiła, żeby pana wezwać.   

– Jak się nazywa pacjentka? 
– Molly Michaels.   
– Zaraz będę.   
Usiłował  dodzwonić  się  do  Amy,  ale  telefon  wciąż  był  zajęty.  Mógł  wprawdzie  do  niej 

pójść,  ale  straciłby  w.  ten  sposób  cenne  minuty.  Spróbuje  połączyć  się  z  nią  później. 
Pozostawił Mindy w ogrodzie i w ciągu kilku minut był w szpitalu.   

–  Molly  przybyła  w  stanie  silnego  pobudzenia  –  poinformowała  go  doktor  Jenkins, 

dyżurująca  na  oddziale  nagłych  wypadków.  –  Jej  przyjaciółka  powiedziała,  że  Molly  miała 
halucynacje,  i  dlatego  ją  tu  przyprowadziła.  Oprócz  wymienionych  symptomów 

stwierdziliśmy senność i tachykardię.   

Tylko jedno wyjaśnienie przychodziło mu do głowy.   
– Przedawkowanie jakiegoś narkotyku? 
–  Zarówno  matka  dziewczyny,  jak  i  jej  przyjaciółka  stanowczo  to  wykluczyły,  a 

background image

przeszukanie  jej  ubrania  nie  dało  żadnego  rezultatu.  Poleciłam  wykonanie  przesiewowego 
badania  moczu  na  obecność  alkoholu,  paracetamolu  i  salicylanów.  Molly  znajduje  się  pod 
tlenem  i  kroplówką  i  jest  przez  cały  czas  monitorowana.  Jeśli  rzeczywiście  coś  wzięła, 
musimy wiedzieć co. Jak najszybciej.   

–  Zobaczę,  może  czegoś  się  dowiem  –  odparł,  kierując  się  w  stronę  poczekalni  w 

poszukiwaniu Tess.   

Siedziała wraz z przyjaciółką Molly pod drzwiami oddziału nagłych wypadków. Zerwała 

się na jego widok.   

– Jak ona się czuje? Co jej jest? Nie wierzę w to, co powiedziała doktor Jenkins. Moja 

córka nie bierze narkotyków.   

–  Ma  objawy  zatrucia  chemicznego.  Żeby  ją  z  tego  wyciągnąć,  musimy  wiedzieć,  co 

zażyła.   

– Nie mam pojęcia. – Oczy Tess wypełniły się łzami.   
–  Molly  nie  mogła  brać  narkotyków.  Po  prostu  nie  mogła  –  z  uporem  powtarzała 

przyjaciółka Molly.   

–  Jednak  musiała  coś  wziąć.  Celowo  albo  przez  przypadek.  Może  aspirynę  albo 

paracetamol? 

– Nie mam pojęcia – odparła Tess. – Wyrosła już z wieku, kiedy mnie pytała, czy może 

wziąć jakiś lek, który kupuje się bez recepty.   

–  Gdzie  byłyście?  –  zapytał  dziewczynę.  –  Czy  to  możliwe,  że  ktoś  wsypał  jej  coś  do 

drinka? 

– Poszłyśmy do McDonalda, a później na spacer.   
– Jej kieszenie były czyste. Może miała ze sobą torebkę? 
– No cóż... rzeczywiście. Jest w moim samochodzie.   
– Czy mogłabyś ją przynieść? 
Dziewczyna bez słowa skierowała się do wyjścia.   
– Uważa pan, że coś tam będzie? – zapytała Tess.   
– Modlę się, żeby było.   
Po kilku minutach dziewczyna wróciła z małą torebką na ramię i podała ją Ryanpwi.   
– Czy wolno nam to robić? – spytała z niepokojem.   
– Usiłujemy ratować jej życie, a nie czytać jej pamiętnik. – Zanurzył dłoń w torebce i po 

chwili wyjął z niej jakąś fiolkę. Z przyklejonej do niej etykietki wynikało, że zawiera silny lek 
antydepresyjny. Na etykietce było wypisane nazwisko Molly.   

– Nie wiedziałem, że bierze leki antydepresyjne – powiedział ze zdumieniem.   
– Ja też. – Tess wyglądała na równie zaskoczoną. – Kto mógł jej to przepisać? 
Odpowiedź  również  znajdowała  się  na  etykietce  i  serce  Ryana  zamarło,  kiedy  głośno 

odczytał nazwisko: Amy Wyman.   

– Amy? Nasza Amy? 
Ryan  skinął  głową,  usiłując  zrozumieć,  dlaczego  Amy  ten  lek  przepisała,  i  do  tego  w 

takiej dawce.   

– Nie wierzę – oznajmiła Tess bezbarwnym głosem. – To jakaś pomyłka. Amy nigdy by 

background image

czegoś podobnego nie zrobiła.   

– A jednak... – powtórzył cicho Ryan. Po chwili wręczył fiolkę doktor Jenkins. – Znamy 

już winowajcę – powiedział.   

Doktor Jenkins przeczytała nalepkę.   
– To dosyć silna dawka jak na dziewczynę w jej wieku, nie uważa pan? – zapytała, po 

czym, nie czekając na odpowiedź, zwróciła się do krzątających się w pobliżu pielęgniarek. – 
Potrzebny  jest  nam  zestaw  do  płukania  żołądka i  wielokrotna  dawka  węgla  aktywowanego. 
Zadzwońcie  do  laboratorium,  żeby  zrobili  dodatkowe  badanie  krwi  na  obecność  TCA.  Do 

roboty! 

Podczas  gdy  personel  błyskawicznie  przystąpił  do  wykonywania  jej  poleceń,  Ryan 

jeszcze  raz  porozmawiał  z  Tess  i  ponownie  zadzwonił  do  Amy.  Tym  razem  uzyskał 
połączenie i. zostawił wiadomość na sekretarce, po czym zdecydował się czekać, jaka będzie 
reakcja Molly na pierwszą dawkę węgla.   

Pól godziny później Amy wpadła do szpitala jak burza.   
– Tess powiedziała mi, że Molly zatruła się lekiem antydepresyjnym. Jak to się stało? 
– Ty mi to powiedz – rzekł ponuro Ryan.   
– Dlaczego to ja miałabym coś o tym wiedzieć? 
– Ponieważ to ty jej ten lek przepisałaś.   
– Nie zrobiłam tego.   
–  Możesz  zaprzeczać,  ile  chcesz  –  odparł  –  jednak  jest  tu  twoje  nazwisko.  Czarno  na 

białym. – Pokazał jej fiolkę.   

Powoli osunęła się na stojące w pobliżu krzesło.   
– Nigdy jej tego nie przepisywałam. Musisz mi uwierzyć.   
– Więc jak to wyjaśnisz? 
– Nie mam pojęcia.   
– Była załamana i ty...   
– Rozmawiałam z nią, ale nie dałam jej recepty i nawet nie sugerowałam, że potrzebuje 

tego leku.   

– Sądząc po dacie, ma to już od pewnego czasu – ciągnął. – Dlaczego wybrałaś właśnie 

ten  lek,  skoro  są  inne,  nie  wywołujące  efektów  ubocznych?  I  dlaczego  przepisałaś  taką 
ogromną dawkę? 

– Nie wierzysz więc, że mówię prawdę? – zapytała.   
– Ta etykietka mówi sama za siebie. Amy zerwała się nagłe. Jej oczy błyszczały.   
– Ta etykieta kłamie – rzuciła z gniewem i nie oglądając się za siebie, wyszła na korytarz.   
Po chwili, starając się zachować spokój, weszła do maleńkiego pokoiku, w którym leżała 

Molly.   

– Ja nie przepisałam jej tego leku – powiedziała głucho do siedzącej przy jej łóżku Tess.   
– Kiedy doktor Gregory oznajmił, że to ty, nie mogłam w to uwierzyć – przyznała Tess. – 

Jednak  sama  powiedz,  jak  mogłaby  dostać  te  tabletki  bez  recepty  i  dlaczego  tam  jest  twoje 

nazwisko? 

Amy miała jedną pacjentkę, która przyjmowała leki antydepresyjne, i przypomniała sobie 

background image

dziwne zainteresowanie Molly tym lekiem.   

– Nie jestem pewna, ale...   
– Czy doktor Gregory ma aa ten temat jakąś hipotezę? 
– Ma – odparta Amy z goryczą. – On po prostu uważa, że to ja przepisałam jej te tabletki.   
– Może gdybyś mu wyjaśniła, że tego nie...   
– On mi nie uwierzył – przerwała jej Amy.   
–  Jak  on  mógł!  Jesteście  tak  blisko  ze  sobą...  –  Twarz  Tess  wyrażała  bezgraniczne 

zdumienie.   

Amy wzruszyła ramionami.   
– To proste. Cały czas czekał, kiedy się potknę.   
– Powinien lepiej cię znać.   
– Powinien, ale nie zna – odparła, udając, że to jej wcale nie dotknęło.   
Tess nagle pochyliła się ku niej i zniżając głos do szeptu, powiedziała: 
– To okropne, ale przyszło mi do głowy, że Molly mogła zrobić coś, czego nie powinna. 

Miała przecież dostęp do wielu rzeczy, łącznie z receptami. Czy nie sądzisz... ? 

– Poczekajmy, co Molly powie.   
– Słusznie. Miejmy nadzieję, że wszystko się wtedy wyjaśni.   
Nagłe Molly poruszyła się. Jej powieki drgnęły, a dłoń powoli podniosła się do czoła.   
– Mamo? – odezwała się na wpół sennym głosem.   
– Tak, skarbie. Jestem tutaj.   
– Nie czuję się dobrze.   
– Wiem. – W oczach Tess zalśniły łzy.   
– To był przypadek. Przysięgam.   
–  Wypoczywaj  –  szepnęła  Tess.  –  Później  porozmawiamy.  Widząc,  że  dziewczyna 

odzyskuje świadomość, Amy odetchnęła z ulgą.   

– Pójdę już. Jeśli będę potrzebna, natychmiast dzwoń.   
– Dzięki, że przyszłaś – odparta Tess.   
Mijając siedzącego w recepcji Ryana, Amy wyprostowała się, obrzucając go jednocześnie 

pełnym goryczy spojrzeniem. Nie wiedziała, co było gorsze, czy to, że jej nie wierzył, czy też, 
że pozwolił jej wyjść bez słowa.   

Ból odrzucenia był tak dotkliwy, że czuła się jak sparaliżowana. To, co ich łączyło, a co 

stanowiło dla niej bezcenną wartość, dla niego najwyraźniej nie znaczyło nic. Dobrze, że nie 
zdążyła mu jeszcze powiedzieć, jak bardzo go kocha. Teraz byłoby jej jeszcze trudniej.   

Gdy  dotarła  do  domu,  zapaliła  jedynie  maleńką  lampkę,  podświadomie  czując,  że 

półmrok bardziej pasuje do jej nastroju, po czym z niepokojem rozejrzała się dookoła. Mindy 
zwykle  czekała  na  tarasie  z  nosem  rozpłaszczonym  o  drzwi,  aż  zostanie  wpuszczona  do 
środka. Tym razem jej tam nie było.   

Otworzyła drzwi do ogrodu, spodziewając się, że pies zaraz się zjawi. Po kilku minutach 

zaniepokojona zapaliła na zewnątrz światło i wtedy zauważyła, że furtka łącząca posesje jej i 
Ryana  jest  otwarta.  Kiedy  uważnie  rozejrzała  się,  w  półmroku  zobaczyła  Mindy.  Jej 
ulubienica siedziała po drugiej stronie i najwyraźniej była ogromnie z siebie zadowolona.   

background image

–  Zdrajczyni!  –  mruknęła  Amy,  po  czym  ostrym  głosem  zawołała  psa.  Mindy 

przeciągnęła się, ale nie ruszyła z miejsca. Jednak Amy nie miała zamiaru ustąpić.   

Podeszła  do  furtki  i  ponownie  zawołała.  Tym  razem  Mindy  podeszła  do  niej  ze 

spuszczonym  łbem  i  podkulonym  ogonem.  Amy  ze  złością  zatrzasnęła  furtkę.  Najchętniej 
zawiesiłaby na niej kłódkę dla podkreślenia, że sąsiad jest tu niemile widziany.   

Weszła do domu i błyskawicznie spakowała podręczną torbę. Nie miała ochoty jechać’ do 

Wichity, lecz uznała, że zmiana otoczenia dobrze jej zrobi.   

Niechciane łzy napłynęły jej do oczu, ale szybko je otarła. Nie będzie płakała z powodu 

utraty mężczyzny, który nie miał do niej zaufania i który przy pierwszej okazji uwierzył w to, 
co  najgorsze.  Mimo  to  po  chwili  łzy  cichym  strumieniem  popłynęły  jej  po  policzkach. 
Opłakiwała wszystko, co tego wieczoru utraciła.   

Przychodnia  nigdy  już  nie  będzie  takim  miłym  miejscem  pracy  jak  przedtem.  Nie 

wyobrażała sobie, jak w takiej atmosferze będzie mogła dalej pracować. Teraz, bez aprobaty 

Ryana, nie będzie jej wolno przepisać nawet aspiryny.   

Czuła, jak narasta w niej złość. Tess jej uwierzyła, a on nie! Oczywiście, zdarzało się jej 

popełniać  błędy,  ale  zawsze  potrafiła  się  do  nich  przyznać.  Jeśli  spodziewał  się,  że  teraz 
postąpi  podobnie,  to  srogo  się  zawiedzie.  W  tym  przypadku  nie  jest  winna  Postanowiła,  że 
porozmawia  z  doktorem  Hyde’em  i  albo  uzyska  zgodę  na  przeniesienie,  albo  wręczy  mu 
swoją rezygnację.   

Nie chciała już walczyć o odzyskanie tego, co dziś utraciła. Bez wzajemnego zaufania nie 

może być mowy o miłości. Najwyższy czas, aby przestała się nad sobą użalać i raz na zawsze 
wykreśliła Ryana ze swojego życia.   

Odejście  nie  stanowiło  dla  niej  problemu.  Robiła  to  już  nieraz  i  zawsze  potem  szybkę 

dochodziła  do  siebie,  chociaż  zdawała  sobie  sprawę,  że  tym  razem  rekonwalescencja  może 
nie nastąpić szybko: Ryan zbyt wiele dla niej znaczył. Dużo wody upłynie, zanim jej rany się 
zagoją, jeśli to w ogóle nastąpi.   

– Porozmawiajmy teraz o tych tabletkach – rzekł Ryan do Molly następnego ranka.   
Chociaż  dziewczyna  wciąż  jeszcze  była  oszołomiona,  to  jednak  większość  innych 

niepokojących  objawów  albo  uległa złagodzeniu, albo  całkowicie ustąpiła.  Zupełnie inaczej 
było z nim. Przez całą noc nie zmrużył oka, usiłując znaleźć wyjaśnienie, skąd wzięło się na 
recepcie nazwisko Amy. Chciał jej wierzyć, ale fakty były nieubłagane.   

Nie mógł jednak zapomnieć wyrazu jej oczu i podniesionej wysoko głowy, gdy mijała go, 

wychodząc ze szpitala. A może jej wina wcale nie jest taka oczywista? Powoli w jego głowie 
zaczynały  się  rodzić  wątpliwości  i  właśnie  dlatego  postanowił  rano  porozmawiać  z  Molly. 
Molly odwróciła wzrok.   

– Musimy? 
– Tak, musimy. Czy wiesz, co to za tabletki? Skinęła głową.   
– Antydepresyjne.   
– A ty masz depresję, tak? , – Czasami.   
– Ile tych tabletek wzięłaś? 
–  O  jedną  więcej  niż  napisane  jest  na  fiolce.  Nigdy  ich  przedtem  nie  brałam,  ale  Amy 

background image

powiedziała  mi  kiedyś,  że  przepisuje  się  je  tym,  którzy  tak,  są  przytłoczeni  swoimi 
problemami,  że  nie  potrafią  normalnie  funkcjonować.  Ja  właśnie  znalazłam  się  w  takiej 

sytuacji. Myślałam, że te tabletki mi pomogą.   

– I Amy się na to zgodziła? 
Unikając jego spojrzenia, pokręciła głową.   
– Przecież wypisała receptę.   
– Wypisała – powiedziała cicho Molly – ale...   
– Ale co? 
– Ale ona wypisała tę receptę dla kogoś innego. Pewnego popołudnia jakąś kobieta miała 

się  zgłosić  po  odbiór  recepty.  Nie  znałam  tego  leku,  Amy  wyjaśniła  mi  więc,  po  co  się  go 
bierze.  Pomyślałam,  że  fajnie  by  było  mieć  takie  proszki,  jeśli  będę  w  depresji.  Wtedy 
właśnie to zrobiłam. Zasłoniłam nazwisko pacjentki i zrobiłam fotokopię recepty. Wyglądała 
lepiej niż oryginał.   

– I poszłaś z nią do apteki.   
– Tak. Będę miała kłopoty, prawda? 
Odetchnął  głęboko.  Dziewczyna  wyjaśniła  jego  wątpliwości  i  oczyściła  Amy.  Teraz 

wiedział wreszcie, jak się czuje skazaniec. Amy nigdy mu nie wybaczy.   

–  Obawiam  się,  że  tak  –  odparł.  –  To,  co  zrobiłaś,  jest  sprzeczne  z  prawem,  i  do  tego 

bardzo niebezpieczne. Mam nadzieję, że dostałaś nauczkę i raz na zawsze zapamiętasz, jakie 
są skutki zażywania leków, które nie są dla ciebie.   

– To prawda – wyszeptała. – Przysięgam jednak, że już nigdy się to nie powtórzy.   
– Zaufanie to krucha rzecz – powiedział. – Raz utracone bardzo trudno odzyskać.   
–  Wiem,  ale  naprawdę  nigdy,  przenigdy  już  tego  nie  zrobię.  Wstał  i  sięgnął  po  stojące 

obok kule.   

– To dobrze, bo jeśli zrobisz, to przełożę cię przez kolano bez względu na to, ile masz lat.   
Twarz Molly rozpogodziła się.   
– Zgoda.   
Opuścił szpital w podłym nastroju. Powinien był uwierzyć Amy i razem z nią zastanowić 

się, jak mogło do tego dojść, zamiast brać na siebie rolę zarówno prokuratora, jak i sędziego. 
Musi  spróbować  z  nią  porozmawiać,  przeprosić  ją  i  błagać  o  drugą  szansę.  Tak  bardzo 
pragnął, aby ich stosunki znowu były takie jak dawniej, jednak wiedział, że długo przyjdzie 
mu na to czekać. Bez względu na to, jakie były jej wady, wszystkie bladły, gdy pomyślał, że 
miałby żyć dalej bez niej. To była miłość. Prawdziwa i głęboka.   

Wokół  domu  Amy  nie  dostrzegł  żadnych  oznak  życia.  Przypomniał  sobie  o  wspólnych 

planach wyjazdu do Wichity i domyślił się, że Amy z tych planów nie zrezygnowała. W tej 
sytuacji nie miał innego wyjścia, jak czekać na jej powrót.   

W ponurym nastroju kręcił się po domu i tylko jego kule głucho stukały w przejmującej 

ciszy. Myśl o Amy, która tak niedawno leżała zwinięta w kłębek na jego kanapie, sprawiała 

mu ból. Dom bez niej nie przypominał mu już domu.   

Zapewne Amy poprosi o przeniesienie do doktora Jacksona, jednak on nie miał zamiaru 

się na to zgodzić. Zdawał sobie sprawę, że w wielu wypadkach jego postępowanie nie było 

background image

właściwe, ale zrobi wszystko, co w jego mocy, by to naprawić.   

 

Wczesnym  rankiem  w  poniedziałek  Amy  zjawiła  się  w  gabinecie  doktora  Hyde’a  z 

postanowieniem definitywnego załatwienia nurtującej ją sprawy.   

– Chciałabym się przenieść – . oznajmiła spokojnie.   
– Dlaczego? – spojrzał na nią badawczo.   
–  Doktor  Gregory  i  ja  ogromnie  różnimy  się  temperamentem.  Nie  zgadzamy  się  pod 

wieloma względami.   

– Aha! Może potrzeba wam więcej czasu, aby się dotrzeć.   
– Mieliśmy dużo czasu. Po prostu nie jestem w stanie pracować z nim dłużej.   
Zmarszczył brwi.   
– To zabawne, ale Ryan wcale tak nie uważał, kiedy rozmawiał ze mną wczoraj.   
Ta wiadomość ogromnie ją zaskoczyła, ale starała się tego nie ujawniać.   
– Przykro mi, ale wciąż uważam, że lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy.   
–  Hm.  –  Znowu  spojrzał  na  nią  uważnie.  –  Czyżby  miało  to  coś  wspólnego  z 

wydarzeniami podczas ostatniego weekendu? 

Zawahała  się.  Roztrząsanie  tej  sprawy  nie  było  dla  niej  zbyt  przyjemne.  Pokonując 

bolesny opór, powiedziała: 

– Doktor Gregory mi nie ufa.   
– Jesteś tego pewna? 
– Absolutnie.   
–  Ryan  kilkakrotnie  poważnie  się  sparzył.  Może  tak  naprawdę  nie  chodzi  tu  o  brak 

zaufania,  lecz  o  nadmierne  poczucie  odpowiedzialności.  Jeśli  tak  nie  jest,  to  dlaczego 
usiłował wziąć na siebie całą winę? 

– Zrobił to? Dlaczego? – spytała ze zdumieniem Amy. Doktor Hyde wzruszył ramionami.   
– Ponieważ i ty, i Molly pracujecie dla niego. Zapytał również, czy ten incydent będzie 

miał  wpływ  na  naszą  współpracę.  Oczywiście  zaprzeczyłem.  To  nie  jego  wina,  że  Molly 
zachowała się tak nieodpowiedzialnie.   

– Nie, to z pewnością nie jego wina – przyznała, przypominając sobie, jak postąpił jego 

poprzedni  partner.  Ryan  z  pewnością  brał  na  siebie  więcej,  niż  powinien.  Czy  ona  w  jego 
sytuacji zachowałaby się podobnie? 

Chyba jednak nie, pomyślała. Ryan nie powinien uważać, że takie zachowania, z jakimi 

miał do czynienia w przeszłości, są normą, ponieważ normą nie są. Gdyby nie był taki uparty, 
zrozumiałby, jak bardzo się myli.   

– Najbardziej mnie u niego zdumiewa to bezgraniczne oddanie pracy. Jestem przekonany, 

że jesteś tego samego zdania.   

Nie  mogła  się  z  nim  nie  zgodzić.  Ryan  unikał  rutyny,  każdemu  pacjentowi  poświęcał 

maksimum uwagi i troski.   

Doktor Hyde podniósł się.   
– Weź to  wszystko  pod uwagę, zanim podejmiesz ostateczną decyzję. Oczywiście, jeśli 

naprawdę  uważasz,  że  nie  możesz  dłużej  z  nim  pracować,  i  jeśli  on  zgodzi  się  na  twoje 

background image

odejście, zobaczę, co się da zrobić. W przeciwnym razie...   

– Jestem pewna,  że się zgodzi. – Pewnie pomoże jej nawet  opróżnić biurko i  przenieść 

rzeczy na nowe miejsce.   

Gdy  szła  wolno  korytarzem  prowadzącym  do  jej  skrzydła,  w  pewnej  chwili  spostrzegła 

Ryana. Poruszał się zdecydowanie za szybko jak na kogoś, kto posługuje się kulami. Na jego 
twarzy  widać  było  determinację,  lecz  kiedy  ją  zobaczył,  determinację  zastąpił  typowy  dla 
niego spokój.   

– Dzień dobry, Amy – powiedział. – Jak minął weekend? 
–  Nie  pamiętam  przyjemniejszego.  –  Prawda  jednak  była  taka,  że  siostry  były  w  nie 

najlepszym  nastroju  i  w  efekcie  Amy  wróciła  do  Mapie  Corners  w  takiej  samej  formie,  w 
jakiej go opuszczała Już na pierwszy rzut oka widać było, że Ryan nie czuł się wcale lepiej. 
Zmarszczki wokół ust się pogłębiły, a cienie pod oczami zdradzały niewyspanie.   

– Widziałaś się z Tess? Albo z Molly? – zapytał.   
– Dzwoniłam do nich wieczorem.   
– To chyba wiesz, co się stało? 
– Tak. – Odetchnęła głęboko i rzekła szybko: – Zanim coś dodasz, chcę cię uprzedzić, że 

rozmawiałam z doktorem Hyde ‘em.   

– Tak przypuszczałem. – Milczał chwilę, porządkując myśli. – Bardzo bym chciał z tobą 

pomówić.   

Niewiele miała mu do powiedzenia, ale uznała, że lepiej załatwić to na osobności.   
– Może wyjdziemy na patio? 
– Doskonale.   
Ten  niewielki  wewnętrzny  dziedziniec  powstał  po  dobudowaniu  drugiego  skrzydła  do 

głównego  budynku.  Przy  sprzyjającej  pogodzie  pracownicy  czasem  jadali  tam  lunch,  a 
palacze  wychodzili  na  papierosa.  O  tej  porze  jednak  patio  było  puste.  Amy  poczekała,  aż 
Ryan usiądzie na którymś z metalowych krzesełek, po czym sama zajęła miejsce naprzeciwko 
niego.   

– Doktor Hyde zgodził się przenieść mnie do innego lekarza, jeśli ty się nie sprzeciwisz – 

rzekła bez ogródek.   

– Ale ja się sprzeciwiam. Całym sercem.   
– Jak to? Przecież mi nie ufasz. Dlaczego chcesz mnie zatrzymać? 
– Bo cię kocham, Amy.   
Tak  długo  czekała  na  te  słowa!  Poczuła  dławienie  w  gardle  i  zaczęła  szybko  mrugać 

powiekami, żeby powstrzymać palące łzy. Pokręciła głową.   

– Nie, nie kochasz. Nie możesz mnie kochać, jeśli mi nie ufasz. Czy nie rozumiesz, że to 

niemożliwe? 

– Przyznaję ci rację. Byłem głupi.   
– Nareszcie to do ciebie dotarło – zakpiła.   
– Intuicja mówiła mi, że nie mogłaś popełnić takiego błędu, ale ja wierzyłem faktom, a te 

wydawały się oczywiste. Teraz wiem, że za szybko cię oskarżyłem.   

Wiedziała, że Ryan czuje się okropnie, nie miała jednak zamiaru tak łatwo mu wybaczyć.   

background image

– Powiedz mi coś, czego nie wiem.   
– Kocham cię, Amy.   
Czuła, że jej opór słabnie, mimo to wciąż się nie poddawała.   
– Powiedziałeś mi kiedyś, że na zaufanie trzeba zasłużyć. Czy nie uważasz, że strasznie 

dziwnie to teraz brzmi? 

– Wiem. I dlatego mam zamiar ci udowodnić, że traktuję tę deklarację bardzo poważnie. 

Podświadomie  zawsze  broniłem  się  przed  rozczarowaniem.  Jednak  największy  zawód 
spotkałby mnie, gdybym pozwolił ci odejść. Ja tobie naprawdę ufam, Amy. Moje serce ufało 
ci od początku, tylko moja głowa nie chciała się do tego przyznać.   

– Naprawdę wierzysz w to, co mówisz? – A jeśli on mówi jedynie to, co jego zdaniem 

ona chciałaby usłyszeć...   

–  Naprawdę.  Jeśli  ty  możesz  ufać  ludziom,  nawet  po  tym,  co  cię  spotkało  w  domu 

Mullenów, to ja mogę się również tego nauczyć. Zwłaszcza gdy będę miał taką nauczycielkę 

jak ty.   

Pokręciła wolno głową.   
– Nie wiem, czy to możliwe. Jesteśmy tacy różni...   
– Możemy sprawić, że nie będzie nam to przeszkadzało – tłumaczył. – Naturalnie, zdaję 

sobie sprawę, że to niemożliwe, abyśmy dzielili te same zainteresowania, ale jestem gotowy 
do kompromisu, jeśli ty jesteś gotowa do niego również.   

Czuła, jak lód wokół jej serca zaczyna się rozpuszczać.   
– Naprawdę jesteś gotowy? Skinął powoli głową.   
– Doprawdy nie wiem, co powiedzieć.   
–  Może  po  prostu:  „Przebaczam  ci,  że  okazałeś  się  takim  idiotą”?  Albo:  „Nie  będę  już 

więcej myślała o odejściu”.   

Amy bardzo chciała te słowa powtórzyć, ale jeszcze dręczyły ją resztki wątpliwości.   
– A jeśli kiedyś coś podobnego znowu się przydarzy? Wtedy też najpierw wydasz sąd, a 

dopiero potem zaczniesz pytać? 

– Wierzę, że tak nie będzie – zapewnił żarliwie. – Gdyby jednak zdarzyło mi się kiedyś o 

tym zapomnieć, to liczę na ciebie, że mi przypomnisz.   

Łzy napłynęły jej do oczu, – Och, Ryan! – zawołała.   
Wstał i podpierając się jedną kulą, pokuśtykał do niej, po czym wolną ręką przyciągnął ją 

do siebie.   

– A więc dasz mi drugą szansę? Nie musiała się zastanawiać.   
– Tak. Tylko jej nie zmarnuj.   
– Nie ma mowy. – Otarł palcami łzy z jej twarzy. – Gdyby cię to jeszcze interesowało, to 

już wiem, co chcę robić, kiedy Feldman uwolni mnie od gipsu.   

Przechyliła do tyłu głowę, aby spojrzeć mu w oczy.   
–  Ciekawa  jestem,  jakież  to  intelektualne,  kulturalne  i  niezbyt  ekstrawaganckie  zajęcie 

wymyśliłeś.   

Uśmiechnął się szeroko.   
– Tańce na naszym weselu.