Mój dom rodzinny


Małgorzata Świerc

Uzup. sem. I WS.

MÓJ DOM RODZINNY.

Moje dzieciństwo przypada na drugą połowę siódmej dekady XX wieku.

Wyobrażenie o rodzinnym domu kształtowały specyficzne, acz popularne w owym czasie warunki rodzinne. Młodzi rodzice, zaliczani do inteligencji - pracownicy umysłowi lokalnych zakładów - wyrastali z korzeni ludowych, trwale umocowanych w kulturze kresowej ze strony mamy i w góralskim pochodzeniu ojca - pochodził z Istebnej.

Jaki był mój rodzinny dom? Rodzinę moją cechowała wielka odpowiedzialność za każdego z członków rodziny. Byłam o tym przekonana jako dziecko i nie zmieniłam zdania jako osoba dorosła, chociaż w okresie „młodzieńczego buntu” odbierałam to czasem jako „zamach” na moją niezależność. Życie weryfikowało moje poglądy i wszystko wracało do normy bez „wytaczania armat”.

Babcia, osoba o silnej osobowości i otwartym na potrzeby drugiego człowieka sercu, niestrudzenie strzegła rodzinnej i wspólnotowej jedności wyniesionej do kilku pokoleń z lwowskiej tradycji. Prostolinijność i szczerość nadawały ton wydarzeniom ważnym i mniej ważnym, usytuowanym w różnych porach roku. Moją uwagę przyciągały święta związane z wiosną i zimą - Wielkanoc i Boże Narodzenie. Od wczesnego dzieciństwa po dorosłość wszystkie święta przeżyłam z całą rodziną w domu babci Heleny na wsi. Niemal cała rodzina mojej mamy mieszkała w tej miejscowości nieopodal babci. Wiązało się to z urozmaiconymi i ciekawymi spotkaniami z dorosłymi i najmłodszymi członkami bliższej i dalszej rodziny. Jakie miałam oczekiwania jako dziecko? Być wśród rówieśników, poznać różne sekrety codziennego wiejskiego życia; zabawy na powietrzu, hasanie w ogrodzie i na podwórku, a w okresie świątecznym czynny udział w przygotowaniach i obrzędach ludowych. Z perspektywy czasu dostrzegam uczestnictwo w tych wydarzeniach jako sposób na zaspokajanie dziecięcej dociekliwości i poszukiwanie rozrywki, ponieważ nie było jeszcze telewizyjnych programów, które w przystępny sposób rozwijałyby wyobraźnię dzieci.

Niedziela palmowa zapowiadała zbliżające się Święta Wielkanocne. Przygotowanie palm to też tradycja świąteczna. Poświęconą palmą należało przypomnieć znajomym w drodze z kościoła i członkom rodziny w domu, że zbliżają się święta. Odbywało się to tak: uderzano palmą wypowiadając słowa „ palma bije, nie zabije, za sześć noc Wielkanoc”.

Święta Wielkanocne kojarzą mi się z dyngusem - śmigusem. Dostępność wody - krany na podwórzu u babci, sprzyjały obfitemu polewaniu. Amatorzy tej tradycji, zaopatrzeni w wodę, biegali po całej wsi. Zgodnie z tradycją panny i dorastające dziewczynki musiały być polane i parokrotnie zmieniały ubranie. Nie można było wyłamać się, ponieważ osoby starsze uważały, że tak powinno być i nie było mowy

o ukrywaniu się. Wieczorem wszystko wracało do normy.

Wczesne dzieciństwo w moim rodzinnym domu kojarzy mi się z celebrowaniem posiłków. Zawsze zasiadaliśmy wspólnie do stołu - mama, ojciec, brat i ja. W tygodniu spotkania przy stole były późniejsze; po powrocie rodziców z pracy, nas ze szkoły.

Z sentymentem wspominam też niedzielne poranki wczesnego dzieciństwa, kiedy lubiliśmy z bratem ( dwa małe kilkuletnie brzdące ) wstać wcześnie rano i biec do kuchni, żeby sprawdzić co upiekła nasza mama, gdy my już spaliśmy. Najbardziej lubiliśmy smażone racuchy na tłuszczu. Posypane cukrem pudrem bardzo nam smakowały.

Wspominam również codzienne poranne wędrówki do przedszkola

i powroty, najczęściej z ojcem, który potrafił prowadzić z nami rozmowy, jak myśleliśmy, bardzo poważne. W istocie było to pełne humoru zbieranie wiadomości z przeżyć w przedszkolu. Nasze komunalne mieszkanie różniło się od obszernego domu babci. Piętrowy, murowany, usytuowany przy ruchliwej drodze, z potężnym zapleczem, potrzebnymi wygodami i rozległym otoczeniem. Brukowane podwórko, ogród, drzewa owocowe i łąka - to nieruchomość babci.

Ze względu na zamiłowanie babci do chowu drobiu od wczesnego dzieciństwa miałam możność poznać rozmaitość gatunków ptactwa domowego i zwierząt domowych. Bałam się gilgających indorów i syku szczypiących gęsi, ale najbardziej lubiłam małego źrebaka, który wchodził po schodach do domu za mlekiem.

Dziadkowie lubili zwierzęta, a zwierzęta takie jak pies i koty miały u nich specjalne względy. W wyjątkowych sytuacjach były traktowane wyjątkowo. W czasie wigilijnej kolacji otrzymywały jak ludzie swoje świąteczne menu.

Babcia uważała, że święta to czas szczególny dla rodziny i nie przyjmowała do wiadomości, że kogoś mogło zabraknąć przy stole.

W ten niezwykły dzień, od wczesnych godzin rannych wszystkie czynności związane były z przygotowaniem wigilijnego wieczoru. W dzień wigilijny nie należało bywać w innych domach ani nie przyjmować interesantów. Do wigilijnej wieczerzy zasiadali domownicy, czasem zaproszony gość. W moim rodzinnym domu szczególne znaczenie miały świąteczne potrawy z kresowej kuchni. Do nich zaliczyć należy kutię, kilka rodzajów pierogów, uszka, barszcz i marynowane śledzie w śmietanie. Z góralskiej kuchni była zupa grzybowa z łazankami.

Często wracam do tych charakterystycznych potraw, które przypominają mi moje dzieciństwo i atmosferę domu w którym się wychowałam. Miałam możliwość poznać kuchnię amerykańską już jako osoba dorosła, ale nie dorównuje ona kuchni polskiej.

Wraz z upływem czasu zmieniał się charakter domu, ubywało jego mieszkańców; losy ich toczyły się różnymi drogami. Jedni wyjeżdżali by układać sobie życie na swój sposób drudzy odchodzili na zawsze. Symptomem tego ustawicznego przemijania było zamieranie życia skupionego na podwórku - ubywało zwierząt domowych i ptactwa, zmniejszyły się możliwości życiowe ludzi.

Rodzina zmniejszyła się; z wielopokoleniowej stała się małą rodziną

( skurczyła się ), w której kobiety usiłują zachować to, co wyniosły z pokoleniowej tradycji. Łacińskie przysłowie mówi: „ Czasy się zmieniają i my się zmieniamy na innych”. Jednak coś w nas pozostaje z dziecinnych marzeń i przeżyć, które są pomostem łączącym przeszłość z teraźniejszością.

Chociaż obecny mój rodzinny dom jest inny, różni się od moich marzeń, to jednak coś z tych doświadczeń pozostało. Słowa ludowej pieśni

„ Rodzinny domku mój wśród zielonych położonych wzgórz, widzę cię dotąd wciąż, choć tak wiele upłynęło już” - mówią, że dom rodzinny kształtuje naszą osobowość, ma wpływ na nasze życie. Często wracamy myślami do lat dziecinnych przeżytych w domu, w którym poznaliśmy pojęcia: „ojczyzna”, „patriotyzm”.

Trudno przekazać nastrój tamtych dni, ale nasze relacje międzyludzkie zawdzięczamy najczęściej zasadom wyniesionym z domu. Wspomnienia pozwalają zachować w życiu to co jest dla nas ważne, co lubiliśmy.

Pojawiły się wpływy zachodniej egzystencji, zmieniły się warunki życia, ale pewne wartości pozostają niezachwiane - utrzymanie więzów rodzinnych, wierności tradycji, szacunek dla drugiego człowieka, wrażliwość na agresję.

Moim skromnym zdaniem to one stanowią o naszym człowieczeństwie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przebieg zajec DZIEN DZIECKA MOJ DOM, klasa 0
dom rodzinny
Dom rodzinny a problemy z samotnością
moj dom moja chuzhbina
WYOBRAŹ SOBIE ŻEELIZA ZDECYDOWAŁA SIĘ OPUŚCIĆ DOM RODZINNY NAPISZ LIST POŻEGNALNY
Mój dom - esej
Dom rodzinny jako ruina, WYPRACOWANIA, ZADANIA
Dom rodzinny, prezentacje, WSZYSTKIE PREZENTACJE, OAZA, Prezentacje cd, Prezentacje, Prezentacje na
moj dom pr II, konspekty, scenariusze zajęć edukacyjnyc WWRD
Dom i rodzina jako wartości - motyw powracający w literaturz, matura, matura ustna
Ziemia mój dom-6l, pomoce do przedszkola, Ekologia dbamy o środowisko, SCENARIUSZE
48 Dom rodzinny [Green, green grass of home]
piktogramy mój dom
Scenariusz zajęć Mój dom
Przebieg zajec DZIEN DZIECKA MOJ DOM, klasa 0

więcej podobnych podstron