background image

 

JAYNE ANN KRENTZ 

PRÓBA CZASU 

background image

 

ROZDZIAŁ 1 

 

Panna młoda podniosła do ust kieliszek szampana i po raz tysięczny tego dnia zadała 

sobie pytanie, czy aby nie popełnia największego błędu w życiu. 

Katy  Randall  Coltrane  starała  się  zachować  spokój,  ale  palce  jej  drżały.  Jeśli  nie 

będzie  ostrożna,  znowu  rozleje  drugi  kieliszek  szampana  na  piękną  ślubną  suknię.  Byłoby 

szkoda, zważywszy, ile czasu poświęciła, by ją wybrać. 

To  tylko  normalne  w  takiej  sytuacji  zdenerwowanie  panny  młodej,  starała  się 

przekonać  samą  siebie.  Idiotyczne  obawy,  jakie  mogą  przytrafić  się  każdemu.  Wszystkim 

pannom  młodym  nerwy  odmawiają  posłuszeństwa.  Gdyby  nie  był  to  powszechny  problem, 

nie warto byłoby w ogóle o tym wspominać. Przecież wszystko jest w porządku. Nic się nie 

zmieniło.  Nie  ma  powodu,  aby  analizować  raz  jeszcze  wszystkie  lęki  i  wątpliwości. 

Powtarzała sobie, że wie, co robi i że to jest słuszne. 

Wszystko  jakoś  się  ułoży,  A  zresztą  jest  po  uszy  zakochana  w  mężczyźnie,  który 

właśnie złożył jej przysięgę małżeńską. Na dodatek ma dwadzieścia osiem lat, wystarczająco 

dużo, by podjąć samodzielną decyzję. 

Oczywiście  nie  podniosła  jej  na  duchu  rozmowa,  którą  przypadkowo  podsłuchała 

przed chwilą w hotelowym ogrodzie. Dobrze jej tak! Powinna była spytać w recepcji, gdzie są 

pokoje wypoczynkowe. Nie natknęłaby się wtedy na dwie przyjaciółki matki. Wciąż jeszcze 

dźwięczały jej w uszach ich słowa. 

- Cóż, Randallowie dali swej jedynaczce jak najstaranniejsze wychowanie - zauważyła 

Leonora Bates. - Musiało ich to kosztować fortunę. 

-  Mogą  sobie  na  to  pozwolić  -  odparła  jej  towarzyszka.  -  Teraz  pewnie  dziękują 

losowi, że ich Katy znalazła sobie męża, wszystko jedno jakiego. Jest przecież taką skromną, 

nieśmiałą  istotą.  Wydawało  mi  się,  że  interesuje  ją  wyłącznie  stadnina  koni  ojca. 

Zastanawiam się, co jej matka myśli o swoim zięciu? 

- Wilma akceptuje Coltrane'a, ponieważ jej mąż  go lubi. Uważa, że Harry  zna się na 

ludziach.  Wiesz  przecież  równie  dobrze  jak  ja,  że  Harry  Randa  ocenia  ludzi  według  ich 

osiągnięć,  a  nie  na  podstawie  przeszłości.  Właściwie  to  nie  Katy  znalazła  sobie  męża  - 

zauważyła  Leonora  znacząco.  -  To  on  ją  znalazł.  Jeśli  chcesz  znać  moje  zdanie,  Garrettowi 

Coltrane  wystarczyło  rzucić  okiem  na  małą,  spokojną  Katy  Randa,  by  wiedzieć,  że  jest  ona 

osobą,  jakiej  potrzebuje.  Żeniąc  się  z  nią,  żeni  się  z  kilkoma  szacownymi  pokoleniami 

Randallów, cieszących się ogólnym poważaniem i dobrą pozycją towarzyską. Nie mówiąc już 

background image

 

o pieniądzach. 

- Coltrane też nieźle sobie radzi w interesach. Jest człowiekiem zamożnym. 

- To prawda - przyznała Leonora - ale w jego własnym mniemaniu nie rekompensuje 

to  chyba  jego  pochodzenia,  braku  starannego  wykształcenia  i  kiepskiej  reputacji.  Na  Boga, 

przecież  on  kiedyś  występował  na  rodeo!  Dużo  czasu  upłynie,  zanim  małżeństwo  z  Katy 

Randa pozwoli ludziom zapomnieć o jego awanturniczej przeszłości. 

-  Wiesz,  kiedy  ten  chłopak  opuścił  miasto,  by  dołączyć  do  zespołu  rodeo,  myślałam, 

że  już  go  nie  zobaczymy.  Kto  by  przypuszczał,  że  wróci  po  tylu  latach  i  poślubi  córkę 

człowieka, który zatrudniał go jako stajennego? 

- Zastanawiam się tylko, czy słodka mała Katy wie, co ją czeka? 

- Masz jakieś powody do niepokoju? 

-  Oczywiście  -  odparła  Leonora.  -  Odnoszę  wrażenie,  że  Garrett  Coltrane  jest 

twardym, bezwzględnym, sprytnym kombinatorem. 

Katy wymknęła się z ogrodu, zanim Leonora skończyła swoją ocenę Garretta. 

Teraz,  ukryta  za  wazonami  z  bujną  roślinnością  w  eleganckim  holu  recepcyjnym, 

nerwowo  spoglądała  na  lśniącą  na  palcu  złotą  obrączkę.  Odwieczny  symbol  małżeństwa 

błyszczał w świetle żyrandoli. Pomyślała właśnie, jak prozaicznie w gruncie rzeczy wygląda 

obrączka, gdy nagle wyrwał ją z zadumy czyjś wesoły głos. 

- Ach, to tutaj ukrywa się nasza panna młoda. Cóż ty robisz za tymi palmami, Katy? 

Przecież  dziś  twój  wielki  dzień.  Powinnaś  być  w  centrum  uwagi,  między  gośćmi,  w 

towarzystwie. 

Katy  podniosła  głowę.  Zerwała  się  na  nogi,  długa  spódnica  owinęła  jej  się  wokół 

kostek. 

- To ty, Julio? Wcale się nie chowam, ja po prostu... - Przerwała nagle, gdyż poczuła, 

że traci równowagę. Chwyciła brzeg wazonu, ale parę kropli szampana spłynęło na suknię. 

- Do diabła - wymamrotała. 

- Czy tak się powinna wyrażać panna młoda? - Julia Talbot ujęła Katy za łokieć. - Nic 

ci nie jest? 

-  Skądże.  To  tylko  ta  kostka.  Zrobiłam  zbyt  gwałtowny  ruch,  a  ona  tego  nie  lubi. 

Wiesz przecież. 

Julia  uśmiechnęła  się  ze  zrozumieniem,  jak  na  dobrą  przyjaciółkę  przystało. 

Jasnowłosa,  niebieskooka  rówieśnica  Katy  była  atrakcyjną  kobietą.  Przed  rokiem  wyszła  za 

mąż za potomka jednej ze starych i zamożnych rodzin z tutejszej społeczności. 

background image

 

Ta  społeczność,  którą  Katy  przez  całe  swoje  życie  nazywała  domem,  była  niewielką 

enklawą  bogatych,  zasiedziałych  Kalifornijczyków,  którzy  zamieszkiwali  prestiżową  część 

Złotego Wybrzeża południowej Kalifornii. W tym stanie były wprawdzie bogatsze miasta, ale 

niewiele  z  nich  mogło  się  poszczycić  tak  długimi  tradycjami  i  tak  dobrym  pochodzeniem 

swych  mieszkańców.  Ludzie  z  otoczenia  Randallów  uważali  się  za  lepszych  od 

ekstrawaganckiego,  nowobogackiego  pospólstwa  w  Los  Angeles,  gdzie  większość  dorobiła 

się fortun w przemyśle filmowym i rozmaitych spółkach. 

Byli  pewni  swojej  niezachwianej  pozycji  wynikającej  z  faktu,  że  pieniądze  i  ziemię 

posiadali od pokoleń. Niektórzy wywodzili swój rodowód jeszcze z czasów hiszpańskich. A 

w Kalifornii to się liczy. 

Przyjaciele Randallów nie wdawali się w biznes filmowy ani w spółki z ograniczoną 

odpowiedzialnością.  Inwestowali  w  ziemię,  w  bajecznie  drogie  konie  i  w  sztukę  pre-

kolumbijską.  Wielu  z  nich  lubiło  grać  rolę  ziemian.  Byli  to  ludzie  interesu,  którzy  bardzo 

rozważnie gospodarowali odziedziczonym kapitałem. 

Tacy  ludzie  na  ogól  wynajmowali  robotników  w  rodzaju  Garretta  Coltrane'a,  by 

uprawiali  im  ziemię,  doglądali  koni  i  dbali  o  ich  piękne  ogrody.  Nieczęsto  zdarzało  się,  by 

przedstawiciele  tutejszej  klasy  pracującej  wchodzili  w  związki  małżeńskie  z  kimś  ze 

środowiska  Randallów,  Katy  doskonale  zdawała  sobie  sprawę,  że  Leonora  Bates  nie  jest 

jedyną  osobą  komentującą  ten  związek.  Powtarzała  sobie  jednak,  że  nie  ma  to  dla  niej 

żadnego znaczenia. Ona i Garrett kochają się, a przy tym instynktownie czuła, że Garrett jest 

zbyt dumny, by żenić się dla pieniędzy. 

-  Nie  byłabym  pewna,  czy  to  sprawa  kostki,  czy  szampana  -  powiedziała  Julia.  -  A 

jeśli  chodzi  o  kostkę,  to  cieszę  się,  że  zdecydowałaś  się  na  płaskie  obcasy.  Bałam  się,  że 

będziesz chciała jednak włożyć szpilki. 

-  Nie  jestem  aż  tak  głupia  -  skrzywiła  się  Katy.  -  Gdybym  włożyła  pantofle  na 

wysokich obcasach, prawdopodobnie padłabym u stóp Garretta. Przyznasz, że byłoby to dość 

żenujące. 

-  Dla  ciebie,  ale  nie  dla  Garretta.  Myślę,  że  nawet  widok  upadłej  panny  młodej  w 

trakcie  uroczystości  ślubnej  nie  zdołałby  poruszyć  twego  męża.  -  Julia  posłała  zamyślone 

spojrzenie  w  głąb  pokoju,  gdzie  Garrett  Coltrane  prowadził  ożywioną  rozmowę  z  grupką 

gości weselnych. 

Garrett rzadko się odzywał. Zazwyczaj przysłuchiwał się w skupieniu temu, co mówili 

inni.  Ale  gdy  wreszcie  zabrał  glos,  inni  natychmiast  milkli.  Wywierał  jakieś  szczególne 

background image

 

wrażenie  na  wszystkich,  niezależnie  od  ich  statusu  społecznego  i  finansowego.  Miał 

wrodzony  talent,  który  w  ostatnich  latach  pomógł  mu  w  założeniu  i  rozwoju  firmy 

konsultingowej. Był człowiekiem, który mimo woli skupiał na sobie uwagę innych. 

Katy  podążyła  za  wzrokiem  przyjaciółki,  przygryzając  wargi,  na  których  pozostały 

nikłe  ślady  brzoskwiniowej  szminki.  Patrzyła  na  swego  dopiero  co  poślubionego  męża  z 

niepokojem.  Julia  miała  rację.  Garretta  niełatwo  byłoby  czymś  poruszyć.  Był  mężczyzną, 

który wie, czego chce, dokąd zmierza i jak dopiąć celu. Chronił go mur, jaki wzniósł wokół 

siebie, wykorzystując cały swój zasób siły fizycznej i psychicznej. 

Nie  był  wysoki,  mógł  mieć  ze  175  centymetrów  wzrostu,  mniej  niż  ojciec  Katy.  Ale 

gdy stał w grupie mężczyzn, właśnie on przyciągał ogólną uwagę. 

Szczupły, smukły, miał w sobie jakąś zwierzęcą zwinność ruchów, która uwidaczniała 

się  jeszcze  bardziej,  gdy  dosiadał  konia.  Ramiona  i  uda  znamionowały  siłę,  choć  nie  był 

szczególnie muskularny. 

Miał  włosy  czarne  jak  węgiel,  krótko  ostrzyżone.  Gdy  wychodził  z  domu,  zawsze 

wkładał  drogi  kapelusz.  Wyraziste,  jak  rzeźbione,  rysy  i  silnie  zarysowana  linia  szczęki 

sprawiały,  że  nie  było  w  nim  nic  delikatnego,  ale  miał  w  oczach  coś  bardzo  intrygującego. 

Tak przynajmniej wydawało się Katy. Miała nadzieję, że te złociste oczy w kolorze bursztynu 

odzwierciedlą kiedyś uczucia, jakie na pewno do niej żywi. 

Garrett Coltrane był mężczyzną starej daty. Mężczyzną, który robi w życiu to co chce 

i tak jak chce. Był silny i milczący, powtarzała sobie Katy po raz kolejny. Gdyby był ogierem, 

włączyłaby  go  do  swojego  stada  rozpłodowego,  mimo  że  nie  wyróżniał  się  elegancją. 

Podobała  jej  się  jednak  jego  siła,  wytrzymałość  i  determinacja.  Takie  cechy  przydają  się 

zarówno koniom, jak i ludziom. 

Garrett  nie  miał  talentu  ani  skłonności  do  roztrząsania  swoich  uczuć,  ale  Katy  była 

pewna, że jest zdolny do wielkiej miłości. Fakt, że o tym nie mówi, nie znaczy jeszcze, że jest 

tych  uczuć  pozbawiony.  Katy  była  przekonana,  że  się  nie  myli,  wiedziała,  że  zamknięty  w 

sobie Garrett kocha ją na swój własny, męski, milczący sposób. 

W  każdym  razie  była  tego  pewna,  gdy  przyjmowała  jego  spokojne,  beznamiętne 

oświadczyny. 

Ale  po  czterech  tygodniach,  w  czasie  których  zaczęła  się  zastanawiać  nad 

prawdziwymi uczuciami Garretta, w jej serce wkradł się pewien niepokój. Starała się jednak 

odsunąć  od  siebie  nękające  ją  wątpliwości,  zajmując  się  sprawami  związanymi  z  przyszłym 

ślubem i przeprowadzką do domu Garretta. 

background image

 

Subtelna,  skryta,  romantyczna  natura  skłoniła  ją  do  zorganizowania  wspaniałej 

uroczystości. Chciała, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pomagała jej w tym matka 

i  razem  przygotowały  imponujące  przyjęcie.  Zaproszono  sąsiadów  z  okolicy  i  wszyscy 

przyjęli zaproszenie. 

Ale  dziś,  gdy  ostrożnie  kroczyła  między  kościelnymi  ławkami,  by  połączyć  się  z 

Coltrane'em przed ołtarzem, lęki i wątpliwości odezwały się ze wzmożoną siłą. 

- Zwykłe zdenerwowanie panny młodej - usłyszała głos Julii. - Rozluźnij się. 

Uśmiechnęła  się  ponuro.  Powinna  była  wiedzieć,  że  Julia  zorientuje  się,  iż  nerwy 

odmawiają jej posłuszeństwa. 

- Też ci się to zdarzyło? - spytała. 

-  Owszem.  Nie  przejmuj  się.  Zaraz  ci  przejdzie  -  pocieszyła  ją  przyjaciółka.  -  Pokaż 

obrączkę. 

Katy wyciągnęła rękę, na której lśnił prosty złoty paseczek. 

- Garrett jest bardzo tradycyjny - wyjaśniła. - Nie lubi wyszukanej biżuterii. 

- Hm. Wiem, co masz na myśli. Mnie się ta obrączka podoba. Jest w dobrym stylu.  I 

pasuje do ciebie, Katy. 

- Skromna obrączka dla skromnej panny młodej, tak? 

-  Nie  pleć  głupstw.  Zawsze  byłaś  atrakcyjną  dziewczyną,  a  dzisiaj  wyglądasz  po 

prostu pięknie. Kiedy szłaś przez kościół, błyszczałaś. 

- Myślę, że byłam spocona. 

- O czym ty, na Boga, mówisz? 

-  No  dobrze  -  zaśmiała  się  Katy.  -  A  więc  delikatny  blask  wilgotnej  twarzy.  Czy  to 

brzmi lepiej? Pewnie dlatego tak błyszczałam, jak to nazwałaś. Byłam śmiertelnie przerażona. 

-  Wyglądasz  znakomicie  -  powtórzyła  Julia.  -  Podobasz  mi  się  z  rozpuszczonymi 

włosami. - Zmierzyła bacznym wzrokiem ciemne włosy Katy. - Do twarzy ci w tej fryzurze. 

Powinnaś częściej tak się czesać. 

- Może masz rację - odparła Katy wymijająco. Garrett nic nie powiedział na temat jej 

uczesania.  Oczywiście  on  nigdy  nie  komentował  jej  wyglądu.  Nie  należał  do  mężczyzn, 

którzy zwracają uwagę na sposób ubrania czy uczesania kobiety. 

-  Wracając  do  obrączki  -  Julia  kontynuowała  temat  -  myślę,  że  jest  jak  najbardziej 

odpowiednia. Czy wiesz, że obrączka jest pradawnym symbolem płodności? - dodała mrużąc 

oczy. 

- Możesz być pewna, że postaram się to zapamiętać. 

background image

 

-  Ludzie,  którzy  hodują  konie,  znają  się  na  tym.  Właśnie  ty  powinnaś  to  wiedzieć. 

Twoja  rodzina  hodowała  te  piękne  araby,  zanim  jeszcze  przyszłaś  na  świat,  a  ty  już  od 

czterech  lat  zajmujesz  się  programem  hodowli.  Z  powodzeniem,  muszę  przyznać.  Ciekawe 

tylko,  czy  wykorzystałaś  swoją  wiedzę  w  zakresie  odpowiedniej  selekcji,  by  wybrać  sobie 

męża. 

- Julio, na litość boską! Jak możesz mówić coś podobnego? 

Julia  roześmiała  się,  zwracając  wzrok  w  kierunku  kilku  osób  stojących  w  zasięgu  jej 

głosu za donicami paproci. Uśmiechali się do nich. 

- Naprawdę uważam, że Garrett zorganizuje doskonałą stadninę - ciągnęła dalej Julia. 

- Wyrażając się w ściśle technicznych terminach, będziecie tworzyć znakomity duet. Ty masz 

w  sobie  błękitną  krew,  a  on  siłę  i  wytrwałość.  Z  niecierpliwością  czekam  na  wasze  dzieci. 

Twoi rodzice też, jeśli o to chodzi. 

Katy zaczerwieniła się. Sama nieraz się nad tym zastanawiała. 

- Jestem pewna, że moi rodzice jeszcze nie myślą o wnukach. 

- To ty tak sądzisz. Oni wprost nie mogą się ich doczekać. Założę się, że będą liczyli 

dni od nocy poślubnej i odznaczali je przez dziewięć miesięcy w kalendarzu. 

-  Lepiej  niech  tego  nie  robią.  Nie  chcę,  by  ktokolwiek  ponaglał  mnie  w  sprawie  tak 

poważnej jak dziecko. - Katy zacisnęła usta, z jej twarzy zniknął wyraz rozbawienia. 

-  A  co  na  to  Garrett?  -  nie  dawała  za  wygraną  Julia.  -  On  chyba  też  ma  tutaj  coś  do 

powiedzenia? 

- Nie rozmawialiśmy na ten temat - ucięła Katy. Prawdę mówiąc był to jeden z wielu 

wątków osobistych, których jeszcze nie rozważali. 

-  Nie  chciałabym  cię  urazić,  ale  czy  nie  należało  poruszyć  tak  zasadniczej  sprawy, 

zanim przystąpiliście do waszych planów małżeńskich? 

Katy poczuta, że oblewa ją fala gorąca. Patrzyła w dal unikając wzroku przyjaciółki. 

-  Garrett  jest  człowiekiem  bardzo  skrytym.  Nie  warto  wspominać  przy  nim  o...  o 

pewnych rzeczach. 

- Przy tobie też - w głosie Julii brzmiała nagana. - Doprawdy, zastanawiam się, o czym 

ze sobą rozmawiacie, kiedy jesteście razem. Ale posłuchaj, Katy, nie możesz unikać rozmów 

na takie tematy jak dzieci. Przecież tu chodzi o waszą przyszłość. 

- Nie martw się o mnie, Julio. Wiem, co robię. 

- Myślę, że wiedziałaś - Julia zmrużyła oczy w zadumie - ale teraz z jakiegoś powodu 

nie jestem już tego taka pewna. 

background image

 

-  Dzięki.  Mam  dwadzieścia  osiem  lat,  uchodzę  za  inteligentną  i  odebrałam  staranne 

wykształcenie.  Wyszłam  za  mąż  za  mężczyznę,  z  którym  łączą  mnie  interesy  i  ogólne 

zainteresowania  zawodowe.  Dla  mnie  ślub  z  Garrettem  Coltrane'em  jest  zewszechmiar 

pożyteczny. To rozsądny krok. Miej do mnie trochę zaufania. 

- Sama nie wiem. - Na twarzy Julii pojawił się wyraz zwątpienia. - Jesteś zakochana. 

A miłość przyćmiewa inteligencję, wykształcenie i rozsądek. 

Katy aż jęknęła. Nie spodziewała się po Julii takiej przenikliwości. Starała się przecież 

ukryć swoje uczucia. 

- Ale z ciebie przyjaciółka. 

-  No  cóż,  pocieszam  się  myślą,  że  nawet  jeżeli  ty  nie  wiesz,  co  robisz,  Garrett 

przypuszczalnie wie. 

-  Wygląda  na  takiego,  prawda?  -  zgodziła  się  Katy.  Targały  nią  mieszane  uczucia. 

Starała  się  ukryć  kiełkującą  niepewność  pod  beztroskim  uśmiechem,  gdy  nagle  zobaczyła 

matkę, zbliżającą się do nich z rozpromienioną twarzą. 

Stojący  po  drugiej  stronie  pokoju  Garrett  zerknął  w  kierunku  wazonu  z  paprociami  i 

zobaczył stojącą wśród zieleni Katy. Rozmawiała z matką i z Julią Talbot. Uśmiechnął się z 

zadowoleniem. Nie chciał, by na własnym ślubie trzymała się z dala od ludzi. 

Nie,  żeby  była  wstydliwa  czy  lękliwa.  Raczej  skromna  i  pełna  rezerwy.  Nie  miała 

zwyczaju  zwracać  na  siebie  uwagi.  Bardzo  spokojna,  cicha  dziewczyna.  Nie  jest  typem 

kobiety,  która  stara  się  za  wszelką  cenę  stać  duszą  towarzystwa,  wysunąć  na  czoło.  Ma  w 

sobie jakąś dystynkcję i elegancję. Po prostu klasę. Poznał się na tym. Była to jedna z wielu 

rzeczy, które mu się w Katy Randa spodobały. 

Nagle  uświadomił  sobie,  że  przecież  ona  nie  jest  już  Katy  Randa.  Od  godziny  jest 

Katy Coltrane. 

Było coś niezwykle satysfakcjonującego w myśli, że wreszcie wszystko w jego życiu 

ułożyło się jak należy. 

Interesy  kwitły,  miał  nowy  dom  odpowiadający  jego  obecnemu  statusowi  i  wreszcie 

znalazł kobietę, która będzie jego partnerką w interesach i zarazem żoną. 

Żoną. Jego żoną. 

Ma  teraz  kobietę  nie  tylko  do  łóżka,  ma  również  doświadczonego  eksperta  w 

dziedzinie hodowli koni rasowych. Ma kogoś, z kim nie tylko siądzie razem do śniadania, ale 

również będzie mógł przedyskutować problemy zawodowe. 

Aż  do  tej  chwili  nie  zastanawiał  się  specjalnie  nad  tym,  co  to  znaczy  mieć  żonę  w 

background image

 

sensie jak najbardziej fizycznym. 

Decyzję  poślubienia  Katy  podjął,  gdy  zobaczył  ją  po  latach  po  raz  pierwszy.  Złożył 

wizytę  Randallom,  ponieważ  miał  zamiar  przyjrzeć  się  stadninie.  To  prawda,  że  chciał  się 

spotkać z jej właścicielem ze względów zawodowych. Ale musiał również przyznać, że chciał 

też  pokazać  Harry'emu  Randallowi,  że  ów  nieokrzesany  wyrostek,  którego  kiedyś  zatrudnił, 

który  u  nikogo  innego  nie  mógł  znaleźć  pracy,  stał  się  innym  człowiekiem.  Że  wyszedł  na 

ludzi. 

Z zaskoczeniem stwierdził, że ta mała dziewczynka o poważnej twarzyczce, która cały 

swój czas spędzała w stajniach ojca, zmieniła się w znakomitego zarządcę stadniny Randalla. 

Nie była przy tym bynajmniej przemądrzałą debiutantką. Cały jej dziewczęcy świat stanowiły 

konie  i  najwyraźniej  nic  się  nie  zmieniło  w  tym  względzie,  poza  tym,  że  nie  jeździła  już 

konno. 

Garrett  natychmiast  instynktownie  wyczuł,  że  Katy  Randa  będzie  odpowiednią  żoną 

dla  niego.  Dokonał  szybkiej  analizy  sytuacji  i  doszedł  do  wniosku,  że  wszystko  jest  bardzo 

proste.  Znalazł  inteligentną,  wrażliwą  młodą  kobietę,  która  świetnie  nadaje  się  na 

towarzyszkę  jego  życia  osobistego  i  zawodowego.  Będzie  cennym  nabytkiem  w  jego  firmie 

konsultingowej i będzie się swobodnie czuła w towarzystwie ludzi, z którymi ma on teraz do 

czynienia. 

Garrett był przekonany, że Katy nie okaże się kobietą ze zbyt dużym temperamentem 

ani też nie da mu odczuć, że jest bardziej wykształcona. Nie będzie znudzona ani trudna we 

współżyciu,  gdy  minie  pierwszy  okres  małżeństwa.  Nie  jest  typem  kobiety,  która  szukałaby 

przygód  miłosnych  lub  jakichkolwiek  innych.  Dowiodła  tego,  gdy  po  ukończeniu  studiów  i 

próbach podjęcia pracy w Los Angeles wróciła do rodzinnego miasta i zaczęta pomagać ojcu 

przy hodowli koni. 

Garrett  akceptował  sposób,  w  jaki  Katy  starała  mu  się  podobać.  Odpowiadało  mu 

również i to, że mógł z  nią rozmawiać o swojej  pracy i o tym, co  go interesowało. Była też 

atrakcyjna na swój  cichy, skromny sposób.  A poza tym w zasięgu wzroku nie było żadnego 

innego  mężczyzny.  Wziąwszy  to  wszystko  pod  uwagę  Garrett  nie  widział  powodu,  dla 

którego nie miałoby im być ze sobą dobrze. Katy zapewne była tego samego zdania. 

Ale  dziś  odbył  ich  ślub  i  Garrett  myślał  również  o  sprawach  innych  niż  logiczne 

przesłanki, które doprowadziły do tego małżeństwa. Miał prawo cieszyć się tym wieczorem. 

Poza wszystkim przyjął dziś na siebie odpowiedzialność jako mąż. Dowodziła tego obrączka 

lśniąca na jego palcu. 

background image

10 

 

Garrett  spojrzał  na  złoty  krążek.  Oczywiście  nie  będzie  jej  nosił  bez  przerwy.  Dla 

mężczyzny,  który  pracuje  głównie  na  świeżym  powietrzu,  noszenie  pierścionków  nie  jest 

bezpieczne.  Mimo  że  nazywano  go  konsultantem,  spędzał  dużo  czasu  w  stajniach,  szopach, 

na pastwiskach i na polu. Zbyt łatwo mógłby stracić palec, gdyby obrączka zaczepiła o jakiś 

przypadkowy  gwóźdź  albo  wystający  kawałek  metalu.  Ale  nie  miał  nic  przeciwko  noszeniu 

obrączki przy okazjach towarzyskich. Chciał jednak, by Katy nie zdejmowała jej z palca. W 

ten sposób inni mężczyźni będą wiedzieli, że nie jest już wolna. 

Uśmiechnął  się,  świadomy  tego,  co  go  czeka.  Nie  ulega  wątpliwości,  że  zaczyna  się 

coraz więcej zastanawiać nad prawami i przywilejami, jakie od dziś daje mu jego nowy status 

małżonka. 

Wznosząc  w  górę  kieliszek,  by  skosztować  wyśmienitego  szampana,  jaki  Harry  i 

Wilma  Randallowie  kupili  na  dzisiejszą  okazję,  Garrett  przysłuchiwał  się  rozmowie 

weselnych gości, obserwując równocześnie ukradkiem swoją świeżo poślubioną żonę. 

Spokojna, skromna, uprzejma, inteligentna, zrównoważona. Wszystkie te przymiotniki 

bezwiednie mu się nasuwały, ilekroć pomyślał o Katy. Nie będzie doprowadzać go do szalu 

żądając egzotycznego urlopu na antypodach albo nocnych uciech. Mimo swego pochodzenia 

była  przyzwyczajona  do  spokojnego  trybu  życia.  Z  łatwością  dostosuje  się  do  stylu  życia 

Garretta. 

W  tym  momencie  jednak  zastanawiał  się  nad  czym  innym.  Czy  Katy  będzie  skłonna 

pozbyć  się  w  łóżku  choć  odrobiny  owego  spokoju,  skromności  i  zrównoważenia.  W  ciągu 

minionych  tygodni  nieraz  usiłował  sobie  wyobrazić,  jak  to  będzie,  gdy  znajdzie  się  z  nią  w 

sypialni.  Była  tak  subtelna  i  nieśmiała,  że  wydawało  mu  się  niemal  pewne,  iż  tam  będzie 

równie delikatna, słodka i mało wymagająca. Wyczuwał, że ma bardzo małe doświadczenie w 

tej  dziedzinie,  co  powinno  mu  jedynie  ułatwić  sytuację.  Nie  będzie  czyniła  żenujących 

porównań. 

Uświadomił  sobie  jednak,  że  chce  ją  zadowolić.  Chce,  by  była  szczęśliwa  i  cieszyła 

się ich wspólnym życiem. Dzisiejszej nocy zrobi wszystko, by była usatysfakcjonowana. 

Miał tylko nadzieję, że jej wrodzona powściągliwość nie sprawi, iż będzie całkowicie 

nieczuła na jego starania. Nie był  ani Don Juanem, ani Casanovą. Miał trzydzieści pięć lat i 

niewiele  znał  w  życiu  kobiet.  Dużo  więcej  czasu  spędzał  z  końmi  i  z  bydłem  niż  z  płcią 

piękną. 

Obcowanie  ze  zwierzętami  zresztą  było  znacznie  łatwiejsze.  Nie  miały  za  sobą  kilku 

tysięcy lat cywilizacji, przysłaniających zwykły instynkt, z którymi trzeba było się zmagać. 

background image

11 

 

O  tym  wszystkim  myślał  przypatrując  się  Katy.  Próbował  wyobrazić  ją  sobie  z  tymi 

ciemnymi włosami rozrzuconymi na poduszce. Były takie miękkie. Odkrył to już wtedy, gdy 

po raz pierwszy bezwiednie zanurzył w nie palce. 

Nie zrobił tego z premedytacją. Stal obok niej przy padoku, obserwując młode źrebię 

odkrywające uroki swobody, gdy nagle zerwał się wiatr. Włosy Katy rozwiały się. Chciała je 

doprowadzić  do  ładu,  ale  zanim  to  zrobiła,  Garrett  chwycił  pasmo  ciemnych  pukli.  Wciąż 

jeszcze pamiętał ich jedwabisty dotyk. Zastanawiał się teraz, jak by się czul, gdyby spłynęły 

na nagą skórę jego piersi i ud. 

Dzisiejszej  nocy,  gdy  położą  się  już  obok  siebie,  Katy  będzie  patrzeć  na  niego  tymi 

swoimi  szeroko  otwartymi,  poważnymi,  szarymi  oczami.  Wyobrażał  sobie  jej  kobiecą 

ciekawość i, być może, pragnienie, jakie rozjaśni te oczy, i czuł jak jego ciało napręża się na 

samą  myśl  o  tym.  Podobały  mu  się  jej  oczy.  Była  w  nich  uczciwość,  ciepło  i  inteligencja. 

Oczy  klaczy  mogą  o  niej  powiedzieć  bardzo  dużo,  pomyślał  Garrett.  Nie  ma  powodu,  by 

wątpić, że tak samo jest z oczami kobiety. 

Złapał  się  na  tym,  że  rozbiera  w  myślach  swoją  świeżo  poślubioną  żonę  i  próbuje 

sobie  wyobrazić,  co  odkryje  pod  jedwabiem  i  koronkami.  Dostatecznie  dobrze  poznał  jej 

figurę w dżinsach i obcisłym sweterku, by móc wiedzieć, czego się może spodziewać. 

Była o jakieś pół głowy niższa od niego, zgrabna i proporcjonalnie zbudowana. Gdyby 

była  czystej  krwi  arabem,  określiłby  jej  sylwetkę  jako  doskonalą.  Niewysoka  i  delikatna  ale 

zdrowa, niczym dobrze zbudowana klacz. Zdrowa z wyjątkiem tej lewej kostki. 

Piersi miała wysokie i kształtne, wąską talię, biodra łagodnie zaokrąglone. To prawda, 

że lekkie utykanie zakłócało nieco harmonię jej ciała, ale Garrett prawie tego nie dostrzegał. 

Nawet  jeśli  czasem  zwrócił  na  to  uwagę,  uważał  że  to  też  ma  swój  wdzięk.  A  w  łóżku  nie 

będzie miało najmniejszego znaczenia. 

Nie po raz pierwszy tego dnia zadał sobie pytanie, dlaczego nie zrobił nic, by kochać 

się  z  Katy  przed  ślubem.  Prawdę  mówiąc,  powody  były  prozaiczne.  Po  swej  pierwszej 

wizycie  w  stadninie  nie  miał  możliwości,  by  spędzać  z  nią  dużo  czasu.  Interesy  wymagały 

jego  obecności  w  San  Luis  Obispo.  Zaloty  sprowadzały  się  do  serii  krótkich  pospiesznych 

wizyt  w  czasie  weekendów.  Niezależnie  od  braku  czasu  dodatkową  komplikację  stanowił 

fakt, że Katy mieszkała o krok od rodziców. Miała niewielki domek w pobliżu ich rezydencji 

i Garrett nie był pewien, jak by się czuła, gdyby wiedzieli, że spędził noc z ich jedyną córką, 

nawet jeżeli ma ona już dwadzieścia osiem lat. Nie chciał popełnić niewybaczalnego błędu na 

tym etapie znajomości. 

background image

12 

 

Niezależnie  od  obiektywnych  trudności  Garrettowi  wydawało  się,  że  Katy  nie  jest 

kobietą, którą należałoby do czegokolwiek ponaglać. 

Była  cała  masa  powodów,  dla  których  nie  powinien  przyśpieszać  pójścia  z  Katy  do 

łóżka,  zdecydował.  Ale  był  na  tyle  uczciwy,  by  przyznać,  że  istniała  jedna  decydująca,  na 

wpół zrozumiała przyczyna jego wahania. 

W  głębi  duszy  niepokoił  się,  że  Katy  mogłaby  wycofać  się  z  planów  małżeńskich, 

gdyby  nie  spełnił  jej  oczekiwań  seksualnych.  Sęk  w  tym,  że  Garrett  nie  miał  pojęcia,  jakie 

oczekiwania  mogłaby  mieć  dobrze  wychowana,  powściągliwa  młoda  kobieta  o  takim 

pochodzeniu  jak  Katy.  Lękał  się,  by  nie  stracić  szans  na  poślubienie  jej.  Takie  rozterki 

wewnętrzne były sprzeczne z naturą Garretta. Już dawno nauczył się zmierzać prosto do celu, 

nie dopuszczając do siebie wątpliwości ani wahań. 

Ale zabieganie o względy Katy to był cel szczególny. 

Nagle rozmyślania przerwał mu znajomy męski śmiech. 

- Zaczynasz się niecierpliwić, Garrett? Zastanawiałem się właśnie, jak długo ty i moja 

córka będziecie jeszcze tkwić na tym przyjęciu. Nie miałbym ci za złe, gdybyś chciał się już 

stąd  ulotnić.  Dochodzi  dziewiąta,  a  przed  wami  jeszcze  godzina  jazdy,  jeśli  chcecie  dotrzeć 

do tego hotelu na wybrzeżu przed nocą. Wilma powiedziała mi, że to Katy  wybrała miejsce 

na miodowy miesiąc. 

- To prawda. - Garrett skinął głową. - Sam ją prosiłem, żeby się tym zajęła. 

- Masz rację - uśmiechnął się Harry Randall. - To kobieca sprawa. 

Garrett  lubił  swego  teścia.  Gdy  przed  laty  po  raz  pierwszy  przyszedł  do  niego  do 

pracy,  Randa  był  najbogatszym  człowiekiem,  jakiego  kiedykolwiek  w  życiu  spotkał.  Od 

tamtej pory poznał wielu ludzi, którzy byli o wiele zamożniejsi niż Randa, ale żadnego z nich 

nie  szanował  ani  nie  lubił  tak  jak  jego.  I  to  nie  dlatego  że  Randa  zatrudnił  go  wtedy,  gdy 

błąkał  się  szukając  guza.  Garrett  szanował  Randalla  również  ze  względów  profesjonalnych. 

Wiele  się  nauczył  w  jego  stajniach.  Randa  bardzo  dużo  wiedział  na  temat  technik 

hodowlanych,  licytacji  koni,  pokazów  jazdy.  Był  ekspertem  w  dziedzinie  hodowli  koni 

rasowych. 

Doświadczenie, jakie Garrett zdobył pracując u niego, okazało się później przydatne w 

innych dziedzinach rolnictwa i hodowli. 

Harry Randall był potężnym, kościstym mężczyzną, którego ciemne włosy z biegiem 

lat posiwiały, ale atletyczna budowa wciąż jeszcze sprawiała imponujące wrażenie, Stanowił 

znakomicie  dobraną  parę  ze  swą  również  wysoką,  postawną  żoną,  Wilmą.  Ona  także 

background image

13 

 

zachowała  dobrą  figurę  dzięki  codziennej  jeździe  konnej  i  wciąż  jeszcze  brała  udział  w 

pokazach  jazdy  dosiadając  iście  po  królewsku  pięknych  arabów  Randalla.  Wilma  była  też 

znakomitą gospodynią, a to liczyło się w świecie, w którym spotykali się ludzie, wydający na 

konie tysiące dolarów. 

-  Będzie  mi  brakowało  córki,  to  najlepszy  hodowca,  jakiego  miałem,  Garrett.  Ma 

prawdziwy talent do prowadzenia interesów. Będziesz miał świetnego partnera. 

- Wiem o tym - odparł Garrett. 

- Ale chyba nie powinienem się skarżyć, prawda? - Harry rozjaśnił twarz w uśmiechu. 

- Może tracę menedżera, ale za to zyskuję zięcia. Byłem trochę przestraszony, gdy pojawiłeś 

się parę miesięcy temu, ale nie byłem zaskoczony tym, co zrobiłeś ze swoim życiem. Zawsze 

wiedziałem, że dasz sobie radę. 

- Podałeś mi rękę, gdy znalazłem się w opałach, Harry. Nigdy tego nie zapomnę. 

- Opłaciło mi się - odrzekł Harry z uśmiechem. - Pracowałeś ciężej niż którykolwiek z 

moich  stajennych,  może  z  wyjątkiem  własnej  córki.  Pamiętam,  jak  nie  odstępowała  cię  na 

krok, gdy do nas przyszedłeś. Była dzieckiem, ale myślę, że podkochiwała się w tobie, Kiedy 

zobaczyłem,  w  jaki  sposób  na  ciebie  patrzy,  gdy  wróciłeś  tutaj  przed  paroma  miesiącami, 

wiedziałem już, co w trawie piszczy. A i ty nie starałeś się przed nią uciekać, prawda? 

- Nie, nie uciekałem. 

- Wszystko już w domu gotowe na przyjęcie nowej pani? 

Garrett  skinął  głową,  jego  głos  brzmiał  poważnie.  Zależało  mu,  by  Harry  Randa 

wiedział, że postara się zapewnić jego córce jak najlepszą przyszłość. 

-  Proszę  się  nie  martwić.  Katy  będzie  miała  odpowiedni  dom.  Jest  duży,  trochę 

przypomina wasz. Usytuowany na urwistym cyplu, z widokiem na ocean. Wokół dużo ziemi. 

Byłoby więcej, ale przed kilku laty właściciel zaczął sprzedawać swoje parcele. Teraz jest tam 

stajnia  i  padok,  chociaż  pomieszczenia  stajenne  wymagają  remontu.  Gdy  tylko  się  z  tym 

uporam,  natychmiast  sprowadzę  swego  poczciwego  Herosa.  Teraz  przebywa  na 

wydzierżawionym pastwisku. 

- Mówisz, że ktoś tam mieszka? 

- Tak. - Garrett skinął głową, - Dozorca z żoną. Od lat tam są. Myślę, że byli wierni 

poprzedniemu  właścicielowi  i  nie  mieli  co  ze  sobą  zrobić,  gdy  sprzedał  mi  posiadłość.  W 

pewnym sensie ich odziedziczyłem, ale nie mam nic przeciwko temu. Potrzebuję zarządcy, a 

Katy kogoś do prowadzenia domu. Będziecie musieli niebawem nas odwiedzić. 

-  Dzięki,  Garrett,  na  pewno  przyjedziemy.  Ale  jeszcze  nie  teraz.  Nowożeńcy  muszą 

background image

14 

 

mieć  trochę  czasu  dla  siebie.  A  propos,  Katy  mi  powiedziała,  że  bierzesz  parę  tygodni 

wolnego na miesiąc miodowy? 

Garrett przytaknął. 

-  Myślę,  że  potrzeba  nam  trochę  czasu  na  urządzenie  się  w  nowym  domu,  poza  tym 

muszę  przygotować  stajnię  dla  Herosa.  Czeka  nas  jeszcze  dużo  pracy.  Dozorca  właściwie 

niewiele zrobił. Myślę, że nie miał motywacji. Nie był pewien, czy nowy właściciel w ogóle 

zechce  go  zatrzymać.  Co  do  domu,  nie  spędziłem  tam  nawet  jednej  nocy.  Dekorator  wnętrz 

skończył pracę w ubiegłym tygodniu, a ja przewiozłem swoje rzeczy przed samym ślubem. 

-  Wiem,  że  Katy  jest  bardzo  ciekawa  swego  nowego  domu.  -  Harry  uśmiechnął  się 

spoglądając w kierunku córce otoczonej grupką weselnych gości. Oczy mu spoważniały. 

-  Nie  martw  się  o  nią,  Harry  -  powiedział  Garrett  w  odpowiedzi  na  zaniepokojone 

spojrzenie teścia. - Będę o nią dbał. 

- Wiem, Garrett. Ale wciąż jeszcze jakoś dziwnie się czuję. Dla ojca to niecodzienna 

chwila, gdy jego mała córeczka staje się mężatką. Mogę cię o coś prosić? 

- Oczywiście. 

- Spróbuj nakłonić ją, by znów wsiadła na konia. 

-  Wiem,  że  już  od  pewnego  czasu  nie  jeździ.  Wilma  mówiła,  że  Katy  nigdy  już  nie 

dosiądzie konia. 

-  Katy  wyglądała  pięknie  w  siodle  -  powiedział  Harry  Randa  z  zadumą.  -  Już  jako 

mała  dziewczynka.  Pamiętasz?  Gdy  wyjeżdżała  na  tor,  przesłaniała  wszystkich.  Wszystkie 

oczy  były  wpatrzone  w  nią  i  w  jej  konia.  Potrafiła  sprawić,  że  każdy  koń  wydawał  się 

najpiękniejszy : najważniejszy na świecie. Co więcej, koń również tak się czuł. Pod wpływem 

jej  ręki  konie  zmieniały  się  w  czempionów.  Miała  zdumiewający  talent  i  wszystko  to 

przepadło z powodu tego piekielnego pożaru stajni. 

-  Była  ciężko  ranna,  prawda?  -  spytał  Garrett,  patrząc  na  żonę.  Pamiętał,  jak 

uwielbiała  jazdę  konną,  gdy  była  dzieckiem.  Trudno  zliczyć,  ile  razy  podsadzał  ją  na 

malutkie, eleganckie angielskie siodło, jakiego zawsze używała. Gdy galopowała po torze, nie 

sposób było oderwać od niej wzroku. Harry Randa miał rację - Katy stawała się na koniu inną 

osobą. 

-  Tak,  była  ciężko  ranna  -  przytaknął  Harry.  -  Ale  co  gorsza,  była  śmiertelnie 

przerażona. Tak przerażona, że raz na zawsze skończyła z konną jazdą. 

- Czy to po tym wypadku utyka? - spytał Garrett. Katy nigdy nie opowiadała, co stało 

się tamtej nocy. Garrett dowiedział się coś niecoś od innych. 

background image

15 

 

- O mało nie zginęła starając się wyprowadzić konie. - Głos Harry'ego nagle zabrzmiał 

twardo. - Właśnie wyprowadzała ostatniego, gdy tuż przed nim upadla płonąca belka. Zwierzę 

i  tak  było  w  panice.  Spadająca  belka  dopełniła  reszty.  Koniowi  zsunęły  się  klapki  z  oczu  i 

wpadł w szał. Był to duży, ciężki ogier. Katy nie miała żadnej szansy, by nad nim zapanować. 

Kopnął ją, przewrócił, i omal nie stratował usiłując uciec przed ogniem. 

- Kto ją uratował? - spytał Garrett. Po raz pierwszy usłyszał całą tę historię. 

- Ja - odparł Harry. - Nie miałem pojęcia, że Katy jest w stajni. Ktoś mi powiedział, że 

pobiegła do koni. Znalazłem ją nieprzytomną, leżącą w dymie. Wokół płomienie. Wyniosłem 

ją na zewnątrz, a kiedy  odzyskała przytomność  w szpitalu, powiedziała mi, że już nigdy nie 

wsiądzie na konia. Sprawił to strach i ból. 

-  Zawiodły  ją  nerwy  -  powiedział  Garrett.  -  Powinieneś  był  skłonić  ją,  by  dosiadła 

konia, gdy tylko wyszła ze szpitala. 

- Nie mógłbym tego zrobić. - Harry potrząsnął głową. 

-  Nie  była  dzieckiem.  Miała  dwadzieścia  lat  i  przeżyła  poważny  uraz  psychiczny. 

Podjęła taką decyzję i nie odstąpiła od niej. Strach pojawiający się w jej oczach na samą myśl 

o jeździe konnej powstrzymywał mnie przed próbą zmuszenia jej do czegokolwiek. Ale może 

tobie  uda  się  ją  przekonać,  by  zmieniła  zdanie.  Mężowie  mogą  nieraz  dokonać  tego,  co  nie 

udaje się ojcom. 

- Skąd ta myśl, że mnie mogłoby się powieść, skoro ani ty, ani matka nie zdołaliście 

tego zrobić? - zaciekawił się Garrett. 

- Nie wiem - wzruszył ramionami Harry. - Chyba to sposób, w jaki na ciebie patrzy. 

Wydaje mi się, że moja córka jest bardzo zakochana. 

- Dobrze - odrzekł Garrett po chwili namysłu. - To mi ułatwi sprawę. 

background image

16 

 

ROZDZIAŁ 2 

 

Największy błąd jej życia. 

Katy  wyglądała  przez  szybę  białego  mercedesa  Garretta  i  próbowała  sobie 

wytłumaczyć, że jej obawy są bezpodstawne. Teraz, gdy stres związany ze ślubem i weselem 

miała już za sobą, lęki panny młodej znikną. Przez ostatnie tygodnie bardzo się napracowała, 

by wszystko przebiegło jak należy. 

Ślub  był  wspaniały,  po  starannie  przygotowanej  oficjalnej  ceremonii  odbyło  się 

huczne  przyjęcie.  Żadna  panna  młoda  nie  mogłaby  sobie  życzyć  więcej.  Ale  być  może  ta 

panna młoda trochę się przeforsowała i teraz za to płaciła. Stresującą część miała już za sobą. 

Wreszcie była sam na sam z mężem. Mogła się odprężyć. 

Ale  w  rzeczywistości  jej  nastrój  wcale  się  nie  poprawił.  Nerwy  miała  napięte  jak 

postronki,  żołądek  ściśnięty  i  targało  nią  jakieś  dziwne  uczucie  oscylujące  między  lękiem  a 

paniką. Powinna wziąć się w garść. Nie może sobie pozwolić na atak strachu we własną noc 

poślubną. 

-  Wszystko  w  porządku,  Katy?  -  Garrett  rzucił  żonie  szybkie,  badawcze  spojrzenie. 

Wjeżdżali  właśnie  na  nadmorską  autostradę.  Było  już  ciemno.  Niewidoczne  fale  morskie 

uderzały o przybrzeżne skały. - Wyglądasz, jakbyś była czymś zdenerwowana. 

-  Wychodzenie  za  mąż  okazało  się  bardziej  stresujące,  niż  myślałam  -  wyznała, 

zmuszając się do beztroskiego uśmiechu. - Na tobie nie zrobiło to chyba większego wrażenia. 

A ja zawsze sądziłam, że to mężczyzn ślub wyprowadza z równowagi, nie kobiety. 

Garrett wzruszył ramionami. Miał na sobie drogą białą koszulę. Marynarkę rzucił już 

wcześniej  na  tylne  siedzenie,  rozluźnił  krawat.  Widać  było,  że  z  trudem  tolerował  ten 

oficjalny strój, który był zmuszony włożyć. 

- Ślub to coś, przez co mężczyzna musi przejść, aby zacząć nowy etap życia. Nie ma 

sensu robić wokół tego dużo szumu. To po prostu zwykła formalność. 

-  Bardzo  pragmatyczne  podejście  -  stwierdziła  Katy,  zastanawiając  się,  czy  wyczuł 

sarkazm w jej głosie. Prawdopodobnie nie. Garrett nie spodziewałby się tego po niej. Prawie 

nigdy nie miała ostrego języka, a już szczególnie w rozmowie z nim. Oparła się o zagłówek i 

raz  jeszcze  wróciła  myślą  do  tych  godzin,  gdy  wszystko  planowała,  przygotowywała  i 

obmyślała  przed  uroczystością,  którą  on  skwitował  krótkim  „formalność”.  Zapięcie 

wszystkiego na ostatni guzik kosztowało ją wiele wysiłku. 

- Jesteś zmęczona - powiedział Garrett, jak gdyby to miało wyjaśnić jej nie najlepszy 

background image

17 

 

nastrój. 

-  Chyba  tak  -  odparła,  choć  nie  czuła  się  zmęczona.  Czuła  się  rozstrojona  i 

podenerwowana, spięta. 

- Dlaczego się trochę nie zdrzemniesz? - spytał. 

- Nie potrafię spać w samochodzie. 

- Spróbuj. 

- Powiedziałam - powtórzyła, wyraźnie akcentując każde słowo - że nie potrafię spać 

w samochodzie. 

-  W  porządku,  to  dlaczego  nic  nie  mówisz?  Od  kiedy  opuściliśmy  przyjęcie, 

wypowiedziałaś zaledwie parę słów. 

Katy  westchnęła  głęboko  i  zamrugała  powiekami.  Były  wilgotne.  Zachowuję  się  jak 

idiotka, skarciła się w duchu. Nic złego przecież się nie dzieje. Poślubiła mężczyznę, którego 

kocha,  a  on  stara  się  prowadzić  miłą  pogawędkę  w  drodze  do  miejsca  ich  nocy  poślubnej. 

Powinna się rozluźnić i uspokoić. Wszystko będzie dobrze. 

-  Przyjęcie  było  wspaniale,  prawda?  -  starała  się,  by  jej  glos  brzmiał  swobodnie  i 

obojętnie. 

-  Tak,  tak  -  odparł  Garrett,  ale  widać  było,  że  myślami  jest  gdzie  indziej.  -  Wiesz, 

kochanie,    nie  mogę  się  już  doczekać  chwili,  gdy  zobaczysz  swój  nowy  dom.  Na  pewno 

będzie ci się podobał. Pasuje do ciebie. 

- Bardzo bym chciała już tam być - zapewniła uprzejmie. 

- Może powinienem był jednak pokazać ci go wcześniej - zastanowił się Garrett. 

-  Przecież  kupiłeś  go,  zanim  poprosiłeś  mnie  o  rękę  -  przypomniała  mu  Katy,  lekko 

rozbawiona  tym  nieoczekiwanym  przypływem  wątpliwości.  Wiedziała,  że  nie  potrwa  to 

długo. Garrett był człowiekiem bardzo pewnym siebie. 

- Wynająłeś robotników i dekoratora wnętrz, zanim w ogóle wspomniałeś, że kupiłeś 

ten dom. Nie miałam nawet możliwości w cokolwiek się włączyć. 

- Nie mogłem czekać. - Garrett zesztywniał. - Kiedy Atwood wreszcie zdecydował się 

na  sprzedaż,  musiałem  działać  błyskawicznie.  Nie  mogłem  ryzykować  utraty  domu.  Co  do 

urządzenia wnętrza, wiedziałem od samego początku, czego chcę. 

- Wiem. Powiedziałeś, że chciałbyś, aby przypominał dom moich rodziców. 

- Lubię ten styl - przyznał Garrett - odpowiada mi, tobie również. Będziesz szczęśliwa 

w swoim nowym domu. 

- Jestem pewna, że dekorator spisał się na medal. 

background image

18 

 

Wyraz  rozbawienia  znikł  z  twarzy  Katy.  Teraz  chciało  jej  się  płakać.  Przecież  to  jej 

noc  poślubna.  Jeśli,  mają  zamiar  rozmawiać,  powinni  mówić  o  sobie,  a  nie  o  dekoracji 

wnętrz.  Na  ogól  entuzjazm  Garretta  dla  nowej  posiadłości  podobał  jej  się,  wyczuwała  i 

rozumiała  jego  pragnienie  stworzenia  prawdziwego  domu.  Ale  tego  wieczoru  nie  mogła 

zdobyć  się  na  to,  by  dzielić  jego  radość.  Chciała,  by  rozmawiał  z  nią  w  sposób  bardziej 

osobisty. 

-  Mówiłem  twemu  ojcu,  że  muszę  jeszcze  wykończyć  stajnię,  zanim  sprowadzę 

Herosa,  ale  myślę,  że  to  nie  potrwa  długo.  Bracken  mi  pomoże;  był  dozorcą  w  domu,  który 

kupiłem. 

- Bardzo jestem ciekawa tych Brackenów. - Katy za wszelką cenę starała się przybrać 

obojętny ton. Oparła brodę na dłoni, wyjrzała przez okno. Spowijały ich ciemności. 

- Jak ci mówiłem, jeśli się nie sprawdzi, zwolnię go. Ale czuję się do pewnego stopnia 

zobowiązany,  by  go  zatrzymać.  Atwood  mówił,  że  są  bardzo  przywiązani  do  jego  rodziny  i 

tego domu, i że nie chciałby, aby znaleźli się na ulicy. 

- To ładnie z jego strony, że się o nich martwi. 

-  To  jedyna  rzecz,  o  jaką  się  martwił.  Poza  tym  tylko  zależało  mu,  żeby  domu  nie 

kupił  jego  sąsiad,  Royce  Hutton.  Od  lat  chodził  za  Atwoodem,  by  kupić  od  niego  ostatni 

kawałek jego ziemi, ale stary Silas go nie cierpiał. 

-  Miał  ku  temu  jakieś  szczególne  powody?  -  spytała  Katy,  choć  wcale  nie  była  tym 

zainteresowana. 

- Synowie Huttona i Atwooda przyjaźnili się. Gdy chłopak Atwooda zginął przed paru 

laty,  syn  Huttona  był  wtedy  z  nim.  O  ile  wiem,  Atwood  nigdy  nie  wybaczył  żadnemu  z 

chłopców, którzy byli wtedy z jego synem, mimo że to był wypadek. 

- Ach, tak. Nie mogę się już doczekać przyjazdu na miejsce. - Katy usiłowała zdobyć 

się choć na odrobinę entuzjazmu. Co się z nią dzisiaj dzieje? Rozmawiali z Garrettem głównie 

o  jego  planach  zawodowych,  o  jej  roli  w  jego  przedsiębiorstwie,  o  ziemi  i  domu,  który 

niedawno kupił. Powtarzała sobie, że Garrett nie jest typem mężczyzny, który potrafi mówić 

o sprawach bardziej intymnych. 

W czasie ostatnich kilku miesięcy Katy wydawało się, że zbliżyli się z Garrettem. Że 

oprócz  wspólnych  interesów  będzie  ich  łączyć  coś  więcej.  Była  nieomal  przerażona 

pociągiem  fizycznym,  jaki  czuła  do  niego  niemal  od  pierwszej  chwili.  Uwielbienie  dla 

dorastającego  bohatera,  jakiego  doświadczyła  we  wczesnej  młodości,  było  niczym  w 

porównaniu z nagłym podnieceniem, jakie wystąpiło w dniu, gdy Garrett Coltrane ponownie 

background image

19 

 

zjawił się na farmie hodowlanej Randalla. 

To  nie  znaczy,  że  przez  wszystkie  te  lata  tęskniła  za  nim.  Była  zbyt  pochłonięta 

arabami ojca. Później zaabsorbowały ją studia w college'u, wreszcie rzuciła się w wir pracy. 

O Garrecie myślała raczej rzadko. Ale dzień, w którym ponownie wkroczył w jej życie parę 

miesięcy  temu,  uświadomił  Katy,  iż  dawne  dziecięce  uczucia  trwały  przez  cały  ten  czas  w 

stanie  hibernacji.  Ożyły  na  nowo  i  tym  razem  nie  były  to  już  tylko  fantazje  dorastającej 

dziewczynki. Była to namiętność dojrzałej kobiety. 

Mówiła  sobie,  że  Garrett  podobnie  jak  ona  zdawał  sobie  sprawę  z  ich  wzajemnego 

przyciągania.  Zapewniała  samą  siebie,  że  czuł  to  samo  co  ona.  Warunki  nie  pozwalały  im 

niestety  oddać  się  w  pełni  uczuciom,  aż  do  dzisiejszego  wieczoru.  Poza  tym  Garrett  nie 

należał do mężczyzn, którzy cokolwiek  robią pospiesznie. Wszystko u niego  następowało w 

określonym czasie i we właściwy jemu sposób. 

Niezwykle opanowany charakter. Nieraz już miała okazję się o tym przekonać. 

W czasie ostatnich dwóch miesięcy była obiektem bardzo uprzejmych i kurtuazyjnych 

zalotów odbywających się pod okiem rodziców i sąsiadów. Ale były to również zaloty bardzo 

zdecydowane  i  jednoznaczne.  Poddawała  się  im  z  radością,  ale  czasami  zadawala  sobie 

pytanie,  co  by  było,  gdyby  nie  była  tak  chętna.  Podświadomie  czuła,  że  skutek 

prawdopodobnie  byłby  taki  sam.  W  ciągu  minionych  lat  Garrett  nauczył  się  zdobywać  to, 

czego zapragnął. 

Okres ich narzeczeństwa nie był szczególnie romantyczny. Garrett nie miał zwyczaju 

przynosić  kwiatów  ani  deklamować  wierszy.  Nie  pozwalał  sobie  nawet  nigdy  na  żadną 

intymność, choć Katy wcale nie byłaby temu przeciwna. Oczywiście, całował ją, ale poza tym 

był bardzo powściągliwy w manifestowaniu swoich uczuć. 

Katy  wmawiała  sobie,  że  ta  powściągliwość  jej  się  podoba.  Większość  mężczyzn 

zachowuje się odwrotnie. Chcą jak najszybciej znaleźć się z kobietą w łóżku i jak najprędzej 

wyskoczyć  z  niego  rano  bez  żadnych  zobowiązań.  Podobał  jej  się  sposób  postępowania 

Garretta, gdyż sama miała podobne poglądy. Była osobą uczuciową i oddaną, ale nie chciała, 

by  skłaniano  ją  zbyt  szybko  do  stosunków  fizycznych.  Należała  do  kobiet,  które  potrzebują 

czasu. 

No cóż, dał jej czas, aż za dużo. Miała tyle czasu, że zaczęły w niej kiełkować pewne 

wątpliwości. A teraz czekała ją noc poślubna. 

Być  może  Garrettowi  owa  powściągliwość  nie  sprawiała  trudności  z  tej  prostej 

przyczyny, że nie był zainteresowany uprawianiem z nią miłości. 

background image

20 

 

Może w ogóle nie był w niej zakochany. 

Katy  wiedziała,  że  obiektywnie  rzecz  biorąc,  Leonora  Bates  miała  rację.  Dzięki 

małżeństwu z Katy Randa Garrett zyskiwał coś, czego dotychczas nie miał w życiu za wiele: 

szacunek, uznanie i kontakty towarzyskie. Poza tym potwierdzał swoją wartość. Ślub z Katy 

był dowodem, że dzięki własnym wysiłkom zdołał poprawić swoją pozycję społeczną, wspiąć 

się wyżej w hierarchii. Z chłopca stajennego zmienił się w mężczyznę, który mógł poprosić o 

rękę córki swego dawnego pracodawcy, i otrzymał ją. Garrett Coltrane przeszedł długą drogę. 

Ślub z Katy Randa był tego najlepszym potwierdzeniem. 

Katy przeszedł dreszcz na myśl, że Garrett mógł chcieć ją poślubić wyłącznie w celu 

pokazania sobie i światu, na co go stać. 

Na  pewno  się  myli.  Przyszłe  szczęście  nie  może  zależeć  od  jej  obaw,  całkowicie 

fałszywych. 

To tylko lęki panny młodej, uspokajała samą siebie. 

Wkrótce  dowie  się  prawdy.  Kiedy  będą  się  z  Garrettem  kochać,  przekona  się,  co  on 

naprawdę czuje.  Z całą  pewnością mężczyzna nie zdoła ukryć swych prawdziwych uczuć w 

czasie najintymniejszego aktu miłości. 

Zanim  wzejdzie  słońce,  wszystkie  jej  pytania  i  wątpliwości  rozwiążą  się  w  ten  lub 

inny sposób. 

W  półtorej  godziny  później  Katy  leżała  w  jedwabnej  pościeli  na  szerokim  łożu  w 

apartamencie nowożeńców, czekając, aż Garrett wyjdzie z łazienki. Gdy usłyszała, że zakręca 

prysznic, zgasiła boczną lampkę. Romantyczny pokój natychmiast pogrążył się w ciemności. 

Katy lepiej się czuła pozostając w mroku. 

Wybrała  ten  hotel  i  ten  apartament  z  folderu.  Gromadziła  foldery  od  czasu,  gdy 

Garrett  poprosił  ją,  by  wybrała  miejsce  na  ich  noc  poślubną.  Zdjęcie  nie  kłamało.  Cały 

apartament  był  w  kolorze  różowo-biało-srebrnym  i  sprawiał  bardzo  romantyczne  wrażenie. 

Nad  okrągłym  łożem  było  duże  lustro,  na  stoliku  przy  oknie  stal  w  srebrnym  wiaderku 

szampan  i  owoce  południowe.  Na  jednej  ze  ścian  znajdował  się  kominek.  Różowe  szlafroki 

frotte dla „niej” i dla „niego” wisiały w łazience. 

Katy musiała stłumić nerwowy chichot, gdy weszli do tego pokoju. Garrett rozglądał 

się  wokół  zdumiony.  Kontrast  był  uderzający.  On  -  ciemny,  silny  i  bardzo  męski,  a  pokój  - 

słodki, różowy i bardzo kobiecy. 

- Jak, u diabła, znalazłaś to miejsce? - spytał ponuro, gdy chłopiec hotelowy wyszedł z 

pokoju. 

background image

21 

 

-  Nie  było  to  wcale  proste  -  zapewniła  go  Katy.  -  Przejrzałam  całą  masę  folderów, 

zanim trafiłam wreszcie na jeden reklamujący ten właśnie apartament. 

-  Chcesz  przez  to  powiedzieć,  że  rezerwując  go  wiedziałaś,  jak  wygląda?  -  Garrett 

patrzył na nią ze smutnym zdziwieniem. 

- Wydawał mi się na zdjęciu taki romantyczny. - Katy nagle poczuła się niepewnie. 

Garrett  wyglądał  tak,  jakby  chciał  coś  jeszcze  powiedzieć,  ale  głos  uwiązł  mu  w 

gardle.  Spojrzał  na  zegarek  i  zaproponował  uprzejmie,  by  Katy  jako  pierwsza  skorzystała  z 

łazienki. 

Gdy  wyszła  z  niej  niezdecydowanie,  w  drogim  nowym  peniuarze,  zastała  Garretta 

przemierzającego  pokój  wzdłuż  i  wszerz.  Zatrzymał  się  gwałtownie,  gdy  ukazała  się  w 

drzwiach,  i  przesunął  łakomie  wzrok  po  jej  spowitej  w  jedwabie  figurze.  Katy  uzmysłowiła 

sobie,  że  za  bardzo  przyzwyczaiła  się  do  jego  powściągliwości.  Później, uśmiechnąwszy  się 

zaskakująco łagodnie, zniknął za drzwiami łazienki. 

Teraz czekała na niego i łatwiej było jej czekać w ciemności. 

Kocha  ją,  powtarzała  sobie  w  duchu.  Musi  ją  kochać.  Nie  mogłaby  się  całkowicie 

mylić  co  do  niego.  Problem  polega  po  prostu  na  tym,  że  nie  jest  mężczyzną,  któremu  łatwo 

uzewnętrzniać  uczucia.  Ale  kiedy  wyjdzie  z  łazienki  i  zacznie  się  z  nią  kochać,  jej 

wątpliwości się rozwieją. Raz na zawsze. 

W  łazience  Garrett  szybko  się  wytarł,  zaniepokojony  wzbierającym  w  sobie 

pożądaniem.  Nie  pamiętał  już,  kiedy  ostatni  raz  odczuwał  coś  podobnego.  Ból  w  lędźwiach 

stawał  się  nie  do  zniesienia.  Wydawało  mu  się,  że  ostatecznie  pękła  jakaś  niewidzialna 

bariera, która tkwiła w nim przez ostatnie dwa miesiące. 

W  czasie  minionych  tygodni  myśli  jego  były  zaprzątnięte  całą  masą 

najprzeróżniejszych  spraw  -  nowym  domem,  interesami,  wspólną  przyszłością  z  Katy, 

satysfakcją  z  aprobaty  ze  strony  Harry'ego  Randalla.  Garrett  rozmyślał  o  wszystkim  z 

wyjątkiem tego, co naprawdę oznacza małżeństwo ze słodką, łagodną, uległą Katy Randa. 

Tego  wieczoru  nie  myślał  już  o  niczym  innym,  tylko  o  tej  najbardziej  osobistej, 

najintymniejszej  stronie  małżeństwa,  co  powodowało,  że  całe  jego  ciało  pulsowało  z 

podniecenia.  Czuł  się  tak,  jakby  za  chwilę  miał  stracić  panowanie  nad  sobą  i  zdolność 

samokontroli. 

Gdy otwierał drzwi łazienki, dłonie drżały mu lekko. 

Przez  chwilę  stal  w  progu,  z  ręcznikiem  luźno  opasującym  biodra,  mrugając  oczami, 

by przyzwyczaić je do niespodziewanej ciemności. 

background image

22 

 

Po chwili uśmiechnął się, uświadamiając sobie, co oznacza ów brak światła. Powinien 

był wiedzieć, że pod tym względem Katy była bardzo wstydliwa. 

- Ej - powiedział cicho, robiąc parę kroków w głąb pokoju. - Gdzie jesteś, kochanie? 

-  Tutaj  -  dobiegł  go  od  łóżka  jej  szept.  Słyszał  w  jej  głosie  nerwowe  napięcie  i 

natychmiast postanowił ją uspokoić. 

- Myślałem, że może jakieś tajemnicze siły zmieniły cię w różową kokardkę. 

-  Niezupełnie.  Być  może  do  rana  dokona  się  do  końca  owa  przemiana.  -  Tym  razem 

głos Katy zabrzmiał nieco swobodniej, jak gdyby drobny żart Garretta przywrócił jej spokój. 

Garrett  uśmiechnął  się.  Nie  jest  tak  źle.  Przynajmniej  zachowała  poczucie  humoru. 

Zatrzymał się obok łóżka i spojrzał na nią. Nie był pewien,  czy wiedziałby, co robić,  gdyby 

jej wrodzona nieśmiałość wywołała u niej nagłą panikę i oziębłość. 

Jest  po  prostu  troszeczkę  zdenerwowana,  uspokajał  sam  siebie.  To  naturalne.  Do 

diabła, on też czuje się trochę nieswojo. Nagle uzmysłowił sobie, że czekanie się skończyło. 

Po wszystkich tych latach wreszcie sprawy ułożyły się tak jak należy. Wreszcie ma to, czego 

zawsze pragnął. Przedsiębiorstwo, dom i żonę. Czeka go spokojna przyszłość. 

Usiadł  na  brzegu  łóżka  i  popatrzył  na  nowo  poślubioną  żonę,  która  leżała  w  mroku 

czekając na niego. 

Teraz,  gdy  jego  wzrok  przyzwyczaił  się  do  ciemności,  widział  ją  nieco  wyraźniej  w 

bladym  świetle  sączącym  się  przez  zasłony.  Właśnie  tak  ją  sobie  wyobrażał.  Ciemne,  gęste 

włosy  oplatały  twarz  spoczywającą  na  poduszce.  Nie  widział  dokładnie  koloru  jej  oczu,  ale 

dostrzegał  nieme  pytanie  kryjące  się  w  skierowanym  ku  niemu  wzroku.  Na  wargach  błądził 

lekki, niepewny uśmieszek. Chciał ją uspokoić, utulić, spowodować, by się rozluźniła i mogła 

cieszyć  atmosferą  intymności,  jaka  powoli  się  między  nimi  wytwarzała.  Chciał  coś 

powiedzieć,  ale  nie  bardzo  wiedział,  jakie  słowa  byłyby  w  tym  momencie 

najodpowiedniejsze. 

- Ładnie dzisiaj wyglądałaś - zaczął. 

- Dziękuję. Ty też.  

To by było tyle, jeśli chodzi o komplementy. Nie były jego mocną stroną. Zastanawiał 

się,  co  jeszcze  chciałaby  usłyszeć  panna  młoda.  Starał  się  wymyślić  coś,  co  dodałoby  jej 

otuchy i zarazem uspokoiło. 

- Zapomniałem cię spytać, czy nie jesteś głodna. Nie jadłaś wiele w czasie przyjęcia. 

Na stole są owoce, chciałabyś? 

- Nie jestem głodna - odparła uprzejmie.  

background image

23 

 

To  by  było  tyle,  jeśli  chodzi  o  jedzenie.  Być  może  nie  powinien  podtrzymywać 

rozmowy.  W  końcu  nie  są  dziećmi.  Zarówno  on,  jak  i  Katy  doskonale  wiedzieli,  co  ma 

nastąpić.  Garrett  jednak  wciąż  czuł  jakąś  niewytłumaczalną  potrzebę  rozładowania  napięcia, 

jakie wyczuwał w żonie. Coś w wyrazie jej oczu sprawiało, że czuł się zakłopotany. 

-  Moglibyśmy  otworzyć  szampana  -  zaproponował,  spoglądając  w  kierunku 

srebrzystego wiaderka. Lód zaczynał się już topić. 

- Jeśli masz ochotę - odparła Katy uprzejmie. 

- Nie, nie mam. W każdym razie nie teraz.  

Dość  tych  bzdur,  pomyślał.  Może  należy  się  zachować  bardziej  bezpośrednio.  Wstał 

gwałtownie i zrzucił ręcznik z bioder. Bez słowa podniósł kołdrę i wśliznął się do łóżka obok 

Katy.  Natychmiast  poczuł  ciepło  jej  smukłego  ciała.  Chłonął  je  całym  sobą.  Bez  namysłu 

wyciągnął ramiona, by objąć żonę. 

- Katy, dobrze mi z tobą. 

- Mnie też.  

Nie  widział  potrzeby  dalszej  konwersacji.  Zresztą  i  tak  nie  potrafił  rozmawiać.  Jego 

ciało było napięte z pożądania i był pewien, że Katy też go pragnie. Może jest nieśmiała, ale 

na pewno nie będzie mu się opierać. Faktycznie, przytuliła się do niego, odpowiadając w ten 

sposób na dotyk jego ręki. 

Garrett przez chwilę starał się jakoś uporać z jej nocną koszulą, w końcu jednak stracił 

cierpliwość. 

-  To  gorsze  niż  włożenie  siodła  dzikiemu  koniowi.  Dlaczego  kobiety  ubierają  się  do 

łóżka w takie skomplikowane stroje? - spytał, wyplątując dłoń z falbanek i koronek. 

- Myślałam, że to romantyczne - bąknęła Katy. 

- Skąd, to okropnie kłopotliwe. 

- A co miałam na siebie włożyć? Końską derkę?  

Garrett zesztywniał, zastanawiając się, czy przypadkiem jej nie uraził. Poczuł wyrzuty 

sumienia. 

- Nie, myślę, że ta koszulka jest wystarczająco ładna. 

- Tak jak ja? 

- A to co ma znaczyć? - zdziwił się. 

- Czy jestem wystarczająco ładna dla ciebie? 

- No wiesz! Oczywiście, że jesteś wystarczająco ładna. Co zapytanie! 

Nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Od ślubu Katy zachowywała się dziwnie. 

background image

24 

 

Pochylił się i pocałował ją, chcąc w ten sposób powstrzymać dalsze słowa. 

- Katy, kochanie, jesteś wszystkim, czego pragnę tej nocy. Jesteś piękna. 

Gdy tylko dotknął ustami jej warg, napięcie opadło. Odwzajemniła pocałunek. Wargi 

miała miękkie i gorące. Garrett jęknął, gdy ich pocałunek stał się bardziej namiętny, głęboki. 

Gorączkowo dotykał jej nagiego ciała, rozkoszując się łagodnie zaokrąglonymi kształtami. 

Katy  objęła  go  za  szyję.  Słyszał,  że  szepce  mu  coś  do  ucha,  ale  nie  był  w  stanie 

rozróżnić  słów.  Rozchylił  jej  wargi  jeszcze  bardziej,  spragniony  smaku  ust.  Był  podniecony 

do granic wytrzymałości, pragnął jak najszybciej nasycić  głód swego ciała. Wiedział, że nie 

zdoła czekać zbyt długo. Nie pamiętał, kiedy tak bardzo pragnął kobiety jak tej nocy Katy. 

Pieścił i głaskał  gorące ciało, czując radość za każdym  razem,  gdy jęczała cichutko i 

tuliła się do niego. 

Krzyknęła.  Ciało  Garretta  przeszedł  dreszcz.  Tak  cudownie  reagowała  na  jego 

dotknięcia.  Zdumiało  go  to,  ale  i  ogromnie  ucieszyło.  Musnął  palcami  jej  piersi,  poczuł,  jak 

twardnieją jej sutki. Westchnął. 

Pokusa  była  nieodparta.  Oderwał  usta  od  warg  Katy.  Powędrowały  w  kierunku  jej 

piersi.  Drżała,  gdy  koniuszkiem  języka  delikatnie  dotykał  jej  sutek.  Był  zachwycony  jej 

reakcją. I odurzony zarazem. 

-  Jak  dobrze  -  szepnął.  Jego  ręka  wędrowała  coraz  niżej  i  niżej,  aż  dosięgła  tego 

cudownego  miejsca,  które  kryło  najbardziej  intymne  i  niezgłębione  tajemnice.  Katy 

oddychała  ciężko.  Zesztywniała  nagle,  jak  gdyby  obawiała  się,  że  Garrett  potraktuje  ją  zbyt 

brutalnie.  Jak  mało  go  znała,  pomyślał.  Za  nic  w  świecie  nie  chciałby  jej  zranić.  A  tym 

bardziej sprawić jej bólu. 

-  Spokojnie,  kochanie.  Nie  denerwuj  się  -  powiedział  łagodnie.  -  Pozwól  tylko,  że 

będę  cię  dotykał.  Boże,  ale  jesteś  gorąca.  I  taka  miękka.  -  Dotknął  palcami  jej  najczulszego 

miejsca i zaczął je lekko uciskać. 

Katy  wyprężyła  się,  jej  ciało  zaczęło  drżeć,  skręcała  się  i  wiła  jęcząc  z  rozkoszy. 

Nagle  ta  zawsze  opanowana,  powściągliwa  dziewczyna  ukazała  drugą  stronę  swej  natury  - 

pełną  temperamentu  i  ognia,  Garrett  nie  spodziewał  się  tego,  ale  ta  nieoczekiwana  reakcja 

żony tylko jeszcze bardziej pobudziła jego zmysły. 

Pragnął  jej.  Pragnął  jej  w  sposób  niepohamowany,  pragnął  jej  tak  bardzo  jak  jeszcze 

nigdy  nikogo.  Nie  przypominał  sobie,  by  kiedykolwiek  przytrafiło  mu  się  coś  podobnego. 

Żadna kobieta nie oddawała mu się z takim zapamiętaniem, żadna nie pragnęła go tak gorąco. 

Nie  chciał  już  niczego  więcej,  jak  wejść  w  to  rozpalone  kobiece  ciało.  Jęki  i  westchnienia 

background image

25 

 

Katy upewniały go, że i ona tego pragnie. 

Nie był w stanie dłużej czekać! Przycisnął się do niej całym ciałem, pamiętając o tym, 

by  zbyt  nagłym  ruchem  nie  sprawić  jej  bólu.  Czuł,  jak  zaciska  kurczowo  palce  na  jego 

ramionach. Czuł jej brzuch tuż przy swoim i tracił resztki samokontroli. Pragnął z całej mocy 

dać Katy tę samą rozkosz, jaką on za chwilę będzie odczuwał. Na samą myśl o tym ogarniała 

go dzika, niemal prymitywna żądza. 

- Rozchyl uda, kochanie - powiedział przez zęby, gdy poczuł pod sobą drżące, garnące 

się do niego ciało. - Rozchyl je dla mnie. Pozwól mi wejść do środka. Tak bardzo cię pragnę. 

Katy  objęła  go  jeszcze  mocniej,  poczuł  jej  paznokcie  wpijające  się  w  jego  skórę  i 

wywołało to w nim kolejny przypływ podniecenia. Nieśmiało rozchyliła uda i Garrett jęknął 

głucho, gdy poczuł, jak zagłębia się w gorący, najintymniejszy zakamarek jej ciała. 

Przylgnęła  do  niego  całą  sobą,  ale  mięśnie  jej  naprężyły  się,  jakby  protestując 

przeciwko  wtargnięciu  w  jej  wnętrze.  Garrett  był  ostrożny,  poruszał  się  bardzo  delikatnie, 

dziwiąc  się,  jak  wąska  i  ciasna  jest  w  środku.  Nie  może  sprawić  jej  bólu.  Musi  jej  dać 

rozkosz. Może wszystko zniszczyć, jeśli będzie działał zbyt pospiesznie. 

- Garrett, och, Garrett, najdroższy, tak bardzo cię kocham - szeptała, przyciskając się 

do niego tak kurczowo, jakby zależało od tego jej życie. 

Garrett  zamknął  oczy  pod  wpływem  wszechogarniającego  go  szczęścia.  Wszystko 

będzie  dobrze.  Ona  go  pragnie.  Poruszał  się  pomału,  ostrożnie,  ale  czul,  że  traci  resztki 

kontroli nad sobą. 

Chwycił Katy za pośladki, unosząc ją nieco w górę, by móc wejść w nią najgłębiej jak 

to było możliwe. 

- Pragnę cię całej - wycharczał. - Pragnę każdego centymetra twego ciała. 

Nic  nie  powiedziała,  ale  krzyknęła  głośno,  gdy  jego  ruchy  stały  się  bardziej 

gwałtowne.  Wsunął  dłoń  między  ich  ciała,  szukając  tego  intymnego  miejsca,  którego 

dotknięcie  dawało  jej  największą  rozkosz.  Gdy  go  znalazł,  ciało  Katy  zadrżało  jak  w 

konwulsjach. 

Wydawało się, że eksploduje pod nim. Garrett nieomal stracił świadomość. Czuł, jak 

ciało  Katy  miarowo  unosi  się  i  opada,  chcąc  mieć  go  w  sobie  jak  najgłębiej,  że  i  ona  traci 

poczucie rzeczywistości. Krzyknął z zadowolenia i rozkoszy. 

Katy  nie  spodziewała  się  wybuchu  aż  tak  gwałtownej  rozkoszy,  aż  takiego  ognia 

płonącego gdzieś w samym jej środku. To tego właśnie jej ciało pragnęło i na to czekała przez 

ostatnie  parę  minut.  Nigdy  przedtem  nie  doznała  czegoś  podobnego,  była  jak  ogłuszona. 

background image

26 

 

Niezdolna  do  czegokolwiek  innego,  oplotła  ciaśniej  ramionami  i  udami  ciało  Garretta  i 

poruszała się wraz z nim zgodnym rytmem. 

Dużo  czasu  minęło,  zanim  wróciła  do  rzeczywistości.  Uświadomiła  sobie,  że  wciąż 

jeszcze czuje w sobie Garretta. Leżał na niej, ociężały, nasycony. Czuła jego wilgotną skórę. 

Garrett zaspokojony, szczęśliwy, czuł samczą fizyczną satysfakcję. 

Trudno mieć o to pretensje, pomyślała. W końcu i ona musiała przyznać, że czuła się 

fizycznie  zaspokojona.  Różnica  polegała  na  tym,  że  Garrettowi  ten  rodzaj  zadowolenia 

najzupełniej wystarczał. 

Ale nie wystarczał Katy. 

Przypomniała  sobie  swoje  słowa  wypowiedziane  w  momencie  największej  rozkoszy. 

Kocham cię. 

Garrett nie odpowiedział na nie. Nawet w chwili największej ekstazy nie był w stanie 

mówić o swojej miłości. 

Nie  mogła  dłużej  wmawiać  sobie,  że  jest  on  po  prostu  twardym  facetem,  który  nie 

uznaje  czegoś  takiego  jak  manifestowanie  uczuć.  W  końcu  potrafił  przecież  mówić  o 

pożądaniu  i  o  tym,  czego  pragnął.  Mówił  tak  podniecające  rzeczy,  że  sprowokował  ją  do 

odpowiedzi. Powiedział, że jej pragnie. 

Nie usłyszała jednak żadnych wyznań, żadnych słów miłości. 

Pomału  otworzyła  oczy  i  spojrzała  w  wiszące  nad  głową  ciemne  lustro.  Musi 

zaakceptować prawdę. To, co czuje do niej Garrett, nie jest miłością. 

Popełniła straszliwą pomyłkę. 

Wreszcie  Garrett  przesunął  się  na  bok.  Westchnął  głęboko  z  zadowolenia,  uniósł 

głowę i spojrzał na Katy. Dostrzegła w zarysie jego ust coś władczego. Odgarnął jej włosy z 

policzka niedbałym gestem. 

Podobnym gestem mógłby pogłaskać klacz, która dała popis sprawności, pomyślała. 

- Nie masz w tych sprawach zbyt dużego doświadczenia, prawda? - spytał. 

Katy  w  swym  przewrażliwieniu  zastanowiła  się,  czy  nie  jest  to  aby  łagodna 

wymówka.  Być  może  nie  spisała  się  najlepiej.  Zesztywniała,  ale  Garrett  zdawał  się  tego  nie 

zauważać. 

- Zbyt dużego nie - odparła ostrożnie. 

- Tak też myślałem - stwierdził, najwyraźniej nie zaskoczony tą informacją. 

- Byłam aż tak kiepska? 

Garretta zaszokowało to pytanie i zaczepny ton głosu Katy. Ujął w dłonie jej twarz. 

background image

27 

 

-  O  czym  ty,  u  licha,  mówisz?  Było  wspaniale.  Cudownie.  Nigdy  nie  czułem...  - 

przerwał nagle. - Mniejsza o to. Jestem usatysfakcjonowany w pełni i miałem wrażenie, że ty 

również. Nie próbuj zaprzeczać, kochanie. 

- Nie zaprzeczam. 

- To dobrze. - Wydawało się, że poczuł ulgę. Przewrócił się na plecy, pociągnął ją ku 

sobie. - Przypuszczałem, że taka kobieta jak ty musi być bardzo spięta w noc poślubną. 

- Czy to dobrze? 

-  Pewnie,  potrafię  to  zrozumieć.  -  Uczynił  ręką  wielkoduszny  gest.  -  Jesteś  z  natury 

spokojna. Zawsze taka byłaś. Nie prowadziłaś burzliwego życia od czasu, gdy widziałem cię 

ostatni raz, prawda kochanie? 

- Nie - przytaknęła chłodno. - Nie prowadziłam. Wyobrażam sobie, że w porównaniu z 

twoim moje życie musi się wydawać niezbyt ciekawe. 

- Nie, wcale, raczej bezpieczne i wygodne. Cieszę się, że przez te wszystkie lata żyłaś 

spokojnie i bezpiecznie. Nie należysz do tych kobiet, które wdają się w pospieszne miłostki. 

Te słowa dolały jedynie oliwy do ognia, jaki zaczynał już buzować w Katy. 

- Nie myśl, że żyłam pod kloszem. Miałam masę przyjaciół i prowadziłam ożywione 

życie towarzyskie. 

- Ejże, nie denerwuj się, nie twierdzę przecież, że żyłaś na pustyni. 

Starał  się  uspokoić  ją,  delikatnie  głaszcząc  po  głowie,  co  tylko  nasunęło  jej 

skojarzenia  z  końmi.  Pamiętała,  jak  bardzo  Garrett  lubił  konie  i  jak  dobrze  się  z  nimi 

obchodził. W stajniach jej ojca był wprost niezastąpiony. Odsunęła się lekko. 

- Proszę cię - szepnęła. - Muszę się umyć. Przytrzymał ją mocniej. 

-  Wszystko  dobrze.  Nie musisz  być  zażenowana  To  naturalne.  Spróbuj  zasnąć,  Katy. 

Masz  za  sobą  długi  wyczerpujący  dzień  i  wciąż  jeszcze  jesteś  trochę  zdenerwowana.  Po 

prostu śpij. 

Wiedziała,  że  nie  uwolni  się  tak  łatwo  z  jego  ramion  więc  leżała  w  milczeniu  obok 

nowo poślubionego męża i czekała, by najpierw on posłuchał swojej rady. 

Nie trwało to długo. W ciągu paru minut Garrett zasnął Katy ostrożnie wyśliznęła się z 

jego objęć i poszła do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na brzegu wanny. 

Rozpłakała  się.  Szybko  jednak  otarła  łzy.  Roztkliwianie  się  nad  sobą  nie  było  w  jej 

stylu. Uspokoiła się. Decyzję już podjęła. 

background image

28 

 

ROZDZIAŁ 3 

 

Gdzieś  około  pierwszej  w  nocy  Katy  udało  się  wśliznąć  z  powrotem  do  łóżka  nie 

budząc Garretta i nareszcie zasnąć. Garrett miał rację co do jednego - to był długi, męczący 

dzień i potrzebowała odpoczynku. 

Obudziła się na krótko przed świtem. W pierwszej chwili nie bardzo wiedziała, gdzie 

się  znajduje,  ale  wkrótce  oprzytomniała  i  przypomniała  sobie,  że  nie  jest  sama  w  szerokim 

łóżku. 

Oczywiście, że nie była sama. Obok niej leżał Garrett. Poślubiła mężczyznę, który jej 

nie kochał, ale który miał teraz prawo z nią spać. 

Pomału odsunęła na bok kołdrę. Ostrożnie usiadła, starając się nie obudzić męża. Jej 

piękna  nocna  koszula  leżała  zmięta  na  różowym  dywanie  obok  łóżka.  Katy  sięgnęła  po 

peniuar i narzuciła go na siebie. 

W  bladym  świetle  wschodzącego  poranka  apartament  nowożeńców  wydawał  jej  się 

teraz tak pretensjonalny, że aż śmieszny. Rozejrzała się dokoła i skrzywiła z niesmakiem. Od 

samego  patrzenia  robiło  się  niedobrze.  Był  tak  samo  sztuczny  i  iluzoryczny  jak  jej 

małżeństwo.  W  drodze  do  łazienki  spostrzegła,  że  w  wiaderku  z  lodem  była  już  woda. 

Szampan na pewno zrobił się ciepły. Ale cóż to miało za znaczenie. Kobiety takie jak ona nie 

piją  szampana  na  śniadanie.  Robią  to  tylko  osoby  prowadzące  burzliwy  tryb  życia.  Katy  z 

trudem opanowała się, by nie podnieść wiaderka i nie wylać jego zawartości na głowę nic nie 

przeczuwającego Garretta. 

Gdy  wyszła  z  łazienki  ubrana  w  dżinsy  i  zielony  podkoszulek,  słońce  już  wzeszło. 

Rzuciła okiem na łóżko. Garrett jeszcze spał. Popatrzyła przez chwilę na nieruchomą postać 

spowitą  w  różowo-białe  prześcieradła.  Ten  mężczyzna  nawet  się  nie  zorientował,  że  jego 

żona nie leży już obok niego, pomyślała dotknięta do żywego. Podeszła do okna. 

Przez  chwilę  usiłowała  zdefiniować  jakoś  uczucia,  których  doświadczała.  Nieczęsto 

dotychczas zdarzało jej się żywić do kogoś urazę, złość i gniew. 

Widziała przed sobą Pacyfik. W blasku porannego słońca ocean mienił się wszystkimi 

odcieniami  błękitu.  Katy  wpatrywała  się  w  daleki  horyzont,  dziwiąc  się  wzbierającej  w  niej 

złości.  Nigdy  przedtem  czegoś  podobnego  nie  przeżywała.  Była  też  przerażona 

gwałtownością własnej natury, jaka ujawniła się tej nocy. 

To  Garrett  Coltrane,  pomyślała  ze  złością,  był  przyczyną  tych  nowych  dla  niej 

doświadczeń. Uświadomienie sobie tego faktu zirytowało ją jeszcze bardziej. 

background image

29 

 

-  Dzień  dobry,  kochanie  -  usłyszała  nagle  jego  głos,  rozespany,  a  równocześnie 

wyrażający zadowolenie i satysfakcję. - Ranny ptaszek z ciebie. Wyspałaś się? 

- Znakomicie. - Katy nadal wpatrywała się w widok za oknem. 

-  Zdążyłaś  się  już  ubrać.  Po  co  ten  pośpiech?  Mamy  mnóstwo  czasu.  Dlaczego  nie 

ściągniesz dżinsów i nie wskoczysz z powrotem do łóżka? 

W Katy aż się zagotowało. 

- A dlaczegóż, na miły Bóg, miałabym to robić? - spytała najłagodniej jak potrafiła. - 

Podaj mi choć jeden powód. 

Zaległa cisza, jak gdyby Garrett zaczął w końcu pojmować, że nie wszystko jest tego 

ranka tak, jak to sobie wyobrażał. 

- Mam podać powód? - spytał uprzejmie. - No to może dlatego, że wczoraj wzięliśmy 

ślub, a nowożeńcy na ogół chcą spędzić w łóżku nieco więcej czasu niż inni. Tak zwykli robić 

państwo  młodzi.  -  Sugerował  ostrożnie.  Prześcieradło  zaszeleściło  lekko,  gdy  odsunął  je  na 

bok. 

-  A  co  ty  wiesz  na  temat  zachowania  panny  i  pana  młodego?  Czyżbyś  już  był  kilka 

razy żonaty? 

- Nie, nigdy przedtem nie miałem żony i ty dobrze o tym wiesz. Katy, o co chodzi? - 

Wstał z łóżka i ruszył w jej kierunku. 

Słyszała  za  sobą  jego  kroki.  Bała  się  odwrócić,  bała  się  widoku  jego  nagiego  ciała. 

Pozwoliła  się  ponieść  zmysłom  nocą,  w  ciemności.  Za  nic  na  świecie  nie  chciałaby,  aby 

powtórzyło się to za dnia. Na to nie była przygotowana. W każdym razie jeszcze nie teraz. 

- Katy? - Usłyszała zniecierpliwiony głos Garretta. 

- Nie kochasz mnie - powiedziała, nie ruszając się z miejsca. Wiedziała, że te słowa go 

powstrzymają. 

-  Do  licha,  Katy  jeszcze  wesele  dobrze  się  nie  skończyło,  a  ty  już  wygadujesz  takie 

głupoty. O co chodzi? 

- O to, że mnie nie kochasz - powtórzyła wolno. Garrett głęboko zaczerpnął powietrza, 

najwyraźniej tracił cierpliwość i nic z tego wszystkiego nie rozumiał. 

- Katy, nie wiem, o co ci chodzi. Mówisz bez sensu. Przecież nic się między nami nie 

zmieniło  od  wczoraj,  od  ostatniego  tygodnia  czy  od  ostatniego  miesiąca.  Czuję  do  ciebie  to 

samo co wtedy, gdy prosiłem, byś za mnie wyszła. 

- Wiem - odparła z goryczą. 

- To dlaczego, na Boga, jesteś taka rozdrażniona? - W głosie Garretta dało się wyczuć 

background image

30 

 

zakłopotanie. 

- To nie twoja wina. 

-  Co  za  ulga  -  zakpił.  -  To  może  będziesz  tak  uprzejma  i  powiesz  mi,  do  kogo  masz 

pretensje i o co? 

Katy kurczowo ścisnęła róg firanki. 

- To moja wina - powiedziała z determinacją. - Do siebie mam pretensje. Źle oceniłam 

ciebie,  twoje  uczucia  i  całą  sytuację.  Sądziłam,  że  mnie  kochasz.  Słuchasz,  co  do  ciebie 

mówię?  Byłam  na  tyle  głupia,  by  myśleć,  że  mnie  kochasz.  Wydawało  mi  się  tylko,  że  nie 

potrafisz wyrazić tego słowami. Wydawało mi się, że jedyny problem polega na tym - dodała 

złośliwie - że jesteś twardym, małomównym facetem. Czyż to nie śmieszne? - Odwróciła się 

gwałtownie,  by  spojrzeć  na  niego  i  jej  nadwerężona  lewa  kostka  odmówiła  posłuszeństwa. 

Straciła równowagę. 

Garrett natychmiast znalazł się przy niej, chwytając ją w ramiona, by nie upadła. 

- Spokojnie - wymamrotał. - Uspokój się, kochanie, Możesz sobie zrobić krzywdę. Nie 

denerwuj się. - Jego głos brzmiał ciepło, po ojcowsku, jak wtedy, gdy uspokajał konia. 

Katy zacisnęła powieki. Ogarnęła ją furia. Czuła się upokorzona. Zaklęła siarczyście, 

używając  słowa,  jakiego  Garrett  nigdy  dotąd  nie  słyszał  z  jej  ust.  Gdy  już  odzyskała 

równowagę,  wyrwała  się  gwałtownie  z  jego  ramion.  Utykała  lekko,  ale  udało  jej  się  stanąć 

prosto i oprzeć o krawędź stołu. Spojrzała Garrettowi prosto w twarz. Oczy jej błyszczały. 

-  Wczoraj  wreszcie  zaświtało  mi,  że  być  może  popełniłam  największy  błąd  w  życiu. 

W  zeszłym  tygodniu  z  dnia  na  dzień  ogarniała  mnie  coraz  większa  niepewność,  ale 

wmawiałam  sobie,  że  to  tylko  normalne  w  takiej  sytuacji  zdenerwowanie  panny  młodej. 

Wczoraj  stwierdziłam,  iż  po  prostu  bardzo  mocno  uległam  emocjom.  Ale  prawda  wygląda 

tak,  że  nie  chciałam  przyznać  sama  przed  sobą,  że  pomyliłam  się  co  do  ciebie.  Tej  nocy 

jednak musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. 

Garrett przyglądał jej się, jak gdyby postradała zmysły. Nie zwracał uwagi na własną 

nagość. W świetle poranka jego ciało wydawało się szczupłe i silne zarazem. Z oczu wyzierał 

niepokój. 

- Tej nocy - powiedział - jedyną prawdą, jakiej musiałaś spojrzeć w oczy, była ta, że 

jesteś bardzo zmysłową kobietą. Nie rozumiem, co w tym złego. Niezależnie od wszystkiego 

wydawałaś się szczęśliwa w moich ramionach. 

Te słowa jeszcze bardziej ją rozwścieczyły. 

-  Nie  mówię  o  seksie,  mówię  o  miłości.  Tej  nocy,  Garrett,  nie  znalazłam  w  twoich 

background image

31 

 

ramionach miłości. A seks bez miłości niewiele jest wart. 

Tym razem w oczach Garretta rozbłysły pierwsze iskierki złości. 

-  To,  co  zdarzyło  się  miedzy  nami  tej  nocy,  było  wspaniałe.  I  nie  próbuj  temu 

zaprzeczać. 

- Po co ja w ogóle z tobą dyskutuję? - Katy załamała ręce w geście rozpaczy. - Ty nic 

nie rozumiesz. Ożeniłeś się ze mną, bo jestem Katy Randall. Bo lubisz i szanujesz mego ojca. 

Bo  znam  się  na  koniach.  Bo  osiągnąłeś  ten  moment  w  życiu,  gdy  do  listy  swego  dobytku 

zapragnąłeś dodać jeszcze żonę. 

Garrett przesunął palcami po włosach. Wciąż jeszcze starał się zachować cierpliwość. 

-  Masz  rację  co  do  jednego.  Nie  rozumiem  cię.  W  ciągu  ostatnich  miesięcy  byłaś 

rozsądną, rozważną kobietą. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Znamy się od lat. Twój ojciec 

mnie  akceptuje.  Podobamy  się  sobie.  Czego  jeszcze  chcesz?  Nikt  cię  nie  zmuszał  do 

małżeństwa ze mną. Wydawało mi się, że chcesz tego tak samo jak ja. Naprawdę nie pojmuję, 

o co ci raptem chodzi. 

-  Tej  nocy  powiedziałam,  że  cię  kocham  -  powtórzyła  Katy,  wściekła,  że  musi  to 

powtórzyć. 

- Wiem - odparł miękko. - Byłaś słodka. 

- Nawet nie odpowiedziałeś. 

- Nie odpowiedziałem! Kobieto, przecież ja się z tobą kochałem. 

- To się nie liczy.  

Tym razem Garrett zaklął. 

-  A  czego  ty  chcesz  ode  mnie?  Kwiecistych,  idiotycznych  poematów  miłosnych  w 

środku nocy? Jeśli tego oczekiwałaś, to jesteś bardziej naiwna, niż sądziłem. 

-  Chciałam  tylko,  żebyś  też  powiedział,  że  mnie  kochasz.  To  wszystko.  Chciałam 

jakiegoś potwierdzenia, że podjęłam słuszną decyzję. 

- Podjęłaś słuszną decyzję. Będziemy dobrym małżeństwem. Ale musisz się uspokoić 

i przestać zachowywać jak źrebica, której po raz pierwszy włożono siodło na grzbiet. 

Katy  z  trudem  powstrzymała  się,  by  nie  cisnąć  w  niego  jakimś  przedmiotem. 

Podniosła głowę i przeszyła go wzrokiem. 

-  Czy  chcesz  powiedzieć,  że  się  mylę?  Że  nie  mam  powodów  do  zdenerwowania? 

Mówisz, że mnie kochasz? 

- Chcę powiedzieć, że wszystko nam sprzyja. Nie wiem, u licha, co się z tobą dzisiaj 

dzieje, ale uważam, że będziemy bardzo dobrym małżeństwem. 

background image

32 

 

- Kochasz mnie? 

- Pragnę cię, szanuję, chcę się tobą opiekować  -  powiedział Garrett z determinacją.  - 

Nigdy nie zrobiłem niczego,  co kazałoby ci w to wątpić. Chryste, nawet nie wziąłem cię do 

łóżka,  zanim  nie  włożyłem  ci  na  palec  obrączki.  Myślałem,  że  taka  dżentelmeńska 

powściągliwość będzie ci się podobać. 

- Ale mnie nie kochasz.  

Twarz Garretta zesztywniała. Najwidoczniej wszelkimi siłami powstrzymywał się, by 

nie wybuchnąć. 

- Nie rób tego, Katy. Sama siebie ranisz, całkiem bez powodu. 

- Odpowiedz tylko na moje pytanie, do cholery! 

-  Dobrze  -  Garrett  stracił  cierpliwość.  -  Jeśli  chcesz  to  usłyszeć,  proszę  bardzo. 

Odpowiedź brzmi: nie. Nie kocham cię. 

Katy  poczuła,  że  gaśnie  jej  ostatnia  naiwna  nadzieja.  Zamrugała  gwałtownie 

powiekami, by ukryć napływające do oczu łzy. Ręce oparte o stół drżały. 

- Dobrze, że wiem. Lepiej późno niż wcale - wyjąkała. 

Garrett  obserwował  ją  spod  na  wpół  przymkniętych  powiek.  Potem  postąpił  krok  do 

przodu i chwycił za ramiona. Odwrócił ku sobie. Stali teraz twarzą w twarz. 

-  Powiedziałaś,  co  miałaś  do  powiedzenia,  Katy,  a  teraz  wysłuchaj  mnie.  Nie  ma 

potrzeby, byś zachowywała się jak źrebię, które  dopiero co stanęło na własnych nogach. To 

nie  moja  wina,  że  masz  trochę  wyidealizowane  wyobrażenie  o  miłości  i  małżeństwie. 

Myślałem, że jesteś zbyt rozsądna i trzeźwa, by ulegać takim głupotom. Myślałem, że wiesz, 

co  jest  ważne,  a  co  nie.  Miłość  to  coś  takiego  jak  ten  ckliwy  różowy  pokój  hotelowy  -  nic 

więcej niż białoróżowa pianka, która wyparuje na słońcu lub rozpłynie się w deszczu. 

- Nie wiesz, o czym mówisz. 

-  Wiem,  o  czym  mówię  -  wycedził  przez  zęby.  -  Słowa  nic  nie  znaczą.  Myślisz,  że 

wcześniej  ich  nie  słyszałem?  Myślisz,  że  nie  wiem,  jak  niewiele  są  warte?  Słowa  takie  jak 

„kocham cię” nie liczą się, Katy. Liczy się zaangażowanie. Uczciwość. Zgodność, Seks. 

Katy drgnęła, szeroko otworzyła oczy. 

- Co ty opowiadasz! Ktoś ci już mówił, że cię kocha? 

-  Katy,  mam  trzydzieści  pięć  lat  -  przypomniał  jej  Garrett.  -  I  trochę  więcej 

doświadczenia niż ty. 

-  Ach  tak,  rozumiem.  Nie  jestem  pierwszą  kobietą,  która  wyznała  ci  w  łóżku,  że  cię 

kocha? - warknęła. 

background image

33 

 

Garrett wyglądał na poirytowanego. 

- Nie, nie jesteś. 

-  Czy  tym  innym  kobietom  udzieliłeś  takiej  samej  lekcji  jak  mnie?  Czy  też 

powiedziałeś  im,  wyraźnie  sylabizując,  że  ich  nie  kochasz?  Czy  nazwałeś  je  idiotkami,  bo 

oddają się różowobiałym romantycznym złudzeniom? 

-  Mówisz  tak,  jak  gdybym  miał  setki  kobiet  -  obruszył  się  Garrett.  -  Katy,  ja  ciężko 

pracuję.  Zawsze  tak  było.  To  właśnie  ty  powinnaś  najlepiej  wiedzieć,  jakie  życie 

prowadziłem. Nie daje ono zbyt dużo czasu ani okazji na przygody miłosne. 

- W porządku, nie mówmy o liczbach. Powiedz mi tylko, ile z tych kobiet kochałeś. 

Garrett zmienił się na twarzy. W jego oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. 

- Tylko raz w życiu popełniłem błąd, dawno temu. Było to wtedy, gdy rzuciłem pracę 

w stajniach twego ojca i zacząłem występować na rodeo. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w 

życiu  widziałem,  i  chciała  mnie.  Mnie,  faceta,  którego  największym  osiągnięciem  w  owym 

czasie było to, że udało mu się nie wylądować w więzieniu. Faceta bez dobrego pochodzenia i 

bez obiecującej przyszłości. Nie mogłem ofiarować jej nic więcej ponad marzenia, nadzieje i 

plany.  Ale  okazało  się,  że  jej  wcale  na  tym  nie  zależy.  Była  zepsutą  bogatą  dziewczynką, 

której  sprawiało  frajdę  sypianie  z  chłopakami  z  rodeo.  Jedne  kobiety  uwielbiają  gwiazdy 

rocka,  inne  kierowców  wyścigowych,  a  jeszcze  inne  kowbojów.  Ona  należała  do  tych 

ostatnich.  A  kiedy  któryś  z  chłopaków  jej  się  znudził,  rzucała  go  i  rozglądała  się  za 

następnym.  Śmiech  ją  ogarniał  na  samą  myśl  o  tym,  że  mogłaby  wyjść  za  jednego  z  tych 

facetów w dżinsach i kowbojskich butach. 

- Garrett... 

- Mówiła, że mnie kocha, ale gdy poprosiłem, by została moją żoną, roześmiała mi się 

prosto w twarz. Nie mogłem mieć o to pretensji, ale dostałem niezłą lekcję. 

- Jaką? 

-  Postanowiłem,  że  kiedy  następnym  razem  zechcę  się  ożenić,  będę  musiał  mieć 

pewność, że mój związek z kobietą będzie się opierał na trwalszej podstawie niż ulotne słowa 

o miłości! 

- I uznałeś, że właśnie nasz związek będzie oparty na czymś solidniejszym niż miłość, 

tak? 

-  Tak.  -  Zacisnął  palce  na  jej  ramieniu.  -  Doszedłem  do  wniosku,  że  tym  razem 

znalazłem właściwą kobietę, taką, jakiej potrzebuję. 

-  A  teraz  stwierdzasz,  że  ma  ona  w  głowie  takie  same  głupoty  jak  każda  inna.  Tak 

background image

34 

 

bardzo  byliśmy  przez  ostatnie  tygodnie  zajęci  planowaniem  twojej  przyszłości,  że 

zapomnieliśmy  o  mojej.  Fatalne  przeoczenie,  Garrett.  To  tak  jakby  kupować  klacz  nie 

sprawdziwszy najpierw jej zębów. 

- Przestań, Katy.  Nie wiesz, co mówisz. Usiądź i posłuchaj. Całe życie spędziłem na 

uczeniu  się,  że  nie  można  wierzyć  pięknym  słowom.  Mój  ojciec  zaufał  słowom  bankiera, 

przez co wpadł w długi, z których nigdy nie wyszedł. Bank zarekwirował mu ranczo. Matka 

uwierzyła słowom ojca, gdy mówił, że wzbogaci się na hodowli bydła. Ojciec wierzył matce, 

że  będzie  przy  nim  na  dobre  i  złe.  Oboje  się  rozczarowali.  Katy,  gładkie  słówka  nic  nie 

znaczą. Liczą się czyny. 

- Mylisz się, Garrett. Czasami słowa też są ważne. 

- Te ważne usłyszysz. Ale nie chcę ani do ciebie, ani do żadnej innej kobiety mówić 

słów bez znaczenia. 

- To tylko wymówki. Być może jesteś takim twardzielem, że boisz się poddać miłości. 

Może  jesteś  tego  rodzaju  mężczyzną,  który  uważa,  że  się  za  bardzo  obnaży,  jeśli  wyzna 

kobiecie  miłość.  To  nie  to  samo,  co  zmierzyć  się  z  bykiem  albo  dzikim  koniem,  prawda? 

Obdarzenie  kogoś  uczuciem  to  podjęcie  prawdziwego  ryzyka,  takiego  ryzyka,  jakie  ja 

podjęłam wczoraj wychodząc za ciebie. 

-  Kochanie,  to  absurd.  Jesteś  moją  żoną.  Należysz  do  mnie.  Mamy  przed  sobą 

przyszłość.  Przyszłość,  jakiej  oboje  chcemy.  Usiłujesz  to  wszystko  popsuć  tylko  dlatego,  że 

nie jestem wystarczająco romantyczny, by zaspokoić twe wyobrażenia o mężu? 

Objął ją i Katy nagle poczuła, jak bardzo jest podniecony. Odruchowo spojrzała w dół. 

Ogarnęła ją furia. Tego już za wiele. Odwróciła gwałtownie głowę i wbiła wzrok w obrazek 

wiszący na ścianie. 

- Czy mógłbyś się wreszcie ubrać? - spytała, siląc się na spokój. 

-  O  co  chodzi,  Katy?  Powinnaś  się  cieszyć,  że  tak  na  mnie  działasz.  -  W  głosie 

Garretta brzmiało lekkie rozbawienie. 

- Nie widzę powodu.  

Przyciągnął ją do siebie. 

- Nie wierzę. Przez ostatnie dni byłaś bardzo zajęta przygotowaniami do ślubu. To cię 

wyczerpało.  Dajesz  się  ponieść  emocjom  i  nie  zachowujesz  jasności  myśli.  Wracajmy  do 

łóżka i zacznijmy ten dzień tak, jak powinniśmy go byli zacząć. 

Katy  zesztywniała  w  jego  objęciach,  zdając  sobie  sprawę,  że  każdy  jej  ruch  tylko 

wzmaga jego podniecenie. 

background image

35 

 

- Garrett, proszę cię. Powiedziałeś, że miłość cię nie interesuje. W porządku, ale mnie 

nie  interesuje  seks  bez  miłości.  Wyszłam  za  ciebie  powodowana  błędnym  mniemaniem. 

Popełniłam  straszliwą  pomyłkę.  Okrutny  błąd.  Nie  winię  cię  za  to.  Nigdy  mnie  nie 

okłamywałeś. To ja oszukiwałam samą siebie. Ale teraz z tym koniec. Teraz już wiem, gdzie 

jestem. 

- Przestań udawać męczennicę. Jesteś przy mnie, do diabła. Wczoraj ślubowałaś, a w 

nocy mi się oddałaś. 

- No to teraz siebie odbieram - odparowała, usiłując bezskutecznie wyswobodzić się z 

jego uścisku. 

- Co właściwie zamierzasz zrobić? 

-  Myślałam  nad  tym  w  nocy,  gdy  zasnąłeś.  Jeśli  już  za  późno  na  unieważnienie 

małżeństwa,  wystąpię  o  rozwód.  Nie  powinno  to  być  zbyt  skomplikowane.  Nie  zamierzam 

tobie przypisywać winy. 

- Rozwód! Katy, postradałaś rozum? Cała przyszłość przed nami. 

- Nie, cała przyszłość przed tobą. Moja będzie całkiem inna. 

- Do diabla! Przecież chcesz tego samego co ja. To jeden z powodów, dla których się z 

tobą ożeniłem. 

-  A  ja  wyszłam  za  ciebie,  bo  cię  kochałam,  a  nie  dlatego  że  chciałam  w  przyszłości 

tego co ty! - zaprotestowała. 

- Nie wierzę. Nie powiesz mi, że nie odpowiada ci to, co planuję na przyszłość. 

-  Czekała  mnie  świetna  przyszłość  w  stadninie  mego  ojca.  Daj  mi  spokój. 

Najwyraźniej tracę czas próbując ci cokolwiek wytłumaczyć. - Podniosła ku niemu wzrok. -

Powiedziałam, daj mi spokój. 

Garrett potrząsnął głową. 

-  Co  się  z  tobą  dzisiaj  dzieje?  Nigdy  cię  takiej  nie  widziałem.  Od  kiedy  cię  znam, 

zawsze byłaś taka rozsądna, miła, naturalna i... 

-  I  potulna,  i  zrównoważona,  i  dobrze  ułożona,  i  posłuszna,  tak?  Reagowałam 

natychmiast  na  każde  ściągniecie  cugli  i  na  łagodnie  aplikowaną  tresurę  -  dokończyła.  -

Właśnie tak jak dobrze ułożona klacz. A teraz, Garretcie Coltrane, mam dla ciebie informację. 

Nie  jestem  koniem.  Przepraszam  za  cały  ten  zamęt  wywołany  nieporozumieniem.  Przede 

wszystkim  włóż  coś  na  siebie.  Nie  mam  zamiaru  ciągnąć  tej  rozmowy,  gdy  ty  stoisz  tutaj 

przypominając ogiera, którego przyprowadzono do klaczy, by ją zapłodnił. 

Garrett  zaniemówił.  Spojrzał  na  nią  lodowato.  Przez  chwilę  wydawało  się,  że  zrobi 

background image

36 

 

coś  strasznego,  ale  się  opanował.  Popatrzył  w  błyszczące  oczy  Katy,  po  czym  szybko 

wypuścił  ją  z  objęć.  Obrócił  się  gwałtownie,  zaklął  głośno  i  poszedł  w  kierunku  łazienki, 

sięgając po drodze po leżące na krześle dżinsy. 

- Dobrze, wezmę prysznic i ubiorę się. Myślę, że oboje potrzebujemy trochę czasu, by 

ochłonąć.  Nie  panujemy  już  nad  swoimi  słowami.  -  Zatrzymał  się  w  drzwiach  i  posłał  Katy 

ostrzegawcze  spojrzenie.  -  Ale  niech  ci  nie  przyjdzie  do  głowy  wyjść  stąd,  gdy  będę  w 

łazience.  Użyj  tych  szarych  komórek,  które,  jak  mi  się  wydawało,  posiadasz,  i  zastanów  się 

nad tym, co robisz. Obiecuję ci, że gdy wyjdę z łazienki, jakoś to wszystko załatwimy. 

Usta Katy drżały, ale wzrok pozostał niewzruszony. 

- Nie zamierzam stąd uciekać. Wiem, że musimy coś postanowić. Powinniśmy przede 

wszystkim porozmawiać na temat formalności prawnych i zasięgnąć porady adwokata. 

- Nie zamierzam iść do żadnego adwokata. Chcę tylko mieć pewność, że będziesz tu 

jeszcze, gdy wyjdę z łazienki. Wtedy ci powiem, co powinniśmy robić. 

Zamknął  delikatnie  drzwi,  pozostawiając  Katy  wpatrzoną  smętnie  w  wybitą  srebrno-

różową tapetą ścianę. 

W  łazience  Garrett  napotkał  w  lustrze  wzrok  mężczyzny.  Facet  z  lustra  wyglądał  na 

gotowego do walki. 

-  Adwokaci  -  wymamrotał.  -  Adwokaci.  Najgłupsze  co  można  wymyślić.  Mówi  o 

wynajęciu adwokata, a przecież jesteśmy małżeństwem niecałe dwadzieścia cztery godziny. 

W  swych  najśmielszych  wyobrażeniach  nie  mógłby  przewidzieć  takiego  poranka  jak 

dzisiejszy.  Katy  była  przecież  zawsze  tak  łagodna,  delikatna,  miła.  Pomyśleć,  że  zawsze, 

nawet  kiedy  była  dzieckiem,  czuł  się  jej  obrońcą.  Do  diabła,  dziś  jego  należałoby  bronić. 

Poszedł do łóżka z motylem, a obudził się obok dzikiej kocicy. 

Oparł ręce o umywalkę i spojrzał w lustro. Czekał, aż ogrzeje się woda. Widział dwoje 

złocistobrązowych  oczu  rzucających  niebezpieczne  błyski.  Musiał  przyznać,  że  zawzięte 

spojrzenie  w  połączeniu  z  ciemnym,  ostrym  zarostem  i  nieregularnością  rysów  twarzy  nie 

sprawiały szczególnie miłego wrażenia. Nie był piękny. Trudno powiedzieć, by była to twarz, 

jaką nowo poślubiona małżonka chciałaby zobaczyć następnego ranka po weselu. 

Odwrócił  się  i  wszedł  pod  prysznic.  Nie  mógł  zmienić  rysów  twarzy  ani  rodzaju 

zarostu. Są od niego niezależne i Katy będzie musiała się do tego przyzwyczaić. Ale, do licha, 

wyraz oczu nie był wrodzony. To dziwaczne zachowanie Katy było tego przyczyną. 

Pomyśleć, że przez ostatnie dwa miesiące wierzył, że ta nieśmiała dziewczynka, którą 

kiedyś znał, stała się miłą, zrównoważoną, rozsądną młodą kobietą. Idealną żoną dla niego. 

background image

37 

 

Garrett westchnął na samą myśl o tym, co czuł, gdy obudził się tego ranka. Jego ciało 

wciąż  jeszcze  pulsowało  porannym  podnieceniem.  Wymiana  zdań  z  żoną  wcale  tego  nie 

osłabiła, raczej pogorszyła sprawę. To Katy była powodem całego problemu. Niestety, tylko 

ona mogła stać się środkiem leczniczym. 

Stał pod strumieniem gorącej wody, usiłując przeanalizować nieoczekiwaną sytuację, 

w jakiej się znalazł. Był zawiedziony i zły, czuł się okpiony. Trudno mu było ująć w słowa to, 

co przeżywał. Przez cały czas ich znajomości Katy nigdy nie patrzyła na niego w taki sposób 

jak  tego  ranka.  Uświadomił  sobie,  że  przyzwyczaił  się  do  tego,  zdawałoby  się  pełnego 

szacunku  i  podziwu  spojrzenia  Katy,  do  kobiecej  wstydliwości,  którą  widział  w  jej  szarych 

oczach przez ostatnie miesiące. Był zupełnie zbity z tropu nagłą zmianą, jaka w niej zaszła. 

Otworzył oczy i popatrzył na fantazyjną armaturę w łazience, na ozdóbki i ornamenty 

w  ckliwym,  sentymentalnym  stylu.  Co  za  dziwactwa,  pomyślał.  Cały  ten  hotel  przypominał 

mu buduary z kiczowatych filmów francuskich. 

Uroczystość ślubna przygotowana w najdrobniejszych szczegółach zaskoczyła go. Nie 

podejrzewał Katy, że zechce się bawić w takie ceregiele. Ale w najwyższe zdumienie wprawił 

go  wybór  miejsca  na  noc  poślubną.  Zupełnie  nie  pasował  do  Katy.  A  na  dodatek  cała  ta 

gadanina o miłości. Widocznie gdzieś w głębi duszy Katy była romantyczką. A na to Garrett 

był  absolutnie  nie  przygotowany.  Gdy  snuł  plany  wspólnego  życia,  w  ogóle  nie  brał  tego  w 

rachubę. 

Nagłe zaświtała mu w głowie całkiem nowa myśl. A może wszystko to, co się dzieje, 

jest  rezultatem  ukrytego  romantyzmu  Katy.  Może  ten  romantyzm  kazał  jej  spodziewać  się 

znacznie więcej, niż otrzymała tej nocy. 

Przypuszczenie to ugodziło go boleśnie. Wyszedł spod prysznica i sięgnął po ręcznik. 

Zaczął  zastanawiać  się  nad  tym,  jakie  mógł  popełnić  błędy  w  czasie  nocy  poślubnej.  Być 

może  działał  zbyt  pospiesznie.  Tak  bardzo  jej  przecież  pragnął.  Ona  była  nieśmiała,  choć 

oczywiście  chętna,  i  wspaniale  mu  się  poddawała.  Zorientował  się  po  sposobie  jej 

reagowania, że nigdy jeszcze nie doświadczyła tego rodzaju satysfakcji seksualnej. 

Oddawała mu się całą sobą. 

Być może jednak czuła się zawiedziona. Być może nie tego oczekiwała. 

Kto  wie,  czy  romantyzm  Katy,  w  połączeniu  z  niewielkim  doświadczeniem,  nie 

sprawił,  że  spodziewała  się  czegoś  niezwykłego.  Zorzy  polarnej  na  suficie,  orkiestry  w  tle  i 

oślepiającego deszczu gwiazd. 

Garrett jęknął. Wiedział, że nie jest ani Don Juanem, ani Casanovą. Miał nadzieję, że 

background image

38 

 

subtelna,  inteligentna,  zrównoważona  Katy  będzie  zadowolona  z  tego,  kto  stał  się  jej 

partnerem w łóżku, ale być może nie była. 

Nie  powinien  był  zasnąć  tak  od  razu.  To  fatalny  błąd.  Katy  najwyraźniej  spędziła 

pozostałą  część  nocy  bez  zmrużenia  oka,  wmawiając  sobie,  że  została  oszukana.  Rano  była 

już na granicy histerii. 

Garrett  wiedział  jednak,  że  pod  tą  demonstracją  kobiecych  stanów  emocjonalnych 

kryje  się  gdzieś  jeszcze  prawdziwa  Katy,  którą  znał.  Nie  mogła  zniknąć  bezpowrotnie.  Do 

niego  należy  odnalezienie  tej  spokojnej,  racjonalnie  myślącej,  ciężko  pracującej  kobiety. 

Rozpaczliwie szukał w myślach najlepszego sposobu dotarcia do jej ukrytego wnętrza. Musi 

znaleźć sposób, by ją uspokoić i przywrócić jej jasność myśli. 

Po chwili wpadł na pewien pomysł. To przecież oczywiste. Należy przypomnieć Katy 

o  jej  zobowiązaniach.  Była  osobą  absolutnie  uczciwą,  prawą.  Błędem  byłoby  stosowanie 

brutalnej  siły  wobec  kogoś  wrażliwego  jak  ona,  ale  wywołanie  w  niej  poczucia  winy  może 

sprawić cud. Potrzebował teraz tylko czasu. Prędzej czy później Katy wróci do równowagi. 

Powiesił  ręcznik  na  wieszaku,  nie  zauważając  nawet  dwóch  wyhaftowanych  na  nim 

serc.  Umysł  miał  zaprzątnięty  całkiem  czym  innym.  Musi  zyskać  na  czasie.  Przynajmniej 

sześć miesięcy. Tyle potrzebuje. 

W pokoju Katy popijała właśnie herbatę, którą zamówiła w recepcji. Zastanawiała się, 

w  jaki  sposób  będzie  mogła  wymknąć  się  z  hotelu.  Przede  wszystkim  trzeba  wynająć 

samochód, zadecydowała. Nie pojedzie prosto do domu. Musi być przez jakiś czas sama, aby 

dojść do siebie i odzyskać równowagę ducha. 

Po  dwudziestu  minutach  Garrett  wyszedł  z  łazienki,  dopinając  dżinsy  szybkim, 

niecierpliwym  gestem.  Spostrzegł  Katy  siedzącą  koło  okna  z  filiżanką  w  ręku.  Była  bardzo 

zdenerwowana, ale starała się tego nie okazywać. Garrett był nagi do pasa, szerokie ramiona 

lśniły w blasku rannego słońca. 

Mimo zaistniałej sytuacji Katy  nie zapomniała o  zasadach dobrego wychowania. Nie 

tak łatwo wykorzenić to, co wpajano człowiekowi przez cale lata. 

- Napijesz się herbaty? - spytała uprzejmie. - Zamówiłam również dla ciebie. 

Garrett rzucił okiem na srebrzysty czajniczek. 

- Nalej mi filiżankę. Chcę z tobą pomówić. 

- Nie ma o czym. - Katy ostrożnie przechyliła czajniczek. Ręce wciąż jej drżały, bała 

się,  że  rozleje  gorącą  herbatę  na  piękny  ozdobny  stolik.  Garrett  przysunął  sobie  jedno  z 

różowych krzeseł. Usiadł okrakiem i wziął do ręki filiżankę. 

background image

39 

 

- Owszem, jest. I to im prędzej, tym lepiej. 

- Słucham? - Katy przybrała zaczepno-agresywny ton. 

-  Sprawiasz  wrażenie,  jakbyś  została  oszukana  przez  to  małżeństwo.  Z  jakichś  nie 

znanych  mi  powodów  stwierdziłaś,  że  nie  da  ci  ono  tego,  czego  pragniesz.  Myślę,  że  się 

mylisz. Kiedy się uspokoisz, przekonasz się, że chcesz tego samego co ja, Ale na razie mamy 

problem. 

- Łagodnie mówiąc.  

Garrett udał, że nie słyszy. 

- Jak wiesz, moje oczekiwania nie były wygórowane - kontynuował. - Chciałem mieć 

żonę, która pomoże mi w prowadzeniu interesów. Liczyłem na to, że znajdę w tobie partnera, 

kogoś, kto będzie pracować tak ciężko jak ja. 

Katy zacisnęła usta. Nagle odezwało się w niej poczucie winy. Garrett miał rację. On 

też  został  oszukany.  Wszedł  w  to  małżeństwo  z  własnymi  oczekiwaniami,  a  ona  go  nie 

ostrzegła. 

- Wiem, Garrett. 

-  Jeśli  teraz  odejdziesz  -  ciągnął  dalej  -  postawisz  mnie  w  trudnej  sytuacji.  Liczyłem 

na ciebie. Chciałem uruchomić hodowlę koni, a to może potrwać około sześciu miesięcy. 

- Wiem, Garrett - odparła niepewnie - ale czy nie widzisz... 

- Widzę tylko, że będę miał masę kłopotów.  

Katy  milczała.  Uważała  go  co  prawda  za  człowieka,  który  poradzi  sobie  z  niemal 

każdym  problemem,  ale  nie  mogła  zaprzeczyć,  że  krzyżuje  mu  plany.  Nie  mogła  również 

zaprzeczyć, że nie sposób go było oskarżyć o chęć okpienia jej czy manipulowania nią. Nigdy 

nie  udawał  kogoś  innego  i  nigdy  nie  oferował  niczego  więcej,  niż  mógł  zagwarantować.  To 

ona budowała zamki na piasku i padła ofiarą swej wybujałej wyobraźni. 

- Liczyłem na ciebie, Katy - powtórzył Garrett. - Miałem tyle planów. 

- Tak, ale... 

- Może byś została ze mną chociaż przez pewien czas - powiedział łagodnie. 

Kąty spojrzała na niego pytająco. 

- Ile? 

-  Przez  sześć  miesięcy.  Katy.  To  wszystko,  o  co  proszę.  Najgorsze  już  za  nami. 

Wyszłaś za mnie i spędziliśmy razem noc. Nic gorszego już się nie zdarzy. No to jak? Podaj 

mi rękę i zgódź się na te sześć miesięcy. Traktuj to po prostu jak nową pracę. Będziesz robiła 

to, co dotychczas u ojca. I wszystko odbędzie się formalnie. Będę ci wypłacał pensję. 

background image

40 

 

Katy szeroko otworzyła oczy ze zdumienia i przerażenia zarazem. 

- Sześć miesięcy! Ależ Garrett... 

- W porządku - powiedział pojednawczo, jakby właśnie dobili targu - wygrałaś. Niech 

będzie trzy. 

background image

41 

 

ROZDZIAŁ 4 

 

Trzy miesiące! 

Katy  siedziała  skulona  w  kącie  mercedesa,  wpatrując  się  w  krętą  szosę  za  oknem. 

Wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć, że dała się namówić na taki układ. Trzy miesiące życia z 

Garrettem.  Trzy  miesiące  udawania,  że  jest  jego  żoną.  Wydawało  jej  się,  że  to  będzie 

wieczność. Nie wiedziała, jak wytrzyma taką męczarnię. 

Dlaczego  jednak  poczuła  jakąś  niewytłumaczalną  ulgę,  pytała  sama  siebie.  Znała 

odpowiedź  na  to  pytanie.  Kochała  Garretta.  Mówiąc,  że  chce  zerwać  to  nieszczęsne 

małżeństwo,  w  głębi  serca  bardzo  ciężko  to  przeżywała.  Teraz  ma  jeszcze  przed  sobą  trzy 

miesiące. Coś jakby odroczenie wyroku. Wprawdzie to Garrett namawiał ją, by się zgodziła, 

ale w rzeczywistości nie miała nic przeciwko tej propozycji. 

Poczucie  winy  stanowiło  silną  motywację,  ale  nie  na  tyle  silną,  by  zmusić  ją  do 

zrobienia  czegoś  wbrew  własnej  woli.  Katy  w  pełni  zdawała  sobie  z  tego  sprawę.  Marzenia 

były  jeszcze  poważniejszym  powodem  niż  poczucie  winy  i  jakaś  część  jej  osoby  za  nic  nie 

chciała się ich wyrzec. 

Głupotą  było  pozwolić  sobie  na  marzenia.  W  ciągu  trzech  miesięcy  nic  przecież  się 

nie  zmieni.  Pod  koniec  tego  okresu  Garrett  będzie  takim  samym  mężczyzną  jak  obecnie: 

twardym, zdecydowanym, skoncentrowanym wyłącznie na swojej wizji przyszłości, która ma 

wyglądać tak, jak on to sobie postanowił. Będzie do tego dążył konsekwentnie, nie ryzykując 

zaangażowania  emocjonalnego.  Był  mężczyzną,  w  którego  życiu  nie  ma  miejsca  na  coś  tak 

delikatnego jak uczucia. Sam się do tego przyznał. 

Katy  wiedziała  jednak,  że  mimo  wszelkich  wysiłków  nie  zdoła  stłumić  w  sobie 

kiełkującej  nadziei,  która  łatwo  może  jej  przesłonić  rzeczywistość.  Trzy  miesiące  to  kawał 

czasu. Wiele jeszcze może się zdarzyć. 

Jeżeli będzie jej sprzyjać szczęście. 

Spojrzała  z  ukosa  na  Garretta,  który  siedział  za  kierownicą.  Od  kiedy  opuścili  hotel, 

powiedział zaledwie parę słów. Zamknął się w swoim własnym świecie, pomyślała ironicznie 

Katy.  Ale  i  ona  niewiele  miała  do  powiedzenia.  Wciąż  jeszcze  czuła  się  jak  ogłuszona  po 

wydarzeniach ostatniej nocy. 

-  Głodna?  -  przerwał  nagle  milczenie  Garrett.  Katy  z  trudem  zbierała  myśli.  Nagle 

uświadomiła sobie, że faktycznie jest głodna. 

Trochę. 

background image

42 

 

-  Nic  dziwnego.  Prawie  nic  nie  zjadłaś.  Mówiłem  ci,  że  jedna  grzanka  to  trochę  za 

mało. 

-  Tak,  mówiłeś.  Ale  wtedy  nie  byłam  głodna.  -  Patrzyła  przez  okno  niewidzącym 

wzrokiem. 

-  Po  prostu  nie  chciałaś  zrobić  niczego,  co  proponowałem  -  skorygował  Garrett  z 

przenikliwością, o jaką by go nie podejrzewała. 

- Prawdopodobnie tak właśnie było - odpowiedziała, siląc się na obojętność. 

-  No,  wreszcie  się  przyznałaś.  Czy  zamierzasz  przez  następne  trzy  miesiące 

zachowywać  się  tak,  jak  gdyby  świat  wywrócił  się  do  góry  nogami?  -  Po  raz  pierwszy  od 

chwili opuszczenia hotelu w jego głosie zabrzmiała irytacja. 

- A czyż właśnie to się nie stało? 

-  Nie  rozumiem,  co  za  różnica,  czy  pracujesz  u  mnie,  czy  u  ojca.  Przecież  będziesz 

robiła  to  samo.  -  Zamilkł  na  chwilę,  jakby  się  nad  czymś  zastanawiał.  -  Prawie  to  samo  -

dodał. 

Katy przypuszczała, że Garrett zrobił to zastrzeżenie, ponieważ była jego żoną i jego 

status  męża  wciąż  jeszcze  dawał  mu  pewne  prawa.  Przypomniała  sobie  ich  noc  poślubną  i 

nagle zrobiło jej się gorąco. Garrett miał jasno wytyczone metody działania, jeśli chodziło o 

plany na przyszłość, ale ostatniej nocy dowiódł, że był zdolny skupić swoją uwagę również na 

czym  innym.  Gdy  nie  myślał  o  niczym,  tylko  o  swojej  nowo  poślubionej  żonie,  stawał  się 

namiętnym i czułym kochankiem. 

W  ciągu  tego  krótkiego  czasu,  jaki  spędziła  w  jego  ramionach,  Katy  była  nim  wręcz 

oczarowana. Był nią całkowicie pochłonięty, a ona była dumna i szczęśliwa aż do momentu, 

gdy stanęła twarzą w twarz z rzeczywistością. Garrett jednak nie widział żadnego problemu w 

sytuacji,  jaką  sprowokował.  Nie  przeszkadzało  mu  wcale  że  jego  zachowanie  w  łóżku 

pozostawało w sprzeczności ze stwierdzeniem, iż miłość go nie interesuje. Katy z kolei była 

zła i urażona, że mógł być tak cudownym kochankiem nie kochając jej. 

Teraz z typowo męską arogancją założył, że zaakceptuje ona zarówno swe obowiązki 

w firmie Coltrane i Spółka, jak i w sypialni. Jeśli o niego chodzi, miał żonę i konsultanta do 

spraw  hodowli  koni  na  najbliższe  trzy  miesiące.  Nie  było  jeszcze  okazji,  by  wyjaśnić 

sytuację. Katy sama nie wiedziała, jak się zachować. Targały nią sprzeczne uczucia. 

Zerknęła  ukradkiem  na  obrączkę,  zastanawiając  się,  kiedy  będzie  miała  odwagę  ją 

zdjąć. Czuła, że Garrett byłby wściekły. On swojej nie zdjął. 

-  Uważasz,  że  zachowuję  się  jak  idiotka,  co?  -  spytała.  Popatrzył  na  nią  badawczo, 

background image

43 

 

jakby zastanawiając się, czy może powiedzieć jej prawdę. 

-  Nie  uważam  cię  za  idiotkę.  Zbyt  dobrze  cię  znam.  Jesteś  mądra,  zdolna  i 

zorganizowana. 

- Aż tyle komplementów? Dzięki!  

Nie  zwrócił  uwagi  na  sarkazm  w  jej  głosie.  Być  może  zaczynał  się  już  do  tego 

przyzwyczajać. A może myślał, że Katy uspokoi się, gdy ją zignoruje. 

-  Tyle  że  wpadasz  z  jednej  skrajności  w  drugą  -  dodał.  -  Zwykłe  zdenerwowanie  z 

powodu ślubu u ciebie zmienia się w histerię. Oboje wiedzieliśmy, co robimy, pobierając się. 

Wyraźnie  ci  powiedziałem,  czego  chcę  i  czego  od  ciebie  oczekuję.  Przyznałaś  przecież,  że 

nigdy cię nie okłamałem ani nie wprowadzałem celowo w błąd. 

- A co z moimi życzeniami i potrzebami? One się nie liczą? Ja też spodziewałam się 

czegoś po tym małżeństwie. 

- Sądziłem - powiedział gwałtownie - że wiem, czego wymagasz od męża. Nigdy nie 

dałaś  mi  najmniejszych  powodów  do  przypuszczeń,  że  może  nie  jestem  dla  ciebie 

odpowiedni. 

- Widzę teraz, że powinniśmy byli więcej ze sobą rozmawiać - stwierdziła z zadumą. 

- Przecież przez ostatnie miesiące nic innego nie robiliśmy. 

-  Owszem,  rozmawialiśmy  o  koniach  i  hodowli,  o  twoim  ukochanym  Herosie  i  o 

twoich  planach  na  przyszłość.  Rozmawialiśmy  o  mojej  przyszłej  pracy  w  twojej  firmie. 

Rozmawialiśmy  o  twoim  nowym  domu.  Ale  nigdy  nie  mówiliśmy  o  nas  -  o  tobie  i  o  mnie. 

Teraz dopiero to sobie uświadomiłam. 

- Kiedy rozmawialiśmy o planach na przyszłość, mówiliśmy właśnie o tobie i o mnie. 

- Jeśli tak, to nadawaliśmy na różnej długości fal - odcięta się. 

-  Nie  ma  takich  spraw,  których  nie  można  by  sobie  wyjaśnić.  Trzeba  tylko  trochę 

czasu. 

- Nie sądzę, by trzy miesiące wystarczyły na rozwiązanie naszego problemu, Garrett. 

- A więc zaczniemy to robić w ciągu najbliższych dwóch tygodni. 

- Nie ma potrzeby udawać, że to nasz miesiąc poślubny. Jeśli o mnie chodzi, łączą nas 

interesy,  a  nie  małżeństwo.  -  Katy  była  zaskoczona  własną  pewnością  siebie.  Sprawiała 

wrażenie,  jakby  go  chciała  sprowokować,  a  to  zupełnie  nie  leżało  w  jej  naturze.  Nigdy  nie 

starała  się  wywoływać  scysji,  a  pewna  siebie  była  tylko  wtedy,  gdy  mówiła  o  koniach.  Czy 

małżeństwo  może  zmienić  charakter?  Zawsze  uważała,  że  pewne  cechy  człowieka  są 

niezmienne. 

background image

44 

 

-  Czy  nie  przyszło  ci  do  głowy,  Katy,  że  może  dla  mnie  liczą  się  nie  tylko  interesy? 

Może ryzykuję coś więcej? 

- Na przykład? - zaciekawiła się. 

- Na przykład swoją dumę - odparł. 

- Ach tak. - Natychmiast straciła zainteresowanie tematem. 

- Dla ciebie może to być funta kłaków nie warte, moja pani, ale dla mnie to coś bardzo 

ważnego.  Nie  mam  zamiaru,  by  moi  przyjaciele  i  pracownicy  dowiedzieli  się,  że  w  czasie 

nocy poślubnej moja żona zmieniła zdanie co do swego małżeństwa. Następne dwa tygodnie 

mamy  wolne,  tak  jak  zaplanowaliśmy,  i  postaramy  się  zachowywać  jak  nowożeńcy,  w 

każdym  razie  przy  ludziach.  Zresztą  mam  trochę  pracy  w  domu  i  w  stajniach.  Potrzebuję 

czasu. W ciągu ostatnich pięciu lat rzadko kiedy miałem wolny weekend. 

- Jeśli chcesz zmarnować dwa tygodnie, twoja sprawa. - Katy pochyliła się do przodu, 

zdecydowana skończyć tę rozmowę. - Patrz, tam jest jakiś bar. Zatrzymajmy się. 

Dotarli do nowego domu Garretta, gdy już było ciemno. Ciemne chmury przysłaniały 

księżyc,  tak  że  nie  sposób  było  cokolwiek  zobaczyć.  Ale  Katy  wyczuwała  wewnętrzną 

satysfakcję Garretta, gdy skręcił z głównej szosy w drogę wysadzaną drzewami, prowadzącą 

w kierunku morza. Zaczął jej opisywać okolicę. 

-  Dom  znajduje  się  tam,  na  lewo,  za  drzewami.  Zaraz  go  zobaczysz.  Stoi  prawie  na 

samym  szczycie  skarpy.  Będzie  ci  się  podobać,  Katy.  Czerwony  dach,  białe  sztukaterie, 

łukowate drzwi i okna. Wokół ogrody. A tam, na prawo, są stajnie i padoki. Na wzgórzu za 

stajniami  znajduje  się  gospodarstwo  Brackenów.  Poczekaj  do  rana.  Zobaczysz,  jak  tutaj 

pięknie. 

Katy słyszała entuzjazm w jego głosie i starała się go zignorować. Nie było to łatwe, 

bo ciekawość brała górę. Aż do ostatniej nocy bardzo pragnęła się tutaj znaleźć. Cieszyła się, 

że  to  miejsce  będzie  jej  domem.  Cóż,  wciąż  jeszcze  ma  być  jej  domem,  tyle  że  na  trzy 

miesiące. 

- Wygląda na to, że Bracken pogasił wszystkie światła. Do diabła, mówiłem mu, żeby 

zostawił zapalone u wejścia, na wypadek gdybyśmy przyjechali o zmroku. - Garrett zwolnił i 

zaparkował samochód na podjeździe. Zmarszczył brwi. Nie był zadowolony, że piękny dom 

jest pogrążony w ciemności. Oświecił reflektorami wejście i kawałek ogrodu. 

-  Może  zapomniał  zostawić  światło  -  zasugerowała  Katy  wysiadając  z  samochodu. 

Garrett trzasnął drzwiczkami. 

- Tak, może zapomniał - burknął, szukając klucza. - A może za wcześnie zabrał się do 

background image

45 

 

picia. 

- O, to on pije? 

- Atwood napomknął coś na ten temat, ale nie wdawaliśmy się w szczegóły. Jutro rano 

porozmawiam z Brackenem. Jeśli chce tu zostać, musi się nauczyć wypełniać moje polecenia. 

Katy nic nie odpowiedziała, ale osobiście miała nadzieję, że ten nie znany jej Emmett 

Bracken  szybko  się  nauczy,  iż  jego  nowy  pracodawca  nie  toleruje  niedbalstwa.  Gdy  jako 

kilkunastoletni chłopak pracował w stajniach jej ojca, w pełni zasługiwał na swoją płacę. W 

ciągu ostatnich miesięcy Katy przekonała się, że pod tym względem nic a nic się nie zmienił. 

Sam ciężko pracował i wymagał, by inni robili to samo. 

Garrett  przekręcił  klucz  w  zamku  i  uchylił  drzwi.  Wszedł  do  środka.  Za  chwilę 

przestronny  hol  rozbłysnął  jasnym  światłem.  Katy  weszła  do  środka  i  mimo  woli  się 

uśmiechnęła. 

-  Och,  ależ  tu  pięknie,  Garrett  -  wyszeptała  rozglądając  się  wokół.  Zobaczyła  przed 

sobą  ozdobne  lustro  w  pięknej  ramie  z  kutego  żelaza,  wiszące  nad  długim  lśniącym  stołem. 

Przestraszyła  się  na  widok  swego  odbicia.  Szare  oczy  wydawały  się  jeszcze  większe  niż 

zazwyczaj.  Malowała  się  w  nich  czujność  pomieszana  ze  zmęczeniem.  Włosy  rozsypały  się 

na  ramiona.  Zielona  bluzka  była  zupełnie  pognieciona  po  długiej  podróży  samochodem. 

Krótko  mówiąc,  nie  wyglądała  na  energiczną,  rozważną  kobietę  interesu.  Nie  była  z  tego 

zadowolona. 

- Cieszę się, że ci się podoba - usłyszała głos Garretta. - Cały czas myślałem o tobie, 

gdy dawałem wskazówki dekoratorowi wnętrz. - Nie spuszczał z niej wzroku. Katy przeszła 

wolno przez hol do salonu. 

Gdy zapaliła światło i spojrzała na piękną drewnianą posadzkę, zdała sobie sprawę z 

dobrego gustu Garretta. Wokół dużego kominka umieszczonego na jednej ze ścian ustawiono 

komplet  zadziwiająco  pięknych  skórzanych  mebli.  Duży  oblamowany  frędzlami  dywan  był 

wierną kopią kilimów indiańskich. Z okien sięgających od podłogi do sufitu rozpościerał się 

widok na spowite ciemnościami morze. 

- Dekorator dobrze się spisał - przyznała Katy rozglądając się po salonie. 

W oczach Garretta ujrzała błysk satysfakcji. 

- Powiedziałem mu, że to dla mojej żony i że wszystko musi być zrobione na medal. 

Na myśl o tym, jak bardzo Garrettowi zależało, by podobało jej się to miejsce, w Katy 

znów  odezwało  się  poczucie  winy.  Nagle  przypomniała  sobie  jednak,  że  miał  ku  temu  swe 

własne,  czysto  pragmatyczne  powody,  i  to  ją  otrzeźwiło.  Spontaniczny  uśmiech  zachwytu 

background image

46 

 

zniknął z jej twarzy. 

- Tam jest kuchnia - powiedział Garrett szybko, gdy się odwróciła. - W starodawnym 

stylu. Ogromna. Jest wyposażona we wszystko, co konieczne. 

Katy  przeszła  przez  jadalnię,  w  której  stał  długi  stół  sosnowy,  i  weszła  do  kuchni, 

najwyraźniej urządzonej z myślą o kimś, kto lubi gotować. Ściany były wyłożone kafelkami, 

na  środku  stał  okrągły  stół  ze  szklanym  blatem,  na  hakach  zawieszono  garnki  i  sprzęty 

kuchenne. 

- W ciągu ostatnich miesięcy zauważyłem, że chętnie gotujesz - bąknął Garrett. 

Przeszyła go wzrokiem. To jasne, że zwracał uwagę na takie rzeczy. Nie odezwała się 

jednak i otworzyła drzwi dużej lodówki. Była zupełnie pusta. 

- Dobrze, że wzięliśmy coś do jedzenia - powiedział Garrett na widok pustych półek. - 

Umieram z głodu. 

Katy zastanawiała się, czy była to aluzja do jej obowiązków jako żony. Wsunęła ręce 

w  kieszenie  dżinsów  i  utkwiła  w  mężu  badawczy  wzrok.  Wyglądał  najniewinniej  pod 

słońcem, o ile w ogóle było to możliwe w przypadku kogoś takiego jak Garrett. 

Uznała, że nie warto kruszyć kopii. Też była głodna. Szkoda czasu na kłótnie. 

- No to przynieś rzeczy z samochodu. Zaraz coś przygotuję. 

- Świetna myśl. 

W niecałą godzinę później Katy przyrządziła sałatkę z pomidorów, ogórków i sera, ryż 

i  curry  z  krewetkami.  Garrett  w  tym  czasie  rozładowywał  samochód.  Wszedł  do  kuchni  w 

momencie, gdy stawiała jedzenie na stole. 

- Już zapomniałem, że w ogóle jedliśmy cokolwiek - zawołał. Pochylił się nad stołem i 

przyjrzał sałatce i curry. - Cudownie pachnie. Otworzyłaś wino? 

-  Nie.  -  Katy  obserwowała  go  kątem  oka.  -  Nie  wiedziałam,  czy  zechcesz  wino  do 

kolacji. 

-  Przecież  to  nasz  pierwszy  posiłek  w  nowym  domu.  Czyż  nie  należy  tego  uczcić 

kieliszkiem wina? 

-  Myślisz?  -  zdziwiła  się  Katy.  Nigdy  nie  przyszłoby  jej  do  głowy,  że  Garrett 

przykłada wagę do takich spraw. 

-  Wiesz,  zważywszy  na  okoliczności  -  dodała  -  nie  sądzę,  byśmy  musieli  jakoś 

szczególnie świętować dzisiejszy wieczór. - Usiadła i sięgnęła po miskę z sałatką. 

- Ależ to wieczór wyjątkowy - żachnął się Garrett - i będziemy go traktować tak, jak 

na to zasługuje. 

background image

47 

 

Sięgnął  do  lodówki  i  wyjął  z  niej  butelkę  szampana,  którą  Kąty  widziała  ostatnio  w 

wiaderku z rozpuszczonym lodem w ich hotelowym apartamencie. 

- Myślałam, że został w hotelu. - Obserwowała Garretta, gdy stawiał butelkę na blacie 

i zabierał się do wyjęcia korka. 

-  Gdyby  to  od  ciebie  zależało,  na  pewno  nie  zabralibyśmy  go.  Ale  skoro  słono 

zapłaciliśmy za ten cholerny apartament, nie widziałem powodu, aby zostawiać to, co się nam 

należy. Jedyną rzeczą zasługującą tego ranka na ocalenie był szampan, więc go wziąłem. 

Katy czuła gorąco napływające jej do twarzy. Garrett nie musiał akcentować faktu, że 

wszystko,  co  łączyło  się  z  tym  nieszczęsnym  pokojem  w  hotelu,  uważał  za  totalną  klęskę. 

Ona też to wiedziała. Ale zaskoczyło ją, że wziął szampana. Ona nawet o nim nie pamiętała. 

Chciała po prostu jak najszybciej stamtąd wyjść i zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło. 

Korek  wystrzelił,  ale  ani  kropla  nie  wydostała  się  z  butelki.  Garrett  zawsze  nad 

wszystkim panuje, nawet nad szampanem, pomyślała ze złością. 

-  Czy  za  każdym  razem,  pijąc  szampana,  będziesz  wspominała  naszą  noc  poślubną, 

kochanie? - spytał na widok wyrazu twarzy Katy. 

Nie lubiła tego lekko drwiącego tonu jego głosu. 

- Kto  wie? Parę kieliszków tego napoju i może  nawet będę zdolna zapomnieć raz na 

zawsze o naszej nocy poślubnej. 

-  Akurat  -  mruknął  pod  nosem  Garrett  podając  jej  kieliszek.  Ich  oczy  spotkały  się.  - 

Może nie wszystko odbyło się tak, jak tego chciałaś lub oczekiwałaś, ale była to jednak nasza 

noc poślubna i nie mam najmniejszego zamiaru dopuścić, byś ją zapomniała. 

Katy  zamarła  z  ręką  wyciągniętą  po  kieliszek.  Czuła  przewagę  Garretta  i  za  wszelką 

cenę próbowała się jej oprzeć. 

- Niektóre rzeczy lepiej zapomnieć, Garrett. 

- Niektóre rzeczy lepiej trochę popraktykować - skorygował. 

Katy  zaczerpnęła  tchu.  Wiedziała  aż  nadto  dobrze,  co  Garrett  chce  przez  to 

powiedzieć: że spodziewa się spędzić z nią noc. 

-  Łączą  nas  interesy.  -  Starała  się  przybrać  naturalny  ton.  Wzięła  kieliszek  i  wypiła 

maleńki  łyk.  Po  raz  pierwszy  dotarło  do  niej,  co  to  znaczy  być  sam  na  sam  z  Garrettem.  W 

ciągu  ostatnich  miesięcy  rzadko  kiedy  byli  sami.  A  wtedy  na  ogół  omawiali  swoje  plany  na 

przyszłość. Nigdy nie był tak skoncentrowany na niej jak tego wieczoru. Denerwowało ją, że 

znajduje  się  w  centrum  jego  uwagi.  -  O  ile  sobie  przypominasz,  to  ty  zaproponowałeś  taki 

układ. 

background image

48 

 

- Nie miałem dużego wyboru - odparł, spoglądając na nią przeciągle. 

- Myślę, że to się nie uda, Garrett. - Katy popatrzyła na niego błagalnie. - Powinniśmy 

już  dziś  zapobiec  dalszym  stratom,  nie  zamieniając  w  układ  służbowy  czegoś,  co  miało  być 

małżeństwem. 

-  To  twoja  propozycja,  Katy  -  odrzekł,  sięgając  po  widelec.  -  Masz  dużo  mniej  do 

stracenia ode mnie. Ale może zmienisz zdanie. Trzy miesiące to kawał czasu. 

Te trzy miesiące to wieczność, pomyślała. 

W dwie godziny później Katy położyła się do łóżka. Zanim zgasiła lampę, rozejrzała 

się  po  pokoju.  Był  to,  jak  się  domyślała,  pokój  gościnny.  Znacznie  mniejszy  niż  sypialnia 

gospodarzy, którą dyskretnie opuściła, pozostawiając ją nowemu właścicielowi domu. 

Gdy  wsunęła  się  pod  kołdrę,  ogarnęła  ją  złość  połączona  z  głębokim  smutkiem.  Nie 

chciała poddać się smutkowi, więc całą uwagę skupiła na złości. Może to nie doprowadzi jej 

do łez. 

Tymczasem  nowy  pan  tego  domu  wyszedł  pospiesznie  z  łazienki  w  samych  tylko 

dżinsach i ujrzał to, czego w jakimś stopniu się spodziewał. W pięknej sypialni był sam. 

Wiedział,  że  nie  ma  co  liczyć  na  to,  iż  Katy  zgodzi  się  dzielić  z  nim  łoże  przez 

najbliższe trzy miesiące. Ale jednak tliła się w nim jakaś iskierka nadziei. Ułatwiłoby to wiele 

spraw.  Jeśli  tylko  zdołałby  namówić  ją,  by  sypiała  z  nim  w  jednym  pokoju,  mógłby 

stopniowo  przezwyciężyć  jakoś  jej  irracjonalną  reakcję.  W  normalnych  warunkach  była 

przecież  taką  słodką,  delikatną,  uległą  istotą.  A  poza  tym,  czy  chciała  to  przyznać,  czy  nie, 

była też bardzo zmysłową kobietą. Z całą pewnością, gdyby przez dłuższy czas odwoływał się 

do jej delikatności i zmysłowości, mógłby ją przekonać, że powinni być razem. 

Zaskoczyła go swoją nieoczekiwaną ucieczką w romantyczny świat fantazji. Wiedział 

jednak,  że  w  głębi  duszy  wciąż  była  tą  trzeźwo  myślącą,  uprzejmą,  niewymagającą 

dziewczyną,  z  jaką  miał  do  czynienia  przez  ostatnie  miesiące.  Kiedyś  patrzyła  na  niego 

pełnymi podziwu oczami dziecka. Ostatniej nocy wyraz nieśmiałego uwielbienia dziewczynki 

zastąpiło  namiętne  spojrzenie  kobiety.  Z  czasem,  był  tego  pewien,  uda  mu  się  sprawić,  że 

przekona się do niego. 

No  dobrze,  wywalczył  sobie  trochę  czasu,  ale  wszystko  wskazywało  na  to,  że  Katy 

odmówi mu prawa do tej części bliskości, która liczy się najbardziej - do wspólnej sypialni. 

Garrett stał przez chwilę na środku pokoju.  Zmarszczył brwi. Katy była na pewno w 

jednej z trzech innych sypialni na dole. Nie ulegało wątpliwości, że do niego nie przyjdzie. 

Jeśli w ogóle coś można było uczynić w tej nieznośnej sytuacji, to musi to zrobić on. 

background image

49 

 

Przeszedł przez długi hol, otwierając kolejne drzwi. 

Znalazł ją w ostatnim pokoju. Postanowił przyjąć za dobrą monetę fakt, że drzwi nie 

były  zamknięte  na  klucz.  Wszedł  do  środka.  W  mroku  widział  jej  bladą  twarz  i  cudownie 

rozrzucone na poduszce ciemne włosy. W podwójnym łożu wydała mu się bardzo samotna i 

bardzo zagubiona. 

- Garrett! 

-  A  kogo  się  spodziewałaś?  Księcia  z  bajki,  którego  chciałaś  poślubić?  Przykro  mi, 

kochanie,  ale  muszę  cię  rozczarować.  -  Założył  ręce  i  oparł  się  o  framugę.  Wiedział,  że  w 

bladym świetle padającym z korytarza Katy widzi jedynie zarys sylwetki. Nie byłaby w stanie 

odczytać wyrazu jego twarzy. To dobrze. 

Uniosła się lekko na łokciach, starając się zobaczyć go lepiej. 

- Nie wiem, czy dobrze zrobiłeś, wypijając sam tego szampana - zauważyła. 

- A co mogłem zrobić? Nie wyglądało na to, byś chciała mi towarzyszyć. 

- Nie miałam nastroju. 

- A czemuż to? Przecież to takie cholernie romantyczne. - Wziął tę idiotyczną butelkę 

z  myślą  o  niej,  a  ona  wypiła  zaledwie  pół  kieliszka.  Nie  dawało  mu  to  spokoju  przez  cały 

wieczór. Zabrał przecież szampana, który pozostał po ich nocy poślubnej. Wydawało mu się 

to w stylu tej nowej, nie znanej mu dotychczas Katy. 

-  Garrett,  proszę  cię.  Uda  nam  się  jakoś  przebrnąć  przez  te  trzy  miesiące,  pod 

warunkiem że będziesz przestrzegał pewnych zasad. 

- Mężczyzna nie może przez cały czas pamiętać o zasadach. 

- Owszem, kiedyś pamiętałeś. Przestrzegałeś ich do czasu... 

-  Mniejsza  o  to.  Nie  obchodzi  mnie,  w  którym  momencie  zorientowałaś  się,  że  nie 

jestem twoim rycerzem w błyszczącej zbroi. Wiem już, że byłaś ogromnie wstrząśnięta, gdy 

się  okazało,  że  mogę  się  z  tobą  kochać,  nie  wygłaszając  ckliwych,  nic  nie  znaczących 

deklaracji miłości. 

-  Dosyć!  -  Głos  jej  był  jeszcze  spokojny,  ale  pozostała  nieugięta.  -  Dosyć!  Nie 

zamierzam tego wysłuchiwać. 

- Nie zamierzasz! Przecież jesteś moją żoną. 

-  Jestem  twoim  pracownikiem  -  odcięła  się.  -  A  teraz  wyjdź  stąd  i  idź  do  swego 

pokoju,  zanim  cię  oskarżę  o  napastowanie  seksualne.  -  Położyła  się,  odwróciła  do  ściany  i 

przykryła kołdrą aż po brodę. 

- Powiedz mi tylko jedno, Katy. 

background image

50 

 

- Co chciałbyś wiedzieć? 

-  Powiedz  mi,  czy  naprawdę  ostatniej  nocy  byłem  tak  fatalnym  kochankiem,  że  nie 

możesz znieść myśli, iż mógłbym cię dotknąć. 

Katy milczała. 

- Znasz odpowiedź - odparła po chwili. 

- Nie, wcale nie znam. Gdybym znał, nie pytałbym cię o to. 

- Na litość boską, Garrett. 

- Tylko mów prawdę. 

-  Dobrze  -  odrzekła  ze  złością,  zakrywając  kołdrą  głowę.  -  Powiem  ci  prawdę.  Pod 

względem  fizycznym  wszystko  było...  było  doskonale.  Zadowolony?  Nie  zgłaszam  żadnych 

pretensji w tym względzie. A teraz wyjdź! 

Garrett  odwrócił  się  i  powoli  poszedł  w  kierunku  drzwi.  Zatrzymał  się  jeszcze  na 

moment, gdy zauważył, że odsunęła kołdrę i patrzy na niego. 

- Garrett? 

- O co chodzi, kochanie? - spytał z nadzieją w glosie. 

- Czy ona była piękna? 

- Kto? - Spojrzał na nią ze zdumieniem. 

- Ta kobieta, którą kochałeś przed laty.  

Nadzieja zmieniła się w irytację. 

- Co za idiotyczne pytanie, Katy. Nie pamiętam nawet, jak wyglądała. Powiedziałem 

ci, że dala mi niezłą lekcję, ale nie mówiłem, że noszę w portfelu jej zdjęcie. 

- Chciałam tylko wiedzieć. 

- Chciałaś wiedzieć, czy nadal ją kocham - warknął. - Odpowiedź brzmi: nie. 

- Skąd możesz wiedzieć? - nalegała. 

-  Bo  pięć  lat  temu  pojechałem  do  niej  -  odparł  ze  zniecierpliwieniem.  -  Mogłem  ją 

wtedy  mieć.  Tymczasem  spojrzałem  na  nią  i  podziękowałem  losowi,  że  uciekłem  we 

właściwym czasie. Była zimną, wyrachowaną, małą dziwką. Wystarczy? 

- Chyba tak. 

- Mam nadzieję. Zamykam ten temat. - Wyszedł z sypialni i udał się do swego pokoju. 

Ciało miał napięte z pożądania aż do bólu. Rzucił okiem na puste łóżko i wyszedł do łazienki, 

by poznać na własnej skórze terapeutyczne skutki zimnego prysznica. 

background image

51 

 

ROZDZIAŁ 5 

 

Katy przygotowywała właśnie placki kukurydziane, gdy ktoś zapukał do drzwi kuchni. 

W czasie długiej, bezsennej nocy odgrażała się wprawdzie, że poda Garrettowi na śniadanie 

tylko zimne płatki, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć. 

Widocznie poczucie winy i obowiązku tkwi w niej zbyt głęboko, pomyślała z irytacją. 

Musi  je  za  wszelką  cenę  przezwyciężyć.  Może  powinna  przeanalizować  własny  charakter. 

Dotychczas nie wiedziała, że jest w niej aż tyle złości. 

Położyła  ostatni  placuszek  na  gorącą  patelnię  i  pobiegła  do  drzwi.  Zastanawiała  się, 

czy  nie  zawołać  Garretta.  Na  pewno  jednak  był  jeszcze  pod  prysznicem.  W  ciągu  ostatnich 

dwudziestu czterech godzin brał go wyjątkowo często. 

Otworzyła drzwi. W progu stał chudy, żylasty mężczyzna o ogorzałej twarzy. Trudno 

było  określić  jego  wiek.  Mógł  mieć  równie  dobrze  pięćdziesiąt  jak  siedemdziesiąt  lat. Praca 

na powietrzu naznaczyła jego szczupłą twarz zmarszczkami. Miał na sobie znoszone dżinsy, 

stare buty z cholewami, wyblakłą koszulę i zniszczoną czapkę. Uniósł ją na moment, po czym 

wpatrzył  się  w  Katy  swymi  załzawionymi  niebieskimi  oczami,  tak  wyblakłymi  jak  jego 

koszula.  Widać  było,  że  lata  nadużywania  alkoholu  zrobiły  swoje,  ale  tego  ranka  nie  był 

pijany. 

-  Dzień  dobry  pani.  Jestem  Emmett  Bracken.  A  pani  jest  zapewne  żoną  Coltrane'a. 

Mówił mi, że przywiezie tutaj żonę. 

-  Witam  pana.  -  Katy  wolała  nie  wyjaśniać  swojej  sytuacji.  Trudno  by  ją  było 

wytłumaczyć, zwłaszcza że miała na palcu obrączkę. Postanowiła, że musi ją jak najprędzej 

zdjąć. - Miło mi pana poznać, Emmett. Wiem, że zajmował się pan tym domem, kiedy opuścił 

go parę lat temu poprzedni właściciel. 

- Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że będzie tu mieszkał kto inny. Myślałem, że 

trupem  padnę,  gdy  usłyszałem,  że  Atwood  sprzedaje  dom.  Nie  mogłem  patrzeć  jak  po 

kawałku pozbywał się ziemi. Myśleliśmy z żoną, że zostanie tu do śmierci. Kto by pomyślał, 

że przeniesie się do Palm Springs? 

-  No  cóż,  myślę,  że  to  było  zaskoczeniem  nie  tylko  dla  pana  -  powiedziała  Katy 

dyplomatycznie. 

-  Żeby  pani  wiedziała.  -  Bracken  powoli  cedził  słowa.  -  Royce  Hutton  wpadł  w 

prawdziwy szał, kiedy się dowiedział, że ten dom i ostatni skrawek ziemi przechodzą w ręce 

nowego właściciela. 

background image

52 

 

- Royce Hutton? 

- Taak, mieszka tam, w dole drogi. Ma trochę ziemi i hoduje bydło. Sprzedaje swoje 

sztuki okolicznym chłopom. Od lat miał chętkę na tę ziemię. Przez ostatnie parę lat próbował 

nakłonić Atwooda, żeby mu ją sprzedał, ale Atwood był nieugięty. Hutton był z chłopakiem 

Atwooda tej nocy, gdy młody Brent zginął. Potem Atwood nie chciał mieć już z nim nigdy do 

czynienia.  Nie  chciał  mieć  do  czynienia  z  żadnym  z  tych  chłopaków,  którzy  byli  tam  owej 

nocy. 

-  Ach,  tak.  -  Katy  jak  przez  mgłę  przypomniała  sobie  historię,  którą  opowiedział  jej 

Garrett.  Chciała,  żeby  już  przyszedł.  Nie  bardzo  wiedziała,  co  powiedzieć  Brackenowi.  - 

Może napije się pan kawy? - zaproponowała wreszcie. 

-  Nie,  dziękuję.  Dopiero  co  piłem.  Wpadłem,  bo  Coltrane  mówił,  że  chce  od  rana 

zacząć robotę przy stajniach. Mówił, że za parę dni przywiezie tu swego konia. 

- Jestem pewna, że chce wcześnie zacząć, ale na razie nie jadł jeszcze śniadania. Gdy 

tylko będzie gotów, przyjdzie do pana. 

- W porządku - skinął głową Bracken. - Niech mu pani powie, że będę w stajni. 

-  Dobrze.  -  Bracken  zawahał  się  chwilę,  spojrzał  w  kierunku  kuchni.  -  Ale  tu  się 

zmieniło. Wygląda jak całkiem inny dom. Jakoś dziwnie, gdy nie ma tu nikogo z Atwoodów. 

- Potrząsnął głową, - Po tylu latach. Ja i żona byliśmy pewni, że kiedyś jego chłopak przejmie 

gospodarstwo. 

- Rozumiem. 

-  Wie  pani,  on  chodził  z  moją  córką,  Felice.  -  W  glosie  mężczyzny  pobrzmiewała 

duma. 

- Nie, nie wiedziałam. 

- Moja Felice to prawdziwa piękność. Mieli się kiedyś pobrać. Spotykali się z Brentem 

regularnie. A potem zdarzył się ten wypadek. I wszystko się rozleciało. Żona Silasa zmarła, a 

on pomału zaczął tracić zainteresowanie tym miejscem. Moja żona ciężko to przeżyła. Nigdy 

tak naprawię nie doszła już do siebie. Zależało jej na tym, żeby Felice wyszła za Brema. 

- W życiu nie zawsze wszystko układa się tak, jak to sobie zaplanujemy - powiedziała 

Katy, mądrzejsza o swe ostatnie doświadczenia. 

- Z pewnością. 

- A co się stało z pana córką? - Nie mogła powstrzymać się od tego pytania. 

-  Pojechała  do  college'u  i  teraz  pracuje  w  dużej  firmie,  która  robi  takie  rzeczy  jak 

stereo  i  te  wszystkie  urządzenia  do  nagrywania  programów  telewizyjnych.  Chyba  jest 

background image

53 

 

szczęśliwa.  Tylko  jej  matka  nigdy  nie  zapomniała,  co  mogłoby  się  zdarzyć,  gdyby  młody 

Brent nie złamał karku tamtej nocy. - Bracken uchylił czapki. - No cóż, do zobaczenia, pani 

Coltrane. Moja żona przyjdzie się z panią przywitać. Proszę powiedzieć mężowi, że jestem w 

stajni. 

- Może pan być spokojny - obiecała Katy. Pomału zamknęła drzwi. Do kuchni wszedł 

Garrett. 

- Bracken tu był? - spytał szorstko. Zakasał rękawy roboczej bluzy. 

-  Tak  -  odparła  Katy,  trzymając  wciąż  jeszcze  rękę  na  klamce.  Patrzyła  na  niego  z 

zadumą.  Tak  jak  powiedziała  Brackenowi,  w  życiu  nie  wszystko  układa  się  zgodnie  z 

naszymi  planami.  Był  to  pierwszy  ranek  w  jej  nowym  domu.  Mógł  wyglądać  zupełnie 

inaczej. 

- Powiedział, że będzie w stajni. 

- Dobrze - skinął głową Garrett. - A co jest na śniadanie? - Skierował wzrok w stronę 

piecyka. 

-  Placki  kukurydziane  na  słodko.  Kawa  już  gotowa.  -  Katy  nagle  się  ożywiła.  Do 

diabła,  powinna  być  równie  czynna  jak  on.  Postanowiła,  że  przez  cały  czas  będzie  czymś 

zajęta. Podeszła do piecyka. - Usiądź, zaraz ci podam kawę. Emmett opowiadał mi właśnie o 

Huttonie. Podobno chciał kupić ten dom i ziemię. 

-  Hutton  musi  zrozumieć,  że  nie  zawsze  może  mieć  to,  co  się  chce  -  uciął  krótko 

Garrett. - Wszyscy prędzej czy później musimy się tego nauczyć, prawda? 

Katy zastanawiała się, czy miało się to odnosić do niej. Postawiła na stole półmisek z 

placuszkami. 

- Masz rację. Jak myślisz, kiedy będziesz mógł sprowadzić Herosa? 

- Niebawem. Za parę dni jeden boks będzie już gotowy. Załatwiłem już dostawę siana 

i ziarna. 

Katy  skinęła  głową,  starając  się  za  wszelką  cenę  podtrzymać  nastrój  służbowej 

rozmowy. 

- Pani Bracken pokaże mi dom i gospodarstwo - powiedziała. 

-  Dobrze  -  wymamrotał  Garrett,  przełykając  kolejny  kawałek  placka.  -  Cieszę  się,  że 

umiesz  gotować  -  powiedział  z  uznaniem.  -  Brackenowa  może  się  zajmować  domem,  ale 

wolałbym, żebyś ty gotowała. Nie lubię, jak w czasie śniadania albo obiadu kręcą się wokół 

obcy ludzie. 

-  Czy  to  znaczy,  że  do  moich  obowiązków  służbowych  zależy  również  gotowanie?  - 

background image

54 

 

Katy starała się zachować obojętny ton, ale wiedziała, że zabrzmiało to dość cierpko. 

-  Chyba  znać  wszystkie  powody,  dla  których  się  z  tobą  ożeniłem,  prawda?  -  Garrett 

rzucił jej lodowate spojrzenie. 

- Owszem, chociaż poznałam je dość późno. Ale masz rację, w końcu je znam. 

-  Ależ  ty  jesteś  uparta.  -  Garrett  ugryzł  następny  kawałek  placka.  -  Sam  nie  wiem, 

dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem. 

- Może dlatego, że tak naprawdę wcale na mnie nie patrzyłeś - odparła ze spokojem. - 

Widziałeś  tylko  to,  co  rzucało  się  w  oczy.  Dobre  pochodzenie,  stosunki  towarzyskie, 

wykształcenie.  Wszystko  to,  czego  tobie  brakowało.  A  na  dodatek  wydawałam  ci  się 

niewymagająca, cicha i uległa. Czegóż więcej może chcieć mężczyzna od przyszłej żony? 

Garrett zmierzył ją wzrokiem, w którym złość mieszała się ze smutkiem. 

- Naprawdę chcesz, abym ci powiedział? - spytał. 

- Nie - wykrztusiła Katy. 

-  Dajmy  spokój.  Już  i  tak  atmosfera  jest  wystarczająco  napięta.  Na  litość  boską, 

przestań mnie już dręczyć. Wyjdzie to nam obojgu na dobre. 

Katy nie bardzo wiedziała, jak to rozumieć, więc zachowała milczenie. 

Ku  jej  zaskoczeniu,  w  ciągu  dwóch  następnych  dni  sytuacja  jakoś  się  unormowała. 

Kiedy  była  z  Garrettem,  zachowywała  się  uprzejmie,  ale  oficjalnie,  a  on  starał  się  jej 

odwzajemniać  tym  samym.  Z  trudem  jednak  skrywał  niezadowolenie.  Katy  wyczuwała,  że 

liczył, iż z czasem wszystko się zmieni. Myślała, czy by go nie wyprowadzić z błędu, ale dała 

spokój. Miał rację, dręczenie go mogło być niebezpieczną rozrywką. 

Nadine  Bracken, kobieta o surowej twarzy, mniej więcej w tym samym  wieku co jej 

mąż, okazała się bardzo przydatna, choć niespecjalnie rozmowna. Gdy Katy pochwaliła ją za 

tak dobrą opiekę nad domem, wzruszyła tylko ramionami. 

-  Dbałam  o  ten  dom  od  zawsze.  Przez  cale  życie  miałam  do  niego  serce.  Byłam 

jeszcze  w  średniej  szkole,  kiedy  zaczęłam  pracować  u  Atwoodów.  Emmett  też.  Zawsze 

traktowali  nas  jak  rodzinę,  jeśli  wie  pani,  co  mam  na  myśli.  Myślałam  nawet,  że  pewnego 

dnia  możemy  naprawdę  stać  się  rodziną.  -  Popatrzyła  na  Katy  z  zadumą.  -  Emmett  i  ja 

myśleliśmy, że nasza mała, Felice, będzie kiedyś mieszkać w tym domu. 

Katy nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. 

-  Wydaje  mi  się,  że  dekorator  wynajęty  przez  Garretta  dużo  tutaj  zmienił.  -  Przeszła 

zręcznie na inny temat. 

-  O,  tak.  -  Nadine  wpatrywała  się  bez  entuzjazmu  w  nowe  meble  w  salonie.  - 

background image

55 

 

Zachowywał się tak, jak gdyby nie musiał się z nikim liczyć. Nie miał żadnego szacunku. Po 

prostu zjawił się i przewrócił wszystko do góry nogami. 

- Ale przecież dom jest  urządzony bardzo ładnie - zaoponowała Katy, czując dziwną 

potrzebę  obrony  gustu  Garretta.  Wiedziała,  że  dlatego  zlecił  przemeblowanie  domu,  by 

dogodzić jej, żonie. Na myśl o tym poczuła znajome ukłucie w sercu. Będzie musiała ciężko 

pracować nad tym, by pozbyć się poczucia winy. 

Trzeciego  dnia  pobytu  Katy  w  nowym  miejscu  odwiedził  ją  Royce  Hutton.  Garretta 

nie było. Doglądał ostatnich prac wykończeniowych w stajni. Katy otworzyła drzwi i ujrzała 

na  progu  wysokiego,  smukłego,  przystojnego  mężczyznę,  dobiegającego  czterdziestki. 

Uśmiechał się czarująco. 

- Zapewne mam przyjemność z panią Coltrane. Jestem Pani sąsiadem. Royce Hutton. 

Przyszedłem,  żeby  się  przedstawić.  Nie  mogę  odżałować  tego  domu.  Mam  nadzieję,  że  się 

pani podoba. 

Katy  nie  mogła  się  oprzeć  błyskowi  piwnych  oczu  Royce'a  Huttona.  Po  pełnych 

napięcia  chwilach  z  Garrettem  z  ulgą  powitała  możliwość  porozmawiania  z  kimś,  kto  tak 

bardzo starał się być miły. 

- Proszę do środka, Royce. Słyszałam, że chciał pan kupić tę posiadłość. Jest pięknie 

położona, prawda? 

- Nie musi mi pani tego  mówić. - Royce z zainteresowaniem rozglądał się wokoło.  - 

No,  no,  Coltrane  urządził  to  na  medal.  Słyszałem,  że  wydal  fortunę.  Dom  wygląda  jak  z 

katalogu. 

-  Prawda?  Garrett  chciał,  żeby  wszystko  było  w  najlepszym  gatunku.  Napije  się  pan 

kawy? 

- Z przyjemnością. 

Nagle jak spod ziemi wyrosła obok nich Nadine Bracken. 

- Zaraz podam, pani Coltrane. 

- Dziękuję, Nadine - uśmiechnęła się Katy. Royce uniósł brwi. 

- Brackenowie byli tutaj od zawsze - powiedział. - Ciężko to przeżyli, gdy stary Silas 

pozbył się domu. Garrett chce ich zatrzymać? 

-  O  ile  wiem,  tak  -  odparta  Katy  ostrożnie.  -  Garrett  nie  wypowiedział  się 

jednoznacznie, ale chyba tak. Proszę, niech pan siada. 

- Dzięki. - Royce rozsiadł się niedbale na białym skórzanym  fotelu. Katy zauważyła, 

że  miał  na  nogach  piękne  ręcznie  robione  buty.  -  Słyszałem,  że  jest  pani  z  domu 

background image

56 

 

Randallówna, a pani rodzice hodują araby. Czyżby chodziło o słynną stadninę Randallów? 

- Wieści szybko się rozchodzą, co? 

- Coltrane nie robił z tego tajemnicy - roześmiał się Royce. - Odniosłem wrażenie, że 

był bardzo dumny z tego, że to właśnie panią przywiezie tutaj jako żonę. 

Dumny  z  tego,  że  przywiezie  Randallównę  jako  żonę,  pomyślała  Katy.  To  w  stylu 

Garretta.  Na  szczęście  pojawienie  się  Nadine  Bracken  uwolniło  ją  od  konieczności 

odpowiedzi. 

- O, jest już kawa. Dziękuję, Nadine.  

Nadine skinęła głową, położyła tacę na stoliku i wyszła. 

- Jakiś czas temu robiłem interesy z pani ojcem. - Royce wziął filiżankę z rąk Katy. - 

Posłałem  do  jego  stadniny  moją  najlepszą  klacz,  by  pokrył  ją  wasz  ogier,  Srebrny  Księżyc. 

Piękne źrebię z tego wyszło. 

- Jak się nazywała ta klacz? 

- Jutrzenka. 

-  Pamiętam  ją  -  uśmiechnęła  się  Katy.  -  Aż  do  chwili  ślubu  zajmowałam  się  końmi. 

Srebrny Księżyc to jeden z naszych najlepszych ogierów. Potomstwo zawsze dziedziczy jego 

inteligencję  i  sylwetkę.  Zobaczy  pan,  że  dzięki  temu  źrebakowi  wygra  pan  jeszcze 

mistrzostwa. 

-  Szkoda,  że  sam  nie  pojechałem  wtedy  z  klaczą  -  uśmiechnął  się  Royce.  -  Może 

spotkałbym panią przed Coltrane'em. 

Na  wypolerowanej  posadzce  rozległy  się  głośne  kroki  i  w  rozmowę  wmieszał  się 

nagle ostry głos Garretta. 

- Nic by ci to nie dało, Hutton. Byłeś wtedy żonaty. - Garrett energicznie wkroczył do 

salonu, rzucając okiem na żonę, i zatrzymał wzrok na Huttonie. 

-  Jeszcze  jeden  przykład,  że  nie  udaje  mi  się  zrobić  niczego  we  właściwym  czasie  - 

odparł sucho Royce. 

-  Jeden  wygrywa,  inny  przegrywa.  Takie  jest  życie.  -  Garrett  usiadł  na  kanapie  obok 

Katy.  Wydawało  się,  że  nie  zwraca  najmniejszej  uwagi  na  to,  że  zakurzone  dżinsy  mogą 

zabrudzić nieskazitelnie białą skórę. Myślał zupełnie o czym innym. 

- Jest jeszcze kawa? 

-  Poproszę  Nadine,  żeby  przyniosła.  -  Katy  wstała.  Nagle  poczuła  się  niepewnie. 

Obecność  Garretta  wywoływała  jakieś  dziwne  napięcie.  Przez  chwilę  zastanawiała  się,  czy 

aby nie jest zazdrosny, ale uznała, że przemawia przez niego raczej poczucie własności. Gdy 

background image

57 

 

ukradkiem obserwowała twarz męża, uzmysłowiła sobie, że jest on typem mężczyzny, który 

nauczył się, jak pilnować tego, co jego zdaniem do niego należy, nawet jeśli owa „własność” 

wcale nie chce być pilnowana. 

Bezpośredni sposób bycia Royce'a Huttona rozładował sytuacje. Wydawało się, że jest 

on skłonny respektować oczywiste prawo Garretta i do domu, i do żony. Katy nie była pewna, 

czy  chce  być  uznana  za  własność  męża,  ale  była  mu  wdzięczna,  że  nie  doszło  do  żadnej 

sceny. 

-  Nie  przyszedłem  tu  tylko  po  to,  żeby  się  przedstawić.  -  Royce  uśmiechnął  się  do 

Katy, dopijając kawę. - Chciałem zaprosić was oboje na drinka dziś wieczór. Urządzam małe 

sąsiedzkie spotkanie. Wiem, że powinienem był was uprzedzić wcześniej, ale chyba teraz, w 

okresie miodowego miesiąca, nie macie zbyt dużo zobowiązań towarzyskich. 

- Bardzo chętnie poznam sąsiadów - ucieszyła się Kąty. Garrett zmarszczył brwi. Nie 

była pewna, czy dlatego przyjęła zaproszenie, że nie chciała spędzić kolejnego wieczoru sam 

na  sam  z  mężem,  czy  też  subtelnie  i  trochę  podświadomie  starała  się  go  sprowokować. 

Ostatnio coraz częściej zdarzało się, że nie rozumiała samej siebie. 

Garrett  popatrzył  na  nią  przeciągle,  ale  w  końcu  skinął  głową  bez  specjalnego 

entuzjazmu. 

- Przyjdziemy - powiedział do Huttona. 

- Misja zakończona - oznajmił Royce, wstając od stołu. - Pójdę już. Spodziewam się 

po południu paru Australijczyków. Zechcą obejrzeć moje konie. 

- Dziękujemy, że pan wpadł - Katy uśmiechnęła się ciepło. - Bardzo się cieszymy na 

ten wieczór. 

-  No  to  do  zobaczenia.  -  Royce  wsiadł  do  zaparkowanego  przed  domem  BMW, 

zapuścił silnik i wycofał się z podjazdu. 

- Nie musisz stać w drzwiach i patrzeć za nim - warknął Garrett. 

- Wcale tego nie robiłam. - Katy była zaskoczona opryskliwym tonem męża. 

- Mam nadzieję. Wolałbym, żebyś sobie nie zawracała głowy Huttonem. Ani on tobą. 

- Nie sądzę, by miał taki zamiar - żachnęła się Katy. 

- Tak myślisz? Parę miesięcy temu się rozwiódł. Na pewno zechce pokazać, co potrafi. 

Ostatnio uganiał się za każdą spódnicą. 

- Garrett, jesteś śmieszny. 

- Tylko ostrożny. 

- Zupełnie nie rozumiem, o co ci chodzi - wycedziła Katy przez zęby. Nagle ogarnęła 

background image

58 

 

ją  furia.  -  Royce  wie  wszystko  o  stadninie  mego  ojca.  Wie,  że  jestem  córką  Harry'ego 

Randalla i jestem pewna, że poinformuje o tym wszystkich swoich gości. Przecież to jeden z 

powodów,  dla  których  się  ze  mną  ożeniłeś,  czyż  nie?  Chciałeś  dowieść  sobie  i  innym,  że 

jesteś dostatecznie bogaty i ustabilizowany, by móc poślubić córkę człowieka, którego stajnie 

kiedyś  sprzątałeś.  Dzięki  zaproszeniu  Royce'a  będziesz  mógł  dzisiejszego  wieczoru 

zademonstrować swój nowy nabytek. 

-  Do  licha,  sama  nie  wiesz,  co  mówisz.  -  W  oczach  Garretta  pojawiły  się  groźne 

błyski. 

- Mówię tylko to, co mówiło wielu gości na weselu. 

- I ty im wierzyłaś? - Garrett nie posiadał się ze zdumienia. 

-  Wtedy  nie.  Uwierzyłam  dopiero  później,  gdy  uświadomiłam  sobie,  że  mnie  nie 

kochasz. Wtedy widziałam jeszcze inne przyczyny naszego małżeństwa. Fakt, że jestem córką 

Harry'ego Randalla, wystarczająco tłumaczy twoje zainteresowanie moją osobą. Byłam tylko 

zbyt głupiaby szukać prawdziwych motywów naszego małżeństwa, zanim jeszcze znalazłam 

się przed ołtarzem. 

- Do diabła, Katy, jedyna rzecz, jakiej ostatnio szukasz, to kłopoty i jeśli nie będziesz 

bardziej  ostrożna,  znajdziesz  je.  Nie  ożeniłem  się  z  tobą  po  to,  by  pokazać  światu,  że  mogę 

sobie  pozwolić  na  poślubienie  córki  mego  dawnego  pracodawcy.  Na  litość  boską,  zastanów 

się choć przez chwilę. Czy naprawdę myślisz, że byłbym w stanie związać się z kobietą tylko 

po to, by komukolwiek cokolwiek udowodnić? Nie jestem masochistą. 

Nagle rozległ się na dworze jakiś hałas. Szczęśliwi, że mogą zakończyć tę rozmowę, 

odwrócili się jak na komendę. Ujrzeli ciężarówkę z przyczepą. 

- O, przywieźli Herosa - powiedziała Katy obojętnym tonem. 

- Punktualnie. - Garrett wyszedł na dwór. Podbiegł do przyczepy. 

Katy  stała  w  drzwiach.  Żałowała  swoich  wcześniejszych  słów.  Nie  ruszyła  się  z 

miejsca,  dopóki  nie  wyczula,  że  nie  jest  sama.  Odwróciła  się  trochę  zbyt  nerwowo  i  ujrzała 

Nadine Bracken. Kobieta spoglądała na nią w milczeniu. Katy zastanawiała się, czy słyszała 

ich rozmowę. 

- Przestraszyłaś mnie. - Kąty usiłowała się uśmiechnąć. 

- Nie wiem, czy mam zmienić pościel - powiedziała Brackenowa. 

Katy  skrzywiła  się  na  samą  myśl  o  tym,  że  Nadine  prawdopodobnie  wie,  iż  jej  nowi 

gospodarze nie spali razem tej nocy. 

- Nie, możemy z tym zaczekać do jutra. Jesteś już wolna. Sama się wszystkim zajmę. 

background image

59 

 

Wieczorem wychodzimy. 

- W porządku. - Nadine bezszelestnie wycofała się z pokoju. 

Katy  obserwowała  scenę  rozgrywającą  się  przed  domem.  Garrett  był  pochłonięty 

rozmową z kierowcą ciężarówki. Wyszła więc i powoli podeszła do przyczepy.  Była bardzo 

ciekawa,  jak  wygląda  Heros,  Przypomniał  jej  się  ten  dzień  z  dzieciństwa,  gdy  ukradkiem 

wymknęła  się  na  rodeo.  Miała  wtedy  piętnaście  lat  i  była  zapatrzona  w  Garretta.  Jak  przez 

mgłę pamiętała dość ospałego kasztana, na którym jeździł, budową przypominającego raczej 

buldoga  niż  ogiera.  Pamiętała  również,  jak  w  tego  z  pozoru  sennego  konia  wstąpiła  jakaś 

dzika energia, gdy znalazł się na arenie. Garrett zwyciężył wówczas w wielkim stylu. 

Heros chyba nie jest już młody, pomyślała. Ma pewno siedemnaście albo osiemnaście 

lat. To dużo jak na konia. Garrett opiekował się nim przez te wszystkie lata po wycofaniu się 

z rodeo. To o czymś świadczy. Katy na myśl o tym złagodniała nieco i nawet poczuła lekkie 

wzruszenie. 

Właśnie  sprowadzano  Herosa  z  przyczepy,  gdy  Katy  do  niej  podeszła.  Uśmiechnęła 

się.  Widać  było,  że  koń  nie  ma  żadnych  kłopotów  z  zejściem.  Był  przyzwyczajony  do 

podróży. Otarł łeb o ramię Garretta i machnął ogonem. Wyglądał na znudzonego. 

-  Nie  wydaje  się  bardziej  ożywiony  niż  wtedy,  gdy  widziałam  go  ostatnio  -  zaczęła 

Katy,  chcąc  przerwać  jakoś  niemiłą  atmosferę,  jaką  wywołała  przy  śniadaniu.  Było  jej 

przykro, że nie powściągnęła trochę języka. 

Garrett  zmierzył  ją  od  stóp  do  głów,  jakby  starając  się  dociec,  skąd  nagle  ten 

przyjazny ton w głosie. Heros postawił uszy na dźwięk głosu Katy i popatrzył na nią senno-

leniwym wzrokiem. 

- Poczciwy Heros wygląda tak od urodzenia. Nie przypomina smukłych, delikatnych, 

nerwowych arabów ze stadniny twego ojca. 

- Nie, nie przypomina -  przyznała, zastanawiając się, czy  te słowa nie odnoszą się  w 

jakiejś mierze i do niej. - Trudno powiedzieć, aby był delikatny. - Ty też nie, dodała w duchu. 

- Kiedy poprzednio go widziałaś? - spytał, gładząc pieszczotliwie szyję zwierzęcia. 

- Gdy miałam piętnaście lat, na rodeo. Urwałam się ze szkoły, bo słyszałam, że ty... - 

zamilkła  raptownie,  starając  się  ukryć  zmieszanie.  -  Postanowiliśmy  z  paroma  przyjaciółmi 

zwiać ze szkoły i pojechać na rodeo. Strasznie byliśmy ciekawi. Nigdy przedtem nie uciekłam 

ze  szkoły.  Było  to  dla  mnie  niezwykłe  wydarzenie.  O  ile  sobie  przypominam,  jeździłeś  na 

Herosie. 

- Naprawdę? - Oczy Garretta rozbłysły. - To była dla ciebie atrakcja? A ja myślałem, 

background image

60 

 

że  bywałaś  wtedy  tylko  na  eleganckich  wyścigach  i  pokazach  jazdy  konnej.  Angielskie 

siodło,  wytworny  strój  amazonki,  lśniące  oficerki.  -Spojrzał  na  nią  z  uśmiechem.  W  oczach 

zatliły  mu  się  iskierki  humoru.  -  Dlaczego  miałabyś  oglądać  facetów  w  starych  dżinsach, 

tarzających się w kurzu i błocie? 

- Dla odmiany - odparła, podnosząc zaczepnie głowę. Niech sobie nie myśli, że powie 

mu prawdę. 

- O tak, to była niezła odmiana. No i co, podobałem ci się? 

-  Przyszło  mi  wtedy  do  głowy,  że  możesz  sobie  połamać  wszystkie  kości,  o  ile  nie 

skończysz z tymi wyczynami. 

-  Miałaś  rację.  To  dobre  dla  młodych.  Ale  nie  rokuje  żadnej  przyszłości.  Dlatego 

dałem  spokój.  -  Przerwał  na  chwilę,  wciąż  głaszcząc  Herosa.  -  Jak  myślisz,  złamałem  sobie 

wtedy parę kości? 

-  Tak  -  odpowiedziała  stanowczo.  Przypomniała  sobie,  jak  się  bała,  gdy  wyjechał  na 

arenę  na  ogromnym  byku.  Przez  chwilę  wisiał  uczepiony  jego  brzucha,  ale  gdy  wreszcie 

znalazł  się  na  ziemi,  byk  przewrócił  się  na  niego.  Garrettowi  udało  się  jakoś  spod  niego 

wyśliznąć, unikając rogów, a byka odciągnięto. Jednak Katy trzęsła się ze strachu. 

W  niedługi  czas  potem  Garrett  wygrał  konkurencję  rzucania  lassem,  jak  gdyby  pół 

godziny wcześniej nie stał twarzą w twarz ze śmiercią. 

-  Koniec  końców  to  ty  zostałaś  tak  ciężko  ranna,  że  już  nigdy  potem  nie  chciałaś 

wsiąść na konia - podsumował spokojnie Garrett. 

- Cóż, ironia losu - uśmiechnęła się cierpko. 

- Katy. 

- Tak? - Odwróciła ku niemu głowę. 

- Tamtego dnia, kiedy uciekłaś ze szkoły, żeby zobaczyć rodeo... 

- To co? 

- Zrobiłaś to po to, żeby zobaczyć mnie? - spytał miękko. 

On wie, przemknęło jej przez głowę. Domyślił się. 

- To było tak dawno, Garrett - uśmiechnęła się. - Właściwie już nawet nie pamiętam, 

dlaczego  uważałam,  że  warto  dla  rodeo  zaryzykować  opuszczenie  lekcji.  -  Odwróciła  się  i 

poszła w kierunku domu. 

Obserwował  jej  zgrabną  sylwetkę.  Pamiętał  dokładnie  kształty  jej  ciała,  oczami 

wyobraźni  widział,  co  kryje  się  pod  obcisłymi  dżinsami.  Nie  tylko  on  patrzył  na  Katy  z 

uznaniem.  Młody  kierowca  też  się  w  nią  wpatrywał.  Garrettowi  wydawało  się,  że  tego  dnia 

background image

61 

 

każdy  mężczyzna  będący  w  pobliżu  po  prostu  pożera  jego  żonę  wzrokiem.  Najpierw  Royce 

Hutton, a teraz ten. 

-  Zaprowadzę  Herosa  do  stajni.  Wrócę  za  parę  minut.  -  Było  w  jego  głosie  coś,  co 

zabrzmiało jak ostrzeżenie. 

-  Poczekam  -  odrzekł  młody  człowiek.  Garrett  ujął  wodze  i  ostrożnie  poprowadził 

konia ku stajni. 

-  Wiesz  co,  stary?  Ona  kłamała.  Widziałem  to  w  jej  oczach.  Nie  umie  kłamać. 

Naprawdę  zwiała  ze  szkoły  po  to,  żeby  oglądać  nas,  ciebie  i  mnie.  Była  nami  zachwycona. 

Wyobrażam sobie jej rodziców, gdyby się dowiedzieli, że ich córka ugania się za kowbojem z 

rodeo, który nie ma przed sobą żadnej przyszłości. 

Heros  zarżał  cicho,  ale  trudno  byłoby  powiedzieć,  czy  oznaczało  to  odpowiedź  na 

zwierzenia Garretta. 

- Wiesz, stary, w dniach naszej chwały prezentowaliśmy się naprawdę nieźle. - Garrett 

otworzył  drzwi  stajni  i  wprowadził  konia  do  boksu.  -  Szkoda,  że  nie  mogę  znów  wyjść  na 

arenę i udawać rycerza w lśniącej zbroi. 

Heros  nie  słuchał.  Zajął  się  sianem.  Garrett  zamykał  właśnie  drzwi  od  boksu,  gdy  w 

stajni pojawił się Bracken. 

- To na tego stwora czekaliśmy, tak? - spytał i poklepał Herosa po potężnym zadzie. 

- Tak, to on. - Garrett oparł się o barierkę. - Wiesz, Emmett, czas rozejrzeć się za jakąś 

dobrą klaczką dla mojej żony. 

- Jeździ konno? - spytał Bracken. 

-  Była  ranna  parę  lat  temu  i  od  tamtego  czasu  nie  jeździ.  Przestraszyła  się  konia. 

Myślę jednak, że już najwyższy czas, by znów spróbowała. 

-  A  co  ona  o  tym  myśli?  Ludzie,  których  koń  przestraszył,  mają  na  ogół  uraz  na 

zawsze.  -  Wzrok  Emmetta  wyrażał  zwątpienie.  -  Im  więcej  czasu  mija,  tym  mniejszą  mają 

ochotę zasiąść w siodle. 

- Wiesz, Emmett, lepiej nie pytać kobiety o zdanie. Zwłaszcza jeśli jest to sprawa, co 

do której już powzięła decyzję. 

- To znaczy, że nie będzie miała nic przeciwko temu? 

- Zobaczymy.  

Garrett  wyszedł  ze  stajni.  Im  częściej  myślał  o  tym,  by  Katy  znów  zaczęła  jeździć 

konno, tym bardziej ten pomysł mu się podobał. Kto wie, czy nie pomoże to ich związkowi. 

Będzie to jedna rzeczy, którą będą mogli robić razem. Jedna z tych, które ich łączą. 

background image

62 

 

A  poza  tym,  może  Katy  będzie  mu  wdzięczna,  że  pomógł  jej  przezwyciężyć  dawny 

uraz. Wdzięczność kobiety to dużo. A nuż uda mu się zmienić ją w miłość. 

background image

63 

 

ROZDZIAŁ 6 

 

W kilka godzin później Garrett stal w drzwiach domu Royce'a Huttona prowadzących 

na niewielkie patio. Wieczór byt ciepły, ale nad morzem zawisły już ciemne chmury. Spojrzał 

na zegarek i pomyślał, że przypuszczalnie będą wracać do domu w deszczu. 

Hutton zaprosił na przyjęcie większość sąsiadów. Goście zgromadzeni w salonie byli 

co prawda ubrani w sposób nieoficjalny, ale nie ulegało wątpliwości, że są to ludzie zamożni, 

o pewnej pozycji społecznej. Garrett znał niektórych z nich. Oprócz dwóch wykładowców z 

pobliskiego college'u, byli tutaj przedstawiciele najrozmaitszych zawodów - od producentów 

sprzętu komputerowego  po wytwórców  win. Niektórzy uważali się za ziemian.  Interesowała 

ich hodowla koni rasowych i drogie ogiery. 

Garrett  wiedział,  że  jeszcze  dziesięć  lat  temu  ludzie  ci  nie  zaszczyciliby  go  nawet 

jednym spojrzeniem, ale dziś traktowali jak równego sobie. Zaakceptowali również jego żonę. 

Dzięki swemu pochodzeniu od razu stała się jedną z nich. 

Na  myśl  o  tym  przypomniała  mu  się  dzisiejsza  rozmowa  z  Katy  i  jej  zarzuty.  Do 

diabła,  przecież  nie  ożenił  się  z  nią  po  to,  by  wejść  w  ten  świat.  Na  wspomnienie  jej 

oskarżycielskiego  wzroku  zacisnął  zęby.  Wiedział,  że  była  delikatną,  miłą  istotą,  ale  jej 

przewrażliwienie  go  zaskoczyło.  Tylko  dlatego  że  nie  uczynił  paru  melodramatycznych 

wyznań miłosnych, wyciągnęła tak daleko posunięte i fałszywe wnioski. 

Na  dźwięk  jej  głosu  obejrzał  się.  Zobaczył  swoją  żonę  pogrążoną  w  rozmowie  z 

jakimś gadatliwym starszym mężczyzną rozprawiającym o drzewach genealogicznych. Widać 

było,  że  Katy  czuje  się  swobodnie  i  imponuje  rozmówcy  swoją  wiedzą  na  ten  temat.  Oczy 

błyszczały jej z podniecenia, a uśmiech sprawiał, że Garrett poczuł nieodpartą chęć, by wziąć 

ją na ręce i zanieść do najbliższego łóżka. Teraz, gdy wiedział, jak bardzo jest zmysłowa, nie 

dawała mu spokoju myśl o przymusowym celibacie. Miał przed sobą trzy miesiące pokusy i 

nie zaspokojonego pożądania. Nie mógł odżałować straconego czasu. 

Z  drugiej  strony,  zreflektował  się,  gdyby  wziął  Katy  do  łóżka,  zanim  się  pobrali, 

mogłaby  dokonać  swego  katastrofalnego  „odkrycia”  znacznie  wcześniej  i  zrezygnować  z 

małżeńskich planów. W ten sposób przynajmniej czekają go trzy miesiące. 

Problem w tym, że będzie miał żonę, ale nie będzie miał tego, na czym mu najbardziej 

zależało. 

Pamiętał wyraz jej oczu, gdy opowiedziała mu o tym dniu przed laty, kiedy urwała się 

z  lekcji.  Paliła  się  wtedy  do  niego,  to  pewne.  A  gdy  ponownie  pojawił  się  w  jej  życiu,  była 

background image

64 

 

przekonana, że go kocha. W ich noc poślubną oddawała mu się całą sobą. 

Na  pewno  jej  uczucia  nie  mogły  zgasnąć  w  ciągu  paru  godzin,  nawet  jeśli  nie 

zachował się tak, jak tego oczekiwała. Garrett wpatrywał się w kieliszek, usiłując uporać się z 

tym  problemem.  Musi  znaleźć  jakiś  sposób  przełamania  barier,  które  wyrosły  między  nimi. 

Żałował, że nie zna się na uwodzeniu kobiet tak dobrze jak na prowadzeniu konia. 

- No i jak znajdujesz małżeństwo, Coltrane? - usłyszał nagle czyjś głos. 

Odwrócił  gwałtownie  głowę  i  zobaczył  Dana  Bartona,  zadbanego,  eleganckiego 

mężczyznę mniej więcej w swoim wieku. 

- Interesujące - odparł, nadal wpatrując się w Katy. 

-  Widzę,  że  wciąż  jeszcze  jesteś  na  etapie  wstępnym  -  powiedział  Dan,  podążając  za 

jego wzrokiem. 

- A co to za etap? 

-  Etap,  na  którym  odkrywasz,  że  nie  zawsze  wiesz,  o  czym  ona  myśli.  Kobiety  to 

dziwne istoty, stary. Fascynujące, ale dziwne. 

- Wierzę ci. - Garrett pociągnął łyk piwa. Lubił Dana. Poznali się, gdy zaproszono ich 

obu,  by  wygłosili  parę  wykładów  na  kursach  dokształcających.  Dan  był  księgowym.  Jego 

wykłady  z  dziedziny  finansów  zazębiały  się  z  wiedzą  Garretta  na  temat  zarządzania  farmą. 

Od tamtego czasu często spotykali się przy podobnych okazjach. 

-  Cieszę  się,  że  znalazłeś  żonę,  która  ma  rozeznanie  w  twoich  interesach. 

Rozmawiałem z nią. Jest ekspertem w swojej dziedzinie, prawda? 

- W jej rodzinie hodowano araby, zanim jeszcze przyszła na świat - wyjaśnił Garrett. - 

Wygrała  niejeden  turniej,  gdy  była  młodsza.  Przez  ostatnie  dwa  lata  to  ona  zarządzała 

stadniną ojca. 

- Będzie cennym nabytkiem w twojej firmie. 

- Też tak myślę - zgodził się Garrett. 

- Wydaje mi się, że będziecie świetnym małżeństwem. 

-  Na  pewno  -  odparł  Garrett.  W  tym  momencie  zauważył,  że  do  Katy  podchodzi 

Royce Hutton. 

- Przepraszam cię, Dan. Wrócę już do żony. 

-  Ależ  rozumiem.  -  Dan  mrugnął  porozumiewawczo  -  a  Hutton  ostatnio  wciąż  szuka 

jakiejś nowej zdobyczy. To przez ten rozwód. Zachowuje się jak nienormalny. 

Katy  spostrzegła  idącego  ku  niej  Garretta  w  tym  samym  momencie,  w  którym 

zobaczyła Royce'a Huttona. Zastanawiała się, czy to zbieg okoliczności, czy też w Garretcie 

background image

65 

 

odezwało się poczucie własności. Postanowiła nie roztrząsać tej sprawy. Uśmiechnęła się do 

męża.  Gdy  objął  ją  lekko  w  pasie,  nie  broniła  się.  W  tej  samej  chwili  u  jej  boku  zjawił  się 

Hutton. Uśmiechał się szeroko. 

- Wygląda na to, że Coltrane wciąż jeszcze pamięta swoje sztuczki z rodeo. Krótko cię 

trzyma, Katy. 

Parę osób roześmiało się. Katy poczerwieniała, Garrett ścisnął ją mocniej. Uśmiechał 

się niewyraźnie. Oczy mu błyszczały. 

- Żyjemy w niebezpiecznych czasach - stwierdził ironicznie. - Mężczyzna musi dbać o 

to,  co  dla  niego  najcenniejsze.  -  Rzucił  okiem  na  zegarek.  -  Myślę,  że  już  na  nas  czas  - 

zwrócił się do Katy. 

- Od razu poznać młodego małżonka - zauważył ktoś z rozbawieniem. - Nie może się 

doczekać, kiedy będzie z żoną sam na sam. 

- Pamiętam, jak to było - wtrącił inny mężczyzna wzdychając. Żona szturchnęła go w 

bok.  Zebrani  spoglądali  na  nowożeńców  z  sympatią  i  życzliwością,  życząc  im  wszystkiego 

najlepszego. 

Katy  czuła,  że  robi  jej  się  gorąco.  Myślała  o  czekających  na  nich  w  domu  dwóch 

oddzielnych  łóżkach.  Tego  rodzaju  dogadywanie  byłoby  nieznośne  nawet  dla  najczulszych 

kochanków, a co dopiero dla nich. Chciała jak najprędzej stąd wyjść. Gdy poczuła, że Garrett 

kieruje ją łagodnie ku drzwiom, poddała mu się z ochotą. 

-  Dobranoc,  Royce.  Dziękujemy  za  zaproszenie.  Miło  nam  było  poznać  sąsiadów  - 

wyrzuciła z siebie jednym tchem, zanim wyszli. 

-  Cala  przyjemność  po  mojej  stronie,  Katy  -  uśmiechnął  się  Royce.  -  Do  zobaczenia 

wkrótce. 

Na dworze lało jak z cebra. 

- Poczekaj tutaj - rzucił Garrett, pozostawiając ją na ganku. - Przyprowadzę samochód. 

- Przecież to niedaleko - zaprotestowała. - Raz, dwa przebiegniemy. 

-  Do  licha,  Katy,  powiedziałem,  żebyś  tutaj  zaczekała.  Nie  musimy  oboje  moknąć. 

Zaraz wrócę. 

Westchnęła. Nie chciała sprawiać mu kłopotu. Garrett poślubił partnerkę w interesach 

i była zdecydowana grać tę rolę do końca. Została jednak tam, gdzie jej polecił. Najwyraźniej 

postanowił traktować ją jak żonę. 

Przez głowę Katy przemykały różne myśli, ogarniały ją na przemian uczucia tęsknoty 

i  nadziei.  Od  trzech  dni  popadała  w  zmienne  nastroje,  a  nie  wiedziała,  ile  czasu  jeszcze 

background image

66 

 

upłynie, zanim zdoła nad sobą zapanować. 

Prawda wygląda tak, że jest bardzo zakochana w swoim mężu i wie, że on jej pragnie. 

Na  dodatek  mieszkają  pod  tym  samym  dachem.  Takie  połączenie  uczuć  i  okoliczności 

wystarczy,  aby  zachwiać  nawet  najbardziej  nieugiętą  decyzją.  Odkrycie  własnego  gorącego 

temperamentu na pewno nie pomoże jej wytrwać w postanowieniu. Była dostatecznie bystra, 

by wiedzieć, że absolutnie nie może na sobie polegać.  Życie w permanentnym gniewie było 

całkowicie sprzeczne z jej naturą. 

Patrzyła  bezmyślnie  na  strugi  deszczu  i  oczami  wyobraźni  coraz  wyraźniej  widziała 

swoją  przyszłość.  Nigdy  nie  zdoła  grać  przez  trzy  miesiące  roli  partnerki  Garretta  w 

interesach i współlokatorki, kiedy jedyną rolą, jaka ją interesowała, była rola żony. 

Rozmyślała  jeszcze  nad  swoją  nieszczęsną  przyszłością,  gdy  na  podjeździe  błysnęły 

reflektory mercedesa. Zahamował tuż przed nią, drzwiczki otworzyły się. 

- Szybciej, Katy, bo zmokniesz - zawołał Garrett. 

Zbiegła ze schodów, uważając, by się nie potknąć. Udało jej się dobiec do samochodu 

prawie nie zmoczywszy płaszcza. 

-  Ulewa  rzeczywiście  szybko  tutaj  dotarła  -  powiedziała  obojętnym  tonem,  zapinając 

pas. 

- Tak. 

 I na tym skończyła się rozmowa na tematy neutralne. 

W  samochodzie  zaległa  cisza.  Podobna  cisza  panowała,  gdy  parę  godzin  wcześniej 

jechali do Huttona. 

Zgoda,  Garrett  musiał  się  skoncentrować,  aby  wyprowadzić  wóz  z  podjazdu.  Deszcz 

lał, wokół panowały ciemności. 

- Dobrze się bawiłaś? - zagadnął po pewnym czasie. 

- O tak, było bardzo miło. 

-  Spotkałem  już  niektórych  z  tych  ludzi  wcześniej,  gdy  przyjeżdżałem  tutaj 

organizować firmę - oznajmił chłodno Garrett. 

- Domyśliłam się. - Katy zastanawiała się, co też chciał przez to wyrazić. Był w jego 

słowach jakiś ukryty sens. 

 - Wydali mi się sympatyczni - dodała po chwili. 

-  Owszem  -  wzruszył  ramionami.  -  Hutton  po  rozwodzie  zachowuje  się  co  prawda 

trochę  zbyt  swobodnie,  a  niektórym  wydaje  się,  że  oficjalna  granica  ubóstwa  leży  nieco 

poniżej dochodu stu tysięcy dolarów rocznie, ale tak w ogóle to przyzwoici ludzie. 

background image

67 

 

-  Na  pewno  masz  rację.  -  Katy  czuła,  że  coś  tu  zostało  nie  dopowiedziane.  Garrett 

widocznie też, bo gdy znów się odezwał, z trudem się opanował, by nie wybuchnąć. 

- Katy, oni zaakceptowali mnie przed pięciu laty. Naprawdę nie musiałem wżeniać się 

w  twoją  rodzinę,  aby  otrzymać  od  nich  zaproszenie,  Potrzebowałem  tytko  odpowiedniego 

poziomu dochodów i umiejętności porozumiewania się ich językiem. 

Katy nerwowo przełknęła ślinę. Była w domu. Próbował ją przekonać, że ożenił się z 

nią nie tylko dlatego, że była Randallówną z domu. 

-  Przepraszam  za  to,  co  powiedziałam  dziś  po  południu,  Garrett  -  wykrztusiła.  -  Nie 

miałam prawa oskarżać cię, że ożeniłeś się ze mną ze względu na moje pochodzenie. 

-  Może  nie  podobają  ci  się  wszystkie  powody,  dla  których  cię  poślubiłem,  ale  chcę, 

żeby  choć  jedno  było  jasne.  Nigdy  nie  miałem  zamiaru  traktować  cię  jako  przynęty  na 

ważnych klientów ani też wchodzić za twoim pośrednictwem do wyższej klasy społecznej. 

Katy zrozumiała, jak bardzo go uraziła. Nerwowo zaciskała dłonie. 

- Wiem, Garrett. Jesteś na to zbyt dumny. Byłam po prostu zła i przygnębiona, dlatego 

tak się zachowałam. Ostatnio oboje mieliśmy dużo stresów. 

- Zupełnie niepotrzebnych. 

- Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji - ciągnęła ostrożnie. 

-  W  cholernie  nienaturalnej  sytuacji.  W  głupiej  sytuacji.  Idiotycznej.  Człowieka  o 

zdrowych zmysłach może ona doprowadzić do obłędu. 

Katy  obserwowała  go  kątem  oka.  Zmarszczył  brwi.  Zacisnął  dłonie  na  kierownicy  z 

taką siłą, jakby chciał ją zmiażdżyć. 

- To się nie uda, prawda, Garrett? - spytała wreszcie, siląc się na spokój. 

-  Co  się  nie  uda?  Trzy  miesiące  życia  jak  rodzeństwo,  które  dzieli  wspólne 

mieszkanie? Nie, to się rzeczywiście nie uda. 

Katy zaczerpnęła tchu. Musi podjąć decyzję. Podobnie jak Garrett nie wytrzyma długo 

w takiej sytuacji. 

-  Może  -  zaczęła  ostrożnie  -  może  powinniśmy  spróbować  jeszcze  raz.  Oczywiście 

jeśli chcesz. 

- Katy ! - Garrett był jak ogłuszony. 

- Może masz rację - kontynuowała, starając się zapomnieć o wszystkich dręczących ją 

wątpliwościach.  -  Może  ja  rzeczywiście  niewłaściwie  sobie  to  wyobrażałam.  Może  za  wiele 

oczekiwałam  od  małżeństwa.  Dałam  się  ponieść  dawnym,  dziewczęcym  emocjom,  które 

powinnam była porzucić dawno temu. 

background image

68 

 

- Katy... 

Nie  odpowiedziała,  wpatrywała  się  intensywnie  w  ciemność  za  oknem.  Stopniowo 

cały ten zamęt umysłu, jaki przeżywała od nocy poślubnej, zaczął powoli ustępować, czyniąc 

miejsce racjonalnemu spojrzeniu na sytuację. 

-  Pod  wieloma  względami  masz  słuszność  Garrett.  Moglibyśmy  tworzyć  dobry 

związek.  Mamy  wspólne  interesy,  szanujemy  się  nawzajem  i  aż  do  naszej  nocy  poślubnej 

łączyła nas przyjaźń. 

-  Katy,  kochanie,  oczywiście,  że  tak.  Właśnie  to  starałem  ci  się  od  paru  dni 

wytłumaczyć.  -  W  głosie  Garretta  brzmiało  podniecenie.  Jeszcze  mocniej  zacisnął  dłonie  na 

kierownicy.  -  Przykro  mi,  że  twoja  noc  poślubna  nie  wypadła  tak,  jak  tego  oczekiwałaś.  To 

moja  wina.  Byłem  zmęczony  i  za  bardzo  cię  pragnąłem.  Tak  dawno  nie  byłem  z  żadną 

kobietą.  -  Przerwał  na  chwilę.  -  W  każdym  razie  byłem  zbyt  szybki.  Teraz  to  wiem. 

Powinienem  był  bardziej  liczyć  się  z  tobą.  A  później  od  razu  zasnąłem.  Nie  wiem,  jak 

mogłem to zrobić. Po prostu wydawało mi się, że ty już więcej nie chcesz, to znaczy, że już 

nie  masz  ochoty  się  kochać  i...  Mniejsza  o  to.  Chcę  po  prostu  powiedzieć,  że  wiem,  iż  nie 

zachowałem  się  jak  należy  i  przykro  mi  z  tego  powodu.  Jeśli  dasz  mi  jeszcze  jedną  szansę, 

postaram się, zrobię wszystko, żeby ci było dobrze. Przysięgam.  

Katy obserwowała jego profil. Własne zakłopotanie było niczym w porównaniu z jego 

problemami. 

-  Garrett,  na  litość  boską,  o  czym  ty  mówisz?  Było  mi  dobrze.  Powiedziałam  ci 

przecież.  Naprawdę.  To  było  wręcz  niewiarygodne.  Nie  miałam  pojęcia,  że  mogę  coś 

podobnego przeżyć. Jesteś... jesteś fantastycznym kochankiem. 

-  Jeśli  naprawdę  byłbym  taki  fantastyczny  -  Garrett  odwrócił  na  moment  wzrok  od 

szosy  -  nigdy  by  nie  doszło  do  takiej  sytuacji  między  nami.  Nie  miałabyś  tylu  wątpliwości. 

Nie zaczęłabyś mnie nienawidzić. 

-  Ależ  Garrett,  ja  cię  wcale  nie  nienawidzę.  -  Wpatrywała  się  w  niego  zdumiona,  że 

mógł dojść do takiego wniosku. 

- Czy ty w ogóle masz pojęcie, co ja przeszedłem od czasu naszej nocy poślubnej? 

- Wiem, Garrett. 

- Na litość boską, kochanie, ja...  

Nie zdążył dokończyć myśli. Błyskawicznie nacisnął hamulec. Katy ujrzała ogromny 

ciemny  kształt  wyłaniający  się  z  rowu  prosto  na  szosę  dokładnie  w  tym  samym  momencie, 

gdy Garrett zahamował. Przez parę sekund reflektory oświetlały Herosa. 

background image

69 

 

Koń  stał  na  środku  drogi,  wyprężony,  drżący.  Po  chwili  ruszył  w  kierunku  pobocza, 

po czym przyspieszył i zniknął w strumieniach deszczu. 

-  Mój  Boże,  to  Heros  -  wyszeptała  Katy,  przerażona.  -  O  mało  na  niego  nie 

najechaliśmy. 

- Dobrze, że nie jechaliśmy szybciej. 

- Mogliśmy wszyscy wylądować w szpitalu. 

- Albo w kostnicy. Ponad sześćset kilo końskiego mięsa w zetknięciu z mercedesem to 

nie żarty. - Garrett skręcił aa pobocze i zatrzymał się. - W jaki sposób on się wydostał? Sam 

osobiście zamknąłem drzwi do stajni - zastanawiał się. 

-  Musimy  go  poszukać.  Zgubił  się  i  jest  przerażony.  Może  znów  skoczyć  pod  jakiś 

samochód. 

- Pójdę za nim. - Garrett otworzył bagażnik i wyjął lasso. - A ty jedź do domu. 

-  Najpierw  pomogę  ci  go  znaleźć.  -  Katy  pchnęła  drzwiczki.  -  Kto  wie,  czy  w  tych 

warunkach dałbyś radę sam go złapać. 

- Nie, Katy. Zniszczysz sukienkę. Dam sobie radę. 

- Za późno. - Katy wysiadła już z samochodu i momentalnie przemokła. - I tak już się 

zniszczyła. Na szczęście noszę płaskie obcasy. Wyobraź sobie, że musiałabym brnąć przez to 

błoto w szpilkach. 

- Katy, a więc pomóż mi... 

Ale ona odeszła już w tym kierunku,  gdzie zniknął Heros. Garrett zaklął pod nosem, 

wziął latarkę i poszedł za nią. Gwizdnął przeraźliwie. 

- Czy ten twój psotny konik przyjdzie na zawołanie? 

- Jeśli będzie miał ochotę. 

-  Być  może  znów  ogarnie  go  senność,  zanim  zdąży  się  za  bardzo  oddalić.  Muszę 

przyznać, że tym razem nie wyglądał na ospałego. 

-  O  nie  -  przyznał  Garrett  w  zamyśleniu.  -  Wyglądał  na  porządnie  wystraszonego.  A 

starego Herosa byle co nie przestraszy. 

- Może to ta burza? 

- Taak. Pytanie tylko, co on tu robił? 

-  Może  to  jacyś  wandale?  Albo  kiepscy  dowcipnisie?  -  zastanawiała  się  Katy.  -  A 

może zamek w drzwiach był wyłamany? 

-  Do  diabła,  sam  chciałbym  to  wiedzieć.  Ale  się  dowiem.  -  Garrett  znów  przeciągle 

gwizdnął. 

background image

70 

 

-  Nie  słyszę  jakoś  grzmiących  kopyt  konia  wracającego  na  wezwanie  swego  pana  - 

zauważyła Katy. 

- Przecież to nie jest koń wyścigowy.  

Nagle przed oczami Katy przemknął jakiś cień. 

- Garrett, tam! - zawołała. 

-  Widziałem.  Pójdź  na  lewo  i  powoli  okrążaj  go  z  tamtej  strony.  Nie  rób  żadnych 

gwałtownych ruchów. Tylko go uspokajaj. 

- Wiem, jak się obchodzić z przerażonym koniem. 

- Przepraszam. Zapomniałem, z kim się ożeniłem. Naprzód, cowgirll - roześmiał się. 

Katy zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała. Oddaliła się we wskazanym kierunku. 

Cała  operacja  nie  trwała  długo.  Heros  wyraźnie  się  ucieszył,  gdy  poznał,  kto  za  nim 

idzie. Podbiegł do Garretta i pozwolił uwiązać się na lasso. 

Gdy szli już razem prowadząc konia, widać było, że Heros chce jak najprędzej znaleźć 

się w domu. 

-  Wiem,  co  on  czuje  -  powiedział  Garrett,  gdy  koń  dotknął  głową  jego  ramienia.  - 

Czas, byśmy już poszli do domu. 

Zagłębił dłoń we włosach Katy. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. 

-  Wrócę  na  koniu  -  powiedział.  -  A  ty  weź  samochód.  Gdy  tylko  znajdziesz  się  w 

domu, wskakuj pod gorący prysznic. 

- Dobrze.  

Obserwował ją, gdy siadała za kierownicą. Już miała ruszyć, gdy pochylił się do okna. 

-  Jedź  ostrożnie,  Katy  -  przestrzegł.  -  Jesteśmy  już  blisko  domu,  ale  w  taką  noc  jak 

dziś ta droga staje się niebezpieczna. 

- Dobrze, Garrett. - Pomyślała, jak to miło, że się o nią troszczy. 

- Za parę minut będę - zawołał jeszcze. 

Katy  skinęła  głową  i  zatrzasnęła  drzwiczki.  Przez  chwilę  siedziała  nieruchomo, 

wspominając smak pocałunku Garretta. Obserwowała, jak ostrożnie prowadził konia skrajem 

drogi. Widać było, że Heros doskonale wyczuwa każdy ruch ciała swego pana. Może sprawiał 

wrażenie  ospałego,  ale  trzeba  przyznać,  że  był  wspaniale  wytresowany.  Garrett  nie 

potrzebował nawet cugli. 

Zniknęli w deszczu, jadąc drogą na skróty, a Katy pomału skierowała się ku domowi. 

Myśli jej zaprzątała decyzja, jaką podjęła. 

W  istocie  było  tak,  jak  gdyby  postanowiła  ponownie  wyjść  za  mąż.  Chociaż 

background image

71 

 

niezupełnie.  Tym  razem  trudniej  jej  było  podjąć  decyzję.  Powodowała  się  miłością  do 

Garretta, ale rozsądek ostrzegał ją, że może to być zdradliwe. 

Z całą świadomością wkracza z powrotem w intymny związek z mężczyzną, który jej 

nie kocha. Tym razem znała fakty, a jednak podjęła taką samą decyzję. 

Zaryzykowała, gdyż jakaś jej część nie chciała wyrzec się Garretta Colltrane'a. 

Może  wreszcie  nauczy  się  ją  kochać.  A  któż  może  być  lepszą  nauczycielką  jak  nie 

żona,  pytała  samą  siebie.  Zaparkowała  samochód  przed  domem.  Gdy  wchodziła  do  środka, 

poczuła nagle przypływ jakiegoś irracjonalnego optymizmu. 

Zauważyła, że w stajni pali się światło. A więc Garrett i Heros już są. Jeszcze chwilę 

potrwa, zanim Garrett wróci do domu. Musi najpierw osuszyć konia i oporządzić go na noc. 

Katy postanowiła zrobić to, o co ją prosił przed rozstaniem. 

Dziwnie  się  czuła  wchodząc  do  małżeńskiej  sypialni  i  zdejmując  z  siebie  mokrą 

suknię. Przez ostatnie dni zwykła myśleć o tym pokoju jako o pokoju Garretta. Rozejrzała się 

dokoła. Widać tu było ślady Garretta, wskazujące na dwie strony jego natury. 

W szafie wisiały zarówno spłowiałe dżinsy, jak i drogie garnitury. Buty z cholewami 

stały tuż obok wytwornych bucików wizytowych. Na specjalnych uchwytach były zaczepione 

paski  z  cienkiej  skóry  odpowiednie  do  garnituru,  a  obok  gruby  skórzany  pas  zakończony 

srebrną  klamrą  z  wygrawerowanymi  słowami  upamiętniającymi  zwycięstwa  Garretta  w 

rodeo. 

Garrett Coltrane przebył długą drogę od czasu, gdy opuścił stajnie jej ojca. Wiele się 

nauczył,  ale  nigdy  nie  nauczył  się,  jak  kochać  kobietę,  pomyślała.  Tyle  sprzysięgło  się 

przeciw niemu. Po pierwsze, miał nie najlepszych nauczycieli w osobach rodziców, po drugie 

-  złe  doświadczenia  z  kobietą,  która  przez  miłość  rozumiała  jedynie  zaspokojenie  własnego 

pożądania.  Na  dodatek  wiele  czasu  i  energii  kosztowało  go  wspinanie  się  po  szczeblach 

drabiny społecznej. Niewiele już zostawało na przyjemniejsze strony życia. Może jednak nie 

było jeszcze za późno na nauczenie Garretta miłości. 

Katy weszła do łazienki i puściła gorący prysznic. Zaczynała właśnie rozkoszować się 

ciepłem  spływającej  na  nią  wody,  gdy  usłyszała,  że  ktoś  wchodzi  do  łazienki.  Nerwowo 

ścisnęła mydło. 

- Garrett? - spytała. 

Drzwi  kabiny  z  prysznicem  otworzyły  się  gwałtownie.  Stał  przed  nią  Garrett 

wpatrzony w jej nagie ciało. Był rozebrany i wydawało się, że wypełnia sobą całą przestrzeń 

między kabiną prysznica a łazienką. Widać było, że jest podniecony. Gdy wszedł do środka i 

background image

72 

 

zamknął za sobą drzwi, mięśnie napięły mu się pod gładką, opaloną skórą. 

- Chyba to będzie romantyczne - powiedział, wciąż nie spuszczając z niej wzroku. 

-  Co?  -  Instynktownie  podniosła  do  piersi  rękawicę  do  mycia,  by  natychmiast 

uświadomić sobie, jak niewiele ona przykrywa. Uśmiechnęła się niepewnie. 

-  Wspólny  prysznic.  -  Garrett  ujął  jej  podbródek.  -  Myślę,  że  mógłbym  się 

przyzwyczaić do odrobiny romantyzmu. 

-  Wierzę  w  twoje  zdolności  adaptacyjne  -  zażartowała.  Przesunęła  palcami  po  jego 

klatce piersiowej. Widziała i czuła, że reaguje na bliskość jej ciała, i ucieszyła się.  Zniknęła 

gdzieś cala nieśmiałość, tak samo jak wtedy, gdy Garrett po raz pierwszy wziął ją w ramiona. 

-  Katy,  kochanie,  nie  będziesz  żałowała  swojej  decyzji.  Przysięgam.  Należymy  do 

siebie.  Odpowiadamy  sobie.  Zobaczysz,  że  wszystko  będzie  dobrze,  że  będziemy  bardzo 

szczęśliwi. 

- Wydajesz się bardzo pewny siebie. 

-  Nie  ożeniłbym  się  z  tobą,  gdybym  nie  był  pewny.  Wiem,  czego  chcę,  i  jestem 

zdecydowany ciężko pracować, by to osiągnąć. Ty też lubisz pracować. Wiem o tym. Proszę 

cię więc, abyś włożyła trochę wysiłku w to, żeby nasze małżeństwo było udane. 

- Myślisz, że to wystarczy? - Ujęła jego twarz w dłonie i przyciągnęła gwałtownie ku 

sobie jego głowę. Rozchyliła usta. 

- Katy, moja słodka Katy. - W głosie Garretta wezbrało pożądanie. Przywarł wargami 

do jej ust. 

Drżała w jego ramionach. Przycisnęła się do niego całym ciałem. 

- Tym razem to ja chcę cię dotykać - wyszeptała. 

- Tak, Katy, kochana, rób wszystko, co chcesz. Wszystko. Chcę, żebyś dotykała mnie 

wszędzie. - Oparł dłonie na jej biodrach. Przesunął niżej, na pośladki. Ścisnął je delikatnie. 

-  Chcę,  żebyś  mnie  poznała.  Całego.  Chcę,  żeby  ci  było  dobrze,  tak  dobrze,  żebyś 

nigdy nie chciała nikogo innego. - Glos uwiązł mu w gardle. 

Teraz,  gdy  znajdowała  się  znów  w  jego  ramionach,  nie  wyobrażała  sobie,  by  mogła 

kiedykolwiek być z innym mężczyzną. 

-  Tylko  ciebie  chcę  dotykać  -  szeptała.  -  Nikogo  innego  nie  mogłabym.  Naprawdę. 

Nikogo... - Błądziła palcami po jego mokrych ramionach. 

-  Ach,  Katy,  jak  mi  dobrze.  -  Zadrżał  i  przytulił  ją  jeszcze  mocniej.  Chwycił  ją  za 

pośladki i uniósł do góry. - Patrz, co ty ze mną robisz. 

- Czuję, co z tobą robię. - Przylgnęła do niego, objęła go za szyję, dumna z jego siły. 

background image

73 

 

Poczuła, że jest twardy, napięty. 

Krzyknęła  z  rozkoszy.  Przywarła  twarzą  do  jego  ramienia,  pieściła  jego  skórę 

koniuszkiem języka. 

-  Pomału,  kochanie.  Chcę,  żeby  ci  było  dobrze.  -  Garrett  westchnął,  jego  ciało 

przeszedł dreszcz. 

- Nie martw się. Jest mi dobrze - roześmiała się. 

- Co w tym śmiesznego? - spytał. 

- Nic - odparta i znów się uśmiechnęła. Pochyliła głowę, by lekko ugryźć go w ramię. 

- Katy. 

-  Właśnie  pomyślałam,  jakie  to  dziwne,  że  to  ja  ciebie  uspokajam.  Zawsze  wydajesz 

się taki pewny tego, co robisz. 

- Nie przy tobie. Myślę, że popełniłem parę błędów, kochanie. 

- Nie w tej dziedzinie - roześmiała się, patrząc mu prosto w oczy. 

Uśmiechała  się  przez  cały  czas,  gdy  pomału  opuszczał  ją  w  dół,  aż  stanęła  na 

podłodze. Zakręcił prysznic. 

-  Jeśli  to  jest  jedyna  rzecz,  jaką  dobrze  robię  -  wymamrotał  -  to  skoncentruję  się  na 

niej. 

Katy zamknęła oczy, czując miłe podniecenie i prawdziwą rozkosz, gdy Garrett pieścił 

ją  delikatnie,  wycierając  całe  ciało  ręcznikiem.  Dotknął  jej  sutek,  a  gdy  poczuł,  że 

stwardniały, pochylił się, by całować każdą z nich z ogromną czułością i delikatnością. 

- Lubisz to, Katy? 

- O tak - westchnęła. - Bardzo. 

- Powiedz mi, co jeszcze lubisz. Co mam robić. 

- Wszystko, co robisz, jest cudowne. - Przesunęła dłoń do jego brzucha, a później niżej 

i zaczęła go pieścić najczulej, jak potrafiła. 

- O Boże, Katy - jęknął. 

- Dobrze to robię? 

- Wspaniale. Nie mogę dłużej czekać. 

- Ja też nie. 

Garrett wytarł ją do sucha. Gdy kończył, z trudem trzymała się na nogach. 

- Pomóż mi - poprosiła. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Posadził na łóżku. 

- Będę cię trzymał tak mocno, że nigdy nie zechcesz ode mnie odejść. 

Położył się obok niej, rozchylił jej uda i dotknął palcami ciepłego i wilgotnego ciała. 

background image

74 

 

Zadrżała, przyciągnęła go do siebie. 

Pieścił ją dłońmi i ustami, aby wywołać reakcję, której tak bardzo pragnął. Tak bardzo 

chce, żeby mi było dobrze, ucieszyła się. Wydawało się, że jest to jedyna rzecz na świecie, na 

której  mu  naprawdę  zależy.  Był  zajęty  wyłącznie  nią,  skoncentrowany  tylko  na  niej,  myślał 

jedynie  o  tym,  żeby  sprawić  jej  przyjemność.  Krzyknęła,  była  jak  ogłuszona,  wydawało  jej 

się, że zapada się w jakąś przepastną otchłań. 

A  gdy  powrócili  do  rzeczywistości,  leżeli  przy  sobie  obejmując  się  wzajemnie, 

rozgrzani  namiętnością,  która  doprowadziła  ich  do  najwyższej  ekstazy.  Katy  raz  jeszcze 

poddała się prymitywnej sile instynktu, który sprawia, że mężczyzna i kobieta przez ułamek 

sekundy czują się zespoleni w jedno. 

background image

75 

 

ROZDZIAŁ 7 

 

Następnego ranka Heros nie wyglądał wcale gorzej niż zazwyczaj. Garrett przechadzał 

się ku wejściu do stajni i obserwował konia zajadającego siano. 

-  Mieliśmy  obaj  ekscytującą  noc,  prawda,  stary?  -  zagadał.  Koń  zastrzygł  uszami  na 

dźwięk  znajomego  głosu.  -  Założę  się  jednak,  że  ja  lepiej  spędziłem  czas  niż  ty.  -  Garrett 

uśmiechnął się na samo wspomnienie. Heros odwrócił na chwilę łeb, ale po chwili znów zajął 

się sianem. 

Garrett był w znakomitym nastroju. Od dawna już nie czul się tak wspaniale. 

-  Mam  cudowną,  słodką,  seksowną  żonę,  stary.  Nigdy  byś  tego  nie  zgadł  patrząc  na 

nią.  Sprawia  wrażenie  spokojnej  i  opanowanej,  poważnej  i  trochę  nieśmiałej.  Ale  w  łóżku 

zamienia  się  w  wulkan.  Delikatna  jak  kotka,  potrafi  być  dzika  jak  źrebica,  która  jeszcze  nie 

nosiła siodła. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. 

Heros  nadal  był  zajęty  sianem.  Najwidoczniej  ludzkie  namiętności  nie  robiły  na  nim 

żadnego wrażenia. 

- Są takie chwile, Heros, kiedy mi cię żal. Bycie wałachem ma swoje ujemne strony. 

Garrett przyjrzał się zamkowi u drzwi. Był nie naruszony. Drzwi nie mogły otworzyć 

się  przypadkowo.  Słońce  świeciło  jasno.  Po  nocnej  burzy  nie  zostało  ani  śladu.  Dzień 

zapowiadał się obiecująco. 

Tak jak jego małżeństwo. 

Na  samą  myśl  o  tym  poczuł  głębokie  zadowolenie.  Krótka,  niespodziewana  burza, 

jaka rozpętała się następnego ranka po nocy poślubnej, minęła tak samo nagle, jak się zaczęła. 

Katy  znów  była  tą  dawną  Katy,  którą  znał  wcześniej.  Wszystko  teraz  będzie  dobrze. 

Wszystko ułoży się tak, jak sobie zaplanował. A nawet lepiej. Kiedy zdecydował się ożenić z 

Katy, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest zmysłowa. Nie miał pojęcia, że będzie aż tak 

szczęśliwy. 

- Masz szczęście, Heros, że nie musisz się zastanawiać nad kobiecą psychiką. Mówię 

ci, to straszne. Istny labirynt, w którym nie sposób się rozeznać. Nawet jeśli jest inteligentna i 

wygląda na rozsądną, może cię zaskoczyć. Kto by pomyślał, że słodka mała Katy będzie taka 

uparta?  Powiadają,  że  to  zwykłe  zdenerwowanie  panny  młodej,  ale  ja  ci  mówię,  że  przez 

ostatnie  parę  dni  czułem  się  tak,  jakbym  stąpał  po  polu  minowym.  Na  szczęście  już  po 

wszystkim. Sytuacja się unormowała. 

Heros zarżał cicho i chwycił następną kupkę siana. 

background image

76 

 

- Muszę jej pilnować. Zauważyłem, jak Hutton i paru innych patrzyło na nią wczoraj. 

Gdy  tylko  zaczynała  mówić  o  swoim  programie  hodowlanym,  zamieniali  się  w  słuch.  Nie 

wiem, czy ona wie, jak seksownie wygląda rozprawiając o rozpłodzie koni. Jest tak poważna i 

tak przekonywająca, że słuchający jej mężczyźni czują się jakby należeli do jej stadniny. Gdy 

włączyła  się  w  dyskusję  o  przewadze  naturalnych  metod  rozrodu  nad  sztucznym 

zapłodnieniem,  mało  brakowało,  a  byłbym  ją  chwycił  za  ręce  i  nogi  i  wyniósł  z  pokoju. 

Mężczyznom  aż  ślinka  leciała,  gdy  na  nią  patrzyli.  Najzabawniejsze  jest  to,  że  ona 

prawdopodobnie wcale nie zdawała sobie z tego sprawy. 

Herosowi  też  leciała  ślinka,  ale  na  widok  siana.  Garrett  przerwał  na  chwilę  swój 

monolog  i  jeszcze  raz  przyjrzał  się  uważnie  zamkowi  u  drzwi.  Nagle  usłyszał  nieco 

zachrypnięty głos Emmetta Brackena. Najwyraźniej chlapnął sobie jednego wieczorem. 

- Dzień dobry, panie Coltrane. - Bracken wszedł do stajni. - Co słychać? 

- Coś tu się działo w nocy z tymi drzwiami. 

- A co takiego? - Bracken zmarszczył brwi. 

- Heros uciekł. Omal na niego nie wpadłem wracając od Huttona. 

- Był na szosie? 

-  Tak.  Spłoszony  przez  burzę.  Tak  myślę.  Zauważyłem  go  dosłownie  w  ostatniej 

chwili. 

- Zamek w porządku? - Emmett zacisnął wargi i spojrzał w zamyśleniu na konia. 

- Tak. 

- To zmyślny koń. Czy nie sądzi pan, że mógł sam jakoś odemknąć zasuwę? - Emmett 

powoli cedził słowa. 

- Wykluczone. Jest zmyślny, ale nie ma rąk. Bez pomocy rąk nie można otworzyć tych 

drzwi. 

- A może jakaś para rąk zapomniała zamknąć stajnię? - mruknął Bracken. 

- Własnoręcznie ją zamknąłem około szóstej po południu. 

Zapadła  długa  cisza.  Emmett  stał  nieporuszony  z  widłami  w  ręku,  wpatrując  się  w 

zatrzask u drzwi. 

- Sądzi pan, że ktoś naumyślnie je otworzył? 

- Przemknęła mi taka myśl. - Garrett uważnie obserwował Brackena. 

- Myślę, że to mogło się stać w ten sposób - potrząsnął głową Emmett. Zsunął czapkę 

niżej na czoło, tak że niemal przysłaniała mu oczy. 

- To znaczy, w jaki? - nalegał Garrett. 

background image

77 

 

- To znaczy, że ktoś to zrobił naumyślnie. 

- Wiesz coś, czego ja nie wiem, Bracken? - spytał Garrett najłagodniej, jak potrafił. 

-  Wiem,  ile  ten  koń  dla  pana  znaczy.  Każdy,  kto  pana  zna,  też  to  wie  -  powiedział 

Emmett tajemniczo. 

- Co ty próbujesz mi powiedzieć, Bracken? - Garrett rozłożył ręce i oparł się o drzwi 

stajni. 

- Tylko to, że mógł to zrobić ktoś, kto ma z panem na pieńku. - Bracken odwrócił się 

do wyjścia. 

- Bracken. - Głos Garretta zabrzmiał ostrzegawczo. 

- Nie wiem nic, czego by pan nie wiedział. 

- To znaczy? 

- To znaczy, że pan lepiej niż ja zna ludzi, którzy mają z panem na pieńku. 

-  Być  może  -  odparł  sucho  Garrett.  -  Ale  chciałbym,  żebyś  wymienił  kilku.  Może  to 

będą ci sami. 

-  Na  pana  miejscu  -  zaczął  Emmett  -  zacząłbym  od  kobiet.  Kobieta,  która  czuje,  że 

została  skrzywdzona,  jest  zdolna  do  najprzedziwniejszych  rzeczy.  A  może  zbyt  krótko  pan 

żyje, aby o tym wiedzieć? - Bracken wyszedł ze stajni. 

Katy  usłyszała  głos  Emmetta  w  momencie,  gdy  przekraczała  próg  stajni.  Bracken  o 

mało na nią nie wpadł. Usunęła się na bok. 

- Przepraszam - bąknął. - Nie zauważyłem pani. 

Katy  uśmiechnęła  się  przelotnie.  Podeszła  do  Garretta,  patrzącego  na  nią  z  dziwnym 

wyrazem twarzy. 

- Przyszłam zobaczyć, jak się miewa Heros - zaczęła. 

- W porządku. - Garrett nadal uważnie ją obserwował. 

Katy  nerwowo  przełknęła  ślinę.  Nagle  poczuła  się  nieswojo.  Serce  skoczyło  jej  do 

gardła. Większą część nocy spędziła przekonując samą siebie, że postąpiła słusznie zgadzając 

się,  by  ich  małżeństwo  było  małżeństwem  z  prawdziwego  zdarzenia.  Teraz  niezrozumiały 

wyraz  oczu  męża  sprawił,  że  znów  zadała  sobie  pytanie,  czy  aby  nie  popełniła  kolejnego 

błędu. Garrett tego ranka wydawał się jakiś obcy i ponury. Całkiem inny niż w nocy. 

- Coś się stało, Garrett? - spytała zaniepokojona. 

- Rozmawiałem właśnie z Emmettem o tym, co się wydarzyło w nocy. Doszliśmy do 

wniosku, że Heros nie mógł się stąd wydostać sam. Ktoś musiał mu w tym pomóc. 

- Co? - Katy popatrzyła na niego z przerażeniem. - Ktoś go wypuścił? 

background image

78 

 

- Na to wygląda. 

- Ale kto? 

- To właśnie najbardziej interesująca część pytania. 

-  Może  jakieś  dzieciaki  chciały  zrobić  głupi  kawał?  A  może  jakiś  włóczęga  chciał 

spędzić noc w ciepłej stajni? 

-  Emmett  sugerował,  że  mogła  to  zrobić  kobieta.  Może  w  ten  sposób  chciała  się 

zemścić na mężczyźnie, który, jej zdaniem, ją skrzywdził. 

Katy zabrakło tchu. Musiała oprzeć się o ścianę, by nie upaść. Słowa Garretta raziły w 

nią jak piorunem. Zrozumiała, co miał na myśli. Instynktownie się cofnęła. 

-  Uważasz,  że  miałam  z  tym  coś  wspólnego?  -  wyszeptała.  -  Myślisz,  że  byłabym 

zdolna do czegoś takiego? Po tym... po tym, co zdarzyło się między nami tej nocy? 

-  Heros  został  wypuszczony,  zanim  poszliśmy  do  łóżka.  -  Garrett  zmierzył  ją 

wzrokiem. - Nie wiadomo dokładnie, kiedy wyszedł ze stajni. 

- Garrett! 

-  Mógł  zginąć.  Mógł  zabłądzić  gdzieś  między  skałami.  Mogła  go  zabić  ciężarówka. 

Do diabła, sam go o mały włos nie zabiłem. Byłaby to wyjątkowo perfidna forma zemsty, nie 

uważasz? 

- Garrett, na litość boską, co ty mówisz? - Katy nie wierzyła własnym uszom. - Czy ty 

naprawdę  myślisz,  że  ja  mogłabym  zrobić  coś  podobnego  tylko  dlatego,  że  inaczej 

wyobrażałam  sobie  małżeństwo?  Wierzysz,  że  mogłabym  mścić  się  w  ten  sposób? 

Wykorzystując Bogu ducha winnego konia? 

Garrett zbliżył się do niej. Chwycił ją za ramiona i świdrował wzrokiem z taką siłą, że 

zadrżała. 

-  Nie  -  powiedział  zdecydowanie.  -  Nie  wierzę,  byś  mogła  wykorzystać  poczciwego 

Herosa, by się na mnie zemścić. Bracken się myli. Kobieta, która żywi do kogoś urazę, może 

zrobić  różne  dziwne  rzeczy,  ale  jednego  jestem  pewien.  Że  kochasz  konie.  Nigdy  nie 

naraziłabyś  na  niebezpieczeństwo  Herosa.  Nie  posłużyłabyś  się  koniem  przeciwko  mnie. 

Jesteś uczciwa, Katy. Masz swoje własne sposoby toczenia walki. 

- No cóż, dziękuję ci chociaż za to.  

Garrett przyciągnął ją do siebie. Objął mocno i wtulił twarz w jej włosy. 

-  Przepraszam,  Katy.  Przez  chwilę  po  tym,  co  powiedział  Emmett,  pomyślałem  o 

twoim  zachowaniu  po  nocy  poślubnej.  Przez  parę  dni  nie  miałem  pojęcia,  co  czujesz,  co 

myślisz.  Byłaś  tak  inna  niż  ta  Katy,  którą  znałem.  Ta  cała  gadanina  o  wspólnym  życiu  jak 

background image

79 

 

rodzeństwo  czy  partnerzy  w  interesach,  po  prostu  całkowicie  wytrąciła  mnie  z  równowagi. 

Nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. 

- Nie trzeba wiele, by zamącić męski umysł - zauważyła z przekąsem. 

-  No  cóż,  jesteśmy  nieskomplikowanymi,  prostolinijnymi  osobnikami.  Spytaj 

któregokolwiek z mężczyzn - uśmiechnął się Garrett. 

- Już dobrze. - Katy oparła głowę o jego pierś. Napięcie powoli ją opuszczało. - Jeśli 

jesteśmy zgodni, że nie zrobiłam tego ja, to kto w takim razie? 

-  Żebym  to  ja  wiedział.  Być  może  rzeczywiście  jakiś  włóczęga.  Albo  dziecko,  które 

chciało  pobawić  się  z  koniem.  W  każdym  razie  postaram  się,  żeby  to  się  więcej  nie 

powtórzyło. 

- Co zrobisz? 

- Jeszcze dziś zainstaluję system alarmowy. Nic  bardzo skomplikowanego. Po prostu 

urządzenie, które uruchomi dzwonek znajdujący się w domu, gdyby ktoś próbował otworzyć 

drzwi. To powinno wystarczyć. 

-  Przykro  mi,  że  choć  przez  chwilę  myślałeś,  że  to  ja.  -  Katy  spojrzała  na  niego  ze 

smutkiem. Uścisnął ją mocno, po czym odstąpił o krok do tyłu. 

-  W  ciągu  ostatnich  dni  zupełnie  zbiłaś  mnie  z tropu,  moja  pani.  Nie  wiedziałem,  na 

jakim  świecie  żyję,  ale  teraz  znów  wszystko  się  unormowało.  Prawda?  -  popatrzył  na  nią  z 

rozmarzeniem. Myślami błądził wokół przeżyć minionej nocy. 

- Nie bardzo wiem, co uważasz za normalne, Garrett. 

-  Dopóki  będzie  tak  jak  tej  nocy,  wszystko  będzie  dobrze.  -  W  głosie  Garretta 

pobrzmiewało zadowolenie i radość. - Wiesz, dużo o tym myślałem. 

- O, to ogromny wysiłek dla mężczyzny. 

-  Nie  bądź  złośliwa.  Mówię  poważnie.  Ty  i  ja  mamy  ze  sobą  wiele  wspólnego  i 

powinniśmy to wykorzystać, W małżeństwie wspólne zainteresowania są bardzo ważne. 

- Od kiedy to jesteś takim ekspertem od małżeństwa? - Uśmiechnęła się, spoglądając 

mu prosto w oczy. Ku jej zaskoczeniu potraktował to pytanie poważnie. 

- Przyznaję, że dopiero się uczę. Ale myślę, że to dobrze, jeśli ludzi coś łączy. Jeden z 

powodów, dla których pobraliśmy się, to przecież wspólne zainteresowania. 

- Chyba masz rację. - Katy utkwiła wzrok w Herosie, zastanawiając się, czego jeszcze 

może  się  spodziewać.  Udało  jej  się  ostatnio  kilka  razy  zbić  Garretta  z  tropu,  ale  to  było 

niczym w porównaniu z tym, do czego on był zdolny wobec niej. 

- Powinniśmy wykorzystać fakt, że mamy ze sobą tyle wspólnego. 

background image

80 

 

- Zgoda - przytaknęła. 

- Myślę, że już czas, by ktoś z powrotem wrzucił cię na konia, Katy. 

-  Niech  ci  to  nawet  przez  myśl  nie  przejdzie  -  ostrzegła.  Przywarła  do  drzwi  stajni, 

wpatrując się niewidzącym wzrokiem w konia. 

- Ależ, Katy, kochanie, pomyśl rozsądnie. - Garrett starał się mówić jak najłagodniej. 

Pogłaskał  ją  delikatnie  po  włosach.  -  Wiem  o  wszystkim,  co  się  wydarzyło  tamtej  nocy. 

Wiem, jak bardzo to przeżyłaś. Ale teraz to już przeszłość. Było, minęło. Tak bardzo lubiłaś 

jeździć konno. Nie ma sensu rezygnować z powodu jednego przykrego doświadczenia. 

-  Przykre  doświadczenie!  Garrett,  ależ  ja  o  mało  nie  zginęłam!  Nie  możesz  sobie 

nawet  wyobrazić  tego,  co  działo  się  tamtej  nocy.  Płomienie,  dym  i  oszalałe  konie.  I  ból. 

Garrett, czy ty masz pojęcie, jak ja cierpiałam?! 

- Kochanie, rozumiem, ale gdybyś miała wypadek samochodowy, prędzej czy później 

znów wsiadłabyś do auta. Tak samo jest z jazdą konną. 

-  Nieprawda,  to  ogromna  różnica.  Mam  swobodę  wyboru  i  zdecydowałam,  że  nigdy 

już  nie  będę  jeździć.  Nie  przekonuj  mnie,  Garrett.  Decyzję  podjęłam  już  dawno.  Jestem 

dorosła i mam prawo robić to, co uważam za stosowne. 

-  Wytworzyłaś  w  sobie  jakąś  fobię.  I  po  co?  Przecież  jazda  konna  stanowiła  część 

twego życia - perswadował Garrett. - Pamiętam, jak pięknie wyglądałaś w siodle. Stawałaś się 

inną  kobietą,  ożywiałaś  się,  rozkwitałaś,  zupełnie  tak  samo  jak  wtedy,  gdy  trzymam  cię  w 

ramionach. 

-  Na  litość  boską,  Garrett.  A  cóż  to  za  bezsensowne  porównanie.  Skąd  ty  możesz 

wiedzieć, jak wyglądałam. Gdy znałeś mnie przed laty, byłam jeszcze dzieckiem. 

- Pamiętam, Katy, dobrze pamiętam. Pamiętam, jak uwielbiałaś pokazy i zawody. Jaka 

byłaś  podniecona  i  dumna  ze  zwycięstwa.  Pamiętam,  ile  godzin  przygotowywałaś  konie  do 

wyjścia na tor. Jaka byłaś ambitna. Jazda konna była dla ciebie najważniejszą rzeczą w życiu. 

A ty byłaś dobra, bardzo dobra. 

- Ludzie się zmieniają, Garrett. Powinieneś to wiedzieć. 

- Owszem, ludzie się zmieniają. Ale pewne rzeczy się nie zmieniają. Kochasz konie i 

byłaś cudowną amazonką. Jazda konna to coś, co możemy robić razem. Co nas łączy. Czas, 

byś  znów  wsiadła  na  konia.  Zbyt  dużo  już  czasu  spędziłaś  na  podsycaniu  w  sobie  strachu.  - 

Garrett uśmiechnął się ciepło. - Pomogę ci przezwyciężyć ten strach. 

- Nie nalegaj, Garrett. 

- Kiedyś będziesz mi jeszcze za to wdzięczna, kochanie. 

background image

81 

 

-  Nie  uszczęśliwiaj  mnie  na  siłę.  -  Katy  była  już  wyraźnie  wściekła.  -  Jeśli  nie 

przestaniesz... 

-  Cicho...  -  Zamknął  jej  usta  pocałunkiem.  -  Uspokój  się,  kochana.  Do  niczego  nie 

chcę  cię  zmuszać.  Niech  czas  to  rozstrzygnie.  Tak  jak  to  było  z  nami.  -  Pocałował  ją  raz 

jeszcze. - Lubię to - wymamrotał między jednym a drugim pocałunkiem. 

- Garrett, rozpraszasz mnie - powiedziała Katy oskarżycielskim tonem, ale jej irytacja 

słabła  pod  wpływem  ciepła  jego  ust.  Ostatniej  nocy  zdecydowała,  że  jeśli  tylko  w  tej 

dziedzinie  mogą  się  naprawdę  porozumieć,  powinna  starać  się  ułatwić  to  porozumienie. 

Problem polegał jedynie na tym, że w takich chwilach jak ta całkowicie ulegała mężczyźnie, 

który  nawet  nie  nauczył  się  jeszcze  jej  kochać.  Ryzyko,  na  które  się  wystawiała,  było 

ogromne i Katy świetnie o tym wiedziała. 

-  Lubię  cię  rozpraszać.  -  Oparł  ją  plecami  o  ścianę  i  przysunął  się  do  niej.  Kolanem 

rozchylał jej nogi, a kiedy ustąpiła pod jego naporem, natychmiast wsunął udo między jej uda. 

- Tak, właśnie tak, kochanie. Zaciśnij nogi tak, jakbyś to zrobiła jadąc na ogierze. No, 

dalej. 

- Ależ, Garrett! Ktoś może nas zobaczyć. - Pożądanie mieszało się w niej ze strachem. 

- Emmett kręci się w pobliżu. Może w każdej chwili wejść. 

- Nie sądzę, aby się odważył, ale jeśli się boisz, to zaraz temu zaradzimy. 

- Co chcesz zrobić? 

- Zgadnij. - Podniósł ją i zarzucił sobie na ramię. 

- Nie! Nie tutaj. Puść mnie, Garrett. Słyszysz? 

- Słyszę. 

Zaniósł ją do pustego boksu, gdzie złożono siano i słomę. Starannie zamknął drzwi do 

stajni. Natychmiast zrobiło się ciemno. Promienie słońca sączyły się jedynie przez szpary w 

ścianach. Garrett ostrożnie ułożył Katy na sianie. 

- Wciąż jeszcze nie przyzwyczaiłaś się do roli żony. 

- To źle czy dobrze? - Przeraziła się na samą myśl o tym, jak na niego działa. - Myślę, 

że to ty powinieneś mi pomóc przyzwyczaić się do tej roli. 

- Oczywiście, to mój słodki obowiązek - zapewnił, kładąc się obok. Oczy błyszczały 

mu tak samo jak ostatniej nocy. 

Katy westchnęła i objęła go za szyję. Pod wpływem jego wzroku zaczynała poddawać 

się całkowicie zmysłom i wszechogarniającemu ją pożądaniu. 

Garrett pospiesznie ściągnął ubranie z siebie i z niej. Później przewrócił się na plecy i 

background image

82 

 

chwycił ją w pasie. Pragnął jej i ona go pragnęła. Dotknął najintymniejszego miejsca, a kiedy 

jęknęła, zamruczał z rozkoszy. 

Pomału  położył  ją  na  sobie,  przykrywając  się  jej  ciałem.  Drżała  pod  dotykiem  jego 

dłoni. 

- Pokaż mi, jaki dobry z ciebie jeździec - powiedział chrapliwym głosem. 

A później roześmiał się z radości i satysfakcji, czując, jak jej palce wbijają się w skórę 

jego ramienia. W chwilę później już się nie śmiał. 

Oboje zatracili się w namiętności. 

W jakiś czas później Garrett poruszył się. Katy zsunęła się z niego. 

-  Przypomnij  mi,  żebym  następnym  razem  odliczył  do  dziesięciu,  zanim  to  zrobię.  - 

Otrzepał  źdźbła  słomy  i  podał  Katy  ubranie.  -  Człowiek  może  się  nieźle poranić  uprawiając 

miłość na słomie. 

- A ja myślałam, że to romantyczne. 

- To dlatego, że byłaś na górze. - Wstał i włożył dżinsy. 

- Do mnie masz pretensje? Przecież to był twój pomysł. - Katy włożyła bluzkę. 

-  Hej,  chciałem  cię  tylko  trochę  podrażnić.  Naprawdę  sądzisz,  że  to  było 

romantyczne? - Spoważniał nagle. 

Zawahała  się,  po  czym  szybko  skinęła  głową.  Garrett  wyglądał  na  zadowolonego  z 

siebie. 

-  Cóż,  nigdy  bym  nie  myślał...  Mniejsza  o  to.  A  więc  to  było  romantyczne?  - 

powtórzył. 

- Uhm. 

- W takim razie może kiedyś to powtórzymy. Mężczyzna musi być gotów do pewnych 

poświęceń dla swojej kobiety. 

- Naprawdę? - uśmiechnęła się. 

-  Naprawdę.  -  Zapiął  koszulę  i  popatrzył  z  zainteresowaniem  właściciela,  jak  Katy 

pomału się ubiera. Nagle uśmiech zniknął mu z twarzy, spoważniał. 

- Coś się stało? - spytała zaniepokojona. 

-  Myślałem  właśnie  o  tym,  co  powiedział  Bracken.  Że  to  kobieta  mogła  w  nocy 

wypuścić Herosa. 

- Znowu zaczynasz? - Katy ogarnął lęk. - Znów wracasz do tego samego? Teraz, gdy 

już zrobiłeś sobie przyjemność na słomie, znów się zastanawiasz, czy to jednak nie ja? 

-  Uspokój  się.  -  W  głosie  Garretta  brzmiało  ostrzeżenie.  -  Strasznie  jesteś  dziś 

background image

83 

 

nerwowa. Daj mi skończyć. Wcale nie myślę, że  to ty. Doskonale wiem,  że nie. Coś innego 

nie daje mi spokoju. 

- Co mianowicie? 

-  Zastanawiałem  się,  skąd  Brackenowi  przyszło  do  głowy,  że  to  mogłaś  zrobić  ty. 

Powiedział coś o kobiecie, która czuje się skrzywdzona. 

- Wiem, skąd wpadł na ten pomysł. - Katy umknęła wzrokiem w bok. 

- Taak? Mam nadzieję, że nie będziesz tego przede mną ukrywać - powiedział Garrett 

z lekką pretensją w głosie. 

-  Nadine  zauważyła,  że...  że  nie  spaliśmy  razem.  -  Katy  westchnęła.  -  Sprzątała 

mieszkanie  i  zobaczyła,  że  spaliśmy  w  osobnych  pokojach.  Trochę  to  dziwne  jak  na  parę 

nowożeńców  w  czasie  miodowego  miesiąca.  Usłyszała  także  to,  co  mówiłeś  wczoraj  po 

wyjściu  Huttona.  Podejrzewam,  że  wyciągnęła  z  tego  swoje  własne  wnioski  i  podzieliła  się 

nimi z mężem. 

- Ach, tak. - Garrett oparł się o drzwi. - Teraz rozumiem. Ostatnio zachowywałaś się 

jak kobieta skrzywdzona, czy tak? 

- Nie zauważyłam. 

- To dlatego  Bracken tak powiedział - roześmiał się Garrett. - Ale już po wszystkim, 

prawda? Sytuacja między nami znów się unormowała. Nie będzie już więcej burz i napadów 

gniewu. Żadnych ataków zdenerwowania panny młodej. 

- Jak rozkażesz, Garrett - powiedziała ze sztuczną słodyczą w głosie. 

Roześmiał się, przytulił ją i pocałował w czubek głowy. 

- No, chodźmy, moja pani. Trzeba coś zjeść i napić się kawy. Zostały może bułeczki 

ze śniadania? 

- Przecież zjadłeś je godzinę temu. 

- Widocznie wzmaga mi się apetyt.  

Akurat wchodzili do kuchni, gdy zadzwonił telefon. 

Garrett podniósł słuchawkę. Z jego słów Katy domyśliła się, że musiało wydarzyć się 

coś poważnego w firmie, coś, co można było załatwić tylko z nim. 

- W porządku, Carson, uspokój się. Czy Layton tam jest? Co u diabła ma znaczyć, że 

ma urlop? Ściągnij go, niech wraca do biura. - Zaklął pod nosem. - Dobrze, już dobrze, słyszę 

cię. Nie sposób  go ściągnąć. A niech to! Następnym razem, gdy  będzie  brał wolne, upewnij 

się,  czy  jedzie  gdzieś,  gdzie  są  telefony.  Wygląda  na  to,  że  muszę  wyjechać.  -  Spojrzał  na 

zegarek.  -  Mogę  być  późnym  popołudniem.  Powiedz  Bisby'emu,  żeby  nie  popuszczał.  Bank 

background image

84 

 

nie może działać tak szybko jak my. Nie straci swojej ziemi w ciągu następnych czterdziestu 

ośmiu godzin. Dostanie pożyczkę. Zobaczymy się o trzeciej. A teraz trzymaj rękę na pulsie. 

Dopóki nie przyjadę. 

Katy  słuchała,  jak  Garrett  wydawał  polecenia  świadczące  o  jego  dobrej  znajomości 

pracy banków i księgowości. Odwiesił wreszcie z irytacją słuchawkę. Sięgnął po kawę. 

- Słyszałaś? - spytał. 

- Pojedziesz do biura po południu? - Katy usiadła obok niego. 

-  Obawiam  się,  że  będę  musiał.  W  tym  miesiącu  personel  pracuje  w  uszczuplonym 

składzie, a szef biura, Layton, wyjechał gdzieś do Meksyku i nie sposób go znaleźć. Jeden z 

naszych klientów ma problemy z bankiem. W normalnej sytuacji nie zajmowałbym się tym, 

ale w tym wypadku wszystko wskazuje na to, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce. 

-  Będzie  to  dobra  okazja,  bym  mogła  zapoznać  się  z  pracą  jednego  z  twoich  biur  - 

powiedziała Katy. - Zostaniemy tam na noc? 

-  Ja  zostanę.  -  Garrett  potrząsnął  głową.  -  Ty  zostaniesz  tutaj.  Nie  ma  sensu,  byś  ze 

mną jechała. Wrócę jutro. Przecież to wciąż jeszcze nasz miodowy miesiąc, zapomniałaś? 

- Wiem - uśmiechnęła się Katy. - Ale coś mi się wydaje, że to małżeństwo partnerów 

w  interesach.  Od  początku  to  podkreślałeś,  czyż  nie?  A  więc  nadarza  się  doskonała  okazja, 

bym się zapoznała ze swoją nową pracą. 

-  Będzie  jeszcze  niejedna  okazja,  gdy  skończy  się  miesiąc  miodowy  -  obstawał  przy 

swoim Garrett. 

-  Po  co  zwlekać?  Pojadę  z  tobą  już  dzisiaj.  Poznam  twoich  pracowników  i  zobaczę, 

jak działa biuro w trudnej sytuacji. 

- Trudna sytuacja nie jest najlepszym momentem, by uczyć się nowych obowiązków - 

uciął Garrett. - Będziesz tylko przeszkadzać. 

- Postaram się nie wchodzić wam w drogę. - Katy zaczynała już być zła. 

-  Zostaniesz  w  domu  -  oświadczył  Garrett  tonem  nie  znoszącym  sprzeciwu.  -  Do 

diabła,  dopiero  co  wyszłaś  za  maż.  Jeszcze  nie  czas,  byś  zawracała  sobie  głowę  takimi 

prawami. 

-  Dlaczego  nie?  -  spytała  z  oburzeniem.  -  Przecież  w  tym  celu  mnie  nająłeś.  Abym 

pracowała dla Coltrane'a i spółki. 

- Nająłem. - Garrett z trzaskiem odstawił filiżankę. - O czym ty, do cholery, mówisz? 

Ja cię nie nająłem, ja cię poślubiłem, kobieto! 

- Przepraszam, przejęzyczyłam się. 

background image

85 

 

-  Przejęzyczyłaś?  -  Garrett  nie  dowierzał  własnym  uszom.  -  Użyłaś  słowa  „nająć” 

zamiast „poślubić” i mówisz, że to przejęzyczenie? 

- Uspokój się, Garrett. Powiedziałam przecież, że to była pomyłka. - Katy natychmiast 

pożałowała swoich słów. 

-  Cholerna  pomyłka.  -  Garrett  wstał,  oczy  pałały  mu  gniewem.  -  Pozwól,  że  ci  coś 

wyjaśnię,  Katy  Coltrane.  Dwa  tygodnie  temu  nie  podpisywałaś  umowy  o  pracę,  tylko 

świadectwo ślubu. Chcę, żebyś o tym pamiętała. To nie okres próbny, lecz miodowy miesiąc. 

Jesteś moją żoną, a nie moją pracownicą. Spróbuj zastanowić się przez następne dwadzieścia 

cztery godziny, na czym to polega. 

- Garrett... 

- Wezwę człowieka, który zakłada w domach alarm. Może zainstaluje jakiś w stajni. 

Wyszedł z kuchni, zostawiając Katy całkowicie zdezorientowaną. Ręce jej drżały, gdy 

podnosiła do ust kubek z kawą. 

Pociągnęła długi łyk i odstawiła kubek. Uśmiechnęła się do siebie. Gdyby miała przed 

sobą lustro, zobaczyłaby swoje błyszczące radością oczy. 

Uczenie  Garretta  Coltrane'a  miłości  było  sprawą  ryzykowną,  ale  była  na  to 

przygotowana. 

Nie  była  natomiast  przygotowana  na  odkrywanie  tajemnic  własnej  natury.  Było  coś 

podniecającego  w  prowokowaniu  Garretta,  nawet  jeśli  koniec  końców  to  on  brał  górę.  Tak 

samo jak podniecające było uprawianie z nim miłości. 

Tak czy inaczej wreszcie zaczął ją dostrzegać. 

Nigdy  jeszcze,  od  czasu  gdy  po  raz  ostatni  zdobyła  nagrodę  dosiadając  jednego  z 

arabów ojca, nie czuła się tak dobrze jak w tej chwili. 

background image

86 

 

ROZDZIAŁ 8 

 

Tej nocy duży dom wydawał się wyjątkowo pusty. Katy nalała sobie kieliszek wina i 

przygotowała  kolację.  Zjadła  w  kuchni.  Włączyła  telewizor,  aby  obejrzeć  wiadomości,  ale 

szybko go wyłączyła. Chwilę poczytała, po czym sięgnęła po brandy. Miała przed sobą długą, 

samotną noc. 

Gdy  wreszcie  około  dziesiątej  wieczór  zdecydowała  się  pójść  spać,  małżeńska 

sypialnia  wydala  jej  się  większa  niż  zazwyczaj  i  odpychająca.  Brakuje  w  niej  mężczyzny, 

stwierdziła  rozbierając  się  powoli.  Gdy  był  tutaj  Garrett,  pokój  od  razu  stawał  się 

przytulniejszy. 

Ogromne łóżko też wydawało się obce bez niego. Czuła się w nim jakaś bezbronna i 

samotna. To dziwne, pomyślała. Tylko jedną noc spędziła tutaj z mężem, a już przywykła do 

jego obecności. Zastanawiała się, czy Garrett ucieszyłby się widząc, że za nim tęskni. Miała 

nadzieję, że i on czuje się samotny tej nocy. 

Nie  trzeba  było  mieć  wybujałej  wyobraźni,  aby  domyślić  się,  dlaczego  nie  chciał 

zabrać jej ze sobą.  Katy  czuła, że na swój męski, szowinistyczny sposób  próbował najpierw 

przyzwyczaić  ją  do  roli  żony,  a  dopiero  później  partnerki  w  interesach.  Było  w  tym  coś 

wzruszającego. Nie chciał, by zaangażowała się w swoją nową pracę, zanim ich stosunki nie 

ułożą się tak, jak na dobre małżeństwo przystało. 

Nie wiedziała, czy Garrett zdaje sobie sprawę z logiki swego postępowania, ale sama 

myśl  o  tym  napełniła  ją  otuchą.  Uśmiechnęła  się.  Mimo  wszystko  Garrett  doszedł  do 

wniosku, że ich osobiste stosunki są ważniejsze niż współpraca zawodowa. 

Być może pewnego dnia dojdzie nawet do wniosku, że jest zakochany. 

Jakby  w  odpowiedzi  na  to  przypuszczenie  rozległ  się  dzwonek  telefonu.  Podniosła 

słuchawkę. 

- Halo? 

-  Dobry  wieczór,  Katy,  to  ja.  -  W  słuchawce  rozległ  się  ożywiony  głos  Garretta. 

Najwyraźniej nie zamierzał kłaść się spać. - Pomyślałem sobie, że zadzwonię dowiedzieć się, 

co słychać. 

-  Wszystko  dobrze.  -  Usiadła  i  zapaliła  lampkę.  -  Właśnie  się  położyłam.  A  co  u 

ciebie? 

- Jakoś to będzie. Widziałem się z właścicielem banku i uzgodniłem odroczenie spłaty. 

Jutro mam tutaj jeszcze parę spraw do załatwienia. Wrócę dopiero po południu. 

background image

87 

 

- Dobrze. 

- Tęsknisz za mną? - spytał od niechcenia. 

- Tak, mówiąc szczerze, tak - odparła. Zaległa cisza. 

- Ja też za tobą tęsknię - usłyszała po chwili głos Garretta. - Wolałbym teraz być z tobą 

w łóżku, niż siedzieć tutaj przy biurku. 

Katy usłyszała w tle jakiś męski głos. 

- Nie jesteś sam? 

-  Nie,  zostało  ze  mną  paru  pracowników.  Sprawdziliście  z  Emmettem  system 

alarmowy? Ja już nie zdążyłem. 

- Oczywiście. Działa bez zarzutu. Sprawdziliśmy i w domu, i u Emmetta. Wiedziałeś, 

że Emmett ma pistolet? Trzyma go na kominku, w pudełku po cygarach. Pokazał mi go, gdy 

sprawdzaliśmy alarm. 

-  Nie  wiedziałem,  ale  wcale  mnie  to  nie  zaskakuje.  -  Zamilkł  na  moment.  -  Biorąc 

jednak pod uwagę, ile pije, nie uważam, by to było zbyt bezpieczne. 

- Też tak myślę - zgodziła się Katy. - Chociaż mam wrażenie, że jest takim rodzajem 

pijaka, który raczej zasypia, a nie rozrabia. 

- Sam nie wiem,  Katy.  Nie chciałbym ich zwalniać, ale nie jestem pewien, czy  mam 

ochotę ich zatrzymać. W końcu to Atwood powinien się o to martwić. 

Masz rację. 

-  No  cóż,  porozmawiamy,  kiedy  wrócę.  Dzisiaj  i  tak  mam  sporo  na  głowie.  Śpij 

dobrze, kochanie. Do zobaczenia jutro. 

Katy  z  westchnieniem  odłożyła  słuchawkę.  Nie  pożegnali  się  w  zasadzie  jak 

kochankowie, ale słyszała w jego glosie cień czułości. Garrett troszczył się o nią. Była o tym 

przekonana. Musi być pewna, bo na tej pewności opiera swoje przyszłe szczęście. 

Gdy sięgnęła, by wyłączyć lampkę, zauważyła, że na małym porcelanowym talerzyku 

na toaletce coś lśni. Czyżby zostawiła pierścionek? Po chwili wiedziała już, co to jest. 

Garrett przed wyjazdem do biura zostawił obrączkę. 

Cały  optymizm  Katy  nagle  prysł.  Wstała  i  podeszła  do  toaletki.  Wzięła  do  ręki 

obrączkę  i  wpatrywała  się  w  nią  z  głębokim  smutkiem.  Symbol  małżeństwa  tak  niewiele 

znaczył dla Garretta, że po prostu mógł go zdjąć i zapomnieć z powrotem włożyć na palec. 

Zaczynała  wzbierać  w  niej  złość.  Za  każdym  razem,  gdy  wydawało  jej  się,  że  zdoła 

nauczyć Garretta miłości, przytrafiało się coś, co niweczyło te nadzieje. 

Wyobraziła  sobie  Garretta  w  biurze  wśród  współpracowników.  Siedzi  przy  biurku, 

background image

88 

 

świeżo upieczony małżonek, i nawet nie przejmuje się tym, że zapomniał obrączki. 

Zdjęła swoją i położyła ją obok. Od razu poczuła się trochę lepiej. 

W trzy godziny później obudziła się przerażona. Była zlana potem. Przez parę sekund 

usiłowała zidentyfikować przeraźliwy dźwięk, który wyrwał ją ze snu. 

Był to system alarmowy zainstalowany w stajni Herosa. 

Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka. W pośpiechu naciągnęła szlafrok i zbiegła na 

dół, do holu, zapalając po drodze wszystkie światła. Niezależnie od tego, kto był przy stajni, 

zauważy, że gospodarze się obudzili. 

Gdy była już u drzwi, nagle poczuła przeszywający ból w kostce. Z trudem utrzymała 

się  na  nogach.  Pokuśtykała  w  kierunku  stajni.  Zobaczyła  jakiś  cień.  To  tylko  dziecko, 

uspokajała  samą  siebie.  Tylko  dziecko.  Dopiero  teraz  uprzytomniła  sobie,  że  przecież  jest 

całkowicie bezbronna. 

-  Hej,  ty  tam!  -  krzyknęła  najgroźniej  jak  potrafiła.  -  Wynoś  się,  wynoś  się  stąd,  bo 

wezwę policję! To teren prywatny! 

- Spokojnie, pani Coltrane, to ja, Emmett Bracken. 

 Odetchnęła na dźwięk znajomego głosu. 

-  Emmett!  Na  litość  boską,  ale  mnie  przestraszyłeś.  Alarm  słychać  było  w  całym 

domu. Myślałam, że znów ktoś się włamuje do stajni. 

Katy z trudem łapała oddech. Wykręcona kostka bolała ją coraz bardziej. 

- Obudziłem się i nie mogłem zasnąć - tłumaczył się Bracken. - Pomyślałem, że wyjdę 

odetchnąć  trochę  świeżym  powietrzem.  Chciałem  sprawdzić,  co  u  Herosa,  i  chyba  przez 

pomyłkę włączyłem alarm. Obiecałem pani mężowi, że będę miał na wszystko oko, kiedy go 

nie  będzie.  Przepraszam,  że  panią  przestraszyłem.  Powinienem  był  lepiej  słuchać,  gdy  facet 

wyjaśniał  mi,  jak  to  działa.  Wszystko  w  porządku,  pani  Coltrane?  -  Bracken  podszedł  do 

Katy. 

- Tak  - powiedziała przez zęby. - Chyba skręciłam nogę w kostce, ale to  głupstwo.  - 

Rozejrzała się wokół. Wszędzie panował spokój. Weszła do stajni i zapaliła światło. 

Heros wyglądał na zaspanego. Chyba zdziwiła go ta nocna wizyta. 

Katy uśmiechnęła się i pogładziła konia po karku. 

- Przepraszam, że cię obudziłam, Herosie. Śpij dalej.  

Koń cofnął się do boksu. W chwilę później jego równomierny oddech potwierdził, że 

posłuchał rady Katy. 

- Wszystko w porządku - powiedział Emmett zaglądając do stajni. - To tylko fałszywy 

background image

89 

 

alarm. Naprawdę bardzo mi przykro. 

-  Już  dobrze,  Emmett.  Myślę,  że  trzeba  czasu,  abyśmy  się  przyzwyczaili  do  tego 

systemu. Do zobaczenia jutro. - Katy zgasiła światło i wyszła ze stajni. 

- Mam pani pomóc? Ta pani kostka jest chyba bardzo słaba. 

- Dam sobie radę. To nie pierwszy raz. Nie martw się, wiem. co zrobić. Cholerny ból - 

zaklęła pod nosem i powlokła się do domu. 

No  tak,  to  tyle  bohaterstwa.  Coś  jej  mówiło,  że  Garrett  będzie  wściekły,  gdy  dowie 

się, co wydarzyło się tej nocy. 

Garrett wracał do domu z jak najlepszymi przeczuciami. Przez chwilę zastanawiał się, 

skąd  ten  nastrój.  To  jasne.  Dotychczas  wracał  do  pustego  domu.  Teraz  czekała  na  niego 

kobieta i już sama ta myśl wydawała mu się nierealna. 

Nie była to byle jaka kobieta. To żona. Jego żona, Katy. 

Delektował  się  myślą  o  tym,  że  czeka  na  niego  przy  wejściu  z  kieliszkiem  wina  na 

powitanie.  Wróci  na  kolację,  a  więc  na  pewno  przygotuje  coś  dobrego.  Koniec  końców 

posiadanie żony wcale nie jest takie złe. 

Po latach zmian, niepewności, braku stabilizacji z przyjemnością myślał, że wreszcie 

jest w jego życiu coś stałego. 

Stałego? Nagle ogarnęły go wątpliwości. Przecież tak na dobrą sprawę niczego sobie z 

Katy  nie  wyjaśnili  do  końca.  Żadne  z  nich  nie  poruszyło  nieprzyjemnego  tematu 

uzgodnionych trzech miesięcy. 

Garrett  zacisnął  wargi.  Cały  ten  idiotyzm  mają  już  za  sobą.  Katy  skapitulowała 

przecież  dwie  noce  temu,  po  przyjęciu  u  Huttona.  Oddała  mu  się  z  takim  samym  słodkim, 

zmysłowym  zapałem  jak  w  noc  poślubną.  Nie  jest  kobietą,  która  zachowałaby  się  w  ten 

sposób, gdyby nie była zaangażowana, przekonywał sam siebie. 

Musiał jednak pogodzić się z faktem, że dowiadywał się o Katy wciąż czegoś nowego. 

Była  osobą  o  wiele  bardziej  skomplikowaną,  niż  początkowo  myślał.  Nie  podejrzewał  jej  o 

taką zapalczywość i upór. Nie miał pojęcia, co naprawdę myśli. 

Przypomniał  sobie  jej  słowa,  gdy  wracali  z  przyjęcia  u  Huttona.  Nie  wspomniała  o 

terminie trzech miesięcy. Powiedziała tylko, że będą znów ze sobą spali, gdyż w przeciwnym 

razie byłoby im zbyt trudno mieszkać razem. 

Chyba nie jest możliwe, by zdecydowała się tylko na przygodę trwającą trzy miesiące. 

Przeszedł  go  zimny  dreszcz.  Wiele  ważnych  spraw  należało  jeszcze  wyjaśnić.  Nie 

chciał,  by  pozostały  jakiekolwiek  niedomówienia.  Pragnął  nade  wszystko  mieć  pewność,  że 

background image

90 

 

Katy czuje się związana małżeńską przysięgą. 

Pamiętał, jaka była zła wczoraj, gdy powiedział jej, że pojedzie do Fresno sam. Może 

powinien był wziąć ją ze sobą. Ale prawdę mówiąc nie chciał, aby zajmowała się sprawami 

zawodowymi na samym początku miodowego miesiąca. Wolał, żeby najpierw przyzwyczaiła 

się do roli żony. 

Nie  potrafił  jej  jednak  tego  wytłumaczyć,  nie  był  zresztą  wcale  pewien,  czy 

zaakceptowałaby jego wyjaśnienia, nawet gdyby znalazł właściwe słowa. Tak więc skończyło 

się na tym, że polecił jej zostać w domu. 

Zaklął  pod  nosem.  Chyba  źle  to  rozegrał.  Musi  się  jeszcze  wiele  nauczyć,  jeśli  chce 

właściwie postępować z taką kobietą jak Katy. 

W  godzinę  później  skręcił  w  długą,  wysadzaną  drzewami  aleję  z  uczuciem  ulgi. 

Wreszcie jest w domu i Katy na niego czeka. Dziś wieczór wyjaśnią sobie wreszcie wszystkie 

istniejące jeszcze wątpliwości. 

Ale gdy podjechał pod dom i wysiadł z samochodu, nie zobaczył Katy na progu. Nie 

pojawiła  się  również,  gdy  otworzył  frontowe  drzwi  i  wszedł  do  holu.  W  domu  panowała 

cisza.  Garrett  zebrał  się  w  sobie,  jak  gdyby  czekała  go  jakaś  fizyczna  próba  sił.  Wszedł  na 

schody prowadzące do sypialni. Przeczuwał, że coś jest nie w porządku. 

Pierwszą  rzeczą,  jaka  rzuciła  mu  się  w  oczy,  gdy  otworzył  drzwi  sypialni,  był 

błyszczący  przedmiot  na  toaletce.  Odruchowo  dotknął  serdecznego  palca.  Oczywiście, 

zapomniał włożyć obrączkę, gdy wczoraj rano wrócił ze stajni. Wciąż jeszcze się do niej nie 

przyzwyczaił. 

Po chwili obok swojej obrączki spostrzegł drugą. W tym momencie poczuł się tak, jak 

gdyby ktoś z całej siły uderzył go w żołądek. 

Katy  usiadła  na  kamieniu  i  wpatrywała  się  w  ocean.  Bryza  wiejąca  od  morza  nie 

zwiastowała niczego dobrego. Zanosiło się na burzę. 

Delikatnie dotknęła nadwerężonej kostki. Z trudem nią poruszała, ale ból nieco zelżał. 

Najwidoczniej  nie  skręciła  jej  tak  silnie,  jak  się  obawiała.  Nie  powinna  była  jednak  iść  nad 

morze po obiedzie. Zajęło jej to więcej czasu, niż przewidywała. 

Nie  była  jednak  w  stanie  siedzieć  bezczynnie  w  oczekiwaniu  na  powrót  Garretta. 

Nagle  poczuła  gwałtowną  potrzebę  popatrzenia  na  ocean  i  teraz  tego  żałowała. 

Usprawiedliwiała  się  wmawiając  sobie,  że  musiała  rozruszać  zesztywniałą  kostkę,  ale  teraz 

wiedziała już, że powinna była raczej dać jej odpocząć. 

Jeszcze  miesiąc  temu  nie  zrobiłaby  niczego  pod  wpływem  chwilowego  impulsu. 

background image

91 

 

Małżeństwo z Garrettem Coltrane'em wytrąciło ją z normalnego, spokojnego rytmu. Sama nie 

wiedziała,  czy  to  dobrze,  czy  nie.  Wiedziała  tylko,  że  się  zmieniła  i  to  nieodwracalnie.  Nie 

wyobrażała sobie, by mogła stać się na powrót tą spokojną, zrównoważoną osobą co kiedyś, 

prowadzącą  spokojne,  unormowane  życie.  Tak  czy  inaczej  małżeństwo  ją  odmieniło.  Mogła 

tylko mieć nadzieję, że i Garrett się zmieni. 

Wiatr  był  coraz  silniejszy.  Nad  horyzontem  zawisły  czarne  chmury.  Katy  zapięła 

kurtkę pod szyję i wstała. Przy takim tempie, w jakim się dzisiaj porusza, nieprędko dotrze do 

domu. 

Była właśnie mniej więcej w połowie drogi, gdy nagle ujrzała przed sobą jakąś ciemną 

postać  wpatrującą  się  w  ocean.  W  pierwszej  chwili  jej  nie  poznała,  ale  gdy  zauważyła 

rozwiane na wietrze siwe włosy, wiedziała już, kogo ma przed sobą. 

-  Nadine!  -  zawołała,  podchodząc  wolno  do  stojącej  kobiety.  Odpowiedziało  jej 

milczenie. Przypuszczalnie szum wiatru zagłuszył wołanie. Wzruszyła ramionami. Chciała się 

już  oddalić,  gdy  coś  ją  powstrzymało.  W  ciemnej  postaci  stojącej  na  skale  było  coś  tak 

rozpaczliwego, że zawróciła. Podeszła bliżej do Nadine. 

-  Obserwujesz  morze  -  zagadnęła.  -  Pewnie  będzie  burza,  prawda?  Robi  się  zimno  i 

zaraz zacznie padać. Może wrócimy razem? 

W  pierwszej  chwili  myślała,  że  nie  doczeka  się  odpowiedzi,  ale  Nadine  powoli 

odwróciła  głowę. Na widok wyrazu jej oczu Katy  przeraziła się. Kobieta patrzyła na nią jak 

na kogoś całkiem obcego. 

- Nic ci nie jest, Nadine? - spytała z niepokojem. 

- Ależ skąd, wszystko w porządku. - Nadine wciąż spoglądała na kłębiące się w dole 

fale. - A co pani tutaj robi? 

-  Po  prostu  wyszłam  się  przejść.  -  Katy  starała  się,  by  jej  głos  zabrzmiał  jak 

najpogodniej  i  beztrosko.  Nie  miała  pojęcia,  w  jakim  nastroju  jest  Nadine.  Być  może  wcale 

nie  jest  zadowolona  z  tego  spotkania.  -  W  nocy  nadwerężyłam  sobie  nogę  w  kostce  i 

pomyślałam, że dobrze byłoby ją rozruszać. 

- Co jest z pani kostką? - spytała obojętnie Nadine. 

- To stara historia. Przed laty miałam wypadek. Czasem, gdy zrobię nieopatrzny ruch, 

dokucza mi ból. W nocy biegłam do stajni, potknęłam się i znów się zaczęło. 

- Emmett mówił, że alarm włączył się przez przypadek.  

Nadine popatrzyła na nią nieodgadnionym wzrokiem. 

-  Tak.  Coś  tam  chyba  jest  nie  w  porządku  z  systemem  bezpieczeństwa.  Trzeba  się 

background image

92 

 

przyzwyczaić do fałszywych alarmów. 

Zaległa cisza. Katy już chciała odejść, ale się zawahała. 

-  Jakoś  tu  nieprzyjemnie,  Nadine  -  odezwała  się.  -  Wracaj  ze  mną.  Napijemy  się 

gorącej herbaty. 

- To się tutaj stało, wie pani? - Nadine potrząsnęła głową. 

- Co takiego? - spytała Katy ze zdumieniem. 

- To tutaj ten chłopak został zabity. 

- Syn Silasa Atwooda? Tutaj zginął? - Katy popatrzyła w dół. 

-  Właśnie.  Był  na  dole  na  plaży,  pił  z  kolegami.  Urządzali  sobie  zabawę.  Ot,  taka 

grupka chłopaków. Olbrzymie ognisko i za dużo alkoholu. Wie pani, jakie te wyrostki są. Za 

grosz  rozumu.  Zaczęli  jeden  drugiego  podpuszczać,  żeby  się  wspiąć  na  tę  skalę,  zamiast 

wracać ścieżką. 

-  Po  ciemku?  -  Katy  zadrżała  spoglądając  w  dół.  Skała  była  niemal  pionowa.  Nie 

bardzo było o co oprzeć stopę ani czego się uchwycić. 

- Dwóm się udało. Ale kiedy Brent Atwood zaczął się wspinać, ześliznął się. Spadł i 

złamał kark. 

- To straszne. 

- Potem wszystko się zmieniło - wyszeptała Nadine. - Wszystko. Nic już nie było tak 

jak dawniej. 

Po  chwili  kobieta  bez  słowa  odwróciła  się  i  zaczęła  powoli  iść  ku  domowi.  Katy 

chciała jeszcze coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Nadine najwyraźniej nie miała ochoty ani 

na towarzystwo, ani na rozmowę. Katy poczuła nagle sympatię do tej starszej kobiety, ale nie 

bardzo  wiedziała,  co  mogłaby  zrobić.  Najwyraźniej  Nadine  była  bardzo  przywiązana  do 

Atwoodów. 

Katy  ruszyła  w  stronę  domu.  Właśnie  otwierała  drzwi  do  kuchni,  gdy  lunął  deszcz. 

Weszła  do  środka  i  nastawiła  wodę  na  herbatę.  W  tym  momencie  zauważyła  na  podjeździe 

samochód Garretta. A więc już wrócił. 

- Garrett? - zawołała. 

Nagle  ogarnęło  ją  podniecenie.  Odstawiła  czajnik  i  weszła  do  salonu.  Tu  też  go  nie 

było. 

- Garrett? Gdzie jesteś? - Postanowiła sprawdzić w sypialni. 

Zobaczyła  go  obok  toaletki.  Popatrzył  na  nią  bacznie.  Prawą  dłoń  ścisnął  w  pięść. 

Katy poczuła nagłą ochotę rzucić się w jego ramiona. Ale tylko się uśmiechnęła. 

background image

93 

 

-  Witaj,  Garrett.  Nawet  nie  pomyślałam,  że  możesz  już  być  w  domu.  Byłam  na 

spacerze, na skałach. Jak ci się jechało? 

-  Dobrze.  -  Oczy  płonęły  mu  dziwnym  blaskiem.  -  Nie  było  żadnych  problemów, 

dopóki nie wszedłem tutaj i nie znalazłem tego. - Otworzył dłoń pokazując dwie obrączki. 

Katy spojrzała ostrożnie na lśniące kółeczka i nagle uświadomiła sobie, że porusza się 

po  niebezpiecznym  gruncie.  Przecież  to  on  zaczął,  przekonywała  samą  siebie.  Uśmiechnęła 

się niepewnie. 

- Coś się stało, Garrett? 

- Gdy parę minut temu znalazłem twoją obrączkę, przeszło mi przez myśl, że ode mnie 

odeszłaś - powiedział gwałtownie. 

-  Jak  widzisz,  jestem  -  uśmiechnęła  się  z  trudem.  Podeszła  do  niego  i  wspięła  się  na 

palce muskając go wargami, po czym szybko cofnęła się o krok. 

- Jesteś głodny? Zaraz będzie kolacja. A może najpierw wypijemy drinka? 

- Do diabła, Katy, ja chcę z tobą porozmawiać. 

- O czym? - Popatrzyła na niego z miną niewiniątka. 

- O tym, że znalazłem tutaj twoją obrączkę. Możesz mi to wyjaśnić? 

- A co tu jest do wyjaśniania? Twoja też tu leżała. Coś ty taki zły? 

- Powiedziałem ci przecież. Myślałem, że odeszłaś. 

- Ale nie odeszłam. 

- Widzę. A teraz chcę wiedzieć, dlaczego zdjęłaś obrączkę i położyłaś ją tutaj? 

- Ależ to proste, Garrett. Bo twoja tutaj leżała. Wybacz, ale muszę wypłukać sałatę. 

Chwycił ją, zanim doszła do drzwi. Spojrzał jej prosto w twarz. 

- Katy, w co ty ze mną grasz? 

- Nie wiem, o czym mówisz. - Potrząsnęła głową. 

- Nie wiesz? Czy chcesz mi wmówić, że dlatego zdjęłaś obrączkę, że ja zostawiłem tu 

swoją? 

-  Zdaje  się,  że  oboje  chcieliśmy,  żeby  to  małżeństwo  było  całkowicie  równoprawne, 

czyż nie? - odpowiedziała z uśmiechem. 

- A teraz posłuchaj mnie, moja pani, i to słuchaj dobrze - powiedział, akcentując każde 

słowo.  -  Zdjąłem  obrączkę  wczoraj,  gdy  szedłem  do  stajni.  Przy  pracy  z  narzędziami 

przeszkadza,  a  nawet  może  być  niebezpieczna.  Gdy  jechałem  do  biura,  spieszyłem  się,  nie 

pamiętasz?  Wrzuciłem  rzeczy  do  torby  i  wyszedłem.  Po  prostu  zapomniałem  włożyć 

obrączkę, to wszystko. 

background image

94 

 

- Może następnym razem będziesz pamiętał - bąknęła, cofając się jeszcze o krok. 

-  Ty  mała  czarownico.  -  Tym  razem  udało  mu  się  chwycić  ją  za  ramiona  i 

przytrzymać.  -  Co  to,  u  diabła,  ma  znaczyć?  -  Popatrzył  na  nią  bacznie.  -  Próbujesz  dać  mi 

nauczkę, tak? 

-  Właściwie  -  zaczęła  Katy  -  gdy  zauważyłam  obrączkę  na  toaletce,  akurat 

rozmawiałam  z  tobą  przez  telefon.  Pomyślałam  sobie,  że  jesteś  tam,  w  pięknym  mieście, 

będziesz pracował do późna, a potem pewno pójdziesz z kimś na drinka. Wszyscy oczywiście 

wiedzą,  że  dopiero  co  się  ożeniłeś  i  przypuszczalnie  zechcą  zobaczyć  nową  obrączkę. 

Zastanawiałam się, co sobie pomyślą, gdy zauważą, że jej nie masz. 

- Tylko kobieta może wymyślić podobny scenariusz! - wykrzyknął Garrett. 

- Na wypadek, gdybyś tego nie zauważył, jestem kobietą. 

- Nie bądź taka przemądrzała, Katy. 

-  Nie  jestem  przemądrzała.  Jestem  tylko  logiczna.  -  Usiłowała  odsunąć  się  od  niego, 

ale trzymał ją mocno. 

-  Wydaje  mi  się,  że  zaczynam  pomału  rozumieć.  Było  ci  przykro,  prawda? 

Pomyślałaś, że naumyślnie zostawiłem obrączkę, i postanowiłaś zrobić to samo. 

-  Powiedzmy,  że  było  mi  przykro,  iż  tak  łatwo  zapominasz  o  tym,  że  ją  nosisz. 

Zaczęłam  się  zastanawiać,  jak  ty  właściwie  traktujesz  nasze  małżeństwo.  Czy  aby  nie  zbyt 

lekko? 

Garrett potrząsnął nią. W jego oczach czaił się podejrzany uśmieszek. 

- Dobrze wiesz, jak traktuję małżeństwo. 

- No cóż, może odniosłam niewłaściwe wrażenie. 

-  A  żebyś  wiedziała,  Jestem  mężczyzną  żonatym  i  pamiętam  o  tym,  niezależnie  od 

tego, czy noszę obrączkę, czy nie. Nie traktuję lekko swych obowiązków małżeńskich. 

Katy wydawało się, że wypowiedział te słowa z jakąś osobliwą dumą. Uspokoiła się. 

- Wierzę ci - powiedziała. - Jeśli polepszy ci to samopoczucie, to wiedz, że i ja traktuję 

poważnie nasze małżeństwo, nawet jeśli zdarzyło mi się zdjąć obrączkę. 

Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie. Wreszcie Garrett gwałtownie przyciągnął ją do 

siebie. Objął mocno i przytulił. 

-  Cieszę  się.  Naprawdę  się  cieszę  -  powiedział.  Katy  ogarnęła  fala  gorących  uczuć, 

Objęła Garretta w pasie. 

- Witaj w domu - szepnęła. 

-  Dzięki.  Ale  następnym  razem,  gdy  wrócę  z  podróży  służbowej,  bądź  uprzejma  nie 

background image

95 

 

robić mi takich niespodzianek. Nie jestem pewien, czy zniósłbym po raz drugi podobny szok. 

- Naprawdę był to dla ciebie szok? 

- Tym razem jesteś górą. Myślę, że już mi się nie zdarzy zapomnieć o obrączce. 

- To dobrze. 

Roześmiał  się  słysząc  w  jej  głosie  nie  skrywane  zadowolenie.  Popchnął  ją  lekko  na 

łóżko i sam położył się obok. Ujął jej dłoń i ostrożnie wsunął na palec obrączkę. 

- Wciąż mnie czymś zaskakujesz, Katy Coltrane. Kto by pomyślał, że jest w tobie tyle 

kobiecej dumy. Zawsze wydawałaś mi się taka... taka... 

- Rozsądna? Opanowana? Rozważna?  

Garrett uśmiechnął się. Włożył obrączkę. Po czym jego dłoń powędrowała w kierunku 

guzików jej bluzki. 

- To lubię - rzucił. 

- A co z kolacją? 

- Może poczekać. Teraz mam w głowie co innego. 

- Zauważyłam. - Katy westchnęła i zabrała się do guzików jego koszuli. 

background image

96 

 

ROZDZIAŁ 9 

 

-  Jeśli  chodzi  o  szok  -  zaczęła  Katy  w  półtorej  godziny  później,  gdy  Garrett  siadł 

wreszcie do kolacji - to sama przeżyłam niewielki ostatniej nocy. 

- Co się stało? - Garrett podniósł wzrok znad łososia. Jego oczy, jeszcze przymglone 

rozkoszą, nagle stały się czujne. 

- Emmett przypadkowo włączył w stajni alarm. Zeszłam na dół, żeby sprawdzić, co się 

stało - wyjaśniła Katy. - Ten system jest chyba bardzo czuły - dodała. 

- Taki powinien być - stwierdził Garrett z irytacją. - Ale po co, u diabła, w ogóle tam 

chodziłaś?  Przecież  to  był  środek  nocy.  Mógł  tam  być  jakiś  punk,  niebezpieczny  włóczęga 

albo bandzior. 

-  Nie  denerwuj  się  -  powiedziała  spokojnie  Katy,  podnosząc  do  ust  kieliszek.  - 

Przecież nic się nie stało. Powiedziałam ci, że to był przypadek. 

- Postąpiłaś głupio, Katy. - Garrett obstawał przy swoim. - Powinnaś była zadzwonić 

do  Brackenów  albo  wezwać  policję,  a  nie  iść  sama  do  stajni.  Na  Boga,  Katy,  czy  ty  nic  nie 

rozumiesz? 

- Garrett... 

-  Jeszcze  nie  skończyłem.  -  Oparł  łokcie  na  stole  i  przez  następne  pięć  minut 

wyłuszczał,  co  myśli  na  temat  nierozsądnego,  impulsywnego  działania.  Łosoś  kompletnie 

wystygł. 

Mój  mąż  ma  prawdziwy  talent  do  ujawniania  swoich  uczuć  w  takich  momentach, 

pomyślała Katy. Nie potrafi powiedzieć, że mnie kocha, ale nie ma najmniejszych trudności z 

okazaniem tego, że się o mnie martwi. Odczekała, aż skończył, i uśmiechnęła się. 

- Skończyłeś? 

- Nie bierzesz poważnie tego, co mówię? 

-  Ależ  skąd  -  zaprzeczyła  szybko.  -  To  się  już  nie  powtórzy.  Obiecuję.  Wiem,  że 

działałam bez zastanowienia, ale wszystko skończyło się dobrze i naprawdę nie potrzebuję już 

dziś żadnych kazań. Opowiedz mi lepiej, jak tam było we Fresno. 

Garrett rzucił raz jeszcze, by nigdy więcej nie ważyła się zrobić czegoś podobnego, po 

czym nalał, sobie kieliszek wina. 

-  Wszystko  poszło  jak  najlepiej.  Udało  nam  się  wyratować  Bisby'ego  z  opresji. 

Klasyczny  przypadek  ciężkiej  pracy  i  kiepskiego  zarządzania.  Nawet  najlepszy  farmer 

niczego  nie  dokona,  jeśli  nie  będzie  miał  pojęcia  o  zarządzaniu  i  rachunkowości.  To  bardzo 

background image

97 

 

ważne. W dzisiejszych czasach tylko taki hodowca ma szanse, który traktuje swoją pracę jak 

biznes  z  prawdziwego  zdarzenia.  Taki  Bisby  i  jemu  podobni  przypominają  mi  mego  ojca. 

Wszystko, co mają, inwestują w ziemię, ale nie pomyślą nawet o nauczeniu się zarządzania. 

-  Twój  ojciec  nie  miał  firmy  Coltrane  i  Spółka,  w  której  mógłby  zasięgnąć  fachowej 

rady i pomocy - zwróciła mu łagodnie uwagę. 

-  O  ile  wiem,  i  tak  nie  posłuchałby  niczyjej  rady.  Był  farmerem  starej  daty,  któremu 

wydawało  się,  że  wie  wszystko  na  temat  bydła.  Nawet  by  mu  do  głowy  nie  przyszło,  że 

można  zasięgać  jakichkolwiek  porad.  I  w  ten  sposób  stracił  to,  co  liczyło  się  dla  niego  w 

życiu najbardziej - ziemię i żonę. Później już nie miał po co żyć. 

Katy  jadła  powoli,  zastanawiając  się,  do  czego  może  prowadzić  taka  strata.  Ojciec 

Garretta  rozbił  się  samochodem  na  wiejskiej  drodze,  gdy  jego  syn  był  kilkunastoletnim 

chłopcem. Niektórzy podejrzewali samobójstwo. Inni, że był pijany. Było to wkrótce potem, 

gdy  Harry  Randa,  który  znal  Coltrane'ów  od  lat,  zatrudnił  Garretta  w  swoim  majątku  jako 

stajennego. 

Jedyną pewną rzeczą w życiu Garretta była ta właśnie praca. Zrezygnował z niej, gdy 

stwierdził, że może zarobić znacznie więcej na rodeo. Harry Randa rozumiał to i życzył mu 

powodzenia. 

- Chciałbym zaprosić na piątek wieczór przyjaciół - powiedział nagłe Garrett, kończąc 

kolację. 

Katy popatrzyła na niego zaskoczona. 

-  Boba  i  Dianę  Greeleyów  -  dodał.  -  Bob  to  mój  kumpel  jeszcze  z  czasów  rodeo. 

Zawsze razem występowaliśmy. Na pewno ich polubisz, zwłaszcza Dianę. 

Katy skinęła głową. 

- Bob wciąż jeszcze jeździ? - spytała. 

-  Skądże.  Zerwał  z  tym,  zanim  zdążył  połamać  sobie  wszystkie  kości.  Wrócił  do 

college'u i skończył informatykę. 

-  Trudno  sobie  wyobrazić  dawnego  kowboja  w  roli  eksperta  od  komputerów  - 

uśmiechnęła się Katy. 

- Wiem, co taka dama jak ty myśli o kowbojach. Prawdopodobnie w ogóle nie mieści 

jej się w głowie, że są w stanie zajmować się czymś innym niż byki, piwo i świńswa. 

-  Jeśli  nawet  kiedyś  tak  myślałam  -  Katy  uniosła  brwi  -  to  chyba  miałam  czas  się 

przekonać, że tak nie jest, prawda? Przeszedłeś długą drogę od czasu, gdy występowałeś. 

- Przepraszam. - Garrett uśmiechnął się. - Nie chciałem cię dotknąć. Czasem odzywają 

background image

98 

 

się dawne kompleksy i uczucia. 

A czasem zdarza się, że dawne uczucia nie wygasają, pomyślała Katy. 

- Powiedz Nadine, żeby pomogła ci coś przygotować na piątek. Nie ma powodu, abyś 

wszystko robiła sama. Chcę, żebyś też spędziła miły wieczór. Myślę, że przypadniecie sobie z 

Dianą do gustu. 

Katy  skinęła  głową.  Wyczuła,  że  Garrettowi  bardzo  zależy  na  tym,  by  zaprzyjaźniła 

się z tą Dianą. Najwidoczniej chciał pochwalić się przed przyjaciółmi swoją nowo poślubioną 

żoną. Ta myśl bardzo ją rozczuliła. 

Skłonienie Nadine Bracken, by pomogła w przygotowaniu piątkowej kolacji, okazało 

się nad wyraz trudne. Katy siedziała z nią w czwartek do późna, by ustalić jadłospis. Chciała 

podać paelle, sałatę i ciemne pieczywo. 

- Na przystawkę proponuję zapiekany ser, paszteciki z wędzonymi ostrygami i świeże 

warzywa  z  sosem  winegret  -  powiedziała  Katy.  -  To  nic  skomplikowanego.  Można  to 

wszystko przygotować wcześniej. 

Nadine przez dłuższą chwilę studiowała zaproponowany przez Katy jadłospis. 

-  Pani  Atwood  nigdy  nie  podawała  gościom  paelli  -  oświadczyła  wreszcie.  -  Zawsze 

przygotowywałyśmy  befsztyki.  Pan  Atwood  własnoręcznie  piekł  je  na  ruszcie  w  ogrodzie. 

Bardzo to lubił. 

-  No  tak,  ale  ja  wolę  ryby  i  owoce  morza  niż  befsztyki,  a  więc  zrobimy  paelle.  Na 

deser upiekę sernik - zdecydowała Katy. 

- To już nie będzie to samo. - Nadine była wyraźnie niezadowolona. 

- Nie - zgodziła się Katy. - To już nie będzie to samo. 

-  Nie  rozumiem,  dlaczego  wszystko  musi  się  zmieniać  -  wymamrotała  Nadine.  -  Po 

prostu nie rozumiem. 

Katy westchnęła. Zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdyby wszystkim zajęła się 

sama. Lubiła gotować i tylko dlatego poprosiła Nadine o pomoc, że chciał tego Garrett. 

Następne trzy dni upłynęły spokojnie. Garrett kręcił się wokół stajni i domu. Do biura 

tylko  telefonował.  Zabrał  Katy  na  zakupy  do  San  Luis  Obispo,  gdzie  odwiedzili  przy  okazji 

jednego z jego przyjaciół z uniwersytetu. 

Przez cały ten czas bacznie ją obserwował. Każde jej słowo i gest oceniał pod kątem 

przystosowania do roli żony. Niekiedy było to denerwujące. Usiłowała sobie wmówić, że to 

dobry znak. 

W nocy kochał się z nią tak namiętnie, że nie ulegało wątpliwości, iż próbował w ten 

background image

99 

 

właśnie  sposób  przywiązać  ją  do  siebie.  Powstrzymywał  się  tak  długo,  dopóki  nie 

wykrzyknęła  z  rozkoszy  i  nie  zadrżała  konwulsyjnie  w  jego  ramionach.  Dopiero  wtedy  i  on 

osiągał pełnię miłosnej ekstazy i ostatecznego spełnienia. 

W czwartek rano Katy zaskoczyła go w gabinecie, gdy kończył rozmowę telefoniczną. 

Zdumiało ją jego zachowanie. Był szorstki, niemal obcesowy. 

-  Wiesz  dobrze,  czego  chcę.  Tutaj  wszystko  zapięte  na  ostatni  guzik.  Chcę  tylko 

wiedzieć,  że  u  ciebie  też  gra.  Porozmawiamy  później.  -  Odłożył  z  trzaskiem  słuchawkę, 

odwrócił się do Katy. 

- O co chodzi? - Popatrzył na nią z irytacją. 

-  O  nic.  Chciałam  się  przejść  nad  morze  i myślałam,  że  może  pójdziesz ze  mną.  Ale 

jeśli jesteś zajęty, odłożymy te na później. 

-  Nie.  -  Wstał  i  sięgnął  po  kapelusz.  -  Dobrze  mi  zrobi  trochę  ruchu.  Chodźmy.  - 

Chwycił ją za rękę i pociągnął gwałtownie za sobą, jak gdyby chciał jak najprędzej opuścić to 

miejsce. 

Katy  zamierzała  go  poprosić,  by  wyjaśnił  swoje  zachowanie,  ale  coś  ją  przed  tym 

powstrzymało.  Instynktownie  wyczuwała,  że  Garrett  nie  chce,  by  wypytywała  go  o  ten 

tajemniczy  telefon.  Dała  więc  spokój.  Było  jeszcze  tyle  spraw  związanych  z  jej  mężem,  do 

których powinna podchodzić bardzo ostrożnie. 

Pocieszała  się,  że  i  on  powinien  obchodzić  się  z  nią  delikatnie.  Była  to  interesująca, 

choć niekiedy uciążliwi sytuacja. Często zastanawiała się, czy koniec końców doprowadzi do 

miłości. 

Nadszedł piątkowy wieczór. Wszystko odbyło się bez większych problemów, mimo że 

Nadine Bracken z ogromną niechęcią zaakceptowała paelle w szacownym domu Atwoodów. 

Garretta  cały  ten  konflikt  między  żoną  a  Nadine  tylko  ubawił.  Jeśli  Nadine 

spodziewała  się,  że  będzie  tutaj  rządzić,  przekonała  się  teraz,  że  jest  w  błędzie.  Katy  może 

wydawać  się  łagodna  i  uległa,  ale  pod  tą  pozorną  delikatnością  kryje  się  natura  uparta  i 

zdecydowana.  Garrett  ostatnio  nieraz  miał  okazję  się  o  tym  przekonać  i  z  cichą  satysfakcją 

stwierdził, że nie tylko on pomylił się w ocenie swojej żony. 

Podobał  mu  się  sposób  zachowania  Katy.  Być  może  wreszcie  uzna  ona  ten  dom  za 

swój. 

Przez  ostatnie  dni  pilnie  ją  obserwował.  Nie  wyobrażał  sobie,  by  mogło  mu  być  z 

kimkolwiek  lepiej  w  łóżku.  Dawała  mu  z  siebie  wszystko.  W  ciągu  dnia  wydawała  się 

szczęśliwą żoną. 

background image

100 

 

Tylko jedna sprawa go niepokoiła. Świadomość, że nie poruszyli tematu owych trzech 

miesięcy wyznaczonych przez Katy. Nie wiedział, czy po upływie tego okresu nie zechce go 

opuścić. Niejeden już raz kusiło go, by przyznałaże nie uważa już małżeństwa za przygodę 

mającą trwać tylko trzy miesiące. Ale wciąż nie mógł się na to zdobyć. 

Pozostawianie spraw bez wyjaśnienia nie było w jego stylu. Był mężczyzną, który grał 

w  otwarte  karty  i  kierował  swoim  życiem  tak,  jak  tego  chciał.  Ale  nie  wiedział,  jak  skłonić 

Katy, by zgodziła się na rolę oddanej żony. 

O piątej po południu Katy weszła do sypialni, by się przebrać. Garrett właśnie kończył 

prysznic. 

- Wszystko gotowe? - spytał, wychodząc z łazienki. 

- Myślę, że tak. Kolacja będzie o wpół do ósmej.  

Katy  poszła  w  kierunku  łazienki,  zapinając  po  drodze  guziki  bluzki.  Wciąż  jeszcze 

trochę się go wstydziła. Wiedział, że rozbierze się dopiero w łazience. To zabawne. Ta sama 

kobieta  w  nocy,  gdy  będą  się  kochać,  zmieni  się  w  jego  ramionach  w  wulkan.  Będzie 

zachłanna,  podniecona,  pełna  namiętności.  Dosiądzie  go  tak,  jak  on  dosiadał  niegdyś 

wspaniałych arabów jej ojca. 

I  jeśli  myśli,  że  będzie  to  robić  tylko  przez  trzy  miesiące,  i  potem  go  zostawi,  lepiej 

niech  o  tym  zapomni.  Garrett  zebrał  się  w  sobie  i  postanowił  odbyć  wreszcie  decydującą 

rozmowę. 

- Katy - zaczął. 

- O co chodzi? - Spojrzała na niego przez ramię. 

-  Chcę  z  tobą  pomówić  -  powiedział,  starając  się  nadać  swojemu  głosowi  obojętne 

brzmienie. 

- O czym? 

- O twoich planach na przyszłość. 

- O moich planach? Nie rozumiem. - Spojrzała na niego z ciekawością. 

-  Mam  prawo  wiedzieć,  co  zamierzasz  robić  po  upływie  trzech  miesięcy.  Chcę 

wiedzieć, czy wciąż myślisz o zerwaniu naszego małżeństwa. 

Popatrzyła  na  niego  nieodgadnionym  wzrokiem.  Rzadko  kiedy  udawało  jej  się 

skutecznie ukryć przed nim swoje myśli. Na ogół czytał je z jej oczu. Ale nie tym razem. 

-  Garrett,  to  nie  jest  najlepszy  moment  na  taką  rozmowę.  Za  niecałą  godzinę 

przychodzą goście, a ja nie jestem jeszcze ubrana. 

- Wciąż chcesz ode mnie uciec po trzech miesiącach? - nalegał. 

background image

101 

 

- Mówisz tak, jakbym była przerażoną panną młodą, która chce uciec do mamy. Nasza 

sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Jeśli wszystko skończy się po trzech miesiącach, 

jestem  pewna,  że  potraktujemy  rozpad  naszego  małżeństwa  w  sposób  dojrzały  i 

odpowiedzialny. Nie jesteśmy przecież dziećmi. 

Garrett poczuł nagły ucisk w żołądku. A więc myśli o opuszczeniu go. 

Nie mógł w to uwierzyć. Wydawało się, że już się zadomowiła. Cieszyła się na pracę 

w jego biurze. Wiedział, że jest jej z nim dobrze w łóżku. Czego jeszcze może chcieć kobieta, 

głowił się. 

Stał w miejscu, świdrując ją wzrokiem. 

- Skąd ten pomysł, że pozwolę ci postępować tak, jakby to miała być tylko przygoda 

trwająca trzy miesiące, Katy ? 

- Uspokój się, Garrett. Zachowujesz się nierozsądnie. 

- Ja? A co w takim razie powiedzieć o tobie? To ty jesteś małą wariatką, która myśli, 

że  nałożono  jej  kajdany,  tylko  dlatego  że  małżeństwo  nie  okazało  się  ckliwym  związkiem 

dwóch serduszek, tak jak to sobie wyobrażała. 

- Uspokój się, Garrett. Zaraz przyjdą goście, a mam jeszcze sporo do zrobienia. - Katy 

chwyciła za klamkę. 

Garrett  zreflektował  się.  Musi  działać  pomału  i  rozważnie.  To  tak  jakby  miał  do 

czynienia  z  krnąbrną  klaczą.  Zbyt  szybki  ruch  może  ją  spłoszyć.  Jeśli  jednak  nie  zrobi 

żadnego ruchu, pomyśli, że wygrała pojedynek, i jeszcze trudniej będzie ją poskromić. 

- Nie wiem, skąd zaczerpnęłaś swoje wyobrażenia o małżeństwie, Katy, ale myślę, że 

już czas, by ktoś ci je wyperswadował. A kto może zrobić to lepiej niż rodzony mąż? Powiem 

ci,  czym  jest  małżeństwo.  Małżeństwo  to  pozostawanie  ze  sobą  również  wtedy,  gdy  jest 

ciężko  i  brakuje  pieniędzy.  Małżeństwo  to  honorowanie  ślubowania  złożonego  w  obecności 

świadków.  To  tworzenie  czegoś  trwałego.  To  wzajemne  zobowiązania.  To  zaangażowanie. 

Jeśli  myślisz,  że  pozwolę  ci  uciec  od  zobowiązań,  to  lepiej  zapomnij  o  tym.  Ostrzegam  cię, 

moja pani. Nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym bym cię nie znalazł. Jeśli dojdzie do 

ostateczności,  okaże  się,  że  jestem  silniejszy,  twardszy  i  bardziej  zdeterminowany  niż  ty 

będziesz kiedykolwiek. Zapamiętaj to. Jestem zdolny do wszystkiego. 

- Nie potrzebuję od ciebie pouczeń na temat małżeństwa, do cholery! 

Katy odskoczyła do tyłu i zatrzasnęła drzwi łazienki przed samym nosem Garretta. W 

sekundę  później  usłyszał  trzask  zamka.  Zaklął  cicho,  uderzył  otwartą  dłonią  w  drzwi, 

odwrócił się i poszedł do garderoby. Zdejmując z wieszaka spodnie, syknął z bólu. Zauważył, 

background image

102 

 

że dłoń mu lekko krwawi. 

Co  do  jednego  Garrett  miał  rację,  stwierdziła  Katy  tego  wieczoru,  po  wyjściu  gości. 

Naprawdę  polubiła  Diane  Greeley,  niedużą,  drobną  blondyneczkę.  Nie  była  pięknością,  ale 

miała uroczy uśmiech i ciepłe niebieskie oczy. Była w zaawansowanej ciąży. 

-  Siódmy  miesiąc  -  zwierzyła  się,  gdy  Katy  oprowadzała  ją  po  domu.  - Nie  możemy 

się  już  z  Bobem  doczekać.  Odkładaliśmy  to  długo,  gdyż  Bob  poszedł  na  studia,  i  już 

zaczynaliśmy się niepokoić, żeby nie było za późno. - Diane rozejrzała się po dużym domu. - 

Wygląda na to, że jeśli chcecie zapełnić ten dom dziećmi, powinniście też wziąć się do dzieła. 

Katy  uśmiechnęła  się,  widząc  już  oczami  wyobraźni  ich  dom  w  przyszłości. 

Postanowiła nie przyznawać się, że Garrett nigdy nie wspomniał o dzieciach. 

- Masz rację, rzeczywiście jest duży - zgodziła się. 

-  Wiedziałam,  że  gdy  Garrett  wreszcie  kupi  sobie  dom,  zrobi  to  w  wielkim  stylu  - 

zachichotała Diane. - Zawsze planuje wszystko bardzo skrupulatnie, jak dobry generał przed 

bitwą.  I nigdy nie zrobi nic, dopóki nie wie dokładnie, co i jak chce zrobić. Zawsze ma nad 

wszystkim kontrolę, prawda? 

Nad  wszystkim  z  wyjątkiem  mnie,  pomyślała  Katy,  wspominając  krótką  gwałtowną 

wymianę  zdań  w  sypialni  przed  wizytą  Diane  i  Boba.  Poczuła  się  trochę  niepewnie,  gdy 

uzmysłowiła sobie, że za parę godzin znów zostanie z Garrettem sam na sam. Nie trzeba było 

specjalnej przenikliwości, by wiedzieć, że nie uważa on ich rozmowy za zakończoną. 

- Znasz Garretta od dawna? - spytała Diane, gdy szły wolno w kierunku schodów. 

-  Znałam  go  jeszcze  jako  mała  dziewczynka.  Ale  kiedy  miałam  dwanaście  lat, 

wyjechał z miasta. Zobaczyłam go znowu przed paru miesiącami - odparła. 

- Bob opowiadał mi trochę o przeszłości Garretta. Nie była łatwa. 

- Nie. 

- Słyszałam, że jego rodzice stracili ziemię, a matka odeszła od ojca. - Diane posłała 

Katy zaciekawione spojrzenie. - Garrett był później właściwie zdany sam na siebie, prawda? 

- Mniej więcej. Gdy skończył średnią szkołę, zaczął występować na rodeo. 

Diane z uśmiechem potrząsnęła głową. 

-  Zamienił  jeden  niepewny  tryb  życia  na  inny  równie  niepewny.  Rodeo  niejednego 

może wpędzić w pijaństwo. Człowiek bez przerwy przemieszcza się z miasta do miasta. Nie 

sposób prowadzić normalnego życia rodzinnego. Nie ma przy tym żadnej gwarancji, czy przy 

kolejnym  występie  nie  złamie  sobie  karku  albo  nie  pogruchocze  kości.  Nie  wie,  co  to 

poczucie  bezpieczeństwa.  -  Diane  przeszedł  dreszcz.  -  Nie  masz  pojęcia,  jaka  byłam 

background image

103 

 

szczęśliwa,  gdy  Bob  się  wreszcie  z  tego  wycofał.  Myślę,  że  i  ty  się  cieszysz,  że  Garrett 

zdecydował się na to samo. Wielu chłopaków nie może się na to zdobyć. Oczywiście zarówno 

Bob, jak i Garrett wiedzieli, że chcą w życiu czegoś więcej. 

„Nie wie, co to poczucie bezpieczeństwa” - powtórzyła w myślach Katy. 

Zastanawiała się nad słowami Diane. Przez większość swego życia Garrett nie zaznał 

ani  stabilizacji,  ani  bezpieczeństwa,  z  wyjątkiem  tych  chwil,  które  sam  dla  siebie 

wygospodarował. Bardzo wcześnie nauczył się polegać wyłącznie na sobie. Katy wiedziała o 

tym  od  dawna,  ale  teraz  uderzyło  ją  to  szczególnie.  Zatrzymała  się  na  szczycie  schodów  i 

odwróciła do Diane. 

- Coś się stało? - spytała Dianę z niepokojem. 

- Nie - potrząsnęła głową Katy. - Nic złego. Po prostu uświadomiłam sobie coś, czego 

dotychczas jakoś nie zauważałam. 

- W związku z tym, co powiedziałam? - spytała Diane ostrożnie. 

-  Tak  -  uśmiechnęła  się  Katy.  -  W  zasadzie  tak. Powinnam  była  sama  do  tego  dojść, 

ale  zbyt  wielką  wagę  przykładałam  do  swoich  własnych  odczuć.  Zresztą  nie  ma  o  czym 

mówić - machnęła ręką. - Chodźmy na dół, do naszych panów. Pewnie umierają z głodu. 

Gdy schodziły z góry, Garrett spojrzał na nią sponad ramienia Boba. Ich oczy spotkały 

się  i  Katy  zadrżała.  Widać  było,  że  jej  pragnie.  Zrobi  wszystko,  co  będzie  mógł  by  ją  przy 

sobie zatrzymać. Według niego, to właśnie jest miłość. 

Przekonywała samą siebie, że powinna to zrozumieć. Powinna zrozumieć, że popełnia 

ogromny  błąd  grożąc  mu,  że  pozbawi  go  wszelkiego  oparcia.  To  nie  było  dla  niego  nic 

nowego.  Grożąc  mu  terminem  trzech  miesięcy  postępowała  tak  samo,  jak  w  przeszłości 

postępowali wobec niego inni. Mówiła mu, że nie może liczyć na nią i na jej miłość. 

Nagle  stało  się  dla  niej  bardzo  ważne,  by  Garrett  wiedział,  że  może  polegać  na  jej 

miłości. 

W tym momencie Bob podał swej żonie szklankę soku pomarańczowego i czar chwili 

prysł. Bob był wysokim, szczupłym mężczyzną ze śmiejącymi się piwnymi oczami i zawsze 

pogodną twarzą. 

-  To  jest  prawdziwy  dom,  prawda,  kochanie?  -  zwrócił  się  do  Diane.  -  Mówiłem 

właśnie Garrettowi, że przeszedł długą drogę od tych zapchlonych moteli, w których nocował 

w czasie rodeo. 

- Ty też - stwierdziła Diane, patrząc na niego czule. Uśmiechnęła się do Katy. - A ja 

mówiłam  właśnie  Katy,  że  muszą  się  pospieszyć,  jeśli  chcą  zapełnić  to  miejsce  nowymi 

background image

104 

 

mieszkańcami. Taki duży dom potrzebuje rodziny z prawdziwego zdarzenia. 

Katy zarumieniła się. Garrett spojrzał na nią bacznie. 

-  Przepraszam  na  chwilę  -  powiedziała,  zadowolona,  że  ma  pretekst  do  wyjścia  z 

pokoju.  Miała  wiele  rzeczy  do  przemyślenia.  -  Muszę  pójść  do  kuchni.  Paella  zaraz  będzie 

gotowa. 

W trzy godziny później znów była z mężem sam na sam. Od czasu rozmowy z Diane 

ciągle  myślała,  jak  rozegrać  tę  sprawę.  Mącił  jej  się  umysł.  Nie  wiedziała,  czy  wyjaśnić 

wprost swój zamiar pozostania z Garrettem, czy też działać w sposób bardziej wyrafinowany, 

zawoalowany.  Ani  jedna,  ani  druga  metoda  nie  wydawała  jej  się  odpowiednia.  Postanowiła 

wybrać drogę pośrednią. 

-  Było  bardzo  przyjemnie,  prawda?  -  zauważyła,  gdy  szli  na  górę.  -  Cieszę  się,  że 

poznałam Diane i Boba. 

Garrett  milczał.  Rozpiął  mankiety  koszuli.  Wydawało  się,  że  całą  uwagę  skupia  na 

wchodzeniu po schodach. 

-  Bałam  się,  że  Nadine  nie  zechce  zrobić  paelli,  ale  udało  mi  się  ją  namówić  - 

kontynuowała Katy. - Myślę, że wszystko było smaczne, sernik też. 

Garrett  nadal  milczał.  Szli  w  kierunku  sypialni.  Katy  była  coraz  bardziej 

zdenerwowana. Głęboko zaczerpnęła oddechu. 

- Garrett... - zaczęła, gdy stanęli w progu. Zamknął delikatnie drzwi i odwrócił się ku 

niej. Był poważny. 

- Czy brałaś kiedykolwiek pod uwagę fakt, że możesz być w ciąży? - spytał. 

Katy  poczuła  ucisk  w  gardle.  Pomyślała  o  pigułkach,  które  stosowała  od  kilku 

tygodni. 

- Hm, nie, właściwie nie. To niemożliwe. Byłam u lekarza jeszcze przed ślubem. Biorę 

pigułki. 

- Ach, tak. - Spojrzał na nią przeciągle. 

Katy była coraz bardziej zdenerwowana. Wszystko przebiegało całkiem inaczej, niż to 

sobie zaplanowała. 

- Garrett, chciałabym porozmawiać z tobą o tym... o tym, o czym zaczęliśmy mówić 

dzisiaj, zanim przyszli Greeleyowie. 

Udał, że nie słyszy. 

-  Byłbym  dobrym  ojcem,  Katy.  Wiem,  że  pewnie  myślisz  inaczej  mając  w  pamięci 

mego  ojca,  ale  właśnie  dlatego  chciałbym  być  inny.  Rozumiesz.  Będę  dbał  o  rodzinę.  Nie 

background image

105 

 

musisz się bać, że zostawię ciebie i dziecko. Możesz mi ufać, Katy. 

- Ależ ja ci ufam - wyszeptała. - Wiem, że nie odejdziesz. 

-  Powiedziałem,  że  nigdy  nie  odejdę,  i  tak  będzie.  Powiedziałem  to  w  dniu  naszego 

ślubu, gdy składałem przysięgę, pamiętasz? 

- Pamiętam. 

- To ty wciąż mówisz o odejściu, moja pani, nie ja. 

-  Wiem.  Przepraszam.  -  Wolno  podeszła  do  niego.  Uśmiechnęła  się  niepewnie.  - 

Myliłam się, Garrett. 

- Myliłaś się? - Spojrzał na nią ponuro. 

- Mniejsza o to. Najwyższy czas, żebyś się dowiedział, że ja też nie odejdę. Nie mam 

zamiaru  cię  opuszczać  po  trzech  miesiącach.  Chyba  że  poprosisz  mnie,  żebym  odeszła.  - 

Objęła go za szyję. 

W jego oczach odmalowała się niewypowiedziana ulga. 

- Katy. Czekałem na te słowa, tak bardzo czekałem.  

Wziął  ją  na  ręce  i  zaniósł  do  łóżka.  Zaczął  ją  rozbierać  tak  czule,  tak  delikatnie,  że 

omal nie płakała ze szczęścia. Wyciągnęła ręce i przyciągnęła go do siebie. Zaczęła nerwowo 

rozpinać guziki jego koszuli. 

- Katy, słodka, mała Katy - szeptał. - Teraz wszystko będzie dobrze. 

- Tak, Garrett. Wszystko będzie dobrze. Gdy leżała już naga obok niego, uniósł się na 

łokciu  i  popatrzył  na  nią  z  zachwytem  i  pożądaniem.  Zaczął  ją  pieścić.  Dotykał  jej  piersi, 

delikatnie gładził sutki, aż nabrzmiały i stały się twarde. 

Pochylił  głowę  i  zaczął  każdą  z  nich  całować,  dotykając  ich  lekko  koniuszkiem 

języka.  Katy też zaczęła go pieścić, rozkoszując  się swoją mocą, swoim  oddziaływaniem na 

niego. 

Garrett  całował  teraz  każdy  kawałeczek  jej  ciała.  Jego  usta  wędrowały  coraz  niżej  i 

niżej,  a  gdy  dotarły  do  najintymniejszego  miejsca,  krzyknęła  z  rozkoszy.  Zabrakło  jej  tchu, 

drżała na całym ciele. 

Garrett  pochylił  się  nad  nią,  a  kiedy  w  nią  wszedł,  ogarnęła  ją  fala  rozkoszy  i 

szczęścia. 

-  Pragnę  cię,  Katy  -  szeptał.  -  Tak  bardzo  cię  pragnę.  Chcę  być  w  tobie  zawsze. 

Trzymaj mnie, mocno, mocno. 

Trzymała go tak, jakby od tego zależała cała jej przyszłość. 

background image

106 

 

ROZDZIAŁ 10 

 

W  czasie  weekendu  Garrett  rozkoszował  się  życiem  szczęśliwego  małżonka.  Miało 

wiele dobrych stron, a jedną z nich było niewątpliwie poczucie bezpieczeństwa. 

- Nie wiesz, co tracisz, Herosie - przemawiał do ukochanego konia w poniedziałkowy 

ranek. 

Heros,  jeszcze  nie  rozbudzony,  spojrzał  zaspanym  wzrokiem  na  swego  pana.  Garrett 

uśmiechnął się i pogładził czule koński kark. 

-  Wreszcie  się  zdecydowała  -  kontynuował.  -  Już  nie  będzie  rozmów  o 

trzymiesięcznym  terminie  i  gadek  o  „partnerach  w  interesach”.  To  będzie  wreszcie 

prawdziwy miesiąc miodowy. Wszystko, co złe, mamy już za sobą. Kto by pomyślał, że jedna 

mała kobietka wykaże tyle złośliwego uporu? 

Heros w odpowiedzi zwiesił łeb. 

- Wiesz, ona mnie kocha - wyjaśnił Garrett. - Kiedy była dziewczynką, latała za mną, 

a teraz jest dojrzałą kobietą i jest we mnie zakochana. Powiedziała mi to w noc poślubną. 

Ale  od  tamtej  chwili  już  tego  nie  powtórzyła,  dodał  w  duchu.  Nie  dawało  mu  to 

spokoju.  Zrezygnowała  ze  wszystkich  metod  obrony,  z  wyjątkiem  tej.  Nie  robiła  mu  już 

miłosnych wyznań. 

Garrett  dopiero  tego  ranka  uświadomił  sobie,  że  ma  jeszcze  jedną  barierę  do 

pokonania. Dotychczas nie zauważył jakoś, że Katy nie wyznała po raz drugi, że go kocha. 

Nie powinno go to właściwie dręczyć. Ma poza tym wszystko, czego chce i czego od 

niej  potrzebuje.  Wreszcie  oznajmiła,  że  nie  zamierza  od  niego  odejść.  Dodała  nawet,  że  mu 

ufa i wierzy, iż będzie dobrym ojcem. 

To  stwierdzenie  wstrząsnęło  nim.  Dotychczas  nawet  nie  zdawał  sobie  sprawy,  jak 

ważna  jest  dla  niego  rozmowa  o  dzieciach.  Kiedy  zobaczył  ciężarną  Diane  Greeley,  myślał 

już  tylko  o  tym,  jak  będzie  wyglądała  Katy  nosząca  jego  dziecko.  Przez  większą  część 

wieczoru wyobrażał ją sobie z niemowlęciem w ramionach. 

Później  uprzytomnił  sobie,  że  Katy  może  mieć  opory  przed  posiadaniem  dziecka  z 

mężczyzną,  który  wychowywał  się  w  rozbitej  rodzinie.  Na  myśl  o  tym,  że  może  nie  chcieć 

jego  dziecka,  przeszedł  go  zimny  dreszcz.  Przed  ślubem  nigdy  się  nad  tym  nie  zastanawiał. 

Uważał  za  oczywiste,  że  prawdopodobnie  będą  mieli  dzieci.  Dzieci  to  przecież  część 

przyszłości. Ale w piątkowy wieczór ta sprawa nabrała nagle bardzo konkretnych kształtów. 

Zdominowała  cały  jego  świat.  Wciąż  jeszcze  czuł  niewyobrażalną  ulgę,  jakiej  doznał,  gdy 

background image

107 

 

Katy zapewniła go, że ufa mu jako przyszłemu ojcu ich dzieci. 

Ta  ulga  w  połączeniu  z  jej  wyznaniem,  że  nie  zamierza  go  opuścić,  uszczęśliwiła  go 

na resztę weekendu. Zachowywali się z Katy jak prawdziwi kochankowie. 

Tego  ranka  stwierdził,  że  do  pełnego  szczęścia  brakuje  mu  już  tylko  jednej  drobnej 

rzeczy. Chciał znów usłyszeć od Katy, że go kocha. Chciał usłyszeć te słodkie, czułe słowa, 

które wypowiedziała w ich noc poślubną. 

- Nie ulega wątpliwości, stary, że jestem bardzo zachłanny. - Poklepał konia po szyi. - 

No  cóż,  lepiej  sprawdzę  pomieszczenie  dla  twojej  współlokatorki.  Nie  wypada,  by  była 

niezadowolona.  Wiesz  sam,  jakie  są  te  rasowe,  rozpieszczone  klacze.  Trzeba  się  z  nimi 

obchodzić delikatnie, w rękawiczkach. 

Tak  samo  jak  z  Katy,  pomyślał,  wychodząc  ze  stajni.  Katy  ma  wiele  wspólnego  z 

delikatnymi  klaczami.  A  taką  właśnie  mają  przywieźć  po  południu.  Ognista,  ale  delikatna. 

Wymagająca lekkiej ręki. Ostatnia rzecz, jakiej chciałby Garrett, to zranić którąś z nich. Nie 

zamierzał również żadnej z nich stracić. 

Klacz  miała  być  niespodzianką  dla  Katy,  być  może  z  początku  niezbyt  miłą.  Ale 

Garrett był optymistą. Niektórzy ludzie nie wiedzą, co jest dla nich dobre. Był przekonany, że 

Katy  podziękuje  mu  jeszcze  za  to,  co  zamierzał  uczynić.  Chciał  ją  z  powrotem  posadzić  na 

konia,  by  odkryła  radość,  jaką  odczuwała  kiedyś,  siedząc  w  siodle.  Miał  nadzieję,  że  wtedy 

ujrzy w jej oczach wdzięczność. 

Wdzięczność i miłość. 

Zamówił  u  Harry  Randalla  trzyletnią  klacz  czystej  krwi  arabskiej  i  ustalał  właśnie 

ostatnie  szczegóły  transakcji  przez  telefon,  gdy  Katy  niespodziewanie  weszła  do  gabinetu. 

Koń miał być dostarczony dzisiaj. 

Katy  zaczynała  wreszcie  cieszyć  się  swoim  miodowym  miesiącem.  Miała  za  sobą 

dziwny  okres,  wypełniony  wzlotami  i  upadkami  oraz  nieoczekiwanymi  zakrętami,  ale  czuła 

się  teraz  spokojniejsza  niż  wkrótce  po  ślubie.  Może  nie  był  to  miesiąc  idylliczny,  ale 

niewątpliwie wiele się dowiedziała o swoim nowo poślubionym mężu. 

Dowiedziała się także czegoś o sobie. 

Idąc do stajni rozmyślała o odkryciach, jakie poczyniła. Nigdy na przykład do głowy 

by  jej  nie  przyszło,  że  może  być  kobietą  z  takim  temperamentem.  Odnosiła  wrażenie,  że 

Garretta też to zaskoczyło, ale był zbyt taktowny, aby to komentować. 

Nigdy też nie przeszłoby jej przez myśl, że może być tak uparta i stanowcza. W ciągu 

paru ostatnich dni jednak przekonała się, że jest do tego zdolna. 

background image

108 

 

Uśmiechnęła się tajemniczo, wchodząc do stajni. 

- Garrett? Gdzie jesteś? 

- Tutaj.  

Poszła za głosem i zobaczyła, jak układa coś w pustym boksie obok Herosa. 

- Co robisz? - spytała. 

- Trochę tutaj porządkuję - odpowiedział wymijająco. 

- Ach, tak. Ostatnio dużo czasu spędzasz w stajni. System alarmowy w porządku? 

-  Możesz  być  spokojna  -  zapewnił.  Podniósł  głowę  i  uśmiechnął  się.  -  Napiłbym  się 

kawy, a ty? - Chwycił ją za rękę i przytrzymał. 

- Świetnie. A poza tym powinniśmy dziś zrobić zakupy. Nie miałabym nic przeciwko 

temu,  żeby  zajrzeć  do  tych  butików,  które  mi  pokazałeś.  Diane  powiedziała  mi,  które  są 

najlepsze. No i już najwyższy czas, żebyś mi pokazał swoje biuro. 

-  Będziemy  mieć  na  to  jeszcze  mnóstwo  czasu  -  odrzekł.  -  Nie  ponaglaj.  Chcę  teraz 

cieszyć się naszym miodowym miesiącem. 

- Czy aby na pewno? A co z tym odczytem dla hodowców bydła, który masz wygłosić 

dzisiaj wieczór? Czy to też jeden ze sposobów na spędzanie miodowego miesiąca? 

- Nie żartuj sobie - westchnął. - Obiecałem to już dawno i nie mogę się wykręcić. To 

nie potrwa długo. Będę w domu najpóźniej koło dziewiątej. 

- Mogłabym pojechać z tobą - zaproponowała. 

- Mówiłem ci, kochanie, że tam będą sami mężczyźni. Źle byś się czuła. Zresztą cały 

wieczór spędzę z gruboskórnymi hodowcami bydła. 

- Gromadka męskich szowinistów, co? 

- Tobie się wydaje, że farmerzy to staroświeccy, konserwatywni faceci - obruszył się. 

-  A  ty?  -  roześmiała  się  Katy.  -  Ty  nie  jesteś  staroświeckim,  konserwatywnym 

facetem? 

-  Oczywiście,  że  nie  -  odpowiedział  zaczepnym  tonem.  -  Ja  już  jestem  z  innej  gliny. 

Nie zauważyłaś? Do diabła, przecież chcę nawet uczynić swoją żonę partnerem w interesach. 

Czy może być lepszy dowód, że mam postępowe poglądy? 

- Nie wiem, czy ten fakt dowodzi otwartości twego umysłu. Nie wiem, czy nie chcesz 

jedynie darmowego pracownika. 

- No nie, tego już za wiele. - Garrett udawał dotkniętego do żywego. 

- Hm, hm - pokiwała sceptycznie  głową.  - Wiesz, co myślę? Że w  głębi  duszy jesteś 

straszliwym tradycjonalistą i... - przerwała, słysząc jakiś hałas za oknem. - Spodziewamy się 

background image

109 

 

kogoś? - spytała. 

Garrett podszedł do niej i objął ją ramieniem. Obserwował nadjeżdżającą ciężarówkę z 

platformą. 

-  Spodziewamy  się  -  zaczął  ostrożnie  -  współlokatorki  dla  Herosa.  Na  pewno  ci  się 

spodoba. 

- O czym ty, na Boga,  mówisz? - Katy wpatrywała się w konną platformę. - Kupiłeś 

sobie następnego konia? 

-  Nie  sobie,  choć  przyznaję,  że  mam  ochotę  na  pięknego,  młodego  ogiera,  którego 

proponuje mi twój ojciec. Ale ta klaczka jest dla ciebie. - Garrett pociągnął Katy do wyjścia. - 

Nazywa się Atena. Pamiętasz ją? 

- Atena! To jedna z klaczy mego ojca! - Katy zaczynała się już domyślać, o co w tym 

wszystkim chodzi. - Co to ma znaczyć, że ona jest dla mnie? Garrett, co ty zrobiłeś? 

- Kupiłem ją dla ciebie - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Przycisnął ją mocniej do 

siebie  jakby  w  obawie,  że  zechce  wyśliznąć  się  z  jego  ramion.  -  Spokojnie,  kochanie. 

Zaczniemy stopniowo, bez pośpiechu. 

-  Zaczniemy?  -  Katy  ogarnęła  furia,  gdy  zrozumiała,  co  Garrett  ma  na  myśli.  -  Jeśli 

sądzisz, że mnie zmusisz do jazdy konnej, to się grubo mylisz. Jak śmiałeś coś takiego uknuć? 

Jak śmiałeś? Co ty sobie wyobrażasz, że kim ty jesteś, Garretcie Coltrane? 

- Spokojnie, tylko spokojnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 

-  Przestań  do  mnie  przemawiać  jak  do  konia!  -  Katy  była  bliska  histerii.  Za  wszelką 

cenę starała się zapanować nad sobą. - Garrett, nie masz prawa, nie masz prawa tego ode mnie 

wymagać. Natychmiast odeślesz Atenę z powrotem do ojca, słyszysz? 

-  Słyszę.  Słyszy  cię  także  kierowca  i  wszyscy,  którzy  pozostają  w  zasięgu  głosu.  - 

Garrett  powoli  tracił  cierpliwość.  -  Posłuchaj,  całkiem  niepotrzebnie  robisz  scenę.  Przecież 

sama  nie  lubisz  scen.  Więc  uspokój  się  i  pozwól,  bym  zajął  się  wyładowaniem  klaczy  i 

zainstalowaniem jej w stajni. 

W  oczach  Katy  pojawiły  się  łzy  wściekłości.  Zacisnęła  dłonie.  Oddychała 

przyśpieszonym rytmem. Miała ochotę krzyczeć, ale nie była zdolna wydobyć z siebie głosu. 

-  Nic  nie  rozumiesz  -  wyszeptała.  -  Ty  po  prostu  nie  rozumiesz.  Nikt  nie  rozumie. 

Nawet moi rodzice ani przyjaciele tego nie rozumieją. Dlaczego nikt z was nie chce uznać, że 

mam  prawo  do  własnych  decyzji?  Nie  mam  zamiaru  nigdy  więcej  dosiąść  konia.  Nigdy! 

Rozumiesz? Nie wiem, jak ci to powiedzieć, żebyś wreszcie zrozumiał. 

- Kochanie, czas, byś przezwyciężyła strach. - Ujął w dłonie jej twarz. - Jazda konna 

background image

110 

 

była  kiedyś  najważniejszą  rzeczą  w  twoim  życiu.  Uwielbiałaś  to.  Znowu  to  polubisz. 

Będziemy jeździć razem. To będzie cudowne. Już się na to cieszę. 

Katy z rozpaczą potrząsnęła głową. Wiedziała, że nie znajdzie słów, by wytłumaczyć 

mu, dlaczego tak bardzo się boi. 

- Po prostu tego nie rozumiesz - ucięła. 

- Wiem, co to znaczy strach, kochanie. Wiem również, że jedynym sposobem na jego 

pokonanie jest stanąć z nim twarzą w twarz. Powinnaś była już dawno wsiąść na konia. 

- Postanowiłam, że nigdy więcej tego nie zrobię! 

- No cóż, ktoś powinien wybić ci z głowy tę decyzję. 

- I tobie się wydaje, że to zrobisz? 

- Jestem pewien, że mi się uda. 

- Nie ma szans, Garrett. Słyszysz, co mówię? Nie ma mowy! - Katy odwróciła się do 

okna. Nigdy jeszcze nie czuła takiego gniewu jak w tej chwili. 

Ten gniew był silniejszy nawet niż strach. 

W  parę  minut  później  patrzyła  przez  okno  kuchni,  jak  Garrett  prowadzi  Atenę  do 

stajni. Dobrze pamiętała tę delikatną, drobną klacz. Była urocza i pełna gracji. Szarej maści, 

wspaniale  zbudowana,  o  szlachetnym  łbie  i  cudownych  oczach.  Jeden  z  najwspanialszych 

okazów  z  hodowli  Randalla.  Z  rodowodem  sięgającym  całe  pokolenia  wstecz.  Była  też 

świetnie  wytresowana,  w  znakomitej  kondycji.  Wszystkie  konie  ojca  traktowano  zawsze 

niezwykle łagodnie i z ogromną cierpliwością. 

Jednak  nawet  najlepiej  ułożone,  najspokojniejsze  na  świecie  konie  stają  się  groźne, 

gdy wpadają w panikę. Ich kopyta mogą stratować każdego, kto pojawi się na ich drodze, a co 

dopiero  delikatną  kobietę,  ważącą  niecałe  pięćdziesiąt  kilogramów.  Katy  na  samo 

wspomnienie tego, co przeżyła, poczuła, jak oblewa ją zimny pot. 

Właśnie  te  wciąż  żywe  wspomnienia  przez  całe  lata  skutecznie  powstrzymywały  ją 

przed  jazdą  konną.  Rodzice  i  przyjaciele  namawiali  ją,  by  spróbowała,  ale  w  końcu  dali 

spokój. Nie mieli zamiaru wywierać presji. Nie chcieli też ponosić odpowiedzialności, gdyby 

coś się nie udało. 

Ale Garrett Coltrane nie zrezygnował. 

Katy  zacisnęła  ze  złością  usta  i  odeszła  od  okna.  Ustępowała  temu  mężczyźnie  w 

różnych sytuacjach. Tym razem postawi na swoim. 

Wiedziała jednak, że nawet jeśli wypowie mu walkę, będzie to walka długa i nigdy nie 

kończąca się. Garrett jest człowiekiem zdecydowanym, nieugiętym i konsekwentnym. 

background image

111 

 

Rozejrzała się wokół. Czuła się jak w pułapce w tym dużym, przepięknie urządzonym 

domu.  Garrett  zaraz  po  nią  przyjdzie,  zechce,  by  poszła  do  stajni  i  obejrzała  Atenę.  Katy 

zdecydowała,  że  musi  być  przez  chwilę  sama.  Chwyciła  kluczyki  od  mercedesa,  torebkę  i 

wyszła na podjazd, gdzie stał zaparkowany samochód. 

Na dźwięk zapuszczanego silnika w drzwiach stajni pojawił się Garrett. 

- Katy! - zawołał.  

Ze złością opuściła szybę i czekała, aż do niej podejdzie. 

Zsunął z czoła kapelusz, oparł ręce o dach i pochylił się do okna. 

- A dokąd to się wybierasz, jeśli wolno spytać? - zagadnął z przesadną uprzejmością. 

- Do sklepu. 

- Pojedziemy razem trochę później. Zakupy nam nie uciekną. 

- Podejrzewam, że będziesz zbyt zajęty swoją nową klaczą - powiedziała zgryźliwie. - 

Pojadę sama. - Położyła nogę na pedale gazu. 

- Katy, posłuchaj, proszę. Zachowujesz się jak dziecko.  

Mercedes ruszył. Garrett gwałtownie odskoczył. 

Katy tylko raz spojrzała w lusterko wsteczne. Stał na rozstawionych nogach z dłońmi 

opartymi na biodrach, z zawziętym wyrazem twarzy. 

Obserwował  odjeżdżający  samochód,  aż  zniknął  za  zakrętem,  po  czym  udał  się  z 

powrotem  do  stajni.  Wiele  przeszedł  od  dnia  ich  ślubu.  Dużo  się  dowiedział  o  swej  żonie. 

Nigdy jednak nie widział jej w takim nastroju jak w tej chwili. 

-  Przejdzie  jej  -  zwrócił  się  do  Ateny  w  parę  minut  później.  -  Trzeba  jej  tylko  dać 

trochę czasu. Jest przewrażliwiona i podenerwowana, ale dojdzie do siebie. 

Atena zarżała cicho, po czym zaczęła rozglądać się po swoim nowym pomieszczeniu. 

Około piątej po południu Garrett poczuł głód. Katy wciąż jeszcze się nie zjawiła, a on 

za godzinę miał wyruszyć na odczyt. Liczył, że Katy zrobi obiad, a tymczasem minęło wpół 

do szóstej, a jej wciąż nie było. Otworzył lodówkę i posępnie studiował jej zawartość. 

Po  następnych  piętnastu  minutach  zaczął  się  poważnie  niepokoić.  Niezależnie  od 

swoich  nastrojów,  Katy  powinna  była  już  wrócić  do  domu.  Po  raz  pierwszy  poważnie  się 

przestraszył, że może go opuścić. 

Nie, nie zrobi mu tego. To niemożliwe. Przecież go kocha. 

Ale  nie  powiedziała  tego  od  czasu  ich  nocy  poślubnej.  Garrett  uzmysłowił  sobie,  że 

chodzi tam i z powrotem po kuchni, zaciskając pięści, zupełnie tak samo jak przed wjazdem 

na arenę rodeo. 

background image

112 

 

Dawno już nie czuł takiego napięcia. Nigdy nie było to przyjemne, ale tym razem było 

gorzej niż kiedyś, bo po prostu ogarnął go strach. 

Nagle  usłyszał  podjeżdżający  samochód  i  strach  natychmiast  ustąpił  miejsca  dzikiej 

furii.  Po  raz  pierwszy  całkowicie  stracił  nad  sobą  panowanie.  Wypadł  z  domu  jak  burza  i 

omal nie zderzył się z Katy, która powoli wchodziła na schody. Niosła dużą torbę z zakupami. 

Zatrzymała się na jego widok. 

-  A  gdzieś  ty  się,  u  diabła,  podziewała?  -  W  jego  głosie  groźba  mieszała  się  z 

niepokojem. Wiedział o tym, ale nie był w stanie się opanować. Czuł się zagrożony. Nigdy w 

życiu nie czuł się tak jak teraz. 

-  Mówiłam  ci,  że  jadę  na  zakupy.  -  Katy  ostrożnie  weszła  na  następny  stopień  i 

zatrzymała się. - Nie widzisz? - Wskazała na torbę. Trzymała ją przed sobą niczym tarczę. 

- Zakupy! Nie było cię parę godzin. 

- Przepraszam. Ale nie ma tu chyba godziny policyjnej? 

- Katy, żebyś nie przeholowała. Tracę już resztki cierpliwości. To, co dzisiaj zrobiłaś, 

było głupie i infantylne. Nie przyszło ci do głowy, że mogę się martwić? 

-  Nie.  -  Weszła  na  następny  schodek  i  znów  się  zatrzymała.  -  Wydawało  mi  się,  że 

będziesz zbyt zaabsorbowany swoim nowym koniem. 

-  Ta  klacz  należy  do  ciebie,  Katy  -  wycedził  przez  zęby.  -  Jest  twoja,  niezależnie  od 

tego, czy kiedykolwiek nałożysz na nią siodło, czy nie. 

- Nie chcę jej. 

- To niedobrze, bo już ci ją podarowałem. - Garrett cofnął się o krok, by ją przepuścić. 

Weszła  do  domu,  ostrożnie,  z  wahaniem,  jakby  obawiała  się  następnego  wybuchu  jego 

gniewu. Złagodniał. 

- Katy, nigdy więcej tego nie rób. 

-  Nie  wydawaj  mi  rozkazów,  Garrett.  -  We  wzroku  Katy  widać  było  zmęczenie.  - 

Mam  tego  dość.  Od  dnia  naszego  ślubu  wygrywasz  każdą  bitwę  i  jestem  już  zmęczona  tym 

ciągłym przegrywaniem, słyszysz? 

Patrzył na nią w milczeniu. Zdziwił go taki punkt widzenia. 

- A więc nasz miesiąc miodowy jest dla ciebie serią potyczek? - spytał. 

- Niekiedy tak. Mam tego powyżej uszu, Garrett. - Umknęła wzrokiem w bok. - Twoje 

dzisiejsze zachowanie było już tą ostatnią kroplą. 

Przeraził się. 

-  Ostatnią  kroplą?  -  Wszedł  za  nią  do  kuchni.  -  Co  ty  mówisz?  Kupuję  ci 

background image

113 

 

najpiękniejszą klacz na świecie, a ty to nazywasz ostatnią kroplą? 

Katy położyła torbę z zakupami na stole i obejrzała się. 

- Dlaczego nalegasz? Ustępuję ci we wszystkim. Czego ty jeszcze, u licha, ode mnie 

chcesz? 

- Wszystkiego - wybuchnął. - Chcę wszystkiego. 

- A co ci daje do tego prawo? 

-  Jesteś  moją  żoną,  to  mi  daje  prawo.  Kochasz  mnie,  czy  się  do  tego  przyznasz,  czy 

nie. Pewnego dnia znów to powiesz, tak jak powiedziałaś w naszą noc poślubną. 

- A ty odrzucisz mi te słowa w twarz, tak jak to wtedy zrobiłeś? - Zjeżyła się. 

- Nigdy tego nie zrobiłem.  I nie mam zamiaru robić. Jeśli uważasz, że odrzuciłem te 

słowa, możesz winić tylko siebie. To wszystko przez tę twoją babską naturę. Nawyobrażałaś 

sobie Bóg wie co i byłaś wściekła, że noc poślubna nie odpowiada twoim urojeniom. 

-  Czyżby?  -  żachnęła  się.  -  No  dobrze,  dzięki  tobie  dowiedziałam  się  paru  rzeczy  na 

temat  miodowego  miesiąca.  Ale  spójrz,  kto  teraz  zaczyna  snuć  jakieś  mrzonki.  Dlaczego 

chcesz, żebym ci powiedziała, że cię kocham? Ty przecież nawet nie wierzysz w miłość. 

Odstąpił o krok do tyłu i zatrzymał się, nie mając odwagi jej dotknąć. 

-  Czy  nigdy  do  ciebie  nie  dotarło,  że  nie  tylko  ty  mogłaś  się  nauczyć  paru  rzeczy  w 

czasie tego zwariowanego miodowego miesiąca? - krzyknął. 

- Nie. - Katy szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia. 

- Nie? - Teraz z kolei on nic nie rozumiał. - Nie? Sądzisz, że ja już nie potrafię niczego 

się nauczyć? Myślisz, że masz wyłączność na naukę? 

- Garrett, uspokój się. - Katy zagryzła dolną wargę. - Opanuj się. 

- Nie mów do mnie jak do konia. Jestem twoim mężem. 

-  Wiem  -  odrzekła  słodko.  -  Jesteś  uparty,  arogancki,  rogaty  jak  diabeł  i  wpadasz  w 

szał przy byle okazji, ale tak czy inaczej jesteś moim mężem. 

Nie był w stanie przejrzeć jej myśli, ale wyczuwał zmianę w nastroju. 

- Katy, posłuchaj... - zaczął. 

- Nie, to ty posłuchaj. Jestem zmęczona tą ciągłą walką i tymi ciągłymi przegranymi. 

- Przecież nie toczymy wojny - zaprotestował, nagle zaniepokojony. Była zbyt blisko 

prawdy. 

- To sprawa punktu widzenia. - Uchwyciła się brzegu stołu. Widział, że zbiera się w 

sobie. - Powiedziałeś, że nigdy nie odrzuciłeś mego wyznania miłości. 

- Bo tak jest, Katy. 

background image

114 

 

- Mówisz, że czegoś się nauczyłeś w ciągu ostatnich dni. 

- Musiałbym być ślepy, głuchy i niemy, żeby się nie nauczyć - bąknął. 

Katy zaczerpnęła oddechu. 

- Dobrze, a wiec sprawdzimy, ile się nauczyłeś. Co się stanie, gdy ci teraz powiem, że 

cię kocham? 

- To proste - odparł. - Ja też to powiem.  

Osłupiała. Zapanowało milczenie. 

- Kocham cię, Garrett - szepnęła wreszcie. 

- Wiem. Ja też cię kocham, Katy. 

Otworzył ramiona, a ona podbiegła ku niemu. Potknęła się, ale pochwycił ją i przytulił 

mocno do siebie. 

-  Kocham  cię,  Katy.  Kocham  cię,  kocham,  kocham.  -  Teraz,  gdy  nauczył  się  już 

wymawiać te słowa, chciał je powtarzać bez końca. 

Przylgnęła  do  niego,  odpowiadając  mu  słowami  miłości.  Przez  chwilę  pozostali  bez 

ruchu,  spleceni  ze  sobą,  upojeni  tym,  co  się  stało.  Garrett  czuł,  jak  wypełnia  go  ogromne 

szczęście, radość i spokój. Było tak, jakby nagle wyzwoliła się jego potrzeba uzewnętrznienia 

swej miłości do Katy. Czuł się jak pijany. 

-  A  co  z  twoim  dzisiejszym  odczytem?  -  spytała  po  chwili,  spoglądając  na  zegar.  - 

Spóźnisz się. 

- No to co? - Przytulił ją do siebie. 

-  Nie  bądź  niemądry  -  roześmiała  się.  -  Musisz  pójść.  Mamy  przed  sobą  całą  noc  na 

rozmowy. 

- Rozmów akurat tej nocy nie planuję. - Musnął wargami koniuszek jej ucha. 

- To niedobrze. Zaczynasz już nabierać wprawy. 

- Nie drażnij lwa. Ma za sobą fatalny dzień. 

- Biedny lew - szepnęła, przesuwając palcami po jego włosach. 

- O Boże, Katy, jak ja cię kocham. Powinienem był już wcześniej zrozumieć, co czuję. 

Powinienem był wiedzieć... 

- To bardzo pouczający miesiąc miodowy - przerwała jego wyznania. 

- Jeszcze się nie skończył - przypomniał. 

-  To  prawda.  Ale  musimy  zrobić  sobie  krótką  przerwę  na  twoje  spotkanie  z 

hodowcami bydła. 

- Katy, nie chcę się teraz z tobą rozstawać.  

background image

115 

 

Dziesięć minut przekonywała go, żeby wyszedł z domu. 

Stojąc  na  progu  omal  nie  krzyczała  ze  szczęścia.  Nie  potrzebowała  zapewnień,  że 

wróci natychmiast po zebraniu. Będą mieli całą noc na okazywanie sobie miłości. 

Wreszcie  zamknęła  drzwi  i  weszła  do  domu.  Była  niemal  pijana  ze  szczęścia.  Nie 

wiedziała,  co  się  z  nią  dzieje.  Garrett  ją  kocha.  Powiedział  to.  Wspólnie  dotarli  do  punktu, 

który ona w swej naiwności chciała osiągnąć już w noc poślubną. 

Czasem  na  to,  co  w  życiu  dobre,  trzeba  trochę  poczekać,  stwierdziła  rozpakowując 

torbę. Aby to osiągnąć, trzeba sobie zadać trochę trudu. 

Wiedziała,  jak  należy  pracować  nad  tym,  co  w  życiu  ważne.  Nauczyła  się  tego,  gdy 

zajmowała się końmi i występowała na turniejach. 

W tym momencie przypomniała sobie o Atenie.  Po raz pierwszy zastanowiła się nad 

intencjami Garretta. Wiedziała, że chciał jak najlepiej. Chciał przywrócić jej coś, co było dla 

niej kiedyś bardzo ważne, coś, co mógłby z nią dzielić. 

Nie  sposób  mieć  mu  to  za  złe  ani  interpretować  na  jego  niekorzyść.  Rozmyślała  nad 

tym,  zjadając  resztki  wczorajszej  kolacji.  Garrett  był  niekiedy  trudny  we  współżyciu, 

despotyczny, nawet bezwzględny, ale teraz, gdy emocje opadły, jego determinacja w dążeniu 

do celu głęboko ją poruszyła. 

W pół godziny później włożyła naczynia do zlewu, wyszła z kuchni i naciągnęła długi 

ciepły pulower. 

Nie ma żadnego powodu, by nie miała pójść do stajni i popatrzeć na Atenę. Może nie 

chcieć na niej jeździć, ale wciąż kocha konie, a Garrett powiedział przecież, że Atena należy 

do niej. 

W  parę  minut  później  zastała  klacz  bezpiecznie  ukrytą  w  swoim  nowym  boksie, 

pochyloną nad sianem. 

Miejsce Herosa natomiast było puste. 

background image

116 

 

ROZDZIAŁ 11 

 

Katy miała jeszcze rozpaczliwą nadzieję, że Heros po prostu wydostał się z boksu na 

padok, ale gdy biegła w tamtym kierunku, coś jej mówiło, że tylko traci czas. Konia nie było. 

Po prostu zniknął. 

Wróciła do stajni, by zamknąć drzwi. Za wszelką cenę starała się uspokoić. Heros był 

koniem  powolnym  i  opanowanym.  Nie  mógł  odejść  zbyt  daleko.  Nie  było  też  burzy,  która 

mogłaby go spłoszyć. 

- Co się stało, Ateno? - przemówiła do klaczy, gładząc ją pieszczotliwie po szyi. - Co 

zrobiłaś  ze  swoim  towarzyszem?  Wiem,  że  nie  jest  on  najprzystojniejszym  ogierem  na 

świecie, że nie jest dobrze urodzony ani elegancki. Po prostu wywodzi się z klasy robotniczej 

i  jest  z  tego  dumny.  Ale  ma  dobre  serce,  wiesz?  Pod  niejednym  względem  jest  podobny  do 

swego pana. 

Kąty zamyśliła się na chwilę. 

- Jest tylko jedna różnica. Garrett nie jest wałachem - dorzuciła. 

Atena zarżała cichutko. 

Katy popatrzyła z uwagą na drzwi stajni. Nie mogła się zorientować, czy otworzył je 

człowiek, czy też koń pyskiem. Nagłe przypomniała sobie o systemie alarmowym. 

-  Powinien  był  zadziałać,  niezależnie  od  tego,  kto  i  w  jaki  sposób  otworzył  drzwi  - 

powiedziała do siebie. 

Zaniepokojona przeszła do pomieszczenia, w którym był zainstalowany. 

Gdy  otworzyła  drzwi  i zapaliła  światło,  zauważyła,  że  skrzynka  z  tablicą  rozdzielczą 

była otwarta. Ktoś wyłączył system. 

Poczuła  niepokój.  A  wiec  Heros  nie  wyszedł  sam.  Ktoś  go  naumyślnie  wyprowadził 

ze stajni. I to już po raz drugi. 

Nie miała pojęcia, kto mógłby to zrobić, ale nie zastanawiała się nad tym. Wyszła ze 

stajni  i  udała  się  do  zagrody  Brackenów.  Było  już  ciemno.  Jedynie  światło  księżyca 

oświetlało  ścieżkę  prowadzącą  w  kierunku  małego  obejścia.  Zobaczyła  światło  w  pokoju. 

Nadine nie zamknęła jeszcze okiennic. 

Zadyszana  zapukała  do  drzwi.  Odpowiedziała  jej  cisza.  Zaczęła  walić  w  drzwi 

pięściami. 

- Emmett? Nadine? To ja, Katy. Coś się stało z Herosem. Musicie mi pomóc. 

Cisza  trwała  nadal.  Katy  cofnęła  się  o  krok,  zajrzała  na  podwórze.  Zobaczyła  starą 

background image

117 

 

furgonetkę  Brackena.  A  więc  są  w  domu.  Podeszła  do  okna  salonu.  Było  uchylone. 

Zaglądnęła do środka. 

Emmett Bracken leżał rozwalony na kanapie przed kominkiem. Najwyraźniej spał. Na 

podłodze  stała  opróżniona  do  polowy  butelka  whisky.  Wcześnie  zaczął,  pomyślała  Katy. 

Obrzuciła  wzrokiem  pokój.  Wszystko  było  tutaj  tak  samo  jak  tego  popołudnia,  gdy 

sprawdzali system alarmowy. Na kominku stał stary srebrny świecznik, z którego Nadine była 

taka dumna. To prezent od Atwoodów. Obok leżało stare pudełko po cygarach. 

Było otwarte. 

Nagle Katy przypomniała sobie, że Emmett trzymał w nim pistolet. Teraz było puste. 

Może Nadine ukryła broń przed pijanym Emmettem? 

Zawróciła. Stąd nie może oczekiwać pomocy. Ale co się stało z Nadine? Może miała 

dość pijanego Emmetta i po prostu wyszła na chwilę z domu? 

Pytanie jednak, czy to wszystko miało coś wspólnego z zaginięciem konia. Ogarnął ją 

lęk. Fakt zniknięcia Nadine Bracken i Herosa nie wyglądał na zwykły zbieg okoliczności. 

Katy stała przed domem i obserwowała stajnię. Wokół panowała cisza. Nie zauważyła 

niczego podejrzanego. Pomału obeszła wokół dom, żałując, że nie wzięła ze sobą latarki. 

Gdy  dotarła  na  tyły  obejścia,  ujrzała  jakąś  sylwetkę.  Ktoś  prowadził  konia  na  szczyt 

urwiska.  Poznała  Herosa.  Po  sekundzie  koń  i  tajemnicza  postać  zniknęli  za  występem 

skalnym. 

- O Boże! - krzyknęła. Zaczęła biec. Każdy krok wzmagał dotkliwy ból w kostce. 

To musiała być Nadine Bracken. To ona prowadziła konia w kierunku urwiska. Ale po 

co?  Katy  nie  miała  pojęcia,  co  Nadine  chciała  z nim  zrobić.  Niejasność  sytuacji  potęgowała 

tylko jej obawy. Niezależnie od tego, co zamierzała zrobić Nadine, Katy czuła, że dzieje się 

coś  niedobrego.  Na  myśl  o  szorstkim,  obcesowym  zachowaniu  Nadine  zadrżała. 

Przyśpieszyła kroku. W tej starej kobiecie tkwiła zadawniona złość i rozgoryczenie. Uważała, 

że została skrzywdzona przez los, że śmierć syna Atwooda zrujnowała jej życie. 

Po raz pierwszy Katy zadała sobie pytanie, jaki był naprawdę stan psychiczny Nadine 

Bracken. 

Daleki  szum  oceanu  zagłuszał  stukot  kopyt  Herosa.  Zaniepokojona  Katy  śledziła 

wzrokiem ciemne sylwetki, starając się nadążyć za nimi. 

Na szczęście Heros nigdy nigdzie się nie spieszył. Wydawało się, że i tym razem nie 

zamierzał przyspieszyć kroku. Katy modliła się w duchu, by nadal szedł w ten sposób. Kostka 

dokuczała jej coraz bardziej. 

background image

118 

 

Zbliżała się do urwiska i już chciała zawołać Nadine, gdy nagle intuicja  ją ostrzegła. 

Zrozumiała, dokąd Nadine prowadzi Herosa. Szła z nim w kierunku tych samych skał, gdzie 

przed laty zginął syn Atwooda. 

Głęboko  zaczerpnęła  tchu,  skupiając  całą  swoją  energię  na  tym,  by  dogonić  Nadine. 

Kostka bolała ją coraz bardziej. Nogi zapadały się w miękkim gruncie. Nadine wciąż jeszcze 

jej  nie  słyszała.  Była  całkowicie  pochłonięta  tym,  co  zamierzała  uczynić.  Katy,  przerażona, 

starała się dostrzec cokolwiek w bladym świetle księżyca. 

Nadine  dotarła  wreszcie  na  szczyt  urwiska.  Podprowadziła  konia  tak,  by  znalazł  się 

między nią a stromą ścianą spadającą ku plaży. Później wyjęła coś z kieszeni i położyła obok 

na  kamieniu.  Przez  cały  czas  trzymała  wodze.  Dopiero  teraz  Katy  rozpoznała,  co  miała  w 

lewej ręce. Widły. 

-  No,  dalej,  naprzód  -  syknęła  Nadine  do  konia.  -  Naprzód,  mówię.  -  Szturchnęła  go 

widłami. 

Heros  prychnął.  Po  raz  pierwszy  okazał  trochę  zainteresowania  sytuacją.  Cofnął  się 

przed widłami, uniósł łeb, potrząsnął grzywą. Nadine podniosła w górę widły. 

-  Nadine!  Zaczekaj!  Zaczekaj!  -  Katy  rzuciła  się  do  przodu,  poczuła  przeszywający 

ból w kostce i wylądowała na piasku. 

- Co pani tutaj robi? - spytała Nadine, odwracając się ku niej. - Nie powinna pani tutaj 

być. 

Katy  z  trudem  stanęła  na  nogi.  Od  Nadine  dzieliło  ją  jeszcze  dobrych  parę  metrów. 

Musiała poruszać się bardzo ostrożnie. Nadine może użyć po raz drugi wideł, zanim do niej 

dotrze. 

- Co się tutaj dzieje? - spytała. - Co zamierzasz zrobić, Nadine? 

- Chcę go ukarać - odparła.  

Koń zaczynał się już denerwować. 

-  Ukarać  konia?  Ależ  to  idiotyczne.  Dlaczego  chcesz  mu  zrobić  krzywdę?  -  Katy 

starała się, by jej głos brzmiał spokojnie i rzeczowo. 

-  Proszę  się  zatrzymać  -  ostrzegła  Nadine,  potrząsając  widłami.  -  Słyszysz?  Nie 

podchodź do mnie. 

Katy stanęła. 

- Powiedz, co ci zawinił ten nieszczęsny koń - poprosiła. 

- To nie koń - krzyknęła Nadine. - To on. 

- Kto? 

background image

119 

 

- Twój mąż. Nowy właściciel. - Oddychała ciężko. Skierowała widły w stronę Katy. - 

To  twego  męża  chcę  ukarać.  On  nie  miał  prawa,  rozumiesz?  Nie  miał  prawa  kupować  tego 

domu.  To  ziemia  Atwooda.  Zawsze  należała  do  Atwoodów.  I  tak  musi  pozostać.  Nie 

rozumiesz? Moja córka miała wyjść za Atwooda. Ta ziemia powinna należeć do nas. Garrett 

Coltrane nie ma do niej żadnych praw. Żadnych! Jestem starą kobietą, a on silnym mężczyzną 

w kwiecie wieku. Nie mogę nic zrobić Coltrane'owi, ale mogę zniszczyć coś, co kocha. Mogę 

zabić jego konia. Coltrane musi zostać ukarany! 

-  Nadine,  przecież  to  sam  Atwood  zdecydował,  że  sprzeda  swoją  posiadłość.  Garrett 

po  prostu  się  o  tym  dowiedział.  Nie  miał  nic  wspólnego  z  decyzją  Atwooda.  Nie  miał  nic 

wspólnego z tym, co stało się przed laty, gdy syn Atwooda spadł ze skał i się zabił. 

-  Coltrane  nie  powinien  tutaj  być  -  wrzasnęła  Nadine  histerycznie.  -  Nie  ma  do  tego 

żadnego prawa. 

- Nadine, posłuchaj mnie, proszę... 

- Najpierw myślałam, że to ciebie powinnam zabić - mówiła Nadine. - Dlatego się nad 

tym  zastanawiałam.  Zakochany  mężczyzna  byłby  zdruzgotany  tracąc  swą  młodą  żonę.  Ale 

później zobaczyłam, jak to między wami jest naprawdę. Nawet nie spaliście ze sobą. Dziwny 

miesiąc miodowy, pomyślałam. Coś tu nie jest w porządku. Coltrane widocznie jej nie kocha. 

Słyszałam  waszą  rozmowę  w  dniu,  kiedy  przyszedł  Royce  Hutton.  Dowiedziałam  się,  że 

Coltrane ożenił się z tobą z wyrachowania, żeby dostać się do wyższych sfer. A więc nie ma 

między wami miłości, prawda? 

Katy  wpadła  w  panikę.  Próbowała  podejść  parę  kroków  bliżej.  Nadine  zdawała  się 

tego nie zauważać. Przeniosła się całkowicie w świat własnej wyobraźni. 

- Nadine, odłóż te widły i zechciej mnie wysłuchać - zwróciła się do niej. - Pozwól, że 

coś ci wyjaśnię. 

Odpowiedzią był następny ostrzegawczy ruch widłami. Musiała pociągnąć za wodze, 

bo Heros gwałtownie podrzucił łbem i uderzył kopytami o ziemię. Podniósł uszy. Zbliżył się 

niebezpiecznie do krawędzi urwiska. 

-  Nie  musisz  mi  nic  wyjaśniać  -  odezwała  się  Nadine.  -  Zobaczyłam,  jak  to  między 

wami jest i postanowiłam ukarać Coltrane'a uświadamiając mu, że poślubił kobietę, której nie 

tylko nie może kochać, ale i ufać. Mogę go przekonać, żeby się rozwiódł. Nowa rodzina, jaką 

chciał założyć tutaj, na ziemi Atwooda, zostanie zniszczona, zanim jeszcze zacznie na dobre 

wspólne  życie.  Byłam  pewna,  że  pomyśli,  że  to  ty  wyprowadziłaś  Herosa  ze  stajni  tamtej 

nocy.  Jeśli  koń  zostanie  ranny  albo  zginie,  będzie  na  ciebie  wściekły.  Znienawidzi  cię. 

background image

120 

 

Widzisz teraz, jaki był mój plan. Chciałam zrobić wszystko, żeby zaczął się zastanawiać nad 

tobą, żeby przestał ci ufać, żeby się martwił i dręczył, aż wreszcie doszedłby do wniosku, że 

musi się rozwieść. 

-  Ale  z  tego  planu  nic  by  nie  wyszło,  bo  Garrett  nigdy  nie  uwierzyłby,  że  to  ja 

wypuściłam Herosa ze stajni. 

-  Później  między  wami  zaczęło  się  poprawiać.  Nawet  sypialiście  już  razem.  Jesteś 

sprytna. Stało się jasne, że postanowiłaś go uwieść, a on jak typowy mężczyzna, postanowił 

skorzystać z sytuacji. Ale ja wciąż jeszcze mogę go ukarać. Wciąż jeszcze mogę go nastawić 

przeciwko tobie. To, że z tobą śpi, nie znaczy jeszcze, że nie spojrzy na sprawy tak, jak tego 

chcę, Coltrane'owi bardzo zależy na tym koniu. Jest do niego naprawdę przywiązany. A kiedy 

znajdzie go martwego u stóp urwiska, zacznie się zastanawiać, czy nie ty to zrobiłaś. 

- Dlaczego miałby tak myśleć? On mnie kocha, Nadine. 

- Kocha cię? - Twarz Nadine wykrzywiła się drwiąco. - Śmiechu warte. Właśnie dziś 

stoczyliście  kolejną  walkę,  może  nie?  Byłaś  wściekła,  kiedy  się  dowiedziałaś,  że  kupił  ci  tę 

klacz. Gdy znajdzie martwego Herosa, pomyśli, że to ty go zabiłaś, żeby się zemścić za to, że 

chciał cię zmusić do jeżdżenia. 

-  Garrett  nie  jest  taki  głupi.  -  Katy  przeszedł  zimny  dreszcz.  -  Wie,  że  nigdy  bym 

czegoś takiego nie zrobiła. 

-  To  się  jeszcze  okaże  -  wykrzyknęła  z  furią  Nadine.  -  Zobaczymy,  co  będzie. 

Wszystko obmyśliłam. Nawet dałam Emmettowi wcześniej wódkę, żeby mi nie przeszkadzał. 

Ostatnim razem mi przeszkodził. Stary dureń. Ta wódka rozmiękcza mu mózg. Nie rozumie, 

że to jedyny sposób. 

- Ten alarm w stajni niedawno... - domyśliła się Katy. - To też ty? 

-  Coltrane  był  w  mieście.  Chciałam  wtedy  przyprowadzić  konia  na  skały.  Przedtem 

poprosiłam Emmetta, żeby mi pokazał, jak działa system alarmowy. Ale  Emmett poszedł za 

mną  i  nic  z  tego  wszystkiego  nie  wyszło.  Przypadkowo  sam  włączył  alarm.  Był  pijany,  jak 

zwykle.  Zmusił  mnie,  żebym  wróciła  do  domu,  zanim  ty  się  zjawiłaś.  Czekałam  więc  na 

następną okazję i dzisiaj się nadarzyła. Coltrane znów wyjechał, a kiedy wróci, jego ukochany 

koń już nie będzie żył. Oskarży ciebie. Zobaczysz. 

- Powiem mu, że to ty zrobiłaś - krzyknęła Kąty. 

-  Twoje  słowa  przeciwko  moim?  Przecież  wie,  że  byłaś  na  niego  wściekła.  Tylko  ty 

masz powód, by go zranić. Wie, że jesteś kobietą impulsywną i zdolną do wszystkiego. 

- To nieprawda! - wrzasnęła Kąty. 

background image

121 

 

- Mówił Emmettowi, że jesteś - odparowała Nadine triumfująco. 

- Nadine, daj spokój tym głupotom. - Katy podeszła jeszcze bliżej. - Odłóż te widły i 

daj mi wodze. Zaprowadzę Herosa z powrotem do stajni. 

-  Nigdy!  -  krzyknęła  z  wściekłością  Nadine  i  pchnęła  konia  widłami.  Tym  razem  na 

jego szyi pozostał krwawy ślad. 

Heros  cofnął  się.  Zarżał  głośno  z  przerażenia  i  bólu.  Katy  uzmysłowiła  sobie,  że  od 

krawędzi urwiska dzieli go już tylko niecały metr. 

- Heros - zawołała i spróbowała gwizdnąć, tak jak to robił Garrett, gdy szukali konia 

nocą w czasie burzy. Koń zastrzygł uszami w odpowiedzi, ale pozostał na miejscu. 

- Naprzód, głupi koniu. - Nadine wypuściła wodze i uniosła widły obiema rękami. 

Nie  mogła  jednak  dźgnąć  konia,  broniąc  się  równocześnie  przed  Katy.  Katy 

wykorzystała ten moment i pchnęła ją mocno. 

Stara kobieta zrozumiała wreszcie, że została zaatakowana. Obróciła się gwałtownie i 

rzuciła  widły  w  kierunku  Katy.  Ta  pochyliła  się,  by  uniknąć  ciosu.  Skoczyła  do  przodu  i 

chwyciła Nadine za kostkę. 

Nadine krzyknęła przeraźliwie, padając na ziemię. Katy również upadła. Zapomniała o 

swojej nodze. Wstąpiła w nią jakaś nadludzka energia. Udało jej się wstać. Pochyliła się, by 

podnieść widły. Cisnęła je w dół. 

Heros rżał nerwowo. Stanął dęba, gdy zbliżyła się do niego. 

-  Spokojnie,  spokojnie,  Heros  -  powtarzała,  sięgając  po  wodze.  -  Wiem,  że  jesteś 

przerażony,  ale  już  po  wszystkim.  Zaraz  zaprowadzę  cię  z  powrotem  do  stajni.  Rano  o 

wszystkim zapomnisz. 

Ujęła  wodze  i  zaczęła  ostrożnie  odprowadzać  konia  jak  najdalej  od  urwiska.  Heros 

rżał cicho, potrząsał grzywą, ale szedł za nią posłusznie. 

W pewnym momencie usłyszała, że Nadine wstaje, ale nie odwróciła się. Była zajęta 

Herosem, a poza tym Nadine nie miała już swojej broni. 

-  Nie  powstrzymasz  mnie  -  usłyszała  nagle  głos  starej  kobiety.  -  Słyszysz?  Nie 

powstrzymasz mnie. 

Histeryczny  ton  wzbudził  czujność  Katy.  Obejrzała  się  przez  ramię  w  chwili,  gdy 

Nadine  sięgała  po  mały  ciemny  przedmiot,  który  wyjęła  wcześniej  z  kieszeni  i  położyła  na 

kamieniu. 

Katy przypomniała sobie puste pudełko po cygarach. Pistolet Emmetta zniknął. Nagle 

zrozumiała, kto go zabrał. 

background image

122 

 

- Nie chciałam tego użyć - szlochała Nadine, chwytając pistolet. - Nie  chciałam tego 

zrobić w ten sposób, ale mnie zmusiłaś... 

Katy nie mogła dłużej czekać. Dla niej i dla Herosa pozostało tylko jedno wyjście. 

- W porządku. Heros - powiedziała przez zęby, stając zdrową nogą na leżącym obok 

głazie.  -  Pokażesz  teraz,  co  potrafisz.  -  Chwyciła  mocno  grzywę,  odbiła  się  od  kamienia  i 

wskoczyła na grzbiet konia. 

Może  nie  zrobiła  tego  ze  szczególnym  wdziękiem,  ale  Heros  był  najwyraźniej  zbyt 

zdziwiony, by narzekać. 

- A teraz zmykajmy jak najdalej stąd. - Katy pochyliła się i uderzyła obcasami w boki 

konia. Nie wiedziała, co to da, bo od lat nie widziała Herosa w akcji. Ale gdy konie z rodeo 

już raz ruszą, są niczym wozy wyścigowe. Bardzo szybkie i bardzo wytrzymałe. 

Heros  i  tym  razem  udowodnił,  że  w  pełni  zasłużył  na  miano  jednego  z  najlepszych 

koni  na  rodeo.  Pokazał,  na  co  go  stać,  galopując  ile  sił  w  nogach.  Katy  przywarła  całym 

ciałem do jego grzbietu. Palce kurczowo wczepiła w grzywę. 

Nagle  usłyszała  za  sobą  trzask.  Wiedziała,  że  Nadine  użyła  broni.  Ale  Heros  nie 

zwolnił.  A  więc  wszystko  w  porządku.  Jeszcze  parę  sekund,  a  znajdą  się  poza  zasięgiem 

strzału. 

Gdy  zbliżali  się  do  ogrodzenia  domu,  ujrzała  światła  mercedesa.  Garrett  wracał  z 

miasta. Katy szarpnęła wodze. 

- Wspaniale, Heros, teraz jesteśmy bezpieczni. Uspokój się. 

Koń jakby tylko na to czekał. Zatrzymał się w miejscu jak wryty. Omal nie przeleciała 

przez  jego  łeb.  Stanęli  na  wprost  samochodu  w  chwili,  gdy  Garrett  otwierał  drzwiczki.  Ze 

zdumieniem popatrzył na konia i jeźdźca, po czym podszedł do nich, by ująć Herosa za cugle. 

Koń natychmiast zapadł w swój zwykły stan otępienia. 

- Co tu się, u diabła, dzieje? - spytał. 

- To Nadine. Próbowała zabić Herosa. Chciała go strącić z urwiska. 

- Chciała co? 

- Garrett, ona ma pistolet. Ta kobieta jest niepoczytalna. 

- Gdzie ona jest? 

- Zostawiłam ją nad urwiskiem z pistoletem w dłoni. Heros zdążył nas uratować. 

- Nic ci się nie stało? 

- Nie, wszystko w porządku - skinęła głową Katy. - Martwię się o Herosa. Odzwyczaił 

się już od takich wyczynów. 

background image

123 

 

- Nic mu nie będzie. - Garrett poklepał konia po szyi. - Jest w dobrej formie. Zostaw 

go i idź do domu. Zamknij się na klucz i wezwij policję. 

- A ty dokąd idziesz? - spytała z niepokojem. 

- Muszę odnaleźć Nadine i skończyć raz na zawsze z tymi idiotyzmami. 

- Garrett, nie powinieneś tam iść. Ona jest szalona i ma pistolet. 

- Idź do domu i zadzwoń na policję. - Garrett ostrożnie zdjął ją z konia. Gdy stanęła na 

nogi, potknęła się. 

- Coś ci się stało? - spytał z niepokojem. 

- Nic, nic, wszystko w porządku. 

Nie była to prawda, ale Katy nie chciała się dłużej nad tym rozwodzić. Noga w kostce 

bolała ją coraz bardziej, ale wiedziała przecież, że od tego się nie umiera. Jeden rzut oka na 

męża upewnił ją, iż nie zdoła go powstrzymać przed pójściem po Nadine. 

- Obiecaj mi tylko, że będziesz ostrożny - poprosiła. 

- Będę. - Otworzył frontowe drzwi i pomógł jej wejść do holu. 

Pokuśtykała  do  telefonu.  Garrett  uwiązał  Herosa  u  drzewa  i  poszedł  rozejrzeć  się  za 

Nadine  Bracken.  Nie  musiał  jej  długo  szukać.  Gdy  zbliżał  się  do  urwiska,  usłyszał  szloch. 

Zobaczył starą kobietę siedzącą na kamieniu z twarzą ukrytą w dłoniach. Bez słowa wyjął z 

jej ręki pistolet. 

- Szkoda, że wszystko potoczyło się w ten sposób - powiedziała ze smutkiem. 

W jakiś czas potem Katy leżała w łóżku i czekała niecierpliwie, aż Garrett wyjdzie z 

łazienki.  Nogę  owinęła  w  kostce  elastycznym  bandażem.  Nie  przejmowała  się  zbytnio. 

Wiedziała z doświadczenia, że za dzień lub dwa dojdzie do siebie. 

Nie  mieli  nawet  czasu  porozmawiać.  Trzeba  było  odpowiedzieć  na  pytania  policji, 

uspokoić Herosa, zająć się pijanym Brackenem. Poza tym Garrett bez przerwy niepokoił się o 

nogę  Katy,  aż  wreszcie  zdołała  go  przekonać,  że  poradzi  sobie  nie  gorzej  od  lekarza. 

Uśmiechnęła  się  na  wspomnienie  jego  ponurego  spojrzenia,  gdy  obserwował,  jak 

bandażowała kostkę. 

Po  chwili  Garrett  stanął  w  drzwiach  sypialni.  Był  nagi,  tylko  wokół  bioder  miał 

owinięty ręcznik. 

-  Cóż,  cieszę  się,  że  ktoś  uważa  ten  wieczór  za  zabawny  -  wymamrotał  na  widok 

uśmiechniętej twarzy Katy. - Ja i Heros jesteśmy już za starzy na takie figle. 

- Och, wcale bym tego nie powiedziała - odparła Katy. 

- Wydawało mi się, że świetnie sobie radzicie w niecodziennych sytuacjach. 

background image

124 

 

Garrett odchylił kołdrę, zrzucił ręcznik i wsunął się do łóżka. Wziął Katy w ramiona, 

zanurzył dłoń w jej włosach. W mroku widział tylko jej błyszczące oczy. 

- Od dnia naszego ślubu wciąż zaskakujesz mnie czymś nowym - zauważył. 

- Różnorodność wzbogaca treść życia - uśmiechnęła się. 

-  Tak?  Na  razie  mam  tej  różnorodności  powyżej  uszu.  Najwyższy  czas,  żeby  nasze 

małżeństwo się unormowało i ułożyło tak jak powinno. 

- To znaczy jak? 

-  Zwyczajnie.  Kiedy  się  z  tobą  żeniłem,  myślałem,  że  wiem,  jak  powinno  wyglądać 

małżeństwo. Powinno być przyjemne, solidne, unormowane. Ty powinnaś być uległa i łatwa 

we  współżyciu.  Wydawałaś  mi  się  kobietą  zrównoważoną  i  nie  ulegającą  emocjom.  Mamy 

wspólne  zainteresowania  zawodowe  i  wydajemy  się  sobie  na  tyle  atrakcyjni,  by  dzielić 

wspólne łoże. Tak właśnie myślałem. 

- Delikatnie mówiąc. Dobrze o tym wiesz, że nie chodziło mi tylko o to, żeby pójść z 

tobą  do  łóżka.  Byłam  w  tobie  po  uszy  zakochana.  Byłeś  poza  tym  najseksowniejszym 

mężczyzną,  jakiego  znałam.  Nie  mogłam  się  doczekać,  kiedy  się  będziemy  kochać.  Prawdę 

mówiąc, mogliśmy to zrobić znacznie wcześniej, gdybyś się bardziej postarał. 

- Byłem idiotą - przyznał Garrett. 

- To prawda. 

- Nie musisz zgadzać się ze wszystkim, co mówię. 

- Staram się być uległa i łatwa we współżyciu. A to wymaga również zgadzania się ze 

wszystkim, co mówi mąż - wyjaśniła Katy z całą powagą. 

- Ulegle, zgodne żony nie spędzają całego czasu na dręczeniu swoich mężów. 

- Naprawdę? A czym się zajmują? 

-  Z  przyjemnością  ci  to  zademonstruję  -  powiedział  Garrett,  przewracając  Katy  na 

plecy. 

-  Zaczekaj!  Chcę  cię  o  coś  zapytać  -  zawołała,  opierając  dłonie  na  jego  ramionach  i 

odpychając go od siebie. 

- Co będzie z Emmettem i Nadine? 

- Co będzie? - Garrett chwycił ją za koniuszek nosa. 

- Sądzę, że powinniśmy się rozejrzeć za nowym zarządcą. 

- Chcesz zwolnić Emmetta? 

-  Na  emeryturę.  Jest  ubezpieczony.  Nie  umrze  z  głodu.  Jeśli  zechce  pracować, 

znajdzie sobie zajęcie gdzie indziej. 

background image

125 

 

- A Nadine? 

- Coś mi się wydaje, że najbliższe parę lat spędzi w zakładzie. 

- Garrett, może jednak powinniśmy się nimi zająć - zaniepokoiła się Katy. - W końcu 

mieszkali tutaj od lat i... 

-  Kochanie,  zostawiliśmy  Brackenom  pełną  swobodę  -  Garrett  położył  jej  palec  na 

ustach  -  i  w  końcu  to  ty  o  mało  nie  padłaś  tego  ofiarą.  Ty  i  Heros.  Nie  mam  zamiaru 

prowokować  losu,  dając  im  kolejną  szansę.  Chcę  się  ich  stąd  pozbyć  raz  na  zawsze.  Nie 

mamy już o czym mówić. Uważam ten temat za zamknięty. Masz trochę za miękkie serce. 

Katy westchnęła. Wiedziała, że przegrała tę potyczkę i że Garrett przypuszczalnie ma 

rację.  Nigdy  nie  czułaby  się  bezpiecznie  w  towarzystwie  Emmetta  i  jego  szalonej  żony. 

Dotknęła lekko językiem dłoni Garretta. Uśmiechnął się. 

- No i co? Koniec dyskusji? - spytał. 

- Tak. Trudno mi się z tym pogodzić, ale chyba masz rację. 

- Takie słowa to miód na mężowską duszę. A kiedy już wyjaśniliśmy sobie tę sprawę, 

możemy przejść do następnej. 

- Jakiej? - Katy popatrzyła na niego z zainteresowaniem. 

- Do twego zwyczaju nocnych przejażdżek konnych. 

- Ach, to. 

-  Tak,  to.  -  Garrett  objął  ją  mocniej.  -  Myślę,  że  nie  zdajesz  sobie  sprawy,  jakim 

szokiem  był  dla  mnie  twój  widok  tej  nocy?  Pełny  galop  w  blasku  księżyca!  Bez  siodła, 

wczepiona w końską grzywę. 

- Było to dość ryzykowne, prawda? 

-  Będzie  mnie  to  kosztować  parę  lat  życia  -  oświadczył  Garrett.  -  Ale  teraz 

przynajmniej nie będę już wysłuchiwał twoich wymówek, że nie możesz jeździć konno. 

- Ależ Garrett... - żachnęła się. 

- Zapomnij o tym. Wsiadłaś tej nocy na konia i nic ci się nie stało, a więc nie próbuj 

mi wmawiać, że nie jesteś w stanie jeździć konno. 

-  To  stało  się  tak  nagle  -  powiedziała  Katy.  -  Nie  było  czasu,  by  się  zastanawiać. 

Zresztą nie miałam wielkiego wyboru. Mogłam tylko albo dosiąść konia  albo stać się celem 

dla Nadine. 

- Niekiedy życie ułatwia nam pewne sprawy - powiedział Garrett z satysfakcją. 

- Jak to? 

- Kocham cię - rzekł, przyciskając ją do siebie. - Czy może być coś prostszego? 

background image

126 

 

- Niekiedy - szepnęła Katy - kochanie kogoś może być sprawą bardzo skomplikowaną. 

- Tylko dla kobiety, która za bardzo ulega własnej wyobraźni. A teraz nic już nie mów 

i pozwól, bym ci pokazał, jak proste może być życie. 

- Kocham cię, Garrett - wyszeptała. 

- I ja cię kocham. - Pochylił nad nią głowę, muskając wargami jej usta. 

Katy zagłębiła palce w jego ciemnych włosach, a ciało jej naprężyło się z pożądania. 

- Wiem - odrzekła. - Ale tak miło się tego słucha.