291 Webber Meredith Pierścionek zaręczynowy

background image
background image










Meredith Webber

Pierścionek zaręczynowy



















background image

PROLOG


List od Pat McMahon do czasopisma ,,Women!": 23 lipca
Droga Redakcjo!
Bardzo mi się podobał artykuł o kawalerach z prowincji,

którzy szukają towarzyszek życia, ale moim zdaniem
zapomnieliście napisać o najatrakcyjniejszym z nich, moim
pasierbie Tomie. W wieku trzech lat stracił matkę. Ojciec
wychowywał go samotnie, do czasu gdy w ich życiu pojawiłam
się ja. Miał wtedy osiem lat. Przeżyłam z jego ojcem dwanaście
wspaniałych lat - w tej rodzinie są sami prawdziwi mężczyźni.
Doczekaliśmy się dwóch cudownych córek, zanim mój mąż
Zginął tragicznie w katastrofie małego samolotu. Jedna z
dziewczynek miała wtedy osiem, druga dwa lata.

Tom przejął rolę pana domu i przez dziesięć lat był dla

przyrodnich sióstr jednocześnie ojcem i bratem. Rok temu,
kiedy ponownie wyszłam za mąż, mógł się uwolnić od tych
obowiązków i pójść za głosem serca. Zawsze chciał wyjechać z
miasta i rozpocząć praktykę weterynaryjną gdzieś w głębi
kontynentu. Jednak jego narzeczona nie chciała zrezygnować z
miejskich wygód, więc się rozstali.

Jeśli są gdzieś kobiety, które szukają dobrego, troskliwego,

czułego mężczyzny z głębi australijskiego interioru, to Tom
będzie dla nich ideałem.

Fragment e-maila od Toma Fleminga do Grace Winthrop:
6 sierpnia
Grace, dziękuję za wiadomość. Miło było dowiedzieć się, co u

ciebie słychać. Tak, podoba mi się na prowincji, wreszcie
znalazłem swoje miejsce. Wiem, że mnie zrozumiesz, więc ci
powiem, że kawalerskie życie bardzo mi odpowiada.
Oczywiście szkoda mi tego, co nas łączyło, ale tak długo byłem
jedynym mężczyzną w domu, że brak kobiet w najbliższym
otoczeniu jest dla mnie czymś wspaniałym. Pewnie za jakiś czas
przestanie mi się to podobać, ale mam nadzieję, że obecny stan

1

RS

background image

potrwa przynajmniej rok lub dwa lata. Mogę korzystać z

łazienki, nie zawadzając głową o schnące na suszarce rajstopy i
bieliznę, nikt nie podkrada mi maszynki do golenia, żeby
wydepilować nogi. Brudne talerze mogą leżeć w zlewie przez
cały dzień, a kurze wycieram, dopiero kiedy mogę się podpisać
palcem na blacie stołu. Nie wspomnę o tym, Że codziennie jem
na kolację stek z frytkami. Wiem, że to niezdrowe, ale nareszcie
czuję, że żyję tak, jak chcę.

To świetnie, że jesteś zadowolona z pracy...
E-mail od Sally Warburton do siostry, Grace:
8 sierpnia Cześć, Gracie!
Mówiłaś, że twój facet w najbliższej przyszłości nie jest

narażony na ataki drapieżnych kobiet i zamierzasz puścić go
samego do Merriwee, żeby tam odzyskał zdrowy rozsadek. Nie
wiem jednak, czy czytałaś najnowszy numer ,, Women!"
Przeczytaj sobie list do redakcji na stronie 37!

Sally
Wiadomość od Grace Warburton dla szefa, Marka Collinsa:
9 sierpnia
Mark, wiem, że to niespodziewana prośba, ale chciałabym

wziąć sześć tygodni bezpłatnego urlopu, jak tylko znajdziesz
kogoś, kto by mnie zastąpił. Najchętniej od końca bieżącego
miesiąca. To dla mnie bardzo ważne z przyczyn osobistych.

Wiadomość od redaktor naczelnej magazynu ,,Wo-men!" do

Carrie Kilmer, najlepszej reporterki w zespole redakcyjnym:

2 września
Carrie, w załączniku znajdziesz list od kochającej macochy.

Kłopot polega na tym, że wydrukowaliśmy go kilka tygodni
temu i już otrzymaliśmy więcej odpowiedzi niż po serii
artykułów o kawalerach z prowincji. Listy zostaną przekazane
Tomowi przez macochę, ale uważam, że ktoś od nas powinien
pojechać do jego samotni i przeprowadzić z nim wywiad. Udało
mi się ustalić, że mieszka w miejscowości o nazwie Merriwee.
Zrób mu dużo zdjęć ze zwierzętami, to zawsze robi dobre

2

RS

background image

wrażenie. Pomyśl, jaka to byłaby sensacja, gdyby udało się nam
znaleźć mu żonę. Na sobotę, dziewiątego września,
zarezerwowałam ci bilet na samolot do najbliższego miasta,
które posiada regularne połączenia lotnicze. Dołączam
potwierdzenie kupna biletu.

E-mail od Penelope Fleming do siostry, Patience, studentki

mieszkającej w akademiku:

6 września Cześć, Patience!
Nawet nie masz pojęcia, ile listów mama przekazała już

Tomowi! A wszystkie od kobiet, które chcą się za niego wydać.
Zastanawiam się, dlaczego mama napisała taki list do gazety.
Chyba uważa, że Tom jest samotny. Wiesz, dla niej miłość i
małżeństwo to najważniejsze rzeczy na świecie i chce, żeby
Tom ich doświadczył. Teraz osaczą go kobiety, a on przecież
nigdy nie potrafił dobrze wybrać. Pamiętasz Antheę, która była
jeszcze przed Straszną Grace? Tę, która go namawiała, żeby
sobie kupił garnitur od Armaniego. Biedny Tom! On po prostu
nie potrafi odmówić kobiecie. Wiem, że Grace mu się
oświadczyła. Słyszałam na własne uszy. Szczęśliwym trafem
dostała awans i postanowiła nie wyjeżdżać na prowincję.
Tomowi wmówiła, że nie może tam zamieszkać, bo cierpi na
alergię. W każdym razie sądzę, że ktoś powinien do niego
pojechać i rzucić okiem na te wszystkie baby, które
niewątpliwie się do niego zgłoszą. Ponieważ ty studiujesz,
muszę jechać ja. W szkole i tak nic ciekawego się nie dzieje.
Wiem, że będziesz próbowała mnie od tego odwieść, więc już
zarezerwowałam bilet lotniczy przez internet.

Czy mogłabyś jednak przyjechać w piątek do domu? W

sobotę rano udałybyśmy, że się wybieramy po zakupy.
Odwiozłabyś mnie na lotnisko, a kiedy już będę siedziała w
samolocie, zadzwonisz do Toma i wytłumaczysz wszystko
mamie. Mogłabyś powiedzieć, że w szkole byłam bardzo
nieszczęśliwa i pojechałam do brata, żeby mnie pocieszył. Jak
już do niego dotrę, na pewno pozwoli mi zostać na miesiąc. A

3

RS

background image

potem będą wakacje i przyjedziecie tam z mamą. Jeśli do tego
czasu nie uda mi się załatwić wszystkiego jak trzeba, będziemy
musiały się poddać!

E-mail od Anny Talbot do narzeczonego, Philipa Ducartesa:
7 września
Tak więc, najdroższy, przyzwyczajam się już do życia w

mojej osadzie, zagubionej gdzieś w australijskim buszu. Nadal
jestem ci bardzo wdzięczna, że rozumiesz, jak wielkie znaczenie
ma dla mnie pobyt tutaj. Problem mam jedynie z kotką, którą
przygarnęłam w Melbourne. Najwyraźniej jest to stworzenie
miejskie, nienawykłe do wiejskiego życia i nie chce wyjść z
transportera, w którym je tu przywiozłam. Próbowałam już
wszystkiego, więc jutro, jeszcze przed rozpoczęciem pracy,
poszukam weterynarza...

Reszta wiadomości miała charakter bardzo osobisty.



















4

RS

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY


Anna rozejrzała się po niewielkim salonie i z aprobatą

kiwnęła głową. Na ścianach wisiały obrazki przedstawiające
barwne ryby wśród raf koralowych, a przykrywający zniszczoną
podłogę niebieski dywan doskonale pasował do koloru wody na
obrazkach.

Na telewizorze ustawiła zdjęcia rodziców i zwierząt, które

zostały w rodzinnym domu - dobermana Kurta, kota Fancy oraz
Streaka, ukochanego konia pełnej krwi, który dobiegał już
sędziwego wieku. Na środku małego okrągłego stołu leżała
serweta wyszywana przez matkę Anny, a na niej stał wazon,
który Anna znalazła na targu podczas wędrówek po Melbourne.

Ponieważ przed jej domkiem nie było trawy ani kwiatów,

zerwała kilka gałązek z eukaliptusa rosnącego w połowie drogi
do szpitala. Zapach liści przypominał jej o domu i dzięki niemu
nowe mieszkanie od razu wydało się bardziej przytulne.

- Teraz jeszcze tylko muszę zrobić porządek z tobą
- powiedziała, wchodząc do kuchni połączonej z aneksem

jadalnym. Stała tu mała klatka służąca do przewożenia zwierząt,
a w jej kącie siedziała kotka i patrzyła na Annę groźnie. - Daj
spokój, przecież musisz coś zjeść

- przekonywała ją Anna. - Mam jeszcze sporo roboty, więc

może byś rozejrzała się po domu? Kuwetę ze żwirkiem
ustawiłam ci w łazience, więc nie musisz wychodzić na dwór.

Kotka zmrużyła jaskrawoniebieskie oczy i cicho mruknęła.

Anna westchnęła. W ciągu pierwszych tygodni w Melbourne tak
bardzo brakowało jej domowych zwierząt, że z radością przejęła
opiekę nad Cassie, kotką koleżanki wracającej do RPA.
Wydawało jej się, że przez te parę tygodni, kiedy szukała pracy,
połączyła ją z kotką pewna więź - o ile w ogóle możliwa jest
więź między człowiekiem a niezależnym kotem syjamskim.

Trzydniowa podróż na północ, do centralnej części stanu

Queensland, uprzytomniła jej, że tak nie jest. Cass nie miała nic

5

RS

background image

przeciwko podróżowaniu samochodem - w mieście często
jeździła usadowiona przy tylnej szybie, niczym ozdobna figurka.
Jednak szybko wyszło na jaw, że jest kotem typowo miejskim.
Otwarte przestrzenie przerażały ją do tego stopnia, że miauczała
rozpaczliwie i szarpała się na smyczy, którą Anna zakładała jej
na czas postoju przy drodze czy noclegu w motelu.

- Twoi przodkowie polowali w dżunglach południowo-

wschodniej Azji - tłumaczyła jej Anna - a ty chowasz się w
klatce jak ktoś, kto nigdy nie wyszedł poza cztery ściany
własnego domu.

Kotka powoli zamrugała oczami i dumnie uniosła łepek,

jakby dając do zrozumienia, że jej przodkowie byli ulubieńcami
na królewskich dworach, a nie leśnymi włóczęgami.

- Dobrze. Siedź tam sobie. Ja idę na spacer. Rozmawianie z

kotem nie jest zbyt mądre, ale po

długiej podróży przez pustkowie Anna też nabrała obaw.

Praca lekarza na dalekiej prowincji zaczynała ją przerażać, choć
kiedyś wydawała jej się wspaniałą przygodą. Anna urodziła się i
wychowała w mieście. Oczywiście w Południowej Afryce,
podobnie jak w Australii, są rozległe bezludne tereny, ale ona
nigdy ich nie odwiedzała. Pustkowie, które pokonała, jadąc
tutaj, powiększyło dystans, jaki przebyła w pogoni za swoimi
marzeniami.

Pół roku temu wyjechała z rodzinnego kraju.
- Pochodzę z Durbanu - wyjaśniła Elizabeth Foster,

kierowniczce biura, która poprzedniego dnia powitała ją w
gronie pracowników, przedstawiła dyżurującym kolegom, a
potem zaprowadziła do domku nieopodal szpitala.

Chociaż Anna naszkicowała mapę swojego kraju i zaznaczyła,

gdzie dokładnie leży Durban, Elizabeth miała taką minę, jakby
nie wierzyła, że w RPA istnieją jakieś miasta poza
Johannesburgiem i Kapsztadem.

- Kiedy tu przyjechałam, niewiele wiedziałam o Australii -

przyznała Anna, zwracając się do kotki.

6

RS

background image

Potrząsnęła głową, z haczyka obok kuchennych drzwi zdjęła

słomkowy kapelusz z szerokim rondem i wyszła z domu.

Poprzedniego dnia, przy okazji wyprawy do supermarketu,

zauważyła, że linia kolejowa przecina Merriwee na dwie części.
Szpital znajdował się na obrzeżach części zajętej głównie przez
osiedla mieszkaniowe, natomiast sklepy, urzędy i różne firmy
mieściły się po drugiej stronie torów.

Ciekawe, czy mieszkam w dobrej dzielnicy, zastanawiała się,

mijając szpital i wychodząc na wiodący do niego długi podjazd.
Ulice miały tu twardą nawierzchnię, ale piesi musieli się
poruszać po zarośniętych chwastami żwirowych ścieżkach.

Łatwo było skręcić kostkę, więc Anna postanowiła iść skrajem
jezdni. Tym bardziej że właściwie nic tędy nie jeździło.

Dotarła do głównej drogi i skręciła w lewo. Już miała przejść

przez tory - na których jeszcze nie widziała żadnego pociągu -
gdy zobaczyła niebieską tablicę z napisem: ,,Lekarz
weterynarii". Strzałka wskazywała na boczną uliczkę.

Kierowana współczuciem dla zestresowanej kotki, Anna

poszła we wskazanym kierunku. Na końcu żwirowej alejki,
ukryta za kępą drzew, znajdowała się przychodnia. Gdy Anna
do niej dotarła, zdała sobie sprawę, że zatoczyła wielkie koło.
Gabinet weterynarza znajdował się tuż obok jej nowego domu.

Chociaż było późne popołudnie, nadal panował upał, toteż z

ulgą skryła się w cieniu. Rosły tu eukaliptusy i znane jej z
rodzinnych stron jakarandy, poincjany i szerokolistne figowce.
Im bardziej zbliżała się do celu swej wędrówki, tym cień stawał
się głębszy. Kiedy wreszcie zobaczyła sam dom, odniosła
wrażenie, że zieleń chce go wchłonąć. Dzięki temu na szerokiej
werandzie na pewno panuje miły chłód, a zimą dom jest dobrze
chroniony przed wiatrem.

Rozejrzała się i spostrzegła obok domu niewielki pawilon.

Domyśliła się, że to przychodnia. Drzwi były zamknięte,
chociaż tabliczka głosiła, że lekarz przyjmuje od godziny
szesnastej do osiemnastej, od poniedziałku do piątku.

background image

Anna wiedziała, że jest piątek, mniej więcej potrafiła określić

godzinę, ale odruchowo zerknęła na zegarek. Czwarta
trzydzieści, więc powinno być otwarte.

Nie było wzmianki o dyżurze w sobotę i niedzielę, a

zaniepokojona stanem kota Anna nie chciała czekać do
poniedziałku, więc przeszła na tyły budynku, w nadziei, że
znajdzie tam kogoś, kto udzieli jej informacji.

Przylegający do budynku rząd niewielkich, ogrodzonych

siatką wybiegów sugerował, że istnieje tu również szpital. Anna
szła,

zaglądając

do

przypominających

klatki

boksów.

Przystanęła przy owczarku niemieckim, który leżał w jednym z
nich i znużony wpatrywał się w łapę w gipsie. Przemówiła do
niego cicho, ale pies nie zareagował, więc postanowiła odejść.
Wtedy zauważyła, że za psem coś się poruszyło.

- Hej! Jest tam kto? - zawołała, spostrzegłszy w cieniu

ceglanej ściany sylwetkę człowieka, który przykucnął przy
drzwiach prowadzących z budynku na psi wybieg.

- Jest, jest! - odrzekł ten ktoś gderliwie. - Ale jak nie chcę

wyjść, to chyba jasne, że nie mam ochoty na rozmowę.

Zaskoczona taką nieprzyjemną reakcją w kraju, gdzie

dotychczas spotykała tylko miłych ludzi, postanowiła nie dać się
wystraszyć.

- Muszę porozmawiać z weterynarzem - oznajmiła. - Moja

kotka dostała paranoi i nie wiem, co mam począć.

- Co takiego? - Mężczyzna wstał i Anna zauważyła, że jest

wysoki. Musiało mu być bardzo niewygodnie, kiedy kucał w
ciasnych drzwiach na wybieg. - Jesteś Angielką? Czyżby Pat
rozszerzyła działalność? Dała ogłoszenie w internecie?

Anna spojrzała czujnie na nieznajomego. Może to szaleniec?

Na szczęście stał na drugim końcu ośmiometrowego wybiegu, a
w dodatku dzieliło ich ogrodzenie.

- Nie wiem, o czym mówisz i kto to jest Pat, ale nie jestem

Angielką - odrzekła. - Pochodzę z Południowej Afryki. To
znaczy tam się wychowałam, a urodziłam się w Anglii...

8

RS

background image

- Daruj sobie! - wymamrotał z irytacją, jakby jej odpowiedź

była kroplą przepełniającą czarę.

Anna postanowiła skupić się na Cassie.
- Chodzi o moją kotkę. Jesteś weterynarzem? A jeśli nie, to

czy możesz mi powiedzieć, gdzie mogę go albo ją znaleźć?

Mówiła wolno i wyraźnie, na wypadek, gdyby mężczyzna

miał kłopoty ze zrozumieniem jej akcentu lub w ogóle języka
angielskiego. On jednak zwrócił uwagę na najmniej ważną część
jej wypowiedzi.

- Albo ją? - powtórzył. - Tu weterynarz musi się zajmować

dużymi zwierzętami. W tych okolicach hoduje się bydło rasy
Brahman. Żadna ze znanych mi kobiet weterynarzy nie dałaby
sobie rady z tym zwierzęciem. Niewielu mężczyzn to potrafi.

Anna za wszelką cenę starała się nie zdenerwować.

Mężczyzna wyglądał całkiem normalnie, a w dodatku miał
wspaniały głos - głęboki, dźwięczny, trochę szorstki.
Oczywiście nie było to gwarancją, że jest zdrowy na umyśle.

- Aleja nie potrzebuję weterynarza dla krowy, tylko dla kotki -

oznajmiła. Przypomniała sobie, że Philip też ma miły głos i jest
przystojny.

- Hodujesz bydło? - spytał jakby z zainteresowaniem.
- Skąd ten pomysł? Myślisz, że przyjechałam do Australii ze

stadem krów?

- Nie, ale mogłaś się postarać o kilka sztuk dla pozoru.

Zdeterminowaną kobietę stać na wiele.

Ta dziwaczna odpowiedź mogła świadczyć o tym, że

mężczyzna naprawdę jest wariatem. Jednak rozmowa stała się
na tyle interesująca, że Anna postanowiła jej nie przerywać.

- Dlaczego zdeterminowana kobieta miałaby kupować bydło?

- spytała zdziwiona, przysuwając twarz do siatki.

- Z tego samego powodu; dla którego wzięłaby sobie kota! -

odparował triumfalnie. - Z powodu tego głupiego listu w
idiotycznym kobiecym piśmie, według którego droga do serca
weterynarza wiedzie przez miłość do zwierząt. Cóż, spóźniłaś

9

RS

background image

się. Były już tu różne inne, z psami, papużkami, a pewnie nawet
ze stonogami. Ale ja nie szukam żony! Zrozumiano? - Wyrzucił
ramiona w górę i wymamrotał z obrzydzeniem: - Baby... -
Opuścił boks i odszedł.

Anna ruszyła jego śladem. Być może ten facet ma nie po kolei

w głowie, ale chyba jest weterynarzem. A nawet szalony
weterynarz jest lepszy niż żaden, kiedy trzeba szybko pomóc
zestresowanej kotce. Zauważyła, że mężczyzna otwiera furtkę
wiodącą na małe podwórko. Dwie kozy zaczęły na jego widok
beczeć z radości, a może z głodu, co przyciągnęło jego uwagę i
pozwoliło Annie niepostrzeżenie stanąć u jego boku.

- Więc jeśli chodzi o kota... - zaczęła i uśmiechnęła się, kiedy

na dźwięk jej głosu podskoczył i cicho krzyknął.

Odwrócił się szybko i gdy ją zobaczył, cofnął się o krok.

Przez nieuwagę zaczepił butem o koryto z wodą i runął jak długi
na ziemię, klnąc przy tym tak siarczyście, że Annie uszy więdły.
Uznała, że jest częściowo odpowiedzialna za ten wypadek, więc
przestała chichotać. Przyszło jej to z trudem, ponieważ widok
był wyjątkowo zabawny. Wyciągnęła rękę do mężczyzny, drugą
odpychając zaciekawioną kozę.

- Pomogę ci. Sprawdź, czy możesz wstać. Spojrzał na nią z

niechęcią i wstał samodzielnie. Na

spodniach i koszuli widniały mokre plamy. Anna oszacowała

go profesjonalnym wzrokiem lekarza. Nie spostrzegła, by coś
mu dolegało, oprócz całkowitego braku poczucia humoru.

Przy okazji stwierdziła, że jest bardzo przystojny:

czarnowłosy, wysoki, o surowych rysach. Zaraz jednak
przypomniała sobie, że przecież woli blondynów. Dotknęła
palcem pierścionka, który dostała od Philipa, i przeprosiła go w
myślach za analizowanie wyglądu innego mężczyzny. Ale w
końcu tylko ślepiec by nie zauważył takiego przystojniaka.

- Nic ci nie jest? - zapytała.
Posłał jej gniewne spojrzenie. Oczy miał niebieskie niczym

bławatki.

10

RS

background image

- Nieważne - burknął, przesuwając dłońmi po koszuli. Miało

to na celu usunięcie brudu, ale tylko pogorszyło sytuację. - A w
ogóle o co ci chodzi? Nie rozumiesz, co to znaczy ,,nie"? A
może kobiety z RPA nie znają tego słowa?

Teraz nie tylko znieważał kobiety w ogóle, ale również jej

kraj. Anna wyprostowała się i zmarszczyła czoło.

- Nigdy dotąd nie spotkałam się z podobnym grubiaństwem.

Rozumiem, że masz jakiś niezdrowy wstręt do kobiet. A może
to mania prześladowcza? Niestety, pewnie jesteś jedynym
weterynarzem w okolicy, więc muszę znieść twoje dziwactwa
dla dobra mojej kotki.

Zamrugał powiekami i jakby się zmieszał.
- Naprawdę masz kota?
- Sądziłeś, że zmyślam? Ze podróżuję po Australii z

wymyślonym kotem? - warknęła. - Oczywiście, że mam kota!
Inaczej po co miałabym tu przychodzić?

- ,,Oczywiście, że mam kota" - przedrzeźniał jej akcent.

Potem dodał swoim normalnym głosem: - Jakoś go tu nie widzę.
W Australii na ogół przynosi się chore zwierzę ze sobą, kiedy
się idzie do weterynarza.

Anna wzięła głęboki oddech. Owszem, facet jest przystojny,

ale też irytujący. Doprowadzają do szału!

- Nie przyniosłam kotki, bo wcale się tu nie wybierałam.

Szłam do miasta i po drodze zobaczyłam tablicę. Zresztą i tak
nie przyniosłabym Cass. Gdybym ją zamknęła i wyniosła poza
dom, jej psychiczna zależność od klatki jeszcze by się pogłębiła.
Potrzebuję tylko rady.

Zmrużył oczy i spojrzał na nią czujnie.
- Twoja kotka jest psychicznie uzależniona od podróżnej

klatki? - spytał z niedowierzaniem.

Anna postanowiła je zignorować i tylko kiwnęła głową.
- Nie chce z niej wyjść. Próbowałam ją skusić ulubionymi

przysmakami, odsuwałam coraz dalej jedzenie i miseczkę z
wodą, ale mimo to nie chce się ruszyć.

11

RS

background image

Wciąż patrzył na nią z powątpiewaniem, lecz Anna wyczuła,

że jej słowa go zainteresowały, więc mówiła dalej:

- Nie chce też korzystać z kuwety, choć to zwykle najczystszy

kot pod słońcem.

Zmarszczył brwi i przyglądał jej się z dezaprobatą.
- Czy coś je? - zapytał.
- Już mówiłam, że nie.
- Pije?
- Wypiła trochę mleka.
- Jak mogła wypić mleko, skoro nie wychodzi z klatki, a

miski stoją w pewnej odległości?

- Ponieważ przysunęłam jej miskę pod nos - odparła

zirytowana. - Przecież nie mogę dopuścić, żeby się odwodniła.

- I niby co ja mam zrobić? Jestem weterynarzem, a nie kocim

psychologiem.

- Wydawało mi się, że na studiach weterynaryjnych uczą o

zachowaniach zwierząt. Właściwie to nawet jestem pewna, że
tak jest. Ale z jakiegoś powodu, prawdopodobnie dlatego że sam
potrzebujesz pomocy specjalisty, jeśli chodzi o kontakty z płcią
przeciwną, odmawiasz mi porady. Tak się składa, że bardzo
lubię tę kotkę i nie zrezygnuję z szukania dla niej ratunku tylko
dlatego, że natknęłam się na ograniczonego szowinistę, który
ukrywa się przed ludźmi w klatce psa.

Oparła ręce na biodrach i spojrzała na niego wyzywająco, ale

ku jej zdziwieniu nie podjął sprzeczki, tylko głośno się
roześmiał.

- Mam nadzieję, że nie ze mnie się śmiejesz. - Zrobiła surową

minę, jednak tak naprawdę wcale nie rozgniewał jej dźwięk jego

śmiechu. Ten śmiech przypominał jej wuja Freda, który zawsze

śmiał się wesoło, ciepło i przyjaźnie. Ten grubiański nieznajomy
nie ma prawa śmiać się tak jak wuj Fred! Trudno jednak robić
mu z tego zarzut. Przecież nie można nikomu ukraść śmiechu.

Zastanawiała się właśnie, co powiedzieć, kiedy mężczyzna

ujął jej dłoń i uniósł do góry. Brylant zamigotał w słońcu.

12

RS

background image

- Co to? Pierścionek zaręczynowy? A, to zupełnie co innego.

Chociaż to pewnie cyrkonia. Kogo stać na brylant wielkości
najedzonego bydlęcego kleszcza?

Anna wyrwała rękę, ale przedtem zdążyła jeszcze wyczuć, że

jego dłonie są stwardniałe od pracy.

- Kleszcz bydlęcy? Porównujesz mój brylant do kleszcza?

Dowiedz się więc, że to jest najwyższej klasy niebieski
południowoafrykański brylant, rzadko spotykanej czystości!

Znów zmierzyła go złym wzrokiem, choć nie robiło to na nim

wrażenia. Roześmiał się tylko i wziął ją pod ramię.

- Chodź, obejrzymy twojego kota - powiedział. Annę

zaskoczyła jego bezpośredniość. A jeszcze

bardziej zdziwiła ją jej reakcja na jego dotyk. Poczuła, że

skóra pali ją żywym ogniem i ledwo się powstrzymała, by
gwałtownie nie wyrwać ręki z jego uścisku.

Tom zaś natychmiast pożałował, że jej dotknął, ale teraz już

nie wypadało się odsunąć. Problem polegał na tym, że ta
dziewczyna przypominała mu Penny, a właściwie obie
przyrodnie siostry, które nigdy nie dawały za wygraną i kłóciły
się z nim tak samo jak ta nieznajoma. Jednak to za Penny
bardziej tęsknił. Czy dlatego, że często go rozśmieszała?
Możliwe.

W każdym razie zachował się tak, jak w takiej sytuacji

zachowałby się wobec Pen, a właściwie również wobec
Patience. Wziął swego gościa pod ramię i poprowadził do
gabinetu.

- Gdzie jest kotka? Trzeba pojechać samochodem?

Nieznajoma rozejrzała się po podwórzu.

- Czy szpital jest po tamtej stronie? - Wskazała mniej więcej

prawidłowy kierunek. - Trudno mi się zorientować, bo drzewa
zasłaniają widok. Przyszłam tu wzdłuż torów kolejowych, ale na
pewno jest jakaś krótsza droga.

- Szpital? Po co ci szpital? Zabrałaś tam kotkę? Patrzył na nią

trochę ze zdziwienia, a trochę dlatego, że była wyjątkowo

13

RS

background image

atrakcyjną kobietą, może nawet piękną. Nie był tego pewien,
ponieważ jej twarz zasłaniał kapelusz. Niskim mężczyznom
może przeszkadzałby jej wzrost, ale Tom od całowania
niewysokich kobiet już nieraz nabawił się bólu kręgosłupa, więc
jej wzrostu wcale nie uznał za wadę. Oczywiście wcale nie miał
ochoty się z nią całować.

Była szczupła - pewnie cały czas przestrzega jakiejś diety -

miała długie nogi, szczupłe ramiona i ciało zaokrąglone we
wszystkich

odpowiednich

miejscach.

Pasowała

do

tej

prowincjonalnej mieściny jak koń czystej krwi do stada dzikich
koni. Wąska minispódniczka opinała jej uda, elastyczna bluzka
odsłaniała kawałek opalonego brzucha. Na nogach miała
ozdobione stokrotkami niedorzeczne klapki na koturnach, które
zupełnie się nie nadawały do chodzenia po wiejskich drogach.
Można w nich łatwo skręcić kostkę.

Teraz patrzyła na niego uważnie, pewnie dlatego, że nagle

zamilkł. Mógł się lepiej przyjrzeć jej doskonale symetrycznej
twarzy. Uwagę przyciągały przede wszystkim jej migdałowego
kształtu zielone oczy, ocienione długimi złocistymi rzęsami. Ich
piękno podkreślały łukowato zarysowane brwi. Tylko że teraz te
brwi zmarszczyły się surowo.

Nieznajoma szacowała go wzrokiem jak on ją. I chyba nie

bardzo się jej spodobał. Patrzyła na niego jak na okaz w zoo, co
prawda podpisany Homo sapiens, ale ze znakiem zapytania.

- Po co miałabym zabierać kotkę do szpitala? - zapytała w

końcu, nie kryjąc zdumienia.

- Powiedziałaś, że tam właśnie jest - przypomniał jej-
Uśmiechnęła się, a Tom poczuł, że gwałtownie zmniejsza się

jego antypatia do kobiet, której się ostatnio nabawił. W jego
głowie natychmiast rozbłysło czerwone światło alarmowe. One
wiedzą, jak się do ciebie dobrać, przypomniał mu wewnętrzny
głos. Kuszą pięknym ciałem, wabią pełnymi wargami, uwodzą
cię, udając, że chodzi im tylko o romans, a zanim się obejrzysz,
jesteś już zaręczony, chociaż sam nie wiesz, czy tego chciałeś...

14

RS

background image

Choć przecież z Grace właśnie tego chciał. Małżeństwo,

rodzina, dzieci...

- Moja kotka jest blisko szpitala, bo tam właśnie mieszkam.

Jestem nowym lekarzem. Nazywam się Anna Talbot.

Wyciągnęła rękę - nie tę z zaręczynowym pierścionkiem - i

mimo że czerwone światło nadal pulsowało, Tom uścisnął jej
dłoń i wcale nie miał ochoty jej puścić.

- Nowy lekarz, co? - Zmierzył wzrokiem jej skąpy strój. - Na

pewno ożywisz atmosferę w tym miasteczku.

- Uśmiechnął się, ale nagle w jej oczach zobaczył strach.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Jestem ubrana

nieodpowiednio, tak? Wczoraj robiłam zakupy i wszyscy byli
dla mnie bardzo mili, ale przyglądali mi się ukradkiem.
Przyjaciele z Melbourne mnie ostrzegli, że tu będzie bardzo
gorąco. Powiedzieli, żeby wziąć lekkie rzeczy i...

- Moje siostry by uznały, że wyglądasz rewelacyjnie
- zapewnił ją Tom i uścisnął jej miękką dłoń. - A w tym

mieście przydałaby się jakaś odmiana, więc ubieraj się, jak
chcesz. A tak przy okazji, jestem Tom Fleming. I przepraszam,
jeśli moje zachowanie wydało ci się dziwaczne, ale...

Zdał sobie sprawę, że tłumaczenie zajęłoby bardzo dużo

czasu, więc postanowił pokazać, o co chodzi.

- Sama zobacz. - Pociągnął ją za sobą i tylnym wejściem

wprowadził do kuchni.

Na podłodze stały trzy wielkie worki z listami, a listy z

czwartego leżały rozrzucone na stole.

- Ten ostatni worek dotarł do mnie dzisiaj.
- Listy od wielbicielek? - Spojrzała na niego badawczo, jakby

chciała sobie przypomnieć, czy gdzieś go widziała. - Jesteś
gwiazdą telewizji udającą weterynarza? A może to jakiś reality
show? Prawdziwe życie weterynarza z prowincji?

- Nie występuję w żadnym programie - przerwał jej. - I to

wcale nie są listy od wielbicielek. Ale spójrz tylko, ile tego jest.
A wszystkie od kobiet, którym się wydaje, że mogłyby za mnie

15

RS

background image

wyjść. Na dodatek, choć Pat i magazyn zachowały dyskrecję,
kilku kobietom udało się jakoś zdobyć mój adres i zjawiły się tu
nieproszone.

Anna roześmiała się.
- I dlatego chowasz się na psim wybiegu?
- Nie ma w tym nic śmiesznego. Zresztą wcale się nie

chowam. Kiedy przyszłaś, kończyłem właśnie sprawdzać
opatrunek Rovera. - Wskazał na paczki z listami. - Co ja mam z
tym wszystkim zrobić?

- Odpowiedzieć?
Schyliła się, podniosła list z podłogi i powąchała.
- Perfumowany. Myślałam, że to przestało być modne w

czasach mojej babci. Skąd te listy? O jakim magazynie
mówiłeś? I kto to jest Pat?

Tom oderwał wzrok od jej nóg, westchnął i usiadł na jednym

z trzech różnych krzeseł, które stały wokół stołu.

- Pat to moja macocha, a czasopismo, o którym wspomniałem,

wydrukowało kilka artykułów na temat kawalerów z głębokiej
prowincji poszukujących żony. To znaczy żon, po jednej dla
każdego. Pat je przeczytała i napisała list, w którym wytknęła
redakcji,

że wśród wymienionych nie znalazł się

najatrakcyjniejszy kawaler w Australii, czyli ja! Nie czytałem
tego listu, ale musiał być przekonujący. Nie wierzę, żeby
wszyscy ci biedacy z artykułów dostali tyle samo listów co ja.
Kobiety piszą do magazynu, stamtąd listy są przekazywane Pat,
a ona przesyła je do mnie. Kilku najbardziej upartym paniom
udało się do mnie dotrzeć.

- I żadna ci się nie spodobała? - Anna układała listy w równe

stosy, a ruchy jej dłoni dekoncentrowały Toma.

- Problem nie polega na tym, czy mi się podobały - warknął,

zły na siebie, że Anna ma na niego taki wpływ. - Ja nie chcę
kobiety.

Dopiero gdy drgnęła, zdał sobie sprawę, że krzyczała

16

RS

background image

- Wolisz mężczyzn? - Ton jej głosu świadczyła że wcale nie

byłaby tym zszokowana. - Pewnie Jrudno być gejem w takim
małym miasteczku.

Miał wrażenie, że zaraz pęknie ze złości.
- Wcale nie! - wyrzucił z siebie i zaraz się zawahał.
- No, może w niektórych miasteczkach... ale także w

większych miastach. To wcale nie jest typowe dla prowincji. -
Zdał sobie sprawę, że nie o tym chciał rozmawiać.

- Ale ja nie lubię mężczyzn. - To też zabrzmiało dziwnie. - To

znaczy, nie szukam wśród mężczyzn partnerów, skoro już
zaczęłaś ten temat. W ogóle nikogo nie szukam. Chcę żyć sam.
Podoba mi się to, i na razie jest mi dobrze.

- Liżesz rany? Czyżby jakaś kobieta cię skrzywdziła? W

zielonych oczach Anny pojawiło się współczucie

i już miał zacząć wyjaśnić jej, jak zdenerwowało go

zachowanie Grace. Nagle zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy
nazwał to uczucie. Zdenerwował się, bo nie chciała z nim
wyjechać. Ogarnęła go irytacja, ale nie poczucie straty czy
zawodu.

- To właściwie nie twoja sprawa, ale nie liżę ran - oznajmił.
- Skoro już o tym mówimy, to po dziesięciu latach w domu

pełnym kobiet, gdzie nawet zwierzęta domowe były
samiczkami, samotne życie wydaje mi się rajem.

Anna zerknęła na ułożone koperty i uśmiechnęła się.
- Mam je znów rozrzucić? Musisz mieć w domu bałagan,

żeby się utwierdzić w przekonaniu, że jesteś tu jedynym panem
na włościach? - Rzeczywiście, w zlewie leżały brudne naczynia,
a na lodówce zalegał kurz.

Musiał się roześmiać, choć głos wewnętrzny nadal mu

przypominał, że niebezpiecznie jest śmiać się razem z tak
piękną kobietą. Na szczęście połyskujący na jej palcu brylant
uświadomił mu że jego właścicielka nie jest zagrożeniem. A
ponieważ czuł się przy niej bezpiecznie, postanowił dowiedzieć
się czegoś więcej.

17

RS

background image

- Kolejna lekarka z Południowej Afryki znalazła drogę do

Merriwee - zagaił. - Nie spodziewałem się, że taką mieścinę
rekomendują wasze pisma medyczne. Roześmiała się.

- Korzystamy z programu dla regionów potrzebujących

wsparcia. Oczywiście sprawdza się nasze kwalifikacje i wolno
nam praktykować najwyżej pięć lat w jednym regionie, ale
przed rozpoczęciem pracy nie musimy zdawać żadnych
egzaminów. Zawsze chciałam zobaczyć australijski interior, a
Merriwee było najbardziej oddalonym od wielkich miast
miejscem, jakie miałam do wyboru. W Australii lekarze chcą
pracować w wielkich miastach, więc nawet miejscowości
oddalone o kilkaset kilometrów od dużych skupisk ludzkich
bywają klasyfikowane jako potrzebujące wsparcia.

Tom skinął głową. Znał te problemy, ponieważ dorastał

niedaleko stąd, a w Merriwee przebywał od roku.

- No i jak? Czy nasza mieścina wydaje ci się wystarczająco

prowincjonalna i zagubiona?

Uśmiechnęła się do niego, a syrena alarmowa w jego głowie

zawyła głośniej.

- Jeszcze nie wiem, ale kotka już wyraziła swoją opinię.

Moglibyśmy do niej zajrzeć?

Zasłuchany w jej melodyjny głos, zapomniał o kocie.
- Chyba tak, ale mój dyżur jeszcze się nie skończył. Kot

chyba nie ucierpi, jeśli jeszcze trochę zaczeka?

- Gabinet i tak jest zamknięty. Przecież widziałam.
- Ale ja jestem niedaleko, prawda? Recepcjonistka jest na

urlopie macierzyńskim, a jej zastępczyni zaczyna dopiero w
poniedziałek. Zwykle jednak nikt nie przynosi tu zwierząt,
chyba że wcześniej się umówi. Na ogół zajmuję się bydłem z
okolicznych farm, więc nie przesiaduję w gabinecie, czekając na
pacjentów. Nie mogę zostawiać otwartych drzwi, bo w środku
trzymam leki i narzędzia. Każdy w okolicy wie, że jeśli gabinet
jest zamknięty, trzeba przejść na tył budynku, a jeśli tam mnie
nie ma, to należy szukać mnie w domu.

18

RS

background image

- To dziwne - zauważyła Anna. - Czy takie obyczaje panują w

całej Australii, czy tylko w takich miejscach jak to? -
Westchnęła i odsunęła włosy z czoła. - Muszę się jeszcze wiele
nauczyć, a obiecałam Philipowi, że za pół roku wrócę.

- Philipowi? - powtórzył Tom. Domyślił się, o kim mowa,

zanim jeszcze Anna pomachała mu ręką przed nosem.

Potem,

jakby

zahipnotyzowana

migotaniem

drogiego

kamienia, zapatrzyła się w pierścionek. Nagle uśmiechnęła się
do Toma.

- Ależ to jest rozwiązanie twoich kłopotów! - oznajmiła

radośnie. - Napisz tym wszystkim kobietom, że już kogoś masz.
Powiedz im, że się zaręczyłeś. To łatwe. Napiszesz jeden list i
po prostu go powielisz. Wypisanie adresów wszystkich kobiet
będzie trudniejszym zadaniem, ale możesz poprosić o to
recepcjonistkę. Wszystko ci wydrukuje.

Tom patrzył na nią zaskoczony. Ona ma rację. Co za proste

rozwiązanie. Dlaczego sam na to nie wpadł? Wiedział, że
powinien jej podziękować, może nawet pochwalić za pomysł,
jednak słowa nie chciały mu przejść przez gardło.

- A co z kobietami, które zjawią się tu osobiście? Przecież

będą chciały poznać moją wybrankę.

- Nie sądzę - odrzekła z przekonaniem. - Zwłaszcza jeśli im

powiesz bez przebierania w słowach, że już znalazłeś, czego
szukałeś. Wobec mnie zachowałeś się nieuprzejmie, więc
pewnie nie sprawi ci to większej trudności.

Patrzył na nią zdziwiony. Powiedziała to spokojnie, jakby

jego gburowatość była dla niej zupełnie bez znaczenia.

Nadal zastanawiał się, co odpowiedzieć, gdy dodała:
- A jeśli już koniecznie będą chciały poznać zwyciężczynię

wyścigu, to zawsze możesz pokazać im mnie. - Znów
pomachała mu ręką przed nosem. - Mam nawet odpowiedni
rekwizyt, który powinien dodać mi wiarygodności. Brylant
wielki jak obżarty kleszcz.

19

RS

background image

Tom przestał się zastanawiać nad ripostą. I tak nic nie

przychodziło mu do głowy. Propozycja Anny i jej promienny
uśmiech całkiem go oszołomiły.































20

RS

background image

ROZDZIAŁ DRUGI


Postanowił zostawić na drzwiach wywieszkę ,,Wracam za pół

godziny" i zająć się kotem Anny, by jak najszybciej mieć ją z
głowy. Nagle usłyszał, że do domu zbliża się samochód.

- Pacjent? - zaciekawiła się Anna. Zostawiła listy na stole i

podeszła do tylnych drzwi, by sprawdzić, kto przyjechał. Jakby
to była jej sprawa.

Poszedł za nią, oczywiście nie po to, by być bliżej, tylko żeby

zobaczyć kto to. Przy wejściu do gabinetu zatrzymała się stara
półciężarówka, ciągnąca przyczepę do transportu koni. Sądząc z
hałasu, jaki z niej dobiegał, znajdowało się tam bardzo
niespokojne zwierzę.

- Jakieś kłopoty? - zawołał do starszawego kierowcy.
- Ty jesteś weterynarzem? - zapytał nieznajomy. Tom skinął

głową, wyciągnął rękę i przedstawił się.

Anna zauważyła, że to powitanie było zupełnie inne niż

reakcja Toma na jej widok.

- Jadę do Mainyard - tłumaczył Jim Blair, właściciel

ciężarówki. - Mają tam wspaniałego ogiera. Zamówiłem go do
pokrycia Felicity, więc muszę tam dotrzeć, zanim się oźrebi.
Tylko że ta głupia klacz postanowiła to zrobić w drodze. Tak mi
się przynajmniej wydaje. Mógłbyś rzucić na nią okiem?

Anna znała się trochę na koniach i wiedziała, że drogie klacze

hodowlane są przywożone do stajni ogiera

w ostatnich dniach ciąży, ponieważ zaraz po oźrebieniu się

dostają rui. Takie postępowanie oszczędza stresu klaczy i

źrebięciu. Trudno jej było uwierzyć, że w tej suchej, jałowej
krainie hoduje się konie czystej krwi.

Mężczyźni opuszczali właśnie rampę z tyłu przyczepy.

Niespokojna klacz uderzała kopytami o podłogę i rżała
nerwowo.

- Ojej! - Ten okrzyk nie mówił wiele, ale ton głosu Toma

świadczył o tym, że zwierzę w przyczepie jest wyjątkowe.

21

RS

background image

Anna podeszła bliżej i zobaczyła, że Jim Blair wszedł do

przyczepy.

W

ciasnej

przestrzeni

narażał

się

na

niebezpieczeństwo, ale jego obecność i głos wyraźnie
uspokajały zdenerwowane zwierzę.

- Czy możesz jakoś unieruchomić jej tylną nogę, żeby nie

kopała? - spytał Tom. Anna widziała teraz, że w przyczepie
znajduje się ogromna klacz pociągowa.

- Pobiegnę do gabinetu, przygotuję się, a kiedy wrócę,

zobaczymy, co się dzieje. - Przeniósł wzrok na Annę.

- Nigdzie nie odchodź. Będę potrzebował twojej pomocy.
Zabrzmiało to jak rozkaz, ale była zbyt zaintrygowana

rozwojem sytuacji, by zwrócić na to uwagę. Widziała teraz
wyraźnie, że klacz ma skurcze porodowe, a jej boki pociemniały
od potu. Biedne zwierzę ciężko pracowało, ale poród nie
następował.

Tom wrócił, pchając przed sobą taczki z belami siana, którym

wyścielił rampę. Znów zniknął i po chwili zjawił się z
powrotem. Tym razem na taczkach zobaczyła znajomo
wyglądające, tylko trochę większe narzędzia chirurgiczne, butle
płynów do sterylizacji i kilka zwojów lin. Zaczęła się
zastanawiać nad różnicą między porodem ludzkim a
zwierzęcym.

- Czy używasz tych lin do wyciągnięcia źrebaka? - zapytała

Toma, który wkładał sięgające za łokieć gumowe rękawice.

- Jeśli jest to konieczne - odrzekł, a Annę przebiegł dreszcz.
- A co ze środkiem znieczulającym?
- Później ci to wytłumaczę - obiecał. Właściciel klaczy

przywiązał jej potężne kopyto do ściany przyczepy.

- Nie byłoby łatwiej, gdybyście ją wyprowadzili na dwór? -

Obawiała się, że zwierzę będzie niepotrzebnie cierpieć.

- I gdzie mielibyśmy ją przywiązać? Trudno byłoby ją zbadać,

gdyby miała swobodę ruchów. A jeśli źrebię utknęło w kanale
rodnym, to przeprowadzanie klaczy nawet na niewielką
odległość mogłoby zaszkodzić im obojgu - tłumaczył Tom. Jego

22

RS

background image

następne słowa znów zabrzmiały jak rozkaz. - Stań za mną i
kiedy ci powiem, pchaj mocno moje ramię. No, szybko!

Nie bardzo wiedziała, co o tym myśleć, ale odruchowo

spełniła polecenie. Weszła na pochylnię, stanęła za nim i
patrzyła, jak Tom unosi ogon klaczy, a następnie wsuwa ramię
w kanał rodny. Nagle lekko się skrzywił, bo klacz dostała
kolejnego skurczu. Mogła sobie tylko wyobrazić, jak mocno
mięśnie zwierzęcia zaciskają się na ramieniu Toma.

- Pchaj! - wystękał, gdy skurcz ustał, a Annie przez chwilę

wydawało się, że mówi do klaczy. - Pchaj, kobieto! Teraz! -
Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że przecież
zwierzę nie zrozumiałoby jego komendy. - Mocniej! - dodał. -
Oprzyj się o mnie całym ciężarem ciała. Muszę...

Mówił niewyraźnie, ponieważ twarz miał przyciśniętą do

końskiego zadu, jednak Anna zrozumiała, czego od niej
oczekuje. Naparła całą siłą i nie ustała w wysiłku, nawet gdy
zwierzę wypuściło z siebie chmurę cuchnących gazów i
fontannę uryny.

- Jedna noga w porządku, ale druga utknęła za łbem. Spróbuję

uwolnić źrebię bez użycia liny. Anno, odpocznij chwilę, a
potem spróbujemy jeszcze raz.

Wyobraziła sobie, co się dzieje w macicy klaczy. Nieraz już

widziała narodziny źrebaka, więc wiedziała, że najpierw ukazują
się przednie nogi i ułożona między nimi głowa.

- Dobra! - odezwał się Tom i Anna znów przystąpiła do akcji.

- Nie puszczaj, już ją prawie mam.

Choć była mokra, dusiła się od przykrych woni i dyszała z

wysiłku, robiła wszystko, by pomóc zwierzęciu.

- Puść!
Wyprostowała się, rozluźniła ramiona i cofnęła się o krok, by

zrobić Tomowi miejsce.

- Zobaczmy teraz, czy poradzi sobie sama - powiedział,

zwracając się do właściciela. - Jeśli nie jest zbyt zmęczona,
powinna dokończyć poród siłami natury.

23

RS

background image

- A jeśli jej się nie uda? - zapytała Anna.
- Zrobimy cesarskie - odrzekł niedbale Tom, jakby codziennie

dokonywał tego typu operacji. - Między innymi z tego powodu
nie chciałem robić jej znieczulenia. U dużych zwierząt
stosujemy znieczulenie zewnątrz-oponowe, tak samo jak u ludzi.
Gdybym na początku podał jej środek, straciłaby czucie w
tylnych nogach i musiałaby się źrebić, leżąc. A wtedy miałbym
do niej o wiele trudniejszy dostęp.

Anna zrozumiała, o co mu chodziło, ale zanim zdążyła coś

odpowiedzieć, dodał ze śmiechem:

- Wyglądasz okropnie!
Zaraz potem skupił całą uwagę na klaczy. Mogła go

poinformować, że i on przypomina w tej chwili ofiarę
katastrofy, ale jego śmiech zbił ją z tropu. Musiała też przyznać
mu rację. Niewątpliwie wygląda okropnie. Zgubiła gdzieś
kapelusz, a kosmyki włosów wysunęły się spod gumki, którą je
związała. W gorącym słońcu odór bijący od jej ubrania stawał
się coraz silniejszy, a na mokrej bluzce widać było podejrzane
brązowe plamy.

Nie mogła jednak wrócić do domu, by doprowadzić się do

porządku. Skoro już zaangażowała się w tę operację, musi
dotrwać do końca. Ciekawiło ją też, jak wygląda cesarskie cięcie
u zwierzęcia tych rozmiarów, choć miała nadzieję, że nie trzeba
będzie go przeprowadzać.

Przypomniała sobie, że przed domem widziała kran, więc

obmyła pod nim twarz i ramiona. Polała też wodą i tak już
mokre ubranie, by nieco złagodzić bijący od niego zapach.

- Hej, coś się dzieje!
Tom już wcześniej uwolnił przywiązaną nogę klaczy, więc

trzymał się z dala od śmiercionośnych kopyt. Teraz przysunął
się bliżej, zapewne uważając, że zwierzę jest zbyt zajęte
porodem, by go zaatakować. Anna wróciła na czas, by
zobaczyć, jak małe kopytka wysuwają się na świat. Potem
ukazał się łeb, w prawidłowym położeniu. Tom chwycił źrebię i

24

RS

background image

podtrzymał je, by nie stoczyło się w dół po pochylni. Kiedy
klacz przestała przeć, zawołał Annę.

- Pomożesz mi? Rozściel tu trochę siana. Kiedy źrebię

wyjdzie, ułożymy je na nim, a Jim wyprowadzi matkę z
przyczepy. Urodzi łożysko na twardym gruncie.

Anna znów bez sprzeciwu go posłuchała. Rozrzuciła siano i

sięgnęła po źrebię, którego tylne nogi opuściły właśnie drogi
rodne klaczy. Tom rozerwał błony płodowe, a malec prychnął
cicho, pierwszy raz wciągając powietrze w płuca. Potem
niezdarnie, ale silnie wierzgnął kopytkami, uderzając Annę w
podbrzusze.

- To instynkt - stwierdził Tom, kiedy Anna skrzywiła się i

mocniej chwyciła zwierzę, by nie mogło znów jej zaatakować. -
Połóżmy go na sianie. To samiec.

- Wcale nie jest taki mały. - Sapiąc z wysiłku, pomogła mu

przenieść zwierzę. Źrebak rozejrzał się i usiłował wstać. Robił
to tak niezdarnie, że Anna zaśmiała się z czułością.

- Cofnij się - ostrzegł ją Tom, podwiązując pępowinę. -

Mamusia może być trochę zazdrosna. - Przygotował zastrzyk. -
To oksytocyna - wyjaśnił. - Ten sam środek, jaki się stosuje u
kobiet, żeby przyspieszyć kurczenie się macicy po porodzie,
tylko w większej dawce. Wstrzyknę to klaczy, kiedy urodzi

łożysko. Podam jej też antybiotyk.

Anna patrzyła zafascynowana, jak Tom przygotowuje drugi

zastrzyk, i zastanawiała się nad podobieństwami między
medycyną ludzką i zwierzęcą. Jim wyprowadził zmęczoną klacz
z przyczepy, cały czas coś do niej mówiąc. Głaskał ją po
chrapach i nie szczędził pochwał.

- Wspaniale, że to będzie ogier. Ta klacz pochodzi z linii,

która sięga czasów mojego dziadka. To on pierwszy w naszej
rodzinie zaczął hodować konie pociągowe. Ten źrebak
przedłuży linię męską.

Mówił szorstkim tonem, ale Anna wyczuła, że ukrywa pod

nim wzruszenie. Wydawało jej się też, że oczy podejrzanie mu

25

RS

background image

zwilgotniały. Sama również poczuła łzy pod powiekami. Poród
był cudem, który nigdy nie przestał jej zachwycać.

Nagle malec wyprostował chwiejne nogi, stanął na nich

niepewnie i zrobił pierwszy w życiu krok. Anna była tym tak
zachwycona, że z radości uściskała stojącą najbliżej osobę, i na
dodatek ucałowała ja prosto w usta. Tą osobą okazał się Tom.
Kiedy spostrzegła, co zrobiła, na chwilę zamarła. Tom wydawał
się równie wstrząśnięty, chociaż przyszedł do siebie szybciej. A
może po prostu pocałunek nie wywarł na nim większego
wrażenia, tylko zaskoczyła go bezpośredniość Anny?

Jakkolwiek było, zwrócił się spokojnie do Jima:
- Może chcesz zostawić tu klacz na kilka dni, aż źrebak będzie

na tyle sprawny, żeby podróżować?

Jim spojrzał z niepokojem na klacz.
- Felicity przyda się trochę odpoczynku, po tym wszystkim,

co przeszła. Ale...

Tom domyślił się, o co mu chodzi.
- Możesz się zatrzymać u mnie w domu - dodał szybko. -

Mam dużą przyczepę na dwa konie. Kiedy będziecie gotowi do
dalszej drogi, wymyślimy, jak przywiązać źrebię, żeby było w
pobliżu matki, ale nie zrobiło sobie krzywdy.

Jim skinął głową, burknął coś pod nosem, co pewnie było

podziękowaniem, i podprowadził do klaczy źrebię, które coraz
pewniej trzymało się na nogach. Anna tymczasem przykucnęła
na podjeździe i przyglądała się konikowi z pełnym zachwytu
uśmiechem. Jej twarz promieniała, kosmyki włosów przykleiły
się do jej wilgotnej skóry.

Tom dopiero teraz zauważył, że zdążyła się umyć. Mokra

bluzka przywarła jej do piersi. Szybko przywołał się do
porządku. To kobieta, a przecież postanowił trzymać się od
kobiet z daleka. Co prawda, ta ma narzeczonego. Ale może
pierścionek nie jest prawdziwy? Może ma uśpić jego czujność, a
jej pozwolić się wkraść do jego serca?

26

RS

background image

Jeszcze raz spojrzał na Annę i uśmiechnął się ironicznie.

Chyba miała rację. Popadał w paranoję, zupełnie jak jej kotka.
Ona jest piękna i może zdobyć każdego mężczyznę, jakiego
tylko zapragnie. Dlaczego miałaby zastawiać sidła na prostego,
wiejskiego weterynarza? I całować umie doskonale...

- Masz stajnię albo wybieg, gdzie mógłbym je umieścić?
Pytanie Jima przypomniało mu, że w tej chwili ma ważniejsze

sprawy do załatwienia.

- Niestety, nie mam wybiegu porośniętego trawą. Mam za to

duży boks i zapas ziarna i lucerny. Daj mi kilka minut, żebym
rozrzucił słomę w boksie, a potem je tam wprowadzimy.

Tom odszedł szybko, zadowolony, że może oddalić się od

rozpraszającej go kobiety. Tłumaczył sobie, że to czysto
fizyczna reakcja, spotęgowana zbyt długim celibatem.

- Pomogę ci. - Jej głos rozległ się tuż za nim. Nawet nie

zauważył, kiedy bez trudu zrównała z nim krok. - Miałam
kiedyś konie; ściśle mówiąc, jednego - dodała. - Wiem, jak się
rozrzuca słomę w boksie.

Uśmiechnęła się, a Tom poczuł, jak jego ciało gwałtownie

reaguje na jej uśmiech. Zastanawiał się, jak ten idiota o imieniu
Philip mógł choć na chwilę spuścić ją z oka, nie mówiąc już o
półrocznym rozstaniu!

Razem rozesłali słomę, napełnili poidło wodą i sprawdzili,

czy żłób jest czysty. Do tak przygotowanego boksu Jim wniósł

źrebaka i przyprowadził klacz.

- W siodłami znajdziesz beczki z ziarnem. Weź, ile ci

potrzeba - powiedział mu Tom. Już miał odejść, gdy
przypomniał sobie o zielonce. - Lucerna jest w stodole za
siodlarnią.

- Przyniosę, jeśli chcesz - zwróciła się Anna do Jima. - Ile ci

potrzeba?

- Wydawało mi się, że masz chorą kotkę - warknął Tom.
Jim wyczuł jego niezadowolenie i zapewnił Annę, że da sobie

radę, ona jednak nie miała ochoty odchodzić. Z ostrożności

27

RS

background image

trzymała się z dala od źrebaka, ale patrzyła zafascynowana na
jego pierwsze próby poruszania się po boksie.

- No więc co z kotką? - przypomniał jej Tom.
- Chyba powinniśmy do niej zajrzeć - rzekła z ociąganiem. -

Ten źrebak jest taki piękny, że trudno oderwać od niego oczy.

Jim spojrzał na nią z dumą, jakby ta uwaga dotyczyła

bezpośrednio jego.

- Prawda, że piękny! A ty, moja panno, też się nieźle spisałaś

- zauważył.

Anna zaczerwieniła się po uszy, oderwała oczy od źrebaka i

poszła za Tomem do domu. Po drodze zamyśliła się.

- Wiesz, jeśli chodzi o kotkę... - zaczęła z wahaniem. -

Zaproponowałeś gościnę Jimowi, więc pewnie nie będziesz
chciał iść do mnie, żeby ją zobaczyć.

- Dlaczego? Jim jeszcze przez jakiś czas będzie zajęty przy

zwierzętach. Zresztą on nie oczekuje, że będę go zabawiał.
Powiem mu, żeby czuł się jak u siebie. Może korzystać z

łazienki, wziąć sobie piwo z lodówki albo coś do zjedzenia.

Anna zmarszczyła czoło.
- Ale przecież go nie znasz, prawda? Zostawisz go samego w

swoim domu?

Tom wreszcie zrozumiał, o co jej chodzi.
- To się nazywa wiejska gościnność - wyjaśnił z uśmiechem. -

Zaprosiłem Jima do siebie i wiem, że on nie nadużyje mojego
zaufania. W przyszłości może się zdarzyć, że to ja utknę gdzieś
w buszu i będę potrzebował noclegu. Tu, w głębi kontynentu,
rzadko się zdarza, żeby komuś odmówiono gościny.

Anna przez chwilę patrzyła na niego zdumiona, a potem

potrząsnęła głową. Najwyraźniej nie całkiem go zrozumiała i na
pewno nie do końca mu wierzyła. A jeśli tak oczywista rzecz jak
udzielanie gościny człowiekowi w potrzebie nie mieściła jej się
w głowie, to wiele będzie się jeszcze musiała nauczyć o życiu
na australijskiej prowincji.

28

RS

background image

Tom ruszył dalej, ale ona nadal nie mogła pogodzić się z

myślą, że zostawia obcego człowieka samego we własnym
domu. Przecież Jim przyjechał tu ciężarówką. W mgnieniu oka
może ogołocić dom i odjechać w siną dal.

- A skoro już mowa o wiejskiej gościnności, to przydałby się

nam prysznic. Mam nawet w domu kolekcję damskich ciuchów,
więc na pewno znajdziesz coś dla siebie.

Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nie powiesz mi, że kobiety oprócz listów przysyłają ci

bieliznę! Mama mi opowiadała, że w czasach jej młodości
dziewczyny obrzucały bielizną jakąś gwiazdę muzyki pop.

Roześmiał się rozbawiony.
- To i tak nie najgorsze przypuszczenie. Mogłaś zapytać, czy

to rzeczy zostawione przez moje dawne kochanki. A prawda
wygląda tak, że to ubrania moich sióstr. Przywożą tu ciuchy,
które już wyszły z mody, i noszą je, kiedy przyjeżdżają na
wakacje.

Anna chciała dowiedzieć się czegoś więcej o jego siostrach,

ale Tom szedł szybko, więc mogła tylko podążyć za nim.
Prysznic i zmiana ubrania to też bardzo kusząca propozycja.

- W łazience znajdziesz czysty ręcznik, mydło, a nawet

szampon. To tam. - Wskazał jej drogę, gdy weszła do kuchni, i
zaczął zdejmować brudną koszulę. - Z tyłu domu mam drugi
prysznic. Tam się najczęściej kąpię, więc siostry zostawiają
swoje rzeczy w łazience.

Jego słowa nie docierały do Anny. Całą uwagę skupiła na

opalonej i pięknie umięśnionej klatce piersiowej Toma, która
mogłaby służyć za model doskonałego męskiego ciała. No,
może nie całego, ale na pewno jego górnej połowy. Zobaczyła,

że Tom rozpina pasek u spodni i domyśliła się, że
nieprzyzwyczajony do towarzystwa może odruchowo rozebrać
się do naga, nie zwracając uwagi na jej obecność. Powinna
natychmiast stąd wyjść...

29

RS

background image

- To tam - powtórzył Tom, rozpinając guzik spodni i ruchem

głowy wskazując drzwi.

Jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Niemal biegiem wypadła z

kuchni i przemknęła korytarzem do łazienki. Kiedy tam dotarła,
poczuła, że miękną jej kolana, i przysiadła na brzegu wanny.

- Robi ci się słabo na widok męskiego torsu? - wymamrotała

pod nosem i szybko podniosła głowę, ponieważ rozległo się
pukanie i Tom wsunął do środka głowę.

- To na brudy - oznajmił, rzucając na podłogę plastikową

torbę z supermarketu. - Sypialnia moich sióstr jest zaraz po
prawej. W szafie i komodzie znajdziesz ich rzeczy.

Zniknął za drzwiami, jego kroki ucichły w głębi domu, ale

Anna nadal czuła miękkość w kolanach.

- Co za bzdura! - mruknęła do siebie, zdejmując ubranie i

wkładając je do torby. - To zwykły facet, w dodatku bardzo
praktyczny i rzeczowy. Nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Jest
po prostu bardzo przystojny i ma głos jak aksamit...

Weszła do kabiny prysznicowej i starannie się umyła.
- Pośpiesz się, jeśli chcesz, żebym obejrzał kota! Musiał znów

wsunąć głowę do łazienki, inaczej nie

słyszałaby jego głosu tak wyraźnie. Chyba fakt posiadania

sióstr sprawił, że Tom tak bezceremonialnie zagląda do łazienki,
w której kąpie się kobieta. Anna zakręciła wodę, owinęła się
ręcznikiem, otworzyła drzwi, by sprawdzić, czy droga wolna, i
przemknęła do pokoju obok. Dwa pojedyncze łóżka świadczyły
o tym, że był przeznaczony dla gości, a dekoracyjne serwetki na
toaletce i jedwabna róża na gałce drzwi szafy wskazywały, że
najczęstszymi gośćmi były tu kobiety.

Anna wysunęła szufladę i znalazła bieliznę, należącą jednak

do wiele młodszej i drobniejszej kobiety niż ona. Na dodatek
perspektywa włożenia cudzej bielizny nie wydała jej się
zachęcająca.

Po

raz

kolejny

drzwi

otworzyły

się

niespodziewanie i ukazała się w nich ręka. Tym razem rzuciła
na podłogę jakąś paczuszkę.

30

RS

background image

- Pomyślałem sobie, że źle się będziesz czuła w cudzej

bieliźnie. To jest nowe.

Kroki znów się oddaliły, zanim Anna zdołała pojąć, o co

Tomowi chodzi. W paczuszce znalazła nieużywaną parę
męskich, bawełnianych slipów w kolorze niebieskim.

Z wdzięcznością rozpakowała je i włożyła. Potem wyszukała

w innej szufladzie szorty mniej więcej w swoim rozmiarze.
Zapinała właśnie bluzkę, którą wyjęła z szafy, kiedy Tom znów
zapukał. Tym razem jednak nie zajrzał do środka.

- Gotowa? - zapytał.
- Daj mi jeszcze minutę! - Podeszła do toaletki i zdecydowała,

że lepiej jednak użyć cudzej szczotki do włosów, niż paradować
z mokrymi, splątanymi kosmykami.

Dokładnie minutę później wyszła z pokoju. Tom czekał na nią

w kuchni.

- No to jedziemy - oświadczył i wziął ją pod ramię, jakby

znali się od lat.

Czyżby oprócz wiejskiej gościnności obowiązywała tu

również wiejska bezpośredniość? Jego dotyk jednak nie miał w
sobie

żadnego

seksualnego

podtekstu.

Był

miłym,

przyjacielskim gestem, który sprawił, że zrobiło jej się ciepło na
sercu.

Tom

poprowadził

do

poobijanego,

zakurzonego

samochodu, który kiedyś był jasnoniebieski. Anna poznała, że to
jeden z popularnych tu pojazdów terenowych z napędem na
cztery koła. Zastanawiała się, czy nie napisać na karoserii
,,brudas", kiedy rozległo się głośne dzwonienie. Drgnęła i
spojrzała na dom, ponieważ dźwięk dobiegał właśnie stamtąd.

- Czy to włączył się alarm antywłamaniowy? - zapytała.
- Nie, to ten cholerny telefon. Czasem nastawiam dzwonek

jak najgłośniej, żebym go usłyszał, kiedy jestem w stajni albo na
podwórzu. Obudziłby umarłego. Przepraszam.

31

RS

background image

Pobiegł do gabinetu, wyjmując po drodze klucze z kieszeni.

Wkrótce zniknął jej z oczu, a dzwonienie ustało. Zaraz jednak
się pojawił i szybko podbiegł do Anny.

- Nieszczęścia chodzą parami. Znów nagły wypadek, i też

poród. Ale tym razem to zadanie dla ciebie.

- Co to znaczy, dla mnie? - zdziwiła się.
Tom wepchnął ją na fotel pasażera, a sam okrążył samochód i

usiadł za kierownicą.

- Chodzi o kobietę.

























32

RS

background image

ROZDZIAŁ TRZECI


Zapalił silnik i ruszył z piskiem opon, wyrzucając spod kół

fontannę żwiru. Nie zwolnił, gdy wyjechał na ulicę, a przez
miasto przemknął tak szybko, że Anna z niepokojem rozglądała
się za patrolem policyjnym.

Tom milczał, dopóki nie zostawili w tyle zabudowań i nie

wjechali na drogę gruntową. Anna kurczowo trzymała się
uchwytu nad drzwiami, kiedy samochód podskakiwał na
wybojach.

- Są dwie różne szkoły jazdy po takich drogach - oznajmił,

uśmiechając się na widok jej niepewnej miny. - Ja uważam, że
trzeba jechać tak szybko, żeby się nie zapadać w każdą wyrwę.
Pacjentką jest Dani, moja recepcjonistka. Mają dwadzieścia
hektarów ziemi i hodują kozy. Termin ma dopiero za osiem
tygodni, a jej mąż właśnie wyjechał. Jest kierowcą.

- Ale ja nie powinnam przyjmować tego porodu. Jeszcze nie

zaczęłam pracy. Do niedzieli dyżuruje doktor Drouin.

- Pojechał na rodeo do Placid Springs. A Peter Carter, który

prowadzi w mieście prywatną praktykę i miał go zastępować,
zachorował na letnią grypę - wyjaśnił krótko Tom i zahamował
przed bramą. Chwilę milczał, a potem rzucił oschle: - Na co
czekasz? Otwieraj!

- Mam otworzyć bramę? - spytała. Zauważyła, że Tom jest

zdenerwowany i zaczęło jej się udzielać jego napięcie.

- No jasne! - warknął.
Otworzyła bramę szeroko, a kiedy Tom przez nią przejechał,

zrozumiała, że takie postępowanie ma sens. Gdyby miał to
zrobić kierowca, musiałby wysiąść, otworzyć wrota, wrócić do
samochodu, przejechać i znów wysiąść, by je zamknąć.
Zapamiętała sobie kolejną zasadę postępowania w buszu:
pasażer otwiera bramę!

Dzika jazda skończyła się przed niskim bungalowem.

33

RS

background image

- Dostała skurczy? Osiem tygodni do przewidywanego

terminu, trzydziesty drugi tydzień... To bardzo wcześnie.

- Zdaje się, że to jeszcze nie poród, ale dzieje się coś

niepokojącego. - Tom już pędził w stronę domu.

Anna otworzyła drzwi, zeskoczyła na ziemię i pobiegła za

nim. Cieszyła się, że zdążyła wziąć prysznic, zastanawiała się
tylko, co pacjentka sobie pomyśli, widząc ją w luźnych szortach
i zbyt dużej koszuli. Cóż, może jest to bardziej odpowiedni na tę
okazję strój niż jej własne ubranie. Przynajmniej pacjentka się
nie dowie, że Anna ma na sobie bieliznę Toma.

Kiedy weszła za nim do domu, od razu zrozumiała, że Dani

nie będzie zwracać uwagi na jej strój. Kobieta leżała na kanapie
i była w kiepskim stanie.

Tom ukląkł obok niej i objął ją ramieniem.
- Co się dzieje, Dani? - zapytał troskliwie.
- Źle się czuję...
- Musimy cię przewieźć do szpitala - rzekła Anna,

przyglądając się jej zaczerwienionym policzkom i rozbieganym
oczom. Zacisnęła palce na opuchniętych kostkach i spostrzegła,

że w ciele pozostały wgłębienia. Od razu widać, że wystąpiło
nadciśnienie i obrzęk, a zapewne badanie moczu wykazałoby
nadmiar białka. Te trzy symptomy wskazują na stan
przedrzucawkowy. Bez interwencji medycznej może się
przekształcić w rzucawkę, bardzo niebezpieczną przypadłość,
która często kończy się śmiercią matki i dziecka.

Dani musi trafić do szpitala, ale jak? Zadzwonić po karetkę?

Nawet gdyby przyjechała tu z prędkością, jaką osiągał Tom, to i
tak trwałoby to całe wieki. A co, jeśli karetka będzie
nieosiągalna?

- Zawieziemy ją - zdecydował Tom, jakby czytał ! w

myślach Anny. - Ja ją przeniosę, a ty otwórz drzwi do
samochodu.

34

RS

background image

Anna nie sprzeciwiła się, tylko wzięła z sypialni koc i

poduszkę. Koc rozłożyła na tylnym siedzeniu, poduszkę oparła
o boczne drzwi.

- Chora powinna leżeć - wyjaśniła, kiedy Tom dotarł do

samochodu z półprzytomną pacjentką. - Przykucnę obok niej,

żeby się nie zsunęła.

Tom nie protestował, tylko ułożył Dani na kocu i ze

zmarszczonymi brwiami przyglądał się, jak Anna się wciska w
wąską przestrzeń za oparciami przednich foteli.

- Żadna z was nie może zapiąć pasów. A jeśli będę miał

wypadek? - zastanawiał się głośno.

- To jedź tak, żeby nie mieć wypadku! - odparowała Anna,

otulając pacjentkę kocem.

Tom usiadł za kierownicą. Wygląd Dani i reakcja Anny

powiedziały mu, że sytuacja jest poważna. Zatrucie ciążowe?
Zwierzętom również się to zdarza. Ruszył ostrożnie, a potem
szybko, ale uważnie pojechał do miasta. Słyszał, jak Anna cicho
zapewnia swą podopieczną, że wszystko będzie dobrze.

Czy naprawdę?
Do diabła! Wiedział, jak bardzo Dani i Brian pragną tego

dziecka, jak cieszą się na jego przyjście. Miał nadzieję, że ta
nowa lekarka zna się na swoim fachu. Musiał przyznać, że chorą
zajęła się troskliwie.

- Masz komórkę? - spytała. - Możesz uprzedzić szpital, że

wieziemy pacjentkę w stanie przedrzucawkowym? Będę
potrzebowała siarczanu magnezu i leków na obniżenie ciśnienia.

Trochę zwolnił, uruchomił aktywowany głosem zestaw

samochodowy i powiadomił szpital.

Podjechali pod przeznaczone dla nagłych wypadków drzwi

szpitala. Natychmiast wyszła im na spotkanie młoda
pielęgniarka. Anna pomogła Tomowi wynieść Dani z
samochodu i ułożyć ją na wózku szpitalnym. Potem przeszli
razem do izby przyjęć, gdzie zajmowano się nagłymi
przypadkami.

35

RS

background image

- Zadzwoniłam po pomoc - oznajmiła pielęgniarka.
- Z doktorem Drouinem nie mogłam się skontaktować, a

doktor Carter jest chory, ale dodzwoniłam się do Jessiki. To
położna z dużym doświadczeniem.

- Miejmy nadzieję, że nie będzie nam ono potrzebne. - Anna

zerknęła na identyfikator pielęgniarki i odczytała na nim imię
Elena. - Jestem Anna Talbot

- przedstawiła się. - W poniedziałek przejmuję obowiązki od

doktora Drouina. Chyba się nie poznałyśmy, kiedy Elizabeth
oprowadzała mnie po szpitalu.

Elena przedstawiła się i widać było, że od razu uznała Annę

za członka zespołu lekarskiego.

- Sprawdzę, czy mamy tu kartę Dani - powiedziała.
- Pewnie nie. To pacjentka doktora Cartera i karta jest chyba

w jego gabinecie. Tutejsi lekarze nie przyjmują porodów.
Kobiety jeżdżą rodzić do większego szpitala na wybrzeżu.
Tamtejsi lekarze zajmują się też prowadzeniem ich ciąż.

- Dani planowała urodzić dziecko w Rocky - wtrącił Tom.

Miał na myśli Rockhampton, stolicę tego regionu, położoną na
wybrzeżu, kilkaset kilometrów stąd.

- Dobrze by było wiedzieć, jakie jest jej normalne ciśnienie

krwi - rzekła Anna do Toma, gdy Elena zniknęła. - Ułatwiłoby
mi to zdiagnozowanie stanu przed-rzucawkowego.

Mówiąc to, mierzyła ciśnienie Dani i aż krzyknęła cicho,

kiedy zobaczyła wynik. Elena wróciła z teczką dokumentów,
które okazały się formularzem przyjęcia, a nie kartą pacjentki.
Do sali weszła też młoda kobieta w zabrudzonych farbą szortach
i koszuli w kratę.

- Elena powiedziała, że to pilne, więc nie traciłam

niepotrzebnie czasu na przebieranie się. Doktor Talbot, prawda?
- Wzięła Dani za rękę i przemówiła do niej, zanim Anna zdążyła
cokolwiek powiedzieć. - No i co ty wyprawiasz, wariatko?

36

RS

background image

Zabrzmiało to tak łagodnie i czule, że pytanie wcale nie

wydało się niegrzeczne. Dani zareagowała na nie bladym
uśmiechem.

- Czuję się okropnie, Jess. - Anna domyśliła się, że kobieta

jest położną, o której wspomniała Elena.

- I okropnie wyglądasz - stwierdziła surowo Jessica.
- Prawda, Tom?
- Już ją widziałem w znacznie gorszym stanie - odparł. -

Pamiętasz, jak maciora Berta Campiona zaczęła się prosić, a ja
wyjechałem do Westway i Dani była przy tym sama?

- To było jeszcze zanim zaczęliśmy hodować kozy -

zaprotestowała pacjentka. - Pamiętam, że po wszystkim
zwymiotowałam ze zdenerwowania.

Anna zdała sobie sprawę, że Tom i Jessica celowo zagadują

Dani, by ją czymś zająć i nie pozwolić poddać się panice.
Zerknęła na tacę z lekami, którą Elena przygotowała na ich
przybycie, i z radością zauważyła środek na obniżenie ciśnienia,
którego zwykle używała. Po podaniu tego środka oraz siarczanu
magnezu, by zapobiec atakowi drgawek, Dani i jej dziecko
powinny być bezpieczne, przynajmniej przez jakiś czas.

- Trzeba zbadać mocz - powiedziała potem.
- Założę cewnik - zaproponowała Jessica.
Anna spojrzała na Toma, który trzymał Dani za rękę.
- Może wyjdziesz, żeby nie peszyć chorej? - zaproponowała, a

wszystkie trzy kobiety roześmiały się.

- Tom miałby się przejmować tym, że kogoś speszy? - zakpiła

Elena. - Znamy go tu dobrze. Ma tyle wrażliwości co kloc
drewna.

- A nawet mniej - dodała Jessica. Skończyła właśnie myć ręce

i wkładała jednorazowe gumowe rękawiczki.

Znów się roześmiały, a Anna potrząsnęła głową, dziwiąc się

ich niemal rodzinnej zażyłości. To prawda, że było to jej
pierwsze zetknięcie się z pracą w małym szpitalu, ale nie
spodziewała się tak nieformalnej atmosfery.

37

RS

background image

Kątem oka spostrzegła, że Tom się jej przygląda, i poczuła

dziwne mrowienie wzdłuż kręgosłupa, jakby przeczucie czegoś,
co ma się między nimi wydarzyć. Przecież to niemożliwe, żeby
czytał w jej myślach. Patrzył na nią uważnie, jakby zachowanie
w kryzysowej sytuacji miało być sprawdzianem jej charakteru.

- Zadzwonić po latającego? - spytała Elena.
- Po latającego? - powtórzyła Anna i dopiero po chwili zdała

sobie sprawę, że pytanie było skierowane do niej.

Jessica uśmiechnęła się.
- Po latającego ginekologa położnika - wyjaśniła.
- Ach, tak. Pamiętam, że coś o nim czytałam. Mieszka gdzieś

na południe stąd, ma samolot, więc w ciągu godziny czy dwóch
może dotrzeć do każdego miejsca w zachodnim Queenslandzie,
tak?

- Właśnie. Ma stopień konsultanta, więc w zasadzie pacjentkę

musi skierować do niego lekarz pierwszego kontaktu, ale w
nagłych wypadkach współpracuje ze szpitalami.

Jessica tłumaczyła to Annie, jednocześnie pobierając próbkę

moczu od pacjentki. W końcu podała jej pojemnik.

- Zestawy sterylne są w pokoju obok - wyjaśniła, wskazując

na zamknięte drzwi przy końcu sali.

Anna wzięła próbkę i kartę Dani, lecz wiedziała, że oczekują

od niej czegoś więcej.

- Pomyślę o latającym - obiecała, używając skrótu, którym

posłużyła się Elena. - Wy tymczasem przyjmijcie Dani na
oddział i umieśćcie ją w osobnej sali. Chcę, żeby była pod stałą
obserwacją. Wystarczy wam personelu?

- Jakoś dadzą sobie radę. - Choć powiedział to Tom, a nie

któraś z pielęgniarek, w jego słowach słychać było tak mocne
przekonanie, że Anna przyjęła to za pewnik.

Weszła do niewielkiego pomieszczenia, które wskazała jej

Jessica. Kiedy już się tam znalazła, przypomniała sobie, że była
tu z Elizabeth i wiedziała nawet, gdzie szukać zestawów do
badania moczu.

38

RS

background image

- Czy ten stan przedrzucawkowy to rodzaj zatrucia?
Głos Toma tak wystraszył Annę, że nieomal wypuściła z rąk

pudełko z zestawem. Odkąd się poznali, Tom tak często ją
zaskakiwał, że nie powinna się dziwić jego niespodziewanej
obecności.

- Tak. Może prowadzić do bardzo niebezpiecznej rzucawki.

Na tym etapie można jeszcze powstrzymać rozwój choroby
odpowiednimi lekami. Pacjentka musi leżeć i wypoczywać. Ta
przypadłość wywołuje zaburzenia metabolizmu i niewydolność
nerek, ale symptomy ustępują po urodzeniu dziecka -
tłumaczyła, nie przerywając badania. Potwierdziło ono zbyt
wysoki poziom białka. - Problem polega na tym, że każda z tych
anomalii - obrzęk, białkomocz i podwyższone ciśnienie

- może wskazywać na stan przedrzucawkowy, a u Dani

występują wszystkie trzy.

Mówiła to głośno, by uporządkować myśli i choć Tom

milczał, jego obecność pomagała jej w analizie stanu chorej.

- Musimy ją obserwować - ciągnęła. - Jeśli w ciągu sześciu

godzin ciśnienie wzrośnie, trzeba będzie coś zrobić.

- Na przykład co?
- Na przykład wywołać poród albo wykonać cesarskie cięcie,

zanim dojdzie do rzucawki. Jak już mówiłam, kiedy urodzi się
dziecko, objawy ustąpią samoistnie.

Spojrzała na Toma i w jego oczach zobaczyła troskę.
- Jeśli Dani sobie zażyczy, albo jeśli pielęgniarki uznają to za

wskazane, zadzwonię po tego latającego

- powiedziała w nadziei, że to go uspokoi. - Powiem mu, jak

wygląda sytuacja i zobaczymy, co nam poradzi.

Tom skinął głową, ale zanim wyszedł, przez chwilę jeszcze

przyglądał się Annie ze zmarszczonym czołem. W drzwiach się
zatrzymał, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko potrząsnął
głową i zniknął.

Kiedy przewożono Dani na oddział, Tom szedł obok niej i

rozmyślał o nowej lekarce. Czuł dziwne napięcie, którego nie

39

RS

background image

doświadczył od czasu przyjazdu do Merriwee. I nie chodziło tu
o denerwujący zalew listów czy wizyty nieproszonych kobiet.

To było coś zupełnie nowego, innego.
Pierwszy raz poczuł to w tym małym pomieszczeniu, gdzie

Anna wykonywała badanie. Poszedł tam, by zapytać o stan
zdrowia Dani. Zamierzał też podziękować Annie za troskliwą
opiekę, ale słowa uwięzły mu w gardle. Ogarnęło go przedziwne
uczucie, coś w rodzaju déj? vu. Tylko że przy déj? vu ma się
wrażenie, że coś się zna z przeszłości, on natomiast wyczuł coś,
co się dopiero ma wydarzyć...

Tylko co? Nie miał pojęcia.
A jest przecież rozsądnym, twardo stąpającym po ziemi

człowiekiem. Może zaczyna wariować? A może zaatakował go
wirus grypy, który szalał po okolicy? Na chwilę zamknął oczy.
Pielęgniarki właśnie przenosiły Dani na łóżko.

- Masz odpoczywać, słyszysz? - polecił jej surowo, a potem,

by się czymś zająć, odprowadził wózek szpitalny, na którym ją
tu przywieziono, z powrotem do izby przyjęć.

Anna zapisała wyniki badania na karcie Dani i poszła do

pokoju pielęgniarek. Dowiedziała się tam, że pacjentka
przebywa w sali numer sześć.

Dani spała, a Jessica, która siedziała przy jej łóżku, wstała i

cicho podeszła do drzwi.

- Nie mam dziś dyżuru, ale zostanę przy niej na noc.

Przyjaźnimy się od czasów szkolnych - wyjaśniła.

Anna skinęła głową.
- Będę u siebie, gdybyście mnie potrzebowały. A jeśli nie

zadzwonicie, zajrzę tu za godzinę, żeby sprawdzić, jak się
miewa Dani. - Domyślała się, że pielęgniarka w takim małym
szpitalu często musi podejmować ważne decyzje bez udziału
lekarza i na pewno ma duże doświadczenie. Przysunęła się
bliżej do Jessiki i odezwała cicho, żeby nie obudzić chorej. -
Może powinnyśmy zawiadomić lekarza specjalistę?

40

RS

background image

- Na razie nie trzeba - odrzekła pielęgniarka. - Musiałby tu

przylecieć, a jak by już tu był, to... - Chwilę milczała, marszcząc
brwi. - Możliwe, że chciałby wywołać poród lub zrobić
cesarskie cięcie, tak na wszelki wypadek. A wtedy urodziłby się
wcześniak i trzeba by było wysłać Dani do szpitala na
wybrzeżu. Wcale by to się jej nie spodobało, zwłaszcza że Brian
właśnie wyjechał. Jeśli uda się nam utrzymać jej stan pod
kontrolą, dziecko urodzi się o czasie i nic nie będzie mu groziło.

Podprowadziła Annę do drzwi.
- Teraz niewielu lekarzy chce przyjmować porody, ze

względu

na

koszty

ubezpieczenia.

Towarzystwa

ubezpieczeniowe boją się, że w razie jakichś komplikacji będą
musiały płacić wysokie odszkodowania, więc składki dla
lekarzy są niebotyczne.

Anna skinęła głową.
- Słyszałam o tym. Ale do czego zmierzasz? Jessica przez

chwilę przyglądała jej się bacznie.

- Czy zdecydowałabyś się odebrać poród, gdyby okazało się

to konieczne? Zrobiłabyś cesarskie cięcie, gdyby stan Dani
nagle się pogorszył i nie byłoby czasu, żeby sprowadzić
latającego?

- Ależ oczywiście! - odparła Anna bez wahania. - Na studiach

miałam wiele zajęć z położnictwa, a nawet ukończyłam
dodatkowy kurs. Przeprowadziłam też chyba ze sto cesarskich
cięć. Chyba lekarz, który ma w miasteczku prywatną praktykę,
może wystąpić jako anestezjolog, więc dalibyśmy radę.

Kiedy skończyła to mówić, zdała sobie sprawę, że w zasadzie

nie jest jeszcze pracownikiem szpitala w Merriwee. Nie chciała
jednak zawracać Jessice głowy taką drobnostką.

- Tak, Peter Carter często pomaga przy mniej poważnych

operacjach. - Jess z zadowoleniem skinęła głową. - A więc
wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Na razie nie wzywamy
latającego.

41

RS

background image

Anna wyszła z sali, czując, jak przygniata ją ciężar

odpowiedzialności. Poszła więc do głównego sekretariatu, gdzie
znajdował się spis numerów telefonów lekarzy. Zerknęła na
zegar i stwierdziła, że jest późno, ale postanowiła zawiadomić o
zaistniałej sytuacji przynajmniej lekarza dyżurnego. Tak na
wszelki wypadek...

Telefon odebrała kobieta o nieco zniecierpliwionym głosie.
- Jackie Carter - przedstawiła się, więc Anna wiedziała, że

dzwoni pod właściwy numer.

Szybko wyłuszczyła sprawę i dodała:
- Zaangażowałam się w to, ponieważ akurat byłam w pobliżu,

kiedy Dani zadzwoniła do Toma z wiadomością, że źle się
czuje. Tom wiedział, ze doktor Drouin wyjechał, a pani mąż jest
chory, więc zabrał mnie ze sobą. Jednak pomyślałam sobie, że
doktor Carter powinien wiedzieć, co się dzieje.

- Czy jest tam potrzebny? - zapytała Jackie, a Anna zapewniła

ją, że Dani na razie wypoczywa i będzie całą noc pod
obserwacją.

- Cóż, Peter śpi, a cały dzień czuł się bardzo źle, więc

wolałabym go teraz nie budzić. Jeśli jednak będzie wam
potrzebne wsparcie, to oczywiście dzwońcie.

- Niezłe wsparcie! - wymamrotała do siebie Anna, odkładając

słuchawkę. Po chwili przyszło jej do głowy, że za dwa dni to
będzie miejsce jej pracy i wtedy nie będzie miała żadnego
wsparcia. Przecież właśnie na takie wyzwania miała ochotę, po
to przyjechała do australijskiego buszu.

Poszła do sali numer sześć i sprawdziła stan Dani. Ucieszyła

się, że jej ciśnienie krwi spadło.

- Zadzwoń do mnie, jak tylko coś cię zaniepokoi - przykazała

Jessice. - Od razu przyjdę. Jeśli nie zadzwonisz, zajrzę do was
mniej więcej za godzinę.

Pielęgniarka skinęła głową i wróciła do łóżka koleżanki.

Gubiąc się nieco na szpitalnych korytarzach, Anna znalazła w
końcu wyjście dla pracowników i dotarła do swego domku. W

42

RS

background image

salonie paliło się światło, ale była zbyt zmęczona, by się
zastanawiać, jak to możliwe. Poszukała klucza w kieszeni
szortów i dopiero wtedy uprzytomniła sobie, że ma cudze
ubranie. Jej rzeczy leżą w plastikowej torbie, w domu Toma.

Zostawiła otwarte okna i chociaż wszystkie miały siatki

przeciw insektom, nie wątpiła, że zdoła przez któreś wejść do

środka. Już miała wprowadzić swój zamiar w czyn, gdy
spostrzegła, że w jej domu ktoś jest. Na podłodze w salonie leży
Tom Fleming! Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę,
co tam robi.

Tom przemawiał czule do kotki, która z wyraźną

przyjemnością ocierała się o niego, a w końcu wskoczyła lekko
na jego pierś, podwinęła łapki i usiadła zadowolona, jakby nigdy
nie miała żadnych obaw przed opuszczeniem swojej klatki.

Anna poczuła, że ogarniają złość. Co za bezczelność! Tak po

prostu wejść do jej domu, położyć się na podłodze i słodkimi
słówkami uwieść kotkę!

Z rozmachem otworzyła frontowe drzwi.
- Ależ czuj się jak u siebie w domu! Nie krępuj się!
- warknęła uszczypliwie. - Czy na prowincji ludzie wchodzą

do cudzych domów jak gdyby nigdy nic? I co ty wyprawiasz z
moją kotką? Tom wziął kota na ręce i usiadł.

- A jak ci się wydaje? Leczę ją.
Kotka ufnie zwinęła się w kłębek na jego kolanach.
- Znalazłem w samochodzie torbę z twoimi rzeczami, a kiedy

coś w niej zabrzęczało, zauważyłem, że zostawiłaś klucze i
portfel w kieszeni spódnicy. Skorzystałem z tego i zajrzałem do
kotki. A po drodze kupiłem chińskie jedzenie, bo jestem głodny
jak wilk. Ty pewnie też. Poza tym chciałem ci podziękować za
pomoc, zwłaszcza dla Dani. To nie tylko moja pracownica, ale i
dobra przyjaciółka.

Skończył i uśmiechnął się, jakby był dumny, że tak jasno

wytłumaczył powody, dla których włamał się do jej domu.
Choć, skoro użył klucza, z prawnego punktu widzenia nie jest to

43

RS

background image

włamanie. A kiedy wspomniał o jedzeniu, zdała sobie sprawę,

że też jest głodna...

- No dobrze, nic się nie stało - przyznała niechętnie. Tom

zdjął kotkę z kolan i wstał, a ona cofnęła się,

jakby się przestraszyła. Pochyliła się, by pogłaskać Cass, lecz

zwierzątko nadal okazywało uczucia tylko Tomowi, ocierając
się o jego nogi.

- Usiądź i odpocznij, a ja tymczasem włożę pojemniki do

kuchenki mikrofalowej - rzekł rozkazującym tonem. - Nie
wiem, co lubisz, więc przyniosłem dużo różnych potraw. Dam
znać, kiedy kolacja będzie gotowa. - Bez pytania wyciągnął w
jej stronę kieliszek napełniony czymś, co wyglądało na białe
wino. - Tylko mi nie mów, że nie pijesz. Kieliszek wina
wieczorową porą to w buszu niemal obowiązek. To lekkie wino,
nie zaszkodzi ci. Wypijemy zdrowie źrebaka.

Zrozumiała, że protesty na nic się nie zdadzą, więc usiadła na

kanapie i wzięła od niego kieliszek. Ich palce na chwilę się
zetknęły, a jej serce szybciej zabiło. Pewnie dlatego, że jestem
zmęczona i głodna, tłumaczyła sobie w duchu. Na szczęście
Tom poszedł do kuchni i nie musiała się obawiać, że domyśli
się, jak mocno zareagowała na jego dotyk.

- Gotowe! - Jego okrzyk wyrwał ją z rozmyślań. Wstała i

przeszła do kuchni.

- Myślałam, że australijska prowincja wygląda zupełnie

inaczej - powiedziała. Tom dumnie spoglądał na pojemniki z
chińskimi potrawami. Anna miała wrażenie, że wystarczy tego
na miesiąc. - Nie wiem, czy dam sobie radę, jeśli wszystko
będzie się toczyć tak, jak to było dzisiaj.

Tom roześmiał się.
- Nie codziennie będziesz musiała asystować przy źrebieniu

się klaczy pociągowej - zapewnił.

- Co za ulga!
Patrzył, jak Anna nakłada sobie na talerz wielkie porcje

jedzenia i pochłania je ze smakiem. Szczupła kobieta o dobrym

44

RS

background image

apetycie! Cieszył się, że pomyślał o jedzeniu i że udało się
rozwiązać problem kota. Dwie pożyteczne rzeczy, które
wyniknęły z jego wizyty. Musiał jednak przyznać sam przed
sobą, że nie dlatego tu przyszedł. Przyszedł, bo po powrocie ze
szpitala nie mógł przestać o niej myśleć, więc skorzystał z
pierwszego lepszego pretekstu.

Chyba całkiem oszalał...



























45

RS

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY


Następnego dnia Anna obudziła się późno, z poczuciem, że

zaspała. Potem uprzytomniła sobie, że jest sobota i do
rozpoczęcia pracy zostały jej jeszcze dwa pełne dni. O drugiej w
nocy ostatni raz zajrzała do Dani i spotkała tam Paula Drouina,
który właśnie wrócił z rodeo. Był zmęczony, ale chętnie przejął
opiekę nad pacjentką.

Spokojnie wróciła do domu i położyła się spać, a obudziły ją

dopiero wpadające do pokoju promienie słońca.

- Muszę zawiesić zasłony, bo inaczej nigdy się nie wyśpię -

rzekła głośno, chociaż zdawała sobie sprawę, że mówienie do
siebie - kotki nie było w pobliżu - nie jest najlepszym
przyzwyczajeniem.

Wstała i zobaczyła ubrania, które wczoraj z siebie zrzuciła.

Wypierze je i zwróci jeszcze dzisiaj. W ten sposób zerwie więź
między sobą a tym człowiekiem i nie będzie musiała
doświadczać dziwnych reakcji, jakie wywoływała w niej jego
obecność. Ta myśl dodała jej energii. Anna włożyła szlafrok i
ruszyła do kuchni, gdzie stała niewielka pralka.

A kotka znów siedzi w podróżnej klatce!
- Niech cię licho, Cassie! - mruknęła Anna, ale pomyślała

sobie, że może kotka po prostu lubi tam przebywać. - I lepiej,

żeby tak było! - ostrzegła. - Nie mam zamiaru znów wzywać
weterynarza, żeby cię zabawiał. - Kotka z gracją przechyliła

łepek i wyniośle odwróciła wzrok, jakby słowa jej pani nie
miały dla niej najmniejszego znaczenia. - Nie słyszałaś o
kobiecej solidarności? - zapytała Anna i poszła szukać swoich
brudnych ubrań.

Znalazła je w salonie, nadal zapakowane w plastikową torbę.

Najpierw wypłukała je pod bieżącą wodą, potem wrzuciła do
pralki. Nastawiła programator i zrobiła sobie lekkie śniadanie,
złożone z płatków z mlekiem i owoców.

46

RS

background image

Dwie godziny później, kiedy ubrania były już wyprane, a

nawet zdążyły wyschnąć w tropikalnym słońcu, Anna
postanowiła ostatecznie pozbyć się wszystkiego, co jej
przypominało o wydarzeniach wczorajszego dnia. Pożyczone
ubrania włożyła do torby - oprócz slipów. Postanowiła je
odkupić. Spojrzała jeszcze raz na kotkę, która uparcie siedziała
w otwartej klatce, i poszła do szpitala. Chciała odwiedzić Dani,
potem pojechać do Toma, a po oddaniu mu ubrań zwiedzić
okolice miasteczka. Słyszała, że niedaleko znajduje się zbiornik
wodny, gdzie ludzie łowią ryby, kąpią się, a nawet żeglują.

Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki nie zatrzymała się

przed gabinetem. W środku nie było nikogo, zniknął nawet
zakurzony samochód, co wskazywało na to, że jego właściciel
gdzieś się oddalił. Zniknęły nawet ciężarówka Jima i przyczepa
do przewożenia koni. Ciekawe, czy wraz z meblami Toma?

Anna zajrzała do boksu, gdzie stała klacz ze źrebakiem, i

zobaczyła, że malec łapczywie ssie matkę.

- To znaczy, że Jim nie odjechał daleko - stwierdziła,

głaszcząc wielką klacz po nozdrzach.

Kilka minut patrzyła na źrebię, które nadal poruszało się

niezdarnie na rozjeżdżających się kopytkach, potem poszła w
stronę domu. Była trochę zdenerwowana i niepewna, jak
postąpić w tej sytuacji. Postanowiła zostawić rzeczy na
werandzie, dzięki czemu nie będzie musiała wdawać się w
rozmowę ani nie zostanie wciągnięta w jakąś nową misję
ratowniczą. No, może bezpieczniej byłoby zostawić torbę na
stole w kuchni? W końcu Tom nieproszony wszedł do jej domu,
więc na pewno nie będzie miał jej za złe, jeśli zajrzy do jego
kuchni.

Drzwi frontowe były otwarte.
- Jest tam kto? - zawołała, ale odpowiedziała jej tylko cisza.

Nadal dziwiło ją, a nawet szokowało, że można zostawić
otwarte drzwi do domu. Jednak mimo oporów weszła do środka.

47

RS

background image

Nie było tam żywej duszy, tylko stojąca na stole niedopita

filiżanka kawy czy herbaty wskazywała, że Tom dostał nagłe
wezwanie. Niespodziewany, ogłuszający dźwięk sprawił, że
Anna nerwowo podskoczyła. Rozejrzała się w poszukiwaniu

źródła hałasu i w końcu zdała sobie sprawę, że to telefon, o
którym wczoraj wspominał weterynarz.

- Pewnie go słychać nawet w szpitalu - burknęła pod nosem,

zatykając uszy dłońmi. Niewiele to pomogło. Dzwonienie
zdawało się rozlegać w środku jej głowy. Musi uciszyć
piekielną machinę. Niewiele myśląc, podniosła słuchawkę.

- Tu dom weterynarza - powiedziała. Miała nadzieję, że

odbieranie cudzych telefonów nie jest w Australii karalne.

- Kto mówi? - zapytał młody, kobiecy głos.
- Anna Talbot. Jestem nową lekarką w tutejszym szpitalu.

Przyszłam do weterynarza, żeby... - Zwrócić mu ubranie? Nie,
takie tłumaczenie nie wchodzi w grę. - Żeby się poradzić w
sprawie kota, ale dom jest pusty. Odruchowo podniosłam
słuchawkę.

- Gdzie jest Tom? - Głos był ostry i podejrzliwy. Anna

usłyszała w nim też nutę desperacji.

- Nie wiem, tutaj go nie ma. Jak już mówiłam...
- Tak, tak, wiem. Ale muszę z nim porozmawiać.
- Mogę mu przekazać wiadomość - zaoferowała Anna. -

Zostawię kartkę na stole, a jeśli to coś pilnego, będę dzwonić do
niego co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy ją przeczytał.

- Sama nie wiem! - Dziewczyna zaszlochała i zamilkła. -

Powiedz mi jeszcze raz, kim jesteś - poprosiła w końcu.

Anna ponownie wszystko wyjaśniła i zaproponowała:
- Może mi opowiesz, na czym polega kłopot? Znów zaległo

długie milczenie.

- To może głupio zabrzmieć. Jestem siostrą Toma, Patience.

Jest nas dwie, ja i Penny. Właśnie w jej sprawie dzwonię.
Widzisz, była taka nieszczęśliwa w szkole, na dodatek mama
niedawno powtórnie wyszła za mąż. Penny bardzo chciała

48

RS

background image

zobaczyć Toma, więc wsadziłam ją do samolotu lecącego do
Three Gorges.

W słuchawce znów rozległ się tłumiony szloch i dziewczyna

dodała:

- Nie mogłam mu nic mówić, dopóki Penny nie wsiadła do

samolotu. Gdyby się dowiedział wcześniej, na pewno
powiedziałby mamie albo próbowałby wyperswadować Penny
ten pomysł. Jej samolot ląduje o drugiej. To godzina drogi od
Merriwee. Jeśli ta wiadomość nie dotrze do Toma, to Pen utknie
na lotnisku. Nie przyszło mi do głowy, że go nie zastanę. Penny
ma dopiero trzynaście lat!

Anna doskonale rozumiała, dlaczego dziewczyna wpadła w

panikę. Zrozumiała też sytuację Penny.

- Zaczekam tu na twojego brata, a jeśli nie wróci na czas,

sama pojadę na lotnisko - obiecała.

Patience przyjęła tę propozycję z ulgą, ale też trochę nieufnie.

Jednak Anna szybko wymyśliła, jak dzięki kilku telefonom
można się upewnić, że ona, Anna, nie jest osobą podejrzaną i
Penelope może się czuć przy niej bezpieczna.

Godzinę później Anna stała na lotnisku w Three Gorges i

patrzyła na wysiadających z samolotu pasażerów. Nietrudno
było rozpoznać Penelope Fleming, ponieważ była jedynym
podróżującym samotnie dzieckiem. Pojawiła się ostatnia i Anna
już zaczęła się martwić, że cała ta historia jest jakimś głupim

żartem. Z bliska Penny okazała się dokładnie taka, jak opisała ją
siostra. Miała równo przyciętą grzywkę, proste czarne włosy i
ciemnoniebieskie, niemal granatowe oczy.

Najwyraźniej odziedziczyła wygląd po ojcu i nie było

wątpliwości, że jest siostrą Toma.

- Cześć, jestem Anna. - Wyciągnęła rękę na powitanie. -

Akurat byłam w domu Toma, kiedy zadzwoniła twoja siostra.
Obiecałam jej, że odbiorę cię z lotniska, jeśli twój brat nie wróci
w porę.

49

RS

background image

Penny przyjrzała jej się badawczo, a potem omiotła wzrokiem

niewielką halę, niewątpliwie w poszukiwaniu brata.

- Rozmawiałaś z Patience?
- Tak. - Dziewczynka nadal przyglądała się ludziom na

lotnisku, a przy tym jakby starała się ukryć za Anną.

- Zadzwoniła tuż po twoim wylocie. Ponieważ jestem dla was

obcą osobą, wymyśliłyśmy, żebyś teraz zadzwoniła do niej na
komórkę, a potem do szpitala w Merriwee, gdzie już mnie znają,
i upewniła się, że ja to ja.

- A nie jakaś porywaczka? - dokończyła dziewczynka i

uśmiech rozjaśnił jej smutną twarz.

Po pół godzinie i dwóch rozmowach telefonicznych ruszyły w

drogę.

- Pielęgniarka ze szpitala mówiła, że pochodzisz z RPA.

Rzeczywiście, masz śmieszny akcent - zauważyła Penny. -
Dobrze cię opisała. Jesteś wysoką blondynką. Nie wiedziała
tylko, jaki masz kolor oczu. Są zielone, prawda?

Anna potwierdziła. Prowadziła samochód w skupieniu, gdyż

po

australijskich

szosach

jeździ

mnóstwo

olbrzymich

ciężarówek.

- To bardzo miło z twojej strony, że po mnie wyjechałaś. -

Penny wyraźnie należała do dzieci, które czują się w obowiązku
podtrzymywać rozmowę. - To była taka nagła decyzja.
Powiemy mamie, że to dlatego...

I tu nastąpiła długa opowieść. Anna wysłuchała historii

rodziny Toma, a potem dowiedziała się, jak uwolniwszy się ze
szponów jednej pazernej - zdaniem siostry - kobiety, stał się
celem ataków tłumu zdesperowanych kandydatek na żonę.

- Cały kłopot w tym, że Tom nie potrafi odmówić. Jest na to

za dobrze wychowany - tłumaczyła Penny, a Anna musiała
stłumić uśmiech. To dziecko pewnie zaślepia siostrzana miłość.
Tom bez skrupułów potraktował ją dość ostro. Wspomniała o
tym dziewczynce. -To pewnie dlatego, że jest zdenerwowany
tymi listami.

50

RS

background image

On nigdy nie zachowuje się nieuprzejmie! Na pewno przez to

zdenerwowanie wybierze nie tę kobietę - martwiła się Penny. -
Tak właśnie było z Grace. I nie uwierzysz, ale ta Straszna Grace
przyleciała tu tym samym samolotem. Dlatego wysiadłam
ostatnia i chowałam się za tobą, dopóki nie wypożyczyła
samochodu i nie odjechała.

Anna słuchała paplaniny Penny i zastanawiała się, jak taki

apodyktyczny facet jak Tom przyjmie pojawienie się siostry,
która zamierza się wtrącać w jego sprawy.

- A właściwie co robiłaś w jego domu? - zapytała Penny i

Anna uśmiechnęła się do siebie. Czyżby dziewczynka dodała ją
do listy kobiet, przed którymi należy chronić brata?

- Mam kotkę - zaczęła, ale doszła do wniosku, że Penny nie

musi znać szczegółów. Wyjaśniła jej więc problem z Cassie,
sugerując, że poranna wizyta miała związek wyłącznie ze
zdrowiem zwierzaka.

- Ale mówiłaś, że znasz Toma, tak? - Penny wykazała

siostrzaną czujność.

- Nie, nie mówiłam. Poznałam go dopiero wczoraj, więc

trudno powiedzieć, że go znam. Na pewno ma powodzenie u
kobiet, ale ja nie jestem dla niego zagrożeniem. Spójrz! -
Pokazała dziewczynce pierścionek. - Już mam narzeczonego.

Penny zażądała dokładnego opisu narzeczonego i Anna była

zdziwiona, jak trudno jest jej opowiadać o Philipie. Nastolatka
nie potrafiła zrozumieć, jak można się dobrowolnie rozstać z
narzeczonym na pół roku. Nie była w tym osamotniona.
Rodzina Philipa, rodzice Anny i większość jej przyjaciół bardzo
krytycznie odniosła się do jej pomysłu. Nawet sam Philip, choć
głośno nic nie mówił, nie bardzo pojmował, dlaczego Anna chce
sobie dać pół roku wolności, zanim zostanie wzorową żoną
dyrektora wielkiej, międzynarodowej firmy.

- Chyba zdecydowałam się na ten krok dlatego, że zawsze

robiłam to, czego inni ode mnie oczekiwali

51

RS

background image

- tłumaczyła bardziej sobie niż Penny. Rozmawiały przez całą

drogę, aż w końcu dotarły do domu Toma.

- Ojej, ile samochodów - zdziwiła się dziewczynka.
- Ten zakurzony jest Toma. Ciężarówki z przyczepą nigdy nie

widziałam, ale jeden z tych dwóch to na pewno samochód
Grace. Skoro Tom ma tylu gości, to na pewno nie zrobi mi
awantury, prawda? - pocieszała się.

Anna zgodziła się odprowadzić Penny do domu, na wypadek

gdyby jednak obecność gości nie powstrzymała Toma przed
awanturą. Wzięła walizkę dziewczynki, razem weszły na
werandę i stanęły przy kuchennych drzwiach, niewidoczne dla
ludzi znajdujących się w środku. Były jednak na tyle blisko,

żeby słyszeć rozmowę.

- Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie chcę, żebyś o mnie pisała

ani robiła mi zdjęcia! - grzmiał Tom. - A jeśli chodzi o ciebie,
Grace, to dokonałaś wyboru już rok temu, kiedy zerwałaś
zaręczyny. Nie rozumiem więc, po co się tu zjawiasz! Co chcesz
przez to osiągnąć? A teraz proszę, żebyście obie stąd wyszły.
Mam dużo pracy. Muszę nakarmić gościa, zająć się pacjentami i

źrebakiem. Tak więc żegnam.

Penny przywarła do ściany domu, ale w drzwiach nikt się nie

pojawił.

- Powinnyśmy wejść do środka, a nie podsłuchiwać
- wyszeptała Anna. W tej samej chwili usłyszały jakiś

przymilny kobiecy głos.

- Zaczekajmy - wyszeptała Penny, kiedy druga ze

znajdujących się w kuchni kobiet oznajmiła, że i tak napisze
artykuł, więc Tom powinien zdecydować się na współpracę.

Wtedy pierwsza z nich - zapewne Grace - zaczęła udowadniać

drugiej, że właściwie Tom jest z nią zaręczony, więc nie stanowi
dobrego tematu do artykułu o kawalerze do wzięcia.

- Nie wierzę własnym uszom - odezwał się Tom tak

zdesperowanym tonem, że Anna chwyciła Penny za rękę.

52

RS

background image

- Musimy to przerwać - wyszeptała Anna - bo inaczej zaraz

rzucą się na siebie.

Penny tym razem się nie sprzeciwiła i razem weszły do

kuchni. Serce Anny biło jak szalone, kolana jej drżały. Nie
lubiła tego typu sytuacji i starała się ich unikać, ale tym razem
nie mogła odejść. Przywołała na twarz promienny uśmiech i
powiedziała spokojnym głosem:

- Tom, mam dla ciebie wspaniałą niespodziankę. Po twoim

wyjściu zadzwoniła Patience i zapowiedziała wizytę siostry.
Właśnie przywiozłam Penny z lotniska.

Tom patrzył na nie osłupiały, a potem chwycił siostrę w

ramiona i uściskał. Tymczasem Grace i reporterka, która
przedstawiła się jako Carrie, zaczęły pytać, kim jest Anna.

- Och, pozwólcie, że ją wam przedstawię - oznajmił Tom z

uradowaną miną. - Oto moja narzeczona.

Odsunął Penny na bok i ujął rękę jasnowłosej Anny.
- Proszę bardzo! - Pokazał im pierścionek. - Wszystko jest jak

trzeba. Tak więc już za późno na reportaż o kawalerze do
wzięcia. Grace, przykro mi, że straciłaś tyle czasu...

Wziął Annę pod ramię, a widząc zdziwioną i niezadowoloną

minę Penny, przyciągnął ją do siebie i szepnął konspiracyjnie:

- Zachowuj się, jak gdyby nigdy nic.
Anna miała pustkę w głowie, Grace wyglądała tak, jakby za

chwilę miała pęknąć, a reporterka zasypała Toma gradem pytań:

- Czy to jedna z tych, które pisały do ciebie listy? Dlaczego

wybrałeś właśnie ją? Czy przysłała ci swoje zdjęcie? Czy
oceniałeś ją tylko na podstawie wyglądu? Jak się nazywasz? - Z
tym pytaniem zwróciła się do Anny, która nadal miała tak
zdumioną minę, że Tom omal się nie roześmiał. - Skąd
pochodzisz? Jak długo znasz Toma?

Ten wstrzymał oddech, lecz Anna szybko oprzytomniała.
- Wybaczcie nam, ale Penny ma za sobą długą podróż -

oznajmiła. - Poza tym nie czuje się zbyt dobrze i właśnie dlatego
matka ją tu przysłała. Musimy się nią zająć.

53

RS

background image

Wzięła Toma za rękę i nie zwracając uwagi na dreszcz, który

ją przy tym przeszedł, wyprowadziła oboje z kuchni.

- Jak mogłeś powiedzieć, że jestem twoją narzeczoną! -

wyszeptała gniewnie, kiedy nieco się oddalili.

- Sama wpadłaś na ten pomysł - odparował. - Wczoraj. Sama

to zaproponowałaś.

Penny obrzuciła Annę oskarżycielskim wzrokiem.
- Mówiłaś, że prawie go nie znasz, że spotkaliście się dopiero

wczoraj. Okłamałaś mnie.

Anna wiedziała, jak poważnie nastolatki traktują takie

sprawy, więc pośpieszyła z wyjaśnieniem:

- Nie okłamałam cię, Penny. Wszystko ci wyjaśnię, tylko

zaczekajmy, aż Grace i Carrie sobie pójdą.

- Spojrzała na Toma, który był przyczyną tych wszystkich

komplikacji. - Zdaje mi się, że ty masz więcej do tłumaczenia
niż ja. Sugerowałam tylko, żebyś odpisał tym wszystkim
kobietom, że już jesteś zajęty, a nie żebyś się mną zasłaniał
przed reporterką i byłą narzeczoną.

Patrzyła na niego ze złością, lecz nie wykazywał żadnej

skruchy. Wręcz przeciwnie, wydawał się tym wszystkim trochę
rozbawiony. Zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, rozległ się
rozdzierający dźwięk telefonu i Tom ruszył go odebrać.

Penny podeszła do okna i wyjrzała na dwór.
- Właśnie odjeżdżają, ale znam Grace i wiem, że wróci -

oznajmiła. Anna z ulgą słuchała trzasku zamykanych drzwi i
warkotu dwóch silników. Stanęła obok Penny.

- Nie jestem zaręczona z Tomem - oświadczyła.
- Powiedział tak, żeby się ich pozbyć. Opowiadał mi wczoraj

o listach i tych natrętnych kobietach, więc wpadłam na pomysł,

żeby im wyjaśnił, że już ma narzeczoną. Owszem, to było
kłamstwo, ale w ten sposób mógł się ich pozbyć, nie raniąc ich
uczuć.

Twarz dziewczynki pojaśniała.
- Naprawę?

54

RS

background image

- Naprawdę - potwierdziła Anna, a kiedy Penny uściskała ją

serdecznie, upewniła się, że znów są przyjaciółkami.

- Nie wiem, mała, z czego jesteś taka zadowolona.
- Słysząc głos Toma, odsunęły się od siebie. - Jeszcze nie

rozmawialiśmy o twoim zachowaniu. Teraz dostałem wezwanie
i muszę jechać, a ponieważ nie chcę zostawiać cię tu samej, to
pojedziesz ze mną. Tylko przebierz się w coś odpowiedniego.

Jego ton uświadomił Penny, że nadal potrzebuje wsparcia,

więc natychmiast zwróciła się do swej nowej przyjaciółki.

- Mówiłaś, że zaczynasz pracę dopiero w poniedziałek. Może

pojedziesz z nami? Na pewno zobaczymy coś ciekawego.

Tom miał taką minę, jakby wolał towarzystwo żmii, ale

Penny spojrzała na nią tak błagalnie, że Anna uległa.

- Dobrze. Ale powinnaś najpierw zadzwonić do mamy i

zawiadomić ją, że bezpiecznie dotarłaś na miejsce.

- I że mnie nie porwałaś - dodała ze śmiechem Penny.
- O co chodzi z tym porwaniem? - spytał Tom, kiedy siostra

pobiegła do telefonu. - A skoro już mowa o Penny, to
wytłumacz mi, skąd wiedziałaś, że przyjeżdża? Może to od
samego początku był jakiś podstęp? - spytał surowym tonem.

- Wiesz, to chyba ty masz paranoję, a nie moja kotka
- odrzekła urażona Anna. - Wszędzie wietrzysz podstęp.

Tymczasem ja tylko odebrałam z lotniska podróżujące samotnie
dziecko i pomogłam ci w trudnej sytuacji. I co mnie za to
spotyka?

Tom nie słuchał, tylko patrzył zafascynowany na iskry

gniewu w jej zielonych oczach i lekki rumieniec na policzkach.
Czuł ucisk w żołądku, ponieważ miał świadomość, że nie
powinien interesować się kobietą, która jest związana z innym.

- Nie masz nic do powiedzenia? - spytała Anna. Te słowa

wyrwały go z zamyślenia, ale nie bardzo

wiedział, co odpowiedzieć. W tej samej chwili do pokoju

weszła Penny, ze słuchawką w ręku.

55

RS

background image

- Mama chce z tobą rozmawiać. Mówi, że powinieneś odesłać

mnie do domu następnym samolotem, a już ona się mną zajmie.
Nie zrobisz tego, prawda?

Przymilny ton, błagalna mina i radość z obecności siostry

sprawiły, że Tom uległ jej prośbie.

- Cześć, Pat. Mała jest u mnie, cała i zdrowa. Może tu zostać

aż do wakacji, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Spytam w
tutejszej szkole, czy by jej nie przyjęli.

Penny jęknęła boleśnie, ale wzrok brata przywołał ją do

porządku. Tom szybko zakończył rozmowę z macochą,
tłumacząc, że ma pilne wezwanie do pacjenta.

- Co to za wezwanie? - zainteresowała się siostra, kiedy

odłożył słuchawkę.

- Jedziemy do stajni Boba Filmera. Mam tam oznakować

młodą klacz i pobrać od niej próbkę krwi dla oznaczenia DNA.
To jest konieczne, żeby ją wpisać do księgi hodowlanej.

- Chyba nie chcę oglądać znakowania - rzekła szybko Anna.

Tom domyślił się, że szuka pretekstu, by nie jechać do
wezwania. A może chce uniknąć jego towarzystwa?

Ta myśl wcale mu się nie podobała, ale też nie dziwił się

Annie. Bez pytania została wplątana w rodzinne problemy
Flemingów. Może rzeczywiście będzie lepiej, jeśli z nimi nie
pojedzie? Nagle do akcji wkroczyła Penny, której zależało na
towarzystwie Anny.

- Znakowanie wcale nie jest teraz takie okropne - wyjaśniała.

- Tom korzysta z płynnego azotu, więc piętno jest wymrażane, a
nie wypalane. Wszystko dzieje się bardzo szybko i zwierzę
prawie nic nie czuje. Podobnie się usuwa różne brodawki z
ludzkiej skóry.

Anna roześmiała się, słysząc taki wykład. Jej twarz tak przy

tym wypiękniała, że Tom znów poczuł ucisk w żołądku.
Stanowczo

powinien

jak

najmniej

przebywać

w

jej

towarzystwie.

56

RS

background image

- Miałam kiedyś w ten sposób usuwaną zmianę skórną z dłoni

- przypomniała sobie i otoczyła Penny ramieniem. - Owszem,
samego zabiegu prawie się nie czuje, ale potem rana trochę boli.
Miej więc litość dla biednego konika.

- O, nie! - zaprotestowała dziewczynka. - Będę weterynarzem

jak Tom, a on mówi, że w tej pracy nie można kierować się
sentymentami ani przypisywać zwierzętom ludzkich uczuć.

Anna zerknęła na Toma z ukosa, ale z jej spojrzenia nie

potrafił odczytać, co sobie pomyślała.

























57

RS

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY


Anna poszła z nimi do samochodu, choć wiedziała, że

powinna znaleźć jakąś wymówkę i nie narażać się na dłuższe
przebywanie w towarzystwie przystojnego weterynarza.
Zawiodłaby jednak Penny, a bardzo by ją bolało, gdyby w tych
wielkich niebieskich oczach zobaczyła smutek. Może jeśli się
skupi na celu ich wyprawy, nie będzie tak często zerkała na
Toma. Powinna też zająć w samochodzie miejsce z tyłu.

- Nie, ty usiądziesz z przodu - uparła się Penny, udaremniając

Annie wprowadzenie w czyn jednego postanowienia, wobec
tego Anna musiała się skoncentrować na drugim.

- Czy to wezwanie jest takie pilne? Naprawdę trzeba

koniecznie oznakować zwierzę w niedzielne popołudnie?

- Bob to nasz aptekarz i dobry przyjaciel. Cały tydzień

pracuje, w sobotę rano też. Codziennie wstaje skoro świt, żeby
trenować konie. Pewnie dzisiaj ma trochę więcej czasu i
chciałby załatwić tę sprawę. Nie miałem nic innego do roboty,
więc dlaczego nie miałbym spełnić jego prośby?

Na tak postawione pytanie nie było odpowiedzi, więc zaległa

niezręczna cisza. Na szczęście odezwała się Penny.

- A zanim było wiadomo, jak badać DNA, w jaki sposób

identyfikowano konie?

- Każdy koń miał tak zwany paszport - odrzekł Tom,

wjeżdżając na drogę, której Anna jeszcze nie znała. - Konie
wyścigowe nadal je mają, ale z adnotacją o DNA. Paszport
zawiera opis znaków szczególnych, ułożenia sierści. Chociaż
sprytny oszust i to potrafi podrobić.

- Ale po co? - zapytała dziewczynka.
- Powiedzmy, że masz konia bez znaków szczególnych,

jednolitej maści. Jest to koń wyścigowy, ale niezbyt szybki.
Drugi, o takim samym wyglądzie, świetnie biega. Jedziesz na
wyścigi, zgłaszasz do biegu pierwszego konia i obstawiasz. A że
jego szanse na wygraną są małe, to notowania mogą być na

58

RS

background image

przykład sto do jednego. Tymczasem tak naprawdę w gonitwie
bierze udział ten lepszy koń, więc możesz zgarnąć sporą sumę.

- Ale to nieuczciwe! - oburzyła się Penny, a Tom się

roześmiał.

- I na dodatek niezgodne z prawem. Niejeden właściciel

skończył przez to w mamrze.

- Czy można jakoś temu zapobiec? - zainteresowała się Anna.

- Badanie DNA trwa dość długo, a oszuści odbierają pieniądze
zaraz po wyścigu.

Wjechali na dziedziniec przed rzędem stajni.
- Dochody z oszustwa są nielegalne, więc jeśli sieje

udowodni, to sprawca zostaje złapany, a pieniądze odzyskane. -
Mówiąc to Tom zwrócił się ku Annie, i chociaż słowa wcale nie
były romantyczne, jego bliskość sprawiła, że Anna zadrżała.

Widząc to, dotknął jej ramienia.
- Dobrze się czujesz? Chyba nie jest ci zimno? Włączyłem

wprawdzie klimatyzację, ale przy tej temperaturze niewiele ona
pomaga. Mamy dziś czterdzieści stopni w cieniu.

Anna chciała mu powiedzieć, że nic jej nie jest, ale zanim

zdążyła się odezwać, wtrąciła się Penny:

- Wysiadacie czy nie?
Stała już obok samochodu i pukała w szybę.
- Co za uprzykrzony dzieciak - wymamrotał Tom i wysiadł.

Nie zwracając uwagi na Penny, która chciała od razu pociągnąć
go do stajni, okrążył samochód i otworzył drzwi od strony
pasażera. Bliskość tej pięknej kobiety oszałamiała go, ale nie
zapominał o dobrych manierach.

Gdy Anna wysiadała, słońce oświetliło jej długie, opalone

nogi. Wyobraźnia Toma rozszalała się na dobre.

- Teraz ja muszę zapytać, czy dobrze się czujesz. - Anna

dotknęła jego ręki. Jej głos brzmiał w jego uszach jak nieznana
muzyka.

59

RS

background image

- Pewnie, że niezbyt dobrze - burknął szorstko, by ukryć

prawdę. - Ale to nie jest przypadłość, którą da się wyleczyć,
więc nie musisz biec po lekarską torbę.

Wiedział, że sprawia Annie przykrość. Odwróciła się szybko i

poszła do stajni, gdzie w cieniu czekała na nich Penny. Tom
podążył za nią wolnym krokiem, zastanawiając się nad
zawiłościami ludzkich uczuć. Dostał cztery worki listów od
kobiet, które bardzo chciały go poznać, ale do tego stopnia nie
był nimi zainteresowany, że otworzył najwyżej dziesięć czy
dwanaście. Nagle zjawia się w jego życiu ta jasnowłosa
piękność, burzy jego logicznie poukładany świat i przypomina
mu, że ciało też ma swoje potrzeby.

Bob usłyszał ich samochód i zanim Tom dotarł do stajni, on

już przedstawił się Annie i nie odrywając od niej rozanielonego
wzroku, wprowadził swych gości do środka. Tom zaklął w
duchu. Mógł przewidzieć, jak taki podrywacz jak Bob zareaguje
na Annę.

- Będę zachwycony, jeśli zechcesz się przejechać na którymś

z moich koni na torze treningowym - zapewniał. I na pewno nie
zwracał się do Penny.

- To konie wyścigowe. Nie wiem, czy wystarczająco dobrze

jeżdżę - odrzekła Anna, gładząc aksamitne nozdrza najlepszego
wałacha w stajni.

- Bzdura! Pokażę ci, co robić - zachęcał Bob, również

głaszcząc konia. Świetny pretekst, by dotknąć ręki Anny.

- Chodźmy - ponaglił Tom, chcąc przerwać ten flirt.
- Jasne - odparł przyjaciel. - Masz narzędzia? Dopiero wtedy

Tom zdał sobie sprawę, że zapomniał

wziąć z samochodu torbę. Kiedy wrócił, Penny i Anna stały

na dziedzińcu za stajniami, przemawiając pieszczotliwie do
młodej klaczy. Tom musiał przyznać, że zwierzę jest wyjątkowo
piękne.

- Któregoś dnia wygra puchar - oznajmił Bob.

60

RS

background image

- Puchar? Macie tu wyścigi o puchar Merriwee? Bob

roześmiał się, słysząc pytanie Anny.

- Owszem, ale mi chodziło o Puchar Melbourne, największy

wyścig w całej Australii. Odbędzie się za dwa miesiące. Wtedy

życie w całym kraju zamiera.

Tom skierował rozmowę na temat, który był powodem ich

wizyty - oznakowanie zwierzęcia.

- Chyba nie chcę na to patrzeć - stwierdziła Anna. - Mogę

zajrzeć do stajni?

Bob oczywiście się zgodził i przez chwilę wyglądał tak, jakby

miał zamiar jej towarzyszyć, więc Tom przypomniał mu, że
musi mu pomóc przy klaczy.

- Poprosiłbym Annę o pomoc - dodał, korzystając z okazji -

ale ona nosi pierścionek z takim wielkim brylantem, że mogłaby
koniowi wybić oko.

Bob zerknął w stronę stajni.
- Jest zaręczona? Hm, to może być nawet bardziej

interesujące, niż się z początku zapowiadało.

- Ale ona jest zaręczona z Tomem! - oznajmiła Penny.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Naprawdę? - zdziwił się Bob. - Przepraszam, stary, nie

wiedziałem. Ale z ciebie numer! Wszystkim dookoła
opowiadasz, jak bardzo ci się podoba kawalerskie życie, a po
cichu zaręczasz się z taką ślicznotką!

Tom już miał wyjaśnić, że to tylko wybieg, ale zmienił

zamiar. Ciekawiło go tylko, dlaczego Penny to powiedziała.

- Na widok Anny prawie zaczął się ślinić - wytłumaczyła

chwilę później Penny. - I widziałam, że jej to wcale nie
odpowiada. Pomyślałam, że jeśli powiem, że Anna należy do
ciebie, to Bob się od niej odczepi.

- Penny, nie można mówić, że ludzie do siebie należą -

pouczył ją brat, choć myśl o tym, że Anna mogłaby do niego
należeć, bardzo mu się spodobała.

61

RS

background image

- Ale czasami tak jest - upierała się Penny. - Nie pamiętam

naszego taty, ale Patience mówi, że on i mama właśnie jakby
należeli do siebie. A teraz, kiedy patrzę na mamę i Keitha, też
mam ochotę tak to nazwać. To jest tak, jakby się urodzili po to,

żeby ze sobą być. Jak chleb z masłem albo ryba z frytkami.

- Powiem Pat, że porównałaś ją i Keitha do ryby z frytkami.

Bardzo się ucieszy. - Tom prychnął rozbawiony. - Ale jest coś w
tym, co mówisz. Tyle że chodzi tu bardziej o to, że do siebie
pasują, a nie o to, że jedno jest własnością drugiego.

Penny spojrzała na niego zaskoczona, a i Tom sam się

zdziwił, skąd u niego takie przemyślenia. Przecież nigdy się nad
tym nie zastanawiał. W jego życiu takie związki po prostu się
nie zdarzały.

Dotychczasowe zwykle kończyły się katastrofalnie.
Kiedy młoda klacz została już oznakowana, pożegnali się z

Bobem i poszli do samochodu.

- Dziękuję, że ze mną przyjechałyście - rzekł Tom.
- To było bardzo ciekawe - zapewniła Penny i zwróciła się

ciszej do Anny: - Ale jeśli kiedyś przyjedziesz tu pojeździć
konno, to uważaj na Boba. Chociaż mu powiedziałam, że jesteś
zaręczona z Tomem, dalej próbował z tobą flirtować!

Anna zatrzymała się jak wryta.
- Tak mu powiedziałaś? Ale przecież wiesz, że to nieprawda.

Już sobie to wyjaśniłyśmy.

Dziewczynka uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Wiem. I właśnie dlatego tak powiedziałam, kiedy

zobaczyłam, jak ci się narzuca.

Anna potrząsnęła głową. Co innego oznajmić coś takiego

dwóm

przyjezdnym

kobietom,

a

co

innego

komuś

miejscowemu. Teraz zapewne dowie się o tym całe miasteczko.

- Nie martw się. - Tom jakby wyczuł jej obawy. Oparł jej rękę

na ramieniu i poprowadził do samochodu. - Nawet jeśli Bob o
tym rozpowie, to będzie tylko krótkotrwała sensacja. -
Roześmiał się. - A jeśli nie, to urządzimy na głównej ulicy

62

RS

background image

spektakularne zerwanie zaręczyn. Będziesz nawet mogła rzucić
we mnie tym monstrualnym brylantem, jeśli zechcesz.

Anna zacisnęła palec na pierścionku. Twarde krawędzie

kamienia przypomniały jej o Philipie - i o tym, że nie powinna
czuć przyjemności, gdy dotyka jej inny mężczyzna.

- Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby - powiedziała

cicho.

- A prawdziwy narzeczony Anny ma własny odrzutowiec -

oznajmiła Penny, kiedy już samochód ruszył.

Anna zauważyła, że Tom zerknął na nią, jakby chciał się

upewnić, czy to prawda. Zastanawiała się, kiedy w drodze z
lotniska do Merriwee zdążyła tyle o sobie opowiedzieć.

- Ma biura na całym świecie - wyjaśniła, czując się w

obowiązku usprawiedliwić jakoś ekstrawagancję narzeczonego.
- Łatwiej jest tam dolecieć własnym samolotem. Czasami trudno
znaleźć połączenie i można stracić dzień lub dwa.

- I to byłoby takie straszne? Nastąpiłby krach na giełdzie?

Ceny ropy poszłyby w górę? Taki ważny jest ten twój Philip?

Anna postanowiła zignorować te ironiczne pytania, i znacząco

odwróciła się do okna. Jednak Penny nadal mówiła o
narzeczonym Anny, a Tom zachłannie słuchał tych informacji.
To zupełnie naturalne, że taka piękna dziewczyna przyciągnęła
uwagę bogatego i wpływowego mężczyzny. Tak przynajmniej
powtarzał sobie w myślach.

- To przez Philipa została lekarką - triumfalnie zakończyła

Penny.

Jej opowieść tak zepsuła Tomowi humor, że nie chciał prosić

o żadne wyjaśnienia. Postanowił unikać kontaktów z piękną
blondynką. A siostrę udusi, jeśli nadal będzie go zasypywała
informacjami, których nie chciał znać.

Unikanie kontaktów z doktor Talbot wcale nie było takie

proste. Tom uświadomił to sobie, gdy wpadł na nią po raz
czwarty w ciągu trzech dni. Tym razem mieli okazję

63

RS

background image

porozmawiać trochę dłużej. Oboje stali w kolejce do kasy w
supermarkecie.

Tom miał też czas, by się przyjrzeć, jak jest ubrana. Tym

razem spódnica sięgała niemal do kolan, a dziwaczne klapki na
koturnach zostały zastąpione przez wygodne sandały. Tylko
polakierowane paznokcie u dużych palców u stóp zdobił
maleńki kwiatek. Widać było, że Anna nie zamierza całkowicie
się nagiąć do wiejskich standardów.

- Ciągle na siebie wpadamy - zauważyła z uśmiechem, a Tom

poczuł, ze serce bije mu mocniej.

Usiłował wymyślić jakąś błyskotliwą odpowiedź, kiedy Anna

nagle przysunęła się bliżej i dodała cicho:

- Nieprzyjaciel po lewej...
Spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył Grace oraz

Carrie. One również ich dostrzegły. Nagle oślepił go błysk
flesza, a kasjerki z ożywieniem zaczęły wymieniać uwagi.

- Do diabła! Powinnam wiedzieć, że kontakt z tobą zawsze

kończy się jakimś zamieszaniem! - syknęła Anna, odskakując od
niego nerwowo.

Już miał jej przypomnieć, że sama się do niego przysunęła,

przez co umożliwiła reporterce wykonanie zdjęcia, ale właśnie
nadeszła jego kolej i musiał wyłożyć zakupy na taśmę.

- Słyszałam, że się zaręczyłeś, Tom - zagadnęła go kasjerka

imieniem Barbara. - Czy twoja narzeczona to ktoś sławny, że
tak was fotografują?

Tomowi przyszło do głowy kilka różnych odpowiedzi, ale w

końcu odrzekł tylko:

- Proszę, poznaj Annę. Jest lekarką i właśnie zaczęła pracę w

naszym szpitalu.

- Jest pani lekarką? - Gdyby Barb usłyszała, że Anna jest

kosmonautką, nie zdziwiłaby się bardziej. Przyjrzała się jej
uważnie i oznajmiła z powagą: - Wygląda pani raczej na
modelkę albo aktorkę.

64

RS

background image

Tymczasem Grace i Carrie ustawiły się przy wyjściu. Ich

miny nie wróżyły nic dobrego. Najwyraźniej obie miały ochotę
dobrać się Tomowi do skóry.

Barbara przesuwała zakupy Toma pod czytnikiem, więc nie

mógł się wycofać, ale Anna wciąż miała nadzieję, że uniknie
spotkania.

- Chyba odłożę wszystko z powrotem na półki i zawrócę -

wyszeptała. W trudnej sytuacji najwyraźniej zapomniała o
wcześniejszej wrogości wobec Toma.

- Ani mi się waż - odrzekł i by uniemożliwić jej odwrót,

polecił Barbarze, aby dopisała zakupy Anny do jego rachunku. -
Zapłacę za wszystko - oznajmił głośno.

W końcu musieli odejść od kasy. Grace i Carrie zrównały się

z nimi i ustawiły się po bokach, niczym strażniczki eskortujące
więźniów.

- Wiemy już, kim jest Anna - oznajmiła Grace.
- I że przyjechała tu zaledwie w czwartek - triumfalnie dodała

Carrie.

- Jak więc mogliście się zaręczyć? - zapytała Grace,

przysuwając się bliżej do Toma.

- Nie słyszałaś o internecie? - warknął. - Są internetowe chaty,

internetowe randki, nawet seks przez internet. Taka nowoczesna
kobieta jak ty powinna wiedzieć, że partnera można znaleźć i w
ten sposób.

- Seks przez internet - wyszeptała cicho Carrie, a Tom zadrżał

na myśl, jaki użytek może z tej informacji zrobić reporterka.
Doktor Talbot mieszka w Australii tymczasowo, a poza tym
uroda pomoże jej wybrnąć z każdej sytuacji. On natomiast
będzie musiał wynieść się z miasta i zmienić nazwisko, jeśli
skandalizujący artykuł ukaże się w prasie.

- Mój samochód jest tam - rzekła Anna i zmieniła kierunek

marszu, gdy nagle zdała sobie sprawę, że Tom niesie jej zakupy,

łącznie zjedzeniem dla kota i stekiem, który zamierzała usmażyć
sobie na kolację.

65

RS

background image

- Podrzucę ci zakupy do domu - oznajmił Tom, jakby znów

odczytał jej myśli. Potem, ku jej wielkiej uldze, poprowadził
obie kobiety do swojego samochodu.

Kiedy już siedziała za kierownicą, przyznała sama przed sobą,

że większą ulgę sprawiło jej pozbycie się towarzystwa Toma niż
obu kobiet. Wczoraj, gdy poszła odwiedzić Dani, natknęła się na
niego. Potem, kiedy pojechała na stację benzynową, on akurat z
niej wyjeżdżał, a dziś rano, kiedy Paul Drouin pokazywał jej
oddziały, Tom siedział przy łóżku Dani, jakby to on był jej
mężem, a nie przebywający gdzieś daleko kierowca ciężarówki.
Te spotkania by jej nie przeszkadzały, gdyby jej ciało nie
reagowało na nie tak niepokojąco. Jeszcze jej się to nie
zdarzyło. Z westchnieniem zapaliła silnik i ruszyła do szpitala.
Zdecydowała, że musi się jakoś uodpornić na urok przystojnego
weterynarza.

Kiedy przyjechała do domu, odebrała telefon od Philipa, co

trochę poprawiło jej nastrój, ale gdy tylko odłożyła słuchawkę,
zjawił się Tom z zakupami. Z dumą oznajmił, że wreszcie się
pozbył prześladujących go dam.

- Obiecałem Carrie, że jeśli nie opublikuje artykułu na mój

temat, damy jej wyłączność na reportaż z naszego ślubu. Grace
cały czas coś burczała na temat oszustwa, więc ją zapewniłem,

że to wszystko prawda i nawet ustaliliśmy już datę. Pierwszy
stycznia. Co ty na to?

Anna patrzyła na niego osłupiała.
- Ale przecież my się nie pobieramy - przypomniała mu.
- Wiem, ale Carrie tego nie wie. Nawet Grace, kiedy

usłyszała, że termin już ustalony, przestała wątpić. Chciałbym
mieć nadzieję, że już ich więcej nie zobaczymy, ale kiedy
odjeżdżałem spod supermarketu, natknąłem się na Boba.
Natychmiast do mnie podszedł, kiedy zobaczył, że jestem w
damskim towarzystwie. Teraz Carrie chce pisać artykuł o nim, a
Grace, widząc, że koleżanka zostaje w miasteczku, również nie

66

RS

background image

zamierza się stąd ruszać. A może spodobało jej się, że Bob z nią
flirtował?

Anna wzdrygnęła się, przypomniawszy sobie przesadne

komplementy farmera i jego nachalne spojrzenia.

- Życzę jej szczęścia. - Ze zdziwieniem stwierdziła, że

towarzystwo Toma wcale jej nie denerwuje, a wręcz przeciwnie,
sprawia jej przyjemność. Oj, niedobrze! - Dziękuję, że
przyniosłeś zakupy. Pewnie nie chcesz zostawiać Penny za
często samej. Nie wiadomo, co jej strzeli do głowy.

- Och, Jim się nią zajmuje - uspokoił ją. Zajrzał do lodówki i

wyjął z niej pół butelki wina, które otworzył w piątkowy
wieczór. - Bardzo się polubili. Jim traktuje ją jak córkę. Penny
ma wymyślić imię dla źrebaka, a potem wybierają się na lody. -
Wyciągnął butelkę w stronę Anny. - Masz ochotę na kieliszek?

Żeby uczcić rozwiązanie naszego problemu. Nie zostanę długo,
bo chcę jeszcze odwiedzić Dani.

- Rozwiązanie naszego problemu? - powtórzyła zdziwiona,

ale skinęła głową. W końcu kieliszek wina jej nie zaszkodzi. -
Przecież tego ślubu nie będzie.

- No właśnie. A wiec nikt nie pociągnie mnie do

odpowiedzialności za złamanie umowy.

- Złamanie umowy? Tom, czy ty coś podpisałeś? Roześmiał

się i położył jej rękę na ramieniu.

- Oczywiście, że nie. Nie jestem całkowitym kretynem.
Mimo woli Anna poczuła, że dotyk Toma znów wywołuje w

niej znajomy, przyjemny dreszcz.








67

RS

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY


Zgodnie z zapowiedzią, Tom wkrótce wyszedł. Bez niego

dom wydał się Annie pusty. Dała jeść kotce, która łaskawie na
tę okazję opuściła klatkę, a potem przygotowała sobie kolację i
zjadła ją przy stole w salonie, gdzie leżał stos kart pacjentów.
Jedząc, przeglądała je. Na niektórych pierwszych wpisów
dokonano dwadzieścia lat wcześniej. Należały one do obecnie
hospitalizowanych pacjentów i do tych, którzy nazajutrz mieli
odwiedzić jej gabinet.

Paul wyjaśnił jej system pracy. Niektórymi pacjentami miała

się zajmować tylko w szpitalu, innych przyjmować w gabinecie
Petera Cartera.

- A co będzie, jeśli zostanę wezwana do szpitala w nagłej

sprawie podczas sesji w gabinecie? - zapytała, zastanawiając się,
czy w ogóle będzie miała czas na normalne życie.

- Pacjenci zaczekają, albo przejmie ich Peter. Czasami, jeśli to

będzie bardzo pilna sprawa, będą po prostu musieli umówić się
na inny termin.

Anna przyjrzała się karcie Alberta Hibberta cierpiącego na

cukrzycę, który według zapisu miał trudności z utrzymaniem
diety. Zastanawiała się, jak go przekonać do zmiany trybu
odżywiania - ze względu na niego samego, ale też rodzinę.

Pech chciał, że następnego dnia, kiedy właśnie jego badała w

gabinecie, wezwano ją do szpitala.

- Bardzo pana przepraszam, ale zdarzył się wypadek i muszę

wyjść - wyjaśniła Albertowi. - Proszę się umówić na przyszły
tydzień, a przez ten czas zapisywać w tej tabeli wszystko, co pan
je. Nawet drobne przekąski. Dzięki temu będziemy mogli dojść,
gdzie popełnia pan błąd.

Albert uśmiechnął się.
- Ned mówił, że jest pani bardzo ładna, i się nie mylił - rzekł

nieśmiało.

Anna oczywiście nie miała pojęcia, kim jest Ned.

68

RS

background image

- To wypadek drogowy - dowiedziała się od Eleny, kiedy

dotarła do szpitala. - Samochód wpadł na drzewo. Dwie kobiety
są ranne, ale nie tak poważnie, jak podejrzewał personel karetki.
Stłuczenia i niewielkie rany, oraz spuchnięta kostka. Już
posłałam po Jillian.

Jillian? Anna gorączkowo przypominała sobie, czego w tym

krótkim czasie dowiedziała się o pracownikach szpitala.

- Czy to pielęgniarka z kwalifikacjami technika rentgenologa?
- Tak. - Elena skinęła głową. - Mamy tu dwie takie osoby. Ją i

Robertę. A w środy przyjeżdża radiolog z Three Gorges.

Kiedy dotarły do pacjentek, Anna ze współczuciem, ale i

lekkim przerażeniem zobaczyła, że pierwszą ofiarą wypadku jest
Carrie, reporterka. Niemal z lękiem zerknęła na sąsiednie łóżko
- i zobaczyła na nim Grace. Była narzeczona Toma miała za
chwilę zostać przewieziona na prześwietlenie.

- Co się stało? - zapytała Anna, pochylając się nad Carrie. Na

ramieniu pacjentki zobaczyła długą ranę ciętą.

- Kangur... - wymamrotała przez spuchnięte usta.
- Wyskoczył na drogę. Skręciłyśmy i wpadłyśmy na drzewo.
Anna sprawdziła kartę wypełnioną przez obsługę karetki i

zbadała Carrie, wyjaśniając, co robi i dlaczego.

- Rany na nogach same ładnie się zagoją, jeśli tylko nie wda

się infekcja, ale tę ranę na ramieniu wolę zszyć.

- Zostanie brzydka blizna? - zaniepokoiła się Carrie, a Anna

doskonale rozumiała jej obawy.

- Tak założę szwy, że nic nie będzie widać - obiecała.
Posłała Elenę po niezbędne narzędzia i poszła sprawdzić, w

jakim stanie jest Grace.

- Jak się czuje Carrie? - spytała Grace z niepokojem. Od razu

było widać, że kobiety się zaprzyjaźniły, choć spotkały się w
dziwnych okolicznościach.

- Nadal jest w szoku, ma niewielkie rany, ale wkrótce

powinna dojść do siebie - odrzekła Anna, jednocześnie

69

RS

background image

oceniając stan pacjentki. Od razu zauważyła, że Grace jest
bardzo blada, a jej źrenice są nierównej wielkości.

- Uderzyłaś się w czasie wypadku w głowę? - zapytała.
Grace zmarszczyła brwi.
- Chyba nie. Nie jechałyśmy szybko i jak zobaczyłam

kangura, od razu zahamowałam. Ale kiedy skręciłam, żeby się z
nim nie zderzyć, pewnie natrafiłam na plamę oleju albo
rozsypany żwir. Wpadłam w poślizg i uderzyłam w drzewo.

Anna wsunęła dłonie we włosy Grace i obmacała jej czaszkę.
- Dla pewności zrobimy też prześwietlenie głowy
- powiedziała, choć nie znalazła nic podejrzanego.
Ciężkie drzwi gabinetu rentgenologii rozsunęły się i weszła

przez nie młoda kobieta w dżinsach i bluzce bez rękawów.

- Jestem Jillian - przedstawiła się. - Teraz, kiedy cię

poznałam, już rozumiem, dlaczego Tom nie był zainteresowany

żadną z tutejszych panien, chociaż się na niego rzuciły, kiedy do
nas przybył. Trzymał cię gdzieś w ukryciu!

Anna zignorowała uwagę o ,,trzymaniu w ukryciu" i opisała

Jillian stan Grace.

- Spojrzę jeszcze na jej kostkę - dodała. Kostka była

opuchnięta. Anna nie wiedziała, czy

Jillian potrafi dobrze wykonać zdjęcie tak skomplikowanego

stawu, ale pielęgniarka krótko opisała jej, co zamierza zrobić, i
Anna uznała, że kobieta zna się na tym doskonale. Wróciła więc
na oddział, by zaszyć ranę Carrie. Elena oczyściła już obrażenia
na nogach pacjentki i spryskała je płynem antyseptycznym.

- Chciałabym, żebyś tu kilka godzin została - powiedziała

Anna, kiedy rana była już zszyta i opatrzona. - Tylko po to,

żebyśmy mogli cię obserwować.

Carrie nie zaprotestowała, co świadczyło o tym, że była

bardziej wstrząśnięta wypadkiem, niż na to wyglądało.
Zadbawszy jedną pacjentkę, Anna wróciła do gabinetu
rentgenologicznego, by obejrzeć gotowe już zdjęcia czaszki
drugiej.

70

RS

background image

- Nie widzę śladów złamania, ale żeby się upewnić, że nie ma

obrażeń mózgu, trzeba by było wykonać scyntygrafię, a my nie
mamy sprzętu - oświadczyła Jillian.

- Skąd ci przyszły do głowy obrażenia mózgu? - zaciekawiła

się Anna.

- Z tego samego powodu, z którego kazałaś zrobić

prześwietlenie. Pacjentka ma nierówne źrenice.

Anna skinęła głową i poczuła się pewniej. Najwyraźniej w

tym małym prowincjonalnym szpitalu wszystkie pielęgniarki
mają duże doświadczenie i potrafią doskonale ocenić, czy
pacjentowi wystarczy opieka na miejscu, czy należy go
skierować do większego, lepiej wyposażonego ośrodka.

- Dobrze, spójrzmy teraz na kostkę.
Jillian wskazała na cienką smugę świadczącą o złamaniu

kostki bocznej.

- Jak tutejsi specjaliści postępują z tego typu złamaniem? -

spytała Anna. - Łączą je płytką czy po prostu gipsują?

- Przy bardziej skomplikowanych złamaniach, kiedy trzeba

zakładać płytki lub śruby, odsyłamy pacjentów do Rocky. To
złamanie jest na tyle proste, że możemy założyć gips tutaj.

- Znasz się również na tym?
Jillian uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Uwielbiam to robić, ale Jenny, nasza fizjoterapeutka, jest u

nas najlepszym fachowcem od tych spraw.

Przez chwilę dyskutowały o tym, jaki opatrunek gipsowy

byłby najlepszy w przypadku Grace. Annę jednak nadal
niepokoiły

nierówne

źrenice

pacjentki.

Postanowiła

skonsultować się z Peterem, zadzwoniła więc do jego gabinetu.

- Zapytałaś ją, czy to u niej normalne? Ludzie czasami

miewają nierówne źrenice. A może to zespół Adiego, przy
którym źrenica opornie reaguje na światło. Zmęczenie potęguję
tę przypadłość.

To była bardzo rozsądna sugestia. Pocieszona Anna wróciła

do szpitala. Choć Grace twierdziła, że nie zauważyła, by jej

71

RS

background image

źrenice były nierównej wielkości, Anna po krótkim badaniu
uznała, że przypuszczenie Petera jest trafne.

Postanowiła sprawdzić, jak się miewa Dani. Tym razem nikt

nie siedział przy jej łóżku, a młoda kobieta była nieco
zdenerwowana koniecznością pobytu w szpitalu.

- Chodzi mi o kozy - przyznała. - Wiem, że Tom codziennie

rano karmi je i poi, ale nie mogę tego od niego wymagać.

- Ależ Dani, musisz tu zostać i wypoczywać. Chodzi o dobro

twoje i dziecka. Gdyby twój mąż był w domu, wypuścilibyśmy
cię. Ale sama pewnie zaraz byś chciała coś zrobić, wróciłabyś
do normalnych zajęć i znów twój stan by się pogorszył.

Dani westchnęła.
- Masz rację. Ale leżenie w łóżku jest takie nudne!
- Poczytaj coś - zasugerowała Anna. - Co lubisz? Romanse?

Kryminały?

Dziewczyna zaczerwieniła się.
- Uwielbiam romanse, ale Brian się ze mnie śmieje, kiedy je

czytam.

- A co mu do tego? Czytanie romansów to najlepszy sposób

na zabicie szpitalnej nudy. I przestaniesz myśleć o tym, co się
dzieje w domu. Przyniosę ci jakiś.

Potem podeszła do pana Jenksa, starszego człowieka z ciężką

niewydolnością nerek. Jej dyżur już się skończył, więc mogła
zatrzymać się dłużej przy jego łóżku. Pan Jenks był kiedyś
poganiaczem bydła, przepędzał stada na wielkie odległości i
bardzo ciekawie o tym opowiadał. Anna miała nadzieję, że ktoś
kiedyś spisze te historie.

Kiedy wyszła z sali pana Jenksa, natknęła się na Toma.
- Zdajesz sobie sprawę, jakie skutki będzie miał ten wypadek?

- zapytał. - Obie panie tak szybko nie wyjadą z Merriwee. -
Spojrzał z nadzieją na Annę. - Chyba że znajdziesz u Grace coś
na tyle poważnego, że odeślesz ją do Rocky...

- I przez to jeszcze bardziej skomplikuję jej życie? Przecież to

kobieta, którą kiedyś poprosiłeś o rękę - przypomniała mu i

72

RS

background image

chociaż mamrotał pod nosem, że to niezupełnie tak się odbyło,
zignorowała jego słowa.

- A teraz chcesz ją odesłać gdzieś, gdzie nikogo nie zna?
- Znalazłaby się bliżej Brisbane, gdzie mieszka jej rodzina -

zauważył Tom.

- Już o tym pomyślałam i sprawdziłam na mapie. Z Brisbane

do Rockhampton jest siedem godzin jazdy samochodem. I tak
nikt z rodziny nie wpadłby do niej z odwiedzinami.

Chciała go wyminąć, ale położył jej rękę na ramieniu.

Zamarła i spojrzała mu pytająco w oczy. Tom jednak milczał, a
po chwili cofnął dłoń, jakby uznał, że bez słów przekazał jej
wiadomość. Anna jednak wcale jej nie zrozumiała. Gdy odszedł,
skierowała się do sali, gdzie leżały Grace i Carrie.

- Możesz już wyjść ze szpitala - przekazała dobre wieści

Carrie.

- I miałabym zostawić Grace samą? Nie ma mowy.

Pielęgniarki mówią, że jeśli przez noc nie pojawią się symptomy
wstrząsu mózgu, będzie można ją wypisać. Więc pewnie jutro
wyjdziemy obie. Tymczasem popracuję nad artykułem o opiece
medycznej w głębi kontynentu. Tyle się słyszy, że sytuacja pod
tym względem jest fatalna. Ale uwierz mi, że w wielkim mieście
nie zaopiekowano by się nami tak dobrze.

- Ale można by zrobić Grace scyntygrafię.
- Być może, po wielogodzinnym oczekiwaniu w izbie przyjęć.

Tutaj od razu się nami zajęto. Szpital jest wspaniały, personel
cudowny, a jedzenie wyśmienite.

Annę ucieszyły te słowa. Pracowała tu dopiero od kilku dni,

ale już czuła się z tym miejscem związana. Jeszcze przez chwilę
rozmawiała z obiema pacjentkami, chociaż to Carrie głównie jej
odpowiadała.

Wracając do domu, zastanawiała się nad przyjaźnią, która

połączyła obie kobiety. Na myśl o tym poczuła przelotny
smutek i zazdrość. Zapewniła się jednak w duchu, że i ona

73

RS

background image

wkrótce znajdzie tu przyjaciół. Przecież nie minął jeszcze
tydzień, odkąd przyjechała do Merriwee.

Pod koniec drugiego tygodnia pracy Anna zapomniała, że

kiedykolwiek doskwierał jej brak przyjaciół. Ludzie, których
poznała w pracy, stale ją gdzieś zapraszali, ale ona nigdy nie
miała czasu na wizyty.

Carrie i Grace, ta druga z nogą w pięknym gipsie, znów

zamieszkały w motelu. Na miejsce wypisanych pacjentów do
szpitala wciąż napływali nowi, zapewniając personelowi
mnóstwo pracy. Anna zaczęła się już przyzwyczajać do
szpitalnego rytmu, kiedy wybuchła epidemia ospy wietrznej.
Zaczęła się w szkole podstawowej i wkrótce ogarnęła całe
miasto. Przed gabinetem ustawiały się kolejki, dwoje dzieci
trzeba było hospitalizować.

- I jak tu mówić tym biednym maluchom, żeby się nie drapały

- zastanawiała się Jillian, która miała dyżur podczas
wieczornego obchodu w piątek. - Okłady z sody oczyszczanej i
płynów łagodzących niewiele pomagają. - Przemywała właśnie
krostki na śluzówce jamy ustnej małej Ginny Parr, podczas gdy
jej matka, Maria, bezradnie siedziała przy łóżku.

- Krostki zaczynają przysychać, więc najgorsze chyba już za

nami - pocieszyła kobietę Anna, choć wysypka była tak obfita,

że nie zanosiło się na szybki koniec choroby.

Jej słowa jednak dodały Marii otuchy. Rozmawiały przez

chwilę o chorobie, a potem Anna udała się do siebie.

Dom! Uświadomiła sobie, że już uznała to miejsce za dom,

choć ten prawdziwy znajdował się na drugim końcu świata.

Na automatycznej sekretarce znalazła wiadomość od Philipa.

Nie oddzwoniła jednak do niego, ponieważ właśnie leciał do
Ameryki Południowej, by rozegrać mecz polo. Philip.
Zobaczyła go oczami wyobraźni. Był mniej więcej tego wzrostu
co ona. Szczupły, ale umięśniony. Wyobraziła go sobie w stroju
do gry, a potem w eleganckim, trzyczęściowym garniturze.

74

RS

background image

Spróbowała go sobie wyobrazić w dżinsach i koszuli w kratę, w
jakiej zwykle chadzał Tom, ale jej się nie udało.

Gdy zadzwonił telefon, szybko podniosła słuchawkę, pewna,

że to wezwanie ze szpitala.

- Cześć, tu Tom. Milczała zaskoczona.
- W tych stronach zwykle odpowiadamy na powitanie...
Nadal milczała.
- Jesteś tam? Może nie kojarzysz, kto mówi? No wiesz, to ja.

Ten wysoki weterynarz, który ma siostrę Penny. Właśnie w jej
sprawie dzwonię. Dostała wysypki. Podobno w szkole panuje
epidemia ospy wietrznej. To się jakoś leczy, czy po prostu
trzeba przeczekać?

Cholera!
- Lepiej będzie, jak ją obejrzę. - Anna wreszcie odzyskała

głos. Profesjonalizm zwyciężył niechęć do zbliżania się do
człowieka, który wprowadzał taki zamęt w jej głowie. - Nie
powinna wychodzić z domu, więc ja przyjadę.

- Dzięki.
Pojechała okrężną drogą, zastanawiając się, kiedy wreszcie

znajdzie czas, by zwiedzić okolicę. Na piechotę zapewne
dotarłaby do Toma szybciej. Zaparkowała za autem, które
wydało jej się znajome. Tom zszedł z werandy i ruszył w jej
stronę. Stanął naprzeciw niej i przyciągnął ją do siebie.

- Nie powiedziałem ci, że mam kolejnych gości. Jim

wyjechał, ale wprowadziły się Grace i Carrie. Zostaną do
poniedziałku, potem lecą do Brisbane. W motelu nie było już
miejsc, a w miasteczku nie ma innej możliwości noclegu.

Anna zdała sobie sprawę, że Tom trzyma ją w objęciach, by

stworzyć pozory serdecznego powitania. Mimo to jego bliskość
działała na nią oszałamiająco. Znów nie mogła wydobyć z siebie
ani słowa. Na dodatek Tom pochylił się i pocałował ją.
Wiedziała, że to tylko na pokaz, ale jej serce nie chciało przyjąć
tego do wiadomości.

75

RS

background image

- Powinnam zajrzeć do Penny - wyjąkała wreszcie, a Tom

skinął głową i poprowadził ją do domu.

Widok pokrytej wysypką twarzy sprowadził ją na ziemię,

chociaż przypadek dziewczynki nie wyglądał na zbyt ciężki.

- Całkiem dobrze się czuję - radośnie oznajmiła Penny. - I

wiem, co to jest, bo ma to połowa szkoły. Tom niepotrzebnie
robi zamieszanie. - Uśmiechnęła się szeroko. - A może chciał
znaleźć wymówkę, żeby uciec od swoich gości - wyszeptała,
kiedy Anna dotknęła jej czoła, by sprawdzić temperaturę. -
Właściwie to szkoda, że zachorowałam - ciągnęła. - Ta szkoła
wcale nie jest taka zła, zwłaszcza że jestem nowa i na razie za
wiele ode mnie nie wymagają. No i mam fajne koleżanki.

Annie znów się przypomniało, jak bardzo brakuje jej teraz

przyjaciółki. Albo przyjaciela.

- Chcesz zobaczyć źrebaka? - Tom wsunął głowę przez drzwi.
- Mówiłeś przecież, że Jim wyjechał.
- Owszem. - Tom puścił oko do siostry. - Miał dość babskiego

towarzystwa, ale nadal jest w mieście. Spotkał w pubie
znajomego i będzie mieszkał u niego, dopóki Felicity i Frank nie
będą gotowi do podróży.

- Frank? Nazwał takie słodkie zwierzę Frank? - zdziwiła się

Anna.

- To ja je tak nazwałam - z godnością wyjaśniła Penny. - Jak

się nad tym zastanowisz, to na pewno dojedziesz do wniosku, że
to wspaniałe imię. Przede wszystkim tak się nazywał ojciec
Jima. Poza tym Frank znaczy tyle co otwarty, uczciwy, a więc
doskonale pasuje do uczciwie pracującego konia pociągowego.

Anna musiała się z nią zgodzić i za namową dziewczynki

poszła odwiedzić Franka.

- Wpadnę do ciebie jutro, żeby sprawdzić, jak się miewasz -

zapowiedziała.

Gdy wyszli z domu, zawahała się, ale kiedy poczuła na

ramieniu znajomy dotyk dłoni Toma, poszła z nim bez namysłu,
jak posłuszne dziecko. Albo owca prowadzona na rzeź.

76

RS

background image

Źrebak wyglądał pięknie. Stał pewnie przy matce.
- Jest chyba ze dwa razy większy - stwierdziła Anna.
- Chyba tak. Jim mierzy go dwa razy dziennie. Anna

wyciągnęła rękę i pogłaskała szorstki grzbiet.

- Jest taki piękny - powiedziała z zachwytem, odwróciła się i

znalazła się w ramionach Toma.

- Ty też jesteś piękna - odrzekł, potrząsając głową, jakby sam

się sobie dziwił.

Anna, choć zaskoczona, nie wyrwała się z jego objęć. Co

więcej, kiedy nachylił się, by ją pocałować, zareagowała
radością. Tym razem nic nie odbyło się na pokaz. Był to
prawdziwy pocałunek dwojga ludzi, którzy wreszcie dali wyraz
swym uczuciom. Anna czuła, że robi jej się gorąco, zmiękły jej
kolana. W końcu oderwali się od siebie, by złapać oddech, ale
Tom nadal mocno trzymał ją w ramionach.

- Tak nie można - wyszeptała po chwili. - Jestem zaręczona z

Philipem i... - Zawahała się. Więzy łączące ją z narzeczonym
wydały się nagle pętami ciążącymi niczym jarzmo.

- Kiedyś byłem zaręczony z Grace. Zaręczyny można zerwać

- odrzekł Tom, ale bez przekonania.

Pamiętał, jak mu było ciężko, gdy Grace z nim zerwała. Czuł

się zawiedziony i zdradzony. Czy chciałby związać się z
kobietą, która złamałaby przyrzeczenie dane jakiemuś
biedakowi? Nadal się nad tym zastanawiał, gdy Anna znów się
odezwała.

- Tych zaręczyn tak łatwo nie da się zerwać - rzekła cicho,

patrząc mu prosto w oczy. - To dość skomplikowane. Tak wiele
mu zawdzięczam, a przede wszystkim muszę wziąć pod uwagę
innych. Mój ojciec, mój kuzyn, a nawet moja najlepsza
przyjaciółka pracują u Philipa. Rodzice mieszkają w domu na
terenie jego posiadłości. Nie było jeszcze ślubu, ale jesteśmy
bardzo mocno ze sobą związani. Od lat.

Wyswobodziła się z objęć Toma i odeszła ze spuszczoną

głową. Księżyc oświetlał jej włosy, zamieniając je w połyskliwe

77

RS

background image

srebro. Tom patrzył na nią i rozmyślał o tym, co mu
powiedziała. Rozumiał doskonale powody, dla których czuła się
związana z narzeczonym. O jednym tylko nie wspomniała.

O miłości.
I to dodało mu otuchy.
Dochodziła już do samochodu, kiedy usłyszała melodyjny

sygnał telefonu komórkowego.

- Podajnik do ziarna prawie urwał rękę mojemu mężowi. Nie

mogę się dodzwonić po karetkę. Może ktoś tu przyjechać?

Anna nie bardzo wiedziała, jak wygląda podajnik do ziarna,

ale skupiła się na kwestiach praktycznych.

- Kto dzwoni i gdzie mieszkacie? - zapytała.
- Tu Mavis Cullen. Mieszkamy w Sixteen Mile. Była pani tu

kiedyś? Jedzie się drogą na Three Gorges. Gospodarstwo
nazywa się Havemore. Na dwudziestym kilometrze trzeba
skręcić w lewo, a potem w prawo, na drogę gruntową.

- Havemore, droga na Three Gorges, dwadzieścia kilometrów

- powtórzyła Anna. - Gdzie teraz jest mąż?

- Przy maszynie. Nie wiedział, jak wyswobodzić rękę.

Okryłam go kocem, a ramię obłożyłam lodem. Może trzeba
będzie amputować palce.

Głos jej zadrżał, a Anna poczuła, że kurczy jej się żołądek.

Tom stanął przy niej. Musiał słyszeć rozmowę, bo oparł jej dłoń
na ramieniu, jakby chciał zaofiarować wsparcie.

- Czy macie tam pakiet pierwszej pomocy Pogotowia

Lotniczego? - spytała Anna. Wiedziała, że w takim pakiecie
znajduje się morfina.

- Nie. Mieszkamy tu od niedawna i Kevin uważał, że nasze

gospodarstwo jest za blisko miasta, więc pakiet nam nie
przysługuje.

- Nie szkodzi - pocieszyła ją Anna. - Proszę podać mężowi

coś do picia, ciepłego i słodkiego. Zaraz ruszam. Zabieram
komórkę, więc w razie czego proszę dzwonić.

78

RS

background image

- Twoja komórka nie będzie miała tam zasięgu. - Drgnęła,

słysząc głos Toma. - Wskakuj do samochodu, zawiozę cię.
Znam drogę. Zadzwonisz do Penny i wyjaśnisz jej, co się stało.

Anna chciała zaprotestować, ale zrozumiała, że Tom dojedzie

szybciej od niej, co może mieć wpływ na ocalenie dłoni Kevina.
Przystała więc na jego propozycję.

- Co to jest podajnik do ziarna? - zapytała, kiedy skończyła

rozmawiać z Penny.

- To taka długa metalowa spirala w metalowym cylindrze,

podobna do wiertła. Motor obraca spiralę, która przenosi ziarno
z miejsca na miejsce, na przykład z pojemnika do silosu.

- Rozumiem.
Wyobraziła sobie ludzką dłoń w takim urządzeniu i przeszył

ją dreszcz grozy.

- Mogło wystąpić zmiażdżenie i częściowa amputacja -

mówiła bardziej do siebie niż do Toma. - Zmiażdżenie nie
byłoby właściwie takie złe. Jeśli ręka uwięzia ciasno w
maszynie, być może rozerwane naczynia krwionośne zostały
zablokowane i dzięki temu krwotok jest mniejszy.

- Tylko że farmer potrzebuje obu sprawnych rąk.
- A przy zmiażdżeniu uszkodzenia mogą być nieodwracalne -

przyznała Anna. - Czy ta maszyna ma wsteczny bieg?

- Gdyby miała, Kevin pewnie uwolniłby dłoń.
- A więc trzeba będzie przeciąć ten metalowy cylinder. I to

tak, żeby nie poranić Kevina jeszcze bardziej.

Tom zerknął na swoją pasażerkę. Ze skupioną miną rozważa

możliwości pomocy. Jak na dziewczynę z miasta wykazuje
zdumiewające

opanowanie

w

kryzysowych

sytuacjach.

Przypomniał sobie też poród źrebaka i to, jak Anna bez
zmrużenia oka zniosła wszystkie nieprzyjemności z nim
związane.

Na chwilę puścił wodze fantazji i zaczął sobie wyobrażać, jak

mogłoby wyglądać ich wspólne życie. Szybko przywołał się do

79

RS

background image

porządku. Każdy może znieść trudy życia w australijskim buszu,
jeśli ma świadomość, że to tylko przygoda.

Skręcili w drogę gruntową i zwolnili, kiedy zmieniła się w

wąską ścieżkę między drzewami.

- Ale jestem głupi - rzekł Kevin Cullen na ich widok. Siedział

na skrzyni w pozbawionym ścian hangarze, jego prawe ramię
niknęło w zardzewiałej rurze. - Kto jak kto, aleja powinienem
wiedzieć, że nie wkłada się ręki do podajnika. Mój ojciec
właśnie w ten sposób stracił palce.

- Czuje pan, która część dłoni uwięzia i w którym miejscu? -

zapytała Anna, pochylając się nad nim.

Kevin stuknął w cylinder piętnaście centymetrów od spodu.
- Cztery palce wkręciły się w spiralę, tuż przy ściance. Nie są

całkiem odcięte, bo inaczej mógłbym wyjąć rękę. Powiedziałem
Mavis, żeby włączyła wsteczny bieg, ale chyba silnik się
przepalił, bo nie chce ruszyć.

- To może i lepiej - pocieszyła go Anna. - Gdyby pan

odwrócił obroty spirali, palce mogłyby zostać odcięte.

Rozejrzała się wkoło i jej wzrok natrafił na stół warsztatowy

w rogu.

- Macie szlifierkę kątową? - zapytała.
- Co taka piękna kobieta może wiedzieć o takich narzędziach?

- zdziwił się Kevin.

Tom podszedł do warsztatu i znalazł tam szlifierkę, ale nie z

rodzaju tych małych i poręcznych, używanych przez
majsterkowiczów. Narzędzie było tak duże, że mogło
błyskawicznie obciąć Kevinowi dłoń.

- Użyjemy jej - zdecydowała Anna. Stała tuż za Tomem i

szacowała szlifierkę wzrokiem. - Rozetniemy blachę po drugiej
stronie, od dołu do góry, i spróbujemy ją odgiąć.

- Czym?
- Nie wiem, może podnośnikiem samochodowym, jeśli nie

znajdzie się nic lepszego. To wy coś wymyślicie.

Podeszli do podajnika i Anna zwróciła się do rannego:

80

RS

background image

- Przez chwilę będzie bardzo bolało, kiedy ustanie nacisk. A

jeszcze przedtem wibracje też na pewno spowodują ból. Podam
panu trochę morfiny. Będzie pan półprzytomny, więc żona
będzie musiała pana podtrzymać.

Wstrzyknęła mu środek przeciwbólowy i pokazała Mavis, jak

ma trzymać męża. Tom patrzył na nią z rosnącym podziwem.
Wiedział, że lekarze zachowują zimną krew w krytycznych
sytuacjach, ale miejska lekarka o wyglądzie modelki tak
spokojnie dająca sobie radę z nietypowym wypadkiem?

Anna dała mu znak, by zaczął ciąć. Z zaciśniętym żołądkiem

podtrzymywała pacjenta i miała nadzieję, że nie czuje on drgań
wywołanych przez narzędzie.

Wiedziała, jak ważne w takich sytuacjach jest zachowanie

spokoju, więc za wszelką cenę starała się ukryć zdenerwowanie.

Karetka przyjechała, kiedy Tom rozwierał rozcięty cylinder.

Na szczęście Kevin już dawno stracił przytomność i nie zdawał
sobie sprawy z tego, co się dzieje. Obsługa karetki przyniosła
dodatkowe narzędzia i po kilku minutach ręka Kevina
spoczywała już na sterylnym opatrunku, a Anna badała
uszkodzenia.

- Potrzebny jest chirurg specjalista - stwierdziła, zakładając

opatrunek. - Jeśli nie ma takiego w Rocky, będzie musiał jechać
do Brisbane. Może lepiej od razu skierować go do Brisbane? -
Ręka była poważnie uszkodzona, ale Annę bardziej martwiło
obfite krwawienie.

- Mąż ma do tego skłonności. - Mavis zauważyła jej niepokój.
Sanitariusze ułożyli rannego na noszach, a Anna, nadal

trzymając go za ramię, zwróciła się do Toma:

- Pojadę z nim. Mógłbyś odprowadzić mój samochód?
- Oczywiście - zgodził się. - Jedź, ja jeszcze zostanę na jakiś

czas z Mavis. Dowiem się, co zamierza.

- Nie mam wyboru - odezwała się kobieta. - Muszę tu zostać.

Kevin to zrozumie. Jest susza, trzeba karmić zwierzęta.

81

RS

background image

Anna poprosiła ją o spakowanie podręcznej torby dla męża i

Mavis szybko odeszła, wdzięczna, że ma konkretne zadanie do
wykonania. Tom zaś podszedł do Anny, która znów przyglądała
się zmiażdżonej dłoni.

- Podwiązałaś naczynia krwionośne? - zapytał, widząc, że

krwotok nie ustał.

- Nie chcę tego robić. Przy podwiązywaniu mogłabym jeszcze

bardziej uszkodzić biegnące przy nich nerwy i osłabić dopływ
krwi do nieuszkodzonych części dłoni - wyjaśniła. - Łatwiej
będzie uzupełnić ubytek krwi. - Ruchem głowy wskazała na
butlę z płynem, podłączoną do żyły w zdrowym ramieniu
rannego.

Sanitariusze wnieśli Kevina do karetki.
- Wsiadaj - rzekł Tom. - Ja przyniosę torbę od Mavis.

Zobaczymy się domu. - Lekko dotknął jej ramienia.

Te ostatnie słowa sprawiły, że Anna poczuła dziwny dreszcz.

Tak. Powinna za wszelką cenę unikać kontaktów z Tomem.
















82

RS

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY


Akurat teraz, gdy wytężona praca pomogłaby jej unikać

towarzystwa Toma, tempo szpitalnego życia słabło. A może po
prostu Anna odnalazła właściwy rytm i sprawniej radziła sobie z
obowiązkami.

Z

Brisbane

nadeszły

dobre

wieści.

Mikrochirurdzy zszyli dłoń Kevina i choć nadal był w szpitalu,
gdzie miał przejść intensywną fizjoterapię, rokowania były
pomyślne. Przewidywano, że ręka odzyska dziewięćdziesiąt
procent sprawności.

Mając dużo wolnego czasu, Anna ucieszyła się, kiedy Beryl

Martin, przewodnicząca rady okręgowej, poprosiła ją o otwarcie
wystawy sztuki w sobotni wieczór.

- Początek o siódmej trzydzieści - wyjaśniała Beryl,

złapawszy ją na szpitalnym korytarzu. - Ale na szóstą zapraszam
gości na kolację. Pamiętasz, jak do mnie trafić?

Anna skinęła głową. Już kilka razy spotkała się z Beryl, a

nawet odwiedziła ją w domu, by omówić dostarczanie przez
wolontariuszy obiadów ze szpitalnej kuchni, przeznaczonych dla
potrzebujących. Beryl była zapaloną działaczką społeczną.

- Chociaż otwarcie prowincjonalnej wystawy sztuki nie

umywa się do gry w polo z członkami rodziny królewskiej, to
przynajmniej spotkam się z ludźmi w celach towarzyskich, a nie
medycznych - powiedziała Philipowi przez telefon.

- Jeszcze nikogo nie poznałaś prywatnie? - Nawet z odległości

tysiąca kilometrów słychać było niedowierzanie w jego głosie. -
Co w takim razie robisz w wolnym czasie?

- A co to jest wolny czas? - odparowała z ironią, ale Philip już

zaczął jej opowiadać o znajomych, z którymi był w operze w
Mediolanie.

Niespodziewany telefon sprawił, że zostało jej niewiele czasu

na przygotowania. Nie zdążyła umyć włosów i musiała bardzo
szybko wybrać odpowiedni strój.

83

RS

background image

- To nie może być wyzywające. Kobiety tutaj ubierają się

elegancko, ale konserwatywnie - powiedziała do siebie.

Kotka, słysząc jej głos, pojawiła się w pokoju i weszła do

otwartej szafy.

- Tylko tam nie zamieszkaj - ostrzegła ją Anna. Zwierzę

poruszyło wiszące ubrania i wśród nich

błysnęła zielona, lniana suknia, którą Anna kupiła w

Melbourne. Włożyła ją i uśmiechnęła się, ponieważ właśnie
czegoś takiego było jej potrzeba. Prosty, elegancki krój i
długość do kolan.

Uczesała gładko włosy i spięła je spinkami. Teraz jeszcze

tylko klipsy. Przejrzała kasetkę z biżuterią, zadowolona, że
Philip nie widzi, jaki panuje w niej nieporządek. Zawsze
twierdził, że powinna bardziej dbać o swoje klejnoty.

Znalazła w końcu klipsy z brylancikami, które dostała od

rodziców na dwudzieste pierwsze urodziny.

- Jeszcze makijaż i koniec - zwróciła się do Cassie. Kotka

skończyła zwiedzać szafę i siedząc na łóżku, przyglądała się
swojej pani z dezaprobatą. - Nie patrz tak, bo nie znasz się na
modzie - skrytykowała ją Anna.

Dotarła do Beryl trochę spóźniona, a na dodatek miała

trudności ze znalezieniem miejsca do zaparkowania. Kłopoty z
parkowaniem w Merriwee? Czyżby Beryl zaprosiła całe miasto?

Zdyszana wbiegła na werandę. Jej pukanie zagłuszyły

rozmowy i dźwięki muzyki, ale ktoś ją zauważył i wpuścił.

- Tutaj nie zwracamy uwagi na takie formalności
- usłyszała. - Po prostu pukasz i wchodzisz.
Wśród gości od razu zobaczyła znajomą postać, górującą nad

resztą towarzystwa. Tom miał na sobie elegancką niebieską
koszulę i starannie zawiązany krawat, ale mimo to widać było,

że ten człowiek większość czasu spędza na dworze.

- O, tam jest twój narzeczony - zauważył nieznajomy, który

wpuścił ją do domu. Położył jej rękę na ramieniu, poprowadził
w tamtą stronę i zniknął. Kobiety, które rozmawiały z Tomem,

84

RS

background image

również się oddaliły, zostawiając ją samą w towarzystwie
mężczyzny, którego miała zamiar unikać.

- Chcą być uprzejmi i pozwolić nam się przywitać
- wyjaśnił Tom. Jego oczy zdawały się przeszywać ją na

wylot. Znów nie mogła wydobyć z siebie głosu, tylko
wpatrywała się w jego twarz. - Pięknie wyglądasz

- dodał cicho.
Poczuła, że czerwieni się po uszy, co jej się nie zdarzyło od

czasów szkolnych.

- Nie wiedziałam, że tu będziesz. - Starała się mówić

spokojnie, choć nie mogła pozbierać myśli.

- Zawsze będę tam gdzie ty - odrzekł z uśmiechem. Przez

chwilę miała wrażenie, że te słowa to wyznanie uczucia i jej
serce podskoczyło z radości. Tom jednak zaraz rozwiał jej
złudzenia: - Dzięki Penny i Bobowi, nie mówiąc o Barb z
supermarketu, całe miasto sądzi, że jesteśmy zaręczeni, więc
wszędzie będą zapraszali nas razem.

- Aha. - Gorączkowo szukała w myślach tematu do rozmowy.

- Jak się czuje Penny?

- Wysypka znika. Z trudem powstrzymałem Pat przed wizytą

u córki. Przyjechałem tu, żeby uciec przed chmarami kobiet, i
nagle znów mieszkam z trzema.

Anna przypomniała sobie ich wcześniejszą rozmowę.
- Z trzema? Mówiłeś, że Grace i Carrie wyjadą w

poniedziałek.

- Taki miały zamiar - Tom ponuro skinął głową
- tylko Carrie doszła do wniosku, że zakochała się w Bobie i

chce zabawić tu trochę dłużej. A Grace oznajmiła, że wzięła
półtora miesiąca urlopu, więc spokojnie może zostać, aż jej
zdejmą gips. Pewnie chodzi jej o to, że w domu musiałaby
radzić sobie sama, a tutaj Carrie się nią opiekuje.

- I nadal będą u ciebie mieszkać?
- Owszem - przytaknął z jeszcze bardziej ponurą miną.

85

RS

background image

- Ale chyba w motelu zwolniły się już pokoje? Wzruszył

ramionami, a na jego twarzy pojawiło się

zażenowanie.
- Nie potrafię tak po prostu ich wyrzucić - przyznał.
- Wiesz, jaki to duży dom. Nie mogę powiedzieć, że nie mam

dla nich miejsca. No i nie jest to takie do końca złe, ze względu
na Pen. Wiem, że to duża dziewczynka, ale wolę, jak ktoś jest w
domu, kiedy muszę w nocy wyjechać do wezwania.

Zadziwiona Anna potrząsnęła głową.
- Ty rzeczywiście nie potrafisz odmawiać.
- Potrafię, potrafię - zaprotestował i zaraz się roześmiał,

słysząc, jak dziecinnie zabrzmiały te słowa.

Nagle wyrosła przy nich Beryl.
- No, kochani, chyba już się nagadaliście. Chciałabym

przedstawić Annę kilku osobom. - Wzięła ją pod ramię i
zwróciła się do Toma. - A ty porozmawiaj z gośćmi, zwłaszcza
tymi nieśmiałymi. - Pociągnęła Annę za sobą. - Tom potrafi być
wspaniałym rozmówcą. Ale na pewno o tym wiesz. Powiedz,
jak się poznaliście? Ktoś mi mówił, że przez internet.

Na szczęście akurat podeszły do grupy biznesmenów i nie

musiała odpowiadać na to pytanie. Potem rozmawiała z wieloma
osobami, przechodząc od grupy do grupy. Ktoś zaprowadził ją
do bufetu, ktoś inny przyniósł drinka. Jednak cały czas była

świadoma, że Tom jest w pobliżu. Często odszukiwała go
wzrokiem w tłumie gości i zwykle stwierdzała, że on również na
nią

patrzy.

Wtedy

przyciskała

kciuk

do

pierścionka

zaręczynowego i powtarzała sobie w duchu, że to tylko gra
pozorów.

- Świetnie wypadłaś - stwierdził Tom, materializując się u jej

boku, gdy już ogłosiła otwarcie wystawy. - Teraz, kiedy
wreszcie spełniliśmy towarzyski obowiązek, wszyscy się
spodziewają, że trochę czasu spędzimy razem.

Przyjrzała się jego twarzy. Mówił beztroskim tonem, ale

wyczuła w nim pewne napięcie.

86

RS

background image

- Powinniśmy zerwać te zaręczyny - oznajmiła. Stali przed

obrazem, przedstawiającym stado wołów,

więc mogła udawać, że podziwia grę świateł na grzbietach

zwierząt i nie patrzeć Tomowi w oczy.

- Teraz, kiedy Grace i Carrie jeszcze są w Merriwee?
- To nieuczciwe - upierała się. - Wszyscy są tu tacy mili i

gościnni. Nie chcę ich oszukiwać.

- Przecież te zaręczyny możemy zmienić w prawdziwe -

zasugerował.

- Zapomniałeś, że mam narzeczonego?
- Należy mu się kara za to, że cię spuścił z oka
- odparł Tom wesoło. - Ten facet ma chyba nie po kolei w

głowie! Gdybym ja był z tobą zaręczony, ani na chwilę bym się
z tobą nie rozstawał.

- Zrobił to dla mnie. To ja tego pragnęłam. - Anna broniła

nieobecnego narzeczonego. - Zresztą Philip mnie odwiedzi,
kiedy następnym razem przyleci do Australii.

- No to będzie niezła zabawa - ucieszył się Tom.
- Dwóch narzeczonych pani doktor. Miasteczko będzie miało

o czym mówić.

Anna dopiero teraz uświadomiła sobie problem. Dlaczego

wcześniej o tym nie pomyślała? Co będzie, kiedy Philip
naprawdę się tu zjawi? Na pewno zrozumie, o co chodzi z tymi
fałszywymi zaręczynami. Jakoś mu to wytłumaczy...

Ale ludziom z miasteczka?
- Och, do diabła! - mruknęła z rezygnacją. Tom pocieszająco

objął ją ramieniem, co tylko pogorszyło sprawę. Miała ochotę
przytulić się do niego i pozwolić, by rozwiązał wszystkie jej
problemy.

To pewnie wiejskie powietrze tak osłabiło mój rozsądek,

powiedziała sobie. Nagle rozległ się głośny dźwięk syreny. W
pokoju ucichła większość rozmów.

87

RS

background image

- Cholera! - zaklął Tom. - Mam nadzieję, że to nic

poważnego. - Ku zaskoczeniu Anny pochylił się i pocałował ją
w usta. - Do zobaczenia, skarbie - rzekł i odszedł.

Patrzyła za nim, nie wiedząc, co o tym myśleć. Dopiero po

chwili zdała sobie sprawę, że wielu innych mężczyzn i kilka
kobiet również ruszyło do drzwi. Syrena nadal wyła.

- Co się dzieje? - spytała Anna stojącej obok kobiety.
- Pożar. Wiatr się wzmógł, więc można się było tego

spodziewać.

Anna nadal nie rozumiała, dlaczego tyle osób wyszło z sali.
- Czyżby miasto było w niebezpieczeństwie? - zaniepokoiła

się. Powinna chyba natychmiast jechać do szpitala.

- Nie sądzę. Większość pożarów wybucha z dala od miasta, na

farmach i terenach leśnych dzierżawionych przez farmerów.

- To dlaczego tyle osób wyszło?
- Pełnią dziś dyżur. Nie mamy tu zawodowej straży pożarnej,

tylko ochotniczą. Są w niej prawie wszyscy młodzi mężczyźni i
dużo kobiet. Przechodzą szkolenia, mają prawdziwy wóz
strażacki i odpowiedni sprzęt. Pełnią dyżury według rozkładu.
Kiedy zawyje syrena, muszą się stawić na wezwanie, bez
względu na to, co w danej chwili robią. Twój Tom zwykle ma
dyżury nocą, bo w dzień mogłoby mu być trudno oderwać się od
obowiązków.

Anna milcząco skinęła głową. Zrozumiała, o co chodzi,

natomiast obawa o Toma, który wyjechał gdzieś do buszu
walczyć z ogniem, odebrała jej głos.

- Większość ludzi wróci teraz do domu - poinformowała ją

nieznajoma. - Tam zaczekamy na nowiny. Jeśli to duży pożar,
kobiety przygotują kanapki i kawę, i zawiozą je strażakom.

- Dziękuję za informacje - wydusiła Anna. Odnalazła Beryl,

pożegnała się i wyszła. W drodze do samochodu usłyszała, że
dzwoni jej komórka.

- Tu Peter. Słyszałaś syrenę? Nie wiem, czy Paul ci

powiedział, jakie są zasady postępowania w takich wypadkach.

88

RS

background image

Naszym zadaniem jest przygotować szpital na przyjęcie
ewentualnych ofiar. Jeśli sprawa jest poważna, organizujemy
punkt pierwszej pomocy bliżej miejsca pożaru. Dopóki jednak
nic nie wiadomo na temat skali ognia, karetka zostaje w
szpitalu.

- Czy mam przyjechać do szpitala, czy czekać w domu?
- Idź do domu, ale bądź przygotowana na wezwanie. Mimo to

postanowiła zajrzeć do szpitala.

- Zdarza się, że ogień zawraca i strażacy znajdują się w

pułapce - powiedziała jej Jess. - Podmuchy wiatru są
nieprzewidywalne. Liście eukaliptusów mają wysoką zawartość
olejków eterycznych, więc ogień przeskakuje z drzewa na
drzewo. Nie zatrzymują go ani drogi, ani leśne przecinki.

Anna zdała sobie sprawę, że im więcej się dowiaduje, tym

bardziej boi się o Toma.

W izbie przyjęć zobaczyła przygotowane jałowe opatrunki,

bandaże, butle z płynem do przemywania ran i kroplówki.

- Módl się, żeby nam to nie było potrzebne - rzekła Jess.
- A często bywa potrzebne?
- Nie. - Anna poczuła ulgę, ale nie na długo. - Ale kiedy tych

rzeczy potrzebujemy, to sytuacja naprawdę jest groźna. W
zeszłym roku w Three Gorges zginęło trzech ochotników.

Anna zadrżała. Trudno jej było sobie wyobrazić gorszą śmierć

niż w ogniu. Zajrzała do pacjentów, dokończyła papierkową
robotę, kilka razy obeszła oddziały, aż w końcu Jess
wytłumaczyła jej, że pożar może trwać nawet kilka dni, więc
powinna iść do siebie i się przespać.

Kiedy weszła do domu, akurat dzwonił telefon. W słuchawce

usłyszała cichy szloch i głos Penny.

- Słyszałam syrenę. Czy Tom miał dyżur?
- Tak, Penny. Czy Grace i Carrie są z tobą? Znów

pociągnięcie nosem.

- Nie. Pojechały do Boba. Annie zrobiło się żal dziewczynki.

89

RS

background image

- Zaraz do ciebie przyjadę i zostanę na noc. Jak będę

potrzebna w szpitalu, zadzwonią do mnie na komórkę.

- Dziękuję - wyszeptała Penny i odłożyła słuchawkę.
Anna szybko spakowała rzeczy, sprawdziła, czy Cass ma

wodę w miseczce i pojechała do domu Toma. Penny czekała na
werandzie.

- Naprawdę nic mi nie jest - zapewniła.
- Ależ wierzę. - Uściskały się. Anna wyczuła, że dziewczynka

tłumi łzy. - Zostańmy tutaj. Popatrzymy na gwiazdy, a jeśli
masz ochotę, to porozmawiamy.

Usiadły na najwyższym stopniu schodów. W powietrzu czuć

było woń dymu i Penny znów zaczęła płakać.

- Rozmawiałam dziś z wieloma osobami i wszyscy mnie

zapewniali, że strażacy doskonale dadzą sobie radę -pocieszyła
dziewczynkę. - W szpitalu słyszałam, że to nie jest duży pożar.
Pali się tylko trawa, a na dodatek prawie nie ma wiatru.

Penny skinęła głową, ale nie przestawała płakać.
- Coś cię jeszcze martwi, skarbie?
- Właściwie nie. Tylko wszystko się tak szybko zmieniło.

Mama wyszła za mąż, Patience wyjechała na uniwersytet, a
Tom przeniósł się tutaj.

Anna pozwoliła dziewczynce wylać wszystkie żale.
Wiedziała, że to przyniesie jej ulgę. Potem zadała kilka pytań,

które pomogły Penny uporządkować myśli. Tak, lubi Keitha,
nowego męża mamy. Owszem, ma przyjaciółki, a mieszkanie u
Toma bardzo jej się podoba, ale nie chciałaby tu zostać na
zawsze.

Penny stopniowo się uspokajała, aż zasnęła. Anna

zastanawiała się właśnie, czy pozwolić małej przyjaciółce spać,
czy obudzić ją i zaprowadzić do łóżka, kiedy werandę oświetliły

światła samochodu. Po chwili stanął przed nią Tom.

- Czy coś się stało Penny? - spytał z niepokojem.
- Martwiła się o ciebie i o różne inne sprawy. Jest jeszcze

osłabiona po chorobie, a na dodatek ostatnio wiele się w jej

90

RS

background image

życiu zmieniło. Zadzwoniła do mnie, a ponieważ wyczułam, że
jest przygnębiona, przyjechałam, żeby podtrzymać ją na duchu.

Tom przysiadł obok nich i lekko pogładził po włosach

najpierw siostrę, potem Annę.

- Pożar już ugaszony. Bardzo ci dziękuję, że pomogłaś Penny.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu - odrzekła

lekceważąco. - Teraz pora spać.

- Chyba tak - zgodził się, ale nie wstał. Znów delikatnie

pogładził ją po włosach.

- Muszę już iść - wyszeptała, zapominając, że miała zamiar tu

zanocować.

- Jesteś pewna? - zapytał Tom.
- Tak. - Chciała delikatnie odsunąć od siebie Penny, ale ten

ruch sprawił, że znalazła się bliżej Toma. Wystarczyło, żeby
odwrócił głowę, a ich usta by się zetknęły.

Światła samochodu znów oświetliły schody werandy.

Zapewne Carrie i Grace wracają do domu.

- Co za wyczucie czasu - mruknął rozbawiony Tom i wziął

siostrę na ręce.

Ta chwila nic dla niego nie znaczyła, myślała Anna w drodze

do samochodu. Dla niego to zwykły flirt. Ona też powinna
potraktować to obojętnie. Dlaczego więc czuje rozczarowanie?












91

RS

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY


Wróciła do domu zmęczona i przygnębiona. Kotka

niespokojnie krążyła po kuchni, zapewne zdenerwowana wonią
dymu. Anna wzięła niespokojne zwierzę do sypialni.

Kiedy rano się obudziła, Cassie przy niej nie było. Znów

krążyła po kuchni, miaucząc z niepokojem.

- Może to lepsze niż siedzenie w klatce - powiedziała Anna,

zastanawiając się, co może być przyczyną dziwnego zachowania
ulubienicy. Mogła poszukać wyjaśnienia u Toma, ale
przypomniała sobie, że postanowiła go unikać.

Zjadła szybkie śniadanie, a ponieważ miała wolne

przedpołudnie, postanowiła zrobić zakupy. Na szczęście
supermarket był w niedziele otwarty. Potem wróci i napisze list
do rodziców i do Gay, najlepszej przyjaciółki od niepamiętnych
czasów. Może napisze też do Philipa, choć on wolał rozmowy
telefoniczne.

Zadowolona z planu, chodziła między półkami w sklepie,

witając się i zamieniając kilka słów ze znajomymi. Choć
wszyscy zachowywali się bardzo przyjaźnie, czuła, że potrzeba
długiego czasu, żeby naprawdę stać się jedną z nich.

- To może trwać i pięćdziesiąt lat - powiedziała Barb, kiedy

Anna podzieliła się z nią przy kasie swoim spostrzeżeniem. -
Mieszkam tu od dwudziestu dwóch, a nadal mają mnie za nową.

Anna uśmiechnęła się, ale w głębi serca nieoczekiwanie

poczuła doskwierającą samotność.

- Przynajmniej mam Cassie - powiedziała sobie, jadąc do

domu.

Obładowana torbami z trudem otworzyła drzwi i weszła do

środka, potykając się o coś miękkiego.

Spojrzała w dół i rozpaczliwie krzyknęła. Piękna syjamska

kotka leżała martwa. Choć to nie ulegało wątpliwości, Anna
wzięła ją na ręce i pobiegła z powrotem do samochodu.

92

RS

background image

Z piskiem opon zahamowała przed domem Toma. Jego

samochód stał na swoim miejscu, więc Tom był w domu.
Wyszedł zza budynku, niewątpliwe zaniepokojony odgłosem
gwałtownego hamowania. Anna podbiegła do niego z kotem na
rękach.

- Coś się stało Cassie - zaszlochała. - Znalazłam ją na

podłodze. Powiedz mi, że da się ją uratować!

Tom objął ją i przytulił, a potem ostrożnie wyjął kotkę z jej

drżących rąk.

- Sama wiesz, że już nie żyje - powiedział cicho. -Ale dobrze,

że ją przywiozłaś. Zobaczymy, co się stało.

Poszedł do gabinetu, niosąc Cassie tak ostrożnie, jakby nadal

żyła. Zapłakana Anna podążyła za nim.

Ułożył zwierzątko na metalowym stole i włączył silną lampę.

Potem jeszcze raz przytulił do siebie Annę.

- To była moja przyjaciółka - wyszeptała, przytulając twarz do

jego szerokiej piersi.

- Wiem - odrzekł łagodnie. Pozwolił jej się wypłakać, gładząc

pocieszająco po głowie. W końcu wyprostowała się i przeprosiła
go za swoje histeryczne zachowanie.

- Czy to możliwe, że ktoś ją otruł? - zapytała. - A może ja

sama niechcący jej zaszkodziłam?

- To pewnie skutek ugryzienia przez węża. Jest susza, więc

węże podchodzą do ludzkich siedzib w poszukiwaniu żab.

- Ale Cassie nie wychodziła na dwór!
Tom dokładnie obmacał zwierzę, jakby czegoś szukał.
- Tutaj - oznajmił, wskazując jakiś punkt na pyszczku. - Jest

ślad po ugryzieniu. To rzeczywiście był wąż.

- Ale przecież nie wychodziła z domu - powtórzyła Anna. -

Wczoraj zachowywała się dziwnie. Chodziła nerwowo po
kuchni i miauczała, jakby coś ją niepokoiło. Myślałam nawet, że
chce wyjść na dwór i otworzyłam jej drzwi, ale nawet nie
spojrzała w tamtą stronę.

- Była niespokojna?

93

RS

background image

- Jak nigdy.
- Chodź. - Wziął ją za rękę i wyprowadził z gabinetu.
- Gdzie idziemy? - zdziwiła się.
- Ty zostajesz tutaj, dopóki ja nie wrócę.
- Dlaczego? Dokąd się wybierasz? - Wyswobodziła rękę i

przystanęła, jakby chciała dać mu znać, że nie ruszy się z
miejsca, jeśli się nie dowie, o co chodzi.

- Pojadę do ciebie. Jeśli kotka nie wychodziła, to znaczy, że

została ugryziona w domu. Nie można wykluczyć, że wąż nadal
tam jest. Dlatego była taka niespokojna.

Anna poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Chyba się

zachwiała, ponieważ Tom chwycił ją za ramiona.

- Tylko nie mdlej - rzekł surowo. - Jesteś za ciężka, nie

doniosę cię do domu. Mógłbym cię najwyżej przenieść przez
próg.

Wiedziała, że żartuje, by ją rozweselić, ale łzy znów

napłynęły jej do oczu.

- No, no, wszystko będzie dobrze - przemówił czule, zupełnie

jak nie on. - Pen jest w domu, zrobi ci herbatę. - Dotknął jej
policzka. - Chociaż nie wiem, czy nie lepiej byłoby, gdybyś ją
zrobiła sama. Moja siostra jest niecierpliwa i nie potrafi
zaczekać, aż woda się zagotuje.

Tak bardzo się starał ją pocieszyć, że musiała się uśmiechnąć.

Nagle zniknął gdzieś i po chwili wrócił z jutowym workiem i
jakimś dziwnym narzędziem na długim trzonku.

- To do łapania węży - wyjaśnił.
- Wcale nie musisz go łapać! - zawołała przerażona. -

Wystarczy go zabić!

- Zabić? - powtórzył z dezaprobatą. - Nieładnie, pani doktor.

Co by powiedzieli pacjenci, gdyby to usłyszeli?

Żartował, ale Anna wpadła w jeszcze większą panikę.
- Mówię poważnie. Nie znam się na jadowitych wężach, ale

jeśli będziesz chciał go złapać, może cię ugryźć.

94

RS

background image

- To samo może mnie spotkać, jeśli będę chciał go zabić -

odrzekł. - Uspokój się. Już nieraz to robiłem. Złapię węża,
wywiozę do buszu, gdzie jego miejsce, i wypuszczę.

Anna wyobraziła sobie Toma jadącego autem w towarzystwie

niebezpiecznego gada i na chwilę odebrało jej głos.
Zdeterminowana wsiadła do swojego samochodu i rzekła:

- Nic takiego nie zrobisz. To mój dom i nie wpuszczę cię do

środka. Zamknę drzwi na klucz i sama też już nigdy tam nie
wrócę. Wynajmę jakieś mieszkanie w mieście.

Pomysł nie był najmądrzejszy i Tom roześmiał się głośno.

Jednak kiedy podszedł do samochodu i wyjął jej kluczyki z ręki,
zdenerwowała się na dobre.

- Oddaj natychmiast - zażądała, ale on tylko pogładził ją po

policzku.

- Wszystko w swoim czasie - obiecał. - Zaczekaj tutaj. -

Odszedł, ale po chwili się odwrócił. - Nie zrobię nic głupiego -
obiecał. - Mam po co żyć.

Te słowa można zrozumieć na wiele sposobów. Nie uspokoiły

one jednak Anny. Wręcz przeciwnie, napełniły ją zupełnie
innymi obawami. Nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć,
siedziała za kierownicą jeszcze długo po odjeździe Toma.

- Chodź, zrobię ci herbaty. - Penny otworzyła drzwi

samochodu. - Chcę ci podziękować za to, że wczoraj byłaś dla
mnie taka dobra. A w ogóle to mam ci jeszcze dużo do
powiedzenia. Kiedy leżałam chora, przeczytałam te listy do
Toma, od kandydatek na żonę. I chyba znalazłam kogoś, kto się
nadaje. Przeczytaj ten list i powiedz mi, co o tym sądzisz.

Anna sama zdziwiła się swoją reakcją.
- Nie powinnaś czytać cudzych listów - upomniała ostro

dziewczynkę.

- Ale Tom mi pozwolił. - Penny odwróciła się i ruszyła do

domu, więc Anna podążyła za nią.

95

RS

background image

- Ale mnie nie pozwolił - zauważyła. - A poza tym czy

naprawdę myślisz, że to ty powinnaś wybrać żonę dla brata? I
czy on w ogóle chce mieć żonę?

- Oczywiście, że chce - stwierdziła dziewczynka z

przekonaniem. - Chcesz mleka do herbaty? - zapytała, jakby to
był główny temat ich rozmowy.

Anna skinęła głową i patrząc na przejrzysty płyn} który

Penny nalewała do kubka, przypomniała sobie ostrzeżenie
Toma.

- Kiedy Tom się ożeni, to już nie będziemy się musiały z

Patience martwić, że wprowadzi do rodziny kogoś całkiem
nieodpowiedniego, albo że ktoś go zrani tak jak Grace.

Anna uważała, że czytanie cudzej korespondencji jest

niedopuszczalne, jednak bardzo chciała się dowiedzieć, jakiż to
ideał wybrała Penny dla swojego brata. Żeby pisać do tej
kobiety złośliwe anonimy? Albo zrobić woskową laleczkę i kłuć
ją szpilkami podczas seansów czarnej magii? Bzdura.

Przecież to w ogóle nie jest jej sprawa. Jednak im dłużej

spierała się z Penny, tym słabsze miała argumenty. A kiedy
dziewczynka wyjęła list, Anna wiedziała, że przegrała.

- Jeśli uważasz, że nie powinnaś tego czytać, to ja ci

przeczytam na głos - zaproponowała Penny.

- Przeczytam sama, choć nadal uważam, że twój brat

powinien sam sobie wybrać narzeczoną.

- Ale on kieruje się głównie wyglądem i wygodą. Z

pewnością wybrałby kogoś, kto akurat byłby pod ręką. Jak na
przykład ty.

- Ja nie jestem wolna - warknęła Anna i niemal wyrwała list z

rąk dziewczynki.

Penny tylko się uśmiechnęła, co obudziło czujność Anny. Czy

kochająca siostra naprawdę znalazła idealną kobietę dla swego
brata? A może tylko chciała podrażnić się z Anną?

96

RS

background image

Otworzyła list. Kobieta rzeczywiście wydawała się idealną

kandydatką, a na dodatek załączone zdjęcie świadczyło o tym,

że jest piękna. O ile oczywiście to ona.

- Kocha wieś, wychowała się na farmie, umie stawiać

ogrodzenia, znakować i przeganiać bydło. Nawet zdobyła
pierwszą nagrodę w konkursie na najlepszy biszkopt. Mama
mówi, że biszkopt bardzo trudno upiec. Anna zmarszczyła brwi.

- Dlaczego to takie ważne, żeby przyszła żona Toma umiała

piec biszkopt?

- Bo kobiety ze wsi powinny to umieć - stwierdziła

triumfalnie Penny.

- Ależ one muszą umieć o wiele więcej - zaprotestowała

Anna. - Poznałam wiele z nich. Uczą dzieci, pomagają mężom
w gospodarstwie, działają społecznie. Są o wiele bardziej zajęte
niż kobiety z wielkich miast. Wcale nie uważam, żeby pieczenie
biszkoptów było również ich obowiązkiem.

- Ale powinny to umieć - upierała się dziewczynka. Tak.

Anna musiała przyznać, że wybór Penny był trafny.

- No i co o tym myślisz? - zapytała dziewczynka. Anna

skinęła głową i oddała jej list. Na myśl, że Tom

mógłby się związać z tak idealną kobietą, czuła niemiły ucisk

w żołądku. Szybko wypiła herbatę i wstała.

- Odprowadziłabym cię, ale muszę się zastanowić, co napisać

w liście od Toma do Annabel.

- Ty chcesz napisać ten list? To chyba przesada - oburzyła się

Anna.

- Wcale nie. Tomowi zajmie to tygodnie, a dobrze by było,

gdyby Annabel zjawiła się jak najszybciej. Moja mama i siostra
wkrótce tu przyjadą na wakacje. Chcę, żeby ją poznały.

- A co z moimi udawanymi zaręczynami z Tomem? Jak

zamierzasz to załatwić?

- Wcale nie zamierzam. - Penny uśmiechnęła się

impertynencko. - To twoja sprawa. Albo Toma. Jedno z was
będzie musiało je zerwać. - Zastanawiała się chwilę. - I zróbcie

97

RS

background image

to jak najszybciej, bo inaczej Annabel sobie pomyśli, że Tom
wybrał ją sobie na pocieszenie.

- A czy to byłoby gorsze niż fakt, że wybrała mu ją jego

siostra? - Zirytowana Anna pobiegła do samochodu.

Dopiero na dworze przypomniała sobie, co ją tutaj

sprowadziło. Poczuła, że ogarnia ją głęboki smutek. Wsiadła do
samochodu i oparła głowę o kierownicę.

Biedna Cassie, pomyślała. Nagle zdała sobie sprawę, że za jej

smutkiem kryje się trochę użalania się nad sobą, więc
postanowiła wziąć się w garść. Przypomniała sobie, że nie ma
kluczyków i piechotą ruszyła do domu. Myśl o wężach, które
być może czają się gdzieś w ciemnościach, napawała ją
strachem, każdy szelest wywoływał drżenie. Kiedy znużona
dotarła do domu, Toma już nie było. Zostawił jej kartkę na
drzwiach.

Możesz wejść do środka. Usunąłem nieproszonego gościa.

Wąż był na tyle groźny, że jego jad zabił Cassie, natomiast ty
pewnie przeżyłabyś ugryzienie.

- Wcale bym nie przeżyła - wymamrotała pod nosem. -

Umarłabym ze strachu.

Może trochę przesadziła, ale prawdą jest to, że nie bardzo się

nadaje do życia w buszu. Annabel pewnie zabiłaby węża gołymi
rękami i dla pewności odgryzła mu głowę.

Wiadomość

nagrana

na

automatycznej

sekretarce

przypomniała jej, że jej przyszłe życie nie ma nic wspólnego z
australijskim interiorem.

- Pomyślałem sobie, że mógłbym cię odwiedzić w przyszłym

tygodniu - usłyszała wesoły głos Philipa.

- Podobno w twojej miejscowości nie ma lotniska z

prawdziwego zdarzenia, ale mój pilot mówi, że może
wylądować w pobliskim Three Gorges. Załatwi też dojazd na
miejsce. Ktoś z moich ludzi da ci znać, kiedy możesz się mnie
spodziewać.

98

RS

background image

- Och, doprawdy? - burknęła Anna cierpko, choć ta

wiadomość powinna poprawić jej humor.

Tymczasem znów poczuła dziwny niepokój, który ostatnio

często ją nawiedzał. Choć nie wątpiła, że Philip zrozumie,
dlaczego udaje narzeczoną innego mężczyzny, postanowiła
obmyślić, jak mu to jasno wytłumaczyć.

Philip zjawił się pięć dni później. Jego przybycie wywołało

taką sensację, jakby był członkiem rodziny królewskiej. W
lokalnej

gazecie

ukazał

się

artykuł

pod

tytułem

,,Południowoafrykański milioner z wizytą w Merriwee". Autor
zastanawiał się, czy bogaty biznesmen zamierza nabyć jakąś
posiadłość w okolicy, czy też planuje uruchomienie nieczynnej
od lat kopalni miedzi.

- Podobno ma to coś wspólnego z diamentami - w zaufaniu

zdradziła Annie Barb z supermarketu. - Ktoś tu podobno znalazł
bogate złoże i ten facet przyjeżdża złożyć ofertę.

Annę rozbawiła wizja Philipa osobiście składającego ofertę

kupna czegokolwiek. Miała nadzieję, że narzeczony jak zwykle
zjawi się w otoczeniu całego sztabu ludzi, a wśród nich
kucharza z własnymi zapasami. Nie musiałaby się wtedy
martwić, że w supermarkecie nie ma wędzonego łososia i
kawioru.

- Ten facet, co ma przyjechać, to twój narzeczony? Nawet się

nie zdziwiła, kiedy przy wyjściu wpadła na

Toma. Potrząsnęła głową, słysząc, jak Philip został drugi raz

określony jako ,,ten facet". To zupełnie do niego nie pasowało.

- To nie on? A byłem pewien, że tak.
Anna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Miała zamęt w głowie.

Jej milczenie wcale Toma nie zraziło.

- Z twojej miny wnoszę, że to jednak on. Myślisz, że będą

problemy? Chcesz, żebym mu wyjaśnił tę historię z naszymi
zaręczynami? Zabrałbym go do pubu na piwo.

Taki rozwój sytuacji wydał się Annie niemożliwy, ale właśnie

tak się stało, gdy Philip zjawił się w Merriwee w piątek po

99

RS

background image

południu. Wiozący go helikopter nie mógł wylądować na
przyszpitalnym

lądowisku,

ponieważ

Anna

właśnie

organizowała transport dla pacjenta z atakiem serca.

- Powiedziałam pilotowi, żeby wylądował u Toma -

powiadomiła Annę Jess. - Tom już wie.

- Jak to, rozmawiałaś z pilotem helikoptera? - zdziwiła się

Anna, odwracając na chwilę uwagę od pacjenta.

- Bo to mój mąż - z uśmiechem odrzekła pielęgniarka.
Anna miała ochotę zapytać, jak to się stało, że mąż Jess wiózł

Philipa z lotniska do miasteczka, ale to wszystko nagle wydało
jej się zbyt zagmatwane, a poza tym musiała się skupić na
pacjencie. Dwie godziny później oczekiwany helikopter
sanitarny wylądował, ale minęła jeszcze godzina, zanim Anna
upewniła się, że stan pacjenta jest stabilny i mogła zezwolić na
odesłanie go do Rocky.

Teraz miała ochotę iść do domu, zrobić sobie długą kąpiel i

położyć się do łóżka. Jednak wiedziała, że Philip nadal na nią
czeka, choć minęła już dziewiąta. Jess przekazała jej, że
kilkakrotnie dzwonił do szpitala.

Dowiedziała się, że przywiózł nowego kucharza,
Carla, którego znalazł gdzieś w domku myśliwskim w

Szkocji. Bardzo często postępował w ten sposób. Znajdował
ludzi w różnych miejscach świata i dołączał do swojej świty.
Zdała sobie sprawę, że podobnie postąpił z nią.

I z jej rodzicami...
Z kuzynem Joe, synem wuja Freda... I z jej przyjaciółką

Gay...

Nie wszyscy z nim podróżowali, ale wszystkich zaliczał do,

jak sam to określał, ,,swoich ludzi". Musiała przyznać, że bardzo
o nich dbał.

Kiedy helikopter sanitarny wystartował, Anna wróciła do

domu. Philip na pewno tam na nią nie czeka. Nie lubił
samotności, był człowiekiem bardzo towarzyskim.

100

RS

background image

- Pewnie zaprosił już wszystkich gości i połowę personelu na

kolację przygotowaną przez Carla - mruknęła do siebie,
wchodząc pod prysznic.

Mimo że woda była ciepła, nagle Annę przebiegł dreszcz.

Miała nadzieję, że Grace i Carrie są u Toma, a nie na przyjęciu u
Philipa. Nie chciała, by dowiedział się o jej fałszywych
zaręczynach od obcych ludzi...

- Wszystko w porządku. Wyjaśniłem mu, o co chodzi z tymi

zaręczynami, i bez trudu to zrozumiał.

Anna zatrzymała się pod motelem, zaskoczona, że udało jej

się znaleźć wolne miejsce na parkingu, który wyglądał na
zapełniony. Kiedy w ciemnościach usłyszała głos Toma,
zastanowiła się, czy ich spotkanie jest tylko przypadkiem.

- Usłyszałem, że twój pacjent odleciał, więc wyszedłem i

przestawiłem swój samochód, żebyś mogła zaparkować blisko
wejścia. Dziś do motelu przyjechało pół miasta, żeby zobaczyć
wielkiego milionera.

Zrobiło jej się przyjemnie, gdy usłyszała, jak się o nią

zatroszczył, ale jego obecność znów wywołała w niej dziwny
niepokój. Miała ochotę wsiąść do samochodu i uciec jak
najdalej. Może nawet do Melbourne!

- W każdym razie - ciągnął Tom - kiedy Philip wylądował,

zabrałem go i jego towarzystwo do pubu. Potem wziąłem go na
bok i wyjaśniłem całą sprawę, jak mężczyzna mężczyźnie.

Perth leży dalej niż Melbourne. Lepiej uciec do Perth.
- Wchodzisz do środka? - spytał Tom.
- A ty tam wracasz? - Zobaczyła, że się zawahał.
- Pewnie Philip się spodziewa, że wrócę. - W jego głosie

zabrzmiała jakaś emocja, której Anna nie potrafiła nazwać. -
Powiedział ludziom, że jest twoim starym przyjacielem i że
przyjechał cię odwiedzić. Ani słowem nie wspomniał, że jesteś
jego narzeczoną. Zrobił to z uprzejmości dla mnie. Jeśli
wejdziesz tam sama, ludzie mogą się dziwić.

101

RS

background image

- Problem by się rozwiązał, gdybyśmy natychmiast zerwali te

głupie zaręczyny - warknęła. Wiedziała, że ma za słabe nerwy,

żeby znieść przebywanie w jednym pomieszczeniu z Philipem i
Tomem naraz.

- Albo możemy udawać, że dostałem nagłe wezwanie. Tak

zrobimy. Powiesz, że spotkałaś mnie w drzwiach i że musiałem
pojechać do chorego byka rozpłodowego. Rzadko mi się zdarza
jeździć wieczorem do wezwania, więc to musi być coś ważnego.

- Chory byk rozpłodowy - powtórzyła. Nie miała ochoty

uciekać się do kolejnego kłamstwa. - To wszystko nie ma sensu!

- Zgadzam się. - Nagle przyciągnął ją do siebie. Z początku

sądziła, że to kolejna gra na pokaz, ale on tym razem pocałował
ją z taką namiętnością, jakiej jeszcze nie znała. Jej ciało
zareagowało równie gwałtownie.

Minutę, a może całą wieczność później, Tom położył jej ręce

na ramionach i lekko odsunął od siebie.

- Zegnaj. - Przesunął palcem po jej policzku. - Żegnaj, moja

piękna Anno.

Jego głos był zmieniony. Anna uznała, że mówił poważnie,

tylko dlaczego się z nią żegna? Czyżby Philip coś mu
powiedział? A może Tom chce wsiąść do samochodu i uciec do
Perth? Patrzyła na oddalające się światła i wiedziała, że nikt jej
nie odpowie na te pytania. Weszła więc do motelu i skierowała
się tam, skąd dobiegał gwar głosów i śmiech.

- Witaj, moja miła przyjaciółko! Na pewno jesteś zmęczona.

Chodź tu i siadaj. Mam szampana schłodzonego jak trzeba.
Kieliszek tego trunku zaraz postawi cię na nogi.

Philip po bratersku pocałował ją w policzek, objął i

wprowadził w tłum. W niewielkiej sali jadalnej zebrało się
chyba ze czterdzieści osób. Większość twarzy wydawała się
Annie znajoma. Wśród nich dostrzegła Grace i Carrie.

Philip, jakby wyczuwając jej napięcie, uścisnął ją dla dodania

otuchy.

102

RS

background image

- Nie pisnę ani słówka - zapewnił szeptem i zdała sobie

sprawę, że ta sytuacja go bawi. - Spotkanie z twoim
weterynarzem wiele mi wyjaśniło. Moi ludzie dostarczyli mi
zdjęcie was dwojga, które ukazało się w prasie. Właśnie dlatego
tu przyjechałem.

- Dostarczyli ci zdjęcie? - Była tak oburzona, że podniosła

głos.

- Cii, później ci wyjaśnię - uspokoił ją, dając jednocześnie

znak kelnerowi, który podszedł do nich z butelką szampana. -
Napij się. Spojrzała mu prosto w twarz.

- Nie chcę szampana, Philipie - powiedziała ostro.
- Jestem zmęczona i mam dyżur telefoniczny, więc nie

powinnam pić. Chętnie natomiast posłucham wyjaśnienia.
Dlaczego każesz sobie dostarczać wycinki prasowe na mój
temat?

Philip jak zwykle potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji.

Przeprosił wszystkich i oznajmił, że ma dla Anny wiadomości i
prezenty od rodziny, wobec czego muszą na chwilę wyjść.
Zachęcił gości do zabawy, a sam wyprowadził narzeczoną z sali.
Kiedy weszli do jego pokoju, zamknął drzwi, oparł się o nie i
wziął ją w ramiona.

- Moja piękna Anna - wyszeptał, nieświadomie powtarzając

słowa, które już tego wieczoru słyszała.

- Jak dobrze znów cię widzieć. To przyjęcie zorganizowałem

zupełnie niepotrzebnie. Lepiej by było, gdybyśmy spotkali się w
jakimś zacisznym miejscu, bez tłumów ludzi. Przepraszam.

Uśmiechnął się i pocałował ją w usta. Chociaż jego pocałunek

był miły, a przeprosiny szczere, Anna nadal czuła, że nie
opuszcza jej napięcie.

- Pocałunek tym razem nie pomoże - powiedziała i Philip

zesztywniał.

Zdziwiła ją reakcja narzeczonego. Przyszło jej na myśl, że

chyba pierwszy raz nie dała się zwieść słodkimi słówkami.
Kiedyś rozgniewała się na niego, gdy nie informując jej o

103

RS

background image

niczym, przeniósł jej rodziców z domku na przedmieściu do
rezydencji na terenie swojej posiadłości. Potem gniew jej minął,
kiedy sobie wyobraziła, jacy rodzice muszą być zadowoleni ze
zmiany.

- Nie mogę uwierzyć, że zlecasz swoim ludziom, żeby szukali

wiadomości na mój temat i przesyłali ci raporty - oświadczyła,
wracając do teraźniejszości.

- To się stało przypadkiem, moja droga. - Podszedł do

lodówki i otworzył ją. Od razu było widać, że jej zawartość
pochodzi z jego zapasów, a nie motelowej kuchni. - Usiądź. Ty
może nie masz ochoty na drinka, aleja chętnie się czegoś napiję.
Zasłużyłem sobie na coś mocniejszego.

Patrzyła na niego, odnosząc wrażenie, że to zupełnie obcy

człowiek.

- Moi ludzie dostarczają mi różne wycinki z prasy. Kiedy

zdobyłaś stypendium, kazałem im zbierać wszelkie wzmianki na
twój temat; o twoich wynikach w nauce, wyróżnieniach,
dyplomach i tak dalej.

Dzięki Bogu, że nigdy nie wdałam się w żadne protesty

studenckie, bójki czy pijaństwa, pomyślała.

- Po prostu zapomniałem im powiedzieć, że już nie muszą -

ciągnął Philip. - Ale kiedy przesłali mi twoje zdjęcie z jakimś
obcym mężczyzną, podpisane ,,Najatrakcyjniejszy kawaler
Australii znalazł swoją drugą połowę", obudziła się we mnie
ciekawość.

- To zdjęcie ukazało się w czasopiśmie kobiecym? - upewniła

się Anna. Znów poczuła złość, tym razem na kogo innego. -
Ależ ta Carrie jest fałszywa! Obiecała Tomowi, że nic takiego
nie wydrukują, jeśli dostanie wyłączność na ślubne zdjęcia.

- Ślubne zdjęcia? - powtórzył Philip, siadając na krześle. -

Wydawało mi się, że to fałszywe zaręczyny.

Anna ze znużeniem wzruszyła ramionami.

104

RS

background image

- Oczywiście, że fałszywe, i żadnego ślubu nie będzie. Tom to

wymyślił, żeby Carrie i Grace dały mu spokój. Pewnie je
poznałeś, bo są na przyjęciu.

Zabrzmiało to nieprzekonująco, nawet dla niej samej.

Przypomniała sobie jednak, że temat ich rozmowy jest inny.

- Mam poczucie, że mnie szpiegujesz, i nie podoba mi się to -

oświadczyła i zdała sobie sprawę, że być może posunęła się za
daleko. Philip patrzył na nią spod przymkniętych powiek.
Widziała już u niego takie spojrzenie, ale dotychczas nigdy
jeszcze nie było skierowane na nią.

Potem uśmiechnął się, więc doszła do wniosku, że chyba jej

się wydawało.

- Rozumiem cię doskonale - zapewnił. - Ale bądź rozsądna,

skarbie. Myślisz, że mi się podoba ta gra, w którą się tu wdałaś?
Wiem, że sam się zgodziłem na półroczne rozstanie, żebyś
wreszcie się przekonała, że ta australijska przygoda to
bezsensowny pomysł. Jednak wcale nie jestem z tego
zadowolony. Wyjedź ze mną. Jak widać, potrafisz wymyślać
różne historyjki, więc na pewno znajdziesz usprawiedliwienie i
dla tego wyjazdu. Chory członek rodziny. Tęsknota za domem.
Coś w tym rodzaju.

Anna patrzyła na niego, nie wierząc własnym uszom. Philip

uśmiechał się do niej, ale w jego głosie wyczuła twardość stali.
Mówił niemal tak, jakby jej rozkazywał, jakby była jego
podwładną, a nie ukochaną narzeczoną.

Kiedy pomyślała, jak bardzo uzależnione od niego jest jej

życie i życie jej rodziny, poczuła panikę. Starając się opanować,
szukała w myślach nie tyle rozwiązania - nie potrafiła w tej
chwili jasno myśleć - ile kompromisu.

- Nie mogę tak po prostu odejść i zostawić szpitala bez

lekarza - odrzekła. Miała nadzieję, że spokojny ton jej głosu
pomoże mu zrozumieć, że problem jest poważny. - Mogę złożyć
wymówienie, ale musiałabym czekać miesiąc. Szybciej nie

105

RS

background image

znajdą nikogo na moje miejsce, nawet na tymczasowe
zastępstwo.

Philip przyglądał jej się przez chwilę.
- A gdyby kogoś znaleźli, wyjechałabyś? Zawahała się,

przytłoczona wątpliwościami i żalem,

ale pomyślała o rodzicach i odpowiedzialności za nich. Tyle

dla niej w życiu zrobili. Tak dobrze im się żyje w posiadłości
Philipa.

- Jeśli znajdą kogoś na moje miejsce, wtedy wyjadę -

oświadczyła.

Narzeczony wstał i podszedł do niej z uśmiechem. Znów był

miłym, kochającym Philipem, jakiego znała. Już miał wziąć ją
w ramiona, kiedy rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju
wpadła Carrie w towarzystwie Boba Filmera.

- No, Phil! - zawołał Bob. - Jesteśmy głodni jak wilki, a twój

kucharz mówi, że jeśli będzie dłużej czekać, to cała potrawa się
zmarnuje.

Phil? Anna zerknęła na niego, ale to australijskie zdrobnienie

imienia wcale go nie zirytowało.

- Już idziemy! - zapewnił i chciał wziąć Annę za rękę.
W tej samej chwili sięgnęła do kieszeni po pager.
- Przykro mi, ale muszę wracać do szpitala. - Pocałowała

Philipa w policzek. - Zadzwonisz rano?

Znów był zły, ale nic nie mógł zrobić. Byłby jeszcze bardziej

zły, gdyby się dowiedział, że Anna znów skłamała. Nie miała
jednak siły, by spędzić resztę wieczoru wśród rozbawionych,
hałaśliwych ludzi. Zachowanie Philipa sprawiło, że czuła
nerwowy ucisk w żołądku.

O dziwo, narzeczony nie próbował jej zatrzymać.
- Współczuję - szepnął i znów pocałował ją w policzek.

Zacisnął przy tym palce na jej ramieniu, jakby chciał
przypomnieć o danej sobie obietnicy.

Zrozumiała, że jest dla niego czymś jakby podwładną lub

własnością. Powinna go zapytać, czy tak właśnie ją traktuje, ale

106

RS

background image

Carrie zaczęła go poganiać, więc Bob, na prośbę Philipa,
odprowadził ją do samochodu.

Wróciła do szpitala, choć nikt jej tam nie wzywał. Po prostu

nie chciała tak do końca kłamać. Gdy zatrzymała się przed
budynkiem, spojrzała na kępę drzew, za którymi stał dom Toma,
i uśmiechnęła się do siebie.

On tam, ona tutaj - byli praktycznie jedynymi ludźmi w

Merriwee, którzy nie korzystali z gościnności Philipa.


























107

RS

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Philip przyjechał o szóstej rano, promieniejąc miłością i

życzliwością.

- Dzwoniłem do szpitala. Pielęgniarka powiedziała mi, że

wyszłaś o jedenastej, więc na pewno zdążyłaś się wyspać.

Zaspana Anna mechanicznie skinęła głową. Stała na progu

swojego małego domku. Za plecami narzeczonego widziała
czekającą z otwartymi drzwiami taksówkę.

- Przywiozłem śniadanie - dodał. - Wpuścisz mnie?
- Ależ oczywiście - odparła, przeczesując palcami

zmierzwione włosy. Niezbyt dobrze się śpi, kiedy ma się
problem z dwoma narzeczonymi.

Cofnęła się, by go przepuścić, ale Philip poszedł z powrotem

do taksówki. Wrócił z wielkim koszem piknikowym.

- Carl mi powiedział, że w miejscowym sklepie trudno dostać

to, co lubimy. Tylko tyle udało mu się przygotować.

Anna patrzyła zdziwiona, jak Philip stawia kosz na stole i

wyjmuje z niego najróżniejsze przysmaki.

- Bułeczki z czarnymi jagodami, quiche z wędzonym

łososiem, parówki zapiekane w bekonie, pieczone pomidory...

Anna z niedowierzaniem patrzyła na tę kolekcję smakołyków.

Czy Philip zawsze był taki? Tak, jedzenie zawsze miało dla
niego duże znaczenie i bardzo lubił

podejmować przyjaciół i ważnych gości wybornymi

posiłkami.

Czy żałował tego, w jaki sposób wczoraj z nią rozmawiał?

Niemal rozkazał jej wracać do domu. Czy to śniadanie ma
służyć za przeprosiny? Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania,
a to nasunęło jej na myśl kolejną wątpliwość.

Jak dobrze zna Philipa?
- Wezmę prysznic i zaraz do ciebie dołączę - oznajmiła.

Chciała zostać sama i zastanowić się nad odpowiedzią.

Czy chciała też go sprawdzić?

108

RS

background image

Jednak Philip nie próbował jej zatrzymać, nie zaproponował,

że umyje jej plecy. Nawet do niej nie podszedł, by ją pocałować
czy obdarzyć jakąś zmysłową pieszczotą.

W głowie Anny pojawiły się nowe, niepokojące pytania.

Kiedy wyszła z kabiny, ubrała się, biorąc pod uwagę jedynie
czekający ją dzień pracy, a nie to, czy spodoba się Philipowi.

W korytarzu poczuła zapach świeżo parzonej kawy.
- Sam sobie robisz kawę? - zdziwiła się żartobliwie. Po raz

pierwszy od jego pojawienia się w Merriwee poczuła się
swobodnie w jego towarzystwie.

- Nieraz ci mówiłem, że umiem dużo zrobić w kuchni.
Podsunął jej krzesło, a gdy usiadła, pocałował ją w szyję.

Pocałunek wyrażał raczej przyjacielską zażyłość niż namiętność
stęsknionego, zakochanego mężczyzny i Anna zastanowiła się,
bardziej ze smutkiem niż zazdrością, czy Philip ma kochankę,
która dotrzymuje mu towarzystwa w podróżach po świecie.

- Jedz - polecił. - Czy już ci opowiadałem o kontrakcie, jaki

zawarłem w Ameryce Południowej? Dzwoniłem stamtąd do
ciebie, prawda? No więc...

Mówił, gestykulując z zapałem. Opisywał miejsca, które

odwiedził, fabryki, które zbudował, przedsiębiorstwa, które miał
nadzieję kupić. Takiego Philipa znała, z entuzjazmem
wprowadzającego w życie najnowsze projekty.

Kiedyś wytłumaczył jej, jak działa jego umysł. Najwyraźniej

działał sprawniej niż u innych ludzi, pozwalając mu szybciej
pojmować koncepcje i przekształcać je w konkretne plany
rozwoju jego imperium. Wyjaśnił jej również, że zna wiele
kobiet na całym świecie, ale one nic dla niego nie znaczą.
Wybrał sobie Annę już dawno, zanim jeszcze sama zauważyła,

że się nią zainteresował. Prawdę mówiąc, było to tuż po tym, jak
wygrała stypendium uniwersyteckie, fundowane przez jego
firmę. Kiedy wręczał jej pierwszy czek, zdecydował, że jest ona
doskonałym materiałem na żonę.

109

RS

background image

Przypomniała sobie, jak jej to powiedział i zrozumiała,

dlaczego już dawno kazał sobie dostarczać informacje na jej
temat. Czy gdyby ją aresztowano na jakiejś studenckiej
demonstracji, wybrałby sobie inną kandydatkę na żonę?

- Nie wiem, czy wyjadę stąd za miesiąc - powiedziała. W

głowie miała zamęt. - Takiego życia od dawna pragnęłam
spróbować. Dopiero się zaczynam wszystkiego tu uczyć.
Gdybym tak szybko musiała opuścić to miejsce...

Zamilkła i przyglądała się jego twarzy. Lekko zmarszczył

czoło, ale zaraz się rozpogodził.

- Nie będziemy sobie psuć śniadania poważnymi rozmowami

- stwierdził, ale Annie wcale nie zrobiło się weselej.

Philip nie był zepsutym człowiekiem, ale nawykł do tego, że

wszyscy go słuchają. Pieniądze bardzo to ułatwiały, zarówno w
interesach, jak i w prywatnym życiu. W końcu kto odmówi
sprzedaży konia do gry w polo, jeśli oferowana cena jest trzy
razy wyższa od jego wartości?

- Opowiadałem ci o apartamencie z obsługą, który oglądałem

w Paryżu? Byłby idealny na nasz miesiąc miodowy. Znajduje
się blisko biura i...

Anna zerknęła na ustawione na stole pyszności i sięgnęła po

ciepły francuski rogalik. Czyżby Carl nie spał całą noc,
przygotowując te specjały? Posmarowała rogalik masłem i
wypiła łyk kawy. Słuchała Philipa, jednocześnie rozmyślając
nad swoimi problemami.

Podskoczyła, słysząc dzwonek telefonu, i odruchowo

podniosła słuchawkę.

- Anno, tu Jillian. Właśnie dzwoniła do mnie Jenny White. Jej

półtoraroczny synek ma konwulsje.

- Jaką ma temperaturę? - zapytała.
- Jenny nie wie, ale mówi, że dziecko jest rozpalone.

Powiedziałam, żeby na drogę zrobiła mu okład z wilgotnych
ręczników. Oni mieszkają trzydzieści kilometrów od Merriwee,
więc przyjedzie tu za jakieś dwadzieścia minut.

110

RS

background image

- Już idę do szpitala - obiecała Anna, zerkając na zegarek.

Odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Philipa: - Nagłe
wezwanie. Pacjent będzie za dwadzieścia minut. Kiedy musisz
wyjechać?

Uśmiechnął się do niej dziwnie.
- Tuż po śniadaniu. Mam jutro spotkanie w Japonii i przedtem

muszę się zobaczyć z kilkoma osobami. To nie był dobry
pomysł, prawda?

- Chyba nie - zgodziła się. Czuła się winna, że wszystko tak

źle się ułożyło. - Gdyby nie to, że kolega ze szpitala wyjechał na
szkolenie, poprosiłabym go o zastępstwo. Przepraszam cię.
Wziął ją za rękę.

- Nie, to ja cię przepraszam. Powinienem wykazać więcej

zaufania i zapytać cię o to zdjęcie przez telefon, a tymczasem
wpadłem tu jak jakiś zazdrosny szaleniec. - Wzruszył
ramionami. - W końcu sama wiesz, że miewam przygody, więc
nie powinienem się dziwić, gdyby i tobie coś takiego się
przytrafiło.

- Chcesz powiedzieć, że nie przeszkadzałoby ci, gdybym

miała romans? To miałeś na myśli? A gdzie wierność? Gdzie
miłość? A skoro już wspomniałeś o swoich, jak je nazwałeś,
przygodach, to chociaż o nich wiem, wcale nie są mi one
obojętne. Dotąd nic nie mówiłam, bo zakładałam, że się
skończą, kiedy się pobierzemy. Do tego czasu postanowiłam je
ignorować, bo i tak nie mogę towarzyszyć ci w podróżach.

- Jesteś taka piękna, kiedy się złościsz - rzekł z uśmiechem.
Słysząc tę uwagę, Anna rozgniewała się jeszcze bardziej.

Zwątpiła też, czy Philip w ogóle słuchał, co do niego mówiła.
Czy kiedykolwiek ją rozumiał?

- Musisz zaraz wyjść - przypomniał jej - a zjadłaś tyle co

ptaszek, więc nie złość się, bo cię brzuch rozboli. Zjedz
bułeczkę. Powiedziałem Carlowi, jak bardzo je lubisz.

Anna spojrzała na talerz, który jej podsunął, i wiedziała, że

nie przełknie ani kęsa. Potrząsnęła głową, dopiła kawę i wstała.

111

RS

background image

- Odezwę się wkrótce - obiecała, pocałowała Philipa w

policzek i odeszła, zanim zdążył chwycić ją za rękę.

W drodze do szpitala z przygnębieniem rozmyślała o swojej

sytuacji. Jej życie jest tak mocno związane z Philipem, że nie
może teraz zerwać zaręczyn. Pomyślała o Tomie, o ich
wczorajszym pocałunku i o tym, jak się z nią pożegnał.

Na wspomnienie tej sceny zmarszczyła brwi. Dlaczego

powiedział ,,żegnaj"? Przecież ona nigdzie nie wyjeżdża.


























112

RS

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Mały William White miał wysoką gorączkę, ale kiedy dotarł

do szpitala, konwulsje już ustały.

- Bardzo się wystraszyłam - przyznała Jenny. - Czy to znaczy,

że choruje na epilepsję?

- Chyba nie - odrzekła Anna.
W tej samej chwili do sali wszedł wysoki mężczyzna.
- Jestem Bill White, ojciec Williama - przedstawił się. -

Musiałem zaparkować samochód.

Anna skinęła głową i nadal badała senne dziecko.
- Drgawki gorączkowe, wywołane wysoką temperaturą, nie są

rzadkie u niemowląt i małych dzieci. Moim zdaniem to było
właśnie to. - Zauważyła, że małżowiny uszne dziecka są
zaczerwienione i rozpalone. - Ten objaw wskazuje na infekcję
ucha. Zaraz zbadam to dokładniej.

Oboje rodzice wyraźnie się uspokoili, słysząc, że może to być

tak prosta przypadłość.

- Bałam się, że to zapalenie opon mózgowych - przyznała

Jenny. - Moja mama miała siostrę, która w dzieciństwie zmarła
na tę chorobę. Byłam przerażona.

Dalsze badanie potwierdziło diagnozę Anny. Mogła teraz

zapewnić państwa White, że po podaniu antybiotyków infekcja
ustąpi.

- Chciałabym jednak go zatrzymać w szpitalu, dopóki

temperatura się nie ustabilizuje - oświadczyła, robiąc malcowi
zastrzyk z penicyliny. - Czy któreś z was może z nim zostać?

- Zostaniemy oboje - odrzekł Bill, biorąc chłopca na ręce. -

Nie chcę, żeby Jenny sama się o wszystko martwiła.

Anna uśmiechnęła się do nich z sympatią.
- Tak się cieszę, że to słyszę. Mamy tu salę, której jeszcze nie

miałam okazji wykorzystać. Jest tam podwójne łóżko. Nawet
jeśli William nie zostanie na noc, będziecie mogli sobie
odpocząć.

113

RS

background image

- Podwójne łóżko? - zdziwili się rodzice Williama. Anna

roześmiała się.

- Tak, mnie też do zdziwiło. Pielęgniarki jednak mi

wytłumaczyły, że urządzono tę salę z myślą o rodzicach małych
dzieci, które będę wymagały hospitalizacji, i o parach, które nie
chcą się rozstawać na czas leczenia jednego z partnerów.
Zrozumiałam wtedy, że to świetny pomysł. Pielęgniarka już
pewnie wstawiła tam dziecięce łóżeczko.

Siostra, która asystowała przy badaniu, skinęła głową.
- Owszem - potwierdziła. - W całym regionie tylko nasz

szpital ma salę rodzinną i jesteśmy z tego bardzo dumni. Zaraz
was tam zaprowadzę.

Anna została sama. Wiedziała, że powinna wrócić do domu i

sprawdzić, czy Philip nadal tam jest, ale od wczoraj miała taki
zamęt w głowie, że nie chciała się narażać na następne
zaskakujące przeżycia. Zrobiła więc obchód, a potem poszła do
gabinetu i przyjęła wszystkich zapisanych na ten dzień
pacjentów. Na szczęście pracy nie przerwały jej żadne pilne
wezwania. Po skończonym dyżurze wróciła do domu,
zadowolona, że jest sobota i czeka ją wolne popołudnie. Zje
lunch, a potem trochę się zdrzemnie...

Musiała jednak zrezygnować z tych planów, gdy zobaczyła

siedzącą przed drzwiami Penny.

- Tak myślałam, że niedługo wrócisz - powitała ją radośnie

dziewczynka. - Wiesz, że twój chłopak zabrał ze sobą Grace i
Carrie? Całe jego towarzystwo nie zmieściło się do helikoptera,
więc kilka osób musiało jechać do Three Gorges samochodem.
Carrie wybiera się z nim w podróż. Będzie pisać artykuł o
podróżującym milionerze. Stwierdziła, że to o wiele bardziej
interesujące niż kawaler z prowincji. A Grace dostała pracę w
jednej z zagranicznych firm Philipa. Przyznała się, że zawsze
chciała być dyrektorem. Tom się wściekł, bo dopiero teraz
zrozumiał, że jej gadanie o alergiach, przez które niby to nie
mogła się wynieść na wieś, było zwykłą bujdą.

114

RS

background image

Dwie pierwsze wiadomości nie zaskoczyły Anny. Philip

często zatrudniał nowych pracowników podczas podróży. Tym
razem mógł też mieć ukryty motyw. Po wyjeździe wścibskich
pań Tom nie będzie już potrzebował narzeczonej. A Philip na
pewno będzie wiedział, jak sprawdzić, czy fałszywe zaręczyny
zostały zerwane. Dziwny dreszcz przebiegł Annie po plecach.
Musi się głęboko zastanowić nad swoim związkiem z Philipem.

Najpierw jednak należałoby zerwać z Tomem.
A może... Nie, nic z tego. Postanowiła nie słuchać cichego

głosiku, który odezwał się gdzieś na dnie serca.

Zaprosiła Penny do domu i poczęstowała ją resztą wiktuałów,

które Philip zostawił w lodówce.

- Czy Tom będzie wieczorem w domu? - zapytała, kiedy

skończyły jeść.

- Owszem. Zapytałam go o to, zanim napisałam do Annabel.

Musiałam jej podać dni, w które może się do niego dodzwonić.

Anna miała ochotę udusić tę nieznajomą kobietę, najlepiej

sznurem do telefonu. Po chwili doszła do wniosku, że to pewnie
skutki przemęczenia.

- Cóż, nie chciałabym przeszkadzać, ale muszę się z nim

zobaczyć. Trzeba zakończyć te głupie zaręczyny. Powiesz mu,

że wpadnę wpół do ósmej?

Może jej mordercze zapędy osłabną po rozmowie z Tomem.
Na samą myśl o nim serce zaczynało jej mocniej bić.

Wiedziała jednak, że nic z tego nie będzie. Nawet gdyby była
wolna, nie nadaje się na żonę weterynarza z australijskiego
buszu. Choćby dlatego, że nie potrafi piec biszkoptu...

- Nie zapomnisz mu powiedzieć? - upewniła się, na co Penny

skinęła głową.

Dziewczynka nie tylko przekazała wiadomość bratu, ale na

dodatek zostawiła ich samych w domu.

- Pojechała do Mainyard z Jimem i jego końmi wyjaśnił Tom,

wychodząc na spotkanie Annie. - Boltonowie, właściciele
gospodarstwa, zaprosili ją na kilka dni, więc zostałem sam.

115

RS

background image

- Przecież właśnie o tym marzyłeś. Nie jesteś zadowolony? -

Anna starała się opanować szaleńcze bicie serca. Powtarzała
sobie, że nie powinna się tak przejmować. Przecież te zaręczyny
od początku były fikcją.

- Chyba jestem zadowolony - odrzekł. Widziała, że jej

obecność wcale nie wywołała w nim radości. Pewnie żegnając
się z nią wczoraj, usunął ją ze swojego życia.

- Tylko że przyzwyczaiłem się do obecności Penny. To taki

duży dom. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, od razu
wyobraziłem sobie, że biegają po nim dzieci, moje i Grace. Tak
długo byłem jedynakiem, że doceniam dużą rodzinę.

Weszli na werandę, a Tom dodał:
- Jeśli chcę spełnić to marzenie, to muszę niedługo się tym

zająć.

Serce Anny skurczyło się do rozmiarów orzecha. Pewnie Tom

myśli o Annabel. Czeka na jej telefon. A to znaczy, że szybko
musi mu powiedzieć, po co tu przyszła.

Tom znów zaczął mówić - o założeniu rodziny, dzieciach i

silnych genach Flemingów.

- Chciałbym mieć dzieci, kiedy jestem jeszcze młody i mogę

się z nimi bawić - tłumaczył.

Wzięła głęboki oddech, ale niewiele jej to pomogło. Wzięła

więc drugi i przypomniała sobie, że jest profesjonalistką
przywykłą do zachowania spokoju w trudnych sytuacjach.

- Powinieneś więc zacząć działać. - Głos jej zadrżał, chociaż

chciała, by jej słowa zabrzmiały lekko i beztrosko. W głębi
duszy zrozumiała jednak, że wcale nie chce, by Tom miał dzieci
z Annabel. Ani z nikim innym oprócz niej. Stąd bierze się ten
ból w sercu. - A masz kogoś konkretnego na myśli? - spytała z
wysiłkiem.

- Właściwie nie, chociaż Penny wybrała dla mnie jedną z tych

kobiet, które pisały listy. Podobno doskonała.

O ile jej najpierw nie uduszę, pomyślała Anna.

116

RS

background image

Ale jeśli Tom ją spotka, to na pewno się w niej zakocha, a

przynajmniej polubi na tyle, by zgodzić się na ślub.

Anna poczuła narastającą rozpacz. Niewiele myśląc, ukryła

dłonie za plecami, zdjęła pierścionek i wsunęła go do kieszeni
spódnicy. Znów wzięła głęboki oddech, choć wiedziała, że
wcale jej to nie pomoże. Podeszła do Toma i wyciągnęła przed
siebie dłonie, tak by zauważył brak pierścionka.

- Nie jestem tak doskonała jak kandydatka, którą wybrała dla

ciebie Penny. Prawdę mówiąc, wiem, że kiepska byłaby ze mnie

żona wiejskiego weterynarza. Nie potrafię stawiać płotów i na
myśl o znakowaniu bydła robi mi się słabo, ale jako jedynaczka
zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, więc przynajmniej pod tym
względem odpowiadam twoim wymaganiom. - Urwała,
ponieważ zauważyła, że nie zabrzmiało to zbyt dobrze.
Wiedziała jednak, że musi dokończyć, choćby miała z siebie
zrobić kompletną idiotkę. - Powiem tylko, że jeśli mnie chcesz,
to jestem wolna i do wzięcia - wyrzuciła w końcu.

Zapadła głęboka cisza i Anna przez chwilę miała wrażenie, że

nastąpił koniec świata. Jednak zaraz gdzieś w oddali zahukała
sowa, a żaby rozpoczęły swój skrzekliwy koncert.

- Jeśli ciebie chcę? - powtórzył Tom zdumiony. Wziął ją za

ręce, mocno je uścisnął i lekko pocałował

w policzek. Poczuła bijący od niego męski zapach.
- Nie - odrzekł, ale nie wypuszczał jej dłoni.
- Nie? - powtórzyła zdziwiona. - Nie chcesz mnie? Westchnął

ciężko.

- Ależ oczywiście, że chcę. Jesteś piękna, dobra, opiekuńcza i

w ogóle wspaniała. Ale nie mogę przyjąć twojej propozycji. -
Roześmiał się smutno. - A podobno nigdy nie umiałem
odmówić kobiecie... - Odwrócił się, oparł o barierkę werandy i
popatrzył na ogród i ciągnące się za nim pola. - Anno, to
niemożliwe. Może gdybym nie poznał twojego Philipa... Ale go
poznałem, rozmawiałem z nim. A nawet go polubiłem. Od razu

117

RS

background image

zauważyłem, że to ktoś w sam raz dla ciebie. Pamiętasz chyba,

że się z tobą pożegnałem?

Pamiętała, ale zanim zdążyła się odezwać, Tom dodał:
- Sama powiedziałaś, że nie możesz zerwać tych zaręczyn.

Teraz to rozumiem. Wiem, że Philip zadba nie tylko o ciebie,
ale też o całą twoją rodzinę. Zapewni bezpieczeństwo
wszystkim, których kochasz. Może dać ci cały świat i gwiazdkę
z nieba na dodatek, jeśli tylko sobie tego zażyczysz. I właśnie na
to zasługujesz.

Anna czuła, że jest to komplement, ale nie o komplementy jej

chodziło.

- Wypiłeś z nim piwo w pubie i zostałeś ekspertem w sprawie

mojej przyszłości? - zapytała gniewnie. - Co ty w ogóle wiesz o
związkach męsko-damskich?

- Wiem, że bardziej pasujesz do świata Philipa niż do

australijskiej prowincji - odrzekł spokojnie. - Wyobrażam sobie
ciebie w eleganckim apartamencie w Paryżu albo na nartach w
Arizonie. Tutaj jesteś jak orchidea na polu rzepy. Teraz to
wszystko wydaje ci się nowe i ciekawe, ale czy tak będzie
zawsze? Wkrótce zapomnisz o romantyzmie, zostanie tylko
upał, kurz i susza, która wysysa kolory z ziemi i odbiera
ludziom nadzieję. A kiedy przychodzą ciężkie czasy, nie tylko
farmerzy cierpią, ale również ludzie z miasta.

Anna usłyszała smutek w jego głosie, ale była zbyt

rozgniewana, by się nad tym zastanowić.

- Możesz też jeszcze dodać, że nie umiem piec biszkoptu -

wymamrotała i zeszła z werandy. - Kolejny powód, dla którego
nie jestem dla ciebie odpowiednią kandydatką na żonę.

Tom patrzył za nią, zastanawiając się, czy powinna prowadzić

w takim stanie. Było jednak już późno i drogi opustoszały, więc
nic jej nie grozi.

Światła samochodu zniknęły, a Tom powtarzał sobie, że po

raz pierwszy w życiu podjął słuszną decyzję w sprawie
dotyczącej kobiety. Tylko dlaczego czuje się tak podle?

118

RS

background image

I dlaczego Anna wspomniała coś o biszkopcie?
Przez następne tygodnie Anna próbowała zapomnieć o

przygnębieniu, zajmując się pracą i zwiedzaniem okolicy.
Spędziła nawet noc nad sztucznym jeziorem, dzięki czemu,
siedząc w śpiworze, mogła obserwować stadko kangurów, które
o świcie przyszło do wodopoju. Od pana Jenksa nauczyła się
wiele o okolicznych ptakach i ich zwyczajach.

Pokazała się też w supermarkecie bez pierścionka i wkrótce

całe miasto wiedziało, że już nie jest narzeczoną Toma.
Przestano oczekiwać, że na przyjęciach będzie się pojawiać w
jego towarzystwie. Mimo to widok Toma powodował w niej
taką burzę uczuć, że starała się ograniczać spotkania
towarzyskie i uczestniczyła głównie w przedszkolnych
pogadankach na temat mycia rąk lub imprezach dla seniorów.

- Nie wiem, czy długo zniosę to szalone tempo życia -

żartowała cierpko, rozmawiając z Philipem, który nadal dzwonił
do niej regularnie. Oczywiście zaprotestował, gdy zwróciła mu
pierścionek, ale nie przestał się z nią kontaktować. Miała
wrażenie, że robi to z przyzwyczajenia. Zapewnił ją, że bardzo
ceni jej ojca jako pracownika i że rodzice mogą mieszkać na
terenie jego posiadłości, nawet kiedy ojciec przejdzie na
emeryturę.

To pocieszyło Annę, ale wcale nie ucieszyło jej matki, która

przyznała, że chciałaby się wyrwać spod przytłaczającego
wpływu Philipa.

- Właściwie to skoro nie będziemy rodziną, twój ojciec

mógłby przejść na wcześniejszą emeryturę - powiedziała córce.
- Jesteśmy za młodzi, żeby resztę życia spędzić w posiadłości
Philipa. Chcemy zwiedzić świat. Może zaczniemy od Australii?

Zapowiedzieli, że przyjadą na święta do Merriwee. Anna

bardzo się z tego ucieszyła, ponieważ brakowało jej ich
towarzystwa i bezwarunkowej miłości, a jednak w jej sercu
wciąż była bolesna rana i pustka.

Pustka, którą powinien wypełnić Tom...

119

RS

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY


Pewnego dnia przyjęto do szpitala Berthę Spragg, która

cierpiała

na

owrzodzenie

nóg.

Była

to

wesoła

osiemdziesięcioośmioletnia kobieta, którą chyba pół miasta
uważało za ciocię. Przy jej łóżku zawsze było mnóstwo
odwiedzających, na stoliku stały kwiaty, owoce i czekoladki.

Dzięki odwiedzającym Bertha znała wszystkie nowiny i

ploteczki. Anna dowiedziała się od niej, że do Toma przyjechała
macocha i druga siostra. Pewnie dlatego Penny ostatnio rzadko
ją odwiedzała, choć przedtem wpadała często, przynosząc
wiadomości o Annabel i jej licznych zaletach.

Bertha okazała się również mistrzynią w pieczeniu ciast, nie

tylko w Merriwee, ale w całym regionie. Anna poprosiła ją o
przepis, wyjaśniając, że chce domowym wypiekiem podjąć
rodziców. Pacjentka zapewniła ją, że dzięki jej wskazówkom
Anna wkrótce zostanie ekspertem w tej dziedzinie. Tak zaczęły
się zmagania Anny z jajkami, cukrem i mąką.

- Nie musi być doskonałe, byle tylko było jadalne -

mamrotała, patrząc na kolejny niewydarzony placek.

Musiała jakoś wyładować frustrację. Właśnie cisnęła

nieudany biszkopt w kąt podwórka, kiedy przed domem
zatrzymał się samochód Toma.

- Co tam wyrzuciłaś? - zapytał, patrząc na nią podejrzliwie.
- Biszkopt - warknęła.
- Co? - Potrząsnął głową z niedowierzaniem i dodał:
- Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale to nieważne. Nie

przyjechałem rozmawiać o ciastach.

- A o czym? - zapytała, wojowniczo opierając ręce na

biodrach, na wypadek gdyby jeszcze się nie zorientował, w
jakim jest nastroju.

- O tobie.
- O mnie?
Opuściła ramiona i spojrzała na niego z nadzieją.

120

RS

background image

- Tak, o tobie i tych zerwanych zaręczynach. Penny mi

powiedziała. Przyjechałbym wcześniej, ale musiałem się zająć
inseminacją stada krów.

Anna tylko skinęła głową. Tom często wplatał tego typu

informacje w normalną rozmowę.

- Postąpiłaś niemądrze. Philip to ktoś jakby stworzony dla

ciebie. Weź się w garść i powiedz mu, że popełniłaś błąd.

- Philip wcale nie jest dla mnie stworzony! - Wyrzucała z

siebie słowa niczym karabin maszynowy kule.

- A przede wszystkim go nie kocham.
Tom postąpił krok w jej stronę, ale zaraz się cofnął.
- Są ważniejsze rzeczy niż miłość - rzekł stanowczo.
- Zwłaszcza tutaj. - Znów zbliżył się do niej. - Wiem, że

tamtego wieczoru bardzo cię zraniłem. Mnie też zabolały własne
słowa, ale jestem pewien, że postąpiłem słusznie.

Wziął ją za rękę, wprowadził do domu i posadził w fotelu.

Sam usiadł naprzeciwko.

- Coś ci opowiem. Moja matka była nauczycielką w

miasteczku dość podobnym do Merriwee. Ojciec zajmował się
sprzedażą bydła i ziarna. Zakochała się w nim, a on w niej.
Chociaż była dziewczyną z wielkiego miasta, podobało jej się
na prowincji i była przekonana, że chce tu spędzić całe życie.
Rodzice pobrali się w środku suszy. Sprawy przybierały coraz
gorszy obrót, miasteczko umierało. Nie pamiętam, jak to
dokładnie było, wiem tylko, że kiedy miałem trzy lata, mama
połknęła garść proszków nasennych i już się nie obudziła.

Anna zamknęła oczy, pełna współczucia dla tego małego

chłopca, który pewnie bezskutecznie próbował obudzić mamę,
pokonaną przez surowe życie w buszu. Miała ochotę przytulić
Toma, pocałować i nigdy nie wypuścić go z objęć. Czasami
jednak pocałunki nie wystarczą. Potrzebne są słowa.

- A więc na podstawie przypadku jednej kobiety, która być

może cierpiała na depresję jeszcze zanim przeniosła się na

121

RS

background image

prowincję, odrzuciłeś moją propozycję i teraz wmawiasz mi te
bzdury, jakoby Philip był dla mnie stworzony.

Złożyła ramiona na piersiach i spojrzała groźnie.
- Możliwe, że twoja mama cierpiała na depresję poporodową,

a w miasteczku nie było lekarza, który potrafiłby to
zdiagnozować. Ale ty wolisz winić za to ten surowy kraj. -
Miała zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon.

- Anno, czuję, że zaczął się poród, a Briana nie ma w domu.

Mam tak silne skurcze, że sama nie dojadę do szpitala. - W
słuchawce rozległ się okrzyk bólu i Anna zrozumiała, że to
telefon od Dani.

- Dzwoniłaś po karetkę? - zapytała.
- Dzwoniłam, ale właśnie wiezie pacjenta do Deep Springs.

Będzie tu dopiero za godzinę, a mnie tak strasznie boli. Możesz
przyjechać?

- Już jadę. - W głosie Dani słychać było panikę. Anna

zerknęła na Toma, który patrzył na nią pytająco.

- Dani?
Skinęła głową. Szybko zadzwoniła do szpitala, by

przygotowali dla niej torbę z zestawem do przyjęcia porodu.

- Wpadnę po nią - powiadomiła pielęgniarkę.
- Zawiozę cię - oznajmił Tom, odbierając jej kluczyki. Nie

protestowała, a wręcz ucieszyła się, że będzie miała kogoś do
pomocy.

Jechali tak szybko, jakby chcieli pobić rekord prędkości na tej

trasie. Anna zapięła pas i kurczowo trzymała się uchwytu nad
oknem. Tom nic nie mówił, koncentrując się na prowadzeniu
samochodu.

Kiedy dojechali na miejsce, rzekła cicho:
- Być może Philip kupiłby mi gwiazdkę z nieba, ale nawet

jego pieniądze nie wystarczą, żeby kupić to, na czym mi
naprawdę zależy.

- A co to takiego?

122

RS

background image

- Miłość. Ta prawdziwa, dzięki której ludzie zostają ze sobą

na dobre i na złe. Właśnie taką miłość chcę żywić do człowieka,
za którego wyjdę za mąż. I chcę, żeby on czuł do mnie to samo.
I nie obchodzi mnie twoje zdanie, że miłość to za mało. -
Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami.

Dani leżała na tej samej kanapie, na której Anna zobaczyła ją

po raz pierwszy.

- Myślałam, że jesteś w Rocky - powiedziała, badając

pacjentkę. Rzeczywiście, poród już się zaczął.

- Jess powiedziała, że ty przyjmiesz poród, jeśli zechcę zostać

w Merriwee - wysapała Dani, patrząc na Annę błagalnie. -
Urodziłam się tutaj, ja, moja mama i moja babcia. A pewnie
prababcia też. Chciałam, żeby moje dziecko też przyszło na

świat w Merriwee, a nie w Rocky, gdzie nikt nawet nie wie, jak
się nazywam.

Anna potrafiła to zrozumieć. Posłała Toma po czyste ręczniki

i prześcieradło, jeszcze raz sprawdziła stan matki i jej dziecka. Z
radością usłyszała, że małe serce bije mocno i nie zauważyła
niczego niepokojącego. Rozłożyła ręczniki i prześcieradło, i
kontynuowała badanie. Stwierdziła rozwarcie na cztery
centymetry. Nagle odeszły wody i Anna dostrzegła w nich ślady
smółki. To może być niebezpieczne dla płuc dziecka. Wyjęła z
torby pojemnik z roztworem fizjologicznym.

- Wprowadzę teraz ten roztwór do macicy, żebyś miała więcej

płynu - wyjaśniła, ale rodzącej ból nie pozwalał skupić się na
treści jej słów.

Tom zauważył, że dzieje się coś niepokojącego.
- To wypłucze smółkę, która może być niebezpieczna, jeśli

dostanie się do płuc dziecka - tłumaczyła mu cicho.

Zrobiwszy, co było konieczne, jeszcze raz zbadała pacjentkę.

Rozwarcie powiększało się prawidłowo, lecz Anna nadal czuła
niepokój o dziecko. Czy gdyby znajdowali się w szpitalu,
przyśpieszyłaby poród? Czy wykonałaby cesarskie cięcie?
Odpowiedź na oba te pytania brzmiała nie. Pozostało jej więc

123

RS

background image

tylko monitorować stan pacjentki i podtrzymywać ją na duchu.
Tymczasem jej niesforne myśli biegły własnym torem. Gdyby
została w Merriwee...

Przywołała się do porządku, zanim jej wyobraźnia rozszalała

się na dobre. Sprawdziła rytm serca dziecka i z pomocą Toma
pomogła Dani przyjąć wygodniejszą pozycję.

- Zaraz będę przeć - oznajmiła Dani i choć Anna prosiła, by

jeszcze

chwilę

się

wstrzymała,

dziecko

najwyraźniej

zdecydowało, że jest gotowe. Wkrótce ukazała się główka.

Tom przemawiał do Dani, a Anna tymczasem oczyściła drogi

oddechowe dziecka. Miała nadzieję, że nie dostał się do nich
niebezpieczny płyn. Dani znów zaczęła przeć i po kilku
sekundach Anna trzymała w ramionach maleńkiego człowieka.

To był chłopiec! Zapłakał głośno, a jego skóra przybrała

ładny, różowy kolor. Anna pokazała go matce, odcięła i
zabezpieczyła pępowinę, a następnie ułożyła malca w ramionach
Dani. Kiedy zobaczyła zdziwioną i zachwyconą minę
dziewczyny, łzy napłynęły jej do oczu. Szybko je otarła.
Wiedziała, że nie płacze tylko ze wzruszenia nad cudem
narodzin.

Poczuła łagodne dotknięcie i wiedziała, że Tom zauważył jej

łzy. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich zdziwienie.

I coś jeszcze. Miłość?
Ale przecież ją odrzucił.
Znów skupiła uwagę na pacjentce. Zaczęła masować jej

brzuch, żeby pomóc urodzić łożysko. Za oknem zalśniły jasne

światła ambulansu.

- Ale nie muszę jechać do szpitala? - zaniepokoiła się młoda

mama.

- Przykro mi, ale musisz - odrzekła Anna. - Trzeba sprawdzić

stan dziecka, a w szpitalu łatwiej to zrobić niż tutaj -
oświadczyła spokojnie.

Dani jednak wyczuła jej obawy.
- Czy coś jest nie tak? - Przytuliła mocniej dziecko.

124

RS

background image

- Nie, nic się nie dzieje, chcę tylko sprawdzić jego drogi

oddechowe specjalnym laryngoskopem. Ten, który mam ze
sobą, jest za duży dla noworodka.

Również tym razem Anna wsiadła do karetki z pacjentami, a

Tom miał odprowadzić jej samochód pod dom.

Dom! To słowo tak bardzo kojarzyło się Annie z rodziną,

dziećmi i miłością, że znów musiała otrzeć łzy.

Kiedy wróciła do siebie, było już ciemno. Z daleka zobaczyła

światło w oknach i nieco ją to zdziwiło.

Mieszkała jednak w miasteczku na tyle długo, że nauczyła się

zostawiać drzwi otwarte. Zamykała tylko samochód, w którym
trzymała torbę lekarską. Podeszła do okna. Na podłodze w
salonie leżał Tom i trzymał na piersi coś małego.

Całe napięcie minionego dnia eksplodowało w Annie.
- Czujesz się tu jak u siebie, prawda? - zawołała, wpadając do

środka, ale szybko się uspokoiła i z wrażenia usiadła na krześle,
kiedy Tom wyciągnął w jej stronę szarą, puszystą kulkę. - Moje
słodkie kochanie - wyszeptała Anna, spoglądając w niebieskie
oczy maleńkiej kotki.

- Miałem nadzieję, że tak powiesz - odezwał się Tom, a Anna

szybko podniosła głowę.

- Mówiłam do kotki, nie do ciebie - odcięła się, ale on tylko

uśmiechnął się do niej rozbrajająco.

- A powiedziałabyś tak również do mnie, gdybym się

oświadczył?

Te słowa tak ją oszołomiły, że musiała postawić zwierzątko

na podłodze, by odruchowo nie zacisnąć rąk.

- Dziś po południu jasno mi wytłumaczyłeś, dlaczego nie

możesz się ze mną ożenić i dlaczego powinnam wyjść za
Philipa.

- Ale przyjechałem tu w innej sprawie, tylko ty...
- Uważaj, bo zaraz czymś w ciebie rzucę - ostrzegła go i

musiała stłumić uśmiech, kiedy Tom szybko podniósł kotka i
troskliwie przed nią schował.

125

RS

background image

- Ale teraz coś się zmieniło. - Patrzyła na niego jak urzeczona.

- Zmieniło się, kiedy powiedziałaś coś o miłości, której nie
można kupić za żadne pieniądze

- ciągnął. - Wiedziałem, że ci się podobam, ale nie przyszło

mi do głowy, że to miłość...

Potrząsnął

głową,

jakby

stanął

wobec

jakiegoś

nierozwiązywalnego problemu.

- Miłość to taka trudna do określenia sprawa - ciągnął. -

Jednak kiedy powiedziałaś o tym tak zwyczajnie, że chcesz
kochać i być kochaną, wszystko ułożyło mi się w głowie. -
Uśmiechnął się do niej radośnie, jakby dokonał jakiegoś
wiekopomnego odkrycia. - Ja też tego chcę.

Ukucnął przed nią, położył jej kociaka na kolanach i ujął jej

dłonie.

- Anno, kocham cię - oznajmił. - Teraz i na zawsze, całym

sercem. - Patrzył na nią uważnie, a ona bała się nawet mrugnąć
okiem, jakby się obawiała, że czar pryśnie. Nagle uśmiechnął
się. - Masz prawo do odpowiedzi - zapewnił ją i musiała
również się uśmiechnąć.

- Odpowiedzieć można na pytanie - przypomniała mu. - Raz

ja zapytałam, a ty mi odmówiłeś, więc teraz kolej na ciebie.

- Czy nadal jesteś wolna?
- Być może. To zależy.
- Od czego? - W jego głosie słychać było przejęcie, nadzieję i

strach.

- Od tego, dlaczego mnie pragniesz.
Jest tyle powodów, pomyślał Tom. Chciał, by została jego

żoną, urodziła ich wspólne dzieci, które wypełniłyby dom

śmiechem i gwarem, chciał codziennie budzić się przy niej...

- Ponieważ cię kocham. - Sam był tym zaskoczony, ale to

słowo zawierało w sobie wszystko. - Zycie bez ciebie nie
miałoby sensu.

Anna postawiła zwierzątko na podłodze i uklękła obok Toma.

Natychmiast objął ją mocno i pocałował. Pocałunek trwałby

126

RS

background image

dłużej, gdyby znudzony kotek nie zaczął drapać jej w nogę.
Odsunęli się od siebie i Tom nakarmił zwierzątko karmą, którą
wcześniej kupił. Anna natomiast przygotowała kanapki.

Jedli, siedząc na kanapie. Mała kuleczka spała na kolanach

Anny.

- Jak cię zmęczy życie w buszu, przeniesiemy się do miasta -

obiecał Tom. - Albo wyjedziemy do RPA. A może twoim
rodzicom spodoba się w Merriwee i zostaną z nami? Część
domu można przerobić na oddzielne mieszkanie.

Anna wyczuła, że nadal martwią go szczegóły związane z

zerwaniem jej zaręczyn z Philipem. Uśmiechnęła się i uciszyła
go pocałunkiem. Ciepło bijące od Toma docierało aż do jej
duszy. Poczuła jego ręce na swoim ciele i wiedziała, że muszą to
przerwać, bo inaczej szybko stracą nad sobą panowanie.

- Muszę jeszcze zajrzeć na chwilę do Dani i jej dziecka -

powiedziała. - Może weźmiesz prysznic, zanim wrócę?

- Naprawdę uważasz, że potrzebny mi prysznic? - zapytał,

śmiejąc się łobuzersko. - Ale się zrobiłaś wybredna! O ile
pamiętam, żadne z nas pięknie nie pachniało, kiedy mnie
pierwszy raz pocałowałaś!

127

RS


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
057 Webber Meredith Subtelny urok
384 Webber Meredith Lekarz do wzięcia
Webber Meredith Przyjaciółki z Westside 03 Nowy lekarz
196 Webber Meredith Gwiazdki dzwoneczki, niespodzianki
261 Webber Meredith Przyjaciółki z Westside 01 Rozwód przez pomyłkę
Jak kupić pierścionek zaręczynowy
Webber Meredith Spotkanie w przestworzach
Webber Meredith Harlequin Medical Duo 243 Nieznosny adorator
Webber Meredith Zagadkowy opiekun
068 Webber Meredith Spotkanie w przestworzach
Webber Meredith Niebezpieczne slonce
Webber Meredith Lekarz do wzięcia
057 Webber Meredith Subtelny urok
243 Webber Meredith Nieznośny adorator
Webber Meredith Przyjaciółki z Westside 04 Jedno pytanie
Webber Meredith Odwazna lekarka

więcej podobnych podstron