Góry przenosić ks Mieczysław Maliński


GÓRY

PRZENOSIĆ

Księdzu Prałatowi Stanisławowi Dziwiszowi

na wspomnienie wspólnych przygód życiowych

ks.M.Maliński

GÓRY

PRZENOSIĆ

Kuria Metropolitalna w Krakowie. L.3532/81. Kraków, 31 X198tl'

IMPRIMATUR t Albin Małysiak wikariusz generalny, ks. St»-

fan Marszowski vice-kanclerz, ks. dr Stanisław Bizuń cenzor.

WPROWADZENIE

Książeczka ta zawiera rozważania na wszyst-

kie niedziele i święta. Mamy trzy roczne cykle

modlitw i czytań świętych: rok wiary - A, rok

nadziei - B, rok miłości - C. Następują one jedne

po drugich, l tak na przykład w 1982 przypada rok

B, w 1983 - rok C, w 1984 - rok A itd. Rok

liturgiczny rozpoczyna się w 1. niedzielę

Adwentu.

Należy zwrócić uwagę na niedziele po uro-

czystości Objawienia Pańskiego czyli po Trzech

Królach. Brać je trzeba z niedziel zwykłych (w

książeczce tej są one po Zielonych Świętach)

w kolejności od 1. niedzieli zwykłej, tak długo aż

nadejdzie 1. niedziela Wielkiego Postu, l tak na

przykład w r. 1982 bierzemy niedziele zwykłe do

21 lutego (7. niedziela zwykła). 28 lutego następu-

je 1. niedziela Wielkiego Postu (24II środa Popiel-

cowa). Z kolei po Zielonych Świętach (30 V) i po

niedzieli Trójcy Świętej (6 VI) startujemy 13 czer-

wca z 11. niedzielą zwykłą. Dlaczego to tak? Bo -

jak wiemy - Święta Wielkanocne są „ruchome".

W tym roku jest tak, w następnym będzie inaczej.

Może to na początek jest trochę skompliko-

wane. Ale to tylko na początek. Potem radość

życia rytmem roku kościelnego wynagradza po-

czątkowy trud.

ROK

WIARY

1. niedziela Adwentu

„Tak będzie również z przyjściem

Syna Człowieczego"

Wciąż gdzieś są trzęsienia ziemi, wciąż gdzieś

panuje ucisk na świecie i ludzie umierają ze

strachu, powstają narody przeciwko narodom

i wybuchają wojny. Wciąż gwiazdy spadają i cza-

sem słońce jest zaćmione, a czasem księżyc,

l wciąż gdzieś brat wydaje brata, a dzieci występu-

ją przeciwko rodzicom. Wciąż dokonuje się przy-

jście Syna Człowieczego. Odbywa się Jego sąd

nad ludźmi.

Wtedy, gdy trzęsie się nam ziemia pod noga-

mi, gdy cierpimy ucisk i umieramy ze strachu, gdy

wydaje nas własny ojciec, gdy są przeciwko nam

własne nasze dzieci, gdy spadają nam ostatnie

nasze gwiazdy. Wtedy dokonuje się przyjście Sy-

na Człowieczego. Sąd nad nami i nad naszymi

bliźnimi.

9

2. niedziela Adwentu

„Plemię żmijowe'

l my jesteśmy jak faryzeusze. Lubimy pierwsze

miejsca przy stole i pozdrowienia na rynku, dba-

my, by nie pomijano naszych tytułów i rozdajemy

jałmużnę na skrzyżowaniach ulic, nakładamy na

innych ciężary, których sami nawet palcem ru-

szyć nie chcemy i dziękujemy Bogu, że nie jesteś-

my jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożni-

cy, albo chociażby jak ten nasz znajomy, który

stoi w kącie kościoła i bije się w piersi - tak łatwo

wołamy: ukrzyżuj go.

10

3. niedziela Adwentu

„Oczekiwać'

Po co Go wyczekiwać, skoro przyszedł. Po co

Go wyglądać, skoro Go widzieć można. Po co Go

nadsłuchiwać, skoro Go słyszeć można, skoro

mówi do nas. Czy Adwent nie jest okresem roku

kościelnego „na niby"? Czy to nie jest nieszczere

udawanie? Czy to nie jest gra, dziecinna zabawa

coroczna? Nie. Bo On się jeszcze w tobie na nowo

nie narodził. A ty jesteś nowy. Jesteś inny niż rok

temu. Inaczej patrzysz niż rok temu. Inaczej słu-

chasz niż rok temu. Inaczej myślisz niż rok temu.

On się musi na nowo w tobie narodzić.

11

4. niedziela Adwentu

„Porodzi Syna'

Goście idą. Już się zbliżają: Matka Najświęt-

sza ze świętym Józefem, pasterze - proste chłopy

- mający w oczach jeszcze widzenie Aniołów,

a w uszach śpiewy niebiańskie, trzej Mędrcy ze

Wschodu wpatrzeni w gwiazdę. Za chwilę wszy-

scy zapukają do drzwi twojej gospody.

A u ciebie pełno: oszuści, włóczęgi, niebieskie

ptaki, urodzeni w niedzielę, bawidamki, rozpust-

nicy, cwaniacy, donosiciele. Krzyki, przekleńs-

twa, wulgarne śpiewy, po kątach trwa handel

rzeczami niewiadomego pochodzenia, na ławach

śpią pijacy pijackim snem. A w całym twoim domu

bałagan, brud, zaduch.

Co powiesz, gdy usłyszysz pukanie? Przecież

nie wprowadzisz ich do takiego gnoju. Z łbem

rozczochranym, brudny, rozchełstany, wyjdziesz

do bramy. Odgarniesz zmierzwioną czuprynę,

głowa ci jeszcze będzie pękała od wczorajszego

przepicia. Co powiesz, gdy zobaczysz Matkę Naj-

świętszą i świętego Józefa proszących o nocleg.

Tylko jedno: miejsca nie ma.

Ale goście dopiero się zbliżają. Usuń póki

czas ze swojego domu niecnych biesiadników,

otwórz szeroko okna i drzwi, niech wejdzie świeży

12

powiew wiatru, wyszoruj podłogę i ławy. Posprzą-

taj. Na stoły połóż czyste obrusy. Umyj się, włóż

szatę godową. Żebyś - gdy zapukają - mógł ich

do wnętrza zaprosić. Żeby się twój dom zapełnił

Świętą Rodziną, ludźmi serdecznymi i mądrymi

Magami. Żeby się odmieniło życie twoje.

13

W nocy 25 II

„Narodził się wam Zbawiciel'

To jest nasze Boże Narodzenie. Czyś nie po-

czuł, że jesteś inny? Że inna ziemia pod twoimi

stopami, inny wiatr na twarzy, inny świat przed

twoimi oczami, inne głosy dochodzą do twoich

uszu, inaczej biegną twoje rozmowy z ludźmi. Ten

cud miał się stać, bo to jest również twoje naro-

dzenie.

To jest nasze nowe narodzenie. Gdy słuchasz

Ewangelii o tym, co się działo w Betlejem, gdy

wpatrujesz się w Jezusa leżącego na sianie, gdy

śpiewasz kolędy, rośnie w tobie świat o innych

wymiarach, w którym panują prawa ubóstwa,

przebaczenia, miłości.

Ileż tych Bożych Narodzeń już za nami. Od

pierwszych lat, kiedy jeszcze nic nie rozumiałeś

poza zapachem świerka, smakiem opłatka w buzi,

poza świeczkami, kolorowymi bańkami, ogniami"

sztucznymi, zabawkami. Ileż tych naszych Bo-

żych Narodzeń jest za nami. Rośniemy przez nie

ku pełni Chrystusowego świata.

14

Niedziela Św. Rodziny

„Czyhali na życie Dziecięcia'

Ważniejsze jest mieszkanie niż dziecko. Waż-

niejszy jest samochód, szybkie dorobienie się,

magisterium, doktorat, docentura, profesura, wy-

jazdy za granicę niż dziecko. Ważniejszy jest

większy samochód, lepszy samochód, większe

mieszkanie, lepsze wyposażenie mieszkania niż

dziecko, l dorobiliśmy się potworków: żon, które

nie chcą być żonami i mężów, którzy nie chcą być

mężami. A jeżeli się już zdarzy dziecko, a jeżeli

w końcu zdecydują się na dziecko, to należy je jak

najwcześniej oddać do żłobka, do przedszkola,

do świetlicy szkolnej, pod opiekę pomocy domo-

wej. Bo rodzice chcą mieć czas na życie swoje,

osobiste w jak największym, w jak najpełniejszym

wymiarze, na karierę zawodową, zwiedzanie

świata, upiększanie mieszkania, pielęgnowanie

samochodu, psów, kotów, znajomości, l tak do-

chowaliśmy się potworków: matek, które nie chcą

być matkami, ojców, którzy nie chcą być ojcami.

Bo najlepiej byłoby, żeby dziecko od razu wzięła

jakaś instytucja. Niech je tam nauczą jeść, cho-

15

dzić, mówić: „pani",,,auto". Niech je tam -naweł

za specjalną dopłatą - ktoś pogłaszcze albo przy-;

tuli. l tak powoli dorabiamy się potworków, które

nie wiedzą, co to jest dom, matka, ojciec, atmos-

fera rodzinna, wspólne codzienne posiłki, wza-

jemne cieszenie się radościami, wzajemne smu-

cenie się smutkami, wspólne świętowanie nie-

dzieli, l tak rośnie ilość samochodów, coraz wię-

kszych i lepiej wyposażonych mieszkań, coraz

więcej dobrze ubranych kobiet i mężczyzn na

ulicach.

16

1 l - Nowy Rok

„Co im zostało objawione"

Składam ci na ten nowy rok życzenia wytrwa-

nia w dobrym.

Nie zaczynasz od nowa. Przed „dziś" stoi

„wczoraj". A „wczoraj" to również „wczoraj"

objawień, łask, darów, odkryć, osiągnięć, do-

świadczeń - niepowtarzalnych, jedynych, które

w historii życia ludzkiego, w historii narodu two-

rzyć powinny milowe kamienie rozwoju. Byle ich

nie roztrwonić, żeby się nie rozmyły. A chyba

najłatwiej jest je utracić, gdy ci się zdaje, że je

masz. Bo człowiek, bo naród może tylko żyć, tylko

„być", a nie „posiadać". Dobro człowiecze jest

dynamiczne nie statyczne. Dobro człowiecze to

jest droga, proces - nie rzecz.

W tym nowym roku życzę tobie i sobie wytrwa-

nia w dobrym.

17

6 l - Trzech KróH

,Mędrcy ze Wschodu'

Ażeby aż tak. Po ujrzeniu gwiazdy wybrać si.ę

w daleką, nieznaną drogę, by złożyć nowo naro-

dzonemu królowi żydowskiemu pokłon. Ażeby aż

tak? Ze złotem miłości, kadzidłem uwielbienia

i mirrą cierpienia. Tylu królów żydowskich rodziło

się już na przestrzeni wieków i ażeby aż tak teraz.

Jakież to było objawienie. Jakaż to prawda

ukazała się trzem Magom. W co uwierzyli, czym

się zachwycili, że wyszli w taką daleką drogę

z pokłonem, z darami.

Obyśmy aż tak. Oby nam się objawiło, ukazało

to, co im. Obyśmy i my przyszli do Niego z pokło-

nem. Ze złotem naszej miłości, z kadzidłem na-

szego uwielbienia, z mirrą naszego cierpienia.

Obyśmy aż tak uwierzyli.

18

1. niedziela Wielkiego Postu

„l przystąpił do Niego szatan'

To każdy z nas jest tak wciąż kuszony. Każdy

z nas jest kuszony, aby nagromadzić jak najwięcej

chleba i zabezpieczyć go sobie na całe swoje

życie - na całą nieskończoność. Każdy z nas jest

kuszony, aby mieć władzę, jak największą władzę,

aby swój tron osadzić mocno. Każdy z nas jest

kuszony i żąda od losu, od Boga, od aniołów, aby

go strzegli, na rękach nosili, by przypadkiem nie

uraził nogi o kamień.

Wystarczy spojrzeć tylko w głąb swojego ser-

ca. Jaka cienka ściana dzieli nas od tego, byśmy

sami nie wpadli w opętanie. Jeszcze chwila, a za-

czniemy napychać chlebem dom nasz pod sam

sufit. Jeszcze chwila i będziemy szli w górę po

władzę, kłaniając się w pas wszystkim-trzeba czy

nie trzeba. Jeszcze chwila, a gdy spadną na nas

nieszczęścia, będziemy mieli pretensję do losu,

do Boga, że nas od nich nie uchronił. Jeszcze

chwila.

19

2. niedziela Wielkiego Postu

„Przemienił się przed nimi"

l ty doznajesz czasem łaski przemienienia,

l ukazujesz się nagle sobie samemu i całemu

swojemu otoczeniu jako inny człowiek. Spada

z ciebie jak łachman wszystko, co dotąd się wlok-

ło za tobą - codzienna twoja małość, tchórzli-

wość, prostactwo, głupota, ograniczoność, inte-

resowność, l jesteś wielki. Taki natchniony, pro-

roczy, mądry, jasny, taki święty.

Tylko później trzeba zejść z tej góry przemie-

nienia w dzień codzienny i unieść choć odrobinę

wielkości, jasności, która ci była dana. Bo chwile

łaski są na to, żebyś nie zmarniał na co dzień.

20

3. niedziela Wielkiego Postu

„Daj mi tej wody'

A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość.

Nam, którzy co dzień czytamy gazety, słuchamy

radia, patrzymy w telewizor. Nam pozamykanym

w ciasnych kręgach rodzinnych, towarzyskich,

zawodowych.

A nade wszystko potrzebna jest nam mą-

drość: przekonanie, żeśmy ograniczeni, ciaśni,

zasklepieni, tępi, mali. l dążenie, żeby odkrywać

węzłowe problemy ludzkości, świata i swoje włas-

ne, doszukiwać się logicznych związków, wycią-

gać właściwe wnioski - a więc szukać, pytać,

zastanawiać się.

A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość.

Byśmy swoje osobiste życie ustawili mądrze i mą-

drze nim gospodarowali. Bo czas jest krótki. Bo

przebiegają nam godziny, dnie, tygodnie, miesią-

ce, lata.

21

4. niedziela Wielkiego Postu

„Kto zgrzeszył,

że on się urodził niewidomy,

on czy jego rodzice"

Jeżeli ktoś jest ubogi - to zasłużył na to. Jeżeli

płacze -to za swoje winy. Jeżeli jest prześladowa-

ny - to widocznie mu się to należy. Jeżeli kto

chory, ułomny - to przez grzechy, swoje albo

przodków swoich. Czy taka jest prawda o życiu?

Jezus powiedział: Błogosławieni ubodzy. Bło-

gosławieni, którzy płaczą.

22

5. niedziela Wielkiego Postu

„Choruje ten, którego kochasz'

On dzień w dzień od rana do wieczora obu-

mierał dla siebie, dla swoich spraw osobistych,

dla swojej wygody, dla swojej sławy, dla robienia

pieniędzy, a żył cały oddany ludziom, którzy byli

potrzebujący. On - Jezus Chrystus - nasz Mistrz.

23

Niedziela Palmowa

„Uczniowie Jezusa'

Z palmami w rękach wołamy: „Hosanna Syno-

wi Dawidowemu". W grupie, odważni, podniece-

ni sukcesem, powodzeniem Jezusa, jak banda

owiec w gromadzie silna, mocna, odważna, wier-

na. To Mistrz nasz, Pasterz nasz, możemy się nim

chwalić. Gdy przyjdzie rozproszenie, gdy każdy

z nas indywidualnie stanie przed perspektywą

śmierci, zagrożenia, zemsty, wtedy opada odwa-

ga, uniesienie, a zostaje tylko nagi strach. Strach

przed konsekwencjami, przed cierpieniem, przed

śmiercią. „Nie znam tego człowieka". Nie chcę

mieć z Nim nic wspólnego. Dajcie mi spokój.

Chcę żyć. Normalnie. Jak człowiek - z perspekty-

wami rozwoju, awansu, ze śniadaniem codzien-

nie i obiadem, i kolacją. Żeby móc spokojnie

posiedzieć przed telewizorem, przyjaciół nawie-

dzić, iść na kawę. Nie ma nas ani w czasie biczo-

wania, ani pod krzyżem, ani przy złożeniu do

grobu. Nie chcemy wyśmiania, chłosty, cierpie-

nia, maltretowania, klęski.

24

Ale gdy się wszystko uciszy, uspokoi - przyj-

dzie żal i płacz Piotrowy, wstyd przed samym sobą

swojej podłości, małości, głupoty, słabości, tchó-

rzostwa, egoizmu, l płakać będziemy po kątach,

nie mając w czyje ręce położyć głowy, l wrócimy

do Wieczernika jak uczniowie wracający

z Emaus, do tych, którzy również wrócili, wierząc,

że tylko On, wierząc, że tylko tak, wierząc, że

pozostaniemy Mu już wierni do śmierci.

25

Wielki Piątek

„Judasz, który Go wydał"

Był czas zdrady. Jeden z przyjaciół zdradził,

drugi się Go zaparł. Inni pouciekali. Rzesze zamil-

kły. Zamarły. Rzesze: a więc i ci wszyscy, którzy

z Nim szli, którzy Go słuchali, którzy patrzyli na

Jego cuda-ci nawróceni, zachwyceni, uzdrowie-

ni, ci, którzy od Niego tyle łask otrzymali. Pod

krzyżem stało zaledwie parę osób.

Jest czas zdrady, kiedy jedni przyjaciele zdra-

dzają cię, inni wypierają się ciebie, a szerokie

rzesze twoich znajomych nie przyznają się do

ciebie - ludzie, którym pomagałeś, których

wspierałeś, ci, którzy cię darzyli sympatią, z który-

mi siedziałeś tyle razy przy stole, wspólnie z nimi

jadłeś, rozmawiałeś. Dźwigasz samotnie swój

krzyż. Może spotka cię łaska, że jakaś litościwa

Weronika otrze ci twarz spoconą. A potem ko-

nasz, otoczony przez wrogów, l pod twoim krzy-

żem cierpienia zostają tylko ci najwierniejsi.

Jest czas zdrady. Kiedy wydajesz swoich przy-

jaciół z zazdrości, za pieniądze, pod naciskiem.

Zapierasz się ze strachu tych, którzy ponieśli

klęskę. Albo po prostu odchodzisz od nich. Cho-

26

ciąż tyle im zawdzięczasz, chociaż byłeś nimi taki

zachwycony. Nie idziesz z nimi ich drogą krzyżo-

wą. Nie stajesz pod ich krzyżem, gdy konają

wśród wyzwisk, szyderstw i kpin. Obyś potem

przynajmniej zapłakał nad sobą jak Piotr.

l 27

v

Wielkanoc

,Zobaczył leżące płótna"

Płyną lata. Rok za rokiem obchodzimy te świę-

ta. Rok za rokiem idziemyz niewiastami do grobu,

spotykamy młodzieńca w białych szatach siedzą-

cego na odwalonym kamieniu, wchodzimy do

wnętrza grobu z Piotrem i Janem, patrzymy na

porzucone prześcieradło i chustę, którą przykryta

była Jego twarz, i z Marią Magdaleną szukamy

Jego ciała po ogrodzie, natrafiamy na Jezusa,

którego początkowo bierzemy za ogrodnika, i do-

piero gdy zwraca się do nas po imieniu, wiemy, że

to On, nasz Mistrz i Przyjaciel, droższy nad wszys-

tko na świecie, i wracamy do domu, nie wiedząc

czy to był sen, czy jawa, nie rozumiejąc, co to

wszystko ma znaczyć.

Rok za rokiem wciąż szukamy Go w pustym

grobie. My, grzeszniejsi niż jawnogrzesznica, za-

pierający się Jezusa bardziej niż Piotr, porzucają-

cy Go jak uczniowie w Ogrodzie Oliwnym.

Ale wracamy do Jego grobu, starając się zro-

zumieć, co to znaczy cierpieć, być ukrzyżowanym

i zmartwychwstać - co to znaczy dla Jezusa i co to

znaczy dla każdego z nas.

28

2. niedziela Wielkanocy

„Pokój wam'

Nie myśl o swojej śmierci bez zmartwychwsta-

nia. Nie patrz z przerażeniem na rosnącą stertą

przeżytych lat i nie licz, ile ci - jak niewiele -

jeszcze lat pozostało. Nie patrz z przerażeniem na

starzejącą się twarz, pogłębiające się zmarszczki,

siwiejące włosy, na słabnące siły.

Nie myśl o swojej śmierci bez zmartwych-

wstania.

29

3. niedziela Wielkanocy

„Wziął chleb, błogosławił i łamał'

Bóg jest obecny nie tylko jako Dobro, Prawda,

Piękno, ale i jako Wcielone Słowo, które się

uobecnia podczas mszy świętej w tajemnicy swo-

jej męki, śmierci i zmartwychwstania. Abyś mógł

przyjść do Niego, gdyś pełen radości, nadziei

i dziękczynienia; gdyś poraniony, skrzywdzony,

obity; gdyś zdradził, upadł, załamał się, stchórzył;

gdyś spostrzegł, że twoje życie jest-miałkie, puste,

bez wyrazu. Abyś obcując z Nim umęczonym

i zmartwychwstałym uczył się od Niego żyć w Pra-

wdzie, w Dobru, w Pięknie.

30

4. niedziela Wielkanocy

„Aby owce moje miały

życie w obfitości"

Za dobrze nam jest. Chodzimy w jasności,

żyjemy w cieple. Boga mamy za Ojca. Jego Syna

za brata. W każdym dniu spotykamy się z innym

świętym. Byle tylko ręką sięgnąć, a możemy się

karmić słowem Bożym. Byle tylko krok zrobić,

a możemy uczestniczyć w świętych obrzędach.

Za dobrze nam jest. Tracimy poczucie rzeczy-

wistości. Jak rozkapryszone dzieci, nie cenimy

tego, w co opływamy, l za nic sobie mamy prawdę,

która nam się objawiła, l nadużywamy wolności,

która stała się naszym udziałem.

Za dobrze ci jest Może oprzytomniejesz, gdy

zobaczysz ludzi leżących w prochu, l może dopie-

ro wtedy zrozumiesz, co zawdzięczasz Jezusowi

Chrystusowi, który wychował cię na wolnego

człowieka.

31

5. niedziela Wielkanocy

„Kto we mnie wierzy,

będzie dokonywał tych dzieł co ja"

Najważniejsze, że byt wierny prawdzie. A iluż

jest takich, którzy zobaczyli prawdę, ale prędko

zamknęli oczy i odeszli z pośpiechem, uciekli

przed nią bojąc się konsekwencji, jakie ona może

przynieść.

Najważniejsze, że wytrwał, choć przeżywał

ciężkie chwile. Pocił się w Ogrójcu krwawym

potem, a nawet prosił: „Ojcze, jeśli to możliwe,

oddal ode mnie ten kielich". Ale nie uciekł. A iluż

jest takich, którzy nawet poszli za prawdą, ale

pożałowali tego kroku i wycofali się truchcikiem.

Gdy zostali ukarani, a nawet tylko uoomnieni -

grzecznie powrócili, pocałowali w rękę i nadsta-

wili głowę do pogłaskania.

Krzyż nie jest symbolem męki, ale zwycięstwa.

Zwycięstwa nad strachem, wygodnictwem, ule-

głością, oportunizmem, podłością. Jest symbo-

lem człowieczeństwa.

32

6. niedziela Wielkanocy

„Kto miłuje"

Kochać. To samo słowo wypowiadane przez

wszystkich ludzi. Przez każdego rozumiane ina-

czej: według miary, jaką Bóg dał każdemu z nas

i na ile ten dar Boży rozwinęliśmy albo zniszczyli.

Kochać. Twoją miłość mierzy się wielkością

twojej wrażliwości na człowieka, który stoi obok

ciebie, na społeczeństwo, w którym żyjesz. Zawi-

niłeś, jeśli skóra na tobie narosła, jeśli uodporni-

łeś się, żeby mieć spokój od ludzi lub żeby nimi na

zimno manipulować, i słowo „kochać" już nic dla

ciebie nie znaczy.

33

7. niedziela Wielkanocy

„Twoimi są"

My, którzy uważamy, że wierzymy. Ale zbyt

często w naszym życiu bywa tak, że gdy się coś

stanie nie po naszej myśli, gdy coś się nam nie

powiedzie - oburzamy się, skarżymy, narzekamy:

na ludzi, na Pana Boga, na swój zły los. l być

może, że z biegiem lat ta świadomość naszego

pecha będzie się coraz bardziej pogłębiała. Zo-

staniemy do końca życia nieszczęśliwi.

A przecież nie jesteśmy łupiną rzucaną przez

fale - to tu, to tam, jak wiatr zawieje. Jesteśmy

kierowani ręką Bożą. Ten nowy los, to nowe

przeznaczenie jest nowym zadaniem. Zobaczysz

to może nie od razu, może dopiero z perspektywy

czasu. Wtedy przekonasz się, że to wszystko było

właśnie dla twojego dobra. Ale na to trzeba

wierzyć.

34

Wniebowstąpienie

„W niebie"

Jesteśmy w drodze do nieba.

Chociaż budujemy, remontujemy, sprzątamy,

czyścimy, staramy się wygodnie urządzić - tak

jakbyśmy mieli na tej ziemi pozostać na zawsze;

chociaż jemy racjonalnie, żyjemy higienicz-

nie, staramy się nie przemęczać naszego organiz-

mu, odpoczywamy, wyjeżdżamy na urlop, zaży-

wamy lekarstwa, budujemy szpitale wyposażone

w najnowsze aparaty, usiłujemy jak najdłużej żyć

- tak jak gdyby tylko tu na ziemi było prawdziwe

życie;

chociaż cieszymy się życiem, śpiewamy, tań-

czymy, bawimy się, opowiadamy dowcipy, entuz-

jazmujemy się zawodami sportowymi, chodzimy

do kin, teatrów, słuchamy koncertów, bierzemy

udział w widowiskach, zwiedzamy świat, napawa-

my się widokiem lasów, gór, morza, staramy się

przyjemnie żyć - tak jakby prawdziwe szczęście

już tu na ziemi można było osiągnąć;

chociaż walczymy o sprawiedliwość, pokój,

przyjaźń, o równe prawa dla wszystkich ludzi,

o wolność dla czarnych, białych, żółtych i brązo-

wych, o to, by żaden człowiek nie był poniżany,

35

wykorzystywany, krzywdzony, przeciwstawiamy

się wszelkiej przemocy, dążymy do tego, by zapa-

nowała praworządność - tak jakby tylko tu na

ziemi człowiek mógł osiągnąć pełną sprawiedli-

wość;

jesteśmy w drodze do nieba.

l dojdziemy do nieba tylko wtedy, jeżeli po-

traktujemy swoje życie na ziemi naprawdę po-

ważnie, jeżeli zaangażujemy się w nie wszystkimi

swoimi siłami, jeżeli do końca naszych dni tu na

ziemi będziemy walczyli o uczciwość, przyjaźń,

praworządność i prawdę. Tylko wtedy dojdziemy

do nieba, gdzie spotkamy w całej pełni sprawie-

dliwość i miłość, prawdę i przyjaźń, która się

nazywa Bóg.

36

Zesłanie Ducha Świętego

„Weźmijcie Ducha Świętego"

Czy ty masz Ducha Bożego?

Czy widzisz więcej niż oczy potrafią? Czy

słyszysz więcej niż uszy potrafią? Czy kochasz

więcej niż serce potrafi? Czy pojmujesz więcej niż

rozum potrafi?

Czy ty masz jeszcze Ducha Bożego? Na ileś

się przygiął do ziemi przez swój strach, oportu-

nizm, zachłanność, wygodnictwo, l widzisz tylko

tyle, ile oczy potrafią, l słyszysz tylko tyle, ile uszy

potrafią, l kochasz tylko tyle, ile serce potrafi,

l pojmujesz tylko tyle, ile rozum potrafi.

37

1. niedziela zwykła

„Wtedy Mu ustąpił"

Nie narzucaj niczego nikomu. Nic na siłę. Nic

na gwałt. Nic przemocą, nic za kołnierz, nic na

sznurku. Uszanuj wolność każdego człowieka.

Uratuj jego godność. Nawet gdy nie ma racji, gdy

się myli. Nawet gdy grzeszy, gdy błądzi.

Tylko w pełnej wolności może człowiek służyć

Bogu i ludziom.

38

2. niedziela zwykła A

„Który chrzci Duchem Świętym"

Są kręgi bliskości. Jest krąg rodziny, kolegów

w miejscu pracy, ludzi twojego miasta, regionu,

narodu, Europy. Jest krąg katolików, chrześcijan,

wierzących.

Ale ponad wszystkie kręgi istnieje jeszcze

krąg ludzi dobrej woli. Bo nawet wśród najbliż-

szych braci twoich możesz napotkać ludzi, którzy

cię chcą wykorzystać, zawładnąć tobą, którzy

chcą oszukać cię, którzy manipulują tobą dla

swoich celów, którzy nie popuszczą swojego,

którzy cię nie słyszą, nie słuchają, nie chcą

słyszeć.

Ponad wszystkie kręgi, w których żyjesz, wy-

rasta krąg ludzi dobrej woli. Gdy natrafiasz na

człowieka - nieraz z kręgu bardzo odległego -

który cię słucha, rozumie, który nie chce cię

oszukać ani tobą zawładnąć, ale chce ci pomóc,

usłużyć ci, który ci jak brat - chociaż bratem nie

jest, jak rodak - chociaż rodakiem nie jest, jak

katolik - choć do kościoła nie chodzi - jak ktoś

najbliższy.

39

Życzę ci, żebyś i ty był człowiekiem dobrej

woli. Żebyś i ty umiał słuchać, nie chciał nikim

manipulować i wykorzystywać dla swoich intere-

sów. Żebyś i ty pomagał za darmo.

Bo człowiek dobrej woli to jest człowiek Boży.

Choćby nie był praktykującym ani katolikiem, ani

chrześcijaninem, ani wyznawcą żadnej religii. To

jest człowiek Boży. Bóg w nim mieszka.

40

3. niedziela zwykła

„Uczynię was rybakami ludzi"

To nie tylko do Piotra. Nie tylko do Apostołów.

Nie tylko do swoich uczniów. To do każdego z nas

Jezus kieruje te słowa: „uczynię was rybakami

ludzi".

Im więcej jesteś chrześcijaninem, tym większa

troska twoja o zbawienie ludzi: tych, z którymi

idziesz przez życie, ale i tych, którzy są poza

zasięgiem twojego bezpośredniego oddziaływa-

nia. O zbawienie dzieci, młodzieży, ludzi doro-

słych, starych, umierających. Bez tej troski nie

byłbyś chrześcijaninem. Bez tej troski nie byłbyś

zbawiony.

41

4. niedziela zwykła

„Błogosławieni, którzy płaczą'

Błogosławiony jesteś ty, który idziesz, choć

upadasz; który wciąż podejmujesz starania, choć

nie masz żadnych rezultatów; który więcej wiesz,

uczciwiej pracujesz, a jesteś nie uznany, ze-

pchnięty na margines, osamotniony, zapom-

niany.

Błogosławiony jesteś ty, który niedomagasz,

który chorujesz, który tylko z największym trudem

potrafisz przebrnąć kolejny dzień, dla którego

każda noc to koszmar. Błogosławiony jesteś.

42

5. niedziela zwykła

,Bo jeśli sól zwietrzeje"

Czy ty jesteś solą ziemi? A może już zwietrza-

łeś, l na nic innego się nie nadajesz, jak tylko abyś

był wyrzucony i podeptany przez ludzi.

Czy ty jesteś światłością świata? A może już

nie świecisz i już się nie nadajesz, abyś stał na

świeczniku i trzeba cię wstawić pod korzec.

43

6. niedziela zwykła

„Jeśli wasza sprawiedliwość

nie będzie większa niż uczonych

w Piśmie i faryzeuszów"

Życzę ci - jeżeli chcesz mieć pieniądze -

żebyś miał pieniądze, jeżeli chcesz mieć wyższe

stanowisko -żebyś miał wyższe stanowisko, jeże-

li chcesz jechać na wycieczkę zagraniczną -

żebyś pojechał na wycieczkę zagraniczną, jeżeli

chcesz mieć większe mieszkanie - żebyś miał

większe mieszkanie, jeżeli chcesz samochód -

żebyś miał samochód, jeżeli chcesz lepszy samo-

chód -żebyś miał lepszy samochód, jeżeli chcesz

mieć kolorowy telewizor - żebyś miał kolorowy

telewizor, jeżeli chcesz mieć buty - żebyś miał

buty, jeżeli chcesz mieć ubranie - żebyś miał

ubranie, jeżeli chcesz kupić zastawę do czarnej

kawy - żebyś kupił zastawę do czarnej kawy.

Życzę ci, żebyś już wreszcie miał to, co

chcesz, l ażebyś wreszcie zaczął normalnie żyć -

44

jak człowiek. Przecież nie można całe życie

przejść od stanowiska do stanowiska, od tytułu

do tytułu, od butów do ubrania, od ubrania do

telewizora, od telewizora do samochodu. Życzę

ci, żebyś wreszcie nie żył dla stanowiska, odzna-

czenia, nagrody, telewizora, butów i kożucha,

żeby ci życie nie zleciało na bezustannym zbie-

raniu.

45

7. niedziela zwykła

„Jeśli cię kto uderzy w policzek'

Przyjemnie nam słuchać słów Ewangelii. To

wszystko wydaje się nam piękne. Naukę Chrystu-

sa uważamy za najsłuszniejszą na świecie. Zwła-

szcza prawdę o miłości nieprzyjaciół. Przyznaje-

my rację, że tak być powinno w istocie.

Ale tylko do chwili aż ci ktoś zrobi krzywdę. Aż

wzbierze w tobie nienawiść, chęć zapłaty na zasa-

dzie - oko za oko, ząb za ząb: jeżeli tyś mnie

skrzywdził i ja tobie tym samym odpłacę; i udo-

wodnię ci, że musi panować sprawiedliwość na

świecie. Giną ci sprzed oczu wszystkie zasady

ewangeliczne, któreś jeszcze przed chwilą tak

chwalił, którymiś się tak zachwycał. - Twój czas

pokusy.

46

8. niedziela zwykła

„Nie troszczcie się zbytnio

o swoje życie"

To, czego najbardziej potrzebujemy, czego

najuporczywiej szukamy od najmłodszych lat aż

po ostatnie tchnienie, niezależnie od tego jakie

skończyliśmy szkoły, jakie zajmujemy stanowi-

sko, jakie wykonujemy funkcje, to jest odpowiedź

na pytanie: jak żyć. Czasem stawiamy sobie to

pytanie wprost, czasem pozostaje ono w głębo-

kich pokładach naszej podświadomości, ale za-

wsze jest obecne. Wypatrujemy drogi życia cza-

sem idąc utartymi szlakami, czasem klucząc po

kniejach, chaszczach, napotykając nieznane

ścieżki. Niekiedy nam się zdaje, że już znaleźliś-

my, żeby za chwilę stwierdzić, że ta droga wiedzie

do nikąd. O to „jak żyć" pytamy siebie, świat,

ludzi, nadsłuchując tego co mówią, co piszą, co

pokazują. Przesiewamy ich opinie przez palce,

wypatrujemy, co nam został na dłoni. Szukamy

mądrości życia nie na to, by pisać naukowe roz-

prawy, ale żeby samemu nie dać się połknąć przez

świat - żeby się uratować, l to uratować jak

najpełniej.

47

9. niedziela zwykła

„Ten, kto spełnia wolę

Ojca mojego,

który jest w niebiesiech"

Jeżeli czegoś w życiu będziemy żałowali na

łożu śmierci, to tylko tego, że życie nasze nie było

pełne, ale miałkie, pospolite, byle jakie. Żeśmy nie

dali z siebie tyle, ile dać mogliśmy. Żeśmy się

rozproszyli w drobiazgach, szczegółach, głups-

twach. Że było tyle straconej energii, czasu na

inicjatywy niegodne takiego zaangażowania. Że

nie skupiliśmy naszych sił, naszego czasu na

sprawach istotnych. Że nie było w naszym życiu

tyle nadziei, miłości, wiary, ze nie było życie nasze

takie wspaniałe, jak być mogło.

Jeżeli już dzisiaj czegoś żałujemy, to tylko

tego, że życie nasze nie jest tak wielkie, jak być

mogło.

Ale dzisiaj to jeszcze nie łoże śmierci. Ale

jeszcze żyjemy. Ale jeszcze mamy szansę.

48

10. niedziela zwykła

„Dlaczego Nauczyciel wasz jada

z grzesznikami i celnikami"

Jezus wszedł pomiędzy ludzi. Kładł ręce na

umarłych, chorych, sparaliżowanych, niewido-

mych, głuchych. Przebywał wśród celników, uli-

cznic, wyrzutków społeczeństwa. Dlatego nie

miał dobrej opinii.

Jakże my cenimy swoje dobre imię. Najchęt-

niej chcielibyśmy trwać na wyimaginowanym tro-

nie szacunku ludzkiego i stamtąd wygłaszać mą-

dre opinie, rzucać gromy potępienia, dawać do-

bre rady. Na wszelki wypadek wciąż myjemy ręce,

strzepujemy proch ze swoich szat. Tylko nie dziw-

my się, że nikt się nie nawraca.

Jeżeli chcesz pomóc człowiekowi, musisz

zejść w dół. Nawiązać ludzkie kontakty, sprzę-

gnąć się z nim swoim życiem. Dotknąć brudu,

ropy, krwi, gnoju. Narazisz się na to, że pobru-

dzisz swoje ręce, swoje szaty, że usłyszysz plotki

na swój temat, szepty za plecami. Wystawisz na

szwank swoją karierę. Nie będziesz się cieszył

dobrą opinią. Ale Jezus również się nią nie

cieszył.

49

11. niedziela zwykła

„Nauczycielu dobry'

Kto chce być nauczycielem? Użerać się

z dziećmi przez kilka godzin dziennie. Być odpo-

wiedzialnym za wszystko, co tym małym dziku-

som może przyjść do głowy, potem w domu

siedzieć bez końca nad zeszytami przy poprawia-

niu głupich błędów. Troszczyć się ustawicznie

o dzieci zaniedbane, upośledzone, niedorozwi-

nięte, zapóźnione w rozwoju, agresywne, skom-

pleksowane, o te dzieci, które się nie uczą, nie

przychodzą do szkoły, spóźniają się, kłamią,

kradną, palą papierosy, rozbijają się. Szukać

współpracy, pomocy u rodziców przez telefony,

wizyty domowe, wysłuchiwanie użaleń, utyski-

wań, pretensji, żądań, awantur.

Kto chce być dzisiaj nauczycielem? Może

tylko ten, kto lubi chodzić w góry, długo przeby-

wać nad morzem, bo tu otrzyma dwa miesiące

wakacji latem i dwa tygodnie w zimie. Może tylko

ten, kto nie dostał żadnej lepszej roboty. Bo czego

tu może się spodziewać. Cały dzień zajęty od rana

do wieczora wyczerpującą pracą, której nigdy

końca nie widać. Czy nie lepiej być urzędnikiem,

wypełniać przez osiem godzin papiery, a potem

spokojnie wracać do domu i mieć czas na swoje

prywatne życie.

Być nauczycielem. Uczyć dodawania, odej-

mowania, stawiania pierwszych liter, stulania liter

50

w całe słowa, układania słów w zdania, rozbudo-

wane zdania, zdania poprawne stylistycznie.

Uczyć. Mówić o świecie, o ludziach. Być

wśród dzieci w zespoleniu z nimi, widzieć otwarte

szeroko oczy. Widzieć, jak każdy uśmiech czy

smutek, gest, intonacja głosu wywołuje u nich

reakcję, jak każde powiedzenie, żart, uwaga są

wchłaniane, przyjmowane. - Brać odpowiedzial-

ność za tych małych ludzi, którzy zostali oddani

w twoje ręce.

Być nauczycielem. Być im jak matka, jak oj-

ciec, jak siostra, jak brat, jak koleżanka, jak kole-

ga, jak najbliższy człowiek na świecie. Uczyć

zachowania się, wyrażania się, jedzenia, higieny.

Poprawiać kokardy, włosy, fartuszki, ucierać no-

sy, zawiązywać sznurowadła, pomagać się ubie-

rać. Upominać. Bez końca upominać. Karać. Na-

gradzać. Zachęcać. Bawić. Cieszyć się. Wygłu-

piać się. Udawać zagniewanie. Surowość. Być

aktorem, klownem, sędzią, spowiednikiem, pro-

rokiem. Widzieć na własne oczy tydzień za tygod-

niem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem jak

dziecko nieporadne, nierozgarnięte, bałaganiar-

skie zmienia się, pięknieje, szlachetnieje, dosko-

nali się, staje się coraz bardziej człowiekiem.

Być nauczycielem. Panować nad klasą, pano-

wać nad sobą, nad swoją słabością, przeraże-

niem, bezradnością. Kryć swoją nieporadność,

bezsilność milczeniem. Być przyjacielem tych

małych ludzi będąc naprawdę samotnym. Uczyć.

Aż do końca klasy, szkoły. Wtedy kwiaty, łzy,

wierszyki, drętwe słowa pożegnania, skurcz w

gardle. Jeszcze przelotne wizyty, zanikające listy.

Aż kolejne twoje dziecko tonie w tłumie.

51

Potem powrócić do klasy i następnym dzie-

ciom być jak siostra, brat, ojciec i matka, jak

najbliższy człowiek na świecie.

Kto chce być nauczycielem?

52

12. niedziela zwykła

„Nie bójcie się'

Tylko gdy cię dużo, wtedy wierzysz w swoje

siły, w pomoc ludzi i Boga. Tylko gdy cię dużo,

jesteś odważny, stać cię na wszystko - rozdajesz

wokół siebie szeroką garścią uśmiech, pogodę,

wspaniałomyślnym gestem służysz innym, idziesz

przez życie szerokim krokiem, stać cię na to, by

każdemu życzyć szczerze samego dobra, patrzeć

bez zazdrości, jak się innym dobrze powodzi.

Tylko gdy cię dużo, darowujesz, przebaczasz, nie

czepiasz się szczegółów, drobiazgów, nie zwra-

casz uwagi na.detale, nie pamiętasz złośliwości,

przytyków. Tylko gdy cię dużo, widzisz daleko,

słyszysz z daleka: perspektywy, możliwości, szan-

sę. Gdy cię dużo.

Ale gdy cię mało, wtedy nie wierzysz w siebie,

w ludzi, w Boga. Gdy cię mało, wtedy boisz się,

trzęsiesz się nad sobą, nie widzisz nic poza krę-

giem swoich spraw, obwarowujesz się na zdoby-

tym placu, nie chcesz tam nikogo dopuścić, boisz

się konkurencji. Gdy cię mało, pamiętasz każdą

urazę i przysięgasz odpłacić, nie przebaczasz, nie

darowujesz, zazdrościsz każdego powodzenia,

sukcesu, każdego słowa, kroku, nienawidzisz,

pięścią z tyłu wygrażasz. Gdy cię mało.

53

13. niedziela zwykła

„Jednemu z tych najmniejszych'

Czy twój dobry czyn jest dobry? Jaka jest

intencja, motyw, powód, uzasadnienie, źródło,

z którego twój czyn płynie? Dlaczego tyto robisz:

dlaczego pracujesz, uśmiechasz się, chodzisz do

kościoła, dlaczego pomagasz drugiemu człowie-

kowi? Czy tylko dlatego, że na coś liczysz? Że

czegoś oczekujesz? Że załatwiasz kolejny inte-

res? Że będą cię obnosić na ustach jako

dobrego?

Oby na końcu twojego życia nie stwierdził

Bóg, że już otrzymałeś nagrodę swoją.

54

l

14. niedziela zwykła

„Przyjdźcie do Mnie'

*

Spotkania z Bogiem. Czasem w kościele,

w samotności, w ciszy, w skupieniu, na modlitwie,

w jakimś olśnieniu, w głębi twojego serca. Cza-

sem w poczuciu doznanej krzywdy, niesprawie-

dliwości, w wyrzutach sumienia, w uznaniu swo-

jej winy. Czasem w geście wyciągniętej dłoni,

przebaczeniu, w uśmiechu, któregoś nie oczeki-

wał, w dobroci, na którą zupełnie nie liczyłeś,

w pomocy, której ktoś ci niespodziewanie udzie-

lił. Czasem w zrywie twojego serca na widok

piękna, cierpienia, nieszczęścia-błyśnie w tobie

jak światło w mroku.

55

15. niedziela zwykła

„Dlaczego w przypowieściach

mówisz do nich?"

Przypowieści Jezusowe, l te największe - o sy-

nu marnotrawnym, o Samarytaninie, o bogaczu

i Łazarzu, o faryzeuszu i celniku modlącym się

w świątyni, l te całkiem drobne, choćby o tym, że

światła nie stawia się pod korcem, ale na świecz-

niku, że Królestwo Boże podobne jest do kwasu,

który kobieta wkłada w trzy miary mąki, do drogo-

cennej perły, do skarbu ukrytego w roli.

Przypowieści Jezusowe. Chociaż już znamy

ich treść prawie na pamięć, chociaż od samego

dzieciństwa przesypują się przed nami jak drogo-

cenne kamienie, wciąż jednak przebłyskują no-

wym blaskiem. Wciąż, co chwila, odkrywamy no-

we wartości, elementy przedtem nie zauważone,

prawdy, które nas zdumiewają. A czasem zdarzy

się, że zobaczymy w nich nasze własne życie

i zawstydzimy się.

56

16. niedziela zwykła

„Nieprzyjaciel nasiał chwastu

między pszenicę"

Do kogo ja należę: do dobra, które jest we

mnie, czy do zła. Co mnie stanowi: moje dobro,

czy moje zło. Kim ja właściwie jestem: moim

dobrem, czy moim złem. l tak rozdwojeni pomię-

dzy naszą interesowność i bezinteresowność, po-

dejrzliwość i szczerość, agresywność i czułość,

chciwość i wielkoduszność, nienawiść i oddanie,

zazdrość i życzliwość - kształtujemy swoją oso-

bowość' kolejnymi decyzjami.

57

17. niedziela zwykła

„Sprzedał wszystko, co miał'

Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie

pchają się w ogonkach, którzy nie zajmują najlep-

szych miejsc w autobusach, tramwajach i pocią-

gach.

Pan Bóg ko'cha szczególnie tych, którzy nie

upierają się przy swoim, którzy nie muszą mieć

zawsze racji.

Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie

muszą mieć najmodniejszych ubrań, najnowo-

cześniejszych sprzętów.

Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy mogą

spokojnie spać, choć poniosą klęskę, stratę, choć

im się coś nie uda, choć nie potrafią sobie zała-

twić jakiejś ważnej sprawy.

Pan Bóg szczególnie ich kocha - oni Pana

Boga szczególnie kochają.

58

18. niedziela zwykła

„Oddalił się na

miejsce pustynne osobno"

Nam skazanym na miasto, mieszkającym

w betonowych blokach, patrzącym na szare ścia-

ny, chodzącym po asfaltowych kanionach; popy-

chanym przez codzienne obowiązki; zaspieszo-

nym rano, zaspieszonym w południe, zaspieszo-

nym wieczorem; nam zagadanym przez gazety,

radio, telewizję - nam marzy się czasem wieś.

Domy pokryte strzechą słomianą, przed którymi

rosną malwy. Bocianie gniazda na starych lipach.

Droga polna pokryta ciepłym kurzem przyjaznym

dla bosych stóp. Pola z dojrzałym zbożem, po

których chodzi wiatr, wśród których siedzą ciche

grusze. Łąki usiane kaczeńcami, bratkami, sto-

krotkami. Stary dom drewniany, pachnący mio-

dem, pełen grania świerszczy, gdzie podają zsia-

dłe mleko i razowiec wyciągnięty niedawno z pie-

ca chlebowego, oblepiony przypalonymi liśćmi.

Nam skazanym na miasto, marzy się cisza,

spokój, gdzie nic nie musimy na gwałt. Bo marzy

nam się odzyskanie równowagi, wewnętrzna ci-

sza, uspokojenie, uładzenie, powrót do swojej

osobowości. Aby nam łatwiej było spojrzeć na

siebie z dystansem - na kolejny okres, który

przeszedł. Aby nam było łatwiej ocenić z odno-

59

wioną, jedynie słuszną hierarchią wartości, jaki

walor ma to wszystko, co robimy. Nam, skazanym

na miasto.

60

19. niedziela zwykła

„Lecz na widok silnego wiatru

uląkł się"

Ileż było świetnych pomysłów, inicjatyw, pro-

jektów, rozwiązań, zapewnień, l co z nimi. Jak

mogło życie nasze inaczej wyglądać. Ale łaski

danej nam wtedy nie podjęliśmy. Owszem, podję-

liśmy. Tylko przyszła pierwsza trudność, trzecia,

dziesiąta i skończyło się. Bośmy jak mimozy.

Obraziliśmy się na świat, że się na nas nie poznał,

na ludzi, że nam kłody pod nogi kładli. Bośmy jak

słoma, która buchnie płomieniem i zgaśnie. Zgasł

zapał, zachwyt, zgasło olśnienie. Bośmy leniwi

i po prostu nam się odechciało pokonywać nowe

trudności.

Patrzmy w nasze życie indywidualne - jak

moglibyśmy być inni. Patrzmy w naszą historię

narodową - tę bliższą i tę dalszą- jak moglibyśmy

jako naród inaczej wyglądać, gdybyśmy wytrwali.

61

20. niedziela zwykła

„Ulituj się nade mną'

Po co modlić się „święć się Imię Twoje",

„przyjdź Królestwo Twoje", „bądź wola Twoja",

„chleba naszego powszedniego". Po co w ogóle

o cokolwiek Boga prosić, przecież sam Jezus

powiedział: „a na modlitwie nie bądźcie gadatli-

wi, bo wie Ojciec wasz, co wam potrzeba, wpierw

zanim Go poprosicie".

Pan Bóg nie potrzebuje naszej modlitwy

i prośby. On na pewno wie, czego nam potrzeba,

wpierw niż poprosimy. To my potrzebujemy mo-

dlitwy. To my potrzebujemy tego, byśmy Pana

Boga prosili.

62

21. niedziela zwykła

„Ty jesteś Mesjasz'

Być wiernym sobie. Być wiernym drugiemu.

Być wiernym Bogu. Być wiernym.

Życie ludzkie nie składa się z samych entuz-

jazmów, zachwytów, olśnień, odkryć. One cza-

sem przychodzą jak błysk piorunu albo jak łagod-

ny deszcz wiosenny. W tej godzinie objawienia

widzimy tak, jak nigdy dotąd nie widzieliśmy,

wiemy tak, jak nigdy dotąd nie wiedzieliśmy,

chcemy tak, jak nigdy dotąd nie chcieliśmy. Wte-

dy wyrastają nasze postanowienia, rozstrzygnię-

cia, decyzje. Przy nich trzeba trwać, gdy idzie się

codzienną drogą zwyczajnego trudu, zwyczaj-

nych szarych dni.

To jest wierność.

63

22. niedziela zwykła

„Piotr zaczął Mu robić wyrzuty'

Teraźniejszość jest zwodnicza. Jest pełna na-

miętności, emocji, uniesień, zachwytów, obu-

rzeń, zacietrzewienia. Jest pełna plotek, dezinfor-

macji, niedomówień, przesady, niedoceniania.

Dopiero czas wymierza światu wyrok. Gasi

ognie namiętności. Rozwiewa popioły. Odsłania

diamenty lub próchno.

64

23. niedziela zwykła

„Jeśli brat twój zgrzeszy

przeciwko tobie"

Za krzywdy, które bliźnim naszym wyrządza-

liśmy ze spokojnym sumieniem

za obmowy, oszczerstwa i obelgi, które na

bliźnich naszych rzucaliśmy ze spokojnym su-

mieniem

za okłamywanie, nieuczciwość i oszustwa,

których przeciwko bliźnim naszym dopuszczaliś-

my się ze spokojnym sumieniem

za naszą pychę, lenistwo, zazdrość, chciwość,

obłudę, w której żyjemy ze spokojnym sumieniem

przepraszamy Cię, Panie.

Aby sumienia nasze stały się wrażliwe, Ciebie

prosimy, wysłuchaj nas, Panie.

65

24. niedziela zwykła

„Panie, ile razy mam przebaczać'

Potrafimy być wyrozumiali, przebaczający,

wielkoduszni dla przestępców - nawet dla zbrod-

niarzy, którzy czynią zło z premedytacją. Ale tylko

dla tych, którzy działają w dużej odległości od

nas.

Jesteśmy bezwzględni, domagający się spra-

wiedliwości, pełnego zadośćuczynienia, wyna-

grodzenia wobec ludzi, którzy wyrządzili krzywdę

nam osobiście. Dla nich nie mamy litości. Traktu-

jemy ich jak wyjętych spod prawa, wobec których

dozwolony jest każdy czyn, byleby wyrównać na-

szą krzywdę.

A przecież Jezus myślał właśnie o tych lu-

dziach, gdy nakazał nam się modlić: „...i odpuść

nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym

winowajcom".

66

25. niedziela zwykła

„Wyszedł gospodarz

najmować do winnicy swojej"

Z której godziny jesteś - z rannej, z południo-

wej, z wieczornej? Odkąd przystałeś do Jezusa -

od lat dziecięcych, poprzez „pa, Boziu", pierwszy

nieporadny znak krzyża, pierwsze niezrozumiałe

„Ojcze nasz", pierwszą w bieli uroczystą Komu-

nię świętą. A może jesteś z godziny przedpołud-

niowej: z czasu młodzieńczych burz, kiedy od-

kryłeś piękno prawdy Chrystusowej. A może jes-

teś z godziny południowej, gdyś wszedł już w ży-

cie i przekonałeś się, jaką ma wartość nauka

Chrystusa dla życia indywidualnego i społeczne-

go. A może jesteś z godziny popołudniowej,

z twojej gorzkości, z zawodów, z klęsk: gdyś

zobaczył, co jest złotem w życiu, a co prochem -

co się w życiu naprawdę liczy. A może dopiero

w przedostatniej swojej godzinie - w starości

swojej zobaczyłeś Jezusa Chrystusa - dopiero

wobec swojej śmierci uwierzyłeś w Jego śmierć

i Jego zmartwychwstanie.

Niezależnie od tego, z której jesteś godziny,

niezależnie od tego, kiedyś przyszedł do Jezusa,

najważniejsze, żebyś od Niego już nie odszedł.

67

26. niedziela zwykła

„Powiedział: idę, ale nie poszedł"

Jacy my jesteśmy tolerancyjni. Już się nicze-

mu nie dziwimy. Potrafimy patrzeć na wszystko

bez zmrużenia oka. Potrafimy słuchać wszystkie-

go w milczeniu. Już się do wszystkiego przyzwy-

czailiśmy. Nie mamy żadnych oporów ani za-

strzeżeń.

Jacy my jesteśmy tolerancyjni. Uśmiechamy

się na wyrost. Kiwamy głowami, zanim usłyszymy

polecenie. Żeby się nie narazić, żeby ktoś nie

pomyślał, że nie chcemy się zgodzić.

My jesteśmy tacy tolerancyjni, bo nas po pros-

tu nic nie obchodzi. Niech sobie gadają, co chcą.

Niech sobie robią, co chcą. Byle uratować swoją

skórę jak najlepiej i jak najdokładniej.

68

27. niedziela zwykła

„Królestwo Boże będzie

wam zabrane"

Boję się ludzi sprawiedliwych, szlachetnych,

prawych, czystych, ludzi o nieskalanych rękach.

To są ci, którzy innych osądzają, skazują, potę-

piają.

Boję się o tych ludzi, którzy siebie uważają za

uczciwych, prawych, sprawiedliwych, za ludzi

czystych rąk. Ci są zdolni do najgorszych grze-

chów.

69

28. niedziela zwykła

„Uczta jest gotowa'

Ostatnia Wieczerza: świętowanie Męki,

Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa - świętowa-

nie ustanowione przez Niego samego. Każdy

Wielki Czwartek jest rocznicą Ostatniej Wiecze-

rzy. Ale i każda Msza święta. Do istoty tego sakra-

mentu należy, aby wszystko się odbywało tak jak

wtedy. Ma być taki chleb jak wtedy, wino jak

wtedy i słowa te same - jak wtedy, l tak każda

Msza święta jest kontynuacją Ostatniej Wiecze-

rzy. Każda Msza święta - tak jak Ostatnia Wiecze-

rza - jest świętowaniem, uobecnieniem Męki,

Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. My przy sto-

le Pańskim na równi z apostołami spożywamy to

samo Ciało i pijemy tę samą Krew Pańską, którą

Jezus przelał na krzyżu.

70

29. niedziela zwykła

„Oddajcie co Bożego Bogu'

Przestajemy się modlić. Ginie modlitwa indy-

widualna ranna i wieczorna. Nawet dzieci prze-

staje się przyuczać do pacierza. Giną rozmaite

modlitewne zwyczaje, jak wstępowanie do koś-

cioła na krótką chwilę.

Przestajemy się modlić. Odpowiedzią jest za-

wsze brak czasu. Ale odpowiedzią głębszą, która

pozostaje w tle naszej świadomości, jest prze-

świadczenie, że w życiu liczy się przede wszyst-

kim czyn, że za czyn będziemy rozliczani.

Równocześnie ginie czyn miłości. Spotkać

człowieka, który potrafi zobaczyć Sprawę i pod-

jąć ją nie kombinując, ile na niej zarobi, spotkać

człowieka, który za jakąkolwiek pomoc, przysłu-

gę nie wyciągnie łapy po wynagrodzenie, który

nie domaga się za każdą uprzejmość rewanżu, nie

jest łatwo. Bo tak to jest. Nie łatwo zdobyć się na

bezinteresowność, bośmy interesowni, chciwi,

zaborczy, zazdrośni, l nawet przy najlepszych

początkach z dnia na dzień ześlizgujemy się nie-

zauważenie na robienie interesu nawet z najświę-

tszej sprawy. A przecież czyn miłości jest warun-

71

kiem naszego chrześcijaństwa i naszego człowie-

czeństwa.

Dlatego modlitwa. Dlatego codzienna modli-

twa. Dlatego ta konieczność systematycznego

stawania w obecności Bożej, jednoczenia się

złym, który jest Miłością: Obyś nie przegrał życia,

które jest twoją największą wartością.

72

30. niedziela zwykła

,Będziesz miłował bliźniego

swego"

Chorobą jest nienawiść. Chorobą jest złośli-

wość, zazdrość, pycha, chciwość, egoizm. Każdy

grzech to nie tylko zło moralne, ale choroba:

skrzywienie osobowości.

Uleczyć takiego człowieka można tylko do-

brocią, cierpliwością, wyrozumiałością, spoko-

jem, ciepłem, serdecznością - miłością.

73

31. niedziela zwykła

„Mówią, ale sami nie czynią"

Mamy usta wciąż pełne rad, poleceń, pou-

czeń, wskazań, napomnień. My wiemy dobrze, jak

ludzie powinni żyć. Jak powinni postępować nasi

przyjaciele, koledzy, sąsiedzi. Czego powinni uni-

kać, co powinni pielęgnować, wprowadzać

w swoim życiu. Aż do najdrobniejszych szczegó-

łów. Wiemy, jak powinni się ubierać, co kupować,

jak się odżywiać, jak urządzać mieszkanie, dokąd

jechać na wakacje, z kim się przyjaźnić, jak wy-

chowywać dzieci.

Już tacy mądrzy jesteśmy, tacy doświadczeni,

tacy praktyczni. Tylko dlaczego nasze życie jest

takie kulawe.

74

32. niedziela zwykła

„Wyszły na spotkanie'

Mieć nadzieję. Że będzie lepiej, że będzie

inaczej, bo dłużej tak być nie może. Że wreszcie

zapanuje sprawiedliwość, uczciwość, prawo.

Mieć nadzieję. Że będzie ci lepiej. Że zała-

twisz, że otrzymasz, dostaniesz to, o co się sta-

rasz, co chcesz, co ci się należy, na co czekasz,

o co się dobijasz, upominasz, prosisz, żądasz.

Mieć nadzieję. Że wrócisz do sił, do kondycji,

do zdrowia, do swojej młodości, do swojej spraw-

ności fizycznej i intelektualnej i będziesz silny,

sprawny i stać cię będzie na wszystko tak jak

dawniej i jak nigdy dotąd.

Mieć nadzieję. Nawet wtedy, kiedy nie ma

żadnych szans-. Nawet wtedy, kiedy upływa dzień

za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za mie-

siącem i nic się nie zmienia, wszystko jest tak jak

było, a nawet jest coraz gorzej. Sterczy ściana

twarda, nieugięta, bez rysy, bez cienia, bez per-

spektyw.

Mieć nadzieję. W nocy - że doczekasz dnia.

W ciemności - że przyjdzie światło. We mgle - że

słońce się przedrze. W zim ie - że przyjdzie ciepło.

Mieć nadzieję. Bo bez nadziei żyć się nie da.

75

Bo beznadziejnie żyć się nie da. Bo beznadziejne

życie jest żadnym życiem. Bo gdy nie będziesz

miał nadziei, przestaniesz żyć.

»fa

76

33. niedziela zwykła

„Pewien człowiek

mając udać się w podróż"

Wędrujemy przez świat, zwiedzamy miasta,

miasteczka, wsie, poznajemy ludzi, ich zwyczaje,

tradycje, oglądamy budynki, rzeźby, obrazy. Pyta-

my kto, kiedy, jak, gdzie.

Ale w tym wszystkim chodzi nam na końcu

o nas samych, o sens naszego życia. O prawdę

życia, której nigdy nie jesteśmy w stanie dogłęb-

nie poznać.

l dlatego do ostatniego naszego tchu musimy

wędrować po świecie, poznawać miasta i miaste-

czka, pielgrzymować do miejsc świętych i miejsc

sławnych, oglądać pamiątki, zabytki, dzieła sztu-

ki, aby nie zbłądzić ani nie dać się oszukać - aby

zgłębiać prawdę naszego życia.

77

34. niedziela zwykła

„Cokolwiek uczyniliście

jednemu z braci najmniejszych,

mnieście uczynili"

Wszystkie religie świata mówią o miłości bliź-

niego. Ale żaden założyciel religii, żaden reforma-

tor nie potrafił tak lapidarnie określić, na czym ta

miłość polega.

Zdanie wstrząsające, nigdy w pełni nie zgłę-

bione, które identyfikuje Boga z człowiekiem po-

trzebującym. Które stwierdza, że pomoc udziela-

na człowiekowi potrzebującemu na zasadzie

czystej bezinteresowności jest pomocą udzielaną

Bogu samemu.

78

Wszystkich Świętych

„Błogosławieni jesteście,

którzy łakniecie

i pragniecie sprawiedliwości"

Błogosławieni jesteście wy, którzy walczycie

o sprawiedliwość - upominacie się o starych,

schorowanych, stajecie w obronie uciśnionych,

domagacie się praw ludzkich dla krzywdzonych,

poniżonych, pomagacie żyć tym, którzy nie umie-

ją, aibo już nie potrafią. Błogosławieni jesteście,

którzy walczycie o sprawiedliwość, chociaż z te-

go powodu cierpicie prześladowania, chociaż

wam ludzie urągają i prześladują was, i mówią

kłamliwe rzeczy na was. Błogosławieni jesteście.

79

-i f f

ROK—————

i NADZIEI

1. niedziela Adwentu B

„Czuwajcie, bo nie wiecie,

kiedy Pan domu przyjdzie"

Balansujemy na linie istnienia. Ty, który teraz

jesteś zdrowy, wiesz, że w jednej chwili możesz

zachorować. Ty, który jesteś zamożny, usytuowa-

ny, wiesz, że w jednej chwili możesz stać się

biedny. Ty, który jesteś otoczony ludźmi szanują-

cymi cię, wiesz, że w jednej chwili możesz ich

utracić. Ty, który żyjesz, wiesz, że w każdej chwili

możesz zginąć.

Do wymiaru ludzkiej osoby należy niepew^

ność jej egzystencji. Każdy z nas - niezależnie od

wieku, od stanu, mimo rozmaitych środków, jakie

podejmuje, aby się zabezpieczyć, aby wyelimino-

wać wszelkie zagrożenie - balansuje na linie

istnienia, l dlatego każdy wciąż - na każdym

etapie, w każdej sytuacji swojego życia potrzebu-

je Tego, który jest Światłem, Prawdą, Życiem.

83

2. niedziela Adwentu

„Odpuszczenie grzechów"

Jak żałować za g rzęchy-za to, co się samemu

uczyniło? Dopiero wtedy, gdy odkryjesz, żeś stra-

cił, gdy przekonasz się, coś stracił. Bo przecież

grzech to nie tylko krzywda wyrządzona bliźnie-

mu, lecz krzywda wyrządzona sobie samemu -

strata, którą poniosłeś w rozwoju swojej osobo-

wości. Gdy nagle zobaczysz kogoś, kto nie stracił,

l patrząc w niego, jak jest wspaniały, odkrywasz,

że ty mógłbyś być też taki. A nie będziesz, l już

nigdy nie staniesz się tym, kim mógłbyś być.

Zakopałeś talenty. Zagubiłeś się po drodze, zuży-

łeś siły swe i energię na bzdury, na niepotrzebną

szarpaninę. Brakło ich na to, co istotne w twoim

życiu. Upłynęły już dnie, tygodnie, miesiące, lata,

które były przeznaczone na twój rozwój. Bezpo-

wrotnie, l to jest ten żal. Niestety, on nie zmieni

tego, co się stało - chociaż tak bardzo chciałbyś

poprosić Reżysera, abyś mógł powtórzyć swoją

kwestię.

Ale może jeszcze pożyjesz. l ten żal: świado-

mość tego, ileś stracił będzie ostrogą, byś upo-

rządkował swoją hierarchię wartości i zaczął no-

we życie na miarę powołania, które usłyszałeś.

84

3. niedziela Adwentu

B

„Czy ty jesteś prorokiem"

Jedną z największych tragedii Izraela, a może

największą, było odrzucanie proroków, którzy

chcieli ten naród uratować.

W jakiś sposób, na tej płaszczyźnie decydują

się losy nie tylko Izraela, ale każdego narodu. Nie

wolno kamienować proroków. Oni lepiej widzą,

lepiej słyszą, lepiej rozumieją. My musimy starać

się ich oczami patrzeć, ich uszami słuchać, ich

rozumem rozumieć - na to, aby uratować swój

naród i siebie od zguby.

85

B

4. niedziela Adwentu

„Oto ja służebnica Ptfńska"

Czekajmy. Wyczekujmy. Na Pana. Nie na Te-

go, który przychodzi z mocą wielką i majestatem,

aby usiąść na tronie sądzić świat: karać złych,

wynagrodzić dobrych. Ale na Tego, który przy-

chodzi w ciemności nocy betlejemskiej, jest zło-

żony w żłóbku na sianie, wśród gnoju, bydła.

Mamy być gotowi nie na rachunek sumienia,

ale na to, by popatrzyć w oczy, wytrzymać spoj-

rzenie Tego, który nam siebie dał i nic innego nie

chce, jak tylko, byśmy tak jak On stali się miłością.

86

vicie 25 XII

B

„Znaleźli Maryję,

Józefa i Niemowlę"

To jest święto miłości. A miłość to znaczy -

być razem. Bądź razem w te święta. A gdy nawet

nie będziesz mógł, to zadzwoń, wpadnij, napisz

list, wyślij jakiś drobiazg. Bo osobowość nasza

nie kończy się na obrysie naszego ciała, możesz

ją rozszerzać i przedłużać chociażby telefonem,

listem, małym prezentem.

To jest święto miłości. A miłość to znaczy być

razem. Nie pozostawaj samotny w czterech ścia-

nach twojego mieszkania. Bądź razem w te

święta.

87

B

4. niedziela Adwentu

„Oto ja służebnica Pańska"

Czekajmy. Wyczekujmy. Na Pana. Nie na Te-

go, który przychodzi z mocą wielką i majestatem,

aby usiąść na tronie sądzić świat: karać złych,

wynagrodzić dobrych. Ale na Tego, który przy-

chodzi w ciemności nocy betlejemskiej, jest zło-

żony w żłóbku na sianie, wśród gnoju, bydła.

Mamy być gotowi nie na rachunek sumienia,

ale na to, by popatrzyć w oczy, wytrzymać spoj-

rzenie Tego, który nam siebie dał i nic innego nie

chce, jak tylko, byśmy tak jak On stali się miłością.

86

(świcie 25 XII

B

„Znaleźli Maryję,

Józefa i Niemowlę"

To jest święto miłości. A miłość to znaczy -

być razem. Bądź razem w te święta. A gdy nawet

nie będziesz mógł, to zadzwoń, wpadnij, napisz

list, wyślij jakiś drobiazg. Bo osobowość nasza

nie kończy się na obrysie naszego ciała, możesz

ją rozszerzać i przedłużać chociażby telefonem,

listem, małym prezentem.

To jest święto miłości. A miłość to znaczy być

razem. Nie pozostawaj samotny w czterech ścia-

nach twojego mieszkania. Bądź razem w te

święta.

87

B

Niedziela Św. Rodziny

„Za natchnieniem Ducha'

Trzeba zamiatać, gotować, myć, zmywać, szo-

rować, prać, prasować, sprzątać, prześcielać. Jak

tę sprawę traktujesz - jak katorgę czy wyraz

twojej miłości?

To nie jest obojętne, dlaczego myjesz szklan-

kę, obierasz ziemniaki, pierzesz, prasujesz, robisz

zakupy, porządki. To nie jest obojętne, czy z mi-

łości, czy z psiego obowiązku.

Bo albo się w ten sposób niszczysz, albo się

stajesz.

88

11-Nowy Rok

B

„Wielbiąc i wysławiająCvfk>ga"

Z kieliszkiem wina w ręce, słuchając zegara

wybijającego koniec roku, wpatrzony w oczy

przyjaciół - gdy próbujesz określić to wydarzenie,

w którym uczestniczysz, pierwszym stwierdze-

niem jest: udało się. Bośmy przeżyli. A tylu ludzi

młodszych od nas, bliskich albo znanych tylko ze

słyszenia, odeszło w tym roku.

Ale tuż zaraz narasta świadomość uciekają-

cych lat, trwoga o każdy miesiąc, tydzień, dzień

nawet, który cię czeka, l gorączkowe szukanie

odpowiedzi na pytanie: jak żyć w tym czasie

podarowanym.

89

B

61-Trzech Króli

„Przybyliśmy oddać Mu pokłon"

A my wraz z pasterzami i Trzema Królami.

Bośmy usłyszeli, że Zbawca się narodził. Przez

mrok, we mgle, w błocie, potykając się brniemy

do Tego, który jest światłem, my, którzy jesteśmy

ciemnością, złością, niepewnością, rozdarciem,

gniewem. Aby nas wybawił od naszego błota

i mroku - od tego, co nam doskwiera, boli, rani,

niepokoi, przeszkadza, z czym sobie rady dać nie

możemy.

Są tacy, którzy nie usłyszeli wołania aniołów,

albo którzy nie dali im wiary. Są tacy, którzy nie

zobaczyli gwiazdy, albo którym nie chciało się

wybrać w drogę. Śpią dalej. Chociaż w brudzie,

chociaż w błocie, chociaż w mroku. My przyszliś-

my do Niego, bo chcemy, żeby się rozjarzył pło-

myk światła, który tli się w nas. Żeby ogarnął nas,

wypędził z dusz naszych mrok, zło, gniew, niena-

wiść.

Tajemnica Bożego Narodzenia. Tajemnica

narodzenia Bosa w duszy twojej.

90

liedziela Wielkiego Postu

B

,,.• ., ~, „Był na pustyni"

Wzrastaj w Boga, ale w ukryciu. Wzrastaj

w Boga swą uczciwością, dobrocią, serdecznoś-

cią - niech rozprzestrzenia się w tobie Bóg, ale

niech nikt o tym nie wie, kto wiedzieć nie musi.

Nie obnoś się z tym, coś dobrego uczynił. Nie

zabiegaj o akceptację, uznanie, pochwałę, nagro-

dę. Niech to stanie się dla ciebie zupełnie nieważ-

ne, nawet gdy ludzie za twoją ofiarność potępią

cię w swoim niezrozumieniu. Dopiero gdy tak

sprawę postawisz, przekonasz się, jaki jesteś wy-

rachowany. Jak bardzo przyzwyczaiłeś się do

podstawiania głowy na pogłaskanie, wyciągania

łapy po nagrodę.

91

B

2. niedziela Wielkiego Postu

„Jego odzienie stało się białe jak

śnieg"

Nie możesz żyć w ciągłym poniżeniu, pogar-

dzie, cierpieniu, nie możesz być wciąż przegrany.

Musisz mieć chwile radości, po to, żeby wytrzy-

mać późniejsze cierpienie. Musisz mieć chwile

zwycięstwa, żeby przyjąć klęskę, która się na

ciebie zwali. Musisz mieć chwile satysfakcji

i uznania od ludzi, od świata, od siebie samego,

by znieść pogardę i odrzucenie.

Wiedz o tym, że ty taki jesteś i że każdy

człowiek jest taki. Wiedz o tym, że ludzie, z który-

mi masz kontakty jako ojciec, jako matka, jako

współpracownik, przełożony, nauczyciel, kolega,

przyjaciel, nie wytrzymują ciągłych upomnień, że

muszą słyszeć od ciebie pochwały. Nie zniosą

twojego wciąż surowego oblicza. Muszą na nim

widzieć również uśmiech i serdeczność. Wiedz

o tym - nikt nie wytrzyma tylko cierpienia, każdy

musi mieć chwile szczęścia, uwielbienia! podnie-

sienia aż do siódmego nieba- od Boga, od ludzi,

ale i od ciebie, który jesteś za niego odpowie-

dzialny.

92

3. niedziela Wielkiego Postu B

„Nie róbcie targowiska z domu

Ojca mego"

Najgorzej gdy ksiądz przestanie być księ-

dzem, żona -żoną, mąż - mężem, matka-matką,

ojciec - ojcem, naukowiec - naukowcem, robot-

nik - robotnikiem, dom -domem, szkoła-szkołą,

kościół - kościołem. Najgorzej, gdy matka prze-

stanie się troszczyć o swoje dzieci, mąż o swoją

żonę, nauczyciel o swoich uczniów, lekarz o swo-

ich pacjentów. Najgorzej, gdy człowiek straci

powołanie. Wtedy zaczyna się troszczyć wyłącz-

nie o siebie, o swój interes, pieniądze, sławę, o to,

żeby mu dobrze i wygodnie było w życiu.

Jest-coś jeszcze gorszego: gdy ktoś w ogóle

nie usłyszy swojego powołania. Gdy nie poderwie

się na głos, gdy nie podejmie swojego zadania.

Bo ten pierwszy przynajmniej odczuł smak życia.

Ma do czego wrócić. A taki, który nigdy nie podjął

wezwania, jest skazany wyłącznie na siebie, na

krążenie wokół własnej osi.

93

B

2. niedziela Wielkiego Postu

„Jego odzienie stało się białe jak

śnieg"

Nie możesz żyć w ciągłym poniżeniu, pogar-

dzie, cierpieniu, nie możesz być wciąż przegrany.

Musisz mieć chwile radości, po to, żeby wytrzy-

mać późniejsze cierpienie. Musisz mieć chwile

zwycięstwa, żeby przyjąć klęskę, która się na

ciebie zwali. Musisz mieć chwile satysfakcji

i uznania od ludzi, od świata, od siebie samego,

by znieść pogardę i odrzucenie.

Wiedz o tym, że ty taki jesteś i że każdy

człowiek jest taki. Wiedz o tym, że ludzie, z który-

mi masz kontakty jako ojciec, jako matka, jako

współpracownik, przełożony, nauczyciel, kolega,

przyjaciel, nie wytrzymują ciągłych upomnień, że

muszą słyszeć od ciebie pochwały. Nie zniosą

twojego wciąż surowego oblicza. Muszą na nim

widzieć również uśmiech i serdeczność. Wiedz

o tym - nikt nie wytrzyma tylko cierpienia, każdy

musi mieć chwile szczęścia, uwielbienia! podnie-

sienia aż do siódmego nieba-od Boga, od ludzi,

ale i od ciebie, który jesteś za niego odpowie-

dzialny.

92

3. niedziela Wielkiego Postu B

„Nie róbcie targowiska z domu

*».ve .« Ojca mego"

Najgorzej gdy ksiądz przestanie być księ-

dzem, żona- żoną, mąż - mężem, matka-matką,

ojciec - ojcem, naukowiec - naukowcem, robot-

nik - robotnikiem, dom -domem, szkoła-szkołą,

kościół - kościołem. Najgorzej, gdy matka prze-

stanie się troszczyć o swoje dzieci, mąż o swoją

żonę, nauczyciel o swoich uczniów, lekarz o swo-

ich pacjentów. Najgorzej, gdy człowiek straci

powołanie. Wtedy zaczyna się troszczyć wyłącz-

nie o siebie, o swój interes, pieniądze, sławę, o to,

żeby mu dobrze i wygodnie było w życiu.

Jest-coś jeszcze gorszego: gdy ktoś w ogóle

nie usłyszy swojego powołania. Gdy nie poderwie

się na głos, gdy nie podejmie swojego zadania.

Bo ten pierwszy przynajmniej odczuł smak życia.

Ma do czego wrócić. A taki, który nigdy nie podjął

wezwania, jest skazany wyłącznie na siebie, na

krążenie wokół własnej osi.

93

B

<4. niedziela Wielkiego Postu

„Potrzeba,

by wywyższono Syna Człowie-

czego"

Może polegniesz. Może, realizując swoje ży-

cie według wzoru Jezusa, przegrasz: twoja bezin-

teresowność będzie przez innych wykorzystana,

twoja uczciwość nie zostanie przez nikogo zau-

ważona, twoje zasługi zwrócą się przeciwko to-

bie, nie dojdziesz do żadnych dużych pieniędzy

ani nie staniesz się sławny, nie zyskasz uznania.

Przylepią ci łatkę fantasty, naiwnego, nieżyciowe-

go, niepraktycznego. Może nawet oszusta.

Ale czy to jest przegrana, czy to klęska. Prze-

cież On tak przegrał, tak poległ.

94

5. niedziela Wielkiego Postu B

„Jeśli ziarno wpadłszy w ziemię

nie obumrze"

Tajemnica śmierci Chrystusa. Tajemnica

śmierci tych, co padli za sprawę. Tajemnica roz-

strzelanych, wieszanych, ścinanych, dawniej ka-

mienowanych, krzyżowanych.

Chociaż jesteśmy słabi, bojaźliwi, zmienni,

upadający, chociaż jesteśmy grzeszni, chcwi, wy-

rachowani, interesowni, leniwi, to przecież w du-

szy każdego z nas tli się iskra wielkości, l nie ma

nic lepszego, żeby tę iskrę w płomień zamienić,

jak świadectwo innego człowieka. A spośród

wszystkich świadectw najlepsza jest śmierć za

sprawę.

95

fe

T!

B

*t e<0«ffledziela Palmowa

„Dźwigając krzyż1' orm

Idź za Jezusem Jego drogą krzyżową, aby Go

zrozumieć.

Idź za Jezusem Jego drogą krzyżową, abyś

zrozumiał swoją drogę krzyżową, gdy będziesz

niesłusznie osądzony i potępiony, gdy będziesz

ze swoim krzyżem szedł, upadał i powstawał, aż

cię przybiją do krzyża, aż cię odrzucą i wyśmieją,

i zostaniesz sam, może wśród garstki przyjaciół.

Idź za Jezusem, abyś siebie zrozumiał i doszedł za

Nim do chwały Niedzieli Wielkanocnej.

Znakiem chrześcijaństwa nie jest tylko Jezus

ukrzyżowany, ale Jezus zmartwychwstały, trium-

fujący. Najpełniejszą prawdą chrześcijanina nie

są tylko cierpienia i klęski, ale uwielbienie, ja-

kie otrzyma za służbę prawdzie od Ojca w

zmartwychwstań i u.

96

Wielki Piątek

B

„Nie znam tego Człowieka'

k Jak kochać, skoro tyle razy zostaliśmy zdra-

dzeni. Jak wierzyć, skoro tyle razy zostaliśmy

wydani. Jak ufać, skoro tyle razy przeżyliśmy

rozczarowanie. Jak rozmawiać, skoro tyle razy

nas okłamano.

A więc nie wierzyć, nie ufać, nie kochać?

Zamknąć się w sobie, zapiec się, odciąć się od

wszystkich?

A przecież mimo tego, że nas tyle razy oszuka-

no, zdradzono, wydano trzeba wierzyć, ufać, ko-

chać. Bo tylko na tej drodze jesteś w stanie

natrafić na płomyki ludzkiej wiary, nadziei i miłoś-

ci, jesteś w stanie wzmocnić ich światło.

97

B

Wielkanoc

„l otworzyły się ich oczy, i poznali

Go"

Czy tobie objawił się już kiedyś Jezus Zmar-

twychwstały? Wtedy, gdy Go szukałeś - jak Maria

Magdalena w ogrodzie. Gdy zaczekałeś na Niego

- jak Apostołowie nad Jeziorem Tyberiadzkim.

Gdy odchodziłeś od Niego - jak dwaj uczniowie

do Emaus. Gdy bałeś się -jak Dwunastu w Wie-

czerniku, którzy się zamknęli ze strachu przed

Żydami^ A może jak Szawłowi, który, gdy jechał

do Damaszku, usłyszał: „Szawle, Szawle, czemu

mnie prześladujesz?"

Czy tobie ukazał się już kiedyś Jezus Zmar-

twychwstały?

98

, niedziela Wielkanocy

B

.^Uwierzyłeś'

Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś człowie-

kiem uczciwym. Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś

człowiekiem wierzącym. Nie potrafisz ukryć tego,

że jesteś uczniem Chrystusowym. Takich tajem-

nic nie ma.

Jeśliby nikt nie wiedział o tym, że jesteś

chrześcijaninem, to naprawdę nie jesteś chrześ-

cijaninem. Jeżeliby nikt nie wiedział o tym, że

jesteś uczciwym człowiekiem, to znaczy, że nie

jesteś człowiekiem uczciwym.

99

B

3. niedziela Wielkanocy

„Wy jesteście świadkami'

Prawdę Ewangelii można głosić na zasadzie

gramofonu - „bo tak trzeba", „bo mnie w tym

wychowano" - nawet nie wierząc w nią. Ale

świadczyć można wtedy, gdy się jest osobiście

zaangażowanym. Gdy prawda Ewangelii nie jest

czymś z zewnątrz ciebie, ale gdy w niej uczestni-

czysz, gdy to, co mówisz, potwierdzasz swoim

życiem, dajesz tej prawdzie gwarancję sobą.

Czy jesteśmy świadkami prawdy Chrystuso-

wej, czy tylko jej głosicielami.

100

4. niedziela Wielkanocy

B

„Jam jest pasterz dobry"

Bóg jest Ojcem naszym. Ale On nie jest słaby

ani naiwny. My Go nie oszukamy. On nie da się

okłamać, ani nie da się nabrać na nasze sztuczki.

To jest Ojciec, ale najmądrzejszy z mądrych. Który

nas widzi aż do samego dna we wszystkich na-

szych intencjach, najtajniejszych zamysłach,

ukrytych planach. On - który jest wrażliwy na

każdą iskrę twojej dobrej woli, na najlżejsze pod-

niesienie twojej głowy, na najmniejszy twój dobry

czyn - wszystko zrobi, aby nauczyć cię rozumu,

l będziesz zbierał takie lanie, będziesz dostawał

takie cięgi, jakie uzna za potrzebne, aby z ciebie

uczynić człowieka, l nie przepuści ci niczego. Bo

pię tak bardzo kocha.

101

B

5. niedziela Wielkanocy

„Jam jest szczep winny,

wyście latorośle"

Tym jest Kościół - społecznością ludzi, którzy

uwierzyli w Jezusa jako swego Zbawcę. Jako

Tego, który wybawia od zła, od bezsensu, który

prowadzi ku dobru, ku pełni rozwoju człowie-

czeństwa - który pomaga upodabniać się do

Niego.

Należymy do Kościoła, na ile Jezus wybawia

nas od nienawiści, na ile nadaje pełną treść co-

dziennym naszym poczynaniom i całemu życiu,

na ile pomaga nam, byśmy się stawali odważni,

wspaniałomyślni, bezinteresowni.

102

6. niedziela Wielkanocy B

-i, „Wytrwajcie w miłości"

Być wrażliwym na człowieka. Wyczuwać, co

się w nim dzieje, jak odbiera świat, z czym sobie

nie daje rady, co go dręczy, czego nie rozumie,

w czym się myli, błądzi, z czego nie zdaje sobie

sprawy, co jest jego drogą do nikąd, co nie daje

mu żadnych szans, nie rokuje żadnych nadziei.

Być wrażliwym na człowieka. Ale nie po to,

. aby go zniszczyć, zawładnąć nim, a przynajmniej

wykorzystać dla własnych celów, ale aby mu

pomóc: uruchomić jego możliwości - pokłady

dobra jeszcze nie naruszone, wskazać szansę

dotąd niezauważone - odkryć, gdzie jego droga

nadziei, l wydobyć z siebie serdeczność, powagę,

uśmiech, surowość, trafić na właściwe słowo,

podać dobrą radę - otworzyć, uspokoić, pobu-

dzić.

Tylko jak zachować swoją wrażliwość na czło-

wieka, gdy on nas po raz któryś oszuka, nabierze,

okłamie. jak nie zrezygnować po tysięcznej nieu-

danej próbie. Jak nie zarazić się chamstwem,

brutalnością, cynizmem. Jak nie zamknąć się

w skorupie własnych doznań, spraw, interesów.

103

B

7. niedziela Wielkanocy

„Abyś ich ustrzegł od złego"

Zahartowani jesteśmy. Już bez zmrużenia

oka, już ze spokojnym sumieniem potrafimy słu-

chać największych, najgorętszych słów. Nie robią

na nas wrażenia. Znamy je na pamięć. Jesteśmy

w stanie przytoczyć taką samą, albo jeszcze

wspanialszą, gamę słów. Przyglądamy się pogar-

dliwie tym, których usta pełne wzniosłości, świę-

tości.

Tylko jeszcze czyjś bezinteresowny czyn. Tyl-

ko jeszcze czyjeś pełne poświęcenia życie może

złamać nasz cynizm, naszą pogardę. Tylko to nas

może przekonać.

104

Wniebowstąpienie

B

„Głoście Ewangelię

wszelkiemu stworzeniu"

Do nieba sam nie dojdziesz. Za bardzo jesteś

ślepy, głuchy, ułomny, opętany. Potrzeba, żeby

ktoś ci pomógł: pokazał drogę, podparł, pouczył.

Do nieba nie dojdziesz sam. Musisz dorosnąć

do niego swoją miłością. Dojdziesz tam z tymi,

których uratowałeś, dźwignąłeś, poprowadziłeś.

Do piekła sam nie pójdziesz. Za dużo w tobie

uczciwości, prawości, dobroci, prostoty. Dopiero

musi się zjawić ktoś, kto cię wprowadzi na drogę

nienawiści, nauczy nieuczciwości, wepchnie

w rozpacz, cynizm, strach.

Do piekła nie pójdziesz sam. Musisz „doros-

nąć" do niego swoją podłością. Pójdziesz tam

z tymi, których wciągnąłeś w błoto, zgorszyłeś,

nauczyłeś przestępstwa, zdemoralizowałeś, zde-

prawowałeś.

Razem żyjemy tutaj, razem będziemy żyć

w wieczności.

105

B

Zesłanie Ducha Świętego

„Przyszedł Jezus'

Każdy ma swoje wielkie dni. Czas wielkich

radości, wzruszeń, uniesień, zachwytów, entuz-

jazmu.

Wtedy widzimy -jakby po raz pierwszy-to, co

przecież już tyle razy widzieliśmy. Słyszymy -

jakby po raz pierwszy-to, co przecież już tyle razy

słyszeliśmy. Rozumiemy - jakby po raz pierwszy-

to, co przecież już tyle razy rozumieliśmy-wielkie

sprawy Boże i ludzkie. Czujemy, jakbyśmy się na

nowo narodzili: tak jesteśmy, prości, wrażliwi.

Ale potem przychodzą popołudniowe zmę-

czenia, wieczorne lęki, niedzielne wygodnictwo,

roztropność świata tego. Wypełza z powrotem

nasza zaborczość, cwaniactwo, interesowność,

spekulanctwo, zachłanność, chciwość, lenistwo,

strach.

A przecież za wszelką cenę musisz uratować

tamten najpiękniejszy kształt twojej osobowości

odkryty choćby na moment.

106

1. niedziela zwykła B

„On chrzcić was będzie Duchem"

Czy jesteś człowiekiem, w którym mieszka

cisza, światło, który wie, czego chce - który chce

żyć z Bogiem.

Czy dajesz ludziom pokój? Czy jesteś przysta-

nią, gdzie chronią się bezpiecznie statki w czasie

sztormu? Polaną wśród ciemnego boru pełną

słońca, kwiatów, zapachu świerków, śpiewu pta-

ków, gdzie można wypocząć? Domem rodzin-

nym, w którego ścianach człowiek czuje się bez-

piecznie.

A może jesteś człowiekiem niepokoju? A mo-

że jest w tobie ustawiczny wir, zamieszanie, po-

goń za błyskotkami świata? l wciąż nie wiesz,

czego chcesz od życia, od ludzi, od siebie.

A może jesteś człowiekiem, który sieje niepo-

kój. A może jesteś pustynią bezwodną, nieprzy-

jazną ludziom, niszczącą ludzi? Stepem nieuro-

dzajnym, po którym ustawicznie hula wiatr? Szu-

lernią, dokąd zaprasza się naiwnych, aby ich

ograbić? Knajpą, gdzie rozpija się słabych? Ja-

skinią zbrodni, intryg, zatargów, niechęci, niena-

wiści, wzajemnego niszczenia?

Czy jesteś człowiekiem pokoju, czy niepoko-

ju. Synem Boga czy szatana.

107

B

2. niedziela zwykła

„Znaleźliśmy Mesjasza'

My, katolicy, mamy więcej niż ewangelicy

i prawosławni, więcej niż mahometanie, buddyś-

ci, więcej niż poganie.

Tylko żebyśmy się nie rozsiedli w naszym

bogactwie. Tylko żebyśmy się nie zachłysnęli na-

szą prawdą i na niej nie utknęli.

My, katolicy, otrzymaliśmy więcej niż ewange-

licy, prawosławni, buddyści, mahometanie - ale

obyśmy nie zmarnowali tego daru, który posia-

damy.

108

3. niedziela zwykła

B

„Pójdźcie za Mną'

Chcesz naprawiać świat i ludzi: żonę, męża,

dzieci, kolegów, swoje otoczenie, swój naród,

ludzkość, l wpatrzony w siebie wykrzykujesz swo-

je impresje, wrażenia, wywrzaskujesz swoje cen-

zurki, twierdząc, że zależy ci na prawdzie.

A w gruncie rzeczy zależy ci na tym, aby przyzna-

no ci rację.

Chcesz naprawiać świat i ludzi. A ty ich tylko

obrażasz, upokarzasz, ranisz, zniechęcasz, przy-

ginasz do ziemi, krzywdzisz, łamiesz swoją pychą,

niedelikatnością, chamstwem.

Bądź nauczycielem: patrz co się dzieje w du-

szy człowieka, który źle postępuje. Wysil wszyst-

kie swoje umiejętności, żeby mu pomóc. Musisz

to uczynić tak delikatnie, aby on nawet nie zauwa-

żył. Aby nawet nie czuł potrzeby podziękowania

ci.

109

B

4. niedziela zwykła

„Opętany przez ducha nieczys-

tego"

A czy ty potrafisz z ludzi wypędzać złe duchy?

Czy twoja obecność wśród ludzi powoduje, że

zmieniają się na lepsze, przestają się bać, że

niknie w nich złość, chciwość, zazdrość, marazm,

że wstępuje w nich ochota do życia. Czy czekają

na ciebie z radością, bo wnosisz pokój, jasność,

optymizm, nowe idee, pomysły, rozszerzasz ich

horyzonty, mobilizujesz ich do twórczej pracy -

dajesz im nowe życie.

A może ty wpędzasz złe duchy w ludzi. A może

twoja obecność demoralizuje otoczenie, wpro-

wadza ferment, zawiść, intrygi. A może twoja

obecność, twój przykład paraliżuje inicjatywę,

powoduje zobojętnienie na sprawy ludzkie, lek-

ceważenie obowiązków, brak odpowiedzialności,

zacieśnianie się wyłącznie do swoich spraw.

A może jesteś jak szatan, który się cieszy

z demoralizacji, rozkładu i gnicia. Może cieszysz

się, że ludzie są źli, głupi, tchórzliwi, prostaccy, że

wciąż wszystkim wszystkiego zazdroszczą, że

wczepieni w siebie nienawistnie zagryzają się.

Czy ty potrafisz wypędzać z ludzi złe duchy?

A może ty wpędzasz złe duchy w ludzi?

110

5. niedziela zwykła

B

,Udał się na miejsce pustynne

i tam się modlił"

Wejdź do kościoła, który lubisz. Usiądź wy-

godnie. Niech cię ogarnie świętość tego miejsca.

Dla ciebie zostało ono zbudowane. Potrzebne ci

jest do życia tak jak twój dom mieszkalny, jak

twoje miejsce pracy.

Wejdź do kościoła, aby się modlić. Abyś się

uratował od szaleństw tego świata: od zafascyno-

wania pieniądzem i władzą, od żądzy posiadania

rzeczy i ludzi. Abyś odbudował właściwą hierar-

chię wartości. Abyś powrócił do prawdziwego

chrześcijaństwa, abyś się uchronił od schorzeń

psychicznych i od schorzeń fizycznych.

Wejdź do kościoła i módl się do Boga. Powta-

rzaj: Ty jesteś ciszą, albo: Ty jesteś pokojem,

albo: Ty jesteś światłością, albo: Ty jesteś miłoś-

cią, albo: Ty jesteś przebaczeniem. Aż opadną

z ciebie zaspieszenia, napięcia, niepokoje. Aż

przestaniesz się bać, złościć, nienawidzić, prze-

klinać. Aż zjednoczysz się z Nim, który jest Ciszą,

Pokojem, Światłością, Przebaczeniem, Miłością.

Wchodź do kościoła codziennie, aby się

modlić.

i

111

B

6. niedziela zwykła

„Przyszedł do Niego trędowaty'

Przychodzimy do Jezusa w niedzielę na Mszę

świętą, aby nas uleczył. Jak ten trędowaty. Jesz-

cze nie wiemy, czy to sam początek choroby, czy

ona już jest bardzo zaawansowana, ale świadomi

tego, że On może nam pomóc.

Opada z nas pancerz, w który się opinamy

codziennie przed atakiem ludzi i stajemy przed

Nim bezbronni, otwarci, czekając, aby On położył

na nas swoje ręce i powiedział: Chcę, bądź oczy-

szczony.

Przychodzimy do Jezusa w każdą niedzielę do

'kościoła świadomi tego, że jeśli nawet nie jesteś-

my chorzy, to możemy nimi stać się za chwilę.

Świadomi, że nie ma takiego człowieka, któremu

nie groziłby grzech. Żeby Jezus położył na nas

swoje ręce i uchronił nas od złego.

112

7. niedziela zwykła B

„Przyszli z paralitykiem"

Litość mieć. Nie miłość: nie podziw, oczaro-

wanie, zachwyt pięknem człowieka. Ale litość.

Współ - czucie dla tego kto chory, ułomny, znęka-

ny, porzucony zagubiony, bezradny. Dla tego kto

ograniczony, głupi, prostacki, nieznośny, nachal-

ny, uporczywy, niedelikatny, natrętny. Dla tego

kto brzydki, niezgrabny, nieśmiały, skomplekso-

wany. Dla tego kto nie wychowany. Litość mieć.

Współ - czucie. Mieć spokój, opanowanie, cier-

pliwość, wyrozumiałość. Pomóc mu - na ile nas

na to stać - aby podniósł się, wyprostował, rozwi-

nął. Pomóc mu, aby- na ile go na to stać-dojrzał

do pełni swego człowieczeństwa.

113

B

8. niedziela zwykła

„Będą pościć"

Nie możemy siebie w pełni zaakceptować. Nie

możemy w pełni uznać swojej natury. Nie możemy

się powodować każdym pomysłem, każdym na-

tchnieniem. Jesteśmy i dobrzy, i źli.

Jest w nas piekło i niebo. Piekło pełne ognia

namiętności, złości, chciwości, nienawiści. Pie-

kło zimnego wyrachowania, biorące początek

w naszym bezwzględnym egoizmie. Ale i niebo

pełne czułości, ciepła, serdeczności, przebacze-

nia, światła, bezinteresowności i poświęcenia.

Mieszają się w nas aniołowie z szatanami w jed-

nym wirze myśli, odczuć, przeżyć, zachceń, po-

mysłów: przekleństwa z błogosławieństwami, ze-

msta z wyrozumiałością, wyuzdanie ze wstydem,

brutalność z delikatnością, lenistwo z pracowi-

tością.

Są w nas dwie studnie: żywa i zatruta, których

wody się zlewają. Studnia wody żywej: czystych

intencji, najszczerszej bezinteresowności, do-

brych zamiarów, motywów niekłamanych, l stud-

nia, która nawet najbardziej spontaniczne, naj-

szlachetniejsze nasze czyny miłości bliźniego za-

truwa interesownością, chęcią zysku, wykorzys-

tania dla własnej chwały, choćby dla zwrócenia

na siebie uwagi.

Nie ma chrześcijaństwa bez usiłowania roze-

znania się w tym kotłowisku przeżyć, motywacji.

114

Nie ma chrześcijaństwa bez usiłowania, aby nie

dać się okłamać przez siebie samego, oszukać.

Bez stałej kontroli siebie, kontroli motywów po-

stępowania, bez usiłowania oddzielenia dobra od

zła: plew od ziarna, prawdziwych monet motywa-

cji od fałszywych, podsuwanych nam przez nasz

egoizm.

115

B 9. niedziela zwykła

„Szabat został ustanowiony

dla człowieka,

a nie człowiek dla szabatu"

To jedno z tych zdań, za które mógł być

ukamienowany przez Żydów. To jedno z tych

zdań, których głębi nie jesteśmy w stanie do

końca pojąć. Których treści nie potrafimy wyczer-

pać. Których pełne konsekwencje i wnioski jesz-

cze są dla nas nieodgadnione. Które są dla nas

źródłem zachwytu, podziwu, ciągłych inspiracji.

Które ukazują nam Jezusa w Jego najistotniej-

szym wymiarze: jako Słowo Boże - jako prawdę,

która nam się objawiła.

116

10. niedziela zwykła B

„Kto pełni wolę Ojca mego,

jest mi jak matka, jak bracia moi"

Przyjaźń. Kiedy jesteśmy sobie bardziej bliscy

niż bracia, bardziej niż siostry. Taki cud się zda-

rza, gdy łączymy się nie w imię jakichś partykular-

nych interesów, jakichś chwilowych celów, ale

w imię spraw najświętszych, wartości najgłęb-

szych. Wtedy stajemy się bliscy Jezusowi jak Jego

matka, jak Jego bracia, jak siostry.

117

B

11. niedziela zwykła

.Nasienie wrzucone w ziemię"

To bardzo niebezpiecznie nadsłuchiwać

prawdy, która w tobie rośnie, mówić prawdę,

która przez ciebie chce przyjść do słowa, żyć

według prawdy, która cię obejmuje w swoje po-

siadanie. Licz się z tym, że możesz zostać wy-

śmiany, wzgardzony, odsuną się od ciebie kole-

dzy, stracisz zaufanie przełożonych i pozosta-

niesz samotny na swoim krzyżu.

Nie spodziewaj się również, że Bóg ześle ci na

pomoc orszak aniołów. Ale On jest wciąż przy

tobie. Jesteś Mu droższy niż wszystkie wróble

ziemi, z których żaden nie spada z dachu bez Jego

woli. On chce, żebyś nadsłuchiwał prawdy, którą

On w tobie zasiewa, byś mówił prawdę, którą On

ci objawia, byś żył według prawdy, którą On jest-

byś był prawdą, tak jak On nią jest.

118

1Shvniedziela zwykła B

„Małej wiary"

Wiara nasza. Dopiero, kiedy zaczną gromnicę

wciskać ci w dłoń? Kiedy ujrzysz w oczach najbli-

ższych własną śmierć. Kiedy doktor powie ci:

„.., no, musimy się przekonać, czy nie ma choroby

nowotworowej". Kiedy cię doszczętnie okradną,

oszukają, sponiewierają, wyrzucą. Kiedy ze sta-

rości rozleci się papierowy domek twojej potęgi.

Kiedy odejdą twoi najbliżsi i zostaniesz zawieszo-

ny w pustce. - A tragiczne chwile przyjdą na

pewno, nie wyminiesz ich, nie ujdziesz im, bo

jesteś człowiekiem, bo do elementów składowych

życia należy cierpienie i śmierć. Dopiero wtedy

sięgnąć po wiarę? A jeżeli się okaże, że ci jej nie

starczy. O tym, czy ci starczy, zadecyduje twój

zwyczajny dzień - twoje codzienne uczciwe życie

i twoje praktyki religijne.

119

B

13. niedziela zwykła

„Twoja wiara cię ocaliła"

Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać,

żebrać, domagać się, żądać; trwać uparcie, nieu-

stępliwie; zaufać, oddać się, poświęcić; wydzie-

rać ze swojej tchórzliwości, głupoty, małości

okruchy odwagi, wspaniałomyślności, wiary;

a tylko wtedy otrzymasz, znajdziesz, będzie ci

otwarte, a tylko wtedy tworzysz siebie ponad

miarę swoich wygodnych wyobrażeń, schema-

tów, modeli - a tylko wtedy możesz stać się

człowiekiem.

120

14. niedziela zwykła " B

„Lekceważony"

pSIOWJ nrsfci

Godność twoja. Mimo tego, że jesteśmy słabi,

mali, że tak krótko żyjący; mimo tego, że jesteśmy

przygnieceni naszą materialnością, naszą cieles-

nością; mimo tego, że grzeszni jesteśmy, wciąż

upadający - to przecież stanowimy jedyną, nie-

powtarzalną wartość: wobec Boga, wobec siebie

i wobec bliźnich swoich.

W imię tej wartości masz prawo domagać się,

abyś był szanowany, aby nikt cię do niczego nie

zmuszał, nie gwałcił twojej woli, nie rzucał cię na

kolana. Masz prawo domagać się, byś nie był

przez nikogo poniżany, lekceważony.

W imię tej wartości masz obowiązek nie dopu-

szczać się niczego niegodnego: kłamstwa, obłu-

dy, intryganctwa, oszustwa, lizusostwa - wszel-

kiego rodzaju interesowności; stawiać sobie co-

raz wyższe wymagania, wciąż próbować wykony-

wać jak najlepiej to, co jest twoim życiowym

powołaniem.

Godność bliźniego. Wobec innych ludzi twoją

pierwszą powinnością jest szanować ich, nikim

121

nie gardzić, nikogo nie poniżać, ale dźwigać ich

w górę, uświadamiać im ich wartść, ich zadania.

Godność narodu. Jeżeli ją stracimy-stracimy

siebie. Jeżeli ją zyskamy - zyskamy siebie. Bo^

dopiero tacy ludzie, którzy szanują siebie samych

i szanują siebie nawzajem, tworzą prawdziwe

społeczeństwo.

.13*

"<*{•

122

15. niedziela zwykła

B

„Wzywali do nawrócenia"

A my nienaruszeni. W ustalonych układach:

z rodziną, z kolegami, ze znajomymi. W ustalo-

nym trybie życia: praca i dom; gazety, radio,

telewizja; bieżące sprawy, kłopoty; wizyty, imieni-

ny, urodźmy; kino, teatr, koncert, spoczynek.

Wakacje, znowu praca.

A niedziela w niedzielę padają słowa Pana

Jezusa. Czy mają szansę, żeby owoc przyniosły.

123

B

16. niedziela zwykła

„Odpocznijcie nieco'

Nie dajmy się zagadać na śmierć i nie zagadaj-

my się sami na śmierć.

Najświętsze słowa mamłane, paplane, powta-

rzane staną się jak sieczka, jak plewy, jak uschła

trawa, l słowo „wolność" nie będzie znaczyło

wolność, „demokracja" nie będzie znaczyło de-

mokracja, „samorządność" nie będzie znaczyło

samorządność, „sprawiedliwość" nie będzie zna-

czyło sprawiedliwość, „uczciwość" nie będzie

znaczyło uczciwość, „odpowiedzialność" nie bę-

dzie znaczyło odpowiedzialność, „praca" nie bę-

dzie znaczyło praca, „miłość" nie będzie znaczy-

ło miłość, „Bóg" nie będzie znaczyło Bóg. Nie

będzie znaczyło już nic.

Szanujmy te wielkie słowa, bierzmy za nie

odpowiedzialność i nieśmy je jak skarb najdroż-

szy w naczyniach glinianych.

124

17. niedziela zwykła

B

„Skąd kupimy chleba,

aby oni się posilili"

Czy czujesz się odpowiedzialny za jakąś spra-

wę? Za jak wielką sprawę? Za drugiego człowie-

ka, za społeczność? Za jak wielką społeczność?

Czy czujesz się odpowiedzialny za siebie?

A może wciąż jeszcze rozglądasz się, uzależniasz

swoje postępowanie, swoje myślenie, od tego,

czy zostaniesz zaakceptowany. A może wciąż

czekasz na to, żeby cię dostrzeżono, odkryto,

doceniono, poprowadzono, skierowano, po-

pchnięto. A może wciąż uważasz, że to ich obo-

wiązkiem jest troszczyć się, byś był odpowiednio

wykorzystany, że to do nich należy, abyś wykony-

wał funkcje, do których zostałeś przygotowany,

że oni są odpowiedzialni za to, że się marnujesz.

125

B 18. niedziela zwykła

„Troszczcie się nie o pokarm,

który ginie"

Prosimy Cię, Panie, my grzeszni, słabi, tchórz-

liwi, byśmy Ciebie i siebie nie oddali za miskę

soczewicy, nie sprzedali za trzydzieści srebrni-

ków, nie zaparli się w godzinie próby. Wysłuchaj

nas, Panie.

Prosimy Cię, Panie, byśmy nie kiwali głowami

wtedy, kiedy nam każą; byśmy nie uśmiechali się

wtedy, kiedy sobie tego życzą; byśmy nie brali

wtedy, kiedy nam dają. Wysłuchaj nas, Panie.

126

19. niedziela zwykła

B

„Ja jestem Chlebem życia"

Gdyby nie było Eucharystii, nie byłoby chrześ-

cijaństwa, a przynajmniej nie byłoby go w takim

kształcie, w jakim jest. Od samego początku, od

pierwszych dni, wokół stołu eucharystycznego

gromadzili się wierzący w Chrystusa. Przy tym

stole uczyli się miłości, wspierania wzajemnego,

umierania za drugich. Tak było zawsze aż po dziś

dzień.

W naszej samotności, w naszym smutku,

w naszej szarzyźnie, w naszym zwątpieniu On jest

kimś najbliższym, kto chce uczestniczyć w na-

szym życiu, kto pomaga nam nadawać mu sens.

137

B

20. niedziela zwykła

„To jest Chleb,

który z nieba zstąpił"

Kościół święty każdych czasów dba z najwyż-

szą starannością, żeby zachować wszystko tak,

jak było wtedy, gdy Chrystus nauczał - jak było

w pierwszej gminie. Z największą uwagą odczytu-

je teksty Pisma świętego, z największą skrupulat-

nością zachowuje całą strukturę sakramentalną,

liturgiczną, hierarchiczną: prezbiterów, bisku-

pów, z papieżem - następcą św. Piotra - na czele.

A to wszystko po to, ażeby trwała tamta rzeczy-

wistość. A to wszystko na to, aby Zacheusze

zapraszali Jezusa do swych domów, by jawno-

grzesznice płakały u Jego stóp, by Nikodemowie

przychodzili wieczorami do Niego na nocne roz-

mowy, by Szymony, Andrzeje, Jany porzucali

wszystko i szli za Nim. - Byś między nimi i ty swoją

drogę do Jezusa mógł znaleźć.

128

21. niedziela zwykła B

„Odtąd wielu uczniów Jego

się wycofało"

Nie wszystko Mu się udało. Nie potrafił nawró-

cić faryzeuszów i saduceuszów, kapłanów. Spo-

tykał się z niepowodzeniem również u zwyczaj-

nych ludzi - w Betsaidzie, Korozain, Nazarecie,

Kafarnaum. Ponosił klęski nawet u swoich najbli-

ższych uczniów. Nie tylko Judasz Go zdradził.

Daleko wcześniej wielu z nich odeszło od Niego.

A przecież był najlepszym z ludzi i całe swoje

życie poświęcił pomaganiu potrzebującym, i kie-

rował się w swoim działaniu najbardziej bezinte-

resownymi motywami.

l tobie nie wszystko uda się w życiu. Nawet

wtedy, gdy będziesz kierował się najczystszymi

pobudkami i będziesz starał się postępować naj-

lepiej, jak cię na to stać. Nich cię to nie gorszy ani

przeraża.

129

B

22. niedziela zwykła

„Dlaczego uczniowie Twoi

nie postępują według

tradycji starszych"

Najprościej żyć w więzieniu. Tam każdy wie,

jakie obowiązują przepisy więzienne i obyczaje:

na co może sobie pozwolić, a za co dostaje

w mordę albo idzie do karniaka. Przez kraty świat

ludzi wolnych wydaje się kolorowy, bajeczny,

nieprawdopodobny, l rośnie za nim tęsknota. Ale

w miarę upływu dni, tygodni, miesięcy, lat coraz

bardziej człowiek przywyka do reżimu więzienne-

go, l gdy wreszcie wyjdzie na upragnioną wol-

ność, to się okazuje, że nie umie być wolnym

człowiekiem. Nie umie żyć wwolnym społeczeńs-

twie. Zapomniał, odzwyczaił się. Jak ptak, który

długo siedział w klatce. Nie wie, co powinien,

a czego nie powinien, dokąd sięga jego obszar

posiadania, a odkąd zaczyna się obszar drugiego

człowieka. Jakie ma prawa i jakie ma obowiązki.

Nie wie, co mu wolno, a czego mu nie wolno,

l albo zatęskni zawiezieniem, gdzie były przepisy

i więzienne zwyczaje, albo zacznie uczyć się wol-

ności. Ale to nie łatwo. Ale to przez mękę, poprzez

130

r

upadki, błędy, pomyłki, upokorzenia, porażki, po-

przez starcia, spory, dyskusje.

Żebyśmy nie zatęsknili za więzieniem. Żebyś-

my nie zatęsknili za byciem więźniem.

131

B

23. niedziela zwykła

„Przyprowadzili Mu głuchonie-

mego"

Wciąż słyszymy, co się dzieje wokół nas - za

ścianą, u sąsiadów, w mieście, na wsiach, w stoli-

cy, w kraju, poza krajem, za granicami północny-

mi, południowymi, wschodnimi, zachodnimi,

w Europie, na innych kontynentach.

Wciąż patrzymy na to, co się dzieje wokół nas

- w domu, na ulicy, na podwórku, w miejscu

pracy, w teatrze, w kinie, u przyjaciół, krewnych,

znajomych, w sklepach, w szpitalu, na cmentarzu.

Wciąż widzimy, wciąż słyszymy to, co się dzie-

je wokół nas.

l co ty na to?

Przecież nie jesteśmy - przecież nie możesz

być - bankiem informacji, komputerem, który

rejestruje.

Co ty na to, co się dzieje? Nie chodzi o to tylko,

żebyś się cieszył, albo smucił, był przerażony albo

zachwycony. Chociaż to już jest bardzo dużo,

jeżeli jesteś wrażliwy. Ale to nie wszystko. Co ty na

to swoim życiem? Jak to wszystko oddziaływa na

twój dzień zwyczajny?

Co ty robisz, żeby było tak, jak być powinno

w twoim domu, w twoim miejscu pracy, w kraju,

na świecie?

132

r

24. niedziela zwykła

B

„Jeśli kto chce iść za Mną"

l

Nasze powołanie. Powołanie do wykonania

powinności. Ale najpierw to wołanie musisz usły-

szeć, powinność zobaczyć i uznać ją za swój

obowiązek, za sens swojego życia. Musisz ją

uznać za sens swojego istnienia w twoim środo-

wisku, istnienia na tej planecie o nazwie Ziemia,

istnienia wobec Boga - wobec siebie samego.

133

B

25. niedziela zwykła

„Posprzeczali się,

kto z nich jest największy"

Bronimy się przed stwierdzeniem, że ktoś jest

lepszy od nas, mądrzejszy, inteligentniejszy,

uczciwszy, wspaniałomyślniejszy. Nie chcemy tej

prawdy dopuścić do siebie w obawie, że zagrozi

poczuciu naszej wartości. A jeżeli w końcu zmu-

szeni jesteśmy przyznać, że tak jest, to nie chce-

my o tym mówić. Boimy się, że nasza pozytywna

, opinia o kimś może umniejszyć naszą sławę,

odwrócić oczy ludzi od naszej osoby. A gdy już

nawet na to się zdecydujemy, wtedy dodajemy

zastrzeżenia, krytyczne uwagi.

Oderwać się od swojego „ja", popatrzeć na

drugiego człowieka, zachwycić się jego wartoś-

cią, a jeszcze powiedzieć to wobec innych ludzi -

nie kierując się żadnymi interesownymi przesłan-

kami, ale z najgłębszego przekonania-to świad-

czy o twojej bezinteresowności, o twojej wielkoś-

ci, to jest droga, byś się otworzył na jego bogac-

two, rozwijał z pomocą jego wartości swoją oso-

bowość.

134

26. niedziela zwykła B

„Nauczyciel"

L

Być może, że zostanie wynalezionych jeszcze

wiele środków masowego przekazu lepszych niż

obecne: niż prasa, radio, telewizja, które mają za

zadanie podawać informacje i wychowywać spo-

łeczeństwo. Ale zawsze jak dawniej, jak teraz, tak

i w przyszłości jedynym najlepszym, niezastąpio-

nym środkiem przekazu informacji, sposobem

wychowywania człowieka pozostanie drugi czło-

wiek: nauczyciel.

Spośród rozmaitych ważnych zawodów po-

trzebnych do tego, aby społeczeństwo mogło

normalnie żyć i rozwijać się, na pewno najważ-

niejsza jest funkcja nauczyciela, w którego rę-

kach spoczywa przyszłość narodu, przyszłość

ludzkości.

135

B

27. niedziela zwykła

„l będą dwoje w jednym ciele"

Dlaczego jedno małżeństwo jest szczęśliwe,

a drugie nie. Kiedy kończy się miłość i zaczyna się

obojętność. Na jakiej zasadzie podziw przemienia

się w pogardę. Jak następuje to pęknięcie, że

życzliwość przeradza się w niechęć. Odkąd zako-

chani zaczynają mówić o sobie „on", „ona",

gdzie już nie ma bezinteresowności, ale wylicza-

nie wszystkiego - ile ja tobie, ile ty mnie: uśmie-

chów, pomocy, czasu; może nawet - śmiesznie

powiedzieć - pieniędzy, rzeczy, l tak kończy się

małżeństwo. Jeżeli trwa to coś, to jako czysty

zlepek na zasadzie wspólnych jnteresów czy ja-

, kichś względów. Nieraz dochodzi do rozwodu. Na

rozprawie odbywa się tłumaczenie według zna-

nego stereotypu: że niedobranie, że różnice cha-

rakterów, usposobienia.

A naprawdę to wszyscy mają prawie te same

szansę, l ci, którzy są nieszczęśliwi, i ci, którzy są

szczęśliwi całe życie. Wszyscy mają wady, chwile

słabości, pokusy. A naprawdę małżeństwo się

uda, jeżeli Jezus jest nie tylko na jego początku,

ale gdy pozostaje z małżonkami na zawsze: przez

modlitwę, Msze święte niedzielne i przez codzien-

ne życie - jeżeli pozostaje wśród nich jako mistrz,

pan, wzór, przykład. Jeżeli każde z nich stara się

136

być dla drugiego tak otwarte, wrażliwe, bezintere-

sowne, wyrozumiałe, przebaczające - jak On.

137

B

28. niedziela zwykła

„Odszedł zasmucony,

bo miał wiele posiadłości'

^-f

To, za czym my tęsknimy - zwłaszcza w miarę

jak nasze lata uciekają - czego potrzebujemy,

czego domagamy się od losu, od życia, od siebie

samych, to stabilizacja. Chcemy mieć gniazdo,

z którego nas nikt nie wypłoszy. Żeby można było

w nim nogę postawić i powiedzieć „moje". Żeby

to było gniazdo choćby prymitywne, ale moje

własne. Chcemy mieć posadę, stanowisko, pozy-

cję ustaloną, obwarowaną, zabezpieczoną, nie-

naruszalną, trzymać ją twardo w garści, nie po-

puścić, żeby nam gwarantowała przyszłość na

zawsze.

A przecież masz Bogu ufać, Bogu bezgranicz-

nie zaufać.

138

29. niedziela zwykła

B

„Czy możecie pić kielich,

który ja mam pić"

Wielkie życie musi wiele kosztować. Im wię-

kszy chcesz być, tym więcej musisz płacić.

Ale ty w głębi serca masz nadzieję, że jakoś,

ktoś, coś, gdzieś, że w jakiś sposób, jakimś cu-

dem, na jakiejś zasadzie wyjdziesz cało. Masz

nadzieję, że przynajmniej w twoim wypadku zaist-

nieje ten wyjątek i obejdzie się bez tragicznych

sytuacji, bolesnych decyzji, okrutnych cięć, bez

codziennego trudu i mozołu. Masz nadzieję, że

przynajmniej tobie uda się wszystko to wyminąć,

wymanewrować, uda się tego uniknąć.

139

B

30. niedziela zwykła

„Ślepiec na brzegu drogi"

Jesteśmy jak ten ślepiec na brzegu drogi.

Dochodzą do nas głosy, szepty, krzyki, śpiewy -

a my nie bardzo rozumiemy, co się dzieje, o co

chodzi.

Jesteśmy jak ten ślepiec na brzegu drogi.

Każdy z nas. Każde społeczeństwo. Każdy naród.

Ludzkość cała.

Byleśmy zdawali sobie sprawę ze swojej śle-

poty. Byleśmy chcieli przejrzeć, dostąpić łaski

ujrzenia w prawdzie - choćby na wyciągnięcie

ręki - tej rzeczywistości, wśród której żyjemy; aby

- choć na krótko, choć na koniec - ujrzeć siebie

w zwierciadle. Byleśmy mieli odwagę prosić tak

jak ślepiec: „Panie, abym przejrzał".

140

31. niedziela zwykła B

„Będziesz miłował bliźniego swego

jak samego siebie"

Nie ma tragedii na świecie, żeby tobie nie

zagrażała. Nie ma klęski, głodu, potopu, pożaru,

suszy, chociażby ona wydarzyła się w najdalszym

kątku świata, która by tobie nie przyniosła szkody.

Nie ma radości na świecie, powodzenia, sukcesu,

jakiegokolwiek zwycięstwa dobra, chociażby wy-

darzyło się w najdalszym zakątku świata, żeby

i tobie nie przyniosło pomocy. Rodziną jesteśmy,

jednym wielkim organizmem. Każdy z nas jest

elementem, cząstką tej całości. Ona cię ukształto-

wała, dzięki niej powstałeś. Dzięki niej posiadłeś

mądrość, którą masz.

Ale nie tylko ty uczestniczysz w życiu ludzkoś-

ci, również i ludzkość w twoim życiu uczestniczy.

Chociaż jesteś drobnym składnikiem ludzkości,

ona w tobie uczestniczy i jest od ciebie uzależnio-

na. Twoje tragedie i radości, twoje klęski i twoje

osiągnięcia, twoje grzechy i twoje dobre czyny tę

ludzkość kształtują.

141

B

32. niedziela zwykła

„Ta wdowa wrzuciła wszystko"

Jesteśmy jak c! ludzie wrzucający pieniądze

do skarbony świątynnej. Jeden wrzuca więcej,

drugi mniej, jeszcze inny tylko udaje, że wrzuca.

To wdowa wrzuciła wszystko.

Jesteśmy ludźmi wrzucającymi grosze do

skarbony Boga - to, co nam zbywa, z czego i tak

nam nic, co dla nas niewarte, przynajmniej-mało

warte. Ona wrzuciła wszystko.

Jesteśmy ludźmi rzucającymi Bogu ochłapy

modlitwy, Mszy świętych niedzielnych, ochłapy

swego życia: tak zwanych dobrych uczynków.

Ona wrzuciła wszystko. Więcej dać nie mogła,

więcej nie miała.

Kto z nas - przynajmniej o zmierzchu swojego

życia - nie żałuje, że nie jest jak ta wdowa.

142

33. niedziela zwykła

B

„Zbierze swoich wybranych

z czterech stron świata"

l

Żebyś chciał zrozumieć, co to znaczy powoła-

nie życiowe. Żebyś chciał zrozumieć, że zostałeś

wybrany przez Boga do wykonywania tej twojej

konkretnej funkcji w społeczeństwie i w Kościele.

Żebyś chciał zrozumieć, że tylko przez spełnianie

swojego powołania życiowego rośniesz do twego

życia wiecznego.

143

B

34. niedziela zwykła

„Aby świadectwo dać prawdzie'

Ty na to się narodziłeś i na to przyszedłeś na

świat, aby świadectwo dać prawdzie. W zbiorowi-

sku zwanym: ludzkość jesteś fenomenem nie-

powtarzalnym, osobowością jedyną w swoim ro-

dzaju. Inaczej czujesz, myślisz, rozumujesz, oce-

niasz, przeżywasz - inaczej niż wszyscy inni.

Masz swoje własne spojrzenie na świat i na siebie,

na sprawy najważniejsze i najprostsze, l tego nie

wolno ci zatracić. Owszem, należysz do społe-

czeństwa, żyjesz w nim, czerpiesz z jego mądroś-

ci, doświadczeń i dorobku, uczestniczysz w jego

sukcesach i klęskach - jesteś częścią społeczeń-

stwa, ale nie w tym sensie, jakobyś był jego

produktem. Owszem, z pomocą społeczeństwa

budujesz swój osobny świat. Według opinii społe-

czeństwa kontrolujesz siebie, bierzesz pod uwa-

gę jego oceny, sprawdzasz siebie posługując się

jego werdyktami - ale nie identyfikujesz się z nim.

Ono pomaga ci, żebyś łatwiej doszedł do swoich

stwierdzeń, ale ostateczny wyrok należy do cie-

bie. Ty rozstrzygasz o tym, co jest słuszne, a co

niesłuszne, co jest piękne, a co grzeszne, co jest

uczciwe, a co podłe. Jesteś sędzią spraw, które

się dzieją na zewnątrz ciebie i w tobie samym,

l tego nikt nie może ci odebrać, bo dopiero na tej

144

Jrodze stajesz się prawdziwym członkiem społe-

zeństwa.

Ty na to się narodziłeś i na to przyszedłeś na

viat, aby świadectwo dać prawdzie. Ale to wcale

nie takie łatwe i nie takie bezpieczne. Łatwiej jest

Doddać się fali, popłynąć z prądem: dzień za

Jniem dostosowywać się, dopasowywać, stawać

się cieniem, naśladować tych, których opłaca się

naśladować, od których wszystko - tak się nam

przynajmniej wydaje - w naszym życiu zależy,

l tak z dnia na dzień będzie zanikała granica

pomiędzy tobą a twoim społeczeństwem, stracisz

orientację, gdzie kończy się „ty", a zaczyna się

„oni"; już nie będziesz wiedział, jakie jest właści-

wie twoje zdanie, co sam myślisz, czego sam

chcesz, kim sam jesteś. Coraz bardziej będziesz

się zatracał, zanikał, rozpływał się w masie. Sta-

niesz się bezosobową jednostką - nikim.

Ą W

W I

rtkr

145

B

Wszystkich Świętych

„Błogosławieni ubodzy duchem,

albowiem do nich należy

królestwo niebieskie" *e

n1*",

óftł

.*.!*

.flffftty

Gdy stajesz przy grobie twojego bliskiego,

pytaj go, co było warto w jego życiu. Niech ci tej

jedynej łaski udzieli w zamian za twoją pamięć

o nim. Pytaj na to, żebyś potrafił sam sobie odpo-

wiedzieć, co w życiu naprawdę warto - żeby on

pomógł ci zdobyć tę mądrość życiową, której ci

wciąż brak i której do śmierci nie będziesz miał

dosyć.

146

F

l

1OK

MIŁOŚCI

W H l i %»*/

1. niedziela Adwentu

„Aby serca wasze

nie były ociężałe"

l

Jesteśmy spychani na pozycje biologiczne -

dajemy się spychać na pozycje biologiczne, l te-

mat: jedzenie, ubranie, urządzenie mieszkania,

zabezpieczenie sobie przyszłości -staje się coraz

bardziej jedynym tematem naszych rozmów, my-

śli, trosk. Coraz bardziej nasze życie sprowadza

się do biologicznych funkcji. Do tego stopnia, że

nawet gdyby się kiedyś tak stało, że wszystkiego

będziemy mieli w bród, to już jedynym naszym

tematem pozostanie - co jeszcze zjeść, w co się

jeszcze ubrać, jak jeszcze mieszkanie urządzić

i jak się jeszcze zabezpieczyć na przyszłość.

Ale wciąż wmawiamy sobie, że jeżeli przyjdzie

czas, Kiedy będziemy mieli to, czego potrzebuje-

my, będziemy mieszkać tak jak chcemy i zabez-

pieczymy swoją przyszłość, jak sobie marzymy, to

wtedy wreszcie skupimy się na sprawach napraw-

dę ważnych: wtedy w naszym życiu znajdzie swo-

je miejsce modlitwa, kościół, poważna lektura,

teatr, koncerty, muzea, wycieczki i podróże, od-

wiedzanie znajomych, przyjmowanie u siebie lu-

dzi, za których towarzystwem tęsknimy.

149

Ale przecież to nieprawda. My już nie będzie-

my umieli nic innego robić niż to, co dotąd.

150

riedziela Adwentu

„Chrzest nawrócenia'

Pokutować, to najpierw odejść choćby o krok

l od siebie, od tych spraw bieżących, w które jes-

teśmy wkręceni. Zdobyć się na dystans w stosun-

ku do swojej pracy zawodowej, do życia domowe-

go i społecznego, które wypełnia nasz dzień.

Zdobyć się na dystans w stosunku do swojej

j osoby, do ludzi, z którymi jesteśmy związani.

Pokutować, to najpierw popatrzeć na cały

j nasz świat jak ktoś nie z tej ziemi, nie z tego

świata. Bo jesteśmy nie tylko z tego świata. Popa-

trzeć na siebie z perspektywy powołania do wie-

czności, w którą wejdziemy z chwilą śmierci.

151

3. niedziela AdwWhtu

„Co mamy czynić'

„Wróć do siebie": bądź sobą - człowiekiem

o tym twoim nazwisku, imieniu, dacie urodzenia.

A na to trzeba, abyś zrzucił ze siebie to, czegoś się

nauczył, chcąc łatwiej przejść przez życie. Abyś

zrzucił ze siebie to, coś sobie przyswoił, chcąc się

podobać ludziom, od których - zdaniem twoim -

zależał twój los. Abyś przestał powtarzać to, co

inni, naśladować innych, zacierać swoją tożsa-

mość. Musisz stać się wolny - i mówić jako ty,

działać jako ty, myśleć jako ty.

l taki swobodny idź do ludzi. Traktuj ich jak

partnerów. Bez kompleksów, żeś głupszy, żeś

słabszy, żeś zależny. Nie bój się ich. Oceniaj

spokojnym spojrzeniem ich działanie.

Nawróć się do Boga - nawróć się do siebie.

152

4. niedziela Adwentu

„Błogosławiona jesteś,

któraś uwierzyła"

Aby doznać, kim jest Bóg, trzeba podnieść

głowę do góry i zobaczyć wszechświat - odległe

od nas o miliony lat świetlnych gwiazdy, wobec

których istnienie Ziemi naszej jest drobnym, nie-

znaczącym epizodem, a istnienia człowieka nie

da się porównać nawet do istnienia iskry.

l wtedy się przekonujemy, że nie potrafimy

zrozumieć Stworzyciela świata. Cokolwiek po-

wiemy o Bogu: że jest wszechmocny, nieskoń-

czony, wszędzie obecny, odwieczny, czy też, że

jest Dobrem, Sprawiedliwością, Pięknem - wszy-

stko jest bardziej nieprawdą niż prawdą. Nie jes-

teśmy Go w stanie wyrazić żadnym słowem, bo

nie jesteśmy Go w stanie pojąć.

Tym bardziej trzeba patrzeć w gwiazdy, które

stworzvł.

153

W dzień 25 XII

„Lecz świat Go nie poznał"

Jk.

A najprawdziwsze Boże Narodzenie było w 39

roku. Kiedy nad krajem wyniszczonym wojną:

spalonym, zbombardowanym, wymordowanym

rozciągnęła się pierwsza surowa okupacyjna zi-

ma, a ludzie tłumnie ciągnęli na Pasterkę.

A najprawdziwsze Boże Narodzenie było

w obozach koncentracyjnych. Gdy ludzie bici,

upokarzani, poniewierani - w tę świętą noc śpie-

wali kolędy.

A najprawdziwsze Boże Narodzenie jest w do-

mach starców i na oddziałach szpitalnych. Wśród

najbiedniejszych.

154

Niedziela Św. Rodziny

„Potrzeba

abym był w sprawach Ojca Mojego"

\

\

.. J

A my tacy jaśniepańscy. A my tacy do wy-

ższych rzeczy stworzeni. Ponad mycie garncz-

ków, robienie porządków, bawienie dzieci, pracę

zawodową, l tak jest. l myśmy naprawdę do

wyższych rzeczy stworzeni. Ale do nich idziemy

poprzez przygotowywanie posiłków, domowe

sprzątanie, pranie, troskę o swoje dzieci, co-

dzienną drogę do pracy i pracę zawodową.

155

1 l - Nowy Rok

„Dziwili się"

Uwierz, że jeszcze nie powiedziałeś ostatnie-

go słowa w swoim życiu, że stać cię na więcej -

a to, wbrew pozorom, bardzo trudno. Bośmy

zakrzepli, skamienieli, zastali się w naszych sło-.

wach, myślach, codziennych czynnościach, ges-

tach, nawykach tak bardzo, że sobie nie możemy

wyobrazić najmniejszej zmiany. Uwierz, że mo-

żesz piękniej, bogaciej, bardziej twórczo iść przez

życie.

156

6 l-Trzech Króli

„Inną drogą

wrócili do ojczyzny swojej"

O mało co - przez naiwność Trzech Mędrców

- Jezus zginąłby w pierwszych dniach swojego

życia. Bo przecież naiwnością było przyjść do

króla Heroda i wypytywać się, gdzie się narodził

nowy król Izraela. Naiwnością było opisywać do-

kładnie, kiedy gwiazda się ukazała. Naiwnością

było wierzyć, że Herod pójdzie do Betlejem, aby

oddać pokłon temu królowi. W końcu Trzej Mędr-

cy przyszli do Jezusa, złożyli Mu dary i mieli

zamiar wrócić do Heroda, aby wszystko mu do-

kładnie opowiedzieć, może nawet, w którym do-

mu mieszka Święta Rodzina, u kogo, może jesz-

cze ile jest tam drzwi, czy są tylne wyjścia.

Czy i my nie jesteśmy tak naiwni jak Trzej

Mędrcy. Z głową w niebie - nie dostrzegamy

ziemi. Wpatrzeni w gwiazdę - nie widzimy ciem-

ności. Wsłuchani w śpiewy anielskie - nie słyszy-

my chichotu szatańskiego. Pełni współczucia

dla ubogiego Dzieciątka - nie myślimy o tym, że

tuż obok trwa walka o pieniądze. Pełni podziwu

dla Tego, który przyszedł służyć - nie chcemy

wiedzieć o tym, że tuż obok trwa walka o władzę.

157

Zachwyceni Bogiem, który stał się Człowiekiem,

zapominamy, że tyle jest fałszu, zawiści, obłudy,

chciwości - i w ludziach i w nas samych.

(-h r t

i-i i

158

1. niedziela Wielkiego Postu

„W owe dnie nic nie jadł'

Niech znowu dla nas Adwent będzie Adwen-

tem, Boże Narodzenie - Bożym Narodzeniem,

Wielki Post-Wielkim Postem, Wielkanoc-Wiel-

kanocą, Zesłanie Ducha Świętego - Zesłaniem

Ducha Świętego. Przecież jesteśmy wyznawcami

Chrystusa i chcemy swoją osobowość budować

na kształt Jego osobowości. A więc weźmy to

narzędzie pomocne, jakim jest rok kościelny.

Niech on znowu stanie się dla nas -jak dla ojców

naszych - szkołą życia Chrystusowego.

Niech znowu w naszym życiu będzie Adwent,

Boże Narodzenie, Wielki Post. Post. Wielki. Po-

śćmy z pamięcią na Jezusa. Na Jego życie, na

Jego mękę, na Jego śmierć. Pośćmy. Nie róbmy

sobie żadnych dyspens. Może nie potrafimy tak

pościć, jak ojcowie nasi. Ale pośćmy. Przecież za

dużo jemy - wbrew pozorom, l źle jemy. Pośćmy

w duchu Chrystusowym: bo naszym obowiąz-

kiem jest żyć jak najdłużej, jak najsprawniej, by

móc ludziom służyć. Włączmy do Wielkiego Po-

stu dietę odchudzającą i antymiażdżycową i jesz-

cze parę innych: przeciw zawałowi, cukrzycy,

przeciw chorobom układu krążenia. A jeżeli masz

coś specjalnego dla siebie do dodania - sprawę

papierosów, alkoholu, sprawę ukochanych ptysi,

159

kremówek, tortów, przesłodzonej herbaty czy ka-

wy - to dodaj teraz w czasie Wielkiego Postu.

Przecież jesteśmy Chrystusowi, przecież

chcemy kształtować swoje życie na kształt Jego

życia. Niech Adwent będzie dla nas - jak dla

ojców naszych - Adwentem, Boże Narodzenie -

Bożym Narodzeniem, a Wielki Post - Wielkim

Postem.

160

2. niedziela Wielkiego Postu

,.,,--,. _ „Gdy się modlił'

l

Stajemy przed Tobą, który jesteś Ciszą. My,

rozgadani, zaspieszeni, rozgorączkowani, roz-

biegani. Z głową pełną spraw wielkich i małych,

pomysłów, projektów, zamiarów zmieniających

się co chwila jak w kalejdoskopie. Z sercem, które

migocze wszystkimi uczuciami i wpada z radości

w smutek, ze śmiechu w płacz, z zachwytu w po-

gardę, z miłości w nienawiść. Prosimy Cię- ucisz

nas.

Stajemy przed Tobą, który jesteś Pokojem. My

zagrożeni przez złych ludzi, przez zły świat. Prze-

straszeni nienawiścią, chciwością, zaborczością,

chamstwem, brutalnością, zbrodniami, intryga-

mi. Przestraszeni śmiercią, chorobą, nieszczę-

ściem, wypadkami. Skuleni, sparaliżowani, trzę-

sący się nad swoim życiem i zdrowiem, prosimy

Cię - uspokój nas.

Stajemy przed Tobą, który jesteś Światłem.

My, ograniczeni, ciaśni, widzący na koniec swoje-

go nosa a pełni samouwielbienia, bez horyzon-

tów, widnokręgów... My głupi, choć z tego nie

zdajemy sobie sprawy, prosimy Cię - oświeć nas.

Stajemy przed Tobą, który jesteś naszym Oj-

cem, prosimy Cię, przemień nas: uczyń z nas

swoje dzieci.

161

3. niedziela Wielkiego Postu

„Jeśli się nie nawrócicie'

Dużo wiemy, ale mądrzy nie jesteśmy.

Jesteśmy przeinformowani. Zalewają nas fale

informacji z prasy, radia, telewizji, z rozmów ze

znajomymi, kolegami, przyjaciółmi. Kolejna wia-

domość zmywa poprzednią.

Jesteśmy przeinformowani. Zbyt wiele wiemy

wszystkiego dobrego i wszystkiego złego. Jesteś-

my zblazowani, zapsuci, cyniczni. Uważamy, że

już nie damy się naciągnąć, namówić na nic. Ani

na lewo, ani na prawo, ani w górę, ani w dół. Że już

mamy dostatecznie duże doświadczenie, mą-

drość życiową, praktykę życia.

A tymczasem po prostu nie potrafimy prawi-

dłowo oceniać, wartościować, selekcjonować,

klasyfikować, oddzielać ziarna od plew. Nie po-

trafimy już zobaczyć prawdy. Już nie stać nas na

to, aby się nad spotkaną prawdą zatrzymać, za-

stanowić, wyciągnąć z niej konsekwencje, wpro-

wadzić w nasze życie. Nie potrafimy już prawdą

żyć, dla niej poświęcić swoje życie, jej służyć.

Mamy dużą wiedzę, nie mamy mądrości.

162

4. niedziela Wielkiego Postu

„Ojciec wybiegł mu naprzeciw'

l

Gdyby spytać: jakie jest główne pojęcie

chrześcijaństwa, cecha najbardziej charakterys-

tyczna, słowo najświętsze, prawda najważniejsza

nauki, którą Chrystus głosił, to odpowiedzieć

musimy: prawda, że Bóg jest Ojcem naszym.

Gdyby spytać, co jest cechą konstytutywną

naszej postawy chrześcijańskiej, składnikiem

nieodzownym, elementem koniecznym, przez

który upodabniamy się do Tego, który jest Mis-

trzem i Panem naszym, to odpowiedzieć musimy:

traktowanie Boga jako naszego Ojca.

Na tyle w nas chrześcijaństwa, na ile w nas

dziecięcej ufności, miłości i wiary w Boga.

j

163

5. niedziela Wielkiego Postu

„l zaczęli odchodzić jeden po

drugim"

Gdy będziesz stał z kamieniami w zaciśnię-

tych rękach, może spotka cię łaska, że Jezus

stanie przed tobą i będzie pisał po ziemi. Byłeś

tylko zechciał to odczytać. Wtedy pełen zawsty-

dzenia nawet nie zauważysz, jak rozluźnią się

twoje pałce i wypadnie spomiędzy nich kamień.

164

Bdziela Palmowa

.Szydzili z Niego'

Jest jeszcze Palestyna petna słońca. Są jesz-

cze łany zbóż falujące pod tchnieniem wiatru.

Drogi wijące się wśród wzgórz. Ciepły puch ście-

żek. Studnie otoczone kępami drzew. Są ludzie

przyjaźni czekający na Jezusa, na Jego nauki

i Jego cuda. Ale jeszcze chwila, a krajobraz ten

ulegnie zmianie. Niebo zaciągnie się chmurami.

Uderzy pierwszy grom. Drzewami targnie wichu-

ra. Lunie nawałnica. Będzie ciemno, pusto

i zimno.

Tak jest w każdym życiu ludzkim. Bywa, że jest

dobrze, słońce świeci, niebo niebieskie, wszystko

przyjazne - zwierzęta i ludzie, i rzeczy, i przyroda.

Zdaje się, że tak zawsze będzie, że nie może być

inaczej. Aż w jakiś dzień wszystko się przełamuje

i nagle okazuje się, że jesteś otoczony wrogami,

ludźmi nienawidzącymi cię. Nagle wszystko jest

przeszkodą, kroku naprzód postawić nie jesteś

w stanie, nic załatwić, nic zorganizować, do niko-

go się nie możesz zwrócić, bo się wszyscy rozpie-

rzchli, boś został sam.

165

Wielki Piątek

„Jezu, wspomnij na mnie"

Zwycięstwo pokonanych. To jest prawda Je-

zusa. Prawda wszystkich męczenników Kościoła

i wszystkich tych, którzy walczyli o wolność, spra-

wiedliwość, praworządność na świecie.

Zwycięstwo pokonanych. Bo przecież w każ-

dym człowieku - nawet w tym, który zdradzi

o trzecim pianiu kura, nawet w tym, który wyda za

trzydzieści srebrników, nawet w tym, który zada

śmiertelny cios - tli się iskra człowieczeństwa,

uczciwości, sprawiedliwości.

Zwycięstwo ukrzyżowanego Chrystusa w nas

- którzyśmy i tchórzliwi, i sprzedajni, i okrutni. Bo

w nas też tli się iskra sprawiedliwości, uczciwości,

prawdy, która przez krzyż Chrystusa potrafi roz-

gorzeć i ogarnąć nas jak płomień - jak płomień,

który i Jego ogarniał.

166

Wielkanoc

„Ujrzał i uwierzył'

A gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał,

k. gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, wtedy

dwaj uczniowie idący do Emaus zaszliby do go-

spody, do której zajść chcieli, zjedliby kolację,

poszliby spać, a rano udaliby się w dalszą drogę

do domu i spokojnie do końca życia sadziliby

pietruszkę i podlewali kwiatki. Gdyby Pan Jezus

nie zmartwychwstał" wtedy uczniowie zgroma-

dzeni w Wieczerniku, zamknięci w obawie przed

Żydami, przesiedzieliby jeszcze parę dni, aż by

fala niepokoju wywołanego'śmiercią Jezusa uci-

chła, a potem jak szczury z tonącego okrętu

wymknęliby się z powrotem do domu, do Galilei,

i do końca życia spokojnie łowiliby ryby w Jezio-

rze Genezaret, aby czasem wspominać ze smęt-

kiem te swoje trzy lata spędzone u boku Mistrza

z Nazaretu. Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał,

mówiliby o Nim jeszcze jakiś czas uzdrowieni

paralitycy, trędowaci, młodzieniec z Naim, które-

go Jezus zdjął z noszy cmentarnych, ci, których

nakarmił chlebem i rybami. Jakiś czas krążyłyby

pomiędzy Judea i Galileą wieści o dobrym Mistrzu

z Nazaretu uzdrawiającym chorych i karmiącym

głodnych. Jakiś czas. Ażby utonął w niepamięci.

Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, zaginąłby

w nurcie historii. Nie byłoby przecież ewangelii

167

św. Mateusza, Marka, Łukasza, Jana, nie byłoby

św. Pawła. Jak nie byłoby Kościoła.

Zmartwychwstał dla nich. Żeby w Niego uwie-

rzyli. Przyłączył się do uczniów idących do

Emaus, wszedł do Wieczernika, podążył za nimi

nad Jezioro Genezaret. Wszystko na to, żeby

zatrzymać ich - przestraszonych, uciekających.

Żeby znowu Uwierzyli.

Zmartwychwstał dla nas. Żebyśmy przyznali

się do Niego, wrócili do Niego-żebyśmy uwierzy-

li, że to, co mówi, jest prawdą. Zmartwychwstał,

zęby być dla nas znakiem Zbawienia - Mistrzem,

Panem, Bratem, z którym idziemy do naszego

zmartwychwstania.

168

'2. niedziela Wielkanocy

„Którzy uwierzyli'

Uwierzył Szymon i poszedł za Jezusem. Uwie-

rzył Tomasz. Uwierzyli inni apostołowie. Czy

uwierzył Judasz?

Wierzyć to znaczy „pójść za". Wierzyć to

znaczy być zachwyconym. Wierzyć, to znaczy

starać się naśladować. Nawet bez „starać się". Bo

w zachwycie już to się mieści - naśladowanie.

Gdzie nie ma naśladowania, nie ma zachwytu,

nie ma „pójścia za" - nie ma też wiary.

Czy ty wierzysz naprawdę w Chrystusa?

169

3. niedziela Wielkanocy

„Ty wiesz, że Cię miłuję"

Jaka jest wielka odległość pomiędzy pytaniem

św. Piotra, co otrzyma od Jezusa za to, że poszedł

za Nim, a jego śmiercią męczeńską za Jezusa, jak

bardzo musiał się zachwycić tym, czego Jezus

nauczał, jak bardzo musiał przyjąć Jego prawdę

za swoją własną, skoro dla niej poświęcił wszy-

stko.

Ile w nas z młodego Piotra. Ile w nas posługi-

wania się Jezusem od osiągnięcia własnych ce-

lów, l nawet jesteśmy skłonni iść za Nim, byle

tylko nas uchronił, zachował, obdarzył, ubezpie-

czył - sprawił, żebyśmy długo żyli i żeby nam się

dobrze powodziło.

Jaka jest długa jeszcze przed nami droga do

prawdziwej wiary w Jezusa.

170

4. niedziela Wielkanocy

„Nikt nie może moich owiec

wyrwać z ręki mego Ojca"

Jesteśmy wciąż w Jego rękach. To On - sam

Bóg, pobudza nas do dobrego: przynagla, niepo-

koi, upomina, błogosławi, uspokaja, ucisza. To

On na każdą chwilę pobudza nas, byśmy przeła-

mywali nasze lenistwo, chciwość, zazdrość, nie-

nawiść, interesowność. To On pobudza nas, byś-

my byli dobrzy, pracowici, wyrozumiali, opano-

wani, wolni, radośni, wspaniałomyślni, bezintere-

sowni - abyśmy byli wciąż z Nim zjednoczeni.

A potem wszystko zależy od ciebie. Na ile

przyjmiesz, na ile odsuniesz - na ile udasz, że nie

widzisz, że nie słyszysz, że nie wiesz, o co chodzi,

że to nie ciebie dotyczy.

Wszystko dobre w naszym życiu zaczyna się

od Boga, jesteśmy wciąż w Jego rękach, ale

ostateczne rozstrzygnięcie zależy od nas.

171

5. niedziela Wielkanocy

„Jesteście uczniami moimi"

Kościół jest arką Noego, rodziną Lota ucho-

dzącą ze Sodomy i Gomory - społecznością tych,

którzy się uratowali z szaleństwa tego świata.

Z tego świata, gdzie jedzą i piją, żenią się i za mąż

wychodzą, kupują i sprzedają, sadzą i budują -

jak gdyby to było wyłączną treścią życia, jakby na

to się narodzili, na to żyli j na to umierali.

Jesteśmy arką Noego i rodziną Lota- należy-

my do Kościoła, jeżeli nie na to żyjemy, aby jeść

i pić, żenić się i za mąż wychodzić, sprzedawać

i kupować, budować i sadzić.

172

' 6. niedzftła Wielkanocy

9* „Gdybyście Mnto miłowali'

Taki jest nasz byt - że musimy orać, siać, żąć,

zbierać zboże do gumien. Taka jest nasza ludzka

rzeczywistość - że musimy pracować coraz le-

piej, sprawniej, wydajniej, nowocześniej, racjo-

nalniej.

Tylko aby w tym kieracie codziennej roboty

nie zatracić się, aby nie stać się jedną ze śrubek

w wielkiej machinie produkcji, musi brzmieć

w naszej pracy zawodowej ton najwyższy, który

się nazywa: służba dla bliźniego. Służba tym

trudniejsza, jeżeli dla bliźniego anonimowego,

którego biedy, potrzeb, utrudzenia nie widzisz

oczami, którego prośby, płaczu, narzekania nie

słyszysz uszami, którego cierpienie możesz wy-

czuć tylko sercem.

173

7. niedziela Wielkanocy

„Którzy będą wierzyć we Mnie"

Czego się spodziewasz za to, żeś poszedł za

Jezusem? Czy spodziewasz się, że za to pobłogo-

sławi ci i będziesz się cieszył nieustannym zdro-

wiem, i nie zagrozi ci nic ani nikt, i nie spotka bię

żadne nieszczęście, i złodzieje cię nie okradną,

i źli ludzie ci nie wyrządzą krzywdy, i twój majątek

w niczym nigdy nie ucierpi, ale się będzie powię-

kszał spokojnie z dnia na dzień, że Jezus wysłu-

cha każdej twojej prośby, każdej twojej zachcian-

ki, a nawet, gdy trzeba, cud uczyni - jak w Kanie

Galilejskiej, l tak będziesz żył długo i będzie ci się

zawsze dobrze powodziło, a po śmierci otrzymasz

od Niego jeszcze jedną nagrodę - szczęście

w niebie.

A gdzież miłość do Jezusa, która -jak każda

miłość - musi być bezinteresowna, bo inaczej nie

jest miłością?

174

Wniebowstąpienie

„Uniesiony w niebo'

Tam będą jaśnieć nasze ręce spracowane,

nasze oczy szukające prawdy, nasze serca kocha-

jące. Tam tylko to się liczy.

Ile jeszcze tu na ziemi naszych dni? Ile miesię-

cy? Ile lat? Ale zawsze za mało, aby w ostatniej

godzinie nie powiedzieć, że trzeba było żyć ina-

czej: żeś się zbyt oszczędzał, żeś nie wydarł ze

siebie wszystkiego, na co cię było stać.

Bo tam będziesz na tyle jaśniał, na ileś się

napracował, szukał prawdy - na ileś kochał.

175

Zesłanie Ducha Świętego >

„Jezus stanął pośrodku"

Trzeba umieć świętować. Zgromadzeni

w pięknych kościołach świętujemy pamięć Męki,

Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. Zebrani

w kole rodzinnym świętujemy nasze rodzinne

wydarzenia - świętujemy ich pamięć. Zjednocze-

ni z całym narodem świętujemy nasze wielkie

narodowe wydarzenia - świętujemy ich pamięć.

Ale potem trzeba umieć zdjąć ubranie świąte-

czne, włożyć na siebie ubranie robocze i zabrać

się do codziennej pracy - trzeba umieć prze-

kształcić temte wartości w formę dnia powszed-

niego. Bo inaczej nieprawdą będzie tamta rzeczy-

wistość, którą świętujemy, nieprawdą miłość,

którą deklarujemy. Nasze świętowanie to będzie

tyko złuda, udawanie, gra, okłamywanie samego

siebie.

176

1. niedziela zwykła

,0tworzyło się niebo"

Czy jesteś człowiekiem pokoju, czy wojny? ,

Czy gdy wchodzisz, ludzie spinają się, bo

jesteś wciąż nadąsany, naburmuszony, neuraste-

niczny, malkontentny, narzekający na wszystko

i na wszystkich, wyszukujący dziury w całym,

wściekły, kłębek nerwów, bo wciąż wywołujesz

kłótnie, awantury, doprowadzasz do konfliktów,

zadrażnień, sporów, intryg.

Czy gdy wchodzisz, ludzie się uśmiechają

z serdecznością, bo wiedzą, że pomożesz, poza-

sklepiasz, uspokoisz, załagodzisz, uciszysz, uła-

dzisz, wyprostujesz, porozplątujesz, wyjaśnisz -

bo umiesz pocieszyć, pochwalić, doradzić, bo

cieszysz się każdym sukcesem, osiągnięciem, po-

wodzeniem -jesteś człowiekiem nadziei, gałązką

oliwną.

Czy jesteś człowiekiem wojny, czy pokoju?

Czy wiesz, co to znaczy opanowywać swoje hu-

mory, trzymać na wodzy swoje nerwy, kontrolo-

wać to, co mówisz, co robisz, jak postępujesz. Czy

sobie zdajesz sprawę z reakcji, jaką wywołuje

177

twoje mówienie i postępowanie u ludzi cię ota-

czających.

Tak nam uciekło wszystko, co dotyczy pano-

wania nad sobą. A bez tego nie ma społeczeńs-

twa, społeczności, rodziny, miejsca pracy.

178

2. niedziela zwykła

„l uwierzyli w Niego"

179

3. niedziela zwykła

„Abym niósł dobrą nowinę'

A my byśmy nawet poszli nauczać o Chrystu-

sie. Białą wstęgą drogi. We dwóch. Bez worka

podróżnego. Od miasta do miasta. Zwłaszcza

kiedy wakacje i ładna pogoda. Niechby schodzili

się ludziska. Niechby słuchali. Niechby się nawra-

cali, bili w piersi i pokutowali. Moglibyśmy cyto-

wać na pamięć całe partie Ewangelii. Zwłaszcza

przypowieści. Nawet wiemy, na czym polega isto-

ta miłości. Dokładnie tak jak Pan Jezus uczył.

Lubimy nauczać bliźnich swoich. Czasem

w oczy, najczęściej za plecami. Wiemy, jak powin-1

ni postępować. Zwłaszcza najbliżsi, zwłaszcza)

wobec nas.

Tylko wcale nie to jest najważniejsze, żebyś l

mówił. Pan Jezus wcale nie stawia takich żądań,

żebyś tak od miasta do miasta szedł i opowiadał

Jego przypowieści. Powiedział: „Po tym poznają,

żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będzie-1

cię jedni ku drugim". Tylko tyle. Albo - aż tyle.

180

4. niedziela zwykła

,Wyrzucili Go'

Brak nam, chrześcijanom, uśmiechu, pogody,

miękkości. Jesteśmy sztywni, zasadniczy, pewni

swojego obrazu człowieka, wiemy, jak każdy ma

wyglądać i nie mamy żadnych pod tym względem

wątpliwości. Wymagamy, by każdy człowiek

zmieścił się we wzorcu, który ukształtowaliśmy

sobie' na podstawie katechizmu, siedmiu grze-

chów głównych, dobrych uczynków co do ciała

i co do duszy, przykazań kościelnych i przykazań

Bożych interpretowanych przez nas. Patrzymy

spode łba na wszystko, co odbiega od takiego

obrazu. Jesteśmy podejrzliwi, nieufni. Mroczno

w nas, zazdrośnie, nieprzyjaźnie. Za łatwo nam

przychodzi potępianie, skazywanie, odrzucanie.

181

5. niedziela zwykła

„Ludzi będziesz łowił'

To w każdej godzinie dnia albo zachowujesz

swe życie dla siebie, albo tracisz je dla bliźnich.

To w każdej godzinie dnia dbasz o to, by& sam,

byś sobie, byś dla siebie, byś ku sobie, byś przy

sobie, albo tez troszczysz się o to, by on, by oni, by

dla nich, dla niego, dla tego kogoś, kto jest

potrzebujący obok nas - dla jakiejś sprawy ludz-

kiej.

Tak swoje życie zachowujesz, albo tracisz.

182

6. niedziela zwykła

„Biada wam, bogaczom'

Dotąd wszystko było jasne - byli grzesznicy '

i byli sprawiedliwi. Sprawiedliwym wolno było

rozmawiać tylko ze sprawiedliwymi, grzesznikom

tylko z grzesznikami. Sprawiedliwym Bóg błogo-

sławił, a grzeszników karał. Sprawiedliwi płacili

podatki z kminku i anyżku; oddawali dziesięcinę

z wszystkiego, co posiadali, mieli prawo stać na

środku świątyni i na głos się modlić, grzesznicy

najwyżej w kącie bić się w piersi i pokutować za

swoje grzechy. Sprawiedliwi umierali godnie,

a grzesznicy w hańbie, cierpieniu, a czasem i na

krzyżu.

Pan Jezus poprzewracał te podziały. Tym,

którzy się uważali za sprawiedliwych, powiedział,

że są podobni grobom pobielanym, które na ze-

wnątrz czyste, ale wewnątrz pełne wszelkiego

plugastwa. Przyjaźnił się z grzesznikami i z celni-

kami. Ukazał, że białe nie jest wcale białe, a czar-

ne nie jest wcale takie czarne. A nawet więcej, że

to, co na pozór jest czarne, może być białe - i na

odwrót.

Pan Jezus poprzewracał podziały na sprawie-

dliwych i grzeszników.

183

a

7. niedziela zwykł!

„Miłujcie nieprzyjaciół waszych"

Przebaczyć. Ale co to znaczy przebaczyć. -

Zapomnieć? Ale jak zapomnieć, skoro gdy spoty-

kasz tych, którzy cię skrzywdzili, cały drętwiejesz.

Jak zapomnieć, skoro zasnąć nie możesz, a w no-

cy budzisz się i wracają przed oczy tamte chwile

upokorzeń, fałszywych zarzutów, oszczerstw, wy-

paczania twoich intencji, odbierania ci tego, na

co sobie zasłużyłeś, czego się dorobiłeś - powra-

ca tamta niesprawiedliwość, która cię spotkała.

Jak zapomnieć, skoro twoja trudna sytuacja ży-

ciowa wciąż ci dolega, wciąż cię uwiera twoje

kalekie życie - na co dzień towarzyszy ci krzywda,

którą ci wyrządzono.

Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Bo tego

się nie da. Bo to jest niemożliwe. Przebaczyć to

znaczy przede wszystkim nie mścić się. - Nie

mścij się. Nie szukaj narzędzi, dróg, koalicji, ukła-

dów, sprzymierzeńców na to, aby twoim wrogom

zapłacić, wyrównać rachunki metodą oko za oko,

ząb za ząb. Po prostu idź dalej, rób swoje.

184

8. niedziela zwykła

„Belki we własnym oku

nie dostrzegasz"

Jaką my mamy wrażliwą skórę. Niech nas ktoś

pominie, nie zauważy, nie wymieni, nie uszanuje.

Niech nam ktoś - nawet bez złej woli - naruszy

ustalony porządek dnia, przyjdzie nie zapowie-

dziany. Niech ktoś nam uchybi, nawet nie osz-

czerstwem, obmową, fałszerstwem, oszustwem,

ale tylko intonacją głosu, drobnym słowem, ges-

tem. Wychwytujemy wszystko jak najdelikatniej-

sze sejsmografy, co ludzie o nas mówią, jak się

wobec nas zachowują. Jacy my jesteśmy deli-

katni.

A sami rozpychamy się. Włazimy drugim pod

nogi, potrącamy ich, depczemy, ranimy. Nie liczy-

my się z ludźmi, z ich czasem, z ich zamiarami,

z ich pragnieniami, l tego zupełnie nie czujemy,

nie widzimy, z tego zupełnie nie zdajemy sobie

sprawy. Gdy nam ktoś zwróci na to uwagę, upom-

ni, jesteśmy zaskoczeni, zdziwieni, albo obraża-

my się w poczuciu naszej krzywdy.

185

9. niedziela zwykła

„Nie jestem godzien"

Dotąd jesteśmy Chrystusowi, dotąd jesteśmy

chrześcijanami, dopóki się potrafimy bić w piersi.

Dopóki umiemy przyjmować, usłyszeć, wysłu-

chać - jak dziecko, które wie, że daleko mu do

dorosłości, jak grzesznik, który wie, że daleko mu

do doskonałości. Gdy już jesteś pewny siebie,

swojej mądrości, potęgi, nienaruszalności, gdy

wszystko wiesz bardzo dobrze i lepiej, gdy cię nikt

nie potrafi przekonać, gdy stajesz się posągiem,

kamieniem, drewnem, to już nie jesteś ani chrześ-

cijaninem, ani człowiekiem.

186

10. niedziela zwykła

: „Oddał go matce'

Byłeś kiedyś w żłobku dzieci osieroconych?

Widziałeś kiedyś dziecko chore na chorobę siero-

cą? Gdy już nie płacze, tylko siedzi w swoim

kojcu, patrzy tępo przed siebie, od czasu do czasu

kiwa się w przód i w tył rytmicznym ruchem,

a czasem zaczyna bić główką w ścianę. Budujemy

Domy Dziecka, l dobrze. Ale niech ta marginalna

w końcu sprawa nie odwraca naszej uwagi od

głównego założenia, którego powinniśmy prze-

strzegać. Oddajmy dziecko matce. Oddajmy

dziecku matkę. Niech przynajmniej pierwsze lata

spędzone będą razem. Oddajmy dziecku ojca.

Niech ojciec ma codziennie czas dla dziecka.

Oddajmy dziecku rodzinę. Niech dziecko ma swo-

ją babcię, niech ma swojego dziadka, niech ma

swojego wujka, stryjka, ciocię, wujenkę, kuzynów

i kuzynki.

A wobec dzieci porzuconych albo osieroco-

nych niech się wciąż pojawiają ludzie samotni -

albo i nie samotni - którzy je wyrwą z sierocińca,

z żłobka, z przedszkola i uznają za swoje.

187

11. niedziela zwykła

„Zaprosił Go na posiłek"

Przyjść do kogoś w gościnę, to znaczy przy-

nieść siebie - wszystko to, czym się żyje, czym się

jest, co się ma najdroższego, najistotniejszego,

aby tym podzielić się z gospodarzami. Wtedy

dopiero ma sens przynoszenie kwiatów i prezen-

tów, wygłaszanie mowy, wznoszenie toastów, bo

dopiero wtedy one wyrażają twoje oddanie.

Przyjąć kogoś w gościnę, to znaczy zaakcep-

tować go - dobro, które stanowi, uznać jego

wartości za wspólną własność, uczestniczyć

w nich. Wtedy można i stół przykryć odświętnym

obrusem, zastawić go wszystkim, co w domu

najlepsze, kwiaty wstawić do wazonu. Wtedy do-

piero one wyrażają twoją akceptację. ;

188

12. niedziela zwykła

,Syn Człowieczy będzie odrzucony'

A gdy zostaniesz od rzucony. A gdy od rzuci cię

społeczeństwo, w którym żyjesz, koledzy z zakła-

du pracy, kierownictwo, z którym współpracu-

jesz, rodzina dla której się poświęcasz, człowiek,

którego kochasz.

Dlatego potrzebna nam jest mod^twa. Bo na-

prawdę potrzebna nam jest akceptacja totalna,

która nada pełny sens wszystkiemu, co robimy,

czym żyjemy, dla czego żyjemy.

Jeżli ci się dotychczas udało, że nie zostałeś

odrzucony, to wiedz, że to się stanie. Bo przyjdzie

czas twojej starości, niedołężności, niepotrzeb-

ności. Bo przyjdą klęski życic, niepowodrp"^,

błędy, upadki. Bo nawet gdybyś był w pełni zdro-

wy i silny, zdarzy się, że poprzez twoją postawę,

zajęcie stanowiska - nawet najsłuszniejszego

w świecie - zostaniesz przez swoje otoczenie

odrzucony. A przecież musisz to wytrzymać.

189

13. niedziela zwykła

„Zostaw umarłym

grzebanie umarłych"

Nie mów: „za moich czasów było inaczej" -

niezależnie od tego ile masz lat. Niezależnie od

tego o jakich czasach myślisz: sprzed ilu lat.

Ustawiłeś się w pozycji emeryta, w dystansie

obcości do tego wszystkiego co się dzieje,

w przekonaniu, że twoje najpiękniejsze dni masz

za sobą: dni twórczości, aktywności; że to, co

miałeś do powiedzenia, już powiedziałeś, to co

miałeś do zrobienia, już zrobiłeś, a teraz patrzysz

na rozwijające się sprawy jako na zupełnie ci

obce, nie czujesz z nimi żadnych związków, do-

wiadujesz się o nich ze zdziwieniem, przeraże-

niem, nawet podziwem, ale i ze świadomością, że

cię to niewiele obchodzi. Pozostajesz w bezru-

chu. Nie masz ochoty wskakiwać w żaden kolejny

pociąg. Uważasz, że nie dobiegniesz, nie dogo-

nisz, że twój świat odszedł i nikt nie jest go

w stanie wskrzesić.

Nie mów tak. Nie wolno ci tak mówić. Wszyst-

kie czasy są twoje - wszystkie czasy powinny być

twoje.

190

14. niedziela zwykła

„Lżej będzie mieszkańcom Sodomy

i Gomory w dzień sądu"

Czy wina jest tylko po stronie słuchaczy

Ewangelii? A gdzież wina tych, którzy ją głoszą:

takich księży, teologów, zakonników i zakonnic,

gorliwych katolików świeckich, których kazań,

nauk, pouczeń nikt nie jest w stanie znieść.

Gdzież wina ich tępoty, nieumiejętności, głupoty,

braku wiedzy i roztropności, braku otwartości,

wczucia się i rozumienia człowieka.

Czy wina jest tylko po stronie biorących przy-

kład? A gdzież jest wina tych, którzy sieją zgor-

szenie swoim postępowaniem: takich księży, za-

konników, sióstr zakonnych i gorliwych katoli-

ków świeckich, na których widok każdy się otrzą-

sa. Gdzież wina ich prostactwa, chamstwa, inte-

resowności, chciwości, nonszalancji, brutalnoś-

ci, wchodzenia z butami do dusz ludzkich, fałszy-

wej pokory.

Czy nie trzeba powiedzieć, że takim właśnie

głosicielom Ewangelii ciężej będzie niż tym ze

Sodomy, niż tym z Gomory.

191

15. niedziela zwykła

„Samarytanin"

Jeżeli jest miejsce spotkania się nieba z zie-

mią, to wykłada się jednym słowem: bezintere-

sowność. To jest to przejście z teorii do praktyki,

wypróbwanie w życiu i sprawdzenie tego, co tkwi

w naszej głębi, probierz naszej wiary w Boga. Tu

możemy się przekonać, czy żyjemy dla Boga, czy

na sprzedaż. Czy to, co robimy, mówimy, czy

nasza codzienna praca, czy nasze kontakty z lu-

dźmi, czy to wszystko płynie stąd, że tego wymaga

Uczciwość, Sprawiedliwość, Pfawda - Bóg, czy

też dlatego, „aby pokazać się przed ludźmi".

Bo tylko wtedy, gdy naprawdę wierzymy w Pa-

na Boga, gdy nam On naprawdę wystarcza, stać

nas na bezinteresowność. A jeżeli w Pana Boga

nie wierzymy - choć nam się zdaje, że wierzymy,

a nawet innych o tym zapewniamy - to wciąż

będziemy biegali po prośbie: aby być uznanym

przez ludzi. Aby nam zapłacili za nasze uczciwe,

dobre życie - wdzięcznością, dobrym słowem,

rewanżem.

192

16. niedziela zwykła

„Marta uwijała się koło

rozmaitych posług"

Droga Marty. Droga służenia najbliższym lu-

dziom na świecie. Droga gospodyń domu, matek,

żon, mężów - tych, których udziałem jest przede

wszystkim troska, aby nakarmić domowników,

a więc żeby kupić na czas to, co potrzeba, wymy-

ślić posiłek, z którego wszyscy byliby zadowoleni,

a poza tym - żeby był on na czas przygotowany,

żeby nie było nic przypalone ani surowe, przeso-

lone ani niedosolone, przegotowane ani niedo-

gotowane, ale w sam raz.

Droga Marty. Droga miłości rozmienionej na

drobne: na tysiące schyleń, podnoszeń, ruchów,

czynności nieważnych, drobnych, takich jak zmy-

wanie naczynia, zamiatanie, ścieranie kurzu,

układanie rzeczy na swoje miejsce, mycie okien,

pranie, cerowanie, przyszywanie guzików-czyn-

ności, które nie spowodują przewrotu świata,

które niczego nie zmieniają, ale starają się, by

było w domu tak, jak być powinno.

Droga Marty. Droga miłości rozmienionej na

gesty, uśmiechy, zapytania, odpowiedzi, cierpli-

we wyjaśnianie, spokojne tłumaczenie, wyważo-

ne upomnienia, powstrzymywanie się - czasem

z najwyższym wysiłkiem, całą siłą woli - żeby nie

193

wybuchnąć gniewem, oburzeniem, żalem, wy*

mówkami, żeby nie postawić na swoim, żeby nie

mieć racji, żeby nie udowodnić, wykazać błąd, ale

żeby pomóc, pokierować, poprowadzić.

Droga Marty. Droga miłości, której się nie

dostrzega, do której się jest przyzwyczajonym,

którą się uważa za coś zupełnie normalnego,

zwyczajnego, nieodzownego.

Droga Marty. Droga strzeżenia ogniska domo-

wego.

194

17. niedziela zwykła

„Panie, naucz nas'

Gdybyś potrafił powiedzieć naprawdę słowo:

Bóg. Gdybyś potrafił naprawdę uczestniczyć we

Mszy św. Gdybyś potrafił naprawdę popatrzeć na

obraz, zdjęcie, rzeźbę - na człowieka. Gdybyś

potrafił.

Ale ty słuchasz nie rozumiejąc. Mówisz, po-

wtarzając obce, wytarte słowa, których treści nig-

dy nie starałeś się zgłębić. Patrzysz, ślizgając się

po kolorach, kształtach, napisach - ledwie co

widząc.

Ale ty jesteś prawie nieobecny. Ogarniasz

strzępem swojej świadomości, uwagi, to, co się

wokół ciebie dzieje. Prawie nie zdajesz sobie

sprawy z tego, jak żyjesz.

195

13. niedziela zwykła

„Tej nocy zażądają

twojej duszy od ciebie"

W miarę upływających lat będziesz czuł, jak

przychodzi twój czas. Najpierw - jeszcze prawie

nieświadomy kolei rzeczy - będziesz patrzył, jak

odchodzi pokolenie twoich dziadków. Potem już

zaniepokojony stwierdzisz, że odchodzi pokole-

rjie twoich rodziców. Wreszcie przerażony odkry-

jesz, że już umiera twoje pokolenie. Będziesz do-

wiadywał się od znajomych i z ogłoszeń w gaze-

cie, że przyszedł czas i na ciebie. Takie jest prawo,

któremu jesteś jako człowiek również podległy.

Pociski będą padały przed tobą, za tobą, to bliżej,

to dalej, a ty będziesz wiedział, że wkrótce kolejny

uderzy w ciebie.

Oby w miarę upływających lat wzrastała w to-

bie świadomość życia wiecznego.

196

19. niedziela zwykła

„A wy podobni do ludzi

oczekujących swojego pana"

Żebyś teraz nie żałował. Żebyś nie mówił:

człowiek się naharpwał, nie dojadł, nie dospał,

siedział dzień i noc, zdrowie nadwerężył, ludziom

się naraził, a teraz co ma z tego? Żebyś nie

żałował. To były najpiękniejsze dni twojego życia,

kiedy zdobyłeś się na bezinteresowne zaangażo-

wanie w ludzkie sprawy. To było prawie dotknię-

cie Boga samego. Nie psuj tego. Nie przeliczaj

teraz skrupulatnie twojego poświęcenia, twojej

odwagi na pieniądze. Nie narzekaj, że nie zarobi-

łeś na tym tyle, ile teraz uważasz, że powinieneś

zarobić. Zachowaj ten twój czas jak najbardziej

cenny skarb. Nie będziesz kiedyś musiał stanąć

przed Bogiem z próżnymi rękami.

197

20. niedziela zwykła

„Przyszedłem rzucić

ogień na ziemię"

Nie myśl, że już jesteś chrześcijaninem. Nie

myśl, że kształt twojego chrześcijaństwa już zdo-

łałeś ustalić. Nie patrz zadowolony na dzieło,,

jakiego dokonałeś. Wiechy nie masz co kłaść na

zrąb twojego budowania. Jesteś w szukaniu. Jes-

teś w tworzeniu. Jesteś w stawaniu się. Musisz

być przekonany, że twoja droga jeszcze daleka-

kończy się dopiero za horyzontem. Tylko wtedy

możesz być chrześcijaninem.

198

l

21. niedziela zwykła

„Zamknie drzwi"

Żebyśmy w chwili śmierci nie stanęli przed

zatrzaśniętymi drzwiami Królestwa Niebieskiego.

Żebyśmy nie tłukli w nie pięściami wołając: Panie,

otwórz mi. Żebyśmy nie usłyszeli: Nie znam cię.

Żebyśmy zdumieni nie mówili: Przecież jestem

ochrzczony w Twoje imię, w niedziele brałem

udział w spotkaniach eucharystycznych, przyj-

mowałem Twoje Ciało i Krew, modliłem się do

Ciebie rano i wieczór: Panie, Panie. Żebyśmy nie

otrzymali odpowiedzi: Odejdź stąd, ty, który czy-

niłeś nieprawość, l ujrzymy, jak bramy Królestwa

Niebieskiego otwierają się szeroko dla ludzi,

o których wiedzieliśmy, że są niepraktykujący.

To jest niebezpieczeństwo, które grozi nam ze

strony każdej instytucji -że stanie się celem sama

dla siebie. To jest niebezpieczeństwo, które grozi

nam, katolikom, że praktyki religijne staną się

celem same dla siebie - że uznamy naszą religij-

ność za legitymację naszej prawości.

199

22. niedziela zwykła

„Oni Go śledzili'

Twoje mówienie o bliźnich: ironiczne, złośli-

we, dwuznaczne, zazdrosne, insynuujące. To

w pierwszym rzędzie nawet nie krzywda, jaką im

wyrządzasz. Ale to przede wszystkim jeden ze

znaków, że nie masz w sobie radości życia: że jest

w tobie pustka, że straciłeś sens swojego działa-

nia. Że skończyło się to, co w tobie wielkiego, albo

że w ogóle nic wielkiego nigdy się w tobie nie

zaczęło.

200

23. niedziela zwykła

„Kto nie ma w nienawiści

siebie samego"

Powołanie nasze. Nasze powołanie do czło-

wieczeństwa.

W rozgardiaszu spraw codziennych zapomi-

namy, że nam łatwiej o zło niż o dobro: żeśmy

leniwi, oszczercy, zazdrośni, chciwi, pyszni. Na-

wet już przyzwyczailiśmy się do tego, żeśmy nieo-

bowiązkowi, nieodpowiedzialni, że flejtuchy; że

robiąc - nie robimy, mówiąc - nie mówimy, my-

śląc - nie myślimy; rozmamłani, niechlujni, nie-

domyci, niepodopinani, niedouczeni, niewycho-

wani. Czas nam przecieka przez palce, ulatuje

dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Rozłazi się

nam przedpołudnie, rozłazi się nam popołudnie.

Brak nam organizacji pracy, umiejętności wyko-

rzystania czasu, kontroli nad tym, co mówimy, co

robimy, co myślimy. Tyle w tym bylejakości, taki

brak skupienia, uwagi, koncentracji. Zdaje się

nam, że dni są wypełnione,, a przecież wszystko

można by daleko szybciej, daleko sprawniej, da-

leko precyzyjniej. W nawoływaniu do naturalnoś-

ci zapominamy, co to znaczy dyscyplina, umar-

twienie, opanowanie, trzymanie się w garści. Za-

201

pominamy, że sami musimy wyciosać, własnymi

rękoma, kształt swojej osobowości - odpowie-

dzieć na powołanie nasze.

202

24. niedziela zwykła

„Radość w Królestwie Niebieskim"

Który z pasterzy, gdy zgubi jedną owcę, po-

zostawia dziewięćdziesiąt innych na pustyni

i idzie szukać zaginionej. Przecież w tym czasie

na osamotnione stado napadną wilki i rozbiją je.

Która z kobiet, gdy straci jeden grosz, prze-

szukuje swoje mieszkanie tak długo, aż go znaj-

dzie. Czyż jest sens tracić tyle czasu w tym celu.

Gdzież powód do radości, aby potem jeszcze

zwoływać swoje sąsiadki i mówić: cieszcie się

i radujcie, bo znalazłam grosz, który straciłam.

Jakiż ojciec wybiega na spotkanie synowi,

który roztrwonił cały majątek, i przyjmuje go

w swoim domu jak najbardziej oczekiwanego

gościa. Czyż nie ma racji wierny syn, który z obu-

rzeniem patrzy na postępowanie ojca?

203

25. niedziela zwykła

„Kto w drobnej rzeczy jest wierny,

ten i w wielkiej będzie wierny"

Są dni zwyczajne, kiedy na pozór nic się nie

dzieje, gdy życie toczy się zwyczajnym rytmem

pracy, posiłków, odpoczynków, świętowania; ryt-

mem produkcji, nauki i kultury. Ale są chwile-tak

w życiu człowieka jak narodu - kiedy zostaje on

postawiony pod ścianę i wtedy albo wyzna, co

stanowi dla niego wartość najwyższą, zaprotestu-

je zgodnie ze swoim sumieniem przeciwko złu,

upomni się o swoje najważniejsze prawa, będzie

walczył o sprawy najświętsze. Z takiej próby wyj-

dzie w poczuciu swojej godności, szacunku dla

siebie samego. Albo schyli głowę, rzuci się na

kolana i poprosi o życie. Upodlony, z poczuciem

swojej słabości, z piętnem służalca.

204

26. niedziela zwykła

„Błogosławieni,

którzy pragną sprawiedliwości"

Musisz być wyczulony na wszelką niesprawie-

dliwość. Na niesprawiedliwość, która się dzieje

w twoim środowisku, w twoim społeczeństwie,

w twoim narodzie i na świecie.

Musisz dążyć, by twój świat był sprawiedliwy,

ale działaj rozsądnie, bez szaleństw, z wyważe-

niem każdego słowa, posunięcia, choć nieustę-

pliwie, krok za krokiem. Bo to nie jest bezpieczna

droga. Ci, którzy się dopuszczają niesprawiedli-

wości, za dużo na tym zarabiają, by chcieli łatwo

zrezygnować. Dlatego walcząc o sprawiedliwość

narażasz się na utratę swojego stanowiska, pozy-

cji, opinii. A na pewno na miano warchoła, anar-

chisty, człowieka niepoważnego, niezrównowa-

żonego. Istnieje jeszcze możliwość, że zginiesz,

powieszony na krzyżu.

Ale czyż jest inna droga dla nas, którzy uważa-

my się za chrześcijan, dla nas, których Mistrza

ukrzyżowano, również za to, że walczył o sprawie-

dliwość.

205

27. niedziela zwykU

„Przymnóż nam wiary'

Dlaczego Jezus wybrał na jednego z dwunas-

tu Judasza, który Go zdradził.

Ale również dlaczego wybrał Szymo*na' Ptotra,

dlaczego go uznał za skałę, na której budować

będzie swój Kościół - tego, który zaparł się Go

w chwili próby. Dlaczego wybrał synów Zebedeu-

szowych, którzy prosili, aby w nowym Królestwie

mogli siedzieć obok Niego jeden po prawicy

a drugi po lewicy. Dlaczego wybrał takich, którzy

domagali się wynagrodzenia za to, że poszli za

Nim. Dlaczego wybrał takich, którzy w chwili Jego

pojmania pouciekali.

A przecież w końcu ponieśli śmierć męczeń-

ską za Jezusa. Co za ogromną drogę ci ludzie

odbyli. Jakiż to przykład, jaka szansa dla nas.

206

28. niedziela zwykła

„Upadł do stóp Jego, dziękując"

Trzeba się modlić, l nie tylko na to, aby prosić,

dziękować, przepraszać, wielbić. Ale aby się na-

sycić Jego światłem. Aby w Jego Dobru stopniało

zło, które cię wciąż niszczy. Aby w Jego Pięknie

ustąpiła brzydota, która cię zniekształca. Aby

w Jego Prawdzie zniknęło kłamstwo, które wciąż

się w tobie nakłada.

A gdy prosisz, dziękujesz, przepraszasz, wiel-

bisz, to także najważniejsze jest, że trwasz w Jego

obecności, że upodabniasz się do Niego - uczysz

się kochać, myśleć, chcieć podobnie jak On.

207

29. niedziela;

„Zawsze powinni się modlić,

a nigdy nie ustawać"

Przestaliśmy się modlić. Już nie ma pacierzy

rannych, które dzieci tak skrupulatnie odmawiały.

Nie ma wspólnych modlitw całej rodziny. Przesta-

liśmy się modlić przed posiłkiem, po posiłku.

Nawet zniknął znak krzyża świętego. W ciągu dnia

kościoły świecą pustką.

Wytłumaczenie brzmi: jesteśmy zagonieni,

zapracowani, nie ma czasu na modlitwę.

Ale chyba to znaczy, że modlitwa nie jest dla

nas taka ważna. Opanował nas pośpiech działa-

nia, mówienia, organizowania, załatwiania, budo-

wania. Uważamy, że tylko z tego będziemy rozli-

czani - i teraz, i kiedyś na końcu świata. Nie

potrafimy zbudować tego przęsła myślowego, że

tylko dzięki modlitwie to, co robimy, będzie lep-

sze, wartościowsze - że tego będzie więcej. To za

dalekie na naszą wyobraźnię. My chcemy mieć

już, natychmiast efekty - uważamy wciąż, że mo-

dlitwa wstrzymuje nas w biegu, opóźnia nasze

wyniki.

208

30. niedziela zwykła

„Dziękuję Ci,

że nie jestem jak inni ludzie"

Nie porównuj się z innymi ludźmi. Po prostu

nie wiesz, ile oni otrzymali, a ile ty otrzymałeś.

Może dlatego przewyższasz ich, bo ty więcej

dostałeś, może dlatego oni cię przewyższają, bo

oni więcej dostali.

Nie porównuj się z innymi ludźmi, bo każdy

z nas stanowi niepowtarzalną osobowość, nie-

zestawialną z nikim innym na świecie.

209

31. niedziela zwykła

„Do grzesznika poszedł w gościnę'

Bardzo wiele działo się w życiu Jezusa pod-

czas posiłków. Podczas posiłku u Szymona Trę-

dowatego przyszła grzesznica, łzami obmywając

Jezusa stopy. Podczas posiłku Zacheusz oświad-

czył, że połowę swojego majątku oddaje ubogim.

Podczas posiłku w Betanii u Łazarza Maria na-

maściła nogi Jezusa. Podczas posiłku w Wieczer-

niku, na krótko przed swoją śmiercią, Jezus usta-

nowił wspólne spożywanie chleba i wina jako

pamiątkę swojej męki, śmierci i zmartwychwsta-

nia, l tak nasz Najświętszy Sakrament dokonuje

się przy stole jako wspólne spożywanie.

Nasze wizyty, nasze w dom przyjście. Nasze

gościny. U sąsiadów, u przyjaciół, z okazji imie-

nin, urodzin, z okazji świąt, bez okazji. U rodziny,

u znajomych, u bliskich i u dalekich. Nasze wspól-

ne przebywanie, nasze wspólne siedzenie przy

stole, nasze ucztowanie - oby choć w części

przypominały tamte spotkania Jezusowe, oby nie

były ich parodią.

210

32. niedziela zwykła

„Dzieci tego świata'

A był czas naszej gorliwości. A był czas za-

chwytu, podziwu, kiedyśmy słuchali, czytali Sło-

wo Boże z uczuciami odkrywcy nowych światów.

Był czas naszej gorliwości, kiedyśmy byli gotowi

sprzedać wszystko, co mamy i i kupić ona rolę,

w której znaleźliśmy skarb ukryty-najpiękniejszą

perłę Królestwa Bożego. Był czas naszej gorli-

wości, kiedy nam, wpatrzonym w naszego Mis-

trza, wystarczały jedne sandały na nogach i jedna

suknia na grzbiecie, kiedyśmy za nic mieli nie-

pewną naszą przyszłość, chorobę, starość nas

czekającą. Był czas naszej gorliwości, gdyśmy

byli wspaniali, kiedy nie było dla nas spraw trud-

nych czy niemożliwych do wykonania, jeżeli tylko

uważaliśmy je za dobre, gdyśmy nie liczyli się

z czasem, ale szeroką ręką, bezinteresownie słu-

żyli ludziom, nie patrząc, czy otrzymamy coś za to,

czy nie. Był czas naszej gorliwości.

A teraz sami nie wiemy, w jaki sposób znaleź-

liśmy się na drodze wiodącej do Emaus i rozma-

wiamy bez końca o swoich interesach, o swoich

pieniądzach, o swoim stanowisku i o swoim zdro-

wiu. Sami nie wiemy, kiedy odkryliśmy urok po-

siadania pieniędzy, rzeczy, ludzi. Teraz jesteśmy

już przekonani, że trzeba żyć jak wszyscy. Że

trzeba mieć dach nad głową, i to mocny dach, że

211

trzeba mieć pozycję w życiu, i to mocną pozycję.

Choć przyznajemy, że jakoś inaczej chcieliśmy,

że miało być wszystko pięknie. Ale nie mamy

zamiaru wrócić do Jerozolimy. Patrzymy na lata

młodości jak na dziecinne wybryki, dziecinne

marzenia.

Dlatego prosimy Cię, Jezu, podejdź do nas

idących do Emaus, jak do tamtych uczniów, mów

do nas, tak jak do nich mówiłeś. Otwórz nam oczy,

byśmy widzieli, jak dawniej widzieliśmy, otwórz

nam uszy, byśmy słyszeli melodie wszystkich

światów, jak dawniej słyszeliśmy. Zaproś nas do

stołu, byśmy poznali Cię przy łamaniu Chleba, by

serca nasze zapałały dawną gorliwością, byśmy

poszli z Tobą w świat w jednych sandałach i wjed-

nej sukni, szczęśliwi, że możemy kochać Boga

i kochać ludzi.

212

33. niedziela zwykła

„Jaki będzie znak,

gdy się to dziać zacznie"

Biada ci, jeśli wiesz więcej. Biada ci, jeśli

ostrzej widzisz. Biada ci, jeśli głębiej czujesz.

Jeszcze pocierpisz od mędrków, którzy cię będą

uczyli jak myśleć, patrzeć, słuchać, mówić, czy-

tać. Jeszcze usłyszysz nieraz, żeś głupi, a przynaj-

mniej, żeś niepraktyczny, nierealny, idealista. Je-

szcze sobie skrzydła obtłuczesz o klatkę, w którą

cię wsadzą. Jeszcze sobie ręce poranisz o więzy,

którymi cię spętają.

Ale jakież byłoby twoje życie, gdybyś był inny.

l dlatego-dziękuj Bogu, jeśli potrafisz więcej wi-

dzieć, czuć, wiedzieć.

213

34. niedziela zwykła

„Jezu, wspomnij na mnie'

A naprawdę, nikt ci nie może odpuścić grze-

chów - ani ksiądz, ani Jezus Chrystus, ani sam

Bóg - jeżeli nie będziesz żałował.

A naprawdę, nie potrafisz żałować, jeżeli Bóg

nie natchnie cię do żalu.

A naprawdę, od ciebie zależy, czy przyjmiesz

łaskę pokuty.

A naprawdę, zbawienie twoje zależy od twojej

dobrej woli.

214

Wszystkich Świętych

.Królestwo niebieskie*

Święto zmarłych. Święto naszych zmarłych.

Przychodzimy do nich - jak kiedyś, w dzień ich

imienin czy urodzin-odświętnie ubrani. Granica

pomiędzy nimi a nami zaciera się. Jesteśmy jedną

społecznością żyjących duchów.

Przychodzimy do nich - jak dawniej - z kwia-

tami, symbolem naszej ku nim miłości. Przynosi-

my im w prezencie świece - symbol naszej modli-

twy. To, czego od nas najbardziej oczekują, o co

proszą.

Święto naszych zmarłych - święto nasze.

Święto naszej wspólnoty ludzkiej, z której część

już po tamtej stronie, część po tej, w oczekiwaniu

na przyłączenie się do życia wiecznego.

v 215

7TWOJ

RÓŻANIEC

CZĘŚĆ PIERWSZA - RADOSNA

1. ZWIASTOWANI E

Zwiastowanie. Powołanie. Do zawodu. Do działa-

nia. Do milczenia. Do krzyczenia. Do modlitwy.

Powołanie do wyjścia naprzeciw. Do podania

219

ręki. Do uśmiechu. Do dobrego słowa. Do sprze-

ciwu. Do protestu. Do ofiary. Do poświęcenia się.

Powołanie do czegoś, co przekracza twoje wy-

miary - wymiary, które nałożyłeś sobie: które

nałożył ci twój strach przed przeszkodami, strach

o utratę tego, do czegoś doszedł, czegoś się

dotąd dorobił, coś zyskał, coś posiadł, do czegoś

się przyzwyczaił, co nałożyło ci twoje lenistwo,

niechęć do wysiłku, do trudu. Zwiastowanie.

Otworzenie oczu na to, czegoś dotąd nie dostrze-

gał, chociaż tyle razy obok przechodziłeś. Otwo-

rzenie uszu na to, co tyle razy słyszałeś, ale nigdy

dotąd to do ciebie nie doszło. Uwrażliwienie serca

na to, co się wokół ciebie dzieje, a co cię dotąd nie

obchodziło, czym się nie interesowałeś. Ale to jest

dopiero propozycja. Boty możesz odpowiedzieć:

„Nie". Możesz nie chcieć słyszeć, nie chcieć

zauważać. Możesz odwrócić głowę. Z lenistwa.

Z wygodnictwa. Z przyzwyczajenia. Wykręcić się,

że nie masz czasu. Że nie masz już czasu. Że

szkoda, że nie przedtem, że nie potem, że ow-

szem, kiedy indziej, w innych warunkach, w lep-

szych układach, w lepszych czasach. Wtedy bar-

dzo chętnie. Ale teraz niech ci nikt nie zawraca

głowy. Bo już się ustawiłeś. Jesteś przygotowany

do czego innego, l szkoda rezygnować z dotych-

czasowego dorobku. Trzeba się zająć tym, co

pewne, nie ryzykować w ciemno. A więc pozostać

w dotychczasowych ramach, gdzie się wie dobrze

o której śniadanko, o której obiadek, o której

kolacyjka, kawka. Gdzie wiadomo, u kogo można

pogadać spokojnie, posiedzieć, poopowiadać.

Może nawet kiedyś zdecydujesz się na zmianę,

jak ci się to wszystko dostatecznie znudzi, jak

220

wygasną źródła dochodów, jak się nie będzie już

więcej nic opłacało. Na razie na to nie wygląda.

Interes prosperuje znakomicie. Zresztą nawet

gdyby się coś zmieniło, to nie wiesz, czy ci na to

przyjdzie ochota. Przecież do heroicznych cnót

nie jesteś powołany. Bohaterem nigdy nie chcia-

łeś być. Pomników nie żądasz ani teraz, ani po

śmierci. Czas zresztą dość szybko leci i już chyba

pozostaniesz w tym porcie zakotwiczony na za-

wsze. Choć przyznajesz, że czasem zrywa się

w tobie tęsknota za dalą. Żeby zaryzykować. Roz-

piąć żagle i popłynąć w daleki świat. Poznać

jeszcze, póki czas, nieznane lądy, morza, góry,

światy. Jeszcze raz poderwać się, do czego cię

Bóg powołuje. Póki jeszcze czas. Póki jeszcze

czas przyjąć zwiastowanie.

2. NAWIEDZENIE ŚW- ELŻBIETY

Poczucie obowiązku. Odpowiedzialności za ko-

goś, za coś. Bo ktoś czeka. Ktoś liczy. Ktoś się

221

spodziewa pomocy. A nawet gdy nie na ciebie

czeka, gdy nie na ciebie liczy, bo nie ma do tego

żadnego prawa, a ty nie masz wobec niego żadne-

go obowiązku - ale gdy on potrzebuje pomocy?

Oczywiście możesz odpowiedzieć, że wokół nie-

go są ci, którzy mają zobowiązania wobec niego,

którzy powinni mu służyć pomocą. Ma swoich

krewnych, przyjaciół, ludzi, którym pomagał, któ-

rzy mają wobec niego długi wdzięczności. Oni

biorą odpowiedzialność za to, co się stanie. To

będzie ich sumienie obciążało, a nie twoje. To nie

twoja sprawa, ciebie to nie dotyczy, ciebie to nie

powinno obchodzić. Ale jeżeli ten człowiek coraz

bardziej potrzebuje pomocy? Twierdzisz, że to

byłoby popieranie lenistwa tych, na których spo-

czywają obowiązki wobec niego, że to byłoby

wbrew sprawiedliwości, że to byłoby wtrącaniem

się w nie swoje sprawy, że ty koniec końcem masz

dość swoich kłopotów i swoich zobowiązań,

z których się potrafisz tylko z trudnością wywią-

zać. Ale jeżeli on czeka na jakąkolwiek pomoc

i wciąż nie otrzymuje jej od nikogo? Bo on jest

w potrzebie, w odosobnieniu, w samotności. Jest

w sytuacji krytycznej. Może mu nawet nie chodzi

o jakąś pomoc materialną, ale po prostu o obec-

ność kogoś życzliwego. Nie mów, że twoja obec-

ność na niewiele przydać się może, bo to człowiek

nie w twoim wieku, że stanowicie dwa różne

światy, dwie różne epoki i nie widzisz możliwości,

abyście się potrafili ze sobą porozumieć, a tu nie

wystarczy jałmużna uśmiechu, ciepłego słowa,

a nawet serdecznej rozmowy, ale rysuje się po-

trzeba dłuższego kontaktu, pozostania przy nim,

222

towarzyszenia mu. Nawiedzenie. Bo się na końcu

okazuje, że dobroć przekracza granicę wieku,

różnic kulturalnych. Po prostu trzeba przyjść do

tego, kto jest w potrzebie. Wysłuchać go. To jest

pierwsze i najważniejsze. Dać mu się wypowie-

dzieć. Niech mówi. Niech wyleje się z niego potok

żalu, goryczy, smutku, nieszczęść, przygnębie-

nia, rozterki, krzywd, doznanych niesprawiedli-

wości. A ty słuchaj. Nic nie mów. Nie wtrącaj się.

Tylko słuchaj. Niech mówi. Może nawet wcale nie

potrzebuje twojej rady, rozstrzygnięcia. Może to

mu w zupełności wystarcza, że do ciebie mówi -

do ciebie, dobrego człowieka, który jest gotów

mu pomóc. Dopiero na końcu sam zobaczysz

jego nieporadność, zafałszowane obrazy świata,

niesłuszne oceny ludzi, niepotrzebne lęki i stra-

chy, które go opanowały, kompleksy, uprzedze-

nia, urazy, które nim zawładnęły. - Może nawet on

sam to stwierdzi, bez twojej pomocy. - Zoba-

czysz, jak mało potrzeba, żeby mogło się odmie-

nić jego życie, żeby mógł być normalnym człowie-

kiem. Tylko musisz cierpliwie rozsupływać to. co

się poplątało, wyprostować, co się pomięło, wy-

jaśnić, co się zaciemniło. To się potem okaże, że

w rzeczywistości jest to wszystko bardziej skom-

plikowane, niż ci się zdawało na pierwszy rzut

oka, ale że to nie jest niemożliwe, że da się

naprawić, załatać, uładzić, byle tylko trochę po-

mocy z czyjejś strony. Byle trochę twojego nawie-

dzenia.

223

l

3. NARODZENIE

Być matką. Przez dziewięć miesięcy nosić w sobie

dziecko. Poczuć pierwsze jego ruchy. Być uczest-

niczką tajemnicy powstawania dziecka. Urodzić.

Posłyszeć pierwszy krzyk swojego dziecka. Zoba-

czyć je. Przytulić. Karmić własną piersią. Być jego

pielęgniarką. Pocieszycielką. Niewolnicą. Żyć już

nie dla siebie. Być wciąż do dyspozycji. Na każde

zawołanie. Na każdy płacz, uśmiech. Tulić, uspo-

kajać, uciszać, śpiewać kołysanki. Gotować,

przecierać, prać, suszyć, prasować. Nosić na rę-

kach. Wciąż przemawiać i wypatrywać zrozumie-

nia na twarzy niemowlęcia. W nocy zrywać się,

nadsłuchiwać. Towarzyszyć pierwszym niepo-

radnie stawianym krokom. Pierwszym spacerom

po pokoju. Czuć kurczowy uścisk małej łapki.

Usłyszeć po raz pierwszy wypowiedziane najpięk-

niejsze słowo świata: „mama". Pierwsze: „Co

to?" Pierwsze: „Dlaczego?" Opowiadać, wyjaś-

niać, pouczać. Radzić. Uczyć wszystkiego. Licze-

224

J J

J.

nią, czytania, jedzenia, zawiązywania butów i ko-

kard, mycia rąk i zębów, porządku. Bawić się jak

dziecko z dzieckiem. Być smokiem, wilkiem, zają-

czkiem. Udawać płacz, śmiech, oburzenie, gniew.

Być matką. Poczuć pierwsze wyrywanie się drob-

nej łapki ze swojej ręki. Usłyszeć po raz pierwszy:

„Ja sam." „Nie, ty nie idź ze mną." „Nie chcę

ciebie. Odejdź. Ja sam." „Dam sobie radę bez

ciebie." „Wiem lepiej niż ty." „Co ty się znasz."

Być matką. Ucieczką. Pomocą. Opieką. Przysta-

nią, gdzie można się wyżalić, wypłakać, uciszyć,

uspokoić. Gdzie można usłyszeć słowa pociechy,

potwierdzenie egzystencji, sensu swojego istnie-

nia. Na to, żeby za chwilę patrzeć, jak dziecko

znowu odchodzi w wir życia, gdzie się walczy

o każdą piędź ziemi, o każdy kawałek chleba. Na

to, żeby w końcu coraz częściej czekać, oczeki-

wać powrotu, przyjścia, aż w późne wieczory, aż

do późnych godzin nocnych. Być odsuwaną

w coraz większą samotność. Stwierdzać swoją

niepotrzebność. Bo już samo sobie daje radę. Bo

już matka nie wystarcza. Bo już znalazło inne

źródła pociechy, pomocy. Potem już tylko zdaw-

kowe odwiedziny, życzenia z okazji urodzin

i imienin. Oficjalne wizyty. Obiady. Bo już samo -

twoje dziecko - jest matką. Bo już samo musi być

dla swoich dzieci źródłem, pociechą, przystanią,

pomocą, ukojeniem. Być matką. Pozostać w sa-

motności. Ale mimo tego wszystkiego ty jedna

wiesz, co to jest być matką. Ty jedna wiesz, jak

bardzo to jest twoje dziecko. Możesz to stwier-

dzać. Ty jedna wiesz, ile ono od ciebie wzięło. Aż

po twoje powiedzenia, twoje uśmiechy, twoje

sposoby zachowania się. Nawet się tego nie spo-

225

dziewałaś, że usłyszysz w ustach twego dziecka

zdania, które ty mu wpajałaś, od których ono

wciąż się.odżegnywało. Zobaczysz, że urządza

sobie życie według zasad, których go uczyłaś. Ze

zdumieniem i podziwem patrzysz na'swoje życie

przedłużone w twoim dziecku. Ze zdumieniem

stwierdzasz, że to twoje dzieło, twoja twórczość,

która rozpoczęła się jego narodzeniem.

4. OFIAROWANIE

Ofiarowanie. Zaufać Bogu. Oddać się Bogu. Nie

bać się. Ani teraźniejszości, ani przeszłości, ani

przyszłości. Nie bać się o siebie. Nie bać się

o swoich bliskich. Zaufać Bogu, który jest Teraź-

niejszością. Przeszłością. Przyszłością. W którym

się poruszamy, żyjemy, jesteśmy. Ze nie opuści,

nie zapomni, nie pozostawi. Zaufać Bogu, który

jest Dobrem, Sprawiedliwością, Uczciwością,

Prawem. Zaufać - być przekonanym, że tylko tak

można żyć. Zaufać - wejść na drogę życia Bo-

giem, żyć w Sprawiedliwości, Uczciwości, Praw-

dzie. Niezależnie od tego, co się wokół dzieje.

Niezależnie od tego, jak inni ludzie postępują, jak

inni ludzie twoje postępowanie oceniają. Zaufać.

Podnieść głowę. Oderwać się od siebie. Od swo-

ich strachów z czego żyć, gdzie mieszkać. Bo one

prowadzą tylko do drogi, która nie ma końca: aby

coraz więcej mieć, więcej pieniędzy, więcej rze-

czy. Aby ubezpieczać się nagromadzonymi pie-

niędzmi, nagromadzonymi rzeczami przed nie-

szczęściem, nędzą, chorobą. Aby zabezpieczyć

się przed śmiercią. Zaufać. Podnieść głowę. Na

otaczający świat. Na otaczających cię ludzi. Cie-

szyć się życiem, ludźmi, światem. Zachwycić się.

Zaangażować się. Postawić na takie życie. Zaufaj

ludziom. Nie wszyscy są groszorobami, kolekcjo-

nerami tytułów i rzeczy, wyrachowanymi kupca-

mi, którzy tylko liczą, co im z tego i ile za to

dostaną. Potrafią być bezinteresowni, szczerzy,

otwarci. Możesz stawiać na ich pomoc, na ich f

przyjaźń. Zaufaj sobie, że nie jesteś taki tchórz, że

stać cię na dużo, na więcej niż dotąd zrobiłeś. Że

nie jesteś taki wypruty, wypalony, cyniczny, ze-

psuty, że jeszcze nie powiedziałeś swojego ostat-

niego słowa. Zaufaj. Szukaj ludzi, świata, a nie

pieniędzy, rzeczy, stanowisk, tytułów, godności.

Nie obliczaj wciąż, ile za co dostaniesz, ile zaro-

bisz, ile ci zapłacą za twój uśmiech, dobre słowo,

ukłon, prezent, pożyczkę, pomoc, ale żyj dla

Sprawy samej, dla Rzeczy samej. Zaufaj. Że mo-

żesz uczynić dobro. Pomagaj, gdy trzeba pomóc,

227

dźwigaj, gdy ktoś upadł, pożycz, aby poratować,

bądź uśmiechnięty, by innych nie wpędzać

w przepaść smutku, ale nie na to, by coś za to

dostać, ale tylko dlatego, że tak trzeba, że to jest

życie Sprawiedliwością, Uczciwością, Prawdą.

Podnieś głowę, a zobaczysz, ile spraw nie rozwią-

zanych, ile problemów wokół ciebie. W polu two-

ich zainteresowań. W polu twoich możliwości.

W polu twoich talentów, uzdolnień. Tak życie

przeżyć. A będą do ciebie szli ludzie jak pszczoły

do miodu. A otoczą cię kołem, aby braćztwojego

ognia, z twojego blasku. Nie będziesz samotny.

Zaufaj ludziom, światu, sobie. Swoje życie Dobru

ofiaruj.

5. ZNALEZIENIE PANA JEZUSA

Szukać utraconych lat. Zagubionej drogi. Sensu

życia. Drugiego człowieka. Szukać lat spędzo-

228

nych nieświadomie, nie wykorzystanych okazji.

Szukać wyjścia z plątaniny ścieżek, rozwiązania

w labiryncie pytań. Szukać dzień za dniem znisz-

czonych lat, ludzi, talentów, prac. Wypatrywać

przyjaciela, człowieka, który by z tobą chciał

trochę pozostać, który zechciałby cię wysłuchać,

doradzić, pokierować, a przynajmniej uśmiech-

nąć się do ciebie. Wypatrywać go wśród ludzi

zajętych swoimi kłopotam i, sprawami. Nadsłuchi-

wać głosu znajomego, bliskiego, przyjaznego,

serdecznego, ludzkiego. Czekać, gdy dzień za

dniem się wlecze i nic nie zapowiada, że coś się

zmienić może. Szukać zagubionej swojej drogi.

A przecież był czas, gdyś szedł w słońcu. Wiedzia-

łeś, po co żyjesz. Miałeś wokół siebie ludzi, miałeś

przyjaciół, l sam nawet nie umiesz sobie wytłuma-

czyć, jak do tego doszło, że to wszystko straciłeś.

Wyszedłeś na jakieś manowce. W jakieś podejrza-

ne labirynty. Uwiodły cię jakieś złudy, półidee,

półprawdy. Zdawało ci się, że odkrywasz nowe

światy, l tak coraz bardziej grzązłeś. Na to, żeby

wreszcie zobaczyć ze zdziwieniem, z przeraże-

niem, że ręce masz puste, że tyle lat już poza tobą,

a ty wciąż gdzieś na początku drogi, że tyle czasu

zmarnowałeś na niepotrzebną błąkaninę. Że twoi

koledzy, przyjaciele, rówieśnicy mają jakieś osią-

gnięcia, zdobycze, a ty dopiero właściwie zaczy-

nasz, gdy w twoim wieku to wszystko powinno

być już poza tobą. Gdyby można jeszcze raz

rozpocząć życie od nowa, a przynajmniej móc

cofnąć się o parę lat, żeby naprawić błędy, wy-

prostować ścieżki, uratować godziny utracone na

niepotrzebnym gadaniu, szukaniu, błądzeniu.

229

A tymczasem wciąż te same ulice, te same domy,

ci sami ludzie z przyklejonymi kartotekami na

swoich twarzach. Te same uśmiechy, te same

„dzień dobry" i „do widzenia", które nic nie

znaczą, które nic nie mówią. Czekanie na odno-

wę, na zmianę, na przemianę, na objawienie.

A tymczasem płynie dzień za dniem, miesiąc za

miesiącem i czujesz, jak coraz bardziej tępiejesz,

coraz bardziej nie wierzysz, żeby się jeszcze coś l

mogło zmienić. Ale resztką twojego ludzkiego

sumienia nie chcesz się zgodzić na takie życie.

Ale resztką twojej wrażliwości wierzysz, że tak nie

pozostaniesz do końca, do śmierci, że jeszcze coś

się stanie w twoim życiu, że nie powiedziałeś l

jeszcze wszystkiego, że w tobie są jeszcze możli-1

wości nie wykorzystane, siły, które drzemią l

w oczekiwaniu na spełnienie, l znaleźć jak drach-l

me. Zobaczyć, jak krzak gorejący. Usłyszeć, jaki

śpiew anielski. Zupełnie niespodziewanie, kiedyl

zostały wyczerpane wszystkie możliwości, gdy l

wygasła cała nadzieja, gdy skończyła się cierpli-

wość, l być znaleziony jak zbłąkana owca. Przytu-

lić się i słuchać, jak tłucze się serce z radości.

Z postanowieniem, że już nigdy więcej, że za

żadną cenę, że z nikim i do nikogo. A tylko z Tym,

który jest Prawdą, Drogą, Życiem pozostaniesz na

zawsze, gdyś doznał jeszcze raz łaski znalezienia.

230

CZĘŚĆ DRUąA - BOLESNA

1. MODLITWA W OGRÓJCU

Przeczucie nieszczęścia. Nie tylko przeczucie.

Już widzisz, jak nadciągają na horyzoncie ciężkie

chmury. Przelatują pierwsze błyskawice, z daleka

231

nadciąga odgłos gromu. Zamknąć się w pokoju,

zasunąć kotary, zapalić światło. Przeczekać bu-

rzę, udając, że się o niej nic nie wie, że się jej nie

dostrzega, że jest ona nieważna. Ale widzisz, że to

jeszcze gorzej. Za samotnie jest w zamkniętym

mieszkaniu. A na ulicach już nie ma ludzi, wymiótł

ich strach przed zbliżającą się ulewą. Zapóźnieni

przechodnie w pośpiechu przebiegają ulice, byle

zdążyć do domu zanim spadną pierwsze krople.

Do ciebie już nikt nie przyjdzie. Wyglądasz z utę-

sknieniem, z tajoną nadzieją, że ujrzysz jakąś

znajomą sylwetkę, że usłyszysz dzwonek do

drzwi, że wpadnie do ciebie ktoś bliski, śmiechem

pokrywając utajony lęk. Ale wiesz, że to złuda. Do

ciebie już nikt nie przyjdzie. Przecież to nad tobą

gromadzą się chmury. To nad twoim domem

rozsiadła się burza. Pozostałeś sam, jak trędowa-

ty, od którego odsunęli się nawet najbliżsi. Kto

chce być świadkiem nieszczęścia? Każdy woli

odejść do swoich interesów. A przecież to była

wasza wspólna sprawa. A przecież oni w niej

uczestniczyli w równej mierze z tobą. Tylko jakoś

tak się dziwnie stało, że ty zostałeś na placu, a oni

zniknęli. l teraz w ciebie uderzą wszystkie gromy,

a oni będą tylko biernymi świadkami tego, co się

z tobą stanie, a może nawet przejdą na stronę

twoich przeciwników. A przecież to nie był twój

prywatny handel, ale chodziło ci o ludzi, o rozsąd-

ne działanie w imię Sprawiedliwości, o sprawę.

Czas Ogrójca. Wizja konsekwencji, jakie cię cze-

kają za twoje życie. W końcu naraziłeś się. Prze-

kroczyłeś miarę cierpliwości tych, którzy ze swo-

232

jego piedestału przyglądali się twoim poczyna-

niom, którzy twoje postępowanie ocenili jako

zamach na nich samych, jako próbę zagarnięcia

władzy przez ciebie. Czas Ogrójca. Nocne stra-

chy, lęki, niepokoje, rozterki, szarpanina. Czy

może chciałbyś, gdyby to tylko było możliwe,

przekreślić to, co mówiłeś, to czego dokonałeś,

czy chciałbyś się z tego wszystkiego wycofać,

w co się wplątałeś. Czy chciałbyś zaprzeczyć

temu, co twierdziłeś. Może jest jeszcze czas.

Spróbuj, może ci się jeszcze uda. Idź jeszcze tej

nocy. Prywatnie, po kryjomu, do tych, którzy

przygotowali na ciebie zamach, którzy chcą się

teraz na tobie zemścić. Przeproś. Błagaj o przer

baczenie, ułaskawienie, o zapomnienie. Może się

jeszcze nad tobą ulitują i nad twoim strachem.

Przyobiecaj, że odwołasz wszystko, coś dotąd

głosił. Wytłumacz, że ci o co innego chodziło, że

zostałeś źle zrozum iany, że przecież jest wszystko

w porządku i nie ma mowy o jakiejś niesprawiedli-

wości, i wszyscy mają się dobrze, i są jak najbar-

dziej zadowoleni, i nikt o niczym innym nie marzy,

jak o tym, by wszystko pozostało tak jak jest na

swoim miejscu. Czy naprawdę chcesz się zaprzeć

tego, co głosiłeś? Twój czas Ogrójca.

233

2. BICZOWANIE

Uderzenie po uderzeniu. Nic ci się nie udaje. Nie

układa się. Fatalne zbiegi okoliczności. Same

rozczarowania, zawody. Przede wszystkim co do

ludzi. Proszeni o pomoc wykręcają się. Nie do-

trzymują słowa. Nie wywiązują się z obietnic.

Wykłamują ci się w oczy. Udają zajętych, zafraso-

wanych. Chcą się ciebie pozbyć. Wyłgują się.

Rozmawiają z tobą w przelocie. Nie mają dla cie-

bie czasu, nawet aby cię wysłuchać. Opowiadają

długo i szeroko, ile mają pracy, co jeszcze muszą

załatwić. Polecają zgłosić się później. Mówią, że

to właściwie od nich nie zależy, że trzeba by do

kogo innego się z tym udać. Ale do kogo, to sami

dokładnie nie wiedzą. Nie orientują się dobrze

w tej sprawie. A ty stoisz na nogach z waty. Boisz

się, żebyś nie upadł. Chcesz zachować jakąś

postawę naturalną, ale czujesz, jak ci ramiona

opadają i jesteś wyraźnie zgarbiony. Starasz się

zachować normalny uśmiech, ale wiesz, że ci się

234

twarz zapada. Przechodzą przez ciebie fale zimna

i gorąca. Potakujesz. Mówisz: rozumiem, tak jest,

oczywiście, z pewnością. Choć ci jest niedobrze,

żołądek podchodzi do gardła. Wypychasz z siebie

te słowa z największym trudem, żeby tylko coś

powiedzieć, żeby mogli zachować resztkę swojej

godności. Nie potrafisz się doczekać, kiedy wre-

szcie się ta rozmowa skończy, kiedy się skończy

ta męka biczowania. Już nieludzkim wysiłkiem

zdobywasz się na coś, co się nazywa w potocznej

mowie uśmiechem, ale wiesz, że to nie jest

uśmiech, tylko grymas kościotrupa. Pozostajesz

sam, oparty o ścianę, z szumem w głowie, wyjało-

wiony ze wszystkiego, z bezradnością dziecka,

które nie wie, w jaką stronę iść, by dojść do domu.

Przekonujesz się po raz któryś, choć nie chciało

ci się w to wierzyć, że jesteś przegrany, spalony.

Wszyscy wolą być od ciebie z daleka, l tak spotka-

nie za spotkaniem, rozmowa za rozmową. Przyja-

ciel za przyjacielem. Dzień za dniem. Nie widać

końca. Biczowanie. Uderzenie za uderzeniem

spada na ciebie przywiązanego do słupa niemoż-

ności, omdlewającego pod kolejnymi razami

z bólu, z rozpaczy, ze wstrętu, z obrzydzenia do

ludzi, do siebie, do lostu, który ci zgotowano.

Biczowanie. Poszturchują cię. Gardzą. Patrzą po-

gardliwie. Uśmiechają się ironicznie. Są niezado-

woleni z ciebie. Nie kryją się z tym. Dają ci to do

zrozumienia. Mówią ci o tym wprost. Pouczają.

Zwracają uwagę. Napominają. Ostrzegają. Grożą.

Karzą. Wygłaszają moralizatorskie kazania. To

gorsze niż awantury. Bardziej upokarzające niż

nagany. Tłumaczą, jak powinieneś postępować,

jak oni sobie ciebie wyobrażają i twoje postępo-

235

wanie. Biczowanie. Nikt nie potwierdza ani jed-

nym słowem twych osiągnięć. Niewątpliwych za-

sług. A przecież ty chciałeś jak najlepiej. Starałeś

się, jak tylko mogłeś. Zarzuty, które padają, są po

prostu niesłuszne. Plotki. Bajki. Oszczerstwa.

Może tam jest też jakaś część prawdy, ale nie-

współmierna do tego. co ci zarzucają. To. co

słyszysz, jest po prostu krzywdzące. Niesłuszne.

Niesprawiedliwe. Biczowanie. Milczysz. Bo

wiesz, że czekają tylko na to, żebyś się zaczął

bronić. Bo milczenie to jedyny sposób, by zacho-

wać resztkę swojego człowieczeństwa w tym cza-

sie biczowania.

3. CIERNIEM KORONOWANIE

Stoisz przed gawiedzią. Siedzą przy zastawio-

nych stołach, opowiadają dowcipy, śmieją się,

a ty stoisz przed nimi. Zmęczony, samotny, prawie

nie zauważony patrzysz na ich zadowolone miny,

na ich piękne ubrania, na ich bogatą zastawę. Bez

zazdrości, tylko że ty masz tyle trosk na głowie.

Tyle niepokojów, problemów nie wyjaśnionych,

wątpliwości. Jeżeli cię zauważą, to na to. aby

236

J

z ciebie uczynić przedmiot dowcipów. Żeś taki

idealista, żeś taki naiwny. Czy nie oni mają rację,

ci którzy rozmawiają o zaletach swoich samocho-

dów oraz kto gdzie zajął jakie stanowisko i ile

zarabia. Czy nie one mają rację. Te dziewczęta -

kobiety, które nie wychodzą poza świat najnow-

szej mody, albo informacje gdzie można taniej

i lepiej zaopatrzyć swoją kuchnię. Czy nie one

mają rację. Z ciebie zrobili sobie specjalistę od

pomagania innym. Gdy tylko pojawi się im ktoś

w polu widzenia, jakiś potrzebujący, połamany, to

posyłają go do ciebie. Mówią ci o tym z miną

dobrodziejów, jakby ci wielką przysługę wyświad-

czali. A może, gdyby ciebie nie mieli, sami podjęli-

by się tej pomocy. Bo na co były twoje wysiłki,

starania, służenia ludziom. Ile razy okazało się, że

ci potrzebujący, skrzywdzeni, nieporadni po

prostu cię naciągali, że twoimi rękami wybierali

dla siebie upieczone kasztany. Zawracali ci gło-

wę. Zabierali twój czas. Wykorzystywali cię. Ile

pieniędzy pożyczyłeś na zawsze. Potem na ulicy

udawali, że cię nie widzą. Czy było naprawdę

potrzeba twojej dobroci. Czy naprawdę przydały

się na coś rozmowy prowadzone w późne noce.

Gdyby tak zliczyć te godziny spędzone nasłucha-

niu, na rozmawianiu, na łataniu, spinaniu, zszy-

waniu, łagodzeniu, wygładzaniu, na załatwianiu

za nich spraw, na wykonywaniu za nich robót. To

byłyby już nie na dnie, nie tygodnie, ale grube

miesiące, lata nawet. Sens twojego życia. Sens

takiego życia. Czy naprawdę pomogłeś tym, któ-

rym pomagałeś. Czy naprawdę oni bez twojej

pomocy nie daliby sobie rady. Został ci po nich

tylko zbiór listów, które w końcu trzeba wyrzucić

237

i kilka kartek z życzeniami świątecznymi, które od

paru lat już zupełnie przestały przychodzić. Cza-

sem nawet spotykasz twoich podopiecznych.

Tych, którym życie wtedy ustawiałeś i, jak sądzi-

łeś, ustwiłeś w sposób ostateczny. Właściwie nic

się nie zmieniło. Mają nieodmiennie swoje kłopo-

ty. Trochę inne niż za twoich czasów. Może ktoś

inny je im rozwiązuje, czy sobie sami rozwiązują.

W każdym razie ty nie jesteś im już potrzebny.

Rozmawiają jeszcze serdecznie, ale już obco.

Nawet obiecują zadzwonić, przyjść, ale nie przy-

chodzą. O pieniądzach, które im pożyczałeś, już

nie wspominają. Ale następni przychodzą do cie-

bie nieprzerwanie. Słuchasz, co mówią, wysłu-

chujesz ich skarg, kłopotów. Usiłujesz wynaleźć

jakieś rozwiązanie, wydłubać ze siebie jakiś po-

mysł, poderwać się, by im ze swojego smutku,

zniechęcenia dać trochę optymizmu, pogody, ra-

dości, ufności, której sam już nie masz od dawna.

Tłumaczysz, wyjaśniasz, prosisz. Nie wytrzymu-

jesz, wybuchasz. Trzymasz się resztkami nerwów,

żeby nie dać się ponieść fali gniewu, która w tobie

narasta. Znowu gaśniesz rozżalony. Jesteś tylko

zmęczony, znużony, w poczuciu trwonionego

beznadziejnie czasu, l nie widać zmiany. Masz

tyle swoich kłopotów, nie rozwiązanych proble-

mów, a nikt się nawet o to nie zapyta. Każdy

uważa, że sam sobie znakomicie dajesz radę. A ty

nie masz na swoje sprawy czasu. Wiesz, że nie

będzie inaczej. Ludzie będą wciąż przychodzili.

A ty będziesz spinał, łatał, leczył, zalepiał, głaskał,

pocieszał. Popędzany przez nich. Będziesz wciąż

dla nich pocieszycielem, nauczycielem, doradcą,

wzorem. Ostoją ich kłopotów, problemów, które

238

z rozpaczą w duszy będziesz usiłował jakoś roz-

wiązać. Nie wierząc w to, co robisz. Pomagając

innym, choć sam potrzebujesz pomocy. Pocie-

szający innych, choć sam potrzebujesz pociesze-

nia. Prowadzący innych, choć ty sam stoisz spęta-

ny, cierniem ukoronowany.

4. DRQGA KRZYŻOWA

Niewygodnie. Boleśnie. Każdy krok z najwię-

kszym wysiłkiem. Tylko byle nie upaść, ale iść,

dalej. Ostrożnie, metr po metrze. Pod stopami

ostry żwir, na ramionach ugniatający ciężar two-

jego krzyża. Twoich obowiązków. Codziennego,

beznadziejnego zmęczenia. Jak zwierzę w jarz-

mie. Bez możliwości wyboru. Bez żadnej per-

spektywy na zmianę. Takie jest twoje życie. Z tego

składa się twój powszedni dzień. Ten sam co-

dzienny rytm czynności w miejscu pracy. Ten sam

codzienny rytm czynności w domu. Przygotowy-

wanie posiłków, zmywanie, ścielenie łóżka,

sprzątanie, porządkowanie, układanie, odnosze-

239

nie, przynoszenie, robienie zakupów, kilometry

odkładane twoimi nogami w beznadziejnym, co-

dziennym dreptaniu, tysiące szczegółów, dro-

biazgów, głupstw prawie, które ci zastawiają cały

horyzont, zajmują czas. Wreszcie praca zawodo-

wa. Parodia służby anonimowemu bliźniemu, na-

rodowi, ludzkości, której wcale nie widać poza

stosami papierków, maszyn, spraw do załatwie-

nia. A ty wciąż musisz być spokojny, pogodny,

opanowany. Czy tak ma wyglądać twoje życie?

Czy tak ma wyglądać twoja miłość? Czy twoja

miłość musi być aż tak rozmieniana na drobne, że

znika zupełnie? Twoja droga krzyżowa. Wrzaskli-

wy terkot budzika. Jedyne marzenie, prośba, bła-

ganie katorżnika, żeby można jeszcze na chwilę,

na maleńką chwilkę przyłożyć głowę do poduszki.

Żeby jeszcze na małą chwilkę można było za-

mknąć oczy. Żeby jeszcze na moment można było

zapomnieć o tym, co cię czeka. Ale dobrze wiesz,

że to nie zostanie ci ofiarowane, ta łaska cię nie

spotka. Bat obowiązku uderza cię boleśnie. Nie-

przytomne zwlekanie się z pościeli, niechęć

otworzenia oczu, wreszcie zajęcie pozycji piono-

wej. Obrzydzenie do powstającego dnia. Wstręt

do życia, które cię czeka. Ruchy jak we śnie

somnambulicznym. Zwolniony tok myślenia.

Czas podawany przez spikera radiowego popę-

dza cię do przyspieszenia czynności ubierania się

i mycia. Narasta pośpiech przekształcający się

w panikę w obawie przed spóźnieniem. Śniada-

nie, którego smaku prawie nie czujesz, które staje

w gardle. Wzdrygasz się na samą myśl przed

dniem, w który wchodzisz. Wreszcie wyjście z za-

duchu domu w smród spalin, w uliczne szaleńs-

240

two samochodów i ludzi spieszących się. Jeszcze

się bronisz. Ale już cisną ci się do głowy sprawy,

które czekają na ciebie od wczoraj. Jeszcze je

instynktownie odsuwasz od siebie. Jeszcze przy-

najmniej chcesz mieć spokojną drogę do pracy,

ale już szukasz rozwiązań, sposobów, ścieżek, jak

załatwić, jak rozwikłać trudności, które się poja-

wiły i na które, zdawałoby się, nie ma rady. Jesz-

cze chcesz pozostać w spokojnym bezruchu, ale

już cisną ci się do głowy sformułowania, pomysły,

sposoby ujęcia. Jeszcze patrzysz na przewalający

się obok ciebie ruch, ale myślami jesteś już na

twoim stanowisku roboczym. Rozpędzający się

dzień. Podniecenie ranne. Jesteś już rozbudzony,

sprężysty. Pierwsze „dzień dobry" z koleżankami

i kolegami, pierwsze uśmiechy. Zabierasz się do

swojej pracy. Aż sam się sobie dziwisz, skąd tyle

w tobie optymizmu, pogody, pewności siebie -

ufności, że wszystko będzie bardzo dobrze. Aż po

paru godzinach oprzytomni cię ból w boku, drże-

nie rąk, narastające zdenerwowanie, rozdrażnie-

nie, l poczujesz, że jesteś bardzo zmęczony. Po-

tem już tylko dobijanie na siłę do momentu, gdy

wskazówka na zegarze pozwoli zakończyć ten"

jeszcze jeden odcinek twojej drogi krzyżowej.

241

5. UKRZYŻOWANIE

Już nic nie można robić, już nigdzie nie można

iść, już o niczym nie można myśleć. Można tylko

cierpieć. Przybite ręce i nogi, głowa w cierniowej

koronie. Czas choroby. Bezwład rąk i nóg, ból

głowy rozsadzający czaszkę. Twoja samotność.

Odciętego od otaczającego świata przez choro-1

bę. Łapiesz z trudnością powietrze. Jesteś wciąż l

mokry, spocony, lepki, obrzydliwy dla siebie są-1

mego. Usiłujesz przewrócić się na bok. Nie mai

jednego nie bolącego miejsca na tobie. Każda l

kość, każdy mięsień. Wszystko cię boli. Nie mo-1

żesz spać, nie możesz myśleć. Nie możesz nie l

myśleć. Przewalają się przez twoją głowę bezład-1

ne wspomnienia. Drażni cię każdy hałas, głos, l

muzyka, stuk, szum, drażni cię każdy szczegół, l

który nie jest taki, jak byś chciał, każda uprzej-l

mość i każda nieuprzejmość, przyjście i nieprzyj-1

ście. Nie możesz znieść ludzi, którzy wokół ciebie l

się kręcą, którzy się tobą opiekują, którzy ci[

242

powinni pomagać, a właściwie tylko cię denerwu-

ją. Jesteś coraz bardziej przekonany, że są brutal-

ni, bezwzględni, niedelikatni, uparci, złośliwi,

a przynajmniej nieczuli. Nie zdają sobie sprawy

z tego, co ty cierpisz. Drażnią cię odwiedziny

przyjaciół. Bo przychodzą z grzeczności. Patrzą

na ciebie z wyżyn swojego czerstwego zdrowia.

Przesuwają się przez twój pokój zajęci swoimi

bieżącymi sprawami, ledwie cię dostrzegając. Za-

chowują się bezceremonialnie, nie zauważając

prawie twojego cierpienia. Zaczynają od pytań

o twoje zdrowie i samopoczucie, ale najwyraźniej

nie interesuje ich to zupełnie, choć może niektó-

rzy, z trudem zresztą, usiłują zrozumieć sens

swojego pytania, a nawet wczuć się w twoją

sytuację Łazarza leżącego u ich stóp. Zaraz prze-

chodzą do swoich spraw, opowiadają niezmordo-

wanie o swoich kłopotach, zapytując cię o radę,

zdanie, stanowisko, prosząc o pomoc, o interwe-

ncję. Tak jak gdyby nic się w twoim życiu nie

zmieniło, jak byś był tym samym co przedtem.

Słuchasz tego nie mogąc zupełnie zrozumieć,

o co im chodzi. Głowa ci pęka, masz mdłości,

zaschnięte gardło, z trudnością patrzysz na oczy.

Usiłujesz wyjąkać jakieś słowo, skleić jakieś zda-

nie. Jeszcze coś pomóc. A równocześnie widzisz

morze swoich nie załatwionych spraw, których

przecież nie można pozostawić własnemu biego-

wi, lecz trzeba je jakoś zamknąć, uzupełnić, wy-

kończyć. Ale wiesz, że na to już za późno. Po

prostu nie zdążyłeś. Nie udało się. To, co miało

być dziełem życia - życie, które miało być wielkim

dziełem - przedstawia ci się jako bezładna kupa,

powikłany splot, którego już nikt nie będzie w sta-

243

nie rozplatać, zwinąć na osobne kłębki - jeżeli

w ogóle komuś się będzie chciało tego podjąć. Po

prostu nie zdążyłeś. Nawet o tym wszystkim nie

chcesz myśleć. Nawet na dobrą sprawę już ci na

tym nie zależy. Już cię to nie bardzo obchodzi.

Chciałbyś tylko żyć. Ale nie za wszelką cenę. Nie

za cenę bólu. Chciałbyć być znowu zdrowy. Zno-

wu chodzić po łąkach zielonych. Słuchać, jak

ptaki śpiewają. Siadywać nad strumieniem. Ką-

pać się w morzu. Jeździć na nartach. Nawet nie:

znowu, bo właściwie nie bardzo na to wszystko

było miejsce wtwoim życiu. Może w młodości. Ale

ostatnio aniś po tych lasach tak nie chodził, aniś

nad tą wodą nie siedział. Ani nad morzem latem, i

ani w górach zimą. Wciąż było na to wszystko za |

mało czasu. Wciąż w przelocie, ograniczone do

minimum, aby tylko wytchnąć, a i tak prawie |

zawsze mając w zasięgu kogoś, kim się trzeba

było zająć, opiekować. Oczywiście wciąż sobie |

obiecywałeś, że jeszcze kiedyś przyjdzie taki

okres, kiedy znajdziesz na to wszystko czas. Teraz l

wiesz, że to dla ciebie jest poza zasięgiem możli-

wości. Teraz chciałbyś już tylko więcej nie cier-

pieć. Umrzeć. Jak najprędzej umrzeć. Żeby ci ktoś |

zrobił tę przysługę. Wyświadczył tę łaskę i zadał ci

śmierć. Nie chcesz się już dłużej tak męczyć. Nie |

potrafisz dalej znosić tych bólów ukrzyżowania.

244

CZĘŚĆ TRZECIA - CHWALEBNA

1. ZMARTWYCHWSTANIE

Przywalili kamieniem oszczerstw, szyderstw twój

grób. Postawili straż. Ogłosili wszystkim, że jesteś

•pogrzebany, że twoje imię nie będzie więcej

245

wspomniane. Pokonali cię siłą, podstępem, chy-

trością i pieniędzmi. Przegrałeś. Osądzili cię. Wy-

dali wyrok i wykonali go. Zniszczyli cię. Zdarli

z ciebie całą twoją chwałą, na którą sobie zasłuży-

łeś, zagarnęli, coś zdobył w ciągu twojego praco-

witego życia. Usunęli ze stanowiska, z pozycji,

którą dotąd zajmowałeś. Odebrali ci twoich

współpracowników, kolegów, przyjaciół. Nazwa-

no cię najpierw oryginałem, potem dziwakiem, na

koniec człowiekiem aspołecznym, szerzycielem

błędnych poglądów, niebezpiecznym dla społe-

czeństwa. Twoje imię stało się w ich ustach prze-

zwiskiem. Zbrodnia została dokonana. Ty tylko

jeden wiedziałeś, że nie oni mieli rację, lecz ty.

Może jeszcze było o tym przekonanych kilka

osób, paru najbliższych przyjaciół i paru prawie

obcych ludzi, którzy pojawili się w ostatniej chwi-

li, chcąc cię uratować - ale już było na wszystko

za późno. Załatwiono formalnie, zgodnie z prze-

pisami. Zbrodniarzem jesteś ty. Ci, którzy cię

zamordowali, są w oczach prav.e zupełnie w po-

rządku. Wobec społeczności są obrońcami praw-

dy, bojownikami o dobro ogółu, którzy się po-

święcają dla służby prawa i porządku. Twój grób

opieczętowano. Zapadło milczenie, głucha cisza,

cmentarna obojętność. A jednak zmartwychwsta-

łeś. Wbrew nadziei, wbrew przypuszczeniom,

przewidywaniom, logice, prognozom, zapowie-

dziom. Żyjesz, chociaż mówili, żeś pogrzebany.

Wstałeś z grobu niepamięci, hańby, pogardy,

obojętności. Zaczynasz się znowu pokazywać

wśród ludzi. Mówią o tobie z szacunkiem, podzi-

wem, uwielbieniem. Stałeś się dla wielu młodych

ludzi bohaterem walki o prawdę i sprawiedliwość.

246

przykładem nieugiętości, wytrwałości, konsek-

wencji. To. o co ci całe życie chodziło, o co

walczyłeś, co tyle razy powtarzałeś, pojawia się na

ustach ludzi. Nawet sam nie umiesz pojąć, jak to

do nich doszło, na jakiej drodze stało się ich

własnością, jak potrafili to w tak głęboki sposób

zrozumieć. Twoje zmartwychwstanie. A zdawało

ci się, że poszedł na marne cały twój trud, jaki

włożyłeś w człowieka, któregoś jak ten Samaryta-

nin zebrał z drogi. A myślałeś, że nic z niego nie

będzie. Byłeś już pewien, że żadnego skutku nie

osiągniesz. Byłeś przekonany, że nic nie potrafisz

z niego wykrzesać. Aż ze zdumieniem dowiadu-

jesz się, aż oglądasz na własne oczy, aż słyszysz

na własne uszy, aż spotykasz go i stwierdzasz-to

odmieniony człowiek, l taki dojrzały, roztropny,

trzeźwo patrzący, a przy tym taki zapalony, zaan-

gażowany, wzięty Sprawą, którą mu kiedyś uka-

załeś, l własnym uszom nie dowierzasz. To, co on

mówi, pobrzmiewa tym, coś ty kiedyś do niego

mówił, nawet nie pobrzmiewa; on prawie dosłow-

nie powtarza to, coś ty mu mówił. Gdyś był prze-

konany, że to groch o ścianę, kiedy to wszystko

zdawało się do niego zupełnie nie docierać, kiedy

to wszystko, coś mu tłumaczył, on odrzucał

w sposób zdecydowany. Twoje zmartwychwsta-

nie. Że nie na darmo się trudziłeś, mówiłeś, tłuma-

czyłeś, walczyłeś, służyłeś, poświęcałeś się, że

słowo zostaje, przyobleka się znowu w ciało i roś-

nie w ludziach, że zostanie po tobie Dobro, że

trwa twoje zmartwychwstanie.

247

2. WNIEBOWSTĄPIENIE

Twoje „dzień dobry" i „do widzenia". Twoje „jak

się masz" i „co u ciebie słychać", „oczywiście",

„naturalnie", „masie rozumieć", „niewątpliwie",

„słusznie". Twój ukłon, podanie ręki, uśmiech na

powitanie, na pożegnanie. Twoje składanie ży-

czeń imieninowych i urodzinowych, świątecz-

nych: „wszystkiego najlepszego, powodzenia,

szczęścia". Powtarzasz to, czegoś się nauczył,

coś przyswoił, zapożyczył, podpatrzył, czego cię

nauczono, co ci wdrożono, w czym cię ukształto-

wano, wychowano, wytresowano. Twoje powta-

rzanie tych najprostszych słów, gestów. Twoje

powtarzanie tych największych słów, dotyczą-

cych spraw najbardziej istotnych twojej egzysten-

cji -sensu życia, miłości i śmierci, prawdy i fałszu,

sprawiedliwości i krzywdy. Na ile to wszystko jest

twoje własne, osobiste? Na ile potrafiłeś wydobyć

zawarte w tym treści, na ile je sobie przyswoiłeś,

i

248

przejąłeś? Na ile jest to twoim wyrazem? Czy ty

wiesz, co ty mówisz. Czy ty rozumiesz słowa,

które wymawiasz, rzeczy, którymi się posługu-

jesz, instytucje, w których uczestniczysz, bierzesz

udział. Zachowujesz się jak ich właściciel, a jesteś

tylko grubianinem niegodnym ich dotknięcia.

Wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że prześlizgu-

jesz się po powierzchni rzeczywistości, że mo-

żesz przejść przez świat nie wiedząc nic o nim ani

o ludziach, ani o sobie - nie dowiesz się, kim

naprawdę jesteś. A tu chodzi o ciebie. Żebyś

szukał określenia istoty życia, podstawowych

wartości, fundamentalnych prawd. Wniebowstą-

pienie. Ty nie jesteś pierwszy. Przed tobą już byli

tacy sami jak ty. Ty jesteś ich następcą, icYi dzie-

dzicem. Kolejnym członem tego fenomenu, który

się nazywa: ludzkość. Zmagali się ze swoją sła-

bością, ze swoją śmiercią, ze swoimi grzechami

i tęsknotą za wielkością, nieśmiertelnością, l ich,

jak ciebie, męczyła codzienność i przerażało wid-

mo starości, ogarniał smutek przemijania. Zostały

po nich skamienieliny, zastygła lawa, zasuszone

liście wzruszeń, przeżyć, doznań, przeczuć. Po-

chylaj się nad tymi ludzkimi dziełami słów, rzeczy,

instytucji, nad dziełami poezji, prozy, teatru, rzeź-

by, architektury, malarstwa. Badaj, słuchaj, ob-

serwuj, wczuwaj się. Niech pod twoim wzrokiem

zadźwięczą tamtym bólem, miłością, radością,

zachwytem, żebyś i ty ożył, rozwinął się, obudził

się, uśmiechnął się, rozkwitł, żeby otwarły się

w tobie śluzy, zaszumiały potoki, rozhuśtały się

morza, rozbłysły gwiazdy, otworzyły się nieba.

Wniebowstąpienie. Pozostały nam skamienieliny

Ewangelii, sakramentów, modlitw, hymnów, pieś-

249

ni, antyfon, litanii, obrzędów, nabożeństw wypeł-

nionych śpiewaniem, graniem, recytowaniem,

procesjami, świecami, kielichami, szatami liturgi-

cznymi, ornatami, albami. Pozostały nam święta

Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu, Wielkano-

cy, Zielonych Świątek, rok kościelny ułożony

w rytmie historii Objawienia, kaplice, kościoły

ozdobione posągami, obrazami, stiukami, plafo-

nami, kolumnami, fryzami, architrawami. Tylko

żeby się w tym wszystkim nie zgubić. Stworzyła je

wielka wiara w sens życia ludzkiego, miłość do

Tego, który się nazywa Początkiem i Końcem,

Prawdą i Sprawiedliwością, Pięknem i Miłością

i możesz ją w nich znaleźć. Ale ponieważ słabi

jesteśmy, zawsze nam grożą niebezpieczeństwa,

l zawsze są ludzie, którzy popadają w dewocję:

tak sobie upodobają samo świętowanie, nabo-

żeństwa, procesje, modlitwy, że nie potrafią wyjść

poza nie, zapominają, że one mają służyć życiu

codziennemu, by było pełne miłości. A z drugiej

strony są tacy, którzy twierdzą, że jeżeli istotna

jest miłość, to można zrezygnować z wszystkich

uroczystości, modlitw prywatnych i wspólnoto-

wych, ze Mszy świętej, z nabożeństw, że można

odrzucić świętowanie, które ich czasem już nudzi

i denerwuje, l ten błąd jest taki sam niebezpieczny

jak tamten. Bo przecież ty świętujesz na to, żeby

pamiętać o Nim, żeby być razem z Nim, żeby się

włączyć w Jego życie, uczestniczyć w Jego chwa-

le. Na to, żeby być Jego naśladowcą, by być

w życiu codziennym tak otwartym, szerokim,

wspaniałomyślnym jak On, który w niebo wstąpił.

250

3. ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO

To są twoje drobne wyrzuty sumienia, niepokoje,

które cię dręczą, troski. To są twoje niesmaki,

obrzydzenie do siebie samego. To są twoje prze-

rażenia, żeś się tak wygodnie rozsiadł. Żeś już taki

zadowolony. Żeś taki zbieracz pieniędzy, rzeczy,

stanowisk, godności, pochwał, splendoru, tytu-

łów, ukłonów, pozdrowień, komplementów, obja-

wów szacunku, wiernopoddańczości, dowodów

strachu. Zesłanie Ducha. Twój ból spowodowany

krzywdą wyrządzoną drugiemu człowiekowi.

Twoje wyrzuty sumienia za popełnione nieuczci-

wości, nadużycia, niedociągnięcia, za jedno sło-

wo za dużo na temat twojego bliźniego, za lekce-

ważenie słabszych, pogardę, za twardość, nieu-

stępliwość, upór w rzeczach nieistotnych, byle

tylko udowodnić swoją przewagę, swoją jakąś

rację, za wyśmianie tych, którzy mogliby ci zagro-

zić na stanowisku, którzy rywalizują z tobą na

drodze do osiągnięcia stopnia wyżej. Zesłanie

251

Ducha. To są twoje drobne radości, szczęście,

które czujesz, gdy spełnisz coś dobrego, zachwy-

ty, olśnienie, przypływy siły, energii, porywy, po-

mysły, postanowienia, odnowy. To jest nagłe

otworzenie oczu na to, co było dla ciebie niewi-

dzialne: nowe perspektywy, światy, możliwości.

To jest twoje zauważenie człowieka, którego do-

tąd nie dostrzegłeś, chociaż codziennie na niego

patrzyłeś. To jest usłyszenie człowieka, któregoś

dotąd nie rozumiał, chociaż on wciąż do ciebie

mówił, choć wciąż cię o coś prosił, choć wciąż ci

coś tłumaczył. To jest twój żal, gdy kogoś spotka-

ło nieszczęście. To jest twoja radość z powodze-

nia - osiągnięcia sukcesu, szczęścia, które kogoś

spotkało. To są twoje słowa uznania wyrażone

pod adresem obcego człowieka, znajomego, ko-

legi, współpracownika, rywala. To jest twoja od-

waga, aby powiedzieć prawdę, aby powiedzieć

„tak", jeżeli jesteś przekonany, że trzeba powie-

dzieć „tak", powiedzieć „nie", jeżeli jesteś prze-

konany, że trzeba powiedzieć „nie". To jest twoja

odwaga, by zaufać drugiemu człowiekowi, uwie-

rzyć, że to, co mówi, jest prawdą, aby postawić

na drugiego człowieka, aby go uratować przed

społecznością i przed nim samym. To jest twoja

wrażliwość, by wyczuć, co się w drugim człowie-

ku dzieje, co on przeżywa, czego się boi, czego

mu brak, o czym marzy, co może mu dać choćby

trochę radości, trochę szczęścia. To jest twoja

wrażliwość, by wyczuć to, czym żyje twoja społe-

czność, twoje pokolenie, twój naród, świat - pro-

blemy, bolączki, zagrożenia, niebezpieczeństwa,

katastrofy, kierunki, tendencje, linie rozwojowe,

252

prądy. Zrozumieć troski i niepokoje, jakie gnębią

ludzkość. Nie bać się ich widoku, szukać wyjścia,

rozwiązania, zapobieżenia, lekarstwa, ratunku,

zbawienia. Proponować rozwiązania. Włączyć

się. Zaakceptować to, co dobre, odrzucić to, co

błędne, fałszywe, do nikąd prowadzące. Odpo-

wiedzieć na potrzeby epoki. Budować nowy

świat. Świat lepszy. Piękniejszy. Wspanialszy. Pe-

łen Prawdy, Sprawiedliwości, Dobroci. Odpowie-

dzieć na Zesłanie Ducha.

4. WNIEBOWZIĘCIE

Ty tutaj musisz żyć: traktować swoje życie poważ-

nie i być zaangażowany w sprawy tego świata,

l musisz punktualnie stawiać się do pracy, i zaj-

mować się problemami, które dzień, które życie

niesie. Wysłuchiwać ludzi i brać ich na serio;

przejmować się ich kłopotami i radować się ich

radościami. Musisz załatwiać, wygłaszać, przybi-

jać pieczątki, budować, zamykać, otwierać,

253

sprzątać, jeść, ubierać się. Troszczyć się o to,

żebyś miał się w co ubrać, żebyś miał gdzie

mieszkać, żebyś miał co jeść. Ale nie zapominaj,

że to wszystko jest jakoś nierzeczywiste. Nawet

wtedy, kiedy się najprawdziwiej cieszysz, kiedy

jesteś autentycznie przerażony, zdumiony, za-

smucony, to wszystko jest choćby odrobinę „jak

gdyby". To wszystko, co się wokół ciebie dzieje,

w co jesteś zaangażowany, wciągnięty aż po

same uszy, nie jest w stanie ciebie zbić z nóg.

Wniebowzięcie. Nie ma tu na świecie powodu,

który mógłby cię przyprawić o absolutną rozpacz.

Nie ma powodu do absolutnej tragedii. Ani rze-

czy, która mogłaby ci dać absolutne szczęście.

Nie ma absolutnej straty, nie ma absolutnego

zysku. Nie ma nic stałego, niewzruszonego -

prócz samej dobroci, prócz Miłości, l gdy patrzysz

na ludzi obłędnie załatanych, zaspieszonych, za-

jętych, zapracowanych - biorących życie jakoś

całkowicie na serio, to czujesz, że właśnie to

„całkowicie" jest nieporozumieniem i obok prze-

rażenia wywołuje twój uśmiech pobłażania. Mu-

sisz mieć dystans do swojego życia: do rzeczy,

pieniędzy, które posiadasz, do ludzi, z którymi

żyjesz. Bo wszystko jest tylko czasowe. A ty jesteś

tylko przechodniem, przed którym jeszcze bardzo

daleka droga, widoczna tym lepiej, im jesteś star-

szy, l im więcej lat za tobą, tym musisz surowiej

oceniać te przeżyte lata - właśnie na ile byłeś

nieustatkowany, zachłanny, chciwy, przywiązany,

wczepiony w rzeczy, ludzi, siebie. Na ile chciałeś

dawać, obdarzać, udzielać, szafować, pożyczać,

przebaczać, zapominać, darować. Na ile łatwo to

ci przychodziło, l im więcej lat poza tobą, tym

254

bardziej masz tej drogi wypatrywać, która jest

jeszcze przed tobą: wypatrywać swojego wnie-

bowzięcia.

5. UKORONOWANIE

Pokochać. Pokochać kogoś. Pokochać coś. Iść

za siódmą górę, za siódmą rzekę, za siódmy las,

za siódme morze. Znaleźć. Jak źródło, jak kwiat,

jak chleb, jak skarb w roli, jak perłę najpiękniej-

szą. Pokochać. Być oczarowanym. Porwanym.

Zachwyconym. Zawierzyć. Zaufać. Pozostać.

Przylgnąć. Trwać. Być wiernym. Pokochać. Zaan-

gażować się. Włączyć się. Poświęcić się. Oddać

się. Siedzieć godzinami. Dzień za dniem. Tydzień

za tygodniem. Miesiąc za miesiącem. Nie żałować

siebie, nie żałować czasu, nie żałować pieniędzy.

Nie liczyć się. Nie obliczać, ile zarobisz, ile stra-

cisz, czy dobrze wyjdziesz, czy ci się opłaci.

255

Pokochać. Śmieją się z ciebie, żeś naiwny, że nie

dbasz o swoje interesy, że darmo pracujesz, że

więcej ci się należy, że cię wykorzystują. A prze-

cież - nawet gdybyś się nie spotkał z wzajemnoś-

cią. Nawet gdyby od ciebie człowiek ukochany

odszedł, zdradził cię, zawiódł, rozczarował, okła-

mał, oszukał, wykorzystał, nadużył zaufania. Na-

wet gdyby się potem przyszło rozstać. Gdybyś

musiał odejść, zerwać z nim. Nawet gdyby twoją

pracę - dzieło twojego życia- odebrano ci, zasłu-

gi przypisano komu innemu, nagrody przyznano

ludziom, którzy nic albo niewiele mieli z nią

wspólnego. Nawet gdyby pracę twoją zniszczono,

zaprzepaszczono możliwości rozwoju, szansę

rozbudowy. - To nie myśl, żeś żył na darmo. Żeś

zmarnował te godziny uniesień, ślęczenia, trudu -

bo to i tak nic z tego. Nieprawda. - Przecież tylko

miłość stanowi prawdziwą wartość życia. Praw-

dziwy sens. To, co pozostanie. Tylko tu nie ma

możliwości pomyłki. Zawodu. Rozczarowania.

Tylko te lata nigdy nie są zmarnowane, ani trud,

ani wysiłek. Bo Miłość jest jedna, jak jedno jest

Dobro, Piękno, Prawda, jak jedna jest Służba i Po-

święcenie. To, co się naprawdę liczy. Dlatego nie

daj sobie wyrwać z rąk miłości. Bo potem pozos-

tanie ci tylko troska o siebie samego. Dbanie

o stanowiska, stopnie, tytuły, nagrody, wyróżnie-

nia, godności, ordery. O wysokie honoraria, kom-

fortowy samochód, spokojny domek w miejscu

letniskowym, wygodne mieszkanie w mieście.

O estetyczne wnętrze, wytworne fotele, stare me-

ble, drogie obrazy, rzadkie kryształy. O najnowszą

lodówkę, najnowszą maszynę do mycia naczyń,

najnowszą pralkę, najnowszy adapter, najnowsze

256

radio. Pozostanie ci dbanie o siebie, o swoje

zdrowie, rozczulanie się nad każdym katarkiem,

anginką, grypką, każdą nieregularnością bicia

serca. Pozostanie ci mierzenie ciśnienia, herbatki

ziołowe, napary, okłady, szukanie sposobów na

przedłużenie swojej wegetacji w rzadkich lekach,

w znachorach, cudotwórcach. Dlatego nie daj

sobie wyrwać z rąk miłości. Bo potem pozostaną

ci tylko pieniądze. A pieniądze mają w sobie

niebezpieczny urok, obiecują wszystko. Ale naj-

pierw trzeba ich nazbierać, jak najwięcej nazbie-

rać, wszystkimi sposobami nazbierać. Kuszą mi-

rażem, że jak będziesz miał ręce pełne pieniędzy,

to dopiero wtedy będziesz mógł żyć: pracować,

poznawać, kochać, poświęcać się, być uczciwym,

porządnym, cieszyć się i smucić, że wtedy bę-

dziesz mógł też innym ludziom pomagać, zdobę-

dziesz u ludzi uznanie, szacunek, poważanie,

sympatię a nawet miłość. Ale pamiętaj, że gdy

dasz się namówić i przekonać do takiej drogi

życia, to już nic inego nie będziesz w życiu robił,

tylko będziesz zbierał pieniądze, bez wytchnienia,

wszystkimi sposobami i będzie ci ich wciąż mało.

l umrzesz, i pozostawisz po sobie bardzo wiele

pieniędzy, l umierając dopiero spostrzeżesz się,

że przeszedłeś przez życie, a nic o nim nie wiesz;

nie wiesz co to znaczy żyć, bo nie wiesz, co to

znaczy pracować, poświęcać się, smucić się,

martwić. Dopiero umierając spostrzeżesz, bo na

to cię już nie będzie stać. Bo twoim jedynym ce-

lem było zachowanie swojego życia, przedłużanie

swojego życia. A to nie jest miłość, tylko egoizm,

a to nie jest oczarowanie, tylko opętanie, a to nie

jest wolność, tylko niewola. A to jest piekło już tu

257

na ziemi. Bo są tylko dwie możliwości: miłość

albo drżenie o swoją egzystencję. Już na ziemi

zaczyna się wolność lub niewola, życie lub

śmierć. Już na ziemi można być szczęśliwym albo

nieszczęśliwym. Już na ziemi zaczyna się niebo

i zaczyna się piekło. Od ciebie zależy, co wybie-

rzesz. Życie po tamtej stronie jest kontynuacją

życia tutaj. Jest jego ukoronowaniem.

258

REKOLEKCJE

)O

CZĘSTEGO

OWTARZANIA

l

Trwać w bezruchu. Uciszyć hałas myśli. Nie

dopuszczać żadnych informacji. Odsunąć wszel-

kie wiadomości. Nie przypominać sobie. Nie pa-

miętać. Niczego sobie nie wyobrażać. Uciszyć

fale uczuć. Nie zazdrościć, nie pragnąć, nie tęsk-

nić, nie oczekiwać. Niczego nie chcieć, niczego

nie pożądać, niczego się nie bać. Niech opadnie

całe napięcie mięśni gotowych do walki, do obro-

ny, do ataku, do stawienia czoła.

Dopiero teraz zaczynam słyszeć swój coraz

spokojniejszy oddech. Dopiero teraz zaczynam

słyszeć stukot swojego serca. Powoli rodzi się we

mnie świadomość tego, że jestem. Ja jestem. Nie

z szyldem imienia i nazwiska, ale ja, słyszący rytm

swojej krwi, czujący przepływ powietrza przez

moje płuca. Ja, człowiek jeszcze istniejący.

Ty jesteś Ciszą, Pokojem, Pięknem tego świa-

ta. Ty jesteś Dźwiękiem, Melodią, Muzyką. Ty

jesteś Światłem. Kolorem. Tęczą barw, Błękitem

nieba, Złotem zachodów słońca, Zielenią traw,

Czerwienią ognia, Czernią węgla, Różowością

wschodów.

Ty jesteś Ciszą łąk. Pokojem pogodnego nie-

ba, Bogactwem Mlecznej Drogi; Wiecznością ro-

dzących się i gasnących wszechświatów.

Ty jesteś Potęgą gór, Siłą tajfunów, Nieustę-

pliwością kamienia, Bujnością lasów, puszcz, Fa-

lowaniem mórz.

Ty jesteś nieskończony, nieprzeniknięty, ta-

jemniczy, niepojęty. Nieogarniony w swojej róż-

261

norodności i prostocie, w spokoju i ruchu, w ciszy

i zawiei, wciąż inny, a zawsze ten sam. Ty przeni-

kasz cały świat i mnie. Ty jesteś jego istotną

Treścią, jak i moją - Ty, mój Bóg.

Ty jesteś Ciszą. Ja jestem rozklekotany, roz-

kojarzony, rozgadany, rozwrzeszczany, obnoszą-

cy się ze wszystkim przed wszystkimi. Proszę Cię,

ucisz mnie. Uspokój moje roztrzęsione nerwy,

przewalające się przeze mnie uczucia, rozmigo-

tane wyobrażenia, rozkołysane myśli. Uspokój

strachy, lęki. Spraw, niech się stanę ciszą, tak jak

Ty nią jesteś.

Ty jesteś Ładem. Ja jestem nieuporządkowa-

ny, rozwichrzony, rozchełstany, żyjący w ciągłym

bałaganie, z mnóstwem spraw nie załatwionych,

z mnóstwem spraw domagających się wykończe-

nia. Proszę Cię, spraw, niech się stanę ładem, tak

jak Ty nim jesteś.

Ty jesteś Światłem, Pokojem. Ja jestem mro-

kiem. Jestem na wszystko wściekły, zazdrosny

o wszystko, chciwy, drapieżny, zadziorny, agre-

sywny, nieustępliwy, uparty, cieszący się z nie-

szczęść ludzkich, zasmucony każdym ich powo-

dzeniem. Proszę Cię, spraw, niech się stanę

światłem, pokojem, tak jak Ty nim jesteś.

Ty jesteś Mądrością. Ja jestem ograniczonym,

tępym, głupim człowiekiem. Widzącym na odle-

głość własnego nosa. Sterowanym przez prasę,

radio, telewizję. Sterowanym przez własny ego-

izm, interes, chciwość, pyszałkowatość. Daj mi

głębię widzenia wszystkich problemów swoich,

ludzi i świata. Proszę Cię, spraw, bym był mądry.

262

Ty jesteś Miłością. Ja jestem wciąż wyracho-

wany, interesowny, wciąż na wszystkim i na wszy-

stkich chcę zyskiwać. Zbieram, skupuję, zabez-

pieczam się. Gromadzę pieniądze, rzeczy, god-

ności, tytuły, odznaczenia, zasługi, wdzięczność.

Aż po sam sufit, jakbym miał tysiąc lat żyć, jakbym

miał w nieskończoność żyć. Nie oddaję niczego

za darmo - ani uśmiechu, ani uprzejmości, ani

przysługi, ani pomocy. Proszę Cię-pomóż mi żyć

bezinteresownie. Bezinteresownie śmiać się

i płakać, pracować, pomagać, przyjaźnić się -

kochać.

IV

Powołałeś mnie. Do życia: do istnienia, do

działania, do tworzenia. Właśnie tu: właśnie w tym

miejscu. Teraz: w tym czasie, w tej sytuacji.

W tych okolicznościach. W tym środowisku,

wśród tych ludzi, wobec tych ludzi, dla tych ludzi.

Tak jak każdy kamień ma swój obowiązek do

spełnienia, tak jak każda kropla wody, tak jak

każda cząstka powietrza, tak jak każda roślina,

tak jak każde zwierzę, tak i mnie wyznaczyłeś

obowiązki do spełnienia. Daj mi odkryć, zoba-

czyć, usłyszeć to, czego chcesz ode mnie, to, co

mam spełnić. Daj mi siłę, bym ten obowiązek był

w stanie wykonać w sposób jak najlepszy, najbar-

dziej twórczy. Daj mi mądrość umysłu, otwartość

serca, świeżość poranku, wrażliwość motyla,

przejrzystość wody, piękno kwiatów, bujność ro-

ślin, energię lwa, nieustępliwość skały. Spraw,

bym każdy dzień wypełnił swoim-Twoim tworze-

niem, mądrą działalnością, ciepłem pogodnego

dnia, obfitością dobrze zaoranej ziemi. Niech

263

wydam plon dziesięciokrotny, pięćdziesięcio-

krotny, stokrotny. Póki żyję. Póki jestem istotą

żyjącą. Póki jest mój czas.

Ludzie. Tylu ich wokół mnie. Poruszam się

wśród nich, ocieram się o nich, napotykam ich na

drogach mojego dnia. W samochodach, tramwa-

jach, pociągach, w sklepach, magazynach, na

ulicach, w miejscu pracy. Ludzie. Z oczami nie-

bieskimi, szarymi, brązowymi. Z włosami ciemny-

mi, jasnymi, z resztą włosów, bez włosów. Wyso-

cy, niscy. Grubi, szczupli, średni. Ludzie. Rozga-

dani, milczący, pogodni, smutni, ponurzy, groźni,

przyjaźni, delikatni, agresywni, niecierpliwi, na-

rzucający się, żądający, wymagający. Mądrzy,

głupi, tępi, wrażliwi, inteligentni, z szerokimi ho-

ryzontami, ograniczeni. Bracia moi. Tacy jak ja.

Czujący, myślący. Ze swoimi ambicjami, planami,

zadaniami. Tacy jak ja: chcą żyć, myśleć, tworzyć,

być szczęśliwi, żyć przyjemnie, mieć przyjaciół.

Powołani przez Ciebie do wypełniania swoich

zadań. Spełniający swoją rolę każdy na swoim

miejscu, w poczuciu swojej służebności wobec

drugiego, wobec drugich, wobec wszystkich, wo-

bec całości, wobec świata. Byśmy stanowili jeden

wielki organizm. Społeczność ludzi. Społeczność

Twoją. Twoje dzieło. Twój twór. Rodzina ludzka.

Rodzina moja. Rodzina Twoja.

VI

Ty jesteś w pięknie człowieka, w jego szla-

chetności, prawości, uczciwości, sprawiedliwoś-

ci. Jesteś w jego szczerej rozmowie, w otwartym

264

spojrzeniu, w zapale, żarliwości, bezkompromi-

sowości. Jesteś w jego walce ze swoją słabością,

ograniczonością, głupotą: gdy stara się zrozu-

mieć siebie samego i świat, gdy stara się wydobyć

z siebie, na co go tylko stać, gdy stara się sprostać

zadaniu, które przed nim wyrosło. Jesteś w jego

walce ze swoją złością: w opanowywaniu wybu-

chów gniewu, brutalności, chamstwa, wulgar-

ności. W jego zdobywaniu się na obiektywizm, na

rozumienie drugiego, na działanie wychowawcze

wobec innych. W jego opanowywaniu lenistwa,

wygodnictwa, bałaganiarstwa. W jego dążeniu do

porządkowania swojego wnętrza i wnętrza dru-

gich. Jesteś w ludzkim uśmiechu, w radości spon-

tanicznej, w płaczu skrzywdzonego, w cierpieniu.

Jesteś w pomocy bezinteresownej, w trosce o in-

nych, w oburzeniu przeciwko wszelkiej niespra-

wiedliwości, krzywdzie, wykorzystywaniu drugie-

go człowieka, w służbie drugiemu, w zaangażo-

waniu się, poświęceniu dla sprawy. Jesteś w cier-

pliwości, w mądrości, w pracowitości ludzkiej.

Jesteś we wszystkim co dobre, mądre, piękne. Ty,

który jesteś Dobrocią, Mądrością, Pięknem.

VII

Ty jesteś w każdym człowieku. Nawet w czło-

wieku złym. Nawet w moim nieprzyjacielu. Cho-

ciaż kłamie, chociaż mnie nienawidzi i myśli tylko,

jak mnie zniszczyć. Chociaż tylko taki ma cel, aby

bronić ze zwierzęcą zaciekłością swojego stanu

posiadania - tego, co zdobył nieuczciwą drogą.

Ty jesteś w nim. Byłem się tylko odważył zbliżyć

do niego. Byłem tylko - panując nad swoim gnie-

wem, wstrętem, odrazą, pogardą, obrzydzeniem,

265

rosnącą nienawiścią - byłem odważył się z nim

nawiązać kontakt. Tylko wtedy: gdy on przestanie

się mnie bać, gdy się przekona, że nie chcę go

zabić, gdy zobaczy moją pomocną dłoń. Tylko

wtedy jest szansa, że otworzy się, wyjdzie ze

swojej skorupy: zdobędzie się na ludzkie spojrze-

nie na siebie, na mnie, na świat cały, że pojawią

się w nim ludzkie uczucia partnerstwa, przyjaźni,

troski o innych, o wszystkich i zacznie żyć jak

człowiek, w uczciwości i sprawiedliwości.

VIII

Muszę już wracać do moich najbliższych,

z którymi mieszkam, do mojej pracy zawodowej.

Muszę już wracać w działanie, załatwianie, w wę-

drówki po schodach, korytarzach, pokojach,

w wędrówki po biurach, urzędach, sklepach, mie-

szkaniach, w kontakty z ludźmi, w rozmowy, dys-

kusje, spory, targi. Ta chwila, którą spędziłem

z Tobą, była na to, abym mógł odpocząć - abym

mógł począć się od nowa, powrócić do podstaw

mojego istnienia i istnienia świata - do Ciebie

samego. Nie daj, bym w jarmarku codziennego

życia utracił związek z Tobą. Spraw, bym Cię

wciąż umiał znajdować w moim powołaniu, w mo-

im działaniu, w mojej pracy, w ludziach, których

spotykam - nawet w tych niesympatycznych, roz-

krzyczanych, zakłamanych, którzy chcą na mnie

wciąż robić interes i wykorzystują mnie. Ty w nich

jesteś, tak jak jesteś we mnie, choć przyrzucony

naszą ludzką głupotą, egoizmem, lenistwem, sa-

molubstwem, chciwością. Daj, bym był z Tobą,

tak jak Ty chcesz być ze mną .w każdej chwili

mojego życia.

266

SPIS TREŚCI

Wprowadzenie. .................. 5

Rozważania na wszystkie niedziele i święta

Rokwiary-A. ................. 7

Roknadziei-B. ................. 81

Rok miłości-C. ................ 147

Twój Różaniec................... 217

Rekolekcje do częstego powtarzani* ....... 259

269

Printed in Poland

Zam 1217/k/83 M-14

r



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Aby nieustać w drodze ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 1
Chodzący po morzu ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński Królestwo Boże jest w was
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 3
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 3
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 2
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 1
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 4
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 2
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 1
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 2
ks Mieczysław Maliński Bajki nie tylko dla dzieci
ks Mieczysław Maliński`
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 3
Także Twoja Droga Krzyżowa Mieczysław Maliński
Mieczysław Maliński Przed zaśnięciem
Mieczysław Maliński Nie bój się
Ks Mieczysław Łaszczyk Stowarzyszenie PAX w powojennej Polsce

więcej podobnych podstron