Slayers Sorai SS10

Heh- już dziesięć części... Dumna jestem... Czy ktokolwiek przebrnął przez to aż do teraz? Jeden, dwa... O tam pan trzy z tyłu podnosi rękę... No dalej, śmiało- proszę się nie wstydzić!!! Heh- no to powodzenia- kto zaszedł aż tu i nie padł po drodze ten jest mistrzem :)

miju7@op.pl

Slayers Sorai

pert ten

Phoenix- planeta pustynna, czasem bagienna... Awionetka wylądowała w pobliżu miasta portowego Beren 13. Planetka była skolonizowana przez ludzi- jednak zawsze miała sławę raczej... Cóż dużo mówić- była główną meliną i dziuplą większości łotrów ściganych przez GTSZ- azyl. Tutaj- na tej ziemi bezprawia- prawdopodobnie ukryli się znajomi Valga. Ale cóż z tego, że znają planetę, jeśli nie znają miejsca? Podzielili się więc- Wittali, Valgaaw, Lina i Gourry zbadają pustynne miasto Beren 34, Filia i Xellos zajmą się Selio 40- blisko równika. W tych dwóch miejscach mogli znaleźć coś konkretnego- tak mówił Valgaaw... Amelka, Zelg i podkomendni Vala zostali na statku.

Lina zeskoczyła na ziemię wzbijając tuman żółtego kurzu. Gourry rzucił jej torbę i też zeskoczył. Rozejrzała się zakładając białą szatę nomada.

-Rany... Jak dawno nie stąpałam po stałym lądzie...

-No...- Zawiązał kaptur pod szyją- schował włosy... Podbiegła kotka- sama też rozglądała się na wszystkie strony...

-Jeszcze nigdy nie widziałam tyle piasku!!!- Roześmiali się. Pojawił się kapitan. Jak zwykle poważny, z ironicznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.

-No- w drogę. Musimy popytać w paru miejscach... Znam osoby, które będą wiedzieć gdzie znajdę G...- Urwał i uśmiechnął się ujmująco.

No- to tyle z ich dobrego humoru. Czas na interesy.

Filia stała na ulicy. Obok chemik- dostali dokładne wskazówki czego mają szukać... Miasto- gwarne, rozświetlone kolorowymi neonami, z wieżowcami i latającymi samochodami... Już prawie zapomniała co to znaczy... Tyle ludzi- jak dobrze zobaczyć obce twarze... Różne rasy, słyszała różne języki, nie rozróżniała słów- wystarczył jej sam dźwięk... Grawilot przeleciał obok. Po drugiej stronie zatrzymała się taxówka.

-Podwieźć?- Gruby facet ze skrętem w zębach. Xello zerknął na kartkę którą dostał od Vala.

-Green Night Club- mówi ci to coś?

Obskurna klitka na przeciw baru szybkiej obsługi. Mała i zniechęcająca... Tu jednak zaprowadził ich zielonowłosy. Zapukał do drzwi, pokrytych łuszczącą się farbą- trzy razy- przerwa- dwa razy- przerwa- raz. Odczekał chwilę a potem nacisną klamkę- ustąpiły bez oporu uchylając się na kilka centymetrów... Obejrzał się na nich...

-Nie wiem co się dzieje... Zwykle odpowiadali na sygnał...

-Może ich nie ma?- Spekulował pilot opierając się o ścianę. Kotka pociągnęła nosem i zrobiła dziwną minę...

-Wiecie... Chyba nie powinniśmy tam wchodzić...

Valgaaw wzruszył ramionami i pchnął drzwi... Uderzył ich zapach zgnilizny i krwi... Lina pochyliła się i zwymiotowała na sam widok, blondyn zbladł tylko...

W pomieszczeniu leżały dwa ciała. Leżały też ich wyprute flaki. Leżały od bardzo dawna.

Szum rozmów wokół. W tle muzyka- rockandroll- wiecznie żywy... Przy barze- wypolerowanym i błyszczącym- siedziało kilkoro ludzi- ale przeważająca większość przewijała się przez salę do stolików. Xellos usiadł na wysokim krześle. Rozejrzał się- barman czyścił kieliszek- mówił coś od czasu do czasu do nawalonego jak bombowiec faceta na lewo... Jakaś dziewczyna w czerwonych glanach po kolana przeszła obok, obejrzała się i uśmiechnęła zachęcająco znikając we mgle tytoniowego dymu... Dwóch wysokich mężczyzn wynosiło nieprzytomnego... Ktoś zamawiał krwawą marry dla siebie i dla przyjaciela... Tłuczony kieliszek, fałszywy akord gitary, śmiech, krzyk, bełkot...

Zakrył twarz dłońmi- dawno nie brał... Oto i efekty- głowa bolała jakby rozbijała się tam zgraja szalonych drwali... Barman podszedł do niego- oto kolejny sponsor... Bezbłędnie rozpoznał w jakim jest stanie.

-Smutno, nu? Może drinka, nu? Z parasolką?- Westchnął i rzucił na blat pięć dolarów.

-Jasne koleś. Smutno. Drinka. Bez parasolki.- Facet uśmiechnął się, zgarnął pieniądze i zabrał się za nalewanie. Zmieszał kilka rodzajów alkoholi, przelał do kieliszka, dożuci kostki lodu i cytrynę.

Xellos sączył powoli napój obserwując tłum. Głowa nie łupała już tak jak przed chwilą... Obserwował parę dryblasów grających w pokera. Jeden wyraźnie oszukiwał wykorzystując nieuwagę kolegi... W końcu jednak i drugi zorientował się w czym rzecz. Poderwał się od stołu upuszczając karty i zaczął wrzeszczeć coś na drugiego... I ten wstał... Zwiadowca oderwał od nich zmęczony wzrok. Skończył kieliszek i pstryknął na barmana. Podszedł natychmiast- służalczo jak pies... A za nagrodę nawet najgorszy kundel da się pogłaskać...

-Nu, dalej smutno?- Jego oczy powiększyły się nieomal do rozmiarów spodków gdy zobaczył nominał banknotu pod kieliszkiem. Sięgnął już po niego, gdy ręka chemika złapała go za nadgarstek. Spojrzał w jego oczy- a, więc to taka gra...

-Kogo szukasz przybyszu? Nu- stary Henry zna wszystkich- każdy prędzej czy później trafi do jego Green Club...

Podał nu kartkę z przyczepionym spinaczem zdjęciem. Zerknął na nią... Zastanowił się głęboko... Wiedział, że nie może skłamać- nie po to przez dwadzieścia lat budował sobie reputację, by teraz zniszczyć to nieopatrznymi słowy... Jeśli się zapłaci- będzie dyskretny i nie piśnie słówka... Ale czy gość ze zdjęcia płacił? Nie...

-To Dynast Guashanger. Przyjechał tu pięć lat temu na starej T12. Od początku zajmował się ciemnymi sprawkami- zresztą jak wszyscy. Dorobił się majątku na szmuglowaniu Białej Damy... Teraz uchodzi za jednego ze znamienitszych mieszkańców Selio 40... Zupełnie zapomniał o przyjaciołach od kieliszka- drań...

-Gdzie go znajdę?- Xellos wsunął pod kieliszek kolejny banknot. Henry zagryzł wargę... Otarł spoconą rękę o fartuch i sięgnął po napoczętą butelkę. Pociągnął zdrowo nim zaczął mówić dalej.

-Teraz mieszka w dzielnicy bogaczy na Daisystreet. W wieżowcu korporacji... Obwarował się ochroniarzami i gryzipiórkami- nikt się do niego nie przedrze... -Zamilkł. Nie miał zamiaru, albo nie wiedział o denacie więcej... Zresztą- powiedział wystarczająco dużo.

-Dzięki stary.- Chemik sięgnął do portfela i dołożył trzeci banknot.- Wiesz stary... Jakby ktoś pytał...

-Jasne przyjacielu. Wpadnij jeszcze kiedy... Może se pogawędzimy jeszcze.- Pieniądze w niemal magiczny sposób zniknęły pod ladą. Uśmiechnął się jeszcze do barmana i ruszył do wyjścia...

Do czego zmierza ten świat? Po tylu latach wciąż używano papierowych pieniędzy- tak nieporęcznych, tak podatnych na fałszerstwo... Ludzie jednak zawsze będą przeklętymi materialistami- kiedy oszczędności całego życia mogą mieć w kawałku plastiku, i tak będą nosić ze sobą wypchane portfele... Pieniądze- wszystko można za nie kupić... Przyjaźń, miłość, odwagę, władze... Wszystko za odpowiednią cenę- nawet szczerość...

Do czegóż zmierza ten świat? Komu zaufać w uniwersum papierowych władców?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Slayers Sorai SS1
Slayers Sorai SS7
Slayers Sorai ~$SS19
Slayers Sorai SS13
Slayers Sorai SS16
Slayers Sorai SS9
Slayers Sorai SS18
Slayers Sorai SS11
Slayers Sorai SS8
Slayers Sorai SS19
Slayers Sorai SS5
Slayers Sorai SS4
Slayers Sorai SS3
Slayers Sorai SS17
Slayers Sorai SS6
Slayers Sorai SS2
Slayers Sorai SS12
Slayers Sorai SS14
Slayers Sorai SS15

więcej podobnych podstron