Boże Narodzenie według Eckharta
Łukasz Henel
Trwa jeszcze w liturgii i naszej rodzimej tradycji czas Świąt Narodzenia Pańskiego. Jest to również czas pytań, które powinien zadać sobie każdy, kto pragnie dostrzec w tych dniach coś więcej, niż powierzchowną tradycję. Pytania te dotykają najgłębszego sensu Świąt – cudu narodzin Boga w ludzkich sercach. Bo przecież w Bożym Narodzeniu właśnie o to chodzi.
Jeden z największych chrześcijańskich mistyków i teologów, żyjący w XIII w. Mistrz Eckhart jasno sformułował warunki, które są konieczne dla Bożych narodzin w sercu człowieka. Obserwując dzisiejszy świat można dojść do wniosku, że wszyscy postępują na przekór radom filozofa. Zdaniem Eckharta warunkiem narodzin Boga w ludzkim sercu jest pustka. I wewnętrzna cisza. Trudno jest taką ciszę zachować w ferworze świątecznych przygotowań i w obliczu natrętnego marketingu, jakiego doświadczamy w sposób szczególny w tym okresie.
Człowiek, który oczekuje przybycia bardzo ważnego gościa przygotowuje się do tego jak najlepiej. Przyrządza uroczysty posiłek, stroi swój rodzinny dom. I bardzo dobrze. Ale najważniejszym momentem będzie chwila oczekiwania, kiedy nasłuchuje się kroków naszego gościa na schodach. Uroczysta kolacja wigilijna powinna być momentem, w którym w szczególny sposób nasłuchujemy kroków Boga na schodach prowadzących do naszego serca.
Pustka w ludzkim sercu jest według Eckharta miejscem przygotowanym dla rodzącego się Jezusa. Mistyk określa ją mianem „duchowego ubóstwa”. Oznacza ono brak pożądania materialnych dóbr, otwartość na bożą naukę i ufność w boską wszechmoc, bo żeby działał Bóg, trzeba usunąć się nieco w bok. Odsunąć swój egoizm i niczego od Boga nie wymagać. Po prostu słuchać. Słuchanie nie oznacza jednak bierności. Oznacza aktywne przeżywanie tajemnicy, o której przypominają nadchodzące Święta.
Popularny XX-wieczny myśliciel Erich Fromm pisze o dwóch sposobach istnienia (modus), w których może egzystować człowiek. Jeden z nich opiera się na byciu, a drugi na posiadaniu. Chrześcijanin, jeśli patrzy na swoją wiarę poprzez modus posiadania, nie będzie potrafił przygotować w swoim sercu miejsca dla narodzin Boga, ponieważ posiadanie z definicji jest czymś biernym. Wiara postrzegana w ten sposób nie jest żywa, jest zbiorem obyczajów. Żeby obyczaj miał swój głębszy sens, musi ożywiać go nasza głęboka wiara i towarzyszyć wewnętrzna cisza, która jest nasłuchiwaniem bożego głosu, jest byciem i jest życiem wiarą.
Modus bycia, do którego odnosi się Eckhart i o którym pisze Fromm, jest przeciwstawny do modus posiadania. W kontekście wiary chrześcijańskiej i Bożego Narodzenia nie oznacza on wcale ascezy czy rezygnacji z potrzebnych materialnych dóbr. Oznacza właściwe nastawienie do życia i wiary, gdzie dobra materialne oraz zewnętrzne formy świętowania nie przesłaniają nam tego co najważniejsze – autentycznego radowania się z narodzin Chrystusa.