„Wolna Kultura” Lawrence Lessig str. 175-300 (do końca) Monika Gnapp
Dawniej prawo egzekwował człowiek - sędzia. Obecnie odbywa się to za pomocą technologii, która nie jest wyrozumiała i nie ma poczucia humoru, z którą nie ma możliwości wejść w dialog.
Mamy też obecnie do czynienia z kontrolą, a nie z uprawnieniami. Np adobe e-book reader pozwala nam tylko na wydrukowanie 10 stron książki albo nie zezwala na jej odczytanie na głos - tzn, że komputer blokuje nam te opcje, które są zabronione, czyli je kontroluje. Uprawnienia to np. dziewczynka, która ma wrócić do domu o 12 - może wrócić o 2, ale musi się liczyć z konsekwencjami. My nie mamy wyboru - komputer blokuje pewne opcje i już.
Przykład - pies Aibo wyprodukowany przez Sony. Haker zaprogramował go tak, że potrafił tańczyć jazz, co spotkało się ze sprzeciwem producenta, choć tańczenie jazzu jest przecież legalne.
Firma SDMI - stworzyła system szyfrowania, mający na celu zwiększenie ochrony plików w internecie. W tymc elu stworzyła konkurs, który polegał na złamaniu kodu. Felten, naukowiec, dokonał tego i odkrył, że tę samą słabość mają też inne systemy i aby ostrzec innych badaczy opublikował artykuł, w którym opisał swoje odkrycie. Firma chciała go za to ukarać, mimo iż nie złamał on prawa, nie ściągnął nic nielegalnie, a jedynie opisał proces.
Digital Millennium Copyright Act - ustawa, która zabrania wszelkiego rodzaju omijania zabezpieczeń praw autorskich, niezależnie od tego czy ich ominięcie naruszy prawo autorskie i dozwolone użycie czy nie. Na mocy tej ustawy upomniano hakera Aibo i Feltena.
W 1981 r sąd w Kalifornii orzekł, że magnetowidy mogą być zakazane, bo łamią prawo autorskie - można nagrywać przez nie filmy bez zgody autora. Wg autora to śmieszne, bo ludzie nie mogą np. nagrać dla dziecka bajki, która emitowana jest w porze, w której nie może jej obejrzeć.
Tak kod staje się prawem. Środki kontroli, zawarte w technologii zabezpieczeń przed kopiowaniem stają się zasadami, których pogwałcenie stanowi pogwałcenie prawa.
Najgorsze jest to, jak łatwo w Internecie wykryć przestępstwo i jak bardzo ludzie są monitorowani. To tak jakby nasz samochód wysyłał sygnał za każdym razem kiedy przekraczamy prędkość!
Koncentracja rynku:
Bardzo niebezpiecznym zjawiskiem jest koncentracja rynku mediów w rękach kilku wielkich właścicieli.
Ma ona dwa aspekty: - zakresu (5 koncernów sprawuje władzę nad 85% zasobów medialnych)
- i charakteru koncentracji (te koncerny mają tak wiele źródeł medialnych jak to tylko możliwe, w telewizji, prasie, internecie itp.
Ma to o tyle zły wpływ, że ogranicza wolność tworzenia. Ludzie z innowacyjnymi pomysłami są odrzucani w większości mediów, które należą do jednego właściciela. Brak autonomicznych produkcji, wszystkie programy należą i są produkowane przez właściciela stacji. Brak alternatywnych opcji w mediach, wszystko zaczyna być do siebie podobne, bo twórcy boją się stracić pracę i się nie wychylają. To wydawcy decydują o tym, o czym informują społeczeństwo, a im większa koncentracja, tym mniejsza różnorodność i traci to związek z ideą demokracji.
Nieliczne grono sprawuje kontrolę nad rozwojem kultury. Nigdy przetwarzanie kultury nie było też tak bardzo ograniczone.
Spór o prawa autorskie
Strony sporu: - jedni mówią, że np. dzielenie się muzyką w internecie jest jak dzielenie się z kolegą płytą z muzyką. Błąd: jeśli jest to serwer p2p może mieć do tego dostęp także milion innych użytkowników, wtedy to już nie jest w porządku
- drudzy uważają, że ściągnięcie płyty z netu jest jak kradzież z wytwórni. Błąd: ściągając z internetu nie pozbawiam wytwórni egzemplarza płyty, nadal może go sprzedać, wraz z całą materialną oprawą płyty, której nie ma w necie.
Żadne stanowisko nie jest dobre. Należałoby znaleźć złoty środek, aby walka z piractwem nie blokowała innowacyjnych pomysłów ludzi. Emusic.com było przeciwne tak restrykcyjnym prawom autorskim, póki nie zostało wykupione przez duży koncern.
Straty
Konsekwencje tych ograniczeń to:
1. Ograniczanie twórców - technologia daje nowe możliwości "utrwalania i powielania", zachęca społecz. do aktywności, do krytyki i ekspresji, czyli poszerzania kultury. Kiedy ciężko rozróżnić, co jest legalne, a co nie, a kary są niebotyczne, ludzie się zniechęcają, wolą się nie narażać. Np. studentów, którzy stworzyli wyszukiwarki do kopiowania plików muzyki postraszono procesem i karą 98 miliardów!!! Tymczasem lekarz za popełnienie błędu płaci np. jedynie 250 tysięcy kary. Tym samym plik staje się cenniejszy od ludzkiego życia.
2. Ograniczenie innowatorów - poprzez niejasne prawo, ludzie boją się innowacji. Np. firmy produkujące samochody nie wprowadzają do aut takich pomysłów jak odtwarzacze mp3 itp., bo ich prawnicy im to odradzają. Portal, który chciał w innowacyjny sposób udostępniać ludziom muzykę, pozwalał na włożenie płyty do komputera (pokazanie, że właściciel ją zakupił) i w ten sposób program zgrywał muzykę i tworzył bibliotekę plików. Został on pozwany przez wytwórnie za rozprowadzanie muzyki. Drugi problem to chęć producentów do kontrolowania internetu, aby nie tracić klientów. Radia internetowe mają ogromne utrudnienia prawne, ponieważ mają one zasięg globalny i byłyby ogromną konkurencją dla tych już istniejących. Dlatego też są one na straconej pozycji i potencjał wielorakości stacji zostaje zmarnowany.
3. Demoralizacja obywateli - biorąc pod uwagę, że 20% społ. amerykańskiego jest już potencjalnie przestępcami, ponieważ ściągają i kopiują pliki i nie tylko, ludzie przestają szanować prawo. Skoro łamią je na co dzień, bo zwyczajnie jest ono zbyt restrykcyjnie i utrudnia normalne funkcjonowanie, ludzie go nie przestrzegają i idea państwa prawa upada.
Eldred
Na końcu książki autor (który jest prawnikiem i wykładowcą prawa) opisuje sprawę, którą prowadził i która jest dla niego bardzo ważna. Chodzi o Erica Eldreda, który w 1995 r. zamieścił twórczość XIX-wiecznego pisarza, Hawthorn’a w Internecie, aby zachęcić swoje i przy okazji inne dzieci do zapoznania się z ginącą twórczością. Stworzył w końcu bibliotekę w domenie publicznej, w której zamieszczał zeskanowane i przetworzone technicznie utwory. To taki niekomercyjny system wydawniczy, który czerpie z domeny publicznej, czyli dzieł, które należą do wszystkich (np. bajki zekranizowane przez Disneya). W 1998 roku miał przejść do domeny publicznej tom wierszy Frosta, które Eldred chciał włączyć do swojej biblioteki. Jednak Kongres przedłużył wtedy działanie praw autorskich o kolejne 20 lat ustawą Sony Bono Copyright Term Extension Act (ku pamięci Bono, który uważał, że prawa autorskie powinny być wieczne). Eldred postanowił się temu sprzeciwić. Lessig bronił Eldreda, na mocy klauzuli konsytucji: „Kongres ma prawo popierać postęp nauk przez zagwarantowanie na określony czas praw autorskich”. Lessig wraz z grupą uznanych prawników z USA próbował wygrać tę sprawę przed sądem najwyższym, co opisuje dość skrupulatnie. Jednak nie udało mu się tego dokonać, mimo silnej argumentacji, że kongres nie ma prawa przedłużać praw autorskich w nieskończoność i że jest to niezgodne z konstytucją, a poza tym wszyscy mamy prawo do dostępu do kultury.
Eldred II
Po tej sprawie Lessig opublikował w The New York Times tekst, w którym przedstawił swoją wizję prawa: 50 lat po powstaniu utworu właściciel praw autorskich musiałby wnieść opłatę i wtedy mógłby z nich dalej korzystać, jeśli by tego nie zrobił, utwór przechodziłby do domeny publicznej. Nazwano tę propozycję „Eldred Act”.
Spotkała się ona z entuzjazmem, ponieważ do tej pory ustalenie właściciela praw autorskich w celu odkupienia od niego licencji było bardzo trudne, gdyż nie istniał żaden rejestr. W ten sposób powstałby przynajmniej częściowy rejestr, który by tę procedurę ułatwił. Jeśli właściciel praw autorskich by się zarejestrował, to łatwo byłoby go znaleźć tym, którzy chcieliby od niego licencję zakupić i byłoby to dla niego korzystne. Zaś te utwory, których nie opłacałoby się rejestrować, bo nikt z nich nie korzysta na dużą skalę, przeszłyby do domeny publicznej i służyły społeczeństwu, które może zrobiłoby z nich jeszcze jakiś użytek.
Lessig proponuje rejestrację tych utworów przez Internet. Gdyby to funkcjonowało, 98% utworów nieużywanych komercyjnie przeszłoby do domeny publicznej. Ustawa trafiła nawet do opracowania przez członkinię Kongresu.
Zainterweniowali jednak lobbyści. Argumentowali się kosztami takich rejestracji dla państwa i tym, że biedni właściciele praw autorskich nie mieliby pieniędzy na opłatę rejestracyjną oraz, że tysiące takich właścicieli nie wie, że w ogóle przysługują im jakieś prawa.
Tymczasem ta ustawa uwolniłaby „Ciemną stronę utworów”, te dzieła, które nie są już wykorzystywane komercyjnie i popadają w niepamięć. Jednocześnie ci, którzy chcieliby zachować prawa autorskie, mieliby do tego prawo.
Prawda jest taka, że przeciwnicy blokujący tę ustawę boją się, że społeczeństwo posiadające dostęp do domeny publicznej stworzy im konkurencję, podobnie jak radio internetowe zagraża normalnemu, dlatego chcą wszystkie utwory kontrolować i nie oddawać ich w ręce mas. Obywatele zaś to popierają, bo żyją w przekonaniu o tym, że własność intelektualna jest porównywalna do zwykłej, materialnej własności i należy ją chronić, co nie jest słuszne.
Zakończenie
Miliny ludzi w Afryce umiera na AIDS. Leki produkowane w USA chronione są patentami, które sprawiają, że leki te są zbyt drogie dla ubogich afrykańskich krajów. Kiedy RPA chciało skorzystać z importu równoległego i ściągać te same leki z Indii, USA się sprzeciwiło. Tak naprawdę koncerny farmaceutyczne nie straciłyby na tym, a leki produkowane w USA potrzebują rynku zbytu, to jednak własność intelektualna, czyli patent, jest tak ważny, że każe przeciwstawiać się pomocy Afryce i milionom umierających ludzi.
Microsoft sprzeciwił się konferencji, która miała podnieść temat oprogramowania o wolnym kodzie źródłowym oraz wolnego oprogramowania. Wg nich jest to niezgodne z prawem autorskim. A jest zupełnie inaczej – nie jest to oprogramowanie w domenie publicznej, ale jak każde inne podlegające licencji. To, że zakłada ono np. publikowanie kodu źródłowego prze każdego, kto go używa, oznacza, wynika tylko i wyłącznie z prawa autorskiego. I każdy kto tworzy takie oprogramowanie właśnie dzięki prawu autorskiemu powinien móc z nim zrobić co chce, także udostępnić innym. System w USA przypomina feudalizm – aby go utrzymać musi być kontrolowany, nie można działać swobodnie, tak jak dawniej senior nie mógł tak po prostu pomóc wejść na wolny rynek swojemu niewolnikowi.