ZBRODNIA I KARA STRESZCZENIE SZCZEGOLOWE

background image

ZBRODNIA I KARA

CZĘŚĆ PIERWSZA
I
W upalny lipcowy wieczór 
przystojny, choć biednie ubrany, 
młodzieniec wyszedł ze swej izby, 
podnajmowanej na ulicy S­ej. Z 
niezdecydowanym wyrazem twarzy 
skierował się w stronę mostu. 
Głowę zaprzątały mu liczne 
problemy: myślał o biedzie, która od 
jakiegoś czasu go nękała, głodzie, 
który czuł od dwóch dni, ciągłym 
unikaniu gospodyni czekającej na 

background image

zaległy czynsz, choć wynajmował 
pokój „wielkości szafy”. Zdawał 
sobie sprawę, że wskutek 
niesprawiedliwego losu, który od 
miesiąca rzucał mu kłody pod nogi, 
był rozdrażniony, napięty, unikał 
ludzi. Idąc dusznymi ulicami 
Petersburga oddawał się 
rozmyślaniom, czy jest w stanie„to” 
zrobić. 
W pewnej chwili z odrętwienia 
wyrwał zamyślonego bohatera pijak. 
Wskazując na nakrycie głowy 
młodzieńca, wyzwał go od 
„niemieckich kapeluszników”. 

background image

Incydent ten umocnił w nim 
przekonanie, że włożenie tak 
charakterystycznego nakrycia głowy 
­ „Był to kapelusz wysoki, okrągły, 
zimmermanowski, ale znoszony do 
szczętu, wyrudziały, w dziurach i 
plamach, bez ronda, szkaradnie 
zgnieciony z jednego boku” ­ 
zwracało uwagę innych. 
Wystraszony, przypomniał sobie, że 
odtąd musi dbać o najmniejsze 
szczegóły: „(…) Bo te drobiazgi 
gubią zawsze i wszędzie…”.
Szybko doszedł do celu swej drogi. 
Przebył zapamiętaną ilość kroków, 

background image

znając doskonale trasę dzielącą jego 
mieszkanie od „tego” miejsca. Z 
ogromnym zdenerwowaniem 
podszedł do olbrzymiej kamienicy, 
zajmowanej przez:„rękodzielników, 
krawców, ślusarzy, kucharki, 
Niemców, prostytutki, drobnych 
urzędników” i innych. Choć 
stróżowało tam kilku mężczyzn, tym 
razem młodzieniec nie spotkał 
żadnego z nich. Pozostał 
niezauważony, dzięki czemu szybko 
przemknął na schody. Znał dobrze 
wygląd korytarza, ciemne i ciasne 
otoczenie odpowiadało jego planom. 

background image

Wszedł na czwarte piętro. Drogę 
zagrodzili mu żołnierze­tragarze, 
wynoszący meble z jednego z 
mieszkań. Bohater ucieszył się, że 
wraz z tą wyprowadzką, na piętrze 
zostało tylko jedno zajęte 
mieszkanie, to, w którym już 
niedługo zrealizuje swój plan. Choć 
był zdenerwowany, nie wycofał się. 
Zdecydowanym ruchem dłoni 
nacisnął dzwonek przy drzwiach 
jednego z lokali. Po chwili ktoś 
przekręcił zamek i przez uchylone 
drzwi nieufnie popatrzył na 
przybysza. Gospodyni, uspokojona 

background image

obecnością wielu ludzi na klatce, 
wpuściła go do siebie. Bohater 
wszedł do ciemnej, przepierzonej 
sieni. Stara lokatorka, choć męczona 
uporczywym kaszlem, nie spuszczała 
z niego swych „ostrych, złych oczek”. 
Była drobna, miała siwe włosy tłusto 
nasmarowane olejem. 
W tym momencie poznajemy 
nazwisko głównego bohatera ­ 
młodzieniec przedstawił się jako 
student Raskolnikow i grzecznie 
przypomniał, że był u kobiety przed 
miesiącem. Mimo tego wyjaśnienia, 
pytający wzrok gospodyni nadal 

background image

spoczywał na jego twarzy, co 
powodowało zmieszanie i 
zakłopotanie gościa. Starucha w 
końcu wpuściła go do niedużego, 
skąpanego w blasku zachodzącego 
słońca pokoju. Raskolnikow 
zastanowił się, czy „wtedy” też 
będzie świeciło słońce. Obrzucał 
pokój uważnym spojrzeniem, chcąc 
zapamiętać jak najwięcej 
szczegółów. Zauważył, że wszystko w 
obrębie tych czterech ścian było 
bardzo czyste i lśniące, co z 
pewnością stanowiło zasługę 

background image

pracowitejLizawiety, siostry 
lichwiarki. 
Po dyskretnych oględzinach 
otoczenia, będąc cały czas w zasięgu 
pytającego spojrzenia gospodyni, do 
którejzwracał się per Alono 
Iwanowno, ujawnił w końcu cel swej 
wizyty – przyniósł zastaw. Z kieszeni 
wyjął stary, płaski, srebrny zegarek 
z globusem wyrytym na kopercie i ze 
stalowym łańcuszkiem. Węsząc 
kolejny interes, lichwiarka przyjęła 
minę twardej negocjatorki i 
przypomniała Raskolnikowowi o 
upływie terminu wykupu 

background image

poprzedniego zastawu, 
przyniesionego ponad miesiąc temu. 
Student poprosił o cierpliwość i 
obiecał wkrótce odkupić siostrzany 
pierścionek. Podczas rozmowy cały 
czas się targowali. Aby podbić cenę 
przyniesionego przedmiotu, Rodia 
powiedział, że to pamiątka po 
zmarłym ojcu. Nie zrobiło to 
wrażenia na Iwanownej, która w 
końcu zgodził się wziąć za zegarek 
rubla i piętnaście kopiejek.
Gdy zgodzili się w kwestii ceny, 
stara sięgnęła do kieszeni po klucze i 
wyszła do drugiego pokoju. 

background image

Raskolnikow, zostawiony samotnie, 
nasłuchiwał dochodzących odgłosów, 
chcąc ustalić, gdzie kobieta trzymała 
pieniądze, którym kluczem 
otwierała komodę, a którym 
szkatułkę. Przed wyjściem uprzedził 
lichwiarkę, że wkrótce przyniesie 
srebrną papierośnicę. Ta, 
niewzruszona, nie wydawała się być 
zachwycona tą wiadomością i ucięła 
dalszą wymianę zdań. 
Po wyjściu na ulicę rozzłoszczony 
Raskolnikow krzyknął, że to, co 
zamierza zrobić, jest obmierzłe i 
zastanawiał się, jak „coś” tak 

background image

okropnego mogło mu przyjść do 
głowy. Szedł jak pijany, potrącał 
przechodniów. W końcu, nękany 
palącym pragnieniem, wszedł do 
szynkowni, w której poprosił o piwo. 
Po chwili już siedział w rogu lokalu, 
delektując się orzeźwiającym 
smakiem złotego trunku, które 
spowodowało, że poczuł ulgę. 
Odprężony, rozglądał się po 
ciemnym, przygnębiającym 
pomieszczeniu i obserwował 
pozostałych gości. Jego uwagę 
przykuł człowiek siedzący na 
uboczu, przypominający 

background image

emerytowanego urzędnika, co jakiś 
czas pociągający łyk z butelki. 
Mężczyzna zaciekawił Raskolnikowa 
swym wyglądem: na oko 
przekroczył już pięćdziesiątkę, jego 
twarz była żywym dowodem na 
uboczne skutki alkoholu ­ miał 
przekrwione oczy oraz nabrzmiałe 
powieki. 
II
Ów gość, choć miał wysłużony strój, 
wyróżniał się spośród innych 
klientów szynku, biła od niego 
znajomość manier i dobre 
wykształcenie. Mężczyźni zaczęli 

background image

gawędzić. Nieznajomy przedstawił 
się jako radca tytularny 
Marmieładow. Górnolotnym 
językiem opowiadał o swoim 
małżeństwie, które ustawicznie 
rujnował, o żonie, której nie potrafił 
obronić przed pobiciem, bo w tym 
czasie leżał pijany, o tym, jak jego 
córka musiała zostać prostytutką, by 
zarobić na utrzymanie rodziny, jak 
tracił każdą posadę, jak przepijał 
wszystko, nawet pończochy 
ukochanej. Opowiadał dużo o żonie, 
kobiecie wykształconej, pochodzącej 
z dobrej rodziny, która, choć się 

background image

przeziębiła i kaszle krwią, to od rana 
do wieczora pracuje i zajmuje się ich 
dziećmi (prócz wspólnego potomka 
mają dzieci z poprzednich 
małżeństw: ona dwójkę z oficerem 
piechoty, on zaś córkę Sonię).
Wyznał Rodionowi, że pije nie żeby 
zapomnieć, lecz by pamiętać, by 
bardziej cierpieć ­ alkohol nie dawał 
mu błogiego zapomnienia. Przybliżył 
słuchaczowi okoliczności, w których 
Sonia została prostytutką: rodzina 
od dłuższego czasu nie miała 
pieniędzy na jedzenie. Nie mogąc 
liczyć na wiecznie pijanego 

background image

Marmieładowa, Katarzyna 
Iwanowna podsunęła „prosty” 
sposób swej zarobku pasierbicy.
Gdy Sonia pierwszy raz wróciła z 
ulicy, macocha całą noc klęczała 
przy jej łóżku i całowała w stopy. 
Dziewczyna, zmuszona przez życie 
do uprawiania najstarszego zawodu 
świata, musiała wyrobić sobie tzw. 
żółty bilet i nie mogła już mieszkać z 
rodziną (gospodyni i lokatorzy się 
nie zgadzali). Od dłuższego czasu to 
ona utrzymywała rodzeństwo i 
rodziców. Marmieładow pochwalił 
się, że przed pięcioma tygodniami 

background image

wziął się w garść i dostał pracę: 
„Gdy zaś przed sześciu dniami 
przyniosłem, nic nie czknąwszy, 
pierwszą swoją pensję (…) nazwała 
mnie [żona] dziubdziusiem”. Cała 
rodzina snuła wtedy plany na 
przyszłość, które jednak nie miały 
się spełnić ­ pięć dni temu 
podstępem wykradł resztę 
przyniesionej wypłaty i zaczął znowu 
pić. Dziś nawet posunął się do 
wzięcia pieniędzy od Soni. Na tę 
opowieść wszyscy w szynkowni, od 
dłuższej chwili słuchający dziwnego 
towarzysza, wybuchli śmiechem. 

background image

Marmieładow w odwecie wygłosił 
mowę o dniu Sądu Ostatecznego, gdy 
wszystkie winy zostaną odpuszczone. 
Obrzucany wyzwiskami, poprosił 
Raskolnikowa, by zaprowadził go do 
żony. 
Całą drogę rozwodził się nad 
porywczością Katarzyny Iwanownej, 
przed którą czuł strach. Gdy dotarli 
na czwarte piętro Kamienicy Kozela, 
zbliżała się godzina jedenasta. 
Zastali otwarte drzwi, przez które 
Raskolnikow ujrzał nędzny, brudny, 
powleczony półmrokiem widok. 
Okazało się, że cała rodzina 

background image

wynajmuje pokój przechodni, przez 
który inni lokatorzy dostawali się do 
swoich mieszkań. Przez pouchylane 
drzwi do dalszych pokoi dolatywały 
odgłosy libacji i niecenzuralne 
wyrazy. Rodion od razu rozpoznał 
Katarzynę Iwanownę, kobietę mniej 
więcej trzydziestoletnią, 
wychudzoną, z wypiekami na twarzy 
i błyszczącymi oczami. 
Przypominała osobę w amoku i nie 
zauważyła wchodzących. Oni za to 
od razu spostrzegli ściskający serce 
widok: sześcioletnia dziewczynka 
spała na podłodze, rok starszy brat 

background image

płakał w kącie, przytulany i 
uspokajany w bezpiecznym azylu 
chudych ramion swej 
dziewięcioletniej siostry.
Nie czekając na dalszy rozwój 
wypadków, Marmieładow ukląkł na 
progu i popchnął nowo poznanego 
towarzysza w głąb pokoju. Kobieta, 
myśląc, że to ktoś do biesiadujących 
za ścianą sąsiadów, nie zwróciła na 
niego uwagi. Chciała zamknąć drzwi 
i w tym momencie dostrzegła 
klęczącego męża. Rozpoczęła się 
straszliwa awantura: Iwanowna 
wrzeszczała, szukając resztek 

background image

skradzionych pieniędzy. Nie 
panowała nad sobą, oskarżała Bogu 
ducha winnego Raskolnikowa o 
udział w haniebnym uczynku jej 
męża. Świadkami widowiska byli 
ciekawscy mieszkańcy sąsiednich 
pokojów, dopingujący Katarzynę w 
jej poczynaniach. Zmieszany i 
znudzony Rodion przed wyjściem 
położył na oknie wyszperane z 
kieszeni kilka miedziaków.
III
Nazajutrz Raskolnikow obudził się 
późno, a w dodatku w złym nastroju 
spowodowanym niespokojnym snem. 

background image

Rozglądał się z niechęcią po 
skromnym i od dwóch tygodni 
niesprzątanym pokoju. Po 
przebudzeniu odwiedziła go 
Anastazja, kucharka i służąca 
gospodyni, przynosząc trochę 
herbaty i barszczu oraz złe nowiny – 
Rodia od dawna nie płaci czynszu i 
jej pracodawczyni zamierza to 
zgłosić na policję. 
Wizyta kobiety, prócz możliwości 
rozgrzania zasuszonego żołądka, 
miała jeszcze jeden plus ­ kucharka 
wręczyła mulist, który przyszedł 
wczoraj. Po charakterze pisma 

background image

widocznego na kopercie 
Raskolnikow poznał, że napisała do 
niego matka, mieszkająca w guberni 
r­skiej. Wywołało to duże 
wzruszenie bohatera. List był bardzo 
długi, pełen zapewnień o miłości i 
oddaniu Pulcherii Aleksandrownej i 
jej córki Duni – siostry adresata. 
Matka na początku wspominała o 
długach, które zrobiła, aby wysyłać 
mu pieniądze, które musiała 
regulować z małej renty. 
Najwięcej miejsca poświęciła 
streszczeniu nowej sytuacji jego 
siostry. Po tym, jak pan domu, w 

background image

którym Dunia pracowała jako 
guwernantka, uczynił jej 
niedwuznaczną propozycję, 
wzburzona i dumna dziewczyna 
zamieszkała z matką. Dunia przyjęła 
posadę nauczycielki, by móc 
przesłać pieniądze bratu. Wziętą 
zaliczkę musiała potem, co miesiąc 
spłacać. 
Na początku pan Swidrygajłow – 
gospodarz domu i pracodawca, 
traktował swą podwładną obojętnie. 
Wszystko zmieniało się po alkoholu 
– stawał się wtedy grubiański. 
Pewnego dnia Marfa Pietrowna, 

background image

jego żona, podsłuchała rozmowę 
męża z młodą pracownicą, i, nie 
zrozumiawszy, kto zawinił, 
oskarżyła siostrę Raskolnikowa o złe 
prowadzenie się. Całe zajście 
skończyło się wymierzeniem 
policzka Duni i wrzuceniem jej 
rzeczy na wóz drabiniasty. Takim to 
powozem dziewczyna zajechała pod 
dom matki. 
Przez miesiąc po tym wydarzeniu 
Pulcheria z córką nie wchodziły do 
cerkwi, ponieważ były tam narażone 
na obelżywe uwagi i plotki, 
roznoszone przez urażoną Marfę 

background image

Pietrowną. Matka podkreślała, że 
Dunieczka cały czas pozostała 
twarda. W końcu pan Swidrygajłow 
opamiętał się i przyznał do 
wszystkiego małżonce. Na dowód 
niewinności dziewczyny pokazał 
Marfie list, w którym Dunia prosiła 
go o opamiętanie i docenienie 
rodziny. Zszokowana Pietrowna 
pojechała do soboru błagać 
Najświętszą Pannę o siły, a potem 
przeprosiła ofiarę swego ślepego 
zaufania do męża. Wstąpiła także do 
każdego mieszkańca, by osobiście 
przeczytać list Duni – 

background image

bezwarunkowy dowód jej 
niewinności i skromności. 
Cała ta sytuacja spowodowała, że o 
rękę dziewczyny starał się teraz 
pewien kawaler, Piotr Pietrowicz 
Łużyc, krewny Marfy Pietrowny. 
Pulcheria opisywała go jako 
człowieka poważnego, budzącego 
zaufanie, majętnego, choć mającego 
już czterdzieści pięć lat, trochę 
posępnego i wyniosłego. Matka 
uprzedzała, że przyszły szwagier 
Rodiona wybiera się do Petersburga, 
by otworzyć publiczną poradnię 

background image

adwokacką i przy okazji się z nim 
rozmówić. 
Autorka listu rozkładała przed 
synem wachlarz perspektyw, które 
staną otworem dla ich rodziny po 
ślubie Dunieczki z Łużynem. 
Zawiadomiła, że wkrótce zasili 
kieszeń syna kilkudziesięcioma 
rublami oraz przyjedzie wraz z jego 
siostrą do stolicy. Nie mogła się 
doczekać ponownego połączenia 
rodziny po trzyletniej rozłące.
Choć w trakcie czytania listu twarz 
Raskolnikowa pokryła się łzami 
wzruszenia i podziwu, to na 

background image

zakończenie lektury zły uśmiech 
wykrzywił mu zaciśnięte wargi. Był 
tak zdenerwowany, że wyszedł na 
spacer by ochłonąć.
IV
Postanowił nie dopuścić do ślubu: 
„Hm… A więc postanowiono 
nieodwołalnie: Awdotia Romanowna 
wychodzi za wyznawcę 
racjonalizmu, za człowieka 
interesów, który ma kapitalik (już 
ma kapitalik – to brzmi solidniej, 
bardziej imponująco), który ma 
dwie posady i który podziela 
zapatrywania naszej nowej generacji 

background image

(jak pisze mama), wreszcie, który 
‘zdaje się jest dobry’, jak to 
zauważyła sama Dunieczka. To 
zdaje się jest najparadniejsze! I taż 
sama Dunieczka idzie za mąż za owo 
zdaje się!....Wyborne! Wyborne!”. 
Wykrzykiwał, że jego matka chce 
poświęcić córkę dla syna. Jego 
nerwy doszły takiego stanu, że gdyby 
na jego drodze stanął Łużyn, był 
gotów go zabić. 
Czuł, że jest bardzo zmęczony i, 
zachęcony widokiem wolnej ławki, 
postanowił usiąść i odpocząć. Już 
prawie zrealizował swój zamiar, ale 

background image

uprzedziła go jakaś dziewczyna. Po 
przypatrzeniu się, Raskolnikow zdał 
sobie sprawę, że ta wyglądająca na 
piętnastolatkę osoba jest pod 
wpływem alkoholu. Spostrzegł 
jednocześnie, że w ślad za panienką 
podążał elegancko ubrany jegomość. 
Rodion w mig rozszyfrował jego 
zamiary (dziewczyna była 
prostytutką, a jegomość zamierzał to 
wykorzystać) i, doskoczywszy do 
mężczyzny, zaczął go okładać 
pięściami. Nie wiadomo, jakby ta 
jatka się skończyła, gdyby nie 
interwencja idącego nieopodal 

background image

policjanta.. Mundurowy natychmiast 
rozdzielił szarpiących się 
spacerowiczów.
Na prośbę o wyjaśnienie przyczyny 
spięcia, były student powiedział o 
przewidywanych planach eleganta w 
stosunku do dziewczyny. 
Raskolnikow poprosił policjanta, 
dając mu na zachętę dwadzieścia 
kopiejek, by odstawił nieletnią do 
domu. Nie doszło do tego, ponieważ 
żadnym sposobem nie mogli 
wydobyć od pijanej adresu. W końcu 
dziewczyna poderwała się na nogi i 
mamrocząc, poszła przed siebie. Za 

background image

nią podążył kochliwy jegomość, a za 
nim z kolei czuwający policjant. 
Zostając sam, Raskolnikow 
przypomniał sobie, że obiecał 
odwiedzić dawno niewidzianego 
przyjaciela ze studiów – Dymitra 
Razumichina. Jego druh także 
cierpiał biedę i z tego powodu, choć 
był niezwykle inteligentny, musiał 
opuścić mury uniwersytetu.

V
Do wizyty jednak nie doszło – 
Raskolnikow uświadomił sobie, że 
dopiero „po tamtym” będzie w 

background image

stanie odwiedzić przyjaciela. Jako że 
był w pobliżu jadłodajni, wstąpił na 
kieliszek wódki i sycącego pieroga z 
nadzieniem. Wszystkie emocje, 
które od miesiąca nim targały, dały 
o sobie znać – po wyjściu z zakładu 
gastronomicznego zasnął mocnym 
snem w krzakach na Wyspie 
Pietrowskiej. Wówczas ma miejsce 
ważny moment powieści – 
młodzieńcowi przyśnił się koszmar. 
Znowu miał siedem lat i mieszkał z 
rodzicami na prowincji. Pewnego 
wieczoru, idąc z ojcem na cmentarz 
odwiedzić babkę (obok grobu której 

background image

była też mogiłka jego 
sześciomiesięcznego brata), znaleźli 
się obok szynku, w którym odbywała 
się huczna biesiada. Chłopiec zawsze 
czuł lęk przed tym miejscem, lęk, 
który zaraz miał zyskać 
uzasadnienie. Choć mocno trzymał 
ojca za rękę, „pijackie i straszne 
gęby” bardzo go przerażały.
Nagle uwagę chłopca przykuł wóz 
służący do przewożenia beczek, 
stojący przed gankiem gospody i 
zaprzężony nie w muskularnego 
pociągowego konia, lecz „szkapę 
małą, chłopską bułankę, chudą, 

background image

jedną z tych, które (…) robią 
bokami wlokąc wysoki wóz drew czy 
siana”. Widok ten wywołał w 
chłopcu dwa uczucia: współczucie i 
strach. 
Gdy z szynku z hukiem wypadło 
podchmielone towarzystwo, 
siedmiolatek przeczuwał najgorsze. 
Jeden z pijanych zaproponował 
pozostałym podwiezienie na swej 
dwudziestoletniej kobyłce, na co 
wszyscy wybuchli gromkim 
śmiechem. Mikołka, nie wycofując 
się z propozycji, krzyczał, że koń, 
mimo że je bardzo dużo, jest 

background image

bezużyteczny, i dlatego z chęcią by 
się go pozbył. Chcąc pokazać, jak 
bardzo zwierzę jest mu posłuszne, 
wziął bat i zapowiedział, że klacz 
zaraz zacznie cwałować. Słowami 
„rżnijcie ją” zaczął namawiać 
kompanów, by również wzięli baty i 
tresowali zwierzę. W konsekwencji 
tego na wóz wdrapało się sześciu 
parobków i gruba, chichocząca 
„baba”. Rozpoczęło się dręczenie 
klaczy, przypominającej bardziej 
suchy szkielet, niż zwierzę.
Mały Rodnion rozpaczał nad losem 
„biednego konika”. Nie dawał się 

background image

odciągnąć na bok zdenerwowanemu 
ojcu. Przeciwnie – wyrwał się i 
pobiegł blisko maltretowanego 
zwierzęcia. Mimo, że z tłumu 
odzywały się coraz głośniejsze głosy 
sprzeciwu, Mikołka nie przestawał 
smagać konia i wydzierać się: 
„Zakatrupię!”. Kobyłka w pewnym 
momencie zaczęła wierzgać, co 
spowodowało kolejne salwy 
śmiechu: „(…) takie byle co, a 
wierzga!”. 
Rozpoczął się nowy etap dręczenia: 
rozległa się „hulaszcza pieśni” na 
głowę i oczy klaczy spłynęły kolejne 

background image

bolesne razy. Chłopiec cały czas był 
obok konia, głaskał go i mimo 
własnych łez, przerażenia i tego, że 
niektóre razy spadały na niego, nie 
opuścił zwierzęcia. W pewnym 
momencie Mikołka, zniecierpliwiony 
faktem, że szkapa go nie słucha, 
chwycił „długą, grubą hołoblę” i 
cisnął na grzbiet ledwo żywej klaczy, 
która wskutek ciosu przysiadła na 
zadzie i ostatni raz spróbowała 
pociągnąć wóz. W tym czasie 
chłostało ją sześć par biczów, a 
Mikołka nie przestawał bić ją 
hołoblą. Ktoś zachęcał: „Siekierą ją, 

background image

co tam! Skończyć z nią od razu!”. 
Sadystyczny właściciel, chwyciwszy 
żelazny drąg, zaczął nim z całej siły 
okładać wynędzniałą szkapę. 
Wtórowali mu inni, bili czym 
popadnie: kijami, biczami, 
hołoblami. 
W końcu klacz zdechła, 
wyciągnąwszy uprzednio łeb do 
góry. Wówczas dopiero oglądający 
widowisko zaczęli krzyczeć, że chłop 
nie ma Boga w sercu, że zadręczył 
biedne zwierzę. Morderca sprawiał 
wrażenie, że żałuje tak szybkiego 
końca swego sadystycznego popisu. 

background image

Mały Rodia przedarł się do 
martwego zwierzęcia, całował jego 
zakrwawiony łeb i oczy. Rzucił się 
nawet z piąstkami na Mikołkę, lecz 
odciągnął go ojciec. Malec przytulił 
się do niego i wtedy dorosły 
Raskolnikow, zlany potem, obudził 
się. Przeżycie to, mimo że było tylko 
snem, pogłębiło jegodepresję.
W drodze powrotnej do domu minął 
plac Sienny i natknął się na 
Lizawietę Iwanowną, 
trzydziestopięcioletnią pannę, 
młodszą przyrodnią siostrę znajomej 
lichwiarki, traktowanej przez starą 

background image

gorzej niż służąca. Wskutek tego 
spotkania Raskolnikow zdobył cenną 
informację – jutro o dziewiętnastej 
Lizawieta miała pójść w interesach 
do jednego z handlarzy – tym 
samym lichwiarka musiała zostać 
sama w domu. 
VI
Rodion przypominał sobie, jak 
zaczęła się jego znajomość z 
nieuczciwą lichwiarką i jej siostrą, 
handlarką, o dziwo, dającą najlepsze 
ceny. Kiedyś znajomy, na wypadek 
gdyby Raskolnikow potrzebował 
pieniędzy, dał mu ich adres. Półtora 

background image

miesiąca temu, oglądając zegarek po 
ojcu i złoty siostrzany pierścionek, 
przypomniał go sobie i postanowił 
zastawić biżuterię. 
Gdy oddał pierścionek, poczuł 
niechęć do lichwiarki i, 
zamierzywszy się napić, wstąpił do 
traktierni na herbatę. Tam 
przypadkiem usłyszał rozmowę o 
staruszce prowadzoną między 
jakimś studentem i oficerem. 
Dowiedział się, że stara była wdową 
po urzędniku, „bogatą jak Żyd”, 
mającą surowe zasady prowadzenia 
„interesu”, niekorzystne dla 

background image

spóźniających się z wykupem i 
tyranizującą swą siostrę Lizawietę, 
której w testamencie zapisała 
jedynie stare „graty”, mimo że ta 
oddawała jej wszystkie zarobione 
pieniądze i że była jej jedyną 
krewną. Starucha wszystko 
przepisała na monastyr w guberni, 
w intencji wiecznego pokoju swej 
duszy. Rozmówców dziwił fakt, że 
Lizawieta raz po raz zachodziła w 
ciążę, choć była samotna... 
Uczestniczący w tej rozmowie 
student w końcu zażartował, że 
powinien zabić lichwiarkę: „Sto, 

background image

tysiąc dobrych poczynań można by 
poprzeć i zrealizować za pieniądze 
tej staruchy (…)”. To dało dużo do 
myślenia Raskolnikowowi. Od 
tamtej pory zaczął „to” planować. 
„To” zaczęło go prześladować.
Po powrocie do domu, wyczerpany 
koszmarem najpierw siedział po 
ciemku na kanapie, a później zasnął. 
Następnego dnia obudziła go 
Anastazja. Przyniosła lurowatą 
herbatę i chleb. Mimo jej życzliwych 
zamiarów, Rodia spał nadal ­ zmusił 
się do wstania dopiero wieczorem. 
Wykonywał czynności obmyślane od 

background image

miesiąca: założył płaszcz z wszytą 
pętlą do umocowania siekiery, wziął 
atrapę papierośnicy – deseczkę, i, 
zawinąwszy ją w papier, związał 
mocno sznurkiem (by rozsupłanie 
węzła zajęło trochę czasu lichwiarce 
i odwróciło czujne oczy od klienta).
Podczas tych poczynań nurtowało go 
jedno pytanie: „Dlaczego prawie 
wszystkie zbrodnie tak łatwo 
wychodzą na jaw i zostają 
wytropione?”. Odpowiedzi szukał w 
samym zbrodniarzu, który: „w 
chwili przestępstwa ulega jakiemuś 
upadkowi woli i rozwagi, których 

background image

miejsce zajmuje wprost 
fantastyczna, dziecięca 
lekkomyślność”. 
Wyszedł spóźniony – już dawno 
wybiła dziewiętnasta. Plan zdobycia 
siekiery z kuchni się nie powiódł – 
Anastazja urzędowała w swoim 
królestwie w najlepsze. Niezbędny 
przedmiot Rodia wykradł z otwartej 
komórki na podwórzu.Przeszedł 
siedemset trzydzieści kroków, z 
umocowanym toporkiem pod lewą 
pachą. Dzięki wozowi z sianem, 
stojącym właśnie przed budynkiem, 
przemknął przez bramę kamienicy 

background image

lichwiarki niczym widmo. Wszedł na 
znajome piętro i zadzwonił do drzwi. 
Po chwili stanęła w nich Alona 
Iwanowna, podejrzliwie 
spoglądająca na gościa. W końcu 
wpuściła go do środka. Gdy pokazał 
jej zastaw, mówiąc, że to obiecana 
papierośnica, odwróciła się w stronę 
okna by rozsupłać sznurek. 
W tym momencie Rodia wyciągnął 
siekierę i uderzył kobietę kilka razy 
w ciemię. Natychmiast trysnęła 
krew i otumaniona lichwiarka 
upadła na podłogę. Raskolnikow 
wsunął rękę do jej kieszeni i 

background image

wyciągnął klucze, z którymi pobiegł 
do sypialni. 
Uroiło mu się po jakimś czasie, że 
starucha ożyła. Wrócił więc do 
kuchni i ponownie podniósł 
zakrwawioną siekierę. Już chciał 
uderzyć, gdy jego oczy dostrzegły na 
pomarszczonej szyi kobiety 
sakiewkę. Gdy chciał ją zdjąć, 
ubrudził się krwią Iwanowny. Skarb 
odnaleziony w woreczku bardzo go 
zadowolił – był szczelnie wypchany 
pieniędzmi. Znowu chwycił klucze, 
ale one jak na złość nie chciały wejść 
do zamków strzegących zawartości 

background image

szuflad i kuferka, wyciągniętego 
spod łóżka. 
W końcu dopasował klucze: zębatym 
otworzył wieko skrzyni i jego oczom 
ukazały się ubrania i futerka, wśród 
których pochowane były różne złote 
przedmioty, takie jak zegarki, 
bransoletki czy łańcuszki. 
Mężczyzna zaczął wszystko upychać 
w kieszeniach. Jakie było jego 
zdziwienie i przerażenie, 
usłyszawszy w pewnym momencie 
cichy okrzyk dobiegający z kuchni. 
Gdy wbiegł tam z siekierą, na 
środku zakrwawionej podłogi ujrzał 

background image

wystraszoną Lizawietę. Nie 
zastanawiając się, natychmiast się 
na nią zamachnął. Kobieta nawet się 
nie broniła. Rozłupał jej czaszkę. 
Następnie w wiadrze umył narzędzie 
zbrodni i brudne ręce, w miarę 
możliwości wyczyścił mieszkanie. 
Metalowy przedmiot ponownie 
spoczął pod jego pachą i już miał 
wychodzić, gdy z przerażeniem 
odkrył, że drzwi wejściowe cały czas 
były otwarte. Poczuł, że powoli 
wpada w szpony obłędu. 
Gdy chciał niepostrzeżenie oddalić 
się z miejsca zbrodni, do jego uszu 

background image

dobiegło ciężkie sapanie połączone z 
odgłosem kroków na schodach. W 
ostatniej chwili zamknął drzwi od 
wewnątrz na rygiel.
Zaraz potem zaczął się do nich 
dobijać jakiś znajomy klient 
lichwiarki. Za chwilę wtórował mu 
już drugi człowiek, niejaki Koch. 
Obydwaj odkryli, że drzwi są 
zamknięte od strony mieszkania 
tylko na rygiel, co znaczyło, że ktoś 
musi być w środku. Mężczyźni poszli 
po stróża, bojąc się, że stało się coś 
złego. 

background image

Po odejściu od drzwi drugiego z 
nich, prawie martwy z przerażenia 
Rodia odczekał chwilę, a potem 
wymknął się na klatkę schodową i 
ukrył na drugim piętrze w 
odnawianym mieszkaniu. Nie 
wytrzymał napięcia i, po chwili, 
zbiegł w dół, natykając się na 
powracających na górę mężczyzn. 
Przemykając bocznymi, 
nieuczęszczanymi uliczkami dotarł 
wreszcie na podwórze domu, w 
którym mieszkał. Jego plan kończyło 
oddanie siekiery niczego 
niepodejrzewającemu stróżowi. Tak 

background image

też uczynił. Po dotarciu do pokoju 
był prawie nieprzytomny. W takim 
stanie rzucił się na łóżko.

CZĘŚĆ DRUGA
I
Raskolnikow nie spał po tym 
wydarzeniu spokojnie. Zrywał się 
kilkakrotnie, aż w końcu, gdy 
pijackie okrzyki dochodzące z ulicy 
zbudziły go na dobre, usiadł na 
kanapie i: „oto wszystko mu się 
przypomniało!”. Jedynym słusznym 
postępowaniem w takiej sytuacji 

background image

wydało mu się pozbycie 
obciążających dowodów: odciął 
końce spodni, które wydawały mu 
się umazane krwią oraz wyrwał 
pętlę przymocowaną do płaszcza. 
Ponownie padł na łóżko. Nie dane 
mu było zasnąć, ciągle dręczyły go 
pytania o to, czy traci zmysły. 
Przebudzenie ze snu, w który w 
końcu zapadł, także przypominało 
horror ­ dostał wezwanie na policję.
Dotarł tam przed południem, w 
opłakanym stanie. Prawie 
nieprzytomny usiadł przed oschłym 
porucznikiem, który wyjaśnił mu 

background image

powód wizyty. Chodziło o 
niezapłacony weksel, który przysłała 
gospodyni Raskolnikowa. Do niego 
samego nie bardzo dochodziły 
szczegóły sprawy, był cały spocony i 
rozpalony gorączką. Wdał się nawet 
w sprzeczkę z porucznikiem. 
Napiętą atmosferę rozluźniło 
pojawienie się Nikodema Fromicza, 
komisarza starającego się uspokoić 
nerwowego podwładnego (Rodia 
„ochrzcił” go przezwiskiem 
„Proch”). 
Gdy sekretarz dyktował Rodionowi 
oświadczenie zobowiązujące do 

background image

zapłaty długu, ten usłyszał rozmowę 
poznanych funkcjonariuszy na temat 
zabójstwa lichwiarki. Bycie 
świadkiem tej wymiany zdań i 
wydarzenia, których był sprawcą, 
tak osłabiły organizm i psychikę 
byłego studenta, że zasłabł, nim 
zdążył wyjść. Po oprzytomnieniu 
Fromicz zapytał go, co robił 
ubiegłego wieczora. Policjant bardzo 
się zdziwił słysząc, że Rodia, mimo 
widocznej choroby, urozmaicał sobie 
lipcowy czas spacerami. W finale 
niedoszły prawnik pożegnał 
funkcjonariuszy z podejrzeniem, że 

background image

przez dziwaczną odpowiedź, której 
udzielił, skierował na siebie czujne 
oko aparatu śledczego. Obawiał się, 
że wkrótce czeka go rewizja.
II
Po powrocie do domu wydobył spod 
tapety skradzione przedmioty, które 
ukrył tam po powrocie, i poupychał 
je po kieszeniach. Bojąc się pościgu, 
chciał wrzucić wszystko do kanału i 
oczyścić się tym samym od 
brzemienia zbrodni. W końcu 
wybrał inne wyjście – na placu obok 
Alei W­wskiej znalazł duży głaz, pod 
którym ukrył wszystkie drogocenne 

background image

przedmioty. Cieszył się, że zatarł 
ślady. Szedł bez celu, strasząc ludzi 
swym wyglądem (spocony, z 
roziskrzonymi oczami). Stanął w 
pewnym momencie przed 
kamienicą, w której mieszkał 
Razumichin. Zastał go w małej 
izdebce, w poszarpanym szlafroku, 
zajmującego się tłumaczeniami z 
niemieckiego. Razmuchin poprosił 
go o pomoc w pracy. Choć chciał dać 
Rodi trzy ruble zadatku za pomoc w 
tłumaczeniu tekstów, ten rozmyślił 
się. Na taką niezrozumiałą decyzję 
Razumichin zareagował gniewem, 

background image

wskutek czego niedoszły prawnik 
wybiegł na ulicę.
W drodze do domu dostał batem 
przez plecy od woźnicy, któremu 
prawie wszedł pod konie. Ludzie 
zaczęli krzyczeć na 
zdezorientowanego Rodiona: 
„Odstawia pijanego, umyślnie lezie 
pod koła, a ty mu później płać 
odszkodowanie!”. Jakaś kobieta, 
uważając młodzieńca za żebraka, 
wsunęła mu w dłoń rubla. Gdy w 
końcu jakimś cudem dotarł na wpół 
przytomny do domu, od razu zasnął. 
Męczyły go koszmary, słyszał jakieś 

background image

przeraźliwe krzyki. Przebudził się 
po wejściu Anastazji, która 
przyniosła talerz zupy. Poprosił ją o 
picie, ale nie zdążył ugasić 
pragnienia ­ drugi raz w ciągu dnia 
stracił przytomność. 
III
W malignie odzyskiwał co jakiś czas 
świadomość: „(…) był to stan 
gorączkowy, połączony z 
majaczeniem i półprzytomnością”. 
Dłuższe ocknięcie nastąpiło po 
czterech dniach. Ujrzał wówczas 
wokół siebie Anastazję, 
Razumichina i jakiegoś oficjalistę, 

background image

który okazał się pracownikiem 
kantoru. Matka przysłała przez 
niego z trzydzieści pięć rubli. 
Osłabiony młodzieniec, po 
namowach przyjaciela, zgodził się 
przyjąć kwotę i doręczyciel opuścił 
pokój. 
Kucharka, zachęcona widokiem tylu 
pieniędzy, zaraz postarała się o 
gorącą zupę i piwo na wzmocnienie. 
Kolega opowiadał choremu, jak 
wiele trudu zajęło mu odnalezienie 
Raskolnikowa – zrobił to przez biuro 
adresowe. Ponadto Rodion 
dowiedział się, że w gorączce bredził 

background image

coś o złocie i skarpetach oraz, że 
Razumichin mieszkał teraz 
nieopodal niego. Aby zrozumieć i 
poradzić się, o czym w czasie 
kryzysu rozwodził się chory 
przyjaciel, Dymitr przyprowadził do 
niego znajomego, sekretarza 
policyjnego Zamiotowa.
Po tym, jak Razumichin wyszedł po 
sprawunki, wyczerpany Rodion 
zerwał się z łóżka i zaczął 
analizować, czy aby z niczym się 
podczas gorączki nie zdradził. Gdy 
w końcu zasnął, obudził go powrót 
druha, który wyliczał, jak się 

background image

rozporządził pieniędzmi od Pulcherii 
Aleksandrownej: kupił mu ubranie. 
Kolejnym odwiedzającym był 
Zosimow, młody lekarz, który 
doglądał chorego przez wszystkie 
dni i teraz przyniósł zalecenia 
żywieniowe.

IV
Zajmując się pacjentem, zaczął 
rozmawiać z Razumichinem o 
głośnym morderstwie lichwiarki i 
Lizawiety. Odrętwiały Raskolnikow 
(„uporczywie zaczął wpatrywać się 
w kwiat na ściennej tapecie”) 

background image

dowiedział się, że policja ma 
podejrzanego. 
Był nim malarz pokojowy ­ Mikołaj, 
który chciał sprzedać właścicielowi 
szynkowni za dwa ruble futeralik ze 
złotymi kolczykami, podobno 
znaleziony w dzień morderstwa w 
pokoju, w którym malował (a w 
którym ukrył się Rodia po 
dokonaniu zbrodni). Dodatkowym 
obciążeniem było zachowanie 
Mikołaja – po aresztowaniu 
próbował się powiesić w celi. Prym 
w rozmowie wiódł posiadający 
dodatkowe informacje Razumichin 

background image

(miał znajomych, krewnych w 
cyrkule). Kategorycznie stwierdził, 
że nie wierzy w winę malarza. 
V
Dywagacje przerwało pojawienie się 
w drzwiach starego, postawnego 
mężczyzny przedstawiającego się 
jako Piotr Pietrowicz Łużyn i 
przyszły mąż siostry Raskolnikowa ­ 
Duni. Chory traktował go bardzo 
oschle i lekceważąco, co zdziwieni 
takim sposobem przyjęcia gościa 
kładli na karb osłabienia 
gospodarza. 

background image

Rozmowa, w której Rodia 
ostentacyjnie nie brał udziału, 
ponownie zeszła na temat zabójstwa. 
W pewnym momencie Raskolnikow 
zaczął kłócić się z Łużynem, w 
wyniku czego ten drugi został 
wyproszony z pokoju. Poszło o 
pogląd nowoprzybyłego na temat 
małżeństwa: „(…) najkorzystniej 
jest brać sobie żonę spośród 
nędzarek, by później móc nad nią 
panować… i wypominać jej swoje 
dobrodziejstwa”. Pozostali goście 
także opuścili pokój, a gdy byli już 
na dworze, Zosimow podsumował 

background image

wizytę spostrzeżeniem, że chorego z 
apatii i zobojętnienia wyprowadza 
tylko „owe zabójstwo…”.
VI
Po wyjściu trójki gości Raskolnikow 
poczuł ulgę. Założył nowe ubranie i 
wyszedł. Najpierw bez celu 
spacerował ulicami placu Siennego, 
a potem udał się do restauracji, w 
której poprosił o herbatę i stare 
gazety z pięciu ostatnich dni. Zaczął 
przeglądać periodyki, ale nie dane 
mu było delektować się samotnością. 
Po chwili podszedł do 
niegoZamiotow, którego rozpoznał 

background image

od razu. Był to sekretarz dyktujący 
mu treść oświadczenia na 
posterunku i, jak się okazało, 
znajomy Razumichina. Jako że 
Raskolnikow został przyłapany na 
czytaniu artykułów o niedawnym 
zabójstwie ­ rozpoczęli rozmowę o 
przypuszczalnych mordercach. W 
pewnej chwili Rodia cynicznie 
zapytał: „A jeżeli to ja zabiłem 
staruchę i Lizawietę?”. 
Funkcjonariusz nie dostrzegł 
ukrytego przesłania tej wypowiedzi.
Gdy Rodia wychodził z lokalu, 
natknął się na Razumichina. Ten, 

background image

ciesząc się, że widzi go w dobry 
stanie, zaprosił przyjaciela do swego 
nowego mieszkania na kolację. 
Raskolnikow nie był tym 
zachwycony. Niewiele myśląc, 
wygarnął wesołemu towarzyszowi, 
że nie życzy sobie z jego strony 
szpiegostwa i pragnie jedynie 
odrobiny spokoju. Były student nie 
skończył spaceru. Skierował się w 
stronę „mostu …siego”, gdzie był 
świadkiem iście teatralnej sceny: 
jakaś młoda kobieta próbowała 
popełnić samobójstwo, ale w 
ostatniej chwili została uratowana 

background image

przez przechodzącego właśnie 
policjanta.
Następnie Rodion zachował się, jak 
często zachowują się mordercy ­ 
udał się na miejsce niedawnej 
zbrodni. Za pretekst wymyślił 
możliwość wynajęcia mieszkania. 
Pojawienie się dziwnie 
wyglądającego i zachowującego się 
młodzieńca wywołało oczywiście 
zainteresowanie kręcących się koło 
kamienicy stróżów i malarzy. W 
planie podania się za 
przypadkowego przechodnia 
szukającego atrakcyjnego lokum 

background image

Rodia nie przewidział jednego: 
rozedrgania własnych emocji. 
Zachowywał się tak dziwacznie, że 
chciano go odstawić na najbliższy 
komisariat, na co zareagował jeszcze 
bardziej zagadkowo – podał głośno i 
wyraźnie swoje dane. To zupełnie 
zaskoczyło gapiów. W końcu 
wypchnięto go na ulicę.
VII
Po chwili Raskolnikow znowu stał 
się obiektem powszechnego 
zainteresowania. W potrąconym 
przez powóz pijakurozpoznał 
Marmieładowa. Został spisany przez 

background image

policjantów i pomógł przenieść 
poturbowanego do domu. Na własny 
koszt wezwał też lekarza, który po 
oględzinach rannego stwierdził, że 
nie pozostało mu dużo czasu i 
poradził wezwaćpopa. Ktoś 
sprowadził córkę umierającego, a ta 
przyszła w ostatniej chwili, by 
wysłuchać ostatniej woli ojca – 
prośby o przebaczenie. Usłyszawszy 
rozgrzeszenie, umarł na jej rękach.

Gdy rodzina zaczęła się martwić o 
to, za co pochowają nieboszczyka, 
Raskolnikow zostawił wdowie 

background image

dwadzieścia rubli i wyszedł. Nie 
oddalił się jednak daleko, ponieważ 
dogoniła go młodsza siostra Soni – 
Pola. Dziękując za pomoc, poprosiła 
o adres i nazwisko z przyrzeczeniem, 
że do końca życia będzie się za niego 
modliła. 
Rodia wstąpił potem do nowego 
mieszkania Razumichina, w którym 
zastał już kilkoro ludzi. Nie był 
jednak w nastroju do towarzyskich 
rozmów, o czym szybko 
poinformował podpitego przyjaciela. 
Zmęczenie wywołane niesieniem 
rannego Marmieładowa z miejsca 

background image

wypadku aż do domu, świadomość, 
że jest ubrudzony krwią zmarłego, 
dawały o sobie znać. Przyjaciel 
odprowadził go do domu, gdzie 
zastali Pulcherię i Dunieczkę. 
Okazało się, że przyjechały do 
Petersburga wieczorem i od razu 
przyszły do Rodiona.
CZĘŚĆ TRZECIA
I
Dowiedziawszy się o wydarzeniach 
ostatnich dni, wzruszona matka 
dziękowała przyjacielowi syna za to, 
że nie opuścił go w potrzebie. Rodion 
poinformował Dunię o swoim 

background image

stosunku do jej życiowej decyzji. 
Coraz bardziej zdenerwowany, 
powiedział, że jej kawaler to zły 
człowiek. Zdziwiony stanowczością 
Raskolnikowa Razumichin 
odprowadził jeszcze bardziej 
zdziwione panie do hoteliku 
Bakalejewa, w którym się 
zatrzymały. Złożył im obietnicę, że 
zaopiekuje się Rodionem i 
pozostanie z nimi w kontakcie, by 
powiadamiać o stanie zdrowia ich 
krewnego. 
Pozostając jeszcze pod wpływem 
alkoholu wypitego na kolacji, zdobył 

background image

się na odwagę i wyznał Duni, która 
de facto od razu go zauroczyła, że 
według niego zamierza wyjść za 
łajdaka, szalbierza, spekulanta i 
filuta o żydowskiej duszy (kobieta 
nie tylko nie spoliczkowała go za te 
zniewagi, ale i nie wyraziła 
najmniejszego sprzeciwu wobec 
opinii przystojnego kolegi brata). 
Następnie usatysfakcjonowany 
Razumichin sprowadził do 
Raskolnikowa lekarza Zosimowa.
II
Nazajutrz punktualnie o dziesiątej 
przyjaciel Rodiona odwiedził panie 

background image

Raskolnikow i opowiedział im o 
ubiegłorocznym życiu Rosjanina. 
Było mu bardzo wstyd przed Dunią 
za to, że widząc ją pierwszy raz 
dopuścił się obrażania jej życiowych 
wyborów. Pulcheria pokazała mu 
liścik od Łużyna i wspomniała, iż 
narzeczony córki nie odebrał ich z 
dworca. Stary kawaler prosił panie 
o spotkanie następnego dnia o 
godzinie dwudziestej, zaznaczając 
dobitnie, że nie życzy sobie na nim 
obecności męskiego członka ich 
rodziny. Choć pozornie nie znosił 
Rodiona, to miał o nim bardzo 

background image

aktualne informacje. Kobiety 
dowiedziały się, że ten „pod pozorem 
pogrzebu” dał ostatnio dwadzieścia 
rubli prostytutce.
III
Po takich nowinach panie w 
towarzystwie Razumichina udały się 
do mieszkania Raskolnikowa, gdzie 
zastały również Zosimowa. Wszyscy 
zaczęli wspominać miesiące rozłąki. 
Pulcheria opowiedziała synowi o 
śmierci Marfy Pietrowny 
Swidrygajłow, podobno otrutej przez 
męża. Rodia z kolei zaskoczył 
wszystkich opowieścią o swej 

background image

nieżyjącej narzeczonej: „Była to 
taka chorowita dzieweczka”. 
Po wyjściu lekarza jeszcze raz 
powtórzył siostrze, by nie psuła sobie 
życia i nie wychodziła za Łużyna. Był 
bardzo stanowczy: „Albo ja, albo 
Łużyn (…)”. Na koniec wizyty 
matka pokazała mu wiadomość od 
znienawidzonego Piotra Pietrowicza, 
który nie życzył sobie, aby Rodia był 
obecny przy ich spotkaniu. Do 
rozmowy włączyła się Dunia, 
nalegając, aby brat i jego przyjaciel 
uczestniczyli w dzisiejszym 
poczęstunku. 

background image

IV
Nagle drzwi się otworzyły i oczom 
zebranych ukazała się zmieszana i 
zawstydzona Sonia, ubrana całkiem 
inaczej niż podczas pierwszego 
spotkania z Rodionem. Choć jej 
nowy wygląd zaskoczył gospodarza: 
„Teraz była to dziewczyna ubrana 
skromnie, nawet biednie, bardzo 
jeszcze młodziutka, prawie 
dziewczynka, o skromnych i 
przyzwoitych manierach”, jeszcze 
bardziej zdziwił się celem jej 
odwiedzin – Sonia zaprosiła go na 
jutrzejszy pogrzeb ojca i na stypę.

background image

Odnosiła się do niego jak do 
dobrodzieja, który zdjął z barków 
jej rodziny finansowy ciężar 
pochówku. Raskolnikow z należytym 
szacunkiem przedstawił ją 
zebranym. Przyglądając się 
dziewczynie, poczynił kilka 
spostrzeżeń: „W jej rysach, a i w 
całej postaci, była nadto jedna 
jeszcze charakterystyczna cecha: 
pomimo swoje osiemnaście lat 
wydawała się nieomal dziewczynką, 
o wiele młodszą, niż była w istocie, 
dzieckiem prawie – i to się czasem 

background image

pociesznie zaznaczało w niektórych 
ruchach”. 

Obie panie, mimo że podejrzewały, 
że to Sonia jest ową prostytutką z 
listu Łużyna, spoglądały na nią może 
nie tyle przychylnie, ale z 
szacunkiem. Po wyjściu panien 
Raskolnikowych Dunia ucięła 
rozprawę matki o „tej 
pannicy”stwierdzeniem: „Piotr 
Pietrowicz jest obrzydliwym 
plotkarzem”. Mimo obecności ciągle 
zmieszanej Soni, Roskolnikow 
odciągnął przyjaciela na bok i 

background image

poprosił o zaprowadzenie się do 
Porfirego, sędziego śledczego 
prowadzącego sprawę zabójstwa 
sióstr. 
W rozmowie wyszło na jaw, że to 
także znajomy Razumichina – jego 
krewny. Rodia umotywował swą 
prośbę tym, żechciałby odzyskać 
zastawy oddane w ciężkich chwilach 
lichwiarce. Mężczyźni postanowili 
zaraz się udać do funkcjonariusza. 
Przed wyjściem z pokoju gospodarz 
wziął od zmieszanej Soni adres i 
złożył obietnicę, że odwiedzi ją 
jeszcze dzisiejszego dnia. 

background image

Wyszli z pokoju we trójkę, lecz 
Sonia poszła w inną stronę: „(…)szła 
szybko, żeby jak najprędzej zejść im 
z oczu”. Rozmyślała nad każdym 
wypowiedzianym słowem, nad 
każdym wykonanym gestem, przez 
co nie zauważyła, że w ślad za nią 
podążał jakiś elegancki, 
pięćdziesięcioletni mężczyzna, który 
„eskortował” ją od wyjścia z bramy 
budynku, w którym mieszkał 
Rodion. Dostrzegła go dopiero na 
schodach kamienicy, w której 
wynajmowała pokoik. Spotkali się 
dzwoniąc do sąsiednich mieszkań. 

background image

Nieznajomy przedstawił się jako 
nowy lokator madame Resslich, 
przybyły do stolicy przedwczoraj. 
Sonia nie odpowiedziała: 
„(…)zawstydziła się i przelękła”.
W tym czasie przyjaciele byli w 
drodze do mieszkania Porfirego 
Pietrowicza. Aby odciągnąć od 
siebie złe myśli, przestać się 
zastanawiać, czy wizyta u policjanta 
to dobry, czy zły pomysł, 
Raskolnikow zaczął żartować z 
zainteresowania, którym 
Razumichin obdarzył jego siostrę. 

background image

Do śledczego dotarli w dobrym 
humorze.
V
Prócz gospodarza zastali tam także 
innego mundurowego, poznanego już 
Zamiatowa. Okazało się, że to 
dobrze, iż Raskolnikow się zjawił ­ 
Porfiry miał zamiar i tak się z nim 
spotkać, gdyż przesłuchiwał 
wszystkich właścicieli rzeczy 
notowanych przez lichwiarkę. 
Sposób, w jaki rozmawiał z nim 
śledczy, stanowczy ton głosu, którego 
używał, spychały Rodiona w 
przepaść obłędu i manii 

background image

prześladowczej: „To dowód, że już 
(…) mnie tropią jak sfora psów”. 
Potem goście Porfirego, wraz z 
samym gospodarzem, roztrząsali 
istnienie zbrodni jako zjawiska. 
Dyskusję urozmaicono 
przytoczeniem socjalistycznych 
poglądów na tę kwestię i 
przypomnieniem ciekawego 
artykułu, notabene autorstwa 
Raskolnikowa, opublikowanego 
niedawno w „Słowie Periodycznym”. 
Autor bardzo szczegółowo 
zanalizował w nim to, co dzieje się z 
psychiką człowieka dokonującego 

background image

zbrodni. Stanowczo podkreślał, że 
temu aktowi zawsze towarzyszy 
choroba. Dalej Rodion przyznał 
prawo do popełnienia zbrodni 
ludziom „niezwykłym”, odbierając 
je tym samym drugiej kategorii – 
„zwykłym”. Taki pogląd wzbudził 
odrazę i gniew Razumichina, który 
stwierdził: „Takie zezwolenie na 
krew zgodnie z sumieniem 
to…według mnie, to straszniejsze, 
niż gdyby urzędowo, prawnie 
pozwolono przelewać krew…”. 
Zmęczony i zdenerwowany 
Raskolniow starał się w dalszym 

background image

ciągu obronić swoich tez, mówił o 
ogromnej roli sumienia. Dyskusja na 
tak drażniący i bliski mu temat była 
jednak ponad jego siły. Nie 
znajdował ukojenia, przeciwnie – 
gospodarz cały czas stawiał go w 
ogniu krzyżowych, podchwytliwych 
pytań. Na koniec, nie określając, w 
jakim celu i charakterze – służbowo 
czy koleżeńsko, zaprosił Rodiona na 
jutro do swego gabinetu na 
komisariacie.
VI
Po opuszczeniu lokalu, przyjaciele 
byli w o wiele gorszym nastroju, niż 

background image

przekraczając jego próg. 
Razumichin zapowiedział, że pójdzie 
niebawem do krewnego i rozmówi 
się z nim. Nie mógł pojąć, skąd w 
Porfirym taka duża nuta 
podejrzliwości w stosunku do 
Rodiona. Po krótkim czasie rozstali 
się: Raskolnikow poszedł w 
kierunku domu, a przyjaciel 
postanowił złożyć wizytę jego matce i 
siostrze. Powodem miało być 
uprzedzenie ich o tym, że Rodia 
przyjdzie później. 
Gdy Raskolnikow wrócił do domu ­ 
odetchnął z ulgą. Spowodował to 

background image

fakt, iż choć przez powrotną drogę 
wmawiał sobie, że pod tapetą nadal 
spoczywają dowody jego winy, po 
dokładnych oględzinach nic nie 
znalazł. Uspokoiwszy rozdygotane 
nerwy, wyszedł zamierzając udać się 
w kierunku hoteliku Bakalejewa. 
Gdy wychodził z bramy, zobaczył, 
jak stróż, wskazując na niego, mówił 
komuś: „to właśnie on”. Wzrok 
nieznajomego mężczyzny spoczął na 
jego wystraszonej twarzy i ich 
spojrzenia przez chwilę się spotkały. 

background image

Przyłapany mężczyzna począł się 
oddalać, a zaintrygowany 
Raskolnikow iść za nim. Po chwili 
byli razem na skrzyżowaniu. 
Zatrzymany wysyczał „ty 
morderco”, co zaskoczyło 
napiętnowanego: „Nogi strasznie mu 
zwiotczały, grzbiet kurczył się z 
zimna, serce zamarło na mgnienie, 
potem załomotało jak opętane”. 
Znieruchomiał, co szybko 
wykorzystał tajemniczy mężczyzna ­ 
po chwili rozpłynął się w powietrzu. 
Rodion chciał jak najszybciej 
znaleźć się w bezpiecznych i znanych 

background image

ścianach swojego małego pokoju. 
Gdy tam dotarł, zapadł w głęboki 
sen, przerywany majakami i 
dziwnymi wizjami. Obudziła go 
wizyta nieznajomego mężczyzny, 
przedstawiającego się jako 
Arkadiusz Swidrygajłow. 
CZĘŚĆ CZWARTA
I
Gość poinformował, że jego 
niedawno zmarła żona na dowód 
swego szacunku dla Duni zapisała 
jej trzy tysiące rubli, a on ze swej 
strony jest gotów dorzucić jeszcze 
dziesięć tysięcy pod warunkiem, że 

background image

siostra Raskolnikowa zrezygnuje z 
małżeństwa z Łużynem. Tłumaczył 
swą dziwną decyzję słowami: „To 
nie partia dla Awdotii Romanowny”, 
która: „nader wielkodusznie i 
nierozważnie składa siebie w ofierze 
dla… dla rodziny”. Opowiedział 
także o widmie Marfy Pietrowny, 
które już trzy razy go nawiedziło. 
Rodion w imieniu siostry 
kategorycznie odmówił przyjęcia 
drugiej kwoty. W jego umyśle 
zakiełkowało podejrzenie, że 
Swidrygajłow przybył do 
Petersburga nie po to, by 

background image

poinformować o testamencie żony, 
lecz by ujrzeć ponownie Dunię, 
swoją ukochaną.
II
Mimo tak męczącego dnia 
Raskolnikow nie zapomniał o 
złożonej obietnicy. O dwudziestej 
wraz z przyjacielem zjawił się w 
zajeździe Bakalejewa. Początek 
spotkania nie wyglądał dobrze: 
panowie, wrogo nastawieni do 
honorowego gościa kolacji, minęli się 
z nim w drzwiach. Łużyn był 
wyraźnie zdziwionym ich widokiem. 

background image

Podczas poczęstunku miała miejsce 
kłótnia. W wyniku wymiany zdań 
między Łużynem a Rodionem, ten 
pierwszy postawił Duni ultimatum: 
albo on, albo Rodia. Teatralnie 
uświadomił dziewczynę, że: „Miłość 
do przyszłego towarzysza życia, do 
małżonka, winna górować nad 
miłością do brata”. Słowa te przelały 
czarę goryczy – urażona nakazami 
panna Romanowna cofnęła obietnicę 
daną podstarzałemu kawalerowi, 
kwitując na pożegnanie: „Marny i 
zły z pana człowiek”. Ten z kolei 
począł wyliczać, na jakie wydatki 

background image

naraziły go przygotowania do 
małżeństwa z kobietą, o reputacji 
której krążyły różne opinie. Na te 
słowa Rodia nie wytrzymał i 
wyrzucił byłego amanta siostry za 
drzwi.
Gdy już zdawało się, że wszystko 
zaczyna iść w dobrym kierunku 
(Dunia uwolniła się od 
apodyktycznego kawalera), na 
światło dzienne podczas rozmowy z 
Łużynem wypłynął nowy problem. 
Kobiety usłyszały wówczas od 
Rodiona owizycie Swidrygajłowa, 
którego miejsce pobytu, nie 

background image

wiadomo czemu, od przyjazdu 
próbował ustalić Piotr Pietrowicz.
Ten dziwny mężczyzna we 
wszystkich uczestnikach kolacji 
wzbudził niczym niepotwierdzony 
strach. Łużyn tak go 
scharakteryzował: „ (…) jest to 
najbardziej wyuzdany, upadły, w 
występkach pławiący się człowiek”. 
Ponadto połączył nazwisko 
omawianej osoby z niejaką madame 
Resslich, cudzoziemką i lichwiarką. 
Łużyn powiedział, że Swidrygajłow 
nie trafił jeszcze do więzienia za swe 
liczne występki (podobno przyczynił 

background image

się na przykład do samobójstwa 
głuchoniemej krewnej Resslich oraz 
swego służącego Filipa) tylko z 
powodu interwencji kochającej i 
ślepo oddanej żony. Wszyscy 
podzielali to zdanie, czując obawę 
związaną z jego pojawieniem. Czuł 
to nawet młody Raskolnikow, bojąc 
się nie tyle Swidrygajłowa, ile 
nieuzasadnionego lęku. 
III
Po wyjściu kawalera, wszystkim 
poprawiły się humory. Nawet 
Pulcheria Aleksandrowna nie mogła 
uwierzyć, że jej także sprawiło to 

background image

radość. Najbardziej z takiego obrotu 
sprawy cieszył się Razumichin, 
postanawiając jednak zaczekać z 
okazywaniem oznak zauroczenia 
dziewczyną. Po odnalezieniu się w 
nowej sytuacji, niedoszła panna 
młoda zaczęła wypytywać brata o 
dokładny cel wizyty Swidrygajłowa. 
Rodion wyłożył jak najogólniej 
przebieg spotkania: „Wyznam, że 
właściwie nic nie rozumiem. 
Proponuje dziesięć tysięcy, a sam 
stwierdza, że jest niezamożny. 
Zapowiada, że zamierza gdzieś 
jechać, a po dziesięciu minutach nie 

background image

pamięta, że o tym mówił. Nagle 
wyjeżdża z tym, że ma się żenić i że 
mu już swatają pannę… 
Niewątpliwie ma jakieś zamiary, i to 
najprawdopodobniej… złe.”.

Informuje, że w imieniu siostry 
odmówił spotkania i przyjęcia od 
niego pieniędzy, ale i tak zdążył już 
ją bardzo wystraszyć: „On coś knuje 
okropnego! – wyszeptała do siebie, 
omal się nie wzdrygając”. W 
dalszym toku rozmowy w pokoju 
panien Raskolnikow, Razumichin 
rozwijał przed wszystkimi wachlarz 

background image

propozycji, jak zainwestować 
pieniądze ofiarowane przez 
Pietrowną. Robił to wszystko, by 
odwieść damy od pomysły powrotu 
na prowincję. 
Marzył o działalności wydawniczej: 
„Będziemy i tłumaczyli, i wydawali, 
i uczyli się… wszystko razem. (…) A 
co się tyczy drukarń, papierów, 
sprzedaży… proszę polegać na 
mnie! Znam to jak własną kieszeń! 
Zaczniemy pomalutku, dojdziemy 
do wielkich rzeczy, na pewno 
będziemy się mogli utrzymać, a już 
w każdym razie wyjdziemy na 

background image

swoje”. Wizje rodzinnego interesu 
bardzo spodobały się Duni, 
zwłaszcza, że roztropny Razumichin 
zaproponował, iż pomoże im w 
wynajęciu wspólnego mieszkania 
(dla Rodiona i kobiet). 
To było zbyt wiele dla niedoszłego 
prawnika. Wstając, rzekł: 
„Chciałem powiedzieć… idąc 
tutaj… chciałem powiedzieć tobie, 
mamusiu… i tobie, Duniu, że jakiś 
czas lepiej się nie widywać (…) 
Pamiętam o was i kocham… 
Zostawcie mnie! (…) Cokolwiek się 
ze mną stanie, czy zginę, czy nie, 

background image

chcę być sam”. Dramatyczna prośba 
przeraziła obecnych. 
Za wychodzącym Raskolnikowem 
popędził wierny przyjaciel, który 
został poproszony o zaopiekowanie 
się jego matką i siostrą: „chwilę 
patrzyli jeden na drugiego w 
milczeniu. Razumichin całe życie 
pamiętał tę chwilę. Pałający i 
nieruchomy wzrok Raskolnikowowi 
zdawał się potęgować z każdą 
minutą, przenikał mu do duszy, do 
świadomości (…) Jakaś myśl 
prześliznęła się, jakaś aluzja; coś 
poczwarnego, ohydnego i naraz 

background image

zrozumianego z obu stron… 
Razumichin pobielał jak trup”. 
Wrócił zaraz do Pulcherii i Duni, i 
uspokajając obie, „tego wieczoru 
(…) stał się ich synem i bratem”.
IV
Choć pora była już bardzo późna – 
wybiła dwudziesta trzecia – 
Raskolnikow udał się do Soni, czym 
przyprawił ją o strach, wstyd i 
zakłopotanie. Wynajmowała 
skromny pokój u krawca 
Kapernaumowa (sąsiadujący z 
mieszkaniem madami Resslich). 
Zaczęła nieśmiało prowadzić 

background image

rozmowę ze swym przystojnym 
gościem. Pytał ją o macochę, o biedę, 
a nawet o prostytucję. Dziewczyna 
nie miała niczego za złe Katarzynie 
Iwanownej, przeciwnie – współczuła 
jej nawet: „Toż ona zupełnie jak 
dziecko… Toż jej się rozum 
pomieszał… z tych bied. A jaka była 
mądra… jaka wielkoduszna… jaka 
dobra”.
Zastanawiali się wspólnie, co też 
stanie się teraz z wdową i jej 
dziećmi. Okazało się, że miała duże 
długi i lada dzień mogła wylądować 
na ulicy. Co gorsza, była poważnie 

background image

chora na suchoty. Sonia obwiniała 
się za postępujące załamanie 
psychiczne macochy, która z 
dynamicznego zapału coraz częściej 
popadała w apatię. 
Reakcja Raskolnikowa na 
zwierzenia dziewczyny była 
odrażająca. Zamiast wesprzeć ją na 
duchu, on wręcz przeciwnie – 
zasypywał ją pytaniami, typu: a co 
pani zrobi z dziećmi, gdy macocha 
umrze, za co je pani nakarmi, i 
spowodował, że dziewczyna wpadła 
w rozpacz. Gdy ostatkiem sił 
zapewniła, że Bóg nie da jej zginąć, 

background image

Rodion z satysfakcją rzucił: „A 
może Boga wcale nie ma”. Po chwili 
w całkiem innym nastroju schylił się 
i pocałował jej nogę, mówiąc: „Nie 
tobie się pokłoniłem, pokłoniłem się 
całemu cierpieniu ludzkiemu”.
W dalszej rozmowie Raskolnikow 
dzielił się z dziewczyną swoimi 
rozmyślaniami dotyczącymi jej 
postępowania:„(…) a najgorszy twój 
grzech to żeś nadaremnie umartwiła 
i zdradziła siebie”. Z jej spojrzenia 
wyczytał, że jedyną rzeczą 
utrzymującą to osiemnastoletnie 
stworzenie przy życiu była miłość do 

background image

najbliższych. Nie widział dla niej 
innej drogi, jak tylko: „skoczyć do 
kanału, zostać mieszkanką szpitala 
wariatów albo… albo wreszcie 
rzucić się w rozpustę, która 
otumania rozum i wysusza serce”. 
W tym planie nie przewidział tylko, 
że wiara dawała jej nadludzką siłę.
Chcąc bardziej zrozumieć 
„nawiedzoną”, ujrzawszy na 
komodzie Nowy Testament 
(pożyczony od Lizawiety, 
przyjaciółki Soni) poprosił o 
przeczytanie fragmentu o 
wskrzeszeniu Łazarza. Choć głos jej 

background image

drżał i kosztowało ją to wiele 
wysiłku, zaczęła czytać wersety XI 
rozdziału Ewangelii według św. 
Jana. 
Gdy skończyła: „W koślawym 
lichtarzu dawno się już dopalił 
ogarek, mętnie oświetlający w tej 
nędznej izbie mordercę i 
jawnogrzesznicę, którzy się dziwnie 
stowarzyszyli w czytaniu wiecznej 
księgi”. Na koniec wizyty 
Raskolnikow nagle oznajmił Soni, że 
zerwał wszelkie kontakty z rodziną i 
w dalszą drogę pójdą razem, „oboje 
przeklęci”, ponieważ była mu 

background image

potrzebna, a i ona bez niego 
„zwariuje”. Obiecał jej, że wkrótce 
dowie się, kto zabił Lizawietę: 
„Wiem i powiem… Tobie, tobie 
jednej!”. Sonia nie spała tej nocy 
dobrze. Nawiedzały ją majaki i 
koszmary. Zbyt wiele pytań 
pozostało bez odpowiedzi…

Tymczasem pod drzwiami 
dzielącymi pokój dziewczyny od 
tego, który wynajmowała lokatorom 
Gertruda Resslich, stał pan 
Swidrygajłow. Siedząc na krześle, 

background image

podsłuchał całą niedawną rozmowę. 
Miał nadzieję na powtórkę, dawno 
nic go tak bardzo nie zajęło.
V
Nazajutrz o jedenastej Raskolnikow 
zameldował się w „…skim 
komisariacie”, w wydziale spraw 
śledczych. Zdziwiony, że policjanci 
nie rzucili się na niego i nie zaczęli 
przedstawiać zarzutów, nabrał 
przekonania, że „ów człowiek” albo 
jeszcze nie doniósł, albo po prostu to 
zagadkowe spotkanie było wynikiem 
jego bujnej wyobraźni. 

background image

W chwili, gdy rozwodził się nad 
nienawiścią do Porfirego – został 
zawołany do jego gabinetu. Policjant 
wziął od gościa papier 
potwierdzający, że zegarek 
znaleziony u lichwiarki zastawił 
właśnie Raskolnikow i rozpoczął 
„bałamutną paplaninę”, czym 
zdezorientował i tak już 
zdenerwowanego Rodiona. „Czyżby 
istotnie chciał odwrócić moją uwagę 
tym głupim gadaniem?” – pomyślał.
Porfiry „terkotał” o wszystkim, 
począwszy od uciążliwych 
hemoroidów, a skończywszy na 

background image

postępie nauki:„Niezmordowanie 
sypał – to bezsensowne puste 
frazesy, to nagle puszczał jakieś 
zagadkowe słóweczko i natychmiast 
wpadał znowu na czczą gadaninę”. 
Swą psychologiczną grą doprowadził 
młodzieńca na skraj wyczerpania. 
Choć tamten ani razu o tym nie 
wspomniał, Rodion rzekł głośno i 
dobitnie: „Proszę pana (…) 
nareszcie widzę wyraźnie, że pan 
mnie podejrzewa o zabójstwo tej 
staruszki i jej siostry Lizawiety”.
Krzyczał, że nie pozwoli się nad sobą 
pastwić i albo niech Porfiry go 

background image

aresztuje, albo zostawi w spokoju. 
Na to wszystko śledczy, niby 
przejęty atakiem gościa, zaczął go 
uspokajać i instruować, by się 
uspokoił: „Serdeńko! (…) Trzeba 
wpuścić powietrze, świeże powietrze. 
I powinieneś, mój złoty, napić się 
wody”. W efekcie Rodion zaczął się 
uspokajać, ale wody nie przyjął. 
Porfiry powiedział, że wie, iż ten był 
w mieszkaniu denatek, ale złożył to 
na karb choroby młodzieńca. 
Doradzał mu leczenie u 
doświadczonego lekarza. Na koniec 
dziwnej rozmowy, gdy Raskolnikow 

background image

zaczął się domagać od Porfirego 
aresztowania lub oczyszczenia z 
podejrzeń, ten półsłówkami 
poinformował go, że za drzwiami (w 
gabinecie były zamknięte drzwi, 
które wiodły do jego służbowego 
mieszkania) czeka 
„niespodzianeczka”. Rodia wpadł w 
szał.
VI
Szmer za drzwiami się spotęgował i 
po chwili z lekka się uchyliły. Kilka 
osób zaczęło się przepychać, a po 
chwili ktoś powiedział: 
„Przyprowadziliśmy aresztanta 

background image

Mikołaja”. W Porfirym wywołało to 
gniew. Próbował zamknąć drzwi, ale 
nie dał rady – w gabinecie pojawiał 
się „bardzo blady człowiek” wraz z 
konwojentem. Cała scena, 
obejmująca wrzaski i przepychanki, 
zainteresowała kilku gapiów. 
Mikołaj przyznał się do podwójnego 
zabójstwa. Wywołał tym 
dezorientację w śledczym, który po 
chwili wyprosił wszystkich prócz 
malarza i niedoszłego prawnika. 
Gdy malarz z uporem maniaka 
opowiadał o szczegółach zbrodni, 

background image

mężczyźni zaczęli drżeć z 
niedowierzania. 
Porfiry odprowadził Raskolnikowa 
do drzwi wyjściowych. Na 
pożegnanie młodzieńca, który 
wyraził nadzieję, że już się nie 
spotkają, odpowiedział: „Jak Bóg 
da”. Dogonił go potem na schodach i 
zapowiedział, że będzie mu chciał 
zadać jeszcze kilka „formalnych” 
pytań.
Po powrocie do swego pokoju, Rodia 
rozmyślał o nieszczęsnym Mikołaju. 
Był pewien, że kłamstwo malarza 
wkrótce wyjdzie na jaw: „groźba 

background image

wisi nad nim jak miecz Damoklesa”, 
ale był rad z pozostawionego mu 
czasu. 
Gdy już chwycił za klamkę, ciesząc 
się, że niedługo na stypie zobaczy 
Sonię, drogę zagrodził mu 
„wczorajszy człowiek spod ziemi”. 
Gość chwilę stał, a potem pokłonił 
się Raskolnikowowi i przeprosił go 
za „złe myśli”. Wyjaśnił, że to jemu i 
jego kolegom stróżom, Rodia 
proponował odprowadzenie się do 
cyrkułu, gdy poszedł do mieszkania 
Iwanownych. To on był ową 
„niespodzianką” za przepierzeniem. 

background image

Przyszedł do Porfirego na chwilę 
przed pojawieniem się Rodiona. 
Opowiedział śledczemu o dziwnym 
zachowaniu Rosjanina, i ten kazał 
mu wejść do służbowego pokoju i 
cierpliwie czekać. Do konfrontacji 
nie doszło, ponieważ funkcjonariusze 
wprowadzili Mikołkę. Po nowinach, 
których dostarczył mu rękodzielnik, 
młodzieniec postanowił iść na 
pogrzeb. Idąc raźniej niż dotychczas, 
mruknął pod nosem:„Teraz 
zmierzymy się jeszcze”.

background image

CZĘŚĆ PIĄTA
I
Piotr Pietrowicz Łużyn po 
przebudzeniu zaczął rozmyślać, jak 
bardzo pokrzyżowały mu się plany 
względem Duni. Prócz tego głowę 
zaprzątały mu jeszcze inne 
problemy: od pewnego czasu 
remontował i meblował mieszkanie, 
w którym po ślubie miał urządzić się 
z żoną i jej matką. Teraz wszystko 
było tylko niepotrzebnym 
wydatkiem. Zastanawiał się, gdzie 
popełnił błąd w postępowaniu z 
Dunią. Po przyjeździe do 

background image

Petersburga zamieszkał w 
kamienicy, w której mieszkała także 
wdowa Marmieładowna z dziećmi, 
w mieszkaniu znajomego Andrzeja 
Siemianowicza Lebieziatnikowa, 
urzędnika o „dziwnych poglądach” 
(popierał komunę, propagandę i 
śluby cywilne).
Choć obaj mężczyźni zostali 
zaproszeni na stypę (podobnie jak 
inni mieszkańcy kamienicy Amalii 
Iwanowny), nie zamierzali w niej 
uczestniczyć. Łużyn z uwielbieniem 
przeliczał pieniądze z obligacji, a 
potem poprosił kolegę o 

background image

przyprowadzenie córki zmarłego. 
Wypytywał Sonię o sytuację rodziny, 
o plany na przyszłość. Skrytykował 
sensowność urządzania stypy dla 
tylu ludzi w ich trudnej sytuacji 
finansowej (zapłacili za wszystko 
pieniędzmi ofiarowanymi przez 
Rodiona). Zaproponował 
przeprowadzenie zbiórki pieniędzy 
oraz z własnej kieszeni 
ofiarowałdziesięć rubli dla 
Katarzyny Iwanowny. Sonia 
podziękowała grzecznie i wyszła.
II

background image

Katarzyna Iwanowna żałowała, że z 
dwudziestu rubli od Raskolniowa, aż 
dziesięć wydała na przygotowanie 
stypy. W biedzie była sama, zaś w 
chwilowym „bogactwie” o swej 
przyjaźni zapewniali sąsiedzi: 
pomagał „nieszczęsny Polaczyna”, a 
nawet Amalia Iwanowna. W efekcie 
stół był pięknie, suto nakryty i po 
pogrzebie znalazł wielu zgłodniałych 
i spragnionych amatorów. 
Wdowa była zła, że w ostatniej 
drodze jej męża wzięli udział tylko 
biedni ludzie, niemający dla niej 
większego znaczenia. W jej idealnej 

background image

wizji popogrzebowej imprezy 
zabrakło obecności chociażby 
takiego Łużyna, przez którego 
zaprosiła także Lebieziatnikowa. 
Musiała się nacieszyć byłym 
studentem Raskolnikowem. 
Posadziła go przy stole obok siebie 
tłumacząc, że nędzny przekrój gości 
jest winą organizatorki przyjęcia – 
Amalii. Dała upust swej goryczy. 
Rodion zmuszony był wysłuchiwać 
krytykowania i obgadywania 
obecnych. Sama Katarzyna uważała 
się za kogoś„lepszego”, kogoś 
godnego towarzystwa Łużyna. 

background image

Sonia przekazała jej przeprosiny od 
upragnionego, lecz nieobecnego 
gościa. 
Powoli towarzystwo zaczynało 
popadać w pijacki nastrój, co nie 
przeszkadzało gospodyni. Zaczęła 
rozwodzić się nad możliwościami, 
jakie otwierała przed nią obiecana 
przez Łużyna emerytura (Sonia nie 
miała serca powiedzieć macosze, że 
w niedawnej rozmowie cofnął 
obietnicę pomocy w załatwieniu 
comiesięcznych pieniędzy). 
Katarzyna chciała otworzyć pensję 
dla dobrze urodzonych panien (sama 

background image

wywodziła się z inteligenckiego 
domu z tradycjami). 
Wyznanie to stało się pośrednim 
powodem kłótni między Amalią a 
wdową. Kobiety wykrzykiwały 
obelgi na temat swego pochodzenia. 
Ta pierwsza zaczęła nawet zbierać 
łyżki ze stołu i inne naczynia. W 
obronie macochy stanęła Sonia, na 
co gospodyni kamienicy wykrzyczała 
jej posiadanie żółtego biletu. 
Atmosfera była nieprzyjemna. W 
chwili, gdy Katarzyna rzuciła się z 
rękoma do Amalii, chcąc jej zerwać 

background image

z głowy czepek, w drzwiach stanął 
Piotr Pietrowicz.
III
Katarzyna poprosiła, by stanął w jej 
obronie, ale on tylko spojrzał na 
wszystkich lekceważącym i 
poważnym wzrokiem. Za kolegą do 
pokoju wszedł Lebieziatnikow, 
przyprowadzony jako „świadek”. 
Łużyn głośno oskarżył Sonię, że po 
jej wyjściu z ich mieszkania, ze stołu 
zniknął sturublowy banknot. 
Zapowiedział jednocześnie, że jeżeli 
„to” się nie wyjaśni, to on podejmie 

background image

„odpowiednie” kroki. Dziewczyna 
zrobiła się blada jak ściana. 
Gdy Piotr Pietrowicz opowiadał, 
jaki przebieg miała wizyta Soni w 
ich mieszkaniu, za pasierbicą 
murem stanęła Katarzyna 
Iwanowna: „O łajdaki, łajdaki!”. 
Nie wierzyła w przypisywane jej 
złodziejstwo. Ludzie słuchali 
wszystkiego i komentowali, a biedna 
Sonia była zdruzgotana. Za namową 
macochy wyjęła z kieszeni pieniądze, 
które dostała od oskarżyciela. 

background image

Poddała się nawet zaproponowanej 
przez płaczącą wdowę rewizji. Po 
wywróceniu kieszeni na zewnątrz, z 
drugiej wyleciał zmięty banknot. 
Oczywiście zaskoczona Sonia nie 
umiała wyjaśnić, jak zaginiony 
pieniądz się tam znalazł. W 
prawdziwość jej słów nie zwątpiła 
macocha, która wzięła banknot i 
rzuciła Pietrowiczowi w twarz. Była 
wyczerpana, nerwowo zaczęła 
przytulać nierozumiejącą niczego 
pasierbicę, na którą nadal krzyczał 
„okradziony”. 

background image

Nagle głos zabrał dotychczas 
milczący i stojący w wejściu 
Lebiezatnikow: „Cóż za 
nikczemność (…) wyobraźcie 
sobie…on sam, sam, własnoręcznie 
wsunął ten sturublowy banknot Zofii 
Siemionownie, ja widziałem, mogę 
zaświadczyć, mogę przysiąc!”. 
Łużyn stał pobladły, ale upierał się, 
że tamten kłamie. 
Lebiezatnikow nie rozumiał jednego: 
po co jego niedawny kolega uknuł 
tak podły plan? Odpowiedzi na to 
pytanie udzielił niezabierający głosu 
w kłótni Raskolnikow. Wyjawił 

background image

wszystko na temat listu, który Łużyn 
napisał do Pulcherii i Duni, a w 
którym oskarżał byłego studenta 
prawa o to, że wyciąga od 
schorowanej i ubogiej matki 
pieniądze, by oddawać je prostytutce 
(Soni). Wyjaśnił wszem i wobec, że 
pieniądze dał macosze dziewczyny 
na pogrzeb. Powiedział, że 
Pietrowicz jest zły, gdyż jego plan 
skłócenia rodziny Raskolnikowa nie 
doszedł do skutku: „Poniósł 
porażkę”. Sonia, nie mogąc znieść 
napięcia, wybiegła na ulicę.

background image

Pietrowicz, opuszczając zdziwione 
towarzystwo, odgrażał się i 
obiecywał, że jeszcze go 
popamiętają. Lebietatnikow zażądał, 
by złoczyńca opuścił jego 
mieszkanie. Gdy stypa dobiegała 
końca, podpita Amalia Iwanowna 
ponownie wszczęła awanturę z 
wdową, która była: „omdlała i bez 
sił”. W końcu kazała jej się 
„wynosić” z kwatery. Katarzyna, 
zostawiwszy dzieci pod opieką 
Poluni, wybiegła okryta szalem 
„szukać sprawiedliwości”. 
Właścicielka kamienicy tłukła 

background image

wszystko, co wpadło w jej ręce. Nie 
powstrzymywała jej nawet obecność 
przerażonych dzieci, skulonych w 
kącie. Raskolnikow opuścił pokój.
IV
Całe to wydarzenie spowodowało, że 
Raskolnikow postanowił 
natychmiast iść do Soni i oczyścić 
swoje serce. Gdy wszedł do jej 
wynajmowanego pokoju, ta zaczęła 
mu dziękować za obronę przed 
fałszywym oskarżeniem (nie 
wiedziała, co zaszło w domu po jej 
wyjściu). Nie mogła zrozumieć, skąd 
w Łużynie tyle zła. Choć starała się 

background image

nie wchodzić na ten temat, 
instynktownie czuła, że jej gościa coś 
dręczy. Po chwilach wahania 
otworzył się przed nią. Rozpoczął 
swą spowiedź. 
Opowiadał, jak od miesiąca 
szczegółowo planował swą zbrodnię, 
jakie czynił przygotowania, by 
wszystko było tak, jak to 
przewidział. Dużo czasu poświęcił na 
przybliżenie zdumionej Soni 
powodów tego okrutnego czynu. 
Zaczął go planować, gdy zabrakło 
mu pieniędzy na kontynuację 
studiów na uniwersytecie, gdy 

background image

poraziła go myśl, że nie będzie mógł 
zaopiekować się matką i siostrą. 
Wyznał, że żałuje zabójstwa 
Lizawiety, która zginęła z jego ręki 
przez przypadek: „On [mówi niby o 
swoim przyjacielu, gdyż nie chciał 
jej spłoszyć] tej Lizawiety… zabić 
nie chciał… On ją… zabił 
przypadkowo… Chciał zabić starą, 
gdy była sama… i przyszedł… A 
nagle weszła Lizawieta… Więc on i 
ją zabił.”.
W pewnym momencie Sonia 
domyśliła się bolesnej prawdy i, 
szepcząc „Boże!”, „jak kłoda upadła 

background image

na łóżko, twarzą do poduszek”. W 
rozpaczy wyznała, że „coś” 
podejrzewała. Załamała chude ręce, 
ale nie odtrąciła swego grzesznika, 
ściskając go w swych ramionach 
niby w „obcęgach”. Dalej Rodion 
opowiedział, w którym miejscu 
schował zrabowaną sakiewkę. Bojąc 
się odpowiedzi, dziewczyna zapytała, 
czy pieniądze na pogrzeb jej ojca 
były „stamtąd”. Usłyszała, że od 
chwili ukrycia ich pod głazem nie 
korzystał jeszcze ze zrabowanych 
banknotów i w sumie to nie wie, co z 
nimi zrobi.

background image

Sonia pocałunkami zapewniała go o 
swym oddaniu, zaklinała, że go nie 
zostawi, że pójdzie z nim na katorgę, 
chciała mu oddać swój krzyżyk, a 
on: „(…) idąc do Soni czuł, że w niej 
cała jego nadzieja i cała ucieczka; 
pragnął zwalić bodaj część swej 
męczarni – a oto teraz, gdy całe jej 
serce zwróciło się do niego, uczuł 
naraz i uświadomił sobie, że jest 
nieporównanie bardziej 
nieszczęśliwy niż przedtem”. 
Skuloną dwójkę z odrętwienia 
wyrwało trzykrotne pukanie do 

background image

drzwi. W drzwiach ukazała się 
głowa pana Lebieziatnikowa.
V
Mężczyzna nie potrafił ukryć 
zmartwienia. Opowiedział, iż 
Katarzyna Iwanowna poszła ze 
skargą do szefa nieboszczyka 
Marmieładowa. Po poszukiwaniach 
zastała go u jakiegoś generała na 
obiedzie, który przerwałaawanturą. 
Wypędzili ją i po powrocie do domu 
Amalia ponownie kazała jej i jej 
dzieciom się wynosić. Wdowa w 
amoku i pośród krzyku zbiła 
przerażone maluchy. W końcu 

background image

oznajmiła, że wymyśliła sposób na 
utrzymanie: będzie grała na ulicy na 
katarynce, a one będą śpiewać. 
Lebieziotnikow powiedział, że 
Iwanowna „oszalała” i „sfiksowała”. 
Słysząc to, Sonia wybiegła z pokoju, 
by jak najszybciej dotrzeć do 
macochy. Raskolnikow i posłaniec 
złych wieści także opuścili 
mieszkanie krawca Kapernaumowa. 

Rodion wrócił do swego pokoju. 
Rozmyślania przerwała mu Dunia. 
Przyszła, aby pocieszyć brata i 
zapewnić, że zawsze może liczyć na 

background image

nią i matkę. Razumichin opowiedział 
jej, jak policja prześladuje 
„niewinnego” Rodiona. Gdy 
wychodziła, brat zatrzymał ją i 
zapewnił, że „Ten Razumichin, 
Dymitr, to bardzo dobry człowiek! 
(…) rzeczowy, pracowity, uczciwy i 
zdolny mocno pokochać”. Pożegnał 
się z niczego nieprzeczuwającą 
siostrą tak, jakby mięli się już nie 
zobaczyć. Może i przez chwilę chciał 
jej „to” wyznać, ale czuł, że „Nie, nie 
wytrzyma; t a k i e nie mogą 
wytrzymać! T a k i e nigdy nie 
wytrzymują…”. Pomyślał o Soni…

background image

Gdy wyszedł na ulicę, zawołał go 
Lebiezatnikow mówiąc, że od 
dłuższego czasu go szuka. Miał 
niemiłą wiadomość:„Spełniła swój 
zamiar i zabrała dzieci (…) Wali w 
patelnię, dzieci zmusza do śpiewu i 
tańca. Dzieci płaczą (…) Głupia 
gawiedź biegnie za nimi. Chodźmy”. 
Znaleźli ją nad kanałem „W­skiego 
mostu”. Wokół kobiety ubranej w 
zniszczoną suknię i zgnieciony 
słomkowy kapelusz zgromadziła się 
grupa ludzi, w dużej mierze 
wyrostków. W wyniku przewlekłych 
suchot miała ochrypły głos, a mimo 

background image

to próbowała śpiewać: „(…) z każdą 
chwilą była coraz bardziej 
rozdrażniona”. Nie było patelni, 
tylko klaskanie w chude i zniszczone 
dłonie, nie było matczynego 
zrozumienia i cierpliwości – Polunia, 
Kola i Lenka byli bici i łajani na 
oczach gapiów. Była tam też Sonia, 
ale nie ta wierząca w Opatrzność 
Boską, lecz ta wylękniona i płacząca. 
Macocha w szale i opętaniu 
krzyczała, ciągle kaszląc, że niech 
cały Petersburg widzi, jak sieroty po 
szlachetnym urzędniku muszą 
zarabiać na chleb. 

background image

Zobaczywszy Raskolnikowa, 
podziękowała mu za dobre serce, a 
już chwilę potem w amoku 
wrzeszczała, że nie potrzebuje 
niczyjej łaski. Ktoś dał jej trzy ruble, 
a ktoś wyzwał. Pojawił się policjant 
chcący zobaczyć pozwolenie na 
granie na ulicy, wskutek czego 
przerażone dzieci zaczęły uciekać, 
matka zaczęła je gonić i po chwili się 
przewróciła. Gdy dobiegli do niej, 
leżała w kałuży krwi: „(…) 
stwierdzono, że (…) krew, która 
zaczerwieniła bruk, trysnęła jej 
gardłem z piersi”.

background image

Nie było wątpliwości – Katarzyna 
Iwanowna umierała. Sonia 
poprosiła, by przenieść ranną do jej 
mieszkania nieopodal. Tak też 
uczyniono. Wezwano też lekarza, ale 
wszystko wskazywało na to, że to 
ostatnie stadium suchot:„krew tak 
chluśnie i zadusi człowieka”. Po 
wejściu dzieci krwotok na chwilę 
ustał, ale Katarzyna zaczęła 
majaczyć. Przed śmiercią poprosiła 
Sonię o opiekę nad rodzeństwem. W 
pokoju znalazł się również 
Swidrygajłow, mieszkający obok.

background image

Zakomunikował Rodionowi, że 
zajmie się pogrzebem, a dzieci 
umieści w „jakiś przyzwoitych 
sierocińcach i dla każdego z nich 
złożę w banku aż do ich pełnoletności 
po tysiąc pięćset rubli”. Zamierzał 
pomóc także Soni: „ją także 
wydobędę z bagna, bo to poczciwa 
dziewczyna, co?”. Na koniec tych 
chwalebnych planów kazał 
Raskolnikowowi poinformować 
Dunię, że na to wszystko przeznaczy 
obiecane jej dziesięć tysięcy. 
Zdziwiony Rodion zapytał, skąd w 
nim tyle dobroczynności, na co 

background image

Swidrygajłow zaczął cytować 
fragmenty jego wczorajszych, 
nocnych zwierzeń. „Uspokoił” 
rozdygotanego i zdemaskowanego 
młodzieńca zapewnieniem: 
„Zobaczy pan, ze mną żyć można”. 
CZĘŚĆ SZÓSTA
I
„Dziwne czasy rozpoczęły się dla 
Raskolnikowa: jakby osnuła go mgła 
zamykając w odosobnieniu ciężkim i 
bez wyjścia”. Gdy wspominał 
później ten okres, wiedział, że mylił 
się w bardzo zasadniczych 
kwestiach, na przykład co do dat i 

background image

terminów niektórych wydarzeń. 
Mieszał rzeczywistość z wyobraźnią. 
Często odwiedzał 
Sonię.Swidrygajłow, który go 
przerażał i na punkcie którego miał 
obsesję, dotrzymał obietnicy i zajął 
się przygotowaniami o pogrzebu, dla 
dzieci znalazł miejsca w zakładach 
dla sierot. 
W dzień pogrzebu Rodion przyszedł 
do przyjaciółki i natknął się na popa 
odprawiającego egzekwie i 
panichide nad trumną Katarzyny. 
Po nabożeństwie błądził po ulicach, 
cały czas nękany myślami o 

background image

Porfirym i Swidrygajłowie. Nagle 
przebudził się zziębnięty i skostniały 
w krzakach i uświadomił sobie, że 
nie był na pogrzebie wdowy 
Marmieładow. Nad ranem 
ostatkiem sił doszedł do domu. 
Po przyniesieniu jedzenia przez 
troskliwą Anastazję odwiedził go 
dawno niewidziany Razumichin. 
Przychodził wiele razy, raz nawet z 
jego matką i siostrą, ale Rodiona 
nigdy nie było. Poinformował go, że 
Pulcheria, z obawy o pierworodnego, 
od wczoraj leży chora. Kobieta 
wmówiła sobie, że niewdzięczny 

background image

Raskolnikow przesiaduje u 
„swojej”Soni, zapominając o matce.
Rodia opowiedział o wizycie Duni i o 
rozmowie na temat Dymitra, czym 
go niewymownie ucieszył. Po chwili 
jednak spochmurniał na 
wspomnienie wczorajszego listu, 
który dostała Dunia. Nie powiedziała 
mu, od kogo ani o czym był. Jedyne, 
co z niej wydobył to przypuszczenie, 
że być może wkrótce będzie się 
musiała z nim rozstać: „(…) potem 
zaczęła mi za coś gorąco dziękować; 
potem poszła do siebie i zamknęła 
się (…)”. Dalej rozmowa zeszła na 

background image

temat odnalezienia zabójcy Alony i 
Lizawiety. Razumichin dowiedział 
się od Porfirego, że winny to malarz 
– robotnik.
Po wyjściu towarzysza, Raskolnikow 
rozmyślał, kto mógł przysłać 
Dunieczce tajemniczy list. Chciał 
wyjść na dwór, ale w drzwiach 
natknął się na Porfirego 
Pietrowicza. Nie zdziwił się jego 
widokiem: „Może to już 
rozwiązanie.”­ pomyślał.
II
Śledczy zapalił papierosa i zapytał, 
dlaczego Raskolnikow nie zamyka 

background image

drzwi na klucz. Był już kilka razy i 
pod nieobecność lokatora spostrzegł, 
że drzwi zawsze były otwarte. Potem 
z dziwnym uśmieszkiem począł 
wspominać ich rozmowę o 
morderstwie: „Zdecydowałem, że 
teraz powinniśmy działać otwarcie, 
to będzie lepiej”. Na głos analizował 
swoje domysły i psychologiczne 
sylwetki znanych zabójców. 
Wykluczył Mikołkę, gdyż to „dobry 
człowiek (…) dusza niewinna i 
chłonna (…)”. Przyjechał ze wsi 
chcąc zostać pustelnikiem: „(…) był 
gorliwy, trawił noce na modłach 

background image

(…)”, ale wielki Petersburg zawrócił 
mu w głowie. Na podstawie 
dowodów został posądzony i 
zatrzymany. W więzieniu 
przypomniała mu się Biblia, którą 
wcześniej czytał. Kierując się tym 
tekstem, postanowił „przyjąć 
cierpienie” i dźwigać swój krzyż. 
Rodia zapytał zdławionym głosem, 
kto jest mordercą. Usłyszał: „Jak to: 
kto zabił? – powtórzył, własnym 
uszom nie wierząc. Ależ p a n zabił, 
Rodionie Romanyczu! Pan zabił… ­ 
dodał całkiem szeptem, tonem 
całkowitego przeświadczenia”. 

background image

Śledczy wymieniał fakty i zdarzenia, 
które go do tego przekonały, ale 
jednocześnie podsumował, iż nie ma 
jednoznacznych dowodów („tylko 
psychologiczne przypuszczenia”). 
Radził, by winowajca dobrowolnie 
zgłosił się na komisariat. Na to 
Rodia powiedział, że jak sam 
Porfiry wielokrotnie podkreślał, 
wszystko to przypuszczenia. W tym 
momencie gość mu przerwał, aby 
poinformować, że posiada „mały 
szczególik”, którego jednak nie 
zamierza jeszcze ujawniać. 

background image

Na koniec rozmowy, na pytanie 
Raskolnikowa o termin 
aresztowania, śledczy powiedział, że 
daje winnemu jeszczeokoło dwóch 
dni wolności: „Zastanów się, mój 
złoty, pomódl”, po czym pożegnał się 
i wyszedł. Tuż za nim pokój opuścił 
zdemaskowany lokator.
III
Spieszył się na spotkanie ze 
Swidrygajłowem. Jak zwykle w 
głowie kłębiły mu się złe myśli. 
Górowało wśród nich podświadome 
przeczucie, że tamten knuje coś 
przeciw Duni. Poznał przecież jego 

background image

tajemnicę, wielokrotnie w 
przeszłości dawał przykład zła swej 
duszy. Tak się zamyślił, że nie 
wiadomo kiedy, znalazł się pod 
traktiernią. W oknie ujrzał znaną 
twarz. Swidrygajłow zapraszał go do 
środka. 
Rodion wszedł i zdziwił się. Oto 
znalazł się w tym miejscu przez 
przypadek, choć zmierzał w innym 
kierunku. Pamiętał, że mięli się 
rozmówić gdzie indziej, jednak 
tamten zapewniał go, że umówili się 
właśnie w traktierni. Gdy zostali 
sami (Swidrygajłow odprawił 

background image

kataryniarza i śpiewającą 
dziewczynę), wdowiec przypomniał, 
że bawi w stolicy dopiero od 
tygodnia. Na pytanie o cel spotkania, 
na które nalegał, nie odpowiedział. 
Rodia zaznaczył, że jeśli będzie się 
mścił na jego siostrze lub w choćby 
najmniejszym stopniu ją skrzywdzi, 
on go znajdzie i zabije. O swój los nie 
dbał, było mu obojętne, czy tamten 
doniesie na policję o tym, co 
podsłuchał, czy zachowa to dla 
siebie.
Gdy były student chciał się oddalić, 
Swidrygajłow zaczął opowiadać mu 

background image

swój życiorys, począwszy od 
wspomnień małżeństwa z Marfą, a 
skończywszy na celu przyjazdu do 
Petersburga – chciał się oddać 
rozpuście. To wyznanie sprawiło, że 
Rodia definitywnie chciał wyjść. 
Został jeszcze, gdyż rozmówca chciał 
mu opowiedzieć pewną historię o 
tym, jak „ratowała” go pewna 
kobieta (Dunia).
IV
Zaczął od wspomnień o „kobiecie 
uczciwej, całkiem niegłupiej (chociaż 
zupełnie niewykształconej)”. Była 
nią jego żona. Zakochana i 

background image

zazdrosna, a dodatku znacznie 
starsza, Marfa Pietrowna zawarła z 
mężem ugodę: „miałem w duszy tyle 
świństwa i swego rodzaju 
uczciwości, by oświadczyć jej wręcz, 
że całkowicie wiernym jej… być nie 
mogę”. 
Po wielu awanturach doszli do 
konsensusu: Swidrygajłow miał jej 
nigdy nie porzucić, nie wyjeżdżać 
bez jej zgody, nie mieć stałej 
kochanki, za co żona pozwalała mu: 
„czasami smalić cholewki do 
dziewuch czeladnych” za swą 
wiedzą. Nie mógł się zakochać w 

background image

kobiecie z „ich” sfery, a gdyby 
„nawiedziła [go] jakaś namiętność 
wielka i poważna”­ miał jej o tym 
powiedzieć. Tak upływało im 
pożycie małżeńskie, na pozór zgodne 
i szczęśliwe. W pewnym momencie 
monologu dobrnął do chwili, gdy w 
domu zatrudniono nową 
guwernantkę: „Ale pańskiej siostry 
mimo wszystko nie zniosła”. Na 
początku panie połączyła 
przyjacielska zażyłość, Marfa miała 
komu się żalić na niewiernego męża.
Mężczyzna, popijając szampana, 
rozwodził się nad cnotami Duni, ze 

background image

szczegółami przybliżał atmosferę ich 
spotkań. Wywołało to w Rodionie 
niepohamowaną złość na 
nikczemnika, który kalał imię jego 
siostry, wymawiając je przy swoim. 
W końcu tamten zahaczył o temat 
swego przyszłego małżeństwa z 
niespełna szesnastoletnią 
dziewczynką o„twarzyczce niby 
Madonna Rafaela”, której rodzice 
chcieli się pozbyć. 
Zagłębiał się w swoje chore 
opowieści, w wyniku których 
Raskolnikow nie wytrzymał i 
krzyknął: „Zostaw pan, zostaw 

background image

swoje nikczemne, podłe, rozpasane 
anegdoty, marny, lubieżny 
człowieku!”. W pewnym momencie 
Swidrygajłow, wyraźnie czymś 
zatroskany i zdenerwowany, 
wytrzeźwiał w kilka chwil i wyszedł 
z traktierni, udając się w stronę 
placu Siennego. 
V
Rodion udał się za nim. Gdy 
przystanęli, młodzieniec powiedział, 
że jest pewien o jego łajdackich 
zamiarach względem Duni. Nadal 
szli obok siebie. Były student, 
usłyszawszy, że wdowiec udaje się do 

background image

swojego mieszkania, postanowił iść 
do wynajmowanego pokoju Soni: 
„(…) przeproszę, żem nie był na 
pogrzebie”. Nie zrezygnował nawet 
po zapewnieniu starszego 
znajomego, że idzie na próżno, bo 
dziewczyna poszła zaprowadzić 
dzieci do jego znajomej 
zarządzającej zakładami dla sierot. 
Przez chwilę Raskolnikowowi 
wydawało się, że Swidrygajłow nie 
do końca jest pozbawiony serca – 
zapłacił już za pobyt dzieci w 
placówce oraz dał na jej 
prowadzenie sporą ofiarę. Ale 

background image

uczucie wiary w dobre serce 
towarzysza prysło tak samo szybko, 
jak się pojawiło…
Od słowa do słowa między 
mężczyznami wybuchła awantura. 
Raskolnikow miał pretensję o 
podsłuchiwanie jego rozmowy z 
Sonią. Gdy Swidrygajłow 
niespodziewanie zaproponował mu 
pieniądze na ucieczkę do Ameryki – 
zaskoczony odmówił. W końcu 
dotarli do kamienicy. Rodia na 
własne oczy przekonał się, że Soni 
nie ma w domu. Nie chcąc zostawić 
niebezpiecznego Swidrygajowa 

background image

samego, wszedł z nim do jego 
pokoju, z którego lokator zabrał 
obligacje. Potem Raskolnikow 
towarzyszył mu u wekslarza. Po 
wyjściu od handlowca, Arkadiusz 
zatrzymał dorożkę, lecz były student 
nie wsiadł do pojazdu i odszedł bez 
pożegnania. Nie zobaczył tym 
samym, jak wdowiec po 
przejechaniu stu metrów zatrzymał 
woźnicę i wysiadł, po czym szedł w 
tym samym kierunku, co Rodia, 
czyli na most.
Raskolnikow stanął na powietrznym 
wiadukcie, i wpadł, jak ostatnio 

background image

często mu się zdarzało – w zadumę. 
Nie dość, że dał się zwieść gierkom 
znienawidzonego, ale jednocześnie 
intrygującego Swidrygajłowa, to i 
nie zauważył idącej z naprzeciwka 
Duni, i jej reakcji na widok 
zmienionego brata. 
Dziewczyna udała, że go nie widzi i 
wystraszona poszła dalej, na 
spotkanie ze swym ordynarnym 
zalotnikiem. Okazało się, iż to on był 
nadawcą tajemniczego listu, i to jego 
tożsamość próbowali odkryć 
przyjaciele. Niedoszła para 
kochanków bezsłownie oddaliła się z 

background image

zasięgu wzroku Rodiona. Arkadiusz 
Swidrygajłow wyznał Dunieczce, że 
jej starszy brat popełnił dwa 
morderstwa. Gdy poprosiła o 
szczegóły, zaproponował, aby poszli 
do jego wynajmowanego mieszkania 
i tam usłyszy osobiście od Soni, 
spowiednicy Raskolnikowa, o 
wyznaniu grzesznika – takim 
sposobem zwabił ją do siebie. 
Oczywiście po przyjściu do 
kamienicy okazało się, że 
obiecywana rozmowa z Sonią to był 
pretekst zawiedzionego 
niespełnieniem swych planów 

background image

amanta. Para weszła do mieszkania 
szpiega i młoda kobieta zobaczyła 
miejsce, z którego podsłuchał 
„tamtą” rozmowę. Swidrygajłow 
opowiedział jej wszystko, co 
wówczas usłyszał. Dunia oczekiwała 
jednak konkretnych dowodów winy 
kochanego Rodiona i gdy ponownie 
chciała iść do pokoju znajomej 
brata, mężczyzna skłamał, że 
dziewczyna dziś już nie wróci na 
stancję. 
Awdotia Romanowna zrozumiała w 
końcu podstęp swego zalotnika i 
zemdlona osunęła się na krzesło. 

background image

Słuchała, jak wdowiec zawzięcie 
deklarował pomoc jej bratu: 
wywiezienie za granicę. W końcu 
wyznał dziewczynie miłość i 
gotowość pełnego poświęcenia. Gdy 
przerażona przebiegiem wizyty 
chciała wyjść, Swidrygajłow 
powiedział, że zgubił klucz, a gdy 
zaczęła wzywać pomocy, wycedził: 
„(…) cały krzyk jest daremnym 
trudem”. Uświadomił, że los rodziny 
spoczywa w jej rękach.
W pewnym momencie drżąca jak 
pisklę i przerażona Dunia sięgnęła 
do torebki i oczom Swidrygajłowa 

background image

ukazał się jego własny pistolet. 
Usłyszał, że broń należała do Marfy i 
że to on ją zabił. Po krótkiej 
wymianie zdań Romanowna zaczęła 
krzyczeć, że jeżeli się do niej zbliży, 
to ona nie zawaha się i strzeli. 
Mężczyzna, nic sobie nie robiąc z 
tych gróźb, wspominał rozmarzony 
ich wspólne wieczory na wsi.

W końcu wyczerpana Dunia 
strzeliła, ale kula otarła się o włosy 
„celu” i utkwiła w ścianie. To 
spowodowało, że muza wydała się 

background image

jeszcze piękniejsza artyście. 
Swidrygajłow zachęcał ją do 
ponownego użycia broni, a gdy nie 
posłuchał jej próśb o spokój, Dunia 
strzeliła ponownie. Niestety, lub na 
szczęście, rewolwer się zaciął, a po 
chwili upadł na podłogę. 
Zrozpaczona swym położeniem 
Awdotia poczuła, że prześladowca 
jej nie wypuści, że znalazła się tu 
podstępem. 
Chcąc poznać jej uczucia, wdowiec 
przytulił się do ukochanej i zadał to 
kluczowe, zasadnicze pytanie. Po 
chwili oddał jej klucz od 

background image

zamkniętych drzwi… Dunia 
odpowiedziała, że go nie kocha i 
wybiegła, pozostawiając rewolwer z 
dwoma kulami w magazynku. 
„Dziwny uśmiech wykrzywił mu 
twarz, żałosny, smutny, wątły 
uśmiech, uśmiech rozpaczy” ­ 
Swidrygajow zabrał broń i wyszedł 
oburzony.
VI
Rozgoryczony, odrzucony, oddał się 
rozrywkom, które oferowały 
petersburskie knajpy, a na koniec 
odwiedził swoją młodą sąsiadkę. 
Chciał chyba tym wyrównać 

background image

pierwiastki zła i dobra w swej duszy. 
Poinformował dziewczynę, że jej 
rodzeństwo wychowa się w 
renomowanych sierocińcach. 
Dodatkowo przekazał Soni obligacje 
na trzy tysiące rubli. Zdziwiona i 
wdzięczna, dziękowała za dobry 
uczynek. Rozmowa zeszła na temat 
ich wspólnego znajomego. 
Swidrygajłow przeczuwał, że młodzi 
się kochają, a co za tym idzie, 
przewidywał też smutną przyszłość 
pięknej osiemnastolatki – długie lata 
na katordze. 

background image

Zachowując trzeźwość umysłu, 
poradził, by obligacje powierzyła 
Dymitrowi Razumichinowi. W 
dalszej części wieczoru odwiedził 
swą nastoletnią narzeczoną. Skłamał 
coś o nadchodzącym służbowym 
wyjeździe i dał jejpiętnaście tysięcy 
rubli w papierach wartościowych. 
Na koniec wynajął obskurny pokój 
w tandetnym, drewnianym hoteliku. 
W nocy przygarnął napotkaną na 
korytarzu płaczącą i przemoczoną 
od deszczu małą dziewczynkę. Choć 
zajął się nią z troskliwością 
kochanego ojca, to w środku nocy 

background image

przyłapał się na lubieżnych myślach. 
Rano poszedł w kierunku Małej 
Newy, i tam, przy jakimś 
nieznajomym człowieku, strzelił 
sobie w skroń z pistoletu, z którego 
wczoraj strzelała do niego ukochana 
Dunieczka.
VII
Tego samego dnia wieczorem 
Rodion odwiedził w końcu 
zaniedbywaną matkę. Poprosił, aby 
pomodliła się za syna, który zgubił 
drogę. Zapewnił o swej 
bezwarunkowej i dozgonnej miłości. 
Całą rozmowę klęczał u stóp 

background image

ukochanej Pulcherii. Choć nie 
poznała prawdy, a on nie zrzucił 
ciężaru z serca, oboje zjednoczyli się 
w płaczu. Nie mogąc znieść napięcia, 
skłamał, że musi wyjechać, pożegnał 
się i wybiegł.
Po powrocie do mieszkania nie dane 
mu było zapanować nad skołatanymi 
nerwami. Na środku pokoju czekała 
na niego Dunia. Wystarczyło jedno 
spojrzenie w jej piękne oczy by 
poczuł, że siostra wie o jego sekrecie. 
Powiedziała, że cały dzień spędziła u 
jego przyjaciółki, z którą czekały na 
zbłądzonego, płacząc w obawie, że 

background image

więcej go nie zobaczą. Raskolnikow 
wyznał siostrze, że wiele razy myślał 
o samobójstwie. 
Niewiele brakowało, a zostałaby 
jedynym dzieckiem ich cudownej 
matki. Nie mógł zrozumieć, dlaczego 
kobiety nadal darzyły go uczuciem: 
„Ale dlaczego one tak mnie kochają, 
skorom tego niewart! (…) Och, 
gdybym był sam jeden i nikt mnie 
nie kochał, i gdybym ja także nigdy 
nikogo nie kochał! N i e b y ł o b y t e 
g o w s z y s t k i e g o”. 
Usprawiedliwiał się, że „to” 
wszystko przez miłość i z miłości, i 

background image

nie wyraził skruchy. Obiecał jednak, 
że przyzna się dobrowolnie i podda 
karze.
VIII
Sonia była ostatnią osobą, którą 
odwiedził. Zdziwił ją i zmierził 
zimnym wyznaniem: „Wiesz, co 
mnie tylko złości? Bierze mnie 
gniew, że wszystkie te głupie, 
bestialskie gęby otoczą mnie zaraz, 
będą wybałuszać na mnie gały, 
zadawać mi swoje idiotyczne 
pytania, (…) będą wytykać 
palcami…”. Nie martwiło go, że 
pozbawił życia niewinne kobiety, ale 

background image

że będzie musiał znosić niewygody 
przesłuchań. Sonia mimo wszystko 
trwała przy nim. Zawiesiła mu na 
szyi cyprysowy krzyżyk. Oboje 
wiedzieli, że nadszedł już czas. Rodia 
uroił sobie, że przyzna się nie przed 
Porfirym, lecz przed swoim 
przyjacielem, porucznikiem 
Prochem. 
Choć wyszli razem, w pobliżu 
komisariatu zaczął krzyczeć na 
dziewczynę, by zostawiła go samego. 
Ta nie posłuchała i poszła za 
Raskolnikowem aż do budynku 
cyrkułu. Widziała, jak na środku 

background image

placu Siennego młodzieniec na 
klęczkach całował ziemię, „z 
rozkoszą i szczęściem!”. 
Odwracając się, zobaczył za sobą 
oddaną dziewczynę:„(…) uczuł i 
pojął w tej chwili raz na zawsze, że 
teraz Sonia jest już z nim na wieki”.
Na posterunku był tylko porucznik 
Proch. Po krótkiej wymianie zdań 
Rodion dowiedział się o 
samobójstwie Arkadiusza 
Swidrygajłowa. Nie mogąc zrobić 
ostatniego kroku, wyszedł. Na 
podwórku czekała jednak blada 
Sonia, która: „popatrzyła na niego 

background image

dziko”. To wystarczyło. Wrócił i 
przyznał się do podwójnego 
zabójstwa.
EPILOG
I
Akcja Epilogu rozgrywa się na 
Syberii. Raskolnikow przebywa tu 
od dziewięciu miesięcy. 
Podczas rozprawy Rodion 
Romanowicz Raskolnikow ze 
szczegółami opowiedział o 
zabójstwie. Powszechne zdziwienie 
sędziów wzbudziło to, że od 
momentu ukrycia sakiewki i innych 
fantów z mieszkania lichwiarki, 

background image

morderca nie zaglądał tam 
ponownie. Okazało się, że nie 
wiedział, ile dokładnie zrabował („w 
sakiewce znaleziono trzysta 
siedemnaście rubli srebrem oraz 
trzy monetki 
dwudziestokopiejkowe”). W 
uzasadnieniu wyroku stwierdzono, 
że według wszystkich przesłanek 
Raskolnikow popełnił zbrodnię: 
„pod wpływem chorobliwej 
monomanii zabójstwa i grabieży dla 
samej grabieży i zabójstwa (…) bez 
rachuby zysku”, co uznano za 

background image

przejaw„modnej” wówczas teorii 
chwilowego obłąkania.
Wielu z przesłuchiwanych świadków 
– kolegów, służącej, gospodyni – 
stwierdziło, że oskarżony od dawna 
cierpiał na hipochondrię. 
Potwierdził to między innymi doktor 
Zosimow, który pielęgnował 
Rodiona zaraz po zabójstwie. Na 
jego korzyść przemawiało również 
dobrowolne przyznanie i oddanie się 
do dyspozycji trybunału oraz 
przypomnienie nieskazitelnej 
przeszłości. Razumichin przedstawił 
dowody na to, że Raskolnikow, 

background image

będąc na studiach, z ostatnich groszy 
utrzymywał przez pół roku kolegę 
chorego na gruźlicę, a po jego 
śmierci „przestępca Raskolnikow” 
zajął się także schorowanym ojcem 
nieboszczyka. Ulokował go w 
lecznicy, a potem opłacił pogrzeb 
staruszka. Było jeszcze kilka innych 
dowodów miłosierdzia zabójcy. 
Wszyscy go bronili, prócz niego 
samego… Wyrok okazał się dosyć 
łagodny: osiem lat katorgi drugiej 
kategorii.
Wraz z nim na Syberię udała się 
także Sonia. Pomagała mu, jak tylko 

background image

mogła. Co miesiąc pisała do Duni i 
Razumichina, teraz małżeństwa (ich 
ślub był „cichy i smutny”) o 
syberyjskiej rzeczywistości. Pisała 
sucho i rzeczowo:„podawała same 
tylko fakty”. Skarżyła się na 
skazańca, który stał się posępny, 
małomówny. Nie wykazywał choćby 
nuty zainteresowania wieściami z 
Petersburga, które przychodziły 
regularnie. 
Sonia, nie zważając na humory 
Rodiona, odwiedzała go tak często, 
jak mogła. Sama żyła w nędzy, 
odmawiając sobie jedzenia, aby 

background image

tylko on był syty. Tak było przez 
pierwszy rok: starająca się, 
niedomagająca dziewczyna i 
obojętny na wszystko mężczyzna 
(nawet wiadomość o śmierci matki 
nie zrobiła na nim wrażenia).
Po półtora roku stał się outsiderem, 
co zaowocowało niechęcią ze strony 
innych skazańców: „(…) milczy 
całymi dniami i staje się coraz 
bledszy”.
II W końcowych miesiącach 
syberyjskiej zimy Rodia poważnie 
chorował i musiał być hospitowany 
w więziennej lecznicy. Cierpiał 

background image

jednak nie z powodu twardych 
realiów obozowego życia: „(…) nie 
ciężkie roboty, nie jadło, nie ogolona 
głowa, nie zszyta z gałganów odzież 
złamała go (…)”, lecz z powodu 
zranionej dumy niedoszłego 
prawnika. To był prawdziwy powód 
jego niedomagania: „(…) i właśnie 
ze zranionej dumy zachorował. 
Zatwardziałe jego sumienie nie 
znajdowało w przeszłości żadnej 
szczególnie okropnej winy, chyba 
tylko zwykłe c h y b i e n i e, które 
każdemu mogło się przytrafić. 
Wstydził się właśnie tego, że on, 

background image

Raskolnikow, zaprzepaścił się tak na 
oślep, beznadziejnie (…) i głupio”.
Zbrodni nie widział w brutalnym 
zanurzaniu ostrza siekiery w ciele 
dwóch kobiet, lecz w tym, że miał 
słabą psychikę, która się złamała i 
doprowadziła do dobrowolnego 
przyznania się. W szpitalu leżał 
przez cały post, aż do Wielkiego 
Tygodnia. Pewnego dnia odwiedziła 
go Sonia: „(…) którą też gnębił (…) 
pogardliwym i gburowatym 
traktowaniem”.Długo jej nie było, 
ponieważ sama również chorowała. 
Wówczas stała się rzecz najmniej 

background image

prawdopodobna – Rodia rzucił się 
do jej chudych nóg i głośno zapłakał. 
Dziewczyna zrozumiała, że to wyraz 
miłości: „zrozumiała, że[Rodia] ją 
kocha, kocha ją nieskończenie”. 
Od tej chwili wszystko się zmieniło: 
„Wskrzesiła ich miłość, serce 
każdego z nich miało w sobie 
niewyczerpane źródło życia dla serca 
drugiego”. Snuli plany wspólnej 
przyszłości, a więźniowie zaczęli go 
traktować życzliwie. 
Raskolnikow „(…) zmartwychwstał 
i wiedział o tym, czuł to w pełni, 
całym odnowionym jestestwem, ona 

background image

zaś – ona przecież żyła tylko jego 
życiem”. Otrzymał od ukochanej 
Ewangelię i coraz częściej 
zastanawiał się, czy potrafi 
uwierzyć: „Ale tu już się rozpoczyna 
nowa historia, historia stopniowej 
odnowy człowieka, historia 
stopniowego jego odradzania się, 
stopniowego przechodzenia z 
jednego świata w drugi”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zbrodnia i Kara streszczenie szczegółowe
Zbrodnia i Kara streszczenie szczegółowe
Zbrodnia i Kara streszczenie szczegółowe
ZBRODNIA I KARA streszczenie szczegółowe
ZBRODNIA I KARA streszczenie szczegółowe z charakterystyką
Zbrodnia i kara streszczenie szczegółowe
Zbrodnia i kara streszczenie szczegółowe
Dostojewski Fiodor - Zbrodnia i kara , opracowania, Zbrodnia I Kara-streszczenie, Spis treści
Zbrodnia i kara-streszcz, Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara
Zbrodnia i kara streszczenie
Zbrodnia i kara streszczenie
Zbrodnia i kara streszczenie
Zbrodnia i kara [streszczenie]
Dostojewski zbrodnia i kara (streszczenie)
Zbrodnia i kara streszczenie w pigułce
F Dostojewski Zbrodnia i kara STRESZCZENIE
Zbrodnia i Kara Streszczenie
ZBRODNIA I KARA szczegółowe streszczenie

więcej podobnych podstron