background image

CECILY VON ZIEGESAR

TYLKO

TYLKO

TYLKO

TYLKO

CIEBIE

CIEBIE

CIEBIE

CIEBIE

CHce

CHce

CHce

CHce

plotkara 6

plotkara 6

plotkara 6

plotkara 6

Przeklad Malgorzata Strzelec

Tytul oryginalu

YOU'RE THE ONE THAT I WANT

- 1 -

background image

A jesli milosc, czym jest, rzecza jaka?

Jesli jest dobra, czemu torturuje?

Geoffrey Chaucer Troilus i Kresyda

przekl. M. Slomczynski

*

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Znacie  to powiedzenie:  dzisiaj  jest  pierwszy  dzien  reszty  twojego  zycia?  Zawsze  myslalam,  ze  brzmi

to tak sentymentalnie, ale dzis odkrylam,  ze  ma  gleboki  sens.  Poza  tym zaczynam  myslec,  ze  nie  ma

nic  zlego  w  byciu  sentymentalnym.  Przeciez  idac  rano  do  szkoly,  mozna  zyczyc  portierowi  milego

dnia, kiedy otwiera ci drzwi. I  dlaczego  wlasciwie  nie  zatrzymac  sie,  zeby  powachac  bzy,  które  rosna

przed domami wzdluz Piatej Alei? A skoro juz przy nich  stoisz,  to zaszalej  i  wlóz  za  ucho  galazke  bzu.

Dopiero  kwiecien,  ale  juz  mozesz  wlozyc  te  nowe  skórzane  klapki  od  Coacha  w  odcieniu  miety  no

wiesz, te z wyhaftowana  zólta  rózyczka,  które  nosisz  po domu od miesiaca.  Wreszcie  mozesz  w nich

wyjsc!  Oczywiscie,  pewnie  bedziesz  miala  problemy  w  szkole,  bo  to  nieprzepisowe  obuwie,  ale  jak

inaczej pochwalisz sie nowym brazylijskim pedikiurem?

Wiem, wiem. Pewnie pomyslicie, ze  zwariowalam,  bo tyle  we  mnie  mu. Ale  w tym tygodniu  wszyscy

- 2 -

background image

sie  dowiemy,  czy  dostalismy  sie  do  college'ów,  do  których  skladalismy  papiery.  Jak  na  razie  to

najpowazniejszy  moment  w  naszym  zyciu.  Od  tej  chwili  raz  na  zawsze  bedziemy  zaszufladkowani

wedlug szkól, które wybralismy, czy raczej wedlug szkól, które  nas  wybiora:  kujon  dostal  sie  do Yale,

czwórkowa lesbijka siatkarka laduje w Smith, ekscentrycznej dziedziczce fortuny ojciec kupil przyjecie

do Browna. Mówie tylko ze moze warto spojrzec na to z jasniejszej  strony.  Listy  zostaly  juz  wyslane  -

co sie stalo, to sie nie odstanie. Ja w kazdym razie jestem gotowa na nastepny krok.

TA GLUPIA GRA, W KTÓRA KIEDYS WSZYSCY GRALISMY (I PO CICHU NADAL TO ROBIMY)

Skoro sprawa przyjecia do college'u  jest  juz  prawie  za  nami,  nadszedl  czas,  aby  skupic  sie  na  czyms

równie waznym: naszym zyciu milosnym. Najwyzszy czas abys ty i  twój  wymarzony  chlopak  (dodaj  do

kazdej linijki „w lózku”):

Wypili po wlochatym pepku i zasneli az do switu

Karmili sie nawzajem lodami z goracym kajmakiem

Poogladali stare filmy

Ponurkowali nago

Popuszczali kólka z dymu

Zagrali w twistera.

Zafundowali sobie zmywalne tatuaze

Wybrali imiona dla dzieci

Urwali sie z WF - u

Spróbowali bikram jogi.

Oczywiscie nie  namawiam  do niczego  niezgodnego  z prawem.  Zdecydowanie  to nie  jest  dobry czas,

zeby cos schrzanic. Slyszeliscie o tej obiecujacej mlodej aktorce, która  w zeszlym  roku dostala  sie  do

Harvardu,  a  potem  uciekla  na  caly  maj  do  LA,  do  swojego  chlopaka,  tez  aktora?  Przyjecie  do

Harvardu... cofnieto! Ta lista to najprostszy znany mi sposób, zeby zrzucic z siebie kilogramy  stresów,

które ostatnio na nas ciazyly Pomysl z dieta tez moze byc nie od rzeczy!

Wasze e - maile

P: Droga Plotkaro!

Chcialam  ci  podziekowac  za  podtrzymanie  mnie  na  duchu,  kiedy  bylam  klebkiem  nerwów.

- 3 -

background image

Nie wiem, jak ty, ale ja zlozylam papiery do dwunastu szkól  i  ostatniej  nocy  snilo  mi  sie,  ze

nie  przyjeto  mnie  do  zadnej.  Mozesz  mi  powiedziec,  dlaczego  nie  powinnam  uciec  do

Meksyku? 3maj sie.

róza

O: Droga rózo!

Meksyk to fajny pomysl, ale dwanascie szkól? Daj spokój,  na  pewno  dostaniesz  sie  chociaz

do  jednej,  jesli  nie  do  wszystkich  dwunastu!  Jezeli  masz  ochote  rzucic  sie  z  mostu,  nim

nadejdzie  te  dwanascie  listów,  to trzymaj  sie  swoich  przyjaciól..,  no chyba  ze  sie  boisz,  ze

sami chca cie zepchnac! To trudny czas dla nas wszystkich.

P

P: Droga P!

Wiec ta dziwaczka z Connecticut, ta z odwyku, na  dobre  zniknela  z zycia  N? Bo  jesli  on jest

sam, to zamierzam rzucic sie na niego.

s.zybka

O: Droga s.zybka!

Przykro  mi,  kochanie,  ale  musisz  poczekac  w  kolejce  -  i  zadnego  wpychania  sie  poza

kolejnoscia! Niestety, ktos juz go dorwal. Wlasciwie to zawsze bylo jej miejsce i tak  pewnie

zostanie.  Pewnie  wiesz,  o  kim  mówie.  Ale  nie  badz  zazdrosna:  Jej  zycie  jest  dalekie  od

doskonalosci.

P

Na celowniku

N spaceruje i przypala na schodach  Metropolitan  Museum  of  Art.  Podejrzewam,  ze  teraz  -  kiedy  jest

kapitanem  druzyny  lacrosse  i  nie  spotyka  sie  juz  z  ta  absurdalnie  pokrecona  panienka  z  odwyku  -

moze  sie  wreszcie  rozluznic  i  cieszyc  zyciem.   urywa  sie  dzis  rano  z  apelu  i  pedzi  do  domu.  Ma

nadzieje  -  choc  szanse  sa  niewielkie  -  ze  komisja  z  Yale  tak  bardzo  chce  ja  przyjac,  ze  wystala  list

poranna  poczta.  To  dopiero  klebek  nerwów!  Widziano  ja  takze  w  dziale  z  bielizna  w  Barneys  -

przymierzala komplet,  który mozna opisac  tylko  jako  „szukam  okazji”. S obgryza  paznokcie,  opalajac

sie  na  Owczej  Laczce,  a  przygladaja  jej  sie  setki  zachwyconych chlopaków.  Czym  wlasciwie  ona  sie

- 4 -

background image

tak martwi?  D i  V udaja,  ze  sie  nie  widza,  gdy  stoja  w kolejce  po bilety  na  nowy  film  Kena  Mogula

Angelika. J przymierza u Bergdorfa Goodmana pantofle od Manola z wezowej skórki,  na  które  jest  juz

lista  oczekujacych.  Czym  wlasciwie  ma  zamiar  za  nie  zaplacic  i  gdzie  zamierza  je  nosic?  Moze  to

jeszcze dzieciak, ale ma spore ambicje.

NA WYPADEK, GDYBYSCIE CHCIELI PRZEZYC NA NOWO TE CENNE CHWILE...

V kreci film dokumentalny o tym calym  zamieszaniu  wokól  przyjec  do college'ów.  Mysle,  ze  to dobra

okazja,  zeby  wyrzucic  cos  z  siebie  i  miec  swoje  cztery  minuty  slawy.  W  ciagu  nastepnych  dwóch

tygodni bedzie krecila po lekcjach przy fontannie Bethesda w Central Parku.

Trzymam za was kciuki wszystkimi czterema konczynami. Powodzenia!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

B jest gwiazda w jej wlasnym, malym filmie

- Po prostu powiedz, jak sie teraz  czujesz.  No wiesz,  skoro  w tym tygodniu  przyjda  informacje

z college'ów i tak dalej.

Vanessa Abrams zerknela przez kamere i poprawila obiektyw tak.  zeby  w kadrze  zmiescily  sie

wiszace kolczyki Blair z jadeitów i krysztalów Swarovskiego. Bylo przyjemne kwietniowi - popoludnie i

park zamienil  sie  w dom wariatów.  Za  plecami  Blair  i  Vanessy  grupa  chlopców  z  ostatniej  klasy  ze

Szkoly  Swietego  Judy  ganiala  za  frisbee  po  tarasowych  schodach  wychodzacych  na  fontanne

Bethesda,  przeklinajac  i  przytrzymujac  sie  nawzajem  -  efekt  tlumionego  stresu  zwiazanego  z

przyjeciami  do college'ów.  Wokól  fontanny  lezaly  wyciagniete  idealnie  opalone  i  wymanikiurowane

ciala dziewczat ze szkól srednich przy Upper East Side. Dziewczyny  palily  papierosy  i  wcieraly  w nogi

najnowszy balsam do opalania Lancôme'a, podczas  gdy  skrzydlata  kobieta  z brazu,  stojaca  posrodku

fontanny, wyrozumiale patrzyla na nie z góry.

Vanessa nacisnela guzik nagrywania.

- Mozesz zaczynac, gdy bedziesz gotowa.

Blair  Waldorf  oblizala  blyszczace  usta  i  odgarnela  za  uszy  odrastajace  juz,  krótko  przyciete

- 5 -

background image

wlosy. Pod prosta czarna koszulka polo i szarym mundurkiem Constance Billard miala nowa  bielizne  -

stringi i stanik  z turkusowego  jedwabiu  i  czarnej  koronki,  komplet,  który kupila  w dziale  z bielizna  w

Bameys. Oparla plecy  o brzeg  fontanny  i  usiadla  wygodniej  na  zlozonym  reczniku kapielowym,  który

Vanessa dala jej do siedzenia.

Goracy dzien i stringi to fatalne polaczenie.

- Obiecalam sobie, ze jesli dostane sie do Yale, w koncu zrobimy  to z Nate'em  -  zaczela  Blair.

Spuscila wzrok i zaczela bawic sie rubinowym pierscionkiem, który nosila  na  lewej  dloni.  -  Wlasciwie

to  nawet  nie  wrócilismy  do  siebie..,  jeszcze  nie.  Ale  oboje  wiemy,  ze  chcemy  tego  i  gdy  tylko  list

przyjdzie... - Spojrzala  w kamere,  ignorujac  dziwaczne,  przenikliwe  spojrzenie  Vanessy,  dziewczyny  o

ogolonej glowie, noszacej czarne wojskowe buty. -  Dla  mnie  to nie  tylko  o seks  tu chodzi,  ale  o cala

moja przyszlosc. Yale i Nate to dwie rzeczy, których zawsze pragnelam.

Przechylila  glowe.  Wlasciwie  to chciala  mnóstwa  rzeczy.  Ale  wylaczajac  przesliczne  srebrne

sandalki z wezowej skórki na platformie od Christiana Louboutina, te dwie rzeczy byly najwazniejsze.

- Chcialbys, frajerze! - krzyknal jakis chlopak i zlapal frisbee tuz przed nosem kumpla.

Blair zamknela niebieskie oczy i otworzyla je znowu.

- A jesli sie nie dostane... - zrobila pauze dla efektu. - Ktos, do cholery, zaplaci mi za to.

Moze powinna w tym tygodniu nosic kaganiec.

Blair westchnela, siegnela pod koszulke i poprawila ramiaczka stanika.

- Niektórzy z moich przyjaciól, na przyklad Serena  i  Nate,  nie  przejmuja  sie  tak  bardzo  sprawa

college'u. Ale to dlatego, ze nie musza mieszkac z matka, która jest zdecydowanie za stara na ciaze, i

to z tlustym,  odrazajacym  ojczymem.  W  koncu  nawet  nie  mam  juz  wlasnego  pokoju!  -  Otarla  lze  i

posepnie  spojrzala  w  kamere.  -  To  wlasciwie  moja  jedyna  szansa  na  szczescie.  Chyba  na  to

zasluzylam, no nie?

Sygnal na brawa.

N ma ochote posmakowac jej blyszczyku

Nate  Archibald  doszedl  do  konca  promenady  obsadzonej  wiazami,  prowadzacej  do  tarasu  i

fontanny  Bethesda,  rzucil  niedopalek  skreta  wypalonego  niemal  do  konca  i  minal  kumpli  grajacych

we frisbee. Jakies trzy metry od niego u podstawy  fontanny siedziala  ze  skrzyzowanymi  nogami  Blair

i mówila do kamery. Wygladala na zdenerwowana  i  niewinna.  Jej  delikatne  dlonie  poruszaly  sie  przy

- 6 -

background image

lisiej  twarzyczce,  a  krótki  mundurek ledwo  zakrywal  umiesnione  uda.  Nate  odrzucil  zlocistobrazowe

loki  z  zielonych  oczu  i  wsunal  rece  do  kieszeni  spodni  w  kolorze  khaki.  Blair  wygladala  naprawde

seksownie.

W tej samej chwili  wszystkie  dziewczyny  w parku  myslaly  dokladnie  to samo,  tyle  ze  na  jego

temat.

Nate  mgliscie  kojarzyl  te  dziwna  dziewczyne  z ogolona  glowa,  stojaca  za  kamera.  Normalnie

Blair  nie  chcialaby  miec  z nia  nic  wspólnego,  ale  nigdy  nie  przegapilaby  okazji,  zeby  opowiedziec  o

sobie. Blair lubila byc w centrum zainteresowania. I chociaz Nate z nia zerwal i zdradzil ja  kilkanascie

razy,  nadal  lubil  poswiecac  jej  swoja  uwage.  Zanurzyl  dlonie  w  fontannie,  przeszedl  za  Blair  i

ochlapal ja delikatnie - kilka kropel wyladowalo: na jej odslonietym ramieniu.

Blair  blyskawicznie  odwrócila  sie  i  zobaczyla  Nate'a.  Wygladal  bardziej  seksownie  niz

kiedykolwiek.  Byl  w  wypuszczonej  bladozóltej  koszulce  z  rozpietym  kolnierzykiem  i  podwinietymi

rekawami, dzieki czemu widziala jego cudowne, opalone miesnie i idealna twarz.

- Nie podsluchiwales tego, co mówilam, prawda? - zapylala ostro.

Pokrecil  glowa,  a  ona  wstala  z recznika,  calkowicie  ignorujac  Vanesse.  Jesli  idzie  o Blair,  juz

skonczyly.

- Hej. - Nate pochylil sie i pocalowal ja w policzek. Pachnial  dymem, swiezym  praniem  i  nowa

skóra - dokladnie tym. czym powinien pachniec chlopak.

Mniam.

- Czesc. - Blair obciagnela mundurek.

Dlaczego, do diabla, nie dostala sie do Yale juz dzisiaj?

- Wlasnie przypominalem sobie, jak zeszlego lata prawie calkowicie uzaleznilas sie od ciastek

przekladanych lodami - powiedzial Nate.

Nagle  poczul,  ze  ma  ochote  zlizac  z  jej  ust  ten  slodko  pachnacy  blyszczyk  i  przejechac

jezykiem po jej zebach.

Udala, ze poprawia nowe kolczyki, zeby je zauwazyl.

- Jestem zbyt zdenerwowana, zeby jesc, ale lemoniada to bylby teraz swietny pomysl.

Nate  usmiechnal  sie.  a  Blair  wsunela  mu  reke  pod  ramie,  tak  jak  zawsze  to  robila,  gdy  szli

razem.  Przebiegl  ja  stary,  dobrze  znany  dreszczyk.  Zawsze  tak  bylo,  gdy  znowu  wracali  do  siebie  -

wygodnie,  a  zarazem  ekscytujaco.  Podeszli  do  straganu  ustawionego  na  szczycie  schodów  i  Nate

kupil  dwie  puszki  lemoniady  Country  Time.  Usiedli  potem  na  pobliskiej  lawce.  Nate  wyciagnal  z

oliwkowego plóciennego plecaka firmy Jack Spade srebrna piersiówke.

Czas na drinka!

- 7 -

background image

Blair odpuscila sobie lemoniade i zlapala butelke.

- Nie  wiem.  czym  sie  tak  denerwujesz  -  uspokajal  ja  Nate.  Jestes  najlepsza  uczennica  w

klasie.

Sam mial ambiwalentne odczucia, jesli idzie o przyjecie  do college'u.  Zlozyl  papiery  do pieciu

szkól i - to prawda  -  chcial  sie  dostac  do którejs  z nich.  ale  byl  pewny,  ze  bedzie  sie  swietnie  bawil,

niezaleznie od tego, gdzie wyladuje.

Blair wziela jeszcze jeden lyk z piersiówki, nim ja oddala.

- Na  wypadek,  gdybys  zapomnial:  totalnie  spieprzylam  obie  rozmowy  kwalifikacyjne  -

przypomniala mu.

Nate  slyszal  o  jej  niewielkim  zalamaniu  nerwowym  w  czasie  pierwszej  rozmowy

kwalifikacyjnej  do Yale  i  o tym, ze  na  koniec  pocalowala  rozmawiajacego  z nia  czlonka  komisji.  Sly-

szal  lez  o  przelotnym  flircie  w  pokoju  hotelowym  z  absolwentem,  który  mial  przeprowadzic  z  nia

druga  rozmowe.  W  pewnym  sensie  byl  odpowiedzialny  za  obie  wpadki.  Po  kazdym  zerwaniu  Blair

strasznie sie wsciekala.

Wyciagnal reke i poprawil pierscionek z rubinem na jej dloni.

- Wyluzuj. Wszystko bedzie dobrze - powiedzial kojacym glosem. - Obiecuje.

- W porzadku - zgodzila sie Blair, chociaz prawda  byla  taka,  ze  nie  przestanie  sie  zamartwiac,

dopóki  nie  powiesi  nad  lózkiem  powiadomienia  o  przyjeciu  do  Yale  w  srebrnych  robionych  na

zamówienie  ramkach  od  Tiffany'ego.  Wlaczy  nowy  krazek  Raves,  przy  którym  zawsze  sie  napalala,

chociaz  wlasciwie  byl  dose  glosny  i  wstretny,  polozy  sie  na  lózku,  bedzie  czytac  raz  za  razem  list  z

Yale, podczas gdy Nate wykorzysta jej nagie cialo...

- I dobrze. - Nate pochylil sie i zaczal ja calowac, przerywajac jej seksualna fantazje.

Blair  jeknela  w duchu.  Gdyby  tylko  mogla  kochac  sie  z  nim  tu  i  teraz,  na  tej  starej,  brudnej

lawce w Central Parku! Ale musiala poczekac na wiadomosci z Yale. Obiecala to sobie.

jedyna rzecz, której S nie ma

Na drugim korku promenady Serena  van  der  Woodsen  zajadala  czekoladowe  lody  na  patyku  i

zajmowala  sie  swoimi  sprawami,  kiedy  zauwazyla  na  lawce  dwoje  swoich  najlepszych  przyjaciól.

Prawic sie pozerali i wygladali jak zywa  reklama  prawdziwej  milosci.  Serena  westchnela.  Szla  powoli

i oblizywala loda.. Gdyby tylko prawdziwa milosc mozna bylo kupic.

- 8 -

background image

Owszem, miala  miliardy  chlopaków,  którzy totalnie  sie  w niej  durzyli  i  byli  totalnie  ubawowi.

Byl  Perce,  Francuz,  który  scigal  ja  malym  pomaranczowym  kabrioletem  po  calej  Europie.  Byl  Guy,

angielski  lord,  który chcial  uciec  z nia  na  Barbados.  Conrad,  chlopak  ze  szkoly  z  internatem  w  New

Hampshire, który przesiadywal z nia do switu i palil cygara. Dan Humphrey, poeta piszacy  chorobliwe

wiersze,  który nigdy  nie  potrafil  znalezc  odpowiedniej  dla  nie  metafory.  Flow,  gwiazdor  rocka,  który

nie  dawal  jej  spokoju  -  ale  przeciez  tak  naprawde  nie  przeszkadzalo  jej,  ze  zamecza  ja  ktos  tak

przystojny  i  slawny.  I  Nate  Archibald,  chlopak,  z którym stracila  dziewictwo  i  którego  zawsze  bedzie

kochac, ale tylko jako przyjaciela.

A to i tak tylko skrócona lista.

Jednak nigdy nie znalazla tej prawdziwej milosci, takiej jak ta miedzy Blair i Nate'em.

Wyrzucila resztki loda do kubla  na  smieci  i  przyspieszyla  kroku.  Jej  rózowe  klapki  frotte  firmy

Mella  glosno  uderzaly  o  brukowany  chodnik,  dlugie  jasne  wlosy  plynely  za  nia,  a  krótka,  szara

plisowana  spódniczka  od  mundurka  Constance  Billard  unosila  sie  wokól  jej  nieskonczenie  dlugich

nóg. Gdy podeszla blizej, chlopcy dokazujacy  wokól  fontanny  Bethesda  i  jezdzacy  na  deskach  wzdluz

promenady zamarli i zaczeli sie gapic. Serena, Serena, Serena - byla wszystkim, czego pragneli.

Ale w zyciu nie odwaza sie powiedziec jej chocby „czesc”.

- Dlaczego nie wynajmiecie pokoju w Mandarin?  To  raptem pare  przecznic  stad  -  zazartowala

Serena, kiedy podeszla do przyjaciól na lawce.

Nate i Blair spojrzeli na nia szczesliwym, nieprzytomnym wzrokiem.

- Zrobilas to? - zapytala Serena w sposób, który moze zrozumiec tylko najlepsza przyjaciólka.

- Aha - Blair pokiwala glowa. - Nie mówilam zbyt dlugo, bo Nate podsluchiwal.

- Nieprawda! - zaprotestowal Nate.

Serena zerknela na niego.

- Chcialam  sie  tylko  upewnic,  ze  Blair  za  bardzo  nie  pani  kuje.  Powinnam  sie  domyslic,  ze

zdolasz ja uspokoic.

Blair wziela lyk lemoniady.

- Masz juz jakies wiadomosci?

Serena podwedzila jej puszke.

- Nie,  pietnasty  raz  dzisiaj  mówie,  ze  jeszcze  nie.  -  Napila  sie  i  otarla  usta  rekawem

bladorózowej bluzki Tocca. - A ty?

Blair pokrecila glowa. I wtedy wpadla na pomysl.

- Ej. a moze otworzymy nasze listy razem? No wiecie,  zebysmy  denerwowali  sie  razem,  w tym

samym czasie?

- 9 -

background image

Serena wziela kolejny lyk lemoniady. Dla niej brzmialo to jak najgorszy pomysl na  swiecie,  ale

gotowa byla zaryzykowac, ze ktos jej wydrapie oczy, byle tylko uszczesliwic przyjaciólke.

- Dobra - zgodzila sie z wahaniem.

Nate  nic  nie  powiedzial.  Za  zadne  skarby  nie  mial  zamiaru  przylaczac  sie  do  tej  malej

imprezki. Wyciagnal piersiówke do Sereny.

- Chcesz?

Zmarszczyla idealny nos i zamachala nieopilowanymi palcami u stóp.

- E,  nie.  Spóznie  sie  na  pedikiur.  Do  zobaczenia.  Odwrócila  sie  i  ruszyla  ku  poludniowemu

koncowi parku, zabierajac ze soba do polowy wypita puszke lemoniady.

Miala zwyczaj podbierania róznych rzeczy, calkiem nieswiadomie. Lemoniady, chlopców...

D ratuje V albo na odwrót

Vanessa czekala cierpliwie, az Chuck Bass poprawi czerwona obrózke na szyi  snieznej  malpki,

tak  by  monogram  „C”  byl  widoczny  w  kamerze.  Chuck  zjawil  sie  przy  fontannie  zaraz  po  odejsciu

Blair. Nie powiedzial nawet „czesc”. Po prostu usiadl na reczniku razem z malpa i zaczal mówic.

- Do  cholery,  lepiej,  zeby  NYU  mnie  przyjelo,  bo  chce  zostac  w  mieszkaniu,  które  rodzice

dopiero co mi kupili. Wtedy moglibysmy zostac  razem  z Cukiereczkiem.  -  Chuck  poglaskaj  zwierzatko

po  krótkim  bialym  futerku.  W  sloncu  blysnal  zloty  sygnet  z  rózowym  kamieniem  i  monogramem.  -

Wiem, ze to tylko malpa, ale to mój najlepszy przyjaciel.

Vanessa  zlapala  ostrosc  na  logo  Prady  na  czarnych  skórzanych  sandalach  Chucka.  Paznokcie

u palców  stóp  mial  swiezo  wypolerowane,  a  nad  opalona  w solarium  kostka  zwieszala  mu  sie  zlota

bransoletka.  Vanessa  zostala  przyjeta  do  NYU  juz  w  styczniu.  Mysl,  ze  w  przyszlym  roku  Chuck

móglby chodzic z nia na zajecia, byla wiecej niz niepokojaca.

- Oczywiscie, niezaleznie od tego, gdzie pojade, wynajme  sobie  mieszkanie  -  ciagnal  Chuck.  -

Ale  dekorator  wybral  mi  do  mieszkania  meble  od  Armaniego  Casa.  Daj  spokój,  kto  do  cholery

chcialby mieszkac na Rhode Island w jakims pieprzonym Providence?

Daniel  Humphrey  rzucil  niedopalek  camela  na  stos  mokrych,  zielonych  lisci  na  koncu

promenady.  Zeke  Freedman  i  reszta  kumpli  ze  szkoly  Riverside  grali  w  hokeja  na  rolkach.  Przez

chwile zastanawial sie, czy sie nie przylaczyc. W koncu kiedys Zeke  byl  jego  najlepszym  przyjacielem

- 10 -

background image

- nim  Dan  zaczal  spotykac  sie  z Vanessa  Abrams,  swoim  drugim  najlepszym  przyjacielem.  Teraz  nie

mial  zadnych  przyjaciól  i  tamte  czasy  wydawaly  mu  sie  bardzo  odlegle.  Odwrócil  sie,  zapalil

kolejnego camela i kontynuowal rytual samotnych spacerów po szkole.

Fontanna Bethesda w sloneczny dzien to nie bylo miejsce dla  niego:  zbyt  duzo napakowanych

sportsmenów  biegalo  tam  bez  koszulek  i  za  duzo  opalonych  dziewczat  sluchalo  iPodów,  siedzac  w

bikini od Missoni. Ale dzien byl sliczny, a on nie mial dokad pójsc.

Zobaczyl  Jenny  i  jej  przyjaciólke  z  Constance  Billard,  Elise  Wells;  robily  sobie  nawzajem

pedikiur.  Siedzial  tez  ten  dupek  Chuck  Bass,  chlopak  z  jego  klasy  w  Riverside.  Rozwalil  sie  pod

fontanna ze swoja malpa i gadal z...

Dan przejechal drzaca dlonia po przydlugich wlosach  w stylu zbuntowanego  poety  i  zaciagnal

sie  solidnie  papierosem.  Vanessa  nie  cierpiala  slonca,  a  jeszcze  bardziej  nienawidzila  facetów  w

stylu Chucka, ale zrobilaby wszystko dla dobrego filmu. Gotowosc  do cierpienia  dla  sztuki  byla  jedna

z wielu rzeczy, która laczyla Dana i Vanesse.

Zaczal  grzebac  w  torbie  na  ramie,  wyciagnal  pióro  i  notatnik  w  okladkach  z  czarnej  skóry,

które zawsze nosil ze soba. Zanotowal kilka linijek o tym, jak Vanessa  zdziera  noski  butów tak  dlugo,

az zaczyna przeswitywac metal. Moze to poczatek nowego wiersza.

czarne

podkute buty

martwe golebie

brudny deszcz

- Krece  dokument,  moze  chcesz  wziac  udzial?  -  zawolala  do  niego  Vanessa,  przerywajac

Chuckowi w polowie zdania.

Dan  mial  na  sobie  poprzypalany  papierosami  bialy  podkoszulek  i  workowate  jasnobrazowe

sztruksy.  Wygladal  jak  ten  sam  niechlujny,  rozczochrany  poeta,  którego  zawsze  znala  i  kochala.  Od-

kad  „New  Yorker”  opublikowal  jego  wiersz  Zdziry Dan  zaczal  bardziej  zwracac  uwage  na  swój

wyglad. Kupowal ciuchy we francuskich butikach, takich jak Agnes B. albo APC. I zaraz potem zdradzil

ja z anorektyczna zdzira poetka o zóltych zebach. Mystery Craze.  Ale  Mystery  to historia  i  moze stary

Dan wrócil na dobre.

Mysl. zeby usiasc i porozmawiac z Vanessa, byla troche niepokojaca, ale moze jesli skupia sie

na filmie, to nie  beda  musieli  wygrzebywac  wszystkich  brudów. Dan  zerknal  na  Chucka,  który czesal

malpe dziecieca szylkretowa szczotka do wlosów Mason Pearson.

- 11 -

background image

- A ty...?

- Juz skonczylismy - splawila Chucka Vanessa. - Wróc, jak bedziesz mial jakies wiesci.

Oczywiscie  nie  musiala  tego  mówic.  Chuck  i  tak  by  wrócil.  Wszyscy  wróca.  Nie  zdolaja  sie

powstrzymac. Tak latwo namówic tych  egocentryków  do wygrzebywania  wlasnych  brudów, ze  prawo

powinno tego zabraniac.

- Ale  nie  doszedlem  do tego,  ze  wynajalem  dla  Cukiereczka  rzecznika  -  nadasal  sie  Chuck.  -

Idziemy do telewizji i...

- Daruj  sobie  -  warknela  Vanessa.  Podciagnela  rekaw  czarnej  koszuli  i  udala,  ze  zerka  na

zegarek. Dan jednak wiedzial, ze Vanessa nie nosi zegarka. - Nastepny.

Chuck wsial i odszedl z malpa na ramieniu. Dan usiadl. Dlonie spocily mu sie z nerwów.

- Wiec o czym jest ten film? - zapylal.

Dziewczyna wylegujaca sie przy fontannie upuscila zapalniczke, która Vanessa jej odkopnela.

- Jeszcze  nie  jestem  pewna.  Chce  pokazac,  jak  wszyscy  teraz wariuja.  No wiesz,  w  zwiazku  z

college'ami i w ogóle - wyjasnila. - Ale nie tylko o to chodzi.

- Aha - Dan pokiwal glowa.

Vanessa  nigdy  nie  robila  prostych  rzeczy.  Pogrzebal  w  torbie  w  poszukiwaniu  paczki  cameli.

Zapalil papierosa.

- Ostatnio troche sie denerwuje tymi listami - przyznal.

Vanessa  zerknela  do kamery  i  zaczela  nagrywac.  Blada  twarz  Dana  wygladala  w  sloncu  tak

krucho, ze trudno bylo uwierzyc, ze ja zdradzil. Ze byl w stanic zrobic cos tak podlego.

- Mów dalej.

- Chyba  najbardziej  gryzie  mnie  to,  ze  uslysze,  jak  kumple  z  klasy  mówia  mi  ..Bedzie  nam

ciebie brakowac w przyszlym roku”. - Dan zaciagnal  sie  papierosem.  Skóra  w kolorze  kosci  sloniowej

po  wewnetrznej  stronie  ramienia  Vanessy  sprawila,  ze  zapomnial,  o  czym  mówi.  Kosc  sloniowa,

dobre.

- Mów dalej - zachecila go Vanessa.

Dan wydmuchal dym prosto w kamere.

- Nikt nie bedzie za mna tesknil ani ja za nikim nie  zatesknie,  moze z wyjatkiem  ojca  i  siostry.

-  Przerwal  i  przelknal  sline.  I  toba  oraz  twoimi  ramionami  z  kosci  sloniowej,  chcial  dodac  ale

pomyslal, ze lepiej to zapisac.

Vanessa starala sie milczec, ale niemadra przemowa Dana bardzo ja poruszyla, chociaz  wcale

nie wspomnial o jej ramionach.

- Za  mna  tez  nikt  nie  zateskni  -  stwierdzila,  przyciskajac  twarz  do  ekranu  z  podgladem,  zeby

- 12 -

background image

nie spojrzeli sobie w oczy.

Dan  strzepnal  popiól  i  wtarl  go  w  ziemie  pieta  zdartych  niebieskich  pum.  To  bylo  dziwne

uczucie:  rozmawiac  z  Vanessa  z  takim  dystansem,  skoro  raptem  miesiac  temu  byli  w  sobie  za-

kochani, a on po raz pierwszy uprawial seks.

- Ja bede za toba tesknil - przyznal sie cicho. - Juz mi ciebie brakuje.

Vanessa wylaczyla kamere, nim powiedzialaby cos zbyt osobistego.

- Baterie padly - rzucila szorstko. - Wróc moze innym  razem  -  dodala,  zalujac,  ze  zawsze  musi

byc taka jedza.

Dan wstal i zarzucil na ramie torbe.

- Milo bylo cie spotkac - odparl z niesmialym usmiechem

Nie mogac sie powstrzymac, Vanessa odpowiedziala usmiechem.

- Wzajemnie. - Zawahala sie. - Obiecujesz, ze wrócisz, kiedy sie czegos dowiesz?

Milo bylo znowu zobaczyc jej usmiech.

- Obiecuje - odparl szczerze Dan i pomaszerowal z powrotem promenada.

Moze  tylko  majstrowala  przy  obiektywie,  ale  wygladalo  to  zupelnie  tak,  jakby  Vanessa

obserwowala przez kamere jego tylek, gdy odchodzil.

och, mlodym byc i beztroskim

- Jak  milo,  ze  twój  brat  Daniel  powiedzial  nam  chociaz  „czesc”  -  rzucila  sarkastycznie  Elise

Wells do Jenny Humphrey. Wyciagnela nad glowa dlugie,  piegowate  ramiona,  a  potem opuscila  je.  -

Chyba sie mnie boi.

Jenny zdjela  stope  z  kolan  Elise  i  obejrzala  swiezo  pomalowane  paznokcie.  Elise  rozmazala

czerwony  lakier  MAC  New  York  Apple  na  najmniejszym  palcu,  gdzie  paznokiec  byl  malusienki,  przez

co wygladalo to tak, jakby ktos mlotkiem przylozyl w noge Jenny.

- Ostatnio  Dan  zachowuje  sie  dosc  dziwacznie  -  zauwazyla.  Nie  chce  cie  rozczarowac,  ale  to

chyba nie ma z toba nic wspólnego. W tym tygodniu powinien dostac odpowiedz z college'ów.

Dziewczyny  siedzialy  na  lawce  po  drugiej  stronie  fontanny,  naprzeciwko  miejsca,  gdzie

Vanessa  ustawila  kamere.  Jenny  oslonila  oczy  przed  sloncem  i  zerknela  ponad  obmurowaniem

fontanny, co sie dzieje.

Vanessa filmowala teraz Nicki Button - kolejna maturzystke  z Constance  Billard.  Powszechnie

- 13 -

background image

bylo  wiadomo,  ze  Nicki  miala  dwie  operacje  nosa.  Zeby  sie  zorientowac,  wystarczylo  porównac

zdjecia z ksiegi pamiatkowej z trzech ostatnich lat.

- Robi  wywiady  tylko  z tymi,  którzy koncza  szkole  -  oswiadczyla  Elise.  Odgarnela  obciete  na

pazia grube i sztywno jak sloma wlosy za piegowate uszy. - Pytalam ja w czasie przerwy w szkole.

Jenny  zmarszczyla  brwi.  Dlaczego  tak  jest,  ze  najfajniejsze  rzeczy  zawsze  przypadaja  tym  z

ostatniej klasy? Obciagnela stanik, który zawsze podjezdzal jej pod pachy. Struzki potu zbieraly jej sie

w  miseczkach,  przez  co  miala  wrazenie,  ze  wlozyla  mokry  kostium  kapielowy,  a  nie  dodatkowo

wzmacniany, wygodny stanik Bali dla kobiet z duzym biustem.

- I tak nie chcialabym byc w jej glupim filmie - mruknela.

- Jasne - zasmiala sie Elise. - Jakbys nie starala sie przez caly czas nasladowac Sereny van der

Woodsen.

Co za podlosc!

Jenny  przyciagnela  kolana  do  piersi  i  spiorunowala  wzrokiem  Elise.  Czy  byla  uznana,

miedzynarodowa  modelka?  Czy  byla  blondynka?  Czy  nosila  dlugi  do  kolan  trencz  z  Burberry  i  palila

importowane,  francuskie  papierosy.  Czy  spacerowala  bezmyslnie,  podczas  gdy  chlopcy  gapili  sie  na

nia z wywalonymi jezorami? Czy ukrywala,  ze  tak  naprawde  jest  najbystrzejsza  dziewczyna  w klasie?

Nie!

Tak naprawde Jenny byla najbystrzejsza dziewczyna w swojej klasie, ale to zaden sekret.

- Wymien jedna rzecz, która zrobilam tak jak Serena.

Elise odkrecila buteleczke z lakierem, która stala na brzegu  fontanny  i  zaczela  malowac  sobie

paznokcie u rak. Kolor byl zbyl jaskrawy i gryzl sie z jej blada, piegowata skóra.

- Nie  chodzi  o  to.  co  robisz...  -  Urwala.  -  Tylko  o  to,  jak  zawsze  kumplujesz  sie  z  nia  na

spotkaniach  grupy.  Jakbys  chciala,  zeby  wszyscy  wiedzieli,  ze  przyjaznisz  sie  z  modelka.  I  o  to,  jak

zawsze przymierzasz te modne ciuchy w sklepach, jakbys miala gdzie je nosic. Zupelnie jak Serena.

Nawet nie wspomniala o krótkim flircie  z Nate'em  Archihaldem,  razacym  przykladzie  sytuacji,

gdy dziewczyna z mlodszej klasy traci glowe dla starszego chlopaka. To byloby zbyt zenujace.

Nagle, nie wiadomo skad, pojawila sie pilka i odbila sie od glowy Jenny.

- Auc! - wykrzyknela wsciekla, czerwieniac sie.

Wstala  i  wsunela  stopy  w  rózowe  zamszowe  klapki  DKNY,  które  kupila  na  ostatniej

wyprzedazy w Bloomies, jeszcze bardziej rozmazujac nadal mokry lakier na paznokciach.

- Nie  wiem.  co  cie  gryzie  -  warknela  na  Elise  -  ale  wole  trzymac  sie  mojego  dziwacznego

brata, niz sluchac, jak sie mnie czepiasz.

Elise nadal malowala paznokcie, co bylo jeszcze bardziej wkurzajace.

- 14 -

background image

- Jak chcesz - rzucila urazona Jenny i glosno tupiac, zeszla schodami, jak najdalej od fontanny,

w strone zachodniej czesci  Central  Parku.  Nasladuje  Serene,  szydzila  w myslach.  Jej  ogromne piersi,

rozmiar DD, podskakiwaly przy kazdym kroku. Jakbym miala szanse chocby sie zblizyc do idealu.

Ale Jenny podchodzila do wyzwan powaznie i nic nie sprawiloby jej wiekszej  przyjemnosci,  jak

udowodnienie Elise, ze nie jest jakims nieudacznikiem, próbujacym co i  rusz  nasladowac  Serene.  I  za

kazdym  razem  bez  skutku.  Jakis  chlopak  zagwizdal  za  nia,  gdy  przechodzila  kolo  niego,  kolyszac

piersiami.  Odrzucila  krecone  brazowe  wlosy  z  twarzy,  udajac,  ze  go  nie  zauwazyla.  Moze  i  nie  ma

metra  osiemdziesieciu,  blond  wlosów  i  olsniewajacej  urody,  ale  chlopcy  i  tak  za  nia  gwizdza.  To

chyba  cos  znaczy,  prawda?  I  nie  wszystkie  modelki  sa  wysokimi  blondynkami.  Uniosla  podbródek  i

bardziej dziarsko pomaszerowala, nasladujac sposób, w jaki chodza po wybiegu modelki na  pokazach

w Metro Channel.  Elise  odszczeka,  co  powiedziala,  gdy  zobaczy  twarz  Jenny  w  „Vogue”  albo  „Elle”

Zrobi taka furore, ze nawet Serena jej pozazdrosci.

Na  pewno  Serena  nie  pozazdroscilaby  jej  tej  psiej  kupy  w  która  Jenny  prawie  weszla,  gdy

próbowala stac sie druga Gisele.

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Tak  wiec  jest  juz  czwartek  i  nikt  jeszcze  nie  dostal  zadnej  wiadomosci.  Przepraszam  bardzo?!  A

wszystko  przez  denerwujacy,  kretynski  pomysl  amerykanskiej  poczty.  Najwyrazniej  w zeszlym  roku o

tej porze poczta odebrala miliony telefonów od maturzystów  wybierajacych  sie  do college'ów,  którzy

oskarzali  poczte  o  zgubienie  powiadomien,  a  nawet  o  grzebanie  w  nich.  Pewnie.  Jakby  listonosza

naprawde  obchodzilo,  czy  dostaniesz  sie  do Princetown.  Wiec  w  tym  roku  postanowili  wypróbowac

system,  który  nazywa  sie  Ogólnokrajowa  Pula  Powiadomien  o  Przyjeciu  -  brzmi  to  madrzej,  niz

wyglada  w rzeczywistosci.  Zasadniczo  chodzi  o to,  ze  college'e  maja  wysylac  listy  calymi  paczkami

wedlug kodu pocztowego, zeby mozna bylo je dostarczyc wszystkie naraz.

- 15 -

background image

Jakbysmy nie dosc sie juz nacierpieli.  W kazdym  razie  plotka  mówi,  ze  paczki  wyszly  w poniedzialek,

a poniewaz zasadniczo mam ten sam kod pocztowy, nasze listy powinny dojsc... DZISIAJ!!

Wasze e - maile

P: Droga P!

Jestes  super.  Uwaga  wszyscy:  impreza  dzis  wieczór  w restauracji  mojego  ojca.  True  West,

hotel  Pier,  ostatnie  pietro,  West  Street.  Zarezerwowalem  pare  apartamentów  w  hotelu,

wiec bedzie mnóstwo miejsca, zeby wypuscic troche pary.

Wyluzujcie.

luzak

O: Drogi luzaku!

Nie, to ty jestes super. Do zobaczenia dzis wieczór!

P

Na celowniku

 dreczy  listonosza.  To  wlasnie  przez  takich  jak  ona  wszyscy  teraj  cierpimy!   czyta  ogloszenia

towarzyskie  w  „Time  Out”  podczas  pedikiuru  u  kosmetyczki  w  Mandarin  Oriental.  Zeby  bylo

ciekawiej,  najwyrazniej  zatrzymala  sie  na  stronie  Kobiety  szukaja  kobiet.   siedzi  na  marmurowej

podlodze  w  korytarzu  swojego  domu  pod  skrzynkami  na  listy  i  pisze  zaciekle  w  malym  czarnym

notatniku. Chyba presja go  dopadla.  N popija  z rodzicami  whisky  z woda  gazowana  w Yale  Club.  Juz

zaczeli swietowac? J kupuje w pobliskim kiosku wysoki na metr stos czasopism z moda.  Szuka  czegos

do szkoly  czy  po prostu  przygotowuje  kolaz?  A  V robi  wywiady  doslownie  ze  wszystkimi.  To  bedzie

wyjatkowo nudny film!

Jesli masz duzego psa, który lubi gryzc listonoszy, to prosze: trzymaj go na smyczy.

Ludzie, pamietajcie, jedziemy na jednym wózku.

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

- 16 -

background image

do biegu, gotowi, otwierac!

- O mój Boze, nie moge oddychac - jeknela dramatycznie Blair. Przycisnela do brzucha  jedna  z

wypelnionych lupinami z jeczmienia poduszek z lózka jej brata Aarona. - Zaraz zwymiotuje.

Nie bylby to jej pierwszy raz.

- Uspokój sie - poradzila jej Serena,  ukladajac  dwa  stosy  bialych,  kremowych  i  szarych  kopert

na narzucie z konopi w kolorze oberzyny. Jej przedwczorajsze przeczucia w parku na temat zabawy we

wspólne otwieranie listów okazaly sie bolesnie  trafne.  Po prostu  Blair  za  bardzo  byla  nastawiona  na

rywalizacje, zeby zachowywac sie w cywilizowany sposób.

- Umre - jeknela Blair, trzymajac sie za brzuch.

Obie  dziewczyny  siedzialy  ze  skrzyzowanymi  nogami  na  lózku  Aarona  w  jego  sypialni,  która

teraz  byla  tez  pokojem  Blair  -  do dnia,  kiedy  wyjedzie  do college'u.  Jej  prawdziwa  sypialnia  zostala

przerobiona na pokój dziecinny dla Yale, jej  nowej  przyrodniej  siostrzyczki,  która  powinna  urodzic  sie

w  czerwcu.  Aaron  mieszkal  razem  z  jej  mlodszym  bratem  Tylerem.  Blair  gardzila  ekologicznym

wystrojem  pokoju,  który  przesiakl  zapachem  starych  sojowych  hot  dogów  i  ziolowych  papierosów.

Zastanawiala sie, czy nie upomniec sie o apartament w hotelu Carlyle przy Madison.  Przynajmniej  do

konca szkoly.

I jak tu mówic o idealnym miejscu na randke z Nate'em,  gdy  juz  dostanie  sie  do Yale!  No tak,

ale najpierw musi sie dostac.

Na lózku miedzy dziewczynami lezaly dwa stosy kopert, odwróconych tak,  zeby  nie  bylo  widac

adresu  zwrotnego.  U Blair  lezalo  siedem  listów,  u Sereny  piec,  a  jednak  stos  tej  drugiej  byl  wyzszy.

Nie da sie ukryc - koperty do Sereny byly podejrzanie wypchane.

- No dobra? Gotowa? - zapytala Serena. Wyciagnela reke i uscisnela dlon Blair, zeby zyczyc jej

powodzenia.

- Czekaj!

Blair  zlapala  butelke  wódki  Ketel  One,  która  podwedzila  z nocnej  szafki  ojczyma,  i  otworzyla

ja zebami.

- Im  dluzej  to  odwlekasz,  tym  bardziej  bedzie  bolec  -  odparla  Serena,  powoli  tracac

cierpliwosc.

Blair pociagnela lyk, zamknela oczy i siegnela po pierwsza koperte ze swojego stosu.

- 17 -

background image

- Pieprzyc to. Bierzemy sie do roboty.

Trrach!

Droga pani Waldorf

Komisja  rekrutacyjna  z przykroscia  informuje  pania,  ze  przejrzelismy  Pani  podanie  i  niestety

nie mozemy Pani zaoferowac miejsca na uniwersytecie Harvarda przyszlej jesieni.

Trrach!

Droga pani van der Woodsen

Komisja  rekrutacyjna  przejrzala  Pani  podanie  i  z  przyjemnoscia  proponuje  Pani  miejsce  na

uniwersytecie Harvarda...

Trrach!

Droga pani Waldorf

Dziekujemy  za  Pani  podanie.  Na  uniwersytet  Princeton  zglosilo  sie  w  tym  roku  wyjatkowo

wielu  chetnych.  Decyzja  o  przyjeciu  jest  zawsze  trudna.  Z  przykroscia  informujemy  Pania,  ze  nie

mozemy Pani zaoferowac miejsca na wydziale...

Trrach!

Droga pani van der Woodsen

Dziekujemy  za  Pani  niebywale  podanie.  Uniwersytet  Princeton  z  przyjemnoscia  proponuje

Pani miejsce na wydziale...

Trrach!

Droga pani Waldorf

Z przykroscia informujemy Pania, ze uniwersytet Brown nie moze...

Trrach!

Droga pani van der Woodsen

Komisja rekrutacyjna jest pod wrazeniem Pani podania. Z przyjemnoscia  zapraszamy  Pania  na

uniwersytet Brown...

Trrach!

Droga pani Waldorf

Przejrzelismy  Pani  podanie  i  postanowilismy  nie  przyznawac  Pani  miejsca  w  Wesleyan

przyszlej jesieni. Zyczymy powodzenia.

Trrach!

Droga pani van der Woodsen

Komisja rekrutacyjna uniwersytetu Wesleyan z przyjemnoscia proponuje Pani miejsce...

Trrach!

- 18 -

background image

Droga pani Waldorf

College Vassar to niewielka uczelnia i moze przyjac ograniczona liczbe chetnych. Z  przykroscia

informujemy Pania, ze nie mozemy zaproponowac Pani miejsca przyszlej jesieni.

Trrach!

Droga pani van der Woodsen

Dziekujemy za zlozenie podania na uniwersytet Yale. Z przyjemnoscia zapraszamy Pania...

Trrach!

Droga pani Waldorf

Dziekujemy  za  zlozenie  podania  na  uniwersytet  Yale.  Komisja  rekrutacyjna  wpisala  Pani

nazwisko  na  liste  rezerwowych.  Biuro  poinformuje  Pania  o  ostatecznej  decyzji  15  czerwca  lub

wczesniej.

Trrach!

Droga pani Waldorf

Przejrzelismy  pani  podanie  i  z  przyjemnoscia  proponujemy  Pani  miejsce  na  uniwersytecie

Georgetown.

Blair cisnela ostatni list na narzute i zlapala butelke wódki. Jest na  liscie  rezerwowych  w Yale

i  dostala  sie  tylko  do  Georgetown?  Alez  to  bylo  tylko  wyjscie  awaryjne!  W  zyciu  nie  myslala,  ze

rzeczywiscie tam wyladuje.

Napij sie jeszcze i przemysl to sobie drugi raz, paczuszku.

Spanikowana wziela lyk i podala butelke Serenie.

- A jak u ciebie? - dopytywala sie.

Patrzac  na  przerazona  twarz  Blair,  Serena  zorientowala  sie,  ze  wiesci  nie  byly  najlepsze.  Nie

wiedziala, co powiedziec.

- Ehm.., dostalam sie.., wlasciwie.., wszedzie...

Blair  spojrzala  z  niedowierzaniem  na  plik  listów  w  dloniach  Sereny.  Na  wierzchu  lezala

kremowa  koperta  z  charakterystycznym  niebieskim  naglówkiem  uniwersytetu  Yale.  Wzrok  jej  sie

zamglil.

- Czekaj no, zlozylas podanie do Yale?

Serena kiwnela glowa.

- W ostatniej chwili pomyslalam, ze wlasciwie czemu nie, no wiesz...

- I dostalas sie?

Serena znowu pokiwala glowa.

- Przykro mi.

- 19 -

background image

Siegnela  po  pilota  i  wlaczyla  telewizor  Aarona,  a  polem  go  wylaczyla.  Blair  z  odslonietymi

zebami piorunowala ja wzrokiem, przez co Serena poczula sie nieswojo.

Blair  ciagle  przeszywala  ja  spojrzeniem.  W pierwszej  klasie  niechcacy  odciela  nozem  pasmo

zlotych wlosów Sereny, tak na trzydziesci centymetrów dlugie. Przez wszystkie te lata czula  sie  z lego

powodu  winna  -  ale  teraz  koniec.  Zalowala,  ze  nie  obciela  Serenie  calej  glowy.  Zlapala  butelke  i

wsciekla wziela nastepny lyk wódki. Co takiego miala Serena, czego jej zabraklo? Blair byla  najlepsza

w klasie i chodzila na wszystkie  dodatkowe zajecia,  które  oferowali  w Constance.  Miala  same  piatki

na  koncowych  egzaminach.  Pracowala  charytatywnie.  Prowadzila  francuski  klub.  Byla  notowana  w

krajowym  rankingu  tenisistek.  Cala  jej  szkolna  kariera  -  praktycznie  cale  jej  zycie  -  bylo

podporzadkowane  dostaniu  sie  do  Yale.  Jej  ojciec  tam  studiowal.  Jego  ojciec  tam  studiowal.  Jej

stryjeczny  dziadek  ufundowal  dwa  budynki  i  boisko.  Serene  na  jesieni  wyrzucono  ze  szkoly  z

internatem.  Nie  chodzila  na  zadne  zajecia  dodatkowe,  wlasciwie  prawie  nie  miala  zadnych  zajec

pozaszkolnych. Utrzymywala, ze ma srednie oceny, a wyniki na  egzaminach  koncowych gorsze  nawet

od  Nate'a.  Ojciec  Sereny  studiowal  w  Princeton  i  Brown,  to  najwieksi  konkurenci  Yale.  A  jednak

Serene przyjeli na Yale, a Blair dostala sie na pieprzona liste rezerwowych! Czy Serena  wiedziala  cos,

czego  ona  nie  wiedziala  po  dwunastu  dwugodzinnych  sesjach  z  pania  Glos,  spieta,  noszaca  peruki

doradczynia  dla  uczennic  ostatnich  klas  w  Constance  Billard  i  po  stu  czternastu  tygodniach  zajec

przygotowawczych do egzaminów koncowych?!

- Pewnie nawet tam nie  pójde  -  rzucila  niepewnie  Serena,  próbujac  zbagatelizowac  sprawe.  -

Musze..,  no wiesz..,  odwiedzic  wszystkie  szkoly,  nim  sie  zdecyduje.  -  Zebrala  zmyslowe  blond  wlosy

na czubku glowy i zmarszczyla brwi. - Moz w ogóle  nie  pójde  od razu  do college'u.  Moglabym  zostac

w miescie i spróbowac aktorstwa albo czegos takiego.

Blair  zeskoczyla  z lózka,  rozrzucajac  listy  z  odmowami  Wiec  Serena  dostala  sie  do  Yale,  ale

tak naprawde nawet nit chce tam pójsc?

- Co, do cholery?! - krzyknela, rozlewajac wódke na mate z trawy morskiej na podlodze.

Serena zebrala swoje listy i schowala za plecami.

- A co z pozostalymi szkolami? Musialas...

Nagle  brat  Blair.  Aaron,  wsunal  do  pokoju  swoja  zadowolona  z  siebie  glowe  przyszlego

studenta Harvardu z rastafarianskimi dredami.

- Chyba  slyszalem  jakies  krzyki.  -  Zerknal  na  listy  w  reku  Sereny.  -  Przyjeta  do  Harvardu!  -

Wszedl do pokoju i wyciagnal  reke,  zeby  przybic  z nia  piatke.  -  Pieknie!  -  Usmiechnal  sie  szeroko  do

Blair. - Co jest, siostrzyczko?

Blair nie byla pewna, czy zabic ich oboje, czy raczej zabic siebie.

- 20 -

background image

- Nie jestem twoja siostra - odgryzla sie. Z rozmachem  po stawila  butelke  wódki  na  komodzie

Aarona  z ekologicznego  drewna  bukowego,  prawie  tlukac  szklo.  -  Ale  skoro  obydwoje  jestescie  tak

ciekawi,  to  dostalam  sie  na  pieprzona  liste  rezerwowych  do  Yale.  A  jedyne  miejsce,  gdzie  mnie

przyjeli, to Georgetown. Pieprzone, cholerne Georgetown.

Serena  i  Aaron  przez  chwile  tylko  patrzyli  na  nia  z  oczami  szeroko  otwartymi  ze  zdumienia  i

strachu wobec Wszechpoteznego Gniewu Blair.

- To  nie  tak  zle  -  mruknela  w koncu  Serena.  Nie  wiedziala  zbyt  wiele  na  temat  Georgetown,

ale spotkala kiedys milusich chlopców, którzy sie tam uczyli, a poza  tym to moze byc  fajnie  mieszkac

w  tym  samym  miescie  co  prezydent.  -  Jestem  pewna,  ze  uniwerek  Yale  tylko  gra  trudnego  do

zdobycia. A jesli jednak tam nie wyladujesz. To przynajmniej bedziesz miala cos w zanadrzu.

Latwo mówic Serenie, skoro ona w zanadrzu ma Harvard i Brown. Blair wsunela stopy  w nowe

golebioszare pantofle od Eugenii Kim i porwala z lózka czarny zapinany sweter od DKNY.

- Daj  spokój.  Blair,  nie  badz  takim  frajerem.  New  Haven  to  zwykla  dziura.  Pewnie  nie

cierpialabys  tego  miejsca.  -  Aaron  wsunal  kciuki  z  odciskami  od  gitary  do  kieszeni  zielonych,  woj-

skowych spodni. - W dystrykcie Columbia przynajmniej maja sklepy Prady.

Oczywiscie Blair uslyszala tylko, jak Aaron mówi „frajer”.

- Odpieprzcie  sie  -  syknela  na  nich  oboje  i  wyszla  z  pokoju.  Zamierzala  wpasc  do  domu

Nate'a.  Istniala  spora  szansa,  ze  jego  przyjeli  tylko  do  jakiejs  beznadziejnej  szkoly  dla  wielbicieli

trawki, jak Hobart albo UNH. Przynajmniej okaze jej wspólczucie.

Moze  nawet  w  ramach  tego  wspólczucia  pójdzie  z  nia  do  lózka.  Chociaz  nie  miala  na  to

nastroju.

N ma zbyt dobre nowiny, zeby sie nimi dzielic

Nikogo  poza  nim  nie  bylo  w  domu,  ale  z  przyzwyczajenia  Nate  upchnal  zwiniety  granatowy

recznik  kapielowy  od Ralpha  Laurena  w szpare  miedzy  drewniana  podloga  a  zamknietymi  drzwiami

do jego  pokoju.  Dopiero  potem  usiadl  na  narzucie  w  czarno  -  zielona  krate  i  zapalil.  Zaciagnal  sie

mocno i wzial pierwsza koperte z niewielkiego stosu na nocnej szafce. Rozerwal koperte.

Gratulujemy, panie Archibald

Uniwersytet Brown z przyjemnoscia proponuje Panu...

Punkt!

- 21 -

background image

Nate rzucil list na lózko, zaciagnal sie znowu i rozdarl druga koperte.

Drogi panie Archibald

Komisja  rekrutacyjna  przejrzala  panskie  podanie  i  zaprasza  Pana  na  uniwersytet  Boston,  na

wydzial...

Drugi punkt!

Pociagnal skreta i oparl go na brzegu nocnej szafki. Nastepna koperta.

Hampshire  College  otrzymal  w  tym  roku  duzo  znakomitych  i  ciekawych  podan.  Panskie

wyróznialo sie. Panie Archibald, z przyjemnoscia zapraszamy Pana najblizszej jesieni do Hampshire.

Trzeci punkt!

Oslania koperta - byl w stanie zlozyc podanie tylko do czterech szkól.

Dziekujemy  za  zlozenie  podania.  Komisja  rekrutacyjna  uniwersytetu  Yale  z  przyjemnoscia

oferuje Panu miejsce...

Cztery cholerne punkty!!!

Nate nie mógl sie doczekac, kiedy powie Blair. Mogliby  razem isc  na Yale  i  mieszkac  w domu

dla malzenstw, tak jak marzyli. Moze nawet mogliby miec psa. Doga.

Nate przejrzal inne papiery upchniete w kopertach.  Do  listów  powiadamiajacych  o przyjeciu  z

Brown i Yale dolaczono listy od trenerów lacrosse, którzy gwarantowali mu miejsce w druzynie.

- Jasny gwint - sapnal, czytajac listy.

Nie przyjeli go tak po prostu. Im cholernie na nim zalezalo.

Dolacz do nas.

Siegnal po komórke i  juz  mial  wybrac  prywatna  linie  Blair,  gdy  telefon  zadzwonil  mu w dloni.

Na malym ekranie pojawilo sie imie BLAIR.

- Hej. Wlasnie mialem do ciebie dzwonic. - Zasmial sie. - jak poszlo?

- Wpusc mnie - odparla krótko. - Jestem jakies dwa domy od ciebie.

O - oo.

Nate poslinil palce i scisnal zarzacy sie koniec skreta, nim sie calkiem  wypalil.  Rozpylil  troche

wody kolonskiej Hermesa Rau  D'Orange  Verte,  zeby  odswiezyc  powietrze  w pokoju.  Nie  mial  jednak

zamiaru ukrywac tego, ze palil trawke. Po prostu nie chcial dymem przyprawic Blair o mdlosci.

Rozlegl sie dzwonek, wiec przycisnal guzik domofonu.

- Jestem  w swoim  pokoju  -  poinformowal  ja  przez  nowoczesny  wideointerkom.  -  Wchodz  na

góre.

Na lózku lezaly cztery listy  powiadamiajace  o przyjeciu.  Zebral  je,  potowy pochwalic  sie  Blair

niesamowita nowina: razem  pójda  na  Yale!  Ten  rodzaj  trawki  zawsze  sprawial,  ze  sie  napalal.  Moze

- 22 -

background image

Blair wreszcie bedzie gotowa na seks i uda im sie stosownie uczcic sukces - bez ubran.

Albo i nie.

Dom Nate'a byl jeszcze fajniejszy od mieszkania  Blair  -  w koncu  to byl  caly  dom, z ogrodem  i

wszystkim,  a  poniewaz  byl  jedynakiem.  Nate  mial  cale  pietro  dla  siebie.  Ale  schody  zawsze

denerwowaly Blair - czy jego rodzice nie mogli zainstalowac windy?

- Umieram - jeknela Blair, gdy tylko pokonala ostatni schodek. Slaniajac sie, weszla  do pokoju

Nate'a  i  padla  twarza  w  materac  lózka.  Potem  obrócila  sie  na  plecy  i  zagapila  przez  swietlik  w

suficie. - A przynajmniej zaluje, ze nie umarlam.

Istniala  spora  szansa,  ze  Blair  nie  myslalaby  o  smierci,  gdyby  dostala  sie  do  Yale.  Nate

wsunal  listy  ze  szkól  do biurka  i  usiadl  obok niej.  Ostroznie  poglaskal  ja  kciukiem  po  nieskazitelnie

gladkim policzku.

Dziekujemy ci, kremie do twarzy La Mer.

- Co sie dzieje? - zapytal delikatnie.

- Ta  glupia  zdzira  Serena  dostala  sie  do Yale  i  do wszystkich  innych  szkól,  do  których  zlozyla

papiery,  a  ja  tylko  do  pieprzonego  Georgetown.  W  Yale  jestem  na  liscie  rezerwowych.  Wszedzie

indziej  mnie  odrzucili.  -  Blair  obrócila  sie  i  przycisnela  twarz  do  nogi  Nate'a.  Dzis  wlasnie  powinna

stracic  dziewictwo,  ale  to  bylo  oczywiste:  ktos  tak  beznadziejny  jak  ona  nigdy  nie  bedzie  uprawial

seksu. - Nate, co teraz zrobimy?

Nate nie wiedzial, co powiedziec. Jedno bylo pewne. Nie  zamierzal  powiedziec  Blair  o tym, ze

dostal sie do Yale. Moglaby go udusic poduszka albo cos takiego.

- Znam sporo  chlopaków,  którzy w zeszlym  roku byli  na  liscie  rezerwowych.  Wiekszosc  z nich

sie dostala - tlumaczyl.

- Tak, ale nie do Yale - zawodzila Blair. -  Wszystkie  beznadziejne  szkoly  maja  strasznie  dlugie

listy rezerwowych, bo ludzie traktuja je jak wyjscie awaryjne i w koncu ich nie wybieraja.

- Och.

To typowe dla Blair. Dla niej kazda szkola poza Yale byla beznadziejna.

- W  Yale  wiedza,  ze  prawie  kazdy  przyjety  wybierze  ich,  wiec  na  ich  liscie  rezerwowych

pewnie sa  ze  dwie  osoby  i  te  dwie  osoby  w zyciu  sie  nie  dostana.  -  Westchnela  ciezko.  -  Cholera!  -

Usiadla i strzepnela paproch z dzinsów Seven. - A jak u ciebie? Gdzie sie dostales?

Nate wiedzial, ze  nie  powinien  zatajac  informacji  przed  swoja  dziewczyna,  przed  dziewczyna,

która kochal, ale nie potrafil zlamac jej serca.

Albo tak jej wkurzyc, zeby stracila ochote na figle.

- Aaaa  -  ziewnal,  jakby  to  byla  najnudniejsza  rozmowa  pod  sloncem.  -  Do  Hampshire.  BU.

- 23 -

background image

Brown. To tyle.

Wiec zapomnial wspomniec o Yale. To tak samo, jakby sklamal, prawda?

Tak?

Blair wbijala lodowaty wzrok w drewniana  podloge,  obracajac  na  palcu  rubinowy  pierscionek

tak szybko, ze Nate'owi zakrecilo sie w glowic. Polozyl sie obok niej i objal ja w talii.

- Georgetown to dobra szkola. Blair zesztywniala.

- Ale to tak daleko od Brown - poskarzyla sie.

Nate wzruszyl ramionami i zaczal masowac jej plecy miedzy lopatkami.

- Moze  pojade  do  Bostonu.  Zaloze  sie,  ze  jest  regularne  polaczenie  miedzy  Bostonem  i

Columbia.

Lzy naplynely do oczu Blair. Kopnela pietami w materac.

- Ale ja nie chce isc do Georgetown. Nienawidze Georgetown.

Nate  przyciagnal  jej  glowe  do  swojej  piersi  i  pocalowal  ja  w  kark.  Od  miesiecy  nie  lezeli

razem na jego lózku i teraz naprawde poteznie sie napalil.

- Bylas tam i ogladalas szkole?

Szczerze mówiac, nie obejrzala zadnej szkoly poza Yale.

- Nie - przyznala.

Nate  przeciagnal  jezykiem  po platku  jej  ucha.  Brzoskwiniowy  zapach  jej  szamponu  sprawial,

ze robil sie glodny.

- Poznalem  mnóstwo  fajnych  dziewczyn  z Georgetown.  Powinnas  tam  pojechac.  Moze  nawet

bardziej  ci  sie  tam  spodoba  niz  w  Yale  -  powiedzial  stlumionym  glosem,  bo  lasil  sie  twarza  do  jej

karku.

- Jasne - odparla gorzko Blair.

Mgliscie docieralo do niej, ze Nate sie do niej przystawia, ale byla  zbyt  zdenerwowana  i  czula

tylko  jego  sline  na  uchu.  Nate  opadl  na  plecy  i  wciagnal  ja  na  siebie.  Mial  zamkniete  oczy  i

zacisniete usta u napalonym, najaranym, szczesliwym usmiechu.

- Mmmm - mruknal, rozkoszujac sie nia na sobie.

- Zaluje, ze nie dostalam sie do Yale - szepnela Blair.

Wtedy moglaby po prostu sciagnac z siebie  ubranie  i  w koncu  to zrobic,  tak  jak  zawsze  sobie

wyobrazala. Wsunela glowe  pod jego  brode  i  zaciagnela  sie  milym,  przesyconym  dymem zapachem.

Seks bedzie musial poczekac.

Nate  otworzyl  oczy  i  westchnal  ciezko.  Stosunek  przerywany,  czesc  20,  przygotowana

specjalnie dla niego przez Blair Waldorf.

- 24 -

background image

Wlasciwie to nie zasluzyl sobie na seks.

- Obiecaj  mi,  ze  obejrzysz.  Georgetown  -  powiedzial,  starajac  sie  byc  wspierajacym

chlopakiem, a nie klamliwym sukinsynem.

Blair  objela  go  mocno.  Jej  zycic  bylo  zalosnym  pieklem,  a  najlepsza  przyjaciólka  zdradliwa

zdzira,  ale  przynajmniej  miala  Nate'a  -  slodkiego,  czulego  i  prostolinijnego  Nate'a.  I  mial  racje.  Nie

zaszkodzi obejrzec Georgetown. W tym momencie byla gotowa na wszystko.

- Dobrze, obiecuje - zgodzila sie.

Nate w sunal dlon do jej dzinsów, ale ona ja zlapala i wyciagnela.

Na prawie wszystko.

zwyciezca jest....

- Juz  jest!  -  Dan  uslyszal,  jak  szepcze  jego  mlodsza  siostra,  gdy  zamykal  za  soba  drzwi  do

mieszkania. - Szybciej!

Cisnal klucze na chybotliwy stary stolik w korytarzu i zrzucil z nóg pumy.

- Czesc! - krzyknal i pobiegl do kuchni, gdzie na ogól zbierala sie jego rodzina.

Jak zwykle Marx, ogromny czarny kocur Humphreyów, lezal wyciagniety  na  popekanym  zóltym

blacie kuchennym, z glowa  oparta  na  pomaranczowej  scierce.  Do  polowy  pusty  kubek  z kawa  stal  w

tym samym miejscu, w którym Dan zostawil go rano, tuz obok rózowego  nosa  Marksa.  W kuchni  bylo

wlaczone  swiatlo,  a  na  blacie  stal  niedojedzony  beztluszczowy  jogurt  jagodowy  Danona  -  ulubiony

Jenny. Dan poczochral czarne uszy Marksa. Na stole  brakowalo  codziennego  stosu  poczty,  co  wydalo

sie Danowi podejrzane, i nigdzie nie bylo widac Jenny.

- Ej? Jest ktos w domu? - krzyknal.

- Tutaj - dobiegl glos Jenny z sasiadujacej z kuchnia jadalni.

Dan pchnal wahadlowe drzwi prowadzace do jadalni. Przy stole  ramie  w ramie  siedzieli  Jenny

i  ojciec.  Rufus.  Rufus  mial  na  sobie  szara  koszulke  Metsów.  Jego  potargana,  sztywna,  siwa  broda

rozpaczliwie wymagala wyczesania. Jenny nosila  srebrna  bluzeczke  w tygrysic  pasy,  która  wygladala

na dosc  droga,  a  paznokcie  miala  pomalowane  na  jaskrawoczerwono.  Naprzeciwko  nich  lezaly  stos

kopert  i  zamkniete  pudelko  czekoladowych  pliczków  Entenmann  oraz  bialy  papierowy  kubek

delikatesowej kawy.

- Siadaj,  synu.  Czekalismy  na  ciebie  -  wyjasnil  Rufus  z  nerwowym  usmiechem.  -  Kupilismy

- 25 -

background image

nawet dla ciebie twoje ulubione paczki. Dzisiaj twój wielki dzien!

Dan  zamrugal.  Przez  ostatnie  siedemnascie  lat  ojciec  narzekal  na  koszty  wychowywania  i

oplacania szkól dla dwójki  niewdziecznych  nastolatków  i  ciagle  grozil,  ze  przeprowadza  sie  do kraju,

gdzie  opieke  medyczna  i  edukacje  zapewnia  panstwo,  A  jednak  posial  Dana  i  Jenny  do  dwóch

najdrozszych  i  najlepszych  niekoedukacyjnych  szkól  na  Manhattanie,  przyklejal  do  lodówki  ich

piatkowe  karty  ocen  i  ciagle  przepytywal  z  laciny  i  poezji.  Sprawial  wrazenie,  jakby  bardziej

denerwowal sie listami z college'ów od Dana.

- Otworzyliscie juz moje listy? - zapytal ostro Dan.

- Nie. Ale zaraz to zrobimy, jesli sie nie pospieszysz i  nie  usiadziesz  -  odparla  Jenny.  Popukala

w koperty blyszczacym, czerwonym paznokciem. - Na samym wierzchu polozylam ten z Brown.

- Jezu,  dzieki  -  mruknal,  siadajac.  Jakby  cala  ta  sprawa  nie  byla  dosc  stresujaca.  Nie

spodziewal sie, ze bedzie otwieral listy przed widownia.

Rufus siegnal przez stól po pudelko z paczkami i otworzyl je.

- No dalej - ponaglil syna i wsadzil sobie paczka do ust.

Drzacymi palcami Dan otworzyl ostroznie koperte z Brown i rozlozyl kartke papieru.

- O mój Boze, na pewno cie przyjeli! - pisnela Jenny.

- Co  pisza?  Co  pisza?  -  dopytywal  sie  Rufus,  poruszajac  nerwowo  krzaczastymi,  siwymi

brwiami.

- Przyjeli mnie - odpowiedzial cicho i podal ojcu list.

- No  pewnie,  ze  przyjeli!  -  upajal  sie  wiadomoscia  Rufus.  Zlapal  ze  stolu  wczorajsza,  niemal

pusta butelke chianti, otworzyl ja zebami i pociagnal lyk. - No, otwieraj nastepny!

Drugi list byl z New York University - NYU - gdzie Vanesse przyjeto juz wczesniej.

- Zaloze sie, ze cie przyjeli - Jenny zachowywala sie irytujaco.

- Csss! - syknal na nia ojciec.

Dan rozdarl koperte. .Spojrzal na ich pelne oczekiwania twarze i powiedzial spokojnie:

- Przyjeli.

- Juuuhuuu! - wykrzyknal Rufus, uderzajac sie w piers jak szczesliwy goryl. - Mój chlopak!

Jenny siegnela po nastepna koperte.

- Moge te otworzyc?

Dan przewrócil oczami. Mial jakis wybór?

- Jasne.

- Colby College - przeczytala Jenny. - Co to za miejsce?

- W Maine, ty ignorancie - odparl ich ojciec. - Otworzysz wreszcie, prosze?

- 26 -

background image

Jenny zachichotala i wsunela  palec  pod zamkniecie  koperty.  To  bylo  zabawne,  zupelnie  jakby

wreczala Oscara albo cos takiego.

- Oscara dostanie... Dan! Przyjeli cie!

- Super.  -  Dan  wzruszyl  ramionami.  Nawet  nie  pojechal  do Maine,  zeby  odwiedzic  Colby,  ale

jego  nauczyciel  od  angielskiego  upieral  sie,  ze  maja  tam  najlepszy  program  dla  pisarzy  na

Wschodnim Wybrzezu.

Jenny siegnela po nastepna koperte i otworzyla ja bez pytania.

- Uniwersytet Columbia. Ups. Nie przyjeli cie.

- Lajdaki - warknal Rufus.

Dan  znowu  wzruszyl  ramionami.  Columbia  byla  prestizowa  uczelnia,  miala  wymagajacy,

twórczy program i byla blisko domu, wiec nawet nie musialby mieszkac w akademiku. Ale zwazywszy,

w jak  klaustrofobicznej  sytuacji  wlasnie  sie  znalazl,  mieszkanie  w  domu  przez  nastepne  cztery  lata

wydawalo sie mala atrakcja.

Ostatnia  koperta  byla  z  colleges  Evergreen  w  stanie  Waszyngton,  który  znajdowal  sie  tak

daleko, ze wydawalo sie to wrecz romantyczne. Dan przesunal koperte w strone  Rufusa  i  wzial  kubek

zaoferowanej mu kawy.

- Otwórz te, tato.

- Evergreen! - krzyknal Rufus. - Zostawisz  nas  dla  pólnocno -  zachodniego  wybrzeza  Pacyfiku!

Czy masz pojecie, ile tam pada?

- Tato - jeknela Jenny.

- Juz dobrze, dobrze. - Rufus rozdarl koperte, rozdzierajac przy okazji list. Mruzac oczy,  spojrzal

na  pognieciona  kartke.  -  Przyjeli!  -  Zlapal  kolejnego  paczka,  wsunal  go  do  ust  i  pchnal  pudelko  w

strone Dana. - Cztery na piec, nie najgorzej!

- Wyjdzmy  gdzies  na  kolacje,  zeby  to  uczcic!  -  zawolala  Jenny,  klaszczac  w  dlonie.  -  Przy

Orchard  Street  otworzyli  nowa  restauracje,  chyba  jest  naprawde  fajna.  Wszystkie  modelki  tam

chodza.

Rufus wykrzywil sie do Dana.

- Nim wróciles, twoja siostra oznajmila, ze zostanie super - modelka.  Najwyrazniej  pod koniec

miesiaca  bede  latal  wlasnym  odrzutowcem,  kupowal  konie  wyscigowe  i  lodzie  za  miliony,  które

zarobi. - Wycelowal w nia umazanym czekolada palcem. I zaplacisz tez czesne Dana, prawda?

Jenny przewrócila oczami.

- Tato.

Rufus zerknal na nia.

- 27 -

background image

- A  skad  wlasciwie  masz  te  bluzke?  -  Jego  czolo  poczerwienialo  i  zaczelo  sie  blyszczec,  jak

zawsze,  gdy  sie  denerwowal.  -  Jezeli  nie  przestaniesz  bawic  sie  moja  karta  kredytowa,  to  wysle  cie

do szkoly z internatem. Slyszysz?

Jenny znowu przewrócila oczami.

- Nie musisz mnie wysylac. Sama chetnie pojade.

Dan odchrzaknal glosno i wstal.

- Spokój,  dzieciaki.  Wieczorem  jest  impreza,  ale  zanim  wyjde,  mozecie  mnie  zaprosic  do

Chinczyka. Tam gdzie zwykle, przy Columbus.

- Nuda! - jeknela Jenny.

- Jestesmy  umówieni  -  zgodzil  sie  Rufus,  mrugajac  do  syna.  -  A  tak  przy  okazji,  glosuje  za

NYU.  Dzieki  temu bedziesz  mógl  mieszkac  w domu, pomoge  ci  w  studiach,  a  ty  w  zamian  bedziesz

NUM. - umawial ze swoimi lebskim profesorkami od angielskiego.

Dan  mial  wrazenie,  ze  wyladowal  w  jakims  czerstwym  disneyowskim  filmie  o  nie

wychodzacych  z  domu,  napalonych  ojcach.  Zlapal  paczka,  zgarnal  stos  listów  i  ruszyl  do  swojego

pokoju.  Na  niezascielonym  lózku  lezal  czysty  notatnik,  który  czekal,  zeby  go  wziac  i  wypelnic

ponurymi,  umeczonymi  strofami.  Ale  Dan  byl  zbyt  szczesliwy,  zeby  pisac.  Dostal  sie  do  czterech  z

pieciu szkól, do których zlozyl papiery! Nie mógl sie doczekac, kiedy o tym powie.

Problem tylko, komu o tym powiedziec?

dopóki on jest szczesliwy, ona tez jest szczesliwa

- A co jesli jest sam w domu i wlasnie  podcina  sobie  zyly  albo  cos  takiego?  -  zamartwiala  sie

na  glos  Vanessa.  Spiorunowala  wzrokiem  dwudziestodwuletni  ubrany  w  skóre  tylek  swojej  siostry

Ruby.

Ruby  stala  w  progu  pokoju  Vanessy,  rozmawiajac  jednoczesnie  przez  telefon  stacjonarny  i

komórke. Próbowala zorganizowac zblizajaca sie trase jej zespolu.

- Islandia!  -  wykrzyknela  Ruby.  -  Mamy  piate  miejsce  na  liscie  przebojów  w  pieprzonym

Reykjawiku!

- Wielkie  halo!  -  warknela  Vanessa,  szesnasty  raz  sprawdzajac  poczte  elektroniczna,  chociaz

nikt nie przyslal jej e - maila.

Wmówila sobie, ze  Dana  nie  przyjeto  do zadnej  ze  szkól,  do której  skladal  papiery,  i  ze  w tej

- 28 -

background image

chwili  wlasnie  stoi  na  moscie  George'a  Washingtona  i  pisze  list  pozegnalny  przed  skokiem  Nawet

jesli gdzies sie dostal, to pewnie przezywa rodzaj  apokalipsy  egzystencjalnej  i  wlasnie  wchodzi  nago

do  rzeki  Hudson  w  poblizu  portu,  zeby  oczyscic  sie  ze  zlej  karmy,  która  odbiera  mu  wszystkie

zdolnosci twórcze, zeby potem wrócic do pisania.

Gdyby byla ze soba szczera, przyznalaby, ze  wcale  tak  bardzo  sie  nie  martwi.  Dan  byl  dobrym

uczniem  i  blyskotliwym  pisarzem.  Musial  gdzies  sie  dostac.  Chciala  miec  tylko  pretekst,  zeby

zadzwonic  do niego  i  znowu porozmawiac,  bo odkad  widziala  sie  z nim  w poniedzialek  w  parku,  nie

mogla przestac o nim myslec.

Wpadla na pomysl, zeby zadzwonic do niego pod pretekstem kolejnego wywiadu do filmu,  ale

to bylo tak oczywiste zagranie, ze juz na sama mysl dostawala wysypki. Zastanawiala  sie  tez,  czy  nie

zadzwonic  do  mlodszej  siostry  Dana,  Jenny,  pod  pretekstem  wywiadu  na  temat,  jak  to  jest  miec

rodzenstwo, które wlasnie przezywa meki w zwiazku z college'em. Wtedy Jenny wypaplalaby  Danowi,

ze Vanessa  dzwonila  i  wypytywala  o niego,  a  wtedy  on zadzwonilby  do  niej  albo  napisal  e  -  maila.

Ale daj spokój, jak nisko mozna upasc?

Ruby  nadal  stala  w  progu  i  gadala  przez  telefon.  To  byl  problem,  który  wynikal  z  faktu,  ze

Ruby spala  w salonie,  a  Vanessa  miala  tylko  ten  pokój  -  Ruby  uwazala  sypialnie  Vanessy  za  swój

pokój dzienny.

- Poczekaj. Ktos wlasnie dzwoni - oznajmila Ruby komus, po drugiej  stronie  linii.  Zatkala  nos  i

odezwala sie glosem telefonistki. - W tym momencie  wszystkie  linie  sa  zajete...  -  Urwala.  -  O,  czesc

Danielu!  Mozesz  zadzwonic  pózniej?  Mam  teraz  wazny  telefon  od  zespolu.  Mamy  zamiar  podbic

wszechswiat.

Vanessa rzucila sie po sluchawke i wyrwala ja z dloni Ruby.

- Slucham? - odezwala sie niesmialo. - Dan? Wszystko.., u ciebie w porzadku?

- Aha  -  odparl  Dan,  tak  szczesliwy,  jakim  go  w  zyciu  nie  slyszala.  -  Dostalem  sie  wszedzie

oprócz Columbii.

- Super!  -  odpowiedziala  Vanessa,  przyswajajac  powoli  wiesci.  -  Ale  chcesz  isc  do  Browna,

prawda? Pewnie nawet nie brales pod uwage NYU albo innych szkól?

- Nie wiem - odparl Dan. - Musze to sobie przemyslec.

Przez  chwile  oboje  milczeli.  To,  co  oczywiste,  juz  sobie  powiedzieli,  a  poza  tym  mieli  tyle

spraw do omówienia, ze to az przytlaczalo.

- W kazdym razie gratuluje - zdolala wydusic z siebie Vanessa.

Nagle zrobilo jej sie strasznie smutno. Dan pojedzie do Brown w Providence, na  Rhode  Island,

gdzie pewnie pozna jakas dlugowlosa, chuda dziewczyne z Vermont,  która  bedzie  lepila  garnki,  grala

- 29 -

background image

na  gitarze  i  robila  mu  na  drutach  swetry,  podczas  gdy  Vanessa  zostanie  w  Nowym  Jorku  i  bedzie

dalej mieszkac ze swoja pokrecona siostra.

Ruby wyrwala jej telefon z reki.

- Ej, Dan, wiesz co? Ruszam  na  osiem  miesiecy  w trase  razem  z SugarDaddym.  Wyjezdzam  w

przyszlym  tygodniu.  Moze  sie  tu  wprowadzisz?  Mielibyscie  z  moja  siostra  prawdziwe  milosne

gniazdko!

Vanessa  spiorunowala  ja  wzrokiem.  Zostaw  to  Ruby,  a  wszystko  popsuje  w  najbardziej

nietaktowny,  zenujacy  sposób.  Ruby  oddala  telefon,  a  Vanessa  przytrzymala  sluchawke  pare

centymetrów od ucha. Co, do cholery, mam teraz powiedziec?

Dan  nie  mial  nic  przeciwko  zamieszkaniu  bez  rodziców  w  takiej  fajnej  okolicy  jak

Williamsburg, a mieszkanie z Vanessa mogloby byc fantastyczne. Ona  krecilaby  swoje  filmy,  a  on by

pisal. Zupelnie  jak  w Yaddo  -  to jedno  z tych  miejsc  dla  pisarzy  i  artystów,  do którego  kiedys  jezdzil

jego ojciec. Moze znowu by sie pogodzili i przez caly czas kochali sie, jak  ci  artysci  i  pisarze  w latach

siedemdziesiatych.

Z drugiej strony to sie dzialo troche za szybko. Odchrzaknal.

- Musialbym  porozmawiac  na  ten  temat  z  tata.  Wybieramy  sie  dzis  wieczór  swietowac  u

Chinczyka. Moze spotkamy sie potem na imprezie na West Street?

Vanessa nie nalezala do imprezowych dziewczyn, ale domyslala sie,  ze  Dan  ma  powody,  zeby

swietowac.

- Brzmi fajnie - zgodzila sie.

- Pogadam z tata o tej przeprowadzce. Byloby calkiem fajnie - rzucil luzno Dan.

Vanessa  poczula  sie  nagle  jak  dziewczyna  z  tych  lzawych  filmów  ze  szczesliwymi

zakonczeniami,  których  tak  nie  cierpiala.  Taka,  co  „zyje  dlugo  i  szczesliwie”  ze  swoim  cudownym

mezem w domku z jedwabnymi zaslonkami, a nie z czarnymi przescieradlami, jak w mieszkaniu Ruby.

- Super - ucieszyla sie, chociaz nie cierpiala tego slowa.

Rozlaczyla sie i oddala telefon siostrze, która nadal trajkotala przez komórke.

- Moge pozyczyc cos z twojej szafy? - szepnela do Ruby.

Siostra uniosla brew i pokiwala glowa.

Zapowiada sie niezla impreza.

- 30 -

background image

jakby byla w nastroju do swietowania

Blair  wyszla  z  windy  i  stanela.  Gapila  sie  na  domowej  roboty  transparent  przyczepiony  do

frontowych  drzwi  jej  apartamentu.  Blair,  hura!  Jestesmy  z  ciebie  dumni!  Otworzyla  drzwi.  Mookie,

pies Aarona, zywiolowy brazowo - bialy bokser, zamerdal do niej ogonem i  tracil  ja  mokrym nosem  w

nogi.

- Spieprzaj - warknela Blair.

Przez chwile zastanawiala sie, czy nie stal sie cud. Moze jej  ojciec  gej  mieszkajacy  we  Francji

albo jakas  dobra  wrózka  zadzwonila  do komisji  w Yale,  która  zdecydowala  sie  przyjac  ja  od razu.  To

malo prawdopodobne, ale...

- Serena  powiedziala  nam.  co  sie  stalo!  -  pisnela  z  zachwytem  jej  ciezarna  matka.  Szla

korytarzem, zataczajac sie poteznie. - Lista  rezerwowych,  chrzanienie.  Nie  moge  zrozumiec,  czym  sie

tak denerwujesz, kochanie. Praktycznie przyjeli cie do Yale!

Blair zdjela sweter i rzucila  go  na  antyczny  szezlong  stojacy  w rogu.  Mookie  zamierzal  znowu

obwachac jej pupe, wiec go kopnela.

- To nie takie proste, mamo.

Z  powodu  ciazy  blond  wlosy  Eleanor  rosly  szybciej  niz  zwykle  i  opadaly  juz  na  ramiona,  co

zdaniem  Blair  bylo  zalosna  próba  wygladania  na  kobiete  w  odpowiednim  wieku  do  rodzenia  dzieci.

Eleanor klasnela obwieszonymi pierscionkami dlonmi.

- No cóz, moja mala marudo, i tak mamy rodzinna uroczystosc. Wszyscy czekaja w jadalni!

Rodzinna uroczystosc. Cudnie.

Stól  nakryto  najlepszymi  krysztalami  i  srebrami  Eleanor.  Jedzenie  matka  zamówila  w  Blue

Ribbon  Sushi,  ulubionej  restauracji  Blair.  Cyrus  i  Aaron  juz  byli  podpici  szampanem.  Nawet  jej

dwunastoletni brat Tyler wygladal na lekko podchmielonego.

- A  myslalas,  ze  wyladujesz  w  jakims  lokalnym,  podrzednym  college'u  -  powiedzial  Aaron,

nalewajac Blair szampana. - Wiedzielismy, ze stac cie na wiecej.

Cyrus mrugnal do niej niebieskim okiem, metnym, przekrwionym i wylupiastym.

- Yale odrzucilo mnie, kiedy skladalem do nich  podanie.  Najwyzszy  czas,  aby  tego  pozalowali.

Jesli chcesz, zebym im skopal tylek w sprawie twojego podania, to z przyjemnoscia to zrobie.

Blair  skrzywila  sie.  Czy  chcialaby,  zeby  w  Yale  wiedzieli,  ze  jest  jakos  spokrewniona  z

- 31 -

background image

Cyrusem?!

- Ja nie pójde do college'u - oglosil  Tyler,  saczac  szampana  jak  zawodowiec.  -  Bede  didzejem

w klubach w calej Europie. A potem otworze kasyno.

- To  sie  okaze.  -  Eleanor  wrzucila  sobie  na  talerz  pietnastocentymetrowy  kawalek  roladki

sushi i zachichotala. - Dziecko znowu jest glodne.

Blair miala wrazenie, ze  matka  nie  wygladalaby,  jakby  byla  w dwudziestym  miesiacu  ciazy,  a

nie w siódmym, gdyby tyle nie jadla. Wypila kieliszek szampana i  siegnela  do nietknietego  pudelka  z

sushi.  Najpierw  napcha  sie  wegorzem,  a  potem  zaleje  to  szampanem  w  takiej  ilosci,  zeby  mogla

wyrzygac  sobie  flaki  na  wierzch.  A  polem  spotka  sie  z  Nate'em  na  tej  glupiej  imprezie  na  West

Street, ale tylko  na  dziesiec  minut,  bo od patrzenia,  jak  wszyscy  swietuja,  podczas  gdy  ona  zupelnie

nie  ma  powodu  do  radosci,  jeszcze  bardziej  zachce  jej  sie  rzygac.  A  potem  zasnie,  ogladajac

Sniadanie u Tiffany'ego ze swoja ulubiona aktorka. Audrey  Hepburn  nawet  nie  chodzila  do college'u,

a mimo to miala cudowne zycie.

Matka  wziela  kawalek  sushi  i  wgryzla  sie  w niego,  jakby  to byl  hot dog.  Znali  sie  z  Cyrusem

niecaly  rok,  i  malzenstwem  byli  dopiero  od  listopada,  a  Eleanor  juz  zaczynala  nabierac  jego

nawyków, jesli idzie o sposób jedzenia. Odlozyla resztki sushi i otarla usta biala lniana serwetka.

- A teraz, skoro jestesmy wszyscy, chcialabym cie prosic, kochanie, o przysluge.

Blair podniosla wzrok znad wegorza. Najwyrazniej matka zwracala sie do niej. O kurcze.

- Wiesz,  minelo  juz  troche  czasu,  odkad  was  urodzilam,  wiec  mój  lekarz  pomyslal,  ze  dobrze

by mi zrobila szkola rodzenia, zebym przypomniala sobie co nieco. Zapisalam sie  na  intensywny kurs.

Zaczyna sie o czwartej po poludniu i trwa dwie godziny. Problem polega na tym, ze Cyrus pracuje  nad

swoim nowym projektem w Hamptons, a poza tym i tak jest przeczulony  na  punkcie  tego  typu rzeczy.

Myslisz,  ze  moglabys  ze  mna  chodzic,  kochanie?  Musze  miec  partnera,  a  to  raptem  pare  godzin  po

szkole.

Blair wykaszlala resztke  wegorza  do serwetki  i  rzucila  sie  do szampana.  Szkola  rodzenia?  Co,

do cholery?

- Myslalam,  ze  to  Aaron  chcial  zostac  lekarzem  -  poskarzyla  sie.  -  Dlaczego  on  nie  moze

chodzic?

- Ty zawsze tak dobrze potrafilas zaopiekowac sie matka - powiedzial Cyrus.

- Mam  próby  zespolu  -  odparl  Aaron.  Jakby  w  ogóle  bral  pod  uwage  zgloszenie  sie  na

ochotnika.

- Ja tez - dodal szybko Tyler.

Eleanor  nie  mogla  poprosic  zadnej  ze  swoich  przyjaciólek  z  towarzystwa.  Wszystkie  mialy

- 32 -

background image

dzieci  mniej  wiecej  w  wieku,  kiedy  idzie  sie  do  college'u.  Dla  nich  ciaza  Eleanor  byla  niebywale,

potwornie zenujaca.

- Dobrze. Pójde - zgodzila sie ponuro Blair.

Odsunela  talerz  i  wstala.  Na  sama  mysl,  ze  mialaby  ich  znosic  chwile  dluzej,  robilo  jej  sie

niedobrze. Poza tym chyba i tak wszyscy zapomnieli, co swietuja.

- Przepraszam - powiedziala. - Musze szykowac sie do wyjscia.

Matka wyciagnela reke i objela ja.

- Oczywiscie, kochanie. - Scisnela córke w talii. - Jestes moja najlepsza przyjaciólka.

He?

Blair  wykrecila  sie  z  objec  i  uciekla  do  tak  zwanego  swojego  pokoju.  Przynajmniej

Georgetown bylo dalej niz Yale - mialo ten jeden plus.  I  nie  zaszkodzi  zadzwonic  pod numer na  liscie

z zawiadomieniem, zeby umówic sie na wizyte.

Szkoda, ze nie zlozyla papierów na uniwersytecie w Australii.

Sciagnela  dzinsy  oraz  koszulke  i  bez  przekonania  zaczela  ubierac  sie  na  impreze.  Wlozyla

bardziej obcisle, ciemniejsza dzinsy i czarna koszulke bez rekawów. Ramiona wydawaly jej sie blade i

zwiotczale. Uszczypnela sie ze zloscia.

- Ej, siostruniu - zawolal do niej Aaron, stajac pod drzwiami. - Moge wejsc?

Blair przewrócila oczami do odbicia w lustrze.

- I tak cie nie powstrzymam - odparla zalosnie.

Aaron  otworzyl  drzwi.  Mial  na  sobie  koszulke  Harvardu,  dupek.  To  byla  swego  rodzaju

tradycja, ze wklada sie jakis ciuch ze szkoly, do której sie chce pójsc, gdy tylko czlowiek dowie sie,  ze

sie dostal. Tyle ze Aaron wiedzial o przyjeciu do Harvardu od kilku miesiecy.

- Pomyslalem, ze moglibysmy razem pojechac na impreze.

- Swietnie - westchnela Blair. - Jestem prawie gotowa.

Wziela  kredke  do oczu  Chanel  i  pociagnela  pod  oczami  ciemnoszare  kreski.  Potem  nalozyla

troche blyszczyku MAC i przeczesala palcami wlosy. Koniec. Zrobione.

- Nie  wkladasz  koszulki  z  Yale?  -  zapytal  Aaron,  patrzac,  jak  Blair  szuka  pod  lózkiem

odpowiednich butów. - Nikomu nie powiem o liscie rezerwowych.

- Jezu, wielkie dzieki - odgryzla sie Blair, wkladajac nudne, czarne  mokasyny  Coach.  Szarpnela

drzwi  pokoju  i  wyszla  na  korytarz,  nawet  nie  zwracajac  uwagi,  ze  w  obcislych  dzinsach  obszerne,

bawelniane figi zmarszczyly sie i podjechaly jej w górna czesc tylka.

Tyle, jesli idzie o dni, kiedy ubierala sie jak kobieta sukcesu!

- 33 -

background image

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

JAK WYSKOCZYC Z LISTY REZERWOWYCH I DOSTAC SIE DO WYBRANEGO COLLEGE’U

Zorganizuj strajk glodowy pod biurem komisji rekrutacyjnej.

Zdaj jeszcze raz egzaminy koncowe, oszukuj i zdobadz idealne wyniki.

Naucz sie  grac  Yankee  Doodle  na skrzypcach  i  zacznij  grac  pod oknami  komisji.  W koncu  zaczna  cie

blagac, zebys zapisala sie do szkoly, o ile wtedy przestaniesz grac.

Kup wiecej  butów niz  Imelda  Marcos,  dostan  sie  do  Ksiegi  Guinnessa,  napisz  pamietnik,  w  którym

zdradzisz wszystkie sekrety, i zdobadz nagrode Pulitzera za powiesc.

Skorzystaj  ze  swojej  platynowej  karty  i  kup  dziekanowi  od  rekrutacji  nowe  BMW  kabriolet,  które

wszyscy twoi kumple chcieliby dostac w prezencie na zakonczenie szkoly.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Spotkalam tego chlopaka jakis czas temu na imprezie w Nowym Jorku. Przekonal mnie, ze  w

przyszlym roku wybiera sie do Georgetown i ze zostanie kapitanem naszej druzyny lacrosse.

Zamierzal gdzies w poblizu trzymac swoja lódz. Mielismy poplynac na  Floryde  w czasie  ferii

wiosennych.  Nigdy  wiecej  sie  nie  odezwal  i  teraz  podejrzewam,  ze  nawet  nie  zlozyl

- 34 -

background image

papierów do Georgetown.

zlamane - serce

O: Drogie zlamane - serce!

Pewnie znalazl inny port dla swojej lódki. Przykro mi.

P

P: Droga P!

Slyszalem,  ze  ta  glupia  blondynka  z  Constance  dostala  sie  wszedzie,  bo  przespala  sie  ze

wszystkimi czlonkami komisji rekrutacyjnych.

bestia

O: Droga bestio!

Nie  wiem,  czy  rozmawiamy  o  tej  samej  blondynce  z  Constance,  ale  moze  ona  jest

madrzejsza, niz wszyscy przypuszczali.

P

P: Droga P!

Jak wszyscy wiedza, pracuje w komisji rekrutacyjnej college'u dla dziewczat Dorna B. Rae w

Bryn Mawr w Pensylwanii. Nadal przyjmujemy podania. Przyjedzcie i same sie przekonajcie!

camiI

O: Droga camil

Kuszaca propozycja. Zadbam, zeby dotarla do B i do wszystkich innych

desperatek.

P

Na celowniku

N i jego kumple swietuja przyjecie do szkól  na  tarasie  na  dachu  jego  domu. Nawet  przechodnie  jako

bierni palacze byli na haju. Dawna dziewczyna N, ta z Greenwich - pamietacie: wariatka, narkomanka

i  dziedziczka  fortuny  -  jest  na  zjezdzie  w  Szwecji,  gdzie  „zmienia  sie  na  lepsze”.   ma  bezplatna

konsultacje  u  wizazystki  w  stoisku  Clinique  w  Bloomingdale'u  w  SoHo.  Trzeba  wiedziec,  jakiej

- 35 -

background image

wielkosci  ma  sie  pory  i  jakiego  peelingu  uzywac,  nim  zostanie  sie  slynna  supermodelka.  V,  tez  w

Bloomingdale'u  w SoHo,  daje  sie  calkowicie  odmienic  powabnemu  transwestycie  przy stoisku  MAC.

Wazna  randka  dzis  wieczór?   wyciaga  z  bankomatu  mnóstwo  kasy  i  pakuje  to  wszystko  do

jaskraworózowej  torebki  Birkin  ze  skóry  aligatora.  Zamierza  splacic  komisje  rekrutacyjne  tych

wszystkich  szkól,  do których  sie  dostala?  Postanowila  oddac  pieniadze  na  cel  dobroczynny?  Z  okazji

przyjecia  chce  sobie  kupic  prezent  w  jednym  z  tych  ekskluzywnych  butików,  które  przyjmuja  tylko

gotówke?   z  ojcem  w  sklepie  z  alkoholami  na  Broadwayu  kupuja  wielka  butelke  szampana  Dom

Perignon.  To  sie  nazywal  dumny  ojciec.   zwraca  do  dzialu  z  bielizna  w  Barneys  szczesliwy

komplecik. Pewnie doszla do wniosku, ze przynosi pecha.

Osobiscie uwazam, ze, jesli idzie o college, tez mam co swietowac.

Do zobaczenia na imprezie dzis wieczorem!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

N musi cos wyznac

True West  to jedno  z tych  miejsc,  które  co  wieczór  wydaje  sie  nowoczesne,  ale  zarazem  jest

tak  klasyczne,  ze  mogloby  istniec  od  zawsze.  Sciany  pokryte  sa  lustrami,  na  których  drinki  i

specjalnosci  dnia  wypisywano  pomaranczowa  kredka  swiecowa.  Biale  skórzane  lawy  w  ksztalcie

podków staly  przypadkowo rozrzucone  w jadalni,  a  na  kazdym  stole  za  obrus  robila  sztuczna  skóra  z

jelenia.  Kelnerzy  ubrani  w  dzinsowe  tuniki  od  Dries  van  Notena  i  turkusowe  kowbojki  z  wezowej

skórki,  nosili  koktajle  na  staromodnych  pomaranczowych  tacach  jak  ze  stolówki.  Rozbrzmiewala

dziwaczna  japonska  muzyka  ludowa,  a  za  barem  ciagnela  sie  sciana  z  wychodzacymi  na  rzeke

Hudson oknami o zabarwionych na pomaranczowo szybach.

Gdyby nie znoszone, czarne wojskowe buty, trudno byloby poznac Vanesse  w czarnej,  obcislej

minispódniczce ze sztucznej  skóry  i  powiewajacej  czerwono  -  czarnej  bluzeczce  w pasy  zebry. Dzieki

milemu transwestycie ze stoiska MAC w Bloomingdale w SoHo usta miala pomalowane na  czerwono,

a  brwi  po  raz  pierwszy  w  zyciu  wyregulowane.  Wybrala  sobie  miejsce  przy  dalszym  koncu  baru  i

oparla kamere na ramieniu.

- 36 -

background image

Impreza  miala  niezwykla  atmosfere  -  cos  jak  pierwszy  dzien  w  szkole.  Dziewczyny  w  takich

samych koszulkach BU piszczaly i rzucaly sie sobie w ramiona. Chlopcy w swetrach z Brown  przybijali

piatki.  Vanessa  obserwowala  ich  w  milczeniu,  czekajac,  az  ktos  z  wlasnej  woli  podejdzie  i  udzieli

wywiadu.

- Chyba  mam  cos  do  powiedzenia  -  oznajmil  wyjatkowo  przystojny  chlopak,  który  nosil

spodnie khaki i prosta, biala  koszule.  Postawil  dzin  Tanqueray  z tonikiem  na  barze  i  usiadl  na  stolku

obok Vanessy. - Mam powiedziec, jak sie nazywam, do jakiej szkoly ide i tak dalej?

Vanessa nakierowala kamere na jego przekrwione, ale nadal blyszczace, zielone oczy.

- To zalezy, czy chcesz - odparla. - Powiedz mi tylko, jak przezyles cale to zamieszanie.

Nate  wzial  lyk  drinka  i  wyjrzal  przez  pomaranczowawe  okna.  Po  drugiej  stronie  rzeki  nad

lotniskiem Newark krazyly samoloty.

- Zabawne  jest  to,  ze  do  tego  momentu  prawie  wcale  sie  nie  denerwowalem  -  przyznal

Wyciagnal marlboro light z paczki, która ktos zostawil, i zaczal turlac papierosa w te  i  z powrotem po

barze. - A glupie jest to, ze nie powinienem sie stresowac, tylko swietowac.

Spojrzal  w kamere  i  skrepowany  odwrócil  wzrok.  Za  jego  plecami  lawy  zapelnialy  sie  i  nagle

muzyka zrobila sie tak glosna, ze ledwo slyszal wlasne mysli.

- Nie wiem, dlaczego nie powiedzialem jej, ze zlozylem tam papiery - wymamrotal.

- Komu? - naklaniala go do dalszego mówienia Vanessa. - Gdzie?

- Mojej  dziewczynie  -  wyjasnil  Nate.  -  Widzisz,  ona  naprawde  chce  isc  do  Yale.  To  chyba

najwazniejsza  rzecz  w  jej  zyciu.  Zlozylem  tam  papiery,  bo  maja  nowego  trenera  lacrosse,  który  w

niecaly  rok  wyciagnal  ich  z  gównianej  drugiej  ligi  na  prowadzacy  zespól  pierwszoligowy.  Dzisiaj

dowiedzialem sie, ze sie dostalem, a ona jest tylko na liscie rezerwowych. W ogóle nie  powiedzialem

jej,  ze  zlozylem  tam  papiery,  a  teraz  naprawde  boje  sie  przyznac,  ze  sie  dostalem.  Dopiero  co  sie

pogodzilismy. Jak jej powiem, znowu ze mna zerwie.

Czekal na reakcje Vanessy. Kiedy sie nie odezwala, siegnal po drinka.

- W  ten  weekend  przyjezdzaja  trenerzy  z Yale  i  Brown  popatrzec,  jak  gram.  Blair  wybiera  sie

do DC obejrzec Georgetown, wiec na szczescie nie bede musial klamac, skad sa trenerzy i tak dalej.  -

Uniósl brwi i oparl brode na dloniach.

Ciezko byc klamczuchem, nie?

Nagle znajomy zapach mieszanki olejków i paczuli wypelnil jego nozdrza.

- Udalo sie, Nate! - westchnela Serena, zarzucajac mu ramiona na szyje.

Jasne  wlosy  upiela  w nieporzadny  wezel  na  czubku  glowy.  Wlozyla  bardzo  filmowe  poncho  z

bialymi i zlotymi fredzlami, a do tego biale dzinsy.

- 37 -

background image

Skrzyzowanie striptizerki z Las Vegas z Showgirls i panienki z serialu The OC.

Nate pocalowal ja w policzek i postaral sie wygladac na tak podekscytowanego, jak powinien.

- Ups. - Serena natychmiast go przejrzala. - Znowu zerwaliscie z Blair?

- Jeszcze  nie.  -  Nate  juz  zamierzal  jej  wszystko  wyjasnic,  ale  na  drugim  koncu  ogromnej

restauracji  Blair  wlasnie  wysiadla  z  windy  i  idac  w  ich  kierunku,  piorunowala  wscieklym  wzrokiem

plecy Sereny.

Na jednej z lawek grupa uczennic z Constance Billard zaczela szeptac miedzy soba.

- Slyszalam,  ze  Blair  dolaczyla  jakis  kretynski  scenariusz  zamiast  eseju  do  podania  na  Yale.

Pani  Glos  powiedziala  jej,  zeby  to  zmienila,  ale  i  tak  go  wyslala.  Dlatego  sie  nie  dostala  -

powiedziala do Rain Hoffstetter Nicki Button.

Rain i Nicki w przyszlym roku ida razem do Vassar i wciaz zerkaly na siebie i piszczaly.

- Slyszalam,  ze  Blair  napisala  esej  do Yale  dla  Sereny.  Dlatego  jest  laka  wsciekla.  Zalatwila

Serenie przyjecie, a sama trafila na liste rezerwowych - oznajmila  swojej  najlepszej  przyjaciólce.  Kati

Farkas, Isabel Coates.

Kati i Isabel dostaly  sie  do Georgetown  i  Rollins,  ale  Isabel  dostala  sie  tez  do Princeton  i  juz

nosila  tamtejsza  koszulke.  Sama  mysl,  ze  sie  rozstana,  lamala  im  serca,  wiec  caly  czas  trzymaly  sie

za rece.

- A  ja  slyszalam,  ze  Serena  zebrala  tysiac  piecset  szescdziesiat  punktów  na  egzaminach

koncowych.  Udaje,  ze  jest  taka  glupi,  ale  to  wszystko  gra.  To  dlatego  moze  tak  czesto  wychodzic  i

nigdy sie nie uczy. Po prostu nie musi - stwierdzila z zazdroscia Kati.

- O czym rozmawiacie? - zapylala Blair, gdy doszla do Sereny i Nate'a siedzacych przy barze.

Dopiero  co  sie  zjawila,  ale  juz  nie  cierpiala  tej  imprezy.  Nie  cierpiala  tego,  ze  tak  wiele

dzieciaków  nosilo  te  glupie  koszulki  z  college'ów,  nie  cierpiala  tej  dziwacznej,  japonskiej  muzyki  i

tych glupich pomaranczowych glosników Bose'a nad barem i nie cierpiala tego, ze Serena rozmawia z

Nate'em w ten  intymny  sposób,  caly  czas  tulac  sie  do niego,  jak  to zawsze  robila,  gdy  rozmawiala  z

facetami.

- O niczym! - odparli jednoczesnie Serena i Nate.

Serena obrócila sie na stoiku barowym.

- Nadal jestes na mnie wsciekla?

Blair skrzyzowala rece na piersi.

- Dlaczego  nie  wlozylas  koszulki  z  Yale?  A,  racja.  Dostalas  sie,  ale  nie  wiesz,  czy  tam

pójdziesz - dodala sarkastycznie.

Serena wzruszyla ramionami.

- 38 -

background image

- Nie  wiem.  W  ten  weekend  pojade  do  kilku  miejsc.  Mam  nadzieje,  ze  to  mi  pomoze  sie

zdecydowac.

Nagle Nate Spodl sie pod pachami. Zeslizgnal sie ze stoika,  polozyl  dlonie  na  ramionach  Blair

i pocalowal ja w czolo.

- Slicznie wygladasz - powiedzial, starajac sie odciagnac jej uwage od Yale.

- Dzieki  -  odparla  Blair,  chociaz  doskonale  wiedziala,  ze  wyglada  jak  spieta  jedza  z  dobrego

domu, która nigdy sie nie zabawila. Chryste, nawet nie wlozyla kolczyków!

Dalej  przy  barze  siedziala  grupa  dziewczyn  w  ciemnozielonych  koszulkach  Dartmouth,  które

wykrzyczaly durny hymn Dartmouth, a potem strzelily po kielichu wódki.

- Za dziesiec minut wychodze - poinformowala bez  ogródek Nate'a  Blair.  -  W koncu  to srodek

tygodnia.

Jakby to kiedykolwiek wczesniej przeszkodzilo jej w imprezowaniu.

Nate  pocalowal  ja  w  skron.  Chcial  jak  najszybciej  zabrac  ja  stad,  zanim  Serena  niewinnie

wypapla, ze Nate lez dostal sie do Yale.

- Chcesz obejrzec zachód slonca albo cos takiego? - zaproponowal niezrecznie.

- Jak chcesz - odparla Blair, caly czas trzymajac rece skrzyzowane na piersi.

- Mna  sie  nie  przejmujcie.  -  Serena  obrócila  sie  na  stoiku  w  strone  Vanessy.  -  No  dobra,

sionko, jestem gotowa na zblizenie.

Vanessa nie musiala niczego wlaczac. Nawet na chwile nie przestala ich filmowac.

cos stracila

- Chyba powinnam byc szczesliwa - stwierdzila Serena.

Vanessa  powoli  wodzila  kamera  po  jej  nieskazitelnej  twarzy,  a  potem  zrobila  panoramiczne

ujecie, szukajac jakiego defektu czy drobnej skazy, które  moglaby  wyluskac  na  zblizeniu.  Niczego  nie

znalazla. Wtedy Serena wsadzila do ust paznokiec i zaczela go ogryzac.

Aha!

Wyjela kciuk z ust i zmarszczyla brwi.

- I  jestem  szczesliwa  -  upierala  sie,  jakby  starala  sama  siebie  przekonac.  -  Dostalam  sie  do

wszystkich  szkól,  do  których  zlozylam  papiery.  Nawet  nie  pytali,  dlaczego  nie  chcieli  mnie  z

powrotem  w  szkole  z  internatem.  Tylko  ze...  -  Urwala,  gdy  zobaczyla  chlopaka  i  dziewczyne  w

- 39 -

background image

koszulkach  z  Middlebury,  calujacych  sie  przy  windach.  Westchnela.  -  Zaluje,  ze  nie  mam  z  kim

swietowac.

Japonska  muzyka  ludowa  zmienila  sie  nagle  w  dziwaczne  rytmy  nowego  albumu  Raves.

Dwóch chlopaków w czapkach z uniwersytetu Pensylwania  i  zóltych  krawatach  sciagnelo  koszule,  ob

rócilo  czapki  daszkiem  do  tylu  i  zaczelo  tanczyc  breakdance.  Cztery  pijane  dziewczyny  z

proporczykami  Vanderbilt  tez  zdjely  koszulki  i  tez  zaczely  tanczyc  breakdance,  tyle  ze  robily  to

fatalnie.

- Kiedys  tanczylam  na  stolach  -  zwierzyla  sie  Serena  nostalgicznym  lonem  skonczonej

piosenkarki kabaretowej w srednim wieku. - A teraz popatrz na mnie.

Oczywiscie  jakies  dziewiecdziesiat  procent  facetów  w  tym  lokalu  patrzylo  wlasnie  na  nia  i

próbowalo wymyslic jakis zgrabny tekst, zeby  namówic  ja  do tanca.  Oprócz  chlopców  przygladala  jej

sie niska dziewczyna z mlodszej klasy, o kreconych wlosach i ogromnych piersiach i zastanawiala sie,

jak zagadnac Serene.

Wlasnie  zjawili  sie  Jenny  i  Dan.  Zostawili  rozczulonego  ojca,  który  nad  karafka  slodkiego

bialego  wina  w  ich  ulubionej  chinskiej  restauracji  na  Upper  West  Side  robil  sie  coraz  bardziej

nostalgiczny. Stali przed winda i rozgladali sie po restauracji.

- Uprzedzalem, ze tu bedzie okropnie - powiedzial do mlodszej siostry Dan.

Zwykle  nie  cierpial  imprez,  a  ta  powinna  wkurzyc  go  jak  malo  co,  ale  czul  sie  wyjatkowo  z

siebie zadowolony i impreza idealnie pasowala do jego nastroju.

Ale Jenny patrzyla tylko na Serene.

- Nie martw sie, dam sobie rade - odparla.

Podciagnela bluzke bez pleców w tygrysie pasy i zaczela przepychac sie prosto do baru.

- Gdybym  na  razie  odpuscila  sobie  college  -  trajkotala  Serena  -  moglabym  popracowac  jako

modelka. A moze tez spróbowac aktorstwa.

Jenny oparla sie o bar i czekala na chwile, gdy bedzie mogla zapytac Serene o rade, jak zaczac

kariere  modelki.  Cala  drzala  z  niecierpliwosci  i  czula  sie  jak  kretynka  z  powodu  wlasnego

zdenerwowania.

Dan  ruszyl  za  Jenny  tylko  z  obawy,  ze  siostra  zamówi  jakas  wybuchowa  mieszanke  i  bedzie

musial odwiezc ja do domu, nim  zjawi  sie  Vanessa.  I  wtedy  zauwazyl,  ze  Vanessa  juz  jest.  Z  kamera

oparta o ramie przeprowadzala z Serena wywiad.

Usta  miala  pomalowano  na  ciemnoczerwone  w  uchu  nosila  kolczyk  -  srebrnego  weza,  a

opinajaca sie.  czarna  spódniczka  przylegala  jej  do ud.  Czerwono  -  czarny  top zsuwal  sie  z jej  nagich

ramion, odslaniajac skóre w kolorze kosci sloniowej w sposób, którego nigdy wczesniej nie  widzial.  A

- 40 -

background image

przynajmniej nie w miejscu publicznym.

Nie  zastanawiajac  sie.  co  robi,  przepchnal  sie  przez  tanczacy  tlum,  podszedl  do  Vanessy  od

tylu i pocalowal ja w szyje. Jej blade policzki zaczerwienily sie, gdy obrócila sie gwaltownie na sloiku,

prawie przy tym upuszczajac ukochana kamere.

- Nie musze przeciez isc od razu do college'u ... - Serena urwala w polowie  zdania,  patrzac  jak

Vanessa i Dan obsciskuja sie jak napalone, wyglodniale bestie.

Ciecie!

Jenny  postanowila  wykonac  swój  ruch.  Uderzyla  Serene  reka  w  bark,  majac  nadzieje,  ze

bedzie to wygladalo, jakby wpadla na nia przypadkiem.

- Hej. Gratulacje i w ogóle - wypalila niezrecznie. - Na prawde kwietna bluzka.

Gdyby  Serena  byla  Blair  albo  jakas  inna  dziewczyna  z  ostatniej  klasy,  pewnie  splawilaby

Jenny krótkim „dzieki”, zastanawiajac sie jednoczesnie, co ta denerwujaca gówniara robi na  imprezie

maturzystów. Ale Serena nigdy nikogo nie  splawiala.  To  byla  jedna  z tych  rzeczy,  która  sprawiala,  ze

nie  sposób  bylo  jej  sie  oprzec,  albo  która  calkiem  oniesmielala  -  to  zalezy  kin  sie  jest  i  jak  bardzo

pragnie  sie  Sereny.  Poza  tym Jenny  byla  akurat  dziewiatoklasistka  z grupy,  która  Serena  opiekowala

sie razem z Blair, wiec nie byly sobie calkiem obce.

Jenny obciela wlosy. Miala gesta, prosta grzywke i kreconego pazia,  który siegal  jej  do brody.

Wlosy miala ciemne, a brazowe oczy okragle i wielkie. To zdecydowane ciecie dobrze jej zrobilo.

- Sliczna  fryzura!  -  Serena  zeslizgnela  sie  ze  stolka,  zeby  Jenny  nie  stala  samotnic.  -

Wygladasz jak ta modelka na nowych reklamach Prady.

Jenny wybaluszyla oczy, tak ze prawie jej wyszly na wierzch.

- Serio? Dzieki - sapnela, czujac sie, jakby ktos popukal ja w ramie magiczna rózdzka,.

Podszedl do nich barman i Serena zamówila dwa kieliszki szampana.

- Masz ochote napic sie ze mna? - zapytala.

Jenny  byla  oszolomiona.  Czy  ma  ochote?  To  byl  zaszczyt.  Przejechala  palcem  po  mokrym

brzegu kieliszka z szampanem.

- No wiec.., pracowalas jeszcze gdzies jako modelka?  -  zapytala.  -  Naprawde  podobala  mi  sie

ta reklama perfum.

Serena skrzywila sie i upila lyk szampana. Dwa miesiace  temu Les  Best  poprosil  ja,  zeby  byla

gwiazda jego  kampanii  reklamowej  dla  nowych  perfum.  Koniec  konców  nazwal  je  nawet  Lzy  Sereny.

Na  zdjeciu  reklamowym  Serena  stoi  i  placze  na  drewnianym  mostku  w  Central  Parku,  w  zóltej

sukience  w samym srodku  zimy.  W przeciwienstwie  do powszechnej  opinii  by na  jej  policzkach  byly

prawdziwe.  Zdjecie  zrobiono  w  chwili,  gdy  brat  Blair  -  wegetarianin  noszacy  dredy.  Aaron  Rose  -

- 41 -

background image

zerwal z nia. Wlasnie w tamtej chwili zaczela plakac.

- Wlasciwie to myslalam, ze teraz moglabym sie zajac aktorstwem - odparla.

Jenny pokiwala I entuzjazmem glowa.

- Strasznie  mi  sie  podoba,  ze  wygladasz  tak  prawdziwie  na  tej  reklamie.  Oczywiscie

wygladasz niesamowicie, ale jakby Wcale nie robili zadnego retuszu ani nie w tym stylu.

Serena zachichotala.

- O mój Boze, mialam tyle podkladu! No wiesz, tej bezowej farby, która  smaruja  ci  cala  twarz!

I wyretuszowali mi gesia skórke, prawie sobie tylek odmrozilam!

Na chwile zgasly nad barem swiatla i wszyscy zaczeli krzyczec. Jenny zachowala spokój, chcac

pokazac, ze czesto bawi sie na imprezach, które wymykaja sie spod kontroli.

- Szczerze  mówiac  -  oznajmila  Serena,  z  przyjemnoscia  odrywajac  sie  od  rozmyslania  nad

swoja  niepewna  przyszloscia  -  kazda  dziewczyna  moze  byc  modelka.  Musisz  tylko  dobrze  wygladac

na zdjeciach.

- Pewnie tak - odparla z wahaniem Jenny.

Latwo mówic Serenie, ze kazda  moze byc  modelka,  skoro  ja  natura  obdarzyla  nogami  dlugimi

az po szyje, cudowna twarza, niesamowitymi blekitnymi oczami i dlugimi, gestymi blond wlosami.

- Ale skad wiadomo, czy dobrze sie wyglada na zdjeciach?

- Idziesz na zdjecia próbne - wyjasnila Serena.

Dopila  szybko  szampana  i  wyjela  paczke  gauloise'ów  z  torebki  ze  zlotej  lamy  od  Diora  W

ciagu sekundy barman pojawil sie, zeby dolac jej szampana i podac ogien.

Znacie to powiedzenie - uroda równa sie wygoda.

- Sluchaj,  jesli  jestes  zainteresowana,  moge  popytac  i  umówic  cie  z  ludzmi,  których  znam  -

zaproponowala Serena.

Jenny  spojrzala  na  nia  wielkimi  brazowymi  oczami,  nie  wierzac,  ze  dobrze  zrozumiala  rak

bardzo chciala uslyszec wlasnie takie slowa, ze nie mogla uwierzyc, ze to prawda.

- Masz na mysli prace modelki? Dla mnie?

Wtedy wlasnie Serene rozproszyl jek zza pleców.

- Ehm, sluchajcie - zawolala ponad ramieniem do Vanessy i Dana.  -  Na  dole  sa  apartamenty  i

takie tam, no wiecie.

- Zawsze myslalam, ze jestem za niska - upierala sie  Jenny,  martwiac  sie,  ze  Serena  zapomni,

o czym mówila.

- W  zyciu.  Bedziesz  swietna  -  zapewnila  ja  Serena.  -  Zadzwonie  do  paru  osób,  a  potem

napisze do ciebie e - maila, dobra?

- 42 -

background image

- Serio? - wyrwalo sie Jenny.

Nie  mogla  uwierzyc,  ze  to sie  dzieje  naprawde.  Zostanie  modelka!  Odstawila  szampana.  Ale

teraz  ma  tyle  rzeczy  do  zrobienia.  Manikiur,  pedikiur,  regulacja  brwi,  wydepilowanie  wasika,  moze

nawet powinna zrobic henna pasemka, o których zawsze marzyla.

- Nie dopijesz tego? - zapytala Serena, wskazujac na kieliszek Jenny.

Jenny pokrecila glowa, nagle czujac, ze jest absolutnie nieprzygotowana.

- Musze  wracac  do  domu  i  przygotowac  sie  -  zawahala  sie.  Potem  wspiela  sie  na  palce  i

pocalowala Serene w policzek. - Dziekuje. Strasznie ci dziekuje!

Serena  usmiechnela  sie  zyczliwie  do  mlodszej  kolezanki.  No  wiec  cóz,  jej  najlepsza

przyjaciólka wsciekla sie na nia, a ona nie byla zakochana. Przynajmniej miala przyjemnosc z lego,  ze

pomagala Jenny.

Gdy tylko Jenny wyszla, za stolkiem Sereny pojawilo sie trzech mlodszych uczniów  z Riverside.

Podpuszczali sie nawzajem, zeby zaprosic Serene na dól do apartamentu.

- Czlowieku, ale to jest laska. Jak to mozliwe, ze nie ma chlopaka? - mruknal jeden z nich.

- Sam ja zapytaj - odparl drugi.

- To ty ja zapylaj - rzucil trzeci.

Ale albo byli zbyt glupi, albo za bardzo tchórzliwi, albo zbyt  oniesmieleni  uroda  i  domniemana

inteligencja  Sereny,  zeby  chociaz  blizej  podejsc.  Serena  wziela  kieliszek  Jenny  i  przelala  resztki

szampana do swojego.

Bycie piekna wcale nie jest zabawne, jesli nie podchodzi do ciebie nawet nieudacznik.

chca tylko zrzucic duchy

- Nie moge uwierzyc, ze to sie dzieje - westchnela po raz trzydziesty tego wieczoru Vanessa.

Odkad  Dan  podszedl  do  niej  i  cmoknal  ja  w  szyje,  nie  przestawali  sie  calowac,  a  teraz

zdzierali  z  siebie  ubrania  w  jednym  z  apartamentów  hotelu  Pier.  Chciala  mu  powiedziec,  ze  tak

bardzo za nim tesknila i ze to glupie,  ze  przestali  ze  soba  rozmawiac.  I  chociaz  seks  w apartamencie

hotelowym tuz przed skonczeniem szkoly to wyswiechtany banal, tak wlasnie bylo najlepiej.

Pokoje  w  hotelu  Pier  mialy  okragle  okna,  wychodzace  na  rzeke  Hudson,  zwisajace  ze  scian

kotwice  z  kutego  zelaza  i  wykladziny  dywanowe  w  morskim  odcieniu.  Darmowe  mydlo,  szampon  i

balsam  do  ciala  w  lazience  zrobiono  na  bazie  wodorostów,  a  posciel  byla  w  kolorze  jasnego,

- 43 -

background image

oceanicznego  blekitu.  Wiatraki  z  matowej  stali  obracaly  sie  na  suficie,  chlodzac  noc,  która  miala

okazac sie bardzo goraca.

Dan wyszarpnal z dzinsów pasek i rzucil nim przez pokój.  Byl  pijany  szczesciem  i  napalony  jak

diabli. Rzucil sie na lózko i kilka razy podskoczyl na nim.

- Huura! - wrzasnal - - Ju - huu!

Vanessa objela go za kolana, a on upadl  na  nia.  Zaczal  mocowac  sie  z jej  bluzka,  az  w koncu

sciagnal ja Vanessie przez glowe.

- Gosciu! Przezylem! - wrzasnal jakis pijany glupek.

Po sasiedzku grupa chlopaków w koszulkach z Bowdoin i Bates grala w glupie, pijackie gierki i

ogladala mecz Netsów w telewizji.

- Gdybysmy  mieszkali  razem,  moglibysmy  to  robic  codziennie  -  zdal  sobie  sprawe  Dan  i

powiedzial to na glos, patrzac, jak Vanessa rozpina stanik.

Rzucila biustonosz na podloge i skrzyzowala rece, zaslaniane nagie piersi.

- Zapytales tate?

- Aha -  odparl  radosnie  Dan.  -  Powiedzial,  ze  w porzadku.  Jesli  jednak  pogorsza  mi  sie  oceny

albo nie bede przychodzil przynajmniej dwa razy w tygodniu  na  kolacje  z nim  i  Jenny,  to bede  musial

wrócic do domu.

Odsunal  rece  Vanessy  i  zanurkowal  w kierunku  jej  piersi.  Vanessa  objela  jego  rozczochrana

glowe i zamknela oczy. Pila tego wieczoru tylko cole,  ale  i  tak  miala  wrazenie,  ze  lózko  wiruje.  Ona  i

Dan  znowu byli  zakochani.  Mieli  razem  zamieszkac.  Moze nawet  beda  razem  studiowac  na  NYU.  To

zbyt piekne, zeby bylo prawdziwe.

A czy cokolwiek moze pozostac tak piekne?

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

- 44 -

background image

Podoba mi  sie  to,  ze  dzis  prawie  polowa  ludzi  z ostatnich  klas  nie  zjawila  sie  w  szkole.  Chcialabym

takze  zwrócic  wam  uwage  na  cos,  co  moglo  wam  umknac  w czasie  wczorajszej  rozpusty.  Ktos  -  tak

naprawde nasz przyjaciel, którego znamy praktycznie od przed szkola - ostentacyjnie nie zjawil  sie  na

wczorajszej imprezie. A oto dlaczego.

GOSC, KTÓRY NIGDZIE SIE NIE DOSTAL

Zawsze  byl  taki  pewny  siebie  i  nikt  nie  mial  watpliwosci,  ze  facet  dostanie  sie  tam,  gdzie  bedzie

chcial.  Nigdy  nie  przyszlo  nam  na  mysl,  ze  jego  pewnosc  siebie  moze  tak  urazic  nauczycieli,  ze

odmówia  mu  rekomendacji.  Ze  jego  krzykliwy  sposób  ubierania  sie  jakby  byl  modelem  prosto  z

wybiegu,  oraz  sugerowanie,  ze  jego  rodzina  moze  po  prostu  kupic  szkole,  do  której  postanowi

uczeszczac,  mogla  zniechecic  takze  komisje.  Ze  byl  zbyt  pewny  siebie  albo  zbyt  leniwy,  albo  jedno  i

drugie,  zeby  podejsc  do  egzaminów  koncowych  wiecej  niz  raz.  Albo  ze  zamiast  wstepnego

wypracowania  wysle  razem  z  podaniem  kasete  wideo  i  nagraniem  szkolnego  musicalu,  w  którym

nawet nie gral glównej roli.

Wiec  odrzucono  jego  podania.  I  nie  cztery  ani  nie  piec  razy,  ale  dziewiec.  Odmówiono  mu  dziewiec

razy.  Auc!  Nawet  najgorszy  smiec  w takiej  sytuacji  zasluguje  na  wspólczucie.  Ale  jestem  pewna,  ze

znajdzie sposób, zeby gdzies sie wkrecic. Zawsze mu sie udaje.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Jestem  administratorka  na  prestizowym  uniwersytecie  na  Wschodnim  Wybrzezu  i  w  ten

weekend  wybieram  sie  do  Nowego  Jorku,  zeby  spotkac  sie  z  obiecujacym  uczniem.  Nasz

uniwersytet  chce,  zeby  zaczal  u  nas  studiowac  od  przyszlej  jesieni,  wiec  obowiazkowo

musze zrobic  dobre  wrazenie.  Mam nadzieje,  ze  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  ze  zapytam,

co najbardziej cenisz w szkole? A co wazniejsze, jak powinnam sie ubrac?

adminka

O: Droga adminko!

Przeprowadzilam  dosc  wiele  rozmów  z  komisjami  college'ów,  zeby  nie  miec  ochoty

traktowac  tych  pytan  powaznie,  skoro  nie  musze.  Jakie  podajecie  frytki  w  stolówkach?

- 45 -

background image

Moim  zdaniem  to  calkiem  istotna  sprawa.  A  co  do  ubioru,  w  którym  masz  uwiesc  tego

wyjatkowo cennego ucznia... Pomaranczowy jest nowa czernia.

P

Na celowniku

 odprowadza   z  True  West,  podczas  gdy  wiekszosc  z  nas  dopiero  zaczyna  zabawe.   tanczy

samotnie na wspomnianej imprezie, chociaz jestem  calkiem  pewna,  ze  grupa  chlopaków  za  nia  chce

myslec,  ze  tancza  z  nia.   kupuje  tony  lakierów  do  paznokci,  zestawów  do  depilacji  i  henny  w

otwartym dwadziescia cztery godziny na  dobe  sklepie  Duane  Reade  przy Broadwayu.  V i  D wytoczyli

sie  z hotelu  Pier  dzis  rano,  akurat  zeby  zdazyc  do  szkoly.  C i  jego  malpka  pija  samotnie  na  tarasie

jego apartamentu w Sutton Place. Mogloby byc nam go zal, ale jemu po prostu nie da sie wspólczuc.

Ups, to juz dzwonek. Wiecej przy innej okazji.

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

zobacz, jak skacze J

Jenny zawsze  zbierala  pochwaly  za  doskonala  kaligrafie  i  wierne  kopie  najwazniejszych  prac

klasycznych  twórców.  Bycie  artysta  i  zrecznym  kopista  ma  swoje  dobre  strony:  potrafila  podrabiac

notki  od  ojca,  jak  na  przyklad  dzisiejsze  zwolnienie  w  zwiazku  z  rzekoma  wizyta  w  centrum  u

alergologa.  Pociagala  groteskowo  nosem,  gdy  wreczala  zwolnienie  nauczycielce  matematyki,  pani

Hinckle. Na koncu sali Elise odgarniala sztywne wlosy za uszy i udawala, ze nie podsluchuje.

- Nastepnym  razem  spróbuj  zaplanowac  wizyte  po  szkole  -  pouczyla  ja  pani  Hinckle,

odkladajac notke na biurko. Machnela na Jenny. - Teraz uciekaj.

- Dziekuje - odpowiedziala zaklopotana Jenny.

Pani Hinckle byla starsza pania i traktowala wszystkie uczennice jak  swoje  wnuczki.  Piekla  im

ciasteczka  z  platków  owsianych,  robila  dla  nich  kartki  swiateczne  i  jablka  w  karmelu.  Jenny  miala

wyrzuty sumienia, ze wykorzystuje uprzejmosc nauczycielki, ale wazyla sie jej kariera. To wazne!

Zdjecia próbne - jak napisala jej w e - mailu Serena - odbywaly sie w studiu fotograficznym na

- 46 -

background image

Zachodniej  Szesnastej.  Grupa  wysokich,  chudych  dziewczat  o  wydetych  ustach  i  jasnych  wlosach

palila papierosy na chodniku na dole. Modelki, pomyslala Jenny, starajac sie nie czuc oniesmielenia.

Nacisnela  dzwonek  do  studia  na  drugim  pietrze  i  ktos  ja  wpuscil  domofonem  do  ciemnego

pomieszczenia,  które  wygladalo  jak  jakis  dok  zaladunkowy  z  winda  towarowa  obita  falista  blacha.

Jenny wsiadla do windy, nacisnela „2” i próbowala zapanowac nad lekiem.

- Halo?  -  Wysoka  kobieta  o  spiczastej  brodzie,  noszaca  bialy  beret  z  lakierowanej  skóry,

czarne  skórzane  szorty  i  biale  zamszowe  kozaki  do  kolan  powitala  Jenny,  gdy  ta  ledwo  wysiadla  z

windy. - Zgubilas sie?

Jenny zdala  sobie  sprawe,  ze  powinna  byla  przebrac  sie  i  zdjac  szkolny  mundurek,  ale  teraz

juz bylo za pózno.

- Przyszlam na zdjecia próbne. - Nadal nie do konca wiedziala, o co w tym chodzi, ale  brzmialo

fajnie.

- Ach. - Kobieta obrzucila ja wzrokiem od stóp do glów. - Moge zobaczyc twoja ksiazke?

Jenny zerknela na swój szkolny plecak.

- Moja ksiazke?

Kobieta  znowu  obrzucila  ja  wzrokiem  i  wskazala  na  puste  krzeslo  miedzy  dwiema  blond

modelkami, które wygladaly na bardzo znudzone.

- Usiadz..  Zawolam  cie,  gdy  bedzie  gotowy.  A  potem  zniknela  za  bialym  parawanem,  za

którym Jenny dostrzegla blyski fleta i cienie postaci chodzace po pokoju. Nagle rozlegla sie kakofonia

histerycznego smiechu, który odbil sie od blaszanego sufitu i Jenny przeszedl dreszcz.

Zerknela na dziewczyne siedzaca obok.  Zula  gume,  a  jej  powieki  opadaly  tak,  jakby  balowala

przez  cala  noc  Jenny  odwrócila  wzrok  i  spróbowala  opuscic  powieki  w  ten  sani  wyluzowany,

pretensjonalny sposób, ale od razu blyskala bialkami oczu. Bardziej przypominala Noc  zywych  trupów

 niz wyluzowana, znudzona modelke.

Kobieta w berecie wyszla zza parawanu.

- Ty - wskazala na Jenny.

Jenny  zarumienila  sie  i  zerknela  przepraszajaco  na  dziewczyny,  które  przyszly  tu  przed  nia.

Potem poszla za kobieta.

Studio  za  parawanem  mialo  ceglane  sciany  pomalowane  na  bialo  i  drewniana  podloge.

Posrodku  pokoju  stal  obity  czerwonym  aksamitem  szezlong,  który  wygladal  na  antyk.  Wokól  niego

ustawiono reflektory na trójnogach i srebrne ekrany odblaskowe.

- Zdejmij sweter i polóz sie - polecil jej przysadzisty mezczyzna  z blond  kozia  bródka,  który juz

patrzyl na nia przez wielki aparat Polaroida.

- 47 -

background image

Z bijacym  sercem  Jenny  odlozyla  plecak  i  na  nim  zlozyla  zapinany  sweter.  Usiadla  na  brzegu

szezlonga, zawstydzona tym, jak blado i kosciscie wygladaly jej nagie kolana w ostrym swietle.

- Polozyc sie?

- Na plecach - polecil fotograf, przyklekajac raptem pare kroków przed nia.

Polozyc  sie  na  plecach?  Nie  mogla  tego  zrobic,  nie  w  samym  bawelnianym,  srednio

wzmacnianym staniku, który miala dzis  na  sobie.  Co  by bylo,  gdyby  jej  piersi  przelaly  sie  po zebrach

az pod pachy, przez co wygladalaby jak calkowicie zdeformowana?

Wsunela  sie  glebiej  i  oparla  na  lokciach  w  pozycji,  która  uznala  za  dobre  markowanie

polozenia sie.

W tej pozycji jej piersi jeszcze bardziej wystawaly w przód niz zwykle.

- Moze  byc  -  mruknal  fotograf,  rzucajac  zrobione  polaroidy  na  podloge  i  podczolgujac  sie

blizej, zeby zrobic nastepne.

Jenny zacisnela nogi, zeby mezczyzna nie mógl zobaczyc jej bielizny.

- Jaki wyraz twarzy mam miec? - zapytala niesmialo.

- Niewazne - odparl, robiac kolejne zdjecia. - Sciagnij tylko ramiona do tylu i trzymaj uniesiona

brode.

Ramiona  Jenny  zaczely  drzec  z  wysilku,  ale  nie  przejmowala  sie  tym.  Chyba  spodobala  sie

fotografowi. Traktowal ja jak prawdziwa modelke.

- Dobra. Skonczylismy - powiedzial w koncu, wstajac. - Jak sie wlasciwie nazywasz?

- Jennifer - odpowiedziala Jenny. - Jennifer Humphrey.

Mezczyzna kiwnal na kobiete w berecie, która zanotowala cos w swoim notatniku.

- Moge zobaczyc  zdjecia?  -  zapytala  Jenny,  wskazujac  na  polaroidy  rozrzucone  na  drewnianej

podlodze.  Kazdy  zakrywal  czarny  papier  fotograficzny,  który  trzeba  bylo  zerwac,  zeby  zobaczyc

zdjecie.

- Przykro mi, kochanie, ale te sa  moje  -  odparl  jej  fotograf  z rozbawionym  usmiechem.  -  Chce

cie tu widziec w nastepna niedziele. O dziesiatej rano. Zrozumiano?

Jenny pokiwala glowa z zapalem i wlozyla sweter. Nie byla do konca pewna, ale  wygladalo  na

to, ze zatrudniono ja jako modelke do sesji zdjeciowej!

A przynajmniej czesc jej osoby.

- Wiec  do  czego  byly  zdjecia  próbne?  -  zapytala  nastepnego  dnia  Serena,  kiedy  zobaczyla

Jenny na spotkaniu grupy w czasie lunchu. - Przepraszam, ze nie zdobylam wiecej informacji. Pod tym

wzgledem moje znajome modelki sa beznadziejne.

- 48 -

background image

Jenny zakryla usta dlonia.

- Kompletnie zapomnialam zapylac, ale bylo swietnie. Wszyscy byli dla mnie mili,  jakbym  byla

prawdziwa modelka i w ogóle.

- Dobra, ale powinnas sie dowiedziec, do czego sa zdjecia - poradzila jej Serena. - Znam jedna

dziewczyne,  która  robila  zdjecia  do  reklamy  gumy,  a  okazalo  sie,  ze  chodzilo  o  podpaski.  Chyba

pomylilo jej sie „Carefree” ze „Stayfree”.

Jenny zmarszczyla brwi. Podpaski? Nikl nic o tym nie mówil.

- Nie  pozwól  styliscie  ubrac  cie  w  cos,  w  czym  nie  bedziesz  dobrze  sie  czula.  Wiem,  ze

reklama  Lesa  Besta  jest  swietna,  ale  daj  spokój:  sukienka  z  odkrytymi  ramionami  w  lutym?  Potem

chorowalam przez trzy tygodnie - dodala Serena.

Reszta  dziewiatoklasistek  z grupy  zachichotala  uprzejmie.  Uwielbialy  sluchac  historii  Sereny

na temat  pracy  modelki,  ale  potwornie  zazdroscily  Jenny  i  nie  chcialy  jej  zachecac.  Jak  to  mozliwe,

zeby  najnizsza  dziewczyna  w  klasie,  ta  z  kreconymi,  nudnymi,  brazowymi  wlosami  i  z  idiotycznie

ogromnym biustem mogla zostac modelka? To nie mialo sensu.

- Zaloze  sie,  ze  to  katalog  superwielkiej  bielizny,  ale  ona  byla  zbyt  glupia,  zeby  zapytac  -

szepnela do Mary Goldberg i Cassie Inwirth Vicky Reinerson.

- To  na  pewno  cos  zwyczajnego,  jak  sok  pomaranczowy  -  zapewnila  Jenny  Cassie,  próbujac

zachowac kamienna twarz.

Elise tez byla zazdrosna, ale bardzo sie starala tego nie okazac.

- Gdzie jest Blair? - zapytala Serene, próbujac zmienic temat.

Blair byla druga opiekunka grupy. Serena wzruszyla ramionami.

- Nie wiem. Ostatnio jest na mnie wsciekla.

Mary,  Cassie  i  Vicky  tracily  sie  porozumiewawczo  pod  Stolnu  Uwielbialy,  kiedy  pierwsze

dowiadywaly sie o klótniach Blair i Sereny.

- Slyszalam, ze Blair nie  dostala  sie  do zadnego  college'u.  Jej  ojciec  wysylaja  zaraz  po szkole

do Francji, zeby pracowala u niego - oglosila Mary.

Serena  znowu  wzruszyla  ramionami.  Z  doswiadczenia  wiedziala,  jak  strasznie  ludzie

przeinaczaja fakty i jak szybko roznosza sie plotki. Im mniej sie mówi, tym lepiej.

- Kto wie, co teraz zrobi.

Jenny nadal  rozmyslala  nad  podpaskami.  Czy  naprawde  mialaby  cos  przeciwko,  gdyby  sesja

zdjeciowa  w przyszlym  tygodniu  wiazala  sie  z  czyms  nieciekawym,  na  przyklad  mrozonymi  daniami

bez tluszczu albo kremem na pryszcze? Zawsze to jakis poczatek. Jak inaczej zostanie odkryta?

- Skoncz z ta paranoja - syknela do niej Elise, chociaz miara sie do siebie nie odzywac.

- 49 -

background image

Odkad zaprzyjaznily sie dwa miesiace  temu,  Elise  popisywala  sie  niesamowita  umiejetnoscia

czytania w myslach Jenny. To dopiero bylo wkurzajace.

Jenny  zerknela  na  Serene.  Ta  eterycznie  piekna  starsza  kolezanka  zgodzila  sie  kiedys  na

sfotografowanie  nieokreslonej  czesci  ciala  przez  dwóch  slynnych  fotografów,  a  potem  zdjecie  po-

jawilo sie na autobusach i dachach taksówek w calym miescil  To  jedna  z tych  rzeczy,  która  sprawila,

ze  Serena  byla  jedna  z  najpopularniejszych  dziewczyn  w  miescie,  jesli  nie  we  wszechswiecie!

Podpaski to podobna rzecz.

W pewnym sensie.

rzeczy, o których nikt nie musi wiedziec

- Zapomnijcie  o  obolalych  piersiach,  o  spuchnietych  kostkach,  o  rozstepach.  Wyobrazcie

sobie, ze wasze posladki to balony, z których uchodzi powietrze. Rozluznijcie sie. Wyyydech.

Blair  odmawiala  wyobrazania  sobie  takich  rzeczy.  Juz  samo  lezenie  na  podlodze  z  grupa

kobiet w ciazy o smierdzacych stopach, które  jeczaly  jak  przezarte  krowy,  bylo  dosc  okropne.  Nie  ma

sensu pogarszac sytuacji, angazujac w sprawe posladki.

Na podlodze po prawej stronie Blair zachichotala jej matka.

- Ale zabawa, co?

Po prostu czad.

Blair miala ochote ja zdzielic. Wziela wolne z „powodów osobistych” i nie poszla do szkoly. Za

bardzo  zdenerwowala  sie  lista  rezerwowych  do  Yale,  zeby  spojrzec  w  oczy  kolezankom  z  klasy,  a

zwlaszcza  Serenie.  Ale  po  szesciu  godzinach  ogladania  powtórek  Newlyweds,  po  calym  kanonie

beztluszczowego  sorbetu  czekoladowego  Haagen  -  Dazs  i  po tym zaczela  zalowac,  ze  nie  poszla  do

szkoly.

- No  dobrze.  Rodzice  mieli  chwile  odpoczynku,  a  teraz  czas,  zeby  popracowali.  Pamietajcie,

zeby zrobic dziecko, potrzebne sa dwie osoby!

Modna  na  Upper  Kast  Side  szkole  rodzenia  prowadzila  szczupla  od  jogi  pielegniarka  Ruth.

Miala  mocno krecone  wlosy.  Zajecia  odbywaly  sie  w ultranowoczesnym  penthousie  przy Piatej  Alei.

Ruth  wyszla  za  projektanta  urzadzen  domowych,  który  wlasnie  odniósl  wielki  sukces.  Projektowal

zmywarki,  lodówki  i  pralki,  które  wygladaly  jak  statki  kosmiczne  i  kosztowaly  tyle.  co  nowy

samochód.  Mieli  z  Ruth  piatke  dzieci,  w  tym  bliznieta  dwujajowe.  Co  pewien  czas  któres  z  dzieci

- 50 -

background image

przechodzilo  przez  salon  wziac  cos  z  ogromnej  chromowej  lodówki  w  kuchni,  ze  stoickim  spokojem

patrzac na rozciagniete na podlodze ciezarne kobiety.

Pewnie wszystkie wyrosna na chorych psychicznie ginekologów, pomyslala Blair.

Ruth podciagnela  dziwaczne  czarno  -  biale  spodnie  do  jogi  od  Yohji  Yamamoto,  przykucnela

na podlodze i  zmarszczyla  twarz  tak  mocno,  ze  wygladala  jak  pawian,  który próbuje  wydalic  z siebie

caly bananowiec.

- Pamietacie  etapy  porodu,  które  omawialismy  na  poczatku  zajec?  Tak  wyglada  twarz  w

trzecim etapie. Nic, co chcecie pokazywac ludziom. A potem,  kiedy  znieczulenie  przestanie  dzialac,  a

wy  zaczniecie  przec...  Zapomnijcie.  Wtedy  wlasnie  zaczniecie  wrzeszczec  na  meza,  zeby  wsadzil

sobie w tylek umowe przedmalzenska. Dzieci moze i sa ladne, ale ich rodzenie - nie To ciezka robota.

Blair  uniosla  sie  na  lokciach.  Nie  mieli  teraz  zadnych  bardziej  zaawansowanych  technicznie

metod? Nie mogli po prostu wyciagnac dziecka.., laserowo?

- Teraz  czas  na  troche  przyjemnosci.  Panie,  prosze  sie  rozluznic  na  podlodze.  Partnerzy  maja

przykleknac  u ich  stóp,  tam  gdzie  ich  miejsce.  A  teraz  drogie  panie,  przygotujcie  sie  na  wspanialy

masaz stóp!

Tak  sie  skladalo,  ze  wszyscy  pozostali  partnerzy  byli  mezami  ciezarnych,  a  nie  ich

siedemnastoletnimi córkami. Mezowie powinni masowac  zonom stopy.  To  czesc  ich  roboty.  A nie  có

rek.

Blair  zagapila  sie  na  stopy  matki.  Przypominaly  jej  wlasne,  tyle  ze  te  byly  okryte  cielistymi

podkolanówkami. Juz na sama mysl o ich dotykaniu wszystko podchodzilo Blair do gardla.

- Zacznijcie od prawej piety. Oprzyjcie stope na jednej dloni i  ugniatajcie  kciukami.  Nie  bójcie

sie mocno ugniatac. One nosza przez caly dzien dwoje ludzi. Maja mocne stopy!

Blair  ujela  ostroznie  prawa  stope  matki.  Jedno  bylo  pewne:  po  kazdych  zajeciach  szkoly

rodzenia kupi sobie wyjatkowo drogie szpilki u Manola i zaplaci za nie  karta  kredytowa  matki.  Bedzie

tez  potrzebowala  solidnych  zabiegów  u  kosmetyczki,  zeby  pozbyc  sie  wspomnien  tego  dotykania  i

gadania o rodzeniu, juz nie wspominajac o smrodzie stóp.

- A teraz oprzyjcie jej stope o piers i bebnijcie palcami  po nodze,  zaczynajac  od duzego  palca,

konczac na kolanie. Wiem, ze to brzmi dziwnie, ale same zobaczycie, jakie to cudowne uczucie.

Mezowie zaczeli bebnic. Naprawde sie wciagneli.

- Musze  do lazienki  -  oznajmila  Blair,  puszczajac  noge,  która  uderzyla  z  gluchym  loskotem  o

gruby welniany dywan.

- Skorzystaj  z  lazienki  blizniaków.  Na  koncu  korytarza  po  prawej  -  powiedziala  Ruth,

podchodzac, zeby zajac miejsce Blair.

- 51 -

background image

- Aaach... - jeknela Eleanor, gdy Ruth zaczela bebnic palcami o jej stope.

Lazienka byla wielka i nowoczesna jak reszta mieszkania,  ale  zawalona  butelkami  clearasilu  i

róznymi produktami  do pielegnacji  wlosów.  Na  podlodze  stala  srebrna,  plastikowa  kuweta  dla  kota,

która  wygladala,  jakby  zaprojektowal  ja  maz  Ruth.  Wszedzie  po  kafelkach  walaly  sie  trociny  z

kuwety.  Blair  nie  byla  pewna,  gdzie  znajduje  sie  kuweta  Kitty  Minky  w  ich  apartamencie,  ale  z

pewnoscia nie w jej lazience. Jakie to niehigieniczne!

Stanela  przy  umywalce  i  odkrecila  kran,  gapiac  sie  na  odbicie  w  wysmarowanym  pasta  do

zebów  lustrze.  Jej  waskie  usta  mialy  opuszczone  kaciki,  a  male,  niebieskie  oczy  patrzyly  zimno  i

wsciekle. Krótkie ciemne wlosy odrastaly wolniej, nizby chciala, i teraz doszly do etapu, kiedy  zwisaly

bez  wyrazu.  Uniosla  koszulke  i  obejrzala  cialo.  Piersi  wygladaly  na  male,  a  brzuch  troche  sflaczal,

poniewaz nie grala w tenisa  przez  cala  zime.  Nie,  zeby  byla  gruba  albo  cos  takiego.  Ale  moze gdyby

zapisala  sie  do  druzyny  plywackiej  i  utrzymala  kondycje,  chcieliby  ja  w  Yale  i  juz  mialaby  za  soba

seks z Nate'em, a jej zycie byloby cudowne, a nie...

Nagle  drzwi  lazienki  otwarly  sie.  Trzynastoletnie  blizniaki  Ruth,  chlopiec  i  dziewczyna  z

aparatami  na  zebach,  kreconymi  rudymi  wlosami  jak  matka,  staly  w  progu  i  gapily  sie  na  Blair.

Dziewczyna miala na sobie szary, plisowany mundurek Constance Billard. Blair opuscila koszulke.

- Szukamy kota - wyjasnila dziewczyna.

- Jestes  lesbijka?  -  zapytal  chlopak.  Blizniaki  zachichotaly  jednoczesnie.  -  Bo  jesli  tak,  to  jak

zaszlas w ciaze?

Slucham?

Blair  siegnela  do  drzwi  i  zatrzasnela  je  przed  nosami  dzieciaków.  Tym  razem  zamknela  je

porzadnie  na  zamek.  Polem  opuscila  klape  toalety  i  usiadla  na  niej.  Na  podlodze  lezal  zniszczony

egzemplarz  Jane  Eyre,  wiec  go  podniosla.  Przeczytala  te  ksiazke  dwa  razy.  Raz  z  wlasnej  woli,  gdy

miala  jedenascie  lat  i  drugi  raz  w dziewiatej  klasie  na  zajecia  angielskiego.  Teraz  przeczytala  kilka

pierwszych  stron.  Czula  sie  jak  Jane  zamknieta,  torturowana  przez  wlasna  rodzine  i  niedoceniana

mimo  wielkiej  inteligencji  i  wrazliwosci.  Gdyby  tylko  mozna  bylo  jakos  uciec  z  tej  lazienki  -  przez

klape w podlodze na ulice. Zlapalaby taksówke prosto  na  lotnisko,  wsiadla  do samolotu  lecacego  do

Anglii  albo  nawet  Australii,  zmienila  nazwisko,  znalazla  prace  jako  kelnerka  albo  guwernantka,

zakochala sie w swoim szefie jak Jane, wyszla za maz i zyla dlugo i szczesliwie.

Najpierw  jednak  musiala  sie  pozbyc  smrodu  stóp  ciezarnych  kobiet,  którym  jej  skóra

najwyrazniej juz przesiakla. Nie zastanawiajac sie, co wlasciwie robi, Blair zamknela ksiazke, wstala i

odkrecila  kran  nad  wanna.  Wlala  do  wody  korek  mydla  w  plynie  Kiehla  o  zapachu  ogórka,  zdjela

ubranie  i  weszla  do  wanny.  O  tak.  Zamknela  oczy  i  wyobrazila  sobie  siebie  lezaca  na  plazy  w

- 52 -

background image

Australii w bikini w rózowo -  granatowa  kratke,  które  prawie  kupila  w zeszly  weekend,  i  patrzaca  na

swojego  przystojnego  meza  surfujacego  po  Pacyfiku.  O  zachodzie  slonce  poplyneliby  jachtem  ku

horyzontowi,  pijac  szampana,  jedzac  ostrygi  i  kochajac  sie  na  pokladzie,  a  jego  zielone  oczy

blyszczalyby w swietle ksiezyca. Zielone oczy...

Blair  usiadla  w  wannie.  Nate!  Nie  musiala  uciekac  -  nie,  dopóki  miala  Nate'a.  Z  tylnej

kieszeni  dzinsów,  które  rzucila  na  podloge  obok  wanny,  wystawala  komórka.  Zlapala  telefon  i

wybrala numer do Nate'a.

- Co jest? - zapytal upalonym glosem.

- Bedziesz nadal mnie kochal, jesli nie pójde do Yale? - zamruczala Blair, lezac w pianie.

- Pewnie, ze tak - odpowiedzial Nate.

- Myslisz,  ze  jestem  gruba  i  stracilam  forme?  -  zapytala,  wynurzajac  jedna  noge  z  wody,  a

potem druga. Paznokcie u stóp miala pomalowane na bordowo.

- Blair, absolutnie nie jestes gruba, wrecz przeciwnie - zbesztal ja Nate.

Blair usmiechnela sie i  zamknela  oczy.  Rozmawiali  z Nate'em  w ten  sposób  z tysiac  razy,  ale

za kazdym razem poprawialo jej to nastrój.

- Ej, kapiesz sie, czy co? - zapytal.

- Yhm. - Blair otworzyla oczy i siegnela po butelke z mydlem. - Szkoda, ze cie tu nie ma.

- Móglbym wpasc - zaoferowal sie z nadzieja Nate.

Gdyby tylko byla we wlasnej wannie.

- Kochanie? - zawolala Eleanor Waldorf zza drzwi. - Wszystko u ciebie w porzadku?

- Tak! - odwrzasnela Blair.

Po prostu leze sobie w wannie instruktorki ze szkoly rodzenia  matki  i  bawie  sie  w sekstelefon

ze swoim chlopakiem.

- Nie zapominaj, ze tutaj jest mnóstwo ciezarnych kobiet z nadaktywnymi pecherzami!

Dzieki za przypomnienie.

- Cholera,  musze  konczyc  -  powiedzial  Nate.  -  Trenerzy  lacrosse  z  college'ów  wydzwaniaja.

Przyjezdzaja w ten weekend zobaczyc, jak gram.

Prosze zwrócic uwage, jak postaral sie, zeby nie powiedziec, z których college'ów.

- A ja jutro  rano  wyjezdzam  do Georgetown,  ale  zadzwonie  stamtad,  dobra?  -  Blair  rozlaczyla

sie. Z pluskiem wstala i wytarla sie jednym z bialych,  puszystych  reczników,  lezacych  obok wanny  na

pólce. Ubrala sie i przeczesala palcami wilgotne  wlosy.  Teraz  jej  odbicie  w lustrze  wygladalo  zywiej,

a ona sama pachniala swiezoscia i ogórkiem. Moze to kapiel, a moze goraca rozmowa z Nate'em,  ale

czula sie jak zupelnie nowa osoba.

- 53 -

background image

Na zewnatrz w korytarzu ciezarne tloczyly sie wokól zapiekanek z kozim serem i oliwkami z Eli.

Blair  zatrzymala  sie  przy drzwiach,  czekajac  niecierpliwie,  az  Eleanor  przestanie  gawedzic  z Ruth  na

temat projektów lodówek meza Ruth.

Jedno z blizniaków, dziewczyna w mundurku z Constance Billard, podeszla do niej, niosac  kota

himalajskiego.

- To Jasmine - powiedziala dziewczyna.

Blair usmiechnela sie sztywno i poprawila w uszach diamentowe wkretki.

- Przechodzisz  zalamanie  nerwowe?  -  dopytywala  sie  dziewczyna.  -  Slyszalam,  ze  musialas

zrezygnowac ze szkoly.

To  zadna  tajemnica,  jak  szybko  plotki  rozchodza  sie  po  szkole.  Do  poniedzialku  ta  ruda

nieudacznica  z aparatem  na  zebach  opowie  kazdej  chetnej  do sluchania  duszy,  jak  to  Blair  Waldorf

ogladala sobie piersi w lazience w jej domu. Blair zaczela naprawde cieszyc sie perspektywa wyjazdu

do Georgetown. Tam przynajmniej nikt jej nie zna i wszyscy  beda  traktowac  przyzwoicie  i  z naleznym

szacunkiem.

- Mamo! - zawolala ostro. - Czas na nas.

I  tak  jak  Blair  przewidziala,  ledwo  zamknely  sie  za  nimi  drzwi,  zla  blizniaczka  pobiegla  do

swojego  pokoju,  zalogowala  sie  na  komputerze  i  po  chwili  wiadomosci  zaczely  fruwac  po  calym

Internecie.

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

SZCZEROSC JEST PRZEREKLAMOWANA

Wiecie,  jak  to  zawsze  sie  mówi,  ze  szczerosc  to  najlepsza  strategia  i  ze  tylko  zwiazki  oparte  na

szczerosci  i  otwartosci  sa  prawdziwe.  Cóz,  uwazam,  ze  to bzdura.  Nie,  zebym  uwazala,  ze  klamstwo

- 54 -

background image

jest w porzadku. Czasem po prostu im mniej mówisz, tym lepiej.  W koncu,  jak  interesujaca  moze byc

osoba,  która  nie  ma  zadnych  sekretów?  A  gdzie  tajemnica?  Element  zaskoczenia?  Przyznaj,  to

ekscytujace,  gdy  twój  chlopak  wyjezdza  na  weekend,  a  ty  nie  masz  pojecia,  do  czego  jest  zdolny

Lubisz,  gdy  chlopak,  w  którym  sie  podkochujesz,  ma  kogos,  ale  trzyma  sie  na  uboczu  i  czasem

wychodzi wykonac tajemniczy telefon. Nie jest ciekawiej,  gdy  sobie  wyobrazisz,  ze  wszyscy  -  których

znasz - prowadza podwójne zycie?

Spójrzmy  prawdzie  w  oczy,  gdyby  rzeczywiscie  zalezalo  nam  tylko  na  szczerosci,  to  czy

opowiadalibysmy tyle glupot o sobie nawzajem i tak dobrze sie przy tym bawili?

Wasze e - maile

P: Droga P!

To zabrzmi dziwnie, ale moje mama prowadzi zajecia w szkole rodzenia w naszym salonie w

domu.  Ostatnio  byla  u  nas  ta  dziewczyna  z  ostatniej  klasy  ze  swoja  matka,  która  jest

zdecydowanie  za  stara  na  dziecko.  W  kazdym  razie  ta  dziewczyna  zamknela  sie  w  naszej

lazience chyba na  godzine, a  potem wyszla  stamtad  mokra.  Wszystkie  dziewczyny  w mojej

klasie boja  sie  jej  i  uwazaja,  ze  ona  jest  taka  super,  ale  ja  teraz  wiem,  ze  to wariatka.  Nic

dziwnego, ze nie dostala sie do college'u.

dobraplotka

O: Droga dobraplotko!

Mówisz, ze jest z ostatniej klasy? Slonko, my WSZYSTKIE jestesmy wariatkami.

P

P: Droga P!

Mój kuzyn  studiuje  w Yale  i  pracuje  jako  przewodnik  dla  przyszlych  studentów.  Powiedzial

mi, ze  do Yale  nie  ma  listy  rezerwowych.  Rozsylaja  tylko  takie  listy,  zeby  spelnic  krajowe

wymogi liczby przyjec, czy cos takiego.

drea

O: Droga drea!

Fuj! To brzmi tak przerazajaco, ze moze byc prawdziwe.

- 55 -

background image

P

Na celowniku

 pije  pozegnalna  kawe  w  restauracyjce  przy  Broadwayu.   cwiczy  krok  modelki  z  wybiegu  w

autobusie  jezdzacym  Siedemdziesiata  Dziewiata.   lapie  samolot  do  Bostonu.  Chyba  calkiem  po  -

waznie potraktowala decyzje.  B pociaga  z jednej  z tych  malych  buteleczek  z wódka  w czasie  lotu  do

DC  -  próbuje  nabrac  troche  sympatii  dla  Georgetown.   wyrzuca  znak  „tylko  dla  pan”,  który

podwedzila  z  toalety  baru  w  Williamsburgu.   i  jego  ojciec  leca  gdzies  prywatnym  odrzutowcem.

Wybieraja  sie  przekonac  jakas  latwowierna  instytucje,  zeby  przyjela  C od najblizszej  jesieni?  Ojciec

niósl walizeczke - wyobrazmy sobie, ze byla pelna pieniedzy.

Pamietajcie,  mamy  prawie  trzy  tygodnie,  zeby  zdecydowac,  do  której  szkoly  chcemy  pójsc.

Wykorzystajcie  madrze  ten  czas.  Puszczam  do  was  oko.  Przeciez  wiecie  -  ja  na  pewno  go

wykorzystam!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

dziwak z harvardu skradl serce S

Serena  wysiadla  z  limuzyny  lotniska  Logan  i  polknela  sie  na  bruku  sciezki  prowadzacej  do

biura rekrutacji Harvardu.  Jej  cialo  buzowalo  kofeina  z wielkiego  cappuccino  Starbucks,  które  wypila

w  czasie  lotu.  Byl  sloneczny  wiosenny  poranek,  chlodniejszy  niz  w  Nowym  Jorku.  W  Cambridge

panowala  wrzawa  -  wszedzie  krecili  sie  uliczni  sprzedawcy  i  modni,  nasladujacy  styl  cyganerii

studenci, którzy siadali na lawkach i  pili  kawe.  Zastanawiala  sie,  dlaczego  Harvard  dorobil  sie  opinii

takiej powaznej i nieprzystepnej instytucji, skoro prezentowal sie tak milo i przystepnie.

Jej  przewodnik  czekal  na  nia  tuz przy drzwiach.  Wysoki,  ciemnowlosy  chlopak  w  okularach  o

srebrnych oprawkach - idealny, ekscentryczny, przystojny intelektualista.

- Nazywam sie Drew - przedstawil sie, wyciagajac reke.

- Juz mi sie  tu podoba  -  wyrzucila  z siebie,  sciskajac  jego  dlon.  Zawsze  tak  wyskakiwala,  gdy

sie denerwowala. Tyle ze teraz to nie nerwy, tylko przedawkowala kofeine.

- 56 -

background image

- Moge  ci  zafundowac  standardowa  dwugodzinna  wycieczke,  ale  moze bedzie  lepiej,  jesli  od

razu mi powiesz, co chcialabys zobaczyc - zaproponowal Drew.

Mial  jasnobrazowe  oczy  i  nosil  bezowy  sweter  dziergany  w  warkocze  i  oliwkowe  sztruksy,

które  byly  tak  idealnie  zaprasowane,  ze  Serena  oczami  wyobrazni  widziala,  jak  Drew  wyjmuje  je  z

paczki od J. Crew, która przesiala mu mama, i  od razu  je  wklada.  Lubila,  gdy  chlopcy  zwracali  uwage

na mode,  ale  to bylo  niemalze  pociagajace,  gdy  chlopak  wygladal  super  mimo  dziwacznych  ubran,

które wybierala mu matka.

- Chcialabym zobaczyc  twój  pokój  -  odparla,  nawet  nie  zastanawiajac  sie,  jak  to zabrzmi.  Ale

to byla prawda. Naprawde chciala zobaczyc, jak wyglada akademik.

Drew zarumienil  sie  i  Serena  w odpowiedzi  tez.  Nagle  to do niej  dotarlo  -  od pierwszej  klasy

chodzila  do szkoly  tylko  dla  dziewczat.  Same  dziewczyny  przez  dwanascie  lat.  College  bedzie  pelen

chlopaków. Chlopcy przez caly dzien, kazdego dnia. Chlopcy, chlopcy, chlopcy.

Hura!

- Jestes  glodna?  -  zapytal  Drew.  -  Jadalnia  w  moim  akademiku  serwuje  calkiem  przyzwoite

jedzenie.  Zabralbym  cie  do jednej  z najwiekszych  bibliotek,  a  potem  moglibysmy  zajrzec  na  lunch  i

obejrzec akademik. Jest koedukacyjny, wiec... - Znowu sie zaczerwienil i poprawil okulary.

- Swietnie - odparla Serena.

Drew wyprowadzil  ja  z biura  rekrutacji  i  poprowadzil  sciezka  przez  dziedziniec  Harvardu.  Na

bardziej niz zielonych trawnikach pelno bylo studentów grajacych we frisbee albo czytajacych ksiazki.

Pod klonem siedzial jakis profesor i sprawdzal prace.

- To  Widener,  biblioteka  humanistyczna  -  powiedzial  Drew,  gdy  Serena  szla  za  nim  po

imponujacych schodach prowadzacych do budynku. - Mam podwójna  specjalizacje:  muzyke  i  chemie,

wiec rzadko spedzam tu czas - wyjasnil, otwierajac przed nia drzwi.

Weszli  do cichego,  chlodnego  pomieszczenia.  Drew  wskazal  na  zamknieta  przeszklona  szafe

pod odlegla sciana.

- Maja tu naprawde niesamowita kolekcje oryginalnych  manuskryptów.  No wiesz,  papirusy  ze

starozytnej Grecji i takie tam.

Papirusy?

Drew stal  cierpliwie  z  rekoma  w  kieszeniach  porzadnie  zaprasowanych  sztruksów,  czekajac,

az  Serena  zada  mu  jakies  pytanie  na  temat  biblioteki.  Ale  Serena  za  bardzo  byla  zainteresowana

Drew. Doszla juz do wniosku, ze zdecydowanie  jest  milutki,  ale  chlopakowi,  który z kamienna  twarza

uzywa slów typu papirus, po prostu nie mozna sie oprzec!

Nawinela pasmo wlosów na palec i zagapila sie na  sufit  biblioteki,  jakby  byla  zafascynowana

- 57 -

background image

projektem.

- Specjalizujesz sie w muzyce? Grasz na czyms?

Drew wbil wzrok w podloge i mruknal cos pod nosem.

Podeszla blizej.

- Slucham? Odchrzaknal.

- Na ksylofonie. Gram na ksylofonie w orkiestrze.

Zawsze myslala, ze ksylofon to tylko  zabawka  dla  dzieci,  wymyslona  po to,  zeby  jakies  slowo

w angielskim zaczynalo sie na „x”

*

. Klasnela w rece z zachwytu.

- Moge posluchac, jak grasz?

Drew usmiechnal sie z wahaniem.

- Mam  próbe  o  trzeciej,  ale  dopiero  sie  ucze.  Poza  tym  pewnie  nie  bedziesz  chciala  tak

dlugo...

Serena  zamówila  samochód,  który  mial  zawiesc  ja  do  Providence,  zeby  po  poludniu  mogla

obejrzec Brown. Jej brat Erik uczyl lic tam i tym razem obiecal,  ze  ja  oprowadzi  po kampusie,  zamiast

zabrac  na  balange  z  kumplami,  z  którymi  wynajmowal  dom  poza  kampusem.  Ale  to  tylko  Erik.

Wybaczy jej, jesli sie spózni.

Kiedy masz siedemnascie lat i jestes piekna blondynka, zawsze mozesz sie spóznic.

- Jasne, ze zostane. - Wziela Drew pod ramie i  wyciagnela  go  z biblioteki.  -  Chodz,  umieram  z

glodu!

Komu potrzebna biblioteka pelna papirusów, jesli Harvard ma tyle do zaoferowania?

B wyróznia sie w g

- Nazywam  sie  Rebecca  Reilly  i  bede  twoja  przewodniczka  w  ten  weekend.  To  jest

identyfikator,  mapa  i  gwizdek.  Przypnij,  prosze,  identyfikator  i  przez  caly  czas  nos  ze  soba  mape  i

gwizdek.

Blair  patrzyla  na  niska,  radosna,  farbowana  blondynke,  która  stala  przed  nia.  Nie  miala  nic

przeciwko  byciu  radosna.  Sama  zachowywala  sie  tak,  kiedy  próbowala  naklonic  projektantów  typu

Kate  Spade,  aby  ufundowali  torby  z  prezentami  na  jedna  z  wielkich  imprez  charytatywnych,  które

organizowala,  albo  kiedy namawiala  nauczycielke,  aby  wypuscila  ja  wczesniej  na  wyprzedaz  próbek

Chloé. Ale takie zachowanie - szczere i w dodatku wobec rówiesników - bylo naprawde zalosne.

- 58 -

background image

- Gwizdek? - powtórzyla Blair.

Przez  caly  lot  myslala  o  tej  wyprawie  jak  o  czyms,  co  ma  poprawic  jej  samoocene.  Spedzi

dzien  z jakas  dziwaczna  przewodniczka,  przy  której  poczuje  sie  wyrafinowana  i  inteligentna.  Potem

wezmie pokój w Ritz - Carltonie albo w równie dobrym hotelu i spedzi wieczór,  moczac  sie  w wannie,

pijac szampana i prowadzac goraca rozmowe z Nate'em przez telefon.

- Georgetown  daje  wszystkim  studentkom  gwizdki.  Mamy  tu  bardzo  silna  grupe  dbajaca  o

interesy  kobiet.  Przez  ostatnie  dwa  lata  nie  zdarzyly  sie  na  kampusie  zaden  gwalt  ani  napasc!  -

oznajmila Rebecca z poludniowym akcentem.

Rzucila  Blair  promienne  spojrzenie  spod  gestych,  pomalowanych  na  niebiesko  rzes.  Jej

farbowane  wlosy  pachnialy  kosmetykami  Finess,  a  biale  skórzane  reeboki  wygladaly  na  tak  nowe,

jakby nigdy nie noszono ich poza centrum handlowym.

Blair strzepnela wlos z rekawa nowego rózowego zakietu od Mami.

- Musze zarezerwowac pokój w hotelu na dzis wieczór...

Rebecca zlapala ja za reke.

- Nie  wyglupiaj  sie,  kochanie.  Zatrzymasz  sie  u mnie  i  moich  kolezanek  Jest  nas  czwórka,  po

prostu  odlot.  Przezyjesz  najlepszy  wieczór  swojego  zycia,  bo  dzis  mamy  impreze  pod  haslem

Poludniowe Pieknosci, tylko dla dziewczyn.

Slucham? Od kiedy urzadza sie imprezy dla samych dziewczyn?

- Super - odpowiedziala slabym glosem Blair.

Szkoda,  ze  nie  zarezerwowala  pokoju  wczesniej.  Rozejrzala  sie  wokól  po  innych  gosciach

witanych  przez  przewodników.  Wszyscy:  i  goscie,  i  gospodarze  byli  dziwnie  podobni  do  Rebecki.

Jakby  wszyscy  dorastali  na  przedmiesciach,  gdzie  kazdy  jest  blond,  szczesliwy,  czysty  i

nieskomplikowany.  Blair  czuli  sie  wsród  nich  jak  ciemnowlosy,  zuchwale  obciety,  stylowo  ubrany  i

znudzony kosmita.

Wlasciwie to byla ta poprawiajaca samoocene rzecz, które oczekiwala.  Widzicie,  jestem  inna,

madrzejsza  i  lepsza  od  tych  dziewczyn,  powiedziala  sobie.  Przynajmniej  nigdy  sie  nie  znizyla  do

ufarbowania na blond swoich naturalnych, ciemnoorzechowych loków.

- No dobra, zacznijmy wycieczke! - Rebecka zlapala  Blair  za  reke,  jakby  mialy  po cztery  lata,  i

wyciagnela ja z biura rekrutacji.

Slonce  lsnilo  na  wodach  Potomacu,  a  iglice  starej  kaplicy  jezuitów  wznosily  sie

majestatycznie na wzgórzu. Blair musiala przyznac,  ze  kampus  starego  uniwersytetu  Georgetown  byl

piekny, a  samo  miasteczko  znacznie  milsze  i  czystsze  niz  New  Haven.  Zdecydowanie  brakowalo  tu

jednak tej jedynej w swoim rodzaju atmosfery typu „jestesmy najbystrzejszymi dzieciakami z klasy”.

- 59 -

background image

- Przed  toba  po  lewej  zobaczysz  nowoczesny  budynek.  To  Biblioteka  Lauinger.  Zdobyla

nagrode architektoniczna. Posiada najwiekszy zbiór...

Rebecca  szla  po  brukowanej  sciezce  tylem,  twarza  do  Blair,  i  paplala  same  nudy  na  temat

Georgetown. Blair ignorowala ja, przygladajac sie ludziom krazacym po glównym kampusie. Chlopcy i

dziewczyny  ubrani  od stóp  do glów  w ciuchy  Brook  Brothers  albo  Ann  Taylor  maszerowali  w  strone

biblioteki, a ich plecaki od Coacha  pekaly  w szwach  wypchane  ksiazkami.  Blair  powaznie  traktowala

nauke, ale to w koncu sobota. Czy ci ludzie nie maja nic lepszego do roboty?

Rebecca zatrzymala sie nagle i przycisnela dlon do czola.

- Slonko,  mam  taaakiego  kaca.  Od  chodzenia  tylem  tak  mi  sie  kreci  w  glowie,  ze  zaraz  sie

porzygam.

Blair juz chciala cos powiedziec, ze cala  ta  sytuacja  sprawiala,  ze  chcialo  jej  sie  rzygac,  ale  z

drugiej strony wiekszosc sytuacji tak na nia dzialala.

- Moze usiadzmy  gdzies  i  napijmy  sie..,  kawy  -  zaproponowala,  zadowolona,  ze  zabrzmialo  to

tak zwyczajnie i przyjaznie, chociaz tak naprawde to potrzebowala martini z wódka.

Rebecca objela Blair za szyje.

- Dziewczyno,  czytasz  w  moich  myslach!  -  pisnela.  -  Jesieni  totalnie  uzalezniona  od

karmelowego macchiato, a ty?

Fuj.

Dochodzila dopiero druga po poludniu. Kawa musi wystarczyc.

- Jest tu w poblizu jakies miejsce?

Rebecca wziela Blair pod ramie.

- Pewnie, ze tak!

Wyciagnela blyskawicznie rózowo - bialy telefon Nokii.

- Daj  mi  minute,  zeby  zebrac  dziewczyny.  Moze  nasza  impreza  Poludniowych  Pieknosci

moglaby sie zaczac wczesniej?

Blair  skrzywila  sie  i  pomacala  telefon  komórkowy w mietowej  torebce  od Prady.  Juz  tesknila

za  Nate'em.  Szkoda,  ze  nie  pozyczyla  od  niego  tej  srebrnej  piersiówki,  która  zwykle  nosil  ze  soba.

Mialaby przynajmniej pamiatke i troche wódki do macchiato.

Rebecca  podniosla  wzrok,  rozmawiajac  przez  telefon  z  przyjaciólkami.  Zaslonila  mikrofon

dlonia.

- Juz siedza w barze - szepnela, a jej policzki zarózowily sie z zaklopotania.  -  To  przy M Street.

Masz cos przeciwko temu, zebysmy tam sie z nimi spotkaly?

- Nie ma sprawy - zgodzila sie szybko Blair.

- 60 -

background image

Dajcie jej drinka i papierosa, a bedzie szczesliwa w kazdym towarzystwie.

jak bardzo go chca?

- Stary,  nie  mówiles  mi,  ze  trenerzy  to  laski  -  syknal  do  Nate'a  jeden  z  jego  najlepszych

kumpli, Jeremy Scott Tompkinson. Biegi za dluga pilka.

Nate  zakrecil  rakieta  nad  glowa  i  czekal,  az  Jeremy  go  minie,  zeby  przechwycic  podanie.  To

byl popisowy  manewr,  ale  skuteczny.  Poza  tym powinien  sie  popisac.  Odrzucil  pilke  z  powrotem  do

Jeremy'ego,  pokazujac,  ze  potrafi  wspólpracowac  z,  druzyna,  tak  jak  uczyl  go  trener  Michaels.  Obaj

chlopcy pobiegli ku srodkowi boiska.

- Ta wysoka to trenerka z Yale. Ta niska jest  z komisji  rekrutacyjnej  w Brown,  przeprowadzala

ze mna rozmowe - wyjasnil Nate. - Trener z Brown nie mógl przyjechac ze wzgledu na mecz.

- Stary, ale to sa  laski!  -  powtórzyl  Jeremy.  Jego  zmierzwiona czupryna  w stylu  gwiazdy  rocka

powiewala na wietrze, gdy biegli. - Nic dziwnego, ze cie przyjeli!

Nate usmiechnal sie do siebie  szeroko  i  otarl  pot z czola.  Byloby  milo  wierzyc,  ze  kompletnie

nie  zdaje  sobie  sprawy  ze  swojej  idealnej  prezencji,  ale  on  doskonale  wiedzial,  ze  jest

przystojniakiem. Po prostu nie zachowywal sie przy tym jak dupek.

Za linia boczna obie kobiety przygladaly mu sie uwaznie. Wtedy trener Michaels zagwizdal.

- Chlopcy,  dzisiaj  musimy  wczesniej  skonczyc!  -  krzyknal,  spluwajac  na  trawe.  -  Obchodzimy

dzis  z  zona.  czterdziesta,  rocznice  slubu.  -  Wsadzil  sekate  dlonie  w  kieszenie  zielonej  wiatrówki

Land's End i skinal na Nate'a. Splunal po raz kolejny na trawe. - Chodz tu, Archibald.

Nate ruszyl za trenerem w strone dwóch kobiet.

- Byloby  pieknie,  gdybysmy  mieli  wlasne  boisko  -  powiedzial  do  kobiet  trener  Michaels.

Wskazal  reka  na  trawnik  Central  Parku,  gdzie  koledzy  Nate'a  rozmontowywali  bramki.  Ale  kiedy  gra

sie w miescie, trzeba korzystac z tego, co jest.

Jakby rzeczywiscie bylo im tak ciezko.

Na  pobliskiej  lawce  cztery  dziesiatoklasistki  w  zielonych,  plisowanych  mundurkach  Seaton

Arms chichotaly i szeptaly miedzy soba, patrzac tesknie na Nate'a.

- Przynajmniej  w  parku  zawsze  macie  widownie  -  zauwazyla  trenerka  z  Yale.  Byla  wysoka  i

miala  cos  z konia  z ta  grzywa  blond  wlosów  i  kanciasta,  chociaz  ladna  twarza.  Uliczny  sprzedawca

handlowal  napojami  i  lodami  z  wózka  zaparkowanego  w  poblizu  lawek  Rozpiela  przednia  kieszen

- 61 -

background image

granatowego plecaka z naklejka  z szarym  buldogiem  Yale.  -  Moge  wam  postawic  Gatorade  albo  cos

innego?

- Nie,  dziekuje,  prosze  pani.  Musze  wracac  do  domu  do  zony.  -  Trener  Michaels  wymienil  z

obiema  kobietami  uscisk  dloni,  a  polem  klepnal  Nate'a  w plecy.  -  To  utalentowany  chlopak.  Dajcie

mi znac, gdybyscie mialy jakies pytania.

Trener odszedl, a Nate uderzyl rakieta w swieza, wiosenna trawe.

- Lepiej  wróce  juz  do  domu  wziac  prysznic  wymamrotal,  niepewny,  co  kobiety  sobie

zaplanowaly.

Brigid,  jego  rozmówczyni  z Brown,  patrzyla  na  niego  wyczekujaco.  Zostawila  mu  wiadomosc

na telefonie  komórkowym, proszac,  zeby  spotkal  sie  z  nia  w  hotelu  Warwick  New  York  o  piatej  po

poludniu „omówic mozliwosci”.

Cokolwiek to znaczy.

Trenerka  z Yale  wreczyla  mu niebieska,  nylonowa  torbe  sportowa  z  wytloczona  wielka  biala

litera Y.

- Z gratulacjami od druzyny - powiedziala. - Masz tu pulower, spodenki,  wszystko.  Ochraniacz.

Nawet skarpetki.

Brigid zmarkotniala. Pewnie nie wpadla na taki pomysl.

- Nadal jestesmy umówieni na pózniej? - zapytala szybko. Moge ci postawic obiad.

Miala  jasnorude  wlosy,  czego  Nate  nie  pamietal  z rozmowy w pazdzierniku.  Zastanawial  sie,

czy je ufarbowala. Wlasciwie wygladala o wiele ladniej, niz ja zapamietal, i spodobalo  mu sie,  ze  nie

próbowala go uwiesc  torba  z bluzami  i  tym podobnym smieciem  z Brown.  Nawet  jesli  postanowi  isc

do Yale, to czy naprawde potrzebuje firmowych ochraniaczy?

- Przyjde - zapewnil ja. Wyciagnal dlon do trenerki z Yale. - Dziekuje, ze pani przyjechala.

Ale trenerka nie poddawala sie latwo.

- A co  powiesz  na  pózne  sniadanie  jutro?  Mieszkam  w  hotelu  Wales  na  Madison,  Sambeth

jest na dole. Podaja tam nieprzyzwoicie pyszne nalesniki.

Nate  zauwazyl,  ze  trenerka  miala  naprawde  ladne  piersi  -  duze,  ale  jedrne.  Wygladala  jak

siatkarka z druzyny olimpijskiej. Przerzucil torbe z Yale przez ramie.

- Jasne - zgodzil sie. - Sniadanie brzmi super.

Swiadomosc, ze dwa  college'e,  do których  najtrudniej  sie  dostac,  uganiaja  sie  za  nim,  mogla

naprawde wbic czlowieka w dume. To moze byc fajna zabawa - przekonac sie, jak bardzo go chca.

- 62 -

background image

chlopak z upper west side ucieka z klatki

- Powiedz mi szczerze, czy to jest nieprzyzwoite? - zapytala Jenny.

Vanessa przysiadala na brzegu lózka Jenny i filmowala ja w trakcie wybierania stroju  na  sesje

zdjeciowa. Miala pomóc Danowi spakowac sie, ale on znalazl notatnik z wierszami z okresu,  gdy  mial

trzynascie lat, i teraz przegladal go w nadziei na odnalezienie jakiejs perelki.

Powodzenia.

Jenny  przekonala  sama  siebie,  zeby  pojawic  sie  na  sesji  zdjeciowej  bez  stanika.  Nigdy

wczesniej  nie  odwazyla  sie  na  cos  takiego,  przynajmniej  nie  publicznie.  Oprócz  tego  postanowila

wlozyc blekitny, ciasnawy T - shirt.

- Wiec co o tym myslisz?

- Tak,  to  nieprzyzwoite  -  odparla  rzeczowo  Vanessa,  pilnujac,  zeby  ostrosc  kamery  byla  na

plecach  Jenny,  bo  inaczej  film  z  dozwolonego  od  lat  trzynastu  zmienilby  sie  w  dozwolony  od  lat

osiemnastu.

- Serio? - Jenny odwrócila sie, zeby obejrzec tylek w lustrze na drzwiach szafy. Nowe dzinsy  od

Earl sprawialy, ze jej nogi wygladaly na o wiele dluzsze. Prawdziwy cud inzynierii.

Vanessa  sfilmowala  caly  pokój.  To  byl  typowy  pokój  dorastajacej  nastolatki,  ozdobiony  na

bialo  i  rózowo,  z  kolazami  ze  zdjec  wyrwanych  z  magazynów  mody  na  scianach  i  pólkami  pelnymi

ksiazek  dla  nastolatek  oraz  na  wpól  ubranych  lalek  Barbie.  Jednak  dziela  sztuki  na  scianach  byly

zdecydowanie  jedyne  w  swoim  rodzaju.  Idealna  replika  Pocalunku  Klimta,  imponujaca  kopia

Wiatraków  van  Gogha  i  oszalamiajacy  mak  w  stylu  O'Keeffe,  starannie  namalowany  przez  sama

Jenny.

Vanessa z powrotem przesunela kamere na wlasciwy temat.

- Moze wlóz czarna koszulke? - zaproponowala. - I stanik.

Jenny posmutniala.

- Az tak zle?

W progu  pojawil  sie  jej  ojciec.  Dlugie  pasma  siwych  wlosów  upial  gumka  Jenny  na  czubku

glowy.

- Jezu, dziewczyno, wlóz jakas bluze czy cos - sapnal. - Co powiedza sasiedzi?

Jenny  wiedziala,  ze  ojciec  sie  wyglupia,  ale  jasne  bylo,  co  wszyscy  mysla  na  ten  temat.

- 63 -

background image

Wyciagnela z szafy bluze i wciagnela ja przez glowe.

- Wielkie  dzieki.  Milo  wiedziec,  ze  was  to  obchodzi  -  odparla,  piorunujac  wzrokiem  tate.  -

Mam jakas szanse tez przeprowadzic sie do ciebie? - zapytala Vanesse.

- W zadnym wypadku - odparowal Rufus. - Kto bedzie  mi  wypijal  caly  sok  pomaranczowy,  nim

wstane rano? Kto bedzie pakowal do przegródki na maslo w lodówce  butelki  z lakierem  do paznokci?

Kto zafarbuje mi czarne skarpetki na rózowo?

Jenny  przewrócila  oczami.  Tata  czulby  sie  samotny,  a  ona  i  tak  nie  chcialaby  mieszkac  z

Danem i Vanessa - niekiedy praktycznie byli malzenstwem i w ogóle. To by bylo zbyt dziwne.

Nagle  Vanessa  poczula  straszne  wyrzuty  sumienia,  ze  za  -  bicia  Rufusowi  syna,  po  tym  jak

matka Dana uciekla do Pragi z jakims baronem czy kims takim.

- Bedziemy  przychodzic  na  obiad  w  weekendy  -  zaproponowala  niezdarnie.  -  Albo  wy

moglibyscie  czasem  wpasc  i  cos  ugotowac.  Ruby  ma  mnóstwo  sprzetu  kuchennego.  Przydaloby  sie,

zeby ktos nauczyl mnie z niego korzystac.

Rufus rozpromienil sie.

- Mozemy urzadzic szkole gotowania!

Vanessa pomajstrowala przy kamerze, próbujac zalapac ostrosc na Rufusie.

- Panie Humphrey, czy moge panu zadac kilka pytan? - poprosila.

Rufus usiadl na podlodze i przyciagnal do siebie Jenny.

- Uwielbiamy byc w centrum uwagi! - powiedzial i uszczypnal córke w bok.

- Tato - jeknela Jenny, krzyzujac rece na piersi, chociaz miala na sobie bluze.

- Wiec jak to jest miec syna, który dorósl, zeby isc do college'u i wyprowadzic sie?

Rufus pociagnal sie za szpakowata brode. Usmiechal sie  ale  jego  brazowe  oczy  byly  wilgotne

i smutne.

- Jesli  chcesz  znac  moje  zdanie,  to  powinien  byl  sie  wyprowadzic  juz  dawno  temu.

Amerykanskie  rodziny  rozpieszczaja  dzieci.  Dzieciaki  powinny  zaczynac  nauke,  gdy  tylko  potrafia

uniesc glowe, i przed czternastym rokiem zycia powinny  wyprowadzac  sie  z domu. Znowu  uszczypnal

Jenny. Nim zaczna obrazac sie na swoich ojców.

- Tato  -  jeknela  znowu  Jenny.  A  potem  rozpromienila  sie.  Ej,  czy  to  znaczy,  ze  moge  wziac

pokój Dana? Jest dwa razy wiekszy od mojego.

Rufus zmarszczyl brwi.

- Nie rozpedzajmy sie za bardzo - mruknal. Nadal potrzebuje pokoju.  -  Uniósl  brew,  patrzac  na

Vanesse. - Moze go jeszcze wykopiesz od siebie. Moze nawet wykopia go z college'u!

- Ale wlasnie powiedziales... - zaczela Jenny i urwala.

- 64 -

background image

Ojciec zawsze zaprzeczal sobie. Powinna juz sie do tego przyzwyczaic.

- W  kazdym  razie  kiedy  juz  zaczne  zarabiac  jako  modelka,  zmienie  wystrój  w  tym  pokoju  -

oswiadczyla.

Rufus przewrócil teatralnie  oczami  na  uzytek  kamery.  Jenny  uszczypnela  go  w reke.  Wtedy  w

drzwiach pojawil sie Dan. Mial na sobie  zielona  koszulke  polo  Lacoste,  która  pare  lat  temu przyslala

mu matka. Teraz koszulka byla o jakies trzy rozmiary za mala  i  przez  to Dan  wygladal  w niej  jak  jakis

nawalony dziwak, grajacy w golfa.

- Ta koszulka zostaje tutaj - zarzadzila Vanessa.

Dan zachichotal, sciagnal koszulke i rzucil ja do kosza Jenny.

- Ej! - zaprotestowala Jenny. - Korzystaj ze swojego kosza!

- To tylko koszulka. Dasz sobie z nia rade - odgryzl sie Dan.

Wtedy Jenny wybuchla smiechem. Dan myslal, ze taki  z niego  ogier,  bo opublikowal  wiersz  w

„The New Yorker” i dostal sie do tylu college'ów, ale  bez  koszulki  wygladal  naprawde  mizernie.  I  czy

to nie zalosne, ze robil bez pytania wszystko, co kazala mu Vanessa?

- Naprawde bede za toba tesknic - westchnela Jenny, udajac strapiona.

Rufus  wyciagnal  z kieszeni  paczke  miniaturowych  papierosów  i  bez  wyjasnienia  poczestowal

wszystkich. Zapalil swojego i wypuscil dym.

- Moze tak bedzie lepiej - westchnal.

Vanessa  wylaczyla  kamere  i  przeturlala  w  ustach  niezapalonego  papierosa.  Trudno  bylo  nie

czuc  wyrzutów  sumienia,  gdy  Rufus  wygladal  tak  smutno,  ale  z  drugiej  strony  nie  mogla  sie

doczekac, kiedy bedzie miala Dana  tylko  dla  siebie,  dwadziescia  cztery  godziny  na  dobe,  siedem  dni

w tygodniu. Spojrzala na blada, koscista piers Dana. Piers udreczonego artysty. Jej faceta.

- Gotowy? - zapytala podekscytowana, usmiechajac sie szeroko.

Dan odwzajemnil usmiech. Nadal byl pijany ze szczescia i nie mial zamiaru trzezwiec.

- Gotowy - odpowiedzial ochoczo.

Miejmy nadzieje, ze spakowal pare innych koszulek.

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

- 65 -

background image

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

DENERWUJACA DZIEWCZYNA

Wiecie, kogo mam na mysli. Te, która  mysli,  ze  jest  taka  sliczna  i  madra,  i  ze  wszyscy  chlopcy  sie  w

niej  kochaja.  Krzyczy  „Ja,  ja,  ja” i  macha  reka  za  kazdym  razem,  gdy  nauczyciel  zadaje  pytanie.  Jest

najbardziej zadufana osoba w klasie, ale boi sie, ze wyjdzie na zbyt zadufana, wiec ciagle  chichocze  i

zachowuje  sie  jak  glupia,  zeby  ukryc  swój  rzekomy geniusz.  Nigdy  nie  widzialam,  zeby  po  pijanemu

ktos zachowywal sie glosniej i  bardziej  zenujaco  od niej.  Gdyby  nie  przyjaciele,  zemdlalaby  w kaluzy

wlasnych  wymiocin  na  podlodze  w lazience  albo  wrócila  do domu z  najbardziej  oblesnym,  starszym

facetem. Ale jej przyjaciele zawsze sie nad nia ulituja i na drugi dzien jest jeszcze bardziej wesola  niz

zwykle i usmiecha sie jakby nigdy nic.

Z Denerwujaca Dziewczyna jest tak, ze - niezaleznie od tego,  czy  Ja  lubimy,  czy  nie  -  kazda  z nas  ma

cos z niej w sobie. To dlatego tak bardzo ja kochamy i tak bardzo jej nienawidzimy. To  nasz  najgorszy

koszmar. No bo ile razy chcialas podniesc reke, kiedy znalas odpowiedz, ale nie robilas tego, zeby nie

zachowac  sie  jak  idiotka?  Ile  razy  chcialas  po  prostu  usiasc  chlopakowi  na  kolanach  i  zaczac  go

calowac,  ale  nie  robilas  tego,  bo  balas  sie,  ze  rozesmieje  sie  w  twarz?  W  pewnym  sensie

Denerwujaca  Dziewczyna  to ty minus  brak  pewnosci  siebie.  Jest  taka  zadowolona  z siebie,  ze  masz

ochote jej  przywalic.  Ale  w glebi  duszy  zalujesz,  ze  nie  jestes  tak  okropna  jak  ona,  i  przejmujesz  sie

tym, co sobie pomysla ludzie. Spójrzmy prawdzie w oczy:  ludzie  zawsze  znajda  jakis  powód, zeby  nas

nienawidzic, zwlaszcza jesli jestesmy piekne.

Jednak jest  pewna  blondynka,  która  najwyrazniej  nie  potrafi  zrobic  niczego  zle.  Nie  dosc,  ze  dostala

sie  do wszystkich  nieosiagalnych college'ów,  do których  zlozyla  podanie,  to jeszcze  w  kazdej  z  tych

szkól juz ustawiaja sie kolejki facetów pragnacych z nia porozmawiac.

Wasze e - maile

P: droga P!

Slyszalem,  ze  wybuchl  caly  skandal  w  zwiazku  z  falszerstwami.  Placisz  komus,  kto  robi

- 66 -

background image

absolutnie  przekonujace  zawiadomienie  o  przyjeciu  do  szkoly  typu  Princeton  czy  innej.  I

szkoly nic nie moga z tym zrobic, bo listy wygladaja calkiem jak prawdziwe.

wyga

O: Drogi wygo!

W  dzisiejszych  czasach  wszystko  mozna  kupic,  ale  jesli  nie  byles  dosc  dobrym  uczniem,

zeby  o  wlasnych  silach  dostac  sie  do  szkoly  tak  wymagajacej  jak  Princeton,  to  czy

naprawde  chcesz  zalatwiac  sobie  falszywe  przyjecie?  No  bo  koniec  konców  bedziesz  mial

mnóstwo prac domowych do odrobienia!

P

Na celowniku

Nowinki: S i milutki kujon okularnik z Harvardu  karmia  sie  nawzajem  frytkami  w jednej  z tamtejszych

jadalni.   ma  jasno  okreslone  kryteria  oceny  college'u.  Ladni  chlopcy,  sa.  Przyzwoite  frytki,  sa.  B

siedzi  w  barze  karaoke  w  Georgetown  z  nowymi  kolezankami.  To  chyba  naprawde  zalamanie

nerwowe! N ma prywatna sesje z dlugonoga blondynka, trenerka  druzyny lacrosse  z Yale.  No prosze,

jakby  nie  ukrywal  juz  dosc  sekretów  przed  B.  Mala   robi  zakupy  w  malenkim  sklepiku  z

biustonoszami w Village, gdzie oceniaja twój rozmiar  na  oko i  oznajmiaja  ci,  ze  nosisz  zupelnie  inny,

niz myslalas.  W jej  wypadku  miseczka  El  V i  D w Williamsburgu  robia  razem  zakupy  w spozywczym.

Wlasciwie  to klóca  sie,  czy  kupic  spaghetti,  czy  makaron  w jakims  bardziej  interesujacym  ksztalcie.

Aha, jak stare malzenstwo.

A  wracajac  do  mnie,  zastanawiam  sie,  czy  nie  wskoczyc  w  dres  i  nie  udawac,  ze  jestem  trenerka

lacrosse. Kto wie, moze mi sie poszczescil.

Badzcie grzeczni. Ja na pewno nie bede.

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

- 67 -

background image

trzydziesci sekund prawdziwej milosci

Serena przytrzymala w dloniach policzki Drew i chuchnela  mu na  okulary.  Potem potarla  szkla

czubkiem idealnego nosa.

- Obiecujesz, ze przyjedziesz do mnie do Nowego Jorku?

Spedzila cale popoludnie, siedzac tuz obok Drew w kanale orkiestry  w trakcie  próby.  Dyrygent

pozwolil jej nawet zagrac na kotlach i dzwonkach! Oczywiscie nie mogla  spokojnie  usiedziec,  patrzac

na Drew, grajacego na ksylofonie. Sposób, w jaki przymykal  oczy,  zaciskal  usta  i  przytupywal  noga  w

trakcie  gry,  byl  po  prostu  uroczy.  Po  próbie  kupil  jej  cappuccino  i  zjedli  na  spólke  czekoladowe

ciastko. Do tego czasu Serena wpadla juz w taki  zachwyt  nad  Drew,  ze  zaciagnela  go  do jego  pokoju

na prywatna lekcje gry na ksylofonie.

No prosze.

Nie zeby go wyciagnela z porzadnie zaprasowanych sztruksów - to nie  byl  tego  typu chlopak  -

ale  zdecydowanie  wiedzial,  jak  calowac.  Lezeli  teraz  objeci  na  jego  waskim  lózku  w  pogniecionych

ubraniach  i  z  rozczochranymi  wlosami.  Serena  chciala  tak  zostac  juz  przez  reszte  weekendu,  ale

niestety musiala jechac.

Drew zdjal okulary i wytarl je o poduszke. Wlozyl je z powrotem i odchrzaknal.

- Wiec myslisz, ze przyjedziesz tu na jesieni?

- Zdecydowanie! - westchnela Serena. Wtulila glowe w jego piers. - Nie wiem,  jak  wytrzymam

do tego czasu bez ciebie.

Drew  zostaly  tylko  dwa  tygodnie  zajec  na  drugim  roku.  Potem  wyjezdzal  na  cale  lato  do

Mozambiku studiowac gre na perkusji.

Pocalowal ja we wlosy.

- Przyjade odwiedzic cie przed wyjazdem, a potem bede codziennie pisal.

Och.

Serena  zamknela  oczy  i  pocalowala  go.  Dlugo.  Bardzo  dlugo.  Byla  pora  obiadowa  i  w

akademiku  panowala  cisza.  A potem nagle  w korytarzu  na  zewnatrz  rozleglo  sie  mnóstwo  glosów  -

studenci  wracali  po  obiedzie  do  pokojów,  zeby  studiowac,  poflirtowac  z  kims  z  drugiego  konca

korytarza, poderwac  kogos,  udawac,  ze  sie  ucza,  zrobic  sobie  drinka,  zagrac  w rozbieranego  pokera,

zamówic pizze.

- 68 -

background image

Drzwi otworzyly sie i Drew odsunal sie od Sereny.

W progu stal rudy chlopak w czerwonej czapce z daszkiem i czarnych spodenkach do kosza.

- Hej. Co jest? - rzucil z wyraznym akcentem z Massachusetts.

- Wade,  to  Serena.  Serena,  to  mój  kumpel  z  pokoju.  Wade.  Serena  przyjechala  z  Nowego

Jorku. Wybiera sie wlasnie do Brown - wyjasnil wyraznie speszony Drew.

Serena usiadla i otarla usta.

- I po drodze zajrzalas do Harvardu - rzucil drwiaco Wade. - Chyba ci sie tu spodobalo.

Serena  zaczerwienila  sie  jeszcze  mocniej.  Spuscila  nogi  na  podloge  i  wsunela  stopy  w

brazowe zamszowe pantofle na plaskim obcasie od Calvina Kleina.

- Lepiej juz pójde. Kierowca czeka na mnie od ponad godziny.

- Odprowadze cie - zaproponowal Drew.

Gdy tylko wyszli z pokoju i ruszyli korytarzem do wyjscia, Drew uscisnal lekko dlon Sereny.

- Przez  ostatnie  dwa  lata  wciaz  trul  mi,  ze  nie  mam dziewczyny.  Nie  spodziewal  sie  zobaczyc

mnie z kims tak... - zawahal sie i przygryzl usta, jakby  zawstydzony  strumieniem  przymiotników,  który

prawie wyrwal mu sie z ust.

Zabójczo  atrakcyjna?  Niewiarygodnie  wyjatkowa?  Tak  slodka,  ze  slinka  cieknie  do  ust?

Kobieca?

Serena usmiechnela sie do niego  szeroko,  gdy  przytrzymal  dla  niej  drzwi.  Miala  od przyplywu

uczuc zarózowione policzki. Drew nie musial konczyc zdania, bo ona czula sie tak samo jak on.

U  stóp  schodów  czekal  juz  szary  lincoln,  gotowy  blyskawicznie  zabrac  ja  do  Providence.

Objela  Drew,  przycisnela  policzek  do  jego  twarzy  i  wziela  gleboki  wdech,  jakby  chciala  zabrac  jak

najwiecej jego osoby ze soba.

- Kocham cie - szepnela mu do ucha, odsunela sie i zbiegla po schodach do samochodu.

Drew uniósl  reke  i  pomachal  na  pozegnanie  odjezdzajacemu  samochodowi.  Serena  plakala  i

byla  tak  szczesliwa,  jak  nie  czula  sie  juz  od  bardzo,  bardzo  dawna.  W  koncu  znalazla  prawdziwa

milosc.

Milosc, która potrwa jakies trzydziesci sekund..

B dowiaduje sie czegos w college'u

- No dobra, wiec chcecie uslyszec cos ohydnego? - zapytala  reszte  dziewczyn  Forest,  jedna  ze

- 69 -

background image

wspóllokatorek Rebecki w Georgetown.

Blair  siedziala  wokól  stolu  z Rebecca  i  jej  trzema  kolezankami  z  pokoju  w  glebi  Moni  Moni,

czerstwego  baru  karaoke  w  Georgetown.  Caly  autobus  wycieczkowy  pelen  dziwnie  wygladajacych

Wegrów w dresach zmonopolizowal karaoke. Wkladali wszystkie  sily  w Slaying  alive  Bee  Gees.  Blair

i  pozostale  dziewczyny  pily  zielone  mrozone  koktajle  z  kiwi,  które  nazywaly  sie  Kiwi  -  Balwan  i

próbowaly  ignorowac  ohydna  muzyke.  Drinki  byly  zbyt  mocne  i  dziewczyny  mialy  klopot  w  zlozeniu

zdania w calosc.

- I tak nam powiesz, nawet jesli nie chcemy tego slyszec - odparla Gaynor.

Gaynor miala  ciemne  wlosy  z blond  pasemkami,  a  nos  tak  maly  i tak  zadarty,  ze  Blair  mogla

bez wysilku do niego zajrzec.

Czego oczywiscie nie zrobila.

- Powiesz nam wreszcie? - jeknela Rebecca.

- No dobra - odparla powoli Forest.

Zapalila teatralnym gestem papierosa. Forest z pochodzenia byla Koreanka i  tez  rozjasnila  sie

na blond, chociaz wygladalaby wiele lepiej, gdyby zostawila wlosy w naturalnym kolorze.

Blair oczywiscie miala to gdzies, wiec nie powiedziala na ten temat nawet slowa.

- Wiecie,  ze  Georgetown  jest  nastawione  na  braterska  milosc,  dlatego  nie  ma  tu  bractw,

rywalizacji i tak dalej? Cóz, wlasnie  sie  dowiedzialam,  ze  istnieje  tajne  bractwo  lacrosse  i  w ramach

inicjacji  starsi  chlopcy  zmuszaja  mlodszych  do zjedzenia  krakersa  ze  sperma.  Wokól  tego  maja  caly

rytual. No i jak niej zjesz, to nie dostajesz sie do druzyny.

Wszystkie dziewczyny skrzywily sie, lacznic z Blair. Czasem  chlopcy  sa  po prostu..,  obrzydliwi.

Z wyjatkiem Nate'a, który nigdy w zyciu nie zrobilby czegos chocby w polowie tak obrzydliwego.

- Jestes z Nowego Jorku? - odezwala sie Fran.

Fran miala  tylko  metr piecdziesiat  wzrostu,  wazyla  ze  trzydziesci  kilo  i  mówila  dychawicznym

szeptem.  Skóre  miala  tak  przezroczysta,  ze  Blair  miala  wrazenie,  ze  widzi,  jak  koktajl  z  kiwi  plynie

przez jej zyly.

- Bylam  tam  tylko  raz.  Zatrulam  sie  jedzeniom  w  restauracji  sushi  i  przez  caly  tydzien

rzygalam.

- Jakbys  juz  nie  dosc  sie  narzygala  -  zazartowala  Forest,  sugerujac,  ze  Fran  sama  zadbala  o

swoje filigranowe rozmiary.

- Znasz tego chlopaka, Chucka Bassa? - zapytala Gaynor.

Blair kiwnela glowa. Wszyscy znali Chucka. czy tego chcieli, czy nie.

- Czy  to  prawda,  ze  nigdzie  sie  nie  dostal?  -  zapytala  Rebecca,  kruszac  lód  miedzy  lekko

- 70 -

background image

wystajacymi zebami.

To prawdziwa przykrosc stwierdzila Forest bez cienia wspólczucia.

Blair  w  milczeniu  pila  drinka.  Poniewaz  Georgetown  zapowiadalo  sie  coraz  gorzej,  a  ona

praktycznie nie miala wyjscia, prawie wspólczula Chuckowi.

- Znasz Jessice Ward? - zapytala Rebecca.  -  Uczyla  sie  tu semestr,  a  potem przeniosla  sie  na

Brown?

Blair pokrecila glowa. Nie znala Jessiki, ale rozumiala, dlaczego sie przeniosla.

- A Kati Parkas znasz? - zagadnela Fran. - Bylysmy razem na obozie.

Blair pokiwala ze zmeczeniem glowa. Ta gra robila sie coraz mniej zabawna.

- Chodzi ze mna do klasy w Constance.

- A  Nate'a  Archibalda?  -  zapytala  Gaynor.  Szturchnela  Forest  lokciem  i  poruszyla  znaczaco

brwiami. - Pamietasz go?

Forest oddala jej.

- Zamknij sie - warknela, wygladajac jednoczesnie na wsciekla i smutna.

Blair zjezyla sie.

- Co z nim?

- Byl  tu  raz.  I  szczerze  mówiac,  nie  widzialam  bardziej  ujaranego  faceta.  Ale  slyszalam,  ze

dostal sie do druzyny lacrosse we wszystkich  najlepszych  szkolach,  nawet  w Yale.  Pewnie  nawet  nie

zawracal sobie glowy skladaniem tu papierów. Nie musial.

- Nate  Archibald  -  powtórzyla  Fran.  -  Wszystkie  jestesmy  w  nim  takie  zakochane  -

zachichotala chrapliwie. - Szczególnie Forest.

- Zamknij sie! - warknela znowu Forest.

Blair  wszystko  zaczelo  sie  przewracac  w  zoladku.  Wegrzy  wzieli  teraz  na  tapete  Eminema.

„Na, na, na, na, na. Na, na, na, na, na”. Beznadziejnie rapowali. Odsunela drinka.

- Nate dostal sie do Yale? To bzdura - powiedziala praktycznie do siebie.

Z drugiej strony, jesli chodzi o Nate'a, nigdy nie wiedziala, w co wierzyc.

- Dlaczego mialybysmy cie oszukiwac? Nawet cie nie znamy - odgryzla sie Gaynor.

Blair patrzyla na nia przez chwile, a potem schylila sie i wyjela spod stolika torebke.

- Zaraz wracam - oznajmila i potykajac sie, poszla do lazienki.

- 71 -

background image

N jak niegrzeczny

Brigid  przeprowadzala  rozmowe kwalifikacyjna  z Nate'em  zeszlej  jesieni,  wiec  wiedziala  juz,

ze  Nate  od  urodzenia  kazde  lato  spedza,  zeglujac  w  Maine.  Dlatego  zakladala,  ze  lubi  homary.  A

poniewaz  miala  zapewnic  mu  wszystko,  co  najlepsze,  aby  namówic  go  na  Brown,  zabrala  go  do

restauracji  Citarella,  gdzie  zamówila  dla  nich  dwojga  ogromnego  pieczonego  na  ruszcie  homara,

butelke szampana Dom Pengnon i koszyk frytek.

- Dorastalam  w  Maine  -  wyjasnila,  bawiac  sie  swoimi  perlami.  -  W  Camden.  Moja  rodzina

caly czas zeglowala i zajadala homary.

Prawda  byla  taka,  ze  Nate'a  ten  homar  raczej  smieszyl  -  kojarzyl  mu  sie  z  glupiutkim,

animowanym  skorupiakiem,  który  tanczyl  na  ogonie  i  trzymal  w  szczypcach  mikrofon,  spiewal,

opowiadal dowcipy i rozsmieszal ludzi. I z pewnoscia to nie byl ten rodzaj jedzenia,  za  którym tesknil,

gdy burczalo mu w brzuchu.

Czyli praktycznie zawsze.

- Wiec... - Brigid nalala sobie szampana do kieliszka, chociaz kelner przed chwila go napelnil.

Przebrala  sie  w  wydekoltowana  pomaranczowa  sukienke  i  nalozyla  blyszczaca  szminke  oraz

tusz  do  rzes.  Jasnorude  wlosy  miala  swiezo  wyszczotkowane.  Wygladala  jeszcze  ladniej  niz

wczesniej: w parku przy boisku do lacrosse. Bawila sie nózka kieliszka.

- Wiec dosc juz o mnie. Czy ty... - Zagryzla usta. - Masz dziewczyne?

Nate  grzebal  w  salacie,  rozsmarowujac  kozi  ser  na  lisciach.  Byl  pewien,  ze  wydekoltowana

sukienka  Brigid  i  flirt  wykraczaly  poza  jej  misje  zwabienia  go  do  Brown.  Podejrzewal,  ze  sie  w  nim

podkochuje.  Ale  mimo  to  nadal  zasiadala  w  komisji  rekrutacyjnej,  a  on  chcial  zrobic  jak  najlepsze

wrazenie.

- Ehm... Tak jakby - odparl z wahaniem. - To znaczy czasem jestesmy razem, czasem nie.

Najwyrazniej spodobala jej sie jego odpowiedz.

- A teraz jestescie razem?

Nate zawsze wolal piwo od szampana, ale  wypil  zawartosc  kieliszka  duszkiem  -  w stylu  Blair.

Teoretycznie znowu byli razem. hip -  hip,  hura.  Ale  wlasciwie  nie  omówili  warunków.  Czy  flirtowanie

z czlonkinia komisji rekrutacyjnej w Brown kwalifikuje sie jako zdrada?

Nagle zadzwonil  jego  telefon.  Wyciagnal  go  blyskawicznie  z kieszeni,  wsciekly,  ze  zapomnial

- 72 -

background image

wylaczyc go przed kolacja. Zerknal na maly ekranik. O wilku mowa.

Nate nie myslal zbyt przytomnie po szesciu dymkach z fajki wodnej, która  wypalil  wczesniej  w

domu Anthony'ego Avuldsena. Rozmowa z Blair moze go troche otrzezwic.

- Przepraszam,  powinienem  odebrac  -  wytlumaczyl  sie  Brigid.  -  Czesc  -  powiedzial  do

telefonu.

- Czesc - odpowiedziala zimno Blair. - Zanim cokolwiek powiesz, musze ci zadac pytanie.

Mówila w urywany sposób, jakby starala sie artykulowac jak najmniej sylab. Nate  zorientowal

sie, ze troche wypila.

- Dobra.

- Powiedz mi prawde. Zlozyles papiery do Yale?

O kurcze.

Nate  zlapal  kieliszek  z szampanem  i  wypil  go  duszkiem.  Cholera!  -  zaklal  w  duchu.  Cholera,

cholera,  cholera.  Na  to  pytanie  istniala  dobra  odpowiedz.  Jesli  powie  „tak”,  okaze  sie  lajdakiem  i

klamca, jesli powie „nie”, bedzie lajdakiem i klamca.

Brigid  usmiechala  sie  do niego  wyczekujaco.  Jej  usta  byly  lsniace  i  skrzyly  sie.  Przynajmniej

pewna  pociecha  byl  fakt,  ze  Blair  znajdowala  sie  wiele  kilometrów  stad,  w  Georgetown,  a  on  jadl

kolacje  z  pracownica  Brown,  która  nie  mogla  sie  doczekac,  zeby  zobaczyc  go  nago.  Postanowil

powiedziec prawde.

- Aha, zlozylem. I chyba mnie przyjeli.

Blair  wydala  z  siebie  dziwny,  bulgoczacy  dzwiek  i  Nate  uslyszal  odlegly,  znajomy  odglos

wymiotowania do toalety.

- Pieprz sie! - warknela do telefonu i rozlaczyla sie.

Nate wylaczyl telefon i schowal go do kieszeni. Zjawil sie kelner z homarem.

- Kurcze, wyglada smakowicie - rzucil Nate bezbarwnym glosem.

- Masz  ochote  na  kawalek  ogona?  -  zapytala  Brigid,  z  wprawa  dobierajac  sie  do  parujacego

skorupiaka.  Wskazala  na  sztucce  ze  stali  nierdzewnej  do lamania  szczypiec,  które  przyniósl  wlasnie

kelner. - Czy wolisz zaczac od szczypiec?

Tak naprawde  Nate  mial  ochote  na  kilka  kolejnych  dymków z fajki,  a  potem na  wielka  miske

czekoladowych  lodów  Breyers  i  siedzenie  w  pólsnie  przed  Matriksem,  którego  obejrzal  juz

osiemnascie razy.

Brigid odlozyla homara.

- Dobrze sie czujesz?

Wzruszyl ramionami.

- 73 -

background image

- Chyba moja dziewczyna wlasnie ze mna zerwala.

Zielone oczy Brigid otworzyly sie szeroko.

- Biedactwo.  -  Machnela  na  kelnera.  -  Moze pan  to zapakowac?  -  Odsunela  krzeslo.  -  Chodz.

Postawie ci piwo i papierosa.

Nate  próbowal  sobie  wmówic,  ze  skoro  Blair  nie  bylo  w poblizu  i  nie  mogla  go  zamordowac,

to byl wlasciwie bezpieczny i mógl dobrze sie bawic przez nastepne dwadziescia  cztery  godziny -  nim

Blair wróci. Mógl nawet zabalaganic nieco z Brigid, jesli tylko mialby ochote.

Problem polegal  jednak  na  tym,  ze  mial  juz  dosc  zrywania  z  Blair,  skoro  oboje  wiedzieli,  ze

powinni byc razem przez reszte zycia. W przeciwienstwie do Blair tak naprawde nie obchodzilo go,  do

którego  college'u  pójdzie.  Wlasciwie  to  najchetniej  wcale  nie  szedlby  do  zadnego  college'u  przez

najblizsze  pare  lat.  O  ile  sie  orientowal,  jedyny  sposób,  zeby  udobruchac  Blair,  to  sprawic,  zeby

komisje Brown i Yale wycofaly jego przyjecie. A jak najlatwiej tego dokonac - odgrywajac role dupka?

Pieprzyc to, mruknal pod nosem Nate.

Wstal i pomógl  Brigid  wlozyc  dzinsowa  kurtke,  która  powiesila  na  oparciu  krzesla.  Przejechal

palcami po jej karku, gdy wyjmowal jej wlosy spod kolnierza. Stali bardzo blisko siebie  Oddech  Brigid

pachnial Hawaiian Punch.

- Jak bardzo Brown mnie chce? - zamruczal jej do ucha.

Jej zielone oczy otworzyly sie szeroko.

- Bardzo - szepnela niepewnym glosem.

Jej klucz do pokoju hotelowego lezal na stole. Nate wzial go i wrzucil do swojej kieszeni.

- Bardzo - szepnela znowu.

Kelner  wreczyl  Nate'owi  plastikowa  torbe  z  siedmiokilowym  homarem  zawinietym  w  folie.

Nate rzucil torbe na stól i objal Brigid w talii.

- Pokaz mi - powiedzial chrapliwym glosem, zniesmaczony jego brzmieniem.

Raczej nie mial na mysli homara.

S wybiera mniej uczeszczana droge

Raptem po pólgodzinie jazdy do Providence  Serena  poprosila  kierowce,  zeby  zatrzymal  sie  na

stacji benzynowej.  Sklepik  spozywczy  byl  maly  i  zle  zaopatrzony,  ale  kupila  cole,  twiksa  i  miejscowa

gazete, zeby miec cos do roboty, gdy bedzie wzdychac do Drew. Na zewnatrz przy dystrybutorach  stal

- 74 -

background image

chlopak,  trzymajac  napis  Brown.  Mial  na  sobie  splowiale  dzinsy,  ladna  koszule  w  bialo  -  niebieskie

pasy i mokasyny na golych stopach. Na plecach nosil skomplikowany  fioletowo  -  czarny  plecak  w sty

lu takich, jakie ludzie  zabieraja  na  dlugie  podróze.  Jego  ciemne,  krecone  wlosy  wygladaly  na  czyste.

W ogóle chlopak sprawial wrazenie calkiem normalnego.

- Podwiezc cie? - zawolala do niego.

Chlopak odwrócil glowe.

- Mnie?

Serenie spodobaly sie jego wielkie, szeroko otwarte brazowe oczy. -  Mam kierowce,  który nas

tam zawiezie. Chodz - zaproponowala.

Chlopak usmiechnal sie  niesmialo  i  ruszyl  za  nia  do samochodu.  Usiadl  blisko  drzwi  i  polozyl

miedzy  nimi  plecak.  Przyszyto  na  nim  late  w  postaci  wloskiej  flagi.  Serena  pila  cole  i  udawala,  ze

czyta gazete. Wtedy chlopak wyjal z plecaka szkicownik i olówek i zaczal cos gryzmolic.

W  pierwszej  chwili  myslala,  ze  odrabia  prace  domowa  albo  pisze  list.  W  koncu  jednak

ziewnela,  oparla  glowe  na  podglówku  i  ukradkiem  zapuscila  zurawia,  zeby  zobaczyc,  co  chlopak

pisze. Ku jej zaskoczeniu szkicowal jej portret - A wlasciwie jej dloni.

- Bede mogla to sobie zatrzymac, gdy juz skonczysz? - zapytala.

Chlopak  podskoczyl,  jakby  naprawde  myslal,  ze  rysuje  bardzo  dyskretnie  i  nikt  sie  nie

zorientuje. Zamknal szkicownik i wsunal olówek za ucho.

- Przepraszam.

- Nie szkodzi. - Serena  przeciagnela  sie,  wyciagajac  rece  nad  glowa,  a  potem opuscila  dlonie

na kolana. - I tak jestem nieprzytomna. Nie krepuj sie, rysuj dalej.

Otworzyl szkicownik.

- Nie masz nic przeciwko?

- Nie. - W koncu byla  zawodowa  modelka.  Oparla  sie  i  ulozyla  rece  tak  samo,  jak  trzymala  je

wczesniej. - Tak jest dobrze?

- Yhm - mruknal chlopak, pochylony nad rysunkiem.

Mial sniada cere, geste czarne loki i pachnial swieza mieta.

Serena  zamknela  oczy,  próbujac  sobie  przypomniec,  jakiego  koloru  wlosy  ma  Drew.

Pamietala,  ze  jego  wspóllokator  Wade  byl  rudy.  A  wlosy  Drew  byly...  ciemny  blond?  Kasztanowe?

Nie, naprawde nie mogla sobie przypomniec. Otworzyla oczy i zerknela znowu na chlopaka.  Jego  kark

byl  delikatny  i  brazowy.  Gdybysmy  mieli  dzieci,  przez  caly  rok  bylyby  opalone  i  mialyby  wlosy  w

kolorze  zlotobrazowego  piachu,  tak  pieknie  lsniace  w  sloncu,  pomyslala.  I  wtedy  przerazona

odwrócila glowe. Co z nia jest nie tak? Nawet nie znala jego imienia!

- 75 -

background image

Chlopak znowu podniósl wzrok.

- Chodzisz do Brown?

Serena  wygladala  za  okno.  Szyba  byla  brudna,  wiec  widziala  w  niej  odbicie  chlopaka.  Mial

podkrecone  rzesy,  a  jego  brazowe  oczy  byly  tak  cudownie  lagodne,  zupelnie  jak  u  jelonka  Bambi,

albo cos w tym stylu.

- Jeszcze nie, ale byc moze zaczne od przyszlego roku.

Czekaj no, czy jeszcze piec sekund temu nie byla zdecydowana na Harvard?

- Mam nadzieje - odparl cicho i wrócil do rysowania.

Serena  nie  wiedziala,  co  sie  z nia  dzieje,  ale  byla  strasznie  podniecona.  A  co  gdybym  go  po

prostu zlapala  i  pocalowala?  -  zastanawiala  sie  w  myslach.  Kierowca  sluchal  transmisji  z  jakiegos

meczu bejsbolowego, nawet by nie zauwazyl.

- Wiesz,  bylabys  wspaniala  modelka  dla  artystów  -  powiedzial  chlopak.  -  Moglabys  pozowac

w Brown na zajeciach z rysunku postaci. Profesor Kofke zawsze szuka dobrych modeli.

- Dzieki. Wlasciwie to juz  pracowalam  jako  modelka  -  zaczela  Serena,  ale  zamknela  sie,  zeby

nie wyjsc na rozpuszczonego bachora.

Chlopak wsunal olówek za ucho i przyjrzal sie rysunkowi.

- Dla mnie to nawet nieistotne, czy model jest piekny, czy nie. Zwykle rysuje tylko rece.

Serena zerknela mu nad ramieniem. Naprawde pachnial mieta.

- Narysowales  moje  rece  ladniejsze,  niz  sa.  Spójrz  na  mój kciuk.  Obgryzlam  go  do zywego!  A

ten... - Wyciagnela maly palec lewej reki. - Moje biedne skórki!

Ale chlopak nawet nie spojrzal. Rozpial boczna kieszen plecaka, wyjal kawalek papieru i podal

go jej.

Serena  rozlozyla  kartke.  To  byla  strona  wyrwana  z  gazety.  Mocniejszy  brzuch  w  siedem  dni

glosil podpis.

- Odwróc - podpowiedzial jej chlopak.

Obrócila  wycinek.  Po  drugiej  stronie  znajdowala  sie  reklama  Lez  Sereny.  Oto  ona,  placzaca

wsród sniegu Central Parku w zóltej, odkrytej sukience.

- To twoje prawdziwe imie? Serena? - zapytal, patrzac na nia oczami jelonka Bambi.

-Tak.

Wzial od niej z powrotem wycinek.

- Sklamalem,  mówiac,  ze  rysuje  tylko  rece.  Myslalem,  ze  snie,  gdy  zabralas  mnie  ze  stacji

benzynowej.  Od  dwóch  miesiecy  cie  maluje.  Z  tego  zdjecia.  Nadal  nie  skonczylem.  Obraz  jest  w

pracowni  w  Brown.  -  Zlozyl  wycinek  i  schowal  go  do  plecaka.  Wyciagnal  reke.  -  Nazywam  sie

- 76 -

background image

Christian.

Serena przytrzymala jego dlon chwile dluzej w uscisku. Pewnie  powinna  byla  sie  przestraszyc,

ale zamiast tego jeszcze bardziej sie napalila.

- Móglbys  mnie  troche  oprowadzic  po college'u?  -  poprosila.  -  Mialam  sie  spotkac  z  bratem,

ale jestem juz tak spózniona, ze pewnie poszedl do baru albo cos takiego.

Erik  nie  pogniewa  sie,  jesli  go  wystawi.  Rodzenstwo  przez  caly  czas  wykreca  sobie  takie

numery. Poza tym Christian pewnie zafunduje jej o wiele bardziej drobiazgowe zwiedzanie.

O, zaloze sie, ze tak.

B przylacza sie do tajnego stowarzyszenia w g

Wegrzy  znikneli,  a  zastapily  ich  trzy  kobiety  w  mundurach  ochrony  Smithsonian  Museum,

spiewajace Whitney Houston: „And IeeeeleeeI will always love you!”

To dopiero bolalo.

Gdy  rozlaczyla  sie  z  Nate'em,  Blair  podeszla  do  baru  i  zamówila  do  ich  stolika  dzbanek

margarity z rózowych grejpfrutów.

- Ocalilyscie mi zycic - oznajmila  Rebecce,  Forest,  Gaynor  i  Fran,  stawiajac  dzbanek  na  stole.

Dziewczyny  pokiwaly  glowami,  kompletnie  zalane.  Blair  usiadla,  zapalila  papierosa,  zaciagnela  sie  i

podala go Rebecce. - Ciesze sie, ze dostalam jako przewodnika ciebie, a nie jakiegos frajera.

Rebecca  podala  papierosa  dalej.  Szminki  dziewczyn  wymieszaly  sie,  tworzac  na  filtrze

rozmazana plame w kolorze sliwki.

- W zeszlym miesiacu Forest oprowadzala przyszlego studenta. Dziekan  od spraw  studenckich

dorwal ich w pralni, gdy praktycznie juz to robili. Wyleciala z oprowadzania.

- Zamknij sie - jeknela Forest, ale usmiechala sie.

Blair próbowala  wyobrazic  sobie,  jak  wygladalaby  jej  wizyta,  gdyby  przewodnikiem  byl  facet.

Ale znajac jej  szczescie,  trafilby  jej  sie  jakis  totalny  dziwak.  Popatrzyla  na  Forest  i  zastanawiala  sie,

czy nie  powinna  powiedziec  czegos  o tym,  ze  przez  farbowane  na  blond  wlosy  wygladala  jak  tania

zdzira  i  nic  dziwnego,  ze  biuro  rekrutacji  nie  chcialo,  zeby  kogokolwiek  oprowadzala.  Ale  poniewaz

byla juz zalana w pestke, powiedziala cos zupelnie innego.

- Któras z was jest jeszcze dziewica?

Cztery  dziewczyny  zachichotaly  i  zaczely  kopac  sie  pod  stolem.  Blair  zapalila  nastepnego

- 77 -

background image

papierosa,  lekko  zdenerwowana  faktem,  ze  prawic  przyznala  sie  przed  takimi  ewidentnymi

wywlokami, ze nadal jest dziewica.

- Nie musicie mówic, jesli nie chcecie.

Rebecca zamrugala oczami w pijackiej próbie wziecia sie w garsc.

- Wlasciwie  to  wszystkie  jestesmy.  Widzisz,  zawarlysmy  pakt.  -  Zerknela  po  kolezankach

wokól  stolu.  -  W  Georgetown  nie  ma  stowarzyszen,  ale  my  mamy  cos  takiego.  Nazwalysmy  sie

stowarzyszeniem dziewic.

Blair  wytrzeszczyla  oczy.  Za  chwile  zostanie  wciagnieta  w jakis  kult  dziewictwa,  ale  byla  tak

wsciekla i zraniona, ze wydawalo jej sie, ze to calkiem dobry pomysl.

- Nie mamy nic przeciwko baraszkowaniu, Boze bron. Kazda z nas  zrobila  juz  prawie  wszystko,

ale  zadna  nie  poszla  na  calosc  -  wyjasnila  Gaynor.  Potarla  zadarty  nos.  -  Zostawiamy  to  na  noc

poslubna.

- Albo  przynajmniej  az  spotkamy  prawdziwa  milosc  -  dodala  Fran.  -  Bo  ja  nigdy  nie  wyjde  za

maz.

- Kazde z rodziców Fran trzy razy bralo slub i trzy razy sie rozwodzilo - wyjasnila Rebecca.

Blair  zgasila  papierosa.  Pieprzyc  Nate'a.  Pieprzyc  Yale,  Nagle  niczego  innego  tak  nie

pragnela, jak przylaczyc sie do ich malego stowarzyszenia.

- Ja tez - przyznala. - To znaczy ja tez jestem dziewica.

Cztery  dziewczyny  popatrzyly  na  nia  zaskoczone,  jakby  nie  mogly  uwierzyc,  ze  tak

wyrafinowana nowojorska dziewczyna jak Blair nigdy nie spróbowala seksu.

- Koniecznie  musisz  do  nas  dolaczyc  -  oznajmila  chrapliwym  szeptem  Fran.  -  A  kiedy  tu

przyjedziesz, bedziemy juz razem. I to nie tylko do zakonczenia szkoly, ale juz na zawsze!

Blair oparla lokcie na stole, gotowa do dzialania.

- Co mam zrobic?

Cztery dziewczyny zachichotaly nieprzytomnie, jakby po prostu uwielbialy rytualy inicjacyjne.

- Ja jestem najnowsza czlonkinia - wyjasnila Forest.

- Wczesniej miala prawie czarne wlosy - wtracila sie Gaynor.

- Najpierw musisz pozwolic nam ogolic ci nogi - powiedziala Fran.

- A polem rozjasnimy ci wlosy - dodala Rebecca.

I to one czepialy sie tych krakersów z dodatkiem?!

Blair wyprostowala sie na krzesle. Jej  zycie  bylo  do bani,  poza  tym zawsze  chciala  sprawdzic,

jakby wygladala jako blondynka. Wziela drinka, wypila go duszkiem i odstawila Z brzekiem szklanke.

- Jestem gotowa - oznajmila nowym siostrom.

- 78 -

background image

- Hura! - krzyknely chórem dziewczyny i polaly sobie kolejke.

- Jesli zaraz czegos nie zjem - jeknela Rebecca - puszcze pawia.

- Ja tez - przytaknely jej pozostale dziewczyny.

- Musimy  isc  do  drogerii,  zanim  ja  zamkna  -  dodala  Rebecca.  -  Mozemy  kupic  tez  cos  na

wynos.

Pychota. Moze nawet zafunduja sobie smazona skórke wieprzowa!

Blair zlapala torebke i chwiejac sie, wstala.

- Ostatnia w taksówce to pijana, nieprzeleciana zdzira.

Piec dziewczyn wzielo sie pod rece i zataczajac sie, wyszlo z baru.

Pytanie:  nawet  gdyby  byly  twoimi  nowymi  najlepszymi  przyjaciólkami,  to  czy  pozwolilabys

czterem pijanym zdzirom ogolic sobie nogi i ufarbowac wlosy?

dwoje to towarzystwo, troje to tlok

- To niesamowite - zachwycal sie Dan, patrzac, jak w garnku gotuje sie spaghetti.

Zerknal  na  Vanesse,  która  stala  obok  niego  i  kroila  cebule  na  desce  opartej  o  zlew.  Od

krojenia  cebuli  lzy  plynely  jej  strumieniem po policzkach.  Pocalowal  ja  w mokra  twarz.  -  Popatrz  na

nas.

Vanessa  rozesmiala  sie  i  odwzajemnila  pocalunek.  Wlasciwie  cale  to  wspólne  mieszkanie

bylo niesamowita zabawa. Ruby wyjechala rano tego dnia, a potem wprowadzil sie  Dan,  przywiózlszy

taksówka wszystkie swoje rzeczy.  Popoludnie  spedzili,  robiac  zakupy  w spozywczym  i  kupujac  glupie

drobiazgi  do  mieszkania,  typu  magnesy  na  lodówke  w  ksztalcie  zwierzatek  grajacych  rocka  albo

czarne przescieradla z wzorkiem w neonowozielone statki UFO. Teraz  gotowali  swój  pierwszy  posilek

jako wspólnie mieszkajaca para.

O ile spaghetti z cebula i gotowym gulaszem mozna uznac za gotowanie.

Dan wsunal jedna dlon pod koszulke  Vanessy,  a  druga  zgasil  palnik.  Obiad  moze poczekac.  Z

twarzami  przycisnietymi  do siebie  wytoczyli  sie  z aneksu  kuchennego  do  salonu  i  padli  na  materac

Ruby, który teraz byl sofa w ich salonie. Materac nadal pachnial  Poison  Christiana  Diora  i  herbatka  z

lukrecji,  która  Ruby  wiecznie  pila,  ale  teraz  nalezal  do  nich  i  mogli  kochac  sie  na  nim,  kiedy  tylko

chcieli.

- Co  zrobimy  w  poniedzialek,  gdy  oboje  nie  bedziemy  mieli  ochoty  isc  do  szkoly?  -

- 79 -

background image

zastanawiala sie na glos Vanessa, podczas gdy Dan calowal jej reke.

Jej dlonie pachnialy cebula..

- Urwiemy sie? Nie musimy sie juz martwic tym. czy dostaniemy sie do college'u.

Wyciagnela mu pasek ze spodni i strzelila go nim w tylek.

- Niegrzeczny  chlopiec.  Pamietasz,  co  powiedzial  twój  tata?  Jesli  twoje  oceny  pogorsza  sie,

wracasz do domu.

- Ej, to bylo przyjemne - zazartowal Dan.

- Tak? - Vanessa zachichotala i znowu strzelila go paskiem, tym razem troche mocniej.

I wtedy ktos kichnal.

Dan i Vanessa oderwali sie od siebie smiertelnie przerazeni. W progu stala dziewczyna. Miala

potargane  fioletowoczarne  wlosy.  Czarne  szorty.  Rozdarta,  czarna  koszulke  z  Ozzfest.  Czarne

podkolanówki.  Czarne  tenisówki  za  kostke  Converse.  Miala  ze  soba  cos  w  rodzaju  oskarda  i

wojskowy worek.

- Pozwolicie, ze sie przylacze?  -  Kopniakiem  zamknela  za  soba  drzwi.  -  Nazywam  sie  Tiphany.

Ruby wspomniala, ze zatrzymam sie tutaj?

Ruby nic  nie  wspomniala,  ze  jej  znajoma  ma  sie  tu zatrzymac,  ale  z drugiej  strony.  Ruby  nie

byla najlepiej zorganizowanym czlowiekiem na tej planecie. Vanessa wyplatala sie z objec Dana.

- Ruby wyjechala dzis rano do Niemiec. - Wtedy  zdala  sobie  sprawe,  ze  Tiphany  sama  weszla

do mieszkania. - Dala ci klucze?

- Kiedys tu mieszkalam - wyjasnila Tiphany. -  Przez  pewien  czas  mieszkalysmy  razem  z twoja,

siostra.  -  Podeszla  i  rzucila  swoje  rzeczy  na  materac,  na  którym  siedzieli.  Schylila  sie  i  otworzyla

worek.  Wysunela  sie  z  niego  mala  glówka  z  oczkami  jak  paciorki  i  wasikami.  Tiphany  podniosla

stworzenie i wziela na rece jak male dziecko.

Dan pobladl. Zwierze wygladalo jak szczur.

- Co to jest? - zapytala zaintrygowana Vanessa.

Ruby  nigdy  nie  wspominala  o  nikim  o  imieniu  Tiphany,  ale  przez  rok  mieszkala  w

Williamsburgu sama, nim w koncu rodzice pozwolili Vanessie wyjechac z Vermont do siostry.  Pewnie

przez ten rok wydarzylo sie mnóstwo rzeczy, o których Vanessa nie wiedziala.

- To  Pierdzioszek.  Fretka.  Ma  klopoty  z pierdzeniem  i  lubi  zjadac  ksiazki,  ale  co  noc  spi  obok

mnie  zwiniety  w  klebek  i  jest  taki  kochany.  -  Tiphany  podrapala  fretke  pod  broda.  -  Prawda.

Pierdzioszku? - Podala stworzenie Vanessie. - Chcesz go potrzymac?

Vanessa wziela chude zwierzatko na rece. Fretka spojrzala na nia brazowymi paciorkami oczu.

- Prawda, ze slodki? - zapytala i usmiechnela sie do Dana.

- 80 -

background image

Przyjmujac  goscia,  jeszcze  mocniej  czula,  ze  stanowia  z  Danem  pare.  Poza  tym  Tiphany

wydawala  sie  fajniejsza  i  ciekawsza  od  wszystkich  ludzi,  z  którymi  Vanessa  chodzila  do  szkoly,  to

bylo pewne.

Dan  nie  odpowiedzial  usmiechem.  Od  momentu,  kiedy  otworzyl  listy  z  powiadomieniami  o

przyjeciu,  nieustannie  chodzil  pijany  ze  szczescia.  Dostal  sie  do  college'u  i  wrócil  do  Vanessy.

Mieszkali razem Wszystko ukladalo sie latwo i przyjemnie Tiphany nie pasowala do tego równania.

- Do czego to? - zapytala Vanessa, wskazujac na oskard.

Tiphany podniosla narzedzie i kilka razy zamachnela sie nim. Polem oparla oskard o sciane.

- Do  pracy.  Pracuje  na  budowie.  Glównie  przy  rozbiórkach.  Mam  powazny  projekt  przy

Brooklyn Navy Yard i na  razie  wlasciwie  nie  mam gdzie  mieszkac.  Wiec  to naprawde  fajnie,  ze  Ruby

pozwolila mi tu przekiblowac.

Vanessa odwrócila sie do Dana.

- Makaron - rzucila nagle.

Dan  wstal  i  poszedl  do kuchni.  Otworzyl  sloik  gulaszu,  wrzucil  zawartosc  razem  z  cebula  do

rondelka  i  odkrecil  palnik.  Potem wylal  gar  parujacego  makaronu  do  durszlaka  w  zlewie.  Wyjal  trzy

miski z kredensu.

- Chyba wszyscy chetni moga juz jesc - krzyknal.

- Umieram  z  glodu.  Ach,  mam  dla  was  maly  prezent  -  Tiphany  pogrzebala  w  worku

marynarskim  i  wyciagnela  do  polowy  oprózniona  butelke  Jacka  Danielsa.  Odlala  troche  whisky  do

korka  i  podsunela  go  Pierdzioszkowi.  -  Od  tego  rosnie  mu  futro  na  piersi  -  wyjasnila  Vanessie  i

pociagnela lyk z butelki.

Vanessa oddala fretke i poszla pomóc Danowi znalezc sztucce.

- Wszystko w porzadku? - szepnela.

Dan  nie  odpowiedzial.  Wsypal  rozpuszczalna  kawe  do kubka  i  zalal  ja  goraca  woda  prosto  z

kranu. Tiphany postawila Pierdzioszka na podlodze. Fretka pognala do stosu tomików z poezja  Dana  i

zaczela je obgryzac.

- Nie! - wrzasnal Dan i rzucil lyzka w malego gryzonia.

- Ej, nie drzyj sie na niego!  -  krzyknela  Tiphany,  zabierajac  Pierdzioszka  na  rece  i  przyciskajac

go do piersi. - To dopiero dziecko.

Vanessa podala jej miske ze spaghetti.

- Dan to poeta - powiedziala, jakby to wszystko wyjasnialo.

- Widze - odparla Tiphany bez sladu goryczy.

Wziela miske i poszla na  materac,  zeby  zjescPierdzioszek  usiadl  jej  na  kolanach,  oparl  lapki

- 81 -

background image

na brzegu miski i zaczal glosno wciagac makaron.

Nagle  w  calym  mieszkaniu  zasmierdzialo  zgnilymi  jajkami,  kwasnym  mlekiem  i  plonaca

siarka. Tiphany zakryla twarz dlonia i parsknela.

- Ups! Pierdzioszek pierdnal!

To sie nazywa popsuc atmosfere.

- Jezu - Dan zlapal scierke, zeby zakryc nia nos i usta.

- Daj spokój - szepnela Vanessa, zaciskajac palcami nos. - Nie jest tak zle. Ona jest mila.

Dan  spojrzal  na  Vanesse  sponad  scierki.  Czul,  jak  w  gwaltownym  tempie  wraca  do

rzeczywistosci. Byl rozczarowany huba, ze tak wkurzyla go dziewczyna, która  wlasciwie  wydawala  sie

calkiem fajna - na swój szalony, kochajacy fretki sposób.

Rzucil scierke, nalozyl sobie troche spaghetti i usiadl na drugim koncu materaca.

- Wiec - zaczal i postanowil postarac sie troche - w którym college'u sie uczylas?

Tiphany zachichotala i nawinela spaghetti na widelec.

- W szkole zycia - odparla radosnie.

- Super - stwierdzila Vanessa. - Musze zrobic z toba wywiad do filmu.

- Super - zgodzil sie Dan, troche zbyt entuzjastycznie.

A moze wcale nie super?

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

GDZIE JEST NASZE MIEJSCE?

Czy  zastanawialiscie  sie  kiedys,  jak  wygladaloby  wasze  zycie,  gdybyscie  chodzili  do  zupelnie  innej

szkoly, w zupelnie innym miescie i mieli zupelnie  innych  przyjaciól?  Pewnie  wygladalibyscie  zupelnie

inaczej niz teraz, inaczej  byscie  mówili,  inaczej  byscie  sie  ubierali.  Chodzilibyscie  na  inne  zajecia  po

- 82 -

background image

lekcjach,  sluchali  innej  muzyki.  Cóz,  wlasnie  o  to  chodzi  w  tym  calym  wybieraniu  college'u.

Oczywiscie  rodzice  i  nauczyciele  powiedza  wam,  ze  to  niewazne,  gdzie  pójdziecie,  wazne,  jak

wykorzystacie czas. Jestem pewna, ze to tylko czesc prawdy. Jesli  mam nie  dopasowac  sie  do jakiejs

szkoly,  bo  wszyscy  tam  nosza  dzinsy  Seven  zamiast  Blue  Cults  albo  mysla,  ze  noszenie  ze  soba

szczeniaka pudelka w kolorze karmelowym w torbie  dla  psów  z Burberry  jest  pretensjonalne,  to wolf

dowiedziec sie o tym juz teraz.

Chociaz  oczywiscie  dzinsy  i  pies  to  jeszcze  nie  wszystko,  co  okresla  dziewczyne.  Ale  w  pewnym

sensie.., to calkiem duzo.

Dobra  rzecz  w tym wszystkim,  to fakt,  ze  jesli  ktos  z nas  popelnil  albo  zamierza  popelnic  straszliwa

gafe towarzyska, bedzie miel  czarne  zaslony  college'u,  za  którymi  moze sie  ukryc  i  wykreowac  nowy

wizerunek.  I  wyglada  na  to,  ze  niektórzy  z  nas  przejda  ogromna  przemiane.  Pamietacie  tego

chlopaka,  który nigdzie  sie  nie  dostal?  Jego  ojciec  wpadl  na  genialny  pomysl:  uznal,  ze  wlasciwym

miejscem  dla  syna  bedzie  akademia  wojskowa.  Kolejne  cztery lata  w  mundurze.  Zadnych  butów  od

Prady. Wlosy na jezyka. I koniec z monogramami!

Wasze e - maile

P: Droga P!

Chodze  do  Georgetown  i  jestem  prawie  pewna,  ze  widzialam  te  dziewczyne,  B,  o  której

zawsze tyle opowiadasz, jak  siedziala  z jakimis  wywlokami  w podlej  dziurze  karaoke,  gdzie

tylko chodza najgorsze typy, i bawila sie jak nigdy w zyciu.  Wszystkie  byly  zalane  w pestke,

a na kampus odwiózl je jakis oblesny typ w lexusie.

dia

O: Droga dia!

Czyzbym wyczuwala w twoim glosie zazdrosc? Co te wywloki ci zrobily? Mysle, ze to dobrze,

ze B rozszerza pole dzialania i zawiera nowe przyjaznie.

P

P: Droga P!

Myslalam, ze N dostal sie juz  do wszystkich  szkól  Ivy  League

*

, ale  chyba  widzialam  go  z ta

- 83 -

background image

kobieta,  która  przeprowadzala  ze  mna  rozmowe w Brown.  Siedzieli  w restauracji,  do której

poszlam z rodzicami. I wygladalo to tak, jakby cos kombinowali. O co mu chodzi?

celeste

O: Droga celeste!

Dobre pytanie. Moze martwi sie, ze w Brown zmienia zdanie. A moze ma juz  dosc  bycia  tyle

razy rzucanym przez wiecie - kogo!

P

Na celowniku

J z osobistym  doradca  w Bloomingdale'u  dostaje  garsc  rad  na  temat  bielizny.  W  koncu  poprosila  o

fachowa pomoc - Bogu dzieki! N i czlonkini komisji rekrutacyjnej z Brown  jada  razem  winda  w hotelu

Warwick  New  York.  Niech  zgadne:  chciala  przeprowadzic  druga  rozmowe  kwalifikacyjna?   i  cztery

pijane blondynki w Walgreens w Georgetown kupuja  jednorazowe  maszynki  do golenia  i  blond  farbe

do  wlosów.   lezy  na  dachu  pracowni  w  Brown  i  liczy  gwiazdy  z  jakims  chlopakiem  w  stylu

latynoskiego  kochanka.  Ludzie,  ta  dziewczyna  umie  sobie  radzic!  D,  V i  jakas  starsza  dziewczyna  z

fretka i fioletowoczarnymi wlosami funduja sobie espresso w kawiarence  w Williamsburgu.  Wyglada

na to, ze D szybko odnalazl sie w nowym miejscu.

Mam  przeczucie,  ze  to  bedzie  dluga  i  bolesna  noc  -  jakby  to  bylo  cos  niezwyklego.  Wypijcie  rano

mnóstwo  red  bulla  i  gatorade,  a  rano  w  poniedzialek  bedziecie  jak  nowi.  Nie  moge  sie  doczekac,

kiedy o wszystkim uslysze!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

nazajutrz rano

- To chyba dobrze, ze juz sie dostalem do Brown, nie? - rzucil arogancko Nate.

Zapalil  skreta,  którego  wlasnie  sobie  zrobil,  zaciagnal  sie  i  podal  Brigid.  Potem  wstal,

wskoczyl w spodnie khaki i podszedl do okna. Pokój  Brigid  w hotelu  Warwick  New  York  wychodzil  na

- 84 -

background image

szyb wentylacyjny.  Pokój  byl  w porzadku,  o ile  czlowiek  lubi  wzorki  w kwiatki  i  brazowe  dywany,  ale

to nie calkiem Plaza.

- Nie podaja w tej dziurze kawy do pokoju? - zapytal ostro.

Brigid siedziala na lózku, calkiem naga, luzno zawinieta w przescieradla.

- Na dole jest restauracja, ale biora chyba piec dolców od filizanki herbaty.

Nate obrócil sie.

- No i?

Chcial, zeby poczula,  ze  ta  noc  to byla  jedna,  wielka  pomylka.  Ze  przyjecie  go  do Brown  bylo

pomylka.

Oparla skreta na brzegu szklanej popielniczki.

- Wiesz, ze  zwykle  tego  nie  robie  -  powiedziala,  obrzucajac  k spojrzeniem  niebieskozielonych

oczu, jakby próbowala wyczytac z jego ciala odpowiedz.

Nate  otworzyl  szafke  ze  sprzetem  naprzeciwko  lózka  i  wlaczyl  telewizor.  Zaczal  ogladac

przeglad sportowy na MSNBC, celowo ignorujac Brigid.

- Lubie  cie.  Wiesz  to,  prawda?  -  dopytywala  sie,  wypalajac  mu wzorkiem  dziury  w  plecach.  -

Zrobilismy to, bo naprawde sie lubimy?

Nate nie odpowiedzial.

Brigid podciagnela przescieradlo pod brode.

- Nie powiesz o tym nikomu w Brown, prawda?

Wylaczyl telewizor i rzucil pilota na lózko. Teraz Brigid wygladala na  powaznie  zaniepokojona,

a tego wlasnie chcial.

- Moze tak - odparl. - Moze nie.

Zagryzla usta. Jej jasnorude wlosy sterczaly we wszystkie strony.

- Cofna twoje przyjecie - ostrzegla go.

Doskonale.  Nate  wsunal  stopy  do  butów  i  wciagnal  przez  glowe  nie  do  konca  rozpieta

koszule.

- A ja moge wyleciec z pracy.

Zlapal skreta z popielniczki i zaciagnal sie.

- Musze leciec - syknal, nie wypuszczajac dymu z ust.

Za  godzine  mial  umówione  pózne  sniadanie  z  trenerka  z  Yale,  a  wczesniej  chcial  sie

odpowiednio doprawic, zdusil skreta miedzy dwoma palcami i schowal go do kieszeni.

- Moze powinnismy byli zostac przy homarze - rzucil do Brigid, wpychajac koszule w spodnie.

Otworzyla  usta  i  zamknela  je  z  powrotem.  Oczy  miala  zaczerwienione,  jakby  miala  sie

- 85 -

background image

rozplakac.

- To wszystko?

- To wszystko - odparl Nate, a potem obrócil sie i wyszedl bez slowa.

To nara!

W korytarzu przycisnal guzik windy i czekal, przyciskajac czolo  do sciany.  Nigdy  wobec  nikogo

nie zachowal sie  tak  paskudnie,  a  przynajmniej  nie  celowo,  i  teraz  czul  sie  fatalnie.  Z  drugiej  strony

zrobil  to dla  Blair,  a  poza  tym nie  zamierzal  brnac  dalej  i  doprowadzic  do wywalenia  Brigid  z  pracy.

Chcial tylko dostac Z Brown list, w którym napisza, ze juz go nie chca.

A po tym malym przedstawieniu zapewne go dostanie.

nazajutrz rano, czesc //

- A wlasciwie gdzie ty, do cholery, jestes? - dopytywal sie Erik.

- Csss  -  szepnela  do telefonu  Serena.  -  Jestem  na  wydziale  sztuki.  W  pracowni  malarskiej.  -

Zerknela  na  Christiana.  Lezal  obok  niej  na  podlodze  i  spal  na  kawalku  nieuzywanego  plótna.  Mial

zielona farbe we wlosach. - Zasnelismy tutaj.

- Zasnelismy? - przedrzeznial ja Erik. - Nie moge uwierzyc, ze jestes tu i nawet cie  nie  zobacze

- jeknal,  udajac  urazonego,  chociaz  Serena  wiedziala,  ze  pewnie  przez  cala  noc  imprezowal  i  teraz

marzyl tylko o tym, zeby z powrotem zasnac. Wiec zakochalas sie, czy co?

Serena  usmiechnela  sie.  Okolone  dlugimi  rzesami  oczy  Christiana  byly  zamkniete,  a  jego

slodkie usta rozluznione. Wygladal jak spiace dziecko.

- Nie  jestem  pewna  -  odpowiedziala  cicho.  -  Powinnam  juz  wyjezdzac  do  Yale.  -  Zamknela

oczy. - Ten weekend to jakies szalenstwo.

- Jeszcze  sie  nie  skonczyl  -  ziewnal  Erik.  -  Nie  moge  uwierzyc,  ze  nie  spie.  Do  cholery,  jest

dopiero  dziewiata  rano  w  niedziele!  W  kazdym  razie  zadzwonie  po  samochód  dla  ciebie.  Bedzie

czekal  na  ciebie  po drodze  na  parking.  I  nie  zabieraj  wiecej  chlopaków  przypadkowo  spotkanych  na

stacjach  benzynowych.  Baw  sie  dobrze  w  Yale,  ale  wybierz  raczej  Brown,  zebysmy  mogli  sie

spotykac.  Pogadamy  pózniej.  Wiesz,  ze  mnie  kochasz.  Czesc  -  paplal  bez  sensu  i  w  koncu  sie

rozlaczyl.

Serena wylaczyla telefon, zastanawiajac sie, czy powinna obudzic Christiana, czy  pozwolic  mu

spac. Nad górna warga zasechl mu wasik od soku z limonki  z brazylijskiego  koktajlu,  który przyrzadzil

- 86 -

background image

im wczoraj  wieczór,  i  wszedzie  na  oliwkowej  skórze  mial  drobne,  zielone  plamki.  Sama  byla  troche

pobrudzona farba i wymieta. Serena jednak nalezala do tych  dziewczyn,  które  moga  spedzic  cala  noc

na  podlodze  w  pracowni,  obudzic  sie,  rozprostowac  zgniecenia  na  dzinsach,  przeczesac  palcami

wlosy, nalozyc na usta odrobine balsamu o smaku wisniowym i voilr - bogini gotowa.

Promienie  sloneczne  przesuwaly  sie  po  wysokich  oknach  w  drewnianych  framugach.  Z

miejsca,  w  którym  stala,  budynki  z  czerwonej  cegly  nalezace  do  kampusu  Brown  wygladaly  na

spokojne i spiace, prawie jak miasto duchów. Nagle sciezka pod oknami  przeszla  grupa  studentów  w

starych  bluzach  i  z  wielkimi,  turystycznymi  kubkami  z  kawa.  Serena  odsunela  sie  od  Christiana  i

wlozyla pantofle od Calvina  Kleina.  Oparty  o przeciwlegla  sciane  pracowni  stal  ukonczony  juz  obraz,

kopia  reklamy  Lez  Sereny.  Trudno  bylo  zrozumiec,  dlaczego  uzyl  tyle  zielonej  farby,  skoro  zdjecie

zrobiono  w  sniezny  lutowy  dzien,  ale  nawet  mimo  tej  zieleni  obraz  byl  oszalamiajacy.  I  dziwny.

Christian wypracowal sobie technike, zgodnie z która caly rysunek wykonywal  jedna  linia.  Na  obrazie

rysy  twarzy  Sereny  byly  polaczone  ze  soba.  Oczy  z  nosem,  nos  z  ustami,  które  laczyly  sie  z  broda,

policzkami,  uszami,  wlosami.  Przez  to  wygladala  troche  jak  postac  ze  Shreka,  zwlaszcza  przy  tym

zielonym kolorze. A jednak obraz byl piekny na swój niepowtarzalny sposób.

Serena  wyjela  z torebki  szminke  od Chanel,  znalazla  na  podlodze  kawalek  papieru  i  napisala

rózowymi,  polyskliwymi  literami:  Podoba  mi  sie  ten  zielony  kolor.  Odwiedz  mnie  w  Nowym  Jorku.

Caluje, S. Potem podsunela kartke Christianowi, zlapala torbe i wyszla na paluszkach z pracowni.

Au rewir - szepnela i poslala chlopakowi calusa.

Zawahala sie. Czy to wstretne, ze wymyka sie bez pozegnania? Nie zrobili nic poza tym, ze  sie

calowali i zasneli w swoich objeciach. Poza tym to bylo romantyczne.

Samochód  zatrabil  glosno  i  Christian  poruszyl  sie.  Serena  wymknela  sie  cicho  i  zeszla  po

schodach. Nigdy nie lubila pozegnan, a gdyby Christian sie obudzil, w zyciu nie dojechalaby do Yale.

- Kocham cie - szepnela, wychodzac z budynku.

Poniewaz  odwiedzala  w  Brown  Erika,  znala  kampus  dosc  dobrze,  zeby  znalezc  parking.

Zignorowala  wybrukowana  sciezke  i  przeszla  trawnikiem.  Buty  zamokly  jej  od  rosy,  a  do  nóg

przykleila  sie  swiezo  skoszona  trawa.  Czarna  limuzyna  siata  na  poboczu  i  czekala  na  nia.  Nagle

Serene  ogarnelo  wrazenie  déjr  vu. Czy  to raptem  wczoraj  Drew  calowal  ja  na  pozegnanie  u  szczytu

schodów prowadzacych z akademika na Harvardzie, podczas gdy  limuzyna  czekala,  zeby  zabrac  ja  do

Brown? Czy to wczoraj powiedziala innemu chlopakowi „Kocham cie”?

Aha, zgadza sie. Wczoraj.

Kierowca  otworzyl  jej  drzwi  i  Serena  wsiadla.  „Ciebie  tez  kocham”,  szepnela  przepraszajaco

do Drew.  chociaz  nie  bylo  go  w poblizu.  Weekendowe  odwiedzanie  szkól  mialo  pomóc  jej  wyjasnic

- 87 -

background image

rózne  rzeczy,  ale  Serena  czula  sie  jeszcze  bardziej  zagubiona.  Jak  ma  kiedykolwiek  skupie  sie  na

college'u, jesli wszedzie pelno jest chlopców, którzy tylko czekaja, zeby sie w nich zakochala?

Zawsze  jest  college  dla  kobiet  Dorna  B.  Rae  w  Bryn  Mawe  w  Pensylwanii.  Nadal  przyjmuja

podania!

nazajutrz rano, czesc ///

- Strzel klina, siostro.

Blair  otworzyla  jedno  oko  i  zobaczyla  stojaca  nad  nia  Rebecce,  która  machala  ogromna

krwawa  mary  z lodyga  selera,  kawalkiem  cytryny  i  mieszadelkiem  do  koktajli  w  ksztalcie  rózowego

flaminga.  Farbowane  na  blond  wlosy  Rebecki  byly  swiezo ulozone.  Dziewczyna  wlozyla  rózowy  dres

frotté z Juicy Couture, a na powiekach miala jaskrawoniebieska kreske.

Klin.  A Blair  czula  sie  jak  brudny,  rozczochrany  pies.  Spróbowala  usiasc,  ale  z jekiem  padla  z

powrotem na  nadmuchiwany materac.  Skóra  glowy  ja  piekla.  Skóra  nóg  plonela.  Cala  jakos  dziwnie

pachniala. Co jej sie stalo?

Bez komentarza.

- Przysiegam  na  Boga,  ze  po  wypiciu  tego  lepiej  sie  poczujesz.  -  Rebecca  przyklekla  i

podniosla  glowe  Blair  jak  matka,  która  podaje  choremu  dziecku  cieply  rosól.  -  To  nasz  sekretny

przepis.

Jakie to uspokajajace.

Blair usiadla i, krzywiac  sie,  wypila  gesta,  czerwona  miksture.  Smakowala  jak  wódka  i  chipsy

ziemniaczane o smaku bekonu.

Blee!

- Twoje  wlosy  beda  wygladac  o  niebo  lepiej,  gdy  zaczna  odrastac  -  powiedziala  Rebecca.  -

Mozesz zastanowic sie nad ufarbowaniem brwi pod kolor.

Blair zapomniala o wlosach. Wiedziala, ze sa  teraz  blond,  albo  z grubsza  przypominaja  blond,

ale nie odwazyla sie spojrzec, dopóki nie wróci do domu i nie znajdzie sie w zasiegu  fryzjera  z salonu

Elizabeth Arden Red Door. Rebecca bedzie musiala pozyczyc jej czapke.

W pokoju  staly  dwa  pietrowe  lózka  ustawione  do siebie  prostopadle,  zeby  dziewczyny  mogly

gadac i chichotac przez cala noc. Lózka byly puste.

- A gdzie reszta? - wychrypiala Blair.

- 88 -

background image

W ustach miala smak, jakby wypila lakier do paznokci.

- Poszly po bajgle. - Rebecca zwiazala wlosy w ciasny konski  ogon.  -  Co  niedziele  jemy  bajgle

i opowiadamy  o chlopakach,  z którymi  moglysmy  sie  przespac  poprzedniego  wieczoru,  ale  tego  nie

zrobilysmy.

Co za fenomenalna zabawa.

Blair zdecydowanie miala zbyt duzego kaca, zeby rozmawiac o bajglach albo chlopcach.

- Musze wracac do domu - wymamrotala.

W domu bedzie  mogla  lezec  we  wlasnym  lózku,  ogladac  stare  filmy  i  jesc  croissanty  z  tacy,

która przyniesie jej Myrtle. Moglaby napisac do Nate'a paskudnego e - maila. I nie musialaby  patrzec

na  niepokojacego  zajaczka  wielkanocnego,  którego  dziewczyny  zrobily  z  czerwonych  prezerwatyw

LifeStyle i powiesily pod sufitem sypialni.

- Nie mozesz wyjsc, nim wróca - upierala sie Rebecca.

Usiadla  na  lózku  blizej  Blair,  rozpiela  metalicznorózowe  pudelko  zestawu  do  minikiuru  i

zaczela czyscic sobie paznokcie u stóp ostro zakonczonym przyrzadem ze stali nierdzewnej.

- Musimy nauczyc cie naszego specjalnego okrzyku.

Blair  z miejsca  postanowila  sobie,  ze  jesli  kiedykolwiek  przyjdzie  jej  mieszkac  w  akademiku,

to zdecydowanie poprosi o jedynke. W zyciu nie bedzie siedziala z banda dziewczyn, podczas gdy  one

beda  sobie  grzebac  w  paznokciach  u  stop  i  budowac  figurki  z  prezerwatyw.  Od  pierwszej  klasy

chodzila  do  szkoly  tylko  dla  dziewczyn.  Zdecydowanie  miala  dosc  przebywania  z  dziewczynami,

wielkie dzieki.

Zmusila  sie  do  wstania  i  próbowala  zachowac  spokój  mimo  blekitnej  koszuli  nocnej  z

atomówkami, pozyczonej od Gaynor. Musiala wziac prysznic i wracac do domu. Wlasciwie to pieprzyc

prysznic. Prysznic oznaczal lazienke z lustrem, a za wszelka cene chciala uniknac ogladania sie.

Wlozyla dzinsy, krzywiac sie, gdy otarly sie o ogolone do zywego nogi. Wciagnela  przez  glowe

biala bluzke i pomyslala, ze czuje sie zbyt kiepsko jak na tak ladna rzecz. Odwiesila  koszule  nocna  na

oparcie krzesla przy biurku.

- Musze isc, i to juz - uparla sie.

Na podlodze lezala szara bejsbolówka Georgetown.

- To twoje? - zapytala Rebecce.

- Wez sobie - zaproponowala hojnie Rebecca.

Blair zlapala czapke i wlozyla ja.

- Podziekuj wszystkim w moim imieniu i pozegnaj ich ode mnie - powiedziala slabo.

Wtedy  otworzyly  sie  drzwi  do  pokoju  i  Forest.  Gaynor  oraz  Fran  wpadly,  niosac  papierowe

- 89 -

background image

torby pelne cieplych, swiezo pieczonych bajgli i parujace  kubki  kawy.  Zoladek  Blair  skrecil  sie  troche

z glodu, a troche grozac wymiotami.

- O  mój  Boze,  juz  wychodzisz!  -  krzyknela  Forest.  Upuscila  torbe  i  rzucila  sie  na  Rebecce  i

Blair. - Dziewczyny, robimy kóleczko!

Blair  zacisnela  usta,  bo  czula,  ze  zaraz  zwymiotuje.  Zbyt  szybko  wstala.  Albo  moze  nie

powinna byla pic krwawej mary.

Albo nie powinna pozwolic pijanym dziewczynom golic sobie nóg i zniszczyc wlosów.

Dziewczyny stanely w ciasnym kregu ze zlozonymi rekoma. Blair chwiala sie miedzy  Rebecca  i

Forest. Od polaczonego zapachu ich perfum robilo jej sie niedobrze.

- Co  mówimy...?  -  szepnela  Fran  chrapliwym,  entuzjastycznym  glosem.  To  brzmialo  jak

poczatek jakiegos zaspiewu.

- Co mówimy, gdy on mówi „Chodz, wiesz,  ze  tego  chcesz”? -  zaspiewaly  cztery  dziewczyny.  -

Mówimy „Poczekaj, dupku!”

Dziewczyny splotly ramiona w kregu jak zapasnicy.

- Nie ma seksu bez prawdziwej milosci. Przyjazn na zawsze!

Odsunely sie od siebie, pokrzykujac i podskakujac jak cheerleaderki.

- Musze isc - wymamrotala po raz piecdziesiaty Blair, czujac, jak wszystko przewraca  jej  sie  w

zoladku.

Chwiejnym krokiem ruszyla  do drzwi,  majac  nadzieje,  ze  zdazy  do lazienki,  ale  bylo  za  pózno.

Zamiast tego zerwala z glowy czapke i zwymiotowala do niej.

- Zadzwonie  po  twój  samochód.  -  Rebecca  zlapala  telefon  i  sprawnie  wybrala  numer.  -  Nic

chcemy, zebys spóznila sie na samolot.

Siostry siostrami, ale nikt nie chce chorej siostrzyczki, która rzyga ci w sypialni.

- Prosze. - Fran podala jej niebieska czapke z wielkim bialym „Y”. Czapka z Yale. - Wez moja.

Blair wziela czapke i poszla do lazienki. Zerknela do lustra na ulamek sekundy i  zrozumiala,  ze

desperacko potrzebuje czapki. I ciemnych okularów. I nowego zycia.

nazajutrz rano, czesc IV

- Rano  potrzebuje  naprawde  sporo  czasu,  zeby  sie  ubrac,  chociaz  zawsze  wyglada,  jak

wyglada. - Dan uslyszal po przebudzeniu Vanesse mówiaca do Tiphany.

- 90 -

background image

Lezal  na  plecach  w  lózku  Vanessy  i  sluchal  glosów  dziewczyn,  które  tlukly  sie  po  kuchni,

przygotowujac sniadanie.

Wyglada, jak wyglada? To znaczy jak? - zastanawial sie.

- Ej, potrzeba czasu, zeby opanowac noszenie na wpól wpuszczonej koszuli - odparla Tiphany.

Potem  Vanessa  powiedziala  cos,  czego  Dan  nie  doslyszal,  i  obie  dziewczyny  wybuchly

smiechem.

Tiphany gotowala jajko bez skorupki w mikrofalówce. Vanessa oparla kamere na ramieniu.

- Wiec powiedz mi, dlaczego postanowilas nie isc do college'u.

Tiphany zwiazala fioletowoczame wlosy w wezel i otworzyla kredens, zeby wziac talerz.

- Wlasciwie  to  nie  mialam  wyboru.  Po  prostu  nigdy  nie  zebralam  sie  do  tego,  zeby  zlozyc

podanie.

- Wiec co zrobilas, gdy wszyscy inni wyjechali do szkól? - dopytywala sie Vanessa.

Tiphany  wsadzila  do tostera  dwa  kawalki  chleba  i  zajrzala  do wszystkich  szuflad  w kuchni  w

poszukiwaniu noza.

- Przez jakis rok po prostu sie obijalam. Pojechalam na Floryde. Mieszkalam na plazy  i  robilam

piercing  wszystkim  chetnym.  Potem  przez  jakis  czas  pracowalam  jako  kelnerka  na  statku

wycieczkowym.  Pózniej  rzucilam  statek  i  zostalam  w Meksyku.  Malowalam  domy, potem  wrócilam  i

zaczelam  pracowac  na  budowie.  -  Usmiechnela  sie  szeroko  i  wytarla  nóz  z  masla.  -  To  byla

fantastyczna podróz.

- Super - stwierdzila Vanessa.

Tiphany  byla  chyba  najbardziej  interesujaca,  entuzjastyczna  osoba,  jaka  kiedykolwiek

poznala,  i  Vanessa  czula,  ze  zaczyna  sie  w niej  durzyc.  Nie  w erotycznym  znaczeniu  tego  slowa,  ale

raczej w sensie „tez chcialabym taka byc”.

- Ale  gdybys  mogla  cofnac  czas,  poszlabys  do  college'u?  -  zawolal  Dan,  stajac  w  drzwiach

sypialni.

Mial  na  sobie  wyblakla,  czerwona  koszulke  i  biale  bokserki.  Jego  wlosy  byly  straszliwie

zmierzwione.

- Hej, spiochu - powiedziala Tiphany, ignorujac jego pytanie.

- Hej, spiochu - powtórzyla dokladnie tym samym tonem Vanessa. - Dobrze sie czujesz?

- Tak. - Dan speszony obciagnal koszulke. - Dopiero co wstalyscie?

- Krecimy sie juz od jakiegos czasu - odpowiedziala niepewnie Vanessa.

Tiphany  wyjela  jajko  z  mikrofalówki,  zrzucila  je  na  tost  i  zaniosla  talerz  do  salonu.  Pod

przescieradlem na materacu  Ruby  widac  bylo  wybrzuszenie  w miejscu,  gdzie  Pierdzioszek  zwinal  sie

- 91 -

background image

w klebek  i  spal.  Tiphany  wlozyla  do odtwarzacza  swoja  plyte  CD  i  podkrecila  glosnosc.  To  bylo  cos

halasliwego  i  ostrego,  czego  Dan  nigdy  wczesniej  nie  slyszal.  Zdecydowanie  nie  brzmialo  to  jak

poranna  muzyka.  Tanecznym  krokiem  podeszla  do  Vanessy  i  wziela  ja  za  rece.  Ku  zdumieniu  Dana

Vanessa zaczela podskakiwac i krecic tylkiem do muzyki.

Co prosze?

Vanessa nie tanczyla. Nigdy przenigdy. Co Tiphany z nia zrobila?

Podczas gdy dziewczyny tanczyly, Pierdzioszek wyslizgnal sie spod przescieradla i  podbiegl  do

nowiutkich,  niebiesko  -  zlotych,  stylizowanych  na  stare  pum  Dana,  które  staly  kolo  drzwi

wejsciowych. Powachal je pare razy, a potem odwrócil sie, przykucnal i zaczal siusiac.

- Ej! - krzyknal Dan i popedzil ratowac but.

- Pierdzioszek?  -  Tanecznym  krokiem  podeszla  Tiphany.  -  Juz  dobrze,  kochanie.  Chodz  do

mamusi. - Przykucnela i wyciagnela rece. - Nic sie nie bój.

Vanessa przylaczyla sie do nich. Policzki miala zarózowione od tanca.

- Och, Dan. Przestraszyles go?

- Nie,  nie  przestraszylem.  -  Dan  machnal  gniewnie  reka  na  fretke.  -  Idz  do  mamusi,  ty

sukinsynie - mruknal pod nosem.

W jego glowie rodzil sie nowy wiersz. Nosil tytul Zabic fretke.

wielki debiut J

- Ustawcie  sie  w  szeregu,  dziewczyny.  Wedlug  rozmiarów!  -  warknal  Andre,  asystent

fotografa.

Byla  jedenasta  rano  w niedziele.  Jenny  zjawila  sie  w studiu  godzine  temu Wstala  o szóstej  i

szykowala  sie  trzy  godziny.  Wziela  prysznic,  wysuszyla  wlosy  i  umalowala  sie  -  trzy  razy.  Za

pierwszym  razem  przesadzila  z  iloscia  makijazu,  za  drugim  wygladala  po  prostu  dziwacznie,  a  za

trzecim  rozsadnie  postanowila  sobie  wyschnac  i  pójsc  bez  makijazu,  skoro  i  tak  powinien  sie  tym

zajac stylista.

Zdjecia  odbywaly  sie  w tym samym  studiu  co  wczesniejsze.  Bialy  ekran  i  czerwony  szezlong

zniknely,  a  zastapil  je  ogromny  kawal  sztucznej  trawy  na  podlodze  i  rozpieta  nad  nia  siatka  do

siatkówki.  Kiedy  lenny  sie  zjawila,  odkryla,  ze  nie  jest  jedyna  „modelka” pozujaca  do  zdjec.  Zjawilo

sie  piec  dziewczyn  i  wszystkie  wygladaly..,  jak  modelki.  Stylistka  powiedziala  Jenny,  zeby  przebrala

- 92 -

background image

sie w ciemnoniebieski biustonosz do biegania Nike z lycry  i  spodenki  od kompletu,  tez  z lycry.  Polem

zwiazano  jej  wlosy  w konski  ogon  i  nalozono  na  usta  odrobine  blyszczyku.  Jenny  czula  sie  bardziej

gotowa  do  lekcji  WF  -  u  niz  sesji  zdjeciowej,  ale  wtedy  zauwazyla,  ze  pozostale  modelki  tez  tak

ubrano.

- Ustawcie sie przed siatka.  Pospieszcie  sie,  dziewczyny.  To  nie  wymaga  wyzszej  matematyki

- marudzil Andre.

Poniewaz  zwykle  byla  najnizsza  dziewczyna  w  klasie,  Jenny  stanela  na  koncu  szeregu  obok

plaskiej dziewczyny raptem pare centymetrów od niej wyzszej.

Andre podszedl,  zlapal  ja  za  reke,  pociagnal  na  drugi  koniec  szeregu  i  ustawil  obok wysokiej

dziewczyny  z  prawie  tak  wielkimi  piersiami  jak  Jenny.  Poprzesuwal  tez  kilka  innych  dziewczyn  w

szeregu.

- Tak  bedzie  dobrze  -  krzyknal  przysadzisty  fotograf.  Poglaskal  sie  po  koziej  bródce,

przygladajac sie szeregowi. - Zlapcie swoje sasiadki w talii.

Dziewczyny zrobily, jak kazal.

- E,  nie.  Wygladacie  jak  cheerleaderki.  Odsuncie  sie  od  siebie  o  krok  i  oprzyjcie  rece  na

biodrach.  Nogi  szeroko.  -  Podniósl  aparat  i  spojrzal.  -  Sciagnac  lopatki,  brody do góry,  wlasnie  tak  -

poinstruowal je i zaczal pstrykac zdjecia.

Jenny  starala  sie  jak  mogla,  zeby  wygladac  na  odwazna,  silna  i  gotowa  do  wyzwan,  jak

powinna wygladac modelka Nike.

- Do czego wlasciwie ida te zdjecia? - szepnela do dziewczyny stojacej obok.

- Do  jakiegos  pisma  dla  nastolatek  -  odpowiedziala  tamta.  -  Jaka  mamy  miec  mine?  -

krzyknela do fotografa.

- Niewazne. - Fotograf stanal na podwyzszeniu i dalej robil im zdjecia.

Jenny  rozluznila  sie  i  przestala  nasladowac  modelki  Nike.  Co  wlasciwie  mial  na  mysli,

mówiac, ze to niewazne?

Zamknela oczy i wydela dolna warge przesadnie, udajac nadasana, zeby sprawdzic fotografa.

- Dobra robota, mala! - krzyknal fotograf.

Jenny  otworzyla  oczy  kompletnie  zaskoczona.  Odslonila  zeby  i  zmarszczyla  nos.  A  potem

wywalila jezyk.

- Doskonale! - odparl fotograf.

Jenny zachichotala.  Wlasciwie  to  bylo  o  wiele  zabawniejsze,  niz  kiedy  starala  sie  wygladac

ponetnie  i  ladnie.  Przynajmniej  mogla  popisac  sie  osobowoscia.  Po  raz  pierwszy  w  zyciu  przed

aparatem - i to w staniku do biegania - calkowicie zapomniala o swoich piersiach.

- 93 -

background image

A to samo w sobie zakrawalo na cud.

yale chce zobaczyc N w samych ochraniaczach

- Jak leci, trenerze? - rzucil Nate, siadajac obok trenerki z Yale przy stoliku w Sarabeth.  Spóznil

sie czterdziesci piec minut. - Przepraszam za spóznienie. Jestem strasznie sponiewierany po ostatniej

nocy.

Po skrecie wypalonym w pokoju Brigid wypalil kolejne dwa. Teraz mial  oczy  male  jak  szparki  i

nie potrafil przestac sie usmiechac.

Wystrój  Sarabeth  byl  jasny,  kwiecisty.  Siedzialo  tu  mnóstwo  matek  z  dziecmi  z  Upper  East

Side i ojców czytajacych niedzielne gazety. Pachnialo syropem klonowym.

- Siadaj.

Trenerka wskazala krzeslo naprzeciwko niej. Kaskada jasnych wlosów opadala jej na  ramiona.

Usta  pomalowala  na  czerwono  i  miala  na  sobie  srebrzysty  top.  Wygladala  jak  zaginiona  starsza

siostra Jessiki Simpson.

- Ladna czapka - dodala z usmiechem.

Nate mial na sobie jedna z czapek Yale, które mu dala.

- Mam tez na sobie ochraniacz - dodal, starajac sie z calych sil zachowac kamienna twarz.

Zaczynal  nabierac  wprawy  w odgrywaniu  dupka.  Zlapal  slodka  buleczke  z  koszyka  na  stole  i

wsadzil sobie cala do ust. - Jestem cholernie glodny - powiedzial z pelnymi ustami.

- Jedz,  ile  chcesz  -  rzucila  hojnie  irenerka.  -  Jestem  przyzwyczajona  do  przebywania  w

towarzystwie calej druzyny wyglodnialych chlopaków.

- Yhm - chrzaknal Nate.

Bedzie  trudniej,  niz  sie  spodziewal.  Zlapal  w palce  caly  kawal  masla  i  wepchnal  go  sobie  do

ust, w których jeszcze mial bulke.

- Wiec powiedz mi, dlaczego wlasciwie mam chciec grac z tymi mieczakami?

Trenerka pociagnela lyk koktajlu z szampana i soku pomaranczowego.

- Jestes  typem  chlopaka,  który lubi  wyzwania,  widze  to.  Inaczej  zaczynasz  sie  nudzic.  Robisz

rzeczy, których mozesz zalowac. Moje zadanie to skopac ci tylek i obiecuje, ze to zrobie.

Nate przelknal grudke masla.  Nic  dziwnego,  ze  druzynie  z Yale  tak  dobrze  poszlo  w tym roku.

Musial  przyznac,  ze  byl  pod  wrazeniem.  Z  drugiej  strony,  przekonanie  go  do  Yale  bylo  zadaniem

- 94 -

background image

trenerki  -  glównym  powodem,  dla  którego  przy  jechala  do  Nowego  Jorku.  A  jego  zadaniem  bylo

sprawic, aby z niego zrezygnowano.

Moze zle sie zabral do rzeczy. Otarl usta i spojrzal swoimi zielonymi oczami, którym nie mozna

sie oprzec, prosto w niebieskie oczy trenerki.

- Czy ktos juz ci mówil, ze jestes prawdziwa laska? - Polozyl reke na jej kolanie pod siolem.

Trenerka posiala mu spokojny, pewny siebie usmiech.

- Bardzo czesto, zwlaszcza chlopcy z druzyny.

Nagle Nate poczul ostry, palacy ból w dloni.

-  Cholera!  -  wrzasnal,  zabierajac  reke.  Zwinal  dlon  na  swoich  kolanach.  Trenerka  z  Yale

drgnela go widelcem Krwawil!

- I  musze  przyznac,  ze  pociagasz  mnie.  Jestes  przystojnym  chlopakiem.  Ale  musi  mi

wystarczyc to, ze na jesieni zobacze  cie  w meskiej  szatni  w samych  ochraniaczach  z Yale.  -  Siegnela

do torebki i rzucila mu plaster. - Umowa stoi?

Nagle  Nate  zdal  sobie  sprawe,  ze  jednak  byc  moze  Yale  to  idealne  miejsce  dla  niego.  A  co

jesli  Blair  jednak  sie  dostanie?  Mogliby  razem  tam  sie  uczyc  i  zyc  dlugo  i  szczesliwie.  Moze  Serena

tez tam pójdzie i wszyscy troje beda mogli zyc dlugo i szczesliwie.

Malo prawdopodobne.

- Stoi - zgodzil sie i machnal na kelnera zdrowa reka.

Zamówil piwo i  rzucil  trenerce  ten  arogancki,  ujarany  usmiech,  który sprawial,  ze  dziewczyny

mdlaly, a nauczycielki stawialy mu piatki, chociaz zaslugiwal na trójc.

Trenerka przejechala kciukiem po zabkach widelca.

- Mysle, ze bede sie dobrze bawic, majac cie w druzynie - stwierdzila.

A my wszyscy bedziemy dobrze sie bawic, ogladajac go w samych ochraniaczach.

yale trafia do serca S spiewem

Nigdzie  nie  bylo  widac  przewodnika  Sereny  po  Yale,  ale  to  zadna  niespodzianka,  skoro

spóznila sie ponad godzine.

- Wróc  kolo  trzeciej  -  powiedziala  jej  recepcjonistka  z  biura  rekrutacji.  -  Wtedy  zaczyna  sie

nastepne oprowadzanie.

Serena  stala  przed  centrum  dla  odwiedzajacych  -  zabytkowym  bialym  budynkiem  z  czarnymi

- 95 -

background image

okiennicami - i zastanawiala sie. co teraz.

- Do re mi fa sol la si do! - Dobiegl ja glos meskiego chóru z drugiego konca Elm Street.

- La, la, la, la! - rozleglo sie znowu.

Serena  ruszyla  ulica  w  kierunku  glosów,  ku  imponujacej  kaplicy  Battell.  Gdy  dotarla  na

miejsce,  zobaczyla  grupe  chlopców,  chór  stojacy  pod  lukiem  drzwi  i  cwiczacy  glos.  Slyszala  o

slynnych Whilffenpoofs, meskiej grupie z Yale, spiewajacej a cappella, ale nigdy ich nie  slyszala.  Nie

miala pojecia, jacy sa uroczy!

Nagle  zaczeli  spiewac  Midnight  Train  to  Georgia.  Serena  usiadla  u  stóp  schodów

prowadzacych  do  kaplicy.  Miala  nadzieje,  ze  nie  beda  mieli  nic  przeciwko  temu,  ze  zostanie  i

poslucha.  I  popatrzy  -  na  chlopiecego  blondyna  z  przodu,  spiewajacego  tenorem,  który  co  i  rusz

wystepowal  w  przód  i  spiewal  slodkie,  krótkie  solo;  na  umiesnionego  gracza  w  rugby  z  tylu,  który

spiewal  najglebszym  barytonem,  jaki  w zyciu  slyszala;  na  piegowatego  kujona,  który  wreszcie  mógl

sie  wykazac;  na  wysokiego,  bladego,  chudego  chlopaka  o  miekko  opadajacych,  ciemnych  wlosach,

który  spiewal  solo  z  cudownym  angielskim  akcentem  i  nosil  buty  w  stylu  lat  czterdziestych  jak

najprawdziwszy dandys.

Miala  ochote  wstac  i  zaspiewac  wlasne  solo  a  cappella:  „Chlopcy  z  Yale,  chlopcy  z  Yale.

Mniam, mniam, mniam!”

Chlopcy zaspiewali ostatnia, dluga, slodka nute, stajac na  palcach,  zeby  ja  wyciagnac.  Potem

blond tenor, nucac, zbiegl po schodach kaplicy w strone Sereny. Gdy dobiegl do niej,  opadl  na  kolana

i zapatrzyl sie na nia.

- „Raz, dwa, trzy... Piekna dziewczyno, czy nie zakochalabys sie we mnie?” - zaspiewal.

Serena zachichotala. Zartowal sobie?

- „Piekna  dziewczyno,  nie  zechcialabys  byc  moja  rodzina?”  -  podlapal  piosenke  gracz  rugby,

stojacy u szczytu schodów.

- „Piekna dziewczyno, a moze poswiecilabys popoludnie na  calowanie  mnie  w cieniu  drzewa?

” - zgodnie dolaczyla reszta grupy.

Serena  wsunela  dlonie  pod  uda,  czerwieniac  sie  straszliwie.  Teraz  juz  rozumiala,  dlaczego

Blair tak bardzo chciala isc do Yale!

- „Dzis  jest  niedziela,  a  w  niedziele  zamiast  mówic,  spiewamy.  Jest  sliczny  dzien.  Nie

poszlabys ze mna na spacer?” - zaspiewal blond tenor, biorac ja za reke.

Serena  zawahala  sie.  To  bylo  z jego  strony  dosc  bezczelne,  tak  podejsc  i  zaczac  jej  spiewac.

Chlopak zauwazyl jej wahanie.

- Nazywam sie Lars. Jestem na drugim roku - szepnal, jakby bal sie, ze reszta grupy uslyszy, ze

- 96 -

background image

mówi, zamiast spiewac. - To byla improwizacja. Na okraglo tak robimy.

Serena  troche  sie  uspokoila.  Lars  mial  wspaniale  jasnoniebieskie  oczy  i  drobniutenkie  piegi

na nosie. Nosil dokladnie takie same jasnobrazowe buty od Camper, jakie kupila na urodziny bratu.

- Przegapilam spotkanie ze swoim przewodnikiem - przyznala sie.

- „Ja cie oprowadze, nie ma sprawy” - odspiewal.

Spojrzala  ponad  jego  ramieniem  na  College  Street  i  stara  czesc  kampusa  Yale.  Grupa

dziewczyn  bawila  sie  frisbee  na  trawniku  New  Haven,  a  wokól  nich  wznosily  sie  strzeliste  okna

starych budynków. To bylo piekne miejsce.

- „Piekna dziewczyno, wszyscy cie oprowadzimy” - zaspiewali Whiffenpoofs.

Serena  znowu sie  rozesmiala  i  pozwolila,  aby  Lars  pomógl  jej  wstac.  Skoro  Yale  chce  jej  tak

bardzo, to niech ja ma!

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

MALO ZNANE FAKTY (ALBO WIERUTNE KLAMSTWA - SAMI OCENCIE)

W Georgetown dziala organizacja prostytutek  pod przykrywka  stowarzyszenia  dziewic.  To  wyjatkowo

zamknieta grupa, która istnieje od pól wieku.

Seryjna  morderczyni  podrózujaca  z fretka  i  uzywajaca  egzotycznych imion  typu  Fantasia  i  Tinkerbell

znajduje sie na wolnosci w okolicach Nowego Jorku. Ulubiona bron: oskard.

Sprytna  oszustka  podaje  sie  za  czlonka  komisji  rekrutacyjnej  uniwersytetu  Brown,  przyjmuje

studentów i zbiera czesne. Kiedy studenci pojawiaja sie na jesieni, okazuje sie, ze na  uniwerku  nikt  o

nich nie slyszal. Jak na razie wladze usiluja przyskrzynic sprawczynie tych skandalicznych matactw.

- 97 -

background image

W najnowszym  wydaniu  „Treat”  zamieszczono  artykul  Czy  rozmiar  piersi  ma  znaczenie?  Myslicie  o

tym samym, co ja?

Wydzial sztuk w Brown pieje z zachwytu nad najmlodszym profesorem z Wenezueli, który specjalizuje

sie w olejnych abstrakcyjnych portretach ikon pop - kultury,  zwlaszcza  ze  swiata  nastolatków.  Znowu

zapytam: myslicie o tym samym, co ja?

Oczywiscie to wszystko moze byc stekiem bzdur.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Jak  to  jest,  ze  nie  martwisz  sie  wyborem  college'u?  Zaczynam  myslec,  ze  moze  tak

naprawde  chodzisz  dopiero  do ósmej  klasy  i  tylko  masz  starsza  siostre  albo  brata,  czy  cos

takiego, i stad wiesz tyle rzeczy.

ptaszek

O: Drogi ptaszku!

Uwielbiam to, ile czasu poswiecacie, myslac o MNIE. Czy stane sie taka ikona pop -  kultury,

o których ludzie pisza doktoraty, jak Madonna?  Powiem  ci  tylko  jedno:  ósma  klasa  -  bylam,

widzialam.

P

P: Droga P!

Wywalili  mnie  z  Brown,  zanim  jeszcze  zaczalem  pierwszy  rok.  Naprawde  zaskoczylo  mnie

to,  ze  w  ogóle  mnie  przyjeli,  bo  w  ostatniej  klasie  mialem  praktycznie  same  dwóje.  W

koncu jednak  okazalo  sie,  ze  wcale  mnie  nie  przyjeli.  Bylem  zamieszany  w  ten  przekret  -

ktos  przyjmowal  dzieciaki  i  bral  od  rodziców  pieniadze,  a  szkola  nic  o  tym  nie  wiedziala.

Teraz nosze sprzet graczy w klubie golfowym mojego ojca.

putter

O: Drogi putterze!

W pewnym sensie mam nadzieje, ze jestes tym znudzonym, wiecznie  ujaranym  chlopakiem,

- 98 -

background image

jak  ten  w  klubie  golfowym  MOJEGO  ojca,  który  wiecznie  opowiada,  ze  przyjeto  go  do

Brown, a  potem wydalono.  To  dobra  historia.  Mam  nadzieje,  ze  nic  takiego  nie  przydarzy

sie mnie ani nikomu z moich przyjaciól.

P

P: Droga P!

Czy mozesz mi wyjasnic, jaka jest róznica miedzy dziewczyna,  która  po prostu  umawia  sie  z

róznymi facetami, a zdzira? Bo wiem, ze moge  wygladac  na  zdzire,  ale  co  jest  zlego  w tym,

ze  ma  sie  duzo  kumpli?  Zaden  z  chlopaków  nie  ma  nic  przeciwko.  Tylko  dziewczyny  sie

czepiaja.

popularna

O: Droga popularna!

Spoko, spoko, spoko.  W gruncie  rzeczy  pewna  dziewczyna  bliska  memu sercu  -  znana  tutaj

jako  S  -  nalezy  wlasnie  do  tego  typu  dziewczyn  i  sama  zobacz,  jak  swietnie  na  tym

wychodzi!

P

Na celowniku

Jakas  halasliwa  dziewczyna  o  fioletowoczarnych  wlosach,  która  nosi  zywa  rybe  w  niebieskiej

plastikowej torbie, ciaga V i D po Chinatown. Powiedzmy tylko, ze przez pewien czas nie zamierzam u

nich  jadac.   w  salonie  Elizabeth  Arden  Red  Door  po  godzinach  otwarcia,  w  niedziele.  Potraficie

przeliterowac  „korekta koloru”? S z czolem  przycisnietym  do szyby  pociagu  New  Haven  -  Nowy  Jork

cicho pociaga nosem. Chyba niewiele spala w ten weekend, prawda? N w ciemnym  zaulku  sprzedaje

swoja  bluze  z Brown  za  paczke  trawki  za  dziesiatke.  Mala   biega  w  Riverside  Park.  Próbuje  zlapac

kondycje przed nastepna sesja zdjeciowa?

Kto by pomyslal, ze ten weekend tyle zmieni w naszym zyciu?

Do zobaczenia jutro w szkole.

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

- 99 -

background image

B zasluguje na medal

- Do  pani  M dzwoniono  z Georgetown  -  w szkolnej  bibliotece  Constance  Billard  szepnela  do

Kati Farkas Rain Hoffstetter.

Dziewczyny  udawaly,  ze  wybieraja  ksiazki  na  temat  wspólczesnego  malarstwa

amerykanskiego do czytania w czasie przerwy na samodzielna nauke.

- W  sobote  wieczór  Blair  i  grupa  dziewczyn  z  Georgetown  zostaly  przylapane  na  uprawianiu

seksu  za  pieniadze.  Poszly  do jakiegos  baru  dla  samotnych  i  przez  cala  noc  podrywaly  facetów.  Jej

matka przychodzi na rozmowe do biura pani M, bo teraz nawet nie moze jechac do Georgetown.

Blair -  rzecz  jasna  -  wlasnie  powiedziala  bibliotekarce,  ze  nie  bedzie  sie  uczyc,  bo ma  wazne

spotkanie razem z matka w gabinecie pani dyrektor.

- Tak  myslalam  sobie,  ze  wyglada  dzis  zabawnie  -  zastanawiala  sie  na  glos  Isabel  Coates.  -

Pewnie jesli tyle sie czeka, zeby stracic dziewictwo, to równie dobrze mozna chciec na tym zarobic.

- Ale dlaczego nosi rajstopy? Dzisiaj jest ze dwadziescia stopni! - zauwazyla Kati.

Laura Salmon zachichotala.

- Moze dostala jakiejs pokrzywki, no wiecie, po takiej ilosci seksu.

A moze pozwolila czterem pijanym dziewczynom ogolic sobie nogi?

Gabinet pani M znajdowal sie na parterze, na koncu korytarza  za  recepcja.  Kiedy  Blair  szla  do

dyrektorki, zauwazyla, ze biurko recepcjonistki jest zastawione kwiatami, glównie bukietami róz.

- Z jakiej to okazji? - zapytala Donne, nowa recepcjonistke na pól etatu.

Donna wzruszyla ramionami i przybila pieczatke z nazwiskiem pani M na kolejnym liscie.

- Sama mi powiedz.

Blair  sprawdzila  wizytówke  przy  najwiekszym  bukiecie,  wspanialej  mieszance  zóltych  róz  i

frezji.  Sereno,  Sereno,  napisano.  Ciagle  spiewam  twoje  imie.  A  podpisano:  Caluje.  Lars  i

Whiffenpoofs z Yale.

- To jasne - skrzywila sie Blair, idac do gabinetu pani M.

Moze gdyby byla taka sama zdzira i przespala sie z kazdym chlopakiem  z Whiffenpoofs,  to tez

by sie dostala do Yale.

Gabinet  pani  M  byl  caly  w  trzech  kolorach:  czerwonym,  bialym  i  niebieskim.  Tapeta  w

niebiesko - biale paski. Czerwony dywan. Granatowa sofa. Krzesla obite czerwono -  bialym  perkalem.

- 100 -

background image

Bardzo  to bylo  patriotyczne.  Nawet  pani  M  byla  czerwono  -  bialo  -  niebieska:  granatowy  zakiet  ze

spodniami  w  stylu  starej  panny,  czerwona  szminka,  blada  cera  i  czerwony  lakier  na  paznokciach.

Tylko jej wlosy, brazowe i krecone, wylamywaly sie ze schematu.

- Podobaja mi sie twoje krótkie wlosy - stwierdzila pani M, gdy Blair weszla do pokoju.

Pewnie,  ze  ci  sie  podobaja,  ty lesbo,  pomyslala  Blair,  usmiechajac  sie  uprzejmie.  Pogladzila

sie po wlosach.

- Dziekuje.

Wlasciwie  to  ulzylo  jej,  ze  minelo  juz  tyle  czasu,  a  nikt,  nawet  matka,  nie  zauwazyl,  ze

przefarbowano  jej  naturalne,  ciemnobrazowe wlosy  na  jaskrawozólty,  a  potem  z  powrotem  na  bra-

zowy. Kolorystka odwalila kawal dobrej  roboty,  ale  teraz  odcien  wlosów  byly  nienaturalnie  jednolity,

a skóra szczypala ja jak wsciekla od takiej ilosci chemikaliów.

Blair usiadla na sofie i wtedy, kolyszac sie,  weszla  do gabinetu M jej  matka,  trzymajac  sie  za

brzuch,  jakby  dziecko  mialo  wypasc,  gdyby  przestala  je  przytrzymywac.  Pasemka  blond  pazia

przykleily jej sie do policzków, a skóre miala zaczerwieniona i w plamach. Powachlowala sie dlonia.

- W zeszlym roku o tej porze gralam pelen mecz tenisa piec razy w tygodniu. A teraz  nie  moge

przejsc przecznicy, nie zalewajac sie potem!

Pani M poslala jej uprzejmy usmiech, jak zawsze, gdy rozmawiala z rodzicem.

- Bieganie za dzieckiem szybko przywróci pani dobra forme.

Jasne, jakby w ich apartamencie w pokoju pokojówki nie spala juz niania!

Blair  przewrócila  oczami  i  podrapala  sie  po piekacych  od golenia  lydkach.  Nie  przyszla  na  to

spotkanie,  zeby  rozmawiac  D  dzieciach.  Przez  okno  gabinetu  dojrzala  kobiete  w  wojskowym

mundurze polowym,  idaca  Dziewiecdziesiata  Trzecia.  Ten  widok  podsunal  jej  pomysl.  Czy  nie  istnial

jakis program wojskowy, który sponsorowal nauke w college'u? Moglaby wstapic do wojska, pójsc na

Yale,  a  potem odsluzyc  minimum  wymaganej  sluzby.  Wyobrazila  sobie  siebie  po pas  w zabloconych

okopach,  walczaca  z wrogiem,  podczas  gdy  inni  ucza  sie  w  bibliotekach  albo  cos  takiego.  Moglaby

zostac  bohaterem,  zdobyc  medal!  A  kiedy  uznano  by  ja  za  zaginiona  w  akcji,  Nate  ruszylby  jej  na

ratunek, ryzykujac zycie, zeby ja wreszcie odzyskac i przespac sie z nia po tylu latach.

Szeregowiec Blair. Juz niedlugo do dostania w twojej wypozyczalni kaset wideo.

Pani  M  usadowila  szeroki,  meski  tylek  w  obitym  czerwonym  materialem  fotelu  za

mahoniowym biurkiem.

- Skoro  jestescie  tu  obie,  chcialabym  pogratulowac  Blair  jej  wyników  w  szkole.  Nigdy  nie

miala  ocen  ponizej  czwórki.  Doskonala  frekwencja.  Wspanialy  popis  zaangazowania  i  umiejetnosci

przywódczych. Blair, dostaniesz wiele nagród z okazji ukonczenia szkoly.

- 101 -

background image

Matka  Blair  usmiechnela  sie  niewyraznie  do  dyrektorki.  Najwyrazniej  myslami  byla  gdzie

indziej.

- Wiec dlaczego nie dostalam sie do Yale? - dopytywala sie Blair. - Po co pracowac tak ciezko,

skoro szkola taka jak Yale przyjmuje glupsze ode mnie dziewczyny z mojej klasy?

Pani M przekladala papiery na biurku.

- Nie moge wypowiadac sie w imieniu Yale i trudno mi przyznac, ze  rozumiem  ich  decyzje.  Ale

wedlug naszych  danych  jestes  na  liscie  rezerwowych.  Nadal  istnieje  spore  prawdopodobienstwo,  ze

zostaniesz przyjeta.

Blair  skrzyzowala  rece  na  piersi.  To  nie  wystarczy.  Spiorunowala  wzrokiem  matke.  W  tym

momencie mama powinna przekupic pania M fura pieniedzy dla szkoly,  o ile  dyrektorka  wykona  kilka

telefonów do dziekana od rekrutacji  w Yale  i  zapewni  Blair  miejsce.  Ale  Eleanor  po prostu  siedziala,

gapila sie przez okno i dyszala jak pies latem.

- Mamo? - zapytala ostro Blair.

- Szuuu!  -  dyszala  Eleanor,  zapamietale  wachlujac  sie  dlonia.  -  Czy  moglabys  wezwac  dla

mnie samochód, kochanie? - Matka wstala z krzesla  i  przykucnela  na  szkarlatnym  dywanie  pani  M w

pozycji, która Blair rozpoznala z zajec w szkole rodzenia.  -  Szuuu!  Mysle,  ze  chyba  jestem  na  bardziej

zaawansowanym etapie, niz ktokolwiek sie spodziewal!

To sie nazywa wyczucie czasu.

Blair skrzywila sie, gdy matka zaczela oddychac, jak uczono ja w szkole rodzenia.

- Szuuu, szuuu, szuuu!

- Mamo!

Pani M zadzwonila do Donny w recepcji.

- Donna, dzwon po karetke. Pani Waldorf Rose chyba zaczela rodzic.

- Nie! - sprzeciwila sie Blair. - Lenox Hill jest kawalek stad. Samochód mamy czeka na  nia  pod

szkola. - Matka zlapala ja za reke i mocno scisnela. Blair miala wrazenie, ze dobrze mówi.

- Zapomnij - rozkazala pani M w wojskowym stylu, z którego dziewczyny zawsze  sie  nabijaly.  -

Samochód pani Rose  czeka  przed  szkola.  Powiedz  kierowcy,  ze  pani  Rose  wychodzi  i  musi  jechac  do

szpitala Lenox Hill.

- Szuuu, szuuu, szuuu! - dyszala Eleanor.

- Ale juz - warknela przez telefon pani M.

Blair wyciagnela z torebki telefon i zadzwonila do Cyrusa.

- Mama  rodzi  -  poinformowala  obojetnym  tonem  poczte  glosowa.  -  Jedziemy  do  szpitala.  -

Rozlaczyla sie i wsunela dlonie pod pachy matki. - Chyba nie chcesz jej tu rodzic, prawda, mamo?

- 102 -

background image

- Nie - zakwilila Eleanor i z trudem wstala. Objela Blair jedna reka  za  ramie,  druga  pania  M w

pasie. - Szuuu, szuuu, szuuu - dyszala, gdy we trzy szly korytarzem i wychodzily  przez  niebieskie  drzwi

Constance Billard.

- Zadzwonie do szpitala i powiem, ze jedziecie - zaproponowala rozsadnie pani M.

- Atak  serca?  -  zapytal  kierowca,  gdy  otwieral  dla  nich  drzwi.  Sprawial  wrazenie  prawie

szczesliwego z tego powodu.

- Nie, idioto - warknela Blair. - Rodzi. A gdybys sie zamknal, juz bysmy byly na miejscu.

- Szuuu, szuuu, szuuu! - sapala matka, sciskajac reke Blair, jakby umierala.

Gdy samochód odjezdzal od kraweznika, Blair spojrzala na okna biblioteki na drugim pietrze  w

szkole. W oknach pelno bylo twarzy dziewczyn gapiacych sie na ulice.

- O mój Boze. Chyba wlasnie urodzila w gabinecie pani M! - krzyknela Rain Hoffstetter.

- Kto? Blair? - zapytala Laura Salmon.

- Nie, kretynko, jej matka - wytlumaczyla jej Rain.

- To  na  pewno  wina  Blair.  Slyszalam,  ze  stres  moze  spowodowac  przedwczesny  poród  -

stwierdzila Isabel Coates.

- Biedna  jest  jej  mama.  „A,  tak  przy okazji,  pani  córka  jest  prostytutka.  I,  wlasnie  rodzi  pani

nastepne dziecko, któremu spieprzy pani zycie!” - dodala Nicki Button.

- Idzie! Szuuu! - syknela Eleanor, opadajac na czworaka na tyle samochodu. - To juz! -  jeknela,

wgryzajac sie w winylowy podglówek.

Blair odwrócila sie od okna i poklepala matke po ramieniu.

- Juz  prawie  jestesmy  na  miejscu,  mamo  -  mruknela,  cieszac  sie,  ze  to  ona  znalazla  sie  w

poblizu, gdy jej matka zaczela rodzic, a nie jakas denerwujaca sprzedawczyni z Saksa albo  ktos  taki.  -

Wyobraz  sobie...  -  Próbowala  przypomniec  sobie  cos,  o  czym  mówila  im  Ruth  na  zajeciach,  ale

pamietala  tylko  to  o  posladkach,  z  których  uchodzi  powietrze  jak  z  balonu,  a  lego  w  zyciu  nie

powiedzialaby  na  glos.  Zamiast  tego  pomyslala  o  czyms  co  jej  samej  pomagalo  sie  rozluznic.  -

Wyobraz sobie, ze jest miske czekoladowych  lodów  i  ogladasz  Sniadanie  u Tiffany'ego  - powiedziala

w koncu.

- Idzie,  juz!  -  wrzasnela  znowu  matka.  Klykcie  jej  zbielaly,  a  twarz  zrobila  sie  fioletowa  z

wysilku.

Blair zdala sobie sprawe, ze to niewazne, co powie. Poród sie  zaczal,  reszta  to kwestia  minut.

Samochód zatrzymal sie na swiatlach przy Osiemdziesiatej Dziewiatej i Park Avenue.  Pochylila  sie  do

przodu i przysunela do ucha kierowcy.

- 103 -

background image

- Chcesz, zebysmy kompletnie  zmasakrowaly  tylne  siedzenie,  czy  olejesz  swiatla  i  dowieziesz

nas na miejsce w trzydziesci sekund?

Kierowca wcisnal gaz i jednoczesnie ostro zatrabil.

Kobieta rodzila!

N i S tesknia za dawna paczka

Nate  wlasnie  wychodzil  ze  szkoly  po  burritos  i  trawke  za  dziesiec  dolców  na  lunch,  ale

zatrzymal  sie  gwaltownie.  Kobieta  o  jasnorudych  wlosach  siedziala  na  lawce  luz  przed  szkola  z

czarna  torebka  od Kate  Spade  grzecznie  na  kolanach  i  workiem  z  Brown  przy  stopach.  Na  kolanach

miala tez otwarta, gruba powiesc i wygladalo to tak, jakby siedziala w ten sposób juz od kilku  godzin.

Nate  wymknal  sie  tylem  i  zszedl  schodami  do  szatni  w  podziemiach.  Tym  razem  chyba  zignoruje

burczenie  w zoladku  i  zapomni  o tradycyjnym  skrecie  przed  trygonometria.  W  przeciwnym  wypadku

ryzykowalby, ze spotka Brigid.

- Stary, co ty kombinujesz? - zapytal Jeremy, obserwujacy go z dolu schodów.

- Nic takiego - burknal Nate. - Ej, jadles juz? - zapytal z nadzieja.

- Skad.  Ide  wlasnie  do sklepu.  Idziesz?  -  Jeremy  poklepal  kieszen  workowatych  spodni  khaki,

zeby Nate uslyszal suchy szelest bibulki i ziela. - Masz ochote najpierw na mala przystawke?

Nate wyciagnal dwudziestodolarowy banknot i podal go kumplowi.

- Przynies mi kanapke z tunczykiem i gatorade, czy cos takiego.

Jeremy wzial pieniadze.

- Co, znowu nie skonczyles trygonometrii?

- Nawet nie zaczalem.

Jeremy zdjal plecak i wyciagnal z niego zeszyt. Podal go Nate'owi.

- Zacznij przepisywac. Jak wróce, przyniose ci tu jedzenie.

- Dzieki - odpowiedzial z wdziecznoscia Nate.

Prawda  byla  taka,  ze  Jeremy  byl  jeszcze  gorszy  z  trygonometrii  od  niego,  ale  jako  przyjaciel

byl pierwsza klasa.

- Ej!  -  zawolal  Jeremy,  zatrzymujac  sie  u  szczytu  schodów.  -  Slyszales  o  matce  Blair?  Chyba

zaczela rodzic w czasie spotkania z dyrektorka w szkole.

Nate patrzyl na kumpla, jakby bal sie odpowiedziec, zeby nie uslyszala go Brigid. Uniósl  reke  i

- 104 -

background image

skinal  sztywno  glowa,  a  potem  ruszyl  do  zatloczonej  szatni.  Cholera.  Jezu  Chryste.  Czy  zycie  Blair

mogloby byc jeszcze bardziej popieprzone i melodramatyczne?

Poczekaj i sam sie przekonaj.

Szatnia na dole to jedyne miejsce w szkole, gdzie mozna korzystac z „urzadzen  kieszonkowych

”. Krecilo  sie  tam  pelno  chlopaków,  sluchajacych  odtwarzaczy  MP3  albo  tloczacych  sie  w  grupkach

przy laptopach, na których ogladali DVD. Nate usiadl przed swoja szafka  na  zimnej  podlodze  pokrytej

linoleum  w  zgnilozielonym  odcieniu.  Wyciagnal  telefon  i  zadzwonil  na  komórke  do  Sereny.  Rzecz

jasna, nie mógl zadzwonic do Blair. Nie kiedy byla w szpitalu przy matce i w ogóle.

Tak jakby w ogóle zamierzal do niej zadzwonic. Cykor.

Serena  siedziala  w  bibliotece  w  Constance  Billard  na  najbardziej  pozadanym  miejscu  przy

oknie  i  udawala,  ze  ignoruje  plotki,  krazace  po  sali.  Zwlaszcza  ze  polowa  byla  na  jej  temat.

Doskonale  zdawala  sobie  sprawe,  ze  cala  szkolna  recepcja  na  dole  wyglada  jak  pokaz  kwiatów  od

Macy'ego i ze wszystkie przyslali jej wielbiciele z Ivy  League.  Ale  jak  mogla  rozkoszowac  sie  faktem,

ze  zakochala  sie  w  trzech  róznych  chlopcach,  skoro  nie  miala  z  kim  podzielic  sie  wrazeniami?  Jak

miala wybrac jednego z nich bez obiektywnej rady najlepszej przyjaciólki?

Czekaj no, a nie miala wybierac college'u?

Najwyrazniej  Blair  wsciekla  sie  jak  cholera  z powodu tego  Yale  i  nie  zamierzala  rozmawiac  z

Serena.  No  i  wygladalo  na  to,  ze  teraz  i  tak  przez  jakis  czas  bedzie  zajeta,  skoro  nieoczekiwanie

przybedzie jej mala siostrzyczka. Serena nie mogla pójsc  do zadnej  ze  swoich  rzekomych  przyjaciólek

i  kolezanek  z  klasy  typu  Isabel  Coates  albo  Kati  Farkas,  bo  -  sadzac  po  plotkach,  które  krazyly  po

szkole  -  uwazaly,  ze  Serena  przespala  sie  z cala,  orkiestra  Harvardu,  z  kazdym  profesorem  wydzialu

sztuki w Brown i wszystkimi czlonkami chóru Whiffenpoofs w Yale.

- Slyszalam,  ze  zrobila  to nawet  z pierwszym  skrzypkiem  -  mruknela  niezbyt  dyskretnie  jedna

dziewczyna. - To jakies pietnastoletnie cudowne dziecko z Japonii.

- A  znasz  tego  profesora  z  wydzialu  sztuki  w  Brown,  z  którym  sie  spiknela?  To  najstarszy

tamtejszy nauczyciel. Pracuje tam, odkad zalozono szkole!

Od 1764 roku? No to rzeczywiscie jest bardzo stary!

- Slyszalam,  ze  ukradla  scenariusz  o  Audrey  Hepburn,  który  napisala  dla  Yale  Blair.  I  dzieki

temu sie dostala. Blair dowiedziala sie i teraz sa smiertelnymi wrogami.

Dla  Sereny  to nie  byla  pierwszyzna,  ze  jest  bohaterka  tak  obrazliwych  plotek.  Jej  tajemniczy

powrót na  jesieni  do Constance  po prawie  dwóch  latach  w szkole  z internatem  sprawil,  ze  stala  sie

weteranka w wojnie na pólprawdy i plotki. I wiedziala, jak najlepiej sobie z nimi radzic: ignorowac.

- 105 -

background image

Nagle  zabuczal  jej  telefon  i  zawibrowal  w  kieszeni  rózowego  plóciennego  plecaka  od  Lulu

Guinnessa. Zerknela i rozpoznala numer Nate'a.

- Hej  -  szepnela,  przykladajac  telefon  do  uchu  i  chowajac  sie  za  wielkim  podrecznikiem  do

chemii. - Slyszales o matce Blair?

- Dlatego dzwonie - odparl Nate. - Co sie stalo?

Serena nie nalezala do osób, które lubia opowiadac banialuki.

- Nie  jestem  pewna.  Wiem  tylko,  ze  Blair  poszla  na  rozmowe  z  dyrektorka,  i  nagle  ona  i  jej

matka praktycznie wybiegly  ze  szkoly  do samochodu.  Recepcjonistka  powiedziala  paru  dziewczynom

z naszej klasy, ze matka Blair rodzila i pojechaly do Lenox Hill.

- Jezu - mruknal Nate.

- Wlasnie - Serena odparla. - Miala termin dopiero na czerwiec.

- Myslisz, ze powinnismy isc do szpitala? Jutro czy jakos tak? Moglibysmy wziac kwiaty i...

- Nie wiem - odparla z wahaniem, chociaz z pewnoscia miala sporo  kwiatów  do rozdania.  -  To

wlasciwie prywatna, rodzinna sprawa. Mozemy nie byc mile widziani.

Wlasciwie to matka Blair zawsze traktowala  ich  jak  rodzine. To  Blair  nie  chciala  ich  widziec  i

oboje o tym wiedzieli.

- Aha - zgodzil sie Nate. - Pewnie masz racje. Ja chyba tylko... - Urwal.

- Wiem - odparla cicho Serena.

Oboje  marzyli,  zeby  znowu we  trójke  tworzyli  paczke,  tak  jak  kiedys.  Szkoda,  ze  Blair  tak  sie

na nich wkurzyla.

- Najgorsze  jest  to,  ze  wlasciwie  podoba  mi  sie  pomysl  pójscia  do Yale  -  przyznal  sie  Nate.  -

Blair mnie zabije.

Serena wyjrzala przez okno. Facet od wyprowadzania psów prowadzil  naraz  dwadziescia  psów

w strone Central Parku. Odchylil do tylu glowe i spiewal na cale pluca.

- Ja  wlasciwie  tez  -  stwierdzila,  chociaz  nie  byla  do  konca  przekonana.  Drew.  Christian  czy

Lars? Jak ma zdecydowac? - A moze powinna zrobic sobie rok przerwy.

- Moglibysmy wszyscy wyladowac w Yale - myslal na glos Nate.

No to by bylo cos.

- Moze  -  zgodzila  sie  Serena.  Nagle  uderzylo  ja,  ze  w  bibliotece  panuje  nienaturalna  cisza.

Zerknela ponad podrecznikiem, zeby zobaczyc, co  sie  dzieje,  i  czterdziesci  par  oczu  szybko  odwrócilo

wzrok. Cala biblioteka podsluchiwala jej rozmowe.

Cóz, miala za swoje, skoro rozmawiala przez telefon w bibliotece,  co,  jak  wszyscy  wiemy,  jest

zabronione.

- 106 -

background image

- Bede juz konczyc - rzucila szybko do Nate'a. - Zaraz i tak bedzie dzwonek.

- Ej - powiedzial Nate, nim sie rozlaczyl - czy ta dziewczyna, co goli glowe, nadal robi  wywiady

z ludzmi w parku?

- Chyba tak - odparla Serena.

- To super - odpowiedzial z roztargnieniem. - Na razie - dodal i rozlaczyl sie.

Serena  zamknela  podrecznik.  Moze  powinna  zasuszyc  kilka  przyslanych  jej  kwiatów  w  tej

ksiazce i zrobic dla matki Blair jakas ladna kartke albo cos takiego.

Nate  schowal  telefon  do kieszeni  i  skoczyl  na  góre,  zeby  pójsc  do kwiaciarni  i  wyslac  matce

Blair  jakis  bukiet.  W ostatniej  chwili  przypomnial  sobie,  dlaczego  chowal  sie  w  szatni.  Brigid  nadal

siedziala i na niego czekala.

Obrócil  sie,  wrócil  powoli  na  dól  i  wykrecil  numer  411.  Blair  zawsze  mówila,  ze  gdyby

mieszkali razem, zamawialaby trzy razy w tygodniu  kwiaty  od Takashimayi.  Naprawde  byla  marudna,

jesli idzie o kwiaty. Wybral numer.

- Chcialbym  poslac  kwiaty  pacjentce  szpitala  Lenox  Hill  na  Manhattanie  -  powiedzial  do

kobiety po drugiej stronie.

Jeremy zbiegl ze schodów za jego plecami.

- To mile - stwierdzil, podajac kumplowi torbe z szarego papieru i garsc reszty.

- Na bileciku prosze napisac „Caluje, przecinek, Nate” - powiedzial Nate.

To mile.

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

OGLOSZENIA O NARODZINACH W „NEW YORK TIMESIE”

Przygotowywalam  dla  nich  ogloszenie  o  slubie,  a  teraz  raptem..  hm,  piec  miesiecy  pózniej  pisze

- 107 -

background image

ogloszenie o narodzinach. Wobec tego:

Yale  Jemimah  Doris  Rose,  córka.  Miala  pojawic  sie  na  poczatku  czerwca,  ale  ten  maty  krasnal  nie

mógl  sie  doczekac.  Wobec  tego  urodzila  sie  w  szpitalu  Lenox  Hill  przy  Upper  East  Side  na

Manhattanie  o  drugiej  siedemnascie  po  poludniu.  Dwudziestego  kwietnia,  wczoraj.  Czas  porodu:

czterdziesci  piec  minut.  Waga:  piec  kilo  i  piecdziesiat  cztery  gramy.  Wzrost:  czterdziesci  osiem

centymetrów.  Gdyby  poczekala  troche  dluzej,  bylaby  jak  Big  Mac,  a  nie  jak  maly  Whopper.  Dumni

rodzice  to  Eleanor  Waldorf  Rose,  dama  z  towarzystwa,  oraz  Cyrus  Solomon  Rose,  inwestor

budowlany,  mieszkajacy  przy Wschodniej  Siedemdziesiatej  Drugiej.  Rodzenstwo  Aaron  Elihue  Rose,

lat siedemnascie; Tyler Hugh Waldorf Rose, lat dwanascie, Blair Cornelia Waldorf,  lat  siedemnascie,

która odpowiada  za  niezwykle  imie  dziecka.  Blair  najwidoczniej  ma  nadzieje,  ze  nowa  siostrzyczka

przyniesie  jej  szczescie  na  uniwersytecie  o tym  samym  imieniu.  Bóg  jeden  wie,  ze  potrzebuje  tego

szczescia. Matka i dziecko maja sie dobrze. Rodzina wraca do apartamentów jutro popoludniu.

Wasze e - maile

P: Droga Plotkaro!

Zeszlego  wieczoru  zobaczylam,  ze  mój  starszy  brat  czyta  w  lózku  „Treat”.  Zabralam  mu

pismo, ale pokazal  mi  strone, która  tak  go  wciagnela.  Byla  tam  dziewczyna  z mojej  klasy  z

Constance w biustonoszu do biegania, który byl dla niej zdecydowanie za maly.  Stala  razem

z modelkami  ustawionymi  wedlug  rozmiaru  piersi.  Brat  zapytal,  czy  moze wyrwac  sobie  to

zdjecie i powiesic w szafce. Powiedzialam, ze nie, ale pewnie i tak kupi sobie to pismo.  Gdy

bym byla na miejscu tej dziewczyny, chyba umarlabym ze wstydu.

feniks

O: Drogi feniksie!

Miejmy nadzieje - przez wzglad na twoja kolezanke  z klasy  -  ze  twój  brat  nie  ma  zbyt  wielu

kolegów.

P

Na celowniku

Cala  grupa  dziewczyn  z  ostatniej  klasy  Constance  Billard  w  Wicker  Garden  przy  Madison  Avenue

- 108 -

background image

grucha nad drobiazgami dla dzieci. Kazdy pretekst jest dobry, zeby pójsc na zakupy. J i  E przypadkiem

wsiadaja do tego samego autobusu i przez cala jazde udaja,  ze  sie  nie  widza.  Nadal  gniewaja  sie  na

siebie,  hm?  V robi  sobie  fioletowe  pasemka  w  salonie  fryzjerskim  w  Williamsburgu.  Ej,  jak  moze

zrobic  sobie  pasemka,  skoro  nie  ma  wlosów?!   wychodzi  ukradkiem  ze  szkoly  dla  chlopców

Swietego  Judy  po tym, jak  juz  nawet  wozny wyszedl.  Kurcze,  ale  z niego  paranoik.  B w  Zitomer  przy

Madison  kupuje  pieluchy  i  spioszki  z  kaszmiru  za  trzysta  dolarów.  Zgadnijcie,  kto  bedzie  ulubiona

starsza siostra tej malej? S spaceruje po parku i rozdaje kwiaty bezdomnym. Licza sie intencje.

Ide do kiosku obejrzec to pisemko!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

rozmiar sie liczy

Dan  wszedl  na  pierwsza  lekcje  angielskiego  we  wtorek  i  zobaczyl,  ze  wszyscy  chlopcy  w

klasie slecza nad jakims pisemkiem dla nastolatek.

- Ludzie  nie  zdaja  sobie  sprawy,  ze  na  zywo wygladaja  na  jeszcze  wieksze  -  rzucil  ze  swojej

lawki na koncu sali Chuck Bass, najmniej lubiany przez Dana chlopak ze szkoly Riverside.

Chuck mial na sobie wojskowy, zielony beret, który odebral  w West  Point  w ostatni  weekend.

To byla nowa ulubiona rzecz, z która - tak jak ze  sniezna  malpka  -  nie  rozstawal  sie,  nawet  gdy  szedl

do lazienki. Chuck podniósl wzrok:

- Mam racje?

Dan mial nieprzyjemne wrazenie, ze Chuck mówi do niego.

- Jakby  byly  napelnione  helem  albo  cos  takiego  -  dodal  drugi  chlopak,  pochylajacy  sie  nad

lawka Chucka, zeby na cos spojrzec.

Chuck pokrecil glowa. Jego ciemne wlosy siegaly juz prawie podbródka i ukladaly  sie  w pazia,

którym potrzasal z nieskrywana duma.

- Stary, gdyby byly pelne helu, to ona by latala. -  Zerknal  znowu do pisma.  Jego  zloty  sygnet  z

monogramem i rózowym oczkiem  blyszczal  w ostrym  swietle.  Chuck  zerknal  znowu na  Dana.  -  Stary,

to twoja siostra. O co jej, do cholery, chodzi?

Dan odruchowo chcial powiedziec Chuckowi, zeby sie pieprzyl, ale poniewaz dotyczylo  to jego

- 109 -

background image

mlodszej siostry Jenny, która czesto pakowala sie w rózne klopoty,  poczul,  ze  powinien  sprawdzic,  co

jest  grane.  Usiadl  na  lawce  przed  Chuckiem  i  oparl  stopy  na  krzesle.  Na  podlodze  cos  ruszalo  sie  w

pomaranczowej  torbie  od Prady  Chucka.  Nagle  wyjrzal  z niej  bialy  lebek  o oczach  jak  zlote  kulki.  To

byla malpka Chucka, szczerzyla sie szatansko.

Dan spiorunowal wzrokiem Chucka.

- O co chodzi z moja siostra?

Chuck z glupawym usmieszkiem podal mu pismo. - Nie mów, ze nic o tym nie wiedziales.

Czasopismo  bylo  otwarte  na  dwustronicowym  zdjeciu  zatytulowanym  Czy  rozmiar  piersi  sie

liczy?  Artykul  byl  powazna  dyskusja  na  temat  pozycji  towarzyskiej  dziewczyn  w  zaleznosci  od

wielkosci biustu.  Wychodzilo  na  to,  ze  jesli  masz  zbyt  male  lub  zbyt  duze  piersi,  to prawdopodobnie

bedziesz  bojkotowana  towarzysko.  Jesli  twoje  piersi  sa  okragle,  ale  nie  potwornie  wielkie,  to  bede

uwazac  cie  za  zdzire.  Popularne  dziewczyny  maja,  zwykle  ladny,  sredni  rozmiar:  34  B.  Dan  przyjrzal

sie zdjeciu. Jenny i piec innych dziewczyn ubrano w podobne  niebieskie  staniki  do biegania  i  szorty  z

lycry.  Ustawiono  je  przed  siatka  do  siatkówki  wedlug  rozmiaru  biustu,  od  najwiekszej  do

najmniejszej.  Pozostale  dziewczyny  byly  modelkami  -  blondynki  o  szerokich,  idealnych  usmiechach,

plaskich brzuchach i zlotej opaleniznie. Dziewczyna obok Jenny  ewidentnie  miala  implanty,  ale  mimo

to  jej  piersi  nie  byly  tak  wielkie  jak  Jenny,  w  stu  procentach  naturalne.  Piersi  Jenny  wygladaly

nienormalnie  i  prawie  dziwacznie,  upchniete  w  za  malym  staniku  do  biegania.  A  zeby  bylo  jeszcze

gorzej, Jenny wywalila jezyk,  a  jej  wielkie,  brazowe  oczy  blyszczaly  tak,  jakby  bawila  sie  jak  nigdy  w

zyciu.

- Chryste - mruknal Dan.

Rzucil  czasopismo  na  lawke  Chucka.  Dlonie  zaczely  mu  sie  pocic  i  drzec,  jak  zawsze,  gdy

musial zapalic.

Wiedzial,  ze  artykul  ma  na  celu  pomóc  dziewczynom  o  duzych  piersiach.  I  byla  tam  Jenny,

która  wygladala  dziwacznie,  ale  sprawiala  wrazenie  dumnej  z  siebie.  Ale  to  nie  powstrzyma

wszystkich  facetów,  którzy zobacza  to zdjecie  przed  wyrwaniem  go,  dopisaniem  jakiegos  sprosnego

komentarza, a potem przyklejeniem na drzwiach w toalecie.

- Pisza  tutaj,  ze  osmiu  facetów  na  dziesieciu  woli  sliczna  dziewczyne  z  przecietnym  biustem

od przecietnej dziewczyny z wielkimi cyckami - rozwodzil sie Chuck.

Dziekujemy, kapitanie Dupku.

To  bylo  calkiem  oczywiste  dla  Dana,  ze  jego  siostra  tak  bardzo  chciala  zostac  modelka,  ze

nawet  nie  pomyslala,  jak  bedzie  wygladac  to  zdjecie.  Z  drugiej  strony,  nie  tak  dawno  bardzo

kompromitujace zdjecia Jenny pojawily sie w Internecie. Ludzie gadali o tym dzien albo dwa  i  bylo  po

- 110 -

background image

sprawie. A Jenny w ogóle sie tym nie przejela. Jest jak pan Magoo: pakuje  sie  na  oslep  w najbardziej

zenujace  i  dziwaczne  sytuacje,  i  wychodzi  Z  nich  cala  i  zdrowa,  nikogo  nie  winiac.  Mial  nadzieje,  ze

tym razem bedzie tak samo, ale na wszelki wypadek Dan postanowil ja ostrzec.

Jenny  siedziala  sama  przy  lustrzanej  scianie  na  tylach  stolówki  w  podziemiach  Constance

Billard  i  jadla  grillowana  kanapke  z serem  i  marynatami.  Skupila  sie  na  uwaznym  ulozeniu  marynat

na toscie i próbowala udawac, ze nie przeszkadza jej, ze je sama. Wokól  niej  panowala  dziwna  cisza,

której nie potrafila wytlumaczyc,  ale  za  kazdym  razem,  gdy  zerkala  w lustra,  widziala  pochylone  nad

talerzami glowy kolezanek ze szkoly, jedzacych w ciszy.

Jasne.  Od  kiedy  dziewczyny  w  szkole  sredniej  jedza  w  ciszy?  Tak  naprawde  to  na  sali

buzowalo - buzowalo od najswiezszych, soczystych ploteczek.

- Slyszalam,  ze  nawet  jej  za  to  nie  zaplacili.  Zglosila  sie  na  ochotnika  -  szepnela  Vicky

Reinerson.

- Ale to Serena jej zalatwila, pamietasz? Na spotkaniu grupy? -  syknela  Mary  Goldberg.  -  Cala

byla w skowronkach: „Och. Jenny, kazdy moze byc supermodelka”.

- Latwo  jej  mówic  -  zgodzila  sie  Cassie  Inwirth.  -  Ale  wcale  mi  nie  zal  Jenny.  To  takie

oczywiste, ze tylko chce na siebie zwrócic uwage.

- Aha, ale nikt nie zyczylby sobie takiej uwagi - sprzeciwila sie Vicky.

Trzy dziewczyny rzucily ukradkowe spojrzenie na tyl glowy Jenny. Jak  ona  mogla  tak  po prostu

siedziec i jesc lunch, jakby nigdy nic?

W torbie Jenny zadzwonila komórka.

- Hej - odebrala telefon, nawet nie sprawdzajac, kto dzwoni.

Tylko  Dan  i  Elise  dzwonili  do  niej,  a  z  Elise  juz  sie  nie  przyjaznila.  Wsunela  komórke  pod

wlosy, zeby schowac ja przed kucharkami.

- Co jest?

- Chcialem tylko sprawdzic, czy u ciebie wszystko w porzadku - wymamrotal Dan.

Jenny spojrzala na  swoje  odbicie  w lustrze.  Miala  dzis  we  wlosach  rózowe  metalowe  spinki  i

uwazala, ze wyglada fajnie i troche retro.

- Hm, chyba tak.

- Wiec nikl nic ci nie powiedzial ani... - zawahal sie Dan.

- O czym? A co? Zrobiles cos dziwnego, Dan? - rzucila oskarzycielsko Jenny.

- O  twoim  zdjeciu  w  czasopismie?  Wszyscy  faceci  tutaj  podkradli  to  pisemko  siostrom.

Wieszaja zdjecie w szalkach i takie tam.

- 111 -

background image

Dreszczyk  przebiegi  Jenny  po kregoslupie.  Dan  nie  denerwowalby  sie  tak,  gdyby  zdjecie  bylo

tak dobre, jak myslala, ze jest.

- Widziales je? Co jest nie tak?

Nie odpowiedzial.

- Dan! - Jenny prawie krzyknela. - Co jest nie tak?

- Zdjecie  jest...  -  Dan  szukal  slowa.  -  No  dobra,  caly  artykul  jest  o  tym,  jak  to  plaskie

dziewczyny albo takie, co maja naprawde duze piersi, nie sa lubiane. Artykul mial chyba je  pocieszyc,

ale  na  zdjeciu  w  porównaniu  z  reszta  dziewczyn  wygladasz  jak.  .,  dziwolag  z  cyrku.  Zasadniczo

postarali sie, zeby twoje piersi wygladaly na tak wielkie jak ty na takie dziwadlo, jak tylko sie dalo.

Jenny  odsunela  tace  z  jedzeniem  i  oparla  glowe  na  chlodnym,  drewnianym  stole.  Nic

dziwnego,  ze  w  stolówce  jest  tak  cicho.  Wszystkie  dziewczyny  szeptaly  na  jej  temat,  dziwadla  z

wielkimi cyckami.

Zgadza sie.

To  bylo  gorsze  niz  reklama  podpasek.  Byla  dziwadlem  z  cyrku.  Moze  powinna  uciec  i

zamieszkac ze swoja neurotyczna matka w Europie  albo  cos  takiego.  Zmienic  imie.  Ufarbowac  wlosy

na pomaranczowo.

- Jenny? - zapytal cicho Dan. - Przykro mi.

- Niewazne - odparla zalosnie Jenny i rozlaczyla sie.

Nadal opierala glowe o stól i marzyla, zeby po prostu zniknac.

Nagle  poczula  obok  cieplo  ludzkiego  ciala  i  zapach  charakterystycznej  mieszanki  olejków

Sereny.

- Czesc,  spiochu.  Wiec  Jonathan  Joyce  -  wiesz  kto,  prawda?  -  dzwonil  do  mnie  strasznie

podekscytowany  twoimi  polaroidami.  Wie,  ze  jestesmy  kumpelkami  i  koniecznie  chce  zrobic  nam

razem zdjecia. Pod koniec tego tygodnia!

Czy  to  jakis  okrutny  zart?  Jenny  zacisnela  mocno  oczy  i  sila  woli  chciala  zmusic  Serene  do

odejscia.

- Bedziesz mogla zatrzymac czesc ubran - dodala Serena.

Jenny uniosla glowe i wstala chwiejnie.

- Zostaw mnie w spokoju - mruknela i wybiegla ze stolówki prosto  do pielegniarki.  Zamierzala

wyblagac, zeby odeslala ja do domu.

- 112 -

background image

mali futrzani przyjaciele D

- Pierdzioszku,  zobacz  no!  -  Tiphany  posadzila  sobie  fretke  na  ramieniu  i  pomachala  lapka

zwierzecia  w  strone  bialej  malpki  Chucka  Bassa.  Malpa  miala  na  sobie  malenka  koszulke  z  mo-

nogramem C. - Ej, malpko, chcesz sie zaprzyjaznic?

Vanessa i Tiphany przyszly pod szkole po Dana.

- Moze lepiej nie - ostrzegla ja Vanessa, wiedzac, ze Dan szczerze nie cierpi Chucka.

- Ej,  slicznosci,  jak  sie  nazywasz?  -  Chuck  podszedl  i  podrapal  fretke  pod  broda.  Przytrzymal

malpke, tak zeby zwierzeta znalazly sie nos w nos.  -  Ja  nazywam  sie  Cukiereczek.  Nie  martw sie,  nie

gryze. Jestem naprawde slodziutka.

- A  ja  jestem  Pierdzioszek  -  zacwierkala  Tiphany  glosem,  którym  wedlug  niej  mogla  mówic

fretka. - I strzez sie, bo potrafie pierdnac! - dodala, zasmiewajac sie.

Dan otworzyl drzwi szkoly i zamarl u szczytu schodów. Zarzucil czarna torbe na ramie i  zmruzyl

oczy  w  ostrym  kwietniowym  sloncu.  Przez  cale  popoludnie  martwil  sie  o  mlodsza  siostre.  Jenny

pewnie byla juz w domu, lezala na lózku z twarza w poduszce, calkiem sama. Jego dom znajdowal  sie

raptem dwadziescia  przecznic  dalej.  Powinien  zajrzec  do  niej  i  ja  pocieszyc.  Z  drugiej  strony,  kiedy

Jenny byla smutna, chciala byc sama, dokladnie tak samo jak on. To rodzinne.

- Ej, przystojniaku, tutaj! - krzyknela do niego Tiphany tak glosno, ze szyby moglyby popekac.

Na chodniku  stali  Vanessa,  Tiphany  i  Chuck  Bass.  Fretka  Tiphany  i  malpka  Chucka  siedzialy

na ramionach swoich wlascicieli i obwachiwaly sie.

- Chryste - mruknal Dan.

Moze Chuck tez sie do nich wprowadzi i beda tworzyc wielka, szczesliwa  rodzine.  A moze Dan

od razu powie Vanessie, ze zamierza zostac na jakis czas u siebie. Siostra go potrzebowala.

- Mozemy  odprowadzic  cie  do domu? -  Vanessa  odsunela  sie  od  grupy,  kiedy  Dan  zszedl  po

schodach z kwasna mina. Pocalowala go szybko w policzek.

- Czesc, misiaczku, nie chodz ciagle taki wkurzony.

Dan  byl  zly  i  milczacy,  odkad  sie  wprowadzil  do  niej  i  zjawila  sie  Tiphany.  To  zaczynalo  byc

troche meczace, zawsze byc ta wesola osoba w zwiazku.

„Misiaczku”? To  tylko  kwestia  dni,  kiedy  Vanessa  podlapie  ten  krzykliwy,  radosny  sposób

mówienia Tiphany, denerwujac Dana jeszcze bardziej.

- 113 -

background image

- Nie jestem wkurzony -  burknal,  piorunujac  wzrokiem  Tiphany  i  Chucka,  którzy zajmowali  sie

swoimi zwierzetami. - Tylko...

Tiphany  wyciagnela  w  jego  strone  dwa  wskazujace  palet  jak  dwa  pistolety  i  udawala,  ze

strzela.

- Wiesz  co.  Dan.  chlopcze,  uwazam,  ze  twoja  siostra  jest  absolutnie  superowa.  Pokazanie

cycków to najbardziej  smialy  feministyczny  gest,  jaki  dziewczyna  moze wykonac!  -  Miala  zaplecione

wlosy  z  przodu,  a  z  tylu  zostawila  cos  w  rodzaju  zwariowanego,  fioletowoczarnego  szczurzego

gniazda, co zapewne, jej zdaniem, bylo równiez feministycznym akcentem.

Przed chwila Vanessa starala sie nie patrzec, gdy Chuck pokazywal Tiphany  zdjecie  Jenny,  ale

nie  mogla  sie  powstrzymac.  Najsmieszniejsze  bylo  to,  ze  wlasciwie  zgadzala  sie  z  Tiphany.  Jenny

moze i nie prezentowala sie jak modelka, ale zdecydowanie wygladala na odwazna.

- Tez tak mysle - zgodzila sie, nim zobaczyla mine Dana.

- Niczego nie pokazala - odparl ze zloscia Dan. - Jezu, ona ma dopiero czternascie lat.

- Ej,  to mi  o czyms  przypomina  -  powiedziala  Vanessa.  chcac  zmienic  temat.  -  Na  wypadek,

gdybys zapomnial, w ten weekend sa moje urodziny. Skoncze osiemnascie lat!

Dan zmarszczyl brwi. Nigdy wczesniej nie robili z Vanessa wielkiej sprawy z powodu urodzin.

- I  pomyslalam,  ze  teraz,  kiedy  razem  mieszkamy,  moglibysmy  zrobic  impreze!  -  ciagnela

Vanessa.

Dan zauwazyl, ze jej króciutkie wlosy maja fioletowawy odcien, którego wczesniej  nie  widzial.

Impreze? Vanessa nie cierpiala imprez. To musial byc pomysl Tiphany.

- Bedzie  superowo!  -  krzyknela  Tiphany.  Zlapala  lape  fretki  i  wskazala  na  malpke  Chucka.  -

Przyjdziesz, prawda? - zapytala tym idiotycznym niby - glosem fretki.

- Zdecydowanie - zaszczebiotal za malpe Chuck.

Jasna cholera!

- Chodz.  -  Vanessa  pociagnela  Dana  w  strone  Broadwayu.  To  byl  kolejny  sloneczny  dzien  i

równy  strumien  chlopców  ciagnal  na  zachód  w  strone  parku.  -  Najpierw  chce  nakrecic  pare

nastepnych wywiadów. Potem pójdziemy do domu i rozeslemy zaproszenia e - mailem.

- Ale...

- Nie  martw  sie  o  siostre  -  sprzeciwila  sie  Vanessa,  czytajac  w  jego  myslach.  -  Ona  jest

bardziej  pozbierana,  niz  myslisz.  -  Pocalowala  go,  próbujac  przywolac  usmiech  na  jego  posepnych

ustach. - To nasza pierwsza prawdziwa impreza!

Dan pozwolil sie  pociagnac  Vanessie.  Wlókl  sie  za  nia,  jakby mial  nogi  z olowiu.  Nie  cierpial

imprez,  poza  tym  wlasciwie  nie  mial  przyjaciól.  Cala  lista  gosci  bedzie  skladala  sie  z  Chucka,

- 114 -

background image

Tiphany, malpy Chucka, Pierdzioszka i towarzyskiego pariasa - jego siostry Jenny. Niezla impreza.

Vanessa dzgnela go w zebra.

- Daj spokój, usmiechnij sie. Wiesz, ze tego chcesz.

- Jesli sie nie usmiechniesz, to zaraz pokaze ci cycki - zagrozila mu Tiphany,  podskakujac  obok

nich  na  chodniku.  Wlozyla  dzis  buty  od  Johna  Fluevoga  w  fioletowo  -  czarna  krate.  Rozpiela

wojskowa  kurtke  w kolorach  maskujacych,  która  pozyczyla  z  szafy  Ruby,  i  wsadzila  Pierdzioszka  za

czarny top.

- A moge ci pokazac tez moje? - przylaczyl sie Chuck.

Malpa owinela dwa razy  snieznobialy  ogon  wokól  szyi  Chucka.  On,  w tym swoim  wojskowym

berecie, i Tiphany wlasciwie do siebie pasowali.

Dan zazgrzytal zebami i usmiechnal sie slabo, zeby wreszcie sie zamkneli.

- Usmiechnal sie! - krzyknely radosnie Vanessa i Tiphany. Przybily piatke.

A o to,  co  sobie  myslal  tak  naprawde  Dan,  gdy  sie  usmiechal:  college  Evergreen  znajdowal

sie  na  drugim  koncu  kontynentu,  na  pólnocno  -  zachodnim  wybrzezu  Pacyfiku.  Duzo  tam  padalo,  a

ludzie  byli  przygnebieni.  Nigdy  nie  bral  powaznie  pod  uwage  mozliwosci  studiowania  tam,  ale

pomalu to miejsce zaczynalo wygladac jak raj na ziemi.

N obnaza... dusze

Central Park jak  zawsze  w sloneczne  popoludnie  pelen  byl  dzieciaków  jezdzacych  na  rolkach,

deskach,  grajacych  we  frisbee  i  dziewczyn  w  górach  od  bikini,  udajacych,  ze  leza  na  plazy  w  St.

Tropez.

Vanessa ustawila kamere w tym samym miejscu co zwykle,  obok fontanny  Bethesda.  Tiphany

wyjela  Pierdzioszka  spod  bluzki  i  zaczela  go  kapac.  Dan  trzymal  sie  z  tylu.  Kupil  sobie  wielkiego

cieplego  loda  od  ulicznego  sprzedawcy  przy  promenadzie.  Usiadl  na  lawce  parkowej  i  czekal  na

Vanesse, modlac sie, zeby Tiphany dala mu spokój.

- Wiec mysle, ze moge byc szczesliwy w West Point - zwierzal sie przed kamera  Chuck.  -  O  ile

znajde w poblizu kogos, kto zajmie  sie  Cukiereczkiem,  zebym  mógl  go  odwiedzac.  I  nie  zmusza  mnie

do  ogolenia  glowy,  bez  obrazy.  Dostane  wieksze  lózko  od  tych  malutkich  lózeczek  polowych,  na

których kaza spac frajerom.

Najwidoczniej czeka go bolesne przebudzenie.

- 115 -

background image

- Mama  obiecala  otworzyc  mi  rachunek  u  Balducciego,  zeby  przesylali  mi  pudelko  brie,

kawioru,  czekolady  i  cygar  raz  w tygodniu  -  dodal.  -  Bede  tesknil  za  swoim  mieszkaniem,  ale  lepsze

to  niz  nic...  -  Urwal  i  schowal  twarz  w  kreze  bialego  futra  na  szyi  Cukiereczka.  -  West  Point  -

powiedzial przytlumionym glosem. - Pieprzone West Point.

Nagle  obok pojawil  sie  Nate  Archibald.  Chuck  uniósl  twarz  i  wyszczerzyl  zeby  we  wstretnym

usmieszku, jakby przed chwila wcale nie byl bliski placzu.

- Skonczylem,  jesli  chcesz  byc  nastepny  -  powiedzial.  Najwyrazniej  nie  mial  ochoty  obnazac

duszy w obecnosci drugiego faceta. Wstal i zaniósl  malpe  do miejsca,  gdzie  Tiphany  kapala  fretke.  -

Moge w czyms pomóc? - zacwierkal malpim glosem.

Nate  wsunal  rece  do  kieszeni  spodni  khaki  i  przestapil  z  nogi  na  noge.  Potem  usiadl  na

miejscu Chucka.

- Chyba  naprawde  schrzanilem  sprawe  -  przyznal  sie  przed  kamera.  -  Chodzi  o  to,  ze  zycie

mojej  dziewczyny  jest..,  jak  katastrofa  pociagów,  a  ja  nawet  nie  moge  do  niej  zadzwonic.  -  Jego

zielone oczy byly  smutne,  gdy  patrzyl,  jak  Tiphany  plucze  Pierdzioszka  w strumieniu  wody plynacej  z

fontanny.

- Zdecydowales, do którego chcesz isc college'u? - zapytala Vanessa. Nie  miala  nic  przeciwko

sluchaniu o zyciu milosnym tego chlopaka, ale film mial byc o wybieraniu college'ów.

Nate zmarszczyl brwi.

- O to wlasnie chodzi - wyjasnil.  -  Yale.  Teraz  chce  isc  do Yale.  -  Pokrecil  glowa  i  usmiechnal

sie  smutno,  patrzac  pod  nogi.  -  Za  zadne  skarby  nie  pójde  do  Brown.  A  druzyny  lacrosse  w  po-

zostalych  szkolach  nie  sa  równie  dobre...  -  Oparl  sie  do  tylu  na  lokciach  i  mruzac  oczy,  spojrzal  w

niebo. - Wiem, ze to ona powiedziala, ale  ja  chyba  tez  w to wierzylem:  ze  w koncu  sie  pobierzemy.  -

Znowu usiadl prosto, zdjal postrzepiona, bordowa czapke z daszkiem  szkoly  Swietego  Judy  i  potarl  ze

zmeczenia oczy. - Teraz juz nie wiem.

Tiphany  podeszla  z Pierdzioszkiem  do Vanessy  i  przycisnela  jego  zimne,  mokre  cialko  do  jej

karku.

- Aaaj!  -  wrzasnela  Vanessa,  prawie  wypuszczajac  kamere  Potem  obydwie  z  Tiphany

wybuchnely histerycznym rechotem.

Nate wstal, nadal gleboko zamyslony odszedl spacerkiem.

Siedzacy  na  lawce  Dan  wyrzucil  lody  do  kosza  i  zapalil  papierosa.  To  dziwne,  ale  on  i  Nate

praktycznie mysleli o tym samym. Dan zawsze myslal, ze juz zawsze beda razem z Vanessa.  Teraz  nie

byl tego taki pewien.

- 116 -

background image

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

GLINDA, DOBRA WRÓZKA

No  dobra,  wiec  kazdy  chcialby  miec  matke  chrzestna  -  dobra  wrózke.  Cóz,  pewna  mloda,  dorodna

dziewczyna,  która  pochodzi  z Upper  West  Side  i  regularnie  co  tydzien  popelnia  najbardziej  zenujace

zyciowe bledy, ma akurat taka  dobra  wrózke  w postaci  wysokiej,  pieknej  blondynki z ostatniej  klasy.

Jak  wszyscy  wiemy,  S to mistrzyni  zamieniania  nieslawy  w magie.  Na  razie  na  to nie  wyglada,  ale  J

moze stac sie nastepna Jessica Simpson! Albo jeszcze lepiej, nastepna S...

DZIWNE TOWARZYSTWO

Jednym  z  powodów,  dla  którego  nie  mozemy  doczekac  sie  pójscia  do  college'u  w  przyszlym  roku,

niezaleznie  od tego,  gdzie  sie  dostalismy,  jest  to,  ze  wreszcie  bedziemy  mieszkac  samodzielnie  bez

rodziców,  nian,  gospodyn,  ochroniarzy  czy  kogokolwiek  innego,  kto  ma  na  nas  oko.  Nawet  jesli

niektórzy z nas maja wlasne skrzydlo domu albo pietro, nawet jesli mamy wlasne  kuchnie  i  tak  dalej,

to i tak chcemy sie wyniesc. No chyba ze juz sie wyprowadziliscie - jak ktos, kogo znamy -  i  z powodu

pewnych nieproszonych gosci nic z tego nie wynika ...

PRAWDA NA TEMAT LIBERTY, LOLITY CZY JAK SIE TAM TERAZ PRZEDSTAWIA

Powiem wam, co slyszalam. Ta noszaca  fretke  dziewczyna  z dziwnie  zaplecionymi  fioletowoczarnymi

wlosami?  Kiedys  byla  mila  dziewczynka.  To  znaczy,  ze  chodzila  do  dobrej,  prywatnej  szkoly  dla

dziewczat  przy  Upper  East  Side,  mieszkala  w  domu  w  miescie,  grala  w  tenisa.  W  ostatniej  klasie

- 117 -

background image

postanowila sie zbuntowac.  „Zapomniala” zlozyc  podanie  do college'u,  przestala  chodzic  do szkoly i

zaczeta  szwendac  sie  po kraju,  zarabiajac  piercingiem.  Zawsze,  kiedy  konczy  jej  sie  kasa,  wraca  do

miasta, zeby pasozytowac na znajomych i okrasc ich  z ubran.  Zawsze  jest  taka  radosna,  ze  chwile  to

trwa, nim ludzie sie zorientuja.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Jestem szefem poloznictwa i ginekologii  w szpitalu  Lenox  Hill  na  porodówce.  Akurat  bylem

na dyzurze, gdy wpadla do nas  rodzaca  kobieta  ze  swoja  nastoletnia  córka.  Raptem  chwile

pózniej  zostalem  wezwany  do  nastepnego  naglego  przypadku,  ale  i  tak  bylem  pod

wrazeniem tego, jak córka pomagala matce. Chcialem dowiedziec  sie,  jak  sie  nazywa,  zeby

zarekomendowac  ja  do  Yale  na  kurs  przygotowujacy  do  studiów  medycznych,  który  sam

skonczylem. Jej  matke  zarejestrowano  pod nazwiskiem  Rose,  ale  nigdzie  nie  moge  znalezc

danych córki. Mozesz mi pomóc?

drpieprz

O: Drogi drpieprzu!

Mysle, ze ten ktos bedzie mial wspanialy dzien.., nie, wspaniale zycie!

P

P: Droga P!

Nie  uwazasz,  ze  to  raczej  nie  w  porzadku  przylaczyc  sie  do  naprawde  zamknietego

stowarzyszenia, które  cos  znaczy  dla  swoich  czlonkin,  a  potem zupelnie  zapomniec  o nim  i

nawet nie zadzwonic? To wlasciwie po co sie przylaczac?

cnotka

O: Droga cnotko!

Nigdy nie zrobilas czegos, czego potem zalowalas?

P

Na celowniku

- 118 -

background image

B chodzi  po Owczej  Lace  z  nosidelkiem  od  Burberry'ego  i  z  opatulona  w  srodku  mala  siostrzyczka.

Najwyrazniej   odnalazla  w  sobie  miekka  i  czula  strone.   i  jej  slynny  fotograf  mody  wybieraja  w

Jeffreyu  stroje  do  sesji  zdjeciowej.  Wybrali  miedzy  innymi  wyszywany  krysztalami  obcisly  top  bez

ramiaczek, do którego S zwyczajnie nie mialaby co wsadzic. Albo planuje zafundowac sobie  implanty,

albo  wykorzystac  atrapy,  albo  ten  top  jest  dla  innej  dziewczyny.  ..   oglada  u  Tiffany'ego

nieskazitelne drobiazgi ze srebra dla malych dzieci. Moze mi  kupic  grzechotke,  kiedy  tylko  zechce.  W

Five and Dime w Williamsburgu V i dziewczyna o czarnofioletowych wlosach tancza  w szeregu  conge

razem z C i jego malpa. Bez komentarza. A gdzie byl D? Bez komentarza.

Jeszcze jeden dzien do weekendu, a juz slysze plotki o imprezie.

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

prezentacja w szkole

- To  jest  Yale  w  kocyku  dla  dzieci,  który  kupilam  u  Hermesa.  A  to  ona  i  Kitty  Minky,  jak

ogladaja  razem  ze  mna  Sniadanie  u Tiffany'ego  na  fotelu  bujanym.  Widzicie,  nawet  ma  takie  skar-

petki kotki z malutkimi uszkami i wasikami!

Piatkowe  poranne  spotkanie  dziewczyn  z najstarszej  klasy  Constance  Billard  to swietosc.  Na

pól  godziny  siadaly  na  podlodze  w  malenkiej,  pustej  sali  na  czwartym  pietrze,  pily  cappuccino,

wymienialy sie plotkami i opiniami na temat swiezo kupionych ciuchów. W ten piatek po raz pierwszy

od urodzenia sie Malej, Blair pojawila sie w szkole, wiec pól godziny przeznaczono na prezentacje.

- A tu spi w swoim malym koszyczku.

- Och! - zachwycilo sie jednoczesnie trzydziesci dziewczyn.

- A skad ma te  fantastyczna  srebrna  zabawke,  krowe  przeskakujaca  ksiezyc?  -  zapytala  Laura

Salmon.

- To od Tiffany'ego. Prezent.

Od Nate'a, dodala w myslach Serena, która siedziala na uboczu. Nate nawet  dzwonil  do niej  z

Tiffany'ego, zeby pomogla mu wybrac cos ladnego.

- Ten  koszyk,  w którym spi,  jest  przesliczny  -  dodala  Isabel  Coates.  -  Bardzo  mi  sie  podobaja

te rózowe wstazki na uchach.

- 119 -

background image

Dzieki,  pomyslala  Serena.  Zamówila  ten  koszyk  w butiku  dla  dzieci  na  poludniu  Francji,  skad

go jej przesiano.

- Byl recznie wyplatany  z witek  wierzbowych  przez  mnichów z Alzacji  -  wyrwalo  sie  Serenie.  -

Powinien zostac w rodzinie jako pamiatka rodowa.

Wiec to znaczy, ze to prezent takze dla Blair.

Blair podniosla  wzrok znad  aparatu  cyfrowego.  Nie  odzywaly  sie  do siebie  z Serena  od czasu

tego  nieszczesnego  wspólnego  otwierania  listów  z college'ów.  To  bylo  calkiem  oczywiste,  ze  hojne

prezenty  dla  dziecka  od  Sereny  i  Nate'a  przeslane  matce  Blair,  byty  tak  naprawde  propozycja

zawarcia pokoju. Ale Blair nigdy nie wybacza latwo i nie zapomina szybko.

Zadzwonil  pierwszy  dzwonek.  Stloczona  grupka  dziewczyn  jeknela  i  zaczela  sie  rozchodzic,

zabierajac  ksiazki,  olówki,  gumy,  szczotki  do wlosów  i  wszystko,  co  potrzebne,  zeby  przezyc  kolejny

dzien. Ociagaly sie jednak, zeby podsluchac klótnie Sereny i Blair.

Serena  nie  ruszyla  sie  z miejsca.  Obejmowala  kolana  i  patrzyla,  jak  Blair  uklada  rzeczy  w  za

malym, blekitnym plecaku Fendi.

- Ona jest sliczna - stwierdzila szczerze Serena.

Blair lekko usmiechnela sie zadowolona z siebie. Tak, Yale byla sliczna.

- Jak ci poszlo w weekend? - zapytala zdecydowanie. - Gdzie zamierzasz studiowac?

To bylo podstepne pytanie. Jesli Serena powie, ze w Yale, to z oczu Blair wystrzeli ogien,  który

spopieli  Serene.  Jesli  powie,  ze  do  innej  szkoly,  to  sklamie,  bo  tak  naprawde  jeszcze  sie  nie

zdecydowala.  Ale  Yale  bylo  najblizej  miasta,  byl  tam  Lars  i  Whiffenpoofs,  i  panowala  pewna

sztywnosc  typowa  dla  Nowej  Anglii,  która  przypominala  jej  dom.  Poza  tym  o  ile  zabawniej  byloby,

gdyby ona, Nate i Blair znowu byli przyjaciólmi i poszli tam razem?

Przesunela  sie  na  pupie  po  miekkim,  czerwonym  dywanie  w  strone  Blair  i  zaczela  jej

tlumaczyc.

- Wlasciwie to sie zakochalam.  We  wszystkich.  We  wszystkich  szkolach.  -  Zaczerwienila  sie  i

odgarnela pasmo wlosów za ucho. - Zakochalam sie w moich przewodnikach. Wszyscy byli chlopcami

i byli tacy...

Blair uniosla reke i przewrócila oczami. Czy ludzie w ogóle sie zmieniaja?

- Nie chce tego sluchac.

Wlasciwie to chciala i wiedziala, ze Serena i tak jej powie.

- A co z twoim weekendem? - zapytala zaciekawiona Serena. - Jak bylo w Georgetown?

Blair znowu przewrócila oczami i dotknela odruchowo wlosów.

- Nie chcesz wiedziec.

- 120 -

background image

Serena wzruszyla ramionami.

- To niewazne. I tak dostaniesz sie do Yale - stwierdzila z przekonaniem.

Zadzwonil  drugi  dzwonek,  ale  dziewczyny  guzdraly  sie,  zerkajac  na  Serene  i  Blair  ukradkiem,

udajac, ze pija z pustych kubków cappuccino.

- Slyszalam,  ze  Serena  podpisala  na  przyszly  rok  wielki  kontrakt  jako  modelka  i  odda  Blair

swoje  miejsce  w  Yale.  Blair  musi  tylko  udawac,  ze  jest  Serena  -  szepnela  do  Isabel  Coates  Kati

Farkas.

A Serena bedzie udawala, ze kim jest? Kate Moss?

- Slyszalam, ze ona i Blair zamierzaja zabrac do Yale swoje dzieci i  zalozyc  grupe  wsparcia  dla

lesbijek z dziecmi - syknela Isabel Coates.

- O  mój  Boze.  Widzialam  wczoraj  Serene  u  ginekologa  mojej  matki  -  wyrwala  sie  Laura

Salmon.  -  Czekalam  na  mame  i  wtedy  uslyszalam,  jak  Serena  mówi  mu,  ze  zlapala  te  wszystkie

swinstwa od facetów, z którymi spala w ten weekend. Fuj!

- Czekaj, myslalam, ze sie poklócily - zauwazyla Kati. - Patrzcie, obejmuja sie.

Wszystkie zerknely przez ramie na Serene i Blair, które sie przytulaly.

- Nate  dzwonil  z  dziesiec  razy  dziennie,  zeby  zapylac  o  ciebie  -  mruknela  Serena,  gdy

przycisnela policzek do twarzy Blair.

Blair zagryzla usta.

- Przyslal Yale naprawde sliczna zabawke.

- Wiesz, ze cie kocha - powiedziala Serena, chociaz wcale nie  musiala.  -  I  wszyscy  jestesmy  o

wiele szczesliwsi, gdy sie nie klócimy.

- Aha - zgodzila sie Blair.

Ale  Nate  i  tak  bedzie  musial  osobiscie  sie  wykazac.  Nie  zeby  Blair  byla  taka  trudna  do

zdobycia.

glinda, dobra wrózka i jej maly pomocnik

- Moge tu usiasc? - zapytala Elise w porze lunchu w piatek.

- Nie wiem, po co chcesz tu siadac - burknela Jenny.

Odkad  jej  potworne  zdjecie  pojawilo  sie  w  tym  czasopismie,  przemykala  sie  ze  spuszczona

glowa  i  unikala  za  wszelka  cene  publicznych  miejsc.  Juz  samo  bycie  w  szkole  bylo  dosc  nieznosne.

- 121 -

background image

Ale  ojciec  zmusil  ja  do pójscia,  wiec  teraz  siedziala,  jak  zwykle,  pod lustrzana  sciana  i  piorunowala

wzrokiem wlasne odbicie.

- Przynioslam ci lody. - Elise usiadla po drugiej stronie i pchnela deser w strone Jenny.

Jenny odsunela lody. Oglosila strajk glodowy.

- Nie jestem glodna. Wlasciwie to juz mialam wyjsc - dodala nadasana.

Wiec Elise znowu chciala sie przyjaznic? Szczerze mówiac, Jenny miala to gdzies.

Elise  przelewala  miód  z malego  plastikowego  pojemniczka  do  filizanki  z  herbata,  zaczynajac

mala  ceremonie  herbaciana,  która  codziennie  urzadzala  samotnie  w  czasie  lunchu,  odkad  poklócily

sie z Jenny.

- Po prostu posiedz ze mna przez chwile - poprosila, a w jej glosie pobrzmiewala desperacja.

Jenny zmarszczyla brwi.

- A dlaczego mialabym to zrobic?

Elise zamieszala herbate i ostroznie wypila lyk.

- Nie wiem. - Rozejrzala sie po sali, jakby kogos szukala. - Bo cie prosze?

Jenny westchnela ciezko i wstala.

- Sluchaj, ide do pracowni komputerowej, dobra? - Przynajmniej mogla sie  tam  schowac  przed

zlosliwym  wzrokiem  kolezanek,  udajac,  ze  wysyla  e  -  maile  do  przyjaciól,  których  nie  miala.  -  Do

zobaczenia.

Elise zlapala ja za reke.

- Czekaj. Siadaj. Poczekaj minute.

Jenny wyrwala reke.

- O co ci chodzi?

Piegowata twarz Jenny zaczerwienila sie jak burak.

- Ja tylko...

Wtedy Serena posadzila swój sliczny tylek przy ich stoliku i Elise westchnela z ulga.

- Myslalam, ze bede musiala usiasc na niej, zeby ja tu przytrzymac - burknela.

- Co jest grane? - dopytywala sie Jenny.

Wiec teraz Elise i Serena polaczyly sily w torpedowaniu jej zycia, zeby bylo  jeszcze  gorsze?  Po

prostu pieknie. Serena wyciagnela z torby sterte czasopism.

- Zanim  cokolwiek  powiesz,  pokaze  ci  tylko  rzeczy,  które  robil  Jonathan  Joyce.  -

Przekartkowala pisma i zaczela pokazywac jej zdjecia. - To. I to. A jakie to jest super, nie?

Jenny patrzyla tepo na zdjecia. Modelki wyglupiajace sie na lózku w delikatnym  makijazu  albo

calkiem bez, w starych koszulkach, workowatych, meskich  spodniach.  Dziewczyna  siedzaca  z nogami

- 122 -

background image

podciagnietymi  pod  siebie,  pijaca  mleko.  Mezczyzna  calujacy  psa.  Stewardesa  spiaca  na  lotnisku,

przykryla plaszczem pilota. Nie bylo w tych zdjeciach niczego prowokacyjnego. Byly po prostu dobre.

- Chce zrobic nam zdjecia w sobote na karuzeli w Central Parku -  ciagnela  Serena.  -  Ciuchy  sa

niesamowite. Jonathan zebral juz cala szafe ciuchów, które  razem  wybralismy.  -  Rozpromienila  sie  w

usmiechu do Jenny. - A najlepsze jest to, ze cokolwiek wlozymy do zdjec, mozemy potem zatrzymac.

Jenny  nie  wiedziala,  co  powiedziec.  Jasne,  ze  brzmialo  to  niesamowicie.  A  mozliwosc

zatrzymania  ciuchów  to  dodatkowy  plus,  ale  skad  miala  wiedziec,  czy  to  nie  kolejny  upokarzajacy

numer w stylu „spójrzcie na te dziewczyne Z wielkimi cyckami”.

- W  sobote  wybieram  sie  na  impreze  urodzinowa  w  Williamsburgu  -  sprzeciwila  sie

nieporadnie.

- Ale  dopiero  wieczorem  -  odparla  Elise.  -  Moglabym  pójsc  z  toba  na  sesje  i  gwizdac  w

gwizdek albo wrzeszczec za kazdym razem, gdy uznam, ze twoja godnosc jest narazona na szwank.

Zostaw  sprawy  w rekach  Elise,  a  na  pewno  okresli  je  fachowymi  terminami,  wyczytanymi  w

poradnikach  matki.  Jenny  skrzyzowala  rece  na  tej  czesci  ciala,  przez  która  jej  godnosc  byla

najbardziej narazona na szwank.

- Kazalam  mu obiecac,  ze  nie  zrobi  nam  zadnych  zbyt  smialych  zdjec  -  dodala  Serena.  -  On  i

tak jest zainteresowany tylko naszymi twarzami.

Jenny  przyjrzala  sie  swojemu  odbiciu  w  lustrze  na  scianie.  Miala  ladna  twarz,  a  ten  slynny

facet chcial ja sfotografowac. Co w tym zlego?

Wziela gleboki wdech.

- No dobra, spróbujmy.

- Hura! - Serena objela ja mocno. - Bedzie niesamowicie, sama zobaczysz!

Pozostale dziewczyny jedzace w stolówce spojrzaly na nie zaciekawione.

- Moze  Jenny  zgodzila  sie  oddac  tluszcz  z  cycków  do  implantów  dla  Sereny  -  zasugerowala

odwaznie Mary Goldberg.

A  moze  Serena  znalazla  idealny  sposób,  zeby  uniknal  spotkania  z  banda  wielbicieli  z  Ivy

League, którzy przyjada do niej w sobote!

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

- 123 -

background image

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

O CO CHODZI Z TA IMPREZA?

Otóz bedzie na Brooklynie, a ludzie którzy ja urzadzaja, to nie ten  typ,  z którym zwykle  sie  spotykamy

towarzysko.  Jednak  w ten  weekend  praktycznie  nie  dzieje  sie  nic  poza  tym, a  impreza  zalezy  nie  od

tych,  którzy  ja  urzadzaja,  ale  od  tych,  którzy  na  nia  przychodza.  Wiec  proponuje:  wybierzmy  sie  i

zabierzmy ze soba wszystkich, których znamy, i rozkrecmy zabawe. Lapiecie?

Wasze e - maile

P: Droga P!

Chodze do Georgetown  i  slyszalam,  ze  w tym roku tak  wielu  ludzi  wybralo  ten  uniwersytet

jako  wyjscie  awaryjne,  ze  teraz pracownicy  robia  wszystko,  aby  przyciagnac  chetnych.  Na

przyklad  w  ten  weekend  wysylaja  grupe  dziewczyn  do  Nowego  Jorku,  zeby  zwerbowaly

wszystkie dzieciaki, które sie dostaly.

gshock

O: Droga gshock!

Czy  ta  grupa  dziewczyn  nie  ma  przypadkiem  ufarbowanych  na  blond  wlosów  i  blizn  po

goleniu na nogach?

P

P: Droga P!

Jestem  na  Yale  w  ramach  programu  dla  oficerów  rezerwy,  to  znaczy,  ze  moja  nauke

sponsoruje  wojsko  i  jednoczesnie  odbywam  sluzbe  podstawowa.  Oficer  odpowiedzialny  za

mój  program  dostal  list  od  tej  dziewczyny,  która  pisze,  ze  jest  na  liscie  rezerwowych  do

Yale,  ale  wzielaby  udzial  w programie  wojskowym,  gdyby  zagwarantowano  jej  miejsce  na

uczelni. Wobec tego mój przelozony postanowil wyslac mnie  do Nowego  Jorku,  zebym  sie  z

nia spotkala. Dziewczyna napisala na dziwacznej papeterii z wzorkiem z butów i dolozyla  do

- 124 -

background image

listu  zdjecie  malej  siostrzyczki,  która  nazywa  sie  Yale.  Ta  dziewczyna  to  jakas  wariatka,

nie?

zolnierka

O: Droga zolnierko!

Nie wiesz, w co sie pakujesz. Dam ci rade: wlóz helm.

P

Na celowniku

 w  FAO  Schwarz  próbuje  wybrac  miedzy  wypchanym  kucem  naturalnej  wielkosci  a  zabawka  do

lózeczka,  która  odtwarza  DVD  i  MP3.  To  mile,  ze  jest  taki  hojny  i  w  ogóle,  ale  to  zaczyna  byc

smieszne.   i   kupuja,  co  dusza  zapragnie  u  Bendela,  podczas  gdy  przyjaciólka  J,  E,  poslusznie

taszczy za nimi torby. B zaznajamia  siostrzyczke  z dzialem  obuwniczym  w Barneys,  gdzie  wszyscy  juz

znaja  jej  imie.  Dziesieciu  przystojnych  chlopaków  spiewa  w pociagu  z  New  Haven  piosenke  z  West

Side  Story.  Ta  przyjaciólka  V,  co  chodzi  z  fretka,  kupuje  w  sklepie  monopolowym  w  Williamsburgu

caly  wór  alkoholi.  Chyba  ktos  solidnie  przygotowuje  sie  do  imprezy?  Póznym  wieczorem   siedzi

samotnic w knajpce w Williamsburgu i pisze. Moze urodzinowy wiersz dla V?

Sami nie zapomnijcie i nie  zapomnijcie  powiedziec  znajomym,  zeby  nie  zapomnieli  -  jutro  wieczorem

zaszalejmy na Brooklynie.

Do zobaczenia na miejscu!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

a on myslal, ze nikt nie przyjdzie

- Wszystkiego najlepszego. - Dan wreczyl Vanessie wiersz, który napisal  dla  niej,  i  oparl  sie  o

framuge drzwi. - Chcialem ci go dac, zanim wszyscy sie zejda.

- Tylko nie mów „o ile ktos przyjdzie” - ostrzegla go Vanessa. - Przyjda.

Oparla  sie  o  urny  walke  w  lazience  i  mruzac  oczy  do  odbicia  w  lustrze,  nalozyla  na  usta

- 125 -

background image

fioletowoczarna szminke Tiphany, potem usiadla na sedesie i zaczela czytac na glos wiersz.

rzeczy które kochasz

czarne

podkute buty

martwe golebie

brudny deszcz

ironia

ja

rzeczy które kocham

papierosy

kawa

ty i twoje ramiona z kosci sloniowej

ale te rzeczy

zaczynaja sie nam gubic

- Dzieki - powiedziala Vanessa.

Zlozyla  kartke  i  schowala  ja  do  szuflady  toaletki  pod  umywalka,  gdzie  Ruby  trzymala

wszystkie swoje mazie do wlosów i makijazu.

To byla dosc dziwna reakcja na wiersz, który mial byc slodko - gorzki.

- Jezu,  czlowieku,  powinienes  zaczac  brac  jakies  pigulki  szczescia  -  mruknela  z  korytarza

Tiphany.  -  Jak  mozesz  pisac  na  urodziny  dla  dziewczyny  wiersz,  który  jest  taki  melancholijny?  -

Odepchnela  Dana  z  przejscia,  zlapala  szminke  lezaca  na  umywalce  i  pomalowala  usta.  -  Na  górze

róze,  na  dole  fiolki.  -  Pociagnela  Vanesse,  zeby  wstala,  i  pocalowala  ja  w  policzek,  zostawiajac

rozmazany  fioletowoczarny  slad.  Potem  pocalowala  ja  w  drugi  policzek.  -  Slonko,  wygladasz

seksownie cala w buziakach!

Dziewczyny  zachichotaly  i  obejrzaly  sie  w  lustrze.  Tiphany  miala  na  sobie  czarna  jedwabna

koszulke na ramiaczkach z szafy Ruby.

- Ladna bluzka - zauwazyla Vanessa.

- Ladne spodnie - odparla Tiphany.

Vanessa  pozyczyla  od  Ruby  dól  od  pizamy  w  paski  zebry,  który  wlasciwie  calkiem  niezle

komponowal  sie  Z  czarna  dzinsowa  minispódniczka,  czarna  koszulka  i  wojskowymi  butami.

- 126 -

background image

Skrzyzowanie Blondie z Sex Pistols.

Dan poszedl sobie, zalujac, ze Tiphany jak zwykle byla  chamska  i  podsluchala  jego  wiersz.  To

co z tego, ze nie byl szczesliwy, radosny  i  zabawny?  Mimo wszystko  to byl  milosny  wiersz.  I  zawieral

pewien przekaz, gdyby tylko Vanessa poswiecila chwile, zeby go uchwycic.

- Pomyslalam, ze dzisiaj jest dobry wieczór na male przekluwanie - oglosila Tiphany.

Vanessa spojrzala w lustro na odbicie Tiphany, która nie miala przeklutych nawet uszu.

- Serio? Gdzie na przyklad?

Tiphany wyszczerzyla zeby i poruszyla zlowrózbnie brwiami.

- Nie chodzi o mnie, gluptasie! Tylko o ciebie!

Kilka razy zadzwonil dzwonek z dolu. Tiphany zlapala Vanesse za reke i wyciagnela z lazienki.

- Zaprosilam pare osób. Nie masz nic przeciwko?

- Pewnie, ze nie - odparla Vanessa, cieszac sie, ze moze uciec od rozmowy o piercingu.

Dan  wpuscil  gosci  i  chwile  potem  oddzial  ogromnych  facetów  w  zakurzonych,

wysmarowanych farba kombinezonach wmaszerowal do mieszkania w roboczych buciorach.

- Czesc,  chlopcy.  -  Tiphany  wyciagnela  woskowy  worek  z  salonu  i  otworzyla  go.  Byl  pelen

póllitrowych  butelek  wódki  Grey  Goose.  -  To  moja  ekipa  budowlana.  Nie  mówia  za  dobrze  po

angielsku. - Wreczyla kazdemu butelke, a jedna otworzyla dla siebie. - Czas sie bawic!

Dan  poszedl  do  kuchni  i  zrobil  sobie  kubek  ohydnej  kawy.  Goscie  z  budowy  pachnieli

rozpuszczalnikiem do farb i  pewnie  byli  psychopatami,  tak  samo  jak  Tiphany.  Ale  jesli  nie  mówia  po

angielsku, nie bedzie musial z nimi rozmawiac, a to dobrze.

Vanessa  nie  miala  nic  przeciwko  obecnosci  bandy  obcych  facetów  w  mieszkaniu,  o  ile

zachowywali  sie  jak  nalezy.  Teraz  przynajmniej  to  przypominalo  impreze.  Podeszla  do  sprzetu  i

wlozyla plyte zespolu Ruby. Poniewaz to jej urodziny, troche tesknila za siostra.

- „ Pocaluj mnie w tylek!” - zawodzila Ruby z glosników.

- „Serena! Wlasnie poznalem dziewczyne o imieniu Serena!” - na klatce  schodowej  rozlegl  sie

chór bardziej melodyjnych glosów.

Frontowe drzwi  nadal  byly  otwarte.  W korytarzu  stal  chlopiecy  blondyn,  a  za  nim  dziewieciu

innych  chlopaków,  wszyscy  w granatowych  garniturach,  krawatach  z  Yale  i  z  czerwonymi  rózami  w

butonierkach.

- Serena juz jest? - zapytal blondyn.

Wlasciwie to nie tyle zapytal, co wyspiewal pytanie.

-  Nieeee,  jeeeeszczeee  nieee  -  odpowiedziala,  zawodzac  Tiphany.  -  Ale  weeejdzeieeee!  -

Podala kazdemu butelke wódki. - Tanczycie tez czy tylko spiewacie?

- 127 -

background image

Dan stal w kuchni, palil jednego papierosa za drugim i  zlopal  kawe.  Impreza  zamieniala  sie  w

cos w stylu West Side Story - budowlancy kontra spiewacy. Moze nawet sie pobija.

Vanessa  przysiadla  na  parapecie  i  filmowala  ludzi.  Impreza  rozwijala  sie  w  tak

nieprzewidywalny sposób, ze nie miala pojecia, co bedzie za chwile.

Wtedy  frontowe  drzwi  uchylily  sie  i  do  mieszkania  wpadla  biala  malpa  w  koszulce  z

monogramem C.

- Cukiereczek! - krzyknela Tiphany, porywajac malpke na rece.  -  Pierdzioszek  spi  w szafie.  Ale

gdyby wiedzial, ze tu jestes, zaloze sie, ze wyszedlby i pobawil sie z toba.

- Ktos ma ochote na cygaro? - zapytal Chuck Bass,  wymachujac  garscia  cygar.  -  Lokaj  mojego

ojca wlasnie przywiózl cala walizke z Kuby.

Lokaj?

Whiffenpoofs i ekipa budowlana Tiphany poczestowala sie  cygarami.  Tiphany  zaniosla  malpe

Chucka  do szafy,  w której  na  dnie  spal  Pierdzioszek,  zwiniety  na  ulubionym  szarym  swetrze  Dana.  -

Bez zadnych wyglupów tam, dobra, dzieciaki? - powiedziala, przymykajac troche drzwi, zeby zapewnic

zwierzakom odrobino prywatnosci. Odwrócila sie do Vanessy. - A co teraz powiesz na przekluwanie?

Vanessa usmiechnela sie nerwowo.

- Wlasciwie to zawsze chcialam miec kolczyk w wardze.

- Zrobione! - Tiphany zlapala za  koszule  jednego  ze  swoich  krzepkich  kumpli  z budowy.  -  Lód,

igly, wódka i zapalki. Do lazienki. Juz - rozkazala, odpychajac go.

Nagle w drzwiach pojawily sie cztery blondynki w szarych bluzach z Georgetown.  Trzymaly  sie

za rece.

- Jest juz Blair Waldorf? - zapytala jedna z nich.

- Jeszcze  nie  -  odparla  Tiphany,  jakby  znala  Blair  przez  cale  zycie.  Podala  kazdej  butelke

wódki. - A ja zajmuje sie w lazience piercingiem, gdyby któras byla zainteresowana.

Cztery dziewczyny  spojrzaly  po sobie.  Oczy  blyszczaly  im  z podniecenia.  Zawsze  chcialy  miec

takie same tatuaze. Takie same kolczyki w pepku to nawet jeszcze lepiej.

- Zróbmy to! - zawolaly chórem.

Vanessa  odlozyla  kamere  i  poszla  za  dziewczynami  do  lazienki.  W  koncu  to  jej  urodziny.

Czemu nie?

Bo bedzie bolalo jak diabli?

- 128 -

background image

B i N

Yale  miala  nianke  na  pelny  etat,  która  mieszkala  w  pokoju  razem  z  Myrtle.  Ale  za  kazdym

razem, gdy Blair  uslyszala  placz  dziecka,  pedzila  do pokoju,  nim  zdazyla  tam  dojsc  niania,  i  glaskala

lysa  glówke  dziecka  tak  dlugo,  az  sie  uspokajalo.  Robila  to  tak  regularnie,  ze  opiekunka  nawet  nie

wstawala,  gdy  slyszala  placz  Yale  przez  elektroniczna  nianie,  bo  juz  po  chwili  Blair  gruchala  nad

dzieckiem „Kto jest moja mala ksiezniczka?” glosem, którego nikt by sie po niej nie spodziewal.

Jednak tego wieczoru nianka musiala zajac sie praca, bo Blair wychodzila.

- Wróce za dwie godziny - obiecala siostrzyczce.

Taksówka wysadzila ja przy Broadwayu w Williamsburgu, na odcinku, który mozna bylo opisac

tylko  jako  zalosny.  Smieci  walaly  sie  po calym  chodniku,  a  kazde  drzwi  pomazane  byly  graffiti.  Blair

podejrzewala,  ze  ta  dziwaczka  z  ogolona  glowa,  Vanessa,  i  jej  siostra  uwazaly,  ze  mieszkanie  w

takim  miejscu  swiadczy  o  tym,  jakie  sa  twarde,  wyluzowane  i  nowojorskie.  Blair  jednak  mogla  sie

obyc bez tego wszystkiego, wielkie dzieki. Piata Aleja wystarczala jej w zupelnosci.

Weszla na kawal betonu  upstrzony  golebimi  kupami,  który sluzyl  za  schodek,  i  zadzwonila  do

mieszkania Vanessy. Zero reakcji. Zadzwonila znowu. I ponownie: zero reakcji. Co ma teraz zrobic?

- Chyba zostawili otwarte drzwi - uslyszala znajomy glos.

Blair  odwrócila  sie  i  zobaczyla  Nate'a,  który stal  nieco  nizej  od niej,  na  chodniku.  No prosze,

oboje znalezli sie na Brooklynie. Co za niespodzianka.

Jakby Nate nie byl powodem, dla którego zjawiala sie na tej imprezie.

- Przyszlam  tylko  zobaczyc,  kto  przyjdzie.  Nie  moge  zostac  zbyt  dlugo  -  powiedziala

pospiesznie.

Nate wygladal na zmeczonego i troche  rozczochranego,  ale  w slodki  sposób.  Jakby  zdrzemnal

sie w ubraniu. Wlasciwie to wygladal wlasnie tak, jak ona sie czula.

- Ja  tez  -  odpowiedzial,  niesmialo  przygladajac  sie  Blair  blyszczacymi,  zielonymi  oczami.  -

Ladnie wygladasz. Podobaja mi sie.., twoje wlosy.

Blair dotknela wlosów. Nate byl jedyna osoba na calym swiecie, która zauwazyla,  ze  jej  wlosy

sa odrobine ciemniejsze niz zwykle.

- Dzieki.

- Co tam slychac w domu, u dziecka i w ogóle? - zapytal.

- 129 -

background image

Schowal rece do kieszeni, jakby nie wiedzial, co z nimi zrobic.

Ktos  wyrzucil  przez  okno  butelke  wódki,  która  roztrzaskala  sie  z  piec  metrów  od  nich.  Blair

zeszla z betonowego schodka. Nie zamierzala wchodzic na góre, nie teraz.

- Yale  jest...  -  Urwala,  jakby  szukala  wlasciwych  slów  do  opisania  siostry.  -  Idealna  -

stwierdzila w koncu.

W jej oczach lsnil pelen szczescia blask, którego nigdy wczesniej tam nie bylo.

- Chcialbym ja kiedys zobaczyc - dodal Nate.

Blair  wziela  go  za  reke.  Co  robili  na  imprezie  na  Brooklynie,  na  która  zadne  z  nich  nie  mialo

ochoty isc?

- Zobaczmy ja teraz.

W  tym  samym  momencie  zatrzymala  sie  taksówka  i  wysiedli  z  niej  Serena,  Jenny,  Elise  i

dwóch  facetów  w  podobnych,  zóltych  jak  banany  garniturach  od  Dolce  &  Gabbana.  Podjechala

kolejna  taksówka  i  wysiadly  z niej  cztery  modelki  w strojach  Carmen  Mirandy  z  misami  owoców  na

glowie.  Podjechala  nastepna  taksówka  z  modelkami  i  Raves  -  tak,  caly  zespól  minus  lider,  który

wlasnie odszedl.

- Nasza  limuzyna  padla,  wiec  musielismy  wziac  taksówki  -  wyjasnila  Jenny,  chichoczac

wesolo.

Blair zlapala mocniej Nate'a za reke i pociagnela w strone pustej taksówki.

- Chodz.

Serena mrugnela do nich, gdy pakowali sie na tylne siedzenie.

- Wy dwoje, tylko nie rozrabiajcie!

Blair usmiechnela sie  i  oparla  glowe  na  podglówku  ze  sztucznej  skóry.  Noga  Nate'a  dotykala

jej  uda  i  Blair  cala  plonela  od  ciepla  jego  ciala.  Czula  sie  jak  Sandy  z  Grease,  kiedy  odjezdzala  z

Dannym podrasowanym wozem, zostawiajac wszystkich na zabawie szkolnej. To bylo zawsze  calkiem

jasne  dla  Blair,  co  polem  zrobia  Sandy  i  Danny,  skoro  Sandy  miala  na  sobie  te  seksowne,  skórzane

spodnie i w ogóle. Nic mógl oderwac od niej rak.

Tylko ciebie chce, och, kochanie!

Nate wsunal dlon miedzy kolana Blair i tak ja zostawil.

Och, ona na pewno nie bedzie rozrabiac.

- 130 -

background image

J podrózuje ze swita

Dan ledwo poznal siostre. Ona i Serena wpadly na impreze i wygladaly jak gwiazdy filmowe  w

takich  samych  turkusowo  -  czarnych  legginsach  w  paski,  bialych,  spiczastych  bulach  do  kostek  i

turkusowych skórzanych kamizelkach. Wlosy mialy roztrzepane,  usta  pomalowane  na  jaskrawy  róz,  a

na powiekach sztuczne rzesy.

Skrzyzowanie motocyklistki z lat osiemdziesiatych i Ekipy wyrzutków.

Zeby  bylo  jeszcze  lepiej,  za  nimi  zjawila  sie  ekipa  modelek  i  ludzi  od  mody  prosto  z  sesji

zdjeciowej oraz czlonkowie bardzo nowego i bardzo popularnego zespolu Raves.  Elise  tez  sie  zjawila,

w pomaranczowym jednoczesciowym kombinezonie, który podarowal jej Jonathan Joyce za to, ze byla

taka kochana w czasie sesji.

Jenny podeszla nonszalancko do Dana i pocalowala go w policzek.

- Wszystkiego  najlepszego!  -  pisnela,  chociaz  doskonale  wiedziala,  ze  to  nie  jego  urodziny.

Bawila sie jednak jak nigdy w zyciu i jechala na adrenalinie. - Gdzie Vanessa?

Dan wsadzil do ust dziewiecdziesiatego papierosa tego wieczoru i zapalil go szybko.

- W lazience, przekluwa sobie warge - odparl z gorycza.

- Super! - Jenny znowu pocalowala go w policzek. - Ale impreza!

Zespól zaczal rozstawiac sprzet w salonie. Elise podeszla, zeby odciagnac Jenny.

- Przepraszam.  Danielu,  chcialabym  cos  pokazac  Jennifer.  -  Zlapala  Jenny  za  lokiec.  -  Musisz

to zobaczyc. W szafie.

Czyzby zwierzaki poszly na calosc?

Dan nie wiedzial, czym tak sie martwil. Jenny nic sie nie stalo.  Moze to jest  ta  róznica  miedzy

czternastolatkiem  i  osiemnastolatkiem.  Kiedy  masz  czternascie  lat,  cos,  co  dzis  wydaje  sie  koncem

swiata, jutro  moze calkiem  pójsc  w zapomnienie.  Kiedy  masz  osiemnascie  lat,  twoje  zycie  zbliza  sie

wlasciwie do konca.

Och, blagam! On nawet nie skonczyl osiemnastu lat!

Zespól  zaczal  grac  i  natychmiast  ludzie  zaczeli  podskakiwac.  W  ciagu  ostatniej  godziny  do

mieszkania  saczyl  sie  równy  strumien  i  pokoje  byly  juz  zapchane  dzieciakami  ze  wszystkich  pry-

watnych szkól na  Manhattanie.  Teraz,  kiedy  w drugim  semestrze  ostatniej  klasy  nie  bylo  wazne,  czy

znali Vanesse, czy nie. Daj im tylko pretekst, zeby poszalec, a ludzie natychmiast sie zjawia.

- 131 -

background image

Dan  nie  mial  specjalnie  ochoty  na  taniec  i  szalenstwo.  Zamiast  tego  postanowil  sie  upic.

Poszedl do salonu,  zlapal  butelke wódki  z na  wpól  opróznionego  worka  Tiphany,  a  polem  przykucnal

pod  sciana,  zeby  pic  i  patrzec  na  zespól.  Chuck  Bass  tanczyl  z  dziewczyna  z  Georgetown.  Swiezo

przekluty  pepek  dziewczyny  byl  zaklejony  plastrem,  a  metalowy  gwizdek  na  lancuszku  na  szyi

podskakiwal i uderzal ja w mocno zadarty nos.

Zwazywszy na to, z kim tanczy, gwizdek moze jej sie naprawde przydac.

Dziewczyna  w mundurze polowym,  w helmie  i  z tabliczka  identyfikacyjna  podeszla  do Dana  i

zasalutowala mu.

- Widziales Blair Waldorf? - zapytala.

Dan  pokrecil  glowa  i  pociagnal  potezny  lyk  wódki.  Nie  byl  za  bardzo  pewien,  czym  to  sie

objawi, ale czul, ze jego wlasne szalenstwo jest juz calkiem blisko.

S nie panuje nad swoimi chlopcami

Serena tanczyla z dwoma  gejami,  stylistami  z sesji  zdjeciowej.  Ich  zólte  garnitury  gryzly  sie  z

turkusowo  -  czarnymi  legginsami  w  tak  jaskrawy  sposób,  zupelnie  w  stylu  lat  osiemdziesiatych,  ze

nie miala dosc.

- Serena? - wysoki chlopak w okularach w srebrnych oprawkach pojawil sie przed nia i wzial ja

za reke. Serena przestala tanczyc, serce bilo jej szybko. To byl Drew, z Harvardu. A moze z Brown?

- Czesc  -  powiedziala  powoli,  trzepoczac  sztucznymi  rzesami.  Wskazala  na  zwariowane

pasiaste legginsy i spiczaste, biale buty. - Widzisz, tak sie zwykle ubieram.

Starala sie umiescic Drew  we  wlasciwym  miejscu.  Chlopcy  juz  zdazyli  jej  sie  pomieszac.  Gral

na ksylofonie czy byl malarzem?

Drew  usmiechnal  sie  lekko.  Wygladal  troche  niepewnie  W  porzadnie  zaprasowanym

komplecie  od  J.  Crew  i  brazowych,  zamszowych  butach.  Wygladalo  to  tak,  jakby  nie  mógl  sie  do-

czekac,  kiedy  Serena  powie  „Zwijajmy  sie  z  tej  dziury  i  chodzmy  na  kawe  gdzies,  gdzie  jest  milo  i

cicho”.

Serena zawahala  sie.  Chciala  byc  taka  dziewczyna,  naprawde chciala.  Dziewczyna,  która  pije

kawe ze swoim chlopakiem. Jak para. Ale nie chciala tego dosc mocno, zeby odpuscic sobie impreze.

Nagle ktos zlapal ja w talii i pochylil naprawde mocno. Serene  zatkalo,  gdy  spojrzala  na  twarz

o mocnej, kwadratowej szczece nierozgarnietego kolegi z pokoju Drew.

- 132 -

background image

- Och! - zawolala z szeroko otwartymi oczami.

- Pamietasz  Wade'a?  -  powiedzial  Drew,  sprawiajac  wrazenie  jeszcze  bardziej  speszonego.  -

Upieral sie, zeby przyjechac.

Wade przyciagnal ja do siebie i pocalowal w usta. Cmok!

- Nie cieszysz sie? - zapytal.

Serena  nie  chciala  wyjsc  na  latwa,  ale  musiala  przyznac,  ze  sie  cieszy.  Jesli  o nia  chodzi,  im

wiecej,  tym  weselej.  Drobna  kobieta  o  jasnorudych  wlosach  z  grzeczna,  czarna  torebka  od  Kate

Spade przycisnieta do boku zapytala:

- Znasz Nate'a Archibalda?

Serena pokiwala glowa.

- Juz wyszedl.

Drew  nadal  stal  obok  niej,  z  dlonmi  w  kieszeni,  i  wygladal,  jakby  potrzebowal  jakiegos

zajecia.

- To mój przyjaciel Drew - przedstawila go kobiecie. - Studiuje w...

- Harvardzie - dokonczyl Drew, wyciagajac dlon w ten swój niezreczny, uroczy sposób.

Na drugim  koncu  pokoju  Whiffenpoofs  zaczeli  robic  chórki  dla  Raves.  Brzmieli  fantastycznie.

Serena  stanela  na  palcach  i  pomachala  do  nich,  a  chlopcy  przeslali  jej  calusa.  Ale  czy  kogos  nie

brakowalo? Artysty z Brown. Czyzby nie kochal jej tak jak reszta?

Kochal i to jeszcze jak.

Ludzie tloczyli sie przy oknach, wygladajac na cos, co dzialo sie na ulicy.

- Wezmiesz mnie na barana? - poprosila slodko Wade'a.

Wade  podniósl  Serene  do  okna,  a  ona  spojrzala  ponad  glowami  wygladajacych,  zeby

sprawdzic,  co  jest  grane.  Na  ulicy  ktos  malowal  sprayem  w  odcieniach  zieleni  i  zlota.  To  Christian.

Jego ciemna  glowa  pochylala  sie  w skupieniu  nad  praca.  W miare  jak  malowidlo  nabieralo  ksztaltu,

stalo  sie  jasne,  ze  to  portret  Sereny  z  zielonymi  motylami  we  wlosach  i  zlotymi  skrzydlami

wyrastajacymi u ramion, jakby byla jakims przepieknym aniolem.

Serena  zachichotala  zawstydzona  krzykliwym  uwielbieniem  ze  strony  Christiana,  ale

jednoczesnie rozkoszowala sie ta sytuacja. Moze tak naprawde nie szukala prawdziwej milosci.  Moze

tylko.., milosci. A milosci wokól niej nie brakowalo.

- 133 -

background image

grzechotka B podnieca N

- Idz ta strona pokoju - szepnela Blair. - Tam jedna deska trzeszczy.

Nate  ruszyl  za  nia  do  pokoju  dziecinnego,  oswietlonego  jedynie  swiatlem  lampki  nocnej  w

ksztalcie  ksiezyca,  w strone  koszyka  wylozonego  biala  koronka,  w którym spala  Yale.  W  kacie  obok

okna stal jablkowity  kuc  naturalnej  wielkosci,  którego  Nate  kazal  przyslac  z FAO  Schwarz.  Patrzyl  na

nich jak wartownik.

Dziecko  lezalo  na  plecach  zawiniete  w  rózowy  kocyk.  Twarzyczke  mialo  pomarszczona,

czerwona i nowiutka.

- Popatrz, jak jej oczka ruszaja sie pod powiekami - szepnela Blair. - Cos jej sie sni.

Nate  nie  potrafil  wyobrazic  sobie,  co  moze sie  snic  komus  tak  nowemu  na  tym  swiecie,  ale

podejrzewal, ze to musialo byc cos podobnego do jego  snów  po tym, jak  solidnie  przypalil.  Nic  sie  w

nich nie dzialo, po prostu czul. I zawsze budzil sie glodny.

Blair siegnela do koszyka i wyjela srebrna grzechotke. Wygladala jak malenka sztanga.

- Nalezala do mnie, gdy bylam mala. - Obrócila ja. - Widzisz malenkie slady po zebach?

Podala grzechotke Nate'owi. Na pierwszy rzut oka wydawala sie gladka,  ale  kiedy  przyjrzal  jej

sie  uwaznie,  zobaczyl  setki  wgniecen.  To  zadne  zaskoczenie,  ze  Blair  od  samego  poczatku  byla

nieposkromiona  w gryzieniu,  obsesyjna  i  agresywna.  Ale  teraz  byl  w  niej  spokój,  jakby  uspokajanie

dziecka nauczylo ja wyciszac siebie.

Nate  oddal  grzechotke,  która  halasliwie  zagrzechotala.  Yale  natychmiast  zaczela  sie  krecic  i

szlochac, wymachiwac nózkami i rekoma we  wszystkich  kierunkach.  Jej  mala  twarzyczka  zmarszczyla

sie jak suszona morela.

Blair pochylila sie nad koszykiem i wziela siostre na rece.

- Csss - szepnela. - To nic takiego. Spij dalej. - Pokolysala Yale, az dziecko  przestalo  marudzic.

Potem  polozyla  je  z  powrotem  i  opatulila  kocykiem.  -  No  prosze.  Spij  juz  -  powiedziala  znowu  i

spojrzala na Nate'a.

- Jest piekna - powiedzial lamiacym sie glosem.

W milczeniu  wzial  Blair  za  reke  i  wyciagnal  na  korytarz.  Zamknela  drzwi  do  pokoju  dziecka.

Nate objal ja mocno i przycisnal gwaltownie usta do jej warg.

- Moich rodziców nie ma w domu - szepnal jej we wlosy.

- 134 -

background image

W mieszkaniu panowala taka cisza, ze Blair prawie slyszala bicie swojego serca. Tyler i  Aaron

ogladali filmy w bibliotece, a matka z Cyrusem wyszli. Ale nie  mogla  pójsc  do lózka  z Nate'em,  kiedy

Yale spala niewinnie w pokoju obok. Zamknela oczy, pocalowala go i powiedziala:

- Dobrze, jestem gotowa.

Wreszcie.

J nie moze sie doczekac skandalicznej przyszlosci

Jenny  nigdy  nie  byla  wielka  tancerka,  ale  jak  mogla  nie  tanczyc  w  tych  zwariowanych

spiczastych  bialych  butach?  Niesamowite  w  skórzanej  turkusowej  kamizelce  bylo  to,  ze  trzymala

wszystko  na  miejscu.  Zadnego  podskakiwania.  Zadnego  przypadkowego  obijania  sie.  Zadnego

falowania. Ale nawet bez tej kamizelki dobrze by sie bawila. Lepiej niz dobrze.

Raves przestali grac  i  oglosili,  ze  robia  sobie  krótka  przerwe. Za  to Whiffenpoofs  dopiero  sie

rozkrecali.

- „Raz,  dwa,  i  raz,  dwa,  trzy”  -  zaczeli  spiewac  zgodnym  jak  zawsze  chórem  a  cappella.  -

.Jenny,  och.  Jenny”  -  zaczeli  nucic  dla  niej.  -  „Mala  siostrzyczka  Sereny.  Jennifer.  Nie  sa  do  siebie

podobne. Jedna wysoka, druga niska, ale to najbardziej szalone dziewczyny na swiecie”.

Serena  podeszla  i  objela  Jenny,  kolyszac  sie  w  rytm  piosenki.  Pozostali  imprezowicze  krecili

sie po pokoju, nie zwracajac specjalnej uwagi na nic, skoro prawdziwa muzyka sie skonczyla.

- .Jennifer ma cyce jak donice” - zaspiewal glosno pijany Chuck Bass.

Zataczajac  sie  i  krecac  tylkiem,  przeszedl  obok  dziewczyn.  Na  ramieniu  mial  malpe,  a  na

glowie wojskowy beret. W pokoju rozlegly sie chichoty.

Ups.

- Wiesz, ze kiedys to zrobili? -  dziewczyna  z Scaton  Arms  szepnela  do przyjaciólki.  -  Przylapali

ich  w  pazdzierniku  na  imprezie.  W  lazience.  Byla  calkiem  naga,  a  Chuck  dorwal  sie  do  niej  w

toalecie.

- Myslalam, ze jest gejem - stwierdzila dziewczyna w nowiutkiej koszulce z Vasar.

- „Kazdy chce zlapac Jenny za wielkie cyce!” - zawodzil wstretnie Chuck.

- „Chuck Bass ma owlosiony tylek!” - odgryzla sie Serena. - Olej go - powiedziala do Jenny.

Ale  zamiast  zrobic  sie  sina  ze  zlosci  i  wstydu,  Jenny  chichotala.  Dwa  tygodnie  temu  wystep

Chucka dobilby ja. Ale teraz wszyscy smiali sie z niego, a nie razem z nim. Majac juz za soba  skandal,

- 135 -

background image

a  wlasciwie  dwa  albo  trzy,  z  których  wyszla  calo,  stala  sie  bardziej  elastyczna.  Miala  swoja

przeszlosc,  swoja  historie.  Byla  dziewczyna,  o  której  ciagle  sie  mówi.  Z  wielkimi  piersiami  i  z  cala

reszta, ona - Jennifer - skazana byla na sukces.

A jesli trafi jej sie wyjatkowo paskudny zakret w zyciu i wszystko popsuje sie tak, ze nie da sie

tego  naprawic,  to zawsze  moze wyjechac  do szkoly  z internatem,  jak  grozil  jej  ojciec.  Wtedy  bedzie

mogla  stworzyc  sobie  nowy  wizerunek.  Moze  nawet  wróci  ze  szkoly  z  internatem  i  stworzy  nowa

siebie, tak jak zrobila to Serena.

Moze nawet bedzie miala tylu chlopaków co Serena. Pewnego dnia.

D odkrywa nowy talent

- Moge  wziac  dymka,  brachu?  -  zapytal  Damian  Polk,  gitarzysta  grupy  Raves  i  jeden  z

ulubionych muzyków Dana.

Dan byl zbyl pijany, zeby  obecnosc  gwiazdy  zrobila  na  nim  wrazenie.  Wyciagnal  pognieciona,

do  polowy  oprózniona  paczke  cameli,  która  otworzyl  pól  godziny  temu.  Damian  zapalil  papierosa

zólta plastikowa  zapalniczka  Dana.  Gitarzysta  mial  na  sobie  plócienny  brazowy  plaszcz  wojskowy  ze

slowami  po  finsku  -  albo  czyms  w  tym  rodzaju  -  wypisanymi  w  przypadkowym  ukladzie  czarnym

kolorem. To byl taki plaszcz, jaki uchodzil tylko na kims naprawde slawnym.

- Nie wiesz przypadkiem, kto tu mieszka? - zapytal.

- Ja  -  odpowiedzial  pijany  Dan.  -  Tak  jakby.  Z  dziewczyna.  To  mieszkanie  jej  starszej  siostry,

ale ona wyjechala. - Postanowil nie wspominac o Tiphany. Wolal myslec,  ze  Tiphany  nie  istnieje.  Jak

sie teraz nad tym zastanowil, to skojarzyl, ze przez caly wieczór nie  widzial  ani  Tiphany,  ani  Vanessy.

Jak dlugo moze trwac przekluwanie, zastanawial sie. W glowie mu sie cmilo od wódki.

Damian pokiwal glowa w zamysleniu.

- A  masz  pojecie,  kto  napisal  te  wszystkie  piosenki  w  oprawionych  w  czarna  skóre

notatnikach, które leza w drugim pokoju?

Dan  zaczal  sie  nagle  zastanawiac,  czy  nie  zemdlal  i  czy  ta  rozmowa przypadkiem  mu  sie  nie

sni.

- Wiersze -  poprawil  go  i  zamrugal,  slyszac  radosna  piosenke, która  spiewali  dla  jego  siostry

Whiftenpoofs.  Wysoki  chlopak w okularach  w  drucianych  oprawkach  i  niska  kobieta  o  jasnorudych

wlosach tanczyli w salonie tango. - To moje wiersze. - Spróbowal wstac, ale kostki  mu sie  wykrzywily

- 136 -

background image

i znowu opadl na sciane. Jesli w koncu sie nie niszy, to sie zsika.

Damian odsunal plaszcz do tylu i przykucnal przed Danem.

- Mówie ci czlowieku, to sa piosenki.

Dan gapil sie nieprzytomnie na slynna dwunastocentymetrowa blizne, która przecinala  równie

slynne czolo  Damiana.  Miala  byc  po wypadku  na  rowerze  do akrobacji.  Uszkodzilo  mu tez  mózg,  czy

jak?

- Czlowieku, to ja je napisalem - upieral sie. - To sa wiersze.

- Piosenki.  Piosenki,  piosenki,  piosenki.  -  Damian  wyciagnal  dlon  i  pomógl  Danowi  wstac.  -

Chodz, pokaze ci.

Dan, zataczajac sie, ruszyl za Damianem, wpadajac na ludzi i belkoczac „przepraszam”.

- Kiedy zaczniecie znowu grac? - ktos wrzasnal.

- Niedlugo, dupku - mruknal Damian i pokazal fucka.

Pokój  Vanessy  byl  równie  zatloczony  co  salon.  Pozostali  czlonkowie  zespolu  przysiedli  na

lózku i grzebali w notatnikach Dana.

- Widziales  ten?  Ma  tytul  Zdziry  -  powiedzial  do  Damiana  gitarzysta  basowy,  pokazujac

wiersz. - To bylaby  superballada  milosna,  wsciekla.  Idealna  piosenka  na  srodek  koncertu.  Zwlaszcza

po tej smiesznej Zabic fretke.

Dan gapil sie na nich. Nadal istniala spora szansa, ze  sni  albo  umarl,  po tym jak  nadepnal  na

niego którys z ogromnych kolesiów Tiphany z budowy.

Damian pchnal go przed siebie.

- Znalazlem goscia, który je napisal. Wyglada dosc dobrze, zeby u nas spiewac.

Dan. chwiejac sie, stanal przed reszta. Spiewac?

- A  potrafi?  -  zapytal  perkusista,  obrzucajac  Dana  spojrzeniem od stóp  do glów  i  ciagnac  sie

za  dziwaczne,  przerazajace  wasy.  Raves  mieli  specyficzny  styl.  Troche  kojarzyli  sie  ze  starszym

bratem, troche z seryjnym morderca.

Spiewac?

Damian klepnal Dana w plecy.

- Spróbuj,  co?  To  w koncu  twoje  piosenki.  Zaspiewaj  je  tak,  jak  chcesz.  Gramy  dosc  glosno,

wiec mozesz sobie powrzeszczec. - Znowu poklepal Dana. - Po prostu maja dobrze brzmiec, jasne?

- Jasne.

Poszedl  za  zespolem  do  salonu.  Mial  wrazenie,  jakby  jego  cialo  bylo  marionetka  w  rekach

jakiegos  maniakalnego  lalkarza  z  pokreconym  poczuciem  humoru.  Po  chwili  zorientowal  sie,  ze

zdejmuje koszule.

- 137 -

background image

Cóz, w koncu byl w zespole.

Perkusista walnal kilka razy w bebny i w pokoju rozlegl sie szmer oczekiwania.

- Zagramy najpierw Zabic fretke, dobra? - zapytal Dana. Dan kiwnal glowa.  Ledwo  znal  slowa,

ale byl tak zalany, ze ledwo artykulowal.

Goraczkowy, ostry rytm uzupelniala  falujaca  melodia  na  basie.  Muzyka  idealnie  pasowala  do

wiersza albo piosenki, czy jak to tam, do cholery, nazwac.

- .Jestes  glodna?  Cos  tu mam dla  ciebie!  Zdychaj,  fretko!  Zdychaj!” -  wrzasnal  do  mikrofonu

Dan. - .Zmeczylas sie? Chodz, to cie uspie! Zdychaj fretko! Zdychaj!”

- Zdychaj fretko! - zanucili w chórku Whiffenpoofs.

Pokój byl  pelen  i  ludziom  natychmiast  udzielilo  sie  szalenstwo  chwili.  Zaczeli  tanczyc  pogo  i

zrzucac ubrania.

Dan zerwal z siebie koszulke. A co, do cholery? Pokazal wszystkim fucka.

- „Chcesz wiecej? To sobie wez! Zdychaj, fretko! Zdychaj!”

No  dobra,  moze  byl  kompletnie  zalany,  ale  i  tak  lepsze  to  niz  rozczulanie  sie  nad  soba  i

siedzenie w zakurzonym kacie.

Przynajmniej  teraz  wiedzial,  po tych  wszystkich  latach,  ze  pisal  pokrecone,  chore  piosenki,  a

nie wiersze.

V dostaje kopa w tylek

- Ej, jest tu ktos, kto nazywa sie Vanessa? - pod lazienka wrzasnal jakis facet.

- Tak? - odkrzyknela Vanessa i uchylila drzwi.

Przez ostatnie  pól  godziny  siedziala  pochylona  nad  urny  walka  i  lala  zimna  wode  na  warge,

która i tak krwawila.

Facet wsadzil jej do reki telefon. Byl bez koszuli, a na piersi mial tatuaz z wezem.

- Ta sama suka dzwonila juz chyba z piec razy. Nie lapie, ze próbujemy tu sluchac muzyki?

Vanessa  wziela  telefon  i  wsunela  sluchawke  miedzy  policzek  a  ramie,  podczas  gdy  Tiphany

przykladala jej do wargi lód.

- Slucham?

- Hej,  mówi  twoja  siostra,  pamietasz  mnie?  -  wrzasnela  ze  sluchawki  Ruby.  -  Co  tam  do

cholery sie dzieje?

- 138 -

background image

- Mam  impreze  -  wyjasnila  Vanessa,  chociaz  to  wlasciwie  niczego  nie  wyjasnialo.  Ruby

doskonale wiedziala, ze Vanessa nie ma absolutnie zadnych przyjaciól poza Danem.

- Ach, szanowna jubilatka? A któz to sie zjawil na tej imprezie?

Vanessa zerknela na Tiphany.

- To twoja siostra? - zapytala Tiphany, bezglosnie tylko poruszajac ustami.

Vanessa pokiwala glowa, a Tiphany wcisnela jej do reki garsc lodu.

- Do zobaczenia potem.

Kopnieciem  odsunela  walajace  sie  po  podlodze  nasiakniete  krwia  reczniki,  a  wychodzac,

zostawila za soba otwarte drzwi. Kakofonia muzyki i wrzasków oraz smród papierosów i wódki  prawie

zwalil Vanesse z nóg.

- Czy  to Raves..,  na  zywo? MTV  zatrudnilo  cie  do  nakrecenia  klipu,  czy  co?  -  dopytywala  sie

Ruby.

- Nie bardzo wiem - odparla szczerze Vanessa.

Wiedziala, ze impreza nabrala rozmachu od czasu,  kiedy  zniknela  w lazience,  ale  nie  zdawala

sobie sprawy, do jakiego stopnia.

- W kazdym razie mieszka z nami Tiphany.

- Jaka Tiphany?

- Tiphany.  Dalas  jej  klucz.  Powiedziala,  ze  pozwolilas  jej  zatrzymac  sie  tak  dlugo,  jak  bedzie

chciala. Spi na twoim lózku.

Ruby przez chwile milczala.

- Czekaj no, chyba wiem, o kim mówisz. Ma fretke, tak? Zjawila  sie  z cala  ta  historyjka,  jak  to

podrózowala  po  swiecie  i  robila  przerózne  rzeczy.  I  potrzebuje  miejsca,  gdzie  przez  jakis  czas

moglaby przekiblowac?

Zgadza sie.

- Nie  moge  uwierzyc,  ze  nadal  ma  klucz.  Nie  pamietasz  tej  historii  o  dziewczynie,  która

pomieszkiwala  cichaczem  w  mieszkaniu,  kiedy  sie  do  niego  wprowadzilam?  W  koncu  zmusilam

gospodarza,  zeby  sie  jej  pozbyl.  Przez  caly  czas  zachowywala  sie,  jakbysmy  byly  najlepszymi

przyjaciólkami.

To bardzo przypominalo Tiphany.

- Ale  ona  nawet  nie  jest  stad  -  zawahala  sie  Vanessa.  -  Ona  jest  z  calego  swiata.  Teskni  za

podrózami.  -  To  byla  ulubiona  kwestia  Tiphany,  ale  kiedy  Vanessa  ja  powtórzyla,  zabrzmiala

idiotycznie.

- To chodzacy przypal - poprawila ja Ruby. I pasozyt. Zaloze sie,  ze  odkad  sie  zjawila,  ani  razu

- 139 -

background image

nie placila za jedzenie, ani nic takiego. Moze z wyjatkiem alkoholu.

Vanessa  nie  wiedziala,  co  powiedziec.  To  byla  prawda.  Przez  ponad  tydzien  wraz  z  Danem

praktycznie zywili Tiphany.

- Poza  tym  nie  wolno  trzymac  zwierzat  w  tym  domu.  Przez  fretke  moga  nas  eksmitowac.

Wykop ja, skarbie. W porzadku?

Vanessa  prawie  sie  rozplakala.  Jak  mogla  byc  tak  glupia,  zeby  pozwolic  dziewczynie,  której

nawet nie znala, przejac kontrole nad  wlasnym  zyciem?  Historia  jak  z Trujacego  bluszczu,  okropnego

filmu z Drew Barrymore,  który sama  wypozyczyla,  do czego  Vanessa  musiala  przyznac  sie  z pewnym

zazenowaniem. Zla dziewczyna grana przez  Drew  wprowadza  sie  do niewinnej  panienki  i  kompletnie

niszczy jej zycie.

- Zadzwonie jutro, dobrze? - obiecala Ruby.

- Dobrze. - Vanessa rozlaczyla sie.

Dlonie jej drzaly. Rzucila  telefon  do umywalki  i  wpadla  do salonu,  zapominajac  o krwawiacej

wardze.

Chryste.

W  mieszkaniu  byly  tlumy.  Dziewczyny  z  Constance  Billard,  Seaton  Arms  i  innych  szkól,  z

którymi  Vanessa  wolala  nie  miec  nic  do  czynienia,  tanczyly  pogo  i  ocieraly  sie  tylkami  o  biodra

chlopaków  ze  Swietego  Judy  i  Riverside.  Czlonkowie  ekipy  budowlanej  Tiphany,  którzy  -  jak

podejrzewala teraz Vanessa - byli zawodowymi wlamywaczami, albo jeszcze gorzej,  atakowali  sciane

salonu  oskardem.  Fretka  Tiphany  i  malpa  Chucka  ganialy  sie  i  oblapialy  na  materacu  Ruby.  Sama

Tiphany  stala  przed  telewizorem  i  puszczala  dla  wszystkich  jeden  z  filmów,  który  Vanessa  zrobila

pare miesiecy temu. Ale gdzie byl Dan? Czy to ona go ignorowala, czy on ja?

Przepychajac sie przez tlum, Vanessa rzucila sie na Tiphany i wyszarpala jej z reki pilota.

- To prywatna rzecz!  -  wrzasnela,  wytyczajac  telewizor.  Po trochu  czula,  jak  wraca  jej  dawne,

wsciekle, okropne ja.., i  to bylo  cudowne  uczucie.  A jeszcze  bardziej  wkurzalo  ja  to,  ze  to Tiphany  je

ukradla.

Zuch dziewczyna.

Tiphany  zasmiala  sie  tym  swoim  glupawym,  glosnym  smiechem,  który  mówil:  „czy  nie

jestesmy najlepszymi przyjaciólkami?”

- Dan to nudny poeta  i  kiepski  aktor,  ale  polacz  obydwu i  patrz,  co  otrzymasz!  -  Wskazala  na

drugi koniec salonu.

Vanessa  spiorunowala  ja  wzrokiem  i  odwrócila  sie,  zeby  zobaczyc,  co  jej  pokazywala.  Nic

rozumiala,  jak  mogla  tego  nie  zauwazyc.  Na  obróconej  skrzynce  od  mleka  stal  Dan,  spocony  i  bez

- 140 -

background image

koszuli.  Gryzl  mikrofon,  wypluwajac  slowa  wierszy  i  udajac,  ze  to  piosenki.  Odwrócila  sie  z

powrotem. Zajmie sie nim pózniej.

- To bluzka mojej siostry - stwierdzila spokojnie. - Odlóz ja z powrotem.

Tiphany otworzyla usta.

- Masz na sobie jej spodnie.

- Ale  to  moja  siostra.  Oddawaj  bluzke  -  rozkazala  Vanessa.  -  A  potem  poszukaj  swoich

przyjaciól, cholernej fretki i wynos sie stad, do cholery.

Nagle  ogarnela  ja  zlosc,  która  narastala  w niej  od rozmowy z siostra.  To  byly  jej  urodziny,  a

wszyscy mieli kompletnie w nosie fakt, ze niszcza jej mieszkanie.

- Wypieprzac stad! - wrzasnela. - Macic wszyscy stad wypieprzac!!

Oczywiscie nikt jej nie slyszal, nie ponad zgielkiem pijackiego zawodzenia Dana.

Vanessa miala jednak jedna przewage. To bylo jej  mieszkanie  i  wiedziala,  gdzie  jest  skrzynka

z bezpiecznikami.  Przepychajac  sie  obok  na  wpól  nagiego,  spoconego  chlopaka  i  jego  zataczajacej

sie,  zalanej  dziewczyny,  wpadla  do  kuchni,  weszla  na  blat  i  otworzyla  metalowa  skrzynke  nad

kuchenka.  Pstryknela  kilkoma  przelacznikami  i  muzyka  ucichla,  a  jedyne  swiatlo,  które  zostalo,

swiecilo nad jej glowa.

- Wszyscy wynocha! - wrzasnela ponownie.

Jej  usta  rozdziawily  sie  nienaturalnie  szeroko,  jak  u  Lucy  w  Fistaszkach,  gdy  powaznie

wkurzyla sie na Charliego Browna. Bolalo to jak cholera, bo miala swiezo przekluta warge.

- Co, do cholery? - zapytal gosc w samych pomaranczowych bokserkach.

- Kto to, do cholery, jest? - jeknela jego dziewczyna.

Ale to byly dobrze wychowane dzieciaki, a nikt nie lubi siedziec na imprezie,  na  której  nie  jest

mile  widziany.  Powoli  ludzie  zaczeli  wychodzic.  Vanessa  miala  nawet  wrazenie,  ze  slyszy  odlegly

odglos oskarda, obijajacego schody.

Usiadla  na  kuchence,  uderzajac  wojskowymi  butami  o  drzwiczki  piekarnika,  i  patrzyla,  jak

wszyscy wychodza.

- Dlaczego nie poprosila, zebysmy sciszyli, czy cos takiego? - ktos burknal.

- Co mamy teraz zrobic? Jest dopiero pólnoc - narzekal ktos inny.

Oczywiscie Chuck Bass znalazl idealne rozwiazanie.

- Przenosimy  impreze  do  mnie!!  -  wrzasnal,  zabierajac  malpe  i  wsadzajac  ja  pod  koszule.

Objal dwie blondynki z Georgetown. - Mozecie nawet u mnie zanocowac, jesli chcecie.

Tiphany przeszla obok kuchni w samym czarnym staniku, który prawdopodobnie tez nalezal  do

Ruby. Rzucila czyms w Vanesse.

- 141 -

background image

- Masz te cholerna koszulke.

Vanessa  nie  uwazala,  zeby  tego  typu  zachowanie  zaslugiwalo  na  reakcje.  Patrzyla  z

zadowoleniem,  jak  Tiphany  lapie  fretke  za  skóre  na  karku  i  ciagnie  marynarski  worek  przez  salon  w

strone drzwi.

Nie grozi jej bezdomnosc. Chuck ma mnóstwo wolnego miejsca.

V i D, i slowa

Wychodzili juz ostatni maruderzy. Vanessa wlaczyla z powrotem korki  i  ogladala  teraz  szkody.

Bedzie  musiala  wynajac  ekipe  do  sprzatania,  bo  inaczej  sobie  nie  poradzi.  Moze  znajdzie  sposób,

zeby obciazyc kosztami Tiphany.

Dan  na  czworakach  szukal  koszuli  i  butów.  Nierówna  grzywka  opadla  mu  na  oczy,  wiec

praktycznie nic nie widzial.

Vanessa zeskoczyla z kuchenki.

- Mozesz zostac - powiedziala cicho.

W  koncu  to,  co  sie  stalo,  to  jej  wina.  Gdyby  nie  dala  sie  tak  wciagnac  tym  bzdurnym

opowiesciom Tiphany, mieszkaliby razem z Danem i swietnie by sobie  dawali  rade,  zamiast  pograzyc

sie w tej katastrofie.

Dan znalazl jeden but Pumy i wlozyl go. Zawsze to lepsze niz nic. Wstal. Dolna warga Vanessy

byla pokryta zaschla krwia, ale mimo to Vanessa wygladala lepiej, niz on sie czul.

- Musze dogonic kapele. Chca, zebym dla nich spiewal - wybelkotal pospiesznie.

Vanessa  nie  miala  pojecia,  o czym  Dan  mówi.  Moze gdyby  usiedli  razem  i  porozmawiali  tak

jak zawsze, sprawy by sie nie wyjasnily.

- To  moje  urodziny  -  przypomniala  mu,  próbujac  panowac  nad  lamiacym  sie  glosem.  -

Przeczytasz mi wiersz, który dla mnie napisales?

Dan pokrecil glowa.

- To piosenka, to wszystko sa piosenki.

- Niewazne.  -  Vanessa  wyjela  kartke  z  szuflady  w  lazience,  cieszac  sie,  ze  zadna  wscibska

dziewczyna  nie  grzebala  tam,  szukajac  zelu  do  wlosów  albo  czegos  w  tym  rodzaju,  i  nie  zabrala

wiersza.

Podala Danowi kartke  i  usiadla  naprzeciw  niego.  Co  za  ulga  -  wreszcie  byli  sami,  nawet  jesli

- 142 -

background image

sciany wokól nich sie kruszyly.

Serce  nadal  walilo  Danowi  jak  oszalale,  ale  reszta  ciala  powoli  sie  uspokajala.  Przeczytal

wiersz uwaznie. Jezyk mu sie platal od alkoholu i zmeczenia.

rzeczy które kochasz

czarne

podkute buty

martwe golebie

brudny deszcz

ironia

ja

rzeczy które kocham

papierosy

kawa

ty i twoje ramiona z kosci sloniowej

ale te rzeczy

zaczynaja sie nam gubic

- To piosenka, prawda? - zauwazyl Dan. - To znaczy slowa brzmialyby  o wiele  lepiej  z muzyka.

- Spróbowal przeczytac wiersz  jeszcze  raz  dla  siebie,  ale  slowa  zaczely  tanczyc  na  stronie  i  nie  mógl

juz ich zrozumiec. Wiedzial, ze napisal je z jakiegos powodu, ale nie mógl go sobie przypomniec.

Vanessa  sapnela  w  smieszny  sposób.  Dan  spojrzal  na  nia  i  zobaczyl,  ze  placze,  z  trudem

lapiac  powietrze  i  dlawiac  sie,  jak  ktos,  komu rzadko  zdarza  sie  szlochac.  Jeszcze  chwile  temu  Dan

swietnie  sie  bawil,  wrzeszczac  na  cale  gardlo  do mikrofonu. Jak  to sie  stalo,  ze  nagle  wszystko  jest

na powaznie?

Vanessa  wziela  go  za  reke.  Twarz  miala  mokra  i  w  plamach.  Lecialo  jej  z  nosa,  a  w  dolnej

wardze miala zakrwawione srebrne kólko.

- Sluchaj,  wiem,  ze  wszystko  sie  pochrzanilo,  ale  bedzie  dobrze.  Podoba  mi  sie  twój  wiersz.

Podobaja mi sie brzydkie rzeczy. Oboje lubimy, gdy rzeczy nie sa idealne, prawda?

Reka  Dana  lezala  bezwladnie  w jej  dloni.  Dan  wiedzial,  ze  Vanessa  mówi  cos  waznego,  ale

nie  mógl  sie  skupic.  Potrzebowal  papierosa,  ale  z  tego,  co  kojarzyl,  skonczyly  mu  sie.  A  moze  jego

- 143 -

background image

papierosy sa w drugim bucie?

- Musze znalezc but - stwierdzil.

Lzy nadal plynely. Vanessa zlapala go mocniej za reke.  Zdesperowana  chciala  skonczyc  to,  co

zaczela. Wyjasnic mu, co znaczyl dla niej jego wiersz i ile bylo w nim prawdy.

- Nie  musimy  pójsc  do tej  samej  szkoly  ani  nawet  razem  mieszkac.  Mozemy po prostu  byc.  -

Otarla  nos  grzbietem  drugiej  dloni.  Na  pasiastych  spodniach  widac  bylo  kropelki  krwi.  Potarla  je  ze

zloscia. - Niezaleznie od tego, co zrobimy, zawsze w pewnym sensie bedziemy razem, racja?

Dan kiwnal glowa.

- Racja - zgodzil sie automatycznie.

Nie  zeby  nie  rozumial  jej  bólu,  ale  w  tym  momencie  nie  mógl  rozmawiac  o  czyms  tak

powaznym.

Vanessa  pokrecila  glowa  w  milczeniu.  Wytarla  znowu  nos,  pochylila  sie  i  pocalowala  go  w

usta. Dan próbowal odwzajemnic pocalunek, ale bal sie, ze sprawi jej ból.

- W porzadku. - Puscila  jego  dlon  i  spróbowala  sie  usmiechnac.  -  Wynos  sie.  Zostan  gwiazda

rocka, czy kim tam chcesz.

Dan popatrzyl na nia. Rzucala go?

Zalapal.

- Mozesz  wreszcie  wyjsc?!  -  Vanessa  pchnela  go  w piers,  próbujac  zapanowac  nad  kolejnym

atakiem placzu.

Dan,  gramolac,  sie  wstal.  Ledwo  widzial  podloge,  tak  byla  zawalona  petami,  pustymi

butelkami, porzuconymi ciuchami i zniszczonymi szpargalami.

- Wróce  jutro  i  pomoge  ci  sprzatac  -  zaproponowal  nieporadnie  i  pokustykal  przez  warstwy

smiecia.

Jasne,  bo  jutro  obudzi  sie  swiezy  i  wypoczety,  gotowy  wlozyc  gumowe  rekawiczki  i  zlapac

scierke oraz plyn do mycia podlóg.

B i N robia to naprawde

- Nadal go masz? - Blair zdjela z oparcia krzesla przy biurku ciemnozielony  kaszmirowy  sweter

w  serek  -  który  podarowala  Nate'ow  i  ponad  rok  temu  -  gdzie  zostawil  go  wczoraj  wieczorem.

Przewrócila  sweter  na  lewa  strone,  zeby  sprawdzic,  czy  zlote  serduszko,  które  wszyla  do  rekawa,

- 144 -

background image

nadal tam jest. Bylo.

Nate stal  posrodku  pokoju,  obserwujac  ja.  Chcial  sciagnac  z niej  ciuchy,  zlapac  ja  i  rzucic  na

lózko, ale wiedzial z doswiadczenia, ze Blair lubi robic wszystko po swojemu, wiec musial czekac.

Blair odlozyla sweter i przeciagnela dlonia po modelu lódki,  który stal  na  biurku  Nate'a.  Obok

niego  stalo  zdjecie  Nate'a  i  jego  kolegów  ze  Swietego  Judy,  trzymajacych  dwie  wielkie  ryby,  które

zlapali  w czasie  wyprawy  w  Maine.  Z  jego  silnymi,  opalonymi  ramionami,  szerokim,  snieznobialym

usmiechem, zlocistobrazowymi wlosami i blyszczacymi, zielonymi oczami.  Nate  byl  najprzystojniejszy

ze wszystkich. Rzecz jasna od dawna zdawala sobie z tego sprawe.

Nic wiedziala, na co czeka.  Nie  zwlekala  celowo.  Po prostu  nie  byla  z nim  sam  na  sam  w ten

cudowny, intymny  sposób  od tak  dawna,  ze  teraz  rozkoszowala  sie  kazda  chwila.  A najzabawniejsze

bylo  to,  ze  za  kazdym  razem  -  a  bylo  tych  razów  wiele  -  kiedy  myslala,  ze  zaraz  pójda  do  lózka,

zaczynala sie denerwowac, krecic i nie potrafila przestac gadac. Ale nie tym razem.

- Chcesz  posluchac  jakiejs  muzyki?  A  moze  wlaczyc  jakis  film?  -  zapytal,  zastanawiajac  sie.

czy  powinien  wprowadzic  odpowiedni  nastrój.  Szkoda,  ze  nie  mial  zadnych  swiec,  kadzidelek  albo

czegos takiego. Olejku do masazu? Kajdanek?

No dobra, nie rozpedzajmy sie.

Blair podeszla do pólki z ksiazkami i zapalila smieszna lampke w ksztalcie globusa, która  Nate

mial  od  piatego  roku  zycia.  Potem  wylaczyla  górna  lampe.  Swiatlo  z  globusa  zmieszalo  sie  z

ksiezycowym  blaskiem  wpadajacym  przez  swietlik  nad  nimi,  oblewajac  pokój  delikatna,  blekitnawa

poswiata.

- O,  prosze.  -  Zrzucila  pantofle  na  plaskim  obcasie  od  Kate  Spade.  Paznokcie  u  stóp  miala

pomalowane na ciemnoczerwono. Nawet  dla  niej  wygladaly  seksownie.  Usmiechnela  sie  szeroko do

Nate'a. - Chodz tu.

Zrobil,  jak  powiedziala.  Wsuwajac  dlonie  pod jej  bluzke,  pomógl  Blair  ja  zdjac,  podczas  gdy

ona  prawie  urwala  mu  glowe,  sciagajac  jego  koszulke.  Stanik  miala  cieniutki,  bialy  i  bez  drutów.

Kiedy go zdjela, polecial na podloge lekko jak papierowa chusteczka.

Nate  nie  ustepowal  pola.  Juz  wiele  razy  doszedl  tak  daleko  i  nie  zdziwilby  sie,  gdyby  matka

Blair zapukala teraz do drzwi i oznajmila im, ze ma trojaczki i wlasnie rodzi pozostala dwójke.

Blair objela go za szyje i przycisnela sie do niego.  Za  kazdym razem,  gdy  wyobrazal  sobie,  jak

to robia, umieszczala siebie i Nate'a na  miejscu  aktorów  w milosnej  scenie  ze  starego  filmu.  Audrey

Hepburn i  Gary  Cooper  w Milosci  po  poludniu.  Kathleen  Turner  i  William  Hurt  w  Zarze  ciala.  Ale  to

bylo jeszcze lepsze, bo dzialo sie naprawde i bylo takie przyjemne.

Nie  potrafil  sie  powstrzymac,  wiec  caly  czas  ja  calowal.  Poprowadzila  jego  dlon  w  dól,  do

- 145 -

background image

dzinsów, a potem siegnela do jego Spodni No dobrze, moze wiec nikt  nie  zapuka  do drzwi  i  niebo  nie

zwali im sie na glowy. Moze tym razem naprawde im sie uda.

Pchnela  go  na  lózko.  Zrzucili  z siebie  spodnie  i  bielizne.  Zostali  juz  tylko  oni.  Pocalowali  sie

znowu  w  kazde  mozliwe  do  calowania  miejsce,  az  stalo  sie  jasne,  ze  nalezy  przedsiewziac  pewne

kroki. Nate pogrzebal w szufladzie biurka w poszukiwaniu prezerwatywy.

Nadeszla ta niezreczna chwila.

Tyle  ze  nie  bylo  w  niej  nic  niezrecznego.  Blair  bez  slowa  wziela  od  Nate'a  prezerwatywe,

przebiegla  pocalunkami  w  dól  jego  ciala  i  ostroznie  nalozyla  kondom,  jakby  zakladala  delikatna

dziecieca skarpetke na nózke Yale. Prosze. Od razu lepiej.

Nate  zapomnial  juz,  jak  to  jest  byc  z  Blair.  Ze  dotykanie  jej  nie  przypomina  oblapiania  w

nawiedzonym  domu, gdzie  na  oslep  musi  odgadnac,  gdzie  co  jest,  i  co  rusz  wpadal  na  sciany.  Przy

Blair po prostu wiedzial. Wszystko wydawalo sie na swoim miejscu.

Blair  nawet  nie  musiala  powiedziec  Nate'owi,  zeby  zwolnil.  Byli  tak  zgrani,  ze  wystarczylo

tylko zamknac oczy, objac go rekoma, lekko wygiac plecy i poczuc to.

Ta - dam!

Kiedy bylo juz  po wszystkim,  lezeli  na  plecach,  trzymali  sie  za  rece  i  usmiechali  do sufitu,  bo

wiedzieli,  ze  za  kilka  minut  beda  mogli  zrobic  to  jeszcze  raz.  Moga  spedzic  reszte  zycia,  robiac  to,

jesli  tylko  beda  chcieli.  Przysylano  by  im  jedzenie  do  skrzydla  domu  Nate'a.  Mogli  zdac  ostatnie

egzaminy przez Internet.

- Moze  nawet  nie  pójde  do  college'  u  -  zastanawial  sie  Nate.  Po  co  mialby  isc,  skoro  tu

czekalo go tylko przyjemnosci.  Pocalowal  ja  w reke.  -  Moglibysmy  razem  zeglowac  po swiecie.  Prze-

zywac rózne przygody.

Blair zamknela oczy i spróbowala  wyobrazic  sobie  zeglowanie  wokól  swiata  razem  z Nate'em

na jachcie wybudowanym specjalnie dla nich.

- Codziennie  nosilabym  inne  bikini  od  Missoni  i  mialabym  najpiekniejsza  opalenizne  -

szepnela na glos.

W myslach  rozwijala  swoja  fantazje.  Mieliby  mocne  i  napiete  ciala  od  pracy  na  jachcie  i  od

diety, skladajacej sie z surowych ryb, wodorostów i szampana.  Nocami  kochaliby  sie  pod gwiazdami,

a rankami kochaliby sie  przy dzwieku  mewich  wrzasków.  Mieliby  sliczne,  opalone,  jasnowlose  dzieci

o  zielonych  oczach,  które  plywalyby  jak  delfiny  i  zawsze  biegaly  nago.  Zatrzymywaliby  sie  w

egzotycznych portach, gdzie miejscowi tanczyliby dla  nich  i  dawali  im  podarunki  z rzadkich  kamieni  i

futer. W koncu  zebraliby  takie  skarby,  ze  byliby  znani  na  swiecie  jako  najbogatsi  zeglarze,  a  piraci

scigaliby  ich,  zeby  ich  ograbic  i  porwac  ich  niewiarygodnie  piekne  dzieci  w  stylu  modeli  Ralpha

- 146 -

background image

Laurena.  W  tym  czasie,  nie  majac  nic  innego  do  roboty,  ona  i  Nate  zdobyliby  czarne  pasy  karate.

Pokonaliby  wszystkich  piratów  i  potopili  ich  w  pelnym  rekinów  morzu.  A  potem  pozeglowaliby  w

swietle ksiezyca, cali i zdrowi, i kochaliby sie jeszcze bardziej niz wczesniej.

Wszystko mozliwe.

- A moze oboje pójdziemy do Yale - powiedziala z nadzieja.

Pewien  lekarz  ze  szpitala  matki  zostawil  dzis  wiadomosc  u  portiera.  Zamierzal

zarekomendowac Blair na kurs  przygotowujacy  do studiów  medycznych  na  Yale.  Nigdy  nie  brala  pod

uwage medycyny, ale jesli dzieki temu mogla sie dostac do Yale, to czemu nie?

- Bede gral w lacrosse i specjalizowal sie w geologii - mruknal Nate.

- Aha - zgodzila sie sennie Blair.

Nate  przekopywalby  lasy  w  Connecticut  w  poszukiwaniu  skal  i  nosil  sliczne  swetry,  które

dziergalaby mu w czasie  dlugich  wykladów  na  kursie  przed  medycyna.  Wszystkie  dziewczyny  z zajec

podkochiwalyby sie w blyskotliwym, mlodym biologu, który - tak by sie skladalo - bylby doradca Blair,

ale ona nawet nie zwrócilaby na niego uwagi. Nie widzialabym swiata poza Nate'em.

- I mieszkalibysmy razem - powiedziala na glos.

W  sypiacym  sie,  starym  wiktorianskim  domu  zaraz  obok  kampusu.  Grzaliby  na  piecyku

jablecznik i piekli pianki z czekolada.

Nate wyszczerzyl radosnie zeby.

- Kupimy sobie doga.

- Nie, dwa dogi i dwa koty - poprawila go Blair.

I tak  byliby  zajeci  studiami  i  kochaniem  sie  na  antycznym  lózku  w trzeszczacej  wiktorianskiej

sypialni, ze zapomnieliby o obcinaniu wlosów i kupowaniu nowych ciuchów. Wygladaliby jak  hipisi,  a

i tak ukonczyliby studia z wyróznieniem.

- I pobierzemy sie - szepnal.

- Tak. - Blair uscisnela jego dlon pod przescieradlem.

Beda  mieli  wspanialy  slub  w  katedrze  Swietego  Patryka,  a  kiedy  wróca  z  rocznej  podrózy

poslubnej  na  poludniu  Francji,  zamieszkaja  przy  Piatej  Alei  w  apartamencie  wychodzacym  na  park.

Ona  zostanie  naczelnym  chirurgiem  w  Nowym  Jorku,  a  on  zastanie  w  domu  z  czwórka  ich

zlotowlosych,  zielonookich  dzieci  i  bedzie  budowal  lodzie  w salonie.  I  zawsze  bedzie  pakowal  jej  na

lunch batonik Hershey's Kiss, zeby wiedziala, jak ja kocha.

Blair odwrócila sie  i  oparla  glowe  na  piersi  Nate'a.  Mozliwosci  bylo  nieskonczenie  wiele,  ale

nie  musieli  decydowac  sie  juz  teraz.  Teraz  mieli  tylko  postanowic,  czy  od razu  zrobia  to  jeszcze  raz,

czy poczekaja kilka minut i wtedy to zrobia.

- 147 -

background image

Slyszala bicie jego serca, szybkie i glosne. Podniosla glowe i pocalowala go.

Po co czekac?

tematy    ?    wstecz    dalej    ?    wyslij pytanie    odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone,  po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

WEDRUJACE SZALENSTWO

Kiedy  ostatni  raz  sprawdzalam,  wszyscy  nadal  oddychali,  chociaz  ledwo  -  ledwo.  Czy  ostatnia  noc  -

która przeciagnela  sie  do  póznego  popoludnia  dzisiejszego  dnia  -  liczy  sie  jako  jedna  impreza,  czy

dwie?  Czy  to  byli  prawdziwi  Raves,  czy  tez  jakas  dziwaczna  kapela  z  Williamsburga,  która  sie

podszywa  pod  nich?  I  czy  nasz  ulubiony  poeta  z  Upper  West  Side  naprawde  byl  tak  pijany,  ze  nie

mógl  znalezc  drugiego  buta?  Nie  zeby  to  mialo  jakis  wplyw  na  jego  spiew.  Wlasciwie  na

Manhattanie  wypadl  jeszcze  lepiej  niz  na  Brooklynie,  ale  moze  dlatego,  ze  do  tego  czasu  wszyscy

bylismy juz wesolutcy. Moja ulubiona czesc wieczoru to ten  moment, gdy  blondynki w takich  samych

bluzach  z Georgetown,  z gwizdkami  i  z pepkami  zaklejonymi  plastrem,  odstawily  male  widowisko  w

stylu  cheerleaderek,  zeby  rozgrzac  muzyków,  a  potem  zaprosily  wszystkich  chlopaków  do  sypialni,

zeby pobawic sie w butelke. A ja slyszalam, ze dziewczyny z Georgetown sa takie cnotliwe.

Dwie  znane  osoby  nie  pojawily  sie  do  konca  wieczoru  i  nadal  nikt  ich  nie  widzial.  Mówi  sie,  ze

zniknely  razem  i  ze  przez  reszte  roku  szkolnego  bedziemy  widywac  je  razem,  bo  milosc  to  piekna

rzecz,  i  takie  tam,  bla,  bla,  bla.  Jestem  pewna,  ze  potrafimy  wymyslic  kilka  niespodzianek,  aby

uczynic ich zycie ciekawszym, prawda?

Wasze e - maile

- 148 -

background image

P: Droga P!

Martwie sie o moja siostre. Urzadzila ostatniej nocy ogromna impreze na Brooklynie i  sporo

sie tam dzialo. Pewnie tam bylas. Nic jej nie jest?

rb

O: Droga rb!

Gdy nas wywalala z domu, byla zbyt wsciekla,  jak  na  osobe,  której  grozilo  trwale  kalectwo.

My, dziewczyny, jestesmy dosc wytrzymale. Chociaz chwile potrwa, nim zagoi jej sie  warga.

No i zdecydowanie przyda jej sie pomoc w sprzataniu.

P

P: Droga P!

No dobra,  wiec  pojechalysmy  taki  kawal  do Nowego  Jorku,  zeby  zwerbowac  te  dziewczyne

do naszej szkoly, a ona zniknela. A potem prawie zlamalysmy pakt, który przez ostatnie  dwa

lata praktycznie byl nasza misja zyciowa. To jej wina. Nie  chcemy,  zeby  uczyla  sie  w naszej

szkole i zeby byla w naszym stowarzyszeniu.

beca

O: Droga beco!

Nie  jestem  pewna,  jak  moge  wam  w  tym  momencie  pomóc.  Ale  nadal  macie  siebie,

prawda?

P

Na celowniku

S ma  gosci  na  póznym sniadaniu  w swoim  mieszkaniu  przy Piatej  Alei.  Sami  faceci.  Wedlug  obslugi

stól nakryto dla czternastu osób.

J i D rozdaja autografy przed studiem MTV. Moze jeszcze  nie  sa  stawni,  ale  jesli  zachowujesz  sie  jak

stawna osoba, mozesz wycisnac  swiat  jak  cytrynke.  V rozwiesza  ogloszenia  „szukam  wspóllokatora”

w calym  Williamsburgu.  C i  jego  kumpelka  o  fioletowoczarnych  wlosach  woza  swoje  zwierzaki  w

wózku  dla  lalek  w  zoo  przy  Central  Parku.  C chyba  znalazl  idealna  opiekunke  dla  swojej  malpy  na

czas, gdy w przyszlym roku wyjedzie do West  Point.  Zaginione  osoby:  B i  N. Ostatni  raz  widziano  ich

okolo dwudziestej trzeciej trzydziesci, jak wybiegali z jej mieszkania na rogu Siedemdziesiatej Drugiej

- 149 -

background image

i Piatej Alei w strone jego domu na rogu Osiemdziesiatej Drugiej i Park Street.

Nadal kreci mi sie w glowie  od widoku  malp,  fretek  i  dziewczyn  w turkusowych  kamizelkach,  ale  nie

mam az takiego kaca, zeby nie rzucic kilku pytan:

Czy D i V nadal sa razem, czy zostali tylko przyjaciólmi? I kogo wlasciwie szuka jako wspóllokatora?

Czy D zostanie miedzynarodowym bogiem rocka?

Czy  B dostanie  sie  w koncu  do Yale?  Czy  bedzie  musiala  wstapic  do wojska  i  zostac  lekarzem,  zeby

tego dokonac?

Czy BN i S pójda razem na Yale? Czy to dobry pomysl?

Czy   zostanie  stawna  i  niedostepna  supermodelka?  A  moze  znowu  narozrabia  i  bedzie  musiala

wyjechac do szkoly z internatem, zeby uciec przed swidrujacym wzrokiem przechodniów?

Czy N zdradzi jeszcze kiedys B? A jesli tak, czy zrobilby to ze mna?

Wiem,  ze  nie  mozecie  sie  doczekac  odpowiedzi.  Ale  najpierw,  prosze,  wróccie  do  domu  i

odpocznijcie.

Wiem, ze mnie kochacie.

- 150 -