Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik

Kto nie chce poznać "tajemnicy Smoleńska"?

Dla większości Polaków poznanie prawdy o tragedii z 10 kwietnia 2010 r. ma wymiar moralny i patriotyczny. Ale na scenie międzynarodowej patrzy się na nią przez pryzmat polityczny, interesów państwowych, partyjnych i biznesowych. Koalicja faktycznych przeciwników wyjaśnienia katastrofy Tu-154 jest wielobarwna i ponadnarodowa. I nie jest tak, że wszyscy jej uczestnicy nie lubią Polaków - często po prostu chcą za wszelką cenę przyjaźnić się z Rosją. Prymat interesów ekonomicznych nad prawdą i etyką jest w tym przypadku spektakularny.

Warto znać tę "międzynarodową geografię polityczną" w sprawie Smoleńska. Choćby po to, by wiedzieć, do jakich drzwi w Europie i poza nią kołatać, aby zyskać sprzymierzeńców, a do jakich nie warto, bo i tak gospodarze zatrzasnęli je "na głucho". Szczególnie ważne jest to w kontekście walki o umiędzynarodowienie śledztwa smoleńskiego na gruncie amerykańskim, ale przede wszystkim europejskim, a ściślej mówiąc: unijnym. Tu celem jest m.in. przeforsowanie na forum Parlamentu Europejskiego debaty na ten temat. Udało się nam, europosłom PiS, wywalczyć, aby kwestia ta stała się przedmiotem rozmowy między szefem PE a przewodniczącym Komisji Europejskiej, Portugalczykiem José Manuelem Duräo Barroso, a także między szefem PE a "unijnym prezydentem", czyli przewodniczącym Rady UE, Belgiem (Flamandem) Hermanem van Rompuyem. Ale te rozmowy na "unijnym szczycie" nie mogą w żadnym razie, co mocno podkreślam, być jakąkolwiek alternatywą dla debaty w europarlamencie.

Mapa sojuszników.

Jak więc wygląda mapa sojuszników Rosji w kwestii tragedii smoleńskiej, a jaka jest możliwa koalicja propolska w tej sprawie? Czas na konkrety.

Niemcy - ten bodaj największy sojusznik Moskwy w Europie, tak konsekwentny, że wręcz wskrzeszający swoim zachowaniem ducha Locarno, nie będzie naszym sprzymierzeńcem w domaganiu się uczciwego śledztwa smoleńskiego. Nie uczyni tego w najmniejszym stopniu ani koalicja rządowa CDU - FDP, czyli duet chadecko-liberalny szefa MSZ - lidera liberalnej FDP Guida Westerwellego z faktycznie trzymającą lejce niemieckiego zaprzęgu w rydwanie polityki zagranicznej kanclerz Angelą Merkel. Nie mamy także co szukać poparcia w szeregach głównej partii opozycyjnej, czyli SPD, niezmiennie od czasów Związku Sowieckiego uważającej, że bliskie relacje z Moskwą muszą być podstawą polityki zewnętrznej Berlina - nawet gdyby to się miało odbywać kosztem praw człowieka, suwerenności i praw innych krajów. Personalnym uosobieniem tej polityki stał się socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schroeder, biorący olbrzymie pieniądze z tytułu zasiadania w Radzie Nadzorczej rosyjskiego Gazpromu. Poparcia nie otrzymamy również ze strony niemieckich postkomunistów, którzy przefarbowali się w RFN, ale nie na tyle, aby w jakikolwiek sposób sprzeciwić się Moskwie. Paradoksalnie, jedyną partią niemiecką, której politycy są krytyczni wobec Federacji Rosyjskiej, są Zieloni. W Parlamencie Europejskim wiele razy publicznie potępiali łamanie praw człowieka w Rosji, zabierali głos w sprawie Michaiła Chodorkowskiego, słowem, w perspektywie Niemiec byli politycznie "mało poprawni".

Francja jest kolejnym państwem, które tradycyjnie, w zasadzie od epoki napoleońskiej, widzi swój żywotny interes w dobrych relacjach z Rosją. Początkowo prezydent Nicolas Sarkozy był w tej kwestii bardziej sceptyczny niż jego poprzednik Jacques Chirac, ale od jego pierwszej wizyty w Moskwie i słynnej uczty z Władimirem Putinem (po której, jak odnotowały media, Francuz był w szampańskim nastroju i zachowywał się dość niekonwencjonalnie, całkowicie niezgodnie z protokołem dyplomatycznym) i on podążył tradycyjnym tropem francuskiej polityki. Dziś Paryż robi wszystko, aby nie denerwować Moskwy. Skądinąd Sarkozy jest w tym przypadku bardziej konsekwentny niż w relacjach z Pekinem - kiedyś wzywał do bojkotu olimpiady w stolicy Chin, a teraz utonął w miłosnym uścisku z ChRL. Zresztą akurat w podejściu do relacji francusko-rosyjskich nie ma różnicy na francuskiej scenie politycznej między rządzącą centroprawicą a socjalistyczną opozycją. Słowem: nad Sekwaną nie mamy specjalnych szans na wsparcie w międzynarodowym dobijaniu się o prawdę smoleńską.

Wielka Brytania jest bodaj jedynym spośród największych krajów Unii Europejskiej, który ma bardziej racjonalny niż emocjonalny stosunek do Moskwy i zauważa, że rosyjski car jest nagi. Wynika to prawdopodobnie z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy to niezadowolenie Londynu ze stałej, sporej infiltracji rosyjskiego wywiadu w Zjednoczonym Królestwie - bądź co bądź największym sojuszniku USA w Europie. Drugim zaś jest wyrzucenie brytyjskiej firmy British Petrolium (BP) z terenu Rosji, co spowodowało jej olbrzymie straty finansowe. Do tego dochodzi "sprawa Litwinienki", czyli zabójstwa w Londynie byłego wysokiego oficera wywiadu sowieckiego i rosyjskiego, któremu Brytyjczycy udzielili azylu politycznego. To właśnie Londyn może być potencjalnym sojusznikiem tych polskich polityków, którym zależy na wyjaśnieniu tragedii smoleńskiej. Nie mówię tu o działaniu rządu Jej Królewskiej Mości, bo na 10 Downing Street od wielu dekad drogowskazem jest dewiza lorda Palmerstona (skądinąd niesłusznie przypisywana Churchillowi), iż Wielka Brytania nie ma ani stałych wrogów, ani stałych przyjaciół - ma za to stałe interesy...

Jednak brytyjscy politycy, media i opinia publiczna są dużo bardziej uwrażliwione na rosyjską politykę quasi-imperialną i próby ponownego zdominowania przez Moskwę naszego regionu Europy niż społeczeństwo RFN czy Francji. Charakterystyczne zresztą, że to właśnie Brytyjczycy byli najliczniejszą nacją spośród posłów do Parlamentu Europejskiego, uczestniczącą w tzw. publicznym wysłuchaniu na temat katastrofy smoleńskiej zorganizowanym przez europosłów PiS w PE w grudniu 2010 r., a także w towarzyszącemu mu spotkaniu posła Antoniego Macierewicza z eurodeputowanymi. Z tej strony możemy ewentualnie liczyć na korzystny wiatr w polskie żagle. Myślę tu zwłaszcza o torysach - czyli Partii Konserwatywnej, od zeszłego roku rządzącej Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Tym bardziej że Prawo i Sprawiedliwość jest w europarlamencie w jednej grupie politycznej właśnie z brytyjską prawicą (ECR - Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy).

Włochy to względem Rosji kraj swoistych pariasów. Premiera Silvio Berlusconiego stać na takie gesty polityczne, jak rozesłanie do wszystkich członków Camera dei Deputati, czyli izby niższej włoskiego parlamentu, jak również do członków Senatu, kasety z filmem "Katyń" Andrzeja Wajdy. Jednak ten ciekawy sygnał był w gruncie rzeczy jest elementem wewnątrzkrajowej rozgrywki szefa włoskiego rządu z opozycją, której część stanowią postkomuniści i lewicowi intelektualiści, wybielający Związek Sowiecki. Jednak "boski Silvio" w relacjach z Moskwą jest do bólu pragmatyczny. Za dopuszczenie do znaczących kontraktów dla włoskich firm przy budowie Nord Streamu i South Streamu (Gazociągu Północnego i Gazociągu Południowego) Włochy nabierały wody w usta we wszystkich drażniących Rosję na forum międzynarodowym kwestiach. To Berlusconi ścigał się z Sarkozym w załatwieniu konfliktu rosyjsko-gruzińskiego po myśli Kremla, jednocześnie mało skromnie przedstawiając się światowej opinii publicznej jako polityk, który uratował Kaukaz od dramatycznej wojny.

Również w czasie różnych, także mniej formalnych i zakulisowych, debat w Parlamencie Europejskim przedstawiciele włoskiej koalicji rządowej, również z partii Sojusz Narodowy Gianfranco Finiego i Liga Północna Umberto Bossiego, pozornie zaskakująco wypowiadali się przeciwko "ingerencji" europarlamentu w Brukseli w sprawie Gazociągu Północnego. Skądinąd używali wówczas "eurosceptycznych" argumentów, że UE nie powinna odgórnie interweniować w politykę prowadzoną przez jednego z jej członków (w tym przypadku Niemcy). Na tym zresztą polega kunszt rosyjskiej polityki i rosyjskiego wywiadu, że w Strasburgu czy Brukseli w prorosyjskim chórze obok tych, których spodziewamy się tam usłyszeć - polityków niemieckich czy francuskich - słychać także solistów w postaci brytyjskich liberałów, litewskich nacjonalistów czy właśnie włoskich prawicowców, narodowców czy separatystów (regionalistów). Trudno więc liczyć nam w kwestii smoleńskiej na odsiecz z Italii.

Holandia - ten kraj, tradycyjnie broniący praw człowieka w różnych częściach świata i występujący w obronie demokracji i swobód obywatelskich, jest rozdarty między wolnościową tradycją a swoistą ekonomiczną racją stanu. W Parlamencie Europejskim holenderscy eurodeputowani nieraz stawali "po jasnej stronie mocy", by użyć znanego określenia wybitnego angielskiego pisarza Johna Ronalda Reula Tolkiena (skądinąd katolika) z jego "Władcy pierścieni". A jednak kolejne holenderskie rządy od pewnego czasu mają szczególne powody, aby nie drażnić Moskwy. Otóż - o czym mało kto wie - udziałowcem Nord Streamu na poziomie ponad 8 proc. jest holenderska, powiązana z władzami tego kraju, firma Gasunie. Ogranicza to Hadze pole politycznego manewru, ale też pokazuje, jak Rosja potrafi neutralizować duże kraje europejskie, używając nie tyle kija, ile ekonomicznej marchewki. Odnosi się to nie tylko do rządów (Włoch, Holandii, Niemiec, Francji etc.), lecz także poszczególnych polityków (byli szefowie rządów Finlandii i RFN).

Amerykańska szansa.

Czas przejść na grunt pozaeuropejski. Naturalna rywalizacja chińsko-rosyjska czy po części japońsko-rosyjska, choć ważna w tych światowych szachach politycznych, nie będzie w naszych rozważaniach przywoływana, ponieważ trudno byłoby ją przełożyć na praktyczne skutki w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Tak naprawdę jedynym państwem poza Europą, które może mieć wpływ - i to wpływ istotny - na sprawę smoleńską są... USA. Oczywiście, nie jest to czarno-biały film. Obecna administracja amerykańska mocno inwestuje w dobre relacje z Rosją, traktując to jako klucz do rozwiązania dwóch największych - zdaniem Baracka Husseina Obamy i Hillary Clinton - wyzwań stojących przed polityką zewnętrzną Stanów Zjednoczonych - konfliktu bliskowschodniego i sprawy Iranu. W obu przypadkach Amerykanom może bardzo pomóc Moskwa. To przecież władze Rosji do niedawna przyjmowały na oficjalnych audiencjach przedstawicieli palestyńskiego i jednoznacznie antyizraelskiego Hamasu. A jednocześnie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ to Rosja broniła przez długi czas Iranu przed sankcjami za "pokojowe" próby wykorzystania energii nuklearnej.

Dla Białego Domu obecne relacje z Moskwą to rodzaj politycznego "barteru", coś za coś. My wam dajemy wolną rękę na Kaukazie, w Czeczenii i Europie Środkowo-Wschodniej, a wy nam pomagacie, przestając wspierać Palestyńczyków czy Iran. Jednak takie myślenie "geopolityczne" jest ostro krytykowane przez opozycyjnych republikanów, a i w samej Partii Demokratycznej bywa podważane. Ostatnie wybory do Kongresu USA pokazały lawinowo wzrastające poparcie dla Republikanów, którzy mają realne szanse powrócić do władzy w wyborach prezydenckich w 2012 roku. To właśnie lider amerykańskiej prawicy, kontrkandydat Obamy w ostatnich wyborach John MacCain, ostatnio w miażdżący dla Demokratów sposób zaatakował politykę uległości Białego Domu wobec Kremla. Głosy domagające się powrotu amerykańskiej polityki zagranicznej na tory ograniczania wpływów Moskwy w świecie są w obozie Republikanów przeważające, choć i w tym środowisku znajdą się politycy skłonni preferować dewizę "splendid isolation", którą można porównać do polskiego powiedzenia: "Niech na całym świecie wojna, byle nasza wieś spokojna". Stąd też wysiłki Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza, aby "zamerykanizować" smoleńską tragedię, natrafić mogą na podatny grunt. Dobrze, że PiS podjęło takie działania, zgodne skądinąd z łacińską maksymą "Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem". Zresztą Demokraci też będą chcieli walczyć o liczne głosy amerykańskiej Polonii, istotne zwłaszcza w kilku Stanach.

Reasumując: w USA możemy liczyć na republikańską opozycję, ale również na niektórych polityków demokratycznych, zwłaszcza z okręgów wyborczych posiadających sporą populację "amerykańsko-polską".

Umiędzynarodowienie śledztwa smoleńskiego nie jest łatwe. Ale jeszcze w lipcu 2010 r. byliśmy praktycznie w punkcie zerowym. Żmudna praca w Parlamencie Europejskim, interpelacje do Komisji Europejskiej, wystąpienia na forum plenarnym PE, "publiczne wysłuchanie" zorganizowane przez europosłów PiS, pierwszy wyjazd minister Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza do USA, wreszcie, w ostatnich dniach, przeforsowanie na prezydium ("Conference of Presidents") europarlamentu decyzji o poruszeniu tego tematu w tzw. dialogu międzyinstytucjonalnym, czyli Parlamentu Europejskiego z Komisją Europejską i Radą UE, pokazuje, że to, co początkowo wydawało się niemal niemożliwe, stało się faktem. Tak samo cierpliwie i systematycznie trzeba budować propolskie "lobby", grupę nacisku działającą na rzecz wyjaśnienia dramatu 10 kwietnia AD 2010 w poszczególnych krajach europejskich i, po części, poza Starym Kontynentem. Nie będzie to proste i nie będzie trwało krótko. Jednak jestem przekonany, że działamy i tak w o wiele bardziej sprzyjających warunkach niż te, które były udziałem naszych rodaków, którzy poświęcili całe lata na - w końcu skuteczne - wyjaśnienie zbrodni katyńskiej. My walkę o prawdę wygramy wcześniej.

Autor jest deputowanym do Parlamentu Europejskiego (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik
Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik, 2011 03 02
Nie należy odpuszczać tematu Smoleńska Nasz Dziennik, 2011 02 26
Koalicja brnie w kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik
Koalicja brnie w kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik
Kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik
Kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik
Koalicja brnie w kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik
Amerykański wywiad rozpracowuje Smoleńsk Nasz Dziennik, 2011 03 05
Koalicja brnie w kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik, 2011 02 03
Przyzwolenie na kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik, 2011 02 25
Gigantyczne kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik, 2011 01 19
Zabrakło Nie widzę cię, podaj wysokość Nasz Dziennik, 2011 01 21
Atakowani za pytania o Smoleńsk Nasz Dziennik, 2011 02 24
Michnik nie chce zeznawać Nasz Dziennik, 2011 03 18
W Smoleńsku utracono wiele śladów Nasz Dziennik

więcej podobnych podstron