ZDAĆ SIĘ NA BOGA - PRZYKŁADY
Czym jest szczęście?
Andrzejowi zawsze sprzyjało szczęście. Odnosił same sukcesy w życiu. Kobiety go uwielbiały. Dorobił się sporego majątku. Miał dwa domy, kilka samochodów. Od kilku lat nie zaznał goryczy klęski. Ale był już nieco zmęczony swoim powodzeniem.
Doskonałość ludzka jest zmorą! Zawołał, gdy pewnego wieczoru siedzieliśmy razem przy herbacie.
- Co z tego wynika? Spytałem.
- Pojadę na pustynię …
- Co?!
- Założę tam plantację truskawek i włożę w nią cały swój majątek - wyjaśnił Andrzej.
- Wolne żarty.
- Nie śmiej się - powiedział Andrzej. Ja chcę koniecznie ponieść klęskę, chcę zbankrutować, chcę stracić wszystko i wreszcie przerwać passę tego nudnego szczęścia. Jestem, przyjacielu, człowiekiem szczęśliwym, którego unieszczęśliwił nadmiar szczęścia …
- A czy ty kiedykolwiek - zapytałem - zastanawiałeś się nad tym, czym właściwie jest szczęście?
- Nie … - Andrzej podniósł niepewny wzrok - ale wiem jedno, że do pełni szczęścia potrzebna jest spora ilość klęsk …
Bogactwo
John Rockefeller, twórca ogromnej fortuny, znanych fundacji dobroczynnych, na krótko przed swoją śmiercią, będąc stuletnim niemal starcem, powiedział do swego przyjaciela:
- Czy wiesz, kto jest najbiedniejszym na ziemi?
Powiem ci. Ten, kto nie ma nic oprócz pieniędzy.
Wszystko na swoim miejscu
Jeden z uczniów greckiego filozofa Arystotelesa zapytał mistrza:
- Dlaczego człowiek ma dziesięć palców, dwoje uszu, dwoje oczu, a tylko jedne usta i jeden język?
Arystoteles odpowiedział:
- Ponieważ człowiek musi pracować dziesięć razy więcej niż jeść, a widzieć i słyszeć dwa razy więcej niż mówić.
Taki trening
Waldemar został niespodziewanie wezwany przez szefa. Ten zaproponował mu pracę na odpowiedzialnym stanowisku. Rozmowa dotyczyła zamiarów, możliwości, a następnie - zaczęła krążyć wokół spraw osobistych. Waldemar zastanawiał się, co odpowie, jeśli zapytają go o przekonania religijne. Pytanie takie nie padło. Nie musiał głośno odpowiadać. Ale sobie samemu musiał. Wspomnianą rozmowę zakończył szybko. Nie awansował. I zapewne nie awansuje, bo już tego nie chce. Nawet gdyby - to nie przyjmie tej pracy.
Po powrocie do domu długo myślał o swoim wahaniu. Było mu po prostu głupio i wstyd. To było coś takiego, jakby człowiek drugiemu, który na niego liczył, zrobił świństwo i później czuje się tak, jakby sobie napluł w twarz.
Waldemar przeprosił Go za to, że On mu wybaczył … Wie jedno, że każdy człowiek ma swój dzień, w którym będzie musiał głośno powiedzieć, przyznać się, określić swoją przynależność ideową. Do tego dnia przygotowuje się. Codziennie robi małe wprawki. Taki trening.
Niezgłębiona tajemnica
Przez wiele dni i nocy zastanawiał się św. Augustyn nad Tajemnicą Trójcy Przenajświętszej. Jeden Bóg w Trzech Osobach. Jak to zrozumieć? Sądził, że kiedyś musi dojść do jasnego poznania tej tajemnicy.
Spacerując nad brzegiem morza zauważył chłopca, który przelewał wodę z morza do małego dołka wykopanego w piasku.
- Co robisz, chłopcze?
- Chcę przelać morze do tego dołka!
Święty uśmiechnął się: - nie dokonasz tego!
Chłopiec podniósł się z piasku i odparł:
- Postępuję dokładnie tak, jak ty. Ty również chcesz swoim ludzkim rozumem pojąć tajemnicę Trójcy Przenajświętszej. Łatwiej przelać całe morze w ten dołek, niż zgłębić tajemnicę Jednego Boga w Trzech Osobach.
Prawdziwe poznanie
Niemiecki matematyk i filozof Wilhelm Leibniz pewnego razu przeprawiał się przez rzekę w towarzystwie przewoźnika. Wypytywał go, czy coś wie o matematyce, geometrii, filozofii i astronomii.
Wiosłujący przewoźnik odpowiadał, że nic nie wie o tych naukach, uczony zaś za każdym razem stwierdzał, że na zgłębieniu tych nauk stracił trzy czwarte swego życia.
Łódka w pewnym momencie zawadziła o podwodną przeszkodę i wywróciła się.
- Umie pan pływać?! - Zawołał przewoźnik do uczonego.
- Nie umiem! - Krzyczy przestraszony filozof.
- To proszę trzymać się moich pleców, bo straci pan naraz wszystkie trzy czwarte swego życia!
Niech zakończeniem tej historii będzie komentarz wzięty od św. Augustyna: „Nieszczęśliwy jest człowiek, który wie wszystko, ale nie zna Boga”.
Lepsze żniwo
Do redaktora gazety religijnej nadszedł list.
„Szanowny panie. Tego roku przeprowadziłem interesujące doświadczenie. Wiosną, zamiast iść do kościoła, siałem w każdą niedzielę. W lecie pracowałem w polu każdej niedzieli, zaś jesienią w każdą niedzielę zbierałem plony. I co się okazało? Mój urodzaj jest większy niż sąsiadów, którzy w każdą niedzielę chodzili do kościoła. Co pan na to?”
Dziennikarz opublikował nadesłany list i dopisał pod nim jedno zdanie odpowiedzi:
„Szanowny gospodarzu! Bóg sporządza swoje rachunki nie zawsze w październiku.
Jak to możliwe?
Biskup Samonas z Gazy zaprawiony w dysputach religijnych przybył jako pielgrzym do Jerozolimy. Wykorzystał tę sposobność przygodny imam i poprosił go, aby odpowiedział na kilka pytań odnoszących się do Sakramentu Ołtarza.
- Jak to możliwe, aby chleb i wino mogły się stać Ciałem i Krwią Chrystusa? - zapytał mahometanin.
- Gdy przyszedłeś na świat - odpowiedział biskup - nie byłeś tak duży jak dziś. Urosłeś i masz teraz więcej ciała i krwi, niż wtedy. Skąd je masz? Twój organizm przemieniał pokarmy, które spożywałeś w ciało i krew. Jeśli człowiek może chleb i wino przemieniać w ciało i krew, to dlaczego nie mógłby uczynić tego Bóg?
Odpowiedź zmieszała nieco imama, zadał jednak biskupowi drugie pytanie:
- Jak to możliwe, żeby w tak małej hostii był obecny Chrystus?
- Okolica, którą widzisz wokół siebie, jest bardzo rozległa, twoje oko zaś bardzo małe, a mimo tego masz w nim obraz całej okolicy - odparł biskup. Tak samo możliwe jest, że w małej hostii obecny jest cały Chrystus.
Po chwili milczenia wyznawca Allaha zadał trzecie pytanie:
- Dobrze, ale jak to możliwe, aby to samo Ciało Chrystusa było równocześnie obecne we wszystkich waszych kościołach?
- Dla Boga nie ma nic niemożliwego - odrzekł biskup. Pokaże ci coś podobnego w naturze: rozbij zwierciadło na kawałki, a w każdym z nich zobaczysz swoje odbicie. Dam ci drugi przykład: słowa, które wymawiam, słyszy każdy człowiek w tłumie, który nas otacza. Jeśli to jest możliwe, to w takim razie możliwe jest i to, że Ciało Chrystusa jest równocześnie obecne w wielu miejscach.
Pokój ducha
Na jednym z pól bitwnych Jugosławii umiera żołnierz. Kapelan nachyla się nad nim i pyta, co mógłby jeszcze dla niego uczynić. Młody mężczyzna daje mu adres matki i prosi o przesłanie listu. Potem, wręczając mu zbroczone własną krwią Pismo Święte, prosi: „Czytaj, ona mi to darowała, przeczytaj”. Duchowny zaczął: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”.
Żołnierz słuchał uważnie, aż ksiądz doszedł do słów: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”.
Konający żołnierz zdążył jeszcze wyszeptać: „Powiedz mojej matce, że ja miałem ten pokój” i umarł.
Ostatni będą pierwszymi
Szukaj ostatniego miejsca, a znajdziesz Boga - tak można określić postawę duchową Karola de Foucould. Jego ogromna siła oddziaływania na dzisiejszych chrześcijan jest niezwykłym i godnym uwagi zjawiskiem naszych czasów.
Karol de Foucould, w dzieciństwie osierocony, przeżył jak gdyby trzy etapy swojego „nawrócenia”. Od lekkoducha do żołnierza, od podróżnika do badacza. Aby przygotować się do szkoły oficerskiej, wstąpił do kolegium jezuitów w Paryżu, z którego został jednak usunięty z powodu złego sprawowania. Czas wolny od nauki i służby wojskowej spędzał przeważnie na biesiadach z towarzyszami o takich samych jak jego poglądach. Przez jakiś czas był nawet zawieszony w służbie z powodu kobiety. Kiedy nie udzielono mu urlopu na podróż badawczą do Maroka, nie namyślając się długo złożył dymisję i przedsięwziął dwuletnią ekspedycję w głąb Sahary. Po powrocie do ojczyzny opublikował sprawozdania naukowe z podróży, zawierające cenne dane dotyczące niezbadanych dotąd obszarów Maroka.
Drugie nawrócenie przebiegało w kierunku od niewiary do wiary. Zetkniecie się z Islamem pobudziło zainteresowanie problemami religijnymi. Karol po powrocie z Palestyny w roku 1890 wstąpił do zakonu cystersów. Na zakończenie trwającego dwa lata nowicjatu, spędził rok w Rzymie, gdzie studiował teologię. Podczas tego pobytu zwrócił się do ojca generała z prośbą o zwolnienie z prostych ślubów. Zamiast tego złożył prywatne śluby czystości i ubóstwa. Po ponownym dłuższym pobycie w Palestynie, 9 czerwca 1901 roku odbyło się w Paryżu wyświęcenie Karola de Foucould na kapłana.
Trzecie nawrócenie wypełniło całą resztę jego życia i można je określić jako szukanie „ostatniego miejsca” na ziemi. W rzeczywistości jest to droga mistyczna. Od roku 1901 do 1916 przebywał jako niezależny misjonarz w Algierii, najpierw w garnizonie, skąd towarzyszył żołnierzom francuskim w podróżach zwiadowczych w głąb kraju. Potem przez jedenaście lat żył jako pustelnik, w górach Hoggaru. Jego decyzja osiedlenia się wśród Tuaregów była tragiczna w skutkach, a miejsce to było istotnie „ostatnim miejscem”. Decyzja ta doprowadziła go w końcu do męczeństwa - został zamordowany przez tuareskich powstańców podczas pierwszej wojny światowej 1 grudnia 1916 roku. Życie jego było otwarte na Boga, nie wymyślił nowych problemów, które wstrząsnęły światem, ale zostawił potomnym świadectwo czynów i testament słowa:
„Jezus narodził się, żył i zmarł w największym poniżeniu, obrzucany obelgami, kiedy sam zajął raz na zawsze tak bardzo ostatnie miejsce, że nikt nigdy nie mógł być niżej niż On. I kiedy trwał na tym ostatnim miejscu tak cierpliwie i uparcie, chciał nas przez to nauczyć i pokazać, że zdanie ludzi i ich uznanie nic nie znaczą, nie mają żadnej wartości. W braterstwie należy spełniać samemu wszystkie najbardziej przykre obowiązki, najwięcej jak tylko można, i nie zostawiać ich dla innych. Przyjmować na siebie wszystko, co należy do „służenia”, i starać się dorównać Jezusowi. On był wśród Apostołów „Człowiekiem, który służy”. Być pokornym i delikatnym w rozmowie. Nie odpowiadać z pychą, wyniośle. Niezależnie od tego, czy ktoś zwraca się do nas wyniośle, robi wyrzuty, czy pochwala, czy wypowiada słowa przyjazne, czy przykre, schlebia nam, czy też grozi, zachować pokorę i łagodność, być pokornym w każdej sytuacji w życiu, być pokornym w obliczu śmierci. Przykład jest jedyną zewnętrzną formą działania, za pomocą której można wywierać wpływ na ludzi negatywnie ustosunkowanych do Chrystusa, którzy nie słuchają słów Jego sług, nie czytają ich książek, odrzucają ich dobre uczynki i przyjaźń i nie chcą mieć z nimi żadnych kontaktów. Nie zajmować się długo nawróceniem, tylko kochać, być dobrym, czystym, i starać się wejść w ścisły kontakt z Jednorodzonym. Najlepszy sposób, aby nie tracić, to zawsze szczodrze obdarzać biednych tym, co się ma, i widzieć w nich samego Chrystusa. Nie pogardzajmy biednymi i maluczkimi. Są oni nie tylko naszymi braćmi w Bogu, ale również tymi, którzy najlepiej potrafią naśladować Pana w życiu doczesnym. Są oni dla nas doskonałym odbiciem Chrystusa, Sługi z Nazaretu”.
W każdą niedzielę
Roku Pańskiego 304 w Kartaginie 39 chrześcijan razem ze swoim kapłanem stanęło przed sądem. 21 mężczyzn i 18 kobiet. Pochwycono ich w Abisynii, miejscowości obok Kartaginy zgromadzonych na Eucharystii w domu niejakiego Oktawiusza Feliksa. Proces zakończył się męczeństwem całej wspólnoty.
- Dlaczego przekroczyłeś zarządzenie cesarza? Zapytał tyran jednego z oskarżonych.
- Jestem chrześcijaninem - padła odpowiedź.
Rozsierdzony sędzia zareagował natychmiast:
- Nie o to pytam! Dlaczego zebraliście się w tym dniu.
- W niedzielę - odpowiedział inny męczennik - żaden chrześcijanin nie może żyć bez Zgromadzenia. Bez nas Uczta Pana nie może być odprawiana.
Prokonsul zwrócił się do właściciela domu:
- Dlaczego ich przyjąłeś?
- To moi bracia i siostry.
Sędzia kontynuował:
- Powinieneś ich powstrzymać.
- Nie mogłem - padła odpowiedź - my chrześcijanie nie możemy żyć bez Eucharystii.
Chrystus przede mną
Grupie włoskiej młodzieży postawiono pytanie: O co prosiłbyś Chrystusa gdyby przyszedł znów na ziemię i stanął przed tobą. Oto wybrane odpowiedzi:
- By spojrzał na mnie.
- By zmienił mi serce.
- O dar Jego pokory.
- O wiarę dla mnie i dla wszystkich ludzi.
- By nauczył mnie modlić się.
- O siłę, by zostawić wszystko i pójść za Nim.
- Bym mogła Go kochać.
- Prosiłabym Go o wybaczenie tego, że tyle razy krzyżowaliśmy Go w naszych współbraciach.
- Zapytałbym Go, dlaczego dopuszcza zło fizyczne, dlaczego można Go utracić na zawsze, to jest, dlaczego może ktoś się nie zbawić? Innymi słowy: dlaczego mówisz Panie, o „płaczu i zgrzytaniu zębów”, to jest o piekle. Ty, który tak litujesz się nad nami, i mówisz, że winniśmy sobie przebaczać aż po siedemdziesiąt siedemkroć?
- Gdybym miała Chrystusa przed sobą, nie powiedziałabym absolutnie nic, lecz rzuciłabym się do Jego stóp i uwielbiałabym Go słowami: „Mój Panie i Mój Boże, zmiłuj się nade mną!”, bowiem mając Jezusa przed sobą, nie myśli się lecz adoruje.
Najważniejsza rzecz
Młody uczeń zapytał mistrza: „Jaka jest najważniejsza rzecz, której w życiu się trzeba koniecznie nauczyć?”. Ten odpowiedział: „Wyjść, wyjść, wyjść …”.
- Wyjść z czego? Zapytał zdumiony uczeń.
- Wyjść z siebie samego, odejść od swego „ja”, aby dostrzec wszystko to, co nie jest tobą: Boga, świat, ludzi … Jeśli nie opuścisz swego „ja”, nie dostrzeżesz ich.
Różaniec
Pewna dziewczyna wysuwała rozmaite zarzuty przeciwko modlitwie różańcowej. Najważniejszym był ten, że mówiąc różaniec, trzeba stale powtarzać te same słowa.
„To takie sztuczne - powiedziała księdzu - i nieprawdziwe”.
Ksiądz zapytał: „Masz chłopaka?
- Tak! - Kocha cię? - Tak, kocha! - A skąd to wiesz? - Bo mi to powiedział! - Kiedy? - Wczoraj! - I jeszcze kiedy? - Przedwczoraj, zresztą powtarza mi to często!
- Nie wierz mu, to takie sztuczne i nieprawdziwe!
Krzyż
Pewien człowiek narzekał, że w życiu jest miejsce na cierpienie. Mówił: „Któż powiedział, że trzeba wziąć na barki krzyż i nieść go … Czy nie można go uniknąć? Jestem zmęczony dźwiganiem ciężaru codzienności!”.
Bóg odpowiedział mu takim snem. Widzi, że życie ludzi na ziemi jest niekończącą się procesją. Każdy idzie z krzyżem na plecach. Powoli, ale stale, krok po kroku. Także on znajdował się w tłumie i szedł naprzód, z trudem niosąc własny krzyż. W pewnym momencie zorientował się, że jego krzyż jest za długi. Oto dlaczego było tak trudno iść! Pomyślał: „Byłoby dobrze jakoś go skrócić” - i siadłszy przy drodze zdecydowanym cięciem skrócił o spory kawał własny krzyż. Kiedy wyruszył, zorientował się zaraz, że rzeczywiście idzie się lżej. Z trudem jednak dotarł do końca procesji. W pewnym momencie droga zakończyła się olbrzymią przepaścią. Za szeroką szczeliną w ziemi ciągnęła się nieskończona przestrzeń raju. Z daleka mógł podziwiać piękno rajskiej szczęśliwości. Nie było tu żadnego mostu, ani kładki nad przepaścią, niczego … A jednak ludzie przechodzili z jednego brzegu na drugi. Każdy człowiek zdejmował z barków krzyż, kładł go w poprzek szczeliny, jak kładkę i pewnie przechodził na drugi brzeg. Krzyże okazywały się idealnie pasujące do szerokości przepaści. Przeszli wszyscy, ale nie on. Skrócił swój krzyż i teraz okazał się za krótki, nie sięgał do drugiego brzegu.
Modlitwa
Młody Fryderyk Ozanam przeżywał kryzys wiary, kiedy prawie wiedziony instynktem wszedł do jednego z kościołów w Paryżu. Myślał, że jest sam, ale w półcieniu dostrzegł postać modlącego się starszego mężczyzny. Nie wierzył własnym oczom - był to Ampere, wielki fizyk i matematyk. Zaczekał, aż ten zakończy modlitwę i przy wyjściu zagadnął go: „Niech mi pan powie, profesorze: czy jest możliwe, aby człowiek tak wielki jeszcze się modlił?”. Ampere odpowiedział bez wahania: „Synu, ja jestem wielki tylko wtedy, gdy się modlę”.
Nawrócenie
Kiedyś poprosiła o spowiedź pewna kobieta, która od wielu lat zapomniała o swojej wierze. Co ją do tego skłoniło? Prowadziła samochód po górskiej, krętej drodze. Nagle straciła panowanie nad kierownicą, i sama nie wie jak - wypadła z drogi, zderzyła się z zabezpieczeniem i znalazła nad przepaścią. Nie była nigdy tak blisko śmierci. Jej pierwszą myślą był Bóg. W jednym momencie zrozumiała wiele spraw. Postanowiła uregulować rachunki z Bogiem.
Prawo
Poganin przyszedł do rabbiego Shammai i powiedział mu: „Jestem gotowy nawrócić się na twoją wiarę, jeśli mi zreasumujesz całe Prawo w krótkim czasie, tak, że będę w stanie wysłuchać cię stojąc na jednej nodze”. Rabbi odebrał tę propozycję jako obelgę dla Prawa i jego bogactwa. Liczy ono bowiem 365 przykazań negatywnych - tyle, ile jest dni w roku i 248 pozytywnych - tyle, ile jest kości w człowieku. Odrzucił więc propozycję. Poganin poszedł do rabbiego o nazwisku Hillel, który był bardzo pokorny. Mistrz kazał mu stanąć na jednej nodze i słuchać. - „Nie czyń niczego innym, co nie chciałbyś, aby oni ci uczynili. W tym przykazaniu zawiera się całe Prawo. Wszystko inne jest tylko wyjaśnieniem”. I zakończył: „Teraz możesz spuścić nogę i wędrować ze mną!”.
Tyle wiem o Nim
Dialog konwertyty z niewierzącym w Boga przyjacielem.
- Przyjąłeś chrześcijaństwo? Wierzysz w Chrystusa?
- Tak.
- Możesz więc o Nim udzielić informacji. W jakim kraju się urodził?
- Nie wiem.
- Ile miał lat jak umarł?
- Nie wiem.
- Jak dużo wygłosił kazań?
- Tego też nie wiem.
- Bardzo mało wiesz na kogoś, kto uważa się za nawróconego.
- Masz zupełną rację. Wstydzę się, że tak mało o Nim wiem. Ale jedno wiem na pewno: jeszcze przed trzema laty byłem pijakiem, miałem długi, moja rodzina się rozpadła, żona i dzieci każdego wieczoru drżeli ze strachu przed moim powrotem do domu. Po nawróceniu skończyłem z alkoholem. Nie mamy już długów. Jesteśmy szczęśliwą rodziną. Dzieci i żona czekają niecierpliwie na mój powrót każdego dnia. To wszystko uczynił dla mnie Chrystus. Tyle wiem o Nim.
Poddany woli Bożej
Dwa klany rodzinne walczyły ze sobą. Do niewoli został wzięty młody rycerz. Zamknięto go w podziemnym lochu. Po upływie kilku miesięcy zdawało się, że więzień oszaleje. Straszny był to widok: rzucał się na żelazne drzwi, uderzał pięściami w grube ściany, krzyczał i płakał z żalu za wolnością, za domem rodzinnym, za najbliższymi.
Po jakimś czasie uspokoił się. Cierpliwość, poddanie się woli Bożej usunęły z jego serca smutek i rozpacz. Rycerz poprosił strażnika więziennego o dłuto. Dozorca wietrzył podstęp, ale w końcu ulitował się nad nim i przyniósł dłuto. Odtąd więzień wykorzystywał każdą chwilę, aby rzeźbić. W mozolnej pracy wykuwał w litej skale wizerunek Ukrzyżowanego Zbawiciela. Po wielu tygodniach trudu ukończył dzieło. Rzeźba była piękna.
Teraz jeniec - wpatrzony w twarz Chrystusa - godzinami klęczał. Rozpamiętywał cierpienia Jezusa i porównywał je ze swoimi. O ileż więcej - myślał - On wycierpiał ode mnie. Zrozumiał prawdę słów św. Jana Chryzostoma: „Krzyż uczynił z ziemi niebo”.
Niebo
Przed bramą nieba stanął król, zapukał, aby mu otworzono i wpuszczono do środka. W drzwiach stanął anioł i zapytał go:
- Co niesiesz ze sobą?
- Koronę, berło, zwycięstwa, sławę - mówi król.
- To za mało - odrzekł anioł, z tym nie wejdziesz za bramę nieba.
Przed bramą stanął uczony, zapukał i czeka. Anioł pyta go:
- Co niesiesz, aby wejść do nieba?
- Nowe systemy, dzieła, noce spędzone nad książkami.
- To za mało, aby wejść do nieba - odpowiedział anioł.
Do bramy delikatnie puka wielka aktorka. Anioł pyta:
- Co przynosisz ze sobą?
- Sławę, taniec, urodę.
- To za mało - odrzekł anioł, nie wejdziesz z tym do nieba.
Do bramy nieba zapukała prosta kobieta.
- Co niesiesz ze sobą? - Zapytał anioł.
- Nic nadzwyczajnego - odrzekła kobieta. - Modlitwę, codzienną pracę, troskę o domowników i dobre uczynki.
- Wejdź - powiedział anioł. - Ty jedna masz klucz do nieba.
Ewangelia Ewangelii
Wywiad z hinduskim myślicielem, literatem i filozofem Sungarem Singh. Jedno z pytań dziennikarzy dotyczyło wrażeń wyniesionych z Europy.
Sungar Singh odpowiedział: „Największym skarbem, jaki ma Europa, są cztery Ewangelie, a najpiękniejszym opowiadaniem, jakie kiedykolwiek słyszałem jest wydarzenie, gdy do Chrystusa przyprowadzono grzeszną niewiastę. Słowa Chrystusa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” - są najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek słyszałem”.
1