Zabrakło Nie widzę cię, podaj wysokość Nasz Dziennik, 2011 01 21

Zabrakło: "Nie widzę cię, podaj wysokość"

Nasz Dziennik, 2011-01-21

Z mjr. rez. pilotem Markiem Gąsiorem rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Co działo się z samolotem Tu-154M po komendzie "Odchodzimy"? Na polskiej symulacji trajektorii lotu widać, że maszyna zadziera "nos", na rosyjskiej odwrotnie, że nadal opada...
- Jeśli jest komenda "Odchodzimy", pilot automatycznie ciągnie drążek na siebie. To nie są czynności, które wykonuje się oddzielnie, lecz równocześnie. Pilot jednocześnie mówi komendę "odchodzimy" i działa. Wówczas przód samolotu zostaje zadarty do góry. Mimo że silniki wchodzą na pełne obroty, to jest akcelacja rzędu 5-8 sekund - samolot jeszcze przez moment może obniżać się do maksymalnie 30 metrów. To bezwładne opadanie przypomina spadający liść. Idąc tym torem, nawet gdyby samolot uderzył o ziemię, to jego szczątki rozłożyłyby się inaczej. Symulacja rosyjska, na której samolot opada, jest nielogiczna.

Dlaczego?
- Bo pokazuje, że po komendzie "Odchodzimy" samolot nadal nurkuje. Rosjanie sugerują w ten sposób, że piloci po wymienionej komendzie nie ściągnęli drążka na siebie, tylko dalej wykonywali fazę zniżania. A przecież, tak jak już mówiłem, podczas tej procedury drążek się ściąga na siebie podświadomie i samolot automatycznie przechodzi na wznoszenie. Jest to kwestia 1-2 sekund maksymalnie. Mimo że przez chwilę samolot może opadać jak liść, a więc płynnie, delikatnie, to maszyna ma zadarty dziób i zaczyna nabierać wysokości. Nijak nie przystaje do tego analiza psychologiczna załogi, którą MAK tak świetnie chciał się podeprzeć. Pilot nie musi nawet myśleć wtedy, że ma wykonać ruch drążkiem na siebie, bo robi to odruchowo.

Rosyjscy kontrolerzy ani razu nie poinformowali załogi polskiego tupolewa, że schodzi ze ścieżki i kursu.
- To nie jest uchybienie, karygodne zaniedbanie, tylko kompletny brak pracy kontrolerów. Bo jeśli kontroler nie informuje załogi, że samolot jest na ścieżce bądź poza nią albo że jest poza ścieżką, a mówi, że jest na ścieżce, to wprowadza w błąd pilota. To jest główne uchybienie tego kontrolera, nie jakieś dodatkowe czy mniej ważne, bo on nie wykonywał swoich czynności.

Z polskich ustaleń wynika, że już od 10. kilometra załoga nie była na kursie i ścieżce. O godz. 8.39 tupolew był o 130 metrów ponad ścieżką, zszedł z kursu o 80 metrów w lewo, a kontroler cały czas zapewniał załogę: "Na kursie i ścieżce".
- Tak duże zejście z kursu dla takiego samolotu jest bardzo niebezpieczne. Załoga Tu-154M z winy kontrolera na Siewiernym cały czas pogłębiała błąd odejścia w bok. Z danych wynika, że samolot minutę przed katastrofą był dwa kilometry przed pasem, można więc przyjąć, że około 2,20 min był na odległości 4 km. Zakładając prawidłową ścieżkę podejścia samolotu tej klasy i tej wielkości na lotniskach, to powinien na czwartym kilometrze być na wysokości 200-250 metrów.

O godz. 8.33 załodze przekazano komunikat o widzialności 800 metrów, podczas gdy w rzeczywistości była rzędu 200 metrów.
- To błąd, którego w żaden sposób nie da się wytłumaczyć, bo zawyżenie lub zaniżanie warunków meteorologicznych to wprowadzenie pilota w błąd. A w przypadku katastrofy lotniczej wprowadzenie pilota w błąd to najcięższy zarzut.

Kontrolerzy zostawili załogę samą sobie. W upublicznionych rozmowach kontrolerów z "Korsarza" pada wyraźnie zdanie: "Niech sami dalej lecą". Nie szokuje to Pana?
- Bardzo. Zostawić ich samych mogli jedynie na tzw. długiej prostej między 20 a 12 km, a od 10. kilometra byli zobowiązani prowadzić z załogą stałą korespondencję, wydając prawdziwe komendy. Tak jednak nie było. Raport MAK odsłania intencje Rosjan. Tezy o błędach pilotów, naciskach na nich pijanego gen. Błasika, czterech podejściach do lądowania miały potwierdzić rosyjską wersję katastrofy. Trzeba jednak powiedzieć, że wyraźna wina leży po stronie rosyjskich kontrolerów, którzy nie wypełniali swoich obowiązków 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku, wydając nieprawidłowe i kłamliwe komendy. Niewłaściwa korespondencja między załogą Tu-154M a "Korsarzem" i oszukiwanie pilota w powietrzu co do odległości, położenia samolotu względem ścieżki podejścia musiało doprowadzić do katastrofy.

Komenda "Horyzont" padła 11 sekund za późno, kiedy samolot nie miał już praktycznie szans na uniknięcie zderzenia z ziemią. Major Protasiuk, próbując wyprowadzić samolot z pułapki, podaje komendę: "Odchodzimy", 3 sekundy przed komendą kontrolera "Horyzont". MAK jej jednak nie usłyszał...
- Oni celowo pominęli tę komendę, bo biła w ich hipotezę, że piloci chcieli lądować za wszelką cenę i uderzyli w ziemię na zniżaniu. Przecież od razu mówili, że kontroler wydał załodze komendę "Horyzont", a oni ją zbagatelizowali i cały czas się zniżali. Gdybyśmy mieli zdjęcie z radaru, moglibyśmy porównać czas, kiedy padła komenda "Horyzont", z obrazem radaru w tym momencie. Wiedzielibyśmy wówczas, czy nie było czasem tak, że kontroler wydawał komendy, a de facto nie widział samolotu na radarze. Te podejrzenia wzbudza fakt, że Rosjanie nie chcą nam dać tych zdjęć. Jest prawie pewne, że kontroler na Siewiernym nie widział Tu-154M, dlatego nie chcą dać nam zdjęć z radaru.

Dlaczego?
- Według mnie, kontroler na swoim radarze typu RSL mógł go nie widzieć, bo samolot był za wysoko. Tak jak mówiłem, na czwartym kilometrze maszyna powinna być na wysokości ok. 200 m. Wiemy, że Tu-154M był wyżej, więc kontroler nie mógł go widzieć na ścieżce podejścia, którą miał "wyrysowaną" na radarze.

Jak się ją "rysuje"?
- Każdy sprzęt musi być oblatany. Odbywa się to tak, że w bardzo dobrych warunkach atmosferycznych leci do danego lotniska samolot oblatujący systemy radionawigacyjne i system świetlny. Pilot mówi w pewnym momencie "czwarty kilometr", a kontroler na lotnisku "200 metrów". Wtedy kontroler nanosi te dane na radar, na którym "wrysowuje" prawidłową ścieżkę podejścia. Później, gdy wykonuje ten samolot kolejny lot, podchodzi on już do lądowania według tej ścieżki. Zakładając, że Tu-154M miał na czwartym kilometrze więcej niż 200 m, kontroler na pewno nie widział go na swoim wskaźniku. A skoro go nie widział, jest bardzo ciężkim niedociągnięciem, że zapewniał załogę, iż na tej ścieżce jest. Pamiętam, kiedyś lądowałem w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych na lotnisku w Katowicach. Gdy próbowałem zniżyć się poniżej 200 m przed dalszą, to kontroler chciał mnie "odesłać" z tego lotniska. On cały czas mi mówił: "Jesteś 180 m, jesteś 20 m pod ścieżką" itd., bo miał tę ścieżkę wyrysowaną na swoim radiolokatorze i widział, czy samolot jest pod nią czy nad nią.

W jaki sposób powinien zareagować kontroler na Siewiernym?
- Powinien powiedzieć w tym momencie: "Nie widzę cię, podaj mi swoją wysokość". Gdyby wtedy załoga podała swoją zawyżoną wysokość, kontroler powinien nakazać im obniżyć się do 200 metrów. Natomiast gdy go kontroler widział na czwartym kilometrze, to powinien zezwolić mu na zniżanie do bliższej radiolatarni, nad którą powinien mieć wysokość - nie mniej, nie więcej tylko 60-80 metrów. Jeśli nie ma wówczas sygnału BRL, to pilot dalej się nie zniża. Gdy mija radiolatarnię, a nie widzi pasa, to wie, że jest na wysokości między 40. a 60. metrem. Czytałem, że te radiolatarnie były mobilne, a więc pracowały na agregatach, stąd możliwe wahania wskazań. Jeżeli nie było stałej sieci, tylko agregaty, praca radiolatarni mogła być zaburzona. Gdy waha się częstotliwość radiolatarni, złota wskazówka na radiokompasie w samolocie ma odchylenie plus minus 10-15 stopni. A przy takich chmurach, takiej podstawie, jakie były 10 kwietnia ubiegłego roku, takie odchylenie - przy tak dużym samolocie - ma decydujące znaczenie dla lotu.

Dziękuję za rozmowę.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
RBN nie o raporcie MAK Nasz Dziennik, 2011 01 21
Rosyjska narracja nie może dominować Nasz Dziennik, 2011 01 21
Poziom konformizmu dziennikarskiego nie do zniesienia Nasz Dziennik, 2011 01 21
Nie straszcie nas wojną Nasz Dziennik, 2011 01 21
Kontrwywiad puka do prokuratora Szeląga Nasz Dziennik, 2011 01 21
Rosjanie odebrali pilotom nawet dyplomy Nasz Dziennik, 2011 01 21
Tusk błądzi na osi czasu Nasz Dziennik, 2011 01 21
Dziesięć milimetrów różnicy ciśnienia to sto metrów różnicy wysokości Nasz Dziennik, 2011 02 26
Nawigator nie mógł przestawić ciśnieniomierza Nasz Dziennik, 2011 01 18
Nie tylko mgła, lecz także dym Nasz Dziennik, 2011 01 26
Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik, 2011 03 02
Słowaccy piloci nie czapkują MAK Nasz Dziennik, 2011 01 24
Raport MAK nie wiąże Polski Nasz Dziennik, 2011 01 31
Prawdy nie da się kupić Nasz Dziennik, 2011 01 24
Klich nie szarpał Klicha Nasz Dziennik, 2011 01 27
Polskie władze nie reagują Nasz Dziennik, 2011 01 18
Wyłączam telewizor, gdy widzę polityków Platformy deliberujących o katastrofie Nasz Dziennik, 2011 0
Zanik zasilania na dużej wysokości Nasz Dziennik, 2011 02 14
Ta ofiara nie może być zapomniana Nasz Dziennik, 2011 01 18

więcej podobnych podstron