Slayers Sorai SS19

Slayers Sorai

part nineteen

Stali na pustym skrzyżowaniu. Jedna lampa zalewała ich swoim chorym, żółtym światłem. Przed nimi otwarty właz kanałów.

Valgaaw stał dalej- odwrócony plecami dopalał papierosa. Z ciemności włazu wyłonił się Walter z Henrym- nieśli zawinięte w czarny płaszcz ciało.

Amelia odwróciła wzrok- przytuliła się do inżyniera... Objął ją ramieniem... Lina niedostrzegalnie niemal przysunęła się do pilota patrząc na zwłoki Gaawa. Pamiętała jeszcze zdjęcie roześmianego mężczyzny... Kosmyk czerwonych włosów błysnął w blasku latarni...

-Coś tu jakby cu...- Zaczął Metallium- ale nie dokończył, zarobił za to łokciem w żebro...

Nawet oni mieli kogoś- chociażby wroga- ale zawsze... Kotka spojrzała na kapitana. Tylko ona była sama. A tak bardzo chciała... Tak bardzo...

Wrócili na swój statek. Na swoją KO- 324 Missouri. Teraz siedzieli- każde w swojej kwaterze- rozkoszując się samotnością.

Ktoś zapukał do jego pokoju.

-Kto tam?

-To ja! Filia.- Otworzył przed nią drzwi. Zdziwił się, że tu przyszła- ale cóż. Zgarnął z fotela swój mundur i przerzucił na łóżko.

-Siadaj.

-Dzięki.- Usiadła i milczała dłuższą chwilę. Nie przeszkadzał jej- miała do powiedzenia chyba coś ważnego. Wreszcie zebrała się w sobie i nabrała powietrza.- Zelg... Wiesz... Musisz porozmawiać z Xellosem.

-Ja?- Parsknął.- A na jaki temat?

-Bo on... On chyba...

-Biała Dama. Wiem od dwóch miesięcy.- Przerwał jej. Podniosła na niego oczy- czy tylko mu sie wydawało, czy widział w nich iskierki gniewu?

-I nie rusza cię to?

-Niby czemu by miało?- Zapytał. Patrzyli sobie długo w oczy.- Filia- to jego życie, jego bagno. Nie będę tam właził z butami.- Nie odezwała się- tylko patrzyła.- No, przecież nawet nie jesteśmy nawet przyjaciółmi.- Rany boskie, czy ona musi się tak gapić?- No może i jesteśmy, ale mnie nie posłucha- po co próbować?

-Zelgadisie Greywords. Nie. Wolno. Ci. Tak. Mówić.- Powiedziała cicho ale dobitnie... Acha- dotarło do niego wreszcie. To takie buty... Czyżby ona Xellosa... To możliwe? Niee... Niemal wybuchnął śmiechem- całą siłą woli zachował jednak maskę powagi.

-Dobra. Mogę iść i mu powiedzieć żeby przestał się truć, zadowolona?

-Zelg...- Teraz prosiła. Westchnął.

-Dobra. Zrobię co mogę. Ale nie sadzę, żeby to coś dało...- Wdzięczność w jej oczach niemal go powaliła. Skinęła głową i wyszła. Ściśnięte gardło nie pozwalało jej mówić- przemogła się jednak i zatrzymała przy drzwiach.

-Tylko... Nie mów mu, że ja...

-Jasne Fi-chan... Nie ma sprawy.

Wyjął strzykawkę. Błękitny płyn zalśnił w słabym świetle. Biała Dama... Którą można brać na wiele sposobów... Uśmiechnął się. Ona wcale nie zmieniała jego spojrzenia na świat. Nie czół się dzięki niej bardziej atrakcyjny ani bardziej wygadany. Bogu dzięki nie brakowało mu ani jednego, ani drugiego. Ale sam moment- kilka chwil ze strzykawką było jak podróż na drugi koniec tęczy. Były jak zapowiedź garnka ze złotem, który ukrył przemyślny leprachaun. Oczywiście każdy mądry człowiek zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczne jest zabieranie leprachaunowi jego złota. Wielu mówi, że nie tylko narażasz się na pościg właściciela, ale złoto w promieniach słońca okaże się suchymi liśćmi albo kupką miedzi.

I następna prawda o Białej Damie: jeśli pozwolisz, aby zaczęła rządzić twoim życiem to zacznie to robić. Z całą bezlitosnością i okrutną obojętnością. On już nie miał się czego bać. Czuł na sobie oddech leprachauna i czół też, że Biała Dama coraz bardziej się nim interesuje. Tak to już jest. Jeśli zbyt długo patrzysz w otchłań, uważaj, bo otchłań może spojrzeć w twoim kierunku. W niego otchłań wpatrywała się od dawna.

Wszedł- bez pukania. Metallium odwrócił się i schował prawą rękę za siebie.

-Daruj sobie.

-Co cię przywiało?- Usiadł na fotelu przy stole. Greywords przyciągnął sobie krzesło i usiadł oparciem na przód. Wiedział, że będzie to trudna rozmowa- przygotował się. Wyciągną z wewnętrznej kieszeni marynarki płaską butelkę. Chemik uniósł oczy zdziwiony.

Po chwili atmosfera stała się przyjemniejsza- polał jeszcze raz, i niemal od razu wypili. Wódka było mocna- przemycił na statek trzy butelki z Pchoenix- prezent od Henrego. Ale nie przyszedł tu, żeby się upić ze zwiadowcą.

-Od kiedy bierzesz?- Spojrzał na niego podejrzliwie. Ale właściwie- od dawna chciał to z siebie wyrzucić... Zelg był jego kumplem- jemu mógł powiedzieć. Przecież nie rozniesie tego po całym statku... Często stawali przeciw sobie, ale kiedy było trzeba mogli na sobie polegać.

-Od... Od kiedy rozstałem się z Li.- Powiedział i wypił resztę z kieliszka.

-Przypuszczałem... Że jesteście razem.

-No... Ona nie chciała, żeby ktoś z załogi się o tym dowiedział. Żeby potem nie wściekali się, że mnie faworyzuje albo co... Kiedy byliśmy sami- było pięknie. Ale kiedy ktoś obok był... Taka zimna... To mnie doprowadzało do depresji, do białej gorączki... Nie wiem co zepsułem. Może moja- może jej wina... Na początku było pięknie... Ale potem przestaliśmy już do siebie pasować...- Zamilkł nabierając powietrza. Było ciężko to mówić- przecież od tak dawna chciał o tym zapomnieć... Ale wiedział, że kiedy skończy będzie lepiej.- No i potem... Pojawił się Gabriev. Znali się już wcześniej... I... Pewnego dnia po prostu zabrała z mieszkania swoje rzeczy, zostawiła list i odeszła. Spotkaliśmy się potem dopiero gdy werbowała załogę na ten lot.

Milczeli chwilę. Inżynier polał i zapytał:

-Jest z Gabrievem teraz?

-Nie... Mamy do siebie jeszcze tyle szacunku, że by mi powiedziała.- Zamilkł znów. Jeszcze jedno mu ciążyło. Jeszcze jedno chciał z siebie wyrzucić...- Nie wiem czemu się zgłosiłem na ten lot... Miałem chyba nadzieję... Że to da się jeszcze wrócić, naprawić... Pomyliłem się... Brałem już wcześniej... Ale teraz.... Teraz jest gorzej. Brałem żeby o niej nie pamiętać. Zapomnieć.

Milczeli znów długo. Xellos powiedział coś jeszcze, żalił się... Co dziwniejsze nie wypili dużo... On gadał sam- nie alkohol rozwiązał mu usta.

-Pewna kobieta... Kazała mi przemówić ci do rozumu. Nie ona.- Zgasił rodzącą się nadzieję.- Powiedziała, że nie chce patrzeć na ciebie w takim stanie. Że mógłbyś być kimś... Gdybyś przestał.

Znów milczenie.

-Ty też byłeś kiedyś kimś. Detektyw nieprawdaż? Posadziłeś setkę psychopatów, a potem załamałeś się i odszedłeś... Coś się wydarzyło prawda?

-Taak. Cos się wydarzyło.- Odparł chłodnym tonem.- Ale je nie zacząłem ćpać.

Wstał. Wyszedł. W jego głosie była taka pogarda kiedy mówił ostatnie słowa... Taka pogarda... Chemik spojrzał z gniewem w drzwi za którymi zniknął.

Więc on jego zdaniem był słaby? Taak? Gorszy? To miał na myśli? Ochh niedoczekanie jego!

Spojrzał na strzykawkę, którą wciąż trzymał w dłoni.

Szedł szybkim krokiem pustym korytarzem. W pewnej chwili usłyszał za sobą dźwięk, jakby ktoś z rozmachem rzucił strzykawką w drzwi... Może weźmie jeszcze tysiąc razy, a może ani razu. Od niego teraz zależy. Uśmiechnął się- zrobił co mu Filia kazała. Ale... Okupił to wspomnieniami... Nie chciał myśleć o przeszłości... Nie o tej. Szkoda, że zostawił butelkę u zwiadowcy.

Wrócił do swojego pokoju. Włączył wieżę na cały regulator- może ciężki rock zagłuszy wspomnienia?

-Tak więc... Znów jesteś panią kapitan.

-Jakoś się nie cieszę.- Parsknęła. Stała z Valem przy terminalu. Miał opuścić zaraz ich statek i lecieć w swoją stronę na Accuse Sixteen. W międzyczasie uzupełnił ich zbiorniki paliwa.

Odwróciła się do niego.

-Guaschanger ci zwiał, nie masz żadnych śladów. Ja spełniłam obietnicę- pomogłam ci znaleźć Gaawa... Będziesz szukał Dynasta?- Wzruszył tylko ramionami. Smutno jej się nagle zrobiło... Przez ten czas nawet polubiła tego zimnego Kadai... Miał talent, znakomicie do niej pasował...- Może został byś z nami... Z załogą?...

-Nieee...- Uśmiechnął się. Po raz pierwszy widziała jak się uśmiecha.- Ty jesteś kapitanem. Ja też jestem na kapitana stworzony- przeszkadzałbym ci... Ale dziękuję. Naprawdę.- Uśmiechnęła się również i podała mu rękę w szaro- niebieskiej rękawiczce. Znów była w służbowym mundurze- jak dobrze było mieć go na sobie- mimo wszystko...

-Powodzenia... Uważaj na siebie.- Gourry i reszta chłopaków również uścisnęli mu dłoń. Filia i Amelka też się uśmiechnęły.

-Daj znać jak będziesz kiedyś w pobliżu Ziemi.

-Nie ma sprawy.

Kotka podeszła do niego. Teraz albo nigdy... Bo może go już nie zobaczyć... Ale chciała spróbować... Zamiast podać mu ręką przytuliła się do niego mocno...

-Nie zostawiaj mnie...- Szepnęła cichuteńko. Pokręcił głową.

-Nie malutka... Nie mogę...- Delikatnie ale stanowczo odsunął ją od siebie.- Było miło ale teraz koniec. Nigdy nic właściwie nie było.- Nie zareagował na jej łzy i szkliste oczy.

Poprawił plecak i odwrócił się do nich. Właz zaczął się otwierać powoli- za nim stała jego załoga.

-Do zobaczenia.

Odszedł. Uśmiechając się lekko. Może nie wróci...

-Nikt mnie jeszcze tak nie poniżył...- Wtuliła tważ w poduszkę. Filia wstała z jej łóżka. Teraz Wittali musiała być sama... Potrzebowała tego. Po chwili zasnęła oddychając urywnie.

Wyszła- za drzwiami stał chemik, opierając się o ścianę. Wzdrygnęła się... Uśmiechnął się tylko i pochylił się w jej stronę.

Odszedł pozostawiając ja osłupiałą. Stała długo jeszcze bez ruchu- z tym dziwnym uczuciem szczęścia które każe tańczyć i krzyczeć...

Szepnął jej wprost do ucha jedno słowo. Jedno słowo...

-Dziękuję.

Teraz na Ziemię. Stała przy konsoli na mostku. Sama... Stała już tak kiedyś- całkiem niedawno. Na tym statku...

Musiała wrócić na Ziemię- wiedziała, że musi. I załoga też chciała- musiała.

Wrócić na Ziemię...

Wrócić do domu...

Choć może bardziej pasował by grób.

Ale...

Zawsze trzeba mieć nadzieję... Przecież tyle już przeszli... Zawsze mieli fart... A z resztą... Bądź co bądź był to ich dom. I wrócą do domu. Do miejsca gdzie po raz pierwszy zobaczyli słońce, po raz pierwszy spadli z drzewa, gdzie uczyli się prowadzić pierwszy samochód, gdzie po raz pierwszy schlali się do nieprzytomności...

Uśmiechnęła się- trzeba cenić drobne przyjemności... Nic nie znaczące wspomnienia... Odłamki- kolorowe szkiełka... Najpiękniejsze.

Bo z nich składa się życie. Z kolorowych chwil- jasnych i ciemnych. Bo nie ma światła bez cienia.

Nie poddać się... Walczyć... Ponieważ...

Empty spaces - what are we living for

Abandoned places - I guess we know the score

On and on, does anybody know

What we are looking for...

Another hero, another mindless crime,

Behind the curtain, in the pantomime

Hold the line, does anybody want to take anymore?

The show must go on

The show must go on

Inside my heart is breaking

My make-up may be flaking

But my smile still stays on.

Whatever happens,

I'll leave it all to chance

Another heartache, another failed romance

On and on, does anybody know

What we are living for?

I guess I'm learning,

I must be warmer now

I'll soon be turning, round the corner now

Outside the dawn is breaking

But inside in the dark

I'm aching to be free

The show must go on

The show must go on

Inside my heart is breaking

My make-up may be flaking

But my smile still stays on.

My soul is painted like the wings of butterflies

Fairytales of yesterday will grow but never die

I can fly - my friends

The show must go on

The show must go on

I'll face it with a grin

I'm never giving in

On - with the show -

I'll top the bill,

I'll overkill

I have to find the will to carry on

On with the -

On with the show -

The show must go on...

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

KONIEC TOMU PIERWSZEGO

Benevele lector

Do czytelnika

Tak oto zakończył się tom pierwszy- a każdy koniec jest przecież początkiem. Nie wiem co mam o nim myśleć... Nie pisało mi się go najlepiej- ostatnie części powstały niemal równocześnie... Ale to właśnie z #19 części jestem zadowolona najbardziej. Mam nadzieję, że dotarliście aż tutaj. Bynajmniej nie jest to zakończenie Sorai. Teraz nasi bohaterowie mószą wrócić na Ziemię- gdzie czeka ich niebezpieczeństwo ze strony Gangrela.

Ta historia opowiada o postaciach z anime The Slayers. Starałam się przenieść ich barwny świat fantasy do odległej przyszłości "naszego" świata. Starałam się odwzorować ich świat w zupełnie innym uniwersum... Wiele elementów jest więc takich samych- przedstawionych tylko w innym świetle. Np: Sam Gangrel to jakby Shabranigdo, złote smoki to Kai a starozytne to Kadai... Jest wiele takich szczegółów. Również wiele nazw- Kai i Kadai, Mushi i Neko- to tak naprawdę po japońsku "złoty" i "starożytny", "robak" i "kot"... Jakiekolwiek nazwy się tu pojawiły- coś znaczą.

Tak więc... Mam nadzieję, że dobrze wam się czytało tą historię. Natchnieniem do niej był pewien fanarcik- nie podam z litości autora...

Przy zakończeniu chciałam również podziękować kilku osobom. Dziękuję więc Kanti Metallium, Fujin Greywords, Achice, Sal, Ly, Iriz- która przekonała mnie, że powinnam dalej pisać, Juce, Mortowi, Rani, Lili11, Deo Dalailane- za natchnienie- i wszystkim, którzy przeczytali ten fick.

Kolejna księga nosić będzie tytuł: "Slayers Shimpai". Będzie raczej krótki- najwyżej dwie części- i będzie raczej wstępem do czegoś... Czegoś... Na czym mi zależy.

miju7 shizukesa shi

miju7@op.pl

miju7@o2.pl

www.kazoku.prv.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Slayers Sorai ~$SS19
Slayers Sorai SS1
Slayers Sorai SS7
Slayers Sorai SS13
Slayers Sorai SS16
Slayers Sorai SS9
Slayers Sorai SS18
Slayers Sorai SS11
Slayers Sorai SS8
Slayers Sorai SS5
Slayers Sorai SS4
Slayers Sorai SS3
Slayers Sorai SS17
Slayers Sorai SS6
Slayers Sorai SS2
Slayers Sorai SS12
Slayers Sorai SS10
Slayers Sorai SS14
Slayers Sorai SS15

więcej podobnych podstron