Rozdział 16 Naleśniki i grillowany ser i Rozdział 17 Mało brakowało


Naleśniki i grillowany ser

Daniel. To musiał być on. Kto inny włamałby się do jej pokoju by zabrać jedyne zdjęcie na którym jest ona sama? Zdjęcie, które zrobił jej Daniel? Kto inny?

Ariana nagle poczuła się wyczerpana ,kiedy zakładała parę świeżych jeansów i kaszmirowy sweter. Thomas czekał na nią w holu, ale ona potrzebowała chwili na pomyślenie.

Jeśli to był Daniel, dlaczego ją torturował w ten sposób? Dlaczego nie przyszedł by stanąć z nią twarzą w twarz? Był impulsywny, szybko się złościł. Sposób w jaki naskoczył na kolegę Dasha…

Ale może był zbyt zraniony tym co mu zrobiła, postanowił więc ją torturować i dopiero potem zaplanował konfrontację.

Możliwości, niewiedza, sprawiały, że bolała ją głowa.

- Jak długo można ubierać sweter? - zapytał Thomas, wkraczając do pokoju. Mrugnął kiedy podniosła na niego wzrok, jego ramiona opadły. - Och, jesteś ubrana.

- Czy nie to właśnie kazałeś mi zrobić? - zapytała stanowczo.

- Tak, ale myślałem, że jak cię zaskoczę, uda mi się zobaczyć drugi akt „Nic oprócz ciała”. - zażartował.

Ariana obrzuciła go poważnym spojrzeniem.

- Myślałam, ze mamy być tylko przyjaciółmi.

- Bo jesteśmy. - Thomas przewrócił oczami. - Teraz chodź. Umieram z głodu.

Ariana się zawahała.

- Thomas… nie sądzisz, że Daniel tu był, prawda?

Thomas zatrzymał się w drodze do drzwi. Uniósł głowę i wbił spojrzenie w sufit. Kiedy odwrócił się do niej z powrotem jego wyraz twarzy był prawie protekcjonalny, jakby musiał tłumaczyć jakieś proste pojęcie matematyczne pierwszoklasiście.

- Ariana. Twojego chłopaka tu nie ma. Jest w Vermont. A czapka, którą znaleźliśmy, była taka jak milion czapek w tej szkole. Zbieg okoliczności. I tak, ktoś wszedł do tego pokoju, ale był to prawdopodobnie dozorca. - coś w jego oczach powiedziało Arianie, że nie był on tak pewny wyjaśnienia co do intruza, jak pozostałych spraw. - Tak czy inaczej, idziemy jeść, prawda?

- Prawda. - westchnęła. Ogrzewanie było wyłączone w bursie, więc Arianie nadal było zimno. Nałożyła na siebie kurtkę.

- Więc chodźmy. Mam dla ciebie niespodziankę.

Odwrócił się i zaczął przeszukiwać jej szuflady w biurku.

- Co ty robisz? - domagała się odpowiedzi, była zdenerwowana. Dlaczego wszyscy ruszają jej rzeczy?

Poniósł srebrny spinacz do papieru.

- Mów mi Pearson. - powiedział płynnie. - Thomas Pearson.

- Co…

Thomas uniósł palec do swoich idealnych ust.

Wziął ulubioną koszulkę bez rękawów Noelle od Donny Karan z jej łóżka i podszedł powoli do Ariany machając praktycznie nieistniejącym kawałkiem materiału. Jednym ruchem zawiązał ją na oczach Ariany, tworząc prowizoryczną opaskę.

- Thomas, naprawdę nie jestem w nastroju.

Podniosła ręce do oczu, ale Thomas delikatnie chwycił je, odkładając obie na dół i stanął z nią twarzą w twarz.

- Dokładnie. Jeżeli mamy tu utknąć razem, dopóki pogoda się nie poprawi, muszę poprawić twój nastrój. Ciągniesz mnie w dół, Osgood. - jego ton był lekki, ale Ariana wyczuła w nim napięcie.

- W porządku. - zgodziła się niechętnie.

- Dobrze. - stanął za nią i położył dłonie na jej ramionach, pchając ją powoli przez pokój. - Drzwi. - oznajmił, sterując jej ciałem w stronę holu.

Ariana otworzyła oczy próbując dostrzec jakieś kształty przez cienki materiał. Wszystko było zagmatwane i zniekształcone. Serce zaczęło jej walić. Nie podobała jej się ta sytuacja. Nie podobał jej się kompletny brak kontroli.

- Nie rozumiem dlaczego to ja muszę tą niewidomą. - powiedziała ostrym tonem Ariana.

- Dlatego, że ja jestem tym, który wie gdzie idziemy, Einsteinie.

Kiedy prowadził ją przez ciemny korytarz, lekko nucił motyw przewodni z Jamesa Bonda, do ucha Ariany. Jego głos wysyłał przyjemnie dreszcze wzdłuż jej szyi, aż do ramion, i jakimś sposobem zaczęła się odprężać. Była w dobrych rękach. Rękach Thomasa.

- Schody! - zanucił.

Ariana uśmiechnęła się w duchu. Zaczęli schodzić razem po schodach. Thomas trzymał ją mocno za ramiona, chroniąc przed upadkiem gdyby nie trafiła na stopień. Ale Ariana była bardzo skupiona. Zwracała dokładną uwagę na stopy, by opadały tak jak powinny, nie zbaczając z toru, upewniając się, że stawia je za każdym razem w takich samych odstępach.

- No i jesteśmy. - Ariana usłyszała jak grzebie w zamku, a potem dźwięk otwieranych powoli drzwi. Położył jej dłoń na plecach.

- Wejdź.

Ta cała gra w niewidomego była kompletnie bezsensowna. Billings była małą bursą, więc Ariana wiedziała dokładnie gdzie się znaleźli.

- Thomas. Nie zrobiłeś tego. - powiedziała, zrywając z oczu koszulkę.

- Co? - zapytała Thomas, uśmiechając się triumfalnie. - Nie podoba ci się?

Ariana rozejrzała się po małym, schludnym pomieszczeniu. Mała, dwuosobowa sofa, pełna haftowanych poduszek, stała naprzeciwko drzwi, obok zauważyła mahoniowy stół. Brązowe krzesło, pasujące do pufów, mały stolik na kawę, na którym ułożone były książki - „ Maniery - Przewodnik po rodzinnym spokoju” i „Mała książka o etykiecie” - to wszystko było częścią wyposarzenia pokoju. Każda powierzchnia w zasięgu wzroku, była pokryta haftowanymi serwetkami. A połowa rozrzuconych poduszek była miała obrazek z charakterystycznymi kotami syjamskimi.

Rzuciła koszulkę Noelle na brzydką poduszkę, która miała wyszyty napis „ czego nie rozumiesz w słowie `miał' ”.

- Lattimer nas zamorduje. - powiedziała. Opiekunka bursy Billings notorycznie strzegła swojej prywatności jeżeli chodziło o jej pokój. Ariana widziała tylko mignięcia wnętrza tego pomieszczenia, i to wtedy gdy profesor Lattimer wchodziła lub wychodziła ze swojego pokoju.

- Pod warunkiem, że się dowie, że tu byliśmy. - odpowiedział Thomas. Wziął serwetkę z oparcia kanapy i przewiesił ją sobie przez ramię. - Witam u Chaz Lattimer, nieźle doświadczoną kulinarnie mieszkanką Billings.

- Poważnie, Thomas. Może powinniśmy znaleźć jakieś inne miejsce.

Włamanie się do Billings to było jedno, ale włamanie się do zamkniętego apartamentu opiekunki bursy, zmieniło wykroczenie w przestępstwo.

- Gdzie indziej możemy iść? - zapytał Thomas, krzyżując ramiona na piersi.

Ariana przygryzła wargę. Przez chwilę rozważała zadzwonienie do dyrektora Cox'a, by powiedzieć mu dlaczego tu byli. Ale wtedy pomyślała o wczorajszym apelu, jak powiedział, że nie ma żadnych wyjątków. Zdała sobie sprawę, z ciężkim westchnieniem, że ona i Thomas złamali już zbyt wiele zasad. Thomas miał rację. Nie było innego miejsca. Inni uczniowie używali kawiarni, więc kradzież jedzenia z kuchni nie była żadna opcją.

- Zanim odpowiesz, pozwól mi pokazać ci jedną z najbardziej kuszących cech pokoju Chaz Lattimer. - wyciągnął rękę w kierunku termostatu na ścianie i włączył. - Poczekaj na to…

Ariana podskoczyła na dźwięk dobywający się z rur w ścianach.

- Ciepło! - krzyknęła radośnie. Czuła się jakby jej kości były zamarznięte od kilku dni.

- Ciepło. - potwierdził Thomas.

- Chaz Lattimer zaczyna mnie przekonywać. - Ariana poszła do małej kuchni i usiadła na jednym ze stołków przy blacie. - Więc, jakie są twoje specjały?

Thomas wzruszył ramionami kiedy wszedł na białe linoleum. - - Nie wiem więcej niż ty- otworzył kilka szafek. - Zobaczmy. W menu mamy dzisiaj brązowy ryż, mix naleśnikowy albo suplement diety Metamucil.

- Łał. Wszystko brzmi świetnie. - powiedziała z kamienna twarzą - Zaskocz mnie.

- Naleśniki.

Thomas kręcił się po kuchni dopóki nie znalazł wymaganych składników, miarki, patelni i miski. Położył to wszystko na blacie i wziął się do roboty.

- Umiesz gotować? - Ariana się uśmiechnęła.

Podobała jej się perspektywa dowiedzenia się o nim czegoś nowego.

- Podążanie za przepisem to nie jest nic trudnego. - odpowiedział.

Ariana obserwowała jak odmierzał mix w miarce do składników suchych, oraz wodę i mleko w tej do płynów. Facet znał różnicę, tylko jeśli robił to wcześniej - Thomas starał się ukryć fakt, że wie co robi.

- Czyli nigdy wcześniej tego nie robiłeś? - rzuciła mu wyzwanie.

Nadal do niej odwrócony przestał na chwilę mieszać.

- Dobra. Przyłapałaś mnie. - powiedział przez ramię. - Umiem robić naleśniki i grillowany ser.

- Interesujące specjalizacje. - powiedziała Ariana.

- Cóż, kiedy byłem dzieckiem, nie jadaliśmy za specjalnie obiadów jako rodzina. Służąca robiła rybę z mango i chutney, więc miałem w zwyczaju wymykać się do kuchni i robić to co chciałem zjeść.

- Naleśniki i grillowany ser. - powiedziała z uśmiechem Ariana. - Faktycznie.

Ariana to rozumiała. To było jak w jej dwunaste urodziny kiedy musiała wyprawić sobie sama przyjęcie, bo jej taty nie było, a mama była w jednym ze swoich stanów. Czasami musisz po prostu nauczyć się robić coś samemu. Zastanawiała się co rozbiło rodzinę Thomasa. Czy to było to co stało się w jej? Romansujący ojciec i matka która nie była sobą już zanim on złamał jej serce?

- Nie wspominałeś dlaczego nie jedziesz do domu na Święta. - powiedziała Ariana obserwując go uważnie kiedy Thomas koncentrował się na mieszaniu składników w misce.

- W mieście jest zbyt tłoczno w czasie przerwy. - powiedział za szybko. Defensywnie.

- Thomas. - odezwała się Ariana.

Podniósł wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Wrażliwość, ból który widziała w przemijających rozbłyskach, był tam, wpisany w jego wyraz twarzy. Ale tym razem nie zniknął. Wzmagał się im dłużej wytrzymywała jego spojrzenie. Zaostrzał się im głębiej patrzyła.

Jakaś grudka urosła jej w gardle, przygryzła wnętrze policzka. Widziała już taki rodzaj bólu. Widziała go w odbiciu lustra w szpitalnej łazience. Zastanawiała się wtedy co takiego niewybaczalnego zrobiła, że zasłużyła na rodzinę taką jak ta. Natychmiast znienawidziła się za tę myśl.

Nie odzywał się przez dłuższą chwilę.

- Można powiedzieć, że Święta Bożego Narodzenia to nie jest za duży ubaw to domu Pearsonów. Chyba, że chodzi o pijanych rodziców idących na dno.

- Och. - powiedziała Ariana. - Od zawsze tak jest?

- Gdzieś tak od urodzenia. - powiedział Thomas z ponurym uśmiechem. - A jak jest z tobą? Dlaczego wolisz spędzać święta z Włażącymi-Sobie-W-Tyłek?

Ariana uśmiechnęła się porozumiewawczo.

- Dosyć długie przezwisko na „Ryan”.

- Pracuję nad tym. - odpowiedział Thomas.

Włożył place pod strumień wody i strzepnął kilka kropel na patelnię. Woda zaskwierczała na jej powierzchni. Wiedział nawet jak sprawdzić czy temperatura jest odpowiednia.

- Twoi rodzice też walczą?

- Nie. - Ariana wzięła głęboki oddech i westchnęła pozwalając by ciężar spraw rodzinnych wdarł się do jej myśli. - Gorzej. Nawet nie rozmawiają. Wcale. Nawet jak są w jednym pomieszczeniu. Ona patrzy na niego z dramatyczną tęsknotą, a on kompletnie ignoruje jej obecność.

- Cóż, cisza jest dobra. - powiedział Thomas.

- Nie ten rodzaj ciszy. - powiedziała smutno Ariana, spuszczając wyrok na swoje dłonie.

Thomas odwrócił się na moment i zamieszał ciasto naleśnikowe. Ariana pozwoliła by dźwięk trzepaczki ją uspokoił i wyciszył.

- Nigdy o tym nie myślałem jako dziecko. - powiedział w końcu Thomas.

- O czym?

- O tym jak to było. Jak krzyczeli na siebie, po dwudziestu minutach przebywania w tym samym miejscu. Jak pod koniec każdego posiłku, każdy z nich kończył w innym pokoju. I wtedy, podczas Świąt, kiedy byliśmy bardzo młodzi, wyjechali z miasta w interesach. Tokio, czy jakieś inne cholerstwo. Więc ja i mój brat…

- Blake?

Przytaknął.

- Poszliśmy na obiad do naszych przyjaciół. I to było jakby coś było wyłączone. Tata nie krzyczał. Mama nie płakała.

Thomas włożył kawałek masła na patelnię, szalone skwierczenie wypełniło pokój.

- Teraz wiesz dlaczego lubię Włażących-Sobie-W-Tyłki. - powiedziała Ariana.

- Są normalni? - zapytał Thomas sceptycznie. Odłożył miskę na blat. - Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.

- Bardziej normalni, niż jestem do tego przyzwyczajona.

Thomas dokończył smażenie naleśników w ciszy. Wtedy włożył je na dwa talerze i przysunął na skraj blatu. Usiadł na stołku obok Ariany, dotykając jej łokcia. Żadne z nich nie cofnęło ręki.

- Syrop? - zapytała z uśmiechem Ariana.

- Jak sobie życzysz. - odpowiedział i sięgnął po butelkę, która stała nad nią, jakby to było drogie wino.

Ariana polała syropem swój stos i odkroiła idealny trójkąt. W tym czasie, Thomas wziął butelkę, oblał naleśniki i za pomocą noża i widelca pokroił stos na tysiąc małych kawałków, po czym zaczął wszystkie pakować do ust.

- Więc, twoi rodzice od zawsze tacy są? - zapytał gdy przełknął.

Jedzenie w żołądku Ariany zamieniło się w cement. Nikomu nie mówiła o swojej mamie. Nawet Noelle. Nigdy nie chciała o tym mówić. Nigdy nie czuła, że może. To było nielojalne i… upokarzające. Odłożyła swój widelec i wytarła w serwetkę każdy palec osobno, jeden za drugim.

- Nie powiesz nic, co mnie zaskoczy. - powiedział Thomas rzeczowo. - Uwierz mi.

Ariana spojrzała na niego. Odwzajemnił spojrzenie, patrzył niezachwianie. Otwarcie. Nagle poczuła, że może mu powiedzieć całą prawdę. Jego rodzina też była pomylona. Nie jak Ryanowie. Nie jak nawet rodzina Lange, która kochała się nawzajem, tylko miała dziwne sposoby tego okazywania.

- Musisz przysiąc, ze nikomu nie powiesz. - powiedziała.

- Komu miałbym powiedzieć. - odpowiedział Thomas.

Nie miał interesu w rozgłaszaniu plotek. To właśnie jej mówił. Był ponad to. A ona mu wierzyła. Ariana wzięła głęboki wdech, ścisnęła swoje ramię i zaczęła.

- Moja matka była w szpitalach dla umysłowo chorych, odkąd tylko pamiętam.

Spojrzała na niego, by sprawdzić jego reakcję. Nawet nie mrugnął.

- Więc dorastając, był przy mnie tylko ojciec. - kontynuowała. - Mama była w domu tylko od czasu do czasu.

- Żadnych braci czy sióstr? - zapytał.

Ariana zacisnęła palce na ramieniu jeszcze mocniej, ale nie odpowiedziała. Nie powinna drążyć tego tematu.

- Tak czy inaczej, kiedy mama była w domu, wszystko było w porządku przez kilka pierwszych dni. Gotowała i grała ze mną w gry i była… jakimś rodzajem światła. - powiedziała Ariana wpatrując się w niego. - Czasami trwało to dłużej niż innym razem, ale zawsze prędzej czy później wracała na dno.

- Depresja? - zapytał Thomas wkładając do ust kawałek naleśnika.

- Bardzo poważna depresja. - potwierdziła. - Zamykała się w łazience i nikomu nie pozwalała wejść. Mój tata zawsze próbował, ale z czasem robił się coraz bardziej sfrustrowany. Zaczął znikać na kilka dni czy tygodni. Na szczęście miałam nianię, która się mną opiekowała. Inaczej…

- Co byśmy zrobili bez naszych niań? - zażartował Thomas chcąc złagodzić atmosferę.

- W każdym razie, moja matka zawsze sprowadzała go z powrotem dzięki groźbom. - mówiła dalej Ariana. Rozdarła swoją serwetkę na poł i potem na ćwiartki. Perfekcyjnie symetryczne, małe kwadraciki.

- Groźbom? - zapytał Thomas.

- Groziła, że… no wiesz… - spojrzała na Thomasa. Odwzajemnił spojrzenie. Zmuszał ją do powiedzenia tego.

- Że się zabije. - powiedziała cicho. Znów zaczęła drzeć serwetkę. Na osiem, potem na szesnaście, i tak dalej. Naleśniki na jej talerzu nasiąkły syropem i całkiem ostygły.

- I wtedy, pewnego dnia, kiedy miałam 9 lat, a jego niebyło od miesiąca, w końcu to zrobiła.

- Twoja matka popełniła samobójstwo? - wygadał. Potem się zarumienił uświadamiając sobie swoje faux pas.

- Nie! Nie, to znaczy spróbowała. - Ariana wyjaśniła.

I tak po prostu, znowu to zobaczyła. Ciało jej matki pozornie leżące bez życia. Skulona w pozycji płodowej na łazienkowym dywaniku. Porozrzucane pomarańczowe tabletki na kafelkach. Jej blond włosy rozlane wokół jej głowy niczym aureola. Ariana zobaczyła to wszystko i nagle pouczyła odrętwienie.

-To był ostatni dzień szkoły przed przerwą Świąteczną. - powiedziała stanowczo. Jej głos był monotonny. Oderwany. To był jedyny sposób na przebrnięcie przez wspomnienia. - To ja ją znalazłam. Zadzwoniłam na dziewięć-dziewięć-dziewięć. Lekarz powiedział, że jeśli dotarłabym tam chociażby pięć minut później…

Usłyszała siebie w kółko krzyczącą do matki. Zobaczyła siebie płaczącą do słuchawki.

- Jak to zrobiła? - zapytał Thomas. Przestał jeść.

Pytanie sprowadziło ją z powrotem.

- Vicodin. Popiła go butelką wiekowego wina, które dał jej mój ojciec podczas podróży poślubnej. - powiedziała i wymusiła uśmiech. - Musisz jej przyznać dodatkowe punkty za talent do dramaturgii.

- Bez jaj. - powiedział Thomas z krótkim śmiechem. - Musisz naprawdę nienawidzić Świąt.

- Niesamowicie. - powiedziała.

Jej wnętrzności całe się trzęsły, ale cieszyła się, że powiedziała to wszystko Thomasowi. Jej rodzina… jej przeszłość nie była już więcej sekretem. Czymś czego miała się wstydzić. Komuś o tym opowiedziała i świat nie zamierzał się zawalić.

- Jednak, chciałam pojechać do domu by się z nią zobaczyć, ale ona bardzo chciała bym pojechała z Danielem, więc… - przerwała.

Thomas spojrzał na sekundę na swój talerz. Kiedy znów spojrzał na nią, jego oczy miały ciemniejsza barwę niż sekundę wcześniej.

- A co z tobą? - zapytał Thomas.

- Co ze mną?

- Powiedziałaś, że twoja mama chce byś była z Danielem. A co z tobą? Czego ty chcesz?

Ariana mrugnęła. Nikt nigdy ją o to nie pytał. Jak to możliwe, że on zrobił to pierwszy?

- Ja… - jej głos si załamał. - To jest skomplikowane.

- Skomplikowane? Albo lubisz faceta, albo nie. To jest przeciwieństwo do skomplikowane.

Wyzwanie w jego głosie, spychało Arianę na krawędź.

- to nie takie proste. - odpowiedziała. - Moja matka, żyje moim życiem. Jest taka dumna ze mnie, z mojego życia tutaj… jeżeli kiedykolwiek zerwałabym z Danielem, lub została wyrzucona, ona by po prostu…

Nie była w stanie dokończenia tej myśli. Nie mogła znieść wyobrażenia do mogło się stać. To byłaby tylko jej wina. Tylko. Jej. Wina.

- Dlatego musze jechać do Vermont. - dokończyła. - Nie mam wyboru.

- Ale to nie fair. - Thomas nie dowierzał. - Nie powinnaś żyć całe życie tylko dla niej. Czy ona nie chce żebyś była szczęśliwa?

- Tak, ale ona myśli, że Easton, Billings i Daniel sprawiają, że jestem szczęśliwa. I tak powinno być. - jej głos był wyższy z każdym słowem. - To znaczy tak jest. Daniel to wspaniały facet. I mnie kocha.

Thomas zaśmiał się bezwzględnie.

- Daniel Ryan nie kocha nikogo poza sobą.

- Nie masz o tym pojęcia. - powiedziała, układając kawałki serwetki w rogu. - Dlaczego w takim razie jest gotowy stracić swoje dziewictwo?

Thomas gapił się na nią.

- Poczekaj. Poczekaj chwilę. Daniel Ryan powiedział ci, że jest prawiczkiem? - wygadał Thomas.

Ariana czuła, że jej twarz płonie.

- Bo jest.

Oczy Thomasa tańczyły wesoło i nagle temperatura w pokoju stała się znacznie wyższa. Patrzył na nią w protekcjonalny sposób, jakby była naiwna. Głupia.

Krew zawrzała jej w żyłach. W myślach zobaczyła jak rzuca ciężką patelnią w głowę Thomasa, tylko by pozbyć się tego jego wzroku.

- Przestań tak na mnie patrzeć! - powiedziała wstając. Jej palce drżały.

- Ja nie… - odpowiedział Thomas, a jego spojrzenie było znowu poważne. - Ja tylko… Po prostu nie mogę uwierzyć, że ci to powiedział a ty to kupiłaś.

Krew Ariany zaczęła stygnąć.

- Nic nie kupowałam. To jest prawda. - Ariana powiedziała stanowczo. - I nie jest to twój interes.

- właśnie sprawiłaś, że jest to mój interes. - powiedział Thomas wstając. - Chodź.

- Gdzie? - Ariana nie poruszyła nawet palcem.

- Zamierzam ci udowodnić, że on kłamie. - powiedział lekko. - Chyba, ze boisz się poznać prawdę.

Ariana uniosła podbródek.

- Nie boję się niczego.

- Dobra. W takim razie proponuję zakład. - powiedział Thomas, podnosząc kurtkę z sofy, gdzie rzucił ja wcześniej.

- Jaki zakład? - zapytała Ariana.

- Zakładam się o to, że udowodnię brak cnoty Daniela. - powiedział patrząc wprost na nią. - Jeśli się mylę…

- Wrócisz tu, i całkiem sam posprzątasz ten bałagan. - zaproponowała Ariana. Kiedy myślała o zostawieniu tego za sobą, jej skóra przyjemnie mrowiła.

- Zgoda. A jeżeli ty się myślisz, będziesz musiała mnie znów pocałować. - powiedział Thomas.

- Bardzo kreatywne. - odpowiedziała mu, przewracając oczami.

- Mężczyźni to proste istoty. - zażartował.

- Dobra. - powiedziała Ariana. - Miejmy to już z głowy.

Ominęła go by sięgnąć po własną kurtkę leżącą na sofie. Wiedziała, że Daniel nigdy by jej nie okłamał. Nie w tak poważnej sprawie.

Po sposobie w jakim ją poniżał, nie mogła się już doczekać by zetrzeć ten zarozumiały uśmieszek z twarzy Thomasa Pearsona.

Mało brakowało

Thomas otworzył tylne drzwi do Billings i obydwoje dostali w twarz podmuchem lodu i śniegu. Ariana ledwo co widziała metr przed sobą.

- No chodź. Muszę mieć pewność, że cię nie zdmuchnęło. - Thomas krzyczał by mógł być słyszalny przez gwiżdżący wiatr.

Podał jej swoją wolną od rękawiczki dłoń. Włożyła w nią swoją, w rękawiczce, tłumacząc sobie, że robi to tylko z przyczyn koniecznych do przetrwania, i razem wkroczyli w huragan. Nagromadzony śnieg sięgał już do okien pierwszego piętra. Kiedy zrobili pierwsze kroki, ich nogi ugrzęzły w śniegu po kolana. Ariana skuliła się kiedy zimno przemoczyło parę jej świeżych jeansów. Ostre porywy wiatru unosiły opadły już śnieg, tworząc oszałamiające koła wokół nich.

Oczy Ariany parzyły. Łzy ciekły jej po policzkach kiedy mrugała.

- To chyba jednak był zły pomysł. - wrzasnęła.

Odwróciła się i spojrzała tęsknie w okna pokoju profesor Lattimer. Wspomnienie przytulnej kuchni, zniknęło przy kolejnym podmuchu wiatru.

- Po prostu idź. - odpowiedział Thomas.

Dalszą część drogi przemierzali nie odzywając się do siebie. Kiedy w końcu dotarli do drzwi Ketlar, skulili się pod daszkiem, z dala od lodu i śniegu. Ariana wzięła głęboki oddech. Jej włosy były przemoczone, jej nos unosił się i opadł w szybkim tempie, i miała wrażenie, że jej uszy za moment odpadną.

- Nie było tak źle. - oczy Thomasa wyglądały na szare na tle strasznego, śnieżnego nieba. Ciemne chmury zakrywały żółtawą barwę, czyniąc niemożliwym stwierdzenie, że właśnie minęło południe.

Ariana po porostu na niego patrzyła, myśląc o Noelle w wygodnym Nowym Jorku, prawdopodobnie jedzącą teraz mahi-mahi w Fred's at Barneys z jej rodzicami, oraz o Ryanach siedzących wspólnie przy skwierczącym kominku.

Przerzuciła rozczochrane włosy przez ramię.

- Po porostu już tam wejdźmy.

Thomas sięgnął ręką do drzwi, a Ariana kątem oka zobaczyła ciemną postać. Nagle Thomas wepchnął ją do środka. Oboje schylili się pod oknem bursy Ketlar a Ariana wstrzymał oddech.

- Kto to jest do diabła? - wyszeptał Thomas. - Nikt nie mieszka po tej stronie kampusu.

Ariana podniosła się ignorując szepty Thomasa by została na dole, i wyjrzała przez okno. Szczupła, smukła figura, szła zgarbiona pod wiatr, podążając po ogólnie wyznaczonej trasie chodnika, która była teraz pokryta śniegiem. Wodospad czarnych włosów, tańczył szaleńczo na wietrze.

- To tylko Isobel. - wyszeptała Ariana schodząc z powrotem na dół. - Nie sądzę, że nas widziała.

Thomas westchnął z ulgą.

- Co ona tu do cholery robi?

- Jest tu przez tydzień, kiedy jej rodzice są na wakacjach.

- Isobel Bautista nie ma zaplanowanych wakacji? - Thomas uniósł brew. - Dla mnie brzmi to jak wymówka.

Ariana wzruszyła ramionami i starała się uspokoić oddech. Jej płuca były jakby wypełnione tłuczonym szkłem.

- Musimy być bardziej ostrożni. Jeżeli zobaczy nas niewłaściwy uczeń, jesteśmy skończeni.

- Wiem. - Thomas wstał i złapał ręce Ariany by pomóc jej wstać. - Nie mogę zostać złapany. Rodzice mnie wydziedziczą.

- Taa. Moi też. - powiedziała sucho. Przyłożyła dłonie do ust i nosa, by je rozgrzać oddechem. Nie zadziałało.

- Nie. Mówię poważnie. - głos Thomasa niósł się echem po holu. - Jeszcze jeden wyskok i zostanę wykluczony z testamentu. Wszystko zgarnie Blake.

Ariana spojrzała na Thomasa nie wierząc.

- Zrobią to?

Thomas przytaknął.

- Ostrzegli mnie po tym jak ostatnio wezwał ich dyrektor Cox. Jakiś pierwszoroczniak powiedział zastępcy Wesley, że sprzedałem mu Adderall.

- A sprzedałeś? - zapytała, znając już odpowiedź.

- Niewdzięczny kutas. - mruknął Thomas.

Odwrócił się i podszedł do windy, jakby właśnie nie przyznał że jest dilerem narkotyków.

- Chodźmy. - rzucił przez ramię. - Masz zakład do przegrania.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział-17-propagandowe i inne, Szkolenie Szybowcowe, Procedury operacyjne
03 Rozdział 17
(1995) WIEDZA KTÓRA PROWADZI DO ŻYCIA WIECZNEGO (DOC), rozdział 17, Rozdział 1
ROZDZIAL 17, TRZUSTKA
18 rozdzial 17 obddadd7lgo54zmd Nieznany (2)
Rozdział 17, Dni Mroku 1 - Nocny wędrowiec
Rozdział 17, S. Rudnik - materiałoznawstwo
18 rozdzial 17 UXCTXEQZKIEB67R3 Nieznany (2)
18 rozdzial 17 vmtc3jege7kyyouu Nieznany (2)
Lista 02 rozdzial 17 PL id 269752
MAKROEKONIMA, Wzrost gospodarczy, ROZDZIAŁ 17. WZROST
7 - Pretty Little Liars - Heartless - Rozdział 17, 7 - HEARTLESS
Lista 02, rozdzial 17 EN
P C and Kristin Cast Dom Nocy Ujawniona (Revealed) rozdział 17
Rozdział-17-propagandowe i inne, Szkolenie Szybowcowe, Procedury operacyjne
03 Rozdział 17
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 17
Rozdział 17 3

więcej podobnych podstron