Jean de la Fontaine: „Pan i ogrodnik''
Osoby : Pan, Ogrodnik, córka ogrodnika - Małgosia, zając - ucharakteryzowany aktor, statyści - sługi ogrodnika, sługi pana - razem ok. 6 - 10 osób, narrator.
Rekwizyty: strój dla Pana - może być z koroną, sygnety na palcach itd., strój dla Ogrodnika, dla Małgosi, stroje dla służby domowej, strój dla zająca, rekwizyty do polowania - pistolety, szable topory itp., duża proca na kamienie, wianek z kwiatków, świeże warzywa do urządzenia ogrodu - kapusta, sałaty, marchewki, dynie - im więcej, tym lepiej, może być małe drzewko, płot do ogrodu (koniecznie!) - ok.1 metra wysokości, papierowy lub - lepiej - z cienkich deseczek, zastawa stołowa jak do uczty - półmiski, kielichy, talerze - uwaga!- najlepiej nietłukące się, dużo jedzenia - koniecznie smażone udko kurczaka, chleby, owoce, część może być imitacją, - im więcej, tym lepiej, dwie wielkie szynki - mogą być sztuczne, dwie - trzy ławki nakryte obrusem jak do uczty - uwaga! - obrusy na pewno się poplamią!, podłużne ławy za stołami.
Scena: Po jednej stronie urządzony ogród z płotkiem, po drugiej, gdzieś z boku czy w głębi nakryte stoły z ławami - przód i centrum sceny muszą być wolne, za ogrodem mała kurtyna, zza której będą wychodzili aktorzy.
[Narrator]
Pewien ogrodnik objął kiedyś w spadku
Wiejską zagrodę, pole i ogród w dodatku -
Skromny sad kmiecy, lecz mu się zdawało,
Że to piękny ogród, jakich mało.
Więc go płotem otoczył wszędy
Warzywa zasadził w grzędy,
Szczepił jabłonie i gruszki,
A dla Małgosi na wianki
Był krzak jaśminu, trochę macierzanki
I koło dróżki
Róża kwitnąca.
[Ogrodnik wykonuje te wszystkie czynności - ogląda ogród, uśmiecha się do publiczności, wykonuje mnóstwo zbytecznych gestów mających świadczyć o wielkim szczęściu - pociera ręce, drapie się w głowę, całuje kapustę i inne warzywa podnosząc je, by publiczność widziała je zza płotu; Małgosia wchodzi na scenę, staje z tyłu, szczęśliwy ojciec wynosi z ogrodu wianek, wkłada jej na głowę, podziwia ją z boku, Małgosia się leciutko, kokieteryjnie kłania, po czym wychodzą razem pod rękę]
[Narrator]
Wtem do ogrodu licho wniosło zająca.
Wkradł się pomiędzy zagony
Gość nieproszony,
Młode listki skubał z rzepy,
Zjadał sałatę, kapustę,
Z kory poogryzał szczepy
I wszelką czynił rozpustę.
[Zza sceny skrada się zając, wchodzi do ogrodu, urywa liść kapusty, sałaty, gryzie je na oczach widowni, resztki rozrzuca po scenie]
[Narrator]
Tropił go ogrodnik i ścigał natręta.
[Wchodzi Ogrodnik skradając się, z naciągniętą procą, mierzy w publiczność, patrzy groźnie i przesuwa się frontem sceny. Za jego plecami na paluszkach idzie zając w kierunku wyjścia; Ogrodnik gwałtownie się odwraca, patrzą na siebie krótko, obydwoje (tak!) wydają dziki okrzyk i rzucają się ku drzwiom]
[Narrator]
Lecz kiedy ogrodnikowi pomysłu nie stało,
Przed jaśnie pana wytoczył rzecz całą.
[Wchodzi na scenę Pan - powoli, dumnie, rozgląda się, za nim kłaniając się Ogrodnik]
[Ogrodnik, kłaniając się, mówi dramatycznym głosem]
Ten rabuś zając - ta bestia przeklęta
Już mi kością w gardle stoi.
Jak wąż umyka spod kija,
Wszystkie zasadzki omija
I kamienia się nie boi:
Istny diabeł, nie zając!
[Pan]
Skończą się te psoty.
Diabeł, nie diabeł, ja mu łaźnie sprawię.
Niech no mój wyżeł weźmie go w obroty,
Zje licha szarak, jeśli się wywinie.
Jutro przyjdę do ciebie - zrobim polowanie!
A zając, co tyle zbroił, tobie się dostanie. [Wychodzą]
[Narrator]
Przybył pan nazajutrz w porannej godzinie,
A z nim sług cała zgraja, myśliwi i charty,
Coś będzie się działo nie na żarty! [schodzi ze sceny]
[Wchodzi tyłem Ogrodnik, kłaniając się, pojawia się Pan, za nim służba [ok. 4 osób], wszyscy ubrani jak na polowanie, mają stosowne sprzęty; Pan dostojnie okrąża scenę, reszta za nim kłaniając się; Pan co chwila przystaje, wreszcie zajmuje centralne miejsce za stołem, służba również, ale z jego prawej strony, Pan zaczyna niecierpliwie bębnić palcami, na których widać sygnety, w blat]
[Pan, stanowczo do Ogrodnika]
A dawaj no tu szybko jeść i pić!
[Ogrodnik]
Panie!, a zając?
[Pan]
Zając może poczekać. Masz przecież kurczęta!
A o służbie i koniach niech waść też pamięta!
[Ogrodnik cofa się ku drzwiom, woła na służbę, lokaje wchodzą, niosą półmiski z jedzeniem, najpierw prawdziwym, przed Panem stawiają pieczone udko, przed resztą tace z owocami, kielichy, nalewają wino itp. Wchodzi też Małgosia, staje po lewej ręce Pana - ten patrzy na nią, zaczyna mówić równocześnie jedząc, zaczyna ogryzać udko trzymając je w rękach.
[Pan]
Panienko, prosim bliżej Jakże ci na imię?
[Małgosia nieśmiało siada przedstawiając się]
Małgosia? Bardzo ładnie! A kiedyż wesele?
Siądźże tu przy mnie, porzuć ceregiele!
A jak z serduszkiem? Może jeszcze drzymie?
[Pan z ogryzanym udkiem w ręku obejmuje Małgosie i głaszcze ją po policzkach tłustymi łapami; Małgosia zawstydzona i speszona chce się wyrwać, po jakimś czasie ucieka ze sceny]
[Narrator]
W kuchni tymczasem rwetes jak we młynie -
Praży się, smaży i piecze.
Drzewa zabrakło, szczepy z sadu płoną na kominie,
Oj bądź tu mądry człowiecze!
[Pan, wstając leniwie od stołu, podchodzi do kąta sceny lub za kotarę, zdejmuje serwetę ze stolika i widzi wielkie całe szynki, podnosi je do góry, mówi do Ogrodnika]
[Pan]
Śliczne widzę masz szynki!
[Ogrodnik]
A, proszę, niechże służą jaśnie panu!
[Pan]
Dziękuję ci szczerze - niechże je Walenty do zamku zabierze!
[rzuca szynki słudze, siada znowu za stołem]
[Narrator]
Dano wreszcie śniadanie [wchodzi służba przynoszą i wynoszą półmiski z jedzeniem - teraz jedzenie powinno być sztuczne]
Pan za trzech zajada
Pije zdrowie Małgosi, ojca jegomości,
A na dziedzińcu hula służby gromada,
Chrupią owies rumaki, charty gryzą kości.
[Wszyscy jedzą, mlaskają; tymczasem z przodu sceny od drzwi kica zając i wchodzi za płot ogrodu, dopiero teraz jeden z biesiadujących dostrzega go i wydaje dziki okrzyk]
Zaaaająąąąc!
[wszyscy podrywają się, skaczą przez stoły rozwalają resztki jedzenia; dalsze dzikie okrzyki]
Na koooooń!
Rąbać płooooot!
[wszyscy rzucają się na ogród, tratują płot kopią po scenie warzywa, scena zdemolowana jak pobojowisko; zając ucieka w drzwi okrążając scenę, wszyscy za nim z dzikimi okrzykami, kopiąc i poniewierając wszystko, co napotkają (byle nie publiczność!), wszyscy zbiegają z tego co zostało ze sceny, głosy cichną]
[Ogrodnik - wyłazi (może być na czworakach) z kotary za sceną, z liściem kapusty na głowie, zbiera resztki ogrodu i zwraca się z bólem do publiczności]
[Ogrodnik]
Przepadły grzędy warzyw, sałaty,
I jak tu liczyć swe straty,
Dyń, ogórków ni śladu,
Złamane drzewka, żywopłot wycięty.
W jedna godzinę zniszczyli mi więcy
Niż tysiąc zajęcy! [wychodzi]
[Narrator]
Z równymi sobie jeżeli masz zwadę,
Własnym rozumem zwalczaj przeciwnika;
Bo gdy mocniejszych poprosisz o radę,
Czeka cię los ogrodnika!
KONIEC.
Wchodzi parę osób ze stosownym sprzętem i sprząta scenę.