Sztompka 9-53, Nauka, Kulturoznawstwo, IV semestr, Teoria kultury w praktyce


Sztompka Piotr, Teoria socjologiczna końca XX wieku. Wstęp do wydania polskiego, w: Jonathan H. Turner, Struktura teorii socjologicznej, przeł. Jacek Szmatka, PWN, Warszawa 1985, s. 9-53.

TEORIA SOCJOLOGICZNA KOŃCA XX WIEKU. WSTĘP DO WYDANIA POLSKIEGO.

I tak, socjologia dotarła na wielkie rozdroże do punktu, w którym otwierają się zarówno ogromne nadzieje, jak i szansę rozkładu.

Teoria to słowo magiczne. Dla jednych - oznacza najwartościowszy cel pracy badawczej. Dla innych - bezwartościowe spekulacje. W naukach dalekich od precyzji i jednoznaczności metodologicznej - a do takich niestety należy socjologia - wokół istoty teorii, jej roli w poznaniu, a także wokół treściowej zawartości różnorodnych i często rozbieżnych teorii toczą się najbardziej gorące spory. Przedstawiając czytelnikowi książkę o teoriach socjologicznych trzeba zarysować szerszy kontekst owych sporów. I takie jest zadanie niniejszego wstępu.

Stan refleksji teoretycznej w socjologii: trzy pytania podstawowe

Zastanowienie się nad tą dziedziną badań społecznych, która nosi nazwę socjologii teoretycznej, każe postawić trzy pytania. Po pierwsze - o rzeczywisty charakter rezultatów poznawczych, które są tu przedstawione pod nazwą teorii. Po drugie - o miejsce i znaczenie wyników teoretycznych w całokształcie poznania socjologicznego. Po trzecie - o kryteria odróżnienia teorii lepszych i gorszych, a więc inaczej - o postęp w teorii. Rozważmy te sprawy po kolei.

Czym są tzw. teorie socjologiczne, czyli o pojęciu teorii

Trzeba od razu zauważyć, że pojęcie teorii jest przez socjologów rozumiane niezmiernie wieloznacznie. Jest tak zarówno wtedy, gdy explicite [9/10] zakładają jakąś koncepcję teorii we własnej praktyce teorio-twórczej. Inaczej zarówno to, co się o teorii mówi, jak i to, co się pod nazwą teorii robi - bardzo dalekie jest od jednoznaczności.

W swoim czasie udało mi się znaleźć dziesięć rodzajów definicji teorii, formułowanych explicite w socjologii, a także jedenaście pozadefinicyjnych znaczeń tego terminu, przyjmowanych implicite przez socjologów. Żeby przekonać się, że rozróżnienia te nie były czczą igraszką analityczną, wystarczy przyjrzeć się dokładniej zawartości niniejszego tomu. To, co za teorię uważają i jako teorię prezentują Parsons, Merton, Dahrendorf, Coser, Homans, Blau, Blumer, Emerson, Goffman, Schutz czy Garfinkel - to są rzeczy zupełnie, ale to zupełnie różne. W tym miejscu nie chodzi mi przy tym o zrozumiałe różnice treściowe, lecz o metodologiczny status ich koncepcji zwanych teoriami - nie o to, co mówią o społeczeństwie, lecz jak mówią. Otóż inaczej mówi Parsons, budujący niezmiernie złożone, wyrafinowane schematy pojęć i kategorii analitycznych; inaczej Homans, konstruujący powiązane dedukcyjnie systemy najprostszych, elementarnych twierdzeń, jeszcze inaczej Goffman szafujący bogactwem przypadkowych, luźnych i nie powiązanych ze sobą, ale nader wnikliwych spostrzeżeń na temat codziennego życia społecznego. A jeszcze trochę inaczej - każdy z pozostałych autorów omawianych w książce Turnera.

Czy można w tej różnorodności odnaleźć jakiś wspólny mianownik? Proponowałem kiedyś, aby zarzucić próby znalezienia wspólnej treści pojęcia teorii na płaszczyźnie strukturalnej - tak wiele form przybierają bowiem w socjologii twierdzenia zwane teoretycznymi i na tak wiele sposobów bywają ze sobą wiązane. Tego, co wspólne, sugerowałem natomiast szukać na płaszczyźnie funkcjonalnej - przez odwołanie się do roli, jaką przypisuje się rezultatom badawczym zwanym teoriami, rodzaju pytań, na jakie mają one udzielać odpowiedzi. Okazuje się mianowicie, że teorie socjologiczne pełnią zawsze (lub usiłują pełnić) funkcją wyjaśniającą, odpowiadają (lub starają się odpowiedzieć) na pytanie: „dlaczego pewne zjawiska czy procesy przebiegają tak a nie inaczej?”. Podsumowując, jak pisałem wtedy; „Teorią nazywać będziemy każdy taki i tylko taki rezultat badawczy, który pełni funkcję eksplanacyjną. Widać podobnym tropem szedł Turner, skoro dochodzi do identycznego niemal określenia: „Teoria to typ myślenia, który stara się wyjaśnić zdarzenia. To próba odpowiedzi na pytanie «dlaczego?». [10/11]

Zgoda w tym punkcie nie zamyka jednak problemu. Wyjaśnienie przecież wyjaśnieniu nie równe. Jakie kryteria należy więc przyjąć, aby wyróżnić ten szczególny, kwalifikowany, najbardziej pożądany typ wyjaśnienia godny miana teorii? Można zbudować całe kontinuum takich kryteriów, od najbardziej liberalnych - psychologicznych, wymagających tylko zaspokojenia ciekawości poznawczej, dostarczenia satysfakcji intelektualnej, czy lepszego zrozumienia, aż do najbardziej restryktywnych - metodologicznych czy logicznych, żądających od wyjaśnienia, aby było: (a) prawomocne, czyli dedukcyjnie powiązane z tym, co ma wyjaśniać, (b) potencjalnie sprawdzalne empirycznie, (c) potwierdzone jako prawdziwe, (d) kompletne pragmatycznie, czyli w danym kontekście dostarczające odpowiedzi ostatecznej, która nie może już być dalej przedmiotem pytania „dlaczego?”, (e) spójne semantycznie, a więc stosujące jednolitą i oszczędną aparaturę pojęciową i wreszcie (f) zunifikowane z innymi wyjaśnieniami w ramach szerszego systemu teoretycznego.

Opowiadając się przed ponad dziesięciu laty za restryktywną koncepcją teorii, byłem, jak się okazuje, zbytnim optymistą. Teorii tak rozumianych niestety jeszcze ciągle w socjologii nie ma. Gdyby zastosować łącznie wszystkie sześć wymienionych kryteriów, nie ostałaby się żadna z teorii omawianych w tym tomie, choć skapitulowałyby nie równocześnie - jedne padłyby od razu (np. koncepcja etnometodologiczna), inne po długiej walce (np. teoria wymiany). Upierając się więc przy tym, że restryktywna koncepcja teorii ma sens, ale tylko jako postulat, standard kierunkowy, ów „znikający punkt”, który choć na razie niedościgniony - kierować winien wysiłkami teoretycznymi w socjologii - skłaniam się ku koncepcji bardziej liberalnej, jako narzędziu analizy realnie istniejących rezultatów teoretycznych. Trzeba zgodzić się z P. Blauem, gdy postuluje: „Musimy rozluźnić nasze wymagania stawiane teoriom społecznym, gdyż w przeciwnym razie niezdolność do formułowania teorii z wielką precyzją blokować będzie starania, aby [11/12] budować ogólne teorie, tak, jak potrafimy, a to mogłoby zahamować postęp w socjologii”. Tym bardziej luźne kryteria są konieczne, gdy poddajemy analizie istniejące już koncepcje teoretyczne. Jak pisał J. Szacki: „Jeśli chcemy poznać różne możliwości, musimy prowizorycznie przyjąć takie rozumienie teorii,, które nie wykluczałoby z góry żadnego żywotnego współcześnie kierunku myśli socjologicznej, choćby nawet budził on w nas daleko idące zastrzeżenia. Modyfikując nieco przyjęte przez Szackiego robocze, liberalne określenie teorii, proponuję sformułować je tak: teorią socjologiczną jest wszelki zespół założeń ontologicznych, epistemologicznych i metodologicznych, abstrakcyjnych pojęć oraz ogólnych twierdzeń o rzeczywistości społecznej, mający dostarczać wyjaśnienia dostępnej wiedzy opisowej na jej temat oraz ukierunkowywać dalsze badania.

Takie określenie jest wystarczająco pojemne, aby pomieścić wszystkie - nader różnorodne teorie omawiane w książce Turnera. Zarazem sugeruje istotne rozróżnienie składników, aspektów, czy jak kto woli - poziomów każdej teorii. Po pierwsze więc, w każdej teorii (szeroko rozumianej) zawiera się jakaś ogólna orientacja teoretyczno-metodologiczna, a więc zespół fundamentalnych założeń na temat charakteru rzeczywistości społecznej (tez ontologicznych), na temat szans i granic poznania społecznego (tez epistemologicznych) oraz na temat pożądanych sposobów badania społeczeństwa (dyrektyw metodologicznych). Orientacja taka stanowi podstawę, bazę filozoficzną teorii, przyjętą w dużej mierze a priori i potwierdzającą (lub nie) swoją przydatność i płodność na innych poziomach refleksji naukowej (przy budowaniu modeli czy systemów twierdzeń teoretycznych). Po drugie, w obrębie każdej teorii mieści się jakiś model pojęciowy, czyli zespół powiązanych kategorii analitycznych składających się na szczególną wizję świata społecznego; jego budowy oraz mechanizmów jego funkcjonowania i zmiany. Poprzez wprowadzenie analitycznych rozróżnień, konwencji definicyjnych, klasyfikacji, typologii - model selektywnie strukturalizuje amorficzną rzeczywistość społeczną, zwracając uwagę na pewne zjawiska i procesy, a pomijając inne, uwypuklając jedne ich aspekty, a negliżując drugie. Podobnie jak orientacja teoretyczno-metodologiczna model może okazać się przydatny i płodny (lub nie) dopiero na innych poziomach refleksji naukowej (w szczególności przy konstruowaniu systemu twierdzeń). Jest [12/13] przyjętym sposobem interpretacji świata społecznego, rozbudowanym pomysłem na temat tego, jak ów świat można ujmować. Wreszcie, po trzecie, w obrębie każdej kompletnej teorii mieści się szczególna teoria empiryczna (teoria w sensie wąskim), a więc zbiór powiązanych ze sobą twierdzeń o zależnościach pomiędzy zmiennymi cechami obserwowanych zjawisk czy procesów, a jeszcze inaczej - system praw socjologicznych. Twierdzenia takie (prawa) odnoszą się już wprost do świata empirycznego, orzekają coś o jego prawidłowościach, regularnościach, tendencjach - a więc mogą być prawdziwe lub fałszywe, ulegają potwierdzeniu lub obaleniu, w zależności od tego, jak rzeczy się mają naprawdę.

Założenia, pojęcia i prawa - oto więc składniki główne struktury teoretycznej. Powiedzmy od razu, koncepcja teorii, w której występują wszystkie trzy poziomy - orientacji, modelu i teorii empirycznej - i to występują w ścisłym, koherentnym powiązaniu, jest wysoce wyidealizowana. W praktyce teoretycznej bywa często tak, że niektóre poziomy nie są wprost artykułowane, a mogą być co najwyżej zrekonstruowane ex post, jako konieczne przesłanki myślowe tego ,co się mówi na poziomach niższych. Dotyczy to najczęściej założeń, czasami także definicji pojęć, składających się na model. Kiedy indziej bywa też tak, że pewien poziom teorii ulega autonomizacji - zaczyna funkcjonować samoistnie, bez powiązania z innymi, bez zakorzenienia czy oparcia w pozostałych. Dobry przykład to modele pojęciowe budowane w ramach neoscholastycznej wersji funkcjonalizmu przez T. Parsonsa, nie pozostające - jak się zdaje - w wyraźnym związku ani ze specyficzną bazą filozoficzną, ani ze szczególną teorią empiryczną. Inny przykład to fenomenologia społeczna ograniczająca się w zasadzie do poziomu orientacji filozoficznej i nie znajdująca - jak na razie - wyrazu ani w swoistych modelach, ani teoriach empirycznych.

Struktura teoretyczna (teoria w szerokim sensie) rozumiana jako spójne powiązanie orientacji, modelu i teorii empirycznej (teorii w wąskim sensie) - może odnosić się do różnych dziedzin przedmiotowych, mniej lub bardziej ograniczonych obszarów zjawisk i procesów społecznych. Z tego punktu widzenia można odróżnić teorie ogólne, teorie średniego zasięgu i teorie szczegółowe. Kontekstową definicję wszystkich trzech odmian teorii znaleźć można w znanym określeniu Mertona, który za teorie średniego zasiągu uważa te [...], które się znajdują pomiędzy niezbyt doniosłymi, lecz koniecznymi hipotezami roboczymi powstającymi [13/14] w nadmiarze w toku codziennej pracy badawczej i najogólniejszymi konsekwentnymi próbami rozwinięcia jednolitej teorii, dzięki której można byłoby wyjaśnić prawidłowości widoczne w zachowaniach, organizacji oraz zmianie społecznej”. Na te ostatnie właśnie - „jednolite teorie”, czy inaczej, teorie ogólne kładzie największy nacisk Turner Pomija zaś lub w każdym razie traktuje bardzo marginesowo teorie szczegółowe i teorie średniego zasięgu. Nie znajdziemy więc w tej książce ani teorii wyjaśniających jakieś pojedyncze zjawisko społeczne - np. wybuch konkretnej rewolucji, ani - z nielicznymi wyjątkami - teorii „zajmujących się pewnymi ograniczonymi aspektami zjawisk społecznych”, wyjaśniających pewne typologicznie wyróżnione klasy takich zjawisk na przykład - żeby nawiązać do przykładów Mertona - teorii grup odniesienia, teorii ruchliwości społecznej, teorii konfliktu ról teorii tworzenia się norm społecznych i wielu innych.

Będzie tu mowa głównie o teoriach dotyczących całokształtu zjawisk społecznych - a więc teorii społeczeństwa po prostu, w jego najbardziej podstawowych aspektach - działań ludzkich, struktur społecznych, zmian historycznych. Ta właściwość najwyższej ogólności rzutuje na zawartość wszystkich trzech składników struktury teoretycznej. I tak, po pierwsze, orientacja teoretyczno-metodologiczna obejmować będzie fundamentalne założenia o istocie bytu społecznego (w ogóle, a nie w konkretnej epoce, w konkretnym społeczeństwie, czy w konkretnych przejawach - np. w sferze rodzinnej, politycznej, religijnej itp.), o istocie poznania społecznego (szansach i ograniczeniach człowieka jako takiego w obliczu tego swoistego przedmiotu, jakim jest jego społeczeństwo, a nie o możliwościach poznawczych konkretnych jednostek czy zbiorowość wobec konkretnych dziedzin życia społecznego), o naczelnych imperatywach badawczych (gdy przedmiotem jest społeczeństwo jako takie a nie jakiś jego konkretny fragment, aspekt czy właściwość). Po drugie - model pojęciowy artykułować będzie centralne składniki i relacji dziedziny rzeczywistości zwanej społeczeństwem oraz wskazywać fundamentalny mechanizm funkcjonowania społeczeństwa i zmian społecznych. Wreszcie - teoria empiryczna formułować będzie prawa o zależnościach między najbardziej podstawowymi właściwościami świata społecznego, wyróżnionymi w świetle przyjętego modelu i akceptowanych założeń.

Odpowiadając zatem na pierwsze pytanie: czym są tzw. teorie socjologiczne, o których traktuje ten tom, powiedzieć można, że są to różnorodne konglomeraty najbardziej podstawowych założeń, najbardziej abstrakcyjnych pojęć i najbardziej ogólnych praw, konstruowanych z intencją [14/15] wyjaśnienia najbardziej istotnych cech i prawidłowości życia społecznego, przejawiających się bez względu na czas, obszar czy sferę, w których życie społeczne się toczy.

Taka konstatacja prowadzi nas od razu na teren drugiego sporu - już nie o to, czym jest teoria, lecz o to, czy konstruowanie teorii ma w ogóle sens.

Czy refleksja teoretyczna jest istotna, czyli o potrzebie teorii

Wątpliwość taka może być formułowana w dwojaki sposób: mocniejszy i słabszy. Albo więc jako pytanie o sens wszelkiej refleksji teoretycznej, przeciwstawianej wtedy badaniom empirycznym. Albo jako pytanie o sens teorii ogólnej - przeciwstawianej wtedy teoriom średniego zasięgu czy teoriom szczegółowym. W pierwszym przypadku kwestionuje się zasadność wszelkiej teorii, w drugim zasadność teorii pewnego tylko, określonego typu.

Zacznijmy od zarzutu mocniejszego, od kwestii bardziej pryncypialnej - czy teoria jest w ogóle potrzebna. Poglądy na ten temat uległy w czasach najnowszych bardzo charakterystycznej ewolucji. Porównajmy trzy wypowiedzi. W 1952 r. T. Abel pisał: [...] w obliczu panującego poglądu, który nakazuje traktować wszelką interpretację faktów społecznych w kategoriach ogólnych jako niewłaściwą formę ujmowania wyników badawczych, prestiż teorii społecznej musi być obecnie uznany za niski”. W 1968 r. R. A. H. Robson pisze już coś innego: „Deklaracje na temat teorii w socjologii są obecnie prawie jednomyślne; wszyscy jesteśmy za”. A w 1982 r. J. Alexander proklamując potrzebę swoistej „logiki teoretycznej” w socjologii stwierdza: „W naukach społecznych [...] wyraźne spory wokół ogólnych założeń stanowią zupełnie podstawowy aspekt normalnego rozwoju poznania”.

Myślę, że za tymi symptomatycznymi deklaracjami kryje się zasadnicza zmiana dominującej filozofii nauk społecznych. Okres powojenny, aż do lat sześćdziesiątych (a w sferze potocznej, roboczej „ideologii” badaczy-empiryków obawiam się, że do dziś) - to czas panowania pozytywizmu i jako jego praktycznego wyrazu - wąskiego empiryzmu. W sensie, jaki nas tutaj interesuje, pozytywizm oznaczał apoteozę faktów i zakładał, że (a) „istnieje radykalna przepaść między obserwacjami [15/16] empirycznymi i stwierdzeniami pozaempirycznymi”, (b) „bardziej ogólne kwestie intelektualne określane jako filozoficzne czy metafizyczne nie mają żadnego istotnego znaczenia dla praktyki dyscypliny naukowej zorientowanej empirycznie”, (c) „ponieważ eliminacja wszelkich odniesień pozaempirycznych stanowić ma wyróżniającą cechę nauk przyrodniczych, prawdziwa- socjologia musi posiąść taką samą naukową samoświadomość”, (d) „w nauce, z której wyeliminowane zostały kwestie filozoficzne i w której obserwacje empiryczne są całkowicie nieproblematyczne, pytania natury ogólnej czy teoretycznej mogą być rozstrzygane wyłącznie przez odniesienie do takich obserwacji empirycznych”. Kult liczby, faktu, konkretu prowadzi do gromadzenia nieskończonych zasobów danych szczegółowych. Fetyszyzacja ankiet, testów, skal, „rytuału statystycznego” - mających rzekomo stanowić godny odpowiednik technik badawczych właściwych naukom przyrodniczym - nakazuje dopasowywać problematykę badań do przyjętych metod badawczych, poszukiwać takiego przedmiotu badań, który nadawałby się do uchwycenia za pomocą tej. techniki, która jest aktualnie modna. Podejście technikocentryczne (w przeciwieństwie do problemocentrycznego) jest oczywiście postawieniem na głowie sensownego doboru zadań poznawczych.

Wbrew optymistycznym oczekiwaniom wąski empiryzm nie doprowadza w socjologii do odkrycia „kamienia filozoficznego”, nie zbliża dyscypliny do miary osiągnięć uzyskiwanych przez rozwijające się gwałtownie nauki przyrodnicze. Lata pracowitego zbierania danych na temat najrozmaitszych aspektów życia społecznego zamyka świadomość, że aczkolwiek wiemy coraz to więcej, to jednak o coraz to mniejszym, czy może o coraz to mniej ważnym przedmiocie, tak że dzień spełnienia się Pascalowskiego proroctwa, kiedy to wiedzieć będziemy wszystko o niczym, nie jest w socjologii tok daleki. P. Sorokin tak ocenia zdobycze poznawcze wąskiego empiryzmu: „Poszukiwanie faktów ogromnie się ostatnio w socjologii rozpowszechniło przynosząc całe góry danych empirycznych, ale tylko bardzo skromny fragment tych badań doprowadził do istotnych konkluzji, czy też wykrycia prawidłowości o wyższym stopniu uogólnienia. Większość badań tego typu dostarczyła tylko lokalnego, czasowo i przestrzennie ograniczonego materiału informacyjnego, pozbawionego jakiejkolwiek ogólniejszej wartości poznawczej”.

Poczucie rozczarowania i zawodu, coraz większa świadomość bezpłodności i jałowości tendencji empirystycznej - to symptomy przełomu, który określiłbym jako „pierwszy kryzys” socjologii powojennej. [16/17] Szczególnie wcześnie dostrzegali go i piętnowali uczeni marksistowscy, dla których nauka społeczna bez mocnej podstawy filozoficznej i ogólno-teoretycznej była z zasady nie do pomyślenia. W 1964 r. F. Konstantinow, G. Osipow i W. Siemionow pisali: „Kryzys socjologii burżuazyjnej, co przyznają już najwybitniejsi jej przedstawiciele, polega przede wszystkim na braku ogólnej teorii socjologicznej, która mogłaby systematyzować zarówno zbiór faktów empirycznych, jak i teorie średniego zasięgu. [...] Główny rys badań empirycznych podejmowanych na terenie socjologii burżuazyjnej polega na tym, że badania te nie są związane z teorią, brak w nich głębszej analizy teoretycznej i teoretycznych uogólnień. Badania poszczególnych aspektów i stron społeczeństwa nie są związane z obrazem społeczeństwa jako całości”.

Krytyka wąskiego empiryzmu i zwrot ku refleksji teoretycznej były początkowo spontaniczne, oparte na załamaniu się pewnej praktyki badawczej, można powiedzieć - uzasadnione pragmatycznie, lecz pozbawione na razie głębszego uzasadnienia filozoficznego czy metodologicznego. Wkrótce jednak uzasadnienie takie nadejść miało z zupełnie nieoczekiwanej strony. Przyniósł je przełom antypozytywistyczny zapoczątkowany przez historyków nauk przyrodniczych i filozofów nauki, a zwłaszcza T. Kuhna z jego koncepcją „rewolucji naukowych” i wcześniej jeszcze K. Poppera z jego ideą „hipotetyzmu”. Rehabilitacja aspektu teoretycznego w nauce dokonała się w nawiązaniu do dwojakiej argumentacji. Po pierwsze - na płaszczyźnie historycznej pokazano, iż rozwój nauki nie odbywa się bynajmniej - jak chciał pozytywizm - w sposób kumulatywny, poprzez proste, stopniowe gromadzenie i dodawanie do siebie nowych odkryć, obserwacji, faktów, lecz raczej w sposób rewolucyjny - poprzez całościowe, skokowe, jakościowe zmiany dominujących paradygmatów, czyli, w szerokim sensie, przyjętych powszechnie systemów myślowych mieszczących w sobie i najogólniejsze założenia, i modele pojęciowe, i teorie empiryczne, i stwierdzone fakty opisowe, a także problemy, które się stawia w badaniach i typowe techniki, za pomocą których problemy te się rozwiązuje. Podstawowy morał [17/18] polegał na tym, że w rozwoju nauki, w rewolucyjnej, całościowej zmianie paradygmatów równie istotną rolę, co nowe wyniki empiryczne, pełnią odkrycia teoretyczne (nowe orientacje, modele czy hipotezy). Bez nowych konstrukcji teoretycznych najbogatsze nawet nagromadzenie faktów nie prowadziło nigdy, samo przez się, do naukowego postępu.

Takiej argumentacji historycznej towarzyszyła, po drugie, argumentacja metodologiczna. Odrzucono mianowicie charakterystyczną dla pozytywizmu koncepcją „nagich faktów” - zastanych, danych same przez się, istniejących niezależnie od ingerencji badacza. Odrzucono także, równie typową dla tego nurtu, indukcyjną strategię przechodzenia od faktów do generalizacji - nakazującą ostrożne gromadzenie danych, wiązanie ich w jednorodne klasy i formułowanie podsumowujących obserwacje uogólnień sprawozdawczych czy opisowych. Tym razem morał polegał na tym, że rozstrzygnięcia teoretyczne (przyjmowane założenia, modele, hipotezy) rzutują w istotny sposób na wszystkie szczeble poznania naukowego. W szczególności już na najniższym szczeblu faktów mamy do czynienia z teoretyczną strukturalizacją amorficznego doświadczenia - poprzez zastosowanie założeń, pojęć, hipotez, a także określonych narzędzi obserwacyjnych czy eksperymentalnych - niosących już w swojej konstrukcji takie ogólniejsze przesłanki.

Tak więc postpozytywistyczna filozofia nauki głosi w dokładnej opozycji do tez pozytywizmu, że: (a) pomiędzy obserwacjami empirycznymi a twierdzeniami teoretycznymi nie ma żadnej cezury, przeciwnie „wszelki rozwój naukowy jest procesem zakotwiczonym równie mocno w myśleniu teoretycznym i empirycznym”. W każdej nauce występuje swoiste kontinuum od tego, co teoretyczne, ku temu, co empiryczne. Pomiędzy biegunami tego kontinuum toczy się naukowe badanie, (b) Rozstrzygnięcia filozoficzne, metafizyczne czy teoretyczne mają decydujące znaczenie dla praktyki badań empirycznych - „wszelkie dane naukowe posiadają zawartość teoretyczną [...], akceptacja wyników empirycznych nie opiera się wyłącznie na danych eksperymentalnych”. (c) Taka względnie autonomiczna rola teorii występuje równie mocno w naukach przyrodniczych, a pozytywistyczna wizja tych nauk jako ateoretycznych jest czystym nieporozumieniem. Doganianie nauk przyrodniczych, jeśli w ogóle ma sens, nie może w każdym razie polegać na odrzucaniu teorii, (d) Spory teoretyczne nie znajdują prostego rozstrzygnięcia przez odwołanie się do faktów empirycznych. Nie mogą być redukowane do poziomu empirycznego. Mają charakter częściowo przynajmniej autonomiczny i muszą [18/19] być prowadzone na swoim własnym poziomie. „Konfrontacja teoretyczna jest równie istotnym czynnikiem zmian w nauce, jak konfrontacja wyników empirycznych”. Jak postuluje J. Alexander, istnieje swoista logika takiej konfrontacji - „logika teoretyczna”, a więc zasady czy reguły ścierania się ze sobą teorii i kryteria ich porównawczej oceny. Jest to logika odrębna i niezależna od „logiki empirycznej” - a więc metodologii prowadzenia badań i rozstrzygania między konkurencyjnymi wynikami empirycznymi.

W postpozytywistycznej koncepcji nauki odrzucenie wąskiego empiryzmu, którego jałowość ukazała socjologom dowodnie ich własna praktyka badawcza, znalazło mocne uzasadnienie filozoficzne. Teoria socjologiczna odzyskała należne jej miejsce nie tylko wśród aktualnych działań badawczych podejmowanych przez socjologów, ale także w uznanej „ideologii” badawczej.

Tak mniej więcej przedstawiały się losy sporu toczonego w płaszczyźnie najbardziej zasadniczej - o to, czy refleksja teoretyczna jest w ogóle potrzebna. Obok niego pojawił się jednak w socjologii także pewien spór bardziej partykularny. Chodziło już nie o to, czy teoria jako taka ma sens, lecz o to, czy ma sens teoria ogólna lub inaczej tzw. „wielka teoria” - utożsamiana przez krytyków z pojęciowymi konstrukcjami T. Parsonsa i jego szkoły: M. Levy'ego, C. P. i Z. K. Loomisów, N. Smelsera, D. Eastona i innych. To utożsamienie było bardzo niefortunne i mylące, krytykowano bowiem w istocie pewien szczególny styl czy manierę uprawiania teorii ogólnej, a wnioski odnoszono do teorii ogólnej jako takiej. Jak wskazywałem wcześniej - Parsons absolutyzował aspekt modelu pojęciowego i na tym szczeblu budował swoje schematy, nie troszcząc się o wyraźne określenie pozostałych komponentów pełnej struktury teoretycznej ani orientacji teoretycznometodologicznej, ani systemu twierdzeń empirycznych - teorii empirycznej. Ta jednostronność była i jest słusznie atakowana. C. W. Mills zarzucał twórcom „wielkiej teorii” niedostatki „socjologicznej wyobraźni”: „Twórcy wielkich teorii nie schodzą nigdy ze szczebla wyższych uogólnień na szczebel problemów umiejscowionych w ich historycznych i strukturalnych kontekstach. [...] Charakterystycznym rezultatem jest arbitralne i z pewnością nieskończone wypracowywanie rozróżnień pojęciowych, które jednak ani nie pogłębiają naszego rozumienia rzeczywistości, ani nie czynią naszych doświadczeń łatwiejszymi do pojęcia. [...] Ich działalność przypomina najczęściej zabawę pojęciową”. Podobnie formalistyczny scholastycyzm piętnował G. Homans: „To, co stworzyli, nie było teorią, lecz nowym językiem służącym do opisywania struktury społecznej, jednym z wielu możliwych języków, a pokaźna część pracy, którą zwali teoretyczną, sprowadzała się do pokazania, w jaki sposób słowa z innych [19/20] języków, w tym także z języka potocznego, mogą być przetłumaczone na, ich język. [...] Tym, co tworzy teorię, jest jednak dedukcja, a nie przekład językowy”. Wreszcie punktem wyjścia proponowanej przez R. Mertona koncepcji teorii „średniego zasięgu” było właśnie odrzucenie „stereotypu teoretyka społecznego błądzącego wysoko w niebie czystych idei nieskalanych przez fakty tego świata”. Według Mertona „[...] całkowite skupienie się na wzorcowym konceptualnym schemacie służącym wyprowadzaniu wszystkich teorii pomocniczych równałoby się niebezpieczeństwu stworzenia dwudziestowiecznych socjologicznych odpowiedników wielkich systemów filozoficznych przeszłości - z całą ich sugestywnością, urokiem konstrukcyjnym i naukową sterylnością”.

Nie kwestionując słuszności tej krytyki w odniesieniu do scholastycznego, czysto pojęciowego stylu uprawiania teorii, sądzę, że jest ona źle adresowana, gdyby dotyczyć miała teorii ogólnej jako takiej. Czy każda teoria ogólna musi ograniczać się do modeli pojęciowych? Czy ogólność teorii koniecznie implikuje jej jednostronność, ignorowanie aspektu założeń filozoficznych i twierdzeń empirycznych? Oczywiście, że nie, a najlepszym dowodem są prace wymienionych krytyków Parsonsa, wtedy, gdy sami podejmują trud budowania teorii. G. Homans swoją teorię elementarnych zachowań społecznych sytuuje przecież na najwyższym szczeblu ogólności, tak wysokim, że dotyczyć ma ona wszystkich ludzi „jako ludzi”, niezależnie od jakichkolwiek różniących okoliczności społecznych, historycznych czy kulturowych. Tyle tylko, że owa ogólna teoria składa się z twierdzeń o zależnościach - z praw, a nie z pojęć. „Prawdziwa teoria składa się właśnie z twierdzeń” - powiada słusznie Homans. Podobnie także w dziele R. K. Mertona zawarta jest ogólna teoria socjologiczna, syntetyzująca zarówno liczne teorie średniego zasięgu, jak i niezliczone wyniki empiryczne. Jak twierdzi A. Stinchcombe, cała twórczość Mertona podporządkowana jest jednej idei, a mianowicie koncepcji „działania ludzkiego jako strukturalnie zdeterminowanego wyboru między alternatywami wyznaczonymi przez strukturę społeczną”. Znów jest to teoria zawierająca wyraźny model i generowane [20/21] przezeń twierdzenia - a nie tylko zbiór pojęciowych kategorii analitycznych. Okazuje się więc, że można i warto uprawiać ogólną teorię społeczną, wcale nie popadając w scholastycyzm. W książce Turnera znaleźć można przykłady innych jeszcze, godnych uwagi teorii ogólnych, nie zamykających się w świecie pojęć, lecz mówiących coś interesującego i ważnego o realnym świecie społecznym.

Uznanie sensu i potrzeby refleksji teoretycznej jako takiej, a także sensu i potrzeby teorii ogólnej - prowadzi do ostatniego z trzech podstawowych pytań. Teorie teoriom przecież nierówne. Jak zatem spośród nich wybrać? I według jakich kryteriów? Które uznać za lepsze, a które za gorsze? Wreszcie - czy teorie lepsze wypierają gorsze, a więc czy można mówić o postępie teoretycznym w socjologii?

Które teorie są bardziej wartościowe od innych, czyli o wyborze teorii

Już pierwszy rzut oka na zawartość tomu Turnera ukazuje pluralizm teorii ogólnych w socjologii. Nie tylko wyróżnią się tu pięć głównych kierunków teoretycznych: funkcjonalny, konfliktowy, wymiany, inter-akcjonistyczny oraz fenomenologiczny, ale co więcej w obrębie każdego z nich mieszczą się jeszcze liczne odmiany czy wersje istotnie różniące się od siebie. Niemal identyczną listę kierunków, choć z zastanawiającym pominięciem teorii konfliktu przynosi podręcznik W. Skidmore'a. Także w samoświadomości socjologów akademickich indagowanych w tej sprawie przez R. Javetz ujawnia się wykaz podobny, choć nieco poszerzony: na j częściej wymienia się strukturalny funkcjonalizm, potem symboliczny interakcjonizm, teorię konfliktu i marksizm, behawioryzm społeczny, teorię neoewolucjonistyczną, teorię ekologiczną, teorię wymiany.

Niektórym autorom wyliczenie jednak nie wystarcza. Dla uzyskania lepszej orientacji w mozaice teorii, wydobycia ich istotnych cech wspólnych i różniących - proponują rozbudowane typologie. Dla przykładu wspomnieć warto o dwóch ciekawych próbach tego rodzaju - a czytelnikom polecić ćwiczenie polegające na rozlokowaniu teorii omawianych przez Turnera w poszczególnych polach każdej z typologii.

Typologia proponowana przez W. Wallace'a opiera się na rozumieniu teorii, które nawiązuje do jej funkcji wyjaśniającej. Skoro teoria to wyjaśnienie pewnego obszaru zjawisk, można w niej wyróżnić to, co wyjaśniane - eksplanandum teorii oraz to, przez co teoria wyjaśnia - jej eksplanans. Oba te segmenty teorii mogą przybierać różną postać, I tak - eksplanandum teorii, zjawiska społeczne, mogą być definiowane albo w sposób obiektywny, materialistyczny, zewnętrzny - jak pisze Wallace - „identyfikowane w zależności od tego, czy obserwowalne [21/22]

Chodzenie, gestykulowanie, rozmawianie, modlenie się, śpiewanie, jedzenie, pisanie, oddychanie itd. jednej osoby pozostaje w relacji do podobnego, obiektywnego zachowania innej osoby”, albo też w sposób subiektywny, idealistyczny, ukryty - „identyfikowane przez utajone percepcje, cele, emocje, opinie, nawyki, pragnienia, potrzeby itp., które jednostki dzielą ze sobą, lub o które toczą konflikty”. Z kolei w eksplanansie teorii nacisk może być położony albo na czynniki determinujące zewnętrzne wobec sfery społecznej, a więc inaczej egzogenne - „warunki narzucone zjawiskom społecznym przez naturę uczestniczących jednostek lub przez naturę otaczającego świata”, albo też na czynniki wewnętrzne, samodeterminujące, a więc inaczej endogenne - „warunki generowane przez samo społeczeństwo i wpływające na uczestniczące jednostki, a także na świat otaczający”. Ze skrzyżowania tych dwóch dychotomii powstaje czwórpolowa typologia, jak określa ją Wallace „podstawowa przestrzeń własności dla klasyfikowania kierunków współczesnej teorii socjologicznej”. Można ją przedstawić w postaci następującego schematu:

PODSTAWOWE RELACJE

DEFINIUJĄCE DZIEDZINĘ SPOŁECZNĄ

Obiektywne

(materialistyczne)

Subiektywne

(idealistyczne)

PODSTAWOWE

ZJAWISKA

WYJAŚNIAJĄCE

DZIEDZINĘ

SPOŁECZNĄ

Narzucone na sferę

społeczną (determinizm)

Na przykład teoria

wymiany społecznej

Generowane w sferze

społecznej (wolna wola)

Na przykład teoria

fenomenologiczna

Schemat 1

Odmienne kryteria przyjmują przy konstruowaniu swojej typologii G. Burrell i G. Morgan. Każda teoria socjologiczna kryje w sobie - ich zdaniem - pewne założenia na temat istoty nauki, a w szczególności socjologii, oraz pewne założenia na temat istoty badanego przedmiotu, w tym przypadku - społeczeństwa. Otóż różnorodne spory epistemologiczne czy metodologiczne o kształt nauki społecznej sprowadzają się w istocie do jednej głównej kwestii - przeciwstawienia podejścia obiektywistycznego, reprezentowanego w sposób wzorcowy przez „socjologiczny [22/23] pozytywizm”, podejściu subiektywistycznemu reprezentowanemu w najczystszej formie przez „niemiecki idealizm”. Podejście obiektywistyczne oznacza próbę przenoszenia metod przyrodoznawstwa do nauk społecznych, traktowanie przedmiotu tych nauk w sposób realistyczny, „jak rzeczy”, uznanie deterministycznej wizji natury ludzkiej i przyjęcie nomotetycznej metodologii (dążącej do formułowania praw ogólnych). Natomiast podejście subiektywistyczne, dokładnie przeciwnie, oznacza podkreślenie duchowej, znaczeniowej, subiektywnej istoty życia społecznego, odrzucenie naturalistycznej metodologii, przyjęcie woluntarystycznego modelu człowieka oraz postulowanie idiograficznej metodologii (skupiającej się na konkrecie historycznym w całej jego szczegółowości). Podobnie różnorodne spory ontologiczne na temat fundamentalnych właściwości społeczeństwa dadzą się - zdaniem Burrella i Morgana - zredukować do jednej kwestii podstawowej: przeciwstawienia „socjologii regulacji” „socjologii zmiany radykalnej”. W modelu społeczeństwa akceptowanym przez tę pierwszą akcent pada na: (a) status quo, (b) porządek społeczny, (c) ugodą, (d) integrację społeczną i spoistość, (e) solidarność, (f) zaspokojenie potrzeb, (g) to, co aktualne, rzeczywiste. W modelu społeczeństwa propagowanym przez tę drugą notujemy zupełnie przeciwne rozłożenie akcentów. Podkreśla się tu: (a) radykalną zmienność, (b) konflikt strukturalny, (c) dominację i przymus, (d) sprzeczności społeczne, (e) emancypację, (f) deprywację, (g) to, co potencjalne, możliwe. Ze skrzyżowania obu dychotomii powstaje typologia czterech głównych „paradygmatów” teorii socjologicznej. Można ją przedstawić w postaci następującego schematu:

SOCJOLOGIA ZMIANY RADYKALNEJ

SOCJOLOGIA

SUBIEKTYWNA

Paradygmat radykalny

humanistyczny

Paradygmat radykalny

strukturalistyczny

SOCJOLOGIA

OBIEKTYWNA

Paradygmat

interpretacyjny

Paradygmat

funkcjonalistyczny

SOCJOLOGIA REGULACJI

[23/24]

Analizując pluralistyczną mozaikę współczesnych teorii socjologicznych niektórzy autorzy nie zadowalają się prostą diagnozą stanu dzisiejszego, lecz sięgają w przeszłość - ku źródłom teorii socjologicznej. Wówczas oczywiście okazuje się, że wszystkie problemy i kierunki rozwiązań proponowane przez teorie współczesne tkwią głęboko swymi korzeniami w owym „złotym wieku socjologii” - wieku XIX. Dzisiejsza teoria jawi się tylko jako zbiór wariacji wokół tematów skomponowanych już wtedy przez wielkich twórców socjologii - Comte'a, Spencera, Marksa, Webera, Simmla, Durkheima i kilku innych. Owa ciągłość i kontynuacja socjologii współczesnej w stosunku do dziewiętnastowiecznych źródeł jest wyraźnie ukazana w książce Turnera, który analizuje każdy kierunek współczesny w nawiązaniu do jego intelektualnej genezy. Sprawę tę podkreślają mocno i inni autorzy. R. Fletcher widzi współczesną teorię jako proste rozwinięcie „konspektu problemowego”, który ostatecznie uformował się już pod koniec XIX wieku. T. Bottomore i R. Nisbet powiadają wprost: „Jest całkiem oczywiste, że ten rodzaj analizy socjologicznej, jaki zawarty był w dziełach Marksa, Webera czy Durkheima, ciągle cieszy się uznaniem i wpływem, będąc daleki od zarzucenia. [...]. W dwudziestym wieku nie pojawił się jeszcze żaden nowy paradygmat, który wyraźnie wykraczałby poza to, co stworzone zostało w tak zwanym «złotym okresie socjologii»”.

Taka konstatacja prowadzi - jak zwykle w socjologii - do odmiennych, a nawet sprzecznych ocen. Niektórzy sądzą, że owo zakorzenienie w przeszłości oznacza słabość teorii współczesnej, jej niedojrzałość, zapóźnienie, brak oryginalności. „Nauka, która nie chce zapomnieć swych przodków, jest zgubiona” - wołają za A. N. Whiteheadem. Zdają się przy tym zapominać, że Whitehead miał na myśli nauki przyrodnicze gdzie kumulacja osiągnięć naukowych przebiega zgoła inaczej niż w naukach społecznych i humanistycznych. Prowadzi tam rzeczywiście do zarzucenia i zapomnienia dawnych koncepcji, zastąpionych raz na zawsze rozwiązaniami doskonalszymi. Natomiast w humanistyce jest - jak twierdził S. Ossowski - inaczej, podobnie jak w sztuce czy poezji „Zmieniają się oceny i hierarchie. Pewne dzieła stają się w pewnych okresach niezrozumiałe albo nawet idą w zapomnienie, aby się później wynurzyć w tym większej świetności. Ale o ich aktualnej wartości nie decyduje chronologia”. Wychodząc z takich przesłanek niektórzy więc głoszą, że bezpośredni związek z tradycją intelektualną jest źródłem siły [24/25] teorii współczesnej, albowiem - żeby użyć ulubionej metafory Mertona - dzisiejszy teoretyk stoi mocno „na ramionach olbrzymów”.

Bliski mi jest ten drugi pogląd. Sądzę, że odróżnienie historii socjologii od socjologii współczesnej jest w dziedzinie teorii tylko umowne. W istocie mamy do czynienia z jednym obszernym i złożonym blokiem myślowym, rozciągającym się w czasie od początków XIX wieku po dzień dzisiejszy. Taka perspektywa pozwala najlepiej dostrzec najbardziej istotne i trwałe, można by rzec „strategiczne” różnice między głównymi kierunkami czy orientacjami teorii socjologicznej. Okazuje się mianowicie - po pierwsze - że różnice te dotyczą przede wszystkim poziomu orientacji teoretyczno-metodologicznej, a więc podstawowych założeń metodologicznych, epistemologicznych i ontologicznych; one to bowiem implikują różnice na poziomie modelu pojęciowego (w zakresie stosowanych kategorii) oraz teorii empirycznej (w zakresie formułowanych hipotez i twierdzeń). Okazuje się także - po drugie - że założenia różnych teorii mają tendencję do polaryzacji - dadzą się przedstawić jako pary rozwiązań skrajnie przeciwstawnych, czy inaczej jako „dylematy socjologiczne”. Wreszcie - po trzecie - że liczba takich podstawowych dylematów jest na przestrzeni półtora wieku rozwoju socjologu bardzo ograniczona i stale ta sama.

Na podstawie tych spostrzeżeń pragnę zaproponować najprostszą typologię teorii socjologicznych, nawiązującą do ich fundamentalnych założeń. I tak - w wymiarze metodologicznym można wyróżnić teorię scjentystyczną (zakładającą m.in. naturalizm i redukcjonizm) oraz teorię humanistyczną (zakładającą m.in. antynaturalizm i antyredukcjonizm). W wymiarze epistemologicznym wyodrębnia się teoria obiektywistyczna (zakładająca m.in. kognitywizm i neutralizm aksjologiczny) oraz teoria krytyczna (zakładająca m.in. praktycyzm i zaangażowanie wartościujące). Wreszcie w wymiarze ontologicznym można mówić o teorii mechanistycznej (zakładającej m.in. pasywizm, determinizm i fatalizm) oraz teorii woluntarystycznej (zakładającej m.in. aktywizm, indeterminizm, wolną wolę).

Powyższa typologia może być jeszcze bardziej uproszczona, jeśli zauważymy, że rozstrzygnięcia metodologiczne, epistemologiczne i ontologiczne nie są całkiem niezależne, lecz mają tendencję do grupowania się w pewne szersze syndromy. Jak pisze R. Dahrendorf: „Istnieje wewnętrzne [25/26] powiązanie między określonymi Koncepcjami na temat zadań socjologii oraz stanowiskami epistemologicznymi i logicznymi, a także pewnymi zasadami moralnymi, które mają implikacje polityczne”. Na ogół więc metodologia scjentystyczna idzie w parze z epistemologią obiektywistyczną i ontologią mechanistyczną. Można zatem mówić o pewnym całościowym paradygmacie, który proponuję nazywać po prostu naturalistycznym. I odwrotnie, metodologia humanistyczna idzie na ogół w parze z epistemologią krytyczną i ontologią woluntarystyczną. Taki przeciwny całościowy paradygmat proponuję nazywać subiektywistycznym. Między biegunem naturalistycznym a subiektywistycznym rozciąga się spolaryzowana mozaika tradycyjnych i współczesnych teorii, a debata między nimi stanowi główny nurt kontrowersji teoretycznych od XIX wieku do dziś. Podsumujmy przedstawioną typologię w postaci schematu.

Paradygmat

naturalistyczny

Paradygmat

subiektywistyczny

Założenia

metodologiczne

TEORIA

SCJENTYSTYCZNA

TEORIA

HUMANISTYCZNA

Założenia

epistemologiczne

TEORIA

OBIEKTYWISTYCZNA

TEORIA

KRYTYCZNA

Założenia

ontologiczne

TEORIA

MECHANISTYCZNA

TEORIA

WOLUNTARYSTYCZNA

Schemat 3

Czy w pluralistycznym i spolaryzowanym obszarze teorii socjologicznej możliwy jest racjonalny wybór? Czy można wskazać kryteria, które pozwoliłyby jedne teorie uznać za lepsze, a inne za gorsze - jedne przyjąć, a inne odrzucić? Pierwsza narzucająca się myśl każe odwołać się do faktów, szukać empirycznego potwierdzenia poszczególnych teorii, sprawdzić „po kolei”, które z nich są po prostu prawdziwe. Pamiętajmy jednak, że mamy do czynienia z teoriami ogólnymi - zbiorami filozoficznych założeń, abstrakcyjnych pojęć i fundamentalnych praw, które nie odnoszą się bezpośrednio do ewidencji empirycznej. Bliższe są w tym sensie światopoglądu niż konkretnej hipotezy badawczej. Z jednej strony, mianowicie ze względu na swoją ogólność, obejmują fakty bardzo różnorodne, mogą więc znaleźć potwierdzenie w różnych danych. Są obrazem świata społecznego, w którym mieszczą się równie dobrze jego różnorodne przejawy. Z drugiej zaś strony - jeden i ten sam zbiór [26/27] faktów, identyczny zestaw przejawów życia społecznego może być zinterpretowany za pomocą różnych teorii i to w równie zadowalający sposób. Jak stwierdza autorytatywnie T. Kuhn: „Filozofowie nauki wielokrotnie wykazali, że określony zbiór danych może być podciągnięty pod j więcej niż jedną konstrukcję teoretyczną”. Jeśli dodatkowo przypomnimy o podstawowym kanonie przyjętej przez nas wcześniej postpozytywistycznej koncepcji nauki, zgodnie z którym każdy fakt jest już, częściowo przynajmniej, konstruktem teoretycznym - nieuchronnie musimy dojść do wniosku,, że nie tędy droga; żadne badanie empiryczne, żaden eksperyment krzyżowy itp. nie pozwoli ostatecznie rozstrzygnąć pomiędzy konkurencyjnymi teoriami ogólnymi.

Może więc skuteczniejsze okażą się kryteria logiczne: formalna koherencja teorii, jej wewnętrzna niesprzeczność, precyzja, oszczędność, elegancja formalna, zdolność do uniknięcia błędów typu tautologii itp. Nie negując tego bardzo istotnego kierunku krytyki różnych teorii (dobrze zresztą realizowanego w książce Turnera), wątpię jednak, aby dostarczał on konkluzywnych argumentów przemawiających za akceptacją jednej, a odrzuceniem innych. A to z dwóch powodów. Po pierwsze - wśród tych teorii, które uzyskują rzeczywiste znaczenie w nauce, stają się .szeroko uznanymi, konkurencyjnymi wizjami świata, nie ma już tych, które byłyby jawnie nonsensowne, wewnętrznie .sprzeczne czy formalnie rozchwiane. Przeciwnie, wszystkie, które ostają się wstępnej selekcji, są już na ogół - w ramach swoich przesłanek - logicznie spójne. Łatwo się o tym przekonać analizując każdy z pięciu kierunków omawianych w książce Turnera. Żadnego przecież nie dałoby się łatwo odrzucić na podstawie kryteriów formalnologicznych. A po drugie - nie ma teorii bez jakichś słabości, wad czy błędów logicznych. Nie sposób więc znaleźć tej wzorcowej, idealnej, którą z tego punktu widzenia można by wyróżnić i wybrać.

Skoro zatem zawodzą kryteria empiryczne i logiczne - wydaje się pozostawać wyłącznie alternatywa dogmatyzmu lub eklektyzmu; dowolnego wyboru jednej teorii lub wyboru ze wszystkich po trochę. I rzeczywiście, niektórzy dokonują wyboru na podstawie preferencji światopoglądowych, filozoficznych czy ideologicznych, a nie argumentacji krytycznej. Zwolennicy dogmatycznie uznanej teorii łatwo grupują się pod postacią „szkoły” czy „sekty”. Jak twierdzi S. Ossowski: „najbardziej podatne warunki tworzenia się szkół opornych w stosunku do tendencji integracyjnych zachodzą wówczas, gdy podstawowe dla stanowiska szkoły założenia nie są doprowadzone do takiej postaci, aby mogły być weryfikowane; i gdzie ich komunikatywność polega przede wszystkim na [27/28] funkcjach ekspresyjnych i impresyjnych, na przekazywaniu postaw, skojarzeń, nastrojów, dyrektyw”. Ponieważ, jak dowodziłem wcześnie sytuacja taka niemal z konieczności cechuje poziom teorii ogólnych - nie zaskakuje zupełnie diagnoza Ossowskiego: „Historia socjologii od Comte'a do lat przynajmniej trzydziestych bieżącego stulecia to raczej historia szkół socjologicznych”.

Przeciwna dogmatyzmowi opcja to eklektyzm; w zależności od problemu czy pytania badawczego dobiera się po prostu różne elementy z istniejących teorii (założenia, pojęcia, prawa), takie mianowicie, które wydają się użyteczne. Jest to bez wątpienia spontaniczne, potoczne podejście wielu badaczy prowadzących badania empiryczne. Niekiedy jednakże uzyskuje ono swoiste uzasadnienie w postaci dyrektywy metodologicznej. Jak pisze L. Warshay: „niejednorodność przedmiotu takiej dyscypliny, jak socjologia wymaga stosowania wielu różnych teorii”. nagłówkiem „krytycznego pluralizmu” formułuje ten sam program R. B. Hovard: „Liczne spory w naukach społecznych opierają się na fałszywym założeniu, że wyjaśnienie naukowe może być uzyskane tylko jedną metodą lub w ramach jednej orientacji teoretycznej”. Tak zwany „programowy eklektyzm” propaguje w monografii metodologicznej A. Stinchcombe: „Konstruowanie teorii zjawisk społecznych udaje najlepiej tym, którzy wypróbowują rozmaite strategie. [...] Niektóre sprawy najlepiej dadzą się wyjaśnić w jeden sposób, inne - w inny”. L. Coser wzywa w „liście do młodych socjologów”, aby do teorii socjologicznej stosowali zasadę tolerancji: „Niech rozkwitają wszystkie kwiaty”. Pisze: „Zwłaszcza w przypadku nauki tak młodej jak nasza, w której istnieje jeszcze wiele dróg, a żadna z nich nie może być aktualnie uznana za wyłącznie owocną - najważniejsza jest wielka doza tolerancji wobec konkurujących ze sobą kierunków teorii i badań”. Dla wszystkich cytowanych autorów trudność czy niemożność wyboru teoretycznego okazuje się niespodziewanie cnotą.

Czy rzeczywiście .nie ma innej rady? Czy wobec wielości i przeciwstawności teorii ogólnych można być tylko dogmatykiem lub eklektykiem? Sądzę, że jest trzecie rozwiązanie, a dylemat dogmatyzmu i eklektyzmu jest pozorny. Rozwiązanie takie, dostarczające kryteriów wyboru [28/29] teoretycznego i miar postępu teorii, rodzi się jednak dopiero w kontekście głośnej debaty na temat „kryzysu socjologii”, czy dokładniej drugiego kryzysu socjologii”. Zanim rozwiązanie to przedstawię szczegółowo, trzeba debacie na temat kryzysu poświęcić chwilę uwagi.

Krytyka teorii socjologicznej: zapóźnienie czy kryzys?

Gdyby poziom rozwoju dyscypliny nauki mierzyć nasileniem refleksji samokrytycznej - socjologia zajęłaby z pewnością jedno z czołowych miejsc. Od czasów Comte'a i Spencera aż po masochistyczne wynurzenia Sorokina czy Andreskiego - wytykanie słabości i błędów własnej nauce stanowi ulubione zajęcie socjologów. Nie pozostaje to bez wpływu na losy dyscypliny. Jak pisali kiedyś S. i M. Ossowscy: „Nauka wraz z wszelkimi innymi sferami kultury jest przecież tą szczególną sferą rzeczywistości, której dzieje zależą od tego co się o niej myśli”.

Ale myślenie - myśleniu nie równe. Podobnie też krytyka socjologii uprawiana przez samych socjologów bywa różnej wartości. Proponuję wyróżnić dwa główne nurty tej krytyki. Jeden skupia uwagę niejako na powierzchni zjawisk, analizuje aktualną praktykę badawczą i wysuwa rozmaite zarzuty pod adresem: (a) stawianych problemów, (b) stosowanych metod, (c) uzyskiwanych rezultatów, (d) ich zastosowań. Źródła słabości widzi się tu na ogół w „młodości”, „zapóźnieniu”, „niedorozwoju” dyscypliny, a terapia polegać ma na stopniowym przybliżaniu się do wzorca prawdziwych, „dorosłych” nauk - przez co przeważnie rozumie się nauki przyrodnicze. Jest to nurt niezwykle bogaty, dominujący w tradycji socjologicznej aż do czasów najnowszych. Odzwierciedla na poziomie krytyki pozytywistyczną atmosferę przenikającą myślenie socjologiczne.

Dopiero wraz z przełomem antypozytywistycznym i ugruntowaniem się postpozytywistycznej filozofii nauki pojawia się i szybko uzyskuje dominację odmienny nurt krytyki. Za przedmiot analizy przyjmuje się tu nie całą praktykę badawczą socjologii, lecz tylko ogólne teorie socjologiczne, a w ich obrębie skupia uwagę na ukrytej, głębinowej, fundamentalnej warstwie założeń ontologicznych, epistemologicznych, metodologicznych - czyli, w naszej terminologii, na poziomie orientacji teoretycznometodologicznej. Założeniom tradycyjnej teorii socjologicznej zarzuca zasadniczą wadliwość, postulując ich radykalną zmianę. Proklamując [29/30] kryzys teorii socjologicznej zwiastuje zarazem rewolucję naukową - narodziny nowej socjologii.

Nie kryjąc, że krytykę spod znaku „kryzysu socjologii” uważam za daleko bardziej doniosłą od krytyki spod znaku „zapóźnienia socjologii” - scharakteryzuję pokrótce oba nurty krytyki.

Zapóźnienie socjologii, czyli w pogoni za ideałem naukowości

Spróbujmy usystematyzować główne zarzuty krytyczne kierowane przez socjologów pod adresem socjologii wtedy, gdy skupiają uwagę na aktualnej praktyce badawczej. W prostym modelu sekwencyjnym nauka to stawianie problemów, rozwiązywanie ich szczególnymi metodami, uzyskiwanie określonych rezultatów i stosowanie ich w pewien sposób. Wszystkie cztery aspekty bywają w socjologii przedmiotem krytyki.

Wybór problemów jest nietrafny. Wielu autorów zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej pierwszej fazy postępowania naukowego. Jak pisze R. Merton: „[...] czasami trudniej jest znaleźć i sformułować problem, niż go rozwiązać”. Nic dziwnego, że formułowanie problemów socjologicznych zostaje poddane uważnej analizie. I wówczas najczęściej pojawiają się dwa zarzuty. Po pierwsze - socjologowie w ogóle nie kierują się wyraźnymi problemami w swoich badaniach, realizując tylko pewne „tematy”, „programy” czy „zadania badawcze”. Po drugie - nawet jeśli kierują się wyraźnymi problemami, to wybierają je na podstawie niewłaściwych kryteriów. Wybierają więc problemy łatwiejsze a pomijają trudniejsze; wybierają problemy, które mogą być zbadane dostępnymi (ewentualnie modnymi) technikami; wreszcie, wybierają problemy „bezpieczne” - nie związane z rzeczywistymi kwestiami politycznymi, społecznymi, ideologicznymi, nurtującymi zwykłych obywateli.

Metody stosowane przez socjologów są wadliwe i nieskuteczne. Na tej sprawie koncentrują uwagę autorzy zajmujący się metodologią badawczą [30/31] - technikami i procedurami badań socjologicznych. Padają najczęściej dwa zarzuty. Po pierwsze - techniki i. procedury badawcze są dobierane na podstawie niewłaściwych kryteriów. I tak, ich wartość nie jest relatywizowana do problemu, lecz przypisywana im w sposób absolutny - jako narzędziom do wszystkiego. Podobnie nie są wyraźnie podporządkowywane zamierzonym celom badawczym - diagnostycznym lub eksplanacyjnym, lub prognostycznym, lub praktycznym. Po drugie - techniki i procedury badawcze nie są wystarczająco rozwinięte i wystandaryzowane. Niektórzy powiadają, że wyposażenie badawcze socjologa przypomina raczej muzeum kuriozów niż magazyn pełen narzędzi. Inni zwracają uwagę na rażące dysproporcje w rozwoju technik empirycznych, służących udzielaniu odpowiedzi opisowych, w stosunku do procedur interpretacyjnych - niezbędnych dla formułowania wyjaśnień czy przewidywań.

Rezultaty badawcze uzyskiwane przez socjologią są nieadekwatne. Tutaj krytycy dostrzegają wadliwość zarówno ostatecznych składników rezultatów badawczych - pojęć i twierdzeń, jak i sposobów ich powiązania czy systematyzacji. I tak formułowane bywają trzy zarzuty. Po pierwsze - język socjologii jest notorycznie nieprecyzyjny - wieloznaczny i nieostry. Tutaj podkreśla się szczególnie bliskość języka socjologii z językiem potocznym i wynikające stąd nasycenie ocenami, wartościowaniami, preferencjami. Nawet jednak wtedy, gdy socjologowie podejmują próby konstruowania słownika odrębnego, technicznego - rezultatem jest wielka dowolność i wieloznaczność proponowanych pojęć. Jak pisał S. Ossowski: socjolog często zachowuje się tak, „[...] jak gdyby wiedza zaczynała się od niego: buduje sobie własną aparaturę pojęciową, stawia od początku dawne zagadnienia, niejednokrotnie robi odkrycia, których już przedtem inni dokonali, albo nawet które weszły już w sferę wiedzy potocznej i nadaje im pozór nowości formułując je w nowym języku. Ułatwia to panująca na naszym terenie anarchia pojęciowa i terminologiczna, która także różni socjologię od nauk przyrodniczych”. Po drugie - twierdzenia socjologii są niezadowalające i to z dwóch powodów - logicznych i empirycznych. Logicznych - ponieważ są często tautologiczne, kiedy indziej niesprawdzalne, wreszcie - nie osiągają na ogół statusu praw, zatrzymując się na poziomie [31/32] generalizacji sprawozdawczych, podsumowujących jedynie przeprowadzone obserwacje. Empirycznych - ponieważ albo nie są wystarczające sprawdzone, albo ratowane za pomocą różnych klauzul ad hoc, mimo że w toku sprawdzenia okazały się fałszywe. Po trzecie - pojęcia i twierdzenia nie są powiązane w wyraźną strukturę. Czy to, jeśli idzie o opisy, czy o teorie - stanowią one często przypadkowe katalogi nie powiązanych danych, uogólnień czy praw. Jak pisał zjadliwie C. W. Mills: „brak tu jakiejkolwiek formy z wyjątkiem tej, jaką nadali zecerzy i introligatorzy”. A co więcej, brak zadowalającej konsolidacji pomiędzy opisami i teoriami; badania empiryczne dostarczają wyników jak gdyby nie oświetlonych żadną teorią, a teorie często budowane są w totalnej abstrakcji od wyników badań empirycznych.

Stosowalność wyników uzyskiwanych przez socjologów jest bardzo ograniczona. Rezultaty badań socjologicznych - podobnie jak każdych innych badań naukowych - winne odpowiadać na pewne pytania. Na ogół wyróżnia się pytania opisowe (jak jest?), wyjaśniające (dlaczego tak jest?), predyktywne (jak będzie?) i praktyczne (co robić, aby było tak a tak?). Otóż uznając zdolność socjologii do wypełniania funkcji opiso­wej, krytycy podają w wątpliwość jej rolę eksplanacyjną, prognostyczna i praktyczną; a zarzuty są coraz mocniejsze zgodnie z taką właśnie gradacją. I tak, po pierwsze - twierdzi się, że socjologia niezdolna jest dostarczyć adekwatnych wyjaśnień zjawisk i procesów społecznych. Taka jest np. fundamentalna słabość socjologii w ocenie G. Homansa: „[...] charakterystyczne problemy nauk społecznych w porównaniu z innymi naukami to problemy wyjaśnienia [...]. Trudności nauk społecznych leżą w wyjaśnianiu raczej niż w sferze odkryć”. Po drugie - zwraca się uwagę, że socjologia albo formułuje proroctwa, albo prostej ekstrapolacje obecnych trendów, niezdolna jest natomiast dostarczyć warunkowych predykacji - tak typowych dla nauk rozwiniętych. Wreszcie - po trzecie - podkreśla się, że socjologia albo nie jest zdolna do sformułowania uzasadnionych, racjonalnych dyrektyw praktycznych, albo gdy już je sformułuje, dotyczą spraw drugorzędnych, mało społecznie istotnych lub wręcz okazują się nieskuteczne. [32/33]

Wymienione dziesięć głównych zarzutów to lista z pewnością niepełna. Wystarczy jednak, aby zilustrować charakter tego nurtu krytycznego, a równocześnie wydobyć jako wspólny mianownik pewne fundamentalne założenie przyjmowane przez wszystkich krytyków, choć z różnym stopniem samoświadomości. Założeniem tym jest określony ideał nauki oparty na wzorach nauk przyrodniczych, a dokładniej - na dość powierzchownych i często anachronicznych, a nawet wręcz błędnych, wyobrażeniach socjologów o tym, na czym polega praktyka badawcza, rezultaty i aplikacje nauk przyrodniczych.

Oczywiście są w tym nurcie krytycznym spostrzeżenia celne, ostrzeżenia godne namysłu. Przyczynił się bez wątpienia do podniesienia samoświadomości metodologicznej socjologów, nauczył sceptycyzmu i skromności wobec własnych dokonań. To wiele, ale nie wszystko. Cały kłopot bowiem w tym, że krytyka zatrzymuje się tu na powierzchni, dotyka symptomów raczej niż istoty rzeczy. Nie sięga do korzeni tych słabości, które socjologia rzeczywiście przejawia. Taką radykalną krytyką podejmuje się dopiero pod wezwaniem „kryzysu socjologii”.

Kryzys socjologii, czyli w poszukiwaniu nowego paradygmatu

Pesymiści sądzą, że socjologia jest w stanie permanentnego kryzysu, już od swoich narodzin. Abstrahując od tego, ile w tym racji, nie ulega wątpliwości, że bywają w nauce okresy, kiedy poczucie sytuacji kryzysowej - załamanie się wcześniejszych oczekiwań i nadziei - jest szczególnie silne. W socjologii współczesnej były - jak sądzę - dwa takie okresy. O „pierwszym kryzysie socjologii” pisałem wcześniej. Przypomnę, że był to kryzys socjologii wąskoempirycystycznej, dostrzeżenie bezsensowności i bezpłodności prostego zbierania faktów i zwrot ku ogólniejszym problemom filozoficznym czy teoretycznym. „Kryzys drugi” - to już kryzys teorii, a raczej pewnego jej typu określanego jako „teoria tradycyjna”, „teoria akademicka” czy „teoria głównego nurtu”.

Historycznie rzecz biorąc debatę na temat „drugiego kryzysu” rozpoczyna w 1970 r. Alvin Gouldner głośnym dziełem The Coming Crisis of Western Sociology. Po nim do najważniejszych prac krytycznych mieszczących się w tym nurcie zaliczyłbym: R. Friedrichsa, A Sociology of Sociology, S. Eisenstadta i M. Curelaru, The Form of Sociology; Paradigms and Crises, R. Boudona, La crise de la sociologie, J. Alexan-dra Theoretical Logic in Sociology. [33/34]

Z analitycznego natomiast punktu widzenia „drugi kryzys” cechuje się dwiema istotnymi właściwościami. Po pierwsze - zupełnie nowy jest przedmiot krytyki; ogniskuje się ona mianowicie na fundamentalnych założeniach teorii, jej warstwie głębinowej, czy inaczej - poziomie orientacji teoretycznometodologicznej. Jak pisze T. Kuhn: w okresie kryzysu następuje „odwoływanie się do filozofii i debata na temat fundamentaliów”. Po drugie - zupełnie inna jest moc krytyki; zarzuty mają charakter radykalny, nie wzywają do modyfikowania czy ulepszanie lecz odrzucają tradycyjne założenia en bloc, postulując całościową, rewolucyjną właśnie zmianę perspektywy teoretycznej.

Narzędziem krytyki staje się Kuhnowska kategoria paradygmatu! skonstruowana dla interpretacji historii przyrodoznawstwa, ale znajdująca się niespodziewanie w centrum debaty w naukach społecznych. Przypomnijmy: w szerokim sensie paradygmat to w ujęciu Kuhna „powszechnie uznane osiągnięcia naukowe, które przez pewien czas dostarczają modelowych problemów i rozwiązań dla społeczności uczonych”. Obejmują one: „prawa, teorie, zastosowania i instrumentarium badawcze - które wszystkie razem stanowią wzory, z których wytwarzają się szczególne, spójne tradycje w badaniach naukowych”. Nauka uprawiana w obrębie paradygmatu to „nauka normalna”. Stan, w którym panujący paradygmat okazuje się niezdolny do rozwiązania „zagadek” uporczywie pojawiających się przed uczonymi - to właśnie kryzys. A jego następstwem jest „rewolucja naukowa” - całościowa zmiana paradygmatu i kolejna faza „nauki normalnej”.

Aplikacja takiej wizji rozwoju nauki do obszaru socjologii prowadzi do jej dość znacznego przetworzenia, a czasem strywializowania. Korzystając z sugestii Kuhna krytycy formułują dwie diagnozy stanu socjologii i w tym kontekście dwie istotnie odmienne koncepcje kryzysu, nawiasem mówiąc, przeważnie nie rozróżniane explicite. Koncepcja pierwsza zdaje się nawiązywać do obserwacji, jaką Kuhn zawarł w przedmowie do II wydania swojej książki: „uderzyła mnie liczba i zakres wyraźnej niezgody między badaczami społecznymi na temat istoty właściwych problemów i metod naukowych. [...] Praktyka astronomii, fizyki, [34/35] chemii czy biologii normalnie nie wywołuje jakoś kontrowersji na temat spraw podstawowych, takich, które wydają się powszechne pomiędzy - powiedzmy - psychologami czy socjologami”. To, co określałem wcześniej jako pluralizm i polaryzację w obszarze podstawowych założeń, oznaczać ma właśnie ową osobliwość nauk społecznych świadczącą, że nie osiągnęły one jeszcze stadium ujednoliconego, powszechnie akceptowanego paradygmatu. Kryzys socjologii w tym pierwszym sensie bierze się zatem stąd, iż socjologia znajduje się w stadium przedparadygmatycznym.

Jeśli kryzys socjologii rozumieć w ten sposób, to rację ma chyba Merton, gdy powiada, że socjologia znajduje się w stanie kryzysu chronicznego: „można dowodzić, bez popadnięcia w paradoks i całkiem przekonywająco, że socjologia znajdowała się w warunkach kryzysu przez całą swoją historię”. Diagnozę podobną daje R. Boudon: „socjologia bardziej permanentnie charakteryzuje się stanem utajonego kryzysu”. A obserwacje tego typu podbudowuje uzasadnieniem filozoficznym J. Alexander, dowodząc, że w tym sensie stan kryzysu jest nie tylko de facto stanem w socjologii normalnym, ale co więcej - zasadniczo nieuchronnym: „Warunki, które Kuhn wiąże z anormalnym kryzysem w naukach przyrodniczych, są zatem stałym czynnikiem w naukach społecznych. [...] A warunki te występują, jak twierdzę, nie z powodu naukowej niedojrzałości socjologii, ale ze względu na samą istotę działalności socjologicznej”. Symptomem kryzysu rozumianego w ten sposób w obszarze świadomości uczonych jest poczucie chaosu teoretycznego, wyrażane przez różnych przedstawicieli dyscypliny. R. Merton postrzega „dżunglę kontrowersji socjologicznych”, A. Giddens - „wieżę Babel głosów teoretycznych, które starają się obecnie przyciągnąć uwagę”, a C. Larson „niepewność i zniechęcenie wynikające z braku wyraźnych drogowskazów dla badań”. Aż prosi się, by użyć tu Durkheimowskiego terminu „anomia”.

Bardziej interesująca jednak, choćby dlatego, że opisuje sytuację nie powszechną, lecz szczególną - wydaje się druga koncepcja kryzysu. Nawiązuje ona do centralnej idei Kuhna dotyczącej wyczerpywania się możliwości poznawczych uznanego paradygmatu; jego kapitulacji wobec [35/36] uporczywych, pojawiających się w badaniach zagadek. Dwie typowe sytuacje, kiedy tak się dzieje, wyróżnia trafnie N. Birnbaum: „Kryzys doktrynalny lub teoretyczny w systemie myślowym następuje wtedy, gdy spełnione zostają dwa zbiory ogólnych warunków: (a) możliwości wewnętrznego rozwoju systemu ulegają wyczerpaniu, kategorie systemu stają się niezdolne do przekształcenia, dyskusje generowane przez system nabierają charakteru scholastycznego w ujemnym sensie terminu oraz (b) rzeczywistość, której dotyczył system w jego postaci pierwotnej, zmienia się do tego stopnia, że kategorie systemu nie stosują się już do nowych okoliczności”. Poczucie zawodu dotychczasowymi wynikami i świadomość wyczerpania tradycyjnych podejść - towarzysz socjologom dość powszechnie. Typowy nastrój tak ujmuje R. Collins: „Robimy w tym na wielką skalę już wcale długo, a większość rezultatów przynosi rozczarowanie”. A w lapidarnej metaforze tak wyraża podobną myśl J. Alexander: „Gdyby socjologia mogła mówić - powiedziałaby: «jestem zmęczona»”.

Tak rozumiany kryzys prowadzi do zmiany uznanego paradygmatu - do rewolucji naukowej. Można więc powiedzieć, że w tym sensie kryzys socjologii oznacza nie tyle stadium przedparadygmatyczne, ile raczej stadium przedrewolucyjne - okres rodzenia się nowego paradygmatu. Najważniejszym bodajże symptomem okresu przedrewolucyjnego - poza ogólnym nastrojem malaise - jest pojawienie się i rozpowszechnienie w zbiorowości uczonych „zdefiniowanej ignorancji”. Takim terminem R. Merton określa „wyraźną świadomość tego, co jeszcze jest znane, ale co musi być poznane, aby położyć podwaliny pod nową wzbogaconą wiedzę”. Inaczej mówiąc - katalog zagadek, pytań, problemów, dla których wyjaśnienia dotychczasowy paradygmat już nie wystarcza, które rozsadzają jego ramy.

Jest kilka takich zagadek w dzisiejszej socjologii, problemów leżących na granicach aktualnego poznania społecznego, a równocześnie coraz powszechniej postrzeganych jako kluczowe dla socjologii przyszłości. Mój prywatny katalog zawiera pięć takich problemów. Zobaczmy je po kolei.

Po pierwsze - problem refleksyjności, a więc zwrotnego wpływu teorii społecznej na rzeczywistość społeczną; na działania ludzkie, kształt utrwalonych struktur społecznych, przebieg zmiany i rozwoju społeczeństw. Jest oczywiste, że wiedza społeczna - wiedza ludzi o ludziach - jest formą samowiedzy, która stając się składnikiem świadomości zbiorowej [36/37] może istotnie modyfikować zachowania jednostkowe i masowe, a poprzez to - całe życie społeczne, jako owa „siła realna, która pociąga za sobą masy”. Fakt ten dostrzegano od dość dawna jako jedną z osobliwości nauk społecznych i dyskutowano pod hasłem „prognoz samospełniających się i samodestrukcyjnych” czy „wpływu teorii na praktykę”. W kontekście dyskusji związanych z kryzysem socjologii jedno z nowszych sformułowań znajdujemy u Friedrichsa: „Sprawą o strategicznej wadze dla nauk społecznych i behawioralnych jest- fakt, że samo odkrycie porządku w dziedzinie społecznej [w sensie regularności społecznych czy psychologicznych - przyp. P. S.] musi nieuchronnie, na mocy samej logiki poznania społecznego czy behawioralnego, oddziałać w pewnym stopniu jako nowy i unikalny składnik strumienia zdarzeń empirycznych [...]. Wiedza społeczna staje się nowym i unikalnym czynnikiem wchodzącym do sieci społecznej, w której uwikłany jest zarówno badacz, jak i badani, przekształcając ją w pewnej mierze w stosunku do tej, jaka istniałaby, gdyby porządek nie został ujawniony”. Podobne określenie problemu daje A. Giddens: „każda generalizacja czy forma badań dotyczących istniejącego społeczeństwa stanowi potencjalną interwencję w obrębie tego społeczeństwa, co prowadzić musi do ujęcia zadań i celów socjologii jako teorii krytycznej”. Kwestią otwartą pozostaje jednak rzeczywisty mechanizm tego wpływu; określenie łańcucha przyczynowego łączącego sformułowanie teorii społecznej ze zmianą przedmiotu, o którym teoria orzeka. A także daleki od rozwiązania jest problem epistemologiczny i metodologiczny - jak uwzględnić tę specyfikę wewnętrznej relacji teorii i przedmiotu w samej strukturze teorii, która wszak musi być inna niż w przypadku teorii odzwierciedlających po prostu z zewnątrz obiektywny i niezależny względem nich przedmiot (teorii przyrodniczych).

Po drugie - problem historyzmu, a więc istotnego uzależnienia aktualnego stanu zjawisk i procesów społecznych od ich stanów przeszłych, a także traktowania stanu aktualnego jako potencjalnego zalążka tendencji przyszłych. To, że przeszłość społeczeństwa wpływa jakoś na ich teraźniejszość, a teraźniejszość stanowi potencjalny zalążek przyszłości - wiadomo od dawna. Jaki jest jednak rzeczywisty mechanizm przyczynowy społecznego uczenia (nie będącego wszak prostą sumą lekcji indywidualnych, pobieranych przez poszczególnych członków społeczeństwa), w jaki sposób dokonuje się dziedziczenie kulturowe, przekaz tradycji, a także - w jaki sposób można nietrywialnie uwzględnić czynnik czasu, jako istotną zmienną w samej strukturze teorii socjologicznej = oto problemy, które pozostają otwarte. Jak twierdzi A. Giddens: „większość rodzajów teorii socjologicznej zawiodła nie traktując wystarczająco poważnie [...] kwestii rozciągłości czasowej działania społecznego”.

Po trzecie - problem morfogenezy albo inaczej - strukturalizacji, czyli wyłaniania się utrwalonych, zobiektywizowanych form instytucjonalnych czy organizacyjnych z płynnego procesu działań społecznych i interakcji. Od czasów E. Durkheima teoria socjologiczna skupiała uwagę na odwrotnej stronie relacji „działanie a struktura”, a mianowicie na problemie wpływu zewnętrznych, obiektywnych, utrwalonych „faktów społecznych”, struktur, instytucji - na ludzkie zachowanie. Istniejące struktury traktowano jako dane, zastane i nieproblematyczne, badając tylko, jak przymuszają one, determinują czy ograniczają postępowa jednostek. Ogromna literatura dotycząca tej kwestii mieści się w dwóch rubrykach: teoria socjalizacji i teoria kontroli społecznej. Mało kto rozważał natomiast, w jaki sposób, za pośrednictwem jakich procesów, poprzez jakie mechanizmy przyczynowe powstają same struktury. A przecież wydaje się oczywiste, że tworzą je ludzie, że stanowią one porządek konstruowany - świadomie lub nieświadomie budowany, umacniany, reprodukowany i modyfikowany w codziennych działaniach i interakcjach członków społeczeństwa. Jak pisali P. Berger i T. Luckmann „Obiektywność instytucjonalnego świata, bez względu na to, jak przemożną może ona jawić się jednostce, jest obiektywnością ludzkiego pochodzenia, obiektywnością wytworzoną [...]. Społeczeństwo jest wytworem ludzkim”.

Po czwarte - problem konwencjonalności, czyli inaczej charakteru prawidłowości społecznych, wyrażony pytaniem: prawa czy reguły? Chodzi mianowicie o to, czy regularności obserwowane w świecie społecznym są konieczne, obiektywne, słowem takie jak regularności obserwowane w przyrodzie, czy też są one przejawem, pochodną reguł, norm, wzorów - konwencjonalnie ustanawianych przez ludzi w toku podejmowanych działań i będących swoistym zapisem ich historycznie narastającego [38/39] doświadczenia społecznego. Coraz częściej zwraca się uwagę, że istotna część tego, co nazywamy porządkiem społecznym, jest wynikiem nie żelaznych i ponadludzkich praw społecznych, lecz raczej ustanawianych przez ludzi reguł gry - prawnych, moralnych, obyczajowych, zwyczajowych itp. Coraz częściej też członków społeczeństwa przyrównuje się raczej do graczy na boisku piłkarskim niż do molekuł w przestrzeni fizycznej. Taki punkt widzenia pozwala w nowy sposób postawić starą kwestię zmienności praw społecznych. Pogląd tradycyjny mianowicie, formułowany pod wpływem przyrodoznawstwa uznawał zasadniczą niezmienność praw, dopuszczając jedynie zmienność warunków, w których prawa się realizują (lub ulegają uchyleniu). Człowiekowi pozostawała wówczas alternatywa: albo przystosować się do owych konieczności, albo modyfikować warunki, tak aby działanie praw zawiesić, ewentualnie uruchomić. Pogląd nowy przyjmuje zmienność samych praw, które będąc wszak pochodną reguł, norm, wzorów ustanowionych przez ludzi, mogą być przez ludzi zmienione. W tym ujęciu człowiek może zmienić samą zależność orzekaną między pewnymi czynnikami czy zmiennymi w prawie społecznym. „[...] chociaż zobiektywizowany - pisali Berger i Luckmann - świat społeczny jest dziełem ludzi i w związku z tym może być przez nich zmieniony”.

Po piąte wreszcie - problem podmiotowości, a więc zakresu wolności jednostki wobec determinacji społecznych czy historycznych. Jak to się dzieje, że człowiek zachowuje zawsze pewien stopień niezależności, „wolności od” społecznych czy historycznych uwarunkowań, a zarazem posiada zawsze pewien stopień wpływu („wolności do”) na przebieg procesów społecznych czy historycznych? Jaki jest mechanizm powstawania tej autonomii, tworzenia siebie samego przez człowieka, konstruowania i samodeterminowania własnych czynów - a nie tylko biernego reagowania na zewnętrzne naciski? Jak wyjaśnić tę największą bodajże zagadkę ludzkiego bytu - to mianowicie, że człowiek jest zarazem istotą społeczną i twórczą, homo socius i homo creator, wytworem i twórcą swojego społeczeństwa?

Wymienione pięć problemów, powtórzmy: problem refleksyjności, problem historyzmu, problem morfogenezy, problem konwencjonalności i problem podmiotowości - to, jak podkreślałem, mój katalog prywatny „zdefiniowanej ignorancji”. Zapewne można by go poszerzyć, można [39/40] by inaczej uporządkować czy inaczej określić poszczególne problemy. Jedno wszak nie ulega wątpliwości: problemy takie i podobne nie znajdują zadowalającego rozwiązania w dotychczasowej teorii socjologicznej, w ramach tradycyjnego paradygmatu. A świadomość tego faktu, owa „zdefiniowana ignorancja” już nie prywatna, lecz powszechna staje coraz wyraźniejsza w środowisku socjologicznym.

Wiedza o tym, czego nie wiemy, może być źródłem desperacji, ale może też stanowić punkt wyjścia szukania wiedzy pełniejszej - nowego paradygmatu. Między tymi dwoma biegunami sytuują się różne reakcje na kryzys teoretyczny, jakie dostrzec można w socjologii współczesnej. Proponuję wyróżnić cztery reakcje typowe.

Pierwsza to nihilizm, totalna negacja tradycyjnej teorii socjologicznej, a w skrajnej postaci - totalna negacja socjologii jako nauki. Pod hasłem antyscjentyzmu, powołując się na zupełnie dowolnie wybrane i jeszcze dowolniej spreparowane wyrywki myśli Marksa czy marksistów - niektórzy „socjologowie radykalni” głoszą, że nauka o społeczeństwie jest w ogóle niemożliwa. A to dlatego, że każda socjologia jest w istocie ideologią, świadomością fałszywą - zakamuflowanym wyrazem partykularnych interesów, kompletną mistyfikacją, refleksją postulatywną, wartościującą, utopijną skupioną na tym, jak być powinno, a nie na tym, jak jest. J. Freiberg pisze np.: „nauki społeczne nie są żadnymi naukami; określenie ich tym mianem - celowo mylące - jest wyrazem tego samego procesu ideologicznego, który stanowi w rzeczywistości cały ich sens i esencję”.

Druga reakcja to dogmatyzm, bezkrytyczna a czasem i bezrefleksyjna akceptacja jednej teorii czy jednej tradycji teoretycznej, przy apriorycznym, opartym na „przylepianiu etykietek” odrzuceniu wszystkich innych. Jak wskazywałem wyżej, prowadzi to do krystalizowania się izolowanych wzajemnie szkół, upodabniających się niekiedy do religijnych sekt. Dobre przykłady zawarte w książce Turnera to tzw. etnometodologia czy niektóre wersje symbolicznego interakcjonizmu odmawiające sensu jakimkolwiek innym teoriom.

Reakcja trzecia to znany nam już dobrze „programowy eklektyzm”, a więc oportunistyczne sięganie do różnorodnych i wzajemnie niespójnych teorii, w zależności od konkretnych potrzeb badawczych. W fazie kryzysu praktyka taka, częsta w socjologii i wcześniej, staje się szczególnie rozpowszechniona. Znajduje też nowe racjonalizacje i uzasadnienia. R. Merton hasło „zdyscyplinowanego eklektyzmu” przeciwstawia [40/41] współzawodnictwem i starciami doktryn, wydaje się czymś lepszym od proponowanej niekiedy terapii, mianowicie uznania pojedynczej perspektywy teoretycznej, która obiecywałaby pełny i wyłączny dostęp do prawdy socjologicznej”. Wielość konkurujących paradygmatów pełni - jego zdaniem - istotne, pozytywne funkcje: (a) kieruje uwagę badaczy ku różnorodnym problemom, (b) uwrażliwia ich uwagę na różnorodne zjawiska, czynniki, zmienne, których badanie może przyczynić się do rozwikłania tych problemów. Eklektyzm pojawia się też w obrazie socjologii przyszłości kreślonym przez W. Goode'a: „Wierzę, że najlepsza socjologia w następnym pięćdziesięcioleciu będzie składać się z licznych fragmencików różnych teorii, z których każdy dotyczyć będzie [...] jakichś ograniczonych obszarów zachowania społecznego”.

Obok tych trzech reakcji na kryzys, które - nie taję - wydają mi się albo obskuranckie (nihilizm), albo bezpłodne (dogmatyzm i eklektyzm), jest jeszcze reakcja czwarta, za którą chciałbym się mocno opowiedzieć. Nazwę ją twórczą rekonstrukcją, a polega ona na poszukiwaniu nowego paradygmatu nie poprzez zerwanie z tradycją teorii socjologicznej, lecz przeciwnie - przez syntezę najcenniejszych elementów tej tradycji i przezwyciężenie jej słabości, słowem - kontynuację i negację zarazem. Nowy paradygmat uzyskany w ten sposób miałby oznaczać wyjście z kryzysu, rozumianego na oba wyróżnione wcześniej sposoby. Kryzys rozumiany jako polaryzacja stanowisk przezwyciężałby poprzez odrzucenie biegunowych, skrajnych rozwiązań i zastąpienie każdego z nich nową formułą syntetyczną. Kryzys rozumiany jako nagromadzenie nierozwiązywalnych zagadek przezwyciężałby przez stworzenie nowych ram pojęciowych otwierających możliwość i wskazujących kierunek ich rozwiązania.

W takiej perspektywie przyszłość teorii socjologicznej postrzega się nie jako jej destrukcję (nihilizm), nie jako wyłączność jednej teorii spośród tych istniejących (dogmatyzm), nie jako dowolną mieszankę wszystkich istniejących teorii (eklektyzm), lecz jako jednolitą teorię syntetyczną zbudowaną „na nowym poziomie” - w ramach nowych założeń, zawierającą nowy model i nowe twierdzenia ogólne (prawa). „Socjologia nigdy zapewne nie stanie się obszarem kompletnej zgody, ale mimo to musi dążyć do zbudowania ogólnej i syntetycznej teorii” - pisze w tym duchu J. Alexander.

Można wyróżnić cztery, w istocie dość podobne, strategie proponowane w filozofii nauk społecznych dla realizacji takiego celu. Pierwsza [41/42] to strategia „via media”, czyli drogi pośredniej. Już ponad dwadzieścia lat temu sformułował ją J. Agassi jako „intuicyjnie akceptowany program” badaczy w dziedzinie społecznej: „Wielu myślicieli wydaje się odczuwać potrzebę via media pomiędzy dwoma skrajnymi poglądami tradycyjnymi, a nawet potrzebę spójnej syntezy racjonalnych elementów z nich obu”. Druga to strategia „otwarcia analitycznego” sformułowana przez S. Eisenstadta. Zaleca ona wychodzenie poza granice szkół czy kierunków ku problemom i rozwiązaniom proponowanym przez szkoły czy kierunki konkurencyjne Mocno sprzeciwia się przedwczesnemu zamknięciu teorii w obrębie własnych, partykularnych założeń czy rozstrzygnięć. Przykłady takiej pożądanej konwergencji różnych teorii to włączenie do teorii funkcjonalnej problematyki napięć i konfliktów (Merton i kategoria dysfunkcji), poszerzenie tradycyjnej analizy funkcjonalnej o aspekt zmiany społecznej i rozwoju historycznego (Parsons i neoewolucjonizm), uwzględnienie roli symboli i znaczeń w teorii wymiany, włączenie kontekstu strukturalnego i instytucjonalnego do analizy wymiany, traktowanej wcześniej tak, jakby odbywała się w próżni (P. Blau), włączenie do perspektywy symbolicznego interakcjonizmu problematyki władzy i wiele innych. Propozycja trzecia, która stanowi ideę przewodnią najnowszego, czterotomowego dzieła J. Alexandra, to strategia teorii „wielowymiarowej” polegająca na łączeniu różnorodnych aspektów czy stron badanego zjawiska w całościowym obrazie. Podstawy tej strategii stworzył już K. Mannheim, na którego zresztą Alexander się powołuje. Według Mannheima teoria jest ,,jednowymiarowa”, jeśli różne sfery życia społecznego są traktowane jako zupełnie osobne i oddzielone od drugich. „Myślenie jednowymiarowe przekształca się w wielowymiarowe w chwili, gdy [...] dziedziny takie, jak polityka, ekonomia itp. traktowane przedtem jako odrębne zamknięte koła zaczyna się widzieć w całokształcie ich wzajemnych związków - jako wielowymiarową strukturę”.

Ostatnia wreszcie, czwarta propozycja, która wydaje mi się najbardziej płodna, to strategia dialektycznej syntezy. Jest ona wzorowana [42/43] na podejściu, które stosował K. Marks podejmując krytykę ekonomii politycznej, a także niektórych teorii filozoficznych i społecznych swoich czasów. Główne założenie tej strategii tak eksplikuje G. Lukacs: „Istotą metody dialektycznej jest to, że pojęcia fałszywe w swojej abstrakcyjnej jednostronności zostają później przezwyciężone”. Przezwyciężenie w tym szczególnym, dialektycznym sensie nie oznacza jednak po prostu odrzucenia, odcięcia się od przeszłości, lecz raczej jej twórcze wykorzystanie. Jak pisze L. Kołakowski: „Negacja dialektycznie pojęta nie jest więc zwyczajnie unicestwieniem dawnego układu, ale takim unicestwieniem, które przechowuje wartość tego, co unicestwione, i przenosi na wyższy poziom”.

Wykorzystanie takiej koncepcji dialektyki do krytycznej analizy dorobku tradycyjnej teorii socjologicznej uważam za najbardziej obiecujący kierunek wysiłków teoretycznych. Otwiera on rzeczywistą szansę przezwyciężenia kryzysu, zbudowania nowego paradygmatu teorii socjologicznej, wolnego od skrajnej polaryzacji szkół i zdolnego lepiej wyjaśniać nierozwiązywalne dotąd zagadki socjologii. Warto temu kierunkowi rozwoju teorii przyjrzeć się nieco dokładniej.

Perspektywa integracji teoretycznej: systematyzacja czy synteza?

Od pewnego czasu narasta w socjologii przekonanie, że bogactwo faktów, generalizacji, praw, modeli, teorii zgromadzonych w ciągu półtora wieku będzie dopóty mało użyteczne, dopóki nie zostanie zintegrowane, powiązane ze sobą w ramach jednolitego bloku myślowego. Wewnętrzna organizacja wiedzy coraz częściej uważana jest za podstawowe kryterium rozwoju. Mocno podkreślają to filozofowie nauki. M. Bunge np. pisze: „Lata dziecięce każdej nauki charakteryzuje koncentracja na poszukiwaniu pojedynczych danych, klasyfikacji, zmiennych wartych uwzględnienia oraz izolowanych hipotez, określających relacje między tymi zmiennymi. [...] Tym, co charakteryzuje natomiast współczesną naukę, jest nacisk na organizację wiedzy”. A wśród samych socjologów na czoło wysuwa tę sprawę np. G. Homans: „Nauka, której przedstawiciele dobrze ją uprawiają, osiąga wielką ekonomię myślenia. Już nie staje w obliczu pojedynczych wyników, jeden po drugim. Uzyskuje organizację, strukturę”. [43/44]

Uznając taki ideał wiedzy naukowej i formułując postulat integracji nie dostrzega się jednak na ogół, że chodzić tu może o dwie zupełnie różne rzeczy. Po pierwsze - o systematyzację wiedzy, czyli jej integrację formalną, można rzec - syntaktyczną. Gdy chodzi o systematyzację twierdzeń w obrębie jednej teorii, rozważa się najczęściej możliwość ich powiązania dedukcyjnego - szansę aksjomatyzacji. Gdy chodzi o powiązanie ze sobą różnych teorii, rozważa się najczęściej możliwość logicznej redukcji jednej z nich do drugiej - definicyjnej redukcji pojęć lub eksplanacyjnej redukcji twierdzeń. Wreszcie, gdy chodzi o powiązanie ze sobą różnych dyscyplin nauki, bada się szansę ich logicznej, interdyscyplinarnej unifikacji. Wszystkie te wysiłki mają pełne metodologiczne uzasadnienie. Ich sensowność nie jest na ogół przeć miotem sporów, choć oczywiście socjologowie różnią się w ocenach szat ewentualnego sukcesu.

Rzeczywiście problematyczna i sporna jest natomiast kwestia integracji w drugim znaczeniu, rozumianej mianowicie jako synteza wiedzy, czyli jej integracja treściowa, można powiedzieć - semantyczna. Ten problem właśnie pojawia się w kontekście sporów o kryzys socjologii, wtedy gdy jako wyjście z kryzysu postuluje się twórczą rekonstrukcję dotychczasowego paradygmatu. Chodzi wówczas o takie przetworzenie treści tradycyjnych teorii, aby z jednej strony znieść ich polaryzację i uzyskać pewien przynajmniej stopień ujednolicenia, a z drugiej umożliwić rozwiązanie dotychczas nierozwiązywalnych zagadek. Czy jest to w ogóle możliwe? A jeśli tak, to w jaki sposób należy to robić? W tych kwestiach daleko bardzo od zgody. W zakończeniu tego wstępie pragnę naszkicować kierunek rozwiązania, jaki wydaje się najbardziej uzasadniony, kiedy patrzy się z perspektywy marksistowskiej, a dokładniej - z perspektywy niedogmatycznej, otwartej interpretacji marksizmu.

Strategia syntezy dialektycznej

Zastanówmy się bardziej konkretnie, co oznaczać może scharakteryzowana wcześniej strategia dialektyczna, kiedy zastosowana zostaje do ogólnych teorii społeczeństwa. Otóż proponowana tam kontynuacja i negacja może dotyczyć każdego aspektu czy poziomu teorii ogólnej z osobna. Przypomnijmy: ogólną teorię społeczeństwa traktuję jako strukturę trójpoziomową. Najogólniejsze założenia filozoficzne (ontologia + epistemologia + metodologia) składają się na poziom orientacji teoretyczno-metodologicznej. [44/45] Abstrakcyjne pojęcia opisujące podstawowy mechanizm funkcjonowania i zmiany - na poziom modelu pojęciowego. Ogólne twierdzenia o zależnościach (prawa czy hipotezy) - na poziom teorii empirycznej. Na każdym z tych poziomów strategia dialektyczna zrealizuje się zapewne nieco inaczej.

I tak, na poziomie orientacji teoretyczno-metodologicznej strategia ta oznacza moim zdaniem przezwyciężenie. skrajnych, wzajemnie przeciwstawnych założeń typowych dla całej socjologii tradycyjnej - owych „dylematów socjologicznych”; ukazanie, że w istocie nie są one „dylematami”, gdyż istnieje trzecie rozwiązanie doskonalsze od obu biegunowych stanowisk. Wymieńmy najważniejsze dylematy charakterystyczne dla socjologii tradycyjnej. W kwestiach ontologicznych, dotyczących istoty bytu społecznego: (a) spór indywidualizmu i kolektywizmu (holizmu) na temat charakteru całości społecznych (grup, zbiorowości, cywilizacji itp.): (b) spór autonomizmu i pasywizmu na temat charakteru człowieka, jego podstawowych rysów i tendencji „gatunkowych”; (c) spór indeterminizmu i determinizmu na temat uwarunkowania działań ludzkich przez kontekst przyrodniczy, społeczny, historyczny; (d) spór woluntaryzmu i fatalizmu na temat potencjalnej roli człowieka (mas) w kształtowaniu życia społecznego i biegu historii; (e) spór ewentyzmu i procesualizmu (dewelopmentalizmu) na temat sensu, „logiki”, regularności występujących w dziejach ludzkości. W kwestiach epistemologicznych, dotyczących istoty poznania społecznego: (a) spór kognitywizmu i aktywizmu na temat celów poznania; (b) spór neutralizmu i aksjologizmu (zaangażowania) na temat udziału sądów wartościujących w poznaniu. W kwestiach metodologicznych, dotyczących procedur badawczych: (a) spór naturalizmu i antynaturalizmu na temat stosowalności wzorców metodologicznych przyrodoznawstwa w naukach społecznych; (b) spór redukcjonizmu i antyredukcjonizmu na temat możliwości sprowadzenia rezultatów nauk społecznych do pojęć i praw nauk uważanych za bardziej podstawowe (psychologicznych, biologicznych, fizycznych).

Otóż każdy z tych dylematów z osobna może zostać dialektycznie przezwyciężony. Procedura polega tu na ukazaniu, że w istocie pod pozorem zasadniczych rozbieżności skrajne stanowiska przyjmują pewne wspólne założenia wyższego rzędu (metazałożenia). W kontekście sporu uznawane za oczywiste i nie podlegające dyskusji, mogą być zakwestionowane. Zanegowanie tych wspólnych metazałożeń prowadzi do przesunięcia sporu na inną płaszczyznę. Wyprowadzając wszystkie implikacje takiej operacji formułujemy nowe rozwiązanie, nie tożsame z żadnym z tradycyjnych, a zarazem nie będące po prostu „złotym środkiem" czy mechanicznym, eklektycznym kompromisem - zbudowane bowiem na innym poziomie.

Zilustrujmy tę procedurę jednym przykładem: pierwszego z brzegu [45/46] dylematu indywidualizmu i kolektywizmu (holizmu). W ujęciach tradycyjnych, zarówno kolektywistycznym jak indywidualistycznym, problem statusu całości społecznych w stosunku do jednostek składających się na owe całości jest na ogół rozważany w kategoriach substancjalnych: chodzi mianowicie o to, czy całości społeczne stanowią odrębną dziedzinę bytów, czy zbudowane są ze szczególnego tworzywa, czy stanowią swoistą substancję, ową Durkheimowską „rzeczywistość sui generis”. Można jednak rozważać problem inaczej - mianowicie w kategoriach strukturalnych; chodzić będzie wówczas o to, czy całości społeczne stanowią swoiste struktury, nowe typy organizacji elementów, swoiste sieci stosunków społecznych. Uzupełnienie perspektywy substancjalnej - strukturalną pozwala rozbić tradycyjny spór na dwie, analitycznie odrębne dychotomie. Stanowisko, które oznaczę jako „kolektywizm1” głosi, iż istnieje szczególna substancja społeczna, której przysługuje odrębny byt ontologiczny. Stanowisko przeciwne - „indywidualizm1” przyznaje takie istnienie tylko jednostkom ludzkim (ich działaniom, wytworom takich działań). Stanowisko, które oznaczę jako „kolektywizm2”,

Schemat 4

ASPEKT

STRUKTURALNY

Indywidualizm2

Kolektywizm2

Atomizm

społeczny

Strukturalizm

socjologiczny

Indywidualizm1

ASPEKT

SUBSTANCJALNY

Holizm

„metafizyczny”

Holizm

(reifikacja)

Kolektywizm1

sformułowane w ramach nowej perspektywy strukturalnej głosi, że całości społeczne charakteryzują się swoistą strukturą, stanowią poziom organizacji odmienny od poziomu jednostkowego i stąd cechują się swoistymi właściwościami i prawidłowościami. Stanowisko przeciwne - [46/47] „indywidualizm2”, głosi, że całości społeczne są prostymi zbiorami jednostek ludzkich.

Ponieważ aspekt substancjalny i aspekt strukturalny są wzajemnie niezależne, można bez ryzyka logicznej sprzeczności skrzyżować obie dychotomie. Otrzymamy wówczas cztery logicznie możliwe stanowiska w kwestii ontologicznego statusu całości społecznych.

Stanowisko określone tu jako „strukturalizm socjologiczny” utworzone jako kombinacja „indywidualizmu2” i „kolektywizmu2” przynosi dialektyczne rozwiązanie sporu indywidualizmu i kolektywizmu tradycyjnego. Głosi ono, że jedynymi realnie istniejącymi składnikami społeczeństwa są ludzie (ich działania, wytwory takich działań). Równocześnie jednak wielość jednostek ludzkich powiązana jest ze sobą wyraźnie określoną siecią powiązań, które nadają strukturze całości społecznej swoiste właściwości i swoiste prawidłowości. Nie ma w społeczeństwie nic poza ludźmi. A równocześnie społeczeństwo to coś więcej niż ludzie. Albo mówiąc to samo inaczej - socjologia jest z pewnością nauką o ludziach, a jednak nie jest pisana w kategoriach indywidualnych jednostek.

Jak łatwo dostrzec, stanowisko „strukturalizmu socjologicznego” stanowi zarazem kontynuację i negację obu stanowisk tradycyjnych. Z tradycyjnego kolektywizmu przejmuje tezą, że całości społeczne to „coś więcej” niż suma jednostek. Równocześnie jednak unika popełnianego tam błędu reifikacji. Z tradycyjnego indywidualizmu przejmuje tezę, że ostatecznymi składnikami społeczeństwa są jednostki ludzkie. Równocześnie jednak unika traktowania jednostek jako oderwanych od siebie, rozproszonych atomów.

Stanowisko to pozwala precyzyjniej zinterpretować wszystkie problemy cząstkowe formułowane w sporze kolektywizmu i indywidualizmu tradycyjnego. I tak: (a) odrębność jednej całości społecznej w stosunku do drugiej pozwala sprowadzić do unikalnej organizacji elementów w obrębie każdej z nich; (b) spoistość wewnętrzną każdej całości społecznej pozwala zinterpretować jako większą intensywność czy „zagęszczenie” relacji strukturalnych między elementami w obrębie całości niż pomiędzy elementami całości a elementami zewnętrznymi: (c) autonomiczność całości społecznej w stosunku do elementów pozwala rozumieć jako występowanie cech, których nie da się orzec o elementach, ale tylko o strukturze, organizacji czy konfiguracji tych elementów; (d) ciągłość całości społecznej w czasie, mimo zmienności elementów, pozwala pojąć jako utrzymywanie się inwariantnej struktury, organizacji czy konfiguracji elementów; (e) przyczynowy wpływ jednej całości społecznej na drugą pozwala zrozumieć jako wzajemne oddziaływanie jednostek „poprzez granice” odpowiednich struktur lub też jako „krzyżującą się”, równoczesną przynależność tych samych jednostek do kilku różnych [47/48] struktur: (f) przyczynowy wpływ całości społecznej na jej elementy pozwala zinterpretować jako istotną strategiczną rolę cech relatywnych czy kontekstowych elementu (wynikających z jego usytuowania w strukturze) na inne właściwości elementu.

W podobny do opisanego sposób można przezwyciężyć dialektycznie wszystkie dylematy tradycyjnej teorii socjologicznej. Suma takich syntetycznych rozwiązań składa się na nową orientację teoretycznometodologiczną, fundament nowego paradygmatu teoretycznego. Nawiązując do sformułowanej wcześniej typologii teorii tradycyjnych, gdzie rozróżniałem paradygmat naturalistyczny i paradygmat subiektywistyczny, widać obecnie, że nie są to możliwości jedyne. Możliwe jest stanowisko nowe, „trzecia socjologia”, którą nazwać można właśnie socjologią dialektyczną - zachowuje bowiem wszystkie wartościowe, racjonalne składniki socjologii naturalistycznej i socjologii subiektywistycznej, przezwyciężając zarazem jednostronność każdej z nich.

Dzieło dialektycznej syntezy nie kończy się jednak na poziomie fundamentalnych założeń - orientacji teoretycznometodologicznej. Przechodząc na poziom modelu pojęciowego trzeba strategię tę realizować nieco inaczej. Myślę, że poprzez eliminację pojęć jednostronnych i konstruowanie wizji społeczeństwa maksymalnie wielowymiarowej, a więc uwzględniającej zarazem aspekt ciągłości i zmiany, synchronii i diachronii, funkcjonowania i rozwoju, porządku i konfliktu, harmonii i sprzeczności, ugody i przymusu, spontaniczności i planowania itd. - w ich wzajemnych relacjach i powiązaniach.

Jeszcze inaczej strategia dialektyczna konkretyzuje się w odniesieniu do trzeciego poziomu teorii ogólnej - teorii empirycznej. W tym przypadku chodzi o formułowanie praw nie ograniczających się do wewnętrznych zależności w obrębie poszczególnych segmentów, podsystemów, przekrojów czy składników rzeczywistości społecznej, traktowanych osobno, w izolacji - lecz przede wszystkim odkreślających zależności czy relacje pomiędzy nimi. Chodzi tu więc na przykład o to, aby nie zajmować się osobno dziedziną działań jednostkowych i osobno strukturą społeczną, lecz szukać zależności wiążących w obie strony dziedzinę działań z dziedziną utrwalonych struktur organizacyjnych. Podobnie, chodzi o prawa wiążące zachowania z instytucjami, mikrostruktury z makrostrukturami, zdarzenia historyczne z rozwojem historycznym, osobowość z kulturą, warunki egzystencji z poziomem świadomości (ideologii, [48/49] wiedzy), ekonomikę z polityką itp. Prawa takie - mówiąc metaforycznie - przerzucają pomosty pomiędzy traktowanymi dotąd autonomicznie częściami społeczeństwa, sytuują każdą z nich w kontekście powiązań z innymi - przynoszą więc wiedzę jakościowo nową, nie tylko o całościowej sieci takich powiązań, ale z każdym z elementów. Jest to właśnie wiedza jakościowo nowa, a nie proste ilościowe wzbogacenie wiedzy tradycyjnej. W ten sposób „prawa pomostowe” dopełniają w wymiarze teorii empirycznej nowy, dialektyczny paradygmat teorii socjologicznej.

Materializm historyczny jako teoria integrująca

Czy jednak paradygmat ten jest rzeczywiście tak całkiem nowy? Otóż okazuje się, że jego zręby stworzył już z górą sto lat temu K. Marks w teorii materializmu historycznego.

Różne bywają argumenty na rzecz tezy o sile marksizmu. Nawet jednak ci, którzy skupiają się na sile intelektualnej, poznawczej, w odróżnieniu od politycznej czy ideologicznej - powołują się na ogół na nowatorstwo treściowe, zawartość teorii, jej moc wyjaśniającą czy prognostyczną wobec procesów życia społecznego. Odwołują się zatem do kryteriów empirycznych. Stosunkowo rzadko zauważa się natomiast, że jest to także siła szczególnego sposobu konstruowania teorii społecznej, owej metodologii dialektycznej, która pozwoliła Marksowi wyjść poza paradygmat swojej epoki. Mimo że chronologicznie umiejscowiona w XIX wieku, jego teoria analitycznie wykraczała daleko poza dziewiętnastowieczny horyzont. Spełnia bowiem kryteria metateoretyczne, charakterystyczne już dla nowego, dialektycznego paradygmatu nauk społecznych.

Na czym polega owo paradygmatyczne nowatorstwo teorii materializmu historycznego? Jak każda teoria ogólna - ma ona charakter trójpoziomowy. W płaszczyźnie orientacji teoretycznometodologicznej materializm historyczny zdaje się przyjmować założenia ontologiczne, epistemologiczne i metodologiczne zasadniczo odmienne od rozwiązań tradycyjnych [49/50] - będące właśnie rezultatem dialektycznego przezwyciężenia wszystkich głównych dylematów metateoretycznych. Na dowód tej tezy nie ma tu miejsca, wymagałoby to bowiem odwołania się do szczegółowych rozwiązań Marksa i przeprowadzenia ich interpretacji. Zadanie takie podejmuję w innych pracach, do których muszę czytelnika odesłać. W płaszczyźnie modelu pojęciowego - nowatorstwo Marksa polega na skonstruowaniu wizji wielowymiarowej, w której różne cechy, aspekty, czy poziomy rzeczywistości społecznej ukazane są we wzajemnych powiązaniach. Zobaczmy choćby najogólniejszy model formacji społeczno-ekonomicznej. Społeczeństwo ujęte tu jest zarazem i, jako system i jako proces, w swoim funkcjonowaniu i w rozwoju, w równowadze (przejściowej) i w sprzecznościach (stale odnawiających się), w harmonii (wewnątrzklasowej) i konfliktach (międzyklasowych), w tworzeniu się (innowacjach) i reprodukcji, w wymiarze abstrakcyjnym (siły wytwórcze, stosunki produkcji, nadbudowa) i konkretnohistorycznym (klasy, walka klas, rewolucja), w wymiarze przyrodniczym i humanistycznym, jednostkowym (potrzeby) i zbiorowym (interesy i ideologie). Wreszcie, w płaszczyźnie teorii empirycznej, charakterystyczne dla Marksa twierdzenia to właśnie „prawa pomostowe”, określające relacje łączące różne segmenty, podsystemy czy elementy społeczeństwa. Byt określa świadomość, baza wyznacza nadbudowę, wiedza jest refleksem sytuacji egzystencjalnej klasy, ekonomika determinuje (w ostatniej instancji) politykę, działania ludzkie tworzą Historię, tradycja ciąży nad umysłami pokoleń - to tylko pierwsze z brzegu, najprostsze przykłady Marksowskiego sposobu myślenia, gdy formułował on zależności empiryczne.

W ten sposób Marks budował ramy nowego paradygmatu, nadawał nowy kształt teorii społecznej. W ramach tych szkicował rozwiązania niektórych przynajmniej merytorycznych zagadek, wobec których tradycyjne paradygmaty były bezsilne. Szczególnie cenne sugestie znajdziemy u Marksa na temat trzech, spośród pięciu, zagadek z moje katalogu. I tak, problem refleksyjności, zwrotnego wpływu teorii na rzeczywistość badaną oraz wynikających z tego implikacji dla formy teorii - znajdował rozwiązanie poprzez ideę Praxis (praktyki społeczno-historycznej jako integralnej jedności działań i świadomości, praktyki i refleksji teoretycznej), kontynuowaną po Marksie zwłaszcza przez A. Gramsciego, czy G. Lukacsa, a także przez cały nurt marksistowskiej socjologii wiedzy. Problem historyzmu i zmienności praw społecznych ujmowała teoria następstwa formacji społeczno-ekonomicznych i rewolucji, wskazująca na zasadniczą, jakościową odmienność wszystkich kolejnych faz historii, pociągającą za sobą specyfikę właściwych każdej fazie praw. Problem podmiotowości, kreatywności i jej granic społecznych [50/51] podejmowała teoria gatunkowej istoty człowieka oraz. teoria alienacji, a po Marksie - aktywistyczna interpretacja procesu dziejowego będąca dziełem Lenina czy Gramsciego.

Podkreślmy, Marks nie rozwiązał wszystkich zagadek postawionych przez paradygmat tradycyjny, a rozwiązania tych, które podjął, mają charakter szkicowy - kreślą raczej kierunek rozwiązania niż ostateczne odpowiedzi. Jednakże ramy stworzonej przez niego koncepcji teorii społecznej otwierają możliwości ogromnego teoretycznego rozwoju. Jest to paradygmat otwarty, ciągle w toku konstrukcji i dlatego właśnie stwarzający nieograniczone szansę poznawcze. Wraz z drugim „kryzysem socjologii” i ostatecznym wyczerpaniem się paradygmatu tradycyjnego nadszedł, jak się wydaje, jego czas. Jest rzeczą uderzającą, jak często w toku debaty o kryzysie socjologii autorzy zupełnie dalecy od marksizmu uznają znaczenie i potencjalną perspektywę tej orientacji. „Marksizm jest jedyną tradycją teoretyczną, która jawi się jako żywe wyzwanie” - pisze uczeń Parsonsa, J. Alexander. „W ostatnich latach [...] wyłoniło się [w USA - przyp. P. S.] wyraźne ugrupowanie marksistowskie, które prawie na pewno stanie się bardziej wpływowe” - stwierdza funkcjonalista W. Goode. W ostatnim dziesięcioleciu obserwujemy „istotne odrodzenie teorii Marksowskiej” - przyznaje bliski fenomenologii społecznej A. Giddens.

Realizacja szans poznawczych paradygmatu dialektycznego zależy od dalszego, konsekwentnego stosowania strategii dialektycznej syntezy; twórczego wykorzystywania, przetwarzania i krytycznego przezwyciężania całego dotychczasowego dorobku socjologii teoretycznej. Taka procedura ma sens tylko na gruncie marksizmu otwartego. Jak pisał J. Hochfeld: „Jeśli w istocie marksizm [...] jest najbardziej powołany do czynienia owego wysiłku, to jednak trudno przypuścić, iż mógłby on dokonać takiego dzieła jako system hermetycznie zamknięty. Jak komentuje ideę Hochfelda J. Wiatr: „Synteza dokonywałaby się więc właśnie na gruncie marksizmu wzbogaconego o to wszystko, co w myśli współczesnej jest cenne i wartościowe, ale traktowanego jako wiecznie żywe oparcie wielkiego wysiłku syntetyzującego współczesny stan wiedzy”. Niebezpieczeństwo grozi temu programowi z dwóch stron, zarówno od tych, którzy „postulowali po prostu roztopienie dorobku marksizmu w jednolitym strumieniu nauki mniemając, że nie istnieją już żadne podstawy dla odrębności marksistowskiego kierunku naukowego”, jak i od [51/52] tych, którzy „choć gotowi uznać potrzebę twórczego rozwoju marksizmu, przekonani byli, iż rozwój ten dokonywać się musi w sposób immanentny, co najwyżej w polemice z obcymi marksizmowi teoriami, ale bez możliwości wykorzystania i wtopienia w dorobek marksizmu odkryć i ustaleń poza nim powstałych”. Dialektyk walczyć musi na dwa fronty - z eklektykami i dogmatykami równocześnie.

Zadania dialektycznej syntezy nie da się więc wykonać bez gruntownej znajomości dorobku dotychczasowej teorii socjologicznej, bez wszechstronnej i pogłębionej wiedzy o tym, co osiągnięto w ramach paradygmatu tradycyjnego. Synteza dialektyczna nie ma nic wspólnego z dogmatyczną negacją, przezwyciężenie w sensie Marksowskim to nie to samo, co aprioryczne odrzucenie. Jak podkreślałem już kilkakrotnie, jest to bowiem i kontynuacja, i negacja zarazem. Co więcej - kontynuacja i negacja szczególnego rodzaju - nie ślepa i przypadkowa, lecz racjonalna i krytyczna. Konstruowanie paradygmatu dialektycznego to wbudowywanie w jego ramy krytycznie wyselekcjonowanych, twórczo asymilowanych, płodnych poznawczo elementów paradygmatu tradycyjnego - „racjonalnych” problemów, metod, rozwiązań - przy eliminacji wszystkiego tego, co jednostronne, upraszczające, zmistyfikowane, fałszywe. Racjonalne i krytyczne odróżnienie tego, co płodne, warte asymilacji i tego, co bezwartościowe w teoriach tradycyjnych, wymaga po prostu ich znawstwa. Nader wątpliwym sojusznikiem dialektyki jest ignorancja.

I po to właśnie - przyjmując taką strategię rozwoju teorii socjologicznej, jaką tu proponuję, a więc strategię dialektyczną opartą na koncepcji materializmu historycznego - warto czytać książkę Turnera. Przynosi ona bilans osiągnięć teorii socjologicznej w ramach paradygmatu tradycyjnego, podsumowanie wielkiego i bogatego rozdziału w dziejach socjologii, rozciągającego się od jej narodzin aż po „drugi kryzys” lat ostatnich. Stanowi więc materiał do syntezy, surowiec myślowy, bazę intelektualną, na której oprzeć się musi teoria socjologiczna przyszłości.

Kilka cech wyróżnia tę książkę na tle prac podobnych i czyni ją szczególnie przydatną jako punkt wyjścia dialektycznej syntezy. Po pierwsze - ukazuje teorie współczesne w ścisłym związku z tradycją klasycznej socjologii XIX wieku, jako przedłużenie tych samych wątków, które zapoczątkowała twórczość „wielkich mistrzów' - Comte'a, Spencera, Marksa, Webera, Simmla, Durkheima. Tym samym mocno dokumentuje tezę, tak istotną dla dialektycznej krytyki, że mimo wewnętrznego [52/53] zróżnicowania teoria socjologiczna nie wyszła w zasadzie poza tradycyjny paradygmat. Po drugie - ukazuje poszczególne nurty teoretyczne w ich ciągłym rozwoju - jako procesy konstruowania teorii na różne sposoby, próby posuwania się w różnych kierunkach - jako procesy konstruowania teorii nie uwieńczone żadnym ostatecznym, w pełni zadowalającym rezultatem. Tym samym mocno podkreśla otwartość i tymczasowość, można by rzec - przezwyciężalność - wszystkich dotychczasowych rozwiązań. Po trzecie - przedstawia poszczególne nurty teoretyczne w sposób bardzo rzetelny, maksymalnie neutralny i obiektywny, unikając wszelkiej krytyki transcendentnej, zewnętrznej. Nie jest to książka pisana z perspektywy jakiejś wybranej teorii, a w każdym razie autor swoje własne preferencje programowo ukrywa. W ten sposób nie skrzywia perspektywy i nie narzuca wyboru temu, kto zechce ją wykorzystać dla selektywnej syntezy. Po czwarte - nie deklarując arbitralnie przewag jednej teorii nad innymi, Turner stosuje bardzo ostre kryteria w stosunku do każdej z osobna. Umiejętnie i rzetelnie prowadzi krytyką immanentną, wewnętrzną każdego z nurtów teoretycznych po kolei. Skrupulatnie wyucza i omawia rozliczne zarzuty kierowane pod adresem każdej z teorii, ;i j wszystkie braki i słabości, szkicując propozycje ich przezwyciężenia. W ten sposób niezmiernie ułatwia zadanie racjonalnego wyboru między teoriami, a także wyboru racjonalnych składników poszczególnych teorii.

Słowem - książka, którą czytelnik ma przed sobą, dobrze oddaje zarówno siłę, jak i słabość tradycyjnej teorii socjologicznej. Siłę, dzięki której teoria ta warta jest ze wszech miar kontynuacji, słabość, ze względu na którą musi zostać dialektycznie przezwyciężona.

Piotr Sztompka Kraków, marzec 1983 [53/54]

S. N. Eisenstadt, M. Curelaru, The Form of Sociology; Paradigms and Crises, New York 1976, s. 312.

P. Sztompka, O pojęciu teorii w socjologii, w: „Studia Socjologiczne” 1971, 3, s. 19-51.

P. Sztompka, Teoria i wyjaśnienie; z metodologicznych problemów socjologii, Warszawa 1973, s. 77.

Por. rozdz. 1 w tym tomie.

Por. Sztompka, Teoria i wyjaśnienie, s. 80-86.

Myślę, że nie przypadkiem Turner tytułuje poszczególne rozdziały swojej książki: „Konstruowanie teorii funkcjonalnej”, „Konstruowanie teorii konfliktu” itd., a nie po prostu „Teoria funkcjonalna” czy „Teoria konfliktu”. Podobnie, nie przypadkiem chyba książka A. Stinchcombe'a o teoriach socjologicznych nosi tytuł Konstruowanie teorii socjologicznych (Constructing Social Theories, New York 1968), a A. Giddens w wielu pracach uparcie stosuje termin „theorizing” zamiast „theory” (np. A. Giddens, Central Problems in Social Theory, London 1979). Chodzi chyba o podkreślenie, że teorii w kształcie ostatecznym, uformowanym, zgodnym z metodologicznymi rygorami jeszcze nie ma, a obserwujemy tylko stały proces budowania teorii, stały wysiłek dostarczania coraz lepszych wyjaśnień zjawisk społecznych, kierujący się rozmaitymi przesłankami filozoficznymi i kontynuujący różne tradycje w historii socjologii.

P. Blau, Sociological Analysis: Current Trends and Personal Practice, „Sociological Inquiry” 1969, 2, s. 122.

J. Szacki, Wprowadzenie, w: Elementy teorii socjologicznych, W. Derczyński, A. Jasińska-Kania i J. Szacki (red.), Warszawa 1975, s. 12.

Sformułowanie Szackiego brzmi tak: „Teorią socjologiczną jest wszelki zespół pojęć i stosunkowo ogólnych twierdzeń o rzeczywistości społecznej mający porządkować dostępną wiedzę na jej temat oraz dostarczać wytycznych dla dalszych obserwacji i badań” (ibid., s. 13).

Co nie znaczy, że odnoszą się doń bezpośrednio. Twierdzenie ogólne wymaga z reguły wieloszczeblowej operacjonalizacji, zanim podlega konfrontacji z danymi.

A dokładniej - jak przedstawiają się wyniki naszych obserwacji czy pomiarów.

R. K. Merton, Teoria socjologiczna i struktura społeczna, tłum. Ewa Morawska i Jerzy Wertenstein-Żuławski, Warszawa 1982, s. 60.

Ibid.

T. Abel, The Present Status of Social Theory; „American Sociological Review” 1952, 2, s. 159.

R. A. H. Robson, The Present State of Theory in Sociology, w: Problems in the Philosophy of Science, I. Lakatos, A. Musgrave (eds.), Amsterdam 1968, s. 368.

J. Alexander, Theoretical Logic in Sociology, vol. I: Positivism, Presuppositions and Current Controversies, London 1982, s. 34.

Ibid., s. 5 i 7.

P. A. Sorokin, Sociological Theories of Today, New York 1966, s. 645.

Ten „pierwszy kryzys” to rezultat braku teorii. „Kryzys drugi”, później­szy, proklamowany dopiero w latach siedemdziesiątych, to załamanie się pewnej szczególnej odmiany teorii.

Marksistskaja i burżuaznaja socyologija siegodnia, F. W. Konstantinow, G. W. Osipow, W. S. Siemionow (red.), Moskwa 1964, s. 293 i 312. Szkoda tylko, że z tej trafnej krytyki nie zawsze wyciągano wnioski pro domo sua. W kręgu socjologii marksistowskiej również wystąpiły bowiem, i to bardzo mocno, tendencje wąskoempirycystyczne, w niektórych przypadkach redukujące socjologię do socjografii.

Por. T. S. Kuhn, The Structure of Scientific Revolutions, wyd. II, Chicago 1970; K. R. Popper, Logika odkrycia naukowego, tłum. Urszula Niklas, Warszawa 1977. Przełom antypozytywistyczny kontynuowali liczni uczeni, wśród których wymienić można I. Lakatosa, M. Toulmina, M. Polanyi'ego, P. Feyerabenda.

„Termin paradygmat - pisze T. S. Kuhn - jest używany w dwóch różnych znaczeniach. Z jednej strony oznacza całą konstelację przekonań, wartości, technik itp. wspólnie uznanych przez członków społeczności naukowej. Z drugiej [17/18] strony oznacza wyróżniony składnik tej konstelacji, a mianowicie konkretne rozwiązania zagadek, traktowane jako wzorcowe czy modelowe i zastępujące wyraźne reguły jako podstawa rozwiązywania pozostałych zagadek w fazie nauki normalnej” (Kuhn 1970, s. 175).

Alexander, Theoretical Logic, s. 30.

Ibid.

Ibid., s. 33.

C. W. Mills, Sociological Imagination, New York 1959, s. 34.

G. C. Homans, Bringing Men Back In, „American Sociological Review”. 1964, 5, s. 813.

R. K. Merton, The Bearing of Empirical Research on Sociological Theory, w: Readings in the Philosophy of the Social Sciences, M. Brodbeck (ed.), New York 1968, s. 465.

Merton, Teoria socjologiczna, s. 71.

„Na poziomie elementarnych form zachowania społecznego nie ma Żydów ani Aryjczyków, Greków ani barbarzyńców - tylko ludzie” - pisze Homans, Social Behavior: Its Elementary Forms, New York 1974, s. 5.

G. C. Homans, The Nature of Social Science, New York 1967, s. 13.

Por. A. L. Stinchcombe, Merton's Theory of Social Structure, w: The Idea of Social Structure, L. Coser (ed.), New York 1975, s. 11-34.

Por. W. Skidmore, Theoretical Thinking in Sociology, Cambridge 1975; R. Javetz, „American Sociologists: A Study in the Sociology of Sociology”, rozprawa doktorska, Harvard 1972.

W. L. Wallace, Sociological Theory, London 1969, s. 6.

Ibid., s. 11.

Ibid., s. 13.

G. Burrell, G. Morgan, Sociological Paradigms and Organisational Analysis, London 1979, s. 7.

Ibid., s. 17.

Ibid., s. 18.

Por. R. Fletcher, The Making of Sociology, vol. 1 i 2, New York 1971.

A History of Sociological Analysis, T. Bottomore, R. Nisbet (ed.), New York 1978, s. X.

Podaję za Merton, Teoria socjologiczna, s. 25.

S. Ossowski, O osobliwościach nauk społecznych, Warszawa 1983, s. 140.

Por. P. Sztompka, Mocne korzenie socjologii, „Zdanie” 1982, nr 3, s. 32-33.

Podkreślam - w dziedzinie teorii, albowiem np. w dziedzinie technik czy procedur badawczych, zasięgu czy precyzji badań empirycznych itp. dokonały się w porównaniu z wiekiem XIX przełomowe zmiany.

Por. szerzej na ten temat w książce P. Sztompka, Sociological Dilemmas: Toward a Dialectic Paradigm, New York 1979, a także krytyczne omówienie tej książki: J. Jerschina, Socjologia dialektyczna a kryzys socjologii, „Studia Socjologiczne” 1980, 1, s. 137-160.

R. Dahrendorf, Remarks on the Discussion of the Papets by K. R. Popper and T. W. Adorno, w: The Positivist Dispute in German Sociology, T. W. Adotno (ed.), London 1976, p. 129.

Kuhn, The Structure, s. 76.

Przykładem takiego błędu niemal powszechnego jest tautologiczność twierdzeń. Turner ujawnia ją bodajże w obrębie każdej z omawianych teorii.

Ossowski, O osobliwościach, s. 147.

Ibid., s. 152. por. także: Eisenstadt, The Form of Sociology, s. 326; Burrell, Morgan, Sociological Paradigms, s. XI; R. K. Merton, Social Conflicts Over Styles of Sociological Work, w: The Sociology of Science, Chicago 1973, s. 48-69.

L. H. Warshay, The Current State of Sociological Theory, „The Sociologal Quarterly” 1971, s. 39.

R. B. Hovard, Theoretical Reduction, „Philosophy of the Social Sciences 1972, 1, s. 96.

Stinchcombe, Constructing, s. 4.

L. Coser, Letter to a Young Sociologist, „Sociological Inquiry”, 2, s. 131-137.

Por. np. H. Spencer, The Study of Sociology, London 1894; P. Sorokin, Fads and Foibles in Modern Sociology and Related Sciences, Chicago 1956; S. Andreski, Social Sciences as Sorcery, London 1972.

S. Ossowski, Natura o nauce, w: Dzieła, t. 4, Warszawa 1967, s. 102.

R. K. Merton, Notes on Problem-Finding in Sociology, w: Sociology Today R. K. Merton, L. Broom, L. Cottrell (eds.), New York 1959, p. IX.

Por. R. Dahrendorf, Essays in the Theory of Society, Stanford 1968, s. 121; Mills, Sociological Imagination, s. 33.

Por. Sorokin, Sociological Theories, s. 649.

Sytuację tę A. Maslow określa jako „technikocentryzm”. Por. Problem-Centering versus Means-Centering Science, „Philosophy of Science” 1936, 13, s. 326-331.

Por. C. W. Mills, The Marxists, London 1963, s. 12; S. N. Eisenstadt, „Some Reflections on the Crisis of Sociology”, referat powielony 1973, s. 3; Merton, Social Conflicts, s. 59.

Por. Concepts, Theory and Explanation in the Behavioral Science, C. J. Direnzo (ed.), New York 1966, s. 249.

D. E. Willer, Scientific Sociology: Theory and Method, Englewood Cliffs 1967, s. XVI.

Por. C. W. Lachenmeyer, The Language of Sociology, New York 1971.

Por. M. Sherif, Theoretical Analysis of the Individual-Group Relationship in a Social Situation, w: Concepts, Theory and Explanation, s. 47-74.

Ossowski, O osobliwościach, s. 141-143.

Por. Theory in Anthropology, R. A. Manners, D. Kaplan (eds.), Chicago 1968, s. 11.

Mills, Sociological Imagination, s. 55. Por. także Homans, The Nature, s. 109.

Tę pierwszą sytuację C. W. Mills (ibid.) określał mianem „oderwanego empiryzmu” (abstracted empiricism), a tę drugą mianem „wielkiej teorii” (grand theory).

Homans, The Nature, s. 31 i 79. Por. także: Concepts, Theory and Explanation, s. 232.

Por. C. Schrag, Philosophical Issues in the Science of Sociology, „Sociology and Social Research” 1967, 51, s. 361-372.

Por. H. L. Zetterberg, Social Theory and Social Practice, New York 1962, s. 15-16; R. Collins, Conflict Sociology, New York 1975, s. IX.

Por. E. Mokrzycki, The Methodological Dogma of Naturalizm, w: Studies in Methodology (Polish Sociology 1975-1976), Wrocław 1976, s. 57-74.

A. Gouldner, The Corning Crisis of Western Sociology, London 1971; R. W. Friedrichs, A Sociology of Sociology, New York 1970; Eisenstadt, The Form of Sociology, R. Boudon, La crise de la sociologe, Geneve 1971; Alexander, Theoretical [33/34] Logic. Problemowi kryzysu poświęcona jest też moja cytowana już książka pt. Sociological Dilemmas. W polskiej literaturze reprezentatywne teksty z tego nurtu zawiera zbiór pod red. J. Szackiego, Czy kryzys socjologii?, Warszawa 1977.

Kuhn, The Structure, s. 91.

Swoją drogą jest coś paradoksalnego w tym, że nawet najbardziej antypozytywistycznie nastawieni socjologowie sięgać znów muszą do przyrodoznawstwa, aby tam znaleźć narzędzie krytyki pozytywizmu, który sam obejmuje przecież tezę o stosowalności wzorców przyrodoznawstwa w naukach społecznych! Te wzory nauk przyrodniczych to jakieś fatum ciążące nad socjologią.

Kuhn, The Structure, s. VIII.

Ibid., s. 10.

Ibid., s. VIII.

Zwróćmy uwagę, że jest to jakaś nowa wersja znanego nam dobrze wątku „zapóźnienia”.

R. K. Merton, Struktural Analysis in Sociology, w: Sociological Ambivalence, New York 1976, s. 110-111.

Boudon, La crise de la sociologie.

Alexander, Theoretical Logic, s. 34.

Merton, Social Conflicts, s. 55.

Giddens, Central Problems, s. 238.

C. J. Larson, Major Themes in Sociological Theory, New York 1973, s. 30.

N. Birnbaum, The Crisis in Marxist Sociology, w: Radical Sociology, J. Colfax i J. L. Roach (eds.), New York 1971, s. 108.

Collins, Conflict Sociology, s. IX.

Alexander, Theoretical Logic, s. 1.

Merton, Structural Analysis, s. 112.

Ibid., s. 154-155; Ossowski, O osobliwościach, s. 195-196.

R. W. Friedrichs, Dialectic Sociology: Toward a Resolution of the Current Crisis in Western Sociology, „The British Journal of Sociology” 1972, 23, s. 266.

Giddens, Central Problems, s. 245.

Por. A. Cornelis, „Society as a Learning Process: The Epistemology of Social Change”, Toronto 1974, referat powielony.

Por. A. Giddens, Time, Space, Social Change, w: Giddens, Central Problems, s. 202. Interesującą dyskusję z poglądami Giddensa na ten temat prowadzi M. Archer. „On Combining Structure and Action”, Warwick 1982, referat powielony, s. 18.

We współczesnej socjologii problem ten podejmują wprost dwie teorie: tzw. „teorię morfogenezy” rozwija W. Buckley, Sociology and Modern Systems Theory, Englewood Cliffs 1967, natomiast alternatywną wobec niej koncepcję „strukturacji” A. Giddens, Central Problems, Cytowane zdanie Bergera i Luckmana pochodzi z ich książki pt. Społeczne tworzenie rzeczywistości, tłum. Józef Niżnik, Warszawa 1983, s. 105-106.

Por. R. Brown, Rules and Laws in Sociology, Chicago 1973; P. Eglin, „What Should Sociology Explain - Regularities, Rules or Interpretations”, Montreal 1974, referat powielony.

Por. A. Gewirth, Can Men Change Laws of Social Science, w: The Nature and Scope of Social Science, L. Krimerman (ed.), New York 1969, s.- 217-227.

Berger, Luckmann, Społeczne tworzenie rzeczywistości, s. 146-147.

Szczegółową eksplikację tego zagadnienia przeprowadzam w artykule pt. Dialektyka teorii i działania w rozwoju społecznym, „Historyka” 1981, 11, s. 35-52.

J. W. Freiberg, „Sociology and the Ruling Class”, Boston 1973, referat powielony. Na temat „socjologii radykalnej” por. obszerne rozważania J. Muchy, Socjologia radykalna wobec problemu obiektywności nauk społecznych, „Studia Filozoficzne” 1982, 7-8, s. 115-140.

Merton, Structural Analysis, s. 116.

Ibid. s. 138-141.

W. Goode, Explorations in Social Theory, New York 1973, s. 73.

Alexander, Theoretical Logic, s. XV.

J. Agassi, Methodological Individualism, w: Modes of Individualism and Collectivism, J. O'Neill (ed.), London 1973, s. 189). (Jest to przedruk artykułu opublikowanego w roku 1960).

Por. Eisenstadt, The Form of Sociology, rozdz. X.

Alexander, Theoretical Logic.

K. Mannheim, Człowiek i społeczeństwo w dobie przebudowy, tłum. A. Rażniewski, Warszawa 1974, s. 216-217.

Założenia tej strategii staram się wykorzystać przy analizie sześciu podstawowych dylematów socjologii w książce Sociological Dilemmas, a także w tomie Elementy socjologii dialektycznej, P. Sztompka (red.), Warszawa-Poznań 1981 i artykule Metatheoretical Dilemmas of the Social Sciences, w: Logic, Methodology and Philosophy of Science, L. J. Cohen i J. Łoś (eds.), Amsterdam 1982, s. 377-387. Por. także cytowany wyżej artykuł w „Historyce” 1981, t. XI.

G. Lukacs, History and Class Consciousness, Cambridge 1971, s. XLVI.

L. Kołakowski, Główne nurty marksizmu, Paryż 1976, s. 400.

M. Bunge, Scientific Research, t. I, Berlin 1967, s. 380.

Homans, The Nature, s. 27

Por. Sztompka, Teoria i wyjaśnienie, s. 208-212.

Społeczeństwo to tutaj całość pozajednostkowa (pozbawiona związków z jednostkami).

Społeczeństwo to tutaj całość ponadjednostkowa (ale związana jakoś z jednostkami).

Por. P. Sztompka, Struktura społeczna jako podstawowa kategoria analizy teoretycznej w marksizmie, w: Elementy socjologii dialektycznej, s. 121-142.

Pełną dokumentację tej tezy znajdzie czytelnik w moich pracach wskazanych w przypisie 111.

Tutaj ma chyba pełne zastosowanie postulat „wielowymiarowości teorii” sformułowany za K. Mannheimem przez J. Alexandra. Por. Alexander, Theoreticat Logic, s. 123.

Dlatego być może historykom socjologii tak trudno przychodzi pomieścić Marksa wśród innych mistrzów socjologii dziewiętnastowiecznej. To jest po prostu autor z odmiennej jakby, daleko późniejszej epoki. I dlatego też tak często Marksizmowi czy neomarksizmowi poświęcone są osobne opracowania, zamiast włączania ich obok innych nurtów teoretycznych do podręczników wykładów Współczesnych teorii socjologicznych. Turner nie dlatego pomija w swojej książce nurt neomarksistowski, że z ideologicznych względów chce pomniejszyć jego znaczenie. W Stanach Zjednoczonych ukazuje się bardzo wiele prac poświęconych neomarksizmowi. Natomiast neomarksizm nie mieści się Turnerowi w konstrukcji jego książki poświęconej teoriom z kręgu tradycyjnego paradygmatu. Właśnie dlatego, że reprezentuje ów inny alternatywny paradygmat.

Znów muszę czytelnika odesłać do moich prac wskazanych w przypisie 111.

Alexander, Theoretical Logic, s. XIV.

Goode, Explorations in Social Theory.

Giddens, Central Problems, s. 234.

J. Hochfeld, Marksizm a socjologia stosunków politycznych, w: Marksizm, socjologia, socjalizm. Wybór pism, Warszawa 1982, s. 310.

J. J. Wiatr, Wstęp, w: ibidem, s. XXXVII.

Ibid., s. XXXVII-XXXVIII.

Turner traktuje tzw. etnometodologię i fenomenologię jako zaczątki nowego paradygmatu. Osobiście sądzę, że kierunki te stanowią raczej ukoronowanie jednego z paradygmatów całkiem tradycyjnych, który określałem wcześniej jako subiektywistyczny (w przeciwieństwie do naturalistycznego) i w tym sensie stanowią raczej ślepą uliczkę w rozwoju socjologii.

27



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Geertz 35-58, Nauka, Kulturoznawstwo, IV semestr, Teoria kultury w praktyce
Cassirer 231-360, Nauka, Kulturoznawstwo, IV semestr, Teoria kultury w praktyce
Cassirer 137-230, Nauka, Kulturoznawstwo, IV semestr, Teoria kultury w praktyce
W pustyni i w puszczy, Nauka, Kulturoznawstwo, III semestr
Wstęp do filozofii 24 lutego 2011, Nauka, Kulturoznawstwo, Semestr II
Radcliffe-Brown„Wyspiarze z Andamanów” rozdz 5 streszczenie, kulturoznawstwo, II semestr, teoria kul
Teoria kultury- opracowanie do egzaminu, kulturoznawstwo, III SEMESTR, teoria kultury II
Promenedetyka kultury, Nauka, Kulturoznawstwo, Semestr II
14.KULTURA MASOWA ( Kłoskowska), Filologia polska, IV rok, Teoria kultury
Dialog międzykulturowy - STACJONARNI, Nauka, Kulturoznawstwo, V semestr
sylabus z filozofii kultury dla IIr Politologia 2011-12, Politologia UMCS - materiały, IV Semestr le
Filozofia kultury (1), Politologia UMCS - materiały, IV Semestr letni, Filozofia kultury
Panorama filozofii współczesnej 24 lutego 2011, Nauka, Kulturoznawstwo, Semestr II
Postawy historii sztuki 30 marca 2011, Nauka, Kulturoznawstwo, Semestr II
Ralph Linton, Nauka, Kulturoznawstwo, Teoria kultury
Goethe - Faust, kulturoznawstwo, IV semestr, konwencje teatru światowego II
Wstęp do filozofii, Nauka, Kulturoznawstwo, Semestr II
Promenedetyka kultury, Nauka, Kulturoznawstwo, Semestr II

więcej podobnych podstron