Bajkoterapia
czyli jak z Guziolkiem tworzyć i wykorzystywać bajki i opowiadania
w biblioterapii oraz rozwoju aktywności twórczej
dziecka w wieku przedszkolnym
Ogólnopolski Konkurs Literacki
pt. Razem z Guziolkiem piszemy bajki
2007
Przedszkole nr 80 i Miejski Ośrodek Kultury w Bydgoszczy
Katarzyna Szeliga (red.)
Bajkoterapia
czyli jak z Guziolkiem tworzyć i wykorzystywać bajki i opowiadania
w biblioterapii oraz rozwoju aktywności twórczej
dziecka w wieku przedszkolnym
Ogólnopolski Konkurs Literacki
pt. Razem z Guziolkiem piszemy bajki
2007
Kraków 2008
© Copyright by Ofi cyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2008
Korekta:
Zespół
Projekt okładki:
Agata Fuks
Zadanie współfi nansowane
przez Urząd Marszałkowski Województwa Kujawsko-Pomorskiego
ISBN 978-83-7587-114-2
Ofi cyna Wydawnicza „Impuls”
30-619 Kraków, ul. Turniejowa 59/5
tel. (012) 422-41-80, fax (012) 422-59-47
www.impulsofi cyna.com.pl, e-mail: impuls@impulsofi cyna.com.pl
Wydanie II poprawione, Kraków 2008
Spis treści
Bajki dzieci 5-6-letnich
Klaudia Domaradzka. Przyjaciółki ............................................................... 9
Marta Głuszkowska. Will Gros i przyjaciele ............................................... 10
Kornelia Kamińska. Grymaśny bocian ........................................................ 12
Barbara Misiak. Kosmita Dziwuś ................................................................. 12
Karolina Mroczkowska. Bajka o Koniach .................................................... 13
Karolina Mroczkowska. Bajka o Księżniczkach .......................................... 14
Paweł Niedziałkowski. Niezwykła przygoda Guziolków ........................... 15
Julia Racławska. Domek laleczek .................................................................. 16
Julia Racławska. Bajka o białym misiu ......................................................... 17
Julia Racławska. Bajka o moim biało-czarnym kotku ............................... 18
Marek Reinfuss. Bajka o Guziolku, który został dobrym piratem
i odnalazł skarb ......................................................................................... 19
Ola Rzeszotarska. Jak kucyki zjeżdżały po tęczy ......................................... 20
Ola Rzeszotarska. Jak kucyki jeździły na rolkach ....................................... 21
Damian Stawarz. Nowe przygody Kubusia Puchatka i jego przyjaciół
ze Stumilowego Lasu ................................................................................ 22
Monika Szwabowska. Baw się z nami ........................................................... 24
Monika Szwabowska. Kopytka Jednorożca ................................................. 25
Sandra Szymkowicz. Guziołek boi się ciemności ........................................ 26
Sandra Szymkowicz. Guziołek u fotografa ................................................... 26
Sandra Szymkowicz. Guziołek i bal przebierańców ................................... 27
Ada Wojciechowska. O psie, który lubił koty .............................................. 27
Weronika Zywert. Książki na półce .............................................................. 28
Nagroda dodatkowa od jury i organizatorów
Oliwia Ćwikowska. Mały piesek Skubidi ..................................................... 29
Natalia Michalska. W krainie kucyków ....................................................... 30
6
Spis treści
Bajki dzieci klas I-III
Tomasz Bethke. Bajka o misiu Guziołku i wiewiórce Basi ........................ 31
Kacper Bogucki. Złota perła ........................................................................... 32
Iga Domańska. Spóźniony zając .................................................................... 32
Patrycja Dragon. Sen o Plastusiu .................................................................. 34
Karolina Górecka. Przygody Pimpusia i Kukiego ...................................... 36
Krzysztof Górecki. Bajka o smoku Stekowym .............................................. 37
Janusz Jankowiak. Rycerz Ciamajda
............................................................. 37
Jakub Koncewicz. Przygody Marka ............................................................... 39
Ewelina Leszka. Z życia żaby Mułki .............................................................. 40
Marta Paprocka. Zosia i kotek ...................................................................... 41
Julia Pham. Wierni przyjaciele ...................................................................... 42
Maria Piechowska. Guziołek i czarownice .................................................. 45
Bartosz Racławski. Guziolek w kosmosie .................................................... 46
Bartosz Racławski. Guziolek się topi ............................................................ 47
Bartosz Racławski. Rzeka słodyczy ............................................................... 49
Maria Siekierżycka. Księżniczka elfów ......................................................... 50
Kinga Tokarska. Heco-Lubo-Ludki .............................................................. 51
Kinga Tokarska. Wyśnione wakacje ............................................................. 52
Karolina Wioska. Jak Guziolek uratował Świętego Mikołaja ................... 53
Bajki rodziców
Jacek Daniluk. O Pasterzu i Owcach ............................................................ 57
Anna Laszczuk. Przygoda Krasnala .............................................................. 58
Kamila Możejko. Bajka terapeutyczna – Spotkanie Filusi z Zuzią ........... 61
Elżbieta Pietrzak. Miodzio ............................................................................. 65
Małgorzata Racławska. Jak czarodziejka pomogła Karolince ................... 69
Małgorzata Sałaj. Kuchcik ............................................................................. 75
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
Barbara Bajor. Przygoda kolorowej piłeczki ............................................... 79
Agieszka Boszko-Szczęśniak. Bohater ........................................................... 82
Anna Hyży. Bajka mamy pszczółki ............................................................... 85
Dorota Mondrzycka. Prezent urodzinowy ................................................... 89
Anna Piątek. O miotełce wiklinowej i o jej fryzurce nowej ...................... 92
Bogumiła Pigoń-Reglińska. Lizakolandia ..................................................... 95
Bogumiła Pigoń-Reglińska. Słodkolandia
..................................................... 97
7
Spis treści
Bogumiła Pigoń-Reglińska. Płatkolandia ................................................... 98
Elżbieta Skawińska. Gdzie oczy poniosą .................................................. 100
Katarzyna Wioska. Mój przyjaciel Guziolek ............................................. 113
Lidia Wojtaszewska. List od Pysiulka ......................................................... 117
Elżbieta Skawińska, Agnieszka Zielińska. Podziemne miasto ................. 130
Bajki dzieci 5-6-letnich
Przyjaciółki
W pewnej wiosce stało królestwo uli, w którym żyła sobie pszczółka Lula.
Była księżniczką pszczół ale czuła się samotnie. Bardzo lubiła latać nad łąką
i bawić się wśród kwiatów i bardzo też chciała mieć przyjaciółkę.
Pewnego razu spotkała dziewczynkę Olę, która spacerowała po łące i była
również bardzo samotna. Pszczółka Lula podleciała do Oli i siadła jej na no-
sie. Ola bardzo się przestraszyła i zakrzyczała:
– Ojej!!! Coś mi siadło na nosie!
I Ola chciała pszczółkę strącić z nosa, ale pszczółka cichutko powiedziała
jej do ucha:
– Nie zabijaj mnie, nic ci nie zrobię.
Dziewczynka zdziwiła się, że pszczółka mówi i od razu pomyślała, że to
jakaś niezwykła pszczółka. Ola przestała się jej bać i uśmiechnęła się do niej.
Lula zabrzęczała cichutko. Latała nad głową Oli. Spytała się dziewczynki:
– Pobawimy się w łapanego?
Ola zgodziła się i ucieszyła się. Lecz trochę się zmartwiła jak złapie taką
małą zwinną pszczółkę. Bardzo lubiła biegać po łące i zbierać kwiaty, ale do
tej pory nie znalazła jeszcze żadnej przyjaciółki.
Pszczółka uciekała, a Ola biegała za nią i nie mogła jej złapać. Lula posta-
nowiła, że będzie odpoczywać siadając na kwiatach. Ola bardzo się cieszyła
bo mogła wtedy złapać pszczółkę. Lula wybierała najpiękniejsze kwiaty na
łące i siadała na nich. Ola wpadła wtedy na wspaniały pomysł. Za każdym
razem jak pszczółka Lula siadała na kwiatku, Ola zrywała go. I tak kwiatek za
kwiatkiem pszczółka wskazywała najpiękniejsze, a Ola zrywała je.
Ola i Lula biegały tak po łące i wesoło się bawiły. Ola podczas zabawy
z nową przyjaciółką nazbierała piękny bukiet kwiatów, który postanowiła
wręczyć swojej ukochanej mamusi. Bardzo kochała swoją mamusię, a teraz
była taka szczęśliwa, że ma jeszcze przyjaciółkę i nie będzie już czuła się sa-
motnie.
Bajkoterapia…
10
Od tego czasu Ola i Lula często bawiły się na łące i stały się dobrymi
przyjaciółkami. Po pewnym czasie do zabawy Ola zapraszała również swoje
koleżanki z przedszkola, a Lula przylatywała z pszczółkami ze swojego kró-
lestwa. Na łące od tej pory często robiło się gwarno i wesoło.
Nawet taka mała pszczółka może być wielkim przyjacielem.
Fajnie jest mieć przyjaciół… i kochać zwierzęta.
Klaudia Domaradzka, lat 6, Przedszkole Publiczne Nr 34 w Rzeszowie
(nauczyciel: Alicja Koczela)
Will Gros i przyjaciele
Will jest nastolatką. Ma trzynaście lat. Mieszka w Grecji, w dużym domu
z widokiem na morze. Koło okien rosną palmy kokosowe a na dworzu jest
duży basen. Will ma brązowe włosy, błękitne oczy a usta koloru kwiatu dzi-
kiej jabłoni. Will ma kotkę Eris, sówkę Pik-Pok i dwa szczeniaczki Fabijen
i Laurę.
Spotkanie z delfinami
Pewnego dnia Will szła na spacer i zobaczyła przy drodze zranioną wie-
wiórkę i zabrała ją do domu. Gdy tata to zobaczył kazał wiewiórkę zanieść
do lasu.
Jednak Will bardzo ją polubiła więc schowała ją w swoim pokoju. Will
poszła na plażę żeby to wszystko przemyśleć. I właśnie wtedy to się stało.
Gdy tak myślała i patrzyła na morze zobaczyła pływającego delfi na. Potem
przypłynęło jeszcze kilka i wtedy dowiedziała się że musi powiedzieć prawdę
swojemu ojcu. Poszła do domu i powiedziała tak:
– Przepraszam tato że kłamałam i chcę powiedzieć ci prawdę. No bo ja
polubiłam tą wiewiórkę i nie chciałam jej wyrzucać i schowałam ją w swoim
pokoju.
Tata powiedział:
– No dobrze. Położymy ją pod palmą, kupimy jej klatkę i pójdziemy z nią
do weterynarza. Will zgodziła się i rzeczywiście tak zrobili. Poszli do wete-
rynarza i okazało się że wiewiórka jest zdrowa tylko była zraniona dlatego,
że ktoś rzucał w nią kamieniami. Weterynarz dał lekarstwo i koniec wizyty
u doktora więc poszli do domu, a za tydzień wiewiórka była już zupełnie
zdrowa. Will miała nową przyjaciółkę wiewiórkę, nazwała ją Werbena.
Narodziny kociąt
Pewnego dnia mama Will poprosiła swoją córkę żeby posprzątała garaż.
Will nie chciała bo chciała się bawić ze szczeniakami ale mama powiedziała
Bajki dzieci 5–6-letnich
11
że jak weźmie się do pracy to potem pójdą na lody. Will wzięła się do pracy.
Sprzątała ten garaż i nagle zobaczyła w kącie coś miękkiego. To była kotka
Eris. Will przesunęła dywan, bo myślała że Eris ma złamaną łapkę. Okazało
się że Eris urodziła trzy kocięta. Will pobiegła do mamy i krzyknęła
– Mamo Eris urodziła kocięta
– Ile ich jest ?
– Trzy, trzy małe kocięta mamuś. Mamy kocięta!
– Dobrze, zadzwonimy po weterynarza on wie co z nimi zrobić.
– Mamo, ale zostaną u nas, prawda ?
– Tak – oznajmiła mama.
– Ale na pewno ?
– Tak, przecież powiedziałam. Weterynarz nie zabierze nam kociąt tyl-
ko je zbada. A teraz pomyślmy nad imionami.
– Dobrze – zgodziła się Will. – Ten będzie miał na imię… może Kitka?
Nie ten będzie miał na imię Pusia, ten będzie Kitka.
– A ten? – Spytała mama.
– Ten będzie Mela! – Oznajmiła Will.
– No dobrze. – Zgodziła się mama. – Teraz spytajmy się kociąt czy są
zadowolone ze swoich imion.
Kociaki pomachały swoimi krótkimi ogonkami i uśmiechnęły się wesoło.
– No dobrze. Skoro podobają się nowe imiona to można iść na lody.
Kontuzja sówki Pik-Pok
Pewnej nocy sówka Pik-Pok wybrała się do lasu, żeby pogonić się z in-
nymi ptakami. Sówka leciała w stronę wystającej gałęzi, wleciała w nią i zła-
mała sobie skrzydełko. Will obudziła się i zobaczyła że sówki Pik-Pok nie ma
w klatce, pobiegła do kuchni i krzyknęła ze zdziwieniem
– Mamo, Pik-Pok nie ma w klatce!
– Pewno w nocy poleciała na łowy. Nic jej się nie stanie. A teraz pomyśl
że za dwie godziny będziemy mieli pyszną jajecznicę z grzybami. Leć do ko-
rytarza ubrać kalosze i płaszcz przeciwdeszczowy. Jak się ubierzesz pójdzie-
my na grzyby.
No więc Will pobiegła do korytarza i ubrała się, więc poszli do lasu. Szli,
szli nazbierali już pełen koszyk, aż w końcu Will zobaczyła pod drzewem coś
dużego i brązowego podbiegła do tego, bo myślała że są to grzyby rosnące
obok siebie. Odgarnęła patyki i mech leżące na czymś brązowym. Zobaczyła
że to jest jakaś sowa i wtedy przypomniała sobie że sówka Pik – Pok zaginęła
dziś w nocy. Podbiegła do mamy i powiedziała
– Mamo! znalazłam sówkę Pik-Pok! Leży pod drzewem. Co mamy z nią
zrobić?
Bajkoterapia…
12
– Pójdziemy z nią do weterynarza. On będzie wiedział co z nią zrobić.
– Powiedziała mama.
I poszli. Weterynarz nałożył maść i zakazał latania w nocy.
Will miała jeszcze wiele przygód ze swoimi zwierzętami. Opieka nad
nimi czasami nie była za ciekawa ale podjęła się jej bo wiedziała że warto.
Z nimi żyło się jej weselej.
Marta Głuszkowska, jak miała lat 6, Bydgoszcz
Grymaśny bocian
Bocian spacerował sobie po łące nad rzeką i myślał: „co by tu zjeść?”
Patrz – szczupak! – krzyknął przelatujący wróbel – Widzisz go? Złap go
i zjedz! Ale bociek pokłapał tylko długim dziobem i powiedział: – szczupak
jest za chudy. Bocian czekał, długo czekał… Aż nadpłynęły malutkie płotki.
Płotki, płotki! – krzyknął gołąb. Złap je i zjedz!
Ale bocian powiedział: płotki są za małe.
Gołąb zawołał: kiedy tak grymasisz, to już nie będę nic dla ciebie wypa-
trywać na śniadanie. Poluj sobie sam! I odleciał.
Słońce wzeszło wysoko, ryby się pochowały. Bocian czekał i czekał…
Wreszcie poczuł taki głód, że już nie mógł dłużej czekać. Pokiwał długim
dziobem, pokręcił długą szyją, poszedł na długich nogach nad rów i zjadł
zwykłą żabę.
Kornelia Kamińska, lat 5, Przedszkole nr 80 w Bydgoszczy
Kosmita Dziwuś
Żył sobie raz Dziwuś – młody kosmita. Miał troje oczu, jedno ucho po-
środku głowy a nos połączony z ustami. Miał swój statek kosmiczny.
Pewnego razu wybrał się na wycieczkę w nieznane zakątki. Dziwuś wsiadł
do swojego statku kosmicznego i włączył silnik. Statek z wielkim trzaskiem
odbił się od planety Dziwolągów i poleciał w nieznane.
Nagle Dziwuś zobaczył podobną do siebie dziewczynkę, która pokiwała
mu. Zatrzymał statek. Po chwili statek wylądował. Dziwuś zapytał dziew-
czynkę kim ona jest. Dziewczynka odpowiedziała, że nazywa się Dziwusia.
– Ojej! – zawołał Dziwuś. To prawie tak samo jak ja.
– Ja mam na imię Dziwuś. Czy masz kolegów?
– Nie mam – odpowiedziała dziewczynka.
– To musisz być bardzo samotna.
Dziwusiowi zrobiło się żal dziewczynki i powiedział:
Bajki dzieci 5–6-letnich
13
– Wejdź do statku, polecimy na moją planetę i poznasz moich przyja-
ciół.
Dziwusia zgodziła się i oboje weszli na pokład statku.
Minęła godzina. Dziwusi wydawało się, że podróż trwała długo. Wresz-
cie wylądowali.
– Witam cię na mojej planecie – odpowiedział Dziwuś.
Nagle usłyszał głos mamy.
Przybiegli wszyscy jego znajomi. Gdy zobaczyli Dziwusię bardzo się
zdziwili. Dziwuś przedstawił wszystkim swoją nową koleżankę.
Widziała to stara wiedźma. Nie znosiła, gdy inni się cieszyli.
– Muszę porwać tę małą.
Przebrała się za starą kobietę. Wzięła worek i włożyła do niego różne
owoce. Gdy zaszło słońce wybiegła z jaskini. Zobaczyła Dziwusię i powie-
działa:
– Dziecko czy chcesz zobaczyć jakie mam piękne owoce?
– Tak – odpowiedziała dziewczynka.
Gdy staruszka pokazała jej owoce, Dziwusia zapytała czy może się poczę-
stować. Wiedźma zaprowadziła dziewczynkę do jaskini. Było tam ciemno.
Trzeba nie zapomnieć, że wiedźma mają tajemną moc. Z łatwością wie-
działa w jaki wejść tunel. Wzięła linę i związała Dziwusię. Dziwuś zmartwił
się bo dziewczynka miała przyjść na kolację więc poszedł jej szukać. Pobiegł
na polanę. Tam jej nie było. Wziął ze sobą na wszelki wypadek latarkę. Przy-
pomniał sobie, że w jaskini mieszka wiedźma i domyślił się, że to ona mogła
porwać Dziwusię. Wziął głęboki oddech i wszedł do jaskini. Nagle zobaczył
koniec liny i czarny atłas. Była to peleryna złej czarownicy. Dostrzegł Dziwu-
się, która mrugnęła żeby był cicho. Dziwuś złapał szybko koleżankę i uciekł
w drugi koniec jaskini i już był na polanie. Pobiegli do domu, zjedli kolację.
Dziwusia podziękowała koledze.
Odtąd żyli długo i szczęśliwie.
Barbara Misiak, lat 6, Przedszkole nr 33 w Bydgoszczy
(nauczyciel: Ewa Pankanin, Jadwiga Kaczmarek)
Bajka o Koniach
Za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, żyło stado pięknych koni
i bardzo świetnie się bawili i bardzo dobrze im się razem żyło. Chcieli już żyć
tak na zawsze.
Aż przyszli tacy źli panowie i chcieli te konie wyłapać, aż konie wymyśliły
taki plan, żeby oni się od nich odczepili. Konie zrobiły to samo im, co oni
chcieli im zrobić. Te konie w końcu wymyśliły ten plan. Aż nadeszła wielka
wojna między końmi i tymi panami. Konie przywiązały tych łowców lejcami
Bajkoterapia…
14
do słupa. Panowie wreszcie zrozumieli jacy są niedobrzy dla koni. I te konie
w końcu im pokazały jak to jest źle, gdy ktoś jest niedobry dla kogoś, to on
w końcu ma za swoje. A później, ci panowie i konie zaprzyjaźnili się. I wtedy
te konie powiedziały tym panom, że lepiej być dobrym, a ci panowie wreszcie
zrozumieli, że to fajnie być dobrym. I od tej pory spotykali się razem i świet-
nie się bawili. I jak się tak bawili, to zaprzyjaźnili się na zawsze. A później
razem, to poszli nad staw pokarmić kaczuszki i później jeden koń za bardzo
się pochylił, żeby popatrzeć na kaczuszki i wtedy wpadł do wody. I wtedy
konie wymyśliły, żeby panowie pobiegli po linę i żeby szybko przywiązali
konia za kopyta. Ten koń był mocno przywiązany aż wreszcie wyszedł z tej
wody. I później podziękował tym panom i koniom. I później urządzili wiel-
ki piknik, na którym bawili się doskonale i później urządzili sobie zabawę,
a panowie powiedzieli, że na zawsze będą przyjaciółmi. I te konie to samo im
powiedziały i podziękowały za świetną zabawę. Nadeszła noc. Zjedli wszyscy
kolację w swoim domu, później poszli spać i śniło im się, że znów się ze sobą
spotkają i będą się świetnie bawić. I jeszcze do tego śniło im się, że na zawsze
będą przyjaciółmi i nikt już nie będzie ich denerwował w zabawie.
I żyli długo i szczęśliwie…
Karolinka Mroczkowska, lat 6, Przedszkole w Św. Katarzynie
Bajka o Księżniczkach
Za górami, za lasami, żyły sobie piękne księżniczki. Te księżniczki były
tak piękne i dobrze żyły w swoich królestwach i w swoim świecie.
Jedna Księżniczka – Bella, ze swoją koleżanką, Księżniczką Jasminą, mó-
wiły, że chcą się pobawić w „zarozumiałą księżniczkę” z innymi księżnicz-
kami – jedna rządzi, a druga mówi : „nie”. I te księżniczki, gdy one do nich
przychodziły, się nie zgadzały. Aż wreszcie Kopciuszek powiedział:
– A może pobawimy się w coś innego, na przykład pobawimy się w ber-
ka, albo w chowanego.
A teraz przyszła Aurora i zapytała:
– Co robicie?
A księżniczki odpowiedziały:
– Właśnie decydujemy się, w co się bawić, w berka, czy w chowanego.
A Aurora powiedziała:
– To mogę ja Wam pomóc podjąć właściwą decyzję.
A księżniczki powiedziały:
– To świetny pomysł.
I wtedy Aurora pomogła im i postanowiły, że pobawią się w chowanego.
Księżniczki ucieszyły się, z wielką radością powiedziały:
– To świetny pomysł!
Bajki dzieci 5–6-letnich
15
Później do zabawy doszła Śnieżka. Zapytała się:
– Mogę się z Wami bawić?
A księżniczki odpowiedziały:
– Tak Śnieżko.
I wtedy księżniczki, po zabawie, poszły do ogrodu pooglądać kwiaty.
A później, jak wróciły z oglądania kwiatów, to powiedziały innym księżnicz-
kom, że jakby co są przy stawie królewskim. A księżniczki pomyślały: czy
warto iść z nimi?
I wtedy księżniczki wszystkie z zamku poszły od stawu urządzić sobie
piknik. Później skończyły piknik i wróciły do zamku na podwieczorek.
I mama z tatą powiedzieli im, żeby nie wychodziły, bo już się robi późno,
a księżniczki powiedziały: dobrze!
Aż później nadeszła noc i księżniczki poszły do stołu na kolację, a po
kolacji poszły się wykąpać, a później poszły spać.
Żyli długo i szczęśliwie…
Karolinka Mroczkowska, lat 6, Przedszkole w Św. Katarzynie
Niezwykła przygoda Guziolków
Pewnego razu, gdzieś daleko w lesie,
jak legenda niesie,
Guziolków stado było,
bo im statek rozwaliło.
Znaleźli się na Ziemi,
pośród zwierząt zagubieni,
a do domu długa droga,
kto pomoże im la boga!
Krasnoludki każdy zna,
bardzo małe niczym pchła,
ale dzielne, pracowite,
chcą zobaczyć też kosmitę.
Krasnoludek pracę zna,
ma narzędzia radę da!
Wnet spotkania nadszedł czas
i krasnale poszły w las.
Hej–ho, hej–ho
do pracy by się szło!
Guziolki to usłyszały
i z radości zzieleniały.
Tu się puknie, tam się stuknie,
coś się wkręci, coś rozkręci.
Bajkoterapia…
16
Tak pracują krasnoludki,
żeby statek był nowiutki.
Morał z tego będzie krótki:
„Pomóż wszystkim, kto malutki!”
Paweł Niedziałkowski, lat 6
Publiczne Przedszkole nr 5 im. J. Brzechwy w Kędzierzynie-Koźlu
Domek laleczek
Były sobie kiedyś laleczki. Był tam chłopak imieniem Miki i dziewczynka
Aga, i mama imieniem Karolina i tata Geniu. I mieli psa i konia.
Córka powiedziała tak do mamusi:
– Mamusiu, dlaczego ten nasz konik jest tylko zabawkowy? Możemy się
na nim huśtać. Chciałam prawdziwego.
Mama powiedziała:
– Może pożyczymy z biblioteki książki. Książka z różnymi wszystkimi
bajeczkami.
I złapała się za głowę dlatego, no bo było lato i bolała ją głowa. I wtedy
zawołała psa:
– Hultaj!
I przybiegł jak huragan i zaszczekał radośnie, aż polizał ją w łapę. I za-
szczekał tak:
– Hau, hau, hau! Tam jest samolot, może pobawimy się w nim? On wy-
ląduje, a my do niego wsiądziemy i będziemy kręcić kierownicą, naciskać
guziki.
I na pierwszym guziku pisało tak” „Leć!”.
I się przestraszyli trochę, bo nagle tam się pojawiły jakieś cukiereczki na
tym samolocie. I powiedzieli tak:
– Samolocie, dlaczego jesteś osypany cukierkami jakbyś był tortem na
urodzinach?
I połknęli go z cukierkami. Ale było pyszne!
– Na drugie śniadanie będą truskawki, polane śmietanką i cukrem. To
nasz przysmak – powiedziała laleczka.
Potem zjedli błyskawicznie truskawki. I wtedy zapadła noc. Byli zmęcze-
ni po takim ranku. I powiedzieli razem równo:
– Chce nam się spać!
Zasnęli na stojąco.
Przyszedł dzień. Śniło im się, że w śnie sobie śpiewali. A akurat śniło im
się życie. I wtedy myśleli, że są w organizmie, no bo były wszystkie przydatne
przybory do organizmu.
I zobaczyli, że coś ich drapie. A to były białe krwinki. I powiedzieli:
Bajki dzieci 5–6-letnich
17
– Poproszę kartę HLA!
Wtedy przyszła sól, miała nogi i ręce. A potem za nimi zabrali ją bakterie
i powiedziała stanowczo:
– Ratunku!
A białe krwinki zjedli te bakterie przebrzydłe. Potem w swoich telewizor-
kach zobaczyli, że chłopak gra w mecz.
Potem nadszedł dzień. I obudzili się i powiedzieli:
– Już jest dzień, a ja myślałam, że nadszedły cukierki.
I zjedli na śniadanie lody truskawkowe i aż pękli, no bo tyle zjedli. Nie
pęknęły im brzuchy, tylko pękli ze śmiechu.
I potem dzieci się bawili zabawkami. I wtedy znów nadeszła noc, tak
samo zrobili i powiedzieli:
– Jesteśmy zmęczeni. Poszli spać na leżąco.
Julia Racławska, lat 5, Bydgoszcz
Bajka o białym misiu
Był sobie kiedyś biały miś i mówił tak do swojego brata:
– Bartek, czy chciałbyś pojeździć na lody? Może lepiej tak? Bartek, pójdę
do mojej siostry Julci, żeby się przytulić.
– A może wiem, że nie lubisz zawsze sama iść na ulicę? Ale lepiej pój-
dziemy z rodzicami.
– O nie, nie zgadzam się, nie lubię iść na ulicę, bo tam wtedy wszystko
tak hałasuje. Wiesz co, misiu, pójdę do mamy, żeby się zapytać.
– Mamuś, czy możemy razem pójść na plac zabaw, a potem na plażę
i lody i potem hopla do wody na plaży? Mamuś, lepiej pójdziemy do babci
i dziadka. A potem pójdziemy z dziadkiem na plac zabaw, tam blisko.
I powiedziałam misiowi:
– Niestety, nigdzie nie pójdziemy, pada deszcz, jest błyskawica.
I on rozpłakał się jak dzidziuś. I powiedział smutno:
– Dlaczego? Chociaż przejadę się koniem w Zoo. I pociągnę go, żeby się
zatrzymał, jak będę czegoś potrzebować.
– Lepiej pooglądajmy telewizor, misiu. I pooglądamy Żółwie Ninja.
A potem gra w komputer. A może pójdziemy z naszym psem na placyk za-
baw? Pobujamy się na huśtawkach i pozjeżdżamy na zjeżdżalni i będziemy
się kręcić na karuzeli. A potem pójdziemy po dziadka z rodzicami. I pój-
dziemy wtedy z babcią i dziadkiem i rodzicami do cyrku albo do Zoo lepiej,
a potem zobaczymy klauna, który ma wielkie uszy i długi nos jak Pinokio
i będziemy występować tam, bo jesteśmy zapisani.
Bajkoterapia…
18
A potem mój miś szybko wyszedł na dwór się bujać na mojej huśtawce.
Znaleźliśmy go i zrobiliśmy karę. Ile miał lat, tyle minut siedział na moim
fotelu. A miał on 8 lat.
Koniec.
Julia Racławska, lat 5, Bydgoszcz
Bajka o moim biało-czarnym kotku
Był sobie mój kochany kot Mruczuś. I pomaszerował do swojego przyja-
ciela króliczka.
I wtedy powiedział króliczek kotkowi do ucha tak:
– Ej, wiesz co, kotku? Zobacz, jeż śpi. Może pójdziemy razem z rodzi-
cami do innego świata? Albo popływamy w jeziorze, gdzie są krokodyle ja-
dowite, ale my jesteśmy na nie odporni i nam nic nie zrobią. Sam lepiej to
zobacz, będzie fajnie.
– Dobra, króliczku, pójdziemy tam sobie gdzieś, może na statek piracki
z armatami z prawa i lewa. A potem zakradniemy się i będziemy udawać
piratów. A potem będziemy też się bawić w piratów, tylko że zbudujemy taki
zabawny statek piracki.
I poszliśmy do jeża. Wtedy zobaczyli Smerfy. A potem foki dwie, jeden
był Romeo, a drugi Julia. A potem króla Maciusia. I potem powiedzieli:
– Co mam zrobić, królu?
A on spojrzał na zegarek i powiedział:
– Teraz pora na pierwsze śniadanie. To będą lody waniliowe. A potem
zjemy na drugie śniadanie ziemniaki, mięsko, sosek i buraczki.
I zjedli tylko przez jedną minutę, tak szybciutko.
I potem powiedział ich król:
– A na deser będą takie lizaczki w kształcie Kubusia Puchatka, Tygry-
ska, Maleństwa i Prosiaczka. I jeszcze z Kopciuszkiem lizaka ktoś weźmie
i z Myszką Miki i lizaki o Lady Mariannie, która siedzi na szafi e. A potem
zjemy owoce, czyli winogrona i brzoskwinie. A później małe lody śmietan-
kowe.
I później pograliśmy w piłkę króla Maciusia.
– Kto będzie królem, ten musi strzelić golów czterdzieści dwa.
I król Maciuś wygrał, był prawdziwym królem., bo wtedy był tylko takim
królem wybranym i nie było jeszcze koronacji.
– O, jestem królem! O, jestem królem! – powiedział Maciuś.
I wtedy powiedział:
– Rozkazuję wam iść do więzienia. Za tyle minut będziecie na jeżu, ile
macie lat.
Bajki dzieci 5–6-letnich
19
I minęło tyle lat, tylko że mieli 99. I wtedy uwolnili ich z więzienia. I po-
wiedział król Maciuś tak:
– Już nie będę nikogo wprowadzał do lochu, bo tylko na próbę was tam
wpuściłem, czy będziecie mnie słuchać.
I wtedy wypuścił armatę na cześć i strzelił w niebo. A w niej były sztuczne
ognie i zachwycili się, aż wtedy zobaczyli wybuch i takie patyczki z ogniami
i mogli je trzymać i mogli je rzucać. I jak spadały nawet im na skórę, to nie
parzyło ich, to były czarodziejskie ognie. Król Maciuś był takim czarodziej-
skim królem.
I wtedy przyszedł generał Sałata i przyszedł do niego też żołnierz swój
własny i powiedział generał do żołnierza tak:
– Żołnierzu, czeka cię bardzo odpowiedzialne zadanie.
I wtedy pies Hultaj króla Maciusia powąchał go i posikał mu na but.
I potem powiedział ten generał tak:
– O nie, tylko nie to!
Hultaj, pies nowego, dobrego, małego króla Maciusia podkradł się pod
generała, powąchał go i odszedł.
I ten generał mówi tak:
– O, zjem sobie lody od niego!
I wtedy przyszedł król Maciuś i powiedział:
– Skąd masz te lody, generale Sałato? Widziałem, jak się malowałeś i by-
łeś zielony jak sałata. Dlatego cię nazwali generałem Sałatą.
A potem przyszedł Hultaj i powiedział pies tak temu królowi małemu, bo
był zaczarowany:
– Ja mu dałem lody ze swojej łapy.
I powiedział mu tak:
– Generale Sałato, ja przez przypadek ci dałem takie lody z życiem.
A tam jest przez przypadek takie trujące życie i proszę oddać mi lody, bo się
zatrujesz.
Koniec.
Julia Racławska, lat 5, Bydgoszcz
Bajka o Guziolku,
który został dobrym piratem i odnalazł skarb
Dawno, dawno temu żył sobie chłopiec o imieniu Guziołek, który chciał
zostać piratem. Nie tylko chciał zostać piratem, ale chciał też odnaleźć skarb,
ale nie wiedział jak do niego dojść. Szedł długo, długo przed siebie i nagle
zauważył nadlatującego gołąbka. W dziobie gołąbka zobaczył mapę jakąś. Ta
mapa prowadziła do skarbu. Na mapie widniała droga prowadząca do skar-
Bajkoterapia…
20
bu i statek-widmo. Aby dotrzeć do skarbu chłopczyk postanowił zbudować
statek. Wystrugał najpierw drewniany miecz, a potem pościnał drzewa piłą
i zrobił tratwę. I zbudował tratwę. Wtedy znów pojawił się gołąbek. – Dzień
dobry ci Guziolku – przemówił ludzkim głosem gołąbek. Przybyłem spełnić
twoje życzenie. Chłopczyk miał życzenie, żeby czarodziej-gołąbek zaczaro-
wał drewniany miecz i tratwę.
Potem gołąbek poruszał skrzydłami i chłopiec znalazł się nad morzem.
Chłopiec zobaczył prawdziwy statek i miecz z metalu. Zobaczył też kryształ
magiczny z lawy, który zgubił czarodziej. Chłopczyk chciał zaznaczyć na pia-
sku to miejsce i otoczył drewnem. A jak kopał to zobaczył pierścionki, dwa
klejnoty, diamenty, jeszcze dwa kryształy, raczej trzy: niebieski, żółty i zielony.
Zobaczył statek-widmo. Ojej, jak ja go pokonam przecież. Płynie, płynie sta-
tek-widmo. Zepsuł mu chyba tratwę, to co jest na przodzie. Patrzy, a tam mały,
ten delfi nek, pozwolił mu wejść na siebie. Opuścił tratwę ze swoim mieczy-
kiem, i tak go zabrał i popłynął na delfi nku do drugiego brzegu. Patrzy a tam
piraci. To byli źli piraci, którzy postanowili zapolować na skarb chłopczyka.
Na ratunek chłopczykowi przybyły jeszcze inne delfi nki i olbrzymi krab,
który uszczypnął piratów w bose nogi.
Guziolek dotarł w końcu do jeszcze innej części wyspy, a tam była dopie-
ro niezła niespodzianka czyli najgorsza.
Na wysokiej palmie chłopczyk zobaczył jeszcze jeden skarb. Ale to nie
wszystko. Pod nią były kościotrupy, które miały maczugi i tarcze. I wtedy
pojawił się ponownie gołąbek-czarodziej i zmienił kościotrupy w kamienie.
One się schowały a on do skarbu, ale na palmie nie było przejścia, a one już
się wspinał i miały piłę do ścięcia palmy, na którą wyszedł chłopiec. A tu
nagle nadleciał ptak, orzeł. Wskoczył na orła i poleciał do domku. I w tym
momencie chłopczyk się obudził w swoim łóżku, ale ku swojemu zdziwieniu
zobaczył różne skarby, które leżały pod jego poduszką. Poduszka już nie była
biała tylko złota. Chłopczyk postanowił zachować sobie cztery kryształy, a za
resztę skarbów kupił wymarzone zabawki wszystkim biednym dzieciom na
całym świecie. Nie został może prawdziwym piratem, ale poczuł się bardzo
szczęśliwy.
Marek Reinfuss, lat 6, Przedszkole Sióstr Serafi tek nr 26 w Krakowie
Jak kucyki zjeżdżały po tęczy
Kucyki jak zwykle spotkały się w cukrowej kawiarence na gorącej czeko-
ladzie i zastanawiały się co będą dzisiaj robić. Na dworzu padał deszcz. Tę-
czusia zapytała – ciekawe czy będzie tęcza? Pysia powiedziała – pewnie nie, bo
rozrabiałyśmy. Chyba wy bo ja nie – powiedziała Psotnisia. Ależ Psotnisiu ty
zawsze rozrabiasz – powiedziała Tęczusia. Nagle na dworzu przestało padać
Bajki dzieci 5–6-letnich
21
i pojawiła się piękna tęcza. Wszystkie kucyki wyszły na dwór żeby pozjeż-
dżać po tęczy. Tymczasem Psotnisia i jej koleżanka Różanka poszły z drugiej
strony zwijać tęczę. Gdy inne kucyki podziwiały tęczę Psotnisia z Różanką
ją zwijały. Nagle tęcza znikła. Kucki tego nie zauważyły, bo zaczęły biegać
po kałużach. Psotnisia z Różanką zaniosły tęczę do swojego domku i zaczęły
z niej wycinać różne rzeczy: sukienki, szaliki, sweterki, kapelusze. „Ojej co
się stało z naszą ukochaną tęczą” – zawołały kucyki. „A gdzie jest Psotnisia”
– zapytała Tęczusia i kucyki poszły do domku Psotnisi. A tam cała tęcza zwi-
nięta w rulonik i pocięta na różne kawałki. Co ty robisz Psotnisiu – zawołały
kucyki. Wycinamy z Różanką różne fajne rzeczy. Ale na niebie nie ma tęczy,
a my chciałyśmy pozjeżdżać po tęczy – powiedziała Tęczusia. No dobrze to
pozszywajmy tęczę – powiedziała Psotnisia. Ale będą ślady – powiedziała
Pysia. Lepsza taka tęcza niż wcale –powiedziała Tęczusia. Kucyki wzięły się
do roboty. Gdy tęcza była już cała znowu rozwiesiły ją na niebie. Przystawiły
do tęczy drabinkę, wchodziły na tęczę i z niej zjeżdżały. Czy ja też mogę – za-
pytała Psotnisia. Ależ oczywiście – powiedziała Tęczusia. Wszystkie kucyki
zjeżdżały do samego wieczora. Bardzo się cieszyły. A wieczorem zmęczone
poszły spać.
Ola Rzeszotarska, lat 5,5, Przedszkole „Jagódka” z Bydgoszczy
Spisał tata – Jacek Rzeszotarski
Jak kucyki jeździły na rolkach
Kucyki spotkały się rano w cukrowej kawiarence. Psotnisia wybiegła z ka-
wiarenki na rogatki i woła: „Kucyki jest prezent na rogatkach”. Ale Cukru-
sia woła „Kucyki wypijcie gorącą czekoladę”. Kucyki wypiły duszkiem i już
biegną na rogatki. No rzeczywiście jest jakaś paczka. Przyniosły we cztery tą
paczkę. A Cukrusia czekała już z nożyczkami. Kucyki rozcięły wstążeczkę.
Odkrywają pudełko i patrzą – coś w pudełku jest dziwnego. Psotnisia za-
kłada rolki na nogi – żadne nie pasują. A Tęczusia mówi: Psotnisiu, zobacz
może te zielone na ciebie pasują. Psotnisia założyła. No rzeczywiście pasują.
Kucyki wszystkie czekały już na rolkach. Kucyki wszystkie postanowiły jeź-
dzić, ale na początku stale się przewracały, więc Tęczusia mówi – „Kucyki
spróbujmy jeździć gęsiego. Kto chce prowadzić?”. Ja – powiedziała Psotnisia.
Dobrze, Psotnisiu, jak uważasz. No to kucyki wyruszyły dalej na rolkach.
Psotnisia wyprowadziła kucyki na górkę i z tej górki zjechała. Kucyki trosz-
kę były ostrożniejsze od Psotnisi. A Psotnisia zjeżdżała z górki i patrzy się
do tyłu. Kucyki patrzcie, jak ja ładnie jeżdżę. No i Psotnisia się wywróciła.
Jak się wywróciła nabiła sobie wielkiego guza ale za dwa dni jej to przeszło.
Psotnisia znowu postanowiła zjeżdżać z górki. No i Psotnisia jedzie. Zjeża
jeden raz ładnie, drugi raz ładnie, trzeci raz ładnie, czwarty raz ładnie a przy
Bajkoterapia…
22
piątym razie mówi: Ja zjadę do tyłu. No i zjechała tyłem i nic się jej nie sta-
ło. Psotnisia następnym razem chciała zjechać z górki na brzuszku i kucyki
zobaczyły to przez okno cukrowej kawiarenki. Kucyki szybko biegną do do-
mku gospodarczego i wyjmują trampolinę i przynoszą ją do górki. Kucyki
wołają: „Psotnisiu zjedź”. I w tym momencie Psotnisia zaczęła odbijać się od
trampoliny aż po same chmurki. Kucyki mówią: „Trzeba coś z tym zrobić”
i kucyki schowały trampolinę i mówią: „Psotnisiu złap się gałązki drzewa”.
Jak Psotnisia złapała się gałązki kucyki podstawiły drabinę i Psotnisia ze-
szła. Kucyki mówią: „Tyle strachu nam napędziłaś”. No i kucyki poszły do
cukrowej kawiarenki napić się gorącej czekolady i rozeszły się do swoich
domków.
Ola Rzeszotarska, lat 5,5, Przedszkole „Jagódka” z Bydgoszczy
Spisała mama – Joanna Rzeszotarska
Nowe przygody Kubusia Puchatka i jego przyjaciół
ze Stumilowego Lasu
Piknik
Pewnego dnia Kubuś Puchatek wyszedł ze swej chatki. Pomyślał, że tak
ładnie byłoby odwiedzić prosiaczka. Więc poszedł do prosiaczka, prosiaczek
jeszcze spał. Więc Puchatek wszedł do prosiaczka przez okno i obudził go,
a prosiaczek na to powiedział – pójdziemy do Kłapouszka, odwiedzimy Ty-
grysa, Sowę, Kangurzycę, Królika i Maleństwo. Poszli razem w długa drogę.
Więc postanowili zrobić piknik.
Jak zrobili piknik, to w czasie pikniku Kubuś Puchatek, Królik i Prosiaczek
poszli na wycieczkę, a Kłapouszek zapomniał, że go zaprosili. Poszedł więc
dalej za nimi patrząc na ich ślady. Zobaczył prawie wszystkich i zapytał, gdzie
jest reszta. Poszedł po kolejnych śladach, żeby ich wytropić. Zobaczył ich
wszystkich, całą resztę i pół reszty i postanowili wszyscy wracać na piknik.
Kangurzyca też z nimi poszła, zrobiła im pyszny obiad. Zjedli obiad,
a potem szczęśliwie wrócili do domu. A sowa poleciała do Krzysia dać mu
list, a Krzyś dowiedział się o pikniku.
Wielki dzień
Pewnej nocy Puchatek spał. Śnił mu się najpierw obraz z kaczką, który
zobaczył u Krzysia. Potem wziął obraz i poszedł do pszczół, wziął trochę
miodu, brał coraz więcej i więcej, aż pewna pszczoła zobaczyła Kubusia
Puchatka. Powiedziała: oho, ho! Nie weźmie już więcej miodku. Zawołała:
pszczoły, pszczoły! Pomóżcie mi. Puchatek w ulu. Cały rój zawirował, jak
Bajki dzieci 5–6-letnich
23
tornado. Puchatek obijał się o gałęzie i się obudził na chwilkę. Powiedział, ale
miałem zły sen i znowu zasnął.
Przyśnił mu się zamek. Powiedział: oho, ho, jaki piękny zamek. Chyba
wejdę do środka. W środku zobaczył złe potwory i duchy. No i się przestra-
szył. One zawołały inne strachy i zamknęły Puchatka za kratami. I znowu
Puchatek się obudził. Nigdy więcej nie śniły mu się takie złe sny. I ziewnął.
I śniły mu się dobre sny.
Wielki skarb
Pewnego dnia Prosiaczek jeszcze spał. Zegar zakukał, prosiaczek się obu-
dził i powiedział: kwi-kwi, dzisiaj wielki piknik. Popędził szybko po osioł-
ka, aby powiedzieć, że jest piknik. Osiołek powiedział, że ten piknik będzie
na łące. Odwiedzili Królika, Maleństwo, Kubusia Puchatka, a potem sobie
pomyśleli, że odwiedza Tygryska. Poszli razem na piknik, poszła razem też
Sowa z małym zegarkiem i powiedzieli, że będą do dwunastej na pikniku. Już
była dziesiąta, ale policzyli do tysiąca i już była jedenasta godzina. Liczyli od
nowa do tysiąca i już była dwunasta.
Jak już wrócili z pikniku, to wtedy Prosiaczek zawiadomił Sowę, a Sowa
pobiegła do Kangurzycy. Potem siedli i pisali listy do Krzysia (jeden Sowa
i jeden Kangurzyca). Sowa poleciała do Krzysia, a Kangurzyca trzymała
Sowę za nogi i doleciały do Krzysia. Krzyś przeczytał na kartce „Byliśmy na
pikniku na łące”.
Potem wrócili i już były święta. Każdy dostał jakiś upominek. Pierwszy
rozpakował tygrys i dostał zestaw sprężyn do brykania. Potem rozpakował
prosiaczek, były to ładne książeczki o kwiatach, a w każdej album. Trzeci
rozpakowała Sowa – to była encyklopedia zagadek. Czwarte, rozpakowało
Maleństwo – to było bardzo zabawne – klocki metalowe. Kangurzyca do-
stała nowe ubranka, a osiołek dostał nowe drewno na swój szałas. Kubuś
Puchatek dostał szalik, kapelusz i kurtkę. Wszyscy się cieszyli: hurra, hurra.
Bal przebierańców
Czy siedzisz wygodnie Puchatku? W takim razie opowiem Ci o balu
przebierańców w Stumilowym Lesie. Puchatek się obudził rankiem, więc
pomyślał sobie tak: dziś jest hallowen. W takim razie poszedł do każdego
domku i powiedział każdemu, że dziś jest hallowen.
Przyjaciele Puchatka przebrali się w straszne przebrania. Maleństwo,
Kangurzyca i Krzyś wystraszyli się ich przebrań. Kłapouszek nie wiedział,
że jest hallowen i jadł sobie osty. Każdy z przyjaciół Puchatka podchodził do
Kłapouchego i krzyczał: cha-cha. Gdy Kłapouchy to usłyszał, przestraszył się
i uciekł na koniec świata.
Dobranoc Prosiaczku, dobranoc Puchatku i dobranoc wszystkim.
Bajkoterapia…
24
Pisanki-oblewanki
Pewnego dnia Puchatek szedł sobie drogą. Zaśpiewał sobie: pam – param,
powiem dla Prosiaczka, że dziś jest Wielkanoc. A gdy dotarł do Prosiaczka
to go oblał. Prosiaczek się zezłościł. Co robisz ze mną? No to ja cię moim
obleję. Jak oblał Prosiaczka i się pogodzili, to poszli do Kłapouchego, Ma-
leństwa i Sowy. Wszyscy poszli do Królika. Oblewali się pistoletami i stukali
się jajkami. Potem wszyscy poszli do Lumpka, żeby u niego zrobić przyjęcie
Wielkanocne. Tam się stukali jajkami i oblewali wodą. Później wrócili do
domów i pozjadali swoje jajka. Wieczorem smacznie zasnęli.
Wielka rzeka
Pewnego dnia rybki wybrały się na spacer. Nie wróciły, bo zaatakował je
rekin wstrętny. Krzyczały, ale nikt ich nie słyszał oprócz mrówek. Rekin je
zjadł i się złapał w sieć. Potem przypłynęły rybki, zaplątały się w sieci ryba-
ckie. Rekin przegryzł sieć, a za tym rekinem popłynął jego kolega. Ryby „po-
jechały”’ do dużego miasta. Pewna Agatka kupiła ryby, a w środku najwięk-
szej zobaczyła dużo mięsa. Rybka bardzo jej smakowała. Mniam! Mniam!
Damian Stawarz, lat 6, Przedszkole nr 5 w Hajnówce
Baw się z nami
Dawno, dawno temu, żyła sobie księżniczka o imieniu Aurora. Spotkała
pewną wróżkę z oddziału WITCH. Ta wróżka się przedstawiła i powiedziała:
– Cześć, jestem Hay Lin, przyleciałam do Ciebie się zapytać, czy mogła-
bym się z Tobą pobawić.
Potem przyleciała druga wróżka o imieniu Irma, po niej Will.
Aurora wymyśliła, że – „pobawimy się w KOTKA I MYSZKĘ”…
Potem przyleciała wróżka z Winx. Nazywała się Imusa, też chciała poba-
wić się w KOTKA I MYSZKĘ.
Przyjęli ją do zabawy z wielką radością.
Przyjechało jedno z autek. Nazywało się Sally. Wymyśliła, że pobawią się
w BERKA. Potem przyjechali Guido i Ligi, też chcieli się bawić. Ligi był teraz
berkiem, a Guido i Sally uciekali.
Doszła Królewna Śnieżka i popsuła im zabawę. Była zarozumiała i chcia-
ła wszystkimi rządzić. Wszyscy odeszli i nie chcieli już jej więcej widzieć.
I Śnieżka zapłakała.
Przyjaciele usłyszeli jej płacz i pomyśleli, że czas nauczyć ją dobrych ma-
nier. Pokazali jej, jak dobrze jest być miłym i uśmiechniętym. Potem się z nią
pobawili.
Bajki dzieci 5–6-letnich
25
Poszli też do ogrodu podlewać kwiatki. Jak skończyli, pobiegli nad staw
karmić kaczuszki.
Wszyscy razem świetnie się bawili, choć byli różni.
Kiedy nadeszła noc, wszyscy wrócili do swoich domków i zjedli kolacyj-
kę. Ale bardzo się cieszyli, że mają tylu przyjaciół z którymi mogą się bawić.
Po kolacji poszli wszyscy spać i śniło im się, że są na wakacjach i nurkują,
chlapią się w wodzie, ale to już inna bajka…
Koniec.
Monika Szwabowska, lat 5, Przedszkole w Św. Katarzynie
Kopytka Jednorożca
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, był
piękny zamek, a w zamku mieszkała śliczna królewna.
Pięknego, słonecznego dnia, wybrała się na spacer i spotkała tam Jedno-
rożca.
Był różowy i miał złotą grzywę i ogon. Bardzo spodobał się Królewnie,
więc zaprowadziła go do zamku. Zamek spodobał się Jednorożcowi, więc
pobiegł do złocistej stajni.
Księżniczka, pierwszego dnia, kiedy spotkała Jednorożca, poprosiła słu-
żących by założyli mu podkowy, siodło i uzdę i pojeździła sobie na tym Jed-
norożcu.
Nagle Jednorożec bardzo się rozbiegł i Królewna upadła. Stanęła i posta-
nowiła, żeby Jednorożca wypuścić na wolność. Wróciła do zamku i zjadła
grzecznie obiadek.
Jednak tęskniła bardzo za Jednorożcem, a Jednorożec za nią. Więc Jed-
norożec przybiegł do zamku i wbiegł do stajni.
Królewna jak zjadła obiadek, poszła umyć zęby i zapytała się mamy, czy
może iść pojeździć. Nagle, zobaczyła w stajni Jednorożca. Sama założyła mu
wszystko, ale zapomniała założyć uzdy, ale po chwili ją włożyła. Dała też Jed-
norożcowi marchewkę i Jednorożec jechał wolno, a gdy się rozpędził, Kró-
lewna się mocno trzymała i już nie spadła. Wrócili ze spaceru i Jednorożec
został w stajni.
Królewna spytała się mamy, czy może zrobić kolację. Nakryła do stołu
i postawiła świeczkę na środku i zapaliła ją. Potem wzięła dzwonek i zadzwo-
niła i zawołała: „podano do stołu”. Poprosiła kucharza, by zrobił kopytka
i nazwał te kopytka „Kopytka Jednorożca”, bo Jednorożec został jej przyja-
cielem.
Wszyscy zjedli pyszne kopytka na kolację.
Jednorożec i Księżniczka i cała rodzinka żyli długo i szczęśliwie…
Koniec.
Bajkoterapia…
26
Przepis na Kopytka Jednorożca:
Przygotować ciasto na kopytka według własnego przepisu, zamiast części
mąki dodać kisiel truskawkowy (lub inny różowy).
Ugotować „różowe kopytka Jednorożca”.
Polać „złocistą grzywą”, czyli bułką tartą usmażoną na maśle z dodat-
kiem cukru…
Smacznego!
Monisia Szwabowska i mama
Monika Szwabowska, lat 5, spisała mama Kasia
Przedszkole w Św. Katarzynie
Guziołek boi się ciemności
Był piękny słoneczny dzień, który zbliżał się ku końcowi. Wkrótce zga-
sło słońce i zapaliły się gwiazdy. Guziołek miał iść spać na półkę, ale nie
poszedł bo bardzo bał się ciemności. Wydawało mu się, że przez okno
zaglądają potwory o wielkich oczach i zębach, a zza szafy wyjdzie zaraz
jednonogi pirat. Guziołek zaczął krzyczeć i piszczeć, aż obudził Monikę
i jej całą rodzinę. Tata wszedł do pokoju, zapalił światło i okazało się,
że w okna zaglądają gałęzie pobliskiego drzewa, a za szafą, na wieszaku wiszą
przygotowane do szkoły ubranka Moniki.
Monika przytuliła Guziołka, który natychmiast smacznie zasnął.
Sandra Szymkowicz, Przedszkole nr 3 w Koszalinie
(nauczyciel: Anna Piastowska-Stanek)
Guziołek u fotografa
Rodzina Moniki pojechała w góry. Było wspaniale. Siostra Moniki ma-
rudziła. W trakcie pobytu robili zdjęcia. Po powrocie do domu poszli do
fotografa, który wywołał piękne zdjęcia. Guziołek zdziwił się. Myślał, że to
są obrazy i zastanawiał się skąd fotograf wie gdzie byli i jak tak szybko zdążył
je namalować. Monika śmiejąc się wyjaśniła Guziołkowi, że to zdjęcia a nie
obrazy. Później pojechali nad morze. Guziołek uczył się pływać, a Monika
robiła mu zdjęcia. Guziołek miał zdziwioną minkę, bo nigdy nie widział ryb
w tak wielkim basenie. Po powrocie poszli do fotografa. Zdjęcia były udane
i schowali je do albumu.
Sandra Szymkowicz, Przedszkole nr 3 w Koszalinie
(nauczyciel: Anna Piastowska-Stanek)
Bajki dzieci 5–6-letnich
27
Guziołek i bal przebierańców
Monika i jej siostra wzięły Guziołka na bal przebierańców. Guziołek był
zachwycony.
Guziołek mówi:
– Ja chyba śnię.
Monika na to:
– Oj nie, nie, nie.
Guziołek głośno opisywał spotkane postacie
– Ojejku to królewna z bajki, baba jaga, dwóch rycerzy i smok co zęby
szczerzy. Tam wiewiórka, a tu orzeł i dwa lwy z ostrymi pazurami.
Guziołek patrzy, cała sala do tańca biegnie. Noga za nogą idą powoli,
a już po chwili w tańcu wirują.
Guziołek mówi:
– Ja też chcę tańczyć.
– Guziołku nie możesz – mówi Monika – jesteś jeszcze za mały i mogą
cię przydeptać.
Zabawa już się kończy, a to pech. Guziołek jest zasmucony, że nie mógł
tańczyć.
– Musisz poczekać do następnego roku Guziołku, gdy będziesz większy
na pewno zatańczysz ze wszystkimi – pocieszyła go Monika.
Sandra Szymkowicz, Przedszkole nr 3 w Koszalinie
(nauczyciel: Anna Piastowska-Stanek)
O psie, który lubił koty
W pewnej wiosce był sobie dom, w którym mieszkała dziewczynka, która
lubiła psy i koty.
Pewnego dnia dziewczynka zapragnęła mieć kotka. Mama powiedziała:
– Córeczko, pójdziemy do sklepu ze zwierzętami i kupimy ci kotka.
Dziewczynka tak podskoczyła z radości, że wystraszyła pieska. Piesek
miał na imię Pongo i uciekł w bezpieczny kąt, gdzie dziewczynka go nie za-
uważyła. O jedenastej dziewczynka poszła z mamą do sklepu, gdzie są zwie-
rzęta. Były już w sklepie zoologicznym, gdy nagle dziewczynka zauważyła
kota, który jej się spodobał. Dziewczynka była tak oczarowana tym kotkiem,
że zapytała się mamy czy go kupi. Mama się zgodziła. Dziewczynka nazwała
kotka Malutka Maja. Przyszły do domu, kiedy pies zauważył ich. Piesek tak
wystraszył się, że schował się pod szufl adę. Piesek powiedział do siebie, że nie
warto bać się tego kota. Kot nie był psem zadowolony, bo ten pies wyglądał
dla niego groźnie. Kot starał się go omijać, kiedy nagle razem zaprzyjaźnili
Bajkoterapia…
28
się. Dziewczynka była oczarowana tym kotkiem i codziennie zabierała go
na spacer. Kot miał już tego dość, więc powiedział psowi, że wyprowadzi się
z tego domu razem z psem Pongo.
Pewnego dnia dziewczynka zobaczyła, że nigdzie nie ma kota razem
z psem. Powiedziała mamie, że pies i kot uciekł. Mama powiedziała, że:
– Jeszcze raz pójdziemy do sklepu zoologicznego.
Znowu poszły o jedenastej do sklepu. Już były koło sklepu, gdy nagle
zauważyła, że pies Pongo wrócił. Nagle zauważyła, że pies ma im coś do po-
wiedzenia. Dziewczynka i mama poszły w stronę, w którą pies ich prowadził.
Teraz będzie straszna chwila, że pies zauważył na cmentarzysku, że kot ma
coś w brzuszku i coś mu wyrasta. Dziewczynka wiedziała, że kot rodzi małe
kotki. Były ich trzy. Dziewczynka nazwała te kotki Rołi, Łeli i Stołi.
Dziewczynka podskoczyła z radości, że ma takie ładne koty, że wystra-
szyła pieska. Zauważyła, że piesek śpi słodko za nią i dziewczynka obudziła
pieska. Zaczęli bawić się w berka. Mama cieszyła bardzo się. Ale zauważyła,
że kotek tak się śmieje, że czwartego urodził. Dziewczynka to zauważyła,
więc postanowiła nazwać czwartego, małego kotka Stełi. Dziewczynka po-
szła z mamą kocicą i małymi kociętami do domu.
Dziewczynka opiekowała się kociętami, gdy kocica wychodziła łowić my-
szy. Pies Pongo opiekował się mamą kocicą, bo mogło jej się coś stać w czasie
łowów. Pies Pongo i mama kocica, czyli Maja, bardzo się przyjaźnili.
Małe kotki w końcu miały trzy tygodnie, kiedy mama kocica mogła je
nauczyć polować, a po kilku tygodniach małe kotki umiały już wszystko co
kotka Maja ich nauczyła.
I to już koniec tej opowieści.
Ada Wojciechowska, lat 6, Samorządowe Przedszkole w Sośnie
(nauczyciel: Katarzyna Grochowska)
Opowiadanie spisała: Katarzyna Grochowska – nauczycielka przedszkola
Książki na półce
Chłopiec jeden poszedł do biblioteki. Jak przyszedł, pan bibliotekarz
powiedział, że musi się spieszyć, bo przyszedł trochę późno. Więc chłopiec
chciał znaleźć pewną magiczną książkę i on chciał wejść do magicznego
świata.
Więc ten chłopiec długo chodził, chodził i wreszcie znalazł magiczną
książkę. Dotknął jej, ale ona go nie zaniosła jeszcze do magicznego świata.
Później odezwała się papuga i ta papuga powiedziała, że książka ma kłódkę.
Chłopiec jej uwierzył.
Bajki dzieci 5–6-letnich
29
A później odezwał się do niego kruk i powiedział mu gdzie jest klucz.
Chłopiec też mu uwierzył, ale musiał wyjąć wszystkie książki z pierwszego
regału. I wtedy wpadł do magicznego świata.
I w tym magicznym świecie spotkał dwie książki. I te książki się nazywały
tak: Felicja i Pirat. Poszli razem do takiego zamku. W tym zamku spadł na
nich taki Straszek. To też była książka. I później przyleciała sowa i wtedy ten
Straszek zaprowadził ich do profesora, który zrobił dla chłopca miksturę,
żeby ją wypił, bo bardzo chciało mu się pić.
I ten chłopiec nie napił się tej mikstury, ponieważ wylała się na profeso-
ra. I profesor stał się potworem. Wtedy chłopiec powiedział, że jest bardzo
odważny i nie będzie bał się smoka. A Straszek zaraz pokazał mu smoka, bo
on tam był. Chłopiec zwyciężył smoka.
Felicja powiedziała chłopcu, że ma zajrzeć do niej. Zrobił to i wtedy wy-
płynął na morze. I zaraz spotkali piratów. Ale oni byli bardzo mili i nic im
nie zrobili. I wtedy chłopiec dotknął Straszka i wtedy wrócił do domu.
A mama z tatą przyszli do pokoju, żeby powiedzieć mu dobranoc a on
już spał. I wtedy Felicja z Piratem i ze Straszkiem byli w jego domku na drze-
wie. Jak już się chłopiec obudził, to zobaczył, że są trzy książki. I to byli jego
przyjaciele i on bardzo chciał je kupić. I pan mu pozwolił. Wtedy wrócił
z książkami do domu.
Weronika Zywert, lat 6, z Bydgoszczy
Nagroda dodatkowa od jury i organizatorów
Mały piesek Skubidi
Mały piesek Skubidi poszedł do babci, a babcia była miła.
Było słońce piękne. Wyszła Skubidi pozbierać kwiaty. Poszła do babci je
zanieść, do wazonu włożyła, ale najpierw musiała babcia nalać wody.
Teraz dopiero Skubidi dała kwiatka. Kwiatek był czerwony – tulipan.
Skubidi potem poszła nazbierać więcej kwiatków, aż się nie mieściły do wa-
zonu. Więc Skubidi włożyła je do drugiego wazonu.
Potem wyszła na dwór i przyszli przyjaciele; Krecik, Myszka i Misiaczek.
Oni pracowali i zrobili domek dla przyjaciól. Bawili się w berka i malarza.
Potem bawili się w milczka i w buta. Potem chcieli bawić się swoimi za-
bawkami. Skubidi udawała zabawkę – słonko, Krecik był samochodzikiem,
Misiaczek był ptaszkiem, a Myszka była kwiatkiem. Fajnie się bawili. Słonko
było u góry, a kwiatek na dole, samochodzik na dole jechał, a ptaszek ćwir-
czył i latał wszędzie. Była jeszcze Trawka – a przyjaciel, który był trawką
Bajkoterapia…
30
przyszedł ostatni – był serduszkiem. Potem porobili dom dalej. Każdy miał
jedno okno. Lubili mieszkać w tym domku. Był tam pokój dla zabawek na
dole i mieli wielkie okno. Mieli ładne drzwi – ozdobione.
Nadeszła Wielkanoc.
Oliwia Ćwikowska, lat 4
Przedszkole Niepubliczne „Jagódka” w Bydgoszczy
W krainie kucyków
Za górami i lasami była sobie kraina, w której mieszkały kucyki. Była to
piękna dolina z kwiatami i kolorowymi rzekami. Ale w tej dolinie mieszkały
dwie siostry ze zła matką. Siostry codziennie wymyślały sposoby, żeby kucyki
odeszły z doliny. Kucyki bardzo się bały i krainę, ale miały koleżanki Celiną
i Alę. Dziewczynki pomagały konikom walczyć z siostrami. Siostry wymyśli-
ły, że ukradną tęczę z krainy kucyków. Kiedy kucyki się o tym dowiedziały,
pomyślały o najgorszym:
– Jak zabiorą tęcze to Kraina zginie, bo znikną kolory.
– Nie martwcie się, pomożemy – powiedziały dziewczynki. Dziewczyny
i koniki wzięły kawałki tęczy, zmieniły je i wyszła z tego kolorowa, słodka
woda. Kucyki wlały wodę do konewki i rozlały na ciemną krainę. Gdy siostry
mamą posmakowały tej Kolorowej wody zmieniły się w dobra kobiety. Ku-
cyki Ala i Celina zaprosiły je do Kolorowej Krainy. Odtąd wszyscy żyli długo
i szczęśliwie.
Natalia Michalska
Bajki dzieci klas I-III
Bajka o misiu Guziołku i wiewiórce Basi
Było to wczesną wiosną w lesie. Miś Guziołek obudził się w swojej gawrze
i postanowił coś zjeść. A ponieważ wiedział, że pszczoły zdążyły już zrobić
dużo miodu, to pomyślał sobie, że się z nim podzielą. Nie pamiętał tylko
gdzie dokładnie jest ul, bo pszczoły często zmieniały jego miejsce, więc był
trochę smutny.
Znał dobrze las, ale wiedział, że musi się nieźle nachodzić, żeby go zna-
leźć. Głodny i smutny wyszedł z gawry i ruszył leśną ścieżką.
Po drodze spotkał wiewiórkę Basię. Siedziała smutna na drzewie, ponie-
waż zapomniała gdzie schowała swoje ostatnie zapasy orzechów, a też była
bardzo głodna.
– Kasiu! Dlaczego jesteś taka smutna? – spytał Guziołek.
– Zapomniałam gdzie schowałam swoje orzeszki. – odpowiedziała zgnę-
biona Kasia.
– Nie pamiętasz?! Przecież są obok mojej gawry! – Rzeczywiście. Chodź-
my tam prędko, bo jestem bardzo głodna!
Basia wskoczyła na grzbiet misia, a on szybko – choć sam był głodny,
pobiegł do swojej gawry. Pogrzebał łapkami wśród zeszłorocznych liści i bły-
skawicznie znalazł orzeszki. Szczęśliwa wiewiórka chciała mu dać połowę,
ale miś nie chciał jej objadać.
– Jeśli nie chcesz moich orzechów, to powiem Ci gdzie pszczoły mają
schowane swoje plastry miodu – powiedziała wtedy Basia.
– Dziękuję Ci! – odparł szczęśliwy Guziołek. Nareszcie się najem! Nie
jadłem już prawie od pół roku!
Zadowolony miś poszedł na skraj lasu i tam rzeczywiście w dziupli stare-
go dębu było mnóstwo plastrów miodu. Postanowił zjeść tylko trochę, bo nie
chciał żeby pszczółkom było smutno. Wiedział, że już przyszła wiosna i nie-
długo znajdzie dużo jedzenia. Cieszył się też, że nie zjadł ostatnich orzesz-
Bajkoterapia…
32
ków wiewiórce Basi, bo wtedy ona byłaby głodna. A pszczółki przecież też
potrzebują miodu.
– Nie warto być łakomczuchem – pomyślał. Ale warto dzielić się z inny-
mi i pomagać sobie nawzajem w potrzebie.
Tomasz Bethke, lat 9, Szkoła Podstawowa nr 63 w Bydgoszczy
(nauczyciel: Ewa Roczyńska)
Złota perła
Pewnego ranka nurek postanowił, że podaruje perły na naszyjnik swo-
jej żonie Renacie w dniu jej urodzin. Uzmysłowił sobie jednak jakie parły
są drogie! Więc poszedł do sklepu z perłami i dowiedział się ile kosztują.
Jedna perła kosztuje tysiąc denarów! Nagle nurek, który miał na imię Paweł
stwierdził, że ma tylko sto pięćdziesiąt denarów. Pomyślał sobie: „Czy sam
nie mogę znaleźć pod wodą tych pereł? Przecież jestem nurkiem!” Postano-
wił zatem, że za dziesięć dni będzie nurkował w celu poszukania pereł. Mi-
jały dni, powoli zaczynał się przygotowywać do wyprawy po perły. Wresz-
cie nadszedł czas, w którym miał wypłynąć. Założył na siebie kombinezon,
wskoczył do wody, gdzie było najwięcej pereł na świecie. Znalazł jedną,
drugą trzecią i nagle zobaczył ZŁOTĄ perłę. Schował ją w najbezpieczniej-
szym miejscu jakie miał i szukał dalej. Dwudziesta… dwudziesta pierwsza…
trzydziesta i wypłynął na powierzchnię z trzydziestoma perłami i oczywiście
tą złotą. Zdjął kombinezon i prędko pojechał swoim samochodem do sklepu
jubilerskiego, gdzie kupił złoty sznureczek do nawleczenia pereł. Pojechał
do domu i nawlókł perły, a na środku umieścił tę złotą. Żona przyszła wie-
czorem z pracy. Przygotowała tort o smaku owoców leśnych. Paweł wręczył
w pudełku ze złotą wstążką zrobiony przez siebie naszyjnik z pereł. Żona
bardzo się ucieszyła z prezentu i nie mogła uwierzyć, że ta niespodzianka jest
dziełem męża. Powiedziała, że są to najlepsze urodziny w życiu.
Kacper Bogucki, Szkoła Podstawowa nr 36 w Bydgoszczy
Spóźniony zając
– To moja pisanka
– Nie! moja, oddaj – dziewczynki zaczęły szarpać się przy stole pełnym
kolorowych farb.
– Spokojnie – próbowała uspokoić dzieci mama – Wydmuszek wystar-
czy dla wszystkich.
Sara z Sylwią już nie mogły doczekać się Wielkanocy.
Bajki dzieci z klas I–III
33
– Jest dziesięć jajek – mama postawiła na stole dwa duże kosze – trzeci
czeka jeszcze w drugim pokoju. Obiecałyście pisanki również babci. Dla cie-
bie pięć i dla Sylwii pięć.
Taki podział spodobał się obu dziewczynkom. Zgodnie zabrały się do
pracy.
– Moje będą w kwiatki – zawołała Sara
– A moje w paseczki, w kolorowe paseczki –mruczała Sylwia.
Mama uśmiechnęła się zadowolona, mogła spokojnie wrócić do kuchni.
Dzień świątecznych przygotowań szybko minął. Nazajutrz rano sio-
strzyczki wstały bardzo wcześnie i wyjątkowo szybko się ubrały. Koszyki ze
święconką stały gotowe. Wystarczyło szybko zjeść śniadanie. Ale i tak dziew-
czynki ciągle poganiały mamę.
Wreszcie doszły do kościoła.
– Ile tu ludzi, ile pięknych koszyków, wszystko inne, świąteczne, przy-
jemne – cieszyły się.
Ksiądz tłumaczył po kolei każdy wielkanocny symbol i sprawdzał, czy
wszystko jest w koszyku. A kiedy święcił jedzenie Sylwii wydawało się, że
zajączek z masła kiwnął swoją małą łapką. Sobota była jeszcze trudniejsza od
piątku. Takie czekanie na święto wcale nie jest łatwe. Na szczęście rodzice
wyszukiwali im ciągle jakieś zadania do wykonania.
W niedzielę rano bliźniaczki obudziły się w bardzo dobrym humorze.
Jeszcze przed śniadaniem szukały po całym domu śladów wielkanocnego
zająca, ale prezentów nigdzie nie było.
– A gdzie zajączek? – pytała zawiedziona Sara.
– Zaraz przyjdzie – odpowiadała mama, chociaż sama nie wiedziała kie-
dy– spóźni się, pakuje prezenty.
A daleko od domu Sary i Sylwii…
– Jeszcze lalka, tu samochód, słodycze – mruczał zdyszany zając niespo-
kojny, że poranek dawno minął – jak ja zdążę, jak ja zdążę – aż złapał się za
głowę.
Dziewczynki podjęły decyzję:
– Mamo, tato, pójdziemy poszukać tego wielkanocnego zajączka, chce-
my mu pomóc.
– Ale kochanie – tłumaczyli rodzice raz jednej córeczce a raz drugiej, do
parku daleko…
– No dobrze – uśmiechnął się w końcu tato, podwiozę was samochodem
i w tym czasie coś załatwię.
W parku dziewczynki zauważyły na pniu drzewa jakiś napis.
– D…o jąca – przeczytała wolno Sylwia
– Do zająca – poprawiła siostrę Sara.
Bajkoterapia…
34
Ostrożnie weszły do małej norki. Było tam mnóstwo książek, lalek, mi-
siów, samochodów, piłek i wszystkich innych zabawek. Bliźniaczki stały
w miejscu jak zaczarowane. Nagle zając, którego nie zauważyły poruszył się
i odwrócił.
– Co tu robicie? – próbował zasłonić łapką wszystkie prezenty.
– Chcemy ci pomóc – powiedziała Sara – widzimy, że masz kłopoty.
– Złapała mnie wiosenna grypa, a teraz z niczym nie mogę nadążyć
– bezradnie rozłożył łapki
– Pomożemy ci – Sylwia zaczęła pakować prezenty.
Pracy było naprawdę dużo. Kiedy zmęczyły się już bardzo, zajączek po-
wiedział:
– A to prezenty dla was, naprawdę nie wiem, co bym bez was zrobił.
Wracajcie do domu.
– Żegnaj zajączku, zawsze możesz na nas liczyć.
Tata był już naprawdę niespokojny, ucieszył się na widok córeczek.
W opowieść o zajączku nie chciał jednak uwierzyć. Dziwiły go tylko te dziw-
ne prezenty.
W domu mama uśmiechnęła się tajemniczo:
– Dobrze, że pojechaliście na przejażdżkę, zajączek już tu był i przyniósł
wam prezenty.
Dziewczynki znalazły pod swoim łóżkiem dwa worki pełne niespo-
dzianek.
– Zobacz mamo, ale my już dostałyśmy prezent od prawdziwego zająca,
tam w parku…
Mama popatrzyła porozumiewawczo na tatę, ale on bezradnie rozłożył
ręce i zrobił całkiem głupią minę.
Iga Domańska, kl. II, Państwowa Szkoła Muzyczna w Bydgoszczy
(nauczyciel: I. Stanek)
Sen o Plastusiu
Jestem mała dziewczynką o imieniu Patrycja. Uwielbiam, gdy mama
wieczorami czyta mi książki do snu. Pewnej niezwykłej nocy mama jak zwy-
kle zaczęła czytać. Czytała książkę pt. Plastusiowy pamiętnik. Ta noc miała
w sobie coś magicznego. Niebo mieniło się tysiącami gwiazd. Księżyc wyglą-
dał jak wielka srebrna tarcza, a ja czułam, że tej nocy stanie się coś niezwy-
kłego. Stałam się senna i już po kilku minutach zasnęłam; nagle podszedł
do mnie mały stworek. Miał bardzo duży nos z plasteliny, ogromne uszy
i zielone spodenki. Jego uśmiech na twarzy był bardzo sympatyczny. Wie-
działam, że jest to dobry stworek. Czułam, że go znam, tylko nie mogłam
sobie przypomnieć z kim sobie go mogę skojarzyć. Zaczęłam zastanawiać się
Bajki dzieci z klas I–III
35
kto to jest. Myślę, myślę i wiem, że znam tę postać. Gdy do mnie przemówił
cichym i spokojnym głosem rozpoznałam w nim mojego ulubionego boha-
tera z bajki Plastusia. Zapytałam go gdzie ja jestem. Plastuś odpowiedział
w naszej klasie. Zaczęłam się naokoło rozglądać. Ach tak dokładnie jesteśmy
w mojej klasie. Poznałam naszą jasną i słoneczną klasę. Ławki, szafk i i pani
biurko stały na swoim miejscu. Klasa wyglądała tak jak zawsze. Tylko było
w niej pusto i cicho jak nigdy. A gdzie są wszyscy moi koledzy i koleżanki
z klasy – pytałam. Wtedy Plastuś odpowiedział, że ich nie ma jesteśmy tylko
we dwoje. Zaniepokojona spytałam go o co chodzi. Plastuś z poważną miną
zaczął mi tłumaczyć dlaczego chciał się ze mną spotkać. Zaczął opowiadać
o Matyldzie z mojej klasy. Słuchałam go z niepokojem i dziwiłam się jak
mogłam tego nie zauważyć. Plastuś uświadomił mi, że Matylda ma problem
z nauką i cała klasa śmieje się z niej zamiast jej pomóc w nauce. Nie mogłam
sobie wybaczyć, że sama tego nie zauważyłam. Im dłużej Plastuś opowiadał
o dziewczynce tym bardziej było mi przykro. Matylda jest mała i drobna.
Często nie ma śniadania w szkole. Inne dzieci przynoszą śniadania i opy-
chają się słodyczami. Nigdy nikt nie podzielił się z nią jedzeniem. Często jest
nieprzygotowana do zajęć lekcyjnych. Nie przynosi do szkoły potrzebnych
przyborów. A ja przecież w domu mam dużo ołówków, długopisów i wiele
innych rzeczy. Gdy tak słuchałam zaczęłam sobie dokładnie ją przypominać.
Jest spokojna, cicha i nigdy się sama nie odzywa. A to przecież nasza wina. Nie
dawaliśmy jej szansy. Myślę, że postępowałyśmy bardzo źle. Cała klasa miała
się z niej zamiast jej pomóc w nauce. Nie mogłam sobie wybaczyć, że tak
samo postępowałam. Kiedy Plastuś przestał opowiadać poprosił mnie, abym
pomogła Matyldzie w nauce po lekcjach. Nagle usłyszałam dźwięk budzika.
Obudziłam się i byłam zdziwiona, że nie ma Plastusia, za to słyszałam głos
mamy. Szybko wstałam z łóżka i zaczęłam opowiadać mamie o moim śnie.
Mama spokojnym głosem powiedziała, że muszę posłuchać Plastusia i po-
móc Matyldzie. Godzinę później poszłam do szkoły. Pierwsze co zrobiłam to
zaproponowałam jej pomoc w nauce. Matylda niepewnym głosem podzię-
kowała mi a ja byłam szczęśliwa, że mogę jej pomóc. Parę tygodni później
Matylda poprawiła się w nauce. Jest teraz dobrą uczennicą. A inne koleżanki
razem ze mną przynoszą jej ołówki, długopisy i wiele innych rzeczy, których
nie potrzebujemy, a jej przyda się do szkoły. Bardzo dziękuję ci Plastusiu, że
pozwoliłeś mi pomóc Matyldzie teraz mam o jedną koleżankę więcej.
Patrycja Dragon, lat 7, Szkoła Podstawowa nr 1 we Wrześni
(nauczyciel: Beata Mocka)
Bajkoterapia…
36
Przygody Pimpusia i Kukiego
Moja wspaniała przygoda zaczęła się w dość dziwny sposób. Pewnego
dnia gdy byłem z moim opiekunem – małym chłopczykiem Szymonkiem
w dużym sklepie zoologicznym, usłyszałem jakiś głos. Początkowo nie wie-
działem kto do mnie mówi, ale po chwili zorientowałem się, że przemawia
do mnie mały króliczek…
– Proszę namów swojego opiekuna, aby zabrał mnie do swojego do-
mu. Tak mi smutno, siedzieć tutaj samemu w klatce. Też bym chciał mieć
kogoś kto by mnie pokochał.
– Ale jak mam to zrobić. Przecież jestem tylko małym pluszowym pie-
skiem. Nie potrafi ę przecież mówić.
– Na pewno coś wymyślisz. Tylko rusz tą małą pluszową główką. Wiem,
że Ci się uda.
Byłem zrozpaczony. Co tu zrobić. Co zrobić, aby mój opiekun, zwrócił
uwagę na tego małego biednego króliczka.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wykorzystałem okazję kiedy
to Szymonek przechodził obok klatki z króliczkiem i udało mi się wyrwać
z jego rąk, w taki sposób, że akurat wpadłem na tę właśnie klatkę. Szymon,
kiedy chciał mnie podnieść, zauważył, że w klatce leży malutki króliczek
i patrzy na niego takimi smutnymi oczkami. Od razu pobiegł do rodziców
i zaczął ich prosić, aby go kupili. Mama z tatą początkowo nie chcieli się na to
zgodzić. Bo przecież przyszli do sklepu, aby kupić rybki do akwarium, a nie
jakiegoś królika. Ale malec był tak przekonujący, że w końcu ulegli.
Po chwili wszyscy wychodziliśmy ze sklepu. Szymon włożył mnie do
klatki razem z moim nowym przyjacielem, więc w ten sposób mogliśmy się
lepiej poznać. Króliczek zaczął mi opowiadać w jaki sposób znalazł się w tym
sklepie, a ja jemu skąd znalazłem się w domu Szymonka. I tak minęła nam
droga do domu. W domu Szymon cały czas bawił się z królikiem. Nazwał
go Kuki, czyli ciastko, a na mnie nie zwracał już najmniejszej uwagi. Byłem
zły. Przede wszystkim sam na siebie. Po co chciałem, aby królik znalazł się
w naszym domu. Teraz mój mały chłopczyk już mnie nie kocha. Kocha tyl-
ko jego. Ale na szczęście sytuacja zmieniła się już po kilku dniach. Szymon
znów zaczął mnie kochać, a królik miał w końcu święty spokój. Wszyscy byli
zadowoleni, a ja że odzyskałem miłość Szymonka, a króliczek, że w końcu
może się wyspać.
Z czasem ja i Kuki bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Rozmawialiśmy do póź-
nej nocy, a rano Szymon znajdował mnie śpiącego w klatce razem z kró-
likiem. Początkowo był tym bardzo zdziwiony, ale z czasem chyba się do
tego przyzwyczaił. Zrozumiał chyba, że ja i Kuki – to dwaj przyjaciele, którzy
wszystko robią razem i zaczął nawet sam mnie wkładać na noc do klatki. Tak
Bajki dzieci z klas I–III
37
oto Kuki zagościł na dobre w naszym domu. A kiedy nadeszły wakacje nasz
opiekun zabrał nas nawet nad morze Cóż to była za przygoda. Wspaniała
i niezapomniana. Ale o tym dowiecie się już w drugiej części przygód, Pim-
pusia i Kukiego.
Karolina Górecka, lat 8
Szkoła Podstawowa nr 13 w Tomaszowie Mazowieckim
(nauczyciel: Elżbieta Wójcik)
Bajka o smoku Stekowym
Oto smok Stekowy. Mięsożerny. Zjada krwiste steki popijając mlekiem,
a na deser zajada marchewkę. Na swoim podwórku posadził drzewo steko-
we, na którym rosną duże, smakowite steki.
Pewnego razu smok za dużo ich zjadł i rozbolał go brzuch. Poszedł do
lekarza. Lekarz poradził mu, żeby jak najszybciej przeszedł na dietę, ponie-
waż może zachorować na ciężką smoczą chorobę i nawet pęknąć. Zapisał mu
również wyjątkowo niesmaczne leki na niestrawność.
Po powrocie do groty smok zażył lekarstwo otrząsając się jak mokry pies.
Spoglądał na swoje apetyczne, stekowe drzewo i było mu bardzo smutno.
Z każdej gałęzi zwisały pyszne steki a on nie mógł ich zjeść. Pomyślał, że zje
tylko jeden, najmniejszy stek. Tak też zrobił, chrupiąc go z wielkim apetytem.
Niestety, znowu rozbolał go brzuch. Zrozumiał, że nie uda mu się przejść
na dietę, kiedy ma na podwórku własne stekowe drzewo.
Chwilę zastanawiał się, co ma zrobić.
Potem zawołał swojego przyjaciela Pterodaktyla, który nie ma kłopotów
żołądkowych, wykopał drzewko łopatą i podarował mu je.
Pterodaktyl bardzo się ucieszył i odleciał z drzewkiem.
Smok postanowił stać się roślinożerny i wymyślił nową dietetyczną po-
trawę. Była to sałata z arbuzem, a na deser jak zwykle marchewki popijane
mlekiem.
Dieta wyszła smokowi na dobre. Schudł 10 kilo, czuł się zdrowy i rześki
jak młody smok. Postanowił też zmienić imię, więc poprosił wszystkich swo-
ich przyjaciół aby od dziś nazywali go smokiem Arbuzowym.
Krzysztof Górecki, lat 7,5, Chomiąża
Rycerz Ciamajda
Był poniedziałek. Rano. Dzień zapowiadał się bardzo fajnie. Z kuchni wi-
tał mnie zapach zupy mlecznej i tostów. Mama już „na nogach” pomyślałem.
Buziakiem i głośnym „cześć” powitałem mamę. Tata w łazience wyśpiewywał
Bajkoterapia…
38
coś przy goleniu, pewnie piosenkę z dzieciństwa. Po śniadanku tata krzyknął
:zaraz ósma” i z plecakiem w ręku wybiegłem z domu. W szkole gdy wyj-
mowałem książki poczułem, że coś jakby poruszyło się między piórnikiem,
a zeszytem od matmy. Od tej chwili nie mogłem się skupić na tym, o czym
mówiła pani Ewa i zastanawiałem się co jest z tym plecakiem. Kiedy do nie-
go zajrzałem na przerwie, bardzo się zdziwiłem. Na dnie plecaka, skulony
i przestraszony siedział jakby… rycerz. Mały rycerz, tak mały, że mogłem
schować go w swojej dłoni. Dzwonek na lekcje zaczął dzwonić i pobiegłem
na religię. Podczas gdy siostra Ewelina i cała klasa skupiona była na nauce
ja zastanawiałem się skąd wziął się rycerz. Nagle, usłyszałem szelest i spoj-
rzałem na plecak. Ze zgrozą ujrzałem jak mój nowy przyjaciel gramoli się
z trudem na zewnątrz. Co robisz, zapytałem szeptem, usiłując powstrzymać
go od wychodzenia. Rycerz jakby tego nie słysząc szybkim ruchem wskoczył
na podłogę… potykając się przy tym o nogę krzesła i lądując z impetem na
podłogę. Na szczęście nikt nie zauważył co stało się pod ławką. Tymczasem
rycerz jak go nazwałem Ciamajda slalomem między nogami Kamila, Zuzi,
krzeseł i ławek podążał wprost pod nogi siostry Eweliny. Zamknąłem oczy
aby tego nie oglądać gdy wówczas Ciamajda szybkim obrotem na pięcie, nie-
postrzeżenie zawrócił i już po chwili siedział grzecznie w… moim plecaku.
Zajęcia w szkole minęły szybko. Rycerz był grzeczny, chyba usnął. Postano-
wiłem szybko wrócić do domu, a następnie poważnie porozmawiać z nim
jak mężczyzna z mężczyzną. Mama w progu zapytała czy coś się stało, widząc
jak spocony wpadam do domu. Mruknąłem tylko, że jest ok. i już siedziałem
w swoim pokoju. Zajrzałem ostrożnie do plecaka. Mój przyjaciel skulony
drzemał w kąciku. Nie chciałem go budzić, lecz po chwili Ciamajda otworzył
oczy, przeciągnął się leniwie i mlasnął językiem. Gdzie jestem? Zapytał. Skąd
się wziąłeś wypaliłem bez zastanowienia. Jam jest rycerz dzielny. Kłonił się
nisko z trudem utrzymując równowagę. Ja jestem Jonasz, mieszkam tu. A ty
gdzie mieszkasz? Jam pani posiadam zamek wielki w pięknej krainie. Kie-
dy Ciamajda opowiadał o owej krainie przypomniałem sobie, że mam taką
książkę o takim rycerzu. Właśnie wczoraj wieczorem czytałem ją przed snem.
Rzeczywiście książka leżała obok, na szafce nocnej otwarta na 27 stronie. Na
ilustracji brakowało rycerza. Wówczas zrozumiałem, mój Ciamajda mieszka
w tej książce, ale jak dostał się tutaj? Oto i zagadka godna detektywa. Nie-
stety nie rozwiązałem jej przed kolacją ani nawet po. Tata pogonił mnie po
kąpiel do łóżka, godząc się abym poczytał zanim zasnę. W łóżku sięgnąłem
po książkę. Jakieś czary czy co? Rycerzyk leżał przy mnie i spoglądał co robię.
Jak ty się chłopie tu znalazłeś, to pytanie nie pozwalało mi zasnąć. Rozmyśla-
łem długo o tym co się wydarzyło dzisiaj i im dłużej myślałem tym bardzie to
wydawało mi się niesamowite. Myślałem, myślałem… Obudził mnie dźwięk
budzika. Była godz. 7.00. Wtorek pomyślałem i wyłączyłem budzik. Byłem
Bajki dzieci z klas I–III
39
niewyspany, zmęczony i zły. W ręku trzymałem książkę. Teraz przypomnia-
łem sobie o Ciamajdzie i jego przygodzie. Właśnie chciałem odłożyć książkę
kiedy… o rety… Ciamajda znajdował się na ilustracji, uśmiechnięty, poty-
kający się o kamień spoglądał na mnie. Zrozumiałem, że wszystko skończyło
się dobrze dla mojego przyjaciela Ciamajdy. Przy śniadaniu próbowałem
opowiedzieć rodzicom to i owo o małym śmiesznym rycerzyku, ale mama
tylko pokiwała głową, a tata westchnął i spojrzał podejrzliwie w moją stro-
nę. Pewnie znowu czytałeś wczoraj do późna podsumował tata. Może kiedyś
napiszesz o tym książkę, z taką wyobraźnią. A teraz drogi Andersenie, do
szkoły. Zawsze lubiłem czytać książki, bo przecież książka to nasz najlepszy
przyjaciel… Przyjaciel Ciamajda.
Jonasz Jankowiak, kl. III, Szkoła Podstawowa nr 36 w Bydgoszczy
Przygody Marka
Wstęp
Witam, nazywam się Marek i chciałbym wam opowiedzieć o moich
przygodach. Jestem rysunkowym ludzikiem. Mój twórca (Adam) narysował
mnie po to, aby miał kolegę, ale tak się do mnie przywiązał, że właściwie
to mój starszy brat. Poprosiłem go, żeby zrobił mi zdjęcie, żebyście mogli
zobaczyć jak wyglądam.
Rozdział 1
Dzisiaj Adam obiecał mi narysować domek. Czekałem, aż wróci ze szko-
ły, a w tym czasie bawiłem się z przyjaciółmi: Elą, Tomkiem i Krzysiem.
Ela była mała, Tomek średni a Krzyś ogromny. Bawiliśmy się w „Zgadnij
co rysuję”. To było tak: jedna osoba rysowała palcem w powietrzu, a reszta
musiała zgadnąć co rysuje. Tak się wesoło bawiliśmy, gdy nagle drzwi się
otworzyły i wszedł Adam, ale nie otworzył zeszytu, tylko blok rysunkowy
i zaczął rysować. Potem wziął mnie na ten rysunek i zostawił do następnego
dnia.
Bajkoterapia…
40
Rozdział 2
Rano obudziłem się w narysowanym lesie, wokół mnie latały ptaszki. I tą
uspokajającą ciszę przerwał krzyk. Zobaczyłem twarze i zdałem sobie spra-
wę, że jestem w szkole. Dziwnie się patrzyło z rysunku na tuzin wesołych
twarzy. Zobaczyłem także Adama, próbowałem go wołać, ale nie mogłem.
Zorientowałem się, że ktoś mi zmazał usta. Po cały dniu męki wróciłem na
swoją kartkę. W nagrodę za wytrwałość Adam narysował mi domek.
Rozdział 3
Dzisiaj urządzam domek. Czeka mnie sporo pracy, bo Adam nie naryso-
wał mebli, tylko dał mi rysik i powiedział, że będę sam rysował. Rysowałem
i ciągle mi było mało rysowania, więc wyszedłem z mojego domku i zacząłem
rysować wille. W pewnym momencie skończył się rysik, więc czekałem na
Adama. Gdy wrócił i powiedziałem mu co się stało. A on tylko powiedział,
że za karę nie dostanę rysika, bo miałem umeblować domek, a nie rysować
wille.
A morał z historyjki taki, że musimy się cieszyć tym, co mamy.
Jakub Koncewicz, lat 10, Bydgoszcz
Z życia żaby Mułki
Jestem żabą wodną. Mam na imię Mułka. Nazywam się tak, bo lubię spać
w mule. Urodziłam się w Żabowie. Jestem kuzynką żaby trawnej. Jesteśmy
do siebie podobne. Tylko, że ona mieszka na lądzie, a ja w wodzi i rzadko
się odwiedzamy. 21 marca. Godzina wschodnia. Spokojnie spałam otulona
mułem, gdy nagle obudziło mnie światło. Ciepły blask słońca wybudził mnie
ze snu zimowego. Otworzyłam oczy, złożyłam łóżko i popłynęłam na śnia-
danie. Rodzice już siedzieli przy stole. Spojrzałam w lustro. Aż zarechotałam
z radości. Ogon mi odpadł! Na śniadanie zjadłam całą miskę much i popły-
nęłam do szkoły. Pani zrobił trzy godziny muzyki. Okazało się, że będziemy
śpiewać, grać i tańczyć z żabami trawnymi i moczarowymi. Wróciłam do
domu rozśpiewana tak bardzo, że mi skrzela poczerwieniały. O godzinie za-
chodniej zaczął się koncert. Każdy rechotał i skakał jak chciał. Przyglądali się
ludzie i pozostałe żaby, a także zwierzęta tych ludzi. Po koncercie był piknik.
Akurat zauważyłam swoją kuzynkę (nie wiem czy wspomniałam, że ona jest
żabą trawną). Aż nam piegi wyszły (kropki jaki mają niektóre żaby – podob-
no ludzi też). Na kolację mama przygotowała: muchy na ciepło, na zimno,
muchy w sosie, muchy przekładane pajęczyną i muchy w jesiennych liściach
i… aha zupa z much i porannej rosy. Wszystko było bardzo pyszne. Po kola-
cji według żabiej tradycji rzuca się okrągłym kamienie do ustawionych w rzę-
Bajki dzieci z klas I–III
41
dzie żabek i ta, przy której on wyląduje musi wejść dziury w pniu drzewa i za-
rechotać najgłośniej jak potrafi . Jeśli się nie przestrasz może usiąść na pniu,
a jeśli się przestraszy musi wrócić do domu. Wypadło na mnie. Weszłam,
zarechotałam nawet nie pisnęłam, tylko wyszłam uśmiechnięta od skrzela
do skrzela i usiadłam na mięciutkim mchu. Wszystkie dziewczęta zaczęły
ze mną rozmawiać, a chłopcy wyznali, że sami się przestraszyli. Wszyscy za-
częliśmy się śmiać. Dziewczęta i panie, które w poprzednich latach zostały
wybrane wręczały mi kwiaty i gratulowały mi. Rodzice dali mi dużą tłustą
muchę z grilla. Bawiliśmy się, śpiewaliśmy i piekliśmy much i piliśmy rosę
z miodem i mułem. Bardzo fajnie było rozmawiać z przyjaciółkami. Nagle
usłyszeliśmy skrzeczenie i klekotanie. Zaczęliśmy się po chwili pakować i już
mięliśmy wracać, aż tu naraz zza krzaków wylecieli bociek i czapla. Zaczęli-
śmy uciekać, a ptaki za nami. Moczarki na bagna, Trawniczki w trawę, a my
Wodniaki do wody. Czapla weszła do wody, lecz nas nie zobaczyła. Jak to
dobrze być zieloną żabą… Gdy byliśmy pewni, że ptaki odleciały wyszliśmy
na powierzchnię i świętowaliśmy pierwszy dzień wiosny. O godzinie wschod-
niej (mamy cztery godziny: wschodnią, południową, zachodnią i północną)
wróciliśmy do domów. Od razu zagrzebałam się w mule i zasnęłam. To był
wspaniały dzień! Nigdy go nie zapomnę.
Ewelina Leszka, lat 9, Szkoła Podstawowa nr 17 w Kaliszu
(nauczyciel: Beata Mironowicz)
Zosia i kotek
Historia ta wydarzyła się w czasie letnich wakacji. W niewielkiej miejsco-
wości mieszkała sobie sympatyczna dziewczynka Zosia, która bardzo lubiła
zwierzęta a szczególnie kotki. Dziewczynka od najmłodszych lat marzyła
żeby rodzice pozwolili jej mieć kotka w domu. Jednak oni nie chcieli się na
to zgodzić, ponieważ Zosia była uczulona na sierść zwierząt. Tak więc dziew-
czynka powiesiła sobie na ścianie plakat małego kotka i patrząc na niego
marzyła, że kiedyś będzie miała własnego żywego kotka. Aż tu nagle nie-
spodziewanie w czasie wakacji spełniło się jej marzenie. Pewnego ranka jak
zwykle Zosia pobiegła bawić się przed domem. A tam koło schodów siedział
mały wystraszony kotek i smutno mruczał. Zosia wzięła szybko maleństwo
na ręce i przytuliła mocno do siebie. Nie wiedziała jednak co ma zrobić dalej.
Do domu bała się go zabrać bo rodzice nie pozwalali jej mieć kota w domu,
a ona bardzo chciała go zatrzymać. Zosia długo myślała, co ma zrobić, aż
w końcu postanowiła porozmawiać z mamą.
– Mamusiu zobacz jakiego ślicznego kotka znalazłam przed domem
– wołała Zosia biegnąc do mamy.
Bajkoterapia…
42
– Ten kotek na pewno komuś zginął i teraz ktoś go szuka, musisz go
odnieść tam z skąd go zabrałaś – powiedziała ostro mama.
– Ale ja pytałam wszystkich i nikt go nie chce to mogę go sobie zostawić,
zobacz jaki jest malutki – żałośnie prosiła Zosia.
– Przecież wiesz, że nie możemy mieć kota w domu, a poza tym to
duży obowiązek opiekowanie się takim małym zwierzątkiem – powiedziała
mama.
– Ale ja będę się nim opiekowała – prosiła Zosia.
– Nie zgadzam się odnieś go i już przestań mnie namawiać.
Zosia była załamana bo bardzo chciała go sobie zatrzymać. Wtedy do
głowy wpadł jej kolejny pomysł. Postanowiła szukać pomocy u babci, która
nigdy niczego nie odmówiła swojej wnuczce. Zabrała więc kotka i poszła do
babci, która mieszkała w sąsiednim domu. Gdy babcia zobaczyła zapłakane
oczy Zosi postanowiła pomóc swojej wnuczce. I tak oto kotek zamieszkał
w domku na narzędzia ogrodnicze babci. Zosia przyniosła mu duży karton
wyłożony kołderką z łóżeczka lalki a babcia miskę świeżego mleka. Dziew-
czynka codziennie chodziła odwiedzać babcię i opiekować się kotkiem,
którego nazwała Kitka bo okazało się, że jest dziewczynką. Mijały tygodnie
i Zosia coraz mocniej przywiązała się do kotki a ona do niej. Nawet pies
babci Kuba zaprzyjaźnił się z Kitką i nie pozwalał nikomu jej skrzywdzić.
W końcu też i rodzice dowiedzieli się o tajemnicy Zosi i babci. Nie mieli
jednak nic przeciwko temu żeby córka od czasu do czasu chodziła pobawić
się z kotkiem.
W taki oto sposób spełniło się najskrytsze marzenie małej Zosi, która ma
swojego prawdziwego kotka.
Komentarz: tematem opowiadania jest autentyczna historia, która przy-
trafi ła się autorce w ubiegłym roku.
Marta Paprocka, kl. I, Szkoła Podstawowa w Przygodzicach
(nauczyciel: Wiesława Dąbrowska)
Wierni przyjaciele
Dawno, dawno temu, a może nie tak dawno, za siedmioma górami, za
siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyli sobie dziewczynka i chłopiec.
Brat i siostra. Mieli na imię Kaj i Asia. Mieli przyjaciół kotka i pieska. Pies
miał na imię Astro, a kot Rudy. Pewnego dnia zniknął Rudy. Wszyscy bar-
dzo płakali, nawet pies. Czarownica zostawiła miotłę, a dzieci zorientowały
się, że to jej sprawka, a więc dzieci poszły szukać małego kotka Rudego. Asia
wsiadła na swojego białego konia, a Kaj wsiadł na swojego czarno białego
konia, ale trochę się bali iść sami więc wzięli swojego kochanego przyjacie-
la, psa Astro. Pies wąchał ślady czarownicy. W końcu doszli do ogromnego
Bajki dzieci z klas I–III
43
czarnego i strasznego lasu. Na swojej drodze spotkali małego wilka, który
wpadł w sidła leśników. Dzieci pomogły mu się wydostać z pułapki i udało
się. W końcu wyciągnęli małego z sidła leśniczego. W zamian wilk dał im
jeden ze swoich wąsów i powiedział tak:
– Jeśli będziecie mnie potrzebować przyłóżcie wąs do serca, a przybieg-
nę raz, dwa.
Dzieci idą, idą aż Kaj i Asia poczuli że są zmęczeni i postanowili usiąść
na trawie.
– Bardzo dobrze, że wzięliśmy jedzenia w koszyku – powiada Kaj.
Asia powiada:
– Zobacz Kaj tam chyba widzę rozdeptane mrowisko. Po odpoczynku
dzieci wstały z koca i zbliżyły się do mrowiska.
Kaj powiedział:
– Asia może pomożemy tym biednym mróweczkom.
Asia powiada:
– To świetny pomysł Kaj.
Dzieci spytały się mrówek:
– Czy możemy wam pomóc odbudować nowe mrowisko?
Mrówki bardzo się ucieszyły. Pracują, pracują i pracują, aż w końcu się
udało odbudować piękne nowe mrowisko.
Kaj powiedział:
– Świetnie Asiu.
Asia powiedziała:
– Oh! Kaj jestem bardzo zmęczona, ale się udało. Przybliżyła się do nich
mała mrówka i powiedziała:
– Zaczekajcie dzieciaki zaraz przyjdzie do Was nasza królowa. Królowa
przyszła i podziękowała za zbudowanie nowego mrowiska.
Królowa mówi:
– Za pomoc dam Wam moje berło!
Kaj i Asia bardzo się ucieszyli i ruszyli w drogę. Dzieci szły godzinę po
długiej wąskiej drodze. Nagle Kaj powiedział:
– Zobacz Asia, kolejny ktoś potrzebuje pomocy. To był mały ptaszek
– orzełek, który wypadł z gniazda. Asia mówi:
– Masz rację, musimy mu pomóc! Wejdź na drzewo i włóż go do gniaz-
da. Nagle przyleciała matka-orlica. Przybliżyła się do dzieci i powiedziała:
– Dziękuje, że uratowaliście moje pisklę. Mogły je zjeść lisy i wilki. W za-
mian za to dam Wam moje piórko. Kiedy będziecie w niebezpieczeństwie,
przyłóżcie je do serca, a przylecę raz, dwa. W końcu dzieci dotarły do starej
ogromnej chatki z pierników.
Kaj powiada:
– To musi być chatka czarownicy
– Tak jest zawsze w bajkach, powiedziała Asia.
Bajkoterapia…
44
Ktoś im otworzył drzwi. Dzieci bardzo się przestraszyły na widok cza-
rownicy. Miała jeden ząb, była w okularach, miała stare szaty, długie potar-
gane włosy i straszny kapelusz z pająkami i pajęczynami. Dzieci się pytają:
– Czy widziałaś kotka, który ma na imię Rudy?
Czarownica odpowiada.
– Oczywiście. Ale bardzo groźnie. Dzieci się przestraszyły.
– Znakomicie wiem. Za tymi trzema górami jest kot. Ale, żeby go zdo-
być musicie spełnić trzy sprawy.
Dzieci powiadają:
– Czarownico, zrobimy wszystko żeby odzyskać Rudego.
Czarownica mówi:
– No to pierwsze wasze zadanie. Zaprowadzę Was do piwnicy. Teraz
musicie oddzielić piasek od popiołu!
Czarownica groźnie zamknęła drzwi. Dzieciom przypomniała się mrów-
ka, która dała im swoje berło.
Kaj mówi:
– Musimy przyłożyć berło do serduszka i poprosić mrówki o pomoc.
Dzieci przyłożyły berło i przyszła mrówka. Pyta się:
– W czym pomóc?
– Nie umiemy wypełnić zadania czarownicy, to bardzo trudne, mówi
Asia.
– Czy umiecie oddzielić piasek od popiołu?
Mrówka powiada:
– Oczywiście że umiemy, dla nas to nic trudnego.
Całe mrowisko podeszło do góry popiołu i piasku. W ciągu dwóch go-
dzin wszystko było rozdzielone. Dzieci podziękowały mrówkom.
Rano przybyła czarownica i się zdziwiła:
– To przecież niemożliwe, nie mogliście tego sami wykonać.
Aha!… to w takim razie następne zadanie – drugie.
Baba Jaga mówi:
– Musicie przejść przez tą stu metrowa górę i przynieść mi złoty klucz,
żeby otworzyć klatkę z kotem. Asia i Kaj nie wiedzieli jak przejść przez tą
górę.
Dziewczynka wpadła na pomysł, że poproszą orła o pomoc. Przyłożyli
piórko do serca i w mig się pokazał orzeł. Orzeł pyta:
– W czym pomóc moi przyjaciele?
Asia powiedziała:
– Orle musisz nam pomóc przejść przez tą stu metrowa górę i zdobyć
złoty klucz. Orzeł wziął dzieci w swoje szpony, po kolei i polecieli zdobyć
złoty klucz do klatki Rudego.
Po kilku dniach wrócili do czarownicy. Czarownica bardzo się zdziwiła.
Bajki dzieci z klas I–III
45
Mówi:
– O nie! Tego już za wiele! Teraz będzie bardzo trudne zadanie!
Dzieciaki! Musicie przejść przez las i spotkacie groźne zwierzęta, które
będą chciały Was zjeść. Będzie smok, dinozaur i dziki lew. Nie oglądajcie się
za siebie bo się zamienicie w kamienie. Dzieci wyruszyły w drogę o świcie.
Przeszły połowę lasu i bardzo się bały, bo jak rano nie wrócą do czarownicy
to Rudemu stanie się wielka krzywda.
Dzieci szły, szły i nie oglądały się za siebie. Kajowi przypomniało się
o pewnym wilku. Przywołały go i poprosiły o pomoc.
Wilk przeprowadził dzieci bezpiecznie przez las. Nagle zjawił się ogrom-
ny dinozaur. Dzieci proszą o pomoc mrówki. Przybiega Królowa i zamienia
je w maleńkie mróweczki. Przechodzą pod nogami dinozaura bezpiecznie
pokonując las. Dotarli na łąkę, a na łące wielki słup do którego przywiązany
był Rudy.
Dzieci wyjęły klucz z kieszeni i od kluczyły ogromną kłódkę z obrożą
i w tej chwili moc prysnęła, a czarownica i jej zło zniknęło na zawsze. Wszy-
scy wrócili do domu i żyli długo i szczęśliwie. Pies z kotem, koń z koniem
i dziewczynka z chłopcem.
Zapamiętajcie wszyscy! Jeśli pomagasz innym to oni pomogą Tobie.
Dobre uczynki wygrywają z czarownicą!
Julia Pham, lat 7, Szkoła Podstawowa nr 1 we Wrześni
(nauczyciel: Beata Mocek)
Guziołek i czarownice
Raz Guziołek spotkał drzewo mądrości i spytał czy w lesie mieszka
czarownica. Drzewo odpowiedziało, że tak, więc Guziołek poszedł do niej
z wizytą.
Szedł, szedł, szedł i w końcu znalazł jej chatkę. Zapukał. Puk puk.
Czarownica spytała – kto tam?
Guziołek powiedział, że puka koziołek Guziołek.
Czarownica otworzyła chatkę i zaprosiła do środka. Powiedziała, że do-
brze że przyszedł, bo upiekła ciasteczka czekoladowe.
Podała je na stół i zrobiła herbatę. Usiadła z Guziołkiem do stołu. Guzio-
łek się bał. A czarownica powiedziała, że jest dobra i że nie chce go zjeść.
Powiedziała, że nazywa się Czarka.
Guziołek przestał się bać i zjadł jedno małe ciasteczko. Potem wypił łyk
herbaty i zobaczył przez okno, że pada deszcz.
– Ojojoj – powiedział sam do siebie. – A ja chciałem iść do domu. Ojo-
joj, ojojoj co ja teraz zrobię?
– Przenocujesz u mnie – powiedziała Czarownica.
Bajkoterapia…
46
Guziołek się zgodził i przenocował. Rano zjadł śniadanie i ciasteczko
z czarownicą Czarką. Podziękował czarownicy i poszedł w drogę.
Zobaczył czarny dom na kurzej nodze. U góry na dachu i w oknie sie-
działy koty tylko czarne. Z okna wyjrzała Baba Jaga i zaprosiła Guziołka do
domu. Wtedy Guziołek wszedł do domu i zjadł ciasto, ciasteczka i wypił her-
batę. Lecz ta herbata była z miksturą usypiającą na dwie godziny. Guziołek
usnął.
Baba Jaga zagrzała wodę w ogromnym kociołku, żeby go ugotować i pró-
bowała unieść Guziołka. Lecz Guziołek był taki ciężki po tych wszystkich
ciastach i ciasteczkach, że Baba Jaga pobiegła po pomoc do sąsiadki Gryzel-
dy. Sąsiadka mieszkała za jednym drzewem. Właśnie wtedy kiedy Baba Jaga
wyszła obudził się Guziołek. Rozejrzał się dookoła wielkimi zdziwionymi
oczami i zobaczył wielki ogromny kociołek z wodą i pomyślał sobie, że ta
Baba Jaga jest zła i chce go zjeść.
Guziołek zerwał się z krzesła i podbiegł do drzwi. Były zamknięte. Pod-
biegł do okna, ale tam były czarne groźne koty. Patrzyły na niego swoimi
strasznymi ślepiami i wyciągały swoje szponiaste błyszczące pazury. Guzio-
łek drżał ze strachu.
Zaczął krzyczeć – Ratunku! Pomocy! Ratunku! Ten straszny krzyk usły-
szała czarownica Czarka, która przelatywała w pobliżu i poznała głos swoje-
go niedawnego gościa. Czarka machnęła nogami i miotła nagle przyspieszy-
ła i wleciała przez okno kurzej chaty, aż pospadały groźne koty z parapetu.
Przestraszony Guziołek wskoczył na miotłę Czarki i prędko odlecieli w stro-
nę słońca. I tak Guziołek przechytrzył Babę Jagę.
Maria Piechowska, lat 9, Szkoła Podstawowa nr 3 w Starogardzie Gdańskim
(nauczyciel: Maria Beata Wachnik i Mirosława Dereszkiewicz)
Guziolek w kosmosie
Pewnego razu Guziolek zmajstrował sobie rakietę z różnych niepotrzeb-
nych części ze strychu. Potem przybił specjalne rury, przez które wylatywał
ogień. Potem Guziolek uruchomił rakietę, bo się potknął o schody. Co praw-
da nie wiedział, jaki to guzik, a właśnie przez ten przypadek uderzył ręką
w odpowiedni guzik. Nagle rakieta zatrzęsła się, trochę zahuczała i wystar-
towała. Guziolek się co prawda w pierwszej chwili trochę przestraszył, bo
rakieta się trochę trzęsła i ciągle hałasowały silniki. No ale w końcu Guziolek
wszystko sobie przypomniał, że to tylko silniki tak hałasują, a rakieta się trzę-
sie dlatego, bo bardzo silny wiatr w nią uderza.
W końcu Guziolek przyleciał na planetę. Nazywała się ona Wyspus Pla-
netus. Mieszkali tam Marsjanioguziki i bardzo gorąco przywitali Guziolka.
A Guziolek tak powiedział do jednego Marsjanioguzika:
Bajki dzieci z klas I–III
47
– Ej, słuchaj, Marsjanioguzik, czy ty przypadkiem nie wiesz, jakie tutaj
macie zwyczaje?
– Tak, oczywiście, że wiem. Na tej planecie są takie zwyczaje, że zawsze
w marcu śpiewamy marsjanioguzikowe piosenki.
– Aha – odpowiedział Guziolek. – Przepraszam was bardzo, ale chyba
na mnie już pora. Muszę wracać na moją własną planetę. Spójrzcie na moją
rakietę! Bombowa, co, nie?
– No dobra, no to cześć, Guziolku.
– No to cześć.
Monika i Kasia bardzo się ucieszyły na widok Guziolka. Myślały, że
gdzieś zginął. Ale okazało się, że bezpiecznie doleciał do domu. Ale Moni-
ka i Kasia trochę wiedziały, że Guziolek gdzieś musiał polecieć swoją nową
rakietą. No bo widziały, jak ją budował. Zobaczyły tylko w ziemi odciski od
ognia rakiety.
Guziolek też bardzo się ucieszył na widok Kasi i Moniki. Bardzo mocno
je uściskał i zaprosił je do wspólnej przejażdżki swoją rakietą szukać nowej
planety.
Koniec.
Bartosz Racławski, lat 8,5, Bydgoszcz
Guziolek się topi
Pewnego dnia – to wszystko działo się w sobotę – Guziolek powiedział
Monice i Kasi:
– Chodźmy na plażę. Tam będziemy pływali w morzu. Tylko weźcie pie-
niądze, kupimy lody.
– Przepraszam cię, Guziolku – powiedziała Monika – my niestety nie
mamy ani grosza.
– No trudno, może ja jakieś znajdę na strychu – powiedział Guziolek.
– Ej, dziewczyny, mam wspaniały pomysł. Monika, mam dla ciebie ważne
zadanie, tak samo, jak dla ciebie, Kasiu.
Ty, Monika, pójdź zapytać się mamy i taty, czy mają pieniądze. A ty,
Kasia, jak usłyszysz, że rodzice mówią Monice, że mają pieniądze, to szybko
się podkradnij i zabierz 2 zł i 1 zł, bo w końcu jest nas trzech. Czyli musi być
3 zł na 3 lody, każdy lód po 1 zł.
– No dobrze, Guziolku, podkradnę się. Pamiętaj, Monika, co masz robić.
– Oczywiście, że będę pamiętała.
Więc tak zrobili. Monika zapytała się rodziców, czy mają pieniądze, a Ka-
sia szybko się wkradła, bo usłyszała, że mają. Wtedy Kasia otworzyła szafę
i zabrała 3 zł. Szybko uciekła, bo rodzice na chwilę się odwrócili, żeby obej-
rzeć telewizję. I wtedy Kasia zwiała.
Bajkoterapia…
48
Monika i Guziolek pochwalili ją, że tak dobrze jej się udało. A potem
zapytali się rodziców, czy rodzice zabiorą ich nad morze. Rodzice oczywiście
zgodzili się, bo byli bardzo dobrzy. No i wszyscy pojechali na plażę.
Guziolek nie mógł już się doczekać, bo droga była bardzo, bardzo długa.
Potem Guziolek szybko wszedł do morza. I nagle porwała go wielka fala.
Monika i Kasia odwróciły się, żeby zobaczyć, co robią ich rodzice. I potem,
jak się z powrotem odwróciły, żeby zobaczyć, co robi Guziolek, zobaczyły,
że go nie ma. Tylko zobaczyły, jak Guziolek jest na fali. Szybko popłynęły go
ratować. Udało im się, uratowały Guziolka. Wszyscy szczęśliwie wrócili do
domu.
Potem Guziolek chciał, żeby na obiad były lody waniliowe, bo Kasia
i Monika zapomniały kupić lodów nad morzem. Więc Kasia i Monika zgo-
dziły się, bo w końcu obiecały Guziolkowi, że kupią lody waniliowe. No i tak
zrobiły. Zjedli te lody. Potem trochę poczuły, że bolą je brzuchy. Położyły się
do łóżka, odpoczęły 5 minut.
Potem Guziolkowi znowu przyszła chęć, żeby pojechać nad morze. Ow-
szem, rodzice zgodzili się, ale powiedzieli, że dopiero na następny dzień.
No i tak, jak powiedzieli, tak zrobili. Pojechali następnego dnia o świcie
nad morze, bo droga była bardzo daleka, więc musieli wstać wcześnie, żeby
zdążyć nad morze.
No i zdążyli. I oczywiście Guziolek postąpił tak samo, jak wtedy, znowu
wszedł do morza.
I ponownie zaczął się topić. Zobaczył to wszystko pan ratownik i powie-
dział Kasi i Monice, że jakiś pluszak im się topi. Zapytał się, czy to przypad-
kiem nie ich. Monika i Kasia jak to zobaczyły, zrobiły wielkie oczy i szybko
krzyknęły:
– Oczywiście, że to nasz, niech go pan szybko ratuje!
No i ratownik uratował Guziolka. Guziolek wrócił do domu cały, szczęś-
liwy i zdrowy. Kasia i Monika powiedziały Guziolkowi, żeby na drugi raz nie
wchodził do morza, bo rodzice nie pozwolą im tam jechać. Guziolek oczywi-
ście zgodził się na to. No i zjedli kolację. Mieli na kolację chleb z całą warstwą
serów, a na to były położone pomidory ze szczypiorkiem i cebulą.
Położyli się do łóżek i zasnęli. Śniło im się, że pojechali z Guziolkiem nad
morze, no i Guziolek posłuchał i już nigdy sam nie wchodził do morza.
Następnego dnia Guziolek przyznał się rodzicom, że to on namówił
dziewczyny, żeby zabrały pieniądze. Bo rodzice coś tak podejrzewali, że
dziewczyny zabrały pieniądze. Bo jak Kasia zwiewała, to szybko zdążyli się
odwrócić i zobaczyli, jak Kasia zwiewa z tymi pieniędzmi.
I rodzice bardzo się ucieszyli, że Guziolek przyznał się, że to on namówił
dziewczyny do wspólnej kradzieży. Rodzice powiedzieli, żeby wszyscy już
tak więcej nie robili. Rodzice powiedzieli, żeby na drugi raz zapytać się ich
Bajki dzieci z klas I–III
49
normalnie, czy mogą wziąć pieniądze, żeby kupić lody. Dziewczyny i Guzio-
lek powiedzieli, że się zgadzają na to. I już nigdy więcej tak nie robiły.
Koniec.
Bartosz Racławski, lat 8,5, Bydgoszcz
Rzeka słodyczy
Pewnego dnia napotkałem tajne przejście. Odkryłem je koło mojego
domu. Po prostu jak szedłem do ogrodu, wpadłem nagle pod ziemię i właś-
nie wyleciałem przez to tajne przejście do drugiego świata, do krainy słody-
czy. Tam ciągle się lała jakaś woda, ciągle wodospady szumiały i szeleściły.
A w tych wodospadach – o mało co nie pękłem z podziwu! – leciały same
cukierki i cała góra słodyczy, tam nie było ani kropelki wody. Więc nazwa-
łem tę dziwną krainę krainą słodyczy. A przecież wszyscy wiedzą, że w wo-
dospadach powinna być woda. Więc nazwałem je spadosłodycze.
I potem wziąłem się do jedzenia. Chciałem trochę uspokoić ten spado-
słodycz. Myślałem, że wszystko zjem. Ale gdzie tam! Jak coś zjadłem, to za-
raz na tym miejscu pojawiały się nowe słodycze, oczywiście były takie same.
Więc zrezygnowałem. Potem odkryłem rzekę z mlekiem i tam była taka duża
skała, która oddzielała mleko i kakao. Chciałem się napić mleka i kakao, ale
nie było żadnego kubka, więc nachyliłem się nad rzeką jak pies nad swoją
miską z wodą. Zanurzyłem usta i zacząłem pić.
Myślałem, że ta rzeka nie będzie wypuszczała nowego mleka i kakao, ale
gdzie tam, po paru minutach wytworzyło się znowu to wszystko, co wypiłem.
A potem się zdenerwowałem, bo nie wiedziałem, jak stamtąd wyjść.
Szukałem wyjścia, ale w tej krainie było wiele innych przejść, które prowa-
dziły dalej do innego świata, tylko nie do tego, do którego ja chciałem iść.
I w końcu w jednej krainie znalazłem odpowiednie tajne przejście. W końcu
przyszedłem do mojej krainy. No i bardzo się ucieszyłem. Oczywiście jak to
zwykle ja, musiałem zabrać troszkę słodyczy ze sobą. I zabrałem, i wszystkich
poczęstowałem, a zwłaszcza całą moją rodzinę najbardziej.
Znowu przyszedłem do ogrodu, ale niestety przejście już było zamknięte.
Bo to przejście jest otwarte tylko tyle minut, ile się weźmie stamtąd słodyczy
i mleka, i kakao. I już wszystkie minuty minęły. A potem poszedłem spać
i śniła mi się ta kraina, że jem dużo słodyczy i że to przejście nie zamknęło
się przez cały dzień.
Następnego dnia obudziłem się i poszedłem do ogrodu. Nie uwierzyłem
moim własnym oczom – tam było więcej tajnych przejść, niż wczoraj! Ale
już do żadnego przejścia nie wszedłem. Koniec.
Bartosz Racławski, lat 8,5, Bydgoszcz
Bajkoterapia…
50
Księżniczka elfów
W krainie elfów w największym tulipanie żyła księżniczka. Była bardzo
mała i bardzo śliczna, na imię miała Sara.
Często bawiła się ze swoim przyjacielem motylem. Pewnego dnia przy
zabawie z motylkiem listonosz wiatr przyniósł Sarze list, w którym było na-
pisane:
„Uwięziłam cztery pory roku. Wielu już próbowało je uwolnić, lecz ni-
komu się nie udało. Wszyscy zamienili się w płatki śniegu. Jeżeli ty ich nie
uwolnisz, to zostaną na zawsze uwięzione w lodowej wieży. Królowa Roku.”
Sara zawołała:
– Muszę uwolnić cztery pory roku! Chodź motylu, ty zabierzesz mnie
do lodowej wieży!
– Wsiadaj na moje skrzydła, polecimy razem i uwolnimy je!
Lecieli tak dni i noce, aż wreszcie dotarli do lodowej wieży. Stanęli przed
wielkim zamczyskiem, zastukali do wielkich drzwi, a tam czekała na Sarę zła
Królowa Roku.
– Czego tu szukacie? Po co przyszliście?
– Jestem Sara a to mój przyjaciel motyl. Przyszliśmy, aby uwolnić cztery
pory roku.
– Najpierw musicie ułożyć hasło z lodowej kry! Z każdą sekundą ścia-
ny wieży będą zacieśniać się. Kiedy uda ci się ułożyć hasło – wypowiedz je.
Wówczas kraty pękną. Lecz pamiętaj: kiedy ściany zacisną się – zamienicie
się w płatki śniegu!
– Dobrze – odpowiedziała Sara i weszli do lodowego pomieszczenia,
gdzie leżały lodowe kry. Zła Królowa Roku zamknęła drzwi na klucz. Zostali
sami. Ściany zdążyły się już dużo zacieśnić. Wtem dziewczynce przyszło do
głowy, że skoro Królowa jest zła, to hasłem może być „dobro”. Szybko ułoży-
li kawałki lodu i w ostatnim momencie zdążyła wymówić ułożone hasło.
Ściany rozsunęły się, a przez otwarte drzwi wbiegły po Sarę i motylka
uwolnione cztery pory roku. Powiedziały radośnie:
– Królowa roku zamieniła się w elfa razem ze wszystkimi płatkami
śniegu!
Wszyscy na skrzydłach motylka wrócili do krainy elfów i żyli długo
i szczęśliwie.
Maria Siekierżycka, kl. II, Szkoła Podstawowa w Krzeszowicach
(nauczyciel: Barbara Rusinek)
Bajki dzieci z klas I–III
51
Heco-Lubo-Ludki
Dawno dawno temu a może nie tak dawno, bardzo daleko stąd, a może
nie tak daleko, żyły sobie małe stworzonka, które przez swoje zamiłowa-
nie do robienia psikusów i żartów nazwane zostały Heco-lubo-ludkami.
Mieszkały one w pięknej krainie zwanej Hecolubolandią, w której dzięki ich
mieszkańcom nic nie było normalne, ani nie było na swoim miejscu. Heco-
-lubo-ludki były wielkości dłoni, natomiast ich wygląd trudno przyrównać,
do czegokolwiek – wyglądały bardzo śmiesznie. Pewnego pięknego dnia do
krainy Heco-lubo-ludków przybył posłaniec z dalekiej krainy zwanej Nie-
wiadomogdzie. Heco-lubo-ludki dowiedziały się, że „Gdzieś-tam” jest kraj,
w którym na chorobę zwaną smutkiem zapada coraz więcej mieszkańców.
Posłaniec wyjaśnił skąd przybywa i że szuka kogoś, kto potrafi uwolnić ich
kraj od nadmiernego smutku. Heco-lubo-ludki postanowiły pomóc wykoń-
czonemu długą podróżą posłańcowi i do Niewiadomogdzie wysłali jednego
z Heco-lubo-ludków, Heco-muzyka. Ale Heco-muzyk pobłądził w gęstym
lesie. Wysłano, więc Heco-jadka, ale jemu też się nie powiodło. Już połowa
Heco-lubo-ludków poddała się, ale wtedy Heco-płaczek wpadł na pomysł,
żeby wszystkie Heco-lubo-ludki poszły razem ratować mieszkańców odle-
głego kraju. Wszyscy zabrali się do pakowania potrzebnych rzeczy. Heco- -
lubo-ludki szybko przygotowały się i mogły wyruszyć w podróż.
Miały bardzo długą drogę do przebycia. Już na początku wędrówki Heco-
lubo-ludki napotkały przeszkodę, był to wielki i bardzo dziwny potwór. Heco-
lubo-ludki bardzo się wystraszyły i pochowały za małe krzaczki rosnące przy
drodze. Ale gdy Heco-gapa chciał się ukryć pod jeden z małych krzaczków,
potknął się o kamyk i przewrócił twarzą w krzaczek jagód. Potwór zaczął się
strasznie śmiać. Heco-lubo-ludki nie wiedziały, co się dzieje, powychylały
się ze swoich kryjówek i zobaczyły Heco-gapę. Miał on na twarzy jagodowe
plamki. Wszystkie Heco-lubo-ludki zaczęły się śmiać. Heco-gapa wyglądał
tak zabawnie, że śmiał się nawet Heco-płaczek. Wyglądający strasznie po-
twór powiedział miłym głosem, że nigdy nie widział takiego śmiesznego pla-
miastego stworzonka. Kiedy wreszcie przestali się śmiać, potwór powiedział,
że nazywa się Dedziesz i strasznie się cieszy, że ich widzi, bo nie chce już
dłużej być sam. Heco-lubo-ludki opowiedziały potworowi o celu swojej po-
dróży a on zaproponował im, że dalej pójdą razem. Heco-lubo-ludki zgodzi-
ły się i powskakiwały na Dedzieszowy grzbiet. Resztę drogi przebyli bardzo
szybko śmiejąc się i żartując. Gdy dotarli do Niewiadomogdzie okazało się,
że już cały kraj pogrążył się w chorobie zwanej smutkiem. Heco-lubo-ludki
nie bardzo wiedziały, od czego zacząć. Próbowały rozśmieszyć mieszkańców
swoimi żartami i dowcipami, ale choć bardzo się starały nie zobaczyły nawet
najmniejszego uśmiechu na smutnych twarzach.
Bajkoterapia…
52
Heco-lubo-ludki robiły się coraz smutniejsze, nawet największy Heco-
-zgrywus nie potrafi ł już się śmiać. Heco-lubo-ludki postanowiły, że muszą
się poddać i opuścić ten kraj. Było im bardzo smutno, że nie udało im się
wyleczyć ani jednego mieszkańca Niewiadomogdzie. Postanowiły, że ostat-
niego wieczoru przed odejściem odbędzie się wieczór pożegnalny. Kiedy im-
preza się rozpoczęła smutny Heco-muzyk włączył muzykę, przy której żadne
nogi nie mogły nie tańczyć. Tańczyły wszystkie Heco-lubo-ludki i wszyscy
mieszkańcy Niewiadomogdzie. Kiedy potwór Dedziesz usłyszał muzykę
i zobaczył, że wszyscy tańczą, jego nogi też zaczęły tańczyć. Dedzieszowi ta-
niec nie wychodził zbyt zgrabnie. Nagle potwór zaczepił się o własną nogę
i runął jak długi aż ziemia zadrżała. Zapadła wielka cisza. Kiedy Dedziesz się
podniósł i wszyscy zobaczyli, że nic mu nie jest, zaczęli się śmiać a choroba
zwana smutkiem uniosła się nad nimi jak wielka czerwona chmura. Śmiech
mieszkańców Niewiadomogdzie, Heco-lubo-ludków i Dedziesza słychać do
tej pory w Niewiadomogdzie…
Kinga Tokarska, lat 8, Szkoła Podstawowa nr 13 w Tomaszowie Mazowieckim
(nauczyciel: Elżbieta Wójcik)
Wyśnione wakacje
Zaczęły się wakacje. Mama pakowała walizki, tata szykował samochód
do podróży, a ja siedziałam smutna, bo nie lubię nigdzie wyjeżdżać. Wyje-
chaliśmy późnym wieczorem, byłam zmęczona, więc zaraz zasnęłam.
Kiedy się obudziłam byliśmy na miejscu, wynajęty przez rodziców dom
był stary, drewniany, ale bardzo ładny. Tato był zmęczony, więc położył się
spać, mama zajęła się jak zwykle robieniem porządków, a ja spacerowałam
i oglądałam dom.
W czasie tego oglądania natknęłam się na kilka dziwnych rzeczy, w ca-
łym domu pełno było małych pudełek i w różny sposób powiązanych ze sobą
patyczków. Kiedy tata wstał mama podała obiad.
Chociaż wyglądał normalnie wszystko smakowało ohydnie, nic nie sma-
kowało tak jak powinno nawet deser, który powinien być słodki był ostry
i pikantny. Po nieudanym obiedzie wyszliśmy obejrzeć okolice. Po powrocie
w moim pokoju zastałam wielki bałagan, kiedy chciałam się umyć spotkała
mnie kolejna przykra niespodzianka z kranu zamiast wody poleciało coś,
co wyglądem przypominało śmietanę. W nocy długo nie mogłam zasnąć,
zastanawiałam się nad wszystkimi dziwnymi rzeczami, jakie mnie spotkały
w tym domu. Nagle usłyszałam jakieś szepty dochodzące z kuchni. Cichut-
ko wyszłam z pokoju i weszłam do kuchni. Na stole, podłodze, na szafk ach
wszędzie było mnóstwo małych, dziwnych stworzonek. Kiedy mnie zoba-
czyły były bardzo niezadowolone. Największy z nich powiedział, że są go-
Bajki dzieci z klas I–III
53
spodarzami tego domu. Mieszkają tu już bardzo długo, ale nigdy nie widzia-
ły takich dziwnych rzeczy. Inny zapytał, co to za zwyczaje, żeby w cukiernicy
był cukier, a sól w solniczce. Rozmawialiśmy prawie do rana. Podczas tej
rozmowy dowiedziałam się, że są to Kabaretoni i chociaż mówili jak ludzie
ich zwyczaje były zupełnie inne. Pytali mnie o różne rzeczy, np. dlaczego
„To coś” ze sprężynkami na głowie, czyli moja mama odkąd tylko weszła
do domu wszystko w nim przestawia. Dlaczego wyjęła z lodówki ich książki
i gazety przecież oni muszą mieć codziennie świeżą prasę i świeże wiadomo-
ści. Po kilku godzinach czułam się wśród nich coraz lepiej. Myślałam jak faj-
nie będzie spędzić z nimi wakacje. Martwiło mnie tylko to, co zrobią rodzice,
kiedy dowiedzą się o istnieniu Kabaretonów.
W tym momencie mama obudziła mnie i powiedziała, że dojechaliśmy
na miejsce. Wyjrzałam zaspana przez okno samochodu. Dom, który wynajęli
rodzice był stary, drewniany, ale bardzo ładny. Uśmiechnęłam się i weszłam
do środka…
Komentarz autora: W opowiadaniu pt. Heco-lubo-ludki chciałam przed-
stawić życie stworzonek, których ulubionym zajęciem jest żartowanie, robie-
nie psikusów, rozśmieszanie i pomaganie innym.
Imię potwora w tym opowiadaniu powstało w skutek przejęzyczenia
mojej koleżanki, która w czasie zabawy zamiast powiedzieć „będziesz moją
pokojówką” powiedziała „dedziesz moją pokojówką”.
Nazwa stworków z drugiego opowiadania powstała podczas rozmowy
(kiedy byłam mała) na temat kabaretu. Podczas tej rozmowy twierdziłam że
kabaret tworzą Kabaretoni.
Kinga Tokarska, lat 8, Szkoła Podstawowa nr 13 w Tomaszowie Mazowieckim
(nauczyciel: Elżbieta Wójcik)
Jak Guziolek uratował Świętego Mikołaja
Dawno, dawno temu za siedmioma górami było pewne miasteczko.
Zajrzyjmy do jednego z domów. Jest głucha cisza. Wszyscy śpią. Wszyscy?
Jedna, jedyna mała myszka jeszcze nie zasnęła. Na imię miała Guziolek.
Guziolek poczuł głód, więc postanowił pójść do kuchni. Po drodze do
kuchni zobaczył małe, latające zwierzątka, które ozdabiały dom i choinkę.
Zobaczył także swojego sąsiada skrzata. Skrzat nienawidził Świąt Boże-
go Narodzenia, więc postanowił rzucić na Mikołaja czar, a ten zaraz się
rozchorował. Pani mikołajowa wezwała doktora. – Hmmm… znam tę
chorobę – powiedział doktor, ale lekarstwo jest w wiosce skrzatów. Znam
pewną myszkę. Na pewno zgodzi się pójść po lekarstwo. Guziolek zgodził
się i zostawił list mamie i tacie: „Kochani mamo i tato, poszedłem pomóc
Bajkoterapia…
54
Świętemu Mikołajowi. Guziolek. P.s. Nie martwcie się o mnie, niedługo
wrócę”. Po czym zostawił list i wyszedł. Gdy zobaczył to skrzat, chciał zro-
bić pułapkę na Guziolka, ale doszedł do wniosku, żeby lepiej poszedł bez
problemu, ale z powrotem już nie wróci. – Ha, ha, ha, cieszył się na samą
myśl. Biedny Guziolek nie wiedział, co go czeka.
Gdy stanął nad brzegiem zamrożonego jeziora, był lekki wiatr, a Guzio-
lek postanowił przeskakiwać wodę i lądować na krach: hop, hop, hop.
– Jestem, no to możemy iść dalej. Nagle… ach, ach! – Gdzie ja jestem?
Wpadłem do jakiejś dziury. Po minucie zobaczył grupkę skrzatów. Wyciąg-
nęli go, związali i zaprowadzili do wioski. Potem zaprowadzili go do ich wo-
dza. Guziolek poprosił o lekarstwo na chorobę Mikołaja. Wódz wybuchnął
śmiechem i strażnicy też. – Nie dam ci lekarstwa. My skrzaty nie lubimy ani
Świąt, ani Mikołaja. Wybij sobie z głowy, że dam ci lekarstwo. I pstryknął
palcami, a strażnicy zabrali myszkę do słomianego domku i zamknęli drzwi
na kłódkę i stanęli koło drzwi, a kluczyki powiesili na dachu. Szczęście, że
Guziolek miał dużo latających przyjaciół. Jeden z nich postanowił pomóc
myszce, więc zdjął klucze z dachu i dał Guziolkowi, a sam poszedł podo-
kuczać strażnikom, by odwrócić ich uwagę, a Guziolek wykorzystał okazję
i poszedł poszukać lekarstwa. Zauważył dość duży domek i postanowił wejść
tam. – O!… zdziwił się Guziolek – ile półek i ile buteleczek z jakimiś ko-
lorowymi płynami: różowymi, czerwonymi. Najbardziej zainteresowała go
buteleczka z niebieskim płynem. Przeczytał, co na niej pisze. – Och! To chy-
ba to lekarstwo, którego szukam. Schował do kieszonki buteleczkę z płynem
i wyjrzał, czy ktoś jest na zewnątrz.
– Teren czysty – pomyślał i szybko uciekł za krzaki. A potem szybko
skoczył na jedną krę, na drugą. Kiedy skrzat to zobaczył, rozkołysał kry i te
odpłynęły. Myszka musiała sama dopłynąć do brzegu.
– Tym razem ci się udało, ale poczekaj, ja ci jeszcze pokażę! – zagroził
skrzat.
Guziolek wyszedł z wody i postanowił pójść dalej, chociaż mu było
strasznie zimno. Skrzat tym razem postanowił wywołać wielką wichurę. Gu-
ziolek szedł pod wiatr. Gdy wszedł na jedna z górek, postanowił spróbować
zjechać na jednym z suchych liści. Przynajmniej spróbować. Ale niezbyt mu
się to udało: zrobił koziołka i potoczył się po śniegu, a przy okazji stał się
wielką kulą śniegową. Kiedy już był na dole, gdy się toczył, potknął się o je-
den z kamieni i kula się rozbiła. Guziolka strasznie rozbolała głowa, ale nie
zniechęcał się. Poczuł głód. Szczęście, że w kieszonce miał parę kawałków
sera. – Jeden zjem teraz, a jeden zjem później. To mi doda sił – pomyślał, po
czym zjadł kawałek sera i poszedł dalej.
Gdy przechodził przez las, skrzat postanowił zrobić kolejną pułapkę na
myszkę. Postanowił wyczarować takie dziwne stwory, żeby Guziolek się ich
Bajki dzieci z klas I–III
55
wystraszył i by okrążył cały las. Szedłby wtedy dłużej. Ale mu się to nie udało.
Guziolek postanowił wziąć kij i przejść przez środek lasu. Gdyby jakiś stwór
się do niego zbliżył, uderzyłby go mocno.
I tym sposobem Guziolek przeszedł przez środek lasu, a skrzat sczerwie-
niał ze złości. Gdy Guziolek schodził z ostatniej góry i już widać było jego
rodzinne miasteczko, skrzat wyczarował większą wichurę, która zmiotła
Guziolka na poprzednią górę. Skrzat poczuł zmęczenie, więc postanowił się
położyć. Myślał, że jak się obudzi, Guziolek dojdzie dopiero na poprzednią
górkę.
Guziolek tymczasem dotarł na górę, z której znowu widział rodzin-
ne miasteczko. Miał szczęście, że skrzat jeszcze spał. Guziolek postanowił
sprawdzić stary sposób staczania się z górki.. Położył się na śniegu i potoczył
się, jak ogromna kula. Tym sposobem dotarł do miasteczka. Szedł ciemnymi
ulicami, gdy zobaczył swój domek. Tam już czekał na niego lekarz. Szedł
cichutko po schodkach, otworzył drzwi i wszedł do domku. Poszedł do swo-
jego mieszkanka i ujrzał lekarza. – Proszę panie doktorze. Mam lekarstwo.
– Dziękuję ci Guziolku. Uratowałeś Święta. Gdy skrzat się zorientował, że
Guziolek już wszedł do domu, było za późno. Mikołaj wyzdrowiał, a Guzio-
lek postanowił wreszcie zasnąć i odpocząć, bo przecież na to zasłużył.
Karolina Wioska, lat 9, Imielin
Bajki rodziców
O Pasterzu i Owcach
Za morzami, gdzieś na świecie
Gdzie – dokładnie nie zgadniecie.
Pasterz dbał o swoje owce
By nie zeszły na manowce.
A że kochał swoją trzodę
Ograniczał im swobodę
Żeby nie szły tam, gdzie ciernie
W jednym stadle żyły wiernie.
Choć im czas poświęcał cały
Owce mu się zbuntowały
Nikt nie będzie im dyktować
Co jeść mają, gdzie wędrować.
Po co komu obowiązki
Założyły własne związki
Rozdzieliły stanowiska
Siano, łąki i pastwiska.
Wreszcie wolność, nie ma stróża,
Co tam dla nich: deszcze, burza
Każdy bawi się, używa
Tylko owiec coś ubywa
Kilka chwastem się objadło
Parę w lesie gdzieś przepadło
Powpadało kilka w wodę
Taka cena za swobodę
Aż nadali diabli wilka
Z łąki porwał owiec kilka
Trwają kłótnie i narady
Bez pasterza nie da rady
58
Bajkoterapia…
Poszły szukać więc pasterza
Bo zuchwalej wilk uderza
Ten przegonił rozbójnika
Jaki morał stąd wynika?
Każdy miejsce ma w naturze
Jeden mniejsze, inny duże
Najważniejsza jest współpraca
Bo niezgoda – nie popłaca
Jacek Daniluk, Biała Podlaska
Przygoda Krasnala
Dawno, dawno temu, w głębi lasu, z dala od ruchliwych i głośnych ulic
wielkich miast na niewielkiej polanie, pełnej kwiatów i ziół, gdzie gościło
zawsze słońce, ptaki radośnie śpiewały i poranna rosa orzeźwiała powietrze,
stał maleńki domek Krasnoludków. Domek zbudowany był na niewielkim
wzniesieniu, dlatego podczas deszczu był bezpieczny i nie zalewała go woda.
Wokół domku stał maleńki płotek, za którym był ogródek pełen różnobar-
wnych kwiatów.
W domku mieszkała rodzina Krasnoludków: Mama, Tata i pięcioro dzie-
ci. Mama – piękna Kornelia – opiekowała się domem i dziećmi, dbała o to,
aby było czysto w domku i ogródku, aby dzieci nie chodziły głodne i miały
zawsze czyste ubranka. Tato – silny Rysio – codziennie rano wychodził ze
starszymi dziećmi do pracy w lesie. Dzieci: Maciek, Maniek, Muniek i Mi-
gotek, pomagali codziennie Tacie, a po powrocie do domu bawili się razem
oraz opiekowali się najmłodszym bratem.
Michał – najmłodszy z rodzeństwa, był jeszcze za mały, by pomagać tacie
w codziennej pracy, siedział więc w domu i bardzo się nudził. Michał zwany
był przez rodzinę Kropkiem, z powodu licznych piegów na małym nosku.
Kropek bardzo nie lubił swoich piegów, wstydził się ich; wydawało mu
się, że gdy spotyka kogoś obcego, ten od razu śmieje się z jego piegowatego
noska. Dlatego nie lubił wychodzić z domu, nawet wtedy, gdy bracia szli
na spacer on zostawał w domu z obawy przed spotkaniem z kimś obcym.
Nie pomagały nawet prośby Mamy, która czasami chciała zabrać Kropka na
wyprawę do lasu. Kropek zostawał w domu i ani mu w głowie było gdziekol-
wiek wychodzić.
Rodzice smucili się z tego powodu, że ich najmłodszy syn jest taki nie-
śmiały i wstydzi się uroczych dla nich piegów.
Pewnego razu, gdy tata ze starszymi synami był w lesie, a mama wyszła
nazbierać jagód na kolację, Kropek usłyszał jakiś głos.
– Pomocy! Pomocy! – wołał ktoś cichutko.
Bajki rodziców
59
Kropek wyjrzał przez okienko w małym domku, ale niczego nie dostrzegł.
Myślał, że mu się wydawało, ale po pewnym czasie znowu usłyszał:
– Niech mi ktoś pomoże…
Otworzył drzwi domku i nieśmiało wyjrzał na dwór. Nasłuchiwał, z któ-
rego miejsca dobiega wołanie o pomoc. Głos dochodził z wysokich traw,
rosnących nieopodal domu. Udał się więc ostrożnie w tamtą stronę. Szedł
powoli, odgarniając trawy. Głos wołający o pomoc stawał się coraz bliższy,
aż Kropek zauważył pięknego Motyla zaplątanego w pajęcze sieci. Motyl też
dostrzegł Krasnoludka i poprosił:
– Pomóż mi, uwolnij mnie. Już tak długo jestem uwięziony, że tracę siły.
Sam sobie nie poradzę.
Kropek wahał się chwilę, po czym podszedł do Motyla i zaczął go uwal-
niać z pajęczych sieci…
Gdy Motyl był już wolny Krasnoludek zaczął uciekać do swojego domku.
– Poczekaj! Nie uciekaj ode mnie, nie zrobię ci nic złego. Chcę ci tylko
podziękować – wołał za nim Motyl.
Kropek zatrzymał się dopiero w swoim ogródku. Nad nim fruwał różno-
barwny Motyl. Krasnoludek stał ze spuszczoną głową, niepewnie podnosił
wzrok; bał się tego, że Motyl dostrzeże jego brązowe piegi. Myślał sobie: „On
jest taki piękny, a ja jestem taki brzydki, piegowaty”.
Motyl odezwał się:
– Cześć, jestem Perełka, tak mówią na mnie przyjaciele, dlatego, że gdy
świeci na mnie słońce, moje skrzydła błyszczą się jak perła. Wiesz, że gdyby
nie Twoja pomoc, to moje skrzydła już nigdy nie cieszyłyby nikogo swoją
urodą? Bardzo mi pomogłeś, uratowałeś mi życie. Jestem Ci bardzo wdzięcz-
ny. Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
Kropek stał zawstydzony bez słowa. Jego małe serduszko zadrgało ze
wzruszenia. On – taki mały i brzydki – uratował komuś życie.
– Dlaczego tak się wstydzisz, Krasnoludku? – zapytał go Motyl.
– Bo… bo… – zaczął Krasnoludek. – Bo wstydzę się tego, jaki jestem…
Mam zadarty nos i dużo piegów. Pewnie wszyscy się ze mnie śmieją, że jestem
w kropki.
Krasnoludku, twoje piegi nie mają znaczenia, masz dobre serduszko, po-
mogłeś mi jak byłem w potrzebie i to jest najważniejsze. Każdy jest inny i to
jest piękne, że nie ma dwóch takich samych istot. Chcesz, to pokażę ci kilku
mieszkańców naszego lasu. Zobaczysz, że wszyscy s różni. Zabiorę cię na wy-
cieczkę. To będzie dowód mojej wdzięczności za Twoją pomoc.
Krasnal Michał zarumienił się, chciał poznać innych mieszkańców, ale
nie miał odwagi pójść z Motylem Perełką. Po długim namyśle postanowił,
że jednak pójdzie. Skoro Motyl się nie śmiał z jego wyglądu, to może inni
też nie będą się śmiać. Rozmarzył się: „jakby to było pięknie pójść z braćmi
60
Bajkoterapia…
na spacer i nie wstydzić się tego jak wygląda”. Uśmiechnął się sam do siebie,
a Motyl odebrał to jako zgodę na wspólną wyprawę.
– Widzę, że zgadzasz się na wycieczkę po lesie, musimy tylko zapytać
twoich rodziców, czy na to pozwolą. Czy twoja mama i tata są w domu?
– Nie ma. Tata jest daleko w lesie, a mama powinna zaraz wrócić, słońce
jest już wysoko. Zawsze wraca o tej porze. Wejdź, Perełko, do mojego ogród-
ka, poczekamy na mamę – odpowiedział Kropek.
Krasnoludek z Motylem usiedli na ławeczce wśród pachnących kwiatów
i czekali na przybycie Mamy.
Po kilku minutach mama pojawia się na ścieżce prowadzącej do domku
Krasnoludków. W ręku niosła koszyk pełen jagód. Zdziwiła się, widząc swo-
jego najmłodszego syna w towarzystwie nieznajomego Motyla. Przestraszyła
się, że może coś się stało. Przyspieszyła kroku i już po chwili była w pobliżu
domku.
– Mamo, Mamo… wiesz, co się stało?! Uratowałem Motyla, wyplątałem
go z pajęczych sieci. Zobaczy, jaki jest piękny. Nazywa się Perełka. Chce mnie
zabrać na wycieczkę do lasu i pokazać innych mieszkańców. Czy mogę iść?
Mama nie zdążyła się jeszcze odezwać, a już Kropek uwieszony był u jej
szyi i mocno się przytulał. – Mamo, pozwól mi pójść.
– Kropku, a co się stało, że Ty sam chcesz iść do lasu? Przecież nigdy nie
chciałeś wybrać się na spacer. Co się zmieniło? – zapytała mama.
– Spotkałem Motyla, który powiedział mi, że moje piegi nie są brzydkie.
– Kochanie, zawsze Ci mówiłam, że Twoje piegi na zadartym nosku są
śliczne. A Ty mi nie wierzyłeś.
– Bo ja myślałem, że ty mi tak mówisz dlatego, że mnie kochasz, a Motyl,
który nie znał mnie do tej pory wcale się ze mnie nie śmiał.
– Ma Pani wspaniałego syna. Gdyby nie on, nie wydostałbym się z pa-
jęczej sieci. Jestem mu bardzo wdzięczny. Czy nie ma Pani nic przeciwko
temu, żebym zabrał go na wycieczkę? – spytał Motyl.
Mama uśmiechnęła się. – Oczywiście, możecie iść, ale nie odchodźcie
daleko i wróćcie przed zachodem słońca. Nazbierałam jagód, zrobię pyszne
pierogi na kolację.
Uradowany Kropek w podskokach wyruszył do lasu, nad jego głową
frunął piękny Motyl. Szli przez las wesoło rozmawiając. Spotkali Biedronkę,
która siedziała na listku poziomki.
– Zobacz, Kropku, to jest Biedronka. Ma podobne kropki do Twoich
piegów. Zobacz, jaka jest piękna. A tam skacze Świerszcz. Widzisz, jest cały
zielony i jakie ma długie nogi – opisywał owady Motyl.
– A to kto, ten stwór z patyczkami na ciele?
– To jest Jeż. To nie są patyczki tylko igły i są bardzo kłujące. Służą Jeżo-
wi do obrony przed dzikimi zwierzętami. – odpowiedział Perełka.
Bajki rodziców
61
– Dziwny jest ten stwór. – Kropek nie mógł się nadziwić wyglądem
Jeża.
Doszli do jeziorka w lesie, przy którym słychać było rechot Żab. Krasnal
Michał pierwszy raz w życiu widział Żaby i dziwił się ich rechotem. Szli da-
lej przez las. Spotkali jeszcze Pszczołę, która zbierała nektar, zapracowane
Mrówki, Dzięcioła, Żuka, Stonogę, która bardzo zainteresowała Krasnolud-
ka i zdziwiła swoją umiejętnością chodzenia na tylu nogach. Mogli by tak
chodzić i chodzić, ale czas mijał nieubłaganie i pora była wracać do domu.
Motyl odprowadził Krasnala i został zaproszony na pyszne pierogi. Kropek
cieszył się bardzo z minionego dnia. Opowiadał wszystkim o swojej przy-
godzie i o tym, co spotkało go w lesie, ile widział różnych stworzeń, i jakie
są niektóre z nich dziwne. Z tego wszystkiego zapomniał o swoich piegach.
Postanowił, że następnego dnia pójdzie z tatą i braćmi do lasu do pracy i już
nie będzie się wstydził swojego wyglądu. Mama podziękowała Motylowi za
to, że zajął się jej synem i pomógł mu zrozumieć, że jest wyjątkowy. Perełka
obiecał, że będzie często odwiedzał rodzinę Krasnoludków i będzie towa-
rzyszył całej piątce braci w leśnych wyprawach, że pokaże dotąd nieznane
miejsca i ciekawych mieszkańców lasu.
Kropek po kolacji grzecznie się umył, położył do łóżeczka, przytulił
mamę i szybko zasnął.
– Kocham Cię, moje śliczne dzielne maleństwo – powiedziała mama
i pocałowała śpiącego synka w czoło.
Anna Laszczuk, Worgule
Bajka terapeutyczna - Spotkanie Filusi z Zuzią
Adresat: 8-letnia dziewczynka
Główny temat: lęk przed wodą.
Główny bohater: wydra Filusia, która po tym jak nurt porwał jej lalkę Zu-
zię nie wchodzi do rzeki. Lęk, jaki odczuwa, obniżany jest przez dawanie
wsparcia dzięki przyjaźni, poprzez efektywne działanie w sytuacji trudnej,
wymagającej odwagi.
Wprowadzona postać: stary żółw, który daje wsparcie, pomaga, okazuje
przyjaźń, kształtuje poczucie własnej wartości.
Tło opowiadania: akcja rozgrywa się przy brzegu rzeki i na rzece. Zakończe-
nie pogodne, optymistyczne. Jest rodzajem bajki psychoterapeutycznej.
62
Bajkoterapia…
Było upalne lato, mała wydra o imieniu Filusia przyglądała się przy brze-
gu, jak jej przyjaciele bawią się w rzece. Rybka nawoływała samotnie siedzącą
wydrę:
– Przyjdź do nas, woda jest ciepła.
– Nie chcę, tu jest mi dobrze – odpowiedziała Filusia.
– No choć. Gramy w siatkę i brakuje nam osoby do zabawy – namawiała
foczka.
– Nie lubię w to grać, a poza tym zaraz idę na obiad – odparła wydra.
– Jak chcesz, ale żałuj, bo tu jest wspaniale – mówił żółw.
Wydra Filusia nie chciała nikomu mówić, że boi się wejść do rzeki. Stało
się to wtedy, gdy tatuś nauczył ją pływać. Wychodziło jej to bardzo dobrze,
więc postanowiła nauczyć tego swoja lalkę Zuzię. Gdy weszła do wody, pły-
nąc trzymała w łapce lalkę, ale po chwili zerwał się wiatr i silny nurt porwał
laleczkę Filusi. Maleńka wydra nie mogła nic zrobić, bo była za słaba, żeby
pokonać rwący nurt i tylko patrzyła jak jej Zuzia się oddala. Od chwili tej
strasznej dla niej przygody unika wejścia do wody, ponieważ boi się, że i ona
zostanie porwana przez nurt rzeki i nie wróci do domu.
Filusia myje się w rzece blisko brzegu, ale gdy musi się trochę dalej od-
dalić by się zanurzyć, zamyka mocno oczy, robi przysiad w wodzie i szybko
się wynurzając biegnie do brzegu. Jest jej przykro, że nie może pokonać tego
lęku, że nie może bawić się z przyjaciółmi w rzece. Nikomu nie powiedziała
o tym, co ją niepokoi, gdyż obawia się wyśmiania przez innych i niezrozu-
mienia. Uważa również, że nikt nie jest w stanie jej pomóc.
Pewnego dnia Filusia bawiła się z zającem i borsukiem w berka przy
brzegu rzeki. Kiedy po zabawie wracali na obiad do domu, Filusia usłyszała
krzyk nieznajomego:
– Ratunku! Niech mi ktoś pomoże!
– Gdzie jesteś? – zapytała Filusia.
– Jestem przy brzegu, obok dębu! – usłyszała odpowiedź.
Filusia szybko pobiegła do wskazanego miejsca.
– Co się stało? – spytała się mała wydra.
– Płynąłem sobie spokojnie, aż tu nagle czuję, że coś przyczepiło mi się
do płetwy – odpowiedział nieznajomy.
– Jak mogę panu pomóc?
– Możesz przegryźć tą siatkę, o w tym miejscu?
– Spróbuję.
Filusia przegryzła siatkę w miejscu wskazanym przez żółwia, bo tym
Kimś, komu trzeba było pomóc był właśnie żółw.
– O, już gotowe – powiedziała młoda wydra.
– Dziękuje. Uratowałaś mi życie, jak ci się mogę odwdzięczyć? – zapytał
żółw.
Bajki rodziców
63
– To drobiazg, cieszę się, że na coś się przydałam. Ale niech pan powie,
kim jest i co tu robi? – zapytała się Filusia.
– Nazywam się Bartłomiej. Jestem starym żółwiem, który lubi pływać
po rzekach.
– A nie obawia się pan, że utonie?
– Nie, ponieważ umiem pływać, a poza tym rzeka nie jest zła, jeśli umie-
my dobrze z nią współżyć. Rzeka jest przyjazna, kiedy jest spokojna, a niebo
błękitne. Trzeba jednak uważać, gdy niebo jest pochmurne, bo wtedy wystę-
pują silne nurty i jest niebezpiecznie.
– Z rzeką są same nieszczęścia – odpowiedziała ze łzami w oczach Filu-
sia, gdyż przypomniała sobie, jak jej laleczka została porwana.
– To nie prawda – zaprzeczył żółw – woda potrzebna jest do życia. Daje
nam przyjemność i odprężenie.
– Niech pan mówi, co chce, ja i tak wiem, że same z nią zmartwienia
– naburmuszyła się wydra.
– Dlaczego tak uważasz? – spytał żółw Filusie – czy coś się stało?
– Nie tylko…
– Tylko co? Powiedz, poczujesz się lepiej i może wspólnie zaradzimy
twojemu zmartwieniu – nalegał żółw.
– A nie będzie się pan śmiał? – zapytała nieśmiało Filusia.
– Obiecuję, że nie – powiedział z powagą żółw.
– Boję się wchodzić do rzeki – przyznała się wydra.
– Ale dlaczego? Nie rozumiem – spytał zdziwiony Bartłomiej.
– Gdy płynęłam, nurt porwał mi moją laleczkę i boję się, że i mnie po-
rwie – odparła.
– Nie bój się. Wy wydry jesteście urodzonymi pływakami. Bardzo do-
brze pływasz, więc nic ci się nie stało. Rzeka ci sprzyja – odparł żółw.
– Ale moja Zuzia… – zaczęła wydra, ale żółw jej przerwał.
– Coś mi się wydaje, że jej się nic nie stało.
– Jak to możliwe, widział pan ją? – spytała pełna nadziei Filusia.
– Nie jestem pewny, czy to ta, ale moja wnuczka znalazła ładną lalkę
z blond włosami.
– Tak to ta, to na pewno moja Zuzia – odparła uszczęśliwiona wydra
– czy mógłby mi pan ją oddać?
– Wiesz, to nie takie proste. Po pierwsze ty musisz ze mną popłynąć do
mojej wnuczki, a po drugie przekonać ją, żeby ci oddała laleczkę – stwierdził
Bartłomiej.
– Ale ja nie wejdę do wody! – stanowczo powiedziała Filusia.
– Trudno, nie zobaczysz Zuzi – powiedział żółw.
– Ja muszę ją odzyskać, muszę! – mówiła przez łzy Filusia.
64
Bajkoterapia…
– Dobrze, pomogę ci, ale i tak musisz wejść do wody, później na mój
grzbiet i trzymać się mocno – zaproponował żółw.
Filusia z zaciśniętymi łapkami weszła do rzeki. Bała się, ale wiedziała, że
robi to dla swojej lalki. Powolutku stąpała nóżkami. Wydawało jej się, że im
bardziej ona się przybliża, tym żółw się oddala. Gdy woda w rzece przykryła
ją do szyi, była już przy żółwiu i weszła na jego skorupę.
– To ruszamy po przygody – stwierdził z zadowoleniem Bartłomiej.
Filusia rozglądała się po szerokiej rzece. Nie bała się, bo wiedziała, że jest
z nią doskonały pływak. Po jakimś czasie usłyszała głośne sapanie żółwia.
– Co się stało? – spytała zaniepokojona mała wydra.
– Jestem zmęczony, chyba nie dam rady cię dalej nieść na skorupie. Bar-
dzo mi przykro – powiedział zmęczony Bartłomiej.
– I co teraz zrobimy? Jesteśmy na środku rzeki, nigdzie nie widać brzegu
– powiedziała zdenerwowana Filusia.
– Mam pomysł. Widzisz tą małą kłodę, unosi ją woda. Popłynę do niej,
ty się jej chwycisz i będziesz płynąć. Nic się nie bój, ja będę przy tobie cały
czas.
– Na pewno nic mi się nie stanie? – spytała niepewnie Filusia.
– Na pewno, obiecuję. To jak, gotowa jesteś? – spytał Bartłomiej.
– Tak, gotowa – zapewniła.
– To zaczynamy. Usiądź przodem do kłody. Złap się łapkami mojej sko-
rupy. Teraz ześlizgując się najpierw jedną, a potem drugą nogę włóż do wody.
Nic ci się nie stanie, woda jest cieplutka. Teraz łapkami chwyć się kłody.
Filusia zrobiła tak jak jej kazał Bartłomiej.
– Bardzo dobrze ci poszło. Jesteś naprawdę odważna. Trzymając kłodę
machaj mocno nogami. I jak?
– Świetnie. Ja naprawdę pływam, pływam! – krzyczała z radości mała
wydra.
– A jak woda?
– Jest naprawdę cieplutka, taka przyjemna i odprężająca – stwierdziła
z uśmiechem.
– Widzisz, a nie chciałaś mi wierzyć. Mało co, a straciłabyś okazję do
kąpieli w to upalne lato.
– Ma pan rację, ale na szczęście spotkałam pana. Jestem bardzo wdzięcz-
na, że pokazał mi pan uroki rzeki.
– Już dopływamy, dasz radę? – spytał żółw.
– Tak, mam dużo siły w nogach – odparła z zadowoleniem.
– Cieszę się. Jesteśmy na miejscu. Przedstawię ci moją rodzinę.
– Nie mogę się doczekać – powiedziała z przejęciem wydra.
– Widzę swoją wnuczkę. Zawołam ją, to sobie porozmawiacie. Lili, chodź
przywitać się z dziadkiem!
Bajki rodziców
65
– Dziadzio, tęskniłam za tobą, gdzie byłeś? – zapytała mała Lili.
– Pływałem sobie to tu, to tam. A ty co porabiałaś? – spytał z ciekawością
stary żółw.
– Pływałam z lalką po stawiku. Posadziłam ją sobie na skorupie. Dzia-
dzio, kiedy mnie weźmiesz ze sobą w podróż?
– Jak będziesz trochę starsza, tak jak Filusia – odpowiedział Bartłomiej.
– A ty lubisz pływać po wielkich rzekach? – spytała się Lila Filusi.
– Lubię.
– A nie boisz się tej ogromnej przestrzeni? – pytała dalej Lili.
– Już nie. Bałam się wcześniej, ale przekonałam się, że niepotrzebnie.
Woda jest przyjazna – odpowiedziała z dumą wydra. I spytała:
– A skąd masz taką ładną lalkę? – spytała Filusia.
– Znalazłam przy brzegu i mamusia pozwoliła mi ją wziąć – odparła Lili.
– Bardzo ją kochasz, prawda?
– Tak i nikomu jej nie oddam, bo jest moja. Nie zabierzesz mi jej? –
przestraszyła się.
– Nie, oczywiście, że nie. Przypłynęła do ciebie i na pewno chce z tobą
zostać – odpowiedziała Filusia – Wiesz ona ma na imię Zuzia, dzięki niej
i dla niej nauczyłam się nie bać rzeki. Na nowo zaczęłam pływać i cieszyć się
urokiem lata.
Po obiedzie Filusia podziękowała rodzinie żółwi. Obiecała im, że będzie
ich odwiedzać i bawić się z Lili. Bartłomiej razem z wydrą płynęli z powro-
tem do jej domu, tylko tym razem Filusia płynęła sama i tylko od czasu do
czasu przytrzymywała się skorupy żółwia.
– Nie wzięłaś swojej lalki – odparł żółw.
– Wiem, ale bardziej przyda się ona Lili niż mnie. Ja będę się nią bawić
razem z Lili u niej.
– Rozumiem. Już jesteśmy na miejscu. Spójrz, to chyba twoi przyjaciele.
– Tak, grają w siatkę. Pójdę się do nich przyłączyć. Dziękuję panu za
wszystko.
– Ja tobie również. Do zobaczenia.
Dziadek żółw odpłynął, a Filusia każdą wolną chwilę spędzała w rzece,
na spotkaniach z przyjaciółmi i na podróżach do Lili. Już się nie bała, gdyż
w wodzie czuła się jak przysłowiowa ryba.
Kamila Możejko, Świdnica
Miodzio
Główny temat:
Lęk przed owadami latającymi głównie pszczołami. Który powoduje
przede wszystkim brak poczucia bezpieczeństwa, niepokoje, lęk przed wy-
66
Bajkoterapia…
chodzeniem na dwór oraz przed nieznanym. Powstał on w wyniku ukąszenia
dziecka przez pszczołę. Stan lękowy pogłębił się w wyniku reakcji alergicznej
dziecka, co spowodowało generalizację lęku i strach przed jakimikolwiek
owadami latającymi. Lękowi temu przeciwstawia się:
– poprawienie nastroju przez pozytywne myślenie,
– przebudowanie sposobu postępowania i myślenia o sytuacji wzbudza-
jącej lęk,
– zainteresowanie bohatera/bohaterki różnymi owadami,
– przeżywanie przez bohatera ciekawych przygód.
Główny bohater (adresat):
Paulina lat 6. Bawiąc się w ogrodzie na tyłach domu została ukąszona
przez pszczołę. Wystraszyła się, gdy rodzice zabrali ją na pogotowie. Od tego
momentu Paulina rzadko wychodzi na dwór. Sporadycznie bawi się z kole-
żankami, jedynie w przedszkolu utrzymuje bliższy z nimi kontakt. Lęk redu-
kowany jest przez:
– przełamywanie się, aby strach nie zdominował życia codziennego
– przeżywanie rożnych przygód
– zmiana sposobu myślenia o pszczołach
– utrzymywanie przyjaźni.
Wprowadzone postacie:
– główna bohaterka: dziewczynka Zosia,
– motyl Glower,
– pszczoła Dasza;
Redukują one skutecznie lęk poprzez:
– dawanie wsparcia
– zawieranie nowych przyjaźni i okazywanie pomocy
– panującą atmosferę akceptacji, która sprzyja do swobodnej rozmowy
o swoich problemach
– uczenie nowych sposobów postępowania w trudnych sytuacjach oraz
zmiany sposobu myślenia
– odczuwanie przyjemności w kontaktach z owadami w tym również
pszczołami
– bycie potrzebnym, odnoszenie sukcesów w panowaniu nad lękiem.
Tło opowiadania:
Dziewczynka bawi się na tyłach swojego domu przy ogrodzie.
Był piękny wiosenny dzień, kiedy Zosia spoglądała przez okno. Tato wy-
szedł już dawno do pracy a mama przygotowywała się też do wyjścia. Zosia
odwróciła głowę w chwili kiedy usłyszała pukanie do drzwi jej pokoju.
– Proszę.
W drzwiach ukazała się mama.
Bajki rodziców
67
– Kochanie powinnaś więcej czasu spędzać na podwórku, sama widzisz
jaka jest piękna pogoda. Ja za chwilę wyjdę załatwić kilka ważnych spraw
w mieście. Może pobawisz się przez ten czas na świeżym powietrzu?
Zosia nie podzielała pomysłu mamy, nie chciała wychodzić, wolała spę-
dzić ten czas w swoim pokoju, tam gdzie czuła się bezpiecznie. Więc odpo-
wiedziała:
– Mamo nie lubię bawić się na podwórku koło ogrodu.
– Przecież nie boisz się już pszczół, to było tak dawno temu kiedy cię
użądliła.
– Tak mamo.
– A więc postanowione.
Zosia spojrzała na mamę proszącym wzrokiem ale mama nie zauwa-
żyła tej prośby. Przygotowała się więc w milczeniu do wyjścia. Nadal bała
się pszczół, teraz kiedy jest wiosna wiedziała, że znowu latają koło kwiatów
w ogrodzie tuż przed podwórkiem. Nie mogła powiedzieć o tym mamie.
Dziewczynka posłusznie wyszła z mamą lekko zaniepokojona, pożegnała
się z nią i usiadła na ławce. Spoglądała na oddalającą się postać i żałowała, że
została sama. Zaczęła rozglądać się na boki, czy przypadkiem gdzieś w pobli-
żu nie ma pszczół, ponieważ słyszała wyraźnie odgłosy bzyczenia. Nie mogła
się ruszyć, bo tak bardzo sparaliżował ją strach.
Nagle usłyszała cichutki głosik:
– Czy możesz przesunąć stopę?
Zosia siedziała dalej nasłuchując, doszła jednak po chwili do wniosku, że
przesłyszała się. Głosik jednak znowu się rozległ i powtórzył:
– Czy możesz przesunąć stopę? Jestem tutaj na dole.
Dziewczynka spojrzała na dół i zauważyła pięknego motyla, który przy-
siadł koło jej lewej stopy i powiedział:
– Mam na imię Glower, upuściłem niechcąco kapelusz, który mi nadep-
nęłaś.
– Och! Przepraszam.
Odpowiedziała Zosia przesuwając nieco stopę. Glower podniósł swój ka-
pelusz, otrzepał i włożył na głowę, po czym zapytał:
– Jak masz na imię?
– Zosia.
– Nie widziałem cię tutaj.
– To dlatego, że rzadko wychodzę z domu, a ty gdzie mieszkasz?
– W tym ogrodzie koło jabłonki? Choć pokażę ci, to takie piękne miejsce.
– Ale wiesz ja boję się pszczół.
– Ze mną nie musisz się bać, ja cię obronię.
– Dobrze, więc chodźmy.
68
Bajkoterapia…
Glower lecąc tuż przed Zosią pokazywał jej najwspanialsze kwiaty i za-
chwycał się ich urodą. Będąc już na miejscu, opowiadał ciekawe historyjki
o swoim pra pra pra dziadku, który pewnego dnia przyleciał tu i zachwycony
tym przepięknym zakątkiem postanowił zostać i zamieszkać. Rozmawiając
tak usłyszeli razem zrozpaczony głos:
– Pomocy…, pomocy…., pomocy.
Zosia i Glower ustalili, że właściciel głosu znajduje się za krzakiem jeżyn,
tuż koło jabłonki. Podeszli bliżej i zobaczyli zapłakaną pszczołę siedzącą na
kamieniu. Zosia przestraszyła się z początku, ale później zrobiło się jej żal tej
pszczółki, która cierpiała. Glower przysiadł koło pszczółki i zapytał:
– Jak masz na imię, i dlaczego płaczesz?
Pszczółka podniosła główkę i spojrzała na motyla i dziewczynkę.
– Mam na imię Dasza i płaczę bo nikt mi nie może mi pomóc.
Uspokoiła się trochę i zapytała:
– A jak macie na imię?
– Ja jestem Glower a to jest moja przyjaciółka Zosia.
Zosia przyglądała się pszczółce i była ciekawa co mogło się zdarzyć, że
Dasza była taka smutna.
– Dlaczego nie można ci pomóc?
Zapytała.
– Bo silny wiatr strącił nasz ul z gałęzi i od samego rana wszystkie
pszczoły szukają osoby, która pomogła by podnieść nasz ul i położyć w roz-
gałęzieniu śliwki aby już nigdy nie spadł. Próbowała już wiewiórka, ale nie
mogła unieść ula, był dla niej za ciężki, później żaba starała się na plecach
z ulem, podskoczyć do rozgałęzienia śliwki, ale było dla niej za wysoko. Dla-
tego płaczę.
– Może my ci pomożemy.
– Naprawdę.
– Tak.
Rzekła Zosia. Dasza otarła łzy i z nadzieją lecąc do ula wskazała drogę
Glowerowi i Zosi. Kiedy dotarli na miejsce, zobaczyli, że większość pszczół
stara się podnieść ul. Jednak jest to dla nich za trudne i smutnie spoglądają
na siebie. Dasza podleciała bliżej i przedstawiła Glowera i Zosie. Nie zasta-
nawiając się dłużej Zosia podeszła i chwyciła ul obiema rękami. Będąc już
przy śliwce przyleciał Glower i dawał wskazówki Zosi gdzie dokładnie ma
umieścić ul żeby nie spadł. Zosia musiała wyciągnąć wysoko ręce i stanąć na
palcach aby położyć ul w rozgałęzieniu. Gdy bezpiecznie ułożyła go, wszyst-
kie pszczoły zaczęły dziękować Zosi i Glowerowi za pomoc. Po czym wszyst-
kie wzięły się do pracy zabezpieczając odpowiednimi mocowaniami ul. Za
okazaną pomoc Dasza poczęstowała Zosię i Glogera miodem. Dziewczynka
Bajki rodziców
69
już nie bała się pszczół. Nie mogła, bo wszystkie od tej pory stały się jej przy-
jaciółkami.
Zosia poczuła lekkie szarpnięcie, które się powtórzyło. Otwierając oczy
usłyszała:
– Zosiu obudź się.
Rozpoznała głos matki, która wróciła już z miasta.
– Zasnęłaś pod jabłonią.
Zosia wstała i powiedziała:
– Mamo wiesz kogo poznałam?
– Kogo?
Dziewczynka poczuła, że ma coś w ręku. Spojrzała i zobaczyła gumkę
do włosów z przyczepioną plastikową i kolorową pszczołą. Schowała ją do
kieszeni mówiąc:
– Pszczołę o imieniu Dasza i motyla Glogera.
– To bardzo ciekawe.
Zosia będąc już z mamą w domu opowiedziała swój sen. Po czym zapy-
tała:
– Mamo mogę na kolację zjeść kanapki z miodem.
– Oczywiście.
Odpowiedziała mama.
Elżbieta Pietrzak, Wałbrzych
Jak czarodziejka pomogła Karolince
Dawno, dawno temu, daleko, daleko stąd, w małym, skromnym domku
mieszkała dziewczynka o imieniu Karolinka. Kochała bardzo swoją mamę,
ale niestety miała też pewne wady – rzadko jej pomagała, była leniuszkiem
i przez swoją nieuczynność nie miała w ogóle przyjaciół.
Pewnego razu mama Karolinki zachorowała. Leżała w łóżku, miała wy-
soką gorączkę i choć już wielu lekarzy próbowało ją wyleczyć, nikomu się
to nie udawało. Mama była coraz słabsza, bledsza i przez cały czas spała.
W końcu ostatni z wezwanych lekarzy bezradnie rozłożył ręce i smutno po-
kiwał głową. Dziewczynka rozpłakała się. Bała się, że jej mamie już nic nie
pomoże.
Wtedy sąsiadka, która pomagała Karolince opiekować się chorą mamą,
powiedziała:
– Ludzie mówią, że w okolicy mieszka dobra czarodziejka, która poma-
ga ludziom o dobrych sercach. Idź, poszukaj jej, poproś, może zna lekarstwo
na chorobę Twojej mamy, a ja będę się nią przez ten czas opiekować.
Chociaż Karolince nie bardzo chciało się opuszczać swego domku, posta-
nowiła, że nazajutrz rano wyruszy w drogę na poszukiwanie czarodziejki.
70
Bajkoterapia…
I tak też zrobiła. Zabrała ze sobą trochę chleba na drogę i powędrowała
przed siebie.
Szła i szła przez wiele godzin, nie bardzo wiedząc, gdzie ma szukać tajem-
niczej czarodziejki.
W końcu zaczął zapadać zmrok. Karolinka usiadła na skraju lasu pod
drzewem, żeby odpocząć. Była bardzo zmęczona i smutna, gdyż zupełnie nie
wiedziała, co ma dalej począć. Wtem zauważyła pomiędzy drzewami nie-
znajomą panią, która zbierała zioła. Gdy podeszła bliżej, okazało się, że była
bardzo piękna i ubrana w długą, mieniącą się różnymi kolorami suknię.
Nieznajoma zapytała:
– A co ty tu robisz tej porze, dziewczynko? Twoja mama na pewno się
o ciebie martwi, jest już tak późno!
– Ach, moja mama jest ciężko chora, a ja szukam dobrej czarodziejki,
która ponoć potrafi pomóc w najcięższych kłopotach. Cały dzień szłam
i szłam i nigdzie jej nie znalazłam. Jest już ciemno, a ja jestem zmęczona,
śpiąca i chce mi się płakać!
Piękna pani spojrzała na stroskaną twarz dziewczynki i rzekła:
– Dobrze trafi łaś, gdyż to właśnie ja jestem tą, której szukasz. Jednak
pomagam tylko ludziom, którzy mają dobre serce i są wrażliwi na problemy
innych. Chodź ze mną do mojego domku, a może będę mogła ci pomóc.
I zabrała Karolinkę do swojej małej chatki położonej niedaleko lasu. Za
domkiem rozciągał się tajemniczy ogród z kwiatami, warzywami, owocami
i drzewami, tak olbrzymi, że jego końca nie można było dojrzeć, a wszystkie
pory roku przeplatały się w nim jednocześnie.
Czarodziejka ugościła dziewczynkę, nakarmiła ją i położyła spać.
Następnego ranka rzekła:
– Dam ci lekarstwo na chorobę twojej mamy, ale musisz udowodnić, że
na to zasługujesz. Przed tobą niełatwe zadanie – zostaniesz u mnie przez 5 dni,
będziesz mi pomagać w pracach domowych, ale najważniejsze, to utkanie
magicznej chusty w pasy o pięciu kolorach: niebieskim, żółtym, czerwonym,
zielonym i białym. Codziennie będziesz tkała jeden pas materiału. Daję ci tu
szarą wełnę. Musisz się postarać o odpowiednie barwniki do jej ufarbowania.
Skąd je weźmiesz – twoja już w tym głowa. Miej oczy i uszy szeroko otwarte,
a na pewno sobie poradzisz. Jeżeli jednak nie wykonasz tego zadania, nie
będę mogła ci pomóc.
Dziewczynka zgodziła się, gdyż wiedziała, że innego ratunku dla jej
mamy nie ma. Nie była jednak zadowolona, gdy pomyślała, że będzie musia-
ła pomagać w pracach domowych, a jeszcze na dodatek codziennie farbować
wełnę i tkać. No i skąd wziąć potrzebne do tego barwniki? Od tak dawna
o nic nie musiała się martwić, niczego nie musiała robić, tylko spędzała miło
czas na zabawie, aż tu nagle tyle zmartwień spadło na jej małą głowę!
Bajki rodziców
71
– Trudno, dla swojej mamy zgodzę się na wszystko – pomyślała.
Nie zamierzała jednak za bardzo trudzić się pracą. „Zrobię tylko to, co
będzie konieczne” – myślała, jedząc śniadanie.
Po posiłku wyszła do ogrodu na spacer. Przechadzała się po nim powoli,
ale nawet nie zauważała jego piękna, tak pochłonięta była rozmyślaniami
o swoim zadaniu.
Wtem prawie krzyknęła z zachwytu, gdyż nagle przed jej oczami ukazał
się cudowny widok: pole błękitnych kwiatków. Były to piękne niezapominaj-
ki, jednak wszystkie miały smutno zwieszone główki, którymi kołysał wiatr,
a z każdej strony dał się słyszę cichy szept: „Pić! Chce nam się pić!”.
Karolinka pomyślała, ze nie ma czasu zajmować się jakimiś tam przy-
więdłymi kwiatami, ma tyle swoich problemów! Kiedy chciała odejść dalej,
szept kwiatów stawał się coraz donośniejszy i wzbudzał coraz większą litość.
Słońce grzało mocno, a ogród nie był podlany. Ale Karolince nie w smak
było przerywać swoją przechadzkę po to, żeby ulżyć biednym, błękitnym
kwiatkom. Odezwała się więc niezadowolona:
– Czego chcecie ode mnie?
– Ach, jesteśmy takie spragnione! – zaszeptały kwiatki. – Tam niedaleko
jest studnia, prosimy cię, zaczerpnij kilka wiader wody i podlej nas. W prze-
ciwnym razie na pewno uschniemy!
– A co mnie to obchodzi, czy uschniecie, czy nie, mam o wiele większe
zmartwienia! – odburknęła Karolinka.
Poszła dalej dróżką, ale już po kilku krokach myśl o błękitnych kwiat-
kach nie dawała jej spokoju. I nie wiadomo, czy sprawiła to moc tajemni-
czego ogrodu, czy chęć pozbycia się czym prędzej tego kłopotu – Karolinka
zawróciła jednak i powiedziała:
– No, już dobrze. Zrobię to dla was, ale nie oczekujcie, że będę podlewać
was codziennie.
Co to, to nie!
Wyciągnęła z wysiłkiem kilka wiader wody ze starej studni i podlała
wszystkie błękitne kwiatki. Te zaś natychmiast wyprostowały się, podniosły
swe śliczne główki, a ich płatki zajaśniały najczystszym błękitem. Wyszeptały
z wdzięcznością: „Dziękujemy! Dziękujemy ci bardzo!”.
A największa z niezapominajek, która była ich królową, powiedziała do
zaskoczonej dziewczynki:
– Za to, że okazałaś nam serce, pomożemy ci i my. Ofi arujemy ci nasz
błękitny pyłek, który posłuży do ufarbowania pierwszej części wełny na chu-
stę dla czarodziejki. Zbliż się i nadstaw rąbek swego fartuszka.
Karolinka zdumiała się, że kwiatki wiedzą o jej zadaniu, ale pomyślała, że
w tym domu i ogrodzie wszystko jest takie dziwne i tajemnicze, że chyba aż
zaczarowane i nie będzie już niczemu się dziwić, cokolwiek by ją spotkało.
72
Bajkoterapia…
Zbliżyła się więc, uklękła i nadstawiła brzeg fartuszka, a kwiatki schyliły swe
główki, potrząsnęły nimi i nasypały jej pięknego, błękitnego pyłku.
Karolinka zerwała się, podziękowała szybko i popędziła do domku, żeby
ufarbować wełnę i utkać pierwszy pas zaczarowanej chusty.
Czarodziejka krzątała się po domku i powitała dziewczynkę miłym, ta-
jemniczym uśmiechem. Nic jednak nie powiedziała, tylko przyglądała się,
jak Karolinka przygotowuje wełnę i tka piękny, niebieski pas chusty.
Tak minął pierwszy dzień pobytu u czarodziejki. Nazajutrz rano po śnia-
daniu Karolinka znów szybko wymknęła się do ogrodu. Szła i zastanawiała
się, czy i dziś pomogą jej jakieś kwiatki, tym razem chyba żółte, bo taki pas
powinna dziś utkać.
Ale zamiast kwiatków zobaczyła gromadkę małych, wystraszonych, żół-
tych kurczątek, piszczących żałośnie. Podeszła do nich, ukucnęła i zapytała:
– Co się stało? Dlaczego tak głośno piszczycie? Głowa mi pęka od tego
hałasu!
– Zgubiła nam się mama, a my jesteśmy głodne i boimy się, że już ni-
gdy jej nie odnajdziemy w tym wielkim ogrodzie! A może ty masz coś do
jedzenia?
Dziewczynka miała w kieszeni słodką bułkę, którą zostawiła sobie na
później. Odłamała jeden kawałek i pokruszyła pisklętom. Gdy się najadły,
poprosiły:
– Czy możesz nam pomóc odnaleźć naszą mamę? Same nie damy sobie
z tym rady!
„Właściwie czemu nie, wolę pochodzić z kurczakami po ogrodzie, niż
pomagać czarodziejce w pracach domowych, to takie nudne!” – pomyślała
Karolinka. Poszła więc z kurczętami dróżką i dopiero po przejściu sporego
kawałka spostrzegli, że coś szamoce się w krzaku róż. Okazało się, że to kwo-
ka, mama piskląt, zaplątała się w cierniach i nie mogła się wydostać. Dziew-
czynka pomogła jej, a w podzięce wdzięczne kurczątka obdarowały ją żółtym
puszkiem ze swoich małych skrzydełek.
– Użyj go do sporządzenia barwnika, a przekonasz się, że otrzymasz
najpiękniejszy, najbardziej słoneczny odcień koloru żółtego na świecie – po-
wiedziały.
Tak więc Karolinka zdobyła drugi barwnik potrzebny do ufarbowania
wełny. Wieczorem drugi pas chusty był już utkany. I choć dziewczynka była
bardzo zmęczona, pozmywała jeszcze po kolacji i dopiero potem położyła
się spać. Czarodziejka pożegnała ją znów swym miłym, tajemniczym uśmie-
chem.
Trzeciego dnia Karolinka wstała skoro świt i już od samego rana zaczę-
ła sobie łamać głowę, skąd wziąć czerwony barwnik, potrzebny na kolejny
pas chusty. Ponieważ dzień znów zapowiadał się wspaniale i pogoda była
Bajki rodziców
73
przepiękna, postanowiła udać się do ogrodu z nadzieją, że i tym razem się
jej poszczęści.
Tym razem wybrała spacer wśród drzew owocowych. Chodziła i podzi-
wiała wielkie jabłonie, grusze i śliwy, dźwigające soczyste, dojrzałe owoce.
Zapatrzona do góry, prawie nie zauważyła, że pod nogami kręci się jej jakieś
małe stworzonko. Był to jeżyk, biegający nerwowo wśród drzew.
– Ojej, uważaj, bo jeszcze mnie pokłujesz! Biegasz tak nieuważnie!
– zwróciła mu uwagę.
– Ach, to dlatego, ze szukam jabłek dla mojej kochanej mamusi. Ma dziś
urodziny i chciałem podarować jej w prezencie kilka dorodnych jabłuszek,
żeby zobaczyła, jak bardzo ją kocham. Ale cóż z tego, kiedy na ziemi nie ma ani
jednego, wszystkie wiszą wysoko na gałęziach, a ja nie mogę ich dosięgnąć.
– Jeżeli chcesz, strząsnę ci kilka – zaproponowała wspaniałomyślnie Ka-
rolinka.
Po chwili piękne, soczyste jabłka spadły na trawę. Podniosła kilka najład-
niejszych i ułożyła jeżykowi na grzbiecie.
– Bądź zdrów i pozdrów ode mnie swoją mamę! – powiedziała i w tym
momencie serduszko ścisnęło się jej z bólu, gdyż przypomniała sobie chorą
mamę leżącą w łóżku. Kto wie, co się teraz z nią dzieje?
– Dziękuję, ale ja również pragnę pomóc tobie. Weź z mojego grzbietu
najpiękniejsze, najczerwieńsze jabłko i ugotuj z niego kompot. Będzie miał
on barwę czerwonego, zachodzącego ogniście słońca, w sam raz na ufarbo-
wanie kolejnego pasa wełny do twojej chusty.
– Och, dziękuję ci bardzo! – ucieszyła się dziewczynka, schwyciła jabłko
i pobiegła zrobić tak, jak poradził jej jeżyk. Rzeczywiście, przygotowała kom-
pot o niespotykanym odcieniu czerwieni, tak gorącym, że wydawało się, iż
może oparzyć tego, kto na niego patrzy. Gdy utkała kolejny pas chusty, był
on tak śliczny, że wprost nie można było oderwać od niego oczu.
Zadowolona, ze ma już gotowe trzy pasy chusty, zaczęła podśpiewywać
pod nosem i pomagać czarodziejce w przygotowaniu kolacji. A była przy
tym tak miła i radosna, że czarodziejka wprost nie mogła się nadziwić jej
odmianie.
Kolejny dzień Karolinka przywitała z uśmiechem i ciekawością, co też
nowego jej przyniesie? Gdzie tym razem uda jej się znaleźć barwnik do weł-
ny? Przygotowała śniadanie dla siebie i swej gospodyni, a po nim szybko
ubrała się i poszła jak co dzień do ogrodu, licząc na szczęście w poszukiwaniu
barwnika zielonego.
Szła wesoło, rozglądała się na wszystkie strony, aż dotarła do najdalszej
części ogrodu, porośniętej lasem. Po chwili usłyszała cichy płacz dobiegający
z gęstwiny krzewów. Nie wahając się, poszła w tę stronę i oczom jej ukazał
się straszny widok. Oto mała, bezbronna sarenka wpadła w pułapkę zasta-
74
Bajkoterapia…
wioną przez złego kłusownika. Szarpała się, ale nie mogła wydostać uwięzio-
nej nóżki, a z bólu aż dygotała na całym ciele. Przerażona Karolinka szybko
podbiegła do sarenki, oswobodziła ją z pułapki i przytuliła mocno do siebie,
chcąc uspokoić zwierzątko, drżące ze strachu. Po krótkiej chwili serduszko
sarenki uspokoiło się, zaczęło bić równo i miarowo. Pełna wdzięczności sa-
renka polizała Karolinkę po rączce i powiedziała:
– Gdyby nie ty, nie wiem, co by się ze mną stało. Chciałabym ci się od-
wdzięczyć. Zerwij z tej oto sosny, przy której stoisz, garść igieł i przygotuj
z nich wywar, a uzyskasz przepiękny, głęboki odcień zieleni, który na pewno
przyda ci się do ufarbowania wełny.
Karolinka pobiegła do domku, ściskając w rączkach igły sosnowe, które
chociaż ją kłuły, sprawiały, że była szczęśliwa, bo coraz bardziej zbliżała się
do ukończenia swego dzieła.
Prace przy barwieniu wełny, suszeniu jej i tkaniu zajęły jej całe popo-
łudnie aż do wieczora, lecz mimo to dziewczynka nie czuła zmęczenia. Po-
mogła potem jeszcze w sprzątaniu izdebki i zmywaniu naczyń, ciesząc się
w myślach na bliski koniec swego zadania i powrót do mamy.
Ostatniego, piątego dnia obudziła się bardzo wcześnie i nie mogła już
wytrzymać w łóżku, choć zawsze była śpiochem i lubiła dłużej pospać. Po
cichutku się ubrała i wymknęła się po raz ostatni do pięknego ogrodu czaro-
dziejki. Właśnie wschodziło słońce i oblewało swym blaskiem cała okolicę.
Szła i szła, zachwycona pięknymi widokami, aż nagle zahaczyła o coś nóż-
ką i o mało nie upadła. Pod jej stopami, w gęstej trawie leżał malutki, biały
króliczek. Był zmarznięty i obolały. Okazało się, że poprzedniego wieczoru
goniąc motylka, nieszczęśliwie upadł i zwichnął sobie łapkę. Bolała go tak
bardzo, że nie mógł się nawet ruszyć, żeby doczołgać się do swego domku.
Przeleżał tak więc całą noc, nadaremnie wypatrując ratunku.
Żal się zrobiło Karolince biednego króliczka, wzięła go ostrożnie na ręce,
zaniosła do jego norki i tam czule się nim zaopiekowała. Karmiła go, poiła,
owinęła ciepłym kocykiem, a łapkę zabandażowała. Wtedy wdzięczne stwo-
rzonko rzekło:
– Widzę, ze masz dobre serce. Wiem, że potrzebujesz białego barwnika
do ostatniego kawałka wełny. W nagrodę utnij sobie kawałek futerka z mego
ogonka, a dzięki niemu otrzymasz cudowny, lśniąco biały odcień farby. Po-
spiesz się, do wieczora musisz skończyć tkać chustę!
Ale Karolinka nie obawiała się, że może nie zdążyć. Przez te kilka dni
bardzo się zmieniła. Z leniwej, nieuczynnej dziewczynki stała się troskliwą,
pracowitą osóbką, a i w pracach domowych nabrała wielkiej wprawy i szyb-
kości.
Tym razem uporała się z utkaniem pasa jeszcze szybciej, niż zwykle.
Gdy rozłożyła gotową chustę przed oczami czarodziejki, cała izba rozbłysła
Bajki rodziców
75
blaskiem bijącym od pięknych barw: niebieskiej, żółtej, czerwonej, zielonej
i białej. Bo rzeczywiście, tak cudownych odcieni nie można było nigdzie
spotkać. Zauroczona czarodziejka aż klasnęła w ręce z zachwytu. Po chwili
milczącego zachwytu powiedziała:
– Wypełniłaś swoje zadanie, a ponadto stałaś się czułą, pełną ciepła
i życzliwości dziewczynką, co udowodniłaś każdego dnia, pomagając mym
małym przyjaciołom. Więc i ja dotrzymuję teraz danego ci słowa. Weź tę
chustę, ma ona magiczną moc dzięki pracy i sercu, jakie włożyłaś w jej wy-
konanie i dzięki twej cudownej przemianie. Wróć do swojej mamy, uściskaj
ją i nakryj tą chustą, a natychmiast wróci jej zdrowie i siły. Opowiedz jej
również, jak ta chusta powstała, a zobaczysz, że twoja mama będzie z ciebie
dumna. To twoja miłość do niej tak bardzo cię zmieniła. Trzeba tylko pamię-
tać, żeby ją sobie jak najczęściej okazywać. Wtedy ona będzie się pomnażała
i uczyni nasze życie lepszym i radośniejszym.
Uścisnęła ją, ucałowała i wyprawiła w powrotną drogę.
Dziewczynka szła tak szybko, jak tylko mogła, pędziła, jakby ją wicher
niósł na swych skrzydłach. Chciała już jak najszybciej zobaczyć i uściskać
swą chorą mamusię.
Gdy tylko dotarła do domu, podbiegła do łóżka i serce się jej ścisnęło, gdy
ujrzała swą chorą mamę, leżącą tak jak przedtem bez ruchu. Szybko wyciąg-
nęła chustę z torby, rozwinęła ją i nakryła nią mamę, a cała izba rozjarzyła się
kolorowymi światłami. Wtedy mama pomału otworzyła oczy, a ujrzawszy
Karolinkę, uśmiechnęła się i przytuliła ją mocno do serca. Zaraz też odzyska-
ła siły, a córka opowiedziała jej wszystko, co przeżyła w ciągu ostatnich dni.
Od tej pory była już zupełnie inną dziewczynką, dobrą, miła, pracowitą,
uczynną i życzliwą dla wszystkich. Zyskała wielu przyjaciół i żyła wraz ze swą
mamą długo i szczęśliwie.
Małgorzata Racławska, Bydgoszcz
Kuchcik
Adresat: dziewczynka, Ania lat 6
Problem: Ania ma problemy z jedzeniem; przed śniadaniem, obiadem
i kolacją dostaje histerii, płacze lub krzyczy, zasłania usta i tupie nogami. Boi
się spróbować czegoś nowego. Spowodowane jest to kupowaniem dziecku
słodyczy przez dziadków i rodziców. Dziewczynka uważa, że to co nie jest
słodkie – jest niedobre.
W ślicznym niebieskim domku, który kupiła Ali mamusia mieszkała ro-
dzina lalek. Najmniejsza laleczka – Lalusia była strasznym niejadkiem. Kiedy
76
Bajkoterapia…
zbliżała się pora śniadania Lalusia udawała, że jeszcze śpi. A kiedy nadcho-
dziła pora obiadu zajęta była zabawą, albo chowała się pod łóżeczko udając,
że nie ma jej w domu. Rodzice wtedy bardzo się martwili. Potrafi ła nawet,
co najgorsze, wyjść bez pozwolenia do pokoju Ali gdzie było pełno zaba-
wek. A przecież można było się w nim łatwo zgubić. Mamusia – Lalina nie
pozwalała Lalusi wychodzić samej. Bała się tego, że ktoś mógłby wynieść jej
córeczkę z pokoju. Lalusia więc zawsze wychodziła z domku razem z mamą
– Laliną, tatusiem – Lalciem, dziadziusiem – Lalem, albo z Alinką.
Lalusia nie lubiła też kolacji. Gdy nadchodziła pora posiłku Lalusia uda-
wała bardzo śpiącą laleczkę, której zamykające się oczka i buzia oraz opa-
dające rączki nie pozwalają jeść. Mamusia i tatuś bardzo martwili się o có-
reczkę. Codziennie wymyślali coraz to nowe potrawy, aby ich mała Lalusia
w końcu zjadała wszystko z talerza. Pomagały również inne zabawki. Misio
Rysio przynosił placki miodowe, kolorowy Pajacyk różne sałatki z warzyw,
pani Robotowa gotowała pyszne zupki, a na farmie Feliksa dbano o dostar-
czenie owoców, ziemniaków, mięsa i jajek. Wszystko jednak na nic. Lalusia
nadal pozostawała niejadkiem.
– Nie będę tego jeść, nie lubię, to jest niedobre! – krzyczała.
– Przecież nawet nie spróbowałaś zupki. Musisz coś jeść córeczko, od
samych słodyczy nie urośniesz – prosiła mama.
– Nie będziesz silna ani mądra – odpowiadał tata.
Lalusia jednak uparcie zasłaniała buzię rączkami i kręciła główką, a jej
kręcone, złociste loczki zasłaniały twarzyczkę raz z jednej to z drugiej strony.
– Taka ładna laleczka, a nie chce jeść – kręcił głową dziadek Lalo, który
nie pamiętał, żeby jakaś zabawka z pokoju nie chciała nic jeść, a był pierwszą
lalką Ali i uważany był za najmądrzejszego.
– Jedzenie jest nudne – marudziła Lalusia i cichutko wymykała się pod
stoliczkiem z kuchni. Tak było codziennie. Gdyby nie słodycze Lalusia na
pewno byłaby najmniejszą i najszczuplejsza zabawką. Jeszcze szczuplejszą
niż pajacyk Piko z patyków, którego Ala zrobiła w przedszkolu. Piko zawsze
siedział cichutko na półce. Nie schodził bo nie miał siły.
Pewnego dnia w pokoju pojawiła się nowa zabawka. Wyglądała bardzo
dziwnie i śmiesznie, dlatego wszystkie zabawki przyglądały się jej z zacieka-
wieniem. Oczywiście bardzo grzecznie, aby przybysz nie poczuł się źle wśród
nich. Nowa zabawka była malutka, miała okrągły grubiutki brzuszek i pyzatą
buzię z czerwonymi policzkami, kręcone czarne włoski i dużą białą czapkę
kucharską na głowie. Miała też biały fartuszek zawiązany na kokardkę. Plu-
szowy piesek, Wiesio, jako pierwszy odważył się zapytać zabawkę o imię.
– Jestem Kuchcik – przedstawił się nieznajomy leciutko kłaniając.
– A co Kuchcik robi? – zapytały zabawki.
Bajki rodziców
77
– Jak to co? Gotuję – uśmiechnął się i poprawił czapkę na głowie, która
przekrzywiła się na bok.
Mamusia Lalina poprosiła Kuchcika o pomoc. Wytłumaczyła, że jej có-
reczka nie chce jeść nic, co nie jest słodyczami. Kuchcik zgodził się pomóc.
Podobało mu się zajęcie, bo związane było z jedzeniem, a on je bardzo lubił.
Kuchcik zaczął od następnego dnia. Lalusia jak zwykle udawała, że śpi.
Zrobił kanapki w kształcie uśmiechniętej buzi. Były bardzo kolorowe i wy-
glądały jak lukrowe ciasteczka. Przygotował je z ciemnego chleba posma-
rowanego masłem i udekorowanego szynką, serem i różnymi warzywami.
Do picia przygotował gorące kakao, które wyglądało jak stopiona czekolada
w kubeczku. Ustawił wszystko na stoliku, a sam schował się za szafk ą. Bał się,
że laleczka wystraszy się kucharza i nie będzie chciała zjeść śniadania. Gdy
Lalusia zobaczyła coś, co wyglądało jak stos ciasteczek i czekolada nie gryma-
siła. Zjadła wszystko z takim smakiem, że mamusia i tatuś byli zaskoczeni.
Na obiad Kuchcik przygotował kotleciki – rybki, zrobił też bałwana z ziem-
niaków i zupę jarzynową, w której kawałki warzyw pokrojone w kosteczkę
wyglądały jak cukierki. I tym razem Lalusia wszystko zjadła. Sytuacja powtó-
rzyła się też na kolacji. Lalusia nawet poprosiła o dokładkę, gdyż myślała, że
to co je, to słodycze. Mamusia i tatuś wyjaśnili córeczce, że to są warzywa,
zupa, mięso i ziemniaki, których kiedyś nie chciała spróbować. Laleczka nie
chciała jednak tego słuchać. Uważała, że mięso przecież jest niedobre i zapo-
mniała o ładnym wyglądzie kanapek, kotletów, ziemniaków i zupy. Poczuła
się oszukana. Na samą myśl, że zjadła coś niedobrego rozbolał ją brzuszek.
Uciekła więc do pokoju i zamknęła drzwi. Mamusia i tatuś załamali ręce.
– Co mamy teraz zrobić? – zastanawiali się.
– Nic – odpowiedział Kuchcik – przemyśli wszystko, zgłodnieje i przyj-
dzie. Wszystko jej przecież smakowało, tylko nie dawajcie córce słodyczy.
Lalusia siedziała w pokoju i myślała nad tym, co było dobre, a wcześniej
przecież nie. Przypomniała sobie o Piko.
– On jest przecież szczupły, na pewno wie dlaczego tak jest – pomyślała.
Wyszła przez okienko i szybkim krokiem pomaszerowała do pajaca. Ro-
biła się już głodna i cały czas dręczyło ją to strasznie trudne pytanie.
– To co dobre, nie może być niedobre, a może jest naprawdę dobre?
– myślała.
Droga na półkę była trudna. Trzeba było wdrapać się po wieży z klo-
cków. Lalusia była małą laleczką i takie wejście było jeszcze trudniejsze. Kie-
dy wreszcie była na górze, podeszła nieśmiało do pajaca.
– Dzień dobry – powiedziała cichutko, bo wstydziła się zadać tak trudne
pytanie od razu.
– Dzień dobry – odpowiedział Piko – cieszę się, że przyszłaś, ja nigdy nie
mam gości. Masz jakiś problem, prawda?
78
Bajkoterapia…
– No tak, chodzi mi o jedzenie. Ja nie lubię go tak jak pan, ale nie rozu-
miem dlaczego brzydkie kanapki są niedobre, a ładne dobre.
– Trudna sprawa – odpowiedział Piko – ja też nie lubiłem jeść i teraz
jestem taki szczupły, że nie mam siły zejść z półki. Nigdy nie widziałem ład-
nych kanapek, ale jestem przekonany, że muszą smakować.
– Niemożliwe – powiedziała stanowczo laleczka – brzydkie nie mogą
być dobre bo…
I tu się zatrzymała, sama nie wiedziała dlaczego nie mogą być dobre, bo
nigdy ich nie jadła. Była już bardzo głodna.
– Dziękuję Panu – powiedziała i nie słuchając już dalej pajacyka zaczęła
schodzić po wieży z klocków na dół. Spieszyła się na kolację. W domu czekali
na nią mamusia, tatuś, dziadek i Kuchcik. Cieszyli się, że laleczka była cała
i zdrowa. Lalusia umyła szybko rączki i zabrała się do jedzenia kanapek zro-
bionych przez mamusię. Smakowały tak samo jak te ładne.
– To jest tak samo dobre – powiedziała zjadając kanapki – chcę jeszcze.
Tego wieczora zdarzył się cud: Lalusia zjadła aż 6 kanapek i wypiła dwie
herbaty. Nikt nie musiał ją zmuszać do jedzenia.
– A nie mówiłem – powiedział cichutko Kuchcik.
Nikt jednak nie słuchał. Wszyscy obserwowali Lalusię. Następnego dnia
laleczka zaniosła kanapki pajacykowi Piko. Weszła już szybciej, bo była sil-
niejsza.
– Proszę, to jest bardzo dobre – powiedziała, zachęcając Piko do je-
dzenia.
– Będziesz duży, silny i mądry. Tak mówi tatuś – dodała.
Piko uśmiechnął się do laleczki.
– Dziękuję – powiedział – cieszę się, że wiesz, że wszystko, co się je jest
dobre.
– Wiem – stwierdziła dumnie Lalusia, która od tego dnia stawała się
coraz silniejsza i większa nie rozstając się z łyżeczką.
A wy kochane dzieci jak nie będziecie wiedzieć co jest dobre, a co nie
zaproście do domu lalusię bo ona już wie!
Małgorzata Sałaj, Walim
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
Przygoda kolorowej piłeczki
Bajeczkę dedykuję mojej wychowance niewidomej Moniczce
i przedszkolakom
Czy lubicie bajki? Na pewno wszystkie dzieci odpowiedzą mi, że tak, po-
nieważ wszystkie dzieci uwielbiają słuchać bajek Ja, bardzo chętnie czytam
i opowiadam bajki dzieciom e przedszkolu. Często pomagają mi w tym moje
ulubione pacynki: ptak Czupirak, krasnal Gapcio, piesek Łatek, misio Pysio,
lala Ola i wiele innych, którym imiona dały przedszkolaki. Nasze przedszko-
le ma również imię. Nadały mu je dzieci. Nazywa się bajka. To tu w Bajce
zaczęło się niezwykłe spotkanie dzieci z niewidomą dziewczynką. Tu też za-
czyna się moja bajeczka o kolorowej piłeczce. Spytacie zapewne, czy piłeczka
może być bohaterką bajeczki? Oczywiście. Posłuchajcie. Każdy przedszkolak
wie, że w przedszkolu najważniejsze są...zabawki. Ona również doskonale
o tym wiedzą. Siedzący na półce krasnal Gapcio niecierpliwie zaczął się roz-
glądać na prawą i lewą stronę. Już jutro przyjdą tu przedszkolaki.
– Misiu Pysiu? Powiedział Gapcio odwracając się w stronę swojego
przyjaciela.
– Czy ty wiesz jak wygląda ta niewidoma dziewczynka, która jutro przyj-
dzie do przedszkola?
Misiu popatrzył na Gapcia oburzony.
– Gapciu ty naprawdę nie pamiętasz jak na wakacjach do naszej sali
przyszła z mamą jasnowłosa dziewczynka, a pani pokazała jej przedszkole
i bawiła się z nią?
Gapcio popatrzył na misia szeroko otwierając oczy i usta ze zdziwienia.
– No tak, oczywiście, przegapił nowego gościa!
– To cały Gapcio – powiedziała lala Ola i dumnie podniosła główkę.
80
Bajkoterapia…
– Ta niewidoma dziewczynka ma na imię Monika, jest taka ładna jak ja,
ma warkoczyki, jest bardzo wesoła, dużo rozmawia, a świat ogląda rączkami
– powiedziała lala Ola.
Gapcio już tego nie wytrzymał, przechylił się w stronę lali Oli żeby ją
lepiej słyszeć i nagle spadł z półki. Leżąc na dywanie, niedowierzająco po-
wtarzał w kółko:
– Świat ogląda rączkami?
– Przecież świat się ogląda oczami.
Wszystkie zabawki widziały jak Monika ogląda świat rączkami, tylko
Gapcio jak zwykle nigdy nie uważa co się wokół niego dzieje. Zrobiło mu się
trochę wstyd. Nagle zobaczył jak obok niego po dywanie potoczyła się mała
kolorowa piłeczka dzwoniąc smutno i cichutko. To Gapcio ją strącił spada-
jąc z półki. Piłeczka toczyła się dalej i nagle umilkła zatrzymując się w kącie
pod kaloryferem. Tutaj nikt jej nie znajdzie. Lala Ola krzyknęła:
– Ojej… co teraz będzie?! Przecież Monika bawiła się tą piłeczką kiedy
przyszła pierwszy raz do przedszkola.
Te dzwoneczek, który miała w środku piłeczka zapraszał do zabawy,
a Monika czuła się pewnie i odważnie kiedy go słyszała. Piłeczką, przytulała
do siebie, śmiejąc się wesoło. Nawet krasnal Gapcio wiedział, że każda za-
bawka w przedszkolu ma swoje miejsce.
– Monika tutaj jej nie znajdzie. Co robić?
Wszystkie zabawki odwróciły się w stronę siedzącego obok lali Oli misia
Pysia. Misiu Pysiu podrapał się główkę i coś cichutko szeptał z tygryskiem
Pazurkiem. Pazurek wdrapał się na fi rankę i zeskoczył obok kaloryfera. Spryt-
nie machnął ogonkiem w lewo, w prawo i mała kolorowa piłeczka potoczyła
się na środek sali. Jej dzwoneczek dzwonił weselej niż zwykle. Cieszyła się
bardzo, że przywita dzieci, szczególnie swoją nową przyjaciółkę. Już jutro
będzie tu wesoło i gwarno. Czy Wy też tak sądzicie?
Teraz proponuję Ci zabawę w teatrzyk. Pokoloruj piłeczkę, wytnij posta-
cie z bajki. Poproś rodziców o zamocowanie patyczków i… zabawa gotowa.
Może wymyślisz swoją bajeczkę?
Scenariusz wykorzystania bajki
w pracy wychowawczo-dydaktycznej
Temat zajęcia: Czy wszyscy jesteśmy tacy sami?
Cel główny: dziecko rozwija takie wartości jak: empatia, serdeczność, takt,
zrozumienie i otwarcie na problemy innych
Cele szczegółowe:
– dziecko dostrzega, rozumie i szanuje wartości innych osób,
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
81
– posiada umiejętność dzielenia się swoimi emocjami i uczuciami z in-
nymi,
– doskonali umiejętność argumentowania, wnioskowania, kojarzenia
– tworzy możliwe sposoby rozwiązywania problemów,
– ilustruje własne wyobrażenia w formie plastycznej, werbalnej i niewerbal-
nej, określa uczucia, emocje.
Metoda:
Słowna, praktycznego działania
Technik twórczego myślenia:
Burza mózgów, co by było, gdyby…, co się stało dalej,
Forma pracy: grupowa, indywidualna
Środki dydaktyczne:
Bajeczka Przygoda kolorowej piłeczki, wycięte na patyczkach czerwone ser-
duszka dla każdego dziecka, zaczarowany worek do zabawy w „Dotykanie
świata”, mazaki, wizytówki serduszka z imieniem dziecka, „drzewko dobroci”
Przebieg:
1. Ćwiczenia wprowadzające:
– Powitanie „Iskierką przyjaźni” – „Iskierkę przyjaźni puszczam w krąg,
niech trafi do mych rąk” (dzieci przekazują iskierkę, która do niego po-
wraca)
2. Ćwiczenia werbalne:
– Co to jest przyjaźń? – nauczycielka „zbiera” pomysły dzieci.
3. N. Czyta dzieciom bajeczkę pt. Przygoda kolorowej piłeczki.
4. Krótka analiza treści (rozumienie tekstu, kojarzenie… odpowiadanie na
pytania nauczyciela dostosowane do grupy wiekowej)
5. Zabawa badawcza „Dotykanie świata” – N. kolejno zawiązuje podcho-
dzącemu dziecku opaskę na oczy (dz. zgaduje co wyciągnęło) lub dotyka
twarzy kolegi, koleżanki, włosów– próbuje zgadnąć –rozpoznać kolegę,
koleżankę. N. Pyta dzieci: czy łatwo „oglądać rękami”, rozpoznawać przed-
mioty, czy ludzi, można również zaproponować zabawy słuchowe.
6. Zabawa ruchowa „Wesołe zabawki”– z reakcją na dźwięki wysokie, niskie,
średnie.
7. N. zadaje dzieciom pytanie: jak myślicie w jaki sposób dzieci w przedszko-
lu przywitały Monikę? Czy piłeczka cieszyła się ze spotkania z przyjaciół-
ką? „burza mózgów – dzieci tworzą zakończenie.
8. N. Pyta dzieci – co by było gdyby wszyscy byli tacy sami?
9. N. Zaprasza dzieci do kolejnej zabawy, rozdaje – dla każdego dziecka ser-
duszko na patyczku i proponuje, aby na nim dziecko narysowało wesołą
twarz.
82
Bajkoterapia…
10. N. proponuje taniec z sercami (dz. przysłaniając twarz sercem porusza-
ją się w rytm muzyki. Podczas przerwy odsłaniają twarz, kłaniają się
najbliższej osobie mówiąc: „dobre słowo” np. ładnie wyglądasz, lubię cię
itp.
Ewaluacja:
Jeżeli jesteście pewni, że będziecie się starali pomagać innym osobom,
które tego potrzebują i będziecie pamiętać o dobrych słowach to odszukajcie
swoje serduszka z imieniem i zawieście je na „drzewku dobroci”.
Zapraszam dzieci do zabawy ruchowo-naśladowczej przy piosence Piłka
Oli – „wesoła Szkoła 6-latka” CD 1.
Można również zaproponować dzieciom w ranku zabawę tematyczną
w teatrzyk z wykorzystaniem sylwet z bajeczki lub zabawy dramowe.
Barbara Bajor
Publiczne Przedszkole nr 1 „Bajka” w Głuchołazach
Bohater
Mamo, mamo! Przeczytaj mi jeszcze jedną bajeczkę! – powiedziała mała
Zosia.
– Ale kochanie dwie już były. Powinnaś dawno temu zasnąć.
– Wiem mamusiu, ale takie ciekawe te bajki! Proszę, jeszcze jedną! Pro-
szę!
– No dobrze, ale to będzie historia, której chyba jeszcze nigdy Ci nie
opowiadałam. Połóż się, przykryj kołderką i słuchaj uważnie…
W dalekiej krainie, gdzieś między snem, a jawą, było małe państwo.
Jego mieszkańcy byli bardzo szczęśliwymi ludźmi. No może poza jednym
małym chłopcem, na którego wszyscy od dawna wołali – Guziołek.
Tak dokładnie to nikt nie wie dlaczego?
Bo się trochę guzdrał? Bo miał czarne oczy, które czasem lśniły jak gu-
ziki?
Po prostu Guziołek i już!!!
Ale jak już było tu powiedziane, ten chłopak wcale nie był radosny. Cze-
mu?
Z powodu mnóstwa piegów i bujnej, rudej czupryny…
Wszyscy wciąż się z niego naśmiewali! Wołali: Guziołek – rudziołek.
A on miał już po prostu tego po dziurki w nosie. Tym samym na którym
było około 57 piegów…
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
83
Miał jednak nasz Guziołek przyjaciółkę. Taką, której mógł powiedzieć
dosłownie wszystko. A i ona mogła jemu całkowicie zaufać. Na imię miała
Tosia.
– Ja już tak dłużej nie wytrzymam! – krzyknął Guziołek
– Co się stało? – spytała wystraszona Tosia
– Znowu w szkole się ze mnie śmiali! Mam dość!
– Nie przejmuj się! – pocieszała go koleżanka – To tylko gadanie.
– Ech… – rzekł Guziołek – Może masz rację?
– Pewnie, że mam! – Chodź, idziemy na lody!
Tosia zeskoczyła z krzesła, podeszła do chłopca i poczochrała jego rudą
grzywkę…
Pewnego dnia, gdy skończyły się już lekcje, wszystkie dzieci wybiegły
wesoło przed szkołę. Na samym końcu szedł nasz Guziołek. Jak zwykle
smutny, z kwaśną miną. Nagle pisk, wrzask, krzyk!!! Co się stało?! Gdzie?!
Zbiegowisko!!!! To psiak! Wpadł pod samochód! Ktoś krzyknął!!! Piszczy
biedak… W Guziołka nagle coś wstąpiło! Podbiegł tam, kucnął przy małym
kłębuszku.
– Nie bój się maluchu – wyszeptał, a wszyscy przyglądali się, co on
robi.
Guziołek zdjął kurtkę i powolutku położył na nią szczeniaczka. Zawinął
delikatnie i zaniósł do lekarza. Tam oddał malucha w dobre ręce pana wete-
rynarza…
Ten obiecał, że zrobi wszystko, aby piesek jak najszybciej mógł znowu
biegać, bawić się i wesoło merdać ogonkiem.
Następnego dnia, gdy Guziołek przyszedł do szkoły wszyscy jakoś inaczej
na niego spoglądali. Nie było docinków, przezwisk, aż dziwnie się czuł.
Zaczęła się lekcja. Pani oczywiście wiedziała, o całym wczorajszym wy-
darzeniu.
Wyszła na środek i powiedziała:
– Mamy w klasie bohatera – dumnie spojrzała w stronę nieco wystra-
szonego chłopca – wczoraj nasz kolega uratował życie małego pieska, my-
ślę, że należą mu się wielkie brawa!!!
Nagle wszyscy wstali i zaczęli baaardzo głośno klaskać!!! Tak głośno, że
chyba w całej szkole było słychać!!! I krzyczeli – Nasz bohater!!! Hurrrraa-
aa!!!!
Guziołek cały poczerwieniał. Miał ochotę schować się pod ławkę. Tosia
chyba wiedziała, co chce zrobić. Podeszła do niego i powiedziała na ucho:
– Mój Ty Guziołku – Matołku… Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że jesteś
naprawdę cudowny. I nie liczy się jaki masz kolor włosów, i czy masz tysiąc
piegów na buzi. Ważne jest to, co masz w sercu!!! Mój ty bohaterze!!!
84
Bajkoterapia…
Scenariusz zajęcia do opowiadania pt.
Bohater
- dla dzieci 6-letnich
Temat: Być bohaterem…
Cele:
– obserwowanie siebie i rozpoznawanie swoich emocji,
– tworzenie własnego słownika uczuć,
– zrozumienie uczuć, trosk innych osób, patrzenie na świat z ich punktu wi-
dzenia (empatia),
– docenianie otwartości i budowanie zaufania w stosunkach z innymi,
– rozpoznawania swoich słabych i mocnych stron,
– rozpoznawanie i nazywanie emocji,
– zwrócenie uwagi na wartości w życiu człowieka tj. dobro, szczęście oraz
pozytywnych cech: opiekuńczość, odwaga.
Metody:
– słowna,
– samodzielnych doświadczeń.
Formy: zbiorowa, zespołowa, indywidualna.
Pomoce: Opowiadanie pt. Bohater autor Agnieszka Boszko-Szczęśniak, far-
by, papier, muzyka Mozarta, rysunki zwierząt.
Przebieg:
1. Nauczyciel czyta dzieciom opowiadanie.
2. Rozmowa nt treści opowiadania; zwrócenie uwagi:
– wygląd zewnętrzny Guziołka,
– wymienienie pozytywnych cech charakteru Guziołka: odwaga, opie-
kuńczość.
– morał wynikający z opowiadania: Nie ważne jak wyglądasz, ważne to
jakim jesteś człowiekiem
3. Wspólny śpiew wcześniej poznanej piosenki pt. Przyjaciel bywa mały
– załącznik Nr 1.
4. „Postacie opowiadania”
Dzieci charakteryzują głównych bohaterów, w celu zrozumienia, a nie
oceny postaci:
– Guziołek: smutny, samotny, nieszczęśliwy, odważny, opiekuńczy, życz-
liwy, koleżeński,
– Tosia: koleżeńska, przyjazna, wrażliwa, wybacza innym, cierpliwa,
– Koledzy z klasy: samolubni, powierzchowni, groźni, niesympatyczni,,
tchórze.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
85
5. „Malowanie uczuć” – n-l dzieli dzieci na zespoły, każdy zespół otrzymuje
farby z jaskrawymi kolorami i duże arkusze papieru.
Następnie włącza muzykę (A. Mozarta Symfonia g-moll” cz. I molto
allegro)
Dzieci malują kartkę tak jak czują słyszaną muzykę, łącząc to z aktu-
alnie przezywanym nastrojem. Dzieci głośno określają uczucia związane
ze słuchaną muzyką.
6. „Rysunki zwierząt” – n-l rozrzuca na dywanie ilustracje zwierząt. Dzieci
wybierają zwierzątko, z którym się utożsamiają, zapamiętują i odkładają
na dywan. N-l pojedynczo losuje kartki. Dzieci podaję wszystkie charak-
terystyczne cechy danego zwierzątka (lub tylko pozytywne), na końcu
dowiadują się, kto to zwierzę wybrał. Sprawdzamy, czy nasze wnioski na
podstawie obrazka są zgodne z tym jak dzieci postrzegają swojego kolegę.
7. Zabawa ruchowa do piosenki „Przyjaciel bywa mały” – załącznik Nr 2.
8. Burza mózgów: „Co byłoby gdyby nie było Guziołka w tym czasie, kiedy
potrącił pieska samochód?”
9. Praca plastyczna:
– rysowanie ilustracji do opowiadania,
– „List do Guziołka” – dzieci rysują, to co chciałyby robić, gdyby Guzio-
łek przybył do sali.
* Wykorzystano piosenkę z książki: Ekoludek dla sześciolatka – M. Rości-
szewska-Woźniak, M. Korsak.
Agnieszka Boszko-Szczęśniak, Przedszkole nr 2 w Lubsku
Bajka mamy pszczółki
– Bzy, bzy, bzy, mamusiu, proszę opowiedz mi bajkę na dobranoc
– prosiła pszczółka Zosia, tylko taką, jakiej jeszcze nie słyszałam.
– Dobrze kochanie. Będzie to bajka o kwiatach. Posłuchaj.
Po długiej i mroźnej zimie, nadeszła wiosna. Przyroda budziła do życia.
Na drzewach wyrosły zielone listki, ptaki śpiewały swoje najpiękniejsze trele,
a na łąkach i w ogrodach zakwitło mnóstwo kolorowych kwiatów.
– Ach, jak dobrze wygrzewać płatki w wiosennym słońcu – rzekła róża.
– Jakie one są piękne, miękkie i lśniące. To do mnie przylatują najpiękniejsze
motyle, by odpocząć jak w królewskim łożu. Ludzie mówią, że jestem kró-
lową wszystkich kwiatów. Podziwiają moją urodę, pochylają się nade mną
i mówią: Ach cóż za zapach!
– No cóż różo, może i pięknie pachniesz. Za to ja, słonecznik, rosnę
wysoko na swej mocnej łodydze. Cały dzień zwracam swoje słonecznikowe
oblicze w stronę słońca. Czuję się jego bratem!
86
Bajkoterapia…
– Phi! Też mi uciecha, gapić się w słońce całymi dniami i stać w miejscu
jak kołek w płocie! – zakpiła nasturcja. – Ja dopiero jestem niezwykła. Moja
giętka łodyga, potrafi przeplatać się pomiędzy sztachetami płotu. Wędruję
tak w różne strony świata. To naprawdę jest wspaniałe życie!
– Ha, ha, ha – usłyszały kwiaty złośliwy śmiech tulipana. – Moi dro-
dzy, ja opowiem wam, jaki jestem wspaniały. Gdy ranne słońce ogrzewa
świat, rozchylam swoje płatki. Wyglądam wtedy jak w królewskiej koronie.
A gdy ziemię otula noc czarnym płaszczem, na którym błyszczy tysiące
gwiazd, stulam płatki i zapadam w sen.
Tak przechwalały się kwiaty w ogrodzie i mówiły, jakie są wspania-
łe. Każdy z nich chciał być najważniejszy i wyjątkowy. Rozmawiały coraz
głośniej. Trzęsły ze złości listkami i płatkami.
Naraz usłyszały cichuteńki i delikatny głosik:
– I ja chciałam coś powiedzieć. Nazywam się…
Zaskoczone kwiaty zaniemówiły. Spojrzały w dół. Zobaczyły na kró-
ciutkiej i cieniutkiej łodyżce maleńkiego kwiatka. Miał żółtą główkę, wokół
której było chyba ze sto białych, niewielkich płatków. Wyglądały one, jak
poranna mgiełka.
– Co?! – zawołała oburzona róża. – Ty taka mała, taka zwykła i taka
bezbarwna śmiesz nam przerywać!
– Kim ty w ogóle jesteś?
– Nazywam się stokrotka.
– Ha, ha, ha. Stokrotka! Cóż za prosta i nic nieznacząca nazwa. Nawet
najbrzydszy motyl nie usiądzie na twoich bezbarwnych płatkach!
Kwiaty śmiały się z małej stokrotki, a ona była coraz bardziej smutna.
Już nigdy nie odważyła się odezwać do dumnych kwiatów. Rosła sobie
w zielonej trawie samotna i cicha. Zapomniano o małej stokrotce.
Minęło lato. Nadeszła jesień, z zimnym wiatrem, deszczem i pierwszy-
mi przymrozkami.
Dawno już przekwitł dumny tulipan, opadły płatki z królowej róży. Na-
sturcja całkiem zmarniała na deszczu i mrozie. A słonecznik? Jego ostatnie
ziarna wydziobywały wróble łakomczuchy.
Pewnego dnia, gdy przez jesienne chmury nieśmiało przebijały się pro-
mienie słońca, na spacer wyszła Justynka ze swoją mamusią. Chodziły po
jesiennym, pustym ogrodzie i zbierały kolorowe liście. Nagle dziewczynka
pobiegła kilka kroków przed siebie.
– Mamo, mamusiu! Proszę, chodź tu szybko! Zobacz! Jaka śliczna, jaka
delikatna, jaka wspaniała! A jaka dzielna! Kwitnie, choć jest już późna jesień!
Nie boi się przymrozków!
Usłyszała to stokrotka. Podniosła w górę swoją żółtą główkę, zacieka-
wiona, o którym kwiatku mówi dziewczynka. Ale to właśnie nad nią, nad
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
87
skromną stokrotką nachylała się Justynka i delikatnie gładziła jej delikatne
płatki.
– Czy to o mnie? – wyszeptała cichuteńkim głosikiem stokrotka. I nic
już nie zdołała powiedzieć. Tylko ze szczęścia zaróżowiły się jej koniuszki
płatków.
To piękna bajka mamusiu – powiedziała pszczółka Zosia. Bo nawet, jeśli
ktoś jest maleńki i niepozorny, może być silny, dzielny i wspaniały, tak jak
stokrotka. Prawda mamusiu?
– Tak córeczko. Właśnie tak. A teraz zamknij oczka i zaśnij. Dobranoc.
Scenariusz zajęć dydaktycznych dla dzieci 5-6-letnich
Temat: Bajka mamy pszczółki
Cele: dziecko:
– pozytywnie postrzega innych, ich potrzeby, uczucia,
– buduje poczucie własnej wartości, poprzez odbieranie pozytywnych bodź-
ców,
– odróżnia i wartościuje zachowania dobre i złe,
– potrafi określić niektóre cechy charakteru i sklasyfi kować je jako dobre lub
złe,
– odczuwa radość ze wspólnej zabawy i współdziałania,
– jest radosne i otwarte,
– rozróżnia i nazywa popularne gatunki kwiatów ogrodowych, oraz ich nie-
które charakterystyczne cechy, np.: reakcja na światło, temperaturę, miej-
sce i czas kwitnienia.
Pomoce:
kwiaty ogrodowe, żywe lub sztuczne (róża, słonecznik, tulipan, nasturcja,
stokrotka), sylwetę dziewczynki i mamy, ilustrację bawiących się dzieci,
list „od pszczółki”, miód, opaski z emblematami kwiatów, korona, berło,
podkład muzyczny do zabawy ruchowej.
Przebieg zajęć:
1. Nauczycielka wnosi do sali przesyłkę, której odbiorcą są dzieci z danej
grupy. Do paczki dołączony jest list, następującej treści:
Drogie dzieci
Na wstępie listu, pragnę się Wam przedstawić. Jestem pszczółką. Miesz-
kam wraz z moją liczną rodziną w ulu. Chociaż nas jest tak dużo, żyjemy
w wielkiej zgodzie, współpracujemy ze sobą, jesteśmy dla siebie mili i dlate-
go jesteśmy szczęśliwi. Zapewne jesteście zaskoczeni, tym, że do Was piszę,
ale bardzo chcę opowiedzieć Wam o tym, co pewnego razu wydarzyło się
w ogrodzie, w którym zbieram nektar. Ale najpierw zajrzyjcie do paczki.
Czeka tam na was niespodzianka.
88
Bajkoterapia…
2. Nauczycielka wyjmuje naturalne lub sztuczne kwiaty; stokrotki, róży, sło-
necznika, tulipana i nasturcji. Dzieci oglądają kwiaty, określają ich nazwę,
kolor, wielkość (w przypadku kwiatów „żywych”, poznają ich zapach,
strukturę płatków, liści i łodygi). Prowadząca czyta dalszą część listu:
Wyobraźcie sobie, że znajdujecie się w pięknym ogrodzie, którym rosną
te kwiaty. Posłuchajcie o nich opowieść.
3. Wysłuchanie opowiadania: Bajka mamy pszczółki, inscenizowanego
kwiatami i sylwetami.
4. Prowadząca kontynuuje czytanie listu:
Znacie już moją bajkę. Ale czy pamiętacie:
– jak nazywały się kwiaty z opowiadania?
– o czym ze sobą rozmawiały?
– czy były dla siebie miłe?
– jak przyjęły stokrotkę?
– jak zareagowała stokrotka?
– co stało się jesienią?
– jak nazwalibyście ludzi, którzy zachowywaliby się tak jak kwiaty
z ogrodu?
Myślę, że te pytania nie sprawiły wam kłopotu. Na wszystkie odpowie-
działyście wspaniale. Jestem z Was dumna.
5. Zabawa w sferze ruchu: Bal kwiatów.
A teraz zapraszam was do zabawy przy muzyce. W paczce są emble-
maty różnych kwiatów. Wybierzcie dowolny i zapraszam do zabawy.
Dzieci tworzą koła kilkuosobowe. Jedno dziecko z każdego koła wcho-
dzi do środka i pokazuje sposób, w jaki tańczą pozostałe dzieci z jego koła.
Po przerwie w muzyce, następuje zmiana prowadzącego zabawę.
6. C.d. listu.
Czy myślicie, że tylko w tym ogrodzie mogła przydarzyć się taka historia?
Spójrzcie na ilustrację, którą pani przypnie na tablicy. Czytam jest wszystko
w porządku?
Ilustracja przedstawia grupę dzieci bawiących się wspólnie, a obok nich
stoi smutna i samotna dziewczynka. Dzieci szukają przyczyny zachowania
się dziecka i grupy oraz sposobu, w jaki można rozwiązać ich problem.
7. C.d. listu
I z tym zadaniem poradziłyście sobie znakomicie. Wierzę, że w waszej
grupie nie zdarzają się takie historie jak ta w bajce lub na obrazku. Chętnie
chodzicie do przedszkola, bawicie się wspólnie, poznajecie dużo ciekawych
rzeczy, pomagacie sobie, jesteście weseli i szczęśliwi, tak jak my w naszym
ulu Chciałabym, abyście teraz spróbowały o każdym z was powiedzieć coś,
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
89
co sprawi mu radość. W paczce są przedmioty, które mogą się przydać w za-
bawie. Poczujcie się jak królowa pszczół.
Kolejno dzieci siadają na przygotowanym „tronie”, dostają koronę i ber-
ło, a pozostałe starają się powiedzieć o nim coś pozytywnego. Prowadząca
pomaga w formułowaniu wypowiedzi, podpowiada w razie potrzeby, tak by
każde uczestników zabawy poczuło się docenione.
8. C.d. listu:
Jesteście wspaniali. Potrafi cie bawić się zgodnie i wesoło. Nikt w waszej
grupie nie czuje się, tak jak stokrotka smutny i samotny. Mam dla was jeszcze
jedną niespodziankę. Coś, co Kubuś Puchatek lubi najbardziej. Takie małe
co nieco. Ale zanim skosztujecie słodkiego smakołyku, posłuchajcie, jaki
bzykający okrzyk mamy my – pszczółki ze szczęśliwego ula:
Chociaż w ulu jest nas wiele,
To wszyscy jesteśmy dobrzy przyjaciele!!!!
A może i wy wymyślicie swój własny okrzyk grupy?
Życzę powodzenia, dużo radosnej zabawy i do zobaczenia na łące.
Pszczółka ze szczęśliwego ula
Jako kontynuację zajęcia, proponuję malowanie farbami plakatowymi
Szczęśliwego ogrodu.
Ważne jest, by dzieci malowały grupach kilkuosobowych, na dużych
arkuszach papieru. Po wyschnięciu prac, łączymy je tworząc jedną całość
– szczęśliwy ogród.
Anna Hyży, Samorządowe Przedszkole w Raciechowicach
Prezent urodzinowy
Byliśmy szczęśliwą rodziną. Mama, tata i ja – ich ukochany synek. Z oka-
zji różnych uroczystości (świąt, urodzin, imienin), a także bez okazji rodzice
kupowali mi mnóstwo kolorowych zabawek. Często też zabierali mnie do
kina, na basen, czy na spacer.
Mama miała najpiękniejsze oczy na świecie, niebieskie jak morze, w któ-
rym kąpaliśmy się co roku podczas wakacji. Mama uśmiechała się często,
gładziła mnie po włosach, a przed snem czytała mi moje ulubione bajki.
Tata był kierowcą tira, takiego dużego samochodu, którym przewoził
luksusowe meble z miasta do miasta, a także za granicę. Czasami tata zabie-
rał mnie ze sobą w trasę – siedziałem dumny w kabinie obok taty i byłem
najszczęśliwszym chłopcem na świecie.
I nagle w zwykły, piątkowy poranek usłyszałem wiadomość: „Mama
jest bardzo, bardzo chora, musisz być dzielny, synku!” Początkowo my-
ślałem, że mama ma grypę, podałem jej nawet mleko z miodem, ale to nie
90
Bajkoterapia…
była grypa, TO było coś poważniejszego, niepokojącego. Bałem się. Od tej
pory czas miał tylko dwa wymiary: przedtem i teraz.
Mama dużo spała, musiała też codziennie jechać na kilka godzin do
szpitala. Kiedy przytulałem się do mamy, ona głaskała mnie po głowie, tak
jak przedtem, ale teraz jej oczy były smutne.
Tato zmienił pracę. Teraz jeździł samochodem oczyszczającym miasto
i wywoził śmieci na wysypisko. Tato zarabiał dużo mniej niż przedtem,
ale miał więcej czasu dla mamy. Opiekował się nią i zawoził do lekarza.
Pewnego dnia, kiedy tato wyrzucił na wysypisko ostatnią stertę śmieci,
spostrzegł wśród nich światełko. Podszedł bliżej. Podniósł zabawkę – loko-
motywkę: ze światełkiem, dzwoneczkiem, trzema wagonikami i napisem:
„na szczęście”. „Ktoś dorósł” – pomyślał tata i schował pociąg do kieszeni
kurtki.
Pewnego dnia zauważyłem, że rodzice są bardziej ożywieni. Na pewno
rozmawiają o prezentach dla mnie – pomyślałem, gdyż zbliżały się moje
kolejne urodziny. Właśnie wtedy tato przytulił mnie mocno i powiedział:
„…synu, ze względu na sytuację, nie dostaniesz w tym roku prezentu uro-
dzinowego”.
Teraz dni były długie, a ja często marzyłem, żeby było tak, jak przed-
tem. Ale nie było.
Nadszedł dzień moich urodzin. Rodzice złożyli mi życzenia, mama
powiedziała cicho: „przepraszam” i wówczas pierwszy raz zobaczyłem łzy
w oczach mojego taty. Tato sięgnął do kieszeni kurtki po chusteczki i…
wtedy coś zaświeciło i zabrzęczało. Trzymając w ręku najwspanialszy po-
ciąg świata, zauważyłem, że oczy mamy są takie, jak przedtem: błękitne
i uśmiechnięte. Nie zdążyłem podziękować, kiedy zadzwonił telefon. Tato
podniósł słuchawkę, słyszałem jak mówił: „tak panie doktorze, dziękuję
panie doktorze”, a jego twarz stawała się coraz bardziej czerwona. Gdy
skończył rozmawiać, zaczął śmiać się głośno i zachowywać tak, jak kiedyś
nad morzem: biegał, podrzucał mnie do góry, przytulał mamę i kołysał
nią.
Wreszcie włączył płytę z sambą – ulubioną muzyką mamy i tańczył
trzymając nas za ręce, aż w końcu krzyknął patrząc mi prosto w oczy:
MAMA JEST ZDROWA!!!
To były moje najpiękniejsze urodziny.
Scenariusz zajęć dla dzieci sześcioletnich
Proponuje: Dorota Mondrzycka
Temat kompleksowy: Moja rodzina.
Temat zajęć: Rodzice i ja.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
91
Forma pracy: z całą grupą
Cele:
– dziecko rozumie pojęcia: rodzina, rodzice, dom rodzinny; w różnej formie
aktywności potrafi wyrazić uczucia do rodziców;
– dziecko potrafi , omawiając opowiadanie, dostrzegać zdarzenia, łączyć je
i przewidywać;
– rozumie, że szczęście rodzinne jest najwyższym dobrem człowieka.
Środki dydaktyczne:
wybrane przedmioty kojarzące się z rodziną (albumy, pocztówki z wakacji,
zabawki, symbole świąt i wiele innych do swobodnego wyboru); opowiada-
nie pt. Prezent urodzinowy; historyjka obrazkowa; rysunki twarzy przedsta-
wiające różne uczucia
Przebieg zajęć:
1. Rozmowa na temat rodziny, roli mamy i taty, wspólnych zabaw z rodzica-
mi, form opiekowania się dziećmi, wzajemnej pomocy. Próba odpowiedzi
na pytanie: Co oznacza powiedzenie: „Dom rodzinny”?
2. Zabawa w skojarzenia – wybieranie z pośród wielu przedmiotów tych,
które kojarzą się dzieciom z ich rodzinami. Uzasadnianie wyboru. (War-
to zgromadzić również takie przedmioty, które mogą nie funkcjonować
w świadomości dzieci jako symbole rodziny, np.: jajko–niespodzianka
– jako skojarzenie z niespodzianką, tajemnicą; pociąg – jako skojarzenie
z przyjazdami i wyjazdami do rodziny; itp.).
3. Słuchanie opowiadania: Prezent urodzinowy
– odtwarzanie kolejności wydarzeń (słowne lub poprzez układanie histo-
ryjki obrazkowej),
– rozmowa na temat treści opowiadania,
– próby oceny postępowania bohaterów opowiadania (zwrócenie uwagi
na rolę taty i zachowanie dziecka, na uczucia i emocje pojawiające się
w tej rodzinie),
– rozmowa kierowana, mająca na celu wskazanie najwyższych wartości
w życiu człowieka (miłość, dobro, szczęście rodzinne).
4. Czytanie krótkich fragmentów opowiadania – dopasowywanie przez dzie-
ci rysunków twarzy wyrażających uczucia odpowiednie do przeczytanego
fragmentu (każde dziecko otrzymuje zestaw „buziek”). Zabawy mimiczne:
odtwarzanie uczuć (złości, radości, gniewu, strachu) poprzez mimikę.
5. „Jakie czynności wykonują nasi rodzice?” – odgrywanie przez dzieci sce-
nek dramowych wg własnego pomysłu.
6. Zabawa ruchowo-porządkowa: „Znajdź swoje miejsce”. (Każde dziecko
wybiera dowolne miejsce w sali. Przy akompaniamencie muzyki dzieci
92
Bajkoterapia…
podskakują lub maszerują po sali. Podczas przerwy w muzyce jak naj-
szybciej starają się dotrzeć na swoje miejsce).
Dorota Mondrzycka
Nauczyciel Przedszkola Nr 401, Warszawa
O miotełce wiklinowej i o jej fryzurce nowej
Obok domu Guziolka rosła kępa wikliny. Dzieci bardzo lubiły to miej-
sce. Wiosną kiedy wiklina wypuszczała pierwsze pączki, lubiły bawić się
tam w chowanego i słuchać świergotu ptaków, które bardzo lubiły tam
przesiadywać i odpoczywać. Latem dzieci obserwowały, jak ptaki karmią
swoje pisklęta, które rosły w gniazdach w wiklinowym zakątku. Jesienią,
kiedy robiło się tam cicho, bo ptaki odlatywały do ciepłych krajów, dzieci
również nieco markotniały, ale wiedziały na pewno, że czas wracać po wa-
kacjach do przedszkola i bawić się tam wspólnie z kolegami. Zimą wikli-
nowa kępka wyglądała bardzo radośnie – była pokryta śniegową kołderką.
Dzieci często brały stamtąd złamaną witkę na miotełkę dla bałwanka. Ileż
było wtedy radości i śmiechu.
I tak mijały kolejne lata. Guziolek był coraz większy i wiklinowa kępka
też.
Aż któregoś wiosennego poranka na dworze szalała straszna burza.
Mamusia Guziolka powiedziała mu, że dzisiaj nie pójdzie do przedszko-
la tylko zostanie w domu. Gdy Guziolek siedział na kolanach u mamusi
słuchając bajki, rozległ się głośny grzmot. Dziadziu Stasiu, który właśnie
siedział w kuchni obserwując kapryśną pogodę z okien przytulnego po-
mieszczenia – nagle zawołał:
– To piorun uderzył w stary dąb rosnący na naszym podwórku i wy-
rwał go z ziemi!
Guziolkowi zrobiło się strasznie smutno. Gdy burza w końcu ucichła,
zaświeciło słonko a na niebie pojawiła się pierwsza w tym roku tęcza,
chłopiec wraz z rodzicami i dziadziem wyszedł na podwórko. Wszyscy
zobaczyli, że dąb rzeczywiście leżał wyrwany, ale zniszczył płot, który do-
tychczas wyznaczał teren podwórka oraz kępę wikliny rosnącej nieopodal.
Wszystkim zrobiło się bardzo smutno.
– Jak będziemy robić jesienne cudaczki – skoro dąb nie da nam swoich
żołędzi? Gdzie będziemy bawić się w chowanego skoro nie ma naszej ulu-
bionej kępy wikliny? – pytał Guziolek.
– Nie martw się, w każdej sytuacji trzeba znaleźć coś dobrego! – od-
parł tato. – Pamiętasz jak w tamtym roku wiewiórka zakopywała żołędzie
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
93
– spójrz wyrosły z nich dwa młode dęby. A z korzeni wikliny wyrośnie
piękna kępka wikliny!
– Ale co zrobimy z dębem i połamaną wikliną? – pytał chłopiec.
– Z dębu zrobię Ci nowe mebelki do pokoju i cały czas będzie z Tobą,
a z wikliny dziadzio zrobi piękne miotełki. Bardzo się nam przydadzą.
Będziemy zamiatać nimi podwórko i nasze mieszkanie! – odrzekł powoli
tato.
Wszystkim spodobał się ten pomysł i wszyscy poweseleli. Znowu cała
rodzina była radosna, a Guziolek nie mógł doczekać się mebelków i no-
wych miotełek.
– Skoro tak, to zabierajmy się od razu do roboty! – powiedział radoś-
nie dziadzio.
I rzeczywiście miotełki na wieczór były już gotowe.
– Jakie piękne miotełki! – zawołał z entuzjazmem Guziolek i jak nigdy
dotąd od razu zabrał się do zamiatania podwórka.
– Są rzeczywiście bardzo dobre a jak wspaniale zamiatają! – powiedział
chłopiec i zabrał się również do porządkowania mieszkania. Od tej pory
Guziolka nie trzeba było zachęcać do robienia porządków, bo nowe mio-
tełki sprzątały bardzo dobrze i zamiatały najdrobniejsze nawet śmieci. Tak
miotełki służyły pomocą przez kilka ładnych lat, a w domu i na podwórku
zawsze było czysto. Aż w końcu połamały się witki ze starości i miotełki
wyglądały bardzo smutno, nie można było już nimi zamiatać.
– Musimy je wyrzucić! – powiedział pewnego dnia tato – są już nie-
potrzebne!
– Tak nie można, przez tyle lat służyły nam w każdej chwili! – powie-
dział Guziolek.
– W takim razie co z nimi zrobimy? – zapytał tato.
– Najbardziej zniszczoną miotełkę podarujmy strachowi na wróble,
razem będą pilnować pola i będzie im razem wesoło. Drugą miotłę zostaw-
my na zimę dla bałwanka.
– A co zrobimy z trzecią miotełką? – zapytał tato.
– Może wezmę kilka młodych witek z kępy wikliny, naprawię starą
miotełkę, i będzie wyglądała jak nowa! – zaproponował dziadzio.
I tak też zrobił. Naprawił pięknie miotełkę i ta wyglądała i zamiatała
jak nowa. Wszyscy w domu śmiali się, że miotełka ma nową fryzurę. I od
tej pory gdy tylko wyłamały się ze starości jakieś gałązki, dziadzio dokła-
dał kolejne witki i miotełka dalej wyglądała jak nowa, w swojej pięknej
fryzurze.
94
Bajkoterapia…
Scenariusz zajęcia z rozwijania mowy i myślenia
w grupie dzieci 5-letnich
Temat zajęcia: „Szanujmy stare przedmioty?” – rozmowa z dziećmi z wy-
korzystaniem opowiadania: O miotełce wiklinowej i o jej fryzurce nowej
z zastosowaniem ilustracji i starych przedmiotów – rekwizytów.
Cele:
Dziecko:
– poznaje nowe opowiadanie,
– umie ułożyć obrazki w prawidłowej kolejności,
– potrafi dopasować obrazek do właściwego fragmentu opowiadania,
– umie rozpoznawać „stare” przedmioty – rekwizyty do zajęcia,
– uczy się poszanowania do starych przedmiotów i szacunku dla starszych
ludzi.
Grupa: 5-latki
Metody:
– słowna: zagadka, opowiadanie, rozmowa
– czynna: zadania stawiane do wykonania, samodzielne doświadczenia, ćwi-
czenia utrwalające
– oglądowa: pokaz
Formy:
– praca zbiorowa
– praca zespołowa
– praca indywidualna
Środki dydaktyczne: ilustracje do opowiadania, magnetofon z nagraniami
muzyki poważnej na płycie CD, rekwizyty do zajęcia (stara lampa naft owa,
maselniczka, stare sito, stara fi liżanka, drewniane stare łyżki – dla każdego
dziecka jedna), farby plakatowe, pędzelki, obrazki z pociętych elementów
przedstawiające lampę naft ową w kopertach – dla każdego dziecka jedna.
Przebieg zajęcia:
1. Nauczycielka zadaje dzieciom zagadkę, której rozwiązaniem jest „lampa
naft owa” – nawiązanie do tematu zajęcia.
2. Nauczycielka opowiada dzieciom opowiadanie pt: O miotełce wiklino-
wej i o jej fryzurce nowej – dzieci słuchają.
3. Dzieci układają obrazki – ilustracje do opowiadania według chronolo-
gicznej kolejności.
4. Próby opowiadania treści utworu przez dzieci połączone z dobieraniem
właściwego obrazka do właściwego fragmentu opowiadania.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
95
5. Improwizacja taneczna do muzyki poważnej – zabawa taneczna z reak-
cją na przerwę w muzyce (na przerwę w muzyce dzieci zamieniają się
w posągi – nieruchomieją).
6. Rozmowa z dziećmi z wykorzystaniem rekwizytów – starych zgroma-
dzonych przedmiotów. Wyjaśnianie dzieciom, że przedmioty te pomi-
mo, iż nie są ładne, praktyczne lub funkcjonalne mogą być np.: odno-
wione, oddane do muzeum, podarowane znajomym jako element do
dekoracji mieszkania, podarowane komuś kto zrobi z nich użytek itp.
7. Nawiązanie do osób starszych przypomnienie o konieczności pomocy
osobom starszym w rozmowie wiązanej z dziećmi.
8. Praca indywidualna przy stolikach – układania obrazków z elementów,
po ułożeniu dzieci mówią co przedstawia przedmiot na obrazku (lampa
naft owa) – każde dziecko ma w inny sposób pocięty obrazek oraz na inną
ilość elementów, w zależności od umiejętności dziecka.
9. Zabawa ilustracyjna do piosenki Trzy kółeczka – dzieci podzielone na
trzy grupy.
10. Nawiązanie do zajęcia plastycznego, na którym dzieci malują stare łyżki
drewniane – tworzą pacynki do opowiadania pt.: O miotełce wiklinowej
i o jej fryzurce nowej
11. Podziękowanie za udział w zajęciu.
Po wykonaniu pacynek próba inscenizowania utworu przez dzieci – pomoc
nauczycielki.
Anna Piątek – nauczycielka Przedszkola nr 13 im. Jana Pawła II
w Tarnobrzegu
Lizakolandia
W Lizakolandii, słodkim kraju
wszystko było baju, baju, baju,
ale do czasu…
Rządził tam okrągły jak balon król lizaków,
naczelny wódz lizaków – chojraków.
Pewnego razu stała się rzecz niesłychana,
w pałacu ruch, szum od samego rana.
Co się dzieje? Co się dzieje?
Cały dwór się z króla śmieje!
Balon za wielką szafą schowany,
bo jest całkiem wylizany!
Królowa – lizakowe czerwone serce
o męża zatroskana jest wielce,
96
Bajkoterapia…
więc lizaki się zbiegają,
wielu rad udzielają.
Naród bowiem czuje się oszukany,
bo król przecież wylizany!
Na dworze odbyła się narada,
inaczej radzić nie wypada.
I lizaki – chojraki, dzielni wybawcy,
ruszają szukać lizania sprawcy!
Jeden biegnie prosto, drugi w lewo,
trzeci w prawo, czwarty na drzewo.
Ale choćby kilometrów przebyli tysiące
królewscy wybawcy i gońcy,
niczego się nigdy nie dowiedzą,
bo o tym tylko dzieci wiedzą,
że lody, lizaki, czekoladki
wylizuje język różowy i gładki,
a on mieszka w buzi – swoim kraju,
baju, baju, baju, językowym raju.
On sprawcą! Języka to się tyczy,
bo ów język pragnie dużo słodyczy!
Wkradł się więc do lizaka – króla,
gdy sen smaczny go otulał
i wylizał trochę słodkości
z wielkiej głowy jegomości.
Pewnie i Ty zamieszkałbyś wśród lizaków
i byłbyś jednym z królewskich chojraków?
Baju, baju, baju…,
bo jest słodko w takim kraju!
Jesteśmy w Lizakolandii
1. Ustaw lizaka blisko swoich ust i zlizuj. Pamiętaj, że to język „idzie” do
lizaka, a nie lizak do buzi ! Spróbuj lizać z góry na dół i z dołu do góry.
2. Lizak znajduje się pod twoją dolną wargą. Język wysuń z buzi na dół i zli-
zuj.
3. Ustaw lizaka nad górną wargą i spróbuj lizać. Twój język „idzie” w górę.
4. Lizak znajduje się po prawej, a potem po lewej stronie twoich ust. Wysuń
język w prawo, później w lewo i zlizuj.
5. Ponownie ustaw lizaka naprzeciw ust i postaraj się „rysować” językiem na
lizaku kółeczka. „Rysujemy” w prawą, potem w lewą stronę.
Bogumiła Pigoń-Reglińska
Zespół Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego w Kolubach
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
97
Słodkolandia
Słodkolandia to kraina słodyczy tysiąca,
miodem, dżemem i czekoladą płynąca.
Czekolada, miód, dżem strugami płyną,
w jedność się zlewają i w słodkości giną.
Do tej krainy ludziki – języki przybyły,
z wielką ochotą lizały i ją zdobyły.
Zamieszkały w Słodkolandii języki miodowe,
dżemowe, a także czekoladowe.
Żyły sobie w tym kraju zgodnie,
słodko, leniwie i wygodnie.
Aż pewnego razu…
rano się zorientowały, że jest tłok
i by się nie zderzyć, uciekały w bok.
Pytały: – Dlaczego nas tak dużo
jakby chmur przed wielką burzą?
I zaczęło się w rzędach wielkie liczenie,
słychać miodowo-czekoladowe westchnienie.
Miód i czekolada w popłoch wpadły,
języki swe skręciły, na ziemię upadły.
Okazało się bowiem aż nazbyt wyraźnie,
że one są w tym kraju nieważne!
Bo dżem jest wiśniowy i jeżynowy,
morelowy, czereśniowy i malinowy,
pomarańczowy i czerwony,
różowy, żółty i zielony.
Miodowi i czekoladzie grozi zagłada,
a są super, więc tak nie wypada!
Gdy tych słodkości z życia ubędzie,
mniej przyjemnie i słodko będzie!
Powrócono więc do tego, co dawno było
i wcale się ze sobą nie kłóciło.
Wszystkie dżemy szczerze westchnęły,
w miodzie i czekoladzie się znów rozpłynęły
Dlatego mamy różne słodkości,
i możemy przyjemnie się gościć.
Korzystają z tych słodyczy wasze języki.
– Mniam, mniam – wydają okrzyki.
98
Bajkoterapia…
Jesteśmy w Słodkolandii
Przygotuj dżem, miód czy krem czekoladowy, łyżeczkę lub patyczek do
lodów.
1. Zrób patyczkiem lub łyżeczką słodką kropkę za górnymi ząbkami, unieś
język i spróbuj wylizać miejsce za górnymi jedynkami. Potem zrób kropkę
za dolnymi zębami i wylizuj miejsce na dole.
2. Zrób kropeczkę na środku górnej wargi, na dolnej i w kącikach warg. Po-
woli wylizuj – górę, dół, prawy i lewy kącik warg.
3. Możesz posmarować słodkościami swoje górne, a później dolne zęby
i powoli je wylizywać.
4. Posmaruj górną, potem dolną wargę i dokładnie wylizuj.
5. Na zakończenie posmaruj sobie usta jak szminką, wolno liż wargi, raz
w prawą, raz w lewą stronę. Język na ustach zatacza koło.
Bogumiła Pigoń-Reglińska
Zespół Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego w Kolubach
Płatkolandia
Pewnego razu w Płatkolandii sejmik zwołano,
wszystkich mieszkańców o króla pytano.
Płatki chcą bowiem mieć króla swego,
płatkowego – wodza bardzo wesołego.
Do ogromnego talerza wszystkie się zbiegają
i na kogo głosować, innym podpowiadają.
Płatki kakaowe chcą króla kakaowego,
te czekoladowe zagłosują na czekoladowego,
kukurydzianym jest obojętne, byle biały,
a dla miodowych tylko miodowy doskonały!
Orzechowe nie wybiorą byle kogo,
bo musi być bardziej orzechowo!
I kłócą się, miotają, dyskutują,
żadnych rad od nikogo nie przyjmują.
Każdy broni płatka ze swej rodziny
i tak upływają długie nocne godziny.
Już są śpiący, już padają
ale wcale się nie poddają!
Nagle swary mocny głos przerywa,
płatki do porządku wzywa:
– Ja będę waszym nowym królem!
Przyjmijcie to,… może z bólem.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
99
Nic wam w rodzinach nie popsuję,
do wszystkich płatków pasuję.
Lubią mnie i małe płatki,
i te większe, płatków matki!
– Kto to powiedział? – płatki pytają
i wokół siebie się rozglądają.
A to samotny rodzynek obradom przeszkodził,
wszystkie płatki ze sobą pogodził.
– On na króla jest gotowy! – rzekł kakaowy –
Jest nawet całkiem brązowy!
– Jakby brązowy zmieszany z białym! –
– dodał kukurydziany – Więc doskonały!
– Wiwat król! – krzyknęły wszystkie płatki,
a to raczej widok rzadki.
Obrady trwały już tylko chwileczkę,
orzechowy szturchnął słodką panieneczkę,
a ta włożyła na rodzynka głowę
korony płatkowej jedynie połowę,
bo w tłoku korona się potoczyła
i troszeczkę pokruszyła.
I jeśli Ty lubisz płatki czekoladowe,
kukurydziane, miodowe czy kakaowe,
zwołaj na swój talerz sejmik płatkowy,
dyskutować z każdym gotowy!
Jesteśmy w Płatkolandii
Weź słomkę, na talerzyk wysyp trochę różnych płatków śniadaniowych.
1. Powoli dmuchaj przez słomkę na płatki. Zauważ, że robią się „wzorki”.
Możesz też podmuchać buzią, bez słomki.
2. Słomką przyciągaj pojedyncze płatki, połóż je na talerzu w innym miej-
scu. Przekładaj płatki z kupki na kupkę.
3. Spróbuj słomką ułożyć na talerzu wymyślony swój „wzorek”.
4. Zrób ze swojego języka „talerzyk”, połóż na języczek płatek i trzymaj jak
najdłużej. Możesz poruszać językiem wraz z płatkiem.
5. Pozjadaj płatki z talerza językiem (jak kotek) i wargami.
Komentarz autora: Prezentuję teksty 3 bajek, które napisałam, aby uroz-
maicić zajęcia z dziećmi przedszkolnymi i z klas I, II SP. Bajki wykorzystuję
podczas profi laktycznych ćwiczeń logopedycznych. Do tekstów dołączyłam
rysunki uczniów. „Słodkie” zabawy podobają się dzieciom i grupy chętnie
uczestniczą w tego typu zajęciach. Ćwiczenia z bajkami może z powodze-
niem przeprowadzić nauczyciel przedszkola, nauczania zintegrowanego
100
Bajkoterapia…
czy rodzice. Dorosły czyta dzieciom bajkę, a potem zaprasza je do słodkiej
krainy. Podczas ćwiczeń dzieci rozwijają sprawność narządów mowy. Mogą
również rysować, opowiadać przygody „słodkich” bohaterów. Prowadzący
zajęcia rozmawia z dziećmi na temat ich ulubionych słodyczy, ilości spoży-
wanych słodkości, higieny posiłków, a na zakończenie… dzieci myją ząbki
po pobycie w słodkiej krainie. Najważniejsze jest to, że wykorzystując zaba-
wę, stymulujemy językowe umiejętności dzieci.
Bogumiła Pigoń-Reglińska
Zespół Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego w Kolubach
Gdzie oczy poniosą
Było to dawno, było daleko, za siódmą górą, za siódmą rzeką, tak jak to
w bajkach bywa. Czy ta historia jest prawdziwa?
Krętą drogą przez las szedł Dźwiękolud. A dokąd? Tego nikt nie wiedział.
Pewnie, gdzie oczy poniosą! Wyglądał na bardzo smutnego. Szedł ze spusz-
czoną głową, ociężale, powoli. Był duży, sięgał prawie do chmur. Ubrany był
w żółtą koszulę z długimi rękawami w kolorowe nutki naszyte w podzięce
przez dobrych ludzi i brązowe spodnie. Głowę od gorącego słonka chronił
mu słomiany kapelusz, wyglądał niczym strach na wróble. Ptaki siadały mu
na ramionach i świergotały wesoło. On mimo swych smutków wcale się nie
gniewał, bo bardzo kochał muzykę, śpiew i wszelkie dźwięki miłe dla ucha.
Nosił czarne chodaki, a na ramieniu dźwigał dużą torbę pełną nut i piosenek.
Jego śpiew jednał ludzi, którzy nie tylko wschłuchiwali się w to co nucił,
ale wtórowali mu jakby zaklęci. Wokół stawało się miło, ustawały kłótnie
i spory, miękły nawet najtwardsze serca, choć na chwilę najwięksi wrogowie
zapominali o zwadach i stawali się dobrzy dla siebie.
Lecz pewien nieczuły i okrutny król, którego rządy sięgały hen wzdłuż
i w szerz wypędził Dźwiękoluda ze swego królestwa, twierdząc, że jego pod-
dani od tego śpiewania stają się leniwi, nie słuchają jego rozkazów, nie skła-
dają mu darów, wszyscy wokół są dobrzy i żyją zgodnie. Wściekłość ogarnęła
władcę. Posłuchał swych doradców, którzy postanowili pozbyć się śpiewaka
raz na zawsze.
Wdzięczni za jego śpiew mieszkańcy królestwa odprowadzili Dźwięko-
luda do granic państwa, a jeden z nich, najstarszy wiekiem rzekł:
– Idź przed siebie i szukaj Dźwiękolandii, szukaj swego domu, serce ci
podpowie, gdzie będzie kres twej wędrówki, tam będziesz naprawdę szczęś-
liwy.
Więc wędrował Dźwiękolud, gdzie oczy poniosą.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
101
Pochowane w zaroślach zwierzęta zaraz zwróciły uwagę na tego dziwne-
go wędrowca i przejęły się jego losem, a ponieważ wyglądał dobrotliwie po-
stanowiły ulżyć jego doli. Odważny zajączek, wyskoczył na dróżkę i zapytał:
– Chciałbym ci pomóc podróżniku, bo wydaje mi się, że masz kłopo-
ty? Dokąd zmierzasz? Czy ktoś cię skrzywdził? Po chwili usłyszał melodyjny
głos, niczym smutna piosenka:
– Jestem bardzo nieszczęśliwy, nikt mnie nie chce pokochać, odkąd wę-
druję napotkani ludzie śmieją się z mojego wyglądu, nie mam przyjaciół, nie
pozwalają mi się odzywać, ponieważ nie lubią mojego śpiewu, nigdzie nie ma
dla mnie miejsca.
Dlatego idę przed siebie i szukam Dźwiękolandii – krainy, w której po-
dobno wszyscy są szczęśliwi, kochają śpiew i muzykę. Znaleźć tę krainę – to
moje największe marzenie! Czy ty zajączku możesz mi wskazać, którędy
mam iść?
Zdziwiony zajączek odrzekł, że o takiej krainie nic nie słyszał, ale rano
zwoła naradę leśnych przyjaciół i może jakoś wspólnie znajdą rozwiązanie
zagadki. Tymczasem zaprosił Dżwiękoluda na nocny odpoczynek. Nowy
dzień przyniesie na pewno dobre rady – pomyślał mądry zajączek.
Minęła długa i ciemna noc. Wczesnym rankiem zajączek w towarzystwie
sarenek, lisów, wilczków i niedźwiedzia oraz dzika debatowali, jak pomóc
Dźwiękoludowi. Niczego nie wymyślili, bo o takiej krainie nikt nie słyszał.
Na tę wieść Dźwiękolud zaśpiewał tak smutną piosenkę, że zgromadzone
wokół zwierzęta zalały się łzami.
Ku zdziwieniu wszystkich z pomocą przyszła zwinna wiewióreczka Ru-
daska, która przybyła z wizytą do przyjaciół z sąsiedniego lasu.
– A skąd te smutne miny? Taki piękny ranek, a wy się martwicie i wyle-
wacie łzy, no co jest z wami? – żartobliwie zapytała Rudaska.
Zajączek opowiedział o troskach Dźwiękoluda i o jego wielkim marze-
niu, a także o debacie leśnych zwierząt i o tym, że nic nie wymyślili. Chociaż
mieli jeden pomysł, a mianowicie chcieli, aby Dźwiękolud przystał do ich
leśnej rodziny i codziennie umilał im czas pięknym śpiewem. Jednak nowy
przyjaciel pragnął tylko jednego – dotrzeć do Dźwiękolandii. Lecz czy ona
istnieje?
Rudaska po wysłuchaniu historii Dźwiękoluda była prawie pewna, że
na te smutki może coś zaradzić. Opowiedziała o dziwnych krainach, które
widziała z bardzo wysoka skacząc po drzewach z gałęzi na gałąź, jednak czy
któraś z nich jest tą, o której myśli Dźwiękolud, tego nie wiedziała.
Co tu począć, co tu począć? Debatowały zwierzęta.
Obrady przerwał śpiewająco Dźwiękolud, który zwrócił się do Rudaski:
– Rudasko nie zechciałabyś mi towarzyszyć w wyprawie do owych kra-
in? Może tam gdzieś jest to czego szukam – mój dom?
102
Bajkoterapia…
Wiewióreczka z ochotą zgodziła się być jego przewodnikiem. Również
zajączek obiecał dotrzymać towarzystwa Dźwiękoludowi. Pozostałe zwierzę-
ta także rwały się do pomocy, ale na prośbę niedźwiedzia zdecydowały się
pozostać na miejscu i strzec las przed intruzami.
Rozpoczęto przygotowania do wyprawy. Nazajutrz po czułym pożegna-
niu wędrowcy wyruszyli w drogę. Czas płynął szybko, szli z piosenką na us-
tach. Mijali lasy, zagajniki, polanki, strumyki i łączki bajecznie zielone i kolo-
rowe od kwiatów, jak to wiosną bywa. Wpatrywali się w błękit nieba, machali
przyjaźnie do Rudaski, która spoglądała na nich z góry, a czasem, dla żartu
chowała się wśród gałęzi drzew, co budziło niepokój w wędrowcach. Lecz
zawsze Dźwiękolud wypatrzył jej kryjówkę, bo przecież był bardzo, ale to
bardzo rosły. Gdy Rudaska była znużona drogą Dźwiękolud sadzał ją sobie
na ramieniu i bawili się w muzyczne zagadki. Pokonali wiele przeszkód, aż
któregoś ranka Rudaska z wysokiego drzewa zawołała donośnym głosem:
– Tu jest granica jednej z owych krain, o której wam mówiłam. Z góry
widać, że nie świeci tam słońce, a zamieszkujący kraj ludzie jakoś dziwnie się
zachowują.
Po krótkiej naradzie wędrowcy zdecydowali się mimo wielu obaw prze-
kroczyć granicę nieznanej krainy. Tuż przed lasem spostrzegli niechlujnie
zrobioną i wbitą w ziemię tablicę: MROCZNA KRAINA – LEPIEJ PRZYBY-
SZU ZAWRÓĆ!
Dźwiękolud stwierdził, że już nie ma odwrotu. Zresztą, aby dotrzeć do
następnej krainy, o której wspominała Rudaska trzeba przejść właśnie tędy,
nie ma innej drogi. Z bijącym sercem razem z zajączkiem wkroczyli na obcy
teren. Zrobiło się ciemno, słonko, które do nich do tej pory się uśmiechało
nagle znikło za ciemną, gradową chmurą. Rudaska ze strachu schowała się
do kieszeni Dźwiękoluda. Mijający ich ludzie jakoś dziwnie na nich patrzy-
li, okazywali im niechęć, lecz oni odważnie maszerowali przed siebie, byle
dalej. Dźwiękoludowi i jego dwójce przyjaciół nie podobało się to, co tu uj-
rzeli. Było smutno, ciemno i zimno. Groza! Mieszkańcy tego miejsca zamiast
grzecznie ze sobą rozmawiać, krzyczeli na siebie, obrażali się, nadymali ze
złości, tupali nogami, grozili sobie pięściami, w wielkim gniewie rzucali się
na ziemię i turlali w błocie. Nawet, gdy siadali przy wspólnym ognisku złośli-
wie sobie dokuczali, poszturchiwali się, wyśmiewali i przepychali. Aż wresz-
cie ze zmęczenia zasypiali na chwilę. I tak w kółko, jedno i to samo. Zajączek
zatkał łapkami uszy, bo nie mógł tego wszystkiego znieść. Wokół ciemność,
bo słonko uciekło, gdzie pieprz rośnie, byle dalej od tych krzyków, wrza-
sków, kłótni. Czasem tylko dotarł tu jeden lub dwa promyki, tak na chwilę,
by sprawdzić czy zapanował w krainie spokój. Ale nic z tego.
– Patrzcie! – wrzasnął zajączek – tam się rozjaśnia. To znaczy, że opusz-
czamy tę mroczną krainę.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
103
– Jak dobrze, że mamy ją już za sobą – odetchnęła z ulgą Rudaska.
Dźwiękolud wziął pod pachę swych przyjaciół. Poszli dalej. Jednak coś
nie dawało spokoju Dźwiękoludowi. Postanowił zawrócić i nauczyć miesz-
kańców Mrocznej Krainy tylko jednej piosenki. Nie przekonał go zajączek,
ani wiewióreczka, że to nie jest dobry pomysł. Jak pomyślał, tak zrobił. Swym
bardzo donośnym głosem zwołał mieszkańców na mroczną polanę. Przyby-
li z ciekawości, oczywiście skłóceni ze sobą, z wielką wrzawą. Dźwiękolud
zaczął swoją pieśń. Śpiewał o przyjaźni, miłości, dobroci. Wtórowały mu
słowiki i inne ptasie towarzystwo, które zleciało się zwabione muzyką. Zaj-
rzało tu słoneczko zdziwione zmianą w zachowaniu mieszkańców krainy. Ci
mroczni ludzie rzucali się sobie w objęcia, przestali się kłócić. Zajęli się pra-
cą, nauką, zabawą i postanowili żyć spokojnie. Słońce już z nimi pozostało,
zapanował ład i porządek.
Zajęci sobą mroczni ludzie nawet nie zauważyli, jak Dźwiękolud zniknął
za drzewami.
Przyjaciele znowu żwawo maszerowali razem, a wiewióreczka z góry
wskazywała im drogę, radośnie machając kitką. Gdy byli znużeni odpo-
czywali w cieniu potężnych drzew. Przeszli wiele mil, przeskoczyli strumyk
i dotarli do wielkiego ogrodzenia. Na furtce prowadzącej do środka widniał
napis: WITAMY W DZIWNEJ KRAINIE!
Znowu odbyli wspólną naradę, wszyscy byli zgodni, że choć nie wiedzą
co ich za nią czeka to już nie ma odwrotu. Dźwiękolud z bijącym sercem
otworzył furtkę.
Było tu całkiem normalnie, słonko pięknie świeciło, ptaszki śpiewały,
jelonki pasły się na łące. Po polance przechadzały się jeże. Nagle coś zasze-
leściło w głębi lasu. Wędrowcy zamarli ze strachu, Okazało się, że to miesz-
kańcy tej krainy. Zachowywali się rzeczywiście dziwnie, chociaż nie groźnie.
Chodzili jakoś tak inaczej: dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, dwa kroki do
przodu i jeden do tyłu, z rękami uniesionymi do góry w kształcie trójkątnej
czapki. Kłaniali się nisko każdej napotkanej osobie aż trzy razy.
Byli jednakowo ubrani, nikt nikogo nie wyśmiewał. Wszystko, ale to
wszystko ich ciekawiło, zaglądali do każdej szparki i pod każdy listek. Za-
przyjaźnili się z wędrowcami bardzo szybko, byli bardzo gościnni i uprzejmi.
Wysłuchali opowieści zajączka o Mrocznej Krainie i kręcili z niedowierza-
niem głowami. Nikt z mieszkańców tej krainy nawet nie przypuszczał, że
mają takich złych, a właściwie mieli takich niewychowanych sąsiadów. Teraz
przynajmniej wiedzieli, że warto ich odwiedzić i nawiązać nowe kontakty,
przyjaźnie i wymienić się doświadczeniami, bo z sąsiadami trzeba żyć w zgo-
dzie. Zainteresowali się również celem wędrówki swych gości. Jednak nikt
z Dziwnej Krainy nie potrafi ł powiedzieć, czy tam daleko, za wysokim wzgó-
rzem jest miejsce, którego z utęsknieniem wypatruje Dźwiękolud. Przyja-
104
Bajkoterapia…
ciele byli zgodni co do jednego – trzeba to koniecznie sprawdzić. I udali się
w dalszą drogę. Wędrowali kilka dni, wieczorami zmęczeni zasypiali pod
drzewami, które w geście przyjaźni otulały ich swymi gałązkami. Trzeciego
dnia wspięli się na wysokie wzgórze, które było ostatnią przeszkodą w ich
wędrówce.
Dla olbrzymiego Dźwiękoluda nie było to jakimś wielkim trudem. Tam
wśród chmur rozłożyli swój obóz, musieli bowiem przeczekać noc. Kiedy
nastał piękny ranek, wróble przywitały ich świergotem, a słońce uśmiech-
nęło się przyjaźnie. Rozglądając się wokół dostrzegli w dolinie nową krainę,
za którą rozpościerało się błękitne morze. Gdy krętą dróżką schodzili w dół,
serca biły im coraz mocniej i mocniej z przejęcia. Zatrzymali się wreszcie
przed wielkimi wrotami, na których była informacja dla wszystkich, którzy
chcieli je otworzyć i pójść dalej. Zajączek głośno przeczytał:
– Nie warto stukać, nie warto pukać, klucz do drzwi tkwi w jednym
magicznym słowie, które dobrzy ludzie mówią sobie na powitanie. Wiesz
– zapraszam, jeśli nie – odejdź daleko!
Nie była to zbyt trudna zagadka, szczególnie dla Dźwiękoluda, który znał
dobre maniery, podszedł do wrót, ukłonił się i głośno powiedział: Dzień Do-
bry! To samo powtórzył zajączek i Rudaska. Nagle wrota otwarły się szeroko,
a gdy tylko wędrowcy znaleźli się w środku z wielkim łoskotem zatrzasnęły
się ponownie. Przyjaciele odetchnęli z ulgą i ciekawie przyglądali wszystkie-
mu wokół. Przed nimi było jeszcze jedno zadanie znalezione na kolejnych
wrotach prowadzących do środka:
– Zagadka muzyczna cię czeka, jeśli nie lubisz śpiewać – uciekaj!
Rudaska i zajączek nieco się wystraszyli, jednak Dźwiękolud, zaczął tak
cudnie śpiewać, a oni mu wtórować, że wrota natychmiast stanęły otworem.
I ku ich zdziwieniu ukazał się drogowskaz prowadzący do Dźwiekoladnii.
Poszli jak to przepowiedział pewien starzec za głosem serca. Mieszkańcy tej
krainy okazali im wiele życzliwości. Wszyscy bez wyjątku uwielbiali hasać po
kwiecistych łąkach, bawić się w ciuciubabkę, berka i chowanego. Byli zawsze
radośni i uśmiechnięci. Cieszyli się już od samego rana, od momentu wsta-
nia z łóżka. Przeciągali się z zadowoleniem, podawali sobie ręce na powitanie
i machali do siebie przyjaźnie, podskakiwali do góry z radości. Nikt tu nie
był sam. Byli równie wysocy jak Dźwiękolud. Tańczyli radośnie pojedynczo,
dwójkami i trójkami, klaszcząc w dłonie.
W czasie posiłku wszyscy do siebie zwracali się wymawiając magiczne
słowa: proszę, dziękuję, przepraszam. Nikt nikogo nie wytykał palcami, nikt
nikogo nie przezywał, nikt nikomu nie robił krzywdy. Wieczorem wszyscy
siadali w kręgu, nucili, ku zadowoleniu Dźwiękoluda piosenki, grali na róż-
nych instrumentach. Jedni na trąbkach, inni na bębenkach, jeszcze inni na
harmoniach, dzieci na fujarkach. Siedząc przy ognisku delikatnie i dobrotli-
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
105
wie głaskali się po głowach i po plecach. Kładli się na brzuszkach i zasypiali.
Dźwiękolud był pewien, że to jest kraina, której szukał, że spełniło się jego
największe marzenie. Do swych przyjaciół rzekł:
– Zostaję tu!
Wiewióreczka Rudaska i zajączek choć byli bardzo smutni postanowili
wrócić do swoich domów i do tych, którzy z utęsknieniem na nich czekali.
A Dźwiękolud był wreszcie szczęśliwy, czuł, że jest kochany. Zapomniał
co to samotność i smutek. Mógł śpiewać do woli i wsłuchiwać się w odgłosy
przyrody. Odnalazł dom.
Propozycja wykorzystania bajki
Gdzie oczy poniosą
Temat: Zabawa dydaktyczna w oparciu o tekst Gdzie oczy poniosą. Dosko-
nalenie umiejętności uważnego słuchania tekstu literackiego.
Opracowanie: Elżbieta Skawińska
Odbiorcy: dzieci w wieku 5–6 lat oraz uczniowie klas I–III szkoły podsta-
wowej
Cele ogólne:
– zapoznanie z tekstem Gdzie oczy poniosą,
– kształtowanie pamięci słuchowej oraz koncentracji uwagi podczas słucha-
nia utworów literackich,
– bogacenie czynnego słownictwa,
– rozwijanie zdolności plastycznych i manualnych,
– rozwijanie umiejętności współpracy w grupie rówieśników,
– nabywanie umiejętności słuchania innych z poszanowaniem pomysłów
każdego członka grupy,
– wdrażanie do wyrażania emocji poprzez ruch i mimikę.
Formy aktywności:
– zbiorowa poprzez działalność poznawczą, odtwórczą i twórczą,
– indywidualna poprzez działalność twórczą.
Pomoce: kredki – pastele olejne, bloki rysunkowe, dowolny podkład mu-
zyczny według uznania nauczyciela, zagadki o tematyce muzycznej, instru-
menty perkusyjne, nagranie utworów muzycznych na kilku wybranych
instrumentach.
Przebieg zajęć:
1. Powitanie wszystkich uczestników spotkania: dzieci stoją i naśladują na-
uczyciela, który uderza się kolejno obiema rękami w lewe i prawe udo
mówiąc „Lewa nóżka, prawa nóżka”, a teraz obie ręce wędrują na serce
i mówimy: „Prosto z serca”, następnie ręce kierujemy na usta mówiąc:
106
Bajkoterapia…
„Buźka!” i ręce otwieramy w geście przyjaźni. Powitanie powtarzamy jesz-
cze raz, ale szybciej (lewa nóżka, prawa nóżka – prosto z serca – buźka).
2. Zaproszenie do zabawy oraz do wysłuchania bajki Gdzie oczy poniosą
– nauczyciel czyta pierwszy fragment utworu: (dzieci siedzą w kręgu)
Było to dawno, było daleko, za siódmą górą, za siódmą rzeką, tak jak to
w bajkach bywa. Czy ta historia jest prawdziwa?
Krętą drogą przez las szedł Dźwiękolud. A dokąd? Tego nikt nie wie-
dział. Pewnie, gdzie oczy poniosą! Wyglądał na bardzo smutnego. Szedł ze
spuszczoną głową, ociężale, powoli.
Nauczyciel przerywa czytanie, rozpoczyna rozmowę z dziećmi na te-
mat ich smutków, kiedy najczęściej są smutne, jak się wtedy czują, co ro-
bią. Po wysłuchaniu wypowiedzi dzieci proponuje zabawę „Czy widziałeś
smutnego Dźwiękoluda”:
Wszystkie dzieci siedzą w kole – rozpoczyna nauczyciel i pyta każde
dziecko po kolei: „Czy widziałeś wściekłego Dźwiękoluda? Pierwsze dzie-
cko odpowiada: „Tak”. Wtedy cała grupa zadaje mu pytanie: „A co on ro-
bił?” Wówczas uczeń pokazuje jakiś gest np. zamyka rękami twarz, jakby
płakał, pozostali naśladują go. Pytania nauczyciela i dzieci powtarzają się
aż do ostatniego uczestnika zabawy. Dziecko może odpowiedzieć, że nie
widziało smutnego Dźwiękoluda, wówczas przechodzimy do kolejnego
uczestnika zajęć. Dobrze byłoby, gdyby sam prowadzący zaczął od siebie
i pokazał, co robił smutny Dźwiękolud, wówczas dzieci nabiorą większej
śmiałości i odwagi. (pomysł zabawy zaczerpnięty jest z książki Gry i zaba-
wy przeciwko agresji R. Portmann, wyd. „Jedność” Kielce 200 3r. str. 14)
Nauczyciel wraca do czytania bajki, prosi o dokładne i uważne wysłu-
chanie fragmentu:
Był duży, sięgał prawie do chmur. Ubrany był w żółtą koszulę z dłu-
gimi rękawami w kolorowe nutki naszyte w podzięce przez dobrych ludzi
i brązowe spodnie. Głowę od gorącego słonka chronił mu słomiany kape-
lusz, wyglądał niczym strach na wróble. Ptaki siadały mu na ramionach
i świergotały wesoło. On mimo swych smutków wcale się nie gniewał, bo
bardzo kochał muzykę, śpiew i wszelkie dźwięki miłe dla ucha. Nosił czarne
chodaki, a na ramieniu dźwigał dużą torbę pełną nut i piosenek. Jego śpiew
jednał ludzi, którzy nie tylko wschłuchiwali się w to co nucił, ale wtórowali
mu jakby zaklęci. Wokół stawało się miło, ustawały kłótnie i spory, miękły
nawet najtwardsze serca, choć na chwilę najwięksi wrogowie zapominali
o zwadach i stawali się dobrzy dla siebie.
W tym miejscu prowadzący zajęcia zaprasza dzieci do rysowania –
każdy otrzymuje kartkę z bloku rysunkowego lub technicznego oraz kred-
ki – dzieci zajmują miejsca przy stolikach. Ich zadaniem jest narysowanie
Dźwiękoluda. Po zakończonej pracy nauczyciel może raz jeszcze odczytać
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
107
fragment tekstu, aby każdy mały twórca mógł skonfrontować swoją pracę
z oryginałem. Krótkie omówienie. Po zajęciach sporządzenie ekspozycji
prac. Rozpoczynamy czytanie kolejnego fragmentu bajki:
Lecz pewien nieczuły i okrutny król, którego rządy sięgały hen wzdłuż
i w szerz wypędził Dźwiękoluda ze swego królestwa, twierdząc, że jego pod-
dani od tego śpiewania stają się leniwi, nie słuchają jego rozkazów, nie skła-
dają mu darów, wszyscy wokół są dobrzy i żyją zgodnie. Wściekłość ogarnęła
władcę. Posłuchał swych doradców, którzy postanowili pozbyć się śpiewaka
raz na zawsze.
Wdzięczni za jego śpiew mieszkańcy królestwa odprowadzili Dźwięko-
luda do granic państwa, a jeden z nich, najstarszy wiekiem rzekł:
– Idź przed siebie i szukaj Dźwiękolandii, szukaj swego domu, serce ci
podpowie, gdzie będzie kres twej wędrówki, tam będziesz naprawdę szczęś-
liwy.
Więc wędrował Dźwiękolud, gdzie oczy poniosą.
Pochowane w zaroślach zwierzęta zaraz zwróciły uwagę na tego dziwne-
go wędrowca i przejęły się jego losem, a ponieważ wyglądał dobrotliwie po-
stanowiły ulżyć jego doli. Odważny zajączek, wyskoczył na dróżkę i zapytał:
– Chciałbym ci pomóc podróżniku, bo wydaje mi się, że masz kłopo-
ty? Dokąd zmierzasz? Czy ktoś cię skrzywdził? Po chwili usłyszał melodyjny
głos, niczym smutna piosenka:
– Jestem bardzo nieszczęśliwy, nikt mnie nie chce pokochać, odkąd wę-
druję napotkani ludzie śmieją się z mojego wyglądu, nie mam przyjaciół, nie
pozwalają mi się odzywać, ponieważ nie lubią mojego śpiewu, nigdzie nie ma
dla mnie miejsca.
Dlatego idę przed siebie i szukam Dźwiękolandii – krainy, w której po-
dobno wszyscy są szczęśliwi, kochają śpiew i muzykę. Znaleźć tę krainę – to
moje największe marzenie! Czy ty zajączku możesz mi wskazać, którędy
mam iść?
Prowadzący ponownie milknie i rozpoczyna z wychowankami roz-
mowę na temat marzeń dziecięcych – tych małych i tych wielkich, chętne
dzieci mogą podzielić swymi pragnieniami z innymi, inne dzieci jeśli nie
chcą ich zdradzić akceptujemy tę decyzję. I wracamy do Dźwiękoluda:
Zdziwiony zajączek odrzekł, że o takiej krainie nic nie słyszał, ale rano
zwoła naradę leśnych przyjaciół i może jakoś wspólnie znajdą rozwiązanie
zagadki. Tymczasem zaprosił Dźwiękoluda na nocny odpoczynek. Nowy
dzień przyniesie na pewno dobre rady – pomyślał mądry zajączek.
Minęła długa i ciemna noc. Wczesnym rankiem zajączek w towarzystwie
sarenek, lisów, wilczków i niedźwiedzia oraz dzika debatowali, jak pomóc
Dźwiękoludowi. Niczego nie wymyślili, bo o takiej krainie nikt nie słyszał.
Na tę wieść Dźwiękolud zaśpiewał tak smutną piosenkę, że zgromadzone
wokół zwierzęta zalały się łzami. Ku zdziwieniu wszystkich z pomocą przy-
108
Bajkoterapia…
szła zwinna wiewióreczka Rudaska, która przybyła z wizytą do przyjaciół
z sąsiedniego lasu.
– A skąd te smutne miny? Taki piękny ranek, a wy się martwicie i wyle-
wacie łzy, no co jest z wami? – żartobliwie zapytała Rudaska.
Zajączek opowiedział o troskach Dźwiękoluda i o jego wielkim marze-
niu, a także o debacie leśnych zwierząt i o tym, że nic nie wymyślili. Chociaż
mieli jeden pomysł, a mianowicie chcieli, aby Dźwiękolud przystał do ich
leśnej rodziny i codziennie umilał im czas pięknym śpiewem. Jednak nowy
przyjaciel pragnął tylko jednego – dotrzeć do Dźwiękolandii. Lecz czy ona
istnieje?
Rudaska po wysłuchaniu historii Dźwiękoluda była prawie pewna, że
na te smutki może coś zaradzić. Opowiedziała o dziwnych krainach, które
widziała z bardzo wysoka skacząc po drzewach z gałęzi na gałąź, jednak czy
któraś z nich jest tą, o której myśli Dźwiękolud, tego nie wiedziała.
Co tu począć, co tu począć? Debatowały zwierzęta.
Obrady przerwał śpiewająco Dźwiękolud, który zwrócił się do Rudaski:
– Rudasko nie zechciałabyś mi towarzyszyć w wyprawie do owych kra-
in? Może tam gdzieś jest to czego szukam – mój dom? Wiewióreczka z ocho-
tą zgodziła się być jego przewodnikiem. Również zajączek obiecał dotrzymać
towarzystwa Dźwiękoludowi. Pozostałe zwierzęta także rwały się do pomo-
cy, ale na prośbę niedźwiedzia zdecydowały się pozostać na miejscu i strzec
las przed intruzami.
Rozpoczęto przygotowania do wyprawy. Nazajutrz po czułym pożegna-
niu wędrowcy wyruszyli w drogę. Czas płynął szybko, szli z piosenką na us-
tach. Mijali lasy, zagajniki, polanki, strumyki i łączki bajecznie zielone i kolo-
rowe od kwiatów, jak to wiosną bywa. Wpatrywali się w błękit nieba, machali
przyjaźnie do Rudaski, która spoglądała na nich z góry, a czasem, dla żartu
chowała się wśród gałęzi drzew, co budziło niepokój w wędrowcach. Lecz
zawsze Dźwiękolud wypatrzył jej kryjówkę, bo przecież był bardzo, ale to
bardzo rosły. Gdy Rudaska była znużona drogą Dźwiękolud sadzał ją sobie
na ramieniu i bawili się w muzyczne zagadki.
Nauczyciel milknie na chwilę i proponuje muzyczne zagadki:
1. w worku ukryte są instrumenty perkusyjne, zadaniem wybranych kilku
uczniów jest włożenie ręki do worka, wybranie instrumentu i po zbada-
niu jego kształtu podanie nazwy, bez wyciągania z worka. Gdy dziecko
poda nazwę instrumentu wówczas pokazuje go pozostałym i następuje
konfrontacja oraz próba dźwięku.
2. nauczyciel włącza magnetofon z nagraniem utworów muzycznych gra-
nych na znanych i popularnych instrumentach i zwraca się z pytaniem
do uczniów, co to tak pięknie gra?
3. odczytanie kilku zagadek np.
„Jaka to stara melodia Krakowa z wieży Mariackiej co dzień brzmi
od nowa?”
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
109
„Na pięciu wąskich linijkach dużo różnych, czarnych znaków.
W nich zaklęta melodyjka dla muzyków i śpiewaków?”
„Choć jej nie słyszysz, ale ją słyszysz. Żołnierzowi w marszu często
towarzyszy?”
„Okrągły, brzuchaty, wśród zabawek leży. Zależy mu na tym, żeby
go uderzyć. Stuknę go czasem, zagra pod palcami. Dziękuje mi basem,
gdy stukam pałkami?”
„Mały i cienki, cienki, cienkim też głosem brzęczy piosenki pod
twoim nosem?”
„Ma trzy grube nogi, mnóstwo zębów białych. Gdy mistrz przy nim
siądzie, koncert jest wspaniały”
„Ma miech, ale nie kowalski. Ładnie zabrzmi na niej walczyk. Z pra-
wej strony ma przyciski, z lewej strony ma guziki?”
„Zrobione są z drewna. Cztery struny mają. Gdy pociągniesz smycz-
kiem, to pięknie zagrają?”
Powrót do bajki:
Pokonali wiele przeszkód, aż któregoś ranka Rudaska z wysokiego drze-
wa zawołała donośnym głosem:
– Tu jest granica jednej z owych krain, o której wam mówiłam. Z góry
widać, że nie świeci tam słońce, a zamieszkujący kraj ludzie jakoś dziwnie się
zachowują.
Po krótkiej naradzie wędrowcy zdecydowali się mimo wielu obaw prze-
kroczyć granicę nieznanej krainy. Tuż przed lasem spostrzegli niechlujnie
zrobioną i wbitą w ziemię tablicę: MROCZNA KRAINA – LEPIEJ PRZYBY-
SZU ZAWRÓĆ!
Dźwiękolud stwierdził, że już nie ma odwrotu. Zresztą, aby dotrzeć do
następnej krainy, o której wspominała Rudaska trzeba przejść właśnie tędy,
nie ma innej drogi. Z bijącym sercem razem z zajączkiem wkroczyli na obcy
teren. Zrobiło się ciemno, słonko, które do nich do tej pory się uśmiechało
nagle znikło za ciemną, gradową chmurą. Rudaska ze strachu schowała się
do kieszeni Dźwiękoluda. Mijający ich ludzie jakoś dziwnie na nich patrzyli,
okazywali im niechęć, lecz oni odważnie maszerowali przed siebie, byle dalej.
Dźwiękoludowi i jego dwójce przyjaciół nie podobało się to, co tu ujrzeli.
Było smutno, ciemno i zimno. Groza!
Ponownie nauczyciel przerywa czytanie i zaprasza dzieci do zabawy,
której celem będzie naśladowanie zachowania mrocznych ludzi – nauczyciel
czyta dalej, a dzieci wykonują jego polecenia:
Mieszkańcy tego miejsca zamiast grzecznie ze sobą rozmawiać, krzyczeli
na siebie, obrażali się, nadymali ze złości, tupali nogami, grozili sobie pięś-
ciami, w wielkim gniewie rzucali się na ziemię i turlali w błocie. Nawet, gdy
siadali przy wspólnym ognisku złośliwie sobie dokuczali, poszturchiwali się,
wyśmiewali i przepychali. Aż wreszcie ze zmęczenia zasypiali na chwilę. I tak
110
Bajkoterapia…
w kółko, jedno i to samo. Zajączek zatkał łapkami uszy, bo nie mógł tego
wszystkiego znieść. Wokół ciemność, bo słonko uciekło, gdzie pieprz rośnie,
byle dalej od tych krzyków, wrzasków, kłótni. Czasem tylko dotarł tu jeden
lub dwa promyki, tak na chwilę, by sprawdzić czy zapanował w krainie spo-
kój. Ale nic z tego.
Prowadzący prosi dzieci o powrót do kręgu i czyta dalej:
– Patrzcie! – wrzasnął zajączek – tam się rozjaśnia. To znaczy, że opusz-
czamy tę Mroczną Krainę.
– Jak dobrze, że mamy ją już za sobą– odetchnęła z ulgą Rudaska.
Dźwiękolud wziął pod pachę swych przyjaciół. Poszli dalej. Jednak coś
nie dawało mu spokoju.
Pytania do dzieci – odpowiadają tylko chętne:
Co zamierzał zrobić Dźwiękolud? Czy masz jakiś pomysł, w jaki spo-
sób Dźwiękolud mógłby rozwiązać problemy mrocznych ludzi? Po wypo-
wiedziach dzieci powracamy do bajki:
Postanowił zawrócić i nauczyć mieszkańców Mrocznej Krainy tylko
jednej piosenki. Nie przekonał go zajączek, ani wiewióreczka, że to nie jest
dobry pomysł. Jak pomyślał, tak zrobił. Swym bardzo donośnym głosem
zwołał mieszkańców na mroczną polanę. Przybyli z ciekawości, oczywi-
ście skłóceni ze sobą, z wielką wrzawą. Dźwiękolud zaczął swoją pieśń.
Śpiewał o przyjaźni, miłości, dobroci. Wtórowały mu słowiki i inne ptasie
towarzystwo, które zleciało się zwabione muzyką. Zajrzało tu słoneczko
zdziwione zmianą w zachowaniu mieszkańców krainy. Ci mroczni ludzie
rzucali się sobie w objęcia, przestali się kłócić. Zajęli się pracą, nauką, za-
bawą i postanowili żyć spokojnie. Słońce już z nimi pozostało, zapano-
wał ład i porządek. Zajęci sobą mroczni ludzie nawet nie zauważyli, jak
Dźwiękolud zniknął za drzewami.
Zagajenie nauczyciela – kto pomyślał tak, jak Dźwiękolud i powrót do
bajki:
Przyjaciele znowu żwawo maszerowali razem, a wiewióreczka z góry
wskazywała im drogę, radośnie machając kitką. Gdy byli znużeni odpo-
czywali w cieniu potężnych drzew. Przeszli wiele mil, przeskoczyli strumyk
i dotarli do wielkiego ogrodzenia. Na furtce prowadzącej do środka widniał
napis: WITAMY W DZIWNEJ KRAINIE!
Znowu odbyli wspólną naradę, wszyscy byli zgodni, że choć nie wiedzą
co ich za nią czeka to już nie ma odwrotu. Dźwiękolud z bijącym sercem
otworzył furtkę.
Było tu całkiem normalnie, słonko pięknie świeciło, ptaszki śpiewały, je-
lonki pasły się na łące. Po polance przechadzały się jeże. Nagle coś zaszeleści-
ło w głębi lasu. Wędrowcy zamarli ze strachu. Okazało się, że to mieszkańcy
tej krainy. Zachowywali się rzeczywiście dziwnie, chociaż nie groźnie.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
111
Zaproszenie dzieci do odegrania zachowań dziwnych ludzi:
Chodzili jakoś tak inaczej: dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, dwa
kroki do przodu i jeden do tyłu, z rękami uniesionymi do góry w kształ-
cie trójkątnej czapki. Kłaniali się nisko każdej napotkanej osobie aż trzy
razy. Byli jednakowo ubrani, nikt nikogo nie wyśmiewał. Wszystko, ale to
wszystko ich ciekawiło, zaglądali do każdej szparki i pod każdy listek.
Powrót do kręgu i słuchamy, co wydarzyło się dalej:
Zaprzyjaźnili się z wędrowcami bardzo szybko, byli bardzo gościn-
ni i uprzejmi. Wysłuchali opowieści zajączka o Mrocznej Krainie i kręcili
z niedowierzaniem głowami. Nikt z mieszkańców tej krainy nawet nie przy-
puszczał, że mają takich złych, a właściwie mieli takich niewychowanych
sąsiadów. Teraz przynajmniej wiedzieli, że warto ich odwiedzić i nawiązać
nowe kontakty, przyjaźnie i wymienić się doświadczeniami, bo przecież z są-
siadami trzeba żyć w zgodzie. Zainteresowali się również celem wędrówki
swych gości. Jednak nikt z Dziwnej Krainy nie potrafi ł powiedzieć, czy tam
daleko, za wysokim wzgórzem jest miejsce, którego z utęsknieniem wypa-
truje Dźwiękolud. Przyjaciele byli zgodni co do jednego – trzeba to koniecz-
nie sprawdzić. I udali się w dalszą drogę. Wędrowali kilka dni, wieczora-
mi zmęczeni zasypiali pod drzewami, które w geście przyjaźni otulały ich
swymi gałązkami. Trzeciego dnia wspięli się na wysokie wzgórze, które było
ostatnią przeszkodą w ich wędrówce. Dla olbrzymiego Dźwiękoluda nie było
to jakimś wielkim trudem. Tam wśród chmur rozłożyli swój obóz, musieli
bowiem przeczekać noc. Kiedy nastał piękny ranek, wróble przywitały ich
świergotem, a słońce uśmiechnęło się przyjaźnie. Rozglądając się wokół do-
strzegli w dolinie nową krainę, za którą rozpościerało się błękitne morze.
Gdy krętą dróżką schodzili w dół, serca biły im coraz mocniej i mocniej
z przejęcia. Zatrzymali się wreszcie przed wielkimi wrotami, na których była
informacja dla wszystkich, którzy chcieli je otworzyć i pójść dalej. Zajączek
głośno przeczytał:
– Nie warto stukać, nie warto pukać, klucz do drzwi tkwi w jednym
magicznym słowie, które dobrzy ludzie mówią sobie na powitanie. Wiesz
– zapraszam, jeśli nie – odejdź daleko!
Nie była to zbyt trudna zagadka, szczególnie dla Dźwiękoluda, który znał
dobre maniery, podszedł do wrót, ukłonił się i głośno powiedział:
Pytanie do dzieci: Jakie magiczne słowo powiedział Dźwiękolud? Dzieci
mogą odpowiedzieć chórem: Dzień Dobry! Cześć! lub Witamy! i wracamy
do bajki:
Dzień Dobry! To samo powtórzył zajączek i Rudaska. Nagle wrota ot-
warły się szeroko, a gdy tylko wędrowcy znaleźli się w środku z wielkim
łoskotem zatrzasnęły się ponownie. Przyjaciele odetchnęli z ulgą i ciekawie
przyglądali wszystkiemu wokół. Przed nimi było jeszcze jedno zadanie zna-
lezione na kolejnych wrotach prowadzących do środka:
– Zagadka muzyczna cię czeka, jeśli nie lubisz śpiewać – uciekaj!
112
Bajkoterapia…
Rudaska i zajączek nieco się wystraszyli, jednak Dźwiękolud, zaczął tak
cudnie śpiewać, a oni mu wtórować, że wrota natychmiast stanęły otworem.
W tym miejscu nauczyciel zaprasza wszystkie dzieci do śpiewu znanej
i lubianej piosenki – ruch przy muzyce i powracamy do bajki:
I ku ich zdziwieniu ukazał się drogowskaz prowadzący do Dźwiekolan-
dii. Poszli jak to przepowiedział pewien starzec za głosem serca. Mieszkańcy
tej krainy okazali im wiele życzliwości.
Nauczyciel ponownie przerywa czytanie, z kręgu wybiera kilkoro dzie-
ci, które jego zdaniem najpilniej słuchają opowieści i prosi o odegranie
scenki, którą on przeczyta lub w zabawie biorą udział wszystkie dzieci:
Wszyscy bez wyjątku uwielbiali hasać po kwiecistych łąkach, bawić
się w ciuciubabkę, berka i chowanego. Byli zawsze radośni i uśmiechnięci.
Cieszyli się już od samego rana, od momentu wstania z łóżka. Przeciągali
się z zadowoleniem, podawali sobie ręce na powitanie i machali do siebie
przyjaźnie, podskakiwali do góry z radości. Nikt tu nie był sam. Byli równie
wysocy jak Dźwiękolud. Tańczyli radośnie pojedynczo, dwójkami i trójkami,
klaszcząc w dłonie. W czasie posiłku wszyscy do siebie zwracali się wymawia-
jąc magiczne słowa: proszę, dziękuję, przepraszam. Nikt nikogo nie wytykał
palcami, nikt nikogo nie przezywał, nikt nikomu nie robił krzywdy. Wieczo-
rem wszyscy siadali w kręgu, nucili, ku zadowoleniu Dźwiękoluda piosenki,
grali na różnych instrumentach. Jedni na trąbkach, inni na bębenkach, jesz-
cze inni na harmoniach, dzieci na fujarkach. Siedząc przy ognisku delikatnie
i dobrotliwie głaskali się po głowach i po plecach. Kładli się na brzuszkach
i zasypiali. Dźwiękolud był pewien, że to jest kraina, której szukał, że spełniło
się jego największe marzenie. Do swych przyjaciół rzekł:
– Zostaję tu!
Wiewióreczka Rudaska i zajączek choć byli bardzo smutni postanowili
wrócić do swoich domów i do tych, którzy z utęsknieniem na nich czekali.
A Dźwiękolud był wreszcie szczęśliwy, czuł, że jest kochany. Zapomniał
co to samotność i smutek. Mógł śpiewać do woli i wsłuchiwać się w odgłosy
przyrody. Odnalazł dom.
Nauczyciel prosi o refl eksję uczestników spotkania, do wypowiedzi
jaki fragment bajki najbardziej im się podobał. Oraz proponuje ostatnie
zadanie:
Niech każdy z was powie coś miłego Dźwiękoludowi na pożegnanie
np. jesteś dobry, bardzo cię polubiłem itp.
Elżbieta Skawińska – nauczyciel wychowawca świetlicy
Szkoła Podstawowa Nr 6 w Mielcu
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
113
Mój przyjaciel Guziolek
Część I
To ja, Guziolek
Idziemy powoli, bo dzień taki ładny i nigdzie nam się nie spieszy.
– Może pójdziemy dziś inną drogą? – pyta mama i skręcamy w boczną
alejkę. Wysokie drzewa dają dużo cienia. Idzie się całkiem przyjemnie. Jest
cicho, w powietrzu słychać tylko brzęczenie pszczół. A może nie tylko? Z każ-
dym krokiem słychać coś jeszcze. Jakiś dziwny gwar. Za niskim płotkiem, na
kolorowym podwórku biega dużo dzieci. Krzyczą, śmieją się, śpiewają, kopią
łopatkami w piaskownicy i zjeżdżają ze zjeżdżalni.
– Podoba ci się tu? – pyta mama, a mnie wydaje się, że tu za głośno, ten
ogródek za duży, no i jaka mama może mieć aż tyle dzieci?
W domu mama gotuje obiad, a ja jej pomagam. Lubię pomagać mamie.
Wszędzie: w kuchni, w pokoju i w łazience. Po obiedzie sprzątamy wielkie
szufl ady w sypialni. – Ojej, mamo patrz, jakie ładne guziki, a tu jaki wielki!
To nie guzik, to prawdziwy guziol! Skąd on się tu wziął? Mogę się nim po-
bawić?
– Możesz pobawić się wszystkimi, albo możemy się nimi pobawić razem
– mama śmieje się do mnie, a kiedy się uśmiecha, śmieją się też jej oczy.
Lubię bawić się z mamą.
Ma zawsze takie ciekawe pomysły. Bawimy się w guzikowy pociąg i w gu-
zikowe domy i w guzikowe ZOO…
Przed snem układam wszystkie guziki w pudełku po czekoladkach. Do-
stałem go od mamy. Będą tu bezpieczne do rana.
– Śpij już, śpij – mówi mama i uśmiecha się najpiękniej na świecie.
– Mamo, mamo! – wołam. Kiedy tylko otworzyłem oczy, zobaczyłem
moje guziki. Ale nie wyglądały tak, jak je wieczorem zostawiłem. Wyglą-
dały inaczej. Zupełnie inaczej. Dwa niebieskie obok siebie, jeden czerwony
trochę niżej. Jeszcze niżej cztery zielone w równym rządku. Na prawo dwa
różowe i na lewo dwa różowe. Na samym dole dwa duże brązowe, a tro-
chę wyżej, z lewej strony jeden duży ciemnozielony. Acha, i jeszcze jeden
czerwony na samej górze. No i coś jeszcze… jakby głowa… i brzuszek…
i ręce… i nogi.
– Mamo, mamo, co to?
– To Guziolek. Przywitaj się z nim. Jest twój i od dziś codziennie będzie
się z tobą bawił.
– Jest śliczny mamusiu, ale ja najbardziej lubię bawić się z tobą.
– Wiem, ale niedługo nie będziemy mogli bawić się razem tak dużo, jak
dotąd. Za to Guziolek zawsze będzie z tobą. Uszyłam go specjalnie po to,
żeby ci o mnie przypominał. To będzie nasz wspólny przyjaciel. Dobrze?
114
Bajkoterapia…
Część II
Gdzie jesteś, Guziolku
Dziś idziemy do wielkiego sklepu. To bardzo ważne zakupy. Kupimy
wiele rzeczy, które potrzebne mi będą tam… w przedszkolu.
Mama powiedziała, że kupimy papucie, woreczek i nową bluzeczkę.
I może coś jeszcze, ale na razie nie wiem, co. Guziolek też idzie z nami. Za-
brałem go, żeby też zobaczył co można kupić w takim wielkim sklepie. Ojej!
Co tu można kupić! Półki takie wielkie i tak ich dużo! Nie wiadomo, gdzie
patrzeć! Wkładam Guziolka do kieszeni, a on kiwa do mnie głową, która
wystaje na zewnątrz. Teraz mam obie ręce wolne i mogę wszystko dokładnie
obejrzeć.
– Mamo, czy to też kupimy, a może to, mamo…? Mamo!!! Mamo, gdzie
jesteś? Tu pani i tu pani, a tam pan… Wszyscy maja takie same, wielkie ko-
szyki.
Idą wzdłuż półek w różne strony… Gdzie mama? Pomóż mi Guziolku!
Gdzie ty jesteś? Ach, tutaj, w kieszonce. Co to tak szczypie w oczy? – Przyci-
skam Guziolka do policzka. Jest mięciutki, jak sweterek mamy. Łzy wsiąkają
w niego i oczy już nie szczypią. Dokąd iść? W prawo, czy w lewo? Stoję, roz-
glądam się i nagle… – Mamo! Mamo! Jesteś! Gdzie byłaś?! Zostałem sam.
– Jak to sam? Masz przecież Guziolka. Czy to on powiedział ci, żebyś się
nigdzie nie ruszał? Dobrze, że zostałeś w miejscu, dzięki temu od razu cię
znalazłam.
Przytulam się mocno do mamy – Już zawsze będę cię pilnował mamusiu.
Dobrze że miałem Guziolka.
Część III
Nie płacz, Guziolku
To już dziś. Nie chcę iść, ale mama mówi, że tak trzeba. Zabieram Guziol-
ka i wychodzimy z domu. Po drodze skręcamy w aleję pełną drzew. Idziemy
do przedszkola. Ładnie tu, kolorowo, ale dom taki duży i wokoło tyle ludzi
i tak tu głośno. Znów coś szczypie w oczy. Acha… wiem, trzeba przytulić
Guziolka do policzka. To pomaga. Nie martw się, Guziolku. Będzie dobrze.
Jeszcze tylko buziak mamy i otwierają się nieznane drzwi, a za nimi tyle nie-
znanych twarzy. Nie płacz, Guziolku…
– Jakie kolorowe guziki! O! Jaki fajny ludzik! – dziewczynka z krótkimi
warkoczami podbiega i patrzy ciekawie.
– To Guziolek – mówię i myślę, czy to na pewno mój głos. Jakiś taki
mokry i dziwny. Chyba mam chrypkę.
Ktoś jeszcze uśmiecha się do mnie. Uśmiechają się usta i oczy i ciepły
głos nieznanej pani mówi: – Guziolek, tak? A więc dzień dobry, Guziolku.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
115
Dzień dobry kolego. Witajcie w naszej grupie. Mam nadzieję, że spodoba
wam się tutaj.
Przytulam Guziolka do policzka mocno, bardzo mocno i mokra mgła
sprzed oczu znika. Znowu widać uśmiechnięte usta i oczy pani. A dziew-
czynka z warkoczami nadal stoi i patrzy ciekawie. Nie płacz Guziolku! Tu
jest całkiem miło.
Pani też uważnie przygląda się Guziolkowi. – Zobaczcie dzieci: Gu-
ziolkowa buzia jest okrągła, jakby otworzyła się do śpiewu. Może zaśpiewa
z nami? Coraz więcej dzieci uśmiecha się i nieśmiało spogląda na mnie i mo-
jego przyjaciela.
Niektóre buzie otwierają się i słucham piosenki o tym, jak w przedszkolu
jest ciekawie przy nauce i zabawie. I dzieje się coś dziwnego. Oczy zrobiły
się suche i mogę już patrzeć na wszystkie strony. Widzę, jak dziewczynka
z warkoczami wyciąga do mnie rękę, a piegowaty chłopczyk podaje mi sa-
mochód.
– Mogę zobaczyć twojego Guziolka? – Pewnie, że tak. Zobacz Guziolku,
tu jest całkiem miło, można się pobawić, a mama przecież niedługo przyj-
dzie.
Nie płacz Guziolku…
Część IV
Żegnaj Guziolku!
Nie mogłem doczekać się końca wakacji. Mama wyprała Guziolka i jutro
wracamy do przedszkola. Trochę stęskniłem się za swoją salą, kolegami i
uśmiechem pani. To już ostatni rok. Potem czeka mnie szkoła.
– Urosłem Guziolku, a ty?
Znów skręcamy w zadrzewioną aleję. Tak jak my skręca jeszcze wiele
dzieci. Wśród nich zapłakana dziewczynka. Włosy krótkie jak u chłopaka,
czerwona spódniczka i mokre oczy. – Popatrz Guziolku, jaka mała. Jak my
kiedyś… Jeszcze tylko buziak mamy i już otwierają się znane drzwi, a za
nimi znani koledzy podbiegają, by się przywitać.
Znów bawimy się razem. Chociaż nie wszyscy… Wśród znanych twarzy
– jedna nowa. Wielkie niebieskie oczy patrzą, jakby nic wokół nie widziały.
Chyba są mokre. Ach, to ta dziewczynka z zadrzewionej alei. Stoi sama.
– Cześć. Jak ci na imię? Wiesz, to jest Guziolek. Jest moim przyjacielem.
Chciałabyś się z nim pobawić? Powiem ci coś w sekrecie. Wiesz, co on robi?
Sprawia, że lepiej się widzi. Tylko trzeba bardzo mocno przytulić go do po-
liczka.
Guziolek bardzo chętnie przytula się do policzka dziewczynki, a ona
przygląda mi się uważnie, jakby dopiero teraz mnie dostrzegła.
– Chodź, pokażę ci wszystko. Pobawisz się ze mną?
116
Bajkoterapia…
Przez cały dzień dziewczynka nie wypuszcza z rąk Guziolka. Już nie pła-
cze, ale bardzo często przytula go do swojej małej buzi.
Idę do domu… – Zostań Guziolku. Jesteś tu potrzebny.
Wydawało mi się, czy rzeczywiście Guziolkowa buzia – okrągła, jak
księżyc w pełni – rozciągnęła się w uśmiechu, jak księżycowy rogalik?
E, tam… chyba mi się wydawało. Zostawiłem Guziolka. Tylko, co powie na
to mama…
Scenariusz zajęć edukacyjnych z dziećmi 5-6-letnimi
w oparciu o opowiadanie
Mój przyjaciel Guziolek
1. Zabawa dydaktyczna „Worek skarbów”. Dzieci wyciągają z worka róż-
nego rodzaju guziki. Porównują guziki pod względem koloru, wielkości,
ilości dziurek.
2. „Burza mózgów” – co można zrobić z takimi guzikami? Wymyślanie po-
mysłów na wykorzystanie guzików. Umieszczenie ich w skrzynce skar-
bów, jako rekwizyty do zabawy.
3. Pokaz Guziolka – szmacianej lalki pacynki. Wspólne zastanawianie się,
dlaczego tak się nazywa. Słuchanie opowiadania pt. Mój przyjaciel Guzio-
lek.
4. Rozmowa nt. opowiadania ukierunkowana pytaniami nauczyciela: Co
waszym zdaniem powiedziała na to mama? Po co mama uszyła Guziolka?
W jaki sposób Guziolek sprawiał, że „lepiej się widziało”? Czy Guziolek
mógł pomóc jeszcze komuś? Czy my możemy jakoś pomóc naszym młod-
szym kolegom?
5. Zabawy ruchowe: marsz przy piosence o przedszkolu, naśladowanie
ulubionych zabawek…. (Czy pamiętacie, jak dzieci przywitały nowego
kolegę w Sali? Czy my znamy jakąś piosenkę o naszym przedszkolu?
Jakie są nasze ulubione zabawy?)
6. „Przedszkolne nastroje” – zabawa z lusterkami: Prezentacja trzech szablo-
nów buzi.
Rozmowa: – Jaką minę miał chłopczyk, kiedy przyszedł do przedszko-
la? Kiedy my mamy taka minę? Przeglądanie się w lusterku. Dopasowanie
własnego wyrazu twarzy do odpowiedniego szablonu. – Jaką minę miał,
kiedy już poznał wszystkich i dobrze się bawił? Kiedy my możemy mieć
taka minę? – Jaką minę miał Guziolek? Kiedy mamy taką minę? (kiedy
dziwimy się, śpiewamy, krzyczymy); dokonanie prób przed lusterkiem.
– Co możemy zrobić, kiedy nasz kolega ma smutna minę? Swobodne za-
bawy z lusterkami w „strojenie min”. Próba narysowania swojej twarzy
z ciekawą miną zobaczoną w lusterku (przygotowany pusty, okrągły szab-
lon). Ekspozycja prac na tablicy.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
117
7. Mój Guziolek – praca plastyczna. Wybór dowolnej ilości kółek (w różnych
kolorach i wielkościach). Rysowanie na nich mazakiem 2 lub 4 kropek – to
nasze guziki. Rysowanie na kartonie postaci Guziolka i naklejanie „guzi-
ków” w dowolny sposób wg własnej inwencji. Wycinanie postaci (6-latki).
W przypadku młodszej grupy wiekowej dzieci otrzymują gotowe, wycięte
sylwetki.
8. Ocena prac. Swobodna zabawa z Guziolkami lub guzikami ze skrzynki
skarbów.
Katarzyna Wioska
Przedszkole nr 1 w Imielinie
List od Pysiulka
Był ciepły wiosenny dzień. Na parapecie okna siedział Guziolek. Czuł
przez szybę, jak mocno przypieka kwietniowe słońce.
Gumowy stworek czekał na Kasię i Monikę. Trochę się nudził wypatrując
powrotu dziewczynek. Postanowił pospacerować wokół domu i pooddychać
wiosennym powietrzem. Ubrał zieloną kurteczkę, na głowę założył czapkę
z daszkiem i wyszedł.
– Jak pięknie jest wiosną! Trawniki całe pokryte kolorowymi niskimi
kwiatkami! Te fi oletowe to krokusy! – Guziolek nie posiadał się z radości, że
tak dobrze zapamiętał nazwę pięknych kwiatów. – A żółte przypominające
dzwonki to żonkile. Tak mówiła Kasia. Kasia jest bardzo mądra. Uczy się
w szkole różnych ciekawych rzeczy – stworek był dumny ze swojej przyja-
ciółki.
– O, jaki śliczny ptaszek. Kasia na pewno wiedziałby, jak się nazywa.
Ptaszek puka dziobem w pień drzewa. Ciekawe kogo chce odwiedzić? – Gu-
ziolek zadziera wysoko głowę. Nagle, gdzieś w chmurach zadzwonił srebrzy-
sty dzwoneczek. – Muszę koniecznie dowiedzieć się, kto wiosną tak pięknie
dzwoni w chmurach!
Mały stworek pomaszerował w stronę domu. Szybko wbiegł po schodach,
otworzył drzwi. Już miał zawołać: Kasiu! Moniko! – gdy wtem zobaczył leżą-
cy na szafce w przedpokoju list. Guziolek czekał na list od przyjaciela – ma-
łego pluszowego Pysiulka. Pysiulek wyjechał ze swoją właścicielką Zosią do
innego miasta. Przed wyjazdem obiecał, że napisze do Guziolka list.
– Może to jest właśnie list od Pysiulka – pomyślał stworek i wyciągnął
rękę w stronę koperty. Tak! Na kopercie dużymi literami jest napisane: GU-
ZIOLEK. Ale co to? Koperta jest rozdarta! Ktoś otworzył list, który był prze-
znaczony dla Guziolka!
Z pokoju wybiegają Kasia i Monika i krzyczą:
– Guziolku! Guziolku! Ale niespodzianka! Dostałeś list!
118
Bajkoterapia…
Guziolek patrzy z niedowierzaniem na dziewczynki.
– Otworzyłyście list, który był zaadresowany dla mnie?! Jak mogłyście
to zrobić?! To był list do mnie! Rozumiecie? Do mnie! Nikt nie ma prawa
czytać cudzych listów! – Guziolek zaczyna ze złością tupać nogami.
– Guziolku, nie gniewaj się. My się tak bardzo ucieszyłyśmy, że dostałeś
list. Chciałyśmy go przeczytać żeby ci opowiedzieć, o czym pisze Pysiulek!
Przecież ty nie umiesz czytać! – Kasia i Monika szybko wyjaśniały gumowe-
mu przyjacielowi dlaczego otworzyły list zaadresowany do niego.
– Nic mnie to wszystko nie obchodzi! Pysiulek napisał list do mnie! Nie
miałyście prawa go otwierać! Nie chcę mieszkać w takim domu, w którym
czyta się cudze listy! – Guziolek chwycił swój plecak. Wrzucił do niego kil-
ka rzeczy: kapcie, chusteczki do nosa, porcelanową żabkę. – Dobrze, że nie
zacząłem pisać pamiętnika. Też pewnie chciałybyście go czytać! – Guziolek
z hukiem trzasnął drzwiami i pędem puścił się przed siebie.
Kasia i Monika wybiegły przed dom.
– Guziolku! Guziolku! – wołały z płaczem. Ale gumowego stworka już
nie było widać.
– Co my teraz zrobimy?! – dziewczynki rozpaczały coraz głośniej.
– Mamo! – zaczęła wołać Monika. – Mamo! Tato!
– Pomóżcie! Guziolek uciekł z domu! – dziewczynki próbowały wyjaś-
nić rodzicom, co się stało.
Tymczasem Guziolek biegł w stronę lasu leżącego za szosą. Kasia i Mo-
nika ostrzegały go kiedyś, że to bardzo ruchliwa droga. Prosiły, żeby sam
nie przechodził na drugą stronę. Ale Guziolek nie miał zamiaru słuchać ko-
goś, kto czyta cudze listy. Rozejrzał się tak, jak rodzice uczyli dziewczynki:
– Najpierw w lewo, potem w prawo, i jeszcze raz w lewo. Jeżeli nic nie jedzie,
można iść. W połowie drogi trzeba się zatrzymać i popatrzeć w prawo.
Guziolek zatrzymał się na skraju lasu. Był trochę zmęczony. Nie wiedział
też, co ma robić dalej. Przypomniał mu się otwarty przez dziewczynki list.
Znowu się zdenerwował. Ruszył szybko przed siebie. Nagle zobaczył jakiś
mur. Przystanął.
– Ładne ogrodzenie – pomyślał Guziolek. – Ciekawe kto wybudował
sobie w lesie taki duży dom.
Gumowy stworek włożył rękę do kieszeni. Po chwili wyjął z niej kawa-
łek kolorowej kredy. Tej samej, którą rysował różne obrazki na asfaltowym
boisku. Nie zastanawiając zaczął pisać na murze: NIKT NIE MA PRAWA
CZYTAĆ MOICH LISTÓW.
– A mam cię wandalu! – Guziolek usłyszał gruby głos za swoimi pleca-
mi. Odwrócił się zaskoczony. Gruby głos należał do wysokiego niedźwiedzia.
– Ładne rzeczy! Piszesz, że nie zgadzasz się, aby ktoś naruszał twoje prawa.
A nie pomyślałeś, że ten mur jest czyjąś własnością? No to ci mówię stworku,
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
119
że ja też mam prawo do poszanowania przez innych mojej własności! Znisz-
czyłeś coś, co do mnie należy! Będziesz musiał mi zapłacić za szkodę!
– Ja nie wiedziałem… Ja przepraszam… – Guziolek trząsł się ze strachu.
Wtem z oddali usłyszał znajome głosy.
– Guziolku! Guziolku! Tak się martwiłyśmy! – w stronę domu niedź-
wiedzia biegły Kasia i Monika z rodzicami.
Gumowy stworek rzucił się w ramiona swoich przyjaciółek.
– Może już dość tych czułości! – zaryczał zniecierpliwiony niedźwiedź.
– Co będzie z moim murem?
– A o co chodzi? – próbował dowiedzieć się tatuś.
– Chyba widać o co chodzi! Całe ogrodzenie zniszczone! – potężny miś
ryczał coraz głośniej.
– To ja. To moja wina – tłumaczył zawstydzony Guziolek. – Byłem bar-
dzo zły, że dziewczynki bez mojego pozwolenia otworzyły list od Pysiulka.
Chciałem żeby wszyscy wiedzieli, że nikt nie ma prawa czytać cudzych li-
stów.
– Oczywiście Guziolku, nikt nie może naruszać tajemnicy korespon-
dencji. Ale ty swoim zachowaniem zniszczyłeś cudzą własność – łagodnie
tłumaczyła mama.
Tatuś wziął gumowego stworka za rękę i podszedł do niedźwiedzia.
– Czy zgodzi się pan, abyśmy pomalowali zniszczony przez Guziolka
mur? Czy to będzie wystarczająca naprawa tej szkody? – zapytał.
– Może tak być – zasapał niedźwiedź. – Tylko się postarajcie! Żeby nie
został żaden ślad po tych bazgrołach!
– Pomalujemy mur w najbliższą sobotę – obiecał tatuś.
Wieczorem, po kolacji, cała rodzina usiadła przy stole w dużym pokoju.
– Guziolku! – tatuś zwrócił się do małego stworka. – Pamiętaj, że w so-
botę pójdziemy malować mur wokół domu niedźwiedzia. Wcześniej będziesz
musiał mi dać swoje oszczędności. Trzeba kupić farbę. A wy dziewczynki
– teraz tatuś patrzył na Kasię i Monikę – nigdy nie czytajcie cudzych listów,
pamiętników, nie podsłuchujcie rozmów, nie rozgłaszajcie powierzanych
wam tajemnic.
Siostry siedziały ze spuszczonymi głowami.
– Moi kochani – odezwała się mama. Najważniejsze jest to żebyśmy pa-
miętali, że nikt nie może łamać naszych praw i że możemy domagać się ich
respektowania, ale tylko w taki sposób, aby nie naruszać praw innych ludzi.
Kasia, Monika i Guziolek leżeli w swoich łóżeczkach.
– Przepraszamy cię nasz kochany stworku – powiedziała Kasia. – Na
farbę dołożymy ci pieniądze z naszych skarbonek.
– Ja też was przepraszam za swoje zachowanie – cicho wyszeptał Gu-
ziolek.
120
Bajkoterapia…
Do Dzieci
Listy, pamiętniki, wiersze zawierają najbardziej osobiste myśli, uczucia
i poglądy ludzi, którzy je piszą. Czy chcielibyście, aby list, który pisaliście do
przyjaciela otworzył ktoś inny? To tak, jakby ktoś zaczął czytać w waszych
myślach! Byłoby to straszne, prawda? List jest naszą własnością i tylko my
decydujemy kto może go przeczytać. Tajemnica korespondencji jest chro-
niona prawnie. Oznacza to, że jeżeli na przykład urzędnik na poczcie otwie-
rałby cudze listy musiałby odejść z pracy. Na pewno zgodzicie się, że skoro
waszych listów nie można czytać bez pozwolenia, to wy również nie możecie
zaglądać do listów, które nie są dla was przeznaczone. Jeżeli mielibyście kie-
dyś ochotę to zrobić – szybko wyobraźcie sobie, że ktoś bez waszej wiedzy
czyta wasz pamiętnik.
Pamiętacie, jak bardzo zdenerwował się Guziolek kiedy dziewczynki
przeczytały list od Pysiulka? Rozumiemy, że miał prawo domagać się po-
szanowania tajemnicy swojej korespondencji z przyjacielem. Ale uciekając
z domu stworek naraził całą rodzinę na zmartwienie, przykrość i strach
o niego. Postanowił też wyrazić swój pogląd na temat czytania cudzych li-
stów. Do tego też oczywiście miał prawo. I znowu Guziolek nie pomyślał
o tym, że jego zachowanie może komuś wyrządzić krzywdę. Zniszczył cudzą
własność. Domagając się respektowania swoich praw, zapomniał, że inni też
mają prawa.
Ważne jest żebyśmy znali swoje prawa. Ale tak samo ważne jest żeby-
śmy pamiętali, że takie same prawa mają inni. Korzystając z własnych praw
nie można ograniczać praw innych – kolegów, koleżanek i ludzi dorosłych.
Przestrzeganie praw powinno służyć ochronie naszej osoby, ale jednocześnie
nie powinno pozwalać na to, aby z powodu naszego zachowania działa się
krzywda innym.
Do Rodziców
Świadomość własnych praw i możliwości, ale też ograniczeń i norm re-
gulujących zachowanie ma duże znaczenie dla społecznego rozwoju dziecka.
Dorośli niesłusznie obawiają się, że dzieci znając swoje prawa zbuntują się
przeciwko nim, będą bardziej nieposłuszne, co w efekcie zaszkodzi ich właś-
ciwemu wychowaniu. Takie myślenie jest charakterystyczne w szczególności
dla tych rodziców, którzy wychowanie postrzegają jako pełne podporząd-
kowanie dziecka dorosłym. Uczenie dzieci ich praw nie oznacza całkowi-
tej wolności decyzji, braku obowiązków, negacji wszelkich wartości. Jest to
uczenie rozumnego korzystania z własnych praw, możliwości i przywilejów.
Jest to ściśle związane z rozumieniem ograniczeń, konieczności i obowiąz-
ków. Dziecko świadome swoich praw rozumie, że inni także mają prawa i ta
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
121
wiedza może wychowanie naprawdę ułatwić. Nie będzie też rzeczą naganną,
jeżeli dzieci nauczą się wymagać od dorosłych respektowania ich praw, praw
przysługujących każdemu człowiekowi – w tym na przykład prawa do życia
bez przemocy i poniżania.
Uczenie przestrzegania praw innych ludzi i radzenia sobie w sytuacji
naruszenia praw własnych jest elementem przygotowania do życia w społe-
czeństwie demokratycznym.
Każde dziecko, nawet małe, potrafi zrozumieć swoje postępowanie, jeżeli
dorośli mu w tym pomogą. Uświadamianie dzieciom, że mają prawa nie na-
mawia ich do buntu i anarchii. Wiedza o własnych prawach nie może niko-
mu zaszkodzić. Znajomość własnych praw daje świadomość, że inni też mają
prawa i że ich posiadanie nie oznacza zwolnienia z obowiązków.
Na przykład prawo do wysłuchania oznacza, że należy pytać, co dziecko
myśli w danej sprawie, szczególnie w sprawie bezpośrednio dziecka dotyczą-
cej. To, co powie trzeba poważnie potraktować, wziąć pod uwagę. Ale prawo
do wysłuchania nie oznacza, że życzenia dziecka zawsze mają być spełniane,
że na pewno dziecko ma rację. Bywa, że dziecko nie potrafi dobrze ocenić
sytuację. Wtedy trzeba z dzieckiem porozmawiać. Wyjaśnić mu dlaczego
podejmiemy decyzję inną od tej, jakiej dziecko oczekuje.
Rodzice na ogół nie mają wątpliwości, że dzieciom przysługują prawa do
opieki, nauki, również zabawy. Niestety na ogół wymagają bezwzględnego
podporządkowania i posłuszeństwa. Powszechnie panuje przekonanie, że
dzieci muszą znać swoje miejsce. Często zwracamy się do dzieci podniesio-
nym głosem używając obraźliwych epitetów. Natomiast, gdy dziecko pod-
niesie głos natychmiast usłyszy jak śmiesz mówić do mnie takim tonem albo
kto ci pozwolił tak zwracać się do mamy. Nie dajemy też dzieciom możli-
wości wyboru nawet w tak błahych sprawach, jak sposób ubierania się czy
uczesania. A wszystko to robimy dla ich dobra i dlatego, że wiemy lepiej.
Uznanie praw człowieka oznacza przestrzeganie praw dziecka. Dzieci są
tak samo ludźmi, jak my dorośli tylko, że mniejszymi. Mają swoje prawa
i potrzeby czasem takie same jak dorośli, a czasem zupełnie od nich różne.
Rodzice uznający prawa dziecka przede wszystkim:
– uznają jego potrzeby i zaspokajają je
– szanują jego prywatność, małe tajemnice
– uznają jego prawa i obowiązki w rodzinie jak równego jej członka
– mają do dziecka zaufanie
– kierując dzieckiem stosują sugestie, tłumaczą, wyjaśniają
Dzieci, które wychowują się w klimacie uznania praw są lojalne, potrafi ą
współdziałać, są tolerancyjne, przejmują inicjatywę, szanują innych, prze-
strzegają obowiązujące normy i zasady współżycia społecznego.
122
Bajkoterapia…
Źródłem wszystkich praw jest godność. Każdy człowiek ma wrodzone
poczucie dumy, honoru osobistego czyli ma godność. Nikt nie lubi być źle
traktowany, poniżany, wyśmiewany czy w ogóle w jakikolwiek sposób obra-
żany. A najgorzej, gdy ktoś kto nas źle traktuje ma nad nami przewagę, jest
silniejszy, starszy lub ma nad nami jakąś władzę.
Respektowanie przez rodziców praw dziecka nie polega na omawianiu
z dzieckiem jego praw zapisanych w Konwencji o Prawach Dziecka. Respek-
towanie przez rodziców praw dziecka to takie traktowanie dziecka, jakiego
wobec siebie dorośli oczekują od innych. Co byście Państwo zrobili, gdyby
Was ktoś za coś uderzył na ulicy, w sklepie, w restauracji? Mielibyście pra-
wo w sądzie dochodzić swoich praw, w tym prawa do nietykalności osobi-
stej. Dlaczego więc zdarza się, że dzieci są przez rodziców bite, wyzywane,
obrażane, a tym samym łamane jest ich prawo do nietykalności, do życia
bez przemocy – fi zycznej, psychicznej czy emocjonalnej. Dobrze więc jeżeli
dziecko potrafi się upomnieć o swoje prawa, gdy nam dorosłym zdarzy się
o nich zapomnieć. Nikt nie jest idealnym rodzicem. Dlatego warto umieć
powiedzieć przepraszam i starać się swoim zachowaniem nie naruszać praw
dziecka, czyli po prostu pamiętać o kilku zwyczajnych wskazówkach:
– Nie upokarzaj dziecka, bo ono tak jak ty ma silne poczucie własnej
godności. Respektuj jego prawo do życia bez poniżania.
– Staraj się nie stosować takich metod wychowywania, których sam
w dzieciństwie nie akceptowałeś. Unikniesz łamania prawa do życia
bez przemocy.
– Pozwalaj dziecku dokonywać wyboru najczęściej jak możesz. Dasz
w ten sposób dziecku prawo do wypowiedzi.
– Jeśli zachowałeś się wobec dziecka niewłaściwie, przeproś go i wytłu-
macz się. Nie bój się utraty autorytetu, dziecko i tak wie kiedy popeł-
niasz błędy.
– Nie mów źle o dziecku, w szczególności w obecności innych osób. Pa-
miętaj, że dziecko, tak samo jak ty ma prawo do prywatności.
– Nie mów zrobisz to, bo ja tak chcę – jeżeli musisz czegoś zabronić albo
coś nakazać zawsze to uzasadnij. Dasz w ten sposób dziecku szansę na
zachowanie własnej godności.
– Nie musisz być za wszelką cenę konsekwentny, nie musisz być w zgo-
dzie z innym dorosłym przeciwko dziecku, jeśli wiesz, że dorosły nie
miał racji. Staraj się być czasem adwokatem własnego dziecka.
– Gdy nie wiesz, jak postąpić, pomyśl, jak ty poczułbyś się w tej sytuacji
gdybyś był dzieckiem.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
123
Do Nauczycieli
Każdy człowiek jest osobą, ale żaden człowiek nie rodzi się w pełni
ukształtowany. Rozwijając się człowiek musi odpowiednio ukształtować
swoje ciało, musi uaktywnić swoje siły motoryczne pozwalające mu się poru-
szać, musi rozwinąć swoje zmysły pozwalające mu na kontakt z otaczającym
go światem, musi rozwinąć uczucia, dzięki którym będzie mógł reagować na
rzeczywistość i wreszcie musi nauczyć się korzystać z woli i rozumu.
Człowiek musi zatem dojrzeć do właściwego sobie sposobu życia. Roz-
wój człowieka wyznacza sama ludzka natura. W naturę tę wpisane są swoiste
prawa. Wypełnienie naturalnych praw ludzkich aktualizuje człowieka, ich
zablokowanie degraduje go.
Najważniejszym, naturalnym prawem człowieka jest prawo do życia.
Z niego płynie prawo do pełnego – na miarę człowieka – rozwoju. Ale prawa
natury należy dobrze rozpoznać i zabezpieczyć. Takim właśnie zabezpiecze-
niem jest prawo stanowione, stworzone przez ludzi, ogłoszone i zobowiązu-
jące do jego przestrzegania.
Dzieci posiadają szczególne prawa. Aktualizacja ich człowieczeństwa
przebiega bowiem w szczególny sposób. Dziecko nie potrafi samo zadbać
o siebie, nie potrafi samodzielnie aktualizować swojej natury. Potrzebuje
do tego rodziców, opiekunów, potrzebuje wielu innych ludzi. Naturalnymi
strażnikami praw dziecka są jego rodzice i opiekunowie. Ale dziecko potrze-
buje też specjalnego zabezpieczenia w prawie stanowionym. Dobre prawo
stanowione może i powinno pomagać rodzicom i opiekunom w rozwoju
dziecka.
W Polsce najważniejszymi aktami stanowionymi odnoszącymi się do
dziecka są: Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, Konwencja o Prawach
Dziecka oraz Ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka. Akty te zabezpieczają pod-
stawowe prawa dziecka. Dziecko, jak każda istota ludzka wymaga poszano-
wania jego tożsamości, godności i prywatności. Poszanowanie to zapewniają
dziecku jego prawa osobiste, czyli takie prawa, które ma każdy człowiek.
Przysługują one człowiekowi dlatego właśnie, że jest człowiekiem. Najważ-
niejsze wśród nich to: prawo do życia i rozwoju, prywatności, do wypowie-
dzi, do życia bez przemocy i poniżania.
Nieprzestrzeganie praw dzieci w naszym kraju przejawia się – jak wyka-
zują badania naukowe – przede wszystkim w:
– stosowaniu wobec dzieci różnych form przemocy
– nadużywaniu władzy wobec dzieci
– zaniedbywaniu obowiązków wobec dzieci
Stosowanie wobec dziecka przemocy wyraża się w szerokiej gamie za-
chowań agresywnych i kar, jakie dorośli – przy milczącej społecznej akcep-
tacji – stosują wobec dzieci. Najłagodniejszą formą bezpośredniej przemocy
Bajkoterapia…
124
jest tzw. klaps, skrajną – maltretowanie dziecka powodujące niekiedy jego
śmierć.
Nadużywanie władzy dorosłych wobec dzieci można zilustrować wielo-
ma przykładami – poczynając od powszechnego łamania tajemnicy dziecię-
cej korespondencji, kończąc zaś na typowych relacjach dorosły – dziecko
zdominowanych przez podporządkowanie, a nie współpracę.
Zaniedbywanie obowiązków wobec dzieci, tak przez ich bezpośrednich
opiekunów, jak i przez państwo konstytucyjnie gwarantujące ochronę nie-
których praw socjalnych dzieci – traktowane jest jako przejaw maltreto-
wania. Skalę zjawiska, jakim jest zaniedbywanie obowiązków wobec dzieci
przez rodziców ilustrować mogą dane dotyczące:
– dzieci pozbawionych opieki rodziców żyjących w rodzinach zastęp-
czych
– dzieci żyjących w domach dziecka
– dzieci żyjących w domach małego dziecka
– dzieci żyjących w specjalnych ośrodkach wychowawczych
– dzieci rocznie przebywających w pogotowiach opiekuńczych
Szczególnie niepokojące jest – w aktualnej sytuacji ekonomicznej kraju
– zagrożenie praw socjalnych dzieci przejawiające się zaniedbywaniem obo-
wiązków wobec nich różnych instytucji. Zaniedbywane jest między innymi
prawo dzieci do właściwej opieki medycznej.
Prawa człowieka zaczynają się od praw dziecka. Na placówkach wspiera-
jących rodziców w wychowywaniu dzieci – w tym na przedszkolu i na szkole
– spoczywa obowiązek wyposażania dzieci w wiedzę o ich prawach, z jed-
noczesnym uświadamianiem konieczności bezwarunkowego przestrzegania
praw innych.
Wprowadzenie dzieci w znajomość ich praw musi być atrakcyjne od
strony dydaktycznej. Powinno być związane z konkretnymi sytuacjami zro-
zumiałymi dla dzieci. Nauczyciel może wykorzystać zdarzenia, które zaist-
niały w grupie lub sam odpowiednie zaaranżować.
Bardzo pomocne w zrozumieniu przez dzieci idei i wagi praw człowieka
jest uczenie zasad komunikowania się w grupie, rozwiązywania konfl iktów
bez stosowania przemocy, szacunku i tolerancji dla innych lub różnych ludzi
oraz kształtowanie w dzieciach poczucia własnej wartości, poczucia godno-
ści ludzkiej.
Bibliografi a:
1. Dziecko i jego prawa. E. Czyż (red.). Warszawa 1992
2. Konwencja o Prawach Dziecka przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne Na-
rodów Zjednoczonych w dniu 20 listopada 1989 roku.
3. strona internetowa: www.mp9brzechwa.jaroslaw.pl
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
125
Ja mam prawa. Ty masz prawa. My mamy prawa
- scenariusz zajęć edukacyjnych
dla młodszych klas szkoły podstawowej
Cele:
– Uświadomienie dzieciom ich praw. Wyjaśnienie, czym są prawa dziecka.
– Utrwalanie w dzieciach odpowiedzialności za przestrzeganie praw innych
ludzi.
– Uświadomienie dzieciom, że istnieją osoby i instytucje, do których mogą
zwrócić się o pomoc, jeśli ich prawa są naruszane
– Wzmocnienie w dzieciach poczucia własnej wartości
– Integrowanie grupy we wspólnym działaniu
Pomoce:
kukiełka – pacynka przedstawiająca Ufoludka
Konwencja o Prawach Dziecka przetłumaczona na język dziecięcy
przybory do rysowania i malowania
duże płachty papieru
piłka
Przebieg zajęć:
1. Zabawa ruchowa: „Prawo to…”.
Uczniowie siedzą w kręgu. Prowadzący rzuca piłkę wypowiadając sło-
wa: „Prawo...”. Dzieci kończą wypowiedź swoimi słowami – dopowiadają
jeden wyraz albo układają zdanie.
2. Historyjka Przylot Ufoludka:
Nauczyciel opowiada dzieciom o lądowaniu statku kosmicznego.
Ufoludek, który przyleciał tym statkiem jest zagubiony w naszym świecie
i nie potrafi się w nim poruszać, ponieważ nie zna obowiązujących w nim
praw, nie wie, co mu wolno, a czego nie wolno. Ufoludek – pacynka zwraca
się do dzieci z prośbą o wyjaśnienie, jak powinien zachowywać się wobec
nich. Dzieci posługując się metodą burzy mózgów, podają przybyszowi
z kosmosu różne zasady, których powinien wobec nich przestrzegać. Pro-
pozycje dzieci powinny zostać zapisane na tablicy albo na dużych kartach
papieru.
3. Konwencja o Prawach Dziecka.
Dzieci pod kierunkiem nauczyciela porównują swoje zapisane pro-
pozycje z postanowieniami zapisanymi w Konwencji (do wykorzystania
tekst Konwencji o Prawach Dziecka przełożonej na język dziecięcy albo
wiersz Marcina Brykczyńskiego O prawach dziecka). Ufoludek może
dopytywać o znaczenie poszczególnych praw. W tym punkcie zajęć na-
uczyciel powinien krótko wyjaśnić, w jakim celu została uchwalona przez
126
Bajkoterapia…
Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych Konwencja o Prawach
Dziecka.
4. Znaki zakazu w odniesieniu do własnej osoby dziecka.
Każde dziecko otrzymuje dużą płachtę papieru, na której rysuje na
przykład w formie piktogramów zestaw znaków zakazu w odniesieniu do
swojej osoby. Znaki dotyczą dowolnie wybranego przez dziecko prawa.
Prowadzący może na tablicy wypisać najczęściej pojawiające się znaki za-
kazu.
5. Rozmowa o sytuacjach przedstawionych na rysunkach albo o sytuacjach,
kiedy dochodzi do łamania praw dziecka.
Nauczyciel powinien wyjaśnić, że istnieją osoby i instytucje, do któ-
rych dzieci mogą się zwracać o pomoc, jeśli ich prawa są naruszane.
6. Zabawa integrująca: „Jesteś nam potrzebny, bo…”
Dzieci siedzą w kręgu. Nauczyciel wskazuje o kogo chodzi i rzuca pił-
kę do innego dziecka, które ma powiedzieć, dlaczego wskazane dziecko
jest potrzebne w grupie. Na przykład: Małgosiu, powiedz o Janku „Jesteś
nam potrzebny, bo…”. Po pełnej rundce nauczyciel może zadać pytanie:
„Czy ktoś nie jest zadowolony z informacji, które uzyskał o sobie?” – być
może jakieś dziecko zechce powiedzieć o swoich innych cechach, które
mogą być przydatne dla grupy.
Uwaga: Ćwiczenie jest trudne. Wymaga koncentracji – nauczyciel
musi być przygotowany na podpowiadanie uczniom – wskazywanie
określonej, pozytywnej cechy w każdym dziecku.
7. Zabawa na zakończenie: „Iskierka”.
Uczestnicy zajęć stoją w kręgu. Prowadzący zabawę mówi: „Iskierkę
puszczam w krąg, niech wróci do mych rąk” i dwie złączone ręce podaje
stojącemu obok dziecku. Dziecko przejmuje zawartość rąk nauczyciela
i podaje iskierkę dalej.
Załączniki
Załącznik 1.
Konwencja o Prawach Dziecka przełożona na język dziecięcy przez:
Przemka Szymańskiego – lat 14, Leszka Szymańskiego – lat 13, Miłkę Szy-
mańską – lat 10. Nieofi cjalnego skrótu głównych postanowień dokonała El-
żbieta Skrzypczak – Komitet Ochrony Praw Dziecka.
– Poważnie należy traktować wypowiedzi lub opinie dziecka i trzeba
brać je pod uwagę na przykład w sądzie podczas rozprawy dotyczącej
dziecka.
– Państwa będą szanowały prawo dziecka do wiary lub niewiary w Boga.
Rodzice lub opiekunowie mogą wpływać na rozwój religijny dziecka.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
127
Praktykowanie religii nie może obrażać innych osób, zagrażać zdrowiu
dziecka lub stanowić niebezpieczeństwa dla innych.
– Dziecko może należeć do różnych organizacji dziecięcych i brać udział
w zgromadzeniach pokojowych, jeżeli to nie zakłóca porządku pub-
licznego, nie zagraża zdrowiu na przykład nie można organizować ma-
nifestacji na skrzyżowaniu ruchliwych ulic.
– Nie można wtrącać się w życie prywatne dziecka i jego rodziny oraz nie
można czytać jego listów lub je obrażać.
– Dziecko chore psychicznie lub fi zycznie, niepełnosprawne ma prawo
żyć w warunkach, które pozwalają mu uczestniczyć w normalnym ży-
ciu. Ma też prawo do szczególnej opieki, nauki i kształcenia, tak aby
pomóc mu osiągnąć możliwie największą niezależność oraz prowadze-
nie pełnego i aktywnego życia w społeczeństwie.
– Dziecko ma prawo żyć tak, aby nic nie hamowało jego rozwoju fi zycz-
nego, umysłowego, moralnego. Rodzice lub opiekunowie w miarę
swoich możliwości zagwarantują warunki życia niezbędne do rozwoju
dziecka. Państwo powinno w tym wspomagać rodziców.
– Państwa uznają prawa dziecka do równego dostępu do nauki i zapew-
niają bezpłatne miejsce w szkole obowiązkowej nauki. Również szko-
ły średnie i wyższe powinny być dostępne dla wszystkich. Porządek
w szkole należy zapewnić bez naruszania godności dziecka. Dzieci nie
powinny bać się nauczycieli.
– Państwo ma obowiązek chronienia dzieci przed wszelkimi formami
maltretowania popełnianymi przez rodziców lub inne osoby odpowie-
dzialne za opiekę nad nimi.
Załącznik 2:
Marcin Brykczyński O prawach dziecka (wiersz)
Niech się wreszcie każdy dowie
I rozpowie w świecie całym,
Że dziecko to także człowieka,
Tyle że jeszcze mały.
Dlatego ludzie uczeni,
Którym za to należą się brawa,
Chcąc wielu dzieci los odmienić,
Spisali dla was mądre prawa.
Więc je na co dzień i od święta
Spróbujecie dobrze zapamiętać:
Nikt mnie siłą nie ma prawa zmuszać do niczego,
A szczególnie do zrobienia czegoś niedobrego.
Mogę uczyć się wszystkiego, co mnie zaciekawi
I mam prawo sam wybierać, z kim się będę bawić.
128
Bajkoterapia…
Nikt nie może mnie poniżać, krzywdzić, bić, wyzywać.
I każdego mogę zawsze na ratunek wzywać.
Jeśli mama albo tata już nie mieszka z nimi,
Nikt nie może mi zabronić spotkać ich czasami.
Nikt nie może moich listów czytać bez pytania.
Mam tez prawo do tajemnic i własnego zdania.
Mogę żądać, żeby każdy uznał moje prawa,
A gdy różnię się od innych, to jest moja sprawa.
Tak się tu w wiersze poukładały,
Prawa dla dzieci n całym świecie,
Byście w potrzebie z nich korzystały
Najlepiej, jak umiecie.
Załącznik 3:
Ochrona dziecka w prawie międzynarodowym.
Pod koniec XIX wieku powstały towarzystwa międzynarodowe, których
zadaniem była ochrona dzieci przed nędzą i wyzyskiem, a także działalność
na rzecz łagodzenia surowości prawa karnego stosowanego wówczas rów-
nież wobec dzieci. Pierwszy akt międzynarodowy chroniący prawa człowie-
ka dotyczył właśnie dzieci: Międzynarodowy Związek Pomocy Dzieciom
w 1920 roku w Genewie ogłosił pierwszą Deklarację Praw Dziecka. Została
ona przyjęta w 1924 roku przez Ligę Narodów i znana jest pod nazwą Dekla-
racji Genewskiej. Dokument ten w preambule zawiera znane zdanie o tym,
że „ludzkość powinna dać dziecku wszystko, co posiada najlepszego”.
Deklaracja odchodzi od dotychczasowego nastawienia na dobroczyn-
ność, stawiając nacisk na obowiązki państwa i powinności dorosłych wo-
bec dzieci. Pojawia się problem równości dzieci i konieczność zapewnienia
im godziwych warunków umożliwiających rozwój fi zyczny i intelektualny.
Deklaracja była dokumentem politycznym o szlachetnych intencjach moral-
nych, ale o ograniczonym znaczeniu.
Po II wojnie światowej narastała świadomość potrzeby ochrony prawnej
dziecka. 11 grudnia 1946 roku Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczo-
nych powołało UNICEF, organizację, która miała udzielać pomocy dzieciom
w krajach dotkniętych wojną.
10 grudnia 1948 roku Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych
uchwaliło Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Stanowi ona, że macie-
rzyństwo i dzieciństwo mają prawo do specjalnej troski i pomocy ze strony
państwa. Postanawia też, że wszystkie dzieci, bez względu na ich pochodze-
nie, mają prawo do korzystania z takiej samej ochrony socjalnej. Deklaracja
Praw Dziecka przyjęta przez ONZ w 1959 roku potwierdzając założenia De-
klaracji Genewskiej, oraz uwzględniając postanowienia Powszechnej Dekla-
racji Praw Człowieka, rozszerzyła prawa na dzieci ułomne, chore umysłowo,
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
129
nieprzystosowane społecznie, sieroty oraz zrównała w prawach dzieci poza-
małżeńskie.
Inicjatorem Konwencji o Prawach Dziecka była Polska, zgłaszając 7 lu-
tego 1978 roku jej projekt. Obecne ustalenia prawa międzynarodowego są
konsekwencją jedenaście lat trwającej dyskusji nad złożonym przez Polskę
projektem Konwencji. Uchwalono ją jednomyślnie 20 listopada 1989 roku
na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych. Polska ratyfi kowała
Konwencję 30 września 1991 roku składając dwa zastrzeżenia i zgłaszając
dwie deklaracje.
Stając się stroną Konwencji Polska zobowiązała się w granicach swej
jurysdykcji respektować i gwarantować prawa zawarte w Konwencji wobec
każdego dziecka bez jakiejkolwiek dyskryminacji, niezależnie od rasy, kolo-
ru skóry, płci, języka, religii, poglądów politycznych, statusu majątkowego,
niepełnosprawności, cenzusu urodzenia czy jakiegokolwiek innego. Dotyczy
to zarówno cech samego dziecka, jak i jego rodziców bądź opiekunów praw-
nych. Konwencja wymaga bezwarunkowej realizacji praw osobistych i po-
litycznych dziecka. Co się tyczy natomiast praw socjalnych i kulturalnych,
państwo powinno podejmować właściwe działania, wykorzystując maksy-
malnie środki, jakie są w jego dyspozycji.
Prawa dziecka zawarte w Konwencji nie są jedynymi prawami i pod-
stawowymi wolnościami przysługującymi dziecku. Dziecku przysługują
wszystkie prawa człowieka i podstawowe wolności zawarte we wszystkich
dokumentach praw człowieka: uniwersalnych, regionalnych i narodowych.
Konwencję o Prawach Dziecka należy traktować więc nie jako dokument
oderwany od innych regulacji praw człowieka.
Katalog praw zawartych w Konwencji o Prawach Dziecka:
Katalog praw przyznanych dziecku w Konwencji obejmuje prawa oso-
biste, socjalne, kulturalne i polityczne. Nie ma natomiast praw ekonomicz-
nych, uznaje się bowiem, że dziecko winno uczyć się, a nie pracować.
Prawa osobiste dziecka:
– prawo do życia i rozwoju
– prawo do posiadania stanu cywilnego, czyli do rejestracji po urodzeniu
i do posiadania nazwiska
– prawo do uzyskania obywatelstwa
– prawo dziecka do rodziny, to znaczy do wychowania przez rodziców
naturalnych, a w razie rozłączenia z rodzicami do stałych kontaktów
z nimi i trwałego połączenia, jeśli tylko to będzie możliwe
– wolność religii i przekonań
– wolność wypowiedzi, wyrażania poglądów ich poszanowania stosow-
nie do wieku dziecka – w szczególności zaś dziecko winno być wysłu-
130
Bajkoterapia…
chane w postępowaniu administracyjnym i sądowym we wszystkich
sprawach, które go dotyczą
– wolność od przemocy fi zycznej lub psychicznej, wyzysku, nadużyć sek-
sualnych, wszelkiego okrucieństwa
– wobec dziecka nie można orzekać kary śmierci ani kary dożywotniego
więzienia
Prawa socjalne:
– prawo do ochrony zdrowia
– prawo do odpowiedniego standardu życia
– prawo do wypoczynku, czasu wolnego, rozrywki i zabawy
Prawa kulturalne:
– prawo do nauki – nauka w zakresie podstawowym jest obowiązkowa
i bezpłatna
– prawo do korzystania z dóbr kultury
– prawo do informacji
– prawo do znajomości swoich praw
Starszym dzieciom Konwencja przyznaje ponadto pewne prawa poli-
tyczne, a mianowicie prawo do stowarzyszania się i zgromadzeń w celach
pokojowych.
Konwencja przyznaje także szczególne prawa dzieciom upośledzonym
fi zycznie, umysłowo oraz niedostosowanym społecznie.
Lidia Wojtaszewska – pedagog szkolny
Szkoła Podstawowa nr 6 w Koninie
Podziemne miasto
Dawno, dawno temu świat wzdłuż i w szerz przemierzał pewien czło-
wiek. Podczas niebezpiecznej wędrówki przez piaszczystą pustynię, potknął
się o nie pasujący całkiem do pejzażu owej pustyni, wystający z ziemi kamień.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie tajemnicze, trudne do odszyfro-
wania hieroglify, przypominające starodawne pismo. Próbował je odczytać,
ale nic z tego nie wyszło. Wędrowiec uniósł kamień i niespodziewanie wpadł
w głęboki, ciemny tunel. Pędził w dół niczym błyskawica, gnany podmu-
chem wiatru. Był bardzo przerażony. Gdy dobrnął do końca swej podróży,
zorientował się, że znajduje się w jakimś dziwnym, opuszczonym i na doda-
tek skamieniałym mieście. Wszystkie domki były do siebie bardzo podobne.
Postanowił zapukać do najbliższego domu, by spotkać kogoś, z kim mógłby
zamienić kilka zdań na temat tego miejsca oraz sposobu powrotu do swojego
świata – na powierzchnię. Stanął przed drzwiami i zanim zdążył zapukać,
drzwi same otworzyły się. Wszedł powoli do środka, rozejrzał się i zobaczył
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
131
kominek, w którym tlił się delikatny ogień. Przy kominku w bujanym fotelu
siedział całkiem nieduży, puchaty stworek.
– Kim jesteś? – zapytał wędrowiec.
– Jestem skrzatem podziemnym i muszę ci powiedzieć, że długo czeka-
liśmy na przybysza z góry.
– To znaczy, że jest tu was więcej?
– Podążaj za mną !
Skrzat poprowadził wędrowca do piwnicy, która okazała się tunelem
łączącym się z olbrzymią komnatą wypełnioną zgromadzonymi w jednym
miejscu stworkami.
Zgromadzeni opowiedzieli przybyszowi smutną historię. Okazało się,
że kiedyś to miejsce tętniło życiem. Mówili o sprawiedliwej królowej, która
w dziwnych okolicznościach zaginęła.
– Jak to zaginęła? – przerwał niespodziewanie wędrowiec.
Otóż nikt nie wie, jak to się stało, ale królowa zapadła w głęboki sen. Nikt
nie jest w stanie dobudzić się władczyni, a im dłużej trwa jej sen, tym bardziej
kamienieje miasto. Jedynym ratunkiem dla wszystkich (według legendy), jest
przybysz z daleka, który przyniesie wybawienie.
Wędrowiec zasmucił się usłyszawszy całą opowieść. Nie miał pojęcia,
w jaki sposób mógłby obudzić królową i uratować miasto. Skrzaty skierowa-
ły przybysza do najokazalszego domu mieszczącego się w centrum miasta.
Tam, bowiem spała piękna władczyni. Nieznajomy stanął przed wielkim
łożem i wpatrywał się w oblicze śpiącej królowej. Długo myślał i nagle przy-
pomniał sobie dziwne, niezrozumiałe dla niego hieroglify z kamienia i nie-
wiadomo, dlaczego zaczął je głośno wypowiadać. Królowa z wielkim trudem
otworzyła oczy i z mozołem przebudziła się z kamiennego snu. Jednocześnie
z przebudzeniem królowej całe miasto rozbłysnęło kolorami tęczy i dało
się słyszeć radosny śpiew podziemnych skrzatów.
Wdzięczne stworzenia pozwoliły wybawicielowi wypowiedzieć swoje
jedno pragnienie, które spełnią. Wędrowiec upewniwszy się, że podziem-
ne miasto jest już bezpieczne postanowił, że chce wrócić do swojego świata.
I tak też się stało, a wędrowiec miał wrażenie, że cała ta historia to pustynna
fatamorgana.
Opis prac nad tworzeniem bajki
Tematyka: Tworzymy świetlicową opowieść.
Cele główne:
– doskonalenie umiejętności zamykania myśli w granicach zdania,
– wdrażanie do kulturalnego prowadzenia rozmowy i uzasadniania swojego
zdania,
– nabywanie umiejętności wypowiadania się na temat własnych uczuć,
132
Bajkoterapia…
– kształtowanie umiejętności porządkowania wypowiedzi,
– doskonalenie umiejętności stosowania w mowie elementów techniki języ-
ka mówionego: pauz, tempa, siły głosu i odpowiedniej intonacji,
– wdrażanie do świadomego stosowania trafnych określeń,
– wprowadzenie do czynnego słownictwa dziecka terminów literackich
np. akcja, bohater, wątek,
– kształtowanie umiejętności dostrzegania kolejności logicznych części
w utworze,
– przedstawianie za pomocą środków plastycznych wydarzeń i postaci,
– doskonalenie umiejętności twórczej współpracy w grupie.
Spotkanie 1. Tocząca się opowieść.
Prowadzący trzyma małą, miękką piłeczkę i rozpoczyna opowiadanie.
Naszą opowieść rozpoczęliśmy od zdania:
Dawno, dawno temu świat wzdłuż i wszerz przemierzał pewien czło-
wiek.
Nauczyciel delikatnie rzucił piłkę kolejnej osobie, dowolnie wybranej
z kręgu i rozpoczęło się tworzenie bajki. Zabawa zakończyła się, gdy piłka
dotarła do każdego dziecka, niektórzy mieli okazję wypowiedzieć swoje zda-
nia kilka razy Zadaniem nauczyciela była dbałość o to, by każdy uczeń mógł
aktywnie zaistnieć na zajęciach. Tak więc powstała pierwsza część opowieści,
która na bieżąco była spisywana przez prowadzących zajęcia wychowawców,
biorących jednocześnie aktywny udział w zabawie.
Dawno, dawno temu świat wzdłuż i wszerz przemierzał pewien człowiek.
Podczas niebezpiecznej wędrówki przez piaszczystą pustynię, potknął się
o nie pasujący całkiem do pejzażu owej pustyni, wystający z ziemi kamień.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie tajemnicze, trudne do odszyfro-
wania hieroglify, przypominające starodawne pismo. Próbował je odczytać,
ale nic z tego nie wyszło. Wędrowiec uniósł kamień i niespodziewanie wpadł
w głęboki, ciemny tunel. Pędził w dół niczym błyskawica, gnany podmu-
chem wiatru. Był bardzo przerażony. Gdy dobrnął do końca swej podróży,
zorientował się, że znajduje się w jakimś dziwnym, opuszczonym i na doda-
tek skamieniałym mieście. Wszystkie domki były do siebie bardzo podobne.
Postanowił zapukać do najbliższego domu, by spotkać kogoś, z kim mógłby
zamienić kilka zdań na temat tego miejsca oraz sposobu powrotu do swojego
świata – na powierzchnię. Stanął przed drzwiami i zanim zdążył zapukać,
drzwi same otworzyły się. Wszedł powoli do środka, rozejrzał się i zobaczył
kominek, w którym tlił się delikatny ogień. Przy kominku w bujanym fotelu
siedział całkiem nieduży, puchaty stworek.
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
133
Spotkanie 2. Od słów do opowieści.
Przypomnienie przez dzieci głównego wątku opowieści ze spotkania 1.
Rozwinięcie arkusza szarego papieru, na którym kolorowym mazakiem
wypisane zostały słowa: skrzat, królowa, komnata, hieroglify, pustynia. Za-
daniem dzieci było komponowanie dalszej części opowiadania – ustne wy-
powiedzi, które skrzętnie zostały odnotowywane przez nauczycieli. Po wy-
borze odpowiedniej wersji, po burzliwej dyskusji oraz po wstępnej korekcie
ustalono następujący przebieg bajki:
– Kim jesteś? – zapytał wędrowiec.
– Jestem skrzatem podziemnym i muszę ci powiedzieć, że długo czeka-
liśmy na przybysza z góry.
– To znaczy, że jest tu was więcej?
– Podążaj za mną !
Skrzat poprowadził wędrowca do piwnicy, która okazała się tunelem
łączącym się z olbrzymią komnatą wypełnioną zgromadzonymi w jednym
miejscu stworkami.
Zgromadzeni opowiedzieli przybyszowi smutną historię. Okazało się,
że kiedyś to miejsce tętniło życiem. Mówili o sprawiedliwej królowej, która
w dziwnych okolicznościach zaginęła.
– Jak to zaginęła? – przerwał niespodziewanie wędrowiec.
Otóż nikt nie wie, jak to się stało, ale królowa zapadła w głęboki sen. Nikt
nie jest w stanie dobudzić się władczyni, a im dłużej trwa jej sen, tym bardziej
kamienieje miasto. Jedynym ratunkiem dla wszystkich (według legendy), jest
przybysz z daleka, który przyniesie wybawienie.
Wędrowiec zasmucił się usłyszawszy całą opowieść. Nie miał pojęcia,
w jaki sposób mógłby obudzić królową i uratować miasto. Skrzaty skierowa-
ły przybysza do najokazalszego domu mieszczącego się w centrum miasta.
Tam, bowiem spała piękna władczyni. Nieznajomy stanął przed wielkim
łożem i wpatrywał się w oblicze śpiącej królowej. Długo myślał i nagle przy-
pomniał sobie dziwne, niezrozumiałe dla niego hieroglify z kamienia i nie-
wiadomo, dlaczego zaczął je głośno wypowiadać. Królowa z wielkim trudem
otworzyła oczy i z mozołem przebudziła się z kamiennego snu. Jednocześnie
z przebudzeniem królowej całe miasto rozbłysnęło kolorami tęczy i dało się
słyszeć radosny śpiew podziemnych skrzatów.
Wdzięczne stworzenia pozwoliły wybawicielowi wypowiedzieć swoje
jedno pragnienie, które spełnią. Wędrowiec upewniwszy się, że podziem-
ne miasto jest już bezpieczne postanowił, że chce wrócić do swojego świata.
I tak też się stało, a wędrowiec miał wrażenie, że cała ta historia to pustynna
fatamorgana.
134
Bajkoterapia…
Spotkanie 3.
Jaki tytuł? – burza mózgów.
Propozycje tytułów:
– Wędrowiec
– Dziwna historia
– Wymyślone miasto
– Dziwna przygoda
– Wędrowiec ratuje królową
– Pomysłowy wędrowiec
– Wędrowiec pomaga skrzatom
– Podziemne skrzaty
– Wędrówka człowieka
– Zagubiony wędrowiec
– Zaginione podziemne miasto
– Szczęśliwy powrót
– Uratowane miasto
– Zwidy
– Przygoda na pustyni
– Oaza
– Podziemne miasto
– Wędrowiec i zaginione podziemne miasto.
Wszystkie pomysły dzieci zostały zapisane na dużym arkuszu papieru
i ponumerowane. Drogą głosowania zdecydowano o wyborze tytułu „Pod-
ziemne miasto”.
Spotkanie 4
Ilustrujemy świetlicową bajkę.
Podczas zajęć dzieci wykonały ilustracje do bajki pt. Podziemne miasto.
Wybrane prace przesyłamy razem z opisem zajęć. Przesyłamy również
zdjęcia dzieci podczas zajęć plastycznych.
Dzieci biorące udział w zajęciach świetlicowych podczas, których po-
wstała bajka są wychowankami Świetlicy Dziecięcej przy Szkole Podstawo-
wej Nr 6 w Mielcu:
Dyduła Kamila – 9 lat, klasa II
Jabłoński Arkadiusz – 9 lat, klasa II
Kłoda Natalia – 9 lat, klasa II
Szędzioł Mikołaj – 10 lat, klasa III
Rodzinka Łukasz – 9 lat, klasa II
Kamuda Patrycja – 9 lat, klasa II
Bajki nauczycieli ze scenariuszami zajęć
135
Jacher Piotr – 9 lat, klasa II
Herchel Kinga – 9 lat, klasa II
Korzeb Artur – 9 lat, klasa II
Czyż Wiktoria – 10 lat, klasa III
Lipińska Natalia – 10 lat, klasa III
Goryczka Edyta – 10 lat, klasa III
Tabor Sebastian – 9 lat, klasa III
Bąk Wiktoria – 9 lat, klasa II
Wychowawcy: Elżbieta Skawińska i Agnieszka Zielińska
Dzieci ze Świetlicy przy Szkole Podstawowej Nr 6 w Mielcu