background image

 

background image

Shepard Sara 

 

Pretty Little Liars 06 

 

Zabójcze 

 
 
 
 
 
 
 

KAŻDY MA COŚ NA SUMIENIU. 
A. 
 
Emily, Aria, Spencer i Hanna mają coraz mniej czasu na odkrycie 
prawdy. 
Dziewczyny muszą rozwiązać zagadkę, bo inaczej A. zacznie 
realizować swoje groźby. 
Jason, starszy brat Ali, chyba coś wie, ale nie chce uchylić nawet 
rąbka tajemnicy. 
 
Komu uda się odnaleźć brakujący element układanki? 
 

 
 
 

background image

O ILE MNIE PAMIĘĆ NIE MYLI... 
 
Jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś mogła zapamiętać każdą 
jego sekundę? Nie tylko ważne wydarzenia, które i tak wszyscy 
pamiętają, ale również drobiazgi. Na przykład to, że z twoją 
przyjaciółką połączyła cię nienawiść do brzydkiego zapachu 
kleju kauczukowego w trzeciej klasie na zajęciach z plastyki. 
Albo że chłopaka, w którym podkochiwałaś się w ósmej klasie, 
po raz pierwszy zobaczyłaś, jak idzie na boisko szkolne z piłką w 
jednej ręce, a iPodem w drugiej. 
Ale każde błogosławieństwo może obrócić się w przekleństwo. 
Twoja nowa superpamięć zarejestrowałaby też każdą kłótnię z 
najlepszą przyjaciółką. Bez końca przeżywałabyś ten moment, 
kiedy twój piłkarz usiadł w czasie lunchu obok innej dziewczyny. 
Z taką pamięcią przeszłość nagle zrobiłaby się znacznie bardziej 
paskudna. Wydaje ci się, że to twój sprzymierzeniec? Przyjrzyj 
się lepiej. Może ten ktoś wcale nie jest taki miły, na jakiego 
wygląda. A czy 
 

background image

ta przyjaciółka zawsze stała za tobą murem? Ups! Chyba jednak 
nie zawsze. 
Gdyby cztery śliczne dziewczyny z Rosewood nagle posiadły 
taką właśnie superpamięć, może lepiej wiedziałyby, komu ufać, a 
od kogo trzymać się z daleka. Ale może wtedy ich przeszłość 
wydawałaby się im jeszcze bardziej pozbawiona sensu. 
Pamięć to dziwna rzecz. I czasem jesteśmy skazani na 
powtarzanie tego, o czym zapomnieliśmy. 
Na rogu ślepej uliczki stał wiktoriański dom otoczony krzewami 
różanymi, z tarasem wyłożonym tekowym drewnem. Tylko 
garstka wybrańców miała okazję wejść do środka, ale wszyscy 
wiedzieli, kto tam mieszka: najpopularniejsza dziewczyna w 
szkole. Dziewczyna, która dyktowała modę, łamała serca 
chłopakom i decydowała o tym, kto był popularny, a kto nie. 
Każdy facet chciał z nią chodzić, każda dziewczyna chciała nią 
być. 
Oczywiście mowa o Alison DiLaurentis. 
Był spokojny poranek na początku września w Rosewood w 
stanie Pensylwania, sielskim miasteczku oddalonym o 
czterdzieści kilometrów od Filadelfii. Pan Cava-naugh, który 
mieszkał naprzeciwko DiLaurentisów, wyszedł przed dom po 
gazetę. Brązowy retriever Vanderwaalów, którzy mieszkali kilka 
domów dalej, biegał wzdłuż ogrodzenia i szczekał na wiewiórki. 
Tu każdy kwiatek i każdy liść miał swoje miejsce... Cztery 
szóstoklasistki zakradały się na podwórko DiLaurentisów w tym 
samym momencie. 
 
 
 
 

background image

Emily Fields ukryła się za wysokimi krzakami pomidorów. 
Nerwowo pociągała za sznurki od swojej bluzy z emblematem 
drużyny pływackiej. Nigdy wcześniej nie weszła nieproszona na 
teren czyjegoś domu, a już na pewno nie domu najładniejszej i 
najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Aria Montgomery 
stanęła skulona za potężnym dębem, dotykając dłonią 
wyszywanej tuniki. Tata przywiózł ją jej z kolejnej konferencji na 
temat historii sztuki, na którą pojechał do Niemiec, przyjmując 
zaproszenie dosłownie w ostatniej chwili. Hanna Marin zostawiła 
rower za wielkim kamieniem obok szopy na narzędzia. W my-
ślach układała plan ataku. Spencer Hastings przyszła od strony 
sąsiadującego z domem DiLaurentisów podwórka i kucnęła za 
bujnym krzakiem malin. Wdychała trochę słodkawy, trochę 
kwaskowy zapach owoców. 
Wszystkie w milczeniu obserwowały olbrzymie okno w tylnej 
ścianie domu DiLaurentisów. W kuchni przesuwały się cienie 
domowników. Z łazienki na piętrze dobiegały jakieś krzyki. 
Trzasnęła gałązka. Ktoś zakaszlał. 
Dokładnie w tym samym momencie każda z nich zdała sobie 
sprawę, że nie jest sama. Spencer zauważyła Emily stojącą pod 
samym lasem. Emily dostrzegła Hannę skuloną za wielkim 
kamieniem. Hanna zauważyła Arię schowaną za drzewem. 
Wszystkie wyszły na podwórko Ali i stanęły w kole. 
— Co tu robicie? — zapytała Spencer. 
Znała Emily, Hannę i Arię z konkursu dla czytelników biblioteki 
w Rosewood. Wszystkie brały w nim udział, ale to Spencer 
wygrała. Nie przyjaźniły się. Emily należała do tych dziewczyn, 
które się czerwienią, gdy nauczyciel wywoła je do tablicy. 
Hanna, ubrana tego dnia w nieco za 
 

background image

ciasne dżinsy, wyglądała na osobę bardzo zakompleksioną. A 
Aria — no cóż, chyba tego dnia miała na sobie skórzane szorty. 
Spencer była pewna, że Aria nie przyjaźni się z nikim, co 
najwyżej z przyjaciółkami ze swojej wyobraźni. 
— Hm, nic — odparła Hanna. 
— Nic. — Aria podejrzliwie patrzyła na pozostałe dziewczyny. 
Emily tylko wzruszyła ramionami. 
— A co ty tu robisz? — spytała Hanna, zwracając się do Spencer. 
Spencer westchnęła. Było oczywiste, że przyszły tu z tego 
samego powodu. Dwa dni wcześniej w elitarnej szkole, do której 
wszystkie chodziły, ogłoszono początek gry w kapsułę czasu. Co 
roku wszyscy czekali na ten moment. Dyrektor Appleton ciął na 
kawałki jasnoniebieski sztandar Rosewood Day, uczniowie 
starszych klas ukrywali je w całym mieście, a w głównym holu 
szkoły nauczyciele rozmieszczali podpowiedzi dla poszukiwaczy 
przygód. Ten, kto znalazł kawałek sztandaru, mógł go 
udekorować według swego uznania, a kiedy już odszukano 
wszystkie fragmenty, zszywano sztandar. Odbywał się uroczysty 
apel na cześć zwycięzców, a kapsułę czasu zakopywano za boi-
skiem do piłki nożnej. Uczniowie, którzy znajdowali kawałki 
sztandaru, przechodzili do legendy. Pamięć o nich miała trwać 
wiecznie. 
W szkole takiej jak Rosewood Day trudno było się wyróżnić, a 
jeszcze trudniej było zdobyć kawałek sztandaru. Szanse 
wszystkich wyrównywała jednak specjalna klauzula w 
regulaminie gry, która pozwalała wykraść zdobywcy jego 
trofeum, póki nie zakopano kapsuły. Dwa dni wcześniej pewna 
śliczna osóbka chwaliła się wszem wobec, 
 
 

background image

że jeden kawałek ma już w kieszeni. A teraz cztery szare myszki 
chciały skorzystać z prawa, które dawała im klauzula o 
kradzieży. Chciały wykraść trofeum, gdy jego właścicielka 
najmniej się tego spodziewała. 
Pomysł, by zabrać Alison jej kawałek sztandaru, był niezwykle 
ekscytujący. Z jednej strony można było się do niej zbliżyć. Z 
drugiej, najładniejsza dziewczyna w Rosewood Day 
przekonałaby się wreszcie, że nie zawsze może dostać to, czego 
chce. Alison DiLaurentis z pewnością zasługiwała na 
konfrontację z twardą rzeczywistością. 
Spencer przeszyła wzrokiem pozostałe dziewczyny. 
— Ja tu byłam pierwsza. Trofeum należy do mnie. 
— Ja przyszłam przed tobą — zaprotestowała Hanna. — 
Widziałam, jak kilka minut temu wychodziłaś ze swojego domu. 
Aria tupnęła obcasem swoich fioletowych zamszowych butów i 
wbiła wzrok w Hannę. 
— Ty też się tu zjawiłaś dopiero przed chwilą. Ja byłam tu przed 
wami. 
Hanna dumnie uniosła głowę i obrzuciła wzrokiem nieporządnie 
zaplecione warkoczyki Arii oraz plątaninę naszyjników, które 
nosiła. 
— A kto ci uwierzy? 
— Dziewczyny, patrzcie. 
Emily wskazała podbródkiem na dom DiLaurentisów i położyła 
palec na ustach. Z kuchni dobiegały jakieś głosy. 
— Nie — mówił głos Ali. Dziewczyny wytężyły słuch. 
—  N i e —  przedrzeźniał ją wysoki głos. 
— Przestań! — krzyknęła Ali. 
— P rzest ań ! — powtórzył jak echo drugi głos. 
 

background image

Emily się skrzywiła. Jej starsza siostra Carolyn w taki sam sposób 
przedrzeźniała ją piskliwym głosem. Emily tego 
n ien a wid ził a.  Zastanawiała się, czy ten drugi głos należy do 
brata Alison Jasona, który chodził do czwartej klasy liceum. 
— Dość tego! — zawołał ktoś dorosły. 
Rozległ się głuchy odgłos i dźwięk rozbijanego szkła. Kilka 
sekund później otworzyły się drzwi na patio i z domu wybiegł 
Jason, w byle jak naciągniętej bluzie, z rozsznurowanymi butami 
i purpurowymi policzkami. 
— Cholera — szepnęła Spencer. 
Wszystkie cztery ukryły się w krzakach. Jason przeszedł przez 
podwórko i stanął na skraju lasu. Spojrzał w lewo. Wyglądał tak, 
jakby miał ochotę komuś przyłożyć. 
Dziewczyny podążyły za jego wzrokiem. Jason patrzył na 
podwórko przy domu Spencer. Siostra Spencer Melissa i jej nowy 
chłopak łan Thomas siedzieli na krawędzi jacuzzi. Kiedy 
zobaczyli, że Jason się na nich gapi, zamarli. Minęło kilka sekund 
ciężkiej jak ołów ciszy. Dwa dni wcześniej, kiedy Ali 
przechwalała się przed całą szkołą, łan i Jason pokłócili się o nią 
przy wszystkich. Może ich kłótnia się nie skończyła. 
Jason odwrócił się sztywno i wszedł do lasu. Drzwi do domu 
zamknęły się z hukiem i dziewczyny się skuliły. Ali stała przed 
domem i rozglądała się. Długie blond włosy spływały jej na 
ramiona, a ciemnoróżowy T-shirt podkreślał bladość jej cery. 
— Możecie już wyjść! — krzyknęła. 
Emily otworzyła szeroko swoje brązowe oczy. Aria nadal 
siedziała skulona. Spencer i Hanna mocno zacisnęły usta. 
 
 
 

background image

- Mówię poważnie. — Ali w sandałkach na koturnie z gracją 
zeszła na taras po schodach. Jako jedyna szóstoklasistka miała 
dość odwagi, by chodzić do szkoły w butach na obcasach, choć 
pozwalano na to dopiero uczniom klas licealnych. - W i e m, że 
tam jesteście. Jeśli przyszliście po mój kawałek sztandaru, to już 
go nie ma. Ktoś go ukradł. 
Spencer wyszła zza krzaka. Zżerała ją ciekawość. 
- Co? Kto? 
Aria wyszła jako druga. Potem Emily i Hanna. Ktoś je ubiegł? 
Ali westchnęła i usiadła na kamiennej ławeczce obok małej 
sadzawki z rybami koi. Dziewczyny stały nieruchomo, ale ona 
przywołała je gestem. Z bliska pachniała mydłem waniliowym i 
miała niewiarygodnie długie rzęsy. Zsunęła buty i zanurzyła 
stopy w miękkiej, zielonej trawie. Paznokcie u nóg miała 
pomalowane na jasnoczerwony kolor. 
- Nie wiem kto — odparła. — Jeszcze chwilę temu miałam 
sztandar w torebce. A potem zniknął. Już go ozdobiłam. 
Narysowałam naprawdę fajną żabę z mangi, logo Chanel i 
hokeistkę. Masę czasu zajęło mi rysowanie inicjałów Louisa 
Vuittona, które skopiowałam z torebki mamy. Wyszło mi 
perfekcyjnie. - Spojrzała na nie swoimi szafirowymi oczami i 
wydęła usta. - Ten frajer, który mi to zabrał, zniszczy moją pracę, 
jestem tego pewna. 
Dziewczyny powiedziały, jak bardzo im przykro, i nagle każda 
poczuła ulgę, że to nie ona ukradła Ali trofeum. Przecież nikt nie 
chciałby zasłużyć na miano frajerki. 
-Ali? 
Wszystkie odwróciły się w jednej chwili. Pani DiLaurentis 
wyszła przed dom. Wyglądała tak, jakby wybierała 
 

background image

się na uroczysty lunch. Miała na sobie szarą sukienkę od Diane 
von Furstenberg i buty na wysokich obcasach. Przez chwilę 
przyglądała się niepewnie dziewczynom. Przecież nigdy żadnej 
nie spotkała na swoim podwórku. 
- Jedziemy, dobrze? 
- Dobra. — Ali uśmiechnęła się słodko i pomachała jej. — Pa! 
Pani DiLaurentis stała jeszcze chwilę, jakby chciała coś dodać. 
Ali odwróciła się i zupełnie ją zignorowała. Pokazała palcem na 
Spencer. 
- Ty jesteś Spencer, prawda? 
Spencer pokiwała nieśmiało głową. Ali przyjrzała się badawczo 
pozostałym. Aria przypomniała jej swoje imię. Potem 
przedstawiły się Hanna i Emily Ali skinęła każdej z nich. 
Uwielbiała takie gierki. Oczywiście pamiętała ich imiona, ale 
udając, że nie pamięta, dała im do zrozumienia, że w wielkiej 
hierarchii szkolnej ich imiona nie znaczą zupełnie nic. 
Dziewczyny nie wiedziały, czy powinny czuć się poniżone czy 
docenione. Przecież Ali t er az zapytała je o imiona. 
- Gdzie byłaś, kiedy cię okradziono? - zapytała Spencer, próbując 
zwrócić na siebie uwagę Ali. 
Ali zamrugała zdumiona. 
- Hm, w centrum handlowym. - Zaczęła obgryzać paznokieć u 
małego palca. 
- W którym sklepie? - dopytywała się Hanna. -W Tiffanym? W 
Seph orze? — Hanna myślała, że zrobi na Ali wrażenie, 
udowadniając, że zna nazwy wszystkich luksusowych sklepów. 
- Może — zamruczała Ali. 
 
 
 

background image

Spojrzała na las. Jakby czegoś wypatrywała. Albo kogoś. Drzwi 
do domu znowu trzasnęły. Pani DiLaurentis wróciła do środka. 
— Tych kradzieży powinno się zabronić. — Aria przewróciła 
oczami. — To zwykłe chamstwo... 
Ali założyła włosy za uszy i wzruszyła ramionami. W pokoju na 
górze ktoś zapalił światło. 
— A gdzie Jason ukrył ten kawałek? - zapytała Emily. Ali 
obudziła się z zamyślenia i nagle zesztywniała. -Hm? 
Emily przestraszyła się, że palnęła jakieś głupstwo. 
— Parę dni temu mówiłaś, że Jason powie ci, gdzie ukrył 
kawałek sztandaru. To ten znalazłaś, tak? 
Tak naprawdę Emily o wiele bardziej zainteresował hałas, który 
usłyszały wcześniej z wnętrza domu. Czy Ali pokłóciła się z 
Jasonem? Czy Jason ją przedrzeźniał? Nie ośmieliła się jednak o 
to zapytać. 
— Och. - Ali coraz szybciej obracała srebrny pierścionek, który 
zawsze nosiła na palcu. - A tak, ten właśnie znalazłam. 
Odwróciła się w stronę ulicy. Kremowy mercedes, który często 
przywoził ją do szkoły, powoli wyjechał na podjazd, zatrzymał 
się, a potem skręcił w prawo. Ali westchnęła i spojrzała na 
dziewczyny tak, jakby ich wcześniej w ogóle nie widziała. 
— No to... na razie. 
Odwróciła się i weszła do domu. Za chwilę światło na górze 
zgasło, a potem znowu się zapaliło. 
Zadźwięczały dzwoneczki na tarasie DiLaurentisów. Przez 
podwórko kilkoma susami przebiegła wiewiórka. 
 

background image

Dziewczyny przez chwilę stały nieruchomo. Kiedy zdały sobie 
sprawę, że Ali nie wróci, pożegnały się sztywno i każda ruszyła w 
swoją stronę. Emily przeszła przez podwórko na ulicę. Była 
wdzięczna losowi, że Ali w ogóle do nich przemówiła. Aria 
ruszyła w stronę lasu, zła na siebie za to, że tu przyszła. Spencer 
powlokła się do domu, zażenowana tym, że Ali zbyła ją tak jak 
pozostałe, łan i Melissa weszli do domu i teraz pewnie całowali 
się na kanapie w salonie. Jakie to wstrętne. Hanna wyciągnęła 
rower zza kamienia. Zauważyła czarnego kota siedzącego na 
chodniku przed domem Ali. Zaniepokoiła się. Czy siedział tam 
już wcześniej? Wzruszyła ramionami i odwróciła się. Skręciła ze 
ślepej uliczki na główną drogę. 
Każda czuła tę samą gorycz porażki. Co sobie wyobrażały, 
myśląc, że zdołają wykraść trofeum najpopularniejszej 
dziewczynie w szkole? Niby czemu w ogóle ośmieliły się o tym 
pomyśleć? Pewnie Ali wróciła do domu, zadzwoniła do swoich 
najlepszych przyjaciółek Naomi Zeigler i Riley Wolfe i wyśmiała 
cztery fajtłapy, które zakradły się na jej podwórko. Przez krótką 
chwilę wydawało się im, że Ali zaoferuje im swoją przyjaźń, ale 
teraz szanse na nią zostały definitywnie pogrzebane. 
A może jednak nie? 
W poniedziałek gruchnęła wieść, że Ali ukradziono jej zdobycz. 
Pojawiła się też druga plotka. Ali pokłóciła się na śmierć i życie z 
Naomi i Riley. Nikt nie wiedział o co ani kiedy. Nikt nie wiedział, 
kiedy to się zaczęło. Wiadomo 
 
 
 
 
 

background image

było tylko, że najbardziej pożądana paczka w szóstej klasie teraz 
zmniejszyła się o kilka osób. 
Kiedy Ali zaczęła rozmawiać ze Spencer, Hanną, Emily i Arią w 
czasie charytatywnej imprezy w następną sobotę, wszystkie 
pomyślały, że to jej kolejny złośliwy kawał. Ale tym razem 
pamiętała ich imiona. Pochwaliła Spencer za jej świetne wyniki z 
ortografii. Z podziwem przyglądała się nowym butom Hanny 1 
kolczykom z pawich piór, które tata przywiózł Arii z Maroka. 
Zdumiała się, że Emily potrafi unieść pudło pełne zimowych 
kurtek. Nawet się me spodziewały, że Ali zaprosi je na piżamową 
imprezę do siebie do domu. A potem na kolejną i jeszcze jedną. 
Pod koniec września, kiedy zabawa w kapsułę czasu dobiegła 
końca i wszyscy zwycięzcy oddali swoje łupy, w szkole rozeszła 
się jeszcze jedna plotka. Ali miała cztery nowe przyjaciółki. 
Siedziały obok siebie w czasie apelu ku czci zwycięzców gry w 
auli szkoły i patrzyły, jak dyrektor Appleton wywołuje na środek 
każdego, kto znalazł kawałek sztandaru. Kiedy ogłosił, że ten 
fragment, który znalazła Alison DiLaurentis, me został oddany i 
dlatego wyeliminowano go z gry, dziewczyny ścisnęły dłonie 
swojej nowej przyjaciółki. 
- To nie fair - szeptały. - To należało do ciebie. Tak ciężko nad 
tym pracowałaś. 
Ale jedna z nowych przyjaciółek Ali, siedząca na końcu rzędu, 
trzęsła się tak, że musiała dłońmi przytrzymywać kolana. Aria 
wiedziała, gdzie przepadło trofeum Ali. Czasem po wieczornej 
rozmowie konferencyjnej z wszystkimi przyjaciółkami jej wzrok 
wędrował w stronę pudełka po butach stojącego w szafie na 
górnej półce. Wtedy czuła 

 

background image

w środku gorzki ból. Nie wątpiła jednak, że postąpiła właściwie, 
nie przyznając się do tego, że weszła w posiadanie skarbu Ali. I 
nigdy go nie oddała. Jej życie zmieniło się na lepsze. Miała 
przyjaciółki. Miała z kim siedzieć w czasie obiadu i z kim 
spędzać weekendy. Najlepiej było zapomnieć o tym wszystkim... 
na zawsze. 
Może Aria nie zapomniała o wszystkim tak szybko, jak sobie 
tego życzyła. Może powinna była wyciągnąć pudełko i przyjrzeć 
się dokładnie kawałkowi sztandaru. Mieszkała w Rosewood, a 
tutaj wszystko miało swoje szczególne znaczenie. Może Aria 
potrafiłaby wyczytać z trofeum Ali jej najbliższą przyszłość. 
Jej śmierć. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image


 
ZABAWA W CHOWANEGO 
 
Spencer Hastings cała się trzęsła w mroźnym wieczornym 
powietrzu. Schyliła głowę, żeby ominąć kolczastą gałąź dzikiej 
róży. 
- Tędy! - zawołała przez ramię, wchodząc w leśną gęstwinę 
rozciągającą się za domkiem, w którym kiedyś mieszkała 
Melissa. - To tu go widziałyśmy. 
Jej dawne najlepsze przyjaciółki - Aria Montgomery, Emily 
Fields i Hanna Marin - szybko za nią podążyły. Wszystkie 
człapały niezdarnie w butach na wysokich obcasach, podnosząc 
do góry swoje eleganckie sukienki. Była sobotnia noc. Właśnie 
wyszły z imprezy charytatywnej, która odbywała się w domu 
Spencer. Emily pojękiwała, a po twarzy płynęły jej łzy. Aria 
szczękała zębami, jak zawsze, kiedy się bardzo bała. Hanna nie 
mogła wydobyć z siebie głosu, patrzyła tylko przed siebie szero-
ko otwartymi oczami. W ręku trzymała srebrny świecznik, który 
zabrała z jadalni Hastingsów. Inspektor Darren 
 

background image

Wilden, najmłodszy policjant w mieście, szedł za nimi krok w 
krok, kierując snop światła z latarki na ogrodzenie z giętego 
żelaza, które oddzielało podwórko domu Spencer od domu, który 
niegdyś należał do rodziny Alison DiLaurentis. 
- Leży na polanie! Musimy iść dalej tą drogą! - zawołała Spencer. 
Zaczął padać śnieg. Najpierw z nieba posypał się biały puch, a 
potem ciężkie, mokre płatki. Spencer zobaczyła po lewej stronie 
domek, w którym trzy i pół roku wcześniej po raz ostatni widziała 
Ali żywą. Po prawej mijała odkopany w połowie dół, gdzie we 
wrześniu znaleziono ciało Ali. Przed nią rozciągała się polana, na 
której kilka chwil wcześniej natknęła się na martwe ciało lana 
Thomasa, byłego chłopaka jej siostry Melissy, który zamordował 
Ali. 
To znaczy, p r a w d o p o d o b n i e  ją zamordował. 
Spencer poczuła taką ulgę, kiedy lana aresztowano za zabójstwo 
Ali. Jego wina nie budziła najmniejszych wątpliwości. W 
siódmej klasie, w ostatni dzień roku szkolnego, Ali postawiła mu 
ultimatum: albo zerwie z Melissą, albo Ali powie całemu światu, 
że ma romans z łanem. Znudzony jej gierkami łan spotkał się z 
Ali tamtego wieczoru. Emocje wzięły górę i... zabił ją. Tamtej 
nocy Spencer widziała Ali z łanem w lesie, choć to traumatyczne 
wspomnienie wypierała z pamięci przez trzy i pół roku. 
Ale w przededniu swojego procesu łan złamał zasady aresztu 
domowego i spotkał się ze Spencer na patio przy jej domu. Błagał 
ją, żeby nie zeznawała przeciwko niemu. Twierdził, że ktoś inny 
zabił Ali, a on jest o krok od odkrycia jakiegoś przerażającego 
sekretu, który dowiedzie jego niewinności i wywoła rewolucję w 
życiu Spencer. 
 
 

background image

Cały problem polegał na tym, że łan nie zdążył zdradzić Spencer 
tej wielkiej tajemnicy. Zniknął w zeszły piątek, zanim rozpoczęła 
się pierwsza rozprawa przeciwko niemu. Kiedy wszystkie siły 
porządkowe w Rosewood ruszyły na poszukiwanie zbiega, 
przeczesując całą okolicę, Spencer musiała zrewidować 
wszystko, w co do tej pory święcie wierzyła. To łan popełnił 
morderstwo... czy nie? Czy naprawdę widziała go wtedy z Ali... 
czy może stał obok niej ktoś inny? Nagle, w czasie przyjęcia w jej 
rodzinnym domu, ktoś przedstawiający się jako Ian_T przysłał jej 
SMS-a: „Spencer, spotkajmy się w lesie, tam gdzie ona umarła. 
Pokażę ci coś". 
Spencer pobiegła do lasu, zastanawiając się, jak poskładać do 
kupy wszystkie elementy tej układanki. Kiedy dotarła do polany, 
spojrzała w dół i krzyknęła. Na ziemi leżał łan, cały siny, z 
pustymi, szklanymi oczami. Za moment obok niej pojawiły się 
Aria, Hanna i Emily. W tej samej chwili wszystkie dostały 
dokładnie takiego samego SMS-a od nowego A.: „Musiał 
odejść". 
Pobiegły do domu Spencer po Wildena, który gdzieś się zaszył. 
Kiedy Spencer wyszła jeszcze raz na podjazd dla samochodów, 
inspektor zjawił się tam, jakby wyrósł spod ziemi. Stał obok 
jednego z zaparkowanych aut. Gdy ją zobaczył, spojrzał na nią 
spłoszony, jakby Spencer przyłapała go na jakimś przestępstwie. 
Zanim zdążyła go zapytać, gdzie się podziewał przez tyle czasu, 
pozostałe dziewczyny wybiegły z domu. W panice błagały go, 
żeby poszedł z nimi do lasu. Dlatego teraz wszyscy szli w 
kierunku polany. 
Spencer zatrzymała się, bo rozpoznała jedno z drzew o 
poskręcanych konarach. Minęła stary pień po ściętym 
 

background image

dębie. Widziała, że trawa jest wydeptana. Wiatr ustał zupełnie. 
Wydawało się jej, że w powietrzu brakuje tlenu. 
- To tutaj! — zawołała. 
Spojrzała w dół, przygotowana na przerażający widok. 
- O Boże — wyszeptała. Ciało lana... zniknęło. 
Zachwiała się i zrobiła krok w tył. Złapała się za głowę. 
Zamrugała oczami i spojrzała ponownie w dół. Jeszcze pół 
godziny temu dokładnie tutaj leżało ciało lana. Teraz miejsce to 
pokrywała cieniutka warstwa śniegu. Ale... jak to mo żl i we?  
Emily zasłoniła usta dłonią i westchnęła przerażona. 
- Spencer - wyszeptała z niepokojem w głosie. Aria krzyknęła 
cicho. 
- Gdzie on jest!? - zawołała, rozglądając się z przerażeniem. - 
Przecież leżał tu taj.  
Hanna zbladła. Słowa nie chciały przejść jej przez gardło. 
Za nimi rozległ się niepokojący, wysoki skrzekot. Wszyscy 
podskoczyli, a Hanna mocniej ścisnęła świecznik w dłoni. 
Okazało się, że to tylko krótkofalówka, którą Wilden nosił przy 
pasku. Popatrzył na przerażone twarze dziewczyn, a potem na 
puste miejsce na ziemi. 
- Może widziałyście go gdzie indziej? 
Spencer pokręciła głową. Czuła, jak niewidzialne kleszcze 
zaciskają się wokół jej klatki piersiowej. 
- Nie. Znalazłyśmy go t u t a j .  
Chwiejąc się i potykając, podeszła do zbocza wąwozu i uklękła 
na ziemi pokrytej roztapiającym się śniegiem. Zgnieciona trawa 
wskazywała na to, że niedawno leżało na niej coś ciężkiego. 
Wyciągnęła dłoń, by dotknąć ziemi, ale nagle ją cofnęła w 
przerażeniu. Nie miała odwagi dotknąć miejsca, na którym przed 
chwilą leżało martwe ciało. 

background image

- Może łan był tylko ranny, a nie martwy? - Wilden kręcił w 
palcach metalowy kapsel kurtki. - Może uciekł, kiedy 
odeszłyście? 
Spencer otworzyła szeroko oczy, jakby rozważała taką 
możliwość. Emily pokręciła energicznie głową. 
- To niemożliwe, że był tylko r a n n y .  
- Na pewno nie żył - przytaknęła Hanna. - Był... cały siny. 
- Może ktoś zabrał stąd ciało - włączyła się Aria. - Zostawiłyśmy 
go tu ponad pół godziny temu. To sporo czasu. 
- Ja widziałam tu jeszcze kogoś - wyszeptała Hanna. -Stał nade 
mną, kiedy upadłam. 
Spencer odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mą. 
- Co takiego? 
No dobra, w ciągu ostatnich trzydziestu minut sporo się 
wydarzyło, ale Hanna mogła wspomnieć o tym wcześniej. Emily 
też wlepiła wzrok w Hannę. 
- Wiesz, kto to był? Hanna się zawahała. 
- Miał na głowie kaptur. Wydawało mi się, że to facet, ale nie 
mam pewności. Może to on zaciągnął ciało lana w inne miejsce. 
- Może to A. - Spencer czuła, jak serce wali jej w piersi. Wyjęła z 
kieszeni kurtki swój telefon i podsunęła Wil- 
denowi ostatnią wiadomość od A. „Musiał odejść". 
Wilden rzucił okiem na telefon Spencer, a po chwili jej go oddał. 
Zacisnął mocno zęby. 

 

background image

— Nie wiem, ile razy jeszcze muszę to powtórzyć. Mona nie 
żyje. Ten A. to jakiś naśladowca. Ucieczka lana to żaden sekret. 
Cały kraj się o niej dowiedział. 
Spencer spojrzała zakłopotana na pozostałe dziewczyny. Zeszłej 
jesieni Mona Vanderwaal, ich koleżanka z klasy i najlepsza 
przyjaciółka Hanny, szantażowała je, przysyłając im SMS-y z 
pogróżkami, podpisane tylko jedną literą — A. Mona zrujnowała 
życie każdej z nich, a nawet planowała je zabić. Potrąciła Hannę 
samochodem i próbowała zepchnąć Spencer na dno 
kamieniołomu. Mona spadła ze skał i skręciła sobie kark. 
Dziewczynom wydawało się, że nic im nie grozi... ale w zeszłym 
tygodniu zaczęły dostawać kolejne pogróżki od n o we go  A. Naj-
pierw myślały, że przysyłał je łan, bo SMS-y zaczęły przy-
chodzić, kiedy łan został tymczasowo zwolniony z więzienia. Ale 
Wilden nie chciał w to wierzyć. Powtarzał, że to niemożliwe, łan 
nie miał dostępu do telefonu komórkowego, a poza tym 
pozostawał w areszcie domowym, więc nie mógł swobodnie 
poruszać się po okolicy i stale ich obserwować. 
— A. istnieje. — Emily pokręciła gwałtownie głową. — A jeśli 
A. to zabójca lana, który zabrał też gdzieś jego ciało? 
— Może A. to również zabójca Ali — dodała Hanna, nadal 
zaciskając palce wokół świecznika. 
Wilden polizał wargi. Przez chwilę myślał. Wielkie płatki śniegu 
lądowały na jego głowie, ale on nawet ich nie odgarniał. 
— Dziewczyny, nie dajcie się zwariować. To I a n zabił Ali. I 
wiecie o tym tak dobrze jak ja. Aresztowaliśmy go na podstawie 
dowodów, które wy dostarczyłyście. 
 
 
 

background image

- A jeśli ktoś go wrobił? - Spencer nie dawała za wygraną. - A 
jeśli zabójstwo Ali to sprawka A., a łan się o tym dowiedział? 
Już miała na końcu języka zdanie: „Może właśnie to próbuje 
zatuszować policja?". To właśnie zasugerował łan w czasie ich 
rozmowy. 
Wilden dotknął palcami emblematu policji Rosewood wyszytego 
na kieszeni kurtki. 
- Czy łan nakładł ci do głowy tych bzdur w czasie waszej 
rozmowy na patio w czwartek, Spencer? 
Spencer zamarła. 
- Skąd pan o tym wie? Wilden wbił w nią wzrok. 
- Właśnie telefonowano do mnie z posterunku. Dostaliśmy taką 
informację. Ktoś was wtedy widział. 
- K t o ?  
- To był anonim. 
Spencer zakręciło się w głowie. Spojrzała na przyjaciółki. Tylko 
im powiedziała o swoim spotkaniu z łanem. Wy glądały teraz na 
zupełnie zdezorientowane i zszokowane. O jej spotkaniu z łanem 
wiedziała jeszcze jedna osoba. A. 
- Dlaczego natychmiast nas nie powiadomiłaś? - Wilden nachylił 
się do Spencer. Jego oddech pachniał kawą. -Wsadzilibyśmy go 
od razu za kratki. Nigdy by nie uciekł. 
- Dostałam takiego SMS-a od A. 
Pokazała Wildenowi wiadomość: „Gdyby nasza mała Miss 
Nieporządnicka nagle zniknęła, to czy kogoś by to obeszło?". 
Wilden kołysał się na piętach. Wpatrywał się przez chwilę w to 
miejsce na ziemi, gdzie jeszcze niedawno leżał łan, a potem 
westchnął. 

 

background image

— Słuchajcie, wrócę do domu i zbiorę ekipę. Na waszym miejscu 
nie wierzyłbym, że wszystko jest sprawką A. 
Spencer przyglądała się krótkofalówce przy jego biodrze. 
— Dlaczego nie wezwie ich pan tutaj? — zapytała. — 
Moglibyście zacząć poszukiwania od razu. 
Wilden spojrzał na nią z zakłopotaniem, jakby nie spodziewał się 
takiego pytania. 
- Pozwólcie, że zajmę się swoją robotą. Muszę... trzymać się 
przepisów. 
— Przepisów? — powtórzyła jak echo Emily. 
- O Boże - westchnęła Aria. - On nam nie wierzy. 
- Wierzę wam, naprawdę. - Wilden schylił się, żeby przejść pod 
kilkoma nisko zwisającymi gałęziami. - Ale najlepiej zrobicie, 
jak pójdziecie do domu i położycie się do łóżek. Zajmę się 
wszystkim. 
Podmuch zimnego wiatru rozwiał frędzle przy szarym 
wełnianym szaliku, który Spencer zdążyła na siebie narzucić, 
zanim wyszli z domu. Zza mgły wyłonił się srebrny księżyc. W 
ciągu kilku sekund snop światła z latarki Wil-dena zniknął wśród 
drzew. Spencer zastanawiała się, dlaczego tak bardzo chciał się 
ich pozbyć. Chciał jak najszybciej znaleźć w lesie ciało lana... a 
może uciekł przed nimi z innego powodu? 
Odwróciła się i patrzyła na pusty wąwóz. Modliła się w myślach, 
by ciało lana wróciło tam, gdzie je znalazła. Oczyma wyobraźni 
wciąż widziała jego nienaturalnie wykręconą szyję i oczy, jedno 
otwarte, a drugie zamknięte, jakby je ktoś zalepił. Na prawej 
dłoni wciąż miał platynowy pierścionek z emblematem szkoły i 
błękitnym kamieniem, który połyskiwał w świetle księżyca. 
 
 

background image

Wszystkie dziewczyny wpatrywały się w to samo miejsce. Nagle 
daleko w lesie rozległ się głośny trzask. Hanna chwyciła Spencer 
za rękę, a Emily pisnęła ze strachu. Zamarły. Spencer słyszała w 
uszach własny, dudniący puls. 
- Chcę do domu - oznajmiła Emily ze łzami w oczach. Pokiwały 
głowami. Każda z nich myślała o tym samym. 
Pozostawione bez opieki policji, nie czuły się bezpiecznie. 
Ruszyły w stronę domu Spencer. Kiedy wyszły z wąwozu, 
Spencer dostrzegła pośród drzew złotą poświatę latarki Wildena. 
Stanęła, a serce podeszło jej do gardła. 
— Dziewczyny - wyszeptała i pokazała przed siebie palcem. 
Nagle Wilden zgasił latarkę, jakby przeczuwał, że idą za nim. 
Słychać było, jak jego kroki coraz bardziej się oddalały, a po 
chwili zapadła cisza. Wbrew temu, co powiedział, wcale nie 
wrócił do domu Spencer, żeby zebrać ekipę. Zaczął szybko 
wchodzić w głąb lasu... w dokładnie przeciwnym kierunku. 

background image


 
CO MA BYĆ, TO BĘDZIE 
 
Następnego dnia rano Aria siedziała przy żółtym plastikowym 
stole w kuchni w domu swojego ojca w Old Hollis, miasteczku 
uniwersyteckim. Jadła płatki kukurydziane z mlekiem sojowym i 
próbowała czytać „Gońca Filadelfijskiego". Jej tata Byron 
rozwiązał już krzyżówkę, zostawiając na stronie rozmazane 
plamy tuszu. 
Meredith, była studentka Byrona i jego obecna narzeczona, 
siedziała w salonie przylegającym do kuchni. Zapaliła kilka 
kadzidełek o zapachu paczuli i w całym domu zaczęło pachnieć 
jak w sklepie zielarskim. Z telewizora dobiegały kojące dźwięki 
fal i pisk mew. 
- Gdy rozpocznie się skurcz, weź głęboki, oczyszczający oddech 
przez nos - mówił kobiecy głos. - Wydychając powietrze, 
powtarzaj: „Hee, hee, hee". Spróbujmy razem. 
— Hee, hee, hee - dyszała Meredith. 
Aria jęknęła i przewróciła oczami. Meredith była w piątym 
miesiącu ciąży i od godziny oglądała film instruktażowy 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

dla przyszłych matek. Dzięki temu Aria dowiedziała się 
wszystkiego na temat technik oddechowych, piłek porodowych i 
niebezpieczeństw związanych ze znieczuleniem 
zewnątrzoponowym. 
Po nieprzespanej nocy Aria zadzwoniła do ojca i zapytała, czy 
może na trochę się u niego zatrzymać. Zanim jej mama Ella się 
obudziła, Aria spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy do 
torby z podszewką w kwiaty, którą przywiozła sobie z Norwegii, 
i wyszła z domu. Chciała uniknąć konfrontacji z mamą. 
Wiedziała, że Ella zdziwi się, że Aria woli mieszkać z ojcem i 
jego dziewczyną, która zrujnowała życie rodziny Montgomerych. 
Szczególnie, że ostatnio Ella i Aria odbudowały wreszcie 
wzajemne relacje, po tym jak Mona Vanderwaal (jako A.) 
niemalże zniszczyła je na zawsze. Zresztą Aria nienawidziła kła-
mać, a nie mogła powiedzieć mamie, dlaczego naprawdę chce 
uciec z domu. Już sobie wyobrażała, jak mówi do niej: „Wiesz, 
trochę się podobam twojemu nowemu chłopakowi, a on myśli, że 
ja też na niego lecę". Ella pewnie już nigdy by się do niej nie 
odezwała. 
Meredith pogłośniła telewizor. Chyba trochę za mocno dyszała. 
Aria usłyszała fale, a potem dźwięk gongu. „Razem ze swoim 
partnerem nauczycie się naturalnych metod uśmierzania bólu i 
przyspieszania porodu — informowała instruktorka z ekranu. — 
Możesz zanurzyć się w wodzie, wykorzystać siłę wizualizacji lub 
poprosić partnera, by doprowadził cię do orgazmu". 
— O Boże. — Aria zasłoniła uszy. 
Zdziwiła się, że nie ogłuchła od słuchania tych bzdur. Spojrzała 
na gazetę. Na pierwszej stronie widniał wielki nagłówek: „Gdzie 
jest Ian Thomas?". 

 

background image

„Dobre pytanie", pomyślała. 
Wciąż wracała pamięcią do wydarzeń z ubiegłej nocy. Jak to 
możliwe, że ciało lana nagle zniknęło z lasu? Ktoś go zabił, a 
potem zaciągnął gdzieś zwłoki, kiedy dziewczyny pobiegły do 
domu po Wildena? Czy łan zginął, bo odkrył tę wielką tajemnicę, 
o której mówił Spencer? A może Wilden miał rację? Może łan 
żył, ale był ranny, i kiedy one pobiegły do domu, łan uciekł? Ale 
jeśli to prawda, to znaczy, że łan nadal przebywa na wolności. 
Zadrżała, łan nienawidził jej i jej przyjaciółek za to, że 
doprowadziły do jego aresztowania. I pewnie pałał żądzą zemsty. 
Aria włączyła mały telewizor stojący na kuchennym stole. 
Chciała na chwilę oderwać się od tych strasznych myśli. Na 
kanale szóstym pokazywano rekonstrukcję morderstwa Ali. Aria 
widziała to już dwa razy. Przełączyła program. Na ekranie 
pojawił się szef policji w Rosewood, który rozmawiał z 
reporterami. Był ubrany w grubą, podbitą futrem, granatową 
kurtkę. Stał na tle sosnowego zagajnika. Chyba udzielał wywiadu 
na terenie posiadłości Hastingsów. Na dole ekranu pojawił się 
wielki napis: „Czy łan Thomas nie żyje?". Aria nachyliła się do 
przodu, a serce zaczęło jej mocniej bić. 
— Nie zweryfikowaliśmy jeszcze informacji o tym, że zeszłej 
nocy widziano w tym lesie ciało pana Thomasa -oznajmił szef 
policji. - Zebraliśmy dużą ekipę i od dziesiątej rano mamy zamiar 
przeszukiwać lasy wokół Rosewood. Śnieg nie ułatwia... 
Żołądek Arii się zacisnął. Chwyciła leżący na stole telefon i 
wystukała numer Emily, która natychmiast odebrała. Aria nawet 
się nie przywitała, tylko od razu krzyknęła: 
 
 
 
 

background image

— Oglądasz wiadomości!? 
— Właśnie włączyłam - odparła Emily, wyraźnie zirytowana. 
— Jak myślisz, dlaczego czekali tyle czasu, zanim zaczęli 
poszukiwania? Wilden zeszłej nocy twierdził, że natychmiast 
zbierze ekipę. 
— Ale wspominał też coś o przepisach — przypomniała Emily 
cicho. — Może to dlatego. 
— Jakoś wcześniej Wilden nie troszczył się specjalnie o przepisy 
— parsknęła Aria z pogardą. 
— Zaraz, co powiedziałaś? — Emily jakby jej nie dowierzała. 
Aria skubała krawędź podkładki pod talerz, utkanej ze sznurka 
przez przyjaciółkę Meredith. Ciało lana widziały w lesie 
dwanaście godzin temu, przez ten czas wiele mogło się 
wydarzyć. Ktoś mógł zatrzeć ślady i ukryć dowody... albo zmylić 
trop. Ale cała policja - z Wildenem na czele - zachowywała się 
tak beztrosko. Wilden nie znalazł nawet podejrzanego o 
zabójstwo Ali. Aria, Spencer i pozostałe dziewczyny musiały mu 
go podać na tacy. Zawiódł też, kiedy łan uciekł z domu i 
odwiedził Spencer i kiedy zniknął pierwszego dnia procesu. 
Hanna uważała, że Wilden chciał posłać lana za kratki tak bardzo 
jak one, ale jakoś nie udało się mu go upilnować. 
— Nie wiem — odparła wreszcie Aria. — To dziwne, że dopiero 
teraz się do tego zabierają. 
— Dostałaś jakieś wiadomości od A.? — zapytała Emily. 
— Nie. A ty? — W głosie Arii słychać było napięcie. 
— Ja też nie, ale spodziewam się ich w każdej chwili. 
— Jak myślisz, kto podszywa się pod A.? — zapytała Aria. 
 

background image

Sama nie potrafiła wskazać żadnych podejrzanych. Czy to ktoś, 
kto pragnął śmierci lana? A może to sam łan? A może ktoś inny? 
Wilden uważał, że SMS-y od nowego A. to sprawka jakiegoś 
żartownisia, który najprawdopodobniej mieszkał w odległym 
stanie. Ale w zeszłym tygodniu Aria dostała od A. zdjęcia 
przedstawiające ją i Xavie-ra w dość dwuznacznej sytuacji. To 
znaczyło, że A. nadal przebywa w Rosewood. To od A. 
dowiedziały się, że ciało lana leży w lesie. Wszystkie dostały taką 
samą wiadomość, która sprawiła, że ruszyły na poszukiwanie. 
Ale czemu A. tak bardzo zależało na tym, żeby pokazać im ciało 
lana? To miała być groźba czy ostrzeżenie? Poza tym, kiedy Han-
na upadła, ktoś do niej podszedł. Czy to prawdopodobne, że ktoś 
przez przypadek znalazł się w lesie w tym samym momencie, 
kiedy zabito tam lana? Ta osoba musiała maczać palce w całej 
sprawie. 
- Nie wiem - odparła Emily. I chyba nie chcę się dowiedzieć. 
- Może A. da nam spokój? - W głosie Arii słychać było nutkę 
nadziei. 
Emily westchnęła i oznajmiła, że musi kończyć. Aria wstała, 
nalała sobie do szklanki soku z jagód acai, który Meredith kupiła 
w sklepie ze zdrową żywnością, i potarła palcami skronie. Czy 
słusznie podejrzewały Wildena o to, że celowo opóźnił 
rozpoczęcie poszukiwań? A jeśli tak, to d lacz ego ?  Zeszłej 
nocy zachowywał się tak dziwnie, był niespokojny i wyraźnie 
skrępowany. Potem zamiast do domu Spencer ruszył w głąb lasu. 
Może i o n coś ukrywa? A może Emily miała rację i opóźnienie 
wyniknęło z konieczności dopełnienia procedury policyjnej? 
Może Wilden po prostu postępował zgodnie z regulaminem. 
 
 

background image

Aria nadal nie mogła wyjść z podziwu, że Wilden został 
policjantem, i to takim, który kurczowo trzyma się przyjętych 
zasad. Wilden chodził w liceum do jednej klasy z Ja-sonem 
DiLaurentisem i łanem. W dawnych czasach bynajmniej nie 
udawał grzecznego chłopca. W szóstej klasie podstawówki Aria 
w czasie wolnych lekcji często wymykała się do budynku liceum 
i szpiegowała Jasona. Zakochała się w nim na zabój i kiedy tylko 
miała możliwość, próbowała się do niego zbliżyć. Podglądała go, 
jak w szkolnym warsztacie polerował własnoręcznie zrobione 
podpórki do książek albo jak rozciągał swoje muskularne nogi w 
czasie treningu na szkolnym boisku. Zawsze dbała o to, żeby nikt 
jej nie złapał na terenie liceum. 
Ale raz została przyłapana na gorącym uczynku. 
Stało się to tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego. Stała w 
szkolnym korytarzu i przez szklaną ścianę biblioteki oglądała 
Jasona, który właśnie szukał książek. Nagle usłyszała za sobą 
pstryknięcie. Darren Wilden stał z uchem przyciśniętym do 
drzwiczek szafki i powoli przekręcał szyfrowy zamek. Kiedy go 
otworzył, Aria zobaczyła w schowku lusterko w kształcie serca i 
piidełko z podpaskami w rozmiarze maxi na górnej półce. Wilden 
sięgnął po dwudziestodolarowy banknot wciśnięty między dwa 
podręczniki. Aria uniosła brwi i badawczo przyglądała się 
Wildenowi. Kiedy wstał, zauważył ją. Wcale jednak nie wyglądał 
na zbitego z tropu. 
— Nie masz prawa się tu kręcić — warknął. — Ale tym razem... 
nie doniosę na ciebie. 
Kiedy Aria znowu spojrzała na telewizor, na ekranie pojawiła się 
reklama lokalnego sklepu z tanimi meblami, który nazywał się 
uroczo — Zsyp. Gdy spojrzała na 
 

background image

swoją komórkę leżącą na stole, przypomniało się jej, że ma do 
wykonania jeszcze jeden telefon. Dochodziła jedenasta. Ella na 
pewno już nie spała. 
Wystukała numer do domu. Rozległ się sygnał. Po kliknięciu 
odezwał się głos: 
-Halo? 
Słowa uwięzły jej w gardle. Odebrał Xavier, nowy chłopak jej 
matki. Jego głos brzmiał tak naturalnie i na luzie, jakby czuł się u 
Montgomerych jak u siebie w domu. Po wczorajszej imprezie 
został na całą noc u mamy? Ni eź le.  
— Halo? — powtórzył Xavier. 
Aria zaniemówiła, jakby ktoś zawiązał jej język na supeł. Zeszłej 
nocy w czasie imprezy w domu Spencer poprosił ją o rozmowę. 
Myślała, że chce przeprosić za to, że ją pocałował kilka dni 
wcześniej. Jak się okazało, w jego słowniku wyraz 
„porozmawiać" oznaczał tyle, co „obmacywać". 
Po kilku minutach ciszy Aria usłyszała jego westchnięcie. 
— To ty, Aria? — zapytał lepkim, fałszywym głosem. Aria 
pisnęła cicho. 
— Po co się ukrywasz — mówił tak, jakby chciał ją spro-
wokować. — Przecież zawarliśmy umowę. 
Aria szybko się rozłączyła. Zawarli tylko jedną umowę: jeśli Aria 
zdradzi Elli, jaki naprawdę jest Xavier, on poinformuje ją, że Aria 
przez jedną krótką chwilę uległa jego czarowi. Taka wiadomość 
zniszczyłaby na zawsze jej relacje z matką. 
— Aria? 
Aria podskoczyła i odwróciła się. Jej ojciec stał nad nią w 
rozciągniętym podkoszulku z logo uniwersytetu. Jak 
 
 

background image

zwykle miał taką fryzurę, jakby dopiero co wyszedł z łóżka. 
Usiadł obok niej przy stole. Do kuchni weszła Meredith w 
luźnym sari i wygodnych klapkach Birkenstock. Oparła się o 
kuchenny blat. 
— Chcieliśmy z tobą porozmawiać — powiedział Byron. Aria 
złożyła dłonie na udach. Wyglądali tak poważnie. 
— Przede wszystkim w środę urządzamy małe przyjęcie na cześć 
naszego jeszcze nienarodzonego dziecka. Wpadnie kilkoro 
naszych przyjaciół. 
Aria zamrugała z niedowierzaniem. Mieli wsp ó l n ych  
przyjaciół? Wydało się jej to mało prawdopodobne. Meredith 
miała dwadzieścia kilka lat i dopiero co skończyła studia. A 
Byron... no cóż, miał już swoje lata. 
— Możesz zaprosić swoich gości — dodała Meredith. — I nie 
kupuj prezentu. Naprawdę nie trzeba. 
Aria zastanawiała się, czy Meredith zapisała się na listę stałych 
klientów w Promyczku, ekologicznym sklepie w Rosewood, 
gdzie sprzedawano buciki dla dzieci z przetworzonych butelek po 
wodzie mineralnej po sto dolarów za parę. 
— Chcieliśmy zorganizować je... — Byron skubał ściągacz 
swojego białego swetra — w naszym nowym domu. 
Aria dopiero po chwili zrozumiała, co powiedział ojciec. 
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła. 
— Nie chcieliśmy ci nic mówić, póki nie byliśmy pewni — dodał 
pospiesznie Byron. — Ale dziś dostaliśmy potwierdzenie, że 
bank udzieli nam kredytu. Jutro podpisujemy wszystkie 
dokumenty. Chcemy się tam jak najszybciej przeprowadzić i 
bardzo się ucieszymy, jeśli zamieszkasz z nami. 
— Dom? — powtórzyła jak echo Aria. 
 

background image

Nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać. Tutaj, w byle jak 
urządzonym sześćdziesięciometrowym mieszkaniu w dzielnicy 
zamieszkanej przez studentów i artystów, związek Byrona i 
Meredith wydawał się jej... zwykłą zabawą. Przeprowadzka do 
domu zmieniała go w coś poważnego i prawdziwego. 
— Dokąd się przeprowadzacie? — zapytała wreszcie. Meredith 
przesunęła palcami po wytatuowanej na nadgarstku pajęczej 
sieci. 
— Na Coventry Lane. Dom jest przepiękny. Spodoba ci się. 
Kręte schody prowadzą do pokoju na poddaszu. Możesz w nim 
zamieszkać, jeśli tylko zechcesz. Światło na górze jest idealne do 
malowania. 
Aria wbiła wzrok w małą plamę na swetrze Byrona. Skądś znała 
nazwę Coventry Lane, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. 
— Pojutrze możesz zacząć przewozić tam swoje rzeczy — 
powiedział Byron i badawczo przyglądał się Arii, jakby nie 
wiedział, jak zareaguje. 
Spojrzała nieobecnym wzrokiem na telewizor. Na ekranie 
pojawiło się zdjęcie lana, a potem twarz jego matki, bladej i 
niewyspanej. 
— Od czwartku nie dostaliśmy żadnych wieści od lana. — Pani 
Thomas płakała. — Jeśli ktokolwiek wie, co się z nim stało, 
błagamy o informacje. 
— Zaraz — powiedziała Aria powoli, bo coś jej zaświtało w 
głowie. — Czy Coventry Lane nie leży w okolicy domu Spencer? 
— Zgadza się! — zawołał radośnie Byron. — Będziecie 
mieszkać blisko siebie. 
 
 
 
 

background image

Aria pokręciła głową. Tata niczego nie rozumiał. 
— Przy tej ulicy mieszkał kiedyś łan  Th o ma s.  Byron i 
Meredith popatrzyli po sobie i zbledli. 
— Naprawdę? — zapytał Byron. 
Serce Arii zabiło mocno. Właśnie dlatego tak bardzo kochała 
swojego tatę. Zupełnie nie obchodziły go plotki. Aż trudno 
uwierzyć, że nie wiedział. 
Po prostu cudnie. Zamieszka tuż pod lasem, w którym znalazły 
ciało lana, niedaleko miejsca, w którym zginęła Ali. A jeśli łan 
nadal żyje i chowa się w lesie? 
Spojrzała na ojca. 
— Nie sądzisz, że na tej ulicy panuje zła karma? Byron założył 
ręce na piersi. 
— Przykro mi, Ario, ale kupiliśmy ten dom po naprawdę 
okazyjnej cenie. Nie możemy przepuścić takiej okazji. Jest tam 
mnóstwo miejsca i na pewno będzie ci w nim wygodniej niż... 
tutaj. 
Pokazał dłonią na całe mieszkanie, a szczególnie na łazienkę, 
którą musieli dzielić. 
Aria spojrzała na stojący w rogu kuchni totem z ptasią głową, 
który miesiąc temu Meredith przywlokła do domu ze sklepu ze 
starociami. Nie mogła przecież wrócić do mamy. W głowie 
słyszała wciąż fałszywy ton głosu Xaviera: „Po co się ukrywasz. 
Przecież zawarliśmy umowę". 
— Dobra, przeprowadzę się we wtorek — wymamrotała Aria. 
Wzięła książki i telefon i powlokła się do swojego pokoiku 
wydzielonego z pracowni Meredith. Czuła się jak siedem 
nieszczęść. 
 

background image

Kiedy rzuciła swoje rzeczy na łóżko, coś za oknem przyciągnęło 
jej wzrok. Okno w studio wychodziło na boczną uliczkę i 
rozpadający się drewniany garaż. W jednym z brudnych okien 
dostrzegła jakiś cień. Zza szyby patrzyło na nią dwoje oczu. 
Krzyknęła i przycisnęła plecy do ściany. Jej serce biło mocno. 
Nagle oczy zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image


 
ZABIERZ MNIE NA KSIĘŻYC 
 
W niedzielę wieczorem Emily Fields usiadła z podwiniętymi 
nogami na krześle w barze U Penelopy niedaleko swojego domu. 
Naprzeciwko niej siedział jej nowy chłopak Isaac, a przed nim na 
talerzu leżały dwie kromki chleba grubo posmarowane masłem 
orzechowym. Właśnie pokazywał jej, jak przyrządza swoje 
światowej sławy kanapki z masłem orzechowym, po których 
zjedzeniu życie nabiera nowych barw. 
— Cała tajemnica tkwi w tym — mówił Isaac — że zamiast 
dżemu używam miodu. — Wziął do ręki plastikową butelkę w 
kształcie niedźwiadka, który prychał, kiedy Isaac wyciskał miód. 
— Daję słowo, że jak je zjesz, od razu się wyluzujesz. 
Wręczył jej kanapkę. Emily ugryzła ogromny kęs i uśmiechnęła 
się. 
— Ale suuuper — powiedziała z pełnymi ustami. Isaac ścisnął jej 
dłoń i w jednej chwili opuściło ją 
całe napięcie. Miał łagodne, pełne wyrazu, błękitne oczy 
 

background image

i pogodną, zawsze uśmiechniętą twarz. Gdyby Emily go nie 
znała, pomyślałaby, że jest zbyt przystojny, żeby umawiać się z 
dziewczyną taką jak ona. Isaac wskazał dłonią na telewizor 
zawieszony nad barem. 
— Czy to przypadkiem nie dom twojej przyjaciółki? Emily 
odwróciła się i zobaczyła na ekranie twarz pani 
McClellan, sąsiadki Spencer. Stała przed posiadłością 
Hastingsów, trzymając na smyczy białego pudla. 
— Nie śpię od soboty — skarżyła się. — Paraliżuje mnie myśl, że 
gdzieś tam, w lesie za moim domem, leży martwe ciało. Mam 
nadzieję, że wkrótce je znajdą. 
Emily znowu poczuła narastającą panikę. Cieszyła się, że policja 
szuka lana, ale nie chciała o tym słyszeć właśnie w tej chwili. Na 
ekranie pojawiła się teraz twarz policjanta z Rosewood. 
— Lokalny oddział policji rozesłał list gończy i rozpoczął 
poszukiwania. — Twarz policjanta oświetlały lampy z kamer. — 
Zapewniam, że w tej sprawie nie szczędzimy sił i środków i 
działamy tak szybko, jak to tylko możliwe. 
Reporterzy zasypali policjanta gradem pytań. 
— Dlaczego inspektor, który był na miejscu zbrodni, opóźnił 
poszukiwania? Czy policja coś ukrywa? Czy to prawda, że łan 
złamał zasady aresztu domowego i w zeszłym tygodniu spotkał 
się z jedną z dziewcząt, które znalazły ciało? 
Emily zaczęła obgryzać paznokieć u małego palca. Zdziwiła się, 
że do prasy przeciekła informacja o spotkaniu Spencer i lana. Kto 
im o tym powiedział? Wilden? Jakiś innym policjant? A.? 
Policjant uciszył dziennikarzy jednym gestem. 
— Jak już państwu tłumaczyłem, inspektor Wilden nie opóźnił 
poszukiwań. Potrzebowaliśmy pisemnej zgody na 
 

background image

przeszukanie tej części lasu. To teren prywatny. Natomiast w tej 
chwili nie mogę jeszcze skomentować pogłoski o złamaniu zasad 
aresztu domowego przez pana Thomasa. 
Kelnerka cmoknęła i zmieniła kanał. Wielki żółty napis na 
ekranie głosił: „Reakcje mieszkańców Rosewood". Emily od razu 
rozpoznała pokazywaną przez kamerę dziewczynę o 
kruczoczarnych włosach, w olbrzymich okularach od Gucciego. 
J e n n a  C a v a n a u g h .  
Emily poczuła kolejną falę strachu. Jenna Cavanaugh. 
Dziewczyna, którą razem z przyjaciółkami przez przypadek 
oślepiły w szóstej klasie. Kilka miesięcy temu Jenna powiedziała 
Arii, że Ali miała jakieś problemy ze swoim bratem Jasonem. 
Emily wolała nie myśleć, o jakie problemy chodziło. Wstała od 
stolika. 
— Chodźmy - rzuciła, odwracając wzrok od telewizora. Isaac 
podniósł się z miejsca i spojrzał na nią z troską. 
— Powiem, żeby wyłączyli telewizor. Emily pokręciła głową. 
— Chcę już iść. 
— No dobra — odparł łagodnie Isaac. 
Wyciągnął kilka zmiętych banknotów i położył obok swojej 
filiżanki. Emily ruszyła do wyjścia. Kiedy podeszła do 
stanowiska dla kelnerek, poczuła, jak jego dłoń zaciska się wokół 
jej dłoni. 
— Przepraszam — powiedziała ze łzami w oczach. Gryzło ją 
sumienie. - Nawet nie zjadłeś swojej kanapki. 
Isaac dotknął jej ramienia. 
— Nie martw się. Nawet sobie nie wyobrażam, co w tej chwili 
przechodzisz. 
Emily oparła głowę na jego ramieniu. Kiedy tylko zamknęła 
oczy, wyobrażała sobie zmasakrowane i napuchnięte 
 

background image

zwłoki lana. Wcześniej nie widziała martwego ciała, ani na 
pogrzebie, ani w szpitalu, a już na pewno nie w środku lasu. 
Najchętniej wymazałaby to wspomnienie z pamięci, tak jak 
wykasowuje się spam z konta e-mailowego. Tylko obecność 
Isaaca łagodziła jej ból i strach. 
- Na pewno nie spodziewałeś się takich przygód, kiedy pytałeś, 
czy chcę z tobą chodzić - wymamrotała. 
- Daj spokój - Isaac pocałował ją lekko w czoło. -Przecież wiesz, 
że zawsze możesz na mnie liczyć. 
Ekspres do kawy stojący za barem zabulgotał. Za oknem 
ciężarówka z pługiem odśnieżała ulicę. Po raz setny Emily 
pomyślała, jak ogromne miała szczęście, że spotkała kogoś 
takiego jak Isaac. Nie zerwał z nią nawet wtedy, gdy powiedziała 
mu, że w siódmej klasie zakochała się w Ali, a zeszłej jesieni w 
Mai St. Germain. Cierpliwie wysłuchał jej opowieści o tym, jak 
rodzina początkowo nie chciała zaakceptować jej tożsamości 
seksualnej i jak rodzice chcieli wysłać ją do organizacji 
Wierzchołki Drzew, leczącej z homoseksualizmu. Trzymał ją za 
rękę, kiedy opowiadała o tym, że nie może przestać myśleć o Ali. 
Zwierzyła się mu ze wszystkiego, nawet z tajemnic, których nie 
ośmieliła się powierzyć swoim najbliższym przyjaciółkom. A te-
raz pomagał jej przejść przez ten koszmar. 
Zapadał zmrok, w powietrzu rozchodził się zapach jajecznicy i 
kawy podawanych w barze. Trzymając się za ręce, podeszli do 
zaparkowanego przy krawężniku volvo, które Emily pożyczyła 
od mamy. Po obu stronach chodnika wznosiły się wysokie zaspy, 
a na pobliskim wzgórzu, za pustą działką po drugiej stronie ulicy, 
kilkoro dzieci jeździło na sankach. 
 

background image

Kiedy dotarli do samochodu, podszedł do nich jakiś facet w 
grubej szarej kurtce, z kapturem naciągniętym na głowę. Spojrzał 
na nich gniewnie. 
— To twój samochód? — wskazał na volvo. 
— Tak — wyjąkała zaskoczona Emily. 
— Popatrz, co zrobiłaś! — Facet odwrócił się lekko i pokazał na 
bmw stojące przed volvo. Karoseria nad tablicą rejestracyjną była 
trochę wgnieciona. — Zaparkowałaś tuż za mną — warknął. — 
Jeździsz z zamkniętymi oczami? 
— Przepraszam — wymamrotała Emily. 
Nie przypominała sobie, żeby wjechała w to bmw w czasie 
parkowania. Ale przecież przez cały dzień snuła się z głową w 
chmurach. Isaac spojrzał na zakapturzo-nego faceta. 
— Może to się stało wcześniej, a pan nie zauważył. 
— Nie — rzucił rozgniewany mężczyzna. 
Kiedy znowu do nich podszedł, spadł mu kaptur. Miał 
zmierzwione blond włosy, przeszywające niebieskie oczy i twarz 
w kształcie serca. Emily wstrzymała oddech. To był Jason 
Dil^aurentis, brat Ali. 
Patrzyła na niego wyczekująco. Powinien ją rozpoznać. Przecież 
w szóstej i siódmej klasie prawie codziennie przychodziła do 
domu Ali. Poza tym dopiero co widzieli się na piątkowej 
rozprawie lana. Ale teraz Jason miał czerwoną twarz i rozbiegany 
wzrok, jakby wpadł w trans. Emily wciągnęła głębiej powietrze. 
Zastanawiała się, czy jest pijany, ale w jego oddechu nie czuła 
alkoholu. 
— Kto wam dał prawo jazdy?! — krzyczał Jason i zrobił kolejny 
krok w stronę Emily. 
Isaac stanął między nimi i zasłonił Emily. 
 

background image

— Hej, nie musisz się tak drzeć. 
Nozdrza Jasona drżały. Zacisnął pięści i przez chwilę Emily 
wydawało się, że zaraz wymierzy Isaacowi cios. Nagle z baru 
wyszła na ulicę jakaś para i Jason odwrócił wzrok. Jęknął głośno, 
uderzył pięścią w maskę swojego samochodu, odwrócił się i 
usiadł za kierownicą. Silnik bmw zawarczał i Jason wyjechał na 
ulicę, zajeżdżając drogę innemu kierowcy. Rozległ się dźwięk 
klaksonu i pisk opon. Emily patrzyła, jak tylne światła bmw zni-
kają za rogiem. Ukryła twarz w dłoniach. Isaac spojrzał na nią. 
— Wszystko w porządku? Emily pokiwała głową bez słowa. 
— O co mu chodziło? Prawie nie było widać tego wgniecenia. 
Poza tym nie pamiętam, żebyś wjechała w jego auto. 
— To był brat Alison DiLaurentis. 
Emily się rozpłakała. Po policzkach płynęły jej łzy. Isaac wahał 
się przez chwilę, a potem objął ją i przytulił. 
— Ciii - wyszeptał. - Wsiądźmy do samochodu. Ja poprowadzę. 
Emily wręczyła mu kluczyki i zajęła miejsce pasażera. Isaac 
ruszył. W czasie jazdy patrzył przed siebie na drogę. Emily nie 
potrafiła powstrzymać łez, które spływały po jej policzkach. 
Sama nie wiedziała, dlaczego płacze - dlatego że Jason tak ją 
potraktował czy dlatego że w ogóle go zobaczyła. Tak bardzo 
przypominał jej Ali. 
Isaac spojrzał na nią z troską. 
— Hej — szepnął. 
Skręcił w ulicę prowadzącą w stronę wysokich biurowców. 
Zaparkował na wolnym miejscu. 
— Już dobrze. 
 
 
 

background image

Głaskał ramię Emily. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Słyszeli 
tylko odgłos wentylatora samochodowego. Nieco później Emily 
wytarła oczy, nachyliła się i pocałowała Isaaca. Tak się cieszyła, 
że ma go przy sobie. On odwzajemnił jej pocałunek. Potem przez 
chwilę wpatrywali się w siebie. Emily pocałowała go ponownie, 
jeszcze bardziej namiętnie. Nagle wszystkie problemy zniknęły, 
jak garść pyłu, którą uniósł wiatr. 
Szyby zaparowały od wewnątrz. Isaac bez słowa ściągnął przez 
głowę swoją bluzę. Miał gładką i muskularną klatkę piersiową, a 
po wewnętrznej stronie jego ramienia Emily zauważyła małą 
bliznę. Dotknęła jej. 
— Skąd ją masz? 
— Spadłem z rampy dla rowerów w drugiej klasie -wyjaśnił. 
Kiwnął głową, jakby prosił, żeby Emily też się rozebrała. Uniosła 
ramiona, a on pomógł jej ściągnąć bluzę. Choć włączyli 
ogrzewanie, jej ramiona nadal pokrywała gęsia skórka. Spojrzała 
w dół i z zażenowaniem zauważyła, że ma na sobie granatowy, 
sportowy stanik w księżyce, gwiazdki i planety. Włożyła go, bo 
akurat wystawał z szuflady. Trzeba było wybrać coś bardziej 
kobiecego i seksownego. Ale przecież rano nie wiedziała jeszcze, 
że wieczorem rozbierze się w czyjejś obecności. Isaac pokazał 
palcem na jej pępek. 
— Masz wypukły. 
Emily zasłoniła brzuch dłonią. 
— Wszyscy się z niego śmieją. 
Miała na myśli przede wszystkim Ali, która kiedyś zwróciła 
uwagę na jej pępek w szatni klubu. „Myślałam, że takie wypukłe 
pępki maja tylko „grubi chłopcy", rzuciła 

background image

ze śmiechem. Od tego momentu Emily nigdy nie wkładała 
dwuczęściowego kostiumu kąpielowego. Isaac odsunął jej 
dłonie. 
— Mnie się bardzo podoba. 
Wsunął dłoń pod jej stanik. Serce Emily biło coraz mocniej. Isaac 
nachylił się i zaczął całować jej kark. Czuła jego dotyk na nagiej 
skórze. Podciągnął jej biustonosz, jakby chciał go ściągnąć. 
Emily sama to zrobiła, a na twarzy Isaa-ca pojawił się 
rozmarzony uśmiech. Emily zachichotała, bo rozśmieszyła ją 
p o w a g a  sytuacji. Ale nie czuła zażenowania. Wszystko grało. 
Ich rozgrzane ciała przywarły do siebie. 
— Na pewno wszystko w porządku? — szepnął Isaac. 
— Chyba tak — powiedziała Emily, a jej usta dotykały jego 
ramienia. — Przykro mi, że moje życie to taki cyrk. 
— Nie przepraszaj. — Isaac głaskał jej głowę. — Powiedziałem, 
że możesz na mnie liczyć... Kocham cię. 
Emily się odsunęła. Patrzyła na niego zdumiona. Miał taki 
szczery wyraz twarzy i wiedziała, że może go łatwo zranić. 
Zastanawiała się, czy już kiedyś mówił komuś coś takiego. Czuła 
ogromną wdzięczność za to, że pojawił się w jej życiu. Tylko on 
dawał jej takie poczucie bezpieczeństwa. 
— Ja też cię kocham — odparła. 
Znowu objęli się mocno. Ale po kilku sekundach błogiego 
spokoju oczyma wyobraźni znowu zobaczyła Jasona, który na nią 
krzyczy. Śmierć Ali i zniknięcie lana wstrząsnęły wszystkimi 
mieszkańcami Rosewood. Nic dziwnego, że ktoś tak blisko 
związany z Ali jak jej brat mógł z żalu oszaleć. 
Emily słyszała też w głowie inny głos, który mówił jej: „To nie 
cała historia. Dobrze o tym wiesz". 
 
 

background image


 
TEN CHŁOPIEC JEST MÓJ 
 
Nieco później tego samego wieczoru Hanna Mann siedziała przy 
śnieżnobiałym stoliku w kawiarni Różowa Jagoda w centrum 
handlowym. Obok siedziała jej przyszła przyrodnia siostra Kate 
Randall razem z Naomi Zeigler i Riley Wolfe. Przed każdą stał 
kubeczek z mrożonym jogurtem. Z głośników dobiegała jakaś 
japońska piosenka, a przy barze kilka dziewczyn ze szkoły 
Świętego Augustyna zastanawiało się na głos, jaki wybrać deser. 
- Nie sądzicie, że w Różowej Jagodzie jest o wiele tajniej niż w 
Rive Gauche? - zapytała Hanna, wspominając francuskie bistro 
na drugim końcu centrum. Pokazała na atrium rozciągające się za 
drzwiami. - Siedzimy naprzeciwko butiku Armani Exchange i 
Cartiera. Możemy, me ruszając się z miejsca, gapić się na 
seksownych facetów 
i piękną biżuterię. 
Zanurzyła łyżeczkę w jogurcie, włożyła do ust olbrzymi kawałek, 
pomrukując z zadowoleniem, jakby chciała 
 

background image

podkreślić, jak świetnym pomysłem było przyjście do tej 
kawiarni. Nakarmiła jogurtem również Dota, swojego 
miniaturowego pinczera, którego przyniosła w nowym koszyku 
od Juicy Couture. Obsługa kawiarni sprawiała wrażenie, jakby 
chciała ją zabić wzrokiem. Ponoć jakieś głupie zasady zabraniały 
wprowadzać tu psy. Ale z pewnością chodziło o brudne psiska, 
labradory, bernardyny albo te wstrętne, małe shih tzu. Dot był 
najczystszym psem w Rosewood. Hanna co tydzień kąpała go w 
lawendowym szamponie sprowadzanym specjalnie z Paryża. 
Riley owinęła wokół palca kosmyk miedzianych włosów. 
— Ale nie da się przemycić tu wina, jak w Rive Gauche. 
— Tak, ale do Rive Gauche nie można wprowadzać psów — 
odparła Hanna, głaskając pyszczek Dota i karmiąc go znowu 
jogurtem. 
Naomi zjadła trochę, a potem natychmiast pomalowała usta 
szminką KissKiss od Guerlaina. 
— W tym świetle wyglądam bardzo... niekorzystnie. — Spojrzała 
w jedno z okrągłych luster wiszących na ścianie kawiarni. — 
Mam wrażenie, jakby moje pory nagle się rozszerzyły. 
Hanna uderzyła o blat kubkiem z jogurtem tak mocno, że 
wyleciała z niego plastikowa łyżeczka. 
— No dobra, nie chciałam wam tego mówić, ale przed rozstaniem 
Lucas powiedział mi, że w kuchni Rive Gauche zagnieździły się 
szczury. Naprawdę chcecie przesiadywać w takim miejscu? 
Pewnie szczury srały nam do frytek. 
— A może nie chcesz tam przesiadywać z powodu Lucasa? — 
przekomarzała się Naomi, odrzucając jasne włosy za kościste 
ramię. 
 

background image

Kate zachichotała i wzniosła toast kubkiem z miętową herbatą, 
którą kupiła wcześniej w Starbucksie. Kto oprócz starych babć pił 
takie świństwo? Co za świruska. 
Hanna patrzyła na swoją przyszywaną siostrę, jakby chciała 
przejrzeć ją na wylot. W zeszłym tygodniu zbliżyły się do siebie i 
w czasie wspólnego śniadania dzieliły się tajemnicami. Kate 
wspomniała coś o swoim „problemie ginekologicznym", ale nie 
wyjaśniła szczegółów. Hanna przyznała się do swojej bulimii. 
Ale kiedy w jednym z SMS-ów od A. przeczytała, że Kate tylko 
udaje przyjaciółkę, a tak naprawdę ma niecne zamiary, Hanna 
uznała, że popełniła kardynalny błąd, obdarzając ją zaufaniem. 
Dlatego w czasie imprezy charytatywnej u Spencer oznajmiła 
wszem wobec, że Kate ma opryszczkę. Wiedziała doskonale, że 
jeśli tego nie zrobi, Kate ujawni jej tajemnice. 
Naomi i Riley od razu się zorientowały, że Hanna i Kate walczą o 
dominację w grupie. Rano jakby nigdy nic zadzwoniły do obu z 
pytaniem, czy chcą iść razem do centrum handlowego. Kate też 
chyba puściła całą sprawę w niepamięć, bo w drodze, zupełnie 
nieporuszona, powiedziała do Hanny: 
- Zapomnijmy o tym, co się stało zeszłej nocy, dobrze? Niestety, 
n i e  ws z y s c y  potraktowali zachowanie Hanny jak zwykłą 
walkę o tron królowej szkoły. Lucas, z którym Hanna chodziła od 
jakiegoś czasu, natychmiast po tym zajściu rozstał się z nią. 
Powiedział, że me ma ochoty chodzić z kimś tak obsesyjnie 
skupionym na własnej popularności. Kiedy o wszystkim 
dowiedział się ojciec Hanny, kazał jej spędzać każdą wolną 
chwilę z Kate, żeby 
 

background image

mogły naprawdę się do siebie zbliżyć. I do tej pory bardzo 
surowo wymagał respektowania narzuconych przez siebie zasad. 
Rano, kiedy Kate chciała jechać do supermarketu po dietetyczną 
colę, Hanna musiała jej towarzyszyć. Potem, kiedy Hanna 
wybierała się na zajęcia z jogi, Kate pobiegła na górę i wróciła 
przebrana w swój kostium do ćwiczeń. Po południu przed 
drzwiami ich domu stanęli reporterzy, żeby zadać Hannie kilka 
pytań na temat spotkania Spencer i Iana w ubiegłym tygodniu. 
— O czym rozmawiali? — dopytywali się dziennikarze. — 
Dlaczego nie powiedziałyście policji, że łan uciekł? Co jeszcze 
ukrywacie? 
Kiedy Hanna wyjaśniła, że sama dopiero niedawno dowiedziała 
się o odwiedzinach lana u Spencer, Kate stała tuż obok niej. 
Nakładała na usta błyszczyk, w razie gdyby dziennikarze chcieli 
usłyszeć opinię postronnej obserwatorki. Nie miało dla niej 
znaczenia, że mieszkała w Rose wood dopiero od półtora 
tygodnia. Wprowadziła się do domu Hanny, kiedy pani Marin 
dostała intratną propozycję pracy w Singapurze. Isabel, mama 
Kate, i tata Hanny też się tu wprowadzili, a teraz zamierzali się 
pobrać. P o p ro stu  wsp an ia le.  
Na twarzy Kate pojawił się pełen współczucia uśmiech. 
— Chcesz pogadać o Lucasie? — Dotknęła dłoni Hanny. 
— Nie ma o czym mówić — warknęła Hanna i wyrwała jej swoją 
dłoń. 
Nie miała zamiaru otwierać się przed Kate. Już raz popełniła ten 
błąd. Było jej smutno z powodu Lucasa i bardzo za nim tęskniła, 
ale przekonywała samą siebie, że nie byli dla siebie stworzeni. 
 
 
 

background image

— Ty też chyba masz kilka zmartwień, Kate — Hanna 
zrewanżowała się, mówiąc równie słodkim, wysokim głosem. — 
Erie się odzywał? Biedactwo. Złamał ci serce? 
Kate spuściła wzrok. Erie Kahn, bardzo przystojny starszy brat 
Noela Kahna, interesował się Kate... dopóki nie usłyszał plotki o 
jej opryszczce. 
— Tym lepiej dla ciebie — dodała Hanna wyniośle. — 
Słyszałam, że Erie lubi pogrywać z dziewczynami. Poza tym 
podobają się mu duże piersi. 
— Kate ma fajny biust — rzuciła natychmiast Riley. 
— Nigdy nie słyszałam, że Erie pogrywa z dziewczynami — 
Naomi zmarszczyła nos. 
Hanna zmięła w dłoni serwetkę. Złościło ją to, że Naomi i Riley 
od razu stanęły w obronie Kate. 
— Pewnie mamy wiadomości od innych informatorów. 
Wszystkie spuściły oczy i wbiły wzrok w swoje kubeczki 
z jogurtem. Nagle Hanna kątem oka dostrzegła w atrium burzę 
blond włosów i odwróciła się. Obok przechodziła grupa 
dwudziestoletnich brunetek. Każda miała na ramieniu torbę z 
zakupami. 
Ostatnio Hannie często zdawało się, że widzi w tłumie 
dziewczynę o blond włosach, przypominającą do złudzenia Monę 
Vanderwaal, jej dawną przyjaciółkę. Mona nie żyła od dwóch 
miesięcy, ale Hanna myślała o niej każdego dnia. Przypominała 
sobie wszystkie wspólne party pi-żamowe, wyprawy na zakupy, 
pijaństwa w domu Mony i obgadywanie chłopaków, w których 
się podkochiwały. Jej przyjaciółka zostawiła po sobie dziurę w jej 
życiu. Jednocześnie Hanna czuła się jak idiotka. Mona tylko 
udawała jej przyjaciółkę, a tali naprawdę przysyłała jej 
wiadomości 
 

background image

jako A. Zniszczyła relacje Hanny z innymi ludźmi, rozpuściła o 
niej mnóstwo plotek i pastwiła się nad nią przez kilka miesięcy. I 
jakby tego było mało, przejechała ją czarnym samochodem 
terenowym. Tego Hanna się nie spodziewała po najlepszej 
przyjaciółce. 
Kiedy dziewczyny zniknęły za rogiem, Hanna zauważyła przed 
kawiarnią znajomą postać. Przyjrzała się uważniej. Od razu 
rozpoznała inspektora Wildena, który teraz rozmawiał przez 
telefon. 
— Uspokój się — mówił do słuchawki głosem pełnym napięcia. 
Słuchając swojego rozmówcy, zmarszczył brwi. — No dobra. 
Nigdzie się nie ruszaj. Zaraz tam będę. 
Hanna zmarszczyła czoło. Odnalazł ciało lana? Miała ochotę 
zadać mu kilka pytań na temat tej dziwnej, zakapturzonej postaci, 
którą spotkała w lesie w czasie imprezy. Ten ktoś stał nad nią jak 
kat nad grzeszną duszą. A potem położył palec na ustach, jakby 
chciał ją uciszyć. Pewnie coś przeskrobał i chciał zachować to w 
tajemnicy. Ciekawe, czy ta osoba miała coś wspólnego ze 
śmiercią lana. Może to A. 
Już zaczęła wstawać od stolika, ale jak tylko odsunęła swoje 
krzesło, Wilden się oddalił. Usiadła z powrotem. Pewnie 
inspektor nie miałby dla niej czasu. W przeciwieństwie do 
Spencer wcale nie uważała, że Wilden coś ukrywa. Znała go 
trochę lepiej niż pozostałe dziewczyny, bo przed wyjazdem jej 
mama spotykała się z nim przez pewien czas. No dobrze, 
powiedzmy sobie szczerze, że kiedy wyszedł spod prysznica i 
wpadł na nią w korytarzu, owinięty tylko ręcznikiem, dał Hannie 
szansę, by go dogłębnie poznała. Nie miała jednak wątpliwości, 
że to dobry człowiek, któremu ich bezpieczeństwo naprawdę 
leżało na sercu. Może miał rację, kiedy upierał się, że naśladowca 
 

background image

A. nie ma złych zamiarów. Przecież nie wpuszczałby ich w 
maliny z premedytacją? 
Ale i tak Hanna nie zamierzała ryzykować. Kiedy tylko o tym 
pomyślała, wyciągnęła nowiutkiego iPhona z etui z cielęcej skóry 
i popatrzyła na przyjaciółki. 
— Zmieniłam numer telefonu i nie zamierzam go nikomu 
podawać. Obiecajcie, że nikomu go nie zdradzicie. Zresztą, 
przecież i tak bym się dowiedziała. — Spojrzała na nie bardzo 
poważnie. 
— Obiecujemy — odparła Riley, wyciągając swój telefon. Hanna 
podyktowała im swój nowy numer. Już dawno 
powinna była go zmienić. Nie było lepszego sposobu, żeby 
ochronić się przed atakami A. Poza tym kiedy pozbyła się starego 
numeru, poczuła się wolna od zdarzeń z poprzedniego semestru. 
Jakie to proste! Wszystkie beznadziejne wspomnienia poszły w 
niepamięć. 
— No dobra — powiedziała Kate, kiedy tylko dziewczyny 
zapisały nowy numer Hanny. Wszystkie oczy zwróciły się w jej 
stronę. — Wracając do Erica. Nie zamierzam nim sobie zawracać 
głowy. Wokół nas kręci się mnóstwo przystojnych facetów. 
Skinęła podbródkiem w stronę atrium. Przy fontannie kręciło się 
kilku chłopaków ze szkolnej drużyny lacrosse, między innymi 
Noel Kahn, Mason Byers i Mike, młodszy brat Arii, który 
gestykulował dziko, opowiadając jakąś historię. Stał za daleko, 
żeby mogły usłyszeć, co mówi, ale widać było, że pozostali 
chłopcy słuchają go jak zaczarowani. 
— Ci wielcy sportowcy? — skrzywiła się Hanna. — Chyba 
żartujesz. 
Kiedyś przysięgły razem z Moną, że nigdy nie umówią się z 
żadnym chłopakiem z drużyny lacrosse. Oni robili 
 

background image

razem dosłownie wszystko. Razem uczyli się, razem ćwiczyli w 
obskurnej siłowni w klubie sportowym i razem jedli obrzydliwe 
hamburgery. Hanna i Mona lubiły żartować, że pewnie urządzają 
potajemnie party piżamowe i robią sobie nawzajem fryzury. Kate 
znów napiła się miętowej herbaty. 
— Niektórzy z nich naprawdę mi się podobają. 
— Na przykład kto? — zapytała wyzywająco Hanna. Kate 
obserwowała chłopców, którzy teraz przechodzili 
obok sklepu M.A.C., butiku Davida Yurmana i drogerii Lush, 
gdzie sprzedawano milion rodzajów ręcznie robionych mydeł i 
świec. 
— On. — Pokazała palcem na chłopaka idącego na samym 
końcu. 
— Kto? Noel? — wzruszyła ramionami Hanna. 
Noel mógł się spodobać tylko dziewczynie lecącej na 
obrzydliwie bogatych chłopaków, którzy gadali jak najęci i mieli 
obsesję na punkcie żartów o jądrach, trzecim sutku i seksie ze 
zwierzętami. Kate wsadziła do ust plastikowe mieszadełko. 
— Nie Noel. Ten drugi. Brunet. Hanna zamrugała oczami. 
— M i k e? 
— Śliczny, co nie? 
Hanna wybałuszyła na nią oczy. Mike? Ślic zn y? Był głośny, 
irytujący i nieokrzesany. No dobra, może nie był totalną łazęgą. 
Podobnie jak jego siostra miał granatowoczarne włosy, smukłe 
ciało i zimne, błękitne oczy. Ale i tak... nie było o czym mówić. 
Nagle Hanna poczuła ukłucie zazdrości. Przecież Mike od lat 
kręcił się koło niej jak zagubiony szczeniak. W któryś weekend w 
szóstej klasie, kiedy razem z dziewczynami 
 
 

background image

spały w domu Arii, Hanna poszła w środku nocy do łazienki. W 
ciemnym holu ktoś złapał ją za biust. Hanna krzyknęła, a Mike, 
który wtedy chodził do piątej klasy podstawówki, zrobił krok w 
tył. 
— Przepraszam, myślałem, że to Ali — powiedział. 
Po chwili nachylił się i pocałował Hannę. A ona nie protestowała, 
bo jej to schlebiało. Wtedy była jeszcze gruba, brzydka i 
beznadziejna, więc wcale nie biło się o nią zbyt wielu facetów. 
Właściwie po raz pierwszy całowała się właśnie z Mikiem. 
Spojrzała Kate prosto w oczy. Kotłowały się w niej wszystkie 
tłumione dotąd emocje. 
— Przykro mi, że muszę cię o tym poinformować, ale to ja się 
podobam Mike'owi. Nie zauważyłaś, jak co rano gapi się na mnie 
w kafeterii? 
Kate przeczesała dłonią swoje kasztanowe włosy. 
— Ja też co rano chodzę do kafeterii. Trudno powiedzieć, na 
którą z nas się gapi. 
— To prawda — wtrąciła się Naomi, odgarniając z oczu 
odrastające kosmyki blond włosów. — Mike patrzy na nas 
w s z y s t k i e .  
— Tak — przytaknęła Riley. 
Hanna wbiła paznokcie w udo. Nie wiedziała, co się dzieje. 
Dlaczego Naomi i Riley stały murem za Kate? Przecież to Hanna 
była królową. 
— Jeszcze zobaczymy — powiedziała Hanna, wypinając pierś. 
Kate przekrzywiła głowę, jakby chciała zapytać: „Och, 
naprawdę?". Potem wstała. 
— Wiecie co, nagle potwornie zachciało mi się dobrego 
czerwonego wina. Idziemy do Rive Gauche? 
 

background image

Oczy Naomi i Riley zaświeciły się. 
— No jasne — odparły jednym głosem i też wstały. 
Hanna pisnęła żałośnie i jej przyjaciółki nagle się zatrzymały. 
Kate wydęła usta, udając, że bardzo się tym przejęła. 
— Och, Han! Naprawdę... b o isz  się spotkać Lucasa? 
Myślałam, że masz to już za sobą. 
— Lucasa mam w głębokim poważaniu — odburknęła Hanna, 
wyraźnie poirytowana. — Po prostu... nie mam ochoty siedzieć w 
jakiejś szczurzej norze. 
— Nie martw się — powiedziała łagodnie Kate. — Nie powiem 
tacie, jak z nami nie pójdziesz. 
Zarzuciła na ramię swoją torbę od Michaela Korsa. Naomi i Riley 
patrzyły to na Hannę, to na Kate, jakby nie wiedziały, co robić. 
Wreszcie Naomi wzruszyła ramionami i okręciła wokół palców 
kosmyk blond włosów. 
— Mam ochotę na kieliszek dobrego wina — powiedziała i 
spojrzała na Hannę. — Wybacz. 
Riley ruszyła za nią bez słowa. „Zdrajczynie", pomyślała Hanna. 
— Uważajcie na szczurze ogony w kieliszkach — krzyknęła im 
na odchodne Hanna. 
Ale one nawet się nie odwróciły. Wyszły do atrium, wzięły się 
pod rękę i zaśmiały. Hanna obserwowała je przez chwilę, 
zieleniejąc ze złości. Potem spojrzała na Dota, wzięła kilka 
głębokich oddechów i owinęła się szczelnie kaszmirowym 
ponczo. 
Być może Kate wygrała dzisiejszą bitwę o koronę królowej, ale 
na pewno nie zwyciężyła w całej wojnie. Przecież miała do 
czynienia z fantastyczną Hanną Marin. Ta mała, głupia suka nie 
wie, z kim zadarła. 
 
 

background image


 
DAJ MI SZANSĘ 
 
W poniedziałek wczesnym wieczorem Spencer i Andrew 
Campbell siedzieli w salonie w jej domu, a przed nimi leżały 
rozrzucone notatki z ekonomii. Kiedy Andrew nachylił się nad 
książką, długi blond lok spadł mu na oczy. Wskazał na podobiznę 
jakiegoś mężczyzny. 
- To Alfred Marshall. - Zakrył dłonią podpis pod zdjęciem. — 
Szybkie pytanie. Jakie stanowisko filozoficzne reprezentował? 
Spencer przycisnęła palce do skroni. Potrafiła dodawać w 
pamięci wielocyfrowe liczby i podać bez zająknienia siedem 
synonimów słowa „pracowity", ale kiedy przychodziło do 
ekonomii, jej mózg zamieniał się w papkę. Niestety, musiała się 
uczyć tego przedmiotu. Jej nauczyciel, pan McAdam, zagroził, że 
wyrzuci ją z rozszerzonego kursu, jeśli w tym semestrze nie 
dostanie na koniec mocnej piątki. Nie wybaczył jej, że ukradła 
starszej siostrze pracę na temat teorii „niewidzialnej ręki" i 
przyznała się dopiero 
 

background image

wtedy, gdy już dostała za nią prestiżową nagrodę Złotej Orchidei. 
Dlatego teraz Andrew, który ekonomię wyssał chyba z mlekiem 
matki, pomagał jej odrabiać lekcje. Nagle twarz Spencer się 
rozjaśniła. 
— Stworzył teorię podaży i popytu. 
— Świetnie — pochwalił ją Andrew. 
Otworzył książkę na następnej stronie, a jego palce przez 
przypadek musnęły dłoń Spencer. Jej serce zabiło mocniej, ale 
Andrew szybko się wycofał. 
Spencer nigdy wcześniej nie czuła się tak zdezorientowana. 
Siedzieli w domu sami. Jej rodzice i Melissa poszli razem na 
kolację. Oczywiście nie zaprosili Spencer. A to oznaczało, że 
Andrew mógł wykonać kolejny ruch, jeśli tylko chciał. W sobotni 
wieczór, w czasie imprezy charytatywnej organizowanej przez jej 
rodziców, zaskoczył ją namiętnym pocałunkiem. Ale od tamtej 
pory jakby stracił nią zainteresowanie. No dobra, w sobotnią noc 
Spencer zajmowała się przede wszystkim poszukiwaniami 
martwego ciała lana, a w niedzielę musiała jechać na Florydę na 
pogrzeb babci. Dziś w czasie lekcji Andrew zachowywał się 
bardzo przyjaźnie, ale nawet nie wspomniał o tym, co się stało w 
czasie sobotniego przyjęcia. A Spencer nie miała najmniejszego 
zamiaru wspominać o tym jako pierwsza. Tak się spięła przed 
jego przyjściem, że starła kurz z wszystkich swoich trofeów z 
konkursów ortograficznych, kółka teatralnego i drużyny 
hokejowej, byle tylko zająć czymś ręce. Może sobotni pocałunek 
nic dla niego nie znaczył. Zresztą Andrew od lat zawzięcie z nią 
rywalizował. Ich współzawodnictwo zaczęło się już w 
przedszkolu, kiedy nauczycielka ogłosiła konkurs na 
najładniejszą pacynkę wykonaną z papierowej torebki. Niby za 
co Spencer miała go polubić? 
 

background image

Kogo próbowała oszukać? 
Przez wysokie okna do salonu wpadł snop jasnego światła. 
Spencer poderwała się na równe nogi. Kiedy zeszłego wieczoru 
wróciła z Florydy, przed domem zastała cztery furgonetki 
telewizyjne i ekipę, która ustawiała się właśnie z kamerą przed 
domkiem na tyłach posiadłości jej rodziców. Teraz jakiś policjant 
z jednostki specjalnej obchodził z owczarkiem niemieckim każdą 
sosnę na skraju lasu, oświetlając latarką każdy zakątek i 
zastanawiając się nad czymś. Spencer wydawało się, że znalazł 
worek z pamiątkami po Ali, który terapeutka dziewczyn Marion 
kazała im zakopać za domem w zeszłym tygodniu. Spodziewała 
się, że w każdej chwili do drzwi może zapukać jakiś reporter z 
pytaniem, co znaczyły dla nich zakopane przedmioty. 
Czuła, jak powoli ogarnia ją coraz większy niepokój. Ubiegłej 
nocy nie mogła zmrużyć oka. Przerażała ją myśl, że kilka metrów 
od jej pokoju, w lesie za domem zginęła nie jedna osoba, ale 
dwie. Każde trzaśnięcie gałązki, każdy głośny podmuch wiatru 
sprawiały, że przerażona zrywała się i siadała na łóżku. 
Wydawało się jej, że zabójca lana kryje się w lesie. Nie mogła 
opędzić się od myśli, że został zamordowany, bo odkrył prawdę. 
A gdyby tak Spencer również odkryła prawdę na podstawie tych 
kilku wskazówek, których udzielił jej łan w czasie ich rozmowy 
na patio? Mówił, że policja ukrywała jakiś wielki sekret doty-
czący sprawy Ali, którego do tej pory nie upubliczniono. 
Andrew chrząknął znacząco i wskazał na paznokcie Spencer, 
wbite w blat biurka. 
— Wszystko w porządku? 
- Aha — rzuciła od niechcenia Spencer. - Wszystko gra. Andrew 
wskazał ręką na policjanta za oknem. 
 

background image

— Pomyśl, że przez dwadzieścia cztery godziny na dobę pilnuje 
cię policja. 
Spencer przełknęła ślinę. Andrew miał rację. Przecież teraz 
potrzebowała przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. 
Spojrzała na notatki z ekonomii, odpychając od siebie lęk. 
— Wracamy do lekcji? 
— Oczywiście — odparł Andrew tak oficjalnym tonem, jakby ich 
wcześniejsza rozmowa nie miała w ogóle miejsca. 
Spojrzał na notatki. 
Spencer czuła rozczarowanie pomieszane z gniewem. 
— Wcale nie musimy się uczyć — rzuciła nagle, w nadziei że 
Andrew zrozumie jej intencje. 
Andrew milczał przez chwilę. 
— Nie mam na to najmniejszej ochoty. — Głos mu się łamał. 
Spencer dotknęła jego dłoni. Powoli zbliżył się do niej. Ona 
przysunęła się do niego. Po kilku chwilach ich lista się zetknęły. 
Poczuła ulgę. Objęła Andrew ramieniem. Pachniał trochę 
spalonym drewnem, a trochę ananasowym od-świeżaczem 
powietrza, którego używał w samochodzie. Oderwali się od 
siebie, a potem znowu pocałowali, tym razem dłużej. Spencer 
czuła mocne bicie swojego serca. 
Nagle głośno odezwał się telefon Spencer. Kiedy po niego 
sięgnęła, serce zabiło jej jeszcze szybciej. Myślała, że to 
wiadomość od A. Tymczasem dostała e-maila z nagłówkiem: 
„Chyba znaleźliśmy twoją mamę!". 
— O Boże — wyszeptała Spencer. 
Andrew nachylił się do niej i spojrzał na telefon. 
— Właśnie miałem zapytać, czy ta sprawa jakoś się rozwinęła. 
 
 

background image

W zeszłym tygodniu jej babcia zapisała swoim „prawowitym" 
wnukom, czyli Melissie i dwóm kuzynom Spencer, po dwa 
miliony dolarów. Spencer nie dostała nic. Melissa podsunęła jej 
swoją teorię, że to dlatego, że Spencer adoptowano. 
Owszem, zawsze rywalizowała z Melissą, która potrafiła wygrać 
ze Spencer i ją upokorzyć. I tym razem wydawało się jej, że 
siostra próbuje nabić ją w butelkę. Ale wciąż obsesyjnie myślała 
o tym, co od niej usłyszała. Może to dlatego rodzice traktowali 
Spencer jak śmiecia, a jej siostrę jak najdroższą córeczkę? Nie 
zauważali jej osiągnięć, wbrew obietnicy nie pozwolili jej 
zamieszkać w domku w trzeciej i czwartej klasie liceum, a nawet 
zablokowali jej karty kredytowe. Poza tym dlaczego Melissa 
wyglądała jak klon swojej matki, a Spencer w ogóle nie była do 
niej podobna? 
Podzieliła się swoimi wątpliwościami z Andrew, a on powiedział 
jej o portalu internetowym, poprzez który można odnaleźć 
biologiczną matkę. Spencer z ciekawości zarejestrowała się na 
nim i podała w formularzu swoją datę urodzenia, nazwę szpitala, 
w którym przyszła na świat, kolor oczu i inne cechy genetyczne. 
Kiedy w czasie sobotniej imprezy dowiedziała się, że na 
podstawie danych, które wprowadziła, znaleziono jej potencjalną 
matkę, nie wiedziała, co o tym myśleć. Uznała to za pomyłkę. 
Pewnie administrator portalu poinformował tę kobietę, że 
Spencer nie może być jej córką. 
Otworzyła wiadomość roztrzęsionymi dłońmi. 
„Cześć, Spencer, nazywam się Olivia Caldwell. Tak się cieszę, 
bo chyba szukamy siebie nawzajem. Jak chcesz, możemy się 
spotkać. Pozdrawiam Cię ciepło. O." 
 

background image

Spencer zasłoniła dłonią usta i przez chwilę patrzyła na 
wiadomość. Olivia Caldwell. Czy tak mogła nazywać się jej 
prawdziwa matka? Andrew szturchnął ją lekko w bok. 
— Nie chcesz jej odpowiedzieć? 
— Nie wiem — odparła z wahaniem. 
Skrzywiła się, kiedy rozległ się przenikliwy dźwięk syreny 
policyjnej. Wpatrywała się w ekran telefonu tak długo, aż litery 
zaczęły się z sobą zlewać. 
— Tak trudno... mi uwierzyć, że to w ogóle dzieje się naprawdę. 
Jak rodzice mogli ukrywać to przede mną? To oznacza, że całe 
moje życie to... jedno wielkie kłamstwo. 
Niedawno dowiedziała się, w jak ogromnym stopniu jej życie — 
a szczególnie to, co dotyczyło Ali — opierało się na kłamstwie. 
Nie zniosłaby kolejnego rozczarowania. 
— A może uda nam się to jakoś zweryfikować? — Andrew wstał 
i podał jej rękę. - Może w twoim domu znajdziemy jakiś 
niepodważalny dowód w tej sprawie? 
Spencer myślała przez chwilę. 
— No dobra — wycedziła. 
Pomyślała, że akurat nadarzyła się okazja, żeby poszperać w 
rzeczach rodziców. Rodzice i Melissa mieli wrócić dopiero za 
kilka godzin. Chwyciła Andrew za rękę i poprowadziła go do 
gabinetu taty. W pokoju pachniało koniakiem i cygarami. Tata 
przyjmował czasem klientów w domu. Kiedy nacisnęła włącznik 
na ścianie, kilka małych lamp zapaliło się nad wielką reprodukcją 
obrazu Warhola przedstawiającego banana. 
Usiadła w skórzanym fotelu za biurkiem z klonowego drewna i 
spojrzała na ekran komputera. Na ekranie przesuwały się zdjęcia 
rodzinne. Najpierw fotografia przedstawiająca Melissę w dniu 
ukończenia studiów, w birecie 
 

background image

z frędzlą. Następne zdjęcie pokazywało Melissę na progu 
nowiutkiego domu, który rodzice kupili jej w prezencie, kiedy 
dostała się do prestiżowej podyplomowej szkoły biznesu. Na 
kolejnym zdjęciu Spencer, Ali i pozostałe dziewczyny pływały 
na środku jeziora, trzymając się wielkiej napompowanej dętki. 
Obok nich płynął Jason z długimi, mokrymi włosami. Fotografię 
zrobiono nad jeziorem w górach Pocono, gdzie rodzice Ali mieli 
domek. Na zdjęciu wyglądały tak młodo. Wtedy Ali po raz 
pierwszy zaprosiła je na wspólną wycieczkę, w kilka tygodni po 
tym, jak się zaprzyjaźniły. 
Spencer rozparła się w fotelu, zdziwiona, że znalazła swoją 
fotografię w rodzinnym albumie. Kiedy przyznała się do 
oszustwa w konkursie o Złotą Orchideę, rodzice właściwie się jej 
wyrzekli. Rozczuliła się na widok starego zdjęcia Ali. Wtedy na 
ich przyjaźni nie położyły się jeszcze cieniem późniejsze 
wydarzenia: sprawa Jenny, skrywany przed światem związek Ali 
z łanem, wszystkie tajemnice, które każda z dziewczyn 
powierzyła Ali, i wszystkie sekrety, które Ali przed nimi zataiła. 
Dlaczego ta idylla nie mogła trwać wiecznie? 
Spencer przeszył nagły dreszcz. Próbowała otrząsnąć się z tych 
wszystkich emocji. 
— Tata archiwizował zawsze dokumenty w segregatorach — 
wyjaśniła, poruszając myszką, żeby wejść na pulpit. — Ale 
mama ma bzika na punkcie porządku i nienawidzi stosów 
papierzysk, więc kazała mu wszystko zeskanować. Jeśli zostałam 
adoptowana, dokumenty są w tym komputerze. 
Tata zostawił kilka otwartych okien w wyszukiwarce 
internetowej. W jednym z nich widniała pierwsza strona 
 

background image

„Gońca Filadelfijskiego". Nagłówek głosił: „Poszukiwanie ciała 
Thomasa budzi wiele kontrowersji". Pod spodem ktoś wyraził 
swoją opinię, że policjantów z Rosewood należy powiesić za 
wszystkie zaniedbania i niedociągnięcia. Poniżej opublikowano 
artykuł pod tytułem: „Nastolatek z Kansas dostał wiadomość od 
A.". 
Spencer zmrużyła gniewnie oczy i zamknęła okno. Patrzyła na 
ikony po prawej stronie pulpitu. 
— Podatki — czytała na głos. — Stare. Praca. Różne. — Jęknęła. 
— Mama by go zabiła, gdyby się dowiedziała, że tak poukładał 
dokumenty. 
— A ten? — Andrew pokazał na folder zatytułowany: 
„Spencer_Studia". 
Spencer zmarszczyła czoło i otworzyła folder. Wewnątrz był 
tylko jeden plik PDF. Mała klepsydra wirowała, kiedy plik 
powoli się ładował. Oboje wbili wzrok w ekran. Był to wydruk 
stanu konta. 
— Nieźle — Andrew pokazał palcem na końcową sumę, złożoną 
z dwójki i kilku zer. 
Spencer zobaczyła, że na rachunku widnieje jej imię i nazwisko. 
Otworzyła szeroko oczy. Może rodzice nie do końca się od niej 
odcięli. 
Zamknęła plik i szukała dalej. Otworzyła jeszcze kilka 
dokumentów, ale znalazła w środku tylko arkusze kalkulacyjne, 
których nie potrafiła nawet odczytać. Wiele plików nie miało 
nawet zrozumiałych nazw. Spencer przesunęła opuszkiem palca 
po lotce pióra z 1776 roku, które tata kupił na aukcji w Christie. 
— W życiu nie przebrniemy przez ten chaos. 
— Skopiuj całe archiwum taty i przejrzysz to później — 
zaproponował Andrew. 
 

background image

Otworzył duże pudełko z płytami CD leżące na półce i włożył 
jedną do stacji dysków. Spencer obserwowała go zdenerwowana. 
Nie miała najmniejszej ochoty dodawać kolejnego punktu do 
długiej listy swoich przewin z ostatniego okresu. 
— Twój tata nigdy się nie dowie — powiedział Andrew, kiedy 
zauważył wyraz jej twarzy. — Obiecuję. — Kliknął kilka 
komend na ekranie. — To zajmie parę minut. 
Spencer z drżeniem obserwowała obracającą się na ekranie 
klepsydrę. Możliwe, że cała prawda o jej przeszłości znajdowała 
się w tym komputerze. Przez lata miała ją pod nosem, choć nic o 
tym nie wiedziała. 
Wyciągnęła telefon i jeszcze raz przeczytała wiadomość od 
OHvii Caldwell. „Możemy się spotkać. Pozdrawiam Cię ciepło". 
Nagle poczuła, że jej umysł się rozjaśnia. Jakie było 
prawdopodobieństwo, że jakaś kobieta oddała do adopcji dziecko 
urodzone tego samego dnia, w tym samym szpitalu co Spencer? 
Kobieta o szmaragdowych oczach i blond włosach z szarym 
odcieniem? A jeśli to nie teoria, tylko prawda? 
Spencer spojrzała na Andrew. 
— Przecież nie umrę, jak się z nią spotkam. 
Zdumiony Andrew uśmiechnął się do niej. Spencer zaczęła pisać 
odpowiedź na e-maila. Jej podekscytowanie narastało z każdą 
minutą. Ścisnęła dłoń Andrew, wzięła głęboki oddech, skończyła 
pisać wiadomość i ją wysłała. Tak po prostu. 

background image


 
NIEZNAJOMI, ALE NIE W POCIĄGU 
 
Następnego ranka brat Arii Mike pogłośnił radio w subaru 
należącym do rodziny Montgomerych. Aria skrzywiła się, kiedy 
z głośników ryknęła piosenka Black Dog zespołu Led Zeppelin. 
— Możesz to trochę przyciszyć? — poprosiła. Mike rytmicznie 
poruszał głową. 
— Zeppelinów najlepiej słuchać na cały regulator. Tak robimy z 
Noelem. W tym zespole grali sami numeranci. Jimmy Page 
jeździł motorem po hotelowym korytarzu. A Robert Plant 
wyrzucał telewizory z okien na ulicę. 
— No popatrz, a ja o tym nie wiedziałam — odparła cierpko Aria. 
Tego dnia musiała spełnić przykry obowiązek i odwieźć Mike'a 
do szkoły. Zazwyczaj robił to jego mentor Noel Kahn, który 
należał do licealnej arystokracji. Dziś jednak musiał oddać 
swojego rangę rovera do warsztatu, 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

gdzie instalowano mu jeszcze lepszy sprzęt nagłaśniający. A 
przecież taki gość jak Mike nie mógł jeździć autobusem. 
Mike bezwiednie obracał wokół nadgarstka plastikową żółtą 
bransoletkę z emblematem szkolnej drużyny lacrosse, z którą to 
bransoletką nigdy się nie rozstawał. 
— Czemu znowu przeprowadziłaś się do taty? 
— Pomyślałam, że powinnam spędzać tyle samo czasu z 
Byronem i Ellą — wymamrotała pod nosem Aria. Skręciła w 
lewo, na drogę wiodącą wprost pod budynek szkoły. O mało nie 
przejechała wielkiej wiewiórki. — Poza tym powinniśmy chyba 
lepiej poznać Meredith. Nie sądzisz? 
— Ale to maszyna do rzygania — skrzywił się Mike. 
— Nie jest aż tak źle. A dziś wprowadzają się razem do 
większego domu. — Aria podsłuchała zeszłego wieczoru, jak 
Byron informował o tym Ellę, która zapewne przekazała tę 
informację Mike'owi i Xavierowi. — Dostałam tam całe piętro do 
swojej dyspozycji. 
Mike rzucił jej podejrzliwe spojrzenie, ale Aria nie zamierzała 
wdawać się w szczegóły. 
Nagle odezwał się jej telefon schowany w torbie ze skóry jaka. 
Spojrzała na nią nerwowo. Od kiedy w sobotę znalazły w lesie 
ciało lana, ten ktoś, kto podszywał się pod A., nie przysłał 
żadnego SMS-a. Ale podobnie jak Emily, ona też się 
spodziewała, że w każdej chwili może dostać nową wiadomość. 
Wzięła głęboki oddech i sięgnęła do torby. To była wiadomość 
od Emily. „Zawracaj natychmiast. Szkołę otoczyły furgonetki 
telewizyjne". 
Aria jęknęła. Dzień wcześniej samochody ekip telewizyjnych 
również zablokowały wjazd do szkoły. Wszystkie kanały 
informacyjne z trzech okolicznych stanów polowały na każdy 
okruch informacji na temat lana Thomasa. 

background image

W wiadomościach o siódmej rano przedstawiono wyniki sondy 
ulicznej, w której przechodniów pod Starbucksem, matki z 
dziećmi na przystankach autobusowych i pasażerów czekających 
na pociąg na stacji pytano o to, czy sądzą, że policja źle 
prowadziła całą sprawę. Większość tak właśnie uważała. Kilka 
osób wyraziło swoje oburzenie, były bowiem przekonane, że 
policja ukrywa jakieś informacje na temat morderstwa Ali. 
Brukowce prześcigały się w publikowaniu niestworzonych teorii 
spiskowych. Niektórzy twierdzili, że w lesie łan podrzucił ciało 
swojego sobowtóra, a Ali miała kuzyna, który uwielbiał się za nią 
przebierać i był odpowiedzialny nie tylko za jej śmierć, ale także 
za zabójstwo kilku osób w stanie Connecticut. 
Aria wyciągnęła szyję i się rozejrzała. Faktycznie, na przystanku 
autobusowym stało kilka furgonetek z logo stacji telewizyjnych, 
uniemożliwiając wjazd na teren szkoły. 
— Ale fajnie! — wykrzyknął Mike, który również zauważył 
sznur furgonetek. — Wypuść mnie tutaj. Ta Cynthia Hewley to 
niezła sztuka. Myślisz, że się ze mną umówi? 
Cynthia Hewley była blondynką o bujnych kształtach, która 
regularnie prezentowała raporty na temat sprawy lana. Chyba 
każdy facet w Rosewood chciałby się z nią umówić. 
Aria nie zatrzymała się. 
— Co by na to powiedziała Savannah? — Dźgnęła Mike'a w 
ramię. — A może zapomniałeś już o swojej dziewczynie? 
Mike bawił się zapięciem swojej granatowej kurtki. 
— Właściwie już się nie widujemy. 
— Co  ta kie go ?  
 
 
 

background image

Aria poznała Savannah w czasie sobotniej imprezy i ku jej 
zdumieniu okazała się ona zupełnie normalną, przemiłą 
dziewczyną. Aria zawsze się martwiła, że pierwsza dziewczyna 
Mike'a będzie lalą bez mózgu, zatrudnioną w lokalnym klubie ze 
striptizem. 
Mike wzruszył ramionami. 
— Jak chcesz wiedzieć, to ona zerwała ze mną. 
— A co zmalowałeś? — dopytywała się Aria. Ale natychmiast 
uniosła w górę dłoń, jakby chciała go uciszyć. — Lepiej mi nie 
mów. 
Pewnie poprosił ją, żeby nosiła majtki z dziurą w kroku albo 
poderwała jakąś dziewczynę i pozwoliła mu podglądać. 
Aria pojechała na tyły szkoły. Minęła boisko i domek, w którym 
mieścił się warsztat, gdzie odbywały się zajęcia z plastyki. Kiedy 
zaparkowała na jednym z ostatnich wolnych miejsc, zauważyła, 
że na jednej z lamp powiewa plakat z wielkim napisem: 
„KAPSUŁA CZASU, EDYCJA ZIMOWA, ROZPOCZYNA 
SIĘ DZIŚ! NIE ZMARNUJ SZANSY NA 
NIEŚMIERTELNOŚĆ!". 
— To jakiś żart — szepnęła Aria. 
Co roku w szkole ogłaszano grę w kapsułę czasu, choć Aria nie 
brała w niej udziału przez trzy lata, które spędziła z rodziną w 
Rejkiawiku. Zazwyczaj konkurs odbywał się na jesieni, ale w 
tym roku szkolnym administracja szkoły zawiesiła go, kiedy 
odnaleziono ciało Alison DiLauren-tis w dole wykopanym przy 
jej dawnym domu. Jak widać, postanowiono nie zaniechać tej 
tradycji. Co pomyśleliby sobie rodzice płacący czesne? 
Mike wyprężył się i przeczytał napis na plakacie. 
 

background image

— Ale fajnie. Już wiem, jak udekoruję swój kawałek sztandaru 
— powiedział, zacierając dłonie. 
Aria przewróciła oczami. 
— Namalujesz na nim jednorożce? I napiszesz wiersz o swoim 
ukochanym przyjacielu Noelu? 
Mike spojrzał na nią wyniośle. 
— Mam o wiele lepszy pomysł. Ale gdybym ci go zdradził, 
musiałbym cię zabić. 
Pomachał Noelowi Kahnowi, który wysiadał właśnie z 
samochodu Jamesa Freeda. Mike natychmiast pognał w jego 
stronę, nawet nie mówiąc Arii „do widzenia". 
Aria westchnęła i po raz kolejny spojrzała na plakat. W szóstej 
klasie po raz pierwszy zyskała prawo udziału w tej grze, którą 
traktowano z wielką powagą. Ale kiedy razem ze Spencer, Hanną 
i Emily zjawiły się na podwórku przed domem Ali, próbując 
wykraść jej trofeum, wszystko poszło nie tak. Aria przypomniała 
sobie o pudełku po butach leżącym na górnej półce w jej szafie. 
Od lat nie miała odwagi do niego zajrzeć. Może należący do Ali 
kawałek sztandaru rozłożył się już, tak jak jej ciało? 
— Panno Montgomery? 
Aria poderwała się na fotelu. Przy jej samochodzie stała 
ciemnowłosa kobieta z mikrofonem. Za nią czaił się kamerzysta. 
Z błyskiem w oku spojrzała na Arię. 
— Panno Montgomery! — zawołała jeszcze raz, pukając w 
szybę. — Mogę zadać pani kilka pytań? 
Aria zacisnęła zęby. Poczuła się jak małpa w cyrku. Gestem 
przegoniła reporterkę, włączyła silnik i zjechała z parkingu. 
Ekipa wiadomości biegła za nią przez chwilę. Kamerzysta 
filmował oddalający się powoli samochód. 
Aria miała ochotę uciec. Natychmiast. 
 

background image

Kiedy przyjechała na stację kolejową, parking zajmowały saaby, 
volvo i bmw należące do pasażerów. Znalazła wolne miejsce, 
wrzuciła kilka monet do parkometru i weszła na peron. Nad 
torami wznosiła się zardzewiała kładka. Po drugiej stronie 
zauważyła sklep zoologiczny, gdzie sprzedawano domowej 
roboty karmę dla psów i ubranka dla kotów. 
Nie nadjeżdżał żaden pociąg. Aria tak bardzo chciała wyjechać z 
Rosewood, że nawet nie sprawdziła rozkładu jazdy. Westchnęła i 
weszła do budynku dworca. W malutkim pomieszczeniu obok 
okienka kasy mieścił się tylko bankomat i stoisko z kawą, na 
którym sprzedawano również książki o historii kolei w okolicach 
Filadelfii. Na drewnianych ławkach siedziało kilka osób, z 
nieobecnym wzrokiem wlepionym w płaski ekran telewizora. 
Właśnie nadawano jakiś popularny serial. Aria podeszła do gab-
loty z rozkładem jazdy, z którego dowiedziała się, że następny 
pociąg odjedzie dopiero za pół godziny. Zrezygnowana usiadła 
na ławce. Kilka osób gapiło się na nią. Zastanawiała się, czy 
rozpoznają ją z telewizyjnych wiadomości. Przecież od niedzieli 
reporterzy nie odstępowali jej na krok. 
— Hej — usłyszała znajomy głos. — Skądś cię znam. 
Aria jęknęła pod nosem, bo już przeczuwała dalszy ciąg. „To ty 
jesteś przyjaciółką tej zamordowanej dziewczyny! To ciebie 
śledził jakiś maniak! To ty widziałaś martwe ciało!" Ale kiedy 
podniosła wzrok, zamarła. Od razu rozpoznała gapiącego się na 
nią z przeciwka blondyna o długich palcach, ładnie wykrojonych 
ustach i z pieprzykiem 
 

background image

na policzku. Poczuła przypływ chłodu, a potem gorąca. To był 
Jason DiLaurentis. 
— O, cześć — wyjąkała. 
Ostatnio wiele o nim myślała. Często wspominała czasy, kiedy 
kochała się w nim do szaleństwa. Nie przypuszczała, że go tu 
zobaczy. 
— Aria, prawda? — Jason zamknął książkę, którą przed chwilą 
czytał. 
— Zgadza się. 
Aria poczuła na skórze delikatne mrowienie. Chyba nigdy 
wcześniej nie słyszała swojego imienia z ust Jasona. Zazwyczaj 
nazywał ją i jej przyjaciółki „Ali-babkami". 
— Kiedyś kręciłaś filmy. — Jason patrzył na nią swoimi 
błękitnymi oczami. 
— Tak. — Aria czuła, jak jej policzki robią się purpurowe. 
Kiedyś urządzały pokazy pseudoartystycznych filmów 
Arii w salonie u Ali, a Jason niekiedy stawał w progu i oglądał je 
z nimi. Aria miała wtedy ochotę zapaść się pod ziemię, choć 
zarazem modliła się w duchu, żeby Jason skomentował jej 
twórczość. Liczyła, że określi jej filmy jako doskonałe albo co 
najmniej skłaniające do myślenia. 
— Zawsze miałaś coś do powiedzenia — dodał Jason i posłał jej 
ciepły, ujmujący uśmiech. 
Aria czuła, jak ściska się jej żołądek. To chyba dobrze, że miała 
zawsze coś do powiedzenia? 
— Jedziesz do Filadelfii? — zapytała, bo kompletnie nie 
wiedziała, co powiedzieć. 
Miała ochotę uderzyć się w łeb. Co za pytanie! No jasne, że 
jechał do Filadelfii. Pociągi na tej linii kursowały tylko tam. 
 
 

background image

Jason pokiwał głową. 
— Na uczelnię. Mam tu przesiadkę. Studiuję w Yale. Aria ledwo 
się powstrzymała przed powiedzeniem, 
że wie o tym. Kiedy Ali oznajmiła swoim przyjaciółkom, że 
Jason dostał się do Yale, gdzie bardzo chciał studiować, Aria 
miała zamiar namalować mu laurkę z gratulacjami. 
Zrezygnowała jednak z tego pomysłu. Ali wyśmiałaby ją 
bezlitośnie. 
— To świetna uczelnia — mówił dalej Jason. — Mam zajęcia 
tylko w poniedziałki, środy i czwartki. Kończę na tyle wcześnie, 
że mogę złapać ekspres do Yarmouth o trzeciej. 
— Yarmouth? — powtórzyła Aria. 
— Rodzice przeprowadzili się tam na czas procesu. — Jason 
wzruszył ramionami i bezwiednie przesunął palcem po grzbiecie 
książki. — Ja zająłem mieszkanie nad garażem. Myślę, że rodzice 
będą mnie teraz potrzebowali. 
— Na pewno. 
Arię rozbolał żołądek. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co 
Jason musiał czuć po stracie Ali. Zamordował ją jego kolega z 
klasy, który potem zniknął. Polizała wargi, próbując irprzedzić 
jego kolejne pytania: „Co poczułaś, kiedy zobaczyłaś w lesie 
ciało lana? Jak myślisz, gdzie ono teraz jest? Sądzisz, że ktoś je 
gdzieś ukrył?". 
Ale Jason tylko westchnął i powiedział: 
— Zazwyczaj wsiadam w Yarmouth, ale dziś miałem sprawę do 
załatwienia w Rosewood. 
Pociąg ekspresowy wjechał na stację. Wszyscy w poczekalni 
wstali z ławek i ruszyli w stronę wejścia na peron. Kiedy pociąg 
odjechał, Jason podszedł do Arii i usiadł obok niej. 
 

background image

— A ty... nie powinnaś siedzieć teraz na lekcjach? — zapytał. 
Aria otworzyła usta, szukając desperacko jakiejś sensownej 
odpowiedzi. Jason nagle siedział tuż obok. Czuła orzechowy, 
korzenny zapach jego mydła. Był odurzający. 
— A, nie. Dziś jest dzień otwarty dla rodziców. 
— Wkładasz mundurek w wolne dni? — Jason pokazał palcem 
na jej plisowaną spódniczkę z emblematem szkoły. 
Aria się zaczerwieniła. 
— Przysięgam, że prawie nigdy nie wagaruję. 
— Nikomu nie powiem — droczył się Jason. Nachylił się do niej, 
a ławka zatrzeszczała. — Znasz ten tor gokartowy na Wembley 
Road? Kiedyś spędziłem tam cały dzień. Godzinami jeździłem w 
kółko tym małym autkiem. 
Aria zachichotała. 
— A widziałeś tam tego chudzielca, ubranego od stóp do głów w 
strój kierowcy Formuły i? 
Zanim Mike zainteresował się striptizerkami i lacrosse, miał 
bzika na punkcie gokartów. 
— Jimmy'ego? — W oczach Jasona pojawił się błysk. — No 
jasne. 
— I nie pytał cię, dlaczego nie poszedłeś do szkoły? — zapytała 
Aria, zaciskając dłoń wokół podłokietnika. — Zazwyczaj jest 
strasznie wścibski. 
— Nie. — Jason szturchnął ją w ramię. — Ale ja miałem na tyle 
oleju w głowie, by zdjąć szkolny mundurek, żeby nie rzucać się w 
oczy. Chociaż muszę przyznać, że dziewczyny prezentują się w 
mundurkach o wiele lepiej niż chłopaki. 
Aria tak się zawstydziła, że odwróciła głowę i wbiła wzrok w 
ułożone rzędami w automacie precle i torebki z chipsami. Czy 
Jason z nią flirtował? 
 

background image

Jego oczy błyszczały. Zaczerpnął powietrza, jakby chciał coś 
jeszcze dodać. Aria miała nadzieję, że zaprosi ją na randkę. Albo 
przynajmniej wyciągnie od niej numer telefonu. Nagle z 
głośników rozległ się głos konduktora, który oznajmił, że za trzy 
minuty na peron wjedzie pociąg do Filadelfii. 
— To nasz — powiedziała Aria i dopięła kurtkę. - Jedziemy 
razem? 
Ale Jason milczał. Kiedy Aria spojrzała na niego, gapił się w 
telewizor. Zbladł jak ściana i mocno zacisnął usta. 
— Hm... właśnie... coś sobie przypomniałem... i muszę lecieć. - 
Wstał niezdarnie, przyciskając do piersi kilka książek. 
— C-co? Dlaczego? — zdziwiła się Aria. 
Jason bez słowa ruszył do wyjścia, ale zahaczył o torebkę Arii, 
otwierając ją przez przypadek. 
— Ups - wymamrotała Aria, kiedy na betonową podłogę wypadł 
duży tampon i jej ulubiona maskotka, pluszowa krowa. 
— Przepraszam — rzucił Jason przez ramię i wyszedł na parking. 
Aria ze zdumieniem odprowadziła go wzrokiem. Nie wiedziała, 
jak ma to wszystko rozumieć. I dlaczego Jason wrócił do swojego 
s a m o c h ó d  u... a nie do centrum miasta? 
Nagle się zaczerwieniła, bo zdała sobie sprawę, że Jason mógł 
zrozumieć, co ona do niego czuje. Może nie chciał jej zwodzić, 
dlatego postanowił pojechać do Filadelfii samochodem, a nie 
pociągiem w jej towarzystwie. Jak mogła być tak głupia, by 
myśleć, że Jason z nią flirtował? Co z tego, że twierdził, że Aria 
miała zawsze coś 
 

background image

do powiedzenia i że ślicznie wyglądała w tej spódnicy? Co z tego, 
że kiedyś dał jej kawałek sztandaru do kapsuły czasu należący do 
Ali? To najprawdopodobniej nic nie znaczyło. Koniec końców, 
Aria była tylko jedną z anonimowych dam dworu Ali. 
Poczuła się upokorzona. Powoli odwróciła głowę w stronę 
telewizora. Ze zdumieniem zauważyła, że nadawany przed 
chwilą serial przerwano. Teraz na ekranie pojawił się napis: 
„Śmierć Thomasa została upozorowana". 
Cała krew odpłynęła jej z twarzy. Odwróciła gwałtownie głowę i 
spojrzała na sznur samochodów stojących na parkingu. A może to 
dlatego Jason wybiegł z poczekalni? 
Na ekranie szef policji w Rosewood odpowiadał na pytania tłumu 
reporterów. 
— Od dwóch dni przeszukujemy las i nie znaleźliśmy żadnego, 
najmniejszego śladu pana Thomasa. W tej chwili musimy 
rozważyć inne możliwości. 
Aria uniosła brwi. Jakie in n e możliwości? Teraz na ekranie 
pokazała się twarz matki lana. Wokół niej ustawiono mnóstwo 
mikrofonów. 
— Wczoraj łan napisał do nas e-maila — oświadczyła. — Nie 
wiemy, gdzie teraz przebywa. Poinformował tylko, że nic mu nie 
jest i... że to nie on popełnił to morderstwo. — Głos uwiązł jej w 
gardle, a z oczu popłynęły łzy. — Nadal próbujemy ustalić, czy to 
naprawdę on napisał tę wiadomość. Modlę się, by się nie okazało, 
że ktoś używa jego konta, żeby nas zmylić. 
Kamera zwróciła się teraz w stronę inspektora Wildena. 
— Naprawdę chciałem wierzyć w to, co powiedziały dziewczęta, 
które rzekomo widziały zwłoki pana Thomasa. — 
 
 

background image

W głosie Wildena słychać było napięcie. - Ale od samego 
początku miałem wiele wątpliwości. Przeczuwałem, że to tylko 
wybieg, który miał odwrócić naszą uwagę. Aria otworzyła 
szeroko usta. C o  t a k i e g o ?   Następnie na ekranie pojawił się 
mężczyzna z brodą, w grubych okularach i szarym swetrze. 
Podpis u dołu ekranu głosił: „Dr Henry Warren. Psychiatra, 
Szpital w Rosewood". 
- Niektórzy wręcz obsesyjnie domagają się uwagi ze strony 
innych ludzi - wyjaśniał. - Jeśli otoczenie zbyt długo skupia się na 
kimś innym, pragną znowu stać się pępkiem świata. Czasem 
osoby tego pokroju wykorzystują wszelkie dostępne środki, by 
stanąć w centrum zainteresowania. Nawet jeśli muszą nieco 
ubarwić rzeczywistość. Wtedy tworzą swoje fikcyjne, 
alternatywne światy. 
Reporter wyjaśnił, że więcej szczegółów dotyczących tej historii 
zostanie podanych w wiadomościach za godzinę. Kiedy zaczęto 
emitować reklamy, Aria ścisnęła mocno dłonią oparcie ławki i 
wzięła głęboki oddech. Co. To. Wszystko. Miało. Znaczyć? 
Pociąg do Filadelfii wjechał z piskiem na stację. Ale Arii 
odechciało się podróży. Choćby pojechała na koniec świata i tak 
musiałaby ciągnąć za sobą ciężki bagaż doświadczeń z 
Rosewood. 
Wyszła na parking. Szukała wzrokiem wysokiego blondyna. 
Jasona. Ale nigdzie go nie widziała. Ulica przed stacją też była 
pusta, w ciszy zmieniały się tylko światła. Przez chwilę Aria 
poczuła się jak ostatnia żywa osoba na ziemi. Mrówki przeszły jej 
po plecach. Przecież Jason przed chwilą jeszcze tu stał. A ciało, 
które widziały wtedy 
 

background image

w lesie, należało do lana... prawda? Przez krótką chwilę czuła się 
tak, jakby traciła zmysły. Jakby psychiatra występujący w 
telewizji miał rację. 
Ale szybko się otrząsnęła. Kiedy pociąg odjechał, wsiadła do 
swojego auta. Skoro nie miała dokąd uciec, postanowiła wrócić 
do szkoły. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image


 
KATE - HANNA 1:1  
 
Hanna podniosła z lady kubek z caffè latte na chudym mleku. We 
wtorek w porze lunchu stała przy barze w szkolnej kafeterii. Kate, 
Naomi i Riley stały za nią w kolejce. Hanna słyszała, jak każda 
po kolei zamawia dużą herbatę miętową. Hanna pewnie nie 
dosłyszała, jak ogłaszano, że herbata miętowa to napój dnia. 
Otworzyła zębami drugą torebkę słodziku. Do tej latte 
przydałoby się jej trochę Percocetu. A najlepiej pistolet. W czasie 
lunchu jedna katastrofa goniła drugą. Najpierw Naomi i Riley 
wśród achów i ochów wychwalały nowe botki Kate, a nawet 
słowem nie wspomniały o szpilkach Hanny, choć były o wiele 
ładniejsze. Potem nie mogły przestać paplać o tym, jak świetnie 
bawiły się zeszłego wieczoru w Rive Gauche. Jeden z kelnerów, 
student, przynosił im za darmo jeden kieliszek pinot noir za 
drugim. Kiedy już wszystko wypiły, wpadły do Sephory, gdzie 
Kate kupiła Naomi i Riley żelowe maseczki pod oczy, żeby 
łatwiej udało 
 

background image

się im przetrwać kaca. Dziewczyny przyniosły maseczki do 
szkoły i w czasie długiej przerwy nałożyły w łazience. Hannę 
podniosło na duchu tylko to, że zimna maseczka zamieniła 
fioletowe sińce pod oczami Riley w czerwone plamy. — Hm — 
Hanna westchnęła cicho. 
Wrzuciła pustą torebkę po słodziku do kosza i przysięgła sobie w 
duchu, że kupi Naomi i Riley coś o wiele lepszego niż jakaś 
głupia maseczka pod oczy. Rzuciła okiem na ekran telewizora 
zawieszonego nad pojemnikiem na lemoniadę. Zazwyczaj 
pokazywano na nim tylko programy szkolnej telewizji, 
prezentującej głównie reportaże z imprez sportowych i 
koncertów chóru oraz wywiady z uczniami i nauczycielami. Ale 
dziś ktoś włączył wiadomości. Napis na ekranie głosił: „W lesie 
nie znaleziono ciała Thomasa". 
Poczuła skurcz żołądka. Aria wspominała o tym w czasie zajęć z 
literatury. Jak rodzina lana mogła dostać od niego e maila? Jak to 
możliwe, że w lesie nie znaleziono an i jed n e go  śl ad u ,  krwi, 
włosów, niczego? Czy to oznacza, że dziewczyny padły ofiarą 
zbiorowej halucynacji? Czy to znaczyło... że łan żyje? 
I czemu policja twierdziła, że Hanna i dziewczyny zmyśliły tę 
historyjkę? W czasie przyjęcia w domu Spencer Wilden chyba 
tak nie sądził? Gdyby tamtej nocy nie musiały go szukać tak 
długo, to może udałoby się im odnaleźć ciało. Może znaleźliby 
lana, zanim uciekł... albo zanim ktoś zabrał jego zwłoki. Ale 
przecież policja w Rosewood nie mogła pozwolić sobie na to, by 
wyszło na jaw, że policjanci są bandą partaczy... więc musieli 
zrobić z Hanny i pozostałych dziewczyn zwykłe wariatki. A 
przez cały czas wierzyła, że Wilden stoi za nią murem. 
 
 

background image

Hanna szybko odwróciła wzrok od telewizora. Nie miała ochoty 
rozmyślać nad tymi problemami. Nagle za pojemnikiem na 
cynamon zauważyła coś dziwnego. Wyglądało to jak... kawałek 
materiału. I miało dokładnie taki sam kolor jak sztandar szkoły. 
W prawym górnym rogu widniał półksiężyc znajdujący się w 
herbie Rosewood Day. Za pomocą agrafki przymocowano z tyłu 
kawałek papieru z liczbą 16. Wszystkie kawałki sztandaru miały 
swój numer, żeby łatwiej było je poskładać w całość. 
- Co to? - odezwał się jakiś głos. 
Hanna podskoczyła ze strachu. Kate stała obok niej. Hanna 
zareagowała dopiero po kilku sekundach, bo wciąż miała w 
głowie najnowsze wiadomości na temat lana. 
- To trofeum w tej głupiej grze - wymamrotała. Kate wydęła usta. 
- Tej, która właśnie się zaczęła? Pętla czasu? - K a p s u ł a  czasu. - 
Hanna przewróciła oczami. Kate upiła duży łyk herbaty. 
- Kiedy uczniowie odnajdą wszystkie dwadzieścia kawałków 
sztandaru, zostaną one zszyte i zakopane w kapsule czasu za 
boiskiem do piłki nożnej. - Kate wyrecytowała formułkę, którą 
umieszczono na plakatach rozwieszonych w całej szkole. 
Oczywiście, taka porządnicka jak Kate musiała wykuć na pamięć 
wszystkie zasady gry, jakby ktoś miał ją z nich przepytać. - A 
potem imiona znalazców zostaną uwiecznione na plakietce z 
brązu. To poważna sprawa, prawda? 
- Chyba żartujesz - wymamrotała Hanna. 
Co za ironia. Kiedy całą tę dziecinadę miała głęboko w nosie, 
kawałek sztandaru sam wpadł w jej ręce, choć nawet nie 
przeczytała wskazówek na tablicy w głównym 
 

background image

holu. W szóstej klasie, kiedy po raz pierwszy mogła zagrać, 
wyobrażała sobie, jak udekoruje swoje trofeum, jeśli je znajdzie. 
Niektórzy rysowali jakieś bazgroły, kwiatki albo uśmiechnięte 
buźki, albo - co za głupota! - herb szkoły. Ale Hanna doskonale 
wiedziała, że właściwie udekorowany fragment szkolnego 
sztandaru był tak ważny, jak odpowiednio dobrana torebka albo 
pasemka zrobione w luksusowym salonie fryzjerskim w centrum 
handlowym. Kiedy Hanna, Spencer i pozostałe dziewczyny 
spotkały Ali w jej ogrodzie, zaraz po rozpoczęciu gry w szóstej 
klasie, Ali opisała dokładnie, jak udekorowała swoje trofeum. 
L o g o   C h a n e l .  M o n o g r a m  L o u i s a  V u i t t o n a .  Ż a b a   z  
m a n g i .  H o k e i s t k a .  Gdy Hanna wróciła wieczorem do domu, 
spisała wszystko, co powiedziała Ali, żeby niczego nie 
zapomnieć. Pomysł Ali wydawał się jej doskonały, nic nie mogło 
się z nim równać. 
Potem w ósmej klasie Hanna i Mona razem znalazły kawałek 
sztandaru. Hanna miała ochotę udekorować go dokładnie tak, jak 
wymyśliła to Ali. Ale bała się, że Mona zapyta, dlaczego wybrała 
właśnie te ornamenty. Nie lubiła rozmawiać z Moną o Ali, która 
często nabijała się z Mony. Hannie wydawało się wtedy, że tak 
właśnie powinna się zachować jako prawdziwa przyjaciółka. Nie 
miała pojęcia, że Mona potajemnie knuje intrygę, która miała 
zniszczyć reputację Hanny. 
Naomi i Riley podeszły do Hanny i od razu zauważyły kawałek 
sztandaru w jej dłoni. Riley otworzyła szeroko swoje brązowe 
oczy. Wyciągnęła bladą, pokrytą piegami dłoń, jakby chciała 
dotknąć znaleziska Hanny, ale ta odruchowo cofnęła rękę. Nie 
zdziwiłaby się, gdyby te suki chciały ukraść jej skarb. Nagle 
zrozumiała, co miała na 
 

background image

myśli Ali, kiedy powiedziała łanowi, że będzie musiał ją zabić, 
żeby go jej wykraść. Zrozumiała też, dlaczego Ali wpadła w szał, 
kiedy straciła trofeum. 
Tak, Ali wpadła w szał. Ale nie w ro zp a cz.  Właściwie tego 
dnia wydawała się przede wszystkim rozko-jarzona. Hanna 
dokładnie pamiętała, jak tamtego popołudnia Ali raz po raz 
rzucała okiem na las za domem, jakby się bała, że ktoś 
podsłuchuje. Owszem, użalała się nad sobą przez kilka krótkich 
minut. Ale potem znowu stała się sobą, opryskliwą, zimną suką. 
Bez słowa zostawiła Hannę i pozostałe dziewczyny, jakby miała 
na głowie ważniejsze sprawy niż salonowe konwersacje z 
czterema frajerkami. 
Kiedy stało się jasne, że Ali już nie wyjdzie z domu, Hanna 
wyciągnęła z ukrycia swój rower. Ulica, przy której mieszkali 
DiLaurentisowie, wydawała się jej taka piękna. Cavanaughowie 
mieli przed swoją willą czerwony domek na drzewie. Na tyłach 
domu Spencer stał wielki młyn. Na końcu ulicy położona była 
gigantyczna posiadłość z garażem na sześć samochodów i 
fontanną pośrodku podwórka. Dopiero później Hanna 
dowiedziała się, że mieszka tam Mona. 
Nagle rozległ się warkot silnika. Stary, opływowy, czarny 
samochód z przyciemnianymi szybami zatrzymał się przy 
krawężniku pod domem DiLaurentisów, jakby ktoś w nim 
czekał... albo obserwował. Hanna poczuła gęsią skórkę. „Może 
ten ktoś ukradł trofeum Ali - pomyślała. -Ta zagadka nigdy nie 
zostanie rozwikłana". 
Hanna spojrzała na Naomi, która wsypywała właśnie słodzik do 
swojej herbaty. W szóstej klasie to Naomi i Riley przyjaźniły się 
blisko z Ali, ale zaraz po rozpoczęciu 
 

background image

gry w kapsułę czasu Ali rozstała się z nimi. Nigdy nie wyjaśniła 
dlaczego. Może to jedna z nich ukradła jej kawałek szkolnego 
sztandaru. Może to one czekały w tym czarnym aucie. Może to 
dlatego Ali zerwała z nimi kontakty. Pewnie zażądała zwrotu 
skradzionej zdobyczy, a kiedy odmówiły, przestała się do nich 
odzywać. Ale jeśli tak właśnie się stało, czemu Naomi i Riley nie 
oddały trofeum z własnymi podpisami? Czemu sztandar pozostał 
niekompletny? 
Przy wejściu do kafeterii zrobiło się zamieszanie. Tłum się 
rozstąpił. Ośmiu chłopaków z drużyny lacrosse kroczyło dumnie 
przez środek sali. Mike Montgomery szedł między Noelem 
Kahnem i Jamesem Freedem. 
Riley tak mocno potrząsnęła ramieniem Kate, że zabrzęczały 
złote bransolety, które nosiła na nadgarstku. 
— To on. 
- Powinnaś do niego zagadać - szepnęła Naomi z szeroko 
otwartymi oczami. 
Wszystkie trzy leniwym krokiem ruszyły w kierunku chłopaków. 
Naomi gapiła się na Noela. Riley odrzuciła za ramię swoje długie, 
rude włosy, patrząc prosto w oczy Masonowi. Teraz, kiedy już 
nawiązały kontakt z chłopakami z drużyny, zaczęło się 
prawdziwe starcie. 
-Ponoć dyrektor nie pozwala ozdabiać kawałków sztandaru 
nieprzyzwoitymi rysunkami - mówił Mike do kolegów. - Ale 
gdyby wszystkie znalazła drużyna lacrosse, wtedy moglibyśmy 
zrobić jeden wielki, nieprzyzwoity rysunek. Na przykład penisa. 
Appleton nie mógłby nic zrobić. Zobaczyłby, że to penis, dopiero 
gdy rozwinąłby cały zszyty sztandar w czasie apelu. 
Noel Kahn poklepał go po ramieniu. 
 

background image

— Superpomysł. Nie mogę się doczekać, jak zobaczę minę 
Appletona. 
Mike zaczął naśladować dyrektora szkoły, który od lat w ten sam 
sposób, trzęsącymi się rękami, rozwijał sztandar przed całą 
szkołą. 
— A cóż to? — powiedział Mike skrzekliwym głosem staruszka, 
udając, że przykłada do oka szkło powiększające. — Wy, 
młodzież, mówicie na to pewnie „siurek"? 
Kate wybuchła śmiechem. Hanna spojrzała na nią zdumiona. To 
niemożliwe, że Kate naprawdę rozbawiły żarty tych kretynów. 
Mike usłyszał jej śmiech i spojrzał na nią z dumą. 
— Świetnie przedrzeźniasz Appletona — zaszczebiotała Kate. 
Hanna nie wierzyła własnym uszom. Przecież Kate nawet jeszcze 
nie widziała na oczy Appletona. Dopiero od tygodnia chodziła tu 
do szkoły. 
— Dzięki — odparł Mike, który mierzył Kate wzrokiem od stóp 
do głów. Tego dnia miała na sobie żakiet z emblematem szkoły, 
idealnie dopasowany do jej smukłej sylwetki, i wysokie buty, 
które opinały jej zgrabne łydki. Hannę zirytowało to, że Mike nie 
zwrócił na nią dzisiaj najmniejszej uwagi. — Świetnie idzie mi 
też naśladowanie Lance'a, nauczyciela wychowania 
obywatelskiego. 
— Chciałabym to kiedyś zobaczyć. — Kate zrobiła maślane 
oczy. 
Hanna zacisnęła zęby. Dość tego. Nie mogła pozwolić, żeby jej 
przyszła przyrodnia siostra owinęła sobie wokół palca faceta, 
który miał czcić j ą i t yl ko  j ą.  Podeszła do grupki chłopaków, 
odepchnęła Kate na bok i uniosła w dwóch palcach kawałek 
sztandaru, który właśnie znalazła. 

background image

- Przez przypadek podsłuchałam jeden z waszych błyskotliwych 
pomysłów - powiedziała głośno. — Przykro mi, ale nie uda się 
wam narysować całego siurka. - Pomachała kawałkiem materiału 
Mike'owi przed nosem. 
Mike otworzył szeroko oczy. Wyciągnął rękę, ale Hanna 
odsunęła swoją dłoń od jego twarzy. Mike zagryzł wargi. 
- Daj spokój. Po co ci to? Lepiej oddaj mnie. 
Hanna musiała przyznać, że Mike miał tupet. Większość 
chłopaków z drugiej klasy na jej widok zaczynała się jąkać i 
trząść. Przycisnęła kawałeczek materiału do piersi. 
— Nie zamierzam spuszczać z niego oka. 
- Może mogę coś dla ciebie zrobić? - błagał Mike. -Odrobię za 
ciebie zadanie z historii. Upiorę ręcznie wszystkie twoje staniki. 
Pobawię się twoimi sutkami. 
Kate zachichotała jak mała dziewczynka, próbując zwrócić na 
siebie uwagę chłopaków. Ale Hanna chwyciła Mike'a za rękę i 
przyciągnęła go do jednego ze stolików, z dala od reszty 
kolegów. 
— Dam ci coś o wiele lepszego niż ten głupi sztandar — 
szepnęła. 
— Co? — zapytał Mike. 
- Siebie, głuptasie - powiedziała Hanna zalotnie. -Może 
pójdziemy kiedyś na randkę. 
— Okej - ucieszył się Mike. — Kiedy? 
Hanna spojrzała przez ramię. Kate opadła szczęka. „I co ty na to? 
- pomyślała Hanna z triumfem. - To dla mnie łatwizna". 
- Może jutro? - zapytała Mike'a. 
— Hmm. Mój tata urządza przyjęcie na cześć swojego jeszcze 
nienarodzonego dziecka. - Mike wsunął dłonie do kieszeni 
marynarki. Hanna zamarła. Wprawdzie 
 

background image

wiedziała od Arii, że jej ojciec odszedł od mamy z jakąś 
studentką, ale Hanna nie przypuszczała, że w rodzinie 
Montgomerych mówi się o tym z całą otwartością. - Tata mnie 
zabije, jak nie przyjdę. 
- Och, ale ja uwielbiam rodzinne imprezy - wykrzyknęła Hanna, 
choć przecież nienawidziła takich zgromadzeń z całego serca. 
- Ja też je uwielbiam. Szczególnie jeśli mogę się na nich zjawić z 
kilkoma seksownymi dziewczynami. - Mike puścił do Hanny 
oko. 
Hanna z trudem powstrzymała się przed zjadliwym ko-
mentarzem. Co ta Kate w nim widziała? Znowu spojrzała przez 
ramię. Kate, Naomi i Riley szeptały teraz coś do Noela i Masona. 
Pewnie udawali, że mają jakieś sekrety, żeby zbić Hannę z tropu, 
ale ona nie miała zamiaru dać się nabrać. 
- Jak chcesz przyjść, to super - powiedział Mike, kiedy Hanna 
odwróciła się do niego. - Daj mi swój numer, to podam ci 
wszystkie szczegóły. I nie przynoś żadnego prezentu. Ale jeśli 
już musisz, to pamiętaj, że Meredith ma fioła na punkcie ekologii. 
Więc nie przynoś jednorazowych pieluch. I nie kupuj odciągacza 
do mleka. Już to załatwiłem. - Założył ręce na piersi, dumny jak 
paw ze swojego pomysłu. 
- Jasne - odparła Hanna. 
Zrobiła krok do przodu i stanęła tak blisko Mike'a, że ich usta 
prawie się zetknęły. Widziała szare plamki w jego błękitnych 
tęczówkach. Jak każdy chłopiec pachniał potem, jakby dopiero 
co wyszedł z sali gimnastycznej. Spodobało się jej to. 
- Do jutra - wyszeptała i musnęła ustami jego policzek. 
 

background image

- Super. 
Hanna słyszała jego oddech. 
Mike wrócił do Noela i Masona, którzy nie spuszczali go z oka, i 
dał każdemu kuksańca w bok. Chłopcy z drużyny lacrosse 
uwielbiali takie gesty. 
Hanna zatarła ręce. Robota wykonana. Kiedy się odwróciła, 
stanęła twarzą w twarz z Kate. 
- Och! - westchnęła Hanna. - To ty. Przepraszam. Miałam małe 
pytanko do Mike'a. 
- Hanno! — Kate założyła ręce na piersi. — Przecież wiedziałaś, 
że chcę go poderwać. 
Hannie chciało się śmiać z urażonego tonu Kate. Czyżby nasza 
Miss Perfekcji nie walczyła nigdy wcześniej o faceta? 
- Mmm - odparła Hanna. - Zdaje się, że ja mu się bardziej 
podobam. 
Kate spojrzała na nią złowrogo. -To się jeszcze okaże — rzuciła. 
- Pewnie tak — odparła Hanna lodowatym głosem. 
Patrzyły sobie w oczy. Skończyła się właśnie jakaś rzewna 
ballada i z głośników kafeterii popłynęła skoczna afrykańska 
muzyka. Hanna wyobraziła sobie, że właśnie taką muzykę grają 
dzikie plemiona, kiedy wyruszają do walki. 
„Przegrałaś, suko", powiedziała bezgłośnie do Kate. Przycisnęła 
torbę do siebie i wyminąwszy swoją przyszłą przyrodnią siostrę, 
wyszła na korytarz, machając koniuszkami palców do Mike'a, 
Noela i reszty chłopaków. Ale kiedy stała w drzwiach, usłyszała 
za sobą sarkastyczny rechot, który obijał się echem po ścianach. 
Zatrzymała się. Włosy na karku stanęły jej dęba. Śmiech 
dochodził z kafeterii. 
Wszystkie stoliki na sali były zajęte. Kątem oka Hanna 
zauważyła kogoś za obracającą się reklamą precelków, 
 

background image

umieszczoną na piekarniku na barze. W tylnych drzwiach stała 
jakaś wysoka postać o jasnych, kręconych włosach. Hanna 
słyszała bicie własnego serca, łan? 
Nie. łan nie żył. Ten, kto przysłał jego rodzicom e-mai-la, to jakiś 
oszust. Odpędzając od siebie złe myśli, Hanna otuliła się 
szczelniej żakietem, dopiła kawę i wyszła na korytarz. Z całych 
sił starała się kroczyć dumnie, bo przecież była fantastyczna i nie 
bała się niczego. 

background image


 
GDYBY LALKI MOGŁY MÓWIĆ... 
 
We wtorek po południu, zaraz po treningu, Emily pojechała do 
domu Isaaca i zaparkowała przy krawężniku. Isaac otworzył 
drzwi frontowe, przycisnął Emily do siebie i wciągnął głęboko 
powietrze. 
— Mmm. Uwielbiam, jak pachniesz chlorem. 
Emily zachichotała. Choć zawsze po treningu dwa razy myła 
włosy, zapach pływalni w nich pozostawał. 
Isaac odsunął się od niej i gestem zaprosił do środka. W salonie 
pachniało potpourri jabłkowo-brzoskwiniowym. Na kominku 
stało zdjęcie Isaaca i jego mamy z Myszką Miki w Disneylandzie. 
Na kanapie obitej kwiecistym płótnem leżały poduszki zrobione 
na szydełku przez panią Colbert. Miały napisy takie jak: 
„Przytulanie to samo zdrowie" albo „Modlitwa zmienia 
wszystko". 
Isaac pomógł Emily zdjąć płaszcz. Kiedy otworzył drzwi szafy, 
Emily usłyszała jakieś skrzypienie. Zamarła 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

i otworzyła szeroko oczy. Isaac odwrócił się do niej i dotknął jej 
dłoni. 
- Wyluzuj. Tu nie ma dziennikarzy, przysięgam. 
Emily zagryzła wargi. Reporterzy prowadzili nieustanne 
polowanie z nagonką na nią i jej przyjaciółki. Już dziś słyszała 
najnowsze rewelacje. Rodzina Thomasów otrzymała e maila od 
lana, a Emily z przyjaciółkami rzekomo zmyśliły historyjkę o 
znalezieniu ciała w lesie. To z pewnością nie było prawdą. Ale co 
nią było? Gdzie się podziewał Ian? Czy naprawdę żył... a może 
ktoś tylko chciał, by w to uwierzyły? 
Co więcej, Emily nie mogła przestać myśleć o spotkaniu z 
Jasonem DiLaurentisem w niedzielę wieczorem. Nie wiedziała, 
co by zrobiła, gdyby nie było przy niej Isaaca. Drżała ze strachu 
na samą myśl, że mogłaby stanąć samotnie oko w oko z Jasonem. 
- Przepraszam - odparła, próbując odpędzić od siebie zły nastrój. 
— Już w porządku. 
- To dobrze - powiedział Isaac i wziął ją za rękę. - Mamy cały 
dom dla siebie. Postanowiłem, że pokażę ci sypialnię. 
- Na pewno? - Emily jeszcze raz spojrzała na zdjęcie Isaaca i jego 
mamy z Myszką Miki. Pani Colbert surowo zabraniała swojemu 
synowi przyprowadzać do pokoju dziewczyny. 
- No jasne - odparł. - Mama nigdy się nie dowie. 
Emily się uśmiechnęła. Owszem, bardzo chciała zobaczyć jego 
pokój. Isaac chwycił ją za rękę i poprowadził na górę. Na każdym 
stopniu schodów siedziała inna lalka. Były wśród nich szmaciane 
laleczki z włosami z włóczki w płóciennych sukienkach oraz lalki 
bobasy z porcelany 
 

background image

i zamykającymi się oczami. Emily odwróciła wzrok. Jako 
dziecko nigdy nie bawiła się lalkami. Zawsze ją przerażały. Isaac 
popchnął drzwi na końcu korytarza. 
— Voilà. 
W rogu jego pokoju stało łóżko nakryte pasiastą narzutą. Obok na 
stojaku dumnie prezentowały się trzy gitary. Na niewielkim 
biurku stał nowy iMac. 
— Jak tu ładnie — pochwaliła Emily. 
Na komodzie zauważyła duży, biały przedmiot. 
— Masz głowę z mapą frenologiczną! 
Podeszła do czaszki i przesunęła palcami po słowach napisanych 
na ciemieniu. „Spryt. Namysł. Chciwość". Wiktoriańscy lekarze 
wierzyli, że można określić charakter człowieka na podstawie 
badania kształtu jego czaszki. Jeśli w pewnym miejscu głowa 
miała wypukłość, jej właściciel był wielkim poetą. Wypukłość 
umiejscowiona w innym miejscu świadczyć miała o religijności. 
Emily zawsze chciała się dowiedzieć, co frenolog wyczytałby z 
jej czaszki. Uśmiechnęła się do Isaaca. 
— Skąd to wytrzasnąłeś? Isaac podszedł do niej. 
— Pamiętasz, jak w zeszłym tygodniu w chińskiej restauracji 
opowiadałem ci o mojej cioci? Tej, która czyta wszystkie 
horoskopy? Kupiła mi to na pchlim targu. — Dotknął głowy 
Emily. — O, co za kształt. - Spojrzał na model frenologiczny. - W 
świetle tych ustaleń potrafisz łatwo okazywać uczucia... albo 
sprawiać, że inni ci je okazują. Nigdy nie mogłem tego 
zapamiętać. 
— Bardzo naukowe podejście — odparła Emily z przekąsem. 
Dotknęła czubka głowy Isaaca, szukając jakiejś nierówności. — 
A ty jesteś... 
 

background image

Spojrzała na ceramiczną głowę, szukając jakiegoś odpo-
wiedniego określenia. „Złodziej. Matacz. Morderca". Taki model 
przydałby się policjantom w Rosewood. Mogliby obmacać głowy 
wszystkich mieszkańców miasta i bez trudu znaleźć mordercę 
Ali. 
— Jesteś mądry — oznajmiła wreszcie. 
— A ty piękna — powiedział Isaac. 
Powoli zaprowadził ją na łóżko i posadził. Zarumieniła się. 
Czuła, że nie może złapać oddechu. Nie spodziewała się, że tego 
wieczoru będą leżeć na łóżku w pokoju Isaaca, ale nie miała 
najmniejszej ochoty, żeby wstawać. Całowali się przez chwilę, a 
potem położyli na poduszkach. Emily włożyła mu dłoń pod 
T-shirt i dotknęła jego ciepłej, nagiej klatki piersiowej. Potem 
zachichotała, zażenowana trochę własnym zachowaniem. 
— Co? — zapytał Isaac, odsuwając się od niej. — Chcesz, 
żebyśmy przestali? 
Emily spuściła wzrok. Tak naprawdę, w towarzystwie Isaaca 
zawsze czuła ogromny spokój. Wszystkie troski i zmartwienia 
szły w kąt. Z nim czuła się bezpieczna... i zakochana. 
— Nie chcę przestawać - wyszeptała z bijącym sercem. — A ty? 
Isaac pokręcił głową. Potem ściągnął koszulkę. Miał bladą, 
miękką skórę. Rozpiął bluzkę Emily, guzik po guziku. Słychać 
było tylko ich oddechy. Isaac dotknął koronki, którą obszyty był 
brzeg jej stanika. Od kiedy dwa dni temu w samochodzie zdjął jej 
koszulkę, zaczęła wkładać do szkoły lepsze staniki. I ładne 
majtki, zamiast chłopięcych bokserek. Co prawda takiego obrotu 
spraw nie przewidziała, ale może właśnie na to tak bardzo 
czekała. 
 

background image

Kiedy elektroniczny budzik na nocnym stoliku przy łóżku Isaaca 
pokazał szóstą, Emily usiadła i otuliła się flanelową kołdrą. Na 
całej ulicy zapaliły się już latarnie, a jakaś kobieta z domu 
naprzeciwko wołała dzieci na kolację. 
— Niedługo muszę iść — powiedziała Emily i pocałowała 
Isaaca. 
Oboje zachichotali. Isaac przyciągnął ją do siebie i znowu zaczął 
całować. Wreszcie wstali i ubrali się, ukradkiem zerkając na 
siebie. Tyle się wydarzyło... ale Emily czuła, że postąpiła 
właściwie. Isaac był bardzo delikatny, całował każdy centymetr 
jej ciała i przysięgał, że to jego pierwszy raz. Nie mogło być 
lepiej. 
Zeszli na dół, poprawiając ubrania. Na półpiętrze Emily usłyszała 
zduszony kaszel dochodzący z kuchni. Oboje zatrzymali się w 
pół kroku. Emily spojrzała na Isaaca. Jego rodzice mieli wrócić 
dopiero po siódmej. 
W kuchni zaskrzypiała podłoga i zabrzęczały kluczyki 
samochodowe, które ktoś wrzucił do ceramicznej miski. Emily 
poczuła skurcz żołądka. Patrzyła na nieme lalki o szklanych 
oczach siedzące na schodach. Wydawało się jej, że uśmiechają 
się do niej drwiąco. 
Emily i Isaac zeszli cicho na dół i usiedli na kanapie w salonie. W 
tej samej chwili pani Colbert weszła do pokoju. Miała na sobie 
długą czerwoną spódnicę i biały sweter z grubej włóczki. Światło 
odbijało się od jej okularów w taki sposób, że Emily nie 
wiedziała, czy mama Isaaca patrzy na nią czy nie. Pani Colbert 
miała surowy wyraz twarzy. Przez jedną sekundę Emily wydawa-
ło się, że mama Isaaca słyszała wszystko, co działo się 
 
 
 

background image

w pokoju jej syna. Nagle odwróciła się i położyła dłoń na piersi. 
— To wy! Nie zauważyłam was w pierwszej chwili! Isaac 
podskoczył, zrzucając na ziemię album ze zdjęciami. 
— Mamo, pamiętasz Emily? 
Emily wstała. Miała nadzieję, że jej włosy nie są zbyt 
zmierzwione i że na jej szyi nie pojawiła się pokaźna malinka. 
— Dobry wieczór - wyjąkała. — Miło znowu panią widzieć. 
— Witaj, Emily. 
Pani Colbert uśmiechnęła się ciepło, ale serce Emily nie 
przestawało walić. Naprawdę mama Isaaca była zdumiona ich 
widokiem czy tylko czekała, aż Emily sobie pójdzie, żeby w 
cztery oczy powiedzieć synowi, co o nim tak naprawdę myśli? 
Emily spojrzała na Isaaca, który miał niewyraźną minę. Próbował 
dłonią wygładzić włosy, które wciąż wyglądały tak, jakby 
dopiero co wyszedł z łóżka. 
— Emily, zostaniesz u nas na kolację? - wypalił nagle. — 
Zapraszamy, prawda, mamo? 
Pani Colbert milcząco zacisnęła usta tak mocno, że prawie 
zniknęły. 
— Nie mogę — odparła Emily, zanim mama Isaaca zdążyła 
odpowiedzieć. - Rodzice na mnie czekają. 
Pani Colbert westchnęła, jakby jej ulżyło. 
— No trudno. Może innym razem — powiedziała. 
— Może jutro? — zapytał Isaac. 
Emily spojrzała pytająco na Isaaca, bo nie wiedziała, jak ma 
zareagować. Ale pani Colbert zatarła ręce. 
 

background image

— Doskonale. W środy zawsze przyrządzam pyszną pieczeń. 
— No dobrze — zgodziła się Emily. — Jutro chyba mogę. 
Dziękuję za zaproszenie. 
— Świetnie — pani Colbert posłała jej sztuczny uśmiech. — 
Przyjdź bardzo głodna! 
Pani Colbert wróciła do kuchni. Emily skuliła się na kanapie i 
ukryła twarz w dłoniach. 
— Teraz mnie zabij — wyszeptała. Isaac dotknął jej ramienia. 
— Nic się nie stało. Mama nie wie, że byliśmy na górze. Kiedy 
Emily spojrzała w stronę kuchni, zobaczyła 
mamę Isaaca przy zlewie, jak myje naczynia. Choć jej dłonie 
machinalnie pocierały talerze, jej ciemne oczy wciąż patrzyły w 
stronę salonu. Pani Colbert wydęła usta, spurpurowiała, a na jej 
szyi wyszły grube żyły. 
Emily się przeraziła. Pani Colbert zauważyła, że Emily ją 
obserwuje, ale nie odwróciła wzroku. Patrzyła Emily prosto w 
oczy, jakby doskonale wiedziała, co właśnie robili z Isaakiem. I 
może nawet obwiniała za to wszystko Emily. I tylko Emily. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image


 
NIESPODZIANKA! ON NADAL TU JEST... 
 
Kiedy słońce chowało się za horyzontem, a w Rosewood zalegały 
egipskie ciemności, Spencer patrzyła przez okno w swoim 
pokoju na ostatnie samochody policyjne i furgonetki stacji 
telewizyjnych odjeżdżające sprzed jej domu. Kiedy nie 
znaleziono ciała lana w lesie, policja przerwała poszukiwania. 
Mnóstwo osób uwierzyło w nową teorię, że to dziewczyny 
zmyśliły wszystko, umożliwiając łanowi ucieczkę z Rosewood 
na zawsze. 
Co za b r e d n i e .  Spencer uważała, że to niemożliwe, by policja 
nie znalazła żadnego dowodu. Jakieś ślady musiały pozostać w 
lesie. Choćby odcisk buta. Albo zadrapania od paznokci na korze 
drzewa. 
Komputer stojący w rogu pokoju wydał gwałtowny, brzęczący 
sygnał. Spencer spojrzała na płytę, którą wczoraj nagrała razem z 
Andrew w gabinecie taty. Zeszłego wieczoru zostawiła ją obok 
zabytkowego przyrządu do osuszania papieru od Tiffany'ego. 
Jeszcze nie przejrzała wszystkich 
 

background image

skopiowanych plików i chyba właśnie nadeszła na to najlepsza 
chwila. Podeszła do biurka i wsunęła dysk do stacji. 
Nagle komputer zarzęził przeciągle i wszystkie ikony na pulpicie 
zamieniły się w znaki zapytania. Spencer próbowała kliknąć w 
jedną z nich, ale nie chciała się otworzyć. Potem ekran zgasł. 
Próbowała restartować komputer, lecz nie udało się jej go 
włączyć. 
— Cholera — wyszeptała i wysunęła płytę. 
Na twardym dysku miała zapasowe kopie wszystkich ważnych 
dokumentów, starych zadań domowych, mnóstwo zdjęć i filmów, 
a także swój pamiętnik, który prowadziła od zniknięcia Ali. Bez 
sprawnego komputera nie mogła przejrzeć plików skopiowanych 
od taty w poszukiwaniu jakiegoś dowodu, że została adoptowana. 
Na dole trzasnęły drzwi. Usłyszała przytłumiony głos ojca, a 
potem matki. Spencer poczuła ucisk w żołądku. Nie rozmawiała z 
nimi od pogrzebu babci. Rzuciła okiem na ekran komputera, 
wstała i zeszła na dół. 
W powietrzu pachniało pieczonym serem brie, który rodzice 
zawsze kupowali we francuskich delikatesach. Na okrągłym 
dywaniku przy stole leniwie rozłożyły się dwa labradory 
Hastingsów, Rufus i Beatrice. Siostra Spencer Melissa też była w 
kuchni — krzątała się, wkładając do papierowej torby na zakupy 
porozrzucane tu i ówdzie czasopisma i książki poświęcone 
dekoracji wnętrz. Mama szukała czegoś w szufladzie z książkami 
telefonicznymi i notatnikiem z numerami osób zajmujących się 
domem — ogrodników, murarzy, elektryków. Pan Hastings 
przechadzał się między kuchnią a salonem z telefonem 
komórkowym przy uchu. 
— Hm, w moim komputerze jest wirus — powiedziała Spencer. 
 

background image

Tata się zatrzymał. Melissa podniosła wzrok. Mama podskoczyła 
i odwróciła się gwałtownie. Zrobiła taką minę, jakby jej to 
kompletnie nie obchodziło. Odwróciła się i znowu zaczęła 
grzebać w szufladzie. 
— Mamo? — Spencer ponowiła próbę. — Mój komputer... się 
zepsuł. 
Pani Hastings nawet się nie odwróciła. - N o  i? 
Spencer musnęła palcami nieco przywiędły bukiet stojący na 
blacie kuchennym. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że te 
kwiaty widziała ostatnio na trumnie babci. Szybko odsunęła dłoń. 
— Muszę odrobić lekcje. Mogę zadzwonić po serwis 
komputerowy? 
Mama odwróciła się i przez kilka sekund badawczo przyglądała 
się zupełnie bezradnej Spencer. Nagle się zaśmiała. 
— O co chodzi? — zapytała zdezorientowana Spencer. Beatrice 
uniosła głowę i opuściła. 
— Niby czemu mam płacić komuś za naprawę twojego 
komputera, skoro ty powinnaś zapłacić za to, co się stało z bramą 
do garażu? — rzuciła pani Hastings z wyrzutem w głosie. 
Spencer zamrugała. 
— Z... bramą? 
Mama prychnęła pogardliwie. 
— Nie mów, że nie zauważyłaś. 
Spencer patrzyła to na tatę, to na mamę, zupełnie nie wiedząc, co 
jest grane. Podbiegła do frontowych drzwi i wyszła na podwórko 
w samych skarpetkach, choć ziemia była przesiąknięta wilgocią i 
lodowata. Lampa obok 
 

background image

garażu była zapalona. Spencer z przerażenia zakryła usta dłońmi. 
Na drzwiach garażu widniał wielki napis zrobiony czerwoną 
farbą: „ZABÓJCZYNI". 
Nie było go tu, kiedy wróciła do domu ze szkoły. Rozejrzała się 
wokół, bo wydawało się jej, że ktoś ją obserwuje z lasu. Czy 
poruszyła się jakaś gałąź? Czy ktoś chował się za tamtym 
krzakiem? Czy to... A.? 
Spojrzała na mamę, która stanęła za nią. 
— Zadzwoniłaś na policję? 
— Myślisz, że policja będzie z nami dyskutować? — warknęła 
pani Hastings. — Ze w ogóle obchodzi ich, że ktoś to napisał na 
naszym domu? 
Spencer otworzyła szeroko oczy. 
— Zaraz, wierzysz w to, co wygadują policjanci? Mama oparła 
dłoń na biodrze. 
— Obie doskonale wiemy, że w lesie nikogo nie było. Spencer 
zakręciło się w głowie. Zaschło jej w ustach. 
— Mamo, widziałam lana. N ap r a wd ę. Pani Hastings spojrzała 
córce prosto w oczy. 
— Wiesz, ile musimy zapłacić za przemalowanie tej bramy? 
Druga taka nie istnieje. Sprowadziliśmy ją tutaj ze starej stodoły 
w Maine. 
Oczy Spencer wypełniły się łzami. 
— Przepraszam, że narażam was na takie koszty. 
Odwróciła się, weszła na ganek i przez hol pomaszerowała na 
górę do swojego pokoju. Nawet nie wytarła zabłoconych skarpet 
na wycieraczce. Kiedy wyszła po schodach i otworzyła drzwi do 
pokoju, czuła, że do jej oczu napływają gorące łzy. Czemu się 
zdziwiła, że mama stoi po stronie policji? Czemu w ogóle 
oczekiwała z jej strony innej reakcji? 
— Spence? 

background image

Melissa wsunęła głowę do jej pokoju. Miała na sobie bladożółty 
sweter i ciemne dżinsy z poszerzonymi nogawkami. Włosy 
związała aksamitną opaską. Jej zmęczone, zapuchnięte oczy 
świadczyły o tym, że płakała. 
— Idź sobie — warknęła Spencer. Melissa westchnęła. 
— Chciałam ci tylko powiedzieć, że jak chcesz, to możesz 
skorzystać z mojego starego laptopa. Jest w domku. Dziś 
wieczorem przeprowadzam się do domu w Filadelfii, a tam mam 
nowy komputer. 
Spencer odwróciła się i uniosła brwi. 
— Już po remoncie? 
Prace w domu Melissy ciągnęły się w nieskończoność, a plany i 
projekty zmieniały się jak w kalejdoskopie. Melissa wbiła wzrok 
w kremowy dywan na podłodze pokoju Spencer. 
— Muszę się stąd wyrwać. — Głos jej się łamał. 
— Wszystko... w porządku? — zapytała Spencer. Melissa ukryła 
dłonie w rękawach swetra. 
— Tak, w porządku. 
Spencer poruszyła się na krześle. Miała ochotę porozmawiać z 
Melissą o lanie w czasie pogrzebu babci w niedzielę, ale siostra 
wciąż jej się wymykała. A przecież na pewno miała na ten temat 
swoje zdanie. Kiedy zwolniono go tymczasowo z aresztu, 
Melissa chyba mu współczuła. Próbowała nawet przekonać 
Spencer, że łan jest niewinny. Może tak jak policja wierzyła w to, 
że nikt nie widział jego zwłok. To byłoby do niej podobne. Na 
pewno wolałaby zaufać garstce nieudolnych policjantów, a nie 
własnej siostrze, tylko dlatego że nie chciała przyjąć do 
wiadomości, że jej ukochany najprawdopodobniej nie żyje. 
 

background image

— Naprawdę nic mi nie jest — powtórzyła Melissa, jakby czytała 
Spencer w myślach. — Po prostu nie mam ochoty tu mieszkać, 
otoczona przez ekipy poszukiwawcze i furgonetki z reporterami. 
— Ale policja zakończyła poszukiwania — powiedziała Spencer. 
— Właśnie to ogłoszono. 
Na twarzy Melissy pojawiło się zaniepokojenie. Potem wzruszyła 
ramionami i bez słowa odwróciła się na pięcie. Spencer 
nasłuchiwała, jak jej siostra schodzi na dół po schodach. 
Drzwi frontowe zamknęły się z trzaskiem i Spencer usłyszała, jak 
w holu pani Hastings cicho i łagodnie mówi coś do Melissy. Do 
swojej p r a w d z i w e j  córki. Spencer poczuła ukłucie w sercu. 
Zebrała podręczniki, włożyła płaszcz i buty, a potem tylnymi 
drzwiami wyszła do domku Melissy. Kiedy przechodziła przez 
puste, zimne podwórko, zauważyła coś po lewej stronie i 
zatrzymała się. Ktoś napisał na młynie słowo „KŁAMIESZ", tą 
samą czerwoną farbą w spreju. Karminowe krople skąpy wały z 
pierwszej litery na zwiędłą trawę, podobne do krwi. 
Spencer spojrzała na dom i zamyśliła się. Potem przycisnęła 
książki do piersi. Rodzice i tak wkrótce zobaczą ten napis. Nie 
miała najmniejszej ochoty przynosić im tej wieści. 
Melissa opuściła domek w pośpiechu. Na stole stała wypita w 
połowie butelka wina i do połowy napełniona wodą szklanka, 
której tym razem nie uprzątnęła zazwyczaj tak pedantyczna jej 
siostra. W szafie wisiało mnóstwo ubrań, 
 
 
 
 
 
 

background image

a na łóżku leżał opasły tom zatytułowany Ekonomia fuzji, 
zakładką Uniwersytetu Pensylwanii włożoną do środka. 
Spencer rzuciła swoją kremową torbę Mulberry na skórzaną 
kanapę. Z bocznej kieszeni wyciągnęła płytę z plikami 
skopiowanymi z komputera taty. Usiadła przy biurku Melissy i 
wsunęła dysk do laptopa. Gdy płyta się ładowała, Spencer 
postanowiła sprawdzić pocztę. W skrzynce odbiorczej znalazła 
wiadomość od Olivii Caldwell, jej potencjalnej matki. 
Spencer zasłoniła dłonią usta i otworzyła wiadomość. Zawierała 
ona link do opłaconego elektronicznego biletu na ekspresowy 
pociąg do Nowego Jorku. Do biletu dołączono krótki list: 
Spencer, tak się cieszę, że chcesz się spotkać! Możesz przyjechać 
do Nowego Jorku jutro wieczorem? Mamy sobie tyle do 
powiedzenia. Ściskam cię mocno 
Olivia 
Spojrzała przez okno na dom rodziców. Nie wiedziała, co robić. 
W kuchni wciąż paliło się światło, a mama krążyła między 
lodówką i stołem, rozmawiając z Melissą. Jeszcze kilka chwil 
temu pani Hastings płonęła gniewem, a teraz patrzyła na swoją 
córkę z pełnym miłości uśmiechem. Kiedy ostatnim razem 
uśmiechnęła się w taki sposób do Spencer? 
Oczy Spencer nabiegły łzami. Tak długo robiła wszystko, by 
zadowolić rodziców... tylko po co? Odwróciła się do komputera. 
Pociąg do Nowego Jorku odjeżdżał o 16.00 następnego dnia. 
„Fantastyczny pomysł — odpisała. — Do zobaczenia". I wysłała 
wiadomość. 
 

background image

Niemal natychmiast coś głośno zapikało. Spencer zamknęła 
konto e-mailowe i sprawdziła, czy płyta już się załadowała. 
Program jeszcze nie skończył pracy. Zauważyła, że na ekranie 
pojawiło się okno Skype'a. Pewnie otwierało się automatycznie 
przy włączaniu komputera Melissy. Nowa wiadomość brzmiała: 
„Hej, Mel. Jesteś tam?". 
Spencer już miała wpisać: „Przykro mi, to nie Melissa". Ale 
nagle pojawiła się druga wiadomość: „To ja, łan". 
Spencer poczuła skurcz żołądka. P iękn ie.  Ktokolwiek to 
napisał, ma raczej kiepskie poczucie humoru. 
Kolejne piknięcie. „Jesteś tam?" 
Spencer nie znała tego nicku. USCSuperrozgrywający. Ian 
chodził na Uniwersytet Południowej Kalifornii, czyli USC. I grał 
jako rozgrywający w piłkę nożną. Ale to przecież nic nie 
znaczyło. 
Wiadomości pojawiały się jedna za drugą. „Przepraszam, że 
zniknąłem bez uprzedzenia... ale oni mnie nienawidzą. Wiesz o 
tym. Dowiedzieli się, że ja wiem. Dlatego musiałem uciekać". 
Spencer zaczęły się trząść ręce. Ktoś się z nią bawił w kotka i 
myszkę, tak jak z rodzicami lana. On przecież nigdzie n ie 
u c i e k ł .  Nie żył. 
Tylko czemu w lesie nie znaleziono nawet śladu po jego 
zwłokach? Czemu policja nie wpadła na żaden trop? 
Spencer położyła dłonie na klawiaturze. „Udowodnij, że to ty", 
napisała. Nie tłumaczyła, że nie jest Melissą. Zamknęła oczy i 
próbowała przywołać w pamięci jakiś fakt z życia lana. Coś, o 
czym wiedziała tylko ona i Melissą. Coś, co nie mogło trafić do 
pamiętnika Ali. W mediach przedstawiono właściwie całą jego 
zawartość. Podano do publicznej wiadomości, co Ali pisała o 
łanie, jak się 
 

background image

poznali po meczu piłki nożnej jesienią w siódmej klasie, jak w 
czasie egzaminów wstępnych na uczelnię łan wspomagał się 
tabletkami na uspokojenie, które dostał od przyjaciela, i jak 
ogromne miał wątpliwości, czy nadaje się na kapitana szkolnej 
drużyny piłkarskiej. Uważał, że brat Ali, Jason, ma o wiele 
większy talent. Ten, kto chciałby udawać lana, na pewno 
wiedziałby to wszystko. Musiała przypomnieć sobie jakąś 
niezwykle intymną informację. 
Przyszedł jej do głowy doskonały pomysł. Tego nie mogła 
wiedzieć nawet Ali. „Jak masz naprawdę na drugie imię?", 
napisała. 
Czekała w napięciu. Kiedy Melissa chodziła do czwartej klasy, w 
święta upiła się ajerkoniakiem i wypaplała, że rodzice lana 
spodziewali się, że urodzi się im dziewczynka. Kiedy na świat 
przyszedł chłopiec, zdecydowali się dać mu na drugie imię tak, 
jak miała nazywać się ich córka, łan przenigdy nie używał tego 
imienia. Spencer przewer-towała wszystkie albumy roczne jako 
redaktor naczelna, ale w żadnym z nich łan nie posługiwał się 
nawet inicjałem drugiego imienia. 
Przyszła kolejna wiadomość. „Elizabeth". Spencer zamrugała. To 
niemożliwe. Światło w kuchni w domu zgasło, pogrążając 
podwórko w ciemności. W ślepą uliczkę wjechało jakieś auto. 
Woda na mokrym asfalcie rozpryskiwała się z sykiem pod ko-
łami. Spencer usłyszała jakiś hałas. Westchnięcie. Parsknięcie. 
Chichot. Podskoczyła i przycisnęła czoło do zimnej, grubej 
szyby. Na ganku nikogo nie było. Nie zauważyła ani żywej duszy 
przy basenie, jacuzzi i na patio. Nikt nie czaił się koło młyna, 
choć świeżo namalowany napis „KŁAMIESZ" jaśniał w 
ciemności. 
 

background image

Odezwał się jej telefon. Podskoczyła z bijącym sercem. Znowu 
spojrzała na ekran komputera, łan się wylogował. Dostała 
nowego SMS-a. Otworzyła go trzęsącą się dłonią. 
Droga Spencer, 
kiedy piszę, ze ktoś musi odejść, to nie znaczy, że umarł. Ale 
muszę ci powiedzieć, że w catej tej sprawie coś śmierdzi... i 
musisz na wfasną rękę dowiedzieć się co. Więc lepiej zabierz się 
do poszukiwań, bo inaczej ty „odejdziesz" jako następna. Au 
revoir! 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

10 
 
FAKTYCZNIE, COŚ TU ŚMIERDZI 
 
Następnego ranka Emily naciągnęła na głowę kaptur swojej 
jasnoniebieskiej kurtki i pobiegła po zamarzniętym chodniku na 
plac zabaw, pod huśtawki, gdzie w tajemnicy spotykała się 
zawsze z przyjaciółkami. Po raz pierwszy w tym tygodniu drogi 
do szkoły nie zastawił sznur furgonetek z reporterami. Wszyscy 
uwierzyli, że Emily i jej przyjaciółki zmyśliły, że znalazły ciało 
lana w lesie, więc dziennikarze nie mieli już powodu, żeby 
przepytywać uczniów. 
Na placu przyjaciółki Emily już zgromadziły się wokół Spencer. 
Patrzyły na jakiś wydruk komputerowy i na jej telefon. Zeszłej 
nocy Spencer zadzwoniła do Emily z informacją, że rozmawiała z 
łanem na Skypie, a potem dostała SMS-a od A. Emily przez całą 
noc nie zmrużyła oka. Znów miały na karku A. I być może... łan 
żył. 
Coś uderzyło Emily w ramię tak mocno, że się zatoczyła. Serce 
podeszło jej do gardła. To był tylko jakiś chłopiec 
 

background image

z podstawówki, który wpadł na nią, pędząc na boisko piłkarskie. 
Złożyła dłonie, żeby opanować drżenie. Od samego rana cała się 
trzęsła. 
- Jak łan mógł upozorować własną śmierć? - rzuciła Emily na 
powitanie. - Wszystkie go widziałyśmy. Był cały... siny. 
Hanna, ubrana w biały wełniany płaszcz i etolę ze sztucznego 
futra, wzruszyła ramionami. Jej twarz, zamiast makijażu, 
ozdabiały tylko sine podkowy pod oczami. Pewnie zeszłej nocy 
też nie spała. Aria w cienkiej, bardzo modnej, szarej, skórzanej 
kurtce i zielonych mitenkach pokręciła w milczeniu głową. Ona 
też się nie umalowała, wbrew swoim zwyczajom. Nawet 
Spencer, zawsze jak z żurnala, wyglądała na zupełnie 
zaniedbaną. Tłuste włosy spięła w bezładny kucyk. 
- Wszystko do siebie pasuje - wyjaśniła Spencer zachrypniętym 
głosem. - łan udawał martwego i wezwał nas do lasu, bo wiedział, 
że natychmiast pójdziemy z tym na policję. 
Aria oparła się o jedną z huśtawek. 
- Ale czemu po prostu nie uciekł? Po co całe to przedstawienie? 
- Kiedy gliniarze dowiedzieli się, że zaginął, zaczęli go 
natychmiast szukać - mówiła dalej Spencer. - Ale kiedy 
zobaczyłyśmy jego ciało, skupili się na przeczesywaniu lasu. 
Odwróciłyśmy od niego uwagę policji na kilka dni. Tyle 
wystarczy, żeby uciec bardzo daleko. Zrobiłyśmy dokładnie to, 
czego chciał. 
Spojrzała w niebo z bezradnym wyrazem twarzy. Hanna położyła 
dłoń na biodrze. 
 
 
 

background image

— Jak myślicie, co A. ma z tym wspólnego? To był tylko wybieg, 
żeby zwabić nas wtedy do lasu i pokazać nam ciało lana? Może 
A. współpracuje z łanem? 
— Z tej wiadomości wynika jasno, że A. i łan są w zmowie — 
powiedziała Spencer, pokazując wszystkim swój telefon. 
Emily przeczytała ponownie dwie pierwsze linijki: „Kiedy piszę, 
że ktoś musi odejść, to nie znaczy, że umarł. Ale muszę ci 
powiedzieć, że w całej tej sprawie coś śmierdzi... i musisz na 
własną rękę dowiedzieć się co". Zagryzła mocno wargi i 
spojrzała na stojącą obok zjeżdżalnię w kształcie smoka. Wiele 
lat temu, kiedy ktoś lub coś przestraszyło ją w szkole, chowała się 
na samym jej szczycie, w głowie smoka, i siedziała tam, aż 
poczuła się lepiej. Teraz naszła ją nieodparta chęć, by to właśnie 
zrobić. 
— Najwyraźniej łan uciekł dzięki pomocy A. — mówiła dalej 
Spencer. — Współpracowali też, kiedy łan odwiedził mnie w 
zeszłym tygodniu. Wtedy dostałam również ostrzeżenie od A., że 
jak pisnę choć słowo glinom, to coś mi się stanie. Gdybym tego 
nie ukrywała, łan trafiłby z powrotem za kratki... i nigdzie by nie 
uciekł. 
— Każda z nas dostała podobne pogróżki od A. — włączyła się 
Emily. — Właściwie każda wiadomość do mnie zawierała 
groźbę, że jeśli ja nie zdradzę jakiegoś sekretu, A. dochowa 
mojego. 
Hanna spojrzała podejrzliwie na Emily i uśmiechnęła się z 
zaciekawieniem. 
— Ten naśladowca A. zna jakieś twoje sekrety? Emily wzruszyła 
ramionami. Przez chwilę bała się, 
że A. poinformuje Isaaca o jej tożsamości seksualnej. 
 

background image

- Już nie. 
- Może A. to łan? - zastanawiała się Aria. - To dość logiczne. 
Emily pokręciła głową. 
- Wiadomości nie przychodziły od lana. Policja sprawdziła jego 
telefon. 
- Przecież to wcale nie oznacza, że wiadomości nie przychodziły 
od niego - przypomniała jej Hanna. - Mógł kazać komuś je 
wysyłać. Albo załatwił sobie jakiś inny telefon, na cudze 
nazwisko. 
Emily przytknęła palec do ust. Takiej możliwości nie wzięła pod 
uwagę. 
- Poza tym wszystkie te sztuczki, którymi się posłużył tej nocy, 
kiedy widziałyśmy rzekomo jego ciało, to pestka dla kogoś, kto 
umie obsługiwać komputer - kontynuowała Hanna. - Pewnie 
nauczył się wysyłać wiadomości z opóźnieniem, żebyśmy 
dostały je dokładnie w chwili, gdy znajdziemy jego ciało. 
Pamiętacie, jak Mona przysłała sobie samej e-maila od A., żeby 
pomieszać nam szyki? To musi być łatwe. 
Spencer wskazała palcem na wydruk komputerowy. Przyniosła 
zapis wczorajszej rozmowy z łanem. 
- Spójrzcie - wskazała na słowa: „Oni mnie nienawidzą. 
Dowiedzieli się, że ja wiem. Dlatego musiałem uciekać". - łan 
rozłączył się, zanim zdążyłam go zapytać, kim są „oni". A jeśli 
chodzi o coś więcej niż tylko sprytnie zaplanowaną ucieczkę? 
Jeśli łan dowiedział się czegoś ważnego na temat śmierci Ali? A 
może myślał, że jeśli w czasie rozprawy ujawni to, co wie, jego 
życie zawiśnie na włosku? Fingując własną śmierć, wyrwał się z 
rąk policji i zmylił pogoń tych, którzy próbowali go skrzywdzić. 
 
 
 

background image

Aria przestała się kołysać na huśtawce. 
- Myślisz, że ten, kto deptał łanowi po piętach, może wziąć się za 
nas, jak dowiemy się zbyt wiele? 
- Na to wygląda - odparła Spencer. - Ale pokażę wam coś jeszcze. 
- Pokazała kilka linijek tekstu u dołu strony z wydrukiem. 
Zawierały adres IP komputera, którego używał jej rozmówca. - 
Ten numer oznacza, że łan pisał z Rosewood. 
- R o s e w o o d ? -  pisnęła Aria. - To znaczy, że on tu jest? Hanna 
zbladła. 
- Czemu łan miałby tu zostawać? Dlaczego nie uciekł? 
- Może nie skończył swojego śledztwa - zastanawiała się 
Spencer. 
- A może nie skończył z nami... za to, że na niego doniosłyśmy — 
powiedziała Aria. 
Emily usłyszała za sobą głośne skrzeczenie i podskoczyła. Nad 
placem zabaw krążyła wrona. Kiedy Emily odwróciła się do 
przyjaciółek, zobaczyła, że mają szeroko otwarte oczy i mocno 
zaciśnięte zęby. 
- Aria ma rację - powiedziała Hanna, włączając się do rozmowy. - 
Jeśli Ian żyje, nie wiemy, co może knuć. A jeżeli nadal chce nas 
dopaść? Poza tym może to on zamordował Ali. 
- Nie mamy pewności - zaprotestowała Spencer. Emily spojrzała 
na Spencer z niedowierzaniem. 
- Ale to ty powiedziałaś policji, że to on! Przypomniałaś sobie 
przecież, że widziałaś go razem z Ali w noc jej zaginięcia. 
Emily czuła kamień w żołądku. Co było prawdą... a co nie? 
Spojrzała na plac zabaw. Kilku uczniów maszerowało 
chodnikiem w stronę budynku szkoły podstawowej. Kilku 
 

background image

innych przeszło pod oknami sal szkolnych do szatni. Emily 
zapomniała, że w podstawówce uczniowie nie mają własnych 
szafek. Musieli zostawiać swoje rzeczy w boksach w malutkiej 
szatni. Rano zawsze panował tam charakterystyczny zapach, 
kiedy mieszały się aromaty dochodzące z wszystkich 
zostawionych tam toreb z kanapkami na drugie śniadanie. 
— Kiedy łan rozmawiał ze mną na patio, powiedział, że się 
pomyliłyśmy. Ze nie on zabił Ali — mówiła dalej Spencer. — 
Powiedział też, że nie pozwoliłby, żeby Ali włos spadł z głowy. 
Zawsze flirtowali, ale to ona chciała od niego czegoś więcej, 
łanowi wydawało się na początku, że podrywa go tylko po to, 
żeby zrobić na złość komuś innemu. Najpierw myślałam, że 
chodzi o mnie, bo łan mi się podobał. Ale on nie potwierdził 
moich przypuszczeń. Tamtej nocy, kiedy umarła Ali, widział w 
lesie dwie osoby o blond włosach: Ali i kogoś jeszcze. Wtedy 
myślałam, że mówi o mnie. Ale on twierdził, że to był ktoś inny. 
Emily westchnęła zniecierpliwiona. 
— Znowu wierzysz mu na słowo? 
— No właśnie, Spencer. — Hanna zmarszczyła nos. — łan zabił 
Ali. A potem wywinął nam ten numer. Powinnyśmy pójść z tym 
wydrukiem do Wildena. Niech on się tym zajmie. 
Spencer parsknęła pogardliwie. 
— Do Wildena? Świetnie się spisał, kiedy zrobił z nas wariatki 
przed całym Rosewood. Nawet jeśli jakimś cudem nam uwierzy, 
to na pewno nie zdoła przekonać reszty policjantów. 
— A rodzice lana? — podpowiedziała Emily. — Oni też dostali 
od niego wiadomość. Uwierzą nam. 
 
 
 
 

background image

Spencer wskazała kolejną linijkę z rozmowy na Skypie. 
- Tak, tylko po co? Jego rodzice dostaliby kolejny dowód na to, 
że ich syn żyje, ale powiedzieliby policji, że wiadomości przyszły 
z komputera w Rosewood. A wtedy policja by go odszukała i 
ponownie aresztowała. 
- To chyba dobrze - powiedziała Emily. Spencer spojrzała na nią 
bezradnie. 
- A jeśli to jakiś sprawdzian? Przypuśćmy, że powiemy coś 
policji albo jego rodzicom i którejś z nas coś się stanie. A jeśli 
ktoś zrobi krzywdę Melissie? łan myślał, że rozmawia z nią. - 
Spencer potarła dłonie w rękawiczkach. -Wprawdzie nie pałam 
do mojej siostry wielką miłością, ale nie chcę narażać jej życia. 
Aria zeszła z huśtawki, wzięła telefon z ręki Spencer i spojrzała 
na wiadomość. 
- Tu jest napisane, że mamy same rozwiązać tę zagadkę... albo 
będziemy następne. 
- To znaczy? - Emily kopnęła grudkę śniegu. 
- Musimy znaleźć prawdziwego zabójcę Ali - oznajmiła Aria, 
jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. -Nie ma innej 
opcji. 
- Myślisz, że zabiła ją osoba albo osoby, o których pisał łan? - 
zapytała Spencer. - Ci, którzy go nienawidzili? I dowiedzieli się, 
że on odnalazł jakieś tajne informacje? 
- Kto nienawidził lana? - Emily podrapała się po głowie. - Całe 
Rosewood go uwielbiało. 
Hanna parsknęła. 
- Dziewczyny, to jakaś żenada. Nie mam zamiaru bawić się w 
Sherlocka Holmesa. - Otworzyła torbę i z bocznej kieszeni 
wyciągnęła iPhona. - Najlepszym sposobem na uniknięcie A. jest 
zakup nowego telefonu i zastrzeżenie 
 

background image

numeru. I proszę, A. już nas nie znajdzie. — Zaczęła pisać coś na 
ekranie. 
Emily spojrzała wymownie na pozostałe dziewczyny. 
— Hanno, dostawałyśmy wiadomości od A. również innymi 
kanałami. 
Hanna odgarnęła z czoła kosmyk włosów, nie przestając pisać 
SMS-a. 
— Nie od tego A. 
— Ale to nie oznacza, że wkrótce nie zaczniemy ich dostawać — 
powiedziała pewnym głosem Spencer. 
Hanna zacisnęła usta. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną. 
— No dobra, jeśli łan to A., to pewnie nie mamy się czym 
martwić. Na pewno nie zdobędzie mojego numeru telefonu. 
Emily patrzyła na Hannę, bo nie wiedziała, skąd ma taką 
pewność. Szczególnie że wszystko wskazywało na to, że łan 
nadal przebywa w Rosewood. 
— To co? Podejmujemy śledztwo na własną rękę? 
Dziewczyny spojrzały po sobie. Emily nie miała pojęcia, jak w 
ogóle zacząć poszukiwanie zabójcy Ali. Przecież nie były 
policjantkami. Nie miały doświadczenia w gromadzeniu i 
badaniu dowodów. Ale wiedziała też doskonale, że nie mogą 
prosić policji o pomoc. Po ostatnim skandalu policjanci pewnie 
by je tylko wyśmiali i kazali przestać zawracać sobie głowę. 
Popatrzyła w dal. Do klas zmierzało coraz więcej 
szó-stoklasistów. Kilka dziewczyn prowadziło ożywioną roz-
mowę pod plakatem wiszącym przy głównym wejściu. 
— Na pewno znajdę jeden kawałek — powiedziała brunetka z 
włosami upiętymi za pomocą spinek z brokatem. 
 

background image

— No jasn e — drwiła jej koleżanka, niewysoka Azjatka z 
włosami związanymi w kucyk na czubku głowy. — Nigdy nie 
zrozumiesz tych wskazówek. 
Emily dostrzegła, że na plakacie widniał wielki napis: 
„OTWIERAMY KAPSUŁĘ CZASU! WEŹ UDZIAŁ W 
POSZUKIWANIACH!". 
— Pamiętacie, jak się cieszyłyśmy, że po raz pierwszy wolno 
nam zagrać w kapsułę czasu? — szepnęła Hanna, patrząc na 
szóstoklasistki. 
Aria pokazała na stojaki na rowery przy wejściu do szkoły. 
— To tam Ali oznajmiła, że wie, gdzie schowano jeden z 
kawałków. 
— Ale mnie wtedy wkurzyła — jęknęła Spencer i skrzywiła się. 
— Oszukiwała. Dowiedziała się od Jasona, gdzie to ukrył. Nawet 
nie musiała rozszyfrować podpowiedzi. Dlatego chciałam jej 
ukraść trofeum. Uważałam, że na nie nie zasłużyła. 
— Tylko że go nie ukradłaś — powiedziała śpiewnie Hanna. — 
Ktoś cię ubiegł. I nigdy się nie dowiemy kto. 
Aria zakaszlała głośno. Prychnęła wodą, którą właśnie piła. 
Dziewczyny spojrzały na nią. 
— Nic mi nie jest — upewniła je i odchrząknęła. Rozległ się 
szkolny dzwonek i dziewczyny musiały się 
rozstać. Spencer odeszła pospiesznie. Hanna stała jeszcze przez 
chwilę i pisała coś na ekranie telefonu. Emily i Aria poszły 
razem. Przez chwilę słychać było tylko odgłos ich kroków na 
śniegu pokrywającym trawę. Emily zastanawiała się, czy Aria 
myślała o tym, co ona. Czy łan nie kłamie? Czy za śmiercią Ali 
stał ktoś inny? 
 

background image

— Nie uwierzysz, na kogo wczoraj wpadłam — powiedziała 
Aria. — Na Jasona DiLaurentisa. 
Emily się zatrzymała. Serce zaczęło jej mocniej bić. 
— Gdzie? 
Aria zawiązała ciasno szalik. Zachowywała się jakby nigdy nic. 
— Poszłam na wagary. Jason czekał na dworcu na pociąg do 
Filadelfii. 
Nagły podmuch wiatru podniósł kołnierz koszuli Emily. 
— Ja też go spotkałam parę dni temu — powiedziała chropawym 
głosem. — Zaparkowałam tuż za nim, a on oskarżył mnie, że 
zniszczyłam mu auto. Wkurzył się. 
Aria spojrzała na nią z ukosa. 
— To znaczy? 
Emily obracała w palcach bloczek z wyciągu narciarskiego, 
przytwierdzony do suwaka w jej kurtce. Podejrzewała, że Aria 
podkochuje się w Jasonie, a nie lubiła obmawiać innych. Ale 
przecież Aria miała prawo wiedzieć. 
— Wydzierał się na mnie, a potem rzucił się w moją stronę, jakby 
chciał mnie zabić. 
— A uszkodziłaś mu auto? 
— Nawet gdyby, to z tak małego wgniecenia nikt nie robiłby 
wielkiej sprawy. 
Aria wbiła ręce w kieszenie. 
— Pewnie Jason przechodzi teraz trudny okres. Nawet sobie nie 
wyobrażam, co czuje. 
— Też o tym pomyślałam, ale... — Emily urwała i spojrzała z 
troską na Arię. — Po prostu uważaj na siebie, okej? Przypomnij 
sobie, co mówiła Jenna. Ponoć Ali twierdziła, że ma „problemy" 
z Jasonem. Może ją molestował, tak jak Toby molestował Jennę. 
 

background image

— Nie wiemy, czy to prawda — warknęła Aria gniewnie. — Ali 
chciała się dowiedzieć, jaki sekret Toby'ego ukrywa Jenna. 
Powiedziałaby Jennie wszystko, byle tylko zmusić ją do gadania. 
Jason był dla Ali aniołem stróżem. 
Emily odwróciła wzrok. Popatrzyła na maszt na flagę stojący po 
drugiej stronie boiska. Jakoś nie przekonywało jej to, co mówiła 
Aria. Przypomniała sobie krzyki dochodzące z domu Ali tego 
dnia, kiedy zakradły się na jej podwórko, żeby ją obrabować z jej 
trofeum. Ktoś przedrzeźniał Ali. Potem rozległ się brzęk, jakby 
coś się stłukło, a potem głuchy łomot, jakby odgłos szamotaniny. 
Kilka chwil później Jason wybiegł z domu czerwony z gniewu. 
Teraz Emily uzmysłowiła sobie, że kiedy pierwszy raz zobaczyła 
Ali, Jason droczył się z nią. Było to kilka dni po rozpoczęciu roku 
szkolnego w trzeciej klasie. Emily poszła z mamą do 
supermarketu. Kiedy wkładały do koszyka pudełka z sokiem i 
małe torebki chipsów, minęła je śliczna blondynka w wieku 
Emily. Podeszła do regałów z płatkami śniadaniowymi. Miała w 
sobie coś magnetycznego, pewnie dlatego że na pierwszy rzut 
oka stanowiła przeciwieństwo skrytej i nieśmiałej Emily. 
Za chwilę widziały tę samą dziewczynkę koło zamrażarek. 
Zaglądała do każdej, wybierając mrożonki. Za nią szła jej mama z 
wózkiem i czternastoletni chłopiec, wpatrzony w grę Game Boy. 
- Mamo, kupimy gofry? - zawołała dziewczynka, otwierając 
drzwi zamrażarki z szerokim uśmiechem. Brakowało jej 
przedniego zęba. 
Czternastolatek przewrócił oczami. 
- M a mo ,  k u p i m y  g o f r y ?  - powtórzył, przedrzeźniając siostrę 
ze złośliwym uśmiechem. 
 

background image

Z małej dziewczynki nagle wyparowała cała energia. Dolna 
warga zaczęła się jej trząść. Zamknęła głucho drzwi zamrażarki. 
Mama chwyciła chłopca za ramię. 
— Zawsze musisz się wtrącić. 
Chłopiec wzruszył ramionami i się zgarbił. Emily uważała, że 
zasługiwał na manto. Zepsuł swojej siostrze zabawę, zupełnie bez 
powodu. Kilka dni później, kiedy rozpoczęły się już zajęcia w 
szkole, okazało się, że ta dziewczynka z supermarketu to Ali. 
Przeniosła się do Rosewood Day i była tak śliczna i miła, że 
wszyscy chcieli koło niej siedzieć na lekcjach. Trudno było 
uwierzyć, że cokolwiek mogłoby ją zasmucić. 
Emily kopnęła grudkę śniegu leżącą na chodniku, zastanawiając 
się, czy powinna powiedzieć o tym Arii. Nie zdążyła, bo Aria 
pożegnała się szybko i ruszyła na zajęcia z fizyki. Kiedy 
odchodziła, frędzle na jej nausznikach kołysały się na wszystkie 
strony. 
Emily westchnęła i poszła na pierwsze piętro do swojej szafki. 
Zeszła z drogi kilku młodszym chłopakom z drużyny 
zapaśniczej, którzy minęli ją na schodach. Dobrze wiedziała, że 
Ali potrafiła manipulować ludźmi, żeby wyciągnąć z nich 
tajemnice. I trzeba przyznać, że potrafiła zachować się jak 
prawdziwa suka. Emily padła ofiarą jej matactw, szczególnie 
kiedy Ali droczyła się z nią przy wszystkich, robiąc aluzje do ich 
pocałunku w domku na drzewie. Ale Jenny nikt nie lubił, nie 
przyjaźniła się z Ali i nie miała jej nic do zaoferowania. Tak, Ali 
umiała być złośliwa, lecz w jej opowieściach zazwyczaj tkwiło 
ziarno prawdy. 
Emily zatrzymała się przed swoją szafką. Kiedy wieszała kurtkę, 
usłyszała za sobą czyjś pogardliwy śmiech. 
 

background image

Odwróciła się i spojrzała na tłum idący w stronę auli. Nagle 
zauważyła znajomą twarz. Jennę Cavanaugh. Stała w drzwiach 
do sali chemicznej ze swoim psem przewodnikiem u boku. Emily 
poczuła dreszcze. Poczuła się tak, jakby swoimi myślami 
przyciągnęła Jennę. 
Za Jenną przesunął się jakiś cień i w drzwiach pokazała się też 
Maya St. Germain, była dziewczyna Emily. Od kiedy z sobą 
zerwały, nie zamieniły nawet słowa. Maya przyłapała Emily, 
kiedy ta całowała się z Tristą, dziewczyną poznaną w Iowa, gdzie 
rodzice wysłali Emily, by mieszkała tam u wujka i cioci. Wyraz 
twarzy Mai mówił jej, że nie przebaczyła jej jeszcze. 
Maya szepnęła coś na ucho Jennie, a potem spojrzała na Emily. 
Jej usta wykrzywiły się w jadowitym uśmiechu. Jenna zasłoniła 
oczy olbrzymimi okularami od Gucciego, ale jej twarz 
pozostawała zupełnie pusta i bez wyrazu. 
Emily zatrzasnęła drzwi od szafki i pobiegła do klasy. Nawet nie 
wyciągnęła podręczników. Kiedy spojrzała przez ramię, Maya 
machała do niej koniuszkami palców. „Pa, pa", mówiła 
bezgłośnie, ale bardzo teatralnie. W jej oczach czaił się jakiś 
łobuzerski błysk, jakby bawiło ją to, że Emily tak bardzo się jej 
przestraszyła. 

background image

11 
 
NAJBARDZIEJ ODSTRZELONY BOBAS W CAŁYM 
ROSEWOOD 
 
W środę po południu Aria stała w korytarzu domu, który właśnie 
kupili Byron i Meredith. Musiała przyznać, że parterowa willa na 
samym końcu ulicy prezentowała się uroczo. Podłogi były z 
orzechowego drewna, a z sufitów zwisały mosiężne żyrandole o 
wymyślnych kształtach. Tak jak mówiła Meredith, na poddaszu 
znajdował się mały pokój, który ze względu na oświetlenie 
idealnie nadawał się na pracownię. 
Arię martwiło tylko to, że z okna widziała wiatrowskaz na dachu 
domu lana. A wokół domu rozciągały się pełne nagich drzew 
lasy, gdzie dziewczyny natknęły się na zwłoki lana. Wozy 
policyjne wyposażone w specjalny sprzęt do poszukiwań już stąd 
odjechały, na błotnistej ziemi pozostało jednak mnóstwo 
głębokich bruzd po kołach i śladów butów. Od kiedy okazało się, 
że łan prawdopodobnie żyje — i przebywa w Rosewood — bała 
się nawet spojrzeć 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

w stronę tych lasów. Nieco wcześniej stała na ganku, czekając, aż 
Meredith otworzy jej drzwi, i mogłaby przysiąc, że widziała, jak 
ktoś chowa się przed nią za domem na samym końcu ślepej 
uliczki. Ale kiedy przyjrzała się dokładniej, nikogo nie 
wypatrzyła. 
Rano do domu Elli przyjechała przysłana przez Byrona ekipa, 
która miała przewieźć rzeczy z sypialni Arii do nowego domu. 
Zeszłej nocy Aria zadzwoniła wreszcie do mamy i wyznała, że 
zamierza przeprowadzić się na dłużej do Byrona, żeby lepiej 
poznać Meredith. Ella milczała przez chwilę, wspominając 
zapewne, jak Aria namalowała na bluzce Meredith wielką literę 
A, żeby ukarać ją za uwiedzenie Byrona. Po chwili jednak 
zapytała Arię, czy przeprowadza się, bo coś ją wkurzyło. 
— Oczywiście, że nie! — zawołała Aria. 
Ella odpowiedziała wtedy, że wolałaby, żeby Aria została z nią. I 
zapytała, czy może zrobić coś, by Aria poczuła się lepiej. Aria 
miała na końcu języka jedną prośbę: „Tak, pozbądź się Xaviera". 
W końcu jednak Aria wycofała początkowe oświadczenie i 
powiedziała Elli, że zostawi kilka mebli i trochę ubrań w swoim 
dawnym pokoju, żeby mogła pomieszki-wać jednocześnie u 
mamy i u taty. Nie chciała, by Ella pomyślała, że zostawia ją na 
lodzie. Zresztą nietrudno byłoby jej unikać Xaviera. Po prostu 
odwiedzałaby dom mamy tylko w te dni, gdy miałaby pewność, 
że on się tam nie zjawi, bo wyjechał, na przykład na jakiś 
wernisaż. 
Ekipa zostawiła lżejsze pakunki w holu. Teraz Aria przenosiła je 
na górę. Kiedy schyliła się po pudło oznaczone napisem 
„Ostrożnie", Meredith wsunęła do tylnej kieszeni jej dżinsów 
białą kopertę. 
 

background image

— Poczta do ciebie — rzuciła śpiewnie, a potem jakby nigdy nic 
zabrała się do ścierania kurzu. 
Aria wyciągnęła kopertę. Widniało na niej tylko jej imię. 
Przeszedł ją dreszcz, bo przypomniała sobie, co Emily 
powiedziała do Hanny w czasie spotkania przy huśtawkach: 
„Dostawałyśmy wiadomości od A. również innymi kanałami". 
Nie miała najmniejszej ochoty na kolejną porcję dołujących 
wiadomości. 
W kopercie znalazła zaproszenie i dwa pomarańczowe bilety na 
przyjęcie w nowym hotelu o nazwie Radley. Dołączono do nich 
liścik: 
Aria, 
już za Tobą tęsknię! Kiedy do nas wrócisz? Chciafam Ci się 
pochwalić, że jeden z moich obrazów zawiśnie w lobby tego 
nowego hotelu! To dwa zaproszenia na otwarcie. Przyłącz się do 
Xaviera i do mnie! Catuję 
Ella 
Aria z ciężkim sercem włożyła wszystko z powrotem do koperty. 
Być może jednak nie tak łatwo będzie jej unikać Xaviera. 
Wyszła na górę i zajrzała do swojego małego, przytulnego 
pokoju. Właśnie o takiej sypialni zawsze marzyła, z oknem w 
dachu pokazującym niebo, wygodną kanapą i troszeczkę krzywą 
podłogą. Mogła położyć ołówek po jednej stronie pokoju, a on 
przeturlałby się sam na drugi koniec. Pudełka z jej rzeczami stały 
jedno na drugim do samego sufitu. Na łóżku, które rodzice kupili 
jej w Danii, leżały rozrzucone jej maskotki, pluszowe zwierzaki. 
Większość ubrań powiesiła w wielkiej szafie, kupionej przez 
 
 
 

background image

Byrona na wyprzedaży w internecie. Do dolnych szuflad włożyła 
T-shirty, biustonosze, majtki i skarpetki. Nie wiedziała jeszcze, 
gdzie schowa pudełka z nićmi, koce, za małe buty i gry 
planszowe wyciągnięte z dna starej szafy. 
Nie miała najmniejszej ochoty zajmować się tym wszystkim. 
Chciała rzucić się na łóżko i pomyśleć o wczorajszym spotkaniu z 
Jasonem DiLaurentisem. Czy on z nią flirtował? Dlaczego tak 
gwałtownie zmienił się jego nastrój? To z powodu wiadomości o 
zwłokach lana, podanej w telewizji? 
Zastanawiała się, czy Jason ma jeszcze w tych okolicach jakichś 
przyjaciół. W liceum spędzał dużo czasu sam, słuchając muzyki, 
czytając albo po prostu wałęsając się. Kiedy zaginęła Ali, chodził 
do czwartej klasy. Od tamtego dnia Aria widziała go tylko kilka 
razy. Po wakacjach wyjechał do Yale i nie wiedziała, czy wracał 
do domu, żeby odwiedzić rodziców. 
Jak sobie radził teraz? Miał z kim pogadać o wszystkich 
problemach? Przypomniała sobie opowieść Emily o tym, jak 
Jason na nią nawrzeszczał za to, że wgniotła mu karoserię. Emily 
chyba się tym zmartwiła. Ale Aria nawet sobie nie wyobrażała, 
jak by się poczuła, gdyby ktoś zamordował Mike'a. Pewnie też 
straciłaby panowanie nad sobą, gdyby ktoś wjechał w jej auto. 
Nagle kątem oka dostrzegła znajome pudełko po butach Pumy. 
Opatrzono je napisem: „Stare streszczenia książek". Aria wzięła 
głęboki oddech. Pudełko było bardzo sponiewierane, a litery na 
boku wyblakły. Ostatni raz zaglądała do niego w tamtą sobotę, 
gdy razem z pozostałymi dziewczynami zakradły się na 
podwórko Ali, żeby ukraść jej trofeum. Aria tak długo odsuwała 
od siebie 
 

background image

wspomnienie o tamtym dniu. Ale teraz, kiedy wreszcie wróciła 
pamięcią do tamtego momentu, próbowała przywołać każdy 
szczegół, który zarejestrowały jej zmysły. Przypomniała sobie, 
jak Ali spotkała się z nimi, a potem wróciła do domu, zostawiając 
po sobie tylko zapach waniliowego mydła. Przypomniała sobie, 
jak wracała do domu przez las, gdzie ziemia nadal była mokra po 
deszczu padającym kilka dni wcześniej. Przypomniała sobie, że 
na drzewach rosły grube, jeszcze zielone liście, osłaniając ją 
przed słońcem, które świeciło mocno, choć zbliżał się koniec lata. 
Wokół rozchodził się zapach sosen i czegoś jeszcze... może 
papierosów. Gdzieś w oddali rozległ się warkot kosiarki do 
trawy. Trzasnęła gałązka. Coś zatrzęsło się w krzakach. Aria 
zauważyła blond włosy i czarny T-shirt Jasona. Wstrzymała 
oddech. Tego dnia wyobrażała sobie spotkanie z Jasonem... no i 
proszę, stało się. Jej oczy automatycznie powędrowały w stronę 
kawałka sztandaru, który wystawał mu z kieszeni. Kiedy Jason 
zorientował się, na co patrzy Aria, bez słowa rzucił jej trofeum 
Ali. 
„Jeszcze chwilę temu miałam sztandar w torebce. A potem 
zniknął", powiedziała wtedy Ali. Czemu Jason ją okradł? Aria 
chciałaby wierzyć, że zrobił to z jakiegoś praktycznego bądź 
etycznego powodu, a nie z czystej złośliwości. Nie chciała 
przyjąć do wiadomości, że Jason mógłby molestować Ali, jak 
sugerowała Jenna, której uwierzyła Emily. Właściwie Jason 
zawsze zawzięcie bronił Ali. Pojawił się znikąd, kiedy Ali i łan 
rozmawiali przed szkołą w dniu ogłoszenia nowej edycji kapsuły 
czasu. Nawet wtedy, gdy próbowały wykraść Ali jej kawałek 
sztandaru, a Emily uciszyła je, żeby podsłuchać awanturę w 
domu DiLaurentisów, Jason wybiegł na podwórko kilka chwil 
później i wyglądał 
 

background image

na bardzo zdenerwowanego. Kiedy Ali wyszła, żeby z nimi 
porozmawiać, nie potrafiła ukryć emocji i co chwila z nie-
pokojem rzucała okiem na dom. Gdyby Jason ją molestował, to 
chyba czułaby ulgę po jego wyjściu? 
Rano Spencer przyznała się, że chciała ukraść trofeum, bo 
uważała, że Ali oszukiwała. Może Jasona też ruszyło sumienie. 
Może prosił ją, żeby nie rozpowiadała wszystkim, że jej zdradził, 
gdzie ukrył kawałek sztandaru, i wkurzył się, kiedy usłyszał, jak 
jego siostra opowiada o tym na szkolnym podwórku. 
Aria kucnęła obok pudełka po butach. Cała się trzęsła. Od tak 
dawna nie oglądała wykradzionego Ali kawałka sztandaru, że 
zupełnie zapomniała, jak został ozdobiony. Wieko pudełka 
wygięło się, kiedy je podniosła, a w górę wzbił się tuman kurzu. 
- Aria? - z dołu dobiegł głos Byrona. - Zejdź do nas na dół. 
Zaczynamy imprezę. 
Aria milczała. Spod pliku papierów wystawał róg 
złoto--błękitnego materiału. 
— Już idę! — zawołała. 
Czuła ulgę, że tata jej przeszkodził. 
Meredith, Byron, grupa zaniedbanych mężczyzn wyglądających 
na kolegów Byrona z uniwersytetu i kilka dwudziestoletnich 
dziewczyn w spodniach do jogi lub dżinsach upstrzonych farbą 
kręciło się w salonie. Na stole stał francuski ekspres do kawy, 
kilka butelek wina i gazowanej wody mineralnej oraz talerz z 
kanapkami z humusem i ogórkiem. Obok sofy leżały wszystkie 
prezenty. Aria usłyszała kaszlnięcie. Mike siedział w kącie obok 
ślicznej brunetki. Aria zaniemówiła na jej widok. Jej brat zaprosił 
Kate, przyszywaną siostrę Hanny. 
 

background image

— O, cześć — przywitała się ostrożnie Aria. 
Kate uśmiechnęła się wyniośle. Mike uśmiechnął się jeszcze 
bardziej wyniośle. Położył dłoń na udzie Kate, a ona nawet n ie 
za re a go wała.  Aria zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy 
aby kurz na poddaszu nie uszkodził jej mózgu. 
W holu rozległ się stukot obcasów. Aria odwróciła się i zobaczyła 
Hannę. Miała na sobie zawiązywaną na szyi sukienkę z zielonego 
jedwabiu. Przewiązała ją w pasie udekorowanym kawałkiem 
sztandaru. Niosła pudełko opakowane w papier w bociany. Aria 
już miała się z nią przywitać, ale Hanna nie patrzyła w jej 
kierunku. Gapiła się na Kate. Jej twarz stężała. 
-Och. 
— Cześć, Hanna! — Kate pomachała do niej. — Fajnie, że 
przyszłaś! 
— Nikt cię tu nie zapraszał — wypaliła Hanna bez ogródek. 
— Owszem — Kate nie przestawała się uśmiechać. Hannie 
zadrżał na twarzy jeden mięsień. Na jej szyi 
i policzkach pojawił się purpurowy rumieniec. Aria patrzyła to na 
Hannę, to na Kate. Cała sytuacja zbiła ją z tropu i zafascynowała 
jednocześnie. Meredith wyglądała na rozbawioną. 
— Mike, przyszedłeś z dwiema dziewczynami? 
— Hej, przecież to impreza. — Mike wzruszył ramionami. — Im 
tłoczniej, tym weselej, co nie? 
— Zawsze to powtarzam! — zaszczebiotała Kate. Chuda jak 
patyk Kate uśmiechała się w tak dziwny 
sposób, że przypominała Arii gibbona z plakatu wiszącego na 
drzwiach jej pokoju, wyciętego z atlasu Zwierzęta 
 
 
 

background image

świata dołączonego do „National Geographic". Hanna była od 
niej o wiele ładniejsza. 
Hanna uniosła wysoko głowę, podeszła do Meredith i wyciągnęła 
do niej dłoń. 
— Hanna Marin. Jestem przyjaciółką rodziny. 
Wręczyła Meredith swój prezent, który dołączył do pozostałych 
podarunków leżących koło kanapy. Hanna spojrzała z 
nienawiścią na Kate, a potem usiadła po drugiej stronie Mike'a, 
przyciskając do niego swoje biodro. Kate badawczo przyglądała 
się paskowi Hanny, zrobionemu z trofeum z kapsuły czasu. 
— Co to jest? — wskazała na czarny bohomaz namalowany przez 
Hannę. 
Hanna rzuciła jej pełne pogardy spojrzenie. 
— Żaba z mangi. A co? Nie widać? 
Aria nie mogła wyjść ze zdumienia. Usiadła w fotelu bujanym. 
Spojrzała na Hannę, pokazała na swój telefon komórkowy i 
napisała do Hanny wiadomość. Dziewczynom z trudem udało się 
wyciągnąć od Hanny jej nowy numer. „Co tu robisz?", zapytała. 
Telefon Hanny zadźwięczał. Przeczytała wiadomość, spojrzała 
na Arię i odpisała. Kilka sekund później odpowiedź dotarła do 
Arii. „Czemu nie powiedziałaś, że zamierzasz zostać sąsiadką 
lana?" 
Aria nie miała zamiaru tak łatwo dać za wygraną. Odpisała: 
„Dowiedziałam się o tym przed chwilą. Podoba ci się Mike?". 
„Może — odpisała Hanna. — To jedyny facet, którego na pewno 
mi nie odbijesz". 
Aria zacisnęła mocno zęby. Hanna miała na myśli krótki romans 
Arii z Seanem Ackardem, który zaczął się 
 

background image

i skończył zeszłej jesieni. Hanna uparcie wierzyła w to, że Aria 
odbiła jej wtedy chłopaka. 
Meredith zaczęła rozpakowywać prezenty i układać je na stoliku 
do kawy. Dostała kilka zabawek, kocyk i odciągacz pokarmu od 
Mike'a. Kiedy wzięła w dłonie pakunek owinięty w papier w 
paski, Kate usiadła wyprostowana. 
— O, to ode mnie! — wykrzyknęła, zacierając dłonie. Hanna 
spojrzała na nią jak na wariatkę. Meredith rozpakowała prezent. 
— O Boże! — westchnęła i z różowego papieru wyciągnęła 
kremowe śpioszki. 
— To organiczny mongolski kaszmir — wyrecytowała Kate. — 
W stu procentach ekologiczny. 
— Dziękuję bardzo. 
Meredith wtuliła twarz w śpioszki, a Byron wziął je w dłoń i 
pokiwał głową jak wybitny znawca kaszmiru. A przecież ubierał 
się głównie w wyciągnięte bawełniane T-shirty i flanelowe 
spodnie od piżamy. 
Hanna zerwała się na równe nogi i pisnęła. 
— Myszkowałaś w moim pokoju? 
— Słucham? — zapytała Kate, otwierając szeroko oczy. 
— Przecież wi ed zi ał aś,  że całymi godzinami szukałam 
właściwego prezentu! — krzyknęła Hanna. 
— Nie wiem, o czym mówisz. — Kate wzruszyła ramionami. 
Meredith odpakowywała właśnie paczkę od Hanny owiniętą 
papierem w bociany. W środku znalazła taki sam pakunek jak 
przed chwilą. 
— Och — westchnęła Meredith, wyciągając z takiego samego 
różowego papieru identyczne kremowe śpioszki z kaszmiru. 
 
 
 

background image

— Są śliczne. Dokładnie tak samo śliczne. 
— Śpioszki się zawsze przydadzą — powiedział ze śmiechem 
Tate, jeden z kolegów Byrona, a humus wypadł mu z ust na 
zmierzwioną brodę. 
Kate również zachichotała dobrodusznie. 
— Wielkie umysły myślą podobnie — powiedziała do Hanny, 
która wyglądała tak, jakby zaraz miała wybuchnąć. 
Mike patrzył to na jedną, to na drugą, najwyraźniej czekając na 
zbliżającą się walkę dwóch dziewczyn. Nagle Aria zauważyła 
jakiś cień przesuwający się za oknem. Dostała gęsiej skórki. Ktoś 
obserwował przyjęcie z podwórza. 
Rozejrzała się, ale nikt z gości nie wydawał się specjalnie 
zaniepokojony. Odchrząknęła, wstała i poszła do holu. Z bijącym 
sercem nacisnęła klamkę i wyszła przed dom. Wokół panowała 
głucha cisza, a w powietrzu pachniało drewnem. Niebo 
ciemniało, lampa uliczna na końcu podjazdu rzucała na trawę 
krąg bladozłotego światła. Kiedy zobaczyła tę samą postać przy 
skrzynce na listy, podskoczyła z przerażenia. Dzięki Bogu to nie 
był łan, tylko... 
— Jenna!? — zawołała Aria. 
Jenna Cavanaugh miała na sobie gruby pikowany płaszcz, czarne 
rękawiczki i szarą czapkę z nausznikami. Jej pies stał obok z 
wywieszonym językiem. Odwróciła twarz w stronę Arii i 
otworzyła usta. 
— To ja, Aria. Wczoraj wprowadziłam się tu z tatą. Jenna 
pokiwała głową. 
— Wiem. — Nie ruszyła się. Miała taki wyraz twarzy, jakby 
czuła się winna. 
— Wszystko w porządku? — zapytała po chwili Aria z bijącym 
sercem. — Mogę ci jakoś pomóc? 
 

background image

Jenna zsunęła swoje wielkie okulary od Gucciego na czubek 
nosa. Wyglądała tak dziwnie w okularach przeciwsłonecznych o 
zmierzchu. Przez chwilę wydawało się, że ma zamiar coś 
powiedzieć, ale odwróciła się tylko i machnęła dłonią. 
-Nie. 
— Zaczekaj! — zawołała Aria, ale Jenna ruszyła przed siebie. 
Zadzwoniły dzwoneczki na obroży jej psa. Jenna szła bezgłośnie. 
Po chwili Aria widziała już tylko jaśniejącą w mroku białą laskę, 
która poruszała się miarowo na drugim końcu ulicy. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

12 
 
SKRÓCIĆ JĄ O GŁOWĘ! 
 
W środę wieczorem Emily postawiła cztery kremowe talerze na 
kwadratowym stole w jadalni państwa Colbertów. Kiedy zaczęła 
układać sztućce, zawahała się. Czy noże kładzie się obok 
widelców czy łyżek? U niej w domu w czasie kolacji nie dbano 
zbytnio o takie szczegóły. Zresztą Emily i jej siostra Carolyn 
często jadały później niż rodzice, dopiero po powrocie z treningu 
na pływalni. 
Isaac wszedł z kuchni do salonu w dżinsach i obcisłym sweterku, 
który podkreślał jego błękitne oczy. Ujął dłoń Emily i położył na 
niej niebieski, ceramiczny pierścionek. 
— Z jakiej to okazji? 
— Bez okazji. — Isaac spojrzał jej głęboko w oczy. — Po prostu 
cię kocham. 
Emily zacisnęła usta. Ogarnęła ją fala uczuć. Nikt wcześniej nie 
dał jej takiego prezentu. 
— Ja też cię kocham — powiedziała i wsunęła pierścionek na 
palec wskazujący, gdzie najlepiej pasował. 

background image

Wciąż myślała o tym, co zaszło między nimi zeszłego wieczoru. 
Czuła się jakoś dziwnie... ale zarazem cudownie. Przynajmniej 
skutecznie odwróciło to jej uwagę od myślenia o powrocie A. W 
szkole na każdej przerwie biegła do łazienki i spoglądała w 
lustro, jakby spodziewała się jakichś zmian. Wciąż spoglądała 
jednak na nią ta sama twarz obsypana piegami, z ogromnymi 
brązowymi oczami i lekko zadartym nosem. Spodziewała się 
jakiegoś blasku albo porozumiewawczego uśmiechu, jakiejś 
oznaki przemiany. Chciała wziąć Isaaca w ramiona, pocałować 
go namiętnie i wyszeptać mu do ucha, że chce to powtórzyć. J u ż  
w k r ó t c e .  
Z zamyślenia wyrwał ją gwałtownie głośny brzęk dobiegający z 
kuchni. Oczywiście nie powiedziałaby tego Isaacowi teraz, przy 
jego rodzicach. 
Isaac wyjął Emily z dłoni sztućce i zaczął je układać obok talerzy 
— łyżki obok noży po prawej, widelce po lewej. 
— Denerwujesz się czymś? — zapytał. — Nie martw się. 
Prosiłem rodziców, żeby nie wypytywali cię o proces w sprawie 
zabójstwa Ali. 
— Dzięki. — Emily zdobyła się na uśmiech. 
Tego wieczoru akurat najmniej przejmowała się pytaniami na 
temat procesu i Ali. Zastanawiała się, co dokładnie usłyszała 
wczoraj pani Colbert. Kiedy mama Isaaca przywitała ją w 
drzwiach, wydawała się sztywna i oficjalna, jakby wcale nie 
cieszyła się z wizyty Emily. Gdy Emily wyszła z łazienki, czuła 
na sobie surowy wzrok, tak jakby pani Colbert chciała ją skarcić 
za to, że nie umyła rąk. 
Emily poszła do kuchni, żeby pomóc mamie Isaaca w podaniu 
pieczeni, brokułów, ziemniaków i pieczywa. 
 

background image

Pan Colbert wszedł do jadalni, rozwiązując krawat. Po 
zmówieniu modlitwy pani Colbert podała Emily półmisek z 
pieczenią, po raz pierwszy tego wieczoru patrząc jej prosto w 
oczy. 
— Częstuj się, kochanie. — Kąciki ust pani Colbert uniosły się w 
górę. — Jadasz mięso, prawda? 
Emily zamrugała. Tylko się jej wydawało, czy faktycznie to 
ostatnie zdanie miało drugie dno? Spojrzała na Isaaca, ale on 
jakby nigdy nic wyciągał właśnie bułkę z wiklinowego 
koszyczka. 
— Dziękuję — odparła Emily, przysuwając do siebie talerz. 
Oczywiście, że lubiła mięso. Takie, które się, hm, je. 
— Emily. — Pan Colbert zanurzył wielką łyżkę w misce z 
ziemniakami. — Wypytałem moich pracowników o ciebie. 
Ponoć masz niezłą reputację. 
Pani Colbert prychnęła pod nosem. Emily upuściła widelec na 
talerz. W pokoju słychać było tylko wentylator obracający się nad 
piecem. 
— Naprawdę? 
— Wszyscy twierdzą, że doskonale pływasz — mówił dalej pan 
Colbert. — Zdobyłaś jakiś ważny tytuł stylem motylkowym? 
Super. To chyba trudna technika? 
— Och. — Emily napiła się wody. — Tak. — Chyba nie powinna 
się spodziewać, że pan Colbert zapyta ją, jak to jest całować się z 
dziewczyną. — To trudna technika, ale mam naturalne 
predyspozycje i jestem dość szybka. 
Pani Colbert zamruczała coś pod nosem. Emily mogłaby 
przysiąc, że usłyszała: „No jasne, że jesteś szybka". 
Emily odstawiła szklankę. Pani Colbert jadła powoli i patrzyła na 
Emily tak, jakby chciała wwiercić się oczami w jej czaszkę. 
 

background image

— Co mówiłaś, mamo? — zapytał Isaac i spojrzał na panią 
Colbert z ukosa. 
Jego mama uśmiechnęła się słodko. 
— Powiedziałam, że Emily jest z natury skromna. Na pewno 
ciężko pracowała, żeby osiągnąć takie rezultaty. 
— No pewnie — uśmiechnął się Isaac. 
Emily wbiła wzrok w talerz. Czuła się jak wariatka. Naprawdę 
właśnie to powiedziała pani Colbert? 
Na deser podano szarlotkę i kawę. Pan Colbert spojrzał na żonę. 
— Wszystko przygotowane na sobotę. Myślałem, że nie 
wystarczy nam ludzi do pracy, bo to olbrzymie przyjęcie, ale 
udało się zebrać zespół. 
— To świetnie — powiedziała pani Colbert. 
— Zapowiada się superimpreza — powiedział Isaac. Emily 
zabrała się do jedzenia ciasta. 
— Co to za przyjęcie? — zapytała. 
— Firma cateringowa taty obsługuje nowy hotel pod miastem — 
wyjaśnił Isaac. Pod stołem chwycił Emily za rękę. — W tym 
budynku mieściła się kiedyś szkoła, prawda? 
— Szpital dla umysłowo chorych — powiedziała mama, 
marszcząc nos. 
— Nie do końca — poprawił ją pan Colbert. — Ośrodek dla 
trudnej młodzieży, nazywany Radley. Ten hotel też się tak będzie 
nazywał. Właściciele plują sobie w brodę, bo za wcześnie 
zaplanowali otwarcie, a nie udało się im jeszcze dokończyć 
remontu. Co prawda, pokoje, których nie dokończono, mieszczą 
się na wyższych piętrach, więc goście ich nie zobaczą. Ale 
wszyscy wiemy, jacy są hotelarze: chcą, żeby wszystko chodziło 
jak w zegarku. 
 

background image

— To naprawdę przepiękny budynek — powiedział Isaac do 
Emily. — Wygląda jak stary pałac. W ogrodzie mają nawet 
labirynt z żywopłotu. Może pojedziesz tam ze mną? 
— No jasne — ucieszyła się Emily i ugryzła kolejny kęs ciasta. 
— Będzie uroczysta kolacja — wyjaśnił Isaac. — Ale za-
planowano też tańce. I podadzą drinki. 
— Ale tobie, Emily, i tak nie podadzą niczego dla dorosłych — 
nie omieszkała dodać pani Colbert. 
Emily poczuła dreszcze. Dl a d o ro sł ych ?  Zdumiona spojrzała 
na Isaaca. „Ona wie — pomyślała. — O wszystkim wie". 
Isaac uśmiechnął się potulnie. 
— Nie martw się. I tak nie pijemy. 
— To dobrze — powiedziała pani Colbert. — Czasem martwię 
się, kiedy chodzicie na te wasze imprezy. Barmani nie zawsze 
pytają o dowody osobiste. — Westchnęła teatralnie. — 
Myślałam, że bardziej niż tą imprezą w hotelu ucieszysz się 
wyjazdem do Bostonu organizowanym przez naszą parafię w 
przyszłym tygodniu. Przecież jeszcze kilka tygodni temu w ogóle 
nie miałeś ochoty chodzić na wielkie przyjęcia z dorosłymi. 
Pani Colbert spojrzała wymownie na Emily, jakby chciała 
powiedzieć, że to ona zepsuła jej syna. 
— Zawsze lubiłem się bawić — zaprzeczył natychmiast Isaac. 
— Och, niech i oni mają coś z życia, Margaret — powiedział 
łagodnie pan Colbert. — Nie zrobią nic głupiego. 
Zadzwonił telefon i pani Colbert poszła odebrać. Isaac wyszedł 
do łazienki, a pan Colbert zniknął w swoim gabinecie. Emily 
kroiła swój kawałek ciasta na coraz mniejsze 
 

background image

kawałeczki. Miała spocone dłonie i gorące policzki. Co się z nią 
działo? Była przewrażliwiona? To wszystko działo się w jej 
głowie. Pani Colbert wcale nie próbowała odegrać się na Emily 
ani zrobić jej wody z mózgu. Mama Isaaca to nie A. 
Zebrała talerze i zaniosła do zlewu w kuchni. Miała nadzieję, że 
jej pomoc zostanie doceniona. Przez kilka minut myła naczynia, 
ale potem sięgnęła po telefon. Właśnie w takiej chwili powinna 
przyjść jakaś sarkastyczna wiadomość od A. na temat 
zachowania Kochanej Mamusi. Może rzeczywiście pani Colbert 
nie zorientowała się, co Emily robiła z Isaakiem zeszłego 
popołudnia? Ale ostrzeżenie od A. przyszło w samą porę przed 
dzisiejszą kolacją. Teraz, tak jak i dawniej, nic nie mogło się 
ukryć przed A. 
Nie dostała żadnego SMS-a. Nagle Emily zdała sobie sprawę, że 
podświadomie czekała na wiadomości od A. Jeśli za całą tą 
intrygą stoi A., to przynajmniej oznacza, że mama Isaaca nie jest 
psychopatką planującą zabójstwo dziewczyny swojego syna, 
tylko ofiarą manipulacji. 
Kiedy pani Colbert zaśmiała się perliście w drugim pokoju, 
Emily rozejrzała się po kuchni. Mama Isaaca zbierała 
porcelanowe krowy, tak jak jej mama kurczaczki. Na lodówce 
zauważyła magnes w kształcie chatki, kościoła z dzwonnicą i 
francuskiej piekarni. Taki sam wisiał na lodówce u niej w domu. 
Pani Colbert była zwykłą mamą, która miała swoją zwykłą 
kuchnię, zupełnie jak pani Fields. Może Emily po prostu była 
przewrażliwiona? 
Emily zebrała umyte widelce, łyżki i noże i wytarła je ścierką, 
zastanawiając się, w której szufladzie Colber-towie trzymają 
sztućce. Otworzyła tę pod zlewem. Zobaczyła tylko baterię, 
nożyczki, jakieś karteluszki, rękawicę 
 

background image

kuchenną w krowie łaty i kilka ulotek z restauracji spiętych 
różowym spinaczem. Emily już miała zamknąć szufladę, gdy 
nagle zauważyła jakieś zdjęcie w jej tylnej części. 
Wyciągnęła je. Przedstawiało Isaaca w holu domu, ubranego w 
trochę za duży garnitur taty. Obejmował ramieniem Emily ubraną 
w różową, satynową sukienkę, którą sobie pożyczyła z szafy 
Carolyn. Fotografię zrobiono w zeszłym tygodniu, kiedy razem 
jechali na imprezę charytatywną do domu Spencer. Pani Colbert 
była dla nich taka słodka. Miała różowe policzki i świetliste 
spojrzenie. 
— Tak ślicznie razem wyglądacie! — szczebiotała. 
Poprawiła Emily bukiecik przy sukience, zawiązała Isaacowi 
krawat, a potem poczęstowała ich ciasteczkami z czekoladą. 
Zdjęcie stanowiło świadectwo tamtej radosnej chwili... poza 
jednym szczegółem. Emily nie miała na nim głowy. Ktoś wyciął 
ją ze zdjęcia, nie pozostawiając nawet jednego kosmyka włosów. 
Emily zamknęła szybko szufladę. Dotknęła dłońmi karku, 
szczęki, uszu, policzków i czoła. Wciąż miała głowę. Kiedy 
patrzyła przez okno w kuchni, zastanawiając się, co ma zrobić, 
zadzwonił jej telefon. 
Struchlała. Więc to jednak sprawka A. Sięgnęła po telefon drżącą 
dłonią. Dostała wiadomość ze zdjęciem. 
Na ekranie pojawiła się fotografia przedstawiająca podwórko 
przy domu Ali. Emily rozpoznała od razu domek na drzewie po 
lewej stronie. Zresztą na zdjęciu była też Ali z uśmiechniętą, 
radosną twarzą. Miała na sobie strój do hokeja z logo 
Młodzieżowej Ligi Rosewood. To oznaczało, że zdjęcie 
pochodzi z szóstej lub siódmej klasy. Potem Ali przyjęto do 
reprezentacji szkoły. Na zdjęciu stały 
 

background image

jeszcze dwie dziewczyny. Jedna z nich, blondynka, schowała się 
za drzewem. To Naomi Zeigler, ówczesna przyjaciółka Ali. 
Druga stała bokiem. Miała ciemne włosy, jasną cerę i czerwone 
usta. J e n n a  C a v a n a u g h .  
Emily z zaciekawieniem przyglądała się fotografii. To niby 
kolejny szantaż A.? A gdzie podpis: „Mam cię! Mamusia uważa 
cię za zwykłą dziwkę!". Czemu A. nie zachowuje się jak 
przystało na... A.? 
Nagle zauważyła, że pod zdjęciem zamieszczony jest podpis. 
Przeczytała go cztery razy, próbując zrozumieć jego znaczenie. 
Znajdź szczegóf, który nie pasuje na tym obrazku. Byle szybko. 
W przeciwnym razie... 
A. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

13 
 
JAKA MATKA, TAKA CÓRKA 
 
W środę po południu Spencer wsiadła do ekspresowego pociągu 
na stacji na Trzydziestej Ulicy, rozsiadła się wygodnie na 
pluszowym siedzeniu, poprawiła pasek swojej szarej wełnianej 
sukienki i strzepnęła źdźbło trawy z czubka bardzo eleganckich 
botków. Dobrą godzinę zabrało jej wybieranie ubrania. Miała 
nadzieję, że jej strój niósł jasny przekaz: „Potrafię się ubrać, ale 
mam poukładane w głowie" i „Świetna ze mnie biologiczna 
córka!". Niełatwo było zachować umiar i odpowiednie proporcje. 
Konduktor, siwowłosy, sympatyczny mężczyzna w błękitnym 
uniformie, sprawdził jej bilet. 
— Jedzie pani do Nowego Jorku? 
— Mhm — wyjąkała Spencer. 
— W interesach czy dla rozrywki? Spencer polizała wargi. 
— Jadę do mojej mamy — odparła. 

 

background image

Konduktor się uśmiechnął. Jakaś starsza pani po drugiej stronie 
korytarza cmoknęła z aprobatą. Spencer miała nadzieję, że tym 
pociągiem nie podróżowali przez przypadek żadni przyjaciele jej 
mamy ani wspólnicy taty. Nie chciała, żeby rodzice dowiedzieli 
się, co robi. 
Tuż przed wyjazdem próbowała jeszcze raz porozmawiać z 
rodziną o swojej domniemanej adopcji. Tata pracował w domu i 
Spencer stanęła w drzwiach jego gabinetu. Obserwowała go, jak 
czyta na ekranie komputera nowy numer „New York Timesa". 
Kiedy chrząknęła, tata spojrzał na nią łagodnie. 
— Tak, Spencer? 
W jego głosie usłyszała troskę. Jakby na chwilę zapomniał, że 
powinien jej nienawidzić. 
W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Miała ochotę zapytać 
tatę, czy jej przypuszczenia mają jakąś podstawę. I dlaczego 
wcześniej jej o tym nie powiedział. I czy traktowali ją przez cały 
czas jak kawałek gówna, bo nie była ich prawowitą córką. Ale 
nagle straciła całą odwagę. 
Teraz jej telefon zadzwonił. Spencer wyciągnęła go z torby. 
Dostała SMS-a od Andrew: „Wpadniesz dziś?". 
Z przeciwka nadjechał z hukiem inny pociąg. Spencer napisała 
odpowiedź: „Jem kolację z rodziną". Nie do końca skłamała. 
Chciała opowiedzieć Andrew o 0livii, ale stchórzyła. Gdyby się 
dowiedział, czekałby jak na szpilkach na wiadomości o tym, jak 
przebiegło ich spotkanie. A jeśli coś nie wypali? Jeśli Spencer 
znienawidzi 0livię? I tak czuła się wystarczająco rozbita 
emocjonalnie. 
Pociąg jechał dalej, stukając kołami. Mężczyzna siedzący przed 
nią odłożył na stolik część gazety. Na stronie Spencer zauważyła 
kolejną historię o Rosewood. Pierwsza linijka 
 

background image

brzmiała: „Czy śledztwo w sprawie zniknięcia DiLaurentis 
przeprowadzono nieudolnie?". A druga: „Czy DiLaurentisowie 
coś ukrywają?". 
Spencer naciągnęła na oczy ręcznie robioną czapeczkę i rozparła 
się wygodnie na siedzeniu. Te szalone opowieści pojawiały się 
codziennie. A jeśli faktycznie policjanci prowadzący od trzech lat 
śledztwo w sprawie Ali przegapili jakiś niezwykle istotny 
szczegół? Przypomniała sobie ostatnie wiadomości od lana: „Oni 
mnie nienawidzą. Wiesz o 
  tym. Dowiedzieli się, że ja wiem. Dlatego musiałem uciekać". 
Coś ją jednak zastanowiło. Przecież łanowi wydawało się, że 
rozmawia z Melissą. Czy zatem ona wiedziała, kto i dlaczego 
nienawidzi lana? Czy łan podzielił się z nią swoimi 
podejrzeniami dotyczącymi zamordowania Ali? Ale jeśli Melissa 
znała jakąś alternatywną historię na temat nocy, kiedy zginęła 
Ali, czemu wcześniej jej nie ujawniła? 
Chyba że... ktoś zmusił ją do milczenia. Przez ostatnie 
czterdzieści osiem godzin Spencer bezskutecznie próbowała 
dodzwonić się do siostry, żeby wypytać ją, czy wie coś więcej. 
Melissa nie odbierała i nie oddzwoniła. 
Drzwi łączące dwa wagony otworzyły się z trzaskiem. Kelnerka 
w granatowej garsonce przeszła między siedzeniami z 
kartonowym pojemnikiem zawierającym butelkę wody 
mineralnej i kubek z kawą śmierdzącą spalenizną. Spencer oparła 
czoło o szybę i gapiła się na przesuwające się obok nagie drzewa 
i słupy telefoniczne. Co miał na myśli łan, kiedy napisał: 
„Nienawidzą mnie"? Czy miało to coś wspólnego z tym 
zdjęciem, które pół godziny temu przesłała jej Emily? 
Przedstawiało Ali, częściowo ukrytą Naomi Zeigler i Jennę 
Cavanaugh na podwórku przed 
 

background image

domem DiLaurentisów. Wiadomość od A. wskazywała na to, że 
fotografia stanowi jakąś podpowiedz. Ale czego dokładnie 
miałaby dotyczyć? No dobra, to dziwne, że Ali przyjaźniła się z 
taką wieśniarą jak Jenna Cavanaugh, ale sama Jenna przyznała 
się Arii, że potajemnie przyjaźniła się z Ali. I co to wszystko 
miało wspólnego z łanem? 
Spencer znała tylko jedną osobę, która nienawidziła lana. Kiedy 
zakradła się z przyjaciółkami na podwórko Ali, żeby ukraść jej 
zdobycz, Jason Dil.aurentis wybiegł z domu i na moment stanął 
jak wryty pośrodku ogródka, patrząc na Melissę i lana siedzących 
na skraju jacuzzi. Wtedy dopiero zaczęli z sobą chodzić. Spencer 
nadal pamiętała, jaki szum robiła Melissa wokół zakupu idealnej 
torby i butów na pierwszy dzień szkoły, żeby zrobić wrażenie na 
swoim nowym chłopaku. Kiedy Ali już wróciła do domu, a 
Spencer poszła do siebie, słyszała, jak w salonie jej siostra 
rozmawia szeptem z łanem. 
— Jakoś się otrząśnie — powiedziała Melissa. 
— To nie o niego się martwię — odparł łan. Dalszej części 
rozmowy Spencer już nie słyszała. Rozmawiali o Jasonie... czy o 
kimś innym? Spencer 
wiedziała, że Jason i Melissa bynajmniej nie pałają do siebie 
wielką przyjaźnią. Chodzili razem na niektóre kursy. Czasami 
kiedy Melissa chorowała, Spencer chodziła do Jasona po zeszyty 
dla siostry. Ale on nigdy nie należał do wielkiej paczki, która 
wynajmowała olbrzymie limuzyny na szkolne imprezy i spędzała 
wakacje w Cannes, Cabo San Lucas czy na Bahamach. Jason 
kumplował się z chłopakami z drużyny piłkarskiej. To oni 
zasłynęli jako wynalazcy gry w „tylko nie to", w którą Spencer 
grała też z Ali i pozostałymi dziewczynami. Jason potrzebował 
 

background image

także wiele czasu i przestrzeni tylko dla siebie. Właściwie rzadko 
spędzał czas z rodziną. Zarówno Hastingsowie, jak 
DiLaurentisowie należeli do lokalnego klubu golfowego i obie 
rodziny regularnie pojawiały się na organizowanych tam co 
tydzień niedzielnych śniadaniach jazzowych. Poza Jasonem, 
który nie przyjeżdżał tam nigdy. Spencer przypomniało się, jak 
któregoś razu Ali wspomniała, że ich rodzice pozwalali Jasonowi 
jeździć samotnie w weekendy do ich domku nad jeziorem w 
górach Pocono. Pewnie tam spędzał niedziele. Zresztą 
DiLaurentisowie niezbyt się przejmowali jego nieobecnością. 
Jedli radośnie śniadanie, opychali się jajecznicą na bekonie, 
popijali szampanem i sokiem pomarańczowym i nadskakiwali 
swojej córce, tak jakby mieli tylko jedno dziecko. 
Spencer zamknęła oczy. Słuchała gwizdu pociągu. Miała 
serdecznie dość tych rozważań. Wydawało się jej, że im bardziej 
oddali się od Rosewood, tym mniej będzie ją to wszystko 
obchodziło. 
Po jakimś czasie pociąg zwolnił. 
— Stacja Penn w Nowym Jorku — oznajmił kond\iktor. 
Spencer chwyciła torebkę i wstała, choć kolana się pod nią 
uginały. To  ws z yst ko  d zi ało  się n ap ra w-d ę. Ruszyła za 
innymi pasażerami do wyjścia. Z peronu ruchomymi schodami 
wyjechała do głównej hali dworca. 
Na stacji pachniało preclami, piwem i perfumami. Jakiś głos 
oznajmił przez megafon, że pociąg do Bostonu wjechał właśnie 
na peron czternasty. Horda pasażerów ruszyła pędem w tamtym 
kierunku, nieomal przewracając Spencer. Rozejrzała się z 
niepokojem. Jak miała rozpoznać 0livię w tym tłumie? Po czym 
Olivia pozna ją? I co w ogóle mają sobie do powiedzenia? 
 

background image

Nagle w niezmierzonej masie ludzi Spencer usłyszała znajomy, 
wysoki chichot. I wtedy pomyślała o najgorszym: a co, jeśli 
Olivia w ogóle nie istnieje? Jeśli to kolejny, okrutny żart A.? 
— Spencer!? — usłyszała czyjeś wołanie. 
Odwróciła się. Młoda blondynka w szarym kaszmirowym 
sweterku i brązowych butach do konnej jazdy szła w jej kierunku. 
Miała malutką torebkę z wężowej skóry i olbrzymi segregator 
wypchany papierami. 
Kiedy Spencer podniosła w górę dłoń, kobieta uśmiechnęła się od 
ucha do ucha. Spencer zamarła. Przecież ten sam szeroki uśmiech 
widziała co dzień w lustrze. 
— Jestem Olivia — przedstawiła się kobieta, chwytając Spencer 
za ręce. Jej drobne, szczupłe palce przypominały palce Spencer. 
Miała takie same zielone oczy i znajomy, czysty i dźwięczny 
głos. — Wiedziałam, że to ty, od kiedy pierwszy raz na ciebie 
spojrzałam. Po prostu wied z iał a m.  
Oczy Spencer napełniły się łzami. Nagle opuścił ją lęk. Okazało 
się, że... wszystko gra. 
— Chodź. — Olivia pociągnęła Spencer w kierunku drzwi 
wyjściowych, mijając grupkę policjantów z psami 
wytresowanymi do wykrywania narkotyków. — Zaplanowałam 
dla nas mnóstwo atrakcji. 
Spencer była w siódmym niebie. Nagle poczuła się tak, jakby jej 
życie dopiero się zaczęło. 
Wieczór był niezwykle ciepły jak na styczeń. Olivia i Spencer 
pojechały taksówką do West Village, gdzie Olivia właśnie się 
wprowadziła. Wstąpiły do butiku Diane 
 
 
 

background image

von Furstenberg, jednego z ulubionych sklepów Olivii. Kiedy 
przeglądały ubrania na wieszakach, Spencer dowiedziała się, że 
Olivia pracuje jako dyrektor artystyczny czasopisma piszącego 
na temat nocnego życia w Nowym Jorku. Urodziła się i 
wychowała w Nowym Jorku. Studiowała na nowojorskim 
uniwersytecie. 
- Ja też chcę złożyć papiery na tę uczelnię - pochwaliła się 
Spencer. 
Faktycznie, w czasach swoich naukowych triumfów planowała 
pójść na ten uniwersytet, w razie gdyby nie przyjęto jej gdzie 
indziej. 
- To fantastyczna szkoła - powiedziała Olivia. 
Nagle westchnęła z zachwytu i wyciągnęła bladozieloną 
sukienkę z kaszmiru. Spencer się zaśmiała. Ona wybrałaby 
dokładnie to samo. Olivia się zaczerwieniła. 
- Zawsze wybieram ten odcień zieleni - powiedziała. 
- Bo podkreśla twoje oczy - zauważyła Spencer. 
- Właśnie. 
Olivia z wdzięcznością spojrzała na Spencer. Jej oczy mówiły. 
„Tak się cieszę, że się odnalazłyśmy". 
Po zakupach ruszyły spacerowym krokiem wzdłuż Piątej Alei. 
Olivia opowiedziała Spencer, że niedawno wyszła za mąż za 
bogatego biznesmena Morgana Fricka. Ceremonia zaślubin 
odbyła się w Hamptons. 
- Dziś wieczorem jedziemy na miesiąc miodowy do Paryża. 
Później polecę helikopterem na jego prywatne lotnisko w 
Connecticut. 
- D z i ś  wi e c z o r e m ?  - Spencer zatrzymała się zdumiona. - 
Gdzie twoje bagaże? 
- Kierowca Morgana przywiezie je na lotnisko - wyjaśniła Olivia. 
 

background image

Spencer pokiwała z uznaniem głową. Tylko prawdziwi bogacze 
mogli pozwolić sobie na własnego kierowcę i samolot. 
— Dlatego tak bardzo chciałam się z tobą dziś spotkać — mówiła 
dalej Olivia. — Wyjeżdżamy na dwa tygodnie i nie chciałam 
odkładać naszego spotkania na później. 
Spencer pokiwała głową. Ona też chyba nie zniosłaby tego 
napięcia przez dwa tygodnie. 
Segregator zaczął wyślizgiwać się spod ramienia Oli-vii, która 
robiła wszystko, żeby papiery nie rozsypały się na chodnik. 
— Mogę to od ciebie wziąć — zaproponowała Spencer. 
Segregator bez trudu zmieściłby się w jej torbie. 
— Naprawdę? — Olivia z wdzięcznością wręczyła jej go. — 
Dzięki. Doprowadza mnie do szału. Morgan prosił, żebym 
zabrała dokumenty dotyczące naszego nowego mieszkania. 
Chciał je spokojnie przejrzeć. 
Skręciły w boczną ulicę, mijając szereg domów z piaskowca. Z 
pokoi na parterze sączyło się złote światło, a Spencer spojrzała 
prosto w oczy wielkiemu kotu wylegującemu się na jednym z 
parapetów. Nie znosiła niewygodnych chwil milczenia w czasie 
rozmowy. Zawsze wydawało się jej, że to ona ponosi winę za 
taką niezręczną sytuację. Zaczęła więc paplać na temat swoich 
rozlicznych osiągnięć. W tym sezonie zdobyła dwanaście goli. 
Od siódmej klasy co roku grała główną rolę w szkolnym 
przedstawieniu. 
— Poza tym mam prawie same szóstki — pochwaliła się i w tej 
samej chwili zdała sobie sprawę, że to nieprawda. 
Z przerażenia zamknęła oczy, jakby zaraz miała nastąpić jakaś 
katastrofa. Olivia się uśmiechnęła. 
 
 

background image

- To fantastycznie, Spencer! Zaimponowałaś mi. Spencer 
ostrożnie podniosła jedną powiekę. Spodziewała się, że Olivia 
zareaguje tak samo jak jej mama. Już słyszała w głowie głos pani 
Hastmgs: „ P r a w i e  same szóstki? A z których przedmiotów 
masz g o r s z e  oceny? I dlaczego tylko szóstki? Nie stać cię na 
szóstki z plusem?". 
Zazwyczaj po takiej rozmowie Spencer czuła się beznadziejnie 
do końca dnia. 
Tymczasem Olivia wcale tak nie zareagowała. Kto wie, może 
życie Spencer potoczyłoby się inaczej, gdyby prawdziwa matka 
me oddała jej do adopcji. Może przestałaby tak desperacko 
walczyć o każdą ocenę i me czułaby się ciągle gorsza od innych. 
Nie musiałaby na każdym kroku udowadniać sobie 1 innym, że 
zasługuje na uznanie i miłość. Nigdy me spotkałaby Ali. O 
historii jej zabójstwa dowiedziałaby się z gazet. 
- Dlaczego mnie oddałaś? - zapytała prosto z mostu. Olivia 
zatrzymała się na środku chodnika i w zamyśleniu spojrzała na 
wysokie budynki po drugiej strome ulicy. 
- No cóż... Gdy cię urodziłam, miałam osiemnaście lat. Byłam o 
wiele za młoda na dziecko. Dopiero zaczęłam studiować. Wcale 
nie przyszło mi to z łatwością. Kiedy się dowiedziałam, że bogata 
rodzina mieszkająca pod Filadelfią chce cię adoptować, 
zrozumiałam, że postąpiłam właściwie. Ale nigdy nie przestałam 
o tobie myśleć. 
Światła się zmieniły. Spencer minęła jakąś kobietę prowadzącą 
na smyczy mopsa w białym sweterku. - Moi rodzice cię znają? 
Olivia pokręciła głową. 
-Korespondowaliśmy, ale nigdy się me spotkaliśmy. Chciałam 
pozostać anonimowa. Oni zresztą też. Po 
 

background image

porodzie strasznie płakałam, bo wiedziałam, że muszę cię oddać. 
- Uśmiechnęła się smutno i dotknęła ramienia Spencer. - Wiem, 
że nie zrekompensuję ci szesnastu lat w trakcie jednego 
spotkania. Ale uwierz mi, myślałam o tobie przez całe twoje 
życie. - Przewróciła oczami. -Przepraszam. Wygaduję jakieś 
tanie banały. Spencer poczuła łzy napływające do oczu. 
- Nie - zaprzeczyła. - Wcale nie. 
Od tak dawna chciała, by ktoś powiedział do niej coś takiego. 
Na rogu Szóstej Alei i Dwunastej Ulicy Olivia nagle się 
zatrzymała. 
- To moje nowe mieszkanie. 
Wskazała dłonią na ostatnie piętro luksusowego 
apar-tamentowca. Na parterze mieściły się małe delikatesy i 
sklep z drogimi meblami. Przed wejściem zatrzymała się 
limuzyna. Wysiadła z mej kobieta w etoli z norek, która po chwili 
zniknęła za obrotowymi drzwiami. 
- Możemy wyjść na górę? - zapytała Spencer błagalnym tonem. 
Nawet z zewnątrz to miejsce wydawało się jej niezwykle 
szykowne. Olivia spojrzała na luksusowy zegarek na swoim 
nadgarstku. 
- Chyba już me zdążymy. Powinnyśmy iść do restauracji. 
Następnym razem, obiecuję. 
Spencer nie dała po sobie poznać, że jest rozczarowana. Nie 
chciała się narzucać. Razem z 0livią szybkim krokiem poszły do 
przytulnej restauracji znajdującej się kilka przecznic dalej. W 
pomieszczeniu pachniało szafranem, czosnkiem i małżami. Sala 
pękała w szwach. Spencer i Olivia zajęły miejsce przy stoliku. Ich 
twarze oświetlał 
 
 

background image

blask świecy. Olivia natychmiast zamówiła butelkę czerwonego 
wina, prosząc, by kelner nalał też trochę Spencer. 
— Proponuję toast — powiedziała, stukając swoim kieliszkiem w 
kieliszek Spencer. — Oby więcej takich wizyt. 
Spencer czuła się wniebowzięta. Rozejrzała się. Przy barze 
siedział jakiś młody chłopak łudząco podobny do Noela Kaima, 
choć wyglądający znacznie poważniej. Obok niego siedziała 
dziewczyna w dżinsach wpuszczonych w cholewki 
jasnobrązowych wysokich butów. Śmiała się. Dalej zobaczyła 
elegancką, starszą parę — kobietę w srebrzystym ponczo i 
mężczyznę w uszytym na miarę garniturze w paski. Z głośników 
płynęła jakaś francuska piosenka. W Nowym Jorku wszystko 
wydawało się jej sto razy bardziej fascynujące niż w Rosewood. 
— Chciałabym tu mieszkać — westchnęła Spencer. Olivia 
przekrzywiła głowę i spojrzała na nią z błyskiem 
w oku. 
— Wiem. Też bym tego chciała. Ale w Pensylwanii pewnie żyje 
się przyjemnie. Macie tam tyle przestrzeni i czyste powietrze. — 
Dotknęła dłoni Spencer. 
— Rosewood to fajne miasteczko. — Spencer obracała w 
dłoniach kieliszek i ważyła każde słowo. — Ale moi rodzice są 
do bani. — Olivia otworzyła usta, a na jej twarzy pojawił się 
wyraz zatroskania. — Traktują mnie jak powietrze. — Wyjaśniła 
Spencer. — Dałabym wszystko, żeby tylko się od nich 
wyprowadzić. Pewnie nawet by za mną nie tęsknili. 
Zawsze kiedy czuła mrowienie w nosie, wiedziała, że zbiera się 
jej na płacz. Spojrzała na swoje kolana, próbując zapanować nad 
emocjami. Olivia pogłaskała ją po ramieniu. 
— Też bym dała wszystko, żebyś mogła się tu przeprowadzić — 
powiedziała. — Ale muszę ci też coś wyznać. Bardzo 
 

background image

trudno zaskarbić sobie zaufanie Morgana. Kiedyś bliscy 
przyjaciele wykorzystali go, żeby zabrać mu trochę pieniędzy 
Teraz z wielką rezerwą podchodzi do nieznajomych. Jeszcze mu 
o tobie nie opowiadałam. Wie, że kiedyś oddałam dziecko do 
adopcji, ale nie mówiłam mu, że cię szukam. Chciałam najpierw 
sprawdzić, czy ty to ty. 
Spencer pokiwała głową. Doskonale rozumiała Oliviç. Przecież 
ona też nie powiedziała nikomu o swoich poszukiwaniach. 
- Porozmawiam z nim o tobie w Paryżu - dodała Olivia. - Kiedy 
się spotkacie, na pewno go zauroczysz. 
Spencer ugryzła kawałek chleba, rozważając stojące przed nią 
możliwości. 
- Gdybym się tu przeprowadziła, nie musiałabym z wami 
mieszkać - oznajmiła. - Wynajęłabym własne mieszkanie. 
Olivia spojrzała na nią oczami pełnymi nadziei. 
- Dałabyś sobie radę sama? Spencer wzruszyła ramionami. 
- No jasne. 
Przecież ostatnio i tak prawie nie widywała rodziców. Już teraz 
żyła na własny rachunek. 
- Bardzo bym chciała mieć cię blisko siebie - przyznała Olivia, a 
jej oczy się rozświetliły - Pomyśl, mogłabyś wynająć jakąś 
kawalerkę w sąsiedztwie naszego domu. Na pewno Michael, nasz 
pośrednik nieruchomości, znalazłby dla ciebie jakąś specjalną 
ofertę. 
-Już w przyszłym roku mogłabym pójść na studia -dodała 
Spencer z narastającym podekscytowaniem. -1 tak rozważałam 
taką możliwość. 
 
 
 

background image

Kiedy spotykała się potajemnie z Wrenem, chłopakiem Melissy, 
wpadła na pomysł, że złoży papiery na Uniwersytet Pensylwanii, 
żeby wyprowadzić się z domu i zamieszkać z nim. Rozmawiała 
nawet z administracją szkoły o możliwości wcześniejszego 
ukończenia liceum. W jej wypadku byłaby to formalność, bo 
zaliczyła wcześniej mnóstwo roz szerzonych kursów. 
Olivia nabrała powietrza, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. 
Ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie, napiła się wina i uniosła w 
górę dłonie, jakby chciała powstrzymać Spencer. 
— Nie wolno się tak nakręcać — powiedziała. — Powinnaś 
zachowywać się odpowiedzialnie. Powinnaś zostać ze swoją 
rodziną, Spencer. Na razie możesz mnie odwiedzać, jak często 
chcesz. — Poklepała dłoń Spencer, która nie potrafiła ukryć 
rozczarowania. — Nie martw się. Dopiero co cię odnalazłam i nie 
mam zamiaru znowu cię stracić. 
Kiedy wypiły butelkę wina i zjadły makaron z owocami morza, 
poszły spacerkiem na lądowisko dla helikopterów przy rzece 
Hudson. Zachowywały się jak najlepsze przyjaciółki, a nie jak 
matka i córka. Kiedy Spencer zobaczyła śmigłowiec czekający na 
Ołivię, ścisnęła jej ramię. 
— Będę za tobą tęsknić. Olivii drgała dolna warga. 
— Niedługo wrócę. I zaplanujemy kolejne spotkanie. Może 
wybierzemy się na zakupy na Madison Avenue? W sklepie 
Louboutina dostaniesz zawału. 
— Umowa stoi. 
Spencer przytuliła do siebie 0livięktóra pachniała perfumami od 
Narcisa Rodrigueza, jednym z ulubionych 

background image

zapachów Spencer. Olivia posłała jej pocałunek i wsiadła do 
helikoptera. Śmigło zaczęło się kręcić, a Spencer odwróciła się i 
spojrzała na miasto. Taksówki jeździły po West Side Highway. 
Na chodniku mnóstwo osób uprawiało jogging, choć minęła już 
dziesiąta. W oknach mieszkań zapalały się i gasły światła. Po 
rzece Hudson płynęła barka, na której odbywało się jakieś 
przyjęcie. Na pokładzie stał tłum gości ubranych w garnitury i 
eleganckie suknie. 
Dałaby się pokroić żywcem, byle tylko móc tu zamieszkać. Na 
dodatek teraz miała ważny powód. Helikopter wzniósł się nad 
ziemię. Olivia nałożyła na uszy olbrzymie słuchawki, wychyliła 
się przez okno i pomachała energicznie w stronę Spencer. 
— Bon voyage ! — zawołała do niej Spencer. 
Kiedy poprawiła torbę, coś uderzyło ją w ramię. Segregator Oli 
vii. 
Podniosła go w górę i pomachała nim nad głową. 
— Zapomniałaś tego! 
Ale Olivia mówiła coś do pilota ze wzrokiem wbitym w 
horyzont. Spencer machała, póki helikopter nie zmienił się w 
małą kropkę na niebie. Opuściła ramiona i odwróciła się. 
Przynajmniej teraz miała po co wrócić do Nowego Jorku. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

14 
 
NASTĘPNEGO DNIA W POCIĄGU JADĄCYM NA 
ZACHÓD... 
 
Następnego dnia po południu Aria stała na peronie na stacji 
kolejowej w Yarmouth, mieście oddalonym o kilka kilometrów 
od Rosewood. Słońce świeciło jeszcze wysoko na niebie, ale 
powietrze było mroźne i Aria poczuła, jak palce drętwieją jej z 
zimna. Wyciągając szyję, rozejrzała się wzdłuż torów. Pociąg już 
nadjeżdżał, połyskując w oddali. Serce biło jej coraz szybciej. 
Kiedy wczoraj zobaczyła, jak Mike obskakuje nie jedną, ale dwie 
seksowne dziewczyny, doszła do wniosku, że życie trwa zbyt 
krótko, by spędzić je na czczych rozważaniach. Zapamiętała, że 
w czwartki Jason kończył zajęcia na tyle wcześnie, że mógł 
złapać ekspresowy pociąg do Yarmouth o 15.00. A to oznaczało, 
że wiedziała, gdzie go szukać. 
Odwróciła się i spojrzała na domy po drugiej stronie torów. Na 
kilku gankach zauważyła worki ze śmieciami. 
 

background image

Z okiennych framug płatami schodziła farba. W żadnym z nich 
nie mieścił się sklep z antykami czy salon piękności, jak w 
domach otaczających stację kolejową w Rosewood. W pobliżu 
nie zauważyła też żadnego supermarketu ani Starbucksa, tylko 
sklep z fajkami, gdzie przepowiadano przyszłość, czytając z 
dłoni, i oferowano „inne usługi wróżbiarskie" — cokolwiek by to 
znaczyło — oraz bar o nazwie Hej Ho!, z wielką tablicą 
informującą, że można tu zjeść „Ile dasz radę za $5!". Nawet 
drzewa wyglądały tu licho. Aria rozumiała, dlaczego 
DiLaurentisowie nie chcieli się przeprowadzić do Rosewood na 
czas trwania procesu, ale dlaczego zdecydowali się na 
Yarmouth? 
Usłyszała za sobą parsknięcie. Kiedy się odwróciła, jakiś cień 
przesunął się po drugiej stronie torów. Stanęła na palcach i 
wytężyła wzrok, ale nikogo nie zauważyła. Przypomniało się jej 
wczorajsze spotkanie z Jenną Cavanaugh na podwórku nowego 
domu. Jenna wyglądała tak, jakby miała zamiar coś jej 
powiedzieć... lecz w ostatniej chwili zrezygnowała. Poza tym 
Emily przesłała jej zdjęcie od A., przedstawiające Ali i Jennę. 
Aria nigdy wcześniej go nie widziała. „A nie mówiłam? - pisała 
Emily w SMS-ie. -Więc jednak one się przyjaźniły". Przecież 
równie dobrze Ali mogła u d a wa ć sympatię dla Jenny, żeby 
zaskarbić sobie jej zaufanie. To byłoby posunięcie w jej stylu - 
zbudować z kimś bliską więź tylko po to, żeby poznać jego 
najgłębsze sekrety. 
Pociąg z rykiem wjechał na stację i zatrzymał się z piskiem kół. 
Konduktor otworzył drzwi, a z wagonów zaczęli wychodzić 
pasażerowie. Arii zaschło w ustach, gdy zobaczyła blond 
czuprynę i szarą kurtkę Jasona. Podbiegła do niego i chwyciła go 
pod łokieć. 
 

background image

- Jason? 
Jason odwrócił się gwałtownie, jakby ktoś go zaatakował. Kiedy 
zobaczył Arię, rozluźnił się. 
- O, cześć. - Miał rozbiegany wzrok. - Co ty tu robisz? Aria 
chrząknęła. Musiała się opanować, żeby nie odwrócić się na 
pięcie, pobiec do samochodu i odjechać. 
- Może wyjdę na idiotkę, ale fajnie mi się wtedy z tobą 
rozmawiało. I... chciałam zapytać, czy moglibyśmy się kiedyś 
spotkać. Ale jeśli to zły pomysł, nie nalegam. 
Jason uśmiechnął się ciepło. Jej wyznanie zrobiło na nim 
wrażenie. Zszedł z drogi grupce biznesmenów nadchodzących z 
przeciwka. 
-Nie wyjdziesz na idiotkę - pocieszył ją, patrząc jej prosto w 
oczy. 
- Nie? — Arii kamień spadł z serca. Jason spojrzał na swój wielki 
zegarek. 
- Masz ochotę iść się czegoś napić? Nie spieszy mi się. 
- J-jasne - wyjąkała Aria łamiącym się głosem. 
- Znam idealne miejsce w Hollis. Pojedziesz tam za mną? 
Aria skinęła głową, ciesząc się w duchu, że nie zaproponował 
baru Hej Ho! Jason puścił ją przodem na schodach prowadzących 
z peronu na stację. Kiedy wyszli na parking, zauważyła coś kątem 
oka. Ta sama postać, którą widziała wcześniej, stała w oknie 
stacji, jakby czegoś wypatrywała. Miała wielkie okulary 
przeciwsłoneczne i puchatą kurtkę z naciągniętym na głowę 
kapturem. Nie było widać jej twarzy. Ale i tak Arii wydawało się, 
że ten ktoś patrzy właśnie na nią. 
 

background image

Aria pojechała do Hollis za czarnym bmw Jasona. Nie 
omieszkała sprawdzić, czy na karoserii jego auta widać jakieś 
wgniecenia. Przypomniała sobie, co Emily mówiła o zachowaniu 
Jasona w czasie ich ostatniego spotkania. Nie zauważyła jednak 
na karoserii nawet najmniejszej skazy. 
Kiedy oboje znaleźli wreszcie miejsce do parkowania przy ulicy, 
Jason poprowadził Arię wąską alejką do wiktoriańskiego domu z 
wysokimi schodami. Nad gankiem wisiała tabliczka ze słowem 
BATES. Po prawej stronie stał skrzypiący, czarny fotel na 
biegunach. Wyglądał, jakby zrobiono go z ludzkich kości. 
— To jakiś bar? 
Aria się rozejrzała. Bary w Hollis, które znała, takie jak Snooker's 
czy piwiarnia Zwycięstwo, były ciemnymi, śmierdzącymi 
spelunami, gdzie za dekorację robiły neony reklamujące piwo 
Guinness i Budweiser. Tymczasem bar Bates miał w oknach 
witraże i kołatkę z brązu na drzwiach wejściowych. Nad gankiem 
z sufitu zwisały gałązki suchych roślin. W podobnym, starym 
domu mieszkał Brynja, jej nauczyciel gry na fortepianie z 
Rejkiawiku. 
Drzwi otworzyły się, ukazując olbrzymi salon z drewnianą 
podłogą. Wzdłuż ścian stały czerwone, pluszowe kanapy, a w 
oknach wisiały mięsiste zasłony, podobne do teatralnych kurtyn. 
— To miejsce jest ponoć nawiedzone — szepnął Jason. — 
Dlatego nazywają je Bates. Jak hotel Bates z Psychozy 
Hitchcocka. 
Podszedł do baru i usiadł na wysokim stołku. Aria odwróciła 
wzrok. Zanim jeszcze znaleziono ciało Ali, wydawało się jej, że 
to ona gra rolę A. Albo jej duch. 
 
 

background image

Któregoś razu w oddali widziała dziewczynę o blond włosach. 
Ale pewnie była to Mona, która szpiegowała wszystkie 
dziewczyny, żeby wydobyć ich najbrudniejsze sekrety. Teraz, 
kiedy Mona nie żyła, Arii wciąż zdarzało się widzieć blondynkę 
podobną do Ali, która chowała się za drzewem albo stała w oknie, 
jakby zza grobu obserwowała Arię. 
Ubrany na czarno krótkowłosy barman przyjął od nich 
zamówienie. Aria poprosiła o pinot noir - wydawało się jej to 
takie eleganckie - a Jason o gimlet. Kiedy zauważył pytający 
wyraz twarzy Arii, powiedział: 
- To gin z sokiem z limonki. Moja dziewczyna nauczyła mnie to 
pić w czasie studiów. 
- Och. - Aria zamarła na dźwięk słowa „dziewczyna". 
- Już się nie spotykamy - dodał natychmiast Jason, a Aria 
zarumieniła się jeszcze bardziej. 
Barman podał im drinki. Jason przysunął swoją szklankę do Arii. 
- Spróbuj. 
Aria upiła mały łyk. 
- Dobre — powiedziała. 
Drink smakował jak sprite, ale nieco lepiej. Jason założył ręce na 
piersi i spojrzał na Arię z zaciekawieniem. 
- Nie wyglądasz na kogoś, kto po raz pierwszy pije w barze. - 
Zniżył głos. - Uwierzyłbym, gdybyś powiedziała, że masz 
dwadzieścia jeden lat. 
Aria oddała mu drinka. 
- Ostatnie trzy lata spędziłam na Islandii. Tam przepisy dotyczące 
picia nie są tak restrykcyjne. Poza tym me mam surowych 
rodziców. No i nie musiałam wracać do domu samochodem. 
Mieszkałam niedaleko największej imprezowni w mieście. 
Najgorsze, co mi się przydarzyło, 
 

background image

to wywrotka na chodniku po wypiciu za dużo sznapsa. Otarłam 
sobie kolano. 
— Zmieniłaś się w Europie. — Jason odchylił się nieco i 
przyjrzał Arii badawczo. - Pamiętam cię jako małą dziwaczkę. A 
teraz... - Urwał nagle. 
Arii serce zabiło mocniej. A teraz... co? 
— Na Islandii znacznie lepiej się czułam — przyznała, kiedy 
zrozumiała, że Jason nie dokończy zdania. 
— Jak to? 
— No wiesz... — Aria popatrzyła na olejne portrety ary-stokratek 
wiszące na ścianach baru. Pod każdym widniała plakietka z 
nazwiskiem, datą urodzin i śmierci. — Przede wszystkim 
poznałam fajnych facetów. Tam nikt nie dbał o to, czy jestem 
popularna. Pytali, jakie czytam książki i jakiej słucham muzyki. 
W Rosewood faceci polują tylko na dziewczyny jednego 
gatunku. 
Jason oparł łokieć na barze. 
— Takie jak moja siostra? 
Aria wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. Właśnie to miała 
na myśli, ale nie chciała wymawiać na głos imienia Ali. 
Na twarzy Jasona pojawił się jakiś dziwny wyraz. Zastanawiała 
się, czy wiedział, jakie wrażenie robiła jego siostra na facetach. 
Czy wiedział o sekretnym związku Ali i lana? Czy ze 
zdumieniem dowiedział się o tym dopiero po jego aresztowaniu? 
I co wtedy czuł? Jason dalej sączył gimlet, ale nie był już taki 
poważny. 
— I co? Na Islandii pewnie się zakochałaś, i to parę razy? 
Aria pokręciła głową. 
 
 

background image

- Owszem, miałam kilku chłopaków, ale tylko raz naprawdę się 
zakochałam. - Niezdarnie upiła łyk wina. Tego dnia niewiele 
zjadła, a wino działało na nią błyskawicznie. - W moim 
nauczycielu literatury. Pewnie już o tym słyszałeś. 
Na czole Jasona pojawiła się zmarszczka. Czyli jednak nie 
słyszał. 
- To już skończone - wyjaśniła. - Tak naprawdę, zerwaliśmy z 
sobą z wielkim hukiem. Musiał odejść z pracy... przeze mnie. 
Kilka miesięcy temu wyjechał z Rosewood. Obiecał, że do mnie 
napisze, ale do tej pory się nie odezwał. 
Jason pokiwał głową ze współczuciem. Aria sama się zdziwiła, 
jak łatwo przyszło jej opowiedzieć mu o tym wszystkim. W jego 
towarzystwie czuła się zupełnie bezpieczna. Jakby wiedziała, że 
on nie zamierza jej osądzać. 
- A ty kochałeś kiedyś kogoś? - zapytała. 
- Tylko raz. - Jason odchylił głowę do tyłu i wypił drinka do dna. 
W szklance zastukały kostki lodu. - Złamała mi serce. 
- Kto to był? 
Jason wzruszył ramionami. 
- Nikt ważny. Przynajmniej teraz. 
Barman podał Jasonowi kolejnego gimleta. Wtedy Jason dotknął 
ramienia Arii. 
- Wiesz, myślałem, że powiesz, że to we mnie się zakochałaś. 
Aria otworzyła ze zdumienia usta. Więc Jason... wiedział? 
- Aż tak to było po mnie widać? Jason się uśmiechnął. 
 

background image

— Nie. Po prostu jestem przenikliwy. 
Aria dała barmanowi znak, by nalał jej więcej wina. Czuła ciepło 
na policzkach. Zawsze skrzętnie ukrywała swoje uczucia dla 
Jasona. Chyba umarłaby ze wstydu, gdyby on się o wszystkim 
dowiedział. Teraz miała ochotę zapaść się pod ziemię. 
- Pamiętam, że kiedyś czekałaś przed salą, gdzie miałem zajęcia 
— wyjaśnił Jason łagodnym głosem. — Od razu cię zauważyłem. 
Rozglądałaś się... a jak mnie zobaczyłaś, oczy ci się zaświeciły. 
Aria chwyciła się krawędzi baru. Przez sekundę wydawało się jej, 
że Jason wspomni o tym, jak dał jej trofeum Ali. On jednak miał 
na myśli ten dzień, kiedy czekała na niego po zajęciach z 
dziennikarstwa, żeby pochwalić się egzemplarzem Rzeźni numer 
pięć 
z autografem autora. To był piątek. Niedługo potem 
wszystkie cztery zakradły się na podwórko Ali. 
A może Jason w ogóle nie miał ochoty rozmawiać o kradzieży 
kawałka sztandaru. Może miał wyrzuty sumienia. 
- No jasne, że pamiętam — zawstydziła się Aria. — Naprawdę 
chciałam z tobą pogadać. Tylko że sekretarka dopadła cię 
pierwsza. Mówiła, że dzwoni do ciebie jakaś dziewczyna. 
Jason zmarszczył czoło, jakby próbował sobie to przypomnieć. 
— Naprawdę? 
Aria pokiwała głową. Sekretarka wzięła Jasona pod ramię i 
zaprowadziła do biura. Teraz Aria przypomniała sobie coś 
jeszcze. Sekretarka powiedziała: „Przedstawiła się jako twoja 
siostra". Ale przecież chwilę wcześniej Aria widziała, jak Ali 
idzie do szatni przy sali gimnastycznej. 
 
 
 

background image

Może dzwoniła wtedy tajemnicza dziewczyna Jasona i podszyła 
się pod jego siostrę, bo wiedziała, że to jedyny sposób, żeby 
skłonić sekretarkę, by po niego poszła. 
— Pomyślałam, że dzwoni do ciebie jakaś śliczna, starsza ode 
mnie dziewczyna. I masz ochotę pogadać z nią, a nie z jakąś 
stukniętą szóstoklasistką — dodała Aria, rumieniąc się znowu. 
Jason pokiwał powoli głową, jakby wszystko sobie przypomniał. 
Wymamrotał coś pod nosem, coś, co brzmiało jak: 
„Niezupełnie". 
— Słucham? - zapytała Aria. 
— Nie, nic. - Jason wypił do końca resztę drugiego drinka. Potem 
spojrzał na Arię nieśmiało. — Cieszę się, że teraz bez oporów 
przyznajesz się do swojej fascynacji. 
Aria poczuła ciarki na plecach. 
— Może to coś więcej niż fascynacja — wyszeptała. 
— Mam nadzieję — odparł Jason. 
Uśmiechnęli się do siebie nieśmiało. Aria słyszała dudnienie w 
uszach. 
Drzwi do baru otwarły się i do środka wkroczyło kilku studentów 
z Hollis. Ktoś w rogu zapalił papierosa, wypuszczając w 
powietrze dym. Jason spojrzał na zegarek i sięgnął do kieszeni. 
— Trochę się spieszę. - Wyciągnął z portfela banknot 
dwudziestodolarowy. Tyle wystarczyło, żeby zapłacić za dwa 
drinki. Spojrzał na Arię. - No więc... — zaczął. 
— No więc — powtórzyła jak echo Aria. 
A potem nachyliła się, chwyciła go za rękę i pocałowała 
dokładnie tak, jak chciała to zrobić lata wcześniej, przed szkolną 
salą. Na ustach miał wciąż smak ginu z sokiem z limonki. Jason 
przyciągnął ją do siebie i wsunął jej dłoń 
 

background image

we włosy. Po chwili oderwali się od siebie, uśmiechając szeroko. 
Arii wydawało się, że zaraz zemdleje. 
- No więc, do zobaczenia — powiedział Jason. 
- No jasne - Aria ledwie potrafiła wydobyć z siebie słowa. 
Jason podszedł do wyjścia, otworzył drzwi i wyszedł. 
- O Boże - wyszeptała Aria, odwracając się do baru. Miała ochotę 
wejść na stołek barowy i opowiedzieć 
wszystkim o tym, co się właśnie stało. Musiała się komuś z tego 
zwierzyć. Ale Ella była zajęta Xavierem. Mike'a nic by to nie 
obeszło. Mogła powiedzieć Emily. Ale przecież ona potrafiła 
zawsze pozbawić ją entuzjazmu, bo wierzyła święcie, że tylko 
Ali miała serce pełne dobroci, a Jason nie. 
Rozległ się dźwięk jej telefonu. Podskoczyła i spojrzała na ekran. 
Dostała nową wiadomość. Z zastrzeżonego numeru. 
Nagle uszło z niej całe podekscytowanie. Spojrzała na otaczający 
ją tłum. Jacyś ludzie siedzieli na kanapach pogrążeni w 
rozmowie. Student z dredami szeptał coś na ucho barmanowi, 
patrząc wprost na Arię. Z końca sali dobiegł jakiś chłodny 
podmuch, nieomal gasząc świece na barze. Jakby gdzieś na 
tyłach ktoś otworzył drzwi. 
Nowa wiadomość. Aria przeczesała dłonią włosy. Po chwili 
przeczytała SMS-a. 
Smakował ci gimlet? Przykro mi, kochanie, ale piękny sen 
właśnie się skończył. Wielki Brat nie powiedział ci całej prawdy. 
I uwierz mi... wcale nie chcesz jej poznać. 
A. 
 
 
 
 
 

background image

15 
 
DO BOJU, KATE! 
 
Tego samego wieczoru, godzinę później, Hanna niecierpliwie 
przestępowała z nogi na nogę, czekając na Mike'a pod 
modernistycznym, dziwacznym domem Montgomerych. 
Wcześniej zadzwoniła do taty, żeby poprosić go o pozwolenie na 
pójście wieczorem do biblioteki, by tam pouczyć się... b ez Kate. 
Wyjaśniła, że w samotności szybciej nauczy się na pamięć 
długiej listy czasowników nieregularnych. 
— No dobrze — odparł tata szorstko. 
Na szczęście ostatnio szedł na ustępstwa i zgadzał się, żeby 
Hanna wychodziła z domu sama, nie ciągnąc za sobą Kate. 
Wczoraj pozwolił jej samej iść po prezent dla dziecka Meredith. 
Jak się okazało, pozwolił też Kate na samotne zakupy, zresztą w 
tym samym sklepie... Gdy tylko Hanna dostała pozwolenie na 
samotne wyjście z domu, napisała SMS-a do Mike'a, zapraszając 
go na randkę... sa m n a sam. A tata? Cóż, czego oczy nie widzą, 
tego sercu nie żal. 
 

background image

Patrzyła na małe lampki w kształcie sześcianów oświetlające 
ganek domu Montgomerych. Od dawna nie odwiedzała Arii w 
domu i już zapomniała, jakie to dziwne miejsce. Dom miał z 
przodu tylko jedno okno, krzywo usytuowane nad schodami. Za 
to cała tylna ściana była właściwie jednym wielkim oknem, 
rozciągającym się od parteru do drugiego piętra. Kiedyś siedziały 
wszystkie w salonie u Arii i patrzyły, jak przez podwórko za 
domem przechodzi kilka jelonków. Ali spojrzała wtedy na 
wielkie okna i cmoknęła. 
— Nie obawiacie się podglądaczy? — Szturchnęła Arię w bok. 
— Pewnie twoi rodzice nie mają żadnych tajemnic, które 
chcieliby ukryć przed ludźmi? 
Aria zaczerwieniła się i wyszła do drugiego pokoju. Hanna nie 
wiedziała wtedy, czemu Aria tak się zdenerwowała. Zrozumiała 
to znacznie później. Ali odkryła romans ojca Arii i torturowała 
Arię, przypominając jej o tym na każdym kroku. Zresztą w ten 
sam sposób znęcała się nad Hanną, kiedy dowiedziała się o jej 
bulimii. 
Co za suka. 
Mike wyszedł na ganek. Miał na sobie ciemne dżinsy i długi 
wełniany płaszcz z postawionym kołnierzem. Niósł olbrzymi 
bukiet róż. Hanna poczuła ciarki na całym ciele. Bynajmniej nie 
spodziewała się wiele po tej randce. Ale przecież każda 
dziewczyna lubi dostawać kwiaty w szary, zimowy dzień. 
— Jakie śliczne — ucieszyła się. — Nie trzeba było. 
— Skoro tak mówisz. — Mike cofnął rękę, w której trzymał 
kwiaty. Zaszeleścił celofan. — Dam je mojej drugiej 
dziewczynie. 
Hanna złapała go za ramię. 
 

background image

— Ani mi się waż. — Zupełnie nie bawiły jej takie żarty. 
Przynajmniej od czasu, kiedy Mike wykręcił jej wczoraj ten 
numer na przyjęciu u Meredith. Bębniła palcami o kierownicę 
swojej toyoty prius. — Dokąd jedziemy? 
— Do centrum handlowego — odparł Mike z zagadkowym 
uśmiechem. 
Hanna spojrzała na niego z niepokojem. 
— Byle nie do Rive Gauche. 
Znając jej pecha, obsługiwałby ich pewnie Lucas, a na kolejne 
spięcie z nim nie miała najmniejszej ochoty. 
— No coś ty. Jedziemy na zakupy. Hanna zmarszczyła nos. 
-Ha. 
— Mówię poważnie. — Mike uniósł w górę ręce. — Chcę cię 
zabrać na całonocne zakupy. Wiem, że dziewczyny to uwielbiają, 
a niczego bardziej nie pragnę niż twojego szczęścia. 
Spojrzał na nią z pełną powagą. Hanna włączyła silnik. 
— No to lepiej jedźmy tam, zanim zmienisz zdanie. Pojechali do 
centrum okrężną drogą. Hanna zwalniała 
przed każdym znakiem ostrzegającym przed stadami jeleni. 
0 tej porze roku aż się od nich roiło w okolicy. Mike włożył płytę 
do odtwarzacza. W głośnikach zadudnił bas, a potem popłynął z 
nich krzykliwy głos. Mike natychmiast zaczął wtórować 
wokaliście. Hanna też rozpoznała piosenkę i podśpiewywała pod 
nosem. Mike spojrzał na nią. 
— Znasz ten zespół? 
— To Led Zeppelin - odparła Hanna, tak jakby powiedziała 
właśnie najoczywistszą rzecz na świecie. 
Sean Ackard, jej były chłopak, w zeszłe wakacje zaczął słuchać 
tej grupy - chyba każdy chłopak z drużyny 
 

background image

piłkarskiej i lacrosse musiał przez to przejść — ale uznał, że to 
zbyt mroczne brzmienie jak na jego czystą, dziewiczą duszę. 
Mike z niedowierzaniem zmarszczył brwi. 
— A co? Myślałeś, że słucham Miley Cyrus? — obruszyła się. — 
Albo The Jonas Brothers? 
No cóż, K a t e słuchała The Jonas Brothers. I szlagierów z 
musicali. 
Kiedy dotarli wreszcie na parking przy centrum handlowym, 
oboje na całe gardło ryczeli piosenkę Dazed and Confused. Mike 
znał na pamięć cały tekst i nawet odegrał na niewidzialnej gitarze 
solówkę. Hanna zgięła się wpół ze śmiechu. 
Na parkingu stało mnóstwo samochodów. Zatrzymali się przy 
sklepie z akcesoriami do domu. Tuż obok było wejście do 
wielkiego sklepu z ubraniami, ze specjalną ekskluzywną częścią, 
gdzie sprzedawano takie marki, jak Louis Vuitton czy Jimmy 
Choo. Kiedy wysiedli z samochodu, uderzyła ich fala mroźnego 
powietrza. Hanna usłyszała chrząknięcie. Tuż obok, przy białym 
samochodzie stał mężczyzna i próbował włożyć do bagażnika 
jakąś ciężką beczkę, najprawdopodobniej zawierającą gaz. Kiedy 
przesunął się nieco, Hanna zauważyła na drzwiach auta napis: 
„Policja Rosewood". Mężczyzna miał mocno zarysowaną 
szczękę i spiczasty nos. Spod wełnianej czapeczki wystawały 
gęste, ciemne włosy. 
W i l d e n ?  
Hanna obserwowała, jak Wilden podnosi drugą butlę z gazem i z 
ogromnym wysiłkiem wkłada ją do bagażnika. Nie miał w domu 
normalnego ogrzewania? W pierwszej chwili chciała mu 
pomachać, ale nie zrobiła tego. Odwróciła się. Przecież to Wilden 
powiedział reporterom, że 
 

background image

zmyśliły tę historię o zwłokach lana w lesie. Całe Rosewood 
zwróciło się przeciwko nim. P r z e z  t e g o  d u p k a .  
- Chodź — poganiała Mike'a, rzucając po raz ostatni okiem na 
Wildena. 
Inspektor zamknął bagażnik i zaczął rozmawiać przez telefon. 
Stał sztywno wyprostowany, z wysoko uniesioną głową. 
Przypomniało to Hannie o pewnej sytuacji sprzed kilku miesięcy, 
kiedy Wilden umawiał się z jej mamą. Spędził z nią noc, a rano 
Hannę obudziły jakieś szepty w korytarzu. Kiedy wyjrzała z 
pokoju, zobaczyła Wildena, jak spięty stał w oknie, patrzył na 
podwórko i mówił coś zachrypniętym głosem. Z kim rozmawiał? 
Lunatykował? Hanna wróciła do łóżka, zanim ją zauważył. 
A poza tym, co mama w nim widziała? Owszem, Wilden był 
przystojny, ale nie aż tak. Kiedy kilka miesięcy temu Hanna 
wpadła na niego, jak wyszedł spod prysznica, półnagi bynajmniej 
nie wyglądał zachwycająco. Trenujący lacrosse Mike, którym 
Hanna przecież wcale nie była zainteresowana, na pewno 
wyglądał o wiele bardziej seksownie. 
Szyk, ulubiony butik Hanny, był usytuowany pomiędzy sklepami 
Cartiera i Louisa Vuittona. Weszła do środka, wdychając głęboko 
zapach perfumowanych świec Diptyque. Z głośników płynęła 
piosenka Fergie, a na wieszakach już czekały na Hannę ubrania 
od Catherine Malandrino, Nanette Lepore i Moschino. 
Westchnęła rozanielona. Każdą sprzedawaną tu kurtkę uszyto z 
doskonale wyprawionej, luksusowej skóry. Jedwabne sukienki i 
delikatne jak 
 

background image

mgiełka, olbrzymie apaszki wyglądały jak utkane ze złota. Sasha, 
jedna z asystentek, zauważyła Hannę i pomachała do niej. Hanna 
należała do najlepszych klientek sklepu. 
Wybrała kilka sukienek, napawając się stukaniem wieszaków. 
— Mam to zanieść do przymierzalni? — usłyszała za sobą 
sztucznie wysoki głos. 
Odwróciła się. Obok stał Mike. 
— Już wybrałem dla ciebie kilka z moich ulubionych strojów — 
dodał. 
Hanna zrobiła krok w tył. 
— Wybrałeś dla mnie ubrania? 
Musiała je obejrzeć. Poszła prosto do jedynej przebieralni, w 
której aksamitna zasłona była odciągnięta na bok. Obok lustra na 
wieszaku czekało na nią kilka ubrań: czarne skórzane spodnie z 
wysokim stanem, luźna srebrna tunika z głęboko wyciętym 
dekoltem i dużymi bocznymi rozcięciami oraz bardzo skąpe 
bikini w trzech wersjach. JJanna spojrzała na Mike'a i 
przewróciła oczami. 
— Miło, że się starałeś, ale prędzej dam się pokroić, niż włożę 
którąś z tych rzeczy. 
Przyjrzała się ponownie skórzanym spodniom. Ciekawe — Mike 
uważał, że nosi rozmiar trzydzieści cztery. Mike'owi zrzedła 
mina. 
— Nie włożysz nawet bikini? 
— Nie dla ciebie — droczyła się Hanna. — Wysil trochę 
wyobraźnię. 
Zasunęła zasłonkę. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Mike 
zyskał kilka punktów za kreatywność. Położyła swoją zamszową 
torbę w kolorze śliwkowym na małym stołku obitym skórą i 
wygładziła kawałek sztandaru z kapsuły 
 

background image

czasu, który przywiązała do paska. Po długim namyśle po-
stanowiła udekorować go tak, by uczcić pamięć Ali, kopiując to, 
co ona narysowała na swoim trofeum w szóstej klasie. Obok logo 
Chanel namalowała żabę z mangi. Hokeistka zaś na rysunku 
strzelała gola, trafiając piłką wprost w emblemat Louisa 
Vuittona. Hanna była bardzo dumna z ostatecznego efektu. 
Odwróciła się, zdjęła sweter, odpięła stanik i ściągnęła spodnie. 
Kopnięciem odsunęła ubranie na bok. Kiedy sięgała po pierwszą 
sukienkę, zasłonka przebieralni rozchyliła się, ukazując głowę 
Mike'a. Hanna wydała okrzyk i zasłoniła dłonią biust. 
- Zwariowałeś? — pisnęła. 
-Ups! - powiedział Mike z udawanym zawstydzeniem. - Cholera. 
Przepraszam, Hanno. Myślałem, że to wejście do łazienki. Ten 
sklep to jakiś labirynt! - Jego wzrok powędrował w stronę biustu 
Hanny. A potem przesunął się w dół, w kierunku jej skąpych, 
koronkowych majtek. 
- Wynocha! - warknęła Hanna, kopiąc Mike'a bosą stopą. 
Kilka minut później wyszła z przebieralni z jedną sukienką 
przewieszoną przez ramię. Mike przycupnął na szezlongu przed 
trójdzielnym lustrem. Wyglądał jak niegrzeczny szczeniak, który 
właśnie pogryzł pantofle swojemu panu. 
- Jesteś na mnie zła? - zapytał. 
- Tak - odparła Hanna lodowatym tonem. 
Tak naprawdę wcale się nie przejęła. To, że Mike tak strasznie 
chciał obejrzeć ją bez ubrania, potraktowała jak komplement. Ale 
i tak miała zamiar się zemścić. Zapłaciła za sukienkę, a Mike 
zapytał, czy ma ochotę coś zjeść. 
 

background image

— Byle nie w Rive Gauche — przypomniała mu. 
— Wiem, wiem. Znam o wiele lepsze miejsce. 
Zaprowadził ją do Roku Królika, chińskiej restauracji 
sąsiadującej z butikiem Prądy. Hanna zmarszczyła nos. Tyłek 
rósł jej od samego zapachu oleju i tłustych sosów używanych w 
chińskich restauracjach. Mike zauważył wyraz zdegustowania na 
jej twarzy. 
— Nie martw się — pocieszył ją. - Mam wszystko pod kontrolą. 
Chuda jak szczapa Azjatka z kokiem spiętym za pomocą 
pałeczek zaprowadziła ich do stolika w odległym kącie sali i 
nalała im po filiżance gorącej zielonej herbaty. Tuż obok stał 
wielki gong i nefrytowy posążek Buddy, który patrzył na nich z 
góry. Kelner, siwowłosy Chińczyk, podał im menu. Ku 
zdumieniu Hanny Mike powiedział kilka słów w języku 
mandaryńskim. Pokazał na Hannę, a kelner pokiwał głową i 
odszedł. Mike rozparł się na krześle i zabębnił palcami w gong. 
Hanna otworzyła szeroko oczy. 
— Co mu, do cholery, powiedziałeś? 
— Ze jesteś modelką reklamującą bieliznę i musisz dbać o linię, 
dlatego poprosiłem o specjalne, zdrowe i niskoka-loryczne menu 
— wyjaśnił Mike nonszalancko. — Niezbyt chętnie je podają, 
więc trzeba użyć podstępu, żeby ich do tego zmusić. 
— Wiesz, jak powiedzieć po chińsku „modelka reklamująca 
bieliznę"? 
Mike założył ramiona za oparcie krzesła. 
— Nauczyłem się tego i owego podczas tego nudnego pobytu w 
Europie. „Modelka reklamująca bieliznę" to pierwszy zwrot, 
którego uczę się w każdym języku obcym. 
Hanna pokręciła z uznaniem głową. 
 
 

background image

- Super. 
- Nie masz nic przeciwko temu, że ten kelner uważa cię za 
modelkę reklamującą bieliznę? 
Hanna wzruszyła ramionami. 
- Bynajmniej. 
Przecież modelki są śliczne. I szczupłe. Mike uśmiechnął się 
promiennie. 
- To miło. Przyprowadziłem tu kiedyś moją byłą dziewczynę, ale 
w ogóle jej nie rozbawiła ta sztuczka ze specjalnym menu. 
Powiedziała, że traktuję ją jak przedmiot czy coś w tym guście. 
Hanna napiła się herbaty. Nie wiedziała, że Mike już wcześniej z 
kimś chodził. 
- To jakaś... niedawna dziewczyna? 
Kelner wręczył im karty dań - zwykłą Mike’owi i dietetyczną 
Hannie. Kiedy odszedł, Mike pokiwał głową. 
- Niedawno z sobą zerwaliśmy. Wciąż suszyła mi głowę o to, że 
tak bardzo troszczę się o swoją popularność. 
- Lucas też mi to w kółko powtarzał - pisnęła Hanna, zanim 
zdążyła ugryźć się w język. - Nie spodobało się mu to, że 
rozgłosiłam wszem wobec, że Kate ma opryszczkę. 
Poczuła ukłucie, gdy usłyszała imię Kate w swoich ustach. Mike 
pewnie miał zamiar jej bronić. Ale on tylko wzruszył ramionami. 
- Nie miałam wyjścia - ciągnęła Hanna. - Wydawało mi się, że 
ona zaraz... — urwała. 
- Że co zrobi? - zapytał Mike. Hanna pokiwała głową. 
- Że naopowiada o mnie jakichś głupot. 
Hanna w chwili słabości przyznała się Kate, że czasem wywołuje 
u siebie wymioty, i obawiała się, że ona rozgada 
 

background image

o tym całej szkole. Zresztą nadal była pewna, że tak właśnie by 
się stało, gdyby nie uprzedziła jej, opowiadając o jej opryszczce. 
Mike uśmiechnął się ze współczuciem. 
— Czasem trzeba zagrać nieczysto. 
— Wypijmy za to. 
Hanna uniosła swoją szklankę z wodą i stuknęła nią w szklankę 
Mike'a, modląc się w duchu, żeby nie pytał o szczegóły historii, 
którą mogła opowiedzieć Kate. 
Zjedli kolację i wzięli po kawałku pomarańczy, którą kelner 
przyniósł im razem z rachunkiem. Mike spojrzał na Hannę 
uwodzicielsko, pochwalił ją za to, jak pracuje ustami, i poradził, 
by zostawiła trochę sił na później. Potem przeprosił ją i wyszedł 
do łazienki. Hanna patrzyła, jak Mike przemyka między 
stolikami, i zdała sobie sprawę, że ma szansę go zdobyć dla 
siebie. Powoli wstała, położyła serwetkę na talerzu i poszła na 
drugi koniec sali. Gdy drzwi do męskiej toalety się zamknęły, 
policzyła do dziesięciu i weszła do środka. 
— Ups! - zawołała, a jej głos odbił się echem od gładkich, 
pustych ścian. 
Mike nie stał przy żadnym z pisuarów. Nie zauważyła też jego 
mokasynów od Toda pod drzwiami żadnej z kabin. Usłyszała 
jakiś hałas za ścianą, gdzie mieściły się umywalki. Mike stał 
przed lustrem ze szczoteczką do zębów w ręku. Na blacie obok 
umywalki leżał grzebień, dezodorant i tubka pasty do zębów. 
Kiedy zobaczył Hannę w lustrze, zbladł. Hanna zaśmiała się 
głośno. 
— Robisz się na bóstwo? 
— Po co tu przyszłaś? — warknął Mike. 
— Przepraszam, myślałam, że to przymierzalnia — wy-
recytowała Hanna. 
 

background image

Nie takiego efektu się spodziewała. Mike zamrugał oczami i 
szybko wrzucił wszystkie przybory toaletowe do swojej torby. 
Hannie zrobiło się głupio. Przecież nie chciała mu przerywać. 
Zrobiła krok w tył. 
- Poczekam na zewnątrz - szepnęła. 
Wróciła na salę i zajęła miejsce przy stoliku. Mike szorował zęby. 
Czy to miało znaczyć, że chciał ją pocałować? 
W drodze powrotnej słuchali piosenki Whole Lotta Love, 
śpiewając na cały regulator. Hanna zatrzymała się przed domem 
Montgomerych i wyłączyła silnik. 
- Chcesz mnie odprowadzić do drzwi? 
- Jasne - odparła Hanna i nagle uświadomiła sobie, że serce wali 
jej jak młotem. 
Na lewo od drzwi frontowych zauważyła mały japoński ogród. 
Teraz z powodu zimna piasek pokrywała cieniutka warstwa lodu. 
Mike spojrzał Hannie prosto w oczy. Podobało się jej to, że jest 
od niej trochę wyższy. Lucas był jej wzrostu, a Sean, jej eks, 
troszeczkę niższy. 
- Bawiłem się prawie tak doskonale jak z moimi dziwkami - 
ogłosił Mike. 
Hanna przewróciła oczami. 
- Może dasz swoim dziwkom wychodne w sobotę wieczorem? A 
ze mną pójdziesz na otwarcie Radleya. 
Mike położył palec wskazujący na podbródku, udając, że się 
namyśla. 
- Myślę, że to się da załatwić. 
Hanna zachichotała. Mike dotknął lekko jej ramienia. Jego 
oddech pachniał miętą. Niemal bezwiednie Hanna nachyliła się 
trochę w jego stronę. Drzwi się otworzyły. Z holu popłynęło jasne 
światło i Hanna zrobiła gwałtowny krok w tył. W drzwiach 
stanęła jakaś wysoka brunetka. 

background image

Ale nie była to mama Mike'a, a już na pewno nie Aria. Serce 
Hanny przestało na chwilę bić. 
— Kate!? — wrzasnęła. 
— Hej, Mike! — przywitała się zalotnie Kate w tej samej chwili. 
Hanna pokazała na nią palcem. 
— Co ty tu robisz? 
Kate zamrugała niewinnie. 
— Przyjechałam trochę wcześniej i mama Mike'a mnie wpuściła. 
— Spojrzała na Mike'a. — Superkobieta. I przepięknie maluje. 
Powiedziała mi, że jeden z jej obrazów zawiśnie w lobby hotelu 
Radley. I że w sobotę odbędzie się tam huczne otwarcie. 
Powinniśmy pójść razem, nie sądzisz? 
— Co to znaczy, że przyjechałaś tu wcześniej? — przerwała jej 
Hanna. 
Kate położyła dłoń na piersi. 
— Mike ci nie powiedział? Umówiliśmy się. Hanna spojrzała 
Mike'owi prosto w oczy. 
— Nie, nie wspominał o tym. 
Mike polizał wargi. Wyglądał, jakby czuł się winny. 
— Co ty powiesz? — Kate udawała zdziwienie. — A przecież 
umówiliśmy się już wczoraj. 
Mike popatrzył wymownie na Kate. 
— Ale przecież zabroniłaś mi mówić... 
— Poza tym — przerwała mu Kate, mówiąc afektowanym, 
słodkim i niewinnym głosikiem — wydawało mi się, że 
wybierałaś się do czytelni, Han? Kiedy zauważyłam, że nie ma 
cię na widowni w czasie próby Hamleta, zadzwoniłam do Toma. 
Powiedział, że uczysz się do ważnej klasówki z francuskiego. 
 
 

background image

Odsunęła Hannę na bok i wzięła Mike'a pod rękę. - Gotowy? 
Zabieram cię na deser w cudowne miejsce. Mike pokiwał głową i 
spojrzał na Hannę, której buzia otwarła się ze zdumienia. 
Przepraszająco wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: 
„Jesteśmy w związku otwartym, prawda?". 
Hanna stała nieruchomo, patrząc, jak schodzą na dół do 
zaparkowanego na podjeździe audi, należącego do Isabel, mamy 
Kate. Hanna tak intensywnie zastanawiała się nad tym, jak 
zakończyć randkę z Mikiem, że nawet nie zauważyła znajomego 
samochodu. To dlatego Mike robił się na bóstwo w restauracji? 
Odświeżał się przed randką numer dwa? Po tak cudownym 
spotkaniu nadal nie potrafił się zdecydować, którą z dziewczyn 
wybiera? Jak to możliwe, że nie chciał Hanny na wył ąc zn o ś ć?  
Silnik audi warknął, samochód zjechał z podjazdu i zniknął za 
zakrętem. Nastała głucha cisza, w której Hanna usłyszała za 
plecami czyjeś westchnięcie. Odwróciła się przerażona. Kolejne 
westchnięcie. Zabrzmiało tak, jakby ktoś powstrzymywał się od 
śmiechu. 
- Jest tu kto? - zawołała, patrząc na podwórko przed domem 
Montgomerych. 
Nikt nie odpowiedział, ale Hanna czuła, że ktoś się przed mą 
ukrywa. A.? Poczuła falę chłodu, który przeszył ją do szpiku 
kości. W jednej chwili zbiegła z ganku do samochodu. 

background image

16 
 
SPENCER HASTINGS, PRZYSZŁA KASJERKA W 
SUPERMARKECIE 
 
Tego samego wieczoru Spencer przysiadła na oparciu kanapy w 
salonie i oglądała wiadomości. Reporter jeszcze raz opowiadał o 
tym, jak policja przeczesała las za domem Hastingsów, a teraz w 
całym kraju prowadziła poszukiwania lana. Dziś ktoś z 
komisariatu otrzymał informację o miejscu pobytu zbiega, ale 
więcej szczegółów ńie ujawniono. 
Spencer jęknęła. Wiadomości przerwał spot reklamowy. Po raz 
kolejny zachwalano uroki kurortu narciarskiego Elk Ridge, gdzie 
można było pojeździć jeszcze przez sześć tygodni, a w czwartki 
wszystkie dziewczęta korzystały z wyciągu za darmo. 
Ktoś zadzwonił do drzwi. Spencer ruszyła do holu. Chciała 
oderwać się od czarnych myśli. Na progu stał Andrew i trząsł się 
z zimna. 
— Mam ci tyle do opowiedzenia! — oznajmiła na powitanie 
Spencer. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

- Naprawdę? - Andrew wszedł z podręcznikiem do 
ekonomii po pachą. 
Spencer westchnęła żałośnie. Nie miała najmniejszej ochoty na 
naukę. Zaprowadziła Andrew za rękę do jednego z pokoi, 
zamknęła drzwi i włączyła telewizor. 
- Pamiętasz, jak w poniedziałek napisałam e-maila do mojej 
biologicznej matki? Odpowiedziała. A wczoraj widziałam się z 
nią w Nowym Jorku. 
Andrew zamrugał. 
- W Nowym Jorku? Spencer przytaknęła. 
- Przysłała mi bilet na pociąg i umówiłyśmy się na stacji Penn. 
Było cudownie. - Ścisnęła dłoń Andrew. - Olivia jest młoda, 
inteligentna... i zupełnie zwyczajna. Natychmiast złapałyśmy 
kontakt. Bomba, no nie? 
Wyciągnęła telefon i pokazała Andrew SMS-a, którego dostała 
zeszłego wieczoru od Olivii, najprawdopodobniej z lotniska. 
„Droga Spencer, już za Tobą tęsknię! Do zobaczenia 
wkrótce! XX, O." 
Spencer w odpowiedzi napisała, że zabrała z sobą do domu 
segregator. A Olivia poprosiła o przechowanie go do jej powrotu, 
żeby mogli go przejrzeć z Morganem po podróży poślubnej. 
Andrew zaczął obgryzać skórkę przy paznokciu. 
- Kiedy pytałem wczoraj, co robisz wieczorem, powiedziałaś, że 
jesz kolację z rodzicami. Skłamałaś? 
Spencer spuściła głowę. Dlaczego Andrew łapał ją za słowa. 
- Nie chciałam opowiadać o tym za wcześnie. Zeby me zapeszyć. 
Chciałam opowiedzieć ci w szkole, ale miałam 
 

background image

mnóstwo roboty. - Oparła się na kanapie. - Rozważam możliwość 
przeprowadzki do Nowego Jorku. Przez tyle lat żyłyśmy z dala 
od siebie, że teraz już nie chcę zmarnować ani minuty. Ona razem 
z mężem właśnie wprowadziła się do pięknego mieszkania w 
Village. Poza tym w Nowym Jorku jest tyle świetnych szkół... - 
Zauważyła, jak Andrew rzednie mina. - Wszystko w porządku? 
Andrew wbił wzrok w podłogę. 
- Jasne — wymamrotał pod nosem. — Świetne wieści. Cieszę się. 
Spencer przesunęła dłonią po karku. Reakcja Andrew zbiła ją z 
tropu. Oczekiwała, że Andrew się ucieszy, że udało się jej 
znaleźć prawdziwą matkę. Przecież to on ją nakłonił, żeby 
skorzystała z usług strony internetowej, która pomaga odnaleźć 
biologicznych rodziców. 
- Nie wyglądasz na zachwyconego - powiedziała powoli. 
- Ależ jestem — Andrew zerwał się na równe nogi i uderzył 
kolanem w stolik. - Och, zapomniałem o czymś. Zostawiłem 
podręcznik do matematyki w szkole. Muszę po niego jechać. 
Mam kilka zadań do rozwiązania. 
Zebrał swoje książki i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się w pół 
kroku, ale nie spojrzał na Spencer. 
- Co się dzieje? — Spencer czuła, że serce bije jej coraz szybciej. 
Andrew przycisnął książki do piersi. 
- No cóż... Chodzi mi tylko o to... że chyba trochę zbyt pochopnie 
podjęłaś decyzję o wyjeździe. Nie powinnaś tego najpierw 
obgadać z rodzicami? 
Spencer zmarszczyła czoło. 
- Pewnie się ucieszą, jak wyjadę. 
 
 
 

background image

- Nie wiesz tego - powiedział Andrew i spojrzał na nią ostrożnie, 
a potem szybko odwrócił wzrok. - Rodzice mają do ciebie 
mnóstwo pretensji, ale na pewno cię me nienawidzą. Wciąż jesteś 
ich córką. A jeśli nie puszczą cię do Nowego Jorku? 
Spencer otworzyła usta i natychmiast zamknęła. Rodzice nie 
stanęliby jej na przeszkodzie, gdyby trafiła się im taka okazja... a 
może? 
- Poza tym dopiero co poznałaś swoją mamę - szepnął Andrew, 
coraz bardziej skrępowany. - Nic o niej nie wiesz. Chyba się 
trochę pospieszyłaś? 
-Tak, ale wydaje mi się, że postępuję właściwie -upierała się 
Spencer. Tak bardzo pragnęła jego zrozumienia. - Jeśli się do niej 
zbliżę, to lepiej ją poznam. 
Andrew wzruszył ramionami i odwrócił się. 
- Nie chcę patrzeć, jak ktoś cię rani. 
- Co masz na myśli? - zapytała Spencer, coraz bardziej 
zirytowana. - Olivia nigdy by mnie nie skrzywdziła. 
Andrew zacisnął usta. W kuchni jeden z labradorów zaczął 
chłeptać wodę z miski. Zadzwonił telefon, ale Spencer nie 
odbierała, jakby czekała na wyjaśnienia Andrew. Spojrzała na 
książki, które niósł pod pachą. Do okładki podręcznika do 
ekonomii przyciskał małe, kwadratowe zaproszenie z 
wykonanym elegancką czcionką napisem: „Świętuj z nami 
otwarcie nowego hotelu Radley". 
- Co to? - Spencer pokazała na zaproszenie. Andrew spojrzał na 
karteczkę i włożył ją za okładkę 
zeszytu. 
- Dostałem razem z pocztą. Pewnie to pomyłka. Spencer patrzyła 
na niego przez chwilę. Andrew zarumienił się i wyglądał tak, 
jakby miał się zaraz rozpłakać. 
 

background image

Nagle... zrozumiała. Wyobraziła sobie, jak Andrew otrzymuje 
zaproszenie na otwarcie Radleya, a potem przybiega do niej, żeby 
ją zaprosić. Pewnie chciał powiedzieć: „To rekompensata za Bał 
Lisa". Miał na myśli przyjęcie, które odbyło się jesienią i 
zakończyło katastrofą. Może ostrzegał Spencer przed zbyt 
pochopną decyzją i twierdził, że nie chce oglądać jej cierpienia 
tylko po to, żeby dłużej zatrzymać ją przy sobie. Dotknęła lekko 
jego ramienia. 
- Przyjadę cię odwiedzić. A ty przyjedziesz do mnie. Na twarzy 
Andrew pojawił się wyraz ogromnego zażenowania. Odsunął się 
od Spencer. 
- Muszę lecieć. - Wyszedł na korytarz i szybkim krokiem ruszył 
w stronę wyjścia. - Do zobaczenia jutro. 
- Andrew! - zawołała za nim Spencer, ale on już włożył kurtkę i 
zamknął za sobą drzwi. Podmuch wiatru zatrzasnął je tak mocno, 
że przewróciła się mała drewniana statuetka przedstawiająca 
labradora, stojąca na stoliku. 
Spencer podeszła do okna wychodzącego na podwór ko przed 
domem i patrzyła, jak Andrew biegnie do swojego mini coopera. 
Położyła dłoń na klamce, w pierwszej chwili gotowa pobiec za 
nim. Ale jakiś głos w środku odwiódł ją od tego pomysłu. 
Andrew odjechał z piskiem opon. I zniknął za zakrętem. 
Poczuła, jak zaciska się jej gardło. Co się stało? Zerwali z sobą? 
Kiedy Andrew dowiedział się, że Spencer może niedługo 
wyjechać, postanowił nie spotykać się z nią już więcej? Dlaczego 
myślał tylko o sobie i swoich potrzebach? 
Po chwili tylne drzwi zamknęły się z trzaskiem, wyrywając 
Spencer z zamyślenia. Rozległy się kroki i głos pana Hastingsa. 
Spencer nie rozmawiała z rodzicami od czasu 
 
 

background image

wczorajszej wyprawy do Nowego Jorku, wiedziała jednak, że 
powinna. A jeśli Andrew miał rację? Jeśli nie zgodzą się na jej 
przeprowadzkę? 
Nagle spanikowała. Wzięła swoją tweedową kurtkę z wysokim 
kołnierzem z oparcia krzesła w salonie i kluczyki do samochodu. 
W tej chwili nie mogła rozmawiać z rodzicami. Musiała na 
chwilę wyjść z domu, napić się cappuccino i przewietrzyć głowę. 
Kiedy zeszła po schodach na podjazd, zatrzymała się i rozejrzała 
na prawo i lewo. Coś tu nie grało. 
Jej samochód zniknął. 
Miejsce, gdzie parkowała swojego mercedesa coupe, stało teraz 
puste. Ale przecież tutaj zatrzymała się kilka godzin wcześniej, 
zaraz po szkole. Zapomniała włączyć alarm i ktoś go ukradł? A.? 
Pędem pobiegła do kuchni. Pani Hastings dodawała właśnie 
pokrojone warzywa do gotującej się zupy. Pan Hastings nalewał 
sobie kieliszek malbecu. 
- Nie ma mojego auta. Ktoś je ukradł. 
Pan Hastings dalej ze spokojem nalewał sobie wina. Pani 
Hastings powoli zsunęła do garnka warzywa z plastikowej deski 
do krojenia. 
- Nikt go nie ukradł - odparła. Spencer oparła się o krawędź stołu. 
- Skąd wiecie? 
Mama wydęła usta, jakby właśnie ssała bardzo kwaśną 
landrynkę. Czarny T-shirt ciasno opinał jej szczupłe ramiona i 
biust. W dłoni trzymała kuchenny nóż, jakby szykowała się do 
ataku. 
- Tata oddał go do salonu. 
Pod Spencer ugięły się kolana. Spojrzała na tatę. 
 

background image

- Co? Dlaczego? 
- Bo żarł za dużo paliwa - odpowiedziała za niego pani Hastings. - 
Trzeba zacząć żyć oszczędniej i bardziej ekologicznie. - Posłała 
Spencer cierpki uśmiech i wróciła do krojenia. 
- Ale... - Spencer czuła ciarki na całym ciele. - Dopiero co 
odziedziczyliście miliony dolarów! Poza tym... wcale me żarł za 
dużo paliwa. Jest o wiele bardziej ekonomiczny niż auto Melissy! 
Popatrzyła na tatę, który zignorował ją zupełnie i delektował się 
winem. Miał ją w nosie? Spencer z wściekłością chwyciła go za 
nadgarstek. 
- Masz mi coś do powiedzenia!? - zawołała. 
- Spencer - powiedział spokojnie pan Hastings i wyrwał rękę z 
uścisku. Spencer uderzyła fala ostrego aromatu wina. - Nie 
dramatyzuj. Już od dawna rozmawialiśmy o tym, że trzeba oddać 
twoje auto do salonu. Nie potrzebujesz własnego samochodu. 
- Jak mam się w takim razie poruszać po mieście? -pisnęła 
Spencer. 
Pani Hastings kroiła marchewkę na coraz mniejsze kawałki. Nóż 
uderzał miarowo o deskę. 
- Jak chcesz sobie kupić nowe auto, zrób to, co inne dzieci w 
twoim wieku. - Mama wrzuciła marchewkę do garnka. - Znajdź 
sobie pracę. 
- Pracę? - powtórzyła jak echo Spencer. 
Rodzice nigdy wcześniej nie kazali jej pracować. Pomyślała o 
kolegach ze szkoły, którzy zarabiali na siebie. Pracowali w 
sklepach odzieżowych albo w centrum handlowym. Sprzedawali 
precle lub robili kanapki na stoisku w supermarkecie. 
 
 
 

background image

— Albo pożyczaj samochód — dodała pani Hastings. — 
Słyszałam też o nowym, wspaniałym wynalazku, który może 
przenieść cię z miejsca na miejsce. — Położyła nóż na desce. — 
Nazywa się to autobus. 
Spencer patrzyła na rodziców i słyszała bicie własnego serca. Ku 
jej zdumieniu poczuła przypływ spokoju. Już miała odpowiedź 
na najważniejsze pytanie. Rodzice jej nie kochali. W przeciwnym 
razie nie próbowaliby jej wszystkiego odebrać. 
— Świetnie — odparła powściągliwie i odwróciła się na pięcie. 
— I tak nie zamierzam długo zagrzać tu miejsca. 
Kiedy wychodziła z kuchni, usłyszała, jak tata odstawia kieliszek 
na marmurowy blat. 
— Spencer! — zawołał za nią. 
Ale było już za późno na przeprosiny. 
Spencer pobiegła do swojego pokoju. Zazwyczaj po awanturze z 
rodzicami płakała jak bóbr, rzucała się na łóżko i zastanawiała, co 
zrobiła nie tak. Ale nie tym razem. Podeszła do biurka i podniosła 
segregator, który zostawiła Olivia. Wzięła głęboki wdech i 
zajrzała do środka. Tak jak mówiła Olivia, w środku znajdowało 
się mnóstwo dokumentów dotyczących nowego mieszkania, 
które kupili z mężem. Znalazła tam wymiary pokojów, 
informacje o typie podłogi, materiałach, z których wykonano 
meble, i udogodnieniach w budynku. Był tam fryzjer dla psów, 
kryty basen o olimpijskich wymiarach i salon piękności Elizabeth 
Arden. Na pierwszej stronie znalazła wizytówkę: Michael 
Hutchins, nieruchomości. 
Przypomniały się jej słowa Olivii: „Michael, nasz pośrednik 
nieruchomości, znalazłby dla ciebie jakąś specjalną ofertę". 
 

background image

Spencer rozejrzała się po pokoju, szacując jego zawartość. 
Wszystkie meble, począwszy od zabytkowego biurka, przez 
mahoniową szafę, po toaletkę w stylu chippendale, należały do 
niej. Odziedziczyła je po cioci Millicent, która najwidoczniej nie 
miała nic przeciwko adoptowanym dzieciom. Oczywiście 
musiała zabrać wszystkie ubrania, buty i kolekcję książek. 
Wszystko powinno zmieścić się do jednej furgonetki. Mogłaby 
nawet sama usiąść za kierownicą, gdyby zaszła taka potrzeba. 
Rozmyślania przerwał jej dźwięk telefonu. Sięgnęła po niego w 
nadziei, że to SMS od Andrew z przeprosinami. Kiedy zobaczyła, 
że wiadomość przyszła od nieznanego nadawcy, zamarła. 
Droga Panno Spencer o Bliżej Nieokreślonym Nazwisku, na tym 
etapie powinnaś już wiedzieć, co się dzieje, kiedy mnie nie 
słuchasz. Tym razem użyję prostych stów, zeby dotarły nawet do 
ciebie. Albo dasz spokój swojej cudownie odnalezionej mamusi i 
skupisz się na dochodzeniu, co się naprawdę stało... albo 
zapłacisz wyznaczoną przeze mnie cenę. A może chcesz zniknąć 
na zawsze? 
A. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

17 
 
JAK ZA DAWNYCH CZASÓW... 
 
Nieco później tego samego wieczoru Emily usiadła przy swoim 
ulubionym stoliku w barze Applebee, gdzie u sufitu podwieszony 
był staromodny rower tandem, a na ścianach wisiały kolorowe 
tablice rejestracyjne. Obok niej usiadła jej siostra Carolyn oraz 
dwie koleżanki z drużyny pływackiej, Gemma Curran i Lanie 
ller. W całym lokalu rozchodził się zapach słonych frytek i 
hamburgerów, a z głośników rozbrzmiewała stara piosenka 
Beatlesów. Po otwarciu menu Emily ucieszyła się, że wciąż 
podają tu na przystawkę pałeczki z mozzarellą i skrzydełka na 
ostro, a do sałatki z kurczakiem dodają pikantny sos farmerski. 
Gdyby zamknęła oczy, mogłaby sobie wyobrazić, że czas cofnął 
się o rok, do momentu gdy nic złego jeszcze się nie wydarzyło, a 
ona przychodziła tutaj w każdy czwartek wieczorem. 
- Nasza trenerka chyba paliła trawę, jak rozpisywała nam trening 
na pięć serii po pięćset metrów — żaliła się Gemma, kartkując 
zalaminowane menu. 
 

background image

- Chyba tak - wtórowała jej Carolyn, ściągając bluzę z logo 
drużyny pływackiej. - Ledwie ruszam rękami! 
Emily zaśmiała się, ale nagle zauważyła kątem oka burzę blond 
włosów. W napięciu popatrzyła w stronę baru obleganego przez 
fanów futbolu, którzy oglądali właśnie jakiś mecz w telewizji. Na 
samym końcu lady siedział jakiś blondyn, prowadząc ożywioną 
rozmowę ze swoją dziewczyną. Emily uspokoiła się. W pierwszej 
chwili myślała, że to Jason DiLaurentis. 
Emily nie mogła przestać myśleć o Jasonie. Nie spodobało się jej 
to, że Aria zlekceważyła jej ostrzeżenia we wtorek, a na dodatek 
próbowała usprawiedliwić jego zachowanie. Poza tym nie miała 
zielonego pojęcia, jak potraktować to zdjęcie od A., na którym 
Ali, Naomi i Jenna wyglądają jak najlepsze przyjaciółki. Gdyby 
Ali uważała Jennę za swoją prawdziwą przyjaciółkę, mogłaby się 
naprawdę przed nią otworzyć, prawda? Powierzyłaby jej ten 
mroczny sekret o swoim bracie, choć nie wiedziałaby, czy Jenna 
odwzajemni się podobną historią. 
Kilka miesięcy wcześniej, nim jeszcze doszło do aresztowania 
lana, Emily oglądała w telewizji wywiad z Jasonem. To znaczy, 
w pewnym sensie wywiad. Dziennikarze wytropili go na 
uniwersytecie Yale i zadawali mu pytania na temat śledztwa w 
sprawie jego siostry. On odmówił odpowiedzi, twierdząc, że nie 
ma ochoty o tym rozmawiać. Twierdził też, że trzyma się z dala 
od swojej rodziny, bo to banda wariatów. Ale jeśli to Jasonowi 
odbiło? Pewnego dnia w wakacje między szóstą a siódmą klasą 
Emily odwiedziła Ali, gdy jej rodzice pakowali się na wyjazd do 
domku nad jeziorem. Kiedy cała rodzina taszczyła walizki do 
samochodu, Jason siedział na szezlongu w salonie 
 
 

background image

i oglądał telewizję. Emily zapytała, czemu Jason nie pomaga przy 
pakowaniu, ale Ali w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. 
— Znowu wpadł w nastrój jak z piosenki Elliota Smitha. — 
Przewróciła oczami. — Powinni go zamknąć w wariatkowie, tam 
jego miejsce. 
Emily przeszył dreszcz. 
— Jason powinien iść do domu wariatów? Ali znowu przewróciła 
oczami. 
— To taki ża rt ! — jęknęła. — Masz poczucie humoru jak z 
niemieckiej komedii! 
Ale kiedy Ali chwyciła kolejną walizkę, lekko zadrżał jej 
podbródek. Tak jakby pod maską chłodu w jej wnętrzu kotłowały 
się emocje, do których za żadną cenę nie chciała się przyznać. 
Emily przesłała zdjęcie od A. do wszystkich trzech przyjaciółek. 
Spencer i Hanna odpowiedziały, że nie mają pojęcia, jak 
rozumieć tę podpowiedz. Tylko Aria nie potwierdziła nawet, że 
dostała wiadomość. A jeśli Jason stanowił dla nich zagrożenie? 
Przecież wiedziały o nim tak niewiele. 
Kelnerka w bluzce z emblematem restauracji i w czapeczce 
bejsbolowej przyjęła ich zamówienie. Dziewczyny rozgadały się 
na temat planowanego otwarcia Radleya. 
— Topher wytrzasnął skądś zaproszenie i chce, żebym z nim 
poszła — pochwaliła się Carolyn. — Ale w co się trzeba ubrać na 
taką imprezę? 
Emily sączyła waniliową colę. Topher był chłopakiem Carolyn. 
Oboje zdecydowanie woleli siedzieć na kanapie i oglądać seriale 
niż chodzić na wystawne przyjęcia. 
— Może tę różową sukienkę, którą miałam na imprezie 
charytatywnej u Hastingsów — zasugerowała Emily. 
 

background image

Zabębniła palcami w stół. - Nie martw się, tym razem nie 
wyciągnę ci niczego z szafy. Już mam sukienkę. Carolyn 
uśmiechnęła się szeroko. 
— Idziesz? 
— Zaproszono mnie — rzuciła Emily. 
Lanie i Gemma nachyliły się bliżej. Carolyn ścisnęła dłoń Emily. 
— Niech zgadnę - szepnęła. - Renee Jeffries z liceum Tate? Talt 
ślicznie razem wyglądałyście przed wyścigiem na dwieście 
metrów motylkiem miesiąc temu. Ktoś mi mówił, że ona jest... no 
wiesz. 
Carolyn urwała. Emily obracała w palcach słomkę, przez którą 
piła colę. Nie mówiła jeszcze o Isaacu ani rodzinie, ani 
koleżankom z drużyny. Wzięła głęboki oddech i spojrzała wokół. 
— Właściwie to... chłopak. 
Carolyn zamrugała. Lanie i Gemma uśmiechnęły się, choć 
wyglądały na dość zdezorientowane. W czasie meczu 
pokazywanego w telewizji ktoś zdobył punkt i tłum zgromadzony 
w restauracji zaczął wiwatować, ale żadna z dziewczyn się nie 
odwróciła. 
— Spotkałam go w kościele — mówiła dalej Emily. — Uczy się 
w Akademii Świętej Trójcy. Ma na imię Isaac. Tak jakby... 
chodzimy z sobą. 
Carolyn położyła dłonie na stole. 
— Isaac Colbert? Ten przystojniak z Carpe Diem? Emily 
pokiwała głową. Na jej policzkach pojawiły się 
rumieńce. 
— Wiem który — powiedziała Gemma, jakby miała zaraz 
zemdleć. - W zeszłym roku brałam z nim udział w programie 
pomocy charytatywnej. Jest cudowny. 
 
 

background image

- To coś poważnego? - Carolyn patrzyła na nią okrągłymi oczami. 
Emily pokiwała głową, nie spuszczając wzroku z siostry. 
— Mam zamiar powiedzieć rodzicom. Tylko im na razie nic nie 
mów. Muszę się najpierw upewnić, że to... faktycznie to. 
Carolyn wzięła kromkę pieczywa z masłem czosnkowym, które 
właśnie przyniosła kelnerka. 
~ Jesteś wielka. - Gemma przybiła z Emily piątkę, a Lanie 
poklepała ją po ramieniu. 
Emily odetchnęła z ulgą. Obawiała się tej rozmowy. Wyobrażała 
sobie, że Carolyn zacznie jej wyrzucać, że najpierw narobiła 
zamieszania, ogłaszając, że jest lesbijką, a potem znowu zaczęła 
umawiać się z facetami. 
Teraz, kiedy wspomniała o Isaacu, przypomniało się jej 
wszystko, co wydarzyło się zeszłego wieczoru przy kolacji. 
Wszystkie te gorzkie aluzje. Wszystkie wymowne spojrzenia. I to 
zdjęcie w szufladzie, na którym ktoś odciął jej głowę. Czy Emily 
będzie mogła iść z Isaakiem na otwarcie Radleya, skoro pani 
Colbert wie, co zrobili? 
Wyszła od Isaaca niedługo po tym, jak znalazła to zdjęcie w 
szufladzie. Nie wspomniała o nim ani słowem. Ale przecież 
powinna. Chodzili z sobą. Kochali się. On na pewno zrozumie. 
Mogłaby zapytać: „Czy twoja mama mnie lubi? Czy twoja mama 
lubi dręczyć twoje dziewczyny? Wiesz, że twoja mama to 
psychopatka, która odcięła mi na zdjęciu głowę?". 
Kelnerka podała zamówione potrawy, a dziewczyny zabrały się 
łapczywie do jedzenia. Kiedy talerze zniknęły już ze stołu, 
odezwał się telefon Emily. Na ekranie pojawiło się nazwisko 
Spencer Hastings. Emily natychmiast się 
 

background image

spięła. Spojrzała przepraszająco na koleżanki, wstała od stolika i 
poszła korytarzem w stronę łazienki. Hałas w barze i tak 
uniemożliwiał jakąkolwiek rozmowę. 
— Co słychać? — przywitała się Emily, kiedy tylko weszła do 
łazienki. 
— Dostałam kolejną wiadomość — odparła Spencer. Emily 
położyła drżącą dłoń na krawędzi marmurowej 
umywalki i spojrzała w lustro. Patrzyła na nią blada jak ściana 
twarz z szeroko otwartymi oczami. 
— Na jaki temat? 
— Ze mamy dalej prowadzić poszukiwania, bo jak nie, to słono 
za to zapłacimy. 
— Poszukiwania... zabójcy? — wyszeptała Emily. 
— Chyba tak. Nie wiem, jak inaczej można to zinterpretować. 
— Myślisz, że ma to jakiś związek z tym zdjęciem, które 
dostałam? Tym z Ali i Jenną? 
— Nie mam pojęcia. — W głosie Spencer słychać było 
bezradność. — To też nie ma większego sensu. 
Ktoś spuścił wodę w ubikacji, a pod drzwiami do kabiny Emily 
zauważyła stopy w mokasynach. Wydawało się jej, że w łazience 
nikogo nie ma. 
— Muszę lecieć — rzuciła na pożegnanie do słuchawki. 
— Dobra. Uważaj na siebie. 
Emily rozłączyła się i włożyła telefon do kieszeni. Kiedy 
otworzyły się drzwi kabiny i Emily zobaczyła, kto był w środku, 
krew ścięła się jej w żyłach. 
— Och — pani Colbert stanęła jak wryta. 
Miała na sobie jedwabną bluzkę i czarne spodnie, jakby przyszła 
tu prosto z pracy. Wykrzywiła z niesmakiem usta. 
 

background image

— Dobry wieczór — zaszczebiotała Emily głosem o oktawę 
wyższym niż zwykle. — Jak się pani ma? 
Pani Colbert podeszła do umywalki, w ogóle nie zwracając uwagi 
na Emily. Włożyła dłonie pod strumień wody i myła je tak 
energicznie, jakby chciała zedrzeć z nich skórę. Zasłaniała 
pojemnik z ręcznikami, ale Emily nie ośmieliła się poprosić, by 
się przesunęła. 
— Przyszła tu pani na kolację z mężem? — zapytała Emily, 
zdobywając się na uśmiech. — Podają tu pyszne hamburgery. 
Pani Colbert odwróciła się i wbiła w nią wzrok. 
— Daruj sobie te uprzejmości. Obrażasz mnie. Emily zamarła. W 
barze rozległ się kolejny chóralny 
okrzyk. 
— S-słucham? 
Pani Colbert zakręciła kurek i z wściekłością urwała kawałek 
papierowego ręcznika, mnąc go gwałtownie w dłoniach. 
— Nie chciałam tego mówić przy moim synu i tylko dlatego 
ścierpiałam twoją obecność w czasie kolacji. Ale okazałaś brak 
szacunku dla mnie i mojego domu. W moich oczach jesteś nikim. 
Nie waż się przekroczyć progu mojego domu. 
Emily zbladła. Nagle wszystkie dźwięki ucichły. Na chwiejnych 
nogach wyszła tyłem z łazienki, a potem pognała do stolika. 
Chwyciła kurtkę i pobiegła do wyjścia. 
— Emily? — zawołała za nią Carolyn, zrywając się od stolika. 
Ale Emily nie odpowiedziała. Musiała stąd wyjść. Musiała uciec 
od mamy Isaaca, zanim stanie się coś strasznego. 

background image

Kiedy wyszła na parking, poczuła na policzkach lodowaty 
podmuch wiatru. Carolyn stała za nią i ciągnęła ją za rękaw 
kurtki. 
— Co się stało? — zapytała. 
Emily milczała. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. „Okazałaś brak 
szacunku dla mnie i mojego domu". Pani Colbert wyłożyła kawę 
na ławę. 
Patrząc na neon wiszący nad wejściem do baru, Emily przeklinała 
w duchu swój los. Dlaczego akurat dziś pani Colbert musiała 
przyjechać tu na kolację. Poza tym była już ósma, zwykle kolację 
jada się wcześniej. W taki ziąb nikt nie wystawia nosa z domu. 
Nagle z głębi torby doszedł do niej dźwięk telefonu. Oświeciło ją. 
Może nie przez przypadek pani Colbert zjawiła się dziś w 
Applebee. Może ktoś jej dał znać. 
— Daj mi sekundę — powiedziała Emily do Carolyn. Podeszła 
do krawężnika i stanęła obok okienka, przez 
które wydawano posiłki na wynos. Zgarbiła się. Zielonkawy 
ekran telefonu jaśniał w ciemności. Dostała jakieś zdjęcie. 
Kiedy je otworzyła, ze zdumieniem stwierdziła, że nie ma ono nic 
wspólnego z nią, Isaakiem czy jego mamą. Przedstawiało wielkie 
pomieszczenie z oknami ozdobionymi witrażami, drewnianymi 
ławkami i czerwonym dywanem. Emily uniosła brwi. 
Rozpoznała kościół Świętej Trójcy, do którego chodziła z 
rodziną. Na fotografii widać było nawet konfesjonał ojca Tysona, 
stojący w rogu tuż przy wejściu. Wychodził z niego ktoś z 
pochyloną głową. Emily zbliżyła telefon do twarzy. Mężczyzna 
na zdjęciu był wysoki i miał krótkie, czarne włosy. Na jego kurtce 
 
 
 

background image

widniał emblemat policji w Rosewood, a przy pasku zauważyła 
kajdanki. W i l d e n ?  
Zdjęcie opatrzono podpisem. Od stóp do głów przeszył ją 
dreszcz, choć nie do końca rozumiała treść wiadomości. 
Każdy ma coś na sumieniu, co nie? 
A. 

background image

18 
 
ROSEWOOD TO JUŻ NIE RAJ... 
 
W piątek rano, kiedy niebo zmieniało barwę z granatowej na 
jasnofioletową, Hanna dopięła zieloną bluzę dre-sową i wykonała 
kilka rozciągających ćwiczeń przy klonie rosnącym przed 
domem. Potem ruszyła biegiem, słuchając muzyki z iPhona. 
Dlaczego wcześniej nie wpadła na to, żeby kupić nowy telefon? 
Teraz, kiedy zastrzegła numer, nie przychodziły żadne 
wiadomości od A. 
Natomiast Emily dostawała co chwila jakąś rewelację od A. 
Przekazała Hannie dziś rano zdjęcie Darrena Wilde-na w 
kościele. „Jak sądzisz, o co chodzi?", napisała Emily, jakby 
Hanna powinna to wiedzieć. Mnóstwo ludzi chodzi do kościoła. 
Poza tym nie wierzyła, że wiadomości przysyłane Emily przez A. 
zawierają jakieś ważne wskazówki. Najprawdopodobniej A. 
chodziło o to, żeby namieszać w głowie Emily, która i tak miała 
tam niezły bałagan. 
Hanna dostała za to sporo SMS-ów od Mike'a. Napisał do niej 
przed chwilą: „Wstałaś już?". 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

„Tak, chcę pobiegać", odpisała Hanna. 
„Sexy. W co jesteś ubrana?" 
Hanna się uśmiechnęła. 
„W dresy ze spandeksu. Bardzo obcisłe". 
„Przebiegnij przed moim domem!" 
„Chciałbyś", napisała Hanna, chichocząc. 
Mike napisał do niej nawet zeszłego wieczoru, pewnie po 
powrocie z randki z Kate. Hanna miała ochotę dać mu popalić za 
to, że umówił się z nimi obiema, ale nie chciała wyjść na mękołę 
z zaniżonym poczuciem własnej wartości. Czy Kate podobała się 
Mike'owi bardziej niż ona? Uważał, że jest szczuplejsza? Wziął 
ją na zakupy i próbował podglądać w przebieralni? A jak Kate 
zareagowała? Śmiała się... czy go przegoniła? 
„O której jedziemy jutro do Radleya?", zapytała Hanna. 
Kiedy dobiegła do końca ulicy, Mike odpowiedział: „A mogę 
zabrać jeszcze kogoś?". Hanna zatrzymała się na zakręcie. 
Oczywiście Mike miał zamiar zabrać z sobą Kate. 
Kopnęła mocno w znak stopu. Rozległ się tak głośny dźwięk, że 
kilka ptaków zerwało się z gałęzi pobliskiego drzewa. Co 
prawda, tata złagodził nieco zasady kary i nie musiała bez 
przerwy przebywać w towarzystwie przybranej siostry, ale i tak 
wiedziała, że ojciec oczekuje od nich, że się wreszcie 
zaprzyjaźnią. Na przykład wczoraj, kiedy Kate wróciła z randki z 
Mikiem, dołączyła do Hanny i pana Marina w kuchni, gdzie 
Hanna chwaliła się właśnie udekorowanym przez siebie 
kawałkiem sztandaru szkolnego. Pan Marin obejrzał go 
dokładnie, a potem zapytał łagodnie Hannę, czy Kate nie miała 
też udziału w odnalezieniu trofeum. I czy mogłaby dodać jakiś 
element do rysunku Hanny. 
 

background image

Hanna nie wierzyła własnym uszom. 
— To moja zdobycz. — Powstrzymywała łzy oburzona, że tata w 
ogóle coś takiego zaproponował. — Ja to znalazłam. 
Ojciec spojrzał na nią rozczarowany i wyszedł. Kate nie 
odezwała się ani słowem w czasie całej sceny. Pewnie doszła do 
wniosku, że lepiej wypadnie w oczach pana Marina jako cicha i 
pokorna córeczka niż rozwrzeszczana jędza. Ale Hanna dobrze 
wiedziała, że Kate już zaciera ręce z radości, patrząc, jak relacje 
między Hanną i jej tatą umierają powolną, bolesną śmiercią. 
Usłyszała za plecami przeciągły świst i odwróciła się. Nagle 
poczuła na sobie czyjś wzrok. Ulica była pusta. Westchnęła i 
postanowiła nie odpowiadać Mike'owi. Włożyła iPhona do 
kieszeni i pogłośniła muzykę. Pobiegła na pobliskie wzgórze, 
przebiegła między dwoma słupkami na kładkę i znalazła się na 
znajomym skrzyżowaniu. Na rogu stała farma z szarego 
kamienia, oddalona od ulicy. Dwa kasztanowate konie i jeden 
kuc szetlandzki w biało-czarne łaty stały spokojnie przy 
ogrodzeniu. Tędy wiodła droga do domu Ali. 
Hanna po raz pierwszy stała na tym skrzyżowaniu, kiedy szła do 
domu DiLaurentisów, żeby wykraść Ali jej trofeum do kapsuły 
czasu. Pamiętała doskonale, jak patrzyła głęboko w oczy kuca, 
jakby prosiła go o radę, co powinna zrobić. Co sobie wyobrażała, 
kiedy szła do domu Ali? A gdyby zastała tam Naomi i Riley, 
które wyśmiałyby ją bezlitośnie? Już chciała powiedzieć na głos 
do kucyka: „Może powinnam pogodzić się z tym, że nigdy nie 
będę lubiana". Ale przejeżdżające auto wyrwało ją z zamyślenia. 
Wsiadła z powrotem na rower i odjechała. 
 
 
 

background image

Teraz pobiegła w stronę domu Ali, ciężko dysząc. Spojrzała na 
posiadłość Vanderwaalów na samym początku ulicy. Miała 
wielki, półkolisty podjazd i garaż na sześć samochodów, kryty 
spadzistym dachem. Hanna odwróciła wzrok. Dalej stał dom 
Jenny, willa z czerwonej cegły w stylu kolonialnym. Obok niej 
rosło wielkie drzewo, na którym wisiał domek Toby'ego. Potem 
minęła dom Hastingsów, ponurą, rozległą farmę za bramą z 
kutego żelaza. Spod świeżej farby na garażu przeświecał napis: 
„ZABOJ-CZYNI". Na samym końcu ślepej ulicy dostrzegła dom 
Ali. 
Podbiegła do ołtarzyka ku czci jej przyjaciółki, który nadal stał 
przy krawężniku. Dostawiono kilka nowych świec, z których 
jedna jeszcze się paliła. Płomień tańczył na wietrze. Na tablicy 
korkowej przyczepiono kilka napisanych odręcznie listów, z 
informacjami takimi jak „DORWIEMY GO!". Albo „LAN ZA 
TO ZAPŁACI!". 
Kucnęła obok i spojrzała na fotografię, która od początku 
stanowiła część ołtarzyka zrobionego zaraz po znalezieniu ciała 
Ali. Przez kilka miesięcy zdjęcie wypłowiało od deszczu i śniegu. 
Przedstawiało Ali w szóstej klasie, w błękitnym T-shircie i 
dżinsach, jak stała w wielkim holu w domu Spencer. Zrobiono je 
tego wieczoru, kiedy Melissa i łan wybierali się na zimowy bal 
szkolny. Ali w napięciu obserwowała ich oboje, chichocząc 
histerycznie, kiedy Melissa potknęła się na schodach w czasie 
swojego wielkiego wejścia. Kto wie, może już wtedy coś ją łą-
czyło z Ianem. 
Hanna zmarszczyła brwi i przyjrzała się bliżej fotografii. Za 
plecami Ali dostrzegła uchylone drzwi frontowe w domu 
Hastingsów, a za nimi fragment podwórka. Na podjeździe 

 

background image

obok limuzyny lana i Melissy stała samotna postać w marynarce i 
dżinsach. Hanna nie potrafiła rozpoznać rozmazanej twarzy. Z 
pewnością jednak ta osoba miała w sobie coś z wścibskiego 
podglądacza, jakby również szpiegowała lana i Melissę. 
Trzasnęły drzwi. Hanna zerwała się na równe nogi i rozejrzała. 
Przez chwilę nie mogła się zorientować, skąd dobiegł hałas. 
Potem na podjeździe przy domu Cava-naughów zobaczyła 
Darrena Wildena. Kiedy spostrzegł Hannę, zdziwił się. 
— Hanna — wyjąkał. — Co tu robisz? 
Jej serce zaczęło mocniej bić, jakby właśnie przyłapano ją na 
kradzieży w sklepie. 
— Biegam. A ty? 
Wilden miał przerażenie wypisane na twarzy. Odwrócił się i 
gestem pokazał na las za domem Spencer. 
— No wiesz, hm, sprawdzałem to i owo. 
Hanna założyła ręce na piersi. Policja przerwała poszukiwania w 
lesie kilka dni temu. Poza tym Wilden szedł z przeciwnego 
kierunku, od strony domu Jenny, który stał po drugiej stronie 
lasu. 
— I znalazłeś coś? 
Wilden zatarł dłonie w rękawiczkach. 
— Nie powinnaś się tu kręcić. — Zupełnie zmienił ton. Hanna 
wbiła w niego wzrok. 
— Jest zimno — dodał zmieszany. Hanna pokazała na swoje 
nogi. 
— A od czego są dresy? I rękawiczki? I czapka? 
— I tak zmarzniesz. — Wilden uderzył prawą pięścią w otwartą 
lewą dłoń. — Wolałbym, żebyś biegała w bezpieczniejszym 
miejscu. Na przykład na szlaku Marwyna. 
 

background image

Hanna spojrzała na niego z niedowierzaniem. Naprawdę aż tak 
się o nią troszczył? A może chciał się jej pozbyć? Spojrzał przez 
ramię na las za domem Spencer. Hanna też obejrzała się w 
tamtym kierunku. Czy ukrywał tam coś? Nie chciał, żeby Hanna 
to zobaczyła? Przecież powiedział reporterom, że nie wierzy, aby 
lasy kryły w sobie rozwiązanie zagadki zniknięcia lana. I że 
Hanna z przyjaciółkami to zwykłe mitomanki. 
Przypomniało się jej zdjęcie Wildena wychodzącego z 
konfesjonału. I towarzysząca mu wiadomość od A.: „Każdy ma 
coś na sumieniu, co nie?". 
— Podwieźć cię gdzieś? — zapytał Wilden tak nagle, że Hanna 
podskoczyła ze strachu. — Już skończyłem. 
Hanna czuła, jak drętwieją jej palce. 
— No dobra — wyjąkała, próbując zachować spokój. Po raz 
ostatni spojrzała na ołtarzyk Ali, a potem podeszła do pokrytego 
grubą warstwą zmarzniętego, brudnego śniegu samochodu 
Wildena. — To twoje auto? — zapytała, bo wyglądało znajomo. 
Wilden pokiwał głową. 
— Mój wóz policyjny stoi w warsztacie, więc musiałem się 
przesiąść do tego grata. 
Otworzył drzwi od strony pasażera. Wewnątrz pachniało starymi 
papierkami po hamburgerach z McDonalda. Wilden szybko 
przerzucił na tylne siedzenie kilka segregatorów, pudełek po 
butach, płyt kompaktowych, pustych opakowań po papierosach, 
nieotwartych listów i zapasowe rękawiczki. 
— Trochę tu brudno — powiedział. 
Uwagę Hanny przyciągnęła owalna nalepka leżąca na podłodze 
przed przednim siedzeniem. Widniał na niej rysunek ryby, jakieś 
inicjały i napis: „Bilet jednodniowy". 
 

background image

Nie wyciągnięto jej z przezroczystej folii,, więc farba nie 
rozmazała się i nalepka wyglądała jak nowa. 
— Wybierasz się na połów? — uśmiechnęła się z przekąsem 
Hanna i pokazała palcem na nalepkę. 
Dawniej często jeździła na ryby, w czasach kiedy jeszcze jej 
ojciec był jej przyjacielem, a nie bezdusznym służbi-stą, który 
chciał koniecznie uszczęśliwić swoją księżniczkę Kate. 
Wiedziała, że należało kupić w lokalnym sklepie wędkarskim 
specjalne bilety uprawniające do wędkowania w jeziorze. Za ich 
brak groził mandat. 
Wilden spojrzał na bilet i zrobił tajemniczą minę. Wziął go w 
dwa palce i rzucił za siebie na tylne siedzenie. 
— Od lat nie sprzątałem w tym aucie — rzucił na od-czepnego. 
— To jakaś staroć. 
Włączył silnik i ruszył w tył tak gwałtownie, że Hannę wbiło w 
fotel. Zawracając, o mało nie rozjechał ołtarzyka Ali. Potem 
pełnym gazem minął dom Spencer, Jenny i Mony. Hanna 
przytrzymała się uchwytu nad oknem. 
— To nie wyścigi — zażartowała, choć miała duszę na ramieniu. 
Wilden spojrzał na nią kątem oka, ale nie odpowiedział. Hanna 
zauważyła, że nie ma na sobie munduru, tylko obszerną, szarą 
bluzę z kapturem i czarne dżinsy. Właściwie w tej bluzie 
przypominał zakapturzoną postać, którą spotkała w sobotę w 
lesie. To jednak tylko zbieg okoliczności... prawda? 
Hanna potarła dłonią kark i zakaszlała. 
— Jak idzie śledztwo w sprawie lana? 
Wilden spojrzał na nią, naciskając mocno pedał gazu. 
Gwałtownie skręcił na szczycie wzgórza, aż zapiszczały opony. 
 
 
 

background image

— Mamy powody przypuszczać, że łan uciekł do Kalifornii. 
Hanna otworzyła usta i szybko je zamknęła. Przecież adres IP 
komputera lana świadczył o tym, że nie wyjechał z Rosewood. 
— Skąd to wiecie? — zapytała. 
— Od informatora — warknął Wilden. 
— Od kogo? 
Wbił w nią lodowaty wzrok. 
— Przecież wiesz, że nie mogę powiedzieć. 
Szary nissan pathfinder powoli wlókł się przed nimi pod górę. 
Wilden zmienił bieg i wjechał na przeciwległy pas, żeby go 
wyprzedzić. Pathfinder zatrąbił. W oddali pojawiły się dwa 
światła samochodu nadjeżdżającego z przeciwka. 
— Co ty wyprawiasz? — krzyknęła Hanna w panice. Wilden nie 
wrócił na właściwy pas. - Przestań! - wrzasnęła. 
W jednej chwili wróciła pamięcią do tamtej nocy, kiedy stała na 
parkingu przed szkołą, a z przeciwka nadjeżdżało czarne auto 
Mony. Kiedy zorientowała się, że samochód nie skręci, było już 
za późno. Stała jak wmurowana w ziemię, zupełnie bezradna. 
Czuła się tak, jakby nie mogła powstrzymać tego, co miało się 
stać. 
Zamknęła oczy. Ogarnął ją lęk. Usłyszała głośny klakson i 
Wilden wreszcie skręcił. Kiedy otworzyła oczy, jechali prawym 
pasem. 
— Co ci strzeliło do głowy? - zapytała Hanna, cała roztrzęsiona. 
Wilden spojrzał na nią z ukosa, wyraźnie rozbawiony. 
— Wyluzuj. 
W y l u z u j ?  Hanna ukryła twarz w dłoniach. Zrobiło się jej 
niedobrze. Znowu zobaczyła swój wypadek, tym 
 

background image

razem w przyspieszonym tempie. Od tamtego czasu desperacko 
próbowała zapomnieć o tych tragicznych wydarzeniach, 
tymczasem Wilden świetnie się bawił, doprowadzając ją do ataku 
paniki. Może jednak wiadomości A. na temat Wildena zawierały 
ziarno prawdy. 
Hanna już miała kazać mu się zatrzymać, żeby mogła wrócić 
pieszo do domu, ale zdała sobie sprawę, że jadą w stronę jej 
domu. Kiedy zatrzymał się na podjeździe, odpięła pas i 
wyskoczyła z auta szczęśliwa, że już stoi na twardym gruncie. 
Z trzaskiem zamknęła drzwi, jednak Wilden zupełnie na to nie 
zareagował. Wycofał się z podjazdu, nie zwalniając nawet na 
progu. Z maski samochodu spadło trochę śniegu. Hanna 
zauważyła, że przód auta miał opływowy kształt i złowrogo 
świecące reflektory. 
Nagle doznała déjà vu. Ta sytuacja już kiedyś miała miejsce. I 
wcale nie w noc wypadku. Czuła się tak samo jak wtedy, kiedy 
nie mogła przypomnieć sobie słówka na zajęciach z 
francuskiego, choć miała je na końcu języka. Najczęściej 
przychodziło jej do głowy o wiele później, w najmniej 
oczekiwanych okolicznościach, kiedy szukała czegoś w 
internecie albo wyprowadzała Dota na spacer. To wspomnienie 
też do niej kiedyś wróci. 
Choć nie była pewna, czy chce się z nim skonfrontować. 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

19 
 
SPENCER DBA O SWOJE INTERESY 
 
W piątek po szkole Kirsten Cullen, najlepsza koleżanka Spencer 
z drużyny hokejowej, zaparkowała swój samochód pod domem 
Hastingsów i zaciągnęła ręczny hamulec. 
- Dzięki za podwiezienie - powiedziała Spencer. 
Nie miała zamiaru wsiadać do śmierdzącego autobusu szkolnego 
tylko dlatego, że rodzice pozbawili ją czterech kółek. 
- Nie ma sprawy - odparła Kirsten. - Potrzebujesz transportu w 
poniedziałek? 
- Jeśli to nie kłopot. - Spencer rzuciła jej nieśmiałe spojrzenie. 
Najpierw zadzwoniła do Arii z prośbą o podwiezienie, bo ona 
mieszkała teraz w sąsiedztwie. Aria jednak odparła, że ma „coś 
do zrobienia", choć nie była łaskawa powiedzieć co dokładnie. 
Spencer nie mogła, niestety, poprosić o tę przysługę Andrew. 
Przez cały dzień liczyła na to, że zadzwoni z przeprosinami. 
Wtedy ona też by go przeprosiła 
 

background image

i obiecała, że nie zerwie z nim po przeprowadzce. Ale on z 
premedytacją nie odzywał się do niej w czasie zajęć. A to 
oznaczało dla Spencer definitywny koniec. 
Kirsten pomachała Spencer i odjechała. Spencer odwróciła się i 
poszła w stronę domu. Wokół panowała cisza i spokój, a niebo 
przybrało niepokojącą fioletowoszarą barwę. Napis 
„ZABOJCZYNI" na drzwiach garażu został, co prawda, 
zamalowany, ale nowy kolor nie pasował do fasady budynku, a 
litery i tak prześwitywały spod warstwy farby. Spencer odwróciła 
od niego oczy. Kto to napisał? A.? Ale po co? Zeby ją 
przestraszyć? A może ostrzec? 
W pustym domu pachniało mydłem i środkiem do mycia podłóg, 
co oznaczało, że Candace, pomoc domowa, właśnie skończyła 
pracę. Spencer pobiegła na górę, zabrała segregator Ołivii i 
wyszła na podwórko tylnym wyjściem. Choć rodzice jeszcze nie 
wrócili, nie chciała teraz siedzieć w domu. Musiała zrobić coś w 
zupełnym odosobnieniu. 
Otworzyła drzwi domku i zapaliła światło w kuchni i w salonie. 
Wszystko wyglądało tak jak ostatnim razem, kiedy tu była. Obok 
komputera stała nawet napełniona do połowy wodą szklanka. 
Usiadła na kanapie i wyjęła telefon. Ostatnią wiadomość dostała 
od A.: „Może chcesz zniknąć na zawsze?". 
Najpierw porządnie się wystraszyła, ale potem spojrzała na to z 
innej strony. Nie miała nic przeciwko zniknięciu na zawsze — z 
Rosewood. I wiedziała, jak tego dokonać. 
Rzuciła segregator Ołivii na stolik. Papiery rozsypały się na 
dywanie. Na wierzchu leżała wizytówka pośrednika 
nieruchomości. Drżącymi dłońmi wystukała jego numer. Rozległ 
się sygnał. 
— Michael Hutchins — odezwał się męski głos. 
 

background image

Spencer chrząknęła. 
- Dzień dobry. Nazywam się Spencer Hastings. - Próbowała 
mówić poważnym głosem, jakby wiedziała wszystko o handlu 
nieruchomościami. - Moja mama jest pana klientką. Olivia 
Caldwell. 
- Oczywiście, oczywiście. - Michael nie posiadał się ze szczęścia. 
- Nie wiedziałem, że ma dzieci. Widziała pani ich mieszkanie? 
Dodatek o urządzaniu wnętrz do „New York Timesa" opublikuje 
jego zdjęcia w przyszłym tygodniu. 
Spencer owinęła wokół palca kosmyk włosów. 
- Jeszcze nie. Ale... wkrótce się tam wybiorę. 
- Co mogę dla pani zrobić? 
Założyła nogę na nogę, a potem znowu usiadła prosto. Czuła 
pulsowanie w skroniach. 
- Szukam... mieszkania. W Nowym Jorku. Najlepiej w tej samej 
okolicy, w której mieszka Olivia. Mógłby pan coś dla mnie 
znaleźć? 
Słyszała, jak Michael przerzuca jakieś papiery. 
- Myślę, że tak. Proszę mi dać chwilę. Rzucę okiem na dostępne 
oferty w bazie danych. 
Spencer zagryzła kciuk. Nagle cała sytuacja wydała się jej 
zupełnie absurdalna. Wyjrzała przez okno na basen z kamiennym 
brzegiem, na jacuzzi, na taras wykładany drewnem i na psy 
baraszkujące pod płotem. Odwróciła się i spojrzała na młyn. 
„KŁAMIESZ". Tego napisu jeszcze nie zamalowano. Może 
rodzice zostawili go dla Spencer na pamiątkę, jak wielkie 
czerwone A w Szkarłatnej literze. Dołu przy domu Ali nie 
otaczała już taśma z napisem „ZkKKT, WSTĘPU". Nowi 
właściciele nareszcie ją zdjęli. Ale dziury w ziemi nie zakopano. 
Za domkiem rozciągały się lasy. Gęste, ciemne i pełne sekretów. 
 

background image

Olivia radziła jej, żeby nie podejmowała pochopnych decyzji, ale 
wyprowadzka z Rosewood była dla niej najmądrzejszym i 
najszybszym rozwiązaniem. 
- Już jestem - odezwał się Michael, wyrywając Spencer z 
zamyślenia. - Mam nowe mieszkanie przy Perry Street dwieście 
dwadzieścia trzy. Nie zostało jeszcze wystawione, ale właściciel 
już je sprząta i remontuje. Na naszej stronie internetowej ta oferta 
pojawi się pewnie w poniedziałek. To mieszkanie z jedną 
sypialnią na parterze kamienicy z piaskowca. Właśnie 
otworzyłem album ze zdjęciami i mieszkanie prezentuje się 
przepięknie. Wysokie sufity, drewniane podłogi, gzymsy, duża 
kuchnia, taras, zabytkowa wanna. Dwa kroki do stacji metra i 
butiku Marca Jacobsa. Pewnie lubi pani Jacobsa? 
- No jasne - uśmiechnęła się Spencer. 
- Siedzi pani przed komputerem? Mogę przesłać kilka zdjęć. 
- Poproszę. 
Spencer podała mu swój adres e-mailowy. Wstała i podeszła do 
laptopa Melissy leżącego na biurku. Po kilku sekundach dostała 
nową wiadomość. Zdjęcia przedstawiały kamienicę z piaskowca 
z zewnętrznymi schodami. Mieszkanie miało podłogi z szerokich 
dębowych desek, dwa olbrzymie okna, ściany z odsłoniętej cegły, 
marmurowy blat kuchenny, a nawet małą pralkę i suszarkę do 
prania. 
- Niesamowite - westchnęła Spencer zupełnie oszołomiona. - 
Teraz jestem w Filadelfii, ale mogłabym przyjechać w 
poniedziałek, żeby je obejrzeć. 
Usłyszała w słuchawce klakson, którego dźwięk dobiegał z 
nowojorskiej ulicy. 
 
 

background image

— To się da zrobić — odparł Michael, ale w jego głosie 
dosłyszała również wahanie. — Muszę panią ostrzec. Takie 
mieszkania nieczęsto pojawiają się w Nowym Jorku. A rynek 
nieruchomości tutaj to dżungla. To jedna z najlepszych kamienic 
w Village i klienci się na nie rzucą. Jak tylko wystawimy 
mieszkanie, w poniedziałek rano na pewno zjawi się tu ktoś 
gotów do wynajęcia go bez oglądania. Ale nie chcę naciskać. W 
tej okolicy mogę zaproponować jeszcze kilka innych mieszkań. 
Nagły przypływ adrenaliny dodał Spencer sił. Poczuła się tak, 
jakby biegła do piłki w czasie meczu hokejowego albo walczyła o 
pochwałę nauczyciela. To jej, a nie komu innemu, należało się to 
mieszkanie. Już planowała, jak urządzi sypialnię. Oczyma 
wyobraźni widziała, jak w pon-czo od Chanel idzie w sobotni 
poranek na kawę do Star-bucksa. Mogłaby kupić psa i do 
wyprowadzania go wynająć kogoś, kto chodziłby na spacer z 
piętnastoma psami na jednej smyczy. Wcześniej sprawdziła już 
kilka prywatnych szkół w Nowym Jorku, na wypadek gdyby nie 
zdecydowała się wcześniej składać papierów na uniwersytet. 
Kiedy spojrzała na kartkę papieru leżącą obok komputera, zdała 
sobie sprawę, że bezwiednie pisała na niej liczbę 223, dziesiątki 
razy, różnym pismem. To mieszkanie albo żadne. 
— Proszę go nie wystawiać — powiedziała wreszcie. — Biorę je. 
Nie muszę go oglądać. A jeśli teraz dam panu pieniądze? Będzie 
moje? 
Michael milczał. 
— Możemy tak zrobić. — Wydawał się zdumiony. — Proszę mi 
wierzyć, nie rozczaruje się pani. To okazja jedna na milion. — 
Wystukał coś na klawiaturze. — Okej. Potrzebuję 
 

background image

od pani jakąś zaliczkę. Czynsz za pierwszy miesiąc, depozyt i 
procent dla pośrednika. Powinniśmy zadzwonić do pani mamy. 
To ona będzie ręczyć za wynajem i dokona przelewu? 
Palce Spencer zawisły nad klawiaturą. Olivia powiedziała 
wprost, że jej mąż Morgan nie ufa nieznajomym. Gdyby 
poprosiła Ołivię i Morgana o pieniądze, pewnie straciłaby od razu 
ich zaufanie. Spojrzała na ekran. W prawym górnym rogu 
widniała ikona „Spencer_Studia". 
Otworzyła folder i plik PDF. Znalazła w nim wszystkie potrzebne 
informacje. Rachunek zarejestrowano na nią. Olivia twierdziła, 
że Morgan od razu polubi Spencer. Pewnie da jej dziesięć razy 
tyle pieniędzy, co na tym koncie. 
— Nie musimy mieszać w to mamy — powiedziała. — Mam 
rachunek na swoje nazwisko i mogę go użyć. 
— Dobrze — odparł natychmiast Michael. 
Pewnie cały czas miał do czynienia z dziećmi bogaczy. Spencer 
drżącym głosem podała Michaelowi numer konta, a on go 
powtórzył i powiedział, że teraz powinna zadzwonić do 
właściciela mieszkania i ustalić z nim termin spotkania. Umówili 
się przed budynkiem o czwartej po południu w poniedziałek na 
podpisanie umowy i odbiór kluczy. Potem mogła się wprowadzić 
do mieszkania. 
— Świetnie — powiedziała. Rozłączyła się i wlepiła wzrok w 
ścianę. 
Zrobiła to. Naprawdę to zrobiła. Za kilka dni pożegna się na 
zawsze z tym przeklętym miasteczkiem. Zamieszka w Nowym 
Jorku, z dala od Rosewood. Na dobre. Olivia wróci z Paryża, a 
Spencer tymczasem zdąży się przyzwyczaić do miejskiego rytmu 
życia. Już sobie wyobrażała, jak wpada do Olivii i Morgana na 
kolację albo idą razem do 
 

background image

baru Gotham lub do restauracji Le Bernardin na pyszne steki z 
grilla. Zobaczyła siebie wśród nowych przyjaciół, którzy 
uwielbiają sztukę, chodzą na imprezy charytatywne i mają w 
nosie to, że kiedyś prześladowała ją banda frajerów 
przedstawiająca się jako A. Kiedy jednak wyobraziła sobie 
chłopaków, których przyjdzie jej spotkać, ogarnął ją smutek. Nie 
było wśród nich Andrew. Wtedy przypomniała sobie, jak ją 
potraktował, i pokręciła głową. Teraz nie zamierzała marnować 
na niego energii. Jej życie miało się zmienić. 
Kręciło się jej w głowie, jakby była wstawiona. Cała się trzęsła z 
radości. Wydawało się jej, że ma halucynacje. Kiedy wyjrzała 
przez okno, zobaczyła wśród drzew jakieś błyski, jakby ktoś 
specjalnie dla niej urządził pokaz sztucznych ogni. 
Chwileczkę. 
Spencer podniosła się z kanapy. Snop światła pochodził z latarki i 
padał na okoliczne drzewa. Jakaś skulona postać grzebała w 
błocie na skraju lasu. Najpierw w jednym miejscu, a potem kilka 
metrów dalej, po lewej stronie. 
Poczuła kamień w żołądku. To nie był policjant. Oni wynieśli się 
stąd kilka dni temu. Uchyliła okno w nadziei, że usłyszy coś z tej 
odległości. Ku jej przerażeniu rama okienna zazgrzytała o 
framugę. Spencer skrzywiła się i odsunęła od parapetu. 
Postać przystanęła i odwróciła się w stronę domku. Snop światła 
z latarki przesuwał się w prawo, a potem w lewo i na chwilę 
zatrzymał się na twarzy tego kogoś. Spencer zobaczyła białka 
oczu. I zarys ciemnej bluzy z kapturem. Kilka kosmyków 
znajomych blond włosów. 
Spencer zmarszczyła z niedowierzaniem nos. Melissa? 
 

background image

Postać skryła się w mroku, jakby ją usłyszała. Zanim Spencer 
zdążyła się upewnić, czy to jej siostra, latarka zgasła. Trzasnęło 
kilka gałązek. Nieznajomy oddalał się w pośpiechu. Kroki 
rozlegały się coraz ciszej, aż Spencer ledwie mogła je odróżnić 
od świstu wiatru w drzewach. Kiedy się upewniła, że pod lasem 
nikogo już nie ma, pobiegła w tamto miejsce i kucnęła. Ziemia 
była miękka i mokra. Przez chwilę szukała czegoś dłońmi po 
omacku, ale pod palcami czuła tylko kamień i cegły. Ich po-
wierzchnia jeszcze była ciepła, jakby dopiero co dotykały ich 
czyjeś dłonie. Kiedy podniosła wzrok, w oddali, wśród drzew, 
usłyszała niewyraźny dźwięk. Przeszył ją dreszcz. To brzmiało 
prawie jak... c h i c h o t. 
Gdy jednak podniosła głowę i wyciągnęła szyję, hałas ucichł. 
Może to był tylko wiatr? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

20 
 
SPADAJ, ARIA! 
 
Tego samego popołudnia Aria spotkała się z Jasonem przed halą 
do wspinaczki, kilka kilometrów za Rosewood. Jason otworzył 
jej drzwi wejściowe i wpuścił pierwszą do środka. 
— Dzięki. 
Aria była wniebowzięta. Ukradła Meredith jej elastyczne spodnie 
do jogi. Miała nadzieję, że Jason nie zauważył, że są na nią trochę 
za duże i spadają jej z bioder. On natomiast wyglądał bardzo 
ładnie w szarym T-shircie z długim rękawem i w dresie Nike, 
jakby od dziecka uprawiał wspinaczkę. Niewykluczone zresztą, 
że tak właśnie było. 
Przy wejściu poraziło ich jasne, fluorescencyjne światło. Z 
głośników ryczała agresywna, gitarowa melodia, a w wysokiej 
sali z podłogą pachnącą gumą na każdej ścianie roiło się od 
wypustek, które wyglądały jak zrobione z plastiku. Jason zaprosił 
tu Arię rano, bo przyznał się, że nie jest typem faceta, który 
zaprasza dziewczynę na 
 

background image

kolację czy do kina. Ale przecież Aria mogłaby równie dobrze 
stanąć w kolejce w sklepie elektrycznym, gdyby tylko Jason 
uznał to za idealne miejsce na randkę. 
Kiedy się zarejestrowali, podeszli do wysokiej ściany i spojrzeli 
dookoła. Aria z podziwem przyglądała się kilku dziewczynom, 
które zręcznie wspinały się w górę, oplecione w talii linami. Nie 
bały się takich wysokości? Arii kręciło się w głowie od samego 
patrzenia. Po całym ciele przeszły jej ciarki. 
— Boisz się? — zapytał Jason. Aria zachichotała nerwowo. 
— Żadna ze mnie sportsmenka. 
Jason uśmiechnął się i chwycił ją za rękę. 
— Spodoba ci się. Obiecuję. 
Aria zaczerwieniła się, ale czuła też satysfakcję, że Jason jej 
dotknął. Musiała się uszczypnąć, żeby się upewnić, że to się 
dzieje naprawdę. 
Jeden z instruktorów, brunet z bujną brodą, przyniósł im sprzęt: 
uprzęże, kaski i specjalne rękawiczki do wspinaczki. Zapytał, 
które z nich chce zacząć. Jason pokazał na Arię. 
— Madame. 
— Jaki dżentelmen — powiedziała z przekąsem. 
— Mama dobrze mnie wychowała. 
Instruktor zaczął zakładać Arii uprząż wokół ramion i talii. Kiedy 
poszedł poszukać innej klamry, Aria odwróciła się do Jasona. 
— Jak sobie radzi twoja rodzina? — zapytała niby od niechcenia. 
— Wszystko... w porządku? 
Jason przez dłuższą chwilę przyglądał się w milczeniu kilku 
wspinaczom przyklejonym do ściany. 
 
 
 

background image

- Kompletna rozsypka - odezwał się wreszcie. Spojrzał na nią 
smutnymi błękitnymi oczami. - Ale co można na to poradzić? 
Aria pokiwała tylko głową, bo zabrakło jej słów. Przypomniała 
się jej wczorajsza wiadomość od A. „Wielki Brat nie powiedział 
ci całej prawdy. I uwierz mi... wcale me chcesz jej poznać". Aria 
nie przekazała jej przyjaciółkom, bo się bała, że zaraz wszystkie 
osądzą Jasona. Była pewna, że nowy A. miesza im wszystkim w 
głowach. Dokładnie tak samo jak dawniej. 
Aria uznała, że tajemnica Jasona miała jakiś związek z tymi 
„problemami z rodzeństwem", o których Ali opowiadała Jennie. 
Ale nie chciała uwierzyć w te domysły. Jasona i Ali łączyła 
głęboka, bratersko-siostrzana więź, nic ponadto. Próbowała sobie 
nawet przypomnieć, kiedy Jason zrobił Ali na złość, nic jednak 
nie przychodziło jej do głowy. Pamiętała tylko, że zawsze dziko 
jej bronił. Pewnego razu, niedługo po tym, jak się zaprzyjaźniły, 
dziewczyny przyszły do Ali na party piżamowe. Zamierzały też 
zrobić sobie nawzajem makijaże i każda przyniosła swoją 
kosmetyczkę. Poza Emily, bo jej rodzice nie pozwalali jeszcze 
wtedy się malować. Kiedy piały z zachwytu nad przyniesionymi 
przez Hannę cieniami do powiek od Diora, do pokoju weszła pani 
DiLaurentis. Miała zmęczoną twarz. 
- Ali, nakarmiłaś kota tylko karmą z puszki? - zapytała. Ali 
spojrzała na nią nierozumiejącym wzrokiem. Pani 
DiLaurentis oparła dłonie na biodrach. 
- Kochanie, tyle razy cię prosiłam, żebyś mieszała mokrą karmę z 
suchą i dodawała jeszcze preparat przeciwko kłaczeniu. 
 

background image

Ali zagryzła usta. Pani DiLaurentis jęknęła i się od wróciła. 
— O tym też zapomniałaś? Cały dywan na dole trzeba będzie 
czyścić z sierści! 
Ali rzuciła na stół pędzel do makijażu Hanny. 
— A może odrobinę wylu zu j es z?  Chodzę do szóstej klasy i 
mam trochę więcej zadań domowych! Przepraszam, że w nawale 
obowiązków zapomniałam, jak powinno się karmić naszego 
kota! 
Pani DiLaurentis pokręciła bezradnie głową. 
— Ali, karmisz tego kota w ten sam sposób od trzeciej klasy — 
rzuciła i wyszła z pokoju. 
Po kilku chwilach z kuchni wyszedł Jason z garścią precelków. 
— Mama ma muchy w nosie, co? — zapytał łagodnie. — Mogę 
wziąć na siebie karmienie kota, jak nie masz teraz czasu. 
Dotknął ramienia Ali, ale ona odsunęła jego dłoń. 
— Przestań. Nic mi nie jest. 
Jason wycofał się z pokoju wyraźnie urażony. Aria miała ochotę 
zerwać się z miejsca i go przytulić. Ali zachowywała się tak samo 
w dniu, kiedy ogłoszono nową edycję kapsuły czasu. Jason 
podszedł do Ali i lana, którzy rozmawiali przy stojakach na 
rowery, i kazał łanowi odczepić się od jego siostry. Ale ona 
odpędziła Jasona, wyśmiewając jego nadopiekuńczość. Może 
Jason wyczuwał, że łan żywi wobec Ali jakieś uczucia, i chciał ją 
chronić. Może Ali w i ed zia ła,  że Jason to wyczuł, i chciała się 
go pozbyć. Jeśli Ali miała jakieś problemy z Jasonem, to raczej 
ona je wywoływała, nie on. 
A może Jenna kła ma ła ? Może zmyśliła tę historyjkę o 
problemach Ali z rodzeństwem? Może dlatego dwa 
 
 

background image

dni temu stała przed domem Ali z poczuciem winy wypisanym na 
twarzy? Może to, co Aria usłyszała od niej kilka miesięcy 
wcześniej, kiedy spotkały się samotnie w pracowni plastycznej 
na uniwersytecie, nie miało żadnego pokrycia w rzeczywistości? 
Ale po co Jenna miałaby kłamać? Żywiła urazę do Jasona i 
chciała podburzyć dziewczyny przeciwko niemu? Czy Jenna to 
A.? 
- Gotowe - oznajmił instruktor, wyrywając Arię ze świata 
wspomnień. Pokazywał na długą linę zwisającą z sufitu i 
przywiązaną do jej talii. - Potrzebujesz jakichś wskazówek na 
początek? 
- Ja się tym zajmę - odparł Jason. 
Instruktor kiwnął głową i poszedł po klamry do uprzęży Jasona, 
który zbliżył się do Arii i szturchnął ją w bok. 
- Nie odwracaj się teraz - szepnął. - Wydaje mi się, że właśnie 
zauważyłem higienistkę z naszej szkoły. Smła mi się w 
najgorszych koszmarach. 
Aria spojrzała przez ramię. Rzeczywiście, krępa kobieta o twarzy 
buldoga stała przed automatem do napojów obok ławeczki. 
- To pani Boot! - wyszeptała Aria. 
- Nadal pracuje w szkole? Aria pokiwała głową. 
- Na jej widok zawsze zaczyna mnie swędzieć skóra na głowie. 
Nigdy nie zapomnę, jak w podstawówce stałam w kolejce do jej 
gabinetu, gdzie sprawdzała, czy mamy wszy. 
- N i e n a w i d z i ł e m  tych badań - wstrząsnął się Jason. 
Odwrócili się od pani Boot. Patrzyła na ścianę wspinaczkową z 
taką pogardą, jakby zauważyła na niej ucznia 
 

background image

liceum, który właśnie symuluje gorączkę. Nagle z szatni wybiegł 
jakiś mały chłopiec i wpadł prosto w jej ramiona. Oschła starsza 
pani uśmiechnęła się i oboje wyszli z klubu. 
— Spędzałem mnóstwo czasu w jej gabinecie — powiedział 
Jason. — Pani Boot zawsze patrzyła na mnie tym swoim słodkim 
spojrzeniem, tak jakby chciała mnie przewiercić na wylot. Kiedyś 
słyszałem, że ma w oczach lasery, którymi może stopić 
człowiekowi mózg. 
Aria zachichotała. 
— Też słyszałam tę pogłoskę. — Zmarszczyła czoło. — A czemu 
chodziłeś często do higienistki? 
Nie przypominała sobie, żeby Jason był specjalnie chorowity. 
Jesienią należał do szkolnych gwiazd futbolu, a wiosną grywał w 
bejsbol. 
— Nie chorowałem — wyjaśnił Jason. Dopiął suwak kieszeni 
swoich spodni. — Chodziłem do psychologa szkolnego. Doktora 
Atkinsona. On chciał, żebym mówił do niego Dave. 
— Och — westchnęła Aria i uśmiechnęła się sztucznie. Nie ma 
nic złego w psychoterapii, prawda? Aria sama 
prosiła rodziców, żeby wysłali ją do psychologa zaraz po 
przeprowadzce do Rejkiawiku. Ali dopiero co zaginęła. Ale Ella 
kazała Arii zamiast tego uprawiać jogę. 
— To rodzice wpadli na ten pomysł. - Jason wzruszył ramionami. 
— Trudno było mi przyzwyczaić się do życia w Rosewood po 
przeprowadzce w ósmej klasie. — Przewrócił oczami. — Byłem 
naprawdę nieśmiały, a rodzice uznali, że dobrze mi zrobi, jak 
pogadam od czasu do czasu z kimś, kto patrzy na moje problemy 
z dystansu. Dave był w porządku. Poza tym dzięki tym 
spotkaniom mogłem urywać się z lekcji. 
 

background image

- Znam wiele osób, które chodziły do Dave'a - rzuciła niby od 
niechcenia Aria, choć tak naprawdę nie znała ani jednej takiej 
osoby. 
Może ten  właśnie sekret ukrywał Jason. I o co tyle hałasu? 
Instruktor wrócił, dopiął uprząż Jasona i znowu się oddalił. Jason 
zapytał Arię, od jakiej ściany chce zacząć wspinaczkę - łatwej, 
średniej czy trudnej? Aria prychnęła. 
- Ale głupie pytanie — zachichotała. 
- Tylko się upewniam. — Jason uśmiechnął się szeroko. 
Podprowadził ją pod ścianę dla początkujących i pokazał, jak 
ułożyć stopę na skalnym występie, a potem podciągnąć się na 
rękach. Wspiął się na kilka metrów w górę, żeby jej 
zademonstrować technikę. Zrobił to z taką łatwością. Kiedy Aria 
weszła na pierwszy kamień, poczuła, jak napinają się wszystkie 
jej mięśnie. Położyła dłoń na kamieniu nad głową i podciągnęła 
się. Ku swojemu zdumieniu nie spadła. Jason nie spuszczał z niej 
wzroku. 
- Świetnie ci idzie! - pochwalił ją z uśmiechem. 
- Pewnie każdej tak mówisz - jęknęła Aria. 
Ale posuwała się powoli w górę. „Nie patrz w dół", powtarzała w 
myślach. Kręciło się jej w głowie nawet wtedy, gdy stała na 
trampolinie przy basenie i patrzyła na wodę. 
- Mówiłaś, że kilka dni temu wprowadziłaś się do nowego domu 
taty i jego dziewczyny — powiedział Jason, kiedy wspiął się na 
jej wysokość. - Dlaczego się przeniosłaś? 
Aria sięgnęła do kolejnego występu. 
- Rodzice rozstali się, kiedy wróciliśmy tu z Islandii -zaczęła 
opowiadać, ważąc każde słowo. - Tata miał romans ze studentką. 
Teraz biorą ślub. A ona jest w ciąży. 
Jason spojrzał na Arię. 
 

background image

— Nieźle. 
— To trochę dziwne. Ona ma tylko parę lat więcej niż ty. Jason 
się skrzywił. 
— A kiedy zaczęli się z sobą widywać? 
— Jak chodziłam do siódmej klasy — wyznała Aria. Spojrzała na 
ścianę nad sobą, szukając najlepszego 
punktu podparcia. Dobrze, że rozmawiali. Trochę odwracało to 
jej uwagę od trudu wspinaczki. 
— Przyłapałam ich, jak się całowali w samochodzie taty. I nagle, 
chyba dlatego że przed chwilą przypomniała 
sobie, jak Ali szorstko potraktowała Jasona, kiedy zaoferował jej 
pomoc przy karmieniu kota, dodała: 
— Twoja siostra... była wtedy ze mną. I nigdy nie pozwoliła mi o 
tym zapomnieć. 
Rzuciła okiem na Jasona w obawie, że właśnie przekroczyła jakąś 
nienaruszalną granicę. Ale on miał zupełnie zwyczajny wyraz 
twarzy. 
— Przepraszam. Nie powinnam tak mówić. 
— Nie... Rozumiem cię. Taka była moja siostra. Doskonale 
wiedziała, jak manipulować ludźmi. 
Aria przylgnęła do ściany, bo nagle poczuła zmęczenie. 
— Tobą też? 
— Mhm. Zawsze chodziło jej o dziewczyny. 
— Dziewczyny? Jason pokiwał głową. 
— Wyśmiewała się z moich dziewczyn. Czasem robiło mi się... 
przykro. Ale ona lubiła wkładać kij w mrowisko. 
— Znała wszystkie nasze słabości — powiedziała Aria. Spojrzała 
w górę, czując wyrzuty sumienia. — Do dziś trudno mi się 
przemóc, żeby o niej rozmawiać. 
Nagle Jason oderwał się od ściany i zawisł na linie. 
 

background image

- Zejdź na chwilę na dół. Ześlizgnij się po linie. Aria zjechała w 
dół zgodnie z poleceniem i niezdarnie 
wylądowała na macie. Jason przyglądał się jej badawczo, a ona 
zastanawiała się, czy wspominanie Ali to właściwy krok. Nagle 
jednak Jason rozwiał jej wątpliwości. 
- Może to i dobrze, że o niej rozmawiamy. To znaczy teraz, kiedy 
nikt nie ma odwagi rozmawiać o Ali, jakby chcieli z niej zrobić 
świętą. W domu rodzice nawet nie wspominają jej imienia. Moi 
przyjaciele też nie poruszają tego tematu. Wiem, że wokół 
wszyscy o niej gadają, ale w mojej obecności trzymają gębę na 
kłódkę. Ali nie była aniołem. I wiele osób jej nienawidziło. 
Niektórzy nawet bardzo... 
Wyszeptał coś jeszcze, ale nagle urwał i zacisnął usta. 
- Co powiedziałeś? - zapytała Aria, nachylając się do niego. 
Jason machnął ręką, jakby to, co powiedział, nie było istotne. 
- Nie chcę, żeby Ali stała się dla nas tematem tabu. 
Aria uśmiechnęła się z ulgą. Rozmowa z Jasonem pozwoliłaby jej 
spojrzeć na całą sprawę Ali z zupełnie innej perspektywy. 
Zastanawiała się, czy powiedzieć Jasonowi o tym, że jego siostra 
przekazywała plotki o nim Jennie Cavanaugh, a Jenna 
poinformowała o tym Arię. I że łan odezwał się do Spencer na 
Skypie, twierdząc, że ktoś zmusił go do ucieczki. I że ten 
naśladowca A. pomógł łanowi w ucieczce. 
Ale jej uwagę zwróciło coś innego. To dlatego A. tak bardzo 
zależało na tym, żeby Aria uwierzyła, że Jason coś ukrywa. Miała 
spanikować i zerwać z nim kontakt. Gdyby Aria zaczęła chodzić 
z Jasonem, to pewnie powiedziałaby 
 

background image

mu o SMS-ach od A., a także o roli A. w planie lana. Może 
policja nie wierzyła w istnienie A., ale Jason na pewno by jej 
uwierzył. Przecież chodziło o morderstwo jego siostry. 
Aria podkuliła palce stopy. Była wściekła, że ktoś znowu próbuje 
nią manipulować. Na pewno łan popełnił zbrodnię, a teraz 
próbował się wywinąć. Spojrzała na Ja-sona, gotowa powiedzieć 
mu o wszystkim. 
— Wspinasz się tutaj? — zapytał Arię jakiś chłopiec wy-
glądający na licealistę. 
Wskazał na ścianę, o którą opierała się Aria. Pokręciła głową i 
odeszła kilka kroków dalej. Obok przeszły trzy dziewczyny, 
przyglądając się badawczo Arii i Jasonowi, tak jakby rozpoznały 
ich z telewizji. Nawet muzyka przycichła, jakby wszyscy 
wiedzieli, że w hali toczy się właśnie ważna rozmowa. 
Aria zamknęła usta. To chyba nie było właściwe miejsce do 
rozmów o Ali i lanie. Może raczej powinna opowiedzieć 
Jasonowi o wszystkim w samochodzie w drodze powrotnej. 
Nagle przypomniała sobie o zaproszeniu, które włożyła do 
bocznej kieszeni torby ze skóry jaka. Zostawiła ją razem z kurtką 
Jasona przy jednej ze ścian. Nie ściągając uprzęży, podeszła do 
torby i wyciągnęła zaproszenie. 
— Masz jakieś plany na jutro? — zapytała Jasona. 
— Nie sądzę. A dlaczego pytasz? 
— Jeden z obrazów mojej mamy zawiśnie w lobby tego nowego 
hotelu. — Wręczyła mu zaproszenie. — Jutro odbywa się tam 
huczne otwarcie. Mama przyjdzie ze swoim nowym chłopakiem, 
którego szczerze nie cierpię. Mógłbyś skutecznie odwrócić od 
niego moją uwagę. — Przekrzywiła zalotnie głowę. 
Jason się uśmiechnął. 
 
 

background image

- Od bardzo dawna nie byłem na żadnym hucznym przyjęciu. 
Wziął do ręki zaproszenie i przeczytał. Nagle jego twarz 
spochmurniała, a jabłko Adama zaczęło poruszać się w górę i w 
dół. 
- Coś nie tak? - zapytała Aria. 
- To jakiś żart? - Jason odezwał się po chwili zachrypniętym 
głosem. 
Aria zamrugała. 
- O co ci chodzi? 
- B o  jeśli tak, to mało śmieszny - dokończył Jason, otwierając 
szeroko oczy. Nie wyglądał na rozgniewanego, raczej na... 
wystraszonego. 
- Co się dzieje? - zapytała Aria. - Nie rozumiem. Jason patrzył na 
nią przez dłuższą chwilę. Wyraz jego 
twarzy się zmienił. Spojrzał na nią z rezerwą, może wręcz z 
obrzydzeniem, jakby od stóp do głów pokrywały ją pijawki. 
Nagle, ku jej przerażeniu, zdjął swoją uprząż, podszedł do ich 
rzeczy i włożył kurtkę. 
- Muszę lecieć. -Co? 
Aria próbowała złapać go za rękę, ale nadal miała na sobie uprząż 
i nie wiedziała, jak ją zdjąć. Jason nawet na nią nie spojrzał. Wbił 
ręce w kieszenie i szybkim krokiem przeszedł obok recepcji, 
niemalże wpadając na grupę nastolatków nadchodzącą z 
naprzeciwka. 
Po kilku minutach Aria zdołała w końcu wypiąć się z pasków i 
lin. Włożyła kurtkę i wybiegła z hali. Z jakiegoś rangę rovera 
wysiadało kilka osób. Matka pomagała małej dziewczynce zająć 
miejsce w dziecięcym foteliku. Aria rozejrzała się na prawo i na 
lewo. 
 

background image

— Jason! — zawołała. 
Z jej ust wydobywały się kłęby pary. Pod sklepem po drugiej 
stronie ulicy zatrzymało się auto. Jason już odjechał. 
Aria stała pod lampą uliczną przed halą wspinaczkową ze 
wzrokiem wbitym w zaproszenie do Radleya. Widniał na nim 
adres hotelu i godzina rozpoczęcia imprezy. A także nazwisko 
architekta, który zaprojektował nowy budynek — George Fritz. 
Poniżej wymieniono wszystkich artystów, których prace miały 
ozdobić wnętrza budynku, między innymi nazwisko Elli. Co 
mogło tak przerazić Ja-sona? Co miał na myśli, kiedy pytał, czy 
to jakiś żart? Nie chciał spotkać jej mamy? Wstydził się pokazać 
publicznie z Arią? 
— Jason! — zawołała ponownie Aria, tym razem trochę ciszej. 
I nagle usłyszała perlisty śmiech. Rozejrzała się przerażona. Nie 
zauważyła nikogo, ale śmiech nie cichł, jakby ktoś śmiał się z niej 
i tylko z niej. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

21 
 
... I TYLKO PRAWDĘ 
 
W piątkowy wieczór Emily siedziała w aucie pod domem 
państwa Colbertów, nerwowo czekając, aż Isaac wyjdzie 
frontowymi drzwiami i podbiegnie do jej samochodu. 
- Hej! - zawołał i spojrzał na niebo. - Chyba zaraz zacznie padać 
śnieg. Myślisz, że to odpowiednia pora na przejażdżkę? 
Emily pokiwała energicznie głową. Isaac przysłał jej ze szkoły 
SMS-a, zapraszając wieczorem do siebie. Najpierw Emily uznała 
to za żart. Ale kiedy dostała od niego kolejną wiadomość z 
pytaniem, czemu nie odpowiada, pomyślała, że pewnie pani 
Colbert nie opowiedziała mu o spotkaniu z Emily w Applebee 
zeszłego wieczoru. Ani o tym, że wie, co wtedy robili u niego w 
pokoju. Może Isaacowi nadal wydawało się, że wszystko gra. 
Emily postanowiła, że jej noga nie postanie już nigdy w domu 
Colbertów. Nawet jeśli będzie zmuszona spędzić w towarzystwie 
rodziców Isaaca cały wieczór w Radleyu. Emily 
 

background image

nie należała do tych nastolatków, którzy lekceważyli zakazy 
dorosłych, nawet jeśli wiedziała, że wynikają ze złej woli i są 
niesprawiedliwe. Tym razem oznaczało to, że nie mogła już 
nigdy odwiedzić Isaaca w jego domu. I na każde jego zaproszenie 
będzie musiała odpowiadać jakimiś głupimi wymówkami. 
Kiedy zeszłej nocy kładły się spać z Carolyn, siostra zapytała ją, 
dlaczego wybiegła z baru z płaczem. Emily opowiedziała o całym 
zajściu. Carolyn usiadła na łóżku i spojrzała na Emily z 
przerażeniem. 
— Dlaczego powiedziała, że nie uszanowałaś jej domu? — 
zapytała. — To przez historię z Mayą? 
Emily pokręciła głową. 
— Wątpię. 
Czuła wstyd. Gdyby rodzice Emily przyłapali ją w łóżku z 
Isaakiem w ich własnym domu, pewnie postaraliby się o prawny 
zakaz zbliżania się do córki. 
— Może sobie na to zasłużyłam — szepnęła. Milczały przez 
chwilę, słuchając szumu poruszanych 
wiatrem łodyg kukurydzy. Nagle w ciemności rozległ się głos 
Carolyn. 
— Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby mama Tophera mnie 
nienawidziła. Pewnie musiałabym z nim zerwać. 
— Wiem — odparła Emily, choć zaciskało się jej gardło. 
— Ale musisz o tym pogadać z Isaakiem — poradziła jej 
Carolyn. — Szczerze. 
— Emily? 
Zamrugała. Isaac zapiął pas i czekał, aż ruszy. Emily czuła 
pulsowanie w całym ciele. Isaac zaczesał ciemne włosy na bok i 
otulił szyję ciemnozielonym szalikiem. W półmroku jaśniał jego 
uśmiech. Nachylił się, żeby ją 
 

background image

pocałować, ale ona cała zesztywniała, jakby czekała, że zaraz 
włączy się alarm, a zza krzaka wyskoczy pani Colbert i 
wyciągnie syna z samochodu. 
Odwróciła głowę, udając, że sięga po kluczyki. Isaac się odsunął. 
Nawet w ciemności dostrzegła w jego oczach znajomy wyraz 
zaniepokojenia. 
— Wszystko w porządku? — zapytał. Emily spojrzała przed 
siebie. -Tak. 
Przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła. 
— Pewnie nie możesz się doczekać jutrzejszego przyjęcia — 
powiedział Isaac. — Tym razem wypożyczyłem smoking. To 
chyba lepsze niż stary garnitur taty — zachichotał. 
Emily zagryzła dolną wargę. Nadal mu się wydawało, że mogą 
razem pójść na imprezę do Radleya. 
— Jasne — odparła. 
— Tata bardzo się stresuje i ciągle mi przypomina, że znowu się 
wymigałem od pracy, bo idę na randkę. — Isaac uśmiechnął się i 
szturchnął Emily lekko łokciem w żebra. 
Emily ścisnęła mocniej kierownicę, a do jej oczu napłynęły łzy. 
Nie mogła tego dłużej znieść. 
— Więc... twoi rodzice nie zabronili ci spotkać się ze mną jutro? 
— zapytała. 
Isaac spojrzał na nią zdumiony. 
— Ostatnio rzadko ich widywałem. Od kilku dni mają mnóstwo 
spraw na głowie. Ale czemu mieliby nam nie pozwolić iść razem 
do Radleya? Przecież zaprosiłem cię tam w ich obecności. 
Z przeciwka nadjeżdżało auto, którego światła oślepiły Emily. 
Nie odpowiedziała. 
 

background image

— Na pewno nic ci nie jest? — znowu zapytał Isaac. 
Emily przełknęła ślinę. Zawsze w sytuacjach podbramkowych 
czuła w ustach smak masła orzechowego. Po prawej stronie 
zauważyła supermarket i zupełnie bezwiednie zatrzymała się na 
parkingu. Wybrała odległe miejsce, tuż przy kontenerach na 
śmieci. Kiedy się zatrzymali, oparła czoło na kierownicy, a z jej 
oczu popłynęły łzy. 
— Emily? — zapytał zaniepokojony Isaac. — Co się dzieje? 
Spojrzała na niego przez łzy. Wiedziała, że musi mu 
0 wszystkim opowiedzieć, choć wcale nie miała na to ochoty. 
Obróciła na palcu niebieski pierścionek, który dostała od niego 
kilka dni wcześniej. 
— Chodzi o... twoją mamę. Isaac pogłaskał ją po plecach. 
— A dokładnie? 
Emily przesunęła dłońmi po udach i westchnęła ciężko. 
Przypomniała sobie radę Carolyn. Chyba z Isaakiem mogła sobie 
pozwolić na absolutną szczerość, prawda? 
— Ona wie, że my... no wiesz. Spaliśmy z sobą — wydusiła z 
siebie Emily. — I w czasie kolacji mówiła te wszystkie dziwne 
rzeczy. Na przykład, insynuowała, że jestem... szybka. I łatwa. A 
kiedy zmywałam potem naczynia, znalazłam przez przypadek 
nasze zdjęcie zrobione przed imprezą u Hastingsów. Twoja 
mama wycięła z niego moją głowę. Tyl ko  moją głowę. — Nie 
miała odwagi spojrzeć Isaacowi prosto w oczy. — Wtedy wyda-
wało mi się, że jestem przewrażliwiona i nie chciałam cię 
niepokoić. Ale wczoraj wieczorem byłam w Applebee z Carolyn. 
I... spotkałam twoją mamę. Podeszła do mnie i zabroniła mi 
przychodzić do was do domu. — Jej głos się łamał. 
 

background image

Zapadła głucha cisza. Emily zamknęła oczy. Czuła się okropnie, 
choć zarazem jej ulżyło. Gdy tylko powiedziała to na głos, 
kamień spadł jej z serca. 
Spojrzała wreszcie na Isaaca. Zmarszczył nos, jakby wyczuł 
smród z kontenera na śmieci. Emily na nowo ogarnął niepokój. A 
jeśli właśnie zniszczyła na dobre relację Isaaca z jego mamą? 
Isaac westchnął. 
— Emily, daj spokój. 
Emily nie wierzyła własnym uszom. 
— Słucham? 
Isaac poruszył się na swoim miejscu i spojrzał jej prosto w oczy. 
Wyglądał na urażonego i rozczarowanego. 
— Moja mama nie wycięłaby twojej głowy z fotografii. Takie 
rzeczy robią małe dzieci. I nigdy nie zrobiłaby ci awantury w 
barze. Może źle ją zrozumiałaś? 
Emily czuła swój puls. 
— Doskonale ją zrozumiałam. Isaac pokręcił głową. 
— Moja mama cię u wi elb i a.  Tak mi powiedziała. Cieszy się, 
że z tobą chodzę. I nigdy nie zabroniła ci przychodzić do nas do 
domu. Chyba by mnie o tym poinformowała? 
Emily ogarnął pusty śmiech. 
— Może chciała, żebym to ja ci o tym opowiedziała. Żebym to ja 
wyszła na jędzę. I to właśnie się dzieje. 
Isaac milczał przez chwilę, patrząc na swoje dłonie. Czubki jego 
palców były twarde, bo od lat grał na gitarze. 
— W zeszłym roku moja poprzednia dziewczyna zachowała się 
tak jak ty — wycedził. — Twierdziła, że rodzice zabronili się jej 
ze mną spotykać. 
 

background image

- Może twoja mama zrobiła jej to samo! — zawołała Emily. 
Isaac pokręcił głową. 
— Potem przyznała się, że wszystko zmyśliła, żeby zwrócić na 
siebie moją uwagę. 
Isaac patrzył na nią, jakby oczekiwał współczucia. Emily poczuła 
dreszcze na całej skórze. 
- Co? Mówisz tak samo jak policjanci, którzy twierdzą, że 
zmyśliłyśmy historię o zwłokach lana w lesie, żeby zwrócić na 
siebie uwagę — pisnęła. 
Isaac podniósł ręce w geście kapitulacji. 
— Tego nie powiedziałem. Po prostu... chciałem chodzić z kimś, 
kto nie prowokuje zbędnych dramatów. I myślałem, że taka 
właśnie jesteś. Moja dziewczyna powinna lubić moją rodzinę, a 
nie konkurować z nią. 
- Wcale tego nie chciałam — powiedziała błagalnie Emily. 
Isaac otworzył drzwi po swojej stronie i wysiadł. Do wnętrza 
wpadł lodowaty podmuch wiatru, który przeszył Emily na 
wskroś. 
— Co ty wyprawiasz? — zapytała. 
Nachylił się do niej i powiedział beznamiętnie: 
— Muszę wracać do domu. 
- Nie! — zawołała Emily. Wyszła z samochodu i ruszyła za nim. 
— Przestań! 
Isaac szedł dróżką otoczoną drzewami, która łączyła supermarket 
z ulicą. Obejrzał się przez ramię. 
- Mówisz o mojej mamie. Więc dobrze się zastanów, zanim 
otworzysz usta. Naprawdę porządnie się zastanów. 
— Wszystko przemyślałam! — zawołała Emily. 
 
 

background image

Ale on szedł dalej przed siebie i nawet się nie obejrzał. 
Zatrzymała się przed sklepem, bo zdrętwiała z zimna. Nad jej 
głową brzęczał neon supermarketu. Przy ladzie stało kilkoro 
dzieci. Kupowały kawę, colę i cukierki. Miała nadzieję, że Isaac 
na nią spojrzy, ale on się nie odwrócił. Wróciła do auta. 
Wewnątrz nadal unosił się zapach środków czystości, jakich 
używano w domu Colbertów. Siedzenie pasażera jeszcze nie 
ostygło. Przez dziesięć minut gapiła się bezmyślnie na kontenery. 
Nie wiedziała, co robić. 
Usłyszała jakiś dźwięk dochodzący z plecaka. Odwróciła się 
gwałtownie i sięgnęła po telefon. Może to Isaac z przeprosinami. 
Może i ona powinna go przeprosić. Wiedziała, że jest bardzo 
zżyty z mamą, i nie chciała nienawidzić jego rodziny. Może 
powinna była go jakoś inaczej o wszystkim poinformować, a nie 
wygarniać mu całej prawdy. 
Otworzyła wiadomość, przełykając łzy. Jej nadawcą nie był 
jednak Isaac. 
Zbyt rozkojarzona, żeby odczytać moje podpowiedzi? Jedź do 
domu swojej pierwszej miłości, może to cię oświeci. 
A. 
Emily patrzyła zdumiona na ekran. Miała serdecznie dość tych 
niejasnych wskazówek. Czego chce A.? 
Powoli wyjechała z parkingu. Przepuściła jeepa pełnego 
nastolatków, który zajechał jej drogę. „Jedź do domu swojej 
pierwszej miłości". Chodziło pewnie o dom Ali. Mogła pójść za 
tą radą. Znajdowała się niedaleko posiadłości DiLaurentisów. Co 
lepszego miała teraz do roboty? 
 

background image

Nie mogła zapukać do drzwi Isaaca i błagać go, żeby do niej 
wrócił. 
Skręciła w drogę wijącą się wśród pól. Z oczu wciąż płynęły jej 
łzy. Zobaczyła znak stopu na rogu ulicy, przy której mieszkała 
Ali, oraz tablicę ostrzegającą, by uważać na bawiące się w 
okolicy dzieci. Wiele lat temu, w ciepłą, duszną letnią noc, Ali i 
Emily przykleiły do tego znaku nalepki z uśmiechniętymi 
buźkami, które kupiły w sklepie ze strojami na Halloween. Teraz 
naklejki zniknęły. 
Dawny dom Ali zamajaczył na końcu ulicy. Przy chodniku Emily 
zauważyła ołtarzyk poświęcony Ali. W tym domu mieszkała 
teraz rodzina Mai. W środku paliło się kilka lamp, między innymi 
w dawnym pokoju Ali, teraz zajmowanym przez Mayę. Kiedy 
Emily podniosła wzrok, zobaczyła Mayę, jakby jej była 
dziewczyna wyczuła jej obecność. Westchnęła, odsunęła twarz 
od okna, chwyciła mocno kierownicę i zawróciła. Ale kiedy 
dotarła pod dom Spencer, zatrzymała się, zbyt roztrzęsiona, by 
jechać dalej. 
Nagle po prawej stronie zauważyła jakieś migotanie. Ktoś w 
białym T-shircie stał w oknie domu Cavanaughów. 
Emily wyłączyła światła. Osoba stojąca w oknie była wysoka i 
miała szerokie ramiona, więc Emily uznała, że to mężczyzna. 
Jego twarz zasłaniała duża lampa podłogowa z kloszem w 
kształcie sześcianu. Nagle obok mężczyzny wyrosła jak spod 
ziemi Jenna. Emily wstrzymała oddech. Ciemne włosy Jenny 
spływały kaskadami na ramiona. Miała na sobie czarny T-shirt i 
spodnie od piżamy w kratkę. Obok niej siedział pies, drapiąc się 
tylną łapą za uchem. 
Jenna powiedziała coś do mężczyzny. Mówiła długo, a potem on 
odpowiedział. Jenna słuchała, kiwając głową. 
 

background image

Mężczyzna gestykulował tak, jakby Jenna go widziała. Nadal nie 
było widać jego twarzy. Jenna przybrała obronną pozę. 
Mężczyzna mówił dalej, a Jenna spuściła głowę, jakby się 
zawstydziła. Odgarnęła kosmyk włosów znad okularów od 
Gucciego. Powiedziała coś jeszcze z twarzą wykrzywioną w 
sposób, którego Emily nie potrafiła zinterpretować. Smutek? 
Troska? Strach? Jenna odeszła, a pies podążył za nią. 
Mężczyzna przeczesał włosy dłońmi, najwyraźniej zde-
nerwowany. Lampa w salonie zgasła. Emily nachyliła się i 
wytężyła wzrok, ale nic nie widziała. Rozejrzała się po podwórku 
przed domem Jenny. Do pnia drzewa nadal przybite były 
drewniane klocki, po których można było wejść do domku na 
drzewie Toby'ego. Pan Cavanaugh zdemontował domek wkrótce 
po wypadku Jenny. Emily wydało się zdumiewające, że nawet po 
tylu latach Ca-vanaughowie nadal winią Toby'ego za oślepienie 
siostry. A przecież tak naprawdę była to sprawka Ali. Jenna spi-
skowała z nią, żeby pozbyć się Toby'ego na dobre. 
Drzwi frontowe w domu Cavanaughów otworzyły się i Emily 
znowu wyciągnęła szyję. Mężczyzna z salonu zszedł po schodach 
przed dom. Kiedy automatycznie uruchomiła się lampa nad 
garażem, mężczyzna zamarł. Emily zobaczyła go w świetle. Miał 
adidasy i grubą kurtkę do połowy uda. Obie dłonie zacisnął w 
pięści, jakby był rozgniewany. Kiedy Emily spojrzała na jego 
twarz, jej serce przestało bić. On patrzył jej prosto w oczy. Nagle 
go rozpoznała. 
— O Boże — wyszeptała. 
Burza blond włosów, kształtne usta i lodowate, błękitne oczy, 
które teraz patrzyły prosto na nią. 
 

background image

To był Jason DiLaurentis. 
Emily zapaliła silnik i ruszyła. Dopiero na zakręcie włączyła 
światła. I wtedy usłyszała dźwięk telefonu. Wyciągnęła go z 
plecaka i spojrzała na ekran. Nowa wiadomość. 
Jak myślisz, co go tak wkurzyło? 
A. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

22 
 
NIC TAK NIE UBARWI WEEKENDU JAK ULTIMATUM 
 
Ogromny wiktoriański dom stał na rogu ślepej uliczki. Wokół 
niego rosły krzewy różane, a z tyłu rozciągał się wielki taras z 
tekowego drewna. Dół na podwórku powinna zabezpieczać żółta 
policyjna taśma z napisem „ZAKAZ WSTĘPU", ale jej nie było. 
Zresztą, dziury w ziemi też nie było. Na podwórku jako okiem 
sięgnąć zieleniła się świeżo skoszona trawa, nietknięta przez 
koparki i buldożery. 
Hanna spojrzała w dół. Jechała na swoim rowerze górskim, na 
który nie wsiadła, od kiedy dostała prawo jazdy. Miała 
nabrzmiałe ręce. Dżinsy opinały ciasno jej pośladki. Uda 
rozpierały nogawki. Na oczy spadł jej kosmyk brązowych 
włosów w nieciekawym odcieniu. Przesunęła językiem po 
zębach i wyczuła na nich metalowy aparat ortodontyczny. Kiedy 
spojrzała na podwórko Ali, dostrzegła Spencer skuloną za 
krzewem malin rosnącym na granicy posesji Hastingsów i 
DiLaurentisów. Spencer miała 

 

background image

krótsze i trochę jaśniejsze włosy, takie jak w szóstej klasie. Na 
grządkach z pomidorami czaiła się szczuplutka Emily o 
dziecięcej twarzy, rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. 
Aria z różowymi pasemkami i w dziwacznej niemieckiej tunice 
wyglądała ostrożnie zza wysokiego dębu. 
Hanna się przeraziła. Wiedziała, po co tu przyszły. Chciały 
ukraść trofeum Ali. Była sobota, a w zeszłym tygodniu 
rozpoczęła się gra w kapsułę czasu. 
Dziewczyny wyszły z kryjówek wyraźnie poirytowane. Nagle 
usłyszały jakiś głuchy odgłos, a potem tylne drzwi willi 
DiLaurentisów się otworzyły. Hanna ukryła się z dziewczynami 
za drzewem, kiedy z domu na podwórko wybiegł Jason. Drzwi na 
patio znowu trzasnęły. Ali stała na ganku z dłońmi na biodrach, 
blond włosami spadającymi na ramiona i różowymi, 
błyszczącymi ustami. 
— Możecie już wyjść! — krzyknęła. 
Ali westchnęła i przeszła przez podwórko, a jej koturny tonęły w 
mokrej trawie. Kiedy podeszła do Hanny i pozostałych 
dziewczyn, sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej połyskujący 
w słońcu kawałek niebieskiego płótna. Wyglądał dokładnie tak 
jak ten wycinek sztandaru szkolnego, który Hanna znalazła kilka 
dni temu w kafeterii. 
Ale przecież Ali straciła swoje trofeum. Hanna spojrzała na 
dziewczyny, zupełnie zdezorientowana, lecz one zachowywały 
się tak, jakby nic dziwnego się nie wydarzyło. 
— Tak to udekorowałam — pochwaliła się Ali, pokazując 
rysunki wykonane na kawałku materiału. — Tu jest logo Chanel. 
Tu żaba z mangi, a tu hokeistka. Pięknie mi wyszedł ten 
emblemat Louisa Vuittona, prawda? 
— Wygląda zupełnie jak na oryginalnej torebce — zachwycała 
się Spencer. 

background image

Hanna spojrzała na dziewczyny z niepokojem w oczach. Ta scena 
wyglądała zupełnie inaczej. Nagle Ali pstryknęła palcami, a 
dawne przyjaciółki Hanny zamarły, jakby skamieniały. Dłoń Arii 
zawisła w powietrzu, niemal dotykając trofeum Ali. Kilka 
kosmyków włosów Emily uniosło się w górę, pochwyconych 
przez podmuch wiatru. Spencer miała dziwny wyraz twarzy, coś 
pomiędzy sztucznym uśmiechem a sarkastycznym grymasem. 
Hanna poruszała palcami. Tylko ona nie zastygła w bezruchu. 
Spojrzała na Ali z mocno bijącym sercem. Ali uśmiechnęła się 
słodko. 
- Wyglądasz znacznie lepiej. Wydobrzałaś, co? 
Hanna spojrzała w dół na swoje za ciasne dżinsy i przeczesała 
dłonią rzadkie włosy. Raczej nie wybrałaby słowa „wydobrzeć". 
Naprawdę wydobrzeje dopiero za kilka lat, kiedy z frajerki 
przeobrazi się w diwę. Ali pokręciła głową, widząc zmieszanie na 
twarzy Hanny. 
- Po wypadku, głuptasie. Nie pamiętasz, jak leżałaś w szpitalu? 
- Sz-szpitalu? 
Ali zbliżyła twarz do twarzy Hanny. 
- Ponoć do pacjentów w śpiączce zawsze trzeba mówić. Bo 
wszystko słyszą. Słyszałaś mnie? 
Hannie kręciło się w głowie. Nagle przeniosła się do szpitala w 
Rosewood, dokąd karetka zawiozła ją z miejsca wypadku. Nad 
jej głową świeciło jasne, okrągłe, fluorescencyjne światło. 
Słyszała syk różnych urządzeń monitorujących jej funkcje 
życiowe i tempo podawania leku przez kroplówkę. W otępieniu, 
gdzieś między sennym marzeniem i jawą, Hanna zobaczyła nad 
sobą czyjąś twarz. Twarz kogoś łudząco podobnego do Ali. 

 

background image

— Ju ż w p o r ząd ku  — mówiła dziewczynka cienkim 
głosikiem, dokładnie takim jak głos Ali. —Nic mi n i e je st.  
Hanna spojrzała groźnie na Ali. 
— To był sen. 
Ali uniosła zalotnie brew, jakby chciała zapytać: „Taka jesteś 
tego pewna?". Hanna spojrzała na przyjaciółki. Nadal ani 
drgnęły. Chciała przywrócić je do życia. Czuła się samotna z Ali, 
jakby tylko one dwie zostały na całym świecie. Ali pomachała 
Emily przed nosem kawałkiem sztandaru. 
— Widzisz to? Musisz to znaleźć, Hanno. Hanna pokręciła 
głową. 
— Ali, straciłaś swoje trofeum bezpowrotnie. Pamiętasz? 
— Ale skąd — zaprotestowała Ali. — Nadal tu jest. A jak 
znajdziesz, opowiem ci wszystko. 
Hanna otworzyła szeroko oczy. 
— Wszystko... o c z y  m? 
Ali położyła palec na ustach. 
— O tej dwójce — zarechotała tak, że Hannę przeszył dreszcz. 
— Dwójce? 
— Wiedzą wszystko. Hanna zamrugała. 
— Hm? Kto? 
Ali przewróciła oczami. 
— Hanna, jak ty powoli myślisz. — Patrzyła jej prosto w oczy. — 
„Czasem nie zauważam, że śpiewam". Przypominasz sobie? 
— Co masz na myśli? — zapytała Hanna z desperacją w głosie. 
— Co... śpiewam? 
 
 
 

background image

- I jak z tobą rozmawiać? - Ali wyglądała na znudzoną. Spojrzała 
w niebo i zastanawiała się przez chwilę. -No dobra, to może... idź 
na ryby? 
- Idź... na ryby? - powtórzyła Hanna. - Mam sobie kupić wędkę? 
Ali jęknęła bezradnie. 
-Nie. Idź na r yb y .  - Gestykulowała, jakby chciała w ten sposób 
pomóc Hannie. - Idź na ryby! 
- O czym ty mówisz!? - zawołała Hanna w desperacji. 
- IDŹ NA RYBY! - krzyczała Ali. - Idź na ryby! Idź na ryby! - 
powtarzała w kółko jak zepsuta płyta. 
Gdy Ali musnęła policzek Hanny koniuszkami palców, Hanna 
poczuła, że jej skóra jest lepka i mokra, i dotknęła twarzy. Kiedy 
spojrzała na swoje dłonie, zobaczyła, że są pokryte krwią. 
Hanna usiadła na łóżku i otworzyła szeroko oczy. Znajdowała się 
we własnej sypialni. Przez okno wpadało do pokoju blade światło 
poranka. Była sobota. Dzisiaj, a me w szóstej klasie. Dot stał na 
poduszce i lizał jej twarz. Dotknęła policzka. Nie było na nim 
krwi, tylko psia ślina. 
„Musisz to znaleźć. A j ak znajdziesz, opowiem ci wszystko ". 
Hanna jęknęła, przetarła oczy i sięgnęła po swój kawałek 
sztandaru, który leżał na nocnym stoliku. Co za głupi sen. Szkoda 
się nawet nad nim zastanawiać. 
W korytarzu usłyszała jakieś głosy. Najpierw radosny głos taty, a 
potem piskliwy chichot Kate. Hanna ścisnęła w dłoni 
prześcieradło. Dość tego. Kate ukradła jej ojca, ale na pewno nie 
ukradnie Mike'a. 
Nagle wszystkie senne obrazy wyparowały jej z głowy. 
Wyskoczyła z łóżka i szybko włożyła kaszmirową sukienkę, 
cudownie podkreślającą jej kształty. Wczoraj na 
 

background image

lekcji literatury podsłuchała, jak Noel Kahn i Mason Byers 
rozmawiali o weekendowym spotkaniu drużyny lacrosse w 
klubie sportowym Philly. Jeśli jechał tam Noel, to Mike też się 
tam pojawi. Jeszcze nie rozmawiała z Mi-kiem na temat 
ewentualnego zaproszenia Kate na imprezę do Radleya, bo nie 
wiedziała, co powiedzieć. Teraz podjęła decyzję. 
Mike mógł chodzić tylko z jedną dziewczyną — z Hanną. 
Nadeszła pora, by pokazać Kate, gdzie jej miejsce. 
Klub sportowy Philly mieścił się w tej części centrum 
handlowego, gdzie również znajdowały się sklepy z byle jaką 
odzieżą, do których Hanna nie weszłaby, nawet gdyby jej za to 
zapłacono. Od lat się tam nie pokazywała. Dostawała wysypki na 
widok tkanin z domieszką akrylu, T-shirtów z głupimi napisami i 
kolekcji przygotowanych przez jakieś gwiazdki aspirujące do 
miana projektantów mody. 
Zaparkowała swojego priusa i gwałtownie trzasnęła drzwiami, 
rzucając okiem na stojącą obok zardzewiałą hondę. Kiedy 
przechodziła przez parking, jej iPhone zapikał, informując ją, że 
dostała nowego SMS-a. Sięgnęła po telefon z duszą na ramieniu. 
Przecież to na pewno nie od A. 
Wiadomość przysłała Emily. „Jesteś gdzieś w pobliżu? Dostałam 
kolejnego SMS-a. Musimy pogadać". 
Hanna wsunęła telefon z powrotem do kieszeni, zagryzając 
wargi. Wiedziała, że powinna zadzwonić do Emily i opowiedzieć 
jej o dziwnym zachowaniu Wildena, kiedy odwoził ją wczoraj do 
domu. Ale teraz miała na głowie 
 
 
 
 

background image

inne sprawy. Powrócił do niej poranny sen. Jaką wiadomość 
próbował przekazać jej mózg? Czy Ali wiedziała, kto ukradł jej 
zdobycz? Czy to możliwe, że Ali narysowała na kawałku 
sztandaru jakąś podpowiedz, która mogła pomóc odnaleźć jej 
zabójcę? Poza tym Ali powiedziała: „Czasem me zauważam, że 
śpiewam", jakby Hanna powinna wiedzieć, o co jej chodzi. Czy 
to było jakieś powiedzonko Ali, a może usłyszała to zdanie od 
kogoś innego? Hannie nic nie przychodziło do głowy. Odszukała 
nawet w pamięci wspomnienia o osobach, które w życiu Ali 
odegrały epizodyczne role. Jak choćby ten Holender, który 
przyjechał do Rosewood Day na wymianę między szkołami i dał 
Ali w prezencie drewniane chodaki na znak swego uczucia. Albo 
ten brzydal z tłustymi włosami, właściciel wypożyczalni 
skuterów wodnych nad jeziorem Pocono, który zawsze 
powtarzał, że „grzeje siedzenie specjalnie dla Ali". Albo pan Salt, 
jedyny mężczyzna pracujący w bibliotece szkolnej, który chciał 
pożyczyć Ali pierwsze wydanie Harryego Pottera, gdyby miała 
ochotę sobie poczytać. Ohyda. Ale Hanna nie przypominała 
sobie, żeby ktokolwiek choćby napomykał o śpiewaniu. 
Owszem, skądś znała tę frazę, ale pewnie słyszała ją w której z 
idiotycznych piosenek słuchanych przez Kate. A może to 
wieśniacki slogan, który szkolny chór umieszczał na nalepkach 
na zderzak. 
Dziki rytm techno zaatakował ją, zanim jeszcze zdążyła otworzyć 
drzwi do siłowni. W recepcji za ladą stała dziewczyna w 
różowym sportowym staniku i czarnych spodniach do jogi. 
- Witamy w klubie sportowym Philly! - zaszczebiota-ła. - Czy 
może pani okazać kartę członkowską? - Podniosła urządzenie, 
które wyglądało jak skaner kodów kreskowych. 

 

background image

— Jestem gościem — odparła Hanna. 
— Och! — Dziewczyna miała olbrzymie oczy, okrągłą twarz i 
bezmyślną minę. Przypominała Hannie szmacianą lalkę, z którą 
dzieci jej sąsiadów wychodziły zawsze na spacer. — Czy może 
pani w takim razie wypełnić formularz dla gości? — 
Recepcjonistka podsunęła jej jakąś kartkę. — Jednodniowy 
karnet kosztuje dziesięć dolarów. 
— Nie, dziękuję! — rzuciła Hanna i ruszyła w stronę wejścia. 
Nie miała zamiaru płacić za coś takiego. Recepcjonistka 
westchnęła z oburzeniem, ale Hanna nawet się nie odwróciła. 
Stukając obcasami, minęła sklep, gdzie sprzedawano elastyczne 
szorty, piankowe pokrowce na iPhona i sportowe biustonosze, a 
potem przeszła obok szafy z ręcznikami. Hanna obrzuciła 
pomieszczenie pogardliwym spojrzeniem. W tej zatęchłej 
spelunie nie było nawet baru z koktajlami białkowymi? 1 pewnie 
wszyscy sikali pod prysznicem. 
W uszach Hanny rozbrzmiewało dudnienie basów. Po drugiej 
stronie sali gimnastycznej chuda jak szczapa dziewczyna z 
żylastymi rękami wirowała dziko na jakiejś maszynie. Facet z 
mokrymi, kręconymi włosami ścierał własny pot z bieżni. Hanna 
usłyszała w oddali brzęk stukających o siebie hantli. Na pewno 
cała drużyna lacrosse zebrała się w rogu, w sekcji z wolnymi 
ciężarami. Noel ćwiczył przed lustrem biceps, podziwiając swoją 
muskulaturę. James Freed z napiętą twarzą wykonywał jakieś 
ćwiczenie na wielkiej piłce. A Mike leżał na ławeczce, 
wyciskając sztangę. 
Bingo. 
Hanna poczekała, aż Mike opuści sztangę do klatki piersiowej, 
podeszła i gestem przepędziła Masona Byersa, który ubezpieczał 
Mike'a. 
 

background image

- Ja cię zastąpię - powiedziała i z uśmiechem nachyliła się nad 
Mikiem. 
Mike nie mógł uwierzyć własnym oczom. 
- Hanna! 
- Cześć - przywitała się jakby nigdy nic. 
Mike zaczął podnosić sztangę, by umieścić ją z powrotem na 
stojaku, ale Hanna go zatrzymała. 
- Nie tak szybko - powiedziała. - Najpierw musimy coś obgadać. 
Na czole Mike'a pojawiło się kilka kropel potu, a jego ramiona 
zaczęły drżeć. -Co? 
Hanna odrzuciła włosy za ramię. 
- Jak chcesz chodzić ze mną, to nie możesz chodzić z nikim 
innym. Nawet z Kate. 
Mike jęknął. Żyły na jego bicepsach pulsowały. Spojrzał na nią 
błagalnie. 
- Proszę cię. Zaraz upuszczę sztangę na swoją klatkę piersiową. - 
Jego twarz spurpurowiała. 
Hanna cmoknęła. 
- A wyglądałeś na większego pakera. - B ł a g a m . -  Mike był u 
kresu sił. 
- Najpierw obiecaj. 
Hanna nie dawała za wygraną. Nachyliła się trochę bardziej, 
Żeby mógł zajrzeć jej pod sukienkę. Mike spojrzał w prawo. 
Ścięgna na jego szyi nabrzmiały. 
- Zgodziłem się zabrać Kate do Radleya, zanim jeszcze 
dowiedziałem się, że chcesz mnie mieć na wyłączność. Nie mogę 
jej teraz odmówić. 
- Owszem, możesz - warknęła Hanna. - To banalnie 
proste. 
 

background image

— Mam pomysł — jęknął Mike. — Opowiem ci o nim, tylko 
pozwól mi to odłożyć. 
Hanna odsunęła się na bok i pozwoliła mu odstawić sztangę. 
Mike odetchnął z ulgą, wstał i przeciągnął się. Hanna się 
zdziwiła, gdy zobaczyła jego muskularne ramiona. Nie myliła 
się, kiedy przypuszczała, że Mike wyglądałby pod prysznicem 
lepiej niż sam inspektor Wilden. 
Położyła ręcznik na stojącej obok ławeczce do ćwiczeń ud i 
usiadła. 
— No dobra. Dawaj. 
Mike podniósł z podłogi ręcznik i wytarł nim twarz. 
— Można mnie kupić, jeśli jesteś zainteresowana. Jak dla mnie 
coś zrobisz, wycofam zaproszenie dla Kate. 
— Czego chcesz? 
— Twój kawałek sztandaru. 
— Nie ma mowy — pokręciła głową. 
— No dobra. To weź mnie na bal maturalny. 
Hanna w pierwszej chwili zapomniała języka w gębie. 
— Ale to za cztery miesiące. 
— Prawdziwy facet umawia się z wyprzedzeniem. — Mike 
wzruszył ramionami. — Dzięki temu będę miał dość czasu, żeby 
znaleźć odpowiednie buty. — Zamrugał oczami jak panienka. 
Hanna położyła dłoń na karku. Próbowała zignorować 
pozostałych chłopaków z drużyny, którzy co chwila ją zaczepiali, 
wołając do niej z daleka. Jeśli Mike chciał pójść z nią na bal 
maturalny, to znaczy, że to ją lubił bardziej, prawda? A to 
oznaczało, że wygrała. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
„I co teraz, suko?" Nie mogła się doczekać, jaką minę zrobi Kate, 
kiedy jej o tym powie. 
 
 

background image

- No dobra - odparła wreszcie. - Zabiorę cię na bal maturalny. 
- To miło - powiedział Mike i spojrzał na swój przepocony 
T-shirt. - Obmacałbym cię teraz z radości, ale nie chcę cię 
pobrudzić. 
-  G r a c i a s  - odparła Hanna, przewracając oczami. Ruszyła do 
wyjścia, przesadnie kołysząc biodrami. -Przyjadę po ciebie o 
ósmej - rzuciła przez ramię. - Sama. 
Dresiara z recepcji czekała na nią przy barze w towarzystwie 
łysego mięśniaka z tatuażami na ramionach i sumiastym wąsem. 
- Jeśli chce pani korzystać z siłowni, musi pani zapłacić - 
skamlała recepcjonistka. Miała policzki czerwone jak jej opaska 
na włosy. - A jeśli pani nie zapłaci, to... 
- Właśnie wychodzę - przerwała jej Hanna, nawet się nie 
zatrzymując. 
Dziewczyna i ochroniarz odprowadzili ją wzrokiem. Ale nawet 
się nie ruszyli. Nie zrobili kroku, żeby ją zatrzymać. To dlatego, 
że mieli do czynienia z Hanną Marin. A jej nic nie mogło stanąć 
na drodze, bo była niewiarygodnie fantastyczna. 

background image

23 
 
WSPOMNIENIA NA CALE ŻYCIE 
 
Po południu przed nowym domem Arii zatrzymał się samochód 
firmy kurierskiej. Kurier, ubrany w brązowy uniform, spod 
którego wystawał błękitny podkoszulek, wręczył Arii paczkę. 
Aria podziękowała i spojrzała na napis na pudełku. „Organiczne 
buciki dla niemowląt". Przesyłkę nadano w Santa Fe w Nowym 
Meksyku. Kto by pomyślał, że takie małe buciki dla niemowląt 
zostawiają takie wielkie ślady, zupełnie jak dorosłe stopy? 
Telefon Arii zapiszczał. Wyjęła go z kieszeni obszernego swetra. 
Dostała wiadomość od Elli. „Przyjedziesz na otwarcie Radleya?" 
Za chwilę dostała kolejnego SMS-a. „Mam nadzieję, że dasz 
radę... Tęsknię!" I jeszcze jedna wiadomość: „To wiele dla mnie 
znaczy!". Aria westchnęła. Ella przez cały ranek przysyłała jej 
takie SMS-y, błagając o odpowiedź. Gdyby Aria powiedziała, że 
nie ma ochoty iść na imprezę, Ella zapytałaby o powód. I co 
wtedy miałaby odpowiedzieć Aria? Przyznać się, że nie ma 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

najmniejszej ochoty zbliżać się do tego świra Xaviera? Skłamać, 
co sprawi, że Ella pomyśli, że Aria ma w nosie jej karierę? Nie 
dawało jej spokoju to, że przez cały tydzień ani razu nie 
odwiedziła mamy. Nie mogła się od tego wywinąć. Trzeba 
zacisnąć zęby i stanąć oko w oko z Xavierem. Gdyby tylko Jason 
znalazł się u jej boku. 
Telefon zapiszczał ponownie. Aria spodziewała się kolejnej 
wiadomości od Elli. Ale tym razem dostała powiadomienie o 
nowym e-mailu. Od Jasona DiLaurentisa. Serce zaczęło jej 
kołatać. Natychmiast otworzyła wiadomość. „Wybacz, wczoraj 
mnie poniosło. Wszystko Ci wyjaśnię. Przyjedziesz do mnie za 
godzinę?" Poniżej widniał adres Jasona w Yarmouth. „Nie 
wchodź frontowymi drzwiami. Znajdziesz mnie w mieszkaniu 
nad garażem". 
„Przyjadę", odpisała Aria. Objęła się rękami. Kamień spadł jej z 
serca. Istniało więc jakieś wyjaśnienie jego zachowania. Może 
jednak Jason jej nie znienawidził. 
Telefon odezwał się ponownie. Aria spojrzała na ekran. To 
Emily. Po chwili wahania odebrała. 
- Musimy pogadać. - W głosie Emily słychać było emocje. — 
Chodzi o Jasona. 
Aria jęknęła. 
- Pochopnie wyciągasz wnioski. Ali naopowiadała o nim Jennie 
jakichś kłamstw. 
- Nie byłabym tego taka pewna. 
Emily chciała coś jeszcze dodać, ale Aria nie dała jej dojść do 
słowa. 
- Żałuję, że przekazałam wam to, co powiedziała Jen-na. Teraz 
mam przez to kłopoty. 
- Ale... - zaprotestowała Emily. - Ona nie kłamała. Aria uderzyła 
się otwartą dłonią w czoło. 

background image

- Emily, nie dasz powiedzieć o Ali złego słowa. A ona była 
zwykłą suką, która uwielbiała kłamstwa, matactwa i manipulacje. 
Bawiła się mną, Jasonem i tobą też. Przejdź nad tym wreszcie do 
porządku dziennego! 
Aria rozłączyła się i wrzuciła telefon do torby. Wróciła do domu 
po kluczyki do samochodu. Nie mogła się nadziwić zaślepieniu 
Emily. Ciekawe, czy w ogóle wzięła pod uwagę to, że Ali mogła 
okłamać Jennę tylko po to, żeby wyciągnąć od niej jakiś sekret. 
Wtedy jednak Ali nie byłaby już dla Emily tą idealną dziewczyną 
ze snów. Już prędzej Emily uwierzyłaby, że Jason to łajdak, choć 
nie miała nic na poparcie tych przypuszczeń. 
Zabawne, że ludzie z miłości potrafią łyknąć każdą ściemę. 
 
Nowy dom DiLaurentisów stał w zacisznej, pięknej okolicy, z 
dala od hałaśliwej stacji kolejowej w Yarmouth. Aria od razu 
zauważyła, że na ganku wiszą te same dzwoneczki, które 
pamiętała ze starego domu Ali. Zawsze kiedy czekała przed 
drzwiami, aż Ali zejdzie na dół, próbowała zagrać na nich jakąś 
melodię. 
Na podjeździe nie stał żaden samochód, a w domu było ciemno. 
Zaciągnięto zasłony i zgaszono światła. Garaż na trzy samochody 
z mieszkaniem Jasona na pierwszym piętrze oddzielał od domu 
wysoki kamienny mur. Po drugiej stronie garażu biegło wysokie 
ogrodzenie z giętego żelaza. Co dziwne, przed domem i na ulicy 
nie stał żaden ołtarzyk ku czci Ali. Może Dilaurentisowie zdołali 
jakoś ukryć informację o swoim nowym miejscu zamieszkania, 
 
 
 
 

background image

żeby media nie niepokoiły ich przez cały czas. A może reporterzy 
szanowali ich prywatność. 
Aria poszła podjazdem w stronę garażu. Czuła płomienie w 
żołądku. Nagle usłyszała brzęk i głośne warknięcie. Ze szpary 
pomiędzy garażem i ogrodzeniem wybiegł rottweiler z 
łańcuchem przymocowanym do metalowej obroży. 
Aria odskoczyła w tył. Duży, umięśniony pies toczył pianę z 
pyska. 
— Ciii — próbowała go uciszyć, ale ledwo potrafiła wydobyć z 
siebie głos. 
Pies warknął złowrogo, najpewniej wyczuwając jej paraliżujący 
strach. Spojrzała z desperacją na mieszkanie nad garażem. Jason 
powinien zejść na dół i wyratować ją z opresji. Ale na górze nie 
paliło się światło. 
Aria wyciągnęła przed siebie dłonie i próbowała się uspokoić. To 
tylko rozjuszyło psa, który warczał coraz głośniej, obnażając 
długie, ostre kły. Aria jęknęła bezradnie i zrobiła kolejny krok w 
tył. Uderzyła w coś biodrem i odskoczyła w bok. Wpadła na 
balustradę schodów prowadzących do mieszkania. Z 
przerażeniem zdała sobie sprawę, że pies zapędził ją w kozi róg. 
Miała za plecami kamienny mur oddzielający garaż od domu. Był 
za wysoki, by mogła się na niego szybko wdrapać. A pies stał na 
wąskiej ścieżce, prowadzącej na tylne podwórko i na podjazd. 
Mogła tylko salwować się ucieczką po schodach, do mieszkania 
Jasona. 
Aria ruszyła pędem na górę. Wydawało się jej, że zaraz wypluje 
płuca. Pies pobiegł za nią. Jego łapy ześlizgiwały się z mokrych 
stopni. Zastukała pięścią w drzwi. 
— Jason! — wrzasnęła. 
 

background image

Odpowiedziała jej cisza. Desperacko nacisnęła klamkę. Drzwi 
zamknięto na klucz. 
— Co, do diabła! — zawołała, stając plecami do drzwi. 
Pies już się zbliżał. Aria zauważyła otwarte okno tuż obok 
wejścia do mieszkania. Powoli wsunęła palce w szparę i uchyliła 
okno szerzej. Wzięła głęboki oddech i przecisnęła się przez 
szczelinę. Uderzyła o coś plecami. Materac. Zamknęła okno. Pies 
szczekał i drapał w drzwi. Aria oddychała ciężko i słuchała bicia 
swojego serca. Rozejrzała się. W pokoju było ciemno i pusto. Na 
wieszaku przy drzwiach nie wisiały żadne ubrania. 
Aria sięgnęła po telefon i wybrała numer Jasona. Włączyła się 
poczta głosowa. Rozłączyła się, rzuciła telefon na łóżko i wstała. 
Pies nadal ujadał. Nie miała zamiaru wychodzić. 
Mieszkanie składało się z jednego pomieszczenia podzielonego 
na sypialnię, jadalnię i kącik z kanapą i telewizorem. Drzwi na 
końcu pokoju prowadziły do łazienki. Po prawej stronie stał regał 
wypełniony książkami Hemingwaya, Burroughsa i 
Bukowskiego. Przeglądając zawartość półek, Aria trafiła na 
niewielką reprodukcję rysunku Ego-na Schiele, jej ulubionego 
artysty. Kucnęła przed rzędem płyt DVD, podziwiając kolekcję 
zagranicznych filmów Jasona. Na stole w kuchni stało kilka 
fotografii zrobionych najprawdopodobniej w Yale. Na wielu z 
nich była niewysoka, uśmiechnięta brunetka w okularach z 
ciemnymi oprawkami. Na jednym ze zdjęć ona i Jason mieli na 
sobie T-shirty z emblematem uniwersytetu. Inne przedstawiało 
ich w czasie meczu futbolowego, z czerwonymi kubkami z 
piwem. Na innym całowała go w policzek, wciskając nos w jego 
twarz. 
 
 

background image

Aria poczuła żółć w gardle. Może to właśnie ten sekret, którego 
dotyczyły wiadomości od A. Ale po co Jason kazał jej tu 
przyjeżdżać? Żeby jej wyjaśnić, że chce się z nią tylko 
przyjaźnić? Zamknęła oczy, głęboko rozczarowana. 
Kiedy wróciła do regału, zauważyła kilka tomów albumu 
rocznego ułożonych chronologicznie. Jeden wystawał z szeregu, 
jakby ktoś niedawno go przeglądał. Aria wyciągnęła go i 
spojrzała na okładkę. Pochodził sprzed czterech lat. Wtedy Jason 
skończył liceum. I zaginęła Ali. 
Powoli otworzyła album. Pachniał kurzem i starą farbą 
drukarską. Przejrzała zdjęcia czwartoklasistów, szukając zdjęcia 
Jasona. Miał czarny garnitur i wzrok wbity w dal, jakby patrzył 
na coś za plecami fotografa. Wyglądał na zamyślonego. Jego 
blond loki zwisały mu do ramion. Dotknęła palcami jego nosa i 
oczu. Wyglądał tak młodo i niewinnie. Aż trudno uwierzyć, ile 
przeszedł od tamtego czasu. 
Kilka stron dalej znalazła fotografię siostry Spencer, Melissy 
Hastings, która wyglądała właściwie tak samo jak dziś. Ktoś 
napisał coś nad jej zdjęciem czerwonym długopisem, ale potem 
zamazał tak mocno, że nie sposób było odczytać słów. Pod 
koniec albumu zobaczyła zdjęcie lana Thomasa. Miał dłuższe niż 
teraz faliste włosy i trochę bardziej pociągłą twarz. Jego dyżurny 
uśmiech stanowił niezbity dowód na to, że łan Thomas to 
najinteligentniejszy i najprzystojniejszy facet w okolicy. Taki, 
któremu szczęście zawsze sprzyja. Kiedy zrobiono to zdjęcie, łan 
próbował namieszać w głowie Ali. Aria zamknęła oczy i dostała 
gęsiej skórki. Nie przyjmowała do wiadomości, że ci dwoje 
mogli mieć z sobą coś wspólnego. 
Na dole strony widniało jeszcze jedno zdjęcie lana, zrobione bez 
pozowania, w czasie zajęć, łan siedział w ławce 

 

background image

z uniesioną w górę ręką i półotwartymi ustami. Ktoś domalował 
penisa przy jego ustach i diable rogi na czubku głowy. Pod 
zdjęciem zaś dopisał czarnym atramentem wiadomość. Litery 
były małe i lekko pochylone. „Hej, kolego. Nigdy nie zapomnę 
wspólnego chlania u Kahnów, kiedy prawie rozwaliliśmy auto 
Trevor a, wyścigów samochodowych w weekendy i zabawy w 
piwnicy u Yvonne... Wiesz, co mam na myśli". Kolejna strzałka 
skierowana była w stronę głowy lana. „Nie wierzę, że ten dupek 
to zrobił. Moja oferta jest aktualna. Na razie, Darren". 
Aria patrzyła na zdjęcie. D arr en ? Wilden? Polizała palec i 
przewróciła stronę. Znalazła zdjęcie Wildena. Miał włosy 
postawione na jeża i ten sam popłoch na twarzy co w dniu, kiedy 
Aria przyłapała go, jak kradł dwadzieścia dolarów z szafki jakiejś 
dziewczyny. 
Wilden i Jason się przyjaźnili? Aria nigdy nie widywała ich 
razem w szkole. I co miał na myśli Wilden, kiedy pisał: „Nie 
wierzę, że ten dupek to zrobił. Moja oferta jest aktualna"? 
— Co tu się, do diabła, dzieje? 
Album wypadł Arii z rąk i z hukiem spadł na podłogę. W 
drzwiach stał Jason. Miał jasnoczerwony szalik i czarną skórzaną 
kurtkę. Psa nie było nigdzie widać. Arię tak pochłonęło 
przeglądanie albumu, że nie słyszała jego kroków na schodach. 
— Och — westchnęła tylko. 
Jason podszedł do Arii chwiejnym krokiem. Jego nozdrza 
falowały. 
— Jak tu weszłaś? 
— N-nie zastałam cię — pisnęła Aria i zaczęła się trząść. — Twój 
pies zerwał się z łańcucha... i zapędził mnie pod drzwi. 
 
 

background image

Mogłam tylko pobiec na schody i przecisnąć się przez okno do 
środka. 
Jason otworzył usta. 
— Jaki p ies ?  
Aria pokazała dłonią w stronę okna. 
— No... ten rottweiler. 
— Nie mamy żadnego rottweilera. 
Aria gapiła się na niego oniemiała. Pies ciągnął za sobą ciężki 
łańcuch. Wydawało się jej, że go rozerwał, kiedy wybiegł z 
budy... ale może ktoś mu w tym pomógł. Przecież od kiedy 
weszła do mieszkania, szczekanie psa ucichło. Nagle zaświtała 
jej przerażająca myśl. 
— To nie ty przysłałeś mi tego e-maila rano? - zapytała drżącym 
głosem. - To nie ty kazałeś mi tu przyjechać? 
Jason zmrużył oczy. 
— Nigdy nie prosiłbym cię o spotkanie tutaj. 
Podłoga zaskrzypiała, kiedy zrobiła krok w tył. Jak mogła tak 
łatwo dać się nabrać? Oczywiście, że tego e-maila nie przysłał do 
niej Jason. Poczuła taką ulgę na widok wiadomości od niego, że 
zupełnie zapomniała, że przecież nigdy nie dawała mu swojego 
adresu e-mailowego. Wiadomość dostała... od kogoś innego. 
Kogoś, kto wiedział, że Jasona nie będzie w domu. Kogoś, kto 
pewnie przyprowadził tu tego psa, żeby zagonił ją do mieszkania. 
Patrzyła na Jasona z bijącym sercem. 
— Weszłaś tylko tutaj czy do domu też? - zapytał Jason. 
— T-tylko tutaj. 
Jason zmierzył ją wzrokiem z zaciśniętą szczęką. 
— Nie kłamiesz? 
Aria zagryzła wargi. Czemu to takie ważne? 
— Oczywiście, że nie. 
 

background image

— Wynoś się — warknął Jason. 
Odsunął się w bok i wskazał na drzwi. Aria nawet nie drgnęła. 
— Jason — próbowała go udobruchać — przepraszam, że tu 
przyjechałam. To nieporozumienie. Możemy pogadać? 
— Wynocha. — Jason zrobił tak gwałtowny gest, że strącił z 
półki kilka książek. Szklana tabliczka spadła na podłogę, 
rozpryskując się na tysiąc kawałków. — Wynoś się! -krzyknął 
jeszcze głośniej. 
Aria spuściła głowę i jęknęła z przerażenia. Twarz Jasona się 
zmieniła. Miał szeroko otwarte oczy, opuszczone kąciki ust i inny 
głos. Niższy. Pełen goryczy. Aria zupełnie go nie poznawała. 
Wybiegła na schody i pognała w stronę samochodu, ślizgając się 
na mokrym betonie. Po policzkach płynęły jej łzy. Cała się trzęsła 
od płaczu. Wyciągnęła kluczyki i rzuciła się na przednie 
siedzenie, jakby ktoś ją gonił. 
Kiedy spojrzała we wsteczne lusterko, zamarła z przerażenia. W 
oddali zauważyła dwie sylwetki - człowieka i psa, być może 
rottweilera — które znikały w ciemnym lesie. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

24 
 
SPENCER SAMA W NOWYM JORKU 
 
Spencer rozparła się na pluszowym fotelu w ekspresowym 
pociągu do Nowego Jorku, patrząc, jak konduktor po kolei 
sprawdza bilety pasażerom. Choć była dopiero sobota, a Michael 
Hutchins, pośrednik handlu nieruchomościami, powiedział, że 
właściciel mieszkania przy Perry Street zamierza je sprzątać 
przez cały weekend, ona nie mogła czekać aż do poniedziałku, 
żeby je obejrzeć. Nawet jeśli nikt jej nie wpuści do środka, to 
posiedzi sobie na schodach, obejrzy sklepy w sąsiedztwie i 
wypije cappuccino w najbliższym Starbucksie. Miała również 
zamiar wpaść do paru sklepów meblowych w Chelsea i na Piątej 
Alei, żeby zarezerwować kilka sprzętów domowych. Chciała 
posiedzieć w kawiarni i poczytać „The New Yorkera", skoro 
wkrótce miała się tu zadomowić na dobre. 
Może tak właśnie czuł się łan, kiedy wreszcie uciekł z Rosewood. 
Uwolnił się od kłopotów i mógł zacząć od zera. Ale gdzie on się 
teraz podziewał? W Rosewood? 

 

background image

A może poszedł po rozum do głowy i uciekł z tego przeklętego 
miasteczka? Przypomniała się jej postać, którą widziała wczoraj 
pod lasem z okna domku. Wyglądała jak Melissa... ale ona 
przecież mieszkała teraz w Filadelfii. Może łan zostawił coś w 
lesie, kiedy udawał tam martwego, a teraz poprosił Melissę, żeby 
to zabrała? Czy to oznaczało, że Melissa wie, co łan robi i gdzie 
się ukrył? Może wiedziała też, kim jest A.? Gdyby tylko 
oddzwoniła, Spencer zapytałaby ją, czy wie coś na temat tego 
zdjęcia, które dostała Emily. Co miało wspólnego zdjęcie Ali, 
Naomi i Jenny z fotografią Wildena w kościele? I czemu Aria i 
Hanna, w przeciwieństwie do Spencer i Emily, nie dostały 
żadnych wiadomości od A.? Czym sobie zasłużyły na uwagę A.? 
Czy groziło im większe niebezpieczeństwo? Jeśli Spencer 
przeprowadzi się do Nowego Jorku, to czy wreszcie skończy się 
dla niej ten koszmar? Taką miała nadzieję. 
Pociąg wjechał do tunelu, a pasażerowie zaczęli wstawać z 
miejsc. 
— Pociąg zatrzyma się na stacji Penn — oznajmił konduktor 
przez głośniki. 
Spencer podniosła swoją płócienną torbę i ustawiła się do wyjścia 
razem z resztą pasażerów. Kiedy weszła do wielkiego holu, 
rozejrzała się. Nie potrafiła odnaleźć tablic wskazujących drogę 
do metra, taksówek i wyjść. Przycisnęła do siebie torbę i wraz z 
całym tłumem pasażerów wyjechała ruchomymi schodami na 
górę. Na ulicy tłoczyły się taksówki. Światła oślepiały ją. Szare 
budynki wznosiły się ku niebu. 
Spencer zatrzymała taksówkę. 
— Perry Street dwieście dwadzieścia trzy — powiedziała 
kierowcy, kiedy wsiadła. 
 

background image

Kierowca kiwnął głową i ruszył, pogłaśniając radio nadające 
właśnie relację z jakiegoś meczu. Spencer była tak 
podekscytowana, że miała ochotę powiedzieć mu, że właśnie się 
tu przeprowadza i jedzie do swojego nowego mieszkania. I że 
zamieszka w sąsiedztwie swojej mamy. 
Kierowca zjechał z Siódmej Alei w plątaninę uliczek West 
Village. Kiedy skręcił w prawo w Perry Street, Spencer usiadła 
prosto. Rzeczywiście, okolica wyglądała przepięknie. Po obu 
stronach ulicy stały stare, pięknie zachowane kamienice z 
piaskowca. Chodnikiem szła dziewczyna w wieku Spencer w 
niesamowitym, białym, wełnianym płaszczu i wielkiej futrzanej 
czapie, prowadząc na smyczy labradora. Taksówka minęła sklep 
sprzedający drogie francuskie sery, sklep z instrumentami 
muzycznymi i budynek szkoły z malutkim placem zabaw za 
wypolerowanym, żelaznym ogrodzeniem. Spencer przyjrzała się 
jeszcze raz wydrukom zdjęć, które dostała od Michaela 
Hutchinsa. Jej przyszły dom mieścił się o jedną przecznicę dalej. 
Wyczekująco patrzyła na ulicę. 
— Proszę pani? - Kierowca odwrócił się i spojrzał na nią. 
Spencer się zaniepokoiła. - Powiedziała pani dwieście 
dwadzieścia trzy? 
— Tak. - Przecież znała adres na pamięć. Kierowca wyjrzał przez 
okno. Nosił grube okulary 
i miał długopis zatknięty za ucho. 
— Na Perry Street nie ma takiego numeru. Może na Hudson? 
Na pewno znajdowali się na zachodnim Manhattanie. Po drugiej 
stronie West Side Highway biegła promenada pełna 
spacerowiczów i rowerzystów. Dalej płynęła rzeka Hudson. A 
dalej rozciągało się już New Jersey. 
 

background image

— Och. — Spencer zmarszczyła brwi. Przejrzała notatnik. 
Michael nie przysłał adresu w swoim e-mailu. Nie mogła też 
znaleźć swoich zapisków zrobionych w czasie rozmowy. — 
Może pomyliłam adres. Wysiądę tutaj. 
Dała kierowcy kilka banknotów i wysiadła. Taksówka skręciła na 
światłach w prawo, a Spencer rozejrzała się niepewnie. Ruszyła 
na wschód, przechodząc na drugą stronę Washington Street, a 
potem skręcając w Greenwich. Michael powiedział, że 
mieszkanie znajduje się na rogu Perry i Bleecker Street, 
niedaleko butiku Marca Jacobsa. Minęła budynek z numerem 
dziewięćdziesiąt dwa. Po chwili dotarła do numeru osiemdziesiąt 
cztery. Może gdzieś tu mieściło się jej mieszkanie? 
Szła dalej wzdłuż Perry Street, ale numery na budynkach malały, 
zamiast rosnąć. Każdej kamienicy przyglądała się dokładnie, 
porównując ją ze zdjęciami, ale żadna nie pasowała. Wreszcie 
dotarła do skrzyżowania Perry Street i Greenwich Avenue, która 
zamykała Perry Street na drugim końcu. Po przeciwnej stronie 
nie zauważyła żadnej tabliczki z nazwą ulicy. Tylko restaurację 
Fiddlesticks. 
Serce zaczęło jej łomotać. Czuła się jak w koszmarze, który 
często jej się śnił od drugiej klasy. Nauczyciel ogłaszał 
niezapowiedzianą kartkówkę, a kiedy inni uczniowie pracowicie 
rozwiązywali test, ona nie potrafiła nawet przeczytać pytań. 
Wyciągnęła telefon, próbując się uspokoić. Wybrała numer 
Michaela. On powinien wyjaśnić tę sytuację. 
W słuchawce usłyszała tylko nagrany głos informujący ją, że 
rozmowa została przerwana. Spencer wyciągnęła z torby 
wizytówkę Michaela. Znowu wybrała jego numer, powtarzając 
na głos każdą cyfrę, by żadnej nie pomylić. 
 

background image

Znowu ta sama nagrana wiadomość. Spojrzała na ekran telefonu. 
Czuła pulsujący ból w skroniach. 
„Może zmienił numer", powiedziała do siebie w myślach. 
Potem zadzwoniła do Olivii, która również nie odbierała. Spencer 
przez dłuższą chwilę nie rozłączała się. To przecież też nic nie 
znaczyło. Może Olivia nie mogła prowadzić rozmów 
międzynarodowych. 
Minęła ją jakaś kobieta z wózkiem, która nieporadnie trzymała na 
ręku papierową torbę z zakupami. Kiedy Spencer spojrzała na 
ulicę, zauważyła w oddali budynek, w którym mieściło się 
mieszkanie Olivii. Ruszyła w jego kierunku energicznym 
krokiem. Może Olivia miała gdzieś inny numer do Michaela. 
Może portier wpuści ją na górę, żeby mogła rzucić okiem na 
apartament jej mamy. 
Z kamienicy przez obrotowe drzwi wyszła kobieta w 
jasnoniebieskim płaszczu. Do środka weszły dwie osoby z 
torbami sportowymi. Spencer weszła za nimi do wyłożonego 
marmurem atrium. Po drugiej stronie pomieszczenia zauważyła 
trzy windy. Nad każdym wejściem staromodny wskaźnik 
pokazywał, na którym piętrze aktualnie znajduje się kabina. W 
atrium pachniało świeżymi kwiatami, a z ukrytego głośnika 
płynęła muzyka klasyczna. 
Recepcjonista miał na sobie nienagannie czysty, szary uniform i 
okulary w cieniutkich oprawkach. Uśmiechnął się lekko do 
Spencer. 
— Dzień dobry — przywitała się Spencer, modląc się, by jej głos 
nie brzmiał zbyt młodo i naiwnie. — Szukam kogoś, kto tu 
niedawno się wprowadził. Ma na imię Olivia. Teraz jest w 
Paryżu, ale może pozwoli mi pan wejść na chwilę do jej 
mieszkania. 

 

background image

— Przykro mi — odparł recepcjonista oschle, wracając do 
papierkowej roboty — Mieszkania mogę otwierać tylko za zgodą 
lokatorów. 
Spencer zmarszczyła czoło. 
— Ale... to moja mama. Nazywa się Olivia Caldwell. 
Recepcjonista pokręcił głową. 
— Nikt o takim nazwisku tu nie mieszka. 
Spencer próbowała zignorować nagły, bolesny skurcz żołądka. 
— Może nie posługuje się panieńskim nazwiskiem. Może 
mieszka tu Olivia Frick. Jej mąż to Morgan Frick. 
Recepcjonista posłał jej spojrzenie pełne irytacji. 
— Nikt o nazwisku Olivia Ja k aś ta m tu nie mieszka. Znam 
wszystkich lokatorów tego budynku. 
Spencer zrobiła krok w tył, spoglądając na niklowane skrzynki 
pocztowe wiszące na przeciwległej ścianie. W tym budynku 
mieściło się jakieś dwieście mieszkań. Naprawdę ten facet znał 
każdego z imienia i nazwiska? 
— Dopiero co się wprowadziła — Spencer nie dawała za 
wygraną. — Mógłby pan to sprawdzić? 
Recepcjonista westchnął i sięgnął po czarny skoroszyt. 
— To lista mieszkańców — wyjaśnił. — Może pani powtórzyć to 
nazwisko. 
— Caldwell. Albo Frick. 
Recepcjonista sprawdził nazwiska pod literą C, a potem pod F. 
— Niestety. Nikt taki tu nie mieszka. Zresztą, proszę sprawdzić. 
Podsunął listę Spencer pod nos, a ona nachyliła się nad nią. 
Rzeczywiście, po nazwisku Caldecott następowało 
 
 
 

background image

Caleb, ale nie Caldwell. Między Frank i Friel nie znalazła Fricka. 
Zrobiło się jej gorąco, a potem zimno. 
— To niemożliwe. 
Recepcjonista prychnął i odstawił skoroszyt na półkę. Zadzwonił 
czarny telefon stojący na biurku. 
— Przepraszam. — Recepcjonista podniósł słuchawkę i 
przywitał się niskim, uprzejmym głosem. 
Spencer odwróciła się, przyciskając dłonie do czoła. Przez 
obrotowe drzwi weszły do atrium dwie roześmiane kobiety z 
torbami z logo sklepu Barneys. Za nimi zjawił się mężczyzna 
prowadzący na smyczy kudłatego owczarka. Podszedł do windy i 
stanął za kobietami. Spencer miała ochotę wślizgnąć się za nimi 
do windy, pojechać na najwyższe piętro... i co? Włamać się do 
mieszkania Olivii, żeby udowodnić, że ona naprawdę tam 
mieszka? 
W głowie słyszała głos Andrew. „Chyba się trochę pospieszyłaś? 
Nie chcę patrzeć, jak ktoś cię rani". 
Nie. Po prostu nie uaktualniono jeszcze listy mieszkańców. 
Olivia i Morgan dopiero co się wprowadzili. A Olivia nie 
odbierała, bo wyjechała za granicę. Michael Hutch-ins nie 
odpowiadał, bo nagle musiał zmienić numer telefonu. 
Mieszkanie Spencer istniało. Miała zamiar w przyszłym tygodniu 
zgodnie z planem wprowadzić się do kamienicy przy Perry 
Street, najpiękniejszego budynku w Village, i żyć tam długo i 
szczęśliwie, kilka przecznic od domu swojej biologicznej i dobrej 
jak chleb matki. Spencer dopilnuje, by ten sen się ziścił. 
A  j e ś l i  n i e ?  
Spencer czuła na skórze krople zimnego potu. Przypomniała 
sobie wiadomość od A.: „Albo dasz spokój swojej 

 

background image

cudownie odnalezionej mamusi i skupisz się na dochodzeniu, co 
się naprawdę stało... albo zapłacisz wyznaczoną przeze mnie 
cenę". Trudno powiedzieć, żeby Spencer przyłożyła się do 
poszukiwań zabójcy Ali. Ograniczyła się do poinformowania 
przyjaciółek, że dostała drugą wiadomość od A. A jeśli to, co 
właśnie się działo, było wspomnianą przez A. ceną? Przecież do 
A. dotarła informacja, że Spencer poszukuje prawdziwej matki. 
Może szpiegował ją cały sztab ludzi? Jakaś kobieta udająca 
0livięMężczyzna, który grał rolę pośrednika nieruchomości i 
wymyślił fikcyjne mieszkanie przy Perry Street dwieście 
dwadzieścia trzy, nie sprawdzając nawet na planie miasta, czy 
taki adres w ogóle istnieje. Spencer nie potrafiła ukryć tego, że 
chciałaby żyć w kochającej rodzinie, i żeby dopiąć swego, 
mogłaby rzucić na szalę wszystko, nawet swoją przyszłą 
edukację na uniwersytecie. 
Odwróciła się od recepcji i wyciągnęła telefon. Natychmiast 
zalogowała się na konto bankowe, którego numer znalazła w 
komputerze taty. Z trudem łapała oddech. 
— Błagam — szeptała do siebie. — To się nie dzieje naprawdę. 
Na ekranie pojawił się stan jej konta. U góry widniało nazwisko 
Spencer, jej adres i numer rachunku. Czerwone cyfry u dołu 
pokazywały zgromadzone na koncie środki. Kiedy Spencer 
zobaczyła je, zakręciło się jej w głowie. Miała przed oczami tylko 
tę sumę. Nie składała się z kilku zer... tylko z jednego. 
Konto zostało opróżnione, do ostatniego centa. 
 
 
 
 
 
 

background image

25 
 
A ZWYCIĘZCĄ JEST... 
 
W sobotni wieczór Hanna siedziała przy toaletce, nakładając na 
policzki brązujący puder. Czarna, wykończona koronką sukienka 
od Rachel Roy, kupiona specjalnie na przyjęcie w Radleyu, 
pasowała na nią idealnie. Podkreślała jej talię i biodra, choć nie 
opinała ich zanadto. Walka o Mike'a, którą prowadziła przez cały 
tydzień, nie pozostawiła jej zbyt wiele czasu na obżeranie się 
chipsami i zwracanie ich. Dieta Mike'a Montgomery'ego bardzo 
jej służyła. 
Ktoś zapukał do jej pokoju i Hanna odwróciła się. W drzwiach 
stał tata w czarnej bluzie i dżinsach. 
— Wybierasz się gdzieś? — zapytał. 
Hanna z niepokojem przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. 
Wieczorowy makijaż mówił sam za siebie. Tata nie uwierzyłby, 
że zamierza spędzić wieczór w domu. 
— Idę na otwarcie nowego hotelu pod miastem — przyznała się 
bez bicia. 
 

background image

— To dlatego Kate też zamknęła się w swoim pokoju? Idziecie 
razem? 
Hanna odłożyła pędzel do makijażu na toaletkę i z trudem 
powstrzymała uśmiech. Nigdzie nie szły r a z e m, bo Hanna 
zdobyła Mike'a tylko dla siebie. Ha. 
-- Nie do końca — odparła, tłumiąc kotłujące się w niej emocje. 
Pan Marin przysiadł na skraju łóżka. Dot próbował wskoczyć mu 
na kolana, ale on go odgonił. 
— Hanno... 
Hanna spojrzała na ojca błagalnie. Miał zamiar n ad a l 
egzekwować tę karę? 
— Idę z chłopakiem. Jak Kate pójdzie z nami, dziwnie to będzie 
wyglądać. Przysięgam, że wyciągnęłam już wnioski z tej lekcji. 
Pan Marin strzelił palcami. Ten nawyk doprowadzał Hannę do 
szewskiej pasji. 
— Z kim się umówiłaś? 
— No... — westchnęła. — Właściwie to z młodszym bratem Arii. 
— Arii Montgomery? — Pan Marin zmrużył oczy, jakby 
próbował sobie przypomnieć, o kim mowa. 
O ile Hanna dobrze pamiętała, tata spotkał Mike'a tylko raz w 
życiu, kiedy zabrał Hannę i jej przyjaciółki na festiwal 
muzyczny. Aria musiała wszędzie ciągać z sobą Mike'a, bo ich 
rodzice wyjechali z miasta. W czasie występów Mike zniknął. 
Szukali go desperacko w całym amfiteatrze, aż wreszcie znalazł 
się przy barze. Podrywał dziewczynę, która upiekła ciasto. 
— A Kate ma z kim pójść? — zapytał tata. 
 
 
 
 

background image

Hanna wzruszyła ramionami. Po południu poradziła Mike'owi, 
żeby wykręcił się od randki z Kate, mówiąc jej, że umówił się już 
z chłopakami z drużyny, że pojadą wspólnie wynajętą limuzyną. 
Gdyby się przyznał, że idzie z Hanną, Kate zaraz poskarżyłaby 
się tacie i misterny plan wziąłby w łeb. Tata westchnął i wstał. 
— No dobrze. Możesz pójść sama. 
— Dzięki — ucieszyła się Hanna. Tata poklepał ją po ramieniu. 
— Chcę tylko, żeby Kate czuła się tu jak u siebie w domu. 
Niełatwo jej zaadaptować się w Rosewood. Zresztą, o ile 
pamiętam, ty też przeszłaś tutaj swoje. 
Hanna poczuła rumieńce na policzkach. W piątej i szóstej klasie, 
kiedy z tatą łączyła ją bardzo bliska więź, często skarżyła się mu 
na szkołę. „Czuję się tam jak wielkie nic", powtarzała często. Ale 
tata zawsze zapewniał ją, że wszystko zmieni się na lepsze. 
Hanna nigdy mu nie uwierzyła, lecz okazało się, że miał rację. Od 
kiedy zaprzyjaźniła się z Ali, zły los się odwrócił. Hanna 
spojrzała podejrzliwie na tatę. 
— Kate świetnie się tu odnalazła. Zaprzyjaźniła się z Naomi i 
Riley. 
Pan Marin wstał. 
— Gdybyś z nią szczerze porozmawiała, poznałabyś całą prawdę. 
Ona chce się tylko z tobą zaprzyjaźnić, Hanno, a ty jej tego nie 
ułatwiasz. 
Tata wyszedł z pokoju. Hanna słyszała na schodach jego kroki. 
Siedziała przez chwilę na łóżku — zdumiona i zakłopotana. 
Akurat, Kate chciała się z nią zaprzyjaźnić! To oczywiste, że 
naopowiadała tacie tych bzdur, żeby przeciągnąć go na swoją 
stronę. 
 

background image

Wbiła pięść w materac. Nowi przyjaciele wcale nie pchali się do 
niej drzwiami i oknami. Właściwie wydarzyło się to w jej życiu 
dwa razy. Najpierw Ali wybrała ją spośród wszystkich 
szóstoklasistek, a potem Mona usiadła koło niej w ósmej klasie, 
w czasie treningu cheerleade-rek, zagadała do niej i zaprosiła ją 
do siebie do domu na całonocne posiedzenie. I za pierwszym, i za 
drugim razem wydawało się jej, że wybrano ją z jakiegoś 
szczególnego powodu. Mona dlatego, że Hanna przyjaźniła się 
kiedyś z Ali, a to samo w sobie stanowiło symbol statusu. Z kolei 
Ali dlatego, że zauważyła w Hannie potencjał, którego nikt inny 
wcześniej nie dostrzegł. Ale teraz Hanna znała całą prawdę. Od 
samego początku ich znajomości Mona knuła plany zniszczenia 
Hanny. Ali zaś działała z jeszcze mniej szlachetnych pobudek. 
Pewnie wiedziała, jak niepewna siebie jest Hanna. A może zdała 
sobie sprawę, jak łatwo się nią manipuluje. 
W głębi duszy Hanna chciała wierzyć w to, że tata nie kłamał, że 
mimo wszystko Kate naprawdę pragnęła się z nią zaprzyjaźnić. 
Ale po wszystkim, przez co przeszła, trudno jej było zaufać 
szczerości intencji Kate. 
Kiedy wychodziła z pokoju z wysoko uniesioną głową, słyszała 
szum wody dochodzący z łazienki na piętrze. Kate na cały 
regulator śpiewała piosenkę usłyszaną w „Idolu" i zużywała całą 
gorącą wodę. Hanna zatrzymała się pod drzwiami. W jej głowie 
kłębiło się mnóstwo myśli. Kiedy jednak usłyszała huk 
przejeżdżającej obok ciężarówki, odwróciła się i zeszła na dół. 
 
 
 
 
 

background image

W hotelu Radley kłębił się tłum gości, między którymi 
przemykali fotoreporterzy i kelnerzy. Hanna i Mike podjechali 
pod wejście, zatrzymali się i oddali kluczyki do samochodu 
szwajcarowi w liberii, który odstawił auto na parking. Kiedy szli 
wybrukowaną alejką do głównej bramy, Hanna podziwiała 
jezioro skute lodem na łące za budynkiem hotelu i wspaniałe, 
kamienne schody prowadzące do drewnianej furty. 
Gdy weszli do głównej sali balowej, Hanna otworzyła ze 
zdziwienia usta. Pomieszczenie wystylizowano na pałac w 
Wersalu. Całe lobby udekorowano drapowanymi jedwabnymi 
tkaninami, a na suficie zawieszono kryształowe żyrandole. 
Ściany zdobiły obrazy w złoconych ramach, a wokół stały bogato 
zdobione krzesła. Przeciwległą ścianę zakrywał wielki fresk 
przedstawiający jakąś scenę mitologiczną. Hanna zauważyła też 
w rogu korytarz luster, taki sam jak w podparyskim pałacu 
królewskim. Drzwi po prawej stronie prowadziły do sali 
tronowej, gdzie stał olbrzymi, wyściełany pluszem fotel z 
poduszką w kolorze burgunda. Przy barze i stolikach stali goście, 
skupieni w kilku grupach. W tylnej części pomieszczenia 
ustawiała się orkiestra, a po lewej stronie, obok recepcji i wejścia 
do windy, dyskretny znak wskazywał drogę do spa i łazienek. 
- Wypas - westchnęła Hanna. W takim hotelu mogłaby mieszkać. 
- Tak, ładnie tu - przytaknął Mike, powstrzymując ziewnięcie. 
Mike włożył elegancki czarny smoking. Czarne włosy zaczesał 
do tyłu, co wyeksponowało jego wysokie kości policzkowe. 
Kiedy tylko Hanna spojrzała na niego, kolana uginały się pod nią. 
A co jeszcze dziwniejsze, nachodził ją 
 

background image

niewytłumaczalny smutek. Nie tak powinna się czuć zwy-
ciężczyni. 
Minął ich kelner w białym uniformie. 
— Idę po drinka — rzuciła radośnie Hanna, odsuwając od siebie 
melancholijny nastrój. 
Podeszła do baru i stanęła za panem i panią Kahn, którzy z 
przejęciem naradzali się szeptem, które z wystawionych dzieł 
sztuki powinni kupić. Po drugiej stronie sali Hanna zauważyła 
znajomą postać z burzą blond włosów. Od razu rozpoznała panią 
DiLaurentis, pogrążoną w rozmowie z siwowłosym mężczyzną w 
smokingu. Gestykulował energicznie, wyciągając rękę w 
kierunku balkonu, żłobionych kolumn, żyrandoli oraz korytarza 
do spa i pokoi gościnnych. Pani DiLaurentis kiwała głową ze 
sztucznym uśmiechem przylepionym do twarzy. Hanna poczuła 
się nieswojo na widok mamy Ali na przyjęciu. Jakby zobaczyła 
ducha. 
Barman chrząknął, a Hanna zamówiła martini z podwójną 
wódką. Kiedy barman przyrządzał jej drinka, odwróciła się i 
stanęła na palcach, rozglądając się za Mikiem. Dostrzegła go w 
rogu, pod wielkim abstrakcyjnym malowidłem, jak rozmawiał z 
Noelem, Masonem i kilkoma dziewczynami. Hanna zmrużyła 
oczy i przyjrzała się ślicznej dziewczynie, która szeptała mu coś 
na ucho. K a t e. 
Jej przyrodnia siostra miała na sobie granatową suknię do ziemi i 
buty na dziesięciocentymetrowych obcasach. U jej boku stały 
Naomi i Riley, obie w bardzo krótkich małych czarnych. Hanna 
chwyciła swojego drinka i ruszyła w stronę Mike'a tak szybkim 
krokiem, że alkohol wylał się ze szklanki i ciekł jej po palcach. 
Poklepała Mike'a po ramieniu. 
— O, hej — rzucił Mike z miną niewiniątka. 
 

background image

Kate, Naomi i Riley patrzyły na niego ze złośliwym 
uśmieszkiem. Hanna czuła się tak, jakby ktoś przypalał ją 
rozgrzanym żelazem. Chwyciła Mike'a za rękę i spojrzała na 
pozostałych. 
- Słyszałyście już, że idziemy razem na bal maturalny? Naomi i 
Riley wyglądały na zdezorientowane. Kate 
zrzedła mina. 
- Na bal maturalny? 
- Aha - odparła radośnie Hanna, przesuwając dłoń po kawałku 
sztandaru, który przywiązała do złotego łańcuszka przy torebce 
od Chanel. Noel Kahn poklepał Mike'a po ramieniu. 
- Ale słodko. 
Mike wzruszył ramionami, jakby od zawsze wiedział, że Hanna 
go zaprosi. 
- Chcę jeszcze jeden strzał Jagera - oznajmił i razem z Noelem i 
Masonem ruszyli w stronę baru, szturchając się co kilka kroków. 
Orkiestra zagrała walca, a kilku wytrawnych bankieto-wiczów, 
którzy wiedzieli, co robić w takiej sytuacji, ruszyło do tańca. 
Hanna położyła dłonie na biodrach i posłała Kate wyniosły 
uśmiech. 
- No i? Kto wygrał? 
Kate opuściła jedno ramię. 
- Jezu, Hanna - zaśmiała się. - Na serio go zaprosiłaś? Hanna 
przewróciła oczami. 
-Biedactwo. Nie potrafisz przegrywać. Ale tak się właśnie stało. 
Przyjmij to do wiadomości. Kate pokręciła energicznie głową. 
- Nic nie rozumiesz. On mi się nawet nie podoba. Hanna 
prychnęła z niedowierzaniem. 
 

background image

— Podoba ci się tak samo jak mnie. Kate zniżyła głowę. 
- Naprawdę? - Założyła ręce na piersi. - Chciałam się tylko 
przekonać, czy faktycznie zainteresujesz się kimś tylko dlatego, 
że zacznę go podrywać. No i dałaś się nabrać. Wszyscy to 
wiedzieliśmy. 
Naomi zachichotała pod nosem. Riley wydęła usta, 
powstrzymując śmiech. Hanna zamrugała zupełnie zbita z tropu. 
Kate mówiła poważnie? Hanna dała się wpuścić w maliny? Kate 
spojrzała na nią łagodnie. 
- Och, wyluzuj. Potraktuj to jako zemstę za te plotki o 
opryszczce. Jesteśmy kwita. Bawmy się razem. W korytarzu 
luster siedzi kilku niezłych facetów ze szkoły w Brentmont. 
Wzięła Hannę pod rękę, ale ona się wyrwała. Dlaczego Kate grała 
rolę szlachetnej? Niby czemu miała się mścić za plotki o 
opryszczce? Hanna nie miała innego wyjścia, musiała wyjawić 
jej sekret. W przeciwnym razie Kate opowiedziałaby wszystkim 
o jej bulimii. 
Ale nagle przypomniała sobie zdumienie wypisane na twarzy 
Kate, kiedy usłyszała, że ma opryszczkę. Patrzyła na Hannę tak 
bezradnym wzrokiem, jakby zdrada odebrała jej zdolność 
samodzielnego myślenia. Czy to możliwe, że Kate nie miała 
zamiaru wyjawić wszem wobec tajemnicy Hanny? I że tata nie 
mylił się, kiedy twierdził, że Kate chce się z nią zaprzyjaźnić? 
Nie ma mowy. Po prostu — nie. 
Hanna spojrzała Kate prosto w oczy. 
— Chciałaś Mike'a, ale to ja go zdobyłam. Powiedziała to 
głośniej, niż zamierzała. Kilka osób 
odwróciło się i gapiło na nią. Umięśniony czarnoskóry 
 
 

background image

mężczyzna w smokingu, najprawdopodobniej ochroniarz, rzucił 
Hannie ostrzegawcze spojrzenie. Kate stanęła wyprostowana. 
- Naprawdę zamierzasz się tak zachowywać? Hanna pokręciła 
głową. 
- Wygrałam! - krzyknęła. - A ty przegrałaś! 
Kate spojrzała Hannie przez ramię i nagle jej mina zupełnie się 
zmieniła. Hanna podążyła za jej wzrokiem. Mike trzymał w 
dłoniach dwa kieliszki martini - jeden dla siebie, drugi dla niej. 
Miał takie błękitne oczy. Jego wyraz twarzy świadczył o tym, że 
doskonale wiedział, co się przed chwilą wydarzyło. Nim Hanna 
zdążyła się odezwać, postawił jeden kieliszek obok wypitego w 
połowie drinka i bez słowa się odwrócił. Z dumnie podniesioną 
głową zniknął w gęstniejącym tłumie. 
- Mike! - zawołała za nim Hanna. 
Uniosła nieco sukienkę i pobiegła za nim. Mike myślał, że Hanna 
tylko udaje sympatię dla niego... ale może to nie była prawda. 
Mike był zabawny i uczciwy. Może nadawał się na chłopaka dla 
niej bardziej niż wszyscy, z którymi się do tej pory umawiała. 
Pewnie to dlatego w jego obecności czuła podekscytowanie, 
śmiała się do siebie, gdy dostawała od niego SMS-y, i z bijącym 
sercem nieomal go pocałowała na ganku przed jego domem. To 
dlatego dziś wieczorem naszedł ją ten ponury nastrój. Nie chciała 
kończyć tej zabawy z Mikiem. 
Zatrzymała się na drugim końcu sali balowej, rozglądając się 
gorączkowo. Mike zniknął. 

background image

26 
 
KTOŚ TU COŚ UKRYWA 
 
Emily stała na kamiennym tarasie przed wejściem do hotelu 
Radley i patrzyła na sznur limuzyn przesuwających się po 
podjeździe. W powietrzu mieszały się zapachy drogich perfum, a 
wśród gości przemykał fotograf, co chwila robiąc komuś zdjęcie. 
Każdy błysk flesza przypominał Emily o tych okropnych 
zdjęciach przysłanych ostatnio przez A. Ali, Jenna i Naomi na 
podwórku DiLau-rentisów. Darren Wilden wychodzący z 
konfesjonału. I Jason DiLaurentis kłócący się z Jenną Cavanaugh 
w salonie u niej w domu. „Jak myślisz, co go tak wkurzyło?" 
Co to miało znaczyć? Co A. ma na myśli? 
Wyciągnęła z torebki komórkę i jeszcze raz sprawdziła, która 
godzina. Było piętnaście po ósmej. Aria spóźniła się już 
kwadrans. Umówiły się przy głównym wejściu. Po ich dość 
burzliwej porannej rozmowie telefonicznej Aria oddzwoniła do 
Emily, pytając, czy nie chce pójść z nią na przyjęcie do Radleya. 
Emily uznała, że Aria w ten sposób 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

przeprasza ją za swój wybuch. I choć po rozstaniu z Isa-akiem nie 
miała najmniejszej ochoty wychodzić z domu, z ociąganiem 
przyjęła zaproszenie. Zadzwoniły też do Spencer, ale ona 
odmówiła, twierdząc, że zamierza zamknąć się w domku Melissy 
i odrabiać lekcje na przyszły tydzień. 
Coraz więcej osób wchodziło do hotelu, pokazując zaproszenia 
dziewczynie w słuchawkach 1 z listą gości. Emily zadzwoniła do 
Arii, ale ta nie odbierała. Westchnęła. Może weszła już do 
środka? 
Wewnątrz natychmiast otuliła ją fala ciepła o miętowym 
zapachu. Emily oddała płaszcz szatniarce 1 wygładziła bordową 
sukienkę bez ramiączek. Kiedy tylko Isaac zaprosił ją na 
dzisiejsze przyjęcie, pognała do centrum handlowego, 
przymierzyła tę sukienkę 1 wyobraziła sobie, że Isaac na jej 
widok dostanie zawału. Po raz pierwszy w życiu kupiła coś, nie 
patrząc nawet na metkę z ceną. No 1 jak to się skończyło? Zeszłej 
nocy do drugiej nad ranem przewracała się z boku na bok w 
łóżku, spoglądając co chwila na ekran telefonu w nadziei, że 
Isaac przyśle SMS-a z przeprosinami. Ale oczekiwana 
wiadomość nie nadeszła. Wyciągnęła szyję 1 rozejrzała się. 
Nigdzie me zauważyła ani jego, ani państwa Colbertów. 
Poczuła gęsią skórkę. Może nie powinna tu przychodzić. Co 
innego, gdyby miała przy boku Arię, która dawałaby jej jakieś 
alibi. Ale sama nie potrafiła chyba dobrze się tu bawić. Spojrzała 
w kierunku wyjścia, jednak tłum nowo przybyłych gości 
zagradzał przejście. Postanowiła poczekać, aż goście przejdą do 
dalszych pomieszczeń. Modliła się w duchu, by me wpaść na 
Colbertów. Nie zniosłaby ich pełnych nienawiści spojrzeń. 
 

background image

Jej uwagę zwróciła tabliczka z brązu wisząca na jednej ze ścian. 
Zawierała krótką historię budynku. „Dom Troski o Dzieci G.C. 
Radleya założono w 1897 roku jako sierociniec, który potem 
przekształcono w bezpieczną przystań dla młodzieży z 
problemami. Ta tablica upamiętnia wszystkie dzieci mające 
szczęście korzystać z dobrodziejstw oferowanych przez ten 
ośrodek i środowisko stworzone tu przez lekarzy i opiekunów, 
którzy poświęcili im lata swojej pracy". 
Poniżej zamieszczono listę nazwisk dyrektorów i zarządców 
ośrodka. Emily przebiegła je wzrokiem, ale nie znała żadnego z 
nich. 
- Podobno niektóre z tych dzieci miały niezłego fioła. Emily 
odwróciła się i na chwilę odebrało jej mowę. 
Przed nią stała Maya w orzechowobrązowej falbaniastej 
sukience. Wysoko upięte włosy odsłaniały jej twarz, a na 
powiekach połyskiwał złoty cień. Patrzyła na Emily z ironicznym 
uśmieszkiem, tak jak Ali, kiedy chciała wprawić Emily w 
zakłopotanie. 
- Cz-cześć - wyjąkała Emily. 
Przypomniało się jej, że zeszłej nocy widziała Mayę w oknie jej 
pokoju, kiedy wjechała na ulicę Ali. Czy Maya przewidziała jej 
przybycie? Czy to zbieg okoliczności? Kilka dni wcześniej 
widziała też, jak Maya rozmawia z Jenną. Mieszkały obok siebie, 
więc może się zaprzyjaźniły? 
- Widzisz ten balkon? - Maya wskazała na galerię na wysokości 
pierwszego piętra. Kilka osób stało przy balustradzie i z góry 
oglądało przyjęcie. - Podobno kilkoro dzieci popełniło 
samobójstwo, skacząc stamtąd. Ich ciała lądowały tam, gdzie 
teraz stoi bar. Słyszałam też, że jakiś pacjent zamordował tu 
pielęgniarkę. 
 

background image

Maya dotknęła dłoni Emily. Miała sztywne, lodowate palce. A 
kiedy zbliżyła twarz, Emily poczuła odurzający zapach 
bananowej gumy do żucia. 
— Gdzie twój chłopak? — zapytała niby od niechcenia Maya. — 
A może się pokłóciliście? 
Emily wyrwała dłoń z uścisku Mai. Serce waliło jej jak młotem. 
Czy Maya wiedziała, co się stało... a może tylko zgadywała? 
— Muszę lecieć — wyjąkała Emily. 
Spojrzała znowu na wyjście, ale nadal zagradzał je tłum gości. 
Ruszyła więc w stronę głównej sali balowej. Zauważyła schody 
prowadzące na drugi poziom. Uniosła nieco sukienkę i biegiem 
ruszyła na górę, nie wiedząc nawet, dokąd zmierza. 
Na piętrze stanęła w długim, ciemnym korytarzu z szeregiem 
drzwi po obu stronach. Próbowała otworzyć kilka z nich, w 
nadziei że znajdzie łazienkę. Ale zimne, śliskie klamki nie 
poddawały się naciskowi. Udało się jej otworzyć tylko drzwi na 
samym końcu korytarza. Weszła do środka, wdzięczna za chwilę 
spokoju i samotności. 
W pokoju pachniało wilgocią i pleśnią. Zapach drażnił jej nos. 
Rozpoznała w ciemności zarys biurka i kana py. Po omacku 
znalazła włącznik światła i zapaliła górną lampę. Na biurku 
leżało mnóstwo papierów. Na starej, sfatygowanej kanapie obitej 
skórą walały się stosy książek. Na półkach ciągnących się wzdłuż 
tylnej ściany stały rzędy teczek. Na podłodze leżały jakieś kartki i 
przewrócony kubek pełen ołówków. Pokój wyglądał tak, jakby 
ktoś go celowo zdemolował. Emily przypomniała sobie, jak pan 
Colbert opowiadał o niedokończonych pracach remontowych w 
niektórych częściach hotelu. Może w tym 
 

background image

pomieszczeniu mieściło się biuro, kiedy jeszcze w budynku 
działała szkoła czy... jak twierdziła Maya, szpital wariatów. 
Zatrzeszczała drewniana podłoga. Emily odwróciła się i wbiła 
wzrok w drzwi. Nic. Po ścianie przesunął się cień. Emily 
spojrzała na spękany sufit. Pośrodku wielkiej sieci siedział pająk. 
Jego zdobycz, pewnie mucha, wisiała w kokonie z lepkiej 
przędzy. 
Pokój napawał Emily dziwnym lękiem. Już się odwróciła, żeby 
wyjść, ostrożnie mijając stosy książek i czasopism rozłożone 
bezładnie na podłodze. Nagle coś zwróciło jej uwagę. U swoich 
stóp zaiiważyła otwartą księgę z listą nazwisk zapisanych 
niebieskim atramentem. Wyglądała jak rejestr pacjentów. Każdą 
stronę podzielono na kolumny z nagłówkami: Nazwisko, Data, 
Przyjazd, Wyjazd. Jedno z nazwisk... 
Emily uklękła i przyjrzała się bliżej kartce z księgi. Miała 
nadzieję, że coś jej się przywidziało. Jej oczy zasnuła mgła. 
— O Boże — wyszeptała. 
Na liście figurowało nazwisko Ja so n a Di Lau r en -t i s a. 
I to trzy razy. Najpierw szóstego, potem trzynastego i 
dwudziestego marca. Zjawiał się tu co siedem dni. Emily 
przewróciła stronę. Nazwisko Jasona pojawiało się pod datą 
dwudziestego siódmego marca oraz trzeciego i dziesiątego 
kwietnia. Wpisywał się do księgi rano i wypisywał wieczorem. 
Coraz szybciej przewracała kolejne strony. Nazwisko Jasona 
pojawiało się na nich regularnie. Wpisał się dwudziestego 
czwartego kwietnia, w urodziny Emily. Osiem lat wcześniej, 
czyli w roku, kiedy 
 
 
 

background image

obchodziła dziewiąte urodziny. To była sobota. Tego dnia 
rodzice zabrali Emily razem z jej przyjaciółkami z drużyny 
pływackiej na urodzinową kolację do restauracji Cały Ten 
Zgiełk!, jej ulubionego lokalu w centrum handlowym. Chodziła 
do trzeciej klasy. Na początku tego roku Ali przeprowadziła się 
do Rosewood z Connecticut. 
Otworzyła księgę leżącą pod spodem. Nazwisko Jasona 
pojawiało się w niej przez całe lato między trzecią a czwartą 
klasą, zimą w czwartej klasie, jesienią w piątej i latem między 
piątą a szóstą. Odwiedził to miejsce w weekend po rozpoczęciu 
roku szkolnego, kiedy Emily, Ali i ich przyjaciółki rozpoczęły 
szóstą klasę. Kilka dni później ogłoszono początek gry w kapsułę 
czasu. Przewróciła następną stronę, datowaną w tym tygodniu, 
gdy zakradły się na podwórko DiLaurentisów, żeby pozbawić Ali 
jej trofeum. Tym razem nie znalazła nazwiska Jasona na liście. 
Sprawdziła kolejny weekend. Wtedy wszystkie cztery spotkały 
Ali w czasie zbiórki darów dla ubogich, a ona wybrała je na swoje 
najlepsze przyjaciółki. Znowu nazwisko Jasona nie figurowało na 
liście. Sprawdziła kolejne strony. Ani razu nie trafiła na zapis 
świadczący o obecności brata Ali. Po raz ostatni pojawił się tutaj 
w pierwszy weekend po rozpoczęciu roku szkolnego. 
Emily położyła sobie księgę na kolanach. Miała mętlik w głowie. 
Co, u diabła, nazwisko Jasona DiLaurentisa robiło w rejestrze 
przechowywanym w tym ciemnym, zatęchłym biurze? 
Przypomniał się jej jeden z dawnych żartów Ali, która twierdziła, 
że jej brata powinno się zamknąć w psychiatryku. A może wcale 
nie żartowała? Może Jason leczył się tutaj? Chyba to miała na 
myśli Ali, kiedy zwierzała się Jennie, że ma problemy z 
rodzeństwem. 

 

background image

Może Ali opowiedziała jej o problemach brata, które okazały się 
tak poważne, że musiał podjąć leczenie w specjalnym ośrodku. 
Może o to właśnie Jason kłócił się z Jenną zeszłego wieczoru. 
Chciał się upewnić, że Jenna nie zdradzi jego tajemnicy. 
Przed oczami stanęła jej wykrzywiona, czerwona twarz Jasona, 
który krzyczał, że porysowała mu karoserię. Stał tak blisko, że 
dosłownie czuła jego pulsującą furię. Jak daleko mógł się 
posunąć? I c o  u k r y w a ł ?  
W korytarzu rozległy się kroki. Emily zamarła. Usłyszała czyjś 
oddech. W drzwiach mignął jakiś cień. Emily zaczęła się trząść 
ze strachu. 
— J-jest tu kto!? — zawołała. 
W świetle rozpoznała twarz Isaaca. Miał biały, kelnerski garnitur 
i czarne buty. Pewnie ojciec kazał mu pracować, skoro jego 
randka okazała się nieaktualna. Zrobiła krok w tył. Słyszała 
pulsowanie krwi w uszach. 
— Widziałem, jak idziesz na górę — powiedział. Emily jeszcze 
raz rzuciła okiem na rejestr. Niełatwo 
było jej teraz odwrócić uwagę od Jasona i skupić się na Isaacu. 
Ich wczorajsza rozmowa nadal rozbrzmiewała w jej głowie, 
jakby dopiero co miała miejsce. 
— Tutaj nie wolno wchodzić — powiedział Isaac. — Tata 
twierdzi, że to pomieszczenia wyłącznie dla pracowników. 
— Już wychodziłam — wymamrotała Emily, robiąc krok w 
stronę drzwi. 
— Zaczekaj. — Isaac przysiadł na oparciu kanapy. Milczał 
ponuro. A potem westchnął. — Wczoraj wieczorem znalazłem to 
zdjęcie, o którym mówiłaś. To, z którego wycięto twoją twarz. 
Zapytałem o nie mamę prosto z mostu. I do wszystkiego się 
przyznała. 
 

background image

Emily ze zdumienia otworzyła usta. Nie wierzyła własnym 
uszom. Isaac podniósł się z kanapy i ukląkł przed Emily. 
- Tak mi przykro - wyszeptał. - Jestem kretynem. I dlatego cię 
straciłem. Czy zdołasz mi wybaczyć? 
Emily zagryzła policzek. Wiedziała, że powinna teraz poczuć 
satysfakcję. Albo przynajmniej napawać się dumą, że 
sprawiedliwości stało się zadość. Tymczasem zrobiło się jej 
jeszcze bardziej przykro. Gdyby teraz rozgrzeszyła Isaaca, 
wszystko wróciłoby do normy. Kochaliby się jak dawniej. Ale to, 
co powiedział wczoraj, zraniło ją do żywego. Nawet nie wziął 
pod uwagę, że Emily mówi prawdę. Bez wahania orzekł, że 
kłamie. 
Odsunęła się od niego, schyliła i podniosła z podłogi księgę. Jej 
okładkę pokrywała gruba warstwa kurzu i sadzy. 
- Może kiedyś ci wybaczę - powiedziała. - Ale nie dzisiaj. 
— C-co!? — zawołał Isaac. 
Emily włożyła rejestr pod pachę i desperacko próbowała 
powstrzymać łzy. Nie chciała ranić Isaaca, ale wiedziała, że 
postępuje właściwie. 
— Muszę już iść — powiedziała. 
Zbiegła po schodach ile sił w nogach. Na półpiętrze usłyszała 
znajomy chichot dobiegający z drugiego końca sali. Rozejrzała 
się, czując ucisk w żołądku. Tłum poruszał się miarowo, a śmiech 
ucichł. Emily rozpoznała tylko jedną osobę. Maya stała pod 
ścianą z kieliszkiem martini ze wzrokiem wbitym w Emily i 
uśmieszkiem czającym się na jej szerokich, błyszczących ustach. 

background image

27 
 
DEJA W... 
JESZCZE RAZ 
 
Hanna poślizgnęła się na marmurowej posadzce i z trudem 
złapała równowagę. Ten hotel przypominał labirynt, ale i tak 
udało się jej wrócić po własnych śladach pod ścianę ozdobioną od 
podłogi do sufitu tapiserią przedstawiającą Napoleona. 
Rozejrzała się, szukając Mike'a, ale nie zauważyła go w gęstym 
tłumie gości. 
Kiedy przechodziła przez salę tronową, usłyszała znajomy głos. 
Na wyściełanym aksamitem tronie siedział rozparty Noel Kahn i 
cały się trząsł ze śmiechu. Na głowie miał odwrócone do góry 
dnem wiaderko na szampana, które udawało koronę. 
Hanna jęknęła. To niewiarygodne, ile uchodziło zawsze Noelowi 
na sucho w czasie takich eleganckich przyjęć tylko dlatego, że 
pół miasta siedziało w kieszeni jego rodziców. Podeszła do niego 
i szturchnęła go w ramię. Noel odwrócił się do niej i uśmiechnął. 
— Hanna! 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Wionęło od niego tak, jakby wypił wannę tequili. 
- Gdzie się podział Mike? 
Noel przerzucił nogi przez oparcie krzesła. Nogawki jego spodni 
uniosły się nieco, ukazując skarpety w niebiesko-czerwoną kratę. 
- Nie wiem. Ale mam ochotę cię pocałować. U g h .  
- Dlaczego? 
- No bo... - Plątał się mu język. - Dzięki tobie wygrałem pięć 
stów. 
Hanna zrobiła krok w tył. 
- Słucham? 
Noel podniósł do ust swojego drinka w bladożółtym kolorze, 
który przypominał wódkę z red bullem. Napój wylał się mu z ust i 
popłynął na siedzenie krzesła. Kilka dziewczyn ze szkoły dla 
kwakrów, siedzących na obitych drogim płótnem podnóżkach, 
szturchnęło się łokciami i zachichotało. Jak to możliwe, że Noel 
się im podobał? Gdyby to naprawdę był Wersal, Noel bynajmniej 
nie byłby Ludwikiem XIV. Mógłby raczej grać rolę wsiowego 
głupka. 
- Cała drużyna lacrosse robiła zakłady o to, która z was zaprosi 
Mike'a na bal maturalny, ty czy twoja cudna siostrunia. 
Założyliśmy się, jak zaczęłaś się rzucać na Mike'a. Oddam mu 
pół wygranej za to, że tak dzielnie walczył. 
Hanna ścisnęła w dłoni kawałek sztandaru przywiązany do 
łańcuszka torebki od Chanel. Czuła, jak cała krew odpływa jej z 
twarzy. Noel skinął głową w kierunku drzwi. 
- Jak nie wierzysz, sama go zapytaj. 
Hanna się odwróciła. Mike stał oparty o grecką kolumnę i z 
uśmiechem rozmawiał z jakąś dziewczyną z innej szkoły. 

 

background image

Hanna syknęła przez zaciśnięte zęby i podeszła do niego. Gdy 
Mike ją zauważył, uśmiechnął się jak niewiniątko. 
— Twoi koledzy z dniżyny robili o nas zakłady? — warknęła 
Hanna. 
Dziewczyna rozmawiająca z Mikiem natychmiast się oddaliła. 
Mike napił się wina i wzruszył ramionami. 
— Przecież wy zachowywałyście się dokładnie tak samo. Z tą 
tylko różnicą, że chłopaki z drużyny grali na pieniądze. A wy o co 
gracie? O tampony? 
Hanna przetarła dłonią czoło. Nie tak to sobie zaplanowała. Mike, 
słaby i zraniony, miał zagrać rolę ofiary. A okazało się, że od 
początku wiedział, że dziewczyny z sobą konkurują. I pogrywał z 
nią. Westchnęła zrezygnowana. 
— Więc nie idziemy razem na bal maturalny? 
— Ja chcę. — Mike wyglądał na zaskoczonego. Hanna 
przyglądała się mu badawczo. 
— Naprawdę? — spytała. Mike pokiwał głową. 
— Więc... nie gniewasz się, że o ciebie grałyśmy? Mike spojrzał 
na nią nieśmiało i odwrócił wzrok. 
— Nie, jeśli tobie to nie przeszkadza. 
Hanna z całych sił próbowała ukryć uśmiech. I ulgę. Szturchnęła 
go mocno w żebra. 
— Jak dostanę od ciebie połowę wygranej. 
— A ty mi dasz połowę twojej... — Mike urwał i się skrzywił. — 
Zresztą nieważne. Nie potrzebuję połowy twoich tamponów. Za 
tę kasę kupimy butelkę drogiego szampana. — W jego oczach 
pojawił się błysk. — 1 zapłacimy za pokój w motelu. 
 
 
 

background image

- W motelu? - Hanna wbiła w niego wzrok. - Za kogo ty mnie 
masz? 
- Kochanie, ze mną będzie ci wszystko jedno, gdzie wylądujemy - 
powiedział Mike najbardziej lubieżnym tonem, jaki Hanna w 
życiu słyszała. 
Zdusiła śmiech i nachyliła się do niego. On też się do niej zbliżył, 
a ich czoła niemalże się zetknęły. 
- Chcesz znać prawdę? - wyszeptał Mike aksamitnym głosem. — 
Zawsze mi się bardziej podobałaś. 
Pod Hanną ugięły się nogi. Po plecach przebiegły jej ciarki. Ich 
twarze prawie się stykały, oddzielone tylko cienkim kosmykiem 
włosów Hanny. Mike odsunął pasemko włosów sprzed jej oczu. 
Hanna zachichotała nerwowo. Ich usta się zetknęły. Mike miał 
wciąż na wargach smak wina. Hannę przeszył gwałtowny impuls. 
- O tak! - darł się z drugiego końca sali Noel Kahn, prawie 
spadając z tronu. 
Hanna i Mike oderwali się od siebie. Mike zacisnął pięści, a 
marynarka zsunęła się mu z ramion. Nadal nosił na nadgarstku 
żółtą gumową bransoletkę z emblematem drużyny lacrosse. 
Hanna westchnęła z rezygnacją. Trudno, skoro zaczęła chodzić z 
chłopakiem z drużyny lacrosse, będzie musiała przywyknąć do 
jego dziwactw. 
W głośnikach zatrzeszczało, a potem popłynęła z nich skoczna, 
taneczna piosenka. Hanna spojrzała w stronę sali balowej. Zespół 
muzyczny zniknął, a jego miejsce zajął DJ. Miał na głowie 
wysoką perukę w stylu Ludwika XIV, pan-talony i długi płaszcz. 
- Zatańczysz? - zapytał Mike i podał Hannie rękę. Hanna wstała i 
poszła za nim. Po drugiej stronie sali balowej Naomi, Riley i Kate 
siedziały rzędem na szezlongu 
 

background image

i gapiły się przed siebie. Naomi wyglądała na zirytowaną, ale 
Kate i Riley miały na twarzach uśmieszki, jakby cieszyły się 
szczęściem Hanny. Po chwili Hanna posłała Kate niewyraźny 
uśmiech. Kto wie, może Kate naprawdę chciała się zaprzyjaźnić? 
A Hanna powinna puścić wszystko, co złe, w niepamięć? 
Mike zaczął tańczyć wokół niej jak opętany, udając, że kopuluje z 
jej nogą. Odepchnęła go ze śmiechem. Kiedy skończyła się druga 
piosenka, DJ nachylił się do mikrofonu. 
— Teraz można zamawiać u mnie piosenki — oznajmił głosem 
rasowego konferansjera. — Oto pierwsza dedykacja. 
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Zabrzmiało kilka gitarowych 
akordów. Bas grał w powolnym, sennym rytmie. Mike pomachał 
dłonią. 
— Co za frajer to zamówił? — prychnął z pogardą i podszedł do 
stanowiska DJ-a, żeby się dowiedzieć. 
Muzyka płynęła z głośników. Hanna słuchała w napięciu. 
Rozpoznawała tego piosenkarza, ale nie wiedziała skąd. Mike 
wrócił. 
— To jakiś Elvis Costello — oznajmił. — Kto to w ogóle jest? 
E l v i s  C o s t e l l o .  W tej chwili rozległ się refren. „Aliiison, to 
świat nie dla ciebie..." 
Hanna otworzyła szeroko usta. Przypomniała sobie, skąd zna tę 
piosenkę. Kilka miesięcy temu ktoś ją śpiewał u niej w domu pod 
prysznicem. 
„Aliiison, mam szczere intencje..." 
Kiedy Hanna wyszła wtedy na korytarz, stanął przed nią Wilden 
owinięty w jej ulubiony ręcznik. Wyglądał 
 
 
 

background image

na spłoszonego. I kiedy Hanna zapytała, czemu śpiewa tę właśnie 
piosenkę - a tylko kompletny wariat mógłby śpiewać balladę o 
dziewczynie imieniem Alison w promieniu stu kilometrów od 
Rosewood - Wilden się zaczerwienił i powiedział: „Czasem nie 
zauważam, że śpiewam". 
Nagle wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. 
„Czasem nie zauważam, że śpiewam!", powiedziała Ali w jej śnie 
dziś rano. I dodała jeszcze: „A jak znajdziesz, opowiem ci 
wszystko. O tej dwójce". Czy Ali próbowała jej podpowiedzieć, 
że Wilden ma jakiś związek z jej zabójstwem? 
I nagle powróciło do niej to uczucie déjà vu, którego doznała na 
widok Wildena zawracającego na podjeździe. To z powodu 
samochodu Wildena, którym jeździł, bo swoje policyjne auto 
musiał odstawić do warsztatu. Widziała kiedyś ten czarny 
samochód, wiele lat temu. Ten sam samochód stał zaparkowany 
przy domu DiLaurenti-sów w dniu, kiedy Hanna i pozostałe 
dziewczyny przyszły ukraść trofeum Ali. 
- Hanna? - Mike patrzył na nią z troską. - Wszystko w porządku? 
Hanna pokiwała lekko głową. Przypomniała sobie sen o Ali. „Idź 
na ryby", powtarzała Ali jak nakręcona, choć Hanna nie mogła 
załapać, o co jej chodzi. Te słowa również odnosiły się do 
Wildena... i to również dotarło teraz do Hanny. Na podłodze 
przed przednim siedzeniem znalazła nalepkę z narysowaną rybą. 
Hanna przypomniała sobie, gdzie widziała taką naklejkę po raz 
ostatni: DiLaurentisowie mieli dokładnie taką samą. Po jej 
okazaniu mogli wejść na ogrodzony teren wokół jeziora Pocono. 
Ale co 
 

background image

z tego? Mnóstwo ludzi jeździło tam na wakacje. Może rodzina 
Wildena też. Ale czemu Wilden próbował ukryć tę naklejkę? 
Czemu nie chciał o niej rozmawiać? 
A może zależało mu na tym, żeby ją ukryć? 
Hanna chwiejnym krokiem podeszła do najbliższego krzesła. 
— Co się stało? — dopytywał się Mike. 
Pokręciła tylko głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Może 
jednak Wilden skrywał jakąś tajemnicę. Ostatnio zachowywał się 
tak dziwnie. Wszędzie węszył. Zduszonym szeptem rozmawiał 
przez telefon. Nie było go tam, gdzie powinien być. Tak szybko 
obwinił dziewczyny o zniknięcie lana. Myszkował wokół 
dawnego domu Ali. Jak wariat jechał samochodem, odwożąc 
Hannę do domu. O mało jej nie zabił. I nosił kaptur, jak ta postać, 
którą Hanna spotkała w lesie w noc, kiedy znalazły ciało lana. 
Może to on był tym kimś. 
„A gdyby okazało się, że czegoś jeszcze nie wiesz? — zapytał łan 
Spencer na patio. — To coś bardzo ważnego. Policja chyba o tym 
wie, ale na razie to ignoruje. Próbują mnie wrobić". A w czasie 
rozmowy na Skypie napisał: „Dowiedzieli się, że ja wiem. 
Dlatego musiałem uciekać". 
W sali balowej roiło się od ludzi. Przy każdym wejściu stali 
ochroniarze i policjanci, ale wśród nich nie zauważyła Wildena. 
Nagle w jednym z luster sięgających od podłogi do sufitu 
zauważyła jakieś znajome odbicie twarzy o błękitnych oczach, 
okolonej blond włosami. Hanna zamarła. To była Ali z jej snu. 
Ale kiedy spojrzała w lustro jeszcze raz, okazało się, że to twarz 
kogoś innego — Kirsten Cullen. 
 
 
 
 

background image

Mike patrzył na Hannę szeroko otwartymi, przerażonymi oczami. 
- Muszę znaleźć twoją siostrę - powiedziała, ściskając jego dłoń. - 
Ale zaraz wrócę. Obiecuję. 
I pędem pobiegła przez salę balową. Niewątpliwie ktoś tu coś 
ukrywał. I tym razem dziewczyny nie mogły zwrócić się o pomoc 
do policji. 

background image

28 
 
CORAZ STRASZNIEJ 
 
Aria przebiła się przez sznur samochodów stojących przed 
Radleyem, ale miała godzinę spóźnienia. Podała swoje kluczyki 
parkingowemu, rozglądając się za Emily w tłumie ochroniarzy, 
wystrojonych gości i fotografów. Nigdzie nie mogła jej znaleźć. 
Kiedy Jason zastał w swoim mieszkaniu Arię dziś po południu, 
wyrzucił ją. Nie wiedziała, co robić. Pojechała na cmentarz 
Świętego Bazylego i poszła na wzgórze, gdzie znajdował się grób 
Ali. Gdy ostatni raz tutaj była, trumny jeszcze nie zakopano, bo 
państwo DiLaurentisowie wstrzymali się z pogrzebem, żyjąc 
złudną nadzieją, że Ali się odnajdzie. Wprawdzie nie ogłoszono 
jeszcze ostatecznych wyników badań DNA, które 
potwierdziłyby, że w dole przy domu znaleziono faktycznie ciało 
Ali, jednak jej rodzice miesiąc temu postanowili stanąć oko w 
oko z rzeczywistością i pochowali ją, nie urządzając żadnej ce-
remonii pogrzebowej. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Na płycie nagrobnej widniało nazwisko Alison Lauren 
DiLaurentis. Wokół grobu rosła trawa, którą teraz pokrywała 
warstwa szronu. Aria wpatrywała się w marmurową tablicę, 
żałując, że Ali nie może mówić. Opowiedziałaby jej o albumie 
rocznym, który znalazła w mieszkaniu Jasona. Chciała zapytać, 
co Wilden miał na myśli, kiedy podpisywał zdjęcie lana. Co  
t a k i e g o  o k r o p n e g o   z r o b i ł  ł a n ?  I  c o  s i ę  s t a ł o  z  t o b ą ?  
C z e g o  n i e   w i e m y ?  
Dziewczyna w opiętej czarnej sukience zatrzymała Arię przed 
wejściem do hotelu. 
- Czy ma pani zaproszenie? - zapytała nosowym głosem, 
spoglądając na Arię z góry. 
Aria pokazała zaproszenie, które dostała od Elli, a dziewczyna 
skinęła głową. Otulając się płaszczem, Aria weszła przez 
kamienne wrota do hotelu. Na parkiecie, przy wtórze 
zremiksowanej piosenki Seala, szaleli jej koledzy ze szkoły, w 
tym Noel Kahn, Mason Byers, Sean Ackard i Naomi Zeigler. 
Aria kilkoma łykami opróżniła kieliszek szampana, a potem 
zaczęła się rozglądać w tłumie w poszukiwaniu Emily. Musiała 
opowiedzieć jej o albumie, który znalazła. 
Ktoś poklepał ją po ramieniu. 
- Jednak przyjechałaś! - zawołała Ella i chwyciła Arię w ramiona. 
- Cz-cześć. 
Aria zdobyła się na uśmiech. Ella wyglądała pięknie w długiej 
czarnej sukni i koronkowym szalu w morskim kolorze, 
owiniętym wokół ramion. Obok niej stał Xavier w pasiastym 
garniturze, w błękitnej koszuli i z kieliszkiem szampana w dłoni. 
 

background image

— Miło cię znowu widzieć, Ario — Xavier taksował ją 
wzrokiem, patrząc to na twarz, to na piersi i biodra. Aria poczuła 
wściekłość. — Jak ci się mieszka u taty? 
— Dziękuję, bardzo miło — odparła sztywno. Próbowała posłać 
mamie znaczące spojrzenie, ale ona 
patrzyła na córkę, jakby niczego nie rozumiała. Pewnie już 
wypiła kilka drinków. Ella często dodawała sobie w ten sposób 
odwagi przed wystawą. 
Ojciec Noela Kahna położył dłoń na ramieniu Elli, która się 
odwróciła, żeby z nim porozmawiać. Xavier zbliżył się do Arii i 
położył dłoń na jej biodrze. 
— Tęskniłem. — Jego oddech był ciepły i pachniał whisky. — A 
ty za mną tęskniłaś? 
— Muszę iść — powiedziała głośno Aria, czując, jak rumienią się 
jej policzki. 
Szybko odeszła od Xavier a, mijając kobietę w puszystej etoli z 
norek. Za sobą usłyszała głos Elli. 
— Aria? — wołała za nią mama, wyraźnie urażona i roz-
czarowana. 
Jednak Aria nawet się nie zatrzymała. 
Stanęła przed ogromnym witrażem przedstawiającym minstrela o 
okrągłej twarzy, z lutnią w dłoni. Kiedy znowu poczuła na 
ramieniu czyjąś dłoń, przestraszyła się, że to znowu Xavier. Ale 
kiedy się odwróciła, zobaczyła przed sobą Emily. Kilka blond 
kosmyków uwolniło się z jej francuskiego warkocza. Miała 
zaróżowione policzki. 
— Wszędzie cię szukałam! — wykrzyknęła. 
— Dopiero co przyjechałam — usprawiedliwiła się Aria. — 
Utknęłam w korku. 
 

background image

Emily wyciągnęła spod pachy olbrzymią, zakurzoną księgę w 
zielonej oprawie. Miała postrzępione kartki i przypominała tom 
encyklopedii. 
— Spójrz — otworzyła rejestr i pokazała palcem napisane 
pochyłymi literami nazwisko Jasona DiLaurentisa. Obok 
widniała data sprzed siedmiu lat. 
— Znalazłam to na górze — wyjaśniła Emily. - To pewnie rejestr 
pacjentów z czasów, kiedy mieścił się tu jeszcze szpital dla 
umysłowo chorych. 
Aria nie wierzyła własnym oczom. Podniosła głowę i się 
rozejrzała. Przystojny siwowłosy mężczyzna, naj-
prawdopodobniej właściciel hotelu, brylował w tłumie, wyraźnie 
zadowolony z efektów swojej pracy. W sali balowej można było 
obejrzeć wystawę prezentującą zdjęcia z siłowni, urządzonej na 
drugim piętrze za grube miliony, a także z luksusowego spa 
mieszczącego się w budynku. Kiedyś obiło się jej o uszy, że 
wcześniej znajdował się tu szpital dla umysłowo chorych, ale 
teraz trudno byłoby w to uwierzyć. 
— Spójrz — Emily kartkowała księgę. — Nazwisko Jasona 
pojawia się tu i tu, i tu. Przychodził tu przez kilka lat. Ostatni raz 
tuż przed tym, jak chciałyśmy okraść Ali. — Emily opuściła 
księgę, patrząc na Arię błagalnym wzrokiem. — Wiem, że coś 
czujesz do Jasona. Ale to wszystko jest co najmniej dziwne. 
Myślisz, że... leczył się tutaj? 
Aria przeczesała palcami włosy. „To jakiś żart?", zapytał Jason, 
kiedy Aria wręczyła mu zaproszenie na dzisiejszą imprezę. 
Ugięły się pod nią nogi. Może rzeczywiście kiedyś był pacjentem 
tutejszego szpitala. Może pomyślał, że Aria naigrawa się z niego, 
zapraszając go na przyjęcie, 
 

background image

i wpadł w panikę, bo wydawało się mu, że dowiedziała się o nim 
więcej, niż by sobie tego życzył. 
— O Boże. — Aria otworzyła szeroko oczy. — Kilka dni temu 
dostałam od A. informację, że Jason coś przede mną ukrywa. A ja 
nie chciałam się dowiedzieć, co takiego. I... zignorowałam to. — 
Spuściła wzrok. — Myślałam, że to znowu jakieś chore gierki A. 
Ale... ja... umówiłam się z Jasonem kilka razy. Na jednej randce 
on się strasznie spiął, kiedy mu powiedziałam, że wybieram się 
na przyjęcie tutaj. Przyznał się też, że w liceum chodził do 
szkolnego psychiatry. Może oprócz tego leczył się w szpitalu... 
Spojrzała raz jeszcze na księgę. Poczuła ukłucie na widok 
nazwiska Jasona zapisanego równym, pochyłym pismem z 
zawijasami. Emily pokiwała głową. 
— A ja przez cały dzień próbowałam się z tobą skontaktować, 
żeby ci powiedzieć, że zgodnie z poleceniem A. pojechałam pod 
dom Ali. Widziałam, jak Jason wrzeszczał na Jennę w jej domu. 
Aria usiadła na wyściełanym aksamitem krześle pod witrażem. 
Powoli ogarniało ją przerażenie. 
— Co mówili? 
Emily pokręciła głową. 
— Nie wiem. Ale chyba się kłócili. Może on naprawdę 
skrzywdził Ali, i dlatego go tu przysłano. 
Aria wlepiła wzrok w wypolerowaną marmurową podłogę. Jej 
błękitna suknia odbijała się na gładkiej powierzchni. Przez cały 
tydzień Emily doprowadzała ją do szału, bo Arii wydawało się, że 
jej przyjaciółka nie potrafi zdobyć się na obiektywizm. Ale może 
to właśnie Arii brakowało dystansu. Emily westchnęła. 
— Powinnyśmy pogadać o tym z Wildenem. 
 

background image

— Nie możemy — przerwał im jakiś głos. Odwróciły się. Za nimi 
stała Hanna z zatroskaną miną. — Wilden to ostatnia osoba, z 
którą powinnyśmy mieć do czynienia. 
Emily oparła się o parapet. 
— Dlaczego? 
Hanna zajęła miejsce obok Arii. 
— Pamiętacie nasze spotkanie przed laty na podwórku u Ali? 
Kiedy ona wróciła do domu, zauważyłam zaparkowany 
nieopodal samochód. Wydawało mi się, że ten, kto nim 
przyjechał, obserwuje okolicę. Kilka dni temu poszłam pobiegać 
i pod domem Ali spotkałam Wildena, choć przecież policja 
zakończyła oficjalnie poszukiwania. Podwiózł mnie do domu... 
ale nie swoim wozem policyjnym. Jeździł tym samym autem, 
które widziałam przed laty obok domu Ali. Może to on ją śledził? 
Emily spojrzała na nią badawczo. 
— To na pewno to samo auto? Hanna pokiwała głową. 
— To stary wóz, z lat sześćdziesiątych. Nie mogę uwierzyć, że 
tyle czasu zajęło mi pokójarzenie faktów. A w samochodzie 
Wildena znalazłam naklejkę z rysunkiem ryby. To był 
całodniowy bilet uprawniający do wędkowania. A wiecie, kiedy 
ostatnim razem widziałam coś takiego? Jak z tatą Ali 
pojechałyśmy nad Pocono. Identyczną nalepkę miała na swoim 
samochodzie. Pamiętacie? 
Aria potarła dłonią szczękę, próbując ogarnąć jakoś wszystkie te 
rewelacje. Ali często zabierała swoje przyjaciółki do domku nad 
jeziorem Pocono. Kiedyś Aria pomagała Ali i jej rodzicom 
pakować bagaże do samochodu. Kiedy już pani DiLaurentis 
wepchnęła do bagażnika wszystkie swoje walizki, kucnęła przy 
tylnym 
 

background image

zderzaku i nakleiła na niego nowy sezonowy bilet, dokładnie w 
miejscu tego z poprzedniego roku. Aria pokiwała powoli głową. 
— Ale co to wszystko oznacza? 
Hanna potrząsała energicznie głową. DJ włączył światło 
stroboskopowe i jej twarz rytmicznie pojawiała się i kryła w 
cieniu. Wyglądało to tak, jakby pojawiała się i znikała. 
— A jeśli Wilden kupił ten bilet wiele lat temu? I jeździł nad 
Pocono, żeby szpiegować Ali? A jeśli... jeśli pod-kochiwał się w 
niej, i to jeszcze bardziej wariacko niż łan? Przecież ostatnio tak 
dziwnie się zachowywał. Kiedy tylko Spencer złożyła zeznanie, 
bez wahania zaaresztował lana, choć, bądźmy szczerzy, nie miał 
przeciwko niemu niepodważalnych dowodów. A jeśli to Wilden 
coś ukrywa? Jeśli to on zamordował Ali? 
Aria gestem uciszyła Hannę. 
— Ale Wilden mógł dostać tę nalepkę od Jasona. Wiedziałyście, 
że oni się przyjaźnili? 
Hanna wykrzywiła usta. Emily przycisnęła dłonie do 
obojczyków. 
— Wiem, to brzmi mało wiarygodnie — przyznała Aria. — Dziś 
dostałam e maila od Jasona, który chciał się ze mną spotkać w 
domu jego rodziców w Yarmouth. Gdy przyjechałam, nie 
zastałam go tam. Jak się okazało, to nie on przysłał mi tę 
wiadomość... tylko ktoś inny. Najprawdopodobniej A. Ale kiedy 
czekałam w jego mieszkaniu, znalazłam stary album, z roku, 
kiedy Jason był w czwartej klasie. Wilden dopisał coś obok 
zdjęcia lana. Narysował strzałkę wskazującą na jego głowę i 
napisał: „Nie wierzę, że ten dupek to zrobił. Moja oferta jest 
aktualna. Na razie, Darren". 
 

background image

Emily zasłoniła dłonią usta i otworzyła szeroko swoje brązowe 
oczy. Hanna zerwała się na równe nogi i położyła obie dłonie na 
czubku głowy. 
-Masz rację. Oni się p r z yj a ź n i l i .  Przecież tego starego 
gruchota, którym jeździł Wilden, widziałam jeszcze innym 
razem. Pamiętacie ten dzień, kiedy w szóstej klasie ogłoszono 
początek gry w kapsułę czasu? Stałyśmy przed szkołą, a łan 
powiedział, że zabije Ali, byle tylko wydrzeć jej kawałek 
sztandaru. Jason podszedł i warknął coś do lana. A potem... 
- Wsiadł do czarnego samochodu - dokończyła Aria, 
przypominając sobie tamten dzień. 
- Tak. I kazał kierowcy ruszać - dodała Emily szeptem. — 
Wyciągnęła telefon i przejrzała swoje zdjęcia. — W takim razie i 
to nabiera sensu. - Pokazała dziewczynom zdjęcie Wildena 
wychodzącego z konfesjonału ze spojrzeniem skazańca. „Każdy 
ma coś na sumieniu, co nie?" 
- To niesamowite, że dostajemy od A. wiadomości, które... 
okazują się sensowne — wyszeptała Aria. 
- Tali, to niepodobne do A. - zgodziła się Hanna. 
- A jeśli A. to ktoś nam przyjazny? - syknęła Emily. -Jeśli próbuje 
nam pomóc? 
Hanna prychnęła. 
- No jasne. Musimy pomóc A., bo jak nie, to mamy totalnie 
przechlapane. 
DJ wyłączył stroboskop i puścił kolejny taneczny numer. Goście 
weszli na parkiet. Rodzice wznosili toast za nowy hotel, do 
którego będą mogli uciekać w weekendy. Aria zauważyła nawet 
państwa DiLaurentisów, którzy uśmiechnięci rozmawiali po 
drugiej stronie sali z Byersa-mi. Jakby nigdy nic. 

 

background image

Jeszcze raz spojrzała na księgę w rękach Emily. Rodzice Jasona 
przez wiele lat wysyłali go na terapię, ale udało się im to 
utrzymać w ścisłej tajemnicy. Może ukrywali też inne fakty z 
jego życia. Dziś Jason był tak wściekły. Może należał do tych 
osób, które doskonale potrafiły ukryć gniew i udawać miłe i 
potulne, a potem nagle wybuchały w najmniej spodziewanym 
momencie? Może Wilden też był taki? 
— A co, jeśli Jason dowiedział się, że Ali spotykała się z 
Wildenem? — spytała Aria. — Tamtego dnia podszedł do Ali i 
lana. Bronił siostry, jakby wiedział, że coś jest na rzeczy. Może to 
właśnie miał na myśli Wilden, kiedy napisał: „Nie wierzę, że ten 
dupek to zrobił". Podejrzewam, że każdy starszy brat chciałby 
zabić faceta, który wykorzystałby jego siostrę. 
Hanna założyła nogę na nogę i się zamyśliła. 
— łan napisał na Skypie, że jacyś „oni" chcą mu zrobić krzywdę. 
A jeśli „oni" to Wilden i Jason? 
— Ale dał też do zrozumienia, że musiał uciekać z miasta z 
powodu tego, kto popełnił morderstwo — przypomniała jej 
Emily. — A to oznacza... 
— Ze Jason i Wilden maczali palce w zabójstwie Ali — 
wyszeptała Hanna. — Może to był wypadek. Może wydarzyło się 
coś okropnego, czego nie przewidzieli. 
Arii zrobiło się niedobrze. Czy to w ogóle możliwe? Spojrzała na 
przyjaciółki. 
— Tylko łan zna całą prawdę. Myślicie, że mogłybyśmy go 
dopaść na Skypie? Ze powiedziałby nam wszystko? 
Spojrzały po sobie zupełnie bezradne. W tle dudnił bas. W 
powietrzu rozchodził się zapach krewetek z grilla i filetu mignon. 
Wegetariański żołądek Arii się skurczył. Oddychała ciężko, 
czując narastające podenerwowanie. Jej 
 

background image

wzrok spoczął na kawałku sztandaru przywiązanym do łańcuszka 
torebki Hanny. Pokazała palcem na czarny bohomaz w rogu, 
przypominając sobie, jak Hanna opisała swój rysunek w czasie 
przyjęcia Meredith. 
— Dlaczego narysowałaś żabę z mangi? 
Hanna zamrugała, zbita z tropu nagłą zmianą tematu. Rozłożyła 
kawałek materiału i pokazała go w całej okazałości. Widniało na 
nim logo Chanel, hokeistka i emblemat Louisa Vuittona. 
— Na cześć Ali narysowałam dokładnie to, co ona na swoim 
trofeum. 
Aria zagryzła czubek kciuka. 
— Ale ona nie narysowała żaby z mangi. Hanna nie chciała jej 
uwierzyć. 
— Owszem, narysowała. Tamtego popołudnia wróciłam do 
domu i spisałam sobie ws z yst k o .  
Aria poczuła mrowienie na plecach. 
— Nie n ar yso wał a  żaby z mangi — upierała się. — Ani 
żadnego innego zwierzęcia. 
Z twarzy Hanny odpłynęła krew. Emily ze zmartwioną miną 
odgarnęła znad oczu kosmyk włosów. 
— Skąd wiesz? 
Arii serce podeszło do gardła. Tak samo się czuła, kiedy w wieku 
sześciu lat chciała przejechać się kolejką w wesołym miasteczku. 
Tata przypiął ją pasami do fotela i założył metalowy ochraniacz. 
Ale kiedy wagonik ruszył, wpadła w popłoch. Wrzeszczała, póki 
technik obsługujący kolejkę nie zatrzymał jej i nie pozwolił jej 
wysiąść. 
Przyjaciółki patrzyły na nią wyczekująco. Musiała powiedzieć im 
prawdę, choć nie miała na to najmniejszej ochoty. Wzięła głęboki 
wdech. 

 

background image

— Tamtego dnia, kiedy spotkałyśmy się pod domem Ali, 
wróciłam na skróty przez las. Z przeciwka wyszedł Jason... i... dał 
mi trofeum Ali. Nie wyjaśnił dlaczego. Wiedziałam, że 
powinnam była je oddać Ali, ale pomyślałam, że może Jason by 
sobie tego nie życzył. Uznałam, że dał mi to z jaki e go ś  
p o w o d u .  Może stwierdził, że Ali zagrała nie fair i nie 
zasługiwała na wygraną. Albo zmartwił się tym, co usłyszał kilka 
dni wcześniej od lana, który powiedział, że zabije Ali, byle tylko 
zdobyć kawałek sztandaru. Albo po prostu mu się spodobałam... 
Emily prychnęła z niedowierzaniem. Uniosła księgę znalezioną 
na piętrze. 
— Albo zabrał jej to, bo miał problemy z sobą. 
— Wtedy nie wiedziałam, jak to wszystko rozumieć — broniła 
się Aria. 
— Więc po prostu okłamałaś Ali? — rzuciła Emily. Aria jęknęła. 
Mogła przewidzieć, że Emily właśnie tak 
zareaguje. 
— Ali nas okłamała! — powiedziała zdecydowanym tonem. — 
Wszystkie miałyśmy przed sobą tajemnice. I ja też. 
Emily wzruszyła ramionami i się odwróciła. 
— Naprawdę zamierzałam oddać Ali jej zgubę — tłumaczyła się 
Aria. — Ale potem się z nią zaprzyjaźniłyśmy. Im dłużej się nie 
przyznawałam, tym bardziej krępująca robiła się cała sytuacja. — 
Jeszcze raz pokazała na zdobycz Hanny. — Nie spojrzałam na 
kawałek sztandaru Ali od dnia, kiedy wpadł mi w ręce. Ale 
przysięgam, że nie ma na nim żaby. 
Hanna uniosła głowę. 
— Zaraz. Masz to nadal? Aria pokiwała głową. 
 
 

background image

— Przechowuję to w starym pudełku po butach. Jak się 
przeprowadzałam do taty, znalazłam je. Ale nie otwierałam. 
Hanna zbladła. 
— Dziś rano przyśnił mi się ten dzień, kiedy zakradłyśmy się na 
podwórko Ali. Musisz mi pokazać jej trofeum. 
Aria już chciała zaprotestować, kiedy poczuła przy udzie lekkie 
wibrowanie. Telefon dawał znak, że dostała nową wiadomość. 
— Chwileczkę — powiedziała, rzucając okiem na ekran. — 
Odbiorę. 
Coś zabrzęczało w malutkiej torebce Emily. 
— Ja też coś dostałam — szepnęła. 
Patrzyły na siebie. Telefon Hanny milczał, więc nachyliła się nad 
komórką Emily. Aria odczytała swoją wiadomość. 
Was też wkurza, jak nowe buty od Manola zaczynają was 
obcierać? Uwielbiam moczyć stopy w przydomowym jacuzzi. 
Albo zaszyć się w moim domku, pod ciepłym kocem. Tak tu 
cicho, od kiedy wielcy i silni gliniarze już sobie poszli. 
A. 
Aria spojrzała na dziewczyny kompletnie zdezorientowana. 
— A. ma chyba na myśli domek Spencer — wyszeptała Emily. 
™ Rozmawiałam z nią dzisiaj. Mówiła, że zamierza spędzić 
wieczór... sama. — Pokazała palcem na słowa: „wielcy i silni 
gliniarze już sobie poszli". — A jeśli grozi jej jakieś 
niebezpieczeństwo? A jeśli A. ostrzega nas, że przydarzy się jej 
coś strasznego? 
 

background image

Hanna włączyła głośnik w swoim iPhonie i wybrała numer 
Spencer. Nikt nie odbierał i po chwili połączyła się z pocztą 
głosową. Aria czuła każde uderzenie swojego serca. 
— Powinnyśmy do niej jechać i sprawdzić, czy wszystko w 
porządku — wyszeptała. 
Nagle poczuła na sobie wzrok kogoś, kto stał po drugiej stronie 
sali. Rozejrzała się i przy drzwiach zauważyła ciemnowłosego 
mężczyznę w mundurze policyjnym. Wild  en .  Patrzył na nie 
przymrużonymi oczami, z ustami skrzywionymi w szkaradnym 
grymasie. Jakby usłyszał całą ich rozmowę... i wiedział, że 
poznały prawdę. 
Aria chwyciła Hannę za rękę i pociągnęła ją za sobą do wyjścia. 
— Dziewczyny, musimy stąd spadać — zakomenderowała. — I 
to już. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

29 
 
WSZYSCY SIĘ POMYLILI 
 
Wybiła dziewiąta. Spencer w kółko czytała ten sam akapit z 
powieści pod tytułem Świat zabawy. Jej główna bohaterka, 
dzielna i energiczna Lily Bart, próbowała przebojem wedrzeć się 
na salony towarzyskiej elity Nowego Jorku na początku 
dwudziestego wieku. Tak jak Spencer, Lily szukała tylko drogi 
ucieczki od swojego nudnego i ponurego życia, i podobnie jak 
Spencer, pędziła wprost do przepaści. Spencer nie mogła 
doczekać się rozdziału, w którym Lily dowiaduje się, że została 
adoptowana, zostaje oszukana przez bogatą kobietę podającą się 
za jej matkę i traci cały posag. 
Odłożyła książkę i ponuro rozejrzała się po domku, w którym się 
zaszyła po powrocie z Nowego Jorku. Poduszki w kolorze fuksji 
rozłożone na kanapie obitej orzechową tkaniną wyglądały na 
sprane i zużyte. Ser, którego kilka kawałków Spencer znalazła w 
lodówce i zjadła na kolację nad kuchennym zlewem, smakował 
jak popiół. 

 

background image

Kiedy brała prysznic, woda wydawała się jej ani zimna, ani 
gorąca, tylko letnia. Traciła władzę nad swoimi zmysłami. Świat 
pogrążył się w szarym marazmie. 
Jak mogła tak dać się nabrać? A przecież Andrew ją o str ze g ał.  
Zignorowała wszystkie sygnały przemawiające za tym, że Olivia 
to naciągaczka. Kiedy ją odwiedziła, nawet na chwilę nie 
wstąpiły do jej mieszkania. Olivia udawała, że niewygodnie jej 
nieść ten wielki segregator, a potem o nim rzekomo zapomniała. 
Pewnie już w helikopterze uśmiechała się pod nosem, wiedząc 
dokładnie, co zrobi Spencer. I pomyśleć, że kiedy Spencer 
spojrzała jej w oczy, dostrzegła w nich podobieństwo do swoich! 
A kiedy przytuliła się do niej przed rozstaniem, czuła, jak rodzi 
się więź z prawdziwym członkiem rodziny! Pewnie Olivia to 
zmyślone imię, a Morgan Frick nigdy nie istniał. Jak mogła nie 
skojarzyć, że Morgan i Frick to nazwy dwóch sąsiadujących z 
sobą nowojorskich galerii sztuki. 
W domku wszystko skrzypiało i stukało. Spencer włączyła 
telewizor. Jej siostra nagrywała mnóstwo programów, których 
nigdy nie oglądała. Nieco wcześniej recepcjonistka ze spa 
Fermata zostawiła wiadomość na sekretarce Melissy, informując 
ją, że przegapiła dzisiejszy zabieg dotleniający cerę, i pytając, czy 
chce się umówić na inny termin. Dlaczego jej siostra wyjechała w 
takim pośpiechu? Czy to ją Spencer widziała wczoraj pod lasem? 
Spencer wyłączyła telewizor, bo zupełnie nie mogła się skupić. 
Jej wzrok powędrował w kierunku regału z książkami Melissy. 
Wśród nich stały również stare podręczniki z liceum, między 
innymi skrypt do zajęć z ekonomii, którego używała także 
Spencer. Obok leżało zielone pudełko po butach z napisem: 
„Notatki z liceum". Spencer 
 

background image

parsknęła pogardliwie. Notatki. Takie, które pożycza się później 
kolegom? Pewnie porządnicka Melissa nie umiała pisać na 
klawiaturze. 
Wyciągnęła pudełko i podniosła pokrywkę. Na wierzchu leżał 
błękitny skoroszyt zatytułowany „Matematyka". Melissa, pisząc 
„notatki", pewnie miała na myśli zeszyty. Na okładce 
namalowane były uśmiechnięte buźki, a wśród nich widniały 
napisane mnóstwo razy imiona Melissy i lana. Spencer otworzyła 
zeszyt na pierwszej stronie. Widniały na niej twierdzenia 
matematyczne, diagramy i dowody. „Ale nudy", pomyślała 
Spencer. 
Na następnej stronie jej wzrok przykuł tekst zapisany 
jasnozielonym atramentem. Na marginesie zauważyła notki 
zrobione dwoma kolorami. Wyglądało to na dialog, jaki się pisze 
w czasie lekcji. Czarne pismo należało do Melissy. Zielonych 
liter Spencer nie rozpoznawała. 
„Zgadnij, z kim się całowałam na imprezie w weekend?", pytała 
w pierwszej wiadomości Melissa. Poniżej widniał tylko zielony 
znak zapytania. „JD", odpowiedziała Melissa. Następnie 
pojawiał się zielony wykrzyknik i słowa: „Niegrzeczna 
dziewczynka! Ten chłopak zabujał się w tobie po uszy...". 
Spencer zbliżyła kartkę do twarzy, jakby czytanie z tak małej 
odległości miało pomóc jej w zrozumieniu. JD? Jej umysł 
gorączkowo poszukiwał logicznego wyjaśnienia. Czy to inicjały 
Jasona DiLaurentisa? W dniu, kiedy próbowały wykraść Ali jej 
trofeum, Jason wybiegł z domu i z nienawiścią spojrzał na 
Melissę i lana, siedzących na podwórku Hastingsów. „Jakoś się 
otrząśnie", powiedziała później Melissa do lana. Czy Jason mógł 
być zazdrosny o Melissę? Czy to możliwe, że skrycie się w niej 
podkochiwał? 
 

background image

Przycisnęła palce do skroni. Wydawało się jej to niemożliwe. 
Ktoś zapukał głośno w drzwi, a notatnik ześlizgnął się z kolan 
Spencer na dywan. Pukanie rozległo się ponownie. 
— Spencer! — usłyszała czyjeś wołanie. 
Na ganku stały Emily w długiej czerwonej sukni i Hanna w 
koronkowej małej czarnej. 
— Wszystko u ciebie w porządku? — Hanna wbiegła do środka i 
chwyciła Spencer za ręce. 
Emily wpadła za nią, niosąc wielką księgę w sfatygowanej 
skórzanej oprawie. 
— Tak — wycedziła Spencer. — O co chodzi? Emily położyła 
książkę na stole kuchennym. 
— Właśnie dostałyśmy wiadomość od A. Martwiłyśmy się o 
ciebie. Nie słyszałaś żadnych podejrzanych hałasów? 
Spencer patrzyła na nie ze zdumieniem. -Nie. 
Dziewczyny spojrzały po sobie i odetchnęły z ulgą. Wzrok 
Spencer spoczął na księdze w rękach Emily. 
— Co to? — zapytała. 
Emily zagryzła wargi. Spojrzała na Hannę i jak na jakiś znak 
zaczęły tłumaczyć Spencer, do jakich wniosków doszły 
wcześniej. Powiedziały jej też, że Aria pojechała do domu po 
zaginione trofeum Ali, które mogło zawierać jakieś ważne 
wskazówki. Potem miały się spotkać w domu Spencer. Kiedy 
wreszcie zamilkły, Spencer gapiła się na nie, jakby niczego nie 
rozumiała. 
— Jason i Wilden wiedzą coś — wyszeptała Hanna. — I chcą to 
ukryć. Musimy jeszcze raz skontaktować się z łanem. Musimy go 
wypytać o szczegóły: dlaczego musiał 
 
 

background image

uciekać, za co go tak nienawidzą, czego się dowiedział, a co oni 
chcą ukryć. 
Spencer ściskała w dłoniach poduszkę. Poczuła się nieswojo. 
— A jeśli to niebezpieczne? łan musiał uciekać, bo za dużo 
wiedział. Nam też się to może przytrafić. 
Hanna pokręciła głową. 
— A. błaga nas o pomoc. I jeśli nie zrobimy, co każe, może 
zrujnować nam życie. 
Spencer zamknęła oczy i przywołała w myślach wielkie 
czerwone zero na swoim koncie bankowym, gdzie zgromadzone 
były fundusze na jej studia. Ona już została zrujnowana. 
Wzruszyła ramionami i podeszła do laptopa Melissy, nie 
wiedząc, co powinna zrobić. Poruszyła myszką, by przejść na 
pulpit. Melissa nie wylogowała się ze swojego konta na Skypie, 
więc w oknie wyświetliła się lista jej dostępnych znajomych. Z 
bijącym sercem rozpoznała jeden z nicków. 
— Nie wierzę. To on — powiedziała, wskazując na użytkownika 
USCSuperrozgrywający. Po raz pierwszy w tym tygodniu 
widziała go online. Hanna spojrzała na Spencer. 
— Zagadaj do niego. 
Spencer kliknęła w ikonkę z nickiem lana i zaczęła pisać: „łan, tu 
Spencer. Nie wylogowuj się. Są ze mną Hanna i Emily. 
Wierzymy ci. Wiemy, że jesteś niewinny. Chcemy ci pomóc. Ale 
musisz nam wyjaśnić, o jakich dokładnie dowodach swojej 
niewinności mówiłeś u mnie na patio. Co się stało tej nocy, kiedy 
zginęła Ali?". 
Kursor zamrugał. Spencer zaczęły drżeć ręce. 
 

background image

Okno Skype'a pozostawało aktywne. Wszystkie nachyliły się nad 
ekranem. „Spencer?" Dziewczyny złapały się za ręce. Za chwilę 
pojawiła się kolejna wiadomość. „Nie powinniśmy o tym 
rozmawiać. Jak się dowiesz, wpadniesz w tarapaty". 
Spencer zbladła i spojrzała na Emily i Hannę. 
— Widzicie? Może on ma rację. 
Hanna odsunęła Spencer od klawiatury i napisała: „Musimy 
poznać prawdę". Okno znowu zamigało. łan odpisał: „Mieliśmy 
się spotkać z Ali tamtego wieczoru. Denerwowałem się przed 
tym spotkaniem, więc się upiłem. Czekałem na nią, ale nie 
przychodziła. Kiedy spojrzałem na podwórko, zauważyłem pod 
lasem dwie osoby i przysięgam, że obie miały długie blond 
włosy. Jedna z nich wyglądała jak Ali". 
Spencer westchnęła. To samo powiedział łan w czasie ich 
spotkania na patio w zeszłym tygodniu. To ona kłóciła się wtedy 
z Ali, ale łan twierdził, że to nie Spencer była tą drugą osobą. 
Zamknęła oczy, próbując wyobrazić sobie tę d ru gą o so b ę 
obok Ali tamtego wieczoru... kogoś, kogo nigdy by nie 
podejrzewały. Mdliło ją. 
łan przysyłał kolejne wiadomości. „Wyglądało na to, że się kłócą, 
ale nie widziałem dokładnie, stałem za daleko. Pomyślałem 
sobie, że pewnie z naszego spotkania nici, i nawet się ucieszyłem, 
bo za bardzo się wstawiłem. Kiedy Ali zaginęła, nie pomyślałem, 
że ten, kto z nią tam stał, mógł ją skrzywdzić — to dlatego na 
początku nic nie powiedziałem. Kiedy się spotykaliśmy, często 
powtarzała, że chce uciec, i myślałem, że jej się to udało". 
Spencer popatrzyła na przyjaciółki, jakby chciała powiedzieć, że 
nic nie rozumie. 
 
 
 

background image

— Ali nigdy nie mówiła nam, że planuje ucieczkę, prawda? 
— To ja często skarżyłam się jej na rodziców i mówiłam, że 
ucieknę — wyszeptała Emily. — Ali obiecała, że ucieknie ze 
mną. Wtedy myślałam, że mówi tak z uprzejmości... ale może nie 
żartowała. 
Ekran ponownie zamrugał. „Dopiero kiedy mnie aresztowano, 
zacząłem wiązać fakty. Dowiedziałem się, kto to był... i dlaczego. 
Oni przyszli po mnie, nie po nią. Zorientowali się, co jest grane, i 
chcieli mi zrobić krzywdę. Ale ją dorwali pierwszą. Nie wiem, co 
dokładnie zaszło. Nie wiem, czy to był wypadek, ale jestem 
pewien, że to zrobili. I od tamtej pory robią wszystko, żeby uci-
szyć sprawę". 
Spencer się zamyśliła. Przypomniała sobie postać pod lasem, 
która szukała czegoś w błocie. Może coś tam się kryło, jakiś 
dowód. 
„Kim oni są? — napisała Spencer. — Kto to zrobił?" Prze-
czuwała, co odpowie łan, ale chciała, żeby potwierdził jej 
przypuszczenia. 
„Czy to nie ironia losu, że on został stróżem prawa? — napisał w 
swojej kolejnej wiadomości łan, zupełnie ignorując pytanie 
Spencer. - Nikt by się tego po nim nie spodziewał. Ale wyrzuty 
sumienia potrafią dać się we znaki. Pewnie chciał odpokutować 
za wszystko, tak jak tylko potrafił. Obaj mieli tamtej nocy żelazne 
alibi. Podobno siedzieli razem w domu nad jeziorem Pocono. 
Nikt nie wiedział, że przyjechali do Rosewood. Dlatego nigdy ich 
nie przesłuchiwano. Nie było ich tutaj". 
Hanna przycisnęła dłonie do policzków. 
— Dom nad Pocono. Nalepka Wildena. 
 

background image

— A Jasonowi pozwalano jeździć tam samotnie — wyszeptała 
Spencer. 
Położyła dłonie na klawiaturze. „Powiedz, o kim mowa. Napisz 
nazwiska". 
„Mogą was skrzywdzić — napisał łan. — Już za dużo po-
wiedziałem. Dowiedzą się, że wy wiecie. Już to pewnie wiedzą. 
Nie cofną się przed niczym, byle ich sekret nie wyszedł na jaw". 
„NAPISZ TO", rozkazała Spencer. 
Kursor zamrugał. Wreszcie po chwili przyszła kolejna 
wiadomość: „Jason DiLaurentis — napisał łan. — I Darren 
Wilden". 
Spencer zakryła dłońmi rozpalone policzki. Kręciło się jej w 
głowie. Przypomniało się jej zdjęcie na pulpicie komputera taty. 
Przedstawiało wszystkich zebranych w domu DiLaurentisów nad 
jeziorem Pocono. Mokre włosy Jasona sięgały mu do ramion. 
Były długie jak u dziewczyny. Spojrzała na Emily i Hannę 
szeroko otwartymi oczami. 
— Jason miał wtedy długie włosy, pamiętacie? Więc jeśli łan 
widział dwie osoby o długich blond włosach... 
— To mógł być on — wyszeptała Emily. — Razem z Ali... 
Spencer zamknęła oczy. To pasowało również do jej 
wspomnień z tamtego wieczoru. Kiedy pokłóciła się z Ali i 
przewróciła, Ali pobiegła dalej ścieżką. Spencer popatrzyła na 
drugi koniec podwórka i widziała, jak Ali z kimś rozmawia. 
Oczywiście, przyjęła, że to był łan — wszystko na to 
wskazywało. Ale kiedy zamknęła oczy i wysiliła pamięć, obraz 
zaczął się zmieniać. Osoba obok Ali już nie miała mocno 
zarysowanej szczęki i krótkich, falistych włosów. Ten 
mężczyzna miał proste, długie włosy i delikatne 
 

background image

rysy. Nachylał się do Ali, jakby chciał ją przed czymś osłonić. 
Tak mógł zachowywać się brat, ale nie chłopak. 
Jak to się stało? Czy był to nieszczęśliwy wypadek? Czy Jason 
wpadł w szał, bo dowiedział się, co naprawdę łączy jego siostrę z 
łanem? Kłócili się i Ali przez przypadek wpadła do dołu? Czy 
Jason i Wilden pobiegli do lasu, przerażeni tym, co zrobili? łan 
nie mógł powiedzieć policji o tym, że tamtej nocy widział Ali w 
czyimś towarzystwie, bo wtedy musiałby wyjaśnić, co robił na 
miejscu zbrodni. Musiałby też wyjaśnić naturę swojej sekretnej 
relacji z Ali. Kiedy jednak po swoim aresztowaniu opowiedział 
wszystko, zeznanie składał pewnie w obecności Wildena. A on 
nie włączył protokołu przesłuchania do akt śledztwa. Gdy łan 
zatrudnił prawnika i zaczął rozpowiadać na prawo i lewo, że 
udowodni, jak było naprawdę, Wilden pewnie próbował go 
zastraszyć. I dlatego łan musiał uciekać. 
Zapadła głucha cisza. W oddali w stajni Hastingsów zarżał koń. 
Wiatr szumiał w koronach drzew. Emily podniosła nagle głowę i 
wciągnęła głębiej powietrze. Zmarszczyła nos. 
— Co? — zapytała z niepokojem Hanna. 
— Coś czuję — wyszeptała Emily. 
Wszystkie wzięły głęboki wdech. Rzeczywiście, w powietrzu 
unosił się dziwny zapach, ale Spencer nie potrafiła go 
zidentyfikować. Kiedy jednak zapach zrobił się wyraźniejszy, 
Spencer poczuła pulsowanie w skroniach. Jeszcze raz przeczytała 
ostatnie wiadomości od lana: „Dowiedzą się, że wy wiecie. Już to 
pewnie wiedzą". Serce podskoczyło jej do gardła. 
— O Boże. To... benzyna. 
I wtedy usłyszały, że ktoś zapala zapałkę. 

background image

30 
 
PIEKŁO NA ZIEMI 
 
Aria zeszła krętymi schodami ze swojego pokoju na poddaszu w 
nowym domu, dwukrotnie potykając się i chwytając balustrady z 
giętego żelaza. Wybiegła pędem z domu, wsiadła do swojego 
subaru i przekręciła kluczyk. I nic. Zacisnęła zęby i spróbowała 
jeszcze raz. Silnik milczał. 
— Błagam, tylko nie to — mówiła do swojego samochodu, 
uderzając czołem w kierownicę tak mocno, że rozległ się 
klakson. 
Bezradna wysiadła i rozejrzała się na prawo i na lewo. Zostawiła 
rower w domu mamy, co oznaczało, że do Spencer musiała iść 
pieszo. Najkrótsza droga wiodła przez gęsty las, gdzie było 
ciemno jak w trumnie. Aria w innych okolicznościach nie 
poszłaby tam w środku nocy... przenigdy. 
Na niebie wisiał wąski sierp księżyca. Była cicha, spokojna, 
bezwietrzna noc. Daleko za drzewami na ganku Spencer jaśniało 
złote światło. Nim weszła do lasu, wyjęła z kieszeni kurtki 
kawałek sztandaru Ali. Odnalazła go 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

bez trudu tam, gdzie go przechowywała przez te wszystkie lata, w 
pudełku po butach. Wyjęła go, nawet nań nie patrząc, tak bardzo 
się spieszyła, by dołączyć do przyjaciółek w domu Spencer. 
Materiał zachował dawną grubość i połysk. Nawet pachniał 
jeszcze trochę waniliowym mydłem Ali. Aria oświetliła go 
latarką, którą zabrała z kuchni, i przyjrzała się rysunkom Ali. 
Znalazła logo Chanel i wzór Louisa Vuittona, takie same jak na 
kawałku Hanny. Zauważyła też kilka gwiazdek i komet oraz 
studnię życzeń. Ale żadnej żaby. Ani hokeistki. To Hannie coś się 
pomyliło... czy Ali? 
Aria chwyciła skrawek materiału za rogi i rozpostarła. Po lewej 
stronie widniał jakiś dziwny symbol, którego wcześniej nie 
zauważyła. Przypominał znak zakazu parkowania, ten z 
przekreśloną literą P pośrodku. Tylko że Ali wpisała inną literę. 
Aria zbliżyła kawałek materiału do twarzy. W pierwszej chwili 
myślała, że to I. Ale po chwili zobaczyła, że to J. 
Jak... J a  s o n ?  
Z bijącym sercem Aria włożyła trofeum Ali do kieszeni i 
pobiegła do lasu. Śnieg topniał, a ziemia była śliska. Aria pędziła 
po mokrych liściach i kałużach, rozpryskując wokół błoto. Kiedy 
dotarła na sam dół kotliny, straciła równowagę. Upadła na biodro. 
Poczuła przeszywający ból i krzyknęła. 
Po kilku sekundach słyszała tylko własny oddech. Powoli się 
podniosła, starła błoto z twarzy i się rozejrzała. 
Po drugiej stronie polany dostrzegła znajome drzewo. Uniosła 
brwi. To tam znalazły ciało lana w zeszłym tygodniu. Była tego 
pewna. Zauważyła, że coś błyska pod warstwą suchych liści. 
Ostrożnie podeszła bliżej i przykucnęła. 
 

background image

Podniosła platynowy pierścień pokryty błotem. Mankietem 
wytarła go do czysta. Błysnął niebieski kamień. Wokół niego 
widniał napis: „Rosewood Day". Zamknęła oczy i przypomniała 
sobie widok martwego ciała lana leżącego w tym miejscu tydzień 
temu. Wtedy widziała na jego zsiniałym palcu taki pierścień z 
niebieskim kamieniem. 
W świetle latarki przeczytała napis na wewnętrznej stronie 
pierścienia, łan  Th o mas.  Czy łan zgubił go w czasie ucieczki? 
Ktoś mu go zdjął? Jeszcze raz spojrzała na kłębowisko mokrych 
liści. Pierścień leżał na samym wierzchu, trudno było go 
przeoczyć. Jak to możliwe, że policja go nie znalazła? 
Usłyszała trzask łamanej gałązki. Odwróciła się. W pobliżu 
rozległ się hałas. Usłyszała kolejne trzaśnięcia i odgłos kroków 
szurających w liściach. Jakaś postać przemykała między 
drzewami. Aria się skuliła. Postać zrobiła kilka kroków i 
zatrzymała się. W ciemności nie potrafiła rozpoznać tego kogoś. 
Usłyszała chlupot, jakby woda uderzała o ścianki jakiegoś 
pojemnika. Poczuła dziwny zapach, a oczy zaczęły jej łzawić. 
Tak pachniało na stacji benzynowej. Nienawidziła tego zapachu. 
Po chwili postać pochyliła się, a Aria usłyszała, jak ciecz wylewa 
się z kanistra i rozlewa po mokrym gruncie. Już wiedziała, co się 
święci. Szybko wstała. Krzyk uwiązł jej w gardle. Tajemnicza 
postać sięgnęła do kieszeni i coś z niej wyciągnęła. Aria usłyszała 
pstryknięcie. — Nie — wyszeptała. 
Czas zwolnił. Powietrze zrobiło się gęste i lepkie. Nagle las 
rozświetlił się na pomarańczowo. Wszystko płonęło. Aria z 
krzykiem pobiegła w stronę wąwozu. Wpadła na drzewo, 
potknęła się o coś i skręciła kostkę. Przez kilka 
 
 

background image

sekund słyszała tylko narastający odgłos palącego się trza-
skającego drewna. Ogień pochłaniał wszystko, co stało na jego 
drodze. Ale po chwili usłyszała coś jeszcze. Zduszony, 
rozpaczliwy płacz. 
Zatrzymała się. Płomienie dotarły już do wąwozu, przez który 
przebiegała kilka sekund wcześniej. Po prawej stronie zauważyła 
skuloną postać. Nie przypominała tego, kto przed chwilą rozlał 
na polanie benzynę i podpalił las. Była mniejsza i szczuplejsza. 
Ciężka gałąź przygniotła jej nogę, a małe płomienie już 
wędrowały w kierunku jej stopy. 
- Na pomoc! - krzyknęła uwięziona postać. - Błagam! Aria 
podbiegła bliżej. Twarz nieznajomego pozostawała 
niewidoczna pod olbrzymim kapturem. Oszacowała ciężar 
konara. Wydawał się dość potężny, ale Aria miała nadzieję, że 
uda się go przesunąć. 
- Nic ci nie będzie! - krzyknęła, czując na twarzy ciepło bijące od 
ognia. 
Wytężyła wszystkie siły i popchnęła konar, który potoczył się w 
dół wąwozu. Wpadł w kałużę benzyny i po chwili stanął w 
płomieniach. Uwolniona postać krzyknęła i oparła się o drzewo. 
Za nimi rozległ się kolejny ogłuszający trzask. Aria odwróciła się 
i krzyknęła. Las zamienił się w ścianę ognia. Ogień podchodził 
coraz wyżej, pożerając kolejne gałęzie. Za kilka sekund ściana 
ognia odcięłaby im drogę ucieczki. 
Nieznajoma postać, z twarzą pokrytą błotem, nadal stała 
przyciśnięta do drzewa, patrząc na Arię w panice. 
- Chodź! - zakomenderowała Aria, rzucając się do ucieczki. - 
Musimy się stąd wydostać, zanim usmażymy się żywcem! 

background image

31 
 
JAK FENIKS Z POPIOŁÓW 
 
Emily, Spencer i Hanna wybiegły z domku, uciekając co sił w 
nogach od kręgu płomieni, który zamykał się wokół nich. W 
powietrzu rozchodził się zapach płonącego drewna. Emily czuła 
w płucach gorące powietrze. 
Przeszły przez gęste krzaki, nie zważając na to, że ostre gałęzie 
targały ich ubrania i włosy i raniły skórę. Nagle Hanna 
zatrzymała się i uderzyła dłonią w czubek głowy, jakby coś sobie 
przypomniała. 
— O Boże - jęknęła. — Wild  en .  Widziałam go parę dni temu w 
centrum handlowym, jak ładował jakieś beczki do auta. To był 
p r o p a n .  
Emily kręciło się w głowie. Przypomniała sobie spojrzenie 
Jasona, który patrzył w jej stronę, kiedy wyszedł z domu Jenny. I 
nienawistny wzrok Wildena w czasie przyjęcia w Radleyu. 
W i e d z i e l i .  
— Chodźcie — poganiała je Spencer, pokazując w stronę młyna. 
Tam nic im już nie groziło. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Zerwał się wiatr, unosząc w górę popiół. Jakaś kwadratowa 
kartka przefrunęła obok Emily 1 zatrzymała się u stóp małego 
drzewa o pogiętym pniu. Było to zdjęcie, na którym Ali stoi w 
środku, w T-shircie Von Dutch, a one otaczają ją z radosnymi 
uśmiechami na twarzach. Płomieni przypaliły rogi zdjęcia tak, że 
me widać już było połowy twarzy Spencer. Emily popatrzyła 
prosto w radosne, błękitne oczy Ali. I proszę, teraz uciekały przez 
las, gdzie ich przyjaciółka najprawdopodobniej umarła, przed 
ludźmi, którzy najprawdopodobniej ją zabili. 
Wpadły na podwórko przy domu Spencer, kaszląc od duszącego 
dymu, który wypełniał im płuca. Młyn Hastxngsów też płonął. 
Jego drewniane ramiona złamały się 1 spadły na ziemię. Jedna ze 
ścian, ta z krwawym napisem „KŁAMIESZ", leżała na ziemi i 
wydawało się, że to ona pali się najjaśniejszym płomieniem. 
Z lasu dobiegł krzyk. Najpierw Emily wydawało się, ze to syrena 
wozu strażackiego. Na pewno przecież ktoś juz wezwał pomoc. 
W tej samej chwili usłyszała jednak kolejny krzyk, pełen paniki. 
Chwyciła Spencer za rękę. 
- A jeśli to Aria? Przecież teraz mieszka w sąsiedztwie. Może 
postanowiła przejść przez las. 
Zanim Spencer zdążyła odpowiedzieć, spośród płonących drzew 
wyłoniły się dwie osoby. A r 1 a. I ktoś jeszcze, w obszernej 
bluzie z kapturem 1 w dżinsach. Dziewczyny 
otoczyły Arię. 
- Nic mi nie jest - uspokoiła je szybko. 
Gestem wskazała na swojego towarzysza, który teraz przykucnął 
na trawie wyczerpany ucieczką. 
- Konar przygniótł mu nogę - wyjaśniła. - Pomogłam mu się 
uwolnić. 

background image

- Nic ci nie jest? - zapytała Emily. 
Nieznajomy pokręcił głową i znowu cicho jęknął. W oddali 
rozległ się alarm przeciwpożarowy. Oby przysłali również 
karetkę. 
- Co robisz w lesie o tej porze? — zapytała Spencer. Nieznajomy 
zakaszlał gwałtownie. 
- Przysłano mi wiadomość. 
Emily zamarła. Choć nieznajomy szeptał, to jego głos brzmiał jak 
głos dziewczyny, a nie chłopaka. 
- Wiadomość? — powtórzyła Emily. 
Dziewczyna zakryła twarz dłońmi i zaniosła się płaczem. 
- Ze mam przyjść do lasu. Podobno w jakiejś ważnej sprawie. Ale 
oni chyba chcieli mnie zabić. 
- O n i? — zapytała Spencer i spojrzała na przyjaciółki. Jej twarz 
oświetlał blask płomieni. 
Dziewczyna znowu zakaszlała. 
- Byłam pewna, że umrę. 
Emily ogarnęło dziwne uczucie. Dziewczyna mówiła 
zduszonym, ochrypłym głosem, ale Emily zdawało się, że 
doskonale rozpoznawała jego barwę. „Nawdychałam się dymu - 
powiedziała sobie w myślach. — Słyszę to, co chcę usłyszeć". 
Kiedy jednak spojrzała na przyjaciółki, zobaczyła na ich 
twarzach to samo zdezorientowanie. 
- Już w porządku. Nic ci nie grozi - uspokoiła nieznajomą 
Spencer. 
Dziewczyna z trudem pokiwała głową. Kiedy odsunęła dłonie od 
twarzy, pokrywała je gruba warstwa sadzy. Uniosła głowę. Pył i 
sadza spływały jej po twarzy, odsła niając czystą, różową skórę. 
Gdy po raz pierwszy spojrzała na dziewczyny i uśmiechnęła się z 
wdzięcznością, serce Emily przestało na chwilę bić. Nieznajoma 
miała 

background image

ogromne niebieskie oczy, mały, lekko zadarty nos i kształtne 
usta. Kiedy starła więcej sadzy, zobaczyły jej piękną twarz w 
kształcie serca. 
Patrzyła na nie tak, jakby ich nie poznawała. Ale one ją 
rozpoznały. Hanna pisnęła. Spencer stała bez ruchu. Emily 
zakręciło się w głowie. Przycisnęła dłonie do skroni i z trudem 
łapała równowagę. 
Stała przed nimi dziewczyna z raportów telewizyjnych. 
Dziewczyna, której zdjęcie widniało na tapecie w telefonie 
Emily. Dziewczyna ze zdjęcia, które przed chwilą przefrunęło 
obok nosa Emily. Na tej fotografii stała w T-shircie Von Dutch i 
śmiała się tak, jakby nic złego nie mogło się jej przytrafić. 
„To się nie dzieje naprawdę - pomyślała Emily. - To 
niemożliwe". 
Przed nimi stała... Ali. 

background image

CO BĘDZIE DALEJ... 
 
Ha! Tego na pewno się nie spodziewałyście. Ale tak właśnie 
toczy się życie w Rosewood — widzisz coś, a za moment... bum! 
I znikło. Dlatego tak trudno się połapać, co się tu tak naprawdę 
dzieje. To wkurzające, co nie? 
Pewnie kilka pytań nie daje wam zasnąć: Czy łan umarł... czy 
może sączy mojito na plaży w Meksyku i planuje krwawą 
zemstę? Czy fałszywa mamusia Spencer naprawdę buchnęła jej 
całą kasę... czy może forsa trafiła do mnie? Czy chłopak, w 
którym buja się Aria, to psychol i morderca... czy może udało mi 
się ją nabić w butelkę? Czy Emily odkryła ciemny sekret rodziny 
DiLaurentisów... czy może ta księga została podrzucona przeze 
mnie? Czy ulubiony policjant Hanny próbował ją usmażyć 
żywcem... czy może ktoś inny życzył śmierci tym czterem 
sukom? A ja? Gram po stronie dziewczyn czy tylko bawię się 
nimi jak marionetkami? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Ale pytanie za milion dolarów brzmi: Kto powstał przed chwilą z 
popiołów w ich obecności? Czy Ali naprawdę żyje? Czy to tylko 
ułuda z dymu i światła? 
Każdy by zwariował. Może Radley to teraz hotel, ale przecież w 
okolicy nie brakuje szpitali dla czubków. Jak skończę z Hanną, 
Arią, Spencer i Emily, być może to one trafią na oddział 
psychiatryka. 
Śpijcie słodko, dziewczynki. Póki jeszcze możecie. 
Całusy 
A. 

background image

PODZIĘKOWANIA 
Żadne słowa nie oddadzą tego, jak szczęśliwa jestem, że wspiera 
mnie zespół inteligentnych, pełnych zaangażowania i twórczych 
redaktorów, którzy pomogli mi powiązać wszystkie wątki tej 
powieści tak mocno, jak to tylko możliwe, by Zabójcze do końca 
trzymały czytelników w napięciu. Ogromnie dziękuję Joshowi 
Bankowi i Lesowi Morgensteinowi, którzy na pierwszy rzut oka 
potrafią rozpoznać dobrze skonstruowaną fabułę, Kristin Marang 
— za pomoc w tworzeniu wspaniałej strony internetowej Pretty 
Little Liars, 
oraz Sarze Shandler, geniuszowi i wielkiej 
miłośniczce psów. Szczególnie gorące wyrazy wdzięczności 
należą się Lanie Davis, bo praca z nią to prawdziwa przyjemność. 
Lanie potrafi całymi godzinami rozmawiać przez telefon, 
próbując poskładać wszystkie elementy w logiczną fabułę. 
Dzięki jej pomysłom Zabójcze zyskały nową jakość. Dziękuję 
także Farrin Jacobs, Gretchen Hirsch i Elise Howard z 
wydawnictwa HarperCollins za ich twórczy 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

wkład, ogromne skupienie i bezustanne wsparcie. Jestem Wam 
dozgonnie wdzięczna. 
Dziękuję także czytelnikom tej książki. Z wieloma z Was miałam 
przyjemność się spotkać i porozmawiać. Dziękuję mojemu 
mężowi Joelowi, mojej siostrze Ahson i rodzicom - Shepowi i 
Mmdy, a także moim teściom za to że pozwolili mi pisać tę 
powieść w swoim salonie. Ri-ley, to Tobie dedykuję tę książkę. 
Byłeś cudownym psem. Tęsknimy za Tobą.