Jedzie sobie młode małżeństwo samochodem. Przejeżdżaja obok "tirówek". Żona pyta:
- Kochanie, co tu robia te panie i to tak ubrane???
- One zarabiaja na nierzadzie.
- A co to znaczy?
- Robia ludziom przyjemnosci za pieniadze.
- A dużo można na tym zarobić??
- Oj, bardzo dużo, kochanie.
- To może i ja bym stanęła? W końcu dopiero co się dorabiamy, auto na spłacie, a czasy takie niepewne...
Maż unosi brwi ze zdziwienia:
- No, jak ty nie masz nic przeciwko, to ja też się zgadzam.
- A co muszę zrobić? - pyta żona.
- Stan tu, ja stane 100 metrów dalej. Jak podjedzie klient to powiedz "stówa" i rób co trzeba. W razie watpliwości mów, że musisz porozmawiać z menadżerem i przybiegnij do mnie.
- Ok. Żona staje, stoi 5 min. Zatrzymuje się merol. Żona podchodzi, a kierowca pyta:
- Ile?
- Stówa.
- Ale ja mam tylko siedem dych.
- Poczeka pan. Muszę porozmawiać z menadżerem.
Żona biegnie do męża i pyta:
- Józek, ale on mówi, że ma tylko 7 dych. Zrobić to?
- Nie kochanie, nie możemy od razu robić zniżek. Powiedz mu, ze za 70to mu weźmiesz do ręki.
Żona biegnie z powrotem i mówi, że zrobi ręka za siedem dych. Gość się zgadza, wyciaga co trzeba. Oczom żony ukazuje się instrument długi aż do kolana klienta. Żona wytrzeszcza oczy i mówi:
- Muszę porozmawiać z menadżerem. Biegnie zdyszana do męża i woła:
- Józek nie badź świnia!!! Pożycz mu te trzy dychy!!!