rozdziobia nas kruki wrony balinski

Rozdziobią nas kruki i wrony

Patriotyzm gospodarczy - to pojęcie brzmi w Polsce niepoprawnie. Ktoś kto o nim mówi, jest podejrzewany o zaściankowość, a nawet antysemityzm. Dziś odrodzenie patriotyzmu, także w jego ekonomicznym wymiarze, jest kluczem dla przyszłości kraju, tak jak pogonienie agentów obcych służb, chodzenie na wybory i niewybieranie złodziei.


Czyich interesów powinien bronić polski polityk? Zawsze polskich, z jednym niezmiennym założeniem -interes narodowy Polski. Nie dla wszystkich odpowiedź jest tak oczywista. Publicysta „wSieci" w artykule poświęconym „Rosjanom mówiącym po polsku" pisze:,,(...) byłem w listopadzie 2013 r. wraz z grupą polskich i niemieckich dziennikarzy na spotkaniu z Artiomem Malginem, członkiem polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych, zachęcał, aby Polacy zastanowili się dobrze nad tym, czy opłaca im się wejście Ukrainy do Unii: Przecież Polska i Ukraina mają bardzo podobne gałęzie przemysłu - stocznie, przemysł maszynowy i przetwórstwo żywności. Gdy Ukraina wejdzie do Unii, będziecie mieli sporą konkurencję. Naprawdę Wam to potrzebne?" Powyższy wywód publicysta ochoczo i beztrosko, bez próby jakiejkolwiek refleksji, dorzucił do argumentów używanych w Polsce przez„ruskich agentów"


Polski rolnik na Majdanie

Politycy nawołujący do stowarzyszenia Ukrainy z UE nie postawili pytania, ile Polska na tym zyska, a ile straci. Ich „ekonomiczny" paradygmat brzmi: jest to niezbędne do ograniczenia wpływów Rosji. A koszty rosną. Ponosi je głównie polskie rolnictwo. Winowajców można wskazać po imieniu. Jak głosi komunikat Parlamentu Europejskiego, na wniosek euro- posła Pawła Zalewskiego wprowadzono ułatwienia w handlu z Ukrainą. Chodzi o„jednostronne działanie usuwające 94,7 proc. taryf celnych nakładanych na towary przemysłowe importowane z Ukrainy oraz zniesienie ponad 80 proc. taryf na eksport ukraińskich produktów rolnych" Dzięki temu ukraińscy eksporterzy zaoszczędzą 487 min euro rocznie. Zalewski i jego kolesie z PO i PSL nie ukrywali nawet, że podejmują działania w interesie ukraińskim, nie zaś polskim: „Wniosek Komisji stanowi zdecydowane wsparcie dla Ukrainy (...) musi zostać szybko przyjęty w pierwszym czytaniu". Paweł Kowal cieszył się jak dziecko: „działania preferencyjne ze strony UE nie będą wymagały od Ukrainy działań wzajemnych, polegających na usunięciu opłat celnych na towary importowane z UE". Potencjał rolnictwa Ukrainy jest olbrzymi. W 2013 r. wyeksportowała 33 min ton zbóż o wartości 22 mld USD (Polska 3 min ton). Włączenie w zakres obszaru celnego UE tak potężnego producenta to młot na polskie rolnictwo, praktycznie jedyną istotną i względnie niezależną gałąź gospodarki. Konrad Rękas z portalu Neon24, który przytacza te zasmucające dane, podsumował: Dziś na pytanie „co słychać?" polski rolnik będzie mógł odpowiedzieć -„chichot Janukowycza".

Obchody rocznicy wstąpienia do UE przekroczyły granice śmieszności. Dla wielu polityków 1 maja 2004 r. to cud, przy którym Cud nad Wisłą to niewiele znaczące wydarzenie. Najbardziej błysnął prezydent, który buńczucznie stwierdził: „Polska w UE to wydarzenie na skalę tysiąclecia" Przy okazji rządzący ujawnili nieco kulisy członkostwa w UE. Przyznali, że państwa„starej"Unii wolałyby, aby Polska była dla nich tylko rynkiem zbytu, nie partnerem, i dlatego wynegocjowane warunki członkostwa od początku były dla Polski dyskryminujące. Wynegocjowane przez rzez kogo? Wystarczy spojrzeć na życiorysy ludzi, którzy prowadzili negocjacje, którzy w założeniu mieli definiować i bronić polskiego interesu narodowego w tak zasadniczej kwestii: córka powiatowego komendanta UB, syn warszawskiego rabina, liberał-aferał z Gdańska, oficer Departamentu I MSW. Głównym celem „negocjatorów" było załapanie się na jakieś stanowisko w strukturach unijnych, co sprawiało, że lojalność wobec elit międzynarodowych była dla nich ważniejsza niż wobec własnego kraju. Kalkulacja interesów Polski schodziła na dalszy plan lub w ogóle się nie liczyła, a niektóre zachowania zbliżały niebezpiecznie do granicy zdrady stanu. Bo przecież nie da się ostro walczyć o interesy swojego kraju z kimś, u kogo szuka się pracy!

Podczas rokowań tak naprawdę Polska się poddała. Mentalność negocjujących sprzyjała uległości, przyspieszaniu negocjacji bez zbędnego targowania się i wydziwiania o interesie narodowym. Główny negocjator Danuta Hubner stwierdziła zresztą:„polski interes narodowy jest trudny do zdefiniowania". Nigdy nie dowiemy się też, ile kosztowały Polskę niejawne układy, w tym agenturalne. Negocjator musi mieć swobodę myślenia i działania. Uzależnienie od służb specjalnych (w dodatku, jak to często miało miejsce, służb obcego państwa) powoduje brak autonomiczności w działaniach. Od agenta i przedstawiciela mniejszości narodowej nie można oczekiwać reprezentowania i bronienia interesów państwa polskiego. Zawsze, ex definitione, będzie podporządkowany co najmniej dwóm ośrodkom decyzyjnym; prędzej czy później dojdzie u niego do konfliktu identyfikacyjnego.


Aferał, ale liberał

Dyskusję nt. wejścia do strefy euro wywołał, pod hasłem poprawy bezpieczeństwa kraju wobec agresji Rosji, Jan Krzysztof Bielecki, główny doradca ekonomiczny Tuska, powołany na to stanowisko natychmiast po tym, jak przestał być prezesem włoskiego banku Pekao SA. Nie wzięło się to z niczego. W 1991 był przez rok premierem i niezwykle zasłużył się zagranicy w procesach prywatyzacji, prowadzonych bez żadnych procedur, według uznania swych przydupasów. Później był ministrem ds. integracji europejskiej, a stamtąd na wiele lat trafił do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Za jego prezesowania w Pekao SA wyprowadzono do spółki-matki w Rzymie kilka miliardów złotych. Potem dowiedzieliśmy się, że namawiał Żydów z USA do udziału w prywatyzacji polskich szpitali, że lobbował na rzecz rosyjskiej firmy Acron, która chce przejąć grupę Azoty SA, a nawet, że ma aktywne kontakty z inwestorami z Rosji, sondującymi wejście w sektor bankowy w Polsce. Dziś agituje na rzecz szybkiego wprowadzenia Polski do strefy euro. Za czyją tym razem poradą? Nie mniej ciekawym przykładem „negocjatora" jest Jan Rostowski. Gdy Tusk mianował go ministrem finansów, prawie nic o nim nie wiedziano, a bardzo szybko okazało się, że szef jednego z najbardziej newralgicznych resortów na stałe mieszka w Londynie i nie ma polskiego obywatelstwa. Wysunięcie na tak ważny urząd cudzoziemca, który ma decydujący wpływ na strategię gospodarczą kraju, jest nie do pomyślenia w jego rodzimej Anglii. Czym kierował się premier? Lub inaczej - czy w ogóle miał w tej sprawie coś do powiedzenia? Trudno tu pozbyć się pewnej podejrzliwości. Entuzjastów integracji europejskiej suwerenność polskiego państwa uwiera. Bruksela staje się natomiast sojusznikiem w rządzeniu ciemnym narodem, zabezpiecza przed „nieobliczalnością" tubylczych wyborców. Brukselscy politycy, lokując swoje osobiste kariery „w Europie" słusznie uważają, że im szybciej Polska będzie regionem Unii, tym będzie im lepiej. W świetle powyższego na obronę interesów kraju, w którym się mieszka, miejsca już nie ma. Pozostaje pozycja petenta, zgadzanie się ze wszystkimi żądaniami UE, a nawet ich wyprzedzanie.

Po 1989 r. nie zdefiniowano polskiej racji stanu. Dzisiaj odczuwamy tego skutki. Nie prowadzimy żadnej polityki gospodarczej, opartej o przemyślany zespół interesów. Nie umiemy funkcjonować w świecie w sposób autonomiczny. Nie wiemy, co służy nam, a co zagranicy. Polska potrzebuje uczciwej diagnozy swego międzynarodowego otoczenia. Szczególnie uczciwej wobec Unii; uświadomienia, że członkostwo w niej nie jest celem samym w sobie, lecz instrumentem realizowania naszej racji stanu. Obrona polskich interesów stanie się wówczas codziennością, a nasi partnerzy przyjmą to do wiadomości. Tak jak przyjęli Orbana. Jeszcze rok temu Merkel wygrażała mu, oburzało ją przypominanie, że„chrześcijańska Europa nie pozwoliłaby całym krajom utonąć w niewolniczych długach". Na początku maja br. podczas wizyty węgierskiego premiera w Berlinie atmosfera była zupełnie inna. Dla Frau Kanzlerin Orban stał się„ważnym partnerem z Grupy Wyszehradzkiej". Czy nie powinno to dać naszym politykom do myślenia?

Tymi, którzy wyzwanie zdefiniowania polskiej racji stanu starali się podjąć (chociaż w sposób nieco kaleki i nieudolny), byli bracia Kaczyńscy, a szczególnie Lech Kaczyński. Byli pierwszymi politykami, którzy ośmielili się nie zgodzić z opinią pewnego starego durnia, dla którego Polska jest i ma pozostać panną starą, brzydką i bez posagu. Ale i bracia mieli na tym polu ewidentne wpadki. Filozofia ich ekonomicznego myślenia była prosta: tylko jedno mocarstwo rozstawia figury na globalnej szachownicy; Żydzi mają przemożny wpływ na amerykańską politykę zagraniczną i jeśli zainteresujemy ich Polską, to ich interesy staną się interesem USA i uda się wyzwolić nasz kraj z geopolitycznego przekleństwa. Innymi słowy im więcej Żydów i ich interesów w Polsce, tym więcej Ameryki i bezpieczeństwa kraju. Rozumowanie egzotyczne, bo Żydzi układają się bezpośrednio z Moskwą i Berlinem, mają w obu stolicach silne avoiry oraz wyrobiony i skuteczny nawyk układania się z silniejszym (co widać na Ukrainie). Filozofię opartą na dozgonnej miłości do państwa żydowskiego, bez względu na polskie interesy, wyartykułował niegdyś śp. Lech Kaczyński w przemówieniu do weteranów armii Andersa w Izraelu (czyli dezerterów z armii Andersa): „możecie być pewni, że niezależnie od sytuacji będziemy z wami" W środowiskach prawicy laickiej tego rodzaju infantylne postawy obecne są i dzisiaj - Polska powinna stać u boku tego czy innego państwa, niezależnie od tego, czy jej się to opłaca, czy nie. Skoro jesteśmy przy Izraelu, to bierzmy przykład z niego i kalkulując, zapytajmy od czasu do czasu wzorem żydowskiego handełesa: Jaki ja mam w tym interes? albo Kto ci pilnuje interesu? Kłania się tu Lord Palmerston, którego doktryna, i to z dobrym skutkiem, do dziś obowiązuje w Wielkiej Brytanii: Państwa nie mają wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko ich interesy i obowiązek ich ochrony. Pojęcie Realpolitik kojarzy nam się z postacią kanclerza Bismarcka. Wzbudza on niezmiennie zachwyty u polityka z Zoppot, ale tylko w aspekcie masy świństw, które wyrządził Polakom, a nie dlatego, że wyznawał mądrą zasadę opierania polityki państwa wyłącznie na interesach narodu, a nie emocjach. W swych poczynaniach premier wydaje się za to kierować inną oryginalną doktryną, wypracowaną przez gadatliwego ministra: ch..., dupa i kamieni kupa, a w ślad za tym nie ministrowie, lecz podsłuchy kelnerów są „waleniem w polski interes narodowy"


Patrioci gospodarczy

Trzy i pół miliarda dolarów zainwestowała w litewską rafinerię w Możejkach państwowa spółka PKN Orlen. Amerykańska firma Williams, do której rafineria wcześniej należała, po kilkakrotnym wstrzymaniu dostawy surowca przez Rosjan postanowiła ją odsprzedać. Po krótkich rokowaniach odkupili ją Polacy. Propozycja polskiej spółki okazała się najbardziej atrakcyjna i „wypełniała wszystkie wymogi narodowego bezpieczeństwa państwa litewskiego" - posumował minister gospodarki Litwy. Litwini nie chcieli, by Możejki dostały się w ręce Rosjan, ale w trakcie rokowań kazali się przekonywać do sprzedaży, dawali do zrozumienia, że Orlen nie jest mile widzianym inwestorem i... podbijali cenę. Możejki ostatecznie kupiono za 2,4 mld dolarów, na ich remont (bo stanowiły kupę złomu) PKN Orlen wydał kolejny miliard. Do dziś nieprzerwanie przynoszą straty. Tylko w 2013 r. 94 min dolarów. Transakcja była największą polską inwestycję zagraniczną i... najgorszą. „Planom inwestycyjnym Orlenu zdecydowanie kibicowali politycy rządzącego PiS. Szczęśliwie do pomysłu udało się przekonać prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - wspomina ówczesny prezes Orlenu Igor Chalupec. W Polsce odtrąbiono wielki sukces w udaremnieniu zakusów Rosji na litewską suwerenność, politycy chcieli, by była to nowa unia polsko- litewska. Po unii nie ma śladu. Natomiast jak bardzo transakcja była ryzykowna, okazało się bardzo szybko. Pasmo nieszczęść związanych z zakupem rosło. Najpierw Rosjanie zawiesili dostawy ropy, tłumacząc to awarią ropociągu. Teraz surowiec dostarczany jest drogą morską i kolejową. Orlen jest największym inwestorem zagranicznym na Litwie i największym płatnikiem podatków. Mimo to Litwini nie pomagają polskiej firmie, zachowują się wobec niej gorzej niż Rosjanie. W 2008 r. Koleje Litewskie rozmontowały 20 km torów, którymi dostarczano ropę przez Łotwę, tylko po to, by przewozić ją okrężną, dłuższą trasą i za odpowiednio wyższe stawki.

Zdumiewa brak instynktu narodowego, myślenia o Państwie, o tym, że bezpieczeństwo państwa litewskiego, dobrobyt ukraińskiego rolnika nie zawsze ma związek z interesem Polski. Inny przykład: spośród 75 największych dotacji rządowych dla firm, o łącznej wartości 2 mld zł, koncernom zagranicznym Tusk przydzielił, kto odgadnie? Tak - 75. Z czego to wynika? Z braku kompetencji, niewiedzy, głupoty? A może z ulegania naciskom pewnych grup interesów, najemników i brokerów zagranicznego kapitału, traktujących Polskę jak bananową republikę, którą można kupić za pudło dolarów? To jednak nie obcokrajowcy ponoszą za to winę. Sterowanie krajem, przejmowanie jego gospodarki nie jest możliwe tam, gdzie rząd działa w interesie krajowego biznesu. Dla elity politycznej w Polsce bardzo dobrą lekcją rygorystycznego myślenia wyłącznie o interesie własnego kraju jest Orban. Nie wiecował na Majdanie. Nie straszył sankcjami gospodarczymi, nie troszczył się o jakieś interesy unijne (czy nawet bratanków znad Wisły), ale negocjował z Rosją 10-miliardowy korzystny kredyt na elektrownię atomową. „Nasz" premier w tym czasie objeżdżał Europę i nawoływał do 10-miliardowej pomocy dla Ukrainy. Patriotyzm gospodarczy - to pojęcie brzmi w Polsce niepoprawnie. Ktoś, kto o nim mówi, jest podejrzewany

o zaściankowość, a nawet antysemityzm. Dziś odrodzenie patriotyzmu, także w jego ekonomicznym wymiarze, jest kluczem dla przyszłości kraju, tak, jak pogonienie agentów obcych służb, chodzenie na wybory i niewybieranie złodziei.

Krzysztof Baliński


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rozdziobią nas kruki, wrony, Analiza postawy chłopa w opowiadaniu S
Żeromski Stefan Rozdziobią nas kruki, wrony(1)
Stefan Zeromski Rozdziobiom nas kruki, wrony
Rozdziobią nas kruki, wrony Stanisław Żeromski
Żeromski Stefan Rozdziobią nas kruki, wrony
Żeromski Stefan Rozdziobią nas kruki i wrony
Rozdzióbią nas kruki i wrony Żeromski
Stefan Żeromski Rozdziobią nas kruki, wrony opracowanie streszczenie
Stefan Żeromski Rozdziobią nas kruki wrony
Rozdziobią nas Kruki, Szkoła
Rozdzióbią nas kruki, krótkie streszczenia lektur
Rozdzióbią nas kruki, Matura - materiały, lektury
Rozdzióbią nas kruki Stanisław Żeromski
Stefan Żeromski Rozdziobią nas króki wrony
Rola przyrody w Nad Niemnem, Glorii Victis i Rozdziobią nas
20120625 nowyekran Generał Petelicki a medialne kruki i wrony
10 Ur ripping us apart [Rozdzierasz nas]

więcej podobnych podstron