Aleksander Teisseyre
Nowe spojrzenie na stres
Odkrycia ostatnich 20 lat dostarczają nam nowych narzędzi do radzenia sobie ze stresem
Wprowadzenie
Rosnące
zainteresowanie psychoneuroimmunologią podyktowane jest między
innymi tym, że dostarcza nam ona nowych narzędzi do radzenia sobie
z chorobami i stresem. Odkrycia ostatnich 20 lat są bardzo
obiecujące. Mówią nam, że w sprawie odporności na stres i
choroby mamy więcej do powiedzenia, niż nam się wydawało. Nasza
psychika to potężny sojusznik, który może nam umożliwić zdrowe,
godne życie, – jeżeli potrafimy skorzystać z pomocy, którą
oferuje.
Psychoneuroimmunologia to nauka, która zajmuje
się badaniem związków pomiędzy umysłem, mózgiem i odpornością
organizmu. Psychoimmunologia bada zależności pomiędzy naszą
psychiką – postawami, przekonaniami, zachowaniami – a
odpornością na stres i choroby. Te nowe nauki mają charakter
interdyscyplinarny i leżą na pograniczu neurologii, immunologii i
psychologii. Nowe podejście do stresu, jakie nam sugerują oznacza
większą skuteczność w zapobieganiu i leczeniu jego skutków.
Pojęcie stresu liczy sobie około 50 lat. Nasz wiedza o
stresie szybko się wzbogaca. Wraz z nią zmienia się podejście do
zapobiegania i leczenia skutków stresu. Ostatnie 20 lat przyniosło
możliwość zrewidowania poglądów na stres i wypróbowania nowych,
efektywniejszych metod. Dzięki temu podejściu możemy na zjawisko
stresu i na naszą rolę w kształtowaniu własnej odporności
patrzeć bardziej optymistycznie.
Dawniejsze poglądy na stres
Pojęcie
stresu wprowadził Hans Selye, genialny naukowiec, który poświęcił
50 lat życia badaniu tego zjawiska. Selye (1907-1982), lekarz i
endokrynolog, opublikował ponad 1400 artykułów i był 10 razy
nominowany do Nagrody Nobla, której jednak nie dostał (co musiało
być dla niego bardzo stresujące!).
Selye postawił
hipotezę, że choroby są skutkiem niezdolności do radzenia sobie z
ciągłym stresem (czyli niewydolnością tzw. syndromu ogólnej
adaptacji), co udokumentował w pierwszej książce na temat stresu
The
Stress of Life
(1956).
Co to jest stres?
Hans
Selye zdefiniował stres w następujący sposób:
„Stres to nieswoista reakcja organizmu na wymagającą sytuację.”
Jednocześnie dodał:
„Bez stresu nie byłoby życia.”
W
takim ujęciu stres jest zjawiskiem normalnym, nie musi szkodzić;
wiadomo także, że pewien poziom stresu sprzyja uczeniu się. A oto
pełniejsza definicja:
Stres to reakcja organizmu w postaci mobilizacji energii do pokonywania różnorodnych przeszkód, barier, wymagań, bez względu na to, czy towarzyszą jej przyjemne czy przykre odczucia. Jest to reakcja niespecyficzna, tzn. jej rodzaj nie zależy od rodzaju czynnika, jaki ją wywołuje.
Badania Holmesa i Rahe
Kolejny
rozdział badań nad stresem napisali Thomas Holmes i Richard Rahe,
psychiatrzy z Washington University w Seattle (badania opublikowane w
roku 1967). Alternatywna koncepcja stresu Holmes i Rahe bazuje na
pojęciu stresorów. Holmes i Rahe opracowali skalę 43 wydarzeń
życiowych, którą wolontariusze uszeregowali według tego, jak
wielkiego przystosowania wymaga każde wydarzenie. Zgodnie z tą
kolejnością każdemu wydarzeniu przypisano pewną ilość punktów.
Tak powstały słynny kwestionariusz Social
Readjustment Rating Scale
(SRRS).
Kwestionariusz aplikowano ludziom przywiezionym
na ostry dyżur, a także osobom towarzyszącym. Okazało się, że
osoby chore doświadczyły znacznie więcej stresujących wydarzeń w
przeciągu roku poprzedzającego chorobę niż osoby towarzyszące.
Udowodniono statystyczny związek pomiędzy stresorami a chorobą.
Skala stresu Holmesa i Rahe - Social Readjustment Rating Scale (SRSS)
Różnym
wydarzeniom wymagający przystosowania przypisano wartości punktowe.
Śmierci współmałżonka, jednemu z najsilniejszych stresów,
przypisano wartość 100 punktów.
Oto niektóre stresory
wyrażone w punktach:
Rozwód (75)
Zawarcie małżeństwa (50)
Ciąża (40)
Nowy członek rodziny (39)
Duża pożyczka na dom (31)
Niektóre stresory związane z pracą
Zwolnienie z pracy (47)
Przejście na emeryturę (45)
Zmiana zasad funkcjonowanie biznesu (39)
Zmiana stanowiska pracy (36)
Zmiana zakresu odpowiedzialności (29)
Współmałżonek zaczyna albo kończy pracę (26)
Kłopoty z szefem (23)
Zmiana godzin lub warunków pracy (20)
Statystyczny efekt stresorów
Z
badań Holmesa i Rahe wynika interesująca zależność statystyczna
pomiędzy stresorami a prawdopodobieństwem zapadnięcia na poważną
chorobę.
150 - 199 jednostek stresu |
= |
37% szansa choroby w ciągu kolejnych 2 lat |
200 - 299 jednostek stresu |
= |
51% szansa choroby |
ponad 300 jednostek stresu |
= |
79% szansa choroby |
Epidemia stresu
Życie
w nowoczesnym społeczeństwie oznacza dla przeciętnego człowieka
coraz więcej stresu. Statystyki dotyczące chorób powodowanych
przez stres są alarmujące. Z badań opinii pracowników wynika, że
40% uważa, że ich praca jest bardzo stresująca, 25% uważa pracę
za najbardziej stresujący czynnik w ich życiu; 75% pracowników
uważa, że doświadczają więcej stresu związanego z pracą niż
poprzednia generacja; pomiędzy 25% a 40% pracowników doświadcza
symptomów wypalenia związanego z pracą, którego przyczyną jest
stres.
Możemy mówić o „epidemii” stresu.
Przewiduje się m.in., że depresja, której przyczyną jest często
chroniczny stres, stanie się główną chorobą zawodową 21-go
stulecia, odpowiedzialną za więcej straconych dni pracy niż inne
czynniki. W USA wydaje się rocznie 300 miliardów dolarów (7500
dolarów na pracownika) w związku ze stresem.
Współczesne miejsce pracy a stres
Zmiany
w środowisku pracy spowodowały przeciążenie naszego tradycyjnego
mechanizmu radzenia sobie z sytuacją. Rośnie nacisk na coraz
większą produktywność i dłuższe godziny pracy. Istnieje
potrzeba przyswajania i stosowania coraz większej ilości
informacji. Niskie jest poczucie bezpieczeństwa pracy (groźba
zwolnienia). Zmiany demograficzne oraz potrzeba zarówno mężczyzn
jak i kobiet, aby pogodzić pracę z życiem rodzinnym (kobiety na
całym świecie coraz częściej podejmują pracę) to dodatkowe
czynniki pogarszające sytuację.
Efekty stresu
Wpływ
chronicznego stresu na serce jest dobrze zbadany. Choroba wieńcowa
serca jest jedną z chorób związanych ze stresem. Statystyki mówią,
że choroba wieńcowa serca jest najczęstszym powodem śmierci w
krajach wysoko rozwiniętych, tak u mężczyzna jak i u kobiet.
Choroba wieńcowa powoduje atak serca i dusznicę bolesną. U kobiet
obniżenie poziomu estrogenu, spowodowane stresem, zwiększa
prawdopodobieństwo ataku serca.
Układ krążenia jest
tylko jednym z układów wrażliwych na chroniczny stres. Stres
atakuje również układ trawienny, system hormonalny, układ nerwowy
(powodując m.in. osłabienie pamięci i depresję).
Psychika a odporność na stres
O
wpływie psychiki na podatność na stres i choroby wiemy już od
dawna. Osobowość typu A opisana przez Friedmana i Rosemana (1974)
cechuje niecierpliwość, perfekcjonizm, pośpiech, chroniczny gniew,
irytacja i wrogie nastawienie do ludzi. Takie osoby zdecydowanie
częściej zapadają na chorobę wieńcową serca. Jest to przykład,
jak stres powoduje chorobę atakując system hormonalny.
W
miarę rozwoju psychoimmunologii stało się jasne, że stres obniża
odporność na choroby przez osłabienie systemu immunologicznego.
Może to przynieść zarówno częstsze infekcje (przeziębienia,
grypy) jak i zwiększyć prawdopodobieństwo zachorowania na chorobę
nowotworową. Współczesne podejście do stresu bazuje na
powiązaniach pomiędzy psychiką a systemem immunologicznym.
Pułapki starej koncepcji stresu
Dawniejszy,
przestarzały model mówi, że stres jest szkodliwy. Często spotyka
się zalecenie: „Unikaj stresu, utrzymuj pozytywne nastawienie, a
będziesz zdrowy". Dlaczego ten model nie zdaje egzaminu?
Ponieważ nie można uniknąć stresu. Ludzie nie są stworzeni do
unikania stresu.
Poza tym stres dostarcza nam sposobności
do rozwoju. Kiedy natrafiamy na trudności, stajemy przed wyborem:
regresja i załamanie, czy też rozwój. Jeśli potraktujemy stres
jako wyzwanie i świadomie stawimy mu czoła, możemy się wzmocnić
i nauczyć czegoś wartościowego.
A zatem
niebezpieczeństwo czy sposobność? I jedno i drugie. Jeżeli
potrafimy efektywnie „nawigować” przez wyzwania, jakie nam rzuca
życie, stres nie musi być naszym wrogiem. Psychoimmunologia właśnie
tego nas uczy – jak nawigować.
Jednostronne,
niedoskonałe spojrzenie na stres zawdzięczamy modelowi
zaproponowanemu przez Holmesa i Rahe. Skoro stresory korelują z
chorobą, to należy ich unikać, i nic więcej nie możemy zrobić –
tak by się wydawało. Jednakże model Holmesa i Rahe działa tylko
statystycznie. Jeśli spojrzymy na pojedynczego człowieka, zależność
pomiędzy stresującymi wydarzeniami życiowymi a chorobą rozmywa
się. Suzanne Ouellette, zasłużona pionierka psychoimmunologii,
która bada efekty stresu od wielu lat stwierdziła na podstawie
obszernych opublikowanych danych:
„Jeśli mielibyśmy przewidywać chorobę na podstawie wiedzy o stresujących wydarzeniach, to mielibyśmy rację tylko w 15% przypadków.”
Współczesne poglądy na stres
Z
nowszych badań wynika, że to, czy zachorujemy z powodu stresu
zależy od tego, jak będziemy reagować: co będziemy czuć, co
myśleć, jak się zachowamy. Współcześni badacze stresu
zorientowani na jedność ciała i umysłu porzucili prosty model
stresu ponieważ stwierdzili, że redukcja stresu i „pozytywne
nastawienie" nie wystarcza. Kluczowym czynnikiem jest siła
naszej psychiki przejawiająca się m.in. tym, że potrafimy
korzystać z własnych zasobów psychofizycznych.
Osobowość immunologicznie silna
Henry
Dreher zebrał wyniki badań naukowych z pogranicza immunologii i
psychologii, wykonanych przez uznanych psychologów amerykańskich.
Badania te dotyczą siedmiu aspektów osobowości, które sprzyjają
odporności na stres. Aspekty te wyrażają się w konkretnych
postawach i zachowaniach. Ich krótki opis z podaniem źródeł
przytoczono poniżej. Ósma cecha pochodzi od Johna Kabat-Zina, który
od ponad dwudziestu lat metodą autorską pomaga ludziom uleczyć
skutki stresu. Dreher nazywa sumę tych konstruktywnych cech i postaw
„osobowością silną immunologicznie” (Immune
Power Personalisty).
Osiem cech decydujących o zdrowiu
Cecha 1. Wrażliwość na sygnały wewnętrzne
Dr
Gary E. Schwartz, psycholog z Arizona University odkrył, że ludzie,
którzy rozpoznają sygnały ciała/umysłu, takie jak dyskomfort,
ból, zmęczenie, złe samopoczucie, smutek, gniew i przyjemność
lepiej sobie radzą psychiczne, mają lepszy profil immunologiczny i
zdrowszy układ krążenia.
Schwarz opisał trzy aspekty
tej cechy nadając jej zbiorczą nazwę „czynnik ACE”. Tak więc
czynnik ACE posiada trzy fazy: uświadomić sobie, połączyć,
wyrazić (Attend,
Connect, Express).
Naszym atutem (ACE czyli as) jest zdolność do słuchania własnego
organizmu (Attend),
zrozumienia sygnałów w kontekście naszego życia (Connect)
i dokonanie koniecznych zmian (Express).
Cecha 2. Zdolność do zwierzeń
Dr
James W. Pennebaker, psycholog z Southern Methodist University w
Dallas, Texas wykazał, zwierzanie się jest zdrowe. Ludzie, którzy
ujawniają swoje sekrety, urazy i uczucia względem samych siebie i
innych mają żywsze reakcje immunologiczne, zdrowsze profile
psychologiczne i znacznie rzadziej chorują.
Cecha 3. Siła charakteru
Dr
Suzanne Ouellette, psycholog z City University, New York
skoncentrowała się na sile charakteru (hardiness).
Wyróżniła w niej 3 elementy (3C). Nazwała je zaangażowanie,
kontrola, wyzwanie (Commitment,
Control, Challenge).
Przez zaangażowanie Quelette rozumie aktywne włączanie
się w pracę, twórcze działanie oraz żywe związki z ludźmi.
Kontrola oznacza tu poczucie, że możemy wpływać na jakość
własnego życia, zdrowia i sytuację społeczną. Wyzwanie to
postawa, która traktuje sytuacje stresujące nie jako zagrożenie,
lecz jako sposobność do korzystnych zmian, do rozwoju. Ludzie
obdarzeni tymi cechami rzadziej chorują i mają silniejszy układ
immunologiczny.
Cecha 4. Asertywność
Lekarz
Dr G. F. Solomon, jeden z pionierów Psychoneuroimmunologia,
udowodnił w serii badań spełniających wysokie naukowe standardy,
że ludzie, którzy wyrażają swoje potrzeby i uczucia mają
silniejszy i bardziej zrównoważony układ immunologiczny, oraz
łatwiej opierają się chorobom immunologicznym, takim jak
reumatoidalne zapalenie stawów, czy też AIDS.
Zauważono
także powiązanie między siłą immunologiczną a zdolnością
odnalezienia sensu życia w stresujących okolicznościach.
Cecha 5. Tworzenie związków opartych na miłości
Dr
David Mc Clelland, światowej sławy psycholog z Boston University
wykazał, że ludzie o silnej motywacji do tworzenia związków
opartych na miłości i zaufaniu mają bardziej żywotne systemy
immunologiczne i mniej chorują.
Cecha 6. Zdrowe pomaganie
Allan
Luks z Institute of Advanced Health badał uzdrawiającą moc
altruizmu. Pokazał on, że osoby zaangażowane w pomaganie innym
zyskują korzyści nie tylko w sferze psychicznej czy duchowej, lecz
także w sferze fizycznej. Ci ludzie mniej chorują.
Cecha 7. Wszechstronność i integracja
Patricia
Linville, psycholog z Duke University wykazała, że ludzie, których
osobowość posiada różnorodne aspekty lepiej znoszą trudne
sytuacje życiowe. Są odporniejsi na stres, depresję, fizyczne
symptomy, grypę i inne choroby w obliczu stresujących wydarzeń
życiowych. Mają także większe poczucie własnej wartości.
Tę
cechę można nazwać aspektem „zdrowej Hydry”. Kluczem do
dobrego funkcjonowania jest integracja różnych aspektów
osobowości.
Cecha 8. Uważność – skupiony umysł
Dr.
Jon Kabat-Zin, lekarz z University of Massachusetts Medical Centre od
ponad 20 lat pomaga ludziom uleczyć symptomy stresu przy pomocy
programu Stress
Reduction and Relaxation Program
(SR&RP czyli „stress
clinic”).
Jak zademonstrował Kabat-Zin na tysiącach pacjentów,
trening skupionego umysłu wydatnie pomaga w radzeniu sobie ze
stresem, bólem i chorobą. Zwiększa szanse na uleczenie i sprzyja
rozwojowi człowieka.
Czego nas uczy psychoimmunologia?
Spróbujmy
podsumować te odkrycia. O naszym zdrowiu i tolerancji na stres
decydują nasze postawy psychiczne. Świadomie je kształtując
możemy wydatnie poprawiać jakość naszego życia.
Psychoimmunologia dostarcza konkretnych wskazówek, którymi
aspektami naszego życia warto się zająć.
Model
zdrowego życia, który wyłania się z powyższych badań można dla
wygody podzielić na cztery obszary, „cztery filary zdrowia”. Moc
tych czterech obszarów przekłada się na silny system
immunologiczny, a więc dobrą tolerancję stresu i odporność na
choroby.
Uważność
Uważność
to zdolność do skupiania uwagi na „tu i teraz”, na tym, w co
jesteśmy aktualnie zaangażowani – na pracy, kontakcie z drugim
człowiekiem, na każdej czynności, na realiach życia.
Przeciwieństwem uważności jest nieobecność, gubienie się w
myślach dotyczących przeszłości i przyszłości. Uważność to
także pamiętanie o różnych aspektach naszego życia, o potrzebach
naszych i potrzebach innych ludzi, dbanie o nasze relacje.
Asertywność
Asertywność
to moc wynikająca z poczucia własnej wartości i własnych praw,
gotowość domagania się ich i walczenia o nie. Jednocześnie jest
to traktowanie innych ludzi w sposób partnerski, jako równych
sobie, i respektowanie ich praw. Człowiek asertywny nie rezygnuje z
zaspokojenia własnych potrzeb, nie usuwa się w cień, nie oddaje
innym swojego miejsca w świecie.
Zdrowe związki
Jest
to łatwość nawiązywania głębszych relacji (partnerstwo,
przyjaźń, rodzicielstwo) bazujących na bezwarunkowej miłości.
Związki te są oparte na ufności i są bezinteresowne. Nie bazują
na sfrustrowanej potrzebie dominacji czy też niezaspokojonej
potrzebie bezpieczeństwa i opieki. Naturalnym wyrazem miłości jest
zdrowe pomaganie innym (ale nie własnym kosztem) i altruizm.
Wszechstronność i integracja
Jest
to posiadanie różnorodnych aspektów osobowości, często na pozór
niezgadzających się ze sobą. Są one wyrażane przez różnorakie
zainteresowania i role w różnych dziedzinach życia – jako
zainteresowania zawodowe, pozazawodowe, zamiłowania, hobby, praca
charytatywna, twórczość artystyczna, podróże etc. Można o nich
mówić jako o podosobowościach. Bardzo istotna jest tutaj
integracja tych rozmaitych aspektów, zapewniająca nie tylko
różnorodność ale i ciągłość, spójność osobowości.
Jak
można wzmocnić cztery filary zdrowia?
Cztery filary zdrowia
można świadomie wzmacniać. Wzmacnianie zdrowych cech wymaga pracy
nad sobą i regularnej praktyki. Nie przychodzi to samo, ale nagroda
jest wielka w postaci poprawy zdrowia, większej energii i głębszej
satysfakcji w życiu.
Trening pod kierunkiem psychologa
może przyspieszyć ten proces. Dobrą metodą jest rozpoczynanie od
prostych podstawowych kompetencji, możliwych do nauczenia w jeden
weekend. Przykładem może tu być umiejętność koncentracji umysłu
przez dłuższy czas, często ułatwiona przez kontakt z własnym
ciałem, przez ugruntowanie i prawidłowy oddech. Od tego rozpoczyna
się trening uważności.
Podstawowe kompetencje należy
wzmacniać przez regularną praktykę. Praktyka prowadzi do
konstruktywnych przyzwyczajeń. Z czasem prowadzi to do głębokiej
zmiany postaw na bardziej konstruktywne. Na tej zasadzie działa
trening prowadzony przez Instytut Psychoimmunologii - od prostych
kompetencji do trwałych, konstruktywnych postaw, przynoszących siłę
i zdrowie
Bassam Aouil
Strategie i style radzenia sobie ze stresem w sytuacji kryzysowej
Wstęp
Naturalnym
pragnieniem każdego człowieka jest życie w dobrym zdrowiu i
samopoczuciu. Tymczasem często jesteśmy poddawani różnego rodzaju
stresom. Stresujemy się prawie wszystkim: wydarzeniami na świecie,
bezrobociem, korkiem na ulicy, spojrzeniem przełożonego, chorobą,
rozwodem, etc. W rzeczywistości stres towarzyszy człowiekowi od
narodzin życia na Ziemi. Zapewne źródła stresu były wówczas
inne niż te, które zna współczesny człowiek, niemniej istniały.
Poziom stresu zwiększa się w szczególnie trudnych
sytuacjach, gdzie jesteśmy zagrożeni lub mamy poczucie zagrożenia
fizycznego, społecznego lub psychicznego.
Zjawisko jest
tak powszechne, że aż trudne do ogarnięcia. Wielu z nas uważa, że
jest ono typowe dla naszych czasów, naszego stulecia. I wówczas
stres podobnie tak jak i dziś, był i jest przede wszystkim powodem
depresji, frustracji, znacznie rzadziej jest sojusznikiem w osiąganiu
sukcesów i wytyczonych celów.
W pracy próbuję
przybliżyć, w oparciu o literaturę z dziedziny psychologii,
medycyny, socjologii, część wiedzy na temat stresu, jego następstw
oraz możliwości radzenia sobie z nim.
Stres i skutki przewlekłego stresu
Pojęcie
stresu jest znane każdemu i potocznie kojarzone w znaczeniu ujemnym
z przeciążeniem, wywołanym sytuacją trudną, konfliktową,
chorobą, przykrym przeżyciem, zmartwieniem, ale też wpływem
bodźców fizycznych, np. hałasu. Stres (ang. stress)
– zespół powiązanych procesów w organizmie i systemie nerwowym,
stanowiących ogólną reakcje osobnika na działanie bodźców lub
sytuacji niezwykłych, trudnych, zakłócających, zagrażających,
przykrych lub szkodliwych, zwanych stresorami (Kocowski T, 1997).
Popularny Słownik Języka Polskiego PWN definiuje stres
jako „stan mobilizacji sił organizmu będący reakcją na
negatywne bodźce fizyczne i psychiczne, mogący doprowadzić do
zaburzeń czynnościowych” [1]. Natomiast Słownik Psychologiczny
rozróżnia dwa rodzaje stresu:
stres psychiczny – wywołany przez silny bodziec zewnętrzny i wewnętrzny (stresor), wzrost napięcia emocjonalnego prowadzący do ogólnej mobilizacji sił organizmu, mogący przy długotrwałym działaniu doprowadzić do zaburzeń w funkcjonowaniu organizmu, wyczerpania i chorób psychosomatycznych;
stres fizjologiczny – całokształt zmian, którymi organizm odpowiada na różnorakie czynniki uszkadzające, jak zranienie, oziębienie, przegrzanie itp. [2].
W
nauce stres kojarzony jest z twórcą pierwszej (w 1936r.) teorii
stresu, lekarzem H. Selye. Użył on słowa stres, który zdefiniował
z punktu widzenia biologii i fizjologii jako „nieswoistą reakcję
organizmu na wszelkie stawiane mu żądanie” [3]. Koncepcja Selye
wzbudziła zainteresowanie i zaowocowała powstaniem kilku teorii
stresu psychologicznego. Istnieją trzy nurty w określeniu stresu
psychologicznego. I. Heszen-Niejodek przedstawia stres jako:
bodziec, sytuację lub wydarzenie zewnętrzne o określonych właściwościach;
reakcje wewnętrzne człowieka, zwłaszcza reakcje emocjonalne, doświadczane wewnętrznie w postaci określonego przeżycia;
relację między czynnikami zewnętrznymi, a właściwościami człowieka [4].
Istnieje
wiele medycznych jak i psychologicznych koncepcji stresu. Dla potrzeb
tej pracy kilka z nich zostanie omówionych.
Psychologiczne koncepcje stresu
Omówienie
różnych koncepcji stresu warto rozpocząć od przybliżenia
fizjologicznej teorii stresu H. Seylego, której istotą według J.
Terelaka [5] jest pojęcie Ogólnego Zespołu Adaptacyjnego. Jest to
zespół wszelkich niespecyficznych zmian fizjologicznych (nie
związanych bezpośrednio z działaniem i naturą bodźca
szkodliwego) będących odpowiedzią na stres. Odpowiedź ta rozwija
się przez trzy stadia:
Reakcja alarmowa (faza szoku, faza przeciwdziałania szokowi)
Stadium odporności
Stadium wyczerpania
Reakcja
alarmowa powstaje pod wpływem szkodliwego bodźca, ma na celu
dwustopniową mobilizację sił obronnych organizmu: najpierw przez
fazę szoku obejmującą bezpośrednią reakcję organizmu na czynnik
szkodliwy i charakteryzującą się silnym pobudzeniem organizmu do
obrony. Następną fazą jest przeciwdziałanie szokowi, które
obejmuje reakcje obronne i którym towarzysza zmiany w funkcjach
fizjologicznych organizmu (np. wzrost ciśnienia krwi). Drugie
stadium stanowi stadium odporności, w którym organizm mobilizuje
swoje zasoby energetyczne i mechanizmy obronne - następuje względna
adaptacja organizmu na działanie szkodliwego bodźca. Trzecie,
stanowi stadium wyczerpania, które charakteryzuje się obniżeniem
możliwości energetycznych i obronnych organizmu, czego wskaźnikiem
może być rozregulowanie funkcji fizjologicznych organizmu.
Selye
rozróżnia dwa aspekty stresu: fizjologiczny i psychologiczny.
Fizjologiczny odnosi się do relacji pomiędzy siłą i
intensywnością bodźca a poziomem pobudzenia fizjologicznego.
Natomiast, jak dalej pisze J. Terelak, psychologiczny aspekt stresu
łączy się z treściową charakterystyką bodźca stresowego będącą
odzwierciedleniem jego znaczenia dla życia i rozwoju człowieka.
Selye rozróżnia stres dobry i zły.
Dystres (stres zły) - kiedy stres jest tak ciężki lub trwa tak długo, że wywołuje dezorganizację działania;
Eustres (stres dobry) - działanie mimo chwilowego dyskomfortu prowadzi do rozwoju osobowości.
W
sensie fizjologicznym stres dobry i zły nie różnią się od
siebie, jeśli chodzi o pobudzenie (aktywację) organizmu do walki z
nim. Natomiast w sensie psychologicznym pojawia się zróżnicowanie:
stres zły (dystres) rozumiany jest jako niosący cierpienie i
dezintegrację, natomiast stres dobry (eustres) rozumiany jest przez
Selyego jako czynnik motywujący do wysiłku mimo trudności i
prowadzący do rozwoju własnej osobowości i osiągnięć życiowych.
Wszystko zależy od oceny poznawczej, od tego, jaki sens nadajemy
stresowi.
Termin „stres psychologiczny” został po
raz pierwszy użyty przez klasyka, twórcy teorii napięcia
emocjonalnego I.L.Janisa. Jego definicję stresu psychologicznego
przytacza Terelak jako „taką zmianę w otoczeniu, która typowo,
tzn. u przeciętnej osoby wywołuje wysoki stopień napięcia
emocjonalnego, które przeszkadza w normalnym sposobie reagowania”
[1]. Definicja ta obejmuje dwa aspekty stresu:
sytuację stresową opisywaną za pomocą bodźców wywołujących zaburzenia zachowania,
reakcję stresową, rozumianą jako wszelkie zmiany w zewnętrznym zachowaniu się, uczuciach, postawach wywołanych przez bodźce stresowe.
Zdaniem
cytowanego autora, w stresie można wyróżnić trzy fazy:
faza zagrożenia, podczas której człowiek dostrzega oznaki niebezpieczeństwa wywołujące strach,
faza działania niebezpieczeństwa - człowiek spostrzega niebezpieczeństwo, którego unikniecie zależy od własnych działań obronnych lub innych ludzi,
faza skutków - człowiek spostrzega mniej lub bardziej długotrwałe negatywne skutki stresu.
Inne
ujęcie przedstawia I. Heszen-Niejodek, omawiając transakcyjną
teorię stresu R. Lazarusa, który definiuje pojęcie stresu: „jako
określoną relację między osobą a otoczeniem, która oceniana
jest przez osobę jako obciążająca lub przekraczająca jej zasoby
i zagrażające jej dobrostanowi” [7]. Jest to chyba najczęściej
cytowana definicja i wynika z niej, że to podmiot decyduje czy
relacja jest stresowa, czy nie. Kontrowersją jest tu problem, czyj
punkt widzenia ma rozstrzygać o uznaniu relacji za stresową
(subiektywny, czy obiektywny)?
Lazarus wyróżnia dwie
funkcje radzenia sobie ze stresem: instrumentalną, polegająca na
kształtowaniu relacji stanowiącej sytuacje stresową i radzenie
sobie z własnymi emocjami. Ratajczak pisząc o radzeniu sobie ze
stresem precyzuje określenie procesu zaradczego jako: „świadomy
lub nieświadomy wysiłek, związany z zapobieganiem, eliminowaniem
bądź osłabianiem stresorów albo z tolerowaniem stresorów w
sposób najmniej szkodliwy” [8]. Autorka przytacza też powszechnie
przyjmowaną definicję radzenia sobie Lazarusa, która mówi, że
radzenie sobie to wciąż zmieniający się wysiłek poznawczy i
behawioralny, skupiony na specyficznych zmaganiach zewnętrznych i
wewnętrznych, ocenianych jako obciążające lub przekraczające
możliwości człowieka. Wspomniany R. Lazarus proponuje cztery
strategie zaradcze: szukanie informacji, bezpośrednie działanie,
powstrzymanie się od działania oraz procesy intrapsychiczne.
Natomiast zdaniem J. Terelaka alternatywną do stanowiska
R. Lazarusa jest koncepcja zachowania zasobów S.E. Hobfoll, która
opiera się na założeniu, że ludzie nastawieni są głownie na
zachowanie, ochronę i ciągłe odtwarzanie zasobów swojej energii.
Według tej koncepcji „stresem jest reakcja na otoczenie, w którym
występuje groźba czystej utraty sił, rzeczywista ich utrata lub
brak sił spowodowany wyeksploatowaniem” [9]. Zdanie autora zmiany,
stany przejściowe lub wymagania same w sobie nie są stresujące,
jeśli nie prowadza do straty zasobów, ale, jeśli uda się im
sprostać, pomnażają zasoby na zasadzie „szczepionki stresowej”.
Kolejną, interesującą koncepcją, jaką przedstawia J.
Terelak jest koncepcja salutogenetyczna A. Antonovsky’ego [10],
która zakłada, że brak homeostazy i uporządkowania jest stanem
normalnym dla ludzkiego organizmu. Twórca tej koncepcji proponuje
kontinuum zdrowia-choroby, odnoszące się zarówno do sfery
fizycznej, jaki i psychicznej. A. Antonovsky duże znaczenie
przywiązuje do tzw. zasobów odpornościowych człowieka, które
definiuje jako wszelkie, fizyczne (odporność), materialne
(pieniądze), poznawcze i emocjonalne (wiedza, intelekt, osobowość),
postawy i relacje interpersonalne, które umożliwiają skuteczne
przezwyciężanie lub unikanie różnych stresorów. Wspólnym
czynnikiem ułatwiającym utrzymanie zdrowia jest poczucie
koherencji, rozumiane jako określony sposób postrzegania świata.
Poczucie koherencji jest tym silniejsze, im większe są ogólne
zasoby odpornościowe wpływające na spójne i korzystne
doświadczenie życiowe. Podstawowe twierdzenia opisujące model
salutogenetyczny można przedstawić w poniższych punktach:
wzorce wychowawcze, role społeczne i inne czynniki specyficzne determinują ogólne rezerwy odpornościowe jednostki,
ogólne rezerwy odpornościowe jednostki dostarczają jej spójnych, sensownych i znaczących doświadczeń życiowych,
poczucie koherencji jest kształtowane przez doświadczenie życiowe,
czynniki stresujące wywołują u człowieka stan napięcia,
silne poczucie koherencji powoduje, że w razie potrzeby jednostka mobilizuje ogólne rezerwy odpornościowe,
zmobilizowane ogólne rezerwy odpornościowe nie dopuszczają do stresu,
skuteczne opanowanie stresu pozwala jednostce podążać w kierunku zdrowia.
Na
wspomniane wyżej poczucie koherencji składa się:
poczucie zrozumiałości, oznaczające stopień, w jakim człowiek postrzega bodźce jako sensowne poznawczo, informacje spójne, ustrukturyzowane, jasne, uporządkowane,
poczucie zaradności, rozumiane jako stopień, w jakim człowiek postrzega dostępne zasoby jako wystarczające, aby sprostać wymogom stawianym przez pojawiające się bodźce,
poczucie sensowności, rozumiane jako stopień, w jaki człowiek czuje, że życie ma sens a wymagania, jakie niesie życie warte są wysiłku, poświęcenia i zaangażowania.
Trzeci
wymiar, poczucie sensowności, uważany jest przez autora koncepcji
za najważniejszy, bo przyczyniający się do trwałości dwóch
poprzednich wymiarów.
Polski psycholog T. Tomaszewki
stworzył koncepcję sytuacji trudnej, za którą uważa „taką
sytuację, w której zachodzi rozbieżność między potrzebami lub
zadaniami człowieka, a możliwością, zaspokojenia tych potrzeb lub
wykonania zadań” [11].Tak rozumianą sytuację trudną autor
dostrzega w zadaniach ponad siły, przeszkodach, konfliktach,
naciskach i zadaniach o zmiennej i niezrozumiałej strukturze,
nadając im status stresu psychologicznego.
J. Reykowski
[12], będący twórcą regulacyjnej teorii osobowości, uważa, że
czynnikami odpowiedzialnymi za stres psychologiczny są docierające
do podmiotu informacje typu: zadanie (informacje wytwarzające
dążenie do określonej aktywności), trudność (informacje o
przeszkodzie w dążeniu do określonego celu) i porażka (informacje
o tym, że cel nie jest możliwy do osiągnięcia), które obciążają
system regulacji. Zakłócenia, zagrożenia i porażki obciążają
system regulacji i zmuszają go do dodatkowej aktywności oraz
reorganizacji wcześniej utworzonego porządku, przez co zapowiadają
możliwość deprywacji lub straty. To w pewnym stopniu przyczynia
się do dezorganizacji utrwalonych struktur (np. potrzeb, wartości,
obrazu własne osoby).
Jak podaje J. Terelak elementy
zaczerpnięte z teorii stresu R. Lazarusa i koncepcji wypalenia
zawodowego Bryanta zostały użyte przez H. Sęk do skonstruowania
pomostowego modelu poznawczo-kompetencyjnego. Zgodnie z tym modelem
wypalenie zawodowe nie jest bezpośrednia konsekwencja stresu
chronicznego, ale stresu, któremu podmiot nie przeciwstawił się
skutecznie.
Kolejną omawianą przez J. Terelaka [13] koncepcją
jest koncepcja stresu organizacyjnego R.L. Kahna i Ph. Byosiere,
przedstawiająca stres jako proces odbywający się na pięciu
poziomach:
przedorganizacyjne zdarzenia stresowe: sygnały zapowiadające stres,
stresory związane z organizacją: środowisko fizyczne (np. hałas), środowisko psychospołeczne (konflikty),
percepcja stresu i jego ocena (np. stan zagrożenia),
bezpośrednie skutki stresu: somatyczne (np. sercowo-naczyniowe), psychologiczne (np. depresja), behawioralne (np. nieprzystosowanie się),
długoterminowe konsekwencje stresu organizacyjnego: zdrowotne (np. choroby psychosomatyczne), psychologiczne (np. nerwica), społeczne (np. zmiana pracy).
Według
przedstawionej koncepcji źródła stresu można zidentyfikować na
dwóch poziomach:
poziom intraorganizacyjny, obejmujący: fizyczne aspekty środowiska pracy, aspekty osobowe, aspekty grupowe oraz aspekty organizacyjne,
poziom ekstraorganizacyjny, obejmujący warunki zewnętrzne wpływające na funkcjonowanie organizacji (sytuacja ekonomiczna kraju, stosunki rodzinne i in.).
Radzenie sobie ze stresem
Marek
Aureliusz, panujący w II w. cesarz rzymski i filozof, doradzał, by
rzucić wyzwanie „sędziemu”, którego nosimy w sobie : „Odrzuć
jego wyroki, a wszystko stanie się proste... Rzeczy są takie,
jakimi czyni je Twoja opinia, a ta opinia mieszka w Tobie. Możesz ją
odmienić, kiedy tylko zechcesz, a wówczas granice same się
wygładzą i wszystko się uciszy: morze spokojne, niebo bezchmurne”.
Według Marka Aureliusza, zmieniając własną ocenę
sytuacji, możemy stać się spokojniejsi i mniej zestresowani. W
ciągu ostatnich czterdziestu lat podejście takie zyskało aprobatę
psychologów, a przeprowadzane przez nich badania potwierdziły
skuteczność tej metody w rozwiązywaniu problemów związanych ze
stresem.
Wielu wydarzeń i sytuacji życiowych nie
jesteśmy w stanie przewidzieć, a tym samym uniknąć, bo są nagłe,
nieoczekiwane. Nie możemy również całkowicie odizolować się od
innych ludzi, od wpływu czynników biologicznych i fizycznych na
nasz organizm. Ale do wielu z tych wydarzeń możemy próbować nie
dopuszczać, a tym samym ochronić nasz organizm przed ich wpływem.
Zgodnie z hipotezą M. Reuchlina, każdy człowiek
dysponuje wieloma sposobami adaptacji, z których jedne są łatwiej,
a inne trudniej uruchamiane u tego samego osobnika. A zatem istnieje
wiele dostępnych człowiekowi sposobów przystosowania się do
określonych warunków, przy czym ich skuteczność jest różna.
Jedni ludzie stale unikają trudnych sytuacji, inni aktywnie próbują
poradzić sobie, co może skutkować utrwaleniem się takiego a nie
innego sposobu adaptacji.
W zakresie wykorzystywanych
strategii radzenia sobie ze stresem istnieje pomiędzy ludźmi duże
zróżnicowanie. Jedni podejmują działania służące zwalczeniu
stresu, uporaniu się z trudnościami, inni ograniczają się do
„obrony” tzn. do poprawienia swojego samopoczucia, opanowania
objawów stresu. Pierwszą z postaw można nazwać walczącą, drugą
obronną. W każdej z tych strategii pojawia się dalsze
zróżnicowanie pomiędzy ludźmi. Wybierając bezpośrednie
działanie skierowane na stresory ludzie mogą reagować unikaniem
lub ucieczką, mogą także atakować fizycznie. Mogą również
zastosować mechanizmy obronne: racjonalizację, intelektualizację,
techniki tłumienia, wypierania ze świadomości, zaprzeczania lękowi
itp.
Nie ma jednej uniwersalnej recepty, skutecznego
sposobu, przepisu na poradzenie sobie, pokonanie stresu. Efektywność
tych sposobów zależy od wielu czynników. Wynikają one z tego,
jaki jest człowiek w sensie biologicznym, jak i psychicznym –
jakie ma cechy, jak funkcjonuje jego organizm, a zwłaszcza układ
nerwowy.
Nie bez znaczenia jest także osobowość,
inteligencja, „obycie” ze stresem oraz to, w jakich warunkach
stresowych trzeba funkcjonować (jak bardzo są one złożone i jak
silne wpływają ). Ludzie szukają, uczą się rozmaitych sposobów
radzenia sobie ze stresem, naśladując innych, albo metodą „prób
i błędów” ale są i tacy, którzy pozostają bierni.
Sposób,
który zastosujemy, wykorzystamy na uporanie się ze stresem, zależy
od rodzaju sytuacji stresowej, od intensywności stresu oraz od
indywidualnych właściwości człowieka.
Z. Ratajczak
zakłada istnienie czterech strategii zaradczych tworzących
określoną sekwencję działań, podyktowaną przez tzw. rozwój
sytuacji zagrożenia (takie sytuacje to rozwód, utrata pracy,
egzamin... ):
Strategia prewencyjna, można ją zastosować przed nastąpieniem zagrożenia, które może mieć miejsce w przewidywalnej przyszłości. Zapobieganie wydaje się być najbardziej sensowne, oszczędne a tym samym najbardziej do zaakceptowania. Jest się już psychicznie przygotowanym, a także jest czas, by lepiej się przygotować i wykorzystać później swoje zasoby w walce z zagrożeniem.
Strategia walki, ataku, aktywnego mierzenia się z „agresywnym” czynnikiem bezpośrednio zagrażającemu życiu, zdrowiu itp. Wydatek energetyczny i intelektualny jest tu ogromny. Nie zawsze jest to strategia optymalna.
Strategia obrony (ochrony) siebie, oszczędzania sił i środków, ukrywania się, zasłaniania i czekania, aż zagrożenie zmniejszy się samo. To jednak może nie nastąpić.
Strategia ucieczki to powszechnie znany sposób radzenia sobie w tzw. sytuacjach beznadziejnych, gdy już nic nie można zrobić, zmienić. Człowieka ogarnia wówczas poczucie bezradności, niemożności, a takie odczucia same w sobie tworzą syndrom rzeczywistej bezradności i rzeczywistego braku sił.
Radzenie sobie ze stresem wg Lazarusa
R.
Lazarus określa stres jako szczególny rodzaj relacji człowiek –
środowisko, który wynika ze sposobu oceny sytuacji, w której się
znaleźliśmy oraz własnych możliwości radzenia sobie z sytuacją.
Gdy sytuacja zostanie określona jako stresowa, w konsekwencji
pojawią się negatywne emocje, które pobudzają człowieka do
działania celem zmiany warunków (sytuacji), albo do „złagodzenia”
emocji.
Radzenie sobie jest zbiorem czynności
ukierunkowanych na walkę z zagrożeniem (Lazarus, Folkman, 1984). W
zależności od natury owego zagrożenia proces ten może być bardzo
złożony i ostatecznie mieć twórczy charakter.
Aktywność
zaradcza tym się różni od tej normalnej aktywności, nastawionej
na osiągniecie celu, że przebiega w warunkach zakłócenia
równowagi, że jest aktywnością utrudnioną, zagrożona i
potencjalnie zagrażającą). Formy tej aktywności mogą służyć
zarówno rozwiązaniu problemu, jak i opanowaniu emocji.
Najpowszechniej przyjmowana definicja radzenia sobie R. S
.Lazarusa i S. Folkmana (1984, s.141) brzmi następująco: „jest to
ciągle zmieniający się wysiłek poznawczy i behawioralny,
skierowany na specyficzne wymagania zewnętrzne i/lub wewnętrzne,
które oceniane są jako obciążające bądź przekraczające
możliwości człowieka”. Ich zdaniem różne sposoby radzenia
sobie ze stresem pełnią dwie zasadnicze funkcje. Po pierwsze, służą
one zmianie sytuacji na lepsze, albo poprzez zmianę własnego
zachowania, albo poprzez zmianę otoczenia. Druga funkcja polega na
opanowywaniu emocji w taki sposób, aby nie wymknęły się spod
kontroli i nie załamały odporności psychicznej ani też nie
utrudniły relacji, kontaktów z innymi ludźmi.
Radzenie
sobie uważane jest ponadto za podstawowy proces adaptacyjny. Jeżeli
osoba w pierwotnej ocenie uzna sytuację za stresową, to uruchomiony
zostanie proces zaradczy. Jego przebieg zależy głównie od oceny
wtórnej zagrożenia, kiedy to osoba dokonuje oszacowania, co może
uczynić, by sprostać wymaganiom sytuacji. Radzenie sobie obejmuje
czynności poznawcze i behawioralne, ukierunkowane na zmianę własnej
sytuacji na lepszą. Uzyskuje to w wyniku zmiany własnego
zaburzonego wskutek stresu działania (skoncentrowanie się na sobie)
albo poprzez zmianę zagrażającego otoczenia bądź na regulację
emocji (samouspokojenie). Funkcje te mogą się uzupełniać (jeżeli
człowiek ma jeszcze siły) albo wchodzić w konflikt – unikając
przykrych myśli, można zaniechać działań usuwających
zagrożenie.
R.S Lazarus (1984) rozróżnia cztery
strategie zaradcze:
poszukiwanie informacji,
bezpośrednie działanie,
powstrzymywanie się od działania,
procesy intrapsychiczne.
Kiedy
znajdziemy się w sytuacji stresowej możemy poszukiwać informacji
po to, aby dowiedzieć się czegoś o samej sytuacji, co będzie
można wykorzystać przy podejmowaniu decyzji o tym, w jaki sposób
zachować się lub co zrobić, aby zmienić sytuację. Często
informacje pozwalają przewartościować szkody, straty czy
zagrożenia, a tym samym zmienić pierwotną ocenę sytuacji.
Informacje mogą także służyć potwierdzeniu słuszności
wcześniejszej decyzji, czy wreszcie samouspokojeniu. Zdarza się
jednak i tak, że unikamy informacji, wolimy czegoś nie wiedzieć, z
czegoś nie zdawać sobie sprawy. Takiego podejścia wymaga
osiągnięcie samouspokojenia.
Bywa, że pozostawanie w
niepewności, nie dochodzenie szczegółów jest właściwą
strategią, gdyż pełna informacja mogłaby spowodować nasilenie,
zamiast osłabienia stresu. Zwłaszcza w sytuacjach „beznadziejnych”,
„bez wyjścia”, kiedy niewiele można zrobić, aby je zmienić –
pozostawanie w niepewności może podtrzymać nadzieję i odporność
psychiczną. Wiele osób woli nie wiedzieć wszystkiego, bo cała
prawda mogłaby ich załamać. Niepewność rodzi często nadzieję,
że zło przeminie, że wszystko jeszcze się ułoży. Tak bywa w
przypadku chorych, przed którymi ukrywane są szczegóły
rozpoznania i rokowania w przebiegu choroby.
Jest też
grupa ludzi, którzy zawsze i w każdych okolicznościach wolą znać
prawdę, nawet jeżeli jest okrutna, wolą mieć pełną świadomość
tego co ich czeka. Pozwala im to na przystosowanie się do sytuacji,
pomaga przetrwać bądź pogodzić się z losem. Ważne jest, aby
inni ludzie z otoczenia takiego człowieka potrafili rozszyfrować,
czego się od nich oczekuje: prawdy, która może załamać czy też
zatajenia szczegółów, dając tym samym nieprawdziwy obraz
sytuacji, ale jednocześnie i nadzieję.
Innym sposobem
radzenia sobie w sytuacjach stresowych jest podejmowanie
bezpośrednich działań, czynności, służących zmianie tej
sytuacji. Mogą one być bardzo zróżnicowane i mogą służyć
zarówno przezwyciężeniu skutków zdarzenia jak również
„odsunięciu” od siebie problemów, z którymi nie potrafi sobie
poradzić. Stąd ucieczki w alkohol, narkotyki. Zapobieganie
przyszłym zagrożeniom, niedopuszczanie do ich powstawania
dokonywane zarówno w otoczeniu jak i w samym sobie mogą zmienić
sytuacje na lepszą, znacznie korzystniejszą.
Zdaniem
Lazarusa bywa i tak, że niereagowanie, brak działania mogą
przynieść więcej korzyści i okazać się skuteczniejszym sposobem
poradzenia sobie z sytuacją stresową niż to, co mielibyśmy ochotę
zrobić. Niewłaściwie wybrany w określonej sytuacji sposób
zachowania może okazać się szkodliwy i spowodować poważne
następstwa. Czasem to sytuacja nie pozwala na wybór sposobu
zachowania.
R. Lazarus wyłączył z grupy bezpośrednich
działań służących opanowaniu stresu wyłączył procesy
poznawcze tworzące odrębną grupę tzw. wewnątrzpsychicznych metod
zaradczych. Obejmuje ona bardzo zróżnicowane sposoby służące
zarówno samooszukiwaniu się poprzez zaprzeczanie („to nieprawdą”,
„nie wierzę”, „to nie może być prawda”) czy pozorowanie
reakcji, udawanie, „nadrabianie miną”. Są to zachowania
przeciwne do rzeczywiście przeżywanych uczuć a służą unikaniu
zagrożenia, oddzieleniu się od niego. Temu ma służyć także
wycofywanie się, racjonalizacja (przyjmowanie pozornie rozsądnego
wytłumaczenia własnego działania) czy intelektualizacja
(nadmiernie logiczne analizowanie, rozważanie tego, co zagraża).
Wszystkie te działania mają znaczenie przede wszystkim
uspokajające, poprawiające samopoczucie poprzez redukcję przykrych
emocji. Nie zmienia to jednak obiektywnej relacji człowiek –
środowisko, czyli nie zmienia samej sytuacji stresowej.
Typowe sposoby radzenia sobie ze stresem
Jest
wiele psychologicznych sposobów postępowania, wykorzystywanych
przez ludzi dla opanowania stresu w różnych sytuacjach. Maja one
niejednakowa skuteczność, co zależy nie tylko od samej sytuacji, w
której są wytwarzane i stosowane, ale także od cech jednostki np.
wiedzy, inteligencji, życiowego doświadczenia itp. oraz czasu jaki
jest do dyspozycji.
Jest rzeczą naturalną, normalną,
że człowiek unika sytuacji trudnych, stresotwórczych. Stara się
nie dopuścić do ich powstania, albo, jeśli już zaistniały,
próbuje się z nich wycofać, uciec. Osoby nieśmiałe (często tak
bywa) konsekwentnie odmawiają udziału w spotkaniach towarzyskich
lub pod jakimkolwiek pretekstem usiłują z nich wyjść. Jeśli nie
jest to możliwe np. ze względu na obawę przed ośmieszeniem lub
skompromitowaniem się we własnych lub innych oczach, to mimo
przeżywania silnego strachu i typowej dla tych emocji reakcji
ucieczki – pozostają. Z takich właśnie powodów rzadko kiedy
pacjenci uciekają z fotela dentystycznego. Typowo ludzkim
zachowaniem jest odkładanie, odsuwanie w czasie tego, co może
stanowić źródło potencjalnego stresu: egzaminu, ważnego
spotkania, rozmowy.
Innymi technikami opanowania,
kontroli stresu jest nabywanie doświadczenia i wprawy w wykonywaniu
zadania, co pośrednio zmniejsza jego trudność, stopniowe
„oswajanie się” z zadaniem, poszerzanie własnych kompetencji,
poszukiwanie informacji o zdarzeniu lub sytuacji np. o przebiegu
egzaminu, o osobie, z którą mamy się spotkać itp.
Czasami
ludzie próbują przewidywać zdarzenia i usiłują je przeżyć
emocjonalnie znacznie wcześniej, niż mają one miejsce w
rzeczywistości. Tak można się przygotować do ważnej rozmowy,
publicznego występu. Podobnie rzecz ma się z przewidywaniem
własnych reakcji na stres. W chwili, gdy pojawią się wraz ze
stresem nie będą zaskoczeniem i to pozwoli na kontrolę nad
sytuacją, nad tym, co się dzieje.
Bywają sytuacje
kiedy ludzie próbują odwracać uwagę od źródła stresu, próbować
obracać w żart, lekceważyć, deprecjonować niebezpieczeństwo lub
pomniejszać znaczenie straty, porażki.
Sposobem na
przeżycie stresu dla pewnej grupy osób jest intensywny wysiłek
fizyczny lub skoncentrowanie uwagi na jakiejś czynności, co wyraża
się w szczególnie dokładnym jej wykonaniu. Wizualnym przykładem
takiego zachowania może być także silna koncentracja uwagi na
jakimś punkcie np. uważne przyglądanie się paznokciom, czubkom
butów, „skubanie” garderoby.
W stresie może ujawnić
się i nasilić tendencja do korzystania z pomocy innych ludzi, bo
wynika to ze związku potrzeby kontaktu emocjonalnego z potrzebą
bezpieczeństwa. Czasami jednak ludzie w trudnych chwilach wolą
pozostać przez pewien czas sami, w odosobnieniu by ich cierpień nie
widzieli inni, by nie być postrzeganymi inaczej niżby chcieli. W
dużym stopniu dotyczy to mężczyzn obawiających się uznania ich
za „mięczaków”.
Są przypadki, kiedy ważną rolę
w zwalczaniu stresu odgrywa identyfikacja z grupą, do której
człowiek należy. W poczuciu silnej więzi emocjonalnej z drugą
osobą lub grupą osób łatwiej jest znieść stres. Podobnie rzecz
ma się, gdy źródło stresu jest wyraźnie określone i przeciwko
niemu kierowana jest np. agresja.
Sposoby radzenia sobie z przewlekłym i stresem
W
codziennym życiu ludzi „dotykają” różne przykre wydarzenia, o
niektórych mówi się, że wisi nad nimi „fatum”, a mimo to
potrafią wiele znieść, poradzić sobie z trudnościami. Nie
wszyscy potrafią robić to jednakowo skutecznie ale wielu to się
udaje i to samodzielnie.
Szczególnie stresotwórcza jest
choroba. Choroby uznawane powszechnie za nieuleczalne i niedające
rzekomo choremu szans na wyleczenie, mają istotny wpływ na
powstawanie lęku, będącego reakcją na zagrożenie. Na ten lęk
wpływa również to, w jaki sposób chorzy sami postrzegają i
oceniają swoją sytuację, a także sposób zachowania się wobec
chorego rodziny, lekarzy. Przyczyną lęku jest nie informowanie
chorego o niepomyślnych rokowaniach, podczas gdy chory jest świadom
swej choroby.
Z badań H. Wrońskiej – Polańskiej
dotyczących sposobów radzenia sobie ze stresem pacjentów z
rozpoznaniem białaczki, którzy byli świadomi swej choroby wynika,
że dla obrony przed lękiem (ok. 2/3 z 60 osób) jako sposób
stosowało zaprzeczanie, negowanie, tłumienie, wypieranie niepokoju,
lęku. Ten rodzaj technik określa się jako represywne. Mimo
utrzymującego się wysokiego napięcia wewnętrznego chorzy ci
starali się poprzez kontrolowanie siebie dzielnie i godnie znosić
swoje nieszczęście. Chorzy realistycznie oceniający sytuację, w
jakiej się znaleźli mieli znacznie większe trudności w
przystosowaniu się do choroby i w uznaniu siebie jako chorego.
Autorka badań stwierdziła, iż tłumienie lęku
pozwoliło pacjentom w dużej mierze przystosować się do choroby,
pogodzić się z rolą pacjenta, a tym samym lepiej znosić ciężką
chorobę i trudy leczenia.
Powrót do normalnego
funkcjonowania osób po przejściach połączonych z silnym stresem
zależy od znalezienia sensu tego, co się wydarzyło, możliwości
zapanowania nad tym i nad swoim dalszym życiem. Koniecznym jest
także odzyskanie poczucia własnej wartości mimo przekonania, że
się ją utraciło (np. osoby po amputacji często czują się
niepotrzebne, mniej wartościowe, uważają, że są ciężarem dla
rodziny, społeczeństwa).
Shelley.E.Taylor po
przeprowadzeniu zakrojonych na szeroką skale badań kobiet chorych
na raka piersi stwierdziła, że wiele pacjentek starało się
walczyć z chorobą poprzez wysiłek psychiczny. Sporo pacjentek
próbowało opanować chorobę poprzez stosowanie specyficznych
technik psychologicznych takich jak medytacja, autosugestia,
pozytywne myślenie, albo kombinację tych technik. Inną metodą
było podejmowanie bezpośrednich działań w postaci zmiany sposobu
życia, zmiany diety. Sposobem na opanowanie stresu było również
zdobywanie informacji na temat choroby, tak by zrozumieć jej
przebieg i leczenie.
Ważnym mechanizmem ułatwiającym
uporanie się ze stresem są złudzenia. Złudzenia, iluzje to
specyficzny sposób spostrzegania faktów pozwalający zobaczyć je
korzystniejszymi niż są naprawdę. Iluzje mogą chronić i
przyczyniać się do pozytywnego myślenia i działania, ale powinny
mieć oparcie w rzeczywistości. Uważa się, że to, czy i jak
skutecznie poradzimy sobie ze stresem zależy od umiejętności
tworzenia i podtrzymywania pewnej ilości złudzeń. Bywa jednak i
tak, że złudzenia zostają zburzone i wówczas może pojawić się
agresja skierowana na otoczenie lub siebie samego oraz próby
odzyskania kontroli nad sytuacją. Po nieudanych próbach odzyskania
wpływu na sytuację człowiek zniechęca się, wykazuje bezradność.
„Pogodna beztroska” jest także sposobem reagowania
na stres. Zapewnia ją umiejętność i łatwość tworzenia iluzji,
która w jakimś stopniu uodparniana ludzi na kolejne niepowodzenia.
Radzenie sobie z ostrym stresem
Silne
stresy manifestują się najczęściej silnymi emocjami, takimi jak
wściekłość, gniew, poczucie bezradności, poczucie winy itp.; ich
wyraz zależy od indywidualnych dyspozycji osobowościowych
człowieka.
Napad jest przykładem krytycznej sytuacji, w
której możliwości radzenia sobie, zdolności przystosowawcze
ofiary zostają niespodziewanie, nagle skonfrontowane z wymaganiami
ekstremalnej sytuacji zewnętrznej, w której nieoczekiwanie znalazła
się napadnięta osoba. Towarzyszy temu przeżycie silnego strachu
związanego z bezpośrednim zagrożeniem życia.
Z.
Ratajczak (2000,str.75) zakłada istnienie czterech strategii
zaradczych, tworzących określoną sekwencję działań, podyktowaną
przez tzw. rozwój sytuacji zagrożenia:
Strategia prewencyjna, można ją zastosować przed nastąpieniem zagrożenia, które może mieć miejsce w przewidywalnej przyszłości. Zapobieganie wydaje się być najbardziej sensowne, oszczędne a tym samym najbardziej do zaakceptowania. Jest się już psychicznie przygotowanym, a także jest czas, by lepiej się przygotować i wykorzystać później swoje zasoby w walce z zagrożeniem.
Strategia walki, ataku, aktywnego mierzenia się z „agresywnym” czynnikiem bezpośrednio zagrażającemu życiu, zdrowiu itp. Wydatek energetyczny i intelektualny jest tu ogromny. Nie zawsze jest to strategia optymalna.
Strategia obrony (ochrony) siebie, oszczędzania sił i środków, ukrywania się, zasłaniania i czekania, aż zagrożenie zmniejszy się samo. To jednak może nie nastąpić.
Strategia ucieczki to powszechnie znany sposób radzenia sobie w tzw. sytuacjach beznadziejnych, gdy już nic nie można zrobić, zmienić. Człowieka ogarnia wówczas poczucie bezradności, niemożności, a takie odczucia same w sobie tworzą syndrom rzeczywistej bezradności i rzeczywistego braku sił.
Drastycznym
przykładem sposobów radzenia sobie z ostrym stresem jest opis
reakcji psychologicznych i fizjologicznych na ostry stres u ofiar
gwałtu. Opublikowane w latach siedemdziesiątych wyniki badań A.W.
Bergessa i L.L. Holmstroma dostarczyły danych na temat reakcji na
zagrożenie napadem, podczas gwałtu oraz zachowań w czasie odległym
od napadu u kobiet będących ofiarami gwałtu. Radzenie sobie z
sytuacją w pierwszej fazie napadu polegało na różnych próbach
uniknięcia zdarzenia. Większość kobiet stosując słowne formy
usiłowało bronić się poprzez przeciąganie czasu, błagania,
przekonywanie, żarty lub groźby. Nieliczne próbowały bronić się,
atakując fizycznie napastnika lub uciekając. Jednakże znaczna
część kobiet (1/3 z 92 badanych), jak to określiły, była
„sparaliżowana”, „złamana”. Miało to taki skutek, że nie
były w stanie zareagować na napad, owładnęło nimi uczucie
krańcowego wyczerpania.
W chwili gdy miały świadomość,
że nie unikną zgwałcenia, zaczynały działać różnie, ale
szczególne znaczenie miały w tym momencie strategie poznawcze.
Niemal wszystkie kobiety mówiły, że starały się z całej siły
koncentrować na jakiejkolwiek innej myśli, nie myśleć o tym co
się dzieje. Aby nie prowokować dalszej agresji próbowały zachować
spokój, nie stawiać oporu, modliły się o pomoc i oto, aby koszmar
się skończył. Usiłowały zapamiętać cechy napastnika. Dla
rozładowania napięcia, zwrócenia uwagi otoczenia, licząc na
nadejście pomocy, co uchroni je od gwałtu, zastosowane (typowe dla
wszystkich kobiet) strategie miały formę przeraźliwego krzyku,
płaczu, albo też była to forma przekonywania napastnika do
zaprzestania agresji. Miało to na celu uniknięcie dalszego
okrucieństwa.
Były też próby obrony przed
napastnikiem, ale takie zachowania mogą pogorszyć sytuację,
ponieważ są czynnikiem wzmacniającym negatywne zachowania
napastnika. Reakcją na tak ostry stres było występowanie
niekontrolowanych reakcji fizjologicznych: mdłości, torsje, kłopoty
z oddychaniem, utrata przytomności lub pełne zahamowanie reakcji.
Reakcje emocjonalne w pierwszych godzinach po zdarzeniu
były wręcz skrajne. W przypadku silnej ekspresji wyrażały się w
formie płaczu, szlochania, niepokoju i napięcia. W przypadku
zahamowania, przeżycia były tłumione, ukrywane sprawiając
wrażenie powściągliwego spokoju lub przygnębienia. Ostre
zaburzenia somatyczne objawiające się poczuciem zmęczenia,
znużenia, silnymi bólami głowy, zaburzeniami snu, brakiem apetytu,
występowały u ofiar przez kilka pierwszych tygodni po napadzie.
Zaburzeniom somatycznym towarzyszyły reakcje psychologiczne: od
strachu, upokorzenia, poniżenia, poprzez wściekłość, żądzę
zemsty, po samoobwinianie się. U wszystkich postępowała
dezorganizacja życia, które później ulegało reorganizacji. Wiele
z tych kobiet zmieniało miejsce zamieszkania, wyjeżdżało na
dłuższy czas, większość zmieniała numer telefonu.
Po
tak drastycznych przejściach kobiety te potrzebowały bliskości
rodziny, przyjaciół. Miało to im dać poczucie bezpieczeństwa,
zaspokajać potrzebę bliskiego kontaktu emocjonalnego. Ponad ¾ z
nich poszukiwało pomocy w organizacjach społecznych. Niemal
wszystkie miały koszmary nocne związane z tym, co je spotkało, u
wielu rozwijała się nerwica. Wszystkie bały się powtórnego
napadu, współżycia, tłumu, w ogóle ludzi a w każdym mężczyźnie
widziały gwałciciela.
Techniki psychorelaksacyjne
Mądrość
zawarta w dziełach filozofów, której istotą było ludzkie życie,
nie zaprzedane w niewolę sukcesu i osiągnięć materialnych, a
nakierowane na pełny rozwój umysłowy i duchowy człowieka, zyskuje
wśród naukowców coraz większe uznanie i jest wykorzystywana w
tworzeniu wartościowych strategii w walce ze stresem. Elementy
filozofii, religii, psychologii z dawnych, lecz do dzisiaj
istniejących systemów leczniczych Dalekiego Wschodu przenikają do
kultury Zachodu i pomagają w praktyce terapeutycznej.
Techniki
relaksu, z których korzysta się w walce ze stresem, wywodzą się
głównie z systemów filozoficzno-religijnych ludów Indii, Chin i
Japonii. Wśród wielu sposobów przeciwdziałania psychosomatycznym
skutkom stresów bardzo skuteczne są treningi relaksacyjne. Badacze
zajmujący się zjawiskiem stresu różnie określają istotę tych
treningów. Stanisław Siek (1989) nazywa je zabiegami, mającymi na
celu wprowadzenie organizmu w stan odprężenia.
Można
zatem stwierdzić, że zjawisko relaksu jest opozycyjną reakcją do
zjawiska stresu, zarówno na poziomie fizjologicznym, jak i
psychicznym. Oprócz zmniejszenia syndromów mobilizacyjnych
organizmu (wyciszenie nadmiernej aktywności wegetatywnego układu
nerwowego, spadek napięcia mięśniowego) dochodzi do pogłębienia
samoświadomości. Relaks jest skutecznym sposobem obniżania
napięcia lękowego i symptomów choroby somatycznej. Lęk powoduje
wzrost aktywności nerwowego układu sympatycznego. Natomiast wzrost
aktywności pogarsza samopoczucie, wzmaga bóle, które z kolei
nasilają lęk.
Relaks wpływa zarówno na zmniejszenie
aktywności sympatycznej, jak i bezpośrednio na objawy lęku. W
konsekwencji osłabia dolegliwości bólowe chorego. W czasie
kilkunastominutowego relaksu z pomocą różnych technik (m.in. zen i
joga, medytacja transcendentalna, trening autogenny i inne) w
organizmie człowieka pojawiają się takie pozytywne reakcje, jak:
zmniejszenie zużycia tlenu o około 10-20%, co jest wskaźnikiem, że
organizm wówczas pracuje oszczędnie; wzrost częstotliwości i
intensywności fal alfa w mózgu, co poprawia jego biologiczną i
psychiczną sprawność; obniżenie poziomu kwasu mlekowego jako
konsekwencja rozluźnienia grup mięśni (rąk, nóg, tułowia);
zmniejszenie liczby uderzeń serca na minutę; zwolnienie rytmu
oddychania.
Mimo, że potrzeba relaksu należy do
wrodzonych skłonności organizmu, to konieczność stałej
mobilizacji w codziennym życiu nie pozwala jej realizować. Dlatego
relaksu, z którym wiążę się odprężenie, trzeba się nauczyć.
Wstępny etap ćwiczeń relaksacyjnych to nauka przyjmowania biernej
postawy, „wyłączania” możliwie wszystkich obszarów aktywności
(myślowej, uczuciowej, mięśniowej).
Drugi etap to
uczenie koncentrowania się na reakcjach własnego organizmu (oddech,
napięcie mięśniowe), co połączone jest z etapem trzecim –
uczeniem się umiejętności sterowania pracą swojego organizmu.
Ćwiczenia w tych etapach dotyczą: koncentracji uwagi na wrażeniach
mięśniowych płynących z organizmu i wywoływaniu wrażenia
ciężkości we wszystkich jego częściach (głównie dotyczy to
rąk, nóg, tułowia); uczenia się koncentracji na wrażeniach
płynących z poszczególnych narządów, na przykład pracy serca
itp. Ćwiczenia te odgrywają wielką rolę podczas przestrajania
pracy organizmu i oddziałują również na życie psychiczne –
tonizują reakcje emocjonalne i nastawienie wobec siebie. Relaks w
postaci ćwiczeń ma niewątpliwie korzystny wpływ na łagodzenie
objawów stresu i jego skutków, może odegrać ważną rolę w
profilaktyce naszego zdrowia i samopoczucia.
Ćwiczenia
relaksacyjne uprawiane systematycznie można z pożytkiem wykorzystać
do formowania wielu cech własnej osobowości (życzliwość,
stanowczość, odwaga, pracowitość, wytrwałość, odporność
psychiczna itp.), a także po to, by dotrzeć do zapomnianych czy
tłumionych emocji. Z całą pewnością jest to dobry sposób
radzenia sobie z cywilizacyjnym stresem, co może ochronić nasze
zdrowie.
Pozytywne zmiany fizjologiczne będące
następstwem różnych technik relaksu (m.in. zen i joga, medytacja
transcendentalna, trening autogenny i inne) to wyraźny wzrost lub
spadek istotnych życiowo funkcji organizmu. I tak, w czasie
medytacji transcendentalnej, treningu autogennego, ćwiczeń jogi i
zen obniża się zużycie tlenu, zwalnia się rytm oddechu, spada
ciśnienie tętnicze i tętno, a wyraźnie wzrastają fale alfa w
mózgu.
Przypisy
Popularny Słownik Języka Polskiego PWN, (opr.)E.Sobol, PWN, Warszawa 2001, s.966.
Słownik Psychologiczny, (red.)W.Szewczuk, WP, Warszawa 1985, s.297.
H.Selye, Stres okiełznany, PIW, Warszawa 1979, s.25.
I.Heszen-Niejodek, Teoria stresu psychologicznego i radzenia sobie, w: Psychologia t.3, (red.)J. Strelau, GWP 1999, s.467.
J.F.Terelak, Psychologia menedżera, Difin, Warszawa 1999, s.200.
J.F.Terelak, Psychologia stresu, Oficyna Wydawnicza Branta, Bydgoszcz 2001, s.66.
I.Heszen-Niejodek, Stres i radzenie sobie – główne kontrowersje. w: Człowiek w sytuacji stresu (red.I.Heszen-Niejodek i Z.Ratajczak), Wydawnictwo UŚ, Katowice 2000, s.14.
Z.Ratajczak, Stres-radzenie sobie-koszty psychologicze, w: Człowiek w sytuacji stresu (red. I.Heszen-Niejodek i Z.Ratajczak), Wydawnictwo UŚ, Katowice 2000, s.14.
J.F.Terelak, Psychologia stresu, Oficyna Wydawnicza Branta, Bydgoszcz 2001, s.77.
J.F.Terelak, tamże, s.48.
J.F.Terelak, tamże, s.80.
J.F.Terelak, tamże, s.82.
J.F.Terelak,, Psychologia menedżera, Defin, Warszawa 1999, s. 212.
Andrzej Lipczyński
Rola czynników psychicznych w powstaniu i przebiegu schorzeń dermatologicznych
Nie
ulega wątpliwości, że istnieje związek pomiędzy schorzeniami
dermatologicznymi a psychika człowieka. Związek ten polega na
wzajemnym oddziaływaniu. Skóra odzwierciedla stan psychiczny
człowieka i odwrotnie. Zjawisko wzajemnego oddziaływania nakazuje
współczesnej medycynie holistyczne traktowanie człowieka. Dla
psychologów, psychiatrów i dermatologów zjawisko to jest wyzwaniem
do dalszych poszukiwań najbardziej optymalnych sposobów terapii.
Holistyczne podejście do człowieka wyklucza wąskie,
”specjalistyczne” podejście do chorego. Wymaga zazwyczaj wiedzy,
a zawsze zrozumienia, że nie jesteśmy federacją narządów. Jednym
z aspektów tego podejścia, stosunkowo nieźle ze względu na wagę
rozeznanym, jest relacja między zaburzeniami w obrębie skóry, a
psychiką. Celem artykułu jest próba ukazania tych zależności
(bez ambicji wyczerpania tematu).
Niektóre objawy, mimo,
że dotyczą skóry, są w istocie zaburzeniami psychicznymi (obłęd
pasożytniczy, omamy i urojenia dotyczące skóry, trichotillomania,
dermatozy arteficjalne). Inne natomiast, są wprawdzie schorzeniami
dermatologicznymi, ale decydującą rolę w ich powstawaniu odgrywają
czynniki psychiczne (świąd samoistny, nadmierne pocenie się i
przewlekła pokrzywka). Jeszcze inną grupę stanowią choroby
uwarunkowane zdecydowanie biologicznie, o przebiegu modyfikowanym
przez czynniki psychiczne (atopowe zapalenie skóry, łysienie
plackowate, łuszczyca).
Poniższa prezentacja schorzeń
psychodermatologicznych może, mam nadzieję, spowodować
uwrażliwienie dermatologów, psychiatrów oraz lekarzy pierwszego
kontaktu, a także psychologów na zaburzenia psychiczne, pojawiające
się w chorobach skóry oraz odwrotnie.
Przez schorzenie
psychodermatologiczne należy rozumieć wszelkie zaburzenia, w
których występuje komponenta dermatologiczna i psychiczna. Ze
względu na przewagę jednej z nich można wyodrębnić trzy główne
kategorie schorzeń:
Pierwotne zaburzenia psychiczne ujawniające się schorzeniami skóry i jej uszkodzeniami.
Schorzenia dermatologiczne o psychogennej etiologii (stres, konflikty emocjonalne, frustracja, cechy osobowości).
Choroby skóry uwarunkowane czynnikami biologicznymi o przebiegu modyfikowanym przez szeroko rozumiane czynniki psychiczne .
Zaburzenia psychiczne z objawami dermatologicznymi
Omamy dotykowe (OD)
Omamy
dotykowe (OD) jako przejaw zaburzeń spostrzegania zmysłowego są
doznaniami czuciowymi przy braku oddziaływania czynnika zewnętrznego
na receptory. OD towarzyszy przekonanie o ich realności. Najczęściej
jest to uczucie poruszania się insektów pod powierzchnią skóry,
drążenia kanałów w skórze, drażnienia skóry prądem,
podpalania powierzchni ciała. OD zazwyczaj występują w psychozach
z zaburzeniami świadomości (majaczenia), psychozach
schizofrenicznych oraz halucynozach, często wywoływane są
nadużywaniem alkoholu, narkotyków (kokainy, amfetaminy)
fenicyklidyny . W przypadkach, w których dochodzi do zaburzenia
świadomości (samookaleczenia) niezbędna jest hospitalizacja [6].
Zaburzenia obrazu ciała (ZOC)
Skóra
jest największym narządem człowieka, a we wczesnym okresie
rozwojowym stanowi bardzo istotny element własnego obrazu ciała.
Jeśli dziecko nie doznaje właściwej opieki (brak kontaktu
cielesnego), to powstaje u niego zaburzony, niestabilny obraz ciała.
W sytuacjach stresu może pojawić się obsesyjne lub
urojeniowe zainteresowanie skórą, któremu nie zawsze muszą
towarzyszyć jakiekolwiek wykwity [10, 15].
Znane są
dysmorfofobie, których podstawowym objawem jest subiektywne poczucie
własnej brzydoty, zdeformowania ciała [54]. Skargi dotyczą wyglądu
twarzy (zmarszczki, blizny, zaczerwienienia, zblednięcia, inne
mankamenty urody). ZOC może dotyczyć każdego obszaru. Efektem jest
nastrój depresyjny, powodujący pogorszenie funkcjonowania w życiu
codziennym [12, 43]. Nasilenie depresji może być różne, do prób
samobójczych włącznie. Dotyczy to szczególnie osób z ZOC w
obrębie skóry twarzy [8]. Jeśli zaburzenia dysmorfofobiczne nie
mają charakteru urojeniowego, to zazwyczaj zalicza się je do
zaburzeń hipochondrycznych lub obsesyjno-kompulsywnych. Kiedy jednak
przybierają formę urojeń, traktuje się je jako jedną z form
monosymptomatycznych psychoz hipochondrycznych. Dysmorfofobia może
być pierwszym symptomem rozpoczynającego się procesu
schizofrenicznego [43, 55, 15, 19].
Dermatozy sztucznie wywołane (DSW)
Są
to głownie samookaleczenia w przebiegu różnych zaburzeń
psychicznych.
Urojenia pasożytniczej choroby skóry
Obłęd
pasożytniczy skóry nie jest postacią fobii, czyli zaburzeniem
lękowym charakteryzującym się unikaniem określonych sytuacji czy
przedmiotów. Ma on charakter zaburzenia urojeniowego, w którym
osoba wypowiada fałszywy sąd w przekonaniu o jego prawdziwości i
nie koryguje go mimo oczywistych dowodów jego niedorzeczności. Tego
typu zaburzenia składają się z pojedynczego sądu urojeniowego
natury somatycznej.
Rozpoznaje się je wówczas, gdy
głównym tematem urojenia jest wrażenie zakłócenia funkcji
organizmu. Urojenia somatyczne mogą mieć charakter sądu o
wydzielaniu przez ciało lub jego część przykrego zapachu,
przekonania, że skóra opanowana jest przez pasożyty. Munro
określa to terminem monosymptomatycznej psychozy hipochondrycznej.
Zdarza się, że obłęd pasożytniczy może być jednym z objawów
innych zaburzeń psychicznych i bywa niekiedy spotykany w przebiegu
schizofrenii czy zaburzeń depresyjnych . Może występować również
w przebiegu ciężkiego zatrucia alkoholowego, u osób uzależnionych
od alkoholu, kokainy, amfetaminy a także w chorobie Parkinsona,
pląsawicy Huntingtona, chorobach infekcyjnych, niedoborach witaminy
z grupy B, gruźlicy i AIDS .
Do klasycznych objawów
należą omamy dotykowe odbierane jako pełzanie robaków, insektów
. W celu ich wydobycia pacjenci używają nie tylko palców, ale
niekiedy igieł czy innych instrumentów. Obłęd pasożytniczy może
przebiegać bez zmian na skórze. W większości jednak stwierdza się
uszkodzenia, od łagodnego zadrapania do zmian głębszych, nawet o
charakterze owrzodzeń. Cechą charakterystyczną jest ich asymetria
wynikająca z faktu lateralizacji (dominacja prawej lub lewej ręki)
. Pacjenci z obłędem pasożytniczym są tak niewzruszeni w swoich
przekonaniach, że na ich ciele bądź pod skórą zagnieździły się
pasożyty, że przynoszą na dowód skrawki skóry, zwałkowany
naskórek, czasami jakieś paprochy. Psychologicznie są to
przeważnie ludzie inteligentni, często ekscentryczni i zazwyczaj
wyizolowani społecznie.
W tym miejscu warto przypomnieć,
że postawa akceptacji, jakiej oczekuje się od lekarza nie może
oznaczać akceptacji patologicznych przekonań chorego .
Dermatoza arteficjalna (DA, dermatitis artefacta)
DA
to zmiany powstające w efekcie działania na skórę samego
pacjenta. Jest to taki typ samouszkodzeń, do których chory nie
przyznaje się. Na ogół, ale niekoniecznie, zmiany zlokalizowane są
w okolicach ciała dostępnych dla rąk. Ich charakter i postać mogą
być bardzo wymyślne. U wielu pacjentów z DA stwierdza się
zaburzenia osobowości typu borderline. Osoby takie charakteryzują
się niemożnością tworzenia dojrzałych relacji interpersonalnych,
niestałością obrazu siebie, brakiem stabilności afektywnej.
Nierzadko pojawiają się próby samobójcze. DA to często działanie
w celu pozyskiwania troskliwej opieki, „wołanie o pomoc”,
zwłaszcza w sytuacjach stresu psychicznego. Niektórzy uważają, że
samouszkodzenia są formą radzenia sobie z gniewem i pustką . U
pacjenta z bardzo zaburzoną osobowością kontakt z lekarzem trwa
póty, póki są realizowane jego oczekiwania i zaspokajane jego
potrzeby; w przeciwnym razie zmienia on lekarza . Van Moffaert M.
donosi, że dla prognozy terapeutycznej ma znaczenie lokalizacja DA.
Najchętniej pomoc psychologiczną przyjmują pacjenci ze zmianami na
twarzy i w okolicach genitalnych. Pacjenci ze zmianami w innych
częściach ciała, pomocy psychologicznej nie przyjmują ani jej nie
poszukują. Autorka podkreśla skuteczność placebo u osób z
dermatozą arteficjalną.
Samouszkodzenia o podłożu nerwicowym (neurotic excoriations)
Schorzenie
to powstaje na skutek drapania zainicjowanego swędzeniem skóry.
Pacjent zwykle przyznaje się do tego i tym się różni od osoby
przejawiającej dermatitis
artefacta.
Zaburzenie to pojawia się stosunkowo często w okresie dojrzewania i
może przybierać postać przymusu. Cechy charakterystyczne dla
osobowości tego typu pacjentów to perfekcjonizm, kompulsywność.
Objaw ten może towarzyszyć zaburzeniom obsesyjno-kompulsywnym oraz
depresji [16].
Trichotillomania
Czynnikiem
odpowiedzialnym za powstanie choroby jest nadaktywność układu
serotoninergicznego, a konkretnie podwyższony poziom 5HIAA (produkt
rozpadu serotoniny – kwas 5-hydroksyindolooctowy) . Początek może
nastąpić w każdym wieku. U małych dzieci z reguły ma łagodny
przebieg, którym mogą towarzyszyć inne objawy, takie jak
zachowania regresywne, moczenie nocne, koszmarne sny. Do piątego
roku życia zaburzenia te pojawiają się znacznie częściej u
chłopców, w późniejszym u dziewcząt i kobiet . U dzieci
trichotillomania opisywana jest jako objaw lęku, podobny do ssania
kciuka, obgryzania paznokci, dłubania w nosie . Czynnikiem
wyzwalającym jest aktualna bądź zagrażająca separacja od osób
znaczących, do których dziecko się przywiązało. Matki tych
dzieci były często charakteryzowane jako ambiwalentne, krytyczne,
wrogo usposobione, agresywne, nietolerancyjne, nadopiekuńcze .
Ojcowie natomiast postrzegani są jako osoby trzymające się na
uboczu, wycofujące oraz bierno-agresywne .
Miejsca, z
którego pacjenci usuwają włosy, dotyczą dowolnego owłosionego
obszaru skóry. Najczęściej jednak do wyrywania, łamania włosów
dochodzi z okolic skóry głowy, brwi, rzęs, przedramienia,
owłosienia łonowego, okołoodbytniczego . Wyrywanie włosów może
pojawiać się w formie krótkotrwałych epizodów lub w formie
wielogodzinnych okresów. Często wyrywanie włosów łączy się ze
skręcaniem, łamaniem, a nawet żuciem czy jedzeniem wyrywanych
włosów. Nasilenie trichotillomanii wzmaga sytuacja stresowa,
chociaż pojawia się także w okresie odprężenia (czytanie
książki, oglądania tv.) Wyrywaniu włosów towarzyszy uczucie ulgi
lub przyjemności, natomiast przerwanie wyrywania włosów łączy
się z uczuciem rosnącego napięcia . Trichotillomania ma charakter
zaburzenia psychicznego i jako taka wymaga leczenia psychiatrycznego
i psychologicznego.
Badania psychologiczne wykazały, że
u podłożem tej jednostki nozologicznej leżeć konflikt między
dążeniem, aktywnością i niezależnością, a poczuciem
konieczności podporządkowania się sytuacji domowej lub szkolnej.
Osoby cierpiące na to zaburzenie postrzegane są jako nerwowe,
zbuntowane, konfliktowe, agresywne z ukierunkowaniem agresji na
zewnątrz lub ku sobie. W postępowaniu terapeutycznym przyjmuje się
postawę wspierającą, a unika się wzbudzania lub powiększania
poczucia winy i wstydu.
Dermatozy o etiologii psychogennej
Świąd samoistny
Świąd
samoistny pojawia się przy braku przyczyn metabolicznych i
systemowych i ma ogromne znaczenie w dermatologii . Objawy są dla
pacjenta bardzo uciążliwe. W percepcji świądu istotna rolę
odgrywają czynniki psychologiczne. Osoby drażliwe, podatne na lęk
i wzruszenia w sytuacji stresu, częściej uskarżają się na świąd
i nie ulega wątpliwości, że czynniki emocjonalne mogą go nasilać
także w innych chorobach skóry . Z psychologicznego punktu widzenia
świąd może być wyrazem głębszego zaburzenia psychicznego,
konfliktu emocjonalnego, głęboko wypartego nerwicowego załamania,
tłumionej agresywności i depresji .
Nadmierne pocenie
Powszechnie
przyjmuje się, że ta dolegliwość związana jest ze stresem .
Stres bywa, nadmierną w stosunku do potrzeby, odpowiedzią organizmu
na określone czynniki środowiskowe. Czynniki te określa się jako
stresory - niekontrolowane bodźce - oceniane jako zagrożenie
fizyczne lub psychiczne dla homeostazy organizmu .
Nadmierne
pocenie się występuje przy braku widocznych nieprawidłowości
anatomicznych i czynnościowych gruczołów potowych. Jest wynikiem
zaburzenia równowagi układu cholinergicznego i adrenenergicznego,
za co mogą być odpowiedzialne ośrodki płatów czołowych.
Nadmierne pocenie predysponuje do wtórnych infekcji, ale przede
wszystkim utrudnionego funkcjonowanie w społeczeństwie i rodzinie .
Pokrzywka przewlekła
Wielu
lekarzy uważa, że pokrzywka nie ma biologicznego podłoża, a
jedynie emocjonalne, Silny stres może nasilać zmiany chorobowe.
Whitock uważa, że czynnikami psychicznymi wywołującymi pokrzywkę
mogą napięcia, zamartwianie się, niekiedy wstrząs psychiczny,
problemy rodzinne i finansowe. Jeśli chodzi o cechy osobowości, to
bierność w kontaktach z innymi, skłonności do lęku przy niskiej
tolerancji, wrażliwość w związkach uczuciowych i brak pewności
siebie są przyczynami pojawienia się pokrzywki przewlekłej .
Choroby dermatologiczne modyfikowane przez czynniki psychiczne
Większość
tych schorzeń ma komponentę immunologiczną i dlatego mogą też
odgrywać istotna rolę mechanizmy psychoneuroimmunologiczne.
Szczególną rolę odgrywają tu neuropeptydy i naczynioaktywny
peptyd jelitowy. Na działanie tych neuropeptydów ma wpływ stres
psychiczny. Przykładowe schorzenia to atopowe zapalenie skóry,
łysienie plackowate i łuszczyca .
Atopowe zapalenie skóry
Etiopatogeneza
atopowego zapalenia skóry od dawna była łączona z czynnikami
neuropsychologicznymi, mającymi znaczenie w powstaniu i utrzymaniu
się schorzenia. Szczególnie elementy emocjonalne wywierają wpływ
na powstanie błędnego koła: swędzenie i drapanie . Wielu autorów
uważa, że choroba ta ma swoje podłoże w nieprawidłowych
relacjach relacjach rodzinnych, szczególnie pomiędzy matką a
dzieckiem. Wskazuje się na niewłaściwą postawę matki wobec
dziecka, jawne lub ukryte odrzucenie, wrogość w stosunku do dziecka
oraz zbyt szybkie odstawienie od piersi . Atopowe zapalenie skóry u
jednego z członków rodziny, szczególnie u dziecka, ma znaczenie
dla wszystkich jej członków. Zmiany chorobowe dostarczają rodzinie
dodatkowych stresów. Szczególnie rodzice dziecka z atopowym
zapaleniem skóry przeżywają napięcie psychiczne, poczucie winy,
wyczerpanie, frustrację i bezradność. U dziecka pojawiają się
trudności wychowawcze, problemy z utrzymaniem dyscypliny. Dość
szybko dziecko uczy się wykorzystywania swojego schorzenia do
manipulacji rodzicami .
Wielu badaczy starało się
ustalić profil psychologiczny charakterystyczny dla osób dorosłych
obarczonych tym schorzeniem. Okazało się, że te wykazują oni
znaczny poziom neurotyczności, mają tendencje do tłumienia uczuć,
szczególnie agresji, zaprzeczaniu uczuciom niechęci i gniewu .
Grupę tę charakteryzuje też znacznie większy poziom lęku i
niższy poziom oceny jakości życia i ekspresji emocji . Okazało
się też, że pojawienie się choroby związane było z
traumatycznymi wydarzeniami w życiu . Lubban-Plozza i
współpracownicy uważają , że lokalizacja zmian na skórze
związane jest z charakterem konfliktu z osoba znaczącą. Zmiany
umiejscowione na klatce piersiowej wskazują na jawny przebieg
konfliktu, natomiast na biodrach, ramionach i udach na jego
skrywanie. Zmiany chorobowe, niezależnie od przyczyn, wywołują
poczucie stygmatyzacji, prowadzą do wycofania, lęku, braku pewności
siebie . Dla poprawy jakości życia pacjenta właściwa
psychoterapia ma niemniejsze znaczenie niż farmakoterapia.
Łuszczyca
Łuszczyca
jest najlepszym przykładem potwierdzającym udział układu
nerwowego w chorobach skóry. Należy do grupy schorzeń high
stres reactors
. Przebiega z okresowymi zaostrzeniami i remisjami. Do ważnych
czynników mających znaczenie w etiopatogenezie łuszczycy należą
cechy osobowości i występujący stres . Badania struktury
osobowości wskazują, że inicjacja i przebiegu choroby związane są
z odpornością na stres oraz zdolnością radzenia sobie w
sytuacjach psychologicznie trudnych. Takimi sytuacjami mogą być
stany deprywacji potrzeb, niezaspokojona potrzeba akceptacji, lęk
przed oceną społeczną .Badając osoby z łuszczycą zauważono
również wysoki poziom lęku, depresji, które wysoko korelują z
czasem trwania choroby . Do cech charakterystycznych dla osób z
łuszczycą należą: wypieranie konfliktów emocjonalnych i mała
akceptacja siebie. Okazuje się także, że im większy obszar ciała
obejmuje schorzenie, tym silniejsze są tendencje do reakcji
konwersyjnych i silniejszej koncentracji na stanie zdrowia. Zauważono
także, że osoby z tym schorzeniem mają podwyższony poziom lęku,
który utrzymuje się nie tylko w czasie choroby, ale także podczas
remisji. Podobnie też sprawa ma się z poczuciem wewnętrznego
konfliktu emocjonalnego . Różne doniesienia pozwalają sądzić, że
pomoc psychologiczna może przynieść pozytywy wpływ na przebieg
łuszczycy . Najbardziej efektywną będzie tu psychoterapia grupowa
przy udziale farmakoterapii .
Łysienie plackowate
Z
wielu doniesień naukowych dotyczących tego schorzenia (nagła
utrata włosów) wynika, że etiologia jest złożona. Schorzenie to
może mieć podłoże autoimmunologiczne, hormonalne, genetyczne oraz
emocjonalne . Jeśli chodzi o czynniki psychiczne, to wielu autorów
uważa, że udział stresu w patogenezie tej choroby jest bardzo
znaczący. Silnym traumatycznym doświadczeniom przypisuje się
szczególne znaczenie. Koblenzer mówi o nieuświadomionym gniewie
jako ważnym czynniku pojawiania się tego schorzenia. Z kolei Grupta
i Grupta uważają, że w etiologii łysienia plackowatego są
czynniki psychosomatyczne. Nasilenie objawów nie koreluje z
nasileniem stresu emocjonalnego. Podsumowując, wydaje się, że sam
fakt pojawienia się defektu kosmetycznego może powodować
niekorzystne zmiany w funkcjonowaniu psychicznym pacjenta i stać się
źródłem silnego stresu, uruchamiając sprzężenie zwrotne.
Na
zakończenie, jak sądzę, uprawnione są następujące wnioski:
Niektóre zaburzenia psychiczne, dysfunkcje psychologiczne i zaburzenia zachowania mają wpływ na schorzenia dermatologiczne zwane psychodermatologicznymi.
Diagnozowanie pacjentów dermatologicznych powinna być holistyczne i obejmować rozpoznanie nie tylko roli biologicznej, ale także psychologicznej, społecznej.
Podobnie jak wiele dyscyplin medycznych, również dermatologia powinna korzystać z pomocy psychologa.
Bibliografia
Absolon C.M., Cortrell D., Eldridge S.M.: Psychological disturbance in atopic eczema: the extent of the problem in school-aged children. Br J Dermatol 1997, 137, 241-245.
Aktan S., Ózmcn E., Sanli B.: Psychiatric disorders in patients at-tending a dermatology outpatient clinic. Dermatology 1998, 197, 230-234.
American Psychiatric Association. Diagnostic and statistical manual of mental disorders, IV wyd. Washington DC,1995
Bilikiewicz A.: Słownik terminologiczny, [w:] Psychiatria. A. Bilikiewicz, W. Strzyżewski (red.). PZWL, Warszawa, 1992,481-524.
Boguszyńska-Górnicka H., Górnicki A., Borkowska A. :Profil osobowości kobiet chorych na łuszczycą. Przegl Dermatol 1999, 84,433-439. ,
Cotterill J.A.: Psychiatry and the skin. Br J Hosp Med 1989,42,
Czubalski K.: Psychologiczne i psychosomatyczne aspekty chorób skóry a postępowanie lekarza dermatologa, [w:] Psychologia lekarska. .M. Jarosz (red.), PZWL, Warszawa, 1988, 452-459. ,
Dricoll M.S., Rothe M.J.: Delusional parasitosis a dermatologic, psychiatric and pharmacologic approach. J. Am Aced Dermatol 1993,29,1023-133.
Duran V.,Jovnovic M.: The effect of psoriasis. Med Pregl. 1993,46,120-126. ,
Elmer K.B., Gcorge R.M., Petcrson K.: Therapeutic update: use of risperidone for the treatment of monosymptomatic hypochondriacal psychosis J Am Acad Dermatol 2000, 43, 683-686. ,
Fried R.G., Friedeman S., Paradis C.: Trivial or terrible? The psychosocial impact of psoriasis. Int J Dermatol 1995, 34, 101-105. 11a. Freinhar J.P.: Delusions of parasitosis. Psychosomatics 1984,25,47-53. ,
Fritzsche K., Ott J., Zschocke I.: Psychosomatic liaison service in dermatology. Dermatology 2001, 203, 27-31. ,
Greenberg H.R., Sarner C.A.: Trichotillomania .Symptom and syndrome. Arch.Gen.Psychiat.,1965,12,482-487.
Gupta M.A.,Gupta A.K.: Suspect psychosomatic aspect of psoriasis. Adv. Dermatol. 1990,5,21-25 ,
Gupta M.A., Gupta A.K.: Psychodermatology: An update. J Am Acad Dermatol 1996,34, 1030-1046. ,
Gupta M.A., Voorhees J.J.: Psychosomatic dermatology. Is it relevant? Arch Dermatol 1990, 126, 90-93.
Gupta M.A., Schork N.J., Gupta A.K.: Alcohol intake and treatment responsiveness of psoriasis. J Am Acad Dcrmatol 1993, 28, 730-732. , 18. Grupta M.A.: Suspect psychosomatic aspect of psoriasis. Adv. Dermatol 1990,5,21-25.
Gupta M.A., Gupta A.K., Schork N.J.: Depression modulates pruritus perception: A study of pruritus in psoriasis, atopic dermatitis, and chronic idiopathic urticaria. Psychosom Med 1994, 56, 36-40. , 20. Grupta M.A.: Depression and ideation in dermatology patiens with acne, alopecia areata, atopic dermatitis and psoriasis. Br J Dermatol 1998,139, 846-850. ,
Goldsmith L.A., Fisher M., Wacks J.: Psychological characteristics of psoriatics. Arch Dermatol 1969, 100, 674-676. , 22.Hadman-Allen G.: Trichotillomania in childhood. Acta Psychiat. Scand., 1991,83,241- 246. ,
Hardy G.E., Cotterill J.A.: A study of depression and obsessionality in dysmorphophobic and psoriatic patients. Br J Psychiatry 1982, 140, 19-22. ,
Harvima T. Viinamaki H., I in.: Association of cutaneous mast cells and sensory nerves with psychic stress in psoriasis. Psychother. Psychosom., 1993,60, 168-175. ,
Hughes J.E., Barraclough B.M., Hamblin L.G.: Psychiatric symptoms in dermatology patients. Br J Psychiatry 1983, 143, 51-54 ,
Hewlett S.: Emotional dysfunction, child-family relationships and childhood atopic dermatitis. Br J Dermatol 1999, 140, 381-384 ,
Juszkicwicz-Borowiec M.: Udział stresu w etiopatogenezie wybranych chorób skóry. Przegl Dermatol 1999, 86, 61-65.
Koblenzer C.S.: Psychosomatic concepts in dermatology. Arch "Dermatol. 1983, 119,501-512. ,
Koo J.Y.M.,Pham Ch.T.: Psychodermatology, practical guidelines on pharmacotherapy. Arch. Dermatol 1992,128,381-388.
Kielar-Turska M.: Rozwój człowieka w pełnym cyklu życia, [w:]Psychologia. Podręcznik akademicki. J. Strelau (red.), GWP, Gdańsk, 2000, T. l,285-332. ,
Lubban-Plozza B., Poeldinger W., Kreoger F. i inni: Zaburzenia psychosomatyczne w praktyce lekarskiej. PZWL, Warszawa, 1995.
Linnct J., Jeniec G.B.E.: Ań assessment of anxiety and dermatology life quality in patients with atopic dermatatitis. Br J Dermatol 1999, 140,268-272. 33.Lyell A.: Delusions of parasitosis. Br J Dermatol 1983, 108, 485-499.
Mazzetti M.,Mozzetii A.: Psoriasis stress and psychiatry: psychodynamic characteristic of stressors. Acta. Derm. Venerol.1994,suppl. 186,62- 70. ,
Mills C.M., Srivastava E.D., Harvey I.M.: Smoking habits in psoriasis: a case control study. Br J Dermatol 1992, 127, 18-21 , 36. Monk B.E., Royo Y.J.: Delusion of parasitosis with fatal outcome. Clin Exp Dermatol 1994,19,341-342. ,
McGraph J.E.: Setting, measures and themes: an integrative review of research on social-psychological factors in stress. W: Social and psychological factors in stress. McGraph J.E (red) Holt, Reinhart and Winston. New York 1970. ,
Nyfors A., Lemholt K.: Psoriasis in children. Br J Dermatol 1975, 92,437-442.
Oguchi T.: Trichotillomania: its psychopathological aspect. Comprehensive Psychiatry,1977,18,177-180. ,
Opalińska M., Prystupa K., Stąpór V.: Dermatologia praktyczna. PZWL, Warszawa, 1997. ,
O'Sullivan R.L., Lipper G., Lerner A.: The neuro-immu-no-cutaneous-endocrine network: Relationship of mind and skin. Arch Dcrmatol 1998, 134, 1431-1435.
Pacan P., Szepietowski J.: Obłęd pasożytniczy. Przegl Dermatol 2001,88,381-384.
Pacan P., Szepietowski J.: Dysmorfofobia , zaburzenie psychiczne, z którym pacjenci zgłaszają się do dermatologa. Przegl Dcrmatol 1999,86, 171-175. ,
Poikolainen K., Reunala T., Karvonen J.: Alcohol intake: a risk factor for psoriasis in young and middle aged men? BMJ 1990, 300, 780-783. ,
Poikolainen K., Reunala T., K.: Smoking, alcohol and life events related to psoriasis among women. Br J Dermatol 1994, 130, ,
Price M.L., Mottahedin L, Mayo P.R.: Can psychotherapy help patients with psoriasis? Clin Exp Dermatol 1991, 16, 114-117. ,
Reilly T.,M.: Delusional infestation. Br j Psychiatr 1988,153(supl.14) 44-46. ,
Schnur R.G.,Davidson S.: Trichotillomania in ten year old boy: gender identity issues formulated in terms of individual and family factors. Can.J.Psychiat. 1989,34,721-730. ,
Seneczko F.: Fizjologiczno-biochemiczne parametry składu krwi u chorych na łuszczycę leczonych metodą PUVA i cygnoliną. Praca habilitacyjna, WAM, Łódź, 1993
Steuden S.,Janowski K.: Choroby dermatologiczne a zaburzenia psychiczne. Przegl Dermatol 2000, 87,257-261.
Seville R.H.: Psoriasis and stress. Br J Dermatol 1977, 97, 297-302.
Shanon J.: Psoriasis: Psychosomatic aspects. Psychother Psychosom 1979,31,218-222.
Van der Schaar W.W.: Psychometric investigation in 48 Dutch patiens suffering from psoriasis. Psychoter.Psychosom.,1976,27,159-165.
Van Moffaert M.: Psychodermatology: An overview. Psychother Psychosom 1992, 58, 125-136.
Van Moffaert M.: The psychological and behavioral management of psychosomatic dermatoses. [w:] Behavioral medicine. International perspectives. Vol. l. Developments in clinical psychology. D.G. Bynic, R.C. Glenn (red.), Ablex Publishing Corporation, Norwood, New Jersey, 1992, 259-289.
Wessely S.C., Lewis G.H.: The classification of psychiatric morbidity in attainders at a dermatology clinic. Br J Psychiatry 1989, 155, 686-691.
Winchel R.M.,Jones J.S.: Rating the severity of trichotollomania: methods and problems. Psychopharm.Bulletin, 1992,28. 457-460
Whitlock F.A.: The psychophysiology of skin disorders. [w:] Behavioral medicine. International perspectives. Vol. l. Developments in clinical psychology. D.G. Byrne, R.C. Glenn (red.), Ablex Publishing Corporation, Norwood, New Jersey, 1992, 217-241.
Tomasz Trzciński
Emocje, a nasze serce
Choroby serca, a wzór zachowania A
Nauka
nie odkryła jak dotąd głównego mechanizmu odpowiedzialnego za
współzależność procesów psychologicznych i fizycznych. W XVII
wieku Kartezjusz wprowadził do filozofii pojęcie tak zwanego
paralelizmu psychofizycznego, rozumianego jako równoległość
względnie niezależnych procesów zachodzących w duszy i ciele.
Pogląd ten utrzymuje się do dziś, co sprawia, że zależność
pomiędzy psychologicznym, a fizyczno-somatycznym obszarem naszej
osoby wydaje się niejasna lub wątpliwa. Jednak pomimo pewnego braku
wiedzy w tym obszarze, psychologowie, często współdziałając z
lekarzami, poczynili duży postęp na polu poszukiwania tzw.
psychologicznych czynników ryzyka dla rozwoju niektórych chorób.
Czynniki te stanowią najczęściej zbiór określonych cech
osobowości, lub wzorców zachowań predysponujących do rozwoju
danego schorzenia.
Najwięcej badań poczyniono jak dotąd
na polu poszukiwania psychologicznych przyczyn chorób serca.
Pionierami tychże poszukiwań byli kardiolodzy Meyer Friedman i
Samuel Rosenman, których badania koncentrowały się wokół choroby
wieńcowej. Otóż badacze ci zauważyli, że osoby cierpiące na
chorobę wieńcowa wykazują pewien specyficzny styl zachowania i
podobne wzorce motoryczne. Charakteryzuje ich ciągłe napięcie
szczeki, zaciskanie zębów, gwałtowne ruchy i nawyk zaciskania
pięści nawet w trakcie zwykłej rozmowy. Okazało się również,
iż ludzie ci mają bardzo silne tendencje rywalizacyjne, wysoką
potrzebę osiągnięć, podlegają ciągłej presji czasu, wreszcie
mają niskie poczucie własnej wartości, co pcha ich w kierunku
nieustannej walki o swój prestiż i coraz większe osiągnięcia.
Charakteryzuje ich również wyższy poziom hormonu walki, czyli
noradrenaliny. Friedman i Rosenman nazwali opisany wyżej styl
zachowania mianem wzoru zachowania A, predysponującego do rozwoju
choroby wieńcowej.
Pierwsze badania przeprowadzone przez
Friedmana i Rosenmana dotyczyły jedynie męskiej populacji, ponieważ
w momencie ich realizacji na chorobę serca zapadali głownie
mężczyźni. Jednak przeprowadzone później kolejne badania nad
wzorem zachowania A potwierdziły istnienie tego zjawiska także u
kobiet. W innych z kolei badaniach zauważono, iż czynnikiem
sprzyjającym rozwojowi choroby serca może być tłumiona wrogość.
Tak wiec na pewnym etapie rozwoju psychologii oraz tzw. medycyny
psychosomatycznej stało się jasne, iż czynniki emocjonalne
pozostają w bezpośrednim związku z procesami chorobowymi
dotykającymi serce i układ krwionośny. Początkowo sądzono, iż
coraz częstsze zachorowania na chorobę wieńcową i coraz
liczniejsze zawały serca są następstwem rozwijającej się
cywilizacji i konsumpcyjnej kultury. Stanowią jeszcze jedno zjawisko
socjologiczne powiązane z ekspansją ekonomii i rosnącymi
wymaganiami wobec obywatela. I niewątpliwie tak jest.
Jednak
przyczyny rozwoju chorób serca mogą być znacznie głębsze i mogą
sięgać wczesnych etapów naszego życia. Za pioniera badań na tym
polu uważa się na całym świecie Alexandra Lowena, amerykańskiego
psychoterapeutę, który w swej pracy połączył osiągnięcia
psychoanalizy z nurtem zwanym body
work.
Alexander Lowen rozwinął też genialną metodę terapii skierowaną
głownie (ale nie tylko) do osób cierpiących na zaburzenia pracy
serca, a także założył, wraz z kardiologiem Stephenem Sinatrą,
The New England Heart Centre - instytut niosący pomoc psychologiczną
osobą chorym na serce. Zdaniem Lowena, choroba wieńcowa ma swoja
genezę we wczesnych doświadczeniach emocjonalnych. Gdy przychodzimy
na świat, jedną z naszych głównych potrzeb stanowi potrzeba
bezinteresownej miłości i uwagi ze strony otoczenia, a przede
wszystkim matki. Istnieją jednak rodziny, gdzie matki mają wobec
swoich dzieci bardzo duże oczekiwania i wymagania już we wczesnym
okresie ich życia. Stwarza to u rozwijających się dzieci
przekonanie o konieczności dokonywania szczególnych rzeczy w celu
uzyskania miłości i uwagi, czyli tego, co przecież należy się
każdej ludzkiej istocie już w momencie narodzin. Sytuacja taka
stwarza ogromna ilość cierpienia w postaci uczuć rozpaczy, żalu i
złości. Tworzy się również coś w postaci schematu myślowego:
"Muszę być doskonały/a, aby istnieć na tym świecie".
Schemat ten zostaje niestety zaniesiony w dorosłe życie. Kolejnym
nieprzeciętnym sukcesom zawodowym towarzyszy nieustanne poczucie
niskiej wartości i stłumiona, ogromna agresja. Znajdują one ujście
w chorobie serca.
Opisany wyżej schemat nie dotyczy
oczywiście bezwzględnie wszystkich osób chorych na serce, więc
śpieszę uspokoić mających problemy sercowe Czytelników, iż nie
muszą doszukiwać się w swojej historii tak dramatycznych
doświadczeń. Jednak z drugiej strony jestem głęboko przekonany,
iż naszą kulturę charakteryzuje ogromny deficyt miłości i ciągły
upadek instytucji zwanej rodziną, co dotyka już wielu z nas.
Wszystko to ma niemały wpływ na zdrowy rytm naszych serc. Wróćmy
jednak do Alexandra Lowena i jego dzieła. Lowen był studentem
Wilhelma Reicha, ucznia Freuda i ten fakt pomógł mu ujrzeć
wczesnodziecięce przyczyny dorosłych problemów. Lowen jednak
zmodyfikował metodę Freuda i w ślad za Reichem włączył do swej
pracy element analizy napięć w ciele. Metoda Lowena zwana
bioenergetyką
(nie mylić z bioenergoterapią) polega na uwalnianiu zalegających w
ciele trudnych emocji (pamiętajmy o tym, iż emocje mają swoje
siedlisko w naszym ciele!). Te nie wyrażone stany emocjonalne
stanowią, bowiem często źródło ludzkich ograniczeń, życiowych
napięć, nie mówiąc już o poważnych chorobach. Lowen wypracował
specjalne techniki służące na przykład wyrażeniu płaczu, który
zablokowany (dotyczy to wielu mężczyzn, którym kultura nakazuje
być twardymi) prowadzi do usztywnienia twarzy i mięsni całego
ciała, a w końcu do zaburzeń pracy serca, czy wyrażeniu agresji,
która zablokowana przeradza się we wrogość i nienawiść (należy
pamiętać, iż agresja jako taka nie jest negatywnym zjawiskiem,
lecz zdrowym mechanizmem przystosowawczym). Te nie wyrażone emocje
stanowią coś w rodzaju silnych bloków energetycznych,
zatrzymujących przepływ zdrowych emocji i uniemożliwiających
nawiązanie w pełni satysfakcjonujących kontaktów z innymi ludźmi.
Celem terapii lowenowskiej jest odzyskanie stanu radości (a nie
bólu) z kontaktu ze swym ciałem oraz zdolności do przeżywania i
akceptowania szerokiej gamy uczuć, od smutku i złości do miłości
i współczucia. Taką zdolność nazwalibyśmy poczuciem własnej
tożsamości.
Lowen zwrócił też uwagę na ogromne
znaczenie głębokiego i swobodnego oddychania dla normalnego
funkcjonowania człowieka i stworzył techniki poprawiające
oddychanie. Wprowadził także pojecie ugruntowania (ang. grounding)
i opracował tzw. pozycje gruntujące. Ugruntowanie jest pojęciem,
które opisuje nasz kontakt z rzeczywistością i poziom poczucia
bezpieczeństwa. Osoba ugruntowana to według Lowena człowiek, który
potrafi w sposób dojrzały i adekwatny do sytuacji reagować na
zewnętrzne sytuacje. W kategoriach fizycznych Lowen opisuje
ugruntowanie jako zdolność do stania na własnych nogach i
doświadczania kontaktu stóp z podłożem. Okazuje się, (co dla
wielu osób może się wydać szokujące), iż intensywność, z jaka
dotykamy podłoża oddaje nasz kontakt z rzeczywistością.
Ćwiczenia opracowane przez Lowena zyskały bardzo dużą
popularność wśród wielu psychologów praktyków i wykorzystywane
są przez przedstawicieli rożnych nurtów w psychologii. Ćwiczenia
te charakteryzuje duża uniwersalność - mogą być one adresowane
nie tylko do osób przeżywających poważne problemy osobiste, czy
zdrowotne, ale również do osób chcących polepszyć swoje
samopoczucie, czy zredukować codzienny stres. Główny cel
lowenowskich ćwiczeń to zwiększenie oddychania, odprężenie,
rozluźnienie mięsni i polepszenie kontaktu sensorycznego z
otoczeniem.
Oto przykładowy zestaw ćwiczeń
inspirowanych bioenergetyką Alexandra Lowena:
Przerwij
czytanie tego artykułu na chwilę. Powoli odchyl głowę do tyłu.
Wykonaj kilka wolnych obrotów wokół szyi. Staraj się poczuć
mięsnie szyi. Czy są mocno napięte? Sprawdź czy masz mocno
zaciśnięte usta. Uwolnij szczękę i wypuść powietrze. Teraz
rozejrzyj się po pokoju, w którym jesteś. Czy odczuwasz zmęczenie
oczu? Przenieś swoja uwagę na czoło i spróbuj zmarszczyć
kilkakrotnie brwi, aby rozluźnić napięte czoło.
W trakcie tego ćwiczenia możemy sobie uświadomić, iż
na co dzień w ogóle nie jesteśmy świadomi napiętych mięsni.
Uzmysłowienie sobie tych napięć stanowi pierwszy krok.
Przenieś
swoja uwagę na klatkę piersiowa i brzuch. Czy jesteś w ogóle
świadomy/a swojego oddechu? Jaki jest twój oddech? Czy oddychasz
klatką piersiową, czy brzuchem? Oddychasz szybko, czy powoli. Jak
doświadczasz swojej klatki piersiowej? Czy jest zablokowana, czy tez
odnajdujesz w niej naturalną przestrzeń? Usiądź na krześle i
wymów naturalnym głosem dźwięk "aa".Jeśli twój głos
urywa się szybko i nagle, oznacza to, iż masz jakiś problem z
oddychaniem. Możesz poprawić swój oddech powtarzając to ćwiczenie
regularnie i starając się wydłużyć trwanie dźwięku.
Organizm
zareaguje na to ćwiczenie intensywnym oddychaniem w celu
uzupełnienia ilości tlenu we krwi. Technika nie jest niebezpieczna,
ale może pojawić się lekka zadyszka. W wyniku powtarzania
ćwiczenia rozluźniają się mięsnie klatki piersiowej.
Wstań
i zrób kilka kroków. Zatrzymaj się następnie i stań na lekko
ugiętych nogach. Obiema dłońmi złap za tył głowy i zacznij nimi
mocno napierać tak, aby zmusić głowę do pochylenia się do
przodu. Jednocześnie oporuj bardzo silnie głową, tak, aby stworzyć
rodzaj konfliktu pomiędzy ruchem dłoni i ruchem głowy. Powtórz to
ćwiczenie kilka razy wkładając w nie dużo siły (ale nie
przesadzaj). Ćwiczenie to pozwoli ci na prawdę rozluźnić napięte
plecy.
Celem tego ćwiczenia jest wzmożenie napięcia i tak już
napiętych mięsni pleców. Reakcją organizmu jest następnie ich
rozluźnienie.
Stres
Pojęcie
stresu szybko zadomowiło się w potocznym, codziennym języku.
Pomimo, iż istnieje jego wiele definicji, zarówno stricte
naukowych, jak i popularnonaukowych, stres postrzegany jest
najczesciej jako zjawisko negatywne, będące wręcz wyrazem
patologii, czy osłabionej funkcji adaptacyjnej jednostki.
Zdecydowanie zaznaczyć więc należy, że stres powodowany jest
zarówno przez zdarzenia negatywne, jak i pozytywne, stanowiąc
mechanizm psychologiczny towarzyszący nieodłącznie naszemu życiu
na wielu jego poziomach.
Amerykański psycholog T.H.
Holmes skonstruował skalę określającą wielkość stresu w
"jednostkach zmian życiowych" (LCU-Life
Change Units).
Skala ta umożliwia zorientowanie się, jakie jest znaczenie
rozmaitych wydarzeń życiowych dla rozwoju stresu oraz jego
potencjalnych konsekwencji. Według Holmesa istnieje ryzyko
rozwinięcia się poważnej choroby u ludzi, którzy uzyskali w sumie
ponad 300 punktów w skali LCU. Wśród wydarzeń najbardziej
predysponujących do powstania schorzeń autor wymienił zarówno
zdarzenia negatywne (np. śmierć bardzo bliskiej osoby - 100 LCU,
rozwód - 73 LCU, kara wiezienia - 63 LCU), jak pozytywne (małżeństwo
- 50 LCU, ciąża - 40 LCU).
Oczywiście stres nie musi
być konsekwencja tak radykalnych zdarzeń. Zjawisko to dotyka
każdego człowieka uwikłanego w pracę zawodową i skomplikowane
stosunki międzyludzkie. Dla psychologów i innych badaczy stresu
oczywiste jest, stres ma zarówno wymiar psychologiczny, jak i
fizjologiczny. Okazuje się bowiem, ze wszelkie napięcia emocjonalne
wywołują natychmiast reakcje na poziomie fizjologicznym. Już w
latach trzydziestych E. Jacobson - kierownik laboratorium fizjologii
klinicznej Uniwersytetu w Chicago stwierdził, że nadmiar
przeżywanych emocji powoduje ciągłe napięcie mięśni
poszczególnych części ciała, bądź całego organizmu. Co więcej,
Jacobson zauważył, iż u osób szczególnie narażonych na napięcia
psychologiczne powstaje cos w rodzaju fizjologicznego nawyku
naprężania mięsni nawet w sytuacji odpoczynku, na przykład
drzemki w fotelu. Odkrycia Jacobsona zostały potwierdzone w latach
sześćdziesiątych minionego wieku przez twórców tak zwanej
psychologii humanistycznej oraz psychosomatyki ujmujących procesy
psychologiczne i fizyczne jako w pełni zależne i nierozerwalne.
Okazało się, że istnieje bezpośrednia współzależność
pomiędzy zdrowym, przystosowanym do rzeczywistości funkcjonowaniem
psychologiczno-emocjonalnym, a prawidłowym funkcjonowaniem
określonych procesów fizycznych. Zwrócono miedzy innymi uwagę na
związek stresu psychologicznego z napięciem mięsni pleców i szyi,
spłyceniem oddechu oraz pogorszeniem koncentracji.
Psychologowie
odkryli tez bezpośredni związek pomiędzy utrwalonymi nawykami
motoryczno-ruchowymi, oraz postawą ciała, a określoną strukturą
osobowości. Ciało to według wspomnianego podejścia wehikuł
naszej duszy, niemożliwa jest jakakolwiek harmonia psychiczna, jeśli
nasze ciało stanowi kontener dla życiowych frustracji i napięć.
Niestety wielu ludzi żyjących w dużym stresie ma tendencje do
osłabiania swego oddechu i chronicznego napinania mięsni. Tworzy
się w ten sposób fizjologiczna blokada dla nie rozładowanych
napięć psychicznych. Konsekwencją spłyconego oddechu jest
niedotlenienie ciała i co za tym idzie mniejszy poziom energetyczny
organizmu. Należy tutaj zaznaczyć, iż opisane wyżej podejście do
problematyki stresu nie oznacza sprowadzenia naszych przeżyć do
poziomu fizjologii. Chodzi tu raczej o nadanie procesom somatycznym,
to jest związanych z ciałem, szerszego wymiaru związanego z
funkcjonowaniem psychologicznym.
W latach
sześćdziesiątych minionego wypracowano również liczne techniki i
procedury pracy z napięciami mięśniowymi, fizycznymi blokami w
określonych częściach ciała, oraz techniki polepszające proces
oddychania. Jak grzyby po deszczu, głownie w USA, zaczęły
powstawać tak zwane grupy pracy z ciałem. Warsztaty tego typu mają
charakter intensywnego doświadczenia, w trakcie, którego uczestnicy
uczą się rozluźniać napięte mięsnie, stosuje się tutaj
specjalny sposób masażu, oraz tak zwane pozycje stresowe
pozwalające zidentyfikować i rozluźnić napięte obszary ciała.
Ważna część zajęć stanowią ćwiczenia oddechowe pozwalające
odblokować stłumiony, czy nieregularny oddech, oraz ćwiczenia
ruchowo - motoryczne i ćwiczenia rozciągające. Stosuje się
również techniki relaksacyjne służące głębokiemu odprężeniu
oraz tak zwany psychologiczny trening autogenny rozluźniający
mięsnie szkieletowe. Dla wielu uczestników grupa warsztatowa szybko
staje się miejscem, gdzie możliwe jest to, na co nie ma miejsca we
współczesnym świecie, pełnym rywalizacji, pogoni za sukcesem i
karierą, pełnym napięć i frustracji.
Należy
wspomnieć, ze dwadzieścia pięć lat temu wspomniane techniki
dotarły także do Polski za sprawą Tanny Jakubowicz i Wojciecha
Eichelbergera - dwojga psychologów, którzy przebywali w Los Angeles
na stypendium jednego z tutejszych instytutów psychologicznych.
Zajęcia tego typu stały się szybko popularne również w Polsce. W
ostatnich latach nastąpił prawdziwy boom zajęć typu
stress-management na całym świecie. Warsztaty tego typu cieszą się
dużą popularnością głownie w środowisku biznesmenów,
handlowców, lekarzy, studentów i artystów, to jest ludzi
najbardziej narażonych w swej pracy na znaczne napięcia.
Zdecydowana większość uczestników wyraża zadowolenie z zajęć
deklarując poprawę samopoczucia. Warsztaty tego typu mają również
charakter profilaktyczny - stosowane regularnie pozwalając uniknąć
rozwoju chorób spowodowanych przez nagromadzenie się stresu. Z całą
pewnością służą jednak polepszeniu codziennego funkcjonowania i
dobrostanu psychicznego.
Andrzej Augustynek
Hipnoza w walce z bólem
Ból
to jeden z podstawowych mechanizmów obronnych sygnalizujący
różnorodne zagrożenia i choroby, przede wszystkim oddziaływania
uszkadzające nasze tkanki. Może mieć swe źródło w bodźcach
zewnętrznych, wewnętrznych w tym również psychicznych. Może być
efektem zaburzeń funkcji lub struktury poszczególnych narządów.
Rozróżnia się bóle ostre, tępe, kłujące, palące a ponadto
umiejscowione, rozlane i wędrujące. Jego subiektywne natężenie
zmienia się w bardzo szerokim zakresie pod wpływem wielu czynników,
także psychologicznych, socjologicznych i kulturowych. Doznanie bólu
potęguje się u osób znerwicowanych. Oczekiwanie na jego nadejście
(chociażby u dentysty) wywołać może silny lęk. Z drugiej jednak
strony emocje wywołane aktualnymi przeżyciami mogą stłumić
odczuwanie bólu. Natomiast koncentracja na bólu wzmaga jego siłę.
Tak na ten temat pisze L. Wolberg: „...Ból może zostać na pewien
czas wyłączony ze świadomości, kiedy uwaga jest odeń odwrócona.
Udręka fizyczna powodowana rozległym obrażeniem narządów ciała
może pozostać niezauważona w chwilach wielkiego podniecenia, aby
pojawić się później po przeminięciu doraźnej sytuacji.
Żołnierze w czasie walki są często świadomi tego, że utracili
kończyny, chociaż początkowo nie odczuwają bólu. Istnieje wiele
wzmianek o sportowcach, którzy ze zwichniętą nogą, a nawet
złamaniem kości kontynuują rozgrywki w gorączce współzawodnictwa
(np. polski bokser Kasprzyk w olimpijskim finale zwycięsko walczył
z Tamulisem mając złamany kciuk prawej ręki - przypis A.A.). Z
drugiej strony ból może nasilać się na przykład wskutek
skupienia uwagi na dotkniętej nią okolicy”.
Istnieje
wiele sposobów redukcji (analgezji, znieczulania) bólu. Przede
wszystkim są to środki przeciwbólowe (od łagodnie działających
i powszechnie dostępnych chociażby jak paracetamol, aż do
narkotycznych jak morfina). Podczas zabiegów chirurgicznych stosuje
się znieczulenie ogólne (anestezja, narkoza). Popularnością
cieszy się akupunktura igłowa i laserowa. Od ponad stu
pięćdziesięciu lat jest wykorzystywana do tego celu także
hipnoza.
Pierwsze doniesienia na temat hipnotycznej
analgezji pochodzą ze źródeł nienaukowych. W latach trzydziestych
XIX wieku wielu magnetyzerów twierdziło, że „magnetyzm
zwierzęcy” jest skutecznym sposobem anestezji i analgezji. Jak
podaje L. Chertok pierwszym opisanym w literaturze naukowej
eksperymentem ze znieczuleniem hipnotycznym (nazywanym wtedy
znieczuleniem magnetycznym) była próba w dniu 7 listopada 1820 roku
przeprowadzona przez Du Poteta z 18-letnią dziewczyną, która w
transie nie reagowała na bodźce bólowe.
Natomiast
pierwsze udokumentowane badania naukowe nad wpływem hipnozy na
doznania bólowe w roku 1843 przeprowadził lekarz okulista a
równocześnie prekursor naukowych badań nad tym zagadnieniem J.
Braid. Pacjentką była 24-letnia kobieta mająca bolesny ropień,
bojąca się jednak interwencji chirurgicznej. Braid zahipnotyzował
chorą, a następnie operację wykonali R. Follin i P. Broca. Jedyną
reakcją pacjentki podczas trwania operacji był lekki krzyk trwający
niecałą sekundę. Kobieta była rozluźniona i nie przejawiała
żadnych obronnych reakcji. Po obudzeniu nic nie pamiętała i
dziwiła się, że ją zoperowano.
W tym samym czasie J.
Esdaile (1808-1859), szkocki chirurg pracujący w Indiach stosował z
wielkim powodzeniem znieczulenie hipnotyczne. Wykonał ponad tysiąc
mniejszych i trzysta większych zabiegów chirurgicznych w sposób
całkowicie bezbolesny.
Jednak zainteresowanie
hipnotyczną analgezją szybko wygasło, bowiem w roku 1848
wynaleziono anestezję chemiczną chloroformem. Po kilku latach
zastosowano do tego celu eter. W latach późniejszych anestezjologia
przeżyła bujny rozwój. A metody przez nią stosowane okazały się
skuteczniejsze, szybsze i bezwzględnie pewniejsze. Wykorzystanie
hipnozy ograniczyło się więc tylko do stosunkowo nielicznych
przypadków.
Współcześnie uważa się, że uzasadnione
jest użycie hipnozy w wielu sytuacjach. Przede wszystkim jako formę
przygotowania psychicznego pacjenta do operacji. Chodzi głównie o
zmniejszenie napięcia emocjonalnego towarzyszącego oczekiwaniu na
zabieg. W małym odsetku przypadków u osób mogących zapaść w
bardzo głęboki trans hipnotyczny można ją stosować także przy
dużych operacjach. Jednak jest to ryzykowne, gdyż nie możemy być
pewni, czy osoba operowana niespodziewanie się nie rozbudzi z
zasugerowanego snu. Nietrudno sobie wyobrazić, czym mogłoby to się
skończyć przy operacji narządów wewnętrznych. Są jednak
chirurdzy podejmujący takie ryzyko. Ich zestawienia dokonał L.
Chertok w roku 1989. Z ciekawszych przypadków można przytoczyć
następujące zabiegi wykonane pod hipnozą bez zastosowania środków
chemicznych: cięcie cesarskie, amputacja piersi (A. Mason - w roku
1955), chirurgia serca (M. Marmer - 1959), przeszczep skóry (M.
Tinterow - 1960), wycięcie prostaty (B. Schwarcz - 1965), usunięcie
tarczycy (W. Kroger - 1959), operacja zaćmy (Ruiz 1960), zszycie
nerwu (Crasilneck 1958).
Chociaż chemiczne środki
znieczulające są znacznie skuteczniejsze i bardziej niezawodne, nie
zawsze można je bezpiecznie zastosować. Przy poważnych
zaburzeniach pracy serca, nerek, płuc, nawet ich niewielkie dawki są
szkodliwe. Ponadto mogą istnieć szczególne przypadki uzasadniające
zastosowanie hipnozy. Przykładowo można przytoczyć wypadek pewnego
młodego robotnika, któremu wbiło się w przedramię kilka
stalowych igieł, konieczna była natychmiastowa operacja, jednak
znieczulenie ogólne było przeciwwskazane, ponieważ niedawno zjadł
on obfite śniadanie. Środków znieczulenia miejscowego nie było
pod ręką, ale na szczęście robotnik okazał się bardzo podatny
na sugestie hipnotyczne a operujący go chirurg znał metodę
hipnotycznej anestezji. Podczas dwugodzinnej operacji ranny leżał
spokojnie, a po obudzeniu twierdził, że w czasie zabiegu nie
odczuwał żadnego bólu.
Są i inne zastosowania hipnozy
w walce z bólem. Na przykład I. Ecker używa jej przy operacjach
plastycznych. Uważa, że hipnoza w przypadku rozległych zabiegów
odtwórczych po zranieniu twarzy bądź w przypadku drutowania kości
szczęki powoduje, że pacjenci nie mają trudności w oddychaniu
pojawiających się przy narkozie.
Hipnoza znalazła
także zastosowanie w bezbolesnych porodach. I tak położnik R.
August w ciągu 3 lat przyjął 850 porodów stosując hipnozę.
Tylko 36 kobiet z tej grupy wymagało dodatkowych środków
chemicznych, a pięć z nich zastosowania cesarskiego cięcia. Z
kolei W. Werner, ginekolog i położnik, stwierdził, że w 175
porodach prowadzonych przez niego przy zastosowaniu hipnozy ani razu
nie zaszła konieczność zastosowania chemicznych środków
znieczulających, a ponadto żadne dziecko nie urodziło się w
zamartwicy. Dzieje się tak, gdyż zahipnotyzowana matka oddycha
swobodnie, a ruchy parte wykonuje spokojnie i w sposób
skoordynowany.
Nie trudno się także dziwić
popularności tzw. hipnodontozy, stosowanej zwłaszcza w Stanach
Zjednoczonych. Dla większości ludzi przerażonych perspektywą
zabiegów dentystycznych jest ona niezwykle pożądana. Ma jednak
jedną wadę. O ile zwykły zabieg kosztuje tam przeciętnie 100
dolarów, to pod hipnozą jego cena waha się od 500 do 800 dolarów.
Kilkanaście lat temu na publicznym pokazie, w obecności dużej
liczby dentystów, zademonstrowano bezpośrednio po sobie następujące
u jednego pacjenta usuwanie dwóch górnych i jednego dolnego zęba.
Nie użyto chemicznych środków znieczulających, a jedynie hipnozę.
Nie wystąpiły objawy bólu, nie było też krwawienia. Po
przebudzeniu się pacjent nie pamiętał zabiegu.
Skuteczność
hipnozy zaobserwowano także przy zwalczaniu bólu odczuwanego w tzw.
„kończynie fantomowej”. Niektóre osoby po amputacji uskarżają
się na uporczywe bóle w nieistniejącej już kończynie (dotyczy to
około 60% ludzi po amputacjach). Bóle te często nie ustępują pod
działaniem najsilniejszych nawet leków znieczulających.
Najskuteczniejsze są wtedy zabiegi chirurgicznego przecięcia
odpowiednich dróg nerwowych. Ale gdy w około 30% takich przypadków
chirurgia nie pomaga, zostają akupunktura i hipnoza (przykładowo na
37 opisanych w literaturze naukowej przypadkach bólu w fantomowej
nodze dzięki hipnozie 20 pacjentów pozbyło się bólu całkowicie
a 10 osób doznało ulgi pozwalającej odstawić leki).
Inne
pole zastosowań hipnozy to walka z migrenami i naczyniowymi bólami
głowy. Na 90 pacjentów poddanych podczas pięciu sesji hipnoterapii
38% z nich uzyskało pełne uwolnienie od bólu na okres, co najmniej
9 lat. W ostatnich latach opublikowano nadto szereg doniesień o
hipnotycznym łagodzeniu cierpień u chorych na raka.
Badania
wykazały, że najczęściej dzięki hipnotycznej analgezji, ból
wprawdzie jest odczuwany, ale spostrzeżeniu temu nie towarzyszy
cierpienie. Hipnoza w tym przypadku okazuje się zmienionym stanem
świadomości, dzięki któremu lekarz może manipulować percepcją
bólu u pacjenta.
Sugestywne działanie na percepcję
człowieka będącego pod hipnozą jest skuteczne także w drugą
stronę. Jeżeli przyłożymy komuś do skóry chłodną monetę,
sugerując pod hipnozą, że jest to rozpalony kawałek metalu, w
miejscu tym powstanie pęcherz oparzeniowy, któremu towarzyszyć
będzie uczucie silnego bólu.
Wyniki przytoczonych
doświadczeń wskazują, że znieczulenie hipnotyczne powstaje pod
wpływem sugestii werbalnych, które otwierając kanał komunikacji
między słowem hipnotyzera a organizmem zahipnotyzowanego z
częściowym przynajmniej pominięciem świadomości. W
eksperymentach z 1986 roku, J. Barber zaobserwował zaskakujący
fakt: nie ma dodatniej korelacji (czyli wprost proporcjonalnego
związku) pomiędzy stopniem analgezji, a podatnością na hipnozę
lub uzyskaną głębokością zahipnotyzowania. Wskazywałoby to, że
samo wprowadzenie w hipnozę, niezależnie od jej stopnia, umożliwia
osiągnięcie analgezji.
Autor ten analizując różne techniki
uzyskiwania analgezji hipnotycznej wyróżnił cztery podstawowe w
tym zakresie sposoby:
Odprężenie: badanemu sugeruje się, że ból jest coraz mniejszy, że jest odprężony, łatwo i równomiernie oddycha, przestaje przejmować się swoimi kłopotami, itd.
Zastąpienie: sugeruje się, że to, co pacjent odczuwa jako ból zmienia się w obojętne doznanie, np. swędzenie lub mrowienie.
Przemieszczenie: sugeruje się, że ból przemieszcza się do innego obszaru ciała np. do kończyn a następnie stopniowo opuszcza ciało.
Rozdzielenie: sugeruje się, że ból oddziela się od świadomości pacjenta, że przestaje go interesować, staje się obojętny i daleki a on równocześnie wspomina sobie jakieś przyjemne doznania ze swojej przeszłości.
Istnieje
ponadto technika anestezji,
czyli znieczulenia ogólnego w głębokim śnie hipnotycznym.
Choremu sugeruje się sen podczas, którego nic nie będzie odczuwał.
Możliwe jest wtedy prowadzenie nawet dużych zabiegów
chirurgicznych.
Barber poszukując mechanizmu analgezji
hipnotycznej stwierdził, że dominują tutaj dwie teorie:
Psychologiczna, reprezentowana np. przez R. Shora, w której analgezja hipnotyczna polega na redukcji lęku przed bólem. Jednak teoria ta nie tłumaczy, zdaniem J. Barbera, faktów bezbolesnych zabiegów chirurgicznych. Zwolennikiem teorii psychologicznej jest natomiast L. Chertok. Uważa, że pod hipnozą są wykonalne nawet najpoważniejsze zabiegi operacyjne bez użycia środków chemicznych przy zastosowaniu samej hipnotycznej analgezji lub anestezji. Jest to możliwe, jego zdaniem, gdyż, mimo iż zahipnotyzowany odczuwa ból to nie dochodzi on do jego świadomości jako przykre doznanie. Zachodzi, więc wtedy dysocjacja w obrębie psychiki podmiotu. I nie jest to cecha znieczulenia, ale cecha charakteryzująca stan hipnozy jako taki. Pod hipnozą transformacji, bowiem ulega percepcja bólu.
Fizjologiczna, w której analgezja hipnotyczna jest efektem wydzielania endomorfin ustrojowych pod wpływem sugestii.
W
celu zweryfikowania tych teorii J. Barber podawał badanym zastrzyk
substancji neutralizujących endomorfiny. Nie wpłynęło to jednak
na osłabienie hipnotycznej analgezji bólu zęba.
Innym
odkryciem z tych badań było to, że nawet całkowicie niepodatni na
hipnozę pacjenci mogli uzyskać pełną analgezję pod wpływem
samej tylko sugestii. Wyniki te wskazywałyby jednoznacznie, że
analgezja hipnotyczna ma psychologiczne podłoże.
Mimo
bezspornych sukcesów praktycznego zastosowania analgezji
hipnotycznej w chirurgii badania eksperymentalne nie dają w tym
zakresie jednoznacznych rezultatów. Jest to skutkiem przede
wszystkim tego, że w warunkach laboratoryjnych nie można stosować
takich bodźców bólowych, na które reakcja byłaby niemożliwa do
świadomego zahamowania. Tym samym nie można stwierdzić czy brak
reakcji na bodziec bólowy jest efektem hipnozy czy też odpowiednio
umotywowanego świadomego działania.
Kto, kiedy i kogo może hipnotyzować?
Podejmując
zagadnienie prawno-etycznych aspektów stosowania hipnozy należy
odpowiedzieć na kilka pytań:
Kto może hipnotyzować?
Kogo i w jakich warunkach można hipnotyzować?
Jakie
są niebezpieczeństwa hipnozy?
a) związane
z jej specyfiką,
b) związane z
nieumiejętnym lub nieetycznym jej użyciem.
Jakie są ograniczenia jej stosowania w badaniu naukowym i leczeniu?
Przechodząc
do pierwszego pytania należy stwierdzić, że wszelkie czynności o
charakterze medycznym mogą wykonywać jedynie ludzie o
udokumentowanych w tym zakresie kwalifikacjach. Hipnozę mogą
stosować tylko lekarze i psycholodzy w ramach swoich kompetencji
(specjalizacji) zawodowych, którzy przeszli nie tylko odpowiednie
przeszkolenie w zakresie stosowania technik hipnotycznych, ale mają
też przynajmniej podstawową wiedzę o psychoterapii
krótkoterminowej (np. metoda Ericksona) i jej stosowaniu u chorego.
Oznacza to, iż przykładowo anestezjolog może wykorzystać hipnozę
do znieczulania, a alergolog do terapii astmy, nigdy odwrotnie.
Istotne znaczenie wiedzy psychologicznej i
psychopatologicznej powoduje, że najlepiej przygotowani do
stosowania hipnozy są psychiatrzy i psycholodzy kliniczni. Sprzyjają
temu możliwości doskonalenia się tych specjalistów w zakresie
psychoterapii. Jednak, jeśli lekarze innych specjalności opanują
niezbędną wiedzę do stosowania hipnozy to mogą także tą metodą
nieść pomoc swoim pacjentom.
Jeżeli chodzi o
praktyczne stosowanie hipnozy, trafnie ujął to zagadnienie
krakowski psychiatra Prof. Jerzy Aleksandrowicz: „Abstrahując od
sprawy uczciwości, istotnej wobec możliwości wprowadzenia
hipnotyzowanego w błąd, bardzo kontrowersyjna jest sprawa wymagań
w zakresie kwalifikacji hipnotyzującego. Wydaje się, że tak samo
jak w przypadku przepisywania leków, również, gdy idzie o hipnozę,
uprawnienia powinny zostać ograniczone do tych grup zawodowych,
które dysponują odpowiednią wiedzą o człowieku. Stosowanie
hipnozy przez niefachowców, dziennikarzy, chemików, itp. nawet,
jeśli przeszli oni najwyższe przeszkolenie w tym zakresie, budzi
ogromne wątpliwości. Same techniczne umiejętności hipnotyzowania
nie stanowią o kompetencji, ponieważ nawet przy najlepszej woli i
rzetelności hipnotyzerzy amatorzy nie mają wystarczającej wiedzy o
tym, kiedy ich oddziaływanie może pomóc, a kiedy zaszkodzić. I
wszystko jedno, czy przedmiotem ich zabiegów są osoby zdrowe, czy
chore, mogą oni wyrządzić niepowetowane szkody”.
Odnośnie
drugiego problemu należy stwierdzić, że najważniejsze jest to,
aby schorzenie, na które cierpi pacjent, nie było przeciwwskazaniem
do stosowania hipnozy (zaawansowana miażdżyca, niewydolność
krążeniowo - oddechowa, psychozy, bardzo niskie ciśnienie krwi).
Natomiast terapeuta powinien ze swej strony już na wstępie
przedstawić sposób leczenia przy pomocy hipnozy, planowany jego
przebieg i spodziewane efekty, które zamierza uzyskać.
Przejdę
teraz do trzeciego pytania. Od razu należy stwierdzić: stan
hipnotyczny w swojej naturze jest obojętny dla zdrowia. Istotne jest
tylko to, w jakim celu hipnozę wywołano i w jaki sposób ją
przeprowadzono. Nie ma wątpliwości, co do tego, że nieumiejętne
prowadzenie hipnozy może zaszkodzić zdrowiu osoby zahipnotyzowanej.
Jednak niebezpieczeństwo to nie wynika, podkreślam jeszcze raz, ze
specyfiki tej metody, a tylko z niekompetencji lub nierzetelności
hipnotyzera. Nadrzędnym celem i warunkiem hipnotyzowania jest
zapewnienie bezpieczeństwa i szeroko rozumianego dobra osobie
badanej czy leczonej.
Prowadząc terapię, szkolenie oraz
badania naukowe pod hipnozą bezwzględnie musimy stosować się do
kilku zasad:
Ochotnicy biorący udział w badaniach naukowych nie mogą być wykorzystani do eksperymentów ujawniających ich tajemnice osobiste, zagrażające ich zdrowiu bądź pozycji społecznej.
Hipnotyzerowi nie wolno poprzez rozmowę, wykład, publikację ujawniać sposobów hipnotyzowania osobom bez odpowiedniego przygotowania zawodowego.
Hipnozę prowadzić można tylko w warunkach do tego przystosowanych (laboratorium, gabinet lekarski).
Niedopuszczalne jest towarzyskie lub estradowe demonstrowanie hipnozy.
Podczas szkoleń z zakresu hipnozy nie może być widzów. Uczestnikami szkolenia mogą być tylko przyszli hipnotyzerzy, aktywnie uczestniczący w zajęciach.
Decyzję, co do możliwości użycia hipnozy należy każdorazowo pozostawić hipnotyzerowi. Jakiekolwiek wątpliwości w tym zakresie powinny być równoznaczne z odstąpieniem od jej zastosowania.
Wskaźniki transu hipnotycznego
Fakt
zahipnotyzowania określa się na podstawie trzech wskaźników:
Obserwowanych zmian w zachowaniu hipnotyzowanego.
Wypowiedzi badanego relacjonującego swoje przeżycia w trakcie i po hipnozie.
Rejestracji reakcji fizjologicznych występujących podczas badania.
Uwzględniając
ograniczoną użyteczność subiektywnej samooceny faktu bycia
zahipnotyzowanym, wielu eksperymentatorów poleca swoim badanym, aby
pod hipnozą, jeżeli tylko mogą, próbowali przeciwstawić się
sugestiom. Np. przy sugestii: „nie możesz otworzyć oczu”
zadanie hipnotyzowanego polega na próbie ich otwarcia. Oczywiście,
eksperymentator zakłada, że badany nie kłamie, ma pozytywny
stosunek do badania, a w czasie jego trwania nie symuluje. Podobne
założenie stosuje się zresztą w większości badań
psychologicznych.
Takie zasady oceny przyjęcia przez
badanego sugestii powodują, że w dużym stopniu ma ona charakter
subiektywny. Próbą jej obiektywizacji jest pomiar niektórych
wskaźników procesów fizjologicznych. Najczęściej dotyczy to
reakcji skórno-galwanicznej (RSG) i aktywności bioelektrycznej
mózgu (EEG).
Badając reakcję skórno-galwaniczną,
mierzymy przy pomocy psychogalwanometru opór, jaki stawia skóra
przepływającemu słabemu prądowi elektrycznemu. Opór ten zmienia
się w dość szerokim zakresie. Jest to efekt zróżnicowanego
zwilżenia skóry potem. Pocenie się całego ciała służy
utrzymywaniu równowagi termicznej organizmu. Tylko dłonie w pewnym
stopniu są wyłączone z tego procesu. Gruczoły potowe znajdujące
się w dłoniach reagują głównie na zmieniające się napięcie
emocjonalne. Dlatego też mierząc opór skóry na palcach możemy
wnioskować o poziomie napięcia emocjonalnego. Szybkie zmiany w
wielkości oporu są reakcją na konkretne bodźce emocjonalne.
Natomiast powolne zmiany wynikają ze stopnia aktywności
psychicznej.
Psychogalwanometr pozwala śledzić zarówno
krótkotrwałe (szybkie), jak i wolne zmiany w przewodnictwie
skórnym. Powolny wzrost oporu skórnego przy sugestii relaksacji czy
zapadania w sen świadczy o przyjęciu tych sugestii. Także
krótkotrwałe i szybkie zmiany w poziomie przewodnictwa skórnego
przy sugestiach wywołujących emocje świadczą o zrealizowaniu
sugestii. Natomiast brak reakcji na sugestie lub reakcje odmienne od
oczekiwanych świadczy o odrzuceniu podanych przez hipnotyzera
sugestii. Takie zmiany u osób, które nie przeszły treningu w
świadomym kierowaniu zmianami przewodnictwa, są trudne do wykonania
bez rzeczywistego przyjęcia sugestii.
A. Barabasz
porównując zahipnotyzowanych i symulujących hipnozę stwierdził,
że zahipnotyzowani mają znacznie wyższy opór skóry od
symulujących hipnozę, a fluktuacje oporności podstawowej podczas
transu u zahipnotyzowanych były znacznie mniejsze. Również reakcja
na sugestie wywołujące emocje u zahipnotyzowanych była
zdecydowanie słabsza.
Badanie elektroencefalograficzne
służy w praktyce klinicznej do wykrywania uszkodzeń mózgu. Zdrowy
mózg czuwającego dorosłego człowieka ma charakterystyczny dla
siebie zapis. Składa się on prawie wyłącznie z dwu typu fal
niskonapięciowych: alfa (o częstotliwości około 8 na sekundę) i
beta (o częstotliwości około 12 na sekundę). Pojawienie się
innych fal wysokonapięciowych: delta i theta świadczy o patologii
badanego mózgu. Każdy zdrowy człowiek w stanie relaksacji i przy
zamkniętych oczach ma indywidualną dla siebie proporcję fal alfa i
beta. Otwarcie oczu lub intensywne myślenie powoduje blokadę rytmu
alfa i w zapisie występuje wyłącznie rytm beta .
T.
Barber skorelował podatność na hipnozę z cechami zapisu EEG.
Stwierdził, że bardzo podatni na hipnozę mają dłuższy czas
trwania fal alfa w stanie czuwania. Natomiast samo wprowadzenie w
stan hipnotyczny nie wywołuje zmian w zapisie EEG. Rytm alfa, obecny
w stanie czuwania, pozostaje także pod hipnozą. Podobnie zostaje
zachowana reaktywność na bodźce, chyba że podana zostanie
sugestia o nie reagowaniu na doznania zmysłowe. Przy sugestii
ślepoty można uzyskać brak blokady rytmu alfa po otwarciu oczu pod
hipnozą. Przyjęta sugestia zapalenia się nieistniejącego źródła
światła wywołuje natomiast blokadę tego rytmu. Z kolei sugestia
relaksacji powoduje stopniowe narastanie czynności wolnej (rytm
alfa) a sugestia zapadania w sen może wywołać pojawienie się
wrzecion fal sigma, typowych dla snu fizjologicznego.
Pomiar stopnia zahipnotyzowania
Podstawową
trudnością w obiektywnym i jednoznacznym pomiarze stopnia
zahipnotyzowania jest brak ogólnie przyjętej charakterystyki
hipnozy, co może prowadzić w efekcie do tego, że hipnotyzer i
hipnotyzowany różne zjawiska utożsamiają z wystąpieniem hipnozy,
lub przeciwnie brak objawów przez nich oczekiwanych uważają za
dowód nie wejścia przez badanego w stan hipnozy.
Jedni
oczekują, że pod hipnozą będą spać, a więc słowa hipnotyzera
nie będą do nich docierać. Inni, że po hipnozie nic nie będą
pamiętać. Bardzo dobrą ilustracją tego zagadnienia jest
eksperyment M. Reisera z 1984 roku. Hipnotyzował on grupę bardzo
podatnych na hipnozę osób. Podczas badania pytał ich czy są
zahipnotyzowane. Kiedy badany odpowiadał, że tak, Reiser pytał:
„Skąd o tym wiesz?”. Zahipnotyzowany mógł na przykład
odpowiedzieć: „Bo jestem odprężony i czuję coś niezwykłego”.
Wtedy Reiser sugerował: „Pozostaniesz w głębokiej hipnozie, ale
odprężenie zniknie. Usiądziesz i będziesz się czuł jak przed
zahipnotyzowaniem.” Następnie ponownie pytał osobę czy jest
zahipnotyzowana, a otrzymawszy odpowiedź twierdzącą znów pytał:
„Skąd o tym wiesz?”. Mógł otrzymać odpowiedzieć: „Czuję
mrowienia w palcach i jakieś oszołomienie”. Reiser sugerował
zniknięcie mrowienia i oszołomienia, itd. Badanie polegało więc
na systematycznym de- sugerowaniu każdego symptomu, który
zahipnotyzowany podawał jako wskaźnik faktu, że jest
zahipnotyzowany. W końcu osoba nie była w stanie stwierdzić, na
jakiej podstawie sądzi, że jest zahipnotyzowana, a nawet nie była
pewna czy w ogóle jest zahipnotyzowana. A mimo to nadal znajdowała
się w głębokiej hipnozie, o czym świadczy fakt reagowania nawet
na trudne do realizacji sugestie, których nie przyjęłaby w
normalnym stanie.
W sytuacji braku specyficznego
wskaźnika hipnozy jej pomiar oparto na prostym założeniu: stopień
zahipnotyzowania (głębokości hipnozy) jest wprost proporcjonalny
do ilości sugestii przyjętych przez badanego podczas seansu
hipnotycznego. A różnice w tym zakresie są olbrzymie. Identyczna
procedura hipnotyczna prowadzi u różnych osób do zgoła odmiennych
rezultatów. Różnice te cechuje jednak pewna prawidłowość
zaobserwowana przez większość autorów począwszy od tych z XIX
wieku aż do współczesnych. Dotyczy ona zbliżonego rozkładu
wyników w populacji badanych pod względem osiąganego stopnia
zahipnotyzowania (w przybliżeniu 15% osób jest niepodatnych na
hipnozę, a 10% bardzo podatnych).
Istnieje także i inna
zbieżność wyników. Dotyczy procentu badanych przyjmujących
konkretną sugestię. W praktyce oznacza to, że sugestie różnią
się „stopniem trudności” ich realizacji pod hipnozą. Stopień
ten określany jest empirycznie. Sugestię podaje się grupie
badanych. Następnie oblicza się procent badanych, którzy daną
sugestię zrealizowali. I tak, jeżeli przykładowo sugestię
zmęczenia oczu przyjęło 80 % badanych, to jej „stopień
trudności” jest niższy od sugestii niemożności otwarcia oczu,
realizowanej przez 50 % badanych. Pozwala to na uszeregowanie
sugestii według wzrastającego stopnia trudności. Należy jednak
pamiętać, że kolejność ta została ustalona w oparciu o wyniki
badania całej grupy. Natomiast w indywidualnych przypadkach mogą
występować znaczne różnice. Są przykładowo osoby wykonujące
sugestie pohipnotyczne i przeżywające zasugerowane halucynacje, a
równocześnie nie realizujące sugestii katalepsji ręki.
Mimo
tego zastrzeżenia odpowiednio uszeregowane sugestie stały się
podstawą konstrukcji skal mierzących stopień zahipnotyzowania
osiągnięty podczas badania lub oceniających podatność
hipnotyczną osoby w stanie czuwania, a tym samym prognozujący
możliwy do osiągnięcia u danej osoby stopień zahipnotyzowania.
Hipnotyzer posługując się skalą, podaje hipnotyzowanemu sugestie
w niej zawarte. Po podaniu sugestii ocenia czy została przyjęta.
Jeżeli tak, przechodzi do następnej. Tak działa, aż hipnotyzowany
przestanie realizować kolejne polecenia.
Andrzej Augustynek
Medyczne zastosowania hipnozy
Zarówno
historia naukowego poznania hipnozy jak i jej medycznych zastosowań
liczy już ponad sto pięćdziesiąt lat. Pierwszy okres rozkwitu
badań nad hipnozą to koniec XIX wieku. Lata międzywojenne był
okresem względnej stagnacji w tym zakresie. Natomiast niebywały
rozwój zainteresowania możliwymi aplikacjami hipnozy nastąpił
podczas drugiej wojny światowej. Przyczyna tego był prozaiczna.
Działaniom frontowym towarzyszy zawsze poczucie krańcowego
zagrożenia. Słabsi psychicznie żołnierze często zapadają na
tzw. nerwice frontowe. Cierpią na bolesne skurcze mięśniowe,
porażenia i amnezje. Psychologiczny mechanizm tych nerwic, w
większości nieświadomy, polega na ucieczce od zagrożenia w
chorobę. Nerwice tego typu występują oczywiście i w czasie
pokoju. Służą ucieczce od stresów dnia codziennego, problemów
zawodowych czy rodzinnych. Zastosowanie hipnozy w leczeniu tych
nerwic jest uzasadnione. Stosunkowo łatwo jest też wydobyć z
chorego pod hipnozą przypomnienie sobie prawdziwych przyczyn
choroby, czy też zmniejszyć dzięki niej poziom lęku. W toku
działań wojennych, przy niedoborze lekarzy i miejsc szpitalnych,
niezbędne było poszukiwanie przyspieszonych form leczenia. Hipnozę
stosowano jako doraźną terapię. Powodzenie tej metody w leczeniu
nerwic wojennych wywołało falę entuzjazmu. Jednak na drodze do jej
upowszechnienia stał brak wyszkolonych w tym zakresie specjalistów.
W latach powojennych specjaliści posługujący się
hipnozą zaczęli się organizować. Tak np. w Stanach Zjednoczonych
działają dwa stowarzyszenia naukowe: Towarzystwo Hipnozy Klinicznej
oraz Towarzystwo Hipnozy Klinicznej i Doświadczalnej. W latach
pięćdziesiątych naszego stulecia w wielu krajach powołano
specjalne komisje do zbadania przydatności hipnozy w leczeniu.
Właściwie we wszystkich raportach stwierdzono, że ona jest
wartościową metodą pomocniczą w psychiatrii, a także jako metoda
anestezji i analgezji przy zabiegach chirurgicznych,
stomatologicznych i przy porodach. W raportach tych najczęściej
zaleca się ujęcie nauczania hipnozy w programie studiów medycznych
oraz w podyplomowym szkoleniu lekarzy.
Badaniem hipnozy
zajmuje się obecnie wiele zespołów psychologów i lekarzy. W
Europie powstało Międzynarodowe Towarzystwo Hipnozy (International
Society of Hypnosis), w skład którego wchodzą towarzystwa krajowe.
Co trzy lata odbywają się kongresy międzynarodowe, podczas których
prezentowane są najnowsze osiągnięcia w tej dziedzinie.
Umiejętności w zakresie stosowania hipnozy polscy
specjaliści najczęściej zdobywali w Bratysławie u prof. S.
Kratochvila. Organizuje on na terenie ILF (odpowiednik naszego
Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego) dwustopniowe kursy
hipnozy i hipnoterapii. Kurs stopnia pierwszego ukończyło około
stu dwudziestu, a stopnia drugiego około trzydziestu polskich
lekarzy i psychologów. Pozostali hipnotyzerzy wiedzę w tym zakresie
zdobywali na stażach w Polsce (na przykład u Prof. Jerzego
Aleksandrowicza z Katedry Psychiatrii UJ, lub podczas codziennej
pracy naukowej czy terapeutycznej w wielu placówkach naukowych czy
medycznych.
Niestety, hipnotyzerzy działający w Polsce
nie są zrzeszeni, często wręcz o swoim istnieniu nic nie wiedzą.
Nie dopracowaliśmy się w naszym kraju jakiegoś skoordynowanego
programu badawczego, a każdy z nas realizuje w badaniach tylko swoje
zainteresowania. A przecież możliwości leczenia hipnozą są
stosunkowo duże. Nie jest ona niewątpliwie panaceum, jednak w wielu
przypadkach skutecznie łagodzi objawy niejednokrotnie bardzo
uciążliwe dla chorego.
Najbardziej spektakularne
sukcesy zanotowano w terapii hipnozą zespołu uzależnienia od
alkoholu. Pierwsze naukowe doniesienia na ten temat przedstawił A.
Voisin (psychiatra z Salpetriére) na Kongresie w Grenoble ( rok
1884). Natomiast w Polsce temat ten podjęli pod koniec XIX wieku N.
Cybulski (1887) i W. Abramowicz (1989).
Współcześnie
istnieje kilka technik hipnoterapii choroby alkoholowej. Niektórzy
terapeuci, (np. L. Wolberg) są zwolennikami jednorazowego działania
hipnozą w celu przełamania negatywnego nastawienia do prowadzonego
tradycyjnymi metodami leczenia. Warunkiem zastosowania tej techniki
jest zahipnotyzowanie pacjenta do stopnia głębokiego. Do
diagnostyki przyczyn nałogu wykorzystać można tzw. regresję wieku
- czyli zasugerowany powrót do minionych, często zapomnianych
przeżyć, będących podstawą później ukształtowanego nałogu.
Hipnozę łączy się też z podawaniem anticolu lub
wszywaniem esperalu. Najczęściej jednak hipnozę stosuje się jako
element psychoterapii, sugerując pod hipnozą uczucie wstrętu do
alkoholu, a także redukuje się przy jej pomocy przymus picia.
Niestety wielu uzależnionych zapomina, że nawet po wielu latach
abstynencji pierwsze upicie się najczęściej prowadzi do odnowienia
objawów nałogu. Dlatego nie można mówić o wyleczeniu, a jedynie
o uzyskaniu mniej lub bardziej trwałej abstynencji, której długość
może być bardzo różna. Przykładem mogą być wyniki moich badań.
Terapią objęto 530 mężczyzn w wieku od 24 do 57 lat uzależnionych
od alkoholu, dobrowolnie zgłaszających się na leczenie do
prowadzonego przeze mnie Krakowskiego Ośrodka
Psychologiczno-Psychiatrycznego w okresie od 1 X 1982 do 30 XII 1994
roku. Wyniki obejmują okres od początku badań do 1 IX 1996 r.
Oczywiście, leczenie pacjentów pozostających w kontakcie z
Ośrodkiem jest kontynuowane, niezależnie od rezultatów omawianych
badań.
Objęci badaniami pacjenci o różnym stopniu
uzależnienia, w różnym stanie zdrowia, rekrutowali się ze
wszystkich grup społecznych, wykształcenia i zawodów. 121 osób
miało wyższe wykształcenie, 189 średnie z maturą, 42 średnie
bez matury, 101 zawodowe, 77 podstawowe. 94 pacjentów pracowało na
stanowiskach kierowniczych lub było właścicielami firm. Wśród
pozostałych między innymi byli lekarze (3), weterynarze(2), aktorzy
(4), plastycy(4), rolnicy(37) i nie pracujący (182) - żyjący z
zasiłku lub będący na utrzymaniu rodziny.
Leczenie
składało się z czterech etapów:
I.
Diagnostycznego
- na pierwszym posiedzeniu przeprowadzono wywiad kliniczny. Zlecano
także wykonanie badań biochemicznych krwi i moczu, a także w miarę
potrzeb innych badań, diagnostycznych np. EEG, EKG, USG, RTG.
II.
Terapii farmakologicznej
- podczas drugiej wizyty u psychiatry zlecano odpowiednie leki. W
zależności od stanu pacjenta okres przyjmowania leków był
indywidualnie dobierany. Na trzecim posiedzeniu pacjent wypełniał
zestaw testów psychologicznych również indywidualnie dobieranych.
III.
Zasadniczej terapii
- zróżnicowanej w zależności od grupy badanych.
IV.
Kontrolnego
- po zakończeniu trzeciego etapu leczenia utrzymywano kontakt z
pacjentem, który co 4 - 6 tygodni miał się zgłaszać do Ośrodka
na wizytę kontrolną.
Pełny
cykl terapeutyczny przeszło 280 osób. 96 pacjentów nie zgłosiło
się po pierwszym lub drugim posiedzeniu. 154 osoby przerwały
leczenie przed jego zakończeniem.
Pacjentów podzielono
na trzy grupy:
Leczonych farmakologicznie - nie wyrażających zgody na leczenie hipnozą (70 osób).
Niepodatnych na hipnozę - leczonych farmakologicznie oraz na trzech posiedzeniach poddanych relaksacji według zmodyfikowanej przeze mnie metody treningu autogennego Schultza z wyobrażeniem sobie sytuacji awersyjnych związanych z piciem alkoholu (50 osób).
Podatnych na hipnozę - leczonych farmakologicznie oraz hipnotycznie na 10 kolejnych posiedzeniach terapeutycznych odbywanych 2 razy w tygodniu (160 osób).
Wśród
zgłaszających się na leczenie pod hipnozą 24% osób okazało się
niepodatnych na hipnozę (zaliczono ich do grupy 2-giej), 11% było
podatnych w stopniu niskim, 34% umiarkowanym, 21% wysokim i 10%
bardzo wysokim).
Uzyskane wyniki były następujące:
Grupa |
Okres
abstynencji |
1
|
86
|
Różnice
pomiędzy grupami były istotne. Leczeni hipnozą mieli najdłuższą
abstynencję.
Liczne doniesienia o skutecznym
zastosowaniu hipnozy przy leczeniu alkoholizmu budziły nadzieje na
analogiczny sukces hipnotycznej terapii narkomanii. W jej przypadku
jest jednak inaczej. Procedura terapeutyczna polega na kontrolowanym
ograniczaniu dawek narkotyku podawanego pod hipnozą.
Zahipnotyzowanym sugeruje się duży efekt malejącej dawki narkotyku
oraz wstręt i lęk przed nim. Przy stosowaniu tej metody leczenie
musi składać się z wielokrotnego hipnotyzowania. Przeważnie
potrzebnych jest co najmniej kilkanaście posiedzeń, następujących
dzień po dniu. Następnie można stopniowo zmniejszać ich
częstotliwość. Czas trwania pojedynczego zahipnotyzowania mieści
się zwykle w granicach od 30 do 60 min. Wyniki stosowania tej metody
F. Völgyesi określa jako kontrowersyjne. Po zakończeniu
farmakoterapii połączonej z hipnotyzowaniem 25% pacjentów nie
wróciło do nałogu przez 12 miesięcy, a przy zastosowaniu samej
farmakoterapii 15%. Natomiast 15% pacjentów hipnotyzowanych wracało
do nałogu już w pierwszym miesiącu po zakończonej terapii, przy
45% nie leczonych hipnozą.
Także w przypadku nałogu
nikotynowego wyniki terapii nie są zbyt zachęcające. Wynika to z
faktu, iż wielu palaczy oczekuje, że terapeuta bez ich współpracy
i wysiłku skutecznie zasugeruje im pod hipnozą odrzucenie
papierosów. A gdy to nie następuje palą dalej sami przed sobą
„rozgrzeszeni”, skoro nawet hipnoza im nie pomogła...
Niestety
podobne oczekiwania mają na przykład osoby jąkające się. Dzięki
hipnozie chcą bez żmudnych ćwiczeń pozbyć się nawyku
kształtowanego nieraz przez wiele lat.
Hipnoza jest
skuteczna w walce z fobiami. Umożliwia stopniowe wygaszanie
niemiłych odczuć (np. lęku) i wzmacnianie emocji pozytywnych. W
hipnozie głębokiej poprzez regresję aż do okresu życia
poprzedzającego uformowanie się fobii i odpowiednie sugestie
kształtuje się odmienne reakcje na bodźce wyzwalające lęk.
Natomiast płytka hipnoza działa w sposób zbliżony do relaksacji.
Przy pomocy odpowiedniej sugestii uzyskuje się korzystne zmiany
fizjologiczne u człowieka przeżywającego lęk (doraźne obniżenie
ciśnienia krwi, uspokojenie akcji serca i oddechu, poprawę
perystaltyki jelit). Towarzyszy temu na zasadzie odruchu uspokojenie
psychiczne.
Hipnoza może być skutecznie zastosowana w
walce z bólem. Pierwszym opisanym w literaturze naukowej
eksperymentem ze znieczuleniem hipnotycznym (nazywanym wtedy
znieczuleniem magnetycznym) była próba w dniu 7 listopada 1820 roku
przeprowadzona przez Du Poteta z 18-letnią dziewczyną, która w
transie nie reagowała na bodźce bólowe.
Natomiast
pierwsze udokumentowane badania naukowe nad wpływem hipnozy na
doznania bólowe przeprowadził w roku 1843 J. Braid. Pacjentką była
24-letnia kobieta mająca bolesny ropień, bojąca się jednak
interwencji chirurgicznej. Braid zahipnotyzował chorą, a następnie
operację wykonali Follin i Broc. Jedyną reakcją pacjentki podczas
trwania operacji był lekki krzyk trwający niecałą sekundę.
Kobieta była rozluźniona i nie przejawiała żadnych obronnych
reakcji. Po obudzeniu nic nie pamiętała i dziwiła się, że ją
zoperowano.
W tym samym czasie J. Esdaile (1808-1859),
szkocki chirurg pracujący w Indiach stosował z wielkim powodzeniem
znieczulenie hipnotyczne. Wykonał ponad tysiąc mniejszych i trzysta
większych zabiegów chirurgicznych w sposób całkowicie bezbolesny.
Jednak zainteresowanie hipnotyczną analgezją szybko
wygasło, bowiem w roku 1848 wynaleziono anestezję chemiczną
chloroformem. Po kilku latach zastosowano do tego celu eter. W latach
późniejszych anestezjologia przeżyła bujny rozwój. A metody
przez nią stosowane okazały się skuteczniejsze, szybsze i
bezwzględnie pewniejsze. Wykorzystanie hipnozy ograniczyło się
więc tylko do stosunkowo nielicznych przypadków.
Współcześnie
według wielu lekarzy uzasadnione jest użycie hipnozy jako formy
przygotowania psychicznego pacjenta do operacji. Chodzi głównie o
zmniejszenie napięcia emocjonalnego towarzyszącego oczekiwaniu na
zabieg. W małym odsetku przypadków u osób mogących zapaść w
bardzo głęboki trans hipnotyczny można ją stosować także przy
dużych operacjach. Jednak jest to bardzo ryzykowne, gdyż nigdy nie
możemy być pewni, czy osoba niespodziewanie się nie rozbudzi z
zasugerowanego snu. Nietrudno sobie wyobrazić, czym mogłoby to się
skończyć przy operacji narządów wewnętrznych. Są jednak
chirurdzy podejmujący takie ryzyko. Ich zestawienia dokonał L.
Chertok w roku 1989. Z ciekawszych przypadków można przytoczyć
następujące zabiegi wykonane pod hipnozą bez zastosowania środków
chemicznych: cięcie cesarskie, amputacja piersi (Mason - 1955),
chirurgia serca (Marmer - 1959, Tanterow - 1960), wycięcie prostaty
(Schwarez - 1965), usunięcie tarczycy (Kroger - 1959). Z kolei H.
Ecker używa jej przy operacjach plastycznych. Uważa, że hipnoza w
przypadku rozległych zabiegów odtwórczych po zranieniu twarzy bądź
w przypadku drutowania kości szczęki powoduje, że pacjenci nie
mają trudności w oddychaniu pojawiających się przy narkozie.
Hipnoza znalazła także zastosowanie w bezbolesnych
porodach. I tak W. Werner, ginekolog i położnik, stwierdził, że w
175 porodach prowadzonych przez niego przy zastosowaniu hipnozy ani
razu nie zaszła konieczność zastosowania chemicznych środków
znieczulających, a ponadto żadne dziecko nie urodziło się w
zamartwicy. Dzieje się tak, gdyż zahipnotyzowana matka oddycha
swobodnie, a ruchy parte wykonuje spokojnie i w sposób
skoordynowany.
Nie trudno się także dziwić
popularności tzw. hipnodontozy, stosowanej zwłaszcza w Stanach
Zjednoczonych. Dla większości ludzi przerażonych perspektywą
zabiegów dentystycznych jest ona niezwykle pożądana. Ma jednak
jedną wadę. O ile zwykły zabieg kosztuje tam przeciętnie 50
dolarów, to pod hipnozą jego cena waha się od 500 do 800 dolarów.
Skuteczność hipnozy zaobserwowano także przy
zwalczaniu bólu odczuwanego w kończynie fantomowej. Niektóre osoby
po amputacji uskarżają się na uporczywe bóle w nieistniejącej
już kończynie. Nie ustępują one pod działaniem leków. Skuteczne
są tylko akupunktura, hipnoza i niekiedy zabiegi chirurgiczne
polegające na przecięciu dróg nerwowych. z kikuta do mózgu.
Opublikowano także szereg doniesień o hipnotycznym
łagodzeniu cierpień u chorych na raka, a także o stosowaniu
hipnoterapii w migrenach nieustępujących pod wpływem żadnych
środków chemicznych, a nawet akupunktury. Niektórzy lekarze
uzyskali w przypadkach migren do 40 % wyleczeń, a złagodzenie bólu
i zmniejszenie jego częstotliwości u dalszych 30 % pacjentów.
Są
i inne zastosowania hipnozy. Niektórymi z nich są leczenie
bezsenności, nadciśnienia, zaburzeń układu trawiennego (wymiotów,
biegunek, skurczów przełyku owrzodzeń, itd.). Należy stwierdzić,
że hipnoza jest efektywna tam, gdzie można działać sugestią lub
relaksacją. Dotyczy to przede wszystkim schorzeń o
psychosomatycznym podłożu (np. moczenie nocne, alergia, łuszczyca,
wędrujące bóle, przemęczenie).
Jednak nie zawsze
użycie hipnozy prowadzi do sukcesu terapeutycznego. Istnieje szereg
tego przyczyn. Po pierwsze niepodatność pacjenta na hipnozę, po
drugie przecenianie możliwości tej metody często zarówno przez
hipnotyzera jak i pacjenta, wreszcie po trzecie błędy popełnione w
procesie leczenia. Aby zminimalizować ilość niepowodzeń należy
przestrzegać kilku zasad równoznacznych z odpowiedzią na
następujące pytania:
Kto może hipnotyzować?
Kogo i w jakich warunkach można hipnotyzować?
Jakie są niebezpieczeństwa hipnozy:
związane z jej specyfiką,
związane z nieumiejętnym lub nieetycznym jej użyciem.
Jakie są ograniczenia jej stosowania w leczeniu?
Odpowiadając
na te pytania przede wszystkim należy stwierdzić, że wszelkie
czynności o charakterze medycznym mogą wykonywać jedynie ludzie o
udokumentowanych w tym zakresie kwalifikacjach. Jeżeli chodzi o
stosowanie hipnozy, trafnie ujął to zagadnienie krakowski
psychiatra prof. Jerzy Aleksandrowicz. Pisze on: „Abstrahując od
sprawy uczciwości, istotnej wobec możliwości wprowadzenia
hipnotyzowanego w błąd, bardzo kontrowersyjna jest sprawa wymagań
w zakresie kwalifikacji hipnotyzującego. Wydaje się, że tak samo
jak w przypadku przepisywania leków, również, gdy idzie o hipnozę,
uprawnienia powinny zostać ograniczone do tych grup zawodowych,
które dysponują odpowiednią wiedzą o człowieku. Stosowanie
hipnozy przez niefachowców, dziennikarzy, chemików, itp., nawet,
jeśli przeszli oni najwyższe przeszkolenie w tym zakresie, budzi
ogromne wątpliwości. Same techniczne umiejętności hipnotyzowania
nie stanowią o kompetencji, ponieważ nawet przy najlepszej woli i
rzetelności hipnotyzerzy amatorzy nie mają wystarczającej wiedzy o
tym, kiedy ich oddziaływanie może pomóc, a kiedy zaszkodzić. I
wszystko jedno, czy przedmiotem ich zabiegów są osoby zdrowe, czy
chore, mogą oni wyrządzić niepowetowane szkody”.
Istotne
znaczenie wiedzy psychologicznej i psychopatologicznej powoduje, że
najbardziej predestynowani do stosowania hipnozy są psychiatrzy i
psycholodzy kliniczni. Sprzyjają temu możliwości doskonalenia się
tych specjalistów w zakresie psychoterapii. Jednak, jeśli lekarze
innych specjalności opanują niezbędną wiedzę do stosowania
hipnozy, to mogą także tą metodą nieść pomoc swoim pacjentom
jednak
wyłącznie w ramach swoich kompetencji zawodowych wynikających z
posiadanej specjalizacji i wiedzy.
Oznacza to, że chirurg stosuje ją przy swoich zabiegach, psycholog
podczas psychoterapii, alergolog przy leczeniu astmy. Nigdy zaś
odwrotnie. Istnieje także możliwość pracy zespołowej. Wyszkolony
hipnotyzer może współpracować z lekarzem podczas jego działań
terapeutycznych wprowadzając pacjenta w stan hipnozy i podając mu
sugestie uzgodnione z lekarzem prowadzącym terapię.
Używając
hipnozy należy bezwzględnie przestrzegać zasady, aby schorzenie,
na które cierpi pacjent, nie było przeciwwskazaniem do jej
stosowania (np. bardzo niskie ciśnienie krwi, psychozy, zespoły
organiczne). Nie ma wątpliwości także co do tego, że nieumiejętne
prowadzenie leczenia pod hipnozą może zaszkodzić zdrowiu
zahipnotyzowanego. Jednak niebezpieczeństwo to nie wynika ze
specyfiki tej metody, a tylko z niekompetencji lub nierzetelności
hipnotyzera.
Zjawiska występujące pod hipnozą
Pod
hipnozą możemy wywołać u zahipnotyzowanego szereg ciekawych
zjawisk. Często stosowanym, a przy tym efektownym sposobem
pogłębiania stopnia zahipnotyzowania jest wywoływanie u badanego
halucynacji. Zahipnotyzowany widzi, słyszy lub czuje osoby,
przedmioty, zjawiska, których obiektywnie nie ma. Są to tak zwane
halucynacje pozytywne. Ich przeciwieństwem są halucynacje
negatywne. Osoba badana nie widzi, nie słyszy i nie czuje bodźców
obiektywnie na nią działających. Wywołując halucynacje
najczęściej sugeruje się nadwrażliwość jednej ręki, zapalenie
się lampy niewłączonej do sieci elektrycznej, złudny dźwięk
dzwonka. Halucynacje można oczywiście także wywołać podczas
hipnozy zbiorowej. Jest sprawą dyskusyjną, czy są nią niektóre
praktyki Azjatów. I tak fakirzy indyjscy potrafią zasugerować
widzom, że wdrapują się do nieba po linie rzuconej przez siebie w
górę, a następnie schodzą, tylko że w kawałkach, tzn. ręce,
nogi, tułów, głowa, niezależnie od siebie. Włączona przez
jednego z turystów kamera zarejestrowała w tym samym czasie obraz
nieruchomo siedzącego fakira, wpatrującego się w widzów.
Przypuszczalnie halucynacją są także wszelkie zjawiska typu
materializacji. Chociaż z drugiej strony najsławniejszy przypadek
materializacji kilkunastu arbuzów przed premierem Indii J. Nehru do
dziś nie znalazł zadowalającego wyjaśnienia.
Sugestie
wpływają także na funkcje motoryczne. Estradowi hipnotyzerzy
demonstrowali często tzw. most kataleptyczny. Polega on na tym, że
zahipnotyzowany karkiem wspiera się o oparcie jednego krzesła, a
piętami o oparcie drugiego. Osoba ta jest tak usztywniona, że można
stanąć na jej klatce piersiowej, nie powodując ugięcia
zawieszonego ciała. Jednak, jak wskazuje praktyka, most
kataleptyczny potrafi wykonać wielu ludzi w normalnym stanie.
Zahipnotyzowanemu można sugerować katalepsję sztywną lub
woskowatą. W pierwszym typie katalepsji sugerujemy sztywność ciała
lub pewnej jego części. W woskowatej natomiast pozostanie bez ruchu
w nadanej przez hipnotyzera pozycji (zahipnotyzowany może przez
wiele godzin stać na przykład z uniesionymi do góry rękami, nie
zdradzając objawów zmęczenia).
Często bywa skuteczna
sugestia większej sprawności i wydolności. Dowodzi tego
następujący eksperyment. Osobę badaną prosi się o ściskanie z
całej siły rączki dynamometru w takt uderzeń metronomu. Siła
nacisku jest rejestrowana. Normalnie wyniki pogarszają się bardzo
szybko. Pod hipnozą, po odpowiedniej sugestii, zmęczenie pojawia
się o wiele później. Sugestia hipnotyczna może oczywiście
dotyczyć nie tylko prostych ruchów. Może także wpływać na
wykonanie skomplikowanych czynności.
Natomiast nawet w
najgłębszej hipnozie nie istnieje możliwość podniesienia poziomu
intelektualnego badanego. Nie można również spotęgować jego
indywidualnych uzdolnień.
W pewnym zakresie można
wpływać na zachowanie się zahipnotyzowanego po wyjściu z transu
hipnotycznego. Umożliwia to zastosowanie tzw. sugestii
pohipnotycznej, czyli podanie polecenia, aby po pewnym czasie od
zakończenia hipnozy lub na określony sygnał pacjent wykonał
określone sugestią czynności. Jeśli zasugeruje się dodatkowo
amnezję pohipnotyczną (niepamięć zdarzeń z okresu hipnozy),
reakcja zwykle jest niemal automatyczna, przy czym, jeżeli nawet
jest irracjonalna, osoba ją realizuje i następnie racjonalizuje
motywy wykonania tej czynności. Wykonanie sugestii pohipnotycznej
można nakazać nawet w długi czas po hipnozie (stosuje się takie
sugestie w terapii chociażby alkoholizmu). Znany psycholog G.
Estrabroocks wspomina przypadek człowieka, dla którego sugestia
pohipnotyczna nie straciła siły po upływie dwudziestu lat.
Zasugerowane zmiany biochemiczne
L.
Wolberg sugerował pod hipnozą pacjentowi, że je miód. Badanie
biochemiczne wykazało wzrost poziomu cukru we krwi. Z drugiej
strony, jeżeli sugerował, że w spożywanym miodzie nie ma cukru,
jego poziom we krwi nie zmieniał się. Podobny efekt dała sugestia:
„Jesz masło i popijasz go bulionem”. Treść dwunastnicza
badanych zawierała duże ilości enzymów trawiących tłuszcze. W
grupie kontrolnej (nie hipnotyzowanych) ta sama sugestia nie wpłynęła
na zmianę zawartości dwunastnicy. W czasie podobnego badania pod
hipnozą jednym sugerowano spożycie smacznego posiłku, drugim
niesmacznego. Analiza treści żołądkowej ujawniła większą niż
normalnie kwasowość w grupie pierwszej, natomiast w grupie drugiej
znacznie obniżoną. Także, gdy pacjentowi powiedziano, że wypił
dużą ilość wody z naczynia, które w rzeczywistości było puste,
stwierdzono u niego wzrost ilości wydalanego moczu z równoczesną
utratą płynów ustrojowych.
Jak hipnotyzujemy?
Niezbędnym
warunkiem wprowadzania w trans hipnotyczny jest znieruchomienie i
skoncentrowanie się na sugestiach wypowiadanych przez hipnotyzera.
Najczęściej stosowana procedura wygląda następująco. Przede
wszystkim hipnotyzer w czasie rozmowy wstępnej przedstawia cel
badania i efekty, jakie zamierza osiągnąć. Następnie prosi, aby
badany położył się na leżance lub usiadł w fotelu i
skoncentrował wzrok na jakimś konkretnym punkcie (plamka na
ścianie, kryształowa kula, palce hipnotyzera, itp.). Z kolei
hipnotyzer, zgodnie z przyjętą wcześniej procedurą, rozpoczyna
podawanie odpowiednich sugestii Wyprowadzając badanego z transu
hipnotycznego - mówiąc w uproszczeniu - podajemy mu sugestie
dezaktywujące podane i przyjęte wcześniej. Poza tym sugerujemy, że
będzie się czuł dobrze i będzie wypoczęty.
W
hipnozie opartej na sugestiach snu aktywność pacjenta jest
ograniczona. Nie podejmuje on własnych działań. Na polecenia
reaguje niemal automatycznie, wykonuje je z charakterystyczną
powolnością i opóźnieniem. Jeżeli nie zostanie pobudzony
sugestią, pozostaje nieruchomy. Hipnoza trwa dotąd, dopóki
hipnotyzer nie wyprowadzi badanego ze snu hipnotycznego. Czas trwania
hipnozy jest uzależniony od celu seansu. Przy hipnozie
terapeutycznej nie przekracza zwykle pół godziny.
Istnieje
ponadto metoda stopniowania sugestii na jawie. Przy tej metodzie nie
stosuje się sugestii snu, nie wprowadza się atmosfery odprężenia,
wygody i monotonii. Hipnotyzer występuje w bardziej aktywnej i
autorytatywnej roli.
W hipnozie na jawie pacjent jest
normalnie aktywny i ruchliwy. Żywo i szybko reaguje na sugestie.
Często nie ma poczucia znajdowania się w zmienionym sugestią
stanie świadomości. Toteż zdumiewają go wywoływane przez
hipnotyzera halucynacje czy też sugestie, którym nie jest w stanie
się oprzeć.
Wszystkie techniki hipnotyzowania po
odpowiedniej adaptacji nadają się do hipnozy zbiorowej.
Tomasz Trzciński
Możesz pokonać stres
Stres
towarzyszy nam wszystkim. Każda osoba indywidualnie reaguje i na
swój własny sposób radzi sobie z tym zjawiskiem. Jednak skutki
nadmiernego stresu dotykają nas w różnym stopniu. Są ludzie,
którzy potrafią radzić sobie z trudnymi sytuacjami w sposób
naturalny i spontaniczny. Jednak dla wielu osób nadmiar stresu staje
się niezwykle groźnym przeciwnikiem, a potyczka z nim może mieć
bardzo negatywne i długofalowe skutki.
Często nie
zdajemy sobie sprawy z faktu, ze to sposób postrzegania trudnych
sytuacji, nie zaś same sytuacje, decydują w dużym stopniu o naszym
potencjale do efektywnego radzenia sobie ze stresem. W naszej
psychice i jej zdolności do pozytywnego postrzegania i
interpretowania zdarzeń (nawet tych trudnych) tkwi ogromny
potencjał. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat przeprowadzono
wiele badań na polu medycyny i psychologii, wskazujących na rolę
psychiki jako czynnika warunkującego naszą zdolność do pokonania
stresu, a nawet przezwyciężenia groźnych chorób. Udowodniono, że
osoby o optymistycznym i racjonalo-konstruktywnym podejściu do życia
rzadziej zapadają na różnorodne choroby, dłużej żyją, a jeśli
zachorują, to dużo szybciej dochodzą do zdrowia. To, w jaki sposób
oceniamy otaczający nas świat, i jak widzimy przyszłość,
decyduje o jakości naszego życia i stanie zdrowia. Można spokojnie
założyć ze obraz świata, w jakim funkcjonujemy, powstaje w
naszych głowach, w naszych poglądach, wyobrażeniach,
ustosunkowaniach do innych ludzi i nas samych. W gruncie rzeczy to
dobra wiadomość. Aby zmienić styl życia i nauczyć się radzić z
zewnętrznymi trudnościami, możemy tego skutecznie dokonać
modyfikując własne negatywne przekonania i sięgając do zasobów,
które tkwią w każdym z nas. Duże znaczenie ma tu troska o siebie
samego. Rodzaj szacunku dla własnej osoby, organizmu, dla własnego
ciała.
Niestety wiele osób traktuje swoje ciało jak
rodzaj kontenera, służącego do magazynowania bądź absorbowania
frustracji czy negatywnych stanów emocjonalnych. Objadanie się,
palenie, alkoholizm - to przykłady tej patologicznej tendencji.
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, ze możemy o 180 stopni
zmienić podejście do naszego organizmu, na swój sposób
zaprzyjaźnić się z nim. Nie zawsze wiemy też o tym, że może nas
czekać za to cenna nagroda. Osoba, którą charakteryzuje zdrowa
równowaga pomiędzy ciałem i psychiką, to człowiek zdolny do
efektywnego funkcjonowania w otaczającej rzeczywistości i
skutecznego stawiania czoła zewnętrznym trudnościom. Istnieje
wiele przejawów opisanej wyżej równowagi. Zdolność do obecności,
funkcjonowania teraz
i tutaj
to jeden z fundamentów efektywnego ustosunkowania do rzeczywistości.
Człowiek uważny i obecny jest zdolny do podejmowania wyborów i
decyzji adekwatnych do zewnętrznych zdarzeń. Ze zdolnością tą
związany jest fenomen opisany w psychologii (a zwłaszcza tzw.
bioenergetyce Lowena) jako ugruntowanie. Ugruntowanie to zdolność
do pełnego bycia w realnym świecie, głębszego postrzegania
zdarzeń, na poziomie psychologicznym - zdolność do wchodzenia w
satysfakcjonujące i autentyczne relacje z drugim człowiekiem.
Ugruntowanie ma tez swój komponent fizyczny. To zdolność do
mocnego stąpania po ziemi, bycia na tym świecie całym sobą.
Ugruntowanie to wspaniały dowód na to ze nasze ciało i nasza
psychika potrafią wspólnie tańczyć ten sam taniec, nie depcząc
sobie po palcach.
Mówiąc o uważności i ugruntowaniu
nie sposób nie wspomnieć o roli świadomego i głębokiego
oddychania. Oddech jest pomostem pomiędzy naszą psychiką i naszym
ciałem, rodzajem spoiwa, które łączy nasz umysł z ciałem.
Świadome oddychanie jest wynikiem naszej uważności, albo patrząc
na to z innej perspektywy - kotwicą do funkcjonowania w tym
momencie. Osoby potrafiące świadomie i głęboko oddychać, są w
mniejszym stopniu narażone na skutki negatywnego myślenia i
interpretowania zdarzeń czy przyszłości, są zdolne adekwatnie
postrzegać rzeczywistość, nie ulegając negatywnym wizjom swojego
umysłu. Właściwy oddech ma tez ogromny wpływ na funkcjonowanie
naszego organizmu. Wpływa pozytywnie na system odpornościowy i
mięśniowy (redukuje napięcia mięśniowe). Zwiększa wydolność
układu krwionośnego i nerwowego, pozytywnie wpływa na nasze
myślenie i stan emocjonalny.
Zdumiewający jest fakt, ze
niewielu ludzi korzysta z tego dobrodziejstwa, jakim jest głęboki i
świadomy oddech. W zachodnim świecie wiele osób już w trakcie
dzieciństwa uczy się powstrzymywać oddychanie. Ma to niestety
również wymiar kulturowy. W Stanach Zjednoczonych istnieje
stereotyp tzw. beautyful
people,
ludzi niezwykle atrakcyjnych, wysportowanych, wiecznie
uśmiechniętych. Niepokojący jest jednak fakt, iż osoby te
ukrywają swój brzuch i wszelkie przejawy oddychania, często
kompletnie (i wstydliwie!) blokując swe przepony. Swoją drogą
zastanawiam się, czy ilość depresji w USA i gigantyczne liczba
klinik psychoterapeutycznych nie pozostają w jakiejś korelacji z
tym trendem kulturowym. Przedziwny natomiast jest fakt, iż tak wiele
osób (również w Polsce) odmawia sobie kontaktu z tak zdrowym
procesem, jakim jest oddychanie. Oddychanie jest w istocie doskonałym
i skutecznym antystresorem. Tak na prawdę (pomijając przypadki
ciężkich chorób i głębokiego wypalenia) nie musimy sięgać do
skomplikowanych wielopoziomowych terapii, aby poradzić sobie ze
stresem. Oddychanie jest niezwykle efektywnym i najbardziej
naturalnym mechanizmem zdrowotnym, jakim dysponujemy. Stąd też
warto zaprzyjaźnić się ze swoim oddechem, lepiej go poznać i
zachęcić go do większej (a może głębszej) obecności w naszym
codziennym życiu.
W metodologii IPSI nauka oddychania,
ugruntowanie, pogłębianie obecności i pozytywne postrzeganie
otaczającej rzeczywistości zajmują centralne miejsce. Wierzymy w
to, iż każdy człowiek może odblokować istniejący w nim
potencjał i uruchomić procesy samoregulacji, służące lepszemu
zdrowiu i efektywniejszemu radzeniu sobie z nadmiernym stresem. Nasza
psychika, nasze ciało posiadają nieprzeciętne zdolności radzenia
sobie w trudnych czy patologicznych sytuacjach i chcemy pomoc Państwu
sięgać do tychże głębokich zasobów. A zacząć można od małych
kroków, prostych ćwiczeń wykonywanych w wolnych chwilach, np.
przed snem. Oto jedno z takich ćwiczeń, łączące pozytywne
wyobrażeniowe wizualizacje z głębokim oddychanie i odprężeniem
mięśniowym. Powodzenia!
Ćwiczenie
Usiądź,
lub połóż się wygodnie. Zamknij oczy i zacznij powoli i swobodnie
oddychać. Z każdym oddechem poczuj, jak Twoje mięsnie stają się
coraz cięższe. Wyobraź sobie, że napięcie zmniejsza się z
każdym wydechem. Wyobraź sobie wspaniała lagunę otoczoną przez
wysokie palmy i piękne kwiaty. Woda jest przejrzysta, zaś niebo
bezchmurne i błękitne. Wokół panuje spokój i cisza. Czujesz
jedynie powiew powietrza, który przenika Twoje ciało i dotyka
Twojej twarzy lekka niewidzialnym dotknięciem. Wyobraź siebie
unoszącego się na spokojnej, delikatnej wodzie. Gdy tak unosisz się
na powierzchni gorąca woda rozluźnia Twoje mięsnie. Poczuj jak
woda masuje Twoje stopy, Twoje ramiona, i w końcu całe Twoje ciało.
Woda staje się coraz gorętsza, podczas gdy Ty odczuwasz coraz
głębszy relaks, zaś całe napięcie odpływa od Ciebie. Wyobraź
sobie, że nic nie ważysz unosisz się na powierzchni wody. Czujesz
kompletny spokój. Dryfujesz delikatnie, swobodnie i powoli. Jesteś
jednym/ą z wodą, która całkowicie Cię otacza i rozluźnia każdy
miesień w Twoim ciele. Z każdym oddechem, gorąca woda lekko Cię
unosi, i za każdym razem, gdy zapadasz się lekko w wodzie, Twoje
napięcie się obniża. Powoli zaczynasz odczuwać, że stajesz się
częścią akwenu. Kontynuuj ćwiczenie przez ok. 20 minut. W myślach
powtarzaj „czuję się wypoczęty/a i zrelaksowany”.
Instrukcje do wizualizacji i relaksacji
bądź zrelaksowany/a, odpuść wszelkie napięcie;
używaj wyłącznie pozytywnych wizualizacji (zamiast nie czuje napiecia, jestem zrelaksowany/a);
stosuj wyłącznie instrukcje w czasie teraźniejszym;
wyobraź siebie, jako osobę całkowicie zdrową.
Andrzej Augustynek
Nie tylko hipnoza
Amerykański
kosmonauta Cooper ujawnił, że w czasie lotu orbitalnego, z
wysokości 330 km, zobaczył gołym okiem domy i inne zabudowania.
Nie jest to jednak możliwe z takiej wysokości. Potraktowano to więc
jako halucynacje wywołane izolacją sensoryczną.
Do
wiejskiego, bieszczadzkiego ośrodka zdrowia przywieziono ugryzionego
przez węża człowieka. Jego stan był ciężki. Zaznaczały się
wyraźnie typowe objawy zatrucia jadem: zaburzenia krążenia i
oddychania. Na szczęście dla niego przywieziono również zabitego
węża. Okazał się niejadowitym zaskrońcem - “gniewoszem”.
Lekarz podał pacjentowi potężną dawkę środków uspokajających
i ten zasnął po kilku minutach. W czasie snu wszelkie objawy
cofnęły się, gdyby jednak ukąszonemu nie udzielono pomocy
lekarskiej, zmarłby po kilku godzinach. Byłaby to tak zwana
“zasugerowana śmierć”.
W pewnym mieszkaniu
znaleziono zwłoki związanego mężczyzny. Sekcja nie wykryła
przyczyny śmierci. Jedynym obrażeniem było płytkie nakłucie
skóry ramienia. Tajemnica tego przypadku przez wiele lat nie została
wyjaśniona. Dopiero jej sprawca przed śmiercią wyznał, jak to się
wydarzyło. Obezwładnił ofiarę, zawiązał jej oczy, następnie
ukłuł silnie mężczyznę w ramię mówiąc, że podcina mu żyły
i poczeka, aż się zupełnie wykrwawi. W efekcie pojawiło się
kilka kropel krwi. Morderca zaczął polewać to miejsce ciepłą
wodą. Ofiara sądziła, że to jej własna krew tak spływa i po
upływie około 40 minut zmarła.
Przytoczone wyżej trzy
zdarzenia są przykładem zjawisk pokrewnych hipnozie, a wywołanych
sugestią. Nie jest to jedyna droga uzyskania stanów pokrewnych
hipnozie. Służyć do tego mogą też pewne środki chemiczne bądź
izolacja, względnie deprywacja sensoryczna. Pokrewieństwo z hipnozą
wynika z analogicznych “fenomenów” występujących podczas ich
trwania, a także z faktu, że techniki hipnozy zmierzają również
w kierunku izolowania hipnotyzowanego od bodźców płynących z
zewnątrz. Sugeruje mu się, że nie zwraca uwagi, a nawet nie słyszy
niczego poza głosem hipnotyzera. Badany ma oczy zamknięte, mięśnie
rozluźnione. Leży lub siedzi bez ruchu. W tej sytuacji dopływ
bodźców zmysłowych zostaje w znacznym stopniu ograniczony.
Powróćmy jednak do pierwszej grupy zjawisk. Z
działaniem sugestii najczęściej spotykamy się w medycynie.
Zasugerowana wiara w skuteczność leczenia jest doniosłym
czynnikiem warunkującym uzyskanie poprawy stanu zdrowia. Zjawisko to
zostało nazwane “efektem placebo”. Definiuje się je jako
podanie obojętnej farmakologicznie substancji lub zastosowanie
obiektywnie nieskutecznej metody leczenia dla osiągnięcia efektu
psychologicznego.
Działanie placebo jest od dawna znane
jako potężna siła uzdrawiająca. Przepisywanie substancji
nieaktywnych, stosowanie dziwnych metod diagnostycznych lub
terapeutycznych jest od wielu lat nieodłączną częścią
wykonywania praktyki lekarskiej, a typowym tego przykładem jest
tradycja podawania różowych pigułek cukru bądź wstrzykiwanie
destylowanej wody.
Jeden z moich kolegów opowiadał
następującą historię. Przed paru laty w lekospisie pojawił się
nowy farmaceutyk. Z informacji o nim wynikało, że jest to prawdziwa
rewelacja, z ochotą, więc przepisywano go pacjentom. Rzeczywiście
- działanie leku było znakomite. Tak działo się do czasu, gdy mój
kolega przeczytał pracę naukową na temat tego specyfiku. Wynikało
z niej, że działanie leku jest bardzo słabe. Zaskoczyło to
lekarza, gdyż jego doświadczenia w tym zakresie były inne. Dlatego
też stosował ten lek dalej. Niemniej jego skuteczność gwałtownie
zmalała. Zastanawialiśmy się wspólnie nad przyczynami tego faktu
i doszliśmy do wniosku, że istotna była tu wiara terapeuty w lek.
Przepisując go pacjentom i informując o jego działaniu robił to
inaczej przed i po przeczytaniu doniesienia.
Prace
badawcze poświęcone nowym środkom farmakologicznym od dawna
uwzględniają efekt placebo. Jego wielkość bada się metodą
podwójnej ślepej próbki. Nowy lek i substancja obojętna wyglądają
tak samo i mają ten sam smak. Farmaceuta prowadzący próby dzieli
lek i substancję obojętną na numerowane porcje. Tylko on wie, pod
którym numerem kryje się lekarstwo. Następnie lekarz nadzorujący
stosowanie farmaceutyku rozdziela porcje dla poszczególnych
pacjentów. Wie oczywiście, co komu zleca. Na koniec lekarze
prowadzący leczenie zespołowo oceniają uzyskany efekt. Jeżeli
pigułki placebo dały analogiczny lub zbliżony efekt, co testowany
lek, to znaczy, że jest on bezwartościowy.
Metody oceny
medykamentów są stale doskonalone. Uwzględnia się w nich coraz to
nowe zmienne (wiek, płeć, zaawansowanie choroby). Bada się, pod
jaką postacią działa on najskuteczniej (tabletki, czopki,
zastrzyki, krople). Ostatnio w prasie amerykańskiej znalazłem
komunikat o wpływie telepatii na wielkość efektu placebo. Autor
artykułu sformułował wniosek, aby rozdział porcji leku i
substancji obojętnej dokonywał się losowo. Informacja o tym
powinna znajdować się wyłącznie w pamięci komputera. Umożliwi
to wyeliminowanie wpływu telepatycznego farmaceuty, znającego
numery próbek z substancją aktywną, na postępowanie lekarzy
podających preparat poszczególnym pacjentom. Natomiast przed
kilkunastu laty w Journal
of the American Medical Association
opisano doświadczenie, w którym przebadano osiemdziesięciu chorych
cierpiących na depresję. Pacjentów podzielono na trzy grupy.
Jednej z nich podawano silne środki uspokajające, drugiej środki o
charakterze placebo, zaś trzeciej nic nie podawano. W ostatniej
grupie chorzy wykazywali nasilenie lęku i objawów depresyjnych.
Najlepsze wyniki uzyskano w grupie drugiej, gdyż chorzy obok
(zasugerowanego) złagodzenia objawów chorobowych nie doznawali, tak
jak pacjenci z grupy pierwszej, stanów oszołomienia i otępienia
wynikających ze specyfiki działania neuroleptyków. W tym samym
piśmie kilka lat później ukazało się doniesienie o wynikach
programu badawczego, prowadzonego na Uniwersytecie Michigan. Tamtejsi
uczeni doszli do wniosku, że skuteczność wielu współczesnych
leków co najmniej w jednej trzeciej zależy od osobowości lekarza.
Prowadząc terapię obserwuje się, że pacjenci uważają
lek zagraniczny za skuteczniejszy, mimo, że ma on takie same
składniki, jak produkowany w kraju. Sugestywne działanie tego leku
jest tym większe, im jest on droższy, trudniej dostępny i mniej
znany.
Na silnej sugestii oparta jest również metoda
maski tymolowej, stosowana w Leningradzkim Instytucie
Psychoneurologicznym. Pacjent zostaje powiadomiony o niezwykle
skutecznym działaniu tego kosztownego leku, którego podanie odkłada
się kilkakrotnie wyjaśniając, że trzeba składać specjalne
podanie do Ministerstwa Zdrowia o jego przydział i że jest go w
ogóle bardzo mało i nie dotarł jeszcze do Instytutu. Ustala się w
końcu termin zabiegu. Lekarze ubierają się jak do operacji.
Pacjent kładzie się na stole. Stojący obok lekarze, niby
mimochodem, rozmawiają o doskonałym wyniku tego zabiegu w jakimś
ciężkim przypadku. Następnie maską używaną do narkozy pompuje
się strumień aromatycznego, farmakologicznie obojętnego gazu.
Zabieg ten jest czasami skuteczny w przypadkach nerwic histerycznych,
zwłaszcza przy niedowładach i mutyzmie.
Wykorzystując
sugestywność badanego nawet osoba niewykwalifikowana może uzyskać
sukcesy w leczeniu. Załóżmy, że uzdrowiciel pomógł jednej
dziesiątej pacjentów. Naturalnie będzie podkreślał swoje
osiągnięcia nie wspominając o porażkach. W ten sposób tworzy
wokół siebie mit cudownej, nadnaturalnej mocy. Ułatwia to mu
dalsze działanie. Wywołana odpowiednią sugestią atmosfera
obcowania z mocami nadprzyrodzonymi towarzyszy nie tylko praktykom
medycznym. Jest ona podstawą spirytyzmu i okultyzmu. Także wiele
religii opiera na tym swoje obrzędy.
Wśród
prymitywnych plemion, praktykujących obrzędy magiczne, znany jest
efekt złamania tabu, czyli sprzeniewierzenia się zakazowi wykonania
pewnych czynności. Plemienny szaman rzuca na winowajcę czary lub
przekleństwo. Nie stosuje żadnej przemocy fizycznej, mimo to
ukarany popada w depresję i popełnia samobójstwo lub umiera na
skutek potężnego stresu. W takim przypadku działa niezwykle silna
sugestia. Jeżeli się ją przyjmie, nie ma przed nią obrony ani
ucieczki. Bezlitośnie dosięga swojej ofiary. Obserwują to inni
członkowie plemienia i wiara w moc zaklęć czarownika rośnie,
wzmaga się też strach przed złamaniem tabu.
Podobne
zjawiska, w mniejszym może zakresie i ze słabszym natężeniem,
pojawiają się również współcześnie. Opisy ich budzą
powszechne zainteresowanie. W dużych nakładach rozchodzą się
książki o horoskopach, życiu po śmierci i reinkarnacji. Prawie
bezkrytycznie czytelnicy przyjmują opisy zjawisk telekinetycznych
(np. łamanie łyżeczek na odległość) i telepatycznych. Tworzy to
podatny grunt pod działalność wielu szarlatanów. Przy krytyce
współczesnej odhumanizowanej medycyny wzrasta popularność
uzdrowicieli, bioenergoterapeutów, a nawet klasycznych znachorów.
Moim zdaniem, skuteczność ich metod w przeważającej mierze jest
wynikiem umiejętnego stosowania sugestii. Składa się na to
wytworzenie wiary w wyleczenie, poczucie bezpośredniego kontaktu z
terapeutą oraz zapewnienie samej metodzie odpowiedniej oprawy.
Niezwykle ważne jest też, czy prowadzący leczenie wierzy w swoją
metodę. Są ludzie ogarnięci ideą bezinteresownej pomocy innym.
Poświęcają swoje życie propagowaniu, a często nawet naukowemu
wyjaśnianiu stosowanej przez siebie metody, która rzeczywiście
niesie ulgę w cierpieniach wielu chorych. Ideałem w tej sytuacji
jest połączenie profesjonalnej wiedzy medycznej z umiejętnością
kształtowania opinii na temat skuteczności używanych środków.
Efekt zastosowania sugestii występuje także i w innych
metodach leczenia. Techniki sugestywne stanowią najstarszą chyba
formę psychoterapii, stosowaną od niepamiętnych czasów. Pod ich
wpływem człowiek pozytywnie reaguje na metody leczenia, pozbawione
- obiektywnie - waloru terapeutycznego. Przykładem może tu być
terapia orgonowa. Stworzona została przez znanego psychoanalityka
amerykańskiego, Wilhelma Reicha.
W. Reich początkowo
był psychoterapeutą. Praktykował w Austrii. Następnie w 1931 roku
założył własne wydawnictwo w Niemczech. Odciął się też od
trwającej kilka lat współpracy z Austriacką Partią
Komunistyczną. W 1936 roku otworzył w Oslo Instytut
Psychoterapeutyczny. Spotkał się tam jednak z zawziętym oporem
miejscowych specjalistów. W 1939 roku na zaproszenie profesora
psychiatrii Uniwersytetu w Colombii T.P. Wolfa przybył do Stanów
Zjednoczonych. Przez dwa lata był wykładowcą Nowojorskiej Szkoły
Badań Społecznych. Następnie kierował wydawnictwem w Green
Village oraz laboratoriami badawczymi w Forest Hill i Organon.
Twierdził, że wykrył ogniwo łączące materię żywą
i nieożywioną. Nazwał je bionem
i uważał, że jest ono nosicielem orgonu,
czyli energii promienistej kosmosu. Według jego projektu
skonstruowano na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych
naszego wieku skrzynie orgonowe, które zawierały naprzemiennie
ułożone warstwy materiału organicznego i nieorganicznego. Miały
one być akumulatorami orgonu, wzbogacającymi w energię ludzi z
nich korzystających.
Reich uważał swe odkrycie za
porównywalne z przewrotem Kopernikańskim. Odmowa uznania jego
metody przez przedstawicieli oficjalnej medycyny była oczywiście
“oporem przeciw nowej idei”. Reich interpretował Freudowskie
“Id” jako działanie energii
orgonalnej
w ciele. Energia orgonalna, zdaniem Reicha, jest odpowiedzialna za
powstanie zorzy polarnej, piorunów, błękitu nieba (?!), zakłóceń
elektrycznych w czasie podwyższonej aktywności plam słonecznych, a
także niebieskiego zabarwienia ropuch podnieconych seksualnie.
Powstawanie chmur uzależnione było, jego zdaniem, od koncentracji
orgonu. W 1947 roku Reich zmierzył tę energię licznikiem Geigera i
sfotografował na filmie Kodaka - miała niebieski kolor. Również
migotanie gwiazd to, jego zdaniem, fluktuacje orgonu. Najbardziej
zdumiewające odkrycie Reich opisał w swoim artykule pt.: “Naturalne
powstawanie pierwotniaków z pęcherzyków orgonu”, zamieszczonym w
wydanym przez niego czasopiśmie International
Journal of Sex and Orgone Research
w listopadzie 1942 roku. Opisuje tam (co dokumentuje
mikrofotografiami) spontaniczne formowanie się pierwotniaków z
agregatów bionu.
Uważał on, że biony formują się
nieustannie jako rezultat przemian materii ożywionej i nieożywionej.
Jego zdaniem, komórki nowotworowe to pierwotniaki rozwinięte z
bionów tkankowych. Na zarzuty krytyków, że pierwotniaki pod
postacią cyst dostały się do próbki z powietrza, Reich
odpowiedział po prostu, że tak nie jest, choć nie stosował
żadnych zabezpieczeń materiału przed takim zanieczyszczeniem.
Wielu inteligentnych ludzi spędzało swój wolny czas w
skrzyniach orgonowych. Lewis Wolberg opisuje pacjenta, który
twierdził, że trzy miesiące codziennego, kilkugodzinnego dreptania
w skrzyni dały mu więcej niż trzy lata intensywnej psychoterapii
prowadzonej przez znanego i doświadczonego terapeutę. Pacjent ten
zakupił dla siebie i swojej żony osobne skrzynie, zbudował również
małą skrzynkę dla kota. Jego zdaniem, skrzynie zredukowały do
minimum wydatki na leczenie internistyczne, psychiatryczne, a także
weterynaryjne. Jak pisze L. Wolberg, nie trzeba większej wyobraźni
i wprawy w logicznym myśleniu, aby efekty te odnieść wyłącznie
do wpływu sugestii.
Koncepcje W. Reicha, będące w
prostej linii kontynuacją teorii magnetyzmu zwierzęcego Mesmera,
spotkały się z bardzo ostrą krytyką oficjalnych instytucji
naukowych, co spowodowało, że stosowanie metody orgonowej zostało
zabronione.
Jedną z cech charakterystycznych transu
hipnotycznego jest zrelaksowanie się badanego. Hipnotyzer podaje w
tym celu odpowiednie sugestie. Podobne efekty uzyskuje się stosując
różnorodne metody relaksacyjne, opierające się na założeniu, że
istnieje wzajemny związek między trzema czynnikami: napięciem
psychicznym, stanem narządów wewnętrznych i tonusem mięśni.
Ponieważ napięcie mięśni szkieletowych można dowolnie zmieniać,
to metoda likwidacji tego napięcia stanowi jeden ze sposobów
zmniejszenia skutków stresu psychicznego, a tym samym osiągnięcia
relaksacji psychicznej i poprawy funkcjonowania narządów
wewnętrznych kierowanych przez ośrodkowy układ nerwowy.
Znaczenie umiejętności odprężania się odkryto na
przełomie XIX i XX wielu. W. James zwrócił wtedy uwagę na stałe
pobudzenie nerwowe Europejczyków i przeciwstawił mu spokój i
kontemplację Hindusów. Wywołało to trwające do dziś
zainteresowanie kulturami Azji, powstały liczne systemy leczenia
wypoczynkiem, które dały podstawę do stworzenia dwóch najbardziej
znanych metod: relaksacji progresywnej Jacobsona i treningu
autogennego J. Schultza.
Edmund Jacobson opracował
metodę systematycznych ćwiczeń, polegających na rozluźnieniu
mięśni wszystkich części ciała. Ćwiczenia podzielił na sześć
lekcji:
Pacjent uczy się rozróżniać uczucie napięcia i rozluźnienia mięśni rąk. Nauka trwa tak długo, dopóki nie potrafi on rozluźniać jednocześnie wszystkich mięśni przedramienia i ramienia.
Ćwiczenia relaksacyjne mięśni głowy. W pierwszej kolejności mięśni twarzy, a szczególnie czoła, następnie ust i skroni. Ułożenie warg jest jednym z istotnych czynników osiągania relaksacji. Prawidłowo powinny być na kilka milimetrów rozchylone.
Uwaga jest skierowana na mięśnie języka, których napięcie można wyczuć przez przyciskanie końca języka do przednich zębów.
Pacjent rozluźnia mięśnie barkowe.
Ćwiczy się rozluźnianie mięśni pleców, klatki piersiowej i brzucha.
Na ostatniej lekcji wykonuje się relaksację palców rąk i nóg.
Przy
wszystkich ćwiczeniach bardzo pomagają równomierne i głębokie
wdechy i wydechy. Po zakończeniu lekcji pacjent codziennie przez pół
godziny prowadzi relaksację samodzielnie.
Spośród
wszystkich technik relaksacyjnych najbardziej i najdokładniej
opracowana jest metoda “treningu autogennego”, stworzona przez
niemieckiego lekarza J. Schultza, a oparta na niektórych ćwiczeniach
hinduskiej jogi. Trening autogenny podzielony jest na kilka stopni.
Niższy obejmuje wykonanie standardowych zadań, które polegają na
rozluźnieniu mięśni, powolnym i równomiernym oddychaniu,
wytwarzaniu poczucia “pustki myślowej”. Trening rozpoczyna się
od mięśni nóg, następnie obejmuje ręce, kark i czoło. W ten
sposób uzyskuje się odprężenie psychiczne, zwiotczenie ciała, a
ponadto zwolnienie akcji serca.
Stopień wyższy polega
na podnoszeniu - w drodze autosugestii - temperatury rąk i nóg oraz
wytwarzaniu uczucia chłodu na czole. Doszedłszy do tego etapu,
człowiek zapada w pewnego rodzaju “błogostan”, który jest
właśnie istotą treningu autogennego. Jeszcze wyższy stopień
treningu nazywa się medytacją autogenną. Przejściem do niego jest
ćwiczenie polegające na utrzymaniu przez dłuższy czas gałek
ocznych w pozycji do góry i do wewnątrz - (spojrzenie w kierunku
środka czoła). Następnie ćwiczący uczy się wywoływać
wyobrażenia bezkształtnej kolorowej plamy, dalej - wizję
określonych przedmiotów: najpierw konkretnych, później
abstrakcyjnych, a wreszcie nawet symbolicznych. Dalszym etapem jest
wspominanie minionych przeżyć silnie zabarwionych emocjonalnie.
Potem ćwiczący wywołuje w pamięci obrazy określonych osób, przy
czym powinien uświadamiać sobie swój stosunek do nich oraz uzyskać
zdolność pełnej z nimi empatii. Końcowym etapem treningu
autogennego jest formułowanie podczas medytacji planów życiowych,
wynikłych z przemyślenia swoich wad i zalet, sensu życia oraz
własnych pragnień. Trening w postaci nadanej przez Schultza jest
właściwie stanem lekkiej autohipnozy. Może być stosowany w
leczeniu zaburzeń nerwicowych, bezsenności i depresji. [1]
Joga,
trening autogenny i szereg innych metod medytacyjnych pozwalają na
osiągnięcie znacznej kontroli nad funkcjami własnego organizmu. W
skrajnych przypadkach kontrola taka jest wręcz nieprawdopodobna. W
latach pięćdziesiątych 35-letni mężczyzna objeżdżał polskie
uniwersytety i kliniki, demonstrując umiejętności osiągnięte w
wyniku wieloletnich ćwiczeń. Potrafił wykonywać niezależne ruchy
każdym mięśniem. Co więcej, przy mięśniach wieloprzyczepowych,
każdym przyczepem osobno. Wywoływał u siebie wywichnięcie stawu
biodrowego, skracając kończynę o 12 cm Mógł dowolnie rozszerzać
lub zwężać każdą źrenicę z osobna. Zwalniał tętno do 8
uderzeń na minutę. I co najdziwniejsze, mógł pocić się jedną
stroną ciała, gdy druga pokryta była “gęsią skórką”.
Jeszcze bardziej zdumiewające są możliwości jogów.
Poddano ich ścisłym badaniom naukowym. Wśród wielu zadziwiających
zjawisk, sprawiających wrażenie niemal nadprzyrodzonych, warto
wskazać na dowolne wstrzymanie czynności serca przez 30 sekund
(potwierdzone badaniem elektrokardiograficznym). Wraz z ustaniem
akcji serca zanikała również reakcja źrenic na światło. Jogowie
mogą także wprowadzać się w stan letargu, zbliżony do snu
zimowego zwierząt. W stanie tym ich serce uderza raz na minutę,
temperatura ciała ulega znacznemu obniżeniu, a oddech staje się
praktycznie niewyczuwalny. Może to trwać, bez późniejszego
uszczerbku dla zdrowia, nawet kilka tygodni.
Sugestia
wpływa także na postawy, poglądy i zainteresowania. Badania nad
tymi zagadnieniami pozwoliły na rozwinięcie propagandy i reklamy.
Często nie uświadamiamy sobie mechanizmów naszych zachowań.
Wydaje się, że działania podejmujemy świadomie, a w praktyce są
one efektem zastosowania odpowiednich metod indoktrynacji.
W
Stanach Zjednoczonych istnieje wiele szkół kształcących
specjalistów od reklamy. Wypracowano w nich wiele technik wpływania
sugestywnego na potencjalnych klientów reklamowanych firm. Przede
wszystkim - reklama powinna działać na emocje, a nie na intelekt.
Wykorzystuje się więc zdjęcia nagich dziewcząt. Ponadto
najważniejsza (najlepiej opłacona) reklama powinna być
skontrastowana z pozostałymi. Jeżeli w czasopiśmie są kolorowe
zdjęcia reklamujące określone wyroby, to jedna reklama może być
czarno - biała. Natomiast, gdy wszystkie posługują się zdjęciami
kobiet, to jedna może przedstawiać młodego psa lub kota. W
koncepcji okastycznej reklamy uwzględnia się prawa spostrzegania
(np. to gdzie najpierw kieruje się wzrok czytelnika lub obserwatora.
Jest to przeważnie centralna część, następnie wzrok zmierza do
lewego górnego rogu i dalej porusza się tak, jak przy czytaniu
tekstu. Zależność ta determinuje sposób rozmieszczania
poszczególnych elementów reklamy).
Teraz chciałbym
przejść do następnego zagadnienia. Jak wynika z wielu doniesień,
pod hipnozą zdolność uczenia się rośnie. To stwierdzenie stało
się punktem wyjścia poszukiwań Bułgara Georgi Lozanowa.
Zainteresowało go, w jakim stopniu sama sugestia może przyspieszyć
nauczanie. G. Lozanow na bazie własnych doświadczeń opracował
metodę nazwaną sugestopedią, przy użyciu której można nauczyć
dowolnych przedmiotów pod warunkiem zaadaptowania programu do
potrzeb sugestologii. Stosując ją otrzymał wyniki porównywalne z
najlepszymi osiągnięciami uzyskanymi pod hipnozą, a w wielu
przypadkach wyraźnie ją przewyższające. Lozanow powołuje się
też na prastarą tradycję kształtowania pamięci. Wśród ludów
Wschodu jako przykład mogą posłużyć tzw. stotrays, najlepsi
spośród kandydatów na braminów, których od najwcześniejszych
lat życia poddawano intensywnemu treningowi pamięci. Po okresie
zdobywania wiedzy mogli odtworzyć potrzebne wersety w dowolnym
momencie i sprawnie posługiwać się nimi. Ilość zapamiętanego
przez nich materiału była ogromna, można ją porównać jedynie z
zawartością wielotomowej encyklopedii. Świadczy to, że nasza
pamięć posiada ogromne, niewykorzystane możliwości.
G.
Lozanow od 1964 roku kieruje nowatorskim w skali światowej Sofijskim
Instytutem Sugestologii. Ponadto koordynuje działanie ośrodków
sugestologicznych w świecie, organizuje międzynarodowe badania i
sympozja, szkoli dydaktyków oraz specjalistów, opracowuje programy
nauczania.
Sugestologią zainteresowało się UNESCO,
czego wyrazem jest fakt zorganizowania pod auspicjami tej organizacji
Międzynarodowego Sympozjum Sugestologicznego w Sofii (grudzień
1978).
Jakkolwiek sugestologia istnieje już od
dwudziestu lat, dopiero ostatnio pojawiły się publikacje na ten
temat. Według samego Lozanowa informacje należy publikować nader
ostrożnie, sugestologia bowiem doprowadza do uwolnienia nie
zbadanych jeszcze w pełni rezerw psychiki człowieka. W pewnych
przypadkach może stać się straszliwą bronią, której działanie
trudno sobie nawet wyobrazić. Podstawowe zasady sugestologii
wykorzystywane są w wielu dziedzinach życia (medycynie, wychowaniu,
sztuce, handlu, sporcie i wojsku).
Najbardziej
spektakularne rezultaty sugestologii związane są z nauką języków
obcych. Osiągnięto je, stosując w praktyce podstawowe kanony
sugestologii. Towarzyszące nauczaniu “rytuały”, skomplikowana
aparatura, klimat i organizacja procesu dydaktycznego, a wreszcie -
co najważniejsze - niesłychanie silna wiara uczniów i nauczycieli
spowodowały w efekcie faktyczne zwiększanie skuteczności nauczania
w stopniu przekraczającym najśmielsze oczekiwania organizatorów
kursu. W czasie jednego czterogodzinnego seansu było możliwe
nauczenie się całego podstawowego słownictwa (około 3000
jednostek leksykalnych).
Podobno istnieje, przy
zastosowaniu tej metody nauczania, możliwość przyswojenia sobie
prawie całego zasobu leksykalnego danego języka, nauczenia się
gramatyki i sprawnego posługiwania się językiem obcym w ciągu
zaledwie 8 - 10 dni. Jest to znajomość odpowiadająca 8 latom
intensywnego nauczania, wzbogaconego dodatkowo pobytem w kraju, gdzie
używa się tego języka. [2]
Jakby nie dość było tych
sukcesów, okazało się, że uczestnik kursu w czasie seansu
odpoczywa, a nawet leczy z zaburzeń emocjonalnych. Eksperymenty
prowadzone w latach 1971 - 1973 wykazały, że z 87 neurotyków
poddanych nauczaniu sugestywnemu u 67 uzyskano całkowite wyleczenie
lub znaczną poprawę, a tylko u 4 przejściowe pogorszenie.
Osiągnięte efekty terapeutyczne były trwałe, jak to stwierdzono w
badaniach kontrolnych po upływie trzech lat.
Omówione
wyniki badań są tak rewelacyjne, że aż budzą wątpliwości.
Przede wszystkim byłaby to najskuteczniejsza ze wszystkich znanych
form psychoterapii zaburzeń nerwicowych. Ponadto sugestologia
całkowicie zrewolucjonizowałaby całą dotychczasową dydaktykę.
Nie spotkałem się jeszcze z krytycznymi opracowaniami na ten temat.
Mimo że w swoich badaniach podejmowałem zagadnienie funkcjonowania
pamięci pod hipnozą, w tym zakresie nie mam żadnych doświadczeń.
Dlatego też wyniki te przytaczam bez szerszego komentarza i
przechodzę do omówienia następnego problemu.
Jedną z
cech transu hipnotycznego jest zwiększona sugestywność
zahipnotyzowanego na sugestie hipnotyzera. Analogiczny efekt można
uzyskać na drodze chemicznej, podając pacjentowi szybko działające
barbiturany. W 1882 r. M. Griesinger stosując amytal stwierdził, że
pacjenci wpadają w dziwny trans przejawiający się zupełnym
zniesieniem hamulców, a nawet mówią o największych osobistych
tajemnicach. Jednak dopiero w 1932 roku Anglik A. Horsley opracował
zasady stosowania metody, którą nazwał narkoanalizą. Służyła
mu ona do wyzwalania oraz analizy wspomnień i stłumionych emocji u
jego pacjentów.
Sam zabieg polega na powolnym, dożylnym
wstrzykiwaniu barbituranu (pentotal, evipan, scopolamina, narkosan,
amytal i inne). Iniekcja wywołuje u pacjenta stan na pograniczu snu
i jawy. Jego objawami są pasywność, obojętność i zawężenie
pola świadomości. Stan ten łączy się także z uczuciem błogości,
ogólnym psychicznym odprężeniem i znacznym zwiększeniem
podatności na sugestie prowadzącego zabieg.
Ponieważ
podczas narkoanalizy nie działają w mózgu badanego ośrodki
kontroli wolicjonalnej, mówi on to, co myśli. Tym samym ma
tendencję do zwierzeń i łatwiej mu wydobyć z nieświadomości
stłumione i wyparte tam wspomnienia.
Ze względów
prawno-etycznych zainteresowanie narkoanalizą w medycynie prawie
zupełnie zanikło. Sporadycznie używa się jej w pierwszym etapie
leczenia narkomanów. Natomiast prawdziwy rozkwit metoda ta
przeżywała w okresie drugiej wojny światowej. Stosowano ją, by
skłonić pacjenta do przypomnienia sobie wydarzeń, które
spowodowały u niego powstanie nerwicy frontowej. Po wojnie próbowano
zastosować narkoanalizę w leczeniu różnych schorzeń. Przy
zahamowaniu melancholicznym w czasie narkoanalizy można nawiązać
kontakt z pacjentem. Natomiast nie powiodły się próby
narkoanalitycznego przełamania osłupienia katatonicznego ani
uchylenia niepamięci z okresu zamroczenia padaczkowego. Udaje się
natomiast odtworzyć przeżycia z czasu rzekomej niepamięci
pochodzenia histerycznego.
Na I Kongresie Neuro- Psycho-
Farmakologicznym w Rzymie (wrzesień 1958), doniesiono o odkryciu
substancji samoistnie wywołującej stan analogiczny do hipnozy.
Otrzymuje się ją z grzyba psilicybe
mexicana,
którego meksykańscy Indianie używają do wprawiania się w stan
odurzenia. Doświadczalnie stwierdzono, że człowiek po użyciu tej
substancji przeżywa halucynacje i iluzje, pojawiają się u niego
zaburzenia poczucia czasu i schematu własnego ciała oraz stosunku
jaźni do otoczenia. W stanie podobnym do snu wyłaniają się z
pamięci dawne przeżycia. Badany nie jest w stanie odróżnić ich
od otaczającej rzeczywistości. Na motywach stosowania tej
substancji, w połączeniu z deprywacją sensoryczną, oparty jest
wyświetlany u nas przed laty film pod tytułem “Odmienne stany
świadomości”.
W ostatnich latach wymyślono nową
technikę narkoanalizy. Najpierw podaje się diazepam, który
wywołuje szybki sen. Następnie pacjent otrzymuje silne amfetaminy,
budzące go ze snu. Efekt działania takiej mieszanki jest
piorunujący, przypomina stan ciężkiej toksykacji mózgu u
chronicznych narkomanów. Stwarza duże zagrożenie dla życia, nie
zraża to jednak chętnych przeżycia nowych doznań.
W
Polsce stosowanie narkoanalizy jest zabronione i karane z art. 157
k.k. z uwagi na wyłączenie swobody decydowania poddanego zabiegowi
człowieka.
Narkoanaliza, zwana też “serum prawdy”,
wykorzystywana bywa dla potrzeb wywiadu i kryminalistyki. Ma zmusić
podejrzanego do przyznania się albo do zdradzenia ukrywanych
informacji. Oczywiście, takie przyznanie nie może być dowodem, co
zupełnie nie przeszkadza służbom specjalnym w jej stosowaniu, gdyż
im nie o dowody, a o informacje właśnie chodzi. Ze szczególnym
upodobaniem narkoanalizę stosowali agenci gestapo w okresie II wojny
światowej. Po okrutnych torturach zastosowanie narkoanalizy
prowadziło często do zdradzenia tajemnic, ukrywanych przez
partyzantów lub konspiratorów.
Współcześnie brak
jest oficjalnych danych na temat zastosowań narkoanalizy. Nie muszę
dodawać, że jej stosowanie ze względów etycznych jest godne
potępienia.
Przejdę teraz do omówienia kwestii wpływu
na naszą psychikę deprywacji sensorycznej. Pierwszy zwrócił uwagę
na to zjawisko w latach dwudziestych naszego wieku znany badacz
hipnozy S. Ferenczi. W czasie swojego pobytu na Grenlandii
uczestniczył w polowaniu na foki. Tak wspomina tamten epizod:
Tuż przed południem myśliwi wypływają na swoich łódkach po foki. Następnie zamierają bez ruchu, aby ich nie płoszyć. Oślepia ich wtedy ostry blask słońca odbitego od lustra nieruchomej wody. Wokół panuje niczym nie zmącona cisza. Podczas gdy cierpliwie oczekują na wypłynięcie fok, chwyta ich paraliż, uniemożliwiający poruszanie mięśniami. Siedzą jak skamieniali i doznają uczucia, że woda podnosi się, zatapia ich, a oni nie mogą poruszyć nawet ręką. Stopniowo ogarniają ich barwne wizje. (...) Ja sam doznałem transu lub choroby łódkowej. Siedziałem w mojej łódce już od paru godzin. Ostre słońce, bezchmurne niebo, zupełna cisza i bezruch spowodowały, że mój umysł jakby zwariował. Śniłem bez spania, zmartwychwstały, zapomniane epizody z mojego dzieciństwa. Nagle wielkie tajemnice stały się na moment jasne dla mnie. Później uświadomiłem sobie, że znajdowałem się w nienormalnym stanie, zbliżonym do hipnozy. Nie mogę opisać dokładnie uczucia, które wtedy przeżywałem. Wyglądało na to, jakby moja dusza została uwolniona z ciała, życia, obowiązków i wzbiła się w górę. Mogłem oglądać samego siebie siedzącego nieruchomo w łódce. Zbliżyłem się wtedy do zrozumienia tajemnic niedostępnych dla mnie w normalnym życiu...
Każdemu
z nas podobne doznania są dostępne, a nawet wielokrotnie je
przeżywamy, często pozostają jednak niezauważone. Na przykład,
gdy wędkarz łowi ryby, koncentruje się tylko na spławiku. Inne
bodźce wzrokowe nie odwracają jego uwagi, na słuch działa
uspokajający szum wody. Wtedy może doznać wrażenia, że poziom
wody podnosi się. Wystarczy jednak drobny ruch głowy, aby iluzja
zniknęła.
Również wielu kierowców doświadcza
analogicznych przeżyć podczas jazdy autostradą w nocy. Dookoła
panuje ciemność, jedynie wstęga drogi jest oświetlona
reflektorami samochodu, a pracujący silnik wydaje jednostajny,
uspokajający pomruk. Kierowcy często nie pamiętają później, jak
przebyli długie odcinki drogi. Wydaje im się, że spali lub
zamyślili się do tego stopnia, że przestali reagować na to, co
dzieje się na zewnątrz. A przecież prawidłowo reagowali wtedy na
sytuacje drogowe. Jest to zjawisko zbliżone do spontanicznej amnezji
zdarzeń z okresu transu hipnotycznego.
Opisane zjawiska
są efektem ograniczania stymulacji zmysłowej lub monotonnego
powtarzania się tych samych bodźców o umiarkowanym natężeniu.
Człowiek może prawidłowo funkcjonować bez stałego dopływu
bodźców zmysłowych. Gdy zostanie ich pozbawiony lub ilość ich
jest niewystarczająca, pojawia się szereg zaburzeń.
W
1949 roku przeprowadzono opisany przez Donalda Hebba eksperyment, w
którym płacono studentom 20 dolarów dziennie za to, że przez 8
godzin dziennie nic nie robili. Leżeli w wygodnych łóżkach z
oczyma przysłoniętymi półprzezroczystymi okularami (przepuszczały
światło, lecz uniemożliwiały spostrzeganie kształtów) z
przymocowanymi na rękach specjalnymi cylindrami (badany mógł
poruszać ręką, lecz nie doznawał żadnych dotykowych wrażeń), z
założonymi na uszy słuchawkami, w których stale było słychać
brzęczenie. Warunki eksperymentu zezwalały jedynie na spożycie
posiłku i wyjście do toalety. Tylko niewielu studentów mogło
wytrzymać taką monotonię przez więcej niż dwa lub trzy dni.
Górna granica wyniosła sześć dni. Badani chętnie słuchali
czegokolwiek, co przerywało tę monotonną sytuację - nawet
dziecięcego gaworzenia, którego unikaliby w normalnych warunkach. W
końcu odczuwali nieodpartą chęć patrzenia, słyszenia, normalnej
aktywności. Skarżyli się na niemożność logicznego myślenia,
byli mniej sprawni w rozwiązywaniu prostych zadań i pojawiały się
u nich omamy. Jeden widział szeregi żółtych ludzików w czarnych
czapkach, inni maszerujące wiewiórki z workami na plecach lub
prehistoryczne zwierzęta w dżungli. Sceny te opisywali jako podobne
do filmów rysunkowych. Występowały również omamy czuciowe.
Odczuwali np. jakby mieli dwa ciała, czuli oddzielanie się głowy
od reszty ciała. Niektórzy badani podawali, że mieli wrażenie, iż
ich umysł odłącza się od ciała i mogą obserwować samych siebie
leżących nieruchomo na łóżku.
Eksperyment Hebba
uważany jest w tej dziedzinie za pionierski. Wiele ośrodków
naukowych, zwłaszcza w Kanadzie i USA, podjęło później badania
nad deprywacją sensoryczną. Miały one ogromne znaczenie
praktyczne. Rozwój cywilizacji zmusza bowiem człowieka do działania
w tzw. “sztucznych warunkach”, charakteryzujących się
ograniczeniem dopływu bodźców zmysłowych. Dzieje się tak także
podczas przebywania w szpitalu lub więzieniu. W jeszcze większym
stopniu narażeni są na to zjawisko kosmonauci i lotnicy, wykonujący
loty bez widoczności ziemi. Nie można zapominać o załogach
okrętów podwodnych, mieszkańcach schronów i uwięzionych podczas
katastrof górnikach kopalni głębinowych.
Szczególne
zainteresowanie problematyką izolacji przejawia kosmonautyka.
Powodzenie długotrwałych lotów kosmicznych z załogą ludzką w
dużej mierze uzależnione jest od wyeliminowania deprywacji
sensorycznej.
Najbardziej wyrafinowane badania nad
deprywacją sensoryczną zapoczątkowano w Veterans Administration
Hospital of Oklahoma City. Ograniczano w nich wszystkie rodzaje
bodźców zmysłowych. Osoby badane, nagie, zaopatrzone tylko w maskę
tlenową, zanurzone były w wodnym roztworze soli fizjologicznej o
takim stężeniu, że całe ciało człowieka utrzymywało się tuż
pod powierzchnią. Temperatura wody odpowiadała temperaturze ciała.
Basen znajdował się w ciemności. Eksperymentator noktowizyjnie (w
paśmie promieniowania podczerwonego) kontrolował zachowania
uczestników eksperymentu. Taka sytuacja redukowała praktycznie do
minimum nie tylko bodźce wzrokowe, słuchowe i dotykowe, ale także
odczucia ciężaru i położenia przestrzennego własnego ciała.
Poddający się eksperymentowi już po kilkudziesięciu minutach
doznawali licznych halucynacji wzrokowych i słuchowych, mieli
zaburzoną zdolność myślenia logicznego, tracili poczucie czasu i
położenia własnego ciała. Przeżywali silny lęk, stopniowo
pojawiały się u nich mimowolne skurcze i drgawki mięśniowe. W
miarę upływu czasu coraz trudniej oddychali, a funkcje
poszczególnych narządów wewnętrznych rozregulowywały się. Żaden
z badanych nie był w stanie wytrzymać w takiej sytuacji dłużej
niż 6 godzin. Po zakończeniu badania przez kilkanaście minut
widzieli wszystko dwuwymiarowo, a poziom ich logicznego myślenia był
znacznie obniżony.
Od dwudziestu paru lat prowadzi się
badania kosmonautów w warunkach lotów orbitalnych. Stwierdzono, że
deprywacja doznań grawitacyjnych, a także ograniczenie innych
bodźców wywołuje u kosmonautów szereg efektów. Na przykład w
czasie orbitowania Jegorowa i Fieokistowa jednemu z nich wydawało
się, że znajduje się głową w dół, drugiemu, że głową w
górę. Kiedy Jegorow siedząc w fotelu zamykał oczy, od razu
doznawał uczucia obrotu do tyłu. Gdy tylko otwierał oczy, iluzja
znikała.
Amerykański kosmonauta Grissom, odbywający
lot w ramach programu “Merkury”, doznał w nieważkości zawrotów
głowy. Wnętrze kabiny zaczęło mu wirować przed oczami z dużą
szybkością, a on sam miał uczucie spadania w otchłań bez dna.
Ponadto szybko rozwinęły się u niego symptomy “choroby
morskiej”.
W przeważającej liczbie przypadków iluzje
u kosmonautów przebywających w nieważkości dotyczą uczucia
spadania lub zawieszenia głową w dół. Niekiedy doznania takie
miały skrajnie silne natężenie. Towarzyszyły im: przerażenie,
krzyki i bezładne miotanie się po kabinie. Jeden z kosmonautów
opisuje swoje doznania:
(...) Przed startem byłem spokojny, mogłem spokojnie rozmawiać. Od pierwszych sekund nieważkości poczułem, że spadam w dół. Wydawało się, że wszystko wokół się wali. Ściany kabiny, grożąc zgnieceniem, zbliżały się do mnie. Następnie zaczęły się wydłużać, uciekając na wielką odległość. Ogarnęło mnie skrajne przerażenie. Nie rozumiałem, co wokół się dzieje. Nagle poczułem, jakby coś uderzyło mnie w głowę. Moje ciało z olbrzymią szybkością zaczęło krążyć po kabinie. Nie mogłem się niczego uchwycić. Obraz kabiny migotał i wirował. Cały czas oczekiwałem straszliwego uderzenia w ciało na skutek upadku. Gdy później oglądałem na taśmie filmowej samego siebie, widziałem przerażenie na swojej twarzy, podczas gdy ciało nieruchomo wisiało w kabinie.
Dezorientacji
przestrzennej może doznać każdy, chodząc w gęstej mgle. Lotnicy
znają uczucie utraty orientacji co do położenia statku
powietrznego względem Ziemi podczas lotów bez jej widoczności. Sam
przeżywałem to zjawisko, wykonując szybowcowe loty w chmurach.
Miałem np. wyraźne uczucie krążenia w lewo, podczas gdy przyrządy
wskazywały na obrót w przeciwnym kierunku. Wylatując z chmury
każdorazowo stwierdzałem, że to przyrządy miały rację, a nie
mój błędnik. Piloci samolotowi w trakcie długotrwałych nocnych
lotów tracą często poczucie położenia własnego ciała względem
ziemi i za punkt odniesienia przyjmują kabinę. Wydaje im się, że
lecą prawidłowo, gdy w rzeczywistości lot odbywa się głową w
dół. Nie reagują na wskazania przyrządów, co może się
zakończyć katastrofą.
Jest jeszcze jedno zjawisko, o
którym chciałem tu napisać, chociaż, moim zdaniem, nie ma ono nic
wspólnego - poza nazwą - z hipnozą. Chodzi mianowicie o tzw.
hipnozę zwierząt.
Jedną z pierwszych publikacji na ten
temat był opis doświadczenia wykonanego w 1646 roku przez
austriackiego mnicha D. Schwentera. Równocześnie z nim podobne
badania prowadził A. Kircher. Ich przebieg nie różni się od tych
dzisiaj demonstrowanych. A wygląda to następująco. Na czarnym
stole kładzie się kurę ze związanymi łapami i przytrzymuje się
ją przez pewien czas w pozycji głową w dół. Jeżeli następnie
od głowy kury nakreślić kredą długą linię, a ją samą
rozwiązać i puścić, to pozostanie ona w bezruchu przez dłuższy
czas wpatrzona w wykreśloną linię. Postępując delikatnie, można
zmienić położenie kury, np. posadzić ją, a mimo to ona nie
poruszy się. Podniesiona łapa pozostanie w nadanej pozycji,
przekręcony łeb także nie zmieni ułożenia. Ponadto kura zupełnie
nie reaguje nawet na silne bodźce bólowe (kłucie, parzenie). Gdy,
jak to robił Danilewski, dać jej do wdychania jakąś substancję
drażniącą lub odurzającą, nie wykona żadnego ruchu obronnego.
Wprawione w taki stan zwierzę po pewnym czasie otrząsa się i
stopniowo wraca do normalnego stanu. Im częściej powtarza się to
doświadczenie z danym zwierzęciem, tym łatwiej daje się ono
wprowadzić w trans, który trwa coraz dłużej.
Od A.
Kirchnera pojawiło się w literaturze naukowej ponad 700 doniesień
dokumentujących reakcje hipnotyczne u ponad 50 różnych gatunków,
między innymi owadów, skorupiaków, ryb, gadów, ptaków, ssaków,
w tym i naczelnych. Wszyscy autorzy podejmujący to zagadnienie są
zgodni, że typowa reakcja hipnotyczna zwierząt polega na stanie
zupełnego bezruchu, który może trwać od kilku minut do nawet
wielu godzin. Ale zastygłe w bezruchu ciało nie jest jedyną
reakcją zahipnotyzowanych zwierząt. Często zamykają one oczy, co
daje wrażenie snu lub śmierci. Do innych zmian zaliczyć można
wzrost częstości skurczów serca, przyspieszenie oddechu, zmiany w
aktywności bioelektrycznej mózgu, woskowatą gibkość (ciało
pozostaje w nadanej mu pozycji), a w krańcowych przypadkach
zesztywnienie wszystkich mięśni. Nie zauważono jednak objawów
utraty przytomności pomimo braku reakcji na bodźce.
Przez
wiele lat wywołany bezruch zwierząt utożsamiano z hipnozą u
człowieka. Dopiero rozwój badań w tym zakresie pozwolił na
jednoznaczne stwierdzenie, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem
odruchowego, kataleptycznego znieruchomienia wywołanego silnym,
nagłym bodźcem, a nie sugestią. Najpopularniejsza obecnie teoria
mówi, że znieruchomienie to jest wynikiem odruchowej reakcji
obronnej na sytuację zagrażającą, w której inne metody obronne
zawiodły. Znieruchomienie bowiem powoduje często, że drapieżnik
porzuca swoją ofiarę. Wiele kur zawdzięcza życie takiej reakcji w
starciu z psem. Także koty zostawiają często znajdującą się w
bezruchu mysz. Dzieje się tak, gdyż wiele drapieżników zdradza
niechęć do spożywania martwej ofiary, a więc symulacja śmierci
może zwiększyć szansę przeżycia. Tak zwana hipnoza zwierząt
może być ostatnią reakcją obronną z serii możliwych do
zastosowania (ucieczka, walka itp.). Dotyczy organizmów na różnych
szczeblach rozwoju ewolucyjnego poczynając od dżdżownic, poprzez
owady, kijanki, kaczki, kończąc na ssakach naczelnych.
Przypisy:
Osoby zainteresowane tą problematyką mogą skorzystać z kompetentnych opracowań na ten temat: S. Siek, “Treningi relaksacyjne”, ATK, Warszawa 1990 oraz: [red.] St. Grochmal, “Ćwiczenia relaksowo - koncentrujące”, PZWL, Warszawa 1993.
Odmianę tej metody pod nazwą “BLACK and WHITE” stosuje w Krakowie (AWF) dr Dorota Zarawska -Piotrowska.
Syndrom wypalenia zawodowego i metody radzenia sobie z nim
Zmieniające
się warunki kulturowo-społeczne oraz przemiany, które ciągle
dokonują się w naszym kraju mają wielopoziomowy charakter. Od
kilkunastu lat doświadczamy ekspansji nowego systemu gospodarczo -
światopoglądowego. Nasza rzeczywistość społeczna uległa
przemianom, które bardzo oddziaływają na życie każdego
człowieka. Wraz z ugruntowaniem w naszym kraju gospodarki rynkowej
pojawiło się szereg nowych i bardzo niepokojących zjawisk,
oddziaływujących na jakość kontaktów międzyludzkich. Modne
ostatnio zjawisko mobingu jest przykładem konsekwencji społecznych
i kulturowych przemian, za którymi tęskniły pokolenia Polaków.
Psychologiczno - medycznym skutkiem tych procesów jest coraz
bardziej obecny w polskiej rzeczywistości syndrom wypalenia
zawodowego. Jest to poboczny skutek systemu organizacji pracy
opartego na uprzedmiotowieniu pracowników, obłędnej presji czasu i
dysfunkcyjnych relacjach w miejscu pracy. Współczesne środowisko
pracy stało się w wielu miejscach polem do bezwzględnej
rywalizacji, deprecjonowania poczucia ludzkiej wartości i odmawiania
ludziom ich naturalnych praw. Zdumiewający jest fakt, ze taki model
jest dla wielu osób pociągający i pożądany. W długofalowej
perspektywie funkcjonowanie w takich okolicznościach rodzi jednak
bardzo negatywne skutki. Problemy kardiochirurgiczne, emocjonalne i
depresje stanowią plagę w środowisku zapracowanych menadżerów,
którzy odnieśli sukces. Psychologowie zajmujący się problematyką
radzenia sobie ze stresem wprowadzili pojecie syndromu wypalenia
zawodowego.
Istnieje wiele definicji i sposobów
wyjaśnienia tego zjawiska. Najprościej można opisać syndrom
wypalenia, jako stan zaawansowanego wyczerpania
psychiczno-somatycznego (fizycznego) związanego z zaistnieniem
patologicznych czynników zewnętrznych o długoterminowym działaniu.
Te czynniki mogą mieć wieloraki charakter. Wiążą się często z
brakiem właściwej organizacji w środowisku pracy, problemami z
komunikacją i niemożnością porozumienia z szefami. Wypalenie
zawodowe jest często rezultatem pracy, która staje się formą
bezbarwnej rutyny, pozbawionej jakichkolwiek twórczych akcentów.
Wiele osób aspirujących do wysokich stanowisk to ludzie pragnący
dokonywać zmian i realizować swój potencjał i kreatywność.
Zderzenie ze skostniałą formą organizacyjną, czy bezduszną
rutyną, bywa dla tych osób bardzo bolesne w skutkach. Wypalenie
zawodowe zaczyna wówczas pojawiać się powoli, przechodząc przez
wiele faz, prowadzących do rozwoju bardzo głębokiej patologii
emocjonalnej i organicznej. Pierwszym sygnałem alarmowym jest
znudzenie, rozczarowanie, psychiczne i fizyczne zmęczenie. Ponieważ
przyczyny syndromu wypalenia zawodowego tkwią w dużym stopniu w
dynsfunkcyjnej komunikacji z otoczeniem, pogorszenie tej komunikacji
jest kolejnym etapem rozwoju syndromu. Unikanie kontaktu ze
współpracownikami oraz agresja i wrogość, przekształcają się z
czasem w kompletne porzucenie jakichkolwiek relacji w miejscu pracy.
Towarzyszy temu ogromne znużenie fizyczne i psychiczne oraz
niezdolność do koncentracji i myślenia. Z czasem pojawia się
totalny cynizm, depresja i niska samoocena. Proces ten działa
powoli, ale w sposób bardzo bezwzględny siejąc w psychice i na
poziomie somatycznym spustoszenie.
Nie musimy się jednak
na to godzić. Wystąpienie pierwszych objawów wypalenia, może być
bardzo ważnym sygnałem i przyczyną do zmiany podejścia do własnej
pracy i nas samych. Istnieje wiele strategii umożliwiających zmianę
swojej relacji z otoczeniem, higienę w obszarze stosunków z innymi
osobami, oraz reorganizację dysfunkcyjnego stylu pracy.
Niebagatelne znaczenie ma tutaj rozpoznanie własnego
potencjału energetycznego i określenie pór, w których potencjał
ten jest znaczny i ma możliwość naturalnej regeneracji. Warto
zwrócić uwagę na ten element naszego funkcjonowania, gdyż ma on
spore znaczenie w tworzeniu skutecznej strategii radzenia sobie ze
stresem i syndromem wypalenia zawodowego. Bardzo ważne jest
odpowiednie zsynchronizowanie pór, gdy dysponujemy wysokim poziomem
energii z wykonywaniem zadań związanych z dużym wysiłkiem
poznawczym, emocjonalnym, czy tez z dużym poziomem
odpowiedzialności. Bardzo ważną sprawą jest organizacja
obowiązków, przeciwdziałająca wykonywaniu w tym samym czasie
kilku zadań na raz. Tego typu podejście w bardzo znacznym stopniu
obciąża nasze zdolności poznawcze, dając przy tym rezultaty o
marnej jakości. Należy tez pamiętać o angażowaniu się w
aktywności niezwiązane z pracą, przerwach, odpoczynku i posiłkach,
w trakcie których można oderwać się zupełnie od spraw
zawodowych. Dzięki temu możemy wytworzyć zdrową równowagę i
uniknąć skutecznie przeciążenie obowiązkami i
odpowiedzialnością.
Bardzo ważnym aspektem skutecznej
reorganizacji dotychczasowych patologicznych schematów
funkcjonowania jest zadbanie o nowy kształt komunikacji z innymi
osobami, zarówno poziomej – ze współpracownikami, jak i pionowej
- z menadżerami i przełożonymi. Bardzo dużą rolę odgrywa tu
efektywna komunikacja asertywna. Zdolność do obrony swego
stanowiska, odmowy, jasnego i komunikatywnego określenia swoich
granic, potrzeb i przekonań. Innym aspektem „zdrowej”
komunikacji jest zdolność do delegowania odpowiedzialności. Wiele
osób żyje i pracuje w przekonaniu ze to one muszą się wszystkim
zajmować, wszystko kontrolować, nawet, jeśli nie leży to w ich
kompetencjach, a jest zadaniem innych osób. Warto wiec czasem
„wydelegować odpowiedzialność”, np. poprosić kogoś o
wykonanie danego zadania.
Oczywiście jednak łatwiej
jest „zapobiegać niż leczyć.” Profilaktyka antystresowa i
niedopuszczenie do rozwoju syndromu wypalenia zawodowego jest w
gruncie rzeczy zadaniem możliwym do spełnienia bez jakiś złożonych
i trudnych oddziaływań, zarezerwowanych dla zdeterminowanych, czy
wybranych. Każdy z nas może zadbać o zbudowanie w sobie
efektywnego stylu przeciwdziałania wypaleniu, czy innym skutkom
stresu. Duże znaczenie ma tu aktywność fizyczna, nauka relaksu,
nauka odpoczynku. Czasami pozytywne skutki może mieć najprostsza
decyzja o jednodniowym wyjeździe, krótkim spacerze, czy wydłużeniu
snu o kilkadziesiąt minut. Jedną ze strategii modyfikacji swojego
stylu życia jest strategia małych kroków. Warto wiec zacząć od
krótkich na początku okresów relaksacji, wypoczynku czy
pogłębionego świadomego oddechu, wydłużając potem te okresy.
Taka strategia umożliwia stopniową i „bezbolesną” zmianę
stylu życia i poszukiwania zdrowych schematów. Myślę, że może
mieć to większe, długofalowe skutki, niż przyjęcie postawy
„samuraja”, według której dbanie o swoje zdrowie i swoją
psychikę, mogłoby się stać kolejnym ciężkim zadaniem, które
trzeba wypełnić. Troska o siebie, rodzaj szacunku i miłości dla
własnej osoby może mieć na prawdę dobre skutki. Jeśli relaks,
odpoczynek odnajdzie w naturalny sposób miejsce w naszym codziennym
„grafiku” możemy ugruntowywać te tendencje i korzystać z
szerokiego wachlarza wielu skutecznych technik antystresowych.
Krótkie ćwiczenie antystresowe
:
Usiądź, lub połóż się wygodnie. Zamknij oczy i zacznij
powoli i swobodnie oddychać. Z każdym oddechem poczuj, jak Twoje
mięsnie stają się coraz cięższe. Wyobraź sobie, że napięcie
zmniejsza się z każdym wydechem.
Teraz wyobraź sobie,
że jesteś na gorącej tropikalnej plaży ogrzewany(-a) przez
popołudniowe słońce. Zwizualizuj intensywne, piękne kolory nieba,
barwne kwiaty i rośliny, które Cię otaczają. Poczuj, jak cieple
słonce ogrzewa każdą komórkę Twojego ciała, a Ty czujesz
narastające gorąco. Piasek jest niezwykle miękki i delikatny w
dotyku, jego gorąco ogrzewa Twoje dłonie i nogi i zaczyna
przepływać przez całe ciało. Wyobraź sobie leżącego(-ą) w
stanie pełnego odpoczynku, podczas gdy Twoje mięsnie stają się
luźne i wiotkie. Czuj, jak Twoje ciało zapada się w piasku, a Ty
dryfujesz w stan spokoju i totalnej relaksacji. Z każdym oddechem
Twoje ciało staje się bardziej zrelaksowane. Poczuj teraz ciepło
słońca wokół Twojego ciała. Wyobraź sobie, jak wnętrze Twojego
ciała absorbuje każdą fala promieniowania słonecznego.
Zwizualizuj falę ciepła, odmuchującą każdą część Twego
ciała. W trakcie wizualizacji zacznij mówić do siebie w myślach:
„czuję gorąco, jestem zrelaksowany”, „czuję ciepło
rozlewające się moim ciele”, „gorąco piasku pogłębia relaks
moich mięsni”
Kontynuuj ćwiczenie przez 20 minut. Na
koniec powiedz „Jestem wypoczęty(-a) i zrelaksowany(-a).”
Instrukcje do wizualizacji i relaksacji
bądź zrelaksowany(-a), odpuść wszelkie napięcie;
używaj wyłącznie pozytywnych wizualizacji (zamiast nie czuje napiecia, jestem zrelaksowany);
stosuj wyłącznie instrukcje w czasie teraźniejszym;
wyobraź siebie, jako osobę całkowicie zdrową.