background image

Rita Clay Estrada 

 

TA SAMA MIŁOŚĆ 

(Twice loved) 

background image

PROLOG 

 

Drogi Dzienniczku! 

To z pewnością najbardziej ekscytujące zdarzenie, jakie mnie w Ŝyciu spotkało! Wyobraź 

sobie, Ŝe ostatnie trzy tygodnie przed rozpoczęciem studiów spędzę we Włoszech, w Vernazzy! 

Kiedy moja najukochańsza kuzynka Tina straciła głowę dla pewnego włoskiego przystojniaka, 

uznałam, Ŝe to bardzo romantyczne, ale nigdy nie przypuszczałam, Ŝe go poślubi i wyjedzie z 

Ameryki! I właśnie tutaj, w Vernazzy, zamieszka! Nie do wiary! A wydawało się, Ŝe naleŜy do 

osób pewnie stąpających po ziemi.  

Jest  tylko  o  trzy  lata  starsza  ode  mnie,  ale  czasem  w  porównaniu  ze  mną, 

osiemnastolatką,  zachowuje  się  jak  stuletnia  szacowna  matrona.  Nie  wyobraŜałam  sobie,  Ŝe 

Tina Simpson, obecnie pani Arturowa Sottosanti, zdobędzie się na przenosiny do Włoch. Jeśli 

jednak  starczyło  jej  śmiałości,  by  zmienić  nazwisko  z  pospolitego  na  wielce  wyszukane, 

czemuŜ miałaby nie pójść za ciosem i nie spróbować Ŝycia europejskiej awangardy? Jeśli ja 

się zakocham (a do tego nie dojdzie!), teŜ będą ode mnie wymagać, Ŝebym pojechała w świat 

za męŜem.  

I chyba dlatego nigdy nie wyjdę za mąŜ. To nie impreza dla feministki.  

W  kaŜdym  razie  tu  oto  zaczynasz  swoją  rolę  powiernika,  mój  dzienniczku  –  w  wiosce 

rybackiej Vernazza, na południe od włoskiej Riwiery. Tę okolicę nazwano Cinaue Terre (Pięć 

Krain),  poniewaŜ  z  brzegu  wyrasta  jak  gdyby  pięć  wypustek,  głęboko  wrzynających  się  w 

Morze  Śródziemne.  Na  kaŜdym  cyplu  jest  wieś  przytulona  do  średniowiecznego  zamku.  CzyŜ 

to nie prześliczne? 

Na  tym  kończę  swój  pierwszy  zapis.  Obiecałam  mamie  prowadzić  dziennik  podczas 

podróŜy.  To  moŜe  się  okazać  trudne.  Nigdy  wcześniej  nie  zapisywałam  swoich  myśli,  ale 

mama  mówi,  Ŝe  kiedyś,  po  latach,  będę  miała  pamiątkę  wraŜeń  z  pierwszego  kontaktu  z 

Europą. Sama prowadzi dziennik od dwunastego roku Ŝycia. Twierdzi, Ŝe sięgała do dawnych 

zapisków,  aby  przypomnieć  sobie,  jak  to  jest,  kiedy  się  ma  dwanaście  lat.  W  tym  właśnie 

wieku stałam się nie do wytrzymania. CóŜ, spróbuję pisać, ale chyba jestem na to za stara.  

 

Drogi Dzienniczku! 

WłoŜyłam do plecaka dwie kanapki z serem i butelkę wody. Powędrowałam do następnej 

miejscowości.  Wydeptana  ścieŜka  wiodła  przez  szczyty  stoŜków  wulkanicznych.  Przez  całą 

drogę  miałam  zapierający  dech  w  piersiach  widok  na  Morze  Śródziemne  na  dole,  tarasowe 

winnice na zboczach i zamki na wzgórzach. Kraina z baśni! 

MoŜe  po  studiach  znajdę  tu  pracę  i  zostanę  u  Tiny?  Dobrze  nam  razem.  Rozumiemy  się 

jak  rodzone  siostry.  Kiedy  napomykam  o  powrocie  do  domu,  jej  oczy  przybierają  dziwny 

wyraz. Ar turo chyba teŜ odczytuje go jako tęsknotę za rodzicami, za rodzinnymi stronami, bo 

ś

ciska  Ŝonę  za  rękę  albo  całuje  ją  w  policzek.  Wie,  Ŝe  Tinie  będzie  mnie  brakowało,  kiedy 

wyjadę.  

Młodzi  małŜonkowie  planują  podróŜ  do  Luizjany  w  pierwszą  rocznicę  ślubu.  Są  oboje 

background image

tacy romantyczni... Myślę, Ŝe mama i tata teŜ tacy byli. Ciekawe, czy kiedykolwiek i ja poczuję 

się taka szczęśliwa.  

 

Drogi Dzienniczku! 

Spędziłam  cudowny  poranek,  ucząc  się  zagniatać  ciasto,  wałkować,  zwijać  i  kroić 

najprawdziwszy włoski makaron. Tina teŜ nigdy jeszcze tego nie robiła, więc jej teściowa nam 

pokazała.  Wyglądałyśmy zupełnie jak w telewizyjnych programach dla gospodyń domowych. 

Tina  uczy  się  włoskiego,  a  Mama  Rosa  próbuje  mówić  po  angielsku.  Ja  natomiast  nieźle 

wypowiadam się na migi. Zwariowany to widok, ale, o dziwo, świetnie się dogadujemy.  

Zanim  skończyłyśmy  się  babrać  w  cieście,  usiłując  równo  zwinąć  rozwałkowane  placki, 

byłyśmy od stóp do głów unurzane w mące. W Ŝyciu się tak nie uśmiałam! 

Codzienne  zapiski  podobają  mi  się  coraz  bardziej.  Myślę,  Ŝe  będę  dalej  prowadzić 

dzienniczek, lecz po powrocie do domu przemianuję go na powaŜny dziennik. CóŜ, ostatecznie 

zostałam studentką pierwszego roku Uniwersytetu Luizjana.  

 

Drogi Dzienniczku! 

Poznałam  dziś  cudownego  faceta.  Nazywa  się  David  Marshall  i  pochodzi  z  Atlanty  (w 

Georgii). Właśnie skończył college, a od września zaczyna studia prawnicze. Prawo! No, no... 

Jest  zaledwie  o  cztery  lata  ode  mnie  starszy.  PodróŜuje  z  przyjacielem,  Jerrym.  Nie 

przepadam za nim. Ma w sobie coś, co mnie irytuje.  

CóŜ, jestem zakochana po uszy – jak by powiedziała mama. Przysiadłam sobie na mojej 

ulubionej skałce i wymyślałam arcymądry i błyskotliwy tekst pocztówki do Diedry – królowej 

balu  maturalnego  –  kiedy  usłyszałam  urzekający  niski  głos,  który  zapytał,  czy  to  moja 

prywatna  skała.  JuŜ  miałam  odpowiedzieć,  Ŝe  nie,  i  podniosłam  wzrok.  Przede  mną  stał 

fantastycznie wyglądający facet. Na widok jego uśmiechu po prostu się rozpłynęłam.  

Ponad  metr  osiemdziesiąt  wzrostu  i  ciemne  włosy.  Po  zdjęciu  okularów 

przeciwsłonecznych  okazało  się,  Ŝe  ma  intensywnie  niebieskie  oczy.  Nie  mogłam  z  siebie 

wydusić  słowa!  Dorosła  dziewczyna,  zaczyna  studia,  pojechała  sama  do  Europy,  a  tak  ją 

zatkało! Po głowie kołatało mi tylko jedno słowo, którego w Ŝadnym wypadku nie wolno było 

uŜyć: cholera! 

Nieznajomy  uśmiechnął  się,  usiadł  obok  i  wbił  wzrok  w  morze.  Gapiłam  się  na  niego.  Z 

bliska  wydawał  się  jeszcze  piękniejszy.  I  wciąŜ  nie  przychodziło  mi  na  myśl  nic,  czym 

mogłabym zagaić rozmowę.  

Kiedy  sobie  jednak  przypominam  tę  sytuację,  muszę  stwierdzić,  Ŝe  on  równieŜ  się  nie 

odzywał.  Westchnął  tylko  zadowolony.  Nie  jestem  pewna,  lecz  sądzę,  Ŝe  podobnie  jak  ja 

zachwycił  się  okolicą  Cinque  Terre.  Po  bardzo  długiej  chwili  (trwającej  pewnie  z  godzinę) 

zaczęliśmy  opowiadać  o  naszych  domach  w  Stanach  Zjednoczonych  i  o  sobie.  Gdy  słońce 

chyliło  się  nad  horyzontem,  podnieśliśmy  się  jednocześnie  i  w  milczeniu  wróciliśmy  na 

dziedziniec kościelny. To było takie romantyczne! 

 

Drogi Dzienniczku! 

background image

Dziś  znów  spotkałam  Davida.  Wędrowaliśmy  tą  samą  ścieŜką  do  sąsiedniej  wioski.  To 

tylko trzy godziny marszu, a jest tam plaŜa o drobnym wulkanicznym piasku. A poza tym, po 

takiej ilości makaronu, jaką pochłonęłam poprzedniego wieczora, potrzebowałam spaceru.  

Wracając  do  głównego  wątku:  David!  Rozmawialiśmy  o  płytach,  filmach,  ksiąŜkach  i 

znów  o  płytach.  Mamy  tyle  cech  wspólnych!  David  śmieje  się  z  moich  dowcipów  i  słucha 

moich rozwaŜań, jak gdybym była najmądrzejszą, najinteligentniejszą kobietą świata.  

Po  kąpieli  słonecznej  na  plaŜy  zjedliśmy  placek  prawdziwej  włoskiej  pizzy  (która,  drogi 

Dzienniczku,  w  niczym  nie  przypomina  swej  amerykańskiej  imienniczki)  i  poszliśmy  z 

powrotem.  Dzień  juŜ  się  kończył.  Schodząc  serpentyną  z  ostatniego  wzgórza,  spojrzeliśmy  w 

dół  na  bajkową  wioskę.  Nie  mogłam  wprost  oderwać  wzroku  od  wąskiej  doliny  i  mrocznej 

baszty, górującej nad bladoniebieskim horyzontem po przeciwnej stronie.  

David  równieŜ  się  zatrzymał.  Było  oczywiste,  Ŝe  oboje  nas  ogarnęły  te  same  uczucia. 

Podniósł dłoń i połoŜył na moim ramieniu. Ogarnęła mnie fala gorąca. Bałam się odetchnąć, 

aby  go  nie  spłoszyć  i  nie  skłonić  do  cofnięcia  ręki.  Przez  jedną  cudowną  chwilę  czułam  się 

częścią  przyrody,  ziemi,  powietrza,  włoskiego  krajobrazu.  Wspaniały,  ulotny  moment. 

Przestraszyła mnie jednak myśl, Ŝe poczułam się takŜe cząstką Dańda.  

Nie jestem jeszcze gotowa, aby zaakceptować to uczucie.  

 

Drogi Dzienniczku! 

Poznałam Dańda zaledwie tydzień temu, a nie pamiętam, jak wyglądało moje Ŝycie, zanim 

na niego trafiłam. Spotykamy się kaŜdego ranka przy naszej skale i planujemy cały dzień. Bez 

względu na to co robimy, dopóki jesteśmy razem – bawimy się świetnie! 

WciąŜ  nie  lubię  Jerry’ego,  przyjaciela  Davida.  Zawsze  patrzy  na  mnie  z  głupawym 

uśmieszkiem,  jak  gdyby  wiedział  coś,  czego  ja  nie  wiem.  Odnoszę  wraŜenie,  Ŝe  chciałby 

zniszczyć szczęście moje i Dańda. Parę razy pytałam Davida o przyjaciela, ale wzruszał tylko 

ramionami i mówił, Ŝęto zwykły sposób bycia Jerry ‘ego. Potem zmieniał temat. Sądzę jednak, 

Ŝ

e męczą go dziwaczne maniery kolegi, poniewaŜ stara się trzymać z dala od niego.  

Dziś  spędziliśmy  razem  niezwykły  wieczór.  Włóczyliśmy  się  wąskimi,  krętymi  uliczkami 

rybackiej  wioski.  Wymieniłam  pozdrowienia  z  kilkoma  przyjaciółkami  Mamy  Rosy,  które 

siedziały na ławeczkach i plotkowały, pilnując bawiących się wnuków. Wydaje mi się, Ŝe nas 

obserwowały. Sądzę, Ŝe uznały nas za miłą i dobraną parę, bo uśmiechały się, kiwały głowami 

i szeptały coś do siebie.  

Wreszcie  dotarliśmy  do  naszego  ulubionego  miejsca  na  szczycie  wzgórza,  na  tyłach 

zamku,  naprzeciwko  niewielkiego  cmentarza.  Trzymając  się  za  ręce,  podziwialiśmy 

zachodzące  słońce  i  pogrąŜającą  się  w  mroku  dolinę.  TuŜ  przed  zapadnięciem  nocy  David 

oparł  się  o  ścianę  zamku  i  przygarnął  mnie  do  siebie.  Oparłam  głowę  na  jego  ramieniu. 

Obserwowaliśmy,  jak  morze  zmienia  barwę  z  pomarańczowoczerwonej  na  kruczoczarną. 

Piękny i smutny zarazem widok...  

Wtedy David mnie pocałował! Naprawdę, pocałował! To była najcudowniejsza chwila w 

moim  Ŝyciu.  Kiedy  wreszcie  znalazłam  dość  siły,  aby  otworzyć  oczy,  David  uśmiechnął  się. 

Bez  słowa  prowadził  mnie  dróŜką  do  wioski.  Wypiliśmy  colę  na  stopniach  kościoła  świętej 

background image

Małgorzaty. Wydawało mi się, Ŝe całowałam się z nim przez całą noc.  

David  mówi  na  mnie  „Annie”  zamiast  „Suzanne”.  Twierdzi,  Ŝe  Suzanne  to  imię  dla 

staruszki. Nigdy przedtem nie miałam Ŝadnego przezwiska czy pseudonimu. Bardzo mi się to 

podoba! 

Przez  resztę  wieczoru,  kiedy  tylko  spojrzałam  na  Davida,  uśmiechał  się  tak  słodko,  Ŝe 

robiło mi się rozkosznie ciepło.  

 

Drogi Dzienniczku! 

Zaniedbuję  codzienne  zapiski,  a  przecieŜ  obiecywałam  sumiennie  notować  wydarzenia 

kolejnych dni spędzonych we Włoszech. Tyle się dzieje... Przez ostatnie dwa tygodnie bardzo 

wydoroślałam.  Czuję  się  jak  całkiem  inna  osoba.  Tina  rzuca  mi  dziwne  spojrzenia  i  wciąŜ 

pyta,  czy  wszystko  w  porządku.  Powtarzam  jej,  Ŝe  tak,  lecz  widzę  troskę  w  oczach  kuzynki. 

Staram  się  za  wiele  nie  opowiadać  o  Dańdzie,  aby  uśpić  jej  iście  matczyną  podejrzliwość. 

Niełatwa to sprawa.  

Dziś znów idziemy podziwiać zachód słońca spod murów zamku. Tym razem jednak David 

ma  urządzić  kolację  na  świeŜym  powietrzu.  Ostrzegł  Jerry’ego,  aby  nie  deptał  nam  po 

piętach. Nie mogę się juŜ doczekać! 

 

Drogi Dzienniczku! 

Przed dwoma dniami David i ja zostaliśmy kochankami. Kochankami – cóŜ za cudowne, 

wspaniałe,  przypieczętowujące  dorosłość  słowo.  Niewiele  jednak  mówiące  o  tym,  co  się 

zdarzyło.  

Przytuleni  patrzyliśmy  na  księŜyc  wschodzący  nad  szczytami  gór.  Zaczęłam  pieścić 

Davida.  Dotykał  mnie.  Nagle  coś  się  we  mnie  zmieniło  i  zapragnęłam  odwaŜniejszych 

pieszczot. Wiedziałam, co nastąpi, nie wiedziałam jednak, co i jak robić. Zresztą to nie miało 

znaczenia. David pokazywał mi drogę, a ja kroczyłam za nim bez zastanowienia. Nie myliłam 

się.  Był  najdelikatniejszym,  najczulszym,  najtroskliwszym  męŜczyzną  na  świecie.  Kiedy 

osiągnęliśmy  punkt  najwyŜszej  rozkoszy,  myślałam,  Ŝe  stanęłam  u  wrót  niebios.  I  tak  się 

rzeczywiście stało. JuŜ nigdy nie będę tą samą dziewczyną. Nigdy. David zmienił moje ciało i 

moje Ŝycie.  

Kocham go! Wiedziałam to od tygodnia, lecz bałam się powiedzieć czy napisać, poniewaŜ 

sądziłam,  Ŝe  moŜemy  się  juŜ  nigdy  nie  zobaczyć.  Nie  chciałam  Ŝyć  ze  świadomością,  Ŝe 

kocham  człowieka,  z  którym  nie  mogę  się  połączyć.  Ubiegłej  nocy  David  powiedział  jednak, 

Ŝ

e  juŜ  nigdy  się  nie  rozstaniemy.  Będziemy  się  spotykać  podczas  przerw  w  nauce  i  wakacji. 

Będziemy  do  siebie  dzwonić.  Kiedy  David  skończy  studia  prawnicze,  przeprowadzi  się  bliŜej 

mnie, tak byśmy mogli być razem.  

Razem: jeszcze jedno cudowne słowo.  

 

Drogi Dzienniczku! 

David jest naprawdę kimś niezwykłym. Siedzieliśmy na naszym kamieniu. Patrzyliśmy na 

wschód słońca. Bawiliśmy się w chowanego w winnicach. Trzymaliśmy się za ręce i wspólnie 

background image

modliliśmy się w dziewięćsetletnim kościele. Wspinaliśmy się na skały. Znów się kochaliśmy. I 

znów.  

Nigdy nie byłam taka szczęśliwa.  

 

Drogi Dzienniczku! 

David wyjechał. Dziś rano, o szóstej trzydzieści. Nawet się ze mną nie poŜegnał... Kiedy 

przyszłam  na  naszą  skałę,  czekał  tam  Jeny  ze  swoim  normalnym  uśmieszkiem.  Wręczył  mi 

kartkę od Davida. Powiedział, Ŝe David został wezwany do domu w nagłej sprawie rodzinnej i 

Ŝ

e  skontaktuje  się  ze  mną  później,  kiedy  upora  się  z  domowymi  problemami.  Dzięki  Bogu 

wpisałam  mu  do  notesu  swój  adres.  Za  Ŝadne  skarby  nie  poprosiłabym  Jeny’ego  o 

przekazanie wiadomości! 

List  Davida  zawierał  wszystko,  co  chciałam  wiedzieć.  Napisał:  Kocham  cię.  Zadzwonię 

wkrótce. Ściskam. David”.  

Jeny  zdobył  się  na  złośliwy  komentarz  na  temat  radości,  jaką  sprawił  mi  wakacyjny 

romans.  Puściłam  jego  słowa  mimo  uszu.  Miałam  przecieŜ  list  Davida.  Jeny  nie  orientował 

się nawet, jak bliska połączyła nas więź. Nie wiedział, Ŝe David mnie kocha.  

Spędziłam cały dzień na naszej skale.  

 

Drogi Dzienniczku! 

Za kaŜdym razem, kiedy zabieram się do pakowania rzeczy, wybucham płaczem. Składam 

bluzkę i płaczę. Wiem, Ŝe to głupie, ale nie potrafię się powstrzymać. David wyjechał tydzień 

temu. ChociaŜ z niecierpliwością oczekuję powrotu do domu i chwili, gdy usłyszę jego głos w 

słuchawce, nic juŜ nie będzie tak jak w Vernazzy, gdzie przeŜyłam cudowne wakacje.  

MoŜe wrócimy tu na nasz miodowy miesiąc? CóŜ, wiem, Ŝe o tym nie rozmawialiśmy, lecz 

David i ja zamierzamy się pobrać. To jedna z tych sekretnych przysiąg, które nie potrzebują 

potwierdzenia  słów.  Będziemy  Ŝyli  szczęśliwie,  wychowując  z  radością  co  najmniej  czworo 

dzieci.  Będziemy  teŜ  bardzo  bogaci.  David  dostanie  intratną  posadę  radcy  prawnego,  a  ja 

będę wspaniałą matką i nauczycielką. A więc dlaczego płaczę? 

 

Drogi Dzienniczku! 

Strasznie tęsknię za Davidem. Miałam notować na twoich kartkach wraŜenia z pobytu we 

Włoszech,  lecz  od  dwóch  tygodni  jestem  w  domu  i  dalej  prowadzę  zapiski.  To  pozwala  mi 

zachować ciągłość przeŜyć i wspomnień chwil spędzonych wspólnie z Davidem.  

Boję się. Spodziewałam się, Ŝe zastanę w domu jego list. Nie napisał. Jakoś się trzymam 

pochłonięta  pierwszymi  wykładami,  kompletowaniem  podręczników  i  aklimatyzowaniem  się 

na studiach. Zamiast co minutę myślę o Davidzie co pięć minut...  

Wczoraj  wieczorem  dzwoniłam  nawet  do  informacji  telefonicznej  w  Atlancie.  Pytałam  o 

numer  Davida.  Pamiętałam  tylko,  Ŝe  mieszka  z  mamą  i  ojczymem  (którego  nazwiska  nie 

znałam)  CóŜ,  powinniśmy  byli  zawczasu  wymienić  adresy  i  numery  telefonów.  Sądziliśmy 

jednak, Ŝe mamy przed sobą cały tydzień na takie szczegóły...  

Co  się  dzieje?  MoŜe  David  zgubił  notes  i  usiłuje  teraz  rozpaczliwie  się  ze  mną 

background image

skontaktować? 

 

Drogi Dzienniczku! 

Nie  wiem,  co  robić.  Minął  miesiąc  od  mojego  powrotu  do  domu.  David  nie  napisał,  nie 

zatelefonował.  Dzwoniłam  na  wydział  prawa  uniwersytetu,  na  którym  zamierzał  podjąć 

studia, lecz okazało się, Ŝe nie złoŜył tam dokumentów.  

Myślałam,  Ŝe  tak  dobrze  go  znam!  Nie  mogę  wprost  uwierzyć.  Słyszałam  o  facetach, 

którzy  łŜą  jak  z  nut,  aby  zaciągnąć  dziewczynę  do  łóŜka.  Rozmawialiśmy  z  Davidem  o 

rozwiązłości obyczajowej zapoczątkowanej w latach sześćdziesiątych i wydawało się, Ŝe oboje 

jej nie pochwalamy. Chyba udawał.  

Nie!  Nie  mogę  uwierzyć.  To  pasuje  bardziej  do  Jerry’ego,  David  był  inny.  Na  litość 

boską, poznał moje najskrytsze tajemnice! Nie zdradziłabym mu ich, gdybym podejrzewała, Ŝe 

usiłował mnie wykorzystać.  

Tak nie było.  

Na pewno! 

 

Drogi Dzienniczku! 

Zadzwoniłam  do  mamy  do  pracy  i  poprosiłam,  Ŝeby  wróciła  wcześniej.  Na  Boga,  jak  ja 

się ze wszystkiego wytłumaczę? Uwielbiam swoje studia, ale w tym stanie nie mogę myśleć o 

nauce.  Jestem  kłębkiem  nerwów.  JV  głowie  mam  mętlik.  Płaczę,  zarzucam  sobie  głupotę, 

znów płaczę... MoŜe mama znajdzie jakieś wyjście? Nie wiem, co robić.  

David się nie odzywa.  

Jestem w ciąŜy.  

background image

ROZDZIAŁ 1 

 

Dwadzieścia dwa lata później.  

 

Suzanne  Lane  wysiadła  z  pociągu  i  stanęła  na  moście,  skąd  rozpościerał  się  widok  na 

Vernazzę,  niewielką  włoską  wioskę  rybacką.  Wzięła  głęboki  oddech.  Poczuła  jedyny  w 

swoim rodzaju zapach, stanowiący mieszaninę woni pieczonego chleba, ryb, cierpkiego wina, 

Ŝ

aru słońca i wilgotnego powietrza.  

Prawie nic się tu nie zmieniło. Kilka nowych domów wyrosło na zboczu wzgórza. Trochę 

więcej  mieszkańców  chodziło  po  brukowanych  kocimi  łbami  uliczkach.  Przy  deptaku 

powstało kilka sklepów i restauracji. Nadal jednak obowiązywał zakaz wjazdu samochodami 

z nabrzeŜa w wąskie zaułki.  

–  Suzanne!  –  Donośny  głos  Tiny  przebił  się  przez  okrzyki  dzieci  i  jazgot  plotkujących 

kobiet.  

Suzanne  uwaŜnie  przyjrzała  się  grupce  ludzi  czekającej  koło  mostku,  zanim  spostrzegła 

kuzynkę.  Zachowała  drobną  sylwetkę  i  młodzieńczy  wigor,  lecz  pewne  szczegóły  zdradzały 

jej wiek. Srebrne nitki, połyskujące w popołudniowym słońcu, przetykały tu i ówdzie ciemne 

włosy.  Po  licznych  porodach  i  nieustannym  jedzeniu  pizzy  i  makaronu  talia  Tiny  straciła 

dawną smukłość. Ale w oczach paliły się wciąŜ te same figlarne ogniki.  

Z walizką w dłoni Suzanne zbiegła po schodach i padła w objęcia kuzynki. Śmiały się i 

płakały  z  radości.  Suzanne  wyrwała  się  wreszcie  z  uścisku  i  zmierzyła  kuzynkę  bacznym 

spojrzeniem. Wzruszenie dławiło jej gardło.  

–  Tęskniłam  za  tobą  –  wyznała  Tina,  przerywając  pełne  napięcia  milczenie.  Znów 

pocałowała Suzanne w policzek.  

– Ja teŜ za tobą tęskniłam. Niełatwo Ŝyć, kiedy najlepsza przyjaciółka mieszka w innym, 

dalekim kraju. Nie wystarcza jedna rozmowa telefoniczna na miesiąc – stwierdziła Suzanne.  

– Odwiedziłam cię przed trzema laty – przypomniała Tina, biorąc kuzynkę pod ramię.  

Pospieszyły w dół uliczki, ku nabrzeŜu, w stronę domu Tiny i Artura i restauracji, która 

była ich własnością.  

– Od tego czasu nie rozpieszczałaś mnie listami – oświadczyła Suzanne z wyrzutem. – Co 

się właściwie stało? 

Tina wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.  

–  A  czegóŜ  moŜna  się  spodziewać,  kiedy  wszystkie  moje  na  pozór  rozgarnięte  i 

odpowiedzialne  dzieci  postanowiły  na  nowo  przeŜyć  dzieciństwo,  nie  wkraczając  nawet  w 

dorosłość? 

Suzanne roześmiała się.  

– Naprawdę? 

Tina pokiwała głową.  

– Niestety. Zaczęło się kiedy wspomniałam, Ŝe chciałabym częściej odwiedzać ojczyznę. 

Natychmiast okazało się, Ŝe dzieci nie potrafią w ogóle obejść się bez mamy. Nagle obarczyły 

background image

mnie  mnóstwem  spraw,  gotowaniem,  naprawianiem  ubrania  i  wszelkimi  domowymi 

obowiązkami.  

Zdumiona  Suzanne  szeroko  otwarła  oczy.  Dzieci  Tiny  dotychczas  były  bardzo 

samodzielne.  

– AleŜ te obowiązki muszą cię wyczerpywać! 

–  To  prawda.  Mam  ochotę  wszystkich  udusić!  –  Głos  Tiny  zabrzmiał  stanowczo.  – 

Zamierzam powaŜnie porozmawiać z ich ojcem, który prawdopodobnie przywoła potomstwo 

do rozsądku.  

– Jestem zaskoczona, ale jeśli Arturo da dzieciom nauczkę, moŜesz być pewna, Ŝe zrobi 

to z miłości do nich i z troski o ciebie.  

Tina westchnęła cięŜko, a jej twarz przybrała smutny wyraz.  

– Wiem. Tylko to go trzyma przy Ŝyciu.  

Zanim doszły do rynku, śmiały się juŜ obie. Jakiś męŜczyzna stojący na stopniach starego 

kościoła  w  rogu  placu  z  zapartym  tchem  obserwował,  jak  kobiety  kroczą  w  promieniach 

słońca tworzącego nad ich głowami tęczową aureolę.  

Tina i Suzanne powoli zmierzały do restauracji. Minęły grupkę dzieci grających w piłkę i 

usiadły  przy  stoliku  na  tarasie.  Suzanne  rozejrzała  się  z  ciekawością:  nowe  parasole,  świeŜo 

wyszorowany dziedziniec, białe stoliki lśniące czystością.  

–  Wasza  nowa  restauracja  świetnie  się  prezentuje.  Arturo  ma  talenty  organizacyjne,  ty 

kulinarne, czy moŜe się wam więc nie poszczęścić? 

–  O,  tak,  idzie  jak  po  maśle  –  odrzekła  Tina  ironicznie.  –  Większość  przepisów 

kulinarnych,  które  wykorzystuję,  zapoŜyczyłam  od  Mamy  Rosy.  Oczywiście  zmieniłam  to  i 

owo.  Ale  upodobań  klienteli  ani  frekwencji  w  lokalu  nie  da  się  przewidzieć  metodami 

naukowymi.  

– Sądziłam, Ŝe ten rodzaj wiedzy zdobywa się wraz z doświadczeniem.  

– Owszem. Trzeba teŜ po prostu mieć nosa.  

– Czy mogę ci w czymś pomóc? 

– Ach, nie – roześmiała się Tina. – PrzecieŜ przyjechałaś tu przekonać się, czy potrafisz 

napisać wielką współczesną amerykańską powieść. Właśnie po to wynajęłaś na dwa miesiące 

mieszkanie u Garzolów. Chcesz znaleźć ciszę i spokój i zacząć coś nowego.  

– Dokładnie tak to sobie wyobraŜam. Pracuję jako nauczycielka i doszłam do wniosku, Ŝe 

nie wolno popadać w rutynę. To grozi zanudzeniem się na śmierć.  

– W tych stronach nie moŜna się nudzić – oświadczyła Tina. – Kiedy przybyłam tu przed 

laty, myślałam, Ŝe musiałam upaść na głowę, aby zakochać się w jakimś Włochu i zamieszkać 

w  obcym  kraju,  w  leŜącej  na  uboczu  wiosce  rybackiej.  Mój  problem  polegał  na  tym,  Ŝe 

uwaŜałam to co małe za nudne. A małe jest piękne! 

– A wiec zmieniłaś zdanie? 

Suzanne  zawsze  się  dziwiła,  w  jaki  sposób  Tina  wytrzymuje  w  wiosce  liczącej  ledwie 

pięciuset  mieszkańców.  Sama  lubiła  przyjeŜdŜać  tu  w  odwiedziny,  lecz  równie  chętnie 

wracała  do  domu,  do  Nowego  Orleanu.  Do  udogodnień  cywilizacji.  Do  barów  szybkiej 

obsługi.  

background image

–  Oczywiście.  Wiesz,  czasem  ogarnia  mnie  dziwne  uczucie,  Ŝe  jestem  biologiem,  który 

przez mikroskop obserwuje Ŝycie tej maleńkiej mieściny. Widzę wyraźnie szczegóły, na które 

nie zwróciłabym uwagi w Nowym Orleanie.  

– No popatrz, popatrz! – odezwała się Suzanne Ŝartobliwie. – Wielka myśl jak na kogoś, 

kto mierzy metr pięćdziesiąt wzrostu.  

Tina ukazała białe zęby w uśmiechu.  

–  Zawsze  byłam  niedoceniana.  Widocznie  ludzie  sądzą,  Ŝe  mój  niski  wzrost  ma  coś 

wspólnego z rozmiarami mózgu.  

– A nie ma? 

–  Nie  ma.  Za  to  wszyscy,  którzy  głoszą  takie  bzdury,  prawdopodobnie  cierpią  na  zanik 

mózgu.  

Obie wybuchneły śmiechem. Dwunastoletnia Teresa pojawiła się w drzwiach restauracji. 

W drobnych dłoniach ostroŜnie niosła tacę z dwiema szklankami, kostkami lodu i dzbankiem 

zimnej wody. Odstawiła tacę, uściskała ciotkę i wróciła do środka.  

– Czy zobaczę tylko jedną osobę z twojej rodziny? 

–  Arturo  jest  w  lokalu  –  zapewniła  Tina.  –  Obiecał,  Ŝe  będę  miała  cały  dzień  wolny  od 

zajęć  domowych.  Chcę  pobyć  trochę  sam  na  sam  z  tobą  i  Arturo  mi  to  umoŜliwił.  Wiem 

jednak,  Ŝe  przeŜywa  męki.  Wolałby  siedzieć  tu  z  nami  i  słuchać  plotek.  Pod  tym  względem 

przypomina wścibskie Ŝony rybaków.  

– Myślisz, Ŝe wkrótce do nas dołączy? 

– Wcale mi się to nie uśmiecha. Zresztą Arturo wie, Ŝe nie puściłabym mu tego płazem.  

Suzanne zastanowiła się nad sytuacją. Niewątpliwie Tinie dobrze zrobiłoby wyrwanie się 

na dzień z domu, sama jednak nie zdecydowałaby się na to. NaleŜało zatem zastosować fortel.  

–  ZałoŜę  się  o  wycieczkę  do  Florencji,  którą  zresztą  i  tak  ci  funduję,  Ŝe  nie  minie 

piętnaście minut, a Arturo przyjdzie do nas i spyta, czy moŜe się przysiąść.  

–  Zakład  stoi,  jak  mawia  młodzieŜ.  –  Na  potwierdzenie  Tina  wyciągnęła  rękę.  –  Arturo 

okazał  mi  wielką  wspaniałomyślność  i  tak  się  przejął,  Ŝe  wątpię,  aby  odwaŜył  się  pojawić 

przed upływem godziny.  

Uścisnęły sobie dłonie. Tina roześmiała się.  

–  Uwielbiam  Florencję  o  tej  porze  roku.  Zadziwiające...  Kwadrans  spędzony  z  kuzynką 

sprawił, Ŝe dla Suzanne czas cofnął się o wiele lat. Znów czuła się młoda i gotowa podbijać 

ś

wiat. śycie jednak potoczyło się zupełnie inaczej...  

Tina  opadła  na  oparcie  krzesła  i  przeciągnęła  się.  Odgarnęła  z  szyi  wilgotne  ciemne 

kosmyki. Wietrzyk rozkosznie chłodził skórę.  

– Kiedy przyjadą Dawn i Eve? – spytała.  

–  Nie  wcześniej  niŜ  pod  koniec  miesiąca.  Dawn  świetnie  się  bawi  jako  starsza  siostra, 

pokazując Eve Europę.  

– To dobre dziewczyny, Suzanne. Kiedy rozwiodłaś się z ich ojcem, bardzo martwiły się 

o ciebie. Parę razy dzwoniły do mnie z budek telefonicznych, z liceum i z uczelni.  

Suzanne była zaskoczona i wzruszona troską córek.  

– Nic o tym nie wiedziałam.  

background image

– Nie chciały, Ŝebyś się dowiedziała. Troszczyły się o to, Ŝeby ci było dobrze w Ŝyciu.  

– Dlatego właśnie odeszłam od Johna. Zawsze odgrywał rolę wszechwiedzącego mędrca. 

–  Nie  mogła  tłumaczyć,  nawet  kuzynce,  Ŝe  jej  małŜeństwo  rozpadło  się,  poniewaŜ  John  nie 

Ŝ

yczył  sobie  mieć  do  czynienia  w  Ŝyciu  i  w  łóŜku  z  dorosłą  kobietą.  Pragnął,  aby  pozostała 

wciąŜ jego nieśmiałą uczennicą. – Z czasem, gdy dojrzałam i zamierzałam sama podejmować 

decyzje, okazało się, Ŝe nie był na to przygotowany. Wolał pozostać nauczycielem i surowym 

ojcem rodziny. Dzięki Johnowi wydoroślałam, ale samodzielnie to sobie uświadomiłam.  

– Musisz to wytłumaczyć córkom.  

Tina  miała  rację.  Suzanne  unikała  rozmów  na  temat  rozwodu.  Widocznie  niesłusznie. 

Drogi małŜonków rozeszły się przed prawie trzema laty, lecz rozwód zalegalizowano dopiero 

ubiegłej  wiosny.  Gdy  Suzanne  dostała  orzeczenie  sądu  na  piśmie,  dziewczynki 

prawdopodobnie równieŜ poczuły ulgę.  

– Kiedy dotrą tu wreszcie po wielkiej włóczędze, porozmawiam z nimi.  

Tina odstawiła szklankę.  

– Czy John sugerował, aby teraz powiedzieć Dawn prawdę o jej ojcu? 

Suzanne zamarła.  

– AleŜ, Tino, John jest naprawdę ojcem Dawn. Został nim, kiedy miała roczek. Okazał jej 

duŜo  serca.  Kiedy  miała  dwa  latka,  adoptował  ją.  Dawn  jest  dzieckiem  Johna.  Koniec 

dyskusji.  

– W porządku, moja droga. Nie chciałam cię zdenerwować. Zastanawiałam się tylko, czy 

dla Johna rozwód coś zmienił.  

– Absolutnie nic.  

Zapadła  kłopotliwa  cisza.  Pierwsza  przerwała  ją  Tina,  zagadnęła  kuzynkę  o  pracę. 

Suzanne podjęła temat z zapałem.  

– Uwielbiam uczyć nastolatków, ale, jak wiesz,  pragnę spróbować sił na polu literatury. 

Poświęcę  na  to  całe  lato.  Czuję  się  taka  szczęśliwa.  Mamie  dopisuje  zdrowie.  Obiecała  się 

zająć  moim  domem.  Słynie  z  talentów  ogrodniczych.  Nawet  nieznajomi  ludzie  przychodzą, 

Ŝ

eby obejrzeć jej wspaniały ogród.  

– I ciocia Julia wpuszcza wszystkich bez pytania? 

– Niestety. Nie moŜemy jakoś jej nakłonić do zachowania nawet minimum ostroŜności. – 

Suzanne  westchnęła.  –  Zwłaszcza  ostatnio.  Zgłosił  się,  na  przykład,  reporter  z  miejscowej 

gazety, Ŝeby zrobić kilka zdjęć ilustrujących najwaŜniejszy artykuł numeru.  

– Zamierzasz sama napisać tekst? Suzanne potrząsnęła głową.  

–  Droga  kuzynko,  ja  nie  pisuję  o  rzeczach,  które  istnieją  naprawdę.  Moją  domeną  jest 

fikcja literacka.  

Obok stolika stanął wysoki męŜczyzna. Uśmiechnięta Suzanne podniosła wzrok. Myślała, 

Ŝ

e wygrała zakład, ale to nie Arturo przyszedł powitać gościa.  

Nieznajomy  miał  ciemne  kręcone  włosy  i  niebieskie  oczy.  Ubrany  był  w  białą  koszulę, 

szorty i drogie tenisówki. Przez muskularne ramię przewiesił skórzany plecak.  

Wstrzymała oddech. Serce przestało bić.  

– Suzanne? – odezwał się niskim, ochrypłym głosem.  

background image

Pamiętała ten stanowczy, zmysłowy ton. Nerwowo oblizała wargi.  

– Tak? – szepnęła, modląc się, Ŝeby... On... To nie mógł być...  

–  David  Marshall.  Pamiętasz  mnie?  –  Uścisnął  jej  rękę.  –  Poznaliśmy  się  dawno  temu. 

Minęło juŜ chyba dwadzieścia dwa lata. Ale nigdy, w najśmielszych snach nie spodziewałem 

się, Ŝe znów cię tu spotkam. To się nazywa mieć szczęście! 

Natychmiast oŜyły wszystkie wspomnienia. Suzanne z trudem odzyskała panowanie nad 

sobą.  

– David? 

Rozpromienił się w uśmiechu.  

– David Marshall? Kiwnął głową.  

Suzanne  przez  chwilę  czuła  nawet  radość.  Bezlitosna  pamięć  o  przeszłości  okazała  się 

jednak silniejsza. Serce kobiety trzepotało w piersiach niczym uwięziony ptak.  

Nie  zdobyła  się  na  uśmiech  ani  na  Ŝyczliwe  powitanie.  Najchętniej  zapadłaby  się  pod 

ziemię.  

Wyrwała rękę z jego dłoni i wstała z miejsca.  

– Właśnie wychodziłam – oznajmiła drŜącym głosem. – Miło było znów cię zobaczyć.  

– AleŜ...  

Podniosła walizkę i na sztywnych nogach ruszyła w stronę domu. W chłodnym wnętrzu 

zaczęła dygotać.  

Wiedziała, Ŝe nie pozwoli jej, ot tak, po prostu odejść. Jeszcze nigdy w Ŝyciu nie czuła się 

tak zbita z tropu.  

David Marshall był w Vernazzy.  

Całą sobą pragnęła się do niego przytulić.  

Zaczęła modlić się w duchu, aby nie poznał prawdziwej historii jej Ŝycia.  

background image

ROZDZIAŁ 2 

 

Suzanne  wyglądała  przez  okno  jadalni,  nie  widziała  jednak  ani  róŜnobarwnych  ubrań 

rozwieszonych  na  sznurze,  ani  promieni  słonecznych  igrających  z  cieniami  na  ozdobionych 

sztukaterią  ścianach.  Nie  słyszała  nawet  subtelnej  muzyki  klasycznej  wypełniającej 

przedwieczorne powietrze.  

Myślała  o  jednym:  o  człowieku,  którego  bliskość  czuła  wręcz  fizycznie.  Wiedziała,  Ŝe 

wciąŜ stoi na placyku. Czeka.  

Nie miała ochoty ani śmiałości spojrzeć mu prosto w oczy.  

Podeszła  do  lustra  wiszącego  przy  drzwiach.  Zobaczyła  odbicie  czterdziestoletniej 

kobiety  o  jasnej  cerze,  orzechowych  oczach,  z  których  wyczytać  moŜna  było  prawdę  ojej 

trudnym Ŝyciu, i drobnych zmarszczkach wokół wydatnych, skorych do śmiechu ust. Srebrne 

nitki  przetykały  tu  i  ówdzie  brązowe  włosy.  Smukłe  ciało  zachowało  dawną  spręŜystość. 

Tylko skóra brzucha zdradzała, Ŝe nieobce jej było macierzyństwo.  

Gdzie  się  podziały  te  wszystkie  lata?  Suzanne  spostrzegła  nagle  w  lustrze  młodą 

dziewczynę,  której  ciekawość  Ŝycia  nie  zna  granic  i  która  niecierpliwie  czeka  na  chłopca  ze 

snów. Na Davida.  

Na wspomnienie cierpień doznanych po odejściu ukochanego odezwał się dawny Ŝal.  

Minione  lata,  dzieci  i  były  mąŜ,  John  –  wszystko  to  pomogło  jej  przezwycięŜyć  skutki 

dramatycznego doświadczenia. Widocznie jednak nie do końca, skoro znów dał o sobie znać 

ból opuszczonej kobiety. Pojawił się w oczach, w bruzdach wokół ust. W sercu.  

Młoda dziewczyna krzyczała: dlaczego?! Dojrzała Suzanne wciąŜ nie znała odpowiedzi.  

Postępek Davida zabił w niej radosną,  romantyczną miłość. Postarzała się i zgorzkniała. 

Nie przypominała dawnej Suzanne, z zapałem i ufnością patrzącej w przyszłość.  

Powrócił  paniczny  strach  osiemnastolatki.  Musiała  się  schować!  Musiała  uciec.  Nigdy 

więcej nie spotkać Davida.  

Jej  starsza  córka,  Dawn,  nie  mogła  poznać  swego  prawdziwego  ojca.  Suzanne  nie 

pozwoliłaby na to. To by zniszczyło jej Ŝycie.  

Suzanne pamiętała, jak  burzliwie Dawn wkroczyła w okres dojrzewania. Gdy skończyła 

czternaście lat, przeszła swoistą przemianę z aniołka w diabełka. Suzanne nie spodziewała się, 

Ŝ

e jej córka wypowie wojnę dosłownie całemu światu.  

Gardziła  wszelkimi  uwagami  matki.  Znajdowała  sobie  najdziwniejszych  przyjaciół  w 

dziurawych  dŜinsach  i  koszulkach  reklamujących  krzykliwe  zespoły  rockowe.  Suzanne 

błagała,  krzyczała,  płakała,  rozkazywała...  Nic  nie  pomagało.  Dawn  puszczała  mimo  uszu 

słowa dorosłych, a zwłaszcza rodziców.  

Gdyby  Suzanne  miała  bogatsze  doświadczenie  i  wykazała  więcej  stanowczości, 

zareagowałaby wcześniej na niebezpieczne objawy. Niestety, tak się nie stało.  

Po  roku  okropnego  zachowania  córki  sytuacja  w  domu  była  nie  do  wytrzymania.  Jedno 

głośniej wypowiedziane  słowo wywoływało karczemne awantury. Eve, zapatrzona w starszą 

siostrę,  płakała  bez  powodu  albo  udawała,  Ŝe  nic  się  nie  zmieniło. John najgorzej  znosił  ten 

background image

okres.  Za  zamkniętymi  drzwiami  małŜeńskiej  sypialni  szeptał,  wściekły,  oskarŜenia  pod 

adresem  prawdziwego  ojca  Dawn,  przypisując  domniemanym  defektom  jego  psychiki  winę 

za  nieznośne  zachowanie  dziewczynki.  SkarŜył  się,  Ŝe  płaci  za  grzechy  innego  męŜczyzny. 

Ostre, krzywdzące słowa wznosiły barierę między męŜem a Ŝoną.  

W dzień swoich szesnastych urodzin Dawn oszalała. Wbiła sobie do głowy, Ŝe powinna 

dostać w prezencie samochód. Dostała od rodziców radio z zegarem. Zaczęła rozbijać sprzęty.  

John i Suzanne podjęli decyzję. Umieścili Dawn na obserwacji w szpitalu. Tam wyszło na 

jaw,  Ŝe  ukochana  córka  zaŜywa  narkotyki.  W  rodzicielskim  zaślepieniu  nawet  tego  nie 

zauwaŜyli.  

Po  dwóch  miesiącach  do  domu  wróciła  inna  Dawn.  Obiektem  jej  ataków  stała  się  teraz 

Suzanne.  Terapeuta  wyjaśnił,  Ŝe  tak  się  czasem  dzieje.  Osoba  najbliŜsza  pada  ofiarą 

wściekłości.  

Suzanne  musiała  wykazać  duŜo  cierpliwości,  miłości  i  dobrej  woli,  aby  nie  utracić 

kontaktu  z  córką.  Tylko  dzięki  boskiej  opatrzności  Dawn  ukończyła  liceum.  Suzanne 

rozpierała  matczyna  duma,  kiedy  oceny  maturalne  córki  okazały  się  na  tyle  dobre,  aby 

przyjęto  ją  do  college’u  (który  zresztą  niedawno  ukończyła).  W  ciągu  ostatnich  dwóch  lat 

Dawn  i  Suzanne  mozolnie  odbudowywały  wzajemną  więź.  Gdyby  teraz  Dawn  odkryła 

kłamstwa dotyczące ojca, połoŜyłoby to kres jej dobrym stosunkom z matką. A na to Suzanne 

nie zgodziłaby się za Ŝadne skarby.  

Miała  ochotę  krzyczeć  z  rozpaczy.  Spostrzegła,  Ŝe  zatroskana  Tina  stanęła  na  progu. 

Starała się odzyskać panowanie nad sobą.  

– Czy on tu kiedyś był, Tino? Widziałaś go i nic mi nie powiedziałaś? 

Kuzynka potrząsnęła głową.  

– Nie, nigdy. Jak się czujesz? 

Suzanne, oczywiście, uwierzyła. Spotkanie z Davidem było czysto przypadkowe. Gdyby 

jej  szukał,  zajrzałby  wcześniej  do  restauracji  Tiny.  A  więc  los  znów  okrutnie  sobie  z  niej 

zadrwił.  

Odetchnęła głęboko i pośpieszyła z odpowiedzią, aby uspokoić kuzynkę.  

– Nic mi nie jest. Naprawdę. Ot, wystraszyłam się trochę.  

Tina wyraźnie się odpręŜyła.  

– Widząc twoją reakcję, moŜna by pomyśleć, Ŝe ktoś ci rzucił granat pod nogi. Ja teŜ się 

ś

miertelnie wystraszyłam.  

Suzanne nie zdobyła się na uśmiech.  

– Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę? 

– Nie,  ale przyznam, Ŝe  zachowałaś się dziwnie.  PrzecieŜ ten facet nie ma pojęcia, o  co 

chodzi.  Uciekałaś  niczym  narwana  nastolatka  uczulona  na  sierść  kota,  przy  czym  trudno 

nawet sobie wyobrazić Davida Marshalla jako parszywego kocura.  

Tina zamknęła drzwi i podeszła do kanapy.  

–  Nie  wiedziałam,  co  robić  –  westchnęła  Suzanne,  usiłując  rozprostować  splecione 

kurczowo palce.  

– To paskudny wilkołak w ludzkiej skórze – ponuro zaŜartowała Tina. – Nie zapominaj, 

background image

Ŝ

e trafił na ciebie przypadkiem. Nie czynił najmniejszych starań przez dwadzieścia dwa lata, 

aby choć zadzwonić do ciebie. Wygodnie się urządził.  

Suzanne usiadła na kanapie obok kuzynki i wbiła wzrok w widok za oknem.  

– Ale nie pochwalasz mojego zachowania? 

–  Oczywiście,  Ŝe  nie  –  odparła  Tina  szczerze.  –  Jestem  twoją  kuzynką  i  najlepszą 

przyjaciółką.  UwaŜam  jednak,  Ŝe  takim  postępowaniem  wzbudziłabyś  podejrzenia  kaŜdego 

męŜczyzny. Musisz udawać obojętność.  

– Wiem – szepnęła Suzanne. – Wszystko popsułam! Powinnam być zimna jak lód. Udać, 

Ŝ

e  go  nie  znam.  Wiele  rzeczy  naleŜało  przeprowadzić  inaczej.  Zwłaszcza  dwadzieścia  dwa 

lata temu. Ale tak się nie stało, więc teraz trzeba naprawić błąd. Następnym razem, kiedy go 

spotkam,  powiem,  Ŝe  cierpię  z  powodu  zmiany  szerokości  geograficznej  i  Ŝe  boli  mnie 

Ŝ

ołądek.  

–  W  porządku  –  stwierdziła  Tina  ironicznie.  –  Nie  będzie  się  juŜ  zastanawiał  nad  twoją 

dziwną reakcją. Po prostu przyjmie to do wiadomości i odejdzie.  

– Wątpisz w to? 

– Oczywiście.  

Cierpliwa, dobra Tina przytuliła kuzynkę.  

– W takim razie co robić? 

–  Zachowuj  się,  jak  gdyby  miło  ci  było  znów  się  z  nim  spotkać.  I  koniec.  Uśpisz  jego 

podejrzenia,  okazując  chłodną  uprzejmość.  Będzie  się  wydawało,  Ŝe  nie  zaleŜy  ci  na  tej 

znajomości. Rzecz całkiem normalna.  

Suzanne starała się wziąć się w garść. Tina miała rację. Podanie Davidowi spoconej dłoni 

tylko  pogorszyło  sytuację.  Poczuła  kolejny  skurcz  Ŝołądka.  Nie  czas  na  mdłości!  Powinna 

ułoŜyć  plan  działań.  NaleŜy  pokazać,  Ŝe  spotkanie  Davida  traktuje  jak  zwykły  zbieg 

okoliczności.  

Spróbowała się uśmiechnąć.  

– Otwieramy nasz teatrzyk, co? Tina kiwnęła głową.  

–  Właśnie  tak.  Na  pewno  świetnie  dasz  sobie  radę  i  dostaniesz  za  tę  rolę  nominację  do 

Oscara.  

– Niewątpliwie.  

Teraz, kiedy juŜ wiedziała, jak postąpić, mogła się wreszcie rozluźnić.  

–  Czujesz  się  na  siłach,  aby  powitać  Artura  i  resztę  rodziny  i  wypić  z  nami  drinka? 

Zarezerwowaliśmy dla ciebie najlepszy stolik. Dzieci czekają.  

–  Jestem  gotowa  –  oznajmiła  Suzanne,  lecz  mimo  woli  pomyślała  o  Marii  Antoninie 

szykującej się na szafot. Wstała i uściskała kuzynkę. – Dzięki, Tino.  

– Drobnostka. Zasługujesz na więcej. Naprawdę.  

– Pewien staroŜytny filozof mawiał, Ŝe kaŜdy ma taki los, na jaki zasługuje.  

Tina parsknęła.  

–  Ho,  ho!  Filozof!  Nawet  ja  bym  na  to  wpadła!  Ale  nikt  mi  nie  zapłaci  za  moje  złote 

myśli.  

Ze  ściśniętym  Ŝołądkiem,  lecz  uspokojonym  sercem  Suzanne  zeszła  po  schodach. 

background image

Udawała, Ŝe wszystko wróciło do normy. Dla dobra Tiny i swego własnego.  

Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, Ŝe kłopoty dopiero się zaczną. W przeszłości krzywdy, 

które  spotkały  jej  starszą  córkę  Dawn,  odbijały  się  równieŜ  na  Eve.  Suzanne  pragnęła  za 

wszelką cenę uchronić obie przed bolesną prawdą. śywiła nadzieję, Ŝe sprosta zadaniu...  

 

Z  pięściami  w  kieszeniach  David  Marshall  wyglądał  przez  okno  swego  apartamentu  na 

ostatnim,  piątym  piętrze  starej  kamienicy.  Dom  stał  nad  brzegiem  zatoki,  tuŜ  poniŜej  ruin 

zamku  z  dziesiątego  wieku.  Rozpościerał  się  stąd  wspaniały  widok  na  uroczy  placyk  i 

bladoniebieskie morze odbijające złote promienie słońca.  

Niewiele  się  tu  zmieniło.  Niektóre  budynki  parokrotnie  przemalowano.  Wybudowano 

stację  kolejową.  Wzrosła  liczba  mieszkańców.  Po  przeciwległej  stronie  placu  trwał  od 

wieków kamienny kościół, w którym modlili się rybacy.  

David  nie  zwracał  jednak  uwagi  na  malownicze  widoki.  Jego  myśli  krąŜyły  wokół 

Suzanne. Widział ją zaledwie przed paroma minutami.  

Nie  miał  wielkich  nadziei.  Przez  dwadzieścia  dwa  lata  snuł  marzenia  o  tej  chwili. 

Wszystko  się  sprzysięgło  przeciwko  niemu.  Był  pewien,  Ŝe  nie  spotka  w  Vernazzy  nawet 

Tiny.  CzyŜ  mógł  przypuszczać,  Ŝe  kuzynka  Suzanne  mieszka  tu  jeszcze?  Znalazł  nie  tylko 

Tinę, lecz i Suzanne. Marzenie się spełniło.  

DlaczegóŜ  jednak  tak  dziwnie  się  zachowała?  Poznała  go,  to  oczywiste.  Odeszła  jednak 

zdenerwowana  i  spięta,  gdy  zaledwie  parę  chwil  wcześniej  wydawała  się  beztroska, 

roześmiana, rozkoszująca się śródziemnomorskim słońcem. To nie miało sensu.  

CzyŜby wciąŜ Ŝywiła pretensję o to, Ŝe się nie odezwał? Spodziewał się, Ŝe po tylu latach 

okaŜe więcej ciekawości niŜ gniewu.  

Dobrze,  Ŝe  w  ogóle  go  pamiętała  po  tak  długim  czasie.  Wtedy  miała  tylko  osiemnaście 

lat...  Piękna,  ufna  dziewczyna.  Czy  zdawała  sobie  sprawę,  jak  bardzo  się  w  niej  zakochał? 

Prawdopodobnie  nie.  Była  za  młoda,  aby  ocenić  głębię  uczuć.  David  sam  nie  wiedział,  czy 

tego Ŝałować, czy się cieszyć.  

Skoro nie była świadoma siły jego zaangaŜowania, nie wiedziała równieŜ, jak bardzo za 

nią tęsknił przez minione dwadzieścia dwa lata. Kiedy kochał się z Ŝoną, marzył o Suzanne. 

W  końcu  wybrał  się  do  Włoch,  by  spróbować  ją  odnaleźć  i  przekonać  się,  czy  powinien 

połoŜyć  kres  fantazjom,  czy  teŜ  na  fundamentach  dawnego  romansu  zbudować  nowy 

związek.  

Liczna rodzina wyszła przed dom sąsiadujący z restauracją. Na jednym ze stolików przed 

lokalem  rozstawiono  naczynia,  miski  z  chipsami,  wielki  dzban  wina.  Wszyscy  zasiedli  do 

stołu. Język angielski mieszał się z włoskim.  

David przypomniał sobie własne młode lata. Najstarszy syn Tiny był chyba w tym wieku 

co on podczas pierwszej podróŜy po Europie, tuŜ po ukończeniu college’u. Pamiętał, Ŝe chciał 

zdobyć  świat  i  cieszyć  się  Ŝyciem.  Z  wszystkiego  czerpał  dla  siebie  korzyść  i  naukę.  Tylko 

młodzi  ludzie  bywają  tacy  zachłanni,  zadziorni,  naiwni.  Sądzą,  Ŝe  świat  kręci  się  wokół  ich 

osoby.  

Trzeba  było  straconych  złudzeń  innej  młodej  kobiety  i  własnych  gorzkich  doświadczeń, 

background image

aby zrozumieć, Ŝe Ziemia kreci się jednak wokół Słońca...  

Po dwudziestu dwóch latach nadeszła jego kolej. Dostał szansę spełnienia najskrytszych 

pragnień. Przybył tu z nadzieją, Ŝe trafi na ślad Suzanne. Znalazł ją samą. Teraz była kobietą 

– jeszcze piękniejszą niŜ zapowiadała się w młodości.  

Suzanne stanęła na progu domu z Tiną u boku. Nawet ze sporej odległości dostrzegł, Ŝe 

wrócił  jej  dobry  humor.  CzyŜby  dlatego,  Ŝe  nie  musiała  znosić  jego  obecności?  W  napięciu 

obserwował,  jak  podchodzi  do  stołu  i  wita  się  z  krewnymi,  ściska  i  całuje  dzieci.  DuŜa, 

wesoła rodzina. Szczęśliwa Tina. Szczęśliwy Arturo. David zawsze marzył o duŜej rodzinie. 

Tak jak Annie, czyli Suzanne. Często o tym rozmawiali.  

Zastanawiał się, ile dzieci ma Suzanne. Tyle czasu jej nie widział, ale był pewny, Ŝe nie 

wiodła  samotnego  Ŝycia.  Taka  młoda,  piękna  dziewczyna...  Kogo  poślubiła?  Czy  była 

szczęśliwa w małŜeństwie? A moŜe się rozwiodła? Przez całe lata te pytania dręczyły Davida. 

Wkrótce usłyszy odpowiedź. Na razie musiał się zadowolić rolą obserwatora.  

Tymczasem Suzanne wesoło rozmawiała z dziećmi Tiny. Jej śmiech ledwie dobiegał do 

uszu  Davida.  A  on  myślał,  jak  wyglądałoby  ich  wspólne  Ŝycie,  gdyby  zrealizowali 

młodzieńcze plany. Czy dziś wciąŜ byliby zakochani? Tak mocno jak na początku? Gdyby los 

im sprzyjał, podróŜowaliby teraz razem po Europie. Cieszyliby się swoim towarzystwem jak 

kaŜda  zŜyta  para.  Odgadywaliby  nawzajem  swoje  pragnienia.  Czy  Suzanne  zachowałaby 

dawny entuzjazm, szalone pomysły, cudowną świeŜość i śmiałość? 

Odpowiedział  sobie  w  duchu  na  te  pytania.  Tak!  –  wołało  serce,  a  pod  powiekami 

wzbierały  łzy.  Stracili  tyle  czasu.  Czy  zdołają  nadrobić  zaległości?  Tak  wiele  zaleŜało  od 

Suzanne i jej decyzji. Jeśli czekał na nią mąŜ... David otrząsnął się z zazdrości. Postanowił na 

razie  się  tym  nie  martwić.  Właściwie  nie  przyjechał  do  Vernazzy  dla  Suzanne.  Przyjechał 

zwalczyć własne koszmary i lęki.  

Przyciągnął  krzesło  do  okna  i  rozsiadł  się  wygodnie.  SkrzyŜował  ramiona  na  piersiach. 

Nie spuszczał wzroku z Annie. Chciał, aby marzenia stały się rzeczywistością.  

 

Wbrew  obawom  Suzanne  nic  niezwykłego  się  nie  wydarzyło.  Obecność  rodziny  Tiny 

bardzo jej pomogła. Udało się jej nawet przez parę minut nie myśleć o Davidzie. Nie zniknęła 

jednak groźba jego powtórnego spotkania.  

Arturo  wspaniale  gotował.  Przygotował  niezbyt  wysmaŜoną  rybę,  pieczone  ziemniaki  i 

sałatkę ogórkowo-cebulową pokropioną oliwą z oliwek i cudownie przyprawioną. Do dzbana 

wciąŜ  dolewano  wino.  Dzieci  i  dorośli  śmiali  się  i  Ŝartowali.  Nawet  Mama  Rosa,  matka 

Artura i jego prawa ręka, wyrwała się z kuchni na chwilę, aby dzielić radość z rodziną.  

Uroczystość  zakończyła  się  późno,  kiedy  na  niebie  pojawił  się  księŜyc  w  trzeciej 

kwadrze.  Zamknięto  wszystkie  restauracje  na  rynku.  Krewni  Tiny  sprzątali  ze  stołu. 

Pobrzękiwały talerze. Nie milkły pogawędki.  

Po wielkiej dyskusji postanowiono, Ŝe gość honorowy nie moŜe pomagać przy sprzątaniu, 

tak więc Suzanne przysiadła na murku okalającym kościół i tylko przyglądała się krzątaninie. 

Najstarszy syn Tiny, Vittono, oświadczył, Ŝe w dniu przyjazdu powinno się dać jej moŜliwość 

odpoczynku.  Jeśli  chciałaby  się  włączyć  do  domowych  obowiązków,  mogłaby  co  najwyŜej 

background image

wziąć  udział  w  myciu  kałamarnic.  Oczywiście  Ŝartobliwe  ogniki  w  jego  oczach  zdradzały 

sprytny zamysł chłopca. Wiedział, Ŝe do takiej pracy Suzanne nie będzie się palić.  

Fale uderzały leniwie o stare, kamienne nabrzeŜe portowe. Monotonny, stłumiony dźwięk 

zwykle  wpływał  na  Suzanne  uspokajająco,  lecz  w  tych  okolicznościach  nie  potrafiła  pozbyć 

się wewnętrznego napięcia. Rozglądała się po pustym rynku.  

Bezwiednie  przeniosła  wzrok  na  otwarte,  ciemne  okno  po  przeciwnej  stronie  placu. 

Zamarła.  Spostrzegła  Davida,  który  obserwował  ją,  nawet  się  z  tym  nie  kryjąc.  Jak  na 

zwolnionym filmie podniósł rękę i pomachał.  

Suzanne  machinalnie  odpowiedziała  tym  samym  gestem.  Udawała  obojętność,  chociaŜ 

wiedziała,  Ŝe  nie  wyprowadzi  Davida  w  pole.  Czuła,  Ŝe  łączy  ją  z  tym  męŜczyzną 

niewidzialna więź. Miała wraŜenie, Ŝe jakaś siła pcha ją w jego stronę. Zastanawiała się, czy 

David ma podobne doznania.  

Gniew podpowiadał Suzanne, by nie zaprzątała sobie głowy ukochanym sprzed lat. Serce 

nie chciało słuchać tej rady. David przyglądał się jej otwarcie, chłonąc kaŜdy jej gest, kaŜde 

spojrzenie. Patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, na niewielki port i morze. Blask księŜyca 

srebrzył  spokojne,  łagodne  fale.  Suzanne  chciała  się  wreszcie  rozluźnić,  odpocząć,  lecz 

napięcie mięśni wciąŜ nie ustępowało.  

Jak  natrętne  muchy  powracały  myśli  o  Davidzie.  Co  zamierzał?  Czy  nadal  mu  się 

podobała? 

Dosyć – nakazała sobie. Nie zaniosłaby dłuŜej bezczynnego siedzenia. Wstała z murku i 

ruszyła w stronę Tiny stojącej na progu kuchni.  

Oznajmiła, Ŝe jest zmęczona po podróŜy i chciałaby juŜ się połoŜyć. Uściskała kuzynkę. 

Ucałowała  wszystkie  dzieci  po  kolei.  Najpierw  najstarszego,  dwudziestojednoletniego 

Vittoria, nieśmiałego, o typowo włoskiej męskiej urodzie. Zaczerwienił się z zakłopotania.  

Potem  Suzanne  przytuliła  szesnastoletnią  Ginę  o  krągłych,  kobiecych  kształtach, 

trzynastoletnią  Tatti  oraz  dwunastoletnie  bliźniaki  –  Teresę  i  Tony’ego,  zaś  na  końcu 

onieśmieloną, słodką dziewięcioletnią Marię.  

Arturo  wyłączył  światła  i  zamknął  na  klucz  drzwi  restauracji.  Zmęczenie  coraz  bardziej 

dokuczało Suzanne.  

Wiedziała, Ŝe David nadal tkwi w ciemnym oknie, i nie patrzyła w tamtą stronę. Weszła 

do swojego pokoju. Nie zapaliła lampy. Odchyliła zasłonę i odwaŜyła się zerknąć.  

ZauwaŜyła Davida. ChociaŜ ledwo było widać ciemną sylwetkę, Suzanne wydawało się, 

Ŝ

e męŜczyzna patrzy wprost na nią.  

Rozebrała  się  i  wsunęła  pod  chłodną  kołdrę.  Zamknęła  oczy,  ale  sen  nie  nadchodził. 

Mijały godziny. Zdrzemnęła się dopiero nad ranem. Nękały ją dziwne, nieprzyjemne sny.  

David  nie  spuszczał  wzroku  z  okna  pokoju,  w  którym  zamajaczyła  sylwetka  Suzanne. 

Ś

wiadomość, Ŝe znajduje się tak blisko, niemal na wyciągnięcie ramienia, działała krzepiąco.  

Kiedy  obserwował  Suzanne  w  towarzystwie  rodziny  Tiny,  zaskoczył  go  jej  absolutny 

spokój. Była taka sama jak w czasach ich młodości: pogodna, delikatna i bardzo atrakcyjna. 

Przed dwudziestu dwu laty uwaŜał, Ŝe mógłby spędzić z nią resztę Ŝycia. Los pomieszał mu 

szyki. Za późno na Ŝale.  

background image

Ś

ciągnął  ubranie,  połoŜył  się  i  zamknął  oczy.  Nawiedziły  go  wspomnienia  dawnych 

dobrych  czasów.  Czy  Suzanne  śniła  p  tym  samym?  Miał  taką  nadzieję.  Zasnął  niemal 

natychmiast.  

 

Późnym  popołudniem  Suzanne  zeszła  po  schodach.  Usiadła  na  słońcu  z  małymi 

kuzyneczkami.  Wiele  wysiłku  kosztowało  ją  udawanie,  Ŝe  czuje  się  świetnie.  Jej  wzrok 

nieustannie  wędrował  ku  zakamarkom  okolicznych  budynków,  gdzie  mógł  się  ukryć  David. 

Bała się, Ŝe ją obserwuje. Prowadzili ze sobą grę jak kot z myszką. Suzanne godziła się na to. 

Gotowa była prowadzić tę grę bez końca, byle uchronić córkę przed poznaniem prawdy.  

Obawa  o  teraźniejszość  mieszała  się  z  rozpamiętywaniem  przeszłości.  Pamiętała 

spotkania z Davidem. Stawała przy murze kościoła i niecierpliwie wypatrywała ukochanego. 

Modliła się, aby pojawił się jak najszybciej. Teraz modliła się o coś wręcz przeciwnego.  

JakŜe  okrutnie  igrał  z  nią  los!  Dlaczego  David  musiał  przyjechać  do  Vernazzy  właśnie 

teraz? Ich znajomość przed laty trwała tylko trzy tygodnie. Trzy tygodnie na progu dorosłego 

Ŝ

ycia, o którym nie mieli pojęcia.  

Podświadomość  szeptała:  trzy  cudowne  tygodnie,  których  wspomnienia  syciły  ją  przez 

dwadzieścia  dwa  lata  i  których  owocem  było  przecieŜ  dziecko.  Suzanne  stłumiła  w  sobie 

podszepty. Nie chciała w ogóle o tym myśleć.  

Łudziła się, Ŝe David zawitał do Włoch na parę dni; wiedziała jednak, Ŝe nie powinna na 

to liczyć. Takie rozwiązanie wydawało się zbyt proste.  

Potrzebowała  jakiejś  zmiany,  ruchu.  Zdecydowała  się  na  spacer.  Obiecała  rodzinie,  Ŝe 

wróci  na  wspólny  obiad,  i  ruszyła  ścieŜką  obok  stacji  kolejowej,  przez  parking,  po  zboczu 

wzgórza ku winnicom.  

Zapach  zroszonej  deszczem,  świeŜo  zaoranej  ziemi  draŜnił  przyjemnie  nozdrza. 

Przywoływał  w  pamięci  obrazy,  z  którymi  tak  rozpaczliwie  walczyła.  ŚcieŜka  wiodła 

grzbietem  wzgórza  między  szpalerami  winorośli.  Tu  i  ówdzie  starsze  kobiety,  mieszkanki 

wioski,  zgięte  wpół  pełły  chwasty.  Od  wieków  robotnice  winnic  nosiły  takie  same  ubrania: 

obszerne czarne spódnice, bawełniane bluzki i chusty na włosach.  

Tam,  gdzie  z  lądu  wyrzynał  się  w  morze  cypel,  ścieŜka  się  rozgałęziała.  Jedna  odnoga 

wiodła  do  następnej  wioski.  Suzanne  wdrapała  się  na  wielki  czarny  kamień.  Usiadła  z 

kolanami pod brodą i patrzyła w dół na bajkową wioskę w wąwozie.  

Za  kaŜdym  razem  kiedy  tu  przychodziła,  zadziwiało  ją  piękno  tej  okolicy.  U  podnóŜa 

pnących się do nieba gór Bóg stworzył schronienie dla rybaków Ŝyjących z darów morza.  

WzdłuŜ wybrzeŜa, aŜ do placu przy porcie tłoczyły się pastelowe domki. WieŜa kościelna 

słuŜyła rybakom za drogowskaz.  

Port  obsługiwał  równieŜ  inną  wieś  połoŜoną  po  drugiej  stronie  zatoczki,  największą 

spośród pięciu miejscowości tej okolicy. Miała najkorzystniejszą lokalizację, więc rozkwitała, 

podczas  gdy  przycupnięta  nieco  na  uboczu  Vernazza  właściwie  od  stuleci  się  nie  rozwijała. 

Dopiero  ostatnio  linia  kolejowa  połączyła  wszystkie  cyple  tego  zakątka  Włoch.  Wcześniej 

łącznikiem Vernazzy ze światem była droga pamiętająca czasy średniowiecza i tak wąska, Ŝe 

nie mieściły się na niej samochody. Na szczycie wzgórza wybudowano duŜy parking.  

background image

Suzanne  wzięła  głęboki  oddech.  Poczuła  się  na  tyle  swobodnie,  Ŝe  się  uśmiechnęła. 

Nazajutrz  miała  zacząć  pisać  powieść.  Zapowiadało  się  pracowite  lato,  o  jakim  zawsze 

marzyła.  

Niestety...  

– Czy to miejsce takŜe i w twojej pamięci przywołuje mnóstwo wspomnień? 

Suzanne  podskoczyła  jak  oparzona.  Podniosła  wzrok.  Patrzyły  na  nią  wesołe,  niebieskie 

oczy.  

– Przestraszyłeś mnie.  

–  Przepraszam,  Annie.  –  Nie  wyglądał  ani  trochę  na  skruszonego.  –  Nie  chciałem  cię 

zaskoczyć.  Wracam  właśnie  z  Monterosso.  Zobaczyłem,  Ŝe  tu  siedzisz.  –  Rozejrzał  się.  – 

Szczerze mówiąc, siedzisz na środku ścieŜki.  

– Wiem.  

Z  pustką  w  głowie  Suzanne  udawała,  Ŝe  jest  pochłonięta  podziwianiem  krajobrazu. 

Zapomniała o swoim misternie ułoŜonym planie.  

– Annie, dobrze się czujesz? 

Tylko David zwracał się do niej per Annie. Nikt jej tak nie nazywał po jego odejściu. Nie 

zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej tego brakowało.  

Skinęła głową onieśmielona.  

– Pewnie masz róŜne rzeczy do załatwienia. Nie chciałabym ci zabierać cennego czasu.  

Zaśmiał się cicho. Ciarki przeszły jej po plecach.  

– Przyjechałem tu załatwić jedną sprawę. Odnaleźć ciebie.  

PrzeraŜona Suzanne szeroko otworzyła oczy.  

– Odnaleźć mnie? Po co? 

– Po prostu tego potrzebowałem – odparł otwarcie. – Nie przestawałem o tobie myśleć od 

naszego rozstania.  

Ś

miech Suzanne zabrzmiał nieprzekonująco nawet w jej własnych uszach.  

–  Całkiem  o  tobie  zapomniałam.  Gdyby  nie  wczorajsze  spotkanie...  –  skłamała.  A  o 

czym, do diabła miałabym pamiętać? śe omamił biedną naiwną dziewczynę? śe byłam zbyt 

młoda i głupia, aby widzieć w Ŝyciu ciemne strony? – pomyślała z goryczą.  

Uśmiech zniknął z twarzy Davida.  

–  Szkoda,  Ŝe  tak  twierdzisz.  Zapamiętałem  czułą,  kochającą,  radosną  dziewczynę. 

Cieszyły  ją  te  same  rzeczy  co  mnie.  Dzieliliśmy  wspólnie  spędzane  słoneczne  popołudnia. 

Wieczorami tuliłem w ramionach istotę tak delikatną i słodką, Ŝe czułem się jak w niebie.  

Suzanne zadrŜała.  

–  Jakie  poetyckie  wyznanie  –  zadrwiła.  –  Miałeś  tak  cudowne  wspomnienia,  Ŝe  aŜ  cię 

zamroczyły. Nie zadzwoniłeś ani nie napisałeś.  

– To nie znaczy, Ŝe zapomniałem. Los pokierował moim Ŝyciem w niefortunny sposób.  

Los? W Suzanne obudził się gniew. Jak śmiał zwalać winę na zły los! 

– Zapisałam ci swój adres w notesie. Jak rozumiem, los nie okazał się zbyt złośliwy, nie 

zgubiłeś notesu.  

– Nie dopuściła go do głosu. – Ciekawe, Ŝe ja nie miałam twojego adresu.  

background image

ZmruŜył oczy.  

– A więc pamiętasz – odezwał się cicho.  

– Oczywiście – wybuchnęła wściekła na siebie i na niego.  

– Były pewne powody – stwierdził pojednawczo.  

– Chciałabyś o nich usłyszeć? 

Dumnie uniosła podbródek. Nie zamierzała dać mu satysfakcji, okazując zainteresowanie.  

– Nie, dziękuję.  

Podniosła się z kamienia i stanęła obok Davida. Patrzył na nią bez słowa. Kiedy ruszyła 

ś

cieŜką w dół wzgórza, zawołał, by zaczekała.  

Z trudem opanowała zdenerwowanie. Odwróciła się i posłała mu chłodne spojrzenie.  

– Tak? 

– Jesteś męŜatką? 

Serce Suzanne zabiło szybciej.  

– A czy kaŜda kobieta  musi być męŜatką? – odrzekła cierpko, nie Ŝycząc sobie rozmów 

na  temat  małŜeństwa,  które  niedawno  zakończyło  się  rozwodem.  Nie  potrafiła  jednak 

powstrzymać własnej ciekawości. – OŜeniłeś się? 

–  Jestem  wdowcem  –  oznajmił  i  posmutniał.  Wyraz  jego  oczu  powiedział  Suzanne,  Ŝe 

bardzo kochał zmarłą Ŝonę.  

– Bardzo mi przykro – odezwała się łagodnie.  

–  Była  gotowa  na  śmierć.  Cierpiała  bardzo  długo.  Suzanne  wiedziała,  Ŝe  nie  wolno  jej 

zadać następnego pytania, ale...  

– Rak?  

Kiwnął głową.  

– Annie? 

– Słucham? 

– WciąŜ jesteś piękna.  

– Do widzenia, Davidzie.  

Pobiegła w dół na złamanie karku. Wiatr rozwiewał włosy i pieścił skórę. Krew krąŜyła 

Ŝ

ywiej. Czuła się wspaniale. Nie wiedziała, czy ucieka od Davida, czy biegnie ku Ŝyciu i jego 

nowym obietnicom.  

Całkiem bez powodu poczuła nagle radość Ŝycia. Po raz pierwszy od wielu lat.  

Kochała Ŝycie! Vernazzę, Włochy! 

Przybyła do Vernazzy wczoraj i natychmiast przeŜyła wstrząs. Był tutaj David. Twierdził, 

Ŝ

e  przyjechał  spotkać  się  z  nią.  Nie  wiadomo,  w  jakim  celu,  ale  przysięgła  sobie,  Ŝe  więcej 

nie da się sprowokować do tak intymnej wymiany zdań jak dziś po południu. Przyjechała, aby 

pisać, i tylko tym będzie się zajmować. A poza tym jest teraz dojrzałą kobietą, a nie naiwnym 

podlotkiem. Od jutra zaczyna pisać, przyrzekła sobie.  

background image

ROZDZIAŁ 3 

 

Po  obiedzie  zjedzonym  w  towarzystwie  rodziny  Tiny  Suzanne  wymówiła  się  od  dalszej 

rozmowy i uciekła do wynajętego przez siebie mieszkania. Właściwie nie miała jeszcze okazji 

dobrze mu się przyjrzeć.  

Najstarszy  syn  Garzolów  zaprosił  rodzinę  do  Chicago.  Chciał  przedstawić  krewnym 

narzeczoną  i  pochwalić  się  firmą,  którą  prowadził  –  warsztatem  samochodowym 

specjalizującym się w naprawach porsche.  

Apartament Garzolów sąsiadował z domem Tiny, zapewniał więc Suzanne bliski kontakt 

z  rodziną  a  zarazem  poczucie  prywatności.  PoniewaŜ  morze  czasem  zalewało  najniŜej 

połoŜone  tereny,  w  budynkach  przy  rynku  parter  zajmowały  na  ogół  sklepy  i  magazyny. 

Dopiero  na  pierwszym  piętrze  znajdowały  się  mieszkania,  zazwyczaj  składające  się  z 

obszernej jadalni, kuchni i (juŜ na wyŜszej kondygnacji) salonu. Ostatnie piętro przeznaczono 

na sypialnie i łazienkę.  

Suzanne  wyobraŜała  sobie  liczną  włoską  rodzinę  zgromadzoną  wokół  stołu  i  grającą  w 

monopol  lub  układającą  puzzle  z  tysiąca  elementów.  Dziwiła  się,  jak  na  tej  niewielkiej,  jej 

zdaniem, przestrzeni mogło się wychować czworo dzieci. W Nowym Orleanie, w dzielnicy, w 

której  mieszkała,  dom  Garzolów  uchodziłby  wręcz  za  ubogi.  W  wyposaŜeniu  nie  było  ani 

kabiny  prysznicowej,  ani  wanny  do  masaŜu,  ani  innych,  wydawałoby  się,  powszechnych 

urządzeń.  

Musiała  przyznać,  Ŝe  jej,  jako  Amerykance,  trudno  byłoby  Ŝyć  bez  udogodnień 

cywilizacyjnych,  z  drugiej  zaś  strony  zazdrościła  Garzolom.  Tworzyli  zgraną,  kochającą  się 

rodzinę, cieszącą się sobą i Ŝyciem.  

Zawsze  chciała  do  takiej  przynaleŜeć.  Tymczasem  wzrastała  jako  osamotniona 

jedynaczka. Brakowało jej poczucia wspólnoty.  

Rodzice  bardzo  ją  kochali,  to  oczywiste.  Matka  pomogła  Suzanne  pozbierać  się  po 

rozwodzie.  Bez  jej  wsparcia  nie  rozwikłałaby  wszystkich  swoich  problemów.  Nadal  była 

zwolenniczką licznej szczęśliwej rodziny.  

Jako  dziecko  przyzwyczaiła  się  nie  polegać  na  innych  ani  nie  wiązać  się  z Ŝadną  grupą. 

Nie  znaczy  to  jednak,  Ŝe  nie  Ŝywiła  tęsknot  i  nie  potrzebowała  bliskości.  Tyle  Ŝe  były  one 

głęboko ukryte.  

Kiedy  poznała  Davida,  jej  pragnienia  oŜyły.  Mieli  załoŜyć  rodzinę  i  wychować  wiele 

dzieci.  Suzanne  zamierzała  pracować  jako  nauczycielka  i  tak  rzeczywiście  się  stało.  David 

chciał zostać radcą prawnym. Czy zrealizował plany? Czy spłodził czworo dzieci? Czy jego 

małŜeństwo  naleŜało  do  udanych?  Jeśli  wyraz  jego  twarzy  nie  kłamał,  znaczyło  to,  Ŝe  był 

szczęśliwym męŜem i, prawdopodobnie, ojcem.  

Mnóstwo  pytań  dręczyło  Suzanne.  Postanowiła,  Ŝe  zada  je  przy  najbliŜszej  okazji. 

Ostatecznie  oboje  byli  dorośli!  Jak  dobrzy  starzy  przyjaciele  spotkali  się  po  latach  i  chcieli 

usłyszeć, co się przez ten czas wydarzyło.  

Rozległo  się  pukanie  do  drzwi.  Suzanne  podskoczyła  jak  mała  dziewczynka  przyłapana 

background image

na wyjadaniu konfitur.  

W drzwiach stanęła Maria, najmłodsza córka Tiny.  

–  Mama  poleciła  ci  to  dać  –  odezwała  się  onieśmielona,  wyciągając  rękę  z  przesyłką.  – 

Kazała teŜ przypomnieć, Ŝe dziś na kolację jemy pizzę babci Rosy.  

Suzanne  uśmiechnęła  się.  Maria  mówiła  po  angielsku  z  lekkim  śpiewnym  akcentem 

prowincji  Cajun.  Pochyliła  się  i  ucałowała  dziewczynkę  w  policzek.  Dziecko  odpłaciło 

uśmiechem, który skruszyłby najtwardsze serce.  

– Dziękuję, Mario. Powiedz mamie, Ŝe nadal uwielbiam pizzę. Dziękuję za zaproszenie. 

Jaką pizzę przyrządziła babcia? 

–  Margaritę!  –  odpowiedziała  zachwycona  mała,  szeroko  otwierając  oczy.  –  Moją 

ulubioną! 

– Zaraz przyjdę – obiecała Suzanne.  

Dziewczynka zbiegła po schodach i zniknęła w wąskiej uliczce. Suzanne wyjrzała przez 

okno. Powtarzała sobie w myślach, Ŝe Ŝycie nie obeszło się z nią najgorzej. Ma pracę, którą 

kocha, Ŝyczliwych krewnych, wspaniałe dzieci i plany twórczości artystycznej. Nikt i nic nie 

mogło  zakłócić  jej  wakacji  w  Vernazzy.  David  z  pewnością  wkrótce  wyjedzie,  a  ona  spędzi 

resztę lata, odpoczywając i pisząc powieść.  

Przesyłka okazała się widokówką nadesłaną przez córki: 

Zakochałyśmy się w Pompejach. Przepłakałyśmy całą wycieczkę. Neapol jest cudowny i 

smutny  zarazem.  Capri  to  totalny  odlot.  MoŜna  się  tu  opalać  nago,  bez  białych  śladów  od 

kostiumu! Nie moŜemy się juŜ doczekać spotkania z tobą w przyszłym miesiącu. Opowiemy 

ci o wszystkich niesamowitych rzeczach, jakie nam się przytrafiły. I pomyśleć, Ŝe sądziłaś, iŜ 

będziemy bezpieczne, bo Dawn zna szlaki i ma  ogólną orientację... Pozdrowienia dla Tiny i 

kuzynów. Uściski dla Ciebie, Mamo. Eve i Dawn.  

Suzanne  z  niecierpliwością  oczekiwała  przyjazdu  córek.  Tak  szybko  dorastały.  Jesienią 

Eve zaczynała college. Na Dawn czekała posada księgowej w Baton Rouge, półtorej godziny 

drogi od domu.  

Jej  starsza,  dwudziestojednoletnia  córka  stała  się  młodą,  odpowiedzialną  kobietą.  W 

niczym nie przypominała zbuntowanej nastolatki.  

Dawno  zapomniała  o  burzliwym  okresie  dojrzewania.  Jej  usposobienie  stopniowo 

łagodniało,  aŜ  w  ostatnim  roku  Suzanne  z  zachwytem  stwierdziła,  Ŝe  wszyscy  mogą  jej 

pozazdrościć córki.  

Więź między matką a Dawn opierała się na przyjaźni, zaufaniu i miłości. Obie wykazały 

sporo dobrej woli, aby przezwycięŜyć trudną przeszłość.  

David był ojcem Dawn. Biologicznym ojcem. John ją adoptował i wychował.  

Suzanne  poznała  Johna,  kiedy  była  w  ciąŜy,  a  wyszła  za  niego,  gdy  mała  miała  roczek. 

Dawn  uwierzyła,  Ŝe  prawdziwy  ojciec  zmarł  przed  jej  narodzinami.  Matka  nie  chciała 

niszczyć głęboko zakorzenionego przeświadczenia córki.  

Kochała  obie  swoje  dziewczyny,  ale  wobec  starszej  wykazywała  większą  troskę. 

Znajomy  psychiatra  stwierdził  nawet,  Ŝe  jest  nadopiekuńcza,  a  to  z  powodu  okoliczności, 

które towarzyszyły pojawieniu się Dawn na świecie.  

background image

Suzanne  nie  wyjawiała  prawdy  przez  tyle  lat  i  nie  zamierzała  tego  zmieniać,  aby  nie 

narazić na szwank z takim trudem budowanej więzi z córką.  

Nie mogła pozwolić, aby David brutalnie wtargnął do jej uporządkowanego Ŝycia.  

 

David stał na murach zamku i spoglądał w dół na wioskę. Wystarczyło zrobić zdjęcie, a 

plakat reklamowy biura podróŜy byłby gotowy.  

To tutaj odnalazł miłość swego Ŝycia. W tym samym miejscu po latach spotkał ukochaną 

kobietę po raz drugi, by przekonać się, Ŝe łączące ich kiedyś uczucie nie umarło. Czy odniosła 

podobne wraŜenie? 

Los sprawił, Ŝe ich drogi w przeszłości się rozeszły. Teraz była Ŝoną kogoś innego. JakŜe 

mogło mu tak zaleŜeć na zamęŜnej kobiecie? Kiedy odezwie się sumienie? Na razie nie czuł 

winy ani Ŝalu. Tylko miłość.  

WytęŜył wzrok. Dostrzegł na rynku znaną sylwetkę.  

Annie, wróć do mnie! – Powtarzał w myślach te słowa jak magiczne zaklęcie. Przez całe 

lata śnił o niej. Pragnął jej.  

Przez chwilę wydawało mu się, Ŝe stojąca na rynku kobieta była jedynie wytworem jego 

udręczonej wyobraźni. Jednak namiętność, jaką wyzwalał w nim jej widok, była równie silna 

jak przed dwudziestu dwu laty.  

Annie  na  pewno  go  nie  widziała,  chociaŜ  wolałby,  by  było  inaczej.  Wolałby  znajdować 

się teraz przy niej.  

Spostrzegł,  Ŝe  ruszyła  w  stronę  starego  kościoła.  Bez  zastanowienia  zsunął  się  z  muru. 

Przy odrobinie szczęścia Annie zjawi się za chwilę. A on ją powita.  

–  Co  byś  powiedziała  na  szklaneczkę  miejscowego  wina?  –  spytał,  gdy  wychodziła  z 

kościoła. Błogosławił los, Ŝe zdąŜył.  

– Wypiję z przyjemnością – odparła Suzanne.  

Wybrali restaurację na świeŜym powietrzu. RozłoŜyste parasole dawały schronienie przed 

promieniami  popołudniowego  słońca.  Suzanne  wiedziała,  Ŝe  David  będzie  na  nią  czekał. 

Przeczuwała to.  

Kelner  przyniósł  karafkę  z  zamówionym  winem.  David  nalał  do  szklaneczek  do  pełna. 

Zaczęła  sączyć  złocisty  trunek  o  lekkim,  owocowym  smaku,  który  rozsławił  imię  Vernazzy 

na całym świecie.  

–  O  czym  myślisz?  –  spytał  niskim,  ciepłym  głosem.  W  jej  uszach  ten  głos  brzmiał  jak 

najpiękniejsza muzyka. Spojrzała prosto w niebieskie oczy.  

– Dlaczego pytasz? 

– Fascynuje mnie ten temat.  

– Marzę – odrzekła szczerze.  

– O czym? 

– O tym i o owym – wymigała się od odpowiedzi. – Lepiej powiedz, co tu robisz.  

– Szukam ciebie.  

– PowaŜnie? 

– PowaŜnie.  

background image

– Dlaczego? 

– Musiałem cię odnaleźć.  

Nie  wiedziała,  co  powiedzieć.  Nie  była  jeszcze  przygotowana  na  zanurzenie  się  we 

wspomnienia, na przywołanie przyszłości.  

Zdecydowała się na zmianę tematu.  

– Zostałeś radcą prawnym? 

–  A  wiec  nie  zapomniałaś  –  skomentował,  a  Suzanne  oblała  się  rumieńcem.  –  Tak, 

chociaŜ  zacząłem  studia  prawnicze  z  rocznym  opóźnieniem.  Wraz  z  trzema  wspólnikami 

prowadzimy  kancelarię  adwokacką.  Specjalizujemy  się  w  obsłudze  prawnej  firm 

wydobywających ropę naftową.  

– To chyba...  

– Nieciekawe. Wiem. Według większości ludzi. – Uśmiechnął się szeroko, upodabniając 

się do dawnego Davida. – Ale ja to lubię.  

– Czy sytuacja twojej kancelarii zaleŜy od cen ropy naftowej? 

Potrząsnął głową. Promień słońca rozświetlił jego ciemne włosy.  

–  Nie  bardzo.  Zajmujemy  się  kontraktami  dotyczącymi  świeŜo  otwieranych  szybów  lub 

bilansami płatniczymi.  

– To brzmi... Roześmiał się ochryple.  

–  Wiem.  Nudno.  Mój  syn  twierdzi  tak  samo.  Powinna  się  spodziewać  takiej  informacji. 

Fakt,  Ŝe  David  ma  dziecko,  jednak  ją  zabolał.  No  cóŜ,  siedział  naprzeciw  niej  nie  beztroski 

chłopak,  lecz  dorosły  męŜczyzna,  który  tak  jak  ona  miał  za  sobą  dwadzieścia  dwa  lata 

własnego Ŝycia.  

– Syna? 

– Ma na imię Jason. Teraz wędruje po francuskiej Riwierze. Obiecałem mu wycieczkę po 

Europie  w  nagrodę  za  zdanie  matury.  Jestem  tu  na  wypadek,  gdyby  mnie  potrzebował.  – 

David  roześmiał  się,  a  po  plecach  Suzanne  przebiegły  ciarki.  –  Zdaję  sobie  sprawę,  Ŝe 

bawiłby się lepiej, gdybym siedział po drugiej stronie Atlantyku.  

Suzanne  poczuła  ukłucie  zazdrości.  I  co  z  tego,  Ŝe  się  oŜenił  i  miał  dziecko?  PrzecieŜ 

postąpiła tak samo, czyŜ nie? Nigdy jednak nie była szczęśliwa, zapewne w przeciwieństwie 

do Davida. I juŜ to stanowiło powód do zazdrości.  

Odchrząknęła.  

– Czy syn zamierza iść w ślady ojca i takŜe zostać prawnikiem? 

– Nie. Chce być psychologiem. UwaŜa, Ŝe prawnicy są zakałą ludzkości.  

– Ach, tak – mruknęła Suzanne.  

Poczuła sympatię do nieznajomego chłopca. Jason i Eve mieli wiele wspólnego. Eve, jak 

przystało 

na 

osiemnastolatkę, 

wygłaszała 

bezkompromisowe 

opinie 

tonem 

nie 

dopuszczającym  dyskusji.  Chciała  uczyć  dzieci  specjalnej  troski,  spieszyć  z  misją 

miłosierdzia.  

–  Wydaje  się,  Ŝe  znasz  te  problemy.  Masz  dzieci?  Suzanne  wpadła  w  popłoch. 

Gorączkowo myślała, jak wybrnąć z sytuacji.  

–  Tak  –  odezwała  się  ostroŜnie.  –  Mam  dwie  córki.  David  obracał  w  ręku  szklaneczkę. 

background image

Nie odrywał oczu od Suzanne.  

– Są podobne do twojego męŜa? Spojrzała nieufnie.  

– Starsza córka, Dawn, jest podobna do ojca, natomiast młodsza do mnie.  

David uśmiechnął się gorzko.  

– ZałoŜę się, Ŝe obie są piękne. PołoŜył rękę na dłoni Suzanne. ZadrŜała.  

– Oczywiście – potwierdziła półgłosem.  

Z  trudem  powstrzymała  łzy.  Przed  laty  poruszyła  przecieŜ  niebo  i  ziemię,  aby  odnaleźć 

ojca swego pierwszego dziecka i powiedzieć mu, jaką ma śliczną córeczkę.  

– Och, Annie. Chciałbym przeŜyć z tobą te lata, patrzeć, jak się zmieniasz.  

Cofnęła dłoń. Bała się wspomnień, które to imię przywoływało.  

–  ZdąŜyłam  juŜ  dorosnąć.  Dziękuję  za  zainteresowanie  –  spróbowała  obrócić  słowa 

męŜczyzny w Ŝart. Nie udało się.  

– Wcale tego nie kwestionuję. Jesteś teraz jeszcze piękniejsza.  

Zamilkła. Nie miała ochoty na flirty.  

– Na długo przyjechałaś? Starannie odstawiła szklaneczkę.  

– Na kilka tygodni – oświadczyła wymijająco. – A ty? 

– Na dwa tygodnie. Obiecałem Jasonowi dwa tygodnie wakacji w Europie.  

– No tak.  

Suzanne natychmiast się rozluźniła. Dwa tygodnie. Odjedzie, zanim pojawią się jej córki. 

Nigdy się nie dowie...  

– Zjesz ze mną kolację dziś wieczór? 

Suzanne  obawiała  się  spojrzeć  mu  prosto  w  oczy.  Czemu  nie?  Skoro  juŜ  tu  był,  jego 

towarzystwo sprawiało jej przyjemność... Był wdowcem, ona rozwódką, o czym nie wiedział.  

Nie oparła się pokusie.  

– Bardzo chętnie.  

– A więc dobrze. Wpadnę po ciebie o wpół do ósmej.  

– Umówmy się od razu w restauracji. Potrząsnął głową.  

– Przyjdę po ciebie. Pamiętaj, to randka.  

Na dźwięk tego słowa serce Suzanne zabiło Ŝywiej. Zareagowała zupełnie jak nastolatka.  

–  Przepraszam.  Nie  zdawałam  sobie  z  tego  sprawy.  Zapomniałam  juŜ,  jakie  reguły 

obowiązują w takiej sytuacji – zaŜartowała. – Czy jeszcze na coś powinnam zwrócić uwagę? 

– Nie. Jako męŜczyzna otworzę drzwi i zaprowadzę cię do stolika, podsunę ci krzesło, zaś 

na poŜegnanie cmoknę w policzek.  

Uniosła  brwi.  Udała  wyniosłość  i  obojętność,  lecz  serce  waliło  jak  młotem.  Pocałunek! 

NiewaŜne, Ŝe niewinny.  

– To wszystko? – Tak.  

Uśmiechnął  się  uspokajająco,  ale  w  jego  oczach  wyczytała  oczekiwanie.  Zwłaszcza  na 

pocałunek. Podniosła się.  

– Dziękuję za wino. Muszę się starannie przygotować na wieczór.  

– Do zobaczenia.  

W  drodze  do  domu  czuła  wciąŜ  na  skórze  jego  gorące  spojrzenie.  Dopiero  w  cieniu 

background image

schodów odetchnęła głęboko.  

David odjedzie za dwa tygodnie, powinna cieszyć się jego towarzystwem. CzyŜ nie o tym 

marzą kobiety: spotkać swojego pierwszego kochanka i spytać, jak ułoŜyło mu się Ŝycie? Czy 

nie pragną dowiedzieć się, Ŝe są nadal kochane? 

Kłopot w tym, jak unikać rozmowy o Dawn. Mogło to okazać się trudne. PrzecieŜ dzieci 

stanowiły część jej Ŝycia.  

Igrała  z  ogniem,  lecz  istniały  szanse  na  uniknięcie  katastrofy.  Kiedy  dziewczynki 

przyjadą, będzie juŜ po wszystkim.  

Przypomniała  sobie,  Ŝe  postawiła  na  kredensie  w  jadalni  fotografię  córek  w  srebrnych 

ramkach. Popędziła i zdjęła zdjęcie z półki. Nie naleŜało prowokować losu.  

 

David obserwował Annie do chwili, gdy zniknęła w bramie domu. Rozpierała go radość. 

Annie zje z nim dziś kolację! 

Dopił  wino,  ale  to  nie  wyśmienity  trunek  wprawił  go  w  euforię.  Zawdzięczał  ten  stan 

kobiecie  i  miał  niejasne  przeczucie,  Ŝe  wie,  jak  go  nazwać.  Miłość.  Obudziły  się  w  nim 

uczucia, które dawno uznał za umarłe.  

Nalał  następną  szklaneczkę,  rozsiadł  się  wygodnie  i  popatrzył  na  błękitne,  spokojne 

morze. Rozgrzana skóra polubiła ciepło letniego słońca. Nagle David poczuł się młody, jakby 

cofnęły  się  wskazówki  zegara  biologicznego.  Młodzieńcza  witalność  w  połączeniu  z 

Ŝ

yciowym doświadczeniem mogły stanowić interesujące i wiele obiecujące połączenie.  

Jedno  wiedział  na  pewno.  Musi  udowodnić  Suzanne,  Ŝe  wspólne  marzenia  sprzed 

dwudziestu dwóch lat mają szansę się ziścić.  

– Wyglądasz wspaniale! – rzekł David z aprobatą, stając w progu.  

–  Dziękuję  –  bąknęła  pod  nosem  zmieszana  Suzanne,  czując,  Ŝe  czerwieni  się  po  same 

uszy. Następnie dodała: – MoŜe wejdziesz? Napijesz się wina? 

–  Nie  jestem  spragniony  –  odparł  z  uśmiechem.  –  Skracałem  sobie  czas  oczekiwania, 

pijąc wodę mineralną.  

Stanął bliŜej i utkwił wzrok w ustach Suzanne.  

– Czy chciałabyś podyskutować o zaletach win i butelkowanych wód mineralnych? 

– Nie – szepnęła.  

Miał taki czarujący uśmiech. I był tak blisko...  

–  Nie  sądzisz,  Ŝe  powinniśmy  uporać  się  z  tym  jak  najszybciej?  –  spytał  cichym, 

łagodnym głosem.  

– Z czym? 

– Z naszym pocałunkiem.  

Poczuła  na  policzku  jego  oddech.  Zamknęła  oczy,  aby  otrząsnąć  się  z  natrętnych 

erotycznych wizji.  

– Nie pamiętam, Ŝebyś prosił mnie o pocałunek.  

– Ja teŜ nie. Pomyślałem tylko, Ŝe skoro oboje czujemy się niezręcznie z powodu braku 

pierwszego  pocałunku,  najlepszym  wyjściem  będzie  pokonanie  tej  przeszkody.  A  potem 

zajmiemy się planami na wieczór, nie zaprzątając juŜ sobie głowy tym problemem.  

background image

– CzyŜby rzeczywiście wisiało nad nami niebezpieczeństwo? 

Powoli pokiwał głową.  

– Jak mityczny miecz Damoklesa.  

– No cóŜ – odezwała się niepewnie. – Trochę mnie przeraziłeś. A zatem jeden pocałunek 

i idziemy na kolację.  

Nieco szorstkie palce dotknęły jej ramion. Przyciągnął ją do siebie.  

– Zgoda – szepnął i pochylił głowę. ZbliŜył wargi do jej ust. Wstrzymała oddech. Bała się 

poruszyć, aby nie spłoszyć Davida. Nie chciała tracić kontaktu z jego ciałem. Zacisnęła ręce 

na muskularnych ramionach. Ufnie przywarła do Davida. Objęła go za szyję.  

David nie zmienił się. Stał się moŜe nawet jeszcze przystojniejszy, atrakcyjniejszy. OŜyły 

wspomnienia z czasów młodości. Były wyraźniejsze, intensywniejsze niŜ zwykle.  

David  tulił  dygocącą  z  emocji  Suzanne.  W  delikatnym,  słodkim  pocałunku  zawarł  całą 

swoją  namiętność.  Podświadomie  obawiał  się,  Ŝe  Suzanne  zniknie  nagle,  rozpłynie  się  w 

powietrzu  niczym  zjawa.  Odwlekał  moment  przerwania  pocałunku,  ale  w  końcu  musiał  on 

nastąpić.  

– Niektóre rzeczy z wiekiem smakują lepiej – stwierdził.  

Na obojgu pocałunek wywarł wielkie wraŜenie.  

–  Na  przykład  wino.  Co  jeszcze  masz  na  myśli?  Cofnęła  się  o  krok  i  podniosła  wzrok. 

DrŜącymi  palcami  pogładziła  Davida  po  skroni.  Pragnęła  podtrzymać  choćby  taki  kontakt  z 

jego ciałem. Odetchnęła głęboko. Błagała serce, aby przestało tak szaleńczo bić.  

– Ciebie. – Pochylił się i lekko pocałował jej dłoń. – Oczywiście, Ŝe ciebie.  

– A ja ciebie – szepnęła.  

–  Pamiętam  nasze  pocałunki  sprzed  lat  –  westchnął.  –  Zawsze  tak  silnie  na  ciebie 

reagowałem, Annie.  

Roześmiała się nerwowo.  

– Tym razem reagowałeś na przeszłość. Na to, co minęło.  

ZmruŜył niebieskie oczy.  

– Naprawdę w to wierzysz? Skinęła głową.  

– Oczywiście. PrzeŜywamy ponownie młodzieńcze zauroczenie. To wszystko.  

Błysnął zębami w uśmiechu.  

– Kłamczucha. Porozmawiamy o tym kiedy indziej.  

Odsunęli  się  od  siebie.  Suzanne  zrobiło  się  zimno.  Zabrakło  ciepła,  które  emanowało  z 

ciała Davida. śałowała, Ŝe skończył się magiczny moment.  

– Idziemy? Umieram z głodu – oświadczyła.  

– Cieszę się, Ŝe jesteś głodna. Zamówiłem u szefa kuchni coś specjalnego.  

– Czy zdołam wymówić nazwę tej smakowitości? Zaśmiał się.  

– Zobaczymy. Wszystko przed nami.  

Kiedy  schodzili  ze  schodów,  zastanawiała  się,  co  dla  kaŜdego  nich  znaczyło  słowo 

„wszystko”. Jej wystarczyłby widok twarzy Davida...  

background image

ROZDZIAŁ 4 

 

Stare  zamkowe  mury  były  skąpane  w  promieniach  zachodzącego  słońca.  Bez  skrzącego 

się  w  falach  jasnego  światła  dnia  morze  wydawało  się  atramentowe,  a  skały  czarne  niczym 

smoła. Ktoś w wiosce nastawił głośno radio. W wieczornym powietrzu rozbrzmiewała włoska 

aria.  

Na  stole  czekało  wytrawne  wino,  chłodna  woda  mineralna  i  ryba  w  galarecie  na 

przystawkę.  David  zamówił  potrawy  wcześniej,  tak  więc  Suzanne  nie  pozostawało  nic 

innego,  jak  rozkoszować  się  piękną  scenerią.  Właściwie  nie  miała  wyboru,  poza 

wpatrywaniem  się  w  swego  partnera.  Gdyby  zdecydowała  się  na  to  drugie,  David  mógłby 

pomyśleć, Ŝe to jego chciała zjeść na kolację.  

– Zawsze marzyłem, Ŝeby być tutaj. Z tobą. Spuściła wzrok. Przypomniała sobie jednak, 

Ŝ

e  nie  powinna  dawać  Davidowi  podstaw  do  przypuszczeń,  Ŝe  nie  jest  jej  obojętny.  Śmiało 

spojrzała mu prosto w oczy.  

– Przed dwudziestu dwu laty nie było jeszcze tej restauracji.  

Uniósł brwi i spojrzał niczym radca prawny przy stole rokowań.  

–  Nie  marzyłem  o  siedzeniu  w  restauracji.  WyobraŜałem  sobie  nas  dwoje  nad  Morzem 

Ś

ródziemnym. –  Zmierzył uwaŜnym wzrokiem jej ciało. – Kiedyś byłem zazdrosny o wiatr, 

który dotykał twojej skóry.  

– Jakie to romantyczne – stwierdziła nieco ironicznie, zbita z tropu Ŝarliwością jego słów.  

Zamierzała się bronić, obracając ich randkę w Ŝart.  

– Jesteś zdenerwowana. – Tak.  

– Dlaczego? 

Suzanne nie chciała odpowiadać, ale jakiś wewnętrzny głos kazał jej mówić.  

–  Przez  cały  czas  bacznie  mnie  obserwujesz.  Nawet  kiedy  pozornie  się  odpręŜasz,  nie 

opuszcza cię czujność. Nie wiem, co widzisz, kiedy na mnie patrzysz, ale mam wraŜenie, Ŝe 

widzisz więcej, niŜbym sobie Ŝyczyła.  

–  Dręczy  cię  poczucie  winy?  Wyrzuty  sumienia?  Obawiasz  się  wyjawienia  swoich 

tajemnic i prawd? 

–  Nie.  –  Zabrzmiało  to  zbyt  rozpaczliwie.  Suzanne  usiłowała  opanować  wzburzenie.  – 

KaŜda osoba chroniąca swoją prywatność zareagowałaby w ten sposób.  

–  A  ty  bardzo  chronisz  prywatność,  prawda?  –  David  upił  łyk  wina.  –  Wcześniej  nie 

zwróciłem uwagi na ten rys twojej osobowości.  

– Jestem skryta.  

JakŜe  się  zmieniła!  Zniknął  młodzieńczy  zapał  i  chęć  podejmowania  ryzykownych 

wyzwań.  

– Opowiedz o swoim Ŝyciu, Annie.  

Bardzo tego chciała. Tym razem zwycięŜyła jednak ostroŜność.  

–  Po  ukończeniu  studiów  podjęłam  pracę  w  szkole.  Uwielbiam  uczyć  młodzieŜ,  ale  to 

dość  męczące  zajęcie.  Jak  juŜ  wspomniałam,  mam  dwie  córki.  Czarujące  dorosłe  panny. 

background image

Mieszkamy  niedaleko  miejsca,  gdzie  się  wychowałam.  Pozostała  mi  fascynacja  Nowym 

Orleanem, chociaŜ nie przepadam za tamtejszym wilgotnym klimatem.  

– W jakim wieku są córki? 

Czy wolno jej było skłamać? Posunęłaby się do o wiele powaŜniejszych przestępstw, byle 

zataić prawdę przed Davidem.  

– Dwadzieścia i osiemnaście lat.  

–  Szkoda,  Ŝe  nie  przywiozłaś  ich  ze  sobą.  Suzanne  odetchnęła  z  ulgą.  Chyba 

niebezpieczeństwo minęło.  

– Tak. Marzą o odwiedzeniu rodziny Tiny. Tina i Arturo tylko raz przyjechali z wizytą do 

Nowego Orleanu. Nasze dzieci bardzo się zaprzyjaźniły, zwłaszcza Dawn i Vittorio.  

– Vittorio to najstarszy syn Tiny? Suzanne kiwnęła głową.  

– Tak, są rówieśnikami. Vittorio mieszkał u nas, kiedy studiował w Luizjanie, zresztą na 

tej samej uczelni co Dawn.  

– A twój mąŜ? Jaki on jest? Następne kłamstwo. Ile jeszcze przed nią? 

–  Jest  geologiem.  Specjalizuje  się  w  poszukiwaniach  ropy  naftowej.  Lubi  swoją  pracę. 

Kiedy  dziewczynki  dorastały,  wiedziały  znacznie  więcej  o  procesach  górotwórczych  niŜ  o 

szyciu i gotowaniu.  

Wspomniała dawne dobre czasy. Uśmiechnęła się z nostalgią.  

– Kochasz go? 

Spostrzegł jej spłoszony wzrok. Odwróciła głowę w stronę morza.  

Na  szczęście  pojawił  się  kelner  i  przerwał  kłopotliwe  milczenie.  Podał  pulchne  pieroŜki 

ravioli  ze  szpinakiem,  polane  sosem  śmietankowym.  David  i  Suzanne  zajęli  się  jedzeniem. 

Nie musieli rozmawiać.  

Fale  uderzały  rytmicznie  o  brzeg.  Świergotliwe  ptaki  mościły  się  w  gniazdach  wśród 

drzew. Zrobiło się chłodniej. Nad stolikami restauracji zapłonął sznur róŜnobarwnych lampek.  

David odezwał się pierwszy.  

– Powinniśmy kiedyś zorganizować spotkanie naszych dzieci. Sądzę, Ŝe dobrze to na nie 

wpłynie. Jason na pewno będzie zadowolony – Skąd wiesz? Nie znasz moich córek.  

–  Rozmawiałem  z  Jasonem  o  tobie,  Suzanne.  Wie,  Ŝe  zakochaliśmy  się  w  sobie,  kiedy 

poznaliśmy się we Włoszech. Wie równieŜ, Ŝe teraz wybrałem się do Vernazzy, aby trafić na 

twój ślad, a moŜe nawet cię odnaleźć.  

Poczuła  ukłucie  w  sercu.  Daremne  nadzieje  Davida...  GdybyŜ  spotkali  się  w  Vernazzy, 

kiedy Dawn była malutka. Nie teraz! 

–  Czasem  lepiej  nie  przywoływać  duchów  przeszłości.  Poza  tym  przez  twoje  Ŝycie  po 

tamtej podróŜy do Europy z pewnością przewinęło się wiele kobiet.  

David skrzyŜował ręce na piersiach.  

– Na jakiej podstawie tak twierdzisz? 

– Nie zadzwoniłeś nigdy do mnie, ale oŜeniłeś się i masz syna.  

–  Byliśmy  młodzi  i  tacy  zakochani,  Annie.  Nie  powiedziałem  ci  o  wszystkim.  A 

powinienem parę spraw wyjaśnić na samym początku naszej znajomości.  

Ton jego głosu sprawił, Ŝe ciarki przebiegły po plecach Suzanne.  

background image

– A jakieŜ to tajemnice wagi państwowej przemilczałeś? 

– Trudno ci uwierzyć, tak? – Roześmiał się gorzko. – Im dłuŜej ukrywałem prawdę, tym 

bardziej  czułem  się  winny.  Wierzyłem  jednak,  Ŝe  gdy  tylko  uporam  się  z  wszelkimi 

problemami  domowymi,  zadzwonię  do  ciebie,  wytłumaczę,  dlaczego  wyjechałem  bez 

poŜegnania, i znów będziemy szczęśliwi.  

– Czy twój przyjaciel, Jerry, znał ten sekret? David kiwnął głową.  

– Tak.  

– A więc nareszcie zdradzisz tajemnicę – odezwała się Suzanne tak obojętnym tonem, Ŝe 

sama była zaskoczona.  

– Chciałem stanąć na progu twego domu, kiedy tylko wróciłaś do Stanów. Chciałem cię 

porwać.  

– Jeślibym ci na to pozwoliła.  

Serce Suzanne zatrzepotało. śycie kilku osób wyglądałoby całkiem inaczej, gdyby David 

rzeczywiście tak postąpił...  

Wyraz jego oczu mówił jej, Ŝe nie pytałby wcale o pozwolenie.  

– Wtedy myśleliśmy podobnie.  

Nie  zaprzeczyła.  Zachowała  się  jak  idiotka.  Dobrze,  Ŝe  w  końcu  zrozumiała  swój  błąd. 

Teraz po raz drugi David zarzucał sieć, ale ona nie zamierzała dać się złapać.  

– MoŜe – odparła z rezerwą. – Opowiedz, co stanęło na przeszkodzie twoim zamiarom.  

–  Annie,  kiedy  cię  poznałem,  byłem  zaręczony.  Świat  zawirował  przed  jej  oczami. 

Chwyciła się kurczowo blatu stolika.  

– Formalnie zaręczony? Skinął głową.  

– W czerwcu owego roku, w dniu wręczania dyplomów, ofiarowałem swojej dziewczynie 

pierścionek  zaręczynowy.  Nie  wiedziałem,  Ŝe  w  sierpniu  spotkam  kobietę,  dzięki  której  na 

wszystko  spojrzę  inaczej.  TakŜe  na  kwestię  oŜenku.  –  Twarz  Davida  stęŜała.  Suzanne 

ogarnęło  współczucie.  –  Znaliśmy  się  od  dzieciństwa.  Barbara  i  ja  mieszkaliśmy  przy  tej 

samej ulicy. Stanowiliśmy parę na lekcjach tańca w liceum. Razem tańczyliśmy na szkolnych 

balach  i  prywatkach.  Równocześnie  ukończyliśmy  szkołę  średnią  i  studia.  Byliśmy 

najlepszymi przyjaciółmi.  

Suzanne  wydawało  się,  Ŝe  lada  moment  serce  wyskoczy  jej  z  piersi.  David  był  juŜ 

zaręczony,  kiedy  wyznawał  jej  miłość!  Wpadła  we  wściekłość.  A  więc  stała  na  z  góry 

straconej pozycji! 

– Postanowiliśmy się pobrać podczas świąt BoŜego Narodzenia, kiedy ja miałem przerwę 

w zajęciach, a Barbara ferie w szkole, w której zaczynała pracę.  

– Była nauczycielką? 

– Tak, angielskiego. W liceum.  

Łzy cisnęły się do oczu Suzanne. Nie mogła rozpłakać się przy Davidzie. Dopiero potem, 

w ciszy swojego mieszkania przepłacze całą noc...  

– Musi ci jej bardzo brakować – zdobyła się na uwagę.  

Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło.  

–  To  prawda.  Jason  tęskni  jeszcze  bardziej.  Uwielbiał  matkę.  Pomagał  nawet  ją 

background image

pielęgnować, kiedy wyjeŜdŜałem w interesach.  

– Smutna historia.  

Suzanne  straciła  apetyt.  Wino  smakowało  jak  ocet.  Chciała  jak  najszybciej  uciec  od 

towarzystwa Davida.  

Odsunęła krzesło.  

– Mam nadzieję, Ŝe mi wybaczysz, Davidzie. Nie czuję się dobrze. Muszę trochę poleŜeć.  

– Suzanne, zaczekaj. Wstał i chwycił ją za rękę.  

Była szybsza. Wywinęła się i ruszyła do schodów.  

– Proszę cię, dokończ kolację – rzuciła za siebie. – Porozmawiamy później, kiedy dojdę 

do siebie. Obiecuję.  

– Suzanne, nie odchodź – prosił. Wiedział jednak, Ŝe jej nie zatrzyma.  

Był zaręczony, a mimo to kochał się z nią! Zaszła z nim w ciąŜę. Odszedł bez słowa do 

swojej cudownej narzeczonej, a ona została sama. Z dzieckiem.  

Po  powrocie  do  apartamentu  Garzolów,  gdy  juŜ  była  bezpieczna,  nie  mogła  się  oprzeć 

pokusie i wyjrzała przez okno.  

David stał nadal na tarasie restauracji. ZadrŜała. Odniosła wraŜenie, Ŝe czai się w mroku 

na ofiarę, którą miała być ona.  

Jęknęła jak zranione zwierzę i rozszlochała się z bezsilności, gniewu i rozpaczy.  

Usiadła na podłodze. Straciła poczucie czasu. Wyschło jej w gardle, a powieki spuchły od 

płaczu. Dygotała na całym ciele.  

JakŜe była dziecinna i naiwna. Snuła marzenia o wspólnym Ŝyciu z ukochanym, a w tym 

samym czasie jego narzeczona czyniła przygotowania do wesela! 

Doskonale  pamięta,  Ŝe  wtedy  święta  BoŜego  Narodzenia  spędziła  w  domu.  WciąŜ 

zastanawiała  się,  dlaczego  David  nie  zadzwonił.  Była  w  piątym  miesiącu  ciąŜy  i  gdzieś 

głęboko w sercu tliła się odrobina nadziei...  

Teraz wszystko się wyjaśniło.  

Nie  zdziwiło  jej  pukanie  do  drzwi.  Zerknęła  na  zegarek.  David  dał  jej  godzinę  na 

przetrawienie świeŜo zasłyszanych rewelacji. Pewnie będzie chciał opowiadać dalej.  

Nie zamierzała tego słuchać.  

Cała odrętwiała, podniosła się z podłogi i otworzyła drzwi. David czekał oparty o futrynę, 

z rękami w kieszeniach, z zasępioną miną.  

Bąknął  pod  nosem  jakieś  przeprosiny  i  objął  ją  mocno.  Nie  broniła  się.  Nie  miała  siły. 

Oddech Davida ogrzewał jej skronie. Dłonie gładziły zesztywniałe ramiona i plecy.  

Było jej zimno. W Ŝyłach krąŜyła nie krew, lecz lodowata woda.  

David  znów  coś  mruknął  pod  nosem.  Nie  słuchała.  Jej  myśli  krąŜyły  wokół  tej  jednej 

sprawy.  Starała  się  przypomnieć  sobie  sytuacje,  kiedy  zachowała  się  jak  idiotka.  A  było  ich 

wiele. Zbyt wiele.  

Cofnął się o krok i spojrzał z powagą.  

– Jeszcze nie skończyłem mówić.  

–  Wystarczy.  Co  jeszcze  mógłbyś  dodać  do  tej  historii,  aby  mnie  przebłagać?  –  spytała, 

opanowując drŜenie głosu.  

background image

– DuŜo – odrzekł ponuro.  

Usiadł na kanapie i pociągnął Suzanne na swoje kolana.  

–  Proszę,  opowiedz  resztę  i  miejmy  to  wreszcie  za  sobą  –  szepnęła,  wdychając  zapach 

męskiej wody kolońskiej i specyficzną, niepowtarzalną woń Davida. Tylko on potrafił tak ją 

głaskać po plecach.  

– Kochałem cię, Annie – odezwał się cicho.  

Nie oczekiwała tego. Podniosła wzrok. Tym razem nie skrywała gniewu.  

–  Zachowaj  dla  siebie  te  kłamstwa.  Gdybyś  darzył  mnie  uczuciem,  powiedziałbyś 

prawdę.  

–  Niespodziewanie  dla  samego  siebie  zakochałem  się  w  tobie.  I  od  tego  momentu 

wszystko zaczęło się komplikować.  

– Nie Ŝartuj.  

–  Pamiętasz  nasze  pierwsze  spotkania?  Spacerowaliśmy,  rozmawiając  o  ksiąŜkach, 

płytach i planach na przyszłość. Lubiłaś zaŜarte dyskusje, kiedy uwaŜałaś, Ŝe nie mam racji, a 

ja uwielbiałem cię prowokować.  

– Jak miło z twojej strony! Puścił mimo uszu złośliwą uwagę.  

–  Nie  planowałem  Ŝadnego  romansu,  a  przynajmniej  tak  sobie  wmawiałem.  Udawałem, 

Ŝ

e  nic  się  nie  dzieje  i  Ŝe  jesteśmy  tylko  przyjaciółmi.  Tylko  Jerry  wiedział  od  razu,  Ŝe  się 

zakochałem.  

–  Cudownie  –  ironizowała  Suzanne.  –  Wzbraniałeś  się  przed  zaangaŜowaniem 

uczuciowym,  ale  nic  ci  nie  przeszkadzało  sypiać  ze  mną.  Mówiąc  twoimi  słowami,  nie 

planowałeś romansu, tylko wakacyjną przygodę.  

Twarz mu stęŜała.  

– Tak nie było, i dobrze o tym wiesz.  

Suzanne wyrwała się z jego objęć. Wstała i oparła ręce na biodrach. Pochyliła się.  

–  Właśnie  ubierasz  swoje  nędzne  postępki  w  falbanki  i  koronki.  Nie  uda  ci  się  mnie 

zwieść, Davidzie! 

I wtedy wybuchnął. Wściekłość i uraza wzięły górę nad wyrozumiałością.  

–  I  kto  to  mówi?!  Nie  marnowałaś  czasu,  szukając  pocieszenia  w  ramionach  innego 

męŜczyzny.  Wróciłaś  do  domu  i  natychmiast  wyszłaś  za  mąŜ!  To  ty  postawiłaś  kreskę  na 

naszym związku. Gdyby ci zaleŜało, zadzwoniłabyś albo napisała! 

PotęŜny cios. Suzanne zaczerpnęła głęboko tchu, zanim odpowiedziała.  

– A jak to miałam zrobić? Nigdy nie podałeś mi adresu ani numeru telefonu! 

Zamarł.  Zdumiony,  otworzył  szeroko  niebieskie  oczy,  a  potem  zmruŜył  je  z 

niedowierzaniem.  

– Jerry dał ci mój adres. Tak twierdził.  

– Kłamał.  

– Nie wierzę. Suzanne przełknęła ślinę.  

– Nie obchodzi mnie, czy wierzysz, czy nie. Wiem, Ŝe poruszyłam niebo i ziemię, aby cię 

odnaleźć.  Nie  znałam  nazwiska  twego  ojczyma,  więc  nie  mogłam  iść  tym  tropem.  Nie 

złoŜyłeś  teŜ  dokumentów  na  uczelni,  o  której  wspominałeś.  Czekałam,  aŜ  dasz  jakiś  znak. 

background image

Miałeś mój adres w notesie! 

Niebieskie oczy straciły zacięty wyraz.  

– Patrzyłem na niego często. Dotąd pamiętam numer telefonu.  

Suzanne skrzyŜowała ramiona na piersiach.  

– Jasne. Wykręcałeś go przez sen.  

– 555-2391. Zacisnęła powieki.  

– Dlaczego nie zadzwoniłeś? 

David zmierzwił dłonią ciemne włosy. Wstał i podszedł do okna.  

–  Wróciłem  tak  nagle  do  domu,  poniewaŜ  Barbara  została  ranna  w  wypadku 

samochodowym i nic nie wróŜyło, Ŝe przeŜyje.  

W głosie Davida rozbrzmiewał autentyczny ból, a przecieŜ Suzanne nie była pozbawiona 

serca.  

– Myślałem, Ŝe kiedy Barbara wyzdrowieje, powiem jej natychmiast o tobie. Rodzice juŜ 

o tobie wiedzieli. Nie byli zachwycani, ale pewnie by się z tym pogodzili. Niestety, przez trzy 

tygodnie  Barbara  nie  odzyskiwała  przytomności.  Zamartwiałem  się.  Nie  odstępowałem  jej 

łóŜka na krok. I jak to zwykle robią ludzie w dramatycznych sytuacjach, zawierałem układy z 

Bogiem.  Obiecywałem,  Ŝe  jeśli  ocali  Barbarę,  zrobię  to  czy  tamto.  Nie  mogłem  do  ciebie 

zadzwonić. Przyrzekłem sobie, Ŝe powiem o tobie Barbarze, kiedy tylko będę mógł. Najpierw 

jednak  chciałem  być  pewny,  Ŝe  uczyniłem  wszystko  co  w  ludzkiej  mocy,  aby  Barbara 

wyzdrowiała.  

– O dobry BoŜe – westchnęła Suzanne.  

–  Kiedy  odzyskała  przytomność,  niewiele  pamiętała  oprócz  naszych  planów  weselnych. 

Wracała  z  zakupów  w  sklepie  „Młoda  Para”  i  została  potrącona  przez  pijanego  kierowcę. 

Okazało  się,  Ŝe  jest  sparaliŜowana,  od  pasa  w  dół  i  nigdy  nie  będzie  chodzić.  Nastąpiło 

uszkodzenie rdzenia kręgowego.  

Suzanne stała nieruchomo.  

– OŜeniłeś się zatem.  

– Tak, Barbara była moim najbliŜszym przyjacielem. Łączyło nas nie tylko uczucie, lecz 

takŜe  wspomnienia,  przeŜycia,  marzenia.  Sądzę,  patrząc  z  perspektywy  czasu,  Ŝe  gdybym 

odwrócił się od Barbary, wyrzekłbym się jak gdyby własnej rodziny.  

–  Trudno  jest  opierać  małŜeństwo  jedynie  na  przyjaźni  –  zauwaŜyła,  zastanawiając  się, 

czy dotyczyło to teŜ jej związku.  

– Nie. Niektórzy ludzie w ciągu całego Ŝycia nie zaznają tak głębokiej, szczerej przyjaźni, 

jaka  łączyła  mnie  i  Barbarę.  Głęboko  im  współczuję.  Nigdy  nie  dowiedzą  się,  co  znaczy 

ofiarować  coś  przyjacielowi  lub  coś  od  niego  otrzymać.  ChociaŜ  nie  jest  to  miłość  w 

tradycyjnym  pojęciu,  istnieje  porozumienie  dusz,  a  to  znaczy,  Ŝe  nie  chcesz  skrzywdzić  ani 

zranić drugiej osoby.  

David odwrócił się i spojrzał prosto w oczy Suzanne.  

– Powiedziałem jej o tobie.  

– Co zrobiłeś? Uśmiechnął się gorzko.  

–  Nie  miałem  wyboru.  Jason  skończył  trzynaście  lat  i  został  najlepszym  sportowcem 

background image

klasy.  Byłem  bardzo  z  niego  dumny.  Wybieraliśmy  się  na  uroczyste  wręczenie  nagrody. 

Barbara  podsłuchała  rozmowę  rodziców.  Matka  mówiła,  Ŝe  powinienem  się  cieszyć  z 

podjęcia decyzji o niezrywaniu zaręczyn.  

–  O  dobry  BoŜe  –  wyrwało  się  Suzanne.  Rozumiała,  jak  wielkie  rozczarowanie  musiała 

przeŜyć Barbara. Ich losy w gruncie rzeczy ułoŜyły się podobne. – I jak zareagowała? 

–  Oświadczyła,  Ŝe  zawsze  podejrzewała,  Ŝe  w  moim  Ŝyciu  istniała  jeszcze  inna  kobieta, 

ale starała się to ignorować. Stwierdziła, Ŝe powinienem był zerwać zaręczyny, poniewaŜ ona 

nie chciała mnie unieszczęśliwiać. Spytała, czy chcę rozwodu.  

Suzanne nie odrywała wzroku od Davida. Płakał i nie krył się z tym. Łzy płynęły mu po 

policzkach. Cierpiała razem z nim, bohaterem wstrząsającej historii.  

– Co jej właściwie powiedziałeś? – odwaŜyła się wreszcie zapytać.  

–  Prawdę  –  stwierdził  krótko.  –  Oznajmiłem,  Ŝe  za  Ŝadne  skarby  nie  zmieniłbym 

przeszłości,  Ŝe  ją  kocham  i  czuję  się  szczęśliwy,  dzieląc  z  nią  Ŝycie.  Nie  Ŝałuję  ani  jednego 

wypowiedzianego wtedy słowa. Nie dałem jej całej mojej miłości, lecz ona obdarowała mnie 

swoim uczuciem bez reszty. Byłem wielkim szczęściarzem. Jason miał wspaniałą matkę. To 

najmilsza, najodwaŜniejsza i najŜyczliwsza kobieta, jaką znałem.  

Suzanne  nie  broniła  się  juŜ  przed  łzami.  Nie  wiedziała  tylko,  czy  płacze  nad  sobą,  nad 

Barbarą czy nad Davidem.  

– Kiedy zmarła? 

David potarł muskularny kark.  

– Dwa lata temu. W zimie złapała grypę. Grypa ciągnęła się i przekształciła w zapalenie 

płuc.  Barbara  zmarła  po  trzech  tygodniach.  Organizm  nie  zdołał  zwalczyć  choroby. 

Dwadzieścia  lat  przebywania  na  wózku  inwalidzkim  zebrało  Ŝniwo.  Zaniechała  ćwiczeń 

gimnastycznych. Twierdziła, Ŝe i tak nic jej nie przywróci władzy w nogach.  

Coś  w  Suzanne  pękło.  Objęła  Davida.  Przytuliła  go.  Zaczęła  głaskać  po  plecach.  Oboje 

byli  spragnieni  ciepła,  zrozumienia  i  bliskości  drugiego  człowieka.  Tylko  w  ten  sposób 

Suzanne  mogła  okazać  przepełniające  ją  współczucie  kochanemu  niegdyś  męŜczyźnie. 

Niegdyś? Trzymanie go w ramionach okazało się tak naturalne jak oddychanie.  

Wdzięczny,  dał  upust  skrywanym  od  lat  uczuciom.  ZadrŜał  od  tłumionego  szlochu. 

Suzanne wybuchnęła głośnym płaczem.  

David  powoli  odzyskiwał  panowanie  nad  sobą.  Nie  przestawali  jednak  się  obejmować. 

Czuła na policzku jego oddech. Garnęli się do siebie, po potrzebowali się nawzajem. Suzanne 

wierzyła, Ŝe tylko jego obecność moŜe jej przynieść pocieszenie. Nie musiała nic mówić. Nie 

wolno jej nic powiedzieć.  

Nagle,  jakby  bez  udziału  woli,  znaleźli  się  pośrodku  salonu,  potem  w  korytarzu,  a 

wreszcie na schodach prowadzących do sypialni.  

Suzanne  nie  była  zaskoczona  swoim  zachowaniem.  IleŜ  to  razy  śniła  o  tym,  Ŝe  znowu 

kocha się z Davidem. Nie była równieŜ zakłopotana. Fakt, Ŝe idą do jej sypialni, przyjęła jako 

coś  zupełnie  oczywistego.  Wzajemna  bliskość  była  najlepszym  lekarstwem  na  ból,  jaki 

wywołały wspomnienia.  

Łagodne  światło  księŜyca  spowijało  wnętrze  pokoju.  Suzanne  wydawało  się,  Ŝe  tysiące 

background image

ś

wiec oświetlają postać Davida. Nie drŜały jej ręce, kiedy rozpinała guziki męskiej koszuli i 

wyciągała ją zza paska. Dotknęła zapięcia spodni. PołoŜył rękę na jej dłoni.  

– Czy jesteś pewna, Annie? – spytał z powagą. – Nic nie rób z litości.  

– Wcale nie zamierzam. Uśmiechnął się powoli.  

–  W  takim  razie  –  mruknął  ochryple,  rozpinając  jej  bluzkę  –  pozwolisz,  Ŝe  ja  się  tym 

zajmę.  

– Bardzo proszę – szepnęła. Poczuła się niewiarygodnie szczęśliwa.  

Przepełniała ją radość, ogarniało poŜądanie...  

David zdjął jej bluzkę. Wziął w dłonie krągłe i pełne kobiece piersi. Wstrzymała oddech. 

Palce  dotarły  do  ciemnych  aureoli  brodawek  i  zatrzymały  się  tam,  dopóki  sutki  się  nie 

obudziły.  

–  JakŜe  jesteś  wraŜliwa  na  dotyk  –  szepnął.  –  Jaka  piękna.  Piękniejsza  niŜ  we 

wspomnieniach.  

– Mamy nierówne szanse w tej grze.  

David  jednym  niecierpliwym  ruchem  pozbył  się  swojej  koszuli.  Upadła  na  podłogę. 

Dłonie męŜczyzny powróciły do przerwanej wędrówki po ciele Suzanne.  

– Jesteś taka piękna. Lubisz być dotykana? 

– Lubię, kiedy ty mnie dotykasz.  

– Ja teŜ to lubię. Dotykaj mnie – poprosił szeptem. Przesunęła dłonią po szerokim torsie. 

Musnęła  płaską  brodawkę.  Pogładziła  ciemne  włosy  na  piersiach.  Dotarła  aŜ  do  paska. 

Zaczęła rozpinać spodnie. David przejął inicjatywę. Gorączkowo manipulował przy guzikach 

spódnicy Suzanne.  

Stali  nadzy  na  środku  pokoju  w  srebrzystej  księŜycowej  poświacie,  ogarnięci 

namiętnością. Suzanne uniosła głowę i przytuliła go mocno. Nie pocałował jej jednak.  

– Davidzie – odezwała się półgłosem. – Proszę...  

– Uwielbiam brzmienie twego  głosu, kiedy mnie  pragniesz – szepnął. –  Wypowiedz raz 

jeszcze moje imię.  

– David. David. David.  

Zamknął  jej  usta  pocałunkiem.  Cały  drŜący,  poprowadził  Suzanne  do  łóŜka.  PołoŜył  się 

obok  i  wpatrywał  w  jej  twarz,  na  której  odbijały  się  czułość  i  poŜądanie.  KaŜda  pieszczota 

była jak balsam na zranioną duszę. KaŜde dotknięcie obiecywało rozkosz. Namiętność doszła 

do szczytu i wtedy Suzanne usłyszała swój krzyk, który wydarło z niej spełnienie.  

background image

ROZDZIAŁ 5 

 

David  widział  przez  okno  rozgwieŜdŜone  niebo.  Suzanne  spała  z  głową  na  jego  piersi. 

Drobną  dłoń  połoŜyła  na  jego  barku,  jak  gdyby  nawet  przez  sen  nie  chciała  go  puścić. 

Podobało mu się to. Przygarnął ją mocno do siebie.  

Miał  ochotę  krzyczeć  ze  szczęścia;  obwieścić  całemu  światu,  Ŝe  kocha  i  jest  kochany. 

Zamknąć Suzanne ciasno w ramionach i puścić się w szalony taniec po pokoju.  

Nie  mógł  jednak  tego  zrobić.  W  kaŜdym  razie  nie  teraz.  Kto  wie,  co  przyniesie 

przyszłość? Przez ostatni tydzień dopuszczał się czynów, do których, jak sądził wcześniej, nie 

był zdolny ani on, ani Suzanne. Nigdy nie zdradził Ŝony. Nigdy nie przyszło mu na myśl, aby 

przyprawić rogi innemu męŜczyźnie. I oto kochał się z męŜatką. Sama świadomość tego faktu 

powinna  w  nim  wywoływać  poczucie  winy.  Chodziło  jednak  o  Suzanne,  jego  ukochaną 

sprzed lat, którą szczęśliwie odnalazł i której, jak się okazało, nie przestał darzyć uczuciem. 

Przez  dwadzieścia  dwa  lata  tak  często  wyobraŜał  sobie  taką  sytuację,  Ŝe  jej  realność 

natychmiast uznał za coś naturalnego.  

Nie chciał dopuścić do siebie myśli, Ŝe Suzanne mogłaby kochać się z innym męŜczyzną, 

nawet z męŜem. Tym bardziej teraz.  

Musieli znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Oczywistym rozwiązaniem wydawał się rozwód 

Suzanne.  Wymagało  to  cierpliwości  i  tymczasowej  rozłąki  dwojga  kochanków,  ale 

poświęcenie było konieczne, jeśli mieli zamiar resztę Ŝycia spędzić razem.  

Potem  Suzanne  zostanie  jego  Ŝoną.  Tak  jak  to  planowali  przed  laty,  zanim  na 

przeszkodzie nie stanęła im tragedia Barbary.  

David  zamknął  oczy  i  westchnął.  Policzył  się  z  przeszłością.  Dzieci  z  ich  poprzednich 

małŜeństw na pewno nie były pomyłką. Mieli przed sobą wspólną przyszłość. A na to nigdy 

nie jest za późno...  

 

A  jednak  było  za  późno.  Tak  stwierdziła  Suzanne.  Patrzyła  na  znikające  gwiazdy  i 

stopniowo  jaśniejące  niebo.  Wyroki  losu  sprawiły,  Ŝe  nie  mogła  związać  się  z  Davidem  na 

dłuŜej niŜ dwa tygodnie wakacji. Łzy cisnęły się do oczu, lecz zdołała je powstrzymać.  

Za  kilka  dni  odejdzie  z  Ŝycia  Davida  i  wspólnie  przeŜyte  chwile  staną  się  cudownym 

wspomnieniem. Nigdy nie powie córce prawdy o jej ojcu. Nigdy.  

Doszli  z  Davidem  do  granicy,  której  nie  powinni  byli  przekraczać,  jeśli  nie  chcieli 

naraŜać się na niebezpieczeństwo.  

Z  zapierającą  dech  wyrazistością  pamiętała  noc,  kiedy  Dawn  uciekła  z  domu.  Miała 

prawie  szesnaście  lat  i  oświadczyła,  Ŝe  będzie  wychodzić  i  przychodzić  według  własnego 

uznania.  Suzanne  wprowadziła  w  domu  „godzinę  policyjną”.  Dawn  zaprotestowała, 

wrzeszcząc,  Ŝe  nie  przyjmie  narzuconych  jej  reguł.  Wybiegła,  trzaskając  drzwiami.  Nie 

wróciła na noc.  

Suzanne  czekała  do  rana.  Nie  zmruŜyła  oka.  Płakała,  modliła  się  i  przeklinała  na 

przemian.  Nazajutrz,  późnym  wieczorem,  policja  przyprowadziła  niepokorną,  awanturującą 

background image

się córkę. Jednak noc spędzona na ulicy musiała wystraszyć Dawn, bo więcej nie uciekała.  

Okres wiecznych konfliktów miedzy matką a córką przeszedł do historii. Teraz potrafiły 

szczerze ze sobą rozmawiać. Suzanne za Ŝadne skarby nie zaprzepaściłaby tej bliskości. Nie 

mogła.  JakiŜ  sens  miałoby  przyznanie  się,  Ŝe  przez  tyle  lat  Ŝyła  w  kłamstwie?  Dawn  nie 

zdawała  sobie  nawet  sprawy,  w  jakich  okolicznościach  przyszła  na  świat.  Dzięki  temu 

wszyscy czuli się bezpiecznie.  

Szczęśliwe  chwile  spędzone  z  Davidem  w  Vernazzy  były  tylko  przelotnym  uśmiechem 

losu. I tak musiało pozostać.  

Nie  walczyła  juŜ  ze  łzami.  Z  twarzą  mokrą  od  płaczu  przytuliła  się  mocniej  do  Davida. 

Powinna  się  śmiać  i  cieszyć  tym,  co  ją  spotkało.  NaleŜało  jej  się  to.  Chciała  zabrać  do 

Nowego Orleanu wspomnienia czarodziejskiego lata i karmić się nimi przez resztę samotnego 

Ŝ

ycia.  

David  westchnął  przez  sen  i  przylgnął  do  niej  całym  ciałem.  Suzanne  zamknęła  oczy, 

chcąc zapamiętać jego dotyk i zapach. Zachować w pamięci na zawsze...  

Taras okazał się wspaniałym miejscem na zjedzenie niespiesznego śniadania. Kochali się 

o świcie, a potem Suzanne narzuciła lekką sukienkę, zaparzyła kawę i przygotowała grzanki z 

cynamonem.  

Zanieśli  tacę  ze  śniadaniem  na  taras.  Rozpościerał  się  stąd  widok  na  wioskę,  winnice  i 

ciemnoniebieskie morze. Słońce zalewało ziemię gorącym, złotym blaskiem.  

– Jeszcze kawy? – spytała Suzanne, nalewając parujący napój do białego kubka.  

– Jak mi dobrze – mruknął David z zamkniętymi oczami. Wystawił twarz do słońca. – Jak 

w raju.  

– Dziękuję – odparła z Ŝartobliwą dumą. Uśmiechnął się i połoŜył rękę na jej udzie.  

– Włochy, słońce i ty... Czuję się jak w niebie.  

– Brzmi to prawdopodobnie – przyznała Suzanne. Od słów Davida dostała gęsiej skórki. 

Od dawna nie słyszała takich komplementów. Świetnie to na nią działało.  

– Annie? – zagadnął, nie otwierając oczu.  

W jego głosie zabrzmiała nuta powagi. Suzanne natychmiast czujnie nadstawiła uszu.  

– Tak? 

– Czy jesteś szczęśliwą męŜatką? 

Na jej usta cisnęła się odpowiedź: nie. Tak długo była nieszczęśliwa... Dopiero w rok po 

rozstaniu  zrozumiała,  jak  niedopasowane  małŜeństwo  tworzyli  z  Johnem.  Teraz,  po  trzech 

latach, nabrała pewności, Ŝe samotne Ŝycie o wiele bardziej jej odpowiada. Orzeczenie przez 

sąd rozwodu tylko potwierdziło to, co od dawna podpowiadało jej serce.  

– Moje małŜeństwo nie naleŜy do zbyt udanych – zaryzykowała twierdzenie.  

David nie wiedział, Ŝe jest rozwiedziona, i nie mógł się dowiedzieć.  

– Więc wypłacz się z tego teraz.  

– Dlaczego właśnie teraz? 

Otworzył  szeroko  oczy  i  przypatrywał  jej  się  badawczo  przez  chwilę,  zanim 

odpowiedział.  

–  Czy  nie  wydaje  ci  się  niemoralne,  Ŝe  poślubiłaś  jednego  męŜczyznę,  a  kochasz  się  z 

background image

drugim? 

Chciała się bronić, ale nie miała moŜliwości. Irytowała ją własna bezsilność.  

– Skoro zarzucasz mi niemoralność – wybuchnęła gniewem – najpierw oceń sam siebie. 

PrzecieŜ kochasz się z męŜatką. To cię nie niepokoi? 

Instynkt  i  zdrowy  rozsądek  podpowiadały  jej,  aby  uciąć  ten  romans  i  odejść.  Jednak  w 

głębi duszy wciąŜ marzyła o spełnieniu najskrytszych pragnień. Jak długo bowiem moŜna Ŝyć 

przeszłością i wspomnieniami o szczęściu? 

– Dobrze wiesz, Ŝe to nie to samo – zniecierpliwił się.  

Znalazł  się  sędzia!  Suzanne  ze  złośliwym  zadowoleniem  pomyślała,  Ŝe  David  jako 

wspólnik ich „grzechu” ma nieczyste sumienie.  

– Nieprawda. Nie spiesz się z ferowaniem wyroków. PrzecieŜ nic o mnie nie wiesz.  

– Czy nasze spotkanie wnosi w ogóle jakąś odmianę do twego Ŝycia? – burknął wściekły.  

– Chodzi ci o to, Ŝe ty nie jesteś z nikim związany? 

– Właśnie.  

David  nie  wiedział  o  Dawn.  Suzanne  nie  mogła  ryzykować,  Ŝe  córka  odtrąci  ją, 

poznawszy prawdę. Postępowała nie całkiem tak, jak naleŜy, ale nie miała wyboru.  

Jej  wzrok  ponad  dachami,  kominami  i  antenami  telewizyjnymi  powędrował  ku  morzu. 

Nie zwracała uwagi na jego piękno. Widziała jedynie pustkę czekającego ją Ŝycia.  

Otrząsnęła się ze złych myśli. Co się stało, to się nie odstanie. Musi wziąć się w garść. Po 

powrocie do domu i codziennych zajęć odzyskała poczucie sensu istnienia.  

Westchnienie Davida przerwało pełną napięcia ciszę.  

– W porządku, Annie – stwierdził znuŜony. – Wyraźnie dąŜysz do kłótni, ale ja nie dam 

się wciągnąć. Porozmawiamy o tym innym razem. – Pochylił się i wziął ją za ręce. – Bardzo 

cię proszę, zacznij juŜ o tym myśleć. Wkrótce do tego wrócimy. Mamy dla siebie tak niewiele 

czasu.  

Przyglądała się badawczo jego twarzy. W oczach Davida pojawiła się stanowczość. Rysy 

się  wyostrzyły,  zmarszczka  przecięła  czoło.  Wybrał  chyba  nie  najlepszy  moment  na 

omawianie tak zasadniczych kwestii. Świadom poraŜki, wycofał się szybko. Suzanne było to 

na rękę.  

Kiwnęła głową.  

– Zgoda. Co dziś porabiamy? 

–  Wsiądziemy  do  pociągu  jadącego  wzdłuŜ  wybrzeŜa,  znajdziemy  jakąś  pustą  plaŜę  i 

urządzimy sobie piknik.  

Suzanne szeroko otworzyła oczy.  

– Nie Ŝartujesz? Zaśmiał się.  

– Marzyłem o tym od lat. I wreszcie moje marzenia mogą się spełnić.  

– W Oklahomie nie uczestniczyłeś w piknikach? – spytała Ŝartobliwym tonem.  

–  Nie.  Barbara,  unieruchomiona  na  wózku  inwalidzkim,  nie  chciała  nam  sprawiać 

kłopotu. A po jej śmierci przed dwoma laty Jason i ja nie znajdowaliśmy czasu na wycieczki. 

–  W  ton  jego  głosu  wkradł  się  smutek  jak  zawsze,  gdy  wspominał  Barbarę.  Szybko  jednak 

uśmiechnął się. – Marzyłem o pikniku właśnie we Włoszech. Z tobą.  

background image

– Z osiemnastolatką, a nie z kobietą czterdziestoletnią – stwierdziła gorzko.  

– Wiek nie gra roli – orzekł głosem pełnym skrywanej namiętności.  

Podświadomie  wyczuła  jego  intencje.  Ciało  natychmiast  zareagowało  na  zmysłowe 

spojrzenie Davida. Brodawki stwardniały pod cienkim materiałem.  

David wstał, wziął ją za rękę i sprowadził po schodach do sypialni.  

Ich  spotkanie  po  latach  wywołało  komplikacje,  ale  równieŜ  obudziło  uśpione  zmysły. 

Rozwikłanie poplątanych losów wymagało czasu.  

Namiętność domagała się zaspokojenia od razu. Niezwłocznie...  

 

Na drugiej stacji za Vernazzą pociąg zatrzymał się w pamiętającej średniowiecze wiosce, 

której  granice  nie  sięgały  brzegu  morza.  Po  przejściu  pół  kilometra  po  kamienistej  ścieŜce 

Suzanne  i  David  dotarli  na  plaŜę.  Skały  dzieliły  piaszczystą  przestrzeń  na  mnóstwo 

zacisznych, przytulnych, intymnych ustroni, dających schronienie nawet przed wiatrem.  

David rozebrał się do kąpielówek. Obserwował Suzanne zdejmującą sukienkę. Podziwiał 

jej  zgrabne,  jędrne  ciało,  nie  zniekształcone  dwoma  porodami  i  upływem  czasu.  Owszem, 

wokół oczu pojawiały się zmarszczki, kiedy Suzanne się śmiała, zaś czoło przecinała bruzda, 

gdy  marszczyła  brwi,  lecz  lata  tylko  przydały  jej  seksapilu.  Zachowywała  się  o  wiele 

powściągliwiej  niŜ  jako  dziewczyna.  Wręcz  z  rezerwą.  Chwilami  jednak  dawała  upust 

młodzieńczej  spontaniczności  i  radości  Ŝycia.  Chciał,  aby  u  jego  boku  zachowywała  się  tak 

jak najczęściej.  

Suzanne rozpostarła na piasku koc i połoŜyła się. Zamknęła oczy. Davidowi przypomniał 

się poranek, kiedy zmysłowa, uwodzicielska Suzanne obudziła w nim uśpione zmysły. I znów 

namiętność dała o sobie znać. Nigdy nie przestanie poŜądać miłości swego Ŝycia.  

Nie otwierając oczu, Suzanne poklepała koc obok siebie.  

– MoŜe byś popracował nad swoją opalenizną? 

– Wolałbym popracować nad twoim ponętnym ciałem.  

Uśmiechnęła się.  

– Na stojąco? 

Przesunęła się nieco na kocu. Davidowi zaparło dech. Jak to się stało, Ŝe po latach wciąŜ 

tak  silnie  reagował  na  bliskość  tej  kobiety?  Poczuł  się  znów  jak  nastolatek,  gotowy  do 

podboju świata i kobiety, która go zauroczyła.  

PołoŜył się obok niej na boku i pogładził gładką mleczną skórę od Ŝeber aŜ do brzucha.  

Chwyciła go za rękę.  

– To łaskocze.  

– Naprawdę? 

Roześmiał się i nie przerwał pieszczoty. Palce ledwo muskały ciało Suzanne.  

–  Tak  –  przyznała  cicho.  Przejęła  inicjatywę.  Poprowadziła  dłoń  Davida  po  ponętnych 

krągłościach.  Posłusznie  poddał  się  przewodniczce,  niecierpliwie  czekając  na  to,  co  nastąpi 

potem.  

Przesunęła jego rękę po biodrach, po łukach poszczególnych Ŝeber, szyi. Poznawał kaŜdy 

zakątek jej ciała. Oddychał szybko, łapczywie. Pragnął jej rozpaczliwie, aŜ do bólu.  

background image

Na  razie  pozwalał  się  prowadzić,  lecz  gdy  w  okolicach  piersi  Suzanne  zawahała  się, 

przejął inicjatywę. Dotknął kciukiem wraŜliwej brodawki. Suzanne zadrŜała. Zdecydowanym 

ruchem ściągnął z niej kostium kąpielowy.  

Pochylił  głowę.  Na  skórze  Suzanne  zatańczył  jego  język.  Wstrzymała  oddech.  Zamarła. 

Nagle zrozumiał, Ŝe od dawna nie przeŜyła czegoś takiego.  

Wpadł w zachwyt. A więc jej małŜeństwo rzeczywiście nie jest szczęśliwe! Zdradziła ją 

reakcja w najintymniejszych chwilach. Powinien wcześniej się zorientować! 

Westchnęła. Błyskawicznie odnalazł źródło rozkoszy. WypręŜyła się, oŜyła. Dotykała go. 

Milcząc, błagała, aby całował ją wszędzie. I tak się stało.  

Dygotała w jego ramionach. Jęczała i krzyczała z rozkoszy. A potem juŜ tylko uspokajał 

trzepoczące jak oszalałe serce.  

Otworzyła oczy. Pogładziła muskularny tors.  

– Dziękuję ci – odezwała się cicho. Uśmiechnął się z wysiłkiem.  

– Proszę bardzo.  

Skłoniła go, aby połoŜył się na plecach. Zerknęła uwodzicielsko.  

– Teraz ja podaruję ci chwilę szczęścia...  

Kolację  zjedli  w  restauracji  Tiny  i  Artura.  Usiedli  w  najdalszym  kącie  długiej,  wąskiej 

sali.  

–  Opowiedz  o  swoim  Ŝyciu  –  poprosiła,  nawijając  spaghetti  na  widelec.  –  Jak  wygląda 

twój typowy dzień? 

David wypił łyk wina.  

–  Właściwie  nie  wiem,  jak  to  teraz  się  ułoŜy  –  odparł.  –  Jason  zdał  do  college’u,  więc 

zmieni się mój rozkład zajęć obowiązujący od dwunastu lat.  

Suzanne świetnie to rozumiała. Sama przeszła przez podobne doświadczenie, kiedy Dawn 

skończyła liceum i podjęła dalszą naukę. Eve  rozpoczynała studia po wakacjach. Obie  córki 

będą poza domem.  

Odchrząknęła zakłopotana. W głowie kłębiły się najrozmaitsze myśli.  

– WyjeŜdŜa do innego miasta czy będzie studiował w miejscowej uczelni? 

– Chce zostać, ja zaś wolę, aby wyjechał.  

– Naprawdę? Sądziłam, Ŝe kaŜdy osiemnastolatek pragnie wyrwać się z domu, spod oka 

rodziców.  

– Czy tak było w przypadku twojej córki? – rzucił David zdawkowo.  

– Dawn będzie biegłą księgową – odparła wymijająco Suzanne.  

W  drzwiach  kuchni  pojawił  się  Arturo.  Podszedł  do  ich  stolika,  wycierając  dłonie  w 

fartuch.  

–  Dobre,  co?  –  zagadnął  zadowolony.  –  Robię  najlepszą  w  świecie  sałatkę  fettuccine 

Alfredo. Wszyscy tak twierdzą. Nawet Tina.  

Suzanne roześmiała się.  

– Wyśmienita – przyznała. – Jak zwykle, Arturo. Dziękujemy.  

Okazało  się,  Ŝe  Arturo  nie  zamierzał  ograniczyć  się  do  rutynowego  okazania 

zainteresowania gościom. Zmierzył wzrokiem Davida.  

background image

– Pan juŜ tu był, ale chyba ładnych parę lat temu, co? 

Suzanne  poczuła, Ŝe  się rumieni.  Zastanawiała  się  gorączkowo,  jak  powstrzymać  Artura 

przed zbytnim gadulstwem.  

David uspokajająco pogładził ją po dłoni.  

–  Tak.  Poznałem  Suzanne  tuŜ  po  ukończeniu  studiów.  Suzanne  była  wtedy  świeŜo 

upieczoną maturzystką.  

– OŜenił się pan? 

– Tak. Mam syna, który teraz odpoczywa w Saint Tropez.  

–  Saint  Tropez  to  ładne  miejsce,  ale  nie  tak  ładne  jak  Włochy,  prawda?  –  Kiedy 

przebrzmiał grzecznościowy śmiech, Arturo spojrzał surowo na Amerykanina. – Nie chce pan 

chyba skrzywdzić naszej Suzanne, co? Ma pan przecieŜ rodzinę w Stanach.  

–  Jestem  wdowcem  –  podkreślił  dobitnie  David.  –  I  wcale  nie  zamierzam  skrzywdzić 

Suzanne.  

– W takim razie wszystko w porządku. – Arturo mrugnął do kuzynki i uśmiechnął się. – 

Jedzenie smakuje? 

– Jest wyśmienite.  

– Jedzcie na zdrowie i sobie nie Ŝałujcie. Wrócił do kuchni.  

– Czy on tak się troszczy o wszystkich krewnych, czy tylko o ciebie? – spytał rozbawiony 

David.  

Suzanne odpręŜyła się. Jej tajemnice nie wyszły na jaw.  

–  Powinieneś  zobaczyć  Artura  w  towarzystwie  córek.  Współczuję  męŜczyznom,  którzy 

okaŜą zainteresowanie dziewczynom z rodziny Sottosantich.  

– Ja takŜe.  

Roześmiani, stuknęli się szklaneczkami.  

– Oto dlaczego naleŜy się cieszyć pełnoletnością. Człowiek nie musi się wciąŜ liczyć ze 

zdaniem rodziców.  

– OtóŜ to – potwierdziła Suzanne. Wypiła łyk wina i dodała. – W powiedzeniu, Ŝe trzeba 

się starzeć godnie, tkwi głęboka prawda.  

David bawił się nawijaniem makaronu na widelec.  

– Sądzisz, Ŝe na starość ludzie mogą zachować optymizm i dobry humor? 

– Nie – odparła z głębokim przekonaniem. – MoŜna próbować, ale nikomu nie uda się to 

w  stu  procentach.  Trudy  Ŝycia  i  odpowiedzialność  za  bliskich  nie  pozostają  bez  wpływu  na 

stosunek do świata i innych ludzi.  

– Czasem przesadzamy z ostroŜnością. Obawiamy się zawierania przyjaźni.  

Suzanne  natychmiast  przypomniała  sobie  tak  zwane  serdeczne  przyjaciółki  ze  szkoły, 

które opuściły ją, gdy dowiedziały się, Ŝe jest w ciąŜy z Dawn. Nikt poza najbliŜszą rodziną 

nie udzielił jej wtedy moralnego wsparcia.  

Potem  pojawił  się  John.  Suzanne,  która  na  skutek  przeŜyć  zamknęła  się  w  sobie  i 

odsunęła  od  ludzi,  ujrzała  nagle  człowieka  równie  samotnego  jak  ona.  Uznała  go  za 

duchowego brata. Wierzyła, Ŝe będzie się nią opiekował i okazywał wyrozumiałość.  

Spotkała  się  z  zupełnie  inną  postawą.  John  czerpał  radość  z  wytykania  błędów, 

background image

oczywiście,  dla  jej  własnego  dobra.  Im  dłuŜej  byli  razem,  tym  więcej  wad  znajdował  u 

Suzanne.  

– Annie? 

Głos Davida wyrwał ją z ponurego zamyślenia. Spróbowała się uśmiechnąć.  

– Przepraszam. O czym mówiłeś? Pochylił się zatroskany nad stołem.  

– Dobrze się czujesz? 

– Świetnie. Naprawdę.  

W  milczeniu  dokończyli  posiłek,  a  potem  wyszli  na  rynek.  Po  schodach  wspięli  się  na 

taras średniowiecznej wieŜy.  

Stojąc przy kamiennym murze, patrzyli na przepiękny widok. Nocą Vernazza wydawała 

się  jeszcze  bardziej  malownicza.  Z  nieba  sączył  się  jedwabisty,  przymglony  blask  księŜyca. 

Za zatoczką migotały światła sąsiedniej wioski.  

David połoŜył dłonie na biodrach Suzanne i spojrzał na nią ciepło, ze wzruszeniem.  

– Annie, co się stało? Czym wywołałem twój refleksyjny nastrój? 

Suzanne  była  zdumiona  faktem,  Ŝe  David  reaguje  na  najmniejszą  zmianę  w  jej 

zachowaniu  i  wyrazie  twarzy.  Nie  spotkała  w  Ŝyciu  nikogo,  włącznie  z  męŜem,  kto 

dostrzegałby takie subtelności i, co więcej, dociekał ich przyczyn.  

Potrząsnęła głową, odganiając myśli na temat swego nieudanego małŜeństwa. Dostała od 

losu  wspaniały  podarunek:  dwa  tygodnie  szczęścia  z  Davidem.  Wspomnienia  tych  chwil 

miały jej wystarczyć na resztę Ŝycia. Pora na radość, a smutki odłóŜmy na później! 

– Nic takiego – odrzekła. – Czasem po prostu nachodzi mnie melancholia.  

Wiedziała, Ŝe nie ukryje przed Davidem smutku, który wyzierał z jej oczu.  

David nie dawał za wygraną.  

– Czy z twoimi dziećmi wszystko w porządku? Miałaś od nich jakąś wiadomość ostatnio? 

– Córki czują się świetnie.  

Była wściekła na samą siebie. Powinna się cieszyć chwilą i korzystać z podarunku losu, a 

nie psuć humoru im obojgu.  

– Chodź! 

Pociągnęła  go  za  rękę.  Przesadzili  niski  murek  i  zsunęli  się  po  skałkach  na  pustą  plaŜę. 

Suzanne  spojrzała  parę  razy  przez  ramię,  aby  sprawdzić,  czy  David  wciąŜ  na  nią  patrzy. 

Patrzył.  

Szum wody i plusk fal rozbijających się o skalisty brzeg odbijał się echem w nadmorskich 

jaskiniach. Był tylko ten niesamowity dźwięk, noc i oni.  

David chciał coś powiedzieć, lecz Suzanne połoŜyła mu palce na ustach.  

– Posłuchaj – szepnęła.  

Gdzieś  w  oddali  popiskiwał  nietoperz.  Spóźniona  mewa  zatrzepotała  skrzydłami.  , 

Spojrzała mu prosto w oczy.  

– Kocham takie chwile – odezwała się półgłosem.  

– A ja kocham ciebie.  

Stali nieruchomo w ciemności. Suzanne szukała słów, którymi mogłaby wyrazić uczucia. 

Pogłaskała Davida po twarzy. Obwiodła palcem kontur jego ust.  

background image

– Ta noc naleŜy do nas – powiedziała cicho. – Tej nocy wyruszymy ku gwiazdom. A jutro 

wszystko będzie inaczej.  

Cofnęła  się  o  krok.  Z  wystudiowanym  spokojem  zdjęła  bluzkę  i  rzuciła  na  piasek. 

Rozpięła biustonosz, potem luźne spodnie. Ściągnęła majteczki. Uśmiechnęła się.  

– Przyłączysz się? – zaproponowała.  

David  paru  niecierpliwymi  ruchami  pozbył  się  ubrania.  Jak  zahipnotyzowany,  nie 

odrywał  wzroku  od  Suzanne,  która  powoli  zanurzała  się  w  morzu.  Potem  zanurkowała, 

wypłynęła  i  szybko  zaczęła  oddalać  się  od  brzegu.  Ramiona  energicznie  rozgarniały  wodę. 

KsięŜyc srebrzył krople na jej skórze.  

David  przyglądał  się  jak  zahipnotyzowany.  Suzanne  wydała  mu  się  boginią.  A  przecieŜ 

naleŜała do niego! Stanowili dwie uzupełniające się połówki. Pospieszył w ślad za nią. JuŜ ją 

doganiał, gdy umknęła mu pod wodę. Obejrzał się.  

Mokre włosy Suzanne błyszczały w świetle księŜyca. Uśmiechała się. Kusiła. Wabiła.  

David poczuł się znów jak dwudziestolatek. Niewielu ludziom dana jest taka szansa.  

Zanurkował i objął Suzanne. Wybuchnęli śmiechem.  

– Jesteś szybszy. To nie fair! – zawołała.  

–  Dałem  ci  fory  –  przypomniał,  przyciągając  ją  do  siebie.  –  Ścigaliśmy  się  w  uczciwy 

sposób. Wygrał lepszy zawodnik.  

– Dyskryminujesz kobietę! – zaŜartowała, odchylając głowę do pocałunku.  

Ich  języki  zetknęły  się.  Suzanne  potarła  piersiami  o  szorstki  zarost  na  męskim  torsie. 

Jęknął. Wyniósł ją z morza i połoŜył na wciąŜ ciepłym piasku.  

Oczy  Suzanne  błyszczały  niczym  szmaragdy.  Odgarnęła  mokre  kosmyki  z  twarzy 

Davida. Nie potrafił dłuŜej zapanować nad poŜądaniem.  

Połączył  się  z  nią.  Powitała  go  z  radością.  Jednocześnie  dotarli  na  szczyt  rozkoszy  i 

obwieścili to okrzykami.  

Kiedy odpoczywali po miłosnym spełnieniu, David wyczuł, Ŝe Suzanne chciałaby mu się 

zwierzyć. Bardzo pragnął wiedzieć, o czym myśli ukochana kobieta. Nie miał jednak odwagi 

zapytać...  

 

Vernazza  

 

Przez cały czas mam na końcu języka słowo „miłość”. Tysiąc razy dziennie powstrzymuję 

się przed wypowiedzeniem go. Przynajmniej wolno mi napisać: „Kocham Davida”.  

Zawsze go kochałam i zawsze będę kochać. O takiej miłości dotychczas jedynie czytałam 

w  romansach.  Nigdy  nie  czułam  się  równie  kobieco  i  uwodzicielsko.  Nigdy  nie  miałam  w 

sobie tyle energii Ŝyciowej.  

Wiem teŜ, Ŝe kiedy się rozstaniemy, będę samotna aŜ do bólu.  

background image

ROZDZIAŁ 6 

 

– Mama? 

Suzanne  stała  w  salonie  Tiny  ze  słuchawką  przyciśniętą  do  ucha.  Jak  dobrze  było  znów 

usłyszeć głos Dawn! 

– Cześć, Dawn. Jak się macie? Gdzie jesteście? 

–  Jesteśmy  teraz  w  Wenecji.  To  absolutnie  najwspanialsze  miasto  świata!  Czyste, 

zadbane.  Taksówkami  są  tu  motorówki.  To  jedyny  środek  lokomocji,  oprócz,  oczywiście, 

własnych nóg. – Dawn przerwała, aby odetchnąć, ale nie dopuściła jeszcze matki do głosu. – 

Wenecja  przypomina  mi  Vernazzę,  którą  znam  z  twoich  opisów.  TeŜ  nie  ma  tam 

samochodów.  

Suzanne roześmiała się.  

– Widzę, Ŝe świetnie się bawicie.  

–  Kapitalnie!  –  wykrzyknęła  Dawn.  –  Jakiś  podejrzany  facet  z  tatuaŜem  poderwał  Eve, 

ale  zapowiedziałam  jej,  Ŝe  to  pierwsza  i  ostatnia  randka  i  musi  wrócić  do  hotelu  przed 

dziesiątą.  

Do  uszu  rozbawionej  Suzanne  dobiegł  jęk  przeraŜonej  Eve.  Dawn,  jak  zwykle 

praktyczna,  nie  pozwalała  impulsywnej  młodszej  siostrze  na  większą  niŜ  w  domu  swobodę. 

Czasem  Suzanne  myślała,  Ŝe  Eve  specjalnie  udaje  nieposłuszną,  aby  dać  Dawn  zajęcie  i 

powód do satysfakcji.  

– Czy Eve teŜ ma na ciebie oko? 

– Ma oko na wszystko, co się rusza, ale nie na mnie. Sama potrafię się sobą zaopiekować.  

Eve zaczęła protestować. Zagroziła siostrze, Ŝe ją zaknebluje.  

Dawn nie zwracała na nią uwagi.  

– Jak ci idzie pisanie, mamo? 

Suzanne nie miała zbytnich wyrzutów sumienia.  

– Nie zaczęłam jeszcze pisać, kochanie – wyznała.  

–  Myślałam,  Ŝe  palisz  się  do  pracy!  A  moŜe  poznałaś  jakiegoś  szalenie  przystojnego 

włoskiego hrabiego i zakochałaś się po uszy? 

Suzanne nie mogła powiedzieć córce prawdy: „Spotkałam twojego ojca i zakochałam się. 

Powtórnie”.  

– W tym  roku we Włoszech zaobserwowano deficyt przystojnych hrabiów. Czy dałabyś 

wiarę, Ŝe Ŝaden z nich nie spędza wakacji w Vernazzy? 

– Nie wiedzą, co tracą.  

Dawn sądziła, Ŝe powinna czasem powiedzieć matce komplement.  

–  Zawstydzasz  mnie  –  roześmiała  się  Suzanne.  –  A  teraz  poproś  do  telefonu  siostrę. 

Muszę jej poprawić humor.  

–  Zgoda.  Pomyślałyśmy,  Ŝe  moŜe  wpadniemy  do  Vernazzy  po  drodze  do  Florencji. 

Wiesz, mały objazd.  

– O, nie. To nie jest dobry pomysł. Zabiorę się do pisania, a wy zwiedzajcie Florencję, jak 

background image

długo chcecie. To jedno z najcudowniejszych włoskich miast.  

– Mamo, dobrze się czujesz? – spytała Dawn.  

– Zamierzałyśmy wpaść tylko na jeden dzień. – Była zawiedziona i uraŜona. – PrzecieŜ są 

twoje urodziny! 

–  Wiem,  kochanie.  Wiesz  co?  Zabiorę  Tinę  i  spotkamy  się  wszystkie  we  Florencji.  Tą 

wycieczką uczczę uroczysty dzień. Tina od dawna nie miała urlopu. Dobrze nam zrobi mała 

odmiana – zmyślała na poczekaniu.  

– Jesteś pewna? 

–  Oczywiście.  Mam  jej  zafundować  tę  wycieczkę,  bo  wygrałam  pewien  zakład.  Kiedy 

przyjeŜdŜacie do Florencji? 

– Za tydzień, licząc od najbliŜszej środy. Suzanne wiedziała, Ŝe Dawn jest zaskoczona jej 

zachowaniem,  ale  musiała  chronić  córkę,  a  to  znaczyło  trzymać  ją  z  daleka  od  Davida 

Marshalla.  

– Wspaniale. Spotkamy się w waszym hotelu.  

– Gdyby plany się zmieniły, zadzwonię do ciebie – oświadczyła udobruchana Dawn.  

– Dobrze, kochanie. A teraz poproś do telefonu miłośniczkę facetów z tatuaŜem.  

Rozległ  się  wesoły  głos  Eve.  Gawędziła  z  matką  kilka  minut.  Suzanne  upewniła  się  raz 

jeszcze, Ŝe córki zrezygnowały z wypadu do Vernazzy i odłoŜyła słuchawkę.  

Tina  usiadła  na  kanapie  i  wyciągnęła  przed  siebie  bose  nogi.  Jej  wzrok  mówił,  Ŝe 

orientuje się w treści rozmowy.  

– Wygrałaś zakład? 

Suzanne zmusiła się do uśmiechu.  

–  Pewnie.  Powiedziałam,  Ŝe  pojedziesz  ze  mną  do  Florencji,  jeśli  Arturo  wyjrzy  z 

restauracji, zanim minie kwadrans.  

Tina zerknęła z uwagą.  

– W dniu twojego przyjazdu? Suzanne kiwnęła głową.  

– Nie masz wyboru. Wygrałam bez dyskusji.  

– A więc jedziemy do Florencji, aby ustrzec dziewczęta przed kontaktem z Davidem? 

– Ujęłaś to z właściwą sobie celnością.  

– Nie Ŝartuj sobie ze mnie – odparowała Tina. – Liczą się fakty, droga kuzynko. Jedziemy 

do Florencji, Ŝeby dzieci nie spotkały się z Marshallem, prawda? 

Suzanne wzięła głęboki oddech.  

–  Częściowo,  a  takŜe  dlatego  Ŝe  wygrałam  zakład.  Nie  zamartwiaj  się,  Tino.  Rodzina 

jakoś przeŜyje twoją krótką nieobecność.  

Tina była zaskoczona obrotem rzeczy.  

– Pamiętałam o naszym zakładzie, ale sądziłam, Ŝe ty natychmiast o nim zapomniałaś.  

–  MoŜe  sprawiałam  takie  wraŜenie.  Zaszły  wtedy  nieprzewidziane  okoliczności,  czyli 

pojawienie się Davida. – Suzanne roześmiała się nerwowo.  

– Czy zamierzasz zawsze ukrywać Dawn przed Davidem? 

Ten temat stale powracał w rozmowach kuzynek.  

– Proszę, Tino, Przestań juŜ! Wiesz, Ŝe nie zmienię podjętej decyzji.  

background image

– Nawet jeśli postępujesz niewłaściwie? 

– Według ciebie! Moim zdaniem postępuję słusznie. Naprawdę.  

Tina  wyglądała  na  osobę  gotową  bronić  swego  stanowiska,  po  chwili  jednak  opuściła 

bezsilnie ramiona.  

– W porządku, ale i tak nie masz racji. Wyrządzasz krzywdę i córce, i Davidowi. Dawn 

zawsze chciała dowiedzieć się, jaki był jej ojciec. Niewiele jej mogłam powiedzieć.  

– Kiedy o tym rozmawiałyście? 

– Dwa tygodnie temu, kiedy dziewczęta były w Mediolanie. Dawn zadzwoniła tu i pytała, 

czy jej ojciec lubił gotować. Odparłam, Ŝe nie wiem.  

– Na tym się skończyło? 

– Tak, tym razem, ale poprzednio teŜ poruszała ten temat.  

Suzanne przeszła do ataku.  

– Skoro chce się czegoś dowiedzieć, poradź jej, Ŝeby zwróciła się do mnie.  

–  JuŜ  próbowałam  –  oznajmiła  Tina  stanowczo.  –  Dawn  nie  chce  rozmawiać  z  tobą  o 

ojcu, a zwłaszcza o jego śmierci, poniewaŜ sądzi, Ŝe to dla ciebie zbyt bolesne.  

Suzanne niespokojnym krokiem przemierzała pokój. W głowie miała gonitwę myśli.  

–  MoŜe  gdybym  powiedziała  jej  prawdę  o  ojcu,  kiedy  była  mała,  dziś  sytuacja 

wyglądałaby  inaczej...  Czy  ja  wiem?  Nigdy  jednak  nie  przypuszczałam,  Ŝe  znów  spotkam 

Davida.  Wspólnie  z  Johnem  postanowiliśmy  trzymać  się  więc  wersji  o  śmierci  ojca  Dawn. 

Tak  często  powtarzaliśmy  to  kłamstwo,  Ŝe  sami  w  nie  uwierzyliśmy.  –  Spojrzała  na  swoje 

zaciśnięte dłonie. Powoli rozprostowała palce. – Za późno, by zmieniać przeszłość. Nie chcę 

ryzykować utraty jej zaufania.  

– AleŜ...  

Suzanne powstrzymała Tinę uniesioną ręką.  

–  Dawn  zawsze  była  wręcz  chorobliwie  prawdomówna.  Podejrzewam,  Ŝe  by  mi  nie 

wybaczyła. Kocham ją nad Ŝycie i nie chcę jej utracić. – ZadrŜała. – Nie zniosłabym tego.  

–  Jestem  pewna,  Ŝe  Dawn  nie  przestałaby  cię  kochać.  –  W  głosie  Tiny  pobrzmiewało 

jednak niezdecydowanie.  

– Nie wiem tego ani ja, ani ty. Nie podejmę ryzyka. Dawn nie jest jeszcze dojrzałym, w 

pełni  odpornym  na  ciosy  człowiekiem.  Nie  ma  pojęcia,  jak  bardzo  zaleŜy  mi  na  niej  i  jak 

mocno  przeŜyłam  konflikt  pomiędzy  nami.  Nie  pozwolę  nikomu  zniszczyć  tak  długo 

budowanej kruchej więzi między matką a córką.  

– Zgoda. Wygrałaś. Przyrzekam, Ŝe zrobię wszystko, aby nie poznała prawdy. Wcale nie 

dlatego, Ŝe mogłoby to popsuć wasze stosunki, w co nie wierzę, lecz dlatego, Ŝe sprawiłoby ci 

to ból. – Tina wstała z kanapy i uściskała kuzynkę. – Nie chcę cię skrzywdzić, kochanie.  

Suzanne uśmiechnęła się przez łzy.  

– Na pewno mój plan się powiedzie. Zobaczysz. A poza tym uwielbiasz Florencję latem...  

 

Po południu Suzanne usiadła przy maszynie do pisania i przejrzała notatki. Starała się nie 

myśleć o ostatniej rozmowie z Tiną. PrzecieŜ ustaliły wreszcie wspólne stanowisko. Problem 

przestał istnieć, więc Suzanne mogła zająć się pisaniem.  

background image

Wkręciła  do  maszyny  czystą  kartkę.  Zaczęła  uderzać  w  klawisze.  Nagle  znalazła  się  w 

innym  świecie,  w  którym,  w  przeciwieństwie  do  własnego  Ŝycia,  sprawowała  władzę 

absolutną.  

Ogarnęło ją twórcze podniecenie. Palce ledwo nadąŜały za myślami.  

Przed  oczami  przesuwały  się  postacie  z  powstającej  powieści.  Suzanne  niemal  słyszała 

ich głosy i wczuwała się w ich połoŜenie.  

Przerwało jej pukanie do drzwi.  

– Proszę wejść! – zawołała.  

Drzwi otwarły się, lecz nikt się nie odezwał.  

– O co chodzi? – spytała, nie podnosząc wzroku.  

– Chyba popsuł mi się zegarek.  

Głos Davida sprowadził Suzanne na ziemię, do rzeczywistości, w której istniały problemy 

i rozterki. Odwróciła się.  

Przystojny, ciemnowłosy męŜczyzna stał oparty o framugę. Suzanne natychmiast poczuła 

niepokój. Znowu przeszłość kładła się cieniem.  

– Która godzina? 

– Około wpół do siódmej. Jesteśmy umówieni na piknik. Zapomniałaś? 

Suzanne  wahała  się.  Pragnęła  towarzystwa  Davida,  lecz  z  drugiej  strony  bardzo  chciała 

dokończyć rozdział. Tak dobrze jej szło! 

David zmierzył wzrokiem maszynę do pisania i zdezorientowaną minę Suzanne.  

– Chyba ci przeszkodziłem.  

Podniósł  wiklinowy  koszyk  stojący  u  jego  stóp  i  postawił  go  przy  kanapie.  Rozsiadł  się 

wygodnie.  

–  Nie  przejmuj  się  mną.  Dokończ  pisanie,  a  ja  w  tym  czasie  przeczytam  sobie  artykuł, 

który mnie zainteresował.  

– Aleja...  

–  NiewaŜne,  ile  to  potrwa.  Jestem  juŜ  duŜym  chłopcem  i  mogę  poczekać  na  kolację. 

Nawet całą wieczność. Nie ma sprawy.  

Wyrozumiały  uśmiech  Davida  rozczulił  Suzanne.  Po  krótkim  wahaniu  odwróciła  się  do 

maszyny. Sądziła, Ŝe nie będzie zdolna pisać, czując czyjś wzrok na plecach, lecz tak się nie 

stało. Przeczytała dwa ostatnie zdania i od razu wkroczyła w powieściowy świat.  

Zdjęła palce z klawiatury, kiedy zdała sobie sprawę, Ŝe zaszło słońce i w pokoju panuje 

mrok. Zaskoczona, spostrzegła, Ŝe David wciąŜ czeka.  

Spał.  Zerknęła  na  czasopismo,  które  trzymał  w  dłoni.  No  tak. Przez  grzeczność  udał,  Ŝe 

czyta po włosku...  

Pochyliła  się  i  musnęła  wargami  jego  usta.  Nie  poruszył  się.  Mruknął  tylko  coś 

niewyraźnie.  

Spróbowała  raz  jeszcze.  Objął  ją  i  posadził  sobie  na  kolanach.  Z  zapałem  odwzajemnił 

pocałunek.  

Wreszcie, bez tchu, Suzanne oderwała się od ust Davida.  

– Obudziłeś się.  

background image

– Oczywiście – stwierdził półgłosem, znów ją całując.  

PołoŜyli się na kanapie.  

– Podoba mi się to – szepnęła.  

– Mnie teŜ.  

– Twoje pocałunki są takie sycące.  

– Nie przesadzaj. Zajrzyj do koszyka. Na co masz ochotę? 

Otworzyła oczy i spojrzała na usta Davida.  

– Chcę i twoich pocałunków, i smakowitości, które przyniosłeś w koszyku.  

– Ostrzegam: moŜesz się przejeść! Roześmiała się.  

– CóŜ, taki los Ŝarłoka! 

David przesunął rękę z piersi Suzanne do talii, a potem pogładził krągłe kobiece biodro.  

– Masz figurę zgrabną i szlachetną jak wiolonczela – stwierdził cicho. – Podoba mi się.  

Suzanne dotknęła jego muskularnego ramienia.  

– Ty teŜ mi się podobasz. Pochylił głowę do pocałunku.  

O  wiele,  wiele  później  rozłoŜyli  na  podłodze  zawartość  koszyka.  David  rozlał  wino  do 

szklanek.  Pieczone  ziemniaki  piętrzyły  się  na  talerzu.  SmaŜone  filety  rybne  w  zalewie 

ś

mietanowej czekały w salaterce.  

David podał Suzanne kawałek ryby na widelcu. Patrzył, jak przełyka.  

– Smakuje? – spytał.  

Kiwnęła głową. W chwilach szczęścia smakował cały świat.  

–  Często  urządzasz  sobie  pikniki  w  salonie?  Suzanne  gryzła  właśnie  ziemniak  podany 

przez Davida.  

– Nie – odpowiedziała niewyraźnie. – A ty? 

–  Owszem.  Na  okrągło.  W  Oklahomie,  przeciwnie  niŜ  w  Nowym  Orleanie,  zimy  są 

mroźne i śnieŜne. Piknik w salonie to pewne wyjście z sytuacji.  

– Twoja rodzina ma szczęście, Ŝe na to wpadłeś.  

– To był wspólny pomysł. Mój i Jasona. Zaczęliśmy, kiedy Barbara leŜała w szpitalu. W 

domu panował ponury nastrój. Zamiast iść do baru szybkiej obsługi, siadaliśmy na podłodze 

w  salonie,  przy  kominku,  i  rozmawialiśmy.  Przez  chwilę  odrywaliśmy  się  od  codziennych 

trosk.  

– Obaj przeŜywaliście trudne dni.  

–  Bezsilne  przyglądanie  się  powolnemu  odchodzeniu  bliskiej  osoby  jest  dramatycznym 

przeŜyciem. – Ton głosu Davida zdradzał, Ŝe nie prosi o współczucie. – Jakoś przetrwaliśmy 

ten okres.  

– Nadal ci jej brakuje? 

To pytanie wymknęło się Suzanne wbrew woli. Znała przecieŜ odpowiedź.  

– Tęsknię za rozmowami z Barbarą. Brakuje mi ogników, które zapalały się w jej oczach, 

kiedy wchodziłem do domu. Odczuwam potrzebę rodzinnej wspólnoty i przynaleŜności. Dwie 

osoby to za mało.  

–  Wiem.  Czasem  nie  wystarcza  nawet  trójka,  zwłaszcza  jeśli  jedno  z  dzieci  jest  na  tyle 

dorosłe, Ŝe mogłoby mieć własne potomstwo.  

background image

David spojrzał badawczo.  

–  Zawsze  wyobraŜałem  sobie  ciebie  w  otoczeniu  licznej  rodziny,  co  najmniej  czworga 

dzieci. Dlaczego masz tylko dwoje? 

Bała się popatrzeć mu w oczy.  

– śycie potoczyło się inaczej.  

Nie mogła wyznać, Ŝe kiedy Eve miała rok, John postanowił na tym poprzestać. DraŜniła 

go dziecięca hałaśliwość i niesamodzielność.  

Suzanne szybko nauczyła się, Ŝe nie powinna namawiać męŜa na następne dzieci. Dał jej 

to jasno do zrozumienia  swoim znikaniem z domu w momentach kłopotów z dziećmi, które 

przecieŜ nieuchronnie towarzyszą ich wychowaniu.  

Dawn  zachorowała  na  świnkę,  więc  Johnowi  natychmiast  wypadły  wykłady  w  mieście. 

Eve  złamała  nogę,  John zaczął  przesiadywać  na  uczelni  do  dziewiątej  wieczór  pod  pozorem 

nawału pracy papierkowej.  

Przy tym uwielbiał dyskutować nad teorią wychowania dzieci. Słowa nic nie kosztują.  

David dotknął zaciśniętej pięści Suzanne.  

– Annie, dobrze się czujesz? Zdobyła się na uśmiech.  

–  Świetnie.  –  PoniewaŜ  nie  wydawał  się  przekonany,  zmieniła  temat.  –  Lubiłeś  studia 

prawnicze? Spełniły się twoje oczekiwania? 

–  Nie  całkiem.  –  Uśmiechnął  się  jak  niesforny  uczniak.  –  Straciłem  rok  z  powodu 

wypadku  Barbary,  a  potem  trudno  było  mi  się  wdroŜyć  na  powrót  do  nauki.  Jakoś 

przebrnąłem. – Przełknął kęs ryby. – A jakie plany mają twoje córki? 

–  Dawn  skończyła  college.  Eve  zrobiła  maturę,  tak  jak  Jason.  Obie  są  niezaleŜne  i 

obdarzone krewkim temperamentem. Obie wierzą, Ŝe podbiją świat.  

– MoŜe im się uda. Potrząsnęła głową.  

– Nie. Idąc przez Ŝycie, zrozumieją, Ŝe istnieją przeszkody nie do pokonania.  

– Twoje słowa tchną pesymizmem.  

– Bez względu na to, co myślę, świat pójdzie swoją drogą.  

– Wspominałaś, Ŝe Dawn jest podobna do ojca. Opowiedz coś o męŜu.  

– Dawn jest wysoką, szczupłą, niebieskooką szatynką. Ma bardziej łagodne usposobienie 

niŜ młodsza siostra, ale potrafi pokazać, co potrafi. Lepiej jej nie draŜnić.  

David  roześmiał  się  cicho.  Suzanne  uznała  tę  sytuację  za  przedziwną.  Siedzieli  na 

podłodze wynajętego mieszkania i rozmawiali o córce. Ich córce.  

– A co powiesz o Eve? Suzanne się odpręŜyła.  

–  Jest  bardziej  pewna  siebie,  zabawna,  zwariowana  i  psotna.  Łobuziak  w  spódniczce.  Z 

wyglądu  podobna  do  mnie,  lecz  swoim  zachowaniem  nie  przypomina  nikogo  spośród 

rodziny. Moja matka twierdzi, Ŝe byłam równie porywcza w młodości, lecz to się skończyło, 

kiedy zostałam matką.  

David sięgnął po następny ziemniak.  

– AŜ tak zmieniło cię macierzyństwo? 

– Nie uwierzyłbyś.  

– Pod jakim względem? 

background image

CzyŜ  mogła  wyznać,  Ŝe  macierzyństwo  znaczyło  dla  niej  odrzucenie  przez  ukochanego 

męŜczyznę?  śe  skazywało  ją  na  pasmo  upokorzeń,  poniewaŜ  w  jej  środowisku  potępiano 

panny z dzieckiem? 

–  Stałam  się  odpowiedzialna.  Inaczej  traktowałam  pracę  –  odparła  bez  wewnętrznego 

przekonania. – Jednak nie straciłam poczucia humoru.  

David odgarnął kosmyk włosów z jej policzka. Spojrzała mu prosto w oczy i nagle znów 

poczuła się osiemnastoletnią, postrzeloną trzpiotką.  

– Jesteś taki przystojny, Ŝe aŜ mnie zęby bolą.  

– Takiego komplementu jeszcze nie słyszałem. Skoro jednak tak cię cieszy mój wygląd, 

dziękuję Bogu, Ŝe stworzył mnie takim właśnie męŜczyzną.  

– I ja mu dziękuję. SpowaŜniał.  

– Annie, co teraz zrobimy? 

Nie mogła udawać, Ŝe nie wie, o czym David mówi.  

– Nic.  

Niebieskie oczy Davida zapłonęły gniewem.  

– Na razie trwa nasz wakacyjny romans. Wkrótce nadejdzie pora, aby się poŜegnać. I co 

dalej? – Pochylił się zatroskany. – Mamy zapomnieć o tym, co znowu nas połączyło? O to ci 

chodzi? 

Krzywdził ją tymi sugestiami, lecz nie mogła tego okazać. Zamiast wpaść we wściekłość, 

uśmiechnęła się słodko.  

– Czemu nie? Dokładnie tak postąpiłeś po naszym pierwszym spotkaniu w Vernazzy.  

Cofnął się, jak gdyby go spoliczkowała.  

– To cios poniŜej pasa, Annie. Nie spodziewałem się tego po tobie.  

– Naprawdę? MoŜe dlatego, Ŝe wcale mnie nie znasz.  

– MoŜe. Sądziłem jednak, Ŝe bardzo dobrze znam moją Annie sprzed dwudziestu dwu lat.  

Teraz Suzanne miała powód do gniewu.  

–  Nie.  Skrzywdziłeś  ją.  Była  głupia  i  naiwna.  Nie  przypuszczała,  Ŝe  ktoś  okaŜe  jej  taki 

brak serca. Ale myliła się.  

– Annie, ja teŜ cierpiałem.  

–  Wiedziałeś,  Ŝe  brak  wiadomości  od  ciebie  wykończy  mnie  nerwowo.  Nie  wpadłeś 

jednak na myśl, aby wyjaśnić mi, dlaczego się nie odzywasz.  

–  Zastanawiałem  się  nad  tym,  lecz  po  prostu  nie  mogłem  tego  zrobić.  Nie  potrafiłem 

rozmawiać  o  tragedii,  jaką  przeŜywałem.  UwaŜałem  teŜ,  Ŝe  nie  zrozumiesz  moich 

problemów. Byłaś taka młoda, Annie.  

–  Nie  miałeś  prawa  orzekać  w  moim  imieniu,  czy  jestem  zdolna  cię  zrozumieć  – 

stwierdziła ze smutkiem. – Powinieneś zostawić mi swobodę decydowania.  

– Starałem się cię ochronić.  

– Nie miałeś prawa.  

– Sądziłem, Ŝe miałem. Suzanne potrząsnęła głową.  

–  Poznałam  brutalną  prawdę,  Ŝe  męŜczyźni  nie  mówią  tego,  co  myślą,  i  nie  dotrzymują 

obietnic.  Gotowi  są  powiedzieć  wszystko,  aby  dostać  to,  czego  chcą.  Młoda  Annie  padła 

background image

ofiarą tej reguły. Ja nie zamierzam.  

– To okrutne... – zaczął.  

– Gratuluję, Davidzie – nie dopuściła go do głosu. – Dzięki tobie zrozumiałam, co znaczy 

nie dotrzymywać przyrzeczeń.  

Zerwała się z podłogi i spojrzała na niego z wyrzutem. Powróciły wspomnienia bolesnych 

miesięcy po powrocie z Vernazzy. Gdyby David skontaktował się wtedy z nią, lŜej zniosłaby 

rozstanie i ciąŜę. I spróbowałaby zrozumieć motywy jego postępowania.  

– Proszę o wybaczenie, Annie, abyśmy mogli Ŝyć dalej z czystym sumieniem. Razem.  

Zacisnęła drŜące dłonie.  

– Nie. Znajdź inną kobietę, która uwierzy w twoje piękne słówka.  

– Zaczynamy od początku Annie? JuŜ to przerabialiśmy! 

– Z powodu twego postępku w przeszłości nie mamy przed sobą przyszłości. Nie mamy 

juŜ nawet teraźniejszości. Chcę, Ŝebyś stąd wyszedł. I nie wracał nigdy więcej.  

Suzanne  otworzyła  drzwi  i  zeszła  po  schodach.  Puściła  mimo  uszu  gniewne  okrzyki 

Davida. Na rynku zaczęła biec w stronę wzgórza, aŜ zabrakło jej tchu w piersiach.  

Wtedy czterdziestoletnia Suzanne usiadła na ziemi i się rozszlochała.  

 

Vernazza.  

 

Sądziłam,  Ŝe  go  znam,  i  raz  jeszcze  pozwoliłam,  aby  złudzenia  przesłoniły  mi 

rzeczywistość.  Do  diabła  z  nim!  Nie  powinnam  się  wdawać  w  ten  romans.  Przez  Davida 

najlepsze lata mojego Ŝycia spędziłam w smutku i samotności.  

Mam nadzieję, Ŝe nigdy więcej go nie spotkam.  

ChociaŜ juŜ za nim tęsknię.  

background image

ROZDZIAŁ 7 

 

Otaczające  ciemności  były  przyjazne,  przyniosły  ukojenie.  Suzanne  patrzyła  na  nocne 

niebo.  Gwiazdy,  którym  szeptała  swe  najskrytsze  Ŝyczenia,  kiedy  poznała  Davida, 

przypomniały teraz gorzko o nie spełnionych marzeniach.  

CóŜ  ona  najlepszego  narobiła?  NierozwaŜny  romans  z  Davidem  sprawił,  Ŝe  znów 

cierpiała.  Naraziła  córkę  na  niebezpieczeństwo.  Jak  mogła  postąpić  tak  niemądrze,  Ŝeby  nie 

powiedzieć głupio? PrzecieŜ uwaŜano ją za osobę praktyczną i rozsądną. W młodości nie była 

taka, to oczywiste. Z trudem nauczyła się planować kaŜdy krok, aby ustrzec się złych decyzji.  

I oto właśnie podjęła najgorszą decyzję z moŜliwych. David był wspaniałym kochankiem, 

lecz  wprowadził  w  jej  Ŝycie  niepokój  i  zachwiał  zaufaniem  do  samej  siebie.  Nie  wiedziała, 

czy zdoła zatrzymać niepomyślny bieg wydarzeń. Gotowa jednak była, w razie ostateczności, 

połoŜyć kres ich romansowi.  

Usłyszała kroki za plecami. Bez wątpienia jego kroki. Wolałaby, aby nie szedł za nią. Po 

co w ogóle spotkała go tego lata w Vernazzy! 

David odetchnął z ulgą, kiedy ją znalazł. Nie wiedział tylko, czy krzyczeć z radości, czy 

teŜ z gniewu. Bał się, Ŝe Suzanne popełni jakieś głupstwo.  

Na widok jej ponurej miny zapomniał o wymówkach. Usiadł i postanowił się na razie nie 

odzywać.  Objął  Suzanne  i  oparł  głowę  na  jej  ramieniu.  Słyszał  bicie  jej  serca.  Czuł  lekki, 

płytki oddech. Była tu, obok niego: Ŝywa, cudowna, delikatna jak ptak i zarazem twarda jak 

skała.  

– Kocham cię – powiedział wreszcie. Potrząsnęła głową.  

– Nie kochasz.  

– Naprawdę.  

Serce Suzanne zabiło Ŝywiej.  

– Nawet nie wiesz, co to miłość – Uwierz mi, wiem. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak 

dobrze wiem.  

– Tak? Udowodnij.  

Zabrzmiało  to  jak  wyzwanie.  David  nie  podjął  rzuconej  rękawicy  Nie  chciał  jej  dać 

pretekstu  do  zerwania  znajomości  –  Jestem  tu,  Suzanne  –  zaczął  cicho  tuŜ  przy  jej  uchu.  – 

Nawet mnie samego zaskoczyło, iŜ zostałem, mimo Ŝe kobieta, którą kocham, okazała się być 

męŜatką. Jestem przy tobie, poniewaŜ nie chcę nic robić bez ciebie.  

–  Dziękuję,  Ŝe  dla  mnie  poświeciłeś  swe  szlachetne  zasady,  wcale  jednak  o  to  nie 

prosiłam.  

Jej  głos  brzmiał  sucho  niczym  szelest  jesiennych  liści.  Mięśnie  napięły  się  do  granic 

moŜliwości. Wydawało się, Ŝe lada moment całe ciało eksploduje.  

–  Wiem.  –  Przytulił  się  mocniej.  Pragnął  połoŜyć  głowę  na  kolanach  Suzanne  i 

zapomnieć o całym świecie. – Ja teŜ nie pytałem cię o pozwolenie.  

Zapadło milczenie. Złość powoli ustąpiła. Suzanne się odpręŜyła. David rozluźnił uścisk. 

Nie obawiał się juŜ, Ŝe  ukochana ucieknie,  a  gdyby  nawet – cóŜ mógł zrobić? Była dorosłą, 

background image

wolną kobietą.  

Niezupełnie. Była męŜatką zaangaŜowaną w wakacyjny romans.  

Gościła  w  jego  marzeniach  od  tak  dawna,  Ŝe  wszystkie  inne  okoliczności  przestały  się 

liczyć.  

Suzanne  połoŜyła  rękę  na  jego  dłoni.  Czy  tym  gestem  go  uspokajała?  Zamknął  oczy  i 

chłonął jej zapach. Musnął ustami skroń.  

Była  tu,  teraz,  przy  nim.  Nie  Ŝądał  niczego  więcej.  Na  razie.  Pragnął  jednak  o  wiele 

więcej. Postanowił pokonać jej opory i wątpliwości. Potrzebował tylko czasu.  

– Chodźmy spać.  

Głos Suzanne wyraŜał bezradność i rezygnację z buntu. A moŜe David to właśnie chciał 

usłyszeć? 

–  Wszystko  będzie  dobrze  –  oświadczył  z  przekonaniem.  –  Nie  wiem  jeszcze,  jak  tego 

dokonamy, ale na pewno nam się uda.  

– Nie licz na to, Davidzie.  

– Nie ma rzeczy niemoŜliwych – wykrzesał z siebie resztki optymizmu.  

Suzanne uniosła głowę.  

– A jednak niemoŜliwe było, Ŝebyś dał znak Ŝycia.  

– To co innego.  

– Niestety, nie – odparła ze smutkiem. – Równie niemoŜliwe jak to, abym połączyła się z 

tobą po dwudziestu dwu latach.  

Myliła się. Musiała się mylić! 

– Dlaczego? 

Znów potrząsnęła głową.  

–  NiewaŜne  dlaczego.  Liczy  się  tylko  to,  Ŝe  mamy  przed  sobą  cały  tydzień  we  dwoje. 

Potem juŜ nigdy się nie zobaczymy. – Pogłaskała go po policzku, a on pocałował ją w rękę. – 

To wszystko, co mogę ci ofiarować. Tydzień. Decyduj się.  

– Nie bierzesz pod uwagę rozwiązania kompromisowego.  

–  Bo  nie  dyskutujemy  tu  o  podwyŜce  płac.  Chodzi  o moje  Ŝycie.  Albo  przyjmiesz  moje 

warunki, albo zapomnij, Ŝe się w ogóle spotkaliśmy w Vernazzy.  

Przeraził się, Ŝe moŜe utracić Suzanne. Nie miał wyboru.  

– Przyjmuję warunki.  

 

W  ciągu  ostatnich  kilku  lat  Florencja  wzbogaciła  się  o  kilkaset  nowych  sklepów  z 

towarami skórzanymi. „Naganiacze” wręczali ulotki przechodniom, aby zwabić klientów.  

Tina obrzuciła nieprzyjaznym spojrzeniem skórzany kostiumik na wystawie.  

– KaŜda kobieta w średnim wieku uwielbia, kiedy przypomina jej się, Ŝe straciła figurę – 

skomentowała uszczypliwie. – W tę kreację zmieściłoby mi się co najwyŜej jedno udo.  

Suzanne wybuchnęła śmiechem.  

– Nie martw się, Tino. Ja teŜ bym się w to nie wbiła. Wątpię równieŜ, czy Dawn albo Eve 

są wystarczająco szczupłe. – Zerknęła na metkę. – To chyba rozmiar Teresy.  

Tina spojrzała na kuzynkę z Ŝartobliwym oburzeniem.  

background image

– Sądzisz, Ŝe rozstałaby się z szufladami pełnymi podkoszulków z barwnymi nadrukami? 

Nigdy! 

–  Masz  rację.  Wykazałam  się  zupełnym  brakiem  orientacji.  MoŜe  powinnam  kupić  ten 

kostiumik mojej mamie? Jest szczuplejsza ode mnie i od ciebie.  

– Jak brzmi to powiedzenie? – spytała Tina. – Nigdy nie moŜna być zbyt szczupłym ani 

zbyt bogatym.  

–  Ani  zbyt  szczęśliwym.  Wiem  coś  o  tym.  Przechadzały  się  wzdłuŜ  ulicy,  przy  której 

mieściły  się  luksusowe  sklepy.  Dawn  i  Eve  miały  za  godzinę  zjawić  się  w  hotelu.  Do  tego 

czasu Tina i Suzanne cieszyły się absolutną wolnością.  

–  Suzanne  –  zagadnęła  Tina,  tym  razem  z  powagą  w  głosie  –  jak  twoja  matka 

zareagowała na rozwód z Johnem? 

–  Była  zadowolona,  Ŝe  się  rozstaliśmy.  UwaŜała  Johna  za  nienasyconego  komara,  który 

wysysa krew najbliŜszej rodziny. Chyba takich dokładnie słów uŜyła. Wysysał ze mnie Ŝycie, 

lecz robił to tak subtelnie, Ŝe przez cały czas czułam zaledwie lekkie ukłucie.  

Tina uśmiechnęła się z satysfakcją.  

–  Powiedziałam  mamie,  Ŝe  tylko  ktoś,  kto  chce  zostać  zabity,  daje  się  zabijać  w  ten 

sposób.  

– Nieprawda. Ukąszenie muchy tse-tse wywołuje malarię – zaprotestowała Tina.  

– Przestań! – ostrzegła Suzanne.  

– Spokojnie. Zastanawiałam się po prostu, jaka byłaby reakcja cioci Julii na Davida.  

– To nie ma znaczenia – oświadczyła zdecydowanie Suzanne. – Wyjadę stąd i nigdy się 

juŜ z nim nie zobaczę.  

–  To  dość  radykalne  rozwiązanie,  nie  sądzisz?  Kochacie  się.  Widzę,  jak  na  siebie 

patrzycie, jak się uśmiechacie, dotykacie. To coś więcej niŜ przelotny romans.  

– CzyŜ to nie ty nazwałaś go wilkołakiem? Tina nie kryła zakłopotania.  

– Tak, ale to było dawno, przed naszym ponownym spotkaniem. Poza tym Arturo bardzo 

lubi Davida, a jeśli chodzi o te sprawy, mój mąŜ ma szósty zmysł.  

–  Raczej  kobiety  bywają  obdarzone  intuicją  –  sprzeciwiła  się  Suzanne,  chcąc  zyskać  na 

czasie.  

–  Arturo  stanowi  wyjątek  –  podkreśliła  Tina  z  dumą.  –  Powiedział,  Ŝe  David  kocha  cię 

całym sercem.  

– NiewaŜne. Nie mogę zapłacić takiej wygórowanej ceny za to, Ŝeby stał się częścią mego 

Ŝ

ycia. Dawn jest moją córką. Ją stawiam na pierwszym miejscu, teraz i zawsze.  

– Czy muszą dowiedzieć się, Ŝe są spokrewnieni? 

– spytała Tina z nadzieją, wbrew faktom.  

– Nie trzeba być geniuszem, Ŝeby to odkryć. Data urodzenia Dawn mówi sama za siebie. 

Poza tym ojciec i córka są podobni do siebie jak dwie krople wody.  

Jeśli Dawn dowie się, Ŝe ojciec Ŝyje i Ŝe matka zataiła przed nią prawdę, Suzanne straci 

córkę. Wiedziała, Ŝe nie zniesie takiego ciosu.  

Wolno jej było spędzić jeszcze tydzień z Davidem, a potem oboje powinni powrócić do 

ustabilizowanego, wypracowanego przez lata trybu Ŝycia. Nie istniało inne wyjście z sytuacji.  

background image

Suzanne i Tina dotarły do hotelu. W barze na końcu holu panował półmrok. Klimatyzacja 

działała bez zarzutu, co mile zaskoczyło mieszkankę Nowego Orleanu. W rodzinnym mieście 

Suzanne  nikt  nie  przetrwałby  gorącego,  wilgotnego  lata  w  pozbawionym  klimatyzacji 

pomieszczeniu.  Dziwiło  ją,  Ŝe  wielu  Europejczyków  obywa  się  bez  tego  udogodnienia 

cywilizacyjnego.  

Tina  rozsiadła  się  w  głębokim  fotelu  i  westchnęła.  OŜywiła  się,  kiedy  kelner  przyniósł 

zamówioną mroŜoną herbatę.  

– Patrz, oto namiastka Ameryki! – zawołała.  

–  Nie  rozumiem  –  stwierdziła  Suzanne.  UwaŜnie  obejrzała  swoją  szklankę.  Trzy  kostki 

lodu błyskawicznie topniały.  

Zdumiona Tina szeroko otworzyła oczy.  

–  Podano  nam  herbatę  w  wysokich  szklankach,  z  lodem.  Nie  spotyka  się  tego  w 

europejskich domach.  

– Wiesz, jestem przyzwyczajona do większej ilości lodu.  

– Ach, Amerykanie – zareagowała filozoficznie Tina. – Przesadzamy i z podgrzewaniem, 

i ze schładzaniem jedzenia. We wszystkim naleŜy zachować umiar.  

Suzanne  powoli  sączyła  orzeźwiający  napój.  Tina  miała  rację.  Przede  wszystkim  umiar. 

Dotyczyło to zwłaszcza jej uczucia do Davida. Jej obsesji na punkcie Davida.  

Wesołe okrzyki wyrwały ją z ponurego zamyślenia. Natychmiast powrócił dobry humor.  

– Mama! – krzyczały jej dziewczęta od wejścia.  

Pomachała  im.  Po  powitalnych  uściskach  i  pocałunkach,  po  zamówieniu  wody  sodowej 

przyszedł czas na przyjrzenie się córkom.  

– Eve, schudłaś! 

Eve ukazała zęby w uśmiechu.  

–  Wiem.  Cudownie,  prawda?  A  przecieŜ  na  okrągło  jem  makaron.  Ale  duŜo  chodzę. 

Dawn tak mnie goni, Ŝe kilogramy po prostu ze mnie spadają.  

– Tylko nie przesadzaj. I tak jesteś szczupła.  

–  Nie  martw  się,  mamo  –  wtrąciła  Dawn.  –  Eve  zostawiła  trochę  swego  cięŜaru  na 

granicy. Po powrocie do domu, kiedy nie będzie miała tyle ruchu, przybierze na wadze.  

Sylwetka  Eve  przybrała  chłopięcy  wygląd.  Suzanne  wolała  jednak  poprzednie, 

dziewczęce kształty córki.  

– Mam nadzieję, Ŝe się nie mylisz – oświadczyła. Rozsiadły się w fotelach. Dawn i Eve 

zaczęły opowiadać o swoich przygodach w pociągach, na dworcach, w taksówkach i hotelach. 

Suzanne  z  ulgą  pomyślała,  Ŝe  dziewczętom  pozostały  juŜ  tylko  trzy  tygodnie  wakacji  w 

Europie. Niektóre z turystycznych doświadczeń córek wydały się jej dość niebezpiecznie.  

Jednak  duma  z  córek  przytłumiła  niepokój.  Wychowała  dwie  piękne  dziewczyny,  o 

odmiennych usposobieniach i zainteresowaniach, lecz szanujące te róŜnice i czerpiące z nich 

siłę siostrzanej miłości.  

Słowa Dawn obudziły jej czujność.  

– I wtedy tata powiedział, Ŝe mamy dodatkową setkę na wydatki, bo wpłacił tę sumę na 

nasze konto jako prezent urodzinowy dla Eve.  

background image

– Kiedy z nim rozmawiałyście? 

–  Nie  słuchałaś,  mamo  –  stwierdziła  Dawn  z  wyrzutem.  –  Wczoraj  wieczorem. 

Powiedział teŜ, Ŝe się Ŝeni.  

Suzanne pokiwała głową.  

– Wiem. Wspominał o tym przed moim wyjazdem. Eve nadstawiła uszu z ciekawością.  

– Poznałaś tę kobietę? Miła? 

– Wydaje mi się, Ŝe bardzo miła. Zetknęłyście się z nią na przyjęciu uniwersyteckim. Jest 

sekretarką na wydziale, na którym wykłada wasz ojciec.  

To  dziwne,  lecz  rozmowa  o  kandydatce  na  Ŝonę  człowieka,  z  którym  Suzanne  spędziła 

połowę  dorosłego  Ŝycia,  nie  sprawiła  jej  przykrości.  Jak  gdyby  całkiem  inna  Suzanne  była 

Ŝ

oną Johna.  

– Nie obchodzi mnie, kim ona jest i co ma wspólnego z tatą. śadna nie moŜe się równać z 

tobą, mamo – zadeklarowała Eve lojalnie.  

Biedna Eve... Bardzo chciała zachować więź z obojgiem rozwiedzionych rodziców. Czuła 

się  rozdarta.  Między  innymi  z  tego  względu  Suzanne  i  John  postanowili  nie  ukrywać  przed 

dziećmi swoich planów.  

– Nie zamierzam się z nią porównywać, nie znaczy to jednak, Ŝe jej nie polubisz.  

– Naprawdę? Widocznie nie zrobiła na mnie wraŜenia, skoro jej nie pamiętam.  

– Ja teŜ widziałam ją dość dawno.  

– I spodobała ci się, mamo? 

– Wydaje mi się, Ŝe to odpowiednia osoba dla waszego taty. śyczę mu szczęścia, a sobie, 

Ŝ

eby nie zapomniał o swoich córkach. Pora, abyśmy oboje ułoŜyli sobie Ŝycie.  

Córki  patrzyły  na  nią  w  milczeniu.  Niełatwo  oswajały  się  z  nową  sytuacją.  Suzanne  nie 

miała  pretensji  o  to,  Ŝe  niepokoi  je  zbliŜający  się  ślub  ojca.  Sama  potrzebowała  czasu,  aby 

przyzwyczaić  się  do  tej  myśli.  UwaŜała  to  za  coś  normalnego.  PrzeŜyli  wspólnie 

siedemnaście lat. Łączyło ich mnóstwo spraw.  

Dowiadywała się od córek, co słychać u byłego męŜa. Do Johna chyba równieŜ tą drogą 

docierały  informacje.  Suzanne  i  dziewczęta  miały  właściwie  szczęście.  Nawet  po  rozwodzie 

John liczył się z reakcją dzieci na swoje plany małŜeńskie.  

Eve uśmiechnęła się porozumiewawczo.  

–  CzyŜbyś  teŜ  kogoś  znalazła,  mamo?  Czy  dlatego  tak  beztrosko  przyjmujesz  oŜenek 

taty? 

Łagodna, przystojna twarz Davida stanęła przed oczami Suzanne. Zaczerwieniła się.  

– AleŜ skąd! MęŜczyźni na ogół szybciej zawierają nowe związki po rozwodzie. To znana 

prawidłowość. A o ślubie waszego taty rozmawialiśmy od dawna, więc nie robi juŜ na mnie 

wraŜenia.  

– Mamo, dobrze się czujesz? – spytała zatroskana Dawn.  

Suzanne wiedziała, Ŝe przed bystrym okiem starszej córki nic się nie ukryje.  

– Świetnie – zapewniła z głębokim przekonaniem. Pytanie Eve zbiło ją z tropu, poniewaŜ 

dotyczyło jej Ŝycia osobistego, nie zaś małŜeństwa Johna.  

Resztę  wieczoru  spędziły  w  restauracji  hotelowej.  Zjadły  europejską  kolację  bez 

background image

pośpiechu,  delektując  się  kolejnymi  daniami.  KaŜda  z  potraw  mile  łechtała  podniebienie  i 

sprawiała, Ŝe nabierały apetytu na następną.  

Kiedy  Suzanne  połoŜyła  się  wreszcie  do  łóŜka,  długo  nie  mogła  zasnąć.  Ze  wzrokiem 

wbitym  w  sufit  zastanawiała  się,  czy  nigdy  nie  zdoła  się  pozbyć  poczucia  samotności. 

Czekała  na  kogoś,  kto  wypełni  puste  miejsce  w  jej  Ŝyciu.  Brakowało  jej  takiej  osoby  od 

dawna, nawet podczas małŜeństwa z Johnem.  

Spotkanie z Davidem Marshallem uświadomiło jej, Ŝe przez te wszystkie lata czekała na 

niego.  Dlaczego  los  zetknął  ich  tak  późno?  Pogodziła  się  z  sytuacją  i  niewesołymi 

perspektywami. W pewnym sensie polubiła swoją niezaleŜność.  

Wieczór  spędzony  w  towarzystwie  córek  obnaŜył  przed  Suzanne  bolesną  prawdę: 

dziewczęta niedługo nie będą jej potrzebowały. Dorosły, stały się samodzielne. Nie mogła się 

im narzucać Jak miała postąpić? Serce podpowiadało jedno: zostać z Dawidem.  

Zdrowy rozsądek mówił: nie. Musiała go posłuchać.  

 

David  tęsknił  za  Suzanne,  Arturo  –  za  Tiną.  Tęsknota  w  wykonaniu  Artura  przybierała 

iście  operową  formę.  Snuł  się  po  restauracji,  wzdychał,  chwytał  się  za  serce  z  rozpaczy. 

David  uznał  ten  fakt  za  pocieszający.  Skoro  po  dwudziestu  dwu  latach  małŜeństwa  Włoch 

wciąŜ szalał za Ŝoną, dowodziło to wielkiej siły miłości. Odwzajemnionej miłości.  

Czy Annie teŜ za nim tęskniła? 

Czy  do  końca  Ŝycia  miał  pozostać  sam?  Tak  się  stanie,  jeśli  Suzanne  nie  odejdzie  od 

męŜa.  

Dla Davida Marshalla nie liczyła się Ŝadna inna kobieta.  

 

Florencja.  

 

Po  tygodniu  spędzonym  z  Davidem  innym  okiem  spojrzałam  na  naszą  córkę. 

Zdumiewające, jak są do siebie podobni. W kaŜdym słowie i geście.  

Coraz trudniej podjąć decyzję. Jaki mam jednak wybór? 

background image

ROZDZIAŁ 8 

 

Suzanne i Tina wysiadły z pociągu o zmroku. Ciemne, nisko zawieszone chmury zasnuły 

niebo i pędziły gnane wiatrem ku wybrzeŜu. Zanosiło się na ulewny deszcz.  

Suzanne szybkim krokiem szła za Tiną w dół wzgórza, w stronę rynku. ChociaŜ była pora 

kolacji,  w  restauracji  Artura  nie  powinien  panować  tłok.  Nieprzyjemna  pogoda  na  pewno 

zniechęci  klientów  do  siadania  przy  stolikach  na  zewnątrz  lokalu,  zaś  w  środku  mogło  się 

pomieścić zaledwie dwadzieścia osób.  

Kobiety  dotarły  na  miejsce  w  chwili,  gdy  lunął  deszcz.  Grzmot i  błyskawica  obwieściły 

ich przybycie. Roześmiane wkroczyły do restauracji.  

Suzanne  natychmiast  spostrzegła  Davida.  Czekał  przy  barze,  a  jego  chłopięcy  uśmiech 

podziałał na nią niczym łyk rozgrzewającego koniaku.  

Wstał i wyjął walizkę z rąk Suzanne.  

– Cieszę się, Ŝe wróciłaś do domu.  

– Ja teŜ się cieszę.  

Wspaniale się złoŜyło, Ŝe mogła zobaczyć córki, ale stęskniła się juŜ za Davidem. Mieli 

przed sobą tak mało czasu.  

–  A  wiec  jesteście  –  stwierdził  zadowolony  Arturo.  Odstawił  wielką  tacę,  którą  właśnie 

niósł, i ucałował Ŝonę w policzek. – PomoŜesz mi przy barze, dobrze? Giuseppe skaleczył się 

w rękę haczykiem na ryby i Ŝona nie pozwoliła mu dziś pracować.  

– Sądziłem, Ŝe jest doświadczonym wędkarzem.  

–  Jest,  ale  pokazywał  synowi  parę  sztuczek  i  chłopak  tak  się  zapalił,  Ŝe  za  mocno 

pociągnął  Ŝyłkę.  Trzeba  było  załoŜyć  dwanaście  szwów.  –  Arturo  mówił  coraz  głośniej,  w 

miarę jak oddalał się z tacą od baru. Absolutnie nie przejmował się tym, Ŝe słychać go w całej 

restauracji. – śona zaopiekowała się nim jak chorym dzieckiem. Musiałem dać mu wolne.  

–  I  ty  masz  mu  to  za  złe?  –  odezwała  się  Tina  z  Ŝartobliwym  wyrzutem.  –  Lubisz 

przecieŜ, kiedy cię otaczam matczyną opieką.  

Goście przy stolikach wybuchnęli śmiechem. Arturo równieŜ poweselał.  

Vittorio pojawił się za barem. Z ukłonem podał Suzanne szklaneczkę wina.  

–  Z  wyrazami  szacunku  od  męŜczyzny,  który  wielbi  piękne  kobiety  –  powiedział 

zabawnie uwodzicielskim tonem.  

Suzanne musiała przyznać, Ŝe nie bez powodu mówiono o nim „Romeo”.  

–  Dziękuję,  Vittorio.  Twój  komplement  sprawił  mi  prawdziwą  przyjemność.  –  Suzanne 

usiadła na drewnianym stołku barowym. – A czy pan takŜe wielbi piękne kobiety? 

David kiwnął głową. W niebieskich oczach pojawiły się iskierki.  

– Tak. Widzę ich tu wiele. Ale tylko pani jest pod kaŜdym względem w moim typie.  

Suzanne  nie  zdołała  się  powstrzymać  od  uśmiechu.  Kobiety  obecne  tego  wieczora  w 

restauracji  Artura  były  to  Włoszki,  mniej  więcej  sześćdziesięcioletnie,  o  zdecydowanie 

obfitych kształtach.  

– Przemawia przez ciebie stary lubieŜnik.  

background image

– Chyba tak – zgodził się. – Mój największy problem polega na tym, Ŝe moje myśli krąŜą 

wokół jednej tylko kobiety.  

– Naprawdę? Znam ją? 

– To młoda kobieta. O wiele młodsza niŜ mogłem się spodziewać.  

– Nie ma tu takich kobiet. Ty natomiast zachowujesz się i wyglądasz o wiele młodziej niŜ 

wszyscy znani mi męŜczyźni.  

– Kiedyś byłem młody, lecz potem opuściła mnie dama z moich snów i zestarzałem się.  

– Przykro mi. Czy dama, o której mowa, mogłaby ci pomóc w jakiś sposób? 

–  Tak.  Istnieje  nowa  metoda  z  zakresu  tak  zwanej  medycyny  intensywnej.  Owa  dama 

powinna na kilka godzin oddać się do mojej wyłącznej dyspozycji.  

Suzanne powoli sączyła wino. Jej serce biło tak mocno, jak gdyby dopiero co ukończyła 

wyczerpujący bieg.  

– Jesteś pewien co do postawionej diagnozy i przepisanej kuracji? 

–  Oczywiście.  To  samo  lekarstwo  działa  znakomicie  takŜe  na  dreszcze  i  gorączkę.  – 

Przeciągnął  palcem  po  policzku  i  ustach  Suzanne.  –  Przebywanie  blisko  ciebie  wywołuje  u 

mnie dreszcze i gorączkę.  

Głos Davida brzmiał ciepło, zmysłowo. Musnął  palcem jej podbródek, szyję. Przełknęła 

ś

linę. Długo obmyślana taktyka nie sprawdzała się w obecności Davida. Suzanne poczuła się 

bezbronna.  

– MoŜe jesteś podatny na przeziębienia? 

– Nie. Nie mam innych objawów grypy. To ty jesteś moim problemem, Annie. I zawsze 

byłaś.  

Vittorio  postawił  przed  nimi  talerz  pieroŜków  ravioli.  Starannie  ułoŜył  dwa  widelce. 

Spojrzał z zadowoleniem na ciotkę i jej znajomego.  

– Mama powiedziała: jedzcie na zdrowie – oświadczył.  

Nie odszedł. Z zainteresowaniem obserwował miłosną grę przy barze.  

– Dziękujemy – odezwał się David z lekkim przekąsem w głosie.  

Suzanne uśmiechnęła się. David nie lubił być obserwowany.  

Nadział  na  widelec  kilka  pieroŜków  i  podniósł  do  jej  ust.  Johnowi  nie  przyszłoby  to  do 

głowy. W gruncie rzeczy był męŜczyzną pozbawionym wyobraźni.  

Troskliwość,  czułość  i  serdeczność  Davida  powodowała,  Ŝe  Suzanne  czuła  się  w  pełni 

kobietą.  Pragnęła  go.  Och,  jak  bardzo  go  pragnęła!  Chciała,  aby  stał  się  częścią  jej  Ŝycia. 

Chciała zasypiać i budzić się u jego boku przez resztę Ŝycia.  

– Masz uśmiech piękniejszy niŜ Mona Lisa – szepnął David.  

– Twoje słowa mile łechcą moją próŜność.  

– Chcę cię objąć.  

– Nie! 

Zdumiała ją własna reakcja na tak niewinną propozycję. Przed czym się tak  gwałtownie 

broniła? PrzecieŜ nie zaproponował, Ŝeby się kochali.  

–  Tak.  –  Głos  Davida  hipnotyzował.  –  Chcę  cię  tylko  objąć  i  wsłuchać  się  w  odgłosy 

nocy. – Pochylił się, a jego szept spowijał Suzanne niczym  gorąca mgła.  – Śniłem o tym co 

background image

noc. WciąŜ wracałem wspomnieniami do chwil, które spędziliśmy pod basztą zamkową.  

– O słodki BoŜe...  

ś

ar  dotarł  do  najskrytszych  zakamarków  jej  ciała.  Odetchnęła  głęboko.  Nie  umiała 

panować  nad  sobą.  Do  głosu  dochodziła  ciemna,  nieokiełznana,  impulsywna  strona  jej 

osobowości.  

– Chodźmy do baszty – rzuciła.  

– Pada.  

Gdzieś blisko uderzył piorun.  

– Weźmiemy płaszcze.  

David uśmiechnął się powoli. Suzanne chciała krzyczeć z radości.  

– Wypij wino.  

– Nie potrzebuję.  

– UwaŜajcie na siebie! StrzeŜcie się piorunów! – zawołała Tina, widząc, Ŝe wychodzą na 

ulicę.  

David chwycił Suzanne za rękę. Pobiegli przez rynek. Chichotali jak dzieci.  

Zatrzymali się po drugiej stronie placu. Suzanne ledwie mogła złapać dech.  

–  Kiedy  byłem  małym  chłopcem,  nie  pozwalano  mi  biegać  po  deszczu.  Wiem  teraz,  co 

straciłem. Tobie rodzice teŜ tego zabraniali? 

– Tak, ale ich nie słuchałam.  

Mokra bluzka lepiła się do ciała Suzanne. Przylgnęła do piersi. David dotknął wilgotnego 

materiału.  Suzanne  znieruchomiała.  Krople  deszczu  rozpryskiwały  się  na  bruku.  Błyskawice 

co chwilę rozświetlały niebo na ułamek sekundy.  

– Pragnę cię tak bardzo, Ŝe cała drŜę.  

– DrŜysz, bo przemokłaś.  

– Osusz mnie.  

Spojrzał  na  jej  usta.  Rozchyliła  je  zapraszająco.  Przygarnął  ją  mocno  i  łapczywie 

przywarł do jej warg.  

–  Powiedz,  Ŝe  mnie  kochasz  –  zaŜądał,  mierząc  Suzanne  surowym,  nieustępliwym 

wzrokiem. – Powiedz to! 

Rozległ się grzmot.  

–  Kocham  cię!  –  zawołała,  chcąc  przekrzyczeć  piorun.  –  Kocham  cię  –  szepnęła,  gdy 

wybrzmiał złowieszczy huk.  

Okrzyk Davida odbił się echem od kamiennych ścian.  

– Wiedziałem! Wiedziałem! Chodź! Chwycił ją mocno za rękę.  

Gdy znaleźli się w jego apartamencie Suzanne miała wraŜenie, Ŝe topnieje pod gorącym 

spojrzeniem Davida.  

Ten odetchnął głęboko i wyjął z szafki duŜe lniane obrusy.  

–  Rozbierz  się  i  owiń  w  to  –  zaproponował.  Suzanne  błyskawicznie  ściągnęła  mokre 

ubranie  i  rzuciła  je  na  krzesło.  Owinęła  wokół  ciała  lnianą  płachtę  niczym  togę  i  zawiązała 

węzeł.  

Odwróciła  się.  David  patrzył  na  nią  uwaŜnie.  Owinął  obrus  wokół  bioder.  Wyciągnął 

background image

rękę.  

– Chodźmy na taras.  

Drzwi  na  szczycie  schodów  były  lekko  uchylone.  David  pchnął  je  energicznie.  Długi 

strop chronił przed deszczem. Czarne nocne niebo pokryło świat szczelną kopułą. Spienione 

morze  wydawało  się  rozwścieczone.  Zygzak  błyskawicy  jak  na  zamówienie  dał  sygnał  do 

rozpoczęcia spektaklu.  

David oparł się o ozdobnie otynkowany mur i przyciągnął do siebie Suzanne.  

– Od dwóch dni pragnąłem to zrobić – szepnął wprost do jej ucha.  

–  Patrzeć  na  burzę?  –  zaŜartowała.  Przekonała  się,  Ŝe  prawdziwą  satysfakcję  moŜe 

czerpać  tylko  z  bliskości  i  miłości  tego  jedynego  męŜczyzny.  Dopiero  w  wieku  czterdziestu 

lat poznała to uczucie i juŜ wkrótce miała je utracić...  

–  Wiesz,  Ŝe  teŜ  tego  pragnęłam  –  stwierdziła  szczerze.  Nie  zamierzała  okłamywać 

przynajmniej samej siebie. – Pragnęłam tego ponad wszelkie wyobraŜenie.  

– Oboje pragnęliśmy tego samego.  

Czas  stanął  w  miejscu.  Suzanne  wiedziała,  Ŝe  marzenia  nie  są  po  to,  aby  się  spełniały. 

Poznała tę prawdę bardzo wcześnie. Im bardziej porywające marzenie, tym trudniej się z tym 

pogodzić.  

– Davidzie – zaczęła z obawą, by męŜczyzna nie przerwał hipnotyzującej gry.  

Nie  zniosłaby  kolejnego  rozczarowania.  Czuła  się  zmęczona  walką  o  szczęście.  Znów 

zaryzykować? Na próŜno? To nie dla niej.  

PołoŜył palec na jej ustach.  

–  Ciiicho  –  szepnął.  –  OdpręŜ  się  i  podziwiaj  fajerwerki  zsyłane  na  Ziemię  przez  Boga. 

Mamy resztę Ŝycia na uzgadnianie szczegółów. Teraz cieszmy się chwilą.  

Posłuchała  go.  Ona  równieŜ  pragnęła  spokoju.  Ale  szczegóły  nigdy  nie  zostaną 

uzgodnione.  Ani  teraz,  ani  później.  Dostała  od  losu  podarunek:  kilka  chwil.  Powinna  się 

cieszyć.  

 

Suzanne  nie  spała  dobrze  tej  nocy.  Wierciła  się,  rzucała  i  często  budziła.  David 

obejmował ją i przytulał. Natrętne myśli spędzały jej sen z powiek.  

Doszła do niebezpiecznego punktu. Głos serca pchał ją w ramiona Davida. Jednak gdyby 

straciła miłość córki, Ŝycie utraciłoby sens.  

Suzanne nie wiedziała, jak postąpić.  

Dawn dała się przekonać i zrezygnowała z wcześniejszego przyjazdu do Vernazzy. Wraz 

z  powrotem  Davida  do  Stanów  skończy  się  ich  znajomość.  To  było  jedyne  moŜliwe 

rozwiązanie problemów Suzanne.  

 

David  bez  trudu  dostrzegł  niepokój  dręczący  Suzanne.  Przekonał  się,  Ŝe  nie  chce  go 

prosić  o  pomoc.  Doszedł  do  wniosku,  Ŝe  to  właśnie  on,  pojawiając  się  po  latach,  stał  się 

przyczyną jej trosk.  

MałŜeństwo  Suzanne  z  pewnością  nie  układało  się  szczęśliwie,  w  przeciwnym  razie  nie 

angaŜowałaby  się  w  romans.  Zbyt  dobrze  ją  znał,  by  tego  nie  wiedzieć.  Bez  względu  na  to, 

background image

jak  bardzo  go  kochała,  nigdy  nie  uległaby  pokusie,  gdyby  małŜeństwo  układało  się 

pomyślnie.  

Taka ocena sytuacji uwalniała Davida od wszelkiej odpowiedzialności, nie wątpił jednak 

w jej słuszność.  

CóŜ miał zrobić? Jak doprowadzić do połączenia ich losów na resztę Ŝycia? Dręczyło go 

poczucie bezsilności.  

Pragnął przyjść Suzanne z pomocą, lecz nie dopuściła go do swoich myśli. Nie pozwoliła, 

aby stał się jej rycerzem w błyszczącej zbroi. Tolerowała go jedynie w roli kochanka.  

Jęknęła przez sen i przekręciła się na drugi bok. Pogładziła jego tors. PołoŜył rękę na jej 

dłoni. Natychmiast się uspokoiła.  

Jeszcze cztery dni we dwoje, a potem będzie musiał wracać do Stanów. Zdecydował, Ŝe 

da  Suzanne  miesiąc  na  rozmówienie  się  z  męŜem,  potem  zaś  skłoni  ją,  aby  uznała  go 

oficjalnie  za  swojego  partnera.  UwaŜał,  Ŝe  oboje  stanowią  dwie  połowy  całości.  Tym  razem 

nie  zamierzał  pozwolić,  aby  czas,  okoliczności  lub  nawet  inny  męŜczyzna  zniweczył  szansę 

na wspólne szczęście.  

Gdzieś  głęboko  w  sercu  tkwiło  przekonanie,  Ŝe  (chociaŜ  nigdy  nie  przyznałby  tego 

głośno) sam jest jedyną szansą Suzanne na szczęście.  

Suzanne  od  czterech  godzin  tkwiła  przy  maszynie  do  pisania,  kiedy  do  drzwi  zapukała 

mała Teresa.  

– Mama mówi, Ŝe dzwoni Eve. AŜ z Sieny! – obwieściła ze zgrozą.  

Dziewczynka myślała, Ŝe odległość do Sieny równa jest niemal drodze do KsięŜyca.  

Suzanne zbiegła po schodach i wpadła jak burza do pokoju Tiny, która śmiała się, stojąc 

ze słuchawką przy uchu.  

– Obawiam się, Ŝe twoja mama nie uzna tego za zabawne – stwierdziła Tina, zerkając na 

kuzynkę. – Lepiej sama jej powiedz.  

Zdumiona Suzanne zmarszczyła czoło. Tina oddała jej słuchawkę.  

– Cześć, kochanie. Co się stało? 

– Mamo, nigdy byś nie uwierzyła! 

W głosie Eve brzmiał tłumiony śmiech. Suzanne odetchnęła z ulgą.  

– Pewnie spotkało cię coś wesołego, bo Tina śmieje się przez cały czas.  

– CóŜ, tak i nie. Potknęłam się i skręciłam kostkę. Noga spuchła jak balon.  

– Byłaś u lekarza? 

–  Tak.  Kazał  mi  odpoczywać  co  najmniej  przez  tydzień.  Mamo,  powinnaś  poznać  tego 

lekarza!  Kapitalny  facet!  Co  wieczór  przynosi  mi  kolację!  Mówi,  Ŝe  nie  powinnam  sama 

wychodzić.  

–  Ach,  doprawdy?  Nie  przyznałaś  się,  Ŝe  jesteś  młodą,  wyzwoloną  kobietą,  która  sama 

umie zadbać o siebie bez pomocy jakiegoś samca? 

–  W  ogóle  o  tym  nie  wspomniałam!  On  pewnie  nawet  nie  słyszał  o  ruchu  wyzwolenia 

kobiet. To typ męŜczyzny, który chce się opiekować kobietą.  

–  Niech  się  lepiej  zajmie  kimś  innym,  kochanie.  Uciekaj  stamtąd,  a  ja  juŜ  się  tobą 

zaopiekuję.  

background image

– AleŜ, mamo! – jęknęła Eve. – To po prostu przyjaciel, a poza tym przecieŜ lekarz, na 

litość boską! 

–  Niech  sobie  będzie  nawet  Einsteinem,  a  ja  chcę  cię  zobaczyć  tutaj,  moja  panno  – 

oświadczyła  stanowczo  Suzanne.  –  Za  tydzień,  kiedy  podleczysz  kostkę,  będziesz  mogła 

dołączyć do siostry.  

– Jezu, mamo, mówisz zupełnie jak tata – powiedziała Eve z wyrzutem. – Spodziewałam 

się, Ŝe wykrzeszesz z siebie trochę entuzjazmu. A tu ciągle to samo... To nie w porządku.  

–  Przynajmniej  w  jednej  rzeczy  zgadzamy  się  z  twoim  ojcem.  A  teraz  daj  Dawn  do 

telefonu.  

Wspólnie  ze  starszą  córką  uzgodniła  szczegóły  podróŜy  Eve  do  Vernazzy.  Jazda 

pociągiem  miała  trwać  tylko  dwie  godziny.  Przez  ten  czas  Eve  powinna  trzymać  stopę  na 

siedzeniu.  W  Vernazzy  mogła  siedzieć  całymi  dniami  przy  oknie  i  obserwować  ludzi  na 

rynku.  

Po  skończonej  rozmowie  Suzanne  zerknęła  na  kuzynkę.  Natychmiast  przyszło 

otrzeźwienie. Usiadła przeraŜona.  

– O BoŜe! Co ja zrobiłam? 

–  Czekałam,  aŜ  zdasz  sobie  sprawę  z  tego,  Ŝe  Eve  pozna  Davida.  Bez  wątpienia.  Czy 

Dawn teŜ przyjeŜdŜa? 

– Tylko Eve, ale to i tak problem – stwierdziła Suzanne, gorączkowo szukając w myślach 

jakiegoś rozwiązania. – Ona wszędzie wtyka nos.  

– No cóŜ, dobrze, Ŝe chociaŜ Dawn pozostanie z dala od Vernazzy. Wystarczyłoby jej raz 

spojrzeć na Davida i odkryłaby swoje prawdziwe korzenie.  

– Eve teŜ moŜe to spostrzec. – Suzanne przygryzła wargę.  

– Nie. – Tina potrząsnęła głową. – Eve nie zwraca specjalnej uwagi na wygląd. Interesuje 

ją raczej osobowość, wnętrze człowieka.  

– Mam nadzieję, Ŝe się nie mylisz.  

–  Tylko  nie  rób  wielkiego  szumu  wokół  jej  spotkania  z  Davidem.  Im  mniej  będzie 

podejrzewała,  tym  lepiej.  Jeśli  zaczniesz  ich  na  siłę  rozdzielać,  Eve  dojdzie  do  wniosku,  Ŝe 

coś się za tym kryje. Nie spocznie, aŜ się nie dowie wszystkiego.  

– Racja.  

Suzanne  przycisnęła  dłonie  do  skroni.  Nie  mogła  sobie  teraz  pozwolić  na  ból  głowy. 

Musiała  gruntownie  przeanalizować  sytuację  i  tak  zaaranŜować  spotkanie  Eve  z  Davidem, 

aby  córka  nie  wyrwała  się  z  wiadomością  o  rozwodzie  i  nie  zorientowała  się,  czyim 

dzieckiem jest Dawn.  

–  Suzanne,  ty  zawsze  pakujesz  się  w  kłopoty.  –  Tina  wybuchnęła  śmiechem.  – 

Przypominają mi się czasy, kiedy byłaś młoda. Właściwie nic się nie zmieniłaś.  

– Dorosłam, Tino. Omijałam kłopoty.  

–  AŜ  do  dziś  –  przypomniała  kuzynka.  –  Mam  nadzieję,  Ŝe  wszystko  się  ułoŜy  i  dasz 

sobie radę.  

–  Oby  sprawy  przebiegły  po  mojej  myśli  –  mruknęła  Suzanne  bez  przekonania.  Splotła 

palce i bezgłośnie modliła się o Ŝyczliwość losu.  

background image

 

Vernazza  

Kocham  Davida  i  w  przypływie  namiętności  powiedziałam  mu  to.  JakŜe  mogłam  zrobić 

coś takiego? Eve przyjeŜdŜa tutaj. Zacznie wypytywać o Davida. Mam niejasne przeczucie, Ŝe 

ukartowała ten wypad do Vernazzy. Wiedziała, Ŝe będę nalegać, aby się nią zająć, zwłaszcza 

gdy wspomniała o lekarzu, Włochu. Ale dlaczego? 

ś

ycie  szykuje  nam  tyle  niespodzianek...  Sądziłam,  Ŝe  w  tym  wieku  powinnam  znać 

odpowiedzi na niektóre pytania. Niestety, sprawy się komplikują. Jestem juŜ zmęczona walką 

o  swoje  szczęście,  ale  jak  postąpić?  Czekam  na  odpowiedź,  na  jakiś  znak  –  i  dalej  brnę  w 

kłopoty.  

background image

ROZDZIAŁ 9 

 

Eve  przyjechała  w  południe.  Suzanne  i  Tina  czekały  na  stacji  z  czerwonym  wózkiem 

dziecinnym na wypadek, gdyby Eve miała trudności z pokonaniem o kulach stromego zejścia 

na rynek.  

Z  pociągu  wysiadła  jasnooka  dziewczyna.  Kule  trzymała  w  ręce.  Lekko  utykała. 

Starannie obandaŜowana kostka rzeczywiście spuchła jak balon.  

– Naprawdę czuję się juŜ lepiej! – oświadczyła, ściskając matkę i ciotkę.  

– Kostka na pewno wygląda lepiej, w to nie wątpimy – stwierdziła ironicznie Tina, biorąc 

walizkę Eve.  

Suzanne  wyczuła  aluzję.  Eve  przyjechała  do  Vernazzy  po  coś  więcej  niŜ  dobrą  opiekę. 

Miała jakiś inny, ukryty cel. Prędzej czy później tajemnica zostanie ujawniona.  

–  Cudowne  morskie  powietrze  –  zachwyciła  się  Eve,  oddychając  głęboko.  –  Uzdrawia 

człowieka, zanim się zorientuje, Ŝe jest chory.  

Suzanne  bacznie  obserwowała  córkę,  która  całkiem  sprawnie  dokuśtykała  do  schodów  i 

zaczęła  schodzić.  Nabrała  pewności,  Ŝe  Eve  wszystko  uknuła,  by  wcześniej  przyjechać  do 

Vernazzy.  

– Dowodzisz tego własnym przykładem. Wyzdrowiałaś po paru oddechach.  

Eve z zapałem godnym lepszej sprawy udawała trudności w chodzeniu. Zatrzymywała się 

na kaŜdym stopniu.  

– Umieram z głodu! Tak się cieszę, Ŝe Tina i Arturo otworzyli restaurację! 

Gadatliwość  Eve  nie  uśpiła  czujności  Suzanne.  Spostrzegła,  Ŝe  wzrok  córki  wędruje  od 

przechodnia do przechodnia, jak gdyby kogoś wypatrywała. Kuzynów? Byli przyjaciółmi, nie 

tylko krewnymi. Korespondowali, wymieniali upominki. Zarówno córki Suzanne, jak i dzieci 

Tiny szczyciły się posiadaniem rodziny za granicą.  

Eve usiadła w końcu na wózku, który zaczęła ciągnąć Suzanne. Tina, niosąc walizkę, szła 

obok  i  wypytywała  dziewczynę  o  to,  co  juŜ  widziała  we  Włoszech.  Eve  popisała  się 

znakomitą pamięcią i znajomością mnóstwa szczegółów.  

Niepokój  Suzanne  rósł  z  kaŜdym  krokiem.  Instynkt  macierzyński  mówił  jej,  Ŝe  za 

niespodziewanym  przyjazdem  córki  coś  się  kryje  i  Ŝe  w  jej  planie  na  pewno  maczała  palce 

Dawn.  

Z  głównej  ulicy  skręciły  na  rynek.  Przez  całą  drogę  do  restauracji  Eve  dosłownie  nie 

zamykały  się  usta.  Suzanne  zatrzymała  wózek  przy  stoliku,  tuŜ  pod  ścianą.  Pomogła  córce 

usiąść  i  połoŜyć  chorą  stopę  na  sąsiednim  krześle.  Kolorowy  parasol  chronił  przed 

oślepiającym blaskiem słońca.  

Tina  zerknęła  najpierw  na  Suzanne,  a  potem  na  Eve  i  postanowiła  zrobić  coś 

poŜytecznego.  

– Przyniosę coś do jedzenia – zaproponowała.  

Suzanne  usiadła  naprzeciwko  Eve.  Odgarnęła  kosmyk  jasnych  włosów  z  twarzy 

dziewczyny, która uśmiechnęła się i zakłopotana opuściła wzrok.  

background image

– Czy powiesz mi wreszcie, co się właściwie dzieje? 

– O czym ty mówisz? – oburzyła się Eve.  

– Kochanie, twoja kostka nie jest aŜ w tak złym  stanie, abyś musiała przyjeŜdŜać tutaj i 

rezygnować  z  wakacyjnych  wojaŜy.  Chyba  Ŝe  istnieje  jakiś  specjalny  powód,  dla  którego 

zjawiłaś się w Vernazzy.  

– Sama kazałaś mi przyjechać, pamiętasz? 

– Dałaś mi do zrozumienia, Ŝe omal nie złamałaś nogi, Ŝe potrzebujesz stałej opieki i Ŝe 

nie wiesz, co robić. Widocznie Dawn teŜ straciła głowę.  

– Zgadza się – stwierdziła Eve zadowolona, Ŝe matka prawidłowo oceniła sytuację. – Tak 

więc... jestem! 

– Po co? – spytała Suzanne cicho tonem, od którego dziewczyna poczuła się nieswojo.  

– Mamo... – zaczęła.  

Uśmiech  zniknął  z  jej  radosnej  zazwyczaj  twarzy.  Zmarszczyła  brwi  i  przeniosła  wzrok 

na błękitne morskie fale.  

Suzanne ścisnęła ją za rękę.  

– Powiedz mi! Eve zamknęła oczy.  

–  Strasznie  się  za  tobą  stęskniłam,  mamo.  Zapewne  była  to  prawda.  Po  raz  pierwszy  w 

Ŝ

yciu Eve rozstała się z matką na tak długo, w dodatku przebywała w obcym kraju, z dala od 

domu. Z pewnością jednak nie z tego powodu przyjechała do Vernazzy. W kaŜdym razie, nie 

tylko z tego powodu. Musiała istnieć inna przyczyna.  

– A poza tym? 

Eve wzruszyła ramionami.  

– Koniec. Skręcona noga wydawała się świetnym pretekstem do odwiedzenia ciebie.  

– A co z Dawn? 

– Nie chciała przerywać podróŜy szlakiem zabytków średniowiecza.  

– Nie było ci szkoda z tego zrezygnować? 

– Mam przed sobą całe Ŝycie na poznawanie Europy.  

– Ale jesteś tu właśnie teraz. W oczach Eve błysnęły łzy.  

– Tak. Mamo, dobrze się czujesz? – zapytała zatroskana.  

Suzanne uśmiechnęła się szeroko.  

– To nie ja skręciłam nogę.  

– Kostkę.  

– NiewaŜne.  

– Zachowywałaś się dziwnie we Florencji.  

– Dziwnie? Dlaczego? 

Eve unikała wzroku matki. Nerwowo mięła w palcach serwetkę.  

– Sama nie wiem. Jak gdybyś coś przed nami ukrywała. Jakąś waŜną tajemnicę.  

–  Doprawdy,  wstrząsające!  –  skomentowała  Suzanne  ironicznie,  lecz  jej  serce  zabiło 

niespokojnie.  

– No cóŜ – Eve przeszła do ataku. – Nie tylko ja tak myślę. Dawn równieŜ. Ona uwaŜa, Ŝe 

i ty, i Tina zachowywałyście się inaczej niŜ zwykle.  

background image

– Rozmawiałyście na temat przyczyn tego podejrzanego zachowania? 

– Przypuszczałyśmy, Ŝe dowiedziałaś się o planowanym ślubie taty.  

– Sprawa się wyjaśniła. Macie inne hipotezy? 

Eve zerknęła na matkę wystraszona. Wargi jej drŜały.  

– No więc? 

– Nic wielkiego, mamo. PrzecieŜ i tak nie zaleŜało ci juŜ na tacie.  

Suzanne nie dawała za wygraną. Musiała się dowiedzieć, co nęka obie córki.  

– Co słychać u waszego ojca? 

– OŜenił się w zeszłym tygodniu.  

W lot pojęła, co się stało. Eve i Dawn liczyły na to, Ŝe ojciec zaprosi je na ślub, skoro zaś 

nie  zrobił  tego,  znaczyło  to,  Ŝe  nie  traktuje  ich  juŜ  jako  części  swego  Ŝycia.  PrzeŜyły  szok. 

Poczuły się skrzywdzone.  

Mocno uścisnęła rękę córki. Eve nie potrafiła kłamać ani udawać.  

– Do diabła z nim! – Eve otarła łzy. – Nie martw się, mamo. Co to nas obchodzi...  

Suzanne natychmiast odzyskała panowanie nad sytuacją.  

–  A  jednak  obchodzi.  Sama  widzisz,  jak  silnie  zareagowałaś.  Nie  tłum  w  sobie  uczuć, 

kochanie.  Wyrzuć  z  siebie  wszystko,  tak  będzie  lepiej.  Wasz  ojciec  powinien  był  zaprosić 

was na swój ślub.  

Suzanne ogarnęło poczucie winy. Czy sama była bez zarzutu? Na jakie stresy naraziłaby 

swoje córki, gdyby dowiedziały się prawdy o Davidzie? 

Musi skończyć z Davidem, przerwać ten romans, który i tak nie ma przyszłości. Liczyło 

się tylko bezpieczeństwo i szczęście córek.  

– Kochanie, myślę jednak, Ŝe ojciec nie chciał was urazić. Mówię szczerze. Na pewno nie 

leŜało to w jego zamiarze. Po prostu zrobił to, co od dawna planował.  

– I koniec? 

Suzanne kiwnęła głową.  

–  Obawiam  się,  Ŝe  tak.  Nie  winię  teŜ  Connie.  To  dobra  kobieta.  Chyba  będą  razem 

szczęśliwi.  

Eve zachichotała.  

– Tata powiedział, Ŝe ona dodaje do wszystkich potraw oliwy z oliwek, a on przecieŜ tego 

nie cierpi.  

Suzanne  odczuła  swoistą  satysfakcję.  Były  mąŜ  krytykował  ją  przy  kaŜdej  okazji. 

Wierzyła, Ŝe trafił wreszcie na kobietę, która oduczy go robienia złośliwych uwag.  

Ktoś  stanął  przy  ich  stoliku.  Eve  zerknęła  zaciekawiona  i  aŜ  zaniemówiła  z  podziwu. 

Suzanne  wiedziała,  kim  jest  ów  przybysz.  Tylko  jeden  męŜczyzna  mógł  wywołać  taki 

zachwyt córki.  

– Witaj, Davidzie.  

– Cześć, Annie. Kim jest ta piękna panna ze spuchniętą kostką? 

Suzanne  spostrzegła  błysk  ekscytacji  w  oczach  Eve.  Westchnęła  w  duchu.  JakŜe  mogła 

winić  osiemnastoletnią  dziewczynę,  Ŝe  z  miejsca  poddała  się  urokowi  Davida,  skoro  ona, 

czterdziestolatka, niemal mdlała z wraŜenia w jego obecności? 

background image

– To moja córka, Eve. Eve, to pan David Marshall. Eve demonstracyjnie połoŜyła rękę na 

stoliku, tak Ŝe wymusiła wręcz na Davidzie pocałowanie jej dłoni. Pewnie wyobraŜała sobie, 

Ŝ

e tak powinni się zachowywać męŜczyźni w Europie.  

Rozpromieniła  się.  Fascynujący  męŜczyzna  w  średnim  wieku  obudził  w  niej  instynkt 

kobiety fatalnej.  

– Miło mi pana poznać, panie Marshall. Długo pan jest w Vernazzy? 

– Ponad tydzień. Czy jest pani zadowolona z podróŜy po Europie? 

– Uwielbiam Europę! Jest przepiękna i taka stara! 

– W sam raz dla młodzieŜy – parsknął śmiechem David.  

Eve była w siódmym niebie. Suzanne znała to uczucie.  

– Co pana sprowadza do tej małej wioski? – spytała Eve, mierząc Davida wzrokiem.  

Ciarki przeszły po plecach Suzanne. Eve przekroczyła granice zwykłej ciekawości.  

– Twoja mama.  

Prosta odpowiedź Davida przeraziła Suzanne. Eve wyglądała na zdezorientowaną.  

– Moja mama? 

Zerknęła niepewnie na Suzanne i znów na Davida.  

– Tak, twoja mama – powtórzył z naciskiem. – Poznaliśmy się tutaj i zaprzyjaźniliśmy się 

przed wielu laty. Wróciłem do Vernazzy, aby ją odnaleźć.  

– Naprawdę? – Eve szukała potwierdzenia u matki.  

Suzanne zacisnęła rękę pod stołem. Udawała, Ŝe to najłatwiejsze pytanie pod słońcem.  

–  Poznaliśmy  się,  kiedy  byłam  jeszcze  dzieckiem,  a  David  kończył  właśnie  podróŜ  po 

Europie. Wrócił do Stanów i poślubił koleŜankę z liceum. Zgadza się? – rzuciła męŜczyźnie 

wyzwanie.  

– Oczywiście – odparł z uśmiechem. – Twoja mama była wtedy rzeczywiście dzieckiem. 

–  Wyraz  jego  oczu  mówił  wyraźnie,  co  miał  na  myśli.  –  Ale  było  w  niej  coś  szczególnego, 

niepowtarzalnego. Musiałem tu wrócić i dowiedzieć się, jak przeŜyła te lata.  

– Wrócić tutaj? Do restauracji Tiny? Skinął głową.  

– Pan zna takŜe Tinę? 

–  Tak.  Przyjechała  wtedy  do  Vernazzy  świeŜo  po  ślubie  z  twoim  wujkiem.  Zaczynali 

wspólne Ŝycie.  

–  Ach,  jakie  to  romantyczne!  Przebył  pan  taki  szmat  drogi,  aby  odnaleźć  kobietę,  którą 

poznał  pan  w  młodości!  –  krzyknęła  zachwycona.  Szybko  zauwaŜyła  jednak,  Ŝe  popełniła 

nietakt. – To znaczy, we wczesnej młodości. WciąŜ jest pan młody! Wygląda pan nie gorzej 

niŜ  Kevin  Costner.  To  znaczy,  wygląda  pan  naprawdę  świetnie,  chociaŜ  juŜ  dwadzieścia  lat 

temu był pan na tyle dorosły, aby umawiać się na randki.  

–  Dziękuję  za  tę  serię  komplementów.  Za  parę  lat,  kiedy  będę  stary  i  siwy,  przypomnę 

sobie słowa pewnej pięknej panny, która w czasach mojej świetności powiedziała, Ŝe jestem 

przystojny.  

–  Proszę  bardzo.  –  Eve  starała  się  nadać  głosowi  niską,  „kobiecą”  w  jej  mniemaniu 

barwę.  Trochę  juŜ  ochłonęła  z  pierwszego  wraŜenia.  –  Mamo,  jak  to  się  stało,  Ŝe  nigdy  nie 

wspomniałaś o panu Marshallu? 

background image

Suzanne zaczerwieniła się mocno. Eve zrozumiała, Ŝe ma na koncie kolejną gafę.  

–  Chodzi  mi  o  to,  Ŝe  nic  nie  mówiłaś  mnie  i  Dawn.  Na  pewno  inni,  na  przykład  Tina  i 

babcia, wiedzieli.  

– Nie było nic do opowiadania – oświadczyła krótko Suzanne. – A poza tym dwadzieścia 

dwa lata temu, po powrocie do domu, poznałam waszego tatę i zakochałam się.  

– No tak, ale najpierw poznałaś ojca Dawn, potem on zmarł...  

Eve zamilkła na widok pobladłej nagle matki. David przyjrzał się badawczo dziewczynie.  

– Zmarł? 

Eve chwyciła matkę za rękę.  

–  Tak,  w  wypadku  samochodowym.  Mama  poznała  mojego  tatę  zaledwie  parę  miesięcy 

później.  

Suzanne  modliła  się  w  myślach:  O  BoŜe,  nie  teraz,  tylko  nie  teraz.  Nastawiła  się  na 

najgorsze. Na oskarŜenia ze strony Davida. Na utratę miłości córki.  

– Niewątpliwie był to cięŜki cios dla twojej mamy – odezwał się David współczująco.  

– O, tak. Tragedia. Wielka tragedia, ale potem mama poznała mojego tatę i się pobrali.  

– Wystarczy. Dość juŜ rozmów na tematy rodzinne – wtrąciła stanowczo Suzanne.  

Eve zaczerwieniła się.  

– AleŜ, mamo...  

– Powiedziałam: dość.  

Eve otworzyła usta, lecz zaraz je zamknęła.  

Uśmiech Davida zapowiadał, Ŝe powrócą do tej kwestii w swoim czasie.  

Suzanne wykrzesała z siebie resztkę energii. Wyprostowała ramiona i spojrzała na niego 

surowo.  

– Nie sądzisz, Ŝe powinniśmy odłoŜyć rozmowę na później? 

ZmruŜył oczy.  

– Do kolacji? O ósmej? Tutaj? 

– Nie mogę. Eve dopiero przyjechała, a poza tym ma skręconą kostkę.  

– W porządku, mamo. Posiedzę tu do zmroku, a potem Vittorio mi pomoŜe. Od czego są 

przystojni kuzyni? 

W  jej  oczach  znów  zamigotały  wesołe  ogniki.  Z  niecierpliwością  czekała  na  rozwój 

wydarzeń. Nigdy nie widziała, by ktoś zalecał się do matki, i nie chciała stracić takiej okazji.  

– O ósmej? – powtórzył David tonem nie dopuszczającym sprzeciwu.  

– O ósmej.  

Uśmiechnął się niczym myśliwy, który upatrzy! smakowitą zdobycz.  

– Wspaniale. Do zobaczenia. Miło mi było cię poznać, Eve. Mam nadzieję, Ŝe nie jest to 

ostatnie nasze spotkanie.  

–  Zostaję  w  Vernazzy!  A  poza  tym  chętnie  posłucham  o  tym,  jaka  była  mama  w  moim 

wieku. Nigdy nie chciała nam opowiadać o tym okresie swego Ŝycia.  

–  Przypomnij  mi  tylko,  a  sam  wszystko  ci  opiszę  –  obiecał  David  i  ruszył  w  stronę 

falochronów po przeciwnej stronie cypla.  

Nie miał pojęcia, jak  groźnie zabrzmiała jego zapowiedź. Suzanne ogarnął strach. MoŜe 

background image

naleŜy wybrać inne rozwiązanie. Zabrać córki wcześniej do domu i skrócić wakacje? 

– Co się dzieje? – spytała Eve, kiedy David zniknął za skalnym filarem. – Poznałaś jako 

nastolatka  takiego  fantastycznego  faceta  i  nie  zatrzymałaś  go  przy  sobie?  Jak  to  moŜliwe? 

Miał  pryszcze?  Garbił  się?  Jeśli  nawet,  to  wyrosła  z  niego  niezła  sztuka.  Kapitalny  facet! 

Teraz  rozumiem,  dlaczego  wydawałaś  się  taka  zatopiona  w  myślach  we  Florencji.  Niech  no 

Dawn się dowie! A twierdziła, Ŝe się mylę! 

– Eve! Wcale nie zachowywałam się dziwnie we Florencji. Po prostu zastanawiałam się 

nad moją powieścią. To wszystko.  

Wzrok Eve mówił, Ŝe nie wierzy w ani jedno słowo.  

– W porządku, mamo. Od jak dawna on tu jest? 

– Nie odpowiem na Ŝadne pytanie dotyczące Davida. Nie powinnaś się tym interesować.  

– Zawsze głosiłaś pogląd, Ŝe to, co dotyczy rodziny, powinno nas interesować.  

– To nie to samo, Eve. To, co robię, nie wpływa w Ŝadnym stopniu na naszą rodzinę. Nie 

jestem  związana  z  Davidem.  A  nawet  gdyby,  to  teŜ  nie  ma  znaczenia,  poniewaŜ  nie 

zamierzam wyjść za mąŜ.  

– Ale...  

–  śadnych  ale  –  oznajmiła  stanowczo  Suzanne.  –  Ciesz  się  słońcem,  morzem  i 

towarzystwem kuzynów. I pod Ŝadnym pozorem nie wypytuj o nic Davida.  

Eve  westchnęła.  Suzanne  pocałowała  ją  w  czubek  głowy  i  zaniosła  walizkę  do 

mieszkania.  Przypomniała  sobie  niedawny  przyjazd  do  Vernazzy  i  nieoczekiwane  spotkanie 

Davida. Wtedy teŜ czuła się wyczerpana i zagubiona.  

Nie  mogła  dopuścić  do  rozmów  Eve  z  Davidem.  Na  pewno  pomocna  byłaby  w  tej 

sytuacji stała obecność Tiny.  

 

Vernazza  

 

John  się  oŜenił,  a  dziewczynki  poczuły  się  obraŜone  brakiem  zaproszenia  na  ślub.  Mam 

nadzieję,  iŜ  nie  będzie  za  późno,  kiedy  wreszcie  zorientuje  się,  Ŝe  ciąŜą  na  nim  obowiązki 

ojcowskie i Ŝe nie moŜe bywać ojcem od czasu do czasu, kierując się własną wygodą.  

Znalazł  kogoś,  na  kim  skupi  uwagę.  To  chyba  dobrze  na  niego  wpłynie.  Oboje 

potrzebujemy spokoju w nowym, samodzielnym Ŝyciu. Oby dobrze traktował Connie. To miła 

dziewczyna.  

Eve jest zauroczona Davidem. Widzę to w jej oczach. Powiedziała, Ŝe Dawn miała innego 

ojca niŜ ona. DrŜę na myśl o tym, co się stanie, jeśli David odkryje prawdę.  

background image

ROZDZIAŁ 10 

 

–  Twoja  córka  jest  równie  piękna,  a  sądząc  z  iskierek  w  jej  oczach,  o  wiele  bardziej 

ś

miała i dojrzała niŜ ty w jej wieku.  

Na dźwięk głosu Davida Suzanne przeszedł dreszcz niepokoju. A więc nie zrezygnował! 

Dopytywał się uporczywie o jej rodzinę.  

– Czy siostra jest do niej podobna? 

Jeszcze chwila, a wpadnie w panikę. Z wielkim trudem odzyskała panowanie nad sobą.  

– Tak.  

– Nie jesteś dzisiaj rozmowna – zaŜartował. – Widocznie nie pojmujesz, na czym polega 

towarzyska  konwersacja.  To  proste.  Zadaję  pytanie,  a  ty  odpowiadasz.  Potem  ty  zadajesz 

pytanie, a ja odpowiadam. Nic trudnego, ale obie osoby muszą mieć ochotę na rozmowę.  

– Naprawdę? Rewelacja.  

David  opadł  na  oparcie  krzesła  i  zmierzył  ją  badawczym  wzrokiem.  Zapadła  pełna 

napięcia  cisza.  Nie  zwracali  uwagi  na  hałaśliwe  śpiewy  gości  przy  sąsiednich  stolikach  i 

krzyki dobiegające z rynku.  

– O co chodzi, Annie? Nudzę cię? 

– Nie. Jestem po prostu zmęczona. To wszystko.  

– Zmęczona? Czym? Twoja córka dopiero co przyjechała.  

Cierpliwość  Suzanne  się  wyczerpała.  Uznała,  Ŝe  nie  będzie  dłuŜej  się  hamować. 

Pozwoliła, by zdenerwowanie znalazło ujście w wybuchu gniewu. Rzuciła serwetkę na stolik.  

–  Posłuchaj  no.  Nie  mam  zwyczaju  zwierzać  się  obcym  ludziom  ze  swoich  problemów. 

Sama decyduję o tym, co chcę powiedzieć. Skoro wbrew mojej woli bierzesz mnie na spytki, 

doczekasz się tego, Ŝe w ogóle przestaniemy rozmawiać.  

David patrzył na nią spokojnie, bez emocji.  

– Dlaczego jak ognia unikasz mówienia o rodzinie? 

– Nie twój interes – wybuchneła.  

– Czy dlatego, Ŝe twoje małŜeństwo być moŜe nie wygląda tak, jak je przedstawiasz? 

–  Do  diabła,  nie  powinno  cię  to  obchodzić  –  wycedziła  przez  zaciśnięte  zęby.  – 

Odchodzę.  I  będę  bardzo  zadowolona,  jeśli  cię  więcej  nie  zobaczę.  śyczę  miłej  podróŜy  do 

domu. Zostaw mnie w spokoju! 

Wstała, przeniknęła obok Davida, przecisnęła się między ciasno ustawionymi stolikami i 

ruszyła  do  wynajmowanego  mieszkania.  Dobiegł  do  niej  śmiech  Eve.  Dziewczyna 

rozmawiała z kuzynami i jakimiś młodymi turystami. Vittorio miał jej potem pomóc wejść na 

schody.  Suzanne  potrzebowała  samotności,  zaś  obecność  dociekliwej  Eve  nie  sprzyjałaby 

ostudzeniu emocji.  

Dotarła  do  domu  niemal  biegiem.  Dopiero  w  sypialni  odetchnęła.  Stanęła  przy  oknie  i 

wyjrzała na ciemną uliczkę. Łzy popłynęły po policzkach.  

Postąpiła  tak,  jak  sama  sobie  przyrzekła.  Co  prawda,  zerwała  z  Davidem  wcześniej,  niŜ 

zamierzała,  lecz  dotrzymała  obietnicy.  Powinna  się  cieszyć,  Ŝe  zakończyła  tę  znajomość, 

background image

zanim córki odkryły bolesną prawdę. Dlaczego więc była nieszczęśliwa? 

– PoniewaŜ go wciąŜ kocham – chlipnęła. Kochała go, kiedy miała osiemnaście lat i, na 

Boga,  wciąŜ  go  kocha.  Mimo  Ŝe  zniknął  i  zrzucił  na  nią  cały  cięŜar  odpowiedzialności  za 

dziecko.  NiewaŜne,  Ŝe  zmarnowała  szansę  na  szczęśliwe  małŜeństwo  i  Ŝe  jej  Ŝycie 

pozbawione  było  radości,  poczucia  bliskości,  jakiej  doświadczyła  w  wieku  osiemnastu  lat 

dzięki Davidowi.  

Z tego wszystkiego zdawała sobie sprawę. I nic na to nie mogła poradzić.  

Eve  i  Dawn  naleŜały  do  niej.  Urodziła  je  i  wychowała,  dumna  z  kaŜdego  osiągnięcia 

córek.  Pocieszała  je  w  chwilach  poraŜek.  Kochała  je  nad  Ŝycie.  Stały  się  częścią  jej  samej  i 

nikt ani nic nie mogło tego zmienić.  

Istnieje  tysiąc  odcieni  miłości.  Suzanne  inaczej  kochała  matkę,  inaczej  byłego  męŜa, 

inaczej córki... Dla Davida zostawiła szczególny rodzaj uczucia.  

Tym razem miłość do córek i miłość do męŜczyzny okazały się nie do pogodzenia. CóŜ 

miała zrobić? 

– Do diabła! – krzyknęła zrozpaczona.  

Uderzyła pięścią w ścianę. Kostki otarły się o szorstki tynk. Pomogło! Wściekłość nagle 

wyparowała. Smutne przeŜycia sprzed dwudziestu dwu lat nie nauczyły jej niczego. Popełniła 

ten sam błąd.  

Zdenerwowany David wpatrywał się w okno Suzanne. Jako osiemnastolatka była uparta, 

impulsywna, cudowna. Pod tym względem się nie zmieniła, tyle Ŝe teraz ukrywała przed nim 

jakąś tajemnicę. Intuicja podpowiadała mu, Ŝe działo się coś niedobrego.  

Roześmiana  Eve  do  złudzenia  przypominała  młodziutką  Suzanne,  którą  poznał 

dwadzieścia dwa lata temu.  

Co  sprawiło,  Ŝe  nagle,  po  przyjeździe  córki  zaczęła  zachowywać  się  zupełnie  inaczej? 

Przypuszczał, Ŝe w grę wchodzi tylko jeden powód: nie chciała dłuŜej oszukiwać męŜa. CóŜ, 

nie  pierwszy  to  przypadek,  Ŝe  Ŝona  zdradziła  męŜa,  tak  jak  David  nie  był,  oczywiście, 

jedynym  męŜczyzną,  który  zawrócił  w  głowie  męŜatce.  Jednak  nie  miał  czystego  sumienia, 

chociaŜ zdawał sobie doskonale sprawę, Ŝe ludzie szczęśliwi w małŜeństwie nie dopuszczają 

się  zdrady.  Z  tego,  co  usłyszał  i  zaobserwował,  wysnuł  wniosek,  Ŝe  małŜeństwo  Suzanne 

przechodziło kryzys, zanim on wkroczył na scenę. Wolała wybuchnąć gniewem, niŜ odsłonić 

kulisy swojej sytuacji.  

Tak. Oto przyczyna ich spięcia.  

Odetchnął  głęboko  i  przyrzekł  sobie,  Ŝe  okaŜe  całą  cierpliwość,  na  jaką  go  stać,  i  przez 

pewien  czas  nie  będzie  nagabywać  Suzanne.  Kiedy  przyzna  mu  wreszcie  ragę,  podejmą 

decyzje co do dalszego wspólnego Ŝycia.  

Usiłował  przekonać  sam  siebie,  Ŝe  problem  nieszczęśliwego  małŜeństwa  Suzanne 

zostanie  wkrótce  rozwiązany.  A  jeśli  to  coś  powaŜniejszego?  Jeśli  sprawy  nie  mają  się  tak 

prosto? 

Przed dwudziestu dwu laty nie potrafił odpowiedzieć na trudne pytania zadane przez los. 

Jak zachowa się tym razem? 

Dotrzymywanie  towarzystwa  córce  okazało  się  zajęciem  bardzo  wyczerpującym.  Eve 

background image

wypytywała  o  Davida  i  przeszłość.  Uznała  za  nadzwyczaj  romantyczne,  iŜ  dwoje  ludzi 

spotyka  się  po  latach  z  bagaŜem  tragicznych  doświadczeń  –  Suzanne  rozwiedziona,  David 

owdowiały.  Eve  najwyraźniej  wierzyła,  Ŝe  to  przeznaczenie.  Witalność  i  naiwność 

dziewczyny były na dalszą metę męczące. Po bezsennej nocy Suzanne ledwie trzymała się na 

nogach.  

Późnym  popołudniem  czarujący  Vittorio  zniósł  Eve  po  schodach.  Usiadła  na  rozgrzanej 

słońcem skale. Właściwie mogła zejść sama, poniewaŜ przestała udawać, Ŝe boli ją kostka, ale 

bawiła ją opiekuńczość przystojnego kuzyna.  

W  domu  zapadła  kojąca  cisza.  Suzanne  odetchnęła  z  ulgą.  Radość  była  jednak 

przedwczesna. Nie minęło piętnaście minut, kiedy ktoś zastukał do drzwi.  

– Wyglądasz na wykończoną – rozległ się zatroskany głos Davida.  

Niebieskie  oczy  patrzyły  łagodnie.  Z  trudem  powstrzymywała  się,  aby  nie  paść  mu  w 

ramiona, szlochając rozpaczliwie.  

– Postanowiliśmy zerwać, prawda? 

– Nie – sprostował – to ty postanowiłaś. Nie pytałaś mnie o zdanie.  

– Rezultat jest ten sam.  

–  Niezupełnie.  Ty  się  zgodziłaś  na  rozstanie,  a  ja  nie.  To  ma  być  jednomyślnie  podjęta 

decyzja? 

–  Nie  musimy  o  niczym  decydować  wspólnie!  –  wybuchnęła  Suzanne.  –  Nie  jesteśmy 

partnerami.  Jedna  z  zainteresowanych  osób  postanowiła  zerwać...  Tym  samym  znajomość 

została zakończona.  

David stanął pośrodku pokoju. SkrzyŜował ręce na piersi. Spojrzał badawczo na Suzanne.  

–  Będę  mówił  bez  owijania  w  bawełnę.  Doszłaś  do  wniosku,  z  sobie  tylko  wiadomych 

powodów,  Ŝe  powinniśmy  się  rozstać.  Według  ciebie  nie  pozostaje  mi  nic  innego,  jak 

powiedzieć „do widzenia”. Zgadza się? 

Suzanne Ŝal rozdzierał serce, lecz nie miała wyboru. Marzyła o Davidzie, ale w jej Ŝyciu 

nie było dla niego miejsca.  

– Zgadza.  

Zacisnął ręce na jej szczupłych ramionach.  

–  To  źle  –  wycedził.  –  Takie  decyzje  podejmuje  się  wspólnie.  Zwłaszcza  jeśli  chodzi  o 

dalsze trwanie związku.  

– To boli – odezwała się cicho.  

KaŜdy nerw, kaŜdy mięsień ramion nadwraŜliwie reagował na dotyk męŜczyzny.  

–  Przepraszam,  Annie.  –  Westchnął  cięŜko  i  zamknął  oczy.  –  Ty  teŜ  sprawiasz  mi  ból  i 

nie wiem dlaczego. Wiem za to, Ŝe zaleŜy ci na mnie. Udowodniłaś to na tysiąc sposobów.  

– Oczywiście, Ŝe mi zaleŜy. – Suzanne powstrzymywała łzy. – Jednak to nie wystarczy. 

Nic nie usprawiedliwia kontynuowania naszej znajomości.  

Kogo właściwie chciała przekonać? Davida czy siebie? 

– Czy dlatego, Ŝe wciąŜ jesteś męŜatką? – spytał łagodnie, wyrozumiale. – Bo jeśli tak, to 

uwierz mi, twojego małŜeństwa nie warto ratować. Gdyby było inaczej, nie przyjechałabyś tu 

sama na wakacje i nie zadawałabyś się ze mną.  

background image

Próbowała zaprotestować. Bezskutecznie.  

–  Annie,  znam  cię.  Od  początku  było  oczywiste,  Ŝe  twoje  małŜeństwo  naleŜy  do 

przeszłości, jeśli nie na papierze, to w rzeczywistości. Nie mogłabyś zdradzić męŜa. To nie w 

twoim stylu.  

Nawet  ona  nie  znała  siebie  aŜ  tak  dobrze.  Odsłoniła  się  przed  nim  całkowicie.  Była 

bezsilna. Wpadła w gniew.  

– Nie masz pojęcia o moich uczuciach i poglądach. Nie zaleŜy mi na naszej znajomości 

tak bardzo jak tobie, a to znaczy, Ŝe jesteś marnym psychologiem.  

Twarz Davida stęŜała.  

– Nie mówisz tego powaŜnie.  

– Owszem.  

–  Czyli:  romansik  skończony  i  posłuszna  Ŝona  powraca  do  nudnej  egzystencji,  którą 

nazywa małŜeństwem? 

Czekało na nią przede wszystkim samotne Ŝycie. Postanowiła na razie o tym nie myśleć.  

– Tak.  

Spojrzał jej prosto w oczy, by się upewnić, czy mówi szczerze. Potem odwrócił się i bez 

słowa  ruszył  do  drzwi,  zostawiając  Suzanne  samą.  Z  całą  wyrazistością  uświadomiła  sobie, 

jak puste okaŜe się jej Ŝycie bez Davida.  

Słyszała  cichnące  kroki  na  schodach.  Trzasnęły  drzwi  na  parterze.  David  odszedł.  Na 

dobre.  

Usiadła  na  kanapie  i  nie  widzącym  wzrokiem  wpatrywała  się  w  pejzaŜ  za  oknem.  Nie 

starczyłoby  łez,  aby  opłakać  rozstanie  z  Davidem,  więc  Suzanne  nie  płakała.  Siedziała  jak 

odrętwiała. KaŜdy skurcz serca wywoływał ból.  

Eve pojawiła się późno w nocy i dopiero nazajutrz rano zauwaŜyła zmianę w zachowaniu 

matki.  

– Mamo? – zagadnęła z wahaniem w głosie. – Dobrze się czujesz? 

Suzanne próbowała się uśmiechnąć. Efekt był raczej Ŝałosny.  

– Świetnie. Jestem tylko zmęczona.  

Eve posmarowała masłem kromkę świeŜego chleba i podjęła rozmowę.  

–  Vittorio  opowiedział  mi  wczoraj  trochę  o  panu  Marshallu.  Twierdził,  Ŝe  jesteście 

nierozłączni. – Ugryzła kęs kanapki i ruszyła do ataku. – Jak długo to trwa? 

Suzanne  zaczęła  zbierać  naczynia  ze  stołu.  Unikała  wzroku  córki.  Na  wspomnienie 

Davida łzy napływały jej do oczu.  

– To juŜ skończone. Nie ma o czym mówić.  

– Jak to? Słyszałam, Ŝe... Mamo, co się stało? 

– Nic, kochanie. To mój problem, nie twój.  

– Skrzywdził cię? Podstępnie wykorzystał? 

Eve  powiedziała  to  z  takim  przejęciem  i  tak  zabawnie,  Ŝe  Suzanne,  choć  zrozpaczona, 

uśmiechnęła się.  

– David to bardzo miły męŜczyzna, który ma swoją rodzinę i cieszy się, Ŝe do niej wraca. 

Z  prawdziwą  przyjemnością  spotkałam  się  z  nim  po  latach  i  wspominałam  młodość.  Nie 

background image

powinnaś dopatrywać się w tym niczego więcej.  

– Kochasz go, mamo? – Eve kuła Ŝelazo póki gorące. – Tak? 

Ton współczucia w  głosie córki zabrzmiał jak ostatnie ostrzeŜenie. Suzanne znalazła się 

na krawędzi. Pod powiekami wzbierały łzy. Nie wolno okazać słabości! 

–  Nie  zamierzam  rozmawiać  na  ten  temat  –  rzuciła  ostro  przez  ramię  i  pobiegła  do 

sypialni piętro wyŜej.  

Potrzebowała czasu, aby odzyskać panowanie nad sobą. Czasu i spokoju.  

David zapakował ostatnią koszulę do walizki, na ubraniach połoŜył przybory toaletowe i 

ze złością zaciągnął zamek błyskawiczny.  

Wszystkie czynności wykonywał machinalnie, jak robot. Jego myśli krąŜyły wciąŜ wokół 

Suzanne, ukochanej obecnej w snach przez całe lata. Kiedy ją wreszcie odnalazł i przekonał 

się, Ŝe ona nadal go kocha, musiał się z nią rozstać. Był zrozpaczony.  

Kochał  ją.  Kochał  aŜ  do  bólu.  Świadomość  tego,  Ŝe  resztę  Ŝycia  spędzi  sam,  zabijała. 

Wiedział, Ŝe musi Ŝyć. Rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się, dowcipkować. Jednak Ŝycie bez 

Suzanne będzie puste, pozbawione radości. Czysta gra pozorów.  

Przez  dwadzieścia  dwa  lata  świetnie  grał  swoją  rolę.  Przywykł  do  małŜeństwa  opartego 

raczej  na  zgodności  zainteresowań  niŜ  gorącej,  namiętnej  miłości.  Nie  zmieniłby  niczego 

chociaŜby ze względu na syna. Teraz Jason był prawie dorosły, a on znowu spotkał Suzanne. 

Wytropił  ją,  znalazł  i  zakochał  się  po  raz  drugi  –  miłością  dojrzałego,  doświadczonego 

męŜczyzny.  Zaznawszy  tego  nowego,  głębokiego  uczucia,  dziwił  się,  jak  w  ogóle  mógł  bez 

niej Ŝyć.  

Ale  Suzanne  odczuwała  coś  innego.  Właściwie  chyba  nic  nie  czuła.  Traktowała  ich 

znajomość jak przelotny romans, a on, głupi, snuł marzenia o trwałym związku.  

Głupiec!  Głupiec,  który  wziął  fantazje  za  rzeczywistość.  Podniósł  skórzaną  walizkę  i 

przewiesił  pasek  przez  ramię.  CóŜ,  pora  zacząć  Ŝyć  na  własny  rachunek.  Na  tyle  chyba 

zasłuŜył.  

Poprzedniego wieczora dzwonił Jason. W porywie chwili postanowił dołączyć do syna w 

Mediolanie podczas weekendu. Jason przyjął tę wiadomość z ulgą. David wyczuł, Ŝe chłopiec 

stęsknił się za nim. Samodzielna podróŜ po Europie zachwycała go, lecz jednocześnie trochę 

się jej obawiał.  

David sądził, Ŝe po niedzieli, kiedy wróci do Vernazzy, Annie okaŜe się rozmowniejsza i 

nastawiona bardziej ugodowo. Zresztą oboje potrzebowali trochę czasu na przemyślenie całej 

sytuacji.  

Jeśli dalej będzie mu zabraniała wstępu do swego Ŝycia, zapomni o niej. Wejdzie w rolę 

wesołego wdowca.  

Energicznie zamknął drzwi, przekręcił klucz w zamku i wrzucił go do skrzynki na listy.  

Nie  rozglądając  się,  szedł  w  stronę  stacji.  Dopiero  kiedy  zaszła  mu  drogę  jakaś 

dziewczyna, podniósł głowę. To była Eve. Stanęła z rękami na biodrach i spojrzała na niego 

gniewnie.  

– Przypuszczam, Ŝe masz mi coś do powiedzenia – zagadnął.  

– Oczywiście. Chciałam tylko oświadczyć panu, Ŝe po tym, co Vittorio opowiedział mi o 

background image

mamie  i  panu,  i  po  tym,  jak  ją  pan  potraktował,  uwaŜam  pana  za  nieodpowiedzialnego 

człowieka.  

David  uniósł  brwi. 

v

  –  Nie  wiem,  co  ci  Vittorio  naopowiadał,  i  do  czego  robisz  aluzje, 

więc nie mogę się bronić przed twoimi zarzutami.  

– Vittorio twierdzi, Ŝe od przyjazdu mamy byliście nierozłączną parą.  

– Zgadza się.  

– Zranił ją pan. To na pewno pana wina, poniewaŜ nikt inny nie wchodzi w grę.  

–  Zamierzasz  mnie  powiesić  na  szubienicy  bez  procesu  sądowego  i  przedstawienia 

dowodów? 

Przez chwilę wyglądała na zaskoczoną. Potrząsnęła głową.  

– Nie. Mama jest nieszczęśliwa. Przez pana. Mam nadzieję, Ŝe nigdy nie będzie pan miał 

juŜ okazji, aby kogoś skrzywdzić. Gdybym wierzyła w czary, rzuciłabym na pana urok.  

David z trudem powstrzymał się od śmiechu.  

–  O  ile  sobie  przypominam,  przy  naszym  pierwszym  spotkaniu  oznajmiłaś,  Ŝe  jestem 

bardzo miły dla twojej mamy.  

– Myliłam się.  

– A moŜe teraz teŜ się mylisz? 

– Gdyby był pan dobry, mama nie cierpiałaby.  

– Nie – powiedział ponuro. – Za to cierpiałby twój ojciec.  

–  Nie  sądzę.  PrzecieŜ są  rozwiedzeni. JuŜ  dawno  przestałam  wierzyć,  Ŝe  coś  się  między 

nimi poprawi. Zresztą teraz to niemoŜliwe. Tata się oŜenił.  

– OŜenił? 

Eve kiwnęła głową.  

– Tak, ale mamy to nie obeszło. To pan sprawił jej ból.  

David miał mętlik w głowie. Suzanne była rozwódką od tak dawna, Ŝe jej eksmąŜ zdąŜył 

się oŜenić powtórnie? Do diabła! 

– A co na to ty i siostra? – spytał, chcąc zyskać na czasie.  

–  Z  początku  nie  przejmowałyśmy  się  wcale  –  odparła  nachmurzona.  –  Dawn  zaczyna 

pracę, a ja pierwszy rok college’u. Mama zostanie sama. A teraz pan przyczynił się do tego, 

Ŝ

e wpadła w zły nastrój.  

– Cokolwiek mi zarzucasz, jestem niewinny. Eve puściła te słowa mimo uszu.  

– Mama zostanie sama, a my w niczym nie będziemy mogły jej pomóc.  

– Dawn powinna chyba jeszcze studiować? 

– Właśnie skończyła. Dostała pracę w Baton Rouge. David zorientował się, Ŝe naduŜywa 

cierpliwości dziewczyny.  

– Przepraszam, Eve. Bez względu na powody złego samopoczucia twojej mamy uwaŜam, 

Ŝ

e nie mam jednak z tym nic wspólnego. Nie jesteśmy w aŜ tak bliskiej zaŜyłości.  

Eve wyprostowała się.  

– CóŜ, proszę tylko, Ŝeby trzymał się pan od niej z daleka. Mama nie potrzebuje Ŝadnych 

spóźnionych  narzeczonych,  ani  niepotrzebnego  zamętu  w  Ŝyciu.  Zasługuje  na  znacznie 

więcej.  

background image

Odwróciła się gwałtownie i pomaszerowała w stronę Vittoria, który stał zirytowany przed 

kuchennymi drzwiami restauracji.  

David  poprawił  pasek  walizki  na  ramieniu.  Spojrzał  po  raz  ostatni  w  okno  mieszkania 

Suzanne i ruszył na stację, gnany gniewem.  

Okłamała go! Nie kochał się z męŜatką! Niepotrzebnie czuł się winny.  

Do diabła! 

Zobaczy się z synem, trochę ochłonie i wróci rozmówić się z Suzanne.  

– Jeszcze się spotkamy – powiedział na głos do siebie, wsiadając do pociągu. – Czeka nas 

powaŜna rozmowa, przed którą tak długo się wzbraniałaś.  

 

Vernazza  

 

Obserwowałam  Davida,  kiedy  szedł  na  stację.  Nie  widział  mnie.  Postanowił  wyjechać, 

chociaŜ planował pobyt o parę dni dłuŜszy. Nie winię go za to, tylko serce wciąŜ boli. Wczoraj 

zaŜądałam, co prawda, Ŝeby sobie poszedł, ale zbyt szybko zastosował się do tego Ŝyczenia.  

Teraz  będę  budzić  się  rano  w  pustym  łóŜku.  Nie  będę  więcej  kochać  się  z  Davidem.  W 

wieku  osiemnastu  lat  wpadłam  w  rozpacz  po  rozstaniu,  nie  przypuszczałam  jednak,  Ŝe  jako 

dojrzała kobieta przeŜyję to jeszcze silniej.  

Czas leczy rany. Wszyscy tak twierdzą. Powtarzają to słowa kaŜdej piosenki.  

Chciałabym  być  stara.  MoŜe  wtedy  przestanę  myśleć  o  Davidzie?  MoŜe  zniknie  ból 

towarzyszący wspomnieniom? 

Wątpię.  

background image

ROZDZIAŁ 11 

 

Suzanne  wiedziała,  Ŝe  do  końca  Ŝycia  nie  zapomni  kilku  godzin,  które  wkrótce  potem 

nastąpiły.  

Minęła  zaledwie  godzina  od  wyjazdu  Davida,  kiedy  do  pokoju  wpadła  jak  burza  Eve. 

Spojrzała z wyrzutem na matkę.  

–  To  prawda?  David  Marshall  jest  ojcem  Dawn,  tak?  –  Nie  czekała  na  odpowiedź. 

Zaczęła  nerwowo  krąŜyć  po  pokoju.  –  JakŜe  mogłam  się  nie  zorientować?  PrzecieŜ  nawet 

uśmiechają się w ten sam sposób! Mój BoŜe! Byłam po prostu ślepa! – Stanęła, by po chwili 

ponownie  przemierzać  niespokojnie  pokój.  –  Dlaczego,  mamo?  Dlaczego  nic  nie 

powiedziałaś? 

Suzanne  popatrzyła  na  córkę  nie  widzącym  wzrokiem.  Wolałaby  raczej  umrzeć,  niŜ 

utracić swoje córki, które wychowywała z miłością przez tyle lat. Przymknęła powieki. Kiedy 

uniosła je po chwili, spostrzegła, Ŝe Eve patrzy na nią jak na zupełnie obcą, nie znaną sobie 

osobę.  

Nie było sensu się wypierać. To by tylko pogorszyło sytuację. Jeśli sądziła, Ŝe zapłaciła 

za swój błąd przed dwudziestu dwu laty, srodze się myliła.  

– Jak to odkryłaś? 

–  Spotkałam  Marshalla  na  rynku.  Szedł  do  pociągu.  Uśmiechnął  się  i  poŜegnał.  Wtedy 

pojawił się Vittorio, wściekły na mnie. Powiedział, Ŝe to wyłącznie twoja sprawa, jeśli chcesz 

utrzymywać  kontakt  z  ojcem  Dawn  i  Ŝe  tylko  ty  moŜesz  podejmować  decyzje  dotyczące 

waszego związku. Nikt inny nie ma prawa się mieszać.  

– Rozumiem – odrzekła Suzanne znuŜonym głosem.  

Gdzieś  w  głębi  duszy  poczuła  ulgę.  Wreszcie  tajemnica  została  ujawniona  i  nie  będzie 

musiała więcej kłamać. Przygniatał ją jednak cięŜar problemów, które z tego wynikały.  

Eve opadła bez sił na kanapę. Unikała wzroku matki.  

– Wiem, Ŝe masz powody, aby z nami o tym nie rozmawiać. Naprawdę wiem.  

– Oczywiście.  

– Wiem równieŜ, Ŝe Dawn chciałaby poznać prawdę.  

Suzanne  zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  nie  zdoła  przekonać  Eve  do  zachowania  milczenia. 

Siostry  były  w  dobrej  komitywie.  Poza  tym  Eve  nie  naleŜała  do  osób  dyskretnych.  Prędzej 

czy później by się wygadała.  

– Natychmiast jadę do Florencji – oświadczyła Suzanne.  

Eve nie podniosła głowy.  

–  Nie  musisz.  Zadzwoniłam  do  Dawn.  Jest  w  drodze.  Będzie  tu  za  mniej  więcej  cztery 

godziny.  

Serce Suzanne waliło jak młotem. Wzięła głęboki oddech.  

– JuŜ jej powiedziałaś? 

– Właściwie nie zamierzałam, ale tak wyszło.  

– Ach, Eve – szepnęła. – Jak to przyjęła? 

background image

–  Wściekła  się.  –  Wargi  dziewczyny  drŜały.  Powoli  zwróciła  głowę  ku  matce.  Łzy 

popłynęły strumieniami po policzkach. – Przepraszam, mamo.  

– Nie przepraszaj, kochanie. Nic się nie stało.  

– Czy mam rozumieć, Ŝe Dawn nie jest moją siostrą? 

– AleŜ nie. Dawn jest nadal twoją siostrą, ja jestem twoją mamą, a tata tatą.  

– Po co on tu przyjechał? – odezwała się Eve z dziecinną bezsilnością. – Po co udawałam, 

Ŝ

e skręciłam kostkę? Po co poznałam tego człowieka? Ach, Ŝeby wszystko było po staremu...  

I niczym pięcioletnia dziewczynka przytuliła głowę do piersi matki. Płakała, poniewaŜ jej 

ś

wiat się zawalił. Suzanne objęła ją, kołysała.  

Godziny  oczekiwania  na  Dawn  były  tak  pełne  napięcia  i  bólu,  Ŝe  w  chwili  gdy  do 

mieszkania wkroczyła starsza córka, Suzanne poczuła ulgę. Sprawy miały się rozstrzygnąć w 

ciągu  najbliŜszych  paru  minut.  Wkrótce  powinna  się  dowiedzieć,  jak  będzie  wyglądać  jej 

przyszłość.  

Dawn stała na progu z posępną, zaciętą miną. Dopasowane dŜinsy i obszerna bawełniana 

bluza podkreślały jej smukłą figurę.  

Rzuciła plecak na podłogę.  

– Czy to prawda? 

– Usiądź, Dawn. Porozmawiajmy.  

–  Nie  chcę  siadać.  Chcę  usłyszeć  odpowiedź.  Dawn  była  widocznie  zdenerwowana. 

Suzanne odetchnęła głęboko. Usiłowała się opanować.  

– Opowiem ci wszystko, kiedy usiądziesz.  

Dziewczyna z gniewem opadła na krzesło pod oknem.  

– Mów natychmiast – zaŜądała tonem nie znoszącym sprzeciwu.  

Przez całe dorosłe Ŝycie Suzanne cierpła na myśl o momencie, który właśnie nadszedł.  

– Zaczęło się to dwadzieścia dwa lata temu, kiedy przyjechałam do Vernazzy odwiedzić 

Tinę.  

Powoli opowiedziała smutną historię. Nie próbowała bronić swoich decyzji. Niczego nie 

koloryzowała. Opowiedziała prawdę o faktach poprzedzających przyjście na świat Dawn.  

Córka siedziała sztywno, nieruchomo, z zaciśniętymi pięściami.  

–  Dlaczego  nie  powiedziałaś  mi  tego  wcześniej?  Suzanne  potarła  czoło.  Ból  głowy  nie 

chciał ustąpić.  

–  Nie  opowiedziałabym  ci  tego  nigdy,  kochanie,  gdyby  się  udało  zachować  tajemnicę. 

Gdyby Eve nie odkryła prawdy, nie byłoby tej rozmowy.  

Dawn popatrzyła na matkę oskarŜycielskim wzrokiem.  

– Zabrałabyś sekret do grobu, tak? 

– Tak.  

Suzanne podeszła do córki. Dawn cofnęła się i obronnym gestem wyciągnęła rękę.  

–  Nie!  –  zawołała.  –  Nie  potrzebuję  twojego  pocieszenia!  Przez  całe  Ŝycie  kłamałaś. 

Przez całe moje Ŝycie! Nawet nie wiesz, jak często się modliłam, aby mój ojciec Ŝył i abym 

mogła go poznać. Dlaczego nie powiedziałaś prawdy? 

Suzanne z trudem powstrzymała szloch. ZasłuŜyła na te słowa.  

background image

– Kocham cię, Dawn. Po prostu nie chciałam cię skrzywdzić.  

– A co z tatą? – Dawn zerwała się z krzesła i niespokojnie chodziła z kąta w kąt. – Jak on 

się  czuje  w  tej  sytuacji?  Czy  wie,  Ŝe  mój  prawdziwy  ojciec  Ŝyje?  Czy  wiedział,  Ŝe  jestem 

córką  innego  męŜczyzny?  A  co  powiedział  mój...  biologiczny  ojciec,  kiedy  dowiedział  się 

prawdy? 

Eve usiadła w milczeniu obok matki. DrŜała. Suzanne wzięła ją za rękę.  

– Wasz tata wiedział od początku, kochanie. Poznaliśmy się, kiedy byłam na pierwszym 

roku studiów. Otoczył opieką ciebie i mnie.  

Dawn zamknęła oczy. Nerwowo tarła dłońmi o uda. Biła od niej wściekłość.  

–  Kto  podjął  decyzję,  Ŝe  będziecie  kłamać?  Ty  czy  on?  Suzanne  wzruszyła  ramionami. 

Walczyła ze łzami.  

– Po prostu tak wyszło.  

– Zrujnowaliście mi Ŝycie na zawsze. Kiedy to się wyda, przyjaciele zadzwonią do mnie i 

powiedzą:  „Biedna,  nieszczęsna  Dawn.  Jej  matka  miała  romans  z  człowiekiem,  którego 

adresu nawet nie znała. CzyŜ to nie cudowne, Ŝe trafiła potem na męŜczyznę, który naprawił 

jej błąd?” 

–  Mylisz  się,  kochanie.  Twoje  Ŝycie  stałoby  się  piekłem,  gdybym  nie  wyszła  za  mąŜ. 

Rozejrzyj się. Jesteś w Europie w nagrodę za ukończenie studiów.  

I to ma być zrujnowane Ŝycie? 

Dawn podniosła plecak.  

– Wracam do Florencji.  

–  Dawn!  –  Suzanne  wstała  z  kanapy,  aby  powstrzymać  córkę,  zrozumiała  jednak,  Ŝe 

dziewczyna właściwie postępuje słusznie. – Dawn – powtórzyła cicho.  

Córka  spojrzała  matce  prosto  w  oczy.  Jej  wzrok  wyraŜał  ból,  urazę  i  dezorientację.  A 

takŜe gniew. Pojawiła się iskierka nadziei na pojednanie.  

–  Dawn,  kocham  cię.  Zrozumiem  i  uszanuję  kaŜdą  decyzję,  jaką  podejmiesz,  jeśli 

najpierw  ze  mną  porozmawiasz.  Nie  potrafię  jednak  czytać  w  twoich  myślach,  chcę  więc, 

abyś pamiętała o jednej rzeczy. Nie jesteś juŜ zbuntowaną nastolatką. Nie prowadzimy wojny. 

Nie  istnieje  między  nami  konflikt.  Po  prostu  inaczej  oceniamy  przeszłość  i  stąd  odmienne 

wizje przyszłości. Proszę, dla dobra nas obu, pamiętaj, Ŝe byłam młodsza niŜ ty teraz, kiedy to 

się stało. W twoim wieku zostałam matką drugiej córki.  

–  To  cię  nie  usprawiedliwia,  mamo.  Eve,  jeśli  chcesz,  moŜesz  do  mnie  dołączyć  we 

Florencji. Zatrzymam się w tym samym hotelu.  

Dawn trzasnęła za sobą drzwiami.  

Suzanne  opadła  na  oparcie  fotela  lotniczego  i  spojrzała  pustym  wzrokiem  przed  siebie. 

Przed  sześcioma  godzinami  w  Mediolanie  udało  jej  się  kupić  bilet  na  samolot  do  Stanów. 

Koniec wakacji. Koniec wszystkiego.  

Dawn i Eve zostały w Pizie. Próbowały same uporać się ze spustoszeniem, jakiego w ich 

psychice dokonało odkrycie prawdy o Davidzie Marshallu.  

Eve  usiłowała  namówić  matkę  do  pozostania  we  Włoszech.  Suzanne  wciąŜ  miała  przed 

oczami jej wystraszony wyraz twarzy.  

background image

– Mamo, chciałaś pisać powieść. MoŜesz to robić tutaj.  

– Wolę być teraz w domu.  

– To z powodu tego męŜczyzny, tak? 

–  Nie.  –  Głos  Suzanne  zabrzmiał  stanowczo.  Musiała  panować  nad  przebiegiem 

rozmowy. – Przestań zawracać sobie głowę moimi sprawami. Wracam do domu, gdyŜ istnieje 

wiele powodów, aby nie przebywać w Europie.  

Tak więc leciała do Stanów. I nikt z pasaŜerów nie orientował się w jej kłopotach.  

–  MoŜe  wypije  pani  kieliszek  szampana  dla  uczczenia  powrotu  do  domu?  – 

zaproponowała stewardesa z zawodową uprzejmością.  

Suzanne pohamowała płacz.  

– Z przyjemnością – odparła.  

Zaczynała  nowy  etap  Ŝycia  w  samotności.  Wiedziała  dokładnie,  czego  i  kogo  będzie  jej 

brakowało, więc tym większy czuła ból.  

Szampan smakował jak skwaśniałe wino.  

 

David  próbował  się  zdrzemnąć  podczas  jazdy  pociągiem.  Ciało  kołysało  się  w  rytm 

stukotu  kół.  Spędził  dzień  z  synem  w  Nicei.  Jednak  przez  cały  czas  nie  dawał  mu  spokoju 

fakt,  Ŝe  nieuwaŜnie  słuchał  słów  Eve.  Wspomniała  o  ukończeniu  studiów  przez  siostrę.  A 

więc miała ona co najmniej dwadzieścia jeden lat. Ta informacja całkowicie zmieniała obraz 

sytuacji stworzony przez Suzanne.  

Oblał się zimnym potem. Serce niemal przestało bić. Fakty mówiły za siebie, czy mu się 

to podobało, czy nie.  

Istniała moŜliwość, Ŝe Dawn jest jego dzieckiem.  

Jego dzieckiem! 

Kochał Suzanne, lecz nie pozwolił, aby miłość go zaślepiła. Była uparta, czasem zawzięta 

i zadziorna. Podziwiał jej entuzjazm i ognisty temperament. Po latach okazało się, Ŝe Ŝyciowe 

doświadczenia ugasiły w Suzanne młodzieńczy zapał i szczerość. Zachowywała się z rezerwą. 

Głęboko ukryła mroczny sekret, którego nie zdołał poznać... aŜ do dziś.  

Wyliczał bezsporne fakty. Suzanne, obecnie rozwódka, usiłowała się z nim skontaktować 

po  powrocie  do  Stanów  przed  dwudziestu  dwu  laty.  Przyznała  to.  Nie  powiedziała  tylko,  Ŝe 

kierowała nią rozpacz. Miała dwie córki, a starsza z nich mogła być jego córką.  

Zacisnął  pięści.  To  z  winy  Jerry’ego,  serdecznego  przyjaciela,  nie  mogła  się  z  nim 

skontaktować...  

Nic dziwnego, Ŝe przeŜyła szok na widok Davida w Vernazzy. Zobaczyła przecieŜ upiora 

z przeszłości. Natychmiast przywołała w pamięci wszelkie doznane krzywdy i cierpienia.  

Zmarszczył  czoło.  Dlaczego  nie  oskarŜyła  go  o  tchórzostwo,  o  uwodzenie  niewinnych 

dziewcząt? Na jej miejscu zrobiłby wszystko, aby wykreślić ze swego Ŝycia taką osobę.  

Przypomniał sobie jeszcze coś. Suzanna stwierdziła: „Dawn jest podobna do ojca, a Eve 

do mnie”. To znaczy, Ŝe Dawn jest podobna do niego! 

Pociąg  jechał  bardzo  wolno.  David  najchętniej  wyskoczyłby  i  dobiegł  na  własnych 

nogach do Vernazzy. Od Suzanne dzieliła go jeszcze godzina.  

background image

 

Gdzieś nad Atlantykiem  

 

Mam  uczucie,  Ŝe  ominęło  mnie  w  Ŝyciu  to  co  najlepsze.  Nie  mogę  się  cofnąć  i  nadrobić 

straconego  czasu.  Ogarnia  mnie  Ŝal.  Wczoraj  i  przedwczoraj  wieczorem  dzwoniła  Eve. 

Zapewniała,  Ŝe  Dawn  mnie  kocha  i  Ŝe  wszystko  się  ułoŜy.  Miło  słyszeć,  Ŝe  osiemnastoletnia 

córka  mnie  pociesza,  ale  cóŜ  ona  moŜe  wiedzieć  o  naturze  ludzkiej?  Eve  wierzy,  Ŝe  zawsze 

udaje się doprowadzić sprawy do szczęśliwego zakończenia. Chyba myli się w ocenie siostry, 

chociaŜ...  

Pewnego  dnia,  jeśli  zachowany  ostroŜność  i  cierpliwość,  odbudujemy  naszą  więź.  Dawn 

zrozumie, jak bardzo ją kocham. Być moŜe...  

To śmieszne, ale kiedy prawda wyszła na jaw, poczułam ulgę. Przez chwilę myślałam, Ŝe 

istnieje szansa na wspólne Ŝycie z Davidem. Oczywiście natychmiast otrzeźwiałam. Następne 

spotkanie  z  Davidem  oznaczałoby  zerwanie  stosunków  z  Dawn.  Wyrozumiałość  nie  jest  jej 

popisową  cechą.  Pod  tym  względem  się  nie  zmieniła.  Zarzucała  przecieŜ  Johnowi  i  mnie,  Ŝe 

obłudnie utrzymywaliśmy małŜeństwo. Obecność Davida w domu rozdzieliłaby matkę z córką 

na zawsze. Do diabła, podejrzewam, Ŝe to juŜ się stało.  

W Vernazzy jest teraz dziewiąta wieczorem. WyobraŜam sobie Tinę i dzieci sprzątające w 

kuchni. Ar turo przechodzi obok Ŝony i cmoka ja w policzek. Czasem poklepie ją serdecznie. 

Tina śmieje się i robi mu Ŝartobliwe wymówki. Artura nie okazuje skruchy.  

Bardzo chciałam mieć taką rodzinę. Niestety. John oŜenił się po raz drugi i dzieli Ŝycie z 

inną kobietą. Jestem zazdrosna. Nie dlatego, Ŝe się oŜenił, lecz dlatego, Ŝe ja nie mam nikogo. 

Czy samotność będzie mi towarzyszyć po kres dni? 

 

David  jeszcze  nigdy  nie  czuł  się  tak  samotny.  Siedział  przy  rynku,  na  murku  obok 

kościoła, i patrzył na morze. Nie było go w Vernazzy przez trzy dni, a wszystko się zmieniło.  

Suzanne  wyprowadziła  się  z  wynajmowanego  mieszkania  i  wyjechała.  Albo  uciekła  od 

niego,  albo  zdecydowała,  Ŝe  nie  moŜe  tu  dłuŜej  zostać.  Musiał  się  dowiedzieć,  która 

ewentualność odpowiada prawdzie.  

Usiłował znaleźć Tinę, lecz nagle jej dzieci zapomniały angielskiego, a Tina unikała go i 

w ogóle nie wychodziła z domu.  

Z braku innego zajęcia i z tęsknoty za Suzanne energicznie podniósł się z murku i poszedł 

do  pustego  mieszkania,  które  zajmowała  w  Vernazzy.  Drzwi  nie  były  zamknięte  na  klucz. 

Wkroczył  do  jadalni.  Wydawało  mu  się,  Ŝe  ukochana  zaraz  pojawi  się  na  progu  .  kuchni  i 

padnie mu w ramiona.  

Chciał, aby tu była. Potrzebował jej. Boleśnie odczuwał pustkę po jej odejściu.  

Unoszący  się  w  pokoju  zapach  perfum  Suzanne  przywoływał  wspomnienia.  Nagle 

wszystkie  problemy  straciły  znaczenie.  Oszustwa,  nieporozumienia  wydały  się  niewaŜne 

wobec braku kochanej kobiety.  

Na dobrą sprawę zawsze był samotny. Sądził, Ŝe jeśli będzie szczery, uczciwy i troskliwy 

dla  innych,  zostanie  doceniony.  W  nagrodę  odnajdzie  Suzanne,  poślubi  ją  i  szczęśliwie 

background image

przeŜyją wspólnie resztę dni. Dotychczas uwaŜał te marzenia za czystą fantazję. Teraz jednak 

wiedział, jakie kroki podjąć. Na Boga, był prawnikiem! Powinien załatwić pomyślnie własną 

sprawę! 

Tworzył  kolejną  iluzję.  Oszukiwał  sam  siebie.  Nikt  nie  wygrałby  z  pokrętną  logiką 

Suzanne. Zacisnął pięści.  

– Wróć do mnie! – zawołał.  

Wziął  parę  głębokich  oddechów.  Usiłował  rozluźnić  napięte  mięśnie.  Rozejrzał  się  i 

spostrzegł fotografię w ramkach wciśniętą za kredens. Nie widział jej wcześniej.  

Było  to  upozowane  zdjęcie  portretowe,  zrobione  w  zakładzie  fotograficznym. 

Przedstawiało dwie dziewczyny o ciemnych włosach i brzoskwiniowej cerze. Obie miały na 

sobie swetry z angory, Eve – niebieski, jej siostra – zielony.  

Dawn  wyglądała  na  osobę  opanowaną,  trochę  nieśmiałą.  Była  piękna.  Sądząc  z  linii 

podbródka – równieŜ uparta. Wyraz błękitnych oczu mówił, Ŝe nie rezygnuje z raz obranych 

celów.  

David trzymał fotografię w drŜących dłoniach. Patrzył na znajome rysy, znajomy kształt 

głowy. Wzruszenie ścisnęło go za serce.  

Patrzył  jak  gdyby  na  siostrę-bliźniaczkę  Jasona.  Ten  sam  owal  twarzy,  pełne  usta, 

odwaŜne spojrzenie, nawet smukła szyja.  

Patrzył na swoją córkę.  

Zrozumiał wreszcie, dlaczego Annie zachowywała się z rezerwą i obawą.  

Rodziły  się  następne  pytania.  Czy  Dawn  wiedziała  o  jego  istnieniu?  Czy  chciała  go 

poznać? A moŜe znienawidziła go za odejście od matki? 

Zamknął oczy. Pomyślał, co musiała czuć Suzanne, kiedy zorientowała się, Ŝe nosi jego 

dziecko. Zmarnował tyle lat, które mógł spędzić z córką...  

Strata  nie  do  odrobienia.  Ktoś  ukradł  mu  drogocenny  czas.  Nie  ktoś  –  on  sam.  Nie 

skontaktował się z Suzanne. Śnił tylko o niej, podczas gdy ona go przeklinała.  

I ostatnie pytanie: co dalej? 

Suzanne  od  miesiąca  była  w  domu.  KaŜdego  ranka,  po  przebudzeniu,  rozpoczynała 

rutynowe  zajęcia.  Słońce  świeciło  wciąŜ  mocno,  jak  gdyby  udając,  Ŝe  lato  się  jeszcze  nie 

skończyło.  Suzanne  wyglądała  przez  okno  w  kuchni.  Widok  bujnej  roślinności  w  ogrodzie 

cieszył wzrok. Wszędzie panował spokój.  

Dawn  przeniosła  się  do  Baton  Rouge.  Wspólnie  z  koleŜanką  wynajmowała  mieszkanie. 

Zatrudniła  ją  powaŜna  Mima  w  charakterze  księgowej.  Lubiła  swoją  pracę.  Z  radością 

przyjęła  niezaleŜne  Ŝycie  z  dala  od  domu  i  chętnie  podjęła  pracę  w  lubianym  przez  siebie 

zawodzie.  

Z  początku  stosunki  między  matką  a  córką  były  dość  napięte.  Z  czasem,  powoli,  obie 

kobiety odbudowały łączącą je więź.  

TuŜ  po  powrocie  z  Europy  Dawn  nie  odzywała  się  do  matki.  Ciekawość  jednak  wzięła 

górę.  Zaczęła  pytać  o  ojca,  jego  małŜeństwo,  Jasona.  Suzanne  odpowiadała  najlepiej  jak 

umiała, a przecieŜ wiedziała bardzo niewiele. Cieszyła się, Ŝe dzięki temu rozmawia z córką. 

Nikt nawet słówkiem nie wspominał o skontaktowaniu się z Davidem.  

background image

Dawn  mieszkała  zaledwie  o  półtorej  godziny  drogi  od  Nowego  Orleanu.  Często 

odwiedzała  matkę  pod  pretekstem  zabrania  jakichś  potrzebnych  rzeczy  ze  swojego  pokoju. 

KaŜda krótka wizyta zmniejszała nieco dystans między Dawn a Suzanne.  

Eve studiowała na pierwszym roku. Mieszkała w akademiku pod Shreveport w północnej 

Luizjanie.  Często  telefonowała  do  domu.  Suzanne  nigdy  nie  wiedziała,  czy  Eve  gra  rolę 

dorosłej kobiety, czy dziecka. Kochała jednak oba wcielenia młodszej córki.  

Skoro  wszystko  przebiegało  pomyślnie,  Suzanne  powinna  być  w  miarę  szczęśliwa. 

Niestety,  nie  potrafiła  wykrzesać  z  siebie  energii  ani  entuzjazmu.  Bez  względu  na  to,  na  co 

patrzyła, co słyszała czy czuła, nie mogła zapomnieć Davida. Często zbierało się jej na płacz.  

–  Spójrz  prawdzie  w  oczy,  Annie  –  powiedziała  do  siebie  surowo,  uŜywając  imienia, 

które nadał jej David. – Lepiej przyzwyczaj się do takiego trybu Ŝycia, bo i tak nigdy go nie 

zmienisz.  

Przez  prawie  siedemnaście  lat  była  męŜatką,  potem  zdecydowała  się  na  rozwód.  Resztę 

Ŝ

ycia  zamierzała  spędzić  samotnie  tylko  dlatego,  Ŝe  zakochała  się  w  niewłaściwym 

męŜczyźnie.  Ewentualne  spotkanie  z  Davidem  popsułoby  jej  stosunki  z  córkami.  Podjęła 

właściwą decyzję. MoŜe niełatwą, lecz słuszną.  

Przyszłość rysowała się jak bezkresna otchłań. Trudno. Dokonała ostatecznego wyboru.  

Łzy  leczyły  zranioną  duszę.  Suzanne  ukryła  twarz  w  dłoniach  i  płakała,  aŜ  uśmierzyła 

wewnętrzny ból. Otarła oczy i wróciła do pracy. Pisała na komputerze dalszy ciąg powieści.  

Trzy  godziny  później  rozległ  się  dzwonek  u  drzwi.  Zerknęła  na  zegarek  i  zdumiona 

poszła otworzyć.  

Na  progu,  oparty  o  futrynę,  stał  David,  zmęczony,  ale  przystojny  i  pociągający  jak 

zwykle. Suzanne nie wiedziała, czy jego wzrok wyraŜa miłość, czy potępienie. Zresztą w tej 

chwili nie miało to znaczenia.  

Uśmiechnęła  się  niepewnie.  Syciła  oczy  widokiem  kochanej  twarzy.  Czuła  się  jak 

dziecko obdarowane przez Świętego Mikołaja wspaniałym prezentem.  

–  Nie  przeprowadziłaś  się.  Nie  uciekłaś  do  innego  miasta  –  odezwał  się  cicho,  z  lekką 

rezerwą, ale i z nutą ulgi.  

Przełknęła ślinę.  

– Nie.  

ZmruŜył niebieskie oczy. ‘ 

– Zadziwiające. Spodziewałem się, Ŝe zaszyjesz się na końcu świata, chroniąc mnie przed 

prawdą.  

Głos Davida zabrzmiał oskarŜycielsko.  

Suzanne  Ŝywiej  zabiło  serce.  Nie  mógł  niczego  się  dowiedzieć.  Bo  i  jakim  sposobem? 

Tina przysięgała, Ŝe nie piśnie ani słowa o Dawn. Niepotrzebnie wpadła w panikę.  

– O jakiej prawdzie mówisz? Zacisnął usta.  

– Dobrze wiesz. O prawdzie, która zmusiła cię do ucieczki z Vernazzy i ode mnie.  

SkrzyŜowała ramiona na piersiach.  

– To znaczy? 

Przez chwilę wydawał się przestraszony.  

background image

– Chcesz powiedzieć, Ŝe jest więcej kłamstw, o których nie słyszałem? 

Suzanne otworzyła szeroko oczy.  

– Nic nie wiem o Ŝadnych kłamstwach. Natychmiast wyjaśnij, co masz na myśli.  

David popatrzył na nią w milczeniu.  

–  Chodzi  o  to,  Ŝe  mamy  córkę.  Przy  naszym  spotkaniu  nie  byłaś  łaskawa  nawet  o  tym 

wspomnieć.  

Opuściła ręce. Spojrzała męŜczyźnie prosto w oczy.  

–  Nie  wiem,  o  czym  mówisz,  i  nie  chcę  cię  więcej  widzieć.  –  Chwyciła  za  klamkę.  – 

ś

egnaj.  

Spróbowała zamknąć drzwi, ale David był szybszy. Zablokował drzwi nogą.  

–  Grajmy  w  otwarte  karty,  Annie.  Tym  razem  nie  uchylisz  się  od  odpowiedzi.  Stawimy 

czoło problemowi, przedyskutujemy go i znajdziemy rozwiązanie.  

Suzan ogarnęła zgroza.  

– Poznałeś Dawn? Rozmawiałeś z nią? Potrząsnął głową.  

–  Nie.  Wychodziłem  ze  skóry,  Ŝeby  się  dowiedzieć  od  Tiny  i  jej  rodziny,  dokąd 

pojechałaś.  Nigdy  nie  widziałem  Dawn.  Tylko  na  fotografii,  którą  zostawiłaś  w  Vernazzy. 

Ale  bardzo  chcę.  Zamiast  unikać  naszego  wspólnego  problemu,  powinniśmy  się  z  nim 

zmierzyć.  

–  Wspólny  problem?  –  rzuciła.  Zaśmiała  się  gorzko.  –  Masz  krótką  pamięć,  Davidzie. 

Odszedłeś  ode  mnie.  Nigdy  nie  dałeś  znaku  Ŝycia.  Nie  przesłałeś  mi  nawet  pocztówki.  – 

Oparła  dłonie  na  biodrach.  –  Kiedy  myślę  o  tym,  co  przeszłam,  nie  czuję  współczucia  dla 

ciebie.  Nie  masz  córki.  To  ja  mam  córkę!  Po  prostu  lepiej  pamiętam  minione  dwadzieścia 

dwa lata.  

Wyszła na ganek. David cofnął się o krok. Wymierzyła palcem w jego pierś.  

–  Postanowiłeś  być  szlachetny.  Nie  zadzwoniłeś.  Przysięgłeś  kochać  mnie, 

osiemnastoletnią  dziewczynę,  podczas  gdy  byłeś  zaręczony  z  inną!  To  ty,  dla  własnej 

wygody, zapomniałeś zostawić mi swój adres.  

Otworzył  usta,  aby  zaprotestować,  lecz  nie  pozwoliła  mu  dojść  do  głosu.  Czekała 

dwadzieścia dwa lata na okazję rozliczenia się z Davidem. Nie miała nic do stracenia. Prawda 

wyszła na jaw.  

–  Umyłeś  od  wszystkiego  ręce!  Nie  miałeś  prawa!  Musiałam  sama  wychowywać  nasze 

dziecko,  tłumaczyć  się  rodzicom,  sama  podejmować  decyzje  dotyczące  Dawn.  –  Powoli 

uspokajała się. Napięcie ustępowało. – Nie ty, Davidzie – stwierdziła juŜ łagodniej – ale ja.  

– Och, Annie – szepnął ochryple.  

Łzy popłynęły mu po twarzy. Suzanne drŜącą ręką otarła jedną z nich.  

– Płaczesz.  

– Ty teŜ.  

– Wiem – odrzekła. – Mam do tego prawo. Ty nie. Przemawiała przez nią nie złość, lecz 

bezsilność.  

– Straciłem prawo do płaczu, kiedy cię opuściłem. Wszystko, co robiłem potem, robiłem 

z  myślą  o  sobie.  –  Zacisnął  dłonie  na  jej  ramionach.  –  Powinnaś  mi  wierzyć,  Ŝe  nigdy  nie 

background image

zostawiłbym  cię  samej  w  ciąŜy.  Nie  przyszło  mi  to  w  ogóle  do  głowy.  To  chyba  brak 

wyobraźni. Wierzyłem Jerry’emu. Miał ci dać mój adres.  

Suzanne odwróciła wzrok. Nie mogła znieść udręki w oczach Davida.  

– Sądziłem, Ŝe tylko ja z nas dwojga cierpię. Sądziłem, Ŝe gładko prześlizgujesz się przez 

Ŝ

ycie, a na mnie ciąŜy wielka odpowiedzialność. Codziennie wyobraŜałem sobie, jak radośnie 

spędzasz czas, ja zaś wychowywałem syna i opiekowałem się chorą Ŝoną.  

Nagle  oboje  zorientowali  się,  Ŝe  rozmawiają  o  tak  osobistych  sprawach  przed  domem, 

niemal publicznie. Suzanne cofnęła się do przedpokoju. David puścił jej ramiona i podąŜył za 

nią. Zamknęli drzwi.  

– Annie...  

W głosie Davida brzmiała tęsknota. Suzanne zawahała się. Nie mogła paść mu w objęcia. 

Nie mogła się poddać.  

– Annie – powtórzył głośniej. – Barbara była moją Ŝoną z punktu widzenia prawa. Przez 

pierwsze  parę  lat  cięŜko  pracowaliśmy  nad  tym,  aby  ten  układ  zdał  egzamin.  Nie  udało  się, 

poniewaŜ uwaŜałem ją za przyjaciela, kochałem natomiast ciebie.  

– Kochałeś się z nią.  

Z powagą pokiwał głową.  

–  Nie  zaprzeczam  i  nie  szukam  usprawiedliwienia.  Ty  teŜ  kochałaś  się  z  męŜem,  ale 

przecieŜ  nie  przestało  ci  na  mnie  zaleŜeć.  Łączy  nas  miłość,  lecz  naszych  partnerów 

traktowaliśmy uczciwie. Po prostu tak się złoŜyło.  

Pokręciła głową, jak gdyby pragnęła wyplątać się z sieci, którą zarzucał David.  

– Nie interesują mnie zdarzenia z przeszłości. Nie rozumiesz? To się juŜ nie liczy! Liczy 

się  Dawn.  Dowiedziała  się  prawdy  i  omal  nie  zerwała  kontaktu  ze  mną.  To  moja  córka,  a  o 

mały włos jej nie straciłam! 

–  Przyzwyczai  się  –  stwierdził  David  z  przekonaniem.  –  Kiedy  się  poznamy  i 

porozmawiamy, zrozumie. Zobaczysz.  

– Nie. Nie pozwolę, abyś zranił Dawn.  

– Nie dajesz mi nawet szansy.  

– Tak jak ty nam.  

– Przykro to słyszeć.  

–  Taka  jest  prawda.  –  Suzanne  traciła  siłę  do  walki.  –  Cała  prawda,  Davidzie.  Nie 

pozwolę ci rujnować naszego Ŝycia. Dawn jest moja. Nie poświęcę jej dla miłości do ciebie.  

–  Pozwól  mi  z  nią  porozmawiać.  Chcę,  Ŝeby  zrozumiała,  dlaczego  sprawy  tak  się 

potoczyły. Pragnę stać się częścią jej Ŝycia, tak jak ty.  

Suzanne  świetnie  pamiętała  reakcję  Dawn  podczas  spotkania  w  Vernazzy.  Nie  mogła 

pozwolić na dalsze cierpienia córki.  

– Dawn ma ojca, który stał się częścią jej Ŝycia. Nie potrzebuje drugiego.  

David uśmiechnął się.  

– Rozwiodłaś się, prawda? Odwróciła wzrok.  

– NiewaŜne. I tak wyjedziesz stąd. Na zawsze. Wyciągnął dłoń. Pogładził Suzanne.  

–  Chcesz,  Ŝebym  odszedł,  kiedy  nadeszła  chwila,  na  którą  czekałem  całe  Ŝycie. 

background image

Oczekujesz,  Ŝe  na  zawsze  zrezygnuję  ze  szczęścia?  Dopuszczasz  moŜliwość,  Ŝe  poświęcę 

moją największą miłość? Mam cię nie kochać? Nie myśleć o tobie? To niemoŜliwe.  

Suzanne  tyle  lat  marzyła  o  tej  chwili  i  o  tych  słowach.  Niestety,  usłyszała  je  w 

niewłaściwym miejscu i czasie. W niewłaściwym Ŝyciu.  

– Bądź przeklęty za to, Ŝe nie zadzwoniłeś – szepnęła.  

– JuŜ jestem przeklęty. Zapadła cisza.  

Oboje  aŜ  podskoczyli,  kiedy  rozległ  się  dzwonek  u  drzwi.  Na  progu  stała  Dawn,  w 

dŜinsach i zielonkawej obszernej bluzie. Nie zauwaŜyła gościa.  

– Mamo! – zawołała. – Cześć.  

Nagle  spostrzegła  Davida.  Jej  twarz  przybrała  wyraz  zdumienia,  dezorientacji,  wreszcie 

zrozumienia. Wzrok powędrował ku dłoni męŜczyzny spoczywającej na ramionach matki.  

– Chciałam tylko zabrać coś z szafy. Przepraszam – wymamrotała i popędziła schodami 

na górę.  

– Jest taka piękna – stwierdził David z Ŝalem w głosie.  

– Tak.  

CóŜ  więcej  miała  powiedzieć?  Obecność  Dawn  wystarczyła  za  tysiące  słów.  David 

opuścił rękę.  

– Kocham cię, Annie.  

– Wiem.  

Wyjął z portfela wizytówkę i połoŜył ją na regale.  

–  Nie  mogę  sprawić,  abyś  zmieniła  zdanie  na  temat  naszego  związku,  Annie.  Musisz  to 

zrobić sama.  

– Nic z tego nie będzie.  

Potrząsnęła głową i z trudem przełknęła ślinę. Upiory przeszłości nie pozwalały patrzeć z 

nadzieją w przyszłość.  

Pochylił się i musnął ustami jej czoło. Poczuła na skórze ciepły oddech.  

– Wiem.  

Kroki męŜczyzny rozbrzmiewały pustym echem w duszy Suzanne. Wyszedł z jej domu. I 

z jej Ŝycia.  

background image

ROZDZIAŁ 12 

 

Przez dwadzieścia minut Suzanne siedziała jak otępiała przy stole kuchennym, wpatrując 

się  bezmyślnie  w  jego  blat.  Przed  nią  stała  filiŜanka  z  zimną  gorzką  kawą.  W  sypialni 

powyŜej skrzypiała podłoga. To Dawn kursowała między szafą a łóŜkiem.  

Wszystko wskazywało na to, Ŝe nie rozpoznała Davida. Nic się zatem nie stało.  

Ten fakt nie przyniósł jednak Suzanne pocieszenia.  

Dawn,  w  tenisówkach  na  nogach,  zeszła  cicho  na  parter.  Suzanne  usiłowała  się 

uśmiechnąć. Bezskutecznie. Z cięŜkim sercem spojrzała na córkę.  

Dawn była kopią ojca. Podobieństwo zwiększał fakt, Ŝe Suzanne wychowała ją na kobietę 

dynamiczną, energiczną, nowoczesną.  

Dziewczyna  podeszła  do  dzbanka  i  nalała  sobie  kawy.  Z  kubkiem  w  dłoniach  wyjrzała 

przez okno, a potem przeniosła wzrok na matkę.  

– Mamo, co to za męŜczyzna? Czy to ten człowiek z Vernazzy, o którym mówiła Eve? 

CóŜ  za  dziwny  sposób  wyraŜania  się  o  własnym  ojcu!  Suzanne  doskonale  jednak 

rozumiała córkę. Dawn dystansowała się od nieznajomego.  

– Tak.  

Dawn odwróciła się powoli. Nie piła kawy.  

– To mój prawdziwy ojciec, tak? – spytała z powagą.  

Serce Suzanne waliło młotem.  

– Twoim ojcem jest John, kochanie. On cię wychował.  

Dawn spokojnie patrzyła matce prosto w oczy.  

– David Marshall jest moim biologicznym ojcem, prawda? 

Suzanne  nie  mogła  wydobyć  głosu.  Kiwnęła  głową  i  czekała  na  wybuch  wściekłości 

dziewczyny. Tak jak w Vernazzy.  

– Eve miała rację. Wyglądam jak on.  

Dawn wypiła łyk kawy, skrzywiła się i sięgnęła po śmietankę. Suzanne zacisnęła pięści. 

Do  niczego  nie  doszło.  Nikt  nic  nie  powiedział.  Nikt  nie  krzyczał.  Dawn  głośno  zamieszała 

kawę łyŜeczką. Ostry dźwięk draŜnił napięte nerwy Suzanne. WciąŜ czekała.  

Wreszcie Dawn znów się odezwała.  

– Gdybym została na dole, przedstawiłabyś nas sobie? 

Suzanne skinęła głową.  

– Nie miałabym wyboru.  

– Powiedziałabyś, kto jest twoim gościem? 

– Nawet nie musiałabym. Wiesz, jak on się nazywa. Rozpoznałaś go, Dawn.  

– A czy on wie o mnie? 

Suzanne  przełknęła  ślinę.  Ta  scena  prędzej  czy  później  musiała  nastąpić.  Poczuła  ulgę. 

Nie spodziewała się juŜ niczego gorszego.  

– Tak.  

Dawn podeszła do stołu i usiadła naprzeciwko matki.  

background image

– Sądzisz, Ŝe on chce mnie poznać? 

– I to bardzo. – Suzanne uścisnęła rękę córki.  

–  Ale  nie  zamierza  robić  niczego  na  siłę.  Obawia  się,  Ŝe  go  odrzucisz.  Ja  teŜ  bałam  się 

odrzucenia przez środowisko, kiedy cię urodziłam. Panowały wtedy o wiele bardziej surowe 

zasady moralne.  

– Dlaczego nie oddałaś mnie do domu dziecka? 

– W podjęciu decyzji pomogła mi twoja babcia. Rodzice obiecali mi pomoc finansową i 

duchową.  Nie  poradziłabym  sobie  bez  nich.  –  Suzanne  była  o  trzy  lata  młodsza  od  Dawn, 

kiedy  dokonywała  dramatycznego  wyboru.  –  W  ciąŜy  myślałam  o  dziecku  z  miłością,  więc 

kiedy przyszłaś na świat, nie umiałam sobie wyobrazić Ŝycia bez ciebie.  

Dawn wyglądała na skruszoną.  

– W tej całej sprawie zachowałam się fatalnie – oświadczyła.  

–  Rozumiem  cię,  kochanie  –  zapewniła  Suzanne  łagodnie.  –  Czasami  maskujemy 

gniewem Ŝal, rozczarowanie, smutek. Człowiek nie wie, co ma myśleć, i potrzebuje czasu na 

przystosowanie się do nowej sytuacji.  

– MoŜe teraz opowiesz mi o wszystkim? – zaproponowała nieśmiało Dawn.  

Suzanne  zgodziła  się  z  ulgą.  Nigdy  wcześniej  nie  zdradziła  córce  tylu  szczegółów  na 

temat  jej  narodzin  i  dzieciństwa.  Dawn  chłonęła  jej  słowa,  jak  gdyby  próbując  się  wczuć  w 

przeŜycia matki.  

– Co się właściwie działo z Davidem Marshallem? Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki? 

–  Nie.  Wrócił  do  domu,  poniewaŜ  jego  najlepsza  przyjaciółka,  dziewczyna,  z  którą  był 

zaręczony,  w  wyniku  wypadku  samochodowego  straciła  władze  w  nogach.  I  zamiast 

powiedzieć jej o mnie, oŜenił się z nią.  

Oczy Dawn bardzo przypominały Suzanne Davida. Zabolało ją serce.  

– Wierzysz, Ŝe tak się stało? Kiwnęła głową.  

– To uczciwy, odpowiedzialny człowiek, kochanie. Ktoś, kto go zna, powinien być z tego 

dumny.  Dlatego  go  pokochałam.  Tylko  po  prostu  byliśmy  za  młodzi,  aby  przewidywać 

konsekwencje swoich czynów.  

Oszołomiona Dawn spojrzała szeroko otwartymi oczami.  

–  O  BoŜe,  mamo,  byłaś  przecieŜ  w  wieku  Eve.  Nie  wyobraŜam  sobie  Eve  rodzącej  i 

wychowującej dziecko! 

–  Wiem.  Coś  takiego  zdarzyło  się  właśnie  mnie.  Nie  pozostawało  mi  nic  innego,  jak 

wyjść za mąŜ za waszego tatę.  

Dawn połoŜyła ręce na kolanach.  

–  I  twierdzić,  Ŝe  mój  prawdziwy  ojciec  nie  Ŝyje.  Jeszcze  przed  miesiącem  przez 

dziewczynę przemawiała gorycz. JakŜe się zmieniła...  

–  Z  mojego  punktu  widzenia  umarł  –  przyznała  Suzanne.  Nie  znała  słów,  które 

wyraziłyby ogarniające ją uczucia. – Tak mi przykro.  

– Zawsze przypuszczałam, Ŝe to kłamstwo. Teraz Suzanne przeŜyła szok.  

– Dlaczego? 

Dawn wzruszyła ramionami.  

background image

–  Nie  wiem.  Intuicja!  Kiedy  miałam  siedem  czy  osiem  lat,  oglądałam  u  babci  album  z 

fotografiami. Na paru zdjęciach zobaczyłam ciebie z jakimś męŜczyzną. Pokazałam je babci. 

Wyjaśniła, Ŝe to mój ojciec. Ukradłam jedno zdjęcie i do dziś trzymam w szufladzie.  

Zerknęła na kredens.  

– Dlaczego wtedy mi o tym nie powiedziałaś? 

–  Bo  za  kaŜdym  razem,  kiedy  wspominałam  o  ojcu,  natychmiast  zmieniałaś  temat,  jak 

gdybyś się bała, Ŝe tata nas podsłucha. Nie wypowiedziałaś nawet jego imienia. Sądziłam, Ŝe 

to zbyt bolesne dla ciebie.  

–  Bardzo  bolesne,  ale  z  innych  powodów.  Powinnaś  jednak  była  ze  mną  porozmawiać. 

Rozwiązałybyśmy wspólnie ten problem. Nie musiałybyśmy przechodzić piekła po latach.  

Dawn podniosła wzrok. Płakała.  

–  Co  miałam  powiedzieć?  „Mamo,  szkoda,  Ŝe  miłość  ominęła  cię  po  raz  drugi”?  Nie 

wiedziałam o pierwszym razie.  

Suzanne nie potrafiła się uśmiechnąć.  

– Nie chciałam budować naszej więzi na kłamstwie, lecz zarazem pragnęłam ukryć przed 

tobą prawdę.  

–  Nie  poczułam  się  skrzywdzona,  mamo.  Byłam  przede  wszystkim  ciekawa.  Kiedy 

jednak  dowiedziałam  się,  Ŝe  mój  prawdziwy  ojciec  Ŝyje,  a  inni  spotykali  się  z  nim, 

rozmawiali  i  nawet  lubili  go,  wpadłam  w  popłoch.  Nie  umiałam  sobie  poradzić  z  tym 

problemem.  Nagle  ziściły  się  dziecinne  marzenia.  Nie  chciałam  tego.  Wyidealizowałam 

postać ojca. Ojciec ze snów nigdy by mnie nie zbeształ i nie wyśmiał. Prawdziwy ojciec mógł 

tak postąpić.  

– Jego obecność oznaczała zagroŜenie? 

Dawn skinęła głową.  

–  Odkryłam,  Ŝe  znów  jesteście  razem,  i  wpadłam  w  panikę.  Wzięłam  pod  uwagę 

moŜliwość, Ŝe ten człowiek polubi ciebie bardziej niŜ mnie.  

– A więc uciekłaś do Florencji.  

–  Nie  mogłam  powstrzymać  się  od  płaczu  na  myśl  o  tej  sprawie.  Bałam  się  pytać  o 

cokolwiek, poniewaŜ bałam się usłyszeć odpowiedzi.  

Suzanne wczuła się w połoŜenie córki. Chciała przytulić ją, pocałować, pocieszyć, tak jak 

dawniej, w dzieciństwie.  

– Co teraz? 

Dawn zachichotała. Nie zabrzmiało to szczerze.  

– Szkoda, Ŝe tak późno poznałam prawdę. Musztarda po obiedzie.  

–  Nie  miałam  pojęcia  o  twoich  przemyśleniach  i  pragnieniach.  W  przeciwnym  razie 

razem  z  tobą  szukałabym  rozwiązania,  zamiast  usiłować  wszystko  zatuszować  –  oznajmiła 

Suzanne drŜącym głosem.  

– I trzymać ojca z daleka ode mnie – dodała Dawn, trafiając w sedno wbrew deklaracjom 

Suzanne.  

W sumie dość bezboleśnie przełknęła opowieść matki.  

–  David  bardzo  pragnie  cię  poznać.  Mówi,  Ŝe  jesteś  piękna  i  bardzo  podobna  do  jego 

background image

syna, Jasona. Myślę, Ŝe on teŜ trochę się boi.  

– To dobrze – stwierdziła Dawn z wyraźną ulgą. – Na szczęście nie tylko ty, mamo, i ja 

się boimy.  

Suzanne nie przestawała się niepokoić.  

– Jesteś zszokowana albo wściekła? Dawn, proszę, powiedz.  

Dawn uśmiechnęła się pogodnie.  

–  Kochana  mamo,  przecieŜ  wiesz.  śałuję,  Ŝe  nie  zdradziłaś  swojej  tajemnicy  wcześniej. 

Nareszcie  wszystkie  elementy  układanki  leŜą  na  swoim  miejscu.  Obawiam  się  pierwszego 

spotkania, lecz jestem juŜ gotowa. Długo czekałam na ten dzień.  

Zachwycona Suzanne chwyciła córkę za ręce.  

– Dawn, jak byś się czuła, gdybym po tylu latach zeszła się z twoim ojcem? 

–  Nie  wiem.  –  Dziewczyna  zmarszczyła  czoło.  –  CóŜ,  dziwna  sytuacja,  ale  chciałabym 

spędzić  z  nim  duŜo  czasu,  aby  go  poznać  i  pozwolić  mu  poznać  siebie.  –  Uniosła  brwi.  – 

Mam przyrodniego brata? 

– Podobny do ciebie. Widziałam zdjęcie. Jest w wieku Eve.  

– Naprawdę? – zdumiała się. Suzanne skinęła głową.  

–  Mamo,  to  cudowne  uczucie  dowiedzieć  się,  Ŝe  ojciec  nie  jest  potworem  o  trzech 

głowach... A co najwaŜniejsze, jest miły i dobry. – SpowaŜniała. – Co mam robić? Jechać za 

nim? 

Suzanne wstała. Ujęła twarz córki w dłonie i spojrzała w niebieskie oczy.  

– Kocham cię, maleńka.  

– Wiem. Ja teŜ cię kocham.  

– Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca w sercu matki.  

–  To  prawda.  Skoro  przebrnęłyśmy  przez  najtrudniejszy  okres  mojego  dziewczęcego 

buntu i wciąŜ rozmawiamy...  

–  Będziemy  rozmawiać  dalej,  kiedy  David  Marshall  wkroczy  w  twoje  i  moje,  w  nasze 

Ŝ

ycie.  

– Mamo...  

– Córeczko...  

Objęły się mocno. Nie potrzebowały słów. Suzanne czuła się jak w raju. Ocaliła rodzinę. 

Umocniła więź z córką.  

– Powiesz mu? – spytała Dawn.  

Suzanne roześmiała się i cmoknęła ją w czubek nosa.  

– Oczywiście. Natychmiast. Muszę się tylko zorientować, dokąd się udał.  

–  Przyjechał  tu  wynajętym  samochodem  –  zauwaŜyła  Dawn  i  podała  nazwę 

wypoŜyczalni.  

–  Dzięki,  do  zobaczenia  –  rzuciła  Suzanne,  chwytając  torebkę  i  biegnąc  do  drzwi.  – 

Wracaj do pracy! 

Dawn roześmiała się.  

– Byłam ciekawa, kiedy to powiesz! 

Suzanne  włączyła  silnik,  wyprowadziła  samochód  z  garaŜu  i  pomknęła  na  lotnisko. 

background image

Modliła  się  w  myślach,  aby  zastać  tam  Davida.  Po  piętnastu  minutach  zahamowała  przed 

salonem wynajmu samochodów. Wyskoczyła zza kierownicy.  

David  stał  przy  ladzie  i  rozmawiał  z  uśmiechniętą  młodą  pracownicą  firmy,  wyraźnie 

zainteresowaną przystojnym klientem.  

Suzanne  stanęła  nieruchomo,  chłonąc  kaŜdy  jego  gest.  Kiedy  odwrócił  się  do  wyjścia, 

zawołała: 

– David! 

 

Zmierzył  wzrokiem  rumieńce  na  jej  twarzy,  szeroko  otwarte  oczy,  ciepły  uśmiech, 

lawendowy sweterek opinający piersi. Ocknął się po chwili.  

– Tak? 

Zabrzmiało  to  oficjalnie,  z  rezerwą.  Przybrał  ton,  jakim  rozmawiał  z  sekretarkami  i 

akwizytorami.  

Nie zamierzał uzewnętrzniać uczuć, które go ogarnęły.  

– Kocham cię.  

Głos  Suzanne  koił  rany,  uspokajał,  przywodził  cudowne  wspomnienia.  Wyznała  mu 

miłość  przed  wielu  laty,  w  Vernazzy.  Pragnął  zapomnieć  lato,  kiedy  Annie  powtórzyła  te 

słowa.  Ale  pamięć  nie  usłuchała.  Niczym  barwny  film  przesuwały  się  przed  oczami  obrazy. 

Kochali się. Usta kobiety wilgotne i miękkie od pocałunków. Uwodzicielskie spojrzenie.  

Miłość  oŜyła.  Patrzył  na  Suzanne  przekonany,  Ŝe  piękna  wizja  pryśnie  zaraz  jak  bańka 

mydlana.  

– Nie mów tego – wydusił z siebie.  

– Dawn rozpoznała cię.  

Ciarki przebiegły mu po grzbiecie.  

– Co powiedziała? 

– Chce cię poznać. Znała cię z fotografii, która wpadła jej w ręce w dzieciństwie. Pragnie 

teŜ poznać brata.  

– Nie mam pretensji, jeśli wpadła w złość i poczuła się skrzywdzona.  

Suzanne się roześmiała.  

–  Ja  teŜ  bym  jej  nie  winiła,  ale  do  tego  nie  doszło.  Dawn  jest  podekscytowana  i  nieco 

wystraszona. – Suzanne pokręciła głową. – Tak jak jej matka, właśnie teraz.  

– Jej matka ma do tego prawo – oświadczył cicho. Z jej ust padło przecieŜ tyle kłamstw. 

Zwłaszcza na temat małŜeństwa. Za kaŜdym razem, kiedy się kochali, miał wyrzuty sumienia. 

– I co teraz? 

Wyglądała na zmieszaną.  

– Nie rozumiesz? Kocham cię! 

Bał się. A jeśli jej słowa nie znaczą nic więcej niŜ wtedy, w Vernazzy? 

– Twierdziłaś, Ŝe zawsze mnie kochałaś. Skłamałaś. – ZmruŜył oczy. – Co się zmieniło? 

Ś

miało podniosła głowę.  

–  Dosyć  kłamstw.  Dosyć  strachu.  –  DrŜące  usta  zdradzały  zdenerwowanie.  – 

Pomyślałam, Ŝe chciałbyś się dowiedzieć.  

background image

– Pozwalasz mi odejść? 

– Nie mogę cię tu zatrzymać.  

– Odsyłasz mnie z powrotem? 

– Jeśli nie zechcesz zostać...  

Zirytował się lekko. Postąpił krok do przodu.  

–  Zamierzasz  dalej  kłamać,  aby  osiągnąć  swój  cel?  Suzanne  sprawiała  wraŜenie  małej 

dziewczynki przyłapanej na pierwszym w Ŝyciu kłamstwie.  

– Nie – odparła skruszona.  

– Opowiesz szczegółowo o przeszłości swojej i Dawn? 

– Tak.  

– Pobierzemy się? 

Wyraz  powagi  zniknął  nagle  z  oczu  kobiety.  Pojawiły  się  w  nich  przekorne  ogniki.  Tak 

jak przed dwudziestu dwu laty.  

– Jeśli będziesz bardzo, bardzo grzeczny. Objął ją mocno.  

–  Ach,  kochanie  –  odezwał  się  cicho.  –  Będę  bardzo  dobry  dla  ciebie.  Nie  zechcesz 

nikogo innego.  

Pochylił się i pocałował ją.  

Wszyscy  ludzie  w  salonie  bili  im  brawo.  Dziewczęta  za  ladą  ocierały  łzy.  Mechanik  w 

kombinezonie głośno wydmuchał nos.  

David błysnął zębami w uśmiechu. Ukłonił się publiczności.  

– Mówiłem, Ŝe jestem dobrym człowiekiem – szepnął.  

– Trochę dobrym, trochę złym – zaŜartowała. – To mi się zawsze w tobie podobało.  

–  Zanim  się  zestarzejemy,  będziemy  mieli  milion  wspólnych  wspomnień,  Annie  – 

obiecał. – Począwszy od zaraz. – Wziął ją za rękę i wyszli. – Gdzie twój samochód? 

Wskazała  bez  słowa  i  podała  mu  kluczyki.  Pomógł  jej  wsiąść  i  zatrzasnął  drzwi.  W 

samochodzie znów się objęli.  

–  W  wieku  siedemdziesięciu  lat  pewnie  wciąŜ  będziemy  się  przytulać  w  samochodach. 

Zupełnie jak nastolatki! 

Zachwycona Suzanne przyłoŜyła policzek do piersi Davida. Wdychała jego zapach. Czuła 

się jak w niebie...  

–  A  kiedy  będę  za  stary,  Ŝeby  prowadzić,  zostawię  samochód  w  garaŜu.  Na  wszelki 

wypadek, gdyby przyszła nam ochota na przytulanki – przyrzekł.  

Roześmiała się. Ruszyli. Zaczęli jazdę jak gdyby w odwrotnym kierunku, ku młodości.  

– Nie wyobraŜam sobie ciebie starego.  

– Niestety, ciebie teŜ to czeka.  

–  Nigdy  –  zaprzeczyła  stanowczo.  –  MoŜe  będę  pomarszczona,  gruba  i  niedołęŜna.  Ale 

nigdy za stara, aby cię przytulić.  

Otoczył ją ramieniem.  

–  Ani  ja,  kochanie.  Dopóki  ze  mną  będziesz.  Pocałunek  przypieczętował  miłosne 

deklaracje.  

Znaleźli się dopiero na początku drogi.  

background image

 

Oklahoma City, stan Oklahoma  

 

Od roku jesteśmy małŜeństwem. Nie wyobraŜałam sobie, Ŝe mogę kochać Davida bardziej 

nu w chwili, gdy wymienialiśmy obrączki. Ale tak się stało. ChociaŜ mieszkamy w Oklahomie, 

dziewczęta często nas odwiedzają. Kiedy są u siebie, rozmawiamy przez telefon.  

Nasze  dzieci  przywykły  do  siebie.  Trwało to  jakiś  czas.  NajdłuŜej  przystosowywał  się  do 

nowej  sytuacji  Jason.  Wychowany  jako  jedynak,  nie  bardzo  wiedział,  jak  postępować  z 

dwiema młodymi kobietami, które uwaŜają go za brata.  

Pierwsze BoŜe Narodzenie okazało się cięŜkim przeŜyciem dla nas wszystkich. Z początku 

byłam załamana. KaŜdy starał się aŜ do przesady okazywać uprzejmość innym. David popisał 

się  cierpliwością  i  pomysłowością.  Zaprosił  sąsiadów,  małŜeństwo,  Joan  i  Marva.  Wspólnie 

bawiliśmy  się  w  róŜne  gry.  Zrobiło  się  bardzo  wesoło.  Dzieci  rozluźniły  się  i  zaprzyjaźniły. 

Miałam najradośniejsze święta w Ŝyciu.  

Dawn  rozkwita.  Ta  energiczna,  młoda  kobieta,  odkąd  jesteśmy  z  Davidem  razem, 

rozwinęła  skrzydła.  Interesuje  się  sprawami,  o  które  nigdy  bym  jej  nie  podejrzewała. 

Najbardziej  lubi  nas  pytać  o  to  Jak  przebiegała  nasza  znajomość.  Dawn  to  romantyczka, 

podobnie jak Eve. Lubię je obserwować. Cieszę się, Ŝe łączy je silna siostrzana więź.  

Lubię teŜ być sam na sam z Davidem. Spacerujemy, jeździmy na rowerach, robimy zakupy 

albo  po  prostu  siedzimy  przed  telewizorem  czule  objęci.  Nie  wiedziałam  nawet,  Ŝe  noszę  w 

sobie taką potrzebę czułości. A David potrafi ją okazać.  

Codziennie  dziękuję  Bogu.  Obdarował  mnie  prawdziwym  szczęściem.  Martwiłam  się 

kiedyś,  Ŝe  jest  głuchy  na  moje  modlitwy,  lecz  myliłam  się.  Zanim  Ŝycie  udzieliło  mi  okrutnej 

lekcji, nie wiedziałam, Ŝe trzeba chwalić kaŜdy, nawet najmniejszy podarunek losu.  

Teraz juŜ wiem.  

Powtarzam to sobie przed snem i po przebudzeniu u boku Davida. Dzięki ci. BoŜe.