background image

ADAMS AUDRA

Mężczyzna ze snu

The Bachelor’s Bride

Tłumaczyła: Weronika Żółtowska

background image

PROLOG

Pokój  był  nieskazitelnie  biały.  Barwę  czystego  śniegu  miały  ściany, 

zasłony,  firanki  spływające  ciężkimi  fałdami  z  otwartych  okien,  wielkie  łoże 

okryte  jedwabną  pościelą.  Ocieniał  je  półprzezroczysty,  jasny  baldachim. 

Sypialnia wydawała się nieco staromodna i... bez najmniejszej skazy.

Lśniła bielą.

Ciemnowłosa  dziewczyna  położyła  głowę  na  jedwabnej  poduszce  i 

wyciągnęła ramiona ku wezgłowiu. Pokój tonął w bladej, srebrzystej poświacie 

księżyca.  Tajemnicza  piękność  spoglądała  szeroko  otwartymi  oczyma  na 

mężczyznę,  który  szedł  w  stronę  łóżka  bez  pośpiechu,  lecz  zdecydowanie. 

Trzymał  w  dłoni  papierosa.  Miał  na  sobie  biały  letni  garnitur  i  nie  dopiętą 

koszulę tej samej barwy.

Uśmiechnął się; dziewczyna odpowiedziała uśmiechem. Nie odsunęła się, 

gdy nieznajomy usiadł obok niej na posłaniu. Wodził spojrzeniem po urodziwej 

twarzy  i  zgrabnej  postaci.  Pieścił  dziewczynę  spojrzeniem.  Jego  oczy  były 

zielone  jak  szmaragdy,  z  ciemniejszą  obwódką  wokół  tęczówki.  Dziewczyna 

powiedziała  kilka  słów,  a  mężczyzna  wybuchnął  śmiechem.  W  kącikach  jego 

oczu pojawiły się zmarszczki, które sprawiły, że wyrazista twarz straciła nagle 

wyraz surowości i determinacji.

Odłożył  papierosa  do  białej  popielniczki,  pochylił  się  i  pocałował 

dziewczynę,  która  się  nie  broniła.  Była  w  siódmym  niebie.  Rozkoszowała  się 

czułym  dotykiem  jego  warg.  Nieznajomy  podniósł  głowę  i  z  uśmiechem 

popatrzył  na  ciemnowłosą  piękność.  Zielone  oczy  straciły  wyraz  powagi  i 

zalśniły dziwnym blaskiem.

To było pożądanie.

Mężczyźni  często  spoglądali  na  nią  w  ten  sposób,  ale  w  oczach 

nieznajomego była jakaś wyjątkowa siła. Dziewczyna zadrżała nagle ze strachu. 

A  może  to  nie  obawa,  tylko  podniecenie?  Uniosła  rękę  i  odgarnęła 

nieznajomemu  z  czoła  kosmyk  jasnych  włosów.  Mężczyzna  wtulił policzek  w 

jej dłoń. Dziewczyna poczuła ciepło jego gładkiej skóry.

Przysunął się jeszcze bliżej.

– Chcę się z tobą kochać – szepnął.

background image

–  Tak  –  odparła  przeciągle,  rozkoszując  się  brzmieniem  tego  słowa. 

Mężczyzna zamknął jej usta pocałunkiem.

Rozchyliła wargi i poczuła dotknięcie jego języka, który wdarł się do jej 

ust  z  siłą  morskiej  burzy.  Nikt  jej  tak  dotąd  nie  całował  –  z  pasją,  ogniem  i 

zachłannością.  Poddała  się  zielonookiemu  mężczyźnie,  całkowicie  zdana  na 

jego wolę. Zrobiła to chętnie i spontanicznie.

Silne  dłonie  powoli  sunęły  w  górę  po  jej  ramionach,  aż  objęły  piersi. 

Nieznajomy przez chwilę bawił się ramiączkami letniej sukienki, a potem zsunął 

je delikatnie i łagodnym ruchem obnażył kształtny biust. Dziewczyna czuła jego 

natarczywe spojrzenie.

Mężczyzna  dotknął  palcami  sutków,  które  stwardniały  pod  wpływem 

delikatnej  pieszczoty.  Uśmiechnął  się  znowu,  szepcząc  z  niekłamanym 

zachwytem  żarliwą  pochwałę  jej  urody.  Czułe  słowa  zupełnie  oszołomiły 

dziewczynę.

Zamknęła  oczy,  gdy  dotknął  wargami  jej  piersi.  Zaskoczył  ją  żar 

pocałunków. Jej ciało płonęło. Męskie dłonie sunęły w dół. Wślizgnęły się pod 

sukienkę. Opuszki palców muskały smukłe uda.

–  Rozsuń nogi  –  szepnął  mężczyzna, tuląc  głowę do  piersi  dziewczyny. 

Gorący oddech parzył nagą skórę.

Posłuchała  go,  spragniona  śmielszych  pieszczot.  Jej  cierpliwość  została 

wystawiona na ciężką próbę. Minęło sporo czasu, nim męskie dłonie uwolniły ją 

od bielizny. Poczuła między udami jego smukłe palce.

Krzyknęła  pod  wpływem  zmysłowej  pieszczoty.  Nieznajomy  uniósł 

głowę  i  pocałował  dziewczynę  zaborczo,  tłumiąc  jęk,  który  wydała,  gdy 

poznawał sekrety jej kobiecości. Dotyk jego dłoni był zdecydowany, a zarazem i 

czuły.  Dziewczyna  zatraciła  się  w  rozkosznych  doznaniach.  Była  gotowa, 

rozpalona, udręczona pożądaniem.

Nie wystarczały jej odważne męskie pieszczoty. Rozpięła białą koszulę i 

wsunęła palce we włosy porastające muskularny tors. Jej dłonie sunęły w dół, aż 

trafiły na pasek od spodni.

Palce  mężczyzny  znieruchomiały  na  moment,  lecz  po  chwili  znów 

poczuła ich niespieszne, łagodne i zdecydowane dotknięcie. Wyprostował się i 

obserwował  dziewczynę,  która  przez  dłuższą  chwilę  zmagała  się  z  oporną 

klamrą  paska.  Nie  odrywał  roziskrzonego  spojrzenia  od  kobiecych  dłoni 

background image

obejmujących  jego  męskość.  Ogarnięta  żądzą  dziewczyna  zapomniała  o 

wstydzie.

Patrzyli  sobie  w  oczy,  gdy  niecierpliwe  dłonie  rozpalały  w  ciałach 

pożądanie. Dziewczyna pierwsza odwróciła wzrok. Zacisnęła powieki, ulegając 

przemożnej rozkoszy, która pulsowała w niej jak wszechogarniająca światłość.

– Teraz – szepnął mężczyzna. Dziewczyna nie protestowała.

Przykrył  ją  swoim  ciałem.  Poczuła  go  w  sobie.  Żaden  mężczyzna  nie 

posiadł jej dotąd w sposób tak zupełny i całkowity. Uniosła biodra. Poruszali się 

zgodnie w odwiecznym tańcu kobiet i mężczyzn, który stanowił niewyczerpane 

źródło najczystszej rozkoszy. Dziewczyna bez oporu się jej poddała. Wpatrzona 

w  twarz  kochanka,  radowała  się,  że  potrafi  dotrzymać  mu  kroku,  że  umie  go 

zadowolić,  że  zdolna  jest  odczuwać  tak  wielkie  pożądanie.  Czuła,  jak  ciało 

kochanka tężeje w jej objęciach.

Długo odpoczywali. W końcu mężczyzna uniósł się na łokciu. Oczy mu 

jaśniały w srebrzystym blasku księżyca. Gdy się uśmiechnął, dziewczyna ujrzała 

drobne zmarszczki w kącikach oczu. Pocałował ją w czubek nosa i ona również 

się uśmiechnęła.

Przyglądała  mu  się  uważnie.  Miał  opaloną  twarz,  wydatne  kości 

policzkowe i bardzo jasne włosy opadające na czoło. Pomyślała, że mogłaby go 

pokochać.  Był  przystojny,  męski,  opiekuńczy.  Wpatrywała  się  w  urodziwą 

twarz.

Twarz ze snu...

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kropka  zmieniła  kolor  na  niebieski.  Na  wszelki  wypadek  dziewczyna 

przyjrzała się jej pod światło.

Wlepiła spojrzenie w barwny punkcik.

Nie miała żadnych wątpliwości. Błękitny jak niebo w letni dzień.

Rachel  Morgan  przysiadła  na  toaletce  stojącej  w  łazience  niewielkiego 

mieszkania,  które  było  zarazem  jej  pracownią.  Westchnęła  głęboko. 

Przeprowadzanie trzeciej próby nie miało sensu. Wynik okazałby się taki sam.

Była w ciąży.

Jak to możliwe? Oto jest pytanie!

Ręce jej drżały, jakby nagle straciła panowanie nad sobą. To absurdalne... 

po  prostu  nierzeczywiste.  Odkąd  przeniosła  się  do  Nowego  Jorku,  nie  była  z 

nikim związana. Zamieszkała w wielkim mieście przed dwoma laty, po śmierci 

matki i zerwaniu zaręczyn z Tomem. W życiu Rachel nie było od tamtej pory 

żadnego mężczyzny.  Zbyt wiele miała życiowych problemów, by znaleźć czas 

na  randki. Przygryzła wargi, starając się powstrzymać  łzy. Bezrobotna  kobieta 

spodziewa się dziecka. Piękna perspektywa!

Usiłowała dociec, jak to możliwe. Była rozsądną kobietą. Zdawała sobie 

sprawę,  że  niepokalane  poczęcie  jest  zjawiskiem  unikalnym.  Najwyraźniej 

erotyczny  sen  o  nieznajomym  w  białym  garniturze  miał  jakieś  odniesienia  do 

rzeczywistości.

Zadzwonił  telefon.  Rachel  podniosła  się  niechętnie  i  przeszła  z  łazienki 

do pokoju w kształcie litery L, który pełnił funkcję kuchni, salonu oraz sypialni. 

Przysiadła na łóżku i podniosła słuchawkę.

– Halo?

–  Mówi  Trudy. Cześć,  Rachel.  Wspaniale, że  cię  zastałam.  Chyba  mam 

dla ciebie pracę. Jeden z naszych dostawców szuka...

– Jestem w ciąży.

– Co?

– Słyszałaś.

– Jak to?

–  Sama  nieustannie  zadaję  sobie  takie  pytanie.  Siedzę  tu  i  usiłuję  coś 

background image

wykombinować. – Nie wspomniała, że musi prócz tego walczyć z mdłościami i 

zapanować nad roztrzęsionymi nerwami.

– Nie ruszaj się z domu – poleciła Trudy. – Zaraz do ciebie przyjadę.

Pół  godziny  później  Rachel  usłyszała  dzwonek.  Nacisnęła  guzik 

domofonu i czekała w korytarzu na charakterystyczny dźwięk zatrzymującej się 

windy.  Otworzyła  drzwi,  oparła  się  o  framugę  i  obserwowała  swoją 

przyjaciółkę,  idącą  pospiesznie  w  jej  stronę.  Wysoka,  szczupła,  rudowłosa 

Trudy  Levin  stanowiła  doskonały  przykład  kobiety  wyzwolonej  i 

zdeterminowanej.  Była  ambitna  i  pewna  siebie;  odnosiła  wielkie  sukcesy  w 

branży kosmetycznej.

Gdy Rachel przyjechała do Nowego Jorku, na pierwszy rzut oka można w 

niej było rozpoznać dziewczynę z małego miasteczka. Pewnego dnia zgubiła się 

w metrze i wówczas niebiosa zesłały jej na pomoc Trudy. Kuta na cztery nogi 

piękność z Manhattanu pomogła nowicjuszce i zaopiekowała się nią jak kwoka 

bezbronnym  kurczęciem.  Od  razu  przypadły  sobie  do  serca  i  zostały 

przyjaciółkami.

– To mi się nie mieści w głowie – rzuciła Trudy. Minęła Rachel i wpadła 

do mieszkania. Zawsze dokądś się spieszyła.

Rachel odwróciła się powoli i zamknęła drzwi.

– Jeszcze zasuwa i łańcuch – przypomniała Trudy, rzucając wielką torbę 

na kuchenny stół.

Rachel posłuchała z uśmiechem. Przyjaciółka zawsze ją strofowała i nie 

szczędziła  rad,  jak  uniknąć  niebezpieczeństw  wielkiego  miasta.  Rachel 

wiedziała,  że  apodyktyczna  panna  Levin  troszczy  się  na  serio  o  jej 

bezpieczeństwo, i dlatego bez dyskusji wykonywała polecenia.

– Mów, co się stało.

Rachel  sięgnęła  po  leżące  na  kuchennym  blacie  pudełeczko  z  testem 

ciążowym. Z pozornym spokojem podsunęła je Trudy pod nos.

– Czysty błękit.

– Nie do wiary – jęknęła Trudy.

– Ciągle to sobie powtarzam – mruknęła ponuro Rachel.

Zajęła się parzeniem herbaty, próbując opanować stargane nerwy.

– Czuję się urażona. Wiesz niemal wszystko o mnie i Jake’u. Po każdej 

randce  zdawałam  ci  szczegółowe  sprawozdanie,  prawda?  Dlaczego  mi  nie 

background image

powiedziałaś, że kogoś masz? – wypytywała naburmuszona Trudy.

– Z nikim się nie widuję.

– W takim razie...

– Sama nie wiem. – Rachel bezradnie pokręciła głową.

– Absurd.

–  Oczywiście.  Problem  w  tym,  że  nie  mam  pojęcia,  kto  jest  ojcem. 

Jedynie tamten sen...

– Sen?

–  Opowiadałam  ci,  co  mi  się  śniło,  pamiętasz?  To  było  wówczas,  gdy 

chorowałam na grypę.

– Erotyczny sen o mężczyźnie w białym ubraniu?

– Tak. Właśnie ten – potwierdziła Rachel z ironicznym uśmiechem.

– Dobrze. Musimy to przemyśleć – stwierdziła Trudy opadając na krzesło.

– Napijesz się herbaty? – zapytała Rachel.

– Tak. Wrzuć do kubka plasterek cytryny i pół...

– Wiem. Pół torebki słodziku.

Rachel  nakryła  do  stołu.  Na  miniaturowym  blacie  położyła  serwetki  i 

łyżeczki.  Obok  postawiła  dzbanek  pełen  gorącego  naparu  z  herbacianych 

listków.  Z  wdzięcznością  popatrzyła  na  Trudy.  To  prawdziwe  szczęście,  gdy 

można komuś zaufać. Rachel zrobiło się lżej na sercu.

Gdy  usiadły  przy  stole,  napełniły  filiżanki  i  zaczęły  pić  gorącą  herbatę, 

Trudy położyła rękę na dłoni przyjaciółki.

– Opowiedz mi wszystko od początku.

– Problem w tym, że początku w ogóle nie pamiętam.  Wiem tylko, jaki 

był koniec.

– W takim razie słucham.

– To się zdarzyło, gdy zachorowałam. Pamiętasz?

– Owszem. Tego dnia moja firma wydała przyjęcie. Promowaliśmy nowe 

perfumy. Nieco wcześniej złapałaś paskudną grypę.

–  Tak,  lekarz  przepisał  mi  antybiotyk.  Czułam  się  nieco  lepiej,  ale  nie 

miałam ochoty wychodzić z domu. Mimo to udało ci się mnie namówić, żebym 

wzięła udział w tym przyjęciu.

– Z tego wniosek, że jestem wszystkiemu winna.

– Nie opowiadaj bzdur. Po prostu zależało ci, żebyśmy poszły razem na 

background image

bankiet. Tłumaczyłaś, że powinnam wyrwać się z domu, poznać nowych ludzi, 

nawiązać kontakty pomocne w znalezieniu pracy.

–  Pamiętam.  Zostałyśmy  prawie  do  końca.  Przyjęcie  odbywało  się  w 

starej  zbrojowni.  Był  straszny  tłok.  Rozdzieliłyśmy  się  i  potem  długo  nie 

mogłam cię znaleźć. Obeszłam wszystkie sale chyba ze sto razy, ale nigdzie cię 

nie dostrzegłam. Po prostu zniknęłaś.

– W ogóle tego nie pamiętam.

–  Znalazłam  cię  wreszcie  na  schodach.  Siedziałaś  na  stopniu  z  głową 

opartą o  balustradę, jakbyś drzemała. Wystarczył rzut oka, abym przestraszyła 

się nie na  żarty. Byłaś  okropnie blada i  skarżyłaś się na mdłości.  Natychmiast 

cię  stamtąd  zabrałam.  Pojechałyśmy  do  ciebie  taksówką.  Pamiętasz  z  tego 

cokolwiek?

–  Nie.  Wiem,  że  poszłyśmy  na  bankiet.  Jak  przez  mgłę  przypominam 

sobie wystrój sali. Piłam coś... To był poncz.

– Jakiś idiota go wzmocnił.

–  Nie  czułam  smaku.  W  tym  momencie  film  mi  się  urwał.  –  Rachel 

patrzyła z rozpaczą na przyjaciółkę. Trudy wzięła ją za rękę. Była zatroskana.

– Opowiedz mi ten sen.

– To bardzo trudne. Nie umiem się w tym rozeznać.

– Spróbuj.

–  Widziałam  nieznajomego  mężczyznę  –  oznajmiła  Rachel,  wzdychając 

ciężko. – Potem...

– Kochaliście się?

– Tak – odparła zarumieniona Rachel.

– W śnieżnobiałym pokoju?

– Tak.

– Kiedy miałaś ten sen po raz pierwszy? – zapytała Trudy.

–  Podczas  choroby.  Leżałam  w  łóżku  całe  dwa  tygodnie.  Kiedy 

gorączkowałam,  sen  wielokrotnie  się  powtarzał.  Po  wyzdrowieniu  nie  miałam 

go ani razu.

– Jak dawno zaczęłaś śnić?

– Przed sześcioma tygodniami.

– Jak długo trwa ciąża? – zapytała Trudy.

– Prawdopodobnie sześć tygodni.

background image

– Zagadka rozwiązana.

– Och, Trudy. Przecież to bzdura!

– Kochanie, w czasie przyjęcia szukałam cię ponad godzinę. Na pewno z 

kimś  wyszłaś.  Trzeba tylko ustalić,  kto  to był.  –  Trudy w  zamyśleniu  gładziła 

palcem dolną wargę. – Opisz mi mężczyznę ze snu. Może go znam.

– Nosił biały garnitur i koszulę.

– Bardzo mi pomogłaś – mruknęła kpiąco Trudy. – Przyjęcie odbyło się w 

połowie czerwca. Był upał. Większość gości miała jasne ubrania.

– To był wysoki blondyn o zielonych oczach – dodała Rachel.

– Ciekawy rysopis.

Rachel  przymknęła  powieki.  Oglądane  we  śnie  obrazy  stanęły  jej  przed 

oczyma. Zadrżała.

–  Palił.  Miał  piękny  uśmiech,  a  w  kącikach  oczu  drobne  zmarszczki. 

Mówił niskim, wibrującym głosem, niczym Harrison Ford. – Rachel spojrzała z 

nadzieją na przyjaciółkę. – I co?

– Sama nie wiem. Pamiętasz coś jeszcze?

– Miał cudowne usta.

– Co przez to rozumiesz? – wypytywała Trudy. Rachel odwrócił wzrok.

– Nie wiem, jak to ująć – mruknęła, zerkając na przyjaciółkę. Czuła, że 

się rumieni.

–  Nie  czas  na  fałszywy  wstyd,  Rachel.  Musisz  mi  podać  więcej 

szczegółów – przekonywała Trudy.

– Zaborcze.

– Proszę?

– Jego usta były gorące i zaborcze.

–  Dużo  pamiętasz  z  tamtej  nocy  –  odparła  Trudy,  ze  zrozumieniem 

kiwając głową.

– Chyba tak – przyznała jej rację przyjaciółka, z uwagą oglądając swoje 

paznokcie.

– Coś jeszcze przychodzi ci do głowy?

–  Niewiele.  –  Rachel  przygryzła  wargę.  –  Chwileczkę,  pamiętam,  że 

tamten  mężczyzna  mówił  z  ledwie  wyczuwalnym  obcym  akcentem.  Mógł 

pochodzić z Francji.

– Raczej z francuskiej części Kanady.

background image

– Słucham? Wiesz, o kim mówię? – zapytała z nadzieją Rachel.

– Nie jestem pewna, ale rysopis wydaje się znajomy.

– Mów prędko. Na miłość boską, Trudy, muszę wiedzieć!

– To mój szef.

– Niemożliwe! Reid James?

–  Owszem,  Reid  James,  czyli  znacznie  odmłodzone  wcielenie  Roberta 

Redforda.

– O Boże! Byłam przekonana, że to sen.

–  Najwyraźniej  się  pomyliłaś  –  odparła  Trudy,  spoglądając  znacząco na 

talię przyjaciółki.

Reid nie mógł się doczekać końca nudnego zebrania. Niech już będzie po 

wszystkim!  Teraz.  Natychmiast!  Był  śmiertelnie  znudzony.  Z  trudem  unosił 

ciężkie  powieki.  Czego  ci  ludzie  od  niego  chcą?  Po  co  tyle  gadają?  Przecież 

mogliby powiedzieć krótko, z czym przyszli, i wynieść się do diabła!

Oparł  podbródek  na  dłoni  i  pokiwał  głową,  udając,  że  przysłuchuje  się 

dyskusji.  Miał  nadzieję,  że  nikt  nie  zauważy,  jak  nudzą  go  wywody 

podwładnych.  Nie  miał  do  pracowników  żadnych  zastrzeżeń.  Problem  był 

poważniejszy. Reid  był  śmiertelnie  znudzony  wszystkim,  co  działo  się  w  jego 

życiu.

Miał  trzydzieści  pięć  lat.  Osiągnął  sukces,  o  jakim  większość  młodych 

ludzi  może  tylko  śnić.  Po  dziesięciu  latach  wytężonej  pracy  zorganizował 

przedsiębiorstwo  obracające 

milionami 

dolarów. 

Był 

centrum 

zainteresowania. Jedni go podziwiali, inni zawzięcie krytykowali.

Gdy  osiągnął  wszystko,  poczuł  się  zmęczony.  Miał  dosyć  ustawicznej 

harówki. Pragnął, by inna osoba lub grupa osób przejęła zarządzanie korporacją. 

Postanowił  się  wycofać.  Myślał  o  tym,  odkąd  przed  trzema  laty  umarła  jego 

matka. Udowodnił obojgu rodzicom, że jest kimś. Ojciec oficjalnie uznał Reida 

za  swego  potomka  dopiero  wówczas,  gdy  młody  przedsiębiorca  zarobił 

pierwszy milion dolarów.

Reid James postanowił wziąć bezterminowy urlop, ale łatwiej było podjąć 

decyzję, niż wprowadzić ją w czyn. Ciągle to odwlekał, a przyczyn było wiele: 

kolejne  ważne  zebranie,  którego  nie  można  opuścić;  następny  przełom, 

decydujący o losach korporacji; jeszcze jeden atak nieuczciwej konkurencji.

Miał tego dość. Stracił zainteresowanie sprawami przedsiębiorstwa. Czas 

background image

z tym skończyć. Natychmiast!

Reidowi  pozostał  do  rozwiązania  tylko  jeden  problem.  Gdy  się  z  nim 

upora, będzie mógł odejść. Lękał się jednak, że przyjdzie mu długo szukać tego, 

czego pragnął.

Potrzebował celu, który nada sens jego dalszej egzystencji.

–  Przepraszam  –  powiedział,  wstając  z  miejsca.  Mówca  urwał  w  pół 

słowa, ale szef w ogóle się tym nie przejął. W sali zapanowała martwa cisza. –

Muszę wyjść – oznajmił i ruszył ku drzwiom.

Czuł na  sobie  zdziwione spojrzenia pracowników. Nikt się  nie odezwał. 

Nie  mieli  odwagi.  Decyzje  szefa  zawsze  były  ostateczne.  Nikt  ich  nie 

kwestionował.

Reid  szedł  w  stronę  biura.  Wcale  się  nie  spieszył.  Przystawał, 

odpowiadając życzliwie na pozdrowienia swych podwładnych. Znał wszystkich 

z imienia i nazwiska. To było dla niego niesłychanie ważne. Musiał walczyć z 

uporem, by odzyskać prawo do własnego nazwiska, ale gdy już dopiął swego, 

postanowił zachować to, które w sierocińcu nadały mu siostry zakonne.

Wszedł  do  biura,  w  którym  urzędowała  jego  asystentka,  Charlotte 

Mercier, strzegąca gabinetu szefa przed nieproszonymi gośćmi. Była jego prawą 

ręką.  Pilnowała  terminów,  samodzielnie  prowadziła  korespondencję  i 

podpisywała  listy  w  imieniu  pracodawcy.  Reid  ufał  jej  całkowicie  i  nie  miał 

wątpliwości, że nawet po jego odejściu Charlotte da sobie radę z prowadzeniem 

firmy.  Ilekroć  wspominał  o  takiej  ewentualności,  asystentka  udawała 

zaniepokojoną,  ale  na  pewno  uporałaby  się  bez  jego  pomocy  z  każdą  trudną 

sprawą.

Charlotte podniosła głowę znad papierów i podała szefowi plik różowych 

karteczek,  na  których  zanotowała,  kto  dzwonił.  Reid  przejrzał  je  pospiesznie. 

Większość  z  powrotem  rzucił  na  biurko,  co  oznaczało,  że  asystentka  powinna 

samodzielnie podjąć decyzje w tych  sprawach. Ów prosty rytuał powtarzał się 

codziennie.  Reid  niechętnie  odpowiadał  na  telefony.  Charlotte  sięgnęła  po 

karteczki. Wybrała kilka z nich. Reszta trafiła do kosza.

–  Kiedy  dzwonił  Mazelli?  –  zapytał  Reid,  spoglądając  na  jedyną  kartkę 

wartą zainteresowania.

– Pół godziny temu.

Reid  skinął  głową.  Postanowił  jak  najszybciej  skontaktować  się  z 

background image

prywatnym  detektywem  nazwiskiem  Eddy  Mazelli.  Facet  miał  opinię 

najlepszego  w  branży,  a  jednak  przez  sześć  tygodni  od  podpisania  umowy 

niczego  się  nie  dowiedział.  Na  jego  usprawiedliwienie  można  było  jedynie 

powiedzieć, że sprawa zlecona przez Reida była wyjątkowo skomplikowana.

Reid  czuł  się  bezsilny  i  to  doprowadzało  go  do  furii.  Rzadko  tracił 

panowanie  nad  sytuacją.  W  tej  sprawie  od  początku  jakaś  zagadkowa  i 

nieprzewidywalna siła kierowała jego poczynaniami.

Daremnie  łudził  się,  że  z  czasem  zapomni  o  tamtej  niezwykłej  nocy. 

Może  ciemnowłosa  dziewczyna  zapadła  mu  w  pamięć,  bo  od  dawna  nie 

spotykał się z kobietami? Nieprawda! Szczerze i otwarcie przyznał w duchu, że 

po  raz  pierwszy  w  życiu  poznał  tak  wyjątkową  istotę.  Chwile  spędzone  z 

tajemniczą  nieznajomą  wydały  mu  się  cudowną  bajką.  Śliczna  brunetka 

emanowała wewnętrznym  spokojem, nie  przejmowała się  konwenansami,  była 

pełna  radości  życia,  łagodna,  kobieca,  urocza,  namiętna  i...  kochająca.  Nie 

sądził, że są na świecie takie kobiety.

Był przerażony, gdy o tym myślał.

Kochali się z pasją, ale nie robili przecież nic szczególnego. Problem nie 

w  tym,  jak  doszło  do  miłosnego  zbliżenia;  najważniejsze  były  odczucia 

zrodzone w sercach przypadkowych kochanków.

Reid zapomniał o całym świecie, gdy nieznajoma dziewczyna znalazła się 

w jego ramionach. Wiedział, że takie rzeczy się zdarzają, ale sam nigdy tego nie 

doświadczył, chociaż miał wiele kobiet.

W  pierwszej  chwili  poczuł  strach,  lecz  wkrótce  ogarnęła  go  wielka 

radość, a potem ogromna niecierpliwość, z którą nadal się borykał.

Dziewczyna  zniknęła.  Opuścił  ją  tylko  na  moment,  by  przynieść  coś do 

picia. Gdy wrócił, nie zastał już w holu tajemniczej nieznajomej. Rozpłynęła się 

w powietrzu. Często zadawał sobie pytanie, czy spotkał ją na jawie, czy we śnie.

W  końcu  doszedł  do  przekonania,  że  naprawdę  była  w  białej  sypialni. 

Poduszka nadal pachniała jej perfumami. Gdy nadeszła pora, by zmienić pościel, 

Reid  zachował  się  jak  kompletny  idiota  i  zabronił  sprzątaczce  dotykać  łóżka. 

Zrobił Bogu ducha winnej kobiecie awanturę i uspokoił się dopiero wtedy, gdy 

potulnie wyszła z sypialni.

Nieznajoma  była  kobietą  z  krwi  i  kości.  Ta  myśl...  wspomnienie  o 

cudownej kochance nie dawało mu spokoju. Z pewnością istniała naprawdę.

background image

–  Proszę  mnie  połączyć  z  Mazellim  –  polecił  sekretarce  i  ruszył  ku 

drzwiom gabinetu.

– Czeka tam Trudy Levin – oznajmiła Charlotte, podnosząc słuchawkę.

– Czego chce? – zapytał Reid, kładąc dłoń na klamce.

– Nie mówiła. Koniecznie chce z tobą porozmawiać. Twierdzi, że sprawa 

jest ważna – odparła asystentka, wzruszając ramionami. Szef pokiwał głową.

– Zaraz się dowiem, o co chodzi. Czekam na połączenie z Mazellim.

Reid James otworzył drzwi gabinetu.

– Trudy przyprowadziła jakąś dziewczynę – dodała Charlotte.

– Cześć, Reid. – Trudy powitała szefa uśmiechem. James ucieszył się na 

jej widok. Lubił tę dziewczynę i wysoko oceniał jej pracę. Była zdolna, uczciwa, 

ambitna. Te cechy były dla niego bardzo ważne. Sam je również posiadał. Tak 

mu się przynajmniej wydawało.

–  Witaj,  Trudy  –  odrzekł,  podchodząc  do  biurka.  –  W  czym  mogę  ci 

pomóc?

Kątem oka  dostrzegł  ciemnowłosą  kobietę  stojącą  przy oknie.  Odsunęła 

ręką zasłonę i podziwiała wspaniałą panoramę miasta. Nagle odwróciła głowę i 

spojrzała  na  niego  przez  ramię.  Reid  zamrugał  powiekami,  jakby  oślepił  go 

blask słońca tworzący wokół twarzy nieznajomej świetlistą aureolę.

Coś ścisnęło go za gardło, gdy pojął, kto przed nim stoi.

– Rachel – szepnął zdławionym głosem. Trudy westchnęła głęboko. Reid 

spojrzał na nią z roztargnieniem.

– Widzę, że nie muszę was sobie przedstawiać – stwierdziła panna Levin.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Wiesz, jak się nazywam?

– Znam tylko imię.

Wcale się nie zmieniła. Wszystko, prócz nastroju, było w niej takie same. 

Tamtego  wieczoru  zdawała  się  wesoła,  beztroska,  pogodna.  Teraz  stała  przed 

nim  kobieta  zdenerwowana,  pełna  obaw,  zakłopotana.  Jedynie  oczy  pozostały 

identyczne: szare tęczówki z ciemniejszą obwódką – niemal w kolorze włosów.

– Mazelli na linii – oznajmiła Charlotte przez wewnętrzny telefon.

Reid  podszedł  do  aparatu,  nie  odrywając  wzroku  od  Rachel,  jakby  się 

lękał, że ponownie straci ją z oczu.

–  Tak? – rzucił podnosząc słuchawkę. Nerwowo uderzał palcami  w blat 

biurka. Słuchał przez moment swego rozmówcy.

–  Dobrze.  Niech  mi  pan  wyśle  rachunek.  –  Popatrzył  Rachel  prosto  w 

oczy. – Rozumiem. W porządku. Nie będzie mi pan więcej potrzebny.

Reid  odłożył  słuchawkę.  Przez  chwilę stał  nieruchomo, wpatrując  się  w 

Rachel, jakby zobaczył ducha. Dziewczyna nie była w stanie oderwać od niego 

wzroku.

–  Mimo  wszystko  przedstawię  was  sobie  –  mruknęła  Trudy.  –  Rachel 

Morgan. Reid James.

– Witaj – powiedziała półgłosem Rachel.

– Niesamowite! Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Po tym, co zrobiłaś?

–  Nie  rozumiem.  –  Zdezorientowana  Rachel  wodziła  spojrzeniem  od 

Trudy do Reida. – Czym cię uraziłam?

Reid  zaniemówił.  Stał  przez  moment  z  otwartymi  ustami,  nie  mogąc 

wykrztusić słowa. Zacisnął wargi, gdy przemknęło mu przez myśl, że wygląda 

okropnie głupio.

– Kpisz ze mnie, prawda?

– Nie – odparła Rachel, wolno kręcąc głową.

–  Czy  możesz  na  chwilę  zostawić  nas  samych?  –  powiedział  Reid  do 

Trudy.

– Nie jestem pewna, czy to rozsądne – zawahała się.

–  Rachel  nie  przywykła  do  twoich  wybuchów  złości.  Wyglądasz  w  tej 

background image

chwili na potencjalnego mordercę.

–  Idź  i  przestań  się  martwić.  Od  dawna  nie  rzucam  się  rozmówcom  do 

gardła. Kobiety są przy mnie całkiem bezpieczne.

– Chyba  jednak  zostanę  –  oznajmiła  Trudy,  spoglądając  na  szefa  z 

pobłażliwym uśmiechem.

– Lepiej nie. To bardzo osobista sprawa.

– Domyślam się, o co chodzi – mruknęła Trudy.

– Czyżby? – odparł Reid, unosząc brwi. – To ciekawe, ponieważ ja sam 

jestem całkiem zdezorientowany.

Z trudem panował nad sobą. Ogarnęła go wściekłość. Czuł, że lada chwila 

wybuchnie.

–  Możesz iść  –  wtrąciła  Rachel.  Trudy popatrzyła na  nią  z  niepokojem. 

Dziewczyna drżała jak liść na wietrze.

– Proszę, zostaw nas samych.

–  Zgoda.  –  Trudy  podeszła  do  drzwi.  –  Czekam  w  sąsiednim  pokoju. 

Zawołaj mnie, gdyby coś było nie tak.

–  Przystanęła  położywszy  rękę  na  klamce  i  rzuciła  Reidowi 

porozumiewawcze spojrzenie. – Ty również możesz na mnie liczyć, szefie.

Gdy  Trudy  wyszła,  Reid  okrążył  biurko  i  dotknął  stylowego  fotela 

ustawionego w pobliżu.

– Usiądź – powiedział cicho. Dziewczyna stała bez ruchu. Reid dodał: –

Proszę.

Przywykł do  wydawania poleceń i  rzadko używał tego  słowa. Starał  się 

bardziej  niż  zwykle,  bo  chciał  zrobić  na  Rachel  dobre  wrażenie.  Nie  mógł 

dopuścić,  by  po  raz  drugi  przestraszyła  się  i  uciekła.  Nie  miał pojęcia,  czemu 

poprzednio zniknęła. Trzeba się natychmiast dowiedzieć, kim właściwie jest ta 

ciemnowłosa dziewczyna i co się z nią stało tamtego wieczoru. Nie zamierzał po 

raz wtóry kusić losu.

–  Proszę  –  powtórzył  z  naciskiem.  Rachel  w  końcu  go  posłuchała. 

Zbliżyła  się  do  fotela  i  usiadła.  Reid  zajął  miejsce  na  kanapie.  Oddzielał  ich 

tylko wąski blat stolika.

– Czy możesz mi powiedzieć, co zaszło tamtej nocy?

–  poprosiła  cicho  Rachel.  Siedziała  wyprostowana.  Dłonie  ułożyła  na 

kolanach.

background image

– Chciałem ci zadać to samo pytanie. – Reid uniósł brwi.

Dziewczyna pokręciła głową.

– Nie wiem. Do niedawna sądziłam, że to był tylko sen – odparła cicho.

– Sen?

– Tak. Zrozum, byłam wtedy poważnie chora. Po tamtym przyjęciu dwa 

tygodnie  walczyłam  z  grypą.  Wieczorem  bardzo  źle  się poczułam. Zemdlałam 

pod koniec bankietu. Nie pamiętam, co się działo. Trudy mi powiedziała, że ty 

wydałeś to przyjęcie.

–  Owszem.  To  była  promocja  nowych  perfum.  Wynajęliśmy  dawny 

arsenał.  Tam  cię  poznałem  –  opowiadał,  starannie  dobierając  słowa.  –  Długo 

rozmawialiśmy.

– Tak?

O co tu chodzi? Dlaczego Rachel twierdzi, że niczego nie pamięta?

–  Wyszliśmy  razem.  –  Patrzyła  na  Reida  szeroko  otwartymi  oczyma. 

Pochyliła  się  w  jego  stronę  i  kiwnęła  głową,  zachęcając,  by  mówił  dalej.  –

Poszliśmy na spacer i wkrótce dotarliśmy do mojego mieszkania. Nic z tego nie 

pamiętasz?

– Nie – odparła cicho. – Co było dalej?

– Poszliśmy na górę.

– Do twego mieszkania?

– Tak. Oglądałaś salon.

– A potem?

– Weszliśmy do sypialni.

Rachel spuściła wzrok. Czuła, że się rumieni.

–  Spójrz na  mnie – zachęcił ją Reid. Podniosła oczy. – Naprawdę  sobie 

tego nie przypominasz?

– Niestety. Brałam wówczas antybiotyki. Wypiłam trochę ponczu...

– Jakiś idiota wlał do wazy sporo alkoholu.

–  Trudy  mi  o  tym  wspomniała.  Nie  mam  pewności,  czy  lekarstwa  i 

alkohol tak na mnie podziałały, ale tamten wieczór jest czarną dziurą.

–  Miałem  wrażenie,  że  czujesz  się  doskonale  –  wtrącił  Reid.  –  Byłaś 

niezwykle ożywiona, promienna.

– Pozory mylą.

– Pamiętasz, jak się kochaliśmy?

background image

– Nie... Dopiero później wróciły do mnie strzępy wspomnień. Sądziłam, 

że to sen.

– Już o tym wspomniałaś. Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?

Rachel westchnęła ciężko. Dygotała na całym ciele. Musiała usiąść prosto 

w fotelu i zacisnąć ręce na oparciach, by opanować drżenie.

– Dokonałam pewnego odkrycia.

– Mianowicie? – zapytał Reid.

– Spodziewam się dziecka.

Reid  nie  odrywał  wzroku  od  jej  twarzy.  Do  tej  chwili  sądził,  że  żadna 

wiadomość nie wstrząśnie nim bardziej od nagłej wizyty tej dziewczyny. Mylił 

się. Zachował wprawdzie kamienną twarz, ale serce waliło mu tak, jakby miało 

lada chwila wyskoczyć z piersi.

– Przyszłaś tu, by mi powiedzieć, że jestem ojcem tego dziecka?

– To jedyne rozsądne wyjaśnienie – odparła.

– Przychodzi mi do głowy kilka innych możliwości.

Rachel zacisnęła dłonie w pięści. Trzeba zachować spokój i kontrolować 

emocje.  Jej  położenie  i  tak  było  wyjątkowo  kłopotliwe.  Trudno  się  dziwić,  że 

Reid przyjął usłyszaną wiadomość z niedowierzaniem. Miał prawo znać prawdę, 

choćby trudno mu było w nią uwierzyć.

–  Domyślałam  się,  że taka będzie  twoja  reakcja –  stwierdziła,  zwilżając 

językiem suche wargi.

–  Nie  sądzę,  żebyś  umiała  przewidzieć  moją  reakcję  –  mruknął 

opryskliwie i lekceważąco.

– Wręcz przeciwnie. Uznałeś, że przyszłam tu  po pieniądze. Mylisz się. 

Niczego od ciebie nie chcę. – Rachel wstała. – Trudy i ja przeanalizowałyśmy 

fakty i odtworzyłyśmy wydarzenia tamtego wieczoru. Poprosiłam, żeby mnie tu 

przyprowadziła. Sądziłam, że masz prawo znać prawdę. To wszystko. – Rachel 

ruszyła w stronę drzwi. – Nie będę cię więcej nachodzić.

– Stój – rzucił Reid tonem nie znoszącym sprzeciwu.

– Proszę sobie zapamiętać,  że nie  jestem pańską podwładną. Nie będzie 

mi pan rozkazywać – oświadczyła zimno.

– Wróć. – Rachel stała nieruchomo jak posąg. Reid zacisnął zęby i dodał: 

– Proszę.

Stała  przy  drzwiach,  spoglądając  w  zielone  oczy  rozjarzone  dziwnym 

background image

blaskiem. Intensywność tego spojrzenia przyciągała jak magnes. Rachel zrobiła 

parę kroków w stronę Reida.

– Nie mam ci nic więcej do powiedzenia – stwierdziła kategorycznie.

– Być może. Ja natomiast chciałbym z tobą spokojnie porozmawiać, o ile 

nie masz nic przeciwko temu.

– Słucham.

–  Zapalisz?  –  rzucił  Reid,  wyjmując  papierośnicę,  ale  natychmiast  się 

zreflektował.  – Oczywiście,  że  nie.  Ten  nałóg  jest  ci  obcy.  Spróbowałaś 

papierosa jako szesnastolatka i zrobiło ci się niedobrze.

Rachel wyprostowała się dumnie. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. 

Opowiadała  Reidowi  o  swoim  życiu.  Zwierzała  się.  Na  pewno  sporo  o  niej

wiedział, a tymczasem dla niej ten przystojny mężczyzna był jedynie postacią z 

prasowej kroniki towarzyskiej i opowieści Trudy. Znała go z cudzych relacji.

Jedno  wiedziała  na  pewno:  był  ojcem  jej  dziecka.  Niespodziewanie 

zachwiała się na nogach.

–  Chyba  powinnam  usiąść  –  oznajmiła  słabym  głosem  i  podeszła  do 

skórzanego fotela ustawionego przy biurku.

– Napijesz się kawy albo herbaty? – zapytał Reid.

– Poproszę o filiżankę herbaty.

Reid przycisnął guzik wewnętrznego telefonu i wydał polecenie.

– Nie wyglądasz najlepiej – oznajmił zatroskanym głosem.

– Nic mi nie jest. To zawrót głowy. – Podniosła na niego oczy. – Wszyscy 

mówią, że tak często bywa w moim stanie.

Reid  skinął  głową,  zapalił  papierosa  i  zaciągnął  się  głęboko  dymem. 

Charlotte  przyniosła  na  tacy  herbatę  w  prześlicznej  filiżance  z  chińskiej 

porcelany.  Tego  serwisu  używała  jedynie  wówczas,  gdy  w  gabinecie  Reida 

gościli bardzo ważni kontrahenci lub politycy. Szef rzucił asystentce zdumione 

spojrzenie. Charlotte uśmiechnęła się tajemniczo jak Mona Lisa, co dowodziło, 

że sporo wie.

Niech diabli porwą Trudy! Ta dziewczyna ma długi język. Trzeba ukrócić 

plotki,  bo  w  przeciwnym  razie,  nim  wybije  piąta,  wszyscy  pracownicy  będą 

znali osobliwą nowinę.

– Dziękuję – powiedziała Rachel, biorąc filiżankę z rąk Charlotte.

– Na zdrowie, kochanie – odparła asystentka. – Proszę mnie wezwać, jeśli 

background image

będzie pani czegoś potrzebowała.

–  Zostaw  nas  samych,  Charlotte  –  polecił  Reid.  Sekretarka uśmiechnęła 

się  i  popatrzyła  znacząco  na  szefa,  który  rzucił  jej  ostrzegawcze  spojrzenie  i 

wymownie  pokręcił  głową.  Potem  zaczął  się  ukradkiem  przyglądać  siedzącej 

przy biurku Rachel. Mimo woli poczuł wzruszenie. Tak było zawsze, ilekroć o 

niej myślał. Przypomniał sobie wieczór sprzed sześciu tygodni.

Miał  wtedy  za  sobą  trudny  dzień.  Gdy  o  piątej  skończył  urzędowanie, 

głowa  pękała  mu  z  bólu.  Nie  miał  ochoty  jechać  na  bankiet  promujący  nowe 

perfumy jego firmy, ale w końcu dał się przekonać. Przez jakiś czas krążył po 

salach  arsenału,  ściskał  dłonie  znajomych  i  wdzięczył  się  do  dziennikarzy.

Goście  wyjątkowo  dopisali.  W  salach  bankietowych  panował  wielki  tłok. 

Przyjęcie  odbywało  się  w  starej  zbrojowni  wynajętej  specjalnie  na  ten  cel. 

Budynek  stał  niedaleko  miejsca,  gdzie  mieszkał  Reid.  Gospodarz  przyjęcia 

odczuwał  silną  pokusę,  by  wymknąć  się  niepostrzeżenie.  Wtedy  ujrzał  piękną 

nieznajomą.

Jak  w  romantycznym  filmie,  ich  oczy  spotkały  się  ponad  głowami 

nieprzeliczonych  gości.  Reid,  niewiele  myśląc,  podszedł  do  dziewczyny,  która 

uśmiechnęła się do niego. Natychmiast zapomniał o bólu głowy. Rozmawiali o 

wszystkim i o niczym – jak to na przyjęciu. Reid co chwila wybuchał śmiechem, 

ubawiony  dowcipami  ciemnowłosej  nieznajomej.  Niełatwo  było  go 

rozśmieszyć, ale tamtej nocy stał się cud.

Poprosił,  by  zaczerpnęli  świeżego  powietrza.  Rachel  nie  miała  nic 

przeciwko  temu.  Wyszli,  nie  zwracając  niczyjej  uwagi.  Noc  była  gorąca  i 

wilgotna. Gdy minęli kilka przecznic, ogarnęło ich zmęczenie. Reid machinalnie 

ruszył ku swemu domowi. Gdy znaleźli się w pobliżu, zaproponował, by weszli 

na górę i napili się czegoś dla ochłody. Nowa znajoma chętnie na to przystała.

Pogrążony we wspomnieniach, Reid nie odrywał wzroku od Rachel, która 

małymi  łykami  piła  gorącą  herbatę.  Patrzyła  na  niego  przez  delikatną  mgiełkę 

unoszącą się znad filiżanki.

Reid  znowu  poczuł  koło  serca  znajome  ciepło.  Tamtego  wieczoru 

doznawał  podobnego  wzruszenia.  Rachel  była  taka...  naturalna.  Niczego  nie 

udawała.  Rozmawiali,  jakby  ich  łączyły  długie  lata  znajomości.  W  pewnej 

chwili  zachwyciła  się  wystrojem  salonu.  Reid  postanowił  jej  pokazać  całe 

mieszkanie.  W  końcu  dotarli  do  sypialni.  Na  widok  ogromnego  łoża  Rachel 

background image

zaczęła sobie kpić z jego właściciela. Reid zachęcił ją, by sama się przekonała, 

że jest bardzo wygodne. Rachel bez oporów wyciągnęła się na białej jedwabnej 

pościeli.

Ich  spojrzenia  znowu  się  spotkały.  Reid  poczuł  nieprzezwyciężoną 

potrzebę, by podejść bliżej. Usiadł na posłaniu.

Rachel nie okazała zakłopotania. Reid pochylił się i pocałował ją. To mu 

się wydawało całkiem naturalne.

W  tej  samej  chwili  zapomniał  o  całym  świecie.  Czas,  miejsce, 

okoliczności straciły dla niego znaczenie. Nie panował nad sobą. Kochali się bez 

najmniejszych zahamowań, z radością i zadowoleniem – jakby byli ze sobą od 

lat.

Reid  nie  potrafił  zapomnieć  tamtej  nocy.  Był  przekonany,  że  tamto 

doznanie było dla Rachel równie wyjątkowe jak dla niego. Nie umiał przyjąć do 

wiadomości, że zapomniała, co razem przeżyli.

Czyżby Rachel prowadziła z nim jakąś grę? Reid nie umiał odpowiedzieć 

na  pytanie.  Trzeba  sprawdzić  tę  dziewczynę.  Była  przyjaciółką  Trudy,  co 

świadczyło na jej korzyść. Panna Levin pracowała u niego od dawna i cieszyła 

się zaufaniem szefa.

Scenariusz  dotyczący  rzekomego  ojcostwa  był  Reidowi  dobrze  znany. 

Usłyszał kiedyś podobną nowinę. Wtedy był już ważną figurą i swoje życiowe 

sprawy mógł załatwiać jak należy. Miał dwadzieścia parę lat, gdy pewna kobieta 

usiłowała  mu  wmówić,  jakoby  spłodził  z  nią  dziecko.  Reid  poddał  się 

koniecznym  badaniom,  udowodnił,  że  powódka  kłamie,  i  wygrał  proces.  Cała 

sprawa kosztowała go mnóstwo pieniędzy i upokorzeń.

Od  tamtej  pory  wiązał  się  z  kobietami  rzadko  i  niechętnie.  Było  ich  w 

jego życiu coraz mniej, chociaż gazety rozpisywały się o rzekomych romansach 

przystojnego  milionera.  Doszło  do  tego,  że  całymi  miesiącami  zachowywał 

dobrowolną  wstrzemięźliwość.  Ilekroć  decydował  się  na  erotyczną  eskapadę, 

dbał skrupulatnie, by nie miała żadnych nieprzewidzianych konsekwencji.

Zdawał  sobie  jednak  sprawę,  że  prezerwatywy  bywają  zawodne.  Tego 

rodzaju  niespodzianka  spotkała  jego  rodziców.  Reid  James  czuł  się  winny 

wobec Rachel. Nie powinien był na początku rozmowy podawać w wątpliwość 

jej prawdomówności.

– Lepiej się czujesz? – zapytał, gdy postawiła na tacy pustą filiżankę.

background image

– Tak. Herbata dobrze mi zrobiła. – Podniosła oczy na Reida. – Czy mam 

coś jeszcze wyjaśnić?

– Jeśli to, co mówisz, jest prawdą...

– Zaręczam, że tak.

– Powinienem chyba zapytać, jak zamierzasz postąpić. Rachel bawiła się 

delikatną filiżanką.

– Istnieją rozmaite... możliwości – odparła cicho.

– Wiem. Postanowiłaś już, co zrobisz?

– Nie – powiedziała dziewczyna, wolno kręcąc głową. Podniosła wzrok i 

spojrzała  na  Reida.  Długo  patrzyli  sobie  w  oczy.  Czytali  w  nich  pytania,  na 

które nie potrafili jeszcze odpowiedzieć. Reid zgasił papierosa.

– Mogę ci pomóc w podjęciu decyzji?

– Czy to oznacza, że mi wierzysz?

– Sam nie wiem – odparł, siadając w fotelu.

–  W  takim  razie  dlaczego  chcesz  wiedzieć,  jak  zamierzam  postąpić? 

Wkrótce opuszczę twój gabinet i pewnie się więcej nie zobaczymy. Przyrzekam, 

że nie będę cię nachodzić.

–  Istnieje  spore  prawdopodobieństwo,  że  mówisz  prawdę  –  odparł 

rzeczowo  Reid.  –  W  takim  wypadku  nie  pozwolę,  żebyś  mnie  odsunęła  na 

margines,  Rachel.  Zrobię,  co  do  mnie  należy.  Poważnie  traktuję  swoje 

obowiązki.

– Nie jesteś za mnie odpowiedzialny. Potrafię zadbać o siebie i dziecko.

– Zobaczymy.

– Czy zamierza pan mnie śledzić, żeby się o tym przekonać, panie James? 

– rzuciła drwiąco. Świadomie użyła formy grzecznościowej. Reid wstał.

– Szczerze mówiąc, już wynająłem prywatnego detektywa. Poleciłem mu 

ciebie  odnaleźć.  Nie  mów  do  mnie  per  pan.  Taki  oficjalny  ton  jest  nie  na 

miejscu po tym, co między nami zaszło, prawda? Wiesz, że mam na imię Reid. 

–  Zawahał  się  i  popatrzył  dziewczynie  prosto  w  oczy.  –  Tamtej  nocy... 

powtarzałaś je bez przerwy.

– Nie pamiętam – wyjąkała.

Reid  okrążył  biurko  i  podszedł  do  Rachel,  która  podniosła  wzrok.  Miał 

dziwny wyraz twarzy, a jego oczy lśniły niezwykłym blaskiem. Położył ręce na 

oparciu fotela, tak że dziewczyna była niemal unieruchomiona.

background image

– W takim razie odświeżę ci pamięć.

Dotknął ustami jej warg. Rachel siedziała zupełnie nieruchomo, lecz nie 

próbowała się opierać. Przymknęła oczy, gdy zaczął ją całować. Pod wpływem 

nagłego  impulsu  rozchyliła  wargi  i  poddała  się  pieszczocie  języka.  Oboje 

wiedzieli, że między kochankami tak właśnie powinno być.

Reid  czuł  się  jak  alkoholik  po  długiej  abstynencji.  Wreszcie  mógł  się 

rozkoszować  smakiem  warg  Rachel.  Serce  biło  mu  w  piersi  jak  oszalałe. 

Pocałunek  stawał  się  coraz  bardziej  zaborczy,  z  każdą  chwilą  namiętniejszy. 

Rachel  wydała  jęk,  który  dźwięczał  Reidowi  w  głowie,  w  sercu,  w  duszy  jak 

najpiękniejsza  muzyka.  Ramiona,  na  których  się  opierał,  drżały  z  wysiłku. 

Poczuł dziwną słabość, którą lękał się nazwać. Niespodziewanie ogarnął go lęk.

Przerwał pocałunek, ale się nie odsunął od Rachel.

Patrzyli  sobie  w  oczy.  Ich  twarze  dzieliło  zaledwie  kilka  centymetrów. 

Oddechy były urywane jak po długim biegu.

– Przepraszam – szepnął. Rzadko poczuwał się do winy. Nie miał pojęcia, 

czemu prosi Rachel o przebaczenie. Wiedział tylko, że musi to zrobić.

–  Dlaczego  mnie pocałowałeś?  –  zapytała, opuszkami palców  dotykając 

spuchniętych warg.

Reid  zacisnął  pięści  i  zrobił  krok  do  tyłu.  Potrząsnął  głową,  jakby  z 

trudem wracał do rzeczywistości. Nie znał odpowiedzi na pytanie Rachel.

–  Chciałem  tylko  sprawdzić,  czy  doznania,  które  sama  uważałaś 

dotychczas za sen, nie są przypadkiem wytworem mojej wyobraźni.

Rachel  skinęła  głową.  Wiedziała,  co  Reid  chce  przez  to  powiedzieć. 

Usiłował przekonać samego siebie, że przeżycia tamtej pamiętnej nocy były dla 

nich  obojga  czymś  więcej  niż  tylko  przyjemnym  epizodem  po  nudnym 

przyjęciu.  Nie  myśleli  teraz  o  dziecku.  Rachel  nurtował  tylko  jeden  problem, 

podobnie  jak  Reida.  Chciała  mieć  namacalny  dowód,  że  kochała  się  z  tym 

mężczyzną na jawie, a nie we śnie.

Namiętny pocałunek stanowił dla obojga dostateczne potwierdzenie.

Rozległo się pukanie do drzwi. Trudy wsunęła głowę do gabinetu.

– Żyjecie oboje? – zapytała kpiąco.

– Tak – odparł Reid, idąc w stronę biurka. – Jesteśmy cali i zdrowi.

– Mogę wejść? – rzuciła Trudy.

–  Oczywiście  –  odparła  skwapliwie  Rachel.  Popatrzyła  wymownie  na 

background image

Reida,  by  dać  mu  do  zrozumienia,  że  temat  uważa  za  wyczerpany.  Badawcze 

spojrzenie zielonych oczu dowodziło czegoś zupełnie innego.

– Sądzę, że wszystko już omówiliśmy... – powiedziała niepewnie.

– Mogę do ciebie zadzwonić? – zapytał Reid.

– Raczej nie... – Rachel wodziła spojrzeniem od Trudy do Reida. – Cóż, 

odezwij się, jeżeli masz ochotę.

– Zadzwonię.

– Doskonale.

– Odwiozę cię do domu – stwierdziła Trudy, podchodząc do przyjaciółki. 

Zerknęła na swego szefa. – Chyba nie będę ci tu potrzebna?

Reid pokręcił głową. Odprowadził gości do drzwi. Rachel odwróciła się 

niespodziewanie. Była zakłopotana, ale wyciągnęła rękę.

– Do widzenia... Reid.

–  Dzięki  za  wizytę  –  powiedział  uprzejmie  i  uścisnął  podaną  mu  dłoń. 

Zrobił  to  spokojnie,  z  pozorną  obojętnością,  ale  zielone  oczy  nadal  lśniły 

dziwnym blaskiem. Rachel nie wiedziała, co o tym myśleć. Może Reid sam nie 

potrafi się rozeznać w swoich uczuciach? Pożegnała go słabym uśmiechem.

Reid  długo  stał,  patrząc  na  drzwi  wiodące  do  korytarza,  za  którymi 

zniknęła Rachel oraz Trudy. Charlotte daremnie czekała, aż szef się odezwie i 

wyda jej polecenia. Po chwili wróciła do pisania na maszynie. Znajomy odgłos 

wyrwał Reida z zamyślenia.

– Charlotte – rzucił, idąc w stronę gabinetu. – Połącz mnie z Mazellim.

Rachel  poszła  do  lekarza,  który  potwierdził  wyniki  próby  ciążowej. 

Pierwszy  tydzień  sierpnia  zszedł  jej  na  rozmyślaniach.  Należało  wszystko 

przeanalizować.  W  rozmowie  z  Reidem  podkreśliła,  że  istnieje  kilka 

ewentualności.  Trzeba  było  szybko  dokonać  wyboru.  Czasy  się  zmieniły.  Nie 

było  żadnego  przymusu.  Mimo  to  czuła,  że  decyzja  praktycznie  już  została 

podjęta. Rachel skończyła trzydzieści lat. Nie był to podeszły wiek, ale trudno 

udawać nastolatkę. Idealna pora na urodzenie dziecka. Gdyby wyszła za Toma, 

właśnie  teraz  myśleliby  o  powiększeniu  rodziny.  Do  małżeństwa  jednak  nie 

doszło. Od tamtej pory żaden inny kandydat do ręki Rachel nie pojawił się na 

horyzoncie.

Niespodziewanie  stanął  jej  przed  oczyma  Reid  James.  Skarciła  się  w 

background image

duchu. Trzeba szybko o nim zapomnieć. Ten mężczyzna jej nie ufał. Rachel nie 

miała sił i ochoty, by zabiegać o względy tego gbura. Przez całe życie usiłowała 

pozyskać sobie innych ludzi. Zabiegała o ich miłość. Gdyby miała znowu czynić 

podobne starania, Reid James byłby ostatni na liście kandydatów.

Stanęły  jej  przed  oczyma  tytuły  artykułów  poświęconych  przystojnemu 

milionerowi. Kolorowe magazyny często o nim pisały. Trudy chętnie podtykała 

je  swojej  przyjaciółce.  Wszędzie  nazywano  Reida  doskonałą  partią.  Był 

kawalerem,  do  którego  wzdychały  wszystkie  zamożne  panny  na  wydaniu. 

Rachel skrzywiła się z niesmakiem. Jak mógł pomyśleć, że chciała wyłudzić od 

niego  pieniądze!  Też  coś!  Gdyby  naprawdę  goniła  za  forsą,  sprzedałaby 

skandalizującą  opowieść  o  swoim  romansie  jednemu  z  brukowców.  Za  krótki 

wywiad  dostałaby  kupę  forsy.  Na  szczęście  dla  Reida,  nie  szukała  taniej 

popularności.

Mogła polegać tylko na sobie. Trzeba uporać się z życiowym problemem. 

Reid  James  twierdził,  że  chce  z  nią  jeszcze  porozmawiać,  ale  Rachel  podjęła 

decyzję, nie oglądając się na przystojnego uwodziciela.

Postanowiła  urodzić  i  wychować  jego  dziecko.  Inne  rozwiązania  nie 

wchodziły w grę. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie jej łatwo. Odziedziczyła 

po  matce  niewielką  sumę,  ale  było  oczywiste,  że  pieniądze  stopnieją 

błyskawicznie, o ile nie podejmie pracy. Rachel czuła się w Nowym Jorku jak 

ryba w wodzie, ale życie w wielkim mieście było kosztowne. Nawet gdyby Reid 

zechciał jej pomóc, z trudem wiązałaby koniec z końcem.

Niechętnie  rozważała  tę  ostatnią  możliwość.  Przeczuwała,  że  gdyby 

pozwoliła  pewnemu  siebie  milionerowi  wkroczyć  w  swoje  życie,  wkrótce 

zacząłby samowolnie decydować o losach jej i dziecka. Nie chciała się grzać w 

blasku  jego  sławy.  Była  przekonana,  że  i  maleństwu  takie  rozwiązanie  nie 

wyszłoby  na  dobre.  Ceniła  własną  niezależność  i  postanowiła  jej  strzec.  W 

obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem był powrót do Ohio, do rodzinnego 

domu.

Rachel poczuła skurcz w żołądku na samą myśl o takiej możliwości. Jej 

ojciec  ożenił  się  powtórnie  dwa  miesiące  po  śmierci  pierwszej  żony.  Córka 

długo nie mogła mu tego wybaczyć. Z czasem doszli do porozumienia, ale nie 

było  między  nimi  serdeczności.  Decyzja  o  powrocie  do  domu  okazała  się  dla 

Rachel bardzo trudna.

background image

Niełatwo  uwolnić  się  od  wspomnień.  Matka  Rachel  chorowała  ciężko 

przez  dwa  lata.  Córka  pielęgnowała  ją  z  prawdziwym  oddaniem.  Związek 

państwa  Morgan  od  początku  nie  należał  do  udanych,  ale  gdy  nieszczęsna 

kobieta  podupadła  na  zdrowiu,  ujawniły  się  najgorsze  cechy  charakteru  jej 

męża.  Czuł  się  nieswojo  w  domu,  gdzie  rytm  codziennych  zajęć  wyznaczała 

choroba.  Spędzał  tam  niewiele  czasu.  Ciężar  odpowiedzialności  przerzucił  na 

barki córki.

Rachel  nie  czuła  się  wykorzystywana.  Bardzo  kochała  matkę, 

podtrzymywała ją na duchu w chorobie, a po śmierci wspominała z czułością. 

Niestety, dobrowolne poświęcenie kosztowało ją nie tylko dwa lata życia. Tom, 

który  początkowo  bez  sprzeciwu  godził  się  na  przesuwanie  daty  ślubu,  po 

dwóch latach stracił wreszcie cierpliwość i znalazł kobietę gotową poświęcić mu 

znacznie więcej czasu niż pochłonięta wieloma obowiązkami narzeczona.

W dzień po pogrzebie matki Rachel usłyszała od Toma, że pokochał inną 

dziewczynę,  z  którą  postanowił  się  ożenić.  Dla  Rachel  śmierć  matki  i  niemal 

jednoczesne zerwanie zaręczyn było ciosem ponad siły, ale jakoś się pozbierała. 

Dwa miesiące później ojciec przedstawił córce swoją przyjaciółkę i oznajmił, że 

wkrótce ją poślubi. Nowa żona miała zamieszkać w ich domu – tam gdzie żyła i 

umarła matka Rachel.

Straciła  cierpliwość.  W  dniu  ślubu  wygarnęła  ojcu,  co  o  nim  myśli.  Po 

kłótni,  która  wtedy  nastąpiła,  oboje  byli  wściekli  i  rozdygotani.  Zrodziła  się 

między  nimi  nienawiść.  Tak  przynajmniej  sądziła  wówczas  Rachel.  Tego 

samego  dnia  wyprowadziła  się  z  domu.  Zamieszkała  na  krótko  u  szkolnej 

koleżanki.

Nowy Jork był dla niej idealnym schronieniem. Mogła zniknąć w tłumie i 

zapomnieć  o  życiowych  porażkach.  Wkrótce  na  nowo  odkryła  w  sobie  wolę 

życia.  Czasami  miała  wrażenie,  że  matka  czuwa  nad  nią  z  daleka.  Bez  trudu 

znalazła  pracę  w  niewielkiej  filii  znanego  domu  mody.  Dyplom  studium  dla 

projektantów  okazał  się  dobrą  rekomendacją.  Jej  modele i  wiedza o  tkaninach 

zyskały  spore  uznanie.  Znalazła  wygodne  lokum,  poznała  Trudy.  Po  raz 

pierwszy od paru lat miała wrażenie, że odzyskuje życiową równowagę.

Niespodziewanie wszystko runęło jak domek z kart. Rachel straciła pracę. 

Zarząd  firmy  podjął  decyzję  o  redukcji  zatrudnienia.  Postanowiono  zwolnić 

pracowników  o  najkrótszym  stażu;  na  pierwszy  ogień  poszła  Rachel.  Od 

background image

czterech miesięcy daremnie szukała pracy. Musiała zarobić chociaż parę groszy, 

kelnerowała  więc  codziennie  przez  kilka  godzin  w  barze  za  rogiem. 

Odziedziczonych po matce pieniędzy szybko ubywało.

Niechętnie  myślała  o  powrocie  do  domu,  ale  doszła  do  wniosku,  że  to 

najlepsze  rozwiązanie,  skoro  postanowiła  urodzić  dziecko.  Podjęła  decyzję. 

Wiele  spraw  budziło  w  niej  obawy  i  wątpliwości,  ale  uparła  się,  że  przy  tym 

postanowieniu wytrwa niezłomnie.

Nareszcie dokonała wyboru.

Zaterkotał dzwonek u drzwi.  Zwlekła się z łóżka. Trudy obiecała wpaść 

do  niej  po  pracy  i  przynieść  coś  do  jedzenia.  Rachel  nie  miała  apetytu,  ale 

zdawała  sobie  sprawę,  że  jeśli  niczego  nie  zje,  Trudy  zrobi  jej  wykład  o 

zgubnych  skutkach  głodówki.  Z  dwojga  złego  wolała  potulnie  zjeść 

przyniesione smakołyki.

Nacisnęła guzik domofonu. Czekając na Trudy, szybko nakryła do stołu. 

Wkrótce  rozległo  się  energiczne  pukanie.  Rachel  otworzyła  drzwi.  Na  progu 

stała przyjaciółka dźwigająca wielką torbę.

–  Kupiłaś  wszystko,  co  było  w  restauracji?  –  spytała  Rachel  z 

pobłażliwym uśmiechem.

–  Nie  mędrkuj,  kochanie.  Znam  cię  jak  zły  szeląg  i  wiem,  że  niczego 

sobie nie ugotujesz, więc zrobiłam większe zakupy. Zostanie ci trochę na jutro.

– Jesteś niemożliwa – odparła Rachel.

– Dlatego tak mnie lubisz. – Trudy postawiła torbę na stoliku i poklepała 

przyjaciółkę po ramieniu. Gdy usiadły do kolacji, dodała z chytrą miną: – Nieźle 

się dogadujemy, prawda?

– Rozumiemy się w pół słowa – przyznała Rachel, dziobiąc widelcem ryż 

smażony z chińskimi przyprawami.

–  Przyszło  mi  do  głowy  –  zaczęła  ostrożnie  Trudy  –  że  mogłybyśmy 

razem zamieszkać.

– We dwie?

– Tak.

– O co ci chodzi? – zapytała podejrzliwie Rachel.

– O ciebie. O mnie. Powinnaś się przenieść do mego mieszkania.

– Och, Trudy...

– Wszystko można jakoś zorganizować. Damy sobie radę. Późno wracam 

background image

z pracy. Mogłabyś pomagać mi w sprzątaniu...

–  To  bez  sensu.  Twoje  mieszkanie  jest  za  małe.  Ledwie  starcza  w  nim 

miejsca dla ciebie.

– Nieprawda. Mam sporą wnękę. Można tam ustawić kołyskę. Łóżko dla 

ciebie umieścimy w pokoju.

– A Jake?

– Dlaczego pytasz?

–  Najwyraźniej  macie  się  ku  sobie.  Co  ukochany  powie  na  dziką 

lokatorkę w twoim uroczym mieszkanku? – zapytała Rachel, kiwając głową. –

Troje w jednej sypialni to za dużo, kochanie. Kiedy przyjdzie na świat dziecko, 

będzie nas czworo.

–  Nie  widzę  problemu.  W  gromadzie  zawsze  weselej.  Nie  marudź. 

Zobaczysz, będzie wspaniale.

–  Nie.  –  Rachel  energicznie  pokręciła  głową  i  ujęła  dłoń  Trudy.  Łzy 

stanęły jej w oczach. – Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam. 

Dzięki za troskę, ale nie mogę przyjąć twojej propozycji. Już wiem, co zrobię.

– Zamieniam się w słuch.

Rachel  splotła  palce  i  w  milczeniu  patrzyła  na  talerz  z  jedzeniem.  Nie 

była  w  stanie  wykrztusić  słowa.  Wydawało  jej  się,  że  gdy  oznajmi  swoją 

decyzję, nie będzie już miała odwrotu.

–  I  cóż?  –  mruknęła  zniecierpliwiona  Trudy.  Rachel  podniosła  wzrok  i 

napotkała zatroskane spojrzenie przyjaciółki.

– Postanowiłam wrócić do domu.

– To niemożliwe! Będziesz się tam czuła zupełnie obco.

– Zarezerwowałam bilet na samolot.

– Dzwoniłaś do ojca?

–  Nie.  Zrobię  to  jutro.  –  Rachel  popatrzyła na  zirytowaną  Trudy. –  Nie 

mam innego wyjścia.

– Wręcz przeciwnie.

– Czyżby? Jaką widzisz ewentualność?

– Jedna istnieje na pewno. Reid.

– Nie. – Rachel zdecydowanie pokręciła głową.

–  Dlaczego?  Ten  facet  jest  nieprzyzwoicie  bogaty.  Może  ci  pomóc 

znaleźć pracę, urządzić się...

background image

–  Nie.  To  wykluczone.  Nie  przyjmę  od  niego  pieniędzy.  Teraz  nie 

potrafię. Może kiedy dziecko dorośnie... Powinno studiować.

– Dlaczego tak się upierasz? Wytłumacz mi, na litość boską!

Rachel nie była w stanie dokończyć kolacji. Wyrzuciła resztki jedzenia do 

kosza na śmieci.

– Czułabym się fatalnie, gdyby Reid utrzymywał mnie i dziecko. Nie chcę 

mieć wobec  niego  długu  wdzięczności. Pomyśl  o  dziennikarzach.  Wyobrażasz 

sobie, co by pisali, gdyby prawda wyszła na jaw? Ulubieniec nowojorskich dam 

i dziewczyna z prowincji! Już widzę te tytuły.

– Jakoś to zniesiesz!

– Nie chcę tego znosić! Pragnę urodzić dziecko w spokoju. Dziennikarze 

nie będą mnie nazywali kolejną ofiarą uwodzicielskiego Reida Jamesa! Obejdę 

się bez jego pomocy. Nie musi mi niczego proponować. – Umilkła na chwilę. –

Pamiętaj, że w ogóle o tym nie wspomniał.

– Racja – przyznała Trudy. – Jestem pewna, że gdybyś go...

– Mam go prosić, tak? Czy wyobrażasz sobie, co bym czuła?

–  Dlaczego  jesteś  taka  uparta?  –  Trudy  podeszła  i  przytuliła  Rachel.  –

Reid wiele może dla ciebie zrobić.

– Jego starania przyniosły dość niespodziewany efekt, prawda?

–  Jesteś  niesprawiedliwa  –  odparła  Trudy.  –  To  wspaniały  człowiek. 

Przyznaję, że wygląda na odludka. Miał trudne dzieciństwo.

– Gdzie się wychował?

Niespodziewanie zadzwonił telefon. Rachel podniosła słuchawkę.

– Proszę?

– Rachel? Jak się czujesz?

To  był  Reid.  Rachel  usiadła  na  brzegu  łóżka  i  bezgłośnie  oznajmiła 

Trudy, kto dzwoni.

– Dzięki, doskonale.

– Chyba nie masz nic przeciwko temu, że dzwonię. Trudy dała mi numer 

twojego telefonu.

– Nie. Miło, że o mnie pamiętasz.

– Właśnie o tobie plotkowałyśmy – zawołała Trudy. Rachel pogroziła jej 

palcem.

– Czego sobie życzysz? – zapytała Reida.

background image

– Chciałbym się z tobą zobaczyć... Musimy porozmawiać.

Rachel przymknęła oczy i zagryzła wargę.

– Podjęłam decyzję.

– Jaką?

– Urodzę dziecko.

Reid  James  odetchnął  z  ulgą.  Czyżby  mimo  wszystko  obchodziła  go  ta 

sprawa?

– Cieszę się.

– Naprawdę? – odparła z niedowierzaniem.

– Tak. Czy możemy się spotkać?

– Po co?

– Musimy wszystko omówić i zaplanować.

– Nie będziemy robić żadnych planów. Postanowiłam wrócić do domu.

– Słucham?

– Jadę do Ohio.

– Czy to ostateczna decyzja?

– Tak. Wszystko już załatwiłam – skłamała.

Reid  długo  milczał.  Rachel  nieomal  czuła  jego  oburzenie  i  złość.  Serce 

biło jej w piersi coraz mocniej.

– Rozumiem – powiedział w końcu. – W takim razie to jest...

– Pożegnanie – dokończyła za niego.

Nie  sądziła,  że  tyle  ją  będzie  kosztowało  wypowiedzenie  tego  słowa. 

Ledwie  znała  Reida  Jamesa.  Ten  człowiek  był  jej  niemal  obcy.  Gdyby  nie

osobliwy splot okoliczności, po tamtej nocy nie spotkaliby się więcej. Reid był 

dla Rachel mężczyzną ze snu. Niespodziewanie wyszło na jaw, że to człowiek z 

krwi i kości. Spotkanie w biurze wytrąciło Rachel z równowagi.

Czuły kochanek ze snu istniał na jawie. Co więcej, łączyło ich niezwykłe, 

rzeczywiste,  a  zarazem  tajemnicze  przeżycie.  W  sercu  Rachel  kiełkowały 

uczucia, których nie umiała nazwać.

– Muszę już kończyć – powiedziała zdławionym głosem.

– Trudno – odparł łagodnie. Nie była w stanie przerwać rozmowy. Reid 

zapytał: – Rachel? Jesteś tam?

– Tak – wykrztusiła.

– Dasz mi znać, kiedy dziecko...

background image

– Tak. Oczywiście. Do widzenia, Reid. Zdecydowanym ruchem odłożyła 

słuchawkę, ale jeszcze długo zaciskała na niej dłoń.

– Stało się – mruknęła z irytacją zawiedziona Trudy.

– Tak – westchnęła Rachel. – Wszystko skończone.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Nie  wolno  się  poddawać.  Tak  sądził  Reid.  Czas  pokaże,  jak  to  się 

skończy.

Rachel  Morgan  bardzo  się  myli,  uważając,  że  wolno  jej  pojawić  się  w 

jego  życiu,  przynieść  nowiny,  które  poraziły  go  jak  grom  z  jasnego  nieba,  a 

potem  odprawić  ojca  swego  dziecka  niecierpliwym  gestem  kapryśnej 

primadonny.

Wykluczone! Taka sytuacja jest  nie do przyjęcia –  zwłaszcza teraz,  gdy 

okazało się, że Rachel pragnie urodzić dziecko.

Reid  cieszył  się...  To  za  mało  powiedziane:  był  uszczęśliwiony,  gdy 

usłyszał, jaką podjęła decyzję. Zdał sobie sprawę, że z niepokojem czekał na tę 

wiadomość. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby Rachel postanowiła inaczej. 

Jednego  był  pewny:  za  wszelką  cenę  próbowałby  ją  przekonać  do 

macierzyństwa.

Nie chciał stracić Rachel. Tylko od niej zależało, jaką rolę zechce odegrać 

w  jego  życiu.  Najpierw  musiał  ją  przekonać,  że  jako  mężczyzna  wart  jest 

zainteresowania.  Powinien  starannie  zaplanować  kolejne  posunięcia.  Był 

doskonałym  strategiem.  Przez  całe  życie  wyznaczał  sobie  ambitne  cele  i 

nieustępliwie dążył do ich realizacji, chociaż niekiedy sukces graniczył z cudem. 

Był przekonany, że i tym razem dopnie swego.

Postanowił  zaopiekować  się  Rachel.  Wynajmie  jej  mieszkanie  w 

porządnej  dzielnicy  –  blisko  parku,  by  w  pogodne  dni  mogli  chodzić  z 

dzieckiem na spacer. Zatrudni do pomocy młodej mamie doświadczoną nianię... 

albo lepiej dyplomowaną pielęgniarkę, która będzie się zajmować jego synem... 

albo córeczką. To bez znaczenia. Najważniejsze, że będzie miał dziecko.

Nie  uważał  się  za  człowieka  przesądnego  lub  religijnego,  mimo  to 

przypuszczał, że spotkanie sprzed kilku tygodni było im obojgu pisane. Bóg czy 

los,  gwiazdy  lub  jakaś  potężna  siła  zdecydowały,  że  ich  drogi  się  spotkały. 

Przeczucie  mówiło Reidowi,  że ta dziwna znajomość ma głęboki,  choć ukryty 

sens.

Jednego był pewny: Rachel nie wyjedzie do Ohio. Trzeba znaleźć sposób, 

by  ją  zatrzymać  w  Nowym  Jorku.  Skoncentrował  się  na  argumentach,  jakich 

background image

powinien użyć. Krzykiem i groźbami niczego nie wskóra. Rachel była na to zbyt 

niezależna. Trzeba się odwołać do jej rozsądku oraz niezawodnej logiki.

Nie  zaszkodzi  też  zaapelować  do  uczuć.  Dziwne  wzruszenie  ogarnęło 

Reida,  gdy  przypomniał  sobie,  jak  łagodna  i  pełna  ciepła  potrafi  być  Rachel. 

Twierdziła, że nie pamięta niezwykłych chwil spędzonych we dwoje. Reid nie 

zapomniał  ani  sekundy.  W  zamyśleniu  dotknął  wskazującym  palcem  dolnej 

wargi, zastanawiając się nad kolejnym posunięciem. Z roztargnieniem rozglądał 

się po gabinecie. Nagle zadzwonił jeden z telefonów stojących na biurku. Była 

to prywatna linia Reida. Numer znało tylko kilka osób.

– Słucham – mruknął Reid, podnosząc słuchawkę.

– Tu Mazelli. Mam dla pana pewne informacje.

– Szybko się pan uwinął.

–  Znałem  nazwisko  dziewczyny.  To  bardzo  ułatwia  śledztwo,  panie 

James. Od razu powiem, że Rachel Morgan nie jest wcale tajemniczą postacią.

Reid z powątpiewaniem kręcił głową.

– Słucham. Czego pan się dowiedział?

– Rachel ma trzydzieści lat. Pochodzi z małego miasteczka. Jej życiorys 

nie zawiera żadnych rewelacji. W szkole była prymuską, co niedziela chodzi do 

kościoła... Rozumie pan, co mam na myśli. Jej matka zmarła przed dwoma laty. 

Długo  przedtem  chorowała.  Rachel  pielęgnowała  ją  z  prawdziwym  oddaniem. 

Ojciec powtórnie się ożenił...

– Kiedy?

– Dwa miesiące po śmierci pani Morgan.

– Ciekawe.

– Owszem. Przyjemniaczek, co?

– Zna pan więcej faktów z jej życia?

– Była zaręczona z Tomem Walcottem.  To agent ubezpieczeniowy z jej 

miasteczka.  Facet  zerwał  zaręczyny  i  ożenił  się  z  inną.  Ma  już  dzieciaka.  –

Mazelli umilkł na chwilę. – Przyjrzałem się datom i doszedłem do wniosku, że 

rozstał się z Rachel mniej więcej w tym samym czasie, gdy zmarła jej matka.

– Jeszcze jeden miły facet. – Reid miał coraz wyraźniejszy obraz sytuacji. 

Mazelli  opowiedział  krótko,  czym  Rachel  zajmowała  się  w  Nowym  Jorku. 

Przedstawił również jej obecną sytuację. Reid milczał.

– Wygląda na to, że panna Morgan nie ma łatwego życia.

background image

– Słuszna uwaga. Coś jeszcze?

– To już wszystko. Aha, mam jej adres, numer telefonu, wyciąg z konta 

bankowego...

– Proszę mi podać adres Rachel.

Mazelli podyktował Reidowi nazwę ulicy, numer domu i mieszkania.

– Byłbym zapomniał o ważnym szczególe. Panna Morgan zarezerwowała 

bilet w jedną stronę na samolot do Ohio.

– Kiedy zamierza lecieć?

– W ostatni piątek sierpnia.

– Dzięki. Dobra robota, Mazelli.

– Zawsze do usług, szefie.

– Na pewno chętnie znów z nich skorzystam. Pogrążony w zadumie Reid 

spoglądał na biały arkusz papieru, na którym zanotował adres Rachel. Wyrwał 

kartkę z notesu, złożył ją starannie i wsunął do kieszonki białej koszuli. Sięgnął 

po  marynarkę  wiszącą  na  oparciu  fotela,  odruchowo  poprawił  krawat  i 

mankiety, a potem ruszył ku drzwiom gabinetu.

Rachel  postanowiła  wyjechać  pod  koniec  miesiąca.  Reid  miał  niewiele 

czasu,  ale  się  tym  nie  przejmował.  Przywykł  do  rozmaitych  przeciwności. 

Konieczność ich przezwyciężania dodawała mu zapału i energii.

Charlotte  wyszła  już  z  biura.  Reid  zostawił  jej  kartkę  z  informacją,  że 

następnego  dnia  nie  pojawi  się  w  pracy.  Zapowiedział,  że  nieobecność  może 

potrwać  trochę  dłużej.  Poczuł  szaloną  radość,  gdy  zrozumiał,  że  znalazł  to, 

czego  daremnie  szukał  od  dawna.  Miał  wreszcie  życiowy  cel,  który 

usprawiedliwiał  nieobecność  w  biurze.  Czekało  go  wyzwanie  nadające  sens 

wszelkim poczynaniom.

Miał powód, by dalej żyć.

Było nim dziecko...

I Rachel.

Rzeczy  Rachel  zostały  już  spakowane.  Dziewczyna  spojrzała  ponuro  na 

kartonowe pudełka zawierające skromny dobytek. Robiło jej się coraz smutniej. 

Po  przyjeździe  do  Nowego  Jorku  szybko  zrozumiała,  że  wynajęcie 

umeblowanego mieszkanka będzie znacznie tańsze niż kupowanie potrzebnych 

sprzętów.  Wiadomo,  że  prowizorka  trwa  najdłużej!  W  ciasnej  klitce  zamiast 

background image

kilku tygodni spędziła całe dwa lata. Nie chciała zagracić mieszkania i dlatego 

niewiele rzeczy kupowała.

Usiadła  wśród  pudeł,  czekając  na  pracowników  firmy  zajmującej  się 

przeprowadzkami. Ostatni wieczór w Nowym Jorku zamierzała spędzić z Trudy, 

ale w ostatniej chwili zdecydowała się wyjechać trochę wcześniej. W ten sposób 

będzie  miała  dość  czasu,  by  zaraz  po  przyjeździe  rozmówić  się  z  ojcem. 

Rankiem zadzwoniła do Trudy. Rozmawiały długo i serdecznie. Obie miały łzy 

w oczach.

Gdy  pomyślała  o  powrocie  do  rodzinnego  domu,  niespodziewanie 

odkryła,  że  nie  łączy  już  tego  miejsca  z  matką  lub  własnym  dzieciństwem  i 

młodością. To był teraz dom ojca... i jego drugiej żony, Sally.

Zabrakło  jej  odwagi,  by  zadzwonić  do  nich  i  zwierzyć  się  ze  swoich 

kłopotów.

Otrząsnęła się z zadumy i przygryzła wargę. Podjęłam właściwą decyzję, 

powtarzała sobie w duchu raz po raz.

Rozległ  się  dzwonek  domofonu.  Rachel  z  westchnieniem  ulgi  nacisnęła 

guzik otwierający drzwi wejściowe. To na pewno fachowcy od przeprowadzek. 

Rozejrzała się po niewielkim mieszkaniu w kształcie litery L, by sprawdzić, czy 

wszystko zostało spakowane. Zaglądała do kartonowych pudełek, gdy rozległo 

się pukanie do drzwi.

– Proszę wejść. Wszystko jest przygotowane.

– Rachel?

Odwróciła się, słysząc znajomy głos. Ujrzała Reida. Miał na sobie dżinsy 

i niebieską sportową koszulę. Stał na progu z ręką na klamce.

– Reid! Skąd się tu wziąłeś?

– Mogę wejść?

–  Oczywiście.  –  Rachel  wstała  i  odgarnęła  do  tyłu  spadające  na  twarz 

włosy. Była zakłopotana. Wskazała ręką pakunki i powiedziała niepewnie: – Jak 

widzisz, jestem w trakcie przeprowadzki.

– Tak sądziłem. – Reid zamknął drzwi i ruszył w głąb pokoju. – A więc 

przychodzę w samą porę.

– Co przez to rozumiesz?

– Zamierzam cię przekonać, żebyś nie wyjeżdżała.

Gdy  Trudy  zadzwoniła  do  szefa  z  wiadomością,  że  Rachel  postanowiła 

background image

wyjechać  nieco  wcześniej,  Reid  ubrał  się  pospiesznie  i  kazał  natychmiast 

wyprowadzić auto z garażu. Rozsądek podpowiadał mu, że gdyby się rozminęli, 

może pojechać za Rachel do Ohio. Z drugiej strony jednak sądził, że ma lepsze 

widoki  na  osiągnięcie  upragnionego  celu,  póki  Rachel  Morgan  pozostaje  w 

Nowym  Jorku.  Gdy  powróci  do  rodzinnego  domu,  trudno  ją  będzie  stamtąd 

wyciągnąć.

Reid nie wątpił, że prędzej czy później dopnie swego.

– Obawiam się, że przyjechałeś za późno – odparła z uśmiechem Rachel. 

Popatrzyła na zegarek. – Mój samolot startuje za dwie godziny.

– Mógłby odlecieć bez ciebie.

– Wykluczone.

– Czy zechcesz przynajmniej wysłuchać, co mam do powiedzenia, nim się 

pożegnamy?

–  Nie  dręcz  mnie,  Reid.  –  Rachel przymknęła  oczy. –  Wszystko,  co  mi 

leżało  na  sercu,  usłyszałeś  już  przez  telefon.  Nie  jest  mi  łatwo.  Wolałabym, 

żebyś  nie  utrudniał  mi  życia,  robiąc  w  ostatniej  chwili  niepotrzebne 

zamieszanie.

– Nie cieszysz się z powrotu do domu. Może to powinno być dla ciebie 

wskazówką.

– Jaki z tego wniosek?

– Twój wyjazd to nieporozumienie.

– Nie mam innego wyjścia – odparła smutno Rachel.

–  Nieprawda.  Jest  kilka  innych  możliwości.  Wolisz  ignorować  ludzi 

gotowych ci pomóc.

– Mówisz o sobie?

– Tak.

– Nie zgadzam się.

– Dlaczego?

–  Nie  chcę  twoich  pieniędzy.  Ani  ja,  ani  dziecko  nie  jesteśmy  na 

sprzedaż.

–  Taka  myśl  nie  postała  mi  w  głowie!  Spróbuj  popatrzeć  na  to  z  innej 

perspektywy. Proponuję ci pomoc, a nie forsę. Nie będziesz musiała wracać do 

ojca z lękiem i niepewnością.

– Skąd możesz wiedzieć, co odczuwam, myśląc o powrocie do Ohio?

background image

– Nie wiem na pewno. To jedynie domysły.

– Sprawdziłeś mnie, co? – mruknęła zaczepnie.

– Owszem. Przez kilka ostatnich lat nie było ci łatwo. Rachel poczuła łzy 

pod powiekami. Coś ścisnęło ją za gardło. Z trudem odzyskała panowanie nad 

sobą.  Popatrzyła  Reidowi  prosto  w  oczy  –  zielone,  czujne,  spokojne, 

beznamiętne. Dlaczego tak ją dręczył?

– Czemu się nade mną znęcasz? – zapytała drżącym głosem.

– Chcę tylko, żebyś tu została.

– Zależy ci na dziecku, prawda?

– Przecież to na jedno wychodzi.

– Ja tak nie uważam.

Reid  zacisnął  usta  i  popatrzył  Rachel  prosto  w  oczy.  Nagle  rozległ  się 

dzwonek.  Dziewczyna  stała  jak  zahipnotyzowana.  Poraziła  ją  wewnętrzna  siła 

patrzącego na nią mężczyzny. Dzwonek zabrzmiał ponownie.

–  Muszę  otworzyć.  –  Rachel  ominęła  Reida  zagradzającego  jej  drogę. 

Nacisnęła guzik domofonu. – To fachowcy od przeprowadzek.

– Odeślij ich.

– Nie mogę...

– Owszem, możesz.

– Nie. – Rachel energicznie pokręciła głową. Reid podszedł i chwycił ją 

za ramiona.

– Porozmawiaj ze mną. Wysłuchaj przynajmniej moich argumentów.

– Samolot...

–  Wiem.  Mój  samochód  czeka  na  dole.  Pojedziemy  razem  na  lotnisko. 

Jeśli nie zdołam cię przekonać, wrócę tu i dopilnuję, żeby twoje rzeczy dotarły 

bezpiecznie do Ohio. Zgoda?

– Dlaczego właściwie...

– Czas ucieka, Rachel, mam tylko dwie godziny, żeby cię przekonać do 

pozostania w Nowym Jorku. Nie odbieraj mi tej szansy, dobrze?

Nim zdążyła odpowiedzieć, dobiegł ich zza drzwi niski stłumiony głos.

– Jesteśmy z firmy transportowej.

Reid  popatrzył  Rachel  w  oczy.  Nie  zaprotestowała,  gdy  odsunął  ją 

delikatnie i otworzył drzwi. Uznał, że milczenie oznacza zgodę.

–  Już  panów  nie  potrzebujemy  –  powiedział  krótko  do  stojącego  w 

background image

korytarzu robotnika.

– Jak to? Mam zlecenie. Tu jest napisane...

– Wszystko się zgadza. Panna Morgan zmieniła zdanie. – Reid sięgnął do 

kieszeni i wyciągnął portfel. Wręczył mężczyźnie banknot o wysokim nominale. 

– To za fatygę.

– Klient nasz pan – stwierdził mężczyzna, zerkając na banknot, a potem 

na Reida. Odwrócił się i ruszył w stronę windy, mamrocząc coś pod nosem.

Reid zamknął drzwi i stanął twarzą w twarz z Rachel.

–  Postawiłeś  na  swoim  –  stwierdziła  dziewczyna.  –  Moje  rzeczy  miały 

dotrzeć do Ohio za tydzień. Ciekawe, jak długo przyjdzie mi teraz na nie czekać.

–  Obiecuję,  że  w  ciągu  tygodnia  je  odzyskasz,  choćbym  miał  wynająć 

ciężarówkę i przywieźć je osobiście.

–  Muszę  jechać  na  lotnisko  –  oznajmiła  Rachel.  Czuła  się  dziwnie 

skrępowana, przebywając z Reidem sam na sam w niewielkim pokoju.

– Pojedziemy moim samochodem – stwierdził zdecydowanie Reid, biorąc 

dwie walizki.

Rachel skinęła głową. Gdy wyszli z mieszkania, zamknęła drzwi na klucz 

i chciała go schować do kieszeni, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Podała 

Reidowi pęk kluczy. – Weź je. Obiecałeś dopilnować transportu moich rzeczy.

–  Zgoda,  ale  nie  przesądzaj  sprawy.  Przypuszczam,  że  te  rzeczy  tu 

pozostaną.

–  Jesteś  pewny,  że  postawisz  na  swoim?  –  zapytała  z  wymuszonym 

uśmiechem Rachel, gdy czekali na windę.

– Zwykle tak się dzieje.

–  Tym  razem  będzie  inaczej  –  odparła  zdecydowanie.  Reid  pochylił  się 

nad  nią.  Jego  twarz  była  tak  blisko,  że  Rachel  mogła  policzyć  drobne 

zmarszczki w kącikach cudownych, zielonych oczu.

– Nie bądź naiwna, Rachel. Właśnie tym razem muszę dopiąć swego.

Gdy  znaleźli  się  na  dole,  Reid  poprowadził  Rachel  do  czekającej  przed 

domem limuzyny. Był spory ruch, ale szofer Reida był doskonałym kierowcą i 

szybko przejechał przez zatłoczone śródmieście. Wkrótce znaleźli się w tunelu 

wiodącym  prosto  na  lotnisko.  Rachel  obserwowała  ukradkiem  milczącego 

Reida.  Od  kwadransa  siedzieli  ramię  przy  ramieniu,  a  tymczasem  on  nie 

wypowiedział ani słowa.

background image

Jaki to człowiek?

Z tego, co wiedziała, jasno wynikało, że Reid James ma wszystko, o czym 

marzy  większość  ludzi.  Był  przystojny,  bogaty,  inteligentny.  Początkowo  nie 

było  mu  łatwo,  ale  z  czasem  zyskał  powszechne  uznanie.  Gazety  rozpisywały 

się  o  jego  rzekomych  romansach,  ale nic  nie  wskazywało, na  to,  żeby bohater 

sensacyjnych artykułów traktował owe znajomości poważnie.

Rachel  odwróciła  głowę  i  patrzyła  na  przejeżdżające  samochody.  Nie 

powinna mu w ogóle wspominać o dziecku. Początkowo sądziła, że ojciec ma 

prawo  wiedzieć  o  narodzinach  potomka,  ale  nie  przypuszczała  wówczas,  że 

Reid zacznie ingerować w jej życie.

Uchodził za mężczyznę chłodnego i opanowanego, który nie angażuje się 

uczuciowo. Trudy przypisywała te cechy dzieciństwu spędzonemu w sierocińcu 

i  zapewne  miała  rację.  Reid  wyrósł  na  samotnika,  który  nie  lubił  zdradzać 

prawdziwych  uczuć.  Wolał  realizować  kolejne  życiowe  cele  i  wspinać  się  po 

szczeblach kariery. Bardziej interesowała go sama walka niż zwycięstwo.

Czy dlatego tak uporczywie zabiegał o jej względy?

Nie  mogła  pozwolić,  by  traktował  ją  niczym  łowieckie  trofeum. 

Przeczuwała, że gdyby przejął kontrolę nad jej życiem, byłaby zgubiona. Reid 

miał tajemniczy urok,  któremu z  wolna  ulegała. Ilekroć  znalazł się  w pobliżu, 

szybko  traciła  rozsądek  i  poddawała  się  owemu  czarowi.  Postępowała  inaczej 

niż  zwykle,  jakby  nie  była  sobą.  Reid  potrafił  jej  zamącić  w  głowie;  był 

ogromnie przekonujący. Zapewne dlatego poszła za nim jak zahipnotyzowana w 

czasie  pamiętnego  bankietu.  Alkohol  i  lekarstwa  silnie  na  nią  podziałały,  ale 

znacznie  większy  wpływ  miał  na  jej  zachowanie  jasnowłosy  mężczyzna  o 

zielonych oczach.

Była  wobec  niego  bezbronna.  Mógł  ją  boleśnie  zranić.  Postanowiła  w 

duchu,  że  mu  na  to  nie  pozwoli.  Dosyć  się  w  życiu  nacierpiała.  Dawno  temu 

postanowiła,  że  zbuduje  wokół  siebie  mur  i  nie  pozwoli,  by  ktokolwiek  ją 

skrzywdził. Nie podda się uczuciom i zwalczy przywiązanie do tego człowieka. 

Nie  miała  innego  wyjścia.  Gdyby  pozwoliła  uczuciom  rozkwitnąć,  a  potem 

została  porzucona  lub  odepchnięta,  przeżyłaby  tragedię,  jakiej  nie  można 

porównać  z  poprzednimi  nieszczęściami.  Nie  mogła  sobie  na  to  pozwolić. 

Musiała przecież wychować dziecko.

–  Jak  sądzisz,  dlaczego  się  w  ogóle  spotkaliśmy?  –  zapytał  nagle  Reid, 

background image

jakby umiał czytać w myślach.

– Nie wiem. Tamtej nocy oboje popełniliśmy błąd...

–  Nie  mów  tak.  Rozmaicie  można  oceniać  tamto  spotkanie,  ale  z 

pewnością nie była to życiowa omyłka.

– Zgoda. Jak ty byś je opisał?

–  Długo  o  tym  myślałem.  Za  każdym  razem  dochodzę  do  tych  samych 

wniosków.

– A mianowicie?

– Takie było nasze przeznaczenie – oznajmił, patrząc jej prosto w oczy.

– Mówisz o dziecku?

– Owszem, ale nie tylko. Chodzi również o ciebie i o mnie.

– Naprawdę tak sądzisz? Mnie to nie przekonuje.

– Dlaczego? Podaj mi choć jeden powód?

–  Czy  ja  wiem?  –  Rachel  wzruszyła  ramionami. –  Tak  bywa.  Nie  mnie 

pierwszej zdarzyła się nieprzewidziana ciąża. Przypadek...

–  Nie.  –  Reid  ujął  ją  za  rękę.  –  To  nie  był  przypadek,  Rachel.  Użyłem 

prezerwatywy.

– Naprawdę? – wypytywała z niedowierzaniem.

– Tak.

–  Wcale  się  nie  dziwię,  że  początkowo  potraktowałeś  mnie  bardzo 

nieufnie. – Dotknięcie silnej męskiej ręki było czułe i przyjemne. Rachel cofnęła 

dłoń.

– To prawda, ale szybko zmieniłem zdanie.

–  Dlaczego?  Czyżby  przekonał  cię  raport  prywatnego  detektywa? 

Zapewne przekonałeś się, że prowadzę nudne, monotonne życie.

–  Nie –  odparł  z uśmiechem Reid.  –  Zmieniłem  zdanie  dużo  wcześniej. 

Powiedzmy,  że  przekonanie  o  twojej  prawdomówności  zrodziło  się...  tutaj.  –

Mężczyzna położył rękę na sercu.

– I to wystarczyło?

– Gdybyś mnie lepiej znała, wiedziałabyś, że ten argument jest dla mnie 

najważniejszy. Zawsze tak było.

– Właściwie nic o tobie nie wiem.

– Dowiedziałaś się wszystkiego, co ma znaczenie. – Zielone oczy Reida 

lśniły niczym szmaragdy.

background image

Jego krótkie i zagadkowe odpowiedzi coraz bardziej intrygowały Rachel. 

Reid bardzo umiejętnie starał się ją przekonać, by zapomniała o uprzedzeniach.

– Co masz na myśli?

–  Wiesz  doskonale,  że  pragnę  opiekować  się  tobą  i  dzieckiem.  Chcę 

dzielić z wami życie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by tak się stało.

– Nawet jeśli będę temu przeciwna?

– Dobre pytanie. Czy zastanawiałaś się, czego naprawdę chcesz, Rachel?

– Owszem. Pragnę spokojnie wychować dziecko.

– W rodzinnym domu, gdzie mieszka twój ojciec ze swoją nową żoną?

– Masz rację. Gdyby to ode mnie zależało, wolałabym inny wariant, ale 

nie mam wyboru.

– Możesz przyjąć moją propozycję.

– To wyjście jest korzystne wyłącznie dla ciebie.

– Raczej dla nas obojga, a przede wszystkim dla dziecka. Dwoje rodziców 

radzi sobie z wychowaniem malucha znacznie lepiej niż samotna matka.

–  Żyjemy  w  latach  dziewięćdziesiątych.  Wiele  kobiet  samodzielnie 

wychowuje dzieci.

– To wcale nie znaczy, że tak być powinno.

–  Do  czego  zmierzasz?  –  powiedziała  Rachel,  rzucając  mu  badawcze 

spojrzenie. – Chcesz mi wynająć mieszkanie? Zatrudnisz niańkę do dziecka?

– Początkowo taki miałem zamiar, ale przemyślałem sprawę.

– I cóż?

–  Mam  niewielki  dom  w  Connecticut.  Nigdy  tam  nie  mieszkałem. 

Właściwie  zapomniałem  o  tym  domu.  Na  szczęście  Charlotte  odświeżyła  mi 

pamięć.  –  Reid  popatrzył  Rachel  w  oczy.  –  Czy  wiesz,  że  Charlotte  jest  tobą 

zachwycona?

– To bardzo miła osoba.

– Owszem. Do tego ma głowę na karku. Gdy wspomniała przypadkiem o 

domu  w  Connecticut,  pomyślałem,  że  dziecko  miałoby  tam  znacznie  lepsze 

warunki  niż  w  apartamencie  na  Manhattanie.  Tobie  również  by  się  tam 

podobało.

Limuzyna stanęła przed budynkiem portu lotniczego. Szofer wysiadł, by 

otworzyć drzwi. Rachel zamierzała wysiąść, ale Reid chwycił ją za rękę.

– Co ty na to?

background image

– Bardzo interesująca oferta, ale nie mogę jej przyjąć.

– Dlaczego?

Rachel  nie  wiedziała,  co  odpowiedzieć.  Nie  mogła  wyznać  mu  prawdy. 

Rzecz w tym, że bała się mężczyzny, który budził w niej tyle ciepłych uczuć i 

miał nad nią ogromną władzę. Najbardziej obawiała się, że wystarczy odrobina 

serdeczności z strony Reida, by pokochała go na śmierć i życie.

– Nie przyjmuję jałmużny – odparła, unosząc dumnie głowę. Wysiadła z 

auta i ruszyła w stronę budynku portu lotniczego. Reid pospieszył za nią.

–  Wolisz  cierpieć  w  milczeniu  niż  przyjąć  moją  pomoc –  odparł, 

spoglądając na nią ponuro.

– Mam swoją dumę. Wolę zamieszkać z ojcem.

–  I  jego  drugą  żoną  –  dodał  uszczypliwie  Reid.  Rachel  skinęła  głową, 

rzucając mu nieprzyjazne spojrzenie. Podała bilet pracownikowi linii lotniczych, 

który umieścił na walizkach nalepki z adresem.

Reid  niecierpliwym  gestem  odgarnął  włosy  z  czoła.  Rachel  była 

najbardziej upartą dziewczyną, z jaką kiedykolwiek miał do czynienia. Czyżby 

nie posiadała za grosz rozsądku? Dlaczego nie może zrozumieć, że jego plan jest 

korzystny  dla  nich  obojga  i  dla  dziecka?  Czemu  chce  wrócić  do  rodzinnego 

domu,  gdzie  trudno  jej  będzie  wytrzymać?  Reid  doszedł  do  wniosku,  że  nie 

powinien rezygnować. Postanowił walczyć do upadłego.

Rachel  załatwiła  już  wszystkie  formalności.  Wyciągnęła  do  Reida  rękę, 

chcąc się pożegnać.

–  Do  zobaczenia,  Reid.  Dziękuję  za  podwiezienie  i  za  propozycję 

pomocy. Muszę już iść.

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. – Reid przytrzymał jej dłoń.

– Nic nowego już od ciebie nie usłyszę – odparła zdecydowanie i ruszyła 

w stronę rękawa prowadzącego bezpośrednio do samolotu.

Reid nie umiał przegrywać.

Ruszył  za  upartą  dziewczyną  i  chwycił  ją  za  ramię.  Zniecierpliwiona 

Rachel westchnęła.

– Reid...

– Wiem, co chcesz powiedzieć. Nie umiałem cię przekonać, ale postaraj 

się myśleć  rozsądnie. Zapewniam, że  mój dom jest dość obszerny, byśmy tam 

mogli zamieszkać we troje. Pragnę być przy tobie i dziecku, obserwować jego 

background image

rozwój. Nie chcę być tatusiem, który wysyła czeki i od czasu do czasu zabiera 

malucha na lody.

– Co ty pleciesz? Chcesz zamieszkać ze mną i dzieckiem?

– W pewnym sensie.

– Jak to?

– Wszystko zależy od ciebie.

– Mam być twoją utrzymanką?

–  Źle  mnie  zrozumiałaś,  Rachel.  Nie  chciałbym  zostać  ojcem  na 

przychodne. Moim zdaniem wszyscy troje powinniśmy żyć pod jednym dachem. 

Jest na to sposób.

– Jaki?

– Chcę, żebyś za mnie wyszła.

Rachel osłupiała. Przez chwilę nie była w stanie wykrztusić ani słowa.

– Chyba oszalałeś – stwierdziła kategorycznie. Potrząsnęła głową, jakby 

próbowała wrócić do rzeczywistości. Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.

– Nie – dobiegł ją z tyłu głos Reida. Zignorowała go.

– Słyszałaś? Powiedziałem, że jestem przy zdrowych zmysłach. Wiem, co 

robię.

– Czyżby? – mruknęła, spoglądając na Reida przez ramię.

– Oczywiście.

–  W  takim  razie  wytłumacz,  dlaczego  chcesz  się  ze  mną  ożenić  –

powiedziała,  zatrzymując  się  niespodziewanie.  Reid  wyciągnął  ją  z  długiej 

kolejki pasażerów oczekujących na wejście do samolotu.

– Ślub rozwiąże wszystkie nasze problemy – oznajmił stanowczo.

Rachel  okazała  wreszcie  pewne  zainteresowanie  propozycją  Reida, 

którego oczy znów rozbłysły.

– Ty postawisz na swoim. Moje kłopoty zaś nie zostaną rozwiązane.

–  Rachel,  czy  interesuje  cię  dobro  dziecka,  czy  raczej  własne 

samopoczucie?

– Ważne jest dla mnie jedno i drugie. Dużo gotowa jestem poświęcić dla 

tego maleństwa, ale nie mogę składać w ofierze ani swego życia, ani uczuć. Jeśli 

stanę się męczennicą, dziecko na pewno nie będzie szczęśliwe.

– Twoim zdaniem małżeństwo ze mną będzie koszmarem?

–  W  pewnym  sensie.  –  Rachel  wybuchnęła  nerwowym  śmiechem  i 

background image

smutno  pokiwała  głową.  –  Nic  nas  nie  łączy.  Pochodzimy  z  odmiennych 

środowisk. Nie pasowałabym do twojego świata. Nie zamierzam się upodobnić 

do  ludzi  z  twego  otoczenia.  Sądzę,  że  zaproponowałeś  mi  ślub,  bo  tak  ci 

nakazuje męska duma oraz poczucie obowiązku. Zapewniam, że dziecko wiele 

dla mnie znaczy i nie stanie się nigdy elementem przetargowym.

Pasażerowie  wsiadali  już  do  samolotu.  Obsługa  lotniska  podawała 

ostatnie komunikaty.

– Moja duma nie ma tu nic do rzeczy.

–  Reid,  proszę,  daj  mi  spokój.  Nie  wrócę  z  tobą  do  miasta.  Nie 

zamieszkamy razem. Nie będzie żadnego ślubu. Pochlebia mi twoja propozycja, 

ale  zapewniam,  że  nic  by  z  tego  nie  wyszło.  Trudno  nawet  powiedzieć,  czy 

łączy  nas  zwykła  ludzka  sympatia.  Przykro  mi,  że  się  zawiodłeś  w  swoich 

rachubach, ale nie dość jest wyrazić życzenie, by sprawy ułożyły się po twojej 

myśli.

Rachel  poczuła  łzy  pod  powiekami  i  szybko  odwróciła  głowę.  Reid 

dotknął  jej  ramienia.  Pracownik  lotniska  spojrzał  z  irytacją  na  spóźnioną 

pasażerkę.

– Puść mnie – szepnęła Rachel. – Muszę już iść.

– Rachel, daj mi jeszcze jedną...

– Wybij to sobie z głowy. Przemyśl swoją propozycję... Czy poprosiłbyś, 

żebym  za  ciebie  wyszła,  gdybym  nie  była  w  ciąży?  –  Nim  Reid  zdążył 

odpowiedzieć,  uniosła  rękę,  jakby  nie  chciała  go  już  słuchać.  –  Namyśl  się, 

zanim odpowiesz. Przyjmij do wiadomości, że tamta noc była pomyłką. Oboje 

popełniliśmy głupstwo. Musisz się z tym pogodzić.

Dłoń  Reida  opadła.  Rachel  zniknęła  w  rękawie  prowadzącym  do 

samolotu.  Reid  stał  nieruchomo,  patrząc,  jak  pracownik  lotniska  opuszcza 

barierkę. Podszedł do okna i obserwował samolot kołujący na pas startowy.

Nie pogodził się z klęską.

Cała ta gadanina o błędach nie miała sensu. Odkąd Reid sięgał pamięcią, 

wmawiano mu, że przyszedł na świat z powodu niefortunnej pomyłki. Nie dał 

się przekonać i po dziś dzień był głęboko przekonany, że każde wydarzenie ma 

głęboki sens.

Nie,  Rachel, mylisz  się.  To nie była pomyłka.  Moja w  tym głowa,  abyś 

zmieniła zdanie.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Rachel  siedziała  przy  stole  w  jadalni.  Miejsce  po  drugiej  stronie 

zajmowała uśmiechnięta Sally.

–  Masz  jakieś  plany  na  jutro,  Rachel?  –  zapytała  pani  Morgan, 

podsuwając pasierbicy półmisek z fasolką szparagową.

–  Powinna  się  rozejrzeć  za  jakąś  robotą  –  rzucił  Al  Morgan,  nie  dając 

córce dojść do słowa.

– Zamierzałam to zrobić, tato.

– Nie łudź się, że szybko coś znajdziesz – perorował Al. – Więcej u nas 

bezrobotnych niż w wielkim mieście. Dobra posada to rzadkość.

– Na pewno coś znajdę.

– Mam nadzieję.

–  Rachel  da  sobie  radę  –  dodała  Sally,  gładząc  dłoń  Ala.  Małżonkowie 

wymienili  porozumiewawcze  spojrzenia  i  jak  na  komendę  uśmiechnęli  się  do 

dziewczyny,  która  od  razu  spostrzegła,  że  ojciec  czuje  się  niezręcznie,  ale 

doceniła  jego  wysiłki.  Bardzo  się  starał.  Oboje  mieli  sporo  dobrych  chęci. 

Rachel powtarzała sobie w duchu, że jedynie to się liczy. Od początku zdawała 

sobie sprawę, że sytuacja nie będzie łatwa. Wszyscy czuli  się dziwnie. Rachel 

mieszkała w rodzinnym domu od tygodnia. Jej cierpliwość była na wyczerpaniu.

Całkiem zapomniała, że jej ojciec do każdej rozmowy musi wtrącić swoje 

trzy  grosze.  Nie  miał  złych  intencji.  Po  prostu  z  natury  był  skłonny  do 

pouczania.  Żywił  głębokie  przekonanie,  że  na  wszystkim  się  zna,  i  zawsze 

chciał mieć ostatnie słowo.

Rachel odłożyła widelec.

– Nic nie zjadłaś – powiedziała zatroskana Sally, spoglądając znacząco na 

talerz pasierbicy.

– Dziękuję, Sally. Nie mam apetytu.

– Za mało jesz. Została z ciebie skóra i kości.

– Moim zdaniem Rachel wygląda świetnie – wtrącił Al.

–  Chyba  pójdę  na  górę,  wezmę  prysznic  i  wcześnie  położę  się  spać  –

oznajmiła dziewczyna, wstając od stołu.

– Oszczędzaj ciepłą wodę. Zbiornik jest mały – usłyszała głos ojca, gdy 

background image

była już na schodach.

Zawsze to samo, pomyślała, ściskając poręcz. Co gorsza, nie powiedziała 

jeszcze  ojcu  i  Sally  o  dziecku.  Zadowolili  się  stwierdzeniem,  że  wróciła,  bo 

chwilowo  nie  miała  pracy  i  przeżyła  zawód  miłosny.  Zamierzała  powiedzieć 

całą prawdę zaraz po przyjeździe, ale ojciec i macocha przywitali ją tak ciepło, 

że nie chciała od razu psuć im nastroju.

Przez  cały  tydzień  odkładała  tę  rozmowę  na  później.  Zasłaniała  się 

argumentem,  że  nie  nadeszła  jeszcze  odpowiednia  chwila.  Wczoraj  pomagała 

Sally, która robiła wielkie pranie. Macocha zachęcała ją, by poplotkowały trochę 

o swoich mężczyznach, jak to bywa między kobietami. Niewiele brakowało, by 

Rachel wyznała, co jej leży na sercu, lecz niespodziewanie zadzwonił telefon.

Rachel była zaskoczona, gdy odkryła, że Sally da się lubić. Nie sądziła, że 

tak  będzie.  Przypuszczała,  że  trudno  jej  będzie  opanować  niechęć  do  kobiety, 

która  zajęła  miejsce  matki.  Sally  była  jednak  serdeczna,  miła  i  szczera. 

Dokładała wszelkich starań, by pasierbica czuła się dobrze w rodzinnym domu.

Mimo  to  Rachel  nadal  uważała  się  za  intruza.  W  Ohio  niewiele  się 

zmieniło, ale dwa lata spędzone w Nowym Jorku sprawiły, że Rachel stała się 

niezależna i zapomniała o dawnych lękach. Polubiła samą siebie.

Nie  podobało  jej  się  to,  że  kładzie  uszy  po  sobie,  byle  tylko  zadowolić 

ojca.  Udawała  grzeczną  córeczkę.  Obawiała  się,  że  jeśli  nadal  będą  mieszkać 

pod  jednym dachem,  przywyknie  do  tej  roli  i  nie  będzie  w  stanie  postępować 

inaczej.

Weszła  po  schodach,  wzięła  z  pokoju  szlafrok  oraz  świeżą  bieliznę  i 

pomaszerowała  do  łazienki.  Gdy  odkręciła  kurek  z  gorącą  wodą,  niewielkie 

pomieszczenie  szybko  wypełnił  obłok  pary.  Rachel  przyglądała  się  w  lustrze 

swej obnażonej postaci, która niewiele się do tej pory zmieniła. Pomyślała nagle 

o  Reidzie.  Miała  wrażenie,  że  spogląda  w  zielone,  roziskrzone  namiętnością 

oczy  –  zupełnie  jak  we  śnie,  który  stał  się  jawą.  Odkąd  się  rozstali,  coraz 

częściej wspominała tamtą noc.

Myślała o Reidzie Jamesie dniem i nocą, chociaż próbowała wziąć się w 

garść i zapomnieć o uczuciach, które zrodziły się podczas krótkiej znajomości z 

tym niebezpiecznym mężczyzną. Potrafiła zająć umysł innymi problemami, ale 

w jej sercu Reid zadomowił się na dobre. Gdy rozmawiali po raz ostatni, w jego 

głosie brzmiała dziwna żarliwość, która dowodziła, że nie chodzi mu wyłącznie 

background image

o dziecko.

Ciekawe,  jak  by  się  zachował,  gdyby  przyjęła  oświadczyny?  Zapewne 

próbowałby się  wykręcić albo  zwodziłby  ją  obietnicami  rychłego  ślubu, licząc 

na  to,  że  matka  jego  dziecka  tak  czy  inaczej  zgodzi  się  pozostać  w  Nowym 

Jorku. Rachel nie przypuszczała, by Reid mówił poważnie, gdy prosił ją o rękę.

A jeśli było inaczej?

Pukanie do drzwi wyrwało ją z zadumy.

– Wzięłaś już prysznic?

–  Chwileczkę,  tato!  –  krzyknęła,  wskakując  pod  strumień  ciepłej  wody. 

Namydliła  się  błyskawicznie,  opłukała  ciało,  wytarła  je  do  sucha,  narzuciła 

szlafrok,  w  ostatniej  chwili  chwyciła  zapomnianą  bieliznę  i  wyszła  z  łazienki. 

Zniecierpliwiony ojciec czekał w korytarzu.

–  Przepraszam  –  mruknęła,  umykając  do  swego  pokoju.  Wytarła  mokre 

włosy. W pokoju po drugiej stronie korytarza rozległy się konspiracyjne szepty 

ojca i Sally. Rachel nie była już senna. Postanowiła wyrwać się z domu choćby 

na  chwilę  i  odetchnąć  świeżym  powietrzem.  Zrzuciła  szlafrok  i  sięgnęła  do 

szafy po niebieską lnianą koszulę i szeroką dżinsową spódnicę.

W korytarzu zastanawiała się przez moment, czy powiedzieć ojcu i Sally, 

że wychodzi, ale uznała, że to będzie krótki spacer, więc nie ma o czym mówić. 

Jak złodziej skradała się ku drzwiom. Cichutko wyszła przed dom.

Było  znacznie  chłodniej,  niż  sądziła.  Powinna  chyba  włożyć  sweter.  Po 

chwili doszła do wniosku, że woli marznąć niż zawrócić.

Nareszcie czuła się wolna.

Reid  od  dawna  nie  prowadził  furgonetki.  Daremnie  wiercił  się  na 

siedzeniu,  próbując  usadowić  się  wygodniej.  Był  nazbyt  wymagający. 

Przewróciło mu się w  głowie.  Nic dziwnego, skoro najczęściej podróżował na 

tylnym siedzeniu limuzyny.

Zaskoczyła  go  własna  nieustępliwość.  Był  wściekły,  gdy  Rachel  mimo 

wszystko wyjechała. Nie mógł jej tego darować. Skąd u niej tyle dumy? Za kogo 

ta dziewczyna się uważa? Szybko opanował gniew. Od dawna wiedział, że złość 

w niczym mu nie  pomoże. Nawet w sytuacjach bez  wyjścia  starał się trzymać 

nerwy na wodzy. Nie warto tracić energii, która może być lepiej spożytkowana.

Wrócił  do  miasta,  wynajął  ciężarówkę,  zapakował  do  niej  dobytek 

background image

Rachel, kupił mapy samochodowe i najszybciej, jak to było możliwe, ruszył do 

Ohio.  Mógł  zlecić  dostarczenie  rzeczy  jakiejś  firmie  albo  wysłać  w  uciążliwą 

podróż swojego szofera, a samemu polecieć samolotem, lecz postanowił inaczej. 

To była dla niego próba odwagi i wytrwałości. Jeśli dojedzie bez przeszkód do 

rodzinnego  miasteczka Rachel, z pewnością uda  mu się  namówić dziewczynę, 

by z nim wróciła.

Odkąd opuściła Nowy Jork, nieustannie o niej myślał. W owych snach na 

jawie  stawała  się  z  wolna  osobą  całkiem  inną  niż  do  tej  pory.  Tajemnicza 

kochanka  usunęła  się  w  cień.  Reid  coraz  częściej  nazywał  Rachel  swoją 

dziewczyną.

Nie  zaprzątał  sobie  głowy  gadaniną  psychologów,  którzy  twierdzili,  że 

trudne dzieciństwo komplikuje mu kontakty z ludźmi. Musiał jednak przyznać, 

że po raz pierwszy od wielu lat czuje się mocno związany z inną ludzką istotą –

na  dobre  i  złe.  Uświadomił  sobie  prawdę  z  pozoru  nadzwyczaj  banalną:  nie 

ulegało  wątpliwości,  że  Rachel  nosi  pod  sercem  jakąś  cząstkę  jego  samego. 

Takiego  kapitału  nie  mógł  spisać  na  straty.  Nie  zamierzał  się  poddać.  Prędzej 

czy później Rachel i dziecko staną się częścią jego życia. Czuł się jak człowiek, 

który  w  ciemnym  tunelu  widzi  przed  sobą  niewielką  plamkę  słonecznego 

blasku. Ta niezłomna i stała nadzieja świadczyła zapewne, że Rachel nie jest mu 

obojętna. Bał się jeszcze do tego przyznać – nawet przed samym sobą.

Otrząsnął się z zadumy i zaczął myśleć praktycznie. Wszystko w swoim 

czasie.  Był  już  niemal  u  celu  podróży.  Trzeba  najpierw  odnaleźć  dom  ojca 

Rachel.  Zwolnił,  skręcił  w  przecznicę  i  zaczął  się  rozglądać,  sprawdzając 

numery.

Rachel  początkowo  nie  zwróciła  uwagi  na  niebieską  furgonetkę. 

Kierowca  zwolnił,  skręcając  w  ulicę,  i  przepuścił  pieszych.  Ruszyła  w  stronę 

domu.  Była  zdumiona,  gdy  auto  zatrzymało  się  przed  jej  furtką.  Wstrzymała 

oddech na widok Reida wyskakującego z szoferki.

– Co tutaj robisz? – zapytała niepewnie.

–  Wypełniam  obietnicę  –  powiedział,  otwierając  bagażnik,  w  którym 

piętrzyły się pudła z jej rzeczami.

Rachel zdziwiła się, że spotkanie z Reidem sprawiło  jej taką radość. Jej 

serce  kołatało  niespokojnie.  Była  ogromnie  przejęta.  Długo  patrzyli  na  siebie 

background image

bez słowa.

Ich  oczy  wreszcie  się  spotkały.  Była  w  nich...  serdeczność  i  radość  ze 

spotkania. Reid odetchnął z ulgą. W głębi ducha obawiał się, że Rachel wcale 

nie będzie uszczęśliwiona jego widokiem. Gdy wsiadł do furgonetki i ruszył w 

drogę,  starał  się  o  tym  nie  myśleć,  ale  przez  kilka  ostatnich  godzin  niepokój 

stopniowo w nim narastał. Reid miał wrażenie, jakby kamień spadł mu z serca. 

Odgarnął włosy, próbując ukryć zmieszanie.

– Jesteś chyba zmęczony – powiedziała cicho Rachel.

– Nie zatrzymywałem się po drodze.

– Niepotrzebnie zadałeś sobie tyle trudu. Reid uznał, że czas przerwać tę 

grę pozorów.

–  Musiałem  to  zrobić  –  oznajmił,  łagodnym  ruchem  dotykając  jej 

policzka. Uśmiechnął się.

Rachel  spoglądała  na  niego  jak  urzeczona.  Śniła  na  jawie.  Patrzyła  w 

zielone  oczy,  widziała  drobne  zmarszczki  i  opadający  nieustannie  kosmyk 

jasnych włosów. Już miała ulec pokusie i odgarnąć go z czoła, gdy rozległ się 

głos Ala Morgana:

– Rachel? Kto przyjechał?

– Mój znajomy, tato. Przywiózł rzeczy z Nowego Jorku.

Ojciec  Rachel  otworzył  drzwi  i  zszedł  ostrożnie  po  cementowych 

schodkach.  Reid  wyciągnął  do  niego  rękę,  niepewny,  jak  go  przyjmie  starszy 

pan.  Ten  człowiek  miał  prawo  zwymyślać  go  od  najgorszych  i  na  dodatek 

solidnie mu przyłożyć.

Panowie uścisnęli sobie dłonie, a Rachel dokonała prezentacji.

–  To  miło, że zadał pan  sobie tyle  trudu, by pomóc  Rachel  –  stwierdził 

pan Morgan, obrzucając córkę i przybysza badawczym spojrzeniem.

– Rachel wiele dla mnie znaczy – odparł spokojnie Reid.

– Czyżby? – mruknął Al, zerkając pytająco na córkę.

–  Wnieśmy  pudła  do  domu  –  zaproponowała  Rachel,  by  przerwać  tę 

dziwną rozmowę.

–  Oczywiście  –  powiedział  skwapliwie  Reid,  zadowolony,  że  uniknie 

dalszego śledztwa. Miał również inny powód: chciał jak najszybciej uporać się z 

robotą i porozmawiać z Rachel w cztery oczy.

– Przytrzymaj tylko drzwi furgonetki – powiedział do Rachel, gdy obaj z 

background image

Alem Morganem zabrali się do dźwigania kartonów.

– Moja córka nie jest rozpieszczoną księżniczką – gderał Al, podnosząc 

ciężką  paczkę  i  maszerując  w  stronę  domu.  –  Może  nam  pomóc.  Nic  jej  nie 

będzie.

Reid  odwrócił  się  i  popatrzył  badawczo  na  Rachel,  która  z  wielkim 

zainteresowaniem  oglądała  dywaniki  leżące  na  podłodze  furgonetki.  Odstawił 

pudło i delikatnie uniósł twarz dziewczyny.

– Nie powiedziałaś mu, zgadłem?

– Zrobię to – mruknęła, odwracając wzrok.

– Kiedy?

– Wkrótce.

– Będziesz czekać, aż sam zauważy?

– Powiem mu wcześniej.

– Dlaczego do tej pory nie zdobyłaś się na to?

– Tak się złożyło.

– Zadałem ci pytanie!

– Niczego nie rozumiesz! – odparła zirytowana jego natarczywością.

– Masz rację. Nie mam pojęcia, o co chodzi. – Wepchnął pudło do środka 

i  zamknął  tylne  drzwi  furgonetki.  –  Ale  wkrótce  się  dowiem. Idziemy.  –  Ujął 

Rachel za łokieć i pociągnął ku szoferce. Otworzył drzwi i wymownym gestem 

wskazał jej fotel dla pasażera.

–  Co  chcesz  zrobić?  –  zapytała  nieco  oszołomiona,  gdy  pomagał  jej 

wsiąść.

– Zamierzam porwać cię na chwilę.

– Mój ojciec...

– Porozmawiam z nim – przerwał jej Reid i zatrzasnął drzwi.

Rachel  obserwowała  go,  jak  podbiegł  do  wychodzącego  z  domu  Ala 

Morgana.  Rozmawiali  przez  chwilę.  Rachel  pochwyciła  zdziwione  spojrzenie 

ojca i uspokajająco kiwnęła głową. Starszy pan wzruszył ramionami i odszedł.

–  Co  mu  powiedziałeś?  Chciałabym  też  wiedzieć,  dokąd  jedziemy  –

wypytywała zirytowana, gdy Reid wsiadł do auta.

– Twój ojciec nie miał nic przeciwko temu, żebym cię zaprosił na kawę. 

Oznajmiłem mu, że chcemy pogadać o dawnych dobrych czasach – stwierdził z 

wymuszonym uśmiechem.

background image

–  A  właściwie  dokąd  jedziemy?  –  zapytała  chłodno  Rachel,  gdy 

samochód wyjechał z osiedla, wrócił na autostradę i przyspieszył. Nie doczekała 

się odpowiedzi. Po kilku minutach wjechali na parking przydrożnego motelu.

–  Chyba  żartujesz!  –  zawołała  Rachel,  gdy  auto  się  zatrzymało.  Reid 

wyjął kluczyki ze stacyjki i odwrócił głowę ku swojej pasażerce.

– Wynająłem pokój. Proszę, żebyś tam ze mną poszła.

– Po co?

– A jak sądzisz? – zapytał z dziwnym uśmiechem.

– Nie mam pojęcia. Właśnie dlatego zadałam ci to pytanie.

Reid pochylił się w jej stronę.

– Chcę z tobą spokojnie porozmawiać. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. 

To  idealne  miejsce.  –  Spostrzegł  wahanie  dziewczyny  i  dodał:  –  Obiecuję 

trzymać ręce przy sobie.

– Nie tego się obawiam.

– A co cię niepokoi?

Rachel zagryzła wargę. Problem w tym, że w ogóle nie czuła lęku. Była 

podekscytowana. Od dziwnej lipcowej nocy, która utonęła w mgle niepamięci, 

Rachel  nigdy  nie  spotkała  się  z  Reidem  sam  na  sam.  Niezwykłe  doznania 

wracały tylko we śnie.

– Zgodzisz się? – nalegał Reid. Popatrzył jej w oczy. Skinęła głową.

Pokój  okazał  się  słabo  oświetlony  i  chłodny,  ale  dość  czysty.  W 

przydrożnych motelach bywało znacznie gorzej. Rachel usiadła na stojącym w 

kącie krześle. Reid podszedł do podwójnego łóżka i włączył nocną lampkę.

–  Co  się  z  tobą  dzieje?  –  zapytał  Rachel.  –  Dlaczego  nie  powiedziałaś 

ojcu, że spodziewasz się dziecka?

– Nie było okazji.

– Jak mam to rozumieć?

– Po prostu nie mogłam się na to zdobyć. Zabrakło sposobności. Całkiem 

nieźle  się  rozumiemy.  Wszystko  układa  się  doskonale.  Nie  chciałam  tego 

zniszczyć.

– Czy tym grozi szczera rozmowa córki z ojcem?

– Nic nie rozumiesz. Tata i ja nigdy nie umieliśmy się dogadać.

– Wiem o tym.

– Domyślam się. Wynająłeś przecież detektywa. Szkoda słów. Co jeszcze 

background image

o mnie wiesz?

–  Znam  tylko  najważniejsze  fakty  z  twego  życia.  Proszę  o  więcej 

szczegółów.

–  Zgoda.  Opowiem  ci  wszystko  od  początku.  Niełatwo  było  Rachel 

wrócić  do  przeszłości.  Gdy  mówiła  o  wielkiej  kłótni  z  ojcem,  nagle  się 

rozpłakała.  Łzy  płynęły  po  bladych  policzkach.  Zakłopotana,  otarła  je 

wierzchem dłoni,  ale  po  chwili  oczy miała znowu  mokre. Rozszlochała się  na 

dobre.

Reid  podbiegł  do  niej.  Objął  zrozpaczoną  dziewczynę,  która  łkała  jak 

dziecko.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął. – Wypłacz się. Posłuchała jego rady. 

Reid  wziął  ją  na  ręce,  zaniósł  do  łóżka,  ułożył  na  pościeli  i  mocno  przytulił. 

Rachel długo płakała. W końcu dostała czkawki. Reid, rozczulony tą dziecięcą 

reakcją,  odgarnął  kosmyk  ciemnych  włosów  i  delikatnie  pocałował  w  czoło 

zapłakaną dziewczynę.

Rachel powoli się uspokajała. Reid nie wypuścił jej z objęć, chociaż łzy 

przestały już płynąć, a czkawka ustała. Wcale nie miał ochoty rozluźnić uścisku. 

Długo  leżeli  przytuleni.  Za  oknami  było  zupełnie  ciemno.  Rachel  powtarzała 

sobie, że pora wysunąć się z opiekuńczych męskich ramion, lecz odwlekała tę 

chwilę. Było tak cudownie. Znowu ktoś się o nią troszczył. Powieki ciążyły jej 

jak  ołów.  Zmęczona  długim  płaczem,  wolno  zapadała  w  drzemkę.  Gdy 

zamknęła oczy, usłyszała niespodziewanie głos Reida:

–  Nim  się  rozstaliśmy,  powiedziałaś  kilka  słów,  które  zapadły  mi  w 

pamięć. Chodziło o to, że dziecko nie będzie miało szczęśliwego dzieciństwa, o 

ile ty nie znajdziesz w sobie radości życia. Odpowiedz mi szczerze, Rachel. Czy 

za  siedem  miesięcy...  za  rok  naprawdę  będziesz  tu  szczęśliwa?  –  Przytulił 

policzek  do  jej włosów. –  Ofiaruj ten  czas mnie. Jeśli  będziesz rozczarowana, 

możesz zawsze wrócić do rodzinnego domu.

– O czym ty mówisz? – zapytała, unosząc mokrą od łez twarz.

–  Rozmawialiśmy  na  ten  temat,  nim  wsiadłaś  do  samolotu.  –  Reid 

popatrzył w  oczy Rachel.  –  Wyjdź  za  mnie.  Zamieszkajmy  razem.  Pozwól  mi 

sobie  pomóc.  Zrób  to  dla  dziecka,  skoro  jesteś  zbyt  dumna,  by  w  tej  sytuacji 

pomyśleć o  sobie. Zostań ze mną przynajmniej  do chwili narodzin maleństwa. 

Jeśli potem zechcesz odejść, nie będę cię zatrzymywał.

background image

– Masz na myśli rozwód?

– Owszem. Ty podejmiesz decyzję.

–  Skąd  mam  wiedzieć,  czy  nie  mącisz  mi  w  głowie  tylko  po  to,  żebym 

wróciła do Nowego Jorku?

– Masz moje słowo. – Reid umilkł na chwilę. – Jeśli zechcesz, dam ci to 

na piśmie.

Nim  Rachel  zdążyła  odpowiedzieć,  Reid  stracił  głowę.  Wyglądała  tak 

ślicznie z zafrasowaną miną i mokrymi od łez rzęsami. Musnął wargami jej usta, 

ale to mu nie wystarczyło. Pocałował ją namiętnie, zaborczo. Przetoczyli się na 

środek łóżka. Rachel objęła go za szyję i wsunęła palce w jasne włosy. Reid na 

moment uniósł głowę, a potem wpił się zachłannie w jej wargi, rozkoszując się 

ich  smakiem,  chłonąc  znajomy  zapach.  Rachel była  znowu  w jego  ramionach. 

W tym momencie nic innego nie miało znaczenia. Gdy się wreszcie opamiętali i 

nieco ochłonęli, pocałował ją w czubek nosa.

– Nie proszę o szybką odpowiedź – mruknął drżącym głosem. – Przemyśl 

moje oświadczyny.

Przyciągnął Rachel łagodnym ruchem i objął ją mocno.

– Reid...

– Nic nie mów. Odpocznij.

Zamknęła  oczy,  daremnie  próbując  wziąć  się  w  garść.  Gdy  leżała  w 

objęciach Reida, nie była w stanie myśleć.

Czuła  ciepło  jego  ciała,  chłonęła  nozdrzami  zapach,  słyszała  wibrujący 

głos...

Reid  spostrzegł,  że  Rachel  zasnęła.  Z  westchnieniem  ulgi  wtuliła  się  w 

jego  ramiona i  zaczęła oddychać głęboko, regularnie. Uniósł głowę, delikatnie 

przesunął dłonią po ciele dziewczyny i dotknął płaskiego jeszcze brzucha.

–  Cześć,  maleństwo  –  szepnął,  wsuwając  rękę  pod  niebieską  bluzkę. 

Łagodnym ruchem pieścił gładką skórę.

Po chwili głowa opadł mu na poduszkę. Był zmęczony. Niespodziewany 

wybuch tłumionych od dawna uczuć i namiętności zupełnie go wyczerpał. Czuł 

piasek  pod  powiekami.  Przymknął  oczy  i  zastanawiał  się,  jaką  przyjmie 

strategię, jeśli Rachel znowu odrzuci jego propozycję. Zdawał sobie sprawę, że 

to przełomowa chwila. Co mógł jej ofiarować prócz forsy i opieki? Odruchowo 

zacisnął palce na niebieskiej koszuli Rachel i niepostrzeżenie zapadł w sen.

background image

Rachel  obudziła  się  w  mrocznym  pokoju  oświetlonym  jedynie  słabą 

żarówką nocnej lampki. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest. Oblizała 

suche wargi i daremnie próbowała się podnieść. Obejmowało ją męskie ramię. 

Reid spał z dłonią na jej brzuchu. Ściskał w palcach materiał niebieskiej bluzki.

Ostrożnie uniosła się na łokciu. Reid leżał na boku, z głową odrzuconą do 

tyłu. Był pogrążony w głębokim śnie,  którego tak bardzo potrzebował. Rachel 

ostrożnie wysunęła się z jego ramion. Nie chciała obudzić wyczerpanego długą 

jazdą  mężczyzny,  ale  musiała  odetchnąć  świeżym  powietrzem  i  zebrać  myśli. 

Żar bijący od jego ciała był równie obezwładniający jak namiętne pocałunki.

Podeszła  do  drzwi,  otworzyła  je  po  cichu  i  stanęła  na  cementowych 

płytach  chodnika  prowadzącego  do  niskich  pawilonów  motelu.  Chłodne 

powietrze szybko ją otrzeźwiło. Przymknęła drzwi, zostawiając wąską szparę, i 

odetchnęła głęboko. Pora wracać do domu. Ojciec będzie się niepokoił, zacznie 

ją wypytywać... Nie miała ochoty tłumaczyć się przez cały wieczór.

Reid  doskonale  wybrał  moment  na  ponowienie  oświadczyn.  Rachel 

musiała przyznać, że w rodzinnym domu  nie  jest szczęśliwa. Wybaczyła  ojcu, 

że wkrótce po śmierci jej matki ożenił się powtórnie. Polubiła Sally i nie miała 

za  złe  tej  obcej  kobiecie,  że  panoszy  się  w  jej  domu.  Problem  w  tym,  że 

stosunkowo  krótki  nowojorski  epizod  całkowicie  odmienił  sposób  myślenia 

dziewczyny. Lubiła życie, jakie tam prowadziła, i bardzo za nim tęskniła.

Podniosła głowę, by popatrzeć w gwiazdy. To prawda, że nie można dwa 

razy  wejść  do  tej  samej  rzeki.  Powroty  są  bardzo  trudne,  czasami  wręcz 

niemożliwe.

Drzwi otworzyły się szeroko.

–  Ale  mnie  przestraszyłaś  –  mruknął  z  wyraźną  ulgą  Reid,  pocierając 

jednodniowy zarost na policzku. – Byłem przekonany, że odeszłaś... – Zamilkł, 

lecz oboje wiedzieli, co ma na myśli. Sądził, że Rachel zniknęła po raz drugi.

–  Chciałam  tylko  odetchnąć  świeżym  powietrzem...  –  oświadczyła, 

wracając do pokoju – ...i spokojnie pomyśleć.

– O czym? – zapytał niespokojnie Reid.

– O twojej propozycji i mojej sytuacji rodzinnej.

Reid  z  trudem  panował  nad  sobą.  Nie  umiał  przewidzieć,  co  za  chwilę 

usłyszy.  Krew  szumiała  mu  w  uszach.  Odwrócił  się,  podszedł  do  stołu,  wyjął 

papierosa z leżącej tam paczki i zapalił go, próbując ukryć drżenie rąk.

background image

–  Co  postanowiłaś?  –  Rachel  milczała.  Reid  patrzył  na  nią  przez  obłok 

dymu. – Rachel? Powiedz...

–  Musisz  rzucić  palenie  –  odparła  pozornie  bez  związku  z  tematem 

rozmowy.

– Jasne – zgodził się skwapliwie i zmrużył oczy, czekając na odpowiedź.

– Kiedy to zrobisz?

– Za jakiś czas.

– A konkretnie?

– Dlaczego pytasz?

– Sama nie wiem. Palenie szkodzi – odparła, wzruszając ramionami.

– Komu?

– Tobie.

– To mój problem.

– A także osób z twego otoczenia.

Reid  z  namysłem  obserwował  trzymanego  w  dłoni  papierosa.  Nagle 

podniósł wzrok i uśmiechnął się chytrze.

– Jeśli za mnie wyjdziesz, natychmiast rzucę palenie.

–  Nigdy  nie  dajesz  za  wygraną  –  stwierdziła  Rachel,  wybuchając 

śmiechem.

– To prawda.

– Co zrobisz, jeśli przyjmę twoje oświadczyny?

– Przyjmij je, a sama się przekonasz.

Długo  patrzyli  na  siebie  z  uśmiechem.  Rachel  spoważniała.  Reid 

obserwował  ją  w  skupieniu.  W  pięknych  szarych  oczach  widział  niepokój  i 

zakłopotanie. Milczał. Nie miał innego wyjścia. Rachel musiała podjąć decyzję. 

Cała jego przyszłość zależała od jej postanowienia. Czekał na wyrok.

Rachel  podeszła  do  niego,  sięgnęła  po  papierosa  i  zgasiła  go  w 

popielniczce.  Nagle  przestraszyła  się  własnej  śmiałości.  Najwyraźniej 

próbowała  dać  coś  Reidowi  do  zrozumienia.  Serce  kołatało  jej  w  piersi 

niespokojnie,  a  w  ustach  zrobiło  się  sucho.  Na  twarzy  Reida  pojawił  się 

uśmiech,  a  zielone  oczy  zalśniły  dziwnym  blaskiem.  Zrobił  krok  w  stronę 

Rachel, która podniosła rękę ostrzegawczym gestem.

– Będziemy razem przez rok. Zobaczymy, jak się między nami ułoży. Na 

pewno zostanę z tobą do czasu rozwiązania.

background image

Reid delikatnie uniósł jej twarz i długo patrzył w szare oczy. Rachel czuła 

się jak zahipnotyzowana. Nie mogła się poruszyć, ale w ogóle nie zwracała na to 

uwagi. Chciała tak stać przez całą wieczność. Reid całował delikatnie jej usta, 

policzki, szyję. Podniósł głowę na moment i szepnął:

– Jedźmy do domu.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ceremonia była skromna.

Rachel  miała  na  sobie  prosty  jasny  kostium  w  odcieniu  lilaróż  oraz 

kapelusz z szerokim rondem w tym samym kolorze, na którego kupno namówiła 

ją  Trudy.  Reid  i  jego  narzeczona  stawili  się  przed  sądowym  urzędnikiem,  by 

złożyć przysięgę małżeńską.

Pannie  młodej  owa  uroczystość  wydawała  się  całkiem  nierealna.  Miała 

wrażenie, że na  ślubnym kobiercu stoi  jakaś inna kobieta, natomiast  ona sama 

obserwuje  wszystko  z  boku.  Mes  Laraby,  adwokat  Reida,  w  ostatniej  chwili 

zgodził  się  zostać  świadkiem,  co  wydawało  się  naturalne,  skoro  wczesnym 

rankiem i tak był umówiony z Reidem na rozmowę.

Od  powrotu  do  Nowego  Jorku  w  życiu  Rachel  zapanował  ogromny 

zamęt. Miała wrażenie, że jest postacią z dziwacznej kreskówki, gdzie wszystko 

dzieje  się  w  zawrotnym  tempie.  Narzeczeni  biegali  po  urzędach  załatwiając 

potrzebne  zaświadczenia.  Trudy  ciągała  swoją  przyjaciółkę  po  eleganckich 

sklepach  w  poszukiwaniu  odpowiedniej  kreacji.  Rachel  miała  wrażenie,  że 

wtajemniczone osoby robią dobrą minę do złej gry i nie wiedzieć czemu kręcą 

się jak w ukropie. Wszyscy udawali ogromnie zadowolonych.

Po zakończeniu ceremonii Reid pocałował żonę, a właściwie musnął tylko 

jej wargi. Panna młoda była rozczarowana. Ten zdawkowy pocałunek nie dodał 

jej otuchy. Obawiała się, że ich małżeństwo pozostanie tym, czym wydawało się 

w tej chwili: pozorem i blagą.

–  Idziemy?  –  zapytał  Reid,  gdy  podpisali  dokumenty  i  uścisnęli  dłoń 

sędziego.

– Tak – odparła Rachel i pozwoliła się wyprowadzić z sali znajdującej się 

w  gmachu  sądu.  W  korytarzu  natknęli  się  przypadkiem  na  reportera,  który 

przygotowywał  relację  z  procesu.  Dziennikarz  rozpoznał  Reida  i  natychmiast 

zrobił  młodej  parze  kilka  zdjęć.  Nowożeńcy  umknęli  do  czekającej  przed 

gmachem limuzyny.

Rachel  ściskała  drżącymi  palcami  mały  bukiet  z  bladoróżowych 

storczyków. Próbowała wziąć się w garść.

– Wszystko w porządku? – zapytał Reid, uśmiechając się do żony, która 

background image

skinęła głową.

Świadomie wprowadziła go w błąd. W gruncie rzeczy była przygnębiona. 

Marzyła,  by  uciec  na  drugi  koniec  świata.  Jak  mogła  do  tego  stopnia  stracić 

głowę?  W jaką  kabałę  dobrowolnie się  wpakowała?  W tej  chwili  nie  potrafiła 

sobie  wyobrazić  nic  gorszego.  Niespodziewanie  ujrzała  oczyma  wyobraźni 

przerażający obraz. Zdawało jej się, że jest związana, unieruchomiona, bezsilna. 

Brakowało jej powietrza.

Siedząca  naprzeciwko  Trudy  uważnie  obserwowała  przyjaciółkę. 

Pochyliła  się  i  ścisnęła  jej  rękę.  Dwie  kobiety spojrzały  sobie  w  oczy.  Rachel 

uśmiechnęła  się  smutno  do  rozpromienionej  Trudy,  która  zaczęła  paplać  jak 

najęta  o  ruchu  ulicznym,  wspaniałej  pogodzie  i  paru  innych  bzdurach.  Rachel 

utkwiła  wzrok  w  przyciemnionej  szybie.  Była  zadowolona,  że  Trudy  wciąż 

trajkocze,  nie  próbując  wciągnąć  jej  do  rozmowy.  Uparte  milczenie  żony 

zaniepokoiło Reida.

– Dobrze się czujesz? – zapytał, biorąc ją za rękę.

– Tak – skłamała. – Całkiem nieźle.

Wkrótce  znaleźli  się  w  eleganckim  mieszkaniu.  Weszli  do  chłodnego 

korytarza. Głos perorującej z ożywieniem Trudy odbijał się echem w obszernym 

holu.  Rachel  zaczynała  kojarzyć  fakty.  Jej  przyjaciółka  była  poważnie 

zaniepokojona.  Ciekawe,  dlaczego?  W  czasie  przygotowań  do  ślubu  zadała 

sobie  wiele  trudu,  by  wszystko  zostało  załatwione  jak  należy.  Od  chwili  gdy 

Reid  wrócił  z  Ohio,  była  jego  najwierniejszą  sojuszniczką.  Bez  przerwy 

wynajdywała Rachel jakieś zajęcia, pilnując, by przyjaciółka nie miała czasu na 

rozmyślania i zmianę decyzji.

Rachel musiała przyznać, że wszystko jakoś się ułożyło. Nawet rozmowa 

z ojcem, której bardzo się obawiała, miała wyjątkowo spokojny przebieg. Al był 

uradowany.  Nie  rozmawiał  z  córką  tak  szczerze,  odkąd  jego  pierwsza  żona 

zaczęła  chorować.  Twierdził,  że  wyczuł  pismo  nosem.  Ze  sposobu,  w  jaki 

Rachel  oraz  jej  znajomy  patrzyli  sobie  w  oczy,  wiele  można  było 

wywnioskować.

Wiele  osób  cieszyło  się  z  pomyślnego  zakończenia  sprawy.  Zwyciężył 

rozsądek.  Skoro  wszystko  dobrze  się  ułożyło,  dlaczego  panna  młoda  czuje 

dziwny uścisk w gardle? Czemu umiera ze strachu na samą myśl o wspólnym –

choć z założenia tymczasowym – życiu z Reidem?

background image

Rachel obserwowała męża, który zapraszał nielicznych gości na obiad do 

utrzymanej  w  ciemnych  barwach  jadalni.  In  dłużej  na  niego  patrzyła,  tym 

bardziej  ją  zadziwiał.  Wiele  przeszedł  w  dzieciństwie,  lecz  nie  poddał  się 

przeciwnościom losu. Dzięki wewnętrznej sile stworzył własny, niepowtarzalny 

styl  bycia.  Poruszał  się  bez  pośpiechu,  jakby  nieustannie  miał  świadomość, 

dokąd zmierza i co chce osiągnąć. Przypominał panterę, która zaspokoiła głód i 

teraz igra z ofiarą. Pod nienagannymi manierami kryła się pierwotna siła. Rachel 

od  pierwszej  chwili  odczuwała  nieprzeparty  pociąg  do  tego  mężczyzny,  który 

emanował ową tajemniczą mocą.

Miała  wrażenie,  że  tylko  ona  reaguje  w  ten  sposób  na  jego  obecność. 

Trudy  odnosiła  się  do  szefa  z  koleżeńską  poufałością,  a  tymczasem  Rachel 

drżały  dłonie  i  serce  podchodziło  do  gardła,  ilekroć  czuła  na  sobie  spojrzenie 

szmaragdowych oczu Reida.

Na przykład teraz. Podał jej kieliszek szampana. Odmówiła, zadowalając 

się wodą mineralną.

– Grzeczna dziewczynka – szepnął Reid, muskając ręką jej policzek. Jego 

palce były ciepłe, a dotknięcie łagodne i podniecające zarazem. Gdy cofnął dłoń, 

odruchowo chciała się do niego przytulić i omal nie straciła równowagi. W tej 

samej  chwili  usłyszała  dobiegający  z  tyłu  głos  dowcipkującej  Trudy.  Gdy 

rozmawiała z przyjaciółką, znowu ogarnął ją gwałtowny strach. Jak to się dzieje, 

że  ten  mężczyzna  ma  nad  nią  taką  władzę?  Nie  ulegało  wątpliwości,  że 

odczuwają wzajemne pożądanie. Czy można się doszukać w ich związku czegoś 

więcej?  Bała  się  odpowiedzi  na  to  pytanie.  Zbyt  długo  walczyła  o  swoją 

niezależność. Nie mogła pozwolić, by ktoś znowu całkowicie nią zawładnął.

Reid  z  niepokojem  obserwował  żonę.  Czyżby  ogarnęły  ją  wątpliwości? 

Łudził się, że tak nie jest. Chciał jej zapewnić poczucie bezpieczeństwa i dlatego 

wczesnym rankiem spotkał się z Julesem, by przygotować korzystną dla Rachel 

umowę  małżeńską.  Dokumenty  były  gotowe  do  podpisania.  Reid  pamiętał  o 

swojej  obietnicy;  przyrzekł  Rachel,  że  określi  czarno  na  białym,  jakie  są  ich 

wzajemne prawa i obowiązki. To doda jego żonie pewności siebie i sprawi, że 

nieco zagubiona dziewczyna nabierze do niego zaufania.

Nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo pragnie, by Rachel mu ufała. Sam 

rzadko  pozwalał  sobie  na  taki  luksus,  chociaż  niezłomną  wiarę  w  drugiego 

człowieka  cenił  ponad  wszystko.  Zdawał  sobie  sprawę,  że  Rachel  musi  być 

background image

całkiem  pewna  jego  dobrych  intencji,  by  spokojnie  przeżyć  następny  rok. 

Wiedział,  dlaczego  niechętnie  przyjęła  oświadczyny;  obawiała  się,  że  utraci  z 

trudem zdobytą niezależność.

Znał dobrze ten strach. Odczuwał go przez całe życie. Każda znajomość –

zarówno prywatna, jak i zawodowa – oznaczała zagrożenie. Długie lata walczył 

z  potworem nieufności,  który zagnieździł  się  w  jego  sercu.  Reid  nie  zaznał  w 

życiu ani prawdziwej miłości, ani szczerej przyjaźni, ale przypuszczał, że łatwiej 

byłoby  mu  się  zakochać  niż  uwierzyć  komuś  bez  zastrzeżeń.  Ten  sam  lęk 

widział u Rachel. Choć z całego serca pragnął zatrzymać przy sobie ją i dziecko, 

postanowił zadbać przede wszystkim o to, by żona nie czuła się jak w pułapce. Z 

zadumy  wyrwało  go  postukiwanie  łyżeczką  o  kieliszek.  Trudy  zamierzała 

wygłosić mowę.

– Proponuję wznieść toast za państwa młodych. – Jules i Charlotte unieśli 

kieliszki.  –  Za  Rachel  i  Reida...  –  Uśmiechnęła  się  do  nowożeńców  i  dodała 

niemal modlitewnym tonem: – Byliście sobie przeznaczeni.

– Proszę, proszę – rzucił ironicznie Jules i dopił szampana.

–  Cieszę  się  waszym  szczęściem  –  oznajmiła  wzruszona  Charlotte, 

ocierając łzy białą lnianą serwetką. Mocno uścisnęła rękę szefa. – Tego ci było 

trzeba.

–  Dzięki.  Zastanawiam  się,  czy  jesteś  przygotowana  na  wszelkie 

konsekwencje dzisiejszej uroczystości – odparł z uśmiechem.

– O czym ty mówisz? – Charlotte i pozostali goście spojrzeli pytająco na 

pana młodego.

–  Dzisiejszy  dzień  wiele  zmienił  w  moim  życiu.  Po  powrocie  do  biura 

znajdziesz  na  biurku  list,  ale  zdradzę  ci  swój  sekret  już  teraz.  Postanowiłem 

odejść. To ostateczna decyzja. Od dziś ty rządzisz firmą.

– Co ty mówisz, Reid? – zapytał Jules, parskając nerwowym śmiechem.

– Dokładnie to, co usłyszałeś. Na jakiś czas wycofuję się z interesów.

– A konkretnie? – Jules nie dawał za wygraną.

– Jeszcze nie zdecydowałem. – Reid popatrzył na Rachel. – Z pewnością 

na rok... albo dłużej.

– Reid, nie możesz tak po prostu odejść...

–  Mogę,  Jules.  Podjąłem  decyzję  i  zrobię,  co  uważam  za  słuszne. 

Charlotte  zajmie  się  firmą.  Ma  sporą  praktykę.  Od  dawna  sama  musi  dawać 

background image

sobie  radę.  Może  liczyć  na  pomoc  moich  prawników  i  doradców.  –  Reid  ujął 

dłoń zakłopotanej asystentki i dodał: – Nie gap się na mnie. Przestań udawać, że 

jesteś zdziwiona. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy.

– Owszem... ale nie przypuszczałam, że mówisz poważnie.

– Jak najpoważniej.

– To dziwne – powiedział Jules, nie kryjąc zdumienia. – Nie wspominałeś 

mi nigdy, że chcesz się wycofać.

– Do tej pory nie miałem powodu, by to zrobić – odparł Reid i spojrzał 

wymownie na Rachel. – Sytuacja się zmieniła.

Wpatrywał  się  w  twarz  żony,  niepewny  jej  reakcji  na  usłyszane  słowa. 

Przyjęła  je  obojętnie.  Co  naprawdę  myślała?  Reid  zapragnął  nagle  wyprosić 

gości  za  drzwi.  Chciał  zostać  z  Rachel  sam  na  sam,  wziąć  ją  w  ramiona  i 

przekonać,  że  wszystko  będzie  dobrze.  Postanowił,  że  uczyni  wszystko,  by 

dotrzymać słowa i zapewnić jej spokojną, szczęśliwą egzystencję. Stawką w tej 

grze  było  jego  własne  szczęście.  W  głębi  serca  czuł,  że  postawił  wszystko  na 

jedną  kartę,  którą  było  to  szalone,  niespodziewane  małżeństwo.  Przegrana  nie 

wchodziła w rachubę.

– Co będziesz teraz robić? – nie dawał za wygraną Jules.

– Po prostu żyć – podpowiedziała pracownikowi Trudy.

Reid pomyślał, że trafiła w dziesiątkę.

–  Dziękuję,  Trudy.  –  Pan  młody  spojrzał  znowu  na  swego  adwokata.  –

Będę cieszył się życiem, Jules. Mam chyba dość forsy, by sobie na to pozwolić, 

nie sądzisz?

– Z twoim majątkiem można sobie pozwolić na wszystko – odparł Jules z 

westchnieniem.

–  A  więc  nie  ma  przeszkód.  –  Reid  wstał.  –  Przepraszam,  Rachel  i  ja 

musimy omówić pewną sprawę.

– Przecież wszystkie dokumenty...

–  Będziemy  w  salonie,  Jules.  Przyjdź do  nas  za pięć  minut. –  Ujął  rękę 

żony. – Pozwól na chwilę, Rachel.

Zaskoczona panna młoda poszła za nim bez słowa.

–  Co  się  stało?  –  zapytała  nieco  zaniepokojona,  gdy  rozsuwane  drzwi 

salonu zamknęły się za nimi.

–  Chciałem  ci  zadać  to  samo  pytanie  –  odparł  Reid.  Sięgnął  po 

background image

wykałaczkę  schowaną  w  małej  kieszonce  marynarki.  Wsadził  do  ust  patyczek 

nasączony miętową esencją.

Zacisnął zęby na pachnącym drewienku i westchnął z ulgą.  Nie palił od 

pamiętnej  rozmowy  w  motelu,  kiedy  to  Rachel  zgodziła  się  na  małżeństwo. 

Wolał  paść  trupem  niż  złamać  dane  jej  przyrzeczenie.  Wyjął  patyczek  z  ust, 

potrzymał chwilę w palcach i ponownie zacisnął na nim zęby. Był świadomy, że 

postępuje  jak  idiota,  nie  mógł  jednak  zapanować  nad  potrzebą  wykonywania 

gestów  typowych  dla  palacza.  Z  głodem  nikotynowym  radził  sobie  znacznie 

łatwiej.

Rachel  z  ciekawością  przyglądała  się  mężowi.  Był  ogromnie 

zaaferowany. Co go tak poruszyło? Z pewnością nie jej zachowanie.

– Wszystko w porządku – odpowiedziała na pytanie Reida.

–  W  takim  razie  dlaczego  od  rana  sprawiasz  wrażenie  nieobecnej 

duchem?

–  To  dla  mnie  bardzo  ważne  chwile  –  odpowiedziała,  wzruszając 

ramionami. Podeszła do okna. – Nie co dzień zdarza mi się brać ślub.

– Mnie również.

Rachel uznała, że czas postawić sprawę jasno.

– Jak sobie wyobrażasz nasze małżeństwo?

– Wszystko zależy od ciebie.

–  Ja  mam  decydować?  –  Rachel  zacisnęła  wargi.  –  Trudno  mi  w  to 

uwierzyć, Reid.

–  Nic  na  to  nie  poradzę.  Mogę  tylko  przyrzec,  że  dotrzymam  swoich 

obietnic.

– Łącznie z przysięgą małżeńską?

– O co ci chodzi, Rachel? – zapytał, mrużąc oczy.

– Masz nie najlepszą reputację, mój drogi – odparła z wahaniem.

– Dziennikarze lubią przesadzać, Rachel.

–  Zapewne,  ale  jedno  chciałabym  ci  uświadomić.  Nie  pozwolę  się 

upokorzyć ani ośmieszyć.

– Domyślam się, że pytasz, czy w moim życiu będą inne kobiety?

– Tak.

Reid popatrzył z uśmiechem na żonę.

– Nie będzie innych kobiet, Rachel.

background image

Nie  spodziewała  się,  że  Reid  tak  łatwo  przyjmie  jej  warunki.  Uniosła 

brwi, nie kryjąc zdumienia.

– Czy to oznacza, że postanowiłeś...

– Żyć w celibacie? Owszem, jeśli sobie tego życzysz.

– Życzę sobie jasnej i wyraźnej odpowiedzi na moje pytanie.

Reid wyjął z ust wykałaczkę i wrzucił ją do popielniczki. Wolnym, lecz 

zdecydowanym  krokiem  podszedł  do  Rachel  i  spojrzał  jej  w  oczy.  Poczuła 

zapach jego ciała i natychmiast poddała się dziwnej słabości. Nie była w stanie 

odwrócić wzroku. Stała bez ruchu, czekając na jego odpowiedź.

– Sądzę, że parę spraw musimy od razu wyjaśnić. – Reid ujął dłoń żony, 

ucałował czule i położył na swoim ramieniu. Chwycił drugą rękę i niespiesznie 

powtórzył łagodną pieszczotę.

–  A  konkretnie?  –  wykrztusiła  z  trudem  Rachel.  Mąż  objął  ją  w  talii  i 

przyciągnął do siebie.

– Jaką odpowiedź chcesz usłyszeć, Rachel? Czy mam wyznać, że pragnę, 

aby  to  było  prawdziwe  małżeństwo?  Chcę,  byśmy  żyli  pod  jednym  dachem  i 

spali w tym samym łóżku. Pragnę cię. Marzę, by znowu się z tobą kochać. To 

chciałaś  wiedzieć?  –  Reid  bez  pośpiechu  odpinał  guziki  fiołkowej  bluzki, 

odsłaniając  koronkową  bieliznę.  Musnął  dłonią  piersi  okryte  beżową  tkaniną. 

Sutki  Rachel  stwardniały  natychmiast.  Reid  uradowany  tą  reakcją  pochylił 

głowę  tak,  że  jego  twarz  dotknęła  niemal  policzka  żony.  Rachel  poczuła  jego 

gorący oddech. – Proszę, abyś zechciała rozważyć taką ewentualność.

Nim  zdążyła  odpowiedzieć,  wziął  ją  w  ramiona  i  pocałował  zachłannie. 

Przymknęła oczy.

– Rachel, zgódź się, bardzo proszę – mruknął po chwili, muskając ustami 

najpierw  górną,  a  potem  dolną  wargę  żony.  Przesunął  po  nich  kciukiem  i 

szepnął: – Otwórz usta.

Przypomniała  sobie  tamtą  pamiętną  noc  i  całkiem  straciła  głowę. 

Usłuchała  Reida.  Oszołomiona  namiętnymi  pocałunkami,  zacisnęła  palce  na 

jego marynarce.

Odsunął  się  niespodziewanie.  Oboje  z  trudem  chwytali  powietrze.  Reid 

szybko zapiął rozchyloną bluzkę.

– Czy odpowiedziałem na wszystkie twoje pytania? – szepnął.

Rachel  nie  potrafiła  wykrztusić  ani  słowa.  Była  równie  zdumiona 

background image

wyznaniem męża, jak i porażającą siłą jego namiętności. Radość, oszołomienie i 

strach  walczyły  ze  sobą  w  jej  sercu,  które  waliło  jak  młotem.  Gdyby  znowu 

wziął  ją  w  ramiona,  szeptałaby  „tak”  aż  do  utraty  tchu.  Nagle  usłyszeli  ciche 

pukanie do drzwi. Reid nie zwrócił na nie uwagi.

– Czy wiesz, na co liczę?

– Tak – odparła z trudem.

– A... twoja odpowiedź?

Rachel odwróciła głowę, unikając jego wzroku.

– Nie wiem...

Właściwie podjęła już decyzję. W głębi serca marzyła o tym samym, co 

Reid.  Chciała,  by  ich  małżeństwo  było  udane  –  prawdziwe,  jak  mówił  Reid. 

Oczyma wyobraźni widziała, jak śpią w jednym łóżku. Pragnęła budzić się naga 

w  jego  ramionach,  czuć  na  brzuchu  jego  dłoń  śledzącą  ruchy  maleństwa.  Na 

samą  myśl  o  tym  Rachel  mąciło  się  w  głowie.  Obezwładniająca  tęsknota 

odbierała jej rozum i tamowała oddech.

Chciała  wyznać  Reidowi  całą  prawdę,  ale  coś  ją  powstrzymało.  Nadal 

dręczył  ją  trudny  do  sprecyzowania,  niewytłumaczalny  strach,  że  ulega 

złudzeniom, że prawda jest całkiem inna, a Reid bawi się jej kosztem i stwarza 

pozory, bo zależy mu tylko na dziecku.

Nic dziwnego. Dlaczego mężczyzna, którego uwielbiają niemal wszystkie 

kobiety, miałby obsesyjnie pragnąć kogoś takiego jak ona? Rachel nie uważała 

się  za  byle  kogo,  ale  Reid  mógł  przecież  wybierać:  marzyło  o  nim  mnóstwo 

piękności. Miała tylko jeden atut, który dawał jej nad nimi przewagę: dziecko –

jego dziecko.

Tak bardzo pragnęła objąć Reida, pogłaskać go po policzku, wyznać, że 

pragnie go równie mocno...

Usłyszeli głośne pukanie. Rachel odsunęła się od męża, zaciskając dłonie 

w pięści. Reid patrzył na nią uparcie. Krew pulsowała mu w skroniach. Rachel 

go odtrąciła. Zacisnął zęby. Czuł się upokorzony. Był wściekły, że tak się przed 

nią obnażył.

Po  chwili  westchnął  głęboko.  Trudno.  Zaryzykował  i  przegrał.  Nie 

pierwszy i nie ostatni raz wyszedł na idiotę.

Oboje  znajdowali  się  w  trudnym  położeniu.  Jeśli  Rachel  potrzebuje 

więcej czasu, by zebrać myśli i podjąć decyzję, on jej to umożliwi.

background image

Pukanie do drzwi zabrzmiało natarczywiej.

– Kto tam? – zawołał zirytowany Reid.

– Mogę wejść? – W uchylonych drzwiach ukazała się głowa Julesa.

– Proszę – odparł Reid. Adwokat wyciągnął z teczki plik dokumentów i 

podał je Rachel.

– Co mam z tym zrobić?

–  Reid  nie  powiedział  ci,  o  co  chodzi?  –  Jules  wodził  spojrzeniem  po 

twarzach młodych małżonków.

– Nie – odparła Rachel. – O co...

– Przejrzyj te papiery – wtrącił Reid. Żona popatrzyła na niego badawczo. 

Otworzyła skoroszyt. To był ich kontrakt małżeński. Podniosła wzrok. – Czy...

–  Dałem  słowo,  że  sformułuję  na  piśmie  wszystkie  moje  zobowiązania. 

Dotrzymałem słowa. – Popatrzył jej prosto w oczy i dodał nieco łagodniejszym 

tonem: – Może zechcesz przeczytać te dokumenty.

Rachel spełniła jego prośbę. Powoli brnęła przez kolejne paragrafy; pięć 

stron  prawniczego  bełkotu,  ale  znaczenie  kontraktu  na  pierwszy  rzut  oka 

wydawało się oczywiste.

–  Nie  prosiłam  cię  o  pieniądze  –  powiedziała,  rzucając  dokumenty  na 

niski stolik. – Nie jestem na sprzedaż. Nie podpiszę tych papierów.

– Musisz...

– Zamknij się, Jules – rzucił Reid.

– Posłuchaj mnie, przyjacielu. Gdyby doszło do rozwodu, Rachel będzie 

miała prawo do połowy twojego majątku – denerwował się adwokat.

Reid  patrzył  na  niego  z  kamienną  twarzą.  Jego  oczy  przypominały 

zielonkawe okruchy lodu. Po chwili zapytał:

– Jeśli rzeczywiście dostałaby połowę forsy, ile by mi zostało?

– Trudno w tej chwili policzyć. Wszystko zależy...

– Zostałbym bez grosza?

– Ależ nie!

–  W  takim  razie  nie  ma  się  czym  martwić.  Zostaw  nas  samych,  Jules  –

mruknął Reid i odwrócił się ku Rachel.

– Jako twój adwokat muszę stanowczo zaprotestować...

– Idź już – przerwał mu Reid. Wkrótce zostali w salonie tylko we dwoje.

– Zapomnijmy o tym. – Reid wyrzucił do kosza plik dokumentów. Rachel 

background image

odetchnęła  z  ulgą.  Czuła  niesmak  podczas  lektury  tego  niedorzecznego 

kontraktu.  Wyceniono  w  nim  kobietę  niczym  przedmiot  wystawiony  na 

sprzedaż. Można ją było mieć za określoną sumę. Przez moment Rachel miała 

wrażenie,  że  została  po  prostu  wynajęta  w  celu  urodzenia  zarozumiałemu 

milionerowi upragnionego potomka. Obrzydliwe uczucie!

Nie  chciała  pieniędzy  Reida.  Pragnęła  dostać  od  niego  coś  znacznie 

ważniejszego.  Poczuła  łzy  pod  powiekami.  Zagryzła  wargi,  żeby  się  nie 

rozpłakać. Czy żądała nazbyt wiele, prosząc, by cenił ją dla niej samej?

–  Przepraszam.  Jules  niepotrzebnie  się  napracował  –  powiedziała  cicho, 

gdy Reid podszedł do niej.

– Nie martw się o niego.

–  Reid,  nie  umiem  tego  ogarnąć.  Wszystko  się  dzieje  za  szybko.  –

Podniosła na męża załzawione oczy. – Boję się.

– Nie przyszło ci do głowy, że ja również odczuwam lęk?

– Ty?

– Tak, ja też. Dla mnie to również całkiem nowe doświadczenie.

– Naprawdę masz zamiar nie pracować przez rok?

– Oczywiście.

– Co będziesz robił?

– Trudy dobrze to ujęła. Chcę po prostu żyć. – Wyciągnął rękę do żony. –

Żyj  razem  ze  mną,  Rachel.  –  Po  chwili  wahania  podała  mu  dłoń  i  podniosła 

wzrok, napotykając uważne spojrzenie zielonych oczu. – Zaufaj mi, moja droga. 

Wiem,  że  nie  chcesz  pieniędzy.  Mnie  natomiast  bardzo  zależy  na  twoim 

zaufaniu. Oboje podjęliśmy spore ryzyko. Być może do tej pory żadne z nas nie 

ryzykowało tak wiele. Zrobię wszystko, by się nam udało.

– Wierzę ci – odparła Rachel – chociaż nie umiem powiedzieć, dlaczego 

tak jest.

– A więc zrobiliśmy pierwszy krok.

Nim zdążyła spytać, jaki będzie następny, w uchylonych drzwiach stanęła 

Trudy.

– Mogę wejść? Charlotte i ja musimy wracać do biura. Chciałyśmy się z 

wami pożegnać.

Reid skinął na obie kobiety, zapraszając je do salonu. Charlotte podeszła 

do  szefa,  by  omówić  kilka  bieżących  spraw.  Trudy  podbiegła  do  Rachel, 

background image

uściskała ją i szepnęła:

– Będziesz z nim spała dziś w nocy?

– Trudy!

– Jesteś okropnie tajemnicza!

– Nie sądzę, żebym się na to zdecydowała.

– Poprosił cię?

– W pewnym sensie...

– Nie masz na niego ochoty?

– Przestań się wygłupiać, Trudy. W ogóle się nad tym nie zastanawiałam 

– skłamała Rachel, spoglądając na Reida pogrążonego w rozmowie z Charlotte.

– Nie wierzę ci.

– Trudno.

–  Nie  sądziłam,  że  jesteś  taką  wariatką.  Tysiące  samotnych  dziewczyn 

oddałoby wszystko, byle znaleźć się dziś na twoim miejscu.

– Być może, ale tu chodzi o moją przyszłość.

– Może być cudownie, Rachel.

– Tego się obawiam – odparła dziewczyna z wymuszonym uśmiechem.

– Możemy iść? – zapytała Charlotte, zwracając się do Trudy. Ta skinęła 

głową i ucałowała przyjaciółkę na pożegnanie. Charlotte podeszła, by uściskać 

żonę szefa.

–  Bądź  dla  niego  wyrozumiała  –  szepnęła.  –  To  wspaniały  człowiek, 

chociaż sam nie zdaje sobie z tego sprawy.

– Postaram się – odparła Rachel. Od razu polubiła asystentkę Reida. Ta 

mądra kobieta budziła zaufanie.

– Zaopiekuj się nią, Reid – rzuciła na odchodnym Trudy.

– Taki mam zamiar.

– Przyszła mi do głowy pewna myśl – oznajmiła Trudy, ujmując się pod 

boki. – Jeśli postarasz się oczarować Rachel, a wiem, że to potrafisz, rezultaty 

mogą przejść twoje najśmielsze oczekiwania.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Może się w tobie zakocha.

– Mało prawdopodobne – odparł Reid, wybuchając śmiechem.

– Nie wykluczam, że i ty się w niej zakochasz.

–  Czas  wracać  do  biura,  Trudy  –  odparł  Reid,  niespodziewanie 

background image

poważniejąc.

– Miłość to wspaniałe uczucie – oznajmiła pogodnie Trudy, zachichotała, 

pomachała ręką nowożeńcom i wyszła. Charlotte pospieszyła za koleżanką.

Reid  zamknął  drzwi.  Przez  chwilę  stał  bez  ruchu.  Potem  odwrócił  się  i 

badawczym  spojrzeniem  zmierzył  Rachel,  która  poczuła  się  jak  robak 

umieszczony pod mikroskopem.

– O co chodzi? – zapytała w końcu.

–  Nieważne  –  odparł  z  roztargnieniem  Reid  i  potrząsnął  głową.  Słowa 

Trudy nadal brzmiały mu w uszach.

Zakochać się... Śmieszny pomysł! W ich związku miłość znaczyła równie 

mało  jak  pieniądze.  Z  pewnością  Rachel  jest  tego  samego  zdania.  Przyjaźń, 

poczucie bliskości, zaufanie, wspólne wychowywanie dziecka – to właśnie ich 

łączyło. Miłość nie była im potrzebna do szczęścia. Gwałtowne uczucie mogło 

tylko zaszkodzić ich małżeństwu. Po co wprowadzać niepotrzebne zamieszanie? 

Nie  szukał  miłości  i  doskonale  się  bez  niej  obywał.  Wątpił,  czy  to  uczucie  w 

ogóle istnieje.

Popatrzył  na  Rachel,  która  wpatrywała  się  w  niego,  jakby  ujrzała 

dwugłowego smoka. Może istotnie przypominał takie monstrum?

– Chciałabym się odświeżyć i przebrać – stwierdziła.

–  Oczywiście  –  odrzekł  skwapliwie.  –  Twoje  rzeczy  są  na  górze.  –

Pokazał ręką spiralne schody. Rachel weszła po nich na piętro.

Niespodziewanie znalazła się... tam. Znowu była w śnieżnobiałej sypialni 

Reida. To był pokój z jej snu.

–  Chyba  najlepiej  będzie,  jeśli  zostaniemy  tu  na  noc,  a  jutro  rano 

pojedziemy do Connecticut.

Rachel poczuła, że coś ściska ją za gardło. Wpadła w panikę. Nie mogła 

spać w tym pokoju... w tym łóżku!

–  Ta  sypialnia...  Nie  zostanę  tutaj  –  wykrztusiła,  patrząc  z  obawą  na 

Reida.

– Pamiętasz, Rachel? – zapytał, mrużąc oczy.

– Niewiele.

–  Czy  to  było  dla  ciebie  tak  przerażające  doznanie,  że  sam  widok 

sypialni... i łóżka przejmuje cię dreszczem?

– W żadnym wypadku. – Rachel energicznie pokręciła głową.

background image

– W takim razie o co chodzi?

– Gorąco tu.

– Włączę klimatyzację.

– I ta biel – dodała w zadumie dziewczyna.

– Nie lubisz bieli?

–  Wolałabym,  żebyśmy  tu  nie  nocowali.  –  Jak  mogła  opowiedzieć 

Reidowi swój niezwykły sen?! Na pewno uznałby ją za wariatkę.

– Zgoda. – Reid powtarzał sobie w duchu, że musi być cierpliwy. Wolno 

pokiwał  głową.  –  Będzie  tak,  jak  chcesz.  Wyjedziemy  do  Connecticut  po 

południu,  gdy  zrobi  się  nieco  chłodniej.  W  domu  są  jeszcze  trzy  sypialnie. 

Będziesz mogła wybierać.

Rachel czuła, że Reid jest zirytowany, ale nie miała wyboru. Ten pokój ją 

przytłaczał. Za nic w świecie nie zostałaby tu na noc.

–  Rachel?  –  zaczął  niepewnie  Reid.  –  Wprawdzie  nie  doszliśmy  do 

porozumienia,  czy  pragniemy  żyć  jak  mąż  i  żona,  ale  jedno  chciałbym  ci 

uświadomić: nasze małżeństwo musi być dopełnione zgodnie z obowiązującym 

prawem.

– Sądziłam, że załatwiliśmy wszystkie formalności.

– Jeszcze nie.

– Czy możesz wyrażać się jaśniej? – odparła zaniepokojona Rachel.

– Małżeństwo musi zostać skonsumowane... tu lub w Connecticut.

Skonsumowanie  małżeństwa!  To  staromodne  wyrażenie  długo  brzmiało 

im  w  uszach.  Rachel  pomyślała,  że  ów  zwrot  mimo  wszystko  pasuje  do  stylu 

Reida.  Ten  wspaniały  mężczyzna  był  trochę  staroświecki.  Bardziej  niż  inni 

ludzie  dbał  o  formy  towarzyskie  i  dobre  maniery.  Sprawiał  wrażenie 

dżentelmena  z  ubiegłego  stulecia  zagubionego  w  dwudziestym  wieku,  który 

przestrzega reguł odmiennych niż jego bliźni.

– Rozumiem – wymamrotała. – Kiedy... powinniśmy...

– Jak najszybciej. Oczywiście jeżeli ci to nie zaszkodzi.

Zostawił  jej  furtkę.  Mogła  wykręcić  się  złym  samopoczuciem  albo 

zdrowiem rosnącego w jej łonie dziecka i odkładać sprawę w nieskończoność. 

Dobro maleństwa i jego matki za bardzo leżało Reidowi na sercu, by domagał 

się  od  Rachel  wypełnienia  małżeńskich  powinności.  Zdawała  sobie  z  tego 

sprawę, ale kłamstwo nie przeszłoby jej przez gardło.

background image

Popatrzyła Reidowi prosto w oczy. Jego spojrzenie wiele mówiło. Była w 

nim  determinacja,  a  prócz  tego...  niepewność,  która  sprawiła,  że  Rachel  nagle 

pomyślała o mężu z czułością.

– A zatem kiedy?

Pożądanie  zawładnęło  sercem  i  umysłem  Reida.  Mięśnie  stężały  w 

mgnieniu  oka.  Tryumfował.  Zaryzykował  i  wyszedł  z  tej  próby  zwycięsko.  Z 

radości mąciło mu się w głowie. Nie odrywał wzroku od twarzy Rachel, która 

stała bez ruchu jak zaczarowana.

– Chyba nie mamy powodu, by to odwlekać, prawda?

–  Nie  –  odparła  pospiesznie.  –  Masz  rację.  A  więc  kiedy?  Reid  nie 

dowierzał własnemu szczęściu. Odrzekł zdecydowanym tonem:

– Dziś wieczorem.

– Zgoda. – Rachel wolno skinęła głową. Dziś wieczorem!

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Na  widok  domu  Reida  Rachel  ogarnęło  zdumienie.  Spodziewała  się 

ujrzeć  imponującą  rezydencję  urządzoną  podobnie  jak  miejski  apartament 

milionera. Przypuszczała, że tylko otoczenie będzie inne; w Connecticut zamiast 

eleganckich kamienic powinna ujrzeć piękne stare drzewa.

Dom był prześliczny.

Stał  niecały  kilometr  od  głównej  drogi.  Miał  staroświecki  wdzięk 

zamieszkanej  od  pokoleń  wiejskiej  siedziby;  łakomy  kąsek  dla  mieszczucha, 

który szuka cichego schronienia.

Żadnego  blichtru  ani  pretensji  do  wyszukanego  stylu.  Dębowe  belki  z 

naturalnymi przebarwieniami dodawały budynkowi uroku i ciepła. Rachel była 

zdziwiona, że Reid kupił skromny, bezpretensjonalny dom. Nie znała męża od 

tej strony. Znajomi Reida byliby równie zaskoczeni jego wyborem.

Frontowe drzwi skrzypiały przy otwieraniu. Reid odwrócił się do Rachel, 

którą zaniepokoił wyraz jego twarzy. Jej nowo poślubiony mąż był śmiertelnie 

poważny. Dziewczyna była pełna obaw. Uśmiech zniknął powoli z jej twarzy.

– Co się stało? – zapytała szeptem.

–  Wszystko  powinno  być  tak,  jak  należy  –  odparł  cicho.  Nim  zdążyła 

odpowiedzieć,  wziął  ją  na  ręce  i  przeniósł  przez  próg.  Objęła  męża  za  szyję. 

Reid nie  postawił żony na  podłodze. Trzymając  ją  w  ramionach, szedł  długim 

korytarzem.

– Dawno tu nie zaglądałem – oznajmił, przytulając ją mocniej. – Wystrój

domu jest bardzo skromny.

Popatrzył  w  szare  oczy  Rachel,  lśniące  i  szeroko  otwarte  ze  zdumienia. 

Dopiero w chwili gdy schował klucz do kieszeni, zdał sobie sprawę, jak bardzo 

mu zależy, by Rachel  spodobał się ten dom. Na  jej twarzy widział  zdumienie. 

Zapewne  spodziewała  się  zamieszkać  w  eleganckiej  rezydencji.  Pragnął  jej 

wynagrodzić ten zawód.

Niewiele myśląc, pochylił głowę i delikatnie pocałował Rachel, która od 

razu  rozchyliła  usta,  spragniona  śmielszej  pieszczoty.  Reid  nie  tracił  czasu. 

Tęsknota i pożądanie zawładnęły nim bez reszty, gdy poczuł dotknięcie ciepłego 

języka dziewczyny. Opanował się ostatkiem sił. Gdyby tego nie zrobił, wkrótce 

background image

kochałby  się  z  nią  na  podłodze.  To  był  dla  nich  obojga  trudny  dzień. 

Długotrwała  jazda  okazała  się  bardzo  męcząca.  W  tej  sytuacji  niełatwo  było 

Reidowi  udawać,  że  jest  spokojny  i  opanowany.  Bał  się  nieoczekiwanego 

wybuchu  uczuć  i  namiętności;  nie  chciał  utracić  kontroli  nad  swoim 

zachowaniem.

Nowożeńcy  powinni  się  kochać  inaczej.  Skoro  postanowili  spać  dzisiaj 

razem,  ta  noc  musi  być  wyjątkowa,  szczególna,  godna  zapamiętania  na  całe 

życie. Jeśli Rachel zazna w ramionach męża prawdziwej rozkoszy, może potem 

sama zapragnie...

–  To  na  szczęście  –  mruknął,  odrywając  wargi  od  jej  ust.  Uśmiechem 

starał się pokryć zmieszanie. Przytulił Rachel, a potem bez pośpiechu rozluźnił 

uścisk i postawił żonę na podłodze.

Reid zrobił krok do tyłu i odgarnął włosy z czoła, próbując wziąć się w 

garść.  Zaskoczyła  go  intensywność  niedawnych  doznań  i  odczuć.  Gdy  Rachel 

zawitała do wiejskiego domu, który był jedynym miejscem bliskim jego sercu, 

ogarnął  go  dziwny  niepokój.  Reid  był  ogromnie  przejęty  i  zaskoczony 

gwałtownością  swojej  reakcji.  Odwrócił  się,  mając  nadzieję,  że  Rachel  nie 

zwróci uwagi na to wzburzenie. Miał je wypisane na twarzy.

–  Trzeba  sporo  wysiłku,  żeby  ten  dom  prezentował  się  jak  należy. 

Wszelkie decyzje pozostawiam tobie – powiedział.

– Moim zdaniem to piękny dom. Wnętrze jest cudowne – odparła Rachel, 

zaglądając do salonu. Reid dotknął jej policzka. Ty jesteś cudowna, przemknęło 

mu przez głowę. Uśmiechnął się do żony.

– Chodź. Obejrzymy inne pokoje.

–  Nie  będę  tu  niczego  zmieniać  –  oznajmiła  Rachel,  patrząc  w  zielone 

oczy Reida. – Od razu pokochałam ten dom.

Na górze były trzy sypialnie. Żadna z nich nie została urządzona na biało. 

Jeden  z  pokoi  szczególnie  spodobał  się  Rachel.  Z  przyjemnością  się  po  nim 

rozglądała:  niezbyt  duży,  wyjątkowo  przytulny,  jasny  i  słoneczny.  Mimo  woli 

pomyślała, że złocisty blask sączący przez duże okna na pewno rozproszy mrok 

panujący w jej sercu.

Na  umeblowanie  składała  się  szafa  z  wiśniowego  drewna,  elegancka 

toaletka, ogromne łóżko z dwiema nocnymi szafkami oraz stół nakryty obrusem 

z  tego  samego  materiału,  z  którego  uszyto  zasłony  i  kapę  na  łóżko.  Rachel  z 

background image

uśmiechem przesunęła dłonią po staromodnej tkaninie.

Ktoś zadał sobie wiele trudu, by wszystko zostało uszyte jak należy.

– Podoba ci się ta sypialnia? – zapytał Reid, stając tuż obok Rachel, która 

skinęła głową.

– Jest twoja.

Dziewczyna zwróciła uwagę na wybór zaimka: twoja, a nie nasza.

– Dzięki – odparła zastanawiając się, co o tym myśleć.

–  Zwiedzanie  domu  zakończone.  Czas  na  kolację,  nie  sądzisz?  Jesteś 

głodna?

W  chwili  gdy  Reid  wypowiedział  te  słowa,  jego  żona  poczuła  wielką 

ochotę  na  ryż  z  chińskimi  przyprawami.  Odkąd  Trudy  uraczyła  przyjaciółkę 

orientalnymi  potrawami  w  dniu,  gdy  Rachel  podjęła  ostateczną  decyzję 

dotyczącą  urodzenia  dziecka,  przyszła  matka  nie  mogła  się  obejść  bez 

ulubionego dania.

–  Jedźmy  do  restauracji  –  zaproponował  Reid.  Rachel  skrzywiła  się 

wymownie. – W takim razie może przywiozę coś do domu?

– Chińskie jedzenie?

– Oczywiście, skoro masz na nie apetyt – odparł z uśmiechem Reid.

– Zrobię wszystko, byle dostać miskę ryżu po chińsku.

– To brzmi niezwykle obiecująco, Rachel.

– Proszę też o duszone warzywa – dodała, chichocząc.

Red  starał  się  dogodzić  żonie.  Sam  wyjął  z  auta  wszystkie  bagaże,  nie 

pozwalając  jej  tknąć  ich  palcem.  Następnie  przez  godzinę  krążył  po  okolicy, 

szukając  chińskiej  restauracji.  Na  pustkowiach  Connecticut  niełatwo  było 

znaleźć taki lokal. Powrócił do domu z miną tryumfatora.

–  Proszę  bardzo!  Duszone  warzywa,  ryż  z  przyprawami,  krewetki, 

wołowina z brokułami, kurczak z groszkiem...

– Po co tyle tego nakupiłeś?

–  Zapomniałem  spytać,  co  chcesz  zjeść  jako  główne  danie,  i  dlatego 

zamówiłem wszystkiego po trochu.

Rachel pałaszowała ulubiony ryż wielką łyżką. Reid jadł pałeczkami.

– Jak się tego nauczyłeś? – mruknęła, podnosząc do ust kolejną porcję.

–  Przed  laty  często  podróżowałem  w  interesach  do  Hongkongu.  Często 

miałem okazję używać pałeczek. – Reid podał żonie krewetkę. – Spróbuj.

background image

– Nie sądzę...

–  Daj  się  skusić,  Rachel.  Tylko  odrobinkę.  Otwórz...  Reid  powolnym 

ruchem niósł krewetkę do jej warg.

Rozchyliła  usta,  by  chwycić  smaczny  kąsek.  Reid  delikatnie  przesunął 

chropowatą  pałeczką  po  dolnej  wardze  dziewczyny.  Jak  zahipnotyzowani 

patrzyli sobie w oczy. Rachel zapomniała o trzymanej w ustach krewetce. Dużo 

czasu  minęło,  nim  zaczęła  ją  żuć.  Reid  nie  odrywał  wzroku  od  twarzy  żony, 

póki nie przełknęła ostatniego kęsa.

–  To  łatwe  –  powiedział  cicho,  odkładając  pałeczki.  –  Potrzeba  tylko 

nieco praktyki.

– Chyba się nie nauczę. Nie mam zdolności manualnych.

– Jestem innego zdania – odparł Reid z dziwnym uśmiechem. – Z czasem 

dojdziesz do perfekcji. To bardzo przyjemne.

Rachel  szybko  pojęła,  że  nie  rozmawiają  wcale  o  jedzeniu  pałeczkami. 

Poczuła, że się rumieni, pochyliła głowę i utkwiła spojrzenie w talerzu pełnym 

smakołyków.

– Napijesz się herbaty?

Podniosła wzrok. Reid trzymał w ręku dzbanek.

– Bardzo chętnie – odparła, podsuwając kubek. Reid nalał gorącej herbaty 

najpierw  Rachel,  potem  sobie.  Dziewczyna  popijała  ją  małym  łykami.  Objęła 

dłońmi kubek, przymknęła ciężkie powieki i westchnęła.

– Jesteś zmęczona? – zapytał czule Reid.

– Trochę.

–  Oszukujesz.  Zabierz  herbatę  do  sypialni  i  połóż  się  do  łóżka.  Ja  tu 

posprzątam.

Rachel  popatrzyła  na  niego  ze  zdziwieniem.  Do  czego  zmierzał?  Czy 

chciał jej dać do zrozumienia, że powinna się przygotować do nocy poślubnej? 

Kiedy zjawi się w jej sypialni?

– Chętnie się położę – odpowiedziała, wstając z krzesła i biorąc kubek.

– Dobranoc, Rachel.

– Idziesz... na górę?

– Jeszcze nie teraz. Muszę tu posprzątać.

– W takim razie dobranoc.

background image

Rachel  z  zachwytem  przyglądała  się  nocnej  koszuli.  Cieniutka  biała 

satyna połyskiwała w blasku ognia, który Reid rozpalił w kominku po zachodzie 

słońca, gdy na dworze zrobiło się chłodno. Z roztargnieniem przesunęła dłonią 

po  wydekoltowanym,  lśniącym  fatałaszku.  To  oczywiste,  że  krótko  będzie  go 

miała na sobie.

Nocna  koszula była prezentem od  Trudy, która oznajmiła dowcipnie,  że 

każda oblubienica powinna mieć taki drobiazg w ślubnej wyprawie. Rachel nie 

chciała urazić koleżanki; musiała przyjąć szykowny prezent, chociaż nie sądziła, 

że będzie miała okazję tę koszulę włożyć.

Sprawy ułożyły się  zupełnie  inaczej.  Reid poprosił,  żeby spędzili  razem 

noc poślubną, a Rachel na to przystała. Wkrótce mąż przyjdzie do jej sypialni.

Marzyła,  by  się  z  nim  kochać.  Bardzo  tego  chciała.  Nikogo  dotąd  tak 

bardzo nie pragnęła. Mimo to nadal dręczyły ją obawy. Kobieta, która oddała się 

Reidowi  w  miejskim  apartamencie,  była  dla  niej  nie  znaną  istotą,  tworem 

wyobraźni,  postacią  cudem  uwolnioną  od  lęków  i  zahamowań  dręczących 

prawdziwą  Rachel.  Tamta  zmysłowa  kobieta  nie  znała  trosk,  lekceważyła 

wszelkie zakazy, oddała się bez namysłu, gotowa przyjąć wszystko, co chciał jej 

ofiarować kochanek.

Być może Rachel naprawdę była w głębi ducha ową namiętną istotą, ale 

nie  potrafiła  na  zawołanie  pozbyć  się  narastających  w  niej  od  lat  uprzedzeń  i 

zahamowań.  Niewiele  miała  do  tej  pory  erotycznych  doświadczeń.  Trudno  ją 

było nazwać kobietą zmysłową. Czego właściwie Reid się po niej spodziewał?

Rachel  rzuciła  koszulę  na  łóżko  i  ukryła  twarz  w  dłoniach.  Była 

przekonana, że rozczaruje męża, jeśli pozostanie sobą. Nie chciała go zawieść –

nie tej nocy. Być może nigdy więcej nie będzie już miała okazji, by się z nim 

kochać.

Może powinna zejść na dół i poprosić, żeby przyszedł do jej sypialni? Nie 

umiała się na to zdobyć. Wyszłoby na to, że błaga go o miłosną noc. Z drugiej 

strony  jednak  cóż  w  tym  było  złego?  Dlaczego  nie  miałaby  go  zachęcić? 

Wystarczy nałożyć tę prześliczną koszulkę, zejść do kuchni i zadać pytanie.

–  Przepraszam,  Reid  –  powiedziała  na  głos  do  pustych  ścian.  –  Czy 

zamierzasz skonsumować dzisiejszej nocy nasze małżeństwo?

Zaczęła  chichotać,  rozbawiona  własnym  postępowaniem.  Po  co  się 

oszukiwać? Nie ośmieli się tego zrobić. Reid na pewno zemdlałby z wrażenia, 

background image

gdyby postawiła sprawę jasno.

Wiedział,  co  robi,  zostawiając  ją  w  niepewności.  Zyskał  nad  nią 

przewagę.  Jak  ma  się  zachować  świeżo  poślubiona  małżonka?  Spać  w  nocnej 

koszuli czy nago? Czekać na oblubieńca czy schować się pod kołdrą i zasnąć?

Po namyśle Rachel nałożyła koszulkę, wślizgnęła się do łóżka i przykryła 

do pasa. Tak powinno być dobrze. Ogarnęło ją zmęczenie. W sypialni robiło się 

coraz cieplej. Zapomniała o strapieniach. Przymknęła powieki i zapadła w sen.

Obudziła się niespodziewanie. Nie miała pojęcia, co ją wybiło ze snu. Po 

chwili  zrozumiała.  Reid  stał  w  drzwiach.  Ledwie  widziała  jego  twarz.  Pokój 

rozświetlały  tylko  polana  żarzące  się  słabo  w  kominku.  Rachel  nie  miała 

pojęcia,  która  jest  godzina.  Zerknęła  na  budzik,  ale  to  nic  nie  dało.  Był 

odwrócony tarczą w przeciwną stronę.  Spała chyba bardzo  mocno. Jak długo? 

Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

– Mogę wejść? – zapytał Reid.

–  Naturalnie  –  odparła,  siadając  na  posłaniu.  Ręce  jej  drżały.  Zapytała 

cicho: – Która godzina?

– Zaraz wstanie świt. Nie mogłem zasnąć. Chcesz, żebym sobie poszedł? 

–  zapytał  niepewnie,  spoglądając  na  Rachel,  która  zdawała  sobie  sprawę,  że 

Reid wyczuwa jej zakłopotanie. Pokręciła głową.

– Nie.

Reid rzucił w ogień wykałaczkę, którą nerwowo ściskał zębami. Podszedł 

do wielkiego łóżka. Rachel odgarnęła potargane włosy. Kołdra podciągnięta aż 

pod brodę zsunęła się nagle. Reid nie odrywał wzroku od głębokiego dekoltu jej 

koszulki. Chwycił brzeg kołdry i odrzucił ją na bok.

– Piękny widok – oznajmił, błądząc wzrokiem po smukłej postaci okrytej 

białą satyną.

– Ta koszula to prezent od Trudy.

– Przypomnij mi, żebym dał tej dziewczynie podwyżkę.

Zachichotała  nerwowo.  Reid  wciąż  miał  na  sobie  koszulę  i  dżinsy.  Co 

robił, gdy spała? Dlaczego przyszedł do sypialni dopiero o świcie? Serce Rachel 

kołatało się w piersi jak oszalałe. Krew pulsowała jej w skroniach.

Modliła się w duchu, by nie stchórzyć. Posunęła się, robiąc mu miejsce i 

bez  słowa  poklepała  materac.  Nie  zwracała  uwagi  na  dziwne  oszołomienie, 

background image

które poczuła, gdy Reid usiadł na łóżku i pochylił się w jej stronę.

– Czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo cię pragnę, Rachel? – zapytał tak 

cicho i czule, że omal nie zemdlała z wrażenia.

– Opowiedz mi o tym.

– Znam lepszy sposób.

– To bardzo interesujące – odparła, dotykając ręką jego policzka.

Pochyliła  się,  widząc,  że  Reid  chce  ją  pocałować.  Rozchyliła  wargi  i 

poddała  się  namiętnej  pieszczocie,  o  której  tak  długo  marzyła.  Zaskoczyła  ją 

zachłanność  i  niecierpliwość  ich  obojga,  chociaż  tego  właśnie  mogła  się 

spodziewać.  Tak  było  zawsze,  ilekroć  Reid  ją  całował.  Budził  w  niej  szaloną 

tęsknotę, by oddać mu się bez reszty – ciałem, duszą i sercem, które już teraz do 

niego należało.

Reid  zsunął  delikatnie  ramiączka  nocnej  koszuli.  Opuszkami  palców 

pieścił kształtne piersi.

– Jeśli chcesz, żebym wyszedł, powiedz mi to.

– Nie. Zostań.

Reid zsunął cieniutką tkaninę aż do talii Rachel i objął dłońmi biust żony. 

Cofnęła się niespodziewanie.

–  Skarbie,  doprowadzasz  mnie  do  szaleństwa.  –  Reid  odsunął  się 

natychmiast.

– Nie. Zostań, proszę.

– Rachel, musisz coś postanowić. Czy naprawdę chcesz ze mną być?

– Tak – odparła. – Nie odchodź. Czy mógłbyś...

– Słucham?

– Myślę, że powinieneś się rozebrać.

– Mam zdjąć ubranie?

– Tak – szepnęła.

Reid  wstał  z  łóżka.  Rozpiął  guziki  koszuli,  wyciągnął  ją  z  dżinsów  i 

zrzucił  buty.  Rachel  spostrzegła,  że  się  spieszy,  jakby  dręczył  go  lęk,  że  jego 

wybranka  zmieni  zdanie,  nim  weźmie  ją  znów  w  ramiona  –  co  przecież  było 

możliwe.

Rachel  zdobyła  się  na  odwagę,  uklękła  na  pościeli,  przysunęła  się  do 

brzegu posłania w chwili, gdy stojący przy łóżku Reid zsunął z ramion koszulę. 

Wyprostowała się i wyciągnęła rękę, nie dotykając jego torsu.

background image

– Pomożesz mi? – zapytał szeptem Reid, rzucając koszulę w róg sypialni. 

Miał na sobie tylko spodnie. Rachel zamarła w bezruchu. Reid rozpiął pasek i 

czekał. Po chwili dodał: – Śmiało. Rozbierz mnie.

Rachel przymknęła oczy, pochyliła się lekko i dotknęła policzkiem torsu 

męża. Nagie piersi musnęły skórę jego brzucha, gdy otarła się o niego niczym 

zadowolona  kotka.  Wciągnęła  w  nozdrza  przyjemny  zapach  jego  wody 

kolońskiej  pomieszany  z  wonią  męskiego  ciała.  Bez  pośpiechu,  ale 

zdecydowanie,  sięgnęła  ręką  do  suwaka  dżinsów.  Słyszała  szybkie,  głośne 

uderzenia serca swego męża i to dodało jej odwagi. Powoli uwolniła Reida od 

spodni i bielizny.

Głaskała  i  okrywała  pocałunkami  jego  nagi  tors.  Jej  dłonie  zsuwały  się 

coraz  niżej,  by  w  końcu  objąć  nabrzmiałą  męskość.  Usłyszała  spazmatyczne 

westchnienie Reida. Jeszcze nim go dotknęła, zdała sobie sprawę, że jest bardzo 

podniecony,  gotowy  kochać  się  z  nią  natychmiast  tak  szaleńczo,  by  oboje 

zapomnieli o całym świecie.

– Rachel...

Jej imię zabrzmiało jak magiczne zaklęcie... Niczym westchnienie z głębi 

serca. Oczarowana brzmieniem niskiego głosu, pieściła ukochanego mężczyznę, 

wodząc  dłońmi  po  jego  wrażliwej  i  rozpalonej  pożądaniem  skórze.  Poznała 

opuszkami palców każdy jej skrawek.

Reid  stracił  panowanie  nad  sobą.  Chwycił  Rachel  w  objęcia,  szukając 

zachłannie jej ust. Poddała się natarczywej pieszczocie jego języka. Pocałunek 

był  tak  namiętny  i  obezwładniający,  że  po  chwili  oboje  dygotali  z  tęsknoty, 

żądzy i natłoku trudnych do pojęcia wrażeń.

Reid wypuścił z objęć żonę, która opadła bez sił na łóżko. Po chwili oboje 

byli  całkiem  nadzy.  Reid  położył  się  obok  swojej  wybranki.  Obsypywał 

kształtny biust pocałunkami tak delikatnymi jak dotknięcie motylich skrzydeł, a 

potem objął wargami nabrzmiałe sutki.

–  Rachel...  –  Wymawiał  to  imię  jak  magiczną  formułę.  Gorący  oddech 

parzył skórę dziewczyny. Zachłanne usta wędrowały coraz niżej, całując płaski 

brzuch. Rachel odruchowo uniosła biodra, jakby zachęcała męża do śmielszych 

pieszczot.  Reid  skwapliwie  przystał  na  to  nieme  zaproszenie.  Rachel  była 

zawstydzona  i  zażenowana.  Odwróciła  twarz  i  wtuliła  głowę  w  poduszkę, 

próbując się ukryć. Miała wrażenie, że spada w przepaść głową na dół – wprost 

background image

na  groźne  skały.  Czuła  wstyd,  lecz,  posłuszna  pierwotnemu  odruchowi, 

rozsunęła uda, spragniona zuchwałych pocałunków.

Nie była przygotowana na taką intensywność odczuć. Znieruchomiała na 

chwilę.  Nie  zdołała  stłumić  przeciągłego  jęku  rozkoszy.  Zasłoniła  twarz 

poduszką i odsunęła się od męża niespodziewanie.

– Spójrz na mnie – usłyszała głos Reida. Bez słowa pokręciła głową.

– Proszę, Rachel.

– Nie mogę.

– Nieprawda. Po prostu odwróć głowę i otwórz oczy.

– Nie. Wstydzę się.

– Dlaczego?

– Całkiem się zapomniałam.

–  Dlatego  jesteś  zażenowana?  Nie  ma  się  czego  wstydzić.  Ciesz  się.  –

Reid  zmusił  ją,  żeby odwróciła głowę  i  spojrzała  mu prosto  w  oczy.  –  Jestem 

tobą zachwycony.

– Naprawdę?

– Jak możesz pytać? – odparł, przytulając się do niej. Czuła między udami 

jego  męskość. Patrzyli sobie prosto  w oczy. Reid  szepnął namiętnie: –  Pragnę 

ciebie. Czy ty również mnie chcesz? Powiedz to, Rachel.

– Tak – szepnęła, rozkoszując się brzmieniem tego słowa.

– Nie chcę cię skrzywdzić – szepnął, wsuwając dłoń między jej uda.

– Wszystko będzie dobrze.

– Jesteś tego pewna?

– Tak.

Przylgnęła  całym  ciałem  do  Reida,  który  wsunął  się  w  nią  łagodnym 

ruchem. Objęła go mocno za szyję. Poruszał się bez pośpiechu, wchodząc w nią 

coraz  głębiej,  lecz  uważnie.  Uniosła  biodra,  jakby  chciała  mu  wyjść  na 

spotkanie.  Cudownie  było  czuć  tę  oszałamiającą  jedność  –  z  każdą  chwilą 

doskonalszą  i  pełniejszą.  Nikt  jej  dotąd  tak  nie  posiadł.  Raz  tylko  –  w 

pamiętnym śnie – doznała podobnej rozkoszy.

Długo odpoczywali. Reid przyglądał się żonie, która sprawiała wrażenie 

zamyślonej.

– Nad czym się zastanawiasz? – spytał wreszcie.

– Przypomniałam sobie twoje słowa.

background image

– Jakie?

–  Wspomniałeś  o  konieczności  skonsumowania  małżeństwa.  Czy  na 

pewno  uczyniliśmy  zadość  wszelkim  formalnościom?  –  zapytała  z  figlarnym 

błyskiem oczu. Reid wybuchnął śmiechem i mocno pocałował żonę w usta.

– Tak, Rachel. Staliśmy się prawdziwym małżeństwem.

– Jesteś o tym przekonany? – zapytała, klękając na łóżku. Reid popatrzył 

na nią ze zdziwieniem, gdy przysunęła się bliżej i usiadła mu na biodrach.

– Co ty knujesz? – zapytał. Był uradowany, a zarazem nieco zdziwiony. 

Rachel  pochyliła  się  i,  zamiast  odpowiedzieć,  namiętnie  go  pocałowała.  Reid 

podniósł się, objął żonę w talii i popatrzył jej prosto w oczy.

– Masz rację. Spróbujmy jeszcze raz – szepnął, dotykając niemal wargami 

jej ust. – Lepiej się upewnić.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Gdzie jest Reid? – zapytała Trudy.

– W ogrodzie. Kosi trawnik – odparła Rachel.

– Proszę?

–  Dobrze  słyszałaś.  Porządkuje  trawniki.  Zarosły  chwastami  niczym 

tropikalna  dżungla.  Wszystko  tu  rośnie  jak  szalone.  Reid  walczy  z  tym 

gąszczem od dwóch tygodni.

Czternaście  dni  byli  małżeństwem  i  mieszkali  pod  jednym  dachem.

Pogoda im sprzyjała. Nastało ciepłe babie lato. Wrzesień pięknie się zapowiadał. 

Każdego ranka Rachel szczypała się ukradkiem, by sprawdzić, czy to nie sen.

Gdy  obudziła  się  po  szalonej  nocy,  była  w  łóżku  sama.  Przespała  cały 

ranek. W sypialni czuć było miły zapach świeżo zaparzonej kawy, który zwabił 

ją  do  kuchni,  gdzie  krzątał  się  Reid.  Najwyraźniej  postanowił  uraczyć  żonę 

jagodziankami  własnego  wypieku.  Właśnie  sprzątał  po  uwieńczonych 

powodzeniem wysiłkach.

Rachel  była  wzruszona  jego  staraniami  i  nieco  zażenowana  po 

niezapomnianej  miłosnej  nocy.  Kochali  się  tak  namiętnie  i  zachłannie,  że 

pragnęła, by mąż do końca świata nie wypuszczał jej z ramion. Wmawiała sobie, 

że  nie  jest  zmysłową  kobietą,  ale  wystarczyło  jedno  dotknięcie  Reida,  by  jej 

namiętność  znów  się  objawiła.  Przez  kilkanaście  dni  Rachel  łudziła  się,  że 

wkrótce znowu będzie mogła ujawnić swoją drugą naturę.

Daremnie.

Reid nie przyszedł więcej do jej sypialni. Był wobec żony pełen kurtuazji, 

ale  zachowywał  dystans,  trzymał  się  od  niej  z  daleka  i  unikał  jak  ognia 

wszelkiego fizycznego kontaktu.

Bardzo  dbał  o  nią.  Razem  szukali  dobrego  lekarza,  który  czuwałby  we 

właściwy sposób nad przyszłą mamą. Zaproponował również, by zapisali się do 

szkoły rodzenia. Rachel czuła się przy nim coraz lepiej – niemal jak prawdziwa 

żona. W ich związku brakowało tylko jednego elementu.

Reid  dostrzegł  z  daleka  miłego  gościa,  pomachał  ręką  na  powitanie  i 

wyłączył kosiarkę.

– Wygląda na... szczęśliwego – powiedziała cicho Trudy.

background image

– Mówisz to z niedowierzaniem – odparła Rachel, spoglądając badawczo 

na przyjaciółkę. – Sama mu radziłaś, żeby cieszył się życiem.

– Nie sądziłam, że potrafi.

Wkrótce  dołączył  do  nich  pan  domu.  Rachel  wyciągnęła  rękę,  by 

strzepnąć  źdźbło  trawy wplątane  w  jego  włosy.  Reid  odsunął  się  natychmiast. 

Jego  żona  pochwyciła  zdziwione  spojrzenie  Trudy.  Przyjaciółka  Rachel 

taktownie milczała.

–  Opowiadajcie  –  poprosiła  po  chwili,  spoglądając  na  młodych 

małżonków. – Jak wam się tu żyje?

– Wspaniale!

– Cudownie!

– To widać. – Trudy pokiwała głową. – Bardzo się cieszę.

– Co słychać w firmie? – zapytał Reid, pospiesznie zmieniając temat.

– Spory zamęt. Telefony dzwonią nieustannie.

– Naprawdę?

– Musisz wiedzieć, że twoja decyzja o wycofaniu się z interesów narobiła 

dużo  zamieszania, a  ślub  to  największa sensacja  ostatnich  dni.  Na  chodnikach 

Nowego Jorku wala się mnóstwo złamanych serc porzuconych przez oszalałe z 

rozpaczy twoje wielbicielki, drogi szefie.

– Trudy oczywiście przesadza – wtrącił Reid, spoglądając z niepokojem 

na Rachel.

– Czyżby?

– Oczywiście.

–  Żadnej  młodej  damie  nie  złamałeś  serca?  –  spytała  Rachel, 

zahipnotyzowana spojrzeniem zielonych oczu męża.

– Nic mi o tym nie wiadomo.

–  A  ta  mała  blondyneczka  z  Long  Island?  –  kpiła  Trudy,  zachwycona 

nieoczekiwaną sceną zazdrości między szefem i jej przyjaciółką.

–  Nie  znam  żadnej  blondyneczki  z  Long  Island  –  odparł  zdecydowanie 

Reid, rzucając Trudy ostrzegawcze spojrzenie.

–  Niemożliwe! W ubiegłym roku  asystowała ci  wytrwale na  wszystkich 

imprezach  dobroczynnych.  Na  imię  ma  Tiffany,  nazwiska  nie  pamiętam. 

Ostatnio  dzwoniła  codziennie.  Dodam,  że  miała  twój  prywatny  numer.  Nie 

przyjęła  do  wiadomości,  że  wyjechałeś,  i  domagała  się  stanowczo,  żeby 

background image

Charlotte  przełączyła  rozmowę  do  twojego  gabinetu.  Zaproponowałam  twojej 

niezrównanej asystentce, żeby dała Tiffany wasz numer telefonu...

– Chyba cię zamorduję! – zawołał Reid.

–  Charlotte  również  uznała,  że  to  głupi  pomysł.  –  Trudy  nagle 

spoważniała. – Powinieneś złożyć jakieś oświadczenie. Ludzie prześcigają się w 

domysłach  na  temat  zagadkowej  oblubienicy  milionera.  Miasto  trzęsie  się  od 

plotek. Musisz oficjalnie przedstawić Rachel i ukrócić tę bezsensowną gadaninę.

–  Masz  rację  –  odparł  Reid.  –  Wydamy  przyjęcie.  Niezbyt  wystawne. 

Urządzimy  je  w  moim  apartamencie.  Zaprosimy  tylko  najważniejszych  ludzi. 

Zadzwonię do Charlotte. Niech przygotuje listę gości.

– Po co ten bankiet? – zapytała Rachel.

– Nie po co, tylko dla kogo. Dla ciebie. Musimy przestrzegać określonych 

reguł. Przedstawię w towarzystwie moją świeżo poślubioną małżonkę.

– Doskonały pomysł – uznała Trudy.

– Nie sądzę, żebym musiała...

– To najlepsze wyjście – przerwał Reid. – Nie chcę, żeby po narodzinach 

dziecka krążyły jakieś plotki. Przyjęcie ukróci głupie domysły.

Jasne,  stwierdziła  z  goryczą  Rachel.  Chodzi  mu  wyłącznie  o  dziecko. 

Odruchowo położyła dłoń na brzuchu. Nieświadomie coraz częściej powtarzała 

ten gest. Reid postanowił ukręcić łeb wszelkim plotkom co do swego potomka. 

Nie  życzył  sobie,  by  ciekawscy  z  wypiekami  na  twarzach  liczyli  miesiące. 

Wszyscy musieli uznać za pewnik, że jego dziecko pochodzi z prawego łoża.

Rachel coraz lepiej rozumiała swego męża i gotowa była wiele dla niego 

poświęcić.

W głębi duszy podejrzewała, że jest w nim zakochana.

–  Jeżeli  sądzisz,  że  to  najlepsze  wyjście  z  sytuacji,  zgadzam  się  na 

przyjęcie.

–  A  zatem  decyzja  została  podjęta.  –  Reid  ruszył  w  stronę  łazienki.  –

Trudy,  zrzuć  miejskie  łachy  i  przebierz  się  w  coś  wygodniejszego.  Później 

zajmiemy się papierkową robotą. Zaraz wracam. Wezmę tylko prysznic.

– Do zobaczenia wkrótce – odparła Trudy, pochyliła się ku przyjaciółce i 

zapytała konspiracyjnym szeptem: – Co tu się dzieje?

– Nic – odparła Rachel, unikając jej wzroku.

–  Bzdura.  Wodzicie  za  sobą  oczyma,  kiedy  się  wam  zdaje,  że  nikt  nie 

background image

patrzy, ale kiedy chcesz dotknąć Reida, twój cudowny małżonek odskakuje na 

bok jak oparzony.

– Głupstwa mówisz.

–  Nie  próbuj  mącić  w  głowie  najlepszej  przyjaciółce.  Żyję  z  tego,  że 

pilnie obserwuję ludzi. Chodzicie wokół siebie na paluszkach. Co tu się święci? 

Sądziłam, że z nim sypiasz...

– Tylko raz.

– Co? Jeden raz? W ciągu dwóch tygodni? Masz kłopoty? Źle się czujesz?

–  Jestem  w  świetnej  formie!  –  Rachel  zerwała  się  z  krzesła  i  zaczęła 

nerwowo spacerować po pokoju. – Nigdy w życiu nie byłam zdrowsza. Podobno 

większość ciężarnych  kobiet cierpi na  mdłości, ale mnie nic nie dolega. Czuję 

się wspaniale.

– W takim razie co stoi na przeszkodzie?

–  Reid  zachowuje  się  dziwnie.  Unika  mnie  jak  ognia.  Nie  pozwala  się 

tknąć nawet palcem. Zachowuje dystans.

– Coś z nim jest nie tak?

– Skądże. – Oczy Rachel zabłysły na wspomnienie miłosnej nocy. Dodała 

cicho: – Wszystko w porządku.

– A zatem kochaliście się tylko raz?

– Tak. Reid oznajmił, że małżeństwo musi zostać skonsumowane.

– Teraz rozumiem! Ach, to jego klasztorne wychowanie...

– Jak sądzisz, co powinnam zrobić?

– Uwieść go! To oczywiste.

– Chyba żartujesz.

–  Nie,  mówię  całkiem  poważnie.  Reid  najwyraźniej  czeka,  abyś  zrobiła 

pierwszy krok.

–  To  szaleństwo.  –  Rachel  pokręciła  głową.  –  Tamtej  nocy  udowodnił 

ponad wszelką wątpliwość, że nie należy do wstydliwych. To absurd twierdzić, 

że czeka, bym ja przejęła inicjatywę.

Trudy podeszła do przyjaciółki i wzięła ją za ręce.

–  Spróbuj  popatrzeć  na  to  inaczej.  Reid  powiedział,  że  małżeństwo 

powinno  być  skonsumowane,  a  ty  się  zgodziłaś.  Jego  zdaniem  spełniłaś 

małżeński obowiązek i nie masz ochoty tego powtarzać. Czeka na twój sygnał.

– Jesteś pewna?

background image

– Przychodzi ci do głowy inny pomysł?

– Nie.

– W takim razie co masz do stracenia?

Rachel położyła dłoń na niewielkiej wypukłości brzucha.

–  Nic  –  powiedziała  głośno.  Skuliła  się  ze  strachu,  gdy  przyszło  jej  do 

głowy, że może stracić wszystko.

„Może się w niej zakochasz...”

Słowa Trudy nieustannie brzmiały w głowie Reida. Do tej pory nie sądził, 

że coś podobnego może się przytrafić samotnikowi,  mężczyźnie  o kamiennym 

sercu. Ostatnio stracił tę pewność. Czyżby naprawdę zakochał się w Rachel. Co 

zrobi, jeśli ukochana nie odwzajemni tego uczucia i... odejdzie?

Rachel, trzymaj się ode mnie z daleka...

I  tak  go  nie  posłucha.  Proszę  bardzo,  właśnie  idzie  przez  świeżo 

wykoszony trawnik krokiem wolnym, lecz zdecydowanym. Może tęskni równie 

mocno jak on? Ogarnęła go złudna nadzieja, chociaż nie potrafił w to uwierzyć.

–  Cześć  –  powiedziała  z  uśmiechem  Rachel.  –  Przyniosłam  ci  wodę 

mineralną z lodem.

– Dzięki – odparł, wyłączając kosiarkę. Wziął od żony plastikowy kubek i 

wypił łapczywie jego zawartość.

– Wkrótce będzie obiad – oznajmiła.

– Dobra nowina.

–  Wstawiłam  przed  chwilą  do  piecyka  zapiekankę  z  szynką  i  żółtym 

serem. Mam nadzieję, że dopisuje ci apetyt – stwierdziła z uśmiechem.

Reid otarł spoconą twarz i podał żonie pusty kubek.

– Umieram z głodu – odparł, mimo woli pożerając ją wzrokiem. Po chwili 

dodał, mierząc własną postać krytycznym spojrzeniem: – Wyglądam, jakbym się 

tarzał w trawie niczym idiota.

– Mogę cię otrzepać – zaproponowała Rachel, rzucając kubek na trawnik. 

Jej  dłonie  wolno  sunęły  w  górę  po  muskularnych  udach.  –  Chyba  naprawdę 

jesteś idiotą – szepnęła, tłumiąc śmiech. Czuła, że Reid znieruchomiał.

Rachel  nie  zamierzała  dać  za  wygraną.  Postanowiła  iść  za  radą  Trudy  i 

uwieść własnego męża. Podeszła bliżej, wspięła się na palce i  musnęła ustami 

background image

jego wargi.

– Co ty robisz? – szepnął Reid.

– Pocałowałam cię.

– Jestem brudny i spocony.

Rachel  przesunęła  dłońmi  po  wilgotnym  torsie  i  zarzuciła  mężowi 

ramiona na szyję.

– Mniejsza z tym.

Przesunęła czubkiem języka po jego wargach – najpierw nieśmiało, potem 

trochę pewniej. Objął ją z całej siły i gwałtownie oddał pocałunek. Odchylił do 

tyłu  głowę  Rachel  i  całował  zachłannie  jej  szyję  i  ramiona.  Dotknął  językiem 

małego zagłębienia tuż za uchem, które od dawna go fascynowało. Zdawał sobie 

sprawę, że powinien wypuścić ją z objęć, nim będzie za późno.

– Rachel... nie kuś mnie.

– Dlaczego? – zapytała, zsuwając w dół elastyczną bluzkę bez ramiączek. 

Reid jęknął, patrząc na jej biust.

– Dlatego – mruknął, obejmując dłońmi obnażone piersi.

–  Nadal  nie  rozumiem.  –  Rachel  gładziła  muskularny  tors  porośnięty 

gęstymi włosami.

–  Bo  nad  sobą  nie  panuję  –  wykrztusił.  Pospiesznie  rozsunął  suwak 

szortów żony i wsunął dłoń między jej uda.

– Mnie to nie przeszkadza.

– Chcesz się kochać tu, na trawie?

– Piękne miejsce... – Drżała w objęciach Reida. Zacisnęła palce na jego 

ramionach.

– Masz rację, skarbie.

Osunęli się na trawnik. Dłoń Reida wsunęła się głębiej między uda żony.

– Tego ci było trzeba?

– Tak... Nie – szepnęła. – To za mało.

Reid znieruchomiał na moment. Potem jego dłoń przesunęła się wolno po 

nieznacznie zaokrąglonym brzuchu, w którym rosło jego dziecko. Tysiące myśli 

i uczuć kłębiły się w jego umyśle i sercu. Rachel położyła rękę na jego dłoni.

– Pragnę cię – szepnęła.

– Powiedz mi to jeszcze raz.

Uniosła  się  na  łokciu,  przesunęła  dłoń  w  dół  po  jego  torsie,  a  potem 

background image

jeszcze  niżej.  Czuła,  że  Reid  gotów  jest  kochać  się  z  nią  w  każdej  chwili. 

Uśmiechnęła się uradowana, że ma nad nim taką władzę.

– Pragnę ciebie. Weź mnie. Tu, natychmiast.

Reid pochylił głowę. Podała mu usta do pocałunku. Śmiałe pieszczoty nie 

mogły ich obojga zaspokoić. Pospiesznie zrzucili ubrania i przylgnęli do siebie 

nagimi ciałami. Reid zawahał się na moment.

– Musimy uważać.

–  Nie,  Reid,  wszystko  będzie  dobrze.  Weź  mnie.  Wszedł  w  nią 

zdecydowanie. Opierał się na łokciach, a jego ramiona obejmowały głowę żony, 

która  głaskała  go  po  nagich  plecach  i  pośladkach.  Uniosła nogi  i  splotła  je  za 

plecami ukochanego.

– Tak... – westchnęła przeciągle, gdy zaczął się w niej poruszać.

Szybowała  wolno  ku  wielkiej  światłości.  Pragnęła  Reida  coraz  bardziej, 

stawała  się  coraz  zachłanniejsza.  Uniosła  w  górę  biodra,  wychodząc  mu  na 

spotkanie. Poruszali się w jednym rytmie.

– Reid... Reid... Reid... – powtarzała jego imię jak magiczne zaklęcie.

– Rachel... nie mogę czekać – szepnął chrapliwie.

– Wiem.

– Rachel... Najmilsza... Rachel...

Gdy wrócili do rzeczywistości, przez chwilę jak w transie patrzyli sobie w 

oczy. Reid głaskał żonę po policzkach, strzepując delikatnie źdźbła trawy z jej 

twarzy.

– Rachel...

– Tak?

– Ja...

– Panie James? Jest pan tam? Przywiozłem zamówione narzędzia...

Małżonkowie zerwali się na równe nogi. W pośpiechu naciągnęli szorty. 

Reid  klął  półgłosem.  Rachel  błyskawicznie  włożyła  bluzkę.  Ubrali  się  w 

rekordowym  tempie.  Gdy  właściciel  sklepu  z  narzędziami  wyłonił  się  zza 

żywopłotu,  wyglądali  całkiem  przyzwoicie,  chociaż  sprawiali  wrażenie  trochę 

roztargnionych.

– Widzę, że dobrze trafiłem! – ucieszył się pan McCaffrey i pomachał im 

ręką na powitanie. Zdjął baseballową czapkę z firmowym napisem i ukłonił się 

Rachel.  –  Witam  panią.  Przywiozłem  wszystko,  co  zamówił  mąż.  Byłem  w 

background image

okolicy, więc to żadna fatyga. Nie będzie pan musiał jeździć do miasta.

–  Jestem  panu  bardzo  wdzięczny  –  odparł  Reid,  biorąc  paczkę  z 

narzędziami. – Niepotrzebnie zadał pan sobie tyle trudu.

– Dla mnie to żaden kłopot. – Właściciel sklepu uśmiechnął się szeroko. 

Popatrzył z niepokojem na młodych małżonków. – Używał pan nowej kosiarki?

– Tak... niedawno ją... wyłączyłem – odparł niepewnie Reid.

–  Nie  powinna  tak  rozrzucać  trawy.  Cali  jesteście  nią  obsypani!  Muszę 

zobaczyć, co się z nią dzieje.

Pan  McCaffrey  oglądał  maszynę,  szukając  usterek.  Ponad  jego  głową 

Reid  popatrzył  z  uśmiechem  na  żonę.  Rachel  przygryzła  wargę,  próbując 

opanować chichot.

– Wracam do kuchni. Muszę sprawdzić, co z naszym obiadem.

– Boże, całkiem zapomniałem! – wykrzyknął pan McCaffrey, podnosząc 

głowę. – Dym wali z okna kuchni! Zajrzałem, przechodząc...

–  Moja  zapiekanka!  –  krzyknęła  Rachel  i  pobiegła  do  domu.  Obaj 

mężczyźni odprowadzili ją wzrokiem.

– Zapiekanka? – spytał podejrzliwie właściciel sklepu.

– Cały obiad w jednym naczyniu.

– Można się tym najeść?

– Raczej nie.

–  Moja  kobieta  też  miała  trochę  problemów,  nim  pojęła,  jak  chłopu 

dogodzić.  –  Pan  McCaffrey  ze  zrozumieniem  pokiwał  głową.  –  Trochę 

cierpliwości. Pańska żona też się nauczy.

Reid  nie  odrywał  wzroku  od  Rachel,  która  biegła  do  kuchni  co  sił  w 

nogach.

– Nie ma obawy, drogi panie. To bardzo zdolna dziewczyna.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Państwo  James  spóźnili  się  na  własne  przyjęcie  znacznie  bardziej,  niż 

wypadało.

– Dzięki Bogu! Nareszcie jesteście! – mruknęła na ich widok zirytowana 

Charlotte.  Goście  dobrani  starannie  przez  asystentkę  Reida  powitali  młode 

małżeństwo gromkimi okrzykami. Spóźnieni gospodarze zrobili furorę.

Gdy weszli do salonu, tłum zaintrygowanych gości natychmiast ruszył w 

ich  kierunku.  Charlotte  szybko  i  taktownie  ustawiła  kolejkę  chętnych  do 

powitania  młodej  pary.  Wszyscy  patrzyli  z  ciekawością  na  wybrankę  Reida. 

Rachel czuła się jak egzotyczna panda sprowadzona do zoo ku uciesze gapiów.

Na  domiar  złego  niemal  wszyscy  robili  dowcipne  uwagi  na  temat 

horrendalnego spóźnienia gospodarzy. Reid odpowiadał, że utknęli w korku, ale 

Rachel  ciągle  się  rumieniła.  Była  przekonana,  że  goście  już  wiedzą,  czemu 

młodzi małżonkowie przyjechali tak późno.

Mimo zażenowania, Rachel czuła się wspaniale. Była lekko oszołomiona 

i dlatego prawie nie zwracała uwagi na otaczający ją tłum. Po nagłym wybuchu 

namiętności  przez  cały  dzień  nieustannie  szukali  się  wzrokiem,  świadomi 

niewygasłego  jeszcze  pożądania.  Zabrakło  im  czasu,  by  o  tym  porozmawiać, 

lecz oboje zdawali sobie sprawę, że coś się zmieniło w ich związku.

Rachel  była  uradowana,  że  mąż  przestał  jej  unikać.  Mogła  go  dotknąć, 

kiedy miała na to ochotę. Inni uznaliby to za dziecinadę, ale dla niej dzisiejsze 

przeżycie  stanowiło  istotny  przełom,  który  szybko  oczyścił  fatalną  atmosferę 

wiejskiego domu. Co najdziwniejsze, od chwili gdy Rachel przejęła inicjatywę i 

łamiąc niepisany zakaz, pocałowała Reida, mąż patrzył w nią jak w tęczę i nie 

szczędził czułości.

Gdy  szykowali  się  do  wyjścia,  poprosiła  go  o  pomoc  w  zasunięciu 

umieszczonego na plecach zamka sukienki. Wystarczyła na to jedna chwila, ale 

Reid  zwlekał,  muskając  opuszkami  palców  delikatną  skórę  żony.  Jego  dłoń 

sunęła  wolno  ku  górze,  jakby  w  ogóle  się  nie  spieszyli.  Potem  złożył  czuły 

pocałunek na karku Rachel, u nasady włosów. Ciepły oddech pieścił jej skórę i 

przyprawiał  o  dreszcze.  Oboje  zapomnieli  o  suwaku.  Reid  włożył  ręce  pod 

tkaninę i objął nagie piersi.

background image

Rachel  oparła  się  plecami  o  muskularny  tors  męża,  który  przytulił  ją 

mocno.  Przylgnęła  pośladkami  do  jego  ud.  Był  podniecony.  Słyszała  tuż  przy 

uchu  namiętny  szept.  Reid  powtarzał  raz  po  raz  jej  imię,  jakby  w  ten  sposób 

chciał wyrazić swoje najskrytsze pragnienia, które jedynie ona mogła spełnić.

Oboje zapomnieli o rozsądku.

Kochali się przy drzwiach, na stojąco, choć do łóżka mieli zaledwie kilka 

kroków.  Przed  kilkoma  godzinami  w  ogrodzie  zaspokoili  nagłe  pożądanie,  a 

mimo  to  znowu  ogarnęło  ich  szaleństwo  namiętności,  jakby  spotkali  się  po 

wielu tygodniach rozłąki.

Rachel  musiała potem  uprasować  zmiętą suknię.  Nie  starczyło  jej  czasu 

na ułożenie włosów. Kilkoma ruchami grzebienia zaczesała je do tyłu i pobiegła 

do  frontowych  drzwi.  Makijaż  zrobiła  w  samochodzie,  przeglądając  się  w 

bocznym  lusterku.  Jazda  do  Nowego  Jorku  była  ryzykowną  przygodą.  Auto 

mknęło,  podskakując  na  wybojach,  a  Rachel  spokojnie  malowała  rzęsy  i  usta. 

Nie była zadowolona ze swego wyglądu, ale w ogóle się tym nie przejmowała.

Spisała na straty swój towarzyski debiut.

Gdy  małżonkowie  powitali  gości  i  wmieszali  się  w  tłum,  Rachel 

odnalazła Trudy. Była wdzięczna przyjaciółce za dobrą radę. Uwiedzenie męża 

okazało się doskonałym pomysłem. Po pewnym czasie wymknęły się ukradkiem 

na  górę,  do  białej  sypialni,  żeby  poplotkować  jak  dawniej.  Trudy  uważnie 

przyglądała  się  rozpromienionej  Rachel.  Nagle  podniosła  rękę  i  wyciągnęła  z 

rozpuszczonych włosów suchą gałązkę oraz kilka źdźbeł trawy. Nie  musiała o 

nic pytać.

– Cudownie!

–  Co  cię  tak  zachwyciło?  –  Usłyszały znajomy, niski  głos.  Natychmiast 

odwróciły  się  w  stronę  drzwi.  Rachel  poczuła  dziwną  słabość.  To  uczucie 

ogarniało ją zawsze na widok Reida.

– Mówiłam, że... Rachel wygląda cudownie w tej sukni.

–  Owszem  –  potwierdził  Reid,  stając  obok  żony.  Dotknął  ręką  jej 

policzka. – Promienieje urodą. Wszyscy to mówią.

Reid  nie  mógł  oderwać  spojrzenia  od  swojej  wybranki.  Czuł,  że  robi  z 

siebie idiotę, ale nie mógł nic na to poradzić. Przed chwilą daremnie szukał jej 

wzrokiem. Ogarnęła go panika. Tak samo jak poprzednim razem... przemknęło 

mu  nagle  przez  myśl.  Przypomniał  sobie,  jak  przemierzał  sale  zbrojowni, 

background image

wypatrując tajemniczej brunetki.

Umierał ze strachu na samą myśl,  że Rachel  mogłaby odejść. Życie bez 

tej  cudownej  kobiety  stałoby  się  puste.  Egzystencja  Reida  straciłaby  wszelki 

sens,  gdyby  nie  mógł  rozmawiać  z  żoną, dotykać  jej, kochać się  z nią.  Dzięki 

Rachel doczeka się wkrótce potomka. Dziecko było dla niego wielką nadzieją i 

nowym  wyzwaniem.  Zdawał  sobie  sprawę,  że  Rachel  nie  wie,  ile  dla  niego 

znaczy,  ale  nie  potrafił  jej  tego  uświadomić.  Biznesmen,  któremu  niestraszne 

były trudne negocjacje, daremnie próbował znaleźć właściwe słowa, by wyznać 

żonie, jak bardzo jest mu bliska.

Starał  się  okazać  to  inaczej  i  żywił  nadzieję,  że  Rachel  wszystko 

zrozumie.

Spojrzał w jej szare oczy. Długo patrzył w nie jak urzeczony. Opamiętał 

się  dopiero  wówczas,  gdy  usłyszał  dyskretne  pokasływanie  Trudy.  Zdał  sobie 

sprawę, że nie są sami.

– Do zobaczenia w salonie – rzuciła z uśmiechem panna Levin, mrugnęła 

porozumiewawczo do Rachel i zniknęła za drzwiami.

– Jak się czujesz? – zapytał Reid.

– Doskonale – odparła Rachel.

Pochylił głowę i pocałował ją czule, a zarazem namiętnie.

– Może tu zostaniemy? – zaproponował.

– Lepiej nie... Goście będą nas szukać...

– Nie odważą się...

– Charlotte...

Reid westchnął ciężko.

–  Masz  rację.  Ona  nie  będzie  miała  żadnych  skrupułów.  Cóż  robić? 

Idziemy.

Rachel  była  zmęczona  i  uszczęśliwiona  zarazem.  Przeżycia  tego  dnia 

całkiem  ją  wyczerpały.  Po  popołudniu  Reid  był  dla  niej  wyjątkowo  czuły. 

Rozkoszowała się potęgą własnej kobiecości. Wszystko się nagle zmieniło tylko 

dlatego,  że  nie  kryła  przed  ukochanym  swego  pożądania.  Uśmiechnęła  się 

tajemniczo. Rada Trudy była na wagę złota.

Wydawało  się  Rachel,  że  w  jej  życiu  pojawił  się  wreszcie  promyk 

nadziei.  Była  niemal  pewna,  że  związek,  który  miał  im  obojgu  umożliwić 

wspólne wychowywanie dziecka, stanie się prawdziwym małżeństwem. Rachel 

background image

miała  nadzieję,  że  słowa  Trudy  okażą  się  prorocze.  Może  z  czasem  Reid  ją 

pokocha... Z lękiem uświadomiła sobie, że sama jest w nim zakochana po uszy.

–  Masz  ochotę  na  poncz?  –  Rachel  odwróciła  się  natychmiast.  Ujrzała 

Julesa.  Laraby  podał  jej  szklankę  z  napojem.  Rachel  była  spragniona,  ale 

zawahała się, nim podniosła ją do ust.

–  Mam  nadzieję,  że  nie  przyszło  nikomu  do  głowy  dolać  do  niego 

alkoholu. – Uśmiechnęła się do adwokata, który należał do wąskiego grona osób 

świadomych, jak i dlaczego została żoną Reida.

– Nie ma obawy. To czysty sok owocowy – odparł z uśmiechem Jules. –

Sam nalewałem.

– Dzięki. – Rachel śmiało upiła łyk napoju.

– Zawsze do usług – odparł adwokat. – Co myślisz o przyjęciu?

– Wspaniałe. Charlotte stanęła na wysokości zadania.

–  Sporo  umie  załatwić  –  mruknął  Jules  –  ale  ma  jedną  wadę:  nie  jest 

Reidem.

– Co masz na myśli? – zapytała Rachel, spoglądając na niego z uwagą.

–  Chyba  wyraziłem  się  jasno.  –  Jules  wzruszył  ramionami.  –  Charlotte 

jest świetną organizatorką, ale nie wytrzymuje porównania z Reidem Jamesem. 

Dobrze sobie radzi, ale na dłuższą metę... Powiem tylko, że odejście Reida nie 

wyjdzie przedsiębiorstwu na dobre.

– To jedynie dłuższy urlop, a nie emerytura – odparła żartobliwie Rachel.

–  Tak  powiedział  Reid,  ale  obawiam  się,  że  postanowił  zrezygnować  z 

pracy. – Jules popatrzył znacząco na Rachel. – Zrobił to dla ciebie.

– Absurd!

– Zgadzam się. Z drugiej strony jednak w rozmowach z Charlotte często 

powtarzał, że pragnie się wycofać z interesów. Los bywa złośliwy. Wygląda na 

to, że Reid jest na najlepszej drodze do osiągnięcia tego celu. Im dłużej będzie 

korzystał  z  urlopu,  tym  trudniejszy  stanie  się  jego  powrót.  Reid  James  traci 

wiarygodność... i siłę przebicia.

– Wolałbyś na pewno, aby zachował jedno i drugie, prawda?

–  Oczywiście.  Podobnie  myślą  wszyscy,  którzy  mu  dobrze  życzą.  Reid 

przyzna nam rację, gdy trochę ochłonie. Zapewne nie uświadamia sobie, ile go 

może kosztować ta milutka przygoda na łonie natury.

Rachel znieruchomiała. A więc małżeństwo i wychowanie dziecka to dla 

background image

Julesa jedynie milutka przygoda! Po chwili namysłu odparła:

–  Reid  jest  mądrym  i  przenikliwym  człowiekiem.  Bez  niczyjej  pomocy 

zbudował własne imperium. Z pewnością będzie potrafił je utrzymać.

– To mi się podoba! Masz rację. – Jules od razu poweselał. Przez chwilę 

obserwował Reida. – Popatrz na tego faceta. Świetnie się tu bawi. Uwielbia tę 

atmosferę. Lubi pociągać za sznurki, przekonywać ludzi, panować nad nimi. Na 

dłuższą metę nie umie się bez tego obejść.

Rachel  nie  odrywała  wzroku  od  męża.  Reid  krążył  wśród  gości,  ściskał 

podane dłonie, z każdym zamieniał parę słów. Jules miał rację. Jego szef był w 

swoim  żywiole.  Pełen  energii,  wesoły,  ożywiony  –  tak  samo  jak  podczas 

bankietu,  na  którym  go  poznała.  Mężczyzna  strzygący  trawnik  przy  wiejskim 

domu  w  Connecticut  wydawał  się  całkiem  zwyczajny  i  mało  ambitny  w 

porównaniu  z  przebojowym  człowiekiem  interesu,  który  panował  nad  tłumem 

zgromadzonych w salonie gości niczym urodzony przywódca.

Ile  czasu  potrzeba,  by  Reida  zaczęła  nudzić  zabawa  w  życie  rodzinne? 

Czy jego marzenie o spokojnej egzystencji w domu na prowincji przetrwa zimę? 

A  może  po  prostu  zmieni  zdanie  dopiero  po  narodzinach  potomka?  Kiedy 

nastąpi ta chwila?

– Nim spadnie pierwszy śnieg, Reid będzie miał powyżej uszu rozkosznej 

sielanki.  Wróci  do  pracy  wypoczęty  i  gotowy  do  wielkich  czynów.  –  Jules 

zdawał  się  czytać  w  jej  myślach.  –  Oboje  wiemy,  jaka  była  umowa. 

Postanowiliście mieszkać pod jednym dachem do czasu narodzin dziecka.

–  Niczego  nie  podpisaliśmy.  –  Rachel  rzuciła  adwokatowi  badawcze 

spojrzenie.

–  Mniejsza  o  dokumenty.  –  Jules  wzruszył  ramionami.  –  Jesteście 

związani umową ustną  w obecności świadka. Byłem  przy waszej  rozmowie. –

Życzliwie  poklepał  Rachel  po  ramieniu  i  dodał  ciszej:  –  Nie  martw  się.  Reid 

zawsze  dotrzymuje  słowa.  Dał  ci  przecież  do  zrozumienia,  że dziecko  jest  dla 

niego  najważniejsze.  Oczywiście  twoje  dobro  także  leży  mu  na  sercu.  Po 

upływie  roku  będziesz  wolna,  jak  sobie  tego  życzyłaś.  Pamiętam  doskonale, 

jakie było twoje stanowisko.

– Dzięki... za wyczerpującą informację.

–  Gdybyś miała najmniejsze  wątpliwości dotyczące  swojej  sytuacji albo 

przyszłości dziecka, dzwoń śmiało. Chętnie odpowiem na każde twoje pytanie.

background image

– To miło z twojej strony.

– Drobiazg! Ty i Reid zawsze możecie na mnie liczyć. Nie zapominaj, że 

byłem świadkiem na waszym ślubie.

Rachel  zdobyła  się  na  wymuszony  uśmiech,  chociaż  coś  ściskało  ją  za 

gardło.

Dziecko jest dla Reida najważniejsze. Tak powiedział Jules.

Nie byli prawdziwym  małżeństwem. Nic  prócz spodziewanego potomka 

ich nie łączyło.

Rachel  wzięła  się  w  garść.  Nie  mogła  płakać,  chociaż  czuła  łzy  pod 

powiekami.  Ręce  jej  drżały.  Objęła  dłońmi  szklankę  i  podniosła  ją  do  warg, 

udając, że pije sok.

– Wzbudziłaś ogólny zachwyt! – usłyszała głos uradowanej Charlotte.

– Naprawdę?

– Zapewniam cię, że tak! Co się stało?

– Nic. – Rachel westchnęła głęboko. – Zupełnie nic. Wspaniałe przyjęcie, 

Charlotte. Doskonale wszystko zorganizowałaś. Chciałam ci podziękować.

–  Naprawdę  dobrze  się  czujesz?  –  Asystentka  Reida  patrzyła  na  nią 

badawczo. – Nie jest ci słabo?

– Poza zmęczeniem nic mi nie dolega.

–  Goście  niedługo  zaczną  się  rozchodzić.  To  już  koniec  przyjęcia. 

Wystarczy,  że  wyjdzie  parę  osób,  a  reszta  pójdzie  za  ich  przykładem: 

Zostaniecie tu na noc, czy wrócicie do Connecticut?

– Nie mam pojęcia – odparła Rachel. – Wolałabym pojechać do domu, ale 

wszystko zależy od mojego męża. To on decyduje.

–  Dokąd  chcesz  jechać?  –  zapytał  Reid  obejmując  żonę  w  talii.  Rachel 

znieruchomiała.

– Do domu.

– Dziś wieczorem?

– Chyba nie masz nic przeciwko temu.

– Wolałbym zostać.

– A ja nie.

–  Zapomniałem.  –  Reid  wzruszył  ramionami  i  z  pogodnym  uśmiechem 

wyjaśnił Charlotte: – Moja żona nie znosi białej sypialni. Zgoda. Mam dziś tyle 

energii, że bez trudu zawiozę nas oboje do domu.

background image

–  Wygląda  na  to,  że  mógłbyś  nawet  góry  przenosić  –  odparła  z 

uśmiechem Charlotte.

– Chyba masz rację. Jestem dziś królem życia!

– Goście zbierają się do wyjścia. Muszę ich pożegnać. Przepraszam.

Bankiet  się  zakończył.  Rachel  została  wprowadzona  do  eleganckiego 

towarzystwa, które było nią  zachwycone.  Nie czuła jednak zadowolenia,  tylko 

pustkę. Dano jej do wyraźnie do zrozumienia, że nie spełni się jej ukrywane w 

głębi serca marzenie.

Rachel  była  milcząca.  Dopiero  gdy  wsiedli  do  auta,  Reid  zrozumiał,  że 

stało się coś złego. W sypialni wyglądała na szczęśliwą i pełną nadziei. Potem 

nagle  spochmurniała.  Czuł  wyraźnie  jej  niechęć.  Umiał  rozpoznawać  nastroje 

żony. Słodka, łagodna, kochająca Rachel zniknęła jak sen. Obok Reida siedziała 

osoba chłodna, opanowana i pełna rezerwy. Skąd ta zmiana?

– Czujesz się zmęczona, kochanie? – zapytał cicho.

–  Jesteśmy  sami,  Reid.  Nie  musisz  udawać.  Zrobiłam,  co  do  mnie 

należało. Zagrałam z powodzeniem rolę szczęśliwej pani James.

– Nie wiem, o czym mówisz, Rachel. Co się stało dziś wieczorem?

– Powiedzmy, że jedna z twoich dawnych przyjaciółek otworzyła mi oczy 

– skłamała Rachel i zacisnęła usta.

Reid nie odpowiedział. Zerknął ukradkiem na żonę, a potem skupił się na 

prowadzeniu auta. Był przekonany, że Rachel coś przed nim ukrywa. Znów się 

mu wymykała; bardzo go to bolało. Czy, mówiąc o zagraniu roli żony, chciała 

mu tylko dokuczyć? A może naprawdę tak myśli? Kpiła z niego, ale tak objawia 

się czasami niepewność i cierpienie. Znał to z własnego doświadczenia.

Ubolewał  nad  własną  naiwnością.  Puszył  się  dziś  niczym  paw.  Z  dumą 

przedstawiał  znajomym  uroczą  żonę,  a  tymczasem  ona  najwyraźniej  chciała 

tylko wypełnić podjęte wcześniej zobowiązania i wreszcie odzyskać wolność.

Kochała  się  z  nim  dzisiaj.  Sama  do  niego  przyszła.  I  cóż?  Nie  warto 

przypisywać  takim  faktom  nazbyt  wielkiego  znaczenia,  przestrzegł  samego 

siebie.  Zdarzało  mu  się  uwodzić  kobiety,  by  osiągnąć  pewien  cel.  Świadomie 

udawał wówczas, że odczuwa coś więcej niż tylko pożądanie.

Zrobiło  mu  się  ciężko  na  sercu.  Był  przygnębiony  świadomością,  że 

Rachel  zapewne  nic  do  niego  nie  czuje.  Jej  zdaniem  mąż powinien  wypełniać 

background image

określone funkcje: być ojcem ich dziecka, opiekunem, żywicielem.

Czas  pozbyć  się  złudzeń.  Bądź  realistą,  Reid.  Dostałeś  wszystko,  o  co 

prosiłeś. Rachel wyszła za ciebie. Będziesz uczestniczył w wychowaniu dziecka. 

Nie żądaj zbyt wiele. Nie proś o więcej. Jak zawsze... spotka cię rozczarowanie.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Przepowiednia  Julesa  zaczęła  się  sprawdzać,  gdy  z  końcem  listopada 

spadł pierwszy śnieg. Reid znudził się pielęgnowaniem trawnika. Zaczął jeździć 

do  Nowego  Jorku  –  początkowo  raz  w  tygodniu.  Około  Bożego  Narodzenia 

spędzał  już  w  mieście  dwa  dni.  Po  Nowym  Roku  wyjeżdżał  regularnie  w 

poniedziałki, środy i piątki.

Dziecko rozwijało się. Rachel z niesmakiem patrzyła na obszerne ciuchy, 

które  z  konieczności  musiała  teraz  nosić.  Co  miesiąc  odwiedzała  lekarza. 

Badanie  ultrasonograficzne  wykazało,  że  maleństwo  jest  zdrowe.  Lekarz  nie 

zdołał natomiast określić jego płci. Rodzice w ogóle się tym nie przejęli.

W  lutym  Rachel  zaczęła  urządzać  pokój  dziecinny.  Do  tej  pory  kpiła 

sobie  z  przyszłych  matek,  które  z  zapałem  mościły  dla  potomstwa  wygodne 

gniazdko.  Teraz  sama  uległa  tej  samej  potrzebie.  Była  stałą  klientką  paru 

sklepów  z  artykułami  dziecięcymi.  Polubiła  mieszkańców  pobliskiego 

miasteczka.  Wyglądała  na  szczęśliwą  mężatkę  i  zachowywała  się  tak,  jak  na 

panią  domu  przystało.  Gdyby nie  to,  że  jej  mąż sypiał  w  odległym pokoju  po 

drugiej stronie korytarza, czułaby się jak prawdziwa żona. Reid twierdził, że nie 

chce  zakłócać jej spokoju,  co  byłoby nieuniknione, skoro  zwykle  pracował do 

późnej  nocy.  Komputer  zainstalowany  w  jego  sypialni  był  połączony  z 

urządzeniami  elektronicznymi  w  nowojorskim  biurze.  Reid  mógł  kontrolować 

wszystko, co działo się w jego firmie.

Od  dnia  bankietu w miejskim  apartamencie  Reid ani  razu nie odwiedził 

sypialni żony. Rachel wmawiała sobie, że przyszły ojciec troszczy się po prostu 

o  zdrowie  matki  swego  potomka,  ale  w  głębi  ducha  zdawała  sobie  sprawę  z 

tego, że prawda jest inna. Podczas ostatniej wizyty lekarz wyraźnie podkreślił, 

że nic nie stoi na przeszkodzie, by nadal się kochali, jeśli mają na to ochotę.

Rachel  wiedziała,  że  mąż  coraz  bardziej  odsuwa  się  od  niej,  jakby

przeczuwał, że narodziny dziecka mogą wiele zmienić w ich życiu. Nie mogła 

sobie darować, że pochopnie zaproponowała, by na próbę spędzili pod jednym 

dachem tylko rok. Ilekroć próbowała do tego wrócić, Reid bagatelizował sprawę 

i zmieniał temat.

Podczas  weselnego  przyjęcia  twierdził,  że  pragnie  cieszyć  się  życiem. 

background image

Rachel  nie  sądziła,  że  tak  to  będzie  wyglądać.  Zaczynała  ją  nużyć  ta  ponura 

egzystencja.  Z  obawą  myślała,  jak  będzie  wyglądać  ich  wspólne  życie  po 

narodzinach  dziecka.  Reid  najwyraźniej  walczył  ze  sobą,  z  nią,  z  uczuciem, 

które zakiełkowało w ich sercach.

Była  przygnębiona,  bo  nie  potrafiła  do  niego  dotrzeć.  Zastanawiała  się 

ciągle, jak pokonać lęk i nieufność męża. Pragnęła być mu bliska i potrzebowała 

jego bliskości. Nie chciała pozostać jedynie matką ich dziecka.

W  końcu  znalazła  sposobność,  by  przełamać  opory  Reida.  Pewnego 

niedzielnego  poranka  zeszli  do  salonu  i,  usadowieni  wygodnie  w  fotelach, 

czytali poranne gazety. Nagle dziecko zaczęło kopać. Rachel położyła dłoń na 

brzuchu i zaczęła go delikatnie masować.

– Reid...

– Słucham? – odparł, podnosząc oczy znad gazety.

– Podejdź tu.

– Źle się czujesz? – Reid przeskoczył przez niski stolik i pochylił się nad 

żoną, która potrząsnęła głową.

–  Nie – powiedziała, biorąc go  za rękę. Położyła ją sobie  na brzuchu. –

Poczekaj.

Maleństwo  zdawało  się  wyczuwać  bliskość  ojca,  który  od  razu  poczuł 

energiczne szturchnięcie.

– Boże...

Rachel uśmiechnęła się radośnie.

– Często kopie?

–  Owszem  –  przytaknęła  kiwając  głową.  –  Zazwyczaj  wówczas,  gdy 

ciebie przy mnie nie ma.

Reid  udał,  że  nie  rozumie  łagodnej  wymówki,  choć  wiedział,  że  na  nią 

zasługuje.  Rachel  nie  powinna  się  dowiedzieć,  czemu  ostatnio  znikał  z  domu. 

Sprawy firmy mało go obchodziły.

Próbował uciec przed uczuciami, jakie dla niej żywił.

Wkrótce nadejdzie czas porodu. Rachel będzie musiała zdecydować, czy 

chce z nim zostać, czy woli odejść. Od dnia pamiętnego bankietu ich kontakty 

cechowała  chłodna  uprzejmość.  Znowu  oddalili  się  od  siebie  –  przede 

wszystkim  z  jego  winy.  Chwilami  odnosił  wrażenie,  że  Rachel  wcale  nie 

zamierza  go  opuścić...  ale  nie  był  tego  pewny.  Zdawał  sobie  sprawę,  że 

background image

wszystko psuje, i próbował się zmienić. Daremnie. Zawsze tak reagował. Miał 

nadzieję, że przy Rachel pozbędzie się chłodu i nieufności, ale był nadmiernym 

optymistą. Przyzwyczajenia okazały się zbyt silne. Ilekroć był z kimś związany, 

zaczynały  go  dręczyć  wątpliwości.  Na  nic  się  nie  zdały  mądre  rady 

doświadczonych terapeutów. Reid nadal nie umiał przywiązać się na dobre i złe, 

zaufać bezgranicznie drugiemu człowiekowi... kochać z całego serca.

Rachel  była  mu  ogromnie  bliska.  Przez  krótki  czas  miał  wrażenie,  że 

pokonał dawne uprzedzenia, lecz strach znowu go paraliżował i kazał zwątpić w 

sens  owych  starań.  Reid  odwołał  się  do  rozsądku  i  stłumił  uczucia,  posłuszny 

bezlitosnej logice.

Chroń  samego  siebie,  powtarzał  w  duchu.  Ona  z  tobą  nie  zostanie. 

Wkrótce cię zostawi. Tak samo jak inni.

W głębi ducha marzył jednak, by los dał mu niezbędne gwarancje. Miał 

nadzieję,  że  Rachel  udowodni  ponad  wszelką  wątpliwość,  iż  należy  do  niego 

ciałem i duszą. Chciał, by tak było zawsze. Pragnął owej pewności, chociaż sam 

nie umiał jej dać.

Był  na  siebie  wściekły,  ponieważ  nie  potrafił  zwyciężyć  własnych 

uprzedzeń i słabości. Ogarnęła go straszliwa tęsknota. Zacisnął zęby. Było mu 

ciężko na sercu.

Ukląkł na podłodze przed żoną. Miał dość tej udręki.

Rachel  odsunęła  delikatnie  jego  dłoń  i  zaczęła  masować  brzuch  w 

miejscu, gdzie kopnęło ją maleństwo.

– Spróbuj sam. Czasami na to reaguje.

Przez kilka chwil Reid w skupieniu muskał opuszkami palców delikatną 

skórę.  Omal  nie  odskoczył,  gdy  dziecko  szturchnęło  jego  dłoń,  aż  zafalowały 

mięśnie wydatnego brzucha.

– Mała się obraca – szepnęła z przejęciem Rachel.

– To dziewczynka? – zapytał cicho Reid.

– Chyba tak.

– Skąd wiesz?

– Nie mam pojęcia. Po prostu czuję. Jesteś zły?

– Skądże!

Podniósł  oczy  na  Rachel.  Była  uśmiechnięta,  rozradowana,  promienna. 

Poczuł ogromne wzruszenie. Nie mógł wykrztusić ani słowa. Jego serce było jak 

background image

otwarta rana, gdy klęczał przed żoną, gotowy przyjąć wszystko, co zechce mu 

ofiarować.

Rachel patrzyła na niego rozkochanym wzrokiem.

Pogłaskała  męża  po  policzku.  Łzy  stanęły  mu  w  oczach.  Na  ich  widok 

serce  zabiło  jej  mocno.  Miała  wrażenie,  że  lada  chwila  wyskoczy  z  piersi. 

Delikatnie  wodziła  palcami po  mokrych  od  łez  policzkach, a  potem odgarnęła 

kosmyk włosów wiecznie opadający na czoło.

– Reid... – szepnęła łagodnie.

Stracił  głowę  słysząc, jak  Rachel  wypowiada  jego  imię. Uczucia  wzięły 

górę i porwały go niczym letni wiatr. Podniósł się z klęczek, oparł ręce na fotelu 

i pochylił się nad żoną.

Rachel znieruchomiała, czując na sobie spojrzenie szmaragdowych oczu. 

Nadzieja  obudziła  się  w  jej  sercu.  Miała  wrażenie,  że  nawet  Reid  słyszy  jego 

kołatanie.

Proszę,  proszę...  błagała  w  duchu,  patrząc  mu  w  oczy,  pocałuj  mnie. 

Oboje tego pragniemy.

Reid  usłuchał  jej  niemego  błagania.  Pochylił  głowę  i  musnął  wargami 

rozchylone  usta.  Łagodna  pieszczota  natychmiast  rozpaliła  w  nim  pożądanie, 

które  wybuchło  jak  płomień  tłumiony  zbyt  długo.  Reid  jęknął.  Uległ 

namiętności,  nie  zważając  na  głos  rozsądku,  który  uparcie  nakazywał  mu 

ostrożność.

Tylko jeden pocałunek... jeszcze chwila. Zaraz wypuści Rachel z objęć...

Nie  mógł  się  powstrzymać.  Całował  żonę  zachłannie.  Rozsunął  poły jej 

szlafroka. Jego usta i dłonie sunęły coraz niżej. Pragnął Rachel. Czuł, że i ona 

go pożąda. Nie umiał wprawdzie bez reszty poddać się namiętnościom, posiąść 

Rachel i oddać całego siebie, ale mógł dać rozkosz tej cudownej kobiecie.

Popatrzył  żonie  w  oczy.  Rachel  zwilżyła  wargi  koniuszkiem  języka. 

Mąciło mu się w głowie. Pożądała go! Tęskniła za nim! Był w siódmym niebie 

widząc, że podobnie jak on jest całkiem owładnięta namiętnością. Nikt go dotąd 

tak nie pragnął.

Ukląkł  i  nie  odrywając  wzroku  od  zdziwionych  szarych  oczu  żony, 

położył  ręce  na  jej  biodrach.  Zrozumiała,  co  chce  zrobić,  i  próbowała  się 

odsunąć. Delikatnie pogłaskał jej uda.

– Pozwól mi.

background image

– Reid, ja...

– Rachel, proszę.

Jedno krótkie słowo złamało jej opór. Reid nigdy jej o nic nie prosił, nie 

błagał, niczego od niej nie chciał. Skoro zrobił to w owej chwili, nie powinna się 

bronić. Powoli osunęła się na oparcie fotela.

–  Zamknij  oczy  –  usłyszała  cichy  szept.  –  Odpręż  się.  To  bardzo 

przyjemne. – Poczuła na udach jego oddech. Już się nie broniła. Chłonęła każde 

jego  dotknięcie,  każdą  pieszczotę.  Zapomniała  o  całym  świecie.  Straciła 

poczucie czasu.

– Jesteś piękna – usłyszała głos Reida. – Tak bardzo cię pragnę.

– Możemy... – szepnęła pochylając się nad nim.

– Nie – przerwał.

– Lekarz powiedział...

– Ja nie mogę.

Odsunął  się,  wstał  i  odszedł  w  drugi  kąt  pokoju.  Rachel  otuliła  się 

szlafrokiem i usiadła wyprostowana w fotelu.

– Dlaczego? Wytłumacz mi.

– To dla mnie ryzykowne.

Rachel  przymknęła  powieki.  Długo  nie  otwierała  oczu.  Postanowiła,  że 

nie będzie go o nic prosić. Wyszłaby na idiotkę. Skoro Reid nie chce się z nią 

kochać i pragnie tylko zaspokoić udręczoną pożądaniem kobietę, nie ma sensu 

go do czegokolwiek zmuszać.

–  Sądzisz,  że  kochać  się  ze  mną  to  zbyt  wielkie  ryzyko  dla  twej 

równowagi ducha, prawda? – zapytała ironicznie. Reid odwrócił się od niej. –

Przyznaj wreszcie, że nie chodzi tu wcale o seks.

– Chciałem dać ci rozkosz. Sądziłem, że tego pragniesz.

–  Dzięki  za  przysługę,  ale  to  za  mało.  Chcę  cię  mieć  i  oddać  ci  się 

zarazem. Chcę się z tobą kochać. To bardzo ważne.

– Pragnęłaś rozkoszy. Dałem ci ją.

– Nie. Najważniejsza jest miłość. – Rachel odetchnęła głęboko. – Kocham 

cię.

– Nie mów tak. – Reid był wstrząśnięty.

– Czemu?

– To nieprawda.

background image

– Mówię to, co czuję. Dlaczego nie możesz mi zaufać? Chciałeś, żebym 

ci  uwierzyła.  Zdobyłam się  na  to.  Zostałam twoją  żoną,  zdecydowałam  się  na 

przeprowadzkę  do  tego  domu.  Czy  nie  możesz  odpłacić  własnej  żonie 

podobnym zaufaniem?

Reid nie odpowiedział. Odwrócił się i pokręcił tylko głową. Nie mógł się 

na to zgodzić, nie potrafił zaakceptować jej argumentów.

– Trudno ci mnie rozumieć, prawda? – zapytała Rachel. – Ja z kolei nie 

jestem w stanie pojąć twoich obaw.

– Wcale tego nie oczekuję.

–  Spróbuj  mi  wytłumaczyć,  o  co  chodzi  –  poprosiła,  nie  odrywając  od 

niego wzroku.

Reid unikał jej spojrzenia. Szare oczy błagały go o dar, którego nie był w 

stanie ofiarować. Jako  człowiek naznaczony piętnem cierpienia  nie był  zdolny 

spełnić owej prośby.

– To dla mnie zbyt trudne. Jest we mnie... skaza. Nie potrafię dać ci tego, 

czego pragniesz.

–  Chcesz  powiedzieć,  że  nie  jesteś  w  stanie  nikogo  pokochać?  Moim 

zdaniem zbyt wiele myślisz o nieszczęśliwym dzieciństwie. Nie wierzę ci, Reid. 

Chcę ci pomóc. Zaufaj mi.

Nie odpowiedział. Potrząsnął tylko głową i ruszył ku schodom. Po chwili 

trzasnęły głośno drzwi jego sypialni. Mały pokój w końcu korytarza od pewnego 

czasu  był  dla  Reida  schronieniem...  kryjówką.  Rachel  westchnęła  głęboko. 

Poczuła  ogromne  zmęczenie.  Daremnie  usiłowała  przeszkodzić  mężowi,  który 

bez litości dręczył samego siebie.

Była wyczerpana. Z wolna traciła nadzieję. Pochyliła głowę i wybuchnęła 

płaczem.

Reid  spacerował  nerwowo  po  niewielkiej  sypialni.  Był  wzburzony. 

Chwycił  ołówek  i  zacisnął  na  nim  zęby.  Nie  palił  od  sześciu  miesięcy,  ale 

chwilami miał wielką ochotę sięgnąć po papierosa. Z rozpaczą myślał, że żadna 

kobieta nie była mu tak bliska jak Rachel. Przy niej zaczął rozumieć, czym jest 

miłość. Był prawie pewny, że zakochał się w swojej ślicznej żonie.

Ty idioto, powtarzał sobie w duchu, wróć do salonu, powiedz to Rachel, a 

potem idź z nią do łóżka.

background image

Musiałby wiele zaryzykować. Z drugiej strony w interesach zawsze kusił 

los  i  nie  znał  lęku.  Dlaczego  w  życiu  prywatnym  zachowywał  się  jak  tchórz? 

Czemu zwodził Rachel...

Tak  dłużej  być  nie  może.  Trzeba  podjąć  jakąś  decyzję.  Prosiła,  by  jej 

zaufał,  i  miała  rację.  Uwierzyła  mu,  zgodziła  się  na  małżeństwo  i 

przeprowadzkę. Zrobiła wszystko, o co prosił – dla dobra ich związku. A jednak 

do tej pory nie potrafił całkiem zaufać żonie i nie chciał wyznać całej prawdy o 

swoim życiu.

Czy  miał  wybór?  Zrób  to,  człowieku,  skarcił  się  w  duchu.  Wyznaj  jej 

wszystko.  Dość  wahania!  Nie  ukrywaj  niczego.  Powiedz  jej  o  wszystkich 

swoich  życiowych  klęskach  i  pomyłkach.  Rachel  to  zrozumie  albo  postanowi 

odejść.

Teraz albo nigdy, pomyślał idąc ku drzwiom.

– Mówiłaś serio?

Rachel  drgnęła  gwałtownie,  słysząc  głos  męża.  Serce  waliło  jej  jak 

młotem.

–  Proszę?  –  wyjąkała,  odwracając  głowę.  Wytarła  dłonią  łzy  na 

policzkach.

– Pytałem, czy naprawdę chcesz mnie zrozumieć.

– Tak. Mówiłam poważnie – oznajmiła stanowczo, choć nie była pewna, 

o co mu chodzi.

– W takim razie... Zabieram cię na przejażdżkę, zgoda?

– Dokąd jedziemy?

– To będzie długa podróż. Możesz się na nią zdobyć?

– Tak. Chętnie wyrwę się z domu na jakiś czas.

– Doskonale. Wyprowadzę samochód.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił Reid.

Rachel ocknęła się z drzemki, usiadła prosto i zerknęła na samochodowy 

zegar.  Jechali  ponad  dwie  godziny.  Przetarła  oczy  i  wyjrzała  przez  okno. 

Okolica była pagórkowata. Stali przed dużym, nieco zniszczonym budynkiem w 

wiktoriańskim  stylu.  W  pobliżu  nie  było  innych  domów.  Wokół  rosły  sosny  i 

bujna trawa widoczna spod śniegu.

background image

Przyjechali do klasztoru.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gdy zapukali do klasztornej furty, otworzyła im zakonnica w skromnym 

ciemnym  welonie  obwiedzionym  szeroką  białą  lamówką  z  wykrochmalonej 

lnianej tkaniny. Miała na sobie granatowy habit, szary fartuch i solidne półbuty.

–  Synku!  Jaka  miła  niespodzianka!  –  Niemłoda  zakonnica  była 

wyjątkowo energiczna jak na swój wiek. Chwyciła Reida za ręce i wciągnęła do 

sporego przedsionka.

– Siostro Konstancjo! Proszę zobaczyć, kto nas odwiedził, – zawołała. Do 

korytarza wbiegła zakonnica w identycznym habicie.

–  Co  się  stało,  siostro  Małgorzato?  Nie  do  wiary!  Toż  to  nasz  drogi 

podopieczny!

–  Witajcie,  siostrzyczki.  –  Reid  ucałował  obie  zakonnice.  –  Co  u  was 

słychać?

– Wszystko w porządku.

–  Siostro  Małgorzato,  siostro  Konstancjo,  oto...  –  zaczął,  obejmując 

ramieniem Rachel... – moja żona.

–  Żona!  –  zawołały  jednocześnie  obie  zakonnice.  –  Bogu  niech  będą 

dzięki!

–  Podejrzewałyście,  że  nigdy  się  nie  ożenię,  zgadłem?  Siostrzyczki 

zgodnie pokiwały głowami i podeszły do Rachel, biorąc ją za ręce.

–  Witaj,  kochanie  –  powiedziała  furtianka.  –  Twoja  wizyta  to  dla  nas 

wielka radość.

– Och, Małgorzato, popatrz! Będzie i dziecko!

Zakonnice  spojrzały  na  siebie  porozumiewawczo  i  skinęły  głowami. 

Najwyraźniej rozumiały więcej, niż chciały powiedzieć. Spoglądały z czułością 

na żonę swego wychowanka.

–  Bardzo  się  cieszę,  że  tu  przyjechałam  –  odparła  cicho  uradowana 

Rachel. Gorączkowo szukała właściwych słów. Reid przyszedł jej z pomocą.

– Drogie siostrzyczki, nakarmcie głodnego.

– Ten chłopak nigdy się nie zmieni – stwierdziła z westchnieniem siostra 

Konstancja. – Biegnę do kuchni.

Siostra  Małgorzata  zaprowadziła  gości  do  rozmównicy.  Małżonkowie 

background image

popatrzyli sobie w oczy. Reid lękał się, że Rachel okaże mu litość. Nie pragnął 

współczucia  –  zwłaszcza  od  niej.  Chciał,  by  spojrzała  na  niego  z  miłością  i 

zrozumieniem.

– Dawno u  was nie byłem – powiedział. – Chwilami mam wrażenie,  że 

tutaj czas stoi w miejscu.

– Przecież wiesz, mój chłopcze, że stronimy od świata i jego nowinek –

odparła siostra Małgorzata i zwróciła się do Rachel. – Mieszkamy w tym domu 

od  siedmiu  lat.  Reid  nam  go  podarował.  Nasz  kanadyjski  klasztor  spalił  się 

doszczętnie. Jesteśmy ubogim zakonem. Nie stać nas było na odbudowę dawnej 

siedziby. Groziło nam rozproszenie po rozmaitych domach zakonnych, ale Reid 

do  tego  nie  dopuścił.  Kupił  budynek,  w  którym  osiadło  nasze  zgromadzenie. 

Okazał nam wiele serca.

–  Nie  wiedziałam  –  odparła  cicho  Rachel.  Zastanawiała  się,  co  jeszcze 

usłyszy o  mężu podczas odwiedzin w klasztorze. Jeśli Reid zamierzał  ujawnić 

przed nią jaśniejszą stronę własnej natury, z pewnością był na najlepszej drodze.

Do  rozmównicy  weszła  siostra  Konstancja.  Przyniosła  gościom  małą 

przekąskę.

–  Reid  był  strasznym  urwisem  –  oznajmiła  żartobliwie,  sadowiąc  się  w 

fotelu  naprzeciwko  Rachel.  –  Ciągle  psocił.  Zakradał  się,  na  przykład,  do 

zakrystii  i  chował  księdzu  Walshowi  szaty  liturgiczne.  Oj,  miałyśmy  z  nim 

krzyż pański.

–  Z  drugiej  strony  jednak  był  wyjątkowo  miłym,  dobrym  i  urodziwym 

chłopcem  –  wtrąciła  siostra  Małgorzata.  Z  uśmiechem  pogłaskała  dłoń 

wychowanka.

–  To  dziwne,  że  nie  został  adoptowany  –  stwierdziła  Rachel,  popijając 

herbatę.  Siostra  Małgorzata  niespodziewanie  spoważniała,  odwróciła  wzrok  i 

zacisnęła pięści. Zapadło niezręczne milczenie. Rachel poczuła się zakłopotana. 

– Przepraszam, chyba nie powinnam była poruszać tego tematu.

– Wręcz przeciwnie, Rachel. To bardzo dobre pytanie – powiedział Reid 

ze  smutnym  uśmiechem.  –  Jako  mały  chłopiec  sam  wiele  razy  je  sobie 

zadawałem.  Inne  dzieci  szybko  znajdowały  nowe  rodziny.  Siostrzyczki 

próbowały mnie jakoś pocieszyć. Twierdziły, że muszę pozostać w klasztorze, 

bo jestem niezwykłym i wyjątkowo obiecującym dzieckiem. – Rachel patrzyła 

na  męża  szeroko  otwartymi  oczyma.  Nic  z  tego  nie  rozumiała.  –  Wyjaśnienie 

background image

jest  bardzo  proste.  Ksiądz  Walsh  dostawał  od  rodziny  mojej  matki  znaczne 

sumy, które pozwalały utrzymać sierociniec. Gdybym został adoptowany, ofiary 

przestałyby napływać. W naszym domu zapanowałby niedostatek. Może trzeba 

by go zamknąć. Ksiądz uznał, że dla dobra bliźnich muszę pozostać u sióstr.

– Podjął decyzję nie pytając nas o zdanie, a śluby zakonne nakładają na 

nas obowiązek posłuszeństwa – dodała ze smutkiem siostra Małgorzata.

Zapadło milczenie.

–  Chciałbym  cię  komuś  przedstawić  –  odezwał  się  w  końcu  Reid, 

spoglądając z czułością na żonę. Popatrzył na zakonnice: – Możemy tam iść?

Siostry  pokiwały  głowami.  Reid  wziął  Rachel  za  rękę.  Weszli  po 

schodach i stanęli przed drzwiami jednej z cel.

– Komu zamierzasz mnie przedstawić?

– Kobiecie, która mnie wychowała. To siostra Teresa. Jest bardzo chora. 

Ostatnio  przeżyła  wylew  i  dlatego  nie  wolno  jej  opuszczać  łóżka.  Chciałbym, 

abyś ją poznała. Jest mi bliska niczym prawdziwa matka.

–  Nie  czujesz  się  zmęczony  tą  wizytą?  –  zapytała  troskliwie  Rachel, 

kładąc  dłoń  na  ramieniu  męża.  Popatrzyła  w  jego  zielone  oczy,  świadoma,  że 

odwiedziny  w  klasztorze  u  dawnych  opiekunek  są  dla  Reida  wielkim 

przeżyciem.

– Trudno stawić czoło wspomnieniom – przyznał, biorąc żonę za rękę. –

Pamiętasz,  jak  się  czułaś  po  powrocie  do  ojca?  –  Rachel  skinęła  głową.  –  A 

zatem wiesz,  co  przeżywam.  To  prawda, jestem bardzo  przejęty,  lecz  zarazem 

kamień spadł mi z serca. Dawno powinienem to zrobić.

– Mówisz o wizycie w klasztorze?

– Raczej o potrzebie zwierzeń.

– Nikomu o tym nie mówiłeś?

– Jedynie ty znasz prawdę.

Pod wpływem nagłego impulsu Rachel przytuliła się do męża.

– Och, skarbie... Tak mi z tobą dobrze – szepnął, gładząc ją po włosach.

Trzymając  się  za  ręce,  weszli  do  celi  wiekowej  zakonnicy.  Było  to 

niewielkie,  jasne,  skromnie  umeblowane pomieszczenie: wygodne łóżko, mały 

stolik, a na nim... fotografia Reida.

Siostra  Teresa  popatrzyła  na  stojącego  w  drzwiach  gościa.  Jej  twarz  z 

wolna rozjaśnił promienny uśmiech.

background image

– James...

–  Tak,  to  ja.  –  Reid  pochylił  się  i  ucałował  policzek  chorej.  –  Jak  się 

siostra czuje?

– Jestem szczęśliwa, że cię widzę.

–  Dzień  dobry,  siostro  Tereso  –  powiedziała  cicho  Rachel.  Podeszła 

bliżej.

– To moja żona.

– Och, James. Moje modły zostały wysłuchane. Co ja widzę! I dziecko w 

drodze! – Przeżegnała się i szeptem odmówiła dziękczynną modlitwę. Po chwili 

dodała  z  uśmiechem:  –  Nie  umiem  wyrazić,  jak  bardzo  się  cieszę.  Mój 

wychowanek  był  dobrym,  kochającym  chłopcem.  Potem  zamknął  się  w  sobie. 

Cieszę się, że odnalazł właściwą drogę.

Reid zorientował się, że chora jest zmęczona rozmową.

– Niech siostra teraz odpocznie. Na nas już pora – oznajmił, żegnając się 

serdecznie z zakonnicą. – Wkrótce zjawimy się tu z maleństwem.

– Trzymam cię za słowo, James – odparła słabym głosem siostra Teresa. 

Pobłogosławiła  małżonków,  nim  wyszli.  Rachel  była  wzruszona  tym 

spotkaniem.

– James? Dlaczego ona tak cię nazywa?

–  Reid  to  panieńskie  nazwisko  mojej  matki.  Ksiądz  Walsh  przez  długie 

lata  mówił  o  mnie:  ten  mały  Reid.  Siostra  Teresa  zirytowała  się  w  końcu. 

Powiedziała,  że  to  świętokradztwo,  by  chłopiec  nie  miał  chrześcijańskiego 

imienia, i wzięła sprawy w swoje ręce.

– Kiedy zacząłeś domyślać się prawdy o swoim pochodzeniu?

– Miałem wówczas szesnaście lat.

– To musiało być dla ciebie okropne przeżycie.

–  Chyba  poznałaś  już  dość  ponurych  szczegółów  z  mojej  biografii  –

stwierdził ze smutnym uśmiechem Reid. Przytulił żonę i pocałował ją w skroń.

– O tobie mogę rozmawiać godzinami – wyznała, obejmując męża i tuląc 

się do niego.

Reid pochylił głowę i pocałował żonę, która natychmiast rozchyliła wargi. 

Niewinny  pocałunek  zamienił  się  w  namiętną  pieszczotę.  W  ten  sposób 

zapewnili  się  bez  słów  o  wzajemnej  miłości,  tęsknocie  i  zrozumieniu.  Reid 

wsunął palce w ciemne włosy i objął dłońmi głowę żony. Po chwili niechętnie 

background image

oderwał wargi od jej ust.

–  Czas  się  opamiętać  –  mruknął  z  uśmiechem.  –  Nie  wypada  ulegać 

namiętnościom w takim miejscu.

– A więc jedźmy do domu – odparła Rachel. – Nie powinniśmy gorszyć 

siostrzyczek.

Reid mocno ucałował żonę.

W tej samej chwili do korytarza wbiegła zaaferowana siostra Konstancja. 

Goście  pożegnali  się  z  nią  bardzo  serdecznie.  Furtianka  Małgorzata 

odprowadziła ich do auta.

–  Uważajcie  na  siebie,  kochani  –  prosiła,  pomagając  Rachel  zająć 

miejsce. – Przyjedźcie do nas z dzieckiem!

Rachel i Reid pomachali jej na pożegnanie i ruszyli w drogę powrotną.

–  Dziękuję,  że  mnie  tu  przywiozłeś  –  powiedziała  cicho  Rachel,  gdy 

wyjechali na główną drogę.

– Czy to miejsce i jego mieszkanki nie wydały ci się dziwne?

– Skądże! Siostrzyczki są cudowne!

–  W  latach  dzieciństwa  nie  przyszłoby  mi  do  głowy,  że  można  je  tak 

określić – powiedział Reid, wybuchając śmiechem. – Bywają twarde jak skała.

– Chyba wyszło ci to na dobre. Wychowały cię na porządnego człowieka.

– Przyznaję, że wiele dla mnie zrobiły – odparł, zerkając na żonę.

–  Mają  się  czym  pochwalić  –  mruknęła  Rachel,  kładąc  głowę  na  jego 

ramieniu.

Długo milczeli. Auto sunęło po gładkiej drodze.

– Chciałabym poznać dalszy ciąg twojej historii.

– To smutna i ponura opowieść.

– Mimo to chciałabym ją usłyszeć.

– Gdy miałem szesnaście lat, poszperałem ukradkiem w kartotece księdza 

Walsha. Znalazłem moje świadectwo urodzenia i odkryłem, że wcale nie jestem 

podrzutkiem ani  nieślubnym  dzieckiem.  Moja  matka nazywała  się Joan  Reid i 

pochodziła z bogatej kanadyjskiej rodziny o anglosaskich tradycjach. Ojciec to 

Xawier  Monserrat,  bardzo  zamożny  potomek  francuskich  osadników. 

Domyślasz  się  pewnie,  że  obie  rodziny  nie  utrzymywały  kontaktów,  jak  to 

zwykle  bywa  z  Kanadyjczykami  różniących  się  pochodzeniem.  Moi  rodzice 

wprawdzie się pobrali, ale małżeństwo zostało unieważnione.

background image

– Po twoich narodzinach?

–  Dokumenty  podpisano,  zanim  ktokolwiek  wiedział,  że  zostałem 

poczęty. Małżeństwo trwało zaledwie pięć dni.

– Nic z tego nie rozumiem.

– Ze mną było tak samo, póki nie odwiedziłem matki. Czasami żałuję, że 

się z nią spotkałem. Joan Reid powtórnie wyszła za mąż, urodziła dzieci. Stała 

się  godną  szacunku  matroną  i  okropną  snobką,  podobną  do  innych  kobiet  z 

wielkiego  świata.  Nie  chciała  wracać  do  skandalu  sprzed  lat.  Kazała  mi  się 

wynosić i nigdy nie wracać.

– Jak mogła tak rozmawiać z własnym synem?

–  Dla  niej  byłem  nikim.  Urodziła  dziecko,  bo  takie  było  życzenie 

rodziców, ludzi bogatych i władczych. Miała wówczas piętnaście lat. Mój ojciec 

był od niej niewiele starszy. Marzyła im się romantyczna ucieczka i ślub jak z 

awanturniczej  powieści.  Obie  rodziny  nie  chciały  tego  mariażu.  Inaczej 

wyobrażały  sobie  przyszłość  nastolatków.  Minęło  kilka  dni  i  para  smarkaczy 

poszła po rozum do głowy. Zmienili zdanie. Byli zepsuci i samolubni, a żądzę 

wzięli  za  głębokie  uczucie.  Nie  protestowali,  gdy  staraniem  rodziców 

małżeństwo zostało unieważnione.

– Kontaktowałeś się z ojcem?

– Tak. Nie miał pojęcia o moim istnieniu. Pojechałem do niego wkrótce 

po  nieudanym  spotkaniu  z  matką.  Skwitował  moje  rewelacje  wybuchem 

śmiechu. Twierdził, że nie może być moim ojcem, bo sypiając z Joan, zawsze 

używał  prezerwatywy.  W  tamtych  latach  trudno  było  udowodnić  ojcostwo  za 

pomocą testów medycznych. Musiałem uznać argumenty ojca i położyć uszy po 

sobie. Nie było mi łatwo. Wściekałem się na cały świat. Zwymyślałem księdza 

Walsha i uciekłem z sierocińca. Urabiałem sobie ręce po łokcie, by zarobić na 

utrzymanie.  W  końcu  dostałem  pracę  w  małej  firmie,  której  właściciel  bardzo 

mnie polubił. Gdy przeszedł na emeryturę, zacząłem nią kierować. Zaciągnąłem 

kredyt  i  wykupiłem  przedsiębiorstwo.  Podjąłem  wielkie  ryzyko.  Wkrótce 

sprzedałem  firmę.  Była  warta  dwa  razy  więcej  niż  na  początku  mojej 

działalności. Ciąg dalszy znasz.

Reid długo milczał. Rachel dotknęła jego ramienia.

– Spójrzmy prawdzie w oczy, Reid. Twoi rodzice to ludzie podli i słabi. 

Popełnili wielki błąd, wyrzekając się ciebie. Sądzę, że w końcu to pojęli.

background image

– Może. Nie wiem. Liczy się jedynie to, że mnie nie chcieli.

– Zatrzymaj auto – rzuciła niespodziewanie Rachel.

– Proszę?

–  Zatrzymaj  je  natychmiast  –  powtórzyła  z  irytacją.  Reid  posłusznie 

zjechał na pobocze.

– Co się stało?

–  Niech  ich  diabli  wezmą!  –  mruknęła  Rachel,  dotykając  ręką  policzka 

swego męża. – Ja ciebie chcę.

Pochyliła  się  i  pocałowała  Reida,  który  oddał  jej  pocałunek  z  żarem, 

jakiego  oczekiwała.  Gdy  oderwał  usta  od  jej  warg,  popatrzyła  w  jego  zielone 

oczy. Jej serce wyrywało się do ukochanego.

– Ja ciebie chcę, Reid – powtórzyła. – Bardzo.

Gdy wrócili do domu, udowodniła mu to ponad wszelką wątpliwość.

Dziecko  urodziło  się  pod  koniec  marca,  w  słoneczny  wiosenny  dzień. 

Córka państwa James otrzymała dwa imiona: Emily – po matce Rachel, i Teresa 

– na cześć opiekunki Reida. Miała ciemne włosy i zielone oczy.

Jules  podawał  ją  do  chrztu.  Niezwłocznie  ustanowił  dla  małej  fundusz 

powierniczy.  Trudy  i  Charlotte,  które  były  matkami  chrzestnymi,  oświadczyły 

zgodnie,  że  nie  widziały  dotąd  równie  pięknego  noworodka.  Rodzice 

dziewczynki byli oczywiście tego samego zdania.

Zgodzili się także w innej sprawie.

Byli w sobie zakochani.

background image

EPILOG

Reid  nie  miał  ochoty  nocować  w  swoim  nowojorskim  apartamencie. 

Najchętniej  wróciłby  tego  samego  wieczoru  do  ukochanego  domu  w 

Connecticut – do żony i córki. Niestety, Rachel zadzwoniła i wymogła na mężu 

obietnicę, że zostanie dziś w Nowym Jorku.

Był zły, że dał się tak podejść.

Na  schodach  zdjął  marynarkę  i  rozluźnił  krawat.  Otworzył  drzwi  i 

osłupiał. Rachel spała na wielkim białym łożu. Miała na sobie nocną koszulę z 

białego  jedwabiu,  która  cudownie  podkreślała  uroki  kuszącej  figury.  Była 

jeszcze piękniejsza i bardziej kobieca niż przed kilkoma miesiącami – o ile to w 

ogóle możliwe.

Reid  zastanawiał  się,  skąd  ta  cudowna  dziewczyna  wiedziała,  że 

stęskniony mąż ogromnie jej dziś pragnie i potrzebuje.

Rachel obudziła się, czując na sobie jego spojrzenie. Otworzyła oczy i z 

uśmiechem  popatrzyła  na  męża,  który  podszedł  do  łóżka  i  pochylił  się,  by  ją 

pocałować.

– Kochaj się ze mną – szepnęła, gdy uniósł głowę.

–  Tak, najmilsza... tak – odpowiedział, tuląc ją w objęciach. Przetoczyli 

się na środek wielkiego łoża. Reid niecierpliwie zsunął z ramion żony cieniutkie 

paski  jedwabiu.  Całował  jej  piersi  i  brzuch;  jego  usta  sunęły  coraz  niżej,  aż 

Rachel jęknęła z rozkoszy, oszołomiona intensywnością pieszczoty. Gdy oboje 

nieco  oprzytomnieli,  zrewanżowała  się  ukochanemu,  wodząc  dłońmi  po  jego 

ciele, świadoma władzy, jaką ma nad jego sercem i zmysłami. Wkrótce byli już 

całkiem  nadzy.  Rachel  nie  pozwoliła  mężowi  ochłonąć.  Łagodnym  ruchem 

pchnęła  go  na  posłanie  i  usiadła  mu  na  biodrach.  Kochała  się  z  nim  bez 

pośpiechu. Był zdany całkowicie na jej łaskę i niełaskę. Należał do niej.

Patrzył  na  nią  jak  zahipnotyzowany.  Fascynowała  go  radość,  z  jaką 

Rachel brała i dawała rozkosz. Poddał się narzuconemu przez nią rytmowi, który 

był jedyny i niepowtarzalny. Każdy ich gest był deklaracją wszechogarniającej 

miłości. Reidowi nie mieściło się w głowie, jak mógł kiedyś żyć bez tej kobiety.

Pragnął, by przeżycia tej miłosnej nocy były dla niej równie intensywne 

jak  dla  niego.  Jego  dłoń  zsunęła  się  po  biodrze  żony  między  jej  uda.  Rachel 

background image

znieruchomiała, nagle porażona śmiałą pieszczotą.

Opadła bezwładnie na tors męża i krzyknęła. Reid zapomniał, gdzie jest i 

co  się z nim dzieje,  oślepiony nagłą  światłością, dla której znalazł tylko jedną 

nazwę: miłość.

Gdy  odpoczywali,  rozległ  się  płacz  głodnej  Emily.  Reid  wstał,  wyjął 

córkę  z  koszyka  stojącego  w  rogu  pokoju  i  ostrożnie  umieścił  ją  w  objęciach 

mamy.  Usiadł  na  łóżku  i  objął  ramieniem  dwie  najukochańsze  istoty,  gotów 

bronić ich przed wszelkimi przeciwnościami losu. Rachel położyła mu głowę na 

ramieniu. Popatrzyli sobie w oczy. Byli tacy szczęśliwi.

– Kocham cię – szepnął Reid i pocałował żonę w policzek. Z zachwytem 

obserwował piękną twarz, na której malowała się ufność.

To była twarz ze snu... który stał się jawą.