14 - THE BLACK CASE
Nad
Stumilowym Lasem wstawał upalny majowy poranek. W domku Puchatka
panowała niepokojąca cisza...
-
Łooojeeezuuu - jęknął Królik, któremu przypadł wątpliwy
luksus przebudzenia się jako pierwszy - Boże,
dlaczego
ja jeszcze nie umarłem.
-
Coś ty się taki, kurwa, religijny zrobił - warknął Tygrysek - to
że ktoś jest wszechmocny, to jeszcze nie znaczy,
że
da ci, ochlapusie, środek na kaca!
-
Ja wam mówię, że te pijatyki sprowadzą na nas jakieś
nieszczęście - zaczął jak zwykle smęcić Kłapouchy.
-
Posrać się można jak was się słucha - wkurwił się Puchatek -
parę dni świąt i już wam odpierdala - jakaś
dewocja,
jakieś czarnowidztwo, do dupy z taką robotą!
-
Tylko nie dewocja! Przecież nie dobieram się do Krzysia! - zaperzył
się Królik.
-
To by była dewiacja, popaprańcu, a zresztą nieważne...
-
Błuebublbulee - Prosiaczek, czując że nie dobiegnie do łazienki,
narzygał Puchatkowi do szuflady w komódce w
myśl
dewizy "oddaje tobie co kryje w sobie".
-
Ty lamo, tam były moje czyste skarpetki, tylko tydzień je nosiłem!
- Puchatka zaczął powoli trafiać szlag.
Darmowe
dostawy HERACLESA od Babajagi sprawiły, że brygada pławiła się w
tym szlachetnym trunku, obficie
zwracając
jego nadwyżki na całym obszarze domku Kubusia.
-
Idę się odlać, przy okazji wytrzepię kapucyna, to
najprzyjemniejsza chwila dnia - rozmarzył się Tygrysek
chwiejnie
sterując do łazienki.
Ciszę
jaka zapanowała po tym szczerym wyznaniu przerwało łomotanie do
drzwi.
-
Kurwa jego w pizdę zajebana mać, kogo tu przyniosło? - zdziwił
się Puchatek otwierając drzwi.
W
progu stał Meksykaniec. Wielki jak kurwa mać. Cały w czerni. A pod
pachą dźwigał czarny futerał na gitarę.
Puchatek
potrząsnął głową nie będąc pewnym, czy to się dzieje na
prawdę, czy to jeszcze efekt wczorajszej porcji
kwasiku.
-
Ożeż ku... - wystękał cofając się.
Meksykaniec
rozejrzał się po pokoju, następnie odstawił futerał i wolno
podszedł do Puchatka, który niepewnie
rozejrzał
się po pokoju. Tygryska nie było, Prosiak bełtał dalej niż
widział, Kłapouchy spowity dymem marychy
był
w nastroju hipisowsko-pacyfistycznym, natomiast Królik siedział
skulony w kącie i udawał, że go tu w ogóle
nie
ma, a tak na prawdę to on wcale nie istnieje. Znikąd nie można się
było spodziewać pomocy.
-
Ja pierdolę, ale odlot - wystękał niedowierzając Kłapouchy -
Dobry ten towar...
-
I'm looking for a man - zaczął Meksykanin. - Who call himself
Ty-gry-sek - wysylabizował z kartki - Do you
know
him?
-
Dat tol end blek-orenż? - zapytał nienaganną angielszczyzną
Puchatek.
-
Yes - ucieszył się nieznajomy.
-
Lajk... pluszowy tajger? - zapytał Kubuś.
-
Yes - potaknął obcy.
-
Sory - pokręcił głową Puchatek - Aj dont noł him. End przy
okazji... nie bądź taki, kurwa, protekcjonalny, bo
cię
rozpierdolę.
Nieznajomy
zrobił zdziwioną minę, a po chwili skoczył do futerału.
Błyskawicznie go otworzył, chwilę w nim
grzebał,
po czym już stał trzymając w łapach największego gnata, jakiego
Kubuś kiedykolwiek widział.
-
Kurwa, panowie, help - wyjęczał. Jego podręczna giwera leżała
nienaładowana kilka metrów od niego.
Nieznajomy
wycelował w Puchatka, który poczuł że już nigdy nie napije się
miodku...
Rozległ
się straszny huk. Gdy dym opadł wszyscy zobaczyli Prosiaczka z
wiernym Uzi w łapkach, z którego
wpakował
całą serię w serducho Meksykańca.
-
Wiecie, już chyba wszystko wyrzygałem - stwierdził z błogim
uśmiechem na ryjku.
-
Co ty w chuja sobie ze mną lecisz, gdybyś rzygał sekundę dłużej
mógłbyś mnie zeskrobywać z tamtej ściany -
wymamrotał
Kubuś - a tak wogóle to dzięki...
-
Ktoś tu pukał? - spytał się Tygrysek, który właśnie wrócił z
kibelka - słyszałem jakieś stuki.
-
Ty pokurwieńcu - rzucił się na niego Króliczek - mogliśmy
wszyscy przez ciebie zginąć, szukał cię jakiś
skurwysyn,
który nas mało nie powystrzelał!
-
No to co? Przecież żyjecie - stwierdził z lodowatym spokojem
Tygrysek, który był jeszcze zaprzątnięty myślami
o
nagiej Britnej Spirs (dobry gust nie był jego mocną stroną).
-
Hihihi, trzeba będzie coś zrobić z ciałem, huehuehue - stwierdził
rozbawiony Kłapouchy, który miał źrenice jak
pięciozłotówki
- to co, tradycyjnie klienta do ogródka Króliczka?
-
No i w tym miejscu mamy problem - pokręcił głową Królik - Mam
już w ogródku więcej trupów niż marchewki.
Niedługo
mi zaczną spod ziemi wyłazić.
-
Ja pierdolę - wysapał Puchatek - Przecież go tu, kurwa, nie
zostawimy. Chujowo się komponuje z wystrojem
pokoju.
-
Dobra - zakomenderował Tygrysek - zawijamy palanta w dywan, do nóżek
kamyczki i sru do strumyczka.
-
Nie wypłynie? - zapytał Kłapouchy.
-
Nigdy nie wypływali - uśmiechnął się Tygrysek.
Po
półgodzinie klient był już gustownie zapakowany w stary dywan
Puchatka i cała ekipa wesoło podśpiewując
ruszyła
na pobliski mostek, gdzie kiedyś, gdy byli jeszcze za mali aby pić
i ćpać, grali w "misie-patysie".
-
Dobra - Tygrysek otarł pot z czoła, gdy stanęli na mostku. - Liczę
do trzech i jubudu gościa do wody.
-
Zaraz - przerwał Kłapouchy - jak będzie "trzy". Czy
"raz, dwa, trzy" i dopiero?
-
Nie bądź taki, kurwa, dociekliwy po prostu chlup. Raz, dwa i...
trzy.
Pakunek
opadł do rzeki. Po chwili wynurzył się i zaczął wesoło
podskakiwać na falach.
-
Coś zjebaliśmy - ze znawstwem stwierdził Królik.
-
No jasne - Tygrysek pacnął się w czoło - Zapomnieliśmy, dęte
łosie, o kamieniach. Ja pierdolę, ale dno...
-
Chuj z tym - machnął łapą Puchatek - Jak wypłynie za teren lasu
to i tak nam niczego nie udowodnią. Możemy
wracać.
Po
powrocie do domu brygada postanowiła bliżej przyjrzeć się rzeczom
nieznajomego. Futerał na gitarę zawierał
wszystko,
co jest potrzebne by z łatwością wyprawiać przeciwników na
tamten świat: dwa pistolety automatyczne
z
tłumikiem, karabinek snajperski z celownikiem laserowym, 5 granatów,
pół kilo Semtexu, zapalniki, komplet
noży,
bynajmniej nie do krojenia sałatki, Magnum 9mm oraz inne, równie
zabójcze drobiazgi.
-
No to kurwa pięknie, coś ty Tygrys zrobił, że się taki koleś na
ciebie zaczaił? - Puchatek nie mógł nic wymyśleć.
-
Ja to jestem święty - stwierdził Tygrysek - choć gdybym miał
układać listę osób którym się naraziłem, to bym
książkę
telefoniczną napisał.
-
Teraz to w sumie nieistotne, ten piździelec robi za pokarm rybkom,
dzięki Prosiaczkowi pozbyliśmy się problemu
-
stwierdził Kłapouchy, który zaczął odzyskiwać część
zdolności intelektualnych.
Prosiaczek
zaczął otwierać zamek neseseru, który miał przy sobie oprócz
futerału nieznajomy. Gdy uniósł wieko
jego
ryjek zalała złocista poświata.
-
Co to jest? - zainteresowali się wszyscy.
-
To jest piękne...
Tymczasem
Meksykaniec charcząc wychodził z rzeczki. Trzymając się za gardło
próbował złapać dech.
Przebywanie
w zarzyganym dywanie, a potem w rzeczce składającej się w 50% z
odpadów produkcyjnych
HERACLESA
(kwas siarkowy, zgniłe jabłka, metanol, potopione szczury, zacier z
drożdży) było ponad jego siły.
Ciężko
dysząc zaczął ściągać ubranie pod którym miał ukrytą
kamizelkę kuloodporną.
-
Co za partacze - pomyślał - amatorszczyzna.
Wprawnym
ruchem wyciągnął zza paska spodni rezerwową giwerę.
-
Te dupki nawet mnie nie zrewidowały - pomyślał z mściwą
satysfakcją. Był wściekły na siebie, że się tak dał
podejść,
na świat że zmusza go do tak chujowej roboty, na jakiegoś geja w
spodniach-piramidach i skórzanej
marynarce,
który zlecił mu wyrównanie krzywd za zabójstwo jego matki i na
całą sytuację, która odciągała go od
naprawdę
istotnych spraw, takich jak dostarczenie pewnej ważnej walizeczki.
-
No ale teraz dam im popalić - stwierdził. Poczuł, że odzyskał
siły po uderzeniu w pierś - I żywy stąd nie wyjdzie
nikt...
W
domku Puchatka wszyscy pochylali się nad zawartością walizeczki.
-
Co z tym zrobimy? - zapytał się Króliczek.
-
Jak to co trzęsidupy? Zatrzymamy to! Zdobyliśmy i jest nasze! -
Tygrys nie miał żadnych wątpliwości.
-
Spuścił ci się ktoś na mózg?! - zaczął mitygować go Kłapouchy
- Lepiej zastanów się do ilu ludzi w tym kraju
może
należeć coś takiego!
-
Patrzcie tu jest kartka! - wykrzyknął Prosiaczek - "Provide to
Mr. Kudłaty".
-
My-myśllicie żże to tten Kudłaty? - Króliczek zaczął się jąkć
z wrażenia.
-
Tak, ten, kurwa, legendarny szef podziemia na całą Warszawę i
kraj, delegat Cosa-Nostry, karteli i Yakuzy na
Europę
Wschodnią! Jasne że on! A może znasz innego?! - Tygryskowi zaczęły
puszczać nerwy - Trzeba mu to jak
najszybciej
oddać, może nas nie zabije?
-
A może jednak tak - mruknął Kłapouchy.
-
No tak, na takie numery to my jesteśmy za ciency, taki człowiek
wszystko może - uznał Puchatek.
-
Wiecie co, najpierw należy się napić - zaproponował Kłapouchy -
u Babajagi czeka na nas kolejna partia wina
HERACLES
- Classic Płońsk Aperitif - odświeżymy się i pomyślimy co
zrobić dalej.
Droga
na Piwną Górkę upłynęła im w dość ponurych nastrojach. Suszył
ich kac, próbowano ich zabić, a
przyszłość
rysowała się w czarnych barwach.
-
Mówię wam, skończymy na dnie Wisły lub pod cementem w
fundamentach jakiejś budowy - prorokował
Kłapek.
-The
killer awoke before dawn, he put his boots on, He took a face from
the ancient gallery, And he walked on
down
the hall - podśpiewywał Prosiaczek.
Powrót
okazał się dużo przyjemniejszy. Szli z górki, nogi same ich
niosły, co prawda zygzakiem, niemniej
skutecznie,
po ciałach rozlała się błoga słodycz trunku...
Gdy
wrócili do domku ich serca zmroził strach.
-
Bat ju ar ded - zdołał wykrztusić Tygrysek na widok Meksykańca,
który siedział rozwalony w fotelu i trzymał ich
wszystkich
na muszce.
-
No, no, you are deadmens - roześmiał się nieznajomy i warknął -
under the wall assholes.
Brygada
wykonała polecenie zostawiając na środku pokoju skrzynki z
HERACLESEM.
-
What is this? - zaciekawił się nieznajomy.
-
Polish tequilla - odparł Puchatek - enjoy!
Meksykaniec
wziął jedną butelkę, wyciągnął zębami plastikowy korek i
pociągnął spory haust trunku. Nie było to
jednak
to czego się spodziewał. Wypluł szlachetny napój i zamachnął
się by stłuc butelkę. W tym momencie w
Króliczku
zagrała bojowa krew.
-
Tylko nie HERACLESA! - Króliczek zbulwersowany marnotrawstwem tak
wyborowego napoju zdobył się na
najodważniejszy
czyn swojego życia i zdzielił nieznajomego w łeb porwanym w locie
bejzbolem. Meksykaniec z
cichym
jękiem osunął się na podłogę. Teraz cała brygada ruszyła do
boju.
-
Bij, zabij!
-
Za HERACLESA!
-
Hej, kto Polak na bagnety!
-
My najpierwsza brygada!
-
Dał nam przykład Bonaparte!
-
Kyrie Eleyson!
-
No teraz to już trochę przesadziliśmy - mruknął Kłapouchy.
W
ciągu kilku sekund nieznajomy ciężko pobity i związany jak szynka
babuni leżał u stóp brygady.
-
Teraz już na pewno nie ożyjesz - mruknął Tygrysek wbijając mu
kołek w serce.
-
A kto umarł, ten nie żyje... - wycedził Kłapouchy.
Po
chwili ciało Meksykańca owinięte folią i fachowo obciążone
cementem zanurzyło się w wodzie, by nigdy nie
wypłynąć.
-
A teraz szybko zadzwońmy do pana Kłudatego, że chcemu mu oddać
jego walizeczkę, bo może być z nami
chujowo
- zadecydował Tygrysek.
-
No, lepiej się pośpieszmy, bo inaczej z rańca przyjdzie dwóch
facetów w garniturkach i zarzuci nam, że
chcieliśmy
wydymać pana Kudłatego, a to może robić tylko pani Kudłata -
powiedział Puchatek.
Kłapouchy
zaczął wykręcać numer:
-
0-56655-23-55, halo, spółdzielnia WORECZEK? Chciałbym mówić z
obywatelem Kudłatym. Co? Nie ma tu
takiego?
W takim razie powiedzcie mu, że mamy coś, co należy do niego i
chętnie mu to oddamy, niestety kurier
miał
drobny wypadek. Kłopoty z sercem...
Następnego
poranka zjawili się wysłannicy mafioza. Zabrali neseser a jako
dowód wdzięczności pana Kudłatego
zostawili
darmowe wejściówki do burdelu "Hot Lady". Odtąd kolejne
dni upływały brygadzie wśród oparów
HERACLESA
i błogiego lenistwa...
KONIEC CZĘŚCI CZTERNASTEJ