ę"Chłopi" - streszczenie.
Roz.
1 Pewnego jesiennego dnia stara Agata wyruszyła na coroczną
tułaczkę. Przy polnej drodze spotkała ks. dobrodzieja, który
nadzorował pracę swego parobka. Wiosną i latem staruszka mieszkała
u swych krewnych Kłębów, pomagając im w gospodarce, ale kiedy
zbliżały się chłody opuszczała chatę, by zwolnić miejsce dla
gęsi i bydląt. Resztę roku spędzała chodząc od chaty do chaty.
O tym właśnie teraz rozmawiała z ks. Nie narzekała jednak na
rodzinę, a nawet próbowała ją usprawiedliwić. Na koniec
proboszcz wetknął starowinie w rękę zł, za co ta padła mu do
kolan.
Ksiądz
wolno podszedł do gromady wykopującej ziemniaki. Na jego widok
ludzie przerwali pracę i pospieszyli ucałować mu dłonie. Duchowny
poczęstował chłopów tabaką i zagadnął o tegoroczny urodzaj.
Parobkowie pracowali na polu Boryny, a dyrygowała nimi młoda,
niebrzydka kobieta-Hanka, synowa gospodarza. Podczas roboty ludzie
gawędzili, plotkowali i snuli rozważania o sąsiadach z wioski. Co
pewien czas któraś z kobiet doglądała kwilących niemowląt,
które leżały nieopodal. W rozmowie chłopki potępiały
postępowanie Kłębów wobec starej Agaty, a następnie obgadały
jedną z mieszkanek wioski-Jagnę Paczesiównę, niezwykle urodziwą
pannę przebierającą w kawalerach jak w ulęgałkach, która
niedawno odprawiła starającego się o nią Józka Banacha. Chłopki
pogardliwie zauważyły, że Jagnę upatrzył sobie także mąż
Hanki. Matce Jagny, starej Dominikowej, zarzucano zaś, że jest
czarownicą-wg wieśniaczek była sprawczynią wielu chorób krów we
wsi. W pewnej chwili na pole przybiegła Józka Borynianka, krzycząc
z daleka, że zaniemogła krowa. Hanka porzuciła pracę i pognała
do chaty.
Po
odejściu Hanki rozmowa potoczyła się dalej. Tym razem dotyczyła
Boryny-58 letniego 2-krotnego wdowca, najbogatszego we wsi, który
mieszkał z 10-letnią córką Józką, synem Antkiem, jego żoną
Hanką i ich dziećmi.
Roz.
2 Tymczasem w gosp. Boryny słychać było lament nad chorą krową.
Zebrane kobiety próbowały ratować zwierzę, wlewając mu do gardła
wosk z poświęconej gromnicy zmieszany z mlekiem, ale nie dawało to
żadnego rezultatu. Posłano więc po starego kościelnego
Jambrożego, który znał się na chorobach. Ten przeciął krowie
brzuch i po obejrzeniu wnętrzności orzekł, że nic tu nie można
już pomóc. Zwierzę zdychało. Właśnie wtedy do domu wrócił
stary Boryna z synem. Ujrzawszy, co się dzieje, wpadł w rozpacz.
Krowa była warta aż 300 zł, a rozchorowała się, wg właściciela,
wskutek zaniedbania ze str. Parobków. Nie pilnowana należycie,
weszła do dworskiego lasu, skąd wypędzona przez gajowego-zgrzała
się i nabawiła choroby. Chcąc skrócić cierpienia zwierzęcia,
Boryna postanowił ją dobić, a ponieważ krowa była własnością
starego Boryny, Antek nie przejmował się zbytnio stratą.
Dom
Boryny był duży, przedzielony na 2 części ścianą. Jedną połowę
zajmował Boryna z córką Józią, a drugą-Antkowie z dziećmi.
Parobek i pastuch mieli swoje miejsce w stajni. Budynek składał się
z izby oraz alkierza, pełen był sprzętów i ubrań. Na drążku
wisiały sukmany. A także worki z pierzem. Bielone ściany ozdobione
były świętymi obrazami.
Hanka,przygotowując
jajecznicę, z niepokojem patrzyła na męża, jedzącego na ganku.
Bała się jego wyzwisk i mocnej ręki. Mimo późnej pory w gosp.
pracowano-zwożono ziemniaki, karmiono świnie, Józka doiła krowy i
pocieszała Witka-parobka, który chlipał w kącie ze strachu przed
gniewem Boryny.
Po
skończonej robocie stary Boryna wybrał się do wójta. Po drodze
rozmyślał o swym gosp., narzekając pod nosem na poniesione
ostatnio straty. Wspominał swą zmarłą żonę kobietę hałaśliwą,
ale dobrą gosp. i żonę. Z goryczą natomiast myślał o Antku,
który tylko dba o siebie. Najwyraźniej nie lubił stale chorej i
wiecznie niezadow. synowej-Hanki. Przybywszy do wójta, zasiadł
razem z gospod. do późnej kolacji. Jedzono tłuczone ziemniaki ze
skwarkami i rozmawiano. Boryna został zaskarżony do sądu przez
Ewę-chłopkę, która wcześniej u niego pracowała, a teraz
urodziła dziecko i twierdziła, że on jest ojcem. Dziewczyna żądała
pieniędzy, proces miał odbyć się następnego dnia. Wójtowie
sugerowali Maciejowi, by powtórnie się ożenił, wówczas łatwiej
by mu było gospod. Boryna pozornie odmawiał, ale widać było, że
już o tym myślał. Padały imiona kobiet, które mogłyby być
ewentual. kandydatkami, a wśród nich pojawiła się Jagna. Wracając
do domu, Boryna zajrzał przez okno do oświetlonej izby starej
Dominik. I tam ujrzał jej córkę Jagusię skubiącą gęś.
Przyglądał się jej z podziwem, zastanawiał się nad małżeństwem,
przeliczał zyski, które mogłyby z niego wyniknąć. Po powrocie do
domu długo nie mógł zasnąć. Rozważał swą sytuację, rozmyślał
o Jagnie i się modlił.
Roz.
3 W Lipcach wstawał nowy dzień. Pierwsi obudzili się parobkowie w
stajni Boryny-Witek i stary Kuba. Ten drugi od razu zaczął
pracować. Kuśtykał, bo bolała go postrzelona kiedyś noga. Był
to jednak czł. pracowity i natychmiast zaczął się krzątać przy
obejściu: napoił konie i nakarmił bydło. Widać było, że lubi
zwierzęta. Przemawiał do nich pieszczotliwie, głaskał, użalał
się nad ich chorobami. Witek tymczasem znalazł zmarznięte jaskółki
i ożywiał je swym oddechem. Akurat wtedy do stajni wpadł Boryna i
widząc chłopca, ściągnął mocny, rzemienny pas, którym sprawił
Witkowi lanie, winiąc go za stratę dorodnej krowy. Zalany krwią i
przerażony chłopak uciekł czym prędzej w pole.
Maciej
obudził syna i zaproponował mu, aby wieczorem przygotowali chałupę
na zimę podścielając ściółką dziury w ścianach. Antek jednak,
niechętny jakiejkolwiek współpracy z ojcem, odburknął mu, że
jego str. domu jest ciepła i nie widzi potrzeby zabezpieczania jej.
Ta krótka, niemiłą wymiana zdań zezłościła Borynę, który w
złym nastroju usiadł do śniadania i zaczął rozmyślać nad swym
losem. Zdawał sobie sprawę, że nie ma oparcia w rodzinie, dlatego
zaprzysiągł sobie, że dopóki starczy mu sił, nie odda nikomu
swej ziemi.
Przed
wyjazdem do sądu Boryna wydał dyspozycje Józce i Witkowi. Zaprzągł
wóz i udał się na rozprawę do pobliskiego miasta-Tymowa.
Przejeżdżając obok swego pola, graniczącego z polem Dominik.,
pomyślał, że dobrze by było połączyć te ziemie. Pod budynkiem
sądu Maciej spotkał Ewę z dzieckiem na ręku, która na jego widok
zaczęła głośno wykrzykiwać swoje pretensje. Gdy na salę wszedł
sąd-dziedzic z Raciborowic, 2 ławników i sekretarz-naród, do tej
pory rozkrzyczany i pomstujący, uciszył się w oczekiwaniu na swoją
kolejkę. Sprawy toczyły się szybko i dotyczyły najróżniejszych
przewinień: 1) skierowana była przeciw chłopu, który nie
utrzymywał porządku w gosp., 2) rozporządzano spór o kradzież w
borze, należącym do sędziego. Każda spr. Była głośno
komentowana, słychać było groźby i pochlipywania. 3) spr. dotycz.
Bartka Kozła z Lipiec, którego skarżyła o kradzież świni
Marcjanna Pacześ-matka Jagny. Bartek, chłop głuchy i nie grzeszący
bystrością, opowiadał jak to świnia poszła za nim przez całą
wieś, aż znalazła się przy jego zagrodzie. Ponieważ nie
odchodziła, karmili ją i w końcu zjedli. Zeznania Bartka
przerywała Dominik. Złorzecząc i wywijając pięściami. Żona
Bartka, nie mogąc słuchać wrzasku Dominik. zaczęła się z nią
kłócić i ta nie pozostała jej dłużna. Sąd po przesłuchaniu
świadków zarządził przerwę. Następnie rozpatrywano sprawę
Boryny, którego Ewa posądzała o ojcostwo swego dziecka. Nie mając
wystarczających dowodów rozwinęła pieluszki i pokazała dziecko,
wołając, iż jest podobne do Macieja. Boryna wszystkiemu
zaprzeczał, a ludzie zgromadzeni na sali głośno wyśmiewali się z
kobiety. Dogadywali jej coraz okrutniej, aż wreszcie Dominik
uciszyła zebranych, mówiąc, że to grzech naśmiewać się z
biedoty. W rezultacie Borynę oczyszczono z zarzutów.
Po
rozprawie Maciej wraz z Dominik i jej synem Szymonem weszli do
miejscowej gospody, a potem razem wracali do Lipiec. Podczas drogi
wywiązała się rozmowa o spr. Boryny. Sprytna Dominik szybko
zorientowała się w zamiarach gosp. względem Jagny. Doświadczona w
spr. matrym., starała się jednak być b. ostrożna i powściągliwa.
Sugerowała tylko, iż zapis majątku Boryny na rzecz przyszłej żony
mógłby przyspieszyć małż. Maciej nie był jednak czł. skorym do
dzielenia się swym bogactwem. Wspólnie narzekali na ludzką
niewdzięczność, na dzieci, które są przeciwne rodzicom.
Roz.
4 Pięknej wrześniowej niedzieli chłopi i wieśniaczki gromadnie
ruszyli na sumę do kościoła. Na drodze zrobiło się kolorowo, bo
na ten dzień kobiety wyjmowały ze skrzyni barwne chusty i
suknie.
Tymczasem
stary parobek, Kuba, pokuśtykał do ks. z podarunkiem Niósł mu
kuropatwy. Duchowny zaprosił go na plebanię. Kuba czekał
cierpliwie w sieni, gdyż nie śmiał wejść na pokoje. Z daleka
podziwiał święte obrazy i dywany. Kiedy ks. wrócił i wręczył
mu zł., ten nie mógł uwierzyć w swe szczęście. Ściskając
skarb w dłoni, rozczulony poszedł do kościoła. Podniesiony na
duchu, ruszył przed sam ołtarz-miejsce zarezerwowane dla wielkich
bogaczy. Ludzie spoglądali najpierw na niego ze zdumieniem, a potem
z pogardą, ale on się tym nie przejmował i uczestniczył w
nabożeństwie. Proboszcz wygłaszał kazanie o narodowych grzechach:
skąpstwie, pijaństwie i lenistwie. Chłopi padali na kolana,
rozległ się płacz, a dusze wieśniaków wypełnił żal, skrucha i
obietnice poprawy. Po Podniesieniu Ambroży obszedł kościół z
tacą. Kuba powstał i rzucił księdz. zł., a potem długo, jak
czynili gosp., wybierał sobie resztę-26 gr. Msza zakończyła się
długą procesją. Po nabożeństwie ludzie zgromadzeni wokół
kościoła toczyli rozmowy. Wśród wieśniaczek stała wystrojona
Jagna, która spostrzegła wpatrującego się w nią Antka i
zarumieniona poszła w str. domu.
W
chałupie Boryny przyszedł czas na niedzielny obiad. Ze smakiem
zajadano rosół, mięso, kaszę jęczmien. ze słoniną. Świąteczną
atmosferę popsuła kłótnia Boryny z Antkiem, która rozpoczęła
się od niewinnej rozmowy o gazetach, które prenumerują co bogatsi
chłopi, a skończyło na wzajemnych pretensjach. Antek wypominał
mu, że w gardle staje mu ojcowski chleb i gdyby nie interwencja
Hanki, z pewnością doszłoby do bójki.
Po
obiedzie Hanka z mężem i kwilącym dzieckiem poszli na przechadzkę
wśród pól. Rozważali swą sytuację, narzekali na uzależnienie
od Boryny. Szybko doszło między nimi do sprzeczki: Hanka oskarżała
męża o zbytnią oschłość i brak dbałości o rodzinę.
Zezłoszczony Antek odszedł, nie zważając na płacz
żony.
Tymczasem
Kuba postanowił pójść do wiejskiej karczmy Jankiela. Gospoda w
niedzielne popoł. Była pełna chłopów i wieśniaczek, którzy
ochoczo wykorzystywali wolny dzień na zabawę, picie trunków i
rozmowy. W alkierzu karczmy obradowali zaś młodzi gosp., a wśród
nich Antek i kowal. Otumaniony arakiem Kuba usiadł w kącie, wtedy
podszedł do niego Żyd i zaczął namawiać do kłusownictwa,
obiecał mu nawet strzelbę i proch za dostarczanie upolowanej
zwierzyny. Kiedy jednak próbował nakłonić go do podkradania owsa
u Boryny, obrażony parobek uniósł się honorem. Wtedy Żyd zażądał
zapłaty za wypity alkohol. Niestety Kuba wydał już wszystko.
Roz.
5 Zbliżał się jarmark. Mieszkańcy Lipiec szykowali płody rolne i
inwentarz na sprzedaż oraz zbierali pieniądze na zimowe ubranie. W
gosp. Boryny również przygotowywano się do targu. Józka i Hanka
dokarmiały maciorę, wybierały gąski na sprzedaż, a Witek z
Antkiem jeździli do lasu po chrust na zimę.
Boryna
namawiał Kubę do pozostania w jego gosp., lecz parobek godził się
tylko pod warunkiem otrzymania wyższej zapłaty. Maciej wyjaśniał
mu urządzenie świata, w którym każdy ma swoje miejsce, a wg niego
miejsce Kuby było w stajni i nic tego nie mogło zmienić.
Ostatecznie Boryna zgodził się zapłacić mu 3 ruble i dodać do
tego 2 koszule. Parobek prosił jeszcze o niesprzedawanie klaczy, do
której b. Się przywiązał, na co Boryna się zgodził, a Kuba
poszedł uszczęśliwiony do stajni odpocząć przed jutrzejszym
jarmarkiem.
Boryna
wyruszył do miasteczka w poł. Do Tymowa jechał z organistą, jego
żoną i synem-Jasiem, który przyjechał ze szkół specjalnie na
jarmark. Okazało się, że młodzieniec zamierza wstąpić do
seminarium. Podczas drogi organista narzekał na niskie zarobki z
chrzcin i pogrzebów. Gawędząc minęli Dominik z córką, także
jadące do miasteczka. Żona organisty złośliwie wspomniała
odrzucane przez Jagnę zaloty kawalerów i wtedy Boryna poczuł się
dziwnie urażony, szybko podziękował za podwiezienie i ruszył do
rynku. Tam kupił Józce jedwabną chustkę, chodził między
kramami, podziwiał wystawione towar, pozdrawiał znajomych. Podszedł
wreszcie do miejsca, gdzie Józka z Hanką sprzedawały świnie.
Kobiety nie były zadowolone, ponieważ nie uzyskały za wieprzka
dość wysokiej ceny. Boryna postanowił zajrzeć jeszcze do Antka, a
Józka przypomniała ojcu o obiecanej chustce. Maciej sięgał już
po nią, ale zawahał się, ujrzawszy w tłumie Jagnę. Mrucząc coś
pod nosem, poszedł w str. Antka, który handlował kurami. Wyjaśnił
mu, że chce odwiedzić pisarza, aby złożyć skargę przeciwko
dziedzicowi, ponieważ uważał, że to dworski gajowy winny był
śmierci jego krowy.
Pisarz
sprawnie ułożył odpowiednie pismo, poradził jeszcze chłopu jak
postępować, gdyby sprawa nie przebiegała po jego myśli. Po
wyjściu z izby sądowej Boryna od razu natknął się na Jagnę,
która targowała się przy sprzedaży krowy. Chłop zaproponował
jej słodki trunek na rozgrzanie, ale ona zażenowana odmówiła.
Rozmawiając, szli wzdłuż kramików, a Jagna zachwyconym wzrokiem
błądziła po barwnych strojach. Jej rozpuszczone włosy robiły
wrażenie na Borynie, aż nagle wyciągnął chustkę kupioną dla
Józki i podarował ją oczarowanej Jagnie, która jednocześnie się
zaskoczyła i zawstydziła. Przyjęła prezent, pożegnała Macieja,
który na koniec wspomniał, by nie spieszyła się z
zaręczynami.
Szukając
matki, Jagna natknęła się na żebrzącą Agatę, która wypytywała
ją o Lipce, a zwł. o to, co dzieje się u Kłębów, od których
odeszła na zimę. Jagna rzuciła jej parę gr., litując się nad
nią.
Tymczasem
Boryna spotkał swego zięcia-kowala. Ten przypomniał teściowi o
należnym mu wypisie z majątku. Obaj poszli do karczmy, gdzie kowal
cierpliwie wykładał Maciejowi swoje racje. W rezultacie Boryna
obiecał mu cielaka. Rozstali się szybko, bo ściemniało się i
jarmark dobiegał końca.
Roz.
6 Mieszkańcy Lipiec zajęci byli zwożeniem kapusty. Jagna wyruszyła
w pole wraz z bratem Szymkiem. Pracowali szybko, bo zimno i deszcz
dawały im się we znaki. W drodze powrotnej napotkali Józkę i
Hankę, które także zajęte były wycinaniem kapusty, kobiety
wymieniły pozdr. Rozmowa szybko zeszła na temat miłostek i
ożenków. Wieśniaczka pracująca z nimi zasugerowała, że Maciej
może ożenić się po raz 3, czym zaskoczyła Hankę i Józkę.
Powiedziały więc, że i one mają coś w tej spr do powiedzenia,
wiedząc jednak dobrze, że ojciec wcale nie będzie się liczył z
ich zdaniem. Jagna przysłuchiwała się rozmowie i z uśmiechem
wspominała wydarzenia z jarmarku.
Wóz
Jagny i Szymka dojeżdżał właśnie do grobli, na którą
utrudniała rozmokła droga. Na szczęście pojawił się Antek,
który pomógł im dociągnąć wóz na wzniesienie. Młodzi stali
obok siebie dziwnie zmieszani; Antek spoglądał namiętnie w oczy
dziewczyny i zapraszał ją na niedzielne tańce do Kłębów. Jagna
drżała na całym ciele i patrzyła na niego jak oczarowana,
podziwiała silną sylwetkę.
W
chałupie czekała na Jagnę gorąca kolacja i gość-stary, siwy
czł, który grzał się przy kominie. Po chwili pojawił się też
Ambroży z dziwnie tajemniczą miną. Po posiłku kobiety zasiadły
do kądzieli, a Jędrzej i Szymek, synowie Dominik, wzięli się do
sprzątania. Matka była surowa i chłopcy bali się jej jak
ognia.
Ambroży
podziwiał urodę Jagny, aż ujawnił cel swojej wizyty-zapowiedział,
iż Boryna chce się zaręczyć z Jagną. Dominik głośno rozważała
ofertę, nie chciała, by córka poszła na poniewierkę. Ambroży
kusił ją zapisem ziemi, którego Boryna dokonałby jeszcze przed
ślubem. W trakcie rozmowy Jagna siedziała cicho i patrzyła na
ogień w piecu. Poddawała się woli matki, przyzwyczajona była do
powodzenia wśród chłopców, jednak tę najważn w życiu decyzję
pozostawiała doświadcz matce. Zamyśliła się i
rozmarzyła-pomyślała o Antku, zapłonęła ogniem pożądania, ale
Dominik zezwoliła na przyjście swatów. Zaraz potem wpadła Józka
z zaproszeniem na jutrzejszy wieczór do wspólnego obierania
kapusty. Kiedy wyszła w izbie zapadła cisza.
Roz.
7 Jagna chodziła po izbie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Ogarnęła ją niewytłumaczalna tęsknota i melancholia. Czas dłużył
się niemiłosiernie i dziewczyna nie mogła doczekać się wieczora,
kiedy to pójdzie do Borynów i spotka Antka. Matki nie było, rano
została wezwana do porodu na 2 koniec wsi. Jagna wyciągnęła ze
skrzyni swoje stroje, oglądała chustkę, którą dostała od
Macieja, gdy do chaty wszedł Mateusz Gołąb, objął ją mocno,
przytulił i przypomniał, że nie widzieli się pół roku bo tak
długo go nie było. I choć Jagna broniła się, to pocałunki były
na tyle gorące, że w końcu się poddała. Do izby wszedł Andrzej
i za nim Dominik, niezadowolona z widoku gościa. Wygoniła go z
chaty, który trzasnął za sobą drzwiami. Dominik wyładowała
złość na Jagnie, która płacząc, tłumaczyła, że nie jest
niczemu winna. W końcu Dominikowej złość minęła i Jagna zaczęła
się stroić na wizytę u Borynów.
W
domu Maciej głośno było od rozmów i przekomarzań. Najzłośliwsza
z kobiet-Jagustynka-o każdym coś mówiła, teraz akurat o powrocie
Mateusza. Ktoś wspomniał o przybyciu starego wędrownika, który co
3 lata przychodził do Lipiec, mieszkał u Borynów i kazał nazywać
się Rochem. Podziwiany był powszechnie za wielką mądrość,
opowiadał o dalekim świecie, czytał najróżniejsze książki,
znał obce języki. Rozważania te przerwał głośny śmiech-kulawy
Kuba przewrócił się na środku izby, rozsypując kapustę.
Antek
pracował wytrwale, a zmęczony i rozebrany wydał się Jagnie
wyjątkowo piękny, więc zerkała na niego, a on na nią, co
zauważyła Jagustynka. Nagle do izby wpadła siostra Mateusza,
Nastusia, z nowiną, że młynarzowi ukradziono konie. Po niej do
chaty wszedł Boryna, pozdr zgromadzonych. A że był już lekko
podpity, śmiało rozmawiał z ludźmi. Chciał przysiąść się do
Jagny, ale wiedział, że tak nie wypada , skoro nie było jeszcze
zaręczyn, więc zaprosił wszystkich do suto zastawionego stołu. Po
odpoczynku wzięto się znów do pracy i wtedy powitał wszystkich
stary wędrowiec, Roch. Jeden z chłopców zagrał na skrzypcach
żałosną melodię, a wrażliwa na dźwięki muzyki Jagna z trudem
powstrzymywała łzy, spływające jej po policzkach. Po chwili
odezwały się tony mazura i zrobiło się wesoło i gwarno.
Rozbawionych chłopów uciszył Roch, który najpierw uwolnił
przytrzaśniętego drzwiami psa, a następnie opowiedział zebranym o
Panu Jezusie, który dawno temu szedł na odpust do Mstowa: w upalnej
i dalekiej wędrówce stale przeszkadzał mu Zły, myląc drogi,
wywołując wiatry, wzniecając zamiecie. Kiedy Jezus wszedł do
starego, gęstego boru, Zły rozpętał zawieruchę. Zapadła
ciemność, drzewa padały, gałęzie fruwały, a spomiędzy krzewów
wyskakiwały stwory diabelskie. Wtedy Jezus zrobił znak krzyża i
Złe uciekło. Pozostał tylko dziki pies, który pobiegł za
Jezusem, szarpiąc szaty i chcąc go ugryźć. Wtedy Jezus rzucił
psu chleb, ale kiedy ten nadal ze złością szczerzył kły, Jezus
powiedział, że pies będzie służył człowiekowi i żyć bez
niego nie będzie mógł. W miasteczku Jezus udał się do kościoła,
w którym nikogo nie zastał, bo naród siedział w karczmie. Gdy
Jezus wyszedł ze świątyni, usłyszał krzyk i zobaczył jak w
uciekającego psa ludzie rzucają kamieniami. Okazało się, że pies
czynił ludziom szkody, porywał gęsi, owieczki, ale Jezus obronił
psa i nazwał go Burkiem. Następnie donośnym głosem wypomniał
narodowi jego grzechy. Wtedy tłum rozpoznał w nim Pana, padł na
kolana i błagał o przebaczenie. Jezus został z nimi, nauczał ich,
a kiedy odszedł, Burek powędrował za nim. Odtąd był z Jezusem
zawsze, a gdy Go ukrzyżowano, wył, lizał jego rany i razem z nim
skonał.
Kiedy
Roch skończył swą opowieść, w izbie zaległa cisza. Przerwała
ją dopiero Jagustynka, czyniąc złośliwe uwagi. Rytualne obieranie
kapusty dobiegało końca. Boryna podziękował pomocnikom i wzrokiem
zaczął szukać Jagny. Wypatrywał jej także Antek, a potem wyszedł
za nią, objął mocno i razem odeszli w ciemny wieczór.
Roz.
8. Lipce żyły nowiną o zmówinach Maciej i Jagny. Wójt. Który
został swatem, miał przyjść do matki Jagny. Mimo iż rzecz miała
być utrzymana w tajemnicy, wójtowa pobiegła z wiad. do sąsiadki,
ta zaś zaniosła wieść do Kłębowej i wkrótce cała wieś
wiedziała o tym niezwykłym wydarzeniu. Plotkom i komentarzom nie
było końca. Chłopki dziwiły się wyborowi Macieja-mało to było
we wsi dziewcząt urodziwych, bogatych i nie naznaczonych plotkami o
złym prowadzeniu się. Mieszkańcy spodziewali się teraz ciekawych
wydzarzeń-Boryna miał dzieci, majątek do podziału, co wróżyło,
iż nie obędzie się bez kłótni i sądów.
Tymczasem
Maciej czekał cierpliwie na odp. swatów. Był podenerwowany,
krzyczał na parobków, złościł się na Józkę. Jagustynka, która
pomagała Borynie przy gosp. obserwowała jego poczynania i
pocieszała, że wszystko skończy się po jego myśli.
Tuż
po zmierzchu wójt z sołtysem Szymonem weszli do chaty Dominik.
rozmawiali o zrękowinach, popijali arak i wychwalali Borynę,
przedstawiając go jako dobrego gosp. Przekonywali Dominik, że
Jagusi krzywda się nie stanie i w rezultacie stara się zgodziła.
Jagna do tej pory milcząca, płacząc uciekła do 2 izby. Wcześniej
odpiła wódkę na znak, że przyjmuje kandydaturę Macieja. Po
krótkiej naradzie wszyscy postanowili pójść do karczmy, gdzie
czekał na nich Boryna. Ujrzawszy swatów i Jagnę, bardzo się
ucieszył. Jankiel zastawił stoły arakiem, śledziami i bułeczkami
z makiem. Boryna kupił narzeczonej karmelki, obejmował, a ona
przyjmowała adoracje zimno i obojętnie i zastanawiała się czy
rzeczywiście Boryna da jej korale po swej żonie nieboszczce jak
obiecywał. Tymczasem Dominik poprosiła Borynę pod okno i
oficjalnie wyraziła zgodę na ślub. Namówiła też go do zapisania
Jagnie 6 morgów ziemi przy drodze, czyli jego najlepszy kawałek
pola i choć wiedział, że zapisując je Jagnie wywoła w rodzinie
awanturę, ale radość z przyjętych oświadczyn zwyciężyła.
Obiecał, ze w sobotę po zapowiedziach pojadą do miasta i spiszą
odpowiedni dokument. W karczmie zrobiło się gwarno i wesoło.
Ludzie przychodzili do gosp. słysząc o nowinie, Boryna ich
zapraszał, częstował. Tymczasem Dominik popędziła do domu
całkowicie pijanych synów, a do karczmy przybył młynarz ze złą
nowiną-dziedzic sprzedał ziemię na Wilczych Dołach. Las, który
tam rósł, był współwłasn Lipczan. Oburzeni chłopi długo
radzili nad tą spr i odgrażali się dworowi.
Roz.
9 Dzień Zaduszny w Lipcach był smutny, pełen melancholii i
tęsknoty za tymi, co odeszli. Dzwony biły od rana, zwołując ludzi
na cmentarz i do kościoła.
W
domu Boryny panował jeszcze głębszy smutek. Wszyscy wiedzieli już
o Borynowych zaręczynach, w sobotę Maciej zapisał u rejenta ziemię
dla Jagny, a w niedziele dano na 1 zapowiedzi w kościele. Józka
pochlipywała cicho, a zrozpaczony Antek nie mógł jeść ani spać
i chodził z kąta w kąt, tłumiąc w sobie ból. Jedynie Boryna był
zadowolony i całe dnie spędzał teraz u Dominik. Zdawał sobie spr,
że z jego decyzji nikt w domu nie był zadowolony i że nie łatwo
będzie dzieciom zaakceptować młodą macochę.
Stary
Kuba z Witkiem wybrali się do kościoła. Ludzie dawali w zachrystii
$ na wypominki. Witka ogarnęła wtedy wielka żałość-nie znał
nawet swoich rodziców, nie wiedział za kogo ma się pomodlić.
Płakał...
Po
poł. wszyscy ruszyli na groby. Przed cmentarzem stali dziadowie z
beczkami, do których ludzie wrzucali ser, chleb, kiełbasę i
prosili o pacierz za dusze zmarłych. Wkoło słychać było
modlitwy, szepty, lamenty i rozważania o śmierci.
Kuba
z Witkiem poszli na stary cmentarz, tam, gdzie znajdowały się
mogiły dawne i zaniedbane. Kuba odnalazł grób swej matki i płacząc
opowiadał Witkowi historię swoich rodziców-Magdy i Piotra. Służyli
oni we dworze, gdzie ojciec był furmanem i opiekował się pańskim
powozem, a Kuba pasł dworskie owieczki. Dziedzic często zabierał
młodego Kubę na polowania, gdzie nauczył go strzelać. Podczas 1 z
potyczek w okresie powst. stycz. młody dziedzic został ranny, a
Kuba go uratował i młody dziedzic zabrał go w nagrodę do ciepłych
krajów. Raz posłał Kubę z listami do starego dziedzica i w czasie
wędrówki Kuba został postrzelony w nogę, a kiedy dotarł do celu,
zobaczył już tylko zgliszcza dworu-posiadłość była spalona, a w
ogrodzie leżały trupy dziedziczki i matki Kuby.
W
izbie Antków zebrało się kilkoro ludzi. Roch snuł opowieści, a
wszyscy siedzieli zasłuchani. Nie było tylko Macieja, który do
późna siedział u Jagny.
Roz.
10 Antek poszedł do ks. poskarżyć się na ojca, który postanowił
się ożenić, nie patrząc na dobro swych dzieci. Ten jednak
upomniał go, namawiając do posłuszeństwa i pracy. Przypomniał
również, że Antek ma rodzinę, o którą przede wszystkim powinien
się troszczyć. Doszli w końcu do rozświetlonej i przepełnionej
karczmy. Antek wyjaśnił ks., że toczą się tam obrady w sprawie
sprzedanego przez dziedzica lasu. On sam był zwolennikiem radykalnej
metody rozwiązania sporu-pare łbów siekierami. Pożegnał się z
ks. i ruszył do kowala. Minął dom Jagny, rozpamiętywał chwile z
nią spędzone i ze złością myślał, że do ojca już należy. Z
irytacją pomyślał też o wiecznie zapłakanej żonie. Gdyby był
wolny, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.
U
kowalów doszło do kłótni między Antkiem a wójtem. Kowal i wójt
próbowali wytłumaczyć mu, że nic nie zdziałają nerwy i złość,
ponieważ ziemia, która była przedmiotem sporu, należała do jego
ojca, który mógł z nią robić, co tylko chciał. A kiedy wójt
wspomniał, że być może Antkowi nie chodzi tylko o grunt, ale też
o Jagnę, ten zdenerwował się i gdyby nie kowal, doszłoby do
bójki.
Następnego
dnia do chaty Antka przyszedł kowal z propozycją zgody i radził,
aby ostatecznie rozmówić się ze starym Boryną, ale nie
gwałtownie, bo od niego można coś uzyskać po dobroci. Kowal-mąż
Magdy i zięć starego Boryny-chciał, aby podzielił on resztę
ziemi między wszystkie swoje dzieci. Zdaniem kowala, Antek powinien
się teraz uspokoić, iść na wesele i rozsądnie z ojcem
porozmawiać, który teraz rzucił się na szwagra, który z
przerażeniem uciekł z chaty, obiecując sobie, że w niczym Antkowi
nie pomoże.
Tymczasem
młody Boryna uspokoiwszy się nieco zdecydował się na rozmowę z
ojcem. Zajrzał do jego izby, ale tam właśnie Roch przeprowadzał
lekcje z wiejskimi dziećmi, Hanka krzątała się przy kuchni i
wysłuchiwała żalów ojca-Bylicy, który skarżył się na siostrę
Hanki-Weronikę, u której mieszkał. Panowała tam bieda, więc dla
niego właściwie nie było już miejsca. Hanka namawiała go, aby
został u niej, ten jednak zjadł tylko obiad i po cichutku opuścił
chatę. Po nim do Antków przyszła kowalowa z dziećmi. Razem
użalali się nad swoją krzywdą. Wtedy przybiegła Jagustynka z
nowiną, iż Boryna i Jagna byli u młynarzów i u ks. z
zaproszeniami na wesele. To jeszcze bardziej zdenerwowało zebranych
i awantura była gotowa.
Młody
Boryna czekał na ojca, drżąc ze zdenerwowania, ale też z
nieludzkiej tęsknoty za Jagną. Zdawał sobie jednocześnie spr, że
nie może zmienić losu. Chciałby zapomnieć o dziewczynie, lecz
równocześnie myślał o tym, by przeciwstawić się wszystkim oraz
wykrzyczeć swą miłość. Ogarnął go też strach-co powiedzą
ludzie i w takim nastroju powitał ojca, który nagle wszedł do domu
i zdziwiony widokiem całej rodziny zapytał jaki jest cel wizyty, a
Antek wykrzyczał ze złością swe pretensje o zapis ziemi dla
Jagny. Kłótnia stawała się coraz gwałtowniejsza, aż Hanka
obraziła Jagnę, Antek jej wtórował, a Boryna nie wytrzymał i
uderzył syna w twarz. Wybuchła bójka i sąsiedzi musieli ich
rozdzielać.
Następnego
dnia rano Maciej wyrzucił Antków z domu, a sam zajął się
obrządkiem. Tymczasem Kuba leżał w stajni bez ruchu-bolała go
noga, w którą został postrzelony przez borowego, gdy kłusował w
nocy w lesie. Witek co chwilę biegał do rzeki płukać zakrwawione
szmaty. Antek z żoną pośpiesznie pakowali swoje rzeczy, a
następnie lamentując, odjechali na drugi koniec wsi-do starego
Bylicy. Spłakana i smutna Józia tuliła się do ojca, a on
pocieszał ją, obiecywał, że kupi jej nowe trzewiki i wstążki.
Teraz Józia była gosp. i musiała dbać o dom.