Od państwa opiekuńczego do państwa bezpieczeństwa, Bezpieczeństwo społeczne


WIZJE

"EUROPA" Numer 44/2005-02-02, strona 9

Pytanie o przyszłość państwa opiekuńczego, wielkiego europejskiego wynalazku, stanowi niewątpliwie jeden z najistotniejszych problemów współczesności. Mimo sukcesów krajów skandynawskich, gdzie udało się połączyć niskie bezrobocie, wysoki poziom gwarancji socjalnych i szybki wzrost gospodarczy, wciąż nie jest jasne, czy nasz kontynent zdoła obronić "welfare state". Zygmunt Bauman należy tutaj do zdecydowanych pesymistów. Jego zdaniem, w dzisiejszej rzeczywistości, w której rynek całkowicie podporządkował sobie politykę, nikt nie myśli na serio o obronie społecznych funkcji państwa. W tej sytuacji państwo zmuszone jest poszukiwać nowego modelu legitymizacji. Zamiast państwa opiekuńczego proponuje się zatem obywatelom "państwo bezpieczeństwa", którego zadaniem nie jest już obrona przed niepewnym jutrem na rynku pracy, lecz próba zagwarantowania obywatelom osobistego bezpieczeństwa. Prezentowany tekst pochodzi z nowej książki Zygmunta Baumana "Europa: niedokończona przygoda", która ukaże się wkrótce nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Bodaj najistotniejszą z ofert wycofywanych obecnie z "politycznego rynku" jest idea państwa socjalnego. Sprzeczna z logiką rynku konsumenckiego idea ta - co naturalne - padła jako pierwsza ofiarą wycofania się państwa z obowiązku normatywnego regulowania sfery działań gospodarczych. Rynek konsumpcyjny czerpie swe siły żywotne z tego samego kapitału lęku, z którym państwo obiecywało się rozprawić w czasie, gdy zamierzało stać się państwem opiekuńczym. Sukces państwa opiekuńczego oznacza zastój lub upadek rynku, dlatego państwo opiekuńcze jest pierwszą przeszkodą, którą siły rynkowe muszą usunąć z drogi prowadzącej do ich sukcesu.

Najatrakcyjniejszą ofertą jest uwolnienie od lęku. Nic nie sprzedaje się lepiej od antylękowych pomysłów, a najistotniejszym objawem zdominowania państwa przez rynek jest polityka obniżania podatków, której istotę stanowi skierowanie z powrotem na rynek strumienia pieniędzy trafiających wcześniej do państwowej kasy i służących finansowaniu społecznych sposobów gwarantowania indywidualnego bezpieczeństwa. Innymi słowy, mamy tu do czynienia z procesem "komercjalizacji lęku", masowym transferem zasobów zwanych "lękiem" spod kurateli sił politycznych do dyspozycji rynkowych graczy. To właśnie te zasoby poddano w pierwszym rzędzie "deregulacji" i "prywatyzacji". Dzisiaj jedynie rynek konsumpcyjny czerpie zyski z lęku, którym nikt inny nie chce się już zajmować. I czyni to z ochotą i rosnącą wprawą.

Mogą to być magiczne spraye usuwające z dywanów wywołujące astmę drobnoustroje - niewidoczne gołym okiem i dlatego budzące szczególne przerażenie; mogą to być wybielacze z tajemniczymi składnikami, zwalczające bez trudu "brud, który widać i którego nie widać"; taśma do oklejania okien na wypadek użycia przez terrorystów broni biologicznej; kamery telewizyjne odstraszające obcych, którzy emanują nieokreślonym zagrożeniem; zdrowa żywność, chroniąca przed sprzedawcami zatrutych i/lub trujących produktów, i żywność dietetyczna pomagająca skutecznie walczyć z otyłością, ich szczególnie podstępnym aliantem, albo samochody-fortece z taranami zamiast zderzaków - przeciw "piratom drogowym" i wykonane ze specjalnie wzmocnionej blachy, by mogły chronić przed niebezpieczeństwami czyhającymi "na zewnątrz". Tam, gdzie w grę wchodzi żerowanie na ludzkich niepokojach i czerpanie zysków z kanalizowania ludzkich lęków, wyobraźnia ekspertów od promocji nie zna granic. Poza tym istnieje zawsze ostatnia, nieprzekraczalna linia okopów: lęk, że zostaniemy z wczorajszymi środkami, zdatnymi co najwyżej do odpierania przedwczorajszych lęków...

Rozwijający się dynamicznie "przemysł ochronny", jedyna gałąź przemysłu, której nie zagraża widmo zbędności i która może uczciwie stwierdzić, iż osiągnęła to, co obiecuje, a więc stan bezpieczeństwa, wydaje się dziś głównym beneficjentem stopniowego rozkładu państwa opiekuńczego. 30 stycznia ub.r. internetowa wyszukiwarka Google podała mi (w 0,14 sekundy) adresy około 66 400 tys. stron internetowych na temat bezpieczeństwa. Lycos potrzebował ułamka sekundy więcej, by znaleźć 91 266 444 takie adresy, a Alltheweb wskazał ich nawet 95 635 722. Z uwagi na stopień komercjalizacji internetu lwią część owych pozycji stanowiły, jak można się było spodziewać, oferty sprzedaży cudownych urządzeń i środków, mających zapewnić bezpieczeństwo osobiste lub ochronę własności ich nabywcy. Jedyny obszar "troski o bezpieczeństwo", w którym państwo może się nadal szczycić pozycją monopolisty (tak jak niegdyś, w czasach Maxa Webera, szczyciło się monopolem na posiadanie i stosowanie środków przymusu), a więc terroryzm i wojna z terroryzmem zajmuje - dla porównania - znacznie mniej miejsca (choć liczba stron sama w sobie nie jest wcale skromna). Google podał 5 190 tys. adresów, Altavista - 8 614 569, a Lycos tym razem najwięcej, bo aż 9 011 981.

Porzuciwszy ambicje i obietnice uwolnienia obywateli od lęku wynikającego z niepewności codziennego życia, państwo nie może już korzystać z tej formy legitymizacji władzy, którą posługiwało się przez większą część nowoczesnej historii, skłaniając obywateli do przestrzegania prawa i porządku. Skuteczna ochrona przed przypadkowymi ciosami wynikającymi z bezwzględnej i niczym niepowściąganej rynkowej konkurencji jest dziś po prostu niemożliwa i nie może być kojarzona z państwem - ani jako faktyczne osiągnięcie, ani jako wiarygodna perspektywa. Mimo to każdy przypadek podjęcia takiej próby spotka się z pewnością z miażdżącą odpowiedzią globalnego kapitału, a winę za odwrotne do zamierzonych efekty owej próby przypisze się ignorancji jej autorów, wykorzystując je przeciwko państwu jako dowód jego błędnej "polityki gospodarczej". W wyniku szybkiego i nieustannego kurczenia się obszaru decyzyjnej suwerenności państwa "kryzys legitymizacji", o którym już ponad 20 lat temu pisał Jürgen Habermas, uległ dalszemu pogłębieniu, osiągając dziś, jak się wydaje, stadium nieodwracalne.

Rozpaczliwe poszukiwanie alternatywnej formy legitymizacji władzy, która zdołałaby się oprzeć niekorzystnym prądom, sprawiło, że państwa zwróciły się w stronę obszaru, na który zwolennicy wolnego rynku dóbr konsumpcyjnych, wyczuwający szybciej nowe, korzystne okazje, przywędrowali już masowo - obszaru osobistego bezpieczeństwa. Ponieważ teren był już w większości zajęty, zaludniony gęsto przez sprzedawców oferujących swoje towary, rządy stanęły przed koniecznością znalezienia dla siebie lub wytworzenia sobie sektora, który organy państwowe mogłyby zasadnie uznawać za swą monopolistyczną domenę, a więc takiego rodzaju zagrożenia bezpieczeństwa, który można by sensownie zwalczać, ograniczać lub eliminować tylko dzięki wyjątkowym prerogatywom państwa. Wyłącznej i niepodważalnej roli władz państwowych w konfrontacji z nowym rodzajem zagrożenia bezpieczeństwa poszukiwano, jak zauważył Jo Goodey, poprzez "połączenie problemu imigracji i przestępczości w jedną kwestię bezpieczeństwa wewnętrznego" oraz powiązanie "mającej długą tradycję demonizacji <>, jako zagrożenia przestępczego, które dla Unii Europejskiej stwarzać mają niechciani <> i rosnącej presji imigracyjnej wywieranej na państwa Unii Europejskiej". Pozwoliło to "na łatwe skojarzenie obaw przed przestępczością i obaw przed napływem imigrantów".

Dzięki owemu mariażowi rządy zdobyły bezcenny atut w walce o uzyskanie zastępczej legitymacji władzy. Owa przestrzeń dawała ogromne możliwości spektakularnych pokazów aktywności państwa (a zarazem jego nieodzowności). Bez trudu można też było skierować zainteresowanie społeczne na podejmowane przez rząd wysiłki, mające na celu odróżnienie "prawdziwych" i "fałszywych" uchodźców lub azylantów oraz wyłuskanie potencjalnych "pasożytów społecznych" i mafiosów spośród osób, którym, po drobiazgowej selekcji i szczegółowym sprawdzeniu za pomocą najnowocześniejszych metod, pozwolono na wjazd do kraju. Na domiar złego, jak zauważa Rory Carroll, zamykając przed imigrantami praktycznie wszystkie legalne metody przekroczenia granicy, Europa zyskała pewność, że przybysze spoza kontynentu mogą liczyć już tylko na przemytników. Ci zaś ustalają cenę za swoją usługę, uwzględniając popyt, koszt i ryzyko. Taktyka Europy polega zatem na maksymalnym podwyższaniu kosztów i ryzyka.

11 września otworzył kolejną, jeszcze rozleglejszą przestrzeń dla umocnienia tej nowej legitymacji władzy. Już sama wielkość tej przestrzeni robi potężne wrażenie, a tymczasem posiada ona także inne zalety, których nie posiadało samo tylko koncentrowanie obaw o bezpieczeństwo na kwestii uchodźców.

Mimo niepewnej pozycji na krawędzi eksterytorialności (czytaj: poza obszarem obowiązywania prawa) uchodźcy wciąż jeszcze (przynajmniej w teorii) mogą powoływać się na "prawa człowieka", niezależnie od tego, jak nieprecyzyjne jest dziś ich znaczenie. Zdarza się także czasem, że wygrywają sprawy przed krajowymi i międzynarodowymi sądami lub korzystają z procedur prawnych przysługujących mieszkańcom kraju, do którego przybyli. Istnieją granice, przed którymi muszą zatrzymać się nawet najbardziej pomysłowe inicjatywy władz, z upodobaniem prężących swe muskuły na oczach społeczeństwa. W końcu trzeba przedstawić dowód potwierdzający istnienie związku między imigracją a przestępczością i udowodnić opartą na tym związku rzekomą winę, niezależnie od tego, jak bardzo opóźnia się ów moment za sprawą zgodnego współdziałania przerażających historii opisywanych przez prasę bulwarową i podtrzymywanej przez rząd atmosfery strachu. Uchodźcy mogą liczyć na to, że zastosuje się wobec nich zasadę domniemanej niewinności, nie są więc idealnymi kandydatami do statusu homini sacri (by przywołać termin Giorgia Agambena) - statusu poza wszelkimi uznanymi prawnie statusami, kondycji odartej z wszelkich typowych znaczeń, której nie dotyczą ani ludzkie, ani boskie prawa.

Terrorystów można natomiast umieścić otwarcie i bez wahania poza obszarem człowieczeństwa: w wymiarze fizycznym w bazie wojskowej Guantanamo, w obozie Bagram lub jednej z mniej osławionych ich replik, w miejscach autentycznie i bezspornie eksterytorialnych, oderwanych od wszelkiej terytorialnie określonej jurysdykcji, miejscach, nad którymi nie sprawuje suwerennej władzy żaden uznany system prawny i w których żadne z praw uchodzących powszechnie za nieodłączny element praw człowieka nie daje osadzonym szansy na podważenie oskarżeń i próbę udowodnienia swojej niewinności lub złożenie skargi na nieludzkie traktowanie. Zamiar dokonania zamachu terrorystycznego dowodzi z definicji nieludzkości oskarżonego, a oskarżenie o taki zamiar jest (jeśli nie w teorii, to w każdym razie w praktyce) wystarczającym powodem do niestosowania się w tym przypadku do standardów traktowania zarezerwowanych dla przedstawicieli rasy ludzkiej. Władze, kiedy skupią już lęki społeczne na zagrożeniu terroryzmem, a uwagę i siły społeczeństwa na "wojnie z terroryzmem", uzyskują swobodę działania nieosiągalną i niewyobrażalną w przypadku jakiegokolwiek innego, autentycznego lub domniemanego wroga publicznego. "Osoby podejrzane o terroryzm mogą zostać skazane na podstawie <> rozmów telefonicznych i kontroli poczty e-mailowej pod pozorem walki z zagrożeniem stwarzanym przez al-Kaidę" - stwierdza "Observer" z 22 lutego ub.r. Na tym jednak nie koniec. Nowe antyterrorystyczne uprawnienia udzielone rządowi "pozwalają na skazanie podejrzanych na podstawie słabszych dowodów, niż ma to miejsce w przypadku innych przestępstw, i to za przestępstwa w istocie niepopełnione, takie jak zamiar dokonania samobójczego zamachu bombowego".

Wspominaliśmy, że udowodnienie wielkości i powagi zagrożenia jest zadaniem niełatwym. Trudność ta została dzisiaj usunięta za pomocą dość prostego wybiegu, polegającego na ustaleniu "niższych" (niesprecyzowanych) standardów, na podstawie których można uznać "tych ludzi" (obwinianych o zbrodnicze zamiary w oparciu o analizy ich rozmów telefonicznych) za "zagrożenie". A ponieważ zagrożenie, wedle powszechnie głoszonej opinii, jest w naszych czasach wszechobecne (tak jak wszechobecne są potencjalne nośniki zagrożenia), nowe rozwiązanie otwiera praktycznie nieograniczone perspektywy dla obecnego i przyszłego, wspieranego przez władzę fabrykowania lęku. Istota rzeczy nie polega już na tym, czy oskarżeni są winni, czy niewinni, i czy oficjalne ostrzeżenia są uzasadnione, kłamliwe czy naciągane, ale na tym, czy oficjalne wyjaśnienie sprawy, oparte na niejawnych i często niemożliwych do ujawnienia dowodach, może być poddane niezależnej ocenie i kontroli, a następnie potwierdzone lub zakwestionowane. Poziom społecznego niepokoju zależy dziś bardziej od tych, którzy walczą z terrorystami niż od samych terrorystów. Dlatego mogą nań wpływać w większym stopniu polityczne potrzeby poszczególnych rządów, niepotrafiących zapanować nad gospodarczym zamętem, niż rzeczywista skala zniszczeń, których terroryści chcieliby, i potrafili, dokonać.

Żaden rozsądny człowiek nie może zaprzeczyć prawdziwości zagrożenia terrorystycznego. Dopóki w naszym wspólnym globalnym domu panować będzie chaos, a globalne potęgi będą działać w sposób skrajnie niepowściągliwy, nie kierując się żadnymi przesłankami politycznej lub etycznej natury, dopóki nasze gwałtowne odpowiedzi na ataki terrorystyczne będą tak jednostronne, "sprywatyzowane" i zderegulowane, jak są dzisiaj na skutek jednostronnej, sprywatyzowanej i zderegulowanej globalizacji - zagrożenie pozostanie realne. Eksterytorialny terroryzm jest takim samym nieuniknionym produktem sposobu, w jaki przebiega dzisiaj proces globalizacji planetarnej współzależności międzyludzkiej, jak eksterytorialne rynki finansowe i handel, przestępczość i korupcja. Zniknie tylko wtedy, gdy zniknie "nowy nieporządek świata" - jego kolebka i naturalne środowisko, a także niewyczerpane źródło wciąż odnawiającej się siły.

Komentując odpowiedź Hiszpanii na atak terrorystyczny w Madrycie, amerykański sekretarz obrony porównał ją do zachowania sąsiadów, którzy zastanawiają się, czy wziąć udział w pogoni za miejscowymi niegodziwcami, stanowiącymi dla wszystkich śmiertelne zagrożenie. Porównanie zakładało, że przeprowadzone przez Amerykanów ataki na Afganistan i Irak oraz podobne do nich z założenia ataki, które Amerykanie mogą przeprowadzić w przyszłości, są adekwatną i jedynie słuszną formą pościgu, a ci, którzy uważają je za chybione, bezproduktywne oraz bezcelowe i poszukują innych, skuteczniejszych sposobów zwalczania terroryzmu, wycofują się tym samym z "wojny z terroryzmem". Ale porównanie Rumsfelda, wraz z ukrytym w nim, rzekomo oczywistym założeniem, podobnie jak większość komentarzy po zwycięstwie socjalistów w wyborach w Hiszpanii - głoszących, że ewentualne wycofanie hiszpańskich wojsk okupacyjnych z Iraku będzie równoznaczne z umyciem rąk przez Hiszpanów i pozostawieniem innym walki z terrorystami - było tylko kolejnym objawem niebezpiecznie pokrętnej retoryki. Wbrew temu bowiem, co sugeruje porównanie Rumsfelda, prawdziwym przedmiotem sporu jest nie to, czy Europa powinna zaangażować się na równi z Ameryką w próby zwalczania terroryzmu, ale - czy "wojna z terrorem", do której Ameryka chce wciągnąć Europę, jest w tej sytuacji najwłaściwszą formą działania.

Prawdziwy wybór sprowadza się do tego, czy zachowamy na naszej planecie klimat dogodny dla terroryzmu, utrwalając i umacniając globalne pogranicze jako przestrzeń wojny wszystkich ze wszystkimi, czy zreformujemy nasz świat w taki sposób, że ziarna terroryzmu nie znajdą dla siebie gleby, w której mogłyby wzrastać i zapuszczać korzenie (choć biorąc pod uwagę naturę człowieka, wydaje się, iż żadna wyobrażalna reforma nie zdoła całkowicie wykluczyć groźby aktów terrorystycznych). Prawdziwa "wojna z terrorem" oznaczałaby zatem wspólny wysiłek uczynienia z ziemi miejsca przyjaznego ludzkości, a tym samym - niegościnnego dla jej wrogów. Taka "wojna" wymagałaby jednak znacznie więcej niż tylko wysłania samolotów, by zbombardowały Irak, Afganistan czy dowolną liczbę innych wyznaczonych celów. Co więcej - nie jest wcale pewne, czy ludzie decydujący o nowej strategii uznaliby w ogóle wysyłanie bombowców za właściwy sposób kontynuowania walki. Sądząc zaś po dotychczasowych efektach, podejrzenie, że strategia przyjęta przez Rumsfelda, zamiast przybliżać do powszechnego pokojowego współżycia wszystkich ludzi, raczej oddala nas od zakładanego celu "wojny z terroryzmem", wydaje się coraz bardziej uzasadnione.

Jeżeli al-Kaida chciała, by Zachód zaczął żyć w strachu i utracił zdolność podtrzymywania swych standardów wolności, sprawiedliwości, demokracji i ludzkiej godności (a więc tych wartości, o chęć zniszczenia których oskarża się wielokrotnie - i całkowicie słusznie - przywódców al-Kaidy i ich popleczników), jest dziś bliżej owego celu, niż mogła zakładać w najśmielszych oczekiwaniach, zważywszy na siły, którymi dysponowała.

przeł. Tomasz Kunz

Zdaniem Zygmunta Baumana zamachy z 11 września pozwoliły ostatecznie zastąpić w wyobraźni obywateli postulat "państwa opiekuńczego" wizją "państwa bezpieczeństwa". Wcześniej podstawowa trudność polegała na konieczności udowodnienia realności zagrożenia. Pojawienie się globalnego terroryzmu stało się wystarczającym powodem do powszechnego zaakceptowania bezpieczeństwa jako priorytetowego obowiązku państwa wobec obywateli. Jak twierdzi Bauman, głównym beneficjentem takiego stanu rzeczy są sami terroryści: "Jeżeli al-Kaida chciała, by Zachód zaczął żyć w strachu i utracił zdolność podtrzymywania swych standardów wolności, sprawiedliwości, demokracji i ludzkiej godności, jest dziś bliżej owego celu, niż mogła zakładać w najśmielszych oczekiwaniach, zważywszy na siły, którymi dysponowała".

Zygmunt Bauman, ur. 1925, socjolog, filozof. Usunięty z Uniwersytetu Warszawskiego w marcu 1968 r., następnie zmuszony do emigracji. Wieloletni wykładowca uniwersytetu w Leeds. Międzynarodową sławę przyniosły mu m.in. "Ponowoczesność jako źródło cierpień" oraz "Nowoczesność i zagłada".

ZYGMUNT BAUMAN socjolog



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
3. Bezp spol Wyklad z 06.11 i 20.11, Studia, Bezpieczeństwo Państwa, Bezpieczeństwo społeczne
Titmus, Studia, Bezpieczeństwo Państwa, Bezpieczeństwo społeczne
Czy państwo opiekuńcze zostanie wyparte przez państwo wspierające pracę, Bezpieczeństwo społeczne
Rafał Wiśniewski Ewolucja polityki bezpieczeństwa Japonii po zimnej wojnie Od Państwa Moratorium
Skutki do wysłania, bezpieczeństwo ekonomiczne państwa, referat - blackout
10 Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego
NIKLAS LUHMANN - Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego, Niklas Luhmann- Teoria panstwa
Istota Państwa, Bezpieczeństwo Narodowe, Wiedza o Państwie i Prawie
ćwiczenia 16.11 otto nauka o panstwie, bezpieczeństwo wewnętrzne materiały
4.10.12 - o państwie, Bezpieczeństwo Wewnętrzne, Nauki o Państwie i Prawie
PD 1.Wykład 5 Symbole państwowe, Bezpieczeństwo Narodowe, Rok I, protokół dyplomatyczny
PIERWSZA REWOLUCJA PAŃSTWOWOTWÓRCZA, Bezpieczeństwo Wewnętrzne - Studia, Semestr 1
Stany Nadzwyczajne w państwie2, Bezpieczeństwo wew
strategie obronności państwa, Bezpieczeństwo Publiczne
ZAJĘCIA NR. 4 Bezpieczeństwo państwa, Bezpieczeństwo Wewnętrzne, bezpieczeństwo wewnętrzne - konwerc
Bezpieczeństwo społeczności lokalnych (od K.Czecha) pytania, WSPol Szczytno, Bezpieczeństwo wewnętrz
4. Elementy definicji państwa, Bezpieczeństwo Wewnętrzne, Nauka o Państwie i Polityce
Bezpieczeństwo społeczne - zgadnienia do referatów zal. z ćwiczeń

więcej podobnych podstron