Pierwsza, uzupełniona przez Chanond część trylogii pir8fancier, w której skład wchodzą jeszcze „Lush Life” i „Home Again, Home Again”.
Tytuł: Lettered
Autor: pir8fancier i Chanond
Tłumacz: Kaczalka
CZYTAJĄC MIĘDZY WIERSZAMI
10 września
Spojrzenie Harry'ego było całkowicie skupione na jego stopach, kiedy szedł za Ronem i Hermioną w kierunku Wielkiej Sali. W tej chwili koncentrował się tylko i wyłącznie na stawianiu kroków, bo dopóki jego głowa i spojrzenie skierowane były w podłogę, zamek nie obracał się wokół niego zbyt gwałtownie.
Cholerny Seamus i jego Ognista Whisky.
Cholerny kuzyn Fergis, który mu ją wysłał.
Ostatnia noc była okropna. Harry nie pamiętał, co, u licha, podkusiło go, aby przyjąć wyzwanie Seamusa, który z nich pierwszy wpadnie pod stół. Przeklęty Irlandczyk.
To wszystko wina Rona — postanowił po krótkiej chwili. Gdyby nie był zajęty siłowaniem się na rękę z Deanem, Harry nie zostałby z Seamusem sam, bezbronny. Hermiona również, jakby nie patrząc, okazała się bezużyteczna. Zarówno zeszłej nocy, jak i dzisiaj. Zanim opuścili pokój wspólny, odmówiła rzucenia na niego zaklęcia uspokajającego. Nie zgodziła się też dać mu któregoś ze swoich eliksirów przeciwbólowych. Patrzyła tylko spojrzeniem wyraźnie mówiącym, że dostał dokładnie to, na co zasłużył.
Przyjaciółka nie akceptowała picia alkoholu, przynajmniej nie w nadmiernych ilościach. Z tego, co pamiętał, jedyny raz, kiedy znajdowała się w stanie zbliżonym do odurzenia alkoholowego, miał miejsce zeszłego lata w Norze. Dała się namówić na wypicie zrobionego przez skrzaty wina, które Fred i George przemycili do pokoju Rona i usnęła po dwóch szklankach. Bliźniaki posłali w stronę Rona znaczące spojrzenie i namówili Harry'ego, żeby zostawił go z Hermioną, a sam spędził noc u nich.
Jeżeli Harry był z czegokolwiek zadowolony, to z tego, że McGonagall zeszłego wieczora w jakiś sposób wyczuła, co się działo w wieży Gryffindoru. Weszła bez pukania, ubrana w swój znoszony szlafrok w szkocką kratę i grożąc im palcem, kazała natychmiast przestać hałasować. Nawet jeśli zauważyła butelki Ognistej Whisky, zaśmiecające podłogę pokoju wspólnego, nie dała tego po sobie poznać. Jej wizyta zakończyła zawody w piciu między Harrym i Seamusem, który wyrzucił swój kieliszek do koszyka, a Hermiona wystawiła go, aby skrzaty mogły go opróżnić.
Harry wychylił się, żeby przytrzymać drzwi, które Ron otworzył przed Hermioną, i ruchem ręki wskazał mu, aby podążył za nią. Wszedł i pozwolił, aby drzwi zatrzasnęły się za nim swobodnie i aż skulił się, słysząc dźwięk, jaki przy tym wydały. Przemierzył pomieszczenie, licząc, ile kroków zabrało mu dotarcie do stołu Gryfonów (od pierwszego roku ich liczba znacznie się zmniejszyła), po czym opadł na ławkę, pomiędzy Rona i Neville'a. Był zadowolony, że Hermiona usiadła po drugiej stronie przyjaciela. Nie miał zamiaru wysłuchiwać kolejnego wykładu na temat odpowiedzialności przy piciu.
— Kiełbaskę? — spytał Ron, a Harry spojrzał nieufnie na załadowany po brzegi talerz. Coś przewróciło mu się w żołądku.
— Eee... nie, dzięki — odparł i zamiast tego sięgnął po koszyk z bułkami. Pomyślał, że coś suchego pomogłoby szybciej wchłonąć alkohol.
— Jachcesz — powiedział Ron pomiędzy kęsami. — Jachmleceteramamy?
Harry odwrócił wzrok. Stwierdził, że nie byłby w stanie utrzymać bułki w żołądku, gdyby choć zerknął na Rona.
— Transmutację — odpowiedział, a jego wzrok prześlizgnął się po dzbanku z sokiem dyniowym i zatrzymał się na kawie.
„Słodki, rozkoszny napój” — pomyślał, kiedy nalewał sobie filiżankę.
— Sowy już są — odezwała się Hermiona i odsunęła stojące przed nią naczynia, aby zrobić miejsce dla brązowego ptaka, który dostarczał jej „Proroka Codziennego”. Ron codziennie skarżył się, że ten upierzony idiota specjalnie ląduje w jego śniadaniu.*
Harry rozejrzał się, chociaż nie wiedział dlaczego. Dwoje ludzi, którzy mogliby do niego napisać, siedziało na ławce obok niego. Dlatego poczuł się naprawdę zaskoczony, kiedy zobaczył nadlatującą do niego Hedwigę. Do nogi miała doczepiony mały zwitek pergaminu. Gdy wylądowała, Harry poczęstował ją resztką swojej bułki, a kiedy zajęła się jedzeniem, odwiązał liścik. Sowa, gdy tylko poczuła się wolna, zahukała, chwyciła resztę pieczywa i odleciała.
Harry strzepnął okruszki, które Hedwiga na niego upuściła, i z roztargnieniem rozwinął pergamin, ciągle wpatrzony w pełen wdzięku lot ptaka. Spuścił oczy i przeczytał pojedyncze zdanie, napisane bardzo starannym charakterem pisma:
Myślisz, że McGonagall nosi kraciaste majtki po kolana?
Gdy tylko skończył czytać, szybko uniósł głowę i ukradkiem spojrzał do tyłu.
Zastanawiał się, komu mógł przyjść do głowy pomysł napisania czegoś takiego. Wyciągnął szyję i przeczesał wzrokiem stół za sobą, myśląc, że mógłby nawiązać z tym kimś kontakt wzrokowy. Niestety, nikt nie spojrzał mu w oczy, więc z powrotem skupił się na pergaminie. Nie rozpoznał pisma, ale nie miało to znaczenia. Spędził sześć lat, przepisując prace domowe od Hermiony, tak więc jej charakter pisma znał dobrze, ale to był wyjątek.
Wzruszył ramionami i wsadził rulonik do kieszeni. Postanowił pokazać go Ronowi, kiedy będą już bezpieczni w pokoju wspólnym. Nie widział potrzeby denerwowania profesor McGonagall dwa dni pod rząd.
„Kraciaste majtki do kolan.”
Harry zachichotał, ale chwilę później się zreflektował. Nie wiedział, co było gorsze: myśl o długich, kraciastych majtkach czy wizja mającej je na sobie McGonagall. Teraz musiał iść do łazienki, bo bułka w jego żołądku bardzo chciała wydostać się na zewnątrz.
11 września
Uważam, że tak. Są wykonane z gryzącej, czarnej wełny, pokrytej krzyżującymi się, ohydnymi, grubymi, żółto-czerwonymi paskami. Zakładam, że przez cały rok ma na tyłku paskudną wysypkę. Nie, żebym potrzebował takiej wizji właśnie wtedy, kiedy jem wędzone śledzie.
Z uśmiechem na twarzy Harry skończył czytać list.
Po tym, jak wieczorem w końcu uległ i poszedł do pani Pomfrey po eliksir na kaca, czuł się dużo lepiej. Zaskoczyło go, że pielęgniarka nie okazała dezaprobaty. W końcu był teraz pełnoletni, a rozumu miał na tyle, aby nie przyznać się, że spił się w pokoju wspólnym Gryfonów.
Tylko w niewielkim stopniu był ciekawy, kto jest nadawcą tych listów. Prawdę mówiąc, nie otrzymywał ich od tak dawna, że cieszył go sam fakt korespondowania z kimś i niewiele obchodziła go tożsamość nadawcy. Ostatnią osobą, z którą Harry wymieniał listy, był Syriusz, i teraz Harry naprawdę za tym tęsknił. Na dodatek te notatki były zabawne. Wizja McGonagall ze swędzącym tyłkiem sprawiła, że parsknął i opluł sokiem dyniowym jajecznicę, którą właśnie jadł na śniadanie.
12 września
Według Harry'ego każda sobota była okazją do świętowania. W zamku miał możliwość wylegiwania się w łóżku do woli, ale zwykle tego nie robił. Życie u Dursleyów wyrobiło w nim nawyk wstawania o świcie i trudno było mu przyzwyczaić się do leniwych weekendów w Hogwarcie.
Rok szkolny rozpoczął się zaledwie dwa tygodnie temu i Harry ciągle żył rytmem Privet Drive, dlatego obudził się, gdy tylko światło słoneczne rozpoczęło swoją wędrówkę po podłodze dormitorium. Ciepłe promienie nawet nie zdążyły dotrzeć do zaciągniętych zasłon wokół łóżka Rona, kiedy Harry był już na nogach i przywoływał ręcznik ze stojącego nieopodal kufra. Jedną z korzyści wczesnego wstawania w weekendy były puste prysznice. Chłopak z niecierpliwością wyczekiwał sobotniego rytuału: dotrzeć do łazienki przed innymi, spędzić kilka miłych chwil w towarzystwie własnej ręki, zejść do pokoju wspólnego i czekać, aż Ron i Hermiona pojawią się, aby razem mogli udać się na śniadanie.
Harry dotarł do pryszniców, za pomocą różdżki odkręcił kurki i zdjął okulary. Położył je na ręczniku, poza zasięgiem pryskających kropel. Wszedł pod wodę, pochylił głowę i skulił ramiona, a ciepłe strumienie spływały wzdłuż jego szyi i pleców. Czuł, jak narastający przez cały tydzień stres ustępuje. Zastanawiał się, w jaki sposób inni ludzie, poza Hermioną, radzą sobie z przygotowaniami do owutemów bez popadania w szaleństwo. Tacy, na przykład, Fred i George wydawali się nie mieć z tym problemów, jednak oni nie mogli służyć za wiarygodny przykład, bo właściwie nigdy nie ukończyli szkoły.
Poranna masturbacja nie miała innego celu niż rozładowanie napięcia, ale była koniecznością i Harry wolał to robić w ciepłej łazience niż we własnym łóżku, skryty za kotarami. Mimo że przyzwyczaił się do dzielenia sypialni z czterema innymi chłopakami, a zasłony wokół łóżka były wystarczająco szczelne, nie wyobrażał sobie, jeśli mógł tego uniknąć, spania na sztywnym prześcieradle. Skrzaty zmieniały pościel dopiero w środy.
Do czasu, aż wrócił do pokoju wspólnego, słońce wyłoniło się już całkowicie zza horyzontu, a kilkoro nadgorliwych drugoklasistów zajęło jego ulubione miejsce przy kominku. Harry usiadł na miękkiej kanapie i czekał na przyjaciół, aby razem z nimi zejść na śniadanie.
Gdy tylko znalazł się w Wielkiej Sali, zanim zdążył nalać sobie soku z dyni, brązowa płomykówka zapikowała w dół i upuściła przed nim ciasno zwinięty rulon.
Dzień dobry, Potter. Miałeś przyjemne wakacje? Jeżeli spędziłeś je z tymi potworami, których nazywasz krewnymi, to raczej wątpię. Naprawdę wyglądasz fatalnie. Zmęczony. I smutny.
Harry zmarszczył brwi i podniósł wzrok. Przypomnienie mu lata u Dursleyów trochę go zaskoczyło. Hogwart był jedynym miejscem, w którym mógł zachowywać się tak, jak gdyby tamci ludzie w ogóle nie istnieli.
Widziałem ich raz, kiedy podwozili cię na pociąg. Twój tłusty kuzyn ze świńskimi oczkami. Mam wrażenie, że jest tak wielki, iż mógłby wymieniać się ubraniami z Hagridem. Ciotka, pomarszczone dzieło sztuki, z ustami wykrzywionymi we wstręcie na widok twojej osoby. I wujek, jeszcze większy. Czy on kiedykolwiek posiadał szyję? Wiesz, miałem wrażenie, że chce cię uderzyć. Samo to, że tam byłeś, sprawiało, iż chciał zdzielić cię po głowie. Mam rację?
Kiedy Harry doczytał do końca listu, przestał chichotać nad komentarzem o szyi wuja Vernona. Bardzo wymowne było to, że nawet obcy człowiek, który nie znał Dursleyów, tak łatwo mógł odczytać ich odczucia w stosunku do niego, tylko obserwując, jak stoją i czekają na dworcu King's Cross. Złożył list i wsunął go do torby.
Spojrzał w lewo i uchwycił zaciekawiony wzrok Rona. Kiedy przyjaciele spytali go o korespondencję, nic im nie powiedział. Zdawał sobie sprawę, że dla Hermiony niewiedza jest zabójcza, jednak kwestię autora listów pozostawił bez komentarza.
15 września
Moje wakacje nie były zbyt interesujące. Sporo czasu spędziłem samotnie. Dużo się onanizowałem.
Przeczytawszy ostatnie zdanie, Harry zarumienił się i rozejrzał wokoło.
„Przynajmniej jedna tajemnica rozwiązana. To facet” — pomyślał i powrócił do obserwowania stołu Gryfonów. Miał tak wiele podejrzeń. Sporo dziewcząt próbowało podrzucać mu miłosne liściki, chociaż Hermionie zwykle udawało się je powstrzymać. Najwidoczniej uważała, że jej obowiązkiem jest tworzenie tarczy chroniącej go od wrogów (dziewczyn), i aby się do niego dostać, musiały się przez nią przebić. W zasadzie był jej za to wdzięczny, chociaż nigdy nie dał tego po sobie poznać.
16 września
Widzę, jak patrzysz wokół, zastanawiając się, kto przysyła ci te listy. Nie mam zamiaru się ujawniać. Możesz to nazwać zwykłą zachcianką. Moje kaprysy często sprowadzają na mnie kłopoty, ale kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, lub, w tych okolicznościach, od pióra. Lubię to uczucie, kiedy moja dłoń je obejmuje, a jego lotka co jakiś czas muska mój podbródek.
„Trochę to wyszukane” — pomyślał Harry, upewniając się, że to jednak chłopak. Odwrócił pergamin, żeby sprawdzić, czy na drugiej stronie też jest coś napisane, ale nic tam nie znalazł.
Nie znał nikogo, kto mógłby pisać w taki sposób. Na pewno nie był to Ron.
Harry spojrzał na przyjaciela. Rudzielec miał przed sobą otwarty podręcznik do zaawansowanych eliksirów, a obok mocno poplamiony atramentem kawałek pergaminu. Płatki w jego misce były już tak napęczniałe od mleka, że każdy wydawał się przepychać między innymi. Usta Rona, kiedy przepisywał instrukcję warzenia Veritaserum, były otwarte i Harry pomyślał, że przyjaciel wygląda raczej głupio, chociaż wcale go za to nie winił. Żaden z nich nie skończył eseju o teoriach na temat składników Veritaserum, głównie dlatego, że nie mieli o tym pojęcia. Ron najwidoczniej uznał, że śniadanie to najlepsza pora na uzupełnienie pracy domowej.
Nie, Ron zdecydowanie nie użyłby w stosunku do pióra określenia „lotka muskająca mój podbródek”. Szczególnie biorąc pod uwagę, że w tej chwili jego pióro wyglądało, jakby mogło złamać się pod wpływem nacisku, jakiego używał, aby napisać kilka ostatnich linijek swojego eseju.
17 września
Merlinie, czy Granger musi się tak wydzierać? Nigdy nie zastanawiałem się, w jaki sposób twoi przyjaciele zinterpretują moje małe, głupie liściki. Napiszę to wyraźnie: nie jestem Voldemortem. Nie jestem też jego agentem. Jeżeli chcesz, abym kontynuował tę korespondencję, kiwnij głową.
Harry rozejrzał się wokół, lustrując wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. Czynność ta, po skończeniu czytania każdego z tajemniczych listów, stała się dla niego niemal przyzwyczajeniem.
„Nic” — pomyślał rozczarowany, bo teraz już chciał wiedzieć, kto się za nimi kryje. Skinął głową, przypuszczając, że tak właśnie powinien zrobić, aby pokazać, że nadal chce kontynuować korespondencję.
Zmarszczył brwi, przypominając sobie, jak poprzedniego dnia przed eliksirami cierpliwość Hermiony w stosunku do tych listów osiągnęła punkt kulminacyjny.
Stali na korytarzu, czekając, aż Snape otworzy drzwi do lochu i pozwoli im wejść. Harry wyjął z torby pergamin, aby przeczytać go ponownie i kiedy chciał schować go z powrotem, przyjaciółka prawie wyrwała mu go z rąk. Aby tego uniknąć, niemal trzepnął ją w rękę i wtedy zupełnie straciła nad sobą kontrolę i zaczęła na niego wrzeszczeć.
— Kto ci je przysyła, Harry?! — zażądała wyjaśnień.
— Hermiona, przestań krzyczeć — polecił ostrym tonem.
— Nie, dopóki nie odpowiesz na pytanie. Nigdy wcześniej nie miałeś przede mną i Ronem tajemnic. — Oparła ręce na biodrach i skinęła głową w stronę rudzielca.
Ron wyglądał tak, jakby wolał dobijać się do zamkniętych drzwi lochu, żądając, by go wpuszczono, niż wplątać się w dyskusję pomiędzy Harrym i Hermioną. Bez słowa przesuwał spojrzeniem od jednego do drugiego z przyjaciół. Harry zastanawiał się, czy w ogóle ma pojęcie, o czym dziewczyna mówi. Czy zauważył listy, które Harry dostawał każdego ranka?
— Nie wiem, kto je przysyła, w porządku? — powiedział. Nie zamierzał jej ulegać, ale nie chciał, aby cała szkoła dowiedziała się, że ma tajemniczego korespondenta. Z nieznanego mu powodu z nikim nie chciał się tym dzielić. — Ale to nic ważnego — dodał uspokajająco.
Ponad jej ramieniem rzucił groźne spojrzenie na Malfoya, który wpatrywał się w nich z zainteresowaniem. Chłopak uśmiechnął się głupio i przewrócił oczami w stronę Harry'ego, zanim nie skoncentrował swojej uwagi na Pansy Parkinson.
— To może być niebezpieczne, Harry — powiedziała Hermiona półgłosem. Chłopak był zadowolony, że przyjaciółka mówi teraz ciszej, ale i tak miał pewność, iż każdy stojący w korytarzu Gryfon i Ślizgon nadstawiał uszu, aby dowiedzieć się, o czym rozmawiają.
— Ale nie jest — odparł ze śmiechem. Zastanawiał się, jak Hermiona by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że najgroźniejsze, co może z listów wynikać, to niezbyt miła wizja McGonagall w kraciastych majtkach. Obraz ten, niestety, wkradł się jakoś do jego głowy podczas wczorajszej, porannej masturbacji.
21 września
W porządku. Od tej pory, zamiast korzystać z sów, będę zostawiał listy w przyłbicy zbroi stojącej na trzecim piętrze, blisko klasy zaklęć.
„Znakomicie” — pomyślał Harry.
Wreszcie będzie miał możliwość odpisania tej tajemniczej osobie, a Hermiona w końcu zejdzie mu z głowy i przestanie wypytywać o listy. Nie zaprzestała swojej tyrady na temat potencjalnego niebezpieczeństwa, jakie może spotkać Harry'ego z powodu korespondowania z zupełnie nieznaną osobą (nie powiedział jej, że do tej pory rozmowy te były całkowicie jednostronne) i cieszył się, że ten poranny napływ sów wreszcie się skończy.
Przez większość dnia rozmyślał o tym, co mógłby napisać. Na historii magii tylko udawał, że robi notatki, a w rzeczywistości kreślił kilka próbnych zdań. Zaplanował już, że wymknie się Ronowi i Hermionie w pelerynie niewidce, żeby zostawić list w zbroi na trzecim piętrze. Kusiło go, aby zaczekać tam w nadziei, że uda mu się odkryć tożsamość chłopaka, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Potrzebę wiedzy przewyższała czysta przyjemność, którą niosła ze sobą korespondencja. Poza tym nie uważał, że osoba ta może być kimś strasznym. W tym momencie Harry'emu wystarczyła świadomość, że ktoś troszczył się o niego na tyle, żeby coś mu wysyłać i nie oczekiwać niczego w zamian.
Przez cały dzień nie przyszło mu do głowy nic, co mógłby napisać, a kiedy zobaczył swoją szansę wyślizgnięcia się przyjaciołom, skorzystał z niej pod pretekstem zabrania książki, którą zostawił w sali. Zanim założył pelerynę, szybko nagryzmolił kilka pytań na kawałku pergaminu.
22 września
Nigdy nie oczekiwałem od ciebie wzajemności. Lepiej by było, gdybyś nie odpisywał. Ale odpowiem na kilka twoich pytań. Jestem uczniem siódmego roku. Nie Gryfonem. Nie powiem, do którego domu należę. A to, czy jesteśmy przyjaciółmi, czy nie, nie ma żadnego znaczenia.
Czułem dzisiaj, że pogoda się zmieni. Ze wszystkich pór roku najbardziej lubię jesień, chociaż jestem też wielbicielem kwiatów. Myślę, że to oznaka zbliżającej się schizofrenii. Moja dusza hula, kiedy rok się kończy, podczas gdy zmysły poszukują zapachów i nowych wrażeń wzrokowych.
Dlaczego z tobą koresponduję? Ponieważ to nasz ostatni rok, ostatnia okazja, aby „porozmawiać”. Obwiniaj za to moją nieśmiałość. I wyjątkową ciekawość.
Uwielbiam pisać listy. Jeżeli postanowisz zignorować mój sprzeciw i będziesz mi odpisywał, odkryjesz, że za każdym razem, kiedy weźmiesz do ręki pióro, dowiesz się czegoś nowego o sobie. To tak jakby pióro rzucało zaklęcie. Jestem dużo bardziej uczciwy i twórczy na papierze niż w rzeczywistości. Oczywiście, kłamać też jest łatwiej. Kreatywność i nieuczciwość chodzą ze sobą w parze.
Poza tym, to tanie uzależnienie. Pergamin i atrament kosztują dużo mniej niż papierosy, to pewne. Ale dość rozważań finansowych. Pochylony nad kawałkiem papieru nie jestem taki rozgniewany. Zanim napiszę, muszę pomyśleć. W odróżnieniu od mojego publicznego zachowania. Często mówię rzeczy, których potem żałuję, zazwyczaj dlatego, że nagromadzony we mnie gniew poszukuje ujścia, a tutaj mam pod ręką kilka dogodnych celów.
Czy kiedykolwiek byłeś wciekły i sam siebie za to nienawidziłeś? Lub odwrotnie, czułeś złość i myślałeś, że jak najbardziej miałeś do tego prawo i niech się wszyscy od ciebie odpieprzą?
Zabawne, że pytasz — napisał Harry. — Nie sądzę, żebym pamiętał czas, kiedy nie czułem złości, chociaż był taki jeden. Nigdy nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia. Uważasz, że powinienem? Przed przybyciem do Hogwartu nie wiedziałem, że jestem czarodziejem. W ogóle nie miałem pojęcia, że posiadam magiczne zdolności. Myślałem tylko, że jestem zabawny. I dziwny. Kiedy byłem przestraszony lub zdenerwowany, sprawiałem, że działy się niezwykłe rzeczy. Ciągle mi się to zdarza, bo nadal nie potrafię się w pełni kontrolować, ale próbuję. Codziennie próbuję.
Prawie nie zauważył, że na samo wspomnienie swojego dzieciństwa wstrzymał oddech. Przypomniał sobie wrzaski ciotki Petuni, kiedy jego włosy odrosły zaraz po tym, jak mu je obcięła na krótko. Wszystkie krzywdzące epitety, jakimi go obrzuciła. Bardzo dokładnie pamiętał dźwięk, jaki wydawał zamek od schowka pod schodami, gdy go zasuwała po wepchnięciu go do środka.
Siostra mojego wuja ma na imię Marge, a swojego psa nazwała Majcherek...
Harry kontynuował i opisał, jak to gniew wymknął mu się spod kontroli i nadmuchał ciotkę jak balon, tak że pracownicy ministerstwa musieli ją zlokalizować i nakłuć, by uchronić ją przed dryfowaniem nad Surrey.
28 września
Przez kilka dni nie pisałem, ponieważ zastanawiałem się, czy cała ta gimnastyka nie jest bezsensowna. Co takiego, u licha, dwoje ludzi może sobie powiedzieć w ciągu jednego roku, czego nie powiedzieli przez sześć? I wtedy, na szczęście, dostałem twój śmieszny list, w którym napisałeś, jak nadmuchałeś ciotkę Marge. Przysięgam, prawie mogłem zobaczyć, jak leci nad Zakazanym Lasem. Gdzie jest pistolet, kiedy się go potrzebuje?
Wiesz, powinni mnie za to aresztować — odpisał Harry. — Nie mam pojęcia, dlaczego tak się nie stało. W porządku, to nie do końca prawda. Wtedy nie wiedziałem, a teraz już tak.
Cieszę się, że nie uważasz tego za coś strasznego. Pamiętam, jak śmiałem się, kiedy opowiedziałem tę historię Ronowi i Hermionie. Zabawnie było widzieć te wielkie, tłuste, napuchnięte części ciała i guziki odskakujące od jej sukienki. Ale z drugiej strony, zastanawiam się, czym to musiało być dla niej. Wiem, ciotka bez wątpienia jest podła, ale czy zasłużyła na coś takiego? Ministerstwo zmodyfikowało jej wspomnienia, żeby niczego nie pamiętała, ale mimo wszystko.
Chciałbym, żeby kiedyś zrobili tak ze mną. Jest tyle rzeczy, które mi ciążą, i wolałbym o nich nie wiedzieć.
Nie sądzę, żeby nasza korespondencja była bezsensowna. Sprawia mi przyjemność, prawda? Zresztą, jakżeby mogło być inaczej. Kimkolwiek jesteś, w ciągu ostatniego miesiąca rozmawiałeś ze mną więcej niż niektórzy z moich kolegów przez sześć lat. Ale jeżeli chcesz to skończyć, nie mogę cię powstrzymać.
Co sprawia, że czujesz złość?
1 października
Co mnie wkurza? Zbyt wiele rzeczy, żeby to wypisać. W całym Hogsmeade nie ma wystarczającej ilości pergaminu. Głównie są to oczekiwania rodziny wobec mojej osoby. Wydaje mi się, że pod tym względem jesteśmy do siebie podobni. Czarodziejski świat spodziewa się, że ich uratujesz. Że jesteś chętny poświęcić swoje siedemnastoletnie ciało i duszę, aby pokonać Voldemorta. Zakładając, że ci się uda. Ale ci ludzie nie kochają cię. Są bezimienni, anonimowi. Moi rodzice nigdy nie są zadowoleni z moich osiągnięć. Zawsze im mało. Jestem zakładnikiem ich miłości.
Nie mam pojęcia, co jest gorsze: płakać z powodu miłości, która jest tylko najbardziej nietrwałym, ulotnym wspomnieniem, czy żałować uczucia, które jest aż nadto realne, ale zawsze poza zasięgiem.
Harry gryzł końcówkę pióra i analizował ostatni list.
Nie miał bladego pojęcia, co mogły oznaczać słowa „jestem zakładnikiem ich miłości”. To nie było coś, co mogło dotyczyć jego osoby. Ani wuj, ani ciotka nie kochali go, co do tego nie było wątpliwości. Już dawno zrezygnował z prób robienia czegoś więcej lub bycia kimś innym w nadziei, że chcieliby... mogliby... go pokochać. Ale wiedział, że rodzice na pewno go kochali. Siła miłości jego matki była tak wielka, że zgodziła się umrzeć, aby go ratować. Pragnął mieć coś więcej niż ten jeden, konkretny obraz, który w rzeczywistości pamiętał: gdy Voldemort przekroczył ciało jego ojca z zamiarem zabicia jego i matki.
Harry rzucił pióro na stół i spojrzał w kierunku Hermiony i Rona. Mieli pochylone w swoją stronę głowy i widział, jak usta przyjaciółki wyginają się w uśmiechu w odpowiedzi na słowa, które szeptał do niej Ron. Odwrócił się i rozprostował leżące na kolanach palce swoich dłoni, aby opanować ich drżenie, zanim wziął pióro z powrotem do ręki.
Myślę, że się mylisz. Nie we wszystkim, ale nie masz racji z tym bezimiennym tłumem. Nie każdy z nich jest anonimowy. Ron i Hermiona, na przykład. Nie sądzę, żeby kochali mnie bardziej, niż ja ich. To uczucie inne od tego, o którym pisałeś, czy od tego, którym darzą siebie nawzajem, a jednak to nadal to samo uczucie, mające niewiele wspólnego z tym, czy uratuję ich czy kogokolwiek innego. W twoim życiu z pewnością są ludzie, o których troszczysz się, ponieważ są, kim są, a nie ze względu na to, co mogą dla ciebie zrobić. Być może to miłość. A może nie. Osobiście nie mogę sobie wyobrazić, że mógłbym darzyć kogoś silniejszymi uczuciami niż te, które żywię do moich przyjaciół.
5 października
Na Merlina, Potter, czyś ty pisał ten list, lecąc na miotle? Naprawdę musiałem użyć zaklęć tłumaczących, aby go odszyfrować. I żadnych usprawiedliwień. Nie bazgraj więcej. To niegrzeczne oczekiwać od rozmówcy, by rzucał zaklęcia na kawałek pergaminu, który wygląda, jakby wyścielał gniazdo hipogryfa. Nie żartuję. Pisanie do ciebie listów zabiera mi sporo czasu. Potraktuj je jak prezenty. Jeżeli nie możesz poświęcić kilku chwil, aby napisać przyzwoicie, nie pisz w ogóle. Nie czuj się zobowiązany do wzajemności. Nie interesuje mnie gra pozorów. Musimy być w stosunku do siebie uczciwi, inaczej to wszystko nie ma sensu.
Nie, nigdy nie byłem zakochany, i wcale o tym nie marzę. Miłość w moim życiu jest synonimem zobowiązań, wymagań i powinności. Mogę sobie wyobrazić, że w twoim przypadku jest trochę inaczej, czujesz lekkość, brak środka ciężkości. Mogę się nim z tobą podzielić. Czytałeś o procesach czarownic w Salem (dlaczego prawda jest bardziej przerażająca niż fikcja?), gdzie zabijano wiedźmy i czarodziejów przez umieszczanie na ich ciałach desek, a potem układanie na nich stosów kamieni, dokładając po jednym, aż w końcu ciężar był tak wielki, że zgniatał ich na śmierć?
Czasami kamienie są tak ciężkie, że z ledwością mogę zrobić krok.
Przepraszam — napisał Harry. — Ostatnio mam dużo na głowie i nie potrafię radzić sobie ze słowami tak dobrze, jak ty. Dziękuję za cierpliwość.
To, co napisałeś, jest straszne. Cieszę się, że nigdy nie uważam na lekcjach Binnsa. Im więcej dowiaduję się o historii magii, tym bardziej zastanawiam się, czy warto ten świat ratować.
Harry przestał na chwilę pisać. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby ktoś wysławiał się w sposób, w jaki robił to ten chłopiec. Dobrze, może poza Dumbledore'em. Wypowiedzi dyrektora zwykle były niejasne i tajemnicze, ale te słowa... Coś zabolało Harry'ego w piersi, kiedy czytał ostatnie zdanie. Nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć. To było uczucie, które znał aż za dobrze, a teraz znalazł słowa, by je opisać. Ten fragment zdawał się nie wymagać odpowiedzi, więc go zignorował.
Miałeś może okazję, albo masz teraz, umówić się z kimś ze szkoły? Ja miałem, ale już nie mam. Choć jestem pewien, że zdajesz sobie z tego sprawę, biorąc pod uwagę, że wiesz już dość dużo o mojej osobie.
Harry zwinął pergamin, kiwnął głową w stronę Hermiony i Rona, którzy siedzieli przytuleni w swoim ulubionym fotelu przy kominku, i przemierzył pokój wspólny. Jeszcze raz oparł się pragnieniu, aby założyć pelerynę niewidkę i zaczekać w niej obok zbroi. Chęć poznania tożsamości swojego korespondenta osiągnęła apogeum. Ten człowiek stał się jego przyjacielem, prawie tak bliskim jak Ron i Hermiona, i Harry był niemal obezwładniony pragnieniem, aby dopasować twarz i imię do pisma, które znał teraz prawie tak dobrze jak swoje własne.
15 października
Po lekcji zaklęć Harry ociągał się z wyjściem, udając, że przepakowuje coś w swojej torbie. Chciał być sam, kiedy będzie sprawdzał, czy czeka na niego list. Od ostatniego minęły już dwa tygodnie i trochę się niepokoił, że chłopak przestał do niego pisać. Hermiona i Ron poszli przodem i krzyknęli, że spotkają się z nim w Wielkiej Sali na obiedzie. Harry poczekał, aż ucichnie echo ich kroków, zanim stanął na palcach, aby dosięgnąć przyłbicy zbroi.
„Jest!” — pomyślał, kiedy jego palce dotknęły listu. Złapał go mocno i ruszył korytarzem. Niepokój o to, co może przeczytać, był obezwładniający, przewyższał nawet głód, więc wślizgnął się do pierwszej pustej klasy i usiadł na krześle. Rozwinął pergamin i rozłożył go na biurku, przytrzymując jego rogi trzęsącymi się kciukami.
Randki? Sądzę, że możesz to tak nazywać. Chociaż ja bym to określił raczej jako chodzenie na podryw. Posiadam reputację, na którą w pewnym stopniu zasłużyłem, ale, do jasnej cholery, mam siedemnaście lat. Myślę o seksie cały czas. Pragnienie jest tak silne, że w ubiegłym roku zacząłem palić tylko po to, aby trzymać coś w ustach. Spędzam godziny, wyobrażając sobie, jak ktoś wygląda pod szatami. Co inni mogliby czuć, gdybym dotykał ich palcami i ustami. I w żadnym wypadku nie pożądam McGonagall i jej wełnianych majtek. Obojętnie, ile razy się onanizuję, a robię to co najmniej dwa razy dziennie, i tak zawsze myślę o seksie. A ty?
Harry roześmiał się głośno, z zakłopotaniem. Nie mógł uwierzyć, że ten chłopak napisał mu, ile razy dziennie się masturbuje. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nie utożsamiał tego kogoś, kto potrafi pisać tak ładnie, z osobą w swoim wieku. Chłopcem, który, rzecz jasna, musiał mieć te same uczucia i pragnienia, jakie miał każdy inny siedemnastolatek.
Spojrzenie na to w ten oczywisty sposób podziałało niezwykle podniecająco i Harry założył nogę na nogę, starając się opanować nieuniknione zgrubienie pomiędzy udami. Przycisnął dłoń do rosnącego wzniesienia i próbował nie myśleć o niczym, co mogłoby wsuwać się do ust tego chłopaka, choćby to był tylko papieros. Niestety, nic nie pomagało, nawet obraz McGonagall w majtkach, i Harry wiedział, że erekcja sama nie minie i musi się tym zająć. Wyrzucił z głowy obraz profesorki i rozsunął szaty, odpiął guzik i zamek. Jego członek naprężał się pod materiałem bokserek, kiedy wyciągnął rękę, aby go pogłaskać. Pracował dłonią, przesuwając ją po trzonku energicznie w górę i w dół, ściskając na główce i skręcając nadgarstek, jak robił to zawsze. Przed oczami przesuwały mu się obrazy chłopaka leżącego na łóżku z baldachimem, takim jak jego własne, nagiego, z jedną ręką zarzuconą ponad głową, który zajmował się swoim penisem. Twarz chłopaka była w cieniu, ale Harry mógł rozpoznać cień uśmiechu na różowych wargach, kiedy jego dłoń przyspieszyła. Naśladował te ruchy, kołysząc biodrami i wciskając się we własną dłoń. Zacisnął palce wokół czubka penisa i doszedł ze zduszonym jękiem.
Nie zawsze,
napisał Harry, nie do końca zgodnie z prawdą, kiedy już za pomocą zaklęcia usunął spermę z palców. Jak sądził, nie było to całkowitym kłamstwem. O pracy domowej czy Voldemorcie myślał prawie tak samo często, jak o seksie.
Tylko dwa razy? Ja właśnie zrobiłem to dzisiaj po raz trzeci.
Nie mogę uwierzyć, że to napisałem. Wyrzucę ten list.
18 października
Średnio trzy razy dziennie. Jestem pod wrażeniem, Potter. Kto by pomyślał, że za tą niezdarnością i rumieńcem czai się zdemoralizowany onanista.
Harry zignorował zniewagę. Wiedział, że nie powinien był zostawiać ostatniego listu w zbroi. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że przyznał się, ile razy dziennie zabawia się sam ze sobą, ani dlaczego napisał, że zrobił to tuż przed odpisaniem na list. Zanim otrzymał odpowiedź, upłynęło kilka dni i Harry zastanawiał się, czy w jakiś sposób nie obraził swojego korespondenta. Nie był przyzwyczajony do odsłaniania siebie tak bardzo przed kimkolwiek, a na pewno nie przed osobą, której nie znał nawet z imienia.
Właśnie z tego powodu odczuł dużą ulgę, kiedy znalazł w zbroi list, nieważne jak krótki. Miał palącą potrzebę zadać pewne pytanie, ale za diabła nie wiedział, jak to zrobić.
Czy było właściwe pytać wprost o tego rodzaju sprawy? Harry'emu wydawało się to strasznie niegrzeczne, raczej jak coś, co bez problemu mogłaby palnąć Luna Lovegood w środku przyjęcia. Ale Harry nie był Luną, nie posiadał też dyplomatycznych umiejętności Hermiony, więc sądził, że musi zadać pytanie w zwyczajny sposób. Sprawić, że zabrzmi jak rzucone mimochodem, jak coś nieistotnego. I udawać, że odpowiedź, choćby nie wiadomo jak ważna, nie ma znaczenia. Ron nie robił przedstawienia po każdym razie z Hermioną i Harry był mu za to dozgonnie wdzięczny. Nie chciał znać szczegółów na temat tego, co wyprawiali jego przyjaciele. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że był ciekawy. Sam do tej pory nie miał okazji sprawdzenia tego na własnej skórze. To było irytujące. Minęły już wieki, odkąd myślał, że mogłoby do czegoś dojść między nim i Cho. Ale cóż. Teraz cieszył się, że nie doszło.
22 października
Moje doświadczenia seksualne? Zastanawiałem się, czy powiedzieć ci prawdę, bo chociaż z jednej strony, gdybyś okazał się cnotliwym, homofobicznym dogmatykiem, przyniosłoby mi to trochę ulgi, ale jeżeli nie, wtedy zyskałbyś w moich oczach kilka dodatkowych punktów. A to mogłoby już być problematyczne.
Jestem homoseksualistą.
Uprawiałem seks z kilkoma dziewczynami i za każdym razem było niby dobrze, a jednak źle. Ładnie mówiąc, miałem orgazm, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Jestem nastolatkiem. Prawdopodobnie mógłbym dojść, pieprząc się z butelką po mleku. Tak czy owak, każde seksualne zbliżenie pozostawiało po sobie uczucie gniewu i jakiegoś rodzaju pustki i głodu. Było to niewiele lepsze niż onanizowanie się ze złamanym palcem. Dlaczego nie odczuwałem tego pełniej? Czy coś ze mną było nie tak? Spędzałem godziny z dziewczyną, doprowadzając ją do szczytowania kilkakrotnie, a moje doznania były przeciętne. Wystarczyły, aby powstrzymać mnie przed rzuceniem się na McGonagall, ale niewiele ponad to. Dotykanie, całowanie, nawet pieprzenie się. Nic nie pomagało. Ciągle byłem tak napalony, że mógłbym niczym pies przelecieć czyjąś nogę, ale mój penis pozostawał miękki. Coś strasznego.
Wybawienie przyszło w czasie weekendu w Hogsmeade, na szóstym roku. Stałem obok Miodowego Królestwa i czekałem na przyjaciół, gdy zobaczyłem idącego ulicą młodego czarodzieja. Mógł mieć około dwudziestu lat i był ubrany w najbardziej obcisłe, czarne, skórzane spodnie, jakie kiedykolwiek widziałem. Mógłbym powiedzieć, gdzie zaczynała się przerwa pomiędzy jego pośladkami. Na jaja Merlina, zapragnąłem go! Chciałem przebiec dłońmi po tym tyłku, szczypać jego sutki, obmyć językiem każdą część ciała. Pożądałem go tak, jak nigdy żadnej dziewczyny i wiedziałem, że gdyby chciał zrobić mi dobrze ręką, ustami lub pozwolił się pieprzyć, mój głód wreszcie byłby nasycony. Na chwilę. No dobrze, może na kilka godzin, ale wreszcie nie czułbym tej nieustannej żądzy przynajmniej przez jakiś czas.
Harry bezmyślnie wpatrywał się w zapisaną kartkę.
Przez chwilę jego wzrok był całkowicie skupiony na dwóch słowach, wyróżniających się surowym realizmem. Słowach, które równie dobrze mogłyby zabłysnąć niczym neon, jaki Harry widział kiedyś w oknie wystawowym sklepu elektronicznego, kiedy Dursleyowie odbierali go z dworca King's Cross.
„Jestem homoseksualistą.”
Jego wzrok ześlizgnął się w dół i poczuł, jak rumieni się od klatki piersiowej po szyję, gdy przeczytał opis, w jaki sposób jego przyjaciel odkrył, iż jest gejem.
Że lubił patrzeć na mężczyzn.
Że chciał się z nimi pieprzyć.
Harry aż za dobrze rozumiał głód, o którym pisał jego korespondent, surową, bolącą potrzebę w brzuchu i poczucie, że mogłaby nigdy nie zostać zaspokojona.
Złożył pergamin i schował go głęboko do torby. Wiedział, że odpowie na list, ale teraz kłębiło się w nim zbyt dużo emocji, które wolał zachować dla siebie. Ryzykiem byłoby ujawnienie chociażby połowy z tego, czym chciał się podzielić...
Harry sięgnął pamięcią wstecz. Zastanowił się, kiedy zaczął myśleć o nadawcy listów jako o swoim facecie. Określenie to było jak swego rodzaju tytuł, który zbyt mocno kojarzył mu się z „moim chłopakiem” lub „moim kochankiem”, ale zwyczaj nazywania go w ten sposób już się w nim zakorzenił.
Przez kilka następnych dni nie myślał prawie o niczym innym poza treścią ostatniego listu. Jeszcze nie odpisał, ale wiedział, że musi zrobić to wkrótce. Nie chciał, aby po tym wszystkim przyjaciel postrzegał go jako „homofobicznego dogmatyka” i powoli zaczynał przekonywać sam siebie, że naprawdę byłoby w porządku przyznać się do pewnych rzeczy. Przez długi czas powtarzał to sobie w myślach i doszedł do wniosku, że zwierzenie się jeszcze komuś wyjdzie mu na dobre.
Słowa, które ten chłopak napisał, tkwiły gdzieś wewnątrz Harry'ego. Widział je zawsze, kiedy tylko zamknął oczy. List został schowany głęboko wewnątrz jego kufra, podobnie jak pozostałe, ciasno zwinięty i wepchnięty do Mapy Huncwotów. To oczywiście nie miało znaczenia, Harry wpatrywał się w niego przez tyle godzin, że znał jego treść na pamięć.
Myśl, że był ktoś, kto czuł to samo co on, podtrzymywała go na duchu w ciągu ciężkich dni. Nauczyciele zadawali jeszcze więcej prac domowych, które zdawały się być coraz trudniejsze. Razem z Hermioną i Ronem spędzali na nauce w bibliotece tak dużo czasu, że przyjaciel żartem zaproponował, by przekonać panią Pince do udzielenia mu pozwolenia na przyniesienie łóżek polowych.
Eliksiry i transmutacja na równi współzawodniczyły, aby stać się dla Harry'ego najbardziej znienawidzonymi przedmiotami i chłopak myślał, że jeśli po Hogwarcie nie zobaczyłby kociołka nigdy więcej, byłby bardziej niż szczęśliwy. Jego rozdrażnienie nasilały nieustanne obelgi, jakie musiał znosić na eliksirach od Snape'a i Malfoya. Profesor nigdy nie przegapił okazji, aby odebrać Gryfonom punkty, a Malfoy nie potrafił odmówić sobie złośliwego uśmieszku za każdym razem, gdy Snape decydował, że nadszedł czas na udzielenie Harry'emu reprymendy.
Kiedy wreszcie zabrał się za odpisywanie na ostatni list, nie mógł pozbyć się poczucia winy, ale na samą myśl, że miałby poświęcić jeszcze choćby chwilę na pracę na temat zaklęć świetlnych, nachodziła go ochota walnięcia w coś jakąś klątwą. Czuł, jakby miał implodować z powodu nacisku, jaki wywierały na niego te wszystkie sprawy, którymi chciałby się podzielić, a nie mógł. Nie z Hermioną i na pewno nie z Ronem.
Harry nie wybiegał myślami w przyszłość na tyle daleko, aby brać pod uwagę, że kiedyś będzie musiał przyznać się przyjacielowi, że to właśnie chłopcy mu się podobają, a nie dziewczyny. Odkąd Ginny zaczęła spotykać się z Deanem Thomasem, Ronowi udawało się powstrzymać od jakichś sugestii, ale Harry wiedział, że to tylko kwestia czasu, zanim przyjaciel nie wznowi kampanii nakłaniającej ich do bycia razem.
Umysł Harry'ego zalewały na pół ukształtowane obrazy, kiedy bawił się rozważaniem, jak mówi Ronowi, że jest gejem — chociaż do końca nie był pewien, czy jest — tylko po to, aby zniechęcić rudzielca do prób zeswatania go z Ginny, jeżeli ten pomysł znowu przyjdzie mu do głowy. Na samą myśl o reakcji Weasleya czuł się niespokojny. Najlepszy przyjaciel czy nie, Harry różnił się od niego pod wieloma względami i żywił przekonanie, że ta informacja może być kroplą, która przeleje czarę wytrzymałości Rona. Ta myśl niepokoiła go, więc wolał się nad nią nie rozwodzić.
Przepraszam, że odpisanie zajęło mi tak dużo czasu, ale byłem zajęty nauką i quidditchem. Chciałem odpowiedzieć wcześniej, abyś nie myślał, że twoje najgorsze obawy się potwierdzają. Nie powinieneś się martwić.
Nie jestem ani homofobem, ani nietolerancyjnym fanatykiem. I musisz wiedzieć, że myślenie o mnie w ten sposób trochę mnie zabolało.
Nie licząc samej seksualności, ja to ostatnia osoba, która mogłaby być bigoteryjna w czymkolwiek. Jestem półkrwi, pamiętasz? W czarodziejskim świecie obywatel drugiej kategorii, prawda? Każdy czarodziej czystej krwi, z Malfoyem na czele, obsesyjnie starający się nie robić niczego wykraczającego poza utarte schematy, to potwierdzi.
Wracając do seksualności, wszystko, co mogę powiedzieć, to to, że po przeczytaniu ostatniego listu od ciebie przez dwie godziny nie mogłem dojść do siebie. Pewnie z tego powodu nie odpisałem od razu. Właściwie nie wiedziałem, co odpowiedzieć, i nadal tak jest. I to stanowi część problemu.
W swoich słowach zawarłeś wszystko, co myślę i czuję. Ktoś powinien zapytać Snape'a, czy Legilimencja jest możliwa poprzez pergamin. Rozumiem to, co mówiłeś o dziewczynach. To znaczy, o byciu z nimi. Zawsze kiedy całowałem się z Cho, czułem się dziwnie. Po prostu nie w porządku, rozumiesz? Nie pomagał fakt, że kiedy byliśmy razem, ona zwykle płakała i przebywanie z nią było... no dobrze, „straszne” to najlepsze słowo na opisanie moich uczuć. Czułem się upokorzony. Nigdy nie odniosłem wrażenia, że jest ze mną, ponieważ mnie lubi. Myślę, że robiła to, ponieważ nie mogła być z nim.
Ma to jakiś sens? Myślałem, że bardzo ją lubię. Była w całkiem dobrej kondycji i bawiliśmy się świetnie, kiedy razem lataliśmy nad boiskiem, ale cały czas czułem, że czegoś mi brakuje. Czy to powód, aby spotykać się z kimś? Tylko dlatego, że czyjś tyłek ładnie wygląda na miotle? To samo dotyczy wszystkich ludzi, nie tylko dziewczyn. Mógłbym wymienić jednego lub dwóch facetów, którzy prezentują się na tyle dobrze, że prawdę mówiąc, nie miałbym nic przeciwko pocałowaniu ich.
Kiedy Harry skończył pisać, dmuchnął na atrament, aby szybciej wysechł. Chciał zwinąć list i dostarczyć go do zbroi jak najwcześniej, przerażony wizją, że ktoś przeczytałby go, patrząc mu przez ramię. Mimo tego, co mógłby powiedzieć swojemu kumplowi, wiedział, że nie był gotowy na spotkanie z pomrukami i spojrzeniami, jakie napotykałby, gdyby cała szkoła dowiedziała się, że jest, lub wydaje mu się że jest, gejem.
26 października
Więc nie jesteś homofobem.
I wydaje ci się, że także możesz być homoseksualistą.
Jestem trochę zaszokowany, ale ty zawsze mnie zaskakiwałeś. W ten miły sposób chcę powiedzieć, że niezmiennie cię nie doceniałem.
Całowanie tej Cho upokarzało cię? Nie powinieneś na to patrzeć w ten sposób. Totalna krowa. Jak śmiała używać cię jako żałosnego substytutu Diggory'ego? Krzyżyk na drogę.
Nie podejmuj na siłę żadnych decyzji odnośnie swojej orientacji. Będąc Gryfonem, bez wątpienia szukasz prawdziwej miłości. Czasami, Harry, wszystko, czego potrzebujemy, to porządne pieprzenie. Sugeruję, żebyś popróbował zarówno z dziewczynami, jak i z chłopakami, abyś mógł dokładnie sprawdzić, co ci bardziej odpowiada. Być może lubisz robić to na oba sposoby. Kiedy Zabini skończy szkołę, prawdopodobnie pokieruje nowym resortem w Ministerstwie: zostanie szefem Działu do Spraw Związków Biseksualnych.
Harry zagryzł dolną wargę. Poczuł się wytrącony z równowagi nie tyle wizją Blaise'a Zabiniego w towarzystwie zarówno dziewcząt, jak i chłopców, ale faktem, że jego kumpel o tym wiedział. Czy był jednym z chłopaków Zabiniego? Ta myśl nie była szczególnie miła. Zwykle nie należał do osób zazdrosnych, ale ten człowiek zaistniał w jego życiu całkowicie z własnej woli i stał się dla niego ważny. Harry widział w nim przyjaciela lub — kogoś więcej. Nie chciał myśleć o tym chłopaku całującym się lub uprawiającym seks z kimkolwiek innym, a już na pewno nie z kimś takim jak Zabini.
Na list jednak odpowiedział z prawie swobodną obojętnością. Delikatnie skrytykował swego przyjaciela za nieuprzejme słowa na temat Cho, ponieważ jakakolwiek by ona nie była, ciągle pozostawała osobą, na której Harry'emu kiedyś zależało. Mimo że teraz w żaden sposób nie zawracał nią sobie głowy, nie lubił mówić źle o nikim, jeżeli tylko mógł tego uniknąć.
30 października
Nie, nie byłem uprzejmy jeśli chodzi o Cho. W ogóle nie jestem miłą osobą. I dobrze ci radzę, nie zapomnij o tym. Po pierwsze, Diggory był strasznym nudziarzem. Nie twierdzę, że zasłużył na AK, ale... naprawdę, nawet druzgotek ma więcej charakteru niż on. A Chang po prostu założyła, że bez namysłu wskoczysz na miejsce jej przeciętnego chłopaka… ty, którego można określić na wiele sposobów, ale z całą pewnością nie jako przeciętnego. Nic innego nie mogę napisać. To jest po prostu zbyt komiczne. Mogła prosić o pocieszenie, a ty, ponieważ „szlachetność” jest twoim drugim imieniem, ofiarowałbyś jej swoje ramiona, w których wypłakiwałby się przez następne dziesięć lat, i nie wymagałbyś w zamian nawet jednego pocałunku. Ale jej było mało, oczekiwała od ciebie, że wypędzisz ducha Diggory'ego. Jakie to tchórzliwe. I głupie. Nawet w chwili śmierci powinniśmy zachować naszą godność. Zaszkodziła zarówno tobie, jak i jemu.
Zobaczymy się na przyjęciu.
P.S. Mam nadzieję, że moja dusza posiada godność, jaki inaczej w tym wszystkim sens?
Nie lubisz Cho, rozumiem — odpisał Harry. — Ale daj sobie z tym spokój, dobrze? To nie jej wina, że umarł. Nie jej wina, że nie potrafiła sobie z tym poradzić. Na pewno zauważyłeś, że obecnie współczucie dla ofiar tej wojny jest nieszczególnie duże. To ja patrzyłem, jak Diggory umierał, i nikt nie próbował, jak to nazwałeś, „wypędzać jego ducha” dla mnie. Dlatego przestań, proszę.
Przyjęcie było zabawne. Żałuję, że nie miałem na sobie kostiumu, ale przypuszczam, że nie potrzebowałem. Seamus i Dean uważali, że wielosokowanie się w Harry'ego Pottera będzie śmieszne. Byłeś tam?
3 listopada
Tak, byłem. Uczę się w tej szkole, pamiętasz? Nieźle się ubawiłem, kiedy ktoś rzucił urok na strój Lavender Brown. I nie zrobiła tego Parkinson, to była Granger, widziałem ją. Brown podrywała Weasleya w kącie Sali, a twoja przyjaciółka w napadzie złości walnęła w nią zaklęciem, co zresztą odbiło się jej czkawką, gdyż Weasley miał okazję obejrzeć z bliska te ponętne sutki… oczywiście prawdziwa miłość nigdy nie zmierza prostą drogą.
Czasami się zapominam — napisał Harry. — Choć nie, tak naprawdę to nie. Rozmawianie z tobą to prawie jak dyskusja z własnym sumieniem, jako że ono też rzadko się ze mną zgadza.
Niemożliwe, żeby to Hermiona rzuciła urok na Lavender! Będę musiał ją zapytać. Czasami myślę, że ona zbyt wiele czasu poświęca na przestrzeganie reguł i kiedy najdzie ją ochota, aby się zbuntować, to wszystko idzie nie tak jak powinno.
Trochę tylko żałuję, że nie zdążyłem przyjrzeć się cyckom Brown.
Naszło mnie wrażenie, że tego rodzaju rzeczy nie za bardzo cię interesują.
Czy ty nadal, no wiesz, robisz to z dziewczynami? Wiedzą, że jesteś gejem?
7 listopada
Tak, ciągle pieprzę się z dziewczynami. Dla zachowania pozorów. I nie, oficjalnie nie jestem gejem. Ojciec by mnie zabił.
Harry zastanawiał się, czyj ojciec by tego nie zrobił, chociaż nie miał żadnych podstaw, aby tak sądzić. Lubił myśleć, że jego własny tata miałby otwarty umysł, ale czy tak naprawdę i z całą pewnością mógł to wiedzieć? Kiedy myślał o ojcu i o tym, co zobaczył w myślodsiewni Snape'a dwa lata temu, James nie wyglądał na kogoś, kto mógłby być szczęśliwy, mając syna geja.
Jego kumpel nadal zadawał się z kobietami. Było to dla Harry'ego tak samo łatwe do zaakceptowania, jak pomysł spotkania się z Voldemortem i pocałowania na zgodę. Nie chciał, żeby ten chłopak pieprzył się z kimkolwiek. To nakłoniło go do zastanowienia się, z jakim typem dziewczyn przyjaciel chciałby uprawiać seks. W myślach przeczesał uczennice siódmego roku ze wszystkich domów, o których sądził, że mogłyby być interesujące dla heteroseksualnego chłopca. Od razu wyeliminował Gryfonki — jeżeli o nie chodziło, wszystkie, z wyjątkiem Hermiony, były chichoczącymi idiotkami. Puchonki prezentowały się trochę lepiej — Susan Bones była wyraźnie zaokrąglona tam, gdzie trzeba, podobnie jak Hanna Abbot.
Harry zmarszczył brwi, analizując, dlaczego mógł doceniać dziewczęce walory, ale nie czuł w stosunku do nich żadnego pożądania. Stół Ravenclawu także nie oferował nic specjalnego, odkąd Cho opuściła szkołę. Jeżeli już, to Padma Patil była w porządku, miała delikatną budowę i prawie płaską klatkę piersiową.
„Boże, ty idioto, naprawdę jesteś gejem.”
9 listopada
Kamienie są dzisiaj strasznie ciężkie, Harry. Jeszcze jeden i myślę, że umrę. Niemalże nie mogę oddychać.
Dobija mnie, kiedy mówisz w ten sposób. Dlaczego nie chcesz się spotkać? Na pewno nie będzie tak strasznie, jak ci się wydaje. Wiesz teraz o mnie więcej niż Ron. To nie w porządku, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. Wiesz, może nawet mógłbym ci pomóc. Jeżeli pozwolisz mi spróbować.
Dzisiaj miałem kolejny fatalny dzień. Pierdolony Snape. Już mi się chce rzygać od tego, jak bardzo nieuczciwy jest w stosunku do mnie. Jak gdybym to ja zawinił, że mój ojciec go nienawidził. Do jasnej cholery, byli wtedy dziećmi! Dlaczego on nie może się opanować? Minęło prawie dwadzieścia lat, a gnojek zachowuje się tak, jakby to było wczoraj. A to nawet nie była moja wina. Niczego złego nigdy temu obślizgłemu dupkowi nie zrobiłem. Nie mogę się doczekać, kiedy skończymy szkołę, jeśli tylko będę mógł znaleźć się daleko od niego. Wiesz, gdyby ta suka Umbridge nadal tu była, wolałbym spędzić z nią miesiąc szlabanów niż jeden ze Snape'em. Aż tak bardzo go nienawidzę. Prędzej rozetnę sobie rękę piórem niż spędzę z nim więcej czasu, niż muszę. O czym to świadczy?
12 listopada
Snape był dla ciebie dzisiaj szczególnie niesprawiedliwy? Snape jest dla ciebie szczególnie niesprawiedliwy codziennie. Przestań jęczeć. Zaliczysz swoje owutemy z eliksirów, a Granger dostanie najlepsze oceny. Jak zawsze. Weasley pozostanie gdzieś z tyłu. Jak zawsze. Nie zamierzam dyskutować z tobą na temat rozgrywek międzydomowych. To zbyt nudne. Naprawdę chcesz, żebym wypisywał wszystkie reguły, które złamałeś, a za które nigdy nie zostałeś ukarany? Jeśli dobrze pamiętam, dostawałeś dodatkowe punkty za wiele różnych wygłupów. Lepiej nie zaczynaj tej dyskusji.
Harry nie miał ochoty odpowiadać na ten list. Był nawet skłonny wyrzucić go, zastanawiając się nad tym, jak Malfoy i jego goryle muszą się wściekać nad niesprawiedliwością faktu, że to on zdołał skupić na sobie aż tyle uwagi. Gdyby tylko wiedzieli, że wolałby, aby było zupełnie inaczej. Gdyby tylko potrafili otworzyć oczy, pozbyć się swojej dumy i wyjrzeć poza własną ignorancję.
Zdenerwowany krążył po korytarzu, ściskając w ręce list od przyjaciela.
Czego by nie oddał, by móc z nim usiąść i opowiedzieć mu, jak wspaniałe było życie dorastającego Harry'ego Pottera. Wyjawiłby wszystkie szczegóły tego bajecznego okresu przed przybyciem do Hogwartu. O tym, jak Dudley bił go każdego dnia i jak mieszkał w komórce pod schodami, jak był głodzony i jak przez pierwsze dziesięć lat swojego życia wierzył, że jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, bo właśnie to powiedziało mu jego wujostwo. Czy jego przyjaciel myślałby wtedy, że tylko rozczula się nad sobą?
Gdy dotarł do końca korytarza, zatrzymał się i oparł o ścianę. Wsparł pięści na udach i próbując się uspokoić, wziął kilka głębokich wdechów. Gdy zaczął normalnie oddychać, osunął się na podłogę, której niemal przyjemny chłód przenikał przez jego szaty.
Rozprostowawszy na podłodze pognieciony list, złożył go tak, że pierwsza połowa nie była widoczna, i kontynuował czytanie.
Porozmawiajmy o seksie. Kto ci się podoba? Myślę, że Finch-Fletchyey ma świetne nogi, a Finnigan wygląda na dobrze wyposażonego (przyznaj to!) i za żadne skarby świata nie mógłbym wyobrazić sobie w sytuacji erotycznej Weasleya. Sama myśl o tym czerwonym owłosieniu... Nie ma mowy. Ty masz raczej ładny tyłek. Bardzo ładny. Przez lato przybyło ci mięśni w ramionach. Czy wszędzie jesteś opalony? Twoje dłonie też są seksowne.
Harry roześmiał się, bo korciło go, żeby od razu odpowiedzieć i pozbawić przyjaciela złudzeń o rozmiarach wyposażenia Seamusa, wiedział bowiem, że nic nie mogło być dalsze od prawdy. Zastanowił się jednak i stwierdził, że Finniganowi należy się trochę więcej szacunku i zdecydował, że poczeka z tym do następnego listu.
Skrzywił się na myśl o rudych włosach łonowych Rona. Nie, żeby nigdy ich nie widział. Mógł szczerze przyznać, iż nigdy nie pomyślał o Ronie w kontekście seksualnym. Ani razu. Nie sądził, że miało to coś wspólnego z rudymi włosami, gdyż uważał, że na Fredzie i George'u miło było zawiesić wzrok. Charlie wyglądał nieźle, Bill był prawdziwym przystojniakiem, ale Ron? To prawie tak, jakby nie dostrzegał jego seksualnej strony. Co tak naprawdę ani trochę mu nie przeszkadzało, ponieważ ta sfera należała do Hermiony.
Justin? Hmm... Harry zastanowił się i zdecydował, że nie przepada za brunetami. Przynajmniej jeśli chodzi o facetów. Nie miałby nic przeciwko jakiemuś rudzielcowi, czy nawet trzem, ale bruneci za bardzo przypominaliby mu o Cho, a poza tym sam był brunetem i nie chciał obściskiwać się z kimś, kto wygląda tak jak on.
Naprawdę? Nikt wcześniej mi tego nie powiedział. Dzięki. W lecie sporo pracowałem w ogródku. Mój wuj lubi być pewny, że ma najładniejszy trawnik w okolicy. Jakoś mi to nie przeszkadza, bo wtedy mogę wyjść z domu, a Dudley — mój kuzyn — za bardzo boi się przebywać blisko mnie, więc mogę pobyć sam, nawet jeżeli mam tylko wyrywać chwasty.
Czy jestem wszędzie opalony? Nie. Pod szatami moja skóra jest całkiem blada.
Założę się, że ty też masz niezły tyłek. Mam go teraz przed oczami, jest taki jędrny i świetnie wygląda w tych spodniach. Jestem pewien, że gdy idziesz korytarzem, oczy wszystkich są skupione na tobie. Ale przecież nie mogę mieć co do tego pewności.
Pieprzyłeś się z wieloma facetami? Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Pytam z czystej ciekawości. Nie musisz pytać o to samo. Znasz odpowiedź. Nigdy też nie spałem z dziewczyną. Nie jestem nawet pewien, czy chcę.
15 listopada
Czy mam niezły tyłek? Póki co nikt się nie skarżył.
Tak, pieprzyłem się z wieloma facetami. Blaise to doskonały partner, a jego przyrodzenie jest wielkości Walii. Nie, nie przesadzam. Jest pełen entuzjazmu (choć trochę zbyt głośny) i zawsze chętny. Jak coś, to nie pozwól mu być na górze, chyba że nie zamierzasz latać na miotle przez tydzień. Od razu się przyznam, przeżyliśmy krótką, acz gwałtowną przygodę. Jest najlepszy z obu stron: agresywnie pasywny. Dokładnie takich lubię. Czasami zastanawiam się, czy gdybym kiedykolwiek uprawiał seks z taką dziewczyną, to robiłbym to chętnie w obie strony. Wróć. Jestem zatwardziałym gejem. Zapomniałem o Pansy. Męski aktyw w kobiecym ciele.
Trzymaj się z dala od Terry'ego Boota, jest pokręcony. Lubi być dość brutalny.
Jeżeli skorzystasz z mojej rady i poeksperymentujesz z płcią piękną, to Lavender Brown ma naprawdę ładne piersi (jeśli lubisz rzeczy tego typu). W zasadzie przeleci wszystko, co ma dwie nogi i nie ma pryszczy. Ty ich nie masz, więc byłbyś w jej typie.
Chyba zacznę żądać opłat za udzielanie porad, Potter.
Terry jest w porządku. Czasem trochę denerwujący, ale może to cecha Krukonów.
Ha! Nie, z tego, co wiem, nie mam pryszczy, ale nie jestem pewien, czy mówimy o tym samym. Już drugi raz wspomniałeś o piersiach Lavender. Myślę że nie jesteś aż tak zatwardziały, jak sądzisz.
O, a co do Seamusa...
Harry skończył list, uśmiechając się szeroko. Złożył go, po czym podniósł się z podłogi. Wszystko go bolało i był gotowy iść spać. Między lekcjami, stertą prac domowych i treningami quidditcha ledwo znajdował czas na odpisywanie. Jednak teraz za nic by z tego nie zrezygnował. Gdy wytworzyła się między nimi więź, Harry zaczął na niej polegać. Ron i Hermiona zbliżali się do siebie każdego dnia coraz bardziej, więc podejrzewał, że wkrótce nadejdzie czas, kiedy nie będzie miał z kim porozmawiać twarzą w twarz. Nie, żeby z nim mógł rozmawiać na żywo, ale słowa na pergaminie były tak pocieszające, jak Ron u jego boku. A nawet bardziej, gdyż listy doprowadzały go czasem do erekcji, co nigdy nie przytrafiało mu się w towarzystwie Rona.
Harry umieścił list w przyłbicy i z pośpiechem ruszył do wieży. Przed oczami jawił mu się obraz Zabiniego z przyrodzeniem wielkości małego kraju, co sprawiało, że stał się twardy jak skała.
— Pufki — mruknął, zbliżając się do portretu Grubej Damy. Obraz odsunął się, a Harry prześlizgnął się przez pokój wspólny, skupiony tylko na dotarciu do sypialni i swojego łóżka, zanim ktokolwiek zauważy wybrzuszenie w jego spodniach. Gdy tylko wszedł na schody, zatrzymał się i przycisnął dłoń do krocza. Miał nadzieję, że dormitorium będzie puste, kiedy tam dotrze.
20 listopada
Finnigan ma członka wielkości korniszona. Jaka szkoda. Żyłem w złudnym przekonaniu, że wszyscy Irlandczycy są wyposażeni jak konie. Czy on jest dobry w seksie oralnym? Natura nie znosi próżni.
A skąd mam wiedzieć?
26 listopada
Wiesz, jeśli go o to poprosisz, to się dowiesz i obaj na tym skorzystamy. Gdy poczujesz, jak to jest, gdy ktoś robi ci dobrze, a jestem przekonany, że to nie może się nie udać i nawet Longbottom dałby sobie radę. Chętnie przeczytam dokładne sprawozdanie. Szczegół po szczególe.
Po ostatnim liście Harry nie był w stanie spojrzeć Neville'owi i Seamusowi w oczy. Nie mógł pozbyć się wizji jednego z nich klęczącego przed nim z jego penisem w ustach. Przypuszczał, że było to działanie siły sugestii, bo nigdy nie myślał o nich w ten sposób.
Lubił zimy w Hogwarcie. Światło księżyca pięknie rozświetlało śnieg. Uwielbiał siadać przy oknie w dormitorium, wysoko w wieży Gryffindoru, obserwując spadające płatki.
— Harry — dobiegł go zachrypiały głos Rona — wszystko w porządku?
— Po prostu nie mogę zasnąć, wiesz, jak to jest. — Kiwnął głową, odwróciwszy się do przyjaciela.
Ron ziewnął i bez przekonania podparł się na łokciu. Powieki mu opadały.
— Koszmar?
Harry pokręcił głową.
— Nic mi nie jest, naprawdę.
— To dobrze — odparł Ron ziewając i opadł na łóżko. W ciągu kilku sekund usnął z otwartymi ustami.
Właściwie Potter go nie okłamał, naprawdę nie mógł zasnąć. Byłoby miło wyznać mu, dlaczego jeszcze nie spał. Był jego najlepszym przyjacielem, ale Harry wiedział, że nawet gdyby nie chrapał właśnie tak głośno, że mógłby obudzić umarłego, to i tak nie byłby w stanie mu o tym opowiedzieć. Mogłoby go rozśmieszyć to, że jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać, był ktoś, kogo nigdy nie spotkał. Teraz jednak czuł tylko smutek.
Nigdy nie pozwolę na to Seamusowi. A nawet jeśli, to ci o tym nie powiem. Jesteś perwersyjny.
Planujemy międzydomowe rozgrywki w walce na śnieżki. Zainteresowany? Gryffindor kontra Hufflepuff. Ravenclaw zagra ze zwycięzcą. Slytherin zarezerwował boisko na cały weekend, więc nikt z nas nie będzie mógł trenować.
W ostatnim liście chciałem zadać ci pewne pytanie, ale zrezygnowałem. Pomyślisz, że jestem głupi, i czuję się okropnie skrępowany, ale tylko ciebie mogę o to zapytać. Tylko ciebie mam. Wspomniałeś coś o tym, żeby nie pozwolić Zabiniemu być na górze, ponieważ wtedy nie mógłbym siedzieć na miotle przez tydzień. Co miałeś na myśli?
1 grudnia
Nie ma powodu do skrępowania. Twoja niewinność jest całkiem urocza i nawet trochę seksowna. Kiedy mężczyzna pieprzy mężczyznę, to jedna osoba dominuje. Ta na górze. Osoba, która wkłada swój członek w twój tyłek. Ta osoba ma władzę, a ta, która na to pozwala, jest bierna. Innymi słowy, aktywna i pasywna. Dlaczego? Bo natura nie stworzyła penisów po to, by wsadzać je w tyłek. Brzmi to tak, jakby to było bolesne, a ten na dole błaga o litość. Nieprawda. Mogę tylko powiedzieć, że gdybym wiedział, że już nigdy nie będę miał okazji robić tego z mężczyzną, zabiłbym się. Wszystko kręci się wokół zaufania. Obaj muszą sobie ufać. Osoba bierna wierzy, że strona aktywna najpierw ją odpowiednio przygotuje. Bardzo ważne też jest wyczucie czasu, odpowiednie nastawienie i duża ilość środka nawilżającego. Nie mam pewności, gdzie ty byś był, na górze czy na dole. Jesteś bardzo ufny, zbyt ufny, ale masz w sobie pazur. Nikt, kto widział cię na miotle, nie uważałby, że wolisz być bierny.
To ciekawe.
Harry nie wiedział, czego spodziewał się dowiedzieć o Zabinim, ale z całą pewnością nie tego. Był tak podniecony samym opisem, że musiał pobiec do łazienki, aby pozbyć się problemu, co sprawiło, że spóźnił się na pierwsze dziesięć minut zaklęć, ponieważ po wszystkim musiał jeszcze skończyć czytać list.
Cholera! Nigdy więcej tak nie rób! Jestem początkujący w te klocki, powinieneś to wiedzieć. A przez ciebie mam szlaban z Flitwickiem.
Teraz, kiedy już całkowicie skompromitowałem się całkowitą niewiedzą na temat seksu, dlaczego by nie pójść na całość? O czym mówiłeś, co to za żel i jakie, cholera, ma znaczenie to, czy jesteś na górze, czy na dole. Wszyscy jesteśmy równi, dlaczego nie możemy po prostu się pieprzyć? Ja bym tak zrobił.
Niezależnie od tego, co powiesz, dla mnie to i tak brzmi dość boleśnie.
2 grudnia
Chodzi o to, że ktoś ci wsadza język w tyłek. Innymi słowy, pieścisz czyjeś krocze. A zanim wrzaśniesz i upuścisz z odrazą ten pergamin, wyznam ci, że kiedy ktoś ci to zrobi, to będziesz krzyczał i bynajmniej nie z odrazą. Raczej coś w rodzaju: nie przestawaj! Zaufaj mi.
Żel nawilżający ułatwia akcję. Z drugiej strony istnieje kilka zaklęć, które działają równie dobrze, ale wolę mugolską metodę. Nazwij mnie staroświeckim. Najpierw trzeba się przygotować, a potem osoba aktywna pokrywa palce i członek lubrykantem (lub jakąkolwiek inną śliska substancją). Następnie wsuwa palec, potem dwa i trzy, albo cztery, jeśli jesteś na tyle głupi, by zdecydować się być na dole z Zabinim — żeby rozluźnić mięśnie. Gdy osoba na dole jest wystarczająco rozciągnięta lub błaga dość przekonująco, aktyw wsuwa się w pasywa. A potem zaczyna się zabawa.
Dlaczego jedna osoba ma być na górze, a druga na dole? Dlaczego nie mogą po prostu się pieprzyć jak równy z równym? Nie wiem, myślę, że generalnie jesteśmy zwierzętami stadnymi, ktoś zawsze rządzi, że tak powiem. Możesz być pierwszą osobą, która wywróci ten pogląd do góry nogami.
A teraz coś dla twojej przyjemności. Possij jeden ze swoich palców, a następnie wsuń go delikatnie, naprawdę delikatnie, w tyłek i poruszaj nim, gdy się onanizujesz.
Harry zaklął, kiedy wychodził z klasy. Dwa pieprzone dni z rzędu. Już drugi raz dostał reprymendę za spóźnienie się na lekcję.
Sprawdzanie zbroi przed zajęciami nie było dobrym pomysłem. Już i tak musiał się porządnie natrudzić, aby ukryć przed Hermioną to, co robi. Przyjaciółka poczuła się w obowiązku zasugerować mu, iż może powinien odwiedzić panią Pomfrey, skoro żołądek dokucza mu aż tak bardzo, że już dwa razy musiał biec do ubikacji.
Dziękuję za radę. Z jednym palcem było super, ale z dwoma po prostu wspaniale!
3 grudnia
Użyłeś dwóch? Mały zboczeniec. Wiedziałem, że ci się spodoba. Któremu szanującemu się gejowi mogłoby to nie odpowiadać?
Wolisz być na górze czy na dole? Myślę, że spróbuję jednego i drugiego, ale chyba pierwszy wariant bardziej mi odpowiada. Nie jestem pewien dlaczego, bo choć palce w tyłku były w porządku, to penis jest jednak dużo większy. A przynajmniej większość penisów. Wydaje mi się, że pozwoliłbym pieprzyć się Seamusowi (tylko mu tego nie mów).
Jesteś dobry w łóżku? Zakładam, że tak.
5 grudnia
Czy jestem dobry? Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Pieprzyłem Zabiniego i on cały czas był w niebie. Boot pieprzył mnie i pewnie powiedziałby, że jestem pełnym zahamowań, nędznym partnerem.
Czy wolę być na górze? Zdecydowanie tak, choć ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do zastanowienia, czy to nie jest czysty przypadek. Być może jeszcze nie znalazłem odpowiedniej osoby. I z pewnością nie jest nią Boot.
Pozwól, że opiszę, co bym zrobił dla ciebie, gdybyś był moim partnerem. Oczywiście czysto hipotetycznie, twoja osoba jest jedynie przykładem.
Załóż, że leżymy na łóżku, moim lub twoim. Lubię choćby odrobinę komfortu. Pieprzenie się, gdy opieram się o drzwi, jest w porządku i od czasu do czasu naprawdę super, ale za pierwszym razem wolałbym, abyśmy skupili się na sobie, a nie na wbijających się w tyłek drzazgach.
Jesteśmy ubrani i nerwowi. Nawet ja. Trzęsą nam się ręce. Na jaja Merlina, tak strasznie chcemy siebie nawzajem. Najpierw przebiegam dłonią po twojej twarzy, tropiąc linię szczęki i kość policzkową, a palcem wskazującym delikatnie badam krzywiznę twoich ust. Zdejmuję ci okulary. Potrząsasz głową, ponieważ czujesz się taki wrażliwy, kiedy nie widzisz. Rozumiem to. Odkładam je na stolik obok łóżka. Potem ujmuję twoja dłoń i kieruję nią tak, abyś ich dotknął i wiedział, gdzie są. Szepczę: „Leżą tu, blisko. Nie martw się”. Rozluźniasz ramiona i odpowiadasz, że w porządku.
Podparty na łokciu patrzę na ciebie przez chwilę. Naprawdę jesteś piękny, Harry. Kiedy ponownie się napinasz, zastanawiam się, co robię (może wreszcie myślisz o zaklęciu swoich oczu, abyś mógł dobrze widzieć bez okularów, ty niemądry palancie). Pochylam się i całuję kącik twoich ust. Nie po to, aby cię drażnić, jedynie pytająco: „Chcesz, abym zrobi to jeszcze raz?” Potwierdzasz (to znaczy jęczysz, syczysz i jeszcze coś w ten deseń). Liżę twoją dolną wargę, znowu z pytaniem: „Pragniesz poczuć mój język w ustach?”. Załóżmy, że się zgadzasz, manifestując to jakąś fizyczną reakcją (na przykład przyciskając do mnie biodra). Po tym zaczynamy nawzajem badać swoje usta. Początkowo powoli, bo jesteś nieśmiały i niepewny, a ja nie chcę cię spłoszyć. Zaraz jednak, ponieważ straszny z ciebie napaleniec, intensywność pocałunku doprowadza cię do szału, a ja spełniam twoje prośby. Wtedy rozpętuje się piekło. Zaczynamy zgniatać swoje wargi w daremnej próbie, aby dostać jeszcze „więcej”. Pragnienie to jest nieosiągalne, mimo że liżemy, ssiemy i wdychamy siebie nawzajem.
Odsuwamy się, ponieważ rozpaczliwie brakuje nam powietrza. Jesteśmy wystraszeni (tak, ja także), z powodu intensywności tego pocałunku.
Muszę sprawdzić, jak smakujesz za uchem. Przesuwam się na tobie i liżę, całuje i ssę płatek ucha, potem szyję i obojczyk, cały czas pocierając swoją erekcją o twoją małymi, cudownymi, okrężnymi ruchami. Wsuwam ci dłonie pod tą zmechaconą koszulkę (kiedy kupisz sobie jakieś przyzwoite ubrania?), aby uszczypnąć sutki, nie przerywając w tym czasie gryzienia szyi. Widziałem cię raz pod prysznicem. Masz cudowne sutki. Czy są wrażliwe? Mam nadzieję, że tak. Załóżmy, że tak. Zaczynasz jęczeć w moje usta, kiedy palcami wyczyniam z nimi niegodziwe rzeczy. Pochylam się i moje wargi robią z nimi jeszcze bardziej niegodziwe rzeczy. Jeden z nich pieszczę kciukiem, drugi językiem. Gryzę i zasysam, a ty wyginasz się do mnie i, och, Harry, twój penis jest tak strasznie twardy. Nie mogę tego znieść. Unoszę głowę, aby jeszcze raz cię pocałować. Nie sądziłem, że można to robić w ten sposób, ale my wręcz rozrywamy swoje wargi. Obiema rękami chwytasz moje biodra i przyciągasz do siebie. Mocno. Chryste! Obracam nas tak, że teraz leżymy na boku, i delikatnie obejmuję dłonią twoje wzniesienie. Nawet przez spodnie czuję bijący od ciebie żar. Zaczynam cię masować. Jesteś tak podniecony, że już po chwili wilgoć przesącza się przez materiał. Wykrzykujesz moje imię i szepczesz: „Proszę, och, proszę”. Jesteś świadomy, że to mówisz? Odpinam guzik i rozsuwam zamek twoich spodni. Odpychasz moje ręce i sam je zsuwasz, razem z majtkami. Otaczam palcami twojego penisa. I jęczę. Czujesz się jak nigdy, Harry. Czujesz się tak kurewsko dobrze. Jedną dłonią pieszczę twoje jądra, podczas gdy drugą mocnymi ruchami przesuwam po erekcji, w dół i w górę, skręcając lekko nadgarstek na główce. Patrzę na twoją twarz. Sam zaczynasz pieprzyć się w mojej dłoni szybciej. I teraz już wiem, jak będziesz wyglądał, pieprząc kogoś, bo jesteś stworzony, aby być na górze, Harry, nie mam co do tego wątpliwości. Kolejnym razem zrobimy wszystko powoli, ale nie dzisiaj. Jesteś zdesperowany. Po raz kolejny zwiększasz tempo. Nie mogę przestać na ciebie patrzeć. Kiedy dochodzisz, uświadamiam sobie, że nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego. Twoja radość, fakt, że to moja ręka, moje usta cię do tego doprowadziły. Ja.
Sądzę, że wysłanie tego listu okaże się ogromną pomyłką. Wiem, że będę tego żałował.
Ty gnojku! Nie prosiłem, żebyś przestał tak ze mną pogrywać? Do jasnej cholery, Hermiona myśli, że mam biegunkę!
Tak. TAK. Chcę się z tobą spotkać. Chcę zrobić to wszystko i jeszcze więcej. Wiesz, kim jestem, wiesz, gdzie mnie znaleźć, gdybyś tylko chciał. Powiedz, że chcesz. Proszę.
Bardzo łatwo mógłbym się dowiedzieć, kim jesteś. Kusiło mnie, ale się powstrzymałem, ponieważ pisałeś, że nie chcesz, abym poznał twoją tożsamość. Dlaczego nie? Nie sądzisz, że to trwa już wystarczająco długo? Nie obchodzi mnie, jeśli okażesz się być Wielką Kałamarnicą. Znam cię, mimo że nie mógłbym wskazać palcem.
To zabawne, ale pewnie mijałem się z tobą na korytarzu przy klasie zaklęć setki razy, kiedy zostawiałeś swoje listy lub odbierałeś moje. Chyba że robisz to wtedy, kiedy masz pewność, że nie mam mnie w pobliżu? Może w czasie moich treningów quidditcha?
Muszę iść. Muszę przeczytać ten list jeszcze raz. I naprawdę muszę pamiętać, żeby kupić jakiś nawilżacz. Jak myślisz, sprzedają coś takiego w Hogsmeade?
9 grudnia
Powinienem ufać własnym instynktom. Przepraszam. Nie próbowałem cię uwodzić. Pozwól, że powtórzę: nasze spotkanie byłoby śmiertelną pomyłką. Nic nie potoczyłoby się tak, jak w moim ostatnim liście, zapewniam cię. Wolałbym, abyśmy więcej nie dyskutowali o naszym życiu seksualnym. Dopóki sam tego nie spróbujesz, nie rozmawiamy także o moich doświadczeniach.
Tak, rzeczywiście odbieram i zostawiam listy, kiedy wiem, że jesteś zajęty. Dlaczego tak bardzo nalegasz na spotkanie? Obnażamy się przed sobą nawzajem. Czy to nie wystarczy? Nie mieć żadnych oczekiwań, żadnych uprzedzeń względem piszącego, pisarz definiuje się przez to, co pisze. Znajduję w tym ogromną ulgę. Nie lubisz tego? Ja tak.
Harry zgniótł pergamin i rzucił go na narzutę. Obserwował, jak się odbija i toczy ku krawędzi łóżka, chwieje pomiędzy skrajem materaca a obudową, jak gdyby chciał spaść na podłogę, ale w ostatniej chwili turla się z powrotem.
„Cholerny gnojek” — pomyślał. — „Jestem pewien, że przynosi ci to ulgę. Zachowujesz całkowitą anonimowość. To ja jestem wystawiony na pokaz jak jakaś cholerna, otwarta książka.”
Z czystej złośliwości nie chciał odpowiadać na ten list, ale wiedział, że i tak to zrobi. Nie mógł zrozumieć, w jaki sposób ten chłopak mógł tak szczegółowo opisać seks między nimi, a potem definitywnie odmówić zrobienia tego w rzeczywistości.
Jaki człowiek jest do tego zdolny?
Harry pragnął iść na ten korytarz w pelerynie niewidce bardziej niż czegokolwiek innego. Chciał czekać obok zbroi choćby cały dzień i noc, aż nie pojawi się ktoś, aby odebrać jego list.
W końcu jednak zdecydował, że nie może tego zrobić. To nie byłoby w porządku.
Podniósł pióro i zaczął pisać odpowiedź. Zaniósł pergamin do zbroi, wrócił do sypialni, wsunął się do łóżka i rzucił na zasłony zaklęcie. Wydobył pognieciony list, aby przeczytać go jeszcze raz, i gdy dotarł do fragmentu o pocałunku, jego prawa dłoń zacisnęła się wokół penisa i zaczęła go pieścić.
Zasypiając, żałował, że nie zna imienia, które mógłby wykrzyczeć w momencie orgazmu.
10 grudnia
Tak, jestem samolubny. Tak, wiem, kim jesteś, a ty nie masz o mnie bladego pojęcia. W odpowiedzi na twoje zarzuty zapewniam jednak, że jesteśmy sobie równi. Nie mam co do ciebie żadnych oczekiwań, poza odpowiadaniem na moje listy. Jestem z tobą bardziej uczciwy niż z kimkolwiek w moim życiu. Dla ciebie to nic wyjątkowego, bo z natury jesteś szczery. Może rzeczywiście to ja potrzebuję otoczki tajemniczości, a ty nie. Czy potrafisz to zaakceptować?
Jestem dość mocno zaskoczony, że jeszcze nie odkryłeś mojej tożsamości. Dla mnie wszystko jest oczywiste. Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że albo jesteś kompletnym durniem, albo twoja spostrzegawczość jako pisarza jest zupełnie inna niż spostrzegawczość prawdziwej osoby. Sadzę, że w grę wchodzi ta druga opcja.
W świetle tego spektakularnego rozdwojenia wątpię, czy kiedykolwiek się przed tobą ujawnię. To będzie błogosławieństwem dla nas obu. Jeśli moje nalegania na anonimowość staną się dla ciebie zbyt uciążliwe, tylko napisz. Sytuacja nie jest uczciwa, zgadzam się. Ale ja sam nie jestem uczciwym człowiekiem. Na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie to, że na tych pergaminach spotkałeś kogoś, kogo nikt inny nie miał przywileju poznać.
Pieprz się. Nie jestem idiotą i dość dobrze znam się na ludzkich charakterach. Gdyby nie to, olałbym cię już po drugim liście. A ty wcale nie jesteś ze mną uczciwy, jedynie wybiórczy w tym, co mówisz. Nie myśl, że nie widzę różnicy.
Harry przestał pisać, próbując uporządkować swoje wzburzone myśli. Uspokoić gniew. Prawie zaczął uzmysławiać sobie motywy tego człowieka, bo w końcu to nie on sam zainicjował tę całą korespondencję. Być może chłopak jedynie potrzebował ulgi. Kogoś, z kim może porozmawiać, kto go nie wyśmieje i nie będzie osądzał. Tyle Harry był w stanie zrozumieć, prawda?
Przepraszam. To chamskie z mojej strony. Powinienem wziąć nowy kawałek pergaminu, ale tego nie zrobię.
Jakie masz plany na przyszłość? Wiesz, szkoła praktycznie już się kończy. Ja nie wiem, co będę robił. Dobra, wszyscy wiedzą, co mnie czeka, ale co potem? Zawsze myślałem, że jeśli przeżyję, będę chciał zostać aurorem. Teraz już nie jestem tego taki pewien. Mógłbym robić wiele innych rzeczy. Podróżować. Nigdy nie wyjeżdżałem z Wielkiej Brytanii. Pragnę zobaczyć ocean. Myślę, że naprawdę by mi się spodobał. Widzę przed oczami siebie, jak lecę nad kanałem w ciemną, bezksiężycową noc, tak aby mugole nie mogli mnie dostrzec.
15 grudnia
Dziękuję ci, Harry.
Co chcę robić po szkole? Mam na ten temat tyle do powiedzenia, co i ty. Wszystko, czego pragnę, to przeżyć tę wojnę, choć nie jestem pewien, czy ci, którzy ocaleją, będą szczęściarzami. Jesteś czasami wściekły, że nigdy nie miałeś szansy być zwykłym chłopcem? Jeżeli byłbym na twoim miejscu, pewni już dawno trafiłbym do Świętego Munga. Najpierw pozostawiony pod opieką swoich paskudnych krewnych, kiedy twoi rodzice zostali zamordowani. Potem obciążony odpowiedzialnością za ratowanie świata, bez niczyjej pomocy, będąc tylko dzieckiem. DZIECKIEM!
Podczas gdy ty jesteś idealnym przykładem wzorcowej ofiary, my wszyscy poświęciliśmy zbliżającej się wojnie nasze dusze. W Hogwarcie nie ma ani jednego ucznia, który nie używałby wyrażeń „przed wojną”, „podczas wojny” czy „po wojnie”. Wojna jest naszym kryterium, naszą miarą. Dla wszystkiego.
W czasie lata ty i ja zmieniliśmy się w mężczyzn. Nasze ciała to zdradzają. Ale nie czuję się dorosły, podobnie jak nigdy nie czułem się dzieckiem. Nigdy. Myślę, że z tobą jest podobnie.
Dopiero teraz to sobie uświadomiłem.
Spacerując w czasie wakacji po mugolskiej części Londynu, natknąłem się na wyjątkowo irytujące bachory. Ta rodzina liczyła ze dwadzieścia osób. No dobra, przesadzam, było ich pięcioro. Matka z ojcem wyglądali nadzwyczaj idiotycznie, robiąc głupie miny, wystawiając języki i wygadując głupoty, każdą z nich zaczynając słowami „puk! puk!”. Nie żartuję. To było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Co dziwne, dzieci wydawały się tym autentycznie rozbawione, po każdym dowcipie chichocząc, zdawałoby się, przez godziny. Moją pierwszą myślą było, że gdyby moi rodzice kiedykolwiek okazali tak całkowity brak powagi, bez zastanowienia wysłałbym sowę do Świętego Munga z prośbą, aby zamknęli ich w pokoju bez klamek. Po chwili jednak przyszło mi do głowy, że bardzo tych bachorów nienawidzę właśnie za to, że są takie beztroskie. Czy kiedykolwiek czułeś się beztroski? Z zazdrości prawie ich przekląłem.
Stałem na zewnątrz Dziurawego Kotła i obserwowałem, jak ta rodzina odchodzi, a dźwięk ich śmiechu cichnie z każdym krokiem i zastanawiałem się, czy byłem jedynym nastolatkiem, który obudził się rano, mając lat siedemnaście, ale który czuł się, jak gdyby miał siedemdziesiąt. I wtedy uświadomiłem sobie, że właśnie ty mógłbyś mnie zrozumieć.
Dzieciństwo nasze i naszych rówieśników trzeba postrzegać jako prezent, jaki dali nam Dumbledore i Voldemort. Wybili jedno pokolenie, dlatego musieli poczekać, aż podrośnie następne. Jakże zniecierpliwieni musieli się czuć! Nawet nie uznali za stosowne pozwolić nam być dziećmi. Lojalność była od nas wymagana niemal od pierwszego oddechu. Pożywiali się naszą młodością, aby utrzymać wojnę przy życiu. I teraz jesteśmy mężczyznami. Na tyle dojrzałymi, żeby zabijać. Czy skrywasz, Harry, jakiś skrawek duszy tylko dla siebie? Coś, co ci po tym wszystkim pozostanie? Czym będziesz mógł się podzielić? Z kimkolwiek?
Nie wiem, co to znaczy. Przez ostatnie dwa lata myślałem tylko o zabiciu Voldemorta. Do tego roku i do momentu, kiedy zaczęliśmy wymieniać listy, nie miałem niczego, co mógłbym zaofiarować innym ani też niczego, co stanęłoby mi na drodze do osiągnięcia jedynego celu: zabicia Voldemorta. Co we mnie pozostanie, kiedy to wszystko się skończy? Ktoś tak mądry jak ty kiedyś powiedział, że muszę zostać zraniony tak bardzo, iż poczuję, że mogę się z tego powodu wykrwawić na śmierć.
To nieprawda. Są dni, kiedy myślę, że nie jestem zdolny do czucia czegokolwiek, ale czasami zdarza się, iż czuję, że nic mnie nie powstrzyma. Że jestem niezwyciężony. Mam swoją rolę do zagrania i nieważne, czy był to mój wybór, czy nie, zrobię to. Koniec i kropka.
Mimo to są dni, kiedy bardzo dobrze rozumiem, co masz na myśli, mówiąc o kamieniach. Budzę się i patrząc w lustro, widzę kogoś, kto przypomina osobę, którą kiedyś znałem. Oczy odwzajemniające moje spojrzenie są puste i bez życia. Cieszę się, że ciągle jeszcze są zielone, a nie szkarłatne.
Nieważne, zapomnij o tym.
W jednej sprawie jednak się mylisz. Dumbledore. On nikogo nie zamordował. Zawsze robił wszystko, aby mnie chronić. Mógłby nawet umrzeć za mnie i nie ma powodu, aby go za cokolwiek obwiniać. Nie prosił o swoją rolę ani trochę więcej, niż ja prosiłem o własną. Jemu też daj spokój.
Co robisz w czasie Bożego Narodzenia? Ktoś mnie poprosił, żebym pojechał z nim do domu, ale pomyślałem, że może, gdybyś chciał... Nieważne. Zostajesz w Hogwarcie czy wracasz do rodziców?
18 grudnia
Nie jestem mądry. Jestem zgorzkniały.
Nie odpowiedziałeś na pytanie na temat Świąt.
20 grudnia
Tak, na Boże Narodzenie wracam do domu. Zakładam, że ty pojedziesz do Weasleyów. Kocham te święta i to nie z powodów, o których myślisz. Choć przyznaję, jestem czasami psem na prezenty. Ale to nie wszystko. Moi rodzice, których związek jest prawdopodobnie wart przestudiowania przez lekarzy ze Świętego Munga, w czasie świąt naprawdę się starają. Z okazji Nowego Roku urządzają ogromne przyjęcie, którego organizacja to chyba jedyna rzecz w całym pieprzonym wszechświecie, o którą się nie kłócą. Właściwie zachowują się tak, jak gdyby się kochali, rozmawiają o tym, jakie podać dania, kogo zaprosić, jaką kolorystykę wybrać dla dekoracji. To są niekończące się dyskusje i trwają do późnej nocy przez cały tydzień. Naprawdę zabawne jest to, że przyjęcie każdego roku wygląda tak samo. Nie zmienia się ani jeden szczegół, nic. Wygląda to tak, jakby omawianie wszystkiego do znudzenia sprawiało, że pamiętają czasy, kiedy ze sobą nie walczyli, kiedy rozmawiali jedno z drugim, a nie przeciwko sobie, i wszyscy przez tydzień lub dwa udajemy, że nie jest tak, jak jest, ale tak, jak było.
Zawsze dostaję górę bardzo modnych ubrań. Które kocham i w których wyglądam bardzo dobrze. Niczym prawdziwy, pieprzony ogier.
Wszystkiego najlepszego, Harry. Mam nadzieję, że miło spędzisz czas.
Wszystkiego dobrego dla ciebie również.
Tak, z pewnością będzie miło.
Czy ty...
Mam nadzieję, że także będziesz się dobrze bawił.
4 stycznia
Dziękuję za rękawiczki, okazały się bardzo przydatne. Mama Rona zażyczyła sobie śniegowej wioski w ogrodzie, więc większość wolnych dni spędziliśmy na lepieniu bałwanów. Osobiście uważam, że tylko chciała pozbyć się nas z kuchni, ale zabawa i tak była świetna.
Szczęśliwego Nowego Roku.
Jak się udało przyjęcie? Tak dobrze, jak oczekiwałeś? Mam nadzieję. Podobało mi się, jak pisałeś o swojej rodzinie. Miło usłyszeć, że przez ten krótki czas, kiedy nie jesteś w szkole, potraficie się ze sobą dogadać.
Pamiętam tylko jedno Boże Narodzenie, które spędziłem z prawdziwą rodziną, i nie chodzi mi o Dursleyów, oni się nie liczą. Na piątym roku, w domu mojego chrzestnego. Było cudownie.
Ale z rodziną Rona także lubię przebywać.
Miło mi, że rękawiczki ci się spodobały. Wcześniej twoje dłonie wyglądały na zmarznięte.
Szczęśliwego Nowego Roku, Harry.
Tęskniłem za tobą.
5 stycznia
Dziękuję. Także za tobą tęskniłem, ale czuję się dziwnie, pisząc to.
Jakie są twoje noworoczne postanowienia? Zrobiłeś jakieś poważne plany? Ja zdecydowałem zrobić jedną rzecz, ale nie powiem ci jaką.
Harry złożył pergamin jak zawsze. Od lewej do prawej, potem od góry do dołu i na końcu na ukos, tak że powstał trójkąt. Wstał, złapał puchar i wypił resztę swojego soku z dyni. Przed wyjściem z Wielkiej Sali kiwnął głową do Rona i Hermiony. Rzucił jedno spojrzenie na stół Slytherinu, jak miał zwyczaj robić zawsze, od kiedy dowiedział się, że jego kumpel pieprzył się z Zabinim.
Wzrok jego i Ślizgona na chwilę spotkał się, ale Harry niemal natychmiast odwrócił głowę, gdyż znajome uczucie gorąca zaczęło ogarniać jego policzki i podbrzusze. Praktycznie wybiegł na korytarz, a potem schodami w górą, aż do klasy zaklęć. Zostawił list w zbroi i pomknął do łazienki.
6 stycznia
Co za okropny sposób na rozpoczęcie Nowego Roku! Nawet nie próbuj seksu z Finch-Fletcheyem. Prawdopodobnie najgorszy partner, jakiego kiedykolwiek miałem. Ale czego można się było spodziewać? Przecież to Puchon!
„Co jest, do cholery?” — pomyślał Harry, kiedy przeczytał list. — „On się pieprzył z Justinem?”
Czuł, jak czysty gniew narasta w jego klatce piersiowej, a potworna zazdrość próbuje wydostać się z niej na zewnątrz. Jego kumplowi nie wolno było tego zrobić. A już na pewno nie powinien o tym mówić. Czy sam nie ustalił, że nie będą więcej rozmawiać o seksie?
Zignorował rozdrażnione spojrzenie, jakim obdarzyli go przyjaciele z drugiej strony pokoju wspólnego, i wziął do ręki pióro.
Trzy nowe arkusze pergaminu później Harry wreszcie zdołał napisać odpowiedź bez robienia w papierze tuzina dziur, kiedy dociskał pióro tak mocno, że go przebijał. Do zbroi dotarł jednym z tajnych skrótów, aby uniknąć prefektów mogących patrolować korytarze.
Więc nie jesteś z Hufflepuffu. Wiesz, że całkiem sporo informacji o sobie ujawniasz? Wcześniej już pisałeś, że nie należysz do Gryffindoru, teraz, że nie jesteś też Puchonem. Ciekawe. I uczysz się na moim roku. To znacznie zawęża krąg kandydatów.
W końcu cię rozgryzę. Nie możesz ukrywać się wiecznie. Jest jeden, no, może dwóch facetów, o których wiem na pewno, że nimi nie jesteś, więc to tylko kwestia czasu, aż w końcu odkryję twoją tożsamość.
Sądziłem, że nie chciałeś rozmawiać o seksie.
Kiedy Harry dotarł do właściwego korytarza, z zaskoczeniem stwierdził, iż nie był tutaj sam. Lavender Brown stała dokładnie obok klasy Flitwicka. Nie pamiętał, czy wcześniej widział dziewczynę w pokoju wspólnym, a że godzina dziesiąta już dawno minęła, nie mógł sobie wyobrazić powodu, dla którego Gryfonka tutaj sterczy.
Uśmiechnął się do niej, nieświadomie skupiając wzrok na biuście. Myślał o tym, co jego przyjaciel napisał o niej i o sposobie, w jaki się pieprzyła. Gniew z powodu faktu, że chłopak przespał się z Justinem, ponownie urósł w jego piersi i Harry poczuł nagłe pragnienie, aby podejść do Lavender tylko po to, żeby sprawdzić, co może się wydarzyć.
— Cześć — powiedział, gdy dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Gdy go zobaczyła, jej oczy rozwarły się ze zdziwienia, jak gdyby spodziewała się zupełnie kogoś innego. — Eee... — zająknął się.
Wiedział, że z pewnością znowu się rumieni i to dużo intensywniej niż wcześniej, gdy jego wzrok spotkał spojrzenie Zabiniego poprzedniego dnia. Brown zmarszczyła lekko brew i bawiła się kosmykiem włosów w wyraźnym zakłopotaniu. Harry zrobił niepewny krok do przodu, wytężając mózg, aby wymyślić, co sensownego mógłby powiedzieć. Kiedy już otwierał usta, zobaczył, jak jej oczy przesuwają się na coś ponad jego ramieniem, a na twarz wpełza uśmiech.
Odwrócił się i skrzywił. Z drugiego końca korytarza zbliżał się do nich Malfoy. Krew Harry'ego natychmiast zaczęła wrzeć. Więc to dlatego Lavender czaiła się tutaj po ciszy nocnej. Żeby spotkać się ze Ślizgonem.
Harry wywrócił oczami, rzucił Malfoyowi drwiący uśmieszek i przemaszerował obok dziewczyny. Nie było szans na zostawienie teraz listu. Nie z Lavender i tym skończonym dupkiem kręcącymi się w pobliżu. Zdecydował, że poczeka w sowiarni, dopóki nie odejdą.
Hedwiga podleciała do niego, aby się przywitać, gdy tylko wszedł do środka. Pogłaskał ją po główce, jednocześnie wściekając się, że Malfoy pokrzyżował mu plany. Wyjął z kieszeni szaty pióro i rozwinął list, który ciągle ściskał w dłoni.
7 stycznia
Tak, popełniłem błąd. Dwa razy. Pierwszy, pisząc o moim życiu seksualnym, drugi, wyznając, co myślę o Puchonach. Ale czy naprawdę myślisz, że mogę być z Hufflepuffu? To chyba najbardziej obraźliwa rzecz, jaką mógłbyś kiedykolwiek do mnie napisać.
Więc zwęziliśmy obszar poszukiwań do dwóch domów: Ravenclawu i Slytherinu. Z pewnością jestem wystarczająco inteligentny, aby być Krukonem, ale też na tyle przebiegły, żeby przydzielono mnie do Ślizgonów.
Malfoy gadał z Brown i nie mogłeś wkroczyć do akcji? Czyż sławny Harry Potter, najmłodszy szukający w historii, ustąpił przed Draco Malfoyem? Choć, muszę przyznać, w dziedzinie pieprzenia stanowi on ogromną konkurencję.
Bądź uczciwy. Kogo wolałbyś przelecieć? Krukona, który: po pierwsze — zanim się pochyli, sprawdzi, czy macie do dyspozycji co najmniej kanapę, po drugie — na wszelki wypadek będzie miał przy sobie dwie tubki nawilżacza, i po trzecie — po wszystkim z nieznośnymi szczegółami wyjaśni ci, dlaczego tak miło spędziłeś czas? Albo Ślizgona, który ma w nosie, gdzie się pierdolicie, byleby to było tu i teraz, jeśli nie mielibyście pod ręką żadnego środka, lizałby cię tak długo, aż nie zacząłbyś błagać i którego jedynymi, wypowiedzianymi słowami byłoby: „Jeśli nie zaczniemy się pieprzyć natychmiast, oderwę ci jaja.”?
Sam rozumiesz.
I nie bądź taki surowy dla Malfoya. On z pewnością nie kazałby ci szukać kanapy, gdyby opanowała cię obezwładniająca potrzeba.
Nie mów mi, że Malfoya też pieprzyłeś? On jest gnojkiem. Założę się, że to on wypieprzył ciebie, w dodatku na sucho, a po wszystkim nawet nie podziękował.
Nie wydajesz się kimś, kto byłby zdolny oprzeć się rozmowie o swoim życiu seksualnym. Lubisz się tym chwalić, nie?
Sądzę, że dobrze się złożyło, że Malfoy mi wtedy przeszkodził. I tak nie wiedziałem, co powiedzieć Lavender. Jak można po prostu podejść do kogoś i poprosić o seks? Kto byłby w stanie tak zrobić? Mnie się to wydaje dosyć żałosne.
10 stycznia
Sądzę, że nie mogę przestać mówić o moim życiu erotycznym. A dokładniej, obaj nie możemy. Nie, Malfoy nie jest aż tak wielkim palantem w łóżku, jakim jest we wszystkich innych aspektach życia. Myślę, iż z całą szczerością mógłbym powiedzieć, że jeśli znalazłbyś się z nim w jednym łóżku, o zgrozo!, byłbyś najbardziej zaskoczoną osobą na świecie. On jest niezmiernie taktownym kochankiem i, choć pewnie zajadle by temu zaprzeczył, raczej figlarnym. Zaufaj mi, bawiłbyś się świetnie. I na dodatek ma niewiarygodne ciało. Nie musisz wierzyć moim słowom, zapytaj Zabiniego albo Brown.
Harry wywrócił oczami, kiedy przeczytał list.
Można by pomyśleć, że jesteś w nim zakochany. Nie przekonasz mnie, że on nie jest pieprzonym, paskudnym gnojkiem, którego powinni utopić zaraz po urodzeniu, więc przestań próbować. Założę się, że jego matka chciała go zamordować, kiedy był jeszcze małym dzieckiem. Szkoda, że tego nie zrobiła. Zaoszczędziłaby światu problemu.
14 stycznia
Toś mnie zaskoczył. Nienawidzisz Malfoya. Tak, zgadzam się, że on jest… jak napisałeś?... „pieprzonym, paskudnym gnojkiem, którego powinni utopić zaraz po urodzeniu”. Zgadzam się, często jest okropny, a większość jego złości nakierowana jest na ciebie i twoich przyjaciół. Nie można temu zaprzeczyć. Chciałbym jednak zaznaczyć, biorąc pod uwagę fakty, że odkąd Dumbledore zrobił go prefektem, nie jest aż tak straszny i ograniczony, jak ci nakazuje wierzyć twoja determinacja. Być może stanowisz dogodny cel.
Dogodny cel? Dlaczego w ogóle jestem dla niego celem?
O co ci, do cholery, chodzi? Nigdy nic mu nie zrobiłem, ale on jest jak Snape. Nienawidzi mnie tylko dlatego, że nazywam się Harry Potter, nic poza tym. Niczego o mnie nie wie.
Harry zostawił zbroję pełen wściekłości. Jego nastrój ostatnio cały czas wydawał się bliski wrzenia, ale rozmowa o Malfoyu sprawiła, że mógłby stracić nad sobą panowanie. Czuł się zdradzony. Przyjaciel broniący Ślizgona to było dla niego zbyt wiele.
16 stycznia
Dlaczego jesteś dla niego celem? Nie wiem. Zapytaj go. Mógłby okazać ci więcej zrozumienia, niż przypuszczasz. Urodził się z nie większą możliwością wyboru, niż ty.
O nic nie będę go pytał. Zrozumienia? Jasne, po sześciu pieprzonych latach on nagle zrozumie, że źle o mnie myślał, pogodzimy się i pocałujemy. Nie rozśmieszaj mnie. Albo raczej nie doprowadzaj do wymiotów. Bo tym by się pewnie skończyło, gdybym musiał gnojka pocałować.
Póki pamiętam. Mówiłeś mu coś? To znaczy o mnie? Dzisiaj na eliksirach, kiedy byliśmy w magazynku, coś się wydarzyło. To znaczy on stał przy jajkach ropuchy, których potrzebowałem, więc kazałem mu zejść mi z drogi, a on się nawet nie odezwał.
Nawet nie uśmiechnął się drwiąco, jak zwykle robi, tylko sięgnął za siebie i wręczył mi słoik. To mnie zdezorientowało.
Ale potem wróciliśmy do stołu (myślę, że Snape dla pieprzonej przyjemności dobiera nas razem, jak gdyby chciał zobaczyć, co może się wydarzyć) i na powrót stał się normalny. Zanim walnął mnie drugi raz, wyrośnięty nietoperz już podleciał (ten facet jest nienormalny, czy on w ogóle ma stopy?) i wyciągnął nas z lochu za uszy.
20 stycznia
Malfoy był dla ciebie właściwie grzeczny na dzisiejszych eliksirach? Przez całe trzydzieści sekund? Niech zgadnę. Powiedział coś miłego? Będąc całkowicie obezwładniony jego ludzkim zachowaniem, przewróciłeś eliksir, nad którym pracowaliście. Zareagował, nazywając cię głupkiem, zaczęliście okładać się pięściami, a Snape zakończył walkę, dając wam obu szlaban.
Kurwa. On nazwał mnie niezdarą, nie głupkiem. Jestem pewien, że o tym wiesz.
W ogóle wydajesz się dużo wiedzieć. Mógłbym pomyśleć, że tam byłeś. Jesteś Ernie? Na pewno nie Crabbe ani Goyle, oni nie chodzą na eliksiry. W każdym razie, gdybyś okazał się jednym z kumpli Malfoya, musiałbym wydłubać sobie oczy. Wyjaśniałoby to jednak, skąd tyle o nim wiesz.
21 stycznia
W porządku, nazwał cię niezdarą, a nie głupkiem. Szlaban tak samo okropny, jak zwykle? I jak twoje oko?
Dziękuję, lepiej. Hermiona wyleczyła je za pomocą maści, którą dostała od Freda i George'a.
Harry nie skończył listu od razu. Hermiona zmusiła go, by obiecał spotkać się z nią i Ronem w bibliotece, aby popracować nad ich projektem z obrony przed czarną magią. Zadanie miało na celu pomóc im w zbliżających się owutemach. Zostali poinformowani, że muszą dobrać się w dwu lub trzyosobowe grupy i wymyślić strategię działania w przypadku ataku na dużą skalę. Hermiona była odpowiedzialna za logistykę, Ron za zaopatrzenie, a Harry miał się zająć zaklęciami obronnymi. Całe zadanie byłoby naprawdę fascynujące, gdyby nie skryte podejrzenia Pottera, że zaklęcia, których użyje w projekcie, zostaną wprowadzone do planu prawdziwego ataku. Swoją strategię mieli zaprezentować przed całą klasą pod koniec maja, tuż przed egzaminami.
Harry odkrył, że uparcie próbuje chronić wszelkie szczegóły ich projektu. Był trochę przestraszony, gdy na zajęciach Ślizgoni przysłuchiwali się każdemu jego słowu na ten temat, żeby potem podzielić się informacjami z rodzicami. Wiedział, że prawie każdy z nich jest zwolennikiem Voldemorta, jeżeli nie aktywnym śmierciożercą.
Kiedy semestr się kończył i coraz mocniej odczuwano zbliżający się koniec roku, złe przeczucia Harry'ego zaczęły się nasilać. Podekscytowanie z powodu zbliżających się wakacji wydawało się być zaraźliwe i widać je było w zachowaniu wszystkich uczniów na roku, ale on sam nie potrafił go podzielać. Szukał własnych powodów do radości, jaki może przynieść mu kończący się rok szkolny, ale żadnego nie znalazł. Jedyne, czego oczekiwał z niecierpliwością, to listy od swojego nieznanego przyjaciela.
22 stycznia
Boisz się? Wszyscy się boimy. Niech ci nigdy nie przyjdzie do głowy, że jesteś sam. Jestem tu z tobą.
Och, idź do diabła! — odpisał Harry. — Wiesz, co mnie czeka? Masz o tym pojęcie? Jestem człowiekiem skazanym. Za moją głowę wyznaczono cenę i połowa czarodziejskiego świata da się zabić, żeby tylko mnie dopaść. Mam siedemnaście lat i istnieje duża szansa, że nigdy nie będę starszy.
Nie pieprz bzdur, że jesteś ze mną. Tak, jesteś, z pewnością, ale nie ze mną. Siedzisz gdzieś i piszesz na pergaminie ładne słówka o tym, żebym nie czuł się samotny, ale gówno robisz, żeby to udowodnić, prawda?
Po prostu przestań, dobrze? To, co robisz, nie jest w porządku. Gdybyś chciał być ze mną w sposób, w jaki ja tego potrzebuję, to byś był. To nie gryzmoły na jakimś cholernym papierze sprawiają, że się w nocy onanizuję. Umrę, zanim ktoś mnie naprawdę pocałuje. Nikt nigdy nie przytuli mnie tak, jak mógłby to zrobić kochanek. Nigdy nie będę nikogo pieprzył i nikt nie będzie pieprzył mnie, mówiąc twoim językiem.
Bycie po właściwej stronie wcale nie jest łatwe, wiesz? Cudowny koniec wygląda tak samo przerażająco bez względu na to, kto mówi, że „jest tu ze mną”.
23 stycznia
Właściwa strona? Pocieszaj się tym pojęciem, kiedy będziesz stał nad trumną Weasleya albo Granger. Lub obojga. Naprawdę myślisz, że śmierciożercy nie kochają swoich dzieci? Oni wierzą, że powody ich postępowania są tak samo właściwe, jak ty wierzysz w swoje własne. Nie zawsze chodzi o władzę. Uwierz, nie jestem aż takim głupcem, żeby tego nie rozumieć.
Dlaczego uważam, że nie istnieje coś takiego jak właściwa strona? Ponieważ każda ze stron będzie kopać własne groby. Każda strona pochowa swoje dzieci, mężów, żony, przyjaciół.
I na Merlina, mam nadzieję, że świadomość bycia po właściwej stronie ukoi twój ból, kiedy poczujesz zapach świeżo wykopanej ziemi.
Przepraszam, że tak cię zdenerwowałem — napisał Harry. — Wiem, że twoja sytuacja wcale nie jest lepsza od mojej i teraz nie bardzo wiem, co powiedzieć.
Musimy pogodzić się z tym, że mamy na ten temat odmienne zdanie.
26 stycznia
Jestem zdenerwowany. Nie wiedzieliśmy, jakie jest życie bez Dumbledore'a i Voldemorta walczących przeciwko sobie o władzę nad społecznością czarodziejską. Prawie nie mogę wyobrazić sobie mojej przyszłości bez tego konfliktu, wyznaczającego granice moich doświadczeń. Wkrótce będę miał urodziny. Myślałem o listach, które do ciebie napisałem. Brzmię tak staro.
Kiedy kamienie są tak cholernie ciężkie, kiedy czuję, że pozostał mi tylko jeden, ostatni oddech, wyobrażam sobie, że siedzę na skraju fontanny di Trevi w Rzymie. Dzień jest bardzo gorący, więc mam jedną stopę zanurzoną w wodzie. Czytam powieść, a mrożone ekspresso stoi na kamiennym występie obok mnie. Moje kolano dotyka innego, a czyjaś dłoń z roztargnieniem pieści mnie po udzie.
I wtedy znowu mogę oddychać.
Harry odpowiedział jednym zdaniem:
Czy to moja dłoń dotyka twojej nogi? Myślę, że tak.
28 stycznia
Powiem to: naprawdę wierzę, że wygrasz. Nie dlatego, że masz rację, nie dlatego, że Dumbledore ma rację, ale dlatego, że jesteś potężniejszy, niż inni. Niż Voldemort. Dyrektor o tym wie. Ja też o tym wiem. Wiem, bo sam jestem bardzo dobrym czarodziejem, dużo lepszym, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Biorę do ręki list od ciebie i czuję, jak twoja magia pieści moje palce. Łączy się z moją własną. Woła mnie. Zawsze, kiedy do mnie napiszesz, przyciskam pergamin do twarzy i czuję się tak, jak gdybyś to ty mnie całował.
Czasami zastanawiam się, czy to, kto wygra, ma jakiekolwiek znaczenie. Cokolwiek się wydarzy, świat zostanie podzielony, prawda? Pozostanie ktoś, kto zdoła te kawałki połączyć ze sobą na nowo?
Harry uniósł pergamin do własnej twarzy i odetchnął znajomym, piżmowym aromatem, którym zawsze pachniały listy od tego chłopaka. Po chwili przebiegł dłońmi po mokrej od łez twarzy i wytarł ręce do sucha o spodnie.
To jedna z najmilszych rzeczy, jakie mi kiedykolwiek powiedziałeś. Oczywiście oprócz tego, że mam ładny tyłek. Zdecydowanie wolałbym, aby to moje usta cię całowały, ale na razie będę musiał zadowolić się pergaminem.
Dlaczego nie chcesz się ze mną spotkać? Czy to nie trwa już wystarczająco długo? Nie satysfakcjonuje cię moja obietnica, że nie przeklnę cię, kiedy cię zobaczę? Powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie, czy jesteś Wielką Kałamarnicą. Kurwa, teraz nie obchodzi mnie nawet to, że mógłbyś być Hagridem. No dobrze, może trochę. Musiałbym użyć szczudeł, żeby się do ciebie przytulić.
29 stycznia
Proszę, zignoruj mój ostatni list.
Niezła próba. To nie działa w ten sposób — odpisał Harry. — Wiesz, że Dumbledore zgodził się na urządzenie balu z okazji Walentynek? Masz ochotę pójść?
5 luty
Czy pójdę na bal? Tak, będę tam. Z kim ty idziesz?
Harry nie spieszył się z odpisywaniem. Był tak zdenerwowany, czekając na list, iż nawet nie zdawał sobie sprawy, że rzeczywiście oczekiwał od swojego korespondenta twierdzącej odpowiedzi. Naprawdę myślał, że jego brak pośpiechu prawdopodobnie wynika z faktu, iż chłopak na serio rozważa możliwość pójścia na bal z Harrym.
Niełatwo było mu zebrać się na odwagę, by zadać mu to pytanie. Zdecydowanie prościej pisało się na pergaminie. Powinien pogodzić się z faktem, że gdyby on, Harry Potter, mógł pokazać się na balu, do tego balu z okazji święta zakochanych, właśnie z chłopcem, wywołałby skandal. Przyznałby przed całą szkołą, że woli mężczyzn. Że jest gejem.
To było ryzyko, które Harry musiał brać pod uwagę. Spędził wiele bezsennych godzin, leżąc w swoim łóżku i analizując różne scenariusze wydarzeń. Oczami wyobraźni widział wściekłą twarz Rona, przygnębioną Ginny i początkowo pełną dezaprobaty Hermionę. Jednak był skłonny zaryzykować. Był skłonny zrobić cokolwiek, byleby tylko spotkać się z tym człowiekiem twarzą w twarz. Niewiele uwagi poświęcał innym sprawom. Pragnienie, aby zrobić to, o czym myślał od miesięcy, było niemal nie do zniesienia.
Z nikim. Nawet nie wiem, jak kogoś poprosić. Jestem zbyt nieśmiały.
Może nie pójdę.
7 luty
Nie chcę nawet słyszeć o bzdurach w stylu „zbyt nieśmiały”. Zaproś kogoś, idioto.
To nie bzdury — napisał Harry. — Tak naprawdę, zaprosiłem kogoś. I on odpowiedział „nie”. Choć nie do końca. Nic nie odpowiedział, ale to na jedno wychodzi, prawda?
Mówię o tobie. Spytałem cię, zaraz po liście, który kazałeś mi zignorować, pamiętasz? Ale nie zareagowałeś ani słowem.
Nie mogę dłużej postępować w ten sposób. Chcę się z tobą spotkać. Ile raz mam powtarzać, że nie obchodzi mnie, kim jesteś?
8 luty
W żadnym wypadku nie możemy się spotkać. Żałowałbyś tego. Musisz mi pod tym względem zaufać. Nie mogę uwierzyć, że nadal nie domyślasz się mojej tożsamości.
Te słowa rozbudziły w Harrym ciekawość. Sądził, że zna nazwisko swojego korespondenta, ale unikał przyznania się do tego nawet sam przed sobą. Pragnął, aby ten chłopak chciał, żeby Harry znał jego tożsamość. Jednak po ostatnim liście wydawało się, że tamten także się tego spodziewa. Że być może naprawdę czeka, aż Harry głośno wypowie jego nazwisko, aż zbliży się do niego w świetle dnia, nie tylko na pergaminie.
Uważał, że to niezwykłe. Przez tyle miesięcy kojarzył przyjaciela z kimś całkowicie sobie obcym. Nie widział go w twarzach osób mijanych na korytarzu czy w chłopcach, z którymi miał lekcje. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak wygląda, i do tej pory tak naprawdę nie miało to znaczenia. Jednak musiał być kompletnym idiotą, skoro słysząc głos, nadal nie rozpracował jego tożsamości.
Jeszcze tego samego wieczoru Harry postanowił zrobić pierwszy krok. Po lekcji poczekał, aż wszyscy uczniowie opuszczą Wieżę Astronomiczną.
— Zabini! — zawołał.
Ślizgon odwrócił się i spojrzał na niego ze zrozumieniem. Harry obserwował, jak szepcze coś do Malfoya i Parkinson, zanim zwrócił na niego uwagę. Teraz przyglądała mu się cała trójka i Harry z przyjemnością zauważył, jak wargi Malfoya wykrzywiły się, kiedy złapał Pansy za łokieć i pociągnął ją w stronę schodów.
— Potter — odezwał się Zabini. Z drapieżnym wyrazem na twarzy podszedł bliżej.
Harry przełknął ślinę i poczuł, jak rumieni się z zakłopotania. „Teraz nie ma odwrotu” — powiedział w myślach sam do siebie.
— Eee... zastanawiałem się, czy moglibyśmy zamienić słowo.
— Jedno czy więcej? — zapytał Zabini. Jego usta wygięły się w sprośnym, szerokim uśmiechu. — A może moglibyśmy w ogóle nie rozmawiać? Byłoby dużo zabawniej, nie sądzisz?
Ślizgon naparł na niego całym ciałem i pochylił się tak blisko, że Harry mógł czuć na skórze jego oddech. Odwrócił głowę w momencie, gdy Zabini obniżył swoją jeszcze bardziej. Poczuł, jak wargi chłopaka ślizgają się po jego policzku i zatrzymują na uchu.
Harry wciągnął głęboko powietrze. „To gorsze niż całowanie Cho” — pomyślał. Wzdrygnął się, gdy silna ręka nacisnęła na jego brzuch i odskoczył, gdy ta sama ręka wślizgnęła mu się pod szaty i zaczęła pieścić na pół twardego penisa.
Wyrwał się z uścisku Zabiniego i zadrżał, gdy jego plecy otarły się o twardą, kamienną ścianę Wieży Astronomicznej.
— To była pomyłka — powiedział, zabierając swoją leżącą pod teleskopem torbę. Przycisnął ją do klatki piersiowej. — Przepraszam — rzucił jeszcze i zbiegł po schodach. Śmiech Ślizgona brzmiał mu w uszach, dopóki nie wrócił do pokoju wspólnego.
Rzucił się na łóżko, gwałtownie rozpiął szaty i wsadził rękę do spodni. Nie zawracał sobie nawet głowy rozpięciem paska czy zamka. Jego erekcja była tak twarda, że mógłby nią przebijać metal, więc wszystko trwało niecałą minutę. Kiedy dochodził, wyobrażał sobie penisa Zabiniego twardniejącego przy jego udzie i musiał wbić zęby we własną rękę.
Gdy się już uspokoił, pomyślał, że choć nie zobaczył tego na własne oczy, przyjaciel musiał mieć rację: członek Blaise'a naprawdę wydawał się być wielkości Walii.
Harry zsunął się z łóżka i sięgnął do torby po pergamin i pióro.
9 luty
Więc Zabini złożył ci propozycję? Przed czy po tym, jak oskarżyłeś go o pisanie tych listów? Masz pewność, że jego propozycja była poważna? Jesteś w tych sprawach raczej naiwny. W dobrym znaczeniu tego słowa.
Jeśli chodzi o ścisłość, nie miałem szansy zapytać, czy jest tobą, czy nie — przyznał Harry. — Wszystko wyglądało raczej jak atak Wielkiej Kałamarnicy.
Położył rękę na moim penisie, więc możesz być cholernie pewny, że propozycja była prawdziwa. Nie jestem aż tak naiwny, jak ci się wydaje.
Wrażenie było naprawdę fantastyczne. Jeszcze trochę i nie zdążyłbym dobiec do wieży.
10 luty
Racja, Potter. Ręka na kroczu kwalifikuje się jako prawdziwa propozycja. Nie mogę uwierzyć, że jej nie przyjąłeś.
Co masz na myśli pisząc, że nie możesz uwierzyć, że go odtrąciłem? Dlaczego miałem tego nie zrobić? Sądziłem, że jest tobą! Wydawało mi się, że jeśli tylko... jeśli zbliżę sie do niego... to znaczy do ciebie... to przestałbyś się ukrywać. Nie wiem, przyznał się i wtedy moglibyśmy... moglibyśmy porozmawiać czy coś.
Wiesz, o co mi chodzi. Nie miałem pojęcia, że Zabini chce to zrobić, ale zrobił i czułem się z tym dobrze. Wręcz doskonale, jeśli mam być szczery, ale to nie zmienia faktu, że nie chciałem tego zrobić. W każdym razie nie z nim. Chcę zrobić to z tobą.
Czy naprawdę każdy mój list wywołuje w tobie wrażenie, jak gdybym to ja cię całował? Wiesz, pragnę poznać, jak to jest, gdybym zrobił to naprawdę.
11 luty
Jeszcze raz powtarzam: zignoruj tamten list.
A ja jeszcze raz powtarzam: tak się nie da. Poza tym, ha ha, nie możesz mi go odebrać.
Zobaczymy się na balu. Albo nie, jak sądzę. Najpewniej tylko ty mnie będziesz widział. A wiesz, że jednak kogoś zaprosiłem, ale tylko jako przyjaciela? Z Luny można się pośmiać. Znasz ją? Poza tym, wszystkiego dobrego z okazji Walentynek. Mam nadzieję, że ten dzień będzie dla ciebie przyjemny.
15 luty
Chcę bardzo przeprosić za to, co zrobiłem ostatniej nocy. Nie, że cię objąłem, tylko za zaklęcie.
Paliłem papierosa w cieniu wieży i zobaczyłem, że siedzisz tam sam, w ciemności. Wesołe dźwięki muzyki, dochodzące z Wielkiej Sali, wydawały się wręcz nieprzyzwoite, w porównaniu z tym, jak bardzo wydawałeś się być przygnębiony. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak, a kiedy podszedłem bliżej, usłyszałem, że płakałeś. Żałuję, że unieruchomiłem cię zaklęciem, ale jak inaczej mógłbym cię pocieszyć? Cieszę się, że cię objąłem. Tę właśnie kołysankę moja matka nuciła mi do ucha, kiedy byłem mały. Sprawiała, że czułem się bezpieczny i kochany. Czy ty także poczułeś się bezpieczny i kochany?
Tak.
Dziękuję ci, choć nie musiałeś tego robić. Twoja partnerka na pewno za tobą tęskniła.
Przepraszam, nie bawiłem się zbyt dobrze. Spodziewałem się tego, ale... nieważne.
Jeszcze raz dziękuję. Pachniałeś bardzo przyjemnie.
16 luty
W porządku.
Przez kilka następnych dni Harry nie miał czasu, aby zajrzeć do zbroi. Musiał trenować do następnego meczu, który mieli rozegnać ze Slytherinem. Postanowił, że ten ostatni raz musi dokopać Malfoyowi.
W dniu rozgrywek pogoda była bezchmurna. Przed meczem wszyscy członkowie drużyny zjedli razem śniadanie, po czym poszli do szatni się przebrać. Harry wygłosił zwyczajową mowę, mającą na celu zachęcenie kolegów do walki. Kiedy wkroczył na środek boiska, aby uścisnąć dłoń kapitanowi przeciwnej drużyny, spojrzał na Malfoya niechętnie, za co w zamian otrzymał złośliwy uśmieszek.
Kiedy pani Hooch dmuchnęła w gwizdek, Harry wzbił się w powietrze na swojej Błyskawicy. Zlustrował powietrze nad boiskiem w poszukiwaniu znicza i złapał wzrok Ślizgona, patrzącego na niego z dziwną miną. Przez chwilę chciał rzucić w niego wrogim spojrzeniem, ale powstrzymał się. Jak już wielokrotnie w ciągu ostatnich dni, wróciły do niego przeczytane słowa: „Urodził się z nie większą możliwością wyboru, niż ty.” Zastanowił się, czy to mogło być prawdą. Co w rzeczywistości wiedział o Malfoyu? Bez wątpienia był palantem. Jego ojciec śmierciożerca próbował zabić Harry'ego więcej razy, niż mógł policzyć. Z pewnością wychowanie mogło być powodem, że stał się właśnie taki, ale czy tylko ono? Potter zmarszczył brwi.
Gdyby on sam dorastał w tak nietolerancyjnym otoczeniu jak Malfoy, czy stałby się podobny do niego? A może przypominałby Dudleya? Wierząc i pochwalając wszystko, co powiedział wuj Vernon, tylko dlatego, że właśnie on uznał to za prawdę? Czy Malfoy zgadzał się chociaż z połową tego, co mówił, czy tylko posłusznie powtarzał to, czego się po nim spodziewano?
Jego rozważania zostały nagle przerwane widokiem Ślizgona śmigającego przez niebo. Zobaczył znicz! Harry zanurkował za nim, ściskając udami Błyskawicę, aby skłonić ją do szybszego lotu, jak gdyby samą siłą woli mógł dodać jej prędkości. Malfoy był już na tyle blisko, że prawdopodobnie mógł złapać znicz pierwszy. Harry leżał płasko na miotle, z głową opuszczoną w dół. Leciał tuż za Ślizgonem, widział każdą pojedynczą gałązkę w jego Nimbusie. W końcu chłopak go zauważył. Odwrócił, się aby spojrzeć za siebie, i uśmiechnął, ale ułamek sekundy, który na to przeznaczył, dał Harry'emu przewagę. Harry ruszył przed siebie nagle, z rozpostartą dłonią, i zawinął palce wokół znicza.
Przycisnął do piersi trzepoczącą kulkę i odwrócił się, aby stanąć twarzą w twarz z kibicującymi Gryfonami. Za sobą usłyszał, jak Malfoy przeklina i spojrzał na niego. Twarz Ślizgona była wilgotna od potu i zaczerwieniona z wściekłości. Harry zmusił się, aby zetrzeć z ust pełen podekscytowania uśmiech i kiwnął głową na znak podziękowania. To była naprawdę bardzo dobra gra.
Przyjęcie w pokoju wspólnym było pełne radości. Hermiona poczuła się w obowiązku, aby zadbać o to, by młodsi uczniowie nie pili alkoholu, który zaoferował Seamus, a Ron, siedząc na kanapie, obserwował, jak krąży między uczniami. Harry dołączył do przyjaciół, popijając swoje kremowe piwo, podczas gdy rudzielec obalał kolejną butelkę wódki, którą przeszmuglował do pokoju Seamus. Pozostał z innym przez około godzinę, po czym udał się do dormitorium. Już od tygodnia nie napisał żadnego listu.
20 luty
Zagrałeś znakomicie. Gratuluję! Zawsze tak grasz. Nie, nie widziałem twarzy Malfoya, kiedy złapałeś znicz sekundę przed nim, ale mogę wyobrazić sobie jego wściekłość i frustrację. Nie sądzę, aby mógł kiedykolwiek z tobą wygrać, ale może powinieneś spróbować docenić jego upór. Nie czuję się dobrze, muszę wyjść.
Przykro mi, że źle się poczułeś. Już z tobą lepiej?
Co do Malfoya, nie do końca to miałem na myśli. On nie kpił ze mnie czy coś w tym rodzaju. W zasadzie to uśmiechnął się do mnie. I nie był to szyderczy uśmieszek, tylko taki szczery. Chodzi mi o to, że prawie złapał znicz. Pierwszy raz od siedmiu lat prawie pokonał mnie na boisku. A ja tego chciałem. Potem było mi z tym źle. Że go nie złapał. I myślę, że masz rację z tym jego uporem. Będę tęsknił za quidditchem. Nie mogę uwierzyć, że grałem po raz ostatni. Prawie żałuję, że Malfoy ten jeden raz mnie nie pokonał.
Muszę iść. Hermiona grozi, że rzuci na mnie i Rona zaklęcie miażdżące kości, jeżeli dalej będziemy zwlekać z naszym projektem z obrony przed czarną magią. Mam nadzieję, że twoja praca idzie dobrze.
24 luty
Tak, czuję się już lepiej. Odrobinę.
Cieszę się.
26 luty
Zeszłego lata razem z matką udaliśmy się do Londynu, aby poddać się naszemu corocznemu szaleństwu zakupów. Odkąd tak naprawdę nie mamy ze sobą o czym rozmawiać, wszelka dyskusja toczy się wokół kwestii, czy moda tego roku jest jeszcze bardziej obrzydliwa niż w zeszłym. Oczywiście jest, ale to nie powstrzymuje nas od wydawania tylu galeonów, ile pewnie waży goblin. Ubrania to jeden z nielicznych teraz bezpiecznych tematów. Inne komentarze, w stylu „Na jaja Merlina, moja dupa błaga, żeby ją ktoś wypieprzył”, nie byłyby mile widziane.
Kiedy matka robiła przymiarki, poszedłem do mugolskiego sklepu, żeby kupić parę czarnych skórzanych spodni. Tajemnicą jest, dlaczego włoscy krawcy są jedynymi na całej planecie, którzy potrafią uszyć je przyzwoicie. Na marginesie, wyglądam w nich naprawdę seksownie. Chodzący powód mokrych snów.
W każdym razie, rozważając wybór pomiędzy jedną parą czarnych spodni a inną parą czarnych spodni — tak, czarny może mieć różne odcienie, Potter, więc przestań przewracać oczami — muzyka w tle zmieniła się. Stałem jak sparaliżowany przez cały czas trwania piosenki. Kiedy się skończyła, dorwałem sprzedawcę, takiego niedostępnego, przez duże N i spytałem go, czy zna nazwę zespołu. Kpiącym głosem odparł, że to The Beatles i zapytał jeszcze, z jakiej planety pochodzę. Pogratuluj mi, Harry. Nie rzuciłem na jego kutasa zaklęcia, które zmniejszyłoby go do rozmiaru czarnej oliwki, choć miałem wielką ochotę. Jeden wers z piosenki nęka mnie od tamtej pory: „Na koniec miłość, jaką otrzymałeś, równa się tej, jaką ofiarowałeś.”
Czyż nie jest to doskonale uchwycony sens romantycznej relacji pomiędzy Gryfonem i Ślizgonem? Przestań marszczyć brwi, Harry. Jasność i mrok. Dawanie i branie. I znowu marszczysz brwi. Ale pomyśl o tym. Gryfon uczy Ślizgona miłości, Ślizgon uczy Gryfona pasji.
Skórzane spodnie? I jesteś pewien, że twoja matka nie wie, że jesteś gejem? Wuj Vernon wyczułby moje skłonności na kilometr, gdyby tylko zobaczył mnie w czymś takim.
Masz dużo lepsze zdanie na temat gryfońska-ślizgońskich stosunków, niż ja kiedykolwiek będę miał. Czy rozmawiamy o Ślizgonach w ogóle, czy o jakimś konkretnym przypadku? Poza tym twoje słowa brzmią, jak gdyby Gryfoni byli głupcami, którzy noszą swoje serca na dłoni czy coś w tym rodzaju.
Sądzę, że wiem, co masz na myśli mówiąc o pasji. Malfoy i quidditch są tego dobrym przykładem. On każdą grę zaczyna i kończy tak samo, z całkowitą determinacją i sercem, nieważne, ile razy został pokonany. Nigdy nie przegrał z innymi drużynami. Zastanawiam się, co takiego jest w Gryfonach. To znaczy wiem, że jestem dobrym szukającym, ale on także radzi sobie nieźle. Jest naprawdę świetny, nikt nie może temu zaprzeczyć.
Wiesz, w czasie ostatniego meczu dokładnie go obserwowałem. Gdybym musiał wyrazić to słowami, powiedziałbym, że (i niech ci nigdy nie przyjdzie do głowy powtórzyć mu to) kiedy siedzi na miotle, wygląda całkiem nieźle. I nie chodzi mi o to, że trzonek miotły dobrze leży między jego nogami. Chociaż o to też. Wiem, o czym myślisz.
Do końca semestru zostały jeszcze cztery miesiące i dwa dni. Czas ucieka.
27 luty
To pierwsza miła rzecz, jaką o nim powiedziałeś. Zaczynałem się zastanawiać, czy nie żywisz jakiejś niezdrowej obsesji na punkcie Malfoya. Wygląda dobrze na miotle. Chciałby to usłyszeć.
Bardzo śmieszne. Nie mam na jego punkcie obsesji! Co, do cholery, sprawia, że tak myślisz? To ty ciągle o nim wspominasz. Być może sam masz problem, zastanawiałeś się nad tym? Naprawdę musi być fantastyczny w łóżku, powinieneś do niego iść i pieprzyć go jeszcze raz. Wygląda na to, że to wszystko, do czego się nadaje.
Minął kolejny dzień. Wkrótce semestr się skończy i stracisz szansę, aby się ze mną spotkać.
Nie wiem, czego się tak bardzo boisz.
Co mogę zrobić, abyś mi uwierzył? Że. Mnie. Kurwa. Nie. Obchodzi?
Że nic mnie nie obchodzi kim jesteś i do którego domu należysz. Jeżeli się spotkamy i okaże się, że jesteś Voldemortem, przysięgam, że przytulę cię tak, jak jeszcze nikt w twoim życiu. No dobrze, może trochę przesadziłem. Powiem to inaczej: jeżeli jesteś kimkolwiek poza Voldemortem, chcę cię przytulić. Tak lepiej? Staję się zdesperowany.
Harry złożył list i wsunął go do kieszeni, zanim jego uwaga wróciła do wykładu Binnsa na temat licznych sposobów rozwiązywania konfliktów pomiędzy trollami. Żaden z nich nie skończył się dobrze dla czarodzieja, który był w niego zaangażowany. Pozwolił swoim myślom ulecieć ku listowi, który pozostawił tej nocy. Tajemniczy chłopak nawet nie zwrócił uwagi na dwie poprzednie prośby o spotkanie i teraz Harry wcale nie oczekiwał czegoś innego.
Harry nie był nieśmiały, ale sytuacja doprowadzała go już do rozpaczy. Męczyło go pieprzenie własnej ręki, mając w głowie obraz ciała bez twarzy, którą mógłby do niego dopasować. Sytuacja była na tyle zła, iż zaczął się obawiać, że stanie się twardy, gdy następnym razem spotka Prawie Bezgłowego Nicka.
Po obiedzie powiedział Ronowi i Hermionie, że spotkają się później w bibliotece, po czym wypadł z sali i pobiegł do dormitorium po pelerynę. Pokonał korytarz wiodący do klasy zaklęć, jak to zawsze robił, zostawił list w przyłbicy hełmu i poszedł dalej. Był już w połowie schodów przy łazience, zanim założył pelerynę i wrócił w stronę zbroi. Usiadł kilka metrów od niej, skrzyżował nogi i czekał.
Nie musiał robić tego długo. Mniej niż piętnaście minut później do jego uszu dotarł odległy odgłos kroków. Czuł, jak jego tętno przyspiesza. Wyczekiwanie prawie go zabiło. W końcu miał poznać tożsamość tajemniczego autora listów. Zamknął oczy z postanowieniem, że nie otworzy ich, dopóki ten chłopak przed nim nie stanie.
Parada uczniów siódmego roku przetoczyła się przez jego głowę, kiedy analizował kandydatów. Lista nie była długa, jego przyjaciel wyeliminował połowę podejrzanych przez informacje, jakie mu się czasami wymykały. Wiedział, do czego się ograniczała i eliminował ich w myślach. Terry Boot. Harry nie sądził, że to może być on, opierając się na tym, co tajemniczy chłopak napisał o jego wyczynach w sypialni.
Zachariasz Smith. Żołądek Pottera skręcił się na myśl, że ten palant może być pisarzem listów. „Nie, chwila, to nie może być Smith. On jest Puchonem, dzięki Merlinowi!”
Usłyszał, że kroki się zbliżają, choć nadchodząca osoba zakradała się do zbroi. Harry zacisnął powieki tak mocno, jak tylko potrafił. Serce biło mu niczym młot, tak głośno, iż wydawało się niemożliwe, że dźwięk ten nie rozbrzmiewa echem pomiędzy kamiennymi ścianami.
„W porządku” — pomyślał, starając się uspokoić umysł i łomotanie serca. — „Tak, to jest Ślizgon.”
Zachowanie Zabiniego w Wieży Astronomicznej udowodniło, że on bez wątpienia nie miałby żadnego problemu ze spotkaniem się już dużo wcześniej. Harry zagryzł wargę, gdy jego myśli skupiły się na Teodorze Nottcie. Ten chłopak był niewiadomą i przez chwilę Harry myślał, że to całkiem prawdopodobne, iż właśnie on jest jego korespondentem. Zgadzałoby się to z tym, co pisał o obowiązkach względem rodziny. I dodatkowo, kto lepiej niż prawdziwy Ślizgon wychwalałby korzyści płynące ze związku gryfońsko-ślizgońskiego?
Ciągle myśląc o Nottcie, Harry nie zauważył, że dźwięk kroków ustał. Spanikowany otworzył oczy i rozejrzał się wokoło, boją się, że ta osoba już odeszła. Jego wzrok zatrzymał się na czyichś stopach i powoli powędrował do góry. Widział zgięte w łokciach ręce, co świadczyło, że chłopak coś w nich trzyma.
Oczywiście, czytał list.
Spojrzenie Harry'ego uniosło się do twarzy, ale tak naprawdę nie musiał widzieć — już wiedział, kim był ten chłopak. Wiedział bez żadnych wątpliwości.
Harry nie mógł oderwać oczu. Jego otwarte z przerażenia usta wydawały się być skute lodem. Nie był w stanie poruszyć się, tak jakby ktoś rzuciła na niego od tyłu zaklęcie.
Przed nim, z listem w dłoniach i szerokim uśmiechem na twarzy stał Draco Malfoy.
Widział, jak wzrok Ślizgona wraca na górę listu, jakby chciał przeczytać go jeszcze raz. Ciągle się uśmiechając, złożył pergamin i schował go do kieszeni szaty. Potrząsnął głową i zachichotał, zanim ruszył wzdłuż korytarza i zniknął z oczu. Harry w odrętwieniu wciągnął do nosa ten sam aromat, którym pachniał jego… Malfoy… kiedy przytulił go w nocy po balu z okazji Walentynek.
Potter nie wrócił na korytarz ze zbroją ani następnego dnia, ani w czasie kolejnych. Czuł się chory. To było tak, jak gdyby zdradził go najlepszy przyjaciel. Wypełniała go trawiąca wnętrze złość i nie byłby zaskoczony, gdyby z tego powodu eksplodował. „Jak, do cholery, to mógł być pieprzony Draco Malfoy? Jak?”
Nie przypuszczał, że świat, w którym przyszło mu żyć, okaże się tak kurewsko nieuczciwy. Czy nie wystarczyło, że jego rodzice zostali zamordowani? Że przez ostatnie sześć lat co roku walczył z Voldemortem o własne życie? Chyba nie, bo na kilka miesięcy przed tym, zanim będzie musiał stać się mordercą albo sam zginie, los postanowił jeszcze odebrać mu jedyne cholerne źródło radości. ”To właśnie pieprzony Malfoy pisał do mnie przez cały ten czas. Od miesięcy. A ja, do diabła, powiedziałem mu, że jestem gejem. O czym myślałem, wypłakując mu się w ramiona i praktycznie prosząc, żeby mnie przeleciał? Założę się, że miał ze mnie niezły ubaw. Och, ale heca, biedny Wybraniec jest pedałem! Żałosny Potter onanizuje się, myśląc o mnie każdej nocy. Głupi dupek nie może nawet znaleźć faceta, który by mu obciągnął. Ale jazda! Kurwa!”
Harry spędził weekend w pokoju wspólnym, rozmyślając.
Nie schodził do Wielkiej Sali na posiłki, nie jadł też tego, co przynosiła mu Hermiona. Warczał na wszystkich, którzy próbowali z nim rozmawiać, a jeżeli wzruszeniem ramion nie mógł pozbyć się przyjaciółki, uciekał do sypialni, gdzie za zasłoniętymi zaklęciem kotarami leżał na łóżku. Nawet Ron nie był w stanie go stamtąd wyciągnąć argumentami o swoich urodzinach i pytaniami, dlaczego nie chce świętować z innymi w Hogsmeade. Harry nie chciał spotkać nikogo, a już na pewno nie Malfoya i jego ślizgońskich kumpli.
W wyobraźni widział całą sytuację. Siedziałby w pubie „Pod Trzema Miotłami” z Ronem i Hermioną, a wtedy wszedłby Malfoy z Zabinim, Crabbe'em i Goyle'em. Pewnie wparadował byłoby lepszym określeniem. Zająłby miejsce przy barze i popatrzył na nich przez ramię, uśmiechając się przy tym złośliwie. Następnie odwróciłby się do Blaise'a i powiedział coś zjadliwego, po czym wszyscy Ślizgoni rzuciliby Harry'emu pełne obrzydzenia spojrzenia.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi, Potter nie mógł się jednak powstrzymać od sprawdzenia zbroi w czasie drogi na lekcję zaklęć. Przyjaciele byli na śniadaniu, więc nikt mu teraz nie przeszkadzał. Ale tak naprawdę nie miało znaczenia, czy poszuka listu teraz, czy po zajęciach. Malfoy nie mógłby napisać nic, co zmieniłoby cokolwiek.
Ponieważ piszesz o nim przez cały czas. Lub o moim życiu erotycznym. Nie, nie byłem z nikim od tygodni. Dobra, to nie do końca prawda. Mieliśmy z Zabinim małą przygodę, ale wyszło do dupy. Wszystko z mojej winy. Cały czas onanizuję się tylko po to, żeby nie zwariować.
I przestań wiercić mi dziurę w brzuchu na temat naszego spotkania.
Harry czuł się wściekły i obnażony. Dobrnął do końca listu Malfoya z wrażeniem, że oberwał jakimś szczególnie paskudnym zaklęciem i nikt wokół nie jest w stanie powiedzieć mu, co to jest i jak się tego pozbyć. „To nie o tobie pisałem cały ten czas, ty zarozumiały skurwysynu, a twoje życie erotyczne gówno mnie obchodzi” — pomyślał, kiedy skończył czytać te słowa po raz trzeci, odkąd zaczęła się lekcja. Hermiona i Ron dołączyli do niego wtedy, gdy zajął swoje miejsce, więc szybko schował list, ale wyjął go z powrotem, gdy tylko wszyscy skupili uwagę na instrukcji, jaką rozdawał profesor Flitwick. Harry gapił się na jaskrawopomarańczowy pergamin i tylko mgliście rejestrował, że zawiera on wytyczne na temat zbliżających się owutemów.
„Malfoy nadal pieprzy Zabiniego, tak? I bardzo dobrze. Zasługują na siebie, cholerne sukinsyny. Poza tym, nic mnie to nie obchodzi.”
Jednak prawda była taka, że to go obchodziło i nienawidził się za to.
„Dlaczego musiałem się dowiedzieć? Dlaczego? Czy Malfoy sam nie powtarzał mi, że nie chcę poznać prawdy? Dlaczego, do jasnej cholery, nie zostawiłem tego w spokoju? Kurwa! Nigdy więcej nie mogę do niego napisać. Nie teraz, kiedy wiem, kim jest. Dokładnie tak. Właśnie. Nie. Nie mogę tego zrobić.”
Ale Harry wiedział, że to kłamstwo. Tak samo jak wiedział, że nie mógłby ani pozwolić temu skończyć w ten sposób, ani kontynuować korespondencji, nie wiedząc, kim tak naprawdę jest ten chłopak. To po prostu nie leżało w jego naturze i kiedy już do tego doszło, nie był do końca pewien, czy rzeczywiście ma aż takie znaczenie, że autorem listów jest właśnie Malfoy.
Tak długo, jak się nad tym zastanawiał, to było dwóch zupełnie odrębnych ludzi.
Jego kumpel.
Malfoy.
Harry zdawał sobie sprawę, że będzie mu brakowało obecności przyjaciela w jego życiu, ale nie mógł dłużej udawać, że nie wie, kim on jest.
Po lekcji zaklęć ociągał się z opuszczeniem klasy, informując Rona i Hermionę, że zobaczą się na zielarstwie i aby nie czekali na niego w pokoju wspólnym. Wszyscy mieli teraz przerwę, więc chciał wykorzystać czas na zrobienie tego, co planował.
— Profesorze? — zagadnął, kiedy Flitwick spojrzał na niego ze zdziwieniem. W sali pozostali tylko we dwóch.
— Tak, panie Potter? Co mogę dla pana zrobić? — odezwał się mężczyzna swoim piskliwym głosem.
— Zastanawiałem się, czy miałby pan coś przeciwko, gdybym tu trochę posiedział? Wpadło mi do głowy kilka pomysłów związanych z moim projektem z obrony przed czarną magią i chciałbym je zanotować, zanim zapomnę. Mógłbym?
Flitwick uśmiechnął się do niego i skinął głową.
— Niech pan tu siedzi, ile potrzebuje, panie Potter. Następna lekcja jest za godzinę, ale to z Krukonami, więc pewnie przyjdą za czterdzieści minut — powiedział i zniknął w swoim biurze, zamykając za sobą drzwi, jednak nie na tyle szybko, aby Harry nie mógł usłyszeć, jak pod nosem mamrota coś w stylu „ta ambicja”, choć ton jego głosu brzmiał raczej czule.
Harry usiadł, wyjął z torby pergamin i pióro i zaczął pisać.
8 marca
Siedem dni minęło, od kiedy zostawił pergamin w zbroi i ostatni raz widział podlatującą do niego przy śniadaniu Hedwigę. Sprawdzał przyłbicę codziennie, czasami nawet po kilka razy, ale zawsze była pusta. Sądził, że wcale nie powinien być zaskoczony. Jego ostatni list nie należał do takich, na jakie się odpowiada. Rozładował się w nim na Malfoyu. Jeżeli miałby to wszystko powiedzieć na głos, pewnie wrzeszczałby, dopóki nie ochrypłby z wysiłku.
Tydzień minął zupełnie zwyczajnie. Gdyby nie rana w jego sercu, Harry uznałby, że nie dzieje się zupełnie nic ciekawego. Razem z Ronem i Hermioną jadł posiłki w Wielkiej Sali (gdzie zawsze siadał tyłem do stołu Ślizgonów), brał udział w lekcjach i unikał odrabiania pracy domowej. Malfoy również zachowywał się absolutnie normalnie. Drwił z Harry'ego i jego przyjaciół tak, jak robił to zawsze, ale były momenty, kiedy Potterowi wydawało się, iż kosztuje go to teraz dużo więcej wysiłku. Jak gdyby robił to tylko dlatego, że takiego zachowania się po nim spodziewano.
Hedwiga wylądowała obok miski z płatkami i wyciągnęła nóżkę, do której przywiązany był mocno rulonik pergaminu. Harry odwiązał go i zaoferował jej w podziękowaniu resztkę swojego dyniowego soku. Uszczypnęła go w rękę i zanurzyła dziób w pucharze. Chłopak schował list do kieszeni i rzucił Hermionie znaczące spojrzenie, które, jak sądził, dawało jej jasno do zrozumienia, iż w każdym przypadku powinna trzymać usta zamknięte. Wstał z miejsca, gdy tylko sowa odleciała. Kiedy przechodził obok stołu Slytherinu w stronę wyjścia, zwolnił kroku i celowo skierował spojrzenie na Malfoya.
Oczy Ślizgona zatrzymały się na nim i kiedy Harry starał się nie odwrócić wzroku, czuł, jak gdyby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Gdy Malfoy uniósł brew, odwrócił się i wyszedł z sali.
Wdzięczny, że śniadanie ciągle trwało, wszedł do pierwszej pustej klasy, jaką napotkał. Dokładnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na podłodze, podpierając je plecami. Wyciągnął z kieszeni list. Atrament musiał być jeszcze mokry, kiedy Ślizgon rolował pergamin, bo na tylnej stronie odbiły się wielkie plamy. Uniósł go do twarzy i powąchał. Wcale nie pachniał świeżym atramentem, lecz tym wyraźnym, piżmowym aromatem, o którym teraz Harry wiedział, że należy do Malfoya. Zamknął oczy i przypomniał sobie, jak to było mieć jego ramiona wokół siebie w noc walentynkowego balu.
Pierdol się, Potter. Ty i twoja cholerna peleryna niewidka. OSTRZEGAŁEM CIĘ! Prawie w każdym liście. Że nasze spotkanie to pomyłka. Że będziesz tego żałował. A mimo to, będąc wścibskim, nieznośnym, nigdy nieodpuszczającym, GRYFOŃSKIM GŁUPKIEM, musiałeś naciskać. Musiałeś się dowiedzieć.
Nawet nie śmiej mówić, że cię zawiodłem. Że cię oszukałem. Wszystko, co do ciebie napisałem w ciągu tych miesięcy, to prawda. Byłem z tobą bardziej uczciwy niż KIEDYKOLWIEK z KIMKOLWIEK w całym moim życiu, a ty zaniżyłeś to do jakiejś żałosnej chęci odwetu. Że pójdę do Wielkiej Sali i ogłoszę, iż Harry Potter jest cholernym pedałem, który lubi wkładać sobie palce do tyłka, gdy się onanizuje. Jeśli myślisz, że bym to zrobił, po tych wszystkich miesiącach, możesz iść się pierdolić!
Jak mogłeś nie wiedzieć? Jesteś takim pieprzonym ignorantem? Praktycznie każdy mój list wrzeszczał: TO PISZE DRACO MALFOY!
Wiem, czemu jesteś taki wściekły. Niespodziewanie odkryłeś, że nie byłem tym, za kogo mnie uważałeś. Jestem dość przyzwoitą istotą ludzką, kimś, kogo w zasadzie lubisz. Jakież to kompletnie upokarzające. Kimś, kogo ponad wszystko na świecie pragniesz pieprzyć. Bo chcesz mnie pieprzyć, prawda? Pieprzyć tego gnojka, Malfoya. To sprawia, że żołądek przewraca ci się na drugą stronę, mam rację? Dlatego się złościsz. Nie z powodu mnie, ale samego siebie.
Możesz się pieprzyć, Potter. Sam . Nawet z dziesięcioma palcami, gówno mnie to obchodzi.
Jak sądzisz, co miałem czuć, kiedy się dowiedziałem, że to ty? To musiało się w końcu stać, wiesz o tym. Zostało tylko kilka miesięcy do końca szkoły, a twoje usta, Malfoy, są jak sito. W każdym liście robiłeś uwagi o różnych chłopcach, dając mi do zrozumienia, kim nie jesteś. Do maja podpisywałbyś je „Całuję, Malfoy”, bo NIE MÓGŁBYŚ BYĆ NIKIM INNYM.
Nie byłbym w stanie dowiedzieć się prawdy bez używania mojej peleryny. Wielka mi rzecz! Wiesz, odkąd chciałem to zrobić, aby poznać twoją tożsamość? Od kiedy zacząłeś zostawiać listy w zbroi. Kusiło mnie to od tak dawna. Za każdym razem, gdy zostawiałem tam moją odpowiedź, mówiłem sobie, że zrobię to następnym razem. Nałożę pelerynę i poczekam na ciebie. Ale nie zrobiłem tego, ponieważ nie chciałeś. Teraz już wiem, dlaczego. I z jakiego powodu w końcu jednak to zrobiłem? Sam odpowiedziałeś na to pytanie. Ponieważ musiałem wiedzieć. MUSIAŁEM. I nie ma to nic wspólnego z byciem Gryfonem czy idiotą. Musiałem wiedzieć dla siebie. I dowiedziałem się.
I nigdy tego nie powiedziałem. Nie powiedziałem, że uważam, iż wygadasz całej szkole o moim homoseksualizmie. JESTEM GEJEM. Możesz umieścić w Proroku Codziennym ogłoszenie, jeśli chcesz, ja mam to gdzieś. Tak naprawdę chodziło mi o to, że bardzo źle świadczyłoby o tobie, gdybyś wyciągał ze mnie te wszystkie wyznania tylko dlatego, aby użyć ich później do własnych celów.
W porządku, być może widzę, jak mylnie zinterpretowałeś moje słowa, ale naprawdę nie to miałem na myśli. Chodziło mi o to, że wykorzystasz to przeciwko mnie. I tak robiłeś, nie ośmielaj się zaprzeczać. Zrobiłeś to, pisząc pięknymi słówkami, jak byś się ze mną pieprzył. Do jasnej cholery, zrobiłeś to, kiedy powiedziałeś mi, jak się onanizować. Jestem taki wkurzony, na ciebie, nie na siebie, że nie mogę nawet jasno myśleć. Z tego powodu obleję cholerne owutemy. Nie mogę spać.
Tak, czułem wszystko, o czym mówiłeś. Bycie zawiedzionym, oszukanym. Miałem ochotę walnąć cię wszędzie, gdzie tylko mógłbym dosięgnąć. Przez całe pięć minut.
Jednocześnie tak cholernie cię chciałem i nie, nie czuję się przez to chory. Chociaż mógłbym.
Czy teraz możemy się spotkać? Teraz wszystko jest już jasne, prawda? Myślę, że musimy porozmawiać. Potrzebuję tego. Bardzo proszę.
1 kwietnia
Nie, nie chcę się z tobą spotykać. Sprawa jest zakończona.
Do jasnej cholery! Czekałeś cały miesiąc, żeby mi to powiedzieć? Być może masz rację i gdyby nie peleryna niewidka, nigdy bym się nie dowiedział, kim jesteś. Masz dużo silniejszą wolę, niż ja kiedykolwiek będę miał. Nie mogę uwierzyć, jakim cudem udawało mi się złapać znicz przed tobą. Naprawdę.
Malfoy, posłuchaj. Przepraszam za sposób, w jaki to wszystko się skończyło. Nie powinienem tego robić, to znaczy używać peleryny. Ja tylko... Dobrze, powiedziałem ci, że byłem zdesperowany. Nie kłamałem. Chodzi o to, że w moim umyśle byłeś osobą, która znaczyła dla mnie tak dużo. Mógłbym powiedzieć ci cokolwiek i naprawdę mówiłem wszystko, więcej niż komukolwiek innemu, łącznie z Ronem, i właśnie przez to doszło do tego, że potrzebowałem więcej. Więcej niż napisanych na kartce papieru zdań i twojego obrazu w głowie, kiedy się onanizowałem. Ty gnojku, byłem w tobie zakochany, nie wiedząc nawet, kim jesteś. Nie znałem niczego, nazwiska, twarzy. W myślach nazywałem cię swoim przyjacielem. Głupie, prawda? Pewnie sensowniej byłoby nadać ci jakieś fikcyjne imię, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że w końcu nie poznam prawdziwego. Sam nie wiem.
Po prostu przepraszam, rozumiesz? I tęsknię za tobą.
Zakładam, że nadal czytasz ten list. Gdybyś nie miał takiego zamiaru, pewnie wrzuciłbyś go do ognia zaraz, gdy tylko sowa go przyniosła, prawda? Sądzę, iż powinieneś wiedzieć, że to zrobiłem. Wyznałem wszystko, ale tylko Ronowi i Hermionie. Dobrze, niedokładnie. Wprawdzie nie powiedziałem nikomu innemu, ale Gryfoni są z natury wścibscy i ktoś podsłuchał. Do czasu, gdy poszedłem zjeść śniadanie następnego dnia, połowa dziewczyn zdążyła mi pogratulować, a chłopaki dyskutowali o jakichś miłych kandydatach, z którymi chcieliby mnie umówić.
Tak na marginesie, o wścibstwie Gryfonów to był żart, ha ha.
Skończyło się na tym, że w czasie następnego wypadu do Hogsmeade mam randkę. Prawdopodobnie i tak się dowiesz, ale chcę być tym, który powie ci pierwszy. Idę z Terrym Bootem. On jest miły. Wygląda dobrze i trochę go już znam, więc myślę, że będziemy się nieźle bawić. Denerwuję się, ale kto tego nie robi przed pierwszą randką?
Mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku.
Harry
Harry obserwował, jak sowa Malfoya leci przez Wielką Salę, by w końcu z wdziękiem wylądować przy stole Slytherinu. Hedwiga nie dała się przekonać, aby zbliżyć się do Ślizgonów. W myślach Harry uważał, że jest tchórzliwa, choć nigdy by jej tego nie powiedział. Spędził w sowiarni dobre pół godziny, starając się ją przekonać do zabrania listu, aż w końcu podleciała sowa Malfoya, spychając Hedwigę z drogi i wyciągając swoją nóżkę.
Teraz obserwował, jak niewielki uśmiech przemknął po twarzy Malfoya, kiedy ten rozpoznał pismo na zewnętrznej stronie pergaminu. Ślizgon rzucił Harry'emu szybkie spojrzenie, ale niemal natychmiast odwrócił wzrok. Jednym łykiem opróżnił swoją filiżankę kawy, zabrał spod stołu torbę i pospiesznie opuścił Wielką Salę.
4 kwietnia
Wysyłam ci ten list, ponieważ mam do napisania coś, co MUSISZ wiedzieć. Jeżeli nie skończysz tego czytać, następnym razem dostaniesz wyjca i wszyscy to usłyszą. Znasz mnie i wiesz, że nie żartuję.
Celowo starasz się mnie wkurzyć? Kazałem ci trzymać się od Boota z daleka z bardzo dobrego powodu. Kiedy pieprzyliśmy się po raz trzeci, właściwie mnie zgwałcił. W czasie naszych pierwszych dwóch spotkań był nieco szorstki i zachowywał się na skraju brutalności, ale mimo wszystko fascynujący i jeszcze nie taki dziwaczny w swoim zachowaniu. Za trzecim razem zupełnie stracił nad sobą kontrolę. Lubi upokarzać swoich partnerów, ranić ich. Myślę, że to dlatego, iż nienawidzi siebie za bycie homoseksualistą, nienawidzi innych, gdyż sprawiają, że ich pragnie. Unikaj go. On cię skrzywdzi.
Chcesz poczytać krwawe szczegóły? Rzucił mnie na ziemię i wszedł we mnie od tyłu bez nawilżania czy jakiegokolwiek przygotowania. Rozdarł mnie. Wyzwał najgorszymi epitetami i skopał po tyłku i nerkach. Wiesz dlaczego? Za karę. Ponieważ moja dupa była tak słodka, że nie umiał się opanować. I za to mnie nienawidził. Więcej szczegółów? Krwawiłem z tyłka przez kilka dni i sikałem krwią przez tydzień. Jeszcze więcej?
Nie mam żadnego prawa ci tego zabronić, ale błagam, unikaj go.
Boże, to straszne. Nie mogę uwierzyć, że ci to zrobił. Powiedziałbym, że mi przykro, ale nie chcę być patetyczny. Zresztą, pieprzyć to. Bardzo mi przykro, że ci się to przydarzyło.
Nie mogę teraz nie pójść, już się zgodziłem. Ale to tylko Hogsmeade. Poproszę Rona i Hermionę, żeby poszli ze mną, więc nie będzie mógł nic mi zrobić. To tak na wszelki wypadek, bo nie sądzę, aby czegokolwiek próbował. Moi przyjaciele nie będą mieli nic przeciwko, choć Ron nie przepada za Terrym. Wynagrodzę mu to i zabiorę gdzieś, może do Miodowego Królestwa.
Już nigdy więcej nawet na mnie nie spojrzysz?
Harry
7 kwietnia
To twoja sprawka?
Tak, zepchnąłem go z miotły. Widziałem, jak obmacywał cię pod stołem w Trzech Miotłach. Ma szczęście, że skończyło się jedynie na złamanej ręce. Jeśli tylko choć spojrzy jeszcze raz w twoim kierunku, złamię skurwielowi drugą. Osobiście.
Tak myślałem. Cóż, dzięki. To jest nawet całkiem szarmanckie, w jakiś pokrętny sposób.
Malfoy, przestań się ze mną tak zabawiać. Albo coś dla ciebie znaczę, albo nie. Zepchnąć kogoś z miotły, bo macał mnie pod stołem? Kto tak postępuje?
Ile razy muszę cię przepraszać? Przepraszam. Poproszę Hermionę, żeby wypisała mi to cholerne słowo za pomocą zaklęcia na czole, jeśli tylko dzięki temu zgodzisz się ze mną porozmawiać. No, zgódź się. Co robisz w następny weekend? Moglibyśmy spotkać się na boisku, polatać i pogadać. Cokolwiek chcesz. Nie planuję niczego, dopóki nie dostanę od ciebie odpowiedzi.
Proszę, daj mi znać.
Harry
9 kwietnia
Przestań wysyłać do mnie sowy, ty irytujący cymbale! Chcesz przeprosić osobiście? Dobrze. Dam ci trzy minuty.
Wieża Astronomiczna, 23:00.
Humor Harry'ego zdecydowanie poprawił się po przeczytaniu tych słów. Nie miał pojęcia, ile zdąży powiedzieć, mając tylko trzy minuty, ale stwierdził, że będzie się tym martwił później. Szybko uporał się z kolacją, przez pracę domową przebrnął w rekordowym tempie (później nakłoni Hermionę, aby mu ją sprawdziła) i popędził do dormitorium po Mapę Huncwotów i pelerynę niewidkę.
W drodze do Wieży Astronomicznej nie spotkał nikogo. Z zażenowaniem przypomniał sobie, co się stało, kiedy spotkał się tam z innym Ślizgonem. Musiał zwariować, skoro kiedykolwiek pomyślał, że tajemniczym przyjacielem może być Zabini. Chichocząc sam do siebie, wspinał się do góry, pokonując po dwa schody naraz. Zanim otworzył drzwi i wszedł na Wieżę, zdjął pelerynę i wepchnął ją do kieszeni szaty.
Malfoy, oczywiście, już tu był. Stał odwrócony plecami do wejścia. Harry zobaczył go, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Wziął głęboki oddech i podszedł powolnym krokiem.
— No? — odezwał się Malfoy bezbarwnym głosem. — Jestem. Co mi chciałeś powiedzieć, Potter?
— Eee... — zaczął Harry. W głowie miał pustkę. Teraz, kiedy stali już twarzą w twarz, pomysł ze spotkaniem wcale nie wydawał mu się taki dobry. Malfoy wywrócił oczami i odsunął się. Harry zauważył, że trzęsą mu się ręce. Pocieszony przez fakt, iż Ślizgon wydawał się nie mniej zmieszany niż on, poczuł powracającą pewność siebie i zrobił krok do przodu.
- Malfoy. Draco. Przepraszam. Jest mi strasznie przykro, że to się w ten sposób skończyło - powiedział. Przy ostatnim słowie głos mu się załamał i Harry zamknął oczy. Ręce zwisały mu bezwładnie po obu stronach ciała.
Czuł, jak gdyby jego serce rozpadało się ciągle od nowa i nawet nie otworzył oczu wtedy, kiedy usłyszał głos Malfoya tuż przy swoim uchu. Ślizgon podszedł blisko i oparł się o niego.
— Ty głupi, pieprzony Gryfonie, przestań wreszcie przepraszać — szepnął i objął ramionami trzęsące się ciało Pottera.
Harry nie poruszył się. Nie potrafił. Po prostu stał, z trudem łapiąc powietrze. Włosy Malfoya muskały jego twarz, mógł wdychać ten cudowny, piżmowy zapach, o którym wiedział, że zapamięta go na zawsze. Trwali tak bez ruchu przez długą chwilę.
W końcu Potter przestał drżeć, przysunął się i uniósł ręce, aby objąć talię Ślizgona.
Moment później Malfoy przyciągnął go do siebie i przycisnął swoje usta do jego warg. Harry pisnął, zacisnął mocniej ramiona i przylgnął do Draco. Chwilę później znaleźli się na podłodze. Potter niemal wszędzie czuł na sobie jego ręce i usta. Przez chwilę Malfoy po omacku próbował dostać się pod jego szatę, ale w końcu zrezygnował z tego, rozpruł materiał i zaczął odpinać guziki dżinsów Harry'ego.
Potter wił się i jęczał pod Malfoyem. Położył mu dłonie na głowie i starał się skierować go w dół swojej klatki piersiowej. Jego penis był tak twardy, iż miał wrażenie, że za chwilę eksploduje. Przez chwilę zastanawiał się, jak by to było, gdyby usta Malfoya znalazły się właśnie tam, ale wtedy usta Malfoya były dokładnie tam, gdzie chciał i to wrażenie okazało się cudowne. Jakiś czas Ślizgon pieścił go przez materiał, rękoma nerwowo mocując się z rozporkiem. Harry wydał z siebie ponaglający dźwięk, zanim odepchnął te ręce i sam rozpiął spodnie. Kiedy penis Pottera niemal wyskoczył na wolność Malfoy jęknął i wziął jego czubek do ust. Z powodu doznań Harry z trudem łapał powietrze. Czuł szeroki uśmiech Ślizgona wokół swojej erekcji. Kurwa. To był jego pierwszy stosunek oralny i Malfoy dobrze o tym wiedział. Musiał zdawać sobie sprawę, że długo nie wytrzyma. Dlatego uderzył pośladkami o zimną, kamienną posadzkę, a następnie wygiął biodra mocno w górę. Docisnął je niecierpliwie do twarzy Malfoya.
Otworzył oczy, aby przyjrzeć się rozgwieżdżonemu niebu.
Chciał znowu poczuć na sobie te usta. Wszystko jedno gdzie.
Chłopak użył obu rąk, aby przycisnąć biodra Harry'ego do podłogi i ponownie opuścił głowę. Harry czuł, jak jego penis wsuwa się do ciepłego, mokrego wnętrza. Miał wrażenie, że może czuć każdy centymetr tego języka na spodniej stronie penisa i zastanawiał się, jakie wrażenia smakowe to ze sobą niesie. Ślizgon trzymał jego biodra dociśnięte do podłogi i Harry widział jedynie czubek jego głowy, kiedy poruszała się w górę i w dół. Uniósł rękę, aby pieścić jego kark. Jedwabiste kosmyki przesuwały się między jego palcami i usłyszał, jak Malfoy jęczy. Puścił jego biodra i Harry czuł, jak oczy uciekają mu w głąb czaszki. Jeszcze moment i doszedł gwałtownie.
Leżał, z trudem łapiąc powietrze, z policzkiem Malfoya opartym o jego mięknącą erekcję przez czas, którymi wydawał się godzinami.
— Och, mój Boże — powiedział wreszcie, kiedy Ślizgon podciągnął się do góry i ich oczy znalazły się na jednym poziomie.
Malfoy ponownie ułożył się na nim i Harry mógł czuć wbijającą mu się w biodro twardą erekcję.
— Mówiłem, że ci się spodoba — uśmiechnął się pożądliwie.
— Mmm... — Harry nie wiedział, co powiedzieć. Tak naprawdę niczego nie chciał mówić. Przez chwilę wpatrywali się w siebie. W szarych oczach widział rozbawienie, ale też pragnienie. O tak. Zdecydowanie pragnienie.
Położył dłoń na karku Malfoya i przyciągnął go do siebie. Otworzył usta w momencie, gdy wargi drugiego chłopaka dotknęły jego własnych. Tym razem pocałunkowi brakowało pasji, jaką dzielili przy poprzednim. Był powolny i namiętny. Leniwa plątanina ich języków.. Kochający.
Harry odsunął się. Nie zdejmując dłoni z szyi Malfoya, zetknął ich czoła razem, a drugą ręką objął Ślizgona w talii. Bez pośpiechu obrócił biodra tak, że jego ciało samo oparło się o Ślizgona. Mógł widzieć, jak jego wargi wykrzywiają się w uroczym, seksownym uśmiechu, kiedy dociskał własne biodra w dół, imitując ruch Harry'ego.
Kiedy wiele godzin później Potter wrócił do wieży Gryffindoru, stał przed portretem Grubej Damy przez dobre dziesięć minut, zanim się obudziła i zażądała hasła. Rzucił jej szeroki, durny uśmiech, na co kobieta z rozdrażnionym westchnieniem otworzyła drzwi. Harry zastanowił się, czy kiedykolwiek czuła się zmęczona zajmowaniem się zakochanymi nastolatkami i głupotami, jakie wyprawiali.
10 kwietnia
Skąd wiedziałem? Nie mam pojęcia. Po prostu wierzyłem, że tak będzie dobrze.
10 maja
Draco, nie wiem, dlaczego zostawiam to w zbroi. Mógłbym wysłać sową albo dać ci wieczorem. Nazwij to chwilową zachcianką. Czy nie tak właśnie kiedyś to określiłeś?
Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś dla mnie kimś najbardziej zdumiewającym. Nie mogę uwierzyć, jaki szczęściarz ze mnie, że cię znalazłem. A właściwie bliższe prawdy jest, że to ty znalazłeś mnie. Niewielu ludzi może to powiedzieć, prawda? Lepiej, żeby nawet nie próbowali.
Mówiłem ci już, że o tobie śnię? Śnię przez cały czas.
Muszę się też do czegoś przyznać. Jestem naprawdę bardzo zadowolony, że nie okazałeś się Wielką Kałamarnicą lub Voldemortem.
Kiedyś napisałem, że zakochałem się w tobie, nie wiedząc nawet, kim jesteś. To prawda i nie ma znaczenia, czy czujesz to samo, czy nie.
Zostaniemy dzisiaj w Pokoju Życzeń? Mogę przyjść do waszego dormitorium. Od czego w końcu mam pelerynę?
Harry
Potter zostawił pergamin w zbroi, kiedy szedł do klasy zaklęć. Po obiedzie powie Draco, aby sprawdził przyłbicę. To stało się już dla nich rutyną: zjeść tak szybko, jak to możliwe, a potem spotkać się w pustej klasie, tej samej, której kiedyś Harry użył do przeczytania jednego z listów, na pospieszne pieszczoty.
Tak, ja też. I nie, nie mogę tego powiedzieć, nie mogę nawet napisać. Ale wiedz, że tak.
28 maja
Draco, znalazłem to przy pakowaniu kufra. Kupiłem kiedyś dla mojego nieznanego przyjaciela w mugolskim sklepie ze starociami i zupełnie zapomniałem. Mają tam takie wielkie pudła z pocztówkami z całego świata. Czasami znajdzie się zupełnie nowa i czysta, a czasami właśnie taka.
Była oczywiście częścią wymiany korespondencji pomiędzy kochankami, gdy jeden z nich wyjeżdżał na wakacje w Rzymie. Pomyślałem, że to miłe. Jeśli kiedykolwiek wysłałbym ci pocztówkę, byłaby podobna do tej. Tylko z obawy przed twoimi współdomownikami nie podpisałbym się imieniem. Jeśli kiedykolwiek będę miał okazję, podpiszę się Sam-Wiesz-Kto, dobrze? Byłoby śmiesznie, Harry Potter jako Sam-Wiesz-Kto.
Uważam, że powinniśmy tam pojechać. Myślałem o tym, co chcę robić po szkole i zdecydowałem, że właśnie to.
Chcę zwiedzić świat.
Chcę, żebyś zwiedził go ze mną.
Draco, będę nosił twoje kamienie, kiedykolwiek zechcesz. Wszystko, co musisz, to dać mi je, zrzucić na mnie cały swój bagaż.
Jesteś moim sercem i moim sumieniem. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie. Chcę, żebyś to wiedział.
Harry
3 czerwca
Widziałeś sowę od mojego ojca. To wezwanie. Tak, mam przyjąć własny Mroczny Znak. Używając kwiecistych zwrotów pisze o zaszczycie służenia Czarnemu Panu. Resztę możesz sobie dopowiedzieć. Zasadniczo nadeszła pora, aby pokazać światu, że Lucjusz Malfoy wychował syna na małego śmierciożercę.
Muszę teraz podjąć decyzję. Kilka miesięcy temu napisałem ci, że czuję się nieznośnie usidlony, bo nie mam wyboru. Teraz mi go oferujesz i nienawidzę cię za to. Mam dokonać wyboru pomiędzy tobą a moją historią, moją rodziną, a nawet moim przeznaczeniem.
Jesteś bezlitosny, Harry. Taką bezwzględność okazywałeś jedynie na boisku. Ale z drugiej strony, nigdy nie miałem okazji obserwować cię, gdy jesteś zakochany. Wysyłasz mi zdjęcie fontanny di Trevi. Wiesz nawet, o co prosisz? Myślisz, że ten cały bagaż, jak go nazywasz, jest niczym poza dekoracyjną otoczką. A właśnie to definiowało mnie przez prawie dwadzieścia lat. To moje dziedzictwo, podobnie jak twoim jest bycie synem świętego Jamesa Pottera i świętej Lily Evans. Nie prosisz, abym poświęcił dużo. Prosisz, żebym poświęcił wszystko.
Załóżmy, że się zgodzę. Myślisz, że Granger i Weasley kiedykolwiek zaakceptują mnie w waszym świecie? Granger, być może, za jakieś dwadzieścia lat. Weasley nigdy. Będzie mnie nienawidził do ostatniego dnia swojego życia. I nigdy nie wybaczy ci, że kazałeś mu wybierać pomiędzy nienawiścią do mnie a miłością do ciebie.
Siedzę teraz nad brzegiem jeziora z papierosem w ustach. One mnie kiedyś zabiją. Palcem jednej ręki dotykam siniaka, który zostawiłeś na mojej szyi zeszłej nocy jako pamiątkę pasji. Twojej pasji do mnie. Jednocześnie patrzę na drugą rękę, tę, na której noszę rodowy sygnet.
Nie mam pojęcia, co zrobię. Ale musisz wiedzieć, że cię kocham. Bardzo cię kocham.
Czuję się jak znicz. Ty i ojciec jesteście szukającymi. Po stronie ojca stoi sześćset lat władzy, tradycji i historii, po twojej obietnica mrożonego espresso, miłość i namiętność. Obaj sięgacie po znicz równocześnie, pytanie tylko, kto dosięgnie go pierwszy. Ale ty rzadko przegrywasz, prawda, Harry?
Sytuacja wręcz błaga o pytanie. Czy mężczyzna powinien wybrać swojego kochanka, czy chłopiec ojca?
Dzień jest upalny i palce napuchły mi od gorąca. Zdejmuję buty i zanurzam stopy w wodzie aż po kostki. Z powodu jej chłodu dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Myślę o Rzymie i tobie obok mnie, naszych nogach zanurzonych w fontannie i nagle tam jestem. Obaj tam jesteśmy. Zamykam oczy i aurę przeszłości, tak charakterystyczną dla tego miasta. Wkładam rękę do wody w nadziei, że chłód rozluźni ucisk sygnetu.
Wiesz, że „ciao” po włosku znaczy zarówno witaj, jak i żegnaj?
EPILOG
Draco,
Rzym jest tak piękny, jak mówiłeś, a fontanna di Trevi oszałamiająca, prawda? Wiem, że wywrócisz oczami, kiedy to przeczytasz, ale patrząc na koniki morskie, nieodmiennie przypomina mi się Hogwart. Jeden jest tak spokojny, posłuszny... a drugi narowisty. To z kolei przywołuje wspomnienie nas w szkole i nie jestem w stanie zdecydować, który z nich to ja, a który ty.
Nie pamiętam niczego, co napełniałoby mnie aż takim spokojem, ale sądzę, że to dlatego, iż kiedy na to patrzę, widzę tylko ciebie. Co ty widziałeś?
Pewnie pomyślisz, że jestem dziecinny, ale chciałem tylko napisać krótką notatkę na pamiątkę starych czasów. Mam nadzieję, że gdy to przeczytasz, uśmiechniesz się. Wiesz, tym prywatnym uśmiechem, który wypływał ci na twarz za każdym razem, gdy dostawałeś ode mnie list. I nawet nie próbuj zaprzeczać. Czekałeś na nie z niecierpliwością i zapartym tchem, wiem o tym.
Kiedy wrócimy do domu przypomnij mi, żebym zadzwonił do Rona i Hermiony, dobrze? Będą chcieli znać każdy szczegół naszej podróży.
Kocham cię.
Harry
***
* w oryginale jest „in his eggs”, czyli „w jego jajkach”, ale pozwoliłyśmy sobie zmienić, aby czytelnicy uniknęli brzydkich skojarzeń
KONIEC
Jedno zdanie wyjaśnienia. Epilog może niektórych czytelników wprowadzić w błąd, gdyż sugeruje, że wszystko dobrze się skończyło. Ale jak pewnie niektórzy zauważyli, przy ostatnim liście nie ma daty. Tak naprawdę Harry miał okazję napisać go dopiero po dwudziestu latach, kiedy ponownie spotkał się z Draco.