background image

Leigh Michaels

“Ślub na życzenie”

Tytuł oryginału: Bride by Design

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Był przyzwyczajony do biżuterii. Zawsze go otaczała. Dorastał, patrząc na 

tajemnicze,    tęczowe  opale,  leniwe  ogniki  rubinów,  lodowate  błyski  brylantów, 

chłodną elegancję platyny i ciepły  połysk złota. Jednak nigdy nie widział takiego 

sklepu  z  biżuterią  jak  ten  przy  State  Street.  Był  to    tak  znany  przybytek,  że 

widniało na nim tylko nazwisko właściciela i nazwa ulicy: Birmingham przy  State. 

Wszyscy  wiedzieli,  że  właśnie  tu  należy  przyjść  po  coś  pięknego, 

niepowtarzalnego i  kosztownego.

Wnętrze  nie  przypominało  typowego  sklepu  jubilerskiego.  Raczej 

ekskluzywny salon mody. Nie  było wystawy wychodzącej na słynną w Chicago 

ulicę  State. W  środku  stało  tylko  sześć  szklanych   gablot  na  filarach  z  szarego 

marmuru.  W  każdej  znajdowało  się  zaledwie  kilka  cennych  przedmiotów.  

Ustawienie  gablot  zdawało  się  być  przypadkowe.  Podłogę  pokrywał  szeroki, 

niebieskoszary  dywan.    Punktem  centralnym  wnętrza  była  kasetka  z  szerokim, 

brylantowym naszyjnikiem wyeksponowanym na  aksamitnej tkaninie. W świetle 

punktowego reflektora jarzył się, jakby płonął żywym ogniem.

Gdy  David  wszedł  do  środka,  ruszył  ku  niemu  mężczyzna  w  ciemnym 

garniturze. Stąpał  bezgłośnie po grubym dywanie.

- Czym mogę panu służyć?

David  nie  mógł  oderwać  oczu  od  naszyjnika.  Było  coś  niezwykłego  w 

sposobie  zamocowania    kamieni.  Zauważył  to  z  daleka,  choć  nie  umiałby 

określić,  w  czym  tkwi  sekret.  Miał  ochotę  dotknąć    naszyjnika,  dokładnie

przyjrzeć się misternej robocie.

Nie  został  tu  jednak  zaproszony  z  Atlanty,  żeby  podziwiać  towar 

Henry'ego  Birminghama  i    podglądać  jego  sekrety.  Musiał  istnieć  jakiś  inny 

powód.

- David Elliot do pana Birminghama - wyjaśnił.

background image

- A, tak. Czeka na pana.

Mężczyzna energicznie ruszył przodem w kierunku tylnej ściany. Była tak 

zaprojektowana, że  od strony wejścia nie było widać, iż za nią kryje się niewielki 

pokój. W  pomieszczeniu  stały trzy    niewielkie, lecz  wygodne fotele,  a w środku 

między nimi mały stolik. Blat nakryty był pluszem w  kolorze dywanu. W jednym z 

foteli  siedział  Henry  Birmingham,  przypatrując  się  rozłożonym  na  blacie    stołu 

kilkunastu brylantowym pierścionkom.

David zatrzymał  się w wejściu.  Henry odsunął  pierścionki  na bok i  wstał. 

David  widywał  go   już  przy  różnych  okazjach,  na spotkaniach  i  targach, jednak 

jeszcze nigdy nie stał twarzą w twarz z  najznakomitszym projektantem biżuterii. 

Henry był niższy, szczuplejszy i bardziej zgarbiony, niż  wydawało się z daleka. 

Pomimo  dość  podeszłego  wieku  nadal  miał  bujną  czuprynę,  choć  już 

przyprószoną  siwizną.

Spojrzał badawczo na Davida. Przez kilkanaście sekund przyglądał mu się 

tak bez słowa, aż  David poczuł się nieswojo. David odetchnął z ulgą, gdy Henry 

w końcu uśmiechnął się i wyciągnął rękę  na powitanie.

- Witam w mojej firmie - powiedział serdecznie. - Dziękuję, że przyjechałeś z tak 

daleka, żeby się  ze mną spotkać. Proszę, siadaj.

Sam też usiadł i spojrzał na rozsypane pierścionki.

-  Mam  niecodzienne  zamówienie.  Pewna  pani  zebrała  wszystkie  pierścionki, 

jakie  zgromadziła  w  ciągu    życia:  pamiątki  rodzinne,  zaręczynowe,  prezenty 

urodzinowe  i  tak  dalej.  Nie  ma  wśród  nich  żadnego    naprawdę  wartościowego 

drobiazgu.  Dobra  próba  złota,  ale  banalne  wzory  i  nie  najwyższej  jakości  

kamienie. Na pewno nikt już ich nie będzie nosić. Jednak, zamiast złożyć je na 

dnie  pudełka  z    kosztownościami,  żeby  nadal  obrastały  kurzem,  ta  pani 

przyniosła  je  do  mnie  i  poprosiła,  żebym    zrobił  z  nich  coś,  co  ją  zachwyci. 

Rozumiesz, prawdziwe dzieło sztuki. - Uniósł głowę. - Masz jakiś  pomysł?

David lekko się uśmiechnął.

-  Panie  Birmingham,  nie  sądzę,  że  zaprosił  mnie  pan  do  Chicago,  żeby 

zasięgnąć rady w tak banalnej  sprawie. A poza tym, ja miałbym uczyć mistrza? 

Jest pan w branży o pięćdziesiąt lat dłużej niż ja.

background image

-  Mów  do  mnie  Henry.  Jak  wszyscy.  Rzeczywiście,  nie  zaprosiłem  cię  tu,  by 

rozmawiać o tym konkretnym  zleceniu, ale ciekaw jestem twojej opinii.

David pochylił się i sięgnął po najbliższy pierścionek. Obrączka była starta 

od ciągłego  noszenia, a wzór wygrawerowany wokół kamienia właściwie już nie 

istniał. Niewielki brylant, zgodnie  z wcześniejszą oceną Henry'ego, nie wyróżniał 

się  ani  szlifem,  ani  barwą.  David  odłożył  go  i  sięgnął    po  następny.  Nawet  nie 

wyjmując  lupy  z  kieszeni,  mógł  stwierdzić,  że  uszkodzony  kamień  wymaga  

ponownego  oszlifowania.  Jedno  spojrzenie  wystarczyło,  żeby  ocenić  pozostałe. 

Staroświecki, niemodny  szlif, przeciętne i znoszone wyroby.

- Co chce z nich zrobić? Broszkę? Wisiorek?

- Decyzję pozostawiła mnie.

- Czyli zrzuciła całą odpowiedzialność za efekt końcowy na twoje barki?

- Na to wygląda. - Henry pochylił się, oparł łokcie na stoliku, a brodę na dłoniach. 

- Co  proponujesz? - spytał.

- Wyjąłbym kamienie. Każdy pierścionek przetopiłbym oddzielnie. Po ostudzeniu 

płynnego złota w  wodzie powstałby  przypadkowy, ale  zarazem  niepowtarzalny 

kształt. Potem wstawiłbym kamień.  Wszystkie utworzone w ten sposób błyskotki 

połączyłbym ładnym, ciężkim łańcuchem, żeby zrobić  bransoletkę lub naszyjnik. 

Gdyby jednak  chciała  coś  bardziej  ekstrawaganckiego,  przetopiłbym    wszystkie 

pierścionki razem, tak by powstał duży wisior.

Dorzucił trzymany w ręku pierścionek do pozostałych.

- Zdałem twój test?

- Jaki test?

-  Czy  moja  odpowiedź  zrównoważyła  cenę  biletu  lotniczego?  A  może 

przygotowałeś dla mnie jeszcze  jakiś inny sprawdzian?

Henry długo milczał. David trochę za późno zdał sobie sprawę, jak głupio 

musiało  zabrzmieć    jego  pytanie.  Przecież  prawie  nie  znał  tego  człowieka  i  nie 

miał  pojęcia, dlaczego  został  zaproszony   do jego  firmy. Wielka  szkoda, że  nie 

umiał trzymać języka za zębami i spokojnie czekać na rozwój  wydarzeń.

-  Gdybym już  wcześniej  nie był  przekonany,  że  warto było  wydać pieniądze  na 

bilet,  nie  pytałbym  cię    o  opinię.  Teraz  chodźmy  gdzieś,  żeby  pogadać.  Jest 

background image

trochę za wcześnie na lunch, ale możemy się  czegoś napić.

Zostawił rozrzucone pierścionki, chwycił prostą, hebanową laskę ze  złotą 

gałką,  która    dotychczas  stała  oparta  o  krawędź  stolika,  i  pierwszy  ruszył  do 

wyjścia.

David zawahał się.

-  Czy  nie  powinieneś  tego  schować  w  bezpiecznym  miejscu?  Nie  są  to  cenne 

precjoza, ale mają swoją  wartość.

-  Zrobi  to  któryś  z  ekspedientów  -  uśmiechnął  się.  -  To  jedna  z  zalet  bycia 

szefem,  a  jeszcze    lepiej,  jeśli  umie  się  roztaczać  wokół  siebie  aurę  geniusza. 

Dałem  pracownikom  do  zrozumienia,  że    jestem  zbyt  zaabsorbowany 

tworzeniem  dzieł  sztuki,  żeby  pamiętać  o  takich  drobiazgach  jak  sprzątanie    w 

pracowni.

Gdy  wychodzili  frontowymi  drzwiami,  David  zerknął  przez  ramię.  Jakaś 

kobieta ubrana na  czarno zmierzała do pokoju na zapleczu.

Nie  zdziwiłby się,  gdyby  Henry  zabrał  go  do  któregoś  z  najmodniejszych 

prywatnych  klubów.    Pewnie  był  członkiem  niemal  wszystkich  elitarnych 

przybytków tego typu, bo właśnie z takiego  środowiska wywodziła się większość 

jego  klientów.  Był  więc  bardzo  zaskoczony,  gdy  zamiast  wezwać    taksówkę, 

Henry  ruszył  spacerowym  krokiem  do  najbliższej  przecznicy  i  wszedł  do 

niewielkiej  tawerny.    Sprawiała  wrażenie,  jakby  istniała  co  najmniej  od  stu  lat. 

Spojrzał na Davida.

- Nie jest to nastrojowy zakątek, ale dają smacznie jeść, piwo kosztuje niewiele, 

a  obsługa  nikogo    nie  pogania.  O  żadnym  z  modnych  lokali  nie  da  się  tego 

powiedzieć.

Usiedli w zacisznym miejscu w najdalszym kącie sali.

- Na co masz ochotę?

- Proszę kawę.

Henry uniósł brwi.

- Może wolałbyś piwo lub coś mocniejszego? - spytał.

- Nie unikam alkoholu, ale teraz przyda mi się pełna przytomność umysłu. Myślę, 

że czeka mnie  poważna rozmowa.

background image

Ku jego zaskoczeniu, Henry roześmiał się.

- Słusznie.

Przywołał gestem kelnerkę i poprosił o dzbanek kawy i dwie filiżanki.

-  Teraz  możemy  tu  siedzieć,  jak  długo  chcemy  i  nikt  nam  nie  będzie 

przeszkadzał.  Domyślam  się,  że    jesteś  ciekaw,  dlaczego  poprosiłem  cię  o 

przyjazd. No, a w dodatku wymogłem na tobie obietnicę, że  nie powiesz nic na 

temat tej podróży twojemu szefowi.

- Szukałem odpowiedzi na te pytania, nie przeczę - przyznał David.

Kelnerka  przyniosła  kawę,  napełniła  filiżanki  i  znikła  bez  słowa.  Henry 

wsypał do swojej  filiżanki dwie czubate łyżeczki cukru.

- Jesteś młodym, bardzo utalentowanym projektantem.

- Dziękuję.

- Prawdę mówiąc, należysz do trójki najzdolniejszych w kraju.

- Czuję się zaszczycony, że pan to zauważył.

- Nie wiedziałbym o tobie, gdyby nie konkurs, do którego przystąpiłeś na wiosnę. 

Wystawiłeś własne  projekty, a nie rzeczy, które robisz dla swojego pracodawcy. 

- Uśmiechnął się i pochylił w stronę  rozmówcy. - Pewnie zdajesz sobie sprawę, 

że pozostając w dotychczasowej firmie, do niczego nie  dojdziesz. Oni są bardzo 

konserwatywni i nie pozwolą ci rozwinąć skrzydeł.

To się nazywa trafić w sedno, pomyślał David.

- Mój pracodawca był zawsze wobec mnie w porządku - odpowiedział spokojnie.

-  Jesteś  zbyt  lojalny,  żeby  powiedzieć  coś  złego  na  ich  temat?  -  Henry  uniósł 

brwi.

-  Tak,  dopóki  mi  płacą.  Zawsze  uważałem,  że  zanim  powie  się  coś  złego  na 

temat szefa, najpierw  powinno się złożyć wymówienie.

-  Uprzedzano  mnie,  że  taki  jesteś  -  mruknął  Henry.  -  Cóż,  obaj  wiemy,  że  twój 

pracodawca  nigdy  nie    zgodzi  się  wpuścić  do  firmy  powiewu  nowości.  Lepiej 

porozmawiajmy  o  tobie.  Czy  przez  resztę  życia    chcesz  powielać  wzory,  które 

zawsze były nudne? Masz chyba nieco większe ambicje.

Zabrzmiało  to  okrutnie,  lecz  David  musiał  przyznać  ze  smutkiem,  że  na 

tym właśnie polegała  jego praca.

background image

- Jeśli spojrzeć na to od tej strony, to oczywiście, nie jestem zadowolony. Lubię 

eksperymentować,    jednak  każdy  właściciel  firmy  narzuca  pracownikom  jakieś 

ograniczenia.

-  Dlaczego  w  takim  razie  nie  zaczniesz  pracować  na  własny  rachunek?  -

przerwał mu Henry.

- Mam otworzyć własną firmę? Z całym szacunkiem, nawet pan tak nie zaczynał. 

O  ile  mi  wiadomo,  nie    miał  pan  odpowiednich  środków,  ale  przynajmniej 

odziedziczył pan sklep po ojcu i grupę stałych  klientów.

Henry zachichotał.

- Widzę, że odrobiłeś pracę domową.

-  Wszyscy  w  naszej  branży  wiedzą,  kto  to  jest  Birmingham.  Ja  musiałbym 

startować zupełnie od zera.  Dziś, żeby uruchomić firmę i utrzymać ją, dopóki nie 

zdobędzie się klientów, trzeba naprawdę  ogromnych pieniędzy.  O wiele więcej 

niż pięćdziesiąt lat temu.

- Czyli jednak rozważałeś taki scenariusz?

- Oczywiście.

- Ambicja to połowa sukcesu - stwierdził Henry, napełniając ponownie filiżankę. -

Jakie wrażenie  zrobił na tobie mój sklep?

David uniósł głowę.

- Gdybym miał pieniądze, żeby rozkręcić własny interes, byłby to dla mnie wzór 

do naśladowania. Skąd  to pytanie?

- A chciałbyś mieć ten sklep na własność?

David poczuł szum w uszach. Pomyślał, że chyba się przesłyszał.

- Mieć na własność?  - zapytał ostrożnie. - Nie bardzo rozumiem,  do czego pan 

zmierza.

-  Mieć,  czyli posiadać  -  odpowiedział Henry  ze zniecierpliwieniem. -  Prowadzić. 

Być właścicielem.

David spojrzał na niego  badawczo. Czy ten  człowiek zwariował? Nikt nie 

wspominał, że Henry  Birmingham postradał rozum. Zresztą, gdyby tak się stało, 

Henry z pewnością zostałby poddany  stosownej terapii. No, ale lepiej dmuchać 

na zimne, toteż David zaczął przemawiać łagodnym głosem,  jak do dziecka.

background image

-  Już  wyjaśniłem,  że  nie  zbiorę  dość  pieniędzy  na  własną  firmę.  Może  udałoby 

się namówić jakiś bank  na pożyczkę, ale i tak wysokość udzielonego mi kredytu 

byłaby śmieszna w porównaniu z wartością  firmy Birmingham. Nawet nie umiem 

sobie wyobrazić tej sumy...

- Moja firma nie jest na sprzedaż - stwierdził Henry.

-  W  takim  razie  -  David  pokręcił  głową  -  naprawdę  nie  rozumiem,  o  czym  pan 

mówi.

- Proponuję, żebyś wziął sobie tę firmę, Davidzie, a dokładniej połowę. Będziesz 

miał  zupełną    swobodę  w  sprawie  projektów.  Oczywiście,  są  jednak...  pewne 

warunki. Chcesz je poznać?

Henry'ego  nie  było  już  od  kilkunastu  minut.  Dopiero  teraz  David  mógł  w 

miarę spokojnie i na  chłodno przeanalizować sytuację. To nie Henry Birmingham 

zgłupiał, tylko ja, doszedł po chwili do  smutnego wniosku. Nie mógł zrozumieć, 

jak  to  się  stało,  że  wyraził  zgodę  na  tak  absurdalne  warunki.    Henry  kusił  go 

swoją  firmą  niczym  smakowitym  kąskiem,  a  on  dał  się  na  to  złapać.  Jednak 

Davida  skusiła nie tylko sama firma, ale przede wszystkim możliwość uzyskania 

pełnej niezależności. Właśnie  o tym od dawna marzył, a jedynie praca na własny 

rachunek umożliwiłaby mu osiągnięcie tego celu.

Doszedł  do  wniosku,  że  zgodził  się  na  wszystkie  warunki  Henry'ego,  ponieważ 

pozwolił  się   zahipnotyzować.  Powinien  natychmiast stąd  wyjść,  dopóki  nie jest 

za późno. Wstać, złapać taksówkę,  pojechać na lotnisko i wsiąść do pierwszego 

samolotu  lecącego  do  Atlanty.  Jednak  nie  ruszył  się  z    miejsca.  Firma 

Birmingham  przy  State  podana  na  srebrnym  talerzu.  Oczywiście,  pod  kilkoma 

warunkami.  Był jednak pewien, że ona - wnuczka Henry'ego - nigdy się na to nie 

zgodzi.

Czuł  na  przemian  rozczarowanie  i  ulgę.  Pomyślał,  że  jeszcze  nie  musi 

wychodzić. Może  poczekać pół godziny, jak obiecał Henry'emu. Jeśli ona się nie 

zjawi, trudno. Będzie miał czyste  sumienie, a przynajmniej dotrzyma słowa.

Spojrzał na zegarek. Minęło już dwadzieścia minut. Wystarczy posiedzieć 

background image

jeszcze  dziesięć,  i    będzie  po  sprawie.  Musiał  jednak  przyznać,  że  szkoda  mu 

było  takiej  okazji.  Przez  chwilę  wyobrażał    sobie,  co  mógłby  stworzyć,  gdyby 

tylko pozwolono mu rozwinąć skrzydła, no i gdyby miał dość  pieniędzy. Mógłby...

- Pan David Elliot? - usłyszał pytanie.

Uniósł  wzrok.  Miał  nadzieję,  że  to  kelnerka.  Może  wnuczka  Henry'ego 

zadzwoniła  do  tawerny  z    wiadomością,  że  nie  przyjdzie.  Byłoby  to  bardzo 

uprzejme,  zamiast  kazać  mu  czekać  na  próżno.  Jednak    kobieta  nie  miała  na 

sobie  stroju  kelnerki.  Ubrana  była  w  ciemnozielony,  dopasowany  kostium.  Na 

szyi    miała  sznur  doskonale  dobranych  pereł,  częściowo  ukryty  za  wysokim 

kołnierzem  żakietu.  Była  drobna  i    delikatna.  Zielone  oczy  spoglądały  na  niego 

spod gęstych, czarnych rzęs. Kruczoczarne włosy związała  luźno na karku.

- Przysłał mnie dziadek - powiedziała.

David poczuł ostre ukłucie, jakby ktoś wbił mu nóż pod żebra. Przedtem w 

ogóle się nie  zastanawiał, jak może wyglądać wnuczka Birminghama. Z jakiegoś 

niezrozumiałego powodu nie spodziewał  się tak czarującej osoby.

- Proponował, żebyśmy porozmawiali przy lunchu - dodała cicho.

David wstał, trochę za późno przypominając sobie o dobrych manierach.

- Ty... pewnie jesteś Eve - powiedział zmieszany.

- Tak. Eve Birmingham.

Patrzyła  na  niego  badawczo  i  z  zainteresowaniem,  ale  z  jej  twarzy  nie 

sposób było niczego  wyczytać.

-  Można?  -  spytała  i  nie  czekając  na  zaproszenie,  wśliznęła  się  na  fotel 

naprzeciw niego.

David  odetchnął  zadowolony,  że  może  usiąść,  bo  ze  zdenerwowania 

uginały  się  pod  nim  nogi.    Nie  spodziewał  się,  że  Eve  stawi  się  na  spotkanie. 

Przyszła,  ale  to  jeszcze  nie  znaczy,  że  się    zgodzi,  powtarzał  sobie.  Może  po 

prostu  jest  zbyt  uprzejma,  żeby  szukać  jakiejś  wymówki?  Zaraz,  być    może 

nawet  nie  wie,  co  zaplanował  Henry?  Och,  to  byłaby  nadzwyczaj  kłopotliwa 

sytuacja.

Eve  poprosiła  kelnerkę  o  dzbanek  herbaty.  David  zyskał  chwilę,  żeby 

wziąć się w garść.

background image

-  Rozumiem,  że  ucięliście  sobie  z  Henrym  szczerą  rozmowę  -  powiedziała, 

napełniając filiżankę.

-  Rzucił  kilka  ciekawych  propozycji  -  przyznał  David  i  natychmiast  pomyślał,  że 

zabrzmiało  to  dość    niezręcznie.  -  To  znaczy...  Nie  wiem,  czy  powiedział  ci 

dokładnie, o co chodzi.

Eve odstawiła dzbanek z herbatą.

- Henry raczej nie ma przede mną tajemnic.

- Może tym razem postąpił inaczej?

-  Cóż,  wiem,  że  od  pewnego  czasu  nosi  się z  myślą  o przejściu  na emeryturę. 

Nie chce sprzedać firmy,  na renomę której pracował długie lata. Obawia się, że 

firma  mogłaby  przejść  w  niewłaściwe  ręce.    Zaczął  się  rozglądać  za  młodym, 

utalentowanym

projektantem,  który  mógłby  kontynuować  jego  pracę.    Szczerze  mówiąc, 

doskonale  go  rozumiem.  Chce  powierzyć  swe  ukochane  dziecko  komuś,  komu 

będzie mógł  w pełni zaufać.

- A ty? - David zdał sobie sprawę, że to pytanie prześladowało go od chwili, gdy 

Henry złożył mu tę  nieprawdopodobną ofertę. - Nie chcesz prowadzić firmy?

Eve wzruszyła ramionami.

-  Bez  trudu  rozpoznaję  dobry  wyrób,  ale  sama  mogłabym  do  końca  świata 

próbować zrobić podobny. Nie  odziedziczyłam talentu po dziadku.

- Nie wyglądasz na zmartwioną takim obrotem sytuacji.

- Zdążyłam już oswoić się z faktem, że moje zdolności rozwinęły się w zupełnie 

innym  kierunku.  Henry    też  się  z  tym  pogodził.  Właściwie  to  już  dość  dawno 

zrozumiał, że nie będę w stanie go zastąpić.

-  Zwrócił  się  do  mnie,  choć  jestem  kimś  z  zewnątrz.  Ciekaw  jestem,  co  o  tym 

wszystkim sądzisz.

-  Firma  jest  dla  mnie  bardzo  ważna.  Kieruję  pracownikami,  odpowiadam  za 

obsługę klientów, dbam o  wszystkie podstawowe sprawy. Jednak tak samo jak 

Henry uważam, że nie wolno dopuścić, by przejęła  nas jakaś sieć produkująca 

tanie, seryjne wyroby. - Spojrzała na niego znad filiżanki. - Jeśli  uznał, że dzięki 

tobie przetrwamy, to popieram jego decyzję.

background image

David potarł podbródek.

- Chyba jednak nie powiedział ci wszystkiego.

Dolał sobie kawy, choć zdawał sobie sprawę, że i tak już wypił jej za dużo. 

Ale co to  właściwie za różnica? W obecnej sytuacji pewnie byłby roztrzęsiony i 

bez tej solidnej dawki kofeiny.

- Masz na myśli moje małżeństwo z jego następcą? - spytała spokojnie.

Łyżeczka,  którą  David  kurczowo  ściskał  w  dłoni,  upadła  z  brzękiem  na

stół.

- O tym też wiesz? 

Spojrzała na niego ze smutkiem.

- Mówiłam ci, że niewiele przede mną ukrywa.

-  Nie  żyjemy  przecież  w  średniowieczu  i  nie  musimy  się  godzić  na  takie 

zaaranżowane małżeństwo.

Zamyśliła się na chwilę.

-  Ma  swoje  powody  -  powiedziała  w  końcu.  -  Jego  małżeństwo  zostało 

skojarzone przez rodzinę i było  udane. Nie widział w tym nic złego. Każdy, kto 

poprzez  małżeństwo  wchodzi  do  rodziny,  przestaje  być    obcy.  Szukanie 

wspólników  to  dość  ryzykowna  sprawa,  a  małżeństwo  daje  większą  gwarancję 

przetrwania  firmy. Żadne z nas nie może przejąć ani sprzedać firmy bez zgody 

współmałżonka.

- Najwyraźniej nie słyszał o czymś takim jak rozwód.

- A niby z jakiego powodu miałoby się rozpaść małżeństwo, zawarte świadomie, 

dla osiągnięcia  wspólnego celu?

-  Boże,  nie  tylko  wyglądasz  jak  Królowa  Śniegu,  ale  cały  czas  tak  się 

zachowujesz.

Powiedział  to,  nim  zdążył  się  zastanowić.  Przez  moment  wydawało  mu 

się, że w oczach Eve  zalśniły łzy. Ależ ze mnie nieokrzesany głupek, pomyślał 

ze złością. Nie lubił ranić innych, no i  rzadko bywał aż tak nietaktowny.

Rzuciła mu zdecydowane spojrzenie.

-  Oczywiście,  powinieneś  zrozumieć,  że  Henry  patrzy  na  sprawę 

perspektywicznie.  Dzięki  małżeństwu    może  przyjść  na  świat  dziedzic  firmy. W 

background image

ten sposób,  nawet gdy się zestarzejemy, nie  będziemy musieli   się martwić, że 

rodzinny interes przejdzie w obce ręce.

Ta kobieta niewątpliwie mówiła serio. David doszedł do wniosku, że chyba 

nie jest całkiem  normalna. Odstawił głośno filiżankę.

- Jak możesz mówić o tym tak spokojnie? Henry musi być szalony.

-  Kocham  dziadka  i  zrobię  wszystko,  by  był  szczęśliwy  -  odpowiedziała 

spokojnie.

-  Czyli  -  powiedział  powoli  David  -jesteś  zdecydowana  zawrzeć  małżeństwo  z 

rozsądku? Z jakimś obcym  mężczyzną? Czy tak?

Skinęła głową.

- Dlaczego?

- Już ci wyjaśniłam.

-  Próbuję  cię  zrozumieć.  Mogłabyś  poszukać  kogoś,  kto  da  ci  szczęście. 

Dlaczego godzisz się na  udawany związek?

Ścisnęła  filiżankę,  aż  zbielały  jej  palce,  lecz  nadal  mówiła  spokojnym 

głosem.

-  To  już  nie  twoja  sprawa.  Powiedzmy,  że  postanowiłam  unikać  zobowiązań 

uczuciowych, a obrączka na  palcu da mi poczucie bezpieczeństwa.

Biedne, naiwne maleństwo, pomyślał. Jesteś zbyt piękna, żeby mężczyźni 

przestali  się  tobą    interesować  tylko  z  powodu  obrączki.  Oczywiście,  każdy 

mężczyzna, który  poznałby ją  bliżej  i   zorientował  się,  że atrakcyjny  wygląd  nie 

idzie  w  parze  z  ciepłym  wnętrzem,  pewnie  nie  miałby  ochoty    na  kolejne 

spotkanie. Jednak zawsze znajdzie się kolejny amator wdzięków Eve.

Przypomniał sobie jej słowa o obrączce i poczuciu bezpieczeństwa.

-  Chyba  rozumiem  -  powiedział  łagodnie.  -  Eve,  mnie  możesz  się  przyznać. 

Jesteś w ciąży, prawda?

Wzięła  głęboki  oddech.  Wydawało  się  przez  chwilę,  że  rzuci  w  Davida 

filiżanką. Obserwował z  przejęciem, jak zaczerwieniły się jej policzki, lecz zaraz 

odzyskała panowanie nad sobą. Jednak nie  była tak zimna i pozbawiona uczuć, 

jak się wydawało na pierwszy rzut oka. Dobrze wiedzieć.

- Nic podobnego - oświadczyła zdecydowanie.

background image

-  Świetnie.  Jakoś  dotychczas  nie marzyłem  o dzieciach, ale  gdybym  już musiał 

zmieniać im pieluchy,  wolałbym, żeby były moje.

-  Na  pewno  nie  będziesz  musiał  zmieniać  pieluch  -  odpowiedziała  lodowatym 

tonem.

- Czyżbyś była pewna, że zgodzę się na ten szalony pomysł? Dlaczego?

- Byłbyś głupi, gdybyś odmówił. To niepowtarzalna okazja. Pomyśl, masz szansę 

zostać następcą  Henry'ego Birminghama.

- Zastanawiam się, co zrobiłby, gdybym mu odmówił?

Eve wzruszyła ramionami.

- Pewnie wybrałby kogoś z listy.

- Jakiej listy?

Wtedy  przypomniał  sobie,  co  usłyszał  od  Henry'ego:  że  jest  jednym  z 

trzech najlepszych,  młodych projektantów w kraju. A zatem na tej liście widniały 

przynajmniej trzy nazwiska.

Eve spojrzała na niego badawczo.

-  Nie  rób  takiej  obrażonej  miny.  Chyba  nie  uważasz  się  za  jedynego 

utalentowanego człowieka w naszym  kraju? Henry nie jest szalony, nie przekaże 

firmy  osobie,  której  osobiście  nie  pozna.  Pewnie    przeprowadzi  rozmowy  ze 

wszystkimi kandydatami.

- Na którym miejscu umieścił moje nazwisko?

- Nie wiem dokładnie - odpowiedziała spokojnie.

- Rozumiem. To jedna z nielicznych tajemnic, do których cię nie dopuścił.

- Słusznie. Jedno mogę ci powiedzieć. Jesteś pierwszym, z którym Henry umówił 

mnie na spotkanie.

Jeśli więc przed nim byli jacyś inni, nie spełnili wymaganych warunków.

- Pewnie powinienem się cieszyć i uznać to za powód do dumy?

- W każdym razie teraz, gdy złożył ci ofertę, nie ma znaczenia, na którym byłeś 

miejscu.  Żaden    rozsądny  projektant  nie  zastanawiałby  się  nad  kolejnością  i 

dałby sobie obciąć palec, byle tylko  Henry wziął go pod uwagę.

- Henry nie chce palca, ale całe ciało - mruknął David.

Eve zaczęła się nerwowo bawić filiżanką.

background image

-  Jeśli  mowa  o  sprawach  ciała  -  powiedziała  z  wahaniem-  nie  musielibyśmy 

spędzać  ze  sobą  zbyt  wiele    czasu,  choć  pewnie  mieszkalibyśmy  w  jednym 

domu.

-  Słusznie.  Henry  mógłby  coś  podejrzewać,  gdybyśmy  zamieszkali  w  różnych 

częściach miasta.

- Myślę, że możemy się dogadać w tej sprawie.

- Współlokatorzy? - upewnił się.

-  Jeśli  tak  chcesz  to  nazwać.  To  niewielka  niedogodność,biorąc  pod  uwagę 

stawkę. Pomyśl, dostajesz w  zamian wspaniałą firmę.

Rozpatrując  sprawę  wyłącznie  w  kategoriach  interesu,  Eve  miała  rację. 

Propozycja Birminghama  pozwoliłaby Davidowi osiągnąć to, do czego nigdy nie 

doszedłby o własnych siłach. Jeśli odmówi, nie  tylko zaprzepaści talent, ale też 

nie zrealizuje marzeń. Taka szansa przytrafia się tylko raz.

Spojrzał na Eve. Czuł, że jego życie znalazło się w punkcie zwrotnym.

- Zjedzmy lunch - zaproponował - i porozmawiajmy o naszym ślubie.

W  sprawie  ślubu  Eve  miała  od  dawna  wyrobione  zdanie.  Postanowiła 

jasno i wyraźnie  powiedzieć, co na ten temat sądzi.

-  Nie  mam  zamiaru  się  wygłupiać  -  oświadczyła.  -  Żadnej  białej  sukni 

wyszywanej  perłami,  fraków  ani    smokingów,sypania  płatków  kwiatów,  długich 

toastów i innych tego rodzaju głupot.

- Zero romantyzmu?

Spojrzała na niego i po raz pierwszy przyjrzała mu się uważnie. Był dość 

przystojny,  choć    miał  nieco  zbyt  grubo  ciosane  rysy.  Kasztanowe  włosy, 

brązowe oczy z długimi rzęsami. W sumie,  oprócz  niezwykłej pewności siebie, 

niczym specjalnym się nie wyróżniał.

- Owszem. Nie będzie druhen, tortu, tańców.

- Ciekawe, że jakoś mnie to nie dziwi - stwierdził.

Eve  zauważyła  jednak,  że  wbrew  tym  słowom  był  zaskoczony.  Jakby 

uważał, że jedynym marzeniem  każdej młodej kobiety jest uroczysty i wystawny 

ślub. Jednocześnie  odetchnął  z  ulgą, co  doskonale   rozumiała.  Był gotów, o ile 

by  nalegała,  na  najbardziej  wymyślną  ceremonię.  Zacisnąłby  zęby  i  zniósł  

background image

wszystko  w  zamian  za  nagrodę.  Ślub  to  przecież  tylko  jeden  dzień,  a  firma 

Birmingham - na całe  życie.

Eve  była  zadowolona,  że  przemyślała  wszystko  wcześniej  i  teraz 

wiedziała,  co  powiedzieć.    Oboje  mieli  powody,  by  zawrzeć  małżeństwo  z 

rozsądku,  choć  ludzie  na  pewno  ich  nie  zrozumieją.  Nie    chciała  stanąć  przed 

ołtarzem  i  składać  uroczystej  przysięgi  ani  udawać,  że  są  w  sobie  zakochani.  

Zaplanowała  skromną  ceremonię  w  urzędzie,  a  ludzie  niech  sobie  myślą  i 

gadają, co chcą.

- Oczywiście liczbę gości ograniczymy do minimum - dodała. - Jeśli twoja matka 

lubi organizować  przyjęcia, to uprzedź ją, że tym razem nie będzie miała pola do 

popisu.

- Mama umarła, gdy miałem osiemnaście lat - powiedział cicho.

Eve na chwilę wstrzymała oddech.

- Przepraszam. Trochę mnie poniosło. Jakoś mi się wydawało, że...

- Nie mogłaś wiedzieć - przerwał. - Wymieniłaś wszystko, czego nie będzie, ale 

nie wspomniałaś o  pierścionku - dodał, patrząc na jej smukłe dłonie, pozbawione 

jakiejkolwiek biżuterii.

- Jeśli chodzi ci po głowie jakiś wspaniały projekt, to szkoda twojego  zachodu -

powiedziała cicho,  ukrywając dłonie pod blatem.

Uniósł brwi.

-  Wnuczka  Henry'ego  Birminghama  ma  się  pokazać  bez  pierścionka 

zaręczynowego? Eve,  to mój  zawód.    Ludzie będą się spodziewać...  -  przerwał 

nagle.

-  Właśnie.  Zrobisz  go,  nie  myśląc  o  tym,  co  mi  się  podoba,  tylko  wyłącznie  na 

pokaz. Dziękuję, nie  mam zamiaru być twoją żywą reklamą.

-  Do  diabła.  Dlaczego  mnie  obrażasz?  Jak  możesz  mówić,  że  nawet  nie 

zapytałbym, co lubisz? Co z  obrączką?

- Dobrze, powiem ci. Chcę platynową obrączkę.

- Dobry wybór. A jaki kamień? Brylant?

- Zwykła prosta obrączka bez kamieni i ozdób.

Przyglądał jej się przez chwilę.

background image

-  Coś  wyłącznie  użytkowego  -  powiedział  ponuro.  -  Jak  nasze  małżeństwo. 

Wreszcie zrozumiałem.

- To dobrze - odpowiedziała. - Dzięki temu wszystko będzie jasne.

Sięgnęła nieco drżącą ręką po filiżankę i upiła łyk letniej herbaty.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Eve zjawiła się na lotnisku za wcześnie. Samolot Davida miał wylądować 

dopiero  za  godzinę.    Usiadła  w  fotelu.  Trudno,  jakoś  przetrwa  tę  godzinę.  Na 

szczęście David nie dowie się, że  przyjechała tak wcześnie. Jeszcze gotów by 

pomyśleć,  że  nie  mogła  się  go  doczekać.  W  rzeczywistości    pragnęła  jak 

najszybciej uwolnić się od Henry'ego. Godzina w poczekalni to nic w porównaniu 

z jego  uciążliwym towarzystwem.

Straciła cierpliwość, gdy po raz piąty tego popołudnia Henry zajrzał do jej 

gabinetu, by  zapytać, czy otrzymała jakieś wiadomości od Davida.

-  Henry,  on  jest  dorosły.  Potrafi  wysiąść  z  samolotu  bez  mojej  pomocy. 

Zamówiłam  limuzynę.  Szofer    wie,  że  ma  zabrać  go  z  lotniska,  zawieźć  do 

hotelu, a potem do sklepu. Co jeszcze powinnam zrobić?

- To wielka zmiana w życiu tego chłopca. Musi zrezygnować z wielu rzeczy.

-  Jestem  pewna,  że  więcej  zyskuje  niż  traci.  -  Eve  nie  starała  się  nawet  ukryć 

złośliwości.

- Chyba oboje chcemy, żeby był zadowolony z podjętej decyzji.

-  Dlatego  zamówiłam  limuzynę,  zamiast  proponować  mu  taksówkę.  Jeśli 

uważasz, że to za mało, może  pojedziesz go przywitać?

-  Właściwie  mógłbym.  Lepiej  jednak  pojedź  ty.  Nie  widziałaś  go  już  miesiąc. 

Spotkasz się z nim  dopiero w sklepie? To nie zrobi dobrego wrażenia.

-  Nie  musisz  się  obawiać,  nie  będziemy  publicznie  okazywać  uczuć  na  oczach 

zażenowanych  pracowników    -  odpowiedziała  Eve,  rozłożyła  dokumenty  i 

pochyliła się nad biurkiem, dając do zrozumienia, że ma  sporo pracy.

Henry ignorował te aż nazbyt czytelne sygnały.

-  Dlaczego    nie    zrobisz    sobie    wolnego    popołudnia?  Pojedź  po  niego.  Nie 

musisz go tu od razu  przywozić. Wprowadzę go w sprawy firmy jutro.

- Henry, jestem zajęta.

background image

-  Zbyt  zajęta,  żeby  spotkać  się  z  narzeczonym?  Dobrze,  kochanie.  Jeśli  nie 

możesz tego odłożyć, to  trudno.

Eve  skrzyżowała  ręce  i  spojrzała  na  dziadka  podejrzliwie.  Kiedy  Henry 

zaczynał  mówić  słodkim    głosem,  atmosfera  stawała  się  napięta.  Usiadł 

naprzeciw jej biurka i wskazał na rozrzucone  dokumenty.

- Powiedz mi coś więcej na temat naszej nowej kampanii reklamowej - poprosił i 

spojrzał na nią  wyczekująco.

Wiedziała,  że  dała  się  podejść.  Nie  mogła  się  zdecydować  na  żadne  z 

haseł  reklamowych    zaproponowanych  przez  agencję.  Od  kilku  godzin 

przeglądała projekty i propozycje. Niczego nie  wybrała.

Henry  dobrze  o  tym  wiedział.  Demonstracyjnie  zasiadł  w  fotelu,  jakby 

zamierzał spędzić w nim  całe popołudnie.

- Dobrze  -  powiedziała,  odsuwając  papiery.  -  Pojadę  na lotnisko.  Właściwie  nie 

wiem po co, bo David  jest w stanie samodzielnie przeczytać własne nazwisko na 

tabliczce, którą będzie trzymał kierowca.  Jednak, jeśli nalegasz...

-  Nie  spiesz  się  z  powrotem  -  zaproponował  Henry.  -  Pokaż  mu  miasto,  nowe 

mieszkanie.

- Nie jestem przewodniczką.

- To zabierz go na kolację. Każdy musi jeść.

W  tym  momencie  Eve  zdecydowała,  że  bezpieczniej  będzie  wyjść  ze 

sklepu,  nim  Henry  zdąży    jeszcze  coś  zaproponować.  Na  wypadek  gdyby 

przyszły  mu  do  głowy  jakieś  inne  wspaniałe  pomysły,    wychodząc,  wyłączyła 

telefon komórkowy.

Niestety,  taksówka,  którą  zatrzymała  tuż  obok  sklepu,  dojechała  na 

miejsce  w rekordowym   czasie. Eve siedziała teraz w hali przylotowej lotniska i 

potwornie się nudziła. Nie miała nic do  roboty. Czekała ją godzina rozmyślań, bo 

nawet nie wzięła ze sobą dokumentów. W ciągu ostatniego  miesiąca, od chwili 

gdy  David  wrócił  do  Atlanty,  usiłowała  o  nim  nie  myśleć.  Odsuwała  od  siebie  

także  świadomość,  że  za  niecały  tydzień  zwiąże  się  na  całe  życie  z  zupełnie 

obcym  człowiekiem.  Może    nie  tak  całkiem  obcym,  bo  w  tym  czasie  kilka  razy 

rozmawiali  ze  sobą  przez  telefon.  Za  każdym  razem    to  Henry  wręczał  jej 

background image

słuchawkę.  Ani  ona,  ani  David  nie  mieli  wielkiej  ochoty  na  sztywną  wymianę  

ogólników. Właściwie od czasu rozmowy o ślubie nie mieli okazji, żeby lepiej się 

poznać.

Małżeństwo  zostało  postanowione.  Przygotowano  dokumenty  w  sprawie 

firmy,  pozostawało  je  jedynie    podpisać.  Eve  była  pewna,  że  David  się  nie 

wycofa. Gdy raz pojawiła się szansa na przejęcie  powszechnie znanej i świetnie 

prosperującej  firmy,  pewnie  prędzej  wziąłby  ślub  z  wężem  boa,  niż    przepuścił 

taką  okazję.  Natomiast  Eve  podjęła  decyzję  już  kilka  miesięcy  wcześniej,  gdy 

Henry  przedstawił jej swój plan. Nie znała jeszcze Davida Elliota, ale nie miało 

dla niej znaczenia, z kim  weźmie ślub. Nade wszystko pragnęła zachować firmę 

w rodzinie, a przy okazji zadowolić dziadka.

W sprawie znalezienia kandydata zdała się na Henry'ego. Nie dlatego, że 

miała  bezgraniczne    zaufanie  do  jego  rozsądku.  Po  prostu  nie  mógł  popełnić 

większego  błędu,  niż  zdarzyło  się  to  niegdyś    jej  samej.  Travis  Tate  był 

wspomnieniem  równie  miłym,  jak  ból  zęba.  Początkowo  nie  mogła  się    uwolnić 

od rozpamiętywania cierpień, czemu nieodmiennie towarzyszył wielki żal. Teraz 

coraz  rzadziej wracała do tamtej nieszczęsnej historii, lecz rana jeszcze się nie 

zabliźniła. Eve miała  nadzieję, że wraz z upływem czasu te negatywne emocje 

osłabną. Podjęła przecież słuszną decyzję,  choć przyszło jej to z trudem.

Siedząca  obok  kobieta  odrzuciła  czasopismo,  które  przeglądała  i 

pospiesznie  ruszyła    przywitać  jednego  z  pasażerów.  Eve  podniosła  pismo  i 

zaczęła  je  bezmyślnie  kartkować.  Przechodziły    kolejne  grupy  pasażerów.  Eve 

coraz  częściej  zerkała  na  zawieszony  tuż  pod  sufitem  monitor,  na  którym  

wyświetlano czas przylotów. Po raz kolejny pomyślała, że w sprawie Travisa nie 

miała innego wyjścia,  choć to stwierdzenie w najmniejszym stopniu nie łagodziło 

bólu. Miłości nie można włączyć i wyłączyć  na zawołanie. Eve kochała Travisa 

do szaleństwa i była zdania,  że takie uczucie  zdarza się tylko  raz. Jakoś się z 

tym  pogodziła,  ale  nie  zamierzała  z  nikim  o  tym  rozmawiać,  nawet  z  Henrym. 

Tym   bardziej nie  miała ochoty  tłumaczyć mężczyznom,  którzy zapraszali  ją  na 

kolację, że nie jest nimi  zainteresowana, bo nadal kocha kogoś innego.

Zauważyła,  że  od  czasu  rozstania  z  Travisem,  mężczyźni  traktują  ją  jak 

background image

łakomy  kąsek.  Dlatego    marzyła  o  tym,  by  jak  najszybciej  wyjść  za  mąż. 

Uważała,  że  obrączka  na  palcu  uchroni  ją  przed    naprzykrzającymi  się 

zalotnikami.  David  był  idealnym  kandydatem.  Nie  miał  złudzeń, że  mogłaby  się  

nim  zainteresować.  Ich  umowa  była  dla  niego  niezwykle  korzystna.  Oboje  też 

zdawali  sobie  sprawę,  że    ślub  jest  tylko  formalnością,  więc  nie  musieli  przed 

sobą niczego udawać.

Nawet Henry był realistą na tyle, by nie wierzyć, że Eve i David zakochają 

się w sobie od  pierwszego wejrzenia. Pewnie będzie mu przykro, gdy zorientuje 

się,  że  nie  doczeka  się  prawnuka,    który  odziedziczy  firmę.  Cóż,  nie  wszystkie 

małżeństwa mają dzieci.

Obok Eve przeszła kolejna grupa pasażerów. Nie zwracała na nich uwagi. 

Patrzyła  na  człowieka    w  granatowym  uniformie,  który  stanął  przy  wyjściu, 

trzymając tabliczkę z nazwiskiem "Elliot".  Kierowca limuzyny zjawił się na czas. 

Pomyślała, że mogłoby być śmiesznie, gdyby David, szukając  kierowcy, w ogóle 

jej  nie  zauważył.  Przez  chwilę  miała  ochotę  zasłonić  twarz  czasopismem  i 

poczekać,  dopóki jej nie minie. Później mogłaby powiedzieć Henry'emu, że nie 

odszukała Davida w tłumie.

Obok  niej  gwałtownie  zatrzymał  się  jeden  z  pasażerów.  Idący  za  nim 

mężczyzna, klnąc pod  nosem, zrobił szybki unik, żeby na niego nie wpaść.

- Eve? - usłyszała miły głos.

To  chyba  nie  może  być  prawda,  pomyślała  w  panice.  Odwróciła  się 

szybko.

- Travis?

-  Eve,  kochanie  -  powiedział  drżącym  głosem.  -  Skąd  wiedziałaś,  że  dziś 

przyjeżdżam?  Pewnie  od  mojej    sekretarki.  Nie  sądziłem,  że  się  z  nią 

kontaktujesz.

Pokręciła  przecząco  głową,  jednak  nie  mogła  przestać  na  niego  patrzeć. 

Wyglądał  jeszcze    bardziej  elegancko  niż  zwykle.  Doskonale  skrojony  garnitur, 

jasnoblond włosy ułożone w modną  fryzurę. Płaszcz niedbale przerzucony przez 

ramię, a w dłoni teczka ze skóry aligatora.

- Nie miałem nadziei na takie spotkanie. Bardzo za tobą tęskniłem. Próbowałem 

background image

zapomnieć, jak mi  kazałaś. Jednak nie potrafię. Nie przestałem o tobie myśleć. 

Widzę,  że  ty  też  nie  możesz  o  mnie    zapomnieć.  Gdyby  było  inaczej,  nie 

przyjechałabyś tutaj. Przyznaj, zmieniłaś zdanie na temat naszego  związku.

Chętnie  zmieniłabym  zdanie,  ale  nie  mogę,  bo nie  chcę  jeszcze  bardziej 

cierpieć, pomyślała.  Zebrała się na odwagę.

- Travis, nie jestem tu z twojego powodu.

Tylko na chwilę stracił pewność siebie.

-  Ależ  oczywiście,  że  z  mojego.  Po  co  inaczej  tkwiłabyś  w  hali  przylotów?  -

spytał, wyciągając rękę,  jakby zamierzał przytulić Eve.

Pomyślała  z  rozpaczą,  że  znów  ogarniają  ją  wątpliwości.  Może  nie 

powinna  przekreślać    wszystkiego,  co  ich  kiedyś  łączyło?  Bzdura,  podjęła 

słuszną decyzję i nie powinna jej zmieniać.  Konsekwencja to podstawa sukcesu. 

Tylko jak przekonać o tym Travisa?

Coś  za  jego  plecami  przykuło  jej  uwagę.  Spostrzegła  pasażera 

kroczącego  energicznie  w  jej    kierunku.  Wysoki,  szeroki  w  ramionach,  w  nieco 

wymiętym  ubraniu.  Cóż,  David,  w  przeciwieństwie  do    Travisa,  nie  był 

przyzwyczajony  do  częstych  podróży  samolotem.  Poczuła  ulgę.  Odrzuciła 

czasopismo,  ominęła Travisa i podbiegła do Davida. Zaskoczony, uniósł wysoko 

brwi. Zdziwił się jeszcze bardziej,  gdy Eve uniosła twarz do pocałunku.

- Pocałuj mnie - zażądała. 

Odstawił teczkę i bez wahania spełnił prośbę Eve. Świetny facet na trudne 

chwile,  pomyślała    z  uznaniem.  Nie  zadaje  zbędnych  pytań,  po  prostu 

przystępuje do działania.

Ich  pierwszy  pocałunek  był  długi  i  namiętny.  Eve  poczuła  się 

nieprawdopodobnie zmieszana.  Zaczęła się zastanawiać, co też sobie pomyślą 

przypadkowi  przechodnie.  David  dał  jej  chwilę  na    zaczerpnięcie  powietrza,  a 

potem  przycisnął  jeszcze  mocniej,  jakby  poprzedni  pocałunek  był  dopiero  

wstępem do prawdziwego powitania. Gdy w końcu odsunęli się od siebie na kilka 

centymetrów, Eve  kręciło się w głowie. Docierały do niej strzępy rozmów.

- Ten to ma szczęście - powiedział do kolegi jeden z pasażerów. - To się nazywa 

powitanie.

background image

- Coś takiego!  - skomentowała starsza pani.  - Widziałaś, gdzie on pakuje łapy? 

Ci młodzi uważają, że  wszyscy muszą patrzeć, jak się obmacują.

A  zatem  nasze  przedstawienie  wypadło  bardzo  przekonująco,  pomyślała 

Eve. Dyskretnie  spojrzała przez ramię, ale nigdzie nie było widać Travisa.

- Jeśli szukasz faceta, z którym rozmawiałaś - wyjaśnił David - to przyglądał się 

nam przez chwilę,  a potem zniknął. Domyślam się, że właśnie o to ci chodziło.

Mówił spokojnym głosem i nadal trzymał ją za ramię, jakby obawiał się, że 

Eve lada moment  zemdleje.

-  Potrafię  stać  o  własnych  siłach  -  stwierdziła.  Puścił  jej  ramię  i  schylił  się  po 

bagaże.

Weź swoje czasopismo.

- To nie moje.

-  Naprawdę?  Kiedy  cię  zauważyłem,  trzymałaś  je  jak  tarczę.  Pewnie  nie  masz 

ochoty  czegokolwiek  mi    wyjaśniać.  Szkoda,  bo  przyznam  szczerze,  że  spala 

mnie ciekawość. No trudno...

Oczywiście,  że  nie  mam  ochoty,  pomyślała  Eve,  ale  zdecydowała  się 

jakoś skomentować  sytuację. W końcu David na to zasłużył

- Chodzi o to... - przerwała i po chwili namysłu zaczęła od nowa. - To był ktoś, kto 

nie powinien  wiedzieć o naszej...naszej...

- Umowie? - podpowiedział David. - Wiesz, właśnie zastanawiałem się nad tym, 

czy  uda  nam  się    przekonać  innych,  że  jesteśmy  prawdziwym  małżeństwem. 

Zamieszkamy razem, i Henry'emu to na razie  wystarczy. A co z innymi, jak ten, 

którego przed chwilą próbowałaś przekonać?

Najwyraźniej  oczekiwał,  że  Eve  powie  mu,  kto  to  był.  Ona  jednak 

postanowiła odłożyć  wyjaśnienia na później.

- Jeszcze się nad tym wspólnie zastanowimy. Może wreszcie ruszymy w drogę? 

- zaproponowała i  pomachała do kierowcy. Dotknął czapki i podszedł do nich.

Eve spojrzała zdziwiona na dwie walizki.

- Niewiele tego - stwierdziła, podczas gdy kierowca niósł bagaż do samochodu.

-  Trochę  rzeczy  wysłałem  przez  firmę  kurierską  -  wyjaśnił  David  i  objął  ją  za 

ramię, prowadząc do  wyjścia. Poczuła dreszcz niemal tak silny, jak w chwili gdy 

background image

ją całował.

-  Nie  ma  sprawy,  jeśli  będziesz  czegoś  potrzebował,  w  hotelu  na  pewno  to 

załatwią.

- W hotelu? - upewnił się.

-  Henry  zarezerwował  ci  pokój  w  hotelu  "Englin"  -  wyjaśniła,  rumieniąc  się.  -

Uznał,  że  najlepiej    będzie,  jeśli  wprowadzisz  się  do  mnie  dopiero  po  ślubie.  Z 

kolei jego apartament jest niewielki. Nie  ma tam sypialni dla gości,a "Englin" to 

jeden z najlepszych hoteli w mieście.

- Rozumiem. Na pewno mi się spodoba.

- Chodzi tylko o kilka dni przed ślubem. - Wzięła głęboki oddech. - Zdaje się, że 

jest parę rzeczy,  o których powinnam ci powiedzieć.

Pomógł jej zająć miejsce w limuzynie i usiadł obok.

- Co się stało?

-  Cóż,  chciałam,  żeby  wszystko  odbyło  się  dzisiaj,  żeby  mieć  to  z  głowy.  Już 

prawie dopięłam sprawy  na ostatni guzik i wtedy wtrącił się Henry.

David uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony.

- I co, będzie biała suknia i czerwony dywan w katedrze?

- Nie, na szczęście  nie upierał  się przy wielkiej  pompie. Jednak uważał, że taki 

skromny ślub bez  gości wzbudzi podejrzenia i ludzie zaczną plotkować. Nalega, 

żeby zaprosić parę osób i urządzić małe  przyjęcie.

Nie odpowiedział, więc spojrzała na niego pytająco.

- To niezupełnie tak - odezwał się w końcu. - Miło z jego strony, że się tym zajął, 

ale to mnie  zależało na tej zmianie.

Zrobiła wielkie oczy.

- Dlaczego?

- Spokojnie, nie marzę o torcie  dwumetrowej wysokości, ani o zastępie druhen. 

Nie  chcę  jednak,  by    ludzie  pomyśleli,  że  mamy  coś  do  ukrycia.  Zyskamy  też 

kilka  dni,  żeby  się  lepiej  poznać.  Ostatecznie    ten  krok  zaważy  na  naszym 

dalszym życiu...

-  Nie  żartuj  -  powiedziała  z  drwiną. -  Teraz  już  byś  się  nie  wycofał.  Prędzej 

uściskałbyś aligatora,  niż przepuścił taką okazję. Jeśli już mówimy o uściskach...

background image

-  Niech  zgadnę  -  powiedział,  nie  patrząc  w  jej  stronę.-  Mam  nie  traktować 

przedstawienia na lotnisku  jako zachęty z twojej strony.

Westchnęła z ulgą.

- Właśnie. Nie sądziłam, że tak je potraktujesz, ale na wszelki wypadek...

-  Żeby  w  przyszłości  uniknąć  nieporozumień,  możemy  potrenować  stałe 

zagrywki,  jak  piłkarze.  Potem    wystarczy  podać  numer  scenki  -  zaproponował 

spokojnie. 

Z głośnika rozległ się głos kierowcy.

- Przepraszam, czy najpierw podjechać do hotelu?

Eve wyjrzała przez okno, zdziwiona, że droga upłynęła tak szybko.

- Tak, bardzo proszę.

Spojrzała na Davida.

- Henry proponował, bym ci pokazała miasto, a potem zabrała na obiad. Uważa, 

że powinniśmy pobyć  trochę tylko we dwoje.

- Dziękuję, ale jestem nieco zmęczony.

Eve  wzruszyła  ramionami.  Nie  wyglądał  na  zmęczonego,  na  pewno 

skłamał. Zupełnie nie  rozumiała, o co mu chodzi.

Jeszcze  nie  było  późno,  ale  powoli  zapadał  wczesny  zmrok  jesiennego 

popołudnia. Również w  samochodzie zrobiło się ciemno i Eve nie widziała miny 

Davida.

-  Czy  moja  odpowiedź  nie  jest  ci  na  rękę?  -  spytał  cicho.-  Możesz  teraz 

powiedzieć Henry'emu, że  naprawdę się starałaś.

Przypomniała  sobie,  co  ostatnio  mówiła:  „Henry  zarezerwował...  Henry 

proponował...  Uważa,  że    powinniśmy  pobyć  we  dwoje...  Mieć  ślub  z  głowy..." 

David  musiał  odnieść  wrażenie,  że  spotykała  się  z    nim  wyłącznie na  życzenie 

Henry'ego. Na pewno uznał mnie za okropnie zarozumiałą nudziarę,  pomyślała.

Limuzyna  zatrzymała  się  przed  wejściem  do  hotelu.  Kierowca  okrążył 

pojazd, żeby otworzyć  drzwi, potem z bagażnika wyjął walizki. David nie spieszył 

się z wysiadaniem.

-  Boisz  się-  stwierdził.  -  Dlatego  chciałaś,  by  ślub  odbył  się  jak  najszybciej, 

prawda?  Przyrzekłaś    coś  Henry'emu  i  teraz  nie  wypada  się  wycofać,  choćbyś 

background image

nie  wiem  jak  żałowała  swej  decyzji.  Nie  znasz    mnie,  nie  masz  pojęcia,  jakim 

jestem człowiekiem.

Eve przygryzła wargę.

- To, co mówisz, sprawia mi przykrość.

- Ale to prawda. Dlatego marzysz, by wreszcie się mnie pozbyć.

-  Co  prawda  to  Henry  chciał,  żebyśmy  razem  spędzili  wieczór,  ale  naprawdę 

chętnie zjem z tobą  kolację.

Nie  była  pewna,  czy  jej  uwierzył.  Sama  była  zaskoczona  swym 

stwierdzeniem. Co dziwniejsze,  mówiła zupełnie szczerze.

David  spoglądał  na  nią  przez  chwilę.  Wysiadł  z  samochodu.  Usłyszała 

głos  portiera,  który    uprzejmie  zapraszał  do  hotelu.  Przymknęła  oczy.  Nim 

zdążyła się zastanowić, co robić dalej, David  znów się pojawił.

- Portier kazał zanieść mój bagaż do pokoju. Mogę się zameldować później. Czy 

kolację zjemy tu, czy  gdzieś indziej? Co proponujesz?

Była zbyt zaskoczona, żeby odpowiedzieć.

- Dziś w karcie mamy wspaniały stek - podpowiedział portier zza pleców Davida.

- Chętnie bym spróbował, a ty, Eve?

Wysiadła z samochodu i spojrzała na czekającego szofera.

- Dziękuję, jest pan wolny.

Zauważyła, że David wysoko uniósł brwi.

- Nie ma sensu zatrzymywać samochód na godzinę czy dwie, jeśli mogę wrócić 

do domu taksówką. Nie  proponuję ci niczego więcej poza wspólną kolacją.

Przecież nic nie powiedziałem.

- Nie musiałeś. Twoje uniesione brwi mówią za ciebie.

Po raz pierwszy zauważyła, że się uśmiechnął. Kierownik sali zaprowadził 

ich  do niewielkiego    stolika  w zacisznym  kącie.  Eve  usiadła  i  szybko  rozejrzała 

się po sali.

- Szukasz kogoś? - spytał David.

-  Nikogo  szczególnego,  klientów  i  znajomych.  Zwykle  jest  tu  kilka  osób,  które 

mnie znają, ale dziś  nikogo nie widzę. Może uda nam się spokojnie przebrnąć 

przez kolację -  powiedziała, sięgając  po  kartę dań. - Słuchaj, David,  nie  wiem, 

background image

jak to powiedzieć, ale dotychczas zachowywałam się...

-  Niezbyt  miło?  -  zasugerował.  -  Zapomnijmy  o  tym  i  zacznijmy  od  początku. 

Cześć, miło cię znów  widzieć. Opowiedz, jak będzie wyglądać nasz ślub.

- Myślałam, że wiesz już wszystko. Przecież to twój pomysł, żeby... - ugryzła się 

w język. -  Przepraszam, zdaje się, że znowu wykazałam się brakiem taktu.

Zjawił się kelner z butelką wina.

-  Dobry  wieczór,  panno  Birmingham,  witam  pana.  Pani  dyrektor  poleciła  mi 

podać jedno z naszych  najlepszych win i przekazać pozdrowienia.

-  Powinnam  była  wiedzieć,  że  nie  da  się  tu  wejść  niepostrzeżenie  -  stwierdziła 

Eve. - Ale nigdzie  nie widziałam pani dyrektor.

- Zadzwoniła ze swojego gabinetu - wyjaśnił kelner. - Myślę, że portier informuje 

ją, kto wchodzi do  hotelu.

Sprawnie  otworzył  butelkę  i  wręczył korek  Davidowi,  by ten  ocenił  bukiet 

wina. Eve  wstrzymała oddech, ale David znał się na rzeczy i doskonale wiedział, 

co robić.

Kiedy kelner odszedł, Eve spojrzała na ciemnoczerwony płyn w kieliszku. 

Pomyślała, że  kolejny raz nie doceniła Davida Elliota.

-  Pani  dyrektor  troszczy  się  o  klientów  -  zauważył.  -  Czy  tak  miło  traktuje 

wszystkich, z którymi  się spotykasz?

-  Oczywiście,  że  nie.  Dba  o  interesy.  Właśnie  w  tym  hotelu,  w  jednej  z 

mniejszych  sal  na  górze,    odbędzie  się  przyjęcie  weselne.  Za  co  wznosimy 

toast?

- Powiedziałbym: za nas, ale pewnie bym cię tym zdenerwował, więc proponuję: 

żeby Henry był  szczęśliwy.

- Zgoda - powiedziała i uniosła kieliszek. 

Unikając  patrzenia  w  oczy  Davida,  przyjrzała  się  jego  dłoniom.  Długie, 

opalone palce, krótko  obcięte paznokcie, jak przystało na człowieka parającego 

się precyzyjną pracą. Na kostce jednego  palca widać było niewielką bliznę. Dłoń 

delikatnie obejmowała kieliszek, ale Eve łatwo mogła sobie  wyobrazić, że David 

bez trudu zgniótłby kruche szkło.

Obok rozległ się piskliwy sopran.

background image

- Ależ to mała Eve! Kochanie, masz nowego przyjaciela? 

Eve znała ten głos. Że też musieli się natknąć akurat na Estellę Morgan. 

Kobieta  dobiegała    sześćdziesiątki.  Miała  ostre,  nieco  ptasie  rysy  i  wyzywający 

makijaż. Zastygła teraz z uniesioną  ręką, jakby zamierzała przytrzymać etolę z 

norek.  Jednocześnie demonstrowała brylantową bransoletę   o szerokości kilku 

centymetrów.

- Pani Morgan, chciałabym przedstawić Davida Elliota, który właśnie dołączył do 

firmy Birmingham -  powiedziała Eve, zmuszając się do uśmiechu.

Zainteresowanie pani Morgan wyraźnie osłabło.

- Pewnie w dziale sprzedaży? - spytała lekceważąco.

Eve poczuła irytację.

-  Bez  działu  sprzedaży  -  oświadczyła  zdecydowanie  -  nie  moglibyśmy 

funkcjonować.  Natomiast  David    jest  najbardziej  uzdolnionym  projektantem  w 

kraju.  Będzie  pracował  bezpośrednio  z  Henrym  i  w    przyszłości  zostanie  jego 

następcą. Tak to wygląda.

Twarz pani Morgan pojaśniała.

- Projektant? Ciekawe, czy Henry przekaże panu moje ostatnie zamówienie.

- Możliwe - przyznał David. - Proszę się nie niepokoić. Henry nadal będzie nad 

tym czuwał.

-  Cóż,  dopóki  Henry kieruje... -  Spojrzała  na  dłonie  Eve  i  Davida,  jakby  chciała 

wybadać grunt. 

Brak obrączek wyraźnie ją uspokoił. 

- Właściwie może byłoby lepiej,  gdyby pan się tym zajął. Ma to być prezent dla 

córki. Cenię styl  Henry'ego, ale ktoś młodszy pewnie będzie lepiej wiedział, co 

spodoba się dwudziestoletniej  dziewczynie.

Próbuje  swatać  córkę  tak  subtelnie,  pomyślała  Eve,  że  można  dostać 

mdłości.

-  Jednak  moim  pierwszym  zadaniem  -  oznajmił  David  ciepłym  tonem  -  będą 

ślubne obrączki.

Uniósł dłoń Eve i pocałował jej palec serdeczny.

- Eve, cóż za wspaniała zdobycz - powiedziała zawiedziona pani Morgan. - Jak 

background image

się poznaliście?

Eve nagle poczuła, że traci grunt pod nogami. Nie była przygotowana na 

takie pytania,  zwłaszcza gdy pytającym powodowała czysta złośliwość.

- Oczywiście, dzięki Henry'emu - wyjaśnił spokojnie David.

- Oczywiście. - Pani Morgan wciągnęła głośno powietrze. - Bardzo wygodnie dla 

was obojga.

Udrapowała  etolę  wokół  szyi  i  ruszyła  do  wyjścia.  Eve  i  David  usiedli  z 

ulgą i jak na  komendę oboje odetchnęli z ulgą.

-  Najzdolniejszy  projektant?  Eve,  kochanie,  nawet  Henry  powiedział,  że  jestem 

tylko w pierwszej  trójce - skomentował David z uśmiechem.

Eve zignorowała tę uwagę. Myślała już o czymś innym.

- Dziwne, pani Morgan nigdy nie wspomniała Henry'emu, że chodzi jej o prezent 

dla córki. Przyniosła  garść starych pierścionków.

- A tak, widziałem je.

- Dzięki temu od dwóch miesięcy ma pretekst, żeby dzwonić do niego dwa razy 

w tygodniu.

David spojrzał zdziwiony.

- Myślisz, że próbuje go usidlić?

-  Śmieszne,  prawda?  Chyba  wreszcie  zrozumiała,  że  nic  z  tego,  więc 

najwyraźniej zajęła się swataniem  córki.

-  Pewnie  powinienem  czuć  się  zaszczycony  -  mruknął  David.  -  Jednak  to 

spotkanie  ma  również  dobre    strony.  Stało  się  jasne,  że  musimy  porządnie 

przećwiczyć odpowiedzi na zaskakujące pytania. Kto  zaczyna?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Portier  miał  rację.  Stek  był  naprawdę  dobry.  Davidowi  smakowałby 

jeszcze  bardziej,  gdyby  nie    próbował  dokładnie  zapamiętać  wszystkiego,  co 

mówiła  Eve.  Zwykle  potrzeba  kilku  miesięcy  na  poznanie    tylu  faktów  z  życia 

drugiej  osoby.  Jednak  pani  Morgan  uświadomiła  im,  że  czeka  ich  mnóstwo 

pytań,  toteż postanowili przygotować właściwe odpowiedzi.

-  Ile  osób  będzie  na  ślubie?  -  spytał  David,  gdy  kelner  sprzątnął  talerze. 

Zaskoczył ją tym  pytaniem.

- Może to głupio zabrzmi, ale naprawdę nie wiem. Henry zapewniał, że chodzi o 

niewielką grupę.  Powiedział, że zajmie się przygotowaniami, więc do niczego się 

nie wtrącałam, nawet nie widziałam  zaproszeń. Dlaczego pytasz?

- Pani Morgan wygląda na dobrze poinformowaną osobę, to urodzona plotkara, a

jednak  nic  nie  słyszała    o  naszym  ślubie.  Szczerze  mówiąc,  to  nieco 

zaskakujące. Chyba, że Henry przygotowuje wszystko po  kryjomu. Masz ochotę 

na deser?

Pokręciła przecząco głową. David zauważył, że Eve ma podkrążone oczy.

- Jesteś przemęczona.

- Trochę boli mnie głowa.

-  Ciebie  też?  -  zapytał  z  uśmiechem.  -  Chyba  to  nic  dziwnego,  po  tylu 

informacjach, jakie  próbowaliśmy sobie przyswoić.

Eve uśmiechnęła się leciutko i odpowiedziała:

- To mi przypomina kucie do egzaminów na studiach. Czekaj, nie podpowiadaj, 

zdałeś na uniwersytet  w...

-  Wystarczy  na  dziś  -  zdecydował  i  skinął  na  kelnera.  -  Jutro  znów  trochę 

poćwiczymy. Nie martw się,  będzie dobrze.

background image

Kelner  podał  skórzane  etui  z  rachunkiem.  David  otworzył  i  spojrzał  na 

sumę. Eve wyprostowała  się.

- David, podaj mi to. Ja cię zaprosiłam.

Wyjął portfel.

- Niezupełnie. To był pomysł Henry'ego.

- No tak, ale... - Uśmiechnęła się nagle promiennie. - W takim razie dopiszmy to 

do rachunku  Henry'ego - zaproponowała. - Bardzo się zdziwi.

-  Nie  wątpię,  ale  zbyt  wiele  mu  zawdzięczam,  by  płatać  mu  takie  figle.  -  Podał 

etui kelnerowi, wstał  i pomógł Eve odsunąć krzesło. - Odprowadzę cię do domu.

- Nie żartuj, to tylko kilka przecznic stąd. Portier sprowadzi mi taksówkę. Zawsze 

tak robię.

Ale  dziś  jesteś  ze  mną  i  powinno  być  inaczej,  pomyślał  David.  Nie 

zamierzał  jednak    roztrząsać  tej  kwestii  i  ruszył  z  Eve  przez  hol  do  głównego 

wejścia.

Podjechała taksówka.

-  Dziękuję  za  kolację...  i  za  wszystko  -  powiedziała  Eve  odrobinę  niepewnym 

głosem.

David pomógł jej zająć miejsce i usiadł obok.

- Nie wiem, co sobie myślisz, ale...

- Nie chodzi o to, co ja myślę - szepnął David - lecz co myśli portier. On donosi 

swojej szefowej, a  potem powstają plotki. Albo pocałujesz mnie teraz, gdy udaje, 

że na nas nie patrzy, albo pozwolisz,  żebym cię odwiózł do domu. Będzie sobie 

wyobrażał namiętne pożegnanie zakochanych. Natomiast na  pewno nie możesz 

teraz po prostu uścisnąć mi dłoni i życzyć dobrej nocy.

- Chyba masz rację - stwierdziła przyciszonym głosem.

- Chyba?

-  Na  pewno  -  zgodziła  się  i  podała  adres  kierowcy.  -  Mam  nadzieję,  że  nie 

będziesz  mnie  molestował    na  tylnym  siedzeniu,  żeby    przekonać  o  naszym 

uczuciu kierowcę taksówki.

- Bardzo śmieszne. Jeszcze nie ustaliliśmy, kto kogo molestował dziś na lotnisku.

Uświadomił sobie, że przy kolacji nie poruszali tego tematu. Ciekawe, kim 

background image

był ten  przystojniak, któremu Eve za wszelką cenę usiłowała udowodnić, że jest 

po uszy zakochana w innym  facecie.

Eve  rzeczywiście  mieszkała  zaledwie  kilka  przecznic  od  hotelu.  David 

poprosił  kierowcę, żeby  zaczekał, i odprowadził Eve do wejścia. Kiedy szukała 

kluczy, zerknął na budynek. Ciężka, nieco  przysadzista bryła liczyła dwanaście 

pięter. Budynek nie był nowoczesny, nie wyróżniał się niczym  szczególnym.

-  Zdziwiony?  -  spytała.  -  Nie  zaprzeczaj.  Widzę  po  twojej  minie,  że  jesteś 

zaskoczony.

-  Odrobinę.  Z  tego,  co  kiedyś  mówiłaś,  zrozumiałem,  że  mamy  zamieszkać  w 

jakimś domku.

Wzruszyła ramionami.

-  Cóż,  któregoś  dnia  pewnie  się  na  to  zdecydujemy.  Pomyślałam,  że  też 

chciałbyś mieć coś do  powiedzenia w tej sprawie.

-  Miło,  że  liczysz  się  z  moim  zdaniem  -  stwierdził.  -  Do  zobaczenia  jutro  w 

sklepie.

W drodze do hotelu myślał  o wszystkim, o czym  dziś rozmawiali i o tym, 

jakie sprawy powinni  byli jeszcze poruszyć. Potrzebował czasu, żeby się oswoić 

z nową sytuacją. Miał nadzieję, że po  pierwszym spotkaniu z Eve szybko upora 

się  ze  swoimi  sprawami  w  Atlancie,  a  potem  spokojnie    przemyśli  wszystkie 

konsekwencje  podjętej  decyzji.  Cóż,  zwyczajnie  zabrakło  mu  czasu,  bo  musiał  

załatwić  mnóstwo  rzeczy,  jak  to  przy  przeprowadzce.  Zlikwidował  mieszkanie, 

spakował się, sprzedał  samochód, jednak nadal nie docierało do niego, że teraz 

zamieszka w Chicago.

Dopiero  dziś,  gdy  zobaczył  Eve  na  lotnisku,  dotarło  do  niego,  że  to 

wszystko  dzieje  się    naprawdę.  Chwilę  później  usłyszał:  "Pocałuj  mnie!"  i 

wydarzenia zaczęły się toczyć z oszałamiającą  szybkością.

Zapomnij o tym, powtarzał sobie. Masz teraz na głowie o wiele ważniejsze 

sprawy.  Jutro  czeka    cię  pierwszy  dzień  w  wymarzonej  firmie.  To  ważniejsza

sprawa niż wspominanie miłej chwili na  lotnisku.

background image

Gdy  obejmował  Eve  w  pasie,  odruchowo  przesunął  ręce  nieco  niżej,  aż 

usłyszał  złośliwy    komentarz  przechodzącej  pasażerki.  Dopiero  wtedy 

oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że stoi na środku  wielkiej hali, trzymając dłonie 

na pośladkach Eve. No tak, to dlatego jeden z przechodzących obok  pasażerów 

wspomniał  o  gorącym  powitaniu.  Pewnie  chętnie  znalazłby  się  na  miejscu 

Davida.

Dziwne, że Eve nie rozszarpała go za to, biorąc pod uwagę jej późniejsze 

zachowanie.  Czyżby    ten  człowiek  na  lotnisku  był  dla  niej  aż  tak  ważny?  Być 

może,  skoncentrowana na tamtym facecie,  w   ogóle  nie  zwracała  uwagi na  nic 

innego?  A  jeśli  doskonale  wiedziała,  co  się  dzieje,  lecz  wtedy  było    jej  to 

obojętne?  Żadne  z  tych  wyjaśnień  nie  mogło  poprawić  Davidowi  nastroju,  ale 

dobry humor nie  był teraz najważniejszy. Dręczyło go wiele wątpliwości.

Nim  wysiadł  z  samolotu,  wszystko  wydawało  się  bardzo  proste,  jednak 

teraz... Eve powiedziała  mu dziś, że prędzej uściskałby aligatora, niż przepuścił 

taką okazję. Zaczynał się czuć, jakby wpadł  w bagno.

Eve,  gdyby  to  od  niej  zależało,  w  ogóle  nie  zawracałaby  sobie  głowy 

przygotowaniami do  ślubu. Nie kupiłaby sukni ani nie poszła do fryzjera. Nawet 

nie zdobyłaby się na manikiur.  Najchętniej poszłaby tak, jak chodziła zwykle do 

biura.  Jednak  całe  przedstawienie  niewątpliwie  było    ważne  dla  Henry'ego. 

Wynajął  nawet  dodatkowy  apartament  w  hotelu,  żeby  Eve  mogła  się  spokojnie  

przebrać, poprawić makijaż i fryzurę. Owszem, chciała za wszelką cenę uniknąć 

uroczystej  pompy,    jednak  pięciominutowa  ceremonia  w  najbliższym  urzędzie 

rzeczywiście  wzbudziłaby  plotki,  no  i    zasmuciła  Henry'ego.  Trzeba  pójść  na 

kompromis,  wybrać  pośrednie  rozwiązanie.  Ona  i  David  nie  zrobią    z  siebie 

idiotów, a dziadek poczuje się usatysfakcjonowany i nie będzie miał do nich żalu.

Skończyła  się  ubierać,  lecz  stała  jeszcze  przed  lustrem,  poprawiając 

kwiaty wplecione we  włosy.

Henry zapukał do drzwi.

background image

- Eve? Już czas...

Otworzyła  drzwi,  cofnęła  się  i  obróciła,  żeby  ocenił  całość.  Zapytała 

nieśmiało:

- Co ty na to?

Powoli obejrzał ją od stóp do głowy.

-  Szczerze  mówiąc  -  powiedział  w  końcu  -  byłem  trochę  rozczarowany,  gdy 

powiedziałaś, że włożysz  kostium zamiast sukni ślubnej. Wyobraziłem sobie coś 

takiego, w czym zwykle zjawiasz się w firmie.

Ja  też,  pomyślała.  Najrozsądniej  byłoby  kupić  elegancki,  klasyczny 

kostium, w którym mogłaby  potem chodzić do pracy. Ostatecznie zdecydowała 

się na coś zupełnie innego. Nic dziwnego, że Henry  był zaskoczony. Sama nie 

mogła zrozumieć, jak to się stało.

Z  przodu  strój  przypominał  zwykły  kostium,  jeśli  nie  liczyć 

srebrzystobiałego  koloru.  Był    bardzo  dopasowany  i  miał  głęboki  dekolt.  Eve 

spojrzała przez ramię, żeby jeszcze raz sprawdzić  plecy. Właściwie trudno było 

mówić o plecach, bo tył żakietu składał się wyłącznie z koronki.

- Mam nadzieję, że nie zmarznę - powiedziała, poprawiając na szyi sznur pereł. -

Jeszcze tylko  kolczyki i będę gotowa.

Czuła  ucisk  w  klatce  piersiowej,  jakby  żakiet  nagle  się  skurczył.  Była 

bardziej przejęta  sytuacją, niż się spodziewała.

Henry wyciągnął z wewnętrznej kieszeni pudełeczko pokryte aksamitem.

-  Prezent  dla  panny  młodej.  Zgodnie  z  tradycją  powinnaś  mieć  na  sobie  coś 

starego, więc nie zrobiłem  nic na tę okazję.

Nie  chciałeś  konkurować  z  Davidem,  by  nie  poczuł  się  zawstydzony, 

pomyślała.

Aksamitne  pudełeczko zdobił  monogram  firmy  Birmingham.  Tkanina  była 

jednak zielona, a nie  tradycyjnie, jak od wielu lat, w ciepłym odcieniu brzoskwini. 

Musiało  więc  liczyć  co  najmniej  tyle    lat,  ile  miała  Eve.  Nacisnęła  zatrzask  i 

zobaczyła dwie duże perły oprawione w platynę i otoczone  drobnymi, trójkątnymi 

brylantami.

- Henry, są naprawdę piękne.

background image

-  Należały  do  twojej  babci.  Zrobiłem  je  na  dwudziestą  piątą  rocznicę  naszego 

ślubu.

-  Ale  na  taką  rocznicę  daje  się  srebro,  a  nie  platynę  -  stwierdziła  przekornie.  -

Perły  są  na    trzydziestą,  a  brylanty  dopiero...  -  zauważyła,  że  gwałtownie 

zamrugał. - Przepraszam, Henry.

- Sarah byłaby dumna, gdyby cię teraz mogła zobaczyć.- Zamyślił się na chwilę. -

Eve,  wiem,  że  w  tym    tygodniu  doszło  do  jakiegoś  drobnego  nieporozumienia 

między tobą i Davidem.

-  Drobne    nieporozumienie?    -    powtórzyła,    wpinając  w  ucho  kolczyk.  -  Nad 

kampanią reklamową  pracowałam od miesięcy.

-  A  on  po  pięciu  minutach  wytknął  wszystkie  słabe  punkty.  Chyba  trochę 

przesadził, proponując  nawiązanie współpracy z inną agencją reklamową. Eve, 

co naprawdę o nim myślisz?

Ach,  Henry,  jestem  szaleńczo  zakochana,  skomentowała  w  duchu,  ale 

oczywiście  nie  powiedziała    tego  głośno.  Nie  powinna  złośliwie  żartować  z 

dziadka.

- Myślę, że można na nim polegać.

Była to skromna pochwała, ale Henry przyjął ją z wyraźną ulgą.

- Wiem, jakie to dla ciebie ważne. Po przeżyciach w ubiegłym roku.

- Henry, nie wpadnę od razu w depresję na każdą wzmiankę o Travisie.

-  Wiem,  że  to  już  przeszłość  i  obiecuję  nie  wracać  do  tego  więcej. 

Zaimponowałaś  mi  wtedy,  podziwiam    cię  za  odwagę  i  bezkompromisowość. 

Zrezygnowałaś  z  osobistego  szczęścia,  rozważając  wszystkie  za  i    przeciw. 

Postąpiłaś  słusznie,  bo  trudno  spędzić  życie  u  boku  człowieka,  któremu  nie 

można ufać. Wasz  związek byłby katastrofą.

- To, co się stało, nie było winą Travisa. Po prostu uwikłał się w sytuację, która 

go przerosła.

Henry  pokręcił  głową  z  powątpiewaniem,  ale  nie  skomentował  tej 

wypowiedzi. Podał wnuczce  drugi kolczyk.

- Ty i babcia byliście ze sobą szczęśliwi, prawda? - spytała Eve.

- Tak, to prawda.

background image

- Ale nie byliście bezgranicznie zakochani?

-  Nie  -  odpowiedział  Henry  po  namyśle.  -  Nie  wiem,  czy  kiedykolwiek  byliśmy. 

Zrozum, Eve, taka  gorąca namiętność szybko się wypala.

- Natomiast zaufanie zostaje?

- Dobrze mieć kogoś, na kim można polegać - powiedział cicho.

Przymknęła  na  chwilę  oczy,  wzięła  głęboki  oddech  i  uśmiechnęła  się  do 

niego.

- Henry, już czas.

Kiedy zbliżali się do sali balowej, Eve zauważyła Davida kręcącego się tuż 

przy  drzwiach.    Miał  na  sobie  ciemnoszary  garnitur,  w  ręku  trzymał  niewielki 

bukiet białych róż.

- To dla mnie? - spytała.

Spojrzał  na  kwiaty,  jakby  zdążył  już  o  nich  zapomnieć  i  wzruszył 

ramionami.

-  Chyba  tak.  Nie  widziałem  w  pobliżu  nikogo,  kto  wyglądałby jak  panna  młoda, 

więc niech będą dla  ciebie - powiedział roztargnionym tonem.

Eve  uznała,  że  to  z  powodu  jej  kostiumu,  któremu  przyglądał  się  z 

zainteresowaniem.  Jeszcze    nie  widział  pleców,  pomyślała  z  nagłym 

zadowoleniem.

- Widzę, że ustąpiłaś w sprawie białej satyny - powiedział chłodno.

No  tak,  znów  się  pomyliła.  Nie  zdziwił  go  strój,  tylko  fakt,  że  postąpiła 

inaczej, niż  zapowiadała.

- To nie satyna - szepnęła z lekką irytacją - tylko brokat, a ubrałam się na biało, 

bo do twarzy mi  w tym kolorze.

- Jak uważasz, kochanie. Przepraszam, Henry, czy mógłbym  pogadać z Eve  w 

cztery oczy? - spytał David  i odprowadził ją na bok.

- Dobrze mi też w czarnym - kontynuowała Eve - ale nie chciałam wyglądać jak 

wdowa.

Nie słuchał jej zbyt uważnie, natomiast badawczo jej się przyglądał.

- O co ci chodzi? - spytała zaniepokojona.

- Masz teraz ostatnią szansę, żeby się wycofać - powiedział cicho.

background image

- Jeśli chodzi o to, że to ty chcesz odwołać ślub, sam porozmawiaj z Henrym. Nie 

próbuj załatwić  sprawy moimi rękami - oświadczyła stanowczym tonem.

- Nie to miałem na myśli. Jeśli opadły cię wątpliwości i czujesz się jak w pułapce, 

nie musimy tego  robić. Wezmę winę na siebie.

To  ją  zaskoczyło.  Czy  był  to  gest  dżentelmena,  czy  ostatnia  próba 

ratowania wolności?

- David, co byś zrobił, gdybym naprawdę się wycofała?

Milczał. Już myślała, że nie doczeka się odpowiedzi.

- Na pewno coś bym wymyślił. Eve, jaką podjęłaś decyzję? Muszę wiedzieć.

Przez chwilę trzymała go w niepewności.

- Nic się nie zmieniło. Chcę, żeby dziadek był szczęśliwy.

- W takim razie do zobaczenia w środku - powiedział i zniknął za rogiem.

- Wszystko w porządku? - usłyszała za plecami głos Henry'ego.

- Oczywiście.

Stała jeszcze przez chwilę nieruchomo, patrząc w kierunku, gdzie zniknął 

David. Henry ujął  ją pod rękę i poprowadził do sali balowej.

Chociaż  sala  była  jedną  z  mniejszych  w  hotelu,  jej  wystrój  w  niczym  nie 

ustępował  innym    pomieszczeniom.  Przybrana  kwiatami  przypominała  weselny 

tort.  Przynajmniej  takie  wrażenie  odniosła    Eve. W  środku  było  mnóstwo  osób. 

Najwyraźniej dla Henry'ego "grupka znajomych" oznaczała zupełnie  coś innego 

niż dla jego wnuczki. Kiedy Eve stanęła w wejściu, tłum ucichł i rozstąpił się. Na  

przeciwnym końcu sali zobaczyła Davida w towarzystwie urzędnika.

Ceremonia trwała krótko, lecz i  tak Eve cały  czas  błądziła myślami gdzie 

indziej.  Niski  głos    urzędnika  działał  na  nią  hipnotyzujące  Odurzał  ją  słodki, 

intensywny  zapach  róż.  Zastanawiała  się,    co  David  naprawdę  czuje.  Radość  i 

triumf, czy lęk przed porażką? Był utalentowanym projektantem,  jednak musiały 

dręczyć go wątpliwości. W końcu miał zostać następcą.

Urzędnik  poprosił  o  obrączki  i  David  sięgnął  do  wewnętrznej  kieszeni 

marynarki.  Eve    spojrzała  z  zaciekawieniem.  Chociaż  zapowiedział  Estelli 

Morgan, że jego pierwszym zadaniem będzie  ślubna obrączka, przez pierwszy 

tydzień  w  Birmingham  przy  State  pochłonięty  był  licznymi  sprawami  

background image

organizacyjnymi.  Tuż obok stołu, przy którym  pracował Henry, ustawił  własny,  i 

wypakował  wszystkie    narzędzia  przywiezione  w  starej  walizce.  W  ciągu  tego 

tygodnia  Eve  wielokrotnie  miała  ochotę  zapytać    o  obrączkę,  ale  udało  jej  się 

poskromić  ciekawość.  Wiedziała,  że  już  wkrótce  się  dowie,  czy    posłuchał  jej 

prośby, czy też zrobił coś przede wszystkim dla własnej przyjemności. Nie miało 

sensu    naciskanie  go. Wolała  unikać  okazji  do  sprzeczki.  Jeśli  obrączka  okaże 

się brzydka, Eve po prostu  nie będzie jej nosić.

Przypomniała  sobie  dokładnie,  jak  oschłym  tonem  informowała  go  o 

swoich  oczekiwaniach  w  tej    materii.  Zdała  sobie  sprawę,  że  zlekceważyła  go 

jako projektanta biżuterii. To tak, jakby  wspaniałemu ogrodnikowi powiedzieć, że 

jego  wysiłki  nie  mają  sensu,  bo  plastikowe  kwiaty  są  i  tak    trwalsze  od 

prawdziwych.  Po  takim  oświadczeniu,  pomyślała,  pewnie  poszedł  do 

najbliższego  sklepu  i    kupił  najprostszą  obrączkę,  jaką  zobaczył.  Nie  powinna 

mieć do niego pretensji. Szkoda jego czasu,  skoro i tak dała mu do zrozumienia, 

że nie doceni jego wysiłków.

W  końcu  nawet  nie  spojrzała  na  obrączkę,  którą  wsunął  jej  na  palec. 

Pasowała  doskonale,  choć    David  nawet  nie  zapytał  Eve  o  rozmiar.  Zapewne 

Henry udzielił mu stosownych informacji.

Krótka uroczystość dobiegła końca.

-  Możesz  pocałować  pannę  młodą  -  powiedział  urzędnik,  uśmiechając  się 

szeroko.  Eve  przechyliła    głowę,  spodziewając  się  krótkiego  muśnięcia  warg. 

Jednak  kiedy  David  wziął  ją  w  ramiona,    przypomniała  sobie  gorący,  namiętny 

pocałunek w poczekalni lotniska.  Na pewno nie powtórzy tego tutaj, na oczach 

tych wszystkich ludzi, pomyślała.

Nie spiesząc się, dotknął wargami jej ust. Nie był to zdawkowy pocałunek 

ani  udawany  przejaw    namiętności.  Eve  wydawało  się,  że  trwa  w 

nieskończoność.  Wreszcie  oboje  odwrócili  się  do  tłumu    spieszącego  z 

życzeniami.

Eve  starała  się  sprawiać  wrażenie  szczęśliwej  panny  młodej,  jak  tego 

oczekiwali  zaproszeni    goście,  którzy  teraz  nie  żałowali  jej  uścisków  i 

pocałunków.  Henry  odsunął  się  nieco  dalej,  żeby    dyskretnie  wytrzeć  oczy. 

background image

Grupka pań z firmy Birmingham zbliżyła się do Eve.

- Eve, dosłownie zżera nas ciekawość. Nikt jeszcze nie widział twojej obrączki.

Sama  też  nie  zdążyła  jej  się  przyjrzeć.  Najchętniej  odeszłaby  na  bok  i 

spokojnie  obejrzała   ten symbol  małżeńskiej  niewoli.  Z obawą przełożyła  bukiet 

róż do drugiej ręki. Nie miała wyjścia,  nie wypadało odmówić.

Obrączka  była  platynowa  -  zgodnie  z  życzeniem  Eve.  Prosta,  bez 

brylantów  i  wyszukanych    ornamentów.  Jednak  David  nie  posłuchał  Eve  do 

końca. Choć obrączka wyróżniała się elegancką  prostotą, miała w sobie coś, co 

przykuwało  wzrok.  Była  nieco  szersza  i  nie  zaokrąglona,  lecz    wykończona 

kilkoma zachodzącymi na siebie płaszczyznami. Przy każdym ruchu dłoni metal 

odbijał  światło, jakby obrączka została wyrzeźbiona w szlachetnym kamieniu.

Eve wyciągnęła dłoń.

- Jest taka... prosta - zdziwiła się jedna z ekspedientek.

Henry przestał ocierać łzy i zerknął nad jej ramieniem.

- Nie tyle prosta, lecz, jak każdy dobry projekt, subtelna.- Ujął dłoń Eve i poruszył 

nią,  obserwując grę świateł na platynie. - Ten wzór zrobi furorę. Ludzie będą się 

pchali drzwiami i  oknami, żeby to obejrzeć.

"Nie  mam  zamiaru  być  twoją  żywą  reklamą...",  Eve  przypomniała  sobie 

własne  słowa.  Cóż,    chociaż  David  zrobił  wszystko  tak,  jak  sobie  życzyła  i  tak 

udało mu się błysnąć talentem.

-  Jeszcze  nie  usłyszeliśmy,  co  myśli  osoba  najbardziej  zainteresowana  -

powiedział Henry. - Eve, jak  ci się podoba?

- Hm, myślę, że ten facet to geniusz - stwierdziła lekkim tonem.

Zauważyła badawcze spojrzenie Henry'ego.

- Chyba wszyscy czekają, że pierwsi zasiądziemy do stołu - dodała szybko.

Tłum  powoli  ruszył  na  drugą  stronę  sali,  gdzie  za  otwartymi  drzwiami 

widać było elegancko  nakryte stoły. Przystawki już czekały. Gdy szli przez salę, 

zatrzymała ich dyrektorka hotelu.

- Niestety, nie mogę zostać na przyjęciu - powiedziała- bo odbywa się u nas kilka 

zjazdów  i  muszę    wszystkiego  dopilnować.  Chciałabym  wam  obojgu  złożyć 

najlepsze życzenia. Gdzie zamierzacie spędzić  miesiąc miodowy?

background image

Można  było  spodziewać  się  takiego  pytania,  pomyślała  Eve  w  lekkim 

popłochu.

- Wiesz, Elizabeth, właściwie nigdzie nie jedziemy. David chciałby jak najszybciej 

zadomowić się w  nowym miejscu.

Elizabeth była szczerze zaskoczona.

- Chcesz powiedzieć, że zostajecie w domu?

- Właściwie... tak - przyznała Eve, czując, że jej uśmiech zamienia się w grymas.

- Wreszcie zamieszkamy razem i to będzie jak miodowy miesiąc - wtrącił David. -

Wyjedziemy później.  Może na Hawaje lub na Karaiby.

Tam, gdzie akurat będzie się odbywał kolejny zjazd jubilerów, dodała Eve 

w  myślach.    Dyrektorka  zmarszczyła  czoło,  ale  już  nic  więcej  nie  powiedziała. 

Eve zauważyła, że odchodząc,  pokręciła głową.

David  objął  Eve  za  ramiona  i  poprowadził  w  kierunku  stołu.  Jego  dłoń 

dosłownie paliła ją  przez cienką koronkę.

- A przy okazji  - powiedziała cicho - zapomniałam  ci powiedzieć,  że źle znoszę 

pobyt na słońcu.

Zatrzymał się i spojrzał na nią.

- Jakiś rodzaj alergii?

- Właściwie to  nie  alergia,  raczej nadwrażliwość. Niedługo  zima, więc  wyleciało 

mi to z głowy. Nie  musisz się tym przejmować. Jeśli chcesz, możesz smażyć się 

na słońcu.

-  Czyli  wylegiwanie się na  plaży to  najgorszy  pomysł  na spędzenie  miodowego 

miesiąca?

- Niestety. Oczywiście wiem, że nie proponowałeś tego wyjazdu na serio, ale moi 

znajomi wiedzą, jak  bardzo unikam słońca. Jeśli ktoś znów zapyta o nasze plany 

wyjazdowe, wymyśl coś bardziej  prawdopodobnego.

- Co  proponujesz? Północne wybrzeże  Grenlandii?  Lepiej  powiem,  że  żona  nie 

ma zamiaru wstawać z  łóżka przez cały miesiąc miodowy, więc wszystko jedno 

dokąd pojedziemy.

Kelnerzy  właśnie  skończyli  podawać  główne  danie,  gdy  znów  zjawiła  się 

dyrektorka hotelu.  Pochyliła się nad ramieniem Eve.

background image

- Zostawiłaś coś w swoim apartamencie?

-  Oczywiście.  Zestaw  kosmetyków,  mój  kostium,  trochę  biżuterii...  Dlaczego 

pytasz? Ktoś się włamał?

- Włamanie w hotelu "Englin"? - Elizabeth zrobiła przerażoną minę. - Absolutnie 

nie do pomyślenia.  Chciałam tylko wiedzieć, czy jest coś do spakowania przed 

przeprowadzką.

- O jakiej przeprowadzce... - zaczęła Eve, ale kobieta nie pozwoliła jej skończyć.

-  David,  zajmujesz  apartament  dwanaście,  prawda?  Został  tam  jeszcze  twój 

bagaż, czy tak?

Skinął głową.

-  Każę  wszystko  przenieść.  Zanim  skończycie  kolację,  wasz  pokój  będzie 

przygotowany  -  powiedziała  i    położyła  na  stole  przed  nimi  staroświecki, 

metalowy klucz. - Weekend spędzicie w apartamencie dla  nowożeńców. Na mój 

koszt.

Eve otworzyła usta, lecz gdy zauważyła spojrzenie Davida, szybko ugryzła 

się  w  język.    Właściwie,  co  mogła  powiedzieć?  Przepraszam,  muszę  odmówić, 

bo nie wzięłam flanelowej piżamy?

Nie.  Nowo zaślubiona  żona nie mogła  odrzucić  takiego miłego i  hojnego gestu. 

Nawet jeśli podarunek  zupełnie nie przypadł jej do gustu.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Mała,  elegancka  winda,  którą  jechali,  służyła  wyłącznie  gościom 

korzystającym z apartamentu  dla nowożeńców.

-  Powinniśmy  przewidzieć,  że  tak  się  to  skończy  - Eve  pierwsza  przerwała 

milczenie. - Gdybyśmy mieli  szczęście, apartament byłby już zajęty.

- Nie wypadało odmówić, zabrać bagaże i zwolnić pokoje - mruknął David.

Eve skinęła głową.

-  Nie  powiedziałam  ci  jeszcze,  że  Elizabeth  należy  do  naszych  najlepszych 

klientek.  No,  może  nie  tyle    ona,  co  jej  mąż,  choć  to  na  jedno  wychodzi. 

Zauważyłeś wisiorek, który dziś nosiła?

-  Czarny  opal  w  kształcie  gruszki,  ważący  co  najmniej  dziewięć  karatów?  Tak, 

widziałem.

- Dziewięć i  trzydzieści pięć setnych -  uściśliła Eve.  - Specjalne zamówienie na 

rocznicę ślubu. Henry  szukał odpowiedniego kamienia niemal przez rok. Trudno 

znaleźć opal tej wielkości z takim wspaniałym, jednolitym połyskiem. 

David cicho zagwizdał  z podziwu.

- Masz rację. O takiego klienta trzeba dbać.

Winda  zatrzymała  się.  Wyszli  do  maleńkiego  holu  z  jedynymi  drzwiami. 

David  wyjął  z  kieszeni  dziwaczny,  staroświecki  klucz.  Gdy  otworzył  drzwi,  Eve  

ciekawie  zajrzała do środka.  Na szczęście  wnętrze nie  było dziwaczne. Nie  tak 

obszerne, jak inne  apartamenty w tym hotelu, ale nowożeńcom nie powinno to 

przeszkadzać.  Ostatecznie  nie  mieli    przecież  powodów,  by  unikać  swego 

towarzystwa. Najwidoczniej taka właśnie myśl przyświecała  projektantowi.

Pokój podzielony był ściankami i filarami. Tuż przy drzwiach stała szeroka 

kanapa,  naprzeciwko    zamknięta  szafka,  w  której  prawdopodobnie  ukryty  był 

telewizor.  Dalej  niskie  przepierzenie,    zwieńczone  podłużną  donicą  pełną 

background image

ozdobnych  roślin.  Po  drugiej  stronie  znajdowało  się  ogromne  łoże.    Eve 

zauważyła, że na szczęście nie jest w kształcie serca i właściwie niczym się nie 

wyróżnia.    Uchylone  drzwi  do  łazienki  ukazywały  lśniące  wnętrze.  Eve 

zainteresowała wnęka kuchenna, tak mała,  że przypominała domek dla lalek.

-  Zdaje  się,  że  ludzie,  którzy  tu  zwykle  mieszkają,  nie  myślą  o  gotowaniu  -

stwierdziła. 

Mają  apetyt    na  zupełnie  co  innego,  pomyślała,  spodziewając  się,  że 

David  złośliwie  skomentuje  jej  uwagę.  On    jednak  najwyraźniej  postanowił 

przyjmować wszystko za dobrą monetę.

-  Prawdę  mówiąc,  całkiem  mi  się  tu  podoba.  Mieszkałem  już  w  mniejszych 

pokojach.

- Ale na pewno w pojedynkę - powiedziała Eve i zaczerwieniła się. - Nie chodziło 

mi  o  to,  czy    mieszkałeś  z  kimś.  To  nie  moja  sprawa,  nawet  gdybyś  miał  tuzin 

kochanek.

David zamyślił się.

- Chyba jednak mniej. Przynajmniej nie pamiętam, żeby było ich tak dużo. Kilku 

nawet nie warto  wspominać.

-  A  może  powinieneś  je  liczyć  przed  zaśnięciem,  żeby  poćwiczyć  pamięć?  -

spytała.  -  Tylko  nie  próbuj    wręczać  mi  ich  listy.  Nie  obchodzi  mnie  twoja 

przeszłość.

To  oczywiście  było  dalekie  od  prawdy.  Dotychczas  Eve  w  ogóle  nie 

zastanawiała się nad przeszłością  Davida. Nawet namiętny pocałunek nie dał jej 

do  myślenia,  choć  powinien.  David  na  pewno  nie  nauczył    się  tak  całować  z 

podręcznika.

Mężczyzna taki jak David... Nie mogła uwierzyć, że początkowo uznała go 

jedynie za kogoś, kto  nie   budzi wstrętu. Był przecież przystojny,  utalentowany, 

ambitny,  bardzo  męski.  Tylko  idiotka  mogła    myśleć,  że  w  jego  życiu  nie  było 

kobiet. A jeśli spotkał na swej drodze kogoś wyjątkowego?

Ta  myśl  bardziej  zaniepokoiła  Eve  niż  tuzin  ewentualnych  kochanek. 

David  mógł  rozstać  się  z  kimś  z    jej  powodu  lub  mówiąc  dokładniej,  z  powodu 

oferty Henry'ego. Jeśli istniała taka kobieta, była dla  niego mniej ważna niż firma 

background image

Birmingham.

Nic  nie  przemawiało  za  taką  hipotezą,  toteż  nie  miało  sensu 

zastanawianie się nad tym, ani zadawanie  pytań. Mimo wszystko Eve nie mogła 

przestać o tym myśleć.

David  pomyślał,  że  umowa  była  nieco  inna.  Spędzenie  weekendu  w 

apartamencie  dla  nowożeńców  nie    należało  do  jego  marzeń.  Na  dodatek  Eve 

była tak roztrzęsiona, że nie potrafiła usiedzieć na  miejscu. Nie rozumiał, co się 

z nią dzieje. Czyżby obawiała się przebywać z nim sam na sam w tak niewielkim 

pomieszczeniu? Być może powinien ją jakoś uspokoić, ale właściwie po co? Jeśli  

zamierzała  przez  całą  noc  krążyć  nerwowo  po  pokoju,  to  jej  sprawa.  On  zaraz 

przebierze się w coś  wygodniejszego i wreszcie odpocznie. Podszedł do szafy. 

Otworzył drzwi i poczuł się jak głupiec.  Nic dziwnego, że Eve straciła humor. Z 

jednej strony szafy w idealnym porządku wisiały jego  garnitury, koszule i stroje 

sportowe. Z drugiej strony były tylko dwa wieszaki. Na jednym długa  spódnica w 

kolorze khaki, na drugim pasująca do niej bluzka w paski. I nic więcej...

- Myślę, że byłoby ci wygodniej, gdybyś zrzuciła ten strój - powiedział.

- Nie jestem pewna - odpowiedziała z wahaniem.

-  Eve,  do  diabła,  nie  składam  ci  żadnej  nieprzyzwoitej  propozycji.  Chcę  ci 

pożyczyć piżamę.

Zaczął  przeszukiwać  szuflady,  w  których  pokojówka  ułożyła  jego  rzeczy. 

W końcu znalazł niebieską  piżamę.

- Proszę. Weź ją, jeśli chcesz. Idę się przebrać. Potem możesz się  zamknąć w 

łazience, nawet  na całą noc.

Spojrzała na piżamę, potem na niego.

- Wygląda jak nowa - zauważyła.

Czy ta kobieta niczego nie rozumie? - pomyślał ze złością i westchnął.

- Tak - oznajmił kąśliwie - jest nowa. Mieliśmy zamieszkać pod jednym dachem, 

więc  nie    chciałem  cię  straszyć  moim  nocnym  strojem,  którego  dotychczas 

używałem.

Zarumieniła  się.  Nic  dziwnego,  że  unika  słońca,  pomyślał.  Ma  tak 

delikatną skórę, że usmażyłaby się  jak kurczak.

background image

- Dzięki - powiedziała cicho.

Włożył spodnie od dresu i bawełnianą koszulkę. Gdy wieszał garnitur, Eve 

zniknęła  w  łazience.    Usłyszał,  że  przekręciła  zamek.  Westchnął.  Jego  słowa 

potraktowała  dosłownie.  Otworzył  szafkę,  w    której  był  telewizor,  i  z  pilotem  w 

ręku opadł na kanapę. Miał nadzieję, że telewizor działa. Choć z  drugiej strony 

nowożeńcy z pewnością nie zaprzątaliby sobie tym głowy.

Oferta  programowa  była  niezwykle  skromna.  Zastanawiał  się,  czy 

pozostać przy  jakimś starym filmie,   czy przełączyć  na mecz  tenisowy  zupełnie 

nieznanych  zawodników,  gdy  ktoś  zapukał  do  drzwi.  Zdziwiony    David  poszedł 

otworzyć. Hotelowy goniec wręczył mu duże, płaskie pudełko.

- Dostawa dla pani Elliot - wyjaśnił.

David  potrzebował  krótkiej  chwili,  nim  zorientował  się,  że  pani  Elliot  to 

Eve.  Jeszcze  nie  oswoił    się  z  nową  sytuacją.  Sięgnął  po  portfel,  lecz 

przypomniał sobie, że zostawił go na stoliku. Nim  zdążył po niego pójść, goniec 

już zniknął w windzie.

Nie  powinien  się  dziwić,  że  tamten  uciekł.  Służba  hotelowa  najpewniej 

miała przykazane nie  przeszkadzać nowożeńcom o żadnej porze. Dziwne było 

tylko to, że chłopak nie zaczekał na napiwek.  David obejrzał pakunek zawinięty 

w  błyszczący,  beżowy  papier  przypominający  tkaninę.  Paczuszka  była    bardzo 

lekka, nie pachniała prochem, w środku nic nie tykało. No cóż, pozostawało mieć 

nadzieję,  że    to  tylko  niegroźny  dowód  czyjejś  pamięci...  Wsunął  pudełko  pod 

pachę, podszedł do drzwi łazienki i zapukał.

- Dostarczyli twoją paczkę.

Odpowiedziała mu cisza. Już zaczął się zastanawiać, czy Eve nie zasnęła 

w wannie, gdy krzyknęła  przez drzwi:

- Przecież wiesz, że nie czekam na żadną paczkę.

-  A  jednak  coś  przynieśli.  -  Jeszcze  raz  obejrzał  opakowanie  i  zauważył 

dyskretną, złotą nalepkę. -  Jest napis: Milady. Bielizna damska.

- Ach tak. Już idę.

Chwilę  później  otworzyła  drzwi.  Pospiesznie  narzuciła  obszerny  szlafrok 

kąpielowy.  Miała  upięte    wysoko  włosy,  choć  nadal  ozdobione  wplecionymi 

background image

kwiatkami.  Na  kilku  niesfornych,  mokrych  kosmykach    zostały  resztki  piany. 

Spojrzała z niedowierzaniem na pudełko, a potem na Davida.

- Nie wiem, kiedy zdążyła to kupić.

- Kto? Szefowa hotelu? - spytał David. Oparł się o futrynę i skrzyżował ręce. Był 

zbyt zaciekawiony,  żeby odejść.

Eve  rozdarła  papier  i  uchyliła  pokrywkę  pudełka.  Na  beżowej  bibułce 

kryjącej zawartość, leżała  koperta. Eve powoli wyjęła kartkę.

- To od wszystkich pań pracujących w naszej firmie - stwierdziła z ulgą. - Pewnie 

kupiły na  prezent ślubny, ale zdecydowały się przysłać na górę, gdy dowiedziały 

się, że zamieszkamy w tym  apartamencie.

Wrzuciła kartkę do pudełka

- Może powinnaś przynajmniej sprawdzić, co ci kupiły.

- Nie muszę. Domyślam się, co jest w środku. Chyba nigdy nie byłeś w sklepach 

Milady, skoro nie wiesz.

-  Nie  bądź  taka  pewna.  To  musi  być  seksowna  bielizna,  ale  na  pewno 

spodziewały  się,  że  oboje  obejrzymy  prezent.  Oczywiście,  możemy  im 

powiedzieć, że nie  było czasu, bo byliśmy zbyt zajęci czymś innym.

- Jeśli tak ci zależy.

Eve rozłożyła bibułkę i wyjęła białą koronkową mgiełkę. Rozprostowała ją i 

wyciągnęła przed siebie.  To body raczej należałoby nazwać pajęczyną...

David  zagwizdał,  nie  zdając  sobie  z  tego  sprawy,  dopiero  karcące 

spojrzenie Eve przywołało go do  porządku.

- Do diabła, David, przecież to tylko bielizna. Piękna, ale zupełnie niepraktyczna. 

Kobieta  zamarzłaby w czymś takim.

Pomyślał,  że to mało  prawdopodobne.  Każdy  prawdziwy  mężczyzna  już, 

by zadbał o odpowiednią  temperaturę ciała partnerki.

- Niedopuszczalne marnotrawstwo drogiej koronki. Chyba się ze mną zgodzisz? -

spytała, krytycznie  oglądając prezent. - David? - ponagliła go.

-  Oczywiście  -  wykrztusił.  -  Marnotrawstwo.  -  Chociaż  niewielkie,  bo  zużyto 

bardzo mało koronki,  pomyślał bezwiednie.

Wepchnęła body do pudełka.

background image

- Cóż, nie wypada wybrzydzać, bo to prezent.

Zdał sobie sprawę, że blokuje drzwi. Szybko się cofnął i wrócił na kanapę. 

Pomyślał,  że  w  jednej    sprawie  Eve  miała  rację.  Panie  z  firmy  Birmingham 

niewątpliwie zmarnowały pieniądze, kupując taką  seksowną bieliznę wyjątkowo 

oziębłej kobiecie. Chociaż, kilka dni temu na lotnisku Eve nie  zachowywała się 

jak  sopel  lodu.  Podobnie  dziś,  gdy  urzędnik  ogłosił  ich  mężem  i  żoną.  David 

zamierzał jedynie leciutko musnąć wargami jej usta, by tradycji  stało się zadość. 

Jednak  kiedy  ją  objął,  nie  mógł  się  już  powstrzymać.  Przycisnął  ją  mocno  do  

siebie. Może chciał się przekonać, czy jest w stanie skruszyć tę lodową skorupę, 

którą się  otoczyła?    Nadal  nie  wiedział,  jaką kobietą  jest  Eve. Wyraźnie starała 

się  nie  odpowiedzieć  na  jego  uścisk,    ale  w  pewnej  chwili  wydało  mu  się,  że 

przestała się w pełni kontrolować. Właśnie to go  zaintrygowało najbardziej.

Wyszła  z  łazienki.  Tym  razem  dokładnie  owinięta  w  zbyt  obszerny 

szlafrok, który sięgał jej do  kostek. David zauważył, że włożyła jego spodnie od 

piżamy. Na środku pokoju ziewnęła, zakrywając  usta.

-  Jestem  bardzo  zmęczona,  dosłownie  padam  z  nóg.  Wiesz,  od  tego 

uśmiechania się na siłę bolą  mnie policzki - oświadczyła.

Przyjrzał  jej  się  uważnie.  Nie  potrzebowała  żadnych  kosmetycznych 

sztuczek, żeby pięknie wyglądać.  Był pewien, że kilka pocałunków przegoniłoby 

zmęczenie.

-  Powinniśmy  rzucić  monetą,  żeby  ustalić,  kto  śpi  w  łóżku,  a  kto  na  kanapie  -

dodała, ponownie  ziewając. 

- Moglibyśmy o to zagrać w pokera, ale niestety, nie mamy kart.

-  Wystarczy  zadzwonić  do  recepcji  i  poprosić,  żeby  kupili.  Chociaż  lepiej  nie. 

Wszyscy  w  hotelu    opowiadaliby  sobie  o  nowożeńcach,  którzy  w  noc  poślubną 

grali w karty.

- Wyjaśniłbym, że to był rozbierany poker - zaproponował David.

-  Mam  lepszy  pomysł.  Śpij  na  łóżku,  bo  jesteś  za  duży,  żeby  swobodnie 

wyciągnąć  się  na    kanapie.  Czy  mógłbyś  mi  pomóc?  -  Dotknęła  kwiatków 

wplecionych we włosy. - Nie mogę się tego pozbyć.  Fryzjer przesadził z lakierem 

i kiedy próbuję cokolwiek zrobić, zaplątują się jeszcze bardziej.

background image

Usiadła sztywno  na sofie  obok  niego.  Był przyzwyczajony do precyzyjnej 

pracy i  zdjęcie  takich  ozdób    nie  powinno stanowić  problemu.  Jednak  nie  mógł 

się  skupić,  czując  delikatny  aromat  bzu,  którym  Eve    pachniała  po  kąpieli  i 

widząc tak blisko jej kark. Wystarczyłoby pochylić się odrobinę... Myśl o  czymś 

innym, powtarzał sobie.

-  Szkoda,  że  obdarowałaś  wszystkich  gości  kawałkiem  weselnego  tortu  -

powiedział. - Jestem  głodny jak wilk.

Kilka kwiatków zostało mu w dłoni. Włosy otoczyły twarz Eve miękką falą, 

gdy odwróciła się do niego  z promiennym uśmiechem.

Eve nie sądziła, że tak  szybko  zapadnie w głęboki sen. Dlatego zgodziła 

się  spędzić noc na kanapie.    Nie  było to  wygodne miejsce, lecz  Eve dosłownie 

przewracała  się  ze  zmęczenia  i  pewnie  zasnęłaby    nawet  na  podłodze. 

Pamiętała jak przez mgłę, że przez chwilę oglądała jakiś bardzo stary film, potem  

David  podłożył  jej  poduszkę  pod  głowę  i  przykrył  ją  kocem.  Obudziła  się  z 

zesztywniałym  karkiem.    Poranne  słońce  wpadało  przez  szerokie  okna 

wychodzące na jezioro Michigan.

Potem dostrzegła Davida. Spał wciśnięty w koniec kanapy. Głowa opadła 

mu  na  oparcie,  trzymał  jej    stopy  na  kolanach.  Musiał  tak  spędzić  całą  noc. 

Czyżby też uśpił go pasjonujący film? Jednak telewizor był  wyłączony.

Próbowała  wstać,  nie  budząc  Davida,  ale  gdy  tylko  się  poruszyła, 

natychmiast  otworzył  oczy.  Została    na  kanapie,  podciągnęła  kolana  i  objęła  je 

rękami.

-  Dlaczego  nie  poszedłeś  do  łóżka?  -  spytała.  -  Tylko  nie  mów  mi,  że  chciałeś 

zachować się jak  dżentelmen.

- Cóż, jeśli nie odpowiada ci takie wytłumaczenie... - zaczął rozespanym głosem

- Wybrałam kanapę,  żeby było ci  wygodniej. Dlaczego  nie  skorzystałeś  z mojej 

wspaniałomyślnej oferty?  Musisz mieć sztywne wszystkie mięśnie.

- Czułbym się gorzej,  gdybyś się męczyła na kanapie, a ja  wylegiwałbym się  w 

królewskim łożu.

background image

Wstał  i  przeciągnął  się.  Spojrzała  na  jego  mięśnie  napinające  się  pod 

cienką, bawełnianą koszulką.

- Żono, co na śniadanie?

- Dziwne pytanie.

-  Cóż,  jeśli  ci  nie  odpowiadają  maniery  dżentelmena,  mogę  przeobrazić  się  w 

prostaka.

-  Nie  o  to  mi...  -  poddała  się.  -  Zamówmy  coś  do  pokoju.  Gdzieś  tu  musi  być 

menu. Co chcesz dziś  robić? Musimy jakoś spędzić cały dzień.

-  Plaża  odpada,  jak  już  się  dowiedziałem,  więc  wybór  pozostawiam  tobie  -

oświadczył, przeglądając  menu. - Co chciałabyś zjeść?

- Proszę kawę.

- To wszystko?

- Nie jadam śniadań.

- Nic dziwnego, że rano bywasz zgryźliwa.

- Bywa o wiele gorzej, gdy zaśpię i spóźniam się do pracy.

- Będę o tym pamiętał.

Usiadł  na  brzegu  kanapy  i  przysunął  telefon.  Eve  poprawiła  pasek 

szlafroka  i  zaniosła  poduszkę  do    łóżka.  David  wyrównał  pościel,  ale  ona 

ściągnęła kołdrę.

- Co robisz? - zapytał David, odstawiając telefon.

Pokojówki  powinny  pomyśleć,  że  korzystaliśmy  z  łóżka.  -  Cofnęła  się, 

żeby sprawdzić efekt. - Jak  to wygląda?

Podszedł bliżej i stanął obok niej.

- Niezbyt przekonująco.

- Tak myślałam, ale co jeszcze mogę...

Nim zdążyła skończyć zdanie, David poprawił pościel, potem wziął Eve na 

ręce i rzucił na środek  łóżka. Pisnęła, lecz nim zdążyła zeskoczyć, już był obok 

niej.  Przetoczył  się  w  lewo  i  prawo,    zgniótł  poduszkę,  wreszcie  oparł  się  na 

łokciu i uważnie spojrzał na Eve.

- Co się stało, kochanie? Myślałaś, że chodzi mi o coś innego?

Miała ochotę warczeć i gryźć ze złości. Zręcznie zeskoczył z łóżka.

background image

- Jeśli kiedykolwiek zapragniesz zmiąć pościel, wystarczy mnie zawołać.

Eve wstała i podeszła do szafy. Wzięła ubranie i poszła do łazienki, by się 

ubrać. Co się z tobą  dzieje? - zganiła się w duchu. Nie mogła uwierzyć, że serce 

jej wali jak oszalałe z powodu chwili  niewinnych wygłupów.

Kiedy  wyszła,  David  siedział  na  kanapie,  przeglądając  poranną  gazetę. 

Obok niego stał wózek ze  śniadaniem. Tosty, jajecznica, bekon, parówki, gofry, 

kawa, owoce i butelka szampana. Eve stanęła  jak wryta.

- Zamówiłeś to wszystko?

-  Niezupełnie  -  powiedział,  odkładając  gazetę.  -  To  śniadanie,  jakie  zawsze 

podają do apartamentu  nowożeńców. Tak przynajmniej powiedział kelner, który 

to dostarczył.

-  Jesteś  pewien,  że  nie  pomylił  tego  z  dostawą  do  pokoju,  w  którym 

zakwaterowali kadrę maratończyków?

- No co ty! Prawdziwi wyczynowcy nie piliby szampana.

Eve usiadła i nalała sobie kawy.

- Kto mógłby pochłonąć tyle kalorii na śniadanie?

-  Pozwól,  że  nie  odpowiem.  Oprócz  tego  nie  jest  już  tak  wcześnie,  właściwie 

należałoby uznać  ten posiłek za wczesny lunch.

Wyjął  butelkę  szampana  z  kubełka  z  lodem,  wytarł  szmatką,  sprawnie 

wyjął korek i podał napełniony  kieliszek Eve.

- Chyba że wolałabyś zająć się czymś innym.

Choć  w  jego  słowach  nie  było  erotycznego  podtekstu,  Eve  musiała  się 

powstrzymać, żeby nie spojrzeć w  stronę łóżka.

-  Chyba  zabiorę  cię  na  zwiedzanie  miasta.  Henry  nalegał  na  taką  wycieczkę  -

powiedziała.  Była    gotowa  do  wielu  poświęceń,  byle  tylko  wyrwać  się  z 

apartamentu nowożeńców.

- Najpierw kawałek na  piechotę, potem taksówką do Parku Lincolna. Pomyśl, co 

chciałbyś  zobaczyć.  Możemy  nawet  wjechać  na    ostatnie  piętro  Sears  Tower, 

jeśli chcesz się poczuć jak prawdziwy turysta.

-  Oczywiście  -  zapewnił,  podając  jej  pełen  talerz.  -  Taki  ambitny  program 

wymaga energii.  Przejrzysz teraz prasę?

background image

Eve musiała przyznać, że gofry pachniały kusząco. Mieli przed sobą długi 

weekend i jakoś musieli  wypełnić wolny czas. Ostatecznie są gorsze zajęcia niż 

wspólne  czytanie  gazet.  Przynajmniej  przez    chwilę  nie  będą musieli  wymyślać 

tematów do rozmowy.

Wszędzie, gdzie poszli, spotykali znajomych Eve. W Art Institute natknęli 

się  na  starszą  panią    połyskującą  brylantami.  David  nie  pamiętał,  czy  była  na 

ślubie, ale natychmiast przypomniał sobie  brylanty. W sklepie Tyler - Royale Eve 

przymierzyła kilka sukienek, przedtem jednak przedstawiła  Davida kierowniczce 

działu  i  kilku  ekspedientkom.  Zapłaciła  za  wybraną  sukienkę  i  poprosiła  o  

dostarczenie do hotelu.

- Przynajmniej będę miała jutro co na siebie włożyć - powiedziała. - Co teraz?

- Widzę, że prowadzisz bogate życie towarzyskie.

Spojrzała zdziwiona.

- Nie mam na to czasu.

- Chcesz powiedzieć, że wszystkie te panie to klientki?

-  Większość.  Niektóre  dopiero  o  tym  marzą.  Przychodzą  od  czasu  do  czasu, 

żeby  pooglądać.  Nasz    salon  uchodzi  za  atrakcję  turystyczną,  podobnie  jak 

rzeźba Picassa  przed  ratuszem. Dlaczego   pytasz? Chcesz  wiedzieć, ilu Henry 

ma klientów? - spytała chłodnym tonem, nie oczekując nawet odpowiedzi. - Może 

pójdziemy  teraz  do  muzeum  historii  naturalnej  -  zaproponowała.  -  Mają

wspaniały zbiór kamieni i minerałów.

-  Każesz  mi  oglądać  kamienie?  Zlituj  się,  mamy  wolne  -  mruknął,  jednak  Eve  i 

tak postawiła na swoim.

W  sali,  gdzie  eksponowano  kamienie  szlachetne,  David  zauważył  parę 

młodych ludzi. Widział ich w  sklepie w poprzednim tygodniu. Oglądali pierścionki 

zaręczynowe,  ale  niczego  nie  wybrali.    Dziewczyna  zerknęła  teraz  z 

zaciekawieniem na dłoń Eve i David zauważył, że na jej twarzy  odmalowało się 

rozczarowanie.

-  Myślałam,  że  będzie  pani  miała  piękną  obrączkę  -  powiedziała  dziewczyna 

background image

współczującym tonem. - To  znaczy... ojej, nie chciałam zrobić przykrości.

- Według mnie ta obrączka jest piękna - odpowiedziała Eve uprzejmie. - Gdybym 

chciała  zwracać  na    siebie  uwagę,  założyłabym  szmaragd  wielkości  ulicznej 

latarni - dodała.

Gdy wyszli z muzeum, David odezwał się pierwszy.

- Dziękuję, że to powiedziałaś. Nawet jeśli w to nie wierzysz. Miło z twojej strony.

Spojrzała zaskoczona.

-  Chodzi  ci  o  obrączkę?  -  Wyciągnęła  dłoń.  Platyna  błysnęła  w  słońcu.  Eve 

przeszła kilka  kroków, zanim dodała:

- Tak, jest wspaniała.

- Wczoraj tak nie myślałaś.

-  Wczoraj  uważałam,  że  projektując  ją,  zrobiłeś  mi  na  złość.  Jakbyś  chciał  coś 

udowodnić... Trudno mi  to wytłumaczyć.

- A teraz? - spytał niby od niechcenia.

Zastanawiała się przez chwilę.

- Teraz myślę, że umiesz robić wyłącznie piękne rzeczy.

Odetchnął  z  ulgą.  Miał  wielką  ochotę    wziąć  ją  za  rękę,  ale  właśnie 

machała na przejeżdżającą taksówkę.

- Nadal chcesz obejrzeć panoramę miasta z Sears Tower? - spytała.

Obejrzeli  zachód  słońca  ze  szczytu  wieżowca  i  w  końcu,  nie  mając 

pretekstu,  żeby  dłużej  kręcić  się    po  mieście,  zdecydowali  się  na  powrót  do 

hotelu. Portier na ich widok odetchnął z ulgą.

-  Nikt  nie  wiedział,  dokąd  państwo  pojechali  -  powiedział  przejęty.  -  Szukała 

państwa obsługa  hotelowa.

-  Dlaczego?  -  spytała  Eve  z  uśmiechem.  -  Czy  dostaniemy  naganę,  bo  nie 

zjedliśmy wszystkiego, co  podano na śniadanie?

- Chcieli ustalić, gdzie mają podać kolację.

- Myślałam, że zjemy coś z grilla.

- Przygotowano już polędwicę w ziołach. Zamówienie złożył pani dziadek. Zaraz 

zawiadomię obsługę, że  państwo już wrócili.

- Zupełnie jakbyśmy wrócili po godzinie policyjnej - odezwała się Eve, gdy wsiedli 

background image

do  windy.  -  Wiesz,    chodzi  mi  po  głowie  pewien  pomysł.  Może  spróbujemy  się 

stąd  dyskretnie  wymknąć?  Nie,  to  się  nie    uda.  W  tym  hotelu  mają  świetnie 

rozwiniętą  siatkę  szpiegowską.  Poza  tym  zapomniałam,  że  Henry    trzyma  rękę 

na pulsie. - Ziewnęła. - Ta kanapa nie jest najwygodniejsza.

- Dziś ty śpisz w łóżku. Tak będzie sprawiedliwie.

Spojrzała na niego badawczo.

-  Możemy  oboje  z  niego  skorzystać,  jeśli  zostaniesz  na  swojej  połowie  -

powiedziała.  -  To  jedyne    rozsądne  wyjście  -  dodała  szybko,  widząc  jego 

zaskoczoną minę. - Jutro idziemy do pracy i nie możemy  wyglądać na skrajnie 

wyczerpanych.

-  Dlaczego  nie?  -  David  nie  umiał  się  powstrzymać  od  drobnej  złośliwości.  -

Pracownicy będą  rozczarowani, jeśli zjawimy się wypoczęci.

Roześmiał się, widząc, że pokazała mu język.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

David wziął długi, gorący prysznic. Kiedy wyszedł z łazienki, Eve już leżała 

w  łóżku.  Ustawiła  za    plecami  stertę  poduszek,  zgięła  kolana  i  oparła  na  nich 

notatnik. Nie miała na sobie obszernego  szlafroka, ale schowała się w piżamie 

Davida najdokładniej, jak to możliwe. Nawet postawiła  kołnierz. W rozproszonym 

świetle z bocznej lampy wyglądała bardzo ponętnie i intrygująco. Uniosła  wzrok 

znad notatek.

- Dlaczego tak stoisz i mi się przyglądasz?

Uznał,  że  lepiej  nie  wspominać,  jaki  skutek  odniosły  jej  starania  o 

niewinny, skromny wygląd.

- Wybrałaś już połowę, na której śpisz, prawda?

- Nie, wszystko mi jedno, mogę się przenieść. Jeśli tuzin kochanek przyzwyczaił 

cię do spania z tej  strony...

- Chyba już ci mówiłem, że nie było ich aż tyle.

-  Niewiele  mniej.  Wiesz,  zdecydowałam,  że  się  nie  zamienię.  Dobrze  ci  zrobi, 

jeśli ktoś cię wyrwie z  kieratu przyzwyczajeń. Łatwiej zapamiętasz, że nie jestem 

numerem trzynastym, ani żadnym innym.

-  No  tak,  nawet  poczyniłaś  pewne  kroki  w  tym  kierunku  -  mruknął  David, 

wskazując  na  zrolowany  koc,    który  umieściła  dokładnie  na  środku  łóżka.  -

Zastanawiam się, czy nie ufasz mnie, czy sobie.

Nie czekając na odpowiedź, zajął swoją połowę.

- Co robisz, piszesz listy?

- Przygotowuję listę rzeczy, które muszę zrobić jutro.

- Eve, jeszcze masz na to czas.

Ziewnął, poprawił poduszkę, odwrócił się tyłem i zamknął oczy. Pomyślał, 

że po nocy spędzonej na  kanapie natychmiast zaśnie.

background image

Jednak  sen  nie  nadchodził.  W  apartamencie  było  tak  cicho,  że  David  słyszał 

oddech  Eve.  Wreszcie    skończyła  listę,  odłożyła  notatnik  i  sięgnęła,  żeby 

wyłączyć boczną lampę. Położyła się ostrożnie,  najwidoczniej starała się go nie 

obudzić.  Śmieszne.  Nie  rozumiała,  że  sama  jej  obecność  nie    pozwalała  mu 

zmrużyć oka.

David leżał  nieruchomo i  zastanawiał się,  czy nie lepiej  byłoby przenieść

się  na  kanapę.    Przynajmniej  nie  czułby  każdego  ruchu  Eve,  nie  słyszał  jej 

oddechu. Zdecydował jednak, że ma swoją  dumę i nie podda się tak łatwo. Nie 

jest  już  młokosem,  dlatego  powinien  zachować  zimną  krew.  Nie    pozwoli,  by 

sytuacja  wymknęła  mu  się  spod  kontroli.  Jednak  udawanie  obojętności  wobec 

Eve  przychodziło mu z coraz większym trudem.

Nie  rozumiał,  co  się  z  nim  działo.  Zgodził  się  na  małżeństwo  i  warunki, 

które  mu  narzuciła.  Nie    sądził  wtedy,  że  te  ograniczenia  będą  mu  w  czymś 

przeszkadzać.  Eve  nie  zrobiła  na  nim  olśniewającego    wrażenia,  a  poza  tym 

przecież  zawarli  układ.  Złamanie  warunków  umowy  wywołałoby  niepotrzebne 

komplikacje.  Eve  była  piękna,  to  prawda,  ale  jednocześnie  zimna  i 

nieprzystępna.  Oczywiście,    kiedy  obiecywał  związek  bez  seksu,  nie  mógł 

przewidzieć,  że  wylądują  w  jednym  łóżku.  Nie    uwzględniał  w  kalkulacjach 

zmysłowego pocałunku na lotnisku. Gdyby wtedy nie rzuciła mu się w  ramiona, 

nigdy  by  się  nie  domyślił,  że  sopel,  z  którym  się  ożenił,  potrafi  zmienić  się  w 

wulkan.    Teraz,  myśląc  o  tym  pocałunku,  musiał  się  powstrzymywać,  żeby  jej 

znów nie objąć.

Ze złością poprawił poduszkę. Zauważył, że w pomieszczeniu zapanowała 

zupełna  cisza.  Eve  starała    się  oddychać  bezgłośnie.  Po  chwili  poszedł  w  jej 

ślady.

David spał w najlepsze, wdychając zapach bzu, gdy nagle obudził go głos 

wypowiadający jego imię.  Otworzył oczy. Leżał nos w nos z Eve. Przez chwilę 

nie  ruszał  się.  Próbował  ocenić  sytuację.    Barykada  z  koca  została  zepchnięta 

background image

gdzieś  w  nogi.  Włosy  Eve  pachniały  bzem.  Miał  je  pod  policzkiem.    Niechcący 

przycisnął ją do łóżka. Nie mogła nawet ruszyć głową. Nic dziwnego, że mówiła 

przez  zaciśnięte zęby. 

Zaraz będę martwy, pomyślał w przebłysku wisielczego humoru.

- Pozwolisz? - spytała, uwalniając włosy. 

Spojrzała na budzik przy łóżku i krzyknęła.

- Zawsze budzisz się w takim humorze? - spytał zirytowany nie na żarty.

- Tylko gdy zaśpię, mówiłam ci przecież. Zupełnie nie rozumiem, jak to się stało... 

Nastawiłam budzik  na siódmą.

- Boże, jak późno!

Zerknął na tarczę budzika. Było kilka minut po dziewiątej.

-  Może  się  spieszy?  -  zasugerował.  Wreszcie  sięgnął  po  swój  zegarek.  Budzik 

nie kłamał.

- Nie dzwoni! - Eve sprawdziła jeszcze raz. - Nie do wiary. Podobno w tym hotelu 

naprawiają wszystko,  nim zdąży się zepsuć. To ich slogan reklamowy.

-  Może  nikt  ich  nie  poinformował.  Kto  korzysta  z  budzika  w  apartamencie 

nowożeńców?

- Tylko mi nie tłumacz, co się robi w noc poślubną - powiedziała rozzłoszczona. -

Ale ludzie muszą  czasem zdążyć na samolot.

-  Jeśli  potrafią  przewidywać,  rezerwują  popołudniowy  lot  -  stwierdził,  wstając.  -

Przecież  nie    chciałaś  wyglądać  na  zmęczoną,  więc  pospałaś  dwie  godziny 

dłużej.

- Ale czuję się zmęczona. - Otworzyła szafę i wyjęła nową sukienkę. - Musimy się 

pospieszyć.

-  Po  co? I  tak  jesteśmy  spóźnieni,  więc co  za różnica?  -  zauważył,  ale ona już 

zniknęła w łazience.

Poprzedniego  wieczoru  jakoś  nie  pomyśleli  o  tym,  żeby  się  spakować. 

Teraz David wykorzystał  wolną   chwilę i  wyjął walizki z szafy. Zaczął opróżniać 

szuflady.  Eve  wychynęła  z  łazienki  z  tuszem  do  rzęs    w  jednej  ręce  i  piżamą 

Davida w drugiej.

-  Proszę  -  powiedziała.  -  Dziękuję  za  wypożyczenie.  Nie  patrz  tak  na  mnie. 

background image

Wiem, że powinnam  ją oddać wypraną i pachnącą, ale nie mam już miejsca w 

torbie.

David wrzucił piżamę do walizki i uśmiechnął się.

-  Nie  zapomnij  koronkowego  body.  Co  z  nim  zrobiłaś?  Nie  widziałem  go  od 

sobotniego wieczoru.

- Nic dziwnego, nie zamierzałam tego zabierać. - Otworzyła szufladę i rzuciła mu 

body. -  Proszę. Jeśli ci na tym zależy, to zapakuj.

Odrzucił z powrotem.

- Lepiej to zabrać. Jeśli pokojówka znajdzie cokolwiek, zaniesie szefowej hotelu, 

a ta każe odesłać do  firmy. Paniom, które złożyły się na prezent, będzie bardzo 

przykro.

-  Masz  rację.  Na  ile  ją  znam,  tak  by  właśnie  zrobiła  -  przyznała  Eve  z 

westchnieniem, wkładając  pudełko z prezentem do bocznej kieszeni torby.

- Co zrobimy z bagażem? - spytał. - Nie chcę zjawić się w sklepie z walizkami w 

ręku.

- Możemy zostawić je w hotelowej przechowalni i odebrać po pracy. Chociaż nie. 

Po  drodze  wpadniemy    do  mojego  mieszkania  i  tam  je  zostawimy.  Kiedy 

będziesz gotowy? Nie chcę się spóźnić bardziej, niż  to konieczne.

-  Domyślam  się,  że  ze  śniadania  nici  -  mruknął.  -  Ale  przynajmniej  nie  musimy 

tracić cennego czasu na  rozkopywanie pościeli.

Gdy  wreszcie  dotarli  do  pracy,  sklep  był  otwarty  już  od  godziny.  Eve 

spojrzała na zegarek, potem na  dwie kobiety, które właśnie wyszły ze sklepu z 

małymi reklamówkami w ciepłym odcieniu brzoskwini.  Westchnęła.

- Naprawdę musimy wymyślić lepszy sposób na wczesne wstawanie. Nie może 

być tak, że klienci zjawiają  się w sklepie przed właścicielami.

-  Jeśli  zamierzasz  powiesić  na  lodówce  rozkład  dnia,  to  ja  się  nie  zgadzam  -

oświadczył, wyciągając rękę, by pomóc Eve wysiąść. - Na pewno żaden z twoich  

budzików  nie  ośmieli  się  zadzwonić  za  późno,  więc  od  jutra  nie  powinno  być 

problemu.

background image

- Słuchaj, David. Lubię być punktualna, ale to jeszcze nie oznacza...

Otworzył szerzej drzwi i pochylił się.

- Kochanie, uśmiechnij się. Jesteśmy obserwowani - szepnął.

Eve  już  zauważyła,  że  wszyscy  w  sklepie  im  się  przyglądają.  Kilka  osób 

zerknęło  na  zegarki.  Eve    miała  ochotę  przypomnieć  im,  że  setki  razy  właśnie 

ona  przychodziła  pierwsza.  Jednak  takie    zachowanie  potraktowano  by  jako 

obronę. Śmieszne. Nie obowiązywały jej sztywne godziny pracy, bo i  tak musiała 

tkwić w firmie, dopóki nie załatwiła wszystkich bieżących spraw.

- Dzień dobry - powiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to radośnie. - Miło mi, 

że  wszyscy przyszli nas powitać.

Ruszyła przez salę w kierunku biura na zapleczu. David dogonił ją i objął 

za ramiona. Odwróciła się,  a on delikatnie pocałował jej usta.

- Kochanie, będę w pracowni. Zajmę się naszyjnikiem pani Morgan.

Eve uśmiechnęła się promiennie, lecz pod nosem powiedziała ze złością:

- Będę o tym pamiętać, na wypadek gdyby jakimś cudem okazało się, że bardzo 

za tobą tęsknię.

Kątem  oka  dostrzegła,  że  jeden  ze  sprzedawców  wyjął  banknot  i  podał 

koleżance  stojącej  obok.  Dziwne,  pomyślała  Eve.  Pewnie  to  składka  na  te 

zmarnowane  koronki. Właśnie.

-  Chciałabym  podziękować  wszystkim  za  prezent.  Jest  wspaniały  -  powiedziała 

donośnym głosem.

- Tak - potwierdził David. - Każdy dostanie ode mnie list z podziękowaniem za to, 

że pamiętaliście o  Eve. To był świetny wybór.

Poczuła,  że  się  rumieni.  Uśmiechnęła  się  do  niego  i  powiedziała  cicho 

przez zaciśnięte zęby:

- Przestaniesz wreszcie?

Pochylił się do niej.

-  Gdybym  powiedział,  że  rzuciłaś  prezent  gdzieś  na  podłogę,  wyszedłbym  na 

prostaka - szepnął  jej do ucha.

Eve,  mimo  irytacji  i  zażenowania,  udało  się  przybrać  miły  wyraz  twarzy.

Ruszyła w stronę swojego  gabinetu. Po kilku krokach zatrzymała się nagle. Tuż 

background image

przy  drzwiach  jej  pokoju,  obserwując  salę  wystawową,  stał    Travis  Tate.  Na 

chwilę wstrzymała oddech.

-  Jeszcze  jesteś  w  Chicago?  -  spytała,  starając  się  mówić  lekkim  tonem.  -

Wydawało mi się, że  powinieneś już być w następnym miejscu.

- Nadal śledzisz mój rozkład jazdy - ucieszył się. - Pewnie tak by było, ale Henry 

nie miał dla mnie  czasu w ubiegłym tygodniu.

-  Może powinieneś spotkać się z nim teraz?

Przeszła  obok  niego  i  pochyliła  się  nad  biurkiem,  żeby  przejrzeć  pocztę. 

Wszedł za nią i badawczo  jej się przyjrzał.

- Już z nim rozmawiałem. Natomiast bardzo się zdziwiłem, że ciebie nie ma rano 

w pracy. Postanowiłem dziś zaczekać na dalszy ciąg. W ogóle muszę  przyznać, 

Eve, że przedstawienie było interesujące. 

Spuściła wzrok.

- Masz na myśli moje spotkanie z Davidem na lotnisku?

- Nie, już wcześniej doszły mnie plotki, że Henry myśli o emeryturze. Twój mąż 

dostał wszystko za  jednym zamachem. Eve, kochanie, jestem zaskoczony. Jak 

na kobietę, która tyle rozprawia o  moralności, sprzedałaś się bardzo tanio.

-  Czy  ten  człowiek  ci  się  naprzykrza?  -  spytał  David,  który  nagle  pojawił  się  w 

drzwiach.

- Nie, właśnie wychodzi.

Travis uśmiechnął się zimno.

-  Władczy  typ  ten  twój  mąż.  Nie  ma  się  co  dziwić.  Wystartował  od  zera,  więc 

musi teraz dbać  o żonę, bo równie szybko może wszystko stracić - powiedział i 

odwrócił się na pięcie.

Eve próbowała opanować drżenie rąk.

-  Nie  musiałeś  tu  wpadać  jak  burza.  Nie  trzeba  mnie  przed  nim  ratować  -

powiedziała do Davida, gdy za  Travisem zamknęły się drzwi.

-  Tak  to  wyglądało?  Jakbym  chciał  ratować  ci  życie?  -  upewnił  się  David.  -

Szkoda,  że  nikt  nie  zdążył    mi  go  przedstawić.  Jest  taki  sympatyczny...  Henry 

chce z nami porozmawiać przy śniadaniu.

- Ciekawe, czyj to pomysł?

background image

-  Co  do  śniadania,  to  mój.  Henry  bardzo  się  przejął,  że  mieliśmy  dziś  rano 

ważniejsze sprawy na głowie  niż jedzenie.

Eve zamarła z otwartymi ustami.

- Chyba mu tego nie powiedziałeś?

-  Że  się  spóźniliśmy  z  powodu  seksu?  Nie  rozumiem,  dlaczego  jesteś  taka 

oburzona. Przecież chcesz, by  tak myślał.

- Nie mam zamiaru okłamywać go w tej sprawie!

-  Aha,  wolisz,  żeby  sam  wyciągnął  wnioski,  niekoniecznie  słuszne.  Właśnie 

dlatego  nic  mu  nie    powiedziałem.  Interesujące,  że  każda  moja  wypowiedź 

natychmiast  kojarzy  ci  się  z  jednym...  No    dobrze,  odłóżmy  tę  dyskusję  na 

później. Henry czeka na nas przy wyjściu.

Na o wiele później, a najlepiej... już nigdy do tego nie wracać, pomyślała. 

Co mi przyszło do głowy,  żeby w ogóle poruszać ten temat. No i znowu wyszłam 

na idiotkę.

- Powiedz mi coś więcej na temat tego człowieka, który stąd wyszedł - powiedział 

David.

-  Nie  mam  o  czym.  Jest  jak  jedna  z  twoich  licznych  kochanek.  Nie  stanowi 

problemu.

- Czyżby? - mruknął David.

Henry  stał  obok  gabloty  umieszczonej  najbliżej  wejścia.  Rozmawiał  ze 

sprzedawcą. Eve  zauważyła,  że   właśnie chował  portfel,  a sprzedawca  wkładał 

banknot do koperty.

- Śniadanie - powiedział Henry, uśmiechając się do nich i zacierając ręce. Wziął 

laskę opartą  o gablotę. - Wspaniały pomysł. Nie zdążyłem nic zjeść dziś rano.

Kiedy szli ulicą w stronę jego ulubionej tawerny, Eve spytała:

- Henry, o co chodziło? Zwykle nie rozdajesz gotówki pracownikom.

Zamrugał z niewinną miną.

- O czym mówisz, kochanie?

David ujął ją pod rękę.

background image

-  Myślę,  że  to  takie  biurowe  zakłady.  Każdy  daje  kilka  dolarów  i  obstawia  jakiś 

wynik. Zwycięzca  bierze wszystko.

-  Wiem,  na  czym  polegają  zakłady  -  stwierdziła  rozgniewana  -  ale  jest  po 

mistrzostwach, a rozgrywki  koszykówki jeszcze nie wystartowały.

- Można obstawiać w innych dziedzinach - wyjaśnił spokojnie David. - Domyślam 

się,  że  ma  to  coś    wspólnego  z  nami.  Gdy  się  zjawiliśmy,  wszyscy  zerknęli  na 

zegar.

Eve odwróciła się, żeby spojrzeć na dziadka.

- Zakładaliście się dziś, o której zjawimy się w pracy? - spytała zdumiona.

-  Niezupełnie  -  odpowiedział  z  pogodną  miną.  -  Czas  mijał,  was  nie  było,  więc 

zaczęliśmy się  zastanawiać, ile dni po ślubie pojawisz się w pracy punktualnie. 

Skoro już o tym wiesz, chyba  powinniśmy odwołać zakłady.

- Słusznie - stwierdziła Eve - bo wygra ten, kto obstawił jutrzejszy poranek.

Henry uprzejmie skinął głową, ale nic nie powiedział. W tawernie skierował 

się  do  ulubionego  kąta  i    wygodnie  rozsiadł  na  środku  ławki.  Eve  niechętnie 

usiadła na drugiej. Przesunęła się do końca, żeby  David też mógł się wcisnąć.

-  Jeśli  wolicie,  możemy  się  przesiąść  do  normalnego  stolika  -  zaproponował 

Henry,  widząc,  że    z  trudem  się  zmieścili.  David  spojrzał  na  Eve,  jakby  był 

ciekaw,  czy  skorzysta  z  okazji,  by  od  niego  uciec.  Natomiast  ona  za  żadne 

skarby nie przyznałaby, że ta bliskość bardzo ją  krępuje.

-  Ależ  nie.  Ubóstwiam  tak  siedzieć  w  ciasnym  kąciku.  Czuję  się  wtedy 

bezpiecznie. Henry, o  czym chciałeś z nami rozmawiać?

Henry pomachał na kelnerkę.

-  Głównie  o  kampanii  reklamowej.  Dużo  o  tym  myślałem  w  czasie  weekendu. 

Nim podpiszemy umowę,  powinniśmy się spotkać z tymi ludźmi, którzy wystąpili 

z nowym pomysłem.

- Ale ja już się wstępnie zgodziłam - zaprotestowała Eve.

-  To  było,  zanim  poznałaś  wszystkie  fakty  -  stwierdził  David.  -  Jeszcze  nie 

dostałaś kompletu  materiałów.

Spojrzała na niego niezbyt przyjaźnie.

- Powinnam się była domyślić, że to twoja sprawka.

background image

-  Eve,  nie  snuj  teorii  spiskowych.  Uważam,  że  takie  sprawy  trzeba  załatwiać 

oficjalną drogą.

- Oficjalną, czyli za twoją zgodą?

-  Powinniśmy  ustalić  -  wtrącił  się Henry -  dlaczego  uważają,  że ich  pomysły są 

takie  genialne  i  skąd    to  niezachwiane  przeświadczenie  o  skuteczności 

proponowanej kampanii.  Jeśli przekonają  nas,  może   uda im  się  też przekonać 

naszych klientów.

-  Nie  wiem,  czy  to  ma  sens  -  broniła  się  Eve.  -  Prowadziliśmy  już  kampanie 

reklamowe, które niezbyt  mi się podobały i...

-  I  może  byłyby  znacznie  lepsze,  gdybyś  poszukała  innych  rozwiązań  -

powiedział David. - Myślę,  Henry, że tak będzie najlepiej. Jedno spotkanie. Jeśli 

mnie przekonają, wycofuję wszelkie zastrzeżenia.

-  Świetnie  -  podsumowała  Eve.  -  Zorganizuję  spotkanie.  Jeśli  wyczerpaliśmy 

temat, wracam do  pracy.

Spodziewała się protestów, ale David wstał i zrobił dla niej przejście.

-  Bywa  trochę  naburmuszona,  jeśli  nie  zje  śniadania  -  powiedział  poważnie  do 

Henry'ego.

Usłyszała te słowa, ale nawet się nie odwróciła. 

Rano, gdy wpadli do mieszkania Eve, żeby zostawić bagaże, natknęli się 

w  holu  na  administratora    budynku.  Zostawili  wszystko  pod  jego  opieką  i  nie 

musieli wjeżdżać na górę. Kiedy wieczorem Eve  otwierała drzwi, zauważyła, że 

ręce jej się trzęsą z przejęcia. Czym ona się tak przejmuje? Skoro  wytrzymała z 

Davidem  w  niezbyt  obszernym  apartamencie  hotelowym,  poradzi  sobie  też  we 

własnym domu.  Wreszcie jest u siebie, powinna się odprężyć. Nie byli skazani 

na jeden  pokój,  portierów,   wszędobylskie  pokojówki,  ani  na  wścibską  obsługę. 

Jednak  sprawa  nie  przedstawiała  się  tak  prosto.    Pokój  w  hotelu  był  czymś 

tymczasowym, natomiast do jej mieszkania David wprowadzał się na stałe.

Ominęła walizki, które dozorca postawił tuż przy drzwiach.

background image

- Weź zapasowy klucz. Jest w szufladzie w przedpokoju. Nie zawsze będziemy 

razem wchodzić i  wychodzić.

David  nie  odpowiedział.  Spojrzała  w  jego  stronę.  Rozglądał  się  wokół. 

Odruchowo zrobiła to samo.  Mieszkała tu od dwóch lat i już się przyzwyczaiła, 

lecz teraz obrzuciła je krytycznym spojrzeniem.

Szeroki  przedpokój,  zaraz  za  rogiem  wejście  do  sypialni.  Wzdłuż  jednej 

ściany stały regały z  książkami. Na drugiej wisiały oprawione fotografie. Po lewej 

stronie  mieściła  się  kuchnia.  Nie    była  oddzielona  drzwiami  od  przedpokoju. 

Nieco dalej po prawej stronie wysokie wejście zakończone  łukiem prowadziło do 

obszernego  salonu.  W  ciągu  dnia  wydawał  się  przestronny  i  słoneczny,  ale  

wieczorem,  gdy  ściemniało  się  za  oknami,  robił  mniej  przytulne  wrażenie.  Eve 

wcisnęła  guzik,    zapalając  gaz  w  kominku.  Usiadła  na  skórzanej  kanapie  na 

wprost tańczących płomieni.

- To byłoby niegłupie - zaczął David - żeby wstawać o tej samej porze i wspólnie 

jeździć taksówką. Po  co brać dwie? Chyba że zwykle jeździsz samochodem.

- Spróbuj znaleźć w centrum wolne miejsce do parkowania. To nie jest miasto dla 

kierowców.

Skinął głową.

-  Dlatego  sprzedałem  samochód,  zamiast  nim  tu  przyjechać.  Pomyślałem,  że 

jeśli zajdzie taka  potrzeba, po prostu kupię nowy.

- Słusznie. Nie tylko w śródmieściu brakuje miejsc do parkowania - powiedziała, 

spoglądając na niego.  Nadal stał w przejściu do salonu.

Mieszkanie było o wiele większe niż hotelowy  apartament, a jednak tego 

nie  czuła.  Tak  jakby  nagle    David  zajął  większość  wolnego  miejsca.  Któregoś 

dnia mówił  o kupnie domku. Eve przeczuwała, że wkrótce trzeba będzie  wrócić 

do tej rozmowy.

-  Później  się  rozpakuję  -  powiedziała.  -  Teraz  chcę  spokojnie  posiedzieć  i 

pozbierać się po  tym wszystkim. Pokój gościnny jest na końcu przedpokoju, po 

prawej stronie.

David nie ruszył się z miejsca.

-  Dobrze.  Tymczasem  może  mi  powiesz, kto  to jest  ten  Travis  Tate?  Jeden  ze 

background image

sprzedawców podał  mi jego nazwisko.

Zastygła  w  bezruchu.  Dzień  był  pełen  wydarzeń  i  niemal  zapomniała  o 

porannym incydencie.

- Domyślam się, że należy do spraw, po których musisz się pozbierać.

Eve gwałtownie wstała. Ruszyła energicznie w jego kierunku.

- Chcesz mnie przewrócić? - spytał.

-  Nie    pozwolę  się  przesłuchiwać.    Nie    pytałam    cię  o  szczegóły  dotyczące 

twoich byłych partnerek.

Spojrzał  na  nią  zwężonymi  oczami.  Eve  zdała  sobie  sprawę,  że  źle  to 

rozegrała. David powinien  zrozumieć, na czym polega ich układ. Nie miał prawa 

zadawać jej takich pytań.

- A więc jest dla ciebie kimś ważnym - powiedział cicho.

Wróciła  na  kanapę  i  usiadła  w    najdalszym  końcu.  David  spojrzał  na  nią 

spokojnie. Nie zamierzał ustąpić.

-  Kiedyś  był  ważny  -  przyznała.  Pomyślała,  że  prawdziwemu  dżentelmenowi 

wystarczyłoby takie  wyjaśnienie. Jednak  dzisiaj David najwidoczniej nie potrafił 

zdobyć się na rycerskość.

- Już nie jest ważny? - spytał.

Pokręciła głową.

- Nie, od kilku miesięcy.

- Co się stało?

-  Czy  to  ma  znaczenie?  Powiedziałam,  że  to  się  skończyło,  i  to  powinno  ci 

wystarczyć. Koniec tej  dyskusji.

-  Chyba  ma  znaczenie,  bo  ten  pan  najwyraźniej  nie  uznał,  że  wszystko 

skończone - powiedział, siadając  na krześle.

Przygryzła wargę

- Kim on jest? Czym się zajmuje? - spytał,

Eve westchnęła z rezygnacją.

-  Jest  przedstawicielem  handlowym  firmy  pośredniczącej  w  handlu  kamieniami 

szlachetnymi. Spotyka się  z Henrym mniej więcej raz w miesiącu.

- Dlatego był w firmie. Rozumiem. A na lotnisku?

background image

- Dużo podróżuje, bo taką ma pracę - wyjaśniła.

- Domyślam się, że biedak czuje się samotny.

Nie zareagowała na ironiczny ton.

-  Spędzanie  życia  w  hotelach  może  być  nużące.  Szukał  towarzystwa  i... 

Zaczęliśmy  się  spotykać  za  każdym  razem,  gdy  tu  przylatywał.  To  nie  były 

randki. Po prostu  przyjaźń. Ale w końcu...

- Zakochałaś się.

- Tak - przyznała. Nie miała powodu wstydzić się ani usprawiedliwiać. - Jeśli cię 

to interesuje, on  też się we mnie zakochał.

David przesunął się na krześle.

- Rozumiem. Wszystko układało się idealnie, jak w bajce. Co takiego się stało, że 

skończyłaś  marnie jako moja żona? Pewnie Henry się nie zgodził, bo Travis nie 

pasował do jego planów wobec firmy.

- Henry o tym nie wiedział.

David uniósł wysoko brwi, jakby miał co do tego wątpliwości.

- Jeśli zerwania nie spowodował Henry, co zniszczyło ten romans?

- To nie miał być romans - podkreśliła.

- Jednak twoje uczucia okazały się silniejsze niż zamiary.

- To się często zdarza.

- Tak? - spytała bezbarwnym głosem. - Jakimś cudem o tym nie wiedziałam.

- Myślałem, że wszystkie nastolatki muszą wysłuchiwać mądrych pouczeń, żeby 

nie  chodzić  na  randki  z    kimś,  kto  nie  nadaje  się  na  męża,  bo  emocje  często 

wymykają  się  spod  kontroli.  A  właściwie,  nie    sposób  ich  kontrolować.  Mnie 

uświadomił to ojciec, a twoja mama na pewno...

Pokręciła przecząco głową.

-  Matka  nigdy  nie  rozmawiała  ze  mną  na  takie  tematy.  Zostawiła  ojca,  gdy 

miałam pięć lat. Później  rzadko ją widywałam.

- Przepraszam, Eve. Nie wiedziałem.

-  Nie  mogłeś  wiedzieć.  Co  prawda  ich  rozwód  nie  był  żadną  tajemnicą,  ale 

niewiele osób wiedziało,  dlaczego odeszła od ojca.

- Dlaczego? - spytał cicho.

background image

Odwróciła wzrok.

-  Małżeństwo się  rozpadło, bo mama przestała kochać mojego  ojca. Zakochała 

się w kimś innym i poszła za głosem serca.

-  Zostawiła  cię.  Teraz  rozumiem,  dlaczego  nikt  ci  nie  nabijał  głowy  dobrymi 

radami. Nawet nie  sprzeciwiłaś się narzuconemu małżeństwu.

Wzruszyła ramionami.

- Gdy moi rodzice brali ślub, byli zakochani. Potem okazało się to bez znaczenia.

- Wróćmy do Travisa. Dlaczego za niego nie wyszłaś?

Pomyślała, że David jest zawzięty jak  buldog. Jeśli się czegoś uczepi, już 

nie popuści.

- Nie mogłam.

- Niech zgadnę. - David zaczął chodzić po pokoju. - Przychodzą mi do głowy trzy 

powody - powiedział,  marszcząc czoło. - On w ogóle nie ma zamiaru się żenić, 

jest homoseksualistą, albo już ma żonę. No  tak, ukrył przed tobą, że jest żonaty, 

mam rację?

- Nie ukrył.

Po raz pierwszy udało jej się go zaskoczyć.

- Wiedziałaś, że  jest żonaty? Kochanie,  jeśli  spotykasz  się  z facetem,  który ma 

żonę, nie powinnaś się  dziwić, gdy do niej wróci.

- Nie wrócił. Chodzi mi... Musisz mówić o tym jako praniu brudów?

- Jeśli nie chcesz słuchać moich domysłów, przestań się obrażać i powiedz, jak 

było naprawdę.

-  W  porządku.  -  Wzięła  głęboki  oddech.  -  Nie  wiedziałam,  że  jest  żonaty. 

Początkowo,  kiedy  byliśmy    tylko  przyjaciółmi,  nie  rozmawialiśmy  na  takie 

tematy, bo i po co? Zresztą i tak byli z żoną w separacji.

- Oczywiście.

- Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki podejrzliwy. W dzisiejszych czasach to się 

często zdarza...

- Właśnie. Dlaczego więc nie rozwiódł się i nie ożenił z tobą?

- Miał zamiar, ale nie pozwoliłam mu na to, bo... - załamał jej się głos - ...bo ma 

dwie córeczki.  Sześcio- i trzyletnią.

background image

David zagwizdał.

-  Przypomniałaś  sobie  własne  dzieciństwo.  Nie  mogłaś  im  zrobić  tego,  czego 

sama doświadczyłaś.

Skinęła głową.

- Powiedziałam mu, że musi wrócić i ratować małżeństwo ze względu na dzieci.

- I tu moim zdaniem pan Tate się przeliczył.

- O co ci chodzi?

-  Musiał być jednym  z tych nielicznych, którzy szczegółowo  znali  historię  twojej 

matki. Albo był na  tyle sprytny, żeby nie wspomnieć o dzieciach, dopóki nie był 

pewny, że cię omotał.

Eve niemal się zachłysnęła ze złości.

- Przestań!

- Eve, przed chwilą oświadczyłaś, że to już skończone.

-  To  nie  znaczy,  że  wolno ci  wieszać  psy  na Travisie.  Co ty  możesz  wiedzieć? 

Nie chciał nikogo  skrzywdzić. Znalazł się  w sytuacji, na którą nie miał  wpływu. 

Podobnie  jak  ja.Nie  mam  zamiaru  dłużej  rozmawiać  na  ten  temat.  Sprawa 

zamknięta, jasne?

Ominęła  go i  poszła  do  sypialni  w głębi  przedpokoju.  Miała  ochotę  uciec 

jak najdalej. Nigdy się nie dogadamy, pomyślała. Żaden dom, nawet największy, 

nie będzie dość duży dla nas obojga.  Powinniśmy zamieszkać osobno.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Pokój gościnny okazał się dość mały. Co prawda Eve dołożyła starań, by 

Davidowi  było  tu  wygodnie,    jednak  on  nie  czuł  się  w  tym  wnętrzu  dobrze. 

Bardziej przypominało  biuro niż przytulną sypialnię.   Biurko  zostało pospiesznie 

przesunięte  na  bok,  żeby  zrobić  więcej  miejsca.  Przedtem  stało  na  środku  

pokoju, widać było jeszcze ślady na dywanie. Połowę szafy zajmowały dokładnie 

oznaczone pudełka i  segregatory. Na wąskim łóżku leżał stos poduszek. Niska 

szafka była częściowo zajęta przez  drukarkę.

Dla Davida stało się jasne, że u Eve niezbyt często nocowali goście. Jeśli 

nawet  jacyś  zostawali  na    noc,  nie  korzystali  z  tego  pokoju,  pomyślał.  Na 

przykład taki Travis Tate.

David próbował odegnać te myśli, jednak bez większego powodzenia. Na 

próżno  tłumaczył  sobie,  że  to    nie  jego  sprawa.  Eve  uznała  znajomość  z 

Travisem za przeszłość i nie miał powodów, by wątpić w jej  szczerość. Mówiła o 

tym  z  trudem,  czyli  podjęcie  takiej  decyzji  musiało  ją  wiele  kosztować.  Jednak  

miał wrażenie, że w jej opowieści pobrzmiewały fałszywe nuty. 

Zdjął stos poduszek, wyłączył światła i spróbował ułożyć się wygodnie na 

wąskim  łóżku.  Oparł  głowę    na  rękach  i  myślał  o  tym,  co  mu  opowiedziała. 

Typowa  historia.  Żonaty  mężczyzna  i  zakochana  nieprzytomnie,    bezbronna 

kobieta.  Na  szczęście  nie  była  na  tyle  naiwna,  by  myśleć,  że  rozwód  jest  dla 

dzieci    mniejszym  złem  niż wiecznie  kłócący się  rodzice. Wiedziała  z własnego 

doświadczenia,  jak  jest    naprawdę.  Bolesne  wspomnienia  z  dzieciństwa  nie 

pozwoliły jej skrzywdzić córeczek Travisa.

Twierdziła z przekonaniem, że znalazła jedyne możliwe wyjście z sytuacji. 

Jednak  właśnie  to    najbardziej  zaniepokoiło  Davida.  Były  inne  wyjścia.  Nie 

musiała  rozbijać  rodziny  ani  tracić    ukochanego  mężczyzny.  Dlaczego  na 

background image

przykład  nie  zdecydowała  się  poczekać,  aż  córeczki  Travisa    podrosną?  Jeśli 

była tak nieprzytomnie zakochana, powinna rozważyć taką ewentualność. Może 

nie    chciała  czekać  tak  długo?  Miłość  do  Travisa  nie  miała  przyszłości,  jednak 

Eve nie próbowała ułożyć  sobie życia na nowo. Uważała, że z nikim innym nie 

będzie  szczęśliwa,  a  jednak  przystała  na    niezwykłą  propozycję  Henry'ego  i 

poślubiła zupełnie obcego człowieka.

Czy  mówiła  całą  prawdę?  Może  podświadomie  traktowała  małżeństwo  z 

Davidem jako tymczasowy związek?  Henry będzie zadowolony, a ona spokojnie 

dotrwa do chwili, gdy Travis uwolni się od rodzinnych  zobowiązań. David kręcił 

się na łóżku, nie mogąc uwolnić się od natrętnych myśli. Rozbolały go plecy  od 

zbyt miękkiego materaca. Zaczął się obawiać, że zbyt pochopnie zaufał Eve. Kto 

wie, czy nie  zostanie okrzyknięty jednym z największych głupców w Chicago.

Tykanie  ściennego  zegara,  tak  samo  jak  kapanie  wody  z  nieszczelnego 

kranu,  działało  Davidowi  na    nerwy.  Przynajmniej  nie  musiał  się  martwić,  że 

zaśpi.  Taka  tortura  nie  pozwoli  mu  zmrużyć  oka.    Zdjął  zegar  ze  ściany  i  wyjął 

baterie.  Nastała  martwa  cisza,  tak  całkowita,  że  nadal  nie  mógł    zasnąć. 

Koszmar...

W  tej  sytuacji  właściwie  lepiej  było  czymś  się  zająć.  Kilka  projektów 

czekało  na  dokończenie.  Wśród    nich  naszyjnik  pani  Morgan.  David  nie  wpadł 

jeszcze  na  dobry  pomysł.  Może  powinien  zrobić  kilka    szkiców.  Przy  okazji 

przestałby myśleć o Eve.

Sięgnął, żeby otworzyć szufladę biurka, ale cofnął rękę. Nie chciał grzebać 

w  rzeczach  osobistych    Eve.  Chociaż  był  przekonany,  że  usunęła  wszystko, 

wolał jednak nie ryzykować. Postanowił pójść po  swoją teczkę, którą zostawił w 

przedpokoju.  Poruszał się  cicho, na palcach.  Za rogiem przedpokoju    zauważył 

światło padające z kuchni. Eve też nie mogła spać.

Siedziała przy kuchennym blacie, z kawałkiem zimnej pizzy w ręku. Przed 

nią  stał  talerz.  Zawsze    doskonałe  maniery,  pomyślał.  Nawet  resztki  pizzy 

wykłada na porcelanę.

-  Mam  nadzieję,  że  lubisz  pepperoni  -  powiedział.  -  Powinienem  zapytać,  nim 

zamówiłem, ale  byłaś nadąsana i nie chciałem cię drażnić.

background image

Odwróciła się. Serwetka zsunęła jej się z kolan i wylądowała na podłodze.

- Nie byłam nadąsana.

Miała  na  sobie  obszerną  koszulę  nocną  w  stylu  prababci,  z  olbrzymią 

ilością  falbanek  i  marszczeń,  które  skutecznie  maskowały  figurę.  Pomyślał,  że 

pewnie  kupiła ją ze względu na niego. Majstersztyk sztuki krawieckiej był jednak 

niezwykle seksowny, gdyż  pozostawiał wiele miejsca dla wyobraźni.

- Czy to koniec pizzy? - spytał.

Eve pokręciła głową.

- Jeszcze trochę zostało. Miałam ochotę tylko na kawałek. Jest już późno.

Niechcący  dotknął  jej  ramienia,  gdy  otwierał  lodówkę.  Poczuł,  że

przeszedł  ją  dreszcz.  W  pierwszej    chwili  nawet  go  to  zirytowało.  Czyżby 

naprawdę  uważała,  że  coś  jej  grozi  z  jego  strony?  Skąd  u  niej    ta  obsesja  na 

temat seksu? Dlaczago wszystko kojarzyło jej się tylko z tym jednym?

- Dziękuję, że zamówiłeś pizzę - powiedziała, nie patrząc na niego.

- Rozejrzałem się po kuchni. Wybór był niewielki.

-  Wiem.  Jutro  przychodzą  sprzątać  i  przyniosą  zakupy.  Jeśli  chcesz,  żeby  coś 

kupili, wpisz na listę.  -  Wskazała na zapisaną kartkę, przyczepioną magnesem 

do lodówki. - Wracam do łóżka, a ty? To  znaczy... - przerwała i zarumieniła się.

- Chyba trochę popracuję.

Ześliznęła się z kuchennego taboretu.

- W takim razie do zobaczenia rano.

Szybko wyszła z kuchni, zapominając o nie dokończonym kawałku pizzy. 

David  usiadł  i  nadgryzł  swoją  porcję.  Sięgnął  po  ołówek  i  notes.  Zaczął 

szkicować naszyjnik.

Nagle  dotarło  do  niego,  że  nie  odsunęła  się  od  niego  z  dreszczem 

obrzydzenia, ani się go nie obawiała. Nie zagrażał jej, tylko temu, w co wierzyła.  

Najwyraźniej  była  przekonana,  że  nadal  kocha  Travisa.  Może  do  pewnego 

stopnia  nawet  tak  było.    Jednak  udało  jej  się  wyrwać  spod  jego  wpływu. 

Przestała  się  z  nim  spotykać.  Dzięki  temu  otworzyły    się  przed  nią  nowe 

możliwości,  choć  pewnie  jeszcze  nie  zdawała  sobie  z  tego  sprawy.  David 

powiedział    sobie,  że  jak  na  początek  nie  jest  źle,  bo  chociaż  dostrzegała  jego 

background image

obecność. Nie potrafiła być  obojętna. Intrygowała go i pociągała. Zainteresować 

sobą taki sopel lodu - to było wyzwanie, które  miał ochotę podjąć.

Spojrzał  na  kartkę.  Dopiero  teraz  spostrzegł,  że  w  końcu  nie  narysował 

naszyjnika.  W  zamyśleniu    naszkicował  skomplikowany  wzór,  jaki  tworzyła 

wstążka przy dekolcie nocnej koszuli Eve.

Budzik hałasował od dłuższej chwili, nim Eve wreszcie się obudziła. Śniło 

jej się, że zawinięta jak  mumia spoczywa w dusznej piramidzie. Gdy otworzyła 

oczy, stwierdziła, że nic w tym dziwnego, bo  obszerna koszula nocna krępowała 

jej  ruchy.  Z  trudem  uwolniła  się  od  niej.  Uśmiechnęła  się  na  myśl,    że  w  razie 

potrzeby  może  zawołać  Davida  na  pomoc.  Ostatecznie,  to  z  jego  powodu 

włożyła na siebie  strój wielkości cyrkowego namiotu.

Zerknęła  w  lustro.  Z  niesmakiem  przyjrzała  się  marszczonej  koszuli.  Jak 

się spodziewała, David był   wyraźnie rozczarowany jej  wyglądem, jednak nadal 

nie czuła się bezpiecznie. Sięgnęła po sukienkę i  poszła do kuchni. Nie zastała 

tam Davida, lecz dzbanek był pełen gorącej kawy. 

Nalała  sobie  filiżankę  i 

włączyła żelazko. David  wkroczył, poprawiając krawat.

- Możesz spokojnie zjeść śniadanie, nim zdążę się ubrać - powiedziała.

- Pod warunkiem, że jakoś strawię resztki zimnej pizzy.

- I kto tu ma od rana zły humor? - spytała, dokładnie prasując kołnierzyk sukienki. 

- Wyglądasz,  jakbyś wcale nie spał. Tak było?

- Niewiele spałem. Myślałem.

- Nie chcę wiedzieć o czym - powiedziała, nie odrywając wzroku od sukienki.

- Nie szkodzi. I tak ci powiem. O tobie i Travisie.

Energicznie i głośno odstawiła żelazko.

- Jeśli zamierzasz pytać o szczegóły, to nie doczekasz się odpowiedzi. Nie twoja 

sprawa. Nie mam  zamiaru zaspokajać twojej niezdrowej ciekawości.

- W porządku. Nic więcej nie chcę wiedzieć. I tak już mi powiedziałaś, że miałaś 

background image

z nim romans.

Spojrzała na niego zaskoczona.

- Nie przypominam sobie.

- Przyznałaś, że są szczegóły, które wolisz przemilczeć. Na pewno pikantne, jeśli 

nie chcesz o nich  mówić.

- Nie zniżę się do odpowiedzi.

-  W  rezultacie  tego  romansu  zdecydowałaś,  że  resztę  życia  spędzisz  bez 

jakichkolwiek intymnych  kontaktów.  Nie możesz mieć Travisa, więc nie chcesz 

nikogo.

- I co z tego? - spytała, znów sięgając po żelazko.

- To ci się nie uda - oświadczył spokojnie.

- Jeśli myślisz, że możesz mi wydawać polecenia...

Eve  przypomniała  sobie  o  żelazku  i  cofnęła  je  w    ostatniej  chwili,  nim 

zdążyło spalić koronkowy kołnierzyk.

-  Nie  mam  takiego  zamiaru.  Po  prostu  stwierdzam  fakt.  To  się  nie  może  udać. 

Poważnie myślisz, że nie będę w stanie żyć bez seksu?

- Właśnie tak.

Spojrzała na niego szczerze zdziwiona.

-  Dlaczego?  Jesteś  nadal  roztrzęsiona  po  rozstaniu  z  Travisem.  Jednak 

wcześniej czy później wrócą pragnienia.  Tylko ktoś, kto nie wie, co traci, może 

zrezygnować z fizycznych przyjemności. Uwierz mi.

- Najwyraźniej nie rozumiesz kobiet. - Potrząsnęła sukienką i poprawiła mankiety. 

- Na tym polega  problem z mężczyznami. Wydaje im się, że kobiety pragną tego 

samego, co oni. Nic bardziej  błędnego.

- Jeszcze nie teraz, ale w pewnej chwili przyznasz mi rację.

- Powiadomię cię, gdy to się stanie - powiedziała oschłym tonem. - Uważasz, że 

któregoś  dnia  ogarnie    mnie  takie  pożądanie,  że  rzucę  się  na  pierwszego 

przechodnia na ulicy? A może nawet na ciebie, bo  jesteś pod ręką? Chyba nie 

mówisz poważnie. Jestem odporna na takie pokusy.

- Na pewno?

Odwróciła  się,  żeby  wyłączyć  żelazko  i  nie  zauważyła,  kiedy  podszedł 

background image

bliżej.  Wyjął  jej  żelazko  z    ręki  i  odstawił,  a  potem  przycisnął  ją  do  siebie. 

Powinnam dać mu w twarz, pomyślała, ale nic takiego oczywiście nie  zrobiła.

Gdy całował ją po raz pierwszy, na lotnisku, stało się tak na jej życzenie. 

Po raz drugi, na ślubie,  był bardziej opanowany. Pewnie dlatego, że obserwował 

ich tłum gości. Tym razem całował ją powoli,  uwodzicielsko i delikatnie. Najpierw 

usta, potem zagłębienia za uszami, szyję i  wreszcie dekolt.  Westchnęła. Zdała 

sobie  sprawę,  że  do  niczego  jej  nie  zmuszał.  Nawet  przestał  przyciskać  ją  do  

siebie. Nie musiał, bo przywarła do niego całym ciałem.

- Nadal twierdzisz, że jesteś odporna na wszelkie  pokusy? - spytał  zdyszanym, 

chrapliwym  głosem.

- Czuję tylko ochotę, żeby wbić w ciebie ostre narzędzie. 

Roześmiał się.

- Szkoda byłoby zginąć z powodu jednego pocałunku - szepnął. - Ale z powodu 

dwóch... -  Wyciągnął rękę, jakby miał zamiar znów ją objąć.

- Nawet nie próbuj! - Eve odsunęła się.

David skrzyżował ręce na piersiach.

- Już się przekonałaś. Nie jesteś odporna. Wcześniej czy później zacznie ci tego 

brakować.

- Pewnie dlatego powinnam mieć romans z tobą?

Pokręcił głową.

- Małżonkowie nie mogą mieć romansu.

Co za ulga, pomyślała.

-  Ale  powinniśmy  ze  sobą  sypiać.  Wszyscy  byliby  szczęśliwi:  ty,  ja,  a  nawet 

Henry.

-  Wystarczyłyby  dwie  trzecie  tej  wyliczanki.  Jednak  zapomniałeś  o  czymś  -

powiedziała  chłodno.  -  Zgodziłeś  się  na  pewne  warunki  i  teraz  nie  wolno  ci  

zmieniać zasad.

- Słusznie. Wszystko zależy od ciebie - powiedział pogodnym tonem. - Jeśli się 

zdecydujesz, będę w  pobliżu.

-  Życzę  miłego  oczekiwania,  panie  Elliot.  Mamy  umowę  i  to  nie  moja  wina,  że 

ogarnia cię żądza.

background image

- Pięknie powiedziane.

- Nie próbuj mi wmawiać, że to coś więcej. Och, nie! - zawołała, patrząc na zegar 

na kuchence  mikrofalowej.

- Co się stało? - David rozejrzał się wokół.

Wskazała na wyświetlacz.

- Znów się spóźnimy.

Eve doszła do wniosku, że poślubiła oszusta. Jak inaczej można nazwać 

człowieka, który zgadza się na  rozsądny, czysty układ, a potem próbuje cofnąć 

dane  słowo?  Na  dodatek  odrzucenie  jego  zalotów  nie    sprawiło  jej  żadnej 

przyjemności.  Nie  był  obrażony  ani  rozczarowany.  W  ogóle  nie  przejął  się,  że  

odrzuciła jego propozycję. W taksówce wesoło gawędził przez całą drogę. Kiedy 

wysiedli, próbowała  się od niego uwolnić, ale wziął ją pod rękę i poprowadził do 

głównego wejścia.

-  Eve,  ostrożnie,  bo  odniosę  wrażenie,  że  przeszkadza  ci  każdy  mój  dotyk  -

powiedział cicho,  otwierając przed nią drzwi. Uśmiechnęła się z przymusem.

Grupa  pracowników  wewnątrz  sklepu  była  niewiele  mniejsza  niż 

poprzedniego dnia. Nie brakowało nawet  Henry'ego. Układał nowy naszyjnik w 

jednej z gablot. Ostentacyjnie spojrzał na zegarek.

- Och, dzieci, dziś już tylko trzydzieści minut spóźnienia.

-  Przykro  mi,  Henry,  jeśli  jesteś  rozczarowany  -  zaczął  David.  -  Powiedziałem 

Eve, że i tak nie  spodziewacie się nas przez co najmniej godzinę, więc równie 

dobrze  możemy...  -  W  tym  momencie  mocno    przydeptała  mu  palce.  David 

drgnął,  ale  nie  przerwał  -  ...dokończyć  głęboko  filozoficzną  dyskusję,    którą 

wcześniej zaczęliśmy.

Kilka  osób  roześmiało  się  jak  z  dobrego  żartu.  Eve  pomyślała,  że  cios 

ostrym narzędziem byłby zbyt  łagodną karą dla Davida.

Nie patrząc na niego, uniosła wysoko głowę i rzuciła okiem na tłum. Zauważyła 

uważne spojrzenie  Henry'ego. Wyglądał na zadowolonego z siebie. Pomyślała, 

background image

że  miał  swoje  powody.  David  powoli    zaczynał  spełniać  jego  oczekiwania. 

Szkoda,  ale  będzie  musiała  go rozczarować.  Henry nie  krył    nadziei,  że  z tego 

małżeństwa  urodzi  się  następca,  który  zajmie  się  firmą.  Poczuła  się  winna,  ale  

pewnych faktów nie sposób zmienić.

Poczucie winy szybko zamieniło się w oburzenie. Początkowo David sam 

przyznał, że pomysł Henry'ego  kojarzy mu się ze średniowieczem. Dziwił się, że 

Eve na to przystała. Teraz nagle zaczęło mu się to  podobać. No cóż, była pod 

ręką, a on postanowił wykorzystać sytuację.

-  Henry, dziś  ja  stawiam  śniadanie  -  powiedział  David radosnym  tonem.  - Mam 

kilka pomysłów,  które chcę ci przedstawić.

Henry skinął głową i zamknął gablotę. Kiedy obaj podeszli do wyjścia, Eve 

zastąpiła im drogę.

- Przepraszam, ale...

- Kochanie, nie czuj się porzucona. Przecież nie jadasz śniadań.

-  Chciałam  wam  tylko  przypomnieć,  że  później  mamy  spotkanie  z  agencją 

reklamową.

- Umówiłaś ich u nas, czy w ich biurze? - spytał Henry.

- U nich. Nie miało sensu, żeby przynosili wszystko do sklepu.

Henry skinął głową.

- Wrócimy na czas - obiecał. Odwrócił się do Davida.

- Jak naszyjnik pani Morgan?

- Nieźle. Wszystko dzięki Eve. Zainspirowała mnie wczoraj.

Powiedz jeszcze słowo, a już ja cię zainspiruję, pomyślała Eve z irytacją. 

Zastanawiała się, co  David ma zamiar naopowiadać Henry'emu.

Wróciła do gabinetu, żeby zająć się listą płac. Nie mogła się skupić i gdy 

naliczyła  sobie  podatek    większy  niż  wysokość  pensji,  odłożyła  obliczenia  na 

później.  Zeszła  do  sali  wystawowej,  żeby  pomóc    obsługiwać  klientów. 

Natychmiast  tego  pożałowała.  Estella  Morgan  stała  obok  jednej  z  gablot,  

stukając w szkło wypielęgnowanymi paznokciami. Rzucała mordercze spojrzenia 

pracownikom, którzy  zajęci byli innymi klientami.

Eve zmusiła się do uśmiechu.

background image

- Dzień dobry, pani Morgan. Czym mogę służyć?

- Przyszłam zobaczyć mój naszyjnik.

Eve  przypomniała  sobie,  co  mówił  David.  Jeśli  dopiero  teraz  wpadł  na 

jakiś pomysł... Wzięła się w  garść.

- Obawiam się, że jeszcze nie jest skończony.

Estella Morgan nie była w pokojowym nastroju.

-  W  takim  razie  chcę  zobaczyć  to,  co  już  zostało  zrobione  albo  przynajmniej 

projekt. Muszę się  przekonać, czy będzie odpowiedni dla mojej córki.

Eve  ponownie  pomyślała,  że  pani  Morgan  jest  dziś  wyjątkowo 

niesympatyczna. W takim stanie ducha  chyba nie powinna podejmować decyzji 

za córkę.

- Obawiam się, że nie pokazujemy nie wykończonej biżuterii.

- Chyba już zajęliście się moim zamówieniem?

- Nie wiem, jak bardzo zaawansowana jest praca. Powinna pani porozmawiać z 

Davidem, ale chwilowo go  nie ma.

Estella Morgan fuknęła z niesmakiem.

- To pewnie oznacza brak projektu. Nie lubię, gdy się mnie zbywa byle czym. No 

cóż, zapowiada  się kolejne opóźnienie. Proszę powiedzieć Henry'emu, że chcę 

mieć  naszyjnik  na  koniec    tygodnia.  Córka  obchodzi  urodziny,  nie  zamierzam 

teraz szukać innego prezentu. Lepiej, żeby była zadowolona z tego naszyjnika.

- Oczywiście, pani Morgan. Przekażę mu tę wiadomość.

Kobieta energicznie ruszyła do wyjścia  akurat w chwili, gdy David i Henry 

zjawili się w drzwiach. Pani Morgan zatrzymała ich w przejściu i jeszcze raz  dała 

wyraz niezadowoleniu i oburzeniu.

Kiedy wreszcie uwolnili się od niej, Eve przybrała  słodki ton.

- Domyślam się, że nie muszę powtarzać, co mi powiedziała, prawda?

- Nie. Wyraziła jasno swoją opinię - przyznał Henry.

Spojrzał na Eve zamyślonym wzrokiem.

-    Wiesz,  kochanie,  bardzo  podobają  mi  się  stroje,  które  ostatnio  nosisz. 

Wyglądasz w nich jakoś  delikatniej niż w tych, które nosiłaś dawniej. Ciekawe...

Ruszyli w stronę schodów wiodących do pracowni na górze.

background image

- David, mogę cię prosić na chwilkę? - spytała.

Szepnął coś do Henry'ego i zawrócił.

- Słucham?

-  Przepraszam,  że  cię  zatrzymuję.  Pewnie  chcesz  wreszcie  zabrać  się  za 

naszyjnik  pani  Morgan,  ale  to    opóźnienie  powstało  wyłącznie  z  twojej  winy. 

Mogłeś zająć się tym wcześniej.

- I tak też zrobiłem - odpowiedział z uśmiechem.

- Jeśli będziesz tak długo jadał śniadania, to możesz od razu zostawać na lunch.

David sięgnął do kieszeni. Wyciągnął jakąś wizytówkę.

- Masz długopis?

- Do czego ci potrzebny?

-  Chcę  zapisać,  co  kupić  ci  na  jutrzejsze  śniadanie.  Może  rano  będziesz  w 

lepszym humorze.

Bez  słowa  ruszyła  do  gabinetu.  David  poszedł  za  nią  i  zasiadł  w  fotelu 

obok jej biurka.

-  Spójrz,  co  zrobiłaś  z  moim  butem  -  zaczął.  -  Prawie  mi  zmiażdżyłaś  palce, 

podczas gdy ja tylko...

- Będzie jeszcze gorzej, jeśli nie przestaniesz oszukiwać Henry'ego.

Uniósł brwi.

- Ja go oszukuję?

- Tak. Chcesz, żeby uwierzył, że my... że...

Uniósł rękę.

- Chwileczkę. Sama tego chciałaś. Mówiłaś, że jeśli o czymś nie wie, to go to nie 

boli.

-  Zależało  mi,  by  sam  się  domyślił  prawdy,  a  nie  byśmy  odgrywali  role 

romantycznych kochanków. Poczuje  się oszukany, gdy pozna prawdę.

- Jest na to prosta rada - mruknął David, wstając. - Po prostu przestań udawać.

Wyszedł, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Gdy  we  trójkę  weszli  do  sali  konferencyjnej,  Eve  zorientowała  się,  że 

szefowie agencji reklamowej  obawiają się utraty kontraktu z firmą Birmingham. 

Przy  długim  stole  zasiadło  więcej  osób,  niż    dotychczas  zajmowało  się  całą 

kampanią.  Wolne  były  tylko  trzy  sąsiadujące  ze  sobą  miejsca.  Wzdłuż    ściany 

stały  restauracyjne  wózki,  a  na  nich  tace  z  szynką,  schabem,  indykiem, 

warzywami, serami i  owocami. Wszystko pięknie ułożone i kolorowo przybrane.

- Miło z ich strony, że zaprosili nas na lunch - szepnął David.

-  Genialnie  prosty sposób.  Teraz  nie  możemy nagle  wyjść,  bo to byłby przejaw 

złego wychowania -  stwierdziła Eve złośliwie.

- Kto chciałby wychodzić z takiego przyjęcia?

- Najwyraźniej ktoś już podpatrzył twoje słabostki - zauważyła zgryźliwie.

Usiadła  na  jednym  z  wolnych  krzeseł,  zostawiając  środkowe  dla 

Henry'ego. Jednak on również usiadł z  boku. David znalazł się w środku. W ten 

sposób Henry chciał dać do zrozumienia, jak zmieniły się  układy wewnątrz firmy.

-  Prosiliśmy  o  to  spotkanie  -  zaczęła  Eve  -  żeby  omówić  nie  tylko  aktualną 

kampanię, ale całą strategię marketingową, jaką opracowaliście dla naszej firmy  

na następne kilka lat.

Ciemnowłosa kobieta po drugiej stronie stołu pochyliła się w ich kierunku.

- To trudne  zadanie  -  powiedziała  z  uśmiechem. -  Może  najpierw  zacznijmy  od 

lunchu.  Jestem  Jayne  Reznor  -  przedstawiła  się.  Nie  dodała,  że  jest 

współwłaścicielką agencji. Eve zdążyła już  poznać ją wcześniej.

Wytoczyli najcięższe działa, pomyślała z rozbawieniem. Właśnie nakładała 

sobie odrobinę musztardy  na  kanapkę, gdy usłyszała za sobą niski głos Jayne 

Reznor.

-  To  ty  jesteś  tym  młodym  człowiekiem  z  nowymi  pomysłami,  którego  mamy 

background image

zadowolić - mówiła do Davida.

-  Chciałbym  zadać  wam  też  kilka  trudnych  pytań  -  przyznał.  -  Czy  podać  pani 

półmisek z wędlinami?

W  czasie  prezentacji  Eve  nie  odzywała  się.  Kiedy  prowadzący  wreszcie 

usiadł, była gotowa zgodzić  się z Davidem. Propozycje nie różniły się niczym od 

tych sprzed roku czy dwóch. Trudno byłoby  znaleźć rażące błędy, lecz nikt nie 

doszukałby się też nowych pomysłów.

- Kawał fachowej roboty - David przerwał ciszę. - Jednak tym razem chcielibyśmy  

zagospodarować  inny  sektor  rynku.  Nasi  obecni  klienci  należą  do  starszej 

generacji, pora dotrzeć do  młodych. Eve nie wiedziała, czy sam na to wpadł, czy 

po prostu prezentuje poglądy Henry'ego.

Jayne Reznor wyprostowała się na krześle.

- Słuchaj, David, jeśli mogę się do ciebie tak zwracać.

- Tak mam na imię - zgodził się.

-  Możemy  oczywiście  skierować  reklamę  do  młodszego  pokolenia.  Przyznasz 

jednak,  że  młodzi  szukają    innego  produktu  niż  wasi  dotychczasowi  klienci.  -

Rzuciła  przelotne  spojrzenie  na  platynową    obrączkę  Eve.  -  Powiedzmy,  że 

większość wolałaby nosić coś innego niż ich babcie.

Eve nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czyżby ta kobieta rzeczywiście 

zamierzała  kogoś  obrazić?  Gdy    tamta  spojrzała  lekceważąco  na  pojedynczy 

sznur pereł na jej szyi, Eve nie miała już wątpliwości.

-  Możemy  przygotować  kampanię  skierowaną  do  młodych,  ale  jeśli  produkt  nie 

jest atrakcyjny dla  odbiorcy, i tak go nie kupi.

- Przygotujemy nowe wzory - obiecał David.

- To zmienia postać rzeczy. - Spojrzała na niego. - Przypomniała mi się bardzo 

udana kampania sprzed  kilku lat. Fotografowaliśmy właściciela firmy z kobietami 

noszącymi jego wyroby. Co miesiąc inna  modelka.

Henry roześmiał się.

- O ile pamiętam, chodziło o bieliznę. Podobał mi się ten pomysł, choć nie wiem, 

jak to zostało  zrobione. Na przykład modelka w koronkach na stoku narciarskim 

nie trzęsła się z zimna. Nie miała  nawet gęsiej skórki.

background image

-  Dlatego  wynajmujemy  najlepszych  fotografów  -  wyjaśniła  Jayne.  Spojrzała  z 

uśmiechem  na  Davida.  -    Podobnie  możemy  potraktować  biżuterię.  Jesteś 

przystojny  i  fotogeniczny.  Pokazalibyśmy  cię  na    zdjęciach  w  towarzystwie

modelek. Co ty na to?

Eve  zupełnie  nie  podobał  się  ten  pomysł.  Jedynie  ze  względu  na 

Henry'ego powstrzymała się od  komentarza.

-  Może  powinniśmy  się  porozumieć  z  jakąś  siecią  sklepów  odzieżowych  -

zaproponowała.  -  Oni  ubiorą    modelki,  zareklamujemy  się  wspólnie  i  w  ten 

sposób zmniejszymy koszty.

- Myślę, że ubrania nie będą potrzebne - stwierdziła Jayne.

- Słucham? - spytała Eve lodowatym tonem.

- Ludzie mają zwrócić uwagę na biżuterię, nie na stroje.

- Jeśli modelki nie będą miały nic na sobie...

- Nagie modelki? - upewniła się Eve.

- Zrobimy to ze smakiem - zapewniła Jayne. - Nie chodzi nam o rozkładówki do 

czasopism dla panów.

- Słusznie - wtrącił Henry z uśmiechem. - W przeciwnym razie nikt nie spojrzy na 

naszą biżuterię,  choćby była najpiękniejsza.

Jayne przyglądała się Davidowi, jakby to on był towarem na sprzedaż.

- Niedobrze, że jesteś żonaty, ale jakoś to ukryjemy. Na pewno coś wymyślimy -

zapewniła.

-  Mamy  zamiar  zorganizować  oficjalne  spotkanie,  żeby  przedstawić  Davida 

naszym klientom - wyjaśnił  Henry.

- To będzie świetny początek nowej kampanii - oznajmiła Jayne. - Wśród tłumu 

będą krążyć modelki z  najnowszymi wzorami biżuterii.

-  Ciekawe,  w  co  ubierze  te  dziewczyny?  W  stringi?  -  zastanawiała  się  Eve.  -

Jayne, nie chciałabym cię zniechęcać, ale firma, w której jesteśmy ubezpieczeni, 

nie   zgodzi  się na to. Zażądają, żeby  za każdą modelką  chodził  ochroniarz.  To 

chyba nie zrobi dobrego  wrażenia, jak sądzisz?

Jayne wzruszyła ramionami.

-    Jestem  pewna,  że  coś  wymyślimy  -  odpowiedziała,  nawet  na  nią  nie 

background image

spoglądając. - David,  zadzwonię do ciebie z propozycją haseł reklamowych.

Dosyć tego, pomyślała Eve, coraz bardziej zdenerwowana.

- Na nas już czas - powiedziała. - Jeśli mamy coś reklamować, to musimy zrobić 

nowe  projekty.

Kiedy wyszli z budynku, Eve nadal kipiała ze złości.

- Bezczelna baba - mruknęła.

- Pomysł jest niezły - powiedział Henry. - Poczekajmy na ostateczną propozycję. 

Mamy piękny dzień,  więc wrócę do firmy na piechotę. Spacer dobrze mi zrobi.

Ruszył, pogwizdując i machając laseczką. David zatrzymał taksówkę.

- Możemy teraz przez chwilę porozmawiać.

- O czym?

- Chciałbym, żebyś wszystko przemyślała na spokojnie.

- Rozumiem cię. Na pewno ci pochlebia, że kampania reklamowa będzie kręcić 

się  wokół  twojej  osoby.    Przejrzyj  na  oczy,  David,  ta  kobieta  tobą  manipuluje. 

Ktoś powinien sprowadzić cię na ziemię.

- Na razie twoje argumenty przeciw tej kampanii nie były zbyt rozsądne. Zupełnie 

jakbyś chciała  pokazać Henry'emu, że jesteś o mnie zazdrosna.

Eve zaniemówiła z wrażenia. Zazdrosna? Właśnie taki wniosek wyciągnął 

z ich dyskusji? Ma tupet...

-  Kochanie  -  mówił  dalej  David.  -  Jeśli  mnie  nie  chcesz,  to  przynajmniej  nie 

zachowuj się jak pies  ogrodnika.

- Słuchaj - powiedziała z furią. - Tak sobie myślę, że Jayne Reznor flirtowałaby z 

samym diabłem,  gdyby jej to pomogło zdobyć kontrakt. Nie obchodzi mnie, jak 

się na to zapatrujesz. Nie moja sprawa,  z kim się zadajesz. Przestań się łudzić, 

że zależy mi na czymś więcej niż na firmie.

- Prawda jest zupełnie inna. Zachowujesz się jak zazdrosny potwór i dziwisz się, 

że  Henry  wyciąga    fałszywe  wnioski  na  temat  naszych  układów  -  przerwał  jej 

David.

background image

Sklep  był  już  zamknięty.  Pracownicy  wyszli,  lecz  Eve  nie  zwracała  na  to 

uwagi.  Przez  całe  popołudnie    poprawiała  błędy,  które  zrobiła  w  księgach 

rachunkowych.  Potem  wzięła  się  za  planowanie  zadań  na    najbliższe  dwa 

tygodnie.  Kiedy  skończyła,  w  sali  wystawowej  było  ciemno.  Blask  światła 

dochodził  tylko z pracowni na górze. Zamknęła biurko i ruszyła po schodach.

Stół  Henry'ego  zarzucony  był  narzędziami.  Jednak  nikt  przy  nim  nie 

siedział. Henry stał w przeciwnym  kącie, spoglądając ponad ramieniem Davida. 

Usłyszał Eve i kiwnął do niej ręką.

- Chodź, zobacz, co robi twój mąż.

Podeszła z ociąganiem. Henry odsunął się, robiąc jej miejsce. Spojrzał na 

nią uważnie.

- Kochanie, czy coś się stało?

Teraz  nie  mogę  ci  tego  powiedzieć,  pomyślała  ponuro.  Miała  ochotę 

wyjaśnić  mu  bez  owijania  w    bawełnę,  jak  wygląda  sytuacja  między  nią  a 

Davidem. Postanowiła jednak zaczekać.

- Miałam ciężki dzień - odpowiedziała.

- Trudni klienci?

-  Raczej  dziwacy.  Pamiętasz  ten  wielki  rubin,  którym  ozdobiłeś  jeden  z 

naszyjników? Sprzedaliśmy go  tuż przed walentynkami.

Henry skinął głową.

- Coś się z nim stało?

- Trafił do pewnej pani, która twierdzi, że ciąży na nim jakaś klątwa. Siedziała tu 

dziś w  nieskończoność, opowiadając mi o wszystkich nieszczęściach, które się 

wydarzyły od czasu, gdy  dostała go od narzeczonego.

-  Zaczarowany  rubin?  -  wtrącił  David.  -  Może  powinniśmy  go  odkupić  i 

pokazywać jako atrakcję  turystyczną?

-  Zdążyłam  się  zorientować  -  powiedziała  Eve  -  że  jedynym  przekleństwem 

związanym z tym rubinem jest  facet, od którego go dostała.

Spojrzała na stół.

- To ze starych pierścionków pani Morgan? - spytała zaskoczona.

Na stole leżała misterna pajęczyna z cienkiego, skręconego złotego drutu i 

background image

łańcuszka  o  drobnych    ogniwach.  Połączenia  były  wzmocnione  niewielkimi 

kawałkami złota w nieregularnym kształcie. Na tej  delikatnej koronce błyszczały 

niesymetrycznie rozmieszczone kamienie, które kiedyś tkwiły w  pierścionkach.

- Nie trzeba zaklętego rubinu, żeby przyciągnąć turystów - stwierdziła Eve. - Jeśli 

pani  Morgan  nie    zachwyci  się  tym  naszyjnikiem,  zrobię  z  niego  pierwszy 

eksponat do naszego muzeum.

- Dziękuję - szepnął David. 

Spojrzał  na  nią.  Poczuła  ucisk  w  gardle.  Zdziwiła  ją  własna  reakcja.  

Powiedziała mu zasłużony komplement, a on tylko okazał wdzięczność.

- Wracam już do domu, Eve - powiedział Henry. - Możemy wyjść razem.

Podszedł  do  swojego  stołu  i  zamknął  szuflady.  Eve  nadal  podziwiała 

naszyjnik.

- David, też już wychodzisz?

Pokręcił głową.

- Zostanę, żeby to dokończyć.

Poczuła  się  trochę  rozczarowana,  że  nie  wrócą  razem.  Dziwne,  bo 

poprzedniego  wieczoru  oddałaby    wszystko,  byle  tylko  nie  dzielić  z  nim 

mieszkania.  Wmówiła  sobie,  że  prawdziwy  powód  jej  kiepskiego    nastroju  jest 

zupełnie inny. Nie musiała odkładać rozmowy z Henrym do następnego dnia,  a 

nie miała  na nią wielkiej ochoty.

Chwilę później zjawił się Henry z kapeluszem i laseczką.

- W takim razie zobaczymy się później - powiedziała.

David wstał, a ona odruchowo nadstawiła  policzek. Musnął ją chłodnymi 

wargami, zatrzymując się dłużej w kąciku jej ust. Spojrzała przez  ramię. Henry 

spoglądał na nich zadowolony z siebie. Czuła się winna. Na pewno znów odniósł 

fałszywe wrażenie. Niedobrze...

-  Henry  -  zaczęła,  gdy  tylko  zamknął  drzwi.  -  Dziękuję,  że  nie  pytasz,  jak  się 

układa między mną a  Davidem, ale...

-  Nie  muszę  pytać  -  powiedział  łagodnie  i  podszedł  do  krawężnika.  -  Ciekawe, 

czy o tej porze uda nam  się złapać dwie taksówki.

Eve nie słuchała.

background image

- Na tym polega problem. Z zewnątrz wygląda to tak, jakbyśmy... - Wzięła głęboki 

oddech.  -    Henry,  domyślam  się,  że  marzysz  o  prawnuku,  który  będzie 

dziedzicem firmy. Muszę ci jednak  powiedzieć, że...

Lekko wzruszył ramionami.

-  Dziedzic?  Brzmi  to  bardzo  staroświecko.  Na  pewno  nic  takiego  nie 

powiedziałem.

Pomyślała, że jedno z nich musiało zwariować.

- Nie dosłownie, ale dawałeś do zrozumienia.

Machnął na przejeżdżającą taksówkę.

-  Moja  droga,  jestem  zbyt  rozsądny,  żeby  żądać  czegoś  takiego.  Byłaby  to 

głupota  z  mojej  strony.  Nie    zawsze  dzieci  dziedziczą  po  rodzicach 

zainteresowania  i  talenty.  Na  przykład  twój  ojciec.  Był    doskonałym  jubilerem, 

natomiast o interesach nie miał bladego pojęcia. A ty...

- Henry - zaprotestowała. - Wiesz, że firma jest dla mnie wszystkim.

- Oczywiście, kochanie, ale cieszę się, że nie przejmiesz jej sama - uśmiechnął 

się.  -  Kocham  cię,  ale    gdy  sobie  wyobrażę,  jak  siedzisz  przy  moim  stole, 

próbując  zrobić  naszyjnik,  to  oblewa  mnie    zimny  pot. W  każdym  razie  byłbym

durniem,  robiąc  plany  dla  przyszłych  pokoleń.  Jak  mógłbym  wiązać  nadzieje  z 

dzieckiem, które nawet nie jest jeszcze w planach?

Otworzył tylne drzwi taksówki. Eve zajęła miejsce.

- To nie znaczy, że nie chciałbym doczekać się prawnuka - dodał z uśmiechem. -

O, nadjeżdża  następna taksówka. Do zobaczenia jutro, kochanie.

Jadąc  do  domu,  zastanawiała  się,  czy  rzeczywiście  zupełnie  nie 

zrozumiała  intencji  Henry'ego.  Była   przekonana,  że musiał  kiedyś  zwierzyć się 

jej  ze  swoich  marzeń  na  temat  przyszłości  rodziny.  Taksówka  zatrzymała  się 

przed  budynkiem.  Eve  zapłaciła  i  wysiadła.  Dozorca  właśnie  zbierał  się  do  

wyjścia, kiedy weszła.

- Panno Birmingham, to znaczy pani Elliot. Nie wiedziałem, co mieli zrobić z tymi 

wszystkimi  pudłami, więc kazałem postawić je na pani piętrze obok windy.

- Z pudłami? - upewniła się.

- Tak. Nie chciałem, żeby ci ludzie od przeprowadzek wchodzili do mieszkania w 

background image

czasie państwa  nieobecności - dodał, wychodząc.

Przypomniała  sobie,  że  David  wysłał  swoje  rzeczy  z  Atlanty. Wyjęła  listy 

ze skrzynki i ziewając,  wsiadła do windy. Zajmę się tym jutro, pomyślała. Drzwi 

windy  otworzyły  się  na  dziewiątym  piętrze.    Wysiadła  i  zatrzymała  się  w  pół 

kroku.  Korytarz  był  zastawiony  kartonowymi  pudłami,  plastikowymi  i  

drewnianymi  pojemnikami.  W  niektórych  bez  trudu  zmieściłby  się  telewizor. 

Znalazł się tu nawet fotel obity czerwoną skórą. Mnóstwo pudełek miało nalepki z 

napisem:  "Ostrożnie  -  szkło".  Pozostawiono  jedynie  wąskie  przejście  pomiędzy 

pakunkami. Powiedział, że wysłał  tu tylko trochę rzeczy, pomyślała przerażona.

Za jej plecami znów otworzyły się drzwi windy. Wysiadła sąsiadka, ciemna 

blondynka, starsza od Eve o  kilka lat.

- Przepraszam za bałagan - powiedziała Eve odruchowo.

-  Mówiłam  im,  żeby  nie  zastawiali  korytarza,  ale  mnie  zignorowali  -  poskarżyła 

się sąsiadka.

- Gdy tylko wróci mój mąż...

- To wszystko jego? - zdziwiła się tamta już łagodniejszym tonem.

Eve zdjęła najwyżej stojące pudełko, które niebezpiecznie się chybotało i 

weszła  do  mieszkania.    Natychmiast  sięgnęła  po  telefon.  Długo  trwało,  nim 

wreszcie usłyszała trochę zaaferowany głos  Davida.

- Słucham?

- Jesteś tu potrzebny, natychmiast.

Na chwilę zaległa cisza.

- Miałem nadzieję, że za mną zatęsknisz - powiedział - ale nie przypuszczałem, 

że stanie się to tak  szybko.

- David,  daj  spokój.  Między  nami  nic  się  nie  zmieniło.  Przywieźli  twoje  rzeczy. 

Przyjedź w ciągu pół  godziny, bo pudła ze szkłem mogą nie przetrwać.

- To pewnie porcelana mojej babci.

Spojrzała  z  niedowierzaniem  na  pudełko.  Było  zbyt  lekkie  jak  na 

porcelanę.

- Możesz je otworzyć - dodał, jakby czytał w jej myślach, co ją zdenerwowało.

-  Gdy  tylko  chwyci  mnie  nieprzeparta  chęć  rozpakowywania,  zacznę  od  tego 

background image

pudełka. Na razie  mam co robić.

Szybko  przebrała  się  w  dżinsy  i  sweter.  Kiedy  David  przekręcał  klucz  w 

zamku, była już zajęta  gotowaniem. Wszedł, niosąc dwa pudełka.

- Zrozumiałem, o co ci chodzi, dopiero gdy to zobaczyłem. Nie zdawałem sobie 

sprawy,  że  mam  tyle    rzeczy  -  wyjaśnił.  -  Nie  wiedziałem,  że  lubisz  gotować  -

dodał, wdychając aromaty dochodzące z  kuchni.

-  Zwykle  unikam  takich  zajęć,  ale  dziś  będziesz  potrzebował  dużo  energii,  by 

rozpakować te pudła. A  jeśli zajmę się kuchnią, nie będę musiała pomagać.

- Wiedziałem, że coś się za tym kryje.

- Zajrzałam do środka - powiedziała, wskazując pudełko. - To nie porcelana.

- Jednak nie wytrzymałaś - roześmiał się i delikatnie wyjął ze środka plastikowy 

model zabytkowego  samochodu.

Była  to  bardzo  dokładna  replika,  odtworzono  najdrobniejsze  szczegóły. 

David rozwinął  miękki papier.

-  Zapomniałem,  że  go  mam.  To  pierwszy  model,  jaki  skleiłem.  Byłem  jeszcze 

dzieckiem.  Tylko ten zatrzymałem.

- To pocieszające. Już się bałam, że w innych pudełkach jest ich więcej.

Samochodów  nie  znajdziesz,  bo  po  jakimś  czasie  przerzuciłem  się  na 

samoloty  i  helikoptery.  Później    zainteresowały  mnie  modele  w  butelkach,  ale 

szybko  odkryłem,  że  praca  ze  złotem  i  brylantami    daje  więcej  przyjemności  i 

satysfakcji.

Rozwinął  papierowe  zawiniątko,  które  znalazł  na  dnie  pudełka.  Była  to 

tubka zaschniętego kleju.

- Nie sądziłem, że to też przywiozą.

-  Zostawiłeś  im  całe  pakowanie?  -  Pokręciła  głową.  -  Takie  firmy  pakują  każdy 

śmieć,  który  znajdą.    Szczególnie  jeśli  opłata  uzależniona  jest  od  wagi  i 

rozmiarów paczki.

-  Moja  znajoma  przeprowadzała    się  w  zeszłym  roku  do  innej  dzielnicy.  Ekipa 

zawinęła w miękką gąbkę każdą złamaną kredkę jej  dziecka. Jeśli nie wyrzucisz 

śmieci z kosza, na pewno wsypią jego zawartość do kartonu i zakleją.

- Teraz rozumiem, dlaczego tyle tych pudeł.

background image

- Nigdy się nie przeprowadzałeś?

- Zwykle niedaleko. Umawiałem się z kumplami i w jedno popołudnie sprawa była 

załatwiona.

-  Myślę,  że  tymczasem  możesz  ustawić  wszystkie  pudła  w  salonie  przed 

regałami.

- Nie będą przeszkadzać?

-  Będą,  ale  tylko  tam  się  zmieszczą  -  powiedziała,  przykrywając  garnek 

pokrywką.  - Ja  w  tym  czasie    przejrzę  ogłoszenia.  Od  jutra  zaczniemy  szukać 

jakiegoś  domku.  Przy  odrobinie  szczęścia    przeprowadzimy  się  na  Boże 

Narodzenie. Włączyć muzykę, żeby dodała ci energii? Może ragtime albo jakieś 

brazylijskie rytmy?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

David  czuł  się  przytłoczony  ilością  pudeł  czekających  w  korytarzu.  Nie 

zdawał  sobie  sprawy,  że    zgromadził  tyle  rzeczy.  Jednak  prawdziwym 

zaskoczeniem  był  widok  Eve.  Nigdy  przedtem  nie  widział  jej    w  dżinsach.  Były 

bardzo  obcisłe  i  podkreślały  jej  zgrabną  figurę.  Za  każdym  razem,  gdy  mijał  

kuchnię, niosąc kolejne pakunki, ciekawie zerkał na Eve. To było głupie, ale nie 

mógł się oprzeć.

Nadal  nie  mieściło  mu  się  w głowie,  że  zgromadził  tyle rupieci.  Sprzedał 

część  mebli,  resztę    przekazał  dla  schroniska  dla  bezdomnych.  Zostawił  tylko 

ukochany  skórzany  fotel  i  niewielki  stolik.    Spodziewał  się,  że  reszta  rzeczy 

zmieści się w kilkunastu pudłach.

Dopiero  po  godzinie  na  korytarzu  widać  było  wyraźną  różnicę.  Eve 

przyniosła  wysoką  szklankę  mrożonej    herbaty.  David  jednym  haustem  wypił 

połowę.

-  Ostatnio  nie  chciało  mi  się  chodzić  na  siłownię.  Jak  przerzucę  tę  stertę, 

wystarczy mi treningu na  rok. Nasz salon zaczyna wyglądać jak chiński mur.

- Wiem. Dokończę wnoszenie i biorę się za rozpakowywanie. A jeśli pudła są do 

połowy puste?

-  Obawiam  się,  że  możesz  nie  mieć  tyle  szczęścia  -  powiedziała  i  delikatnie 

przejechała  dłonią  po  blacie  stolika,  który  właśnie  zamierzał  wnieść.  -    Bardzo 

ładny.

- Cieszę się, że mamy podobny gust.

- Nie zawsze. Po co ci ten fotel? Miejscami ma zupełnie przetartą skórę.

- To ulubiony fotel mojego ojca.

- Domyślałam się, że masz do niego sentyment, bo uroda tego mebla jest dość 

wątpliwą  sprawą.  Musimy   kupić  dom  z  obszerną  piwnicą.  -  Schowasz  tam,  co 

będziesz chciał. Żeby ci nie było przykro, że twoje  skarby tam wylądują, pomogę 

background image

ci coś przenieść - powiedziała, sięgając po pudełko na szczycie  sterty.

David  nie  zdążył  jej  ostrzec,  że  jest  dużo  cięższe,  niż  na  to  wygląda. 

Przechyliło się  niebezpiecznie i runęło w jej kierunku. Straciła równowagę. David 

błyskawicznie  wyobraził  sobie,  że    Eve  uderza  plecami  o  twarde  płytki  podłogi. 

Rzucił się do przodu. Wiedział, że nie uda mu się w  pełni zapobiec katastrofie i 

Eve  upadnie.  Usiłował  przynajmniej  odepchnąć  spadające  pudło,  żeby  nie  

wylądowało na jej żebrach.

Dosięgnął pudła, lecz pośliznął się przy tym na rozlanej herbacie i upadł prosto 

na Eve. Pudło z  hukiem uderzyło o podłogę.

- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co miałeś zamiar zrobić? - spytała spokojnie, leżąc 

na podłodze.

Uniósł głowę.

- Robiłem, co mogłem, żeby nie spadła na ciebie piła.

- Co? - Spojrzała w stronę pudła.

- Piła tarczowa. Przejąłem po ojcu trochę narzędzi.

- Skąd wiesz, że jest właśnie w tym pudle?

-  Sam  ją  pakowałem  jeszcze  w  jego  domu.  Ojciec  robił  meble.  Nauczył  mnie 

dbać o narzędzia. Zachowałem  je, żeby urządzić własny warsztat.

-  W  takim  razie  musimy  poszukać  domu  z  naprawdę  dużą  piwnicą.  Może 

tymczasem wstaniemy z podłogi? Jest mi tu dość niewygodnie.

Powoli zaczął się podnosić. Zupełnie nie miał na to ochoty. Wolałby raczej 

objąć Eve i mocno ją  pocałować. Wstał, ociągając się, i podał rękę Eve.

- Nic ci się nie stało? - spytał.

-  Chyba  miałeś  szczęście.  Musiałbyś  tłumaczyć  się  przed  Henrym,  gdybym 

połamała kości.

Otrzepała dżinsy i weszła do środka. Zdał sobie sprawę, że gdyby stało jej 

się  coś  poważnego,    rozmowa  z  Henrym  nie  byłaby  największym  problemem. 

Prawdziwym koszmarem byłyby dręczące go wyrzuty  sumienia.

background image

Następnego ranka byli gotowi do wyjścia punktualnie co do minuty.

- Mam nadzieję, że po drodze nic nas nie zatrzyma. Taksówka nie złapie gumy, 

żadnych stłuczek ani  walących się budynków - powiedziała Eve, dopijając kawę.

-  I  nie  zepsuje  się  zamek  u  drzwi  -  dodał  David,  poruszając  klamką.  -  Mówię 

poważnie.  Chyba  odpadła    sprężyna.  Możemy  wyjść,  ale  drzwi  nie  da  się 

zamknąć.

- Po prostu cudownie. Zadzwonię do konserwatora budynku. Jeśli odbierze jego 

żona i powie, że właśnie wyjechał, to nie ręczę za siebie.

- Rozejrzyj się, może masz śrubokręt? - odezwał się David.

- Nigdy nie miałam.

- W moich rzeczach jest gdzieś pudełko z podręcznymi narzędziami.

-  Gdzieś?  To  cenna  wskazówka.  Mam  szukać  na  chybił  trafił?  -  spytała 

zaczepnie.

-  Już  ci  mówiłem,  że  gdybyś  jadała  śniadania,  miałabyś  rano  lepszy  humor  -

powiedział i ruszył na  poszukiwanie narzędzi.

Kiedy  David  znalazł  wreszcie  szary,  plastikowy  pojemnik,  potrzebował 

tylko kilku minut, żeby uporać  się z zamkiem. Jednak i tak spóźnili się do pracy 

po raz trzeci z rzędu.

- Żałuję, że odwołałem zakłady - stwierdził Henry, gdy wreszcie dotarli.

Eve opowiedziała o historii z zamkiem. Henry tylko przewrócił oczami.

- Może lepszy byłby nowy konkurs - stwierdził. - Trzeba będzie obstawiać, jaką 

podacie  przyczynę spóźnienia.

Spojrzał uważnie na Davida.

-  Sprzątałem  dziś  na  moim  stole  i  znalazłem  kamień,  o  którym  już  dawno 

zapomniałem. Przepiękny  szafir, pięć czy sześć karatów. Kupiłem go jakieś dwa 

lata temu. Może chcesz obejrzeć?

Eve  nie  zdziwiła  się,  że  Henry  mógł  zapomnieć  o  takim  kamieniu,  ale 

nerwowo rozejrzała się wokół.  Lepiej, żeby tego nie usłyszał żaden klient.

-  David,  zanim  pójdziecie  do  swoich  zabawek,  chciałabym  wiedzieć,  czy 

skończyłeś naszyjnik  dla pani Morgan.

background image

Skinął głową.

- Muszę jeszcze tylko sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyłem.

- Zadzwonię do niej i powiem, że może go dziś odebrać - powiedziała i poszła do 

swojego gabinetu.

Ktoś położył na jej biurku gazetę otwartą na rubryce towarzyskiej. Zajrzała 

do niej, wybierając  numer telefonu. Gazeta poświęciła pół strony reportażowi ze 

ślubu Eve i Davida. Eve zostawiła  Estelli Morgan wiadomość na automatycznej 

sekretarce  i  czytała  dalej.  Reporter  przedstawił    uroczystość  i  wesele,  jakby  to 

była najbardziej romantyczna historia stulecia. Zamyśliła się. Dla  niej wyglądało 

to zupełnie inaczej.

Schowała  gazetę  do  szuflady  i  zeszła  do  sali  wystawowej.  Poranek  był 

wyjątkowo spokojny. Nie pojawił  się jeszcze żaden klient. Jedna z ekspedientek 

czyściła  wszechobecne  odciski  palców  na  szklanej    gablocie,  druga  układała 

pierścionki,  żeby  lepiej  prezentowały  się  w  świetle  punktowego  reflektora.  

Plotkowały, nie przerywając pracy. Eve przeszła już przez pół sali, gdy usłyszała 

znajome imię.

-  Nigdy  nie  sądziłam,  że  Travis  Tate  będzie  takim  wspaniałym  ojcem  -

powiedziała jedna z nich.

- Ja też nie, ale teraz...

- Coś się stało z Travisem? - Eve wtrąciła się do rozmowy. - Przecież był u nas w 

poniedziałek.

- Tak, to ja rozmawiałam wtedy z jego sekretarką. Pilnie go szukała. Dlatego był 

w twoim gabinecie.  Powiedział,  że nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli 

skorzysta z telefonu.

- Dlaczego nie zadzwoniła do niego na komórkę?

Ekspedientka wzruszyła ramionami.

- Podobno nie działała. W każdym razie wtedy nie wiedziałyśmy, o co chodzi.

Pewnie szukał go jakiś klient? - upewniła się Eve już spokojniejszym tonem.

-  Też  tak  myślałam,  ale  jego  sekretarka  dziś  zadzwoniła  i  wyjaśniła  sprawę. 

Szukała wtedy Travisa, bo  jego żona zaczęła rodzić.

- Tym razem bliźniaki - dodała druga pracownica.

background image

Eve  poczuła,  że  grunt  usuwa  jej  się  spod  nóg.  Powiedziałam  mu,  żeby 

wrócił do domu i ratował  małżeństwo. Energicznie się do tego zabrał, pomyślała.

-  To  były  wcześniaki.  Spodziewali  się  ich  za  niecałe  dwa  miesiące.  Pewnie 

dlatego Travis  był   tutaj,  a  nie  w  domu  przy  żonie. W  każdym  razie  ma  dwóch 

chłopców. Pewnie wpadnie do nas pokazać  zdjęcia.

Szczerze  wątpię,  skomentowała  w  duchu  Eve  i  zawróciła  do  gabinetu. 

Chciała być sama. Czuła się tak słabo, jakby za chwilę miała zemdleć. Słyszała 

za plecami dalszy  ciąg rozmowy.

- Może nie powinnam nic mówić? Myślisz, że była nim zainteresowana?

- Chyba żartujesz. Kobieta, która jest z Davidem Elliotem, nie spojrzy nawet na 

takiego głupka jak  Travis.

Pomyślała,  że  łatwo  się  pomylić,  jeśli  nie  zna  się  całej  prawdy.  Te  plotkujące 

kobiety niewiele rozumiały ze sprawy, o której tak zawzięcie dyskutowały. Jednak 

nie  czuła  się  oburzona.  Przypomniała  sobie,  że    nie  tylko  one  wyrażają  się 

lekceważąco  ojej  byłym  ukochanym.  Według  Davida  Travis  wszystko  

zaplanował. Nie był w niej zakochany, kłamał na temat separacji z żoną. Dopiero 

teraz dotarło do  niej, że kiedy

Travis  mówił  o  rozpadającym  się  małżeństwie,  jego  żona  musiała  już  być  w 

ciąży. Nie  trzeba było nawet zaglądać do kalendarza, by to ustalić.

Poczuła  narastającą  wściekłość.  Kiedy  ona  nie  spała  po  nocach, 

zmagając  się  z  decyzją  co  do  ich    przyszłości,  Travis  cieszył  się  życiem  w 

domowych  pieleszach.  Gdy  zdecydowała  się  poświęcić  własne    szczęście  dla 

dobra  jego  dzieci,  pewnie  już  wiedział,  że  żona  jest  w  ciąży.  No  i  oczywiście 

wiedział  o  tym,  gdy  spotkał  Eve  na  lotnisku.  Mówił  wtedy,  jak  bardzo  stara  się  

uratować małżeństwo, lecz niestety, bez skutku.

Była zła na niego, a jeszcze bardziej na siebie. Ależ z niej naiwna idiotka! 

Uwierzyła we wszystkie  kłamstwa Travisa. Nabrała się na najstarszą na świecie 

historyjkę  o  mężu,  którego  nie  rozumie  żona.    Idiotko,  powtarzała  sobie,  nie 

kochał cię. Chciał tylko skorzystać z okazji, a przy tym zadbać o  własne interesy. 

Znów  przypomniała  sobie,  co  mówił  David.  Travis  pewnie  porzuciłby  żonę.  

Ostatecznie  związek  z  Eve  dawał  mu  dostęp  do  majątku  Henry'ego.  Teraz 

background image

zrozumiała zachowanie Travisa  na widok Davida. Nie mógł go znieść, bo David 

pokrzyżował mu plany.

Rozległ się cichy dzwonek u drzwi. Wszedł jakiś klient. Eve nie zwróciła na 

to uwagi. Jednak po chwili usłyszała obrażony głos Estelli Morgan.

-  Zupełnie  nieodpowiednia  chwila,  żeby  ściągać  mnie  do  śródmieścia  -

przemawiała  do  ekspedientki.  -    Przecież  byłam  tu  już  wczoraj.  Oczywiście, 

gdybym się nie upomniała, nie wiadomo, jak długo by to  jeszcze trwało.

- Mamo - zaprotestował cienki głosik. - To nie wina ekspedientki.

Eve wzięła głęboki wdech, zapomniała na moment o Travisie, przyoblekła 

twarz w grzeczny uśmiech i  ruszyła przez salę. Podeszła do Estelli Morgan i jej 

czarnowłosej, niewysokiej córki. Stojąca przed  nimi ekspedientka wyglądała na 

przerażoną.

- Ja obsłużę panią Morgan - powiedziała cicho. - Poproś tu pana Elliota.

Pracownica  z  wyraźną  ulgą  popędziła  w  stronę  schodów.  Estella 

obdarzyła Eve niechętnym spojrzeniem.

- Podobno naszyjnik już gotowy. - Rozejrzała się. - Nigdzie go nie widzę.

-  Nie  wystawiamy  zamówionej  biżuterii  bez  zgody  jej  właściciela  -  odparła  Eve 

miłym tonem. - Proszę za  mną.

Poprowadziła panie do małego pokoju na parterze.

- Myślę, że ci się spodoba - powiedziała z uśmiechem do młodszej z kobiet.

Dziewczyna nie była co do tego przekonana.

- Czego byście nie zrobili z tymi pierścionkami, zawsze będą to stare rupiecie -

powiedziała    cicho.  -  To  nie  był  mój  pomysł.  Gdyby  to  ode  mnie  zależało, 

pozbyłabym się ich i kupiła coś naprawdę  ładnego.

-  Jess,  kochanie -  odezwała  się  Estella słodkim  głosem.  -  Eve  zapewnia,  że  te 

stare rupiecie w  rękach mistrza zamieniły się w prawdziwy skarb.

Jeśli  jej  się  nie  spodoba,  pomyślała  Eve,  naprawdę  to  odkupię.  Wszedł 

David, trzymając zawiniątko z czarnego aksamitu. Za nim wkroczył uśmiechnięty 

Henry.

-  Nie    chcę  przeszkadzać  -    powiedział,    witając    się  z  Estellą.  -  Jestem  tylko 

ciekaw, czy  się spodoba.

background image

David  jednym  ruchem  rozwinął  aksamit.  Przed  chwilą  nie  było  na  co 

patrzeć.  Teraz  nagle  przed  oczami    zgromadzonych  ukazała  się  błyszcząca  w 

świetle  złota  pajęczyna.  Eve  pomyślała,  że  David  zachował    się  jak  wytrawny 

aktor.

Zapadła  długa  cisza.  Zwykle  był  to  dobry  znak,  gdy  klient  milczał 

zaskoczony  urodą  przedmiotu.    Jednak  z  Estellą  Morgan  nigdy  nic  nie  było 

wiadomo. Wreszcie Jess wyciągnęła palec i  dotknęła naszyjnika tak delikatnie, 

jakby mógł się rozpłynąć. Spojrzała na Davida.

- Nie do wiary, co pan potrafi zrobić. Jak zobaczą to moje przyjaciółki, wszystkie  

przybiegną, żeby coś u pana zamówić. Jednak to ja mam pierwszą rzecz, którą 

pan zrobił w  Chicago.     

Nieprawda, pomyślała z dumą Eve. Moja obrączka była pierwsza.

- Mam nadzieję, że ten naszyjnik nigdy ci się nie znudzi.

Estella Morgan głośno chrząknęła,  żeby zwrócić na siebie uwagę.

-  Niezupełnie  tak  to  sobie  wyobrażałam  -  stwierdziła.  Po  raz  drugi  w  pokoju 

zaległa  cisza.

- O to właśnie chodzi - zaczęła Eve. - Specjalizujemy się w rzeczach niezwykłych 

i  niepowtarzalnych.  Gdyby chciała  pani  coś  przeciętnego,  nie przyniosłaby  pani 

pierścionków  do Birminghama, tylko  do  innego jubilera, których  w tym  mieście 

są setki, prawda?

- Mamo, nie wygłupiaj się - nie wytrzymała Jess. - Nie widzisz, że jest cudowny? 

Pomoże pan mi to  założyć? - Jess zwróciła się do Davida, patrząc mu zalotnie 

prosto w oczy.

David zerknął na Eve.

- Chyba ty masz większe doświadczenie.

Eve  zapięła  naszyjnik.  Pani  Morgan  zdążyła  już  sięgnąć  po  torebkę. 

Wstała.

-  Wygląda  jak  obroża  -  oświadczyła.  -  Ale  jeśli  ci  się  podoba,  kochanie,  to  i  ja 

jestem  zadowolona.

Henry odprowadził obie panie do drzwi. Gdy wreszcie zniknęły, Eve z ulgą 

opadła na krzesło.

background image

-  Ciekawe,  co  ona  sobie  wyobrażała.  Że  połączymy  stare  pierścionki  w  jeden 

łańcuch?

David spojrzał na nią badawczo. Czuła, że wreszcie opuszcza ją napięcie, 

którego  od  dawna  nie  mogła    się  pozbyć.  Była  wściekła,  kiedy  ekspedientka 

powiedziała  jej  o  żonie Travisa,  lecz  dopiero  teraz    zdała  sobie  sprawę,  że  nie 

cierpiała  z  tego  powodu.  Czuła  ból  po rozstaniu  z Travisem,  to prawda.    Teraz 

jednak  nie  był  już  w  stanie  jej  zranić.  Nie  rozumiała,  jak  to  się  stało,  lecz 

właściwie    przestało  ją  to  obchodzić.  Wreszcie  czuła  się  wolna.  Musiałam 

przeczuwać, że coś między nami  było  nie tak, pomyślała. Spojrzała na Davida 

zupełnie  inaczej  niż  dotychczas.  Jakby  nagle  ujrzała  go  przez  mikroskop.  Nie 

była wolna, lecz nie z powodu Travisa. Była przekonana, że go kocha, ale  wtedy 

jeszcze  nie  miała  pojęcia,  co  to  jest  miłość.  Teraz  dotarło  do  niej,  że  w  ciągu 

ostatnich dni  stało się coś niewyobrażalnego. Zakochała się we własnym mężu.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wmówiła  sobie,  że  z  powodu  Travisa  już  nigdy  nie  będzie  w  stanie 

kochać.  Tamten  związek  oparty  był    wyłącznie  na  jednostronnym  zauroczeniu, 

teraz  stało  się  to  dla  niej  jasne.  Jak  i  to,  że  zakochała    się  do  szaleństwa  w 

Davidzie.  Zastanawiała  się,  jak  do  tego  doszło.  Ustalili  warunki,  wytyczyli  

granice, oboje to zaakceptowali.

Od początku miała do niego zaufanie. Mogła na nim polegać i nie musiała 

mieć się na baczności.  Polubiła go, a potem sprawy nabrały tempa i zaczęło się 

dziać coś dziwnego.

- Eve? Wszystko w porządku? - spytał David.

Zesztywniała, jakby obawiała się, że może odczytać  jej myśli.

-  Świetnie  -  powiedziała.  -  Tylko  trochę  boli  mnie  ramię.  Chyba  wczoraj  przy 

upadku  naciągnęłam sobie jakiś mięsień.

Stanął za jej krzesłem.

- Pokaż, gdzie boli.

- To naprawdę nic takiego. - Pokręciła głową.

Położył  dłonie  na  jej  ramionach  i  delikatnie    próbował  znaleźć  bolące 

miejsce. Chciała wstać, strącić jego dłoń, a jednocześnie pragnęła jak najdłużej 

napawać się jego delikatnym dotykiem.

- Może powinnaś wrócić do domu, poleżeć, zrobić sobie okład?

-  Nie  -  odpowiedziała  pospiesznie.  -  Mam  za  dużo  do  zrobienia,  żeby  wziąć 

wolny dzień.

-  Dzwoni  pani  Reznor  z  agencji  -  poinformowała  ekspedientka,  stając  w 

drzwiach.

Eve wstała.

- Odbiorę u siebie.

Ekspedientka spojrzała z wahaniem.

background image

- Prosiła Davida.

- Oczywiście, powinnam się domyślić - stwierdziła Eve.

- Masz głośno mówiący aparat. Możemy oboje z nią rozmawiać.

- Jestem pewna, że nie będzie z tego zadowolona. - Spojrzała na Davida. - Boże, 

zachowuję się jak  potwór. Ta Jayne wyzwala we mnie najgorsze instynkty.

Mówiła  prawdę,  choć  podobnie  poczuła  się,  widząc,  jak  Jess  Morgan 

patrzy  w  oczy  Davidowi.  Poczuła    zazdrość.  Teraz  zrozumiała,  dlaczego  tak 

dziwnie  zareagowała,  gdy  David  zaproponował,  żeby    zmienili  łączącą  ich 

umowę  i  zaczęli  żyć  jak  prawdziwe  małżeństwo.  Była  zaintrygowana  taką  

możliwością,  choć  nie  chciała  się  do  tego  przyznać.  David  nie  ukrywał  swego 

zainteresowania jej  osobą, a jej to pochlebiało. Po prostu.

David  proponował  jej  taki  związek,  jaki  łączył  Henry'ego  i  Sarah. 

Zaaranżowane  małżeństwo,  bez    wielkich  uczuć,  ale  stabilne  i  trwałe.  Jednak 

Eve  marzyła  o  prawdziwym  związku  pełnym  namiętności.  Trudno,  pomyślała.  

Marzenia są ważne, ale nie wolno zapominać o rzeczywistości. Mogła wybierać: 

albo związek bez  zaangażowania obu stron, albo nic. Nie, to zbyt okrutne...

David przekręcił klucz w zamku.

- Prawdziwa przyjemność. Nadal działa.

Eve  zdążyła  już  zapomnieć,  że  rano  mieli  kłopoty  z  zamknięciem 

mieszkania.

- Jak mogłeś wątpić? Przecież to ty naprawiałeś. A przy okazji, teraz twoja kolej 

na  gotowanie.

Spojrzał na nią spod oka.

-  Naprawdę  chcesz  zaryzykować?  Jeśli  chodzi  o  moje  umiejętności  kulinarne, 

potrafię zrobić kanapki z  serem i zamówić przez telefon pizzę.

- Sera chyba nie mamy - powiedziała. - Musi być pizza.

-  Może  nawet udałoby  mi  się przygotować coś  innego  -  stwierdził,  sprawdzając 

background image

zawartość  lodówki.  -    Najpierw  powinniśmy  napić  się  wina.  Jeśli  będziesz 

wstawiona, nie zauważysz, gdy coś przypalę.

-  Świetny  pomysł.  Zapomniałam  cię  zapytać,  co  miała  do  powiedzenia  Jayne 

Reznor.

- Ciągle ten sam temat - powiedział, podając jej kieliszek z winem.

-  Mówiła,  że  będziesz  świetnie  wyglądał  na  jachcie  obok  modelki  ubranej 

wyłącznie w szafiry w kolorze  morskiej wody? Tak?

-  Mniej  więcej.  Powiedziałem  jej,  że  chcę,  żebyś  to  ty  wystąpiła  jako  modelka. 

Musi więc wytężyć  umysł, bo wspomniałem o twoim uczuleniu na słońce.

- Co?

- Żartuję. Powiedziałem, że jednak powinni wymyślić coś zupełnie nowego.

-  Masz  więcej  rozsądku,  niż  myślałam  -  stwierdziła  z  zadowoleniem.  Wzięła 

kieliszek i poszła się  przebrać.

Gdy  wróciła,  dobiegł  ją  hałas  przestawianej  patelni  i  ciche  przekleństwo. 

Zniechęciło ją to do  zaglądania do kuchni. Salon też nie wyglądał przytulnie ze 

stertą  pudeł  i  rozsypanymi  narzędziami.    Chcąc  nie  chcąc,  wzięła  się  za 

porządki.  Stwierdziła,  że  podział  pracy  zupełnie  jej  nie  odpowiada.    Zaczęła 

żałować,  że nie zgłosiła się  na ochotniczkę  do gotowania. Zdjęła kilka  pudełek. 

Tym  razem    najpierw  sprawdzała,  czy  je  udźwignie.  Zajrzała  do  jednego  z 

napisem: "Szafki kuchenne". Jak  przypuszczała, w środku nie było szafek, tylko 

ich zawartość, wrzucona byle jak do kartonu przez  prężną ekipę. Nie brakowało 

nawet zeschniętego pieczywa. Miała nadzieję, że nie natknie się na  rozmrożone 

resztki z lodówki. Wyrzuciła śmieci do plastikowego worka i poszła do kuchni.

Mimo  obaw,  nie  otoczył  jej  swąd  spalonych  potraw.  Poczuła  zapach 

przypraw i smażonego łososia.  David uniósł wzrok. Nie miał na sobie marynarki 

ani krawata.

- Widzę, że wzięłaś się za porządki. Może znalazłaś mój ulubiony nóż?

- Ulubiony, bo jedyny? Był wśród rupieci. Wygląda, jakbyś ścinał nim gałęzie.

- To prawda, sporo przeszedł. Uważaj, jest ostry - powiedział,  wyciągając rękę. 

Eve    próbowała  mu  go  podać.  Zderzyli  się  dłońmi.  Eve  wypuściła  trzonek.  Nóż 

wyleciał w górę.  Spadając, skaleczył jej przegub.

background image

David miał rację. Nóż był ostry. W pierwszej chwili nawet nie poczuła, że 

ma  przeciętą  skórę.    Zorientowała  się,  dopiero  gdy  zobaczyła  pierwsze  krople 

krwi. David natychmiast sięgnął po  papierowy ręcznik.

- To tylko draśnięcie - uspokoiła go.

- Ale i tak trzeba zdezynfekować - powiedział, otwierając apteczkę.

Eve  obrzuciła  kuchnię  roztargnionym  spojrzeniem.  Na  blacie  leżała 

papierowa serwetka z jakimiś  szkicami. David zauważył jej spojrzenie.

- Próbowałem narysować to, co wymyśliłaś.

- Ja?

-  Powiedziałaś  dzisiaj,  że  pani  Morgan  pewnie  chciała,  żebyśmy  połączyli  jej 

pierścionki  w  jeden    łańcuch.  To  według  mnie  świetny  pomysł  na  oryginalną 

bransoletę.

- Tylko żartowałam.

- Wiem, ale zainspirowałaś mnie. Nie myślałaś nigdy o projektowaniu?

Jeszcze  raz  spojrzała  na  szkic.  Bransoletka  była  w  zupełnie  innym  stylu 

niż naszyjnik Jess Morgan.  Jednak na odpowiednią okazję i do odpowiedniego 

stroju:..

- Trochę dziwna. Sama nie wiem.

- Ma własny, niepowtarzalny styl - upierał się. - Może nie na każdy gust, ale coś 

w niej jest.

- Próbujesz wymyślić wzory, które przyciągną młodszą klientelę?

Skinął głową.

- Nowy rodzaj  biżuterii. Może niezbyt misternej, lecz oryginalnej.  Rozumiesz, o 

czym mówię, prawda?

-  Naszkicuj coś, a jeśli znów zjawi się klient z garścią starych pierścionków...

-  Myślałem raczej o starych zapasach. Każdy jubiler przechowuje jakieś niezbyt 

udane egzemplarze.

- Znajdzie się coś na dnie głównego sejfu. Jeśli chcesz, mogę tam jutro zajrzeć.

David zabandażował jej przegub.

- Tworzymy zgrany zespół - stwierdził.

Pomyślała, że wolałaby, żeby łączyło ich coś więcej. Jednak dlaczego niby 

background image

David miałby ją nagle obdarzyć gorącym uczuciem? Na początek dobry i “zgrany 

zespół". Jeśli nie można mieć całego bochenka, lepiej zadowolić się jedną 

kromką, niż obejść się smakiem. Zgodziła się na małżeństwo oparte na szacunku 

i zaufaniu. Uważała, że o miłości nawet nie ma co marzyć. Jednak teraz 

radykalnie zmieniła poglądy na tę sprawę.

 David  powiedział  kiedyś,  że  będzie  potrzebowała  bliskości  drugiej  osoby  i 

zatęskni  za  uczuciem.  Tak,  miał  rację,  a  ona  boleśnie  się  pomyliła.  David 

spojrzał przez ramię.

-  Jeśli nie jesteś poważnie ranna, może podasz tale...

 Przerwał  w  pół  słowa,  widząc  jej  spojrzenie.  Powoli  podeszła  do  niego. 

Czubkami  palców  dotknęła  jego  koszuli.  W  tych  dziesięciu  małych  punktach 

przywarła do niego jak przyklejona. Uniosła wzrok.

-  Pocałuj mnie.

- Znów ktoś nas obserwuje? 

Pokręciła przecząco głową.

- Po prostu mnie pocałuj. 

Wyciągnęła ręce i objęła go za szyję.

- Eve, co ci się nagle stało? - spytał niepewnym głosem.

-    Powiedziałeś,  że  jeśli  będę  chciała  zmienić  nasz  układ,  powinnam  cię  o 

tym uprzedzić. Chcę go zmienić - szepnęła.

Dotychczas zawsze całowali się przy świadkach. Teraz  wreszcie byli 

sami.  Świat  zewnętrzny  przestał  istnieć.  Liczył  się  tylko  David.  Po  raz 

pierwszy w życiu Eve była tak bezgranicznie szczęśliwa.

David uniósł głowę.

-  Do diabła, Eve. Czuję się jak w raju. Właśnie dostałem jabłko, ale wydaje 

mi się, że gdzieś tu czai się wąż - powiedział zdyszany.

-  Rozumiem. Jesteś zaskoczony, że próbuję cię kusić. Świetnie. Właśnie o 

to mi chodzi. Nie zapomnij wyłączyć piekarnika. Kolacja musi poczekać.

David  już  dawno  zorientował  się,  że  Eve  jest  najbardziej 

niebezpieczna,  gdy  się  uśmiecha.  Teraz  też  nie  mógł  się  oprzeć,  widząc 

zaproszenie,  o  którym  mógł  tylko  marzyć.  Jednak  coś  go  niepokoiło.  Zbyt 

background image

szybko  zmieniła  zdanie.  Wczoraj  oskarżyła  go,  że  nakłania  ją  do  seksu,  a 

dziś  sama  próbowała  go  uwieść.  Jeśli  Eve  uważała,  że  Travis  Tatę  jest 

jedynym  mężczyzną,  którego  może  kochać,  to  jaką  rolę  przewidziała  dla 

niego? Miał zastąpić byłego ukochanego, bo akurat był pod ręką? Spojrzał na 

jej dłoń. Na palcu błyszczała obrączka, którą dla niej zrobił. Nie  miał zamiaru 

dłużej  roztrząsać  wszystkich  za  i  przeciw.  Wyciągnął  rękę  i  wyłączył 

piekarnik.

Eve  zaskoczyło jego  wahanie.  Przecież  wyraźnie  dał  do  zrozumienia,  że 

chciałby  się  z  nią  kochać.    Czyżby  od  wczoraj  zmienił  zdanie?  Jednak  nim 

zdążyła  się  nad  tym  dłużej  zastanowić,  nagle    najwyraźniej  podjął  decyzję,  bo 

całkowicie przejął inicjatywę. Wziął ją na ręce i ruszył w stronę  sypialni.

-  Nie  mam  nic  przeciwko  temu,  żeby  kochać  się  w  kuchni  -  powiedział, 

popychając drzwi  ramieniem - ale aż tak nie musimy się spieszyć.

Nie  miała  czasu,  żeby  sobie  wyobrażać,  co  będzie  dalej.  Pocałował  ją  i 

przycisnął do siebie.

Gdy  dużo  później  senna  i  uśmiechnięta  z  zadowolenia  leżała 

przytulona  do  niego,  przyszedł  czas  na    zastanowienie.  Jak  mogła  wątpić  w 

swoje uczucia? Przecież to było oczywiste, jasne jak słońce.

- Henry będzie uszczęśliwiony - szepnęła.

David uniósł głowę zaledwie o kilka centymetrów,  jakby nie miał siły.

- Myślisz teraz o Henrym?

- Przede wszystkim o tobie - powiedziała, powstrzymując ziewanie. - Teraz masz 

już  wszystko, co chciałeś zdobyć - szepnęła, zasypiając.

Eve  obudziła  się  o  świcie.  Leżała  nieruchomo,  patrząc  na  śpiącego 

Davida. Miał zmarszczone brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Za pierwszym 

razem,  gdy    obudziła  się  obok  niego,  myślała  tylko  o  tym,  by  jak  najszybciej 

background image

wyrwać  się  z  niezręcznej  sytuacji.    Tym  razem  miała  ochotę  obudzić  Davida, 

wśliznąć się w jego ramiona i kochać się z nim przez cały  dzień.

Jednak  postanowiła  być  rozsądna.  Pomyślała,  że  ostatnia  noc  był 

cudowna,  lecz  rankiem  trzeba    pozwolić  odpocząć  zmysłom  i  wrócić  do 

rzeczywistości.  Teraz  na  przykład  oboje  z  Davidem  powinni    pójść  do  pracy. 

Przypomniała  sobie  o  łączącej  ich  umowie.  Mieli  zbudować  związek  bez 

uczuciowego   zaangażowania. Nagle zaczęło jej  to przeszkadzać. Ostatnia noc 

zmieniła wszystko. Eve poczuła się  bardziej związana z Davidem niż po złożeniu 

przysięgi małżeńskiej. Natomiast on chyba...

Nie  miała  wątpliwości,  że  tej  nocy  dała  mu  szczęście.  Warto  jednak 

pamiętać,  jak  sprawy  się  mają.  To    ona  była  ślepo  zakochana,  a  nie  David. 

Trzeba postępować wyjątkowo ostrożnie, bo David nie uwierzy w  nagłą zmianę 

uczuć.

Cicho wyśliznęła się z łóżka i podreptała do kuchni. Łosoś nie nadawał się 

już  do  zjedzenia.  Z    przykrością  wyrzuciła  go  do  śmieci.  Włączyła  ekspres  do 

kawy  i  zaczęła  przeglądać  zawartość  lodówki.    Postanowiła  zaskoczyć  Davida. 

Dziś zje śniadanie, a nawet osobiście je przygotuje. Gdy omlet na  patelni zaczął 

przyjemnie pachnieć, zajrzała do pudła z rupieciami Davida, zdecydowana, żeby  

wyrzucić,  co  się  tylko  da.  Jedyną  przydatną  rzeczą  był  otwieracz  do  konserw. 

Reszta wylądowała w  koszu na śmieci. Potem przyszła kolej na dokumenty. Eve 

włożyła  je  do  znalezionego  obok  kalendarza.  Odwróciła  się,  żeby  spojrzeć  na 

omlet.  Gwałtowny ruch spowodował, że kalendarz wysunął jej się z ręki. Papiery 

rozsypały się na wszystkie  strony. Zdjęła patelnię z ognia i zaczęła je układać.

Już  kończyła,  gdy  zobaczyła  wycinek  z  gazety.  Było  tam  zdjęcie 

uśmiechniętej pary. Nie  włożyła    wycinka do kalendarza.  Mężczyzną na zdjęciu 

był David. Z tekstu wynikało, że zaręczył się z Laurą  Benedict. Ślub planowano 

na listopad. Czyli... na teraz, uświadomiła sobie struchlała Eve.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Eve jak skamieniała patrzyła na skrawek gazety. Nic dziwnego, że zna się

na welonach i sukniach  ślubnych, pomyślała wzburzona. Jednak po chwili znów 

była  w  stanie  logicznie  myśleć.  Ślub  miał  być  w    listopadzie,  ale  nie  wiadomo 

którego roku. Może to jakaś stara historia, którą nie warto się  przejmować? Nie 

była naiwna. Nie uważała, że jest pierwszą kobietą w życiu Davida. Wiedziała o 

tym    od  pierwszego  pocałunku  na  lotnisku.  Od  tamtej  chwili  była  o  niego 

zazdrosna,  choć  sobie  tego  nie    uświadamiała.  Żartowali  oboje  z  jego  tuzina 

kochanek.  Może  specjalnie  rozmawiał  w  ten  sposób,  by    ukryć  ten  jeden, 

naprawdę ważny dla niego związek? Daj sobie z tym spokój. Z jakiegoś powodu 

ożenił    się  nie  z  Laurą,  tylko  z  tobą,  przemawiała  do  siebie  w  duchu.  Laura 

Benedict i Travis Tatę należeli  już do przeszłości. Gdyby David uważał inaczej, 

nie przechowywałby wycinka wśród pomiętych kartek i  nieaktualnych numerów 

telefonicznych.

Mimo  wszystko  musiała  wiedzieć,  musiała  mieć  pewność.  Obejrzała 

jeszcze  raz  wycinek.  Na  odwrocie    znalazła  krótką  notatkę,  sporządzoną 

kobiecym  charakterem  pisma.  Ślub miał  się odbyć  w nadchodzącym    tygodniu. 

Oczywiście, teraz już  nic z tego. Wtrącił się Henry i  przewrócił  życie Davida  do 

góry  nogami.  Sama  przekonywała  Davida,  że  zostać  następcą  Birminghama  to 

szansa, która zdarza  się tylko raz. Tylko głupiec mógłby z niej nie skorzystać, a 

David  do  głupich  nie  należał.  Odszedł    więc  od  Laury.  A  jeśli  nie?  Może 

opowiedział jej takie same bajeczki jak Travis?

David  wszedł  do  kuchni  na  palcach.  Podszedł  od  tyłu  do  Eve  i  objął  ją 

obiema rękami. Zesztywniała na  chwilę. Pocałował ją w szyję.

- Przestraszyłem cię? Przepraszam. Zobaczyłem, że robisz śniadanie. Musiałem 

cię dotknąć,  żeby się przekonać, że to nie złudzenie.

background image

Wyśliznęła się z jego objęć i przełożyła omlet na talerz.

- Za chwilę podam tosty.

- Nie jesz? Pewnie umierasz z głodu po dzisiejszej nocy - stwierdził David.

Zarumieniła się.

-  Już  zjadłam.  Teraz  wezmę  prysznic.  To  dość  długo  potrwa.  Pojedź  dziś  do 

sklepu beze mnie.

Jej zachowanie zaniepokoiło go.

- Co mam powiedzieć Henry'emu?

- Na pewno coś wymyślisz - powiedziała, wychodząc z kuchni.

David  cicho  zagwizdał.  Nie  wiedział,  o  co  chodzi.  W  nocy  w  jego 

ramionach leżała zupełnie inna  kobieta. Nawet nie przejęła się, że nie zdąży na 

czas  do  pracy.  Czyżby  rozczarował  ją  jako    kochanek?  Nie,  mało 

prawdopodobne.  Wcale  nie  dlatego,  że  uważał  się  za  mistrza  erotycznych 

podbojów. Po prostu przekonał się, jak zmysłową i pełną temperamentu kobietą 

jest  jego  żona.  Pewnie  Eve  czuje    się  dzisiaj  nieco  zawstydzona.  Jednak 

zupełnie nie przewidział, że znów zamieni się w sopel lodu.

Czy uznała, że postąpiła nielojalnie wobec Travisa? W nocy wspomniała o 

uszczęśliwieniu  Henry'ego,    ale  to  bez  znaczenia.  Jednak  powiedziała  coś 

jeszcze. "Masz już wszystko, co chciałeś zdobyć".

- Dlatego to zrobiłaś? - szepnął do siebie. - Pomyślałaś, że to twój obowiązek?

Co  jest  ze  mną  nie  tak?  Dlaczego  trafiam  na  mężczyzn,  którzy  już  są 

związani z innymi kobietami? -  zastanawiała się Eve, biorąc prysznic. Najpierw 

Travis, teraz David. Chociaż, były to dwa zupełnie  różne przypadki. Tym razem 

było  o  wiele  gorzej,  bo  wiadomość,  że  David  chciał  się  ożenić  z  inną,  nie  

wpłynęła na ochłodzenie jej uczuć. Nadal chciała budzić się w objęciach Davida i 

witać go   pocałunkiem. Wybrał ją,  a nie  Laurę. Chociaż,  może  wybierał między 

Laurą a firmą Henry'ego. Cóż, w  takiej sytuacji ta pani nie miała żadnych szans.

Eve  pomyślała,  że  Travis  przypadkowo  trafił  w  sedno.  David  miał  zbyt 

background image

dużo  do  stracenia,  nie    zaryzykuje  rozstania  z  żoną.  Na  pewno  pozostanie  jej 

wierny.  Nie  złamie  zasad,  przynajmniej  dopóki    Henry  ma  go  na  oku.  To  ona 

zachowała się jak rozpieszczone dziecko. Sama ustaliła zasady, a teraz  reguły 

tej  gry  przestały  jej  się  podobać.  Musiała  dokonać  wyboru.  Jeśli  chciała 

zachować szacunek do  siebie, powinna

dotrzymać  umowy.  W  przeciwnym  wypadku  złamałaby  serce  Henry'emu  i 

przekreśliła przyszłość Davida.  Nie będzie więcej takich szaleństw, jak ostatniej 

nocy. Pora wrócić do ustalonych wcześniej zasad.

Davidowi  zależało,  żeby  jak  najszybciej  porozmawiać  z  Henrym. 

Oczywiście,  jak  na  złość  starszy  pan    pojawił  się  w  sklepie  ze  znacznym 

opóźnieniem. Najpierw poszedł na śniadanie, potem do parku na  spacer. David 

siedział  przy  swoim  stole,  próbując  trzęsącymi  się  rękami  naprawić  zapięcie 

broszki  ozdobionej granatami. Kiedy usłyszał stukanie laski, odłożył narzędzia i 

odwrócił się.

- Henry - powiedział z ulgą. - Chciałbym przez chwilę z tobą pogadać.

Henry zatrzymał się obok stołu. Spojrzał na broszkę i pokręcił głową.

-  Jeśli  chcesz  mojej  rady,  powiem  ci,  że  chyba  pijesz  ostatnio  za  dużo  kawy. 

Trzęsą ci się ręce.

- To nie z powodu kawy. - David wziął głęboki oddech.

Był  zbyt  niecierpliwy,  żeby  taktownie  nawiązać    do  interesującego  go 

tematu. 

- Chcę zmienić nasze ustalenia w sprawie firmy.

Henry zmarszczył czoło.

- Zdaje się, że już trochę na to za późno.

O wiele za późno, ale nie mam innego wyjścia, pomyślał David.

- Szczerze mówiąc, chciałbym zerwać naszą umowę.

Za jego plecami coś z hałasem upadło na  podłogę. David odwrócił się na 

krześle.  Na  podłodze  leżała  tacka  wyłożona  aksamitem.  Wokół  rozsypało  się  

background image

kilkanaście pierścionków. Eve stała z opuszczonymi rękami. Patrzyła na niego z 

taką miną, jakby ją  uderzył. David szybko wstał

- Eve.

Henry  przytrzymał  go  za  ramię.  David  zdawał  sobie  sprawę,  że  jednym 

ruchem  może  zrzucić  jego  dłoń.    Jednak  nie  miało  to  sensu.  Słyszał,  jak  Eve 

zbiega  po  schodach.  Już  nie  mógł  jej  dogonić.  Przed  nim    leżały  porzucone 

pierścionki. Przyniosła je, żeby spróbował zrobić bransoletkę według jej pomysłu.

- Nigdzie nie pójdziesz, mój chłopcze - ponuro stwierdził Henry. - Wytłumacz mi, 

o co tu  chodzi.

Eve pomyślała, że właściwie powinna czuć ulgę. David podjął decyzję za 

nich  oboje.  Nie  będzie    musiała  tłumaczyć  nic  Henry'emu.  To  nie  ona  go 

rozczaruje.  Po  tym,  co  powiedział,  czuła się  jak    odrętwiała.  Czy  naprawdę  nie 

mógł znieść dłużej jej towarzystwa? Nawet firma przestała się dla niego  liczyć. 

Zrezygnował ze wszystkiego, byle tylko odzyskać wolność.

Eve  wyszła  z  budynku.  Nie  mogła  znieść  ciekawskich  spojrzeń 

współpracowników.  Nie  chciała  patrzeć  na    cierpienie  Henry'ego.  Nie  miała  też 

ochoty siedzieć samotnie w pustym mieszkaniu. Nieświadomie  skierowała się do 

muzeum historii naturalnej. Chodziła zamyślona wśród gablot pełnych minerałów.  

Zobaczyła swoje odbicie w jednej z szyb. Była blada, miała podkrążone oczy, jej 

ręce drżały  chorobliwie.

Spojrzała  na  dłoń.  Platynowa  obrączka  błyszczała  na paku.  Do  dziś  Eve 

nie  zdjęła  jej  nawet  na    chwilę.  Teraz  powoli  ją  zsunęła.  Jeszcze  wczoraj 

żałowała,  że  nie  ma  zaręczynowego  pierścionka  w  tym    samym  stylu.  Czy  tę 

obrączkę David zrobił dla niej, czy dla Laury? Przestań się zadręczać. Teraz  nie 

ma  to  już  żadnego  znaczenia,  powtarzała  sobie  z  uporem.  Schowała  obrączkę 

do kieszeni, czując,  że oto zamyka ważny rozdział swego życia.

Gdy  tylko  weszła  do  mieszkania,  zorientowała  się,  że  nie  jest  sama.  No 

tak, pewnie David już zaczął  się pakować. Powiesiła płaszcz i weszła do kuchni. 

background image

Woda w czajniku właśnie się zagotowała.

- Dzięki Bogu, że już jesteś - powiedział David, wchodząc. - Już zaczynałem się 

martwić.  Gdzie byłaś?

Nie powiedziała mu, że teraz to już nie jego sprawa. Nie widziała powodu, 

by rozstawać się w  gniewie.

- Nie chcę ci przeszkadzać, gdy będziesz się pakował.

Nie ruszył się z miejsca.

- Eve.

-  Zbudowaliśmy  domek  z  kart.  Można  było  się  spodziewać,  że  tak  krucha 

konstrukcja kiedyś się  rozpadnie. To tylko kwestia czasu - stwierdziła oschle. 

Włożyła  do  kubka  torebkę  z  herbatą  i  zalała    wrzątkiem.  David  stał  bez 

ruchu.

- Dlaczego uważasz, że powinienem się spakować?

Kubek o mało nie wypadł jej z ręki.

-  Po  tym,  co  powiedziałeś  dziś  rano  Henry'emu,  myślałam,  że  kazał  ci  się 

wynosić, gdzie  pieprz rośnie.

- Nie. Powtórzył mi tylko, że całą naszą trójkę łączy umowa.

Spojrzała mu w oczy.

- To śmieszne. Nie ma prawa cię do niczego zmuszać, jeśli  chcesz odejść. Nic 

dobrego nie mogłoby z  tego wyniknąć dla niego, firmy i... dla mnie.

- Ostatniej nocy byłaś innego zdania.

- Co masz na myśli?

- Powiedziałaś, że teraz mam już wszystko, co chciałem zdobyć.

Wzruszyła ramionami.

- Przecież to prawda. Mogłeś projektować, co tylko chciałeś. Jako protegowany 

Henry'ego miałeś  ułatwiony start. W przyszłości przejąłbyś kwitnący interes.

- A ostatniej nocy zyskałem premię w postaci ciebie.

-  Ale  mnie  nie  chcesz,  prawda?  -  spytała,  wyjmując  obrączkę  z  kieszeni.  -

Proszę.

Nie wyciągnął ręki.

- Dlaczego tak myślisz? - spytał.

background image

Położyła obrączkę na blacie.

- To już chyba nie ma znaczenia - stwierdziła z goryczą.

Musiała wiedzieć jeszcze jedno.

- Czy  tę obrączkę zrobiłeś dla mnie, czy dla niej?

Zamarł bez ruchu.

- Dla kogo?

- Laura Benedict miała zostać twoją żoną w najbliższą sobotę. Zapomniałeś?

- Ach, więc stąd całe zamieszanie?

- Nie - powiedziała ze złością. - To nie ja powiedziałam Henry'emu, że chcę się 

wycofać.

-  Nie  powiedziałaś,  bo  byłem  szybszy.  Jednak  dziś  rano  stało  się  jasne,  że  to 

właśnie tobie na tym  zależy. Chciałbym tylko wiedzieć, czy to z powodu Laury.

- Nie - zaczęła zaczepnym tonem - ale mogłeś mi o niej powiedzieć. Zwłaszcza 

jeśli ta sprawa  rzeczywiście należy do przeszłości.

- Tak właśnie jest.

- Czyżby?

-  Do  diabła,  Eve.  Dlaczego  robisz  taką  aferę  ze sprawy,  która  cię  nie  dotyczy? 

Nie miałem powodu, żeby  ci o niej mówić. Znajomość się skończyła, i tyle.

- Skończyła się z mojego powodu. Może raczej z powodu firmy Birmingham.

- Nieprawda.

Zapadła cisza. Eve w napięciu czekała, żeby powiedział coś więcej.

- To wszystko? - odezwała się wreszcie.

Spojrzał na nią z zastanowieniem.

- Zmieniłaś się, Eve. Gdybyś nadal była takim soplem lodu, z jakim się ożeniłem, 

Laura w  ogóle by cię nie obchodziła.

Poczuła, że drżą jej ręce.

- Ja tylko...

Przerwała.  Nie  wiedziała,  co  zamierzała  powiedzieć.  Czy  to,  że  nie 

mogłaby znieść myśli, że coś go  łączy z inną kobietą?

-  Właściwie,  nie  ma  to  już  znaczenia.  Powiedziałeś  Henry'emu,  że  się 

wycofujesz.

background image

- Dzięki temu ty nie musiałaś nic wyjaśniać.

-  Nie  bądź  taki  rycerski.  Nie  uda  ci  się  zrzucić  winy  na  mnie.  Dajesz  do 

zrozumienia,  że  chcesz  mnie    ochronić  przed  złością  Henry'ego.  Jakoś  nie 

wierzę, byś kierował się takimi szlachetnymi pobudkami

-  Tak  -  powiedział  z  namysłem.  -  Są  inne  powody.  Myślałem  o  tym  już  od 

jakiegoś czasu, chociaż Laura  nie ma z tym nic wspólnego. Znam ją od dawna 

i...

- Nie chcę tego słuchać - przerwała Eve.

-  Za  późno.  Zapytałaś,  to  teraz  muszę  ci  odpowiedzieć.  Jej  matka  prowadziła 

rubrykę  towarzyską  w    lokalnej  gazecie.  Śluby  były  jej  ulubionym  tematem. 

Spotykałem się z Laurą od pewnego czasu i jej  matka zaczęła wypytywać o datę 

ślubu. Początkowo nas to złościło. Potem pomyśleliśmy, że właściwie  dlaczego 

nie?  Dobrze  się  rozumieliśmy,  a  jej  rodzina  była  mi  przychylna.  Matka  Laury 

ustaliła  datę  z    dużym  wyprzedzeniem  i  natychmiast  opisała  to  w  gazecie. 

Pewnie stąd się dowiedziałaś?

Skinęła głową.

- Kawałek gazety wypadł z kalendarza.

-  Jednak,  kiedy już  zostało to ogłoszone,  wiedziałem, że  nie  mogę tego  zrobić. 

Laura  jest  wspaniałą    kobietą,  kocham  ją  jak  siostrę.  No  i  w  tym  właśnie  tkwił 

problem. Było mi głupio. Powiedziałem jej,  że zasługuje na kogoś lepszego, na 

kogoś, kto ją uszczęśliwi. Rozpłakała się.

Eve przygryzła wargę. Chyba mogłabym ją polubić. Ma podobne problemy 

jak ja, pomyślała.

-  Odpowiedziała  -  mówił  dalej  David  -  że  zastanawiała  się,  jak  się  taktownie 

wycofać.  Ona  też  kochała    mnie  jak  brata,  rozumiesz?  Pośmialiśmy  się  i 

wszystko zostało po staremu. Tylko jej matka mnie  znienawidziła.

-  Wtedy  nagle  zjawił  się  Henry  i  przedstawił  ci  ofertę  nie  do  odrzucenia  -

szepnęła Eve.

- Zaproponował dużo więcej, niż kiedykolwiek mógłbym się spodziewać.

Zauważyła, że nadal nie wyjaśnił najważniejszej kwestii. Westchnęła.

- Jeśli nie zależy ci na powrocie do Laury, dlaczego zrywasz umowę?

background image

Wydawało się przez chwilę, że nie usłyszy odpowiedzi.

-  Czułem  się,  jakbym  cię  wykorzystywał.  Ożeniłem  się  z  tobą  z  powodu  firmy 

Birmingham.  Jak    długo  bylibyśmy  związani  umową,  nie  uwierzyłabyś,  że  chcę 

być z tobą z innego powodu.

Eve przyłożyła dłoń do serca. Bała się odezwać, bała się poruszyć.

- Ojciec dawał mi dobre rady, ale o czymś zapomniał. Mówił, że nie powinienem 

się spotykać z  dziewczynami, z którymi nie chciałbym się ożenić. Nie dodał, że 

nie powinienem się żenić z kimś,  kogo nie chcę pokochać.

- Powiedziałeś Henry'emu...

-  Musiałem  mu  powiedzieć,  że  nie  chcę  zapłaty  za  małżeństwo  z  tobą. 

Birmingham to wyłącznie twoja  firma. Zrobię, co w mojej mocy, by cię do siebie 

przekonać,  byś  spojrzała  na  mnie  łaskawszym    okiem  -  przerwał  na  chwilę.  -

Kiedy  wieczorem  podeszłaś  do  mnie,  czułem  się,  jakbym  wygrał  na  loterii. 

Natomiast rano...

- Znalazłam ten wycinek o Laurze - wyjaśniła cicho. - Pogodziłabym się z faktem, 

że mnie nie  kochasz, ale nie mogłam znieść myśli, że kochasz inną.

Objął  ją,  przycisnął  do  siebie  i  pocałował.  Przez  długą  chwilę  stała 

przytulona do niego, szczęśliwa  i bezpieczna.

- Nie  zdajesz sobie sprawy, jak  bardzo jesteś atrakcyjna -  odezwał się David. -

Wtedy  na  lotnisku  byłem  piekielnie  zazdrosny  o  Travisa.  Wiedziałem,  że  

pocałowałaś mnie tylko dlatego, by zagrać mu na nosie.

Pokręciła głową.

-  Podświadomie  od  początku  zdawałam  sobie  sprawę,  że  mój  związek  z 

Travisem nie ma  przyszłości. Dlatego przystałam bez większych oporów na plan 

Henry'ego. W ten sposób próbowałam  wyrugować z serca Travisa.

- Słyszałaś o bliźniakach?

Uśmiechnęła się.

- Chyba teraz, gdy ma czworo dzieci na utrzymaniu, trudniej mu będzie wmawiać 

kobietom, że  jest w separacji.

- Zamyśliła się na moment. - Co naprawdę powiedziałeś dziś Henry'emu?

-  Wszystko,  choć  nie  miałem  takiego  zamiaru.  Umiejętnie  wyciągnął  ode  mnie 

background image

najdrobniejsze szczegóły.  To szczwany lis, od początku dobrze wiedział, jak to 

się skończy. Jeśli kobietę i mężczyznę  zamkniesz na ograniczonej przestrzeni, 

wystarczy tylko czekać na nieuniknione.

Mieliśmy dużo szczęścia.

-  Jednak  to  Henry  pomógł  naszemu  szczęściu.  Przyznał  mi  się,  że  nie  miał 

innych  kandydatów    oprócz  mnie.  Uznał,  że  doskonale  do  siebie  pasujemy. 

Jesteśmy  lojalni  do  bólu.  Chociaż  akurat  to  nie    zabrzmiało  w  jego  ustach  jak 

komplement.

Roześmiała się. David spojrzał jej w oczy.

-  Eve,  naprawdę  myślałaś,  że  dałem  ci  obrączkę  przeznaczoną  dla  kogoś 

innego?

Nie odpowiedziała wprost.

-  Kiedy  w  restauracji  podeszła  do  nas  pani  Morgan,  powiedziałeś,  że  twoją 

pierwszą  pracą  w  firmie    będzie  obrączka  ślubna.  Nie  widziałam,  byś  nad  nią 

pracował.

- Za nic nie pozwoliłbym ci na nią choćby spojrzeć. To miała być niespodzianka -

odpowiedział. 

Sięgnął  po obrączkę leżącą na blacie. Wsunął ją Eve na palec.

-  Kiedy  dowiedziałam  się  o  Laurze,  byłam  przekonana,  że  zrobiłeś  ją  dla  niej. 

Było  mi  przykro,  ale  nie    miałam  pretensji.  Przecież  narzuciłam  ci  takie 

ograniczenia, byś nie mógł błysnąć talentem.

- Naprawdę się starałem spełnić twoje życzenia. Prosiłaś o coś prostego...

- Odmówiłam też przyjęcia pierścionka zaręczynowego - dodała cicho.

- Żałujesz?

Pokręciła przecząco głową i uniosła dłoń.

- Obrączka jest dla mnie najważniejsza.

- Nie wierzę.

-  Masz  rację  -  przyznała.  -  Żałuję.  Zrobisz  mi  zaręczynowy  pierścionek  z 

brylantem?

Delikatnie ją pocałował.

- Nie.

background image

Uniosła brwi.

- Dlaczego? Bo już jesteśmy po ślubie?

David sięgnął do kieszeni.

- Nie, bo mówiłaś, że nie chcesz żadnych brylantów.

Wyciągnął  dłoń  z  pierścionkiem  niemal  identycznym    jak  obrączka.  Był 

nieco  szerszy,  a  w  wyszukanej  oprawie  tkwił  niebieskozielony  kamień. 

Najpiękniejszy  szmaragd, jaki Eve kiedykolwiek widziała.

- Zrobiłeś go, nim jeszcze... - zaczęła, czując, że łzy napływają jej do oczu.

- Tak. Jeszcze nim zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.

- Podoba ci się?

- Jest piękny - szepnęła.

- Nim go założysz, powinnaś o czymś wiedzieć - ostrzegł. - Obawiam się, że ma 

coś wspólnego z tym  naszyjnikiem z rubinem, o którym mówiła jedna z klientek.

Zmarszczyła brwi.

- Chodzi ci o ten, na którym ciąży klątwa?

-  Tak. Razem z tym  pierścionkiem  dostajesz  zakochanego, niezbyt  rozsądnego 

męża. Naprawdę chcesz być  moją żoną?

-  Nie  wiem  -  odparła,  udając,  że  się  namyśla.  -  Czy  nie  lepszy  byłby  gorący 

romans? Mówiłeś, że ludzie  po ślubie nie romansują ze sobą.

-  Nie  miałem  racji  -  powiedział,  dotykając  ustami  jej  policzka.  -  Mogę  ci  to 

udowodnić, jeśli chcesz.

Uśmiechnęła  się.  Uniosła  dłoń,  żeby  mógł  wsunąć  jej  pierścionek  na 

palec.

- Chcę - powiedziała cicho. Nie musiała mówić nic więcej, bo wszystko już było 

jasne.