background image

 

 
18. Happy End 
 

 

Rosalie wzięła suknię i podała mi ją.  

- I jak podoba ci się? – spytała. 
- Jest przepiękna! – wykrztusiłam wreszcie. 
- Miałam ją na sobie na jednym ze ślubów z Emmetem. – 
uśmiechnęła się – Teraz kolej na ciebie.  

background image

- Dziękuję. Naprawdę jest śliczna. – powiedziałam. 
- No to, na co czekasz? Ubieraj! – rozkazała. 
- Z wielką przyjemnością. – po tych słowach chciałam wyjść 
do swojego pokoju i tam się przebrać, ale Rose chwyciła mnie 
za rękę. 
- Hej, a ty dokąd? – spytała – Jesteśmy siostrami możesz się 
przebrać tutaj. – dodała. 
- No w sumie racja. – uśmiechnęłam się. Cieszyłam się, że 
Rosalie tak szybko mnie zaakceptowała i że chyba podoba jej 
się bycie moją siostrą. 
Zaczęłam się przebierać, a Rosalie cały czas nawijała... 
- ...Wiesz to super, że tu do nas trafiłaś z Jasperem. Teraz 
będę miał, z kim chodzić na zakupy, będę miała kogoś, z kim 
będę mogła rozmawiać. Po prostu siostrę... -  mówiła i mówiła, 
a mnie się to podobało. 
- Też się cieszę. Nawet nie wiesz jak bardzo. No i jak 
wyglądam? – spytałam gdy miałam już suknie na sobie. 
- Prześlicznie. Wyglądasz nawet lepiej niż ja. – zaśmiała się. 
- W to akurat nie uwierzę. Od ciebie chyba nikt lepiej nie 
wygląda. – odpowiedziałam jej patrząc się w lustro.  
- Nie przesadzaj. Ty jesteś równie śliczna. – odpowiedziała. 
- Jasper oszaleje jak cię w niej zobaczy. – zażartowała. 
- Mam taką nadzieję. – wybuchłam śmiechem. 
Stałam tak przed lustrem i wpatrywałam się we własne 
odbicie. W tej sukni rzeczywiście wyglądałam jak jakaś 
księżniczka z bajki. Cieszyłam się, że już za kilka minut moje 
pokręcone życie wreszcie będzie normalne... Cieszyłam się, 
ze zbliżał się już happy end miłości mojej i Jazza.  
- Mogę już stąd wyjść? – spytałam Rosalie. 

background image

- Ja sprawdzę czy wszyscy są już gotowi, bo wiesz pan młody 
nie może zobaczyć swojej ukochany w sukni ślubnej przed 
ślubem. – odpowiedziała i szybko wyszła z pokoju.  
Po kilku sekundach była już z powrotem. 
- Wszyscy są już gotowi. Ksiądz też już jest. Czekają na 
ciebie w salonie. – zdała mi relacje. 
Dopiero teraz zaczęłam się stresować. Sama nie wiedziałam 
czego się bałam, ale miałam jakieś złe przeczucie... Znowu, 
ale miałam nadzieję, że nic już się nie zepsuje i wszystko 
dobrze się skończy. 
- Hej uśmiechnij się. To jest twój dzień, twój i Jaspera. 
Dzisiaj już niczym się nie przejmuj. – poprosiła Rose. 
- Jasne. Ja się bardzo cieszę i dzisiaj tak jak mówisz nic mi 
już tego dnia nie zepsuje. – odpowiedziałam jej. 
- No to idziemy! – zawołała uradowana Rosalie. 
Wyszłam za nią z pokoju. Już tylko kilka kroków dzieliło mnie 
od szczęśliwego finału mojej i Jazza miłości… Teraz już 
wszystko musiało się dobrze skończyć. Musiało!  
 

Rosalie szybko pobiegła na dół do salonu żeby zająć już 

swoje miejsce... Ja powoli zaczęłam schodzić po schodach. 
Mimo, że byłam piękną, silną i niezniszczalną wampirzycą 
bardzo się stresowałam tak jak chyba każda dziewczyna, 
która ma wyjść za mąż za kogoś, kogo tak bardzo kocha. 
Wzięłam głęboki oddech, który w sumie nie był mi potrzebny, 
ale dodał trochę otuchy. Kiedy pokonałam ostatni schodek 
moim oczom ukazał się pięknie wystrojony salon. Zobaczyłam 
wszystkich swoich nowych przyjaciół i rodzinę... Na samym 
środku stał mój Jasper, a obok niego jakiś ksiądz... Trzeba 
było przyznać, że ładnie pachniał... Miałam nadzieję, że 
Jasper nie będzie chciał go... No w końcu on krócej 
powstrzymuje się od ludzkiej krwi niż ja, ale nie mogłam 

background image

teraz myśleć o takich rzeczach! Za chwilę miałam przestać 
być panną i moja historia miała zakończyć się happy endem... 
Stanęłam koło mojego ukochanego. Patrzył się na mnie jakby 
zobaczył jakiegoś ducha... 
- Pięknie wyglądasz. – szepnął to tak cicho, że nawet ja ledwo 
zrozumiałam, ale w sumie to właśnie tylko ja miałam usłyszeć. 
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć tych dwoje węzłem 
małżeństwa... – zaczął ksiądz, a ja wcale go nie słuchałam 
tylko wpatrywałam się w oczy mojej miłości...  
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero jego piękny głos... 
- Tak chcę. – powiedział i uśmiechnął się do mnie. 
- A czy ty Alice Cullen chcesz wziąć za męża tego oto 
Jaspera Halla? – usłyszałam po tym słowa księdza, a więc to 
już... 
- Tak chcę. – odpowiedziałam najszybciej jak się dało. Jasper 
zachichotał pod nosem... 
- A więc ogłaszam was mężem i żoną! – powiedział ksiądz – 
Możecie się już pocałować. – dodał później. 
Jazz wziął mnie na ręce i zaczęliśmy się całować... Nareszcie 
wszystko było już na swoim miejscu... Musiało być. 
Wszyscy zaczęli nam bić brawo.  
- A więc nie jestem tu już potrzebny. – odezwał się ksiądz 
gdy wreszcie Jazz postawił mnie na ziemi. 
- Dziękujemy. – podziękowałam mu w imieniu swoim i Jaspera. 
- Nie ma, za co drogie dzieci. - uśmiechnął się do nas. 
- Zaprowadzę księdza do wyjścia. – powiedział Emmet i 
razem z nim wyszedł z salonu w kierunku drzwi. 
- No i w końcu jesteście razem! – krzyknęła Lizzy 
przerywając ciszę... Nadal nie mogłam uwierzyć, że ślub już 
jest za mną... Że to już minęło... Przez te chwilę czułam się 

background image

jak prawdziwa księżniczka, miałam wszystko, co chciałam i 
wszystko, czego potrzebowałam.  
Po jej słowach wszyscy zaczęli nam gratulować i życzyć 
żebyśmy byli razem już całą wieczność, miałam nadzieję, że 
tak się stanie... Po chwili Emmett wrócił do salonu i wszyscy 
usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach. 
Jednak ja cały czas czułam jakby czegoś mi brakowało, jakby 
coś było nie tak... Dopiero po jakimś czasie się 
zorientowałam... Edwarda nie było tu z nami! 
- A gdzie jest Edward? – przerwałam nagle Peterowi, który 
mówił coś do Jazza. 
Zapadła cisza... 
- Gdzie on jest? – powtórzyłam swoje pytanie... 
- Uznał, że nie może tu już dłużej tak żyć... Powiedział, że 
odchodzi. – powiedział w końcu Carlisle... 
Nie mogłam w to uwierzyć! Jak on mógł?! Przecież powiedział, 
że wszystko było dobrze! Okłamał mnie? Nawet się nie 
pożegnał... A jeżeli zrobi coś głupiego? Tysiące myśli plątało 
się w tej chwili po mojej głowie. 
- Alice. – zmartwił się Jazz... 
- To nie możliwe! Nie pozwolę mu odejść! – zerwałam się z 
kanapy na której siedziałam wtulona w Jaspera... 
- Nic nie poradzisz, a on może już być gdzieś daleko. – 
powiedział Carlisle. 
- Muszę go znaleźć! – powiedziałam stanowczo i zaczęłam iść 
w kierunku drzwi... 
- Alice! Przestań! – zawołał za mną Jazz. 
- Przepraszam cię, ale ja go nie mogę tak po prostu pozwolić 
mu odejść! – odpowiedziałam mu zatrzymując się i patrząc 
mu prosto w oczy... 

background image

- A może ten ślub to była pomyłka? A może to właśnie jego 
kochasz?! – zaczął denerwować się Jazz. 
- Nie mów tak! Wiesz, że tak nie jest! – nie chciałam się z 
nim kłócić już godzinę po ślubie! 
- Może to dzisiaj jemu miałaś powiedzieć, że chcesz z nim 
spędzić całą wieczność?! – Jasper nie przestawał, a ja 
gdybym była człowiekiem już bym płakała... 
- Przecież wiesz, że kocham ciebie, ale on jest moim 
przyjacielem! Nie mogę go tak zostawić! Zrozum... – głos mi 
się załamał... 
- Przykro mi, ale nie potrafię... Gdybyś mnie naprawdę 
kochała zostałabyś teraz ze mną... A jeżeli pobiegniesz 
gdzieś za nim znaczy to, że on jest dla ciebie ważniejszy. – 
powiedział Jazz i spojrzał na mnie takim okropnym 
wzrokiem... Nie mogłam go wytrzymać. 
- Przepraszam. – szepnęłam i jak najszybciej potrafiłam 
wybiegłam z domu... 
- Tak myślałem. – usłyszałam jeszcze za sobą szept Jaspera i 
pewnie jakieś głupie komentarze reszty rodziny i przyjaciół... 
Pewnie oni wszyscy mają mnie teraz za jakąś najgorszą... A 
najbardziej Jazz... Ale ja dla każdego z nich zrobiłabym to 
samo. Czemu nie mogli tego zrozumieć?  
 

Czułam się okropnie... Miałam wrażenie, że ktoś zabrał 

cząstkę mnie... Nagle straciłam wszystkich, których 
kochałam. Biegłam tak i biegłam przez las i miałam wrażenie 
jakbym kiedyś już to przerabiała... Przecież tak samo 
biegłam za porwanym wtedy przez Volturi Jasperem... Czułam 
się tak samo jak wtedy rozżalona, zrozpaczona i bezradna... 
- Edward! – wołałam swojego przyjaciela... Tęskniłam za nim, 
brakowało mi go... Przecież tylko dzięki niemu udało mi się 
przetrwać ten czas, kiedy bałam się, że Jasper zginął... 

background image

Teraz to mój ukochany był bezpieczny, a on zniknął. Bałam 
się tak samo jak wtedy... Już sama nie wiedziałam, co mam 
zrobić. Jeżeli wrócę... Zresztą i tak nie mam już chyba, do 
kogo... Nie byłam pewna czy Jazz będzie w stanie mi 
wybaczyć... 
Nagle poczułam zapach ludzkiej krwi... Przypomniało mi się 
wtedy, że jestem już bardzo spragniona i jak jakieś dzikie 
zwierzę zaczęłam biec w tamtym kierunku... Nie obchodziło 
mnie, że brudzę i rozrywam tę piękną białą suknie, którą 
miałam na sobie... Przywoływała tylko bolesne wspomnienia, 
których tak bardzo się bałam... 
 

Jednak na razie i tak przestałam o tym wszystkim 

myśleć... Teraz liczył się już tylko ten piękny zapach ludzkiej 
krwi, która była coraz bliżej... W końcu po kilkunastu 
minutach dotarłam do celu... Dopiero wtedy udało mi się 
znowu być sobą, a nie drapieżnym zwierzętom na polowaniu... 
Otrząsnęłam się z tego uczucia i ujrzałam jakiegoś drugiego 
wampira... Niestety nie był to Edward. U jego stóp leżały już 
dwa trupy... Najgorsze było to, że były to chyba dzieci... Z 
trzeciej osoby właśnie wysysał krew... To mogła być matka 
tych biedactw... Przełknęłam głośno jad, który napłynął mi do 
ust i zaczęłam biec powrotem jak najdalej od tamtego... Nie 
wiem, dlaczego, ale bałam się go... Biegłam i biegłam nie 
zamierzając się jak na razie zatrzymywać nie miałam pojęcia, 
co tamtemu mogło przyjść do głowy...  
 

Niestety akurat w tym momencie musiałam mieć wizję... 

Zobaczyłam jak tamten wampir zabija... Edwarda! Z tego 
wszystkiego po prostu upadłam na ziemie potykając się o 
jakiś korzeń czy coś... Chciałam się podnieść, ale nie mogłam... 
Ktoś przydepnął moją suknię... Przerażona odwróciłam głowę... 
To był tamten wampir... 

background image

- Puść mnie! – krzyknęłam. 
- Nie... Dlaczego uciekałaś i jakim cudem udało ci się 
pohamować swoje pragnienie? – spytał... 
- Żywię się tylko zwierzęcą krwią. Powstrzymywanie się od 
ludzkiej krwi to dla mnie nic trudnego. A teraz pozwól mi 
wstać! –odpyskowałam mu. 
- Bardzo proszę. – zaśmiał się i wziął nogę z mojej sukni...  
Powoli się podniosłam, a potem szybko chciałam uciec, ale on 
mnie złapał. 
- Czemu chciałaś mnie już opuścić? – zapytał. 
- Bo nie mam czasu na takie podchody! Szukam kogoś! – 
odpowiedziałam mu. 
- Ten ktoś musi być szczęściarzem... Szuka go taka piękna 
wampirzyca w sukni ślubnej. Co jak go znajdziesz planujesz 
wyjść za niego za mąż? – zakpił sobie ze mnie. 
- Nie! Już wzięłam ślub, a teraz szukam swojego przyjaciela, 
którego przez to skrzywdziłam! – sama nie wiem dlaczego to 
wszystko mu powiedziałam... Musiałam się chyba komuś 
zwierzyć, a nie miałam komu. 
- Skoro masz tyle problemów to zostaw to wszystko i zostań 
ze mną. – mówiąc to przyciągnął mnie do siebie... Próbował 
mnie pocałować, ale ja mu się nie dałam i odepchnęłam go. 
- Hej śliczna nie denerwuj się tak... A jak w ogóle masz na 
imię? – spytał. 
- Mam na imię Alice... Ale proszę pozwól mi odejść. – 
szepnęłam. 
- A ja mam na imię Victor... I jestem bardzo samotny, ale 
dzięki tobie to się zmieni... Nie pozwolę ci odejść. – 
uśmiechnął się znów do mnie podchodząc... 
Znów spróbowałam uciec, ale on był czujny... Poczułam silny 
uścisk na ręce... W tym momencie przypomniało mi się jak tak 

background image

samo w Wolterze próbował mnie zatrzymać Edward... 
Zaczęłam krzyczeć... 
- Edward!!! Proszę cię wróć!!! Nie zostawiaj mnie!!! – po tym 
Victor z całej siły popchnął mnie i uderzyłam w drzewo...  
Nie chciało mi się podnieść, nie miałam, po co... Edward 
zniknął i już pewnie nigdy nie wróci... Przeze mnie... A Jasper 
jest na mnie zły. Może już mi nie wybaczy... Powiedział, że 
jeżeli wyjdę szukać Edwarda, a nie zostanę z nim to tak 
jakbym go zostawiła... Tak jakbym wybrała Edwarda... A 
przecież kilka godzin temu ślubował, że będzie ze mną przez 
cała wieczność, a teraz?! Jestem tutaj sama w podartej i 
brudnej sukni ślubnej Rose i jestem zdana na pastwę losu... 
Victor zaczął podążać w moim kierunku... 
- Masz ochotę na dalsze zabawy czy w końcu zgodzisz się ze 
mną zostać po dobroci? – spytał z uśmiechem na ustach. 
- Zostaw mnie. – poprosiłam cicho. 
- Już ci tłumaczyłem, że nie ma innej możliwości... Zostajesz 
ze mną i koniec. – powiedział i pociągnął mnie za włosy żebym 
wstała... 
Już nic nie mówiłam... Nie chciało mi się. 
- To pójdziesz teraz grzecznie za mną? – spytał uśmiechając 
się... Chyba zobaczył, że już się poddałam... Po prostu tym 
razem już nie miałam, o co walczyć... 
Victor bardzo mocno chwycił mnie za rękę i zaczął za sobą 
ciągnąć jak psa...  
 

Szłam tak za nim i szłam, a ten las się nie kończył... W 

tym momencie chciałam żeby ktoś mnie zabił... Tak po prostu 
nie miałam ochoty na dalsze życie... Chciałam wreszcie zaznać 
spokoju... Chciałam żeby wszystkie moje problemy się 
skończyły... 

background image

- Dokąd mnie ciągniesz? Nie możesz po prostu dać mi 
spokoju? – spytałam po pewnym czasie... Wolałabym siedzieć i 
użalać się nad sobą pod jakimś drzewem w tym lesie, a nie 
być traktowana przez niego jak jakaś nowa zabawka... 
- Oj Alice, Alice... Ile razy mam ci to powtarzać, co? Nie, nie 
mogę dać ci spokoju, a gdzie cię ciągnę? Nie wiem, ale jak 
najdalej stąd żeby żadne wampiry, które znałaś nie mogły cię 
odnaleźć. – uśmiechnął się po raz tysięczny. 
- I tak nie będą próbowały... – szepnęłam to już bardziej do 
siebie niż do niego... 
Zaśmiał się jeszcze pod nosem i zaczął dalej mnie ciągnąć... 
Gdzieś...  
 

I dopiero po jakimś czasie mnie olśniło! Jasper przecież 

nauczył mnie się bronić! Czemu teraz miałam posłusznie 
wykonywać polecenia Victor i stać się jego zabawką? Nawet, 
jeżeli już nie mam, do kogo wrócić i jeżeli już nikt na mnie 
nie czeka nie mam zamiaru żyć z tym wariatem! Wolę już całą 
wieczność spędzić sama... Chciałam jakoś spróbować go 
przewrócić... Przyspieszyłam, więc kroku i sprytnie 
podłożyłam mu nogę. Padł na ziemie jak długi, a ja wyrwałam 
się szybko z jego uścisku i zaczęłam biec w kierunku, z 
którego właśnie szliśmy... Biegłam najszybciej jak mogłam, 
tak bardzo się bałam... Słyszałam jego krzyki za mną... Był 
chyba bardzo zły... 
- Edward!!! Jasper!!! Pomocy!!! Nie zostawiajcie mnie!!! Niech 
ktoś mi pomoże!!! – krzyczałam jak opętana... Może to był mój 
błąd, bo Victor wiedział gdzie ma za mną biec, ale nadal 
miałam nadzieję, ze ktoś mi pomoże... Potrzebowałam ich, a 
najgorsze było to, że byłam już tak zdezorientowana, że nie 
wiedziałam gdzie mam biec... Zapomniałam gdzie był dom 
Cullenów, mój nowy dom... 

background image

- Jak cię złapie to nie wiem, co ci zrobię!!! Prosiłem, żebyś 
dała już spokój!!! – znów usłyszałam głos Victora... Był coraz 
bliżej... 
Jednak nagle usłyszałam jakby jego krzyk... Zatrzymałam się 
niepewnie. Może chciał mnie tylko nabrać? A może...? Sama 
nie wiedziałam już, co znowu się stało. Powoli zawróciłam w 
stronę, z której usłyszałam jego krzyk, a teraz dochodziły 
jeszcze odgłosy walki... 
- Zostaw ja w spokoju! – usłyszałam czyjś głos... Był 
identyczny jak głos... Edwarda! Czy to było możliwe? Czy to 
mógł być on? I wtedy przypomniała mi się ta wizja, w której 
Victor go zabił... Byłam już pewna, że to on i zaczęłam biec 
mu na ratunek... Jeżeli teraz by jeszcze zginął... Nie, nie 
mogłam tak myśleć! Nie mogłam i koniec!  
 

Po chwili trafiłam na polanę, na której toczyła się ta 

walka... Miałam rację tam był Edward! Nie zostawił mnie, a 
teraz miał przeze mnie zginąć? Co ja miałam zrobić? Edward 
odwrócił głowę... Musiał usłyszeć moje myśli. Zobaczył mnie 
całą brudną i zmęczoną już tym wszystkim... W tym 
momencie Victor wykorzystał jego roztargnienie i tak jak 
mnie wcześniej rzucił z całej siły o drzewo... Tylko, że 
Edward uderzył tak mocno, że je złamał... Na szczęście 
szybko się podniósł... Przez te kilka sekund wróciło do mnie 
tyle wspomnień... Jak Jasper... Znów on jest w moich 
myślach! Nie mogę o nim zapomnieć! A jeżeli będę musiała? 
Edward znów oberwał, ale nie poddawał się... Nie mogłam już 
na to patrzeć! W każdej chwili mogło stać się to, co już raz 
widziałam w wizji. 
- Przestańcie!!! – krzyknęłam. 
Oboje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestali 
walczyć i spojrzeli na mnie. 

background image

- Victor... Proszę cię. Zostaw go, zostaw nas. – poprosiłam go. 
W jednej sekundzie znalazł się przy mnie, a Edward na 
drugim końcu polany... 
- Powiem krótko: Nigdy! – odpowiedział. 
- Daj mi spokój. – powtórzyłam. 
- Nie dam ci odejść. – znowu chciał żebym za nim poszła... 
W tym momencie Edward pobiegł w naszą stronę... Victor się 
nie zorientował... Przynajmniej udawał, że nie wiedział, co się 
dzieje... Kiedy Edward miał się na niego rzucić on właśnie 
wziął mnie na ręce i zaczął uciekać... 
- Edward!!! – krzyczałam za nim... Nie mogłam pozwolić na to 
żeby Victor go zgubił... 
Próbowałam się jakoś uwolnić z jego rąk, ale nie mogłam... On 
nie chciał mnie puścić. Był bardzo uparty. Na szczęście 
Edward cały czas deptał mu po piętach. Był bardzo blisko, ale 
nie rozumiałam dlaczego nie zaatakuje Victora... Chciałam być 
już bezpieczna... W jego ramionach... Boże! Z drugiej strony 
jak mogę tak myśleć? Niedawno wzięłam ślub, a już marzę o 
tym żeby znaleźć się w ramionach innego. Jasper miał rację 
jestem niesprawiedliwa i niezdecydowana. Tylko to chyba nie 
był najlepszy moment na tego typu decyzję. No i miałam 
rację, a z zamyślenia wyrwał mnie dopiero upadek. Edward 
musiał złapać i przewrócić Victora, a że byłam na jego rękach 
ja też musiałam ten upadek przeżyć... Nie powiem Edward 
jest naprawdę bardzo silny nawet jak na wampira, upadając i 
koziołkując jeszcze kawałek naprawdę nawet mnie to można 
powiedzieć „zabolało”, a co dopiero Victor... No cóż należało 
mu się! Wstałam powoli z ziemi i rozejrzałam się 
zdezorientowana. Po chwili dopiero zobaczyłam dwa walczące 
ze sobą wampiry... Boże, tak bardzo chciałam pomóc 
Edwardowi, ale czułam, że mogłam tylko zaszkodzić... Ale 

background image

oczywiście bardzo się o niego bałam. Nadal miałam przed 
oczami te wizję, w której on ginie i to przeze mnie! Nagle 
zobaczyłam, że któryś z wampirów leży na ziemi i jakoś nie 
potrafi wstać... Natomiast ten drugi jeszcze bardziej go 
katuje no i oczywiste chce zabić... Przypomniała mi się znowu 
moja wizja i do tego jeszcze miałam takie jakieś przeczucie... 
To musiał być Edward... Nie mogłam pozwolić mu umrzeć. 
Szybko pobiegłam w ich stronę i nie myśląc wiele rzuciłam się 
na Victora. Chciałam tylko żeby Edward zyskał na czasie i 
zdążył wstać. Miałam nadzieję, że dalej już sobie poradzi. 
Victor leżał teraz również na ziemi przygwożdżony przeze 
mnie. Byłam z siebie dumny, ale i to wydarzenie przywołało 
wspomnienia... Znów znalazłam się na polanie, na której Jazz 
uczył mnie walczyć. Tam też go właśnie tak pokonałam. Był 
wtedy ze mnie dumny. Niestety zaraz po tym przychodziły mi 
do głowy kolejny wspomnienia. Tak bardzo bolały. W tym 
momencie uświadomiłam sobie, że to jednak mimo wszystko 
kocham Jaspera... Tak bardzo za nim tęskniłam i nie 
potrafiłam sobie wybaczyć, że tak go zostawiłam. On musiał 
cierpieć teraz jak ja. Jedyną rzeczą o jakąś teraz prosiłam 
to żeby on zdołał mi wybaczyć... Żeby znowu było jak kiedyś... 
 

Nie potrzebnie się tak bardzo zamyśliłam... Victor to 

wykorzystał i znowu jak już wcześniej rzucił mną o drzewo. 
Tym razem tak samo mocno jak Edwardem. Złamałam je. 
Muszę przyznać, że to też mnie tak jakby „zabolało”... 
Musiało upłynąć trochę czasu zanim się podniosłam. Na 
szczęście Edward nie potrzebował już mojej pomocy. Kiedy 
wróciłam do rzeczywistości ciało Victora już płonęło. Edward 
wygrał! Ale gdzie teraz był? Wystraszyłam się, że po tym 
wszystkim po prostu znowu odszedł, ale na szczęście za 
chwilę poczułam czyjś dotyk na ramieniu... 

background image

- Wszystko jest ok? – spytał z troską w głosie. 
- Nic nie jest ok... Tak bardzo się bałam. – wtuliłam się w 
niego... Nie chciało i się nic mówić i tak wiedziałam, że wie już 
o wszystkim. W takich chwilach kochałam to, że posiadał taki 
dar. Nie musiałam nic powiedzieć, a on i tak wiedział jak mnie 
pocieszyć. Wiedział, kiedy ma siedzieć cicho, a kiedy ma 
mówić, a w jego ramionach zawsze będę się czuła 
najbezpieczniej na świecie... Oczywiście nie wliczając w to 
Jaspera... 
- Nie sądziłem, że nie będziesz chciała dać mi odejść... 
Sądziłem, że z Jazzem będzie ci dobrze... Myślałem, że 
przez to, że odejdę będzie wam wszystkim lepiej, ale 
wychodzi na to, że to ja byłem samolubny... Zniszczyłem ci 
ślub... To wszystko moja wina... Przepraszam cię Alice... 
Przepraszam siostrzyczko... – szeptał do mnie... 
Potrzebowałam tego teraz. Dźwięku jego głosu. Był dla mnie 
teraz taki jak głos anioła... Tak, Edward był moim osobistym 
aniołem stróżem, który nigdy nie dałby nikomu mnie 
skrzywdzić...  
- Nie przesadzajmy... Zostańmy przy tym, że jestem twoim 
najlepszym przyjacielem. – zaśmiał się tym swoim pięknym 
dźwięcznym głosem... 
- Ok... Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła... – szepnęłam. 
- Cieszę się... To, co wracamy do domu? – zapytał spokojnie. 
- Jeżeli wrócisz ze mną to tak. – zgodziłam się... Miałam 
nadzieję, że nie odmówi... 
- Oczywiście, ze wrócę z dobą. A jeżeli Jasper nie będzie 
chciał z tobą porozmawiać to będzie miał do czynienia ze 
mną. – dodał jeszcze. On doskonale wiedział, czego się bałam 
i wiedział też, że mimo wszystko to Jaspera kocham... Mimo 

background image

to nie miał zamiaru mnie zostawić. On naprawdę był moim 
aniołem. 
- Dziękuje ci Edward... Za wszystko, za to, że jesteś. – 
powiedziałam mu. 
- Nie przesadzaj to ja cię powinienem przeprosić, a nie ty mi 
dziękować. – powiedział skromnie. Wiedziałam, że taka 
będzie jego reakcja. 
- I tak ci dziękuje. – uparłam się. 
- Proszę. – odpowiedział w końcu i znów mnie przytulił. 
 

Szliśmy teraz razem do domu. Bałam się spotkania z 

Jazzem, ale cieszyłam się, że mam już przy sobie Edwarda. 
Teraz z nim czułam się pewniej i lepiej... Był dla mnie taką 
tarczą, która chroniła mnie przed wszystkim. Byłam mu za to 
bardzo wdzięczna.  
W końcu po jakimś czasie moim oczom ukazał się mój dom, 
który tak niedawno opuściłam... Bałam się, co mnie tam teraz 
czeka, ale jednego mogłam być pewna... Nie zostanę sama. 
Edward będzie przy mnie.  
- Proszę cię nie bój się... Będzie dobrze. – pocieszył mnie 
Edward. Miałam nadzieję, że miał rację. Musiał ją mieć!  
Nie chciałam wejść do środka jako pierwsza. Edward 
oczywiście dobrze o tym wiedział, więc otwarł drzwi i poszedł 
przodem. Ja trzymałam się za nim. Było mi tak bardzo głupio 
po tym, co zrobiłam... Nie dość, że wyglądałam jak jakaś 
ofiara losu cała brudna i w ogóle to jeszcze zniszczyłam 
suknię podarowaną mi przez Rosalie. Czułam się okropnie... 
Edward wszedł do salonu. Ja zaraz na nim. Rozejrzałam się... 
Wszyscy w nim byli... Mój Jazz też. Czułam na sobie 
spojrzenia wszystkich... Zapanowała cisza. Ona byłą 
najgorsza. Nikt nic nie mówił. Najbardziej bałam się spojrzeć 
w oczy Jazza i Rose... 

background image

- Wróciłaś. – szepnął Jazz... Popatrzyłam się na niego i 
niepewnie uśmiechnęłam... Edward stał cały czas przede mną i 
czytał wszystkim w myślach... Był gotowy mnie bronić przed 
każdym i w każdy sposób. 
- Przepraszam was... Was wszystkich. – szepnęłam. W końcu 
zebrałam się na odwagę. 
- Nie masz, za co. – odezwał się Carlisle wstając – To ja 
powinienem ci podziękować. Przyprowadziłaś mi mojego syna. 
– uśmiechnął się lekko. 
- Przepraszam was. – odezwał się Edward i przytulił do 
swojego „taty”. Potem jeszcze do Esme. 
Zdziwiłam się bardzo, gdy Carlisle i Esme po przywitaniu z 
Edwardem podeszli do mnie. Przywitali mnie równie czule, co 
jego. Byłam zaskoczona i to nawet bardzo.  
Zaraz po nich podeszła do mnie Rosalie i Emmet... 
- Rose przepraszam cię za tą suknię, ja nie chciałam... – nie 
zdążyłam nawet dokończyć, a już znalazłam się w jej 
ramionach. 
- Nie przepraszaj, nic się nie stało. Przecież żadna z nas nie 
będzie brała ślubu dwa razy w tej samej sukni, a więc 
trzymanie jej byłoby bezsensu... Dzięki tobie przynajmniej 
mamy już porządny powód żeby się jej pozbyć. – zaśmiała się 
Rose. 
- Myślałam, że będziesz na mnie zła. – szepnęłam 
zawstydzona. 
- No coś ty to tylko kiecka! – dodała – Najważniejsze, że 
oboje wróciliście cali i zdrowi! – przytuliła mnie jeszcze raz. 
Potem podszedł do mnie Emmett i przywitał jak to tylko on 
potrafi... Jak zawsze pożartował sobie trochę ze mnie i 
przytulił tak mocno jak to chyba nikt inny nie umie. 
Stęskniłam się za nimi... Tak samo ciepło przywitała mnie 

background image

reszta gości, czyli moja mała Lizzy, Jackson, Charlotte i 
Peter. Przywitałam się już ze wszystkimi poza Jasperem... 
On cały czas mierzył mnie tylko wzrokiem... To tak bardzo 
bolało. Chciałam mu się rzucić w ramiona, ale bałam się jego 
reakcji. 
Edward oczywiście cały czas był przy mnie i wiedział, o czym 
myślę... Starała się mnie pocieszyć... Siedzieliśmy obok siebie 
na kanapie i on co jakiś czas mnie obejmował... Wtedy miałam 
wrażenie, że Jazz jest na mnie jeszcze bardziej zły... 
- A co się w ogóle wydarzyło, że wyglądacie jak po jakiejś 
wojnie? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Lizzy. 
- To długa historia. - odezwał się Edward. 
- Po prostu jakiś wampir chciał mnie porwać... Sama nie wiem 
po co mu byłam, ale bałam się go. Edward mnie przed nim 
uratował... – wytłumaczyłam. Po tych słowach Jazz spojrzał na 
Edwarda takim wzrokiem jak cały czas patrzył na mnie... 
Zazdrościłam teraz Edwardowi, że on wiedział, o czym 
tamten myślał... Po chwili wyszedł... Nikt tego nie zauważył 
poza mną... Chciałam wstać i za nim pobiec... 
- Nie rób tego. – poprosił Edward. 
- Przepraszam.-  szepnęłam do niego i pobiegłam za moim 
ukochanym... Poszedł chyba do naszego pokoju... 
Szybko wbiegłam po schodach i skierowałam się do pokoju, w 
którym prawdopodobnie był Jasper... Niestety, kiedy 
weszłam do środka zobaczyłam, że okno jest otwarte... Nie 
myśląc wiele wyskoczyłam przez okno i zaczęłam szukać 
swojego ukochanego. 
- Jazz!!! – wołałam go. Tak bardzo chciałam go znaleźć i się do 
niego przytulić. 
Miałam już dość biegania po lesie, więc szłam sobie tylko 
powoli rozglądając się na wszystkie strony...  

background image

- Alice... – usłyszałam w końcu czyjś szept. Obejrzałam się za 
siebie... I zobaczyłam go! 
- Jasper! – rzuciłam mu się na szyję... Już nie mogłam 
wytrzymać. Potrzebowałam go. 
- Alice... – znów szepnął, ale ja nie dałam mu dojść do słowa. 
- Kocham cię... Przepraszam... – szeptałam wtulając się w 
niego coraz mocniej. Boże ja tak za nim tęskniłam, tak 
bardzo żałowałam tego, że wtedy wyszłam zamiast zostać z 
nim... Tak bardzo stęskniłam się za jego zapachem, za jego 
dotykiem, za jego spojrzeniem... A teraz po prostu byłam mu 
wdzięczna za to, że jest... 
- Alice ja ciebie też... To ja chciałem ciebie przeprosić... Nie 
powinienem cię wtedy samą wypuszczać do lasu... Nie 
powinienem pozwolić ci samej szukać Edwarda... I 
przepraszam za wszystko, co powiedziałem, wiem, że to mnie 
kochasz, a Edward jest po prostu twoim najlepszym 
przyjacielem, który czasami potrafi się o ciebie lepiej 
zatroszczyć niż ja... Nie powinienem być... zazdrosny... – nie 
spodziewałam się takiego obrotu sprawy... Sądziłam, że to ja 
będę go prosić żeby mi wybaczył dając mu właśnie takie 
argumenty, a on sam to zrozumiał i też mnie kochał! Żałował 
tego, co się stało, więc mogliśmy wszystko zacząć jakby od 
nowa...  
- Cieszę się, że to rozumiesz... Miałam taką nadzieję, że 
zrozumiesz. Tak bardzo cię kocham Jazz... Już więcej cię nie 
zostawię obiecuję! – przyrzekłam. 
- A ja ci tak łatwo nie pozwolę odejść. – uśmiechnął się Jazz. 
Nie miałam ochoty mu już niczego mówić... Teraz liczył się 
już tylko on... Zaczęłam go namiętnie całować... On się nie 
opierał... Tak bardzo za tym tęskniłam...  
Kiedy skończyliśmy się całować Jasper nadal mnie przytulał... 

background image

- Wracamy już do domu? – spytał po jakimś czasie. 
- Jasne. – zgodziłam się. 
Szliśmy właśnie razem powoli i trzymaliśmy się za ręce... Tak 
nareszcie czułam, że wszystko się już ułożyło. 
 

Gdy wróciliśmy do salonu wszyscy nadal tam siedzieli. 

Czekali na nas i chyba myśleli, że znowu nam się coś stało, bo 
ucieszyli się, gdy wróciliśmy, a jeszcze bardziej ucieszyli się, 
gdy powiedzieliśmy im, że między nami jest już wszystko 
dobrze. Potem jeszcze wszyscy razem w salonie pośmialiśmy 
się i pogadali o różnych nie ważnych rzeczach... Tak właśnie 
miało być po naszym ślubie, ale wtedy niestety się to nie 
udało... No, ale teraz przynajmniej nadrabiamy straty. 
 

Po jakiś kilku godzinach Peter, Charlotte, Lizzy i 

Jackson w końcu zdecydowali, że już nas w końcu opuszczą. 
Przyznam, ze ciężko było mi się z nimi pożegnać... Przez te 
wszystkie komplikacje tak długo z nami byli, a teraz musieli 
już odejść. Niestety, ale tak musiało się stać... 
 

Po pożegnaniu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi i 

zajmowali się... No sobą...  
- Jazz pójdziesz już do pokoju ja za chwilę do ciebie dołączę 
dobra? – poprosiłam go.  
- Jasne. – zgodził się. 
Po tym podeszłam do Edwarda... 
- Cieszę się, że wszystko w końcu dobrze się skończyło... 
Wszystko jest takie, jakie miało i w ogóle. – uśmiechnął się 
do mnie. 
- Dobrze będzie dopiero wtedy, kiedy i ty kogoś znajdziesz. 
Wiem, że teraz jesteś nieszczęśliwy, nie potrzebuje twojego 
daru żeby to wiedzieć. – powiedziałam do niego. 

background image

- Nie zawracaj sobie tym głowy... Zanim ty i Jasper tu 
trafiliście też tak było... Przyzwyczaiłem się. – próbował się 
uśmiechnąć... 
- Obiecuję ci, że będę stale zaglądać w twoja przyszłość i 
jeżeli zobaczę tam jakąś dziewczynę powiem ci i zrobimy 
wszystko żebyś nie był już sam... – obiecałam mu. 
- Alice wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i doceniam to... 
Dziękuje ci za wszystko. Jesteś najlepszą siostra na świecie. 
– przytulił mnie do siebie. 
- Wiem... – zaśmiałam się – A więc wszystko jest ok? Nie 
zamierzasz znowu nas opuszczać tak? – upewniłam się. 
- I tak byś to zobaczyła. – zaśmiał się. 
- Ale wole usłyszeć to do ciebie. – odpowiedziałam. 
- A więc nigdzie się nie wybieram. – zapewnił mnie.  
- To dobrze. – odetchnęłam z ulgą. 
- A teraz idź już do Jaspera. Czeka na ciebie. – powiedział. 
- Ok. – zgodziłam się. 
 

Jazz ucieszył się, kiedy zjawiłam się wreszcie w naszym 

pokoju. 
- Długo kazałaś mi na siebie czekać. – zaczął się śmiać. 
- Nie pozwoliłam ci mnie cytować. – również wybuchłam 
śmiechem po czym rzuciłam się do niego na łóżko... 
- Kocham cię moja mała. – szepnął mi czule do ucha Jasper.  
- Wiesz, że ja ciebie też. – odpowiedziałam. 
- Wiem... – po tych słowach znów zaczęliśmy się całować... No, 
a potem wiadomo... To była kolejna chwila wieczności, którą 
na zawsze zapamiętam... A najpiękniejsze w tym wszystkim 
było to, że przede mną jeszcze cała wieczność wypełniona 
takimi chwilami... 
Muszę przyznać, ze ta noc była bardzo pracowita  To była 
taka nasza noc poślubna, której nie było nam dane przeżyć 

background image

tak od razu... Ale była może i piękniejsza niż ta, której nie 
było... Najważniejsze jednak było to, że będę z Jasper 
szczęśliwa już cała wieczność i będziemy mieszkać ze 
wspaniałą rodziną, którą równie mocno kochamy...  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Epilog 
 

 

Kiedy już wreszcie wszystko się ułożyło i nie czekały nas 

już żadne komplikacje zaczęliśmy życie jak normalni ludzie. 
Carlisle pracował w tutejszym szpitalu, a ja, Jazz, Edward, 
Rose i Emmet chodziliśmy do szkoły. Muszę przyznać, że było 
to bardzo nudne zajęcie, gdyż po prostu wszystko, czego 
uczyliśmy się w liceum było dla mnie proste i oczywiste... No, 
a drugim powodem, dla którego nie lubiłam szkoły było to, że 
bałam się o Jazza. Martwiłam się, że pewnego dnia nie 
wytrzyma i rzuci się na któregoś z uczniów. On w końcu 
najkrócej powstrzymywał się od ludzkiej krwi, więc musiało 
mu to przychodzić z wielką trudnością. Najgorsze były wizje, 
które miewałam dość często... No w końcu, kiedy otaczało 
mnie tyle ludzi miałam różne bezsensowne wizje, które tylko 
marnowały mój czas, no, ale czasami widziałam jak Jasper 
zabija jakąś kolejną ofiarę... Oczywiście w końcu żadnej nie 
zabił, ale za każdym razem bałam się o niego tak samo... Nie 
chciałam znowu składać wizyty Volturi... 
 

Po szkole zwykle spędzaliśmy czas wszyscy razem. 

Wspólnie graliśmy w różne gry albo oglądaliśmy telewizję, 
chodzili na zakupy, ale przy tym raczej towarzyszyła mi tylko 
Rose. Czasami natomiast po prostu rozmawialiśmy. Najwięcej 
czasu oczywiście spędzałam wspólnie z Jazzem... Zawsze 
mieliśmy, co robić. Najbardziej lubiłam, kiedy wymykaliśmy 
się nocą na długie spacery pod gwieździstym niebem. Jazz 
też to kochał, a nawet, jeżeli nie to kochał mnie i robił to dla 
mnie. Za to go właśnie kochałam. Co jakiś czas wyruszaliśmy 
też razem na polowania. 

background image

 

Pewnego dnia dowiedziałam się też od Carlislea, że nie 

możemy przekraczać pewnej granicy, ponieważ w Forks 
mieszkają też wilkołaki. No cóż bardzo mnie to zaskoczyło, a 
jeszcze bardziej to, że mieliśmy z nimi zawarty pakt... 
Polegał on na tym, że jeżeli my nie będziemy zabijać ludzi i 
nie będziemy przekraczać ich granicy to oni do nas nic nie 
będą mieć. Wilkołaki podobno mieli za zadanie zabijać 
wszystkie wampiry w okolicy, więc wolałam nie ryzykować.  
 

Po kilku latach mieszkania w Forks Carlisle powiedział, 

że musimy się przeprowadzić... Mieliśmy pojechać na Alaskę 
do Denali. Tam mieszkały trzy siostry Tanya, Katie i Irina, 
które znały Carlislea. Zgodziły się nas przyjąć. Nie mogliśmy 
w Forks mieszkać już dużej, bo ludzie zorientowaliby się, że 
się nie starzejemy i w ogóle. Tam przynajmniej nie 
musieliśmy chodzić do szkoły... Mnie to już w sumie nie 
przeszkadzało, ale cały czas martwiłam się o Jaspera. Na 
Alasce nie będzie wcale ludzi, więc Jasper nie będzie już 
musiał tak cierpieć. Tam mogliśmy zamieszkać nawet na całą 
wieczność. Cieszyłam się, że siostry miały duży dom, więc tak 
jak w Forks każdy mógł mieć swój pokój. Jednak mimo 
wszystko tęskniłam za tamtym deszczowym miejscem i za 
nocnymi spacerami po lesie i polowaniem na jelenie... Za 
pokojem, w którym z Jazzem przeżyliśmy najpiękniejsze 
chwilę swojego życia... Jednak na szczęście zmiana miejsca 
zamieszkania nie wpłynęłam na moją miłość do Jazza. Dalej 
kochaliśmy się i rozumieli tak jak kiedyś. Tutaj przynajmniej 
ja też miałam większy spokój. Nie prześladowało mnie tyle 
bezsensownych wizji, co w Forks. 
 

Oczywiście najgorzej miał się jak zawsze Edward, a ja 

się o niego martwiłam... Nadal nie miał u swojego boku kogoś, 
kto by go pokochał, a do tego jeszcze dochodziła Tanya... 

background image

Zakochała się w nim i cały czas nachalnie próbowała go do 
siebie przekonać... Edward miał już dość i pewnie najchętniej 
by stąd wyjechał, ale obiecał mi, że nie opuści naszej 
rodziny... Jedyne, co robił to prawie całe dnie i noce spędzał 
na polowaniu żeby znaleźć się jak najdalej od swojej 
adoratorki. Czasami ze mną porozmawiał, a oprócz tego to 
kompletnie odciął się od świata... Próbowałam też 
wytłumaczyć ten fakt Tany, ale ona nie reagowała... Uważała, 
że prędzej czy później Edward będzie należał do niej. Ja, 
skoro Edward się tym tak bardzo denerwował, chciałam 
gdzieś wyjechać... Gdziekolwiek żeby jemu było lepiej, ale on 
za każdym razem zaprzeczał. Powtarzał w kółko, ze jest mu 
tu dobrze, ale ja doskonale wiedziałam, że to tylko kłamstwo.  
 

No cóż, ale jakoś żyło się dalej... Skoro Edward uważał, 

że żyło mu się tu dobrze, no a innym członkom rodziny, mnie i 
Jasperowi było tu naprawdę jak w domu, to nie widzieliśmy 
żadnego powodu żeby stąd wyjeżdżać...  
 

Kiedy zdarzało się z jakiegoś powodu, że zostawałam 

sama i miałam czas myśleć wracałam do tych czasów kiedy 
dopiero znalazłam Jaspera, jak dołączyliśmy do rodziny 
Cullenów, no i również do wielu przeszkód i niebezpieczeństw 
na które napotkałam, ale były już za mną... Właśnie wtedy 
ogarniała mnie straszna radość, bo przecież już dawno 
mogłam być martwa, ale jednak nadal żyje jako wampir, ale 
żyje i mam wspaniałą rodzinę i moją miłość Jazza... Po prostu 
jak dla mnie wszystko ułożyło się jak w bajce. Teraz 
marzyłam już tylko o tym żeby pewnego dnia Edward spotkał 
kogoś wyjątkowego... W takich chwilach zwykle przychodził 
do mnie Jazz i razem cieszyliśmy się tym wszystkim, co 
udało nam się osiągnąć. Tym, że jesteśmy razem i to już 
wystarcz mi na całą wieczność...  

background image

 

Tylko ja, on i nasza miłość... 

 
 

 
W końcu zakończyłam swój pierwszy ff! Skoro go czytaliście mam 
nadzieję, ze wam się podobał  Dziękuje wam wszystkim za czytanie, 
za każdy szczery komentarz i za wszystko  Najbardziej dziękuje 
B.ellis i Belli Cullen24, które pomagały mi w pisaniu rozdziałów, dawały 
różne ciekawe pomysły, no i dopingowały mnie, żebym szybciej 
dodawała rozdziały, co było dla mnie bardzo pomocne ;) Dziękuje wam 
;*  
A ten ostatni rozdział zadedykuje każdemu, co go przeczyta  
Po raz ostatni proszę was o komentarzyki, jeżeli chodzi o ten ff. 
Naprawdę bardzo się cieszę, kiedy jest ich dużo  
O i jeszcze jedno... Jeżeli kogoś smuci, że jest to już koniec 
serdecznie zapraszam do czytania mojego drugiego ff-u Druga 
Szansa i do przeczytania Sagi Zmierzch Oczami Alice, którą niedługo 
zaczynam pisać  Pozdrawiam was wszystkich ;* 

                                                                                    

Ewu$